caysii

  • Dokumenty2 224
  • Odsłony1 147 179
  • Obserwuję791
  • Rozmiar dokumentów4.1 GB
  • Ilość pobrań682 267

Piper-S.-01 - Zagraj ze mną

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :783.4 KB
Rozszerzenie:pdf

Piper-S.-01 - Zagraj ze mną.pdf

caysii Dokumenty Książki Reszta
Użytkownik caysii wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 97 osób, 38 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 101 stron)

MoreThanBooks Zagraj Ze Mną – Piper Shelly Tłumaczenie: Emma_95 oraz BaliBliss

Zagraj ze mną (Grover Beach Team #01) Piper Shelly (Anna Katmore) Tłumaczenie: Emma_95 & BaliBliss Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia w celu innym niż marketingowym, łamie prawo.

Ta książka jest fikcją. Imiona, miejsca, osoby i wydarzenia są produktem wyobraźni autora. Każde podobieństwo jest całkowicie przypadkowe. Serdeczne podziękowania... Dla wszystkich cudownych aniołów w moim życiu za ich wsparcie, pomoc i cierpliwość. Zwłaszcza dla mojej rodziny, za ich niekończący się doping. Dla mojego syna, Kevina, który mobilizował mnie podczas każdego mojego pisarskiego dołka. I dla Gran, za dbanie o wszystko, kiedy moje książki trzymały mnie w uścisku. Kocham was! Dla Ciebie, mój kochany mężu. Kiedy spojrzałeś na mnie po raz pierwszy i posłałeś mi ten kuszący uśmieszek, skradłeś me serce i poczułam się jak we śnie. Cieszę się, że mój sen się nie kończy. Piper Shelly

ROZDZIAŁ I Nigdy nie próbował mnie pocałować, nawet wtedy, gdy praktycznie dzieliliśmy łóżko przez połowę lata. A potem już go nie było. Przez pięć cholernych tygodni. Już po dwóch dniach umierałam z tęsknoty. Ale dziś moje męki się skończą. Dziś Anthony Mitchell wraca. Mój najlepszy przyjaciel i przyszły mąż. Nie poinformowałam go jeszcze o tym, bo to nie było konieczne. Wszyscy o tym wiedzą, a ja nie mogę się doczekać by zmienić moje nazwisko, Matthews, na jego. Tony i ja znamy się od przedszkola. Zawsze byliśmy nierozłączni, z wyjątkiem kilku godzin każdego dnia, kiedy on miał trening piłki nożnej, a ja, no cóż..., dobrze jest po raz setny napisać w moim pamiętniku jak bardzo go kocham. Liza i Tony, jak Bonnie i Clyde. Jak Lois & Clark. Byliśmy jak M&M, serio. Ktoś zadzwonił do drzwi. Serce stanęło mi w gardle. Rzuciłam pamiętnik w kąt próbując się wyplątać z kołdry. W końcu udało mi się wstać z łóżka. - Już idę! W drodze na dół, schodząc po krętych schodach, przeczesałam palcami moje długie, brązowe włosy, aby nadać im lekko rozwiany wygląd, po czym rzuciłam się do otwarcia drzwi. Uderzyły we mnie promienie słońca. Zobaczyłam Tony'ego, za którym tak tęskniłam. Jego blond włosy, potargane nad czołem, niemal dotykały pięknych niebieskich oczu. Miał na sobie białą, na wpół rozpiętą koszulę, a ja jak zwykle musiałam walczyć ze sobą by nie ślinić się na widok jego nagiej skóry. Wsunął dłonie do kieszeni szortów1 . Po prostu stał tak i patrzył na mnie. Następnie jego usta zacisnęły się w typowym dla niego chytrym uśmiechu. - Co tam Liz? Wiem, że umierasz, żeby mnie przytulić. Rany! Błysnęłam zębami, które teraz, po dwóch latach noszenia aparatu, były idealnie proste i, z szerokim uśmiechem na ustach, zamknęłam go w niedźwiedzim uścisku, dokładnie tak jak się tego spodziewał. Zaciągnął mnie na zewnątrz i okręcił w słońcu z moją twarzą schowaną w zgięciu jego szyi. Ach, pachniał tak dobrze, promieniami słońca i znajomym zapachem Tony'ego. 1 Oj widać nie nauczyli, że gdy rozmawiasz z damą rąk w kieszeni się nie trzyma ( u nas pan od wos-umawiał: panowie coście tam zgubili, że nawet w momencie rozmowy z damą musicie tego szukać)

Nigdy nie miałam dość tej wyjątkowej woni. - Jak było na obozie? - Zapytałam, gdy postawił mnie na ziemi. - Bez ciebie nudno jak diabli, jakżeby inaczej? - Kpił ze mnie marszcząc nos. - Tak, jasne. Uważaj, bo uwierzę. Aby w pełni go zrozumieć, trzeba wiedzieć, że oprócz jedynej obsesji, którą mamy oboje na punkcie filmów Spielberga, największą na świeciepasją Tony'ego jest piłka nożna. Doceniłam jego kłamstwo, ale i tak pokazałam mu język. - Maniery, dziewczyno. Jeśli chcesz mnie pocałować, po prostu powiedz. - Powiedział Tony. Jego twarz była tak blisko, że jego nos dotykał mojego. Zdusiłam w sobie ochotę, by pochylić głowę i naprawdę to zrobić. Wiem, że tylko się ze mną drażni. Do tej pory nigdy mnie nie pocałował. W regularnych odstępach czasu, spałam u niego, gdy robiliśmy sobie maraton ze „Szczękami” lub on nocował u mnie, gdy jego rodzice wyjeżdżali w podróże służbowe w różne miejsca naszego stanu. Pozwalał mi kłaść głowę na swoim ramieniu, bawił się nawet moimi włosami. Ale pocałunek? Nie. Pod koniec wakacji skończyłam siedemnaście lat i zaczęłam się czuć trochę dziwnie, bo nigdy się jeszcze z nikim nie całowałam. Ale nikt inny niż Tony nie dotknie moich ust, a jeśli on potrzebuje jeszcze kilku miesięcy, aby uświadomić sobie, że tego chce, nie mogę się doczekać. - Hej, chcesz iść na plażę? - Zapytałam - Mam nowy kostium kąpielowyi chcę go wypróbować. Rano, w oczekiwaniu na jego przyjazd, założyłam bikini w kolorze neonowej zieleni, które teraz rzuca się w oczy spod kołnierza mojej różowej koszulki. Zielony to jego ulubiony kolor. - Chętnie zobaczę cię półnagą, Matthews - warknął jak jaguar, z jednym kącikiem ust uniesionym do góry. To była tylko złośliwość, ale to nie miało znaczenia. Gęsia skórka pojawiła się na mojej skórze. - Niestety, muszę zrezygnować. Jestem umówiony z chłopakami z drużyny w Charles.

