caysii

  • Dokumenty2 224
  • Odsłony1 159 043
  • Obserwuję795
  • Rozmiar dokumentów4.1 GB
  • Ilość pobrań686 719

Aubrey Ross - Club Carousel 01 -

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :556.0 KB
Rozszerzenie:pdf

Aubrey Ross - Club Carousel 01 -.pdf

caysii Dokumenty Książki
Użytkownik caysii wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 146 stron)

Aubrey Ross Club Carousel 01: A Taste of Twilight Tłumaczenie: Translations_Club Korekta całości: isiorek03

Prolog Tłumacz: Bella193 Korekta: isiorek03 Baltimore, Maryland - Witaj mała. Miło mieć cię tu z powrotem. - Jessie Curtis - wybuchła śmiechem - biorąc pod uwagę kaprysy M.E., nie jestem pewna czy to komplement. Hank McElroy odszedł od stołu do autopsji i zdjął plastikowe rękawiczki. -Co tam? - Ona musi się nieco bliżej przyjrzeć mojej Jane Dao - odpowiedział Dalton Auster. Poruszający się ociężale po kostnicy, Hank chwycił świeżą parę rękawiczek i mrugnął do Jessie. - Myślałem, że stwierdzili, że Jane popełniła samobójstwo - Włożył rękawiczki z charakterystycznym dźwiękiem, ogniki zabłysły w jego oczach. - Dlaczego upierasz się przy czymś bezsensownym? Nie masz wystarczająco dużo roboty bez pracy u siebie? - Nie wierzyłeś w to dłużej niż ja, więc dlaczego od razu ucinasz mi jaja?

Jessie odwzajemniła mrugnięcie Hanka, kiedy zbliżyli się do szafki na ciała. Prowokacja jej byłego była długo tradycyjną rozrywką dla niej i dla Hanka. Ta zwykła znajomość była jedną z kilku rzeczy, za którymi tęskniła w swojej pracy, od kiedy opuściła policję dwa lata temu. Dalton szarpnął klamkę jednych z srebrnych drzwi i wyciągnął wysuwaną szufladę. Nieraelany kształt pod prześcieradłem sprawił, że usta Jane natychmiast wyschły. - Przyczyną śmierci była utrata krwi z rany szarpanej nadgarstka.- Hank uniósł płachtę i ukazał prawe ramię Jane. Ostrożnie obrócił kruchą kończynę, ukazując jedną z ran. - Każda z ran jest zakończona ciekawym zaokrągleniem jakby dwie rany kłute połączyły się. Ktoś grał w łączenie kropek i nie wydaje mi się, żeby to była Jane. - Co mogło spowodować te nakłucia? - zapytała Jessie - Łuk jest zbyt duży jak na igłę. - Bardziej jak paznokieć - zgodził się Dalton. - Nie wiem i nikt nie jest na tyle ciekawy, by pozwolić wam się tego dowiedzieć. Ona jest bezimiennym samobójcą, sprawa zamknięta. Jessie podeszła bliżej do długiego stołu i podniosła prześcieradło osłaniające twarz ofiary. Jej oddech zatrzymał się w piersiach a żołądek ścisnął. „Dwa lata na przedmieściach sprawiły, że stałaś się mniej odporna.” Gładka skora Jane z delikatnymi rysami, piękna nawet martwa. Jako nastolatka jeśli miała szczęście, jej życie zakończyło się zanim jeszcze się w pełni ukształtowało. - Nie wyglądała tak, kiedy ją tu przywieźli - powiedział Hank

- Wyglądała całkiem jak Gotka. Czarna szminka, ciemne kreski na oczach. Makijaż tak wyblakły, że prawie szary. Jessie wyszczerzyła zęby w uśmiechu - Kiedy stałeś się takim ekspertem od spraw mody? - Potrząsnął głową i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej. - Hank wydobył z ciebie mądrego dupka. - Jeden z mojej mniejszej jakości - Hank zaśmiał się i udał się z powrotem do stołu do autopsji. - Dajcie mi kilka minut z Jane a potem spotkamy się na górze. - Dalton włożył ręce do kieszeni i odwrócił wzrok. Na sześć kroków cztery były dla niego ciężkie, żeby wyglądać chłopięco, ale ten wyraz twarzy utarł się przez 30 lat na jego ulicy, bezwzględny i surowy. Jessie bez trudu domyśliła się przyczyny jego dyskomfortu. - Nikt nie wie, że tu jestem. -Jego jasne, błękitne spojrzenie znów wróciło na nią. - Ta sprawa jest już zamknięta. - Wydałem rozkaz, żeby stąd odejść. Najlepiej będzie jeśli nikt oprócz Hanka nie dowie się, że wróciłaś do miasta. - Nie ma problemu - Dalton był samozwańczym mistrzem zamykania spraw. Ona zawsze będzie to w nim kochała. - Zajmę w twoim apartamencie i zacznę szperać w archiwach.

