barbellak

  • Dokumenty907
  • Odsłony85 462
  • Obserwuję102
  • Rozmiar dokumentów1.0 GB
  • Ilość pobrań50 691

II Grey R.S. - The Allure of Dean Harper

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :2.8 MB
Rozszerzenie:pdf

II Grey R.S. - The Allure of Dean Harper .pdf

barbellak EBooki
Użytkownik barbellak wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 230 stron)

Tłumaczenie: marika1311 Strona 2 R.S. Grey „The Allure of Dean Harper” Tom 2. cyklu „The Allure”

Tłumaczenie: marika1311 Strona 3 Rozdział pierwszy LILY Szczycę się tym, że potrafię rozpoznać dobrego barmana, kiedy go zobaczę. Niestety, facet naprzeciwko mnie nie należał do tej kategorii. Widziałam już, jak sknocił swoje trzy ostatnie zamówienia. Trochę za dużo soku pomarańczowego tu, za mało ginu tam. Klienci odbierali zamówienia z wielkimi uśmiechami i nawet jeszcze większymi napiwkami, ale ja wiedziałam lepiej. To była moja praca, znać różnicę między przyzwoitym drinkiem i koktajlem, którego powinno się otrzymać w takim miejscu. Cóż, technicznie rzecz biorąc słowo „praca” błędnie zakłada, że mi za to płacono. - Będzie pani coś zamawiać czy… Kelnerka celowo urwała zdanie, ale usłyszałam wiadomość jasno i wyraźnie: „czy będziesz po prostu siedzieć na tym stołku przez kolejną godzinę i dziwacznie wpatrywać się w menu.” Odwróciłam się i ponad ramieniem posłałam jej przepraszający uśmiech. - Potrzebuję jeszcze chwili, żeby wybrać. Westchnęła z rozdrażnieniem i zamknęła swój notatnik. Chciałam zaoferować przeprosiny, ale ta już zniknęła, ruszając między stolikami ku grupie biznesmenów z czerwonymi twarzami i górą gotówki do wydania. Byli już przy swojej czwartej kolejce drinków tego wieczora. Jeden z nich wychylił się i złapał ją za nogę, kiedy składał zamówienie. Przewróciłam oczami i odwróciłam się z powrotem do menu z drinkami na happy hour1. Praktycznie znałam je już na pamięć, ale nadal nie mogłam się zdecydować, co zamówić. To był mój pierwszy wieczór w Nowym Jorku i byłam na mieście sama, trochę załamana i bardzo głodna. Przekonałam się, że mogę trochę wydać tego pierwszego wieczoru w mieście, ale dwadzieścia kilka dolarów za przystawkę wciąż mnie szokowało. Chociaż jaki miałam wybór? Krytycy żywieniowi oceniają jedzenie. Dobre jedzenie. Nie robią rankingów fast foodów w kolejności od najmniej prawdopodobnego miejsca, które przyprawi cię o zawał serca. Jeśli chciałam przewyższyć Buzzfeed2 i faktycznie wyrobić swoje imię w tym mieście, musiałam 1 Godzina w barach, kiedy drinki są tańsze 2 Portal internetowy

Tłumaczenie: marika1311 Strona 4 pojawiać się w najlepszych restauracjach. Po prostu jeszcze nie do końca obmyśliłam to, jak sobie na to pozwolę. Parze po mojej prawej stronie zaserwowano kolejną porcję przystawek: smażone mahi mahi3 i świeże sajgonki. Obserwowałam, jak rzucili się do jedzenia, nawet nie patrząc na tajski sos z bazylią. Barbarzyńcy. - Mogę ci postawić drinka? Przeniosłam spojrzenie ze swoich sąsiadów na łysiejącego mężczyznę siadającego na stołku obok mnie. Wyglądał bliżej wieku mojego ojca niż mojego własnego, ale to nie przeszkodziło mu w patrzeniu na mnie tak, jakbym była odpowiedzią na wszystkie jego modlitwy. Nie wiedział, że miał stać się odpowiedzią na moje. Posłałam mu uśmieszek i upuściłam swoje menu na blat. - A może zamiast tego chrupiące roladki z tuńczykiem? Mina mu zrzedła. - Mówisz poważnie? Dlaczego panuje taki zwyczaj, że jeśli facet chce się dostać do spodni dziewczyny, to stawia jej drinka? Wiecie, jak się można dostać do moich spodni? Chrupiącymi roladkami z tuńczykiem. - Ta restauracja jest znana z ich jedzenia, nie z drinków. – wyjaśniłam. Facet spojrzał to na menu, to na mnie. - Ale żartowałam. – dodałam, żeby go uspokoić. Może i byłam z Teksasu, ale nawet tam prezenty od obcych rzadko dostawało się bez zobowiązań. Byłam zdesperowana, ale nie głupia. Mimo to zignorował mój protest i zamachnął ręką na przechodzącą kelnerkę, żeby złożyć zamówienie. Powinnam była czuć się źle przez to, że poprosiłam go o zamówienie sobie jedzenia, kiedy nie miałam zamiaru wrócić z nim do domu, ale tak nie było. Po tym, jak zrobię zdjęcie dania na swojego bloga, pozwolę mu to zjeść. Jak tylko chrupiący wierzch i pikantny smak dotknie jego ust, będzie mi wdzięczny za zasugerowanie tego. Przesunął wzrokiem po moim ciele, a ja zmrużyłam powieki. Był szerszy niż wyższy, miał ubrany prążkowany garnitur, a pot pokrywał jego czoło. Obserwowałam, jak ociera je chusteczką, zanim się odezwał. 3 Smażona koryfena (ryba)

