caysii

  • Dokumenty2 224
  • Odsłony1 147 179
  • Obserwuję791
  • Rozmiar dokumentów4.1 GB
  • Ilość pobrań682 267

Sorensen Jessica - Breaking Nova. Tom 1

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.4 MB
Rozszerzenie:pdf

Sorensen Jessica - Breaking Nova. Tom 1.pdf

caysii Dokumenty Książki Reszta
Użytkownik caysii wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 51 osób, 27 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 262 stron)

Dla każdego, kto kiedykolwiek czuł się zagubiony i walczył o znalezienie drogi powrotnej.

1 Prolog Nova Czasami zastanawiam się, czy są takie wspomnienia, z którymi umysł nie chce się pogodzić, a jeśli naprawdę tego chce, może zablokować obrazy, zamknąć je, odrętwić ból połączony z tym, co widzieliśmy – czego nie chcieliśmy zobaczyć. Jeśli mu na to pozwolimy, odrętwienie może zagłuszyć wszystko, nawet iskrę życia w nas. Aż w końcu osoba, którą kiedyś byliśmy, jest niczym więcej, jak tylko zanikającym wspomnieniem. Nie zawsze myślałam w ten sposób. Zwykłam mieć nadzieję. Zwykłam wierzyć w rzeczy. Jak wtedy, kiedy ojciec powiedział mi, że jeżeli będę chciała czegoś bardzo mocno, mogę sprawić, że to się ziści. − Nikt inny na tym świecie nie sprawi, że coś się dla ciebie stanie, Nova – powiedział, kiedy leżeliśmy na plecach na wzniesieniu za naszym domem, wpatrując się w gwiazdy. Miałam sześć lat, byłam szczęśliwa i trochę naiwna, pochłaniając jego słowa jak garście słodyczy. – Ale jeśli chcesz czegoś bardzo mocno i jesteś gotowa ciężko na to pracować, wszystko jest możliwe. − Wszystko? – powiedziałam, odwracając twarz w jego stronę. – Nawet, jeśli chcę być księżniczką? Uśmiechnął się, wyglądając na naprawdę szczęśliwego. – Nawet księżniczką. Wyszczerzyłam się, patrząc w górę na niebo, myśląc o tym jak wspaniale byłoby włożyć diamentową tiarę na głowę, lśniącą różową sukienkę i pasujące obcasy. Okręcałabym się wokół i śmiała, gdy sukienka kręciłaby się razem ze mną. Nigdy nie pomyślałam o tym, co naprawdę oznaczało bycie prawdziwą księżniczką i jak niemożliwe dla mnie było się nią stać. − Ziemia do Novy. – Mój chłopak, Landon Evans, macha mi dłonią przed twarzą. Mrugam spojrzeniem z dala od gwiazd i przechylam głowę na bok na trawiastym zboczu znajdującym się na jego podwórzu, patrząc mu w oczy. – Co jest?

2 Śmieje się ze mnie, ale jego uśmiech wydaje się nienaturalny, jakby tutaj nie pasował. Ale to normalka u Landona. Jest artystą i mówi mi, że w celu sportretowania bólu w obrazach, musi nosić go w sobie przez cały czas. – Zupełnie tam ode mnie odleciałaś. – Światło na ganku jest zapalone i fluoroscencyjny blask sprawia, że jego brązowo miodowe oczy wyglądają jak węgiel drzewny, którego używa do swoich szkiców. Przewracam się na bok i wkładam ręce pod głowę, więc naprawdę mogę na niego spojrzeć. – Sorki, po prostu się zamyśliłam. − Masz to spojrzenie na twarzy, jakbyś głęboko rozmyślała. – Okręca się na biodrze i wspiera na łokciu, opierając głowę na dłoni. Kosmyki jego atramentowo czarnych włosów wpadają mu do oczu. – Chcesz o tym pogadać? Kręcę głową. – Nie, nie mam ochoty rozmawiać. Posyła mi trywialny, ale szczery uśmiech i smutek w moim umyśle przelotnie się rozpuszcza. To jedna z rzeczy, które kocham w Landonie. Jest jedynym człowiekiem na tej planecie, który potrafi sprawić, że się uśmiecham – za wyjątkiem mojego taty, ale on już nie żyje, więc uśmiechy są dla mnie rzadkością. Landon i ja byliśmy najlepszymi przyjaciółmi aż do około sześciu miesięcy temu i może właśnie dlatego potrafi mnie uszczęśliwić. Związaliśmy się na głębszym poziomie i zrozumieliśmy siebie, zanim przyszło cale to całowanie i hormony. Wiem, że mamy dopiero po osiemnaście lat i jeszcze nawet nie skończyliśmy szkoły, ale czasami, gdy jestem sama w pokoju, mogę wyobrazić sobie jego i siebie lata naprzód, zakochanych, może biorących ślub. To zaskakujące, ponieważ długo po tym, jak zmarł mój tata, nie potrafiłam sobie wyobrazić mojej przyszłości – nie chciałam. Ale rzeczy się zmieniają. Ludzie rozwijają. Ruszają dalej. Dorastają, kiedy nowi ludzie pojawiają się w ich życiu. − Widziałam rysunek, który zrobiłeś na projekt artystyczny – mówię, odgarniając mu włosy z oczu. – Wisiał na ścianie u pana Felmona. Marszczy brwi, co robi zawsze, kiedy rozmawiamy o jego sztuce. – Taa, nie wyszedł tak, jak planowałem. − Wyglądało na to, że byłeś smutny, kiedy go rysowałeś – mówię mu, opuszczając swoją dłoń do biodra. – Ale masz tak przy wszystkich pracach.

3 Jakiekolwiek szczęście w jego wyrazie usycha, kiedy przetacza się na plecy i skupia maksymalną uwagę na poprzecinanym gwiazdami niebie. Milczy przez chwilę i przewracam się na plecy, pozwalając mu na to, wiedząc, że tkwi w swojej własnej głowie. Landon jest najsmutniejszym człowiekiem, jakiego poznałam i jest to część tego, co mnie do niego przyciągnęło. Miałam trzynaście lat, a on właśnie wprowadził się do domu po przeciwnej stronie ulicy. Siedział pod drzewem na frontowym podwórku bazgroląc w notatniku, kiedy po raz pierwszy go zobaczyłam i zdecydowałam się podejść i przedstawić się. To było zaraz po tym, jak mój tata umarł, a ja praktycznie utrzymywałam dystans przed ludźmi. Ale z Landonem, nie wiem, po prostu coś w sobie miał. Przeszłam przez ulicę niezmiernie ciekawa, co rysował. Gdy zatrzymałam się przed nim, spojrzał na mnie i byłam zaskoczona, jak wiele udręki było w jego miodowo brązowych oczach – męki i wewnętrznego cierpienia. Nigdy wcześniej nie widziałam jej tak wiele u osoby w moim wieku, i choć nie wiedziałam, co ją powodowało domyśliłam się, że zostaniemy przyjaciółmi. Wyglądał tak, jak ja czułam się w środku, jakbym została połamana na kawałeczki, a one nie zrosły się ze sobą odpowiednio. Jak się domyślałam, zostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi – więcej niż przyjaciółmi, w zasadzie. Byliśmy niemal nierozłączni, uzależnieni od siebie i kompletnie nie cierpiałam być z daleka od niego, ponieważ czułam się zagubiona i zdezorientowana, kiedy go nie było. − Czy kiedykolwiek miałaś wrażenie, że wszyscy jesteśmy po prostu straceni? – Landon mówi, znów wyrywając mnie z moich myśli. – Tylko włóczymy się po świecie, czekając na śmierć. Przygryzam wargę rozważając to, co powiedział i odnajdując na niebie gwiazdozbiór Kasjopei. – Naprawdę tak myślisz? − Nie jestem pewien – odpowiada i odwracam głowę, analizując jego idealny profil. – Choć czasami się zastanawiam, jaki jest sens życia. – Przerywa i mam wrażenie, jakby czekał, aż coś powiem. − Nie jestem pewna. – Zadręczam swój mózg za czymś innym do dodania. Ale nie potrafię wymyśleć spójnej, rozsądnej odpowiedzi na jego mroczne rozważania o sensie życia, więc dodaję: - Kocham cię.

