bozena255

  • Dokumenty550
  • Odsłony36 699
  • Obserwuję47
  • Rozmiar dokumentów648.7 MB
  • Ilość pobrań27 416

Christine Feehan - Mrok 06 - Mroczny Płomień

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.6 MB
Rozszerzenie:pdf

Christine Feehan - Mrok 06 - Mroczny Płomień.pdf

bozena255 EBooki pdf F Feehan Christine Mrok
Użytkownik bozena255 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 284 stron)

- 1 -

- 2 - MMRROOCCZZNNYY PPŁŁOOMMIIEEŃŃ Mroczna Seria 06

- 3 - SSPPIISS TTRREEŚŚCCII Streszczenie.............................................................................................. - 4 - Rozdział 1................................................................................................. - 5 - Rozdział 2............................................................................................... - 24 - Rozdział 3............................................................................................... - 39 - Rozdział 4............................................................................................... - 54 - Rozdział 5............................................................................................... - 69 - Rozdział 6............................................................................................... - 85 - Rozdział 7............................................................................................. - 101 - Rozdział 8............................................................................................. - 116 - Rozdział 9............................................................................................. - 132 - Rozdział 10........................................................................................... - 146 - Rozdział 11........................................................................................... - 164 - Rozdział 12........................................................................................... - 181 - Rozdział 13........................................................................................... - 196 - Rozdział14............................................................................................ - 214 - Rozdział 15........................................................................................... - 228 - Rozdział 16........................................................................................... - 244 - Rozdział 17........................................................................................... - 260 - Rozdział 18........................................................................................... - 276 -

- 4 - SSTTRREESSZZCCZZEENNIIEE Byli panami mroku i przez całą wieczność poszukiwali przeznaczonych im pań światła… „Zawsze trzeba zapłacić jakąś cenę…” ostrzegł ją Darios, kiedy zgodziła się przyłączyć do jego wędrownego zespołu muzycznego. Wpatrzona jak zahipnotyzowana w jego usta, bezlitosne niczym cięcie noża, w kamiennie rysy i bezduszne oczy, Tempest boi się zapytać, jaka to cena. Lecz wydaje się, że tylko Darios ją rozumie. Tylko on czyta w jej myślach i rozpoznaje jej niezwykły dar - od chwili gdy po raz pierwszy zamknął ją w ramionach i rzucił na nią swój czar. Głęboko w duszy Tempest czuje, że ów mroczny Karpatianin jest jej przeznaczony. Że musi przyjąć aksamitną pieszczotę jego ciała, poddać się żarowi palącemu jej skórę i poznać rozkosz, jakiej nawet sobie nie wyobrażała… Lecz czy jego pocałunek to obietnica miłości, czy zapowiedź niebezpieczeństwa?

- 5 - RROOZZDDZZIIAAŁŁ 11 Kiedy po raz pierwszy przechwycił jej spojrzenie, wypełzała spod ogromnego kempingowego autobusu trupy z latarką i kluczem w ręce. Była mała, prawie dziecko. W pierwszej chwili był pewien, że ma do czynienia w najlepszym razie z ubraną w workowaty kombinezon nastolatką, gdy nagle bogactwo czerwonozłotych włosów przyciągnęło jego wzrok do końskiego ogona. Jej twarz była brudna, w smugach oleju i smaru. Naraz obróciła się nieznacznie i zobaczył wysokie, mocne piersi wypychające cienki bawełniany podkoszulek pod przodem jej kombinezonu. Darios zagapił się na nią w oczarowaniu. Nawet w nocy jej czerwone włosy jarzyły się jak płomienie. Fakt, że on mógł określić czerwień jej włosów, ogłuszył go. Był mrocznym, drapieżnym, nieśmiertelnym karpackim samcem, i nie widział kolorów, oprócz czerni i bieli, przez więcej stuleci niż mógłby zliczyć. Utracił też zdolność odczuwania emocji, ale nie zdradził się z tym przed młodszą siostrą, Desari, która od eonów pozostawała słodka, współczująca i na wskroś dobra, jak wszystkie Karpatianki. Była wszystkim, czym nie był on. Desari uzależniła się od niego, tak jak wszyscy w ich trupie i nie chciał martwić jej wiedzą jak blisko był do powitania świtu - i własnej śmierci - albo przemiany w wampira, nieumarłego zamiast nieśmiertelnego. Zaszokowało go, że ta obca kobietka w workowatym kombinezonie przyciągnęła jego uwagę. Kołyszący ruch jej bioder niespodziewanie wywołał głęboko w nim mocne pulsowanie pożądania. Złapał oddech i poszedł za nią, zachowując dystans, kiedy obeszła autobus i zniknęła mu z oczu. - Musisz być zmęczona, Rusti. Pracujesz cały dzień! - zawołała Desari. Darios nie widział Desari, ale umiał zawsze słyszeć głos siostry, mieszankę śpiewnych nut, które zawracały w głowie i mogły wpływać na wszystkie żywe istoty. - Złap jakiś sok z lodówki w przyczepie i odpręż się na parę minut. Nie dasz rady naprawić wszystkiego w jeden dzień - kontynuowała. - Jeszcze parę godzin i skończę to i uciekam - odpowiedział mały rudzielec. Jej miękki, ochrypły głos dotarł do najgłębszego rdzenia istoty Dariosa i wysłał przez jego żyły pulsującą żarem falę krwi. Znieruchomiał, przytłoczony niespodziewanym uczuciem.

- 6 - - Nalegam, Rusti - powiedziała delikatnie Desari. Darios dobrze znał ten ton, gwarantujący, że postawi na swoim. - Bardzo cię proszę. Masz już pracę jako nasz mechanik. To jasne, że jesteś właśnie tą osobą której potrzebujemy. Zapukaj wieczorem, dobrze? Czuję się jak poganiacz niewolników, jak widzę, jak ciężko pracujesz. Darios przeszedł powoli obok ruchomego domu w kierunku małej, rudej kobiety i swojej siostry. Przy wysokiej, smukłej, eleganckiej Desari, drobna mechaniczka jeszcze bardziej sprawiała wrażenie brudnego dziecka, jednak on nie mógł od niej oderwać oczu. Roześmiała się gardłowo, wyzwalając w jego ciele nagły skurcz i bolesną ciężkość. Nawet z daleka widział jej wspaniałe zielone oczy, okolone długimi, gęstymi rzęsami, doskonały owal twarzy, wysokie kości policzkowe i szerokie, fascynujące usta błagające o pocałunek. Zanim usłyszał jej odpowiedź, zniknęła za uszkodzonym turystycznym autobusem idąc obok jego siostry w kierunku składanych wejściowych schodków. Darios został w ciemności i stał tam, skamieniały. Nocne stworzenia budziły się do życia i Darios pozwolił sobie rozejrzeć się po kempingu, spostrzegając różne kolory dookoła. Żywe zielenie, żółcie i błękity. Widział srebro autobusu, niebieskie litery napisu na boku. Mały samochód sportowy w pobliżu był ogniście, elektryzująco czerwony. Rowery w zabezpieczeniach przy autobusie jarzyły się żółcią. Liście na drzewach były jasnozielone, żyłkowane z ciemniejszymi plamami. Darios odetchnął gwałtownie, łapczywie zaciągnął się obcym zapachem, żeby mógł zawsze znaleźć ją, nawet w tłumie, zawsze wiedzieć, gdzie była. Ta kobieta niespodziewanie sprawiła, że nie czuł już samotności. On nawet nie spotkał jej jeszcze, zaledwie wiedział o jej istnieniu, a już kompletnie odmieniła jego świat. Nie, Darios nie mógł zdradzić swojej siostrze jak ponure i puste stało się jego życie i jak niebezpieczny stał się on sam, ale jego spojrzenie, kiedy spoczęło na rudzielcu, było gorące i zaborcze. Coś dzikiego i pierwotnego w nim podnosiło głowę i rycząc wyrywało się na wolność. Desari przyszła sama z powrotem dookoła autobusu. - Darios, nie wiedziałem, że wstałeś. Jesteś tak tajemniczy ostatnio. - Jej ogromne ciemne oczy spojrzały na niego uważnie. - Co jest? Wyglądasz… - Zawahała się. Niebezpiecznie. Przemilczane słowo wisiało w powietrzu między nimi. Kiwnął głową w stronę ich ruchomego domu. - Kim ona jest?