Tłumaczenie: marika1311 Strona 5 - Więc, jesteś stąd? – zapytał. - Nie. A ty? Nie chciałam go zwodzić, ale dopóki nie będę miała zdjęcia chrupiących roladek z tuńczykiem na swoim telefonie, musiałam zabawiać go rozmową. - Urodzony i wychowany w Staten Island4. – przechwalał się. – Chociaż prowadzę budowę w mieście. Kiwnęłam głową, jednocześnie wyciągając swój telefon. Niegrzecznie było go sprawdzać podczas rozmowy, ale nie mogłam się powstrzymać. Wcześniej tego dnia złożyłam podanie do restauracji i czekałam na odpowiedź. Wątpiłam, że skontaktują się ze mną w czasie happy hour w piątek wieczorem, ale i tak musiałam sprawdzić. Przesunął swój stołek bliżej mojego prawie niezauważalnie, opuścił dłoń na moje kolano i je ścisnął. - Wiesz cokolwiek o budowie, kochanie? – zapytał z mocnym, nowojorskim akcentem. Moje serce zamarło, kiedy poczułam dotyk jego mięsistej ręki na mojej nagiej skórze. Była tam przez jedną, może przez dwie sekundy, zanim sięgnęłam i zrzuciłam ją z siebie. - Dotknij mnie jeszcze raz, a dźgnę cię tymi pałeczkami w oko. Otworzył szeroko swoje paciorkowate oczy na moją groźbę – najwyraźniej nie przywykł do tego, by jego zdobycze mu się stawiały. Już ześlizgiwałam się z mojego stołka barowego, kiedy komórka zawibrowała mi w dłoni. Co za doskonałe wyczucie czasu. Chciałam się odsunąć jak najdalej się dało od Pana Mięsiste Łapy, no i musiałam odebrać telefon. Obrócił się na swoim miejscu i uniósł dłonie w obronnym geście, kiedy odchodziłam. - Och, daj spokój. Zostań! Tylko żartowałem. - No cóż, to powinieneś nad tym popracować, bo to nie było zbyt zabawne. Do czasu, kiedy przeszłam przez drzwi restauracji, nie miałam czasu na pomyślenie o nieznanym numerze na moim telefonie. Za chwilę przestanie dzwonić, a nie nienawidziłam oddzwaniać pod takie numery. To powodowało nieuniknione rozmowy w stylu: Tak, cześć, właśnie do mnie… nie, nie znam nikogo o imieniu 4 Jeden z pięciu okręgów w Nowym Jorku

Tłumaczenie: marika1311 Strona 6 Lupita… uh, no soy Lupita, lo siento.” Najwyraźniej miałam taki sam numer jak starsza kobieta z Dominikany. - Halo? Słychać mnie? – odpowiedziałam, kiedy przystawiłam telefon do ucha. Hałas z miasta sprawiał, że prawie niemożliwe było usłyszenie kobiety po drugiej stronie słuchawki. Przykucnęłam, zatkałam palcem wolne ucho, a komórkę przycisnęłam do drugiego tak mocno, jak się dało. - Słucham? Słychać mnie? – zapytałam ponownie. - Tak. Cześć. Dodzwoniłam się do Lily Black? Zakryłam swoje ucho całkowicie i oparłam się o budynek, mając nadzieję, że to pomoże stłumić hałas. - Tak. Kto mówi? - Zoe. Z Provisions. Serce podskoczyło mi na nazwę restauracji, od której czekałam na odzew. - Posłuchaj, wiem, że to trochę szalone z mojej strony o to pytać, ale mamy dziś naprawdę mało personelu. – Jej głos został odcięty i wtedy usłyszałam stłumione krzyki. Chwilę później wróciła do telefonu. – Lily, jesteś tam jeszcze? Uśmiechnęłam się. - Tak. - Jest jakaś szansa, żebyś mogła tu przyjechać za… - Znowu urwała. – Teraz? Spojrzałam na tablice z nazwami ulic dookoła mnie, jakby to miało w czymś pomóc. Ha. Spędziłam w Nowym Jorku dwanaście godzin. Znałam tylko ulice takie jak Broadway i Wall Street – żadna z nich nie mogła mi pomóc w tej sytuacji, ale nie chciałam, żeby Zoe o tym wiedziała. W tym mieście wszędzie można szybko dotrzeć, prawda? To wyspa; jak wielka niby może być? - Uh, chyba mogę być tam za jakieś dziesięć minut, ale nie miałam rozmowy kwalifikacyjnej ani nic takiego. Zaśmiała się do słuchawki, jakbym właśnie opowiedziała jej najzabawniejszy kawał na świecie. - Gdzie się widzisz za dziesięć lat? - Ja… uh…

Tłumaczenie: marika1311 Strona 7 - Boże, to był żart. Przyjedź tutaj. Połączenie zostało przerwane, a ja gapiłam się na czarny ekran, zszokowana. Miałam dziesięć minut. Cóż, teraz już dziewięć i pięćdziesiąt sekund. CHOLERA. Wpisałam nazwę „Provisions” na mapie Google i skrzywiłam się, kiedy pojawiła się trasa. Samochodem mogłam się tam dostać w osiem minut. Pieszo – potrzebowałam co najmniej dwudziestu. Nie miałam gotówki, żeby móc ją wydać na taksówkę, a nie byłam wystarczająco odważna, żeby spróbować metra. To pozostawiło mi jedną opcję. Związałam moje długie włosy w kucyk, zarzuciłam sobie torebkę na ramię i pobiegłam sprintem w stronę Provisions. Do czasu, kiedy dotarłam do restauracji, pot kapał mi z czoła, kolano miałam zdarte po tym, jak potknęłam się na chodniku i byłam całkiem pewna, że do obcasa przyczepiło mi się przynajmniej pięć różnych kawałków gum. Podsumowując, to nie był mój najlepszy wygląd. Ludzie tłoczyli się na zewnątrz, czekając, aż posadzą ich w restauracji. Ruszyłam przez tłum, próbując złapać oddech, kiedy szłam. W końcu dotarłam do czarnych, masywnych drzwi, obok których rosły dwa ozdobne krzaki. Tuż nad drzwiami był napis PROVISIONS, ułożony z cienkich metalowych liter, oświetlonych reflektorami. Sięgnęłam do klamki, wciąż dysząc jak szalona i wkroczyłam do przyćmionego wejścia do restauracji. Były tu marmurowe podłogi i szare ściany. Dookoła małego pomieszczenia, na wysokości wzroku, rozmieszczone były czarnobiałe zdjęcia. Były to ujęcia zwyczajnych rzeczy: jabłka, irysów, cegieł; to skala i prostota zdjęć sprawiała, że były intrygujące. - Uhh, mogę w czymś pomóc? Odwróciłam się w stronę hostessy stojącej za czarnym podium. Mała, złota lampka oświetlała jej listę wybranych osób, które miały tego wieczoru zjeść w restauracji. Jej kwaśna mina mówiła mi, że nie byłam jedną z nich. - Przyszłam tu do Zoe. – wyjaśniłam, starając się, by mój oddech był w miarę spokojny. Kobieta uniosła brew, przyglądając mi się od stóp do głów, zanim wróciła spojrzeniem do moich oczu. Bez spojrzenia w lustro wiedziałam, że wyglądałam na skonaną. Większość moich blond włosów wymknęło się z kitki, a na łydce na pewno miałam krew z otarcia na kolanie. Mimo to jej niezadowolenie na mnie nie wpłynęło. Widziałam wszystko pod jej sztuczną opalenizną i przedłużonymi rzęsami. Jej oczy były pomalowane taką warstwą cieni, że dziwiłam się, że w ogóle udaje jej się podnieść powieki. Kobiety takie jak one mnie nie peszyły. Dlaczego? Bo były

