LISA JANE SMITH
PAMIĘTNIKI WAMPIRÓW:
THE HUNTER –
DESTINY RISING.
Rozdział 1
Drogi Pamiętniku,
Ostatniej nocy, miałam przerażający sen. Wszystko było tak, jak kilka
godzin temu. Byłam z powrotem w Towarzystwie Vitale, w podziemnej piwnicy,
i Ethan trzymał mnie w niewoli, jego zimny i żelazny nóż przy moim gardle…
Stefano i Damon obserwowali nas, na ich twarzach malowała się ostrożność,
ciała mieli napięte, w oczekiwaniu, kiedy jeden z nich będzie w stanie
przyskoczyć do mnie i uratować mnie. Ale wiedzialam, że zrobią to za późno.
Wiedziałam, że mimo ich supernadnaturalnej szybkości, Ethan poderżnie mi
gardło i umrę.
W oczach Stefano było tyle bólu. Łamała mi serce świadomość, że moja
śmierć zrani go. Nienawidziałam tego, że mogę umrzeć, a Stefan nie będzie
wiedział, że to jego wybrałam, tylko jego – moje wszystkie niezdecydowania
były za nami.
Ethan przycisnął mnie jeszcze bliżej siebie, jego ramię trzymało mnie
mocno i nieustępliwie, z nożem krążącym dookoła mojej piersi. Poczułam zimną
krawędź noża na moim ciele.
Wtedy bez ostrzeżenia Ethan upadł, a Meredith stała tam, jej włosy
spływały strumieniem, jej twarz była dzika i zdeterminowana, jak u mściwej
bogini. Włócznię nadal trzymała uniesioną, po tym jak wbiła ją jemu w serce.
To powinien być moment radości i ulgi. W prawdziwym życiu, to znaczyło:
moment, kiedy wiedziałam, że przeżyję, jeśli znajdę się bezpieczna w ramionach
Stefana.
Ale we śnie, twarz Meredith była zamazana przez błysk, czystego, białego
światła. Robiło mi się coraz zimniej i zimniej, moje ciało zamarzało, moje emocje
były stłumione chłodnym spokojem. Moje człowieczeństwo uciekało, a coś
ciężkiego i nieelastycznego, i…coś…zabierało mnie z tego miejsca.
W ogniu walki pozwoliłam sobie zapomnieć, co James mi powiedział: moi
rodzice obiecali mnie Strażnikom i byłam skazana na zostanie jednym z nich. I
teraz przyszli po mnie.
Obudziłam się przerażona.
Elena Gilbert zatrzymała pióro i podniosła ze strony jej pamiętnika,
niechętna do napisania czegokolwiek więcej. Wyrażenie tego, czego najbardziej
się bała za pomocą słów, sprawiło że było to bardziej realistyczne.
Rozejrzała się po swoim akademickim pokoju, jej nowym domu. Bonnie i
Meredith wróciły, ale znikły, gdy Elena spała. Ubrania Bonnie były rozrzucone,
za to z biurka zniknął laptop. Strona pokoju Meredith, zazwyczaj pieczołowicie
uporządkowana, teraz była dowodem na to, jak bardzo Meredith musiała być
wyczerpana: wybrudzone krwią ubrania, która miała podczas walki z Ethanem i
z jego wampirzymi naśladowcami, leżały na podłodze. Jej broń leżała
przerzucona przez łóżko, co wskazywało na jedno, że młoda łowczyni
wampirów musiała spać z nią.
Elena westchnęła. Może Meredith zrozumie, jak czuła się Elena. Ona
wiedziała, jak to jest, gdy ma się wyznaczone przeznaczenie, które decydowało
za ciebie, aby w końcu odkryć, że twoje własne marzenia i nadzieje nie znaczą
tak naprawdę.
Ale Meredith przyjęła swój los. Nie było teraz dla niej nic ważniejszego,
czy coś co kochałaby bardziej, niż bycie łowcą potworów i utrzymywanie
niewinnych bezpiecznych.
Elena nie sądziła, że znajdzie taki sam rodzaj radości ze swojego nowego
przeznaczenia.
Nie chcę być Strażnikiem , napisała nieszczęśliwa. Strażnicy zabili moich
rodziców. Nie sądzę bym mogła przejść przez to kiedykolwiek. Gdyby to nie było
dla nich z intersem, moi rodzice nadal by żyli i nie musiałabym się ciągle
martwić o życie ludzi, których kocham. Strażnicy wierzyli tylko w jedno:
Rozkazy.
Niesprawiedliwość. Brak miłości.
Nigdy nie chciałam taka być. Nigdy nie chciałam być jedną z nich.
Ale czy mam wybór? James sprawił, że bycie Strażnikiem brzmiało, jak coś
co przytrafi mi się – coś czemu nie będę mogła zapobiec. Moce nagle się
ujawnią, a ja się zmienię gotowa na jakiekolwiek straszne rzeczy, które przyjdą
następne.
Elena przetarła twarz dłonią. Nawet po tylu godzinach spania, jej oczy
były zmęczone i pełne piasku.
Nie powiedziałam o tym jeszcze nikomu, napisała. Meredith i Damon
wiedzieli, że byłam smutna po spotkaniu z Jamesem, ale nie wiedzą o tym, co mi
powiedział. Tyle zdarzyło się ostatniej nocy, że nie miałam szansy, by im
powiedzieć.
Muszę porozmawiać o tym ze Stefano. Wiem, że gdy to zrobię, wszystko
stanie się…lepsze.
Ale boję się mu powiedzieć.
Po moim zerwaniu ze Stefano, Damon wskazał mi inną opcję, którą
mogłabym wybrać. Jedna ścieżka prowadzi do światła z możliwością bycia
zwykłą dziewczyną, prawie zwykłą, prawie człowiekiem ze Stefano. Druga
wiedzie przez noc, obejmuje moce, przygody i całą radość z ciemności, jaką
można mieć z Damonem.
Wybrałam światło, wybrałam Stefano. Ale jeśli przeznaczono mi bycie
Strażnikiem, ścieżka ciemności i mocy jest nieunikniona. Stanę się kimś
całkowicie innym – zabierać życie ludzi, ich miłość i czystość, jak moim
rodzicom? Jaka normalna dziewczyna, mogłaby zostać Strażnikiem?
Elena została wyrwana z zamyślenia przez dźwięk klucza w drzwiach.
Zamknęła swój pamiętnik, okryty aksamitem i szybko ukryła pod materacem.
- Cześć. – Powiedziała, kiedy Meredith weszła do pokoju.
- Cześć – Odpowiedziała Meredith uśmiechając się do niej.
Jej ciemnowłosa przyjaciółka nie mogła spać więcej niż kilka godzin – była
na zewnątrz polując ze Stefano i Damonem na wampiry, po tym jak Elena
poszła spać. I wstała już przed tym, jak Elena się obudziła – ale wygląda tak
świeżo i zdrowo, jej szare oczy błyszczały, a oliwkowa skóra na policzkach była
lekko zaczerwieniona.
Celowo ukrywając swój własny niepokój, Elena uśmiechnęła się do niej.
- Ratowałaś świat przez cały dzień superbohaterze? – Elena zapytała,
drażniąc ją tylko trochę.
Meredith uniosła delikatnie brew.
- Właściwie to tak. – powiedziała. – Właśnie wróciłam z czytelni w
bibliotece. Nie masz żadnych papierkowych obowiązków?
Elena poczuła, jak jej własne oczy się rozszerzają. Przez to wszystko, co
się działo, w ogóle nie myślała o swoich zajęciach. Dotąd podobały jej się
zajęcia w collegu, i była honorową studentką w liceum, ale ostatnio co innego
zajmowało różne części jej życia. Czy miała jakieś obowiązki?
Choć ma to jakieś znaczenie? Myśl była ciężka i przygnębiająca. Jeśli
zostanę Strażnikiem, college nie robi mi różnicy.
-Hej – powiedziała Meredith, wyraźnie źle interpretując nagły
przerażenie na twarzy Eleny. Meredith wyciągnęła rękę i dotknęła jej ramienia
swoimi chłodnymi palcami. – Nie martw się tym. Uda Ci się wszystko
przygotować.
Elena przełknęła ślinę i skinęła głową. – Absolutnie. – rzekła z
wymuszonym uśmiechem.
- Zrobiłam wczoraj małe oczyszczanie świata ze Stefano i Damonem. –
Meredith powiedziała, prawie nieśmiało. – Zabiliśmy cztery wampiry w lesie na
granicy kampusu.
Ostrożnie uniosła swoją włócznie z łóżka i owinęła ręce wokół jej
centrum.
- To było naprawdę niezłe. Robienie tego, do czego trenowałam. Do
czego się urodziłam.
Elena skrzywiła się trochę nad tym. Do czego ja zostałam urodzona? Ale
musiała powiedzieć Meredith coś, czego nie zrobiła ostatniej nocy.
- Mnie też ocaliłaś. – Elena powiedziała po prostu. – Dziękuję.
Oczy Meredith błysnęły ciepło.
- Do usług – powiedziała lekko. – Potrzebujemy Cię w pobliżu, wiesz o
tym.
Mer przekręciła, otworzyła wąską, czarną obudowę w swojej włóczni i
włożyła coś.
- Wracam do biblioteki spotkać się ze Stefano i Mattem, zobaczymy czy
damy radę pozbyć się ciał z Vitale’s z sekretnego pokoju. Bonnie mówi, że jej
zaklęcie utajnienia długo nie potrwa , więc póki jest ciemno, powinniśmy się ich
pozbyć.
Elena poczuła ukłucie niepokoju w piersi.
- Co jeśli inne wampiry wrócą? – spytała. – Matt powiedział nam, że było
więcej niż jedno wejść.
Meredith wzruszyła ramionami.
– To dlatego biorę włócznię. – powiedziała. – Nie zostało się zbyt wiele
wampirów Ethana, a większość z nich jest nowa. Stefano i ja poradzimy sobie z
nimi.
- Damon nie idzie z wami? – spytała Elena, podnosząc się z łóżka.
- Myślałam, że Ty i Stefano wróciliście do siebie – Meredith utkwiła w
Elenie dziwny wzrok.
- Wróciliśmy. – Odrzekła Elena, czując jak jej twarz robi się czerwona. –
Bynajmniej, tak myślę. Staram się…nie robić żadnego bałaganu, żeby to zepsuć.
