barbellak

  • Dokumenty907
  • Odsłony85 706
  • Obserwuję102
  • Rozmiar dokumentów1.0 GB
  • Ilość pobrań50 838

Chatfield Susan - Małżeństwo na niby

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :618.3 KB
Rozszerzenie:pdf

Chatfield Susan - Małżeństwo na niby.pdf

barbellak EBooki
Użytkownik barbellak wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 68 stron)

Susan Chatfield Małżeństwo na niby (Was machst du nur in meinem Bett?) TŁUMACZENIE MIROSŁAWA CHMIELEWSKA-DRYSZEL

1 Priscilla Hunter przeszła szybkim krokiem halę przylotów. Nie zwracała uwagi na pełne podziwu spojrzenia, jakimi obrzucili ją obecni mężczyźni. Przyzwyczaiła się już do tego, że jej długie kasztanowe włosy i zielone oczy robiły wstrząsające wrażenie na płci przeciwnej. A do tego dochodziła teraz jeszcze świeża opalenizna z Jamajki. Przerzuciła walizkę z lewej do prawej ręki i spojrzała na zegarek. Była punktualnie, ale Lynn i tak się spóźni, mogła się o to założyć. Walizka ważyła chyba ze sto kilo. Priscilla odetchnęła z ulgą, gdy wyszła na zewnątrz i postawiła ją na chodniku. Ściągnęła z ramienia torbę i rozejrzała się dokoła. Nigdzie jednak nie dostrzegła Lynn. Była już bliska rozpaczy, gdy nagle usłyszała nie dający się z niczym porównać znajomy odgłos klaksonu. Za chwilę zatrzymał się przed nią jaskrawożółty garbus z przyjaciółką za kierownicą. – Mam nadzieję, że nie musiałaś na mnie zbyt długo czekać – rzekła Lynn witając się z Priscilla. – Strasznie się spieszyłam. – Na szczęście znamy się już tak długo, że niczym już mnie nie zaskoczysz. Wiem przecież, że spóźniasz się zawsze, co najmniej o kwadrans. – Priscilla złagodziła wymówkę śmiechem. – W końcu jednak zawsze przychodzę, prawda? – niska pulchna blondynka zawtórowała Priscilli wesołym śmiechem. – Wyglądasz fantastycznie! – orzekła z podziwem bez cienia zazdrości. – Życzyłabym sobie, żeby i mnie tydzień wystarczył na taką opaleniznę! – Miałam cudowny urlop! Wylegiwałam się na żółtym piaseczku i tankowałam słońce. Pogoda dopisała nadzwyczajnie, a przecież we wrześniu należało się już liczyć z ewentualnością pochmurnych dni. W końcu na Karaibach jest to okres huraganów. Przytyłam z pewnością ładnych parę kilo – Priscilla poklepała się po brzuchu – ale żarcie było tak pyszne, że nie mogłam się opanować. – Przy twojej figurze w ogóle nie będzie można tego zauważyć pospieszyła z zapewnieniem Lynn. W międzyczasie zajechały już przed dom, w którym obie mieszkały. – Jesteś tak szczupła, że wyglądasz raczej na modelkę niż na dziennikarkę... A propos – przez cały ten tydzień urywały się do ciebie telefony. – A kto dzwonił? – spytała od niechcenia Priscilla sięgając po torbę. – Reprezentanci płci przeciwnej. Przeważnie. Gdybym nie była już zaręczona z mężczyzną moich marzeń, to chyba bym pękła z zazdrości. Nie wiem, jak ty to robisz. Zapewne twoja uroda i nienaganna sylwetka są ci w tym pomocne, nie mówiąc o całej tej forsie! – Lynn przewróciła oczami teatralnie. Priscilla zatrzymała się na podeście schodów. – O jakiej forsie mówisz? Jestem przecież normalną, czynną zawodowo kobietą, która sama zarabia na utrzymanie. Nie poleciałam przecież na Jamajkę prywatnym odrzutowcem. Na ten urlop oszczędzałam przez, cały rok. – Uwagi o swojej urodzie pominęła milczeniem. Była do nich przyzwyczajona i przyjmowała jako coś najnaturalniejszego pod słońcem, chociaż sama nie uważała się za jakąś

nadzwyczajną piękność. Zgoda, oczy miała interesujące – duże i zielone, a reszta była po prostu w normie. – Chętnie bym się z tobą zamieniła, Priscillo Hunter – zawołała Lynn, gdy weszły do małego saloniku. – Nie miałabym nic przeciwko temu, żeby moim dziadkiem był James Mitchell Scott, potężny, wpływowy magnat prasowy. Będąc jego wnuczką opływałabym we wszelkie dobra i nie musiałabym wcale pracować. Tymczasem ty dorównujesz w dumie i uporze swemu dziadkowi. – Nie mam nic wspólnego z majątkiem mego dziadka – Priscilla wsparła się pod boki. – Wychowywałam się w małym miasteczku w Pensylwanii. Moje dzieciństwo przebiegało najzupełniej normalnie. Ojciec miał galerię sztuki. To przecież nie moja wina, że matka się w nim zakochała i rzuciła dla niego tamten świat – świat dziadka! Wyszła przynajmniej za tego, którego kochała, a nie za tego, którego wybrał jej ojciec. Lynn znała historię miłości i małżeństwa rodziców Priscilli. Diana Scott, jedyne dziecko Jamesa Mitchella Scotta zrezygnowała z bogactwa i wysokiej pozycji socjalnej, żeby związać swój los z artystą bez nazwiska – ojcem Priscilli. Wyprowadzili się z Filadelfii do Bucks County. Rodzina szybko powiększyła się i czasami było im dość ciężko. Z czasem dziadek Priscilli wybaczył swej córce jej „błędne posunięcie” i pogodził się z tym, że nie znajdzie w rodzinie chętnych do przejęcia swego imperium prasowego. Stworzył wobec tego radę nadzorczą i został jej przewodniczącym. Bracia Priscilli nie byli zainteresowani wydawnictwem. Jeden z nich był pilotem, a drugi rzeźbiarzem. Jedynie Priscilla kontynuowała tradycje rodzinne. Ukończyła dziennikarstwo, żeby móc pracować w tym zawodzie. – Przepraszam cię, Priscillo – Lynn wyrwała przyjaciółkę z zamyślenia. – Nie miałam tego na myśli. Wiem, że bardzo kochasz dziadka. I wiem też, że nigdy by cię nie zatrudnił u siebie tylko dlatego, że jesteś jego wnuczką. Ale wielu ludzi nie może zrozumieć, dlaczego tak mozolnie pokonujesz szczeble kariery. Dziadek przecież mógłby ci pomóc przeskoczyć kilka z nich. Priscilla poszła do kuchni. Wyjęła z lodówki butelkę coca-coli. – To wszystko bardzo ładnie wygląda dla osób z zewnątrz, ale ja mieszkałam u niego przez trzy lata. Wystarczy. Jesteśmy w gruncie rzeczy bardzo do siebie podobni. Różnimy się tylko co do określenia pozycji kobiety w życiu. Dziadek uważa, że miejsce kobiety jest w domu. Mnie zaś nudzą te wszystkie okropne przyjęcia i zobowiązania towarzyskie. Nie zamieniłabym już mojej niezależności na tamto wytworne życie. Lynn zajrzała do lodówki. – Na obiad będą hamburgery, zgoda? Priscilla wybuchnęła głośnym śmiechem. Lynn lubiła dobrze zjeść, ale nie cierpiała gotowania. Priscilla wyczuła, że przyjaciółka chętnie ustąpi jej pola w kuchni. Ona sama uwielbiała pitrasić. Często wypróbowywała nowe przepisy, a kiedyś uczęszczała nawet na specjalny kurs dla smakoszy. – No, dobrze, dobrze. Zajmę się tym obiadem. Co byś powiedziała na klopsiki z sosem, kluskami i zieloną sałatą? Lynn odetchnęła z wyraźną ulgą. Uśmiechnęła się do przyjaciółki.

– Dzięki, że chcesz mnie zastąpić. W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. Lynn poszła otworzyć, a Priscilla zabrała się do przygotowywania obiadu. – To tylko gazeciarz. – Lynn wróciła do kuchni z wieczorną gazetą w ręku. – Miałam nadzieję, że to Rob. Wyjechał przed tygodniem w delegację i od tego czasu nie daje znaku życia. Rob, narzeczony Lynn, był fotoreporterem w tej samej gazecie, w której, w dziale publicystyki kulturalnej, pracowała Priscilla. Dziewczyny poznały się dwa lata temu przez Roba i szybko się zaprzyjaźniły. W celu zaoszczędzenia na comiesięcznym czynszu postanowiły wynająć wspólne mieszkanie. – Ojej – Lynn złapała się za głowę – zapomniałam ci powiedzieć, że dzwoniła Elaine Morgan. Chciała poznać dokładną datę twego powrotu. Masz do niej natychmiast zadzwonić. Dzwonił również wielki J. M. we własnej osobie. – Co?! Dziadek? – Priscilla otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. – Nie wiesz, o co mu chodziło? Czego chciał? – zagryzła nerwowo dolną wargę. Nieczęsto widywała dziadka w redakcji. Opowiadał się za ścisłym rozdziałem życia prywatnego od zawodowego. Priscilli bardzo to odpowiadało. Nie chciała czuć się głupio wobec kolegów. James Mitchell Scott był mimo siedemdziesiątki bardzo witalny i energiczny. To on był siłą napędową redakcji, odczuwalną zawsze i wszędzie. W drukowaniu materiałów prasowych kierował się zawsze prawdą i uczciwością dziennikarską. Wolność prasy była według niego nieodzownym punktem programu demokracji. Priscilli zdawało się w ostatnim czasie, że dziadek jakby pobladł i zmienił się na twarzy. Częściej niż zwykle dopadały go ataki choroby znanej pod medycznym określeniem angina pectoris. Dziadek zapewniał ją oczywiście gorąco, że jest zdrów jak ryba, że nigdy nie czuł się lepiej i że naprawdę nie ma powodu do obaw. Po redakcji jednak szybko rozniosła się wiadomość o zasłabnięciu szefa i konieczności wezwania do niego lekarza. Priscilla skontaktowała się wtedy z lekarzem, żeby porozmawiać z nim o stanie zdrowia dziadka. Doktor potwierdził jej najgorsze przypuszczenia. Zapowiedział, że jeśli dziadek nie zwolni tempa życia, to musi się liczyć z wylewem. Prędzej czy później to nastąpi. Priscilla zobowiązała lekarza do dyskrecji. Dziadek na pewno zdenerwowałby się jej wścibstwem. Poza tym chciał przecież uchodzić za zdrowego. Nawet wnuczki nie wtajemniczał w swoje osobiste sprawy. – Nie wierzyłam własnym uszom, Priscillo. Przecież nigdy tu nie dzwoni. A tymczasem rozmawialiśmy całe pięć minut. Pytał, kiedy Rob i ja się pobieramy. Wyglądało, że go to naprawdę interesuje. – A jaki miał głos? – spytała Priscilla marszcząc czoło. Dziadek wiedział przecież ojej urlopie na Jamajce. Musiało więc przydarzyć się coś szczególnego, skoro zadzwonił do Lynn, żeby dowiedzieć się o dokładny termin jej przyjazdu. – Normalny, powiedziałabym. Może tylko zirytowany tym, że cię nie zastał. Ale w stosunku do mnie był bardzo miły i uprzejmy. Priscilla wzruszyła ramionami. Widocznie nie było to nic pilnego. Zadzwoni do dziadka

