barbellak

  • Dokumenty907
  • Odsłony83 618
  • Obserwuję100
  • Rozmiar dokumentów1.0 GB
  • Ilość pobrań49 802

III Lisa Desrochers - A Little Too Much

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.8 MB
Rozszerzenie:pdf

III Lisa Desrochers - A Little Too Much.pdf

barbellak EBooki
Użytkownik barbellak wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 35 osób, 19 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 227 stron)

Tłumaczenie: marika1311 Strona 2 LISA DESROCHERS „A Little Too Much” Tom 2. cyklu „A Little Too Far”

Tłumaczenie: marika1311 Strona 3 Podziękowania Jak zawsze, moja najszczersza wdzięczność idzie do was, moich wspaniałych czytelników, za inwestowanie siebie w moje biedne, umęczone postacie. Mogę szczerze powiedzieć, że kocham swoją pracę i tylko dzięki Wam mogę robić to, co robię. Dziękuję z głębi serca. Zadedykowałam tę książkę mojej wspaniałej redaktorce, Amandzie Bergeron, która wyciągnęła tą historię z odmętów ciemności, w której się rozpoczęła i uczyniła z niej coś, co być może spodoba Wam się podczas czytania. Jestem zaszczycona, że zdecydowała, że ja i Hilary jesteśmy warte wysiłku. Dzień, w którym moja agentka wysłała rękopis do Amandy, był najszczęśliwszym dniem w moim życiu. A skoro mowa o mojej wszechmocnej agentce, Suzie Townsend, jak zawsze, zawdzięczam jej wszystkie niestrudzone wysiłki podejmowane w moim imieniu. Wywiała każdą nadzieję i oczekiwanie, jaką mogłam mieć w stosunku do agenta i stała się kimś, kogo uważam za przyjaciela. Nie ma słów, które byłyby wystarczające, by podziękować jej za wszystko, co dla mnie zrobiła.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 4 Rozdział pierwszy Sztuczna blondynka ze sztucznymi ustami i sztuczną, podwójną miseczką D gapi się na mnie. Cholera, sama bym się na siebie gapiła, gdybym mogła. Nie mogę uwierzyć, że to spieprzyłam. Ale to zrobiłam. Jak zawsze. Jedyne przesłuchania, w jakich mogę brać udział, to te na off-off-Broadway1. To dlatego, że jedyną rzeczą, jak widnieje na moim życiorysie, jest występ w Idolu, gdzie dotarłam do tygodnia w Hollywood2 trzy lata temu. Na nieszczęście dla mnie, nie potrafię tańczyć… co stanowi problem, chyba że cierpisz na porażenie kończyn dolnych czy coś w tym stylu, więc w zasadzie jestem po uszy w gównie. Ale to było jeszcze gorsze niż zazwyczaj. Chryste, rzeczywiście potrąciłam tę dziewczynę. Na swoją obronę; spieprzyła to prawie tak bardzo, jak ja. Gdyby była tam, gdzie powinna być, nie wpadłabym na nią. Ale… cholera. Odrywam wzrok od morderczego spojrzenia blondynki i zerkam na reżyserkę castingu, która chodzi dookoła. Nigdy nie zagrała żadnej roli na Broadwayu, a jednak tutaj jest, mój sędzia i jury. Brett już wcześniej z nią pracował. Mówił, że jest całkiem fajna. Powiedział mi, że z nią porozmawia – że szepnie jej o mnie dobre słówko. Ale przyszedł dopiero w połowie przesłuchania, rozwalił się w tylnym rzędzie i od tamtego czasu ani drgnął. Właściwie zauważyłam jego przybycie tylko dlatego, że w z przodu nastąpił wybuch feromonów i estrogenu. Nagle, wszystkie dziewczyny na scenie zaczęły poprawiać swoje włosy i ubrania. Ale ani razu nie widziałam, by chociaż zerknął w naszym kierunku. Nawet się nie uniósł. Patrzę teraz na niego i zmuszam się do oddychania. Wygląda na to, że pisze z kimś smsy i najwyraźniej nie ma zamiaru nikomu mówić czegokolwiek. Czuję w brzuchu błysk irytacji, ale zostaje on stłumiony przez narastające nerwy, kiedy Laska od Castingów zbliża się do sceny. Patrzy na nas i klaszcze w dłonie dwa razy, przy zwrócić naszą uwagę. - No dobrze… - mówi głośno, wyciągając swojego iPada spod pachy i na niego zerkając. – Numery jeden, dwa… siedem, dziesięć, dwanaście… piętnaście, szesnaście, siedemnaście, osiemnaście, dwadzieścia i dwadzieścia jeden: usiądźcie i się nie ruszajcie. Za pięć minut powtórzymy numer. Reszcie dziękuję za przesłuchanie. Możecie iść. Cholera. Większość tych, którzy odpadli z Idola, próbuje z niezależnymi wytwórcami lub kontraktami płytowymi, ale odkąd miałam sześć lat i mój dziadek zabrał mnie na Broadway, żebym zobaczyła Annie 3, tuż przed tym, jak zmarł, moim marzeniem zawsze było występowanie na scenie. Ale wszystko jest takie upolitycznione, a rywalizacja jest zacięta, więc mniej więcej tak wglądały ostatnie trzy lata. Dzięki, ale nie, dzięki. Mam strasznie napięte mięśnie, kiedy zerkam w dół, żeby dokładnie sprawdzić liczbę na kartce przypiętej do mojego rękawa. Czuję szarpnięcie w gardle. 1 Niezależne teatry nowojorskie, mniejsze niż broadwayowskie i off-broadwayowskie; wystawiane są w nich sztuki, musicale o charakterze eksperymentalnym 2 Etap programu American Idol 3 Znany musical

Tłumaczenie: marika1311 Strona 5 Trzynastka. To powinna być dla mnie pierwsza wskazówka na to, że nic z tego nie będzie. Szczęśliwej siódemce się udało. Pechowej trzynastce – nie bardzo. - Do dupy, Hilary. Sympatyczny głos Jessiki wyrywa mnie z mojego jednoosobowego przyjęcia dla użalających się nad sobą. Próbuję się do niej uśmiechnąć. Jej milowe nogi zwieńczone są dużymi, brązowymi oczami, które teraz przyglądają mi się tak, jakby właśnie ktoś rozjechał samochodem mojego szczeniaczka. Włosy w kolorze ciemnego blondu ściągnęła w kucyk z tyłu głowy, a jej skóra jest nieskazitelna bez cienia makijażu, nadając je wygląd nie-mam-pojęcia-jaka-seksowna-jestem. - To po prostu zła karma. Trzynastka. – mówi, pukając mnie palcem w ramię. – Myślę, że wszyscy powinni brać przykład z hoteli i po prostu omijać tą liczbę. - Co? Opiera jedną ze smukłych, bladych dłoni na biodrze, a drugą unosi w geście, który ma pokazywać coś oczywistego. - Wiesz, że w hotelach nigdy nie ma trzynastego piętra? - Nigdy nie zwróciłam na to uwagi. – głównie dlatego, że nigdy nie zatrzymywałam się w żadnym, który miałby więcej niż dwa piętra i nie rozwaloną kostkarkę do lodu. - Więc, wciąż wychodzimy na miasto w moje urodziny w przyszłym tygodniu? To trochę polepsza mój humor. Chociaż jest urocza, Jess umie się dobrze zabawić, a w tej chwili zdecydowanie tego potrzebuję. - No raczej. Od czwartku za tydzień, prawda? Kiwa potwierdzająco głową. - Powinnyśmy wypróbować to nowe miejsce na Lower East Side4… chyba nazywa się Klub 69, albo coś takiego? - Brzmi świetnie. Staje na palcach, a jej kucyk faluje za nią. - To będzie epickie! - Połamania nóg, Jess. – mówię, pukając ją w ramię; dokładnie na jej szczęśliwą siódemkę. Gdybym powiedziała to komuś innemu, mówiłabym dosłownie. Nie ma na planecie niczego bardziej bezlitosnego od Broadwayu. Ale Jessica jest naprawdę słodkim dzieciakiem. Ma dziewiętnaście lat i dopiero niedawno wysiadła z autobusu jadącego z Biloxi5, jeszcze nie pozwalając na to, by to miejsce ją zniszczyło. Jest chodzącą sprzecznością: uroczą dziewczyną z południa, która wierzy w karmę. Próbuję sobie przypomnieć, jaka byłam trzy lata temu, kiedy byłam w jej wieku. Nie byłam tak wycieńczona, jak teraz, ale nigdy też nie byłam tak naiwna i niewinna jak Jess. Świat po raz pierwszy kopnął mnie w dupę na trzy dni przed moimi czternastymi urodzinami, kiedy to moja kochana matka pijana trafiła do więzienia, zostawiając mnie tym samym na pastwę losu. A to był dopiero początek. - Dzięki. – odpowiada z niepewnym uśmiechem, jakby chciała podskakiwać z podekscytowania, ale nie robi tego, nie chcąc zranić moich uczuć. Ściskam ją krótko. 4 Dzielnica na Manhattanie 5 Mała miejscowość w stanie Missisipi