- 7 - Desari zadrżała, słysząc jego głos, zatarła ręce i objęła się ramionami jak gdyby zrobiło jej się zimno. - Omawialiśmy konieczność wynajęcia mechanika, który jeździłby z nami, żeby utrzymywać pojazdy w porządku, miałoby to dobry wpływ na ochronę naszej prywatności. Mówiłam z tobą o zamieszczeniu ogłoszenia o pracy dla mechanika, ze specjalnym przymusem nałożonym na nie i zgodziłeś się na to. Powiedziałeś, że jeżeli znajdziemy kogoś, kogo koty mogłyby tolerować, to go zaakceptujesz. Dzisiaj wcześnie rano pojawiła się Rusti. Koty były ze mną i żaden z nich nie sprzeciwiał się jej obecności. - Jak to jest, że weszła do obozu i przeszła przez wszystkie zaklęcia i bariery, które ochraniają nas podczas dnia? - spytał miękko, z cieniem groźby w spokojnym głosie. - Naprawdę nie wiem, Darios. Zeskanowałam jej umysł szukając ukrytych planów i nie znalazłam żadnego. Jej wzory mózgu są inne niż większości ludzi, ale mogłam dostrzec tylko potrzebę pracy, uczciwej pracy. - Ona jest śmiertelnikiem - zauważył. - Wiem - odparła Desari pojednawczo, przytłoczona ciężką, męczącą atmosferą krytyki utworzoną przez brata. - Ale nie ma żadnej rodziny i wykazywała potrzebę bardzo dużej swojej prywatności. Myślę, że nie będzie jej przeszkadzało, że nie będziemy dookoła niej podczas dnia. Powiedziałam jej, że ponieważ pracujemy i podróżujemy głównie w nocy, często śpimy w dzień. Mówiła, że bardzo jej to odpowiada. I naprawdę potrzebujemy, by ktoś utrzymywał nasze pojazdy w dobrym stanie technicznym. Wiesz, że to prawda. Bez nich stracimy nasze pozory „normalności”. A zatrudnienie człowieka nie jest problemem. - Wysłałaś ją do przyczepy, Desari. Jeżeli ona jest tam, dlaczego koty nie są z tobą? - spytał Darios a serce nagle podeszło mu do gardła. - O mój Boże. - Desari zbladła. - Jak mogłam popełnić taki błąd? Ogarnięta paniką skoczyła do drzwi ich ruchomego domu. Darios był tam przed nią, szarpnięciem otwierając drzwi i skacząc w nie, skulony nisko, gotowy, by walczyć z dwoma lampartami o małe kobiece ciało. Zamarł bez ruchu, jego długie czarne włosy opadły mu na twarz. Ruda kobieta zwinęła się na tapczanie w kłębek, a przy każdym jej boku leżała duża pantera, przytłaczająca ją swoją wielkością, pchająca się do jej rąk, wymuszająca uwagę. Trina Tempest - Rusti zerwała się, kiedy mężczyzna wpadł do kampera. Wyglądał dziko i niebezpiecznie. Wszystko w nim krzyczało o

- 8 - niebezpieczeństwie i władzy. Był wysoki, żylasty jak koty, a jego długie ciemne włosy były potargane i nieujarzmione. Jego oczy, tak czarne jak noc, były duże i hipnotyzujące i tak przenikliwe jak oczy obu panter. Poczuła, jak jej serce skacze i wysychają jej usta. - Przepraszam. Desari powiedziała, że mogę tu wejść - odezwała się przyjaźnie, próbując oddalić się od kotów, które nadal obwąchiwały ją, odwracając jej uwagę, prawie przewracając ją przy każdym trąceniu nosem. Usiłowały lizać jej ręce, a ona z nimi uciekała, bo ich szorstkie języki niemal zdzierały jej skórę. Desari wpadła do autobusu za ogromnym mężczyzną i zatrzymała niedowierzająca i wstrząśnięta. - Dzięki Bogu jesteś cała, Rusti. Gdybym pamiętała o kotach, nigdy nie pozwoliłabym, żebyś weszła tu sama. - O tym nie powinnaś nigdy zapominać. - Darios uderzył aksamitnym biczem nagany prosto w myśli siostry ich rodzinną umysłową ścieżką. Desari skrzywiła się, ale nie zaprotestowała, świadoma że brat ma rację. - One wydają się całkiem oswojone - Rusti zaryzykowała niepewnie, głaszcząc najpierw bliższy, potem dalszy koci łeb. Drobne drżenie jej rąk zdradziło jej zdenerwowanie - obecnością człowieka, nie lampartów. Darios wyprostował się powoli do pełnej wysokości. Spojrzał tak onieśmielająco, jego szerokie ramiona wydawały się do tego stopnia wypełniać autobus, że Rusti mimowolnie zrobiła krok do tyłu. Jego oczy wwierciły się w jej, jego spojrzenie uwięziło jej wzrok, docierając do dna jej duszy. - Nie, one nie są oswojone. Są dzikimi zwierzętami i nie tolerują bezpośredniego kontaktu z ludźmi. - Naprawdę? - W zielonych oczach kobiety zatańczyły przez moment figlarne iskierki kpiny. Szturchnęła większego kota odpychając go od siebie. - Nie wiedziałam. Przepraszam. - Nie brzmiało to jak przeprosiny; brzmiało jakby śmiała się z niego. Darios wiedział skądś bez cienia wątpliwości, że życie tej kobiety będzie związane z nim po wieczność. Mógłby się założyć, że poczuł coś na kształt uczucia, które tworzyło życiowych partnerów i łączyło Desari i Juliana Savage. Pozwolił, żeby palący ogień pożądania na krótko zapłonął w jego oczach i poczuł satysfakcję kiedy dziewczyna cofnęła się ponownie. - One nie są oswojone - powtórzył. - Mogłyby rozedrzeć kogoś wchodzącego do autobusu. W jaki sposób jesteś w stanie przebywać z nimi

