anja011

  • Dokumenty418
  • Odsłony55 975
  • Obserwuję54
  • Rozmiar dokumentów633.4 MB
  • Ilość pobrań32 383

ViA 7.5 ( CAŁOŚĆ )

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.3 MB
Rozszerzenie:pdf

ViA 7.5 ( CAŁOŚĆ ).pdf

anja011 EBooki Wampiry w Ameryce
Użytkownik anja011 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 76 stron)

~ 1 ~

~ 2 ~ D B Reynolds – Vampires in America 7,5 - Unforgiven ( A Cyn & Raphael Nowela ) Tłumaczenie: panda68

~ 3 ~ Rozdział 1 Cynthia Leighton splotła swoje palce z Raphaela, gdy szli w stronę schodów. Uścisnął je w odpowiedzi, jego duża dłoń była ciepła i bezpieczna. Jej piękny wampirzy kochanek. Był ubrany jak zawsze w jeden ze swoich eleganckich garniturów – ciemno stalowy i dobrze dopasowany do jego wspaniałej sylwetki – wysoki, muskularny, z szerokim torsem i barkami. I cały był jej. Dreszcz pożądania wstrząsnął całym jej ciałem, sprawiając, że zapragnęła, by to była jedna z tych nocy, kiedy mogli zostać, tylko we dwoje, sami w ich podziemnej kryjówce z dużym łóżkiem. Westchnęła cicho. Ale nie. Raphael musiał wyjść zająć się swoimi sprawami pana wszechświata, podczas gdy ona i Elke skierują się do siłowni na odrobinę tortur. Albo jak nazywała to Elke, na dobry trening. A potem Cyn sama będzie miała swoja pracę do zrobienia. Raphaelowi mogło nie podobać się jej wychodzenie czy szpiegowanie krnąbrnych małżonków, ale jej prywatny interes detektywa był wciąż aktywny i rozwijał się w Internecie. Juro, japoński wampir rozmiarów zawodnika sumo, który był szefem ochrony Raphaela, szedł przed nimi otwierając podwójne frontowe drzwi, zatrzymał się, by dostać kiwnięcie zgody od swojego brata-bliźniaka, który już czekał przy limuzynie. To była siedziba dowodzenia Raphaela, jego prywatna posiadłość, z wielką ilością ochrony. Ale mimo to, Juro nie pozwoliłby mu wyjść na zewnątrz przez próg, dopóki nie upewni się, że jest bezpiecznie. Zawsze był uważny, ale czasy były bardziej niebezpieczne niż kiedykolwiek, ponieważ europejskie wampiry czaiły się przy granicy i nikt dokładnie nie wiedział, co następnego zrobią. Tylko jedna rzecz była pewna – nadchodzili i Raphael będzie ich celem numer jeden. Jeśli Europejczycy się go pozbędą, otworzy im się szeroka droga do zmiękczenia reszty kontynentu. Albo tak myśleli. Cyn uważała, że europejskie wampiry rażąco bagatelizowały siłę i determinację innych wampirzych panów Ameryki Północnej. Pewnie, jeśli coś stałoby się Raphaelowi, będzie wstrząs. Ale nie chodziło o to, że cokolwiek miało mu się przytrafić. Juro nie był jedynym, który zginąłby zanim pozwoliłby, żeby to się stało. Ale mówiąc czysto hipotetycznie, jeśli coś przydarzyłoby się Rapaelowi, inni panowie nie przewrócą się na plecy i nie pokażą swoich brzuchów. Jeśli już, śmierć Raphaela sprawi, że niektórzy z nich będą walczyli jeszcze twardziej. Na pewno Lucas i Duncan

~ 4 ~ podpadali pod tę kategorię. Ci dwaj nie spoczną, dopóki nie pomszczą morderstwa swojego Pana. Celem Cyn, jednak, było upewnić się, że do tego nie dojdzie. Cokolwiek to weźmie, ktokolwiek inny będzie musiał umrzeć, włączając ją samą, nie pozwoli, żeby Raphael stał się czyjąś inspiracją śmierci do twardszej walki. - Lubimaja? Uśmiechnęła się na znajome czułe słowo, na ciepłą falę szczęścia w swoim brzuchu na dźwięk głębokiego, aksamitnego głosu Rapaela. - Tak, kochanie – powiedziała, pochylając się do jego boku i spoglądając na niego. Jego usta wygięły się w uśmiechu. - Będziesz tu, gdy wrócę. Arogant. Ale też Raphael nie prosił. On wydawał rozkazy, nawet jej. Albo próbował. Tym razem mu się powiedzie, ponieważ i tak miała zamiar kręcić się w pobliżu. - Będę tu – przytaknęła, a potem sięgnęła roztargniona do swojej komórki, kiedy rozbrzmiała znajoma muzyczka. – To Luci – stwierdziła do wiadomości Rapahela, a potem zmarszczyła brwi. Luci była jej najlepszą przyjaciółką, ale dzisiaj był czwartek, a Luci nigdy nie dzwoniła w czwartkowe wieczory. Prowadziła w schronisku grupę wsparcia dla nastolatków-uciekinierów, dla tych wszystkich dzieci, które zdecydowały się zjawić, nieważne czy mieszkały w domu, którym zarządzała, czy nie. Raphael czekał, zatrzymując ich oboje, podczas gdy Juro obchodził limuzynę, by otworzyć drzwi od kierowcy. - Luci? – odezwała się odbierając. – Co się dzieje? - Dlaczego myślisz, że coś się dzieje? – warknęła Luci, jej irytacja była pewnym sygnałem, że coś z pewnością jest nie tak. - Dzisiejsza grupa, Luce. - Och. Cóż, tak, zaczyna się za kilka minut. Dlatego dzwonię. - Czy jedno z dzieci sprawia ci kłopoty?

~ 5 ~ - Nie, żadne z dzieci. Ale jest… – Luci zamilkła, jej język cmoknął z frustracji. – To chyba nic takiego. - Po prostu powiedz mi. - Chodzi o tego nowego chłopaka. Wygląda na jakieś szesnaście, może siedemnaście lat, ale… coś mi w nim nie gra. Myślę, że jest wampirem, Cyn. Nie wiem, czy to ma sens, ale wyczuwam od niego dziwne wibracje. Do tego, wciąż zadaje mnóstwo pytań o ciebie i Raphaela. Takie rzeczy jak, gdzie mieszkacie, czy w ogóle chodzicie wokół domu, czy znam innych pracujących tam facetów. - Jak długo się tak kręci? – zapytała Cyn, jej oczy uniosły się na spotkanie oczu Raphaela, wiedząc, że jego super-wrażliwy wampirzy słuch wyłapuje obie strony rozmowy. - Tylko jakiś tydzień i jest tutaj każdego wieczoru. O boże, prawdopodobnie za bardzo się przejmuję… - Nie, absolutnie nie. Czy jest tam dzisiaj? - Tak, jest. Dlatego dzwonię. - Okej, zaraz przyjadę. Jeśli wyjdzie, daj mi znać. Inaczej zobaczymy się tak szybko jak zdołam tam dojechać. - Dzięki, Cyn – powiedziała Luci, jej oddech wyszedł w długim westchnieniu. Cyn rozłączyła się akurat w momencie, by zobaczyć jak Raphael i Juro robią tę swoją połączenie się umysłami rzecz, patrząc na siebie nad dachem limuzyny, ich identycznie obojętne twarze skrywały rozmowę, która bez wątpienia odbywała się w ich głowach. - Juro będzie ci towarzyszył – powiedział nagle Raphael, przyciągając Cyn do swojego boku, gdy Juro z powrotem obszedł limuzynę, by stanąć obok nich. - Będzie ze mną Elke – zaprotestowała. – A ty potrzebujesz mieć Juro przy sobie. - Juro jest bardziej potężny od Elke – mruknął Raphael. – Będzie w stanie poradzić sobie z kimkolwiek, kto to jest. - Nawet nie wiemy, czy to wampir – nalegała Cyn. - Cynthia.