Tłumaczenie: marika1311 Strona 6 - Pogadamy potem, dobrze? Kiwa głową. - Zadzwonię. Kiedy Jess wraca do grupy, której udało się przejść dalej, ja zerkam na Blond Laskę – numer trzy. Rzeczywiście, wciąż rzuca w moją stronę mordercze spojrzenia. Kieruję się w stronę schodów, zanim uda jej się zabić mnie samym wzrokiem. Zmycie się po cichu – historia mojego życia. Biorę swój plecak ze sterty przy schodach i przewieszam go sobie przez ramię, a następnie idę w stronę Bretta, nadal siedzącego w tylnym rzędzie. Ma ubrane czarne dresy, biały podkoszulek i szarą, rozpinaną bluzę z kapturem. Stopy opiera o siedzenia przed nim. Wciąż jest trochę spocony po swojej próbie, ale właśnie tak wygląda najlepiej. Kiedy do niego podchodzę, śmieje się nisko z tego, co widzi na ekranie swojego iPhona. Szczerzy zęby w uśmiechu, po czym jego kciuki zaczynają gorączkowo odpisywać komuś, z kim pisze. - Rozmawiałeś z nią? Mój głos przenika do jego świadomości i unosi na mnie swoje głębokie, niebieskie jak ocean oczy, zaskoczony. Rzuca mi mruży współczująco oczy i wzrusza lekko ramionami. - Przykro mi, kochanie. Ale jeśli to coś pomoże, to nie sądzę, by to coś zmieniło. No nie. Nie mógł tego powiedzieć poważnie. - Pierdol się, Brett. Ale kiedy odwracam się i chcę iść w stronę bocznych drzwi, widzę, jak kilka innych dziewczyn mierzy mnie wzrokiem, a potem Bretta. Nagle czuję, że muszę wrócić i zaznaczyć swoje terytorium. Tak, jest wspaniały i tak, wszyscy go chcą. W zasadzie jest wysokim na ponad metr osiemdziesiąt, blond bóstwem na Manhattanie, z tymi doskonałymi zębami i dołeczkami w policzkach. Seks na patyku. Zawsze żartowałam, że gdyby kiedykolwiek chcieli przenieść jeden z animowanych filmów o Barbie na deski teatru, Brett dostawałby rolę Kena za każdym razem. Ale ma coś lepszego. Nazwisko Brett Collins może nic dla ciebie nie znaczyć, ale dla aspirujących aktorek na Broadwayu – tak. Zdobył główną rolę w nowym przedstawieniu Rachunek różniczkowy, mój penis i inne twarde rzeczy, którego wystawianie rozpocznie się za dwa tygodnie w teatrze Brooks Atkinson, a potem wyruszają w ogólnokrajową trasę. Sztuka opowiada o pięciu facetach i tych bzdurach o odkrywaniu siebie. Brett ma zabójcze ciało, więc jego częściowo nagie występy przyciągają dużo uwagi. Wcześniejsze występy zaczęły się w tym tygodniu, a wszystkie opinie są niespodziewane dobre. I wszyscy wspominają zwłaszcza o Brecie. Ale nawet on przyznaje, że nie jest tak dobrym aktorem, jak ja. Przez około rok, po udziale w Idolu, miałam swoją agentkę. Z moją urodą, która jest nietypowa, pewnie sądziła, że moje piętnaście minut sławy w tym programie rozpocznie moją karierę. Kiedy jednak tak się nie stało, przestała wzywać mnie na przesłuchania, a potem ze mnie zrezygnowała. Mam na uwadze kilku agentów, ale zanim jakiegoś nie zdobędę, potrzebuję, by ktoś od wewnątrz zapewniał mi przesłuchania. Brett jest dla mnie biletem na Broadway, a jeśli któraś z tych bezwzględnych suk położy na nich swoje łapka, przysięgam na Boga, że odetnę jej nadgarstki. Odwracam się i na niego zerkam. Wstaje powoli z siedzenia, podciągając się ku górze i posyła mi ten cholernie seksowny, leniwy uśmieszek, dobrze wiedząc, że kiedy go widzę, mam ochotę się na niego rzucić. I mniej więcej tak kończą się nasze kłótnie – w spoconej, stękającej i jęczącej masie składającej się z plątaniny rąk i nóg.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 7 Ale nie tym razem. Obiecał mi, że powie coś Lasce od Castingów. Ale potem mnie dogania i kiedy kładzie dłoń na moim biodrze, czuję dreszcze rozchodzące się po kręgosłupie. - Naprawdę mi przykro. – mówi niskim głosem wprost do mojego ucha; tym niskim, nieco szorstkim głosem; a mrowienie na kręgosłupie zamienia się w dreszcze w kroczu. Niech go szlag. Znowu się odwracam i się na niego gapię, chcąc być na niego wkurzoną, ale on już sunie opuszkami palców po krągłości mojej piersi, roztapiając mnie od środka. Przysuwa się bliżej i delikatnie ustami dotyka mojego ucha, mówiąc: - Na następne się dostaniesz. Kiedy przyciska usta do moich warg, zapominam, jak się oddycha. Właśnie to on mi robi. To, co większość kobiet odczuwa przy samym patrzeniu na niego. Odkąd pierwszy raz mnie dotknął, na przesłuchaniu do off-Broadwayu rok temu, nie da się zaprzeczyć wzajemnemu przyciąganiu. Ale nie mam złudzeń, że to jest miłość. On mnie nie kocha, a ja nie kocham jego. Poza sypialnią nic nigdy nie robimy razem i tak naprawdę nie mamy nawet żadnych wspólnych znajomych. Nasza znajomość jest czysto fizyczna, co mi odpowiada. Ja nie kocham. Kiedy w końcu mnie puszcza, a ja unoszę wzrok i widzę, że grupka, którym podziękowano za przesłuchanie, włącznie z Blondi, stoi blisko drzwi i patrzy na nas z szeroko otwartymi oczami. Zakładam na siebie kurtkę i słodko się do nich uśmiecham, podczas gdy one piorunują mnie wzrokiem, ale mimo mojej postawy mówiącej odwal się, Blondi do nas podchodzi. - Cześć, Brett. – mówi, ocierając się opuszkami palców o jego ramię i rzucając mu swoje silikonowe cycki w twarz. – Długo się nie widzieliśmy. Gratuluję otrzymanej roli. Uśmiecha się do niej w ten sam seksowny sposób, w który przed chwilą uśmiechnął się do mnie. - Dzięki. Świetnie tam wyglądałaś. – odpowiada, kiwając głową w kierunku sceny. Chwytam jego dłoń i ciągnę w kierunku drzwi. - Do zobaczenia. – krzyczy do niej, kiedy wychodzimy na chodnik. Owijam się ciaśniej kurtką. Pada lekka, październikowa mżawka, ale przynajmniej nie pada jeszcze śnieg, a to już coś. - Znasz ją? Wzrusza ramionami. - Bzyknęliśmy się kilka razy. Rzucam mu gniewne spojrzenie. Uśmiecha się i owija ramię wokół mojej szyi, przyciągając mnie do siebie bliżej. - Na długo przed tobą, kochanie. Nie martw się. – mruczy w moje włosy, kiedy próbujemy wyminąć hordy pieszych na chodniku. - Nie martwię się. Czuję obrzydzenie. To zdzira. Prawda jest taka, że przywykłam do tych wszystkich dziewczyn lecących na Bretta, ale w tym roku, kiedy byliśmy razem, był dobry i trzymał ręce przy sobie, więc nie mogę mu za bardzo zwymyślać.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 8 Nowojorczycy już wszystko widzieli, więc niewielu z nich obraca się za nami, ale ktoś zawsze się na nas obejrzy, a od czasu do czasu jakiś turysta otwarcie się gapi. Brett jest wspaniały, a ja… interesująca. Kiedy moja siostra, Mallory, otrzymała po mamie wszystkie irlandzkie cechy – faliste, rude włosy, jasną skórę oraz piegi – ja dostałam śmieszne, zielono-piwne oczy i czarne kędziorki długie do ramion, na których w lato ujawniają się rude odcienie. Moja skóra ma odcień kawy-ze- zbyt-dużą-ilością-mleka, ale jeśli spędzę trochę czasu na słońcu, robi się prawie tak ciemna, jak mojego taty, całkowicie zasłaniając odrobinę piegów na nosie i policzkach. Mama wzięła ślub tylko z ojcem Mallory i trwało to chyba tylko przez kilka lat, do czasu, aż Mallory miała około trzech lat. Potem był już tylko ciąg przeróżnych mężczyzn, z których jeden z nich był moim tatą. Chociaż zniknął z pola widzenia, zanim byłam na tyle duża, by w ogóle go pamiętać. Kiedy byłam mała i zapytałam mamę, czemu tata Mallory przychodzi i zabiera ją do różnych miejsc, a mój tego nie robi, powiedziała, że mój tata wrócił na Jamajkę, kiedy byłam niemowlęciem. Zastanawiałam się, czy stało się tak ze względu na mnie, ale dowiedziałam się, że nie był prawym obywatelem. Myślę, że został deportowany po tym, jak aresztowali go za handel narkotykami. Widziałam go jedynie na zdjęciach – to wystarczy, żeby wiedzieć, że jestem śmiesznym połączeniem cech wyglądu jego i mamy. Do czasu, aż wysiadamy z metra i idziemy do naszego mieszkania, jestem już spóźniona do Mallory. Mieszkanie znajduje się na czwartym piętrze w przyzwoitej dzielnicy na Upper East Side. Jest małe, ma jedną sypialnię, łazienkę i wielkie pomieszczenie. Kiedy wprowadziłam się tu prawie rok temu, mieszkanie było całkowicie męską norą. Nie jestem pedantką, więc jest tu tylko trochę mniejszy bałagan niż wtedy, ale w przeciwieństwie do Bretta, mam swój punkt krytyczny. Kiedy nie mogę już tego wytrzymać, zmywam wszystkie naczynia lub szoruję łazienkę. Dodałam też kilka swoich drobiazgów. Nie żadne ornamenty z falbankami ani nic takiego, ale ustawiłam kilka zdjęć i rzuciłam czerwone poduszki na kanapę z brązowej skóry należącą do Bretta. Kupiłam też kilka rzeczy do kuchni, nawet jeśli nie mam zbyt wielu szans na to, by gotować. To niewiele, ale przez to przywiązuję się do tego miejsca. Istnieję w tej przestrzeni. Należę tutaj. Udaję się do łazienki i włączam wodę w prysznicu. Zdejmuję legginsy oraz stringi, po czym ściągam gumkę z włosów i przebiegam po nich dłońmi, by spadły swobodnie na moje plecy. Mój wzrok spada na mój pierwszy tatuaż z przodu prawego biodra: czarno-pomarańczowy motyl. Odwracam się i oglądam w lustrze zakręcone, kolorowe linie maleńkich skrzydeł nad prawym pośladkiem, przez dolną część pleców, na lewej łopatce, następnie zmierza po ramieniu, by zapętlić się na górze i kończyć na lewym obojczyku. Żaden pojedynczy motel nie ma większej rozpiętości skrzydeł niż pół cala, ale jest ich wszystkich dwieście dziewięć, jeden za każdy dzień, który spędziłam w domu grupowym6. Zajęło mi dwa lata, żeby go ukończyć, a pieniądze, które na niego wydałam, powinnam pewnie przeznaczyć na lekcje tańca, ale przypomina mi o mojej wolności… i o tym, by nigdy nie dać się ponownie uwięzić. Wstępuję pod strumień ciepłej wody, czując jej łaskotanie na skórze. Kilka minut później, kiedy spłukuję odżywkę z włosów, Brett rozsuwa zasłonę prysznica i wchodzi do środka. Łapie dłońmi mój tyłek. - Hilary McIntyre i jej świetny tyłeczek. Odwracam się i zerkam na jego rosnącą erekcję. - Przykro mi, kochanie, ale już i tak się spóźniam do siostry. 6 Ang. group home – prywatny dom dla dzieci, młodzieży, którzy nie mogą mieszkać z rodziną lub dla ludzi z przewlekłą ułomnością; zazwyczaj jest w nim nie więcej niż sześć osób i przynajmniej jeden wyszkolony opiekun przez 24h na dobę.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 9 Zniża dłoń i sam zaczyna się głaskać, a nikczemny uśmieszek wkracza na jego wargi. - Mam kilka pomysłów, jak możemy sprawić, byś spóźniła się jeszcze bardziej. - Muszę iść. To urodzinowa kolacja Jeffa. Wzrusza ramionami i spuszcza ręce wzdłuż ciała, ale ten znaczący uśmiech nie znika. - Więc potem. Wiem, że lepiej będzie nie zapraszać Bretta do Mallory. Prawdopodobnie by poszedł, ale nie chciałby tam być. Nie cierpi dzieci. A prawda jest taka, że ja też go tam nie chcę. Lubię utrzymywać trzy sfery mojego życia z dala od siebie. Rodzina = Mallory, przyjaciele = Jessica, pieprzenie = Brett. Żadnego mieszania. Tak jest po prostu łatwiej. Kończę pod prysznicem i zostawiam go na pastwę zimnej wody. Owijając ręcznik wokół bioder, nie troszcząc się o osuszenie ciała, idę korytarzem do naszego pokoju, gdzie przekopuję szafę i wyciągam krótką spódniczkę z falbanami oraz dopasowany, czarny sweter. Zajebiście to wygląda razem z moimi nowymi butami. Wyciskam trochę Frizz-Ease7 na dłonie i ujarzmiam swoje kędziorki w miękkie loki, po czym zawijam je wokół swoich palców, żeby ładnie się zakręciły. Kilka minut później, kiedy opieram się o komodę i nakładam tusz na rzęsy, przychodzi Brett, z ręcznikiem nisko przewieszonym przez biodra. Przebiega palcami po wewnętrznej stronie mojego uda. - Jesteś pewna, że nie masz chwili na szybki numerek? Nie, w ogóle nie jestem tego pewna. Ale jeśli ominę kolację Jeffa, to nigdy nie przestaną o tym gadać. - Już i tak się spóźniam. – uśmiecham się i wkładam dłoń pod jego ręcznik, ściskając lekko jego członka. – Ale trzymaj się tej myśli. 7 Serum do wygładzania włosów