Moje ramiona opadły. - Poważnie? Wróciłeś dopiero dziesięć minut temu. Nie widywałeś się z nimi wystarczająco często na obozie? - Hunter chce pogadać o jutrzejszych kwalifikacjach. Wydęłam wargi. Odkąd Ryan Hunter został nowym kapitanem drużyny piłki nożnej w szkole średniej Grover Beach, czas treningów Tony'ego podwoił się. Więcej treningów oznaczało mniej czasu wolnego, który mógł spędzać ze mną. Nienawidzę Hunter'a. - Głowa do góry, dziewczyno. Dlaczego nie pójdziesz ze mną? Znasz większość chłopaków, a reszcie cię przedstawię. Jestem pewien, że Hunter nie będzie miał nic przeciwko. Nie dał mi żadnej szansy na dyskusje ani sprzeciwy. Chwycił moją dłoń w ciasnym uścisku i pociągnął mnie w dół ścieżki znajdującej się na naszym podwórku. - Poczekaj! Nie mam przy sobie pieniędzy! - Nie potrzebujesz ich. Jedna woda, którą będziesz popijać przez następne dwie godziny nie zrujnuje mnie2 . Zgarnęłam włosy do tyłu i spięłam je tasiemką, którą miałam w kieszeni, gdy wędrowaliśmy wzdłuż Saratoga Avenue do kawiarni i baru Charlie's. Banda dzieciaków siedziała wokół trzech stołów w cieniu drewnianego spadzistego dachu, który zasłaniał ponad połowę powierzchni zewnętrznej. Znałam kilku z drużyny Tony'ego: Sasha Torres, Stephan Jones, Alex Winter. Ramię Nick'a Andrews'a było w gipsie. Obóz treningowy oczywiście nie przechodzi bez pozostawienia blizn bitewnych. Zaskoczyła mnie ilość kobiecych twarzy przy stoliku. - Co to jest? - Szepnąłem do Tony'ego, kiedy jeszcze byli poza zasięgiem słuchu – Treningi są teraz koedukacyjne? - Fajne, nie? Zagraliśmy kilka dobrych meczów razem w Santa Monica, więc Hunter uznał, że byłoby zabawne stworzyć mieszany zespół i tu. Niektóre z dziewcząt wyglądały znajomo, z Susan Miller chodziłam nawet na hiszpański. Ale kilku z nich nigdy wcześniej nie widziałam. Jak tej, która wstała, gdy Tony podszedł i pocałowała go policzek tymi jej strasznie jasno 2 Sknera

czerwono pomalowanymi ustami. - Spóźniłeś się Anthony. Już prawie myślałam, że nie przyjdziesz. Anthony? Jedyną osobą, która kiedykolwiek go tak nazywała, to jego babcia. - Cześć, Cloey - odpowiedział dziwnym, niskim głosem, któregonigdy wcześniej nie słyszałam. Jego ręce spoczęły na jej biodrach. Pochylił głowę i pozwolić jej pocałować drugi policzek. Mrugnęła do niego, po czym posłała mi najdziwniejsze spojrzenie, jakie kiedykolwiek widziałam. Złość w jej oczach sprawiła, że poczułam się jakbym wpadła w najniższy dział oceny wyglądu i stylu na jej liście. Moje spojrzenie spoczęło na twarzy Tony'ego. Co to do cholery było? A tak poważnie, nie musiał się aż tak ślinić widząc jej bezwstydnie długie nogi, gdy usiadła i założyła jedną na drugą. Jej biała sukienka mini musiała skurczyć się w praniu, bo coś czerwonego błysnęło pod spodem. Tony podał Charlie'mu, który stał za barem, nasze zamówienie. Cola i Red Bull. Red Bull z pewnością nie był dla mnie. Kiedy on zaczął pić to paskudztwo? Czerwone-usta-i-biała-mini też miała przed sobą butelkę napoju energetycznego. Nagle zaczęłam czuć się naprawdę niezręcznie. - A więc mieszana drużyna piłkarska? - Warknęłam, gdy Tony usiadł naprzeciw Cloey, a ja między nim a Nick'iem. - Eliminacje są jutro, Matthews. Mogę dopisać cię do listy, jeśli jesteś zainteresowana. - Zawołał Ryan Hunter z drwiącym błyskiem w jego głębokich brązowych oczach. Fakt, że mnie znał, zbił mnie z tropu. - Liz i piłka nożna? - Tony zaśmiał się obok mnie. Zabolało mnie to w jakiś dziwny sposób. - Prędzej możesz nauczyć słonia tańczyć tango,prawda Liz? Spojrzałam na mojego przyjaciela z grymasem na twarzy. Nawet nie zauważyłam, kiedy cała banda zaczęła się śmiać. - Słoń to dobre porównanie – powiedziała Barbie do siedzącej obok rudowłosej, po czym posłała mi okrutny uśmieszek. Że co proszę? Noszę idealny rozmiar XS. Z moimi 163 centymetrami mogłam się wydawać niska przy jej amazońskim wzroście 180 centymetrów, ale zdecydowanie nie byłam gruba. Podniosłam swoją dumę z podłogi,