- 9 - bezpiecznie? - drążył temat głębokim, zniewalającym głosem, tonem człowieka przywykłego do absolutnego posłuszeństwa. Zęby Rusti przygryzły dolną wargę, zdradzając jej nerwowość, ale jej podbródek podniósł się wyzywająco. - Słuchaj, jeżeli nie chcesz mnie tutaj, to nie ma sprawy. Nie podpisywaliśmy kontraktu ani żadnej umowy. Zabiorę moje narzędzia i znikam. - Zwróciła się w stronę drzwi, ale mężczyzna stał jak ściana, blokując jej przejście. Zerknęła za niego, oceniając odległość do wyjścia, i zastanawiając się, czy zdołałaby uciec, zanim rzuciłby się na nią. Zaczęła mieć dziwne wrażenie, że jej ucieczka mogłaby obudzić w nim instynkt drapieżnika. - Darios - Desari sprzeciwiła się ostrożnie, uspokajająco kładąc rękę na jego ramieniu. Nawet nie odwrócił głowy, ciemne oczy ciągle błądziły po twarzy Rusti. - Zostaw nas - polecił siostrze miękko, ale jego głos był pełen niewypowiedzianych gróźb. Nawet koty sprężyły się zaniepokojone, wpychając się bliżej rudej kobiety, której zielone oczy błysnęły jak klejnoty. Mężczyzna przerażał Rusti jak jeszcze nikt nigdy dotąd. Odkrywała surową zaborczość w jego oczach, zmysłowe okrucieństwo w rysunku jego pięknych ust, płonący w nim ogień, jakiego nigdy u nikogo nie widziała. Z niedowierzaniem patrzyła, jak Desari, niechętnie podporządkowując się poleceniom brata, wychodzi z luksusowego domu na kółkach. Opuszczał ją jej jedyny sojusznik. - Zadałem ci pytanie - powiedział miękko. Jego głos sprawił, że głęboko w jej wnętrzu zatrzepotały miliony motylich skrzydełek. Był mroczny, aksamitny i czarodziejski i wywołał niespodziewaną falę żaru w jej ciele. Poczuła wypieki napływające w górę jej szyi do twarzy. - Czy każdy robi wszystko co mówisz? - odparła. Czekał, spokojny jak lampart przed atakiem, utkwiwszy w jej twarzy nieruchome spojrzenie. Czuła dziwny przymus, by odpowiedzieć jemu, otworzyć się. Pragnienie tak uderzyło jej do głowy, że w odruchu protestu aż podniosła ręce do skroni. Westchnęła głęboko, potrząsnęła głową i spróbowała zmusić się do uśmiechu. - Słuchaj, nie jestem pewna kim jesteś, możesz być bratem Desari, ale myślę, że obie popełniłyśmy błąd. Widziałam ogłoszenie dla mechanika pomyślałam, że ta praca będzie czymś co mogłabym polubić, podróżując z twoim zespołem dookoła kraju. - Beztrosko wzruszyła ramionami. - To nie ma znaczenia. Mogę bez problemu odejść.

- 10 - Darios studiował jej twarz. Skłamała. Potrzebowała pracy. Była głodna, ale zbyt dumna, by się do tego przyznać. Dobrze ukrywała swoją desperację, ale pilnie potrzebowała zatrudnienia. Mimo wszystko jej zielone spojrzenie nie załamało się pod naporem jego czarnych oczu, a całe ciało wyprostowało się wyzywająco. Poruszył się, znajdując się przy niej tak szybko, że nie miała szansy drgnąć. Słyszał walenie jej serca, przepływ krwi, życia, przez jej żyły. Jego spojrzenie spoczęło na pulsie łomoczącym tak szaleńczo na jej szyi. - Myślę, że to jest właściwa dla ciebie praca. Jak się naprawdę nazywasz? Znajdował się zbyt blisko, był zbyt duży, zbyt onieśmielający i potężny. Czuła jego ciało promieniujące wrzącym podnieceniem i oszałamiającym magnetyzmem. Nie dotykał jej, ale całym ciałem czuła ciepło jego skóry. Zapragnęła uciekać ile sił w nogach. - Każdy nazywa mnie Rusti. - Brzmiało to wyzywająco nawet dla jej własnych uszu. Wkurzająco męski, pełen wyższości uśmiech uprzytomnił jej, że on wie, że ona się go obawia. Ten uśmiech nie rozgrzał czarnego lodu w jego oczach. Powoli nachylił głowę, aż poczuła jego oddech na swojej szyi. Jej skóra zadrżała w oczekiwaniu. Każda komórka w jej ciele weszła w stan alarmu, wykrzykując ostrzeżenia. - Spytałem jak się naprawdę nazywasz - szepnął do jej pulsu. Rusti wzięła głęboki oddech i zmusiła się, żeby pozostać doskonale spokojną i nieruchomą. Jeżeli grali w jakąś grę, ona nie może zrobić niewłaściwego ruchu. - Nazywam się Trina Tempest. Ale każdy nazywa mnie Rusti. Jego białe zęby błysnęły ponownie. Wyglądał jak głodny drapieżnik wpatrzony w swoją zdobycz. - Tempest. Pasuje do ciebie. Jestem Darios. Jestem kierownikiem tej trupy. Co ja miałem.... Oczywiście poznałyście się już z moją młodszą siostrą, Desari. Widziałaś już innych? - Poczuł niespodziewane szarpnięcie wściekłości zaledwie na samą myśl o innym człowieku w pobliżu niej. I w tym momencie już wiedział, że dopóki nie uczyni Tempest swoją, jest niezmiernie niebezpieczny, nie tylko dla śmiertelników, ale również dla swojego własnego rodzaju. We wszystkich wiekach jego istnienia, nawet we wczesnych latach, kiedy radość i ból nadal w nim istniały, nigdy nie doświadczył takiej zazdrości, zaborczości, ani żadnej innej emocji tak silnej jak teraz. Nie zaznał takiej

- 11 - wściekłości aż do tego momentu. Uprzytomnił sobie, jak ogromną moc i władzę nad nim ma ta mała ludzka kobieta i to go trochę otrzeźwiło. Rusti potrząsnęła głową. Zerknęła gorączkowo w stronę drzwi, próbując odgrodzić się od jego mocy i opanować rozłomotane serce. Ale Darios był zbyt blisko niej, by myśleć poważnie o ucieczce. Więc skupiła się na dużych kotach, skoncentrowała się i skierowała swoje myśli do nich, używając talentu, który miała od urodzenia, chociaż nigdy się do tego głośno nie przyznawała. Mniejszy z dwóch lampartów, ten z jaśniejszym futrem, przemieścił się pomiędzy nią i Dariosa i pokazał zęby w ostrzegawczym warknięciu. Darios przyklęknął i położył uspokajająco rękę na głowie kota. - Spokojnie, płowy przyjacielu. Nie skrzywdzę jej. Ona chce nas zostawić. Czuję to w jej umyśle. Nie mogę na to pozwolić. Ty też tego nie chciałbyś. W tej chwili kot poruszył się i zajął miejsce przy drzwiach, nie zostawiając Rusti żadnej szansy ucieczki. - Zdrajca - syknęła szeptem do lamparta, zdradzając się. Darios potarł grzbiet nosa w namyśle. - Jesteś niezwykłą kobietą. Porozumiewałaś się myślą ze zwierzętami? Wyglądała na zmieszaną, schyliła głowę uciekając z oczami daleko od niego i zasłoniła grzbietem ręki nagle zdrętwiałe i drżące usta. - Nie wiem o czym mówisz. Jeżeli ktoś ma dar porozumiewania się ze zwierzętami, to na pewno ty. Kot teraz pilnuje drzwi. Podporządkowałeś sobie i ludzi i zwierzęta, nieprawdaż? Z wolna pokiwał głową. - Wszystkich pod moją opieką, a teraz zaliczam do nich i ciebie. Nie możesz odejść. Potrzebujemy ciebie tak samo jak ty potrzebujesz nas. Czy Desari pokazała ci, gdzie będziesz spać? Docierało do niego zarówno jej uczucie głodu, jak i wielkiego znużenia. Uderzało w niego, pulsowało w nim, wewnątrz niego, i budziło do życia wszystkie opiekuńcze i ochronne samcze instynkty. Rusti popatrzyła w górę na niego, rozpatrując swoje szanse. W głębi duszy już wiedziała, że Darios odebrał jej prawo wyboru. Już nie pozwoliłby jej odejść. Zobaczyła determinację w bezlitosnej linii jego ust, nieubłagane postanowienie wypisane na twarzy i w bezdusznych ciemnych oczach. Jeżeli chciała odejść, teraz było już za późno. Mogła przemilczeć i nie rzucać mu wcześniej wyzwania. Władza i moc otaczały go jak druga skóra. Nieraz przedtem wplątywała się w niebezpieczne sytuacje, ale w tym momencie zauważyła wielką różnicę. Chciała uciec… i pragnęła pozostać.