Tłumaczenie: marika1311 Strona 8 przewidywalne, prawie jakby grały rolę jak w programach, które codziennie oglądają w telewizji. Nie ustąpiłam i skrzyżowałam ramiona na piersi. Przekaz był jasny: twój ruch. Stałabym tak, dopóki ona nie poszłaby po Zoe, ale szczęście było po mojej stronie. Chwilę później do foyer weszła brunetka wyglądająca, jakby miała jakąś misję. Spojrzała na hostessę, potem na mnie, po czym znowu na nią. - Crystal, co ty, do cholery, robisz? Nie płacimy ci za stanie i wyglądanie jak suka. Oparłam się pokusie, żeby parsknąć śmiechem. Crystal przewróciła oczami, ale nic nie powiedziała. Obserwowałam, jak ściąga swoją podkładkę z listą z podium i odchodzi, zirytowana, w chmurze perfum i brokatu. Kiedy wyszła poza zasięg słuchu, brunetka zwróciła się do mnie. - Proszę, powiedz mi, że nie jesteś Lily. Moja pewność siebie zbladła. - Zoe? – zapytałam, wycierając swoją spoconą dłoń w sukienkę. Przesunęła dłonią po policzku. - Nie. Nie. To się nie uda. – powiedziała, kręcąc głową. - Co? Czemu? – Nie dała mi nawet pięciu minut, żeby się wykazać. Rzuciła mi spojrzenie, wskazując dłonią na moje ciało. - Bo ostatnią rzeczą, jaką potrzebujemy w tej restauracji, jest kolejna pieprzona lalka barbie.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 9 Rozdział drugi LILY Wiedziałam, co widziała Zoe, kiedy na mnie patrzyła. Mogłam wyczuć jej pogardę. W ciągu pięciu sekund od poznania mnie, już wrzuciła mnie do tego samego worka, co Crystal. Ależ się myliła. Skrzyżowała swoje opalone ręce, a ja spojrzałam na kolorowe tatuaże biegnące od jej ramion do łokci. - Daj mi szansę, żeby się wykazać. – powiedziałam, nie poddając się. Zacisnęła wargi. - Słuchaj, nie jesteś pierwszą dziewczyną, która tutaj przychodzi z taką twarzą, za którą można byłoby zabić, chociaż twoje usta wyglądają na najbardziej naturalne, jakie widziałam od dekady. Jaki jest twój cel? Chcesz być aktorką? Modelką? Chcesz znaleźć sobie sponsora, żeby zostać w mieście? Pozwoliłam na to, by jej przytyk po mnie spłynął i zmrużyłam powieki. To miało sens, naprawdę. Zadaniem Zoe było zarządzanie personelem składającym się z pochłoniętych sobą socjopatów. Czemu chciałaby dodawać do tej mieszanki kolejnego? Na szczęście dla niej, nie byłam socjopatką, byłam tylko nieco pochłonięta sobą. - Gdzie jest wasz bar? – zapytałam, ignorując jej pytania. Przechyliła głowę, zdezorientowana. Dobra. Nie potrzebowałam jej pomocy. Już i tak dostrzegłam ladę baru, schowanego przy ścianie z boku. Za nim pracowało dwóch facetów, poruszających się jak cyklony i próbujących wydawać zamówienia tak szybko, jak było to możliwe. Układ był prosty – bary to nie technika rakietowa. Po tym, jak skończyłam szkołę kulinarną i kurs barmański trwający dwa semestry, znalazłam pracę w pubie w mieście obok mojego. Nic wielkiego, prawda? Nieprawda. Wielkomiejscy Nowojorczycy nie mieli nic wspólnego z kilkoma krzepkimi Teksańczykami. Oni chcieli swoje drinki i chcieli je na wczoraj. Przeszłam obok Zoe bez słowa i ruszyłam prosto do baru. Ciężko było przejść przez tłum, zwłaszcza że ludzie tłoczyli się w grupkach, próbując zwrócić na siebie uwagę barmana. Przepchnęłam się obok nich, używając łokci i siły, kiedy było to potrzebne.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 10 Wysokość baru sięgała do mojej talii, a nigdzie w zasięgu wzroku nie widziałam wejścia, ale nie pozwoliłam temu, by mnie to powstrzymało. Przerzuciłam swoją torebkę ponad ladą na podłogę, a sama wskoczyłam na marmurowy blat. - Co ty wyprawiasz? – zawołał jeden z barmanów, kiedy przerzuciłam nogi na drugą stronę. - Dokańczam swoją rozmowę kwalifikacyjną. – powiedziałam, nie kłopocząc się głębszymi wyjaśnieniami. Z głośnym pacnięciem wylądowałam stopami na czarnej macie. Kilkanaście osób patrzyło na mnie z zszokowaną miną. Pozwoliłam im się pozbierać, a ja w tym czasie umyłam ręce i sięgnęłam po nieużywany przez nikogo shaker. Podszedł do mnie drugi barman, kompletnie marnując na mnie swój urok męskiego modela. Miałam coś do facetów, którzy spędzali w toalecie więcej czasu niż ja. - Nie możesz tutaj być. – stwierdził, próbując złapać shaker z moich rąk. Wyciągnęłam go z jego dłoni i się uśmiechnęłam. - Jestem tutaj ze specjalnego polecenia Zoe. – skłamałam, tylko po części. Jego szczęka opadła, a ja odwróciłam się w stronę tłumu, już znudzona jego gadaniem. - Ty. – Wskazałam na drobną dziewczynę przede mną. Trzymała w dłoni banknot pięćdziesięciodolarowy, a tłum za nią ją praktycznie zgniatał. – Co pijesz? Spojrzała to na mnie, to na drugiego barmana, niepewna, czy może mi odpowiedzieć. Tamten wyrzucił ręce w powietrze i się odsunął. - Nie zarabiam wystarczająco jak na takie gówno. Posłałam mu uśmieszek i zerknęłam na dziewczynę, czekając na jej odpowiedź. - Um, okej. Potrzebuję dwóch brudnych martini5 i jeden gin fizz6. – wyjąkała. Łatwizna. - Preferujesz jakiś konkretny rodzaj ginu? Pokręciła głową, a ja pochyliłam się, żeby sprawdzić w jakie alkohole wyposażony był bar. Mieli kilka dobrych marek ginu, ale ja wolałam ten o smaku ogórka i róży, marki Hendrick. Ustawiłam przed sobą trzy kieliszki do koktajlów i zabrałam się do robienia martini. Wrzuciłam lód, gin, solankę z oliwek i trochę wermutu do shakera, zanim to wszystko wymieszałam i przelałam do pierwszych dwóch kieliszków. 5 Inny rodzaj zwykłego martini 6 Drink na bazie ginu o mocno cytrynowym smaku