4 − Ja też cię kocham, Nova – przyrzeka nie patrząc na mnie, po czym sięga przez trawę i chwyta mnie za dłoń, owijając swoimi palcami moje. – I naprawdę mam to na myśli, Nova, choćby nie wiem co. Kocham cię. Zatracamy się wśród nocnej ciszy, gdy patrzymy na migoczące i przygasające gwiazdy. To jest spokojne, ale i niepokojące w tym samym momencie, ponieważ nie mogę wyłączyć swoich myśli. Martwię się o niego, kiedy tak się dołuje. To tak, jakby odchodził do swojego własnego małego świata, który jest wyrzeźbiony z ponurych myśli i poczerniałej przyszłości, i nie mogę go dosięgnąć, nie ważne jak bardzo się staram. Leżymy w ciszy, obserwując gwiazdy i trzymając się. W końcu zapadam w sen z twarzą przyciśniętą do zimnej trawy, wiosennym wietrzykiem chłodzącym moją skórę i palcami Landona głaszczącymi uspokajająco wnętrze mojego nadgarstka. Kiedy budzę się znowu, wszystkie gwiazdy zharmonizowały się z szarością poranka, księżyc jest głęboko schowany w poświacie świtu, a trawa jest wilgotna od rosy. Pierwszą rzeczą, jaką zauważam jest brak dłoni Landona w mojej ręce i przez to czuję się pusta, jakby jedna z moich rąk została odjęta od mojego ciała. Siadam, przecieram oczy i wyciągam ramiona nad głową, kiedy oglądam się na podwórze szukając Landona. Jedyną rzeczą, o jakiej mogę myśleć, to że wstał, by pójść do łazienki, ponieważ nigdy nie zostawiłby mnie śpiącej samotnie na wzgórzu na jego podwórzu. Wstaję na nogi i strzepuję z nich trawę, zanim wspinam się po zboczu do dwupiętrowego domu stojącego na jego szczycie. Wydaje się to naprawdę długim spacerem, bo jestem zmęczona – jest zbyt wcześnie rano, żeby wstawać. Kiedy docieram do tylnego ganku wyciągam telefon z kieszeni i piszę do Landona, żeby sprawdzić, co robi. Ale zauważam, że tylne drzwi są uchylone i łapię się na tym, że wchodzę do środka, co jest trochę sprzeczne z moim charakterem. To nie jest tak, że jestem przyzwyczajona do wchodzenia do jego domu bez zaproszenia. Zawsze pukam, nawet jeśli do mnie pisze i mówi, żebym szła prosto do jego pokoju. Ale tym razem coś błaga moje stopy, aby przeszły przez próg. W kuchni jest zimno i zastanawiam się, jak długo tylne drzwi były otwarte. Drżąc otulam się ramionami i przechodzę przez drzwi do kuchni. Rodzice Landona śpią na górze, więc upewniam się, by iść po cichu, zmierzając na dół do pokoju Landona, który znajduje się w piwnicy. Schody skrzypią pod moimi stopami i wstrzymuję oddech przez całą

5 drogę na dół, niepewna co się stanie, kiedy jego rodzice się obudzą i przyłapią mnie na zakradaniu się do jego pokoju. − Landon – szepczę, idąc w stronę jego sypialni. Jest ciemno, z wyjątkiem światła słonecznego iskrzącego się przez okna. – Jesteś tutaj? Cisza jest jedyną odpowiedzią i niemal zawracam i idę z powrotem na górę. Ale wtedy słyszę słowa nieznanej piosenki grającej gdzieś cicho w domu. Kieruję się do drzwi jego sypialni i muzyka staje się głośniejsza. − Landon – mówię, gdy podchodzę do jego zamkniętych drzwi, nerwy bulgoczą we mnie. Nie wiem, dlaczego czuję się zdenerwowana. Albo może wiem. Może wiedziałam od dłuższego czasu, ale nigdy nie chciałam tego zaakceptować. Moja dłoń trzęsie się, gdy przekręcam klamkę. Kiedy otwieram drzwi, każde słowo Landona, które do mnie wypowiedział nagle nabiera sensu. Kiedy przejmujące słowa wydobywające się z wieży owijają się wokół mnie, robi to także nieśmiertelny chłód. Ręka opada mi bezwładnie do boku i stoję w drzwiach, nieruchomo. Ciągle pragnę, by to co widzę odeszło, by zniknęło z mojej głowy, wymazało wspomnienia. Pragnę i pragnę – chcąc by to się ziściło – powtarzając sobie, że jeśli będę tego wystarczająco mocno chciała, to się stanie. Zaczynam liczyć od tyłu, skupiając się na wzorze i rytmie liczb, a kilka minut później, odrętwienie połyka moje serce. Właśnie tak jak chciałam, moje otoczenie blaknie i już niczego nie czuję. Upadam na podłogę uderzając w nią mocno, ale nie czuję bólu…

6 Quinton Jadę stanowczo zbyt szybko. Wiem o tym i wiem, że powinienem zwolnić, ale wszyscy narzekają na mnie, żebym się spieszył i zawiózł ich do domu. Martwią się, że przekroczymy naszą godzinę policyjną. Czasami zastanawiam się, jak to się dzieje, że pakuję się w taki bałagan. To nie jest jakaś wielka sprawa, ale prawdopodobnie bawiłbym się o wiele lepiej, gdybym był nawalony razem z resztą z nich, bo jest wiosenna przerwa i powinienem się bawić. Nie jestem fanem bycia kierowcą, ale zazwyczaj kończy się na tym, że się oferuję, a teraz utknąłem jadąc z bandą pijanych idiotów. − Przestań tutaj palić. – Opuszczam szyby, gdy dym zaczyna wypełniać samochód. – Moja mama wyczuje to z odległości mili i już nigdy więcej nie pozwoli mi jeździć swoim samochodem. − Och daj spokój, Quinton – moja dziewczyna, Lexi, wydyma wargi, kiedy zaciąga się głęboko papierosem, po czym wyciąga rękę przez otwarte okno. – Wywietrzymy to. Kręcąc głową, sięgam wolną ręką i wyrywam jej papierosa z dłoni. – Koniec z paleniem. – Trzymam papierosa za moim otwartym oknem dopóki żar nie odpada, po czym wyrzucam resztę w noc. Jest późno, droga, która jedziemy jest wietrzna i wije się wokół jeziora i od dłuższego czasu nie widzieliśmy innego samochodu. Co jest dobre, ponieważ wszyscy pozostali w samochodzie są nieletni i spici. Lexi wydyma wargę i krzyżuje ramiona na piersi, opadając na swoje siedzenie. – Jesteś taki nudny, kiedy jesteś trzeźwy. Z powrotem przywołuję uśmiech. Spotykaliśmy się od kilku lat i ona jest jedyną dziewczyną, z jaką byłem i z jaką wyobrażam sobie być. Wiem, że to totalnie lamerskie i tandetne, bo mamy tylko po osiemnaście lat, ale ja poważnie mam zamiar skończyć poślubiając ją. Wciąż się dąsając, przesuwa dłonią w górę mojego uda, aż dociera do mojego kutasa i pociera go mocno. – Czy to dobre uczucie? Ponieważ będę kontynuować robienie tego, jeśli pozwolisz mi zapalić. Próbuję się z niej nie śmiać, bo jest pijana i prawdopodobnie to by ją wkurzyło, ale to jest zabawne, jaka staje się zła przez moją trzeźwość. – Jesteś zadziorna i obrażalska, kiedy jesteś pijana. – Skręcam się, kiedy trafia we właściwy punkt i

