caysii

  • Dokumenty2 224
  • Odsłony1 147 179
  • Obserwuję791
  • Rozmiar dokumentów4.1 GB
  • Ilość pobrań682 267

Julie Kenner - 3.5 - Take me

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :737.2 KB
Rozszerzenie:pdf

Julie Kenner - 3.5 - Take me.pdf

caysii Dokumenty Książki
Użytkownik caysii wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 631 osób, 359 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 62 stron)

Take Me. Julie Kenner. Długo nie marzyłam o swoim bajkowym ślubie do czasu, kiedy spotkałam Damiena Starka – który zdobył mnie swoimi pocałunkami i swoim dotykiem – i zaczęłam wierzyć, że to moje przeznaczenie. Choć oboje mamy swoje tajemnice i blizny, nasza wspólna pasja uzdrawia nas, wiążąc nas ze sobą. Jesteśmy sobie całkowicie przeznaczeni i nasza wzajemna ekstaza jest najjaśniejszym światłem w moim życiu. Ale ciemność wciąż wije się przez cienkie szczeliny naszej zbroi. Duchy naszej przeszłości wkraczają przynosząc świeży ból , który przecina wszystko i grozi zniszczeniem wszystkiego, co jest nam drogie i cenne. Damien jest moją kotwicą w tym świecie, a ja jestem jego. Ale jeśli zamierzamy utrzymać się razem, musimy walczyć z cieniami naszej przeszłości by móc zbliżyć się do naszej wspólnej przyszłości.

Rozdział 1. Biel. Jest wszędzie. Miękka i falująca. Delikatna i kojąca. Stoję w pokoju, chociaż nie widzę ani ścian ani okien. Jest tylko niekończący się potok materiału. Zmysłowa pieszczota jedwabiu, który okala moje ciało kiedy przechodzę przez zasłony wypełniające przestrzeń między sobą. Setki, może tysiące. Są piękne. Są idealne. A ja się nie boję. Przeciwnie, jestem absolutnie spokojna. I kiedy idę do przodu, słychać jedynie delikatne stąpanie moich bosych stóp na chłodnej posadzce i wtedy zdaję sobie sprawę, że idę w stronę światła. Świeci przez przezroczyste panele, które trzepoczą kiedy je mijam, jakby uderzone przez bryzę oceanu. Wiem, że zmierzam do czegoś – do kogoś – i czuję rosnącą we mnie radość. Jest tam, gdzieś ponad lasem zmysłów. Gdzieś w świetle. Damien. Przyspieszam kroku, mój puls przyspieszył kiedy idę szybciej i szybciej. Tak desperacko potrzebuję go zobaczyć, poczuć opuszki jego palców, tak delikatne jak muskanie zasłon. Chociaż się spieszę nie wydaje mi się bym gdziekolwiek docierała, a miękki trzepot zasłon nabrał groźnej jasności. Jakby mnie przytrzymywały bym nie szła dalej. Wewnątrz już panikuje; muszę się do niego dostać. Muszę go zobaczyć, dotknąć i choć nie wiem jakbym się starała, nie widzę w tym żadnych postępów. Utknęłam, i to co przed chwilą wydawało się zapraszającym pięknem do nieba, teraz wygląda jak pułapka, podstęp. Jak straszny koszmar. Koszmar. Mój puls znowu przyspieszył, kiedy dotarło wszystko do mnie. Nie jestem w żadnym pokoju; jestem w łóżku. Nie biegnę; śpię. To jest sen i tylko sen. Ale jeden z takich, z których nie mogę się obudzić, chociaż ruszam się szybciej szarpiąc się przez te zasłony, bo jestem pewna, że tego rodzaju pewność nie przychodzi tylko w świecie marzeń – i jeśli tylko się przez nie przedrę będę wolna. Obudzę się i znowu będę bezpieczna w ramionach Damiena. Ale nie jest tak łatwo. Chociaż przeciskam się pokonując kolejne etapy mojej drogi- choć biegnę i biegnę pewna, że zaraz wypluje płuca – nie zmierzam nigdzie gdzie bym wcześniej nie była. Zwijam się, pokonana, na chłodnej ziemi. Moja spódnica faluje wokół mnie jak płatki kwiatów. Dotykam materiały. W tym całym zamieszaniu nawet nie zauważyłam, że mam na sobie suknie, ale to jest sen i dobrze wiem, że nie należy myśleć zbyt głęboko nad tą rzeczywistością. Zamiast tego próbuję się zebrać. Uspokoić. Oddychać głęboko. I już nie idę dalej i to jest dobre, ponieważ muszę się zatrzymać, kurtyny opadają delikatnie na ziemię i znikają jak wata cukrowa dotykająca wody. I nie ma już nic oprócz mnie i tego pokoju z białymi ścianami, które wydaję się na mnie napierać, przysuwając się bliżej z każdym mym oddechem.

Moja klatka piersiowa jest napięta i kiedy spoglądam w dół dociera do mnie, że rękę mam zaciśniętą na jedwabiu. Małe żółte i złote kwiatki haftowane na białym jedwabiu, kwiatki osadzone w połyskujące białe perły, które czuję mocno pod moją dłonią. Spoglądam w dół na dopasowany stanik, doskonale jedwabny. Jestem w swojej sukni ślubnej i za chwilę rzeczywistość mnie uspokaja. Damien, myślę znowu. Nie ma go obok mnie, ale wiem, że jest ze mną. Ten człowiek – ten niesamowity mężczyzna, który wkrótce zostanie moim mężem. Sama myśl o nim uspokaja mnie i sprawia, że znów mogę oddychać z łatwością. Mogę kontynuować. Mogę wstać i iść do przodu, opuszczając ten pokój. Mogę się udać w ramiona Damiena. I zamierzam to zrobić, przesuwając swoją wagę tak bym mogła wstać. I wtedy właśnie dostrzegam plamę. Różowe rozmycie wyłaniające się z czystego jedwabiu spódnicy. Na początku jest słaba tak, że w pierwszej chwili myślę, że jest to spowodowane tym jak pada światło do pokoju. Ale wtedy barwa się pogłębia, przekształca się z koloru różowego na czerwony. Rozprzestrzenia się, przy czym skaża czystość mojej pięknej sukni. Krew. Oszalała, cofam się jakbym chciała uciec od tej plamy, chociaż mam ją na sobie. Ale oczywiście nie ma ucieczki. Staram się wyrwać ją, zobaczyć pod nią. Staram się zobaczyć skąd ta krew się tu wzięła. Nie daję rady, mam za śliskie ręce. Czerwone i wilgotne. Pocieram nimi o suknie, starając się je wyczyścić. Mój oddech przechodzi w westchnienia, puls buzuje mi w uszach i nic nie słyszę prócz krwi dudniącej w moich żyłach. Tej samej, które powleka mnie i ucieka mi. Nie, nie, nie, o Boże, nie. Ale to prawda – jestem tego pewna. Krew na sukni jest moja i przy ostatnim, zdesperowanym jęknięciu szarpię jedwabny materiał, satyny, koronki aż udaje mi się ujrzeć nogi. Nagie i śliskie od krwi. Słyszę hałas – sapanie. Pochodzi ze mnie kiedy szukam źródła krwi. Jestem na kolanach, moje uda ściśnięte razem. Rozdzielam je i widzę blizny, które mają tyle lat po tym jak nękałam wewnętrzną stronę moich ud, mojego miękkiego ciała. Samookaleczanie, wykonane przez nacisk ostrza, które tak mocno ściskałam niegdyś w dłoniach. Pamiętam słodka intensywność pierwszego cięcia. Chwalebne ciepło penetrujące stalowe ciało. Ulgę jaka przyszła razem z bólem, jak pisk wrzącej wody w czajniku kiedy w końcu uwalnia parę wolną. Pamiętam ból, ale już go nie potrzebuję. To sobie powtarzam, nie potrzebuję blizn; nie chcę bólu. Nie potrzebuję się więcej ciąć. Już jest ze mną lepiej. Mam Damiena, który trzyma mnie mocno. Który sprawia, że jestem skupiona, bezpieczna i cała.

Ale nie da się zaprzeczyć krwi. I kiedy patrzę w dół na otwarte blizny – w zniekształcone i surowe mięso i krew, która mnie otacza tak lepka i ostra – czuję ucisk w piersi i suchość w gardle. Wtedy, w końcu słyszę swój własny krzyk.