- Jesteś najlepszy - Rzucił okiem na ciało, jego pocięte czoło, wąskie usta. - Pracuję nad zabójstwami osiem lat, dlaczego to jedno nie daje mi spokoju? - Obierz łatwą drogę i wyleją cię. Teraz wracaj do roboty. - Skinął głową i zostawił ją samą z Jane. Jasnowidzenie, intuicja, ESP, było wiele etykietek dla zdolności Jessie, a ona nie czułą się dobrze z żadną z nich. Nie uważała się za psychiczną. Nie rozmawiała ze zmarłymi. Lata mentalnej dyscypliny i żmudne doprowadzanie do formy psychiki sprawiły, że stała się czulsza na pewne rzeczy niż inni ludzie. Nie było to nic bardziej metafizycznego. - Hej, spokojnie. Miałaś to w akademii policyjnej. Przyznaj się, jesteś dziwakiem. - Jej usta wykrzywiły się w uśmiechu. Dalton miał rację; Hank wydobył z niej mądrego dupka. Skupiła się na Jane i zimny dreszcz przebiegł jej po plecach. Czy ona naprawdę znowu się w to wpakowała? Zanotowałaby swoje pierwsze wrażenie i doświadczenie ale obrazy stały się zbyt dominujące, żeby można było je wyjaśnić. Więc mogła tylko zaakceptować jej dar. Jej narzeczony umarł w jej ramionach. Dwa dni później jej brat zginął w tej samej strzelaninie. Jessie złożyła rezygnację. Żaden policjant nie może być efektywny, jeżeli bezustannie w siebie wątpi a Jessie straciła wiarę w jej możliwości. Wracając do przeszłości Jessie położyła jedną dłoń na czole Jane a drugą uniosła nad jej nadgarstkiem w miejscu rany. Zamknęła oczy. Ogarnęła ją ciemność. Ta całkowita nicość stała się znajoma. Często

bezsensowna przestrzeń była wszystkim co czuła gdy dotykała ofiary, ale czasem było coś więcej. Gdzie byłaś? Kto ci to zrobił? Zaciętość prowadziła Jessie coraz głębiej. Szukała echa, fragmentu życia nieobecnego już w tej pustej skorupie. Punktu świetlnego nadchodzącego z ciemności, najdrobniejszego znaku świadomości. Słyszała płytki, zdyszany oddech jakby pokonana dusza poddawała się. Oddychanie stało się mocniejsze, głębsze; wzmożona walka. Uczucie niezdecydowania, od bólu do przyjemności, znów przeradzające się w ból. Bezustannie paląca agonia wydobyła jęk z gardła Jessie. Jej sutki naprężyły się, dusza ścisnęła, pusta i zbolała. Jessie wzdrygnęła się gwałtownie. Pierwotny głód seksualny przelewał się w jej żyłach. Szał. Żądza. Przytłaczająca i wygłodniała. Tkane domagającymi się emocjami były delikatnym wątkiem rozpaczy. Obrazy wirowały i spadały, pozostałe plątały się i nie skupiały. Naga i drżąca, Jane zmagała się z plątaniną ciał i zahaczała o kończyny. Panika chwytała ją jeszcze kiedy była niezaprzeczalnie wybudzona. Dłonie, palce i usta muskały jej ciało, pobudzając jej pragnienie. Fioletowa mgła przebiła się przez ciemność, okrywając ciało Jane migoczącą chmurą. Zawieszona w purpurowej mgle, Jane wiła się i wyginała ciało w łuk. Agonia lub ekstaza, Jessie nie potrafiła tego stwierdzić. Fioletowa mgiełka oddzieliła się, wirowała wokół ramion Jane, otaczając jej nadgarstki. Coraz szybciej para opadała wraz z rozbrzmiewaniem krzyku Jane w umyśle Jessie.

Łomotanie. Muzyka zniekształcała się w jej głowie; huk wibracji przewyższających dźwięki. Aksamitny głos pieścił ją. Skupiła się na nieuchwytnej, znanej barwie dźwięku, uwodzicielskim zgrzycie. Znała ten głos, nieprawdaż? Śmiech i ryk tłumu. Nie, nie tłumu, publiczności. Jessie dyszała i jąkała się, przykładając dłoń do szyi. Puls znowu zabrzmiał w jej rękach, odbijając tempo piosenki. Dźwięk ucichł zanim zdążyła zidentyfikować artystę, ale ćwiczenie nie okazało się bezowocne. Otworzyła oczy i szepnęła "Bellita". Prawdziwe imię Jane Dao to Bellita Viejo. ***** - Jej matka nie zgłosiła zaginięcia, powiedziała, że zdarzyło jej się uciekać kilka razy. - rzucił Dalton, awanturując się w jego apartamencie później tego samego wieczoru. - Zatem miałam rację co do jej imienia? - Jessie spojrzała znad plików porozrzucanych na stole kuchennym. Kompaktowy układ apartamentu Daltona pozwolił jej spoglądać na drzwi frontowe z jadalni, gdzie siedziała.