później, a teraz skontaktuje się z redakcją. Podeszła do telefonu, wybrała numer i czekając na połączenie rzuciła okiem na leżącą obok aparatu gazetę. Wielkie litery podpisywały zdjęcie: „Pani Melvinowa St. Clair?” Priscilla spojrzała na fotografię przedstawiającą wysokiego ciemnowłosego mężczyznę w towarzystwie drobnej, kruczoczarnej piękności otulonej zbytkowym futrem. Oczy mężczyzny ciskały błyskawice, tak był rozgniewany faktem robienia mu zdjęć. Pod czarnymi wąsami krzywiły się w grymasie niechęci stanowcze usta. Gęste czarne włosy rozwiane były przez wiatr. Kobieta patrzyła na niego z pełnym uwielbienia uśmiechem. Pirat, pomyślała Priscilla. Dostaje wszystko, po co sięgnie. Cena jest nieważna. Melvin St. Clair, playboy, milioner, jeden z nowobogackich. Trzydziestosiedmioletni kawaler, który nie miał zamiaru się żenić. W pracy zawodowej nie miał nigdy żadnych skrupułów. Zawsze zwyciężał. Westchnęła głęboko. Melvin St. Clair świetnie nadawał się na plotkarskie kolumny. W każdej gazecie można było znaleźć jakieś informacje na jego temat. Priscilla nie cierpiała go, nie mogła zaakceptować jego stylu życia. Musiała jednak uczciwie przyznać, że połowa historii o przystojnym milionerze była wyssana z palca. Zerknęła na podpis pod artykułem. Monika Whittaker. Priscilla skrzywiła się. Ta kobieta w krótkim czasie wyrobiła sobie nazwisko specjalizując się w plotkach z życia wyższych sfer. Znano ją i obawiano się jej złośliwego języka i celnych spostrzeżeń. Monika pracowała w redakcji o rok dłużej od Pnscilli i jak widać, pięła się do góry. Nie interesowało jej, czy wyrządza komuś szkodę swoimi sensacjami, czy nie. Priscilla gardziła tego rodzaju dziennikarstwem. Wreszcie ktoś podniósł słuchawkę. – Elaine Morgan – zgłosił się pospiesznie damski głos. – Cześć, Elaine. Tu Priscilla. Lynn powiedziała mi, żebym się do ciebie natychmiast zgłosiła. Czy to coś ważnego? – Witaj, Priscillo! Dobrze, że dzwonisz. Przepraszam, że cię tak ścigam zaraz po urlopie. Ta sprawa może zaczekać do jutra. – Nie nadużywaj mojej cierpliwości, Elaine – Priscilla zdenerwowała się nagle. – Potrzebny mi jest reportaż o bastionie milionerów. Musisz rzucić wszystko i pojechać na Skytop. – Bastion milionerów? Co to ma znaczyć, do cholery!? – Priscilla siliła się na w miarę spokojny głos, ale wszystko się w niej gotowało. Elaine Morgan westchnęła zniecierpliwiona. – Obudź się, Priscillo! Widzę, że przez tydzień zapomniałaś zupełnie, że drukujemy cykl poświęcony arystokracji amerykańskiej. Błękitna krew, stare rody, nuworysze, te rzeczy... Rys historyczny, sposób spędzania wolnego czasu, praca zawodowa i tak dalej. Chcemy pokazać naszym czytelnikom, jaką drogą dochodzi się do tych milionów. Do tego właśnie cyklu potrzebujemy reportaży o miejscach ulubionych przez bogaczy w całej Pensylwanii. Ty masz za zadanie opisać Skytop. Wiem, że dobrze się z tego wywiążesz. – Dlaczego akurat ja? – spytała Priscilla zadziornie. – Na taki reportaż połakomiłoby się

wielu kolegów. – Spokojnie, Priscillo. Nie wysyłam cię tam dlatego, że jesteś wnuczką właściciela. Chociaż to pokrewieństwo może ci ułatwić dostęp do paru osób i otworzyć szereg zamkniętych drzwi. Daję ci szansę udowodnienia dziadkowi, że jesteś poważną dziennikarką i że nie pomyliłaś się co do wyboru zawodu. – Elaine urwała na chwilę. – Ale jeśli uważasz, że sobie z tym nie poradzisz... – Oczywiście, że sobie poradzę! – zapewniła szybko Priscilla. Poczuła się niemal obrażona podważaniem jej zawodowych kompetencji. – Kiedy mam zacząć? – Cieszę się, że się zgodziłaś – odparła Elaine ze śmiechem. – Monika Whittaker będzie żółta z zawiści. Paliła się wprost do tego tematu. Ale nie zrobiłaby tego dobrze. Bardziej interesuje się miłosnym życiem milionerów niż ich historią. Priscilla przymknęła oczy. O mały włos przeleciałby jej ten reportaż koło nosa. Uniosła powieki i spojrzała na zdjęcie Melvina St. Clara. – Teraz brakuje mi tylko milionera interesującego się historią, a nie innymi rzeczami... – mruknęła do siebie. – Słucham? – zdziwiła się Elaine. – Nic, nic. Myślałam tylko głośno. – Słuchaj, musisz tam zaraz polecieć. Rob i Carl Schultz są już tam od jakiegoś czasu. Zbierają dla ciebie informacje. Rob sfotografował te pańskie rezydencje. Zamieszkasz w domu gościnnym naszej gazety. Myślę, że będziesz potrzebowała przynajmniej dwóch, trzech tygodni, żeby zrobić z tego coś porządnego. Za cztery tygodnie gotowy reportaż ma się znaleźć na moim biurku. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, możesz pojechać motorówką do miasteczka i dokonać stosownych zakupów. Na wszystko bierz rachunek. Masz jakieś pytania? – Całą masę! – zawołała Priscilla. – Gdzie znajdę Carla i Roba? W domu gościnnym? A jak mam tam się dostać? Nigdy tam nie byłam. – Weźmiesz samolot czarterowy z Filadelfii do Wilkes-Barre. Tam już będzie na ciebie czekać samochód. Pojedziesz nim do Skytop autostradą trzysta dziewięćdziesiąt. Port jachtowy dysponuje szybkimi łodziami, dostarczającymi gości w każde miejsce na jeziorze. Zostawisz samochód w porcie. Łodzią dotrzesz do klubu jachtowego Skytop, gdzie zastaniesz Roba i Carla. Podzielą się z tobą wynikami swojej dotychczasowej pracy. Potem odwiozą cię z powrotem do portu i samochodem, którym przyjechałaś, pojadą na lotnisko. Ty zaś wynajmiesz łódź i popłyniesz na jezioro. – Nasz dom nie będzie więc w ciągu najbliższych tygodni wykorzystywany na gromadne spotkania? – spytała Priscilla na wszelki wypadek notując sobie wszystkie uwagi szefowej. Wiedziała, że wiele lat temu dziadek przeznaczył dom na jeziorze na miejsce konferencji i narad. Było to bardzo korzystne rozwiązanie dla wszystkich uczestników tych urzędowych spotkań. Spokój i przyjemne otoczenie sprzyjały twórczej atmosferze. Dziadek mógł ten dom odpisać z podatków. Z wiekiem wolał pozostawać w mieście, nie chciało mu się już wyjeżdżać. – Nie, nie wiem o niczym – odparła Elaine. Po krótkim wahaniu dodała: – Nie muszę