Tłumaczenie: marika1311 Strona 11 Następnie wypłukałam pojemnik i sięgnęłam po cytryny, ale zatrzymałam się, kiedy nie mogłam znaleźć żadnego syropu. Stwierdziłam, że będę musiała uzupełnić składniki dla mojej kolejnej zmiany, jeśli wytrwam tu dłużej niż jeden wieczór. Zamiast kłopotać się szukaniem jakiegoś wyrafinowanego składnika, chwyciłam za prosty syrop i miałam nadzieję, że to wystarczy. Nie miałam czasu na pytanie o to, gdzie leży każdy składnik, jeśli faktycznie chciałam pomóc barmanom poradzić sobie z tym tłumem. Skierowałam kobietę, by zapłaciła innemu barmanowi, a ja w tym czasie skupiłam się na kolejnym kliencie. Choć pewnie tego nienawidził, drugi barman, Brian i ja wypracowaliśmy swój system w ciągu pięciu minut. Ja przyjmowałam zamówienia, wypełniałam je, a on kasował klientów i dopisywał to do ich rachunków. Skończyłam robić dwóch Białych Rosjaninów7, jedno Sea Breeze8, jednego Screwdrivera9, kolejne dwa brudne martini oraz zmieszany gin z tonikiem, zanim Zoe dołączyła do mnie za barem i chwyciła mnie za ramię. Odstawiłam swój shaker i zwróciłam na nią swoją uwagę. - Łapię. Barbie czai, o co chodzi. – powiedziała, odciągając mnie od miejsca, w którym pracowałam. – Brian, zajmij się barem. Lily wróci za kilka minut. Uśmiechnęłam się i pozwoliłam jej się odciągnąć. Jeśli miałam wrócić za chwilę, to oznaczało to, że dostałam pracę. Szłam za Zoe przez restaurację, przyglądając się po drodze pomieszczeniu. Provisions nadal mnie zaskakiwało. Rozkład piętra był spektakularny, ale to otwarty dziedziniec na środku restauracji sprawił, że oddech zamarł mi w piersi. Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś podobnego. Klienci tłoczyli się przy stolikach, jedząc pod gałęziami drzew. Zwisały z nich światełka, rzucając na stoły delikatną poświatę. Okrążyłyśmy cały dziedziniec, po czym Zoe zaprowadziła mnie do tylnego korytarza, do drzwi z napisem „Tylko dla pracowników”. Przeszłyśmy przez próg, a cicha muzyka z restauracji została zastąpiona przez ciszę. Nasze kroki odbijały się echem po korytarzu, a ja wyciągnęłam rękę, żeby ją zatrzymać i żebym mogła się wytłumaczyć. - Naprawdę, nie musisz się bać co do moich intencji z tą pracą. – Odwróciła się do mnie twarzą w twarz. – Jestem tutaj, bo potrzebuję pracy w Nowym Jorku. Wolałabym stać za barem zamiast być kelnerką, ale mogę się dostosować. Mam stopień kulinarny i ukończyłam kurs barmański. Robiłam praktycznie wszystko, co 7 Wódka z likierem kawowym i skondensowanym mlekiem 8 Wódka z sokiem żurawinowym i grejpfrutowym 9 Wódka z sokiem pomarańczowym i lodem

Tłumaczenie: marika1311 Strona 12 można robić w restauracji, więc jeśli ktoś posiada kwalifikacje do tej posady, to jestem to ja. Przechyliła głowę i mi się przyglądała. - Brzmi to tak, jakbyś mogła robić coś bardziej imponującego niż sprzątanie stolików. Wzruszyłam ramionami. Nie mówiła mi nic, czego sama bym już wcześniej nie rozważała. - Chcę pracować w branży restauracyjnej, ale dopóki nie znajdę swojej niszy, muszę po prostu spłacać swoje rachunki. - A co z zarządzaniem? Skrzywiłam się. - Bez urazy, ale to nie moja broszka. Zaśmiała się. - Słusznie. Zazwyczaj Dean musi zaakceptować na piśmie wszystkich nowych pracowników, ale wyjechał z miasta, a ja potrzebuję cię dzisiaj za barem. Wyprostowałam się na dźwięk jego imienia. To on był powodem, dla którego w ogóle złożyłam podanie do Provisions. - Właściwie to moja najlepsza przyjaciółka spotyka się z przyjacielem Deana, Julianem. To stąd wiedziałam, że potrzebujecie personelu. Zoe kiwnęła głową. - Naprawdę? Więc poznałaś już Deana? Przełknęłam ślinę. Jeśli tak, to czy to stanęłoby na drodze do zawarcia umowy o pracę? - Nie, ale powiedzieli mi, że bym się z nim dogadała. Poczułam ścisk w gardle, kiedy wypowiadałam to kłamstwo. Kiedy Josephine po raz pierwszy wspomniała o Deanie i jego restauracjach, jej dokładne słowa brzmiały mniej więcej „ty i Dean będziecie jak olej i woda”, ale czy to miało znaczenie? Byłby szefem szefa mojego szefa. Tak naprawdę nie musielibyśmy się dogadywać. Szłam za Zoe przez biura, zanim dotarłyśmy do pomieszczenia, które wyglądało jak szatnia dla pracowników. Rząd kabin był ustawiony pod ścianą, ze zlewami po