Damon i ja jesteśmy przyjaciółmi. Mam nadzieję. Myślałam tylko, że Damon był
z wami wcześniej na polowaniu.
Ramiona Mer opadły, zrelaksowała się.
- Yeah, bo był z nami. – powiedziała ze smutkiem. - Cieszył się z walki, ale
robił się cichszy im bardziej noc odchodziła. Wydawał się trochę… - Zawahała
się. – Nie wiem..zmęczony, może.
Meredith wzruszyła ramionami, a jej głos zabrzmiał stanowczo.
- Znasz Damona. On jest przydatny, gdy walczymy na jego warunkach.
Sięgając po kurtkę, Elena powiedziała: - Idę z Wami.
Chciała zobaczyć Stefano, zobaczyć go bez Damona. Jeśli zamierzała
wziąć ten dzień ze Stefanem, potrzebowała wyrzucić z siebie ten sekret o
Strażnikach na światło dzienne, a twarz Stefano nie miała nic do ukrycia.
Gdy Elena i Meredith dotarły do biblioteki, Stefano i Matt już tam byli,
czekając w prawie pustym pokoju z napisem ,, Biuro ds. Badań Naukowych” na
drzwiach. Stefano napotkał oczy Eleny z małym, poważnym uśmiechem i nagle
ona poczuła się nieśmiało. To ona postawiła go w takiej sytuacji, byli od siebie
oddaleni przez ostatni czas tak bardzo, że niemal czuła, jakby zaczynali od nowa.
Stojący obok niego Matt wyglądał okropnie. Był blady, jego twarz ponura
i trzymał dużą latarkę w dłoni. Jego oczy były posępne i straszne. Podczas gdy
zniszczenie towarzystwa Vitale było zwycięstwem dla innych, te wampiry były
jego przyjaciółmi. Podziwiał Ethana, myśląc, że ten jest człowiekiem. Elena
przysunęła się do niego i uścisnęła jego dłoń, starając się go dyskretnie uspokoić.
Jego ramię nadal było napięte, ale przysunął się lekko w jej stronę.
- Więc schodzimy w dół – Meredith powiedziała energicznie.
Ona i Stefano odsunęli mały dywan na środku pokoju, by odsłonić klapę
w podłodze, która wciąż pokryta była rozrzuconymi ziołami, z blokowania i
czarów ochronnych Bonnie, rzuconych pochopnie dzień wcześniej. Oni byli w
stanie łatwo podnieść klapę. Najwyraźniej czar przestał działać.
Gdy cała czwórka znalazła się na schodach, Elena rozejrzała się ciekawie.
Ostatniej nocy byli w takiej panice, by ocalić Stefano, że nie mieli czasu
obserwować otoczenia. Pierwszy poziom schodów był prosty, drewniany i
trochę rozklekotany i prowadził do podłogi wypełnionej rzędami biblioteczek.
- Biblioteczne sprawy – mruknęła Meredith. – Kamuflaż.
Drugi poziom był podobny, ale gdy Elena stanęła na pierwszym schodku,
nie trzęsło się pod jej stopami, jak w tamtym przypadku.Poręcz była gładka w
dotyku, a gdy dotarli do końca, długi ciemny korytarz wciągał do ciemności.
Było tu chłodniej, i gdy zawahali się na podeście, Elena zadrżała. Impulsywnie
wyciągnęła rękę w stronę Stefana, gdy znaleźli się na trzecim poziomie. Nie
spojrzał na nią, jego oczy były skupione na schodach przed nimi, ale przez chwilę
jego palce zacisnęły się na jej uspokajająco. Napręzenie płynęło do ciała Eleny z
jego dotyku. Wszystko będzie dobrze, pomyślała.
Trzeci poziom schodów był solidny i wykonany z jakiegoś ciężkiego,
ciemnego, polerowanego drewna, które lśniło w ciemności. Balustrada została
ozdobiona rzeźbami. Elena mogła zobaczyć głowę węża, wydłużone ciało
unieruchomionego lisa, i inne gatunki, które były trudne do uchwycenia w
przelocie.
Gdy osiągnęli ostatni etap trzeciego poziomu, stanęli przed misternie
rzeźbionymi, podwójnymi drzwiami, które prowadziły do pokoju zgromadzenia
Towarzystwa Vitale. Projekt był taki sam jak na poręczy: uciekające zwierzęta,
skręcone węże, skręcone mistyczne symbole. W centrum drzwi znajdowała się
litera ,,V”.
Drzwi były zamknięte, tak jak wtedy, gdy je opuszczaliśmy. Stefan
wyciągnął rękę, za którą nie trzymał Eleny i łatwo odbezpieczył łańcuch i opuścił
na drzwi z głośnym brzęknięciem. Meredith szeroko otworzyła drzwi .
Ciężki, metaliczny zapach wyszedł nam na spotkanie. Pokój cuchnął
śmiercią.
Matt trzymał świecił swoją latarką, dopóki Meredith nie znalazła
włącznika światła.
W końcu scena przed nami została oświetlona: ołtarz z przodu sali leżał
na boku, miska krwi rozbita kilka kroków dalej. Ugaszone pochodnie zostawiły
długie smugi, tłustego czarnego dymu na ścianach. Wampirze ciała leżały
bezwładnie we krwi, z rozerwanych gardeł przez Stefano lub Damona kły lub z
ich przebitych torsów przez włócznię Meredith. Elena spojrzała z niepokojem na
bladą twarz Matta. Nie był tu od czasu walki; nie widział masakry. I znał tych
ludzi, znał ten pokój, który był urządzony na uroczystość.
Matt błądził wzrokiem po pokoju. Po chwili zmarszczył brwi i przemówił
cienkim głosem:
- Gdzie jest Ethan?
Wzrok Eleny przeleciał na ołtarz, gdzie lider Towarzystwa Vitale,
przyciskał nóż do jej gardła. Do miejsca, gdzie Meredith zabiła go swoją
włócznią.
Z Meredith wydobył się miękki dźwięk niedowierzania.
Podłoga była ciemna od krwi Ethana, ale jego ciała nie było.
Rozdział 2
Ciepła krew, słodkie pożądanie, wypełniały usta Damona i rozpalały zmysły.
Pogładził jedną ręką miękkie, złote włosy dziewczyny i przycisnął mocniej usta
do kremowej szyi. Pod jej skórą czuł pulsowanie krwi i stały rytm serca. Zwrócił
ją do siebie, wielkimi łykami gasząc pragnienie.
Dlaczego przestał to robić?
Wiedział, czemu, oczywiście: Elena. Zawsze, przez ostatni rok, Elena.
Oczywiście ciągle, okazjonalnie używał swojej mocy aby namówić ofiary
do uległości. Ale robił to czując niekomfortowe ostrzeżenie, wyobrażał sobie, że
Elena tego nie pochwali, upomni go tymi swoimi niebieskimi oczami, poważnymi
i wiedzącymi wszystko, oceniając. Nie wystarczająco dobry w porównaniu z
wizerunkiem jego braciszka, wiewiórkowego przeżuwacza.
I gdy wychodziło na to, że Stefan i Elena zerwali na dobre, a on miał być
tym, który skończy z jego złotą księżniczką, przestał pić świeżą krew. Zamiast
tego pił zimną, mdłą i starą krew ze szpitala, od dawców. Próbował nawet
pokonać wstręt do zwierzęcej krwi, jak jego brat. Żołądek Damona przewrócił się
na myśl o tym, więc wziął głęboki, orzeźwiający łyk wspaniałej krwi dziewczyny.
To było to, o co chodziło w byciu wampirem: trzeba było zabierać życie,
ludzkie życie, aby zachować swoje ponadnaturalne moce. Wszystko inne –
zimna krew w torebkach albo zwierzęca – trzymały cię tylko w cieniu siebie,
twoja moc słabła.
Damon nie zamierzał o tym zapomnieć ponownie. Zgubił się, ale teraz się
odnalazł.
Dziewczyna poruszyła się w jego ramionach, robiąc mały hałas więc
wysłał uspokajającą moc do niej, sprawiając, że jej ciało zrobiło się giętkie i
spokojne jeszcze raz. Jakie było jej imię? Tonya? Tabby? Tally? Nie zamierzał jej
skrzywdzić, właściwie. Nie na stałe. Nie krzywdził nikogo na kim się pożywiał –
bynajmniej niewiele i nie gdy był przy zdrowych zmysłach – od dłuższego czasu.
Dziewczyna wróci z lasu do domu z niczym gorszym niż małym zaklęciem, przez
które będzie miała lekkie zawroty głowy i niejasne wspomnienia spędzenia
wieczoru, rozmawiając z fascynującym człowiekiem, którego twarzy nie
pamiętała.
Nic jej nie będzie.
Czy wybrał ją, ponieważ miała długie, złote włosy, niebieskie oczy i
kremową skórę, przypominającą mu Elenę? Cóż, to nie był niczyj inny biznes niż
Damona.
W końcu postawił ją na nogi, delikatnie podtrzymując, gdy się zachwiała.
Była smaczna – nie jak Elena, chociaż jej krew była bogata i mocna. – ale branie
więcej krwi dzisiaj byłoby niezbyt mądre.
Była piękną dziewczyną, oczywiście. Zarzucił jej włosy na ramiona,
zakrywając ślady na szyi, a ona mrugnęła na niego oszołomiona, otwierając
szeroko oczy.
Te oczy były złe, cholera. Powinny być ciemniejsze, czysty lapis lazuli i
otoczone frędzlami grubych rzęs. I włosy, teraz gdy patrzył uważnie, widział, że
są farbowane.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego niepewnie.
- Powinnaś lepiej wrócić do swojego pokoju. – Powiedział Damon. Posłał
rozkazującą moc do niej i kontynuował. – Później nie będziesz pamiętać o
spotkaniu ze mną. Nie będziesz wiedzieć, co się stało.
- Lepiej wrócę już – Powtórzyła, a jej głos zabrzmiał źle, nie taka barwa,
nie taki dźwięk, nie tak w ogóle. Jej twarz się rozjaśniła. – Mój chłopak czeka na
mnie. – Dodała.