chyba podkreślać, że chodzi o nadzwyczaj ważny reportaż. Nie zawiedź mnie. – Nie ma obawy – zapewniła ją Priscilla. – Dziękuję ci za tę wspaniałą szansę. – Zrobię wszystko, co w mojej mocy. – Wiem już, gdzie się podziewa Rob – zwróciła się do Lynn po skończeniu rozmowy. – Od tygodnia fotografuje okolicę jeziora Skytop. Ale wróci niedługo. – Przypuszczam, że musisz się teraz spieszyć. – Lynn skrzywiła się. – Dobrze, że się jeszcze nie rozpakowałaś. Priscilla zamyśliła się. – Letnich rzeczy nie będę chyba potrzebowała. Muszę zabrać ciepłą garderobę. Ale przede wszystkim muszę teraz wziąć prysznic i umyć głowę! – Spojrzała na zegarek. – O Boże! Mam tylko cztery godziny! Mam się spotkać z Robem i Carlem w klubie jachtowym na kolacji. Och, Lynn, sama musisz zająć się obiadem! – Nie ma sprawy – rzekła Lynn z uśmiechem. – Wskakuj pod prysznic, a ja ci w tym czasie skompletuję ciepłe ciuchy. – Wszystko na razie mi się udaje, myślała Priscilla jadąc wynajętym fordem escortem w kierunku Skytop. Po drodze mijała czerwone klony, złotożółte dęby i wspaniałe zielone sosny pokrywające góry Pocono. Widok przepysznych barw jesieni wprawił ją w dobry humor. Cieszyła się, że może to wszystko zobaczyć jeszcze przed zapadnięciem zmierzchu. Było chłodno i Priscilla pogratulowała sobie wyboru stroju na drogę. Ubrała się w wełniany kostium składający się z obszernej marynarki i spodni o prostym kroju. Na nogach miała płaskie zamszowe buty. Była to jedyna para obuwia nadająca się do częstego wskakiwania i wyskakiwania z łodzi. Zazwyczaj Priscilla chodziła w pantoflach na wysokim obcasie. Trudno, czasami trzeba dla kariery zrezygnować z eleganckiego wyglądu – Priscilla uśmiechnęła się do swoich myśli. W ogóle będzie w ciągu tych trzech tygodni robić rzeczy, których nie cierpi, jak choćby to wchodzenie na pokład łodzi. Brr! Zawsze się to to kiwa, trudno złapać równowagę i w ogóle... Albo ten pobyt w domu gościnnym, gdzie pewnie nie ma ani pralki ani suszarki. Ale najgorsze będzie wyszukiwanie partnerów do rozmów. Z całą pewnością nie będą sympatyczni. Priscilla nie była amatorką spędzania wakacji na łonie przyrody. Zdecydowanie wolała komfort luksusowego hotelu od twardego materaca w namiocie. Romantyczne wieczory przy ognisku nic dla niej nie znaczyły. Nacisnęła gwałtownie pedał hamulca. O mały włos przejechałaby skręt do Skytop! Cofnęła ostrożnie samochód i skręciła w prawo. – Co ty wyprawiasz, dziewczyno, skarciła się w duchu, skup się bardziej na drodze! Zaparkowała samochód na prowizorycznym parkingu i wyjęła walizkę z bagażnika. O kilka metrów od niej stał starszy, siwowłosy mężczyzna ubrany w skafander i czapkę baseballową. Zmierzył wzrokiem Priscillę od stóp do głów. Podeszła do niego uśmiechając się na powitanie. – Dzień dobry. Nazywam się Priscilla Hunter. Czy mógłby mnie pan zawieźć do jachtklubu? Czekają tam na mnie... – Może mógłbym. O jaki klub pani chodzi?

– O jaki klub? To jest ich tutaj więcej? – spytała Priscilla zaskoczona. – Tak. Nie ma w tym chyba nic dziwnego. W końcu każdy tutaj ma jacht. Jak się nazywa ten klub, do którego chce pani trafić? – Klub jachtowy Skytop – odparła szybko. – Czy ma pani legitymację? – Legitymację? – powtórzyła zdziwiona Priscilla. – Aha, legitymację – przypomniała sobie coś. Wyciągnęła z torebki zieloną kartę, którą wręczono jej przy wynajmowaniu samochodu. Podała ją mężczyźnie uśmiechając się z ulgą. – Bez legitymacji nie mógłbym pani tam zawieźć. Takie są tu przepisy. W końcu to prywatny klub. – Mrugnął do niej porozumiewawczo i wziął od niej walizkę. Poszli na brzeg jeziora. Stary podał Priscilli rękę i pomógł jej wsiąść do łodzi. Kołysała się oczywiście, jakżeby mogło być inaczej. Na widok ciemnej wody wokół zrobiło jej się niedobrze. Mam nadzieję, że nie utoniemy po drodze, pomyślała siadając na ławeczce obitej wytartą już skórą. Silnik zaskoczył natychmiast i Priscilla trochę się odprężyła. – Mam na imię Mike – oświadczył stary wyprowadzając ostrożnie łódź z portu. – Od dawna pan tu mieszka, Mike? – spytała uprzejmie. – O, tak. Urodziłem się tutaj. To bardzo piękna okolica. Od czasów mego dzieciństwa nic się tu nie zmieniło. Teren jeziora jest pod ochroną, dotyczy to również jego brzegów. Nie znajdzie tu pani hałaśliwych tłumów ani barów szybkiej obsługi. Nie... tylko prywatne domy i ludzie, którym zależy na zachowaniu istniejącego stanu rzeczy. – W głosie starego zabrzmiała duma. – Szkoda, że jest już tak ciemno. O tej porze roku wcześnie zapada zmierzch – powiedziała Priscilla. – Nigdy jeszcze nie byłam nad tym jeziorem. Musi być piękne. Zapięła marynarkę, żeby uchronić się przed zimnym wieczornym powietrzem. – Jak długo będziemy płynąć do jachtklubu? – spytała Mike’a. – Mam tam spotkanie. – Dobre pół godziny. Wcześniej nie da rady. Priscilla zamknęła oczy. Jeśli wszyscy ludzie w tej okolicy są tak mili jak Mike, to nie musi się obawiać rozmów z nimi. Łódź ślizgała się spokojnie po falach jeziora. Tu i ówdzie błyszczały na brzegu światła w oknach willi, było cicho i przyjemnie.

2 Hol jachtklubu zrobił na Priscilli spore wrażenie. Wszędzie błyszczał wypolerowany mosiądz i unosił się zapach wywoskowanego parkietu. Było tak jakoś szlachetnie i dostojnie. Ekskluzywny świat kierujący się własnymi prawami. Świat tych, którzy posiadali bogactwo i władzę, świat elity. Służący odebrał z jej rąk walizkę i wskazał drogę do jadalni, gdzie spodziewała się zastać Roba i Carla. Idąc tam Priscilla pomyślała, że w tym otoczeniu czuje się jak u siebie w domu. Nie podziałało na nią onieśmielająco. Dzięki dziadkowi spędziła już w tym świecie ładnych kilka lat. Kelner wyszedł jej naprzeciw. – Stolik na jedną osobę, łaskawa pani? – spytał dyskretnie, kłaniając się głęboko. – Nie, dziękuję. Jestem tu umówiona z dwoma panami. Nazywam się Priscilla Hunter... – Naturalnie. Panna Hunter... Panowie czekają już od jakiegoś czasu na panią. Proszę pójść za mną. Priscilla uśmiechnęła się rozbawiona. Poszła za kelnerem przez dyskretnie oświetloną salę. Goście nie zwracali na nią uwagi pochłonięci spożywaniem wytwornych potraw i znakomitych win. Nagle Priscilla drgnęła. Odniosła nieprzyjemne wrażenie, że jest obserwowana. Rozejrzała się z zakłopotaniem. Nie, chyba musiało się jej zdawać. Minęła bar i przyspieszyła kroku, aby dogonić kelnera. To pewnie zmęczenie podróżą, pomyślała. Ciepły posiłek dobrze mi zrobi. Rob zauważył ją w tym samym momencie, kiedy i ona go dostrzegła. – W samą porę! Właśnie chcieliśmy już zrezygnować z czekania na ciebie i coś zamówić. No i co powiesz na to wszystko? – Takie miejsca znaliśmy dotychczas tylko z prasy, co? Teraz możesz się przekonać na własne oczy, jak żyje druga połowa ludzkości. Priscilla usiadła na wygodnym miękkim krześle, które kelner jej przysunął. Cmoknęła Roba w policzek, zadowolona, że widzi wreszcie znajomą twarz. – Lynn usycha z tęsknoty za tobą, Rob. Wiesz o tym? Nie może się wprost doczekać twego powrotu. Kazała mi cię ucałować, żeby ci w ten sposób przypomnieć o niej. – Wobec tego pospieszmy się z kolacją i jak najprędzej omówmy to, co mamy omówić. Czuję, że w Filadelfii czekają mnie piękne chwile. Oj, chciałbym tam już być – rozmarzył się Rob. – Czego się napijesz, Priscillo? – spytał Carl uprzejmie. Pokręciła głową odmownie. – W ogóle nie piję, Carl. Alkohol wywiera na mnie taki skutek, że natychmiast zasypiam. Rob podniósł kieliszek i przechylił się przez stół. – Szkoda, że jej nie widziałeś na Sylwestra. Lynn i ja zaprosiliśmy kilkoro przyjaciół. Biesiadowaliśmy wesoło do białego rana. Wszyscy oprócz Priscilli. Wypiła trzy kieliszki szampana i już było po niej. O wpół do jedenastej udała się na spoczynek. Nie doczekała nawet powitania Nowego Roku!

Kelner przyjął od nich zamówienie i przez ponad godzinę Carl i Rob opowiadali dziennikarce o wszystkim, czego już zdążyli dokonać w Skytop. – Zdjęcia, których będziesz potrzebowała, są w domu gościnnym – powiedział Rob. – Znajdziesz tam również spis wszystkich informacji, które Carl zebrał dla ciebie. Będziesz jeszcze musiała uzupełnić to i owo. Na miejscu jest elektryczna maszyna do pisania. Z okien domu rozciąga się cudowny widok na jezioro. Gdybym tak nie tęsknił za Lynn, to chętnie bym tu pobył dłużej. – Rob westchnął głośno. – Teraz właściwie pozostaje ci tylko znaleźć milionera, który miałby ochotę udzielić ci wywiadu. Rob rozejrzał się po sali i zawołał nagle. – No, proszę, o wilku mowa! Zobaczyłem twarz znaną nam wszystkim! Założę się, że nie odmówiłby twojej prośbie, Priscillo! Priscilla spojrzała tam, gdzie Rob – prosto w dwoje intensywnie oczu wpatrujących się w nią z uwagą. Zarumieniła się mimo woli. Melvin St. Clair stał przy barze i świdrował Priscillę spojrzeniem. Rozmawiał przy tym jakby nigdy nic ze stojącym obok mężczyzną i popijał wino z kieliszka. W jego wzroku wyczytać można było rozbawienie, ale także nieskrywany podziw. To pierwsze dotyczyło zapewne wypieków na twarzy Priscilli, to drugie jej cudownych kształtów, które zdążył już zlustrować. Priscilla pomyślała, że nigdy jeszcze nie spotkała tak fantastycznie przystojnego faceta. Był znacznie urodziwszy niż na prasowych fotografiach. St. Clair odwrócił się nagle i całą uwagę skupił na swoim partnerze. Do uszu Priscilli dobiegł jego śmiech. Spuściła wzrok. Przepełniała ją dziwna kombinacja uczuć – podniecenia, strachu i gniewu. Z całą ostrością uświadomiła sobie, dlaczego kobiety padały temu facetowi do stóp. Jedno jego spojrzenie starczyło, żeby poczuła się zmieszana. Nigdy przedtem nie reagowała tak na męskie spojrzenie. Po raz pierwszy w życiu odczuła na sobie magiczną siłę przyciągania. Wbrew sobie włączyła się w rozmowę obu kolegów. I chociaż wymiana spojrzeń między nią a St. Clairem trwała dosłownie chwilę, Priscilli wydawało się, że to cała wieczność. – Nic z tego. Rob. Milioner, o jakim myślałam, powinien mieć przynajmniej sześćdziesiąt lat, żonę i oczywiście całą gromadkę wnucząt! To będzie znacznie bezpieczniejsze niż spotkanie ze słynnym Melvinem St. Clairem! Rob roześmiał się. – Już i tak jest na to za późno. Pan St. Clair właśnie wychodzi. Priscilla sięgnęła po szklankę z wodą mineralną. – A propos wychodzenia – Carl spojrzał na zegarek – to powinniśmy pomyśleć już o powrocie do cywilizacji. Łódź powinna zjawić się tu lada moment. Rob wstał od stołu. Pochylił się nad Priscilla i pocałował ją w policzek. – Przykro mi, że zmykamy stąd w takim tempie, ale Carl ma rację – jeśli nie zdążymy na tę łódź, to będziemy musieli czekać godzinę na następną. Ty z kolei musisz poczekać trzy kwadranse na swój transport do domu gościnnego. Tam, z tyłu za barem znajdziesz małą, spokojną bibliotekę. Możesz ten czas spędzić na lekturze. O tej porze rozpalono już tam na pewno ogień na kominku.