decydując się na ukaranie Tony’ego później i udając, że tego nie usłyszałam. Do tej pory, odkąd jesteśmy przyjaciółmi, ani razu nie pozwolił nikomu obrażać mnie nie łamiąc mu po tym szczęki. Dobra, ingerowanie w twarzy Cloey byłoby trochę drastyczne, ale mógł przynajmniej powiedzieć coś dla mojej obrony. Ponieważ wydawało się, że o tym zapomniał, posłałam fałszywie słodki uśmiech klonowi Barbie. - W dziewiątej klasie próbowałam zwracać wszystko, co zjadłam, aleteraz wydaje mi się, że to bardziej twój sposób niż mój. Śmiech zamarł. Tony zakrztusił się łykiem Red Bull'a, a reszta zaczęła udawać, że pochłonęła ich rozmowa z sąsiadem. Jedynym dźwiękiem był chichot, który dochodził z miejsca gdzie siedział Ryan Hunter. Cloey skrzywiła się jakbym mówiła w obcym języku. - Czy ty mnie obrażasz? Zabawne było to, że ona pytała poważnie. Wywróciłam oczami i wzięłam łyk coli. Na szczęście chwilę później Tony dostał sms'a od matki. Pani Mitchell miał nadzieję zobaczyć go jeszcze raz, zanim ona i jej mąż wyjadą z miasta na dwa dni. Tony, widząc, że moja szklanka nie jest całkowite pusta zapytał, czy chcę jeszcze zostać z innymi. W trzy sekundy dopiłam napój i wstałam. - Nie, jestem gotowa. Potrząsnął głową, ale uśmiechnął się i pokazał, że mam iść przodem. - Do zobaczenia jutro, Anthony – powiedziała Barbie. Zignorowałam rosnącą zazdrość i oparłam się pokusie, by spojrzeć na nią przez ramię. Zamiast tego, liczyłam płytki na podłodze do wyjścia. Raz, dwa, trzy... - Więc jak, Matthews? - Ryan Hunter zapytał, gdy go mijałem. - Chcesz dołączyć do drużyny czy nie? Zatrzymałam się zaskoczona, że mówił poważnie. Posłał mi łagodny uśmiech. - Ja... Tony położył ręce na moich ramionach i delikatnie pchnął mnie do przodu. - Nie powinieneś jej drażnić. Ona nie tylko się na piłce nożnej się nie zna. Wbiłam pięty w ziemię. Nie dlatego, że próbował uratować mnie od odpowiedzi, ale z powodu JEJ szyderczego śmiechu za mną.

- Wiesz, co? - Odwróciłam się do Tony'ego ze zdeterminowanym spojrzeniem – Myślę, że dam temu szansę. - Jaja sobie robisz. Nie odpowiedziałam, uniosłam tylko brwi. - Spoko, więc jesteś na liście. Spotykamy się o dziesiątej na boisku. Zwróciłam się rozbawiona do Huntera i posłałam mu uprzejmy uśmiech. - Będę tam. Nie widziałam jego twarzy spod nisko opuszczonego daszka czapki, ale czułam na sobie jego wzrok, gdy przesunął nim po moich nogach, na stopach kończąc. - Weź ze sobą buty – uśmiechnął się do mnie i mrugnął. To wywołało dreszcze na mojej szyi. Tony wypchnął mnie jednak z kawiarni, zanimmogłam zrozumieć, dlaczego. Przez większość drogi szliśmy w milczeniu. Gdy byliśmy już blisko domu nie wytrzymałam dłużej: - Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś! - Co? - Tony spojrzał na mnie jak małe dziecko, któremu ktoś ukradł lizaka. - Pozwoliłeś tej dziewczynie mnie obrażać i nie zareagowałeś! - Miałaś wszystko pod kontrolą. A ona wcale cię nieobrażała. - Racja. Ty to zrobiłeś! Nazwałeś mnie słoniem. Tony wziął mnie za rękę i przyciągnął mnie do siebie. - Wiesz, że nie to miałem na myśli. Nie rozumiem jednego. Nigdy nie lubiłaś piłki nożnej. Kiedy to się zmieniło? - Dziś. Teraz ją kocham! - Tak widzę. Tak bardzo chcesz być piłkarzem... - Przewrócił oczami – Proszę, powiedz mi, że nie robisz tego z powodu Cloey. Robię to dla ciebie, idioto. Ale zajęłoby mi to więcej niż szalone popołudnie by mu to powiedzieć. Zacisnęłam zęby. - Dziewczyna może zgubić się w jej szafie pełnej sukienek dla Barbie. Nagle jego ręka owinęła się wokół moich ramion i przyciągnął mnie blisko siebie. Tak szliśmy dalej. - Gdybym cię nie znał, powiedziałbym, że jesteś o nią zazdrosna.

- Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi odkąd wyrośliśmy z pieluch – jęknęłam, już nieco pocieszona w jego objęciach. - I obiecuję, że nadal tak będzie – jego śmiech wstrząsnął mną – Cloeyto tylko dziewczyna, która lubi grać w piłkę nożną. Ale to ty jesteś jedyną dziewczyną, jaką znam, która może oglądać E.T. Nie wylewając przy tym morza łez. Mimo, że wyczułam w jego głosie nutę podziwu, czułam chłód, który zakradł się do mojego serca, gdy to powiedział. Jakbym była jednym z jego kolegów a nie delikatną dziewczyną jak Cloey. Poruszyłam się w jego uścisku i wymknęło mi się prychnięcie. Tony uniósł brwi. - Co? - Nic. - Jesteś na mnie zła? - Nie – mruknęłam. Odczekał chwilę, wpatrując się we mnie sceptycznie. - Ok. Czy to jeden z tych momentów, w których mówisz, że nie, ale w rzeczywistości masz na myśli tak? - Nie. Uniósł bezradnie ręce, po czym przejechał nimi po twarzy. - Wiesz, nie znam języka dziewczyn. Po prostu powiedz, co jest problemem. - Nie ma problemu! Pobiegłam ścieżką do domu, zatrzaskując za sobą drzwi.

ROZDZIAŁ II O dziewiątej trzydzieści następnego ranka obudził mnie dzwonek. Otworzyłam drzwi i zastałam za nimi Tony'ego z rękami opartymi na framudze drzwi i ze spuszczoną głową. Rzucił mi zakłopotany uśmiech, gdy patrzył na mnie spod tych niezwykle pięknych rzęs. - Nadal się na mnie złościsz? Przełknęłam ślinę. Długa przemowa o tym, jakim to jest ignorantem, idiotą i durniem, którą przygotowałam sobie wczoraj wieczorem ulotniła się nagle z mojej głowy. - Nigdy więcej nie nazywaj mnie słoniem. - To było wszystko, co zdołałam powiedzieć. - Obiecuję – przyrzekł wydymając wargi z ręką na sercu. Uśmiechnęłam się. - A więc już się nie gniewam. Metaliczny zielony rower górski Tony'ego stał oparty na naszym niskim płocie. Wyciągnęłam swój dwukołowiec z szopy i pojechaliśmy razem na szkolne boisko do piłki nożnej. Blisko pięćdziesiąt dziewcząt i chłopców z klas od dziesiątej do dwunastej zebrało się przy jednej z bramek. Ktoś przydzielał numery osobom, które chciały dołączyć. Tony, jako że był już członkiem drużyny, nie musiał brać udziału w eliminacjach. Ale ja musiałam stanąć w kolejce. - Czterdzieści siedem... Matthews - Ryan Hunter krzyknął do Susan Miller, która zapisywała nazwiska na liście. Dał mi naklejkę, którą miałam przykleić na piersi i uśmiechnął się. Do tej pory nie widziałem Ryan'a bez czapki, z wyjątkiem rzadkich okazjach, ale wtedy był zbyt daleko bym mogła się przyjrzeć. Ale dziś słońce rozświetlało jego ciemne włosy, które opadały na czoło nadając mu zupełnie nowy wygląd. Tak mnie to zaskoczyło, że nie mogłam odwrócić wzroku. Zorientował się, że się na niego gapię. - Powodzenia, Matthews – powiedział chytrym głosem. Kiedy każdy dostał swój numer, podniósł głos przekrzykując rozmawiających ludzi.