~ 6 ~ Protest Cyn zamarł na dźwięk głębokiego basowego głosu Juro. Odzywał się bardzo rzadko, ale kiedy już to robił, warto było posłuchać. - Martwię się o Luci – powiedział cicho. Cyn próbowała powstrzymać swoją reakcję, by nie pojawiła się na jej twarzy, gdy na niego spojrzała, i wiedziała, że tylko częściowo jej się to udało. Juro od miesięcy tańczył wokół Luci i Cyn równie długo popychała ich ku sobie. To był pierwszy raz, kiedy przyznał się do jakiegokolwiek zainteresowania i to dało Cyn mały dreszcz satysfakcji. W tym samym czasie… - Myślisz, że Luci grozi niebezpieczeństwo? - Nie w sposób, w jaki myślisz – zapewnił ją Raphael. – Jeśli to jest to, co podejrzewam, to schronisko Luci jest po prostu drogą wejścia. - Spodziewasz się kogoś? - Spodziewam się pewnego rodzaju wstępu. To może być to. Cyn przyglądała się przystojnej twarzy Raphaela, ale jego mina niczego nie pokazywała, nawet jej, i zastanawiała się, czy czegoś nie ukrywa. Znowu. Nie tak dawno temu, prawie go zostawiła, ponieważ miał przed nią tajemnice. Tajemnice, które prawie go zabiły. Jakby czytając jej myśli, wyciągnął rękę i przeciągnął palcem przez jej policzek. - Nic nie ukrywam, moja Cyn. Nie wiem nic więcej niż już ci powiedziałem. Cyn kiwnęła głową. Wierzyła mu, ponieważ nieważne, jakie problemy stawały między nimi, nigdy nie wątpiła w siłę jego miłości. I wiedziała, że nie zaryzykowałby jej utraty. Nie ponownie. - Będziesz miał włączoną komórkę? – zapytała. - Będę, chociaż Juro nie będzie jej potrzebował. - Skoro Juro będzie ze mną, kto będzie chronił ciebie? Może tego właśnie chcą. - Będzie ze mną brat Juro, a także Jared – przypomniał jej. Jakby przywołany dźwiękiem swojego imienia, zastępca Raphaela, Jared, otworzył drzwi i dołączył do nich na szerokiej werandzie. - Jakiś problem, mój panie?

~ 7 ~ - Próba, jak sądzę. Wejście przez program dla bezdomnych nastolatków prowadzony przez przyjaciółkę Cyn, Luci. Jared spojrzał na Cyn. Ich dwójka nie bardzo dogadywała się ze sobą, ale współdziałali ze sobą dla bezpieczeństwa Raphaela. - Mam to sprawdzić? – zapytał Raphaela. - Nie, zostaniesz ze mną. Juro będzie towarzyszył Cyn i Elke. Zanim skończy się noc, będziemy wiedzieli, czy to zagrożenie czy nie. To może być proste nieporozumienie. - Ale tak nie sądzisz – stwierdziła Cyn, podchodząc bliżej i opierając dłoń na jego piersi. - Nie. Cyn ponownie kiwnęła głową. - Okej. W takim razie zajmiemy się tym. - Idź za wskazówkami Juro, moja Cyn. - Oczywiście – zapewniła go, ale za dobrze ją znał, żeby jej radosne słowo było uspokajające. - Posłuchasz mnie w tym – powiedział ponuro. Cyn przewróciła oczami. - Taa, taa. Pozwolę dużemu facetowi wydawać rozkazy. Jeśli nie będzie zbyt zajęty flirtowaniem z Luci. – Nie mogła powstrzymać się przed dodaniem z szelmowskim uśmieszkiem. Oczy Raphaela zamknęły się na moment. - Prawdopodobnie powinienem odwołać moje spotkanie i pojechać z tobą osobiście. Cyn wypuściła zirytowany oddech. - Odpręż się, zębatku. Obiecałam się zachowywać, okej? Poza tym, sama nie jestem bezradna, jak wiesz. - Aż za dobrze, moja Cyn. Juro? – powiedział obracając się do wielkiego japońskiego wampira. – Wiesz, co robić.

~ 8 ~ Juro przytaknął w milczeniu, co zmusiło Cyn do posłania mu zwężonego spojrzenia. Skąd wiedział, co ma robić, a ona nie? - Juro poinformuje cię w drodze, lubimaja – mruknął Raphael, właściwie odczytując jej spojrzenie. – A teraz pocałuj mnie na do widzenia. Im wcześniej wyjedziemy, tym wcześniej wrócimy z naszych oddzielnych wypraw. Cyn uniosła się na palce, by dać mu namiętny pocałunek, nie dbając o to, że obserwuje ich połowa jego grupy ochroniarzy, i wiedząc, że on również o to nie dba. Jedną z wielu rzeczy, jaką kochała w Raphaelu było to jak otwarty i oczywisty był w swojej miłości do niej, jakby wyczuwał, że potrzebuje tego rodzaju zapewnienia. I to działało. - Wracaj szybko do domu, kochanie – wyszeptała przy jego ustach. Przykrył jej szczękę swoją dużą dłonią i przytknął usta do jej w zmysłowej pieszczocie. - Bądź bezpieczna, lubimaja. A potem ruszył, wsuwając się w ciemne wnętrze czekającej limuzyny. Cyn poczekała aż limuzyna zniknie z widoku, a potem zabrzęczała kluczykami w stronę Juro. - Bierzemy mój, czy chcesz coś większego? – zapytała go. Jej regularnym pojazdem był duży Range Rover, ale wiedziała, że Juro woli większe SUV-y, którymi Raphael czasami podróżował. Były zmodyfikowane pod względem bezpieczeństwa, ich przyciemnione szyby były kuloodporne, a każdy cal wnętrza uzbrojony, włączając w to podwozie. Juro błysnął swoim własnym zestawem kluczy z zabawnym wyrazem na swojej twarzy, który zmienił się w rozbawienie. - Weźmiemy mój – odparł jak przewidywała. - Gdzieś jedziemy? – zapytała Elke, dołączając do nich na schodach. Była ubrana w swój zwykły strój do treningu i wyglądała na wyraźnie niezadowoloną z oczywistej zmiany planów. - Do Luci – oświadczyła Cyn. – Może mieć u siebie wampirzego szpiega. Elke posłała jej zwężone spojrzenie.