Damon poczuł jak coś mu w środku pęka. W ułamku sekundy przyciągnął
dziewczynę do siebie. Bez finezji, wbił się znowu w jej gardło, wyssysając z furią
jej bogatą, gorącą krew. Zrozumiał, że karze ją i czerpał z tego przyjemność.
Teraz już nie była pod jego niewolą, krzyczała i walczyła, tłukąc go
pięściami w plecy. Damon złapał ją jednym ramieniem i dalej poszerzał kłami
otwór w jej szyi, pijąc więcej krwi, szybciej. Jej ciosy były coraz słabsze, chwiała
się w jego ramionach.
Kiedy zrobiła się wiotka, rzucił ją i wylądowała na leśnym poszyciu z
ciężkim łomotem. Przez chwilę wpatrywał się w ciemny las wokół niego,
słuchając świerszczy. Dziewczyna leżała nieruchomo przy jego stopach. Chociaż
nie potrzebował oddychać od prawie pięćciu set lat, sapał ciężko. Wytarł usta i
uniósł rękę całą czerwoną. Tak dużo czasu minęło, od kiedy stracił kontrolę jak
teraz. Pewnie setki lat. Spojrzał w dół, na zwinięte ciało przy jego stopach.
Dziewczyna wydawała się taka mała teraz, jej twarz była pusta i spokojna, rzęsy
miękko opadały na blade policzki.
Damon nie był pewny, czy jest martwa, czy jeszcze żyje. Zrozumiał, że nie
chciał wiedzieć. Cofnął się kilka kroków od dziewczyny, czując się dziwnie
niepewnie, a następnie odwrócił się i uciekł szybko i cicho przez ciemności lasu,
słuchając tylko walenia własnego serca.
Damon zawsze robił, to co chciał. Czucie się źle przez robienie czegoś, co
jest naturalne dla wampira, było dla kogoś takiego jak Stefano.
Im dalej biegł, tym bardziej nietypowe uczucie w żołądku ściskało go,
sprawiając, że czuł się więcej niż winny.
- Ale mówiliście, że Ethan nie żyje – Powiedziała Bonnie.
Poczuła jak Meredith obok niej drgnęła, więc ugryzła się w język.
Oczywiście, że Meredith była wyczulona na punkcie możliwości przetrwania
Ethana: zabiła go albo myślała, że to zrobiła. Twarz Meredith była twarda i
zimna, nie wyrażała nic.
- Powinnam była uciąć mu głowę, żeby się upewnić. – Rzekła Meredith,
zamiatając latarką po ścianach, by oświetlić kamienne ściany tunelu. Bonnie
pokręciła głową do samej siebie, uświadamiając sobie, że powinna była się czegoś
domyślić: Meredith była wściekła.
Meredith zaalarmowała Bonnie o zniknięciu Ethana, podczas gdy Bonnie i
Zander jedli wspólny obiad w uniwersyteckim klubie. To była słodka, prosta
randka: burgery i cola, i Zander przytrzymujący jej nogi pomiędzy jego pod
stołem, gdy podstępem ukradł jej frytki.
A teraz, tutaj, ona i Zander szukali wampirów w sekretnym podziemnym
tunelu pod kampusem, razem z Meredith i Mattem. Elena i Stefano robili to
samo w lesie dookoła kampusu. Niezbyt romantyczna wracamy-do-siebie
randka, pomyślała Bonnie z rezygnacją i wzruszyła ramionami. Ale mówi się, że
pary powinny dzielić się swoim hobby.
Matt, krocząc obok Meredith, wydawał się ponury, jego szczęka była
zaciśnięta, patrzył prosto w dół ciemnego tunelu. Bonnie czuła, że jest jej
przykro z jego powodu. Wszyscy z nich czuli się źle, ale Matt musiał czuć się sto
razy gorzej.
- Matt, jesteś z nami? – Meredith spytała nagle, jakby czytając w myślach
Bonnie.
Matt westchnął i pomasował jedną dłonią kark, jakby jego mięśnie były
napięte i sztywne.
– Tak, jestem z wami. – Zrobił przerwę i wziął głęboki oddech. – Poza…
Urwał, a potem zaczął ponownie.
- Może niektórym z nich możemy pomóc, prawda? Stefano mógłby
nauczyć ich, jak być wampirem, który nie krzywdzi ludzi. Nawet Damon się
zmienił, nieprawdaż? I Chloe… - Jego policzki płonęły od emocji. – Nikt z nich
nie zasłużył na to. Oni nie wiedzą w co zostali zamienieni.
- Nie. – Powiedziała Meredith dotykając dłonią ramienia Matta. – Nie
zasłużyli na to.
Bonnie wiedziała, że Matt i Chloe o słodkiej twarzy, zaprzyjaźnili się, ale
zrozumiała, że on czuje coś więcej niż to. Jakie to straszne wiedzieć, że
Meredith może zatopić swoją włócznię w piersi kogoś kogo on kocha i jeszcze
gorzej, gdy się wie, że to było słuszne.
Na twarzy Zandera pojawił się miękki wyraz, i Bonnie zrozumiała, że myśli
o tym samym. Wziął ją za rękę, mocno owinął jej dłoń swoimi długimi palcami,
a Bonnie przytuliła się bliżej do niego. Ale gdy doszli do końca tunelu, Zander
nagle puścił Bonnie i stanął przed nią, by ją chronić, a Meredith podniosła
włócznię. Bonnie podążała za innymi, nie widząc dwóch figur splecionych przy
ścianie, dopóki się nie rozdzielili. Nie, nie spleci jak kochankowie, ale jak
wampir ze swoją ofiarą. Matt zesztywniał, patrząc na nich i mimowolnie wydał
z siebie dźwięk zaskoczenia. Usłyszała nagłe warczenie a w ciemnościach
błysnęły zęby wampira, dziewczyna nie wyższa od Bonnie cisnęła swą ofiarę
gwałtownie. Upadła na ziemię u jej stóp. Bonnie obeszła Zandera, zwracając
szczególną uwagę na wampira, który stał teraz skulony pod ścianą.
Wzdrygnęła się mimowolnie pod wzrokiem wampira, który dziko i
zacięcie wpatrywał się w nią w ciemnościach, ale kontynuowała aż udało jej się
dotrzeć do ofiary i uklęknąć przy niej, by sprawdzić puls. Był stały, ale chłopak
krwawił mocno, więc zdjęła kurtkę i przycisnęła do gardła ofiary. Jej ręce drżały,
ale wyciszyła się koncentrując się na tym, co trzeba było zrobić. Oczy młodego
człowieka poruszały się pod powiekami szybko w przód i w tył, jakby znalazł się
w złym śnie, ale pozostał nieprzytomny.
Dziewczyna- wampir przypominała Bonnie siebie – patrzyła teraz na
Meredith, jej ciało było napięte do ucieczki albo walki. Skuliła się z powrotem,
gdy Meredith podeszła bliżej, blokując ją. Meredith podniosła włócznię wyżej,
mierząc w serce dziewczyny.
- Czekaj – Dziewczyna powiedziała chrapliwie, wyciągając ręce. Spojrzała
na Meredith i przeniosła wzrok na Matta, jakby patrzyła na niego po raz
pierwszy od dawna.
- Matt. – Powiedziała. – Pomóż mi. Proszę.
Usilnie wpatrywała się w niego, koncentrując się i Bonnie zrozumiała, że
wampir próbuje użyć mocy, żeby Matt uczynił, co ta chce. Nie działało –
wyglądało na to, że nie jest na tyle silna jeszcze – po chwili przeniosła wzrok i
wycofała się pod ścianę.
- Beth, chcemy dać Ci szansę. – Matt powiedział do wampirzycy. – Wiesz,
co stało się z Ethanem?
Dziewczyna pokręciła głową z naciskiem, jej długie włosy latały wokół
niej. Oczy zwróciła pomiędzy Meredith i tunelem za nią, sprawdzając boki.
Meredith podążyła za nią, coraz bliżej, przyciskając włócznię do piersi wampira.
- Nie możemy jej tak zabić. – Matt powiedział do Meredith, z desperacką
nutką w głosie. – Nie jeśli są inne opcje.
Meredith prychnęła z niedowierzaniem i jeszcze bardziej pochyliła się w
stronę wampira – Beth, Matt zawołał ją – a ta wyszczerzyła zęby i zawarczała.
- Poczekajcie sekundę – Zander powiedział i podszedł do nieprzytomnej
ofiary Beth, odsuwając Bonnie. Zanim Bonnie zorientowała się, co się dzieje,
Zander wyciągnął Beth z dala od Meredith, przyciskając ją do ściany tunelu.
- Hej! – Meredith krzyknęła z oburzeniem i zmarszczyła brwi. Zander gapił
się w oczy Beth, jego twarz była spokojna i poważna. Patrzyła na niego
niespokojnie, miała ciężki oddech.
- Wiesz, gdzie jest Ethan? – Zander zapytał niskim, spokojnym głosem,a
Bonnie poczuła, jakby niewidzialny podmuch mocy przeleciał między nimi.
W drugiej sekundzie, nieufna twarz Beth wyglądała jak opróżniona z
emocji.
- Ukrywa się w bezpiecznym domu, na końcu tunelu. – Powiedziała. Jej
głos brzmiał, jakby była w półśnie, odłączona od swoich myśli.
- Czy inne wampiry są z nim? – spytał Zander, skupiając wzrok na niej.
- Tak. – Rzekła. – Wszyscy czekają tam na równonoc, kiedy nadzieje
Ethana zostaną spełnione.
Dwa dni, pomyślała Bonnie. Pozostali powiedzieli im, że Ethan chce
wskrzesić Klausa, Pierwotnego Wampira. Zadrżała na myśl o tym. Klaus był
straszny, był najstraszniejszą rzeczą jaką kiedykolwiek widziała. Ale czy
naprawdę mogli to zrobić? Ethan nie miał krwi Stefana i Damona, a nie mógł
rzucić zaklęcia wskrzeszenia bez tego. Czy mógł?
- Zapytaj ją, jaką mają ochronę. – Odezwała się Meredith.
- Jest dobrze chroniony? – spytał Zander.
Głowa Beth szarpnęła się do sztywnego ukłonu, jakby niewidzialny lalkarz
pociągał za sznurki.
- Nikt się do niego nie dostanie. – Odpowiedziała w tym samym sennym
tonie. – Jest ukryty i każdy z nas odda swe życia, by go chronić.