Tłumaczenie: marika1311 Strona 13 drugiej stronie. Czarne szafki były w połowie puste, z ubraniami i plecakami wylewającymi się z lewej strony. - Masz, to powinno pasować. – powiedziała Zoe, wyciągając strój w kolorze ciemnej purpury z pojemnika nad szafkami. Rozwinęłam kawałek tkaniny, po czym zerknęłam na nią ponad nim. - Chyba sobie jaja robisz. To naprawdę jest uważane za ubranie? Posłała mi uśmieszek. - Rozważ to jako prezent powitalny w Provisions od Deana Harpera.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 14 Rozdział trzeci DEAN - Dokąd, panie Harper? Odpowiedź powinna być jednym słowem: dom. Podróżowałem przez ostatnie dziewięć godzin i moje łóżko za mną tęskniło. Na nieszczęście, mój dzień był daleki od zakończenia. Minął już prawie tydzień, kiedy ostatni raz byłem w swojej najnowszej restauracji i moje tendencje kontrolne zaczynały się zaostrzać. Nigdy nie lubiłem na długo zostawiać nowopowstałej restauracji. Kierownictwo i pracownicy potrzebowali kilka tygodni opieki, zanim mogłem poczuć, że maszyna została dobrze naoliwiona. Mój zespół w Provisions niewątpliwie skorzystał z mojej nieobecności. Spojrzałem na kierowcę we wstecznym lusterku. - Provisions. To na… - Wiem, gdzie to jest, proszę pana. Kiwnąłem głową i odwróciłem się do okna, próbując ponownie skupić się na pracy. Fakt, że mój garnitur śmierdział lekko od zwierząt gospodarstwa czynił to zadanie prawie niemożliwym. Podróż do Iowa do mojej rodziny była długo odkładana i kompletnie niepotrzebna. Pierwszego dnia rodzice uśmiechali się nieszczerze, ale bardzo szybko zaczęli rzucać we mnie pytaniami i wygłaszać swoje opinie. - Masz trzydzieści trzy lata, Dean. Kiedy się wreszcie ustatkujesz? Kiedy założysz rodzinę? Um, nigdy. Czy to zbyt szybko? A może nigdy plus nieskończoność? - Myślisz, że takie szybkie życie zadowoli cię na długo? Wydaje im się, że co ja niby robię w Nowym Jorku? Ćpam? Pracuję po dwanaście godzin dziennie. - Takie życie wydaje się być okropnie samotne… Nie. Tylko w zeszłym tygodniu Kelly, Carmella i Svetlana całkiem nieźle zajęły mój czas.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 15 Moi rodzice nie mogli zrozumieć, jak mogłem być szczęśliwy jako restaurator w Nowym Jorku. Wzięli ślub, kiedy mieli po osiemnaście lat, ja się urodziłem, gdy mieli dwadzieścia. Ich życia obracały się wokół gospodarstwa i rodziny. Nie trzeba dodawać, że ja chciałem czegoś innego. I to miałem. Byłem czołowym restauratorem w Nowym Jorku. W ciągu ostatnich kilku lat, przyczyniłem się do otworzenia jedenastu restauracji w mieście. W tym roku planowałem podwoić tę liczbę. - Jesteśmy, panie Harper. – odezwał się mój kierowca z przedniego siedzenia. – Mam na pana zaczekać, aż pan skończy? Podałem mu hojny napiwek ponad konsolą i pokręciłem głową. Nie miałem pojęcia, co się obecnie działo w restauracji. Prawdopodobne było to, że będę tam przez kilka godzin. - Zadzwonię po taksówkę. Możesz zabrać mój bagaż z powrotem do mojego domu, a potem jechać już do siebie. Schował pieniądze do kieszeni, uśmiechając się szeroko. - Oczywiście, proszę pana. Kiwnąłem głową i wysiadłem z samochodu, zapinając swoją czarną marynarkę, kiedy wstawałem. Przesunąłem spojrzeniem po fasadzie budynku. Bluszcz ładnie się rozrósł po zewnętrznej ścianie. Reflektory nad drzwiami doskonale oświetlały nazwę restauracji, tak jak chciałem. Nawet o dziesiątej wieczorem przed wejściem stały tłumy ludzi. Przepchnąłem się przez tłum i wszedłem do restauracji, przygotowując się na najgorsze. Umieściłem na zmianie swoich najbardziej doświadczonych pracowników, ale nawet Zoe mogła mieć problemy przez moją tygodniową nieobecność. Szybkie rozejrzenie się po foyer upewniło mnie w tym, że miejsce wygląda tak samo, jak wtedy, gdy wyjeżdżałem, choć jedna ramka ze zdjęciem była lekko przechylona, ale nie mogłem za to winić Zoe. A może mogłem? Nie. Nawet ja miałem swoje granice. - Panie Harper! Wrócił pan! Przeniosłem spojrzenie na hostessę, która gapiła się na mnie zza podium tymi wielkimi oczami. Ładnie wypełniała strój z Provisions i miała taki wygląd, jakiego spodziewali się klienci restauracji. - Nie spodziewaliśmy się tu dzisiaj pana.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 16 Wzruszyłem ramionami. - To nie powinno stanowić problemu. Restauracja codziennie powinna działać tak, jakbym był obecny. Zachichotała, chociaż zdecydowanie nie żartowałem. - Oczywiście. A skoro mowa o prezentach, niech pan pozwoli, że ten dla pana rozpakuję10. Szybko okrążyła podium, sięgając po moją marynarkę. Ten ruch sprawił, że rąbek jej sukienki nieco się uniósł, ale to mnie nie speszyło. Kiedy pracowałem, moi pracownicy byli dla mnie liczbami. Anonimowymi częściami mojej maszyny. Chciałem, żeby przyjeżdżali na czas, uśmiechali się do klientów i sprzątali przypisane im stoliki przed wymeldowaniem się każdego wieczoru. I to wszystko. Jej palec przesunął się delikatnie po kołnierzyku mojej koszuli, a ja uniosłem dłoń, żeby ją powstrzymać. - Nie trzeba. Gdzie jest Zoe? Wytknęła dolną wargę i opuściła rękę. - W biurach na tyle. Chyba próbuje nadrobić zaległości w formalnościach, odkąd zatrudniła tą nową dziewczynę. Spiąłem się. - Nową dziewczynę? To była żelazna zasada w mojej każdej restauracji: to ja miałem ostatnie słowo przy zatrudnianiu kogoś nowego. Miałem dobry instynkt i lubiłem spotkać się z każdym z pracowników przynajmniej raz oko w oko, zanim mieli oni reprezentować moje przedsiębiorstwo. Zoe znała tą zasadę i po raz pierwszy postanowiła ją zignorować. Hostessa jeszcze bardziej się skrzywiła. - Tak, przyszła wcześniej i totalnie wyglądała na bezdomną. Nie mogę uwierzyć, że Zoe naprawdę ją zatrudniła. Myślałam, że wykopie ją na… - Dziękuję. – Przerwałem jej. – Ale do twoich zmartwień nie należy to, kogo zatrudniamy. Nienawidziłem tego, gdy pracownicy zachowywali się ze mną po koleżeńsku. Nie byłem jakimś kolegą z klubu książki. Byłem jej szefem. Byłem też szefem Zoe. 10 Dean chwilę wcześniej mówi o swojej obecności, co w oryginale brzmi be present, tzn. być obecnym. Ale samo present znaczy też dosłownie „prezent”.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 17 Chciałem ją upomnieć za to, że próbowała zgonić coś na Zoe, ale od jednego z barów rozległy się entuzjastyczne krzyki, przyciągając moją uwagę. Ruszyłem w tamtym kierunku i zmrużyłem powieki, ciekawy, o co to zamieszanie. Cztery bary przy wewnętrznym dziedzińcu były oblegane od otwarcia, ale pierwszy raz widziałem, żeby dookoła nich stały tłumy ciekawskich gapiów. Dlaczego to się teraz działo? Wyłapałem urywki rozmów, kiedy zmierzałem w stronę baru. - Jestem schlany, czy ona naprawdę jest taka seksowna? - Stary. Kupiłem cztery drinki. CZTERY. Zgadnij dlaczego. - Patrzyłeś jej w oczy. Nie powinieneś był tego robić, koleś. - Ona jest czarodziejem! Uśmiechnąłem się pod nosem. To nie był pierwszy raz, kiedy moi pracownicy przyciągali uwagę klientów. I dlatego zatrudniam ładnych ludzi. Podczas procesu zatrudniania, mój zespół i ja weryfikowaliśmy aplikujących na podstawie ich wyglądu i doświadczenia – w tej kolejności. Żaden klient nie przejmuje się tym, że czeka trochę dłużej na swoje żeberka, jeśli kobieta, która mu je podaje, jest tak ładna, że można by zjeść ją. Przepchnąłem się przez tłum, by sprawdzić, który barman zgarnia uwagę reszty, a kiedy ją zobaczyłem, jej wygląd chwycił mnie za gardło i przyciągnął bliżej niej. Moje oczy zsunęły się w dół po jej ciele, jakby miały własną wolę i po raz pierwszy, odkąd pamiętałem, nie miałem nad sobą kontroli. Jej blond włosy były rozwiane i przetykane miodowymi pasemkami. Na nosie i policzkach miała odrobinę piegów, ledwo widocznych w przyćmionym świetle przy barze. Jej kształtne usta wyginały się w uśmiechu, kiedy stały klient pochylił się i zostawił swój numer nabazgrany na serwetce. Nie dotknęła jej. Była zbyt zajęta wlewaniem drinka do kieliszka. Dwóch barmanów poruszało się dookoła niej, kasując klientów i śledząc zamówienia. Najwyraźniej klienci chcieli drinki zrobione przez nią i tylko przez nią. Obserwowałem, jak się obraca i sięga po jakąś butelkę stojącą na najwyższej półce. Tył uniformu z Provisions odsłaniał większość jej opalonych pleców. Spódniczka obejmowała mocno jej biodra i kończyła się tuż za tyłkiem. Na niej to wyglądało jak wyrafinowana bielizna. Powinienem był się wycofać i poszukać Zoe. Wiedziałem, co przyciągało klientów do baru i mógłbym przejść do następnego punktu w mojej liście. Bóg wie, że moja

