caysii

  • Dokumenty2 224
  • Odsłony1 159 043
  • Obserwuję795
  • Rozmiar dokumentów4.1 GB
  • Ilość pobrań686 719

Olivia Cunning - 2 - Skuś mnie

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :453.9 KB
Rozszerzenie:pdf

Olivia Cunning - 2 - Skuś mnie.pdf

caysii Dokumenty Książki
Użytkownik caysii wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 102 stron)

Olivia Cunning – One Night with Sole Regret 02 – Tempt Me Tłumaczyła: Eiden // http://chomikuj.pl/Eiden

Rozdział 1 Serce Adama pędziło, gdy czekał aż Madison odbierze swój telefon. Samo oczekiwanie by usłyszeć jej głos, ekscytowało go. Nie miał problemu z graniem gitarowych solówek przed piętnastoma tysiącami fanów, ale perspektywa rozmowy z tą jedną, słodką kobietką sprawiała, że pociły mu się dłonie. Żałosne. Jeśli jego koledzy zespołu wyniuchali jego zauroczenie, to non stop by go ośmieszali. Cały zespół knuł przeciwko każdemu członkowi, który pragnął kobiety i Adam nie chciał być ich obecnym celem. W tym tygodniu to była rola Gabe'a. Stojąc w pobliżu tyłu busu, przy przejściu między łóżkami, Adam odwrócił się plecami do wspólnego miejsca. Owen i Kellen wykradli Gabe'owi telefon, kiedy ten zasnął na fotelu, i obecnie wysyłali wiadomości do jakiejś laski, którą Gabe przeleciał zeszłej nocy. Adam nie miał pojęcia, jakim cudem Gabe mógł spać przy całym zamieszaniu jakie się wokół niego działo. Może to całe bębnienie na stałe uszkodziło mu słuch. - Teraz napisz: Pokażę ci moje, jeśli pokażesz mi swoje - powiedział Owen, a Kelly już szalał kciukiem.- Teraz wyślij, stary - więcej chichotu. Adam cieszył się, że byli zajęci torturowaniem Gabe'a, podczas gdy on starał się ukryć swoją aktualną słabość. - Cześć - Madison powiedziała do ucha Adama. Minęło zbyt wiele czasu, odkąd ostatnio ją widział. Sam dźwięk jej głosu sprawił, że jego dżinsy były zbyt ciasne. - Hej, kochanie - powiedział cicho. - Nie mogę się doczekać, gdy cię zobaczę po koncercie - powiedziała. - Właśnie dlatego dzwonię. - Och. Rozczarowanie w jej głosie sprawiło, że skręciło mu się serce. Cholera, jak ta kobieta potrafiła zmienić go w papkę jedną sylabą. Miał zamiar się z nią

podroczyć i sprawić, że będzie myślała, iż nie będzie się w stanie z nią spotkać tej nocy, ale mogło być inaczej i pomyślał, że mogłaby zerwać ich zdecydowanie zbyt rzadkie randki, to byłby załamany. - Powinniśmy być w Dallas za jakieś pięć godzin - Adam zerknął na pryczę, na której odpoczywał Shade. Hałaśliwy wokalista Sole Regret prawdopodobnie spał, ponieważ jego zasłona była zasunięta, więc Adam nie miał gwarancji, że nie zostanie podsłuchany. Upewnił się, że mówił wyjątkowo cicho, kiedy zapytał.- Chcesz zjeść ze mną kolację przed koncertem? - Tak! Teraz nie mógł już się oprzeć pokusie, by się z nią podrażnić. - Nie? Dlaczego nie? - Tak, Adam. Powiedziałam tak. Tak! Zachichotał. - Tak? - T. A. K. Gdzie? O której?- fakt, że była taka podekscytowana, sprawił, że Adam uśmiechnął z prawdziwym zawstydzeniem. Dzięki Bogu, że nikt nie zwracał uwagi. Jeżeli ktokolwiek zobaczyłby, że uśmiecha się jak zwycięzca lotto, to byłoby z nim kiepsko. - Włoskiej. Piąta trzydzieści. Spotkamy się w środku - nie musiał jej mówić w jakiej restauracji. Przez prawie rok widywał się z Madison za każdym razem, kiedy Sole Regret przejeżdżali przez Dallas. Ich ulubione miejsce serwowało fantastyczne paluszki i stylowa łazienka miała solidny zamek. Zlew na wysokości biodra przydawał się do więcej niż jednego szybkiego numerku między nienasyconym ciałem Madison a jego. - Hej, Adam!- Owen krzyknął ze swojego miejsca na kanapie.- Z kim rozmawiasz? Ze swoją dziewczyną? Adam skrzywił się. - Żadna nie jest na tyle głupia, żeby umawiać się z taką męską dziwką jak on - powiedział Kellen. Adam skrzywił się do ściany i zakrył telefon dłonią, mając nadzieję, że Madison tego nie słyszała. - Musze iść - powiedział. - Nie mogę się doczekać, by cię zobaczyć. - Madison?- nie był gotowy, by się rozłączyć. - Tak? - Zrobisz ciasteczka? Roześmiała się cicho. - Nie musisz o to pytać, Adam. Już je zrobiłam. Za jej pierniczki można było oddać życie, ale jeszcze bardziej podobała mu się sama świadomość, że robiła je dla niego - zwłaszcza odkąd wyobraził sobie ją, jak piecze w plisowanym, białym fartuchu, swoich czarnych, kowbojskich butach i niczym innym. Jej miękkie, okrągłe piersi byłyby w pełni

w widoczne. Kiedy obróciłaby się i pochyliła, aby włożyć ciasteczka do piekarnika, miałby świetny widok na jej cudowny tyłeczek i o wiele więcej. Biała kokarda na środku jej pleców błagałaby go, aby ją rozwiązał i odsłonił to co ukrywała z przodu pod fantazyjnym fartuchem. A może jeżeli poprosiłby wystarczająco ładnie, to uniosła by tkaninę, aby podzielić się swoją tajemnicą. Litości. Podczas gdy zatracił się w swojej fantazji, dżinsy Adama skurczyły się na jego kroczu z powodu dodatkowych rozmiarów. - Jesteś tam jeszcze?- zapytała. Wrócił z powrotem do swojej inspirującej rzeczywistości. - Tak. Um, Madison? - Tak? - Założysz dla mnie sukienkę?- nie zgodziłaby się, by założyć tylko fartuszek do miejsca publicznego, ale sukienka przynajmniej pokazałaby mu jej przepiękne nogi.- Z krótką spódniczką. - Dobrze - powiedziała bez tchu. Drogi Panie, już wyobrażał jak jej spódniczka jest podciągnięta ne jej talii, a on zaciska w pięści jej majteczki. - Na razie - rozłączył się i nie będąc takim naiwniakiem jak Gabe, schował telefon głęboko do kieszeni, aby uniknąć wygłupów żartownisiów. Adam poprawił swojego zbyt chętnego penisa do bardziej wygodnej pozycji, wyciągnął Moutain Dew z lodówki i wskoczył na fotel kapitański naprzeciwko Owena i Kellena. Starał się jak cholera, aby się nie uśmiechać jak idiota, ale było to niezłe wyzwanie, odkąd flirtująca Madison wypełniła jego myśli. Gabe wciąż był nieprzytomny, wylegując się na fotelu obok Adama. Ich perkusista musi ubiegłej nocy nieźle wymęczyć tą laseczkę z księgowości. Wciąż w posiadaniu Kellena, komórka Gabe'a zadźwięczała, aby powiadomić go o nowej wiadomości. - Co powiedziała?- Owen zapytał niecierpliwie. - Co mam ci pokazać?- Kellen przeczytał z ekranu. - Cycuszki - wypalił Owen. Kellen przewrócił oczami. - Gabe nie nazwałby ich cycuszkami. - Kobiece wzgórki. Kellen pokręcił głową. - Cycki?- zaproponował Adam. - Piersi?- Owen przeczytał nad ramieniem Kellena.- Jaki facet je tak nazywa? - Gabe. Na dźwięk swego imienia, Gabe potarł nos tyłem dłoni i zaciągnął się głęboko. Otworzył oczy. Uśmiechnął się ufnie do Adama i natychmiast zapadł w sen.