- Jak zawsze. - Rzucił swoją marynarkę na tył krzesła zdjął kaburę zanim dołączył do niej w kuchni. - Dlaczego znów rzucasz mi złe spojrzenia? - Nowa informacja jedynie potwierdziła ich teorię o samobójstwie. Według pani Viejo, Bellita groziła podcięciem nadgarstków zawsze kiedy mieli argument przeciw niej. Powiedziała, że Bellita prawdopodobnie spodziewała się, że ją znajdą i przeliczyła ten kawał. To jej własne słowa. - Kiedy pani Viejo ostatni raz widziała córkę? - W piątek w nocy. - Wysunął krzesło naprzeciwko niej i usiadł. - Podobno Bellita wygrała bilety na koncert Pyrite i… - Pyrite! No tak, „Hide and Seek”! Czyli jeszcze nie oszalałam. - Dalton kiwnął głową i uśmiechnął się. - Nigdy nie będziesz przemawiała z takim zapędem jak ten. - Powinnam usłyszeć tę piosenkę rezonującą poprzez... - Założyła kosmyk włosów za ucho i westchnęła. Dalton nie widział problemu w związku z jej zdolnościami, więc dlaczego ona ciągle nie umiała wypowiedzieć tego określenia? On będzie zachęcał ją do zaparcia się i zaufania obrazom długo przed tym, kiedy będzie gotowa je zaakceptować. - Wizję - Jego brwi lekko uniosły się kiedy się upierał. - Daj spokój, możesz to powiedzieć. Masz wizje. - Wrażenia. - Jessie rzuciła mu buntownicze spojrzenie. - Piosenka to „Hide and See”. - Zacznę to nazywać po twojemu.

- Dlatego wyglądała jak Gotka. Sprawca musiał ją wybrać na koncercie Pyrite. - Byłem ciekawy, więc poszukałem paru samobójstw podobnych do naszej Jane... to znaczy Bellity. Znalazłem cztery. - Zatrzymał się, kiedy zaabsorbował domyślnik. - Młoda kobieta odebrała sobie życie, rozcinając oba nadgarstki po każdym z pięciu koncertów Pyrite. - I nikt nie dostrzegł wcześniej tego modelu? - Musisz poszukać jakiegoś wzoru, żeby znaleźć ten jeden. - Pokręcił głową z oczywistym obrzydzeniem. - Mamy tu seryjnego mordercę fanów Pyrite. - Albo członka Pyrite z zamiłowaniem do morderstw. - Nie wykluczam niczego. - Czy to wystarczające podobieństwo, żeby znów uznać tę sprawę za otwartą? - Co o tym myślisz? - Wnioskując z jego humoru, byli na ich własnym podwórku. - Co zamierzasz zrobić? - Zaśmiał się i wyciągnął małe pudełko. -Dobrze, że pytasz.

Rozdział I Tłumacz: isiorek03 Korekta: Tempted-Hell Falls Church, Virginia Rafe Steele kołysał się w zmysłowym rytmie gitary Philipa Noira. Karuzela była pełna, lecz tłum był cichy, ich oczy świeciły w oczekiwaniu, gdy usłyszeli obciążające dźwięki „Hide and Seek”. Piosenka była hipnotyzująca. Ciemna, ale eteryczna, melodia zamaszyście toczyła się, kołysząc wszystkimi na jej drodze. Refe nigdy nie widziałby to zawiodło. Ostatni akord Phillpa rozbrzmiewał echem, zanim Refe zaczął śpiewać. - W ciemności nocy, twój opór zaostrza mój apetyt. – Pieścił każde słowo, lecz jego spojrzenie skanowało publiczność. – Biegniesz drogą, biegniesz daleko – patrzyli na niego, równoległe i przeciwległe. Pożądanie i wstręt. Oni tu są! Refe spojrzał na Phillipa, jego palce poruszały się bez wysiłku po strunach jego gitary, lecz jego spojrzenie skanowało publikę. On też czuł drgania. - Gdy błękitne niebo staje się czarne, znajdę drogę by sprowadzić Cię z powrotem. Szukam dla ciebie… szukam dla ciebie. – Piosenka płynęła naturalnie wraz z oddechem, ale instynkt nie pozwalał na relaks. – Ukryj i Znajdź. Jak dziecko, pozwoliłaś grać mi w ukryj i znajdź. Ukryj i Znajdź. Nadrobimy stratę w grze, Ukryj i Znaaaajdź. Phillip powtórzył początek zwrotki, pozwalając Rafeowi studiować tłum. Przeszukiwał z pomocą słuchu i myśli. Etoro i Nathalie prawdopodobnie nie były widoczne, ale one również tu były. Pieprzyć to! Jak mieli zachować dawne bezpieczeństwo? Artystyczny ozdobnik Phillipa dał sygnał Rafeowi by się cofnął.

