bozena255

  • Dokumenty550
  • Odsłony36 699
  • Obserwuję47
  • Rozmiar dokumentów648.7 MB
  • Ilość pobrań27 416

Christine Feehan - Mrok 22 - Mroczny Drapieżnik

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.5 MB
Rozszerzenie:pdf

Christine Feehan - Mrok 22 - Mroczny Drapieżnik.pdf

bozena255 EBooki pdf F Feehan Christine Mrok
Użytkownik bozena255 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 262 stron)

Tłumaczy: franekM Tłumaczy: franekM

Tłumaczy: franekM Rozdział 1 Dym palił jego płuca. To wzrosło wokół niego we wrzeszczących falach, podsycanych przez liczne ognie w okolicznym lesie deszczowym. To była długa, zawzięta bitwa, ale było po wszystkim, i skończyło się. Większa część głównego domu została zniszczona, ale poradzili sobie z oszczędzaniem domów ludzi, którzy pracowali dla nich. Niewiele straciło życie, ale każdy był opłakiwany — ale nie przez niego. Wpatrywał się w płomienie z zapadniętymi oczami. Poczuł się nieistotny. Popatrzał na twarze zmarłych, honorowych ludzi, którzy dobrze służyli jego rodzinie, zobaczył, płaczące wdowy po nich i ich zapłakane dzieci i nie czuł — nic. Zacarias De La Cruz zatrzymał się tylko na moment lustrujący wzrokiem pole bitwy. Gdzie wcześniej był bujny las deszczowy, drzewa wzrastające do chmur, dom dla dzikiej przyrody, teraz były płomieniami sięgającymi nieba i czarnego dymu plamiącego niebo. Zapach krwi był nieodparty; zmarli, zmiażdżone ciała wpatrujące się z niewidomymi oczami w ciemne niebo. Widok nie wzruszył go. Oglądał to wszystko — jakby z daleka — z bezlitosnym spojrzeniem. Nie liczyło się gdzie, albo który wiek, scena zawsze była taka sama, i przez te długie, ponure lata, zobaczył tyle pól bitwy że stracił rachubę. Tak dużo śmierci. Tak dużo brutalności. Tak dużo zabijania. Tak dużo zniszczenia. I zawsze znajdował się pośrodku tego wszystkiego, wirujący, mroczny drapieżnik, bezlitosny, bezwzględny i nieprzejednany. Krew i śmierć zostały ostemplowane do samych jego kości. Wykluczył tylu wrogów z jego ludzie na przestrzeni wieków, że nie potrafił żyć bez polowania — albo zabijania. Nie było żadnego innego stylu życia dla niego. Był czystym drapieżnikiem i rozpoznał ten fakt dawno temu — tak jak każdy kto ośmielił zbliżyć się do niego. Był legendarnym karpackim myśliwym, z gatunku ludzi niemal wymarłych, żyjąc we współczesny świecie, wyznający dawne zwyczaje honoru i obowiązku. Jego rodzaj rządził nocą, spał w ciągu dnia i potrzebował krwi by przeżyć. Niemal nieśmiertelni, żyli długie, samotne istnienia, kolor i uczucia przygasły jedynie do honoru który trzymał ich na wybranej drodze, szukając jedynej kobiety, która mogła ich dopełnić i mogła przywrócić zarówno kolor jak i uczucia. Wielu machnęło ręką, zabijając podczas karmienia by poczuć adrenalinę — by po prostu coś — stając się najbardziej nikczemną, najbardziej groźną znaną istotą — wampirem. Całkowicie tak brutalnym i agresywnym jak nieumarły, Zacarias De La Cruz był mistrzem w ich poszukiwaniu. Krew wypływała stale z licznych ran, a trujący kwasu palił go do kości, ale czuł, jak spokój zakradł się do niego gdy obrócił się i odszedł daleko w ciszy. Ognie szalały, ale jego bracia mogli poradzić sobie z nim. Kwaśna krew po ataku

Tłumaczy: franekM wampira wsiąknęła w jęczeniu, do protestującej ziemi, ale ponownie, jego bracia odszukiwali tę nikczemną truciznę i zwalczali. Jego surowa, brutalna podróż dobiegła końca. W końcu. Przeszło tysiąc lat życia w samotności, szarym świecie, osiągnął wszystko, co miał do zrobienia. Jego braci byli bezpieczni. Każdy z nich miał kobietę, która ich dopełniała. Byli szczęśliwi i zdrowi, i wykluczył dla nich najgorszą groźbę. Do czasu gdy ich wrogowie ponownie zyskają na liczebności, jego bracia będą jeszcze silniejsi. Już nie potrzebowali go jako przywódcy albo dla ochrony. Był wolny. „Zacarias! Potrzebujesz leczenia. Krwi." To był kobiecy głos. Solange, życiowa partnerka Dominica, jego najstarszego przyjaciela, z jej czystą królewską krwią, zmieniłaby ich życia na wieki. Był zbyt cholernie stary, zbyt zapieczony w swoich sposobach i oh, tak zmęczony, by kiedykolwiek się zmienić by kontynuować życie w tym wieku. Stał się tak przestarzały jak średniowieczni wojownicy z dawnego świata. Smak wolności był metaliczny, miedziany, jego krew płynęła, sama istota życia. „ Zacarias, proszę." W jej głosie był haczyk, który powinien mieć na niego wpływ — ale go nie miał. Nie czuł, jak tego co mogli inni. Nie można było wpłynąć na niego litością, miłością albo łagodnością. Nie miał żadnej milszej, łagodniejszej strony. Był zabójcą. I jego czas się skończył. Krew Solange była niewiarygodnym darem dla ich ludzi; zdał sobie z tego sprawę, właśnie gdy ją odrzucił. Picie jej dawało Karpatinom umiejętność chodzenia w słońcu. Karpatianie byli podatni podczas godzin dnia — szczególnie on. Im bardziej był drapieżnikiem, im bardziej był zabójcom, tym bardziej światło słoneczne było jego wrogiem. Był uważał przez większość jego ludzi, za karpackiego wojownika, który chodził na krawędzi ciemności, i wiedział, że to jest prawdą. Krew Solange dała mu ten ostatni i końcowy powód uwolnić go od jego mrocznego istnienia. Zacarias wciągnął kolejny pełen wdech dymu do płuc i kontynuował odchodzenie z dala od nich wszystkich nie patrząc do tyłu albo przyjmując ofiarę Solange. Słyszał, jak jego bracia wzywali go w alarmie, ale kontynuował, podejmując jego kroki. Wolność była daleko i musiał dostać się do niej. Wiedział gdy wyrwał serce ostatniego z atakujących wampirów próbujących zniszczyć jego rodzinę, że było tylko jedno miejsce do którego chciał pójść. To nie miało sensu, ale nie miało znaczenia. Szedł. „Zacarias, zatrzymaj się. " Popatrzył w górę gdy jego bracia opadli z nieba, zakładając solidną ścianę przed nim. Wszyscy czterej. Riordan, najmłodszy. Manolito, Nicolas i Rafael. Byli dobrymi ludźmi i prawie mógł poczuć swoją miłość do nich — tak nieuchwytną — tuż poza zasięgiem. Zablokowali mu drogę, nie powstrzymując go przed jego celem, i nikomu, niczemu — nigdy — nie wolno było stanąć między nim a tym

Tłumaczy: franekM czego chciał. Warczenie huczało w jego klatce piersiowej. Ziemia zadrżała pod ich stopami. Wymienili niespokojne spojrzenia, strach mienił się w ich oczach. To spojrzenie takiego intensywnego strachu przed ich własnym bratem powinno go zatrzymać ale nie poczuł — nic. Nauczył tych czterech mężczyzn ich walecznych umiejętności, umiejętności umożliwiających przetrwanie. Walczył przy nich przez wieki. Zajął się nimi. Prowadził ich. Kiedyś nawet miał wspomnienia miłości do nich. Teraz zlekceważył obowiązki odpowiedzialności — nie było niczego. Nawet mglistego wspomnienia dostarczającego mu energii. Nie mógł przypomnieć sobie miłości albo śmiechu. Jedynie śmierć i zabójstwa. „Odsuńcie się" Jedno słowo. Rozkaz. Oczekiwał, że będą go przestrzegać, ponieważ każdy był mu posłuszny. Miał nabyte bogactwo poza wyobrażaniem przez jego długie lata życia i w paru ostatnich wiekach kiedy nie musiał ani razu kupować sobie drodze do lub z czegoś. Jego jedno słowo było wszystkim, i świat drżał i odsuwał się na bok na jego życzenie. Niechętnie, zbyt wolno jak na jego gust, rozdzielili się by pozwolić mu przejść całkowicie. „Nie robić tego, Zacarias," powiedział Nicolas. „Nie idź." „Przynajmniej wylecz swoje rany," dodał Rafael. „ I się posil," naciskał Manolito. „Potrzebujesz się pożywić." Zakręcił się wokół i cofnęli się, bojąc się że przemieni się w potwora na ich oczach — i wiedział że mieli powody by się obawiać. Wieki go ukształtowały — ukształtowały go do agresywnego, brutalnego drapieżnika — maszynę do zabijania. Było niewielu na świecie mogących mu dorównać . I chodził na brzegu szaleństwa. Jego bracia byli wielkimi myśliwymi, ale zabicie go wymagało ich sporej biegłości i nie wahań. Wszyscy mieli życiowe partnerki. Wszyscy mieli uczucia. Wszyscy go kochali. Nie czuł nic i miał przewagę. Już ich odprawił, opuścił ich świat, w momencie gdy się obrócił plecami i pozwolił sobie zwolnić się z jego obowiązków. Ale ich twarze, wyrzeźbione z głębokimi liniami smutku zatrzymały go na moment. Co bo to było czuć tak głęboki smutek? Czuć miłość? Czuć. W dawnych czasach, dotkał ich umysłów i dzielił je z nimi, ale od czaru gdy mieli życiowe partnerki, nie ośmielił się zaryzykować splamienia jednego z nich ciemnością w nim. Jego dusza była nie tylko w częściach. Zabijał zbyt często, zdystansował się od wszystkiego, czego się trzymał aby lepiej chronić tych których kochał. Kiedy doszedł do punktu gdy już nie mógł bezpiecznie dotykać ich umysłów i dzielić ich wspomnienia? To było więc tak dawno temu, że już nie mógł sobie przypomnieć. „Zacarias, nie rób tego," błagał Riordan, jego twarz wyrażała taki sam głęboki smutek, jaki był na twarzy każdego z jego braci. Byli jego odpowiedzialnością zbyt długo, i nie mógł tak po prostu oddalić się, nie dając im niczego. Stał tam przez moment, całkowicie sam, z głową uniesioną do góry, oczy mu płonęły, długie włosy płynęły wokół niego podczas

Tłumaczy: franekM gdy krew kapała stale w dół jego klatki piersiowej i ud. „Daję wam swoje słowo że nie będziecie musieli mnie poszukiwać. " To było wszystko co dla nich miał. Jego słowo, że nie przemieni się w wampira. Mógł odpocząć i poszukać tego ostatniego odpoczynku na jego własny sposób. Odwrócił się od nich — ze zrozumieniem i ulgą na ich twarzach — i kolejny raz rozpoczął jego podróż. Musiał odejść daleko, zanim dojdzie do swojego celu, zanim nadejdzie świt. „Zacarias," zawołał Nicolas. „Gdzie idziesz?" Pytanie dało mu do myślenia. Gdzie miał pójść? Przymus był silnym — jeden którego nie mógł zignorować. On faktycznie spowolnił swoje tempo. Gdzie idzie? Dlaczego potrzeba była w nim tak silna, gdy nie czuł niczego? Ale było coś, ciemna siła ciągnąca go. „Susu — dom." Wyszeptał słowo. Jego głos niósł wiatr, ten niski ton pulsował w samej ziemi pod jego stopami. ”Idę do domu. " „To jest twój dom" stwierdził stanowczo Nicolas. „Jeśli poszukujesz odpoczynku, uszanujemy twoją decyzję, ale zostań tu z nami. Z twoją rodziną. To jest twój dom" stale powtarzał. Zacarias potrząsnął swoją głową. Ciągnęło go by zostawiać Brazylię. Musiał być gdzieś indziej i musiał pójść teraz, podczas gdy wiąż miał czas. Oczy tak czerwone jak płomienie, dusza tak czarna jak dym, on przesunęły się, sięgając kształt wielkiej harpii. Idziesz do Karpat? domagał się Nicolas ich telepatycznym połączeniem. Będę podróżować z tobą. Nie. idę do domu gdzie należę — sam. Muszę zrobić to sam. Nicolas wysłał mu ciepło, owinął go w nie. Kolasz arwa-arvoval — możesz umrzeć z honorem. Był smutek w jego głosie, w jego sercu, ale Zacarias, gdy to rozpoznał, nie móc rozpoznać uczucia, nawet ich niewielkiego odcienia. Rafael mówił łagodnie w jego umyśle. Arwa-arvo olen isäntä, ekäm — honor cię trzyma, mój bracie. Kulkesz arwa-arvoval, ekäm — idź z honorem, mój bracie, dodał Manolito. Arwa-arvo olen gaeidnod susu, ekäm — honor zaprowadzi cię do domu, mój bracie, powiedziały Riordan. Minęło kawał czasu odkąd słyszał ojczysty język swoich ludzi. Mówili językami i dialektami tom gdzie przebywali. Przyjmowali imiona gdy przenosili się z kraju do kraju, nawet nazwiska, gdy Karpatianie nigdy nie miały takich nazwisk. Jego świat z czasem tak się zmienił. W ciągu wieków przemian, zawsze się dostosowywał, a jednak nigdy naprawdę się nie zmienił, gdy w jego świecie chodziło o śmierć. Wreszcie szedł do domu. To proste stwierdzenie nie znaczyło nic — i wszystko. Nie miał domu od przeszło tysiąca lat. Był jednym z najstarszy, na pewno jednym z najbardziej śmiertelnych. Ludzie jak on nie mieli żadnego domu. Niewielu przywitałoby go przy swoim ognisku, nie mówiąc już o ognisku domowym. Więc co było domem? Dlaczego użył tego słowa?

Tłumaczy: franekM Jego rodzina założyła rancza w krajach, które patrolowali w całej Amazonce i innych rzekach, które ją zasilały. Ich pasmo było rozległe i rozciągało się na tysiące mil, czynią je trudne do patrolowania, ale nawiązanie relacje z kilkoma ludzkimi rodzinami, różne domy były przygotowane na ich przybycie zawsze. Szedł do jednego takiego domu i musiał pokonać długie mile przed świtem. Ich peruwiańskie rancho zostało usytuowane na krawędzi lasu deszczowego, kilka mil z dala od miejsca gdzie rzeki tworzyły Y i wpadały do Amazonki. Nawet ten obszar wolno zmieniał się przez lata. Jego rodzina wydawała się przybyć na ten obszar z Hiszpanami, zmyślając imiona, obojętne jak brzmiały, ponieważ to miało małe znaczenie dla Karpatian jak byli nazywani przez innych, nie wiedząc, że spędzili wieki w tym rejonie — który stał się im bardziej znajomy niż ich ojczyzna. Zacarias opuścił wzrok na baldachim lasem deszczowym gdy leciał. On również, znikał, powoli, stałe wdzierając się czego nie zrozumiał. Było tyle spraw w czasach współczesnych których nie rozumiał — i czy naprawdę — miało to znaczenie? To nie był już jego świat albo problemy. Przymus ciągnący go, zastanawiał go bardziej niż odpowiedzi dotyczące wymierającego środowiska. Mało wzbudził jego ciekawość, ale ten nieodparty zapał by wrócić do miejsca gdzie był kilka razy zakłócał na jakimś poziomie. Ponieważ przyciąganie było potrzebą a nie miał potrzeb. To było przytłaczające a nic nie obezwładniło go. Niewielkie kropelki krwi wpadły do mglistych chmur otaczając nowopowstałe, rozproszone drzewa rosnące nad baldachimem. Pod nim, mógł poczuć strach zwierząt które minął. Pod nim grupa Douroucoulis, bardzo małych nocnych małp, skoczyła i wykonując zdumiewające akrobacje pośrodku warstwy gałęzi, poniżej góry którą minął. Niektóre żywiły się owocami i owadami podczas gdy inne miały się na baczności przed drapieżnikami. Zwykle wrzeszczały w alarmie gdy tylko harpia została dostrzeżona, ale ponieważ nie zareagował na rodzinę małp znieruchomiały całkowicie i stały się upiornie cicho. Wiedział, że to nie jest groźba dużego ptaka lecącego nad ich głową, która spowodowała że las tak znieruchomiał. Harpia siedziała spokojnie w odgałęzieniach, często całymi długimi godzinami i czekała na posiłek. Skoczyłaby w dół ze wstrząsającą prędkością i porwałaby leniwca albo małpę natychmiast z drzewa, ale on nie, z reguły, polował w locie. Ssaki ukryły się ale węże podniosły swoje głowy przy jego przejeździe. Setki pająków rozmiarów talerza obiadowego pełzało wzdłuż gałęzi, emigrując w kierunku którym leciał. Owady powstały tysiącami przy jego przejeździe. Zacarias był przyzwyczajony do znaków wskazujących ciemność w nim. Nawet jako młody Karpatianin, różnić się. Jego bojowe umiejętność były wrodzone, wpojone w niego, prawie odciśnięte w nim przed narodzinach, jego odruchy były szybkie, jego mózg pracował szybko. Miał umiejętność błyskawicznie

Tłumaczy: franekM diagnozować sytuację i starać się o plan bitwy natychmiast. Zabił bez wahania, nawet za jego wczesnych dni, i jego złudzenia były niemal niemożliwe do wykrycia. Ciemność sięgała głęboko, cień na jego duszy, dużo wcześniej stracił swoje uczucia i kolor — i stracił obydwa dużo wcześniej niż inni z jego wiek. Wypytywał o wszystko. Każdego. Ale jego lojalność wobec jego Księcia i jego ludzi była bezgraniczna i tym zarobił na dozgonną nienawiść od jego najlepszego przyjaciela. Poleciał z silnymi skrzydłami, szybko w ciągu nocy, ignorując rany i jego potrzebę krwi. Gdy przekroczył granicę i obniżył się do baldachimu, poczuł że pociągnięcia przymus rosną. Musiał być na swoim peruwiańskim ranczu. Po prostu — musiał. Las wyciągał się pod nim, ciemna plątanina drzew i kwiatów, powietrze było ciężkie od wilgoci. Mchy i pnąćza wisiały jak długie, płynne brody, dochodząc niemal do wodnistych basenów kąpielowych, strumieni i strumyków. Splątane paprocie ubiegały się o przestrzeń, pełzając na długich odsłoniętych korzeniach na ciemnej podłodze pod nim. Harpia opadała przez gałęzie przykryte kwiatami, lian i wszelkiego rodzaju owadów ukrytych w mieszaninie zieleni. Daleko pod nim słyszał, miękkie wołanie rzekotki drzewnej wołającej do partnera a następnie bardziej szorstkie, dużo bardziej zgrzytliwe wołanie chóru. Prawie elektroniczne śpiewanie z wibracją połączyło się z symfonią gdy tysiące innych głosów wzrosły do crescenda, nagle przechodząc do cichego w nienaturalnym, mrożącym krew w żyłach alarmie gdy drapieżnik zbliżył się, nadlatując nad głową. Ciemne nocne niebo obróciło się do stonowanego szarego, gdy wkradł się świt, wykradając nocy panowanie. Harpia opadłą z baldachimu, opadając w szybkim tempie na polanę gdzie został usytuowany parterowy dom. Ze swoim ostrym wzrokiem mógł zobaczyć, jak rzeka biegła jak gruba wstążka dzieląca ziemię. Łagodne nachylenia ustąpiło miejsca stromym grzbietom, głębokie jary przecinające las. Drzewa i rośliny wiły się przez skalistą ziemię, ciemną plątaninę wzrostu zdecydowały się odebrać to co zostać wzięte. Czyste ogrodzenia przecięły stok na pół i gdy ptak przeleciał nad wąwozami i doliną, setki bydła znaczyło trawiasty obszar. Gdy cień ptaka padł na nich, uniosły swoje głowy w niepokoju, drżąc, pukając jedna w drugą, gdy obracały się tam i z powrotem, próbując znaleźć niebezpieczeństwo, które zwietrzyły. Orzeł przeleciał nad kilkoma polami i co najmniej akrem ogrodów, wszystkim zajmowano się tak dobrze jak Zacarias oczekiwał ze strony wielopokoleniowej rodziny, która pracowała dla niego. Wszystko było czyste, domu utrzymany był w doskonałym stanie, drobiazgowo naprawiane, każdy wykorzystywał ich najlepsze umiejętności. Pastwiska i pola ustąpiły miejsca dużym korralom, gdzie konie się kręciły i z trudem rzucały głowami gdy przeleciał nad nimi. Pod nim, ranczo zostało rozłożone przed nim jak o doskonały obraz, którego nie mógł docenić.

Tłumaczy: franekM Gdy zbliżył się do stajni, pośpiech gorąca prześliznął się przez jego żyły. W głębi ciała ptaka, gdzie nie powinien czuć zupełnie niczego, jego serce wydało nieznane jąkanie. Dziwne trzepotanie niemal zrzuciło go z nieba. Z natury ostrożny, Zacarias nie ufał temu czego nie zrozumiał. Co mogło wysłać gorąco pędzące w pośpiechu przez jego żyły? Został wyczerpany przez długą bitwę, długi lot, i upływ krwi. Głód drżał z każdym biciem jego serca, drapiąc i grabiąc o zwierzchnictwo. Ból ran, których nie zadał sobie trudu wyleczyć zdewastował go jak zawsze obecna wiertarka udarowa, wiercąc przez jego kości. Tygodnie wcześniej, był tak blisko obrócenia się w wampira, pożądanie ulgę od pustki była tak silna w nim, ciemność jego duszy bez najmniejszej ulgi, dlatego jego reakcja teraz nie miała sensu. Był w bardziej kiepskim stanie. Umierając z głodu za krwią. Więcej zabija plamiło jego duszę. Mimo to była ta dziwna reakcja w pobliżu jego serca, to pulsowanie gorąca przez jego żyły w oczekiwanie. Może sztuczka? Przynęta zastawiona przez wampira? Co przeoczył? Harpia wolno złożyła swoją siedmio-stopową rozpiętość skrzydeł, szpony tak duże jak u niedźwiedzia, zakopujące się w głąb dachu stajni, podczas gdy pióra na szczycie jego głowy powstał duży grzebień. Wielki drapieżnik pozostał całkowicie nieruchomy, bystre oczy przesunęły się po terenie poniżej. Miał niesamowitą wizję w ciele harpii i jego słuch był… jeszcze bardziej skupiony na falach dźwiękowych przez mniejsze pióra formując jego twarz w dysk. Konie w korralu niedaleko zareagowały na jego obecność, rzucając głowami, ruszając się niespokojnie i zbijając w zwartą grupę. Kilka zarżeć cicho w niepokoju. Kobieta wyszła ze stajni pod nim, z dużym koniem idący przy niej. Natychmiast jego wzrok skupił się na niej. Jej włosy były długie, do pasa, związane w warkocz, który był tak gruby jak jego nadgarstek. Długi warkocz włosów przyciągnął jego spojrzenie. Gdy się ruszyła, utkane kosmyki świeciły jak przędza jedwabiu. Zacarias widział w ciemnych kolor szarego i nudnej bieli przez wieki. Jej warkocz był pasjonujący ponieważ był prawdziwie czarny. Niemal został zahipnotyzowany przez długie, ciemne włosy, kosmyki mieniły się nawet bez słońca. Gdzieś w pobliżu tego co było jego brzuchem, jego żołądek wykonał powolny przewrót. Na świecie gdzie wszystko było takie samo i nic nie się nie zmieniało, to małe uczucie było równoznaczne z wybuchem bomby. Na moment stracił swój oddech, wstrząśnięty przez dziwne zjawisko. Koń idący według kobiety nie nosił żadnego siodła ani uzdy i gdy pojawił się z budynku, zaczął tańczyć z niespokojnym niepokojem, rzucając głową, oczy toczyły się gdy obszedł dokoła kobietę. Konie były rasowym peruwiańskim Paso, rasą znaną nie tyle z ich naturalnych kroków, ale również temperamentów. Kobieta rzuciła okiem w kierunku koni biegających w kółko w korralu — to było niezwykłe dla nich być zdenerwowanymi — a następnie podniosłą uspokajająco rękę do półoswojonego

Tłumaczy: franekM konia tak blisko niej. Położyła swoją rękę na jego szyi i popatrzyła w górę na siedzącą harpię tak nieruchomą na dachu. Te ciemnobrązowe oczy dokonane penetracji wskroś piór i kości orła, prosto do Zacariasa. Poczuł wpływ jak strzałę przez jego serce. Marguarita. Nawet z odległości mógł dostrzec blizny na jej gardle gdzie wampir wyrwał jej struny głosowe gdy odmówiła wydania miejsca spoczynku Zacarias nieumarłemu. Kiedyś była beztroską młodą kobietą, albo wyobraził sobie ją był, ale teraz, ktoś wykorzystywał ją do złapania go w pułapkę. To wszystko miało teraz sens. Przymus przyjścia do tego miejsca, uważając je za dom. Została posiądnięta przez wampira? Tylko mistrz mógł utkać i spiąć takie zaklęcie — tylko mistrz tak jak jego starzy wrogowie, bracia Malinov. Pięciu braci dorastało z nim. Walczyli wraz z sobą niemal pięćsetlecie. Jego przyjaciele postanowili być wampirem, oddać ich dusze za ich pragnieniu mocy. Postanowili zgromadzić nieumarłych w spisku przeciwko Księciu i karpackim ludziom. Dominic wykrył najnowszy plan i został pomóc bronić własności De La Cruz w Brazylii. Wiedząc, że wampiry sprawdziliby swój plan ataku na ranczu zanim uderzą na Księcia, Zacarias czekał na nich. Żaden wampir nie uciekł żywy. Nie było żadnego by wrócić powiedzieć Malinovs, że ich plan nie powiódł się. Zacarias znał 'wściekłość i zgorzchniałość Malinovs, nieubłaganą nienawiść do niego i jego braci. Tak, to mogła być bardzo dobra zemsta za porażkę wojska Malinov, ale jak mogli dotrzeć tu przed nim? To nie miało sens, żadnego. Harpia potrząsnęła swoją głową jakby pozbywając się niepokojącej myśli. Nie, to było niemożliwy by zorganizować kolejny atak tak szybko. Zresztą, konie ledwie tolerowały jego obecność, nigdy nie pozwoliliby złu dotknąć ich, a Marguarita głaskała potężną szyję. Nie było żadnego posiądnięcia. Zacarias zachwycał się dziwnym uczuciem w swojej klatce piersiowej. Prawie ulgą. Nie chciał musieć ją zabić, nie gdy niemal poświęciła swoje życie dla niego. Mimo to był niezdolny do uczuć, do jakiegokolwiek uczucia w ogóle. Dlaczego miał te niezwykłe zamieszania w jego ciele i umyśle od czasu gdy wracał do tego miejsca? Nic z tego nie miało sensu. Podwoił swoją czujność, nie ufając nieznanemu. Ciepło przedostało się do mózgu ptaka, uspokajające wrażenie przyjaznego pozdrowienia. Harpia zareagowała, jej głowa przechyliła się na jedną stronę, jej oczy zamknęły się z kobietą. Zacarias poczuł jak ptak sięga jej. Była subtelna w swoim dotknięciu, tak lekka że ledwo tam było ale miała mocny dar. Nawet wielki drapieżnik lasu deszczowego znalazł się pod jej urokiem. Poczuł, jak jego własne ciało i umysł reaguje, odprężając się, napięcie odchodziło. Doszła za ptakiem i znalazła jego bardziej zwierzęcą, dziką naturę. Zaskoczony, wycofał się, cofając się bardziej w głąb ciała orła, przez cały czas obserwując ją uważnie gdy przelała swoją uwagę na uspokajanie koni. To nie zabrało jej długo czasu, by uspokoić je do tego stopnia, że stanęły cicho, ale nie

Tłumaczy: franekM przestała obserwować orła, świadoma że był gorszy drapieżnik pochowany w głębi ptak. Marguarita okrążyła szyję konia i skoczyła. To był łatwy, wprawny ruch, ona wydawała się płynąć w powietrzu, z całą gracją gdy wśliznęła się na zad zwierzęcia. Jak tylko koń stanął dęba, bardziej, był pewny, że bardziej ze względu na jego obecność niż dlatego że dziewczyna dosiadła go okrakiem. Oddech Zacarias uwiązł w jego gardle. Jego serce przyspieszyło do gromkiego bębnienia — kolejne dziwne zjawisko. Wielki orzeł rozłożył swoje skrzydła prawie zanim Zacarias dał polecenie. Ruch był bardziej instynktowny niż myśl, bezpośrednia potrzeba szarpnięcia kobiety do bezpieczeństwa. Marguarita przechyliła się przez szyję konia w cichym poleceniu i koń i jeździec sunęli płynnie ponad ziemią w doskonałej harmonii. Kiedyś stwierdził że nie była w niebezpieczeństwie, Zacarias złożył swoje skrzydła i popatrzył, jego szpony zakopały się głębiej do dachu gdy koń żeglowało nad ogrodzeniem i wydłużył jego krok. Usiadła prosto, elegancki krok zwierzęcia, harmonijny i rytmiczny stukotem, tak łagodny że jego środek ciężkości, gdzie siedziała Marguarita, był prawie nieruchomy. Zaintrygowany, Zacarias dotknął umysłu konia. Kontrolowała zwierzę — jeszcze tego nie robiła. Koń zaakceptował ją, chciał się jej przypodobać — lubił połączenie ich dwóch duchów. Marguarita utkała swoje zaklęcie nad zwierzęciem bez wysiłku, trzymając go przy sobie swoim darem — głębokim połączeniem ze stworzeniem. Nie wydawała się zdawać sobie sprawy, że robiła coś wyjątkowego; po prostu cieszyła się przejażdżką wczesnym świtem — tak samo jak koń. To, zatem było powodem dziwnego zamieszania w jego umyśle i ciele. Jej dar. Ona dotknęła wszystkich dzikich rzeczy, a był tak nieposkromiony jak się wydawał. Nie było żadnej groźby ze strony nieumarłych, tylko ta młoda kobieta z jej niewinnością i światłem. Musiała wysłać Paso kolejne polecenie, ponieważ zwierzę przemienił chód na pełen gracji, płynny ruch, tocząc jego przednie nogi od ramienia w kierunku zewnętrznym gdy przeszedł do przodu. Głowa konia nie trzymała się dumnie, jego grzywa latała, jego oczy były jasne i radosne co wylewało się w jego każdego ruchu .To był doskonały moment — doskonały moment położyć kres jego życiu. Była — piękna. Wolna. Płynęła nad ziemią jak chłodna woda. Wszystko, o co walczył — wszystko czym nigdy nie był. Harpia rozłożyła swoje skrzydła i wzrosła w szybkim tempie w górę, patrząc na konia i jeźdźca gdy pokonywali ziemię szybko ale niewiarygodnie gładko. Całe swoje życie, nawet gdy jako żołnierze walczyli konno, nawet w jego młodym wieku, było zbyt dużym drapieżnika w nim by pozwolić koniowi przewieźć go na jego zadzie. W tamtych czasach próbował wszystkiego — wykluczający kontrolę umysłu — umożliwiającą mu jazdę, ale żaden koń nie mógł tego znieść. One wzdrygały się i drżały pod nim, nawet gdy starał się je uspokoić.

Tłumaczy: franekM Marguarita płynęła bez wysiłku nad ogrodzeniami, bez żadnej uzdy i siodła, koń, jeździec i radość. Poleciał za nimi gdy para popędziła nad nierówną ziemią, spokojny chód konia sprawiał, że to wyglądało jakby płynęli. Marguarita wrzuciła obie ręce w powietrze gdy przeskoczyli ogrodzenia, mocno trzymając konia swoimi kolanami i prowadząc go swoim umysłem. Paso zmieniło swój chód płynnie gdy ścigali się przez pole a on odwrócił się ponownie w szerokim okrążeniu. Marguarita posłała orłowi wzrost przyjaźni i kolejny raz, ciepło i radość spłynęło przez Zacariasa. Dał jej swoją krew — ale nigdy nie wziął jej. Jego usta śliniły się. Jego zęby napełniły jego usta a głód przedzierają się przez niego, promieniując potrzebą przez każdą komórkę. Zabrał ptaka nagle i ruszył z powrotem do stajni. Odmówił zaryzykowania jakichkolwiek szansy na utratę jego samokontrolą. Przedtem raz był zbyt blisko machania ręką na to co pozostało z jego duszy. Chciał uhonorować jego słowo dla jego braci. Aby żaden Karpatianin kiedykolwiek nie musiał narazić jego życie by wytropić Zacariasa De La Cruz. Wybrał swój los, i postanowił oszczędzać swój honor. Wyjdzie w świt, z wyprostowaną głową, przyjmując z zadowoleniem jego śmierć. Jego ostatnim widokiem będzie powrót — młodej Marguarita z rozlewającym się światłem z kobiety gdy sunęła płynnie po ziemi na zadzie pięknego konia. Zabrałby jej widok robiącej tę samą rzecz z jego chłopięcych snów — jadącą jako jedno ze zwierzęciem — z nim do jego śmierci. Harpia wylądowała z gracją na ziemi obok stajni. Ignorując przerażone koni w korralu przywiązane do struktury, przesuwając się z powrotem do jego ludzkiej postaci. Był dużym mężczyzną, cały umięśniony, z długimi płynącymi włosami. Głębokimi liniami wyrzeźbionymi na jego twarz. Niektórzy nazwany go brutalnie przystojnym. Niektórzy powiedzieli, że jego usta są zarówno zmysłowe jak i okrutne. Większość mówiła, że przeraża. W tym momencie, czuł się całkowicie zmęczony — tak znużony że ledwie mógł się rozejrzeć za miejscem do siedzenia. Chciał upaść tam w chłodnej trawie. Zmusił swoje ciało do poruszenia się gdy popatrzył za dogodnym miejscem by usiąść i patrzyć na słońce pojawiające się nad lasem. Wolniutko zatonął w dół w miękkiej glebie, obojętny że woda przesącza się przez jego ubrania z porannej rosy. Nie kłopotał się regulując temperaturę, tak jak wyleczeniem jego ran. Było zadowolenie w podejmowaniu jego decyzji. Po raz pierwszy w swoim istnieniu był bez ciężaru odpowiedzialności. Wciągnął swoje kolana, złożyć jego ręce i oparł jego brodę o niewielką platformę którą stworzył więc mógł zobaczyć, konia i jeźdźca gdy Paso przeszedł gładko do naturalnego chody, który czyniły go tak sławnym. Poczuł, jak słońce drażniło jego skórę, ale to nie było straszne uczucie które czuł na sobie całe swoje życie. Solange dała mu swoją krew dwa razy ratując go przed obróceniem się w wampira. Podjął wielką ostrożność by unikać jej krwi gdy zdał sobie sprawę, że

Tłumaczy: franekM może spędzać godziny świtu na otwartej przestrzeni bez reperkusji. Inni z jego rodzaju mogą zobaczyć świt i byli tacy którzy faktycznie mogli chodzić w poranku po ulicach bez pomocy Solange, ale z jego duszą tak mroczną, dawno temu przyłączył się do wampirów w ich potrzebie by ukryć się nawet we wczesnym porannym świetle słonecznym. Chłonął wzrokiem Marguarita, tak blisko szczęścia jako mógł człowiek bez uczuć. Wymieniła swój głos na swoje życie. Nagrodził jej lojalność przez ocalanie życie jej i dając instrukcje by dostała wszystko, czego chciała na ranczu. Nie było żadnych klejnotów przyozdabiających jej palce albo gardło. Nosiła proste ubranie. Ale żyła końmi, nawet mógł to zobaczyć. Poświęcił jej — życie. I w jakiejś dziwny sposób, ona dała mu — wolność. Nie wiedział o upływie czasu. Owady nie odzywały się. Konie przestały krążyć i tłoczyć się tak daleko od niego jak to możliwie, w rogu korralu, skupiając się razem, przesuwając się i tupiąc niespokojnie, ledwie zdolne tolerować jego obecność. Wolno jego ciało zareagowało na wschodzące słońce z dziwną ołowianą dolegliwością jego gatunku. Zacarias wyciągnięty na ziemi, stawiał mu czoło, z głową obróconą w kierunku wzroku Margarita, gdy kierowała się do niego. Teraz światło słoneczne przeniknęło przez jego odzież i dotykało jego skóry jak milion maleńkich igieł przekłuwających jego ciało. Maleńkie wieże dymu zaczęły wzrastać z jego ciała gdy zaczęła się spalenizna. Nie mógł się ruszyć, ale nie musiał. Była piękna. Świeża. Niewinna. Zadowolenie zapanowało głęboko mimo wzmagającego bólu. Trzymał swoje oczy otwarte, chcące — nie potrzebując widoku Marguarita jadącej na konna będzie w jego sercu, gdy wejdzie do swojego następnego życia. Może patrzył ze zbyt bliska, jego spojrzenie przyciągało ją, albo może dziwne zachowanie zwierząt i owadów powiadomić ją, ale obróciła swoją głowę i jej spojrzenie spełniło jego. Zobaczył jej gwałtowny wdech i nagłe zacisnęła jej kolan na koniu, nakłaniając go do przodu. Nie! Zostań tam. Nie zbliż się do mnie. Odstaw na miejsce twojego konia i odejdź. Jeśli było niewielkie wahanie wskazujące, że jego słowa zostały wmuszone do jej umysłu, nie złap tego. Koń żeglował nad ogrodzeniem a kiedy zaczął tańczyć w strachu, zatrzymała zwierzę i skoczyła daleko. Paso grzebał kopytem i posłała koniowi gniewny grymas niezadowolenia, następnie machnęła ręką w kierunku korralu. Od razu peruwiański Paso pobiegło w kierunku ogrodzenia, w oczywistym geście i dołączył do innych koni w dalekim kącie. Marguarita podeszła do niego ostrożnie, w sposób w jaki mogła osaczyć, dzikie zwierzę, z jedną ręką wyciągniętą, dłonią wobec niego, jej wargi poruszające się bezszelestnie jakby nie całkiem mogła przyzwyczaić się do faktu, że nie mogła

Tłumaczy: franekM mówić. Ciepło zalało go, łagodzący balsam, który powiedział mu, że nie ma złych zamiarów. Walczył by się poruszyć, ale przekleństwo słońca było na nim. Przysunęła się, jej cień Wisiał nad nim, jej ciało blokowało wschodzące słońce. Jej oczy były ciemne i bogate, opuściła wzrok na niego z mieszanką pełnego strachu i alarmu dla niego. Zostaw mnie. Odejdź teraz. Wepchnął rozkaz do jej głowy, wysyłając wrażenie warknięcia, z bezwzględną instrukcją. Marguarita przykucnęła przy nim, dotykając jego dymiącego się ramienia, marszcząc brwi w niepokoju a następnie szybko zabierając rękę, dmuchając na czubki jej palców. To jest mój wybór. Zostaw mnie na pewną śmierć. Nie miał pojęcia czy jego polecenia przeszły. Nie mrugnęła albo nie patrzała na niego jakby go usłuchała. Została wytrenowana od urodzenia by być posłusznym członkom jego rodziny. Oczywiście nie przeciwstawiłaby się mu. Wiedziała jak łatwo, karpacki myśliwy będący blisko skraju szaleństwa może zostawać wampirem. Nieumarły rozerwał jej gardło. Poczuł jej drżenie ręki pod żarem jego ramienia. Musiała oparzyć swoje palce na przeciw jego skórze. Skupił na niej i przecisnął się przy jej umysł z przymusem by go zostawić. Miała zbyt dużo współczucia w sobie, zbyt wiele nieśmiałości by nie posłuchać kogoś tak potężny jak on. Jego przymus spadł na umysł, co ledwie mógł zrozumieć. Nie wydawało się jakby znalazł bariery — to było jakby jego metody po prostu wyczerpały się jak dym. Zdarła swoją krótką, miękką marynarkę ze swojego ciała i przerzuciła przez jego głowę, przykrywając jego twarz i oczy. Poczuł, jak wzięła go za jego nadgarstek i zaczęła ciągnąć go przez mokre pastwisko. Po jego śladzie źdźbła trawy brązowiały. Słyszał syk oddechu ze swoich płuc i wiedział, że jej ręka płonie, ale nie zatrzymała się. Po raz pierwszy w długich wiekach głęboko zakorzeniona wściekłość zwinęła się w jego żołądku i tliła się tam, jak ktoś ośmielił się zignorować jego bezpośrednie polecenie. Nie miała prawa. Wiedziała lepiej. Nikt kiedykolwiek nie przeciwstawił się mu — na pewno nie ludzie, i z pewnością nie kobieta. I nie jedna z osób służących jego rodzinie, której dał ochronę i bogactwo poza wyobrażaniem. Wybrał śmierć. Przygotował się. Był zadowolony z jego decyzji — którą podjął. To był najgorszy rodzaj zdrady. Pożałujesz swojego nieposłuszeństwa, ślubował. Marguarita zignorowała go — albo go nie słuchała. Szczerze nie wiedział tego, ani nie troszczył się o to. Zapłaci. Kamienie wbijały się w jego plecy, a następnie uderzył w drewno gdy udało jej się wciągnąć go do środka stodoły. Słońce parzyło go żywcem mimo że ciarki igieł wciąż przebijały jego skórę.

Tłumaczy: franekM Zręcznie potoczyła go do brezentu, nie usuwając marynarki z jego twarzy. Nawet włożyła jego ramiona nad jego klatką piersiową by przetoczyć go. Poczuł się tak jak bezsilne jak dziecko. Poniżenie, zło jej czynu zbudziły coś potwornego w nim. Wycofał się jak dzikie zwierzę którym był, czekając na jego moment — a nadejdzie moment. Znała strach przed wampirem rozdzierającym jej gardło, ale to byłyby nieistotne w stosunku do strach przed Zacariasem De La Cruz dokonującym zemsty za jej grzechy. Próbowała doczepić brezent do jednego z koni, wiedział po zapachu i uderzanie w bębnieniu kopyt gdy zwierzę zaprotestowało przeciw znajdowaniu się blisko niego. Mógł powiedzieć jej, że żaden koń nie pozwoli na jego obecności ale trzymał się nieruchomo, teraz właśnie czekając na wynik jej błędu. Brak konia mechanicznego nie powstrzymało jej. Słyszał odgłos jej kroków a następnie zaczęła wyciągać brezent sama. Wiedział, że jest sama przez dźwięk jego oddechu rozrywającego jej płuc w kilku powtórzonych cichych gwałtownych wdechach. Uważał to za znaczne że nie wołała o pomoc. Jeden krzyk — dobrze, nie mogła krzyczeć — ale musi mieć sposób by wzbudzić zainteresowanie. Mężczyźni pracujący na ranczo przyszliby jej z pomocą, gdyby im to zasygnalizowała, ale musiała wiedzieć, że rozkaże im pozwolić na swoją śmierci — i oni przestrzegaliby tego. Gwałtowna spalenizna na jego brzuchu stała się gorętsza, wystarczająco gorąca by przez kilka chwil myślał, że może spalić się przez swoją skórę do swoich narządów wewnętrznych. Nie mógł zobaczyć zupełnie niczego ale czuł każdy wybój kamieni i okrutny blask słońca gdy wciągnęła go ze stajni do parterowego domu. Piekące gorąco poskutkowało zadziwiająco, odpędzając wszystkie rozsądne myśli do czasu gdy chciał krzyknąć z męki. To zaczęło się stopniowo, wolne sącząc się przez zwęglenie, które sączyło się przez skórę i tkankę do kości. Zacarias próbował odrzucić ból jak robił od wieków, ale niesłabnące oparzenie słońca było czymś, czego nie mógł rozczłonkować ponieważ miał tyle innych ran. Nawet z brezentem zawiniętym wokół niego, czuł, przenikający pożar jak zapalone strzały przekłuwające jego ciało. Gorąco gotowało jego krew i lizało płomieniami jego wnętrzności. Nie mógł krzyczeć, albo protestować, lub zrobić cokolwiek, ale był wleczony przez jard co jak sądził parterowego domu. Marguarita dyszała ciężko gdy wzięła jego pełną wagę w górę po dwóch schodach prowadzących do środka. W momencie gdy znalazł się w grubych, chłodnych ścianach, porzuciła uprząż i popędziła w poprzek pokoju. Mógł usłyszeć, jak zaciągnęła grube zasłony na miejsce, przykrywając okna. Będziesz cierpieć jak nikt jeszcze kiedykolwiek nie cierpiał za twoje nieposłuszeństwa, obiecał, wpychając słowa do jej mózgu. Co więcej miał wrażenie że słowa wpadały obojętne przez pęknięcia, jakby nie mogła chwycić tego co jej powiedział, ale to się nie liczyło. Czekał podczas gdy ostrożnie rozwinęła brezent a kiedy krawędzie się rozchyliły, warknął gdy jego ciemne oczy się otworzyły i zamknęły się z jej spojrzeniem. Uciekł mu długi

Tłumaczy: franekM wolny syk, obietnica brutalnego odwetu i nie byłoby żadnego opacznie rozumienia jego znaczenia. Rozdział 2 Oddech Marguarita Fernandeza uwiązł w gardle i zatonęła z powrotem na swoje pięty. Co ona robi? Mogła przewidzieć swój krzyk, by się zatrzymać, w głębi siebie gdzie nikt inny nie mógł jej usłyszeć — ale tak bardzo jak kazała sobie pozwolić mu umrzeć, jak się domagał —nie mogła. Nie było teraz odwrotu, i zapewne ją zabije. Ośmieliła się nie przestrzegać rozkazu De La Cruz. Nie jakiegokolwiek De La Cruz, któregokolwiek. Nie posłuchała tego o którym ludzie szeptali. To był Zacarias, nikt nie wspomniał o nim, chyba że robili to z wielkiego respektu i jeszcze większego strachu. Już ją ostrzegł. Jego głos wyrył na wieczność słowa w jej sercu. Będziesz cierpieć jak nikt inny kiedykolwiek nie cierpiał za twoje nieposłuszeństwo. Ostrzegł ją wielokrotnie by go zostawiła. Ona po prostu — nie mogła. Nie było żadnego sposobu by wyjaśnić mu tego. Sama nie znała powodu. I nie miała żadnego głosu. Żadnego sposobu by go uspokoić poza traktowaniem go jak traktowała dzikie stworzenia wokół niej. To wymagało wielkiej odwagi i wysiłku fizycznego by wyszarpnąć jej spojrzenie z jego uwięzienia. Zaciskając jej wargi razem i ignorując jej grzmiące serce, szarpnęła jego odzież, by ściągnąć tlący się bałagan od jego skóry. Sapnęła, niemal rzucając się do tyłu gdy zobaczyła jego rany. Zakrzepnięta krew leżała gruba i brzydka nad cętkowanymi oparzeniami. Był w beznadziejnej bitwie, został kilkakrotnie ranny, i nie starał się leczyć szarpanych rany albo, sądząc po jego bladej cerze, pożywić się. Nie było żadnego czasu na subtelności. Prawdopodobnie był ścigany. Nieumarły będzie w ziemi gdy wzejdzie słońce, ale mieli wszelkie nikczemne sługi. Była szkolona od narodzin na bycie gotową na napaść nieumarłych na ich dom. Pobiegła do hacjendy, dobrze zamykając każdego okno i drzwi i rozłożyła broń dla łatwego dostępu przed pognaniem do kuchni by wymieszać roztwór by schłodzić piekącą skórę jej pana. Niosła dzban z powrotem do mężczyzny leżącego na ziemi. Jego spojrzenie podążyło za nią, ale bez większego wysiłku pchał strach do jej umysłu. Może ponieważ była już i tak pełna przerażenia, nie był żadnym miejscem na nic więcej. Mimo to jego oczy były czerwonymi płomieniami, i nosiły obietnicę odwetu. Uniknęła zaglądania do tych oczu, trochę bojąc się że mógł zapanować nad nią, a ona nie mogła — nie chciała się odsunąć na bok i nie mogła pozwolić

Tłumaczy: franekM mu umrzeć. Każda komórka w jej ciele wymagała by ocaliła mu życie — nawet kosztem swojego. Jej ręka zadrżała gdy zaczęła wycierać gąbką chłodzącą miksturę nad jego ciałem. Wiedziała że to musiało kłuć rozchylające szarpane rany, ale musiała powstrzymać oparzenie zanim mogła zająć się innymi ranami. Bardzo starała się nie zauważać jego zarysowanych mięśni i imponującego męskiego wyposażenia. Udała, że jest dzikim zwierzęciem, i może naprawdę taki był, ale to było trudne by widzieć go w ten sposób, gdy głaskała miękką myjkę nad jego bardzo męskim ciałem. Marguarita była przyzwyczajona do bycia w towarzystwie mężczyzn. Pracowała na ranczu odkąd mogła sobie przypomnieć, ale żaden nie miał takiego ciała. Zacarias był cały twardymi mięśniami, z szerokimi ramionami i wąskimi biodrami. Miał potworną reputację. Niewielu kiedykolwiek widzieli go na żywo, ale pogłoski były straszne. Cesaro Santos, zarządca rancza, powiedzieć jej kiedy została zaatakowana przez wampira, że Zacarias ocalił jej życie, ale nigdy go nie spotkała, rozmawiała czy chociażby złapała wcześniej jego wzrok. Ale, wiedziała z całą pewnością że ten mężczyzna był najstarszym z braci De La Cruz i panem wszystkich rancz. Ostrożnie oczyściła jego rany, przez cały czas uspokajając go jak jedno ze stworzeń które ratowała, nieświadoma czy to pomogło czy nie. Jego ciało było zupełnie martwe mimo że jego oczy pozostały szeroko otwarte i przymocowały do jej twarzy. Potrzebował krwi. Był zbyt blady i jasno wynikało z jego ran, że stracił jej zbyt wiele. Mogła usłyszeć, jak jej serce zaczęło przyspieszać, ale zrobiła już tak wiele. Jakie to będzie mieć znaczenie? Już potępił ją za jej czyny. Nabrała tchu, wyciągnęła nóż z pochwy przy swoim pasie i zanim mogła pomyśleć zbyt wiele o tym co robi, nacięła swój nadgarstek. Gdyby mogła krzyczeć głośno, zrobiłaby to, ale nawet otwierając swoje usta szeroko, żaden dźwięk się nie pojawił. Ustawiła swój nadgarstek nad ustami pana, pozwalając jej własnej krwi spływać stale. Cicho domagała się by ja połykać. Mógł zrobić aż tyle, była tego pewna. Gdy nie było żadnego ruchu, popatrzyła z bliska i zdała sobie sprawę, że jego usta wydają się wchłonąć krew jakby był tak zagłodzony że jego ciało wzięło to dla jakichkolwiek wartości odżywczych jaką mógł dostać. To miało sens. Był niemal nieśmiertelny. Jego ciało było zaprojektowane by być nadal żywym niezależnie od jego ran. Dała mu tak dużo krwi jak się ośmieliła, może zbyt wiele, ponieważ poczuła się trochę słaba, gdy w końcu odciągnęła swój nadgarstek i wpadła do łazienki, by zawinąć bandaż wokół rany. Teraz przeszłą już strach i przerażenie, pracując jak automat. Nikt nie wchodził teraz do domu gdy jej ojciec nie żył. Umarł starając się powstrzymać wampira przez zabiciem Zacariasa. Robotnicy dostrzegli sygnał — drzwi i okna zamknięte i przykryte ciężkimi zasłonami — że De La Cruz przebywał w rezydencji i musi być chroniony, ale by mu nie przeszkadzano. Cesaro położyłoby bliskiego strażnika dla bydła i przygotowałaby ranczo do bitwy.

Tłumaczy: franekM Marguarita otworzyła wszystkie drzwi między tym gdzie leżało ciało Zacariasa i główną sypialnią gdzie wiedziała, że znajduje się podziemna sala. Miała trudności z ruszaniem ogromnego łóżka które przykrywało ciężką furtkę, aby przesłonić salę pod domem. Spociła się do czasu gdy popędziła z powrotem do Zacariasa. Jej nadgarstek drżał i palił a jej nogi w dotyku przypominać gumę. To było piekło ciągnąc go na brezencie przez dom. Na szczęście, jego oczy w końcu się zamknęły i wszelki oddech ustał. Wydawał się jakby był martwy. Mimo że znała podstawowe zasady karpackiego istnienia, to wciąż wprawiało ją w zakłopotanie gdy widziała, jak leżał jakby zmarły, gdy naraziła tyle by go ratować. Na moment była w niebezpieczeństwie nadmiernie oddychając, stan w jakim się często budziła z jej koszmarów, po tym jak zaatakował ja nieumarły. Dostrzegła panikę i zmusiła się do wolnego równomiernego oddechu, podczas gdy szarpnęła brezent, pokonując podłogę cal po calu do czasu gdy doszła do furtki. Marguarita przygryzła dolną wargę tak mocno że wycisnęła maleńki koralik krwi. Jak na Boga poradzi sobie z zejściem w dół schodach? Nie pomyślała o niczym innym prócz zanurzaniem go w żyznej ciemnej glebie, którą bracia De La Cruz przywieźli ze swojej ojczyzny, by założyć ich wiele miejsc spoczynku. Gdyby wezwała Cesaro do pomocy zarzucałby ją pytaniami na które nie ośmieliła się odpowiedzieć. Wzruszając ramionami poszła przed nim, ciągnąc go w dół schodów na brezencie. Powstrzymywała jego głowę przed uderzaniem w każdy schód, ale jego ciało uderzało całą drogę w dół. Pomimo że jego oczy zostały zamknięte, a jego oddech wydawało się ustać, była pewna, że jest świadomy tego co się dzieje, ponieważ gdy dotykała jego umysłu ciepłem, miała wrażenie, że połączyła się z tą jego dziką częścią w sposób w jaki robiła ze zwierzętami. To nie było tak, jakby mogła rozmawiać ponieważ nie miała żadnego głosu, ale wysłała mu wrażenie smutku, współczucia. Obawy. Wiedziała, że to nie wystarczy by złagodzić jego wściekłość, ale to było wszystko, co miała. Jak tylko miała go na ziemi, zaczęła kopać. Chciała dziury tak głębokiej aby go przykryć by ziemia mogła go wyleczyć. Mogła pójść do szopy na narzędzia po łopatę, ale nie ośmieliła się pobiec do nikogo. Nie skłamała, nawet w jej języku migowym. Nie była w nim jeszcze dobra, ale niewielu rozumiało ją, więc przeważnie pisała na papierze. Jej ręce drżały i Cesaro wiedziałoby, że coś było nie w porządku. Kopała swoimi rękami. Gleba była bogata i żyzna, czarny gliniasty piasek bogaty w minerały i substancje odżywcze. Wiedziała, to gdy poczuła ziemię. To zajęło jej większą część poranka i spociła się i pokryła ją ziemia zanim była zadowolona głębokością dziury. Jego ciało potrzebowało być całkowicie otoczone i pokryte przez glebę, jeśli zamierzał wyleczyć się jak należy. Marguarita dowlokła brezent do samego brzegu dziury, jej żołądek kłębił się trochę. To wydawało się jakby próbowała ukryć morderstwo. Na pewno mogła dodać ten dzień do swoich koszmarów. Przykucając, umieściła swoje ręce

Tłumaczy: franekM stanowczo na jego ramieniu i biodrze i popchnęła. Na szczęście, była silna, układając konie odkąd była dzieckiem, ale to było wciąż trudne zadanie by przetoczyć go na jego miejsca spoczynku. Zacarias niezgrabnie wylądował na boku, jak szmaciana lalka — albo zwłoki. Przycisnęła brudną, ręką do drżących ust, czując się bezwładną. Odpoczęła przez kilka minut zanim zaczęła pokrywać go ciemną glebą. Gdy całkowicie został pochowany, osunęła się na swoje kolana przy nim i pozwoliła sobie na kilka minut na atak paniki. Co ona zrobiła? Rodzina De La Cruz złożyła niewiele żądań w stosunku do ich ludzi. Bardzo mało. Każdy, kto pracował dla nich był bogaty pod każdym względem. Właścicielami wszystkich gruntów przylegających do posiadłości De La Cruz, wszystkie ponieważ jeden z członków rodziny kupił go dla nich. Kuzyni, ciotki, wujowie — każdy o kogo się troszczyli. Ojcowie przekazywali spadek swoim synom. Matki ich córkom. Wszyscy byli posłuszni aż do Marguarita. Przyniosła wstyd swojemu nazwisku przez swoje nieposłuszeństwo i nie miała wątpliwości, że drogo za to zapłaci. Podniosła swoją brodę i zmusiła się do wstania. Była Fernandezem, córką swojego ojca. Nie ucieknie od swojego przestępstwa, ale zostanie i stanie przed tym cokolwiek Zacarias De La Cruz uznał za odpowiednie dla niej jako karę. Dreszcz przedostał się przez nią i lodowate palce skradały się w dół jej kręgosłupa. Ledwie wyglądał na człowieka. Albo karpatianina. Przerażał. Nie mogła zmienić tego co zrobiła. Nie rozumiała tego i zrzuciła to na jej współczucie dla wszystkich rannych stworzeń, ale to nie wyjaśniło dlaczego przeciwstawiła się mu po tym jak kazał jej pozwolić mu umrzeć. Dlaczego postanowił spalić się na słońcu? To była straszna śmierć, i jak mógł pomyśleć, że mogła stanąć z boku i przyjrzeć, jak się spali? Ocalił jej życie. Dotknęła swojego zniekształconego gardła, głaszcząc usmarowanymi od ziemi palcem - po bliźnie. Czasami, wieczorem, gdy obudziła się w pocie, próbowała krzyczeć ale nic nie wychodziło, pomyślała, że woła do niego, by ją uratował. Mogła słyszeć echo jego imienia słabo w swojej głowie, jakby udało jej się wymówić imię. Teraz był tu i nie był wcale postacią z fantazji wyczarowana w jej umyśle. Zacarias przeraził ją w elementarny sposób, w głębi duszy w jej samej krwi i kościach. W jej duszy. Przycisnęła zaciśniętą pięść nad swoim sercem gdzie biło gorączkowo wyrywając się spod kontroli. Był przystojny, miał ciało twarde jak skała, wydawał się wszystkim czego mogła chcieć kobieta, ale jego oczy... jego twarz. Był przerażający i wszelka dziecinna fantazja by potajemnie go spotkać znikła po natknięciu się na niego. Marguarita wspięła się wolno z sali, strzepując każde zabrudzenie z jej ubrania i ciała. Nie mogła zostawić śladów. Gdyby kukiełka wampira przebiła się przez obronę rancza, nie mogło być żadnego tropu prowadzącego do miejsca

Tłumaczy: franekM spoczynku Zacariasa. Spuściła klapę i jeszcze raz zamiotła podłogę i nawet ją umyła, bojąc się że zapach krwi Zacariasa zostałby odkryty. To było niezwykle trudne by przesunąć z powrotem na swoje miejsce łóżko ale poradziła sobie, rozkładając ostrożnie nakrycia. Odmówiła rozmyślania nad jej zachowaniem albo strachem narastającym na dnie jej umysłu. Miała pracę do zrobienia i usunęła każdy pojedynczy kawałek dowodów, że Zacarias był na zewnętrz albo wewnątrz. Ponieważ rozpaczliwie potrzebowała tego, zrobiła sobie filiżankę mate de coca, herbatę zrobioną z liści koki. Poświęciła swój czas, rozkoszując się orzeźwiającym napojem, którego potrzebował by iść dalej. Marguarita posprzątała cały dom, każdy pokój, myjąc podłogę i odkurzając i przenikając dom z wyraźnym cynamonowym zapachem. Uzbroiła się i wyszła na dwór, idąc szlakiem brezentu z powrotem do stajni, ostrożnie usuwając wszystkich ślady, którymi było ciągnięte coś ciężkiego przez mokrą trawę. Blisko stajni gdzie Zacarias usiadł a następnie przygotował się do śmierci, stwierdziła, że pewne z traw się wypaliły. Bardzo ostrożnie usunęła każde źdźbło. Wyczerpana, wypiła kolejną filiżankę herbaty, a następnie umyła się pod prysznicem i zmieniła ponownie swoje ubranie, drobiazgowo myjąc i susząc strój który nosiła, używając wypełnionych wonią mydeł by usunąć i przykryć jakiekolwiek utrzymujące się zapachy. Gdy była przekonana, że zrobiła wszystko co mogła, wyszła pomóc w magazynie. Cesaro dostrzegł ją gdy wyjechała ze stajni na swojej ulubionej klaczy, Blask. Zamachał jej, jego twarz nosiła ponure linie. „ Najstarszy przybył, prawda?" przywitał się gdy podjechał do niej. Marguarita nie widziała powodu by temu zaprzeczyć. Sygnalizowała przez zaciąganie ciężkich zasłon i jedne z ludzie posłał mu wiadomość że De La Cruz przebył do posiadłości. To był jedyny raz gdy zasłony zostały zaciągnięte. Kiwnęła głową. „Wiedziałem. Bydło i konie są niespokojne w jego obecności. Może powinnaś pojechać z wizytą do twojej ciotki w Brazylii. " Zmarszczyła brwi w pytaniu. Cesaro zawahał się, wyraźnie nie chcąc wydać się nielojalnym. „On jest trudny, Marguarita. Bardzo inny niż pozostali. " Pokazała znak zapytania między nimi. Cesaro westchnęło. „Nie wiem dokładnie co ci powiedzieć. Spotkałem go przed wielu laty gdy byłem chłopcem. Był jedynym człowiekiem, który odstraszył mojego ojca — przeraził wszystkich ludzi na ranczu. A ostatnio, kiedy straciliśmy twojego ojca, kiedy to..." wskazał jej gardło. „on jest jeszcze gorszy." Ponownie pokazała znak zapytania.

Tłumaczy: franekM Cesaro wzruszyło ramionami, oczywiście na niewygodny temat. Nawet rzucił okiem w kierunku główny hacjenda jakby Zacarias przypadkiem mógł ich podsłuchać — dla wszystkiego co wiedziała Marguarita — może mógł. „Jeśli zwierzęta hodowlane jak konie są przerażone gdy on jest w pobliżu, to powinno coś powiedzieć, Marguarita. Gdy był tu ostatnim razem, uratował ci życie, ale był blisko zabrania mojego." Usiadł na moment w ciszy, a następnie wzruszył ponownie ramionami. „Oddałbym moje życie by go oszczędzić, ale jednak, było coś nie tak z nim. Nawet jego przyjaciel się martwił. Będzie lepiej, gdy odejdziesz. " Marguarita obracała ostrzeżenie w swoim umyśle. Zacarias próbował spalić się w słońcu ponieważ był blisko stania się czymś, czym nie chciał być? Pochyliła swoją głowę, niezdolna by spojrzenia Cesaro w oczy. Pomysł ucieczki do jej ciotki do Brazylii kusił, ale wiedziała że nie może. Uniosła swoje ramiona i wskazała zwierzęta. Cesaro westchnęło wyraźnie. „ Jesteś bardzo upartą młodą kobietą, Marguarita, ale nie jestem twoim ojcem i nie mogę ci rozkazać wyjechać. " Machnęła w kierunku koni, ignorowanie faktu, że próbował sprawić, że poczuje się winna. Miała już dość bycia winną. Zresztą, zauważyła, że ponieważ nie mogła mówić, niektórzy z ludzi zaczynali traktować ją prawie jakby była też głucha. I choć denerwujące, to było nieco na jej korzyść w świecie skoncentrowanym na mężczyznach. „Tak, mogliśmy użyć twojej pomocy przy uspokajaniu koni. Mamy trzy klacze blisko narodziny i nie chcemy by coś poszło nie tak. Wejdź do stajni z nimi i zobacz czy możesz namówić je by się uspokoiły. " To było bardzo niezwykłe dla peruwiańskiego Paso spłoszyć się czymkolwiek. Zostały wychowane dla ich spokojnego temperamentu. Jakikolwiek koń zdradzający oznaki nerwowości nie był kryty. Konie z Haciendy De La Cruz były uznawane za jedne z najlepszych na świecie, a jednak Zacarias wystraszył je wszystkie, nawet ich pracujące konie. Kiwnęła głowa, ale obawiała się, że zrobiła bardzo poważny błąd, właśnie wtedy gdy wysłała uspokajającą falę do niespokojnych zwierząt skupionych w dalekim zakątku pastwiska. Wyraziła gestem w kierunku nieba i dała znak, wskazując na jej zęby, wskazując możliwość ataku z wampirów. Cesaro zrozumiał. Był najlepszy na ranczu w interpretowaniu jej dziwnych gestów. „ Jesteśmy świadomi ryzyka napaści na hacjendę kiedy jeden z panów przebywa do posiadłości. Każdy jest uzbrojony, kobiety i dzieci są pod dachem — z wyjątkiem ciebie. W momencie gdy konie się uspokoją, wejdź do domu i go zarygluj. " Dała do zrozumienia, że już to zrobiła i dotknęła strzelby, strzelby w ręce i noża który z sobą miała. Była tak gotowa do ataku jak mogła być mimo że sama myśl była niemal tak przerażając jak wiedzenie, że nie posłuchała Zacariasa.

Tłumaczy: franekM Cesaro kiwnęło głową z aprobatą. Marguarita, tak jak każdy na ranczu, została nauczona strzelać od młodziutkiego wieku. Nagle usztywnił się i wskazał coś nad jej ramieniem, alarm na jego twarzy. „Twój mężczyzna przyszedł ponownie w zaloty. " Wyciągnęła pióro i papier ze swojej kieszeni. On nie jest na pewno moim mężczyzną. Dlaczego go nie lubisz? „On jest wyborem twojego ojca, nie moim. Człowiek z miasta." Był uśmiech w jego głosie.” On jest gładki, ale nie wie nic na temat życia na ranczu. Byłoby Ci prawdopodobnie lepiej z Ricco albo moim synem, Julio. " Przechylił się przez szyję swojego konia, stojąc trochę w strzemionach. „On dla mnie nie brzmi prawdziwie. On patrzy na nas z góry, nawet na ciebie. Ricco albo Julio odpowiadają ci bardziej. " Kochała Ricco, jednego z ludzi pracujących z bydłem; znała go przez wiele lat. I wyrosła z Julio. Nie można było nie uważać go za jej brata. Chciała sprawić Cesaro przyjemność prawie tak jak chciała sprawić przyjemność ojcu. On nie naciska na zaloty. Od śmierci mojego ojca, był tylko miły. Cesaro wzruszyło ramionami, ze zmarszczonymi brwiami na jego twarzy. „Nie możesz wprowadzić go do hacjendy. Odeślij go, Marguarita. " Popatrzała gniewnie na Cesaro. Znała swój obowiązek. Zawróciła swoją klacz w kierunku stajni, machając do Esteban Eldridge gdy podjechał do korralów swoim samochodem ciężarowym. Nie miała pojęcia jak pojazd pozostawał tak czysty gdy to robił. Esteban łatwo nosił swoje bogactwo. Był potężną postacią, bardzo atrakcyjny — przynajmniej był do czasu gdy nie skierowała oczu na Zacariasa. Nawet ranny i poparzony, Zacarias wydzielił nieustępliwą, prawie brutalną piękny mimo że to wyglądało na zbyt mdły opis. Zacarias zdominował każdy pokój w którym się znalazł. Ale Esteban nie wystraszył jej, albo zagrażał jej w elementarny sposób w jaki robił to najstarszy De La Cruz. I wiedziała kiedy mężczyzna interesował się nią — Esteban nie interesował się. Ale naprawdę lubiła towarzystwo jego siostry. Cesaro usiadł na swoim koniu i popatrzył na nią. Mogła poczuć, jak jego oczy wżerały się w nią i to sprawić, że to ją martwiło że pomyślał, że może zdradzać ich honor dla outsidera. Pochyliła trochę swoją głowę. Już zdradziła ich honor, ale nie w sposób w jak myślał i bez wątpienia dowie się dość wcześnie o jej grzechach. Zsunęła się z klaczy, patrząc jak Esteban szedł wobec niej. Zrobił ogromną liczbę rys którymi pokrył teren w długich celowych krokach. Jej ojciec przedstawił ich i, najwyraźniej, Esteban Eldridge był wyborem jej ojca dla niej. Zachowywał się jakby naprawdę się zalecał do niej przed atakiem wampira, ale nigdy naprawdę nie był poważny. Esteban oczywiście lubił dobrze się bawić i był chłopcem z miasta. Cesaro miał racje mówiąc, że Esteban patrzył z góry na robotników rancza, ledwie zauważając ich. Jak mogłaby zakochać się w takim mężczyźnie?

Tłumaczy: franekM Był miły po tym jak jej ojciec umarł, pokazując się często z jego siostrą, Leaą, mimo że po jej ”wypadku" nie mogła mówić, traktował ją jak wielu innych, jakby nie była w stanie słyszeć albo może nawet widzieć. Lea, z drugiej strony była bardzo prawdziwa. Uśmiechnęła się i machnęła drugi czas w pozdrowieniu. „Marguarita." Esteban przewrócił jej swoim językiem łatwo, chwytając ją za rękę i trzymając pokrótce przy swoich ustach. „Jak zwykły wyglądasz ślicznie. " Wyciągnęła pióro i papier ze swojej kieszeni i napisała: nie spodziewałam się dziś ciebie. „W końcu postanowiłem, że kupię kilka koni i pomyślałem, że możesz wpadać spojrzeć na nie dla mnie. " Zmarszczyła brwi. Mieszkał w eleganckim domu na peryferiach największego miasta obok nich. Jeździł, ale nie był tego dużym fanem. Nawet nie miał miejsca by hodować zwierzęta. Zanim mogła napisać, zadając swoje pytanie, co planował zrobić z końmi, on oglądnął się, zauważając tłum ludzi, wszyscy uzbrojeni. „ Czy oś się dzieje? "zapytał. Marguarita wzruszyła ramionami i weszła do stajni, gdzie trzy ciężarne klacze grzebały nogą i drapały niespokojnie w ich boksy. Była bardzo świadoma Estebana następującego blisko niej. Mogła go usłyszeć, poczuć go, jej wzmożoną świadomość Zacariasa tak podatnego w ziemi co ją stresowało. Zwykle przyjęła z zadowoleniem wizyty rodziny Eldridge, szczególnie Lea. Esteban był dobrze wychowany, ale czasami, jego przesadzone flirtowanie denerwowało, gdy wiedziała, że nie jest szczery. Mężczyźni z którymi dorastała wiedzieli, że dobrze jeździ i strzela, jeśli nie lepiej od nich. Esteban sprawił, że czuła się bardzo kobieca, traktując ją jak słabą kobietę, ignorując fakt, że była bardzo zdolna. W tej chwili, wszystko, o czym mogła myśleć to nadciągający atak na ranczo od najgorszego, najbardziej nikczemnego wroga jaki jest możliwy i nie pragnęła Estebana nigdzie obok hacjendy. „ Twoje konie nigdy nie zachowywały się w ten sposób" zauważył. „ Czy znajduje się blisko jaguar tego ranka?” Usłyszała, niepokój w jego głosie i tym ogrzał ją mimo sytuacji. Uwierzył że przeżyła atak jaguara, a jej ojciec umarł ratując ją, ale utraciła swoje struny głosowe gdy zwierzę rozrywało jej gardło. W istocie rzeczy, to był atak wampira, poszukującego miejsce spoczynku Zacariasa. Ponownie wzruszyła ramionami, nie chcąc mu kłamać. Zapisywanie kłamstwa było gorsze nawet niż mówienie go. „Lea kazała cię pozdrowić i miała nadzieję że zobaczy cię wkrótce. " Marguarita rzuciła uśmiech gdy otworzyła drzwi stodoły i poszła wprost do ciężarnej klaczy. Położyła swoją rękę na wyciągniętej szyi i wysłała jej fale gwarancji do czasu gdy koń się nie uspokoił. Esteban nic nie powiedział, tylko patrzył gdy szła od boksu do boksu, uspokajając zwierzęta. Jego obecność zaczęła powoli sprawiać że była niespokojna. Poczuła, jak pewnego rodzaju

Tłumaczy: franekM strach zaczął rosnąć gdzieś w pobliżu jej brzucha. To wymagało wielkiego wysiłku by nie przekazać jej nerwowość zwierzętom. Esteban stał całkowicie nieruchomo poza każdym boksem, jego spojrzenie było czujne. Ciarki niepokoju rosły na jej skórze jakby miała wrażenie, że tysiąc mrówek pchnęło nożem przez nią. Potarła swoje ramiona gdy przeszła do ostatniego boksu. Konie jadły spokojnie i nie było już dla nic do zrobienia. Obróciła się i stanęła naprzeciw niego, robiąc głęboki wdech i zmuszając się do uśmiechu. Esteban chwycił ją za rękę i zaciągnął ją blisko niego. Dziwnie drażnienie na jej skórze wzrosło do oparzeń pod opuszkami jego palców. Odciągnęła swoją rękę od niego i przebiegła jej dłońmi w dół jej ud, próbując pozbyć się uczucia. „Zawsze zadziwia mnie, to jak postępujesz z końmi. One ci ufają. " Zazwyczaj lubiła jego komplementy, ale teraz z panem w pobliżu i będącym tak podatnym, chciała by Esteban wyjechał. Nigdy wcześniej nie doświadczyła takiego niepokoju, i zaczynała się pocić. Mogła poczuć, jak wilgoć rosła między jej piersiami. Palenie na jej ręce przygasało, ale nie zatrzymało się całkowicie. Zwilżyła swoje wargi i wyjęła swoje pióro i papier. Zawsze miałam rękę do zwierząt. Tak, przyjdę zajrzeć do twoich koni za parę dni. Dlaczego pomyślałeś o ich kupnie? Nigdy wcześniej nie byłeś zainteresowany. Ona na pewno nie chciała sprzedać mu jednego z ukochany peruwiańskie Paso. On nigdy nawet ich nie poklepał. Jego uśmiech był bardzo szeroki, pokazując jego doskonałe zęby. „Odkryłem miłość do polo. Pożyczałem konia od przyjaciela i chcę mojego własnego. " Zabrzmiał na bardzo podekscytowanego, jak mały chłopiec. Chciała cieszyć się z jego sukcesu, dzielić jego radosne podniecenia, ale naprawdę nie troszczył się o konie tak jak ona. I to było głównym powodem jej niechęci by go przyjąć jak życzył sobie jej ojciec. Ricco i Julio obydwaj jeździli na koniach codziennie. Lubili je i zrozumieli je, i docenili jej miłość i jej potrzebę przebywania w ich towarzystwie, jak Esteban nigdy by tego nie uznał. Esteban Eldridge wydawał się życzliwym, sympatyczny człowiekiem, ale nie całkiem brzmiał dla niej prawdziwie. Była zaskoczona że jej ojciec nie zdawał sobie z tego sprawy. Gdzie planujesz hodować swoje konie? „Mój przyjaciel, Simon Vargos, powiedzieć, że mogę zatrzymywać je na jego hacjendzie. " Próbowała nie wzdrygnąć się na to. Simon Vargos podróżował do różnych krajów grając w polo. On spędzał dużo czasu wpatrując się w siebie na wideo, pijąc w barach i podrywając kobiety, ale w żaden sposób nie dbający o jego stajnie. Zatrudnił stajennych, ale niewiele się o nie troszczyli, bez względu na to, czy skończyli swoją pracę. „Chodźmy na hacjendę i dostaniemy coś gorącego i ustalimy dobrą datę," zasugerował Esteban. „Nie wiem co wszyscy myślą o tobie na zewnątrz jeśli jaguar skrada się w okolicy" położył swoją rękę na jej wąskie plecy.

Tłumaczy: franekM Oddech Marguarita uwiązł w jej gardle gdy ból przeszył jej ciało. Oddaliła się od niego w pozorach głaskania szyi klaczy, zanim jeszcze raz wyjęła swoje pióro i papier. Podała go mu. Przepraszam. Jestem zbyt zajęta. Cesaro mnie potrzebuje. Umówimy się innym razem. Zmarszczył brwi, wykorzystywał to samo wyrażenie na twarzy, gdy jego młodsza siostra, Lea, go zdenerwowała. Zawsze myślała że to raczej czarujące, ale teraz poczuła nacisk. Nic nie wyglądało na właściwe. Jej skóra była zbyt wrażliwa, a Esteban był drażliwą osobą. „Twój ojciec nigdy nie pozwoliłby ci pozostawać na zewnątrz gdyby groziło ci niebezpieczeństwo. Muszę porozmawiać z człowiekiem Santosa. " Jego władczy ton zdenerwował ją. Wiedziała, że Esteban rządzi swoją siostrą i miał skłonność być taki sam apodyktyczny w stosunku do niej. Normalnie przewróciłaby swoimi oczami i zignorowała go, ale była zbyt zdenerwowana, że ktoś może odkryć że Zacarias przebywa w rezydencji — i to co zrobiła. Esteban nie miał pojęcia, że zachęca ją by weszła do miejsca gdzie spał najniebezpieczniejszy drapieżnik. Wszyscy utrzymujemy się z pracy, Esteban. To jest słodkie że martwisz się o mnie, ale muszę to robić. „Zostałaś stworzona by zdobić bok mężczyzny, Marguarita, nie pracować aż twoje plecy pękną. " Ignorując fakt, że szybko coś pisała, kontynuował, „powiedz mi o tym triku jaki wykonujesz w stosunku do koni. Wpływasz na nie swoim umysłem? Psychicznie? Lea mówiła mi, że możesz jeździć bez siodła albo uzdy i koń robi wszystko, o co prosisz. " Nie była przygotowana do pytań i musiała naskrobać wszystko czego nie cierpiała. W rozmowie, dialogu było tam i z powrotem, ale niewielu ludzi okazało na tyle uprzejmości, by poczekać do czasu gdy zapisała swoje odpowiedzi. To było bardzo denerwujące. Próbowała uczyć się języka migowego, ale ćwiczyła z książki i jedynie Cesaro, Julio i Ricco próbowali zrozumieć. Moja obecność uspokaja konie z jakiegoś powodu. To było więcej niż jej obecność, ale nie potrafiła opisać komunikowanie się ze zwierzętami. Zawsze mogła uspokoić zwierzę, dzielić jej uczucia z nimi i po prostu odpowiedzieć w naturze. „Czy możesz wpłynąć na istoty ludzkie w sposób w jaki robisz to z końmi? " Jej spojrzenie wzrosło gwałtownie do jego. Esteban przeszukał jej twarz uważnie. Zmarszczyła brwi gdy bazgrała jej odpowiedź. Jak mogłabym wpłynąć na ludzkie umysły? Nie podobał jej się kierunek rozmowy. Zawsze czuła się niewygodnym dyskutując o jej darze. Jej rodzina po prostu nigdy nie mówiła o jej umiejętność. Cieszyli się z sukcesu jej pracy ze zwierzętami na ranczu, ale ”rozmawiając" z końmi był

Tłumaczy: franekM niedopuszczalne na świecie gdzie wiele niewyjaśnionych spraw mogło być złe. Jej ojciec ostatnio stał się zainteresowany czy można było nazwać je paranormalnymi umiejętnościami, ale po jego śmierci, bardziej troszczyła się czy jej dar został oznakowany. „Nie bądź defensywna," uspokoił Esteban. „Lea i ja trochę dyskutowaliśmy na twój temat. Powiedziała że komunikujesz się z końmi. Pomyślałem, że może to jest bardziej spotkanie umysłów i jakoś skłaniasz je by robiły co sobie życzysz i może mogłabyś zrobić to samo z ludźmi. " Przygryzła dolną wargę. Uderzał zbyt blisko celu. „Czy to jest jakaś rodzinna tajemnica do jakiej dotarłem?" Było rozbawienie w jego głosie. Miała wiele rodzinnych tajemnic i ten był maleńki w porównaniu z innymi. Ona Zdała sobie sprawę, że jest w paskudnym nastroju, nie chciała zająć się Estebanem i jego denerwującym czarem, gdy możliwy był nieuchronny atak ze strony wampirów albo ich kukiełek. Przepraszam, Esteban. Ja naprawdę nie mam czasu na tę rozmowę. Muszę się tym zająć. Mam nadzieję, że rozumiesz. Możemy umówimy się, że spojrzę na twoje konie innym razem. By mieć pewność że zrozumiał, że skończyła, wsunęła pióro i papier do swojej kieszeni po tym jak odczytał swoją notatkę. Esteban popatrzał na nią gniewnie. Nie sądzę byś zachowywała się zbyt dobrze, Marguarita. Twój wypadek nie daje ci prawa byś była niegrzeczna. " Był nagle zbyt blisko. Mogła poczuć, jak podmuch gniewu wylewa się z niego. Stajnia wydała się zbyt mała, i zbyt daleko z dala od wszystkich. Napierał na nią do czasu gdy ustąpiła, cofając się zanim mogła się powstrzymać. „Marguarita." Twardy męski głos sprawił że oboje obrócili się do wejścia. Marguarita odetchnęła z ulgą. Julio Santos siedział na swoim koniu, jego przeszywające ciemne oczy spoczęły na Estebanie gdy podał swoją rękę Marguarita. „Jesteś potrzebna. Chodź ze mną teraz. " Nie zawahała się, omijając Estebana i łapiąc nadgarstek Julio. Rozhuśtał ją w górę za siebie. Oczekiwała, że ruszy natychmiast, ale siedział spokojnie, spoglądając na Estebana spod ronda jego kapelusza. Dwóch mężczyzn przyjrzało się sobie przez długą, pełną napięcia chwilę. „ Wszystko w porządku, Marguarita?" zapytał Julio. Owinęła swoje ramiona wokół swojego pasa, opierając jej głowę o jego plecach i kiwnęła głową tak by mógł poczuć ruch. Ponownie miała tę dziwną reakcję, jej skóra przez moment paliła, w chwili kontaktu z Julio. Szarpnęła swój policzek z jego pleców, podnosząc rękę wobec Estebana jakby nic nie było nie w porządku i, niewiele myśląc, cicho nakłonić konia by wyszedł ze stajni. Julio był nieprzygotowany na nagły ruch konia, ale był znakomitym jeźdźcem i poruszał się ze zwierzęciem. „Następnym razem mnie ostrzeż. "