- 12 - Darios dotknął i podniósł jej podbródek dwoma palcami tak, żeby mógł spojrzeć prosto w jej zielone oczy. Dwa palce. To było wszystko. A poczuła się tak jakby oplątał ją łańcuchami, jakimś niewytłumaczalnym sposobem przykuwając ich do siebie. Uginała się pod naporem jego spojrzenia, jakby samym wzrokiem wypalał na niej swoje piętno. Zwilżyła nerwowo dolną wargę koniuszkiem języka. Ciało Dariosa gwałtownie stwardniało w gorącym, mocnym uderzeniu pożądania. - Nie uciekniesz, Tempest. Nie myśl, że możesz odejść. Potrzebujesz pracy, a my chcemy żebyś została z nami. Tylko trzymaj się reguł. Gdzieś w sobie znalazła odpowiedź: - Desari powiedziała, że będę mogła tu spać. - Nie wiedziała ma zrobić. Wydała swoje ostatnie dwadzieścia dolarów, bo była pewna że wreszcie znalazła świetną pracę. Była doskonałym mechanikiem samochodowym, cieszyło ją podróżowanie, lubiła samotność i kochała zwierzęta. I coś w tym szczególnym ogłoszeniu przemówiło do niej, skierowało ją do tego miejsca, tych ludzi, jakby to było jej przeznaczenie. Nie mogła się oprzeć dziwnemu przymusowi, by ich odnaleźć. Była tak pewna że dostanie tę pracę… Powinna była wiedzieć, że to zbyt piękne. Wyrwało się jej ciche, niekontrolowane westchnienie. Darios przegładził lekko kciukiem jej podbródek. Poczuł jej drżenie, ale ona dalej stała sztywno. - Zawsze trzeba zapłacić - zauważył, jak gdyby czytając w jej myślach. Jego ręka zabłądziła w jej włosy, wplótł palce w czerwonozłote pukle jakby nie mógł się powstrzymać. Rusti stała bardzo spokojnie, jak małe zwierzątko złapane na otwartej przestrzeni przez skradającą się panterę. Wiedziała, że znalazła się w ogromnym niebezpieczeństwie, jednak mogła tylko bezradnie wpatrywać się w niego… Zrobił coś z nią, zauroczył, zahipnotyzował tymi swoimi płonącymi ciemnymi oczyma. Nie mogła się od niego odwrócić. Nie była w stanie się poruszyć. - Jak wysoką cenę? - jej głos był zduszony i ochrypły. Nie mogła oderwać od niego spojrzenia niezależnie jak bardzo jej spanikowany umysł usiłował to zrobić. Naparł ciałem blisko, coraz bliżej, aż jego twarda klatka wydawała się wtapiać w jej miękkość. Był dookoła, otaczając ją, oskrzydlając do momentu kiedy stopiła się z nim. Wiedziała, że powinna spróbować poruszyć się, rozbić czar, który tkał dookoła niej, ale nie mogła znaleźć w sobie siły. Wtedy jego ręce zamknęły się dookoła niej, przygarnął ją do siebie i jej serce zamarło w

- 13 - odpowiedzi na łagodność w człowieku mającym taką władzę i tak ogromną moc. Szepnął coś miękko i uspokajająco. Coś ważnego. Czarodziejsko kuszącego. Zamknęła oczy, świat zrobił się nagle zamglony i senny. Czuła, że nie może się poruszyć, ale tak właściwie nie chciało się jej ruszać. Czekała na coś z zapartym tchem. Jego usta musnęły jej prawą skroń, przebiegły lekko przez ucho, przepłynęły przez policzek do kącika ust. Rozgrzewał ją oddechem, zostawiając drżące iskierki pożądania wszędzie, gdziekolwiek dotknął. Czuła się rozdarta na dwoje. Jedna jej część jej uznała, że jest doskonale, tak jak powinno być; druga popędzała ją, by uciekać tak szybko jak można. Jego język pogłaskał jej szyję, aksamitną, poruszającą pieszczotą, która zwinęła jej palce i uwolniła podniecenie gromadzące się głęboko w jej wnętrzu. Jego palce zatoczyły łuk dookoła jej karku, przyciągając ją jeszcze bliżej. Jego język przejechał drugi raz. Coś rozpalonego do białości przebiło jej skórę dokładnie nad szaleńczo łomoczącym pulsem. Ból przetoczył się przez nią, i natychmiast przerodził się w zniewalającą erotyczną przyjemność. Rusti złapała oddech, szukając jakiś głęboko ukrytych rezerw instynktu samozachowawczego i zaczęła się wić z pożądania, napierając na jego muskularną pierś. Darios poruszył się nieznacznie, ale w dalszym ciągu mocno i nieustępliwie zaciskał ramiona wokół niej. Ogarnęła ją senność, i gotowość, by dać mu wszystko, czegokolwiek zażąda. Poczuła jakby były w niej dwie osoby, jedna uwięziona bezradnie w objęciach ciemności, druga przyglądająca się, zszokowana i przerażona. Jej ciało było gorące. Rozpalone. Potrzebujące. Jej umysł zaakceptował go i to, co jej robił. Biorąc jej krew, ustanawiał swoje prawo własności do niej. W jakiś sposób ona wiedziała, że on nie chce jej zabić, tylko pragnie posiąść. Wiedziała już też, że nie może być człowiekiem. Powieki jej opadły a nogi ugięły się pod nią. Darios sięgnął jedną ręką pod kolana Tempest, podniósł ją i z czułością przygarnął do siebie pożywiając się. Smakowała gorąco i słodko i różniła się od wszystkiego, czego kiedykolwiek kosztował. Jego ciało zapłonęło dla niej. Niósł ją na tapczan cały czas spijając, smakując jej esencję, niezdolny powstrzymać się od brania tego, do czego rościł sobie prawo. Ona była jego. Czuł to, wiedział, nie zgadzał się na nic mniej. Dopiero kiedy jej głowa opadła bezwładnie na jej smukłą szyję uświadomił sobie, co się dzieje. Przeklinając siebie wszystkimi możliwymi przekleństwami, dotknięciem języka zamknął ranę na jej szyi i schylił się, by sprawdzić jej puls.

- 14 - Wypił o wiele więcej krwi niż mogła dać. Jego ciało ciągle wibrowało bezwzględnym, dzikim głodem. Ale Trina Tempest była drobną kobietą i nie należała do jego rasy; nie mogła pozwolić sobie na utratę takiej ilości krwi. Najgorsze, że zrobił to, co było ściśle zabronione, łamiąc każdy kodeks, każde prawo, które znał. Każde prawo, którego sam uczył innych i wymagał przestrzegania. Ale nie mógł przestać. Musiał mieć tę kobietę. Ze śmiertelniczką mógłby się przespać dla zwyczajnej przyjemności ciała, oczywiście gdyby mógł nadal odczuwać taką potrzebę. Albo mógłby wiele razy karmić się jej krwią, o ile nie wypiłby z niej życia osuszając ją całkowicie. Ale nigdy równocześnie. Było to surowo zakazane. Mimo wszystko Darios był głęboko przekonany, że jeżeli ona nie zemdlałaby od upływu krwi, połączyłby jej ciało ze swoim. Nie raz ale raz za razem. I zabiłby każdego, kto próbowałby go powstrzymać, kto próbowałby zabrać mu tę kobietę. Co się w takim razie zdarzyło? Czyżby zmieniał się w wampira? Czy przytrafiła mu się ta jedyna rzecz przerażająca każdego Karpatianina? Jakoś nie miało to znaczenia. Przestało go obchodzić. Wiedział tylko że Trina Tempest stała się dla niego najważniejsza na świecie, że była jedyną kobietą, którą kiedykolwiek pragnął przez wieki samotnego, jałowego istnienia. Sprawiła że czuł. Sprawiła ze widział. Wniosła życie i kolor w jego ponury świat i teraz kiedy mógł widzieć i czuć, nie byłby w stanie powrócić do całkowitej pustki. Przygarnął ją do siebie i szarpnął zębami nadgarstek, by otworzyć żyłę. Ale coś go powstrzymało. Ten sposób karmienia jej wydawał mu się niestosowny. Zamiast tego powoli rozpiął swoją kosztowną jedwabną koszulkę, przy czym jego ciało niespodziewanie jeszcze mocniej sprężyło się w oczekiwaniu. Przekształcił jeden paznokieć w ostry jak brzytwa szpon i naciął cienką linię na piersi. Potem przycisnął jej usta do rany. Jego krew była stara i potężna i dopełniła ją szybko. Równocześnie sięgnął po jej umysł. W stanie nieświadomości dość łatwo było kontrolować ją i narzucać sugestie. Zdumiewało go to, co odkrył. Desari miała rację. Umysł Tempest nie był zbudowany zgodnie ze zwykłymi ludzkimi wzorcami. Miał wiele wspólnego z przebiegłą inteligencją lampartów, z którymi zwykł biegać. Nie dokładnie to samo, ale na pewno nie był to wzorzec normalnego ludzkiego mózgu. Nie miało to teraz znaczenia; z łatwością kontrolował ją, zmuszając do picia, żeby uzupełniła to, co jej zabrał. Znikąd pojawił się w jego umyśle starożytny monotonny zaśpiew. Nie mógł w żaden sposób powstrzymać się jest przed wymówieniem słów rytuału, niepewny, skąd przyszły, ale głęboko przekonany, że musi je wypowiedzieć.