7 walczę, by nie zamknąć powiek. – Ale wciąż nie mam zamiaru pozwolić ci zapalić w aucie. Przewraca oczami, zabiera ze mnie rękę i zerka na tylne siedzenia, gdzie moja kuzynka Ryder obmacuje się z jakimś kolesiem, którego poznała na imprezie. Ich dłonie wędrują po całych ciałach. Nie jestem fanem wychodzenia z nią, ale czasami przyjeżdża do Seattle i zatrzymuje się u mojej babci. Lexi i Ryder zostały najlepszymi przyjaciółkami podczas jednej z takich wizyt, gdy miały około po dwanaście lat i od tego czasu były nierozłączne, i właśnie tak poznałem Lexi. Kiedy Lexi odwraca wzrok, marszczy nos. – Ale ohyda. Wyhamowuję samochód na ostrym zakręcie na drodze. – Och, nie udawaj, że nie chciałabyś, żebyśmy to my tkwili tam na tylnych siedzeniach. – Mrugam do niej, a ona przewraca oczami. – Wiesz, że tak. Wzdycha i pozwala swojej dłoni opaść na kolana. – Taa, jasne. Gdybyśmy byli tam, a ja próbowałabym przesunąć językiem w dół twojego gardła, byłbyś totalnie jak – robi cudzysłów palcami w powietrzu. – „Lexi, proszę, z przodu są ludzie, którzy mogą nas zobaczyć”. − Sprawiasz, że brzmię, jak staruszek. – Migam do niej żartobliwym uśmiechem, gdy redukuję samochód, a silnik ryczy. Droga staje się bardziej wietrzna i muszę zwolnić. − Taj jakby nim jesteś. − Gówno prawda. Jestem kurewsko zabawny jak cholera. − Nie, jesteś miły jak cholera, Quintonie Carterze. Poważnie jesteś najmilszym facetem, jakiego znam, ale najzabawniejszym? Nie jestem pewna… - Chytry wyraz twarzy przecina jej facjatę, gdy postukuje palcem o usta. – Może się tego dowiemy? – Nie zdejmując ze mnie oczu spuszcza szybę na sam dół. Wiatr huczy w środku i zdmuchuje jej włosy na twarz. − Co do diabła? – Mówi Ryder z tylnego siedzenia, odrywając swoje wargi od chłopaka i wyciągając kosmyki włosów z ust. – Lexi, zamknij to cholerne okno. Właśnie zjadam swoje własne włosy.

8 − Więc, Panie Kurewsko Zabawny jak Cholera – mówi Lexi z oczami utkwionymi we mnie, gdy wygina plecy i wysuwa głowę przez okno. – Przekonajmy się, jaki jesteś zabawny. Nie lubię, gdy zachowuje się w ten sposób. Jest zbyt pijana, a nawet na trzeźwo zawsze była śmiała, impulsywna i trochę lekkomyślna. – Lexi, co ty wyprawiasz? Właź do środka. Nie chcę, żebyś sobie coś zrobiła. Leniwy uśmiech rozprzestrzenia się na jej wargach, gdy wystawia głowę dalej przez okno. Blada poświata księżyca dotyka jej klatki piersiowej i sprawia, że jej skóra wygląda upiornie na tle ciemności. – Chcę tylko zobaczyć, jaki jesteś zabawny, Quinton. – Wyciąga ramiona nad głową, gdy przesuwa się po krawędzi okna. – Chcę zobaczyć, jak bardzo mnie kochasz. − Quinton, powstrzymaj ją – mówi Ryder, wyrywając się z fotela. – Zrobi sobie krzywdę. − Lexi, przestań – ostrzegam, ściskając kierownicę jedną ręką, a drugą sięgając w jej kierunku. – Kocham cię i właśnie dlatego chcę, żebyś tu zeszła. W tej chwili. Kręci głową. Nie mogę zobaczyć jej twarzy, ani czy w ogóle się czegoś trzyma. Nie mam pojęcia, co ona robi, ani o czym do diabła myśli, a jestem całkiem pewny, że nie myśli i to jest kurewsko przerażające. − Jeśli jesteś taki zabawny, to pozwól mi być wolną – krzyczy. Sukienka powiewa jej ponad nogami, a jej stopy są wciśnięte pomiędzy siedzenie a drzwi. Ryder podnosi nogę, aby wspiąć się na przednie siedzenie, ale uderza głową o dach i upada do tyłu. Potrząsam głową i delikatnie wciskam hamulec, kiedy pochylam się nad siedzeniem, by złapać Lexi. Moje palce zahaczają brzeg jej sukienki i wtedy słyszę krzyk. Sekundę później samochód wymyka się spod kontroli i nie wiem, gdzie jest góra, a gdzie dół. Wszędzie latają odłamki szkła i tną moje ręce i twarz, gdy staram się trzymać sukienkę Lexi. Ale czuję, że materiał wyślizguje się z moich palców, gdy zostaję szarpnięty na bok. Wszyscy krzyczą i płaczą, gdy metal chrzęści i wygina się. Widzę jasne światło i czuję ciepło krwi, gdy coś przebija się przez moją pierś.

9 − Quinton… - słyszę czyjś szept, ale nie mogę zobaczyć, kto to jest. Próbuję otworzyć oczy, ale czuję jakby już były otwarte, a jedyne co widzę, to ciemność. Ale może to lepsze niż ujrzenie, co tak naprawdę tam jest…

10 Rozdział 1 Piętnaście miesięcy później… 19 maj, Dzień 1 wakacji

11 Nova Kamerkę internetową mam ustawioną pod idealnym kątem prosto na moją warz. Zielone światło na ekranie migocze chorobliwie, jakby już nie mogło się doczekać, aż zacznę nagrywać. Ale nie mam pewności, co powiem, albo jaki jest tego sens, poza tym, że zasugerował to mój profesor od filmowania. Właściwie to zasugerował to całej klasie – i prawdopodobnie wszystkim swoim klasom – mówiąc nam, że jeśli naprawdę chcemy wczuć się w filmowanie, powinniśmy poćwiczyć podczas wakacji, nawet jeśli nie uczestniczymy w żadnych letnich zajęciach. Powiedział „Prawdziwy kamerzysta kocha patrzeć na świat przez alternatywne oko i kocha nagrywać to, jak widzi rzeczy w innym świetle”. Cytował prosto z podręcznika, jak większość moich profesorów, ale z jakiegoś powodu to co powiedział uderzyło w czuły punkt. Może z powodu nagrania, jakie Landon zrobił w ostatnich sekundach swego życia. Jednak nigdy tak naprawdę nie obejrzałam tego video. Nigdy tak naprawdę nie chciałam i nie mogę, w każdym razie. Za bardzo boję się tego, co zobaczę, albo czego nie zobaczę. Albo może zobaczenie go takiego oznacza ostateczne pogodzenie się z tym, że odszedł. Na zawsze. Początkowo zapisałam się na zajęcia filmowe, ponieważ zbyt długo czekałam, aby zapisać się na inne zajęcia, a potrzebowałam jeszcze jednego fakultetu. Głównie jestem bardzo ogólna i naprawdę nie określiłam jeszcze swojej ścieżki zainteresowań, a jedynymi wolnymi zajęciami były Wstęp do Projektowania Filmów albo Wstęp do Teatru. Na zajęciach z filmu byłabym przynajmniej po drugiej stronie obiektywu, zamiast stać przed wszystkimi, gdzie mogliby mnie rozebrać i oceniać. Z filmowaniem, to ja mogę dokonywać oceny. Okazało się jednak, że spodobały mi się te zajęcia i zorientowałam się, że jest coś fascynującego w patrzeniu na świat przez obiektyw, jakbym mogła patrzeć na to z punktu widzenia każdego i być może zobaczyć rzeczy pod innym kątem, jak zrobił to Landon w ostatnich chwilach swojego życia. Więc zdecydowałam się nakręcić kilka filmów tego lata, by uzyskać jakieś spostrzeżenia o sobie, Landonie, i może o życiu. Włączam „Jezus Chrystus” Brand New i pozwalam temu grać w tle. Zrzucam stos książek o psychologii z krzesła komputerowego na podłogę, robiąc sobie miejsce do siedzenia. Zbierałam te książki przez ostatni rok, próbując nauczyć się czegoś o

