caysii

  • Dokumenty2 224
  • Odsłony1 157 323
  • Obserwuję794
  • Rozmiar dokumentów4.1 GB
  • Ilość pobrań686 001

Gena Showalter - Władcy Podziemi 09 - Mroczne uwiedzenie

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Gena Showalter - Władcy Podziemi 09 - Mroczne uwiedzenie.pdf

caysii Dokumenty Książki
Użytkownik caysii wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 273 stron)

Gena Showalter Mroczne uwodzenie

W końcu, po długim oczekiwaniu Gena Showalter - autorka bestselerowych powieści odsłania historię Parysa, najmroczniejszego i najbardziej udręczonego Lorda Zaświatów… opętanego przez demona Rozpusty, nieśmiertelnego wojownika. Drogi czytelniku Wreszcie z ogromną radością przedstawiam wam historię Parysa- dozorcy demona Rozpusty. Powiem w końcu, gdyż mam poczucie, że torturowałam go bardzo długo, mimo iż to on jako jeden z pierwszych spotkał swoją kobietę, ja zmusiłam go do wielu trudnych wyborów, nie dając mu nic w za mian. Parys utracił jedyną kobietę z którą mógł pójść do łóżka więcej niż jeden raz. Porzucił ją, by ratować przyjaciela. Wrzuciłam go w szpony nałogu, stopniowo zabijając w nim wszelkie człowieczeństwo i światło. To dzięki mnie stał się bezwzględną maszyną do zabijania. Jego droga do własnego szczęścia będzie wybrukowana krwią, potem i łzami. Przeważnie moimi i jego. W każdym bądź razie uznałam, że zasłużył na coś specjalnego. Więc usiadłam i spróbowałam to napisać. I tak po czterech próbach i trzystu stronach brudnopisu w śmieciach stworzyłam w końcu dokładnie to na czym mi zależało… Kiedy już litery zaczęły układać się w całość, zobaczyłam dlaczego to wszystko musiało go spotkać i po raz pierwszy od dawien dawna usłyszałam śmiech Parysa. Usłyszałam oczywiście w mojej głowie, ale jestem pewna, że to był jego śmiech. Odnalazł ją i ona była dokładnie tą której potrzebował i jedyną jakiej przez wieczność będzie pragnął. Mam nadzieję że ucieszycie się historią Parysa, tak jak on się ucieszył.(…) Ja mówię i ludzie drżą w obawie. Ja mówię i moi ludzie pędzą, by być posłuszni i jeszcze usiłują mnie zniszczyć. Moje zbawienie na skrzydłach jeździ przez północ i mój ciężar niesie. Moją wściekłość rozpętuję zsyłając potępienie na wszystkich jednym machnięciem miecza. Ja mówię. - fragment znaleziony w prywatnych dziennikach Kronosa- króla Tytanów. - Mów, co tam do diabła chcesz. Ja biorę, co moje. Parys- Lord Podziemia Prolog - Jego Gniew… - Wiem. Wysoko w niebiosach Zacharel obserwował świat poniżej. Obserwował jak Parys z uśmiechem na twarzy zamordował kolejnego wroga – Łowcę. Ile ofiar spotkał ten sam los w ciągu ostatniej godziny, anioł wolał nie mówić, zre sztą i tak już stracił rachubę. Nawet jeśli wojownik robił sobie na chwilę przerwę, by zaczerpnąć powietrza, lub wymienić ostrza, jego ręce chwilę później, już spływały we krwi. Oczywiście dyszący i przepocony Parys, nawet jeśli angażował się w walkę kolejnymi przeciwnikami, był perfekcyjny i zabójczo skuteczny niczym spadająca lawina. Najpierw bawił się, grał, łamał kości, kopał, przebijał płuca. Z jego ust płynęły najgorsze przekleństwa i śmiech. W końcu już nawet to nie wystarczało wojownikowi i jego demonowi. Chwytał więc za ostrza podcinając ofierze kostki, uniemożliwiając jej ucieczkę, by potem z nią ostatecznie skończyć. Parys celowo wabił Łowców do siebie. Zapaleńców, którzy przyszli by pojmać go i wyciągnąć demona mieszkającego w jego ciele. Zacharel nawet gdyby chciał nie byłby w stanie stworzyć tak sprawnego zabójcy. K ilka kolejnych ciał spoczęło na stosie wokół wojownika. Ale nawet patrząc na to wszystko Zacharel nie mógł powstrzymać niechęci i

obojętności zarazem. Łowcy ginęli nie zaznając litości, a tym bardziej pocieszenia, tylko gniew tak potężny, że mógłby zniszczyć świat i desperację gorętszą niż piekło kiedykolwiek widziało. - On jest jak zatrute jabłko – powiedział Zacharel do anioła siedzącego tuż obok. Ponieważ Parys był opętany przez demona Rozpusty jego pilnowanie nie należało do ludzi tylko do aniołów. Istot utrzymujących porządek we wszechświecie. – Trucizna tego rodzaju rozlewa się powoli, ale nieodwracalnie i niszczy całkowicie. Chłód spłynął po plecach Zacharela, podobnie jak ludzie padali w okół Parysa. Każda kropla potu anioła była przypomnieniem jego własnych zbrodni, nad którymi ostatnio coraz częściej się zastanawiał. Jednak w przeciwieństwie do Parysa on nie okrywał się zniszczeniem jak płaszczem w zi mowe wieczory, pielęgnując je i podsycając w sobie. Zacharel nie dbał o nikogo i to od bardzo dawna. Ale miał też swoje zasady i cel, który mu prześwięcał. W poszukiwaniu demonów zatruwających mu życie, niszczył również ludzkie istnienia i to właśnie była jego kara i brzemię które musiał dźwigać dzień po dniu dla swojego Boga. - A jednak jest tak soczysty, że każdy pragnie skosztować tego zatrutego jabłka – ogłosił Lizander. – Przyjmą z jego ręki wszystko co im da. Zacharel spojrzał na człowieka, który nauczył go jak przetrwać na polu bitwy. Wojownik Elity, był górą niezachwianej siły. Ubrany w długą białą szatę, jego białe skrzydła spływały na podłogę, kapiąc złotym pyłem. Również wokół Lizadera unosiły się kryształy śmierci, jednak w przeciwieństwie do Zacharela, Lizander nie miał żadnych rozterek duchowych. Ten anioł był sędzią i katem. - Czy zatem likwidujemy Rozpustę? – zapytał Zacharel Lizandera jak to robił przez stulecia nim wykonał wyrok. - Nie wydam rozkazu jego egzekucji – powiedział Lizander zdecydowanym głosem. – W tej chwili Parys wkracza na drogę odkupienia. Zacharel zamrugał kilkakrotnie, nawet pomimo sporej odległości dzielącej ziemię o niebios, słyszał charczące jęki wydobywające się z gardeł mordowanych przez Parysa Łowców. Parys nie okazywał łaski, a biorąc pod uwagę stan psychiczny jego umysłu, był to dopiero początek tego na co było go stać. - W takim bądź razie, co mi rozkażesz? - Parys szuka kobiety i zamierza uwolnić ją z rąk swojego króla. Pomożesz mu, ochronisz jego i jego kobietę. Jednak w chwili, gdy jej więzy z Kronosem znikną na zawsze przyprowadzisz ją tu, gdzie spędzi w spokoju res ztę swej wieczności. Niespodziewany rozkaz nawet jak na Lizandera. Chociaż jeśli Zacharel dobrze pamiętał Lizander już okazał litość innemu opętanemu przez demona – Amunowi, przyjacielowi Parysa i zrobił to tylko dlatego, że Bianka go o to poprosiła. Jak podejrzewał Zacharel, harpia również teraz musiała wstawić się wojownikiem, a jak powszechnie było wiadomo Lizander nie potrafił oprzeć się jej słowom, niezależnie od tego jaki krył się w nich podstęp. Mimo wszystko jednak nie powinien był prosić, by inny anioł wypełnił jego zadanie. Pomóc demonowi? Przynieść ją tutaj, by żyła w spokoju? Przerażające. Zacharel nie powiedział słowa sprzeciwu. I wbrew faktom nie odczuwał potrzeby

ocalenia Parysa. Zdawał sobie jednak doskonale sprawę, że kiedy już tego dokona, a potem on Zacharel odbierze wojownikowi jego kobietę i przyniesie ją do niebios, Parys ponownie wpadnie w swój gniew i skieruje go przeciwko Zacharelowi. - Parys nie pogodzi się z jej utratą, będzie protestował i krwawo protestował. - Musisz go przekonać, że będzie mu lepiej bez niej – przemówił Lizander. - A będzie? - Oczywiście – nie było żadnego wahania w głosie anioła, a Zacharel wiedział, że Lizander nie mógł kłamać. - A jeżeli nie zdołam go przekonać? – musiał zapytać, poczucie winy opadło ciężko na jego ramiona. Zimne spojrzenie, błękitnych oczu spoczęło na Zacharelu. - Wówczas jesteśmy zgubieni, wkrótce wybuchnie największa wojna jaką kiedykolwiek widział świat. Ta dziewczyna poprowadzi nas do zwycięstwa, albo nasi wrogowie nas zniszczą. To bardzo proste. Bardzo dobrze. W takim bądź razie, kiedy nadejdzie czas Zacharel ją zabierze. Nieważne jak bardzo Parys poczuje się tym dotknięty. Wojownik znienawidzi go za to, być może będzie nawet próbował go za to zabić. Ale nawet to nie zatrzyma Zacharela przed wykonaniem swego zadania. Rozdział 1 Po raz kolejny Parys podniósł trzy palce do góry, wołając barmana, by podał mu kolejną whisky. Najchętniej wypiłby od razu całą butelkę, by ugasić furię wypełniającą jego serce. Nim jednak słodki smak alkoholu rozlał się po jego żołądku zrozumiał, że nawet cała beczka trunku nie byłaby w stanie nic zmienić. Furia i frustracja mieszkały w nim, burząc się w jego głowie, niezależnie do tego jak bardzo starał się nad nimi panować. - Zostaw całą butelkę – powiedział, kiedy barman ruszył do kolejnego stolika. Piekło nagle Parys zaczął wątpić czy cały alkohol zgromadzony w promieniu dziesięciu mil, byłby w stanie ukoić jego furię. Czuł się totalnie zdesperowany. - Pewnie, pewnie, cokolwiek powiesz – kelner trzęsącymi rękoma spełnił jego żądanie i natychmiast zwiał. Co, do diabła? Czyżby wyglądał aż tak niebezpiecznie? Przecież umył się z krwi, nieprawdaż? Chwila! Zrobił to? Spojrzał na dół. Och gówno! Nie umył się! Krew pokrywała go od stóp do głów. Nie ważne i tak nie był w ludzkim barze, gdzie gliny pewnie natychmiast by go zgarnęły. Był na Olimpie, przemianowanym teraz na Tytanię. Dawniej tylko boginie i bogowie mogli tu przebywać. Jednak od kiedy Kronos zasiadł na tronie wiele się tu zmieniło. Król bogów pozwolił, by wampiry, upadłe anioły i inne stworzenia również mogły odwiedzać jego królestwo i bawić się. Jedyna pozytywna zmiana wynikająca ze zmiany monarchy pomyślał kwaśno Parys. Przywołaj z powrotem barmana powiedział Rozpusta. Chcę go. Rozpusta, był demonem złapanym w pułapkę ciała Parysa i starał się kierować życiem wojownika, irytując go i wnerwiając. Nigdy nie mówiłem, że chcę wierności. Cóż nie zawsze dostajemy to czego chcemy, nieprawdaż? Parys odpowiedział w