~ 9 ~ - Czy to jest twój sposób na wyrwanie się z treningu? - Nie tym razem – powiedziała posępnie Cyn. – Zagrożenie jest na tyle realne, że Raphael posyła z nami Juro. Blade oczy Elke rozszerzyły się z zaskoczenia, gdy spojrzała na Juro, pytający wyraz pojawił się na jej twarzy. Ostatecznie, jako szef ochrony Raphaela, Juro był jej bezpośrednim przełożonym w wydawaniu poleceń. - Co się stało? - Możemy omówić to w samochodzie – zagrzmiał Juro. – Luci jest sama z obcym wampirem. Ciepły blask rozjarzył się w sercu Cyn na oznaki uczuć Juro do Luci. Kochała ich oboje, a zwłaszcza kochała myśl, że dwoje jej przyjaciół znajdzie ze sobą szczęście. - Bierzemy Forda Expedition – oznajmił Juro, żeby nie było wątpliwości. Nie żeby Cyn to obchodziło. Ale tak naprawdę, jeśli rzeczywiście u Luci czeka na nich wrogi wampir, wolała mieć bardziej wzmocniony pojazd. Nie wspominając o gigantycznym wampirze. - W takim razie jedźmy, wielkoludzie. Luci czeka – dodała, mrugając do niego. Nie zareagował na jej droczenie się. Żadnego rumieńca, żadnego drgnięcia. – Nie jesteś zabawny – warknęła Cyn. Posłał jej uśmiech Mony Lisy, a potem obrócił się i ruszył do SUV-a z gracją atlety, która przeczyła jego czystej wielkości. Cyn i Elke podążyły za nim, a ta druga narzekała, że jadą na konfrontację z wrogim wampirem wciąż mając na sobie treningowe ciuchy. Cyn zignorowała ją. Elke była wkurzona, ponieważ sądziła, że jej garnitur daje jej bardziej onieśmielający wygląd. Z jej krótkimi, blond włosami i stosunkowo małą postacią, Elke zbyt często była odrzucana, jako zagrożenie. Ale to czasami było przydatne. Mimo to, Elke czuła, że to wpływało na jej zdolność efektywnego wykonywania pracy, jako ochroniarza Cyn. Cyn mogła jej powiedzieć, że to nie była prawda. Elke wysyłała całkiem silne nie-zadzieraj-ze-mną wibracje, więc nie potrzebowała męskiego garnituru, by dać sobie radę. Jednak Juro był w mniej życzliwym humorze niż Cyn. Posłał Elke jedno uciszające spojrzenie i zamknęła się. Ponieważ te nie-zadzieraj-ze-mną wibracje Elke były zwielokrotnione tysiąc razy u Juro. Cyn zdławiła uśmiech, rozsiadając się na podróż do Luci.

~ 10 ~ Jazda z posiadłości Raphaela z Malibu do Luci w zachodnim L.A. zajęła więcej czasu niż powinna. Ale też, za każdym razem, gdy wsiadasz do samochodu w L.A., otwierasz wielką loterię ulicznych korków. Jednego dnia szesnastokilometrowa podróż zajmuje ci dziesięć minut. Następnego, ta sama podróż może zabrać godzinę. Dzisiaj było pomiędzy, ale zanim w końcu dojechali do Domu Jessiki, schroniska dla zbiegłych nastolatków, które Luci i Cyn zafundowały kilka lat temu, niepokój Cyn był potężny aż do nieba. Luci była bardzo kompetentną kobietą. Każdego dnia i nocy dawała sobie radę z bandą hałaśliwych, nieszczęśliwych i nieprzystosowanych nastolatków, i robiła to bez mrugnięcia okiem. Jeśli ten nowy chłopak ją martwił, to znaczy, że był powód do martwienia się. Juro zajechał przed dom, jego oczy były na wejściu, gdy się zatrzymywał. Cyn podążyła za jego wzrokiem, ale zobaczyła tylko kilku nastolatków wymykających się frontowymi drzwiami z ostrożnym spojrzeniem skierowanym na duży, czarny pojazd przy krawężniku. Nie wyglądało na to, żeby w domu było coś, co uzasadniało ten rodzaj intensywnej kontroli, jaką poddawał go Juro, ale też był trudnym do rozgryzienia facetem. Jego nieobecny wyraz twarzy był starannie wypracowaną obojętnością. On i Cyn dość dobrze się dogadywali, wiedziała jak wywołać u niego mały uśmiech, ale teraz wyglądało to na niemożliwe. - Juro? – zapytała. - Luci nic nie jest – mruknął, jego głos był tak głęboki, że był niczym więcej jak grzmieniem. Cyn otworzyła usta, żeby zapytać, co ma na myśli, ale on już wysiadł z pojazdu i ruszył chodnikiem, biorąc cztery kroki do frontowego ganku w jednym, pełnym gracji skoku i otwierając siatkowe drzwi. - Do cholery, pędzi, jakby ktoś podpalił mu tyłek – burknęła Elke wysiadając z samochodu, ale jej stopy nie uderzyły jeszcze o trawę, a już wystrzeliła ramieniem, by zatrzymać Cyn przed podążeniem za Juro do domu. Albo przynajmniej próbowała. - Pieprzyć to, Elke – powiedział Cyn, okrążając swojego ochroniarza. – Idę tam. - Oczywiście, że tak – zgodziła się Elke, przewracając oczami. – Dlaczego się tym przejmuję? - Dość tych cierpiętniczych bzdur – odparła Cyn wspinając się na ganek i szarpiąc za drzwi. – Żyjesz tym gównem. Zanim się pokazałam, byłaś bardzo znudzona strzeżeniem frontowych drzwi Raphaela przed tymi wszystkimi groźnymi lalami.

~ 11 ~ - Taa – prychnęła Elke – teraz muszę martwic się tylko jedną. Cyn odetchnęła udawanym oburzeniem. - Nazywasz mnie lalą? - Jeśli buty pasują, złotko. Wszystko wygląda tu… – Słowa Elke zamarły, gdy zerwała się z wampirzą szybkością, by ustawić się przed Cyn, a potem stanęła tak raptownie, że Cyn prawie na nią wpadła. Każdy strzęp rozbawienia zniknął, gdy Elke zablokowała Cyn przed wejściem dalej do domu, całe jej ciało napięło się w gotowości, niczym nieruchomy kamienny posąg, jej kły wysunęły się z dziąseł w niezaprzeczalnym pokazie agresji. Cyn nie próbowała przepchnąć się obok niej, ale zrobiła krok w bok, żeby broń, którą wyciągnęła, trafiła w faceta, nie w Elke. Jej oczy były na Juro, gdy zdecydowanie szedł krótkim korytarzem na tył domu, gdzie Luci była zajęta poważną rozmową z nastoletnim chłopcem. Był wyższy niż ona, szczupły, z ciemnymi niechlujnymi włosami i miał na sobie poprzecierane dżinsy i T-shirt, oraz parę butów sportowych, które wyróżniały się nie tylko dlatego, że wyglądały na całkiem nowe, ale też były najnowsze i w bardzo pożądanym modelu. Ale u uciekającego dzieciaka, to była czerwona flaga, że buty prawdopodobnie zostały ukradzione. Stał również zbyt blisko Luci, wisząc nad nią i okupując jej przestrzeń z wyraźnym zamiarem, jeśli nie zastraszenia, to ustalenia dominacji w tej rozmowie. Ale Luci przez cały czas radziła sobie z młodymi mężczyznami, takimi jak on, traktując ich ze współczuciem i prawdziwym uczuciem, co jak można się było spodziewać rozgrzewało nastolatki. Przy wszystkich postawach agresywnych dzieciaków, był po prostu kolejnym nieszczęśliwym nastolatkiem i Cyn nie rozumiała skrajnej reakcji Elke. Przynajmniej tak długo, dopóki nie zobaczyła jak Juro wsuwa się między Luci i chłopaka. Bez słowa, Juro wyciągnął jedno wielkie ramię za siebie i otoczył Luci opiekuńczym chwytem za swoimi plecami. Normalnie, ten dowód uczucia wielkiego faceta byłby wystarczający, by przyciągnąć uwagę Cyn, ale nie dzisiaj. Była zbyt skupiona na groźnym spojrzeniu, które Juro skierował na nastolatka, a który, jak Cyn nagle sobie uświadomiła, wcale nie był nastolatkiem. Był wampirem i on był powodem, dla którego tu byli. - Elke? – szepnęła Cyn. – Znasz go? Elke ostro potrząsnęła głową. - Ale Juro go nie lubi i to mi wystarczy.