Tłumaczenie: marika1311 Strona 18 lista była długa na kilometr, ale i tak podszedłem bliżej baru. Wślizgnąłem się na wolny stołek bezpośrednio przed miejscem, gdzie ona robiła drinki i czekałem na jej niepodzielną uwagę. Bo czy ona rzucała na kolana? Nie. Bo całkowicie pieprzyła mój bar.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 19 Rozdział czwarty LILY W ciągu ostatnich dwóch godzin bar zamienił się w cyrk. Straciłam rachubę w tym, ile drinków zrobiłam. Bolały mnie stopy, ręce i miałam w dłoniach tyle cytryn i limonek, że mogłam rywalizować z Key Lime Pie Factory11. Jedyną iskierką nadziei był słoik na napiwki stojący przede mną, a który był stale uzupełniany. Za każdym razem, kiedy odczuwałam wyczerpanie, przez chwilę na niego patrzyłam. Będę musiała podzielić się tym z Brianem i Allenem, ale i tak moja część będzie ogromna. Podałam klientom dwa drinki, strząsnęłam z rąk resztki wody gazowanej, a potem obserwowałam, jak facet w garniturze wślizguje się na wolny stołek barowy. Nie był pierwszym mężczyzną, który przyszedł do baru, ale był pierwszym, na którego musiałam spojrzeć drugi raz. Miałam bardzo specyficzny gust, a ładni chłopcy odpadali – nie chciałam faceta, który miał lepszą fryzurę ode mnie. (Jared Leto, mówię o tobie.) Facet w Garniturze nie był ładny – jego atrakcyjność była uderzająca. Miał ostre rysy twarzy, ułożone w permanentny grymas i brązowe oczy, które wymierzały kopniaka prosto w twój żołądek. Jego włosy w kolorze ciemnego blondu odstawały niesfornie, prawdopodobnie dowodząc jego brzydkiemu nawykowi przebiegania dłońmi po włosach, kiedy był zestresowany. Otworzyłam usta, żeby zapytać go o jego zamówienie, ale inny klient odezwał się pierwszy. - Jak się nazywał ten drink, co mi go zrobiłaś wcześniej? – zapytała młoda dziewczyna za nim, kołysząc swoim kieliszkiem w tą i z powrotem. Zrobiłam jej drinka parę godzin temu; miałam dobrą pamięć, ale nie aż tak dobrą. - Opisz go. – powiedziałam, pochylając się do przodu, żebym mogła ją usłyszeć przez dźwięki tłumu. To sprawiło, że znalazłam się bliżej Faceta w Garniturze i zirytowało mnie to, że zauważyłam jego wodę kolońską. A może jestem zirytowana, bo ten zapach mi się spodobał. - Ty go polecałaś. – mówiła niewyraźnie. – To było tak, jakby ananas kochał się pijacko z bananem. 11 Sieć cukierni tworzących ciasta, desery itd. z cytryn i limonek, jak można się domyślić :)