umyśle. Znajome warczenie rozległo się w jego głowie. Ha, ha, dąsaj się dąsaj. Parys szybko sięgnął po następny kieliszek i opróżnił go jednym tchem. Potem jeszcze następny i następny. Alkohol szybko rozlał się po jego ciele, przypiekając go od środka, wypełniając jego wnętrzności, żołądek, płuca. To było bardzo miłe. Ale nawet teraz jego myśli i uczucia pozostały tak samo mroczne i ponure, a jego furia równie gorąca. Wszystko dlatego, że nie ocalił kobiety, którą tak naprawdę powinien nienawidzić, a nie potrafił. Zamiast tego pragnął jej całym swoim ciałem i duszą, to pożądanie spalało go i niszczyło. - Gdybym poprosił cię, byś sobie odpuścił, zrobiłbyś to? – monotonny głos odezwał się tuż za nim. Głos, któremu towarzyszył powiew chłodnego powietrza. Parys nie musiał oglądać się za siebie, by wiedzieć, że to Zacharel – anielski wojownik, zabójca demonów dołączył właśnie do niego. Spotkali się jakiś czas temu, kiedy to anioł z mieczem w dłoni, zjawił się w Budzie, by zabić Amuna, przyjaciela Parysa. Cóż stary Zach był dobry w tym, co robił, faktycznie teraz dwa ostrza wbijały się w plecy Parysa. Chcę go powiedział demon. Pieprz się. W końcu stoimy po tej samej stronie. Naprawdę nienawidzę cię w tej chwili. Do następnego razu powiedział demon do Parysa. Głupi erotoman zamknął się wreszcie, przestając nagabywać Parysa kogo powinien wziąć do łóżka, nie licząc się przy tym z uczuciami wojownika. Ostatnimi czasy nagabywania demona stały się jeszcze gorsze i bardziej upierdliwe, zwłaszcza od czasu kiedy Parys zrezygnował absolutnie ze spełniania jego pragnień. - Dobrze? – anioł prowokował go. - Odpuścić? Kiedy musiałem prosić Luciena, by mnie tu przywlókł i wiem jak bardzo się mu to nie podobało? Nie, ale jestem cholerne ciekawy, jak do diabła odkryłeś miejsce mojej lokalizacji. - Nie obchodzi mnie gdzie jesteś. Prawda, Zacharel nie przejmował się tym, gdzie Parys się aktualnie znajdował. - Zależy mi tylko na tym, byś sobie odpuścił. Parys ponownie opróżnił kieliszek whisky, dopiero wtedy spojrzał w lustro wiszące przed nim, dające mu wgląd na to , co znajduje się za nim. Kryształowe żyrandole zwisały z sufitu, marmurowe ściany, z różowymi żyłkami przecinającymi ich gładkie powierzchnie, w wypolerowanej podłodze można było się przejrzeć. Przez pomieszczenie przechodzili mężczyźni i kobiety, śmiejąc się. Począwszy od pomniejszych bogów, bogiń i upadłych aniołów, wsz yscy próbowali znaleźć drogę powrotną na górę. Przy barze siedzieli jeszcze więksi wykolejeńcy, próbując ukryć się tłumie. Debile. Parys prawie rozpoznawał dwa półdemony, choć nie był do końca pewien, co one tu robią. Demony rzucały wściekłe spojrzenia na lewo i prawo. U siebie mogłyby przybrać swoją prawdziwą postać, prezentując rogi i pazu ry, ale tu, w tej chwili naraziłyby się na spotkanie z aniołem, pogromcą demonów, ryzykując

stratę głowy. Mogli też, poszukać sobie ciała, ukrywając się w nim. Z tym drugim Parys miał wielkie doświadczenie. - Odejdę, skoro tak sugestywnie prosisz – powiedział Zacharel. – Ale najpierw odpowiedz mi na kilka pytań. - Dobra – z własnego doświadczenia Parys wiedział, że aniołowie potrafili być bardzo uparci. Lepiej zrobi jak pozwoli wygadać się Zacharelowi, niż narazi się mu i sprawi, że anioł przyklei się do niego niczym nowy cień. Obrócił się na swoim krześle, stając twarzą w twarz z ciemnowłosą istotą o czach koloru nefrytu. Szybko wciągnął powietrze, zastanawiając się jak to możliwe, by niebiańscy wojownicy posiadali w sobie tak wielki magnetyzm. Z drugiej strony, nie dysponując innymi przymiotami ducha, i będąc nudni niczym flaki z olejem, musieli w jakiś sposób utrzymywać skupienie na sobie. Jednak magnetyzm Zacharela nie był tym, co przyciągnęło uwagę Parysa. Ogromne skrzydła wznosiły się tuż za aniołem, otaczając jego potężne ramiona szerokim łukiem. Śnieżnobiałe pióra błyszczały skropione bieluśkim śniegiem. I faktycznie z brzegów sypały się płatki śniegu. - Śnieg z ciebie pada – powiedział Parys. - Tak. - Dlaczego? - Odpowiem na twoje pytanie pod warunkiem że ty odpowiesz na moje - ubrany w białą szatę, tak typową dla jego gatunku, Zacharel powinien wyglądać jak uosobienie niewinności i spokoju. Tymczasem wyglądał jak brat bliźniak kościotrupa: beznamiętny, zimny jak śnieg, który go otaczał, czekający by zabić. – Twój wybór – powiedział. Nie ma takiej potrzeby pomyślał Parys. - Pytaj – powiedział. - Czy pragniesz umrzeć – zapytał Zachrel tak po prostu a lodowata mgła spłynęła z jego ust. Zadziwiające, że to właśnie te krystaliczne krople lodu przypominały Parysowi oddech życia a powinny przecież kojarzyć się mu ze śmiercią. Tak anioł był zdecydowany, by zabić zdumiał się Parys. - A ty co myślisz? – zapytał ponieważ szczerze mówiąc nie znał na to pytanie odpowiedzi. Przez stulecia walczył, by żyć, ale teraz rzucił się w ogień, i czekał aż go pochłonie. Nawet podobała mu się ta myśl. Jakże chore stały się jego myśli ostatnio. - Myślę, że chcesz jednej bardzo szczególnej kobiety, bardziej niż czegokolwiek innego na świece. Bardziej nawet niż śmierci, czy życia. Parys przygryzł język do krwi. Jedna szczególna kobieta słowa anioła rozbrzmiały w jego głowie. Tak! Tak!. Niewinna. Miała na imię Sienna Blackstone. Była Łowcą i jego wrogiem. Dla jej ziomków był demonem, od którego należało uwolnić świat. Potworem, który uciekł z Puszki Pandory. Potem została jego kochanką a jeszcze później ją utracił. Umarła w jego ramionach, bo nie potrafił jej ocalić. Potem jednak przywrócono ją do życia, łącząc jej ciało z demonem Gniewu. Teraz była gdzieś tu w niebiosach i cierpiała. Kronos zniewolił ją , planując użyć jej jako narzędzia do zemsty na swoich przeciwnikach. Kiedy jednak zbuntowała się, a on stracił nad nią kontrolę, powziął zamiar torturować ją, by nauczyć posłuszeństwa.

Parys mógłby nie polubić Sienny za to, co mu zrobiła, byłby nawet skłonny ją znienawidzić, nie był jednak tak ślepy by nie wiedzieć, że nawet ona nie zasłużyła sobie na tak okrutny los i wieczną karę. Znajdzie ją i uratuje. Z rąk Kronosa… i swoich. Właśnie teraz, kiedy wiedział jak bardzo cierpi nie mógł odpuścić. Nie powinien o niej myśleć, ale robił to i właśnie ta myśl trzymała go przy życiu. - Tak chcę jej – powiedział w końcu do anioła. – Nie zrezygnuję z niej, ta kwestia nie podlega dyskusji. - Udam, że wiem, co to znaczy – anioł poruszył skrzydłami, a więcej kryształowego pyłu posypało się na podłogę. – Wydaje mi się jednak, że niezależnie od twoich pragnień, twój demon chce czegoś więcej. - Nie zawsze dostajemy, to czego chcemy – wymamrotał Parys, przeklinając w duchu prawdziwość słów anioła. Seks jak zwykł nazywać swojego mrocznego towarzysza, chciał każdego, ale tylko jeden raz. Wyjątek stanowiła Sienna, dla niej Seks pozwolił mu stwardnieć dwa razy. Ale czy mógł mieć Siennę ponownie? Demon milczał jak zaklęty. - Sądzę, a nawet twierdzę, że nawet jeśli troszczysz się o tę szczególną kobietę, to spałeś wcześniej z przyszłą żoną swego przyjaciela Stridera. On jest dozorcą demona Porażki a twój czyn zniszczył jego zaloty do Harpii. - Hej, wkraczasz na niebezpieczny grunt – nie żeby Parys miał zamiar przepraszać za to. Tamtej pamiętnej nocy wiele tygodni temu Strider i Kaia mieli ze sobą na pieńku, lub przynajmniej wydawało się, że za sobą nie przepadają. Z tego też powodu Parys nie uważał, by popełnił jakieś wykroczenie, przynajmniej technicznie. Problem polegał na tym, że wiedział jak Kaia wygląda nago i Strider również wiedział, że Parys wie, a to z kolei oznaczało, że cała trójka nieustannie o tym myślała. Nie wspominając już o tym, że Seks miał w zwyczaju podsyłać mu obrazy nagiej Kaii i tego co się pomiędzy nimi się wydarzyło, za każdym razem, kiedy Harpia znalazła się w jego pobliżu. Parys konsekwentnie nienawidził tych wizji, ale nie potrafił powstrzymać demona. Zacharel pochylił się w stronę wojownika, ciemne włosy rozsypały się po ramionach anioła. Rozchylił usta wydmuchując ostrożnie chłodny powiew. - Miałem tylko na myśli, że idziesz do przodu zaliczając kolejne podboje , zupełnie nie przejmując się nimi, a mimo to ciągle upierasz się by zdobyć Siennę. Zdumiewa mnie to. Sienna była jedyną odskoczną Parysa od tysiącletniej monogamii. Jedyną z którą mógł być więcej niż raz. A potem umarła z winy Parysa, a on sam stracił chęć do życia. - Jesteś doprawdy irytujący – warknął. – Skończyłem już z tobą rozmawiać. Ale Zacharel naciskał dalej. - Myślę że czujesz się winny z powodu każdego serca, które złamiesz. Nienawidzisz siebie za każdą chwilę spełnienia, za to do jakiego celu i w jaki sposób zdobywasz swoich partnerów. Myślę też, że jesteś już znudzony życiem, choć nie widzę sensu w rozczulaniu się nad swoimi problemami. - Hej ja się nie użalam i nigdy nawet nie płakałem – warknął Parys, zgniatając w dłoni szklany puchar, który rozsypał się na tysiące kawałków. Krew t rysnęła z jego poranionej dłoni, ból który temu towarzyszył był jednak minimalny. – I wiesz co? Myślę, że dzielą cię sekundy o zbierania kawałków swojego tyłka z podłogi tej sali.