Rozdział 2. Budzę się w ramionach Damiena, gardło mam suche od gwałtownego dźwięku jaki się z niego wydobył. Twarz przyciśniętą mam do jego nagiej klatki piersiowej, szlochając mój oddech przechodzi w gwałtowne wdychanie i łykanie. Rękoma głaszcze moje ramionach, ruchem jednocześnie delikatnym ale i silnym, pożądającym ale i ochronnym. Wymawia moje imię, „Nikki, Nikki, już dobrze Kochanie, już dobrze,” ale ja to odbieram jako potwierdzenie, że już jestem bezpieczna. Że jestem kochana. Że jestem jego. Łzy spowalniają, a oddech robi się bardziej głęboki. Koncentruje się na jego dotyku, głosie. Na jego zapachu, seksowności, znanej męskości. Skupiam się na małych kawałeczkach mężczyzny, którego tak bardzo kocham. Na wszystkich rzeczach, które sprawiają, że jest taki a nie inny i które dają mu tyle siły by mnie uspokoić. Spojrzeć w twarz moim demonom i je odpędzić. On jest cudem a największym cudem jest to, że jest mój. Otwieram oczy, kładę się na plecy podnosząc głowę do góry. Nawet wyciągnięty ze snu, Damien jest wyjątkowy. Upijam się jego wizją, pozwalając by jego piękno koiło moją spieczoną duszę. Mój wzrok zatrzymuje się na jego oczach, tych magicznych dwukolorowych oczach które mają w sobie tak wiele pasji, skupienia, determinacji. I przede wszystkim, miłości. „Damien,” szepczę i od razu zostaję nagrodzona uśmiechem na jego ustach. „Tu jesteś.” Delikatnie głaszcze mój policzek, przeczesuje włosy na tył głowy odsłaniając moją twarz. „Chcesz o tym porozmawiać?” Potrząsam głowę zaprzeczając, ale i tak wypowiadam jedno słowo, „Krew.” Natychmiastowo zauważam zmartwienie w jego oczach. „To tylko sen,” mówię choć do końca w to sama nie wierzę. „Nie sen,” poprawia. „Koszmar. I to nie pierwszy.” „Nie,” przyznaję. Kiedy moje koszmary się zaczęły, nie były prawdziwymi koszmarami, tylko niejasnym poczuciem niepokoju po przebudzeniu. Częściej, gwałtownie budziłam się w nocy w walącym sercem i spoconymi włosami. Ten jednakże, był pierwszym snem gdzie pojawiła się krew. Podciągam się do góry i siadam sztywno, ściskają prześcieradło wokół mnie, jakby oferowało mi ochronę przed koszmarami. Owijam palce wokół jego, nasze nogi wciąż się dotykają. Nie chcę nawet myśleć o snach, ale jeśli muszę to potrzebuję dotyku Damiena opoki.

„Cięłaś się?” Potrząsam głową. „Nie. Chyba że chciałam. Ponieważ nie były to blizny tylko rany. I były otwarte. I była tam krew. Wszędzie i – „ Ucisza mnie pocałunkiem, tak głębokim i mocnym i żądającym, że już nie trzymam się mojego strachu. Zamiast tego, wypełnia mój umysł tak intensywnie szalejącym we mnie ciepłem, które niszczy wszystko poza mną i Damienem i pasją, jaka tli się między nami gotowa zapalić się przy najmniejszej prowokacji. Gotowa spalić wszystko co zagraża życiu, jakie razem budujemy. Duchy z naszej przeszłości i mój strach przed przyszłościom. Mój strach przed przyszłością? Powtarzam sobie w myślach te słowa i lekko zszokowana zdaję sobie sprawę, że jest w tym prawda. To mnie zdumiewa, ponieważ nie obawiam się zostać Panią Stark. Przeciwnie, wydaje mi się, że najmniej obawiam się bycia żoną Damiena. To jest to kim miałam być i nigdy nie będę bardziej pewna tego pewna, niż w jego ramionach. Więc czy to aby to? Czy boję się rozpiętości między teraźniejszością i „Czy bierzesz sobie tego mężczyznę za męża”? Opuszkami delikatnie gładzi moją dolną wargę i od raz wyłapuję znajome iskry w jego ochach. „Powiedz mi,” mówi głosem, który nie lubi sprzeciwów. „Może to są przepowiednie, zapowiedzi czegoś,” szepczę. „Mam na myśli sny.” Słowa brzmią głupio w moich ustach, ale musiałam coś powiedzieć. Nie mogę dusić w sobie strachu. Nie kiedy wiem, że Damien może pomóc mi się go pozbyć. „Przepowiednie?” powtarza. „Jak zła wróżba?” Kiwam. „Niby czego?” Unosi brwi. „Że nie powinniśmy brać ślubu?” Słyszę intensywność jego głosu ale mimo tego, moja odpowiedź jest gwałtowna i stanowcza. „Boże, nie!” „Że Cię skrzywdzę?” „Ty nigdy nie mógłbyś mnie skrzywdzić,” mówię. „Nie w sposób jaki masz na myśli.” Oboje wiemy, że były chwile kiedy potrzebowałam bólu – że nie raz chwyciłabym za ostrze gdyby nie było przy mnie Damiena. Ale on tu jest i jest wszystkim czego potrzebuje. „Więc o co chodzi?” pyta przyciągając nasze splecione dłonie do swych delikatnych ust. Miękko obdarowuje moje knykcie pocałunkami i te słodkie doznanie rozprasza mnie. „Nie wiem.” „Ale ja tak,” mówi. W jego głosie słychać pewność, która sprawia, że się uspokajam. „Jesteś panną młodą Nikki. Jesteś zdenerwowana.” Zostawia malutki pocałunek na czubku mojego nosa. „Wydaje mi się, że powinnaś być.”

„Nie.” Potrząsam głową. „Ni, to nie – ” ale nie kontynuuje dalej. Prawda jest taka, że Damien może mieć rację. Trema ślubna? Czy to naprawdę może być takie proste? „Ale nie ma czym się denerwować,” mówi głaszcząc moje ramiona, delikatnie przesuwając palcami w dół. Jestem naga i drżę. Nie jest to spowodowane lekkim chłodnym powietrzem, ale tęsknotą w oczach Damiena. Tęsknotą, której tak chętnie się poddaję. „Co się mówi o małżeństwie? Że panna młoda i pan młody stają się jednością?” placem przesuwa po moim obojczyku, a następnie powoli, miękko niczym dotyk motyla kieruje się do moich piersi. „To nie jest prawdą w naszym przypadku Skarbie. To nie prawda, bo my już jesteśmy jednością, Ty i ja a ten ślub to tylko formalność.” „To prawda,” mówię głosem ledwie słyszalnym. Rękoma obejmuje moje piersi, kciukiem masując sutek. Jego dotyk jest miękki, ale jednak czuję go niczym echo w moim całym ciele. Wystarczy jedno proste otarcie ciała o ciało i ma to taką siłę, która może mnie zniszczyć. Oderwać mnie od siebie i przyciągnąć z powrotem. Zamykam oczy w geście poddania i przywitania, a następnie kładę się na plecach kiedy Damien prowadzi mnie na łóżko. Przybliża się by rozłożyć mi nogi. Jest nagi i twardy, jego penis wciska się mocno w moje uda, gorący i potrzebujący. Sięgam po niego by poczuć jaki jest napięty. Nie jest we mnie – nawet nie dotyka mojej płci a ja zalewam się w świadomości, zaciskając nogi wokół niego w bezwstydnej potrzebie. „Damien,” mruczę po czym otwieram oczy by ujrzeć go nad sobą, wpatrującego się we mnie. „Nie,” mówi. „Zamknij proszę oczy. Pozwól mi dać to sobie. Pozwól mi pokazać, jak dobrze Cię znam. Jak intymnie znam Twoje ciało. Bo ono nie jest tylko twoje – jest moje również. I zamierzam pokazać Ci jak dobrze – i bardzo dokładnie – dbam o to co moje.” „Myślisz, że o tym nie wiem?” Nie odpowiada słowami, ale lekkim muśnięciem ust na moich wargach, jest to jedyna odpowiedź jakiej potrzebuję. Powoli, pocałunkami przesuwa się wzdłuż szyi, potem jeszcze niżej, aż jego usta zamykają się na mej piersi. Mój sutek jest już ciężki i tak bardzo wrażliwy kiedy ciąga go zębami. Wyginam się kiedy czuję, że zalewa mnie fala ciepłego płynu w moim łonie. Mięśnie mojej płci zaciskają się z tęsknoty. Chcę go poczuć w sobie – pragnę tego. Ale on nawet mnie tam nie dotyka. Nie dotyka mnie nigdzie poza piersiami, które ssa i przygryza, smakuje i dokucza. Wymazuje wszystkie – myśli, obawy, strachy – dopóki nie osiągnę takiego punktu przyjemności, który mnie wypełni, olśni od środka, dopóki nie będę gotowa na to co ma za chwile się stać. Powoli – boleśnie wolno – zabiera swoje usta z mojej piersi by móc pocałunkami skierować się w dół mojego rozgrzanego ciała. Zatrzymuje się na moim pępku, jego język drażni mnie, dotyk łaskocze, ale znacznie bardziej zmysłowo. Wsuwa rękę pod moje plecy, wyginam się w łuk kiedy dociska nasze ciała. Drobne ukąszenia i zgrzyty zębów na miękkiej skórze mojego brzucha. Kiedy przenosi się w dół łóżka, moje nogi są już rozłożone szeroko. Jest pomiędzy nimi, ale nie dotyka mojej płci. Nawet nie głaszcze moich ud. Jedną rękę wciąż ma pod plecami, a drugą obok