- Dobra, wszyscy. Na początek rozgrzewka. Każdy z was zrobi trzy okrążenia wokół boiska, a następnie wróci tutaj. Panika przyspieszyła mi tętno. - Czy on żartuje? Trzy okrążenia? - Nie mów, że już żałujesz decyzji o dołączeniu do drużyny. Nie chciałam, żeby Tony mógł powiedzieć „A niemówiłem?” Zachichotałam. Pociągnął mnie na murawę i zaczęliśmy biec obok siebie. Przełknęłam swoją ciętą ripostę i starałam się dopasować do jego tempa. Było to oczywiście niemożliwe, gdyż jego krok mierzy tyle, co dwa moje. Jedno okrążenie zdawało się ciągnąć na dziesięć mil. Cholerny Hunter i jego rozgrzewka. Gdy skończyłam upadłam na trawę nie mogąc złapać tchu. Dzięki Bogu miałam okazję, aby złapać oddech, kiedy czterdziestu sześciu kandydatów starało się trafić piłką do bramki, zanim nadeszła moja kolej. Tony poszedł dla mnie po wodę z lodówki, a ja udawałam przez kilka minut martwą żabę. W ustach i w gardle miałam sucho jak na pustyni. Kiedy stanął za mną jego cień dał mi chwilę wytchnienia od promieni słonecznych. Usiadłam i sięgnęłam po wodę. Ale kiedy chwyciłam plastikowy kubek, moje serce zamarło. - Tak mało? - Patrzyłam na płomienie słoneczne odbijające się od wody i obracałam kubek w ręce mając nadzieję, że płynu przybędzie w jakiścudowny sposób. - Coś jest poważnie nie tak z twoją głową. - Wcale nie. - Zaśmiał się - Ponieważ ledwie możesz oddychać po tym krótkim biegu, więcej wody będzie powodować nudności. W rzeczywistości,to byłoby lepiej, gdybyś po prostu przepłukała usta i to wypluła. - A czy mogę to wypluć na twoją twarz? - Zapytałam szyderczo. Nie czekając na odpowiedź wzięłam łyk. Woda natychmiast wyparowała z mojego języka. - Matthews! Twoja kolej! - To był Hunter, a kiedy odwróciłam się w jego stronę, piłka przyleciała ku mnie. Dzięki mojemu szalonemu refleksowi złapałam ją zanim uderzyła w mój żołądek. Tony pomógł mi wstać i dał mi krótkie instrukcje na temat tego jak najlepiej uderzyć w piłkę. Tak, racja. Jak gdybym naprawdę chciał wiedzieć. Umieściłam piłkę na ziemi, a następnie kopnęłam ją w kierunku Frederickson'a, który stał na bramce. Spadła na

trawnik kilka metrów przed nim, a następnie turlała się powoli jakby to był relaksujący spacer, zanim dotknął jego lewego buta. Mój uśmiech dla Tony'ego był pełen fałszywego entuzjazmu. - Hej, przynajmniej kierunek był dobry – powiedziałam. - Dalej Matthews - Ryan podbiegł do mnie z piłką pod pachą -Widziałem jak skopałaś tyłek Mitchell'a mocniej niż kopnęłaś przed chwilą w piłkę. Pobita i wyczerpana, byłam gotowa do kapitulacji, ale kiedy podał mi piłkę, wykrzywił usta w drwiącym uśmiech. Chciałam mu udowodnić, że dam radę. Przyjęłam wyzwanie. Położył piłkę przede mną, po czym kazał mi zrobić kilka kroków w tył. - Weź krótki rozbieg i kopnij najmocniej jak potrafisz. - Nie, proszę powiedz mu żeby nie kazał mi tego robić! - Błagałam Tony'ego i załapałam go za koszulę z rosnącym przerażeniem. - Oboje wiemy, że potknę się o to cholerstwo. Chłopcy śmiali się a Tony oderwał moje ciasno zaciśnięte palce od swojej koszuli. - Nie, nie potkniesz się. Wiesz, co? Jeśli trafisz Frederickson’a prosto w klatkę piersiową kupię ci lody czekoladowe. Zgoda? Lody? To była najlepsza motywacja, jaką mógł wymyślić. - Zgoda. Podbiegłam do piłki i kopnęłam z całej siły. Wpadła wprost w ręce Frederickson’a. - Dobra robota – krzyknął Ryan, po czym podbiegł do biurka, na którym Susan trzymała swoje notatki – Teraz Sebastian Ramirez spróbuje szczęścia. Dumna z siebie zwróciłam uśmiechniętą twarz w stronę Tony'ego. Ale mój uśmiech zgasł na chwilę, gdy ujrzałam, że Barbie stoi obok niego. Ręce miała splecione za plecami i kołysała się na piętach. Jej cycki wypchnięte były tak bardzo, że zasłaniały niemal całe pole widzenia. - Będziesz później na imprezie u Hunter'a? - Spytała gochorobliwie słodkim głosem. Przełknęłam ślinę. Imprezy Ryan'a Hunter'a były legendarne. Wiem to oczywiście tylko z plotek, ale mówi się, że jego ojciec przyjaźni się z komendantem Berkley'em, dlatego chłopak może podkręcać muzykę na maxa