Demon natychmiast się ożywił. Możemy go mieć! Wyluzuj Seks. - Proszę jeszcze jedna – powiedział trzęsącym głosem barman stawiając przed Parysem nową butelkę Jonnego. Szybko posprzątał potłuczone szkło i uciekł z zasięgu wzroku Parysa, ciągle jeszcze przestraszony jego widokiem. Chcę… Zamknij się! - Dzięki człowieku – Parys oderwał kawałek materiału od swojej koszuli i owinął nim ranę, nim ktokolwiek mógł poczuć zapach jakie wydzielała jego krew, lub raczej demon. Specjalna mieszanka feromonów od której wszyscy stawali się pobudzeni i napalenia na niego, zupełnie nie troszcząc się o to gdzie są i z kim są. Zważając jednak na nastrój wojownika i fakt, że przebywali tu głównie sami mężczyźni, Parys byłby zadowolony gdyby rzucili się na niego. Mógłby rozwalić kilka głów i ulżyć swojej złości. Choć zrobiłby to w zupełnie inny sposób niż życzyłby sobie tego jego demon. Na Parysa bowiem feromony nigdy nie działały, Seks natomiast chciał każdego z tu obecnych. Wojownik ponownie odwrócił się do anioła zastanawiając, czy to spotkanie nie zostało przypadkiem ukartowane. Może anioł liczył na to że Parys się skusi? Oczy Zacharela zwęziły się do wąskich szparek. - Myślę, że spodziewasz się uratować Siennę i to jest dobra rzecz. Myślę też, że planujesz ją zatrzymać i to już nie jest dobre. Niezależnie od tego jak bardzo ci na niej zależy, nawet jeśli miałaby okazać się twoją jedyną szansą na spokój, twój demon może ją zniszczyć, ludzie nigdy nie byli w stanie pokonać demona, a ona w głębi duszy zawsze pozostanie ludzka. - A co z jej własnym demonem? - zapytał. - Jeśli jeden jest złem, dwa razem są o wiele gorsze. - Dość! – jeśli dalej będą iść tą ścieżką w końcu da się ponieść swojej furii. A wtedy oddaliłby się od swego celu. – Nie mam zamiaru jej zatrzymać – owszem miał. Zrobi to jeśli los da mu na to szansę i jeśli ona go zechce. Musiała go zechcieć. - Dobrze, ponieważ ta szczególna kobieta nie zechce mężczyzny jakim się stałeś. Parskając Parys przeczesał zdrową ręką włosy. - Nie lubiła tego kim byłem – a teraz kiedy już przekroczył linię dobra i zła? Co sobie o nim pomyśli? Zasłynął ze swych karygodnych czynów i z tego że nigdy się nie zatrzymywał. Zabijał bez skrupułów, uwodził na zimno, kłamał, oszukiwał i zdradzał. Wszystko to robił dzień po dniu i znowu to zrobi. - A mimo to ciągle gnasz, by ją ocalić – powiedział Zacharel. Tak ponieważ był wielkim debilem, który postradał zmysły przychodząc tutaj. Zresztą nie obchodziło go to. - Słuchaj nie muszę się przed tobą tłumaczyć. A tak w ogóle, to o co chodzi z tymi wszystkimi pytaniami? Mówiłeś o jednym a zadajesz kolejne. - Zadałem tylko jedno. Reszta to tylko moje obserwacje twoje j osoby – Zacharel oparł się o ramię Parysa, szepcząc wprost do jego ucha. – Myślę, że kroczysz ścieżką zmierzającą wprost do zatracenia, myślę, że jak dalej nią pójdziesz stracisz wszystko co kochasz. - Czy to jest groźba?- Parys wstał chwytając anioła za kołnierz szaty. – Rozejrzyj

się dookoła i popatrz uważnie – przeciągłe wycie powietrza towarzyszyło temu ruchowi. Parys warknął wściekle z powodu zimna jakiego doświadczył dotykając anioła. Gdyby nie odmrożone ręce, wojownik nie byłby pewien, że Zacharel naprawdę tu jest. - Do kogo ty mówisz? – zapytał barman podchodząc do wojownika z tacą w dłoni? Jeśli Zacharel nie chciał być widoczny – nikt go nie mógł go zobaczyć, nawet jego upadli bracia-aniołowie. Tylko Parys doświadczył tego cholernego szczęścia i mógł oglądać anielski tyłek Zacha. - A więc rozmawiamy na osobności? – syknął wojownik w próżnię, bo widoczne oczom wojownika kształty anioła zdążyły się już rozmazać. Parys zastanawiał się, czy anioł ciągle jeszcze jest obok niego, czy zdążył już się zmaterializować gdzieś indziej? I jaki miał cel pytając, czy Parys będzie w stanie powstrzymać się przed uwolnieniem Sienny? Czemu do cholery interesowało to anioła? Parys opuścił rękę i obrócił się do reszty tłumu. Kilku wojowników groźnie patrzyło w jego stronę, kusząc wojownika wizją upuszczenia im trochę krwi i rozładowania nadmiaru furii. Parys przybył tutaj, z powodu Violi – pomniejszej bogini Życia pozagrobowego i dozorczyni demona Narcyzmu. Powinna już tu być. Być może jednak usłyszała, że tu był i dała nogę. W sumie nie mógł winić jej za to. Kiedyś on i jego przyjaciele otworzyli Puszkę Pandory wypuszczając z niej demony na świat. Jako karę związano ich los z potworami. Niestety w Puszce było znacznie więcej demonów niż wojowników, dlatego też wszyscy ci, który mieli owo szczęście i zaleźli Zeusowi za skórę również złączono z demonami. Większość owych pechowców zamieszkiwała Tartar – więzienie dla nieśmiertelnych mieszkańców Olimpu, zwanego obecnie Tytanią. Tak więc Parys po części odpowiadał na ciemność mieszkającą w Violi. Bogini zaliczała się właśnie do grona pechowców. Chociaż biorąc pod uwagę zbrodniczą naturę bogini, nie powinien czuć się ani trochę winny. Była wystarczająco niebezpieczna, że powinno się trzymać ją z daleka od innych bogów i bogiń, których chwalebne czyny wychwalały mity greckie. Jaką zbrodnię Viola popełniła nie wiedział i nie dbał o to. Mogłaby znęcać się na nim tak długo jakby chciała, pod warunkiem, że powiedziałby mu to na czym najbardziej mu zależało. Ostatniego fragmentu układank i jaki brakował mu, by uwolnić Siennę. Według Łowców, których zabił dziś rano, Viola przychodziła tutaj w każdą piątkową noc, by poigrać z życiem nieśmiertelnych i wypić kilka piw. Łowcy od dawna śledzili jej zwyczaje, chcąc nakłonić ją by przyłączyła się do nich. Tak więc w pewnym sensie była mu coś winna. Gdzie do diabła się podziewała? Ponownie zdumiał się, czujnie rozglądając dookoła w poszukiwaniu długich blond włosów, oczu w kolorze cynamonu i ciału płatnego zabójcy… Obłok białego dymu rozproszył myśli Parysa. Tuż obok wejścia stała kobieta z długimi blond włosami, przypatrując się mu cynamonowymi oczami. Parys wyprostował się, a wszystkie zakończenia nerwowe w jego ciele napięły się.

O tak, zwierzyna pojawiła się na jego zaproszenie, cel został namierzony. Rozdział 2 Chcę jej powiedział Seks, kiedy tylko wzrok Parysa spoczął na Violi. Oczywiście że chcesz odpowiedział wojownik sucho. Mgła która otaczała Violę rozwiała się odsłaniając jej minimalistyczny czarny ubiór. Top na czarnych ramiączkach, ledwie skrywający jej piersi i odsłaniający pępek z wbitym weń kolczykiem. Mikromini którą miała na sobie, kończyła się tuż poniżej linii jej majtek. Zresztą, czy ona w ogóle nosiła majtki? Parys ziewnął. Przez tysiąclecia bywał zarówno z pięknymi kobietami jak i z brzydkimi i tymi wszystkimi pomiędzy. Przez stulecia jednego nauczył się odnośnie urody, piękno mogło ukrywać bestię, a brzydota mogła ukrywać prawdziwe piękno. Sienna w jego mniemaniu należała do pierwszej kategorii. Podczas, gdy on był oszalały z pożądania za nią. Ona knuła jego upadek. Być może był równie zły zepsuty jak jego demon, bo nawet w tej chwili widział w niej coś pociągającego i bardzo seksowanego. Delikatna krucha kobieta uwiodła wojownika, który był twardszy niż kamień i gorętszy niż piekło. Okej, wiedział, że wszystko to sobie zaplanowała, ale od początku było w niej coś dziwnie pociągającego i niepokojącego zarazem. Coś co sprawiło, że przestał się pilnować i dał złapać w pułapkę. Skoncentruj się zażądał demon, który ciągle jeszcze pragnął nieśmiertelnej bogini. Viola odrzuciła jedwabiste włosy na ramię. Westchnienie przetoczyło się wśród męskiej części publiczności. Kobiety próbowały kryć zazdrość. Viola przesuwała wzrokiem po twarzach obecnych. Przez moment jej spojrzenie zatrzymało się na nim, sunąc po ciele wojownika w górę i w dół. Chwilę później patrzyła już na kogoś innego. Parys zmarszczył brwi. Ostatnim razem, kiedy jego demonowi nie udało się przyciągnąć kobiety, spotkał Siennę. Czy to mogło oznaczać… co jeśli…? Napięcie sprawiło, że jego mięśnie napięły się do granic możliwości. Musi otrzymać odpowiedź jeszcze dziś wieczorem… nic innego nie miało w tej chwili znaczenia. Odetchnął głęboko skupiając swe spojrzenie na Violi. Jego ciało napr ężyło się dumnie, prezentując go od najlepszej strony. Po pierwsze urok osobisty, jeśli jeszcze w ogóle pamiętał jak to się robi. Po drugie siła i determinacja, tak tego akurat mu nie brakowało. Viola jednak ignorując go zupełnie zgięła się w pół, sięgając po różowy telefon komórkowy ukryty w skórzanym bucie. Jęki aprobaty rozległy się dookoła niej. Nic dziwnego każdy z tych głupców właśnie zobaczył kawałek nieba. Nawet nieśmiertelni potrafili być dziecinni. Nieświadoma zamieszania jakie wywołała, lub raczej całkowicie ignorując je, stukała zwinnie paluszkami po klawiaturze. Parys zmarszczył brwi.