moich bioder w celu utrzymania równowagi. Ale jest zauważalne ciepło jakie z niego uchodzi, co tworzy trójkąt razem z moimi udami i płcią, które wydają się zaraz spłonąć. Żyję w konieczności, pragnieniu i chęci. I na dodatek Damien nie robi żadnego ruchu by mnie zaspokoić. Za to on jest zadowolony, bo może mnie drażnić i dręczyć kiedy powoli śledzi kształty mojego pępka czubkiem języka. Jęczę i z przyjemności i z frustracji. „Lubisz to?” pyta. „Tak,” mruczę. „Więc ja również.” Jego głos jest niski i bogobojny. „Smakujesz jak cukierek.” „Cukierki nie są dla Ciebie dobre,” droczę się. „W tym przypadku,” mówi z niskim pomrukiem, „lubię być zły.” „Ja też,” szepczę chociaż unoszę biodra na spotkanie z nim. „Ale Damien – „ „Chcesz więcej,” mówi kończąc moje myśli. Całuje górę mojej kości łonowej, po czym ustami przeciera szlak do mojej kości udowej. „O tak, O Boże, o tak.” „I jeśli nie skończyłem Cię degustować? Co jeśli chcę Cię całować, ssać, drażnić każdy centymetr Twojego ciała? Co jeśli chcę się Tobą wypełnić, nie będąc jeszcze głęboko w Tobie? Zanim zagubimy się w sobie? Zanim pozwolę Ci dojść?” Unosi się w górę, a następnie pochyla się nade mną, tak blisko, że jestem pewna pocałunku. Jest tak blisko, że oddychamy jednym powietrzem. Jednak on się odsuwa, przesuwając swe usta ku mojej świątyni. Ustami przeczesuje moją skórę, zanim wyszeptuje „Zawsze dam Ci więcej Kochanie, ale najpierw chcę byś była gotowa, chcę byś była gorąca i spragniona.” „Jestem.” Słowa wyrywają się z moich ust i kiedy Damien przesuwa się dalej dostrzegam uśmieszek na jego ustach. „Jesteś,” mówi. „Ale również poprosiłaś o więcej. I to, moja najdroższa Nikki jest żądanie, które zawsze z chęcią spełniam. Pytanie jest tylko jak?” usta zamyka na mojej piersi i jęczę kiedy przygryza mój sutek. „Więcej bólu?” Nie jestem w stanie odpowiedzieć, moje ciało miota się w erotycznej burzy, którą we mnie wzburzył. „Więcej przyjemności?” pyta. Przesuwa się w dół mojego ciała i tym razem skóra dotyka skóry, ten niewielki kontakt wzbudza we mnie żar, który zmienia się w szalejące płomienie. Jego usta poruszają się między moimi piersiami, po czym trochę niżej i niżej aż sięgają mojej łechtaczki. Delikatnie dmucha na moją płeć, mocno umieszczając dłonie po wewnętrznej stronie moich ud, rozkładając je jeszcze szerzej. Jedną rękę zabiera, potem delikatnie palcem gładzi moją płeć. Drżę, jestem tak blisko, że jeśli odetchnie przy mojej łechtaczce, od razu dojdę.

„Więcej oczekiwania?” i wtedy jego usta znowu się przemieszczają, w dół moich nóg, przy bliznach po wewnętrznej stronie moich ud do tak wrażliwego miejsca za kolanem. Jestem zagubiona, topnieje. Jestem pod jego kontrolą i nic nie mogę zrobić jak tylko chłonąć przyjemność, którą mnie bombarduje. Kontynuuje, przesuwając się niżej aż do mojej kostki, a następnie stóp. Podszczypuje moje stopy, przez co wyginam się cała. Moja płeć zaciska się łapczywie i jestem zdumiona reakcją, jaką wywołuje zwykłe szczypnięcie stopy. W sumie, czemu mam się dziwić reakcjom mojego ciała na dotyk Damiena? Mogę się jedynie podporządkować, co oczywiście było planem Damiena od samego początku. Zabrać mnie z dala od siebie i doprowadzić do tego miejsca, które dzielimy. Miejsca, w którym jest tylko Nikki i Damien i przyjemność w odnajdywaniu się w sobie. Jeszcze ze mną nie skończył, wciąż całując doki nie zaczynam się wić zarówno z przyjemności jak i potrzeby. Chcę więcej. Chcę tego wszystkiego. I cudem Damien wreszcie mi to daje. Jego język delikatnie wędruje do mojej łechtaczki, jego nawet najdelikatniejsze muskanie sprawia, że fale uderzeniowe miotają się od moich palców u stóp i rąk, zalewając ciała gorącem. Mały dotyk, tak, ale to dopiero początek. Nogi przytrzymuje mi tak szeroko, że nie mogę się ani przesunąć ani nawet ruszyć. Nie ustępuje, sprawiając że mój orgazm rośnie i rośnie aż męczę się tą przyjemnością, w potrzebie by w końcu znalazł się tam, gdzie tego potrzebuję. „Teraz Damien. Potrzebuję poczuć Cię w sobie.” W tym czasie, na Boga, nie zwleka ale też nie jest delikatnie. Klęczy i przekręca mnie. Odsuwa jedną z moich nóg i przytrzymuje w tej pozycji. Jedną ręka trzyma mnie za tyłek, penisem drażniąc brzeg mojego odbytu kiedy nagle wbija się głęboko w moją cipkę. W takiej pozycji mnie jeszcze nie brał. Doznanie jaki przynosi mi położenie moich nóg, jego penis tak blisko mnie, on klęczący na mnie, jego ciało, wyprostowany penis. Wszystko to sprawia, że czuję zbliżający się we mnie orgazm. Zamykam oczy, pozwalając by doznania przepływały przez moje ciało. To jest magiczne, to uczucie. Bycie otwartą na Damiena. Bycie z nim tak złączoną. Złączoną. W łóżku, w życiu, w małżeństwie. Ciarki przeszły przeze mnie, słyszę pojękiwanie Damiena kiedy moja cipka zaciska się wokół niego, wciągając go jeszcze bardziej do siebie. „To jest to Kochanie. Otwórz oczy.” Otwieram i widzę jego wzrok nie na mnie ale na połączeniu naszych ciał. Obserwuję jego twarz – budującą się pasję – i kiedy przesuwa swój wzrok by spojrzeć na mnie, widzę narastającą w jego oczach burzę. Ciężko dyszę kiedy fala przyjemności przepływa przeze mnie. Tą samą przyjemność widzę w jego oczach, prowadzoną przez to samo ciepło w jego oczach. Ciepło, które mnie roztapia. Które rozrywa mnie od środka. Które zamierza rozbić nas oboje. Moja płeć zaciska się wokół niego jeszcze mocniej i mocniej, wydobywając z niego fantastyczne odgłosy. Rzeczywistość powraca powoli, jak gwiazdy na zachmurzonym niebie.

Przez chwilę zastanawiam się czy się stopiłam, ale to tylko uczucie niedowładu zrodzone z czystej przyjemności. Damien wychodzi ze mnie a ja opłakuję stratę naszego połączenia, przynajmniej do póki nie znajdzie się obok mnie, dopóki nie poczuję bliskości naszych nóg, ramion i twarzy. „Dziękuję,” mruczę. „Za co?” „Za odciągnięcie mnie. Od mojego koszmaru.” Śmieje się. „Nie myślałem, że jestem aż tak przeźroczysty.” „Tylko dla mnie. Tak jak powiedziałeś, znamy się nawzajem.” Całuje czubek mojego nosa. „Nie masz czym się martwić.” Kiwam, ale prawda jest taka, że się myli. Zdałam sobie właśnie z tego sprawę. Chcę by to małżeństwo miało swoje odbicie w świecie. Zewnętrzną manifestacją, że on i ja jesteśmy razem. Piękno i łaska, coś specjalnego i niepowtarzalnego. Chcę tego dla niego. Dla nas. I dla tego całego cholernego świata. I tak, jestem zdenerwowana. „Chcę by ślub był idealny,” przyznaję. „Będzie,” zapewnia mnie. „Jak miałby nie być? Bo bez znaczenia co się stanie, ślub skończy się tym, że będziesz moją żoną. A to, moja kochania Nikki, jest jedyna rzecz jaka się liczy.” Całuję go w usta ponieważ ma rację. To znaczy, ja wiem, że ma rację. Ale wiem też, że nie pamięta o torcie, sukni ślubnej, kapeli, fotografie, namiocie, stołach i szampanie itd. Itd. Mężczyźni, myślę, po czym Damien przytula mnie niechętnie przyznając, że bynajmniej na dziś wieczór mnie rozproszył. Na dziś wieczór, dbam tylko o tego mężczyznę, który już niebawem będzie moim mężem – i który już jest moim życiem.

Rozdział 3. Budzę się w pustym łóżku, zapach smażonego bekonu dobiega z kuchni. Przewracam się by znaleźć telefon, który zostawiłam na stoliku, po czym rzucam okiem na zegarek. Nie ma jeszcze szóstej. Opadam na poduszki, oszołomiona tak wczesną porą, ale mimo tego nie chce wrócić do snów. Chcę Damiena. Ześlizguję się z łóżka, wciągam na siebie pierwszy lepszy top i spodnie do jogi, które rzuciłam w pobliży fotela. Boso wychodzę z sypialni i pokonuję niedługi dystans do kuchni na trzecim piętrze. Jesteśmy w Damiena domku w Malibu. Szeroko poroztwierane okna wychodzą na ocena ukazując mi niebywały widok. Zapach oceanu miesza się z zapachem śniadania. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko głęboko wdychać tą cudowną mieszankę. Dociera do mnie, że jestem zadowolona. Bez znaczenia jakie demony targały mną tej nocy, Damien skutecznie je przegonił. Spoglądam w stronę okna i na zaciemniały Pacyfik. Fale błyszczą w świetle księżyca, przerywane przez brzeg. Jest w tym piękno. Część mnie chce iść na balkon i gapić się na wytwarzającą się pianę wodną. Ale nawet piękno oceanu jest niczym w porównaniu z pragnieniem zobaczenia Damiena. Wiec szybko odwracam się od okien i kieruję się prosto do kuchni. Jest większa od tej, którą dzieliłam w mieszkaniu razem z Jamie, moją najlepszą przyjaciółką. I na dodatek, to nie jest główna kuchnia w tym domu. Ta znajduje się na pierwszym piętrze i byłaby w stanie dostarczyć jedzenia do restauracji ze stoma stolikami. Ale ta – „mała kuchnia” – została użyta jako dodatek do otwartej przestrzeni, mająca służyć jako miejsce do zabawy. A ponieważ jest na końcu korytarza od naszej sypialni, razem z Damienem mamy zwyczaj gotować tutaj nasze posiłki i spożywanie ich właśnie tutaj, w bardziej nieformalnym obszarze. Zazwyczaj dołącza do nas Lady Miał Miał, puszysty biały kot, którego wzięłam pod opiekę gdy Jamie się wyprowadziła. Wiem, że kotka tęskni za Jamie ale na pewno cieszy się, że ma tyle miejsca do biegania w tym ogromnym domy. Jest tu również Gregory – lokaj, kamerdyner i osoba która zajmuje się wszystkim wkoło domu. Teraz opieram się o ścianę, Damien stoi przy kuchence i przygotowuje omlet jakby był niczym więcej jak zwykłym facetem. Ale problem w tym, że Damien Stark nie jest zwykłym facetem. Jest w nim łaska i moc, piękno i ciepło. Jest wyjątkowy i zawładnął mną całkowicie. W tej chwili, jest sprawy i nic nie mogę poradzić na to, jak moje oczy przechadzają się przez określone mięśnie na jego ciele, jego napięte i silne ramiona. Pierwszy majątek Damiena nie pochodził z biznesów, ale z jego kariery mistrza tenisa. Nawet teraz, lata później, wygląd i moc elity sportowców go nie opuściły. Mój wzrok opada, ma na sobie szare spodnie dresowe osadzone nisko na wąskich biodrach i trzymające się na doskonałej dupie. Podobnie jak ja, jest boso. Wygląda młodo i seksowanie i całkowicie pysznie. Jednak pomimo jego swobodnego wyglądu, wciąż widzę osobę władną. Potężny biznesmen, który wykorzystał świat, który przeniósł go do swojego gustu i dorobił się przy tym fortuny. Jest silny. A ja jestem szczęśliwa przez wiedzę, że jestem tym co ceni przede wszystkim i że spędzę resztę mojego życia u jego boku.