przez całą noc. Piwo lało się strumieniami. Podobno ma nawet własny stół bilardowy. Najbliżej jego domu byłam, gdy jechałam do biblioteki, ale wydawał się na tyle duży, by pomieścić kilka sal. Jeśli dostałeś zaproszenie na jedną z jego imprez znaczyło to, że jesteś jednym z tych pięknych i lubianych. Nie to, że obchodziło mnie, że idzie tam taki palant jak Cloey-krab, Ale Tony był na wielu imprezach u Ryan'a i nigdy nie powiedział mi wiele o tym, co się tam działo. To podsycało moją ciekawość. Dziś na pewno też pójdzie. Fakt, że będzie tam razem z klonem Barbie sprawił, że serce podeszło mi do gardła. Przybrałam nonszalancki wyraz twarzy, mimo że w środku krzyczałam, i podeszłam do lodówki, aby nalać sobie więcej wody, niż ta odrobina, którą Tony przyniósł mi po rozgrzewce. Kwalifikacje ciągnęły się przez resztę popołudnia: kopanie w tą i z powrotem piłki, zygzak po polu z szybkimi kopnięciami i wreszcie liczenie, ile razy każdy może podbić piłkę bez upuszczenia jej. Udało mi odbić niesamowite dwa i pół razy. To było to. Koniec z piłką nożną. Piłka mogłaby gnić w piekle, a zawodnicy umrzeć z pragnienia. Nie obchodziło mnie to, czy dostałam się do drużyny czy nie. Gra w piłkę w palącym słońcu nie była dla mnie. Wytarłam twarz ręcznikiem, który przyniósł Tony, po czym włożyłam go z powrotem do plecaka i skierowałam się do wyjścia. - Hej, gdzie ty się wybierasz? - Do domu. Tony dogonił mnie. - Nie możesz. Ryan nie ogłosił jeszcze, kto dostał się do drużyny. - Nie obchodzi mnie to. Owinął rękę wokół moich ramion i używając mojej prędkości zawrócił mnie w przeciwnym kierunku. - Nie chcesz wiedzieć, czy jesteś w zespole? Starając się mu wyrwać popatrzyłam na niego twardo. - Nie. - Gdzie się podział twój duch walki? - Gdzie się podział twój wzrok? - Zatrzymałam się – Widziałeś, jakize mnie marny piłkarz. - Ach, widziałem gorsze. Właściwie jestem całkiem z ciebie dumny. Tobył

pierwszy raz, kiedy miałaś kontakt z piłką nożną i prawie trafiłaś w cel za drugim razem. Wszystko, czego potrzebujesz to trochę treningu. Trudno mi było w to uwierzyć, ale jego wzrok wskazywał, że mówił prawdę. Naprawdę był ze mnie dumny. Zdezorientowana przyglądałam mu się z ukosa. Niestety, Cloey zasłoniła mi widok, gdy wskoczyła między nas jak zębowa wróżka. Jej idealnie wypielęgnowane palce owinęły się wokół jego bicepsa, kiedy podskakiwała przed nim w górę i w dół. - Chodź, szybko. Hunter będzie wymienić zawodników za minutę. Powiedział mi już, że jestem w zespole. - Nie jestem zaskoczony. - Tony popatrzył w dal. - Udowodniłaś na obozie, że gra w piłkę jest dla ciebie czymś naturalnym. - Tylko piłka nożna? - Mówiąc to puściła do niego oczko. Moje zęby bolały od zaciskania ich. Teraz, niestety, na pewno muszę zostać członkiem drużyny. Jak inaczej mogę odeprzeć tą głupią blondynkę? Ryan Hunter stanął przed tłumem. - Potrzebujemy jedenastu graczy. Wymienię nazwiska tych, którzy dostali się do drużyny. Jeśli twoje jest wśród nich, udało ci się. Jeśli nie, przykro mi, ale mam nadzieję, że spróbujesz ponownie w przyszłym roku. Wszyscybyliście dziś pełni entuzjazmu. - Odchrząknął i wyrecytował nazwiska graczy – Stevenson, Jones, Summers... Blondynka wraz z przyjaciółką zaczęły skakać, gry ta pierwsza została wyczytana. Przynajmniej teraz wiem jak się nazywa. -...Smith, Jackson, Daniels, Hollister, McNeal, Miller, Matthews i Warren. Szczęka mi opadła. Odwróciłam się do Tony'ego. - Czy on powiedział Matthews? - Wiesz, że tak. - Jego głupi uśmiech sprawiły, że chciałam uderzyć go w twarz by był poważniejszy. - Będę z wami grać? - Tak – zachichotał – A teraz weź swoje rzeczy. Jestem ci winien lody. Naprawdę mi się udało, a w dodatku Tony był mi winien lody. To był fantastyczny dzień. Pobiegłam do ławki i zarzuciłam plecak na jedno ramię. Oczywiście na twarzy miałam najbardziej głupi uśmiech na świecie. Jedno nie dawało mi spokoju. Co jeśli to Tony namówił Ryan'a by mnie przyjął do

zespołu, mimo, że byłam marnym graczem? Na myśl, że mogło mi się udać dzięki miłosierdziu Huntera poczułam się niezręcznie. Musiałam się tego dowiedzieć, a Tony powie mi prawdę, choćbym musiała mu zagrozić, że puszczę z dymem jego kolekcję z „Powrotu do przyszłości”. Zamyślona wpadłam na Ryan'a. - Gratulacje, Matthews – uśmiechnął się - Twoje eliminacje poszłycałkiem dobrze. - Tak, nieważne - wkurzona na coś, czego jeszcze nie dowiodłam przepchnęłam się obok niego. Po chwili zatrzymałam się jednak. - Co obiecał ci Tony za przyjęcie mnie do drużyny? Przez chwilę wyglądał na zmieszanego. Potem roześmiał się głośno. - Nie chcesz wiedzieć. Moje ręce zacisnęły się wokół paska mojego plecaka. Do diabła, oczywiście, że chciałam wiedzieć. Odwrócił się do wyjścia i spojrzał na mnie przez ramię. Z bliska jego oczy mogłyby wywołać zgorszenie. - Do zobaczenia w moim domu, Matthews. Cholera. Czy on właśnie zaprosił mnie na swoją imprezę?