Telefon znowu zadźwięczał. - Wysłała zdjęcie?- Owen zapytał szeptem. - Nie - powiedział Kellen.- Napisała, Ty pierwszy. Pokaż mi swój sutek, to ja pokażę ci mój. Twoje kolczyki sprawiają, że moje sutki stają się takie twarde - Kellen przeczytał jej wiadomość nieco monotoniczne, kiedy zwerbalizował cytaty. - Whoa - powiedział Owen.- A wyglądała tak słodko. Adam wiedział, jakie te słodko wyglądające potrafiły być sprośne. - Hej, Tex - zawołał do ich kierowcy.- Za ile dojedziemy do Dallas?- i Madison. - Za kilka godzin - Tex zawołał z przodu busu. - Nie możesz się doczekać, by zobaczyć swoją dziewczynę?- zapytał Owen z wnikliwym uśmiechem. - Nie jest moją dziewczyną - powiedział Adam.- Tylko cudownym tyłeczkiem, który lubię pieprzyć - wiedział, że zostawią go samego, jeżeli da im do zrozumienia, że Madison nic dla niego nie znaczyła. - Jak zrobimy zdjęcie sutka Gabe'a?- zapytał Kellen. Spojrzał na pierś Gabe'a, przechylając głowę na lewo i prawo, używając obu rąk, aby stworzyć z palców ramię dla natchnionego arcydzieła, Faceta z Przebitym Sutkiem. - Ty go przytrzymasz - powiedział Owen.- Ja zrobię zdjęcie. Kellen pokręcił głową. Adam połknął swój słodki płyn i czekał, aż Kellen i Owen ruszą na Gabe'a. Naprawdę nie mógł się doczekać zemsty Gabe'a. - Dobra - powiedział Owen.- Ja na niego skoczę; ty zrobisz zdjęcie i wyślesz je, zanim się zorientuje co się dzieje. - Może najpierw powinniśmy go uspokoić - powiedział Kellen.- Wiesz, jak mocno bije. Dłoń Gabe'a nagle zakryła jego brzuch. Otworzył oczy. - Gdzie mój telefon?- zapytał zaspanym głosem. Kellen wepchnął go pod udo Owena. - Nie mam pojęcia. Telefon zapiszczał spod ich wyglądam-delikatnie-ale-nie-dla-dobrych- czynów, basisty. Gabe spojrzał krzywo na Owena. Gabe wyglądał jak twardziel. Czarny i czerwony irokez. Tatuaż w kształcie tribalnego smoka na skórze łowy. Długie, szorstkie ciało perkusisty - całe zbudowane z masy mięśniowej i ścięgien, które potrafiły zaaplikować śmiertelny cios. Ale wszyscy znali Gabe'a zbyt dobrze, aby dać się zastraszyć przez jego wygląd. Co innego jego pięści... - Co robisz z moim telefonem, dupku? Owen z tymi swoimi wielkimi, niebieskim oczyma, które nadawały mu kompletnie niewinnego uroku, wyciągnął telefon spod nogi i spojrzał na ekran. - O tak, to ładniutkie cycuszki. Mógłbym je lizać przez godziny. - Myślę, że w sumie to nie trzeba jej było kolczyka Gabe'a, aby

stwardniały jej sutki - powiedział Kellen, spoglądając na ekran przez ramię Owena. - Melanie?- Gabe zmrużył niebezpiecznie oczy. - O tak - powiedział Owen.- Zdecydowanie chciałbym ścisnąć te śliczne cycuszki wokół mojego penisa i i pieprzyć się z cukiereczkiem Gabe'a. Twarz Gabe'a poczerwieniała jak purpurowy czubek jego irokeza. - Posunąłeś się za daleko, Owen - Adam powiedział ze śmiechem. Gabe wstał z fotela i ruszył na Owena. Kellen miał to wyczucie, aby zejść mu z drogi. - Och, Melanie - Owen podpuszczał Gabe'a.- Tak, kochanie, liż moją główkę, gdy będę się pieprzyć z tymi pulchnymi cyckami. - Zapłacisz za to! - Pewnie, że zapłacę - powiedział Owen, śmiejąc się przez mocne szturchnięcia Gabe'a.- Mam tu dla ciebie pięć dolców, maleńka - złapał się sugestywnie za krocze. Adam podniósł telefon Gaba'a, który wylądował blisko jego stóp. Jak lepiej ukryć swój romantyczny problem przed ich radarem, przyłączając się do nękania Gabe'a? Zdjęcie piersi Melanie okazało się niezwykle piękne, ale Adam był pewien, że to zamazane zdjęcie nie oddało ich pełnego wdzięku. Mimo to zagwizdał długo i głośno. - Milusio. Może pokaże nam więcej - Adam dopisał odpowiedź, aby dodać coś od siebie do cierpienia Gabe'a.- Są tak samo piękne, jak zapamiętałe poprzedniej nocy - powiedział Adam, komponując nową wiadomość tekstową.- Ale wiesz, co naprawdę chcę zobaczyć - wcisnął wyślij i podał telefon Kellenowi, który stał teraz między dwoma fotelami, aby trzymać się z daleka od bójki między ich perkusistą i basistą. - Pokaż mi co masz w majtkach - powiedział Kellen i zaraz napisał.- I wyślij. Dywersja Kellena skutecznie zwróciła uwagę Gabe'a. Gabe porzucił Owena, który leżał unieruchomiony na podłodze z bólu albo wesołości. Gabe wstał na nogi i chwycił Kellena za kark. Kellen był bardzo dumny z bycia w jednej czwartej Komanczem. Oprócz posiadania długi, czarnych, prostych i zadbanych włosów, posiadał osobistą urazę do koszulek. Był to dobry powód, aby się na nim zemścić. - Oddaj mi telefon, Kellen. Kellen oddał mu go spokojnie. - Powinieneś nam podziękować - powiedział.- Teraz masz materiał na zawalenie konia przy swoim monogamicznym związku na odległość. - Nie uda mu się - powiedział Owen, wciąż leżąc na podłodze, z trudem łapiąc powietrze. Telefon Gabe'a znowu zabrzęczał i spojrzał na ekran. Jego oczy rozszerzyły się, gdy zobaczył to, cokolwiek wysłała mu Melanie. - Słodki Jezu - zaklął pod nosem.

- Daj zobaczyć - Owen użył kanapy, aby się podciągnąć z podłogi.- Bierz go, Kelly. Para przyjaciół zapędziła Gabe'a do lodówki. Gabe wyciągnął telefon nad ich głowy, czyli poza ich zasięg. - Spierdalaj. Oprócz mnie nikt tego nie zobaczy. Adam zastanawiał się, czy Madison wyśle mu seksowne zdjęcie. Chciałby mieć coś na te długie, samotne noce w trasie. Może pozwoli mu zrobić zdjęcia, gdy będą uprawiać seks - ujęcia jej pięknej cipki nadzianej na jego penisa. Adam szarpnął za swój rozporek. Cholera, przez kurczące się dżinsy było mu niewygodnie. I teraz musieli być już blisko swojego celu. - Tex - zawołał do kierowcy.- Za ile dojedziemy do Dallas? - Za godzinę i pięćdziesiąt dwie minuty - wrzasnął Tex.- Trzymaj gatki na tyłku, ogierze. Jej cipka będzie jeszcze ciepła, kiedy tam dojedziesz - Tex zaśmiał się tak mocno, że Adam pomyślał, iż pękły mu naczynia krwionośne w jego szerokiej, rumianej szyi. Adam spojrzał na tył busu, aby sprawdzić, czy nie został nowym celem psot swego zespołu. Na szczęście Kellen i Owen byli zbyt zajęci wyrwaniem Gabe'owi telefonu z jego śmiertelnego uścisku, aby usłyszeć wskazówkę Texa. Adam oparł łokcie na kolana i pociągnął łyk z puszki. Droga między Tulas a Dallas była najdłuższa z możliwych.