- Teraz mówisz mi z uśmiechem, tą myśl, wiesz, że jesteś całą chwilą, że nie chcesz zostać poskromiona. Nie chcesz… poskromiona. Wiem, że jesteś ścigana. Lecz teraz jesteśmy razem w tym wyścigu. To cała gra. Cała… gra. – Gdy Refe powtarzał refren, inne uczucie przeniknęło urazę kipiącą w nim. Niepokój, ciekawość i fascynacja nie były rzadkimi uczuciami. Refe często czuł ich emanację od publiczności, słodko- gorzka zawiłość akompaniowała tym uczuciom. Podążając za wyjątkowym sygnałem, Refe zlokalizował kobietę po jednej stronie parkietu. Opierała się o podpierającą belkę a jej spojrzenie omiatało tłum z ostrą intensywnością. Wysoka i wysportowana, jej opanowanie, rozkazująca pozycja była trochę bojowa. Interesujące. Cisna, czarna, skórzana spódnica odsłaniała jej wysportowane pół- uda. Wyłapał drażniące mignięcia tych nóg, ponieważ ludzie wokół niej przesuwali się, kołysali. Była blondynką, ale każda zmiana światła tworzyła cień, który uniemożliwiał ustalenie ich prawdziwego odcienia. Gruba, falująca masa ogarnęła jej twarz, chroniąc z jakimś rodzajem zacisku. Przyglądała się tłumowi, szukając… nie miała pomysłu, co właściwie chciała znaleźć. Gwiazda rocka zbuntowała się w Refe. Nikt nie przychodzi na show Pyrite by oglądać tłum – prócz dziennikarzy. Kurwa! Tworząc łagodny przymus świadomości, Refe rzucił go w kierunku wścibskiej blondynki. Odwróciła głowę a jej spojrzenie powędrowało w kierunku Refe. Jej obfite, czerwone usta rozdzieliły się i podążyły za jej spojrzeniem. Pożądanie potoczyło się rozkosznie po jego głowie. Jego puls przyśpieszył i spiął nisko jego żołądek. - Ukryj i Znajdź. Jak dziecko, pozwoliłaś grać mi w ukryj i znajdź. - Śpiewał do niej, dla niej, głaszcząc jej ciało swoim głosem i spojrzeniem. Wszystko w pokoju znikło, stał bezpośrednio, naprzeciw niej. Jej usta ocierały się z każdym słowem, wtedy czas znów ruszył a on wrócił na scenę. - Ukryj i Znajdź. Nadrobimy stratę w grze, Ukryj i Znaaaajdź.

Jessie swoich ust, materiał topu przylepił się do niej trąc jej pobudzone sutki. Co w imię Boga się przed chwilą stało? Jej serce tłucze w jej klatce piersiowej, jej myśli są niespokojne. Była obolała, napięcie w jej rdzeniu było wręcz bolesne. Mogła ciągle czuć drażniące poruszenie jej ust, bez udziału jej woli. To była głupia piosenka. Za każdym razem, gdy ją słyszy, powtarza ją w myślach przez cały dzień. To kuszące kołysanie zniewalało ją, pobudzając wyobraźnię. Nie ważne! Była tam by znaleźć zabójcę a nie udawać fankę! Oddalając się od belki, poprawiała swoją pozycję w jej śmiesznych wysokich butach do kostek i kontynuowała jej poszukiwania. Może ludzi tłoczyło się na parkiecie. Tarcie i zgrzytanie, ich ruch przypominał parodią seksu bardziej niż stwarzał pozory tańca. - Czy ktoś przykuł twoją uwagę? - Jessie sapnęła i trzepnęła Daltona w ramię - Wystraszyłeś mnie do cholery! - Powtórzyłem twoje imię dwa razy - przekrzykiwał muzykę – rzucę w ciebie czymś następnym razem. - Mówiłam ci to strata czasu. Dalton złapał ją za łokieć i poprowadził z dala od parkietu. Stanęli wzdłuż dwóch ścian przyległego pokoju. Jessie okrążyła stół bilardowy i wsunęła się do jednej z kabin. Dalton stał naprzeciw niej, wyglądał jak zazwyczaj wygląda glina. Stale, niebieskie jeansy, czarna koszulka nie zmieniały jego ostrego ciągle – oceniającego spojrzenia. - Pyrite daje koncerty na arenach całego świata. Dlaczego mają kłopot z tym klubem? – Dalton obojętnie wzruszył swoimi szerokimi ramionami. - Możesz ich zapytać, gdy skończą swój występ. - Zabawny jesteś.