Meredith skinęła głową, wyraźnie ważąc jej słowa, by zadać następne
pytanie, ale Matt wtrącił:
- Możemy uratować ją?
Ból w jego głosie, sprawił, że Bonnie drgnęła.
- Może, jeśli nie byłaby taka głodna…
Zander skupił się jeszcze mocniej na Beth i Bonnie znowu poczuła falę
mocy od niego.
- Chcesz ranić ludzi, Beth? – spytał cicho.
Beth zachichotała, to był mroczny dźwięk, chociaż jej twarz zachowała
dobrotliwy wyraz twarzy. Ten śmiech był pierwszymi emocjami, jakie pokazała
od czasu, gdy Zander jakoś zaczarował ją, by mówiła prawdę.
- Nie chcę ranić, chcę zabijać. – Powiedziała z ciężkim rozbawieniem w
głosie. – Nigdy nie czułam się tak żywa.
Zander cofnął się szybko, niczym zwierzę. W tym samym momencie
Meredith skoczyła płynnie do przodu, jak strzała i wbiła włócznię w serce Beth.
Po krótkim zgiełku, ciało Beth spadło na podłogę bez dźwięku. Sapanie Matta
przerwało ciszę, pełen zaskoczenia, pełen bólu. Na kolanach Bonnie, ofiara Beth
zaczęła się poruszać, odwracając głowę z jednej strony na drugą. Bonnie
automatycznie poklepała go uspokajająco dłonią, którą nie trzymała kurtki przy
jego szyi.
- Już dobrze – powiedziała cicho.
Meredith obróciła się wyzywająco do Matta.
– Musiałam. – Powiedziała.
Matt pochylił głowę, ugiął ramiona.
– Wiem. – Odpowiedział. – Wierz mi. Wiem. Tylko…- Przystąpił z jednej
stopy na drugą. – Ona była miłą dziewczyną, zanim to jej się przytrafiło.
- Przepraszam. – Meredith powiedziała cicho, a Matt przytaknął, ciągle
wpatrując się w ziemię. Wtedy Meredith odwróciła się do Zandera. – Co to
było? – Spytała. – Jak zmusiłeś ją do mówienia?
Zander zaczerwienił się trochę.
- Uhm, cóż. – Powiedział i wzruszył ramionami. – To rzecz, którą my
Oryginalne wilkołaki potrafimy robić, jeśli trenujemy. Możemy sprawić, by
ludzie mówili prawdę. Nie działa na wszystkich, ale pomyślałem, że warto
spróbować.
Bonnie spojrzała na niego pytająco.
- Nie powiedziałeś mi o tym. – Rzekła.
Zander opuścił się w dół na kolana i spojrzał na nią w poprzek
nieświadomej ofiary Beth. Jego oczy były szeroko otwarte i szczere.
- Przepraszam. – Powiedział. – Szczerze, nie myślałem o tym. To po
prostu jedna z dziwacznych, małych rzeczy, które możemy robić.
Wyglądało na to, że krwawienie nieświadomego gościa ustało, więc
Bonnie usiadła na piętach. Zander uniósł brwi, patrząc na nią z nadzieją, a
Bonnie uśmiechnęła się. Musiała się dowiedzieć, co znaczyły te inne ,,małe
rzeczy”, pomyślała.
- Wydaje się to być dosyć przydatne. – Powiedziała, obserwując jak twarz
Zandera zrelaksowała się w radosnym i promiennym uśmiechu.
Meredith odchrzaknęła. Nadal obserwowała Matta, jej oczy były pełne
sympatii, ale jej głos był szorstki.
- Musimy zebrać się wszyscy tak szybko, jak to możliwe. Jeśli Ethan nadal
próbuje wskrzesić Klausa, musimy wymyśleć jakiś plan.
Klaus. Kamień na podłodze tunelu pod kolanami Bonnie, nagle zaczął
zamarzać. Klaus był mrokiem, przemocą i strachem. Obronili się przed nim w
Fell’s Church tylko dzięki niezwykłej interwencji, duchów z Fell’s Church, które
przyszły po niego. To nie było czymś, co mogliby znowu wykonać. Co teraz
mogą zrobić? Bonnie zamknęła na chwilę oczy i poczuła zawroty głowy. Mogła
wyobrazić sobie na żywo, jak ponad nimi wznosi się ciemność, ciężka i dławiacą,
by ich pożreć. Coś złego nadchodziło.
Rozdział 3
Elena splotła palce z palcami Stefano i zadrżała na ten mały dotyk. To
było tak, jakby minęło dużo czasu od kiedy byli razem, tak dawno od kiedy była
na tyle blisko Stefano, by móc go dotknąć. Cały ten wieczór spędziła przy jego
boku, pocierając kciukiem jego przegub, owijając rękę wokół jego pasa,
przesuwając palcem po jego obojczyku: każdy mały dotyk, na jaki mogła sobie
pozwolić. Wszystko, by poczuć tę prostą, satysfakcjonującą rzeczywistość ze
Stefano, tutaj z nią, w końcu.
Była ciepła, przyjemna noc, a pod stopami mieli miękki mech. Wiatr
szeleścił liściami drzew wokół nich, a poprzez szereg drzew mogła zobaczyć
niebo pełne gwiazd. Miała wszelkie elementy potrzebne do romantycznego
spaceru po lesie, z wyjątkiem faktu, że poszukiwali krwiożerczych wampirów.
- Nie wyczuwam niczego. – Powiedział Stefano.
Jego ręka mocno i uspokajająco oplatywała jej talię, ale jego
ciemnozielone oczy nadal patrzyły w dal i Elena wiedziała, że używa swojej
mocy, by przeskanować teren.
- Żadnego wampira i nikogo z bólem, czy przestraszonego, tak daleko jak
tylko mogę powiedzieć. Nie sądzę by ktokolwiek tu był.
- Poszukajmy jeszcze. Tak na wszelki wypadek. – Odpowiedziała Elena.
Stefano przytaknął. Moc przeszukiwania Stefano miała pewien limit: ktoś
silniejszy od niego, mógł ukryć swoje czyny; kogoś znacznie słabszego mógłby
nie wziąć pod uwagę. I niektórych stworzeń, jak wilkołaków, mógłby nie wyczuć
wcale.
- Wiem, że nie powinnam o tym myśleć, po tym wszystkim, co się stało,
ale jedyne czego chcę, to byś sam na sam z Tobą. – Elena przyznała cicho. –
Rzeczy dzieją się tak szybko. Jeśli Ethan sprowadzi Klausa… czuję, że możemy
nie mieć więcej czasu.
Stefano puścił dłoń Eleny, i dotknął jej twarzy delikatnie, jego palce
przesuwały się po jej policzkach, po linii jej brwi, kciukiem przejechał po jej
ustach. Jego oczy pociemniały z namiętnością i uśmiechnął się. Wtedy
pocałował ją, na początku miękko.
- Oh. – Elena jęknęła wtedy. – Tak.
Jakby czekał na jej potwierdzenie, jego pocałunki stały się coraz bardziej
namiętne. Delikatnie wplótł rękę w jej włosy, i wtedy ruszyli do tyłu,dopóki nie
docisnął ją do drzewa. Szorstka kora drapała ją w ramiona, ale Elenę nie
obchodziło to; pocałowała Stefano zaciekle i zachłannie.
To w porządku, Elena pomyślała. Tak jakby znaleźć się w domu.I poczuła
potwierdzenie Stefano oraz siłę jego miłości. Tak, pomyślał, i więcej.
Ich umysły były połączone i Elena zrelaksowała się czując to znajome
uczucie, znając myśli i emocje Stefano. Była tam miłość – solidna, stała miłość –
i nie było bólu, czy żalu po momencie, kiedy się zagubili. Najsilniejsze ze
wszystkiego było radosne poczucie ulgi.
Nie wiem, jak miałbym żyć bez Ciebie, Stefan przesłał jej w myślach. Nie
mógłbym żyć wiecznie, wiedząc, że nie jesteś moja.
Myśl o wieczności sprawiła, że Elena drgnęła w niepokoju. Z wyjątkiem
śmierci spowodowanej przez przemoc, wieczność była przeznaczona Stefano.
On jest młody i piękny, zawsze będzie osiemnastolatkiem. A Elena? Czy
zestarzeje się i umrze z wiecznie młodym Stefano u jej boku? Nie wątpiła, że
zostanie z nią, choćby nie wiadomo co.
Były inne możliwości. Raz już była wampirem i cierpiała odseparowana
od jej ludzkich przyjaciół i rodziny, oddzielona od żywego świata. Wiedziała, że
Stefano nie życzy jej takiego życia. Ale to była jakaś opcja, o której nie
rozmawiali nigdy. Jej umysł dotknął pewnej butelki ukrytej z tyłu w szafie, w jej
domu i zawstydziła się ponownie. Ona ukradła jedną butelkę wiecznego życia
Strażnikom, gdy z przyjaciółmi była w Mrocznych Wymiarach. Jej istnienie
oferowało Elenie wybór, który zawsze był na krawędzi w jej umyśle. Ale nie była
jeszcze gotowa na zakończenie jej śmiertelnego życia. Jeszcze nie.
Nadal rosła, nadal się zmieniała. Czy osoba jaką była teraz, była naprawdę
tą jaką Elena chciała zostać przez resztę życia? Miała kilka niedoskonałości, więc
jeszcze nie skończyła. Wypicie wody wiecznego życia, lub zostanie wampirem,
były drzwiami, których Elena nie była jeszcze gotowa zatrzasnąć. Chciała zostać
człowiekiem. Bolało ją wewnątrz to: Czy była teraz człowiekiem, jeśli miała
zostać Strażnikiem?
Wszystko to rozważała w prywatnym kącie jej umysłu, podczas gdy
większość z niej skupiała się na słodkich ustach Stefano, ciała naprzeciwko niej i
stałej nici miłości pomiędzy nimi. Trochę jej emocji musiało dotrzeć do Stefano,
ponieważ odpowiedział. Cokolwiek zechcesz, Eleno. Przesłał jej delikatnie i
uspokajająco. Będę z Tobą. Zawsze. Tak długo jak będzie trzeba.