- 15 - Wyszeptał je w starożytnym języku swojego ludu, potem powtórzył po angielsku. Nachylając się opiekuńczo nad Tempest i głaszcząc jej włosy, miękko wszeptywał rytualne słowa do jej ucha. - Biorę sobie ciebie na życiową partnerkę. Należę do ciebie. Zawierzam ci swoje życie. Przysięgam ci moją lojalność, moją wierność, oddaję ci moje serce, moją duszę i moje ciało. Daję ci wszystko co do mnie należy. Twoje życie, szczęście i dobrobyt będę cenił i stawiał ponad swoimi potrzebami. Jesteś moją partnerką życiową, związaną ze mną na całą wieczność i zawsze pod moją ochroną. Kiedy skończył mówić, poczuł osobliwe przesunięcie w swoim ciele, ustąpienie straszliwego napięcia. Rytuał utkał sieć delikatnych połączeń między jej duszą i jego, jego sercem i jej. Ona należała do niego. On należał do niej. Nie było to do końca dobre. Ona była śmiertelna. On był Karpatianinem. Ona będzie się starzała, a on nigdy. Nadal nic to nie znaczyło. Nie obchodziło go nic oprócz jej obecności w jego świecie, obok niego. Oprócz tego że miał do niej prawo. Pasowała do niego jakby została specjalnie dla niego stworzona. Zamknął oczy i kołysząc ją w ramionach, rozkoszował się jej dotykiem. Zamknął ranę na swojej piersi i ułożył ją wśród poduszek porozrzucanych po tapczanie. Bardzo delikatnie, ze czcią zmył brud i smar z jej twarzy. - Nie będziesz tego pamiętać kiedy się obudzisz. Wiesz, że wzięłaś tę pracę i jesteś teraz częścią naszej załogi. Nie wiesz nic o mnie i nie pamiętasz, że wymieniliśmy krew. - Rzucił rozkaz z siłą o wiele większą, niż było potrzeba, by narzucić sugestię człowiekowi. Jej twarz wyglądała tak młodo we śnie, w obramowaniu czerwonozłotych włosów. Dotknął ich gestem posiadacza, jego ciemne oczy zapłonęły dziko. Odwrócił się, by przyjrzeć się uważnie dużym kotom. , - Lubicie ją. Potrafi rozmawiać z wami, nieprawdaż? - zapytał. Odebrał ich odpowiedź, przekazaną nie słowami, ale w obrazach pełnych sympatii i zaufania. Pokiwał głową. - Ona jest moja i nie zrezygnuję z jej. Strzeżcie jej dobrze, kiedy śpimy przed następnym przebudzeniem - rozkazał im cicho. Obie pantery przepychające się przy tapczanie usiłowały jedna przez drugą dostać się do dziewczyny najbliżej, jak mogły. Darios dotknął jej twarzy jeszcze raz, potem wycofał się i opuścił mobilny dom. Wiedział, że Desari czeka na niego i zaraz na niego spojrzy oskarżająco oczami zranionej łani. Opierała się o przód przyczepy z niepokojem na pięknej twarzy. Przez moment patrzyła na niego, potem spojrzała z obawą na autobus.

- 16 - - Coś ty zrobił? - Trzymaj się od tego z daleka, Desari. Jesteśmy tej samej krwi, ciebie najwięcej kocham i cenię, ale… - Darios przerwał, zdziwiony, że pierwszy raz od wieków może naprawdę wyrażać emocje. Znów czuł miłość do siostry. Prawda uderzyła w niego całą mocą i poczuł przeolbrzymią ulgę, że wreszcie nie musi szukać - i udawać - zagubionych w pamięci emocji. Odzyskał spokój i kontynuował. - Ale nie będę tolerował twojej ingerencji w tej sprawie. Tempest pozostanie z nami. Ona jest moja. Nikt inny nie może jej tknąć. Ręka Desari powędrowała do jej gardła, a jej twarz zbladła. - Darios, co jej zrobiłeś? - Nie prowokuj mnie, bo jestem skłonny zabrać ją daleko stąd i zostawić was wszystkich własnemu losowi. Usta Desari zadrżały. - Przecież nam wszystkim zapewniasz ochronę, Darios. Zawsze nam przewodziłeś, a my zawsze szliśmy za tobą. Ufamy ci zupełnie; wierzymy w twój rozsądek. - Zawahała się. - Wiem, że nigdy nie skrzywdziłbyś tej dziewczyny. Darios studiował twarz siostry przez dłuższą chwilę. - Nie przeszkadzaj mi, Desari i niech nikt inny też nic nie robi. Wiem tylko to, że bez niej przyniosę bardzo wiele niebezpieczeństw i śmierci, zanim zostanę zniszczony. Usłyszał jej szybki wdech. - Jest aż tak źle, Darios? Jesteś aż tak blisko? - nie potrzebowała słów wampir albo nieumarły. Oboje dokładnie wiedzieli o czym mówiła. - Tylko to, czym ona jest, powstrzyma mnie przed sianiem zniszczenia wśród i śmiertelników, i naszych. Stoję na kruchym lodzie. Nie wtrącaj się, Desari. To jest jedyne ostrzeżenie jakie mogę ci dać - powiedział z bezlitosną, nieubłaganą determinacją. Darios zawsze był niekwestionowanym przywódcą ich małej grupy, odkąd uratował ich od pewnej śmierci, gdy wszyscy byli małymi dziećmi. Jako zaledwie nastolatek prowadził i bronił ich, poświęcił się opiece i ochronie nad nimi. Zawsze był najsilniejszy, najsprytniejszy i najpotężniejszy wśród nich. Miał dar uzdrawiania. Polegali na nim, na jego mądrości i ogromnej wiedzy. Kierował nimi bezpiecznie przez długie wieki, nie zważając na siebie. Nigdy dotąd o nic dla siebie nie prosił. Ale teraz nie prosił - żądał, domagał się. Desari nie miała wyjścia, musiała poprzeć go w tej jednej jedynej sprawie. Wiedziała,