– Ależ ty jesteś troskliwy, Rob! – roześmiała się Priscilla. – Nie martw się o mnie, jakoś sobie poradzę. Masz tu kluczyki od samochodu. To jest brązowy ford escort. Zwróćcie go na lotnisku. Ja będę musiała się zadowolić łodziami, a jest ich przecież tutaj całe mnóstwo. Skorzystam z twojej rady i pójdę coś poczytać. Życzę wam szczęśliwej podróży i pozdrówcie Lynn ode mnie. Koledzy pożegnali się z Priscillą i wyszli na zewnątrz. Ona zaś poszła tak jak zapowiedziała do biblioteki. Zatrzymała się w drzwiach. – Cudownie – szepnęła do siebie. Dębowe drewno ciężkich starych drzwi miało swą kontynuację w belkach na suficie i w boazerii sięgającej połowy ścian. Resztę ścian wypełniała tapeta w złotoczerwone pasy. Wykusz i sufit, z którego zwisało kilka pięknych starych żyrandoli, pomalowane były na beżowo. Priscillą zwróciła uwagę na dwa jasne krzesła stojące przed kominkiem. Stał między nimi stolik z szachownicą zastawioną figurkami. Priscillą podeszła tam zaciekawiona, żeby obejrzeć szachy wykonane z kości słoniowej i hebanu. Gracze rozgrywający tę partię nie byli nowicjuszami, jak stwierdziła, a co więcej, dorównywali sobie umiejętnościami. Nagle usłyszała za sobą jakiś szelest. Ktoś z obsługi wszedł cicho, żeby opróżnić popielniczki i wytrzeć je wilgotną ścierką. Priscillą uśmiechnęła się do mężczyzny w służbowym uniformie. – Proszę się nie obawiać, niczego nie poprzestawiam. Wygląda na to, że rozgrywający przerwali partię na krótko przed jej zakończeniem. – Jutro wieczorem będą grali dalej – odpowiedział mężczyzna. – Co wieczór po kolacji przychodzą tutaj. I to od piętnastu już lat. Zanim wyjdą, notują sobie położenie figur. Priscillą uśmiechnęła się i spojrzała na zegarek. Miała jeszcze czterdzieści minut. Trzeba coś z tym czasem zrobić. Zdjęła marynarkę i usiadła na jednym z krzeseł przy kominku. Podparła głowę dłońmi i skoncentrowała się na szachownicy. Po kilku minutach wytężonego myślenia przesunęła jedną figurę. Lekki szmer zamykanych drzwi kazał jej odwrócić się. Źrenice jej oczu rozszerzyły się z wysiłku, żeby dostrzec coś w ciemnej ramie drzwi. – Przepraszam. Nie chciałem pani przestraszyć. Była pani tak zajęta grą. – Melvin St. Clair opierał się o futrynę. Na jego ustach igrał kpiący uśmiech, a intensywnie niebieskie oczy zdawały się formalnie przewiercać Priscillę. Policzki Priscilli zarumieniły się znowu i nie był to wcale skutek bliskości kominka. – Nic się nie stało – zdobyła się na swobodny ton. – Wcale mnie pan nie przestraszył. St. Clair był o wiele wyższy niż przypuszczała. Priscilla, która wcale nie była niska, musiałaby zadzierać do niego głowę. Ubrany był w świetnie skrojony czarny wieczorowy garnitur. Jego wysportowane ciało nie miało pewnie na sobie ani grama tłuszczu. Nieskazitelnie biała koszula opinała muskularny tors Melvina. Był wąski w pasie i miał długie szczupłe nogi. Poruszał się tak zwinnie, że Priscilli jego chłód skojarzył się natychmiast z czarną panterą. Zbliżał się do niej i z każdym jego krokiem mogła przyjrzeć się dokładniej rysom jego twarzy – wysokim kościom policzkowym, energicznej brodzie i zdecydowanym w rysunku, a mimo to zmysłowym wargom.

– Szachy sprawiają mi frajdę tylko wtedy, kiedy gram z kimś. St. Clair stał już przed nią. Priscilla patrzyła w jego niewiarygodnie błękitne oczy, okolone gęstymi czarnymi rzęsami, których mogła mu pozazdrościć każda kobieta. – Słucham? – spytała nieswoim głosem. Melvin uśmiechnął się i wskazał ruchem głowy szachownicę. Priscilla zauważyła srebrne pasmo w jego czarnych włosach, sięgających kołnierzyka koszuli. W dłoni trzymał cygaro. – Czy mogę usiąść? A może czeka pani na swych przyjaciół, panno Hunter? – Skąd pan zna moje nazwisko? – Priscilla nie kryła zdumienia. St. Clair usadowił się na krześle próbując znaleźć jak najkorzystniejszą pozycję dla swych długich kończyn. – Dałem łapówkę kelnerowi – odparł z uśmiechem. – Czy nie ma pani nic przeciwko temu, żebym zapalił, panno Hunter? A może mógłbym panią nazywać Priscilla? To o wiele bardziej do pani pasuje. Priscilla czuła się zadziwiająco dobrze w towarzystwie tego mężczyzny. Może wcale nie był tak okropny, jak o nim pisała prasa. Właściwie był całkiem sympatyczny. – A w jakim celu chciał pan poznać moje nazwisko? Dziwię się, że kelner w ogóle je zapamiętał. – A ja przeciwnie. Trudno panią zapomnieć, Priscillo Hunter. Kiedy tylko ujrzałem panią w jadalni, od razu wiedziałem, że za nic ma pani władzę i bogactwo. Zdaje się, że jest pani przyzwyczajona do takiej atmosfery. – Bynajmniej. Dzielę z przyjaciółką małe mieszkanko. Nie jestem z pana świata, panie St. Clair. Na życie zarabiam ciężką pracą. – Priscilla wyprostowała się dumnie. Ciekawa była reakcji Melvina. – Więc wie pani, kim jestem... A skąd, jeśli można spytać? Priscilla wzruszyła ramionami. – Wystarczy wziąć do ręki pierwszą lepszą gazetę, żeby zobaczyć w niej pana zdjęcie. Ma pan szczególny talent do trafiania na czołówki, panie St. Clair. – Oczywiście, ci przeklęci pismacy! – zareagował ostro. – I co takiego czytała pani o mnie? – zapytał. – Ma pan opinię twardego, pozbawionego skrupułów biznesmena, aczkolwiek przestrzega pan reguł gry. Po drugie – ma pan na koncie całe mnóstwo złamanych serc. Melvin przyglądał się Priscilli przez chwilę z uwagą, a potem spytał nadspodziewanie łagodnym głosem: – Czy wierzy pani we wszystko, co pani przeczyta? A może kieruje się pani własnymi sądami? Na doniesienia prasowe trzeba zawsze brać poprawkę. Zazwyczaj tylko po części zgodne są z prawdą. – Zależy, jaką część ma pan na myśli, panie St. Clair – odrzekła Priscilla spokojnie. – Nie wyrobiłam sobie jeszcze opinii na pana temat. Zbyt mało pana znam. – Mam nadzieję, że ten stan wkrótce ulegnie zmianie – zapowiedział uśmiechając się wesoło. – Niech mnie pani nazywa po prostu Melvinem. Pani włosy tak błyszczą w blasku ognia, jakby sypały się z nich skry. Sądzę, że wyglądałyby jeszcze ładniej, gdyby je pani rozpuściła... Melvin zatrzymał wzrok na wysokości piersi Priscilli. Wstrzymała oddech, dopóki nie odwrócił oczu. – Ciekawe... Melvin miał teraz nieco schrypnięty głos – sam nie wiem, co mnie w pani