Wiedziała, że to oznacza, iż Stefano zrozumie nawet jeśli zdecyduje wieść
normalne życie, zestarzeć się i umrzeć. I był powód do zrobienia tego. Stefano i
Damon stracili coś poprzez to, że nie zestarzeją się i nigdy nie zmienią. Widzieli,
że ta część ludzkiego życia dla nich przeminęła.
Ale jakby mogłaby spojrzeć sobie w twarz, rezygnując ze Stefano. Nie
mogła sobie wyobrazić ponownego umierania i zostawienia go samego. Elena
przycisnęła plecy mocniej do drzewa i pocałowała mocniej Stefano, czując się
bardziej żywiej poprzez małą domieszkę bolesnego kontrastu wrażeń.
Wtedy się odsunęła. Ukrywała tak dużo przed Stefano, od kiedy wróciła z
Wymiarów. Nie miała zamiaru podążać tą ścieżką, nie mogła być z nim, podczas
gdy ukrywała przed nim sporą część swojego życia.
- Jest coś o czym muszę Ci powiedzieć. – Powiedziała. – Musisz wiedzieć
wszystko. Nie mogę….nie mogę ukrywać rzeczy przed Tobą, nie teraz.
Stefano zmarszczył brwi pytająco, a ona spuściła wzrok na dłonie na jego
koszuli i skręciła nerwowo tkaninę.
- James powiedział mi coś wczoraj, przed walką. – Wyrzuciła z siebie. –
Nie jestem tym, kim myślałam, że jestem, nie do końca. Strażnicy wybrali moich
rodziców – to oni stworzyli mnie – mieli oddać mnie, gdy osiągnę wiek
dwunastu lat, by stać się Strażnikiem. Moi rodzice odmówili i dlatego zginęli. To
nie był przypadkowy wypadek. Strażnicy zabili ich. I teraz wiedząc o tym, mam
zostać jedną z nich?
Stefano przez chwilę patrzył na nią zaskoczony, a potem na jego twarzy
pojawiło się współczucie.
- Och, Elena. – Powiedział, i przyciągnął ją bliżej do siebie, chcąc ją
pocieszyć.
Elena zrelaksowała się, opierając się o jego pierś. Dzięki Bogu , Stefano
rozumiał, że pomysł bycia Strażnikiem, nie był powodem do świętowania,
nawet jeśli miał przynieść jej nowe moce.
- Pomogę Ci. – Stefano rzekł. – Jeśli chcesz spróbować targować się z
nimi, czy walczyć, lub przez to przejść. Cokolwiek zechcesz.
- Wiem. – Odpowiedziała Elena, przytłumionym głosem, wtulając twarz w
jego ramię.
Nagle poczuła, jak ciało Stefano naprężyło się i uświadomiła sobie, że on
rozgląda się.
- Stefano? – spytała.
Patrzył w dal, ponad jej głową, usta miał zaciśnięte i czujny wzrok.
- Przepraszam, Eleno. – Powiedział, odsuwając od siebie Elenę i napotkał
jej wzrok.- Będziemy musieli o tym porozmawiać później. Poczułem coś. Czyjś
ból. I teraz, gdy wiatr się zmienił, myślę, że czuję krew.
Elena uspokoiła swoje emocje, zmuszając się z powrotem do spokojnej
racjonalności. Wszystko to, wszystkie jej problemy i pytania, mogły poczekać.
Mieli robotę do wykonania.
- Gdzie? – spytała.
Stefano wziął rękę Eleny i poprowadził ją dalej w zarośla. Drzew było tu
więcej więc ukrywały gwiazdy, przez to potykała się o korzenie i kamienie w
ciemności. Stefano przytrzymał ją kierując w odpowiednią stronę. Chwilę późn
iej wpadli na inną polanę. Zajęło Elenie kilka sekund, by dostosować oczy, aby
zobaczyć ciemny kształt, w którego stronę ostrożnie zamierzał Stefano. Skulone
ciało leżało na ziemi.
Rzucili się na kolana obok niego, i Stefano ostrożnie wyciągnął rękę,
delikatnie odwracając osobę. Ciało ciężko opadło na plecy. Dziewczyna.
Zrozumiała Elena. Dziewczyna w jej wieku, z pustą i bladą twarzą. Złote włosy
lśniły w świetle gwiazd. Krew była na jej gardle.
- Żyje? – Spytała, szepcząc. Dziewczyna nadal tak leżała.
Stefano dotknął policzka dziewczyny, a następnie ostrożnie przesunął
palcami po jej szyi, poniżej strużki krwi, nie dotykając czerwonego płynu.
- Żyje. – Powiedział, a Elena odetchnęła z ulga. – Ale straciła dużo krwi.
- Zabierzmy ją lepiej do kampusu. – Powiedziała Elena. – Powiemy innym,
że wampiry polują w lesie. Potem wrócimy i dowiemy się kto to zrobił.
Stefano patrzył w dół na rany dziewczyny, jego usta były wykrzywione w
nieczytelnym wyrazie.
- Eleno, nie sądzę, że to był wampir Ethana. – Powiedział niepewnie.
- Co masz na myśli? – Spytała zmieszana Elena.
Korzeń uwierał ją w kolana, przesunęła się by poczuć się bardziej
komfortowo, przyciskając dłoń do ziemi. – Kto jeszcze mógłby to zrobić?
Stefano zmarszczył brwi i delikatnie dotknął ponownie szyi dziewczyny,
nadal uważając, by nie wejść w kontakt z krwią.
- Spójrz na ślady. – Powiedział. – Wampir, który to zrobił był wściekły i
nieostrożny, ale doświadczony.Ugryzienie jest czyste i w perfekcyjnym miejscu,
tak by wziąć maximum ilości krwi bez zabijania ofiary.
Pogładził delikatnie włosy dziewczyny, jakby chciał ją pocieszyć. Wyglądał
jakby coś go bolało, miał zacisnięte usta i zmarszczone brwi.
- Eleno, zrobił to Damon. – Powiedział.
Wszystko w Elenie się skręciło, pokręciła głową aż zafalowały jej włosy.
- Nie. – Powiedziała. – Nie zostawiłby kogoś na śmierć w lesie.
Stefano wpatrywał się w nią, a ona instynktownie wyciągnęła dłoń, by
dotknąć jego ramienia i próbując go pocieszyć. Przymknął oczy na chwilę i
pochylił się do niej.
- Po pięciuset latach, potrafię rozpoznać ugryzienia Damona. – Powiedział
smutno. – Czasami wydaje się, że Damon się zmienił. Ale on nie zmienił się.
Powaga słów Stefano uderzyła w niego tak mocno, jak i w Elenę, która
skuliła się w jego ramionach. Przez chwilę Elena nie mogła oddychać, przełknęła
ślinę, poczuła się chora a w głowie wirowało. Damon? Obraz pojawił jej się
przed oczyma: Bezdenne, ciemne oczy Damona, gorące z wściekłości, ostre od
goryczy. I bardziej miękkie, cieplejsze, kiedy spoglądał na nią lub na Stefano.
Twarda kula zaprzeczenia powstała w jej piersi.
- Nie. – Powiedziała, patrząc na Stefano powtórzyła to mocniej. – Nie.
Damon cierpi z naszego powodu - przeze mnie.
Stefano przytaknął niemalże niezauważalnie.
- Nie zrezygnujemy z niego. Zmienił się, zrobił tyle dla nas, dla nas
wszystkich. Jemu zależy, Stefano i możemy go z tego wyciągnąć. Nie zabił jej.
Nie jest za późno.
Stefano słuchał jej uważnie i po chwili wyciągnął rękę ze znużeniem na
twarzy, widać było, że ma jakieś rozwiązanie.
- Musimy zatrzymać to w sekrecie. – Powiedział. – Meredith i pozostali
nie mogą się dowiedzieć, co Damon zrobił.
Elena pamiętała wyraz twarzy Meredith, kiedy dzierżyła swoją włócznię, i
przełknęła ślinę. Łowca w Meredith nie zawaha się zabić Damona, jeśli uzna, że
jest zagrożeniem dla niewinnych ludzi.
- Masz rację. – Powiedziała słabo. – Nie możemy powiedzieć nikomu.
Sięgając po ciało nieprzytomnej dziewczyny, Stefano ponownie uścisnął
dłoń Eleny. Ścisnęła jego dłoń mocno, jej oczy napotkały jego w cichym
milczeniu. Będą pracować razem; oni ocalą Damona. Wszystko będzie dobrze.
Rozdział 4
Elena nie powiedziała nikomu o dziewczynie, którą znaleźli w lesie.
Ona i Stefano potrząsnęli dziewczyną, wylali na jej twarz zimną wodę
próbując ją obudzić tak, żeby nie było potrzeby zabierania jej do szpitala. Krew
przesiąkała przez bandaże, które założyli na rany dziewczyny.
- Damon ugryzł ją zbyt głęboko. – Powiedział Stefano i w końcu nakarmił
ją krwią ze swojego nadgarstka aby ją uzdrowić, skrzywił się przy tym.
Elena wiedziała, że nie czuł się dobrze robiąc to: wymiana krwi była zbyt
intymna, dla Stefano oznaczała miłość, ale co innego mogli zrobić? Nie mogli
pozwolić jej umrzeć.
Gdy dziewczyna w końcu odzyskała przytomność, Stefano zmusił ją aby
zapomniała o tym, co się stało i razem z Eleną pomógł dziewczynie wrócić do jej
pokoju w bractwie. W czasie, gdy ją odstawiali, było już blisko świtu, a
dziewczyna cała zaczerwieniona na twarzy, chichotała pewna, że wyszła wypić
coś w tę fantastyczną noc.
Wróciwszy do swego pokoju w akademiku, Elena próbowała zasnąć, ale
nie zbyt jej to wychodziło. Szarpnęła czystą, lnianą pościelną i odwróciła się
myśląc z frustracją o tym, co rzekł Stefano: Damon to zrobił, i stłumiony błysk
paniki, gdy powiedział: Musimy zachować to w sekrecie.
Wiedziała, że Damon nadal karmi się na ludziach, udawało jej się jednak o
tym nie myśleć. Ale nie robił żadnych poważnych uszkodzeń przez dłuższy czas.
Teraz użył swojej mocy, by przekonać tę ładną dziewczynę aby dała mu swoją
krew z własnej woli, a potem zostawił ją z mglistym wspomnieniem spędzonego
wieczoru z czarującym i tajemniczym człowiekiem z włoskim akcentem. Jeśli tak
zrobił. Czasami po prostu ofiary mają dziurę w pamięci.