Tłumaczenie: marika1311 Strona 10 Rozdział drugi Nic tak skutecznie nie rzuca mi w twarz moich niedoskonałości, jak wizyta u mojej siostry. Pasuje do obrazka amerykańskiej klasy średniej: mąż, dwójka dzieci, dom z białym płotem oraz pies. (Dobra, w rzeczywistości nie ma tutaj płotu, ale równie dobrze mógłby być). Przedstawia wszystko to, czym ja nigdy nie będę, nawet gdybym chciała. Ale nie chcę. Nie zrozumcie mnie źle. Zawdzięczam wszystko Mallory i Jeffowi. Są jedyną rodziną, jaką mam. Ale mimo to nadal czasami ciężko jest mi z nimi przebywać, nawet jeśli naprawdę nie chcę takiego życia. Nie nadaję się do małżeństwa, macierzyństwa ani hipoteki, lub jakiegokolwiek innego zobowiązania. I nie jestem zazdrosna. Nie jestem. Ale jednak… Świętowałam swoje czternaste urodziny, zostając wysłaną do domu grupowego po tym, jak mama postanowiła odstawić swój mały wyczyn i trafiła do więzienia. Prawo nie jest zbyt łaskawe dla ludzi prowadzących samochód z ponad dwoma promilami alkoholu we krwi. Ale prawda jest taka, że wszyscy opuścili mnie już lata wcześniej. Do czasu, aż Mallory poszła na studia, kiedy ja miałam dziesięć lat, mama była zbyt pochłonięta butelką i wszystkimi chłopakami (nawet tym, który ją bił), żeby przejmować się czymkolwiek innym, więc byłam tylko ciężarem. Mallory się nie odzywała. Byłam sama. zaczęłam robić rzeczy jak wyrywanie włosów lub obgryzanie paznokci aż do krwi, bo ból fizyczny był czymś, co mogłam pojąć. Oznaczało to, że istniałam. I było wtedy łatwiej radzić sobie z samotnością. Po tym, jak mama trafiła do więzienia, sąd nie przyznał Mallory opieki nade mną, dopóki nie miała dwudziestu jeden lat i zatrudnienia, nawet jeśli ona tego chciała, więc byłam zdana na pastwę systemu przez siedem miesięcy. Tyle mi wystarczyło, by dowiedzieć się, dlaczego dzieciaki, które są pod opieką zastępczą, prawie zawsze się psują. Mallory kończyła studia na Florydzie, więc nie było jej w pobliżu, aż trafiłam na odwyk, a potem próbowała znaleźć pracę, żeby pozwolili jej mnie zabrać. To były długie miesiące. Kiedy w końcu mogłam z nią zamieszkać, byłam już dość popaprana. Przyjęcie mnie do domu nie mogło być łatwe. A na dodatek, ona i Jeff spotykali się dopiero od około ośmiu miesięcy. Ja i mój bagaż emocjonalny posłałoby większość facetów gdzie pieprz rośnie, ale Jeff traktował mnie jak księżniczkę – jak część rodziny. Czegokolwiek chciałam, on mi to dawał. Pomógł mi nadrobić, żebym mogła wrócić na drugi rok do szkoły. Zawsze był dla mnie jak ojciec, którego nigdy nie miałam. Wzięli ślub cztery miesiące po tym, jak się wprowadziłam, osiemnaście dni przed tym, jak urodził się Henri. Od tamtego momentu, zaczęły się te wszystkie karmienia w nocy i odbijania się, nieuchronne ulewanie się, wizyty lekarzy, brudne pieluchy. Tony brudnych pieluch. Ale Jeff nie bał się żadnej z tych rzeczy. Był po łokcie w kupie i rzygach dziecka, ale nigdy nie narzekał. A on i Mallory nadal się kochają. Tak, jak mówiłam: amerykański obrazek. Zmierzam do Jersey City, ale moje połączenie autobusowe jest opóźnione, więc jestem jeszcze później, niż sądziłam, że będę. Kiedy w końcu staję przed ich drzwiami i naciskam dzwonek, wielki, biszkoptowy labrador, Rufus, zaczyna szczekać na podwórku. Sekundę później, drzwi otwierają się szeroko, a ja spoglądam w dół na osobę mierzącą metr dwadzieścia, z bardzo ciemnymi włosami i wielkimi, szarymi oczami. Henri. - Hej, kolego! Jak leci? – pytam, mierzwiąc mu włosy.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 11 - Ciocia! Chodź zobaczyć, co zrobiłem dla taty! – bierze mnie za rękę swoją małą, spoconą dłonią i wciąga mnie do środka. Potem czeka, aż ściągnę buty. - Cześć, Hil! Jestem w kuchni. – woła Mallory, kiedy docieramy do salonu. - Potrzebujesz pomocy? – pytam ją, kiedy Henri ciągnie mnie przez pokój w stronę swojego młodszego brata, który leży na dywanie przed laptopem, podpierając się na łokciach. - Patrz! – krzyczy Henri, klęcząc blisko zielonej, zużytej kanapy, tuż obok stolika, na którym stoi statek ułożony z klocków Lego. Duży, czerwony dziób przyczepiony jest do grotmasztu8. - Wow, no proszę. To naprawdę niesamowite. Spodoba mu się. I nie mówię tego tylko dlatego, żeby zrobiło mu się miło. Zarówno Henri, jak i Jeff, uwielbiają klocki Lego. Zanim zapadnie zmrok, rozbiorą statek na części i złożą go ponownie. Mierzwię ponownie jego włosy i podchodzę do jego brata. Siadam obok niego ze skrzyżowanymi nogami. - Hej, Max. Co robisz? - Ciii! – ucisza mnie, nie odrywając wzroku od dywanu. - Minecraft. – mówi Henri, podchodząc i mnie obejmując. Max szaleńczo wali w klawisze i wpatruje się w ekran tak, jakby nawet nas tu nie było. On zawsze był poważnym dzieckiem. Chociaż wygląda jak jego tata, jest zupełnie jak jego mama – całkowicie skupiony i niezależny. Mallory lubi żartować, że to sześciolatek zmieniający się w sześćdziesięciolatka. Ten dzieciak sam się ubierał, kiedy miał jedenaście miesięcy i sam siadał na nocnik, kiedy miał dwa latka. Jeśli spróbujesz go przytulić, będzie wyrywał się z twoich ramion, a jeśli go nie puścisz – uderzy cię. Mówią, że jego spektrum autyzmu jest wysokie, ale nie przywiązuję zbyt dużej wagi do przyklejania komuś etykietek. Bóg wie, że sama mam ich kilka, a są bzdurne. Henri, z drugiej strony, zawsze lubił się tulić. Jest po prostu najszczęśliwszym dzieckiem, jakie kiedykolwiek widziałam, i nawet w wieku siedmiu lat uwielbia się przytulać. Mallory nazywa go swoim „wielkim kłębkiem miłości”. Kiedy był mały, a ja wciąż tu mieszkałam, zwykł wdrapywać mi się na kolana i przytulać się do mnie, owijając kosmyk moich włosów wokół dłoni i ssąc go razem z kciukiem. Uczucie jego małego ciałka wtulonego we mnie, szarpnęło w moim sercu strunę, której nic innego by nie ruszyło. Ale ja nie jestem stworzona do posiadania dzieci. Niektóre osoby po prostu nie nadają się na rodziców. Największą przysługą, jaką mogą wyświadczyć światu, jest zorientowanie się w tym, zanim będzie za późno. Więc, chwała dla mnie. Mallory pojawia się w progu między kuchnią a salonem i opiera się o framugę. - Wydaje mi się, że większość rzeczy mam pod kontrolą, ale jeśli ty i chłopcy moglibyście rozwiesić serpentyny w jadalni, to by naprawdę pomogło. Jeff będzie tu za piętnaście minut, a ja jeszcze nie miałam chwili, żeby to zrobić. Nie mówi „Obiecałaś, że pomożesz. Gdzie byłaś?”, ale widać w jej twarzy, kiedy wykrzywia usta, a wokół jej oczy pojawiają się delikatne zmarszczki. - Byłam na przesłuchaniu, a potem mój autobus się spóźnił. – mówię, odpowiadając jej na pytanie, którego tak naprawdę nie zadała. Obraca się z powrotem do kuchni. - I jak poszło? - Do du… - gryzę się w język, ale Henri i tak chichocze. Temu dzieciakowi nic nie umknie. Zawsze był jednym z najbardziej uważnych osób, jakie znam. Myślę, że jest w takim wieku, kiedy 8 Główny maszt na każdym statku