~ 12 ~ - Kim jesteś? – zagrzmiał głęboki głos Juro. – I dlaczego tu jesteś? - Mój panie – odparł gładko nowoprzybyły – wybacz mi. Moją intencją nie było przeszkadzać komukolwiek czy samemu się wychwalać. Kiedy Juro nie zareagował na bezczelne pochlebstwo, obcy wampir wydał z siebie długie, cierpiące westchnienie. - Na imię mi Pascal i pochodzę z Chicago – oświadczył niechętnie. – Nie mam nic przeciwko Adenowi, ale on nosi w sobie żal i nie jest zbyt gościnny dla tych z nas, którzy pracowali dla Klemensa. Pomyślałem, że tu spróbuję szczęścia. Mam bardzo dużo szacunku dla Raphaela. Cyn zmarszczyła brwi. Aden był nowym Panem Środkowego Zachodu. Pokonał, to znaczy zabił, wszystkich innych pretendentów po nieopłakiwanej śmierci byłego pana Klemensa. Klemens był dupkiem najgorszego sortu, więc mogła zrozumieć, dlaczego Aden nie chciał, by żaden ze starych popleczników Klemensa pracował dla niego. - W dziwny sposób pokazujesz swój szacunek - czając się wśród nastolatków, grożąc przyjaciołom – powiedział Juro, ani trochę nie próbując ukryć swojej nieufności. Intruz wzruszył ramionami, prosty gest demonstrujący wdzięk nie z tego świata, który Cyn widziała tylko u wampirów. Skarciła się w duchu za przegapienie oczywistego. Nie potrzebowała Juro czy kogokolwiek innego, by sama zidentyfikować wampira. Cyn żyła z wampirami. Wiedziała, jakich małych rzeczy szukać, niewątpliwych znaków. To, że przegapiła to u tego faceta, powiedziało jej, że popada w zbytnie samozadowolenie, że robi się zbyt zależna od swoich wampirzych ochroniarzy. A to nigdy nie było dobre. - Nie chciałem nikogo skrzywdzić – powiedział wampir. – Ale nie byłem pewny mojego przyjęcia. Usłyszałem na ulicy, że wokół tego domu kręcą się wampiry, więc zrobiłem to, co zawsze robimy, żeby przeżyć. Wmieszałem się, ukryłem z widoku aż nie wymyślę sposobu jak skontaktować się z Raphaelem, nie będąc straconym. Jego słowa praktycznie śmierdziały szczerością, ale coś nie bardzo było tak w tym wszystkim, w nim. Był trochę za szczery, trochę zbyt emocjonalny, jakby trochę za bardzo się starał. - Jeśli chcesz żyć przez najbliższe dwie minuty, przestań – warknął Juro. Drugi wampir roześmiał się nerwowo. - Nie możesz winić wampira, że próbuje.

~ 13 ~ Juro nie odpowiedział, ale wymiana przyciągnęła uwagę Cyn. Czy ten facet próbował użyć swoich wampirzych umiejętności, by manipulować Juro? Co za idiota. - Trochę napieram czterostopniową odpowiedzią – mówił dalej wampir, drgając nerwowo i nierozsądnie w opinii Cyn. – Plotki mówią, że panna Luci jest przyjaciółką partnerki Raphaela. – Posłał Cyn przebiegłe spojrzenie, które powiedziało jej, że wie, kim ona jest, nawet jeśli nikt nie wydawał się znać jego. – Ale całe to zamieszanie… Och – powiedział, jego oczy się rozszerzyły w przesadnym zaskoczeniu, jakby teraz pojął opiekuńczą postawę Juro. – Czy to sama kochana Luci? Czy ona jest twoja? Juro zmierzył mniejszego wampira zza pół przymkniętych oczu, które nabrały złotego blasku jego mocy, gdy zacisnął ramię wokół Luci. Cyn nie mogła nie zauważyć, że jej przyjaciółka wydawała się być całkiem zadowolona z przytulenia do szerokich pleców japońskiego wampira, więc zdecydowała, że ona i Luci z pewnością później będą musiały pogadać… po tym jak zmiotą pył tego intruza, który najwyraźniej był zbyt głupi, żeby żyć. - Nie martw się o Luci – zagrzmiał Juro, jego głos był wypełniony taką groźbą, że Cyn nie mogła sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek wcześniej słyszała taką od niego. - Nie miałem zamiaru nikogo obrazić – mruknął wampir, jego spojrzenie przeniosło się na Cyn i Elke. – Panno Leighton? – zapytał, patrząc na Cyn. Elke natychmiast ustawiła się bardziej bezpośrednio przed Cyn. Cyn przez chwilę przyglądała się nowemu facetowi, a potem ostentacyjnie wsunęła broń z powrotem do kabury. - Jestem Cynthia Leighton – potwierdziła. – A ty, kim jesteś? – Pozwoliła, żeby nic więcej jak tylko uprzejma ciekawość zabarwiła jej słowa. Pierwszą zasadą zadawania się z wampirami było, żeby nigdy nie pokazywać, ani nawet myśleć, że zostałeś przez nie zastraszony. - Partnerka Raphaela – wyszeptał wampir. – Jestem zaszczycony, moja pani. - Nie powinieneś – ostrzegła go sucho Cyn. – Jestem tu dla Luci, nie dla ciebie. Wybuchł radosnym śmiechem i ruszył do niej, tylko po to, żeby zostać powstrzymanym przez Juro i Elke. Wampir wypuścił zirytowany oddech.

~ 14 ~ - No dobra, dobra – mruknął, unosząc obie dłonie w poddaniu. – Jak w takim razie mam złożyć prośbę u Lorda Raphaela? - Możesz pojechać z nami – zaproponowała Cyn. Większość wampirów wychodziło z siebie, żeby uniknąć spotkania z Raphaelem, woląc mieć do czynienia z pośrednikami takimi jak Juro. Ale nie ten facet. Wyraźnie miał jakiś ukryty cel, a ona pomyślała, że najlepszym sposobem, żeby stało się jasne, czego chce, będzie sprawdzenie jego intencji. Zobaczenie, co kombinuje. I nie chodziło o to, że był jakimś zagrożeniem, w każdym razie nie dla Raphaela. Było pewne jak diabli, że zanim przejdzie sprawdzenie, Juro go sobie najpierw podporządkuje. Elke i Juro najwyraźniej nie zgadzali się z jej myśleniem, ponieważ oboje posłali jej zabójcze spojrzenia. - Co? – zapytała. – Chce porozmawiać z Raphaelem, a my tam jedziemy. Elke tylko bardziej spiorunowała ją wzrokiem, ale Juro przyglądał jej się przez chwilę, a potem pozwolił, by domyślne wygięcie porozumiewawczego uśmiechu poruszyło jego ustami. Potem, będąc mężczyzną niewielu słów, po prostu przytaknął na zgodę. - Dziękuję, moja pani! – zawołał zachwycony przybysz, a potem obrócił się do Luci, pochylając się na bok, żeby zobaczyć ją zza Juro. – Panno Luci, twoja gościnność jest niezrównana – powiedział i sięgnął po jej rękę, zatrzymując się natychmiast, gdy Juro warknął w ostrzeżeniu. Zamiast tego wampir ukłonił się krótko, a potem skierował się do frontowych drzwi, posyłając Cyn wesołe mrugnięcie, gdy Elke wycofała ją z jego drogi. Wampir wyszedł pierwszy, a Cyn i Elke podążyły za nim. Cyn obejrzała się na Juro, akurat na czas, by zobaczyć jak przebiega dużą dłonią wzdłuż długich włosów Luci, a potem pochyla się i umieszcza miękki pocałunek na jej ustach. Cyn się uśmiechnęła. Tych dwoje było jej ulubieńcami; jak mogła nie cieszyć się widząc ich razem? Wciąż się uśmiechała, gdy Juro dołączył do nich, jego ciemne spojrzenie zwęziło się na nią w milczącym ostrzeżeniu. Cyn przełknęła swój śmiech, jej oczy zrobiły się okrągłe od wysiłku. Co sprawiło, że Juro jeszcze bardziej spochmurniał. - Elke… – warknął, nie odrywając wzroku od Cyn – ty i Cynthia usiądziecie z tyłu. Nasz gość pojedzie z przodu obok mnie. Elke kiwnęła, a potem obróciła się do Cyn.