- Oh, nie mówiłem ci? – Uśmiechnął się – Brian dostał zaproszenie na after- party Jessie wpatrywała się w niego, ogłuszona ciszą. Dalton często przechwalał się o związku jego brata z Thane Burton, ale Jessie nigdy im do końca nie wierzyła, aż do dzisiaj. Brian był bankierem inwestycyjnym do zadań specjalnych. Czy mógł znać menagera Pyrite? - Nie bądź taka zdziwiona. Czyżbyś kiedykolwiek uważała, że się czczo przechwalam? - Proszę – zachrypiała – jesteś mężczyzną. Zwęził swój wzrok i oparł się o stół, obniżył swój głos do tego stopnia, że ledwo był słyszalny wśród muzyki. - Czy kiedykolwiek zostawiłem cię niezaspokojoną? Zbyła to pytanie. Ich romans zakończył się nim w ogóle się zaczął. Ona potrzebowała wygody po tragedii a Dalton był szczęśliwy mogąc się do tego przyczynić. Wciąż ich przyjaźń wiele dla niej znaczyła, ta psychiczna przyjemność, którą odnajdywała w jego ramionach. Nie kochała go, a on o tym wiedział. Ostatnie dwa lata dały jej wiele czasu by ocenić jej priorytety, by zastanowić się nad tym, co straciła i ustalenie, czego tak naprawdę chce od życia. Już nigdy więcej nie poświeci życia pracy, nie weźmie od życia byle, czego, nie straci czasu z kimś mniej oddanym związkowi z nią. - Czy któraś ofiara miała przepustkę za kulisy?- Skierowała uwagę Daltona na sprawę – Czy członkowie zespołu byli przesłuchiwani? Wezwał kelnerkę by zamówić koktajl mleczny, krążący mu po głowie. - Nikt nie został przesłuchany w tej sprawie. To były samobójstwa nie zabójstwa. - Co podpowiada ci intuicja? Czy to jakaś wiadomość dla członków zespołu?

- Nie wykluczam zespołu. – Zacisnął palce na blacie stołu. Ostro patrzył na jej twarz. – Jeśli zbliżysz się do któregoś z członków Pyrite, mogłabyś być zdolna do… no wiesz będą twoim jedyny sensem życia. Rozpuściła włosy, które były spięte dużą klamrą. Tylko jeden kosmyk, może dwa wypadały, ale potrzebowała mieć coś w dłoniach. - Jeśli zacznę łapać członków Pyrite, będę odpowiedzialna za chronienie swoich tyłów. Gwiazdy rocka nie wiedzą jak subtelni są. - Brian przedstawił mnie Thane parę miesięcy temu. Nie wiem, jeśli mnie pamiętają, o ile pamiętają, przedstawię cię pozostałym. To prawdzie „coś” dla rozchichotanego fana, potrząsnąć ich dłońmi. - Rozchichotany fan? – Założyła sobie ramiona na piersi i skarciła go spojrzeniem. – Czy słyszałeś kiedykolwiek bym chichotała? - Masz lepszy pomysł? Przeczesała palcami włosy, ponownie spinając je tak jak poprzednio i rzuciła okiem w kierunku sceny. Jej usta drżały i bolały wybuchem pożądania pomiędzy jej udami. Przyznała się, że jej ciało odpowiada na sprawny występ Refe. Był perfekcyjny w roli, którą odgrywał. To było wszystkim, czym być powinno. Grał rolę by promować swoją muzykę, a ona miała odegrać rolę by złapać zabójcę. - Pracowałam już wcześniej pod przykrywką. – Powiedziała bardziej do siebie niż do Daltona. – To nie będzie inne. - Kiwnął głową i zaoferował zachęcający uśmiech - Muszę znaleźć Thane. Nie schodź na dół beze mnie. Brian powiedział, że dziennikarze mają zdać sprawozdanie z tej imprezy, więc powinni zachowywać się najlepiej. Wciąż… - zamilkł a jego spojrzenie powędrowało po jej ciele. – Wyglądasz dziś szczególnie gorąco. Rozpłynął się w tłumie nim zdążyła powtórzyć. Jego ochrona była słodka lecz zupełnie nie potrzebna. Jessie mogła sama zadbać o siebie. Odprężając się pozwoliłaby muzyka ją otoczyła. Nie mogła widzieć zespołu z miejsca, którym stała ale chropowaty zgrzyt głosu Refe Steela

przywoływał obrazy do jej umysłu. Jego błyszczące, rozczesane włosy opadły na ramiona. Gęste rzęsy wokół ciemnych oczu, zdominowały jego kościstą twarz, a jego usta definiowały zmysłowość. Inne ciepłe uczucie zaczęło rozchodzić się po jej brzuchu. Złapała się obiema rękoma kurczowo stołu. To nie był tylko Refe. Muzyka Pyrite była rażąco seksualna. Każde uderzenie jej serca w rytm riffu gitary powodowało wrzenie jej krwi. Wiła się, zrozumiała pierwotny ruch ludzi na parkiecie. To było prawie nieuniknione. Poszukiwała miseczek swoich piersi i pchnęła. Zagryzła swoją dolną wargę i zamknęła oczy. Ciała walczyły z jej wyobraźnią, nagie, wilgotne od potu, chwytając i naprężając. Obraz wyostrzył się, Refe uklęknął pomiędzy jej udami jego spojrzenie pożerało ją. Złapał jej kolana a jego dłonie wędrowały w górę i dół jej nóg. Jej łechtaczka odpowiadała intensywnie odpowiadała na każde specjale pchnięcie. Tak! Pieprz mnie, poczuj mnie, uczyń mnie twoją! Otworzyła oczy i przycisnęła swoją dłoń do klatki piersiowej. To było śmieszne. Może pompowali jakieś substancje zapachowe do systemu wentylacyjnego albo dodawali coś do napoi… - Thane jest właśnie na dole.- Głosy Daltona przedarł się do niej przez sensualne opary. Jak długo stał przy stole i patrzył jak ona się wierci? – Wszystko dobrze? Wypuściła zniszczone powietrze z płuc i kiwnęła głową. - To tylko ból głowy. – Uśmiechnął się i skinął aby podążyła za nim. – Evette zasugerowała, żebyśmy znaleźli Thane teraz. Później zespól ma zejść na dół. Będziemy mieć szczęście jeśli dostaniemy się blisko nich. - Kim jest Evette? – Jessie szybko wychodziła z pokoju, ignorując ciągły ból między jej udami. - Siostra Thane. Bartons jest właścicielem Karuzeli.