tak pociąga. Nie jest pani piękna, ale ma pani klasę i... jak mi się zdaje, szczególne poczucie humoru. Priscilla nie bardzo wiedziała, jak ma skomentować tę uwagę. Na szczęście Melvin zmienił temat pytając: – Czy często gra pani w szachy? Kiwnęła głową. – Niestety, nie tak często, jak tego bym chciała. Mój dziadek nauczył mnie grać w szachy dawno temu. – Priscilla zła była na siebie, że wymieniła dziadka. Nie miała takiego zamiaru. – Więc teraz już pani nie gra? – Rzadko. Trudno trafić na równorzędnego partnera. A pan gra? – W szachy? Owszem i najczęściej wygrywam. – Naprawdę? To może miałby pan ochotę rozegrać ze mną tę partię do końca? Teraz będzie pana ruch! – Priscilla spojrzała na Melvina wyzywająco. Zmarszczył czoło i przyjrzał się szachownicy. Bez żadnego namysłu przesunął figurę. – Teraz kolej na panią... – Przez całą naszą rozmowę studiował pan sytuację, prawda? – spytała Priscilla gniewnie. – To nie fair! – Być może sprawiam wrażenie odprężonego, ale przecież mój mózg pracuje nadal. Nota bene nie odpowiedziała pani na moje pytanie... Czy pani koledzy wrócą tu czy nie? Priscilla skrzywiła się. Jej rozmówca wyraźnie panował nad sytuacją. Ona sama mogła się skupić tylko na jednej czynności, a nie na kilku jednocześnie. Rozważyła w myślach następny ruch, a dopiero później powiedziała: – Nie, musieli wrócić do Filadelfii. Nie przepada pan za dziennikarzami, co? Melvin odchylił się razem z krzesłem do tyłu i zaczął balansować na dwóch jego tylnych nogach. – Zgadza się. Tylko niewielu z nich zasługuje na szacunek. Większość nie interesuje się prawdziwymi faktami. Sięgają po wszystkie dostępne środki, żeby zdobyć sensację. Najlepszym przykładem jest Monika Whittaker, prawdziwa hiena dziennikarska. Nie cofa się przed niczym. Priscilla najpierw przesunęła figurę, a potem spojrzała na Melvina. – Dlaczego pan tak o niej mówi? Zrobiła panu coś? – spytała głosem nie pozbawionym ironii. Melvin wzruszył ramionami. – Bardziej niż o mnie, chodzi mi o moich przyjaciół, którym bardzo dokuczyła w przeszłości. W zeszłym roku zaprosiłem żonę przyjaciela na obiad. Pani Whittaker w asyście fotografa zaczepiła mnie w holu restauracji prosząc o wywiad. Nie zgodziłem się, ale oni bynajmniej nie zrezygnowali. Przyczepili się do nas jak rzep psiego ogona. Robili nam zdjęcia wbrew naszej woli. Było tam tak okropnie ciasno, że aby cokolwiek usłyszeć, musieliśmy nachylać się wprost do ucha rozmówcy. Następnego dnia przeczytaliśmy w gazecie, że małżeństwo mojego przyjaciela stoi pod znakiem zapytania i zapowiedź rychłego rozwodu. Do tego zdjęcie, na którym oboje wyglądaliśmy tak, jakbyśmy się czule obejmowali. – Melvin skrzywił się z odrazą. – Moi przyjaciele zignorowali całą tę historię, ale niesmak pozostał. To tylko jeden z wielu przykładów fałszującego rzeczywistość dziennikarstwa pani Whittaker. Ja osobiście nie darzę zaufaniem ludzi mających jakikolwiek

związek z prasą. Priscilla pomyślała o dziadku i jego wzniosłych ideałach dziennikarstwa. Pokręciła głową z westchnieniem. – Teraz pana ruch, Melvin. A propos Moniki Whittaker, to uważam, że jest ona niechlubnym wyjątkiem. Nie wszyscy dziennikarze są tak pozbawieni skrupułów jak ona. Melvin spojrzał na nią z uwagą. – Pani wcale nie jest piękna... Sam nie wiem, co takiego jest w pani... Jakiś niezwykły urok... – Mówiąc to skasował szybko jej białego skoczka i uśmiechnął się z zadowoleniem na widok oburzonej miny Priscilli. – Chciałbym się z panią umówić w najbliższym czasie – zaproponował ujmując jej dłoń. Próbowała uwolnić rękę z jego uścisku, ale trzymał ją mocno. – Niech pan posłucha, dobrze wiem, że nie jestem żadną pięknością. Czy naprawdę musi mnie pan o tym przekonywać? A poza tym wcale nie mam ochoty spotykać się z panem. Przez kilka następnych tygodni będę miała dużo pracy. – Głos Priscilli zadrżał. – Czy mógłby pan zostawić moją rękę w spokoju? Rozgrywamy tę partię do końca, czy nie? Melvin puścił rękę Priscilli. – Naturalnie, że gramy dalej, Priscillo. Gdzie będzie pani pracować? I czy to zajęcie rozciągnie się także na wieczory? Żaden szef nie może wymagać pracy przez okrągłą dobę. Obserwował uważnie Priscillę i spostrzegł, że jej twarz rozjaśniła się nagle. Obrzuciła Melvina triumfującym wzrokiem. – Sądzi pani zapewne, że już mnie pani ma, co? Czytam w pani twarzy jak w otwartej książce. A teraz proszę o odpowiedź na moje pytanie. Co to za praca angażuje panią tak bardzo? Wydaje mi się, że jednak miałaby pani ochotę spotkać się ze mną prawda? Priscilla przybrała świadomie niewinny ton. – Ależ oczywiście, że chętnie bym się z panem spotkała, panie St. Clair. – Zmarszczył czoło, więc się natychmiast poprawiła – to znaczy, Melvin. Nie przypuszczam jednak, że pan miałby na to ochotę. Laufrem zastawiła drogę jego królowi. – Szach... Melvin – obwieściła z dumą. Melvin obrzucił stalowym spojrzeniem konstelację figur na szachownicy, po czym rozparł się wygodnie i spojrzał z namysłem na Priscillę. – Dlaczego miałbym nie mieć ochoty na spotkanie z panią? – Ponieważ jestem dziennikarką! – Co takiego? – wykrzyknął przerażony. – Pracuję w „Biuletynie”. Melvin zerwał się na równe nogi. – A więc w tym samym piśmie co ta Whittaker! – Właśnie! – odparła Priscilla z naciskiem. – A pan ma za duże mniemanie o sobie. Skąd to prawo, żeby oceniać ludzi na podstawie wykonywanego przez nich zawodu? Ja kocham moją pracę! I mam zamiar wywiązać się jak najlepiej z mojego zadania tutaj. Melvin uśmiechnął się rozbawiony. – Aha, trafiłem w pani czuły punkt, co? Odkrywam coraz więcej cech Priscilli Hunter. Jest inteligentna, ma poczucie humoru, jest atrakcyjna i łatwo się irytuje. No, niechże pani tak na mnie nie patrzy. Na nic się to pani nie przyda – dodał. Usiadł z powrotem. – Proszę mi powiedzieć, Priscillo, na czym będzie polegała pani praca tutaj? Przypuszczam, że będzie pani mieszkała w domu gościnnym gazety?

Priscilla wyjaśniła mu spokojnie, co ją tu sprowadziło. – Wie pan może, gdzie jest ten dom? – Może wiem – odparł z uśmiechem. – O ile mi wiadomo, w Mountainhome Cove. Priscilla odgarnęła pasmo włosów z czoła. – Teraz już pewno pan zrozumiał, dlaczego będę tak bardzo zajęta. Chyba, że... – Chyba, że co? – Chyba, że znalazłby pan dla mnie jakiegoś milionera – uśmiechnęła się. – Powinien pan znać co najmniej kilku. – Przypuszczam, że znam co drugiego – zgodził się Melvin. – Zakładam, że ten milioner, którego pani szuka, powinien interesować się historią Skytop Lake, zgadza się? – Tak, to bardzo ważne. – Rozumiem. Mnie nie wzięła pani pod uwagę, co? To, że jestem milionerem i... – Och, nie! – przerwała mu Priscilla śmiejąc się głośno. – Potrzebny mi jest stary milioner, który spędził tu całe życie. Pan jest zbyt młody do moich celów. Melvin siedział spokojnie wpatrując się w nią bez słowa. Z jego twarzy nie dawało się nic wywnioskować. – Więc jestem zbyt młody? – mruknął. – O co chodzi, Melvin? – zmieszała się. Atmosfera zrobiła się nagle nie do wytrzymania i Priscilla z trudem pohamowała głupi impuls, żeby uciec stąd, gdzie pieprz rośnie. Melvin tymczasem pochylił się nad stołem opierając łokcie po obu stronach szachownicy. W jego oczach płonął ogień potęgujący się z każdą chwilą. Jak w hipnozie Priscilla podała mu usta. Złożył na nich delikatny pocałunek. Choć miała zamknięte oczy, czuła, że przygląda się jej z tej jakże bliskiej odległości. Wiedziała, że na jej policzkach wykwitły rumieńce. W ogóle zrobiło jej się gorąco i oddychała znacznie szybciej. Nie chciała jednak niczego zmieniać, chciała, by ta chwila trwała wiecznie. Melvin wziął ją ponad stołem w ramiona. Nie broniła mu swych ust, kiedy znowu zaczął ją całować. Gładził ją po karku w taki sposób, że ciarki przebiegały jej po plecach. Oderwał się z cichym westchnieniem od warg Priscilli i ugryzł ją delikatnie w koniuszek ucha. Priscilla straciła panowanie nad sobą. Po omacku sięgnęła do guzików koszuli Melvina i zaczęła ją rozpinać. Ogarnięta była pragnieniem dotknięcia jego nagiej skóry. Jej usta spoczęły na piersiach Melvina. Ujął jej głowę w dłonie, pochylił się nad nią i poszukał jej ust. Priscillę przepełniło pożądanie stare jak świat. Kolana jej drżały do tego stopnia, że obawiała się stracenia równowagi. Zarzuciła mu ramiona na szyję i przytuliła się do niego z całych sił. Jej rozum przestał funkcjonować. Emocje wzięły nad nim górę. Jednego była pewna – żaden mężczyzna tak na nią dotychczas nie podziałał. Zadrżała czując, że dłoń Melvina wślizguje się pod jej marynarkę i sięga jej piersi. Jęknęła z rozkoszy. – Melvin... – szepnęła, wiedząc, czego w tej chwili chce najbardziej. Natychmiastowego