Tłumaczenie: marika1311 Strona 12 dzieci zaczynają myśleć, że przeklinanie jest śmieszne. Rzucam mu spojrzenie i przyciskam palec do ust, zanim Mallory mnie skrytykuje za wyrażanie się przy dzieciach. – Dość źle. - Ale pech. – woła z wnętrza kuchni. Mi to mówisz? Wstaję i łapię Henriego za dłoń, podciągając go do góry. - Chodźmy powiesić dekoracje dla twojego taty. Uśmiecha się do mnie i sam ciągnie mnie w stronę salonu. Mallory jest maniakiem czystości i mieszkanie zawsze jest bez skazy, pomimo spustoszenia, które czynią tu dwaj chłopcy. Lubiłam tu mieszkać. To dobre miejsce, żeby się uleczyć. Ale rok po skończeniu szkoły średniej przeniosłam się do miasta. Moja siostra była dość zmartwiona tym, że nie składam papierów na studia, ale nawet to było dla mnie zbyt dużym zobowiązaniem. A do tego czasu i tak już postanowiłam, że będę ścigać swoje marzenia. Zbliżały się castingi do Idola, a ja byłam pewna, że przez mój sukces wyląduję na Broadwayu. Trzy i pół roku później wciąż pracuję w barze. - Chcesz nam pomóc, Max? – pytam, pochylając się ku niemu. - Za chwilę. – odpowiada, nie podnosząc wzroku znad gry. Strząsa moją dłoń, kiedy głaszczę go po lekko rudych włoskach, więc wstaję i idę za Henrim. Kiedy tam docieram, widzę, że malec już otworzył serpentyny i rozwinął większość rolki, które leżą na kupce u jego stóp. Rozglądam się po pokoju, patrząc na antyczne meble oraz żyrandol. - Więc, jak chcesz to zrobić? Uśmiech rozświetla jego małą buźkę. - Chcę udekorować tatę. Wybucham śmiechem. - To byłoby interesujące. Podnosi stos serpentyn. - Mam zamiar przywiązać go nimi do krzesła. - Może powinieneś zapytać o to twoją mamę. – sądzę, że to brzmi zabawnie, ale jestem dość pewna, że to nie o to chodziło Mallory. - Mamo! – lamentuje Henri, biegnąc w stronę kuchni. W tym samym momencie Rufus znowu zaczyna szczekać, a sekundę później otwierają się frontowe drzwi i do środka wchodzi Jeff. Henri nagle zmienia kurs i biegnie ku niemu. – Tato! Jeff zsuwa buty, po czym pochyla się, by go przytulić. - Cześć, mistrzu. Jak się sprawy mają? Mały wskakuje mu na plecy, kiedy ten wstaje. - Przywiążę cię do fotela! - Naprawdę…? – mówi Jeff z uśmiechem. Macha mi, kiedy idzie z synem do kuchni. – Hej, Hilary. - Wszystkiego najlepszego. Czuję dotyk palców na mojej nodze, a kiedy spoglądam w dół, widzę, że Max wreszcie zostawił laptopa w porządku. Biorę go za rękę i idę za Jeffem i Henrim. - Wszystkiego najlepszego, tato. – mówi Max, kiedy doganiamy ich w kuchni.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 13 Jeff sadza Henriego na szafce, gdzie on radośnie macha nogami i uderza piętami w szafki znajdujące się poniżej. Pochyla się i czeka, aż jego najmłodszy syn podejdzie. Max powoli zmniejsza przestrzeń między sobą, a swoim ojcem, a Jeff bierze go w ramiona, przytulając mocno. Ale sekundę później Max wycofuje się z uścisku, a Jeff mu na to pozwala. To tak, jakby Jeff łaknął uwagi syna, ale wie, że Max może znieść tylko tyle. Jest gotów grać według zasad Maxa, łapczywie biorąc wszystko, co mały mu oferuje, ale nigdy nie naciskać o nic więcej. Chciałabym mieć ojca takiego jak on. Patrzę na nich, razem. Jeff ma krótko obcięte włosy i krępą budowę. Jego oczy są ciemnobrązowe, a twarz ma wyraziste rysy. Max jest do niego bardzo podobny, z wyjątkiem rudego odcienia włosów, lekko falowanych. Włosy Jeffa mają odcień piaskowego brązu i są proste. - Wszystkiego najlepszego, panie LaForte. – mówi Mallory, mieszając coś w garnku i się do nich uśmiechając. - Dziękuję, pani LaForte. – odpowiada Jeff z szerokim uśmiechem. Wstaje i podchodzi do Mallory przy kuchence, całując ją w usta tak czule, że muszę odwrócić wzrok. To zbyt osobiste. – Więc, o co chodzi z tym przywiązywaniem mnie do krzesła? – pyta ją, kiedy ich usta się rozdzielają. Siostra rzuca mi zdumione spojrzenie. - Przywiążę tatusia! – informuje radośnie Henri, uderzając mocno piętami o szufladę, żeby podkreślić swoje słowa. Jeff zerka na niego, a potem na mnie. - Serpentynami. – wyjaśniam. – Chce cię udekorować. Mallory przewraca oczami i odwraca się do gazówki, mieszając w garnku. - Jesteś wcześniej. – mówi do Jeffa. – Obiad nie będzie gotowy przez następne piętnaście minut. Jeff szarpie w dół kołnierzyk swojej koszuli. - To dobrze. Mam czas, żeby się przebrać. – po drodze ściąga Henriego z blatu, a ten idzie za nim do sypialni, podczas gdy jego najstarszy syn wraca przed laptopa. Opieram się o szafkę. - Jeśli pasuje ci ta cała rzecz z krępowaniem i wiązaniem, to chyba nie muszę już zawieszać serpentyn w salonie. Mallory rzuca mi spojrzenie ponad ramieniem. - Więc zrób coś pożytecznego i napełnij ten garnek wodą, a potem go wstaw na gaz. – mówi, wskazując głową na pusty garnek. Idę z nim do zlewu i odkręcam kran. - Co Brett dziś robi? Myślałam, że dziś go zobaczymy. - Ma próbę. – kłamię. Wyjaśniałam jej w kółko nasz układ, ale nie podoba jej się to. Wciąż myśli, że szaleńczo się w sobie zakochamy, wprowadzimy się do domu w Jersey z białym płotem i będziemy mieli dwójkę dzieci oraz psa, tak, jak ona. To się nie wydarzy. Ustawiam garnek na palniku i go uruchamiam. W tej samej chwili Jeff wchodzi do kuchni w zielonej koszulce z logo Heinekena i luźnych, czarnych dresach. - Jest jakiś sposób na to, żebyś ubrał się porządnie na swoje przyjęcie urodzinowe? – pyta Mallory, machając na niego ręką z rozdrażnieniem.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 14 Podchodzi do niej do tyłu i przyciąga do swojego ciała. - Mówisz, że wolałabyś mnie w moim urodzinowym przebraniu? – mruczy jej do ucha. Mallory rumieni się i zerka na mnie tak, jakbym wciąż była czternastolatką. - Jeff. – mówi karcącym tonem, odsuwając jego dłoń podążającą na jej pośladki. Ale i tak się uśmiecha. Mam wrażenie, że Jeff i Mallory wciąż uprawiają dużo seksu. Pamiętam, jak ich usłyszałam, kiedy byłam nastolatką – skrzypiące łóżko i ich stłumione jęki. Uprawiałam wcześniej seks i to w ogóle tak nie brzmiało. Nigdy nie mówiłam z jękiem czyjegoś imienia, nie krzyczałam „o Boże!”, ani nie chichotałam. Pewnego wieczoru, kiedy to robili, zakradłam się na korytarz pod ich drzwi i lekko je uchyliłam. Henri był malutki, miał koło trzech miesięcy, spał w kołysce po stronie łóżka Mallory. Prześcieradła były zrzucone na podłogę, a Jeff i Mallory leżeli nago na materacu. Jeff poruszał się tak wolno między jej nogami, że wyglądało to jak taniec. Ona wydawała te delikatne jęki z głębi piersi, a potem uniosła nogi, oplotła je wokół jego talii, krzyżując kostki i przyciągnęła go bliżej siebie. Jeff jęknął, kiedy osunął się na nią i wyszeptał „tak bardzo się kocham, skarbie”. Minutę później, kiedy usłyszałam, jak Mallory podciąga nosem, a Jeff unosi dłoń i opuszkami palca wyciera jej policzek, zdałam sobie sprawę, że płakała. Ale Jeff nie mógł jej zranić. Był przecież taki delikatny. Wycofałam się i wróciłam do swojego pokoju, myśląc, że to ze mną jest coś nie tak, skoro seks tak nie wyglądał, kiedy ja to robiłam. Teraz wiem, że tak jest. Jeff uśmiecha się i puszcza Mallory. - Naleję wina. Chcesz coli albo czegoś, Hilary? – pyta, odwracając się w moją stronę, a ja nagle czuję się tak, jakbym została przyłapana na podglądaniu czegoś, co zdarzyło się lata temu. - Um… tak, jasne. Colę. Mam dwadzieścia jeden lat, ale nie zaoferują mi wina… co jest trochę śmieszne, biorąc pod uwagę fakt, że pracuję w barze. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ale wydaje mi się, że to ze względu na mój odwyk. Mallory obawia się, że się „poślizgnę”. Nie powiedziałam im, że nigdy nie byłam uzależniona… że to wszystko było jedną, wielką ściemą. Bo wtedy musiałabym powiedzieć prawdę. A ona jest dużo gorsza. *** Zostaję, żeby pomóc położyć Maxa i Henriego do łóżka, a następnie udaję się z powrotem do miasta. Kiedy wychodzę z metra, u podstawy schodów siedzi facet, z długimi, strąkowatymi, siwymi włosami. Gra na saksofonie – smutną, powolną piosenkę, której nie rozpoznaję. Jest piękna. Stoję tak naprawdę długo i po prostu słucham, pozwalając, by muzyka otuliła mnie jak ciepły koc i posyłała dreszcze po moim plecach. Jest tak dobry, że trochę mnie to przeraża. To znaczy, dlaczego jacyś tam faceci siedzą na Broadwayu, lub na scenie w Centrum Lincolna z filharmonią, a ten facet, który jest tak cholernie