Rozdział 2 Madison próbowała stłumić swoje podekscytowane łaskotanie, zakrywając brzuch obiema dłońmi i biorąc kilka głębokich oddechów. Jej próby uspokojenia jej zszarganych nerwów nie pomogły. Pomiędzy motylkami i wiecznym uśmiechem, była oszołomionymi wrakiem. Minęły tygodnie odkąd ostatni raz widziała Adama i przez cały dzień nie była w stanie myśleć o niczym innym, tylko o tym, że niebawem znajdzie siew jego ramionach, w jego łóżku i być może pewnego dnia, w jego sercu. Jej kolacja z Adamem miała się odbyć za pół godziny. Sekundy przesuwały się tak powoli, że aż zaczęła się zastanawiać, czy baterie w wielkim, drewnianym zegarze nie padły. Jednak wiedziała, że jej związek z Adamem nie był na wyłączność - czy światowej sławy gwiazdy rocka kiedykolwiek wiązali się w stałe związki? - to nigdy nie czuła się żywa, no chyba, że był w pobliżu. Adam otworzył jej oczy, jej umysł, jej serce, no i oczywiście jej uda, na wszystkie cuda świata. Sama perspektywa zobaczenia go, przepełniała ją niedowierzaniem, oczekiwaniem, radością i owszem, dyszącą żądzą. - Nie mam pojęcia, dlaczego się tak uśmiechasz, Madi - powiedziała jej bliźniaczka. Kennedy, stojąc za nią, położyła obie dłonie na ramionach Madison i spojrzała w jej niebieskie oczy w zabytkowym lustrze komody.- Zawsze cię krzywdzi. Madison skrzywiła się. Bycie z Adamem było największą radością, jakie wypełniało jej życie. Kennedy po prostu tego nie rozumiała.

- Rani mnie tylko wtedy, kiedy wyjeżdża. - I to wychodzi mu najlepiej. Wyjeżdżanie. - Musi - powiedziała Kennedy.- Sole Regret wciąż jest w trasie. - Madi... - Kennedy wydęła dolną wargę w niezadowolonym dąsie. - Nie rób mi tego, Kennedy. Wiesz, że go kocham. Nie mogę nic z tym zrobić. - A co z nie bieganiem do niego za każdym razem kiedy zadzwoni? A co z powiedzeniem mu, że jeżeli nie będzie wobec ciebie zobowiązany, to z nim skończysz? A co z przypomnieniem mu jaki był, zanim cię poznał? Jak mogła zapomnieć? - Jest teraz czysty. - Akurat ty, ze wszystkich ludzi, powinnaś sobie zdawać sprawę, jak jest mało prawdopodobne, by wytrwał w tym stanie. Jako licencjonowana doradczyni uzależnień chemicznych, Madison była świadoma, jaki powszechny był powrót do brania narkotyków, ale nigdy nie zwątpiła w żadnego ze swoich klientów - nawet w najbardziej beznadziejne przypadki - i Adam nie był wyjątkiem. Zrobi wszystko, aby powstrzymać go przez zatonięciem w głębokie, ciemne piekło, w którym go znalazła. - Jest teraz czysty - powtórzyła. Ramiona Kennedy owinęły się wokół talii Madison i oparła czoło o bok ramienia siostry. - Tym razem na jak długo zostaje w mieście? Serce Madison ścisnęło się w jej piersi, czując napływ ponurych emocji, kiedy będzie musiała się z nim rano pożegnać. - Tylko na jedną noc. Idziemy na wcześniejszą kolację przed koncertem, a po nim obiecał mi, że spędzi ze mną czas na osobności. Jutro wyjeżdżają do Austin. Ręce Kennedy zacisnęły się wokół niej. - Domyślam się, że w takim razie zobaczymy się jutro. Pójdziemy pojeździć w tym tygodniu. Powinno cię to nieco rozweselić - prychnęła.- I może tata znowu będzie nam truć, jak to konie potrzebują ćwiczeń. Madison naprawdę powinna częściej odwiedzać rodziców. Mieszkali zaledwie kilka mil na ranczu po południowej stronie, które jej ojciec odziedziczył po dziadkach Madison. Jej ojciec obdarował swe córki starym, wiejskim domem,w którym dorastał, zanim wybudował nowe miejsce w dole drogi z dużymi stajniami dla ich koni. Dojazdy do Dallas w dni robocze zawsze były długie, więc Madison nie miała dużo czasu na hobby, jakie uwielbiała. Mimo, że ona i Kennedy mieszkały w tym samym domu, to obydwie były tak zajęte swoimi karierami, że rzadko spędzały wspólnie czas. Tęskniła za ich długimi, zakurzonymi przejażdżkami po wsi. - Zgoda - powiedziała Madison. Odwróciła się, by porządnie uściskać siostrę. Wiedziała, że Kennedy chciała, aby znalazła prawdziwą i trwałą miłość. I Madison znalazła kogoś do

kochania. Niestety, Adam nie był facetem, który był skłonny do zobowiązań - nawet nie z byłą królową rodeo. Drewniana podłoga zaskrzypiała pod jej butami, gdy Madison odsunęła się od Kennedy i spojrzała w lustro po raz ostatni. Ściągnęła z sukienki pojedynczy włos, wygładziła zmarszczki, pociągnęła spódnicę, aby wszystko było zakryte. Normalnie nie nosiła seksownych, małych czarnych, które ledwo zakrywały jej tyłek. Czuła się w niej pół-nago. I niegrzecznie. Właśnie tak się czuła, gdy była z Adamem. Nie czuła się tak przy żadnym innym facecie. - Wyglądasz cudownie - powiedziała Kennedy.- Zawsze byłaś ślicznotką. Madison roześmiała się. Wyglądały identycznie pod każdym względem, z wyjątkiem małego pieprzyka w kąciku lewego oka Madison. - A ty zawsze byłaś mądralą, doktor Fairbanks. Kennedy właśnie co zdobyła tytuł doktora psychiatrii. Wciąż miała przed sobą lata rezydentury, ale Madison nie mogła być bardziej dumna ze swojej siostry młodszej o siedem minut. Było to tak, jakby osiągnięcia Kennedy były jej własnymi. Szczęście Kennedy było jej własnym. Miały ze sobą coś więcej wspólnego, niż tylko wygląd. Madison rozumiała, dlaczego Kennedy sprzeciwiała się jej spotykaniu z Adamem. Jeżeli to Kennedy rzucałaby wszystko, aby spędził jedną noc z mężczyzną, to Madison próbowała by ją przekonać, aby zobaczyła powody. Ale zrozumienie rad Kennedy i kierowanie się nimi, to były dwie różne rzeczy. - To oczywiste - powiedziała Kennedy.- Jestem zbyt mądra, aby pozwolić jakieś egoistycznej gwieździe rocka, by owinął mnie sobie wokół małego palca. - Nie owinął mnie sobie - Madison skrzywdziła się na Kennedy, ale na myśl o Adamie szybko się uśmiechnęła.- Po prostu trzyma mnie nieco dalej na południu. Jeżeli kiedykolwiek uprawiałaś seks z mężczyzną, zrozumiesz. - Zawsze mogę udawać, że jestem tobą i przekonać się, co traciłam - Kennedy puściła jej oczko. Madison poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy, sprawiając, że zaszumiało jej w głowie. Już było wystarczająco źle, że Adam niewątpliwie sypiał z bezimiennymi kobietami podczas trasy, ale jeżeli przeleciałby jej własną siostrą, Madison nie dałaby rady. - Wiesz, że nigdy bym ci tego nie zrobiła - powiedziała Kennedy, gdy jej droczący uśmiech zniknął.- Wiesz o tym, prawda?- Kennedy walnęła ją w ramię tyłem nadgarstka.- Madison? Madison skinęła głową. - Ale jeżeli ten słodki basista chciałby wprowadzić mnie w swoją psychikę, to nie odmówiłabym. - Owen? - To ta ślicznotka z kolczykiem w penisie?- Kennedy uśmiechnęła się i poruszyła brwiami. Twarz Madison poczerwieniała. Nie była pewna, dlaczego podzieliła się