12 ludzkiej psychice – psychice Landona – ale książki podtrzymują tylko słowa na kartkach, a nie myśli w jego głowie. Siadam na obrotowym krześle i odchrząkuję. Nie mam na sobie makijażu. Słońce chowa się za górami, ale nie włączam lampki nocnej. Bez światła ekran jest czarny, a ja wyglądam jak cień w tle. Ale tak jest idealnie. Właśnie tak jak chcę. Klikam kursorem i zielona lampka zmienia się na czerwoną. Otwieram usta, gotowa do odezwania się, ale wtedy zamieram. Nigdy nie byłam tą, która pcha się przed kamerę czy na zdjęcia. Lubiłam być poza sceną, a teraz celowo rzucam się w centrum uwagi. − Ludzie mówią, że czas leczy wszystkie rany i być może mają rację. – Utrzymuję wzrok na ekranie komputera, patrząc jak poruszają się moje usta. – Ale co, jeśli te rany nie goją się prawidłowo, tak jak rozcięcia pozostawiają po sobie paskudne blizny, albo gdy połamane kości zrastają się, ale nie są już tak gładkie jak wcześniej? – Spoglądam na swoją rękę i marszczę brwi, gdy dotykam palcem nierównej części mojej skóry. – Czy to oznacza, że naprawdę się wyleczyły? Czy tylko tyle, że ciało zrobiło co w jego mocy, by naprawić to, co złamane… - Zacinam się, odliczam wstecz od dziesięciu, zbierając myśli. – Ale to, co dokładnie złamało się… we mnie… w nim… Nie jestem pewna, ale czuję potrzebę, by się tego dowiedzieć… w jakiś sposób… o nim… o sobie… ale jak mam się tego do kurwy nędzy o nim dowiedzieć, kiedy jedynej osoby, która naprawdę wiedziała, co jest prawdziwe… nie ma? – Mrugam i wyłączam ekran, który robi się czarny. * * * 27 maj, Dzień 7 wakacji Zaczęłam ten rytuał, gdy dostałam się na studia. Budzę się i odliczam sekundy do wzejścia słońca ponad wzgórzami. To mój sposób przygotowywania się na następny dzień, na który nie chcę się przegotowywać wiedząc, że jest to kolejny dzień, który muszę dodać do listy dni, które przeżyłam bez Landona. Jednak tego ranka działam trochę inaczej. Jestem w domu na swoich pierwszych wakacjach na studiach i zamiast wzgórz otaczających Idaho, słońce przesuwa się ponad ogromnymi górami Wyoming, które otaczają Maple Grove, małe miasteczko, w którym dorastałam. Zmiana sprawia, że ciężko jest mi wstać z łóżka, ponieważ jest to obce i łamie rutynę, którą układałam sobie przez ostatnie osiem miesięcy. I właśnie ta rutyna była tym, co utrzymywało mnie nienaruszoną. Przed tym, byłam w rozsypce, niestabilna, pozbawiona kontroli. Nie miałam żadnej kontroli. Potrzebuję kontroli, w

13 przeciwnym razie skończę na podłodze łazienki z żyletką w dłoni, z potrzebą zrozumienia dlaczego on to zrobił – co go do tego popchnęło. Ale jedyny sposób, by się tego dowiedzieć, to osuszyć swoje żyły i okazało się wtedy, że nie mam tego w sobie. Byłam zbyt słaba, albo może to było zbyt silne. Szczerze mówiąc, to sama już nie wiem, co jest uważane za słabe, a co jest uważane za silne. Co jest dobre, a co złe. Kim byłam, a kim powinnam być. Byłam w domu od tygodnia, a moja mama i ojczym obserwują mnie jak jastrzębie, jakby oczekiwali, aż znów się załamię, po niemal roku. Ale teraz jestem pod kontrolą. Pod kontrolą. Po tym, jak wychodzę z łóżka i biorę prysznic, siedzę dokładnie pięć minut przed komputerem wpatrując się w folder zawierający film, który Landon nagrał zanim umarł. Zawsze daję sobie pięć minut, by na niego popatrzeć, nie dlatego, że planuję go otworzyć, ale dlatego, że to nagrało jego kilka ostatnich minut, pochwyciło go, jego myśli, jego słowa, jego twarz. To jest jak ostatnia jego cząstka, która mi została. Zastanawiam się, czy pewnego dnia będę zdolna to otworzyć. Ale w tej chwili, w stanie umysłu w jakim utknęłam, po prostu nie wydaje się to możliwe. Nie za bardzo. Kiedy te pięć minut dobiega końca, zakładam strój kąpielowy, nakładam na niego letnią sukienkę i zakładam jakieś skórzane bransoletki na nadgarstki. Potem zaciągam zasłony, żeby dom Landona był niewidoczny i poza moim umysłem, zanim wracam do komputera, by nagrać krótki filmik. Klikam „nagraj” i wpatruję się w monitor, gdy biorę kilka oddechów. – Tak więc myślałam o moim ostatnim nagraniu– moim pierwszym– i próbowałam zrozumieć, jaki jest tego sens– czy w tym w ogóle musi być jakiś sens. – Składam ręce na biurku i nachylam się bliżej do monitora, oceniając moje niebieskie oczy. – Zgaduję, że jeśli jest w tym sens, to dla mnie byłoby to odkrycie czegoś. O sobie, albo być może o… nim, bo czuję, jakby wciąż umykało mi tak wiele rzeczy… tak wiele niezadanych pytań i wszystkie te braki odpowiedzi pozostawiają mnie zagubioną, nie tylko o tym, dlaczego on to do cholery zrobił, ale o tym, jakiego rodzaju osobą jestem, skoro mógł odejść tak łatwo… Kim wtedy byłam? Kim jestem teraz? Naprawdę nie wiem… Ale może kiedy spojrzę wstecz i popatrzę na to z dalszej perspektywy uświadomię sobie, co tak naprawdę myślę o życiu i w końcu dostanę odpowiedzi na to, co pozostawia mnie zdezorientowaną każdego jednego dnia, ponieważ teraz jestem tak samo zagubiona jak butelka pływająca w brudnej, mętnej wodzie.