- 17 - że Darios nie nigdy nie przesadzał, nie kłamał, nie blefował. I że zawsze mówił to co myślał. Powoli, niechętnie, Desari kiwnęła głową. - Ostatecznie jesteś moim bratem. Będę stać po twojej stronie, cokolwiek postanowisz. Odwróciła się, kiedy jej partner życiowy nagle zmaterializował się z migotliwej mgły obok niej. Widok Juliana Savage ciągle zapierał jej dech. Uwielbiała widok jego wysokiej, umięśnionej sylwetki i zdumiewających złotych oczu zawsze wypełnionych wielką miłością do niej. Julian schylił się i musnął skroń Desari ciepłym, kojącym pocałunkiem. Był daleko, ale wyczuł jej cierpienie poprzez łączącą ich psychiczną więź i natychmiast przerwał polowanie. Kiedy spojrzał na Dariosa, jego oczy były lodowate. Wzrok Dariosa był tak samo mrożący. Desari podniosła oczy do góry i westchnęła lekko widząc pozę, którą przyjęli - dwóch terytorialnych samców próbujących zmierzyć się ze sobą. - Obiecaliście mi obaj. Natychmiast Julian zwrócił się do niej nadzwyczaj czułym głosem. - Macie tu jakiś problem ? Z gardła Dariosa wyrwało się głębokie warkotliwe prychnięcie, wyrażające odrazę. - Desari jest moją siostrą. Zawsze dbałem o jej dobro. Przez moment zimna groźba migotała w złotych oczach. Potem białe zęby Juliana ukazały się w parodii uśmiechu. - Masz rację. Mogę ci tylko dziękować. Darios prawie niedostrzegalnie pokręcił głową. Ciągle nie mógł przywyknąć do obecności obcego samca we własnej małej rodzinie. Próbował tolerować nowego partnera życiowego siostry i zgodził się, żeby podróżował z nimi, ale nie był tym zachwycony w najmniejszym stopniu. Julian wzrastał w Karpatach, na rodzinnej ziemi i chociaż został później zmuszony do samotnego bytowania, w młodzieńczych latach mógł skorzystać z właściwego treningu pod kierunkiem dorosłych Karpatian. Darios wiedział, że Julian jest potężny i należy do najlepszych łowców wampirów. Miał świadomość, że Desari jest bezpieczna ze swoim partnerem, ale jakoś nie mógł całkiem zrezygnować z roli obrońcy. Miał za sobą zbyt wiele wieków przywództwa i zbyt ciężkie doświadczenia go ukształtowały. Wieki temu w ich prawie zapomnianej ojczyźnie, Darios z pięciorgiem innych karpackich dzieci widział, jak oprawcy mordują ich rodziców. Najeźdźcy

- 18 - uznali, że są wampirami i przeprowadzili rytualne egzekucje: przebili im serca kołkami i ścinali głowy, a usta napychali czosnkiem. Były to przerażające, traumatyczne godziny. Otomańscy Turcy najechali wieś kiedy słońce stało wysoko na niebie, właśnie wtedy gdy ich rodzice byli najmniej odporni na atak. Karpatianie próbowali ratować śmiertelnych wieśniaków, walcząc z nimi ramię w ramię i ignorując fakt, że o tej porze doby są najsłabsi. Było jednak zbyt wielu napastników i słońce było zbyt wysoko. Wszyscy zostali zmasakrowani. Grasujący żołdacy spędzili wszystkie dzieci, śmiertelne i nieśmiertelne, do słomianej chałupy i podpalili ją, spalając dzieci żywcem. Darios zdobył się na wyczyn niewiarygodny w jego wieku - zdołał wytworzyć iluzję, ukrywającą kilkoro dzieci przed napastnikami. I kiedy zauważył chłopkę, której udało się uciec krwiożerczym agresorom, osłonił także jej obecność i narzucił jej przymus. Wytworzył w umyśle kobiety głęboką potrzebę ucieczki i zabrania ze sobą karpackich dzieci, które uratował. Kobieta wzięła ich do swojego kochanka, mieszkającego na podgórzu. Dziwnym trafem miał on małą łódkę. Chociaż pływanie po otwartych morzach nie było popularne w tych czasach, a opowieści o morskich wężach i krawędzi świata mnożyły się niepomiernie, okrucieństwo maruderów było gorszym losem. Mała załoga wypłynęła daleko od brzegów próbując uciec daleko od stale postępującej armii. Dzieci tłoczyły się na niepewnym stateczku, przerażone, wstrząśnięte ohydną śmiercią rodziców. Nawet Desari, zaledwie niemowlę, była świadoma co się wydarzyło. Darios podtrzymywał w nich nadzieję, przekonując że przeżyją trzymając się razem. Nadciągnęła straszliwa burza i ogromne fale zmyły załogę za burtę. Zbuntowane morze porwało marynarzy i kobietę, zniszczyło załogę równie skutecznie jak Turcy zmasakrowali wieśniaków. Mimo takiego pecha Darios nie poddał się. Był dzieckiem, ale już miał żelazną wolę. Zanim statek zatonął, zmusił tak malutkie dzieci do przemiany, utrzymując obraz ptaka w ich umysłach. Potem poleciał, chwytając małą Desari w szpony, prowadząc ich do najbliższego lądu, do brzegów Afryki. Darios miał sześć lat, jego siostra zaledwie sześć miesięcy. Druga dziewczynka, Syndil, miała rok. Z nimi byli trzej chłopcy, najstarszy czteroletni. W porównaniu do znajomych wygód ich ojczyzny Afryka wydawała się dzikim, nieujarzmionym, pierwotnym, przerażającym miejscem. Jednakże Darios czuł się odpowiedzialny za bezpieczeństwo innych dzieci. Nauczył się walczyć, polować, zabijać. Uczył się jak rządzić i opiekować się swoją grupą. W karpackich dzieciach nie rozbudziły się jeszcze zadziwiające talenty ich ludu -

- 19 - mieli w przyszłości dostrzegać niewyczuwalne, zauważać niedostrzegalne, rozkazywać zwierzętom i naturalnym siłom Ziemi, uzdrawiać. Mieli uczyć się tych technik od swoich rodziców, od starszych, którzy pokierowaliby nauką. Ale Darios nie pozwolił żeby te ograniczenia go powstrzymały. Chociaż był tylko małym chłopcem, nie mógł utracić dzieci. To było takie proste. Utrzymanie dwóch dziewczynek przy życiu nie było łatwe. Dziewczynki rzadko przeżywały pierwszy rok życia. Na początku Darios miał nadzieję, że inni Karpatianie przyjdą i uratują ich, ale tymczasem sam musiał dbać o potrzeby dzieci najlepiej jak mógł. I, w miarę upływu czasu, pamięć o własnej rasie i kulturze zblakła. Zebrał więc w całość nieliczne reguły wpajane mu od narodzin, i te które jeszcze pamiętał z rozmów z rodzicami. Przez lata obmyślił swoje własne prawa i swój kodeks honorowy, według nich układając sobie - i innym - życie. Zbierał zboże i zioła, polował na zwierzęta, wypróbował każdy potencjalny pokarm najpierw na sobie, często w konsekwencji chorując. Ale w końcu nauczył się pustynnego życia, stał się silniejszym obrońcą i w rezultacie jego starań dzieci zbliżyły się ze sobą i zgrały o wiele lepiej niż w zwykłej rodzinie. Tych kilku z ich rodzaju, z którymi się zetknęli, już uległo przemianie. Stali się nieumarłymi, wampirami karmiącymi się życiem dookoła nich. To właśnie Darios wziął na siebie kolejny obowiązek - tropienie i niszczenie przerażających demonów. Jego grupa była wściekle lojalna względem siebie nawzajem. I wszyscy szli za Dariosem bez żadnych pytań. Jego moc przekonywania i silna wola prowadziła ich przez wieki nauki, przystosowywania, tworzenia własnego stylu życia. Zaledwie parę miesięcy temu zostali zaszokowani odkryciem, że egzystują jeszcze inni ich rasy, Karpatianie, nie zmienieni w wampiry. Darios w głębi serca poważnie się obawiał, że wszystkie samce jego rodzaju w końcu zmieniły się w wampiry i żył w lęku o to, co stanie się z jego podopiecznymi, jeżeli on też się zmieni. Bardzo dawno, przed wiekami, pojawiły się u niego ostrzegawcze symptomy - przestał odczuwać emocje. Nigdy nie mówił o tym, zawsze przerażało go nieuchronne zbliżanie się dnia, kiedy zwróci się przeciwko swoim bliskim. Wtedy zapobiegnie temu, polegając na żelaznej sile woli i własnym prywatnym kodeksie honorowym. Już jeden z samców między nimi przemienił się, stał się nie do zniesienia. Darios daleko odbiegł myślami od siostry i jej życiowego partnera, wspominając Savona. Savon był drugim najstarszym chłopcem, najbliższym przyjacielem i Darios zazwyczaj na nim polegał przy tropieniu albo trzymaniu straży. Savon