I na pewno, to było złe. Elena wiedziała o tym, nawet jeśli Damon tego
nie zrobił. Dziewczyna nie była przy zdrowych zmysłach. Pożywił się nią, a jego
ofiary zazwyczaj niewiele po tym rozumieją. Elena była pewna, że jeżeli to
przytrafiłoby się jej, czy Bonnie, lub komukolwiek na kim jej zależy, byłaby tym
przerażona i zdegustowana. Ale była w stanie zignorować fakty, znając wynik
końcowy – Damon był usatysfakcjonowany, jego ofiara pozornie wyszła bez
szwanku – który wydawał się być dosyć łągodny.
Tylko, że tym razem wyraźnie nie był ostrożny z dziewczyną, nawet nie
sprawił by było to dla niej łatwiejsze i mniej bolesne. Krwawiła, porzucona
samotnie w lesie, a kiedy się w końcu obudziła, krzyczała. Elena wzdrygnęła się
na to wspomnienie, chora z poczucia winy.
Czy mogła zignorować tę smutną rzeczywistość? Może Damon atakował
ludzi przez ten cały czas i ukrywał to przed nią, a bajeczka o nieświadomej,
szczęśliwej ofierze, mającej tylko zawroty głowy, była kłamstwem. A może
zmienił się teraz i to była jej wina. Czy Damon zrobił to w gniewie, ponieważ
Elena wybrała Stefano?
Elena próbowała jeszcze raz skontaktować się z Damonem, ale gdy
dzwoniła znowu usłyszała sygnał poczty głosowej, dlatego nacisnęła przycisk
,,zakończenia połączenia” w telefonie. Wydzwaniała do Damona cały ranek i
zostawiła mu kilka wiadomości, ale on nie odebrał ich i nie oddzwonił.
- To był Stefano? – Spytała Bonnie, wychodząc z łazienki, z ręcznikiem na
głowie. Czerwone kosmyki zwijały się dziko na jej twarzy we wszystkich
kierunkach. – Jest już w drodze?
- Wszyscy powinni być tu za kilka minut. – Odpowiedziała Elena, nie
prostując założenia Bonnie.
Zdecydowali spotkać się dzisiaj, aby zacząć planować ich możliwość
obrony przeciwko wampirom z towarzystwa Vitale, i spróbować rozgryźć jak
powstrzymać ich przed wskrzeszeniem Klausa.
I wkrótce wszyscy (oprócz Damona) pojawili się: Meredith siedziała na jej
łóżku, jej szare oczy spoczywały na łowieckim nożu, który ostrożnie ostrzyła;
Matt, nadal blady, siedział skulony na krześle przy biurku Eleny; Bonnie i Zander
siedzieli przytuleni na łóżku Bonnie, wyglądali uroczo i byli zadowoleni z tej
nowej miłości, mimo powagi całej sytuacji. Kiedy Elena spojrzała na nich,
Zander szeptał coś na ucho Bonnie, aż ta się zarumieniła.
Stefano dołączył do Eleny siądając na jej łóżku i biorąc jej dłoń w swoją.
Nadal , mimo roku bycia razem, poczuła prąd ekscytacji przepływający z jej ręki
wprost do serca. Elena zapatrzyła się na niego przez moment, szukając jakiś
znaków, że jest zdenerwowany czy smutny z powodu wczorajszej nocy, i
zastanawiając się czy udało mu się porozmawiać z Damonem, ale nic takiego
nie zauważyła.
- Okej, wszyscy. – Powiedziała Meredith, przesuwając kciukiem po
długim, zaostrzonym nożu. – Wiemy, że Ethan się ukrywa.
- Czekaj. – Elena powiedziała. – Jest coś o czym muszę wam powiedzieć.
Oczy Stefano spojrzały na nią jasno i twardo, a ona zrozumiała, że
niepokoi się. Sekret o Damonie sprawił, że zesztywniał.
- Um. – Powiedziała, czując się dziwnie nerwowo.
Pamiętała, jak oni wszyscy czuli się przy spotkaniu z zimnymi Strażnikami
w Mrocznych Wymiarach, tych którzy zabrali jej moce ( to było bolesne – nie
mogła zapomnieć tego bólu, gdy odcinali jej skrzydła) i tych którzy odmówili
sprowadzenia Damona z powrotem do życia. Ale zacisnęła szczekę z dumą,
uporem i kontynuowała dalej.
– Dowiedziałam się, że jestem Strażnikiem. – Powiedziała stanowczo.
Zapanowało puste milczenie.
W końcu Zander przełamał ciszę.
- Strażnikiem czego? – Spytał niepewnie, zerkając na Bonnie i oczekujac
wyjaśnienia.
Bonnie zmarszczyła brwi, machnęła ręką w powietrzu, jakby gestem
określając obszar tego.
- Wszystkiego, właściwie. – Powiedziała niejasno. – Jeśli Elena ma na
myśli Strażników ,Strażników.
Spojrzała na Elenę szukając potwierdzenia, a ta przytaknęła głową.
- Są tymi okropnymi kobietami – przynajmniej wyglądają, jak kobiety –
których przeznaczeniem jest utrzymanie rzeczy w świecie w taki sposób, w jaki
powinno się wszystko dziać. Właściwie to nie rozumiem, jak Elena może być
jedną z nich. One nie żyją tutaj. Raczej w takim alternatywnym wymiarze. Nie są
prawdziwymi ludźmi. Nie sądzę.
Odwróciła się w stronę Eleny, jej twarz była otwarta i zmieszana.
- Co miałaś na myśli? – spytała.
Elena patrzyła w dal, gapiąc się w ścianę, byle nie na nią. Czuła jakby
skóra na jej twarzy napinała się, a oczy płonęły.
- James – mój profesor od historii – znał moich rodziców, gdy byli w
collegu. Był bardzo blisko nich. – Rzekła do przyjaciół, zmuszając się do
wytrzymania z tym, co ma do powiedzenia. – Powiedział mi, że zgodzili się aby
mieć dziecko, które będzie Strażnikiem na Ziemi. Dodał, że w wieku dwunastu
lat, miałam zostać zabrana by trenować się w roli Strażnika, ale moi rodzice nie
chcieli mnie oddać.
Jej głos zadrżał trochę, wpatrywała się twardo na obrazek Mattise, który
powiesiła nad łóżkiem. Wtulając się w ramię Stefano poczuła się bardziej
komfortowo, zaczerpnęła trochę solidarności z jego ciała, nie patrzyła na
nikogo. Następnie Meredith, która siedziała obok niej, chwyciła swoją wąską
dłonią jej rękę. Za chwilę Bonnie również wcisnęła się na łóżko i popatrzyła na
Elenę szeroko otwartymi, brązowymi oczami z sympatią.
- Jesteśmy po Twojej stronie, wiesz o tym Eleno. – Meredith powiedziała
spokojnie, a Bonnie przytaknęła.
- Siostrzane prawo, racja? – Rzekła, a Elena delikatnie się uśmiechnęła na
wspomnienie ich starego, prywatnego żarciku. – Jeśli Strażnicy zabiorą jednego
z nas, zabiorą wszystkich z nas. Nawet mimo tego, że są straszni. Będziemy się
bronić przed nimi.
Elena wydała z siebie krótki, pół-histeryczny śmiech.
- Dzięki. – Powiedziała. – Serio. Ale nie sądzę, by istniał jakiś sposób na
wydostanie się z tego. Nawet nie wiem, właściwie, co oznacza bycie
Strażnikiem na Ziemi.
- Więc to pierwsza rzecz, której musimy się dowiedzieć. – Meredith rzekła
roztropnie. – Alaric przyjeżdża w ten weekend. Może on coś będzie wiedział lub
będzie w stanie odkryć coś na temat historii Ziemskich Strażników.
Alaric to bardziej-lub-mniej narzeczony Meredith, który pracuje nad
doktoratem na studiach o kierunku paranormalnym, a jego różne kontakty,
często im się przydawały.
- Wymyślimy coś, Eleno. – Obiecała Bonnie.
Elena zamrugała, by powstrzymać łzy. Bonnie i Meredith zbliżyły się do
siebie, zamykając się w krótkim uścisku na chwilę, choć Stefano nadal silnie
trwał przy niej. Zawsze mogła polegać na tym, że spotkają się w trójkę, gdy
jedna z nich była zagrożona. Uważały na siebie, ponieważ najgorsze co im się
przytrafiło to była szkoła podstawa i średnia, a także znęcający się nauczyciele.
Stefano przycisnął ją bliżej do siebie. Z miejsc, w których siedzieli Matt i
Zander płynęły identyczne sygnały współczucia i sympatii. Meredith miała rację:
Elena nie była sama. Wypuściła powietrze i rozluźniła ramiona, uwalniając w
ten sposób kilka trosk, które miała, od kiedy James opowiedział tajemnicę na
temat jej narodzin.
- Cieszę się, że Alaric przyjeżdża. I to dobry pomysł, by spytać go, czy
może znaleźć coś o tym. Może James może także powiedzieć nam coś więcej. –
Powiedziała. Wsunęła kosmyk za ucho, rozmyślając. – Właściwie, teraz będzie
bardziej chętny do powiedzenia czegoś więcej. Wiedział o tym, od kiedy się
urodziłam. Miał dwadzieścia lat aby dowiedzieć się czegoś pożytecznego.
Poklepała swoje dłonie i spróbowała odsunąć swoje obawy na bok.
- Teraz, powinniśmy skupić się na Ethanie i jego wampirach.
Poczuła, że stara Elena wraca, stanowcza i energiczna, gotowa aby
planować.
Stefano ścisnął jej kolano, zeskakując z łóżka.
- Dzisiaj mamy ostatnią szansę, by powstrzymać Ethana. – Powiedział,
stając na środku pokoju i patrząc na nich wszystkie poważnie. Jego twarz
obserwowała ich intensywnie, a jego zielone oczy błyszczały. – Jutro jest
równonoc, podczas której królestwo umarłych łączy się z żywym światem, który
jest wtedy słaby i bezbronny. Właśnie dlatego będą wtedy próbować wskrzesić
Klausa. Meredith, jak tam nasza sytuacja jeśli chodzi o broń?