~ 15 ~ - Ty za Juro – poleciła. Była w pełnym ochroniarskim trybie, więc Cyn zastosowała się bez pytania, wsuwając się na siedzenie. Była wdzięczna za wielkość SUV-a, ponieważ Juro miał całe siedzenie odepchnięte do tyłu, żeby mógł pomieścić swoją znaczną postać. Przy swoich stu osiemdziesięciu centymetrach, Cyn również potrzebowała miejsca dla nóg. Elke usiadła obok niej na tylnym siedzeniu, zamykając za sobą drzwi, gdy Cyn zapinała swój pas. Była jedyną, która to robiła. Nigdy nie widziała wampira, który się tym przejmował. Na szczęście droga powrotna do Malibu była krótka. Juro manewrował w ruchu ulicznym niczym kierowca rajdowy i nie powiedział ani słowa. Ich gościowi, natomiast, nie zamykały się usta. Utrzymywał ciągły strumień gadania, połowa z tego to były bezsensowne obserwacje o Malibu, domach, oceanie, a druga połowa chytre szpilki w Juro, jakby chciał, żeby duży wampir się złamał i go zaatakował. Cyn obserwowała to wszystko z ciekawością, wchłaniając nie tylko to, co wampir mówił, ale też czego nie mówił. Jak na faceta, który twierdził, że szuka nowego domu na terytorium Raphaela, nie zadał ani jednego pytania na temat życia pod rządami Rphaela, ani nawet o samym Raphaelu. Nie okazywał również najmniejszego zdenerwowania faktem stawienia się przed Raphaelem, by poprosić o zamieszkanie na Zachodzie, nawet jeśli wcześniej twierdził, że obawia się, iż Raphael może go stracić zanim będzie mógł przedstawić swoją sprawę. Cyn miała również nieodparte wrażenie, że pomimo każdego słowa wycelowanego w Juro, ona była prawdziwym celem. To było prawie tak, jakby jego słowa były przykrywką dla tego, co tak naprawdę robił: że podczas trajkotania, roztaczał jakieś inne czary wycelowane w Cyn. Może było tak dlatego, że była jedynym człowiekiem, a on próbował już czegoś wcześniej na Juro, a co zostało zduszone. Albo może specjalnie skupił się na niej z jakiegoś powodu. Ale jakąkolwiek grę prowadził, była ona ciągła i nieustanna. Jej palce drgnęły w pragnieniu złapania broni i zastrzelenia dupka, by po prostu zatrzymać to cokolwiek do diabła robił. Tylko absolutna pewność, że Raphael będzie chciał z nim porozmawiać, powstrzymywała ją. Ale szczerze mówiąc, Raphael czy nie, jeśli ten dupek w końcu się nie zamknie i tak go zastrzeli. ***

~ 16 ~ Pascal usiadł na przednim siedzeniu gigantycznego SUV-a, z jego ust swobodnie wypływała fala idiotycznej paplaniny, podczas gdy jego mózg pracował nad problemem. Pieprzony Juro. To było niespodziewane. Pascal był dokładny w swoich badaniach do tego zadania, czytając wszystko, co mógł znaleźć o wampirach, które stanowiły ścisłe grono Raphaela. Nie było tego dużo, ponieważ po pierwsze wampiry Raphaela były lojalne aż do przesady i odmawiały plotkowania o nim. Ale również dlatego, po większej części, że wampiry najbliższe Raphaelowi, wszystkie były przez niego stworzone i pozostawały przy jego boku od momentu ich ponownych narodzin. Zastępca Raphaela, Jared, był jedynym wyjątkiem. Chociaż on też był stworzony przez Rapahela, stał się człowiekiem Raphaela na scenie, podróżował po całym Zachodzie, tam gdzie był potrzebny. I z tego powodu, Pascal był w stanie dowiedzieć się czegoś więcej o Jaredzie. Ale Juro… Juro był u boku Raphaela od czasu swojej przemiany i nikt nie był pewny, kiedy to było. Był jednym poważnym, pieprzonym sukinsynem, prawie tak sławnym jak Raphael, i znanym ze swojej niezachwianej lojalności, tak samo jak ze swojej mocy i umiejętności wojownika. Był również ostatnim wampirem, z którym Pascal chciałby zadrzeć. Na szczęście, wielki facet wydawał się nie doceniać Pascala, jako potencjalne zagrożenie. To była jedyna korzyść zostania przemienionym w tak młodym wieku. W jego wczesnych dniach, jako wampir, podczas okresu dzieci kwiatów w latach sześćdziesiątych, Pascal żył wśród tłumów zagubionej młodzieży w wielkich miastach, znajdując swoje ofiary pośród swoich kolegów mieszkańców slumsów. Ale jak tylko osiągnął swoją pełną wampirzą moc, nie było już więcej potrzeby mieszkać w ubóstwie. Pascal nie był silny w sposób, w jaki liczył się w wampirzej społeczności. Gdyby kiedykolwiek wziął się za łby z wampirem takim jak Juro, zostałby zgnieciony jak robak. Ale miał jeden unikalny i potężny talent, tak unikalny, że zasłużył sobie na przezwisko wśród wampirów, z którymi się zadawał. Nazywali go Hipnotyzer, ponieważ to właśnie robił. Hipnotyzował innych, by robili to, czego chciał. Pospolitym określeniem była hipnoza, ale to co robił było o wiele bardziej skomplikowane. Sięgał prosto do ich mózgów i przekonywał ich, że to, czego on chciał, było ich największym pragnieniem. To działało na wampiry tak samo jak na ludzi, zwłaszcza jeśli wampir nie był świadomy tego, co mógł zrobić, i był nieprzygotowany bronić się przed nim. Co do ludzi… oni byli takimi prostymi stworzeniami, że dziecinną zabawą było nakłonienie ich do robienia tego, czego chciał. I to dlatego rozdrażniło go to, że kobieta Leightona okazała się być tak oporna na jego manipulację. Przez cały czas była jego celem. Niecały dzień po swoim przyjeździe na ulice L.A., usłyszał o domu dla nieudaczników Luci Shinn, ale nie zwracał na to