„Gapisz się,” mówi nie odwracając wzroku od bekonu. Uśmiecham się szczęśliwie, niczym dziecko. „Lubię patrzeć na piękne rzeczy.” Odwraca się, jego oczy wpatrują się we mnie począwszy od moich palców. „Ja również,” mówi kiedy jego wzrok sięga mojej twarzy. W jego głosie jest tak wiele ciepła, że moje nogi tracą siłę a ciało drży w niedostatku. usta krzywi w powolnym uśmiechu, seksownym uśmiechu. Jestem absolutnie pewna, że zaraz się stopię. „Popsułaś moją niespodziankę,” mówi, po czym kiwa w stronę tacy, na której stoi już szklany wazon z piękną czerwoną różą. „Śniadanie w łóżku.” „Może jednak przy stole?” przybliżam się do niego, staję za nim otaczając go swoimi ramionami. Delikatnie całuję jego ramię i oddycham czystym zapachem mydła. „Wczesne spotkanie?” Damien nie jest obibokiem, ale ma w zwyczaju nie chodzić do swojego biura przed dziewiątą. Zamiast tego, pracuje w domu, bierze prysznic zaraz po krótkim treningu, a następnie zmierza do centrum miasta. Dziś, najwyraźniej działamy na sprężonym czasie. „Nie wczesne,” mówi. „Ale też nie tutaj. Mam spotkanie w Palm Springs. Helikopter będzie o 20.” Mam spotkanie w Szwajcarii,” robię krok w tył by mógł dokończyć nasze wspólne śniadanie. „odrzutowiec będzie w ciągu godziny.” Usta drgają mu w rozbawieniu, omlet jest już na talerzu, a teraz dodaje do niego boczek. Podążam za nim do stołu, wlewa nam zarówno sok pomarańczowy i kawę, siadam naprzeciwko niego. Kładąc serwetkę na kolana, zdaję sobie sprawę że uśmiecham się jak idiotka. A co jest lepsze? Uśmiech Damiena spotyka mój. „Kocham to,” mówię. „Wspólne śniadania. Prostota. To miłe uczucie.” Popija swoją kawę, jego oczy nigdy nie opuszczają mojej twarzy i przez chwile między nami jest tylko zadowolenie. Potem przechyla głowę i widzę rosnące w jego oczach pytanie. Mogłam się tego spodziewać. Damien nie wyruszył by na spotkanie nie wiedząc, czy ze mną jest wszystko dobrze. „Brak cieni dzisiejszego poranka?” pyta. „Nie,” mówię szczerze. „Czuję się dobrze.” Biorę kęs omleta i opieram się o fotel. Jestem szczęściarą na tak wiele sposobów, a do tego mój narzeczony potrafi gotować. „Jak miałabym się nie czuć dobrze, kiedy tak dobrze o mnie dbasz?” Tak jak miałam nadzieję, moje słowa wywołały uśmiech na jego ustach. Ale lekka nuta przejęcia dalej jest widoczna w jego oczach, dlatego wyciągam się przez stół by móc złapać go za rękę. „Naprawdę,” mówię stanowczo. „Wszystko w porządku. Tak jak Ci powiedziałam – chcę żeby ten ślub był idealny, co wydaje się być ironiczne biorąc pod uwagę, że spędziłam całe swoje życie uciekając przed planem mojej matki by dobrze wydać mnie za mąż.” Natychmiast pożałowałam wzmianki o mojej matce. Po tych wszystkich latach grania dobrej i posłusznej córki, mogę w końcu pogodzić się z tym, że moja matka to szalona suka, która również gardzi moim chłopakiem. Sprawiła, że miałam nieszczęśliwe dzieciństwo. Teraz jestem w pełni przygotowana do przyjęcia odpowiedzialności za moje blizny. Nie ma na świecie psychiatry, który nie zgodziłby się że jest to przyczyną zachowania Elizabeth Fairchild i jej różnego rodzaju dziwactw. „Nie jesteś swoją matką,” Damien mówi stanowczo. „I na świecie nie ma panny młodej, która nie chciałaby aby jej ślub był taki jaki sobie wyobraziła. „

„A pan młody?” pytam. „A pan młody będzie szczęśliwy o ile panna młoda też. i tak długo, jak tylko powie ‘tak’. I kiedy będzie mógł ją nazwać Panią Stark. I kiedy pojedziemy na miesiąc miodowy.” Zaczynam się śmiać, kiedy tylko kończy mówić. „Dziękuję.” „Za umieszczenie się w Twoich ślubnych tremach?” „Za wszystko.” Wstaje i napełnia moją kawę oczyszczając stół. „Czy jest coś, do czego potrzebna Ci moja pomoc?”: „Nie.” „Bierzemy ślub w sobotę,” mówi jakbym o tym nie wiedziałam, ale te słowa sprawiają, że moja nieistniejąca trema rozpoczyna się ujawniać. „Jeśli potrzebujesz pomocy Sylvii, po prostu powiedz,” dodaje nawiązując do jego niezwykle efektywnej asystentce. Kręcę głową i migam mu przed oczami idealnym uśmiechem. „Dzięki, ale jest ok. Wszystko jest na dobrej drodze.” „Bierzesz na siebie wiele,” mówi. „Więcej niż powinnaś.” Pochylam głowę, ale nic nie mówię. To jest temat jaki już przerabialiśmy i nie zamierzam robić tego ponownie. Podróżowaliśmy po Europie przez miesiąc po tym, jak mi się oświadczył. I kiedy tam byliśmy powiedział, żebyśmy po prostu to zrobili. Wzięli ślub na szczycie gór albo na miastku w Côte d’Azur. I wrócić do stanów jako Pan i Pani Stark. Powiedziałam nie. Niczego innego tak nie chcę jak zostać żoną Damiena, ale prawda jest taka, że chcę bajkowy ślub. Chcę być księżniczką w bieli spacerującą do ołtarza w mojej pięknej sukni w tym szczególnym dniu. Mogę w wielu kwestiach nie zgadzać się z matką, ale pamiętam jak zadbała o wszystko na ślubie Ashley. Zazdrościłam mojej siostrze dużo rzeczy, nie rozumiejąc do końca, że miała swoje własne demony, z którymi musiała walczyć. I kiedy szła do ołtarza szlakiem obsypanym płatkami róż, oczy miałam pełne łez i moją jedyną myślą było, może kiedyś. Kiedyś znajdę człowieka, który będzie czekał na mnie na końcu tej ścieżki z miłością w oczach. I top nie tylko moje własne pragnienie by mieć fantastyczny ślub, które skłaniało mnie by zaczekać. Chcąc nie chcąc, Damien jest osobą publiczną i wiedziałam, że prasa obejmie nasz ślub. To nie musi być wyrafinowana sprawa – rzeczywiście chciałabym by odbyło się to na zewnątrz, na plaży – ale również chcę by była to piękna ceremonia. A ponieważ wiedziałam, że paparazzi będzie chciało za wszelką cenę uzyskać tandetne zdjęcia, wolę by były one bardziej skontrolowane. Wspaniałe zdjęcia, które możemy udostępnić prasie, ujawnić – miałam nadzieję – co i tak skończy się na tabloidach. Bardziej niż cokolwiek, chciałby by ta historia i fotografie przysłoniły straszne rzeczy jakie były drukowane kilka miesięcy temu, kiedy Damien był sądzony za morderstwo. Chciałam zobaczyć najlepszy dzień naszego życia na tych stronach w ostrym kontrapunkcie, w triumfie nad najgorszymi dniami.