14 Przerywam, kontemplując, gdy stukam palcami po biurku. – Lub może będę w stanie cofnąć się przez swoje myśli i dowiedzieć się, dlaczego to zrobił. – Robię wdech, po czym wydycham głośno, gdy mój puls zaczyna galopować. – A jeśli nie jesteś mną i to oglądasz, to prawdopodobnie zastanawiasz się, kim jest on, ale nie mam pewności, czy jestem już gotowa na to, by wypowiedzieć jego imię. Mam nadzieję, że do tego dojdę. Pewnego dnia- któregoś dnia, ale kto wie… może zawsze będę tak nieświadoma i zagubiona jak teraz. Na tym kończę i wyłączam komputer zastanawiając się, jak długo mam zamiar kontynuować tę bezsensowną farsę, ten wypełniacz czasu, bo teraz właśnie tym mi się wydaje. Odpycham krzesło i wychodzę z pokoju. Piętnaście kroków zajmuje mi dotarcie do końca korytarza, potem kolejne dziesięć, by doprowadzić mnie do stołu. Każdy z nich zrobiony w równym tempie i w równych długościach. Gdybym teraz filmowała, moje kroki byłyby gładkie i perfekcyjne, stabilne jak skała. − Dzień dobry, moja śliczna dziewczynko – moja matka podśpiewuje krzątając się po kuchni, przesuwając się od kuchenki do lodówki, a potem do szafki. Robi ciasteczka i w powietrzu czuć zapach cynamonu i gałki muszkatołowej, a to przypomina mi o dzieciństwie, kiedy siedzieliśmy z tatą przy stole, czekając, by napchać usta słodyczami. Ale jego już nie ma i zamiast tego Daniel, mój ojczym, siedzi przy stole. Nie czeka na ciasteczka. Tak naprawdę nienawidzi słodkości i kocha zdrowe jedzenie, w większości jedząc rzeczy wyglądające jak karma dla królików. − Dzień dobry, Nova. Dobrze mieć cię z powrotem. – Ma na sobie garnitur i krawat i pije sok grejpfrutowy oraz je suchego tosta. Są małżeństwem od trzech lat i on nie jest złym facetem. Zawsze opiekował się mama i mną, ale jest bardzo prosty, uporządkowany i nieco nudny. Nigdy nie mógłby zastąpić spontaniczności mojego taty, śmiałości i praktycznej osobowości. Padam na krzesło i wyciągam ręce na stół. – Dzień dobry. Moja mama wyjmuje miskę z szafki i odwraca się do mnie z zaniepokojonym wyrazem twarzy. – Nova, kochanie, chcę się upewnić, że jesteś w porządku… z byciem w domu. Możemy cię tutaj zapisać na terapię, jeśli tego potrzebujesz i wciąż bierzesz swoje lekarstwa, prawda? − Tak mamo, wciąż biorę swoje lekarstwa – odpowiadam z westchnieniem i opuszczam głowę na ramiona i zamykam oczy. Od pewnego czasu jestem na lekach przeciwlękowych. Nie jestem pewna, czy one w ogóle pomagają czy nie, ale terapeuta mi je przepisał, więc je biorę. – Zażywam je każdego ranka,

15 ale przestałam chodzić na terapię już w grudniu, ponieważ jest to niczym innym, jak tylko stratą czasu. – Bo niezależnie od tego, zawsze chcą, żebym opowiadała o tym, co zobaczyłam tamtego ranka- co zrobiłam i dlaczego to zrobiłam- a ja nie mogę nawet o tym myśleć, a co dopiero rozmawiać. − Tak, wiem, kochanie, ale rzeczy mają się inaczej, kiedy tu jesteś – mówi cicho. Pamiętam, przez jakie piekło ją przeprowadziłam, zanim wyjechałam. Brak snu, płacz… cięcie nadgarstków. Ale teraz to już przeszłość. Nie płaczę tak dużo, a moje nadgarstki się wyleczyły. − Nic mi nie jest, mamo. – Otwieram oczy, siadam prosto i splatam place przed sobą. – Więc proszę, bardzo proszę, z wisienką na górze, lukrem i kandyzowaną kukurydzą, mogłabyś przestać pytać? − Brzmisz zupełnie jak twój ojciec… wszystko musi mieć odniesienie do słodyczy – zauważa z dezaprobatą, gdy stawia miskę na blacie. W wielu aspektach wygląda jak ja: długie brązowe włosy, drobna budowa i nos nakrapiany piegami. Ale jej niebieskie oczy są o wiele jaśniejsze niż moje, do momentu, aż prawie błyszczą. – Kochanie, wiem, że ciągle powtarzasz, że nic ci nie jest, ale wyglądasz na taką smutną… i wiem, że dobrze radziłaś sobie w szkole, ale teraz z powrotem jesteś tutaj i wszystko, co się stało jest tuż po drugiej stronie ulicy. – Otwiera szufladę i wybiera dużą drewnianą łyżkę, zanim zatrzaskuje ją za pomocą biodra. – Po prostu nie chcę, żeby wspomnienia dostały cię teraz, kiedy jesteś w domu, tak blisko… wszystkiego. Wpatruję się w swoje odbicie w mikrofalówce ze stali nierdzewnej. Nie jest najwyraźniejsze. W rzeczywistości, moja twarz wygląda na trochę zniekształconą i wypaczoną, jakbym oglądała się w krzywym zwierciadle, moja własna twarz jest prawie obca. Ale jeśli przechylam się na boki tylko trochę, wyglądam prawie normalnie, jak dawna ja. – Nic mi nie jest – powtarzam, zauważając jak pusta jest moja ekspresja, kiedy to mówię. – Wspomnienia są tylko wspomnieniami. – Naprawdę, nie ważne czym one są, ponieważ nie widzę części, które wiem, że rozerwą moje serce ponownie: parę ostatnich kroków prowadzących do ostateczności Landona i kilka bezdźwięcznych chwil potem, zanim się rozpadłam. Ciężko pracowałam, aby z powrotem zszyć rozerwane serce, nawet jeśli nie zrobiłam tego starannie. − Nova. – Wzdycha, gdy zaczyna mieszać ciasto na ciasteczka. – Nie możesz po prostu spróbować zapomnieć o tym, bez uprzedniego poradzenia sobie z tym. To niezdrowe.

16 − Zapomnienie jest radzeniem sobie z tym. – Biorę jabłko z koszyka na stole, nie chcąc o tym dłużej rozmawiać, ponieważ to jest w przeszłości, tam gdzie powinno być. − Nova, kochanie – mówi ze smutkiem. Zawsze próbuje wciągnąć mnie w rozmowę o tamtym dniu. Ale nie rozumie tego, że nie pamiętam, nawet gdybym bardzo się postarała, czego nigdy nie zrobię. To tak, jakby mój mózg rozwinął swój własny mózg i nie pozwala wydostać się tym myślom, bo gdy raz wyjdą na zewnątrz, będą prawdziwe. A ja nie chcę, żeby były prawdziwe – nie chcę pamiętać jego w taki sposób. Albo siebie. Odpycham się od krzesła, przerywając jej. – Myślę, że spędzę dzisiaj czas przy basenie i prawdopodobnie Delilah będzie tu za chwilę. − Jeśli tego chcesz. – Mama uśmiecha się do mnie bez przekonania chcąc powiedzieć więcej, ale bojąc się, co mi to zrobi. Nie winię jej. To ona znalazła mnie na podłodze w łazience, ale myśli, że to było coś więcej. Ja po prostu chciałam się tylko dowiedzieć, jak on się czuł – co się w nim działo, kiedy zdecydował się z tym skończyć. Potakuję, chwytam puszkę napoju z lodówki i przytulam mamę, zanim odchodzę w stronę przesuwanych szklanych drzwi. – Właśnie tego chcę. Przełyka z trudem, wyglądając jakby miała się rozpłakać, bo myśli, że straciła swoją córkę. – Cóż, jeśli będziesz mnie potrzebowała, jestem tutaj. – Odwraca się do swojej miski. Mówiła mi to odkąd miałam trzynaście lat, od czasu, gdy patrzyłam, jak umiera tata. Nigdy nie skorzystałam z jej oferty, mimo że zawsze miałyśmy dobre stosunki. Rozmawianie z nią o śmierci – wcale – nie było dla mnie. W tym momencie mojego życia nie mogłam z nią o tym rozmawiać, nawet gdybym chciała. Teraz miałam swoją ciszę, która była moją kuracją, moją ucieczką, moim azylem. Bez niej słyszałabym hałasy tamtego poranka, widziała zakrwawione obrazy i odczuwała miażdżący ból połączony z nimi. Gdybym je zobaczyła, w końcu musiałabym zaakceptować, że Landona nie ma. * * * Nie lubię obcych miejsc. Sprawiają, że jestem niespokojna i mam problemy z myśleniem – oddychaniem. Jeden z moich pierwszych terapeutów zdiagnozował u mnie zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Nie jestem jednak pewna, czy miał rację,