- 20 - zawsze był jego zastępcą w dowodzeniu, zaufanym partnerem pilnującym jego pleców. Darios zatrzymał się na chwilę przy ogromnym dębie i oparł ciężko o pień na samo wspomnienie tego okropnego dnia kilka miesięcy wcześniej. Kiedy odnalazł Savona klęczącego na Syndil, przyduszającego do ziemi jej zmaltretowane ciało pokryte ukąszeniami i sińcami. Była naga, krew i nasienie spływały między jej udami, jej piękne oczy szkliły się w szoku. Savon rzucił się Dariosowi do gardła, rozdzierając je i zadając wiele prawie śmiertelnych ran zanim Darios zdążył uświadomić sobie, że jego najlepszy przyjaciel stał się tym czego wszystkie samce bały się najbardziej. Wampir. Nieumarły. Savon brutalnie zgwałcił i skatował Syndil, a teraz próbował zniszczyć Dariosa. Darios nie miał żadnego wyboru, musiał zabić przyjaciela i spopielić jego ciało i serce. Ale przedtem musiał w tych niewiarygodnych warunkach nauczyć się jak do końca zniszczyć wampira. Ponieważ nieumarły mógł uleczyć się raz za razem z najbardziej śmiertelnych ran, trzeba było zniszczyć go niezwyczajnymi sposobami. Darios nie miał żadnych instrukcji, tylko odwieczne instynkty i naukę na własnych błędach. W następstwie strasznej bitwy z Savonem przez długi czas leżał głęboko w uzdrawiającej ziemi, dochodząc do siebie. Od czasu tego wydarzenia Syndil była bardzo zgaszona, często przybierała kształt pantery i pozostawała z prawdziwymi kotami, Saszą i Lasem. Darios westchnął. Cały ten czas wyczuwał jej głęboki smutek. Przytłaczało go poczucie winy i rozpaczy, że nie przewidział zła wystarczająco wcześnie, by pomóc przyjaciółce. Pomimo wszystko był ich liderem; był za nich odpowiedzialny. Syndil sprawiała teraz wrażenie zagubionego dziecka, a z jej pięknych ciemnych oczu stale wyzierał smutek i rozpaczliwa nieufność. Ją zawiódł najbardziej, nie uchronił jej przed jednym z rodziny. Arogancko myślał, że jego przywództwo i jedność między nimi zapobiegnie ostatecznej deprawacji, jakiej doświadczał ich rodzaj. Nadal nie mógł spojrzeć Syndil w oczy. A teraz złamał swoje własne prawa. Ale przecież sam wymyślił te prawa żeby „rodzina” miała kodeks, którego mogłaby się trzymać. Nie pamiętał, czy ojciec powiedział mu o tych zasadach? Czy zostały zaszczepione w nim przed narodzinami, jak przypuszczalnie wiedza o innych rzeczach? Coraz bardziej zaprzyjaźniał się z Julianem, i mogli więcej dzielić się informacjami. Ale od wieków Darios zawsze uczył się sam, samotnie i samodzielnie, nie odpowiadał przed nikim, zwykł sam ponosić konsekwencje własnych działań i pomyłek.

- 21 - Głód narastał w nim, a to znaczyło, że musi zapolować. Obozowisko, które wybrali na kilka dni było głęboko ukryte w parku stanu Kalifornia, niewiele użytkowane i, w tej chwili, puste. Niedaleko przebiegała autostrada, ale on rozciągnął niewidzialne ostrzegawcze sieci między drogą i obozem, narzucając uczucie przygnębienia i lęku ludziom, którzy próbowaliby się tam zatrzymać. To nie krzywdziło ludzi, tylko budziło ich ostrożność. Ale nie powstrzymało Tempest. Pomyślał o tym, kiedy już w biegu zmieniał kształt, jego ciało rozciągało się i formowało. Mięśnie i ścięgna okryły potężne ciało giętkiego lamparta i Darios wkrótce biegł cicho przez las do popularniejszego kempingu leżącego nad głębokim, jasnym jeziorem. Lampart szybko przebył tę odległość, wietrząc zdobycz, krążąc, by pozostać z wiatrem i nisko w krzakach. Zaobserwował dwóch ludzi łowiących ryby z porośniętego trzciną brzegu, rozmawiających krótkimi zdaniami. Darios nie zwracał uwagi na ich słowa. Przywarował w ciele kota przy ziemi. Przeczołgał się ukradkiem naprzód, ostrożnie przestawiając duże łapy. Jeden z ludzi odwrócił głowę na dźwięk śmiechu dochodzącego z kempingu. Darios zatrzymał się tylko na moment. Jego zdobycz zwróciła uwagę na jezioro i w absolutnej ciszy lampart przesunął się bliżej i przyczaił, napinając w oczekiwaniu potężne mięśnie. Wysłał bezgłośny nakaz, rozluźniający ludzi, przyciągający zdobycz do niego. Człowiek podniósł głowę i zwrócił się w stronę lamparta czekającego w zaroślach. Upuścił wędkę do jeziora i zaczął ze szklanym wzrokiem słaniać się na nogach. - Jack! - Drugi człowiek chwycił tonącą wędkę i spojrzał na przyjaciela. Darios zablokował umysły ludzi i przekształcił się z powrotem w człowieka. Tylko w ten sposób mógł polować bezpiecznie. Dowiedział się kiedyś, że instynkt łowiecki kota jest zbyt silny, żeby karmić się będąc przemienionym. Ostre kły lamparta rozdarły i zabiły jego zdobycz. Był jeszcze wtedy niewyrośniętym dzieckiem, dopiero uczącym się polowania. Nauczenie się co było właściwe, a co nie, wymagało sporo prób, i czasem błędów z jego strony. Dopóki nie dorósł, nie miał żadnego wyboru. Musiał posługiwać się zdolnościami lamparta, ponieważ był to jedyny znany mu sposób utrzymania innych dzieci przy życiu. Musiał też przyjąć odpowiedzialność za Afrykanów, których zabił. Teraz, ze spokojem wynikającym z długiej praktyki i metod udoskonalonych dawno temu sprawił, że człowiek był spokojny i posłuszny.