zaspokojenia pożądania, które w niej obudził. – Mój Boże, Priscillo... Zachowuję się jak nieodpowiedzialny idiota. Nie miałem takiego zamiaru... – Objął ją i przyciągnął do siebie. – Ależ nic takiego się nie stało – zażartowała. – Owszem. Mam w końcu opinię bezwzględnego uwodziciela, być może po części zasłużoną. W końcu jestem przecież mężczyzną. Mogę ci powiedzieć tylko jedno – nigdy świadomie nie zraniłem żadnej kobiety. – Spojrzał w oczy Priscilli. – Ale na tobie nie chcę wypróbowywać moich sztuczek. Jesteś zbyt uczciwa na takie zagrania. Zabolałoby cię to. Słowa te odebrała Priscilla jak uderzenie pejczem. Odwróciła się zmieszana. Melvin wykazał się opanowaniem, ona nie. A przecież w każdej chwili ktoś mógł wejść do biblioteki i zastać ich w czułych objęciach. Priscilla rozejrzała się. Nie, wszystko było tak, jak przedtem, tylko ona nie była już taka sama. Spotkanie z Melvinem St. Clairem bardzo ją zmieniło. Rzuciła okiem na zegarek. Za chwilę wsiądzie do łodzi i zostawi to wszystko za sobą. Melvin należał do innego świata, nie miał nic wspólnego z jej światem, nie umiałby się w nim odnaleźć. Władza i pieniądze zbyt wiele dla niego znaczyły. Sięgnęła po marynarkę i założyła ją. W tym czasie Melvin podszedł do małego stolika przy drzwiach i napełnił dwa kryształowe kieliszki brandy. Podał Priscilli jeden z nich. – Proszę, Priscillo. Niech pani to wypije. Trochę brandy dobrze nam zrobi. – Nie spodziewał się oporu z jej strony. – Nie, dziękuję, poradzę sobie i bez tego. Nie piję alkoholu... – Proszę to wypić i nie dyskutować – przerwał jej ostro. – Potrafię ocenić pani stan, a skoro te pocałunki tak bardzo wytrąciły mnie z równowagi, to nie inaczej było z panią. Odrobina alkoholu z pewnością pani pomoże. Priscilla wiedziała, że Melvin ma rację. Wzięła od niego kieliszek i wypiła jego zawartość jednym haustem. – Dobrze. Przykro mi z powodu tego, co się stało. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Fuj, co to za obrzydliwość kazał mi pan wybrać! – Dobra brandy nie może być obrzydliwa – zganił ją z uśmiechem. – Powinna się pani przyzwyczaić do tego smaku, skoro będzie tu pani jadać kolacje. Bo będzie pani, prawda? Priscilla odetchnęła głębiej. Błogosławiła działanie alkoholu. – Nie sądzę. Będę sobie sama przygotowywać kolację. Nie będę miała czasu, żeby tu codziennie przyjeżdżać. Zanim Melvin zdążył coś odpowiedzieć, za drzwiami dał się słyszeć gwar głosów. Drzwi biblioteki otworzyły się i wpadła przez nie nieduża czarnowłosa piękność ubrana w sposób bardzo rzucający się w oczy. Jej kunsztownie umalowane oczy orzechowego koloru zwęziły się w szparki, gdy dostrzegła Priscillę. Melvin natomiast uśmiechnął się do niej promiennie. Priscilla skojarzyła przybyłą z kobietą, którą widziała na zdjęciu w gazecie w towarzystwie St. Claira. – Melvin, kochanie! – zawołała kobieta. – Tak mi przykro, że się spóźniliśmy, ale ojciec nie mógł wprost oderwać się od telefonu. Mam nadzieję, że niczego nie straciliśmy. – Obrzuciła Priscillę prowokującym spojrzeniem.

Melvin dopił spokojnie swoją brandy, potem podszedł do niej i ujął ją za łokieć. – Denise, chciałbym ci przedstawić Priscillę Hunver. Spędzaliśmy właśnie czas na... grze w szachy. – Specjalnie zrobił tę znaczącą pauzę przed słowami „gra w szachy”. – Panna Hunter jest wytrawną szachistką. Priscillo, to jest Denise Mandreli. Byłem z nią i jej ojcem umówiony na kolację. Opóźniła się znacznie, jak widać. – Czyżbyś mi robił wyrzuty, skarbie? – Denise skrzywiła się z niesmakiem. – Wiesz przecież, że nie mogłam się wprost doczekać przyjazdu tutaj. Ojciec jest czasami tak zajęty, że zapomina o przyjemniejszych stronach życia. Chodź już, skarbie – pociągnęła Melvina za sobą. Melvin utkwił wzrok w oczach Priscilli. Wysunął się z uścisku Denise, podszedł do szachownicy i mruknął do siebie: – Muszę jeszcze zrobić ostatni ruch. Priscilla patrzyła bez słowa, jak stawia swego czarnego skoczka w miejsce jej białego króla. – Mat, panno Hunter – powiedział. Czarnowłosa piękność była już przy drzwiach. Zanim wyszła, odwróciła się jeszcze do Priscilli. – Do widzenia, Sheilo. – Priscillo – poprawił ją Melvin. – Aha... No, chodź już, Melvin. Umieram z pragnienia. Zamów nam szampana. Po wyjściu tej pary Priscilla odstawiła kieliszek, który ciągle jeszcze trzymała w dłoni i pokręciła głową z niedowierzaniem. Nie mogła pojąć wydarzeń dzisiejszego wieczoru. Zwabił mnie w pułapkę, pomyślała. A ja nawet tego nie zauważyłam. I to zarówno, jeśli chodzi o szachy, jak i o mnie samą. Co takiego powiedział? Że zawsze wygrywa? Priscilla wyszła z biblioteki ze smutnym uśmiechem na ustach.

3 Priscilla odebrała walizkę w szatni i poszła na pomost. Mike już tam na nią czekał. – Kontynuujemy podróż? Priscilli zachciało się nagle spać. Była to typowa dla niej reakcja na alkohol. Odetchnęła kilka razy głęboko i wsiadła przy pomocy Mike’a do łodzi. – Mógłby pan mnie zawieźć do Mountainhome Cove, Mike? Będę tam przez jakiś czas mieszkała. Mike osłupiał. – Pewna jest pani. że chce się tam dostać? Kiwnęła głową. – Absolutnie. Jest tam przecież prywatny pomost, czyż nie? – Tak, tak, niewątpliwie prywatny. – Nasunął czapkę nisko na czoło. – Jeśli chce pani dostać się do Mountainhome Cove. to płyńmy tam. Czeka tam ktoś na panią? Priscilla ziewnęła rozdzierająco. – Tak, Mike. Czekają tam na mnie. Możemy już ruszać? – Hej... proszę pani... Niechże się pani obudzi? Priscilla otworzyła oczy i rozejrzała się wokół. Zdrzemnęła się, jak tylko ruszyli i przespała całą podróż. Łódź kołysała się łagodnie na falach tuż przy drewnianym pomoście. Mike uśmiechał się do niej rozbawiony. Priscilla odwzajemniła mu się lekko zakłopotanym uśmiechem. – A to dopiero! Nie myślałam, że zasnę. To pewnie efekt świeżego powietrza. Wyskoczyła na pomost. W ciemności choć oko wykol słychać było tylko cykanie świerszczy i plusk fal rozbijających się o nabrzeżne skały. – Gdzie jest ten dom? – spytała Priscilla usiłując dostrzec coś przez noc. – Widzę tylko drzewa i skały. – Z dołu nie można go zobaczyć. Jest tam, wysoko, za tą skałą. – Mike pokazał kierunek ręką. – Czy to oznacza, że będziemy musieli przedzierać się przez tę skałę? – w głosie Priscilli zabrzmiał strach. – Owszem. To jest stara skała polodowcowa, gładka jak skóra niemowlęcia. W dzień można ten dom zobaczyć. Rozciąga się stamtąd pierwszorzędny widok na jezioro. – Wspominano mi już o tym – odrzekła Priscilla. – Ale jeśli będziemy dłużej tak stali, to nie będę miała okazji go podziwiać. Czy mógłby mi pan zanieść walizkę? Spodziewam się, że droga będzie wystarczająco trudna bez bagażu. Nie mam wprawy w górskiej wspinaczce, a już na pewno nie po nocy. – Niech się pani nie martwi – zachichotał stary – pójdę przodem. – Złapał walizkę Priscilli i pomaszerował dziarskim krokiem w stronę skały. Priscilla podążyła za nim, ostrożnie i powoli. Trochę się bała przejścia z pomostu na brzeg, bo nie miała ochoty na kąpiel w lodowatej wodzie. Udało jej się jednak bez większych kłopotów dotrzeć na stały ląd. Dogoniła Mike’a, który już zaczął się wspinać. Jej sportowe obuwie nie bardzo nadawało

się do wspinaczki, ślizgała się więc co chwila przytrzymując się przydrożnych krzaków. Aż w końcu nie udało jej się niczego przytrzymać i wyłożyła się jak długa. – Mike... niechże pan poczeka. Nie mogę iść dalej. Ciągle się ślizgam. Stary podskoczył do niej z małpią zręcznością. – Typowe dla bab... – mruczał żartobliwie – i po co to pchać się w góry! A nie lepiej było zostać w mieście? Proszę wstać... pomogę pani. Priscilla szła teraz przodem. I choć wcale nie było jej do śmiechu, to jednak rozbawiło ją w końcu to ciągłe wyrzekanie Mike’a. Za każdym razem, kiedy groził jej upadek, podtrzymywał ją i popychał do przodu. Wreszcie dotarli na górę. Priscilla zatrzymała się, żeby uspokoić oddech i odzyskać normalną postawę. – Jeśli nawet nie ma pani mięśni, jak trzeba, to humoru na pewno pani nie brakuje. Dom jest tam naprzeciwko. Nie spodziewała się wcale tak dużego i nowoczesnego domu wypoczynkowego. Wyobrażała sobie, że będzie niewielki o raczej tradycyjnej architekturze. Przecież to jej dziadek kazał go wybudować, a on był miłośnikiem starego stylu budowania. Wzruszyła ramionami i podeszła do drzwi. Jej przewodnik otworzył drzwi balkonowe na parterze i wszedł do domu. Priscilla była trochę zaskoczona, że drzwi są otwarte, ale przypomniała sobie, że Rob jest bardzo zapominalski. – Wszystko w porządku – powiedział Mike rozejrzawszy się dokładnie po wszystkich kątach. – Najlepiej będzie, jak pani zaraz pójdzie spać. Wygląda pani na zmęczoną. Ta wspinaczka odebrała pani resztę sił. Priscilla wyjęła z torebki portmonetkę. – Ma pan rację. Proszę, to dla pana. I bardzo dziękuję za pomoc. Bez pana nie dostałabym się tutaj. Stary cofnął się o krok. – To nie jest potrzebne. Pomogłem pani z własnej woli. – Odsunął ręką banknot, który Priscilla mu zaoferowała. Zawstydzona schowała go z powrotem do portmonetki. – Przepraszam, Mike. Mimo to jeszcze raz serdecznie panu dziękuję. – To ja już zmykam – oświadczył stary. – Za dnia będzie to wszystko inaczej wyglądało. – Skłonił się energicznie i wyszedł. Priscilla stała przy drzwiach, dopóki nie usłyszała warkotu silnika jego łodzi w dole. Ziewając wzięła walizkę i poszła na poszukiwanie sypialni. Jutro rozpocznie dzień do oględzin domu. Teraz zaś marzyła tylko o jednym – żeby się porządnie wyspać. W tylnej części domu odkryła kręte schody. Oczywiście, tam musi się znajdować sypialnia. Ogromne pomieszczenie z wielkim francuskim łożem poprawiło jej humor. Na jednym z nocnych stolików stał aparat telefoniczny. Dziadek! Zupełnie o nim zapomniała. Odstawiła walizkę na krzesło i spojrzała na zegarek. Jedenasta. Szybko wybrała numer dziadka w Filadelfii. Po dwóch sygnałach podniesiono słuchawkę. – Tak?