ROZDZIAŁ III Lody z owocami i śmietaną były pyszne, ale Tony oblizujący lody waniliowe z łyżeczki jeszcze lepszy. Nie mogłam oderwać oczu od jego ust przez całą godzinę, jaką spędziliśmy w Charlie’s. Niestety chłopak był jak forteca. Nieugięty. Nie chciał mi powiedzieć, co dał Ryan'owi, żeby ten pozwolił mi grać w drużynie. Cóż, powiedział, że nie ma długu u Ryan'a, ale nie kupiłam tego. O 8:30 Tony podjechał pod mój dom autem swojej mamy i pojechaliśmy do Ryan'a. Nie miałam pojęcia, co ludzie zakładali na imprezy, ale ponieważ było ponad 30 stopni - nic niezwykłego w Północnej Kalifornii w sierpniu - wybrałam ciemnoszary podkoszulek i czarne spodenki. Sądząc po uśmieszku, jaki zobaczyłam u Tony'ego, powinnam założyć inne ciuchy. Kiedy przyjechaliśmy na podjazd prowadzący do rezydencji Hunterów, kolejka samochodów powiedziała mi, jak duża ta impreza była. Tony pozostał niewzruszony i manewrował autem do wolnego miejsca na rogu, ale ja nie potrafiłam zatrzymać moich ust zamkniętych. -Ilu gości on oczekuje? -Nie wiem. Zwykle jest od stu do stu pięćdziesięciu osób. Jeśli nie ma jego rodziców liczba ta rośnie do trzystu. Cholera. Nie znam tylu osób, nawet licząc wszystkich moich przyjaciół, rodzinę i ich zwierzęta. Weszliśmy na chodnik i wspięliśmy się po marmurowych schodach do drzwi z przygiętym szczytem. Muzyka rozsadzała dom, więc nie musieliśmy dzwonić. Tony chwycił klamkę i otworzył drzwi z łatwością. Kiedy weszliśmy z głośników rozbrzmiewała piosenka Sean'a Paul She Doesn't Mind. Ciała zderzały się i wiły w lubieżnych ruchach, jakie widziałam jedynie w filmach. Kilku chłopców rozmawiało, przekrzykując hałas, jednocześnie pijąc piwo i obmacując stojące obok nich dziewczyny. Niektórzy całowali się w przytłumionym świetle. Przylgnęłam do pocieszającego bicepsa Tony'ego. -Mój Boże! Nie zostawiaj mnie samej w tym miejscu.

Roześmiał się, a przynajmniej tak myślałam, kiedy poczułam jak potrząsnął klatką piersiową. W tym hałasie nie słyszałam go. Jego ramię przycisnęło mnie do jego ciała i wciągnął mnie między tę masę ludzi. Nie wszyscy byli dzieciakami. Wydawało się, że Hunter miał też dużo starszych od siebie przyjaciół. Począwszy od 16 do 25-latków. Niewielka grupa dziewcząt z moich zajęć o historii zebrała się na środku pokoju. Simone Simpkins chwyciła mnie za ramię, gdy ich mijaliśmy. Wyczytałam z ruchu warg, że chcą, abym do nich dołączyła. -Przyniosę ci coś do picia - Tony krzyknął do mojego ucha. Przytaknęłam i patrzyłam jak odchodzi. Poczułam drżenie w brzuchu. Co jeśli nigdy nie trafi do mnie z powrotem w tym przeklętym miejscu? Dystans między nami został szybko wypełniony przez tłumy obcych. Cholera! Nie powinnam była go puszczać. Odwróciłam się do znajomych. Starałam się uczestniczyć w rozmowie, ale głównie stałam i przytakiwałam, udając, że rozumiem, co mówią. Simone podała mi butelkę Corony, kiedy Tony nie wrócił po 10 minutach. Smażyłam się w tym pokoju, więc wszystko, co zimne było mile widziane. Zwilżyłam wargi piwem, a następnie zlizałam go. Dobra, te rzeczy nie były takie złe. Wzięłam prawdziwy łyk. Trochę cierpkie, ale całkiem smaczne. Wypiłam pół butelki, kiedy zaczęłam czuć zawroty głowy. Myślałam, że dostrzegłam Tony'ego po drugiej stronie pokoju. Pomachałam znajomym i udałam się w tamtą stronę. Tłum trochę się rozrzedził i mogłam przejść bez ocierania się o pot spływający z gości. Tony'ego nie było nigdzie w zasięgu wzroku. Wysoki łuk łączył pokój z kuchnią. Udałam się tam i znalazłam Ryan'a stojącego w drzwiach, jedno jego ramię opierało się o ścianę. Rękawy jego czarnej koszuli były podwinięte w łokciach, a jeansy, które założył postrzępione. Czarny był kolorem, jakiego nienawidziłam na Tony'm. Sprawiał, że wyglądał zbyt demonicznie. Z Ryan'em było inaczej. Górne guziki jego koszuli były niezapięte, wyglądał tajemniczo. Nawet całkiem seksownie. Pasował mu wygląd diabła. Jego spojrzenie zabłysnęło na mój widok. Patrzył jak się zbliżam,

jednocześnie sącząc piwo. Byłoby niegrzeczną rzeczą nie przywitać się z gospodarzem, więc zatrzymałam się przed nim i wyciągnęłam rękę na powitanie. Muzyka tutaj nie była aż tak głośna, więc wychwyciłam jego Cześć. - Przyjemne miejsce. Tak pełne... ludzi - powiedziałam, czując siętrochę niezręcznie i głupio nie wiedząc jak zacząć rozmowę. -Tak, dzięki Odepchnął się od ściany i pochylił nade mną, więc mogłam lepiej go usłyszeć. -Najwyższy czas, że Mitchell zabrał cię tutaj. Trzymał cię z dala od tego miejsca wystarczająco długo. Co? Zmarszczyłam brwi. Tony był powodem, dla którego nie zostałam zaproszona na żadną z imprez Ryana? Cholerny łajdak! Ale pewnie zorientował się, że nie czułabym się zbyt komfortowo wśród alkoholu i hałasu. A ja idiotka udowodniłam jego punkt widzenia trzymając się jego ramienia jak przestraszony kociak. -Wiesz gdzie on jest? - Powiedziałam do ucha Ryana, wdzięczna, że nie muszę krzyczeć i uszkadzać jeszcze bardziej moich strun głosowych. -Nope - wziął kolejny łyk piwa. Wzdychając, upiłam łyk mojego piwa. Nie podoba mi się to już. Skrzywiłam się. Nagle Ryan wziął mnie za rękę i pociągnął do kuchni. Położył piwo na ladzie, następnie zabrał butelkę z mojej dłoni i zastąpił ją Sprite'm, zamykając moje palce wokół niego. -Nie powinnaś pić piwa - powiedział surowym tonem. - Zwłaszcza w tym miejscu. Taak, nie chcę zostać czyjąś marionetką, jak większość pijących dziewczyn tutaj. Wdzięczna za Sprite, zmyłam gorzki posmak Corony z ust. -Bardzo dobrze sobie dzisiaj poradziłaś. - Uśmiech wypłynął na jego usta. -Byłam kiepska. Wiesz o tym. Nadal nie rozumiem, dlaczego wybrałeś mnie do gry w zespole. Wzruszając ramionami, wypił z mojej butelki piwo. -Nie wiem. Może po prostu cię tam chcę. Jezu, złośliwość (dokuczliwość) w jego głosie sprawiła, że poczułam gęsią