Tłumaczenie: marika1311 Strona 20 Przebiegłam w myślach wszystkie drinki z ananasem, które dziś przyrządzałam. Było ich tylko kilka, a kieliszek, którym machała mi przed nosem pomógł zawęzić mi możliwości. - Nazywa się Juliet. – odpowiedziałam jej, już sięgając po kolejny kieliszek. – Ma w sobie złotą tequilę, likier bananowy, sok ananasowy i grenadynę. Otworzyła szeroko oczy. - Tak! Poproszę jeszcze! Uśmiechnęłam się i odwróciłam do półek, by sięgnąć butelkę z tequilą. Facet w Garniturze odezwał się za mną, a ja momentalnie się spięłam. - Nie widzę tego drinka w menu… Ton jego głosu był seksowny, ale brzmiał na poważnie zirytowanego. Spojrzałam na niego ponad ramieniem. - Nie. To po prostu coś, co lubię robić. Wygiął w łuk ciemną brew, słuchając mojej odpowiedzi. - Najlepsi barmani w mieście tygodniami układali tą listę drinków. Najlepsi barmani? Musiałam przejrzeć listę obitą w skórzaną ramkę, z kompletnie banalnymi, pospolitymi drinkami. Zakładałam, że jakiś pomocnik kelnera wpisał w Google „jak zrobić hipsterskie koktajle” i skleił jakąś listę na szybko. Odstawiłam butelkę z tequilą na swoim miejscu na barze i wzruszyłam ramionami. - Lubię grać według własnych zasad. Brian pojawił się za mną, prawie spychając mnie z drogi, żeby dotrzeć do Faceta w Garniturze. - Proszę pana, nie widziałem, że pan tu jest. Mogę coś podać? To, co zwykle? Uśmiechnęłam się pod nosem. Ten facet musiał dawać wielkie napiwki, biorąc pod uwagę to, jak Brian się mu podlizywał. - Nie. Właściwie to chciałbym, żeby to ona mi zrobiła drinka. – powiedział dziwnym tonem. Patrzyłam na dół, odmierzając szot tequili, bo inaczej facet zobaczyłby moje zmrużone powieki. O co mu chodzi? - Lily. – szepnął Brian pod nosem, próbując zwrócić na siebie moją uwagę.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 21 Zerknęłam na niego spod rzęs. Otworzył szerzej oczy i kiwnął głową w kierunku tamtego faceta. Przesłanie było jasne: zrób mu drinka. Teraz. Niestety, nie byłam zbyt dobra w przyjmowaniu poleceń. Przywdziałam na twarz sztuczny uśmiech i uniosłam wzrok, spotykając się z irytowanym spojrzeniem Faceta w Garniturze. - Z przyjemnością przyjmę pana zamówienie, jak tylko skończę obsługiwać tych ludzi, którzy byli w kolejce przed tobą. – Mój ton był oschły i chłodny, ale nikt nie mógł mnie wprost oskarżyć o bycie niegrzeczną. To był ton przyjęty przez każdego, kto kiedykolwiek musiał pracować przy podawaniu czegoś innym. Facet w Garniturze siedział i obserwował mnie, jak robiłam trzy kolejne drinki. Nadal byłam w tym szybsza niż Brian, ale tym razem się nie śpieszyłam. Nie odrywał ode mnie swoich ciemnych oczu, a gniew wylewający się z niego był wręcz namacalny. Wybierałam swoje składniki z dokładnością i idealnie je domierzałam, jakbym tworzyła dzieło sztuki. Widziałam fragmenty jego walącego się opanowania, kiedy się obróciłam w stronę baru: zaciśniętą, gładko ogoloną szczękę; szczelinę przy jego koszuli, zza której było widać jego napiętą pierś; jego palce zaciśnięte na krawędzi baru i knykcie, które robiły się coraz bielsze. W tym czasie tłum wokół dziedzińca się zmniejszył, co sprawiło, że Brian nie miał się czym zajmować. - Jest pan pewien, że nie mogę nic panu podać? – zapytał Brian, odrobinę bardziej piskliwym tonem niż kilka minut temu. – Poważnie, Lily… Facet w Garniturze potrząsnął głową, pochylił się do przodu i oparł łokcie o blat. - Brian, idź wytrzeć bar na drugim końcu. – rozkazał. Spojrzałam na niego i zdjęłam tę fałszywie przyjazną maskę, którą zazwyczaj przywdziewałam dla innych klientów. Nasze spojrzenia skrzyżowały się z niewypowiedzianą furią. Byłam na nogach przez całą noc i byłam wyczerpana, a teraz jeszcze musiałam sobie radzić z klientem z piekła rodem. Nie miał pojęcia, z kim właśnie zadarł. - Zrób mi Collinsa12. – powiedział tymi swoimi uwodzicielskimi ustami. To były tego rodzaju usta, które były stworzone do wydawania rozkazów i spełniania obietnic. Żadnego proszę. Żadnego dziękuję. 12 Drink słodko-kwaśny, z sokiem z cytryny, ginem, syropem cukrowym i wodą gazowaną oraz lodem.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 22 Wytrzymałam jego spojrzenie i sięgnęłam po wysoką szklankę. Byłam dumna z każdego drinka, którego zrobiłam, ale wiedziałam, że jego będzie nie-kurwa- naganny. Fachowo wlałam dwie uncje ginu, a potem dodałam jeszcze troszeczkę. Jedna łyżeczka drobno zmielonego cukru, a następnie pół uncji soku cytrynowego. Zmieszałam to wszystko razem i dodałam trochę wody gazowanej. Wziął szklankę z moich rąk, zanim mogłam ją przed nim postawić. Patrzyłam, jak unosi ją do ust, wstrzymując każdą, złośliwą uwagę, która przychodziła mi do głowy. - Za dużo cukru. – oświadczył, odstawiając szklankę na bar. – Zrób to jeszcze raz. Ledwie wziął jeden łyk. Musiałam wgryźć się w swój język, na tyle mocno, że prawie odcięłam dopływ krwi do koniuszka. Klient zawsze ma rację. Nawet jeśli klient pierdoli głupoty, to i tak zawsze ma rację. - Mówisz