– Edward? Tu Priscilla. Czy dziadek jest w domu? Dzwonił do mnie dzisiaj. Edward pracował u jej dziadka od ponad trzydziestu lat . – Panno Hunter, jak to miło, że pani dzwoni. Niestety, pana Scotta nie ma. Czy mógłbym pani w czymś pomóc? Westchnęła. – Nie, dziękuję, Edwardzie. Dzwonię dlatego, że on do mnie telefonował. Ale, Edwardzie... Tak, panno Hunter? – Jak on się czuje? – Priscilla zawahała się, ale ciągnęła dalej. – Zna go pan lepiej niż ktokolwiek inny. Nie jest chyba chory, co? – Chory... co pani ma na myśli, panno Hunter? Zamknęła oczy. Wiedziała już, że coś jest nie tak. – Czy miał znowu atak? Proszę, Edwardzie, niech pan mi powie prawdę. – Ale... pan Scott nie chciałby, żeby pani się o niego martwiła. Rzeczywiście czuł się źle w czasie, gdy była pani na urlopie. Zdenerwował się okropnie czymś, co miało związek z gazetą i zaraz potem miał atak. – Edward przekazał jej tę informację zmartwionym głosem. – Rozumiem. Dziękuję, że powiedział mi pan o tym. Obiecuję dyskrecję. A wie pan może, dlaczego dziadek chciał się ze mną skontaktować? – Tak, wiem. Chciał zabrać panią na galowe przyjęcie z okazji przyznania nagród dla prasy. – Ach tak! Zupełnie zapomniałam. Czy poszedł sam? – Tak, panno Hunter. Cieszył się na ten wieczór. – To świetnie. Nie będę panu więcej zabierać czasu, Edwardzie. Niech pan powtórzy dziadkowi, że dzwoniłam i że może mnie znaleźć pod tym numerem. – Podyktowała mu cyfry z aparatu. – Będę tu przez kilka następnych tygodni i strasznie jestem ciekawa, co dziadek na to powie. Na pewno dowie się, dlaczego tu jestem. – Oczywiście, panno Hunter. Wszystko przekażę panu Scottowi. Do usłyszenia. Priscilla odłożyła słuchawkę. Spojrzenie jej padło w lustro. Podniosła ręce do góry i wyjęła z włosów szpilki, którymi były umocowane. Następnie z walizki wyjęła szczotkę i beżową koszulę nocną z satyny. Długo szczotkowała włosy przeczesując je w różnych kierunkach. Związała je potem w prowizoryczny węzeł na karku i poszła do łazienki wziąć prysznic. Strumień gorącej wody sprawił, że poczuła się jeszcze bardziej zmęczona. Wysuszyła się puszystym białym ręcznikiem i pomyślała o mężczyźnie, na którego pieszczoty jej ciało tak gwałtownie zareagowało. Zła na siebie za te niepotrzebne wspomnienia założyła koszulę, której górna część składała się z cienkich ramiączek i rozpuściła włosy. Z westchnieniem wtuliła się w miękkie poduszki ogromnego łoża. Melvina St. Claira wyrzucam ze swych myśli, postanowiła. Ale nie było to wcale takie proste. Melvin prześladował ją także we śnie. Widziała jego kanciastą twarz, słyszała jego chrapliwy śmiech... Priscilla przewracała się z boku na bok. Miała przed oczami opalony tors Melvina, pokryty gęstymi czarnymi włosami. Nie miał na sobie nic oprócz spodni od piżamy. Zrobiło się jej gorąco i próbowała odepchnąć go obiema rękami. Ten obraz stawał się coraz bardziej

realistyczny, Priscilli wydawało się nawet, że słyszy skrzypienie łóżka, gdy Melvin położył się obok niej. Westchnęła przez sen i odwróciła się w drugą stronę. Nagle zrobiło się jej duszno, odrzuciła więc kołdrę na bok. Znajome dłonie otuliły ją troskliwie znowu. – Nie... – zaprotestowała we śnie. Powieki miała tak ciężkie, że nie była w stanie ich unieść. Znowu odrzuciła kołdrę. Łóżko zaskrzypiało ponownie. Teraz śniło jej się, że siedzi w łodzi Mike’a i zaczęła szukać obiema dłońmi jakiegoś oparcia. – Dobrze... – mruknęła. – Tak jest o wiele lepiej. Niski śmiech Meh/ina wtargnął znowu do jej snu. Priscilla zmarszczyła czoło. W końcu poddała się. Leżała spokojnie czekając, co się zdarzy w tym śnie. Melvin gładził ją czule i delikatnie po włosach. Palcem obrysowywał kontury jej twarzy, jej ust, dopóki wargi Priscilli nie rozchyliły się. Usta obojga połączyły się w gorącym namiętnym pocałunku. Priscilla wtuliła się w silne ciepłe ciało Melvina. Jęknęła z rozkoszy czując dłonie Melvina na swych biodrach. On zaś roześmiał się głośno i szepnął: – Czy jeszcze się nie obudziłaś, Priscillo? Otworzyła nareszcie oczy. Melvin z jej snu leżał obok niej i uśmiechał się do niej. W jego błękitnych oczach migotało rozbawienie. Priscilla zamknęła oczy i zaraz je otworzyła ponownie. Ciągle leżał obok niej. Zaschło jej nagle w gardle. – Najwyższy czas – oznajmił Melvin i uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Witam w realnym świecie. Czy ty zawsze śpisz tak głęboko i tak mocno? Priscilla próbowała odsunąć się od niego, ale była jak sparaliżowana. Ciągle jeszcze nie mogła uwierzyć, że to nie sen. Melvin puścił ją i wsparł się na łokciu? – Co pan robi w moim łóżku? – zamruczała niewyraźnie. – Prawdę mówiąc to jest moje łóżko. Ale gotów jestem podzielić się nim z tobą, gdybyś tylko zechciała się trochę posunąć. Przypuszczam, że pomyliłaś domy, Priscillo. – To wcale nie jest śmieszne, Melvin – skrzywiła się. – Idź już sobie. Obudziłeś mnie. I przestań się śmiać. To wszystko twoja wina. – Priscilla nadal nie była w stanie odróżnić snu od rzeczywistości. – Dlaczego miałaby to być moja wina? – Bo zmusiłeś mnie do wypicia alkoholu, chociaż mówiłam ci, że nie... – urwała sennie. – ... piję alkoholu. – Melvin dokończył za nią. – Pewnie to prawda, bo nie sądziłem, że jeden kieliszek brandy może tak na kogoś podziałać. Priscillo, obudź się wreszcie. Jest druga w nocy, a ty leżysz w moim łóżku. Nie przeszkadza mi to zanadto ale jutro rano przeżyjesz szok. I nie będzie ci chyba miło, gdy moja gospodyni cię tu zastanie. Priscilla oprzytomniała nareszcie, ale jej ciało nadal nie było jej posłuszne. – Nie wiedziałam, że masz tu dom. Nic mi o tym nie mówiłeś. Nie mogę być w twoim domu. Przecież Mike nie mógł się pomylić. – Dom gazety jest jakieś czterdzieści metrów stąd. Używamy tego samego pomostu. – Melvin zaklął nagle. – O jakim Mike’u mówisz? To znaczy, że ktoś wie, że tu jesteś?

– Tak, Mike z portu – odparła Priscilla spokojnie. Melvin zerwał się. – Musisz natychmiast tam się przenieść. Wstań i ubierz się. Zaprowadzę cię do właściwego domu. Natychmiast, słyszysz?! – Tak, Melvin... jeszcze chwileczkę. – Priscilla naciągnęła kołdrę na nagie ramiona i wtuliła się w poduszkę. Melvin pokręcił głową. Stwierdził, że Priscilla zasnęła z powrotem. Wyciągnął się więc obok niej, założył nogę na nogę i mruknął: – Okay, Priscillo – westchnął zrezygnowany. – Masz jeszcze godzinę.