17 bo wyjechał z miasta niedługo potem. Zostałam ze szkolącym się terapeutą, że tak powiem, który zdecydował, że jestem w stanie depresji i mam lęki, stąd leki przeciwlękowe przez ostatni rok i trzy miesiące. Nieznajomość podwórka zakłóca moje myślenie i zajmuje mi całe wieki dojście do basenu. W międzyczasie docieram do ogrodowego krzesła, wiem ile kroków zabrało mi dojście do niego, jak wiele sekund zajęło mi opadnięcie na nie, ile więcej sekund zabrało Delilah przybycie i przycupnięcie obok mnie. Wiem, ile kamieni znajduje się na dróżce wiodącej na ganek – dwadzieścia dwa – ile jest gałęzi na drzewie ochraniającym nas od słońca – siedemdziesiąt osiem. Jedyną rzeczą, jakiej nie wiem, to ile sekund, godzin, lat, dekad zajmie mi obudzenie się z tego przeklętego odrętwienia. Do tego czasu będę liczyć, koncentrować się na liczbach, zamiast na uczuciach zawsze przepływających wewnątrz mnie, powiązanych z obrazami zanurzonymi tuż pod powierzchnią. Delilah i ja leżymy na leżakach na środku mojego podwórka z basenem za nami, a słońce opala nas w naszych kostiumach kąpielowych. Jest moją najlepszą przyjaciółką od roku czy jakoś tak. Nasza nagła przyjaźń była dziwna, ponieważ chodziłyśmy razem do liceum i nigdy tak naprawdę ze sobą nie rozmawiałyśmy. Ona i ja obracałyśmy się w innych kręgach towarzyskich i ja miałam Landona. Ale po tym, jak to się stało… po tym, jak umarł… nie miałam nikogo, i ostatnie kilka tygodni liceum było torturą. Wtedy ją poznałam, była miła i nie patrzyła na mnie, jakbym miała się roztrzaskać. Zaprzyjaźniłyśmy się, i szczerze mówiąc, nie mam pojęcia jak bym sobie teraz bez niej radziła. Była tu dla mnie, pokazywała jak się bawić i przypominała, że życie wciąż istnieje na świecie, nawet jeśli jest krótkie. − Dobry Boże, czy tu zawsze było tak gorąco? – Delilah wachluje sobie dłonią przed twarzą ziewając. – Pamiętam, jak było zimniej. − Tak mi się wydaje. – Podnoszę ze stołu pomiędzy nami kubek z mrożoną herbatą, opieram się na łokciu i biorę łyka. – Mogłybyśmy wejść do środka – sugeruję, odstawiając szklankę. Obracam nią, aż stoi idealnie na odcisku, jaki po sobie zostawiła, dopiero wtedy ocieram wilgoć z moich ust wierzchem dłoni i opieram głowę z powrotem na leżaku. – Mamy klimatyzację. Delilah śmieje się sardonicznie, gdy sięga po błyszczącą różową butelkę ze swojej torebki. – Ta, jasne. Jaja sobie ze mnie robisz? – Przerywa, badając swoje ogniście czerwone paznokcie, po czym odkręca nakrętkę z butelki. – Bez obrazy. Nie

18 chciałam, by to zabrzmiało niegrzecznie, ale twoja mam i tata są troszeczkę przytłaczający. – Pociąga łyka z butelki i wyciąga ją w moją stronę. − Ojczym – poprawiam z roztargnieniem. Otaczam ustami wylot butelki i biorę malutki łyczek, potem oddaję ją jej i zamykam oczy. – I oni są po prostu samotni. Jestem jedynaczką i nie było mnie prawie przez rok. Śmieje się znowu, ale tym razem słabiej. – Oni poważnie są najbardziej narzucającymi się rodzicami, jakich znam. Dzwonią do ciebie każdego dnia w szkole i piszą po tysiąc razy. – Chowa butelkę z powrotem do torebki. − Po prostu się o mnie martwią. – Nie byli tacy. Moja mama była naprawdę beztroska, zanim mój tata umarł, po tym była zaniepokojona, jak jego śmierć i zobaczenie tego na mnie wpłynęło. Wtedy umarł Landon, a teraz wszystko co ona robi, to ciągłe zamartwianie się. − Ja też się o ciebie martwię – mamrocze Delilah. Czeka na mnie, aż coś powiem, ale nie robię tego– nie mogę. Delilah wie, co stało się z Landonem, ale nigdy naprawdę nie rozmawiamy o tym, co zobaczyłam. I jest to jedna z rzeczy, które w niej lubię– nie zadaje pytań. Jeden… dwa… trzy… cztery… pięć… oddech… sześć… siedem… osiem… oddech… Zwijając dłonie w pięści walczę, by się uspokoić, ale ciemność wspina się we mnie i opanuje mnie, jeśli na to pozwolę, wciągnie mnie do wspomnienia, którego nie zapamiętam; mojego ostatniego wspomnienia Landona. − Mam genialny pomysł – przerywa moje liczenie. – Możemy iść zobaczyć nowe mieszkanie Dylana i Tristana. Otwieram oczy i przechylam głowę na bok. Ręce mam na brzuchu i czuję mój puls bijący o palce nierówno. Śledzenie uderzeń jest trudne, ale i tak próbuję. – Chcesz iść zobaczyć mieszkanie swojego byłego. Poważnie? Przerzucając nogi przez krawędź leżaka Delilah siada i przesuwa okulary przeciwsłoneczne na czubek głowy. – Co? Jestem totalnie ciekawa, jak je wykończył. – Przyciska opuszki palców do kącików oczu, wycierając zbryloną kredkę do oczu. − Ta, ale czy to nie jest trochę dziwne, pokazać się nagle po nieodzywaniu się mniej więcej przez wieczność, szczególnie po tym, jak kiepskie było wasze rozstanie – mówię. – To znaczy, jeśli Tristan by nie wkroczył, prawdopodobnie uderzyłabyś Dylana.