~ 17 ~ uwagi, dopóki nie zostało wspomniane słowo wampir. Wśliznął się do grupy nastolatków wpadających do domu dla uciekinierów i sam zrobił małe węszenie. Nie potrzeba było ani odrobiny jego talentu, żeby odkryć powiązania Cynthi Leighton z tym schroniskiem, i tylko nieznacznej perswazji na Lucii Sinn, żeby zadzwoniła do swojej dobrej przyjaciółki o nowym, prawdopodobnie groźnym nastolatku pętającym się po jej terenie. A Leighton pokazała się jak na zawołanie, z tym cholernym Juro w obwodzie. Skąd Pascal miał wiedzieć, że ta suka Shinn pieprzy szefa ochrony Raphaela? W chwili, gdy Pascal spotkał Juro, wiedział, że jego talent nie będzie działał, że wielki wampir jest zbyt potężny, ale czysty refleks i tak kazał mu spróbować. Z perspektywy czasu, to był źle przemyślany impuls. Zwłaszcza, jeśli to mogło mieć coś wspólnego z tym, dlaczego nie był w stanie przebić się przez naturalne tarcze Leighton. Może zauważyła tę małą wymianę z Juro i teraz pilnowała się przed nim. Ale nawet ostrzeżona, nie powinna być w stanie zablokować go kompletnie. Jego talent był niezrównany. I to nie było ego; to był fakt. Przez jego pięćdziesiąt lat, jako wampir, nigdy nie natknął się na ani jednego człowieka czy wampira, który potrafił oprzeć się jego wpływowi, z wyjątkiem tylko tych najpotężniejszych wampirów. To był powód, dla którego jego obecna pani go odszukała i wyprawiła z jego wesołej gromadki złodziei dając mu tę misję. A on nie mógł pozwolić sobie jej zawieść. Jego talent był silny i użyteczny, ale jeśli zawiedzie, zniszczy go bez namysłu. Jedyną dobrą rzeczą, żeby wyjść z tego fiaska, był fakt, że teraz był w drodze do wielkiej posiadłości Raphaela, przejechał przez bramę z całkowitym dostępem, dzięki uprzejmości nie tylko Leighton, ale też Juro. To było dokładnie to, na co miał nadzieję. Z wyjątkiem tego, że ostatnią rzeczą, jaką chciał w swoim życiu czy w następnym, była prawdziwa audiencja u samego Raphaela. Raphael rozgryzie go w mgnieniu oka. I jeśli Juro mógł rozgnieść go jak robaka, to Raphael… no cóż, po prostu powiedzmy, że to, co z niego zostanie po tym jak Raphael skończy, będzie warte rozgniecenia. Na nieszczęście, spotkanie z Raphaelem wydawało się być tym, do czego zmierzał, chyba że szybko zadziała. Jego sprytny plan dostania się do posiadłości Raphaela, jakoś zmienił się w olbrzymie komediowe bagno. Westchnął, gdy Juro przejechał SUV-em przez bramę w magiczne królestwo Raphaela. Pascal nie był wampirem, który martwił się o takie rzeczy jak wypielęgnowane trawniki czy estetycznie wyglądające widoki. Wolał mieszkać w wielkich miastach, gdzie jego jedynym areałem był balkon w wysoko położnym mieszkaniu. Ale nawet on docenił elegancki powab wspaniałej posiadłości Raphaela, z

~ 18 ~ jej zielonymi trawnikami i kępami drzew, wszystko rozświetlone małymi białymi światełkami niczym we śnie bajkowej księżniczki. Złapał mignięcie głównego domu, jego czyste białe linie błyszczały w jeszcze większej ilości świateł, ale przejechali obok niego, droga skręciła w gęste drzewa, aż z ciemności się wyłonił się dom zupełnie innego rodzaju. Ten wyglądał jak przeniesiony gdzieś z Europy, gdzie Pascal nigdy nie był. Był z ciemnoszarego kamienia z niebieskimi, strzelistymi dachami, pnącym bluszczem i wyszukanym labiryntem kęp krzewów osłaniających całe frontowe wejście. I to prawdopodobnie dlatego Juro podjechał SUV-em do bocznego wejścia. - Wysiadka – rozkazał Juro, najwyraźniej facet kilku słów. Pascal przełknął westchnienie ulgi na to, co wydawało się być tymczasowym odroczeniem, chociaż wątpliwe było, żeby Juro pozwolił mu zbliżyć się samemu do Raphaela. Do tego, był jedynym, który wysiadł z samochodu. Było oczywiste, że Leighton i Raphael nie mieszkają w tym pseudo-europejskim domu. Dlaczego mieliby, skoro mają tę wielką białą rezydencję? Przy odrobinie szczęścia, Pascal przynajmniej dzisiaj nie spotka się z Raphaelem, a to znaczyło, że wciąż była nadzieja na jego wielki plan. Jeśli rozpracuje wszystko w tej chwili, to jeszcze może mu się udać. - Czy Lord Raphael spotka się z nami tutaj? – zapytał Pascal, chcąc być pewny. Odpowiedzią Juro było lekceważące prychnięcie, jego wzrok się podniósł, gdy drzwi obok niego się otworzyły i wampir, którego Pascal rozpoznał, wyszedł na zewnątrz. Jared. Nowy zastępca Raphaela w wyniku wyniesienia Duncana do uświęconego szeregu wampirzych panów. - Juro – odezwał się Jared, kiwając głową na powitanie. Potem przeniósł spojrzenie na Pascala, jego ciemne oczy przyglądały mu się w milczeniu. Jared był przystojnym Murzynem ze schludnie przystrzyżoną brodą i wąsami, i był również bardzo dużym mężczyzną. Nie tak dużym jak Juro, ale wciąż bardzo dużym mężczyzną. - Jared – pozdrowił Juro. – To jest Pascal. Przyjechał w odwiedziny z Chicago – dodał, nadając każdej sylabie posmak wątpliwości. – Wciągnijmy go do pracy, dopóki tu jest. Pascal ukrył zachwycony dreszcz, który przebiegł przez niego na słowa Juro. Jego plan opierał się na jego zdolności dostania się samemu do grupy ochrony Raphaela.

~ 19 ~ Może to nie był taki zły obrót spraw, że jednak pojawił się Juro, który jednym zdaniem miał moc wciągnięcia Pascala do pracy. Oczy Jareda przeniosły się na dłuższą chwilę na Juro w milczącej komunikacji, chociaż czy to były proste znaczące spojrzenia czy faktycznie porozumieli się telepatycznie, Pascal nie wiedział. Ani go to nie obchodziło. To, co się liczyło, to że Juro odchodził, więc już dłużej nie będzie musiał się martwić o tego potężnego wampira zastanawiającego się, co Pascal kombinuje. I, jako bonus, Juro przekazał go Jaredowi, który mógł posłać Pascala tam, gdzie chciał być. Oczywiście Jared także był potężny. Nie stałby się zastępcą Raphaela bez powodu. Ale Pascal potrafił być subtelny i zręczny, kiedy musiał. Poczeka na odpowiedni moment, będzie posłusznym małym wampirem, dopóki straż Jareda nie uśnie. A potem wślizgnie się do umysłu wampira niczym szept, cichy i niewidzialny. Pascal uśmiechnął się pod nosem. Taa, to idealnie zadziała … Tłumaczenie: panda68