Tłumaczenie: marika1311 Strona 15 dobry, że samo słuchanie jego grania sprawia, że mam ochotę się rozryczeć, siedzi z rozwalającym się saksofonem na zimnej, betonowej podłodze w metrze? Co, jeśli ja nie jestem wystarczająco dobra? I nigdy nie będę? Grzebię w torebce, po czym wyciągam z niej pięć dolarów i wrzucam je do otwartej, brudnej walizki wyłożonej czerwonym materiałem, po czym ześlizguję się po żółtej ścianie i siadam obok niego. Nie podnosi wzroku. Po prostu gra dalej. Owijam się ciaśniej kurtką i zamykam oczy. Jak moje motyle, ta muzyka jest wolna. Wyobrażam sobie, jak wszystkie nuty fruwają w powietrzu jak skrzydła, a potem odlatują razem z wiatrem. Ale przez to czuję się tylko jeszcze bardziej smutna. W końcu, po pięciu lub sześciu piosenkach, zbieram się z ziemi, a z torby wyciągam pomięte ostatnie trzy dolary. Rzucam je do walizki, po czym wspinam się po schodach i wychodzę na chłodną mżawkę. W drodze do domu zatrzymuję się w barze, by odebrać swoją wypłatę. Kiedy otwieram drzwi, fala ciepłego, wilgotnego powietrza, razem z zapachem zwietrzałego piwa i stęchłych rzeczy, uderza mnie w twarz. Zgłosiłam się do tej pracy dwa i pół roku temu, kiedy pławiłam się w swoich piętnastu minutach sławy po występie w Idolu. To, i moje kształtne ciało są jedynymi powodami, dla których dostałam pracę. Nigdy w życiu nie pracowałam w barze, ale Jerry mi się przyjrzał i stwierdził, że „mam potencjał”. Wręczył mi garść króciutkich koszulek z logo baru i zapytał, czy mam jakieś szorty. Powiedział, że jeśli da facetom coś, na co mogliby popatrzeć, to oni zostaną dłużej i będą pić więcej. Powiedział mi też, żebym nie nosiła stanika, w którym to momencie odpowiedziałam, żeby spierdalał. Jerry słabo oświetla miejsce, na wypadek, gdyby pojawił się jakiś karaluch. Poza tym, ciemne boazerie, mahoniowy bar z tyłu pomieszczenia, oraz zapach potu oraz stęchłych rzeczy sprawia, że bar sprawia wrażenie jaskini. Na stołkach przy barze siedzi kilku stałych bywalców, a z tyłu pomieszczenia siedzi grupka głośnych studentów. Nieźle, jak na czwartek wieczorem. Radio ustawione jest na ulubioną stację Jerry’ego – rock z lat osiemdziesiątych. Również telewizor nad barem jest włączony i ustawiony na kanał sportowy ESPN. Więc to, plus dzieciaki tworzy dość mocny hałas. - Hilary! Kochanie! – słyszę ryk Jerry’ego, kiedy dzwonek nad drzwiami oznajmia moje przyjście. To sprawia, że czuję się jak Norm z tego starego serialu Zdrówko9. – Jak leci? Pomimo tego, że doskonale zdaje sobie sprawę, że jestem dziewczyną, zawsze o to pyta10. - Nisko, Jerry. Kurewsko nisko. Kiedy przesuwam się w głąb pomieszczenia i czuję zapach palonego sera, wiem, że Jerry musiał znowu zapomnieć wyciągnąć partii nachosów. - Przykro mi to słyszeć, złotko. Jesteś tu, by zapić swoje smutki? – zawsze stara się mnie namówić, bym oddała swoją wypłatę z powrotem do kasy. Opieram się o bar. - Nie. Jest piętnasty. Wpadłam tylko po wypłatę. Krzywi się połową twarzy, zupełnie jakby tylko w połowie było mu przykro z powodu tego, co zaraz powie. - Nie zdążyłem jeszcze tego dla ciebie przygotować. Pokręć się tutaj, wypij drinka, a to załatwię. 9 Norm wraz z innymi stałymi gośćmi spędzał kilka godzin dziennie przy barze. 10 Jerry zadaje pytanie, które w oryginale brzmi How’s it hanging?; to powitanie między dwojgiem kumpli, ale jest w tym podtekst, bo w dosłownym tłumaczeniu hang oznacza wisieć, więc, hm, Jerry pyta o coś, co powinno wisieć między nogami Hilary, gdyby była facetem. :D