Powiedziałam o tym wszystkim Damienowi i chociaż wiem, że nie podziela moich powodów z jakich potrzebuje tego ślubu, wiem również że je rozumie. Jak dla mnie, rozumiem jego strach że biorę na siebie za dużo. Ale mówimy tu o moim ślubie. Koszmary to tylko moje obawy; nie są moją rzeczywistością. Radzę sobie z tym; poradzę sobie ze wszystkim jeśli końcowym wynikiem będzie droga w kierunku ołtarza, przy którym będzie czekał na mnie Damien. „Wszystko idzie świetnie,” mówię zapewniając o tym nas oboje. „Wszystko mam pod kontrolą. Naprawdę.” „Znalazłaś kamerzystę?” „Żartujesz sobie? Oczywiście.” To kłamstwo. I może wyjść na jaw, bo Damien jak nikt inny czyta z mojej twarzy. Zmuszam się by utrzymać równy oddech kiedy wyczekuje, aż zacznie wypytywać mnie o szczegóły – nazwisko, studio, referencje. To są pytania na jakie nie potrafię odpowiedzieć, po prawda jest taka, że żadnego nie znalazłam na zastępstwo tego, którego Damien zwolnił w zeszłym tygodniu za ujawnianie zdjęć z innego zlecenia. A to nie jest nasz jedyny problem. Wczoraj dowiedziałam się, że wokalista prowadzący zespół który miał grać na naszym ślubie postanowił rzucić wszystko i wrócić do Kanady, co oznacza że jesteśmy zupełnie bez rozrywki. Muszę ruszyć tyłek i znaleźć kogoś – i muszę to zrobić szybko. Jak Damien uprzejmie przypomniał mi, że ślub jest zaledwie za kilka dnie. Ale hej, to nie tak że się stresuję czy coś. Dziwię się, zdając sobie sprawę, że moje jest jakieś solidne wyjaśnienie moich koszmarów. „Co jest?” Damien pyta i obawiam się, że pomimo moich wszystkich wysiłków by utrzymać dobre fale w planowaniu naszego ślubu, fale mogą nie być tak dobre. „Nic,” mówię. „Po prostu myślę o mojej ogromnej liście rzeczy do zrobienia.” Widzę po minie, że Damien nie kupuje tego. Ale jestem panną młodą i jak większość wie, że zachowanie ostrożności jest standardową procedurą. „Gdyby uciekło to Twojej uwadze, pamiętaj że mamy pieniądze żeby zapłacić komuś za pomoc. Użyj tego, jeśli będzie taka potrzeba.” „Co? Masz na myśli kogoś kto zajmuje się planowaniem ślubów? Potrząsam głową. „Po pierwsze, ślub jest za blisko. Po drugie, jak już Ci mówiłam sama chcę się tym zająć. Chcę żeby ten ślub wyrażał nas, a nie ostatnią modę na weselach.” „Rozumiem,” mówi. „ale do cholery bierzesz na siebie za dużo.” „Pomagasz mi,” odpowiadam. Śmieje się. „Jak tylko mi pozwolisz.” Podnoszę ramię. „Masz wszechświat to uruchomienia.”

Jedynym faktem jest to, że mam więcej czasu od Damiena. Mam tylko jeden mały biznes, który ma dokładnie jednego pracownika – mnie. On prowadzi Stark International który ma tak wielu ludzi jak wschodzący kraj. Może nawet więcej. I tak, jestem zajęta ale to po części dlatego, że Damien nie chce długiego narzeczeństwa. I odkąd zdałam sobie sprawę, że ja również tego nie chcę, szczęśliwie zgodziłam się. Minęły trzy miesiące odkąd mi się oświadczył i 29 dni odkąd zaczęłam planowania i przygotowania, balansując między moją programistyczną firmą a działaniami związanymi z ślubem. Jestem dumna z tego, co się dzieje i jeszcze bardziej jestem dumna, że zrobiłam tak wiele sama. Cholera, tak naprawdę skorzystałam z tych etykiet, które wpajała mi matka. Ciężko to sobie wyobrazić, ale jednak. Szelmowsko uśmiecham się do niego. „Może masz rację. To znaczy, to jest nico stresujące robić wszystko w tak szybkim tempie, ale rzeczywiście mam dużo zabawy wypracowując szczegóły dekoracji plaży, organizacji cateringu i łącząc wszystkie kawałki w całość. Wydaje mi się, że moglibyśmy przesunąć ślub o kilka miesięcy wstecz żeby było mi łatwiej.” Jego oczy zrobiły się niebezpiecznie wąskie. „Nawet tak nie żartuj. Nie, chyba że chcesz bym wrzucił Cię do helikoptera i byśmy uciekli do Meksyku. Co, dla przypomnienia, jest nadal fantastycznym pomysłem.” „Vegas było by łatwiejsze,” droczę się. „W Vegas nie ma plaż,” mówi, jego twarz łagodnieje. „Nawet jeśli bym Cię porwał, nie zabronię Ci surfować.” Wzdycham i składam ramiona ku sobie. „Czy masz pojęcie, jak bardzo Cię kocham?” „Wystarczająco by mnie poślubić,” mówi. „I nawet więcej.” Otoczył rękoma moją talię i przyciągnął blisko siebie przyciskając swe usta do moich. Pocałunek zaczyna się delikatnie, niczym muśnięcie piórka. Ale nie ma co zaprzeczać ciepłu między nami. Jak tylko zaczynam jęczeć, usta mając otwarte tuż przy jego, jego usta mocno zaciskają się na moich, biorąc je i degustując. Przyciąga mnie bliżej siebie, szepcze moje imię. Czuję żar, który zawsze pali się między nami sprawiając, że stajemy w płomieniach. Ręką przesuwa wzdłuż moich pleców, a następnie wsuwa ją pod top. Uczucie jego skóry jest pyszne, wzdycham z rozkoszy i za chwile z tęsknoty, kiedy jego sprytne palce wsuwają się pod talię spodni do jogi. Przytula mnie bardziej, jego penis gorący i ciężki jest już wyczuwalny między nami. Wsuwa palce we mnie. Jestem ciepła i mokra i chcę tylko zrzucić z siebie wszystko i by wziął mnie tu, na drewnianej podłodze. Pasja przeszywa mnie i przysięgam, że czuję że dom wibruje wokół nas. Chwile zajmuje mi, by uświadomić sobie, że wibracje nie są tylko wynikiem żądzy między nami – to jego pojazdy przybywa, helikopter zbliża się od północy by osiedlić się na lądowisku przy Damiena nieruchomości. Wyrywam się bez tchu. „Spóźnisz się Panie Stark.”

„Niestety, masz rację.” Całuje kącik moich ust, ciśnienie jego języka w tym wrażliwym momencie jest niemal tak kuszące jak dotyk jego penisa. „Jesteś pewna, że nie chcesz mi dzisiaj towarzyszyć?” pyta. „Nie wydaje mi się, bym Cię kiedykolwiek pieprzył w helikopterze.” Śmieję się. „To jest na mojej liście,” zapewniam go. „Ale to nie dziś jest ten dzień. Spotykam się z moją ciasteczkową panią.” Zamiast regularnego tortu weselnego, zdecydowałam się na poziome babeczki, z wierzchnią warstwą tradycyjnego kremówkowego ciasta. Cukiernik, gwiazda o imieniu Sally Love, wpadła na wyjątkowy projekt z wisienką dla poszczególnych ciast, i będzie on zawierał prawdziwe kwiaty na kondygnacji, przez co ogólny projekt jest elegancki i zabawny. Nie wspominając już o tym, że jest pyszny. Razem z Damienem poszliśmy wybrać smak górnej warstwy i dziesięć smaków babeczek. Dziś wracam wybrać finałową piątkę i zakończyć ten etap. „Potrzebujesz mnie?” pyta. „Zawsze,” mówię. „Ale nie w cukierni. Zrobiłeś swoją część, Ja tylko sfinalizuję wybór.” „Nie porzuć moich malutkich serników,” mówi. „Nie śmiałabym.” „Czy Jamie idzie z Tobą?” „Nie dzisiaj,” mówię. Moja przyjaciółka i były współlokator niedawno przeniosła się z powrotem do domu w Teksasie wyłącznie w celu zebrania się w całość. Wróciła trzy dni temu zdeterminowana by być najlepszą druhną na świecie – co oznaczało, że będę miała pola pełne przeprosin, kiedy tłumaczyła mi dlaczego nie może zająć się dzisiaj cukiernią. „Pojechała do Oxnard w nocy i nie jest pewna, czy uda jej się wrócić dzisiaj. Kilka lat temu występowała tam, a przyjaciel dyrektora który robi reklamy, i ..” wzruszam ramionami, ale jestem pewna, że Damien rozumie. Jamie nadal próbuje. „A jeśli dostanie pracę?” pyta. Zadrżałam. Jestem rozdarta między potrzebą jej tutaj i chęcią dani jej tyle czasu ile potrzebuje by stanęła na własne nogi. Tęsknie za Jamie, ale Hollywood bardzo dużo razy ją zjadało i wypluwało mimo, że moja najlepsza przyjaciółka lubi udawać, że jest na tyle twarda by dać temu rade, chociaż jest kocicą wewnątrz to bardzo delikatna kobieta. I nie chciałabym widzieć tego serca złamanego. Damien całuje mnie w czoło. „Cokolwiek się zdarzy, ma Ciebie. To sprawia, że jest o jeden krok do przodu w grze.” Uśmiecham się do niego. „Wrócisz dzisiaj?” „Późno,” mówi, przecierając palcem szlak na moim nagim ramieniu. „Jeśli zaśniesz, obudzę Cię.” „Nie mogę się doczekać,” mówię, po czym podnoszę głowę do góry by mógł zostawić szybki pocałunek na moich ustach. „Lepiej się ubierz Panie Stark,” mówię, wciskając go do sypialni. Wraca niezwykle szybko, zabezpieczając mankiety podchodzi do mnie, bierze mnie za rękę i pociąga za sobą na balkon. Podążam za nim w dół schodów i po śnieżce prowadzącej do lądowiska.