~ 20 ~ Rozdział 2 Cyn nie powiedziała słowa, kiedy Juro podrzucił Pascala do rezydencji między drzewami, w której kiedyś mieszkała siostra Raphaela, Alexandra. W następstwie tego, co można było uprzejmie nazwać, jako niełaska Alexandry – ale co Cyn opisywała znacznie mniej dystyngowanym językiem, ponieważ suka próbowała zabić Cyn – ta rezydencja w prowincjonalnym francuskim stylu została przekształcona w baraki dla rosnącej stajni żołnierzy, zarówno wampirów jak i ludzi. Jeśli ktokolwiek wątpił, że nadchodzi wojna, musiał tylko policzyć ilość wampirów Raphaela na tym terenie. Jako Pan Zachodu, zawsze utrzymywał duży poczet wampirów wszystkich talentów i zawodów. Posiadłość o takich rozmiarach potrzebowała mnóstwa personelu, by ją utrzymać, a jeszcze więcej by prowadzić znaczne korporacyjne interesy Raphaela. A Raphael nie wierzył nikomu oprócz swoich. Poza ludzkimi strażnikami, których zatrudniał do ochrony posiadłości podczas dnia, każde inne zadanie było wykonywane przez wampiry, od prowadzenia domu po księgowość. Ale jego wampirzy wojownicy byli najbardziej lojalni ze wszystkich jego ludzi. Każdy z nich był stworzonym przez niego wampirem. Byli jego najbliższą strażą i wszędzie z nim podróżowali. I to dlatego Cyn wydawało się dziwne, że Juro pozwolił wampirowi, którego nie znał wkręcić się między strażników i zostać wciągniętym do pracy. Okej, oddanie go pod nadzór Jareda nie było dokładnie przepustką do wszystkiego. Ale coś w tej całej sytuacji brzęczało każdym instynktem samozachowawczym, który Cyn posiadała. A przez instynkt samozachowawczy, nie miała na myśli tylko swojego, ale Raphaela. Miała zmarszczone brwi, wciąż zastanawiając się nad tą szczególną sytuacją, kiedy dotarli do głównego domu. Juro zatrzymał się u stóp schodów, czekając aż ona i Elke wysiądą, a potem natychmiast skierował się do głównej bramy. - Myślisz, że jedzie z powrotem do Luci? – Cyn zapytała Elke. - Skąd mogę wiedzieć? – odpowiedziała rozdrażniona Elke. – Jest twoją przyjaciółką, zapytaj ją. Ja idę na siłownię. Dołączysz do mnie? - Nie. Straciłam motywację. Poza tym, niedługo wróci Raphael.

~ 21 ~ - Staniesz się gruba i sflaczała, suko. Zobaczysz, czy wtedy Raphael będzie cię chciał – sarknęła Elke i skierowała się do budynku naprzeciw podjazdu, gdzie była siłownia wraz z innymi funkcjami. - Nie stanę się! – zawołała za nią Cyn. Sięgnęła w dół i bezskutecznie próbowała uszczypnąć skórę wokół swojej talii. Nie było tam żadnego tłuszczyku, pomimo tego, co mówiła Elke. Wciąż mrucząc pod nosem, wmaszerowała po schodach, a potem ruszyła korytarzem do biura Raphaela. Nie zatrzymała się tam, tylko podeszła bezpośrednio do suwanych szklanych drzwi, otworzyła je i wyszła na zewnątrz na dźwięk fal obijających się o klify poniżej i znajomy powiew zimnego, mokrego powietrza. Zapach oceanu wypełnił jej nozdrza i uśmiechnęła się. To był dom, nieważne czy tu u Raphaela czy na dole w mieszkaniu na plaży, wciąż tu był na jej codzienny użytek. Ocean zawsze będzie dla niej domem. Tylko jednego brakowało w tej scenie i to był Raphael. Ich partnerska więź każdego dnia stawała się coraz silniejsza, a ona mówiła jej teraz, że nadal był daleko stąd. Westchnęła, rezygnując z czekania aż wróci, żeby mogła podzielić się swoimi podejrzeniami, co do Pascala. Ale to nie znaczyło, że przez ten czas będzie bezczynnie siedziała. Obróciła się i weszła z powrotem do środka, kierując się do windy i do prywatnych kwater głęboko pod ziemią, które dzieliła z Raphaelem. Cyn przez długi czas pracowała z wampirami, szukając starych rachunków bankowych i dawno zaginionych potomków między innymi sprawami. Była bardzo dobra w tym, co robiła, i zbudowała swego rodzaju sieć, nie tylko wśród wampirów, ale również z ludźmi, z którymi prowadziła interesy. Ktoś tam musiał wiedzieć coś o Pascalu i miała zamiar ich znaleźć. *** - Pascal, prawda? Pascal przytaknął, a wtedy Jared wyciągnął rękę, oferując przyjazne potrząśnięcie ręki, które Pascal przyjął. Niektóre ze starszych wampirów odrzucały nowoczesne potrząśnięcie ręką, inne, ponieważ pochodziły z czasów, kiedy to nie było powszechne, albo po prostu dlatego, że pogardzali tym, co uważali za ludzki zwyczaj. Ale po pierwsze, Pascal nie był taki stary, a po drugie, był elastycznym facetem. Zrobi cokolwiek, co będzie potrzebne, żeby zdobyć tę pracę, by z łatwością dostać się do

~ 22 ~ swojego celu, do swojego obiektu. A w tej chwili, jego celem był Jared. Chciał uścisnąć dłoń? Pascal sprawi, że będzie ciepły i serdeczny. - To ja – odparł na pytanie Jareda. – Cieszę się, że tu jestem. - Nie lubisz Adena? Pascal zastanowił się jak odpowiedzieć na to pytanie. Jeśli Jared i Aden byli przyjaciółmi, to zadziała przeciwko niemu. - Aden jest w porządku – powiedział ostrożnie. – Nowy facet w mieście zawsze chce ustawić swoją własną drużynę. Wiesz jak to jest – dodał, wkładając w słowa odrobinę napięcia, sprawdzając w ten sposób, czy Jared jest podatny na jego moc. - Pewnie – zgodził się chętnie Jared. – Wszyscy wiedzą, prawda? Pascal przytaknął, uśmiechając się. - Usłyszałem, że Lord Raphael zatrudnia ludzi i pomyślałem, że nadszedł czas na zmianę otoczenia. Pogoda jest tu o niebo lepsza. Jared roześmiał się zgodnie i Pascal poczuł przypływ triumfu, który musiał ukryć. Jego przeczucie mówiło mu, że Jared z łatwością wpadnie pod jego wpływ, ale to nie mogło sprawić, żeby stał się zarozumiały. Będzie szedł wolno, ostrożnie. Tylko głupiec nie doceni wampira takiego jak Jared. Przecież był zastępcą Raphaela, a Raphael nie zatrudniał słabeuszy. Więc, podczas gdy pierwsze oznaki były sprzyjające, Pascal będzie mądry. Długie doświadczenie mówiło mu, że może przejąć prawie każdego, jeśli będzie działał wystarczająco ostrożnie, narzucając swoją kontrolę odrobinę na raz, aż jedyną rzeczą, jaka zostanie, będzie jego wola. - Oczywiście, ostateczna decyzja, czy dodać cię do szeregów, będzie należała do Raphaela – powiedział Jared. – A musisz wiedzieć, że nie toleruje żadnego rodzaju nielojalności. Zdradę spotyka tylko śmierć. - Nie ma problemu – skłamał łatwo Pascal. – Nie mam zamiaru zadzierać z panem tak potężnym jak Raphael. Jared kiwnął głową. - Będziesz uwiązany na kilka następnych tygodni, ale pomożemy ci się rozlokować i w międzyczasie znajdziemy coś do roboty.