Niewątpliwy powód, dla którego Pyrite grają w tak małym miejscu. Dalton złapał jej dłoń i przeprowadził przez tłum. Dobrze, że wiedział gdzie zamierzali dotrzeć. Krzepki mężczyzna sprawdzał ich zaproszenia zanim pozwolił zejść im na dół korytarzem prowadzącym w stronę sceny. Jessie nie była do końca pewna czego oczekiwała, ale przestronna, wypełniona artystycznymi dekoracjami poczekalnia sprawiła jej niespodziankę. Szkarłatno – złote dekoracje były jaskrawym kawałkiem, ale nie było tam pół nagich ludzkich grup ani nielegalnych substancji – jeszcze. Uśmiechnęła się. Obfity bufet został usytuowany na końcu ściany koło smugi światła. Wysoki, ciemno- włosy mężczyzna stał w pokoju naprzeciw nich. Rozmawiał z uroczą blondynką. - To jest Thane wraz ze swoją żoną. Nie pamiętam jej imienia. – Tłum wybuchł ogłuszającym aplauzem i przenikliwym gwizdem. – Uciekliśmy w samą porę. – Dalton położył rękę na jej plecach i pośpieszył ją w stronę atrakcyjnej pary. Dalton przytrzymywał jej dłoń. - Nie byłem pewien, czy mnie pamiętacie. To jest Jessica Curtis, jest wielką fanką Pyrite. - Mam nadzieję, że wam obojgu podobało się show. – Wskazał na kobietę obok. – To moja żona, Marissa. Jessie uśmiechnęła się i potrząsnęła dłonią Marissy. Gdy odwróciła się w stronę Thane, w jej umyśle wybuchło mnóstwo obrazów. Thane i jakiś blondyn trzymali Marissę między sobą, głaskali jej nagie ciało a ona upajała się ich uwagą. Boże, czy to było w Karuzeli? Czy każdy klub nocny promieniował seksualną intensywnością? Drzwi na szczycie schodów otworzyły się, wpuszczając ryk tłumu. Członkowie Pyrite pośpiesznie schodzili po schodach. Jessie natychmiast spojrzała na Refe. Jego włosy były wilgotne, jego ubrania były przemoczone potem. Pragnęła owinąć swoje ramiona wokół niego, otrzeć się swoim ciałem o niego dopóki oboje nie zdziczeją.

- Daj nam piętnastkę, Thane. Potrzebujemy się odświeżyć, - powiedział Phillip Noir nim wszedł do środka i rzucił się do bufetu. Refe odwrócił się gdy był blisko drzwi. Cokolwiek to miało znaczyć, zniknęło gdy jego spojrzenie powędrowało ku Jessie. Wytarł twarz w ręcznik, który trzymał w dłoni, potem przerzucił go przez ramię i przeszedł pokuj. Pul Jessie wzrastał z każdym jego krokiem. Starała się odwlec swoje spojrzenie z dala od jego twarzy, ale on górował nad jej próbami. Rozpoznanie zabłysło w jego oczach, zapalało, rozpalało żar w Jessie. To nie była jej wyobraźnia. Jakoś, w środku krzyku jego fanów, wyłapał ją, zbliżył się do niej. Tak! Pieprz mnie, poczuj mnie, uczyń mnie twoją! To nie powinno się wydarzyć! Była tu by złapać mordercę! Refe spojrzał na Daltona, gdy odwróciła się do Thane. - Wezwij ochronę – wskazał na Daltona – ten dupek jest wkurzony, a ona jest dziennikarką.