Tłumaczenie: marika1311 Strona 16 - W domu? – pytam, znając już odpowiedź. Wybucha śmiechem, a z jego ust wylatuje tyle śliny, że musi przetrzeć blat baru brudną ścierką. I to jedyna odpowiedź, jaką dostaję. Jerry nigdy mnie dotknął, ale gdyby miał taką możliwość, nie wątpię, że by to zrobił. Ogólnie rzecz biorąc, to całkiem przyzwoity facet, ale ma chyba trochę rozmyte granice co do molestowania. Prawie za każdym razem, kiedy tu jestem, rzuca luźną sugestię, że moglibyśmy „skoczyć na drinka”, albo „wypróbować jakiś nowych przepisów z rumem”. Sądzę, że wciąż żywi nadzieję na to, że kiedy mnie upije, dobierze się do moich majtek – jego strategia, która dość dobrze działa, jeśli nie próbuje jej na mnie. Musi mieć około czterdziestu lat, ale nie wygląda na surowego – ciemne, krótko obcięte włosy, kwadratowa szczęka i niesamowite, niebieskie oczy. Jest byłym żołnierzem i wciąż wygląda dość przyzwoicie. Pomimo olbrzymiej ilości piwa, którego wypija (wszystko w domu, oczywiście), nie ma jeszcze piwnego brzucha. Przyciąga uwagę klientów i ma kilka stałych bywalczyń, które przychodzą tu, by z nim poflirtować. Nie dotarło chyba jednak jeszcze do niego, że ja nie jestem jedną z nich. Idę dookoła baru i wlewam sobie szklankę wody, następnie siadam na stołku. - Poczekam. Rzuca mi pewny siebie uśmiech, po czym znika w biurze na tyłach baru. - Wstrzymaj się. - Hilary! – mówi jeden z facetów siedzących przy barze, jak byśmy byli starymi przyjaciółmi. Prawdopodobnie ma sześćdziesiąt lat… i źle zaczesane, siwy włosy. W każdy wtorek i piątek wieczorem, odkąd tu pracuję, przychodzi tutaj – jego żona ma chyba wtedy spotkania klubu książki, albo grę w Bonco, czy coś takiego – ale nadal nie mogę zapamiętać, czy ma na imię Bob, czy Bill. – Mogę prosić o dokładkę? – pyta, unosząc swój pusty kufel. Jestem tu po godzinach, więc nie zamierzam pracować. Wskazuję głową na kranik od piwa. - Obsłuż się sam. Uśmiecha się szerzej i unosi swój tłusty tyłek ze stołka. - To pójdzie na mój rachunek? – pyta, kiedy mnie mija. - Nie, jeśli ruszysz swój tyłek. – mówię, zerkając znacząco w kierunku biura. Przyśpiesza kroku, nalewa sobie szybko piwo, po czym wraca, a w drodze powrotnej klepie mnie w tyłek i puszcza mi oczko. - Wiedziałem, że cię lubię. Ponownie się do mnie uśmiecha, kiedy kilka minut później wraca Jerry, machając mi czekiem przed twarzą. - Policzyłem ci ostatnią zmianę jako pełną, chociaż zamknęłaś bar piętnaście minut szybciej. Biorę czek z jego dłoni i wciskam do swojej torebki. - Dzięki, Jerry. Jestem ci dłużna. Porusza brwiami i uśmiecha się znacząco. - I nie zapominaj o tym. Przewracam oczami i ześlizguję się ze stołka. - Zamykasz, nie zapomnij. - Zamykam. – uspokajam go. – Do zobaczenia o piątej.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 17 Zatrzymuję się przy bankomacie, deponując czek, a następnie zmierzam do domu. Mżawka się nasiliła, więc do czasu, aż tam docieram, jestem dość przemoczona, ale właściwie się tym nie przejmuję. Lubię spacerować w deszczu. To jedna z niewielu czynności, która naprawdę mnie uspokaja. Na chodniku zaczynają tworzyć się kałuże, a ja idę prosto przez nie, zupełnie jak dziecko. Właściwie to uśmiecham się do siebie, kiedy docieram do swojego mieszkania i podnoszę wzrok. A wtedy uśmiech z mojej twarzy znika. W progu stoi facet. Wysoki facet, w czarnych spodniach, wojskowych butach i niebieskiej bluzie. Olśniewający facet. Facet, który gapi się na mnie z szeroko otwartymi oczami. - Hilary? – pyta, a w jego głosie rozbrzmiewa lekki akcent, którego nie mogę rozpoznać po jednym słowie. Może coś europejskiego? - To zależy. – odpowiadam, cofając się o krok. Wygląda znajomo, ale też trochę niebezpiecznie. Jest cały napięty, ręce ma spuszczone wzdłuż boków i jest coś w jego intensywnym spojrzeniu… Czuję się, jakbym powinna go znać, ale nie mogę go z niczym skojarzyć. Ma krótkie, czarne, falowane włosy, które są zaczesane do tyłu, a jego ciemne oczy są osadzone w jednej z najpiękniejszych męskich twarzy, jakie kiedykolwiek widziałam. Jego skóra jest oliwkowa, nie ciemniejsza niż moja, ale w całkowicie innym odcieniu. Musi być aktorem, albo coś takiego. Może znam go z jakiegoś przesłuchania? – Kto pyta? - To ja, Hilary. Alessandro. Jego twarz się zamazuje, a latarnie nad moją głową zaczynają się kręcić. Czuję, że się chwieję, więc opieram się o budynek. - Alessandro? – znam tylko jedną osobę o tym imieniu. Krzywi się lekko. - Alessandro Moretti… z domu grupowego? Następną rzeczą, z jakiej zdaję sobie sprawę, jest fakt, że mój tyłek ląduje w kałuży, nogi zamieniają się w roztrzęsione galaretki, a Alessandro trzyma mnie za ramię. To tak, jakby ostatnie osiem lat znikło. Stoimy w świetlicy, a moje serce zgniata niewidzialna pięść. Wyjeżdżamy. Zajmuje mi chwilę, by ponownie złapać oddech i spojrzeć na jego ściągniętą twarz. - Co ty tutaj robisz? Pomaga mi wstać z chodnika, ale powstrzymuje się od otrzepania mojego tyłka z brudu. - Ja… - potrząsa głową. – Właśnie znalazłem twój adres. Chciałem tylko sprawdzić, jak sobie radzisz. Żołądek opada mi do stóp i przez chwilę myślę, że powinnam zostać na dole, na ziemi. Wie? Jak mógł się o tym dowiedzieć? Opieram się plecami o ścianę. - Gdzie jest Lorenzo? – nagle desperacko pragnę się dowiedzieć, czy on też do mnie przyjdzie. Ściąga usta w wąską linię, a jego oczy jeszcze bardziej ciemnieją. Zamyka je i bierze głęboki oddech, zanim ponownie rozchyla powieki. - Lorenzo nie żyje od dwóch lat.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 18 Rozdział trzeci Lorenzo nie żyje. Nie jestem pewna, jak mam się czuć w związku z tym. Tak dużo czasu poświęciłam na to, by zapomnieć, że bracia Moretti w ogóle istnieli. Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek jeszcze ich spotkam. Ale Alessandro tutaj jest. Podtrzymuje mnie, trzymając dłoń na moim ramieniu, a ja nie wiem, czy chcę, by był wytworem mojej wyobraźni, czy też nie. Miałam tylko czternaście lat, kiedy ostatni raz widziałam Alessandra i jego starszego brata. Tylko przez trzy miesiące byliśmy razem w domu grupowym, ale te trzy miesiące prześladują mnie od tamtego czasu. Są rzeczy, których nie pamiętam… które zablokowałam w swojej pamięci. Ale są też rzeczy, które są wyryte w nią tak, jakby była kamieniem. Rzeczy, których – bez względu na to, jak się staram – nigdy nie zapomnę. Lorenzo był moim pierwszym i jestem dość pewna, że ja byłam pierwszą Alessandra. Teraz, patrząc wstecz, widzę, co to było. Lorenzo się nudził, a ja byłam czymś, czym mógł się zająć. W tamtym momencie moje życie było emocjonalnie puste. Wszyscy, którzy powinni mnie kochać, porzucili mnie. Sprawiałam sobie ból, kiedy nie mogłam go poczuć, ale poza nim nie było nic. Byłam kompletnie otępiała. I tak zdesperowana, by coś poczuć… cokolwiek… że – nawet nie zdając sobie z tego sprawy – podałam mu się jak na srebrnej tacy. Lorenzo wydawał mi się tak pełny życia – tak daleki od odrętwienia, które czułam. Oglądanie go było jak obserwowanie komety pędzącej po ciemnym, pustym niebie: wielki i jasny, ale należący do zupełnie innego świata. Zawsze pakował się w kłopoty z naszą opiekunką, ale nie chciał ustąpić. Mogła krzyczeć, ale on się odpyskiwał. Pewnego dnia ją uderzył. Widziałam to. Widziałam, jak jego pięść leci na spotkanie z jej szczęką. Widziałam krew z jej ust, która zaplamiła dywan. Widziałam wyraz jej twarzy… jej spojrzenie. Nagle wydawała się być całkowicie żywa. Też chciałam się tak poczuć. Na początku chciałam powiedzieć coś, co go wkurzy, żeby zobaczył, że istnieję, ale potem, żeby sprawdzić, co mogę od niego uzyskać. Myślę, że chciałam, żeby mnie też uderzył. Zamiast tego, zrobił mi coś innego. Z Lorenzo nie było słodko ani delikatnie. Nie było pogawędek. Nie było gry wstępnej. A kiedy było po wszystkim, skończył ze mną. Znowu byłam samotna, więc poszłam do Alessandra. Tak bardzo różnił się od swojego brata. Chciał rozmawiać – o mojej rodzinie i jego rodzicach… o świecie i naszym miejscu w nim. Ale nie tego od niego potrzebowałam. Nie obchodziło mnie znaczenie życia; chciałam po prostu poczuć się żywa. Więc powiedziałam mu o Lorenzo – o tym, co zrobiliśmy – a potem rozpięłam mu jeansy. Na początku odmawiał, ale byłam wytrwała. Dla porównania miałam tylko Lorenza. Był taki pewny siebie, kiedy brał to, co chciał i nie przejmował się mną ani nikim innym. Nie był delikatny i to bolało, ale ból fizyczny był czymś, czego mogłam się złapać. Alessandro, z drugiej strony, był przestraszony, delikatny i niezdarny. Był boleśnie łagodny, a kiedy było po wszystkim, trzymał mnie w ramionach i pytał, czy wszystko w porządku. Nie rozumiałam tego pytania.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 19 Dopiero później poczułam się dobrze, kiedy sprawił, że poczułam rzeczy, których nigdy wcześniej nie czułam. I wtedy zdałam sobie sprawę, że seks z Alessandrem był czymś więcej, niż tylko czystą fizycznością. Otworzył mnie, zobaczył moją mroczną, uszkodzoną duszę i nie odstraszyło go to. Sprawił, że zaczęłam wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Pomógł mi zrozumieć miłość. A potem, miesiąc później, odszedł. Jak wszyscy inni. Ale teraz tutaj jest. - Jest naprawdę późno. – mówię, próbując poukładać sobie w głowie to, co muszę zrobić. Są rzeczy, których muszę się dowiedzieć… ale najpierw muszę coś sobie poukładać. Nie jestem gotowa, by robić to w tej chwili. – Zostajesz w mieście na jakiś czas? Może jutro się spotkamy? Kiwa potwierdzająco głową. - Przepraszam, Hilary. Nie chciałem, byś poczuła się niekomfortowo. Cóż, za późno. - Argo Tea11 na Columbus Circle12? Jedenasta? Mają też kawę, gdybyś… - Argo Tea. – mówi, kiwając głową i ratując mnie przed skompromitowaniem się. Podchodzę kilka kroków bliżej swoich drzwi. - Okej… więc… chyba do zobaczenia jutro. Mierzy mnie swoimi ciemnymi, przenikliwymi oczami i odsuwa się o krok. Coś w tym spojrzeniu sprawia, że zaczynam drżeć i odwracam wzrok, obawiając się, że on zobaczy za dużo. Przekręcam klucz w zamku i wślizguję się do środka bez oglądania się za sobą, a następnie pięścią uporczywie wciskam guzik windy, mając nadzieję, że pojawi się tu, zanim moje nogi znów odmówią posłuszeństwa. Kiedy w końcu nadjeżdża, wchodzę do środka i mocno wciskam czwórkę, po czym opieram się o ścianę w kącie i zsuwam się na podłogę. Przytulam kolana do piersi i opieram o nie czoło, czując ból głowy. Kiedy drzwi rozsuwają się na moim piętrze, nie poruszam się. Po minucie zamykają się, a ja nadal się nie ruszam. Lorenzo nie żyje, a Alessandro jest tutaj. Tak wiele przydarzyło mi się, kiedy byliśmy razem w tym domu… kiedy wyjechali, został mi tylko ból i gniew. Przetrwałam, ucząc się, jak być silną. Zagłuszałam ból, by nikt nie mógł zobaczyć, że cierpię i udawałam, że nic się nie dzieje. Ale ponowne zobaczenie Alessandra znowu to wszystko przywołało. Uruchomiło mroczne miejsca w moim umyśle, gdzie to chowałam. Nie zamierzam już nigdy cierpieć w ten sposób. Ból czyni mnie słabą. Ale gniew mnie napędza. Więc znowu to robię. Kiedy winda zaczyna się poruszać, podciągam się z podłogi, spychając ból w najdalsze zakamarki umysłu. Drzwi rozchylają się na pierwszym piętrze i wchodzi para, którą widuję, ale nie znam ich osobiście, chichocząc z jakiegoś żartu. Zerkają na mnie podejrzanie i przestają się śmiać. Kiedy winda zatrzymuje się na czwartym piętrze, wychodzę z niej bez oglądania się na nich i idę prosto do drzwi mojego mieszkania. W środku jest ciemno, ale jest dopiero jedenasta, więc wiem, że Bretta nie ma. Zapalam światło i idę do kuchni. Z lodówki wyciągam prawie pustą butelkę dietetycznej coli i wypijam resztę. W drodze do sypialni, zatrzymuję się w łazience, by skorzystać z toalety i umyć zęby. Kiedy zerkam na swoje odbicie w lustrze, patrzy na mnie mała, przestraszona dziewczynka, którą byłam tak dawno temu. Odkręcam gorącą wodę i przemywam sobie twarz, wdychając parę i 11 Sieć kafejek z herbatą 12 Rondo na Manhattanie

Tłumaczenie: marika1311 Strona 20 zmuszając się, by odgonić strach, a kiedy znowu unoszę wzrok, dziewczynka zniknęła. Zostałam tylko ja. Twarda, silna, niezniszczalna ja. Lata temu pozwoliłam braciom Moretti zranić siebie wystarczająco i wyciągnęłam z tego wnioski. Nikt więcej nie przebije się już przez mury wokół mnie. Wchodzę do sypialni. Łóżko jest puste, więc Brett musiał wyjść. Rozbieram się do naga i wślizguję pod kołdrę. Chcę tylko zwinąć się w kłębek i iść spać. Ale nie mogę zasnąć. Mój umysł nie chce się wyłączyć, wciąż zastanawiając się, co do powiedzenia ma Alessandro. Godzinę później, kiedy wraca Brett – pijany – wciąż mam szeroko otwarte oczy. Siadam na łóżku, kiedy on chwiejnie wchodzi do sypialni. Zapala światło i zrzuca z siebie kurtkę. Jest przemoczony od deszczu, koszulka na ramionach i plecach jest mokra i przylega. - W końcu. – mówię, a jego wzrok podąża po krągłościach mojego ciała, kiedy odrzucam na bok prześcieradła. Przewracam się, klękając na kolanach i opierając na dłoniach. – Chodź tutaj. Uśmiecha się szeroko i podchodzi bliżej, zatrzymując się tuż przede mną przy brzegu łóżka. - I co teraz? Wyciągam w górę dłoń i odpinam guzik jego spodni, następnie rozpinam zamek. Nie ma bielizny – jak zwykle – a jego męskość zaczęła już rosnąć i się unosić. Pochylam się i drażnię jego wzwód językiem. Minutę później, kiedy jest już sztywny, biorę go do ust. - Kurwa. – zaczyna dyszeć, kiedy go ssę. Jęczy i ściąga mnie z łóżka, rzucając na podłogę i kładąc się na mnie. W następnej sekundzie wbija się we mnie mocno. Mruczy z każdym pchnięciem, kiedy wali mnie na podłodze, co boli… tak cholernie dobrze. Trwa to tylko kilka minut. Nie dochodzę, ale nie potrzebuję tego. Nie o to chodzi. Musiałam tylko wiedzieć, że jestem tutaj, w tym miejscu. Teraz. Musiałam to poczuć. Brett schodzi ze mnie, a ja wczołguję się na łóżko, wciąż mokra. W końcu czuję senność. A kiedy zamykam oczy, nie ma nic. Właśnie tak, jak chciałam. *** Kiedy rano się budzę, zdaję sobie sprawę, że Brett nawet nie dotarł do łóżka. Leży rozciągnięty na podłodze, w brudnych ciuchach, głęboko śpiąc, z bezwładnie zwisającym członkiem. Podnoszę swój telefon z szafki obok łóżka i sprawdzam godzinę. Dziesiąta. Przechodzę ponad Brettem i pędzę pod prysznic, ścigając się z moją zwykłą rutyną, przez cały czas zastanawiając się, czy rzeczywiście mam zamiar to zrobić. Wciąż nie wiem, co powinnam powiedzieć Alessandro. Dlaczego on w ogóle tutaj przyjechał, po tak długim czasie? Nie mam czasu, by ujarzmić moje włosy, więc wyglądają bardziej afro niż zwykle. Piętnaście po jedenastej pędzę w stronę Argo Tea. Nie jestem pewna, czy chcę, żeby tam był, czy też nie. Ale jest. Siedzi sam przy stoliku w rogu, trzymając w dłoniach filiżankę kawy. Patrzę, jak unosi ją do ust i bierze kilka łyków. Zmienił się, ale nie aż tak bardzo, żebym nie widziała w nim szesnastoletniego chłopca, którego znałam. Wciąż ma te same jedwabiste, czarne włosy, które teraz są zaczesane do tyłu, zamiast spadać kudłami na jego twarz. Wciąż ma te ciemne oczy z czarnymi obręczami wokół tęczówek. Te cechy, który kiedyś były delikatne, teraz są silniejsze i bardziej męskie. Na szczęce widać ciemny ślad zarostu, a na czubku brody małe wgłębienie. Jest

Tłumaczenie: marika1311 Strona 21 wysoki, pewnie ponad metr osiemdziesiąt, ale wcześniej był tyczkowaty. Jego ciało dojrzało. Ma ubraną luźną, szafirowo-niebieską koszulę z guzikami i czarne jeansy. Nie ma wątpliwości, że pod cienką bawełną skrywa się wyrzeźbione ciało. Wciąż jest piękny. To jedyne słowo, które oddaje mu sprawiedliwość. Ale wygląda teraz tak, że przypomina mi trochę Lorenza. Nawet jeśli twarz Lorenza była trochę bardziej chłopięca – lekko okrągła, z dziecięcym tłuszczykiem w policzkach – to był on twardszy i surowszy z wyglądu niż Alessandro. Jego włosy były ciemnobrązowe, a oczy zupełnie czarne i zupełnie nieprzeniknione, nie dało niczego się z nich odczytać. Miał ponad siedemnaście lat i nie golił się zbyt często, więc miał lekki zarost na policzkach i ponad górną wargą, którym drapał mnie, kiedy na mnie leżał. Był niższy niż Alessandro, mimo że był o półtora roku starszy i wtedy był szerszy w ramionach, chociaż jest oczywiste, że teraz Alessandro nadrobił te braki. Ale Lorenzo zawsze miał takie spojrzenie, które dawało ci znać, że w każdym momencie mogą mu puścić nerwy. Alessandro ma w tej chwili takie samo spojrzenie. Stoję w progu, gapiąc się na niego przez kolejną minutę, decydując raz na zawsze, czy naprawdę chcę przez to przechodzić. Nie cierpię tego, że jestem tak przerażona. Ja już się nie boję. Wkurzam się? Tak. Trochę denerwuję? Czasami. Ale nigdy się nie boję. Ale muszę to zrobić. Muszę wiedzieć, dlaczego tu jest – i co wie. Biorę głęboki wdech i prostuję ramiona, następnie idę do miejsca, w którym on siedzi. Kiedy mnie widzi, sztywnieje na sekundę, ale wstaje, kiedy docieram do jego stolika. - Nie byłem pewny, czy faktycznie przyjdziesz. - Taa… nieważne. – mówię, odwracając wzrok od jego intensywnego spojrzenia. - Zamówiłbym coś dla ciebie, ale nie wiedziałem, co lubisz. – wysuwa krzesło naprzeciwko swojego. – Przyniosę ci coś. Po prostu się na niego gapię. Nie mogę nadziwić się nad tym, jak się zmienił. - Sama sobie coś wezmę. – obracam się i w pośpiechu podchodzę do lady, gdzie, na szczęście, jest kolejka. Nie odwracam się, kiedy w niej czekam. Zamiast tego, staram się zebrać swoje myśli do kupy. Nie wiem, czy to jest zakończenie, którego potrzebuję, czy co, ale są rzeczy, które muszę wiedzieć; pytania, na które potrzebuję odpowiedzi. Teraz tylko muszę oczyścić swój umysł na tyle, żeby sobie przypomnieć, jak one, do cholery, brzmią. Alessandro znowu wstaje, kiedy kilka minut później wracam do stolika. Trzyma oparcie mojego krzesła i przysuwa je do stolika, kiedy na nim siadam. Potem ponownie siada i patrzy na mnie przez długą, krępującą minutę, w czasie której popija kawę. - Przepraszam, że wczoraj byłem taki dziwny. Zaskoczyłaś mnie. Nie planowałem dzwonić do drzwi, ale dopiero co znalazłem twój adres i ja… - spuszcza lekko wzrok, a ja zdaję sobie sprawę, że to dlatego, że wczoraj go nakryłam. Jest zażenowany. - Śledziłeś mnie? Krzywi się lekko. - Nie chciałem… nie planowałem się z tobą kontaktować. - Jak mnie znalazłeś? Odchyla się na krześle i opiera plecami o jego oparcie, wahając się przed udzieleniem odpowiedzi. - Potrzeba było trochę pomysłowości… i Google. Odstawiam z trzaskiem filiżankę na stół.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 22 - Mojego adresu nie ma w Google! - To właściwie dość szokujące, ile osobistych szczegółów o kimś można znaleźć w internecie. - Więc śledziłeś. - W pewnym sensie można to tak ująć, jeśli nie ma w tym zwrocie niż dziwnego. - Jak to mogłoby nie być dziwne? – mówię, machając na niego dłonią. – Zjawiasz się w Nowym Jorku osiem lat po tym, kiedy zniknąłeś z powierzchni planety, wpadam na ciebie sterczącego pod moją kamienicą w środku nocy, a potem przyznajesz, że szukałeś w internecie informacji na mój temat. Nie… - mówię z sarkazmem, zakładając ręce na piersi i się krzywiąc. – To w ogóle nie jest dziwne. Bierze głęboki oddech. - Tak jak powiedziałem, nie planowałem… - Jak długo w ogóle już tu jesteś? – pytam, przerywając mu. Nie chcę już słuchać jego żałosnych wytłumaczeń. Chcę tylko wiedzieć, co on tu, do cholery, robi; dlaczego mnie odnalazł. Czy wie. - Około miesiąca. – odpowiada, a ja unoszę wzrok do jego oczu. - Jesteś tu od miesiąca. – powtarzam, próbując przyjąć to do wiadomości. – I co robisz? Masz pracę? - Nie w tej chwili. Na razie jestem wolontariuszem w West Side YMCA13. - Gdzie byłeś? Wcześniej? Bierze długi łyk kawy, po czym odstawia filiżankę i obniża podciągnięte rękawy koszuli, a ja obserwuję ruch mięśni w jego ramieniu. - W kilku miejscach, ale głównie na Korsyce i w Rzymie. - Rzym. – on był w Rzymie, kiedy moje życie się rozpadało. – Więc… dlaczego wróciłeś? - Żeby pozbyć się niektórych starych duchów. – kiedy to mówi, jego wzrok ciemnieje… staje się bardziej intensywny, jak gdyby patrzył prosto w moją duszę. Ale nie wycofam się. Wytrzymuję to spojrzenie. - Jestem duchem? - Tak. - I chcesz się mnie pozbyć. – mówię, nie mogąc się powstrzymać od cynizmu w głosie. - Musiałem cię znaleźć. – odpowiada Alessandro, w końcu spuszczając wzrok. – Sposób, w jaki to się skończyło… nigdy nie czułem się dobrze, myśląc o tym. - Sposób, w jaki się skończyło… - powtarzam. To, jak to się skończyło, było do dupy. Nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo. Kładzie dłonie na stole, po obu stronach filiżanki, jakby chciał je uspokoić, po czym wciska się głębiej w siedzenie. - Nawet nie mam na to słów, Hilary. Nie mam słów na to, by odpowiednio przeprosić się za to, co Lorenzo i ja ci zrobiliśmy. Byłaś taka młoda… - milknie i potrząsa głową. – Zbyt młoda. – dodaje w końcu. - Więc sądzisz, że co możesz teraz z tym zrobić? – jestem bardziej rozgoryczona, niż sądziłam i wyraźnie słychać to w moich słowach. 13 Ośrodek z basenem, halą sportową, miejscem do przespania się itd.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 23 - Nic. – odpowiada, spuszczając wzrok i patrząc na swój palec, którym dotyka krawędzi szklanki. – Nie ma nic, co mógłbym powiedzieć lub zrobić, a co by to naprawiło. Mogę jedynie przeprosić. I powiedzieć, że modliłem się za ciebie każdego dnia. Ja… Odsuwam się z krzesłem, waląc dłońmi w stół i rozlewając przy okazji moją herbatę. - Modliłeś się za mnie? Jak to niby, do cholery, ma pomóc? Jak, do diabła, modlenie się za mnie miałoby zmienić chociaż jedną, pieprzoną rzecz? Mam tylko niejasną świadomość tego, że wszyscy dookoła właśnie zamilkli. Alessandro krzywi się tak, jakbym właśnie go uderzyła. I dobrze. Zasługuje na to, żeby cierpieć. - To był błąd. – mówi w końcu, wstając. – To było nie fair z mojej strony, żeby otwierać stare rany, by uspokoić moje sumienie. Pójdę sobie. Obraca się i wychodzi z kafejki, zostawiając mnie tutaj. Gapię się w jego oddalające się plecy. Co sprawia, że mam ochotę oderwać mu łeb. Jeśli ktoś musi wyjść, to ja. Biegnę za nim i kiedy wychodzę z budynku i z trzaskiem zatrzaskuję za sobą drzwi, on czeka przy przejściu dla pieszych. - Nie ma, kurwa, takiej opcji, żebyś to ty ode mnie odszedł! – krzyczę, idąc za nim. Odwraca się i zaczyna iść w moją stronę. – Słyszysz, Alessandro? Nie odejdziesz ode mnie ponownie! Zatrzymuję się tuż przed nim. Przez kilka sekund, kiedy moje serce pędzi, po prostu stoimy tam i się na siebie gapimy. Potem unoszę dłoń, nie będąc pewną, co chcę zrobić. A co robię? Uderzam go z otwartej dłoni. Mocno. I to cholernie dobre uczucie. Więc robię to jeszcze raz. Alessandro po prostu stoi, przyjmując to bez mrugnięcia okiem. Nie krzywi się, nie pociera na pewno bolącej już twarzy. Nie odsuwa się, nie krzywi, nie unosi rąk, żeby się obronić ani mi nie oddaje. Nie mówi mi, bym przestała. Więc znowu go uderzam. Napina szczękę i na sekundę zamyka oczy, wyglądając tak, jakby mu ulżyło. Ale po chwili znowu jestem pod ostrzałem jego ciemnych oczu. - Rób, co musisz, Hilary. To tak, jakby prosił o więcej… jakby sądził, że na to zasługuje. Ale nie będzie bisu. To moje przedstawienie, a ja skończyłam. Okręcam się na pięcie i wracam do Argo Tea, bez odwracania się na niego. Nasze kubki wciąż jeszcze stoją na stole, a kiedy siadam na swoim krześle i sięgam po mój, zdaję sobie sprawę, że mam nerwy ze stali. Nie trzęsę się. Poza słabym kłuciem w dłoni, nic mi nie jest. Nagle jestem z siebie dumna. Jeśli nie pokazujesz słabości, to nie jesteś słaby. Pierwsza zasada przetrwania. *** Zostawiłam Alessandro stojącego na chodniku pięć dni temu, a nie mogę przestać oglądać się za siebie, gdzie tylko pójdę, myśląc, że zobaczę go czyhającego za zakrętem lub w progu drzwi. Nigdy w życiu nie miałam takiej paranoi.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 24 Zazwyczaj poniedziałki wieczorem spędzam w bibliotece na rogu 115-stej, z moją grupą aktorską. Tutaj mogę się zatracić; stać się kimś innym. A jeśli kiedykolwiek potrzebowałam tego, by stać się kimś innym – to na pewno teraz. Wszyscy w mojej grupie są ciemnoskórzy, z wyjątkiem kilku facetów, którzy przyjechali z Kolumbii. Koordynator grupy, Quinn, jest emerytowanym profesorem z działu teatralnego w City College. Jestem dość pewna, że zawsze jest na haju, ale jest całkiem spoko i utrzymuje świeżość w grupie. - Irlandka! – krzyczy, kiedy wchodzę do pomieszczenia. Myśli, że mieszanka czarnych włosów z rudymi odblaskami oraz piegów jest przezabawna. – Wstrząśniesz dziś naszym światem jako Rozalinda14? A może to będzie Katherine? Dziś mamy wieczór Szekspira, więc każdy z nas musi teatralnie przeczytać monolog z któreś z jego sztuk. - Zbyt dobrze mnie znasz, Quinn. – mówię, wślizgując się na jego z krzeseł ustawionych w kręgu. W zimie zawsze jest zimno w świetlicy, więc nie ściągam kurtki. Zazwyczaj jest nas tu około piętnastu, a mniej więcej połowa grupy już dotarła, siedząc i rozmawiając między sobą. Chłopaki z Kolumbii, Nathan i Mike, gadają o dziewczynie, którą Mike bzyknął podczas weekendu, śmiejąc się głośno. Po drugiej stronie okręgu siedzą dwie siostry z Harlemu15 - Kamara i Vee – które zawsze przychodzą razem. Zawsze się z siebie naigrywają, co mnie bawi. Przychodzę tu dość regularnie od ostatnich dwóch lat, od kiedy straciłam swoją agentkę. Na początku miałam nadzieję, że to mi jakoś pomoże w rozwoju mojej kariery, ale szybko zorientowałam się, że tak się nie stanie. Poza Quinnem, jestem tu prawdopodobnie najbardziej doświadczoną osobą. Ale wracam tu dla ludzi. Dla ucieczki. Muszę tutaj przyjść i być kimś innym, chociażby przez chwilę. Mogę skupić się na swojej postaci i po prostu zapomnieć o sobie. - Więc, co dziś dla nas masz? – pyta Quinn, szturchając mnie swoim kościstym łokciem, kiedy siada na krześle obok mojego. Rzucam mu szelmowski uśmiech. - Musisz zaczekać i to zobaczyć. Przypomina mi mojego dziadka, zawsze ze mną żartując, poza tym, że w ogóle nie wygląda jak on. Dziadek miał jasną karnację i rude włosy. Quinn jest czarny jak noc, z szarymi włosami i głosem jak James Earl Jones16. Śmieje się i szturcha mnie w ramię, kiedy kilka kolejnych osób z grupy wchodzi przez drzwi. - Pewnego dnia będę mógł powiedzieć: znałem ją, kiedy… - …trafiła na czarną listą Broadwayu, kiedy wpadła na reżyserkę podczas próby tańca. – kończę za niego. - Wiem, że potrafisz śpiewać, Irlandko, ale nie jestem pewny, czemu sądzisz, że musisz występować w musicalach. - Wiesz, dlaczego. Idol to jedyne, co miałam. Jeśli rola nie jest śpiewająca, nie mogę nawet przejść dalej w przesłuchaniach. - Głupi jest ten nasz biznes. – burczy Quinn. 14 Bohaterka komedii Szekspira pt. „Jak wam się podoba” 15 Dzielnica w Nowym Jorku 16 Amerykański aktor filmowy i teatralny. Ma charakterystyczny, basowy głos – podkładał go m.in. postaci Dartha Vadera (Gwiezdne Wojny)

Tłumaczenie: marika1311 Strona 25 Kiedy grupa się zebrała, Quinn wstaje i rozpoczyna słynny monolog Tezeusza Więcej w niej dziwu, niż prawdy, z piątego aktu „Snu Nocy Letniej”, Szekspira. Wszyscy po kolei stają w środku okręgu i odgrywają swoje monologi. Kiedy docieramy do dziewczyn z Harlemu, oby dwie wstają. - Monologi są nudne… - mówi Kamara. - Więc pokażemy scenę z aktu drugiego „Poskromienia złośnicy”, kiedy Petruchio próbuje dostać się do majtek Katheriny. – mówi Vee, która jest wyższa od swojej siostry. Kamara staje przed nią. - Ja będę Petruchio. - A ja Katherine. – dodaje Vee. Quinn wyrzuca ręce w powietrze. - Po prostu zacznijcie. Kamara odchrząka i staje prosto, wyciągając dłonie w kierunku Vee. - Dzień dobry, Kate, jak bowiem słyszałem, to twoje imię. Vee robi zdegustowaną minę. - Widzę, słuch masz twardy: kto do mnie mówi, zwie mnie Katherine. - Na honor, kłamiesz, bo cię zowią Kate, czasem milutką, a czasem złą Kate17. Kamara kontynuuje, przedstawiając długą listę zalet Kate. Kiedy przekomarzają się, wszyscy siedzący dookoła śmieją się pod nosem. Kiedy kończą, kłaniają się i wręcz rozkwitają, kiedy reszta z nas klaska. Ale potem kolejne trzy dziewczyny przedstawiają banalne monologi Julii, a cała świetlica wpada w spokojny nastrój. Do czasu, kiedy wszyscy dookoła już wystąpili i kolejka dochodzi do mnie, reszta już ziewa. - I co masz, Irlandko? – pyta Quinn, popychając mnie łokciem. – Czas wyłożyć karty na stół. - Trzymaj kościste łokcie przy sobie, staruszku. – mówię, wstając i przechodząc do środka okręgu. – Więc, to jest Rozalinda… lub jej męskie alter ego, Ganymede, która stara się przekonać Phoebe, żeby pokochała Silviusa zamiast niego… czy tam zamiast jej… nieważne. To fragment z aktu trzeciego, sceny piątej „Jak wam się podoba”. Zamykam oczy, wczuwając się w postać Rozalindy. - Dlaczego, proszę? Kto matką jest twoją, że tak się możesz urągać biednemu? – czuję mrowienie na skórze, więc otwieram się na Rozalindę, pozwalając jej sobą zawładnąć. – Gdybyś wdzięków nawet miała trochę (lecz daję słowo, cała piękność twoja śmiało po ciemku iść może do łóżka), maszli być razem dumną i okrutną? Cóż to znaczy? Czemu patrzysz na mnie? – pytam, mówiąc głośniej i unosząc rękę, przyciskając ją do piersi, jakby Rozalinda zaczynała używać mojego ciała jako swojego. – Tylko tandetny widzę w tobie towar matki natury. Na honor, ta panna! Otwieram oczy i przechadzam się dookoła okręgu. Quinn uśmiecha się, kiedy sunącym krokiem go mijam. - I mnie chce także w sidła swoje złapać. Nie, dumna pani, nie łudź się nadzieją: ni brwi twe czarne, ni włos twój jedwabny – mówię, a przy fragmencie o włosach przebiegam dłonią przez włosy Nathana. Mike szturcha go łokciem i widzę, że się rumieni. – Ni jasne oczy, śmietankowe lica, twej mnie urody nie zrobią czcicielem18. To jest część aktorstwa, którą kocham – kiedy całkowicie wczuwam się w postać – w kogoś, kto nie jest mną. Pozwalam Rozalindzie mną zawładnąć, ciałem i duszą, a ona opowiada nam, jak 17 Fragmenty Poskromienia Złośnicy w tłumaczeniu Leona Ulricha 18 Fragmenty Jak wam się podoba w tłumaczeniu Leona Ulricha