~ 23 ~ - Byłoby świetnie – zgodził się entuzjastycznie Pascal. – Doceniam wszystko, co dla mnie robisz. – Musiał przygryźć od środka policzek, żeby powstrzymać się od śmiechu, ponieważ Jared nie wiedział, że zamierzał robić cholernie dużo. *** Cyn wciąż pracowała na komputerze, gdy usłyszała jak włącza się winda. Już od kilku minut była świadoma powrotu Raphaela do posiadłości i musiała walczyć z pragnieniem, żeby pospieszyć schodami i powitać go. Nawet, jeśli najgorsze, co podejrzewała było prawdą, nie było szczególnej naglącej potrzeby do odwiedzenia Pascala. Mogła nie lubić Jareda, ale nie był głupcem. Nie wręczy kluczy do królestwa nieznanemu wampirowi po zaledwie kilku godzinach. Poza tym, Juro już, bez wątpienia, ostrzegł Raphaela przed ich niespodziewanym gościem. Wiedza o tym nie sprawiła, że Cyn była choć trochę mniej niecierpliwa, by sama pogadać z Raphaelem. Była na nogach i czekała tuż przed windą, kiedy przyjechała. Raphael patrzył z szerokim uśmiechem na ustach, gdy drzwi się rozsunęły. Wciąż miał na sobie garnitur, ale krawat był poluzowany, górne guziki koszuli rozpięte, pokazując silną kolumnę jego szyi. Serce Cyn odtańczyło mały radosny taniec na jego widok, zapominając na chwilę o Pascalu i jego intrygach. Raphael wsunął ramię wokół jej talii, gdy wyszedł z windy, przyciągając ją do swego mocnego ciała. Zawinęła ramiona wokół jego szyi i uniosła na palce, by pocałować jego usta. - Jak minął ci wieczór, lubimaja? - Nudny bez ciebie – wymruczała przy jego wargach. Roześmiał się. - Wiem, że to nieprawda, moja Cyn. Rozmawiałem z Juro. - Tylko dlatego, że coś się stało, nie oznacza, że moja noc nie była nudna bez ciebie tutaj. - Musisz bardziej się martwić o tego Pascala, niż oczekiwałem.

~ 24 ~ - Czyżbyś mówił, że nie tęskniłeś za mną? Ponieważ to brzmi… – Jej słowa zostały urwane westchnieniem, gdy Raphael podniósł ją i zgniótł w uścisku, a jego usta opadły, by wziąć jej w długim, namiętnym pocałunku, który powiedział jej jak bardzo za nią tęsknił. - Tęskniłem za tobą, moja Cyn – wyszeptał na końcu. - Taa – odetchnęła. Raphael postawił ją z powrotem na nogi, jego dłonie przesunęły się w wolnej pieszczocie z jej pleców na biodra zanim całkowicie opadły, gdy ruszył przez pokój do ich wielkiej garderoby. - Więc mów – odezwał się, zaczynając się rozbierać. – Mam wrażenia od Juro na temat tego Pascala, ale jakie są twoje? - Co powiedział Juro? – zapytała ciekawa, idąc za nim do garderoby i opierając się o futrynę, zachwycając się widokiem zdejmowania każdego kawałka jego ubioru. - Nie – powiedział. – Najpierw powiedz mi, co ty myślisz. - Okej. No cóż, na początku wydaje się być jak każdy pomniejszy wampir. Taki wykrętny i zbyt chętny do podlizywania się Juro, ale to ma sens w kontekście. Twierdzi, że jest z Chicago, mówi, że chciał przenieść się na zachodnie wybrzeże, teraz kiedy władzę przejął Aden. A wiedząc, jakim dupkiem jest Aden… To wymusiło uśmieszek u Raphaela, który zwróciła. Tak naprawdę nie uważała Adena za dupka. Już nie. Nie mieli najlepszego początku, ale jego partnerka, Sidonie, jest całkiem świetną laską i niesamowicie miłą. Cyn doszła do wniosku, że skoro Sid kocha tego faceta, to może nie jest on takim wielkim dupkiem jak z początku myślała. Do tego, okazał się być przyzwoitym władcą Środkowego Zachodu i, co najważniejsze, sam stał się sojusznikiem Raphaela w tym, co jak wszyscy panowie Północnej Ameryki myśleli, zmierza do wojny z europejskimi wampirami. Albo prawie wszyscy panowie. Lord Enrique z Meksyku zajął wyraźne stanowisko na ostatnim spotkaniu. Oddalał ich obawy w miejscach publicznych, podczas gdy prywatnie oskarżał Raphaela o próbę przejęcia kontynentu. Co sprowadziło ją z powrotem do Pascala. - W każdym razie, na początku wydaje się być nieszkodliwy, ale jak w każdym dobrym horrorze, pierwsze wrażenie nie zawsze jest prawdziwe. Przysięgam, że naciskał na mnie podczas drogi tutaj.

~ 25 ~ To kazało zatrzymać się Raphaelowi w tym, co robił, i obrócić do niej. - Naciskał jak? - Swoją mocą, czy jak to tam nazywacie. Mogłam czuć jego nacisk w mojej głowie. To był tylko słaby cień tego, co ty możesz zrobić, ale… – Wciągnęła oddech i wypuściła go, wiedząc, że nie ma żadnego dowodu oprócz swojej silnej wiary w złą wolę Pascala. – To był Pascal, Raphaelu. Wiem to. Przyglądał jej się przez chwilę, mocny grymas zachmurzył jego twarz. - Jutro porozmawiam z Juro i Jaredem. - Prawdopodobnie myślisz, że jesteś paranoikiem albo… - Nie – powiedział natychmiast, podchodząc do niej i kładąc jedną rękę na jej ramieniu, a drugą pieszcząc jej policzek. – Wierzę w twoje instynkty, Cyn. Jeśli mówisz, że coś z nim jest nie tak, w takim razie chcę wiedzieć, co to jest. Cyn oparła dłonie po obu stronach jego pasa. Teraz w większości był rozebrany, miał na sobie tylko ciemne spodnie, które wisiały rozpięte i z do połowy rozsuniętym zamkiem, ledwie trzymając się jego wąskich bioder. - Próbowałam znaleźć jakąś jego przeszłość – powiedziała, pozwalając zobaczyć mu swój niepokój, gdy patrzyła na niego. – Spędziłam cały wieczór w sieci, sprawdzając każdą stronę, jaką znam, każdą bazę danych. Nikt nigdy o nim nie słyszał. - Może być nowo zmieniony – odparł w zamyśleniu Raphael. - Ale tak nie mówił – przypomniała mu. – Twierdzi, że mieszkał na Środkowym Zachodzie pod Klemensem. Więc, jak to możliwe, że nikt o nim nie słyszał? - Sięgnę do Adena i każę jego ludziom to sprawdzić. Co bardziej prawdopodobne, podał nam fałszywe imię. Cyn podeszła jeszcze bliżej. - Myślisz, że jest szpiegiem? – zapytała cicho, chociaż nie było mowy, żeby ktokolwiek podsłuchał ich rozmowę. - Bardzo możliwe. Mówiłem ci, że spodziewamy się, iż nasi wrogowie zrobią ruch. To może być to. - Ale w co on gra? Czy on ma zamiar…