tym uprzywilejowanym smakołykiem z Kennedy. Madison była tak wstrząśnięta samym pomysłem, że musiała komuś o tym powiedzieć. - Tylko tak słyszałam. - Jesteś pewna, że nie widziałaś? Rumienisz się jak szalona. Madison pokręciła gwałtownie głową. Tylko słyszała, jak Adam dokucza Owenowi z tego powodu, to wszystko. Ciekawość się rozbudziła, kiedy poszukała w internecie, aby zobaczyć jak wygląda przebity penis i dowiedziała się, że było na to więcej, niż tylko jeden sposób. Gdy już podniosła swoją szczękę z podłogi i wsadziła oczy na ich miejsce, powiedziała Kennedy o, um, modyfikacji Owena. Zdawało się, że jej siostra kojarzyła co nieco. - Mogłabym cię mu przedstawić. Jeśli chcesz. - Może - powiedziała Kennedy.- Chętnie bym się dowiedziała, co doprowadza faceta do zrobienia czegoś takiego jego własnemu ciału. Madison zachichotała. Powinna była wiedzieć, że Kennedy będzie bardziej zainteresowana stanem psychicznym Owena, niż jego cechami fizycznymi. Madison odwróciła głowę, aby sprawdzić czas. Podczas gdy ten cholerny zegar przez cały dzień tykał w ślimaczym tempie, to teraz piętnaście minut minęło jak szalone. Jej łaskoczący żołądek opadł. - Muszę iść. I tak się spóźnię. Kennedy skrzyżowała ręce na piersi i postukała palcami o swoje bicepsy. - Może choć raz to on powinien na ciebie zaczekać. Może. Ale myśl, że przegapi choć chwilę bez niego, sprawiała, że jej oczy wypełniały się łzami. O Boże, zakochałam się w nim aż tak bardzo. Wiedziała, że była głupia. Co mogło wyjść z jednostronnej miłości do gwiazdy rocka? - Następnym razem - pobiegła korytarzem, który był ozdobiony rodzinnymi zdjęciami w niedopasowanych ramkach. Z przyzwyczajenia pocałowała swe palce i przycisnęła je do zdjęcia jej zmarłej babci w drodze do jadalni. Madison wciąż czuła jej obecność w starym domu, przez co nie przeniosła się do miasta. - Pa, babciu. Nie czekaj na mnie - w małej, schludnej kuchni, Madison chwyciła za swoją torebkę i pudełko pierników, które tego ranka piekła przez godziny. - Zadzwoń do mnie, jeśli będziesz czegoś potrzebowała - Kennedy krzyknęła za nią. – Jasne. Kocham cię!- Madison była pewna, że Adam miał wszystko, czego by potrzebowała, to to coś bijącego w jego muskularnej piersi. Nie miała nadziei, że to do niego dostanie, chociaż wiedziała, że bez trudu dobierze się do jego spodni.

Rozdział 3 Było kilka rzeczy, które przyprawiały serce Adama o walenie, jak bęben basowy na metalowym koncercie: pierwsze to wiwat tłumu, kiedy pojawiał się na scenie; druga rzez, to obserwowanie jak Madison Fairbanks wkracza do pomieszczenia; każde stworzenie z sześcioma nogami albo i więcej; przyglądanie się jak Madison Fairbanks wydaje się być niespokojna i zagubiona w wejściu do restauracji; przyglądanie się jak Madison Fairbanks skanuje wnętrze, szukając go. Madison jeszcze go nie zauważyła, co dało mu chwilę na podziwianie jej niewinnego piękna. Miała na sobie małą czarną sukienkę, która przylgnęła do jej niewielkich krągłości, która posiadała głęboki dekolt, odsłaniający jej brązową skórę gardła i piersi. Jej obojczyki były widoczne. Uwielbiał obojczyki. Powiedział jej już o tym? Musiał, skoro nigdy go nie rozczarowywała. Uśmiechnął się na widok jej seksownych, czarnych, kowbojskich butów. Uda Adama napięły się na wspomnienie, jak te nogi go otaczały, szpilki wbijały się w tył jego nóg. Nawet jeżeli te zdarte buty nie pasowały do jej eleganckiej sukienki, to pasowały do Madison. Włosy Madison, koloru brudnego blondu, były ściągnięte klamrą na jej karku. Nie mógł się doczekać, by uwolnić te jedwabne nici i móc zatopić w nie palce. Posmakować jej słodkie usta, jej skórę, jej orgazm. Poczuć jej delikatne perfumy, jej owocowy szampon, piżmowy dowód jej podniecenia, sączącego się z jej płci. By poczuć jej owinięte ręce i nogi wokół niego, nieśmiałe dotknięcia jej dłoni, jej wbijające się paznokcie w jego plecy, gdy jej ciało będzie przyciśnięte do jego podczas orgazmu. Cholera, tęsknił za nią. Adam wystukiwał na powierzchni stołu rytm, jakby wybrzdąkiwał trójki

na gryfie swej gitary, czekając aż jego seksowna randka wreszcie go zauważy. Grupka ludzi, która musiała przyjechać na koncert - mieli na sobie koszulki Sole Regret i rozsiewali aurę oczekiwania - weszła kilka minut przed nią, więc nie chciał przyciągać do siebie uwagi. Cieszył się, że wybrał zamówił stolik z kanapą. Miał dobry widok na wejście, ale poplamione, szklane przegrody przy każdym stołku oferowały dużo prywatności wokół stolików. Wystrój także utrudniał Madison odnalezienie go. Najwyraźniej nie słyszała jego telepatycznego wezwania tutaj, właśnie tutaj. Pieprzyć to. Nie mógł już dłużej czekać. Gdy Adam otworzył usta, aby ją żałować, Madison powiedziała coś do hostessy, która skinęła w jego stronę. Madison odwróciła się i zrobiła krok w jego stronę. Jego serce pominęło uderzenie. Kiedy spojrzała na niego, jej niebieskie oczy rozbłysły i witający uśmiech pojawił się na jej pięknej twarzyczce. Ze wszystkich ludzi jakich znał, jako jedyna tak na niego patrzyła. Tylko ona. Otwarcie mu pokazała jak się cieszy, że go widzi, nie dlatego, że był gitarzystą prowadzącym w Sole Regret, nie dlatego, że mogłaby zdobyć rozgłos, albo dostać drogie prezenty dzięki byciu skojarzoną z gwiazdą rocka, ale dlatego, że naprawdę go lubiła za to, jaki był. W środku. Całkowicie zaskakujące. Adam nie miał pojęcia, co w nim widziała. Kiedy się spotkali, był na samym dnie. W szpitalu gdzie dochodził do siebie po niemal fatalnym przedawkowaniu, po którym wyglądał diabelnie. Czuł się jak gówno. Był tak wkurwiony na świat i na każdego, że zachowywał się jak totalny dupek. Madison rozmawiała z nim przez godziny, nigdy nie krytykowała, nigdy nie zrezygnowała z niego, tylko rozmawiała. I co ważniejsze, słuchała. Nie dlatego, że taka była część jej pracy, ale tak jakby ją to obchodziło. Jakby on ją obchodził. Jego problemy. Jego ból i złość. Nie lekceważyła nic z tego. Była jedynym powodem, dla którego próbował być czysty. Myśl, że mógłby ją rozczarować, rozdarła go od środka. Trzymając plastikowy pojemnik, w którym jak miał nadzieję były ciasteczka, Madison pospieszyła do jego stolika, jej seksowne buty stukały na płytkach podłogowych. Cholera, wymiatała w tych butach. Jej długie nogi były dobrze umięśnione od lat jazdy konnej. Ich widok sprawił, że zapragnął jej na swych kolanach. Ujeżdżającej. Krew Adama zagotowała się i zalała jego pachwinę. - O Boże - powiedziała.- Spóźniłam się? Mam nadzieję, że nie czekasz zbyt długo. - Przyszłaś w samą porę - powiedział.- Przyszedłem za wcześnie - praktycznie przebiegł sprintem z autobusu do limuzyny, ale nie musiała o tym wiedzieć. Myślała, że był zajebisty. Madison pochyliła się ku niemu i pocałowała go lekko, co przyjął z radością. Mmm. Była słodka i czysta. I taka łatwo zniszczalna. Dłoń Adama przesunęła się na tył jej głowy, gdy przycisnął wargi do jej, szukając głębokiego, intymnego pocałunku, którego pragnął. Jego język musnął jej,