- 22 - Odgiął mu głowę i nakarmił się, dbając by nie wziąć zbyt dużo. Nie chciał, żeby jego łup był chory lub nieprzytomny. Pomógł człowiekowi usiąść w krzakach i wezwał drugiego. W końcu nasycony niespiesznie przeistoczył się. Kot warknął cicho, odezwały się zwierzęce instynkty, by wciągnąć ciała głębiej w las i dokończyć ucztę z krwi i mięsa. Darios zwalczył pragnienie i powędrował na miękkich łapach z powrotem do turystycznego autobusu. Jego grupa podróżowała razem z miasta do miasta jako muzycy, trubadurzy obecnej doby. I tak często jak to możliwe, występując w małych miejscowych salach tak lubianych przez Desari. Nawet teraz, kiedy ich sława zataczała coraz szersze kręgi, ciągła podróż ułatwiała im zachowanie anonimowości. Desari miała piękny głos, urzekający i hipnotyzujący. Dayan był autorem wspaniałych piosenek, a jego głos również przykuwał uwagę widzów i trzymał ich w oczarowaniu. W starych czasach życie trubadura pozwalało im podróżować z miejsca na miejsce bez szczegółowych indagacji. Nie było szans by ktoś zauważył lub przyrównał do czegoś ich odmienność. Teraz z rozwojem techniki świat się skurczył, co sprawiało że utrzymanie prywatności przed fanami graniczyło z cudem. Pracowali więc usilnie nad swoim „normalnym” wizerunkiem, a to wiązało się z podróżowaniem nieefektywnymi, wadliwymi, psującymi się samochodami. I w rezultacie potrzebowali mechanika, aby utrzymać karawanę ich pojazdów. Darios powrócił na kemping i przekształcił się, gdy tylko znalazł się w domowych pieleszach. Tempest była pogrążona w głębokim śnie. Miał pewność, że śpi tak mocno, bo zbyt zachłannie pił jej krew i upajał się nią. Był zły na siebie, bo powinien był się kontrolować i nie poddawać nieoczekiwanej ekstazie. Samo spojrzenie na nią sprawiało, że jego ciało bolało z bezwzględnej, palącej żądzy, ale wiedział że nie zrezygnuje. Będzie musiał wypracować z tą ognistą dziewczynką jakiś rodzaj kompromisu. Darios nie był przyzwyczajony do sprzeciwów. Wszyscy zawsze robili, co chciał, bez dyskusji. Jednak nie mógł spodziewać się po impulsywnej ludzkiej kobiecie, że postąpi podobnie. Otulił ją dokładniej kocem i schylił się by pocałować ją w czoło. Jego kciuk prześlizgnął się po jedwabistej skórze i całe ciało przeszył wstrząs. Darios opanował się i skierował mocny rozkaz do lampartów dumnie spacerujących przy autobusie. Pragnął by Tempest była bezpieczna w każdej chwili. Chociaż koty spały w dzień, tak jak Darios i jego rodzina, obecność lampartów dawała grupie względne bezpieczeństwo. Stróżowały wokół

- 23 - autobusu, kiedy członkowie trupy odpoczywali głęboko w ziemi, żeby się odnowić. A teraz chciał, by ochronne instynkty kotów skoncentrowały się przede wszystkim na bezpieczeństwie Tempest.

- 24 - RROOZZDDZZIIAAŁŁ 22 Wampir. Tempest podniosła się powoli, wycierając usta grzbietem dygoczącej ręki. Była w turystycznym autobusie Ciemnych Trubadurów, na rozkładanej kanapie, zakopana w morzu poduszek i pod przykrywającym ją kocem. Oba lamparty spały blisko, prawie ją przygniatając. Światło słoneczne na próżno próbowało przedrzeć się przez ciemne zasłony przykrywające okna. Jeżeli słońce stało tak nisko, to musiało być późne popołudnie. Czuła się słabo, drżała. Jej usta były suche i spieczone. Czuła pragnienie, potrzebowała napić się, nieważne czego. Zaczęła się podnosić i zachwiała się, zanim złapała równowagę. Zapamiętała każdy przerażający szczegół poprzedniej nocy, chociaż Darios nakazał jej zapomnieć. Nie miała wątpliwości, że potrafił rozkazywać ludziom i wymuszać swoją wolę, ale jakoś nie zdołał zrobić tak z nią. Tempest zawsze była trochę inna, potrafiła porozumieć się ze zwierzętami, czytała ich myśli a zwierzaki mogły ją słyszeć. To tłumaczyło jej częściową odporność na umysłowe naciski Dariosa. Prawdopodobnie on myślał, że na szczęście udało mu się zniszczyć jej pamięć. Zaczęła szukać rany na gardle i uświadomiła sobie, że nie była odporna na jego agresywny seksapil. Nigdy w swoim życiu nie czuła takiej chemii. Między nimi iskrzyło, jakby łączył ich łuk elektryczny... Upokarzające było to, że musiała się przyznać przed sobą, że wina nie leżała całkiem po jego stronie. Ona również nie była w stanie przy nim się kontrolować. Wstrząsnął nią. Przeraził ją do głębi. Więc w porządku. Przyjmij, że ten człowiek jest uczciwym, bogobojnym wampirem. Później będzie czas wrzeszczeć i załamywać się. Teraz najważniejsze, żeby się stąd wydostać. Uciec. Ukryć się gdzieś. Znaleźć się jak najdalej od tego maniaka, uciec na największą odległość jak potrafiła, przed zmrokiem, kiedy wampiry rzekomo się budziły. Właśnie teraz musiał gdzieś spać. Niech Bóg ma ją w swojej opiece, jeżeli on leży w trumnie gdzieś w autobusie. Nie miała ochoty wbijać kołka w czyjeś serce. To nie miało prawa się zdarzyć. - Idź z tym na policję - powiedziała do siebie. - Ktoś musi o tym wiedzieć. Przeszła na przód autobusu. Spojrzała w lustro by upewnić się, że nadal ma odbicie i skrzywiła się na widok swojej twarzy. Wampir musiał być mocno

- 25 - zdesperowany, jeśli przyszedł po kogoś, kto wygląda jak narzeczona Frankensteina. - No pewnie, Tempest - powiedziała do swojego odbicia. - Masz dużo do powiedzenia policji. Panie komisarzu, ten facet ugryzł mnie w szyję i ssał moją krew. On jest strażnikiem - o, przepraszam - ochroniarzem w zespole bardzo znanej piosenkarki. On jest wampirem. Proszę iść i zatrzymać go. Zmarszczyła nos i powiedziała grubym głosem: - Oczywiście, proszę pani. Wierzymy. Ale kim pani właściwie jest? Bezdomna, bez grosza młoda kobieta, notowana, uciekająca z każdej rodziny zastępczej w której była umieszczana. W takim razie zabierzemy cię na bardzo miłą zamkniętą farmę. Tak czy inaczej spędzisz dużo czasu rozmawiając ze zwierzętami. - Złożyła buzię w ciup. - Tak, to zadziała całkiem dobrze… Odszukała zdumiewająco luksusową łazienkę i wzięła szybki prysznic oszczędzając maksymalnie wodę i nie pozwalając sobie na podziwianie otoczenia. Przebrała się w wypłowiałe dżinsy i świeży bawełniany podkoszulek z małego plecaczka, który zawsze nosiła ze sobą. Gdy zbliżyła do wyjścia, zaniepokojone koty podniosły głowy i wydały dźwięki protestu. Przesłała im uczucie żalu, ale wyślizgnęła się za drzwi zanim zdążyły swoimi cielskami zablokować jej wyjście. Wyczuwała ich zamiary, wiedziała że Darios nakazał im, by zatrzymały ją na miejscu, kiedy się obudzi. Kiedy udało się jej uciec, zaczęły rozzłoszczone wrzeszczeć i warczeć, ale ona nie zawahała się, zatrzaskując drzwi za sobą i uciekając z autobusu. Straciła kilka minut próbując zlokalizować skrzynkę narzędziową, z którą nigdy się nie rozstawała, ale nie mogła nigdzie jej znaleźć. Przeklinając w duchu, wydostała się na autostradę i zaczęła wolno biec. Była tym szczęśliwsza im większy dystans dzielił ją od tego stworzenia. Kto by pomyślał, że spotkała wampira? Prawdopodobnie jednego jedynego na świecie? Zastanowiła się, dlaczego jeszcze nie zemdlała ze strachu. Nie każdego dnia spotyka się wampira. I nawet nie można nikomu o tym powiedzieć. Nigdy. Jest jedynym człowiekiem świadomym że wampiry naprawdę istnieją i zabierze tę wiedzę ze sobą do grobu. Jęknęła. Czemu zawsze musi wpakować się w kłopoty? To było w jej stylu, pójść na zwykłą rozmowę kwalifikacyjną i trafić na wampira. Biegła truchtem przez trzy mile, zadowolona, że lubi biegać, bo przez cały ten czas nie przejeżdżał ani jeden samochód. Zwolniła tempo, odgarnęła z szyi i zwinęła mokre, spocone włosy w koński ogon. Która godzina? Dlaczego u licha nie kupiła sobie zegarka? Dlaczego nie sprawdziła czasu zanim uciekła?