Meredith także wstała i otworzyła szafę, i wyjęła z niej kilka toreb z
bronią: specjalną włócznię łowyczni z kolcami różnych materiałów – od srebra i
osiki po drobne hipotermiczne igły, które działały na wszystkie stworzenia z
którymi musiała walczyć. Wyciągnęła też zbiór noży o różnych rozmiarach - od
długiego srebrnego sztyletu do cienkiego, praktycznego noża do noszenia w
cholewce w buta, wszystkie ostre jak brzytwa - maczety, maczugi, topory,
shurikeny i wiele innych rzeczy, których Elena nie mogła nawet nazwać.
- Wow. – Powiedział Zander, który położył się na brzuchu, na łóżku
Bonnie, i patrzył na to wszystko. Spojrzał na Meredith, jakby z nowym
szacunkiem i odrobiną niepokoju.- Jesteś, jak jednoosobowa armia.
Meredith zarumieniła się.
- Nie wszystko musi być przydatne – powiedziała – ale ja lubię być
przygotowana. – Wyciągnęła drewniany kufer z szafy. – I mam to. Alaric pomógł
mi zebrać to wszystko zanim szkoła się zaczęła.
Otworzyła kufer z na wpół przepraszającym spojrzeniem rzuconym
Stefano, który wzdrygnął się i cofnął do tyłu, z dala od tego. Elena wyciągnęła
szyję, by to zobaczyć. Wyglądało na to,że był tam pewien rodzaj rośliny, który
wypełniał pudło po brzegi.
Och. Skrzynia wypełniona była werbeną. Prawdopodobnie było jej na tyle
wystarczająco by obezwładnić całą armię wampirów, gdyby tylko udało im się
znaleźć sposób jak ich tym natrzeć albo żeby je zjedli. Przynajmniej będą w
stanie ochronić się przed zauroczeniem.
- Dobrze. – Stefano powiedział raźniej, odzyskując równowagę po jego
gwałtownej reakcji na werbenę. – To powinno się przydać. Teraz, Matt co
mógłbyś powiedzieć nam na temat podziemnych tuneli.
Elena poczuła się trochę dumna, kiedy Stefano odwrócił się do Matta,
prosząc by szybko naszkicował im, co zapamiętał i co słyszał o zabezpieczeniach
domu Vitale i sieci tuneli. Stefano skinął głową i zadawał pytania, delikatnie
pomagając pamięci Matta, zachęcając go do przypomnienia sobie
najmniejszych szczegółów. Matt otworzył szeroko oczy, jego głos urósł w siłę,
kiedy Stefano zadawał pytania, jakby próbował poskładać sobie w całość ten
obraz.
Stefano się zmienił. Kiedy po raz pierwszy przybył do Fell’s Church był taki
cichy i zdystansowany, unikając jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi otaczających
go. Czuł, że Elena wiedziała, jak czuł się chory, kiedy nie mógł przebywać pośród
śmiertelników nie rozprzestrzeniając śmierci i rozpaczy. Teraz zachowywał się
naturalnie, jak lider. Kiedy poczuł oczy Eleny na sobie, spojrzał na nią, i posłał jej
mały uśmiech, specjalnie tylko dla niej. Wiedziała, że ta zmiana była
spowodowana tym co czuł do niej i wszystkim tym, co się wydarzyło w ciągu
ostatniego roku. Oczywiście, cokolwiek zrobił Damon – nawet jeśli tonął teraz w
przemocy z powodu Eleny - tutaj, z Stefano mogła znaleźć coś z czego mogłaby
być dumna?
- Nie moglibyśmy zrobić coś z tą całą werbeną? – Bonnie spytała nagle. –
Coś jak spalenie jej, zrobienie gazu jakiegoś i wypełnienie tunelu dymem. Jeśli
zablokujemy inne wyjścia, wszystkie wampiry zostaną w domu. Możemy
uwięzić ich i spalić dom, albo w ostateczności wejść tam po nich.
- To dobry pomysł, Bonnie. – Stefano rzekł. Zander zgodził się z
entuzjazmem i twarz Bonnie rozjaśniła się. To było zabawne, Elena pomyślała,
zawsze uważali Bonnie jako najmłodszego członka grupy, tego, którego trzeba
chronić, a tak naprawdę nie była nim; nie była nim od dłuższego czasu.
- Jakie inne zasoby mamy? – Stefano zapytał w zamyśleniu, chodząc tam i
z powrotem po pokoju.
- Mogę załatwić chłopaków do pomocy. – Zasugerował Zander. –
Pracowaliśmy nad Towarzystwem Vitale od jakiegoś czasu. Nie będziemy tak
silni, jak bylibyśmy podczas pełni, i nie wszyscy z naszej dziesiątki potrafią się
przemieniać bez pełni księżyca. Ale razem pracujemy całkiem nieźle… - Jego
głos się urwał. – Jeśli nas zechcesz. – dodał. – Wiem, że nie czujesz się całkiem
komfortowo z wilkołakami i szczerze mówiąc, to nie jesteśmy wielkimi fanami
wampirów. Bez urazy. – Spojrzał od Stefano do Meredith, która nadal trzymała
nóż na kolanach.
Meredith, oczywiście była tym, która była najbardziej przeciw
przyłączeniu się stada wilkołaków do ich grupy. Bonnie zapewniła ich, że paczka
Zandera jest inna niż wilkołaki, które spotkali do tej pory – że byli dobrzy,
bardziej jak psy strażnicy, niż dzikie zwierzęta. Ale Meredith była zobowiązana
do polowania na potwory.
Teraz powoli skinęła głową do Zandera i powiedziała tylko:
- Możemy skorzystać z każdej pomocy, jaką możemy mieć.
Bonnie i Meredith spojrzenia skrzyżowały się przez pokój, i usta Bonnie
rozciągnęły się w maleńkim, zadowolonym uśmieszku.
- Mówiąc o każdej pomocy, jaką możemy mieć. –Powiedziała Meredith. –
Gdzie jest Damon? – Spojrzała od Eleny do Stefano, gdy nie odpowiedzieli
natychmiastowo. – To czas, kiedy możemy naprawdę go wykorzystać. Powinnaś
zadzwonić do niego i włączyć go do naszego planu.
Jej twarz wyrażała sympatię, ale była zdeterminowana i Elena zrozumiała,
że Meredith myśli, iż wahają się z powodu tego, że prawie umawiała się z
Damonem, podczas gdy zerwała ze Stefano. Gdyby tylko Meredith znała
prawdę, pomyślała, ale nie może się nigdy dowiedzieć. Stefano i ja musimy
utrzymać Damona w bezpieczeństwie.
- Może możesz do niego zadzwonić, Eleno? – Bonnie spytała niepewnie.
Oczy Eleny i Stefano spotkały się. Twarz Stefano była pusta i pełna
kontroli znowu, a Elena nie widziała najmniejszego pękniecia w tej masce, gdy
przerwał swobodnie i płynnie.
- Nie. Ja zadzwonię do Damona. I tak muszę z nim porozmawiać.
Elena przygryzła wargę i przytaknęła. Chciała zobaczyć Damona dla siebie
samej – była zdesperowana by go zobaczyć aby sprawdzić, co z nim nie tak,
chcąc go naprawić. – ale nie odbierał jej telefonów. Może Damon potrzebował
teraz trochę przestrzeni od Eleny. Miała nadzieję, że ostatecznie, Stefano uda
się do niego dotrzeć.
Rozdział 5
Kiedy Stefano zapukał do drzwi apartamentu Damona, ten otworzył je niemal
natychmiastowo, spojrzał na brata i próbował zatrzasnąć mu drzwi przed
nosem.
- Stop – Powiedział Stefano, wsuwając ramię między drzwi. – Musiałeś
wiedzieć, że się zjawię.
- Wiedziałem, że będziesz się dobijał do drzwi, a jak nie, to znajdziesz inny
sposób, jeśli nie odpowiem. – Odpowiedział wściekle. – Więc odpowiadam.
Teraz idź stąd.
Damon wyglądał na rozbitego. Nic nie mogło pozbawić go szlachetnych
rysów twarzy, ale tym razem były napięte i wynędzniałe, a skóra na policzkach
biała. Jego usta były blade, ciemne oczy przekrwione, a jego zazwyczaj
eleganckie włosy potargane. Stefano zignorował jego słowa i podszedł bliżej
brata, próbując sprawić, by ich wzrok się spotkał.
- Damon. – Powiedział. – Znalazłem dziewczynę w lesie ostatniej nocy.
Nikt kto nie znał Damona tak długo i dobrze jak Stefano – a także nikt
poza Stefano – nie wychwyciłby tych kilku sekund bezruchu zanim twarz
Damona przybrała wyraz chłodnej pogardy.
- Przyszedłeś dawać mi kazania, młodszy braciszku? – Spytał. – Obawiam
się, że nie mam teraz czasu, ale może w innym dniu? Może w następny
weekend?
Przesunął wzrokiem po Stefanie, a następnie lekceważąco spojrzał w inną
stronę. Stefano po prostu czuł się znowu jak dziecko, które wróciło do domu po
tych wszystkich wiekach, a jego odważny, uroczy, podły i irytujący starszy brat
ustawił go do pionu.
- Nadal żyła. – Powiedział stanowczo. – Zabrałem ją do domu. Wszystko z
nią w porządku.
Damon wzruszył ramionami.
- Jak to miło z Twojej strony. Zawsze odgrywasz rycerza.
Ręka Stefano wystrzeliła i chwyciła dłoń Damona.
- Cholera, Damon! – powiedział sfrustrowany – przestań pogrywać ze
mną. Przyszedłem tu powiedzieć Ci, że powinieneś być ostrożniejszy. Gdybyś
zabił tę dziewczynę, mógłbyś zostać złapany przy niej.
Damon mrugnął na niego.
- To o to Ci chodzi? – spytał, jego głos zaczynał brzmieć, co najmniej
wrogo. – Chcesz żebym był ostrożniejszy? Nie masz nieodpartej chęci skarcenia
mnie, braciszku? Postraszenia mnie, może?
Stefano westchnął i oparł się o futrynę, jego cierpliwość była na
wyczerpaniu.
- Czy besztanie Cię pomoże? – spytał. – Lub straszenie? To nigdy
wcześniej nie działało. Po prostu nie chcę, żebyś zabił kogokolwiek. Jesteś moim
bratem i potrzebujemy się nawzajem.
Twarz Damona ponownie się wykrzywiła, a Stefano rozważał jego
wcześniejsze słowa. Czasami mówienie do Damona było, jak chodzenie po polu
minowym.
- Potrzebuję Cię w każdym bądź razie. – powiedział. – Ocaliłeś mi życie. W
razie gdybyś nie zauważył, zrobiłeś wiele przez ostatni rok.
Damon oparł się po przeciwnej stronie ściany i studiował, co powiedział
Stefano, wyglądał na zamyślonego , ale nadal milczał. Żałując, że nie wie, o
czym myśli, Stefano wysłał wiązkę mocy, próbując wyłapać jego nastrój, ale
Damon tylko szyderczo prychnął, zamykając się przed nim. Stefano pochylił
głowę i potarł grzbiet nosa, wsuwając go między kciuk a palec wskazujący.
Zawsze tak będzie, jak teraz, przez następne długie wieki razem?
- Spójrz. – rzekł. – I tak dużo dzieje się z innymi wampirami w kampusie i
bez Ciebie i Twojego polowania. Ethan nadal żyje, i planuje jak sprowadzić
Klausa jutrzejszej nocy.
Brwi Damona zmarszczyły się na chwilę, ale zaraz wygładziły. Jego twarz
mogłaby być wyrzeźbiona w kamieniu.
- Nie uda nam się go powstrzymać bez Ciebie. – Stefano kontynuował,
jego usta drżały.
Ciemne oczy Damona wyglądały na puste, a potem uśmiechnął się tym
swoim najwspanialszym, najbardziej czarującym uśmiechem.
- Sorry – rzekł. – Nie jestem zainteresowany.
- Co? – Stefano poczuł się, jakby ktoś kopnął go w brzuch. Oczekiwał po
Damonie, sarkazmu i chęci do obrony. Ale po tym, jak Damon ocalił go przed
Ethanem, ostatnią rzeczą jakiej oczekiwał po nim, była obojętność.
Damon wzruszył ramionami, prostując się i poprawiając swoje ubranie,
strzepnął wyimaginowany pyłek z przodu czarnej koszuli.
- Mam dość – powiedział, zwyczajnym tonem. – Wtrącanie się w sprawy
Twoich ludzkich zwierzaczków jest już dla mnie nieaktualne. Jeśli Ethan
sprowadzi Klausa, może się z nim dogadywać. Wątpię, czy to się skończy dobrze
dla niego.
- Klaus będzie pamiętał o tym, że go zaatakowałeś. – Powiedział Stefano.
– Przyjdzie po Ciebie.
Unosząc jedną brew, Damon uśmiechnął się ponownie, szybko, dziko
obnażając jego białe zęby.
- Spodziewam się, że będę dla niego priorytetem, mały braciszku. – Rzekł.
To była prawda, Stefano pamiętał. W tej ostatniej, ohydnej bitwie z
Klausem, Damon wbił stary kołek z popiołem z białego dębu, powstrzymując go
przed zadaniem ostatecznego ciosu Stefano. Ale to nie on był odpowiedzialny
za śmierć Klausa. Stefano też był przygotowany do walki i zrobił wszystko, co
mógł by go zabić. Koniec końców, on też zawiódł. To była Elena, która
sprowadziła armię umarłych przeciwko Pierwotnemu wampirowi, która go
zabiła.
- Elena. – Powiedział Stefano w desperacji. – Elena Cię potrzebuje.
Był pewien, że jeżeli to zrobi , jego zbroja zacznie pękać. Damon zawsze
przychodził po Elenę. Ale tym razem wargi Damona tylko, wykrzywiły się w
szyderczym grymasie.
- Jestem pewien, że poradzisz sobie z tym. – powiedział lekko łamliwym
głosem. – Dbanie o Elenę jest teraz Twoim obowiązkiem, a nie moim.
- Damon.
- Nie. – Damon podniósł ostrzegawczo rękę. – Powiedziałem Ci.
Skończyłem z tym.
I jednym szybkim ruchem zatrzasnął mu drzwi przed nosem.
Stefano oparł czoło o drzwi, czując się pokonanym.
- Damon – powiedział jeszcze raz. Wiedział, że Damon go słyszy, ale w
środku panowała jedynie cisza. Powoli, wycofał się od drzwi. Lepiej było nie
naciskać na Damona, gdy był w takim nastroju.
W takim nastroju, Damon mógł zrobić wszystko.
- Bardzo się cieszę, że przyszłaś się ze mną spotkać, Eleno. – Powiedział
profesor Campbell. – Martwiłem się o Ciebie po tym wszystkim - rozejrzał się
ukradkiem i zniżył głos, choć byli sami w gabinecie – co Ci opowiedziałem.
Spojrzał na nią ostrożnie, jego zwykle ciekawska i raczej zadowolona
twarz zachmurzyła się z niepewnością.
- Przepraszam, że tak uciekłam James. – Odpowiedziała Elena, gapiąc się
w dół na kubek słodkiej, kawy z mlekiem, którą jej podał. – Po prostu… kiedy
LISA JANE SMITH PAMIĘTNIKI WAMPIRÓW: THE HUNTER – DESTINY RISING. Rozdział 1 Drogi Pamiętniku, Ostatniej nocy, miałam przerażający sen. Wszystko było tak, jak kilka godzin temu. Byłam z powrotem w Towarzystwie Vitale, w podziemnej piwnicy, i Ethan trzymał mnie w niewoli, jego zimny i żelazny nóż przy moim gardle… Stefano i Damon obserwowali nas, na ich twarzach malowała się ostrożność, ciała mieli napięte, w oczekiwaniu, kiedy jeden z nich będzie w stanie przyskoczyć do mnie i uratować mnie. Ale wiedzialam, że zrobią to za późno. Wiedziałam, że mimo ich supernadnaturalnej szybkości, Ethan poderżnie mi gardło i umrę. W oczach Stefano było tyle bólu. Łamała mi serce świadomość, że moja śmierć zrani go. Nienawidziałam tego, że mogę umrzeć, a Stefan nie będzie wiedział, że to jego wybrałam, tylko jego – moje wszystkie niezdecydowania były za nami. Ethan przycisnął mnie jeszcze bliżej siebie, jego ramię trzymało mnie mocno i nieustępliwie, z nożem krążącym dookoła mojej piersi. Poczułam zimną krawędź noża na moim ciele. Wtedy bez ostrzeżenia Ethan upadł, a Meredith stała tam, jej włosy spływały strumieniem, jej twarz była dzika i zdeterminowana, jak u mściwej bogini. Włócznię nadal trzymała uniesioną, po tym jak wbiła ją jemu w serce. To powinien być moment radości i ulgi. W prawdziwym życiu, to znaczyło: moment, kiedy wiedziałam, że przeżyję, jeśli znajdę się bezpieczna w ramionach Stefana. Ale we śnie, twarz Meredith była zamazana przez błysk, czystego, białego światła. Robiło mi się coraz zimniej i zimniej, moje ciało zamarzało, moje emocje były stłumione chłodnym spokojem. Moje człowieczeństwo uciekało, a coś ciężkiego i nieelastycznego, i…coś…zabierało mnie z tego miejsca. W ogniu walki pozwoliłam sobie zapomnieć, co James mi powiedział: moi rodzice obiecali mnie Strażnikom i byłam skazana na zostanie jednym z nich. I
teraz przyszli po mnie. Obudziłam się przerażona. Elena Gilbert zatrzymała pióro i podniosła ze strony jej pamiętnika, niechętna do napisania czegokolwiek więcej. Wyrażenie tego, czego najbardziej się bała za pomocą słów, sprawiło że było to bardziej realistyczne. Rozejrzała się po swoim akademickim pokoju, jej nowym domu. Bonnie i Meredith wróciły, ale znikły, gdy Elena spała. Ubrania Bonnie były rozrzucone, za to z biurka zniknął laptop. Strona pokoju Meredith, zazwyczaj pieczołowicie uporządkowana, teraz była dowodem na to, jak bardzo Meredith musiała być wyczerpana: wybrudzone krwią ubrania, która miała podczas walki z Ethanem i z jego wampirzymi naśladowcami, leżały na podłodze. Jej broń leżała przerzucona przez łóżko, co wskazywało na jedno, że młoda łowczyni wampirów musiała spać z nią. Elena westchnęła. Może Meredith zrozumie, jak czuła się Elena. Ona wiedziała, jak to jest, gdy ma się wyznaczone przeznaczenie, które decydowało za ciebie, aby w końcu odkryć, że twoje własne marzenia i nadzieje nie znaczą tak naprawdę. Ale Meredith przyjęła swój los. Nie było teraz dla niej nic ważniejszego, czy coś co kochałaby bardziej, niż bycie łowcą potworów i utrzymywanie niewinnych bezpiecznych. Elena nie sądziła, że znajdzie taki sam rodzaj radości ze swojego nowego przeznaczenia. Nie chcę być Strażnikiem , napisała nieszczęśliwa. Strażnicy zabili moich rodziców. Nie sądzę bym mogła przejść przez to kiedykolwiek. Gdyby to nie było dla nich z intersem, moi rodzice nadal by żyli i nie musiałabym się ciągle martwić o życie ludzi, których kocham. Strażnicy wierzyli tylko w jedno: Rozkazy. Niesprawiedliwość. Brak miłości. Nigdy nie chciałam taka być. Nigdy nie chciałam być jedną z nich. Ale czy mam wybór? James sprawił, że bycie Strażnikiem brzmiało, jak coś co przytrafi mi się – coś czemu nie będę mogła zapobiec. Moce nagle się ujawnią, a ja się zmienię gotowa na jakiekolwiek straszne rzeczy, które przyjdą następne. Elena przetarła twarz dłonią. Nawet po tylu godzinach spania, jej oczy były zmęczone i pełne piasku. Nie powiedziałam o tym jeszcze nikomu, napisała. Meredith i Damon wiedzieli, że byłam smutna po spotkaniu z Jamesem, ale nie wiedzą o tym, co mi powiedział. Tyle zdarzyło się ostatniej nocy, że nie miałam szansy, by im powiedzieć.
Muszę porozmawiać o tym ze Stefano. Wiem, że gdy to zrobię, wszystko stanie się…lepsze. Ale boję się mu powiedzieć. