caysii

  • Dokumenty2 224
  • Odsłony1 156 786
  • Obserwuję794
  • Rozmiar dokumentów4.1 GB
  • Ilość pobrań685 770

03. Nalini Singh - W objęciach lodu

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :2.4 MB
Rozszerzenie:pdf

03. Nalini Singh - W objęciach lodu.pdf

caysii Dokumenty Książki Reszta
Użytkownik caysii wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 508 stron)

Singh Nalini Psi i Zmiennokształtni 03 W objęciach lodu Judd Lauren jako Strzała, oficer w elitarnych oddziałach Rady Psi, był zmuszony robić straszne rzeczy w imię dobra swojej rasy. Teraz jest uciekinierem z Sieci, a jego mroczne talenty czynią z niego najbardziej niebezpiecznego z zabójców – zimnego, bezlitosnego, pozbawionego uczuć. Dopóki nie spotka Brenny… Brenna Shane Kincaid była niewinną dziewczyną, zanim została porwana przez seryjnego mordercę, który pogwałcił jej umysł. Zło porywacza przeniknęło ją tak głęboko, że boi się, że sama zostanie morderczynią. I wtedy pojawia się pierwsze martwe ciało, ofiara tak bardzo jej znajomego szaleństwa. Jedyną nadzieją Brenny jest Judd, jednak jej uczuciowa natura zmiennokształtnej buntuje się przeciw nieludzkiemu zimnu jego osobowości, mimo że między nimi wybucha pożądanie. Ich namiętność, szokująca i pierwotna, naraża na niebezpieczeństwo nie tylko ich serca, lecz także życie. 2

STRZAŁY Na samym początku traktowano merkuryzm jako kult. Psi śmiali się, słysząc zapewnienia Catherine i Arifa Adelajów, że potrafią uwolnić swoją rasę od obłędu i morderczej furii. Bycie Psi oznaczało balansowanie na krawędzi szaleństwa. Akceptowano to. Nie było na to lekarstwa. Ale potem merkurianie przedstawili dwoje uczniów wyedukowanych we wczesnej wersji protokołu Ciszy - byli to bliźniacy Adelajów. Tendaji i Naeem Adelaja byli zimni jak lód i nie było w nich śladu szaleństwa. Niestety, ten eksperyment się nie powiódł. Mroczne emocje uderzyły w bliźniaków jak niespodziewana lawina i szesnaście lat po tym, jak zostali ogłoszeni heroldami nowej przyszłości, popełnili samobójstwo. Silniejszy z nich, Tendaji, zabił Naeema, a potem siebie. Nikt nie miał jednak wątpliwości, że była to ich wspólna decyzja. Pozostawili list. 3

Jesteśmy bluźnierstwem, plagą, która zniszczy nasz lud od wewnątrz. Cisza nigdy nie powinna zaistnieć, nigdy nie może zinfiltrować sieci Psi. Wybaczcie nam. Ich słów nikt nie usłyszał, nikt nie zrozumiał ich przerażenia. Ciała zostały znalezione przez akolitów merkurian i pochowane w tajemnicy, a społeczeństwu powiedziano, że to był wypadek. W tym bowiem czasie merkurianie trenowali już drugie pokolenie ulepszonymi technikami, doskonalili narzędzia, za których pomocą usuwali niepożądane emocje z serca i szaleństwo z duszy. Najważniejsza zmiana jednak była najmniej widoczna - tym razem mieli ostrożne poparcie przywódców ich ludu, Rady Psi. Mimo to potrzebowali także innego wsparcia, dzięki któremu mogliby wyłapać wszystkie pomyłki i błędy, zanim wieść o nich dotarłaby do społeczeństwa i... wciąż sceptycznej Rady. Jeśli radni dowiedzieliby się o kolejnych przypadkach śmiertelnych, wycofaliby się. A Adelajowie nie mogli ścierpieć myśli, że ich wizja zostanie wyrzucona na śmietnik historii. Bo chociaż śmierć bliźniaków nimi wstrząsnęła, Catherine i Arif nigdy nie przestali wierzyć w Ciszę. Ani oni, ani ich najstarszy syn Zaid. Zaid był kardynalnym telepatą z niezwykłymi zdolnościami walki mentalnej. On także przeszedł trening Ciszy - lecz dopiero jako nastolatek, a nie dziecko. Mimo to wciąż wierzył. Protokół dał mu spokój, uwolnił od demonów umysłu, więc chciał wszystkich obdarzyć 4

tym szczęściem, uciszyć cierpienie swoich ludzi. Zaczął więc usuwać pomyłki, likwidować tych, którzy załamali się podczas eksperymentalnych wersji Ciszy, grzebiąc ich życia tak skutecznie, jak grzebał ich ciała. Catherine nazwała go jej walczącą strzałą. Wkrótce Zaid zebrał podobnych sobie, którzy także wierzyli. Byli samotnikami, niewidocznymi cieniami ciemniejszymi niż mrok. Ich jedynym celem było zlikwidowanie wszystkiego, co mogłoby zagrozić urzeczywistnieniu się największego marzenia Catherine i Arifa. Czas mijał. Płynęły lata. Dekady. Zaid Adelaja zniknął już z powierzchni ziemi, ale pochodnia strzał wciąż była przekazywana z rąk do rąk... Aż w końcu nie pozostał ani jeden merkurianin, a od dawna już nieżyjących Adelajów uznano za wizjonerów. Protokół Ciszy został przyjęty w 1979 roku. Głosowanie Rady było anonimowe, społeczeństwo podzielone, ale większość zwyciężyła. Psi zabijali się nawzajem z wściekłością i okrucieństwem obcym innym rasom. Cisza jawiła się im jako ich jedyna nadzieja, jedyny sposób na przywrócenie trwałego spokoju. Ale czy poszliby w tym kierunku, gdyby przeczytali ostatnie słowa Tendaji i Naeema? Nie ma nikogo, kto mógłby odpowiedzieć na to pytanie. Tak jak nikt nie może wyjaśnić, dlaczego protokół, który miał przynieść ludziom spokój, stal się źródłem najzimniejszej, najbardziej niebezpiecznej formy przemocy - plotek rozsiewanych przez karmione strachem umysły ogarnięte Ciszą o Brygadzie Strzał utworzonej podczas 5

procesu implementacji. Mówiono, że ci, którzy zbyt głośno protestowali, mieli w zwyczaju po cichu znikać. Teraz, w ostatnich miesiącach 2079 roku strzały są mitem, legendą, obiektem niekończących się debat w sieci Psi. Przeciwnicy ich istnienia uważają, że Rada działająca w epoce Ciszy jest tworem doskonałym i nigdy nie stworzyłaby tajnego oddziału do likwidacji wrogów. Ale byli i tacy, którzy myśleli inaczej. Ci widzieli ślady przemykających przez sieć mrocznych, wojowniczych umysłów, czuli zimny dotyk ich psychicznych ostrzy. Ale oczywiście nie mogli o tym mówić. Ci, którzy spotkali się z Brygadą Strzał, rzadko żyli na tyle długo, by o tym opowiedzieć. Same strzały nie słuchały plotek, nie uważały się za oddziały śmierci. Były wierne swojemu ojcu założycielowi, lojalne wyłącznie wobec protokołu Ciszy i ich jedynym celem było jego utrzymanie. Czasami egzekucje były po prostu nie do uniknięcia. 6

ROZDZIAŁ 1 Pięść wbiła się w policzek Judda. Skupiony na tym, by wyeliminować przeciwnika z pola walki, ledwie to zauważył, jako że jego pięść właśnie biegła do celu. Tai w ostatniej sekundzie próbował uniknąć ciosu, ale było już za późno - szczęki młodego wilka zamknęły się z trzaskiem świadczącym o tym, że w ich środku nastąpiło uszkodzenie. Ale jeszcze nie padł. Szczerząc zęby zaczerwienione od krwi ściekającej z rozcięcia na górnej wardze, rzucił się na Judda, chcąc swym ciężarem wbić przeciwnika w kamienną ścianę za nimi. Ale to Tai walnął plecami o skałę. Otworzył szeroko usta, kiedy uderzenie wypchnęło z jego płuc całe powietrze. Judd złapał mężczyznę za gardło. - Mógłbym z łatwością cię zabić - powiedział, zaciskając chwyt, aż Tai zaczął się dusić. - Czy chcesz umrzeć? - zapytał spokojnie, regularnie oddychając. Jego stoicki spokój nie miał nic wspólnego z uczuciami, gdyż w przeciwieństwie do zmiennokształtnego Judd Lauren nie miał uczuć. 7

Tai próbował zakląć, ale z jego wykrzywionych ust wydobyło się jedynie niezrozumiałe rzężenie. Mało zorientowany obserwator mógłby uznać, że Judd właśnie zdobył przewagę, ale on sam nie zamierzał popełnić tego błędu i opuścić gardy. Dopóki sam nie ogłosi swojej porażki, dopóty będzie niebezpieczny. Co udowodnił w następnej sekundzie, wykorzystując umiejętność do częściowej przemiany - uderzył w górę dłońmi ozdobionymi wilczymi pazurami. Ostre pazury bez problemu przecięły sztuczną skórę kurtki i ciało, ale Judd nie dał chłopcu szansy na wyrządzenie mu poważniejszej krzywdy. Nacisnął odpowiedni punkt na szyi Taia, pozbawił go przytomności i dopiero wtedy zwolnił chwyt. Chłopak osunął się na ziemię w pozycji siedzącej, z głową zwieszoną na piersi. - Nie powinieneś używać mocy Psi - od drzwi dobiegł go lekko ochrypły kobiecy głos. Nie musiał się odwracać, by rozpoznać jego właścicielkę, ale i tak to zrobił. W harmonijnej twarzy ozdobionej czupryną niestarannie przyciętych blond włosów błyszczały niezwykłe brązowe oczy. Kiedyś te oczy były normalne, a włosy dłuższe, ale potem Brenna została porwana. Przez zabójcę. Przez Psi. - Nie muszę ich używać, by poradzić sobie z chłopcem. Brenna podeszła do niego. Czubek jej głowy ledwie sięgał mu piersi. Nigdy wcześniej nie zdawał sobie sprawy, że jest tak drobna, zanim nie zobaczył jej po 8

tym, jak ją uratowali. Leżała na łóżku, niemal nie oddychając. Jej energia życiowa skupiła się w kulkę tak ciasną, że nie był pewien, czy ona wciąż żyje. Lecz wzrost dziewczyny nie miał żadnego znaczenia. Szybko się przekonał, że Brenna Shane Kincaid posiada wolę twardszą od żelaza. - To twoja czwarta walka w tym tygodniu. - Uniosła rękę, a on z trudem powstrzymał się, by się nie cofnąć. Dotyk był specjalnością zmiennokształtnych. Wilki dotykały się nieustannie i odruchowo. Dla Psi dotyk był obcy - mógł doprowadzić do nagłej i niebezpiecznej utraty kontroli. Lecz Brennę zniszczyło zło zrodzone przez jego rasę. Jeśli więc potrzebuje dotyku, dostanie go. Żar muśnięcia na policzku. - Będziesz miał siniaka. Pozwól mi coś na to zaradzić. - Dlaczego nie jesteś z Saschą? - Jeszcze jeden renegat Psi, ale uzdrowicielka, nie zabójca. To Judd miał krew na rękach. - Myślałem, że o ósmej wieczorem macie sesję terapeutyczną. - Teraz było pięć po ósmej. Przesuwające się po policzku palce opadły na szczękę i zatrzymały się na niej dłużej, zanim cofnęły się na dobre. Uniosła powieki z długimi rzęsami, ukazując zmienione oczy - stały się takie pięć dni po akcji ratowniczej. Niegdyś ciemnobrązowe, teraz były mieszanką barw, jakiej nigdy wcześniej nie widział u żadnej rozumnej istoty - zmiennego, człowieka czy Psi. Źrenice Brenny były czarne, ale te krople nocy 9

otaczały rozbryzgi lodowatego błękitu, żywe i ostre, które wrzynały się w ciemny brąz tęczówek. Oczy Brenny wyglądały, jakby ktoś je roztrzaskał. - To już koniec - powiedziała. -Co? Zignorował cichy jęk Taia. Chłopak nie był groźny. Judd pozwolił się uderzyć tylko dlatego, że rozumiał zasady rządzące społecznością wilków. Zostać pobitym w walce nie było powodem do chwały, ale gorsza od tego była przegrana bez stawiania dużego oporu. Uczucia Taia nie miały dla Judda żadnego znaczenia. Nie zamierzał asymilować się w świecie zmiennokształtnych. Ale jego siostrzenica i siostrzeniec, Marlee i Toby, także muszą przetrwać w pajęczynie podziemnych tuneli, które tworzyły siedlisko SnowDancer, a jego wrogowie staną się ich wrogami. Nie upokorzył więc chłopca, kończąc walkę, zanim jeszcze się zaczęła. - Dojdzie do siebie? - spytała Brenna, kiedy Tai jęknął po raz drugi. - Daj mu minutę czy dwie. Znów spojrzała na niego i tym razem syknęła: - Krwawisz! Cofnął się o krok, zanim zdążyła dotknąć jego pociętych przedramion. - To nic poważnego. Była to prawda. Jako dziecko był poddawany najgorszym rodzajom bólu i nauczono go, jak go blokować. Dobrze wyszkolony Psi nie czuł nic. Dobrze 10

wyszkolona strzała czuła jeszcze mniej. Dzięki temu 0 wiele łatwiej było zabijać. - Tai wysunął szpony. - Popatrzyła z furią na chłopaka siedzącego pod ścianą. - Poczekaj, aż Hawke się dowie. - Nie dowie się, bo mu o tym nie powiesz. Judd nie potrzebował ochrony. Gdyby Hawke dowiedział się, kim naprawdę jest, co zrobił i kim się stał, alfa SnowDancer zabiłby go podczas pierwszego spotkania. - Wyjaśnij to, co mówiłaś o Saschy. Brenna skrzywiła się, ale porzuciła temat jego zadrapań. - Skończyłyśmy z sesjami uzdrawiającymi. Jestem w porządku. Wiedział, jak straszne rzeczy jej zrobiono. - Musisz kontynuować. - Nie. - Ostre, krótkie i ostateczne słowo. - Nie chcę więcej nikogo w mojej głowie. Nigdy więcej. Zresztą Sascha i tak nie może tam wejść. - To nie ma sensu. - Sascha posiadała rzadki dar rozmawiania z umysłami zmiennych z równą łatwością jak z Psi. - Nie masz możliwości, by ją blokować. - Teraz mam. Coś się zmieniło. Tai rozkaszlał się i oprzytomniał. Oboje obrócili się, by spojrzeć, jak staje na nogi, przytrzymując się ściany. W końcu wyprostował się, mrugnął kilka razy i uniósł dłoń do policzka. - Chryste, czuję się, jakby ciężarówka wbiła mi się w twarz. 11

Brenna zwęziła oczy. - Co ty wyprawiasz? -Ja... - Daruj sobie. Czemu zaatakowałeś Judda? - Brenna, to nie twoja sprawa. - Judd czuł, jak krew zasycha mu na skórze. Komórki już naprawiały rozdarcia. - Tai i ja doszliśmy do porozumienia. - Popatrzył chłopakowi prosto w oczy. Tai zacisnął szczęki, ale skinął głową. -Tak. Ich status w sforze wilków został ustalony bez cienia wątpliwości. Gdyby pozycja Judda i tak już nie była wyższa, dominowałby teraz nad wilkiem. Przesunąwszy dłonią przez włosy, Tai obrócił się do Brenny. - Czy mogę porozmawiać z tobą o... - Nie - przerwała mu machnięciem dłoni. - Nie pójdę z tobą na tańce do college'u. Jesteś za młody i za głupi. Tai przełknął z trudem. - Skąd wiesz, co chciałem powiedzieć? - Może jestem Psi - odparła ponuro. - Takie chodzą tu plotki, czyż nie? Na policzkach Taia wykwitły plamy czerwieni. - Powiedziałem im, że to bzdury. Judd nigdy wcześniej nie słyszał o tych złośliwych próbach przysporzenia Brennie bólu i prawdę mówiąc, była to ostatnia rzecz, jakiej by się spodziewał. Wilki mogły być zażartymi wrogami, ale były także 12

ogromnie opiekuńcze wobec swoich i jak tylko Brenna została uratowana, stanęły za nią murem. Spojrzał na Taia. - Myślę, że powinieneś już iść. Młodzieniec nie sprzeciwił się i tak szybko, jak pozwalały mu na to osłabione nogi, przemknął obok nich i zniknął. - Wiesz, co jest w tym najgorsze? - słowa Brenny odwróciły jego uwagę od odgłosów stóp umykającego chłopca. -Co? - To jest prawda. - Spojrzała na niego z całą mocą swoich roztrzaskanych błękitno-brązowych oczu. - Jestem inna. Tymi cholernymi oczami, które mi dał, widzę różne rzeczy. Okropne rzeczy. - To zwykłe echo tego, co ci się przydarzyło. Potężny socjopata przemocą otworzył jej umysł; zgwałcił ją na najbardziej osobistym poziomie. Nic dziwnego, że jej psychika była pełna blizn. - Tak mówi Sascha. Ale te śmierci, które widzę... Rozległ się okropny wrzask i zanim się skończył, już biegli. Trzydzieści metrów dalej, w drugim tunelu dołączyła do nich Indigo i dwa inne wilki. Kiedy skręcili za róg, wypadł na nich Andrew. Chwycił siostrę za rękę, zatrzymując ją gwałtownie, i jednocześnie uniósł drugą dłoń. Wszyscy się zatrzymali. - Indigo, tam jest ciało. - Andrew wystrzeliwał z siebie słowa jak pociski. - Północno-wschodni tunel numer sześć, czterdziesta alkowa. 13

Gdy tylko jej brat skończył mówić, Brenna uwolniła się i bez ostrzeżenia skoczyła do przodu. Judd dostrzegł na jej twarzy błysk strasznego gniewu i ruszył za nią pierwszy. Za nim biegli Indigo i wściekły Andrew. Gdyby był taki jak większość Psi, już by go przegonili, ale on się różnił, i to dzięki tej różnicy był w sieci Psi tym, kim był. Brenna biegła z imponującą szybkością, jeśli się wzięło pod uwagę, że jeszcze kilka miesięcy temu była przykuta do łóżka. Zanim ją dogonił, prawie dotarła do szóstego tunelu. - Zatrzymaj się - rozkazał, oddychając zbyt spokojnie jak na taki sprint. - Nie powinnaś tego widzieć. - Tak, powinnam - odparła urywanym głosem. Pojawił się pędzący Andrew. Chwycił ją od tyłu, obejmując w pasie, i uniósł nad ziemię. - Bren, uspokój się. Obok nich przemknęła Indigo, powiewając długimi ciemnymi włosami. Brenna zaczęła się tak wściekle wykręcać z objęć Andrew, że mogłaby sobie zrobić krzywdę. A na to Judd nie mógł pozwolić. - Uspokoi się, jeśli ją puścisz. Brenna drgnęła i popatrzyła na niego ze zdumieniem, ciężko oddychając. Andrew jednak dorzucił swoje trzy grosze: - Sam zaopiekuję się moją siostrą, Psi. - Ostatnie słowo wypluł jak przekleństwo. - W jaki sposób? Trzymając mnie pod kluczem? - spytała Brenna ostro. - Drew, nigdy więcej nie 14

pozwolę się zamknąć i przysięgam, że jeśli to zrobisz, wydostanę się, choćbym miała zedrzeć pazury do krwi. Była to bezlitośnie bolesna wizja dla kogoś, kto wiedział, w jakim stanie się znajdowała, gdy ją odnaleźli. Andrew zbladł, ale się nie ugiął. - To dla ciebie najlepsze. - A może i nie - powiedział Judd, ze spokojem wytrzymując gniewny wzrok Andrew. Żołnierze SnowDancer obwiniali wszystkich Psi za ból sprawiony Brennie i Judd mógł się tylko domyślać, jaki rodzaj emocji doprowadził ich do takiego wniosku. Tyle że te same emocje ich oślepiały. - Nie może spędzić reszty życia zakuta w łańcuchy. - Co ty, do kurwy nędzy, o tym wiesz? - warknął Andrew. - Nawet twoi ludzie gówno cię obchodzą. - On wie więcej niż ty! - Bren - w głosie Andrew pojawiło się ostrzeżenie. - Zamknij się, Drew. Nie jestem już dzieckiem -w jej głosie pobrzmiewało mroczne echo wydarzeń, w których doświadczyła zła i utraciła niewinność. - Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, co Judd zrobił dla mnie podczas leczenia? Czy kiedykolwiek próbowałeś się zorientować, ile go to kosztowało? Nie, oczywiście, że nie, bo ty wiesz wszystko! - Odetchnęła z drżeniem. - Cóż, wyobraź sobie, że nic nie wiesz! Nie byłeś tam, gdzie ja byłam. Nawet się nie zbliżyłeś do tego miejsca. Puść. Mnie. Jej słowa nie były już podbite gniewem, lecz spokojem. Co było normalne w wypadku Psi, ale nie 15

zmiennokształtnych. A zwłaszcza Brenny. Wszystkie zmysły Judda wyostrzyły się w gotowości. Andrew pokręcił głową. - Nie obchodzi mnie, co masz do powiedzenia, moja mała siostrzyczko. Tego ciała tam i tak nie zobaczysz. - No to bardzo mi przykro, Drew. Ułamek sekundy później pazury Brenny przecięły jego przedramiona. Andrew był tak zaskoczony, że ją puścił. I jak tylko jej stopy dotknęły ziemi, już pędziła. - Jezu - wyszeptał Andrew, patrząc za nią. - Nie mogę uwierzyć... - Spojrzał na krwawiące przedramiona. - Brenna nigdy nikogo nie krzywdzi. - To już nie jest Brenna, jaką kiedyś znałeś - powiedział Judd. - To, co zrobił jej Enrique, zmieniło ją na poziomie podstawowym w sposób, jakiego ona sama nie rozumie. I zanim Andrew zdążył odpowiedzieć, ruszył za dziewczyną. Musiał być przy niej, by złagodzić skutek, jaki mogła wywrzeć na nią ta śmierć. Nie rozumiał tylko, dlaczego ona tak koniecznie chciała zobaczyć ciało. Dogonił ją, kiedy minęła zaskoczonych strażników i wbiegła do małego pomieszczenia w tunelu szóstym. Zatrzymała się tak niespodziewanie, że niemal na nią wpadł. Idąc za jej spojrzeniem, zobaczył na podłodze ciało nieznanego mu członka SnowDancer. Na twarzy i nagim ciele widać było potężne różnokolorowe siniaki. Ale Judd wiedział, że nie one przyciągały uwagę Brenny. 16

Nacięcia. Zmienny był bardzo precyzyjnie pocięty nożem. Żadna z tych ran nie była śmiertelna z wyjątkiem ostatniej - nacięcia tętnicy szyjnej. Co oznaczało, że w całym tym obrazku coś bardzo nie pasowało. - Gdzie jest krew? - spytała Indigo, która kucała po drugiej stronie ciała z dwoma żołnierzami przy boku. Porucznik skrzywiła się na widok Brenny, ale odpowiedziała: - Nie zabito go tutaj. Ciało przyniesiono. - To pomieszczenie jest na uboczu - odezwał się jeden z żołnierzy, chudy mężczyzna o imieniu Dieter. - Łatwo tu się dostać cichaczem, jeśli się wie, co i jak. Ktokolwiek to zrobił, jest mądry. Z pewnością już wcześniej przyuważył tę lokację. Brenna wciągnęła powietrze, ale się nie odezwała. Grymas na twarzy Indigo się pogłębił. -Zabierz ją stąd. Judd niespecjalnie dobrze reagował na rozkazy, ale akurat z tym się zgadzał. - Chodźmy - powiedział do stojącej do niego plecami kobiety. - Widziałam to - wyszeptała ledwie słyszalnie. Indigo wstała. Na jej twarzy pojawił się dziwny wyraz. -Co? Brenna zaczęła się trząść. - Widziałam to - powiedziała głośniej. - Widziałam to! - krzyknęła. 17

Judd znał ją na tyle, by wiedzieć, że nie chciałaby stracić kontroli przy innych. Była bardzo dumnym wilkiem. Zrobił więc, co mógł, żeby przebić się przez jej histerię. Stanął przed nią, zasłaniając widok trupa na podłodze, i użył jej emocji przeciw niej. Tę broń Psi doprowadzili do perfekcji. - Robisz z siebie głupca. Lodowate słowa uderzyły Brennę jak policzek. - Słucham? - Opuściła dłoń, którą uniosła, by go odepchnąć. - Obejrzyj się. Uparcie stała nieruchomo. Wcześniej piekło zamarznie, nim ona usłucha jego rozkazu. - Połowa siedliska tu węszy - powiedział bezlitośnie. - Czekają, aż się załamiesz. - Nie załamię się. - Zarumieniła się na myśl o tym, że tyle oczu ją śledzi. - Zejdź mi z drogi. - Już nie chciała patrzeć na ciało - ciało, które zostało pocięte z taką samą nieludzką precyzją, jaką stosował Enrique - ale duma nie pozwalała się jej wycofać. - Zachowujesz się irracjonalnie. - Judd się nie poruszył. - To miejsce ma zły wpływ na twoją emocjonalną stabilność. Cofnij się. - To byl zdecydowany rozkaz, a jego ton tak był podobny do tonu alfy, że zacisnęła zęby. - A jeśli tego nie zrobię? Z radością poddała się wzbierającemu w niej gniewowi. Znalazła nowy cel, sposób na ucieczkę przed koszmarami, które to pomieszczenie obudziło. 18

Spojrzała w chłodne oczy Psi - widniejąca w nich samcza arogancja odbierała jej dech. - Wtedy cię własnoręcznie wyniosę. Ta odpowiedź wywołała w jej krwi fale euforii, przeganiając ostatnie ślady strachu. Miesiące frustracji - patrzenia, jak jej niezależność ginie pod ochronnym murem, słuchania, jak wszyscy jej mówią, co jest dla niej najlepsze, jak kwestionują na każdym kroku jej rozsądek - wszystko to i wiele więcej zwinęło się w tym momencie w jedną kulę. -Tylko spróbuj. To było wyzwanie. Zrobił krok do przodu, a koniuszki jej palców załaskotały, ostrzegając, że pazury tkwią pod powierzchnią. O tak, zdecydowanie była gotowa zmierzyć się z Juddem Laurenem, człowiekiem z lodu i najpiękniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziała. 19

ROZDZIAŁ 2 — Brenna, co tu robisz? - zapytał ostro znajomy głos. Lara nie czekała na odpowiedź. - Odsuń się, blokujesz wejście. Zaskoczona, wypełniła polecenie. Uzdrowicielka SnowDancer i jedna z jej asystentek przeszły obok z przenośnymi zestawami medycznymi w dłoniach. Judd przesunął się razem z nią, wciąż blokując jej widok zwłok. - Robi się tu coraz tłoczniej, a Lara potrzebuje miejsca, by pracować. - On jest martwy. - Brenna wiedziała, że zachowuje się nierozsądnie, ale miała już dość bycia popychadłem. - Teraz już mu nie pomoże. - A co ty zamierzasz tu osiągnąć? - Tym prostym pytaniem zadanym z chłodną precyzją Psi podkreślił jej bezsensowne zachowanie. Zaciskając dłonie w pięści, by nie walnąć faceta, któremu zawsze udawało się ją dopaść, kiedy była bezbronna, odwróciła się i wyszła. Wszyscy przyglądali się jej z ciekawością. Niektóre z tych spojrzeń mówiły 20

wyraźnie: „Biedna Brenna wreszcie się załamała". Czuła pokusę, by wyjść, nie patrząc im w oczy, ale zmusiła się, by zrobić coś wręcz przeciwnego. Już raz odarto ją z poczucia własnej godności. Nigdy więcej do tego nie dopuści. Kilka osób odwróciło wzrok, gdy przyłapała je na gapieniu się, ale część nadal się jej przyglądała bez mrugnięcia powieką. Gdyby okoliczności były inne, uznałaby ich spojrzenia za wyzwanie, lecz dzisiaj chciała po prostu uciec od unoszącego się z ciała wszechogarniającego zapachu śmierci. Mimo pośpiechu zauważyła, że najodważniejsi z nich opuszczali wzrok, kiedy raz spojrzeli poza jej ramię. - Nie potrzebuję, żebyś walczył za mnie - powiedziała, kiedy wyszli z tłumu. Judd szedł już obok niej, a nie za nią jak cień. - Nie zauważyłem, że to robię. Pewnie mówił prawdę. Większość mieszkańców legowiska za bardzo bała się Judda Laurena, żeby ściągnąć na siebie jego uwagę. - Widziałeś nacięcia. - Wciąż czuła odór śmierci zmieszany z metalicznym zapachem krwi. - Były takie same jak jego. - W jej umyśle mignął ostry błysk skalpela. Wizja tryskającej krwi. Krzyki odbijające się od ścian klatki. - Nie były identyczne. Jego chłodna odpowiedź wyrwała ją z chaosu koszmarnych wspomnień. - Dlaczego jesteś tego taki pewien? 21

- Jestem Psi. Rozumiem wzory. Ubrany na czarno, z beznamiętnym wyrazem oczu - bez wątpienia był Psi. Ale jeśli chodzi o resztę... - Nie mów, że wszyscy Psi potrafiliby tak szybko przetworzyć tyle danych. Jesteś inny. Nawet nie pofatygował się potwierdzić czy zaprzeczyć. - To nie zmienia faktów. Te cięcia na ofierze... - Timothy - przerwała mu, czując kamień w gardle. - Miał na imię Timothy. Widywała tego SnowDancera jedynie w przelocie, ale nie mogła znieść, że został zredukowany do bezimiennej ofiary. Miał życie. Imię. Judd spojrzał na nią, a potem lekko skinął głową. - Timothy został zabity tą samą metodą, ale jest kilka różnic. Przede wszystkim jest mężczyzną. A Santano Enrique, drań, który torturował Brennę, na swoje ofiary wybierał wyłącznie kobiety. Z prostego powodu - lubił robić szczególne rzeczy, rzeczy, które wymagały kobiecych ciał. Brenna wepchnęła wspomnienia z powrotem do zamkniętego miejsca w jej umyśle, gdzie trzymała najmroczniejsze, najwstręt-niejsze momenty z tamtego spotkania. - Sądzisz, że ktoś go naśladuje? - Ta myśl przyprawiła ją o mdłości. Chociaż rzeźnik był martwy, to jego zło wciąż żyło. - Prawdopodobnie. - Judd zatrzymał się na rozdrożu w tunelach. - To nie jest twoja walka. Pozostaw dochodzenie tym, którzy mają w tym doświadczenie. 22

- Ponieważ moje doświadczenie polega jedynie na byciu ofiarą? Kiedy skrzyżował ręce na piersi, z jego poszarpanych przedramion uniósł się metaliczny zapach krwi. - Jesteś zbyt zaślepiona swoimi emocjami, żebyś mogła oddać Timothy'emu sprawiedliwość. Tu nie chodzi o ciebie. Otworzyła usta, żeby mu powiedzieć, jak bardzo się myli, ale równie szybko je zamknęła. Nie mogła powiedzieć mu prawdy - była zbyt szalona, brednie zepsutego umysłu. - Idź, niech ci ktoś opatrzy rany - rzuciła zamiast tego. - Zapach krwi Psi nie jest specjalnie apetyczny. - Martwiła się o głębokość ran zadanych mu przez Taia, ale za żadne skarby się do tego nie przyzna. Judd nawet nie mrugnął, słysząc jej obraźliwy ton. - Odprowadzę cię do twojej kwatery. - Tylko spróbuj, a wydrapię ci oczy. Obróciwszy się, odeszła sztywno, czując na plecach jego wzrok, aż skręciła za róg. Miała ochotę paść tu na ziemię, zdjąć z twarzy maskę gniewu, którą nosiła jak tarczę, ale poczekała z tym, aż znalazła się w czterech ścianach własnego pokoju. - Ja to widziałam - powiedziała ścianom, czując przerażenie. Ciało ustępujące pod ostrzem, wyciekającą krew, bladość śmierci - wszystko to widziała. Drżała od tej wizji, lecz wówczas pociechę znalazła w przekonaniu, że to jedynie senny koszmar. 23

Tyle że ów koszmar właśnie przybrał swoją najwstrętniejszą formę. Judd upewnił się, że Brenna jest w swojej kwaterze, zanim wrócił na miejsce zbrodni i porozmawiał z Indigo. Potem poszedł do siebie. Rozebrał się i wziął prysznic, żeby usunąć z ramion zaschniętą krew. Brenna miała rację - jej zapach jedynie przyciągnie do niego uwagę zmiennokształtnych, posiadających wyjątkowy zmysł woni, a dzisiejszej nocy musiał być niewidzialny. Wyszedł spod prysznica i nawet nie spojrzał w lustro, jedynie przesunął dłonią po włosach i tak je zostawił. Jego umysł zanotował, że są nieco dłuższe, niż przewiduje regulamin. Ale inna jego część uznała sprawę za nieważną -już nie był członkiem najbardziej elitarnej armii Psi. Rada skazała całą jego rodzinę - jego brata Walkera, córkę Walkera Marlee, a także Siennę i Toby'ego, dzieci jego zmarłej siostry Kristine - na rehabilitację, śmierć za życia. Gdyby nie uciekli, wyczyszczono by im umysły, aż staliby się chodzącymi warzywami. Pojawienie się wśród wilków było dobrze skalkulowanym ryzykiem. On i Walker myśleli, że zginą, ale mieli nadzieję, że SnowDancer okażą litość Toby'emu i Marlee. Sienna, zbyt duża, żeby uchodzić za dziecko, i zbyt młoda, by uznano ją za dorosłą, zdecydowała, że woli zaryzykować z wilkami, niż skazać się na rehabilitację. Ale SnowDancer nie zabili dorosłych. W rezultacie przebywał teraz w świecie, gdzie jego stare życie nic nie znaczyło. 24

Ubierając się, najpierw naciągnął spodnie, potem włożył skarpety i buty. Mógł pokonać wroga z nagą piersią, ale gołe stopy stawiały go w mniej korzystnym położeniu. Właśnie wkładał koszulę, kiedy nadeszła oczekiwana przez niego wiadomość. Z rozpiętą koszulą wziął do ręki mały srebrny telefon i przeczytał zaszyfrowane słowa, tłumacząc je w myślach: „Cel potwierdzony. Okno: tydzień". Skasował wiadomość. Potem podciągnął rękawy czarnej koszuli i owinął przedramiona czystymi bandażami - pomogą zamaskować zapach gwałtownie regenerującej się skóry. Brenna byłaby bardzo zaskoczona, widząc, jak szybko zdrowieje. Jego myśli po raz kolejny wróciły do miejsca zbrodni. Był pewien, że mają do czynienia z naśladowcą. Nacięcia bardzo przypominały te robione przez Santano Enrique, ale na tym podobieństwa się kończyły. Enrique był dumny z precyzji, z jaką kroił ciała ofiar, ten morderca raczej rąbał, niż ciął. Indigo potwierdziła także, że na miejscu zbrodni nie znaleziono nawet śladu zapachu Psi. Najbardziej jednak przekonującym dowodem na naśladownictwo był fakt, że Santano Enrique zdecydowanie był martwy - Judd na własne oczy widział, jak jego ciało rozszarpywały pazury wilków i lampartów. Brenna nie musi się bać, że jej oprawca wrócił zza grobu. Ale tak działała logika Psi, ona zaś bez wątpienia była zmiennokształtną. Co więcej, nie wiedziała, że Judd był obecny podczas egzekucji Enrique i - co 25