4 Priscilla usiłowała uwolnić rękę przyciśniętą czymś twardym i ciepłym. Powoli uniosła powieki i... nie uwierzyła własnym oczom. Leżała na boku obejmując Melvina St. Claira w pasie. Jej lewa ręka spoczywała na jego piersiach. Dłoń Melvina z kolei leżała na jej biodrach. Spał głębokim mocnym snem. Co, u diabła, robił ten facet w jej łóżku? Nocna lampka oświetlała łagodnym blaskiem jego twarz. Priscilla zarejestrowała każdy jej szczegół. I nagle przypomniała sobie swój sen. A może to wcale nie był sen? Spojrzała w dół. Melvin miał na sobie tylko spodnie od piżamy. Priscilla zdenerwowała się uświadomiwszy sobie, że ona też nie ma na sobie niczego oprócz koszuli nocnej. Chciała wyciągnąć rękę spod Melvina. Ten ruch musiał go obudzić, bo otworzył oczy. – Wcale mi się to nie śniło, prawda? – spytała żałośnie. – To strasznie zabawna historia. Co ja bym dał za to, żeby wrócić do domu i zastać cię w mym łóżku, tak sobie wczoraj wieczorem myślałem. A tu proszę, Mike Hirschler niechcący mi się przysłużył. Priscilla odsunęła się na sam brzeg łóżka i nakryła się kołdrą aż pod brodę. – Widocznie to dla niego nie nowina, że dostarcza ci kobiety do domu. Dlatego wybrał ten dom, a nie tamten. Ja natomiast nie miałam pojęcia, że tu na górze jest jeszcze jakiś inny dom. – Priscilla była już porządnie zła. Melvin przeciągnął się jak kot. – Spokojnie, spokojnie, Priscillo. Strzelasz skrami, kiedy jesteś zagniewana. Zapewniam cię, że nie sprowadziłem tu nigdy żadnej kobiety bez towarzystwa. – Mało mnie obchodzi twój system ściągania kobiet do domu, Melvin. Dlaczego mnie nie obudziłeś? Jest już przecież czwarta nad ranem. Muszę stąd jak najprędzej wyjść. Nie jestem przyzwyczajona do tego, żeby się budzić w obcych łóżkach. – Mam nadzieję. Ale chyba nie uważasz mnie za obcego, prawda, skarbie? – Melvin zrobił znaczącą pauzę, po czym mówił dalej. – Chyba nie po tym, co się stało ostatniej nocy? Priscilla popatrzyła na niego krytycznie. – Co to ma znaczyć? Czy zaszło coś, o czym powinnam pamiętać? Melvin spoważniał. – Nic nie zaszło. Tylko absolutnie normalna, zdrowa reakcja. W zaistniałych okolicznościach nie byłaś w stanie uczestniczyć w jakiejkolwiek grze miłosnej. Ograniczyłem się więc do roli twego anioła stróża chroniąc cię we śnie. No, i miałem rację. Gdy masz rozpuszczone włosy, podobasz mi się o wiele bardziej. Priscilla umknęła spojrzeniem w bok i zerknęła w okno, na którym nadal było ciemno. – Melvin, czy mógłbyś mi przynieść mój szlafrok. Zaczyna mi się robić zimno i nie rozumiem, dlaczego ty nie marzniesz. – Jej wzrok prześlizgnął się po nagim torsie Melvina i to, co zobaczyła, wywołało natychmiastową reakcję. Palące pożądanie ogarnęło całe jej ciało. Melvin nie mógł powstrzymać uśmiechu widząc zdradzieckie błyski w jej oczach. – Prawdę mówiąc, jest mi teraz gorąco. Zazwyczaj śpię bez niczego. I nie chowaj się tak pod

kołdrą. Nie możesz już niczego przede mną ukryć. Czy wiesz, jak słodko przytulasz się we śnie? Kto cię nauczył tak się przytulać? Priscilla oblizała spieczone wargi. – Melvin, nie chcę paradować przed tobą w nocnej koszuli. Już i tak twoja obecność wprawia mnie w zakłopotanie. Przynieś mi szlafrok, proszę. Wstał z łóżka i podał jej szlafrok, który rzuciła przed snem na krzesło. Gdy wyciągnęła po niego rękę, kołdra zsunęła się odsłaniając jej nagie ramiona, bowiem ramiączka koszuli zsunęły się także. Wzrok Melvina palił Priscillę jak ogień. Upuścił szlafrok na jej stopy. Ich spojrzenia spotkały się. Melvin podszedł bliżej. Utkwił wzrok w jej ustach. Serce Priscilli waliło jak młotem. Z rosnącym podnieceniem oczekiwała dalszego rozwoju sytuacji. Kiedy Melvin pochylił się nad nią, opadła z powrotem na poduszki. Rozpuszczone włosy ułożyły się jak wachlarz wokół jej głowy. Piersi jej unosiły się i opadały w szybkim nierównym tempie. Sprawcą tego stanu rzeczy był mężczyzna, którego do wczoraj znała tylko z gazet. Próbowała jeszcze zachować resztki rozsądku i wyrwać mu się, ale było już za późno. Melvin położył się na niej i rozkrzyżował jej ręce. – Na co ty sobie pozwalasz? – ofuknęła go, ale stłumił jej słowa pocałunkiem. – Właśnie na to sobie pozwalam, właśnie na to, czarownico. Chcę ciebie. To przecież takie proste. A ty nie chcesz przyznać, że pragniesz mnie tak samo, jak ja ciebie. Tu i teraz. Przestań z tym walczyć. Bądź uczciwa wobec mnie i wobec siebie. Nie okłamuj się... Znowu zaczął ją całować, namiętniej niż przedtem. Priscilla zrezygnowała z oporu. Instynktownie przycisnęła biodra do podbrzusza Melvina. On zaś wodził wargami po jej szyi, ramionach, aż zatrzymał je na jej piersiach. Wrażliwe brodawki stwardniały natychmiast. Priscilla o mało nie zemdlała z rozkoszy. Wczepiła palce w gęste włosy na piersiach Melvina. Przywarła do niego jeszcze mocniej, aż wyczuła jego podniecenie. – Powiedz to. Powiedz te słowa, które chcę usłyszeć. Chcę cię kochać, chcę pieścić każdy centymetr twego ciała... Ale decyzja należy do ciebie. Chcę cię mieć całą. Ale musisz mi siebie ofiarować. Wyjdź mi naprzeciw, kochanie... – błagał Melvin, podczas gdy Priscilla okrywała jego szyję pocałunkami. Przesunęła wargi do jego ucha. – Tak, Melvin... tak, tak! Dłużej tego nie wytrzymam! Melvin ujął jej twarz w dłonie i zajrzał jej głęboko w oczy. Czas zatrzymał się na chwilę. W tym momencie zadzwonił telefon. Po piętnastym sygnale Melvin zaklął i podniósł słuchawkę. – Melvin St. Clair – zgłosił się szorstko. Priscilla zauważyła rozczarowana, że wyraz jego twarzy nagle się zmienił. Pewnie jakieś interesy, pomyślała z żalem. Nagle nadstawiła ucha. – Pańska wnuczka? Nie jestem pewien, czyją widziałem... W domu było ciemno, kiedy wróciłem. Jakżeż ona wygląda? Priscilla zagryzła wargi. Wiedziała już, kto dzwoni. Jej dziadek. Teraz opisywał ją

dokładnie Melvinowi. Przeczuwała, że za chwilę zrobi się nieprzyjemnie. – Tak... nie miałem pojęcia, że chodzi o pańską wnuczkę. Jest cała i zdrowa, siedzi tu teraz koło mnie. Chwileczkę, oddam jej słuchawkę. Melvin zakrył dłonią mikrofon i syknął: – Tak więc wygląda twoja uczciwość! Nie miałem pojęcia, że Scott jest twoim dziadkiem. Porozmawiaj z nim teraz. Niepokoi się o ciebie. Dzwonił już do jachtklubu i do tamtego domu. Cholera wie, skąd wziął mój numer. Priscilla wzięła słuchawkę drżącą ręką. – Mogę ci to wyjaśnić – powiedziała do Melvina. – Ja mu go podałam. – Halo, dziadku – powiedziała do słuchawki. – Przykro mi, że się o mnie martwiłeś. Niestety, zaistniało tu pewne nieporozumienie... Priscilla odsunęła słuchawkę od ucha. J. M. Scott miał zwyczaj mówić o wiele za głośno od czasu, kiedy słuch mu się pogorszył. Teraz zaś był wściekły, w związku z czym mówił tak głośno, że Melvin mógł usłyszeć każde słowo. – Gdzieś ty się, u diabła, podziewała? Myślałem już, że cię porwano! W domu wczasowym nikt nie podchodził do telefonu, a dzwoniłem tam co pięć minut. – A skąd wiedziałeś, że tu jestem? – Priscilli udało się wtrącić pytanie. – Od twojej przyjaciółki. Powiedziała mi, że pojechałaś służbowo do Skytop. Obudziłem więc Elaine Morgan, żeby się dowiedzieć o co chodzi. Według niej od dawna powinnaś już być w naszym domu gościnnym. Może mi powiesz, co robisz u tego St. Claira, bo to jego numer podyktowałaś Edwardowi, jak się okazuje. – Dziadku, uspokój się, proszę cię. Nie powinieneś tak się denerwować. Pomyśl o swoim sercu. Czy jesteś teraz w redakcji? – A gdzieżby indziej? W dzienniku pracuje się na okrągło, moja panno. Niedługo wychodzi następne wydanie. Możesz mi wreszcie powiedzieć, co o tej niechrześcijańskiej porze robisz w domu St. Claira? Priscilla zerknęła na Melvina, który siedząc na brzegu łóżka zakładał koszulę. Westchnęła i powiedziała niechętnie. – Właściwie spałam... to znaczy... przyszłam tu koło jedenastej i... J. M. Scott aż się gotował z gniewu. – Czy ma to oznaczać, że spędziłaś noc w łóżku Melvina St. Claira? W innych okolicznościach Priscillę rozbawiłoby to staroświeckie oburzenie dziadka, ale teraz wcale nie było jej do śmiechu. Nieraz już sprzeczała się z dziadkiem na temat jego przedpotopowych poglądów. Tym razem jednak nie chciała z nim dyskutować. Zaczerpnęła tchu próbując się opanować. – Nie, dziadku. Nie ma powodu do zdenerwowania. Omyłkowo trafiłam do tego domu. Byłam przekonana, że to twój dom. Nie miałam pojęcia, że jest on własnością Melvina... to znaczy pana St. Claira. Byłam tak zmęczona, że zaraz po telefonie do Edwarda zasnęłam. – A gdzie był w tym czasie słynny pan St. Clair? – Przyszedł do domu znacznie później, gdzieś koło drugiej. Po drugiej stronie zapadło lodowate milczenie. J. M. Scott odezwał się po chwili spokojnym głosem. – A gdzie dokładnie znajdujesz się w tej chwili? – W sypialni – odparła Priscilla bez wahania. Obudziłam się właśnie i Melvin... to znaczy... – umilkła zdając sobie sprawę z tego, że popełniła błąd mówiąc prawdę.