Rozdział II Tłumacz: Bella193 Korekta: isiorek03 Jessie gapiła się na Rafe, oszołomiona jego oskarżeniem. -Brałeś coś? Nie jestem dziennikarką. -Widziałem cię na górze, kochanie, nie oglądałaś przedstawienia. Zbliżył się do niej, wrogość zabłysła w jego oczach. -To nie ma żadnego sensu - utrzymywała swoją pozycję, nie dając się zastraszyć jego irracjonalnej sławie- Czy dziennikarza nie interesowałby przede wszystkim występ? -Nie, jeżeli koncert nie był tematem historii. -Więc, co nim było?- Położyła ręce na biodrach, usiłując go złamać. Bez łamania kontaktu wzrokowego z nią, Rafe powtórzył swój rozkaz -Wezwijcie tutaj ochronę, natychmiast! Dalton ściągnął swoją koszulkę przez głowę i trzymał ręce z dala od jego ciała. -Nie ma żadnych fanów, panie Steele. Nie jestem pewien, czym tak pana zdenerwowaliśmy, ale... -To nie jest ten rodzaj fana - rzucił okiem na Daltona - Potężny telepata używa cię, by mnie szpiegować.

-Jesteś tego pewny? - Thane nie wyglądała na zaskoczonego dziwacznymi twierdzeniami Refe. -Psychofan? - Zaśmiała się Jessie. -Dlaczego się ten pomysł miałby cię tak zaskoczyć? - Refe powtórzył swoje wyzywające spojrzenie. -Refe nigdy nie myli się w tych sprawach. Powinnaś wyjść. – Thane dała znak Daltonowi, wskazując schody po drugiej stronie pokoju - Najlepiej będzie, jeśli oboje wyjdziecie. -Nie - Refe zrobił krok naprzód i objął ręką ramię Jessie - Chciałbym z nią pogadać. Jego rozgrzane palce przycisnęły się do jej ciała. Był aroganckim kretynem, więc dlaczego jej serce zabiło szybciej, kiedy jej dotknął? -Nie sądzę. -Jess, chciałaś poznać innych członków zespołu. To wstyd marnować taką okazję. Tylko się przywitasz. Miejmy tylko nadzieję, że reszta nie jest równie nieprzyjemna, co pan Steele. Poczekam na ciebie na parkingu - miękki ton Daltona był przepełniony znaczeniem i Jessie chciała go kopnąć. Dochodzenie było ważne, ale skąd do diabła Refe wiedział, że ona jest jasnowidzem? -Zadbam o to, żeby wróciła bezpiecznie do domu - upewniła go Marrisa - Powinniśmy dowiedzieć się, co się dzieje. -Poczekam w samochodzie - nalegał Dalton - Nie ma powodu, by miało to zająć więcej niż minutę lub dwie.

Wrócisz do domu i nie będziesz się więcej martwił o bezpieczeństwo swojego towarzysza. Jessie zaśmiała się. Na kim Refe próbował zrobić wrażenie tym władczym tonem? Dalton pocałował Jessie w policzek i wspiął się po schodach na górę. Jasna cholera! Jessie spojrzała na Refe ze strachem i niedowierzaniem jednocześnie. -Co ty mu właśnie zrobiłeś? ***** Natalie zrozumiała, że jej telepatia kontroluje ludzi z rozdrażnionym westchnięciem. -Cholera! Refe nie powinien wyczuć mojego połączenia! Zacisnęła dłonie na ramie okna, dusząc cicho. -Zawsze był niesamowicie spostrzegawczy - Etoro wzruszył ramionami -To nieco pochopne, ale tak naprawdę żadna krzywda się nie stała. Kawałki dzielą się na miejsca idealnie.

Odwracając się od okna i miejskich świateł za nim, przeleciała wzrokiem po tanim pokoju hotelowym. Spędzili wiele nocy w hotelach w tym miesiącu, a ten był najgorszym z nich. Była niespokojna i sfrustrowana. Ta konfrontacja była potrzebna od bardzo dawna. Chciała to skończyć raz na zawsze i wrócić do domu. - Myślę, że jego reakcja na Jessie była zachęcająca. Zamknął jej podbródek jednym, długim, rzeźbionym paznokciem. -Nie spodziewałam się, że uroda będzie aż tak intensywna. -Opuścił scenę, żeby zacząć swoje uwodzenie. W końcu jesteśmy na swojej drodze - Etoro chwycił jej dłoń i odciągnął ją od okna - Chodź, moja droga. To połączenie cię wyczerpało. Pobawmy się naszymi nowymi zabawkami. Jego wyblakłe zielone oczy pieściły jej twarz, błyszczały w nich czułość i oczekiwanie. Czekała aż odwróci wzrok na blask. Zawsze, kiedy wypowiadał pieszczotliwe słówka odkrywała, że trudniej jej ukrywać wstręt. Etoro miał na myśli koniec i ten koniec był już całkiem bliski. Miał jednak rację. Była wyczerpana. Utrzymanie telepatycznego połączenia z niedoświadczonym umysłem wymagało ogromnej ilości energii. Przejechała językiem po kłach delektując się uczuciem, jakie gdy wydłużały się do pełnej długości. Etoro przeszedł przez korytarz i otworzył drzwi identyczne jak ich. Natalie wtargnęła do księżycowego pomieszczenia. Kiedy Etoro przystanął