poważnie? – odezwała się dziewczyna stojąca obok, broniąc mnie, zanim obróciła się w moją stronę. – Nie martw się, dziewczyno, jesteś świetną barmanką. Nie słuchaj go. Pan Garniturek nawet na nią nie spojrzał i wiedziałam, że nie miałam wyboru. Musiałam zrobić to jeszcze raz. Odmierzałam składniki i wrzucałam je do nowej szklanki, a ręka drżała mi z gniewu. Znowu wyciągnęłam przed siebie drinka, ignorując dotyk jego palców, kiedy wyciągnął go z mojej ręki. Zmarszczył brwi, smakując nową porcję. Obserwowałam go i czekałam, aż ustąpi i podziękuje mi za drugiego drinka. Potrząsnął głową. - Za mało cytryny. Na palcach jednej ręki mogłabym policzyć klientów, którzy kiedykolwiek poprosili mnie o przyrządzenie drinka drugi raz. Nie miał pojęcia, o czym mówił. Sięgnęłam ponad ladą i wyrwałam mu szklankę z rąk. Szczęka mu opadła. - Lily! Jezu. – krzyknął Brian, próbując wyciągnąć drinka z mojej dłoni. Trzymałam mocno szklankę i obserwowałam, jak nozdrza faceta się rozszerzają, kiedy wzięłam łyk tego, co sama robiłam. Było dobre. Schłodzone i aromatyczne. - Jesteś niemożliwy. – syknęłam. – Przykro mi, ale aż tak bardzo nie potrzebujemy twoich pieniędzy. Uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową, sięgając do swojej tylnej kieszeni. Rozłożył swój skórzany portfel i wyciągnął z niego dwa banknoty studolarowe.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 23 - Mylisz się. Zawsze chcemy pieniędzy klientów. – Rzucił kasę na blat i wstał ze swojego stołka. – Jesteś zwolniona. Uznaj to za odprawę. Serce podskoczyło mi do gardła. Chwila. Że co? - Stara, masz przerąbane. – jęknął Brian. – Wiesz, kto to był? Ledwie mogłam go usłyszeć; byłam za bardzo skupiona na facecie przechodzącym przez tłum w stronę wyjścia. To był tylko kolejny klient… prawda? - To był Dean Harper. – powiedział ze śmiechem, odpowiadając na swoje własne pytanie. – Miło było cię poznać.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 24 Rozdział piąty DEAN Zoe: Nie zwolniłeś chyba tej nowej dziewczyny, co? Powiedz mi, że nie jesteś aż taki głupi. Zignorowałem wiadomość od Zoe i założyłem swoje znoszone buty do biegania. Mój telefon znowu zawibrował i niechętnie odczytałem kolejnego smsa. Zoe: Wczoraj bar przyniósł cztery razy więcej zysku niż zazwyczaj. TAK TYLKO MÓWIĘ. Zoe była częścią mojego zespołu przez ostatnich pięć lat. Dobrze nam się razem pracowało, bo była dobrym menadżerem i w stu procentach nie była mną zainteresowana – ani żadnym innym mężczyzną. Na początku każdej restauracji ustanawiałem ją tymczasowym menadżerem. Pomagała mi zatrudnić i wyszkolić nowy personel przez kilka pierwszych tygodni i była w tym cholernie dobra. Jej talent do irytujących żarcików nie był powodem, dla którego trzymałem ją w pobliżu. Zoe: Czemu to zrobiłeś? Zignorowałbym jej pytanie, ale coś mi mówiło, że nie przestanie, dopóki nie otrzyma zadowalającej odpowiedzi. Dean: Nie jest materiałem do Provisions. Mój telefon od razu zawibrował.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 25 Zoe: Taa, masz rację. Zarabianie pieniędzy jest przereklamowane. Włożyłem słuchawki do uszu i włączyłem swoją playlistę do ćwiczeń. Zoe mogła sobie pisać swoje wiadomości, ale musiałem zacząć swój bieg. Moje łydki były spięte od ostatnich ćwiczeń, ale napięcie ustąpi do czasu aż dotrę do parku. Zamknąłem za sobą mieszkanie i wsunąłem zapasowy klucz za sznurowadła lewego buta. A potem wyruszyłem. Musiałem wykonywać jakąś formę aktywności fizycznej codziennie, ale nie byłem przywiązany do jednej konkretnej rzeczy. Bieganie, kolarstwo, wioślarstwo – cokolwiek, co wprawiało moje kończyny w ruch i pomagało łatwiej oswoić ogień wewnątrz mnie. Moje stopy zadudniły o chodnik i poczułem się tak, jakby kawałki mojego życia wpadły na swoje miejsce. Myślałem, że będę szczęśliwy po tym, jak zarobiłem swój pierwszy milion, dziesiąty, dwudziesty. Myślałem, że do czasu, kiedy zajmę solidne miejsce na nowojorskiej scenie restauratorów, będę zadowolony. Myliłem się. Ogień nigdy nie zgasł, a ja zawsze chciałem więcej. Każdy student pierwszego roku psychologii mógłby połączyć kropki i stwierdzić, że używałem pracy po to, by wypełnić emocjonalną pustkę w moim życiu, ale obiektywnie rzecz biorąc, myliliby się. Nie miałem pustki. Miałem więcej niż dużo kobiet i nawet szczerze kochałem jedną czy dwie z nich. Za niczym nie tęskniłem, niczego mi nie brakowało, a mimo to naciskałem na siebie bardziej. Dlaczego? Bo niektórzy ludzie po prostu lubią wyzwania. Biegłem po szlaku dookoła Central Parku, kiedy mój telefon zawibrował z przychodzącym połączeniem. Sprawdziłem go, przygotowując się na to, żeby znowu zignorować Zoe, ale zamiast tego na ekranie zobaczyłem imię Juliana. - Julian, co tam? – zapytałem, korzystając z okazji, by złapać oddech. Byłem dopiero w połowie swojego biegu, ale rozciągałem ścięgna wolną ręką, żeby nie przetrenować mięśni. - Hej, stary. Jesteś w mieście? – zapytał. - Wróciłem wczoraj.