19 − Ta, prawdopodobnie, ale to wszystko to przeszłość. – Obgryza paznokieć kciuka i spogląda na mnie z poczuciem winy, gdy smaruje olejkiem do opalania swój nagi brzuch. – Poza tym, technicznie rzecz biorąc, to nie jest prawdą. Tak jakby rozmawialiśmy wczoraj. Marszcząc brwi siadam i zawiązuję ponownie gumkę na moich długich, falujących włosach, zabezpieczając je w końskim ogonie. – Mówisz poważnie? – pytam, a kiedy nie odpowiada, dodaję: - Dziewięć miesięcy temu, kiedy cię zdradził, zaklinałaś się, że nigdy więcej nie odezwiesz się do tego – robię cudzysłów w powietrzu – „pierdolonego, kłamliwego, zdradliwego drania” ponownie. W rzeczywistości, jeśli dobrze pamiętam, to był główny powód twojej decyzji, żeby pójść ze mną na studia– ponieważ potrzebowałaś przerwy. − Naprawdę tak powiedziałam? – Udaje roztargnienie, kiedy stuka palcem o brodę. – Cóż, jak z wszystkim innym w moim życiu, postanowiłam zmienić zdanie. – Sięga po spray do opalania na stoliku pomiędzy nami. – I tak poza tym, potrzebowałam przerwy, nie tylko od niego, ale od mojej mamy i tego miasta, ale teraz wróciłyśmy i uświadomiłam sobie, że równie dobrze mogę się zabawić będąc tutaj. Studia mnie wykończyły. Delilah jest najbardziej niezdecydowaną osobą, jaką poznałam. Podczas pierwszego roku trzy razy zmieniała specjalizacje, farbowała włosy od czerwieni po czerń, potem znów na czerwono i przeszła przez około pół tuzina chłopaków. Skrycie uwielbiałam to, pomimo tego jak bardzo udawałam, że mi się to nie podoba. Tak jakby to mnie do niej przyciągnęło; jej niedbała, nonszalancka postawa i to jak potrafiła zapominać o rzeczach w mgnieniu oka. Czasami chciałabym być taka sama i jeśli dużo z nią przebywam, jest kilka chwil, gdy mój umysł robi się beztroski na tym samym poziomie, co jej. − O czym rozmawialiście? – zastanawiam się, zdejmując ździebełko trawy z nogi. – I proszę nie mów mi, że do siebie wracacie, bo nie chcę patrzeć jak znowu się w taki sposób załamujesz. Jej uśmiech lśni, gdy zakłada kosmyk rudych włosów za mocno poprzekłuwane ucho, po czym zdejmuje wieczko ze sprayu do opalania. – Co jest z tobą i Dylanem? Zawsze doprowadza cię do szaleństwa. − Bo jest podejrzany. I zdradził cię. − Nie jest podejrzany… jest tajemniczy. I był pijany, kiedy mnie zdradził.

20 − Delilah, zasługujesz na coś lepszego, niż to. Mruży oczy, gdy na mnie patrzy, spryskując nogi olejkiem do opalania. – Nie jestem lepsza od niego, Nova. Robiłam bardzo gówniane rzeczy, raniące ludzi. Popełniałam błędy– wszyscy to robimy. Wbijam paznokcie w skórę dłoni, myśląc o wszystkich popełnionych przeze mnie błędach i ich konsekwencjach. – Tak, jesteś lepsza. Wszystko, co kiedykolwiek robił, to zdradzał cię i handlował narkotykami. Uderza dłonią o kolano. – Hej, on już nie handluje. Skończył z tym rok temu. – Zatyka z powrotem wieczko sprayu i wrzuca go do swojej torby. Wzdycham, przesuwam okulary przeciwsłoneczne na czubek głowy i masuję sobie skronie. – I co, zmienił się w ciągu roku? – Opuszczam dłonie i mrugam przez słoneczne promienie. Wzrusza ramionami, a potem jej usta rozszerzają się w uśmiechu, gdy chwyta mnie za rękę, stawiając na nogi. – Co ty na to, abyśmy przebrały się z naszych strojów, poszły do jego mieszkania i się o tym przekonały? – Gdy otwieram usta, by zaprotestować, dodaje: - To by było dobre rozproszenie w ciągu dnia. − Niespecjalnie szukam rozproszenia. − No cóż, w takim razie mogłabyś pójść zobaczyć się z Tristanem. – Powstrzymuje się od rozbawionego uśmieszku. – Może podgrzać sytuację. Gapię się na nią. – Raz się spiknęliśmy i to tylko dlatego, że byłam pijana i… - Wrażliwa. W rzeczywistości byłam naprawdę pijana, a moje myśli były chaotyczne z powodu nieoczekiwanej wizyty rodziców Landona tamtego ranka. Chcieli mi dać jakieś z jego szkiców, które znaleźli w schowku na piętrze– szkiców przedstawiających mnie. Ledwie mogłam przyjąć je bez płaczu, a potem uciekłam chcąc się upić i zapomnieć o rysunkach, Landonie i bólu jego odejścia. Tristan, najlepszy kumpel Dylana- i współlokator- był pierwszym facetem, na którego wpadłam po drodze, po zbyt wielu Koronach1 i szotach. Zaczęłam się z nim obściskiwać bez choćby przywitania się. 11 Oczywiście chodzi o piwko ☺

21 Był pierwszym facetem, z którym obściskiwałam się od czasu Landona i po tym wszystkim spędziłam całą noc płacząc i kołysząc się na podłodze w łazience, licząc szpary w kafelkach i próbując się uspokoić, i przestać czuć się winną za całowanie się z kimś innym, ponieważ Landon odszedł i zabrał cząstkę mnie ze sobą- przynajmniej tak się z tym czułam. To, co ze mnie zostało to pusta skorupa pełna zaprzeczenia, zaplątana w chaosie. Nie mam już pojęcia, kim jestem. Naprawdę nie wiem. I nie jestem pewna, czy chcę wiedzieć, czy nie. − Och, no proszę cię, Nova. – Puszcza moją rękę i klaszcze w dłonie przed sobą. – Proszę, nie możemy po prostu iść i spróbować się zabawić? Wzdycham pokonana i potakuję wiedząc, że prawdziwe uczucia, dla których nie chcę tam iść, leżą bardziej w fakcie, że nienawidzę nowych miejsc bardziej niż czegokolwiek innego. Nieznajome sytuacje doprowadzają mnie na krawędź, ponieważ nienawidzę nieznanego. To przypomina mi o tym, jak bardzo nieznane kontroluje wszystko i moje liczenie może czasami wymykać mi się z rąk. Ale nie chcę też dłużej spierać się z Delilah, bo wtedy mój lęk będzie na mnie działał, jak również liczenie. Tak czy inaczej, wiem, że będę miała głowę pełną liczb. Przynajmniej jeśli pójdę z Delilah, będę mogła trzymać na nią oko i może skończy szczęśliwie. I tak naprawdę, to wszystko o co mogę prosić. Żeby wszyscy byli szczęśliwi. Ale jak wszyscy wiemy nazbyt boleśnie, nie można zmusić kogoś do szczęścia, bez względu na to, jak bardzo byś tego chciał.