skórkę. -Trochę treningu wytrzymałościowego każdego dnia i staniesz się zdolnym graczem Nawaliłam w lekkoatletyce. Próbowałam joggingu przez kilka pierwszych poranków lata, aby być w lepszej formie, ale to nie dla mnie. Pół mili (0.81 km) było najdłuższym dystansem, jaki udało mi się przebiec, zanim wlokłam się do domu, dysząca i sfrustrowana. - Myślę, że brakuje mi motywacji, aby to robić. Jestem nieudacznikiemw kwestii biegania. -Potrzebujesz osobistego trenera. Zaczęłam się śmiać -Chcesz tę pracę? Ryan zacisnął usta i przyglądał mi się przez chwilę, jakbym właśnie zaoferowała mu niezłą kasę za śmierdzącą robotę. Wzruszył ramionami -Jasne, czemu nie? Jeśli obiecasz okazać odrobinę entuzjazmu, obiecam ci pomóc. Zabrzmiało ciekawie. Muszę poprawić moją wytrzymałość, jeśli chcę wytrzymać cały mecz piłki nożnej. I pewnością nie chcę dać Blondie jeszcze więcej amunicji, zwłaszcza, jeśli miałabym się złamać już w pierwszej połowie. Jej satysfakcja zniszczyłaby mnie. Tony musi zobaczyć, że pasujemy do siebie w znacznie większych kwestiach, niż filmy Spielberga. Tak. Trening, to jest to! O dziwo, na myśl o treningu z Hunterem przechodziły mnie dreszcze. Jest kapitanem drużyny. Czułam zaszczyt, że mogę osobiście z nim trenować. To z pewnością podniesie mój status w szkole - od przeciętności do super cool. -Okej, zgoda. Skinął głową -Zaczniemy w poniedziałek rano. Super. To oznaczało, że moje samobójstwo zostało opóźnione o jeden dzień. Jego wzrok obiecywał, że nie będę żałować swej decyzji. Ktoś za mną zawołał Ryan'a

-Zaczynamy grę w bilard. Wchodzisz w to? Ryan odepchnął się od lady. -Za sekundę. Dotknął swoimi chłodnymi od butelki ustami mojego policzka. -Miłej nocy. I cokolwiek zrobisz, trzymaj się z dala od truskawek. Oniemiałam. Stałam jak wryta, kiedy minął mnie, śmiejąc się. Przełknęłam ogromny łyk Sprite na ochłodzenie. Zauważyłam Susan Miller. Gdy jej wzrok padł na mnie, jej twarz rozpromieniła się. Podbiegła. -Hej, co powiesz? Teraz obie jesteśmy w drużynie. I szczerze mówiąc- Zamilkła i rozejrzała się, aby się upewnić czy jesteśmy same w pokoju - zniżyła głos - Nigdy nie widziałam ładniejszego domu. Zawsze chciałam przyjść na imprezę Huntera, ale on nigdy nie zauważał mnie w szkole. Myślę, że nawet nie znał mojego imienia, dopóki nie przyszłam na trening. -Tak, mojego też. - Aprzynajmniej tak myślałam, dopóki nie okazało się wczoraj, że znał je już wcześniej. -Założysz swój strój sportowy czy zdobędziesz prawdziwy do piłki nożnej? - Susan wydawała się tak podekscytowana, podczas gdy je nie umiałam zrozumieć jej entuzjazmu. Która dziewczyna chciałaby dobrowolnie grać w piłkę nożną? Cóż, jeśli nie chodzi o faceta w zespole, to z pewnością chciała uznania innych. Wzruszyłam ramionami. -Nie wiem. Myślę, że zacznę z tym, co mam. Spodenki i koszulka. Wszystko inne jest zbyt drogie, żeby kupić z kieszonkowego. I nie ma opcji, abym chciała nosić te okropne buty z kolcami na podeszwach. Ale to nie strój mnie niepokoił. -Słuchaj, widziałaś gdzieś tutaj Tony'ego? -Nie po tym, jak przyszliście. Dlaczego pytasz? -Nie widziałam go zbyt długo. Po prostu zastanawiam się, gdzie jest. Wyrzuciłam pustą butelkę do kosza i przybrałam przepraszającą minę. -Wybaczysz, jeśli pójdę go poszukać? Susan była super -Idź, znajdę cię później. Wróciłam do holu i zaczęłam wędrować po parterze z nadzieją, że znajdę gdzieś Tony'ego. Przepychanie się między

spoconymi ludźmi działało mi na nerwy, więc trzymałam się bliżej ścian. Kidy dotarłam do łuku prowadzącego do innego pokoju, zerknęłam do środka. Żaden blond nie przykuł mojej uwagi. Moje ramiona opadły z rozczarowania. Kiedy kilku facetów przesunęło się w bok, zauważyłam stół bilardowy i kogoś pochylającego się na nim w ten "przyciągający wzrok" sposób. Do tej pory jestem już całkiem niezła w rozpoznawaniu czarnych włosów Huntera. Trzymał kij bilardowy nisko nad zielonym filcem, czubkiem skierowanym w białą bilę. Kilka kolorowych kul było rozrzuconych po stole, ale wyglądało na to, że celuje on w czarną ósemkę. -Ej, Ryan. Daj kumplom szansę. Nie możesz po prostu wbić tej kuli do dziury. Odwróciłam się w lewo, aby zobaczyć, kto błagał Huntera. Nie znałam imienia Pana Wysokiego, ale wiedziałam, że ma algebrę z Tony'm. Wyraz jego twarzy był komiczny. Można by pomyśleć, że jego życie zależało od uderzenia Ryana. -Co z tobą, Justin? Nadal pracując nad perfekcyjnym umieszczeniem kija, Hunter uśmiechnął się. -Boisz się, że twoja matka dowie się, że grasz na pieniądze? W tym momencie zauważyłam stos banknotów na krawędzi stołu. Wydawało się, że w puli jest około 100 dolarów. Moja szczęka opadła. Pięćdziesiąt od każdego? Nie dostaję nawet połowy tej kwoty, jako kieszonkowe. -Moja matka mnie nie obchodzi. Ale naprawdę potrzebuję tego komiksu o Spidermanie. To oryginał - Justin jęknął. Współczułam mu. Zaintrygowana, jak gra się zakończy, podeszłam do ściany i znalazłam się twarzą w twarz w Hunterem. Zwężone oczy i zmarszczone brwi zdradzały jego napięcie. Przeniósł kij do tyłu zaledwie o kilka cali. Lada moment strzeli. Ale wtedy podniósł swoje czarne oczy... i spoczęły one na mnie. Jego ciało zamarło, jedynie pierś poruszała się z każdym oddechem. Głowy zwróciły się w moim kierunku.