- Co robisz? – zapytał stając koło niej. Kiedy tylko pytanie zawisło w powietrzu, zdał sobie sprawę jak bardzo oskarżycielsko to zabrzmiało. Jeśli jednak zamierzała wezwać kogoś, by z nim walczył, jakiegoś Łowc ę lub innego nieśmiertelnego, sama wkrótce stanie się jego zakładniczką. - Skrzeczę, to taka nieśmiertelna wersja świergotania lub ćwierkania, w każdym bądź razie, czegoś, co w ten sposób określają istoty niższego rodzaju – powiedziała nie zadając sobie nawet trudu, by spojrzeć do góry. – Mam ogromną rzeszę zwolenników – powiedziała. Ok., nie tego oczekiwał. Spędził wiele czasu z ludźmi i wiedział, jak bardzo radują się z dzielenia pomiędzy sobą każdą chwilą i nowiną, każdą próżną myślą. Ale Tytan, który potrafił robić to samo, był dla niego nowością. - W takim bądź razie, co im teraz mówisz? – czy Kronos zaliczał się do tej zgrai? A Galen, wielka szycha wśród Łowców? I w ogóle jak wielki, był krąg jej wielbicieli? - Być może jestem tą osobą, która może im p owiedzieć o tobie – szeroki uśmiech uniósł kąciki jej warg do góry, jej palce jednak dalej pisały. – Lord Seksu jest brudny a spogląda jakby chciał zdobyć główną wygraną. Nie jestem zainteresowana, ale czy powinnam pomóc mu zdobyć kilka punktów z kimś innym tam na górze? – wysłała wiadomość, skupiając kasztanowe spojrzenie na nim. – Poinformuję cię, kiedy będę coś wiedzieć. Do tego czasu, czy jest coś jeszcze, co chciałbyś o mnie wiedzieć, nim cię całkowicie zignoruję? Lord Seksu powiedziała, czyli wiedziała kim jest, a jednak nie uciekała przed nim, ani nie chciała też rzucić się na niego. Dobry początek. - Tak, to coś ma dla mnie wielkie znaczenie – tylko się nie waż o tym napisać! Warknął w myślach. - Ohhh ważne osobiste sprawy, mimo iż nie powinnam o n ich nikomu mówić i tak pewnie powiem. Jestem taką gadułą. Słucham ciebie. Wbrew jej zagmatwanemu przyznaniu się do plotkowania, nie próbowała wysłać kolejnej wiadomości. Dobrze. - Chcę zobaczyć martwych. Wiedzieć jak to się stało? – Sienna była duszą bez ciała, której on żadnym sposobem nie potrafił wyczuć. Tylko ci, którzy obcowali z martwymi duszami potrafili je zobaczyć, dotknąć, usłyszeć. Viola znała tę sztuczkę, nie oznaczało to jednak, że będzie chciała się nią podzielić. Zamrugała kilkakrotnie, a Parys zauważył, że jej długie rzęsy zostały pomalowane na różowo, by pasowały do jej telefonu. - Podsumujmy, co właśnie usłyszałam: gadasz, gadasz, gadasz. Ale czy powiedziałeś cokolwiek do mnie o mnie? Szczęka Parysa zacisnęła się. Traktowała go jak dupka, a on nie był dupkiem. Przynajmniej nie cały czas. - Okej, powiem coś tobie o tobie. Wiem, że widzisz martwych. Teraz nauczysz mnie jak to robić – to był rozkaz i lepiej, żeby to zrozumiała to od razu. Jej nos zmarszczył się. - Dlaczego tak ci zależy, by zobaczyć martwą duszę? Jeśli ciągle jeszcze są tutaj, sprawiają tylko kłopot… Ale, och, czekaj – zaklaskała w dłonie. – Już wiem, odkryłam, to ta twoja mała tajemnica. Rozszyfrowałam ją, bo jestem nieprzeciętnie inteligentna. Chcesz zobaczyć twoją martwą ludz ką kochankę? Furia natychmiast nową falą wypełniła jego ciało. Nienawidził, gdy ktokolwiek

mówił o Siennie jak o przedmiocie. Nie Zacharel i na pewno nie jakaś tam pomniejsza bogini ze skłonnością do plotkowania. Sienna była pod jego ochroną, nawet jeśli w tej chwili nie mógł się z tego wywiązać. - Ja… - Csss, csss, nie musisz wcale potwierdzać mojego geniuszu – poklepała go po policzku. – Szczególnie, że nie mogę ci pomóc. Odwróciła się próbując odejść. Złapał ją za przegub. - Nie możesz, czy nie chcesz? – to była wielka różnica. W pierwszym przypadku nie wiele mógł na to poradzić. W drugim mógł jej pokazać jak daleko może się posunąć, by dostać, to czego chce. - Nie chcę – rzuciła lekko mając gdzieś jego wściekłość. Jednym ruchem wyswobodziła się z jego uchwytu i skoczyła do tyłu, stając przy barze. Jej wysokie buty głośno zastukały o podłogę. Rozdrażniony Parys poszedł za nią, odpychając na boki każdego, kto stanął mu na drodze. Głośne chrząknięcia i warknięcia, zupełnie jak u rozłoszczonego drapieżnika, wydobywały się z jego piersi. Nikt nie próbował go zatrzymać. Być może wszyscy obecni wyczuwali że w jego wnętrzu ukryty jest dużo potężniejszy i groźniejszy drapieżnik. - Wiesz kim jestem, prawda? – zażądał w chwili, w której dotarł do Violi. Zaczęła wiercić się i przestępować z nogi na nogę, niczym zawodnik na bieżni na chwilę przed startem. Parys był wysokim mężczyzną, nawykłym do górowania nad kobietami. Viola natomiast była niewielką boginią, mającą ledwie pięć stóp wzrostu i oczywiste było, że Parys nad nią górował. Dla Parysa Sienna miała właściwy wzrost. Stojąc, klęcząc lub leżąc byłby w stanie dosięgnąć każdej z jej rozkosznych części ciała. - Wiem wszystko, co powinnam wiedzieć o Lordach Zaświatów – powiedziała Viola. – Zadałam sobie trud poznania całej waszej hordy, kiedy uciekłam z Tartaru i zrozumiałam, że jesteście odpowiedzialni za mój stan. Zatem winiła go za demona, którym została obarczona. Pachniała różami, i zapach ten otaczał go, wyciszając, i przynosząc uczucie spokoju. Lucien – dozorca Śmierci - pachniał dokładnie tak samo, w chwili, kiedy planował zaatakować i zabić. Gniew rozszalał się w Parysie na dobre. - Zatrzymaj to – warknął. - Łał, ale nachmurzona mina i jakie złe spojrzenie. Oj niedobrze… niedobrze – prychnęła od niechcenia oglądając swoje koralowe paznokcie. Dotknij ją. Olał swego demona, skupiając się ponownie na dziewczynie. Szczerze, ponieważ powinien raz jeszcze spróbować ją oczarować, nim wypuści na wolność zwierzę mieszkające w jego wnętrzu. I wcale nie mówił o Seksie, tylko o ciemności, mroku, który raz wypuszczony na zewnątrz zniszczy wszystko, co znajdzie się w jego zasięgu. Ciemność, która spowoduje, że zrobi to, co będzie konieczne, i nie ważne jak bardzo będzie to podłe. Tylko siebie mógł winić za ten stan rzeczy. On sam wpuścił ją do siebie, otwierając szero ko dla niej swoją duszę. Ciemność była złem w najczystszej postaci, podsycająca zarówno jego jak i jego demona do okrucieństwa. Kłam, oszukuj, zdradzaj, myśli Parysa mknęły szaleńczo. Tutaj, teraz i zawsze,

kiedy będzie to konieczne. Spojrzał w dół łagodząc swoje spojrzenie. Zmuszając własną krew do ogrzania się i sprawiając, że pragnienia Seksu wydostaną się przez pory jego skóry. Czekał spokojnie aż piżmowy zapach rozniesie się wokół niego, podniecając wszystkich dookoła. Nienawidził to robić, ponieważ przy pierwszym powiewie, zarówno on jak i Seks staną najbardziej pożądanymi kąskami w okolicy. - Viola, złociutka. Mów do mnie. Powiedz mi to co pragnę usłyszeć – jego głos stał się płynną pieszczotą. Jednak pomimo tego czarującego głosu nasiąkniętego erotycznymi feromonami, Parys pragnął tylko jednej kobiety i Viola nią nie była. - Miałam zamiar podziękować ci za swojego demona – powiedziała podchodząc do niego, jak gdyby był w tej chwili najsłodszym ciastkiem w okolicy. – Jest najlepszy. Ale będąc w połowie drogi do Budapesztu, zupełnie zapomniałam o tobie. Jestem pewna, że rozumiesz – odgarnęła włosy, nie spoglądając już na niego, tylko na kogoś po jego prawej stronie. – W każdym bądź razie jestem tu dzięki tobie. Możesz przekazać moje podziękowania pozostałym. Teraz będziesz musiał… Argh! Kto postawił tutaj to lustro? – zaskrzeczała rozeźlona. Wściekłość która zapłonęła w niej równie szybko zgasła, kiedy skupiła się na studiowaniu swojego wyglądu w lustrze. - Popatrz na mnie – powiedziała prężąc się dumnie sama przed sobą. – Jestem wspaniała. - Viola – sekundy mijały a ona ciągle podziwiała samą s iebie. Posłała nawet sobie pocałunek. Świetnie, jak chce mogą pójść tą drogą. – Mogę sprawić, że będziesz błagać o mój dotyk. Kiedy tylko zechcę i uwierz mi, będziesz błagać. Będziesz płakać, ale nie zaznasz ulgi. Upewnię się co do tego. Ale wiesz, co jeszcze? To nie jest najgorsze co mogę ci zrobić. Kilka nieskończenie długich sekund minęło, a ona nadal nie odpowiedziała mu. Furia… Frustracja… Ciemność unosząca swój łeb. Chciał uderzyć… zranić… zabić. Oddychał głęboko, pozwalając sobie na zaciągnięcie się zapachem róż… OK., dobrze, tym razem pozwoli sobie, by emocje go pochłonęły… Być może Viola nie mogła mu pomóc, zrozumiał nagle. Jak wiedział, wszystkie demony z Puszki Pandory posiadały jakiś słaby punkt, wadę. Vila natomiast była dozorcą Narcyzmu, a to oznaczało, że kochała tylko samą siebie. Testując swoją teorię, stanął przed nią, zasłaniając jej widok w lustrze. Jej ciało natychmiast zesztywniało, a spojrzenie uciekło na boki, jak gdyby nagle ocknęła się z transu i nagle zaczęła sprawdzać, czy ktoś jej nie zagrażał, podczas, gdy ona była zajęta sobą. Ale nikt takowy się nie znalazł, szybko odetchnęła z ulgą. - Wypatroszę winowajcę – szepnęła zacietrzewiona. Bingo! Teraz już wiedział, gdzie był jej słaby punkt. - Violo! Skoncentruj się na mnie – warknął, łapiąc ją za ramiona o wiele mocniej niż powinien i potrząsając nią, dopóty jej cynamonowe spojrzenie nie spoczęło na nim. – Powiedz mi, co chcę wiedzieć, a puszczę cię nietkniętą. Nadal mając go gdzieś, zbyła lekkim wzruszeniem ramion jego bolesny uścisk. - Taki niecierpliwy. Powinnam się do tego już przyzwyczaić, lecz niestety…

Mężczyźni ciągle się na mnie rzucają. - Viola! - Świetnie. Zobaczmy, co też tam moi czciciele wygadują, dobra? – uniosła telefon spoglądając na wyświetlacz. – 485-ciu głosował na „pomóc mu, dając mu mój numer”, 207 zagłosowało, na „jest głupi”, a 23 na „jest mój”, wredne suki – spojrzała na niego. – Niższe istoty tak zagłosowały. Tak więc, powiem ci o duszach. Zalała go ulga. - Powiedz mi w takim bądź razie, teraz. - Hej, ty! Demoniczna szumowino – chropowaty głos odezwał się tuż za Parysem. Jeden z bywalców klubu w końcu nie wytrzymał. Parys zazgrzytał zębami, puszczając Violę. - Powiedz mi – syknął do kobiety. Powie mu, a wtedy będzie mógł odejść koncentrując się na prawdziwym poszukiwaniu. - Łapy precz od mojej kobiety! Albo i nie. Agresja wyzierała z tonu mężczyzny, budząc zwierzę wewnątrz Parysa. Powstrzymaj się, zwycięstwo jest blisko. - Przyjaciel? – syknął do Violi. Dziewczyna wsunęła niedbale pasmo za ucho. - Ja nie mam przyjaciół. Tylko wielbicieli. - Mówię do ciebie demonie – mężczyzna ponownie się odezwał. Ciemność niczym gruba chmura podnosiła swój łeb w ciele Parysa, żądając krwi i ofiar. - Jeśli chcesz, by twój wielbiciel zachował życie, przerzuć nas na zewnątrz – przenoszenie z miejsca na miejsce za pomocą samej tylko myśli zawsze przyprawiało go o mdłości, ale wolał to, niż szaleństwo. - Nie – powiedziała. – chcę, by żył i tyle. - Czyżbyś mnie nie słyszał demonie? – głos stawał się coraz bardziej szorstki. – Odsuń się od niej i stań twarzą do mnie. A może jesteś tchórzem? Chmura owinęła umysł Parysa, przepędzając z jego głowy wszelkie protesty. Mężczyzna stanowił przeszkodę na jego drodze do Sienny, a wszystkie przeszkody należało wyeliminować. Jakiś piskliwy głos odezwał się w jego głowie, podsyłając mu obraz niekończącej się ścieżki na północ, złoto… Zacharel… zniszczenie… - Pooglądaj sobie siebie w lustrze, pani – mężczyzna powiedział. – Nie chcę, byś widziała, co zrobię temu demonowi. Viola przeklęła, ale i tak posłusznie odwróciła się do lustra, na nowo skupiając spojrzenie, na swoim odbiciu. Zupełnie jak gdyby nie mogła się przed tym powstrzymać. Ponownie zachwyciła się sama sobą, posyłając sobie całusa. Nadchodziła śmierć. Parys ze wściekłością wypisaną na twarzy, obrócił się do swego przeciwnika. Wkrótce krew popłynie szerokim strumieniem. Rozdział 3

Parys szybko zrozumiał jeden fakt. Nie miał jednego przeciwnika, tylko wielu. Świadomość tego jeszcze bardziej podsyciła w nim falę złości i agresji. Ten dzień planował spędzić na wracaniu do zdrowia. Wcześniej zabijał Łowców do upadłego. Teraz na deser przypadły mu upadłe anioły i inne nieśmiertelne szumowiny. Upadli nie nosili koszul. Czyżby była to jakaś nowa moda? Ich pokryte bliznami plecy odbijały się w lustrach. Trzech stanęło naprzeciwko niego, tworząc zwartą ścianę mięśni. Dłonie zaciśnięte w pięści, szeroko rozstawione nogi, pełna gotowość do ataku. Chcę ich powiedział Seks, jak gdyby jego zdanie mogło zaskoczyć jeszcze Parysa. - Nie odejdziecie stąd żywi – ostrzegł mężczyzn. Tak naprawdę, to nie mógł pozostawić ich przy życiu. Nieśmiertelni mieli okropny zwyczaj mszczenia się. - Obserwowałem cię – powiedział typek z lewej. – Uśmiechasz się i kobiety padają do twoich stóp, ale ja zmienię to, kiedy wyrwę ci pieprzony kręgosłup przez te słodkie usteczka. A potem powiem twoim wrogom, gdzie jesteś. Ta k, wiem, kim jesteś Lordzie Seksu. Wiem też, że Łowcy pragną za wszelką cenę twojej śmierci. Facet z prawej uśmiechnął się okrutnie, zadowolony, że nie ma skrzydeł i może swobodnie siać zamęt. - Taaa podoba mi się ten pomysł. Może nawet zostanę i popatrzę, co też oni ci robią, ty brudny… Ten w środku, największy, położył mu rękę na ramieniu, uciszając go. Miał jasną aureolę wytatuowaną dookoła szyi, co mogło oznaczać, że albo całkiem niedawno upadł i jego więź z aniołami jeszcze nie do końca zniknęła, albo też lubił wspominać swoje poprzednie życie. Nieważne. Kimkolwiek był, spotka go taki sam los jak jego kumpli. - Mniej słów, więcej bólu – powiedział. - Tak, więcej bólu – zgodził się Parys. Wyjął z pochwy swoje dwa ulubione sztylety. Jasne kryształowe ostrza błysnęły w świetle żyrandoli. - Hej żadnej broni wewnątrz lokalu – ryknął barman. - Tylko pięści. Ludzie dookoła przycichli wyraźnie zainteresowani rozwojem akcji. - Chcecie zaznać moich dłoni, nie ma sprawy – powiedział wojownik. Kolejne męskie głosy przyłączyły się do upadłych. A więc jeszcze więcej krwi. Nie ma sprawy. Parys rozkazał ostrzom, by zniknęły z widoku, a ponieważ były magiczne, usłuchały jego rozkazu. - Nie dbam o to, jakiej broni używasz – powiedział Aureola. - Nie powinieneś był tu przychodzić – typek z lewej bąknął. – To nasze terytorium i wyegzekwujemy to na tobie. - Upewnimy się, że nigdy tu nie wrócisz – bąknął ten z prawej, wyłamując palce. – To dopiero będzie zabawa. - Zabawa? Tak. Pasuje mi to – Parys potaknął. Trio zbliżyło się do niego. Parys na moment znalazł się w środku. Zaraz też kopnął tego z lewej, a potem walnął typka z prawej zatapiając w jego tętnicy swoje niewidzialne ostrze. Jeden z głowy, zostało dwóch. Aureola zaatakował go, młócąc zaciekle pięściami, ale Parys zwinnie wywinął się. Aureloa skoczył za nim, gość z lewej odzyskał już siły życiowe, skoczył na Parysa

próbując mu pazurami wydrzeć tchawicę. Być może głupie szczęście, albo talent spowodowało, że udało się mu zacisnąć rękę na szyi Parysa. Nie zdążył już jednak nic więcej zrobić, bo wojownik był już w pozycji do ataku i jego uzbrojona ręka poszybowała go napastnika. Głuche chrupnięcie przetoczyło się po sali, Parys odepchnął do siebie odciętą rękę napastnika, jego samego jednak nie puścił. Skóra, mięśnie i ści ęgna smętnie zwisały z kikuta. Aureola również rzucił się do walki, bijąc po twarzy Parysa. Wojownik jednak kończył zabawę z poprzednim dupkiem. Najpierw wbił mu nóż w nerki, potem w serce - cios ostateczny. Zbir umarł jak jego poprzednik. Dwa załatwione. Parys puścił ciało bez życia, z głuchym łoskotem upadło na podłogę . Chwilę później Aureola rzucił się na niego z wściekłym rykiem. Trzask, prask. Najpierw oko, potem warga. Krew kapała gęstą strugą po podbródku Parysa, gwiazdy migotały mu przed oczyma. Seks natychmiast wycofał się w ciemny kąt umysłu wojownika. Każdy kolejny cios spychał Parysa między stoliki i siedzących ludzi. W końcu udało się mu uniknąć ciosu. Szybko odzyskał równowagę, zamierzając podciąć Aureoli nogi w kolanach. Jednak cholerny upadły szybko rozszyfrował zamiary Parysa i w porę uskoczył w bok. Stali od siebie na odległość ramienia, wściekli i zdyszani. Parys już szykował się do następnego ciosu, pragnąc rozedrzeć Aureolę na pół. Kątem oka zdążył jednak zobaczyć błysk alabastrowej skóry i gąszcz biało- złotych piór. Anielski wojownik pojawił się niewiadomo skąd – Zacharel. Ten mężczyzna pragnie jedynie swojej kobiety równie mocno jak ty swojej, zabijesz go za to? Słowa rozbłysły w głowie Parysa. Ciemność szarpała się we wnętrzu wojownika, jednak zwątpienie zdążyło już zalęgnąć się w jego umyśle. Nie, nie chcę ukarać, za to że podąża za kobietą której pragnie. Nawet jeśli przeszkadza mi w moim zadaniu. - Prawdopodobnie pożałuję tego – powiedział Parys chwytając niewidzialne ostrza. – Ale jestem skłonny pozwolić ci odejść wolno. To jednorazowa oferta. Jeśli chcesz żyć odejdź. Tylko tyle, żadnych negocjacji. Aureola groźnie patrząc uniósł podbródek, źrenice jego oczu zwęziły się. Niezależnie od tego kim był i jak miał na imię, jego włosy natych miast przybrały ten sam różowy kolor, co rzęsy i telefon Violi. Krople krwi pojawiły się w kącikach jego oczu, kolczyk przebijał wargę. - Nie odejdę, ona jest moja. Nie pozwolę ci ją mieć a potem rzucić jak śmieć kiedy już z nią skończysz. Wszystko zawsze wracało do tego samego punktu. P arys westchnął zdegustowany tym, że jego cholerny demon potrzebuje seksu, by przetrwać. Nie oznaczało to jednak, że miał zamiar dać się wytrącić z równowagi z powodu zazdrości jakiegoś faceta. Musi spróbować podejść go inaczej. - Ale czy Viola zechce byś był przy niej? Furia. - Zechce. Tak samo Parys myślał o Siennie. Nadal chciał by tak się stało. Wierzył, że będzie mógł coś zrobić, powiedzieć, by przekonać ją do siebie. Coś , co zmieni jej nastawienie do niego i sprawi, że zapragnie go tak jak on jej.

Czy upadły miał szansę na sukces? Kobiety były najbardziej upartymi stworzeniami na świecie. - Jeśli tak koniecznie chcesz wiedzieć, to wcale nie chcę Violi – ruszył w lewo, ale upadły podążył za nim. Mimo wszystko Parys chciał zachować się honorowo. - Kłamiesz – nozdrza Aureoli zadrgały. – Ja który nigdy nie pragnąłem kobiety, nie potrafię się jej oprzeć. Każdy jej chce. - Nie ja. Jestem tutaj, by wyciągnąć z niej pewne informacje, które pomogą uratować mi moją kobietę. Tylko tyle. Zaległa ciężka cisza, Aureola wyłamał palce zastanawiając się nad słowami Parysa. - Tylko informacje – powtórzył Parys. – Przysięgam. - Nie – upadły potrząsnął różową głową, jego upór dorównywał Violi. – Nie wierzę ci, nosisz w sobie zło. Nie będziesz w stanie oprzeć się złym pragnieniom demona. Będziesz jej pożądał i w końcu skorzystasz z okazji by ją mieć. Nie, wcale nie. Był coraz bliżej Sienny, a mimo to potrafił na nią czekać, tęsknić za nią i przetrwać. Co z tego, że ceną za przetrwanie jest mrok. Cóż być może powinien jednak oddać Violę demonowi, łatwiej wyciągnąłby z niej informacje. Ale wtedy Aureola miałby rację. Parys westchnął, ciemność w jego wnętrzu uniosła łeb. - Kończmy to. Parys… - Nie! – Parys zablokował głos Zacharela w swojej głowie . – Próbowałem twoim sposobem, nie udało się. Parys i Aureola skoczyli ku sobie, spotykając się po środku sali. Dokładnie tak jak przedtem ciężkie pięści ruszyły ku wojownikowi. Podczas gdy ciosy zostawiały na ciele Parysa ledwie siniaki. Wojownik zamierzał zrobić coś o wiele więcej niż tylko oddawać ciosy. Chciał rozciąć Aureolę od góry do dołu. Jednak gdy tylko powziął ten zamiar i jego ręka uzbrojona w niewidzialne ostrze poszybowała gotowa by zadać śmiertelny cios, Zacharel błysnął tuż obok Parysa, uderzając w jego rękę i zmuszając, ją by opadła w dół. Ostrze poszybowało ku Aureoli, nacinając ledwie jego udo. Anioł ciągle jeszcze okładał pięściami Parysa, jego ciało jeszcze nie zarejestrowało faktu, że został zraniony. Dopiero w chwili, w której się poruszył, nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Zwalił się na Parysa, uderzając razem z nim w stojący tuż obok stolik. Szkło posypało się na wszystkie strony, wbijając się Parysowi w ramiona i plecy. Nie zmniejszyło to wcale furii w walczących. Aureola szybko odskoczył od Parysa stając na nogach. Chwiejąc się próbował ruszyć do przodu… Zmarszczył brwi, nie rozumiejąc co się dzieje. Kiedy kolana odmówiły mu posłuszeństwa, upadł na podłogę, uderzając w nią ciężko, niczym głaz. Jego opalona skóra przybrała odcień kredy, tatuaże wyraźnie wyblakły, oczy stały się nagle przedziwnie jasne. Upadli aniołowie nie zdrowieją tak jak nieśmiertelni. Ich rany goją się jak u ludzi, powoli, albo wcale. - Ty… ty… - Wygrałem – tak, tak, tak. Powalił wszystkich trzech. – Załatw sobie jakąś

pomoc, a może wyzdrowiejesz. - Ale ty… - niedowierzanie odbiło się na twarzy Aureoli. – Wygrałeś bo oszukiwałeś. To było niewidzialne ostrze, zaatakowałeś mnie nim, czułem to! - Przykro mi że muszę cię rozczarować chłopczyku, ale życie wcale nie jest sprawiedliwe. Sam mogłeś zrobić to samo. Poza tym mówiłeś, że nie dbasz o to jakiej broni użyję. Upadły zaszemrał. Parys poruszył lekko ramionami, tłum stał ciągle jeszcze gęsty wokół niego, ani myślał się rozproszyć, bardziej zainteresowany zbieraniem zakładó w, niż zejściem mu z drogi. - Kto następny? – warknął wojownik, krew ciągle kapała z jego niewidocznych ostrzy tworząc gęstą kałużę na podłodze. Nagle wszyscy rozpierzchli się na boki, dając Parysowi bezpośredni widok na Zacharela, stojącego na szeroko rozstawionych nogach, z dłońmi skrzyżowanymi na piersi. Anioł minę miał wielce zakłopotaną. - Ty ciągle tutaj? – zadrwił Parys. – Czyżbyś też chciał spróbować? Marszcząc brwi Zacharel zniknął. Dlaczego go to tak interesowało? Zastanowił się Parys stąpając ciężko do Violi, która nadal podziwiała swoje odbicie w lustrze. Wojownik schował swoje ostrza do pochew. - Chodźmy. To był zdecydowanie doskonały moment, by wyjść. Nie miał zamiaru ryzykować, że kolejny odurzony palant zechce wyrównać z nim rachunki. Poza tym Viola mogła już zmienić swoje zdanie na temat powiedzenia mu tego, co chciał usłyszeć. Aureola obserwował ją z utęsknieniem, i nienawiścią skierowaną wyłącznie do Parysa. Tak więc laluś prawdopodobnie będzie szukał na nim zemsty. Powinien był go zabić. Nadal mógł to zrobić. Parys jednak wolał tego nie robić, chyba, że Zacharel ponownie stanie mu na drodze, mieszając w jego planach. - Hej – powiedziała Viola wyrwana z ekstazy, zamknięta w uścisku ramion Parysa. – Co ty robisz? Chcę jej Seks odezwał się. Jesteśmy na misji. - Zapewniam ci bezpieczeństwo – skłamał. – Nie chcesz chyba, by twoi wielbiciele pobili się o ciebie. Prawda? Uniosła głowę, spoglądając mu w oczy. - Oczywiście, że chcę. Jestem kobietą. Lubię być podziwiana i wielbiona, lubię, kiedy prawi się mi komplementy. Nie musiała mu tego mówić, tę lekcję zdążył już sobie przyswoić. - Chodziło mi o to, że twoi wielbiciele nie zamierzali oddać ci należytego hołdu. Nie zasługiwali by przebywać w twoim znakomitym towarzystwie. Kto by pomyślał, że jej upór stopnieje w jednej chwili. - Masz całkowitą rację. Oczywiście nie potrafiła wychwycić sarkazmu w jego głosie. Parys skręcił w opuszczoną aleję i zatrzymał się. Doskonale. Księżyc był tak blisko, że wystarczyło, wyciągnąć rękę i mógłby go dotknąć. Chmury były jeszcze bliżej, owijając wszystko śnieżnobiałym kokonem. Chociaż teren był dobrze oświetlony, mgła spowijająca ich

ciała, sprawiała, że stali się absolutnie niewidoczni dla innych. Parys obrócił się do Violi, przyciskając ją do złotej ściany, zmuszają c ją, by skoncentrowała się tylko na nim. Niestety jej uwaga już przerzuciła się na telefon. Smukłe palce szybko sunęły po klawiaturze. Chcę! Chcę! Chcę! Obyś zdechł i zgnił. - Lord Seksu jest jeszcze bardziej zakrwawiony niż wcześniej i jakiś taki… nabrzmiały. Ten widok nie raduje moich oczu. Wyślij. Wyszarpnął telefon z jej dłoni, w ostatniej chwili powstrzymując się przed zniszczeniem go. Z wyraźną niechęcią wrzucił go z powrotem do jej wysokiego buta. - Później o tym zaskrzeczysz. Teraz porozmawiasz ze mną. Co mogę zrobić, by ujrzeć martwych? Pamiętaj twoi czciciele nalegali, byś mi powiedziała. Wydęła buńczucznie wargi. - Spal ciało z duszy którą pragniesz zobaczyć, a potem zachowaj popioły. A propo, czy już opowiadałam ci jak kiedyś ukryłam pewne popioły… Zaczęła brzęczeć ponownie o sobie, o tym co zrobiła, jaka jest wspaniała. Parys nie słuchał jej w ogóle, zaszył się w głębi własnego umysłu, analizując jej wypowiedź. Już dawno spalił ciało Sienny i zabezpieczył jej prochy. Wtedy co prawda nie wiedział dlaczego tak zrobił, był jednak pewien, że nie potrafi rozdzielić się z tym co z niej pozostało. Od tamtego czasu nosił przy sobie małą fiolkę z jej prochami. Widocznie gdzieś podświadomie musiał wiedzieć, że będzie ich jeszcze potrzebował. Kiedy w końcu Viola zamilkła, Parys powiedział. - Musi być coś więcej, by zobaczyć duszę niż posiadać jej popioły – oczywiście, że musiało być. Tygodnie minęły już od dnia w którym Sienna uciekła od Kronosa, szukając Parysa, a on jej nie zobaczył. Pewnie nigdy nie dowiedziałby się o jej obecności, gdyby nie William. Jakimś dziwnym trafem napaleniec jeden, potrafił widzieć martwych i powiedział mu, że widzi u stóp Parysa martwą dziewczynę. Oczywiście Kronos szybko ją wytropił i ścignął z powrotem do więzienia. Sienna z pewnością drogo zapłaciła za swoją ucieczkę. - Oczywiście że jest. Popioły należy zmieszać z ambrozją i wytatuować nimi sobie obręcze wokół oczu – powiedziała Viola. – Wtedy ją zobaczysz, obiecuję. Jeśli chcesz ją dotknąć wytatuuj sobie końcówki palców, usł yszeć, miejsce za uszami, i tak dalej i tak dalej… Pamiętam czas kiedy ja… Parys ponownie zamyślił się. To mógł zrobić. Tatuowanie ciała popiołami martwych mogło wydać się dla wielu obrzydlistwem, ale Parys robił już gorsze rzeczy. - Czy poczuję jej zapach, czy będę mógł jej skosztować? – zapytał przerywając monolog Violi. - Tylko jeśli wytatuujesz sobie wnętrze nosa, warg i końcówkę języka. Pamiętam jak raz w Tartarze… - Czekaj! Dość nie chcę jej, Seks ni stąd ni zowąd przemówił . Znajdź kogoś innego. Dobrze, dobrze, przynajmniej choć raz się ze sobą zgadzali. - Czy jest coś jeszcze, co powinienem wiedzieć? Jakieś konsekwencje, których powinienem być świadom?

- Parys. Znajomy głos odezwał się tuż za nim. Parys odwrócił się, a lęk natychmiast zalągł się w jego sercu. Zawsze kiedy Lucien go odwiedzał, przynosił ze sobą złe wieści. - Co się stało?! Rozdział 4 Lucien - dozorca demona Śmierci wyglądał na wielkiego potężnego i groźnego, nawet przez smugi mgły która go otaczała. Podobnie jak Viola potrafił przenosić się za pomocą myśli. Jego ciemne błyszczące włosy sterczały dookoła niczym najeżone szpikulce. Różnokolorowe oczy spoglądały z zainteresowaniem dookoła. Brud znaczył jego pokryte bliznami policzki. Podobnie spodnie i koszula, były równie brudne, co podarte. - Powiedziałem ci, byś po mnie nie wracał dopóki nie wyślę ci wiadomości. Co oznacza, że nie mam pojęcia po to się tu zjawiłeś – warknął Parys kręcąc swoimi ostrzami. – Gadaj co jest grane. Spojrzenie Luciena uciekło do Violi. - Pozbądź się jej wpierw. - Jej! – przedmiot rozmowy naburmuszył się. – Hej, nie jestem jakąś tam lalą, której byle jaki przystojny facet może rozkazywać… Hej jesteś facetem Anyi – oburzenie uciekło z jej twarzy. Natychmiast uśmiechnęła się uszczęśliwiona do Luciena. – Jestem Viola. Jak pewnie wiesz moja reputacja „groźnej kobiety” sporo mnie wyprzedza, ale jestem pewna, że Anya wspominała o mnie niezliczoną ilość razy. Znała Anyę, pomniejszą boginię Anarchii? Kobietę, która miała więcej jaj niż niejeden facet, ponieważ ucinała je z głupców, którzy ośmielili się wyzwać ją na pojedynek. A więc Viola znała Anyę. Oczywiście, obie były pomniejszymi boginiami, obie znane były z tego że sprawiały kłopoty. Brwi Luciena ściągnęły się. - Nie, ona nigdy… - Nie przestaje mówić o tobie – Parys wszedł w słowo przyjacielowi nim ten zdążył obrazić egoistyczną boginię. Dłoń wojownika zacisnęła się ostrzegawczo na szyi Luciena. - Tak – skłamał szybko Lucien marszcząc brwi. – Mówi o tobie cały czas. Viola śmiejąc się zaczęła kręcić dookoła. - Och nie ma potrzeby byś prawił mi komplementy drogi chłopcze. Myślisz, że nie wiem, jak często jestem przedmiotem rozmów innych? - Powinnaś prawdopodobnie zaskrzeczeć o tym spotkaniu Anyi – powiedział Parys. – Może opisz go, lub wyślij jej zdjęcie, cokolwiek. Mina Violi natychmiast stężała. - Zdjęcia są zarezerwowane wyłącznie dla mojej osoby. Posyłam je moim wielbicielom, gdy na to zasłużą… Ale co innego … Tak, opis czemu nie. Jestem w tym doskonała – chwyciła szybko telefon stukając zawzięcie długimi paznokciami w klawiaturę. – Włosy w kolorze indygo, oczy czekoladowe, stoi przede

mną… Lucien ze zmieszaną miną spojrzał na Parysa. - Ona jest dozorcą Narcyzmu, rejestruje tylko rozmowy dotyczące niej samej – powiedział Parys. – Możesz swobodnie ze mną rozmawiać ona i tak tego nie usłyszy. Ze zdziwieniem wypisanym na twarzy, Lucien na nowo przyjrzał się Violi. - Inny dozorca? Jak ją znalazłeś… Dlaczego o na nie jest… ? Mniejsza o to, teraz to i tak nie ma znaczenia – Lucien skupił swoje spojrzenie na Parysie. – Jestem tutaj ponieważ Kane zaginął. Ból powrócił ściskając pierś Parysa, wciskając bolesną kluchę w je go gardło. - Jak dawno? - Kilka dni. On i William byli razem. Ktoś ich schwytał, zabrał do piekła, by zniszczyć. Być może Łowcy, być może nie. William pamięta tylko pieczarę w której ich przetrzymywano. Potem go ogłuszyli. Obudził się w jakimś motelu, w Budzie, bez Kanea. Parys potarł dłońmi twarz. - Czy Kane jeszcze… żyje? – miał kłopoty by w ogóle wypowiedzieć ostatnie słowo. Nawet myśl o tym sprawiała mu ból. Jeśli jego przyjaciel zginął, podczas gdy on zabawiał się z Łowcami, nigdy sobie tego nie wybaczy. - Tak. Żyje. Musi żyć. Nikt nie potrafił wyobrazić sobie życia bez niego. - Zmontowałeś już oddział poszukiwawczy? - Właśnie dlatego tu jestem. - Kogo już masz? - Amuna, Aerona, Sabina, Gideona. Najtwardsi z pośród wojowników. Gdyby to Parys zaginął, c hciałby by ci sami go szukali. Poważnie z tą czwórką równać się mogli pewnie tylko Jason Voorhees, Freddy Krueger, Michael Myers i Hanibal Lecter. Amun był dozorcą Sekretów i nie było większego wojownika w boju. Facet niczym robak zagnieżdżał się w twoim mózgu, zdolny wyrwać z niego każdą informację. Faktycznie nic nie było w stanie ukryć się przed nim. Tak więc lokalizacja Kane… żaden problem. Aeron był pierwszym dozorcą Gniewu. Ścięto mu głowę, choć potem Aeron dostał swoje ciało w jednym kawałku, a jego demona – Gniew - Kronos połączył ze Sienną. Ale nawet bez swojej ciemniejszej połówki Aeron nadal sprawiał, że wrogowie piszczeli ze strachu na jego widok. O tak, ten kto porwał Kane drogo za to zapłaci. Sabin był dozorcą demona Watpliwości, wojownikiem niezrównanym w swej sile i przebiegłości. Dzięki swemu demonowi, potrafił kruszyć opór nawet najbardziej zatwardziałych wojowników, budząc obawy w umysłach i lęk. Jego samego jednak nigdy nie dopadało zwątpienie, dział ostro i zdecydowanie, z zimnym uśmiechem na twarzy mordując przeciwników. Był jeszcze Gideon, dozorca demona Kłamstw. Wojownik farbował włosy na niebiesko, całe jego ciało, było wykolczykowane, odzwierciedlając jakby jego wypaczony humor. Jego najnowszą zabawą, było wypuszczanie demona ze swego ciała na wroga, a potem patrzenie jak demon niszczy kawałek po kawału delikwenta. Parys prawie współczuł temu, kto porwał Kanea. Prawie.

- Więc… wchodzisz w to czy nie? – zapytał Lucien. - Ja… - nienawidził siebie. Chciał powiedzieć tak. Naprawdę chciał. Kochał swojego przyjaciela. Kochał go prawdopodobnie mocniej niż Viola kochała siebie. Tak na marginesie, to bogini cały czas stukała po klawiszach, mamrocząc pod nosem zachwycona, tym jak to Lord Śmierci odnazał ją i okazało się, że jest piękniejsza niż boginii Anarchii. Przyjaciele zawsze walczyli u boku Parysa, przelewając krew dla niego. Zrobili by dla niego wszystko. Ale … - Nie mogę – powiedział z bólem w sercu, nie mogąc sam sobie wybaczyć tych słów. – Nie w tej chwili. Najpierw muszę coś zrobić – mrok, który mieszkał wewnątrz niego obudził się do działania. Lucien pokiwał głową. - Rozumiem – powiedział spokojnie, nie czyniąc mu wyrzutów. Tylko, że nawet to nie poprawiło nastroju Parysowi. – Potrzebujesz pomocy w twojej misji? – powiedział zły sam na siebie, że wpędził przyjaciela w poczucie winy. – Jeśli prowadzisz jakąś niebezpieczną grę, gotów jestem podesłać ci Williama. William był najlepszym przyjacielem Anyi i facetem w którego Lucien z radością wbiłby nóż w plecy. I w serce. I w pachwinę również. Will nie był opętany przez żadnego demona, ale według ostatnich plotek, był rodzonym bratem diabła i stwórcą Czterech Jeźdźców Apokalipsy. W tej ostatniej plotce kryło się zapewne wiele prawdy. Will niczego się nie bał i nie sposób było go zaskoczyć. - Przyślij go do mnie – powiedział Parys. – Jest mi coś winien – to William pozwolił, by Kronos zabrał bezkarnie spod nóg Parysa wijącą się Siennę. Dopóki Parys nie uzna inaczej, facet będzie jego niewolnikiem. - Zrobione – spojrzenie Luciena przesunęło się do Violi. – Co z nią? Nie możemy pozwolić, by krążyła tak wokół siebie. Kornos i Łowcy z pewnością ucieszyliby się, gdyby ją złapali. Kronos nienawidził Łowców. Łowcy nienawidzili Kronosa. Obie strony szukały jak najwięcej nieśmiertelnych sprzymierzeńców, rekrutując ich z użyciem siły czy bez. Parys cieszyłby się, gdyby obie strony wykończyły się nawzajem. - Zabierz ją – powiedział kładąc dłonie na ramionach Violi i potrząsając nią, by zwrócić jej uwagę. Gest zupełnie niewinny a wytrącił ją z wewnętrznej równowagi i skupienia na sobie samej, niszcząc jej anielski wygląd, a nadając jej cechy demona mieszkającego wewnątrz niej. Dwa rogi wyrosły z jej czaszki, skóra pokryła się czerwonymi łuskami, oczy błyszczały niczym dwa czerwone rubiny. Ostre i śmiertelnie niebezpieczne kły wysunęły się z jej ust, paznokcie zamieniły się w pazury. Zapach siarki otoczył ją, przykrywając aromat róż, szkarłatna mgła owinęła jej ciało, sprawiając, że demon Parysa zaczął skomleć jak dziecko. Z wściekłym rykiem zatopiła ostre pazury w dłoni wojownika, łapiąc go mocno i ciskając nim na złotą ścianę tuż obok. Ciało wojownika głucho łupnęło, złote cegły posypały się Parysowi na głowę. Na moment zgubił oddech. Kiedy gwiazdy przestały już migotać mu przed oczyma zaklął siarczyście. Co… na piekło? Kiedy w końcu udało się mu skupić wzrok, zobaczył, że Viola znowu jest dawną Violą – wspaniałą niewinną blondynką.

- Ooops, mój błąd – chichocząc Viola wepchnęła telefon do buta. – Dotykanie mnie nie jest dozwolone. Nigdy. Teraz… czy potrzebujesz czegoś ode mnie? Lucien uszczypnął się w nos. - To może być ciekawe, jeśli mogę się tak wyrazić – powiedział. - Czy masz coś przeciwko opuszczeniu tego miejsca z Lucienem? – zapytał Parys wstając na nogi. Każdy oddech sprawiał mu kłujący ból w żebrach . Gorzej, rana w szyi otworzyła się. Jednym rzutem wyrządziła mu znacznie więcej krzywdy, niż trzech upadłych aniołów w barze. – On zabierze cię do Anyi, a przecież wy dwie dobrze się znacie – naprawdę chciał się jej już pozbyć. W razie konieczności poprosi ją by odeszła. - Poważnie? – Viola zaklaskała w dłonie, okręciła się na pięcie i rzuciła Lucienowi na szyję. – Tak, tak, tak. Po tysiąckroć tak. Idę z tobą, ale musisz mi obiecać, że po drodze zabierzemy mojego ulubieńca księżniczkę Fluffikans. A teraz małe ostrzeżenie. Nie chcę byś oszalał z namiętności na moim punkcie i złamał w ten sposób serce Anyi. Cóż było więcej niż prawdopodobne że któryś z jego niezaangażowanych wojowników mógłby oszaleć dla niej, teraz jednak nie miał ochoty się tym zamartwiać. Mierząc Parysa groźnym spojrzeniem Lucien rozłożył ramiona szeroko, niczym ośmiornica i otoczył nimi ciągle trajkoczącą Violę, by chwilę później zniknąć. Parys stał jeszcze chwilę zastanawiając się czy zostać i poczekać, aż Lucien wróci. Biorąc jednak pod uwagę, że dozorca śmierci potrafił podróżować za iskrą życia każdej żywej osoby, nie będzie miał problemu ze znalezieniem Parysa. Czas, by zrobić sobie tatuaż. Śmiertelne i nieśmiertelne światy były bardzo do siebie podobne. Tytania, była dobrze prosperującą metropolią wielkich centrów handlowych, restauracji wypełniających się po brzegi zabawą, w każdym możliwej odmianie. Parysowi nie zajęło wiele czasu, by zebrać wszystko co potrzebne do wykonania tatuażu, a potem zaszyć się w jednym z licznych tutaj moteli. Zabawne. Widać na wet nieśmiertelni lubili mieć swoje ciche, anonimowe zakątki. Czekając na Luciena zjadał kanapkę, chociaż prawdę mówiąc nie miał bladego pojęcia co w niej było. Zdecydowanie jednak nie było to mięso. Zrobił to dla siebie, bo przecież nie dla swego demona. Nie uprawiał dziś seksu i nie miał orgazmu, który był zastrzykiem siły dla jego ciała i demona. Już dawno nie czuł adrenaliny towarzyszącej wytryskowi, ale co tam, miał to, co mógł mieć. Umył się z krwi i innych rzeczy plamiących jego skórę. Wielu ludzi um arło dziś z jego ręki. Większość stanowili Łowcy – jego wrogowie. Większość była mężczyznami, chociaż coraz częściej rekrutowano kobiety. Parys przez moment zastanawiał się, co też by się wydarzyło, gdyby to na polu walki spotkał Siennę, czy istniałaby jakakolwiek szansa, że zatrzymałby się przy niej? Gdyby żyła wystarczająco długo, może zechciałby ją przesłuchać. Czy zrobiłby jej krzywdę? Chciał myśleć, że nie… ale psiakrew! Nie był tego taki pewien. Sienna wiedziała o sprawach, na których mogło mu zależeć. Dlaczego był kim był i jak go zniszczyć. Wiedział, że dostała te informacje od Rhei – żony Kronosa, liderki Łowców. Nie bezpośrednio oczywiście, ale innymi kanałami. Gdyby teraz ją spotkał, nie zawracałby sobie głowy pytaniami. Po prostu chciał ją mieć, przy sobie. Bezpieczną.

Bezpieczną? Chcesz tylko jej bezpieczeństwa? Akurat! Seks zadrwił. Parys wytarł się ręcznikiem, potem przyjrzał się swojemu odbiciu w lustrze. W ostatnich tygodniach sporo schudł, ciemne sińce widniały pod jego oczami. Kilka zadrapań znaczyło jego policzki i szyję. Włosy miał postrzępione i skołtunione. Przeczesał je palcami, ale na niewiele się to zdało. Ciekawe co teraz pomyślałby o nim Sienna? Mimo wszystko kiedyś go pragnęła. Czy teraz byłoby tak samo? Czy ciągle jeszcze pragnęła go? W swoim obecnym stanie był zbyt dziki i nieokrzesany dla jakiejkolwiek kobiety. Co jeśli niemożliwe stanie się prawdą i znowu go zapragnie? Co zrobi jeśli zacznie go błagać, by wszedł w nią? Już raz uciekła od Kronosa i przyszła do niego. Nie oznaczało to jednak, że powinien przestać mieć się na baczności przed nią. Nie powinien jej ufać. Mógł ją wziąć , tak jak tego pragnął, ostro, mocno. Mógł nawet spędzić z nią kilka dni, a potem zastanowić się nad resztą. Może wtedy pragnienie jej przestanie go tak dręczyć. A może nie. Może będzie jeszcze rozpaczliwiej jej pragnął. Czy będzie w stanie pozwolić jej odejść kiedy nadejdzie czas? Co jeśli będzie chciała pozostać z nim? Tęsknił za tym. Tak cholernie za tym tęsknił. Niestety zgodnie z tym, co przewidywał Zacharel, Parys zniszczyłby ją, zatrzymując przy sobie. I wcale nie z tych powodów, które podał mu anioł, tylko dlatego, że gdyby on i Sienna nie mogliby być ze sobą, on w końcu poszukałby sobie kogoś innego. Zrobiłby to. Musiałby to zrobić, by utrzymać się przy życiu. Już raz kiedyś próbował być wierny tylko jednej kobiecie – Susan. Była jego, wiedział jednak, że nie będzie mógł mieć jej znowu, tylko bogowie wiedzieli jak bardzo o to błagał. Kochał być z nią, jej towarzystwo i myśl, że należy do niego. W końcu jednak i tak ją oszukał i zdradził, raniąc w najgorszy z możliwych sposobów. Kolejny fakt: gdyby zdradził Siennę, zniszczyłby wszystko, o co tak długo zabiegał i walczył. Zniszczyłby również jej serce, jej zaufanie i niewinność. Byłby winien każdemu mrocznemu czynowi, który popełniłby przeciwko niej, a mimo to ciągle by jej pragnął. Sytuacja stałaby się bardzo chora. Wściekły sam na siebie, uderzył pięścią w lustro, rozbijając je na dziesiątki kawałków. Odłamki posypały się na podłogę, tłukąc na jeszcze mniejsze kawałki. Krew ciągle jeszcze kapała z jego dłoni, kiedy chował ostrza do pochew przytwierdzonych do ciała. Jak tak dalej pójdzie będzie wyglądał jak Reyes - dozorca Bólu. Do tej pory nie musiał niepokoić się swoimi ranami, może powinien zacząć? Ubrał się, w rzeczy które dopiero co sobie kupił: czarne spodnie i taki sam T-shirt. Kiedy szedł do walki lubił być niewidzialny. Nie tak dawno temu Parys zakradł się do haremu Kronosa i uwiódł jedną z jego konkubin, handlując seksem w zamiast za informacje. Dlatego też wiedział, że Sienna była przetrzymywana w Królestwie Krwi i Cieni, części Tytani, tylko że… Królestwo mieściło się na obrzeżach Tytanii, w jej niewidzialnej części, w dodatku cholernie dobrze chronionej, przez czyste zło. B y tam wejść trzeba było umrzeć i takie tam… Gdyby chciał sam mógłby odnaleźć drogę do królestwa, starymi sposobami.

Czyli przekupując i wymuszając odpowiedzi na mieszkańcach pałacu Kronosa. Zaklął cicho, przeczesując ciągle jeszcze mokre włosy. Potem posze dł do sypialni pooglądać akcesoria do tatuażu. Jakaś część niego domagała się, by wyszedł na zewnątrz i ponownie zabrał się za wybijanie Łowców, inna kazała mu torować sobie drogę do Królestwa Krwi i Cieni. Ku ogromnej uldze Parysa, chwilę Lucien później pojawił się na środku pokoju. - Miałem wyrzuty sumienia skazując cię na towarzystwo Williama, dlatego też postanowiłem przynieść ci nagrodę pocieszenia. Śmierć pchnęła w stronę Parysa przemoczonego i protestującego Williama, zaraz potem Lucien wskazał wojownikowi Zacharela stojącego w drugim kącie pokoju, zupełnie jakby anioł miał być jakąś nagrodą lub pudełkiem czekoladek. - Faktycznie – powiedział Zacharel. – Przyniesiono mnie tu. Lucien szukał ciebie, więc powiedziałem mu, gdzie jesteś. Parys zazgrzytał zębami. - Dzięki – rzucił do Luciena, ignorując anioła. – Średnia ta niespodzianka. William, mój słodki William, chcę go powiedział Seks, rozpylając w umyśle obleśne obrazki. Seks zawsze pragną tego faceta, Parys jednak nigdy nie pozwolił sobie bodaj na przypadkowy gest w stronę Willa. Nie mógłby. - Tak mi przykro, że nie mogę z wami zostać – powiedział Lucien z pozorną litością. – A tak przy okazji, ulubieniec Violi – księżniczka Fluffycakes, czy jak ją tam zwą, to diabeł tasmański i w dodatku wampir. Ciesz się, że znikam stąd nie rozrywając ci wpierw gardła – mówiąc to wojownik zniknął. Drobne płatki śniegu zawirowały wokół Zacharela. Anioł z wyraźną niechęcią rozejrzał się po pokoju. - Co tutaj robisz? – zapytał. - Serio facet, ta buda to istna ruina – dodał William. – Kiedy ja przebywam w niebiosach trzymam się Zachodniego Goodywood. Mógłbyś o tym pomyśleć, lub chociaż pozwolić mi się ubrać, do diaska. O nie, żadnego cackania się i wygodnictwa. Nie będzie spełniał ich wymuskanych próśb. Będą grali tak jak im zagra. - Dlaczego ostatnio ciągle pada wokół ciebie śnieg? – zażądał Parys od Zacharela. - Jest ku temu powód. - Podzielisz się nim? - Nie. - I idziesz ze mną? - Tak. Przynajmniej nie próbował zaprzeczyć. Nie żeby był w stanie. Anioły nie mogły kłamać, musiały mówić prawdę, a prawda w ustach Zacharela, była bardziej przerażająca niż nie jedna groźba. - Dlaczego? – Parys nie ustępował. - Jeszcze nie jesteś gotowy, by poznać odpowiedź. Parys kochał ten rodzaj zafajdanych odpowiedzi. - W takim bądź razie, jeśli masz zamiar nadal kręcić się bez celu, zrób coś użytecznego i pomóż mi wytatuować resztę mojego ciała – by zrobić linie wokół oczu potrzebował pewnej dłoni. – A potem możesz mnie pocałować w dupę i zjeżdżać stąd. Zacharel zmarszczył brwi, więcej śniegu posypało się z jego skrzydeł.