22 Rozdział 2 Quinton Codziennie zadaję sobie to samo pytanie: Dlaczego ja? Dlaczego to ja przeżyłem? I każdego dnia dostaję tę samą odpowiedź: Nie wiem. Gdzieś w głębi wiem, że naprawdę nie ma na to odpowiedzi, a jednak nie przestaję zadawać sobie tego pytania w nadziei, że pewnego dnia ktoś wyciągnie do mnie rękę i poda jasną odpowiedź. Ale moja głowa zawsze jest mglista, a odpowiedzi przychodzą do mnie w ostrych, poszarpanych responsach: niezależnie od tego, dlaczego przeżyłem, to była moja wina i to ja powinienem być pogrzebany pod ziemią, zamknięty w trumnie, pod oznaczonym nagrobkiem. Dwoje ludzi umarło tamtego dnia przeze mnie. Dwoje ludzi, na których mi zależało. I mimo, że facet, którego ledwie znałem cudem przeżył, z łatwością mógł umrzeć i jego śmierć też byłaby moją winą. Wszystko moja wina. − Dzięki, że pozwoliłeś mi tu zostać, stary – mówię po raz tysięczny. Mogę stwierdzić, że mój kuzyn Tristan jest już trochę zirytowany tym, jak na okrągło to powtarzam, ale nie potrafię przestać. Jestem pewien, że nie było mu łatwo pomóc najbardziej znienawidzonemu członkowi naszej rodziny. Temu, który zniszczył życia i spowodował rozpadnięcie się rodziny. Ale musiałem wyjechać, pomimo tego, jak bardzo nie chciałem; coś, co stało się jasne, po tym jak mój ojciec do mnie przemówił po niemal roku milczenia. − Myślę, że nadszedł czas, abyś się wyprowadził – powiedział, spoglądając na mój leniwy tyłek rozwalony na łóżku, kiedy w tle grała muzyka. Szkicowałem coś, co wyglądało jak sowa na drzewie, ale mój wzrok był trochę rozmazany, więc nie bardzo mogłem stwierdzić na pewno. – Masz dziewiętnaście lat i robisz się trochę za dorosły, by mieszkać w tym domu. Byłem na haju i miałem trudności ze skupieniem się na czymkolwiek innym poza tym, jak wolno poruszały się jego usta. – Okej. Studiował mnie z wejścia i wiedziałem, że był zawiedziony tym, co widział. Nie byłem już jego synem, ale skończonym ćpunem, który leżał całymi dniami marnując swoje życie, rujnując wszystko, nad czym tak ciężko pracował, by to osiągnąć. Cały ten czas spędzony w liceum, zdobywanie dobrych ocen, wygrywanie na targach sztuki, ciężka praca, by zdobyć stypendium, zostało zastąpione nowym celem: naćpać się. Nie próbował zrozumieć, dlaczego potrzebowałem narkotyków – że bez nich byłbym

23 jeszcze gorszy – a ja nigdy nie chciałem, by to robił. To nie było tak, że przed wypadkiem byliśmy w dobrych relacjach. Moja mama zmarła przy porodzie i mimo, że on nigdy tego nie powiedział, czasami zastanawiałem się, czy winił mnie za zabicie jej, kiedy wydawała mnie na ten świat. W końcu wyszedł i rozmowa była skończona. Następnego ranka, kiedy rozjaśniło mi się trochę w głowie zdałem sobie sprawę, że muszę znaleźć sobie miejsce do życia, żeby się wyprowadzić. Nie miałem pracy w tym momencie, ze względu na fakt, że oblałem test narkotykowy w ostatniej pracy i miałem złe doświadczenia związane z wylaniem. Nie wiedząc, co innego zrobić, zadzwoniłem do Tristana. Byliśmy przyjaciółmi, kiedy byliśmy młodsi… zanim stało się to wszystko… zanim zabiłem Ryder, jego siostrę. Czułem się jak kutas za dzwonienie do niego, ale pamiętałem, że był miły i nawet rozmawiał ze mną po pogrzebie, pomimo tego, że jego rodzice już nie potrafili. Wydawał się niechętny, ale zgodził się i parę dni później spakowałem swoje rzeczy, kupiłem bilet i udałem się do mojego nowego tymczasowego domu. − Stary, po raz setny, jesteś wporzo, więc przestań mi tak dziękować. – Tristan podnosi ostatnie pudło z bagażnika swojego samochodu. − Ale jesteś pewien? – pytam znowu, bo nie wydaje się możliwym, żebym pytał wystarczająco. – No wiesz, co do mnie zatrzymującego się tutaj, szczególnie po tym… wszystkim. − Powiedziałem ci przez telefon, że jestem. – Przenosi ciężar ciała, przerzucając pudło do wolnej ręki, po czym drapie się po karku niezręcznie. – Słuchaj, ze mną jest w porządku, dobra? Możesz tu zostać, dopóki nie staniesz na nogi, czy co tam… Nie zamierzam pozwolić ci żyć na ulicy. Ryder też by tego nie chciała. – Niemal krztusi się na jej imieniu, a potem po raz setny odchrząkuje. Nie jestem pewien, czy się z nim zgadzam. Ryder i ja nigdy nie byliśmy tak blisko, ale nie mam zamiaru o tym wspominać, biorąc pod uwagę to, że już zrobiło się dość niezręcznie, a jestem tu dopiero od jakichś pięciu minut. − Taa, ale co z twoimi rodzicami? – pytam. Jego rodzice twierdzili, że wypadek był moją winą i że powinienem był jechać bardziej ostrożnie. Powiedzieli mi, że zrujnowałem ich rodzinę, zabiłem ich córkę. − A co z nimi? – Jego głos jest trochę sztywny.

24 − Nie wkurwią się, kiedy się dowiedzą, że z tobą mieszkam? Zatrzaskuje bagażnik. – Niby jak mieliby się tego dowiedzieć? W ogóle ze mną nie rozmawiają. W rzeczywistości nie przyznają się za bardzo do mnie i mojego stylu życia. – Zaczynam protestować, ale mi przerywa. – Słuchaj, jesteś wporzo. Nigdy tu nie przyjeżdżają. Ledwie z nimi rozmawiam. Czy mógłbyś więc po prostu wyluzować i cieszyć się swoim nowym domem? – Podąża do bramy i idę za nim. – Jednak muszę powiedzieć, że prawdopodobnie byłoby znacznie lepiej, gdybyś sam tu przyjechał. Teraz jesteś uziemiony, jeśli chciałbyś gdziekolwiek wyjść. − Tak jest lepiej. – Zawieszam pasek torby na ramieniu i idziemy w kierunku pojedynczego domu. Na boku się złuszcza, jedno z okien zakryte jest kawałkiem sklejki, a trawnik nie istnieje; zamiast niego jest tu warstwa żwiru, później płot, a następnie jeszcze więcej żwiru. To totalna melina, ale to nic. To rodzaj miejsca, do którego należę, miejsca, o którym nikt nie chce przyznać, że istnieje, zupełnie tak jak nie chcą przyznać, że ja istnieję. − Wiesz, że tutaj nie ma żadnego autobusu, prawda? – Wchodzi na schody, a one trzęsą się pod jego stopami. – To pieprzone zadupie. − To dobrze. – Podążam za nim z kciukiem zatkniętym za pasek torby. – Po prostu wszędzie będę chodził. Śmieje się przenosząc pudło do jednej ręki, żeby mógł otworzyć siatkowe drzwi. – Okej, skoro tak twierdzisz. – Wchodzi do domu, a ja łapię drzwi stopą, chwytam za klamkę i przytrzymuję je manewrując do środka. Pierwszą rzeczą, jaką zauważam jest zapach; zadymiony, ale zaprawiony czymś, co pali tył mojego gardła. Jest znajomy i nagle czuję się jak w domu. Moje oczy omiatają pokój i dostrzegam jointa palącego się w popielniczce na popękanym stoliku. Tristan upuszcza pudło na podłogę, przestępuje je i kroczy do popielniczki. – Nie masz nic przeciwko temu? – Podnosi jointa i ściska go w palcach. – Nie pamiętam, czy ci to przeszkadza. Tak naprawdę to nie jest pytanie. To bardziej ostrzeżenie, że nie może mi to przeszkadzać, jeśli chcę tutaj mieszkać. Pozwalam paskowi torby zsunąć mi się z ramienia i upaść na podłogę. – Kiedyś przeszkadzało. – Zazwyczaj przejmowałem się takimi rzeczami – zwykłem myśleć, że robienie dobrych rzeczy uczyni mnie dobrą osobą. – Ale teraz nie mam nic przeciwko.