by zatrząsnąć drzwi, Natalie egzaminowała swoje najnowsze zabawki. Młoda para gniotła się naga na łóżku. - Zdecydowaliśmy, że nie chcemy tego zrobić - odezwał się młody mężczyzna - Kwota jest dobra, ale... To po prostu zbyt dziwne. Czy możemy odzyskać swoje ubrania? - Czy nadal będzie to dziwne, jeżeli podwoję stawkę? - Etoro splótł ręce na plecach, kiedy podchodził do łóżka. Mężczyzna spojrzał na swoją dziewczynę z oczywistym podekscytowaniem. - Lisa, to dziesięć tysięcy. Lisa przenosiła spojrzenie z Etoro na Natalie i z powrotem, jej soczyste usta zadrżały. - Wszystko, co będziecie robić, to patrzeć? Nikt, oprócz Matta nie będzie mnie dotykał? Natalie powiodła obiektywnym spojrzeniem po ciele dziewczyny. Nie wyglądała tak młodo w prowokacyjnym ubraniu, które założyła na koncert Pyrite. Poślą jednego ze swoich ludzkich sług do Karuzeli z bardzo specyficzną listą zakupów. Długie blond włosy Lisy i szerokie piwne oczy były idealne. Mężczyzna był nieważny. Rafe zrozumie wiadomość, kiedy zobaczy kobietę. - Ile zażądasz, jeśli chciałbym zrobić więcej niż tylko patrzeć? Natalie uśmiechnęła się, kiedy Etoro kontynuował negocjację. Nie miało znaczenia, co obiecał. Nie mieli zamiaru płacić ludziom niczego.

- Za dwadzieścia pięć zrobię wszystko, co będziesz chciał - zaofiarował się Matt - Ale nikt nie dotyka Lisy dopóki ona się na to nie zgodzi. Ściskając smukłą dłoń dziewczyny, Etoro położył ją na jej kolanach. - Chcę cię posmakować. Chcę, czuć cię wokół mojego języka. Delikatny dreszcz przeszył jej smukłe ciało, a jej spojrzenie popędziło do Matta. Etoro z powrotem odwrócił jej twarz. - Smak kobiety jest zanieczyszczony, jeżeli jej przyjemność jest wymuszana. Czy pozwolisz mi delektować się twoją cipką? Natalie zachciało się śmiać. Etoro był mistrzem w te gry. Nie było nikogo, kto mógłby zaprzeczyć jego umiejętnością. Sutki Lisy były już twarde jak kamyki, a róż zabarwił jej gładką skórę. Pozostałość strachu plugawiła podniecenie dziewczyny, ale pobudzenie i tak miało wygrać. Zawsze tak było. - Kochasz, kiedy cię smakuję, kotku- Matt przycisnął jedną z jej małych piersi i pogłaskał ją po włosach - Jeżeli się odprężysz to będzie niesamowite. -Nikt, oprócz Matta nie będzie się ze mną kochał - postawiła się Lisa, jej głos nagle stał się silny. - Zgoda - Etoro rozłożył się na plecach i wciągnął Lisę na niego. Matt patrzył na to z mieszanką troski i zafascynowania. Dzięki kilku zgrabnym ruchom, Etoro miał Lisę rozkraczoną przy jego twarzy, jej ciało przylegało do jego. Nie kazał jej ssać jego fiuta, ale jej twarz krążyła wokół jego krocza.

Natalie nie miała cierpliwości do uwodzenia. Po co się dręczyć skoro tak łatwo kontrolować ludzi za pomocą mentalnego przymusu? Rozpiąwszy rozporek Etoro, zaczęła odważnie muskać jego trzonek, przynosząc rozszerzającej się ku dołowi skromnej skąpo posuwającej się cal po calu z ust Lisy. Ssij to. Połknij go w każdym calu. Rozkoszuj się smakiem jego fiuta. Wysyłała komendy do umysłu Lisy. -Jeśli ona nie chce...- Zanim Matt mógł skończyć swój sprzeciw, Lisa rozdzieliła swoje wargi i zaczęła ssać penisa Etoro. Natalie spojrzała na Matta, wyrażając wyzwanie. - Wygląda na to, że zaaklimatyzowała się w sytuacji. Jego usta zwęziły się, a nozdrza rozwarły. - Może ty możesz przestać im się przyglądać, ale to mnie podnieca. - Cokolwiek by to oznaczało, znajdźmy sobie coś do roboty. Matt przeczołgał się przez łóżko i dosięgną jej dłoni. Natalie zrobiła krok w tył i potrząsnęła głową. - Nikt oprócz Etoro mnie nie dotyka. To była przesada, ale ludzie są dobrzy w jednej i tylko jednej rzeczy. Etoro nie był dużo lepszy, ale przyznawał się do bycia ojcem, co było prawie cudem dla wampira. Gardziła nim, nienawidziła jego dotyku. Jednak nadal z nim sypiała, mając nadzieje, że znów ją nasyci. Natalie wyciągnęła tubkę ze smarowidłem z kieszeni i pokierowała Matta na drugą stronę łóżka.