Moje serce przyśpieszyło, poczułam jak na moje policzki rozlewa się ciepło. Skrzywiłam się. -Czy coś nie tak? Ryan nie odpowiedział, ale Justin podbiegł i zwycięsko szturchnął mnie w bok. Objął mnie ramieniem i uśmiechnął się jak głupi. -Właśnie uratowałaś moje życie, dziecinko. -Ah... tak - Krzywiąc się, wróciłam spojrzeniem do Huntera. - W jaki sposób? Zaczął się uśmiechać, ale nie wydawał się tak szczęśliwy jak facet obok mnie. Raczej jakby wiedział, w jakie gówno wpadłam. -Nie może grać, kiedy ktoś go obserwuje - Justin prawie śpiewał mi do ucha. - Wszystko mu się pieprzy. -Ale wszyscy go obserwują - zauważyłam. Ktoś zaśmiał się na tyłach pokoju. -Tak, ale my nie jesteśmy dziewczynami. Śmiejąc się, Hunter wyprostował się i potarł posmarowany kredą koniuszek kija. Jego wargi były napięte, a oczy zwrócone na mnie. Mimo, że moja obecność najwyraźniej go bawiła, nie chciałam sprawiać kłopotów, zwłaszcza, że chodziło o pieniądze. (W oryginale: zwłaszcza, że pieniądze szły ręka w rękę z pasztetem) -Przepraszam - wychrypiałam - Zostawię was, drodzy faceci, samych. -Uh-uh, nie ma opcji, dziecinko - ramię Justina zacisnęło się wokół mych ramion. - Jesteś moim zabezpieczeniem do odzyskania komiksu. Zostajesz. Jego błazeństwo rozśmieszyło mnie, chociaż czułam się jak zdrajca. Ryan, który dotąd nie powiedział ani jednego słowa, przesunął językiem po dolnej wardze i uniósł lewy kącik ust. Wziął głęboki oddech i jeszcze raz pochylił się na stołem. Wszyscy zamilkli. Justin skrzyżował palce obok mojej twarzy. Nie miałam wątpliwości, że modlił się, aby Hunter spudłował. Nigdy nie sądziłam, że pojedynczy strzał może wywołać takie napięcie w pokoju. Iwe mnie. Ryan odchrząknął, jego wzrok poruszał się między mną i białą bilą. Nagle opuścił czoło na krawędź stołu i roześmiał się. -Zabierz swoje pieniądze, Just. Poddaję się.

Pokój zaczął wiwatować, bo właśnie zdarzyła się rzecz nieprawdopodobna. Justin pocałował mój policzek i pobiegł zabrać swoje banknoty. Stałam jak wryta, patrząc na Ryana, który oparł dłonie na stole bilardowym i spuścił głowę. Ale kiedy spojrzał w górę, ponowniezobaczyłam ten błysk rozbawienia w jego oczach. -Bardzo przepraszam - Wyszeptałam, nawet nie próbując podnieść głosu ponad wiwatami chłopaków. -Jesteś wykluczona z tego pokoju - on też szeptał, z uśmieszkiem na ustach. Potem powoli obszedł stół, z każdym krokiem oceniał mnie. Przylgnęłam do ściany, z radością przyjmując sączący się z niej chłód. Zatrzymał się przede mną, z kijem w jednej ręce, oparł dłonie po obu stronach mojej głowy. -Właśnie kosztowałaś mnie 50 dolców. - Wycedził z uśmiechem. -Tak, wiem. - Użyłam wzroku szczeniaczka - Ale on naprawdę potrzebował tego komiksu. Zaczął się śmiać. -Układ z wrogiem. Powinienem był wiedzieć.- Z jego dłońmi na moich placach, przeprowadził mnie przez łuk z powrotem do głównej sali. -Na dzisiaj, ten pokój jest poza twoim zasięgiem. -Oh, dlaczego? -Figlarnie wydymając wargi, zerknęłam w górę, w jego szelmowskie oczy. -To tak zabawne, oglądać cię... przegranego. Nie pozwolił wymknąć się uśmieszkowi, kiedy pochylił się troszkę bliżej. -Zmykaj :)

ROZDZIAŁ IV Pomachałam Hunterowi i zostawiłam facetów z ich grą. Teraz miałam czas, aby poszukać Tony'ego. Ale znalezienie go pośród dwustu osób było praktycznie niemożliwe. Na szczęście wpadłam na kilku przyjaciół i Susan, która przedstawiła mnie starszemu bratu i jego kolegom. Jeden z nich zaproponował mi kolejnego drinka. Kiedy zasugerował Coronę, powiedziałam, że nie piję alkoholu. -Może sok owocowy? -Brzmi dobrze. Załatwił mi napój jagodowy w szklance ze słomką. W kapeluszu wyglądał trochę jak Bruno Mars. Był niezwykle interesującym partnerem w rozmowie przez następną godzinę. W międzyczasie trzy razy napełniał moją szklankę sokiem. Ostatecznie jednak widziałam jedynie ruch jego ust, ale tak naprawdę nie słyszałam, co mówił. Miałamochotę boczyć się i podpierać ścianę lekko się kołysząc. -W porządku, kochanie? - facet zapytał. Facet w kapeluszu. Powiedział mi swoje imię? I kiedy przyszedł jego brat bliźniak? Bracia stopili się w jedno i znowu rozdzielili. Coś tu jest nie tak. Potarłam czoło. -Nie jestem pewna - wydukałam, mając problemy z dobieraniem słów. Mówiłam również bardzo wolno, w razie jakby miał ten sam kłopot, co ja. Świat przechylił się i nagle znalazłam się w jego ramionach. -Wow, dziewczyno! To o to chodziło, kiedy mówiłaś, że nie pijesz, co? Uśmiechnęłam się do jego twarzy, tak blisko mojej. Pewnie, że o to chodziło. A co on myślał? Że kłamałam? Wzięłam jego kapelusz i włożyłam sobie na głowie. -Moja kolej na bycie Bruno. -Hej, co się tu dzieje?! -Tony? - Ucieszyłam się, jednocześnie starając się zlokalizować, z której strony dobiega jego głos. Chwilę później był już za mną, odciągając mnie od Pana Mars i oddając mu kapelusz. Odwróciłam się w ramionach Tony'ego i uśmiechnęłam się do jego jakże