Zatrzymujemy się na krawędzi i całuje mnie delikatnie już ostatni raz. „Wkrótce, Panno Fairchild,” mówi, ale ja słyszę Kocham Cię. Patrzę jak odchodzi w stronę śmigłowca, z napisem SI. Stark International. Uśmiecham się, że bardziej właściwe byłoby SU – Stark Universe (Wszechświat Starka). Or Srark World (Świat Starka). Mimo wszystko, Damien jest moim całym światem. Osłaniam twarz przed wiatrem, a następnie patrzę jak śmigłowiec się unosi zabierając Damiena ode mnie. Wiem, że wróci dziś wieczorem, ale już czuję się pusta. Rozważam wejście do środka i ubranie się, ale zamiast tego podążam ścieżka, która przecina nieruchomość aż do plaży. Chodzę po piaszczystym brzegu, wyobrażając sobie swój ślub. Zaplanowaliśmy go o zachodzie słońca, a potem przyjęcie. Biorąc pod uwagę kim jest Damien, lika gości jest stosunkowo niewielka. Zaprosiliśmy naszych wspólnych znajomych, a także kliku kluczowych pracowników Damiena. Ponadto, kilku beneficjentów z fundacji charytatywnych Damiena. Ceremonia sama w sobie będzie krótka i prosta, z Damienem i mną mając tylko drużbę i druhnę. Ponieważ mój ojciec odszedł przed wiekami, nie mam nikogo kto by mógł poprowadzić mnie do ołtarza. Rozważałam spytanie o to mojego najlepszego przyjaciela Ollie, ale mimo że on i Damien zawarli rozejm, nie chciałam ryzykować dramatem w dniu mojego ślubu. I nie ma mowy by moja matka to zrobiła. Jak mogę pozwolić na to by ona mnie komuś oddała, skoro kilka lat temu sama od niej uciekłam? Nie mogłabym, nawet nie zaprosiłam jej na wesele. Co oznacza, że nie mam rodziców, którzy mogli by mnie dać Damienowi. Więc do ołtarza zamierzam pójść sama, drogą usypaną płatkami róż. A Damien Stark, wysoki i elegancji będzie na mnie czekał na końcu tej drogi. Napisaliśmy przysięgi – krótki i słodkie – oboje zgadzamy się, że najważniejsze w ceremonii będzie dotarcie do: Czy bierzesz tego mężczyznę za męża? Czy bierzesz tę kobietę za żonę? Biorę, Biorę, Boże biorę. Przyjęcie to już inna historia – zamierzamy tam być przez całą noc. Może nawet do następnego dnia. Potem razem z Damienem udamy się na miesiąc miodowy po odpowiedniej socjalizacji i zjedzeniu ciasta, Jamie zadba o domek w Malibu, przy pomocy Ryan’a i reszty upewni się, że każdy kto będzie potrzebował podwiezienia do domu, otrzyma je. Nawet jeśli będziemy w naszej podróży poślubnej, szczegóły dotyczące przyjęcia i tak zajmują większość mojego czasu. Załatwiłam namioty, parkiet, latarnie i grzejniki. Na miejscu będzie bufet, trzy bary, stacja czekoladowa dostarczona przez drużbę Damiena, jego przyjaciela z dzieciństwa, Alaine Beauchene. Jestem troszkę skołowana przez moją muzyczną zagadkę, ale skoro jestem już na chodzie chętnie ją rozwiąże i mówię sobie, że do końca dnia będę miała załatwioną sprawę z muzyką i kamerzystą. Jestem niczym jeśli nie optymistką. Poza tym, jedna główna rzecz jeszcze musi być sfinalizowana –ciasto co mi zajmie kilka godzin. A potem końcowe przymiarki sukienki. Sukienkę mamy z salonu Phillipe Favreau, którą kupiliśmy w Paryżu po godzinach rozmów z samym Phillipe. Jest szalenie droga, ale jak Damien mi przypomniał, nie ma sensu w posiadaniu tylu milionów dolarów jeśli nie możesz się nimi cieszyć. A ja naprawdę zakochałam się w tym projekcie.

Phillipe dostosował ją specjalnie dla mnie i została już wysłana z paryskiej pracowni. Były pewne opóźnienia, ale zapewniono mnie, że wszystko jest zgodne z harmonogramem i że jutro rano będzie już czekała w butiku Rodeo Drive. Jego najbardziej zaufany pracownik wprowadzi poprawki jutro po południu i dostarczy ją następnie dnia rano – w piątek – i zostanie zamknięta i zabezpieczona w domku w Malibu, gotowa do przekształcenia mnie w księżniczkę w najbliższą sobotę. W sumie, wszystko idzie racjonalnie gładko, więc pozostaje mi tylko się uśmiechać. Więc dlaczego śnią mi się koszmary? W przeważającej części, zmagam się ze ślubem i nie zamierzam przestawać/ Biorę głęboki oddech, a następnie przerzucam stopy przez fale. Pani Stark. Szczerze, nie mogę się doczekać/ „Panno Fairchild!” Odwracam się i widzę Tony’ego, jednego z ochroniarzy Damiena, spieszącego w moją stronę. „Co się stało?” „Przepraszam Panno Fairchild, próbowałem się do Pani dodzwonić, ale nie było żadnej odpowiedzi.” Mój telefon, zapomniałam, został na łóżku. „Co jest?” pytam zaalarmowana. „Coś z Damienem?” „Nie, nic z tych rzeczy. Ale przez bramą czeka jakaś kobieta,” mówi nawiązując do bramy przy wyjściu z nieruchomości założonej, kiedy paparazzi szaleli podczas procesu Damiena. „Normalnie, po prostu bym ją odesłał i nalegał by się najpierw umówiła, ale w tych okolicznościach…” „Jakich okolicznościach?” „Panno Fairchild,” mówi, „Ta kobieta mówi, że jest Pani matką.”

Rozdział 4. Moja matka. Moja matka. Cholera jasna, moja matka? Kolana mi się ugięły, ale staram się ustać na własnych nogach. Na plaży nie ma nic co pomogłoby mi ustać stabilnie, a w tej chwili naprawdę potrzebuję stabilizacji. Stoję więc nieruchomo z uśmiechem na twarzy mając nadzieję, że Tony nie zna mnie jeszcze tak dobrze by dostrzec, że tak naprawdę to wariuję. „Nie spodziewałam się swojej matki,” zdobywam się na wypowiedzenie czegokolwiek. „Ona mieszka w Teksasie.” „Wiedziałem, że mieszka w jakimś innym stanie, panno Fairchild. Sprawdziłem jej dowód. Elizabeth Regina Fairchild, zamieszkała w Dallas. Założyłem, że przybyła tu ze względu na zbliżający się ślub.” „Racja. Ja tylko – ona nie powinna tu być przed piątkiem.” Kłamię. Wyczarowuję, mam nadzieję, jasny uśmiech ale obawiam się, że wygląda jak coś z niskobudżetowego thrillera Hollywood. „No tak. Powinniśmy zaprosić ją do domu. Jeśli mógłbyś zadzwonić do Gregory’ego i poprosić w moim imieniu żeby przygotował dla niej pokój na pierwszym piętrze. Ja nie długo tam dołączę, ale najpierw musze się ubrać,” dodaję. „Oczywiście, Panno Fairchild.” Tony jest tak dobrze wyszkolony, że nie mówi nic więcej, nie komentuje mojego zachowania. Śpieszę powrotną ścieżką i udaję się schodami na trzecie piętro. Chcę być pewna, że nie spotkam matki dopóki nie będę ubrana i przygotowana w pełni na jej przyjęcie. Kiedy jestem w sypialni, pierwszą rzeczą za jaką się zabieram jest zabranie telefonu ze stołu i wybranie numeru Damiena. Kolejną jest zakończenie rozmowy zanim jeszcze się zaczęła. Siedzę na brzegu łóżka i zasysam powietrze. Serce bije mi tak mocno, że aż klatka boli. Wciąż trzymam telefon ściskając go bardzo mocno w prawej ręce, sprawiając że dłonie mi bieleją. Lewą rękę mam ściśniętą koncentrując się na wciskaniu paznokci w skórę mojej dłoni. Wyobrażam sobie moje paznokcie przecinające skórę, krew. Skupiam się na bólu – i wtedy, odurzone sobą rzucam telefonem na drugą stronę pokoju. Niszczy się od uderzenia, wybuch plastiku i szkła z szwedzkiego stołu kusi błyszczącymi kawałkami na podłodze. Dokucza mi chęć skorzystania z nich. Wstaję, ale nie zmierzam w kierunku tych kawałków. Nawet ich nie tknę, nawet ich nie zamiotę. Są za bardzo kuszące i biorąc pod uwagę, że w ciągu tych ostatnich kilku miesięcy u boku Damiena stałam się silniejsza, nie mogę tego zaprzepaścić. Nie teraz. Nie z Elizabeth Fairchild dwa piętra niżej, czekającą jak pająk by mnie wyciągnąć, owinąć i wyssać. Cholera.

Moja matka. Kobieta, która zamykała mnie w ciemności, w pokoju bez okien kiedy byłam jeszcze dzieckiem, kiedy nie miałam jeszcze wpływu na nic. Kobieta, która skrupulatnie kontrolowała co jem, żebym nie przekroczyła zawartości węglowodanów. Kobieta, której wizerunek idealnej kobiety był tak fachowo wbity w głowę jej córek, że moja siostra popełniła samobójstwo, gdy mąż ją zostawił po tym jak zawiodła jako żona. Kobieta, która powiedziała że była głupia zostając z Damienem. Że powinnam znaleźć sobie mężczyznę z mniejszym bagażem niż on, ale równie wielkim majątkiem. Kobieta, która powiedziała, że zhańbiłam imię rodziny pozując nago do portretu. Kobieta, która nazwała mnie kurwą. Nie chcę jej widzieć. Bardziej niż to, nie byłam pewna czy dam rade patrzeć na nią i pozostać skoncentrowaną. Potrzebowałam Damiena – chciałam Damiena. On był moją siłą, moją kotwicą. Ale był poza miastem, a moja matka czekała na dole. I chociaż wiem, że wystarczył by jeden telefon by tu natychmiast wrócił, nie jestem w stanie iść do kuchni, złapać za telefon i zadzwonić do niego. Mogę przez to przejść sama – muszę. Z Damiena głosem w głowie, wiem, że przetrwam. Przynajmniej mam taką nadzieję. „Cóż, spójrz na sienie!” moja matka wstaje z białej sofy, następnie wygładza spódnicę zanim podchodzi do mnie, ramionami obejmuje mnie w uścisku, który jest zwieńczeniem jej typowych pocałunków w powietrzu. „Zaczynałam myśleć, że zamierzasz mnie tu zostawić samą.” Mówi lekko, ale w jej słowach słyszę akt oskarżenia, że zostawiłam ją bez nadzoru i złamałam jedną z kardynalnych zasad z przewodnika o dobrej pani domu Elizabeth Fairchild. Nie odzywam się, stoję w klamrze jej objęć. Mija chwila i decyduję się podjąć jakiś wysiłek. Wychodzę spod jej objęć. „Mamo,” mówię i od razu milknę. Szczerze, co mam niby powiedzieć? „Żona,” mówię a w jej tonie słychać tęskny głos. Przez chwilę zastanawiam się nad motywem jej przybycia. Czy jest to, bo rzeczywiście chce świętować mój ślub? Nie jestem w stanie pojąć tego do końca, moja głowa otoczona jest wieloma możliwościami. Jednak nie mogę też nic poradzić na migoczący we mnie płomień nadziei, że tak jest. Robi krok do tyłu by móc przyjrzeć mi się z góry na dół. Znalazłam czas na prysznic i makijaż i dokładnie wiem co widzi jak na mnie patrzy. Blond włosy są wciąż za krótkie, choć urosły odkąd wzięłam nożyczki i wycięłam gwałtownie duże kosmyki kiedy widziałam ją po raz ostatni. Lubię ten nowy styl włosów do ramion. Włosy nie są ciężkie ale i loki są bardziej bujne, a moja twarz wygląda naprawdę dobrze, co mi się niezmiernie podoba. Mam na sobie lnianą spódnicę sięgając nieco ponad kolano i brzoskwiniowy sweter z białą klamrą u dołu. Na nogach mam ulubione sandały. Trzy calowe obcasy są szalenie niepraktycznie na popołudniowe zajęcia związane z przygotowaniami do ślubu, ale te buty miałam na sobie w

nocy kiedy spotkałam Damiena na przyjęciu u Evelyn kilka miesięcy temu. Byłam pewna, że potrzebuję takich magicznych butów by móc przetrwać spotkanie z moją matką. Prawda jest taka, że dobrze wyglądam. nie musze udawać, że nie wiem jak wyglądam. Obiektywnie, jestem ładna. Nie tak wspaniała jak gwiazda filmowa – bo tą jest Jamie – ale jestem ładna, może nawet piękna i wiem jak mieć się dobrze. W innych okolicznościach, stałabym wysoko wiedząc, że przeszłam inspekcje każdego, kto znalazł czas aby na mnie spojrzeć. Ale to nie są zwykłe okoliczności, a ja nagle czuję się jak niezgrabna nastolatka, zdesperowana na akceptację własnej matki. I rzeczy jakiej najbardziej nienawidzę? Jej miękkiego spojrzenia prosto w oczy przez chwilą. Wybiła mnie z należytego staniu i teraz nie wiem, czego mam się spodziewać. Moja obrona upada, zostawiam nadzieje na uczucie jak zagubiony szczeniak czekający pod domem na jałmużnę. Nie lubię takiego uczucia. „Cóż,” w końcu mówi, „Przypuszczam, że jeśli zamierzasz mieć krótkie włosy to ten style będzie tak dobry jak tylko może być.” Moja sztywna postawa osuwa się lekko i patrzę w dół, tak by nie mogła zobaczyć napierających mi do oczy łez. Czy naprawdę jestem tym szczeniaczkiem a ona po prostu jest osobą który go przegania i kopie. Mogę jednocześnie się czołgać i odsłonić zęby i walczyć. Szlak mnie trafia, że skrywanie się prawie wygrywa. Potem przypominam sobie, że nie jestem już małą i śliczną laleczką Elizabeth Fairchild. Jestem Nikki Fairchild, właścicielką swojej własnej firmy programistycznej i jestem więcej niż w stanie obronić własną cholerną fryzurę. Zasysam powietrze, unoszę głowę i prawie spoglądam matce w oczy. „Włosy są do ramiona. To nie tak jakbym była ogolona do wojska. Myślę, że są twarzowe.” Migam jej moim idealnym konkursowym uśmiechem. „Damienowi również się podobają.” „Kochanie, ja Cię nie krytykuję. Jestem Twoją matką i jestem po Twojej stronie. Chcę po prostu żebyś wyglądała jak najlepiej.” Mam ochotę powiedzieć jej żeby się wracała do domu. Ale słowa nie nadchodzą. „Nie spodziewałam się Ciebie,” mówię w zamian. „Dlaczego miałabyś?” pyta beztrosko? „Przecież nie zaprosiłaś mnie na Twój ślub.” Że co? Czy Ty naprawdę myślisz, że mogłabym po tym wszystkim co mi powiedziałaś? Po tym jak dałaś mi do zrozumienia, że nie lubisz i nie akceptujesz Damiena? Że nie akceptujesz mnie? Że uważasz mnie za dziwkę, którą interesują tylko jego pieniądze? Chciałam jej to wszystko powiedzieć, ale nie mogłam. Zamiast tego, wzruszam ramionami i mówię po prostu, „ Nie sądziłam, że chciałabyś tu być.” Patrzę zdumiona jak zawsze prosta postawa mojej matki ulega zmianie, teraz jest bardzie przygarbiona. Sięga ręką do tyłu, chwyta się podłokietnika i opada na kanapę. Spoglądam na nią zdziwiona emocjami na jej twarzy. Co do jednej, nie jestem pewna czy kiedykolwiek ją widziałam wcześniej – matka rzeczywiście wygląda na smutną. Przysuwam krzesło i siadam naprzeciwko niej, patrząc i czekając.

„O Nikole, cukiereczku, ja tylko –” ucina w tym miejscu, następnie sięga do torebki po chusteczkę, której używa do otarcia łez. Jej teksański brzęk jest bardziej wyraźny niż zwykle i poznaję znak nadchodzącego dramatu. Ale nie ma łez, nie ma aktorstwa. Zamiast tego, mówi bardzo cicho i prosto, „Chciałam po prostu spędzić trochę czasu z Tobą. Moja córeczka wychodzi za mąć. To słodko – gorzkie.” Wyciąga się, by móc złapać mnie za rękę, ale zabiera ją kładąc na kolano. Zaciska dłonie, prostuje się i bierze głęboki oddech w oczekiwaniu na coś. „Myślałam o Twoim ślubie i nie mogę nić poradzić, że myślę o Twojej siostrze. Chcę… ” Nie kończy zdania więc nie wiem czego chce. Jak dla mnie, nie wiem kiedy wstałam z krzesła i odeszłam od niej by nie mogła zobaczyć łez spływających po moich policzkach. Ściskam powieki starając się nie myśleć o Ashley i bardziej, by nie myśleć o tym, że moja matka przyczyniła się do jej samobójstwa. Ale trudno się pozbyć takich myśli, ponieważ one żyją we mnie już tak długo. I teraz –cóż, nie mogę nić poradzić i zastanawiam się, czy to jest sposób w jaki moja matka okazuje skruchę. A może jestem po prostu głupia i pragnę, może bezużytecznie, zobaczyć, że mogę się odprężyć przy mojej własnej matce.