delektując się miętowym smakiem jej ust. Wydała gardłowy jęk tęsknoty. Cholera, była taka zmysłowa. I taka nieświadoma swojej zmysłowości. Ciągle to w niej budził. Odkrywał to co było dla niej przyjemne - co zazwyczaj zaskakiwało ich oboje. Nie zajęło mu dużo czasu, by odkryć niegrzeczną stronę Madison i by szukała nowych doświadczeń. Adam pozwolił sobie wierzyć, że tylko jemu pokazała swoją ukrytą naturę, ponieważ gdyby inny mężczyzna skusiłby ją do znalezienia się na dole i robienia świństw, czułby się zobowiązany rozpieprzyć twarz kolesia. Potem jego jaja. I znowu jego twarz. - Tęskniłam za tobą - wyszeptała, gdy się odsunęła. Jego serce rozgrzało się, i się uśmiechnął. Znał to uczucie. - Naprawdę? Skinęła głową i chwyciła go za szczękę, pocierając kciukiem jego policzek, jakby go uwielbiała. Tylko ona przyprawiała go o takie uczucia. Tylko ona. Patrzyła mu w oczy, gdy spytała. - Dbałeś o siebie? Wiedział, o co tak naprawdę pytała. Byłeś czysty i trzeźwy? - Przeważnie. Spojrzała na niego oceniająco, aż chciał się wczołgać pod stół. - Miałeś do mnie zadzwonić, kiedy naszłaby cię chęć - powiedziała. Wolałby do niej zadzwonić, kiedy naszła go ochota na coś innego. Pewnie miała już dość wysłuchiwania jego problemów. Madison położyła swoje pudełko na stolik, zajęła miejsce naprzeciwko niego i wzięła jego dłonie w swoje. Była najbardziej troskliwą osobą, jaką kiedykolwiek poznał. Nie miał pojęcia, jak sobie radziła z byciem doradczynią nadużywania substancji. Widziała jak więcej niż jeden z jej klientów umiera z przedawkowania. Nakrzyczano na nią, przeklinano, a nawet kilka razy uderzono. Niektórzy nie chcieli jej pomocy. Inni korzystali z jej nieomylnej dobroci. Madison odbierała te wszystkie zdarzenia jako osobisty afront, zamiast pozwolić im siebie zniszczyć, używała ich jako paliwa. Jej siła zdumiewała go. - Mów - nalegała, wpatrując mu się w oczy. Skupił wzrok na jej dłoniach, które trzymały jego z ufnością, i otworzył usta, by skłamać. - Nie brałem niczego od czasu, gdy cię ostatnio widziałem - biorąc pod uwagę, że ostatni raz widział ją, jak weszła do restauracji, to była to prawda. - Naprawdę?- wydawała się być taka szczęśliwa i dumna, że nie mógł spojrzeć jej w oczy. Poprzedniej nocy, wypalił za sceną kilka jointów - nic wielkiego. Technicznie, to nie był nawet na haju i był to jego pierwszy poślizg od tygodni. Więc dlaczego czuł się największy przegraniec na świecie? Ponieważ ją okłamał. Nie dotrzymał obietnicy, że zostanie czysty. Nie miało znaczenia, że był silny, gdy jego ojciec kilka miesięcy temu wrócił do

jego życia. Adam nie był silny, kiedy Rico przyniósł jointy i namówił go do spalenia ich zeszłej nocy. Madison tak wiele zrobiła dla Adama - wciąż robiła - i jedyne o co prosiła, to to, by zadzwonił do niej, gdy nie będzie mógł już wytrzymać, aby omówili jego wybory. Nie był w stanie nawet dotrzymać tej obietnicy. Ścisnęła jego dłoń. - Powiedz mi prawdę, Adam. Zanim poznał Madison, nie wiedział co to wstyd. Nie było to uczucie, za którym jakoś szczególnie przepadał. Poczucie winy wbiło się pazurami w jego brzuch i zmusił się, by na nią spojrzeć, żeby mu uwierzyła. Ostatnia rzecz jakiej potrzebował, to zburzenie ich wspólnego wieczoru. - Nie ma nic do powiedzenia. Jej oczy przeszukiwały jego - dostrzegła to niewinne kłamstwo w jego spojrzeniu? - ale wytrzymał je, aż wreszcie napięcie wyparowało z jej drobnych ramion. Znowu ścisnęła jego dłoń. - Martwię się o ciebie, Adam. Proszę, bądź dla siebie dobry. Te słowa zainspirowały i zmiażdżyły go w tej samej chwili. Odwrócił wzrok na sufit, pragnąc jej powiedzieć, że też mu na niej zależało, że ją rozczarował, że wziął dwa strzały jointów, ale słowa utknęły mu w gardle. Tak czy siak, co w nim widziała? Nie zauważyła, jakim był draniem? Każdy inny to widział. - Nie zapomnij, by do mnie zadzwonić, kiedy będziesz miał problemy. Pomogę. Już mu wystarczająco pomogła. Nie mógł prosić o więcej. - Skończyłaś, Doradczyni? Nie zaprosiłem cię na kolację, aby całą noc mogła na mnie najeżdżać. - Wiem - powiedziała cicho, cudowny rumieniec oblał jej szyję.- Wolałabym, żebyś to ty ujeżdżał mnie. Kolec pożądania uderzył go w brzuch. Uśmiechnęła się lekko i podniosła menu. - Powinniśmy coś szybko zamówić - powiedziała.- Muszę zostać z tobą sama. Łazienka jest wolna? Teraz sztywny i pulsujący, Adam odwrócił głowę, aby sprawdzić stan ich ulubionej toalety. Nawet z daleka zauważył, że mała plakietka nad zamkiem była czerwona. Jego serce zamarło w rozczarowaniu. - Zajęta. - Powiedz mi, kiedy będzie wolna, dobrze?- rozpalone spojrzenie jakie mu posłała, mogłoby roztopić żelazo. Madison otworzyła swe menu i ukryła za nim, aby ukryć swój przebiegły uśmiech, który tak pożądał. Boże, uwielbiał z nią spędzać czas. Myślał o niej cały czas, ale widywał ją za rzadko. Odkąd weszli w intymny związek, nie sypiał z innymi kobietami. Za bardzo. Żadna inna nie podniecała go tak jak Madison, ani nie sprawiała, że czuł się tak wyjątkowo. Ale nigdy jej o tym nie powie. Nie potrzebował

bólu głowy spowodowanego stałym związkiem. Albo nawet w połowie trwałym związkiem. Cieszył się nią, kiedy tylko mógł i udawał, że nie tęsknił za nią jak szalony, gdy był w trasie. - Są dla mnie?- zapytał. Skinął na pudełko, które leżało na krawędzi stołu. Niemal poczuł ostry, słodki smak przysmaku, który jak miał nadzieję, znajdował się w środku. - To zależy - powiedziała.- Będziesz się dzisiaj zachowywać? Uniósł brew na nią i zachichotała. - Tak, są dla ciebie - powiedziała. Otworzył pudełko i zaciągnął się niebiańskim zapachem imbiru i brązowego cukru. - Chłopaki będą cholernie zazdrośni, gdy zjem je przed nimi. - Możesz się podzielić - powiedziała Madison, przyglądając mu się znad menu.- Są tam dwa tuziny ciastek. - Jestem zbyt samolubny, by się dzielić. Są moje - nie mogąc oprzeć się pokusie, Adam wybrał ciastko i zamknął pokrywkę. Wgryzł się w nie i mieszanina melasy i przyprawy stopniała na jego języku, na co przewrócił oczy na tył głowy.- O Boże, Madison, jesteś dla mnie taka dobra. Uśmiechnęła się. - Wiem, jak możesz mi prawidłowo podziękować. Łazienka? Spojrzał na drzwi. - Wciąż zajęta. Kelner, który wyglądał jakby go nękano, postawił na stole dwie szklanki wody. - Mam na imię James. Będę was dzisiaj obsługiwał. Jesteście gotowi, by złożyć zamówienie?- zapytał. Adam sięgnął po menu. - Zamów coś szybkiego - powiedział do Madison.- Mam kontrolę dźwięku o szóstej trzydzieści. - A za co weźmiesz się po kontroli dźwięku?- zapytała. - Za ciebie.

Rozdział 4 Madison starała się nie gapić na Adama, gdy pochłaniał swoje panini, ale chciała zapamiętać każdy szczegół, żeby później mogła się torturować, rozmyślając co robił, z kim co robił. Grube, czarne włosy Adama były ścięte w kudłaty styl, który podkreślał jego męskie rysy i opadały na jego czoło. Jego nos był nieco za duży, jego dolna warga troszkę zbyt gruba, a szczęka zbyt ostro zarysowana, żeby mógł uchodzić za modela, ale zapierał jej dech w piersiach. Czarne, grube rzęsy otaczały jego stalowo-szare oczy. Były najpiękniejszą parą oczu w jakich się kiedykolwiek zatraciła, ale miał tendencję do patrzenia krzywo, jakby szukał powodu do złości. Zastanawiała się ilu ludzi poznało go na tyle dobrze, żeby zobaczyć coś więcej niż tylko jego gniew. Madison nie zajęło wiele czasu, aby zobaczyć w nim dobro. Te wspaniałe, burzliwe oczy zawsze były łagodne, gdy na nią patrzył. Pojedynczy dołeczek pojawił się w kąciku jego ust, kiedy uśmiechał się szeroko. Ponieważ nie uśmiechał się na bieżąco, widziała ten uśmiech tylko kilka razy. Dzieciństwo Adama było totalną katastrofą. Tylko muzyka powstrzymywała go przed rozpadnięciem się. Zaczął brać dragi, ponieważ taki przykład dawał mu ojciec, a narkotyki stały się podporą do radzenia sobie z szaleństwami życia. Wiedziała o tym, ponieważ pewnego razu w końcu nakłoniła go do mówienia, to opowiedział o wszystkim, co ukrywał w sobie przez lata. Powierzył jej swoje tajemnice. Nie potraktowała błaho tego zaufania. I nie mogła zaprzeczyć, że ta luka Adama, którą zakrywał pozą twardziela, została pokazana tylko jej. Nikomu innemu nie pokazywał swych słabości. Mimo to zakochała się w tym facecie. Palce Madison zaświerzbiły, aby prześledzić tatuaże na silnym ramieniu

Adama, by pogładzić jego utalentowane palce, by chwycić te łańcuchy wokół jego szyi i pociągnąć ku sobie, aby mogła go pocałować, pokazując w jaką szaloną desperację ją wpędzał, za każdym razem gdy na niego patrzyła. Spojrzała przez ramię na łazienkę. Musiała znaleźć się sam na sam z Adamem - zanurzyć się w nim tak, jak nie mogła tego zrobić publicznie. Gdy już miała go poinformować, że łazienka wreszcie była wolna, ktoś do niej wszedł i zamknął drzwi, przełączającą blokadę na zajęte. Cholera. Madison z westchnieniem spojrzała na stół. Adam podniósł kawałki kurczaka, które wypadły z jego kanapki i włożył je do ust palcami. Nawet jego surowe maniery przy stole przyprawiały ją o uśmiech. Ten facet nauczył się swych manier po matce. Gdyby już nie wiedziała, że jego matka uciekła i zostawiła go z uzależnionym ojcem, gdy miał siedem lat, to domyśliłaby się, że ta kobieta nie gościła zbyt często w jego życiu. Ale Madison pragnęła być w jego życiu. Dzisiejsze spotkanie scementowało jej uczucia, które analizowała przez tygodnie. Nie czuła jedynie prostego pożądania czy zainteresowania do Adama. Kochała go. Bez wątpliwości. Ale czy był w stanie pokochać i ją? Ta niewiedza na czym stała, pożerała ją żywcem. Madison odwróciła wzrok od pięknych rys Adama na swój talerz i zabrała się za sałatkę. Była niemal pewna, że jeżeli postawiłaby mu ultimatum, to uciekłby, nawet nie spoglądając za siebie. Straciłaby go na zawsze. Sama myśl, że nie miałaby już go nigdy zobaczyć, otworzyła długą, pustą otchłań w centrum jej piersi. Zanim ich związek stał się intymny - kiedy wciąż był leczony - zapytała go, co sądził o romantycznych związkach podczas trasy. Odpowiedział, że nie chce, ani nie potrzebuje związków. Chciał tylko seksu. Związki wszystko komplikowały i były niemożliwe do utrzymania. Niemożliwe. Madison próbowała przekonać samą siebie, że była dla niego wyjątkowa. Że ten związek był możliwy. Może potrzebował czasu, aby zauważyć, że jednak była warta komplikacji. Da mu czas. Była co do tego cierpliwa. Mogłaby to zrobić tak długo, jak długo będzie go miała, gdy będzie w Dallas. Tchórz, oskarżył maleńki głos w jej głowie. Zawsze brzmiał jak Kennedy. Wiesz, że jesteś warte więcej niż to. Madison nigdy nie podejrzewała, że znajdzie się w takiej rozpaczliwiej sytuacji. Nie sądziła, że tak chętnie oddałaby swoje serce komu, kto nieszczególnie je chciał. - Wszystko w porządku?- zapytał Adam. Uniosła wzrok znad swojej sałatki i skinęła głową. Zadrżała na sam cień jego dołeczka, gdy się uśmiechnął. Jej serce rozjaśniało i zdawało się unosić w piersi jak balon wypełniony helem. Nie chciała porzucić tego uczucia. Jeżeli miała nałóg, to był nim Adam Taylor.

- Jesteś dzisiaj cicha - powiedział.- O czym tak myślisz?- oderwał kawałek chleba i położył go na jej talerzu. Zawahała się. No dalej, Madison. - O nas. Zesztywniał i wyprostował się na swoim siedzeniu. - A co takiego jest z nami? Praktycznie widziała, jak wykręca się od zaangażowania. Odwrót, Madison. Odwrót. Wzruszyła ramionami. - Myślałam o tym, że będzie lepiej, jeśli prześpimy się tylko trochę. Jestem naprawdę napalona. Roześmiał się. - Wyglądałaś całkiem poważnie, jak na osobę, która myślała o seksie. - Kiedy chodzi o ciebie, to traktuję seks bardzo poważnie. Wzrok Adama zatrzymał się na jej gardle i oblizał wargi. - W ogóle. - Co? - Tyle snu planujemy na dzisiaj. Zaśmiała się. - Dobrze, że nie muszę iść do pracy wcześnie rano. Madison wzięła kęs swojej pikantnej sałatki Cezara, chrupiąc sałatę i grzanki niczym kobieta, która mściła się na Imperium Rzymskim. To nie była jego wina, że ich związek obracał się tylko wokół seksu. Nie wtedy, gdy rezygnowała z każdej szansy, w której mogła mu powiedzieć czego naprawdę chciała. Tego wieczoru zapomni o swojej potrzebie zaangażowania. Miała go tu i teraz. Mieli przed sobą mnóstwo wspólnych chwil. A kiedy znowu odejdzie, to będzie wyczekiwać kolejnego razu, kiedy będzie mogła go zobaczyć. Poczuła silną potrzebę, aby wielokrotnie uderzyć głową w blat stołu. - Masz niebawem przerwę między trasami?- zapytała, mając nadzieję, że nie brzmiała na tak zdesperowaną, jak się czuła. - Dlaczego? - Mogłabym wziąć kilka dni wolnego i moglibyśmy spędzić kilka dni razem. - Będziemy w trasie przez całe lato - powiedział. Jej serce zatonęło. - Och. - Ale niebawem zatrzymamy się w Austin na kilka dni, więc przyjadę cię odwiedzić. - Pomyślałam, że to ja mogłabym odwiedzić ciebie - posłała mu jasny i pełen nadziei uśmiech. - Nie. Jej serce wisiało teraz gdzieś na poziomie kolan.

- Och. - Moglibyśmy wybrać się na wycieczkę - zasugerował. Uniki tego faceta przyprawiały ją o podejrzenia. - Dlaczego nie chcesz, żebym cię odwiedziła? Unikając jej wzroku, spojrzał tępo na menu deserów, wzruszając ramionami. Wyobraziła sobie jak w Austin czeka na niego zaślepiona żona z trójką dzieci. - Ukrywasz coś przede mną? Oderwał wzrok od zdjęcia tiramisu i uśmiechnął się do niej. - Tak - prychnął.- Moje mieszkanie. - Co z nim nie tak? Wzruszył ramionami. - Nic, o ile wiem, ale udekorowałem je zdjęciami nagich lasek. Roześmiała się. - Wiem, jak wyglądają kobiece części. Tak się składa, że sama mam kilka takich. Z przebiegłym błyskiem w oczach, przyjrzał się jej. - Zauważyłem. Jak ekspertka od rozgryzania ludzi, którzy próbowali coś przed nią ukryć, nie mogła przegapić jego wahania w odpowiedzeniu na jej pytanie. - To prawdziwy powód? Nie musisz się tym przejmować. Sięgnął po swój napój i niemal opróżnił szklankę i skoncentrował się na swojej słomce. Wciąż na nią nie patrząc, powiedział: - To prawdziwy powód. - Możesz ściągnąć te zdjęcia, jeśli cię zawstydzają. - Nie zawstydzają mnie. Bardziej martwiłem się o ciebie. Martwił się o nią? Przypomniała sobie, aby nie analizować jego każdego słowa, szukając wskazówek, że zależało mu na niej. - Zajęło mi lata, aby je zgromadzić - powiedział. - Zbierasz pornosy? Ściągnął razem brwi, gdy pokręcił głową. - To nie porno; to sztuka. Doszła do wniosku, że jego i jej definicja sztuki były tak różne, jak króliczki i rekiny tygrysie. - Obiecuję, że nie będę zawstydzona - powiedziała.- Chciałabym zobaczyć, gdzie mieszkasz. Spojrzał na nią w końcu. - Planujesz zacząć mnie śledzić? - Oczywiście, że nie - powiedziała.- Dlaczego tak myślisz?- o Boże, pewnie wyglądała teraz jak zdesperowana laska. - Nie mówię ludziom, gdzie mieszkam, ponieważ lubię mieć trochę prywatności, gdy nie jestem w trasie. Muszę odpocząć od tej szaleńczej

działalności. Dodatkowo, czas spędzony w samotności przypomina mi, że jestem durnym frajerem, którego jedyną zaletą jest zdolność wytworzenia dźwięku z sześciu stalowych strun. - Posiadasz niesłychany talent, ale jest w tobie coś więcej, niż tylko muzyka - powiedziała, sięgając ku jego dłoni i ściskając ją.- Nie jesteś frajerem. Ale jesteś dobry. Masz dobre serce, Adamie. Zachichotał. - Naprawdę w to wierzysz? - Oczywiście. Widziałam je. Patrzył jej w oczy tak długo, że jego zainteresowanie przyspieszyło jej puls. O Boże, jego oczy. Chciała patrzeć w nie przez wieki. - Próbujesz zawrócić mi w głowie, Madison Fairbanks? - Tylko wtedy, gdy to zadziała. Uniósł jej dłoń do swych ust i pocałował jej kostki. - Działa. Zawsze dokładnie wiesz, co powiedzieć. Więc jak miała powiedzieć, co naprawdę siedziało w jej głowie? Przyglądała mu się, zbierając się na odwagę. - Skończyłaś jeść?- zapytał. Spojrzała na swój prawie pełen talerz, a następnie na wciąż zajęta toaletę. Idźcie sobie, ludzie. - Już czas?- Madison wyciągnęła swój telefon z torebki, aby sprawdzić godzinę.- Nie ma jeszcze szóstej - spojrzała na niego i dostrzegła, że wpatruje się w nią z głodem w oczach.- Myślałam, że twoja kontrola dźwięku jest o szóstej trzydzieści. - Nie sądzę, bym zdążył na czas. - AAC1 jest tylko kilka minut stąd - powiedziała, wskazując w ogólnym kierunku miejsca.- Podwiozę cię; znam najlepsze drogi, aby uniknąć korków. - Nie przez to się spóźnię. Jego wyraz twarzy stał się całkowicie pusty. Nieczytelny. W ich początkowych sesjach doradczych zawsze patrzył na świat za ściany, ale dlaczego teraz? - Coś nie tak?- zapytała. - Jest tylko jedna rzecz, o której mogę myśleć. Jego dłonie przesunęły się na jej nadgarstki, kciuki spoczęły na jej pulsie. Jej ciało znało jego dotyk i jak bardzo jej się podobał. Wystarczył mały kontakt, żeby jej nerwy pulsowały z podniecenia, a jej mięśnie topniały w geście poddania. - Jaka?- zapytała. - Wciąż jesteś w sukience. 1 AAC (ang. Advanced Audio Coding) – algorytm stratnej kompresji danych dźwiękowych, którego specyfikacja została opublikowana w roku 1997. Format AAC zaprojektowany został jako następca MP3, oferujący lepszą jakość dźwięku przy podobnym rozmiarze danych. ← to powiedziała wikipedia, acz zapewne chodzi o jakaś miejscówe do kontroli dźwięku =_=

Stłumiła głośne parsknięcie śmiechu. W większości. - Cóż, ta przeklęta łazienka jest zajęta cały czas, a nie zamierzam naprawić tej sytuacji tu na stole. - Właśnie dlatego się spóźnimy - uniósł rękę do przechodzącego kelnera.- Poproszę rachunek.

Rozdział 5 Zespół wynajął limuzynę, która miała zabrać ich do hotelu, ale odkąd Adam zaplanował, że weźmie ją tylko dla siebie, to chłopaki musieli wymyślić inny środek transportu. - Jesteś pewien, żebym tu zostawiła swój samochód?- Madison zapytała, gdy czekali, aż długa, czarna limuzyna zajęcie przed restaurację. - Jeżeli je odholują, to pokryję opłaty. - Po prostu mogłabym pojechać za limuzyną na miejsce i... Uciszył ją pocałunkiem. Kiedy się odsunął, spojrzała na niego tak ufnie, że jego serce zaczęło walić a w spodniach urósł namiot. - To żaden problem, Madi - wyszeptał. Spojrzała na zakurzonego, jasnoniebieskiego sedana po raz ostatni i wdrapała się na tylne siedzenie limuzyny. Adam podał kierowcy kilkaset dolarów. - Przez jakiś czas pojeździj w kółko. Kierowca skinął głową, jakby nie wiedział w jaki sposób Adam chciał spędzić chwile sam na sam z piękną kobietą, która czekała na niego w limuzynie. - Dobrze, sir. O której chciałby pan zajechać na arenę? Adam ocenił jak bardzo musiałby się spóźnić, żeby naczynie krwionośne w głowie Shade'a pękło. Pewnie piętnaście minut. - Tuż przed siódmą. - Dobrze, sir. Zakładam, że nie chce pan, by panu przeszkadzano. - Zakładasz poprawnie - powiedział Adam, zanim zajął miejsce obok

Madison z tyłu klimatyzowanej limuzyny. Przeglądała minibar. Szklanki stuknęły, kiedy wyprostowała się i zamknęła pokrywkę. Czyżby myszkowała? Podejrzewała go, że ukrywał narkotyki czy co? Dzisiejszego wieczoru zachowywała się dziwnie. Ciągle była spostrzegawcza, jakby jakoś się domyśliła, że okłamał ją, iż nie brał żadnych narkotyków albo była podejrzliwa o jego powód, dlaczego nie chciał, by odwiedziła go w jego mieszkaniu. Miał nadzieję, że nie poruszy tego problemu. Nie miał pojęcia, jak miałby ukryć niedawno pozyskanego współlokatora. Adam obiecał Madison, że jego ojciec nie będzie miał już wstępu do jego życia, ale nie chciał by wiedziała, że nie był w stanie skonfrontować się z tyn człowiekiem i kazać mu spieprzać. Nie musiała o tym wiedzieć. Madison myślała, że był silny. Adam położył swe ciasteczka na siedzeniu i wskazał na minibar. - Chcesz się czegoś napić? Pokręciła głową, zaciskając dłonie na kolanach. - To dobrze - powiedział. I tak jestem zbyt niecierpliwy, żeby dać ci się napić. Sięgnął po nią i przyciągnął jej smukłe ciało do swego. Zawsze się martwił, że był zbyt szorstki wobec niej. Czuł, że powinien być delikatny, ale lubiła ostre rzeczy. Błagała o surowe traktowanie. Podniecało to ją. Doprowadzało do szaleństwa z pożądania. Adam owinął jej włosy wokół dłoni i odchylił jej głowę do tyłu, aby mógł się przyssać do jej szyi i obojczyka. - Adam - wyszeptała.- Powinniśmy to robić tutaj? Zsunął ramiączka jej sukni z ramion, odsłaniając więcej ciała, na którym mógłby ucztować. - Oczywiście. Nie było mowy, aby w obecnym stanie przetrwał koncert. Cholera, nie dałby rady nawet podczas kontroli dźwięku. Szybki numerek w limuzynie na zrekompensowanie ich przegapionej szansy w łazience restauracji nie był idealny, ale miał ograniczony czas. Później ją rozpieści. Nacieszy się jej ciałem, tak jak powinien. Da jej całą przyjemność na jaką zasługiwała, ponieważ była to jedyna rzecz, jaką miał jej do zaoferowania. Adam zaznaczył pocałunkami ścieżkę pod jej lewym okiem do ucha. - Już jestem gotowy do eksplozji - powiedział.- Nie mogę myśleć o niczym innym, jak o byciu w tobie - dwadzieścia cztery godziny na dobę. Podmuch powietrza uciekł ze zmysłowych ust Madison. - Tak - wsunęła dłonie pod swoją sukienkę i zsunęła po udach swe majteczki.- Zdejmij je. - Kobieto, kusisz mnie w niemożliwy sposób - z szarpnął jej czarne, kowbojskie buty i ściągnął majtki z jej nóg. Po tym jak odrzucił skrawek lawendowej satyny na bok, przesunął dłońmi w górę jej ud, podciągając spódniczkę sukienki na jej talię. Jej goły tyłeczek spoczywał na krawędzi skórzanego siedzenia; jej nogi były wyciągnięte na przestronnej podłodze.

Adam ukląkł między jej udami i zatopił się w widoku jej odsłoniętego ciała. Całkowicie ogoliła swoje łono. Gdy po raz pierwszy ją pożarł - na jej biurku w gabinecie - powiedział jej, że uwielbiał ogolone cipki. Była przerażona, gdy kilka razy musiał przerywać, aby ściągnąć z języka przypadkowe włosy. Gdy widział się z nią następnym razem, była golutka. Przyznała mu się, że goliła się przed ich spotkaniami, mając nadzieję, że pójdą na całość w jej biurze. Po tym jak przyznała, że fantazjowała przez tygodnie, o tym że ją pieprzył, nie rozczarował jej. Jej biuro niemal legło w gruzach, kiedy wreszcie skończył się w nią wbijać na każdej dostępnej powierzchni. Przeszło rok później wciąż gotowała mu się krew na jej widok. Adam spojrzał na jej kobiece fałdki przez długi czas, do jego ust z oczekiwania napłynęła mu ślina. Taka słodka. Taka czysta. Taka jego. Zapamiętał ten widok, wiedząc, że będzie miał mnóstwo inspiracji, gdy następnym razem chwyci za ołówek. Uwielbiał rysować jej ciało z pamięci. Niespodziewanie dłoń Madison zakryła jej łono, blokując mu niesamowity widok jej płci. Jej piękno powinno być czczone, nie ukrywane. Spojrzał na nią i spostrzegł iż się czerwieni, patrząc gdzieś ponad jego głowę. - Nie patrz się tak na mnie - szepnęła.- To krępujące. - Dlaczego to krępujące? To piękne. Najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek stworzył Bóg - przepędził jej dłonie i bardziej rozsunął jej kolana. Ledwo się opierała. Pod jego spojrzeniem, jej cipka stała się bardziej czerwona, opuchnięta i mokra. Sprawiał, że chciała zrobić rzeczy, na które normalnie nie zawsze by ją podnieciły, a widok jego penisa napierającego na rozporek zrobił swoje. Musiał ją mieć. Teraz. Adam odpiął swój rozporek i wyciągnął swojego sztywnego i pulsującego kutasa. - Jedyna rzecz, która mogłaby być jeszcze piękniejsza... - potarł głową swego penisa o jej ciepłe, śliskie fałdki, pocierając jej cipkę, drażniąc jej otwarcie, aż zadrżała.-... to widok jak cię wypełniam. Wszedł w nią na kilka centymetrów, aby udowodnić swoją rację, ale zatracił się w uczuciu. Zamknął oczy. Cudownie. - Adam? Otworzył oczy, spodziewając się, że będzie zaczerwieniona z przyjemności, ale przygryzła czubek swego palca, patrząc na niego niepewnie. - Spokojnie, kochanie - szepnął, jego dłonie przesunęły się na jej biodra, kciuki pogładziły jej kości biodrowe. Pchnął głębiej i spojrzał w dół, aby przyglądać się, jak jej gorąca powłoka połyka jego fiuta. Jego jądra ścisnęły się. Nie był pewien co w niej tak rozbijało jego zwyczajną kontrolę. Adam cofnął się i zanurzył głębiej, obserwując, jak jej ciało go przyjmuje. Uwielbiał jak jej ciało dostosowało się do jego. Rozkoszował się tym, jak jej ciało było zaprojektowane, aby zapewnić mu ostateczną