Rozdział 5. „Babeczki.” Głos mojej matki jest płaski, ale jej uśmiech jest dziarski i fałszywie uprzejmy. Rozmawia z Sally Love, właścicielką Miłości Kąszenia. To jedna z najpopularniejszych cukierni w Beverly Hills. Sally wyżywiła dziesiątki celebrytów, została wyróżniona w każdym magazynie z wypiekami. Ona jest artystką jeśli chodzi o polewy i z przyjemnością podchodzi do swojej pracy. Jestem przerażona, że moja matka ma zamiar ją obrazić. Jednak uśmiech matki robi się szerszy. „Co za doskonale uroczy pomysł? Czy był Twój? Pyta Sally. „Wierzę, że w pracy z klientem ważne jest aby dokładnie dowiedzieć się, czego potrzebuje i sprawić, aby ich impreza nie była tylko specjalna, ale wyjątkowa.” „Innymi słowy, nie czujesz się związana przez tradycję albo oczekiwania społeczne?” Jej słowa są jadowite, ale jej ton i maniery uprzejme. Trudno powiedzieć, czy jest celowa obraźliwa czy przeprowadza genialną rozmowę. Znam odpowiedź ponieważ znam swoją matkę i wkraczam w swój dziarski uśmieszek. „jestem totalnie zakochana w pomyśle z babeczkami. Widziałam to w jakiej gazecie i wyglądało to na idealną kombinację tradycji i kaprysu.” Odwracam się do Sally, celowo pomijając moją matkę. „Więc jesteśmy na dobrej drodze do górnej kondygnacji, prawda?” Sally uśmiecha się, pokazując różowe policzki, które sprawiają, że myślę o Pani Mikołajowej i świątecznych ciasteczkach. ona jest prawdopodobnie tylko dziesięć lat starsza ode mnie, ale jest w niej coś matczynego i kojącego. Mogę zrozumieć dlaczego zrobiła tak wiele ciast weselnych. Może uspokoić nerwową pannę młodą niczym innym jak tylko wyglądem. „Jesteśmy umówione,” zapewnia mnie. „Ale trzeba zawęzić wybór babeczek.” Plan jest taki by mieć pięć różnych smaków babeczek – jeden na każdy z poziomów – tak by goście mogli wybrać ich ulubiony. Dodatkowe babeczki – gdyby ktoś na takie miał ochotę – będą rozproszone pomysłowa na stole, pomieszane z świeżymi kwiatami, jakie zamówiłam w kwiaciarni. Stokrotki, słoneczniki i indyjskie pędzle przypominają mi o niesamowitej aranżacji, jaką Damien wysłał mi po tym jak się pierwszy raz spotkaliśmy. Sally kiwa w stronę stołu na końcu sklepu, elegancko ubranego w białe płótno. Ustawione są na nim babeczki. „Pomyślałam, że chciałabyś odświeżyć swoją pamięć.” Śmieję się. „Nawet gdybym już podjęła decyzję, wiesz że musiałabym usiąść i skosztować je.” Spoglądam na matkę kiedy staję przed stołem. „Chcesz też spróbować? Są niesamowite.” Matka unosi wysoko brwi i zastanawiam się kiedy moja matka dostarczyła sobie ostatnio węglowodanów, które nie pochodzą z liści sałaty lub lamki wina. „Nie wydaje mi się.” Wzruszam ramionami. „Jak chcesz,” mówię patrząc na minę mojej matki kiedy usadawiam się za stołem. „Więcej będzie dla mnie.” Pierwsze ciastko to mały sernik. To ulubione Damiena i powstrzymuję się przed ugryzieniem by zapytać Sally czy mogę wziąć ten kawałek do domu. Już mam w myślach różne ciakwe negocjacje jeśli będzie targował się o ten sernik

Uśmiecham się, kiedy smakuję kolejne ciastko. Nie dlatego, że jestem fanką czerwonego aksamitu, ale dlatego że wyobrażam sobie te możliwości negocjacji. Kolejne jest głębokie, pysznie czekoladowe, smak pozostaje na języku jeszcze przez chwilę. Doznanie niemal seksualne. Sally się śmieje. „”To ciasto robi za dużo.” „Na pewno zostaje,” mówię spoglądając z uśmiechem na nią. „W sumie, niech będzie kilkanaście zapakowanych dla nas na nasz miesiąc miodowy.” Śmiejemy się, Sally pyta mnie o naszą podróż poślubną. Odpowiadam jej, że to jest tajemnica skrywana nawet przede mną – Niespodzianka Damiena Starka – stukanie obcasów mojej matki kończy moje gadanie z Sally. „Czekolada, żółty, biały,” mówi. „Ciasto. Sernik. Jeśli domagasz się babeczek przynajmniej trzymaj się tradycyjnych smaków.” „Nie wiem,” mówię, biorąc kolejny kęs babeczki. „Ten – dyniowy – można za niego umrzeć.” „Jest bardzo popularny,” mówi Sally. „Ale spróbuj truskawkowej.” Moja matka wyciąga rękę i chwyta widelec w mojej ręce. Przez chwilę jestem wystarczająco ogłupiała żeby pomyśleć, że chce spróbować kawałek. Ale wszystko co robi, to szczerzy na mnie żeby. „Szczerze Nikole,” mówi tonem nie pozostawiającym wątpliwości, że popełniam jakiś haniebny grzech. „Próbujesz zniszczyć swój własny ślub? Pomyślałaś o swojej talii? O biodrach? Nie wspominając o skórze!” Odwraca się w stronę Sally, która najwyraźniej stara się wymazać minę przerażenia ze swojej twarzy. „Błogosław jej małe serce,” mówi moja matka, tonem który praktycznie kapie cukrem, „ale moja Nikole nie jest dziewczyną która może jest ciasteczka i potem wejść w suknię ślubną.” „Nikki jest kochaną młodą kobietą,” Sally odpowiada stanowczo. „Jestem pewna, że będzie wyglądała oszałamiająco na swoim ślubie.” „Oczywiście, że tak,” odpowiadam moja matka, głos jej brzmi coraz to dalej ode mnie. Tak jakby przesuwała się do tyłu, z dala ode mnie, z dala od Sally. Z dala od wszystkiego. „Dlatego tu jestem,” dodaje, tonem całkowicie uzasadnionym. „Moja córka wie, że nie ma samokontroli wobec rzeczy, które są dla niej złe – ciasta, cukierki, mężczyźni,” dodaje scenicznym szeptem. „Zawsze byłam tam aby pomóc jej utrzymać uwagę na najważniejszych aspektach.” „Rozumiem,” mówi Sally i mam wrażenie, że widzi więcej niż chciałbym moja matka. Mam ochotę wstać z krzesła i powiedzieć mojej matce, że nie nigdy mi w niczym nie pomogła, potrafiła tylko mną manipulować. Że nie interesuje ją to, czego ja chcę, ale to jak wyglądam, jak się zachowuję i czy przedstawiam odpowiedni wizerunek dla nazwiska Fairchild – nazwiska, które nie jest warte tyle co kiedyś, zanim to odebrała – zdziesiątkowała cały majątek jaki odziedziczyła po dziadku i jego biznesie olejowym. Mam ochotę jej to wszystko wygarnąć, ale nie robię tego. Po prostu siedzę z plastikowym uśmiechem na twarzy, nienawidząc siebie za brak reakcji. Za nie powiedzenie jej żeby spadała z powrotem do Teksasu.

Ale bardziej nienawidzę, że trzymam widelec w drugiej dłoni, pod stołem, jego żeby uciskają już moją skórę przez cienki materiał spódnicy. Nie chcę – wiem, że muszę przestać, wstać i wyjść stąd jeśli taka będzie potrzeba – ale siła jaka budowała się we mnie w ciągu ostatnich kilku miesięcy, rozdmuchała się jak puch pod napaścią okrutnego wiatru. „Nikki,” Sally zaczyna i nie mogę powiedzieć czy troska w jej głosie jest spowodowana słowami mojej matki czy widzi jakąś podpowiedź na mojej twarzy. To bez znaczenia, ponieważ jej słowa zostają przerwane przez elektroniczny dzwonek do drzwi. Patrzę w górę, a następnie oddycham z ulgą. Tunel jaki utworzyła przed chwilą moja matka zanika i moja wizja powraca. Widelec wypada mi z ręki na podłogę i zdaję sobie sprawę, że wstaje. To Damien – porusza się jak kula w moim kierunku. Obchodzę wokół stołu, nieskoncentrowana na niczym innym. Zatrzymuje się przede mną, oczy ma ciepłe ale widzę zmartwienie na jego twarzy. „Okazuje się, że mimo wszystko mogłem wpisać w mój plan wybór tortu.” Staram się nie śmiać, ale kąciki ust drżą i czuję ukłuci łez ulgi w moich oczach. „Cieszę się.” „Wyciąga rękę i głaszcze mnie po policzku. „Wszystko w porządku?” „Tak,” mówię. „Przynajmniej teraz.” Zmartwienie znika mu z oczu, wiem że mi wierzy. Bierze mnie za rękę i odwraca się do mojej matki. „Panno Fairchild. Jaka miła niespodzianka,” mówi zbyt miłym głosem, który sugeruje, że nie ma nic miłego w tej szczególnej niespodziance. „Panie Stark – Damien – ja – ” zatrzymuje się nagle, a ja jestem rozbawiona. Moja matka rzadko kiedy nie wie co powiedzieć, ale ostatnim razem kiedy spotkała się z Damienem, odesłał ją z powrotem do Teksasu odrzutowcem. I to było zanim powiedziała wiele nieprzyjemnych rzeczy o naszej dwójce. Zastanawiam się, czy ona teraz nie obawia się, że jej wyjazd z Kalifornii będzie znacznie mniej przyjemny. Damien, jednakże, jest obrazem kulturalnej grzeczności. „Miło z Twojej strony, że towarzyszyłaś Nikki dzisiaj. Myślę, że oboje wiemy jak wartościowa jest Twoja opinia dla niej.” Oczy mojej matki poszerzyły się niemal niezauważalnie. Mogłabym powiedzieć, że chce coś odpowiedzieć, słodkim użądleniem słów i uciąć jego myśli jak ucinała moje, ale to nie nachodzi. Jestem zdzwoniona. Moja matka jest olbrzymia, ale Damien jest jeszcze bardziej. Jej twarz zmienia się z konsternacji na zdziwienie kiedy Jamie wpada do cukierni jak tornado. „Jestem! Już jestem! Przyszła druhna!” Przez chwilę myślę, że jest tutaj po prostu bo obiecała mi, że postara się dotrzeć tu na czas. Ale kiedy widzę, że zamiast najpierw spojrzeć na mnie spogląda na Damiena, zdaję sobie sprawę, że to on do niej zadzwonił – i że ona jest częścią kawalerii. Chwilę później, Ryan Hunter, szef ochrony Damiena, pośpiesznie wpada do cukierni zatrzymując się gdy widzi Damiena, po czy wraca do drzwi, wzrok kierując na moją matkę jakby była bombą. Śmiech wydobywa się z mojego gardła. Nigdy nie czułam się kochana przez Matkę. Damien nie tylko sprawia, że się tak czuję, ale również czuję się ceniona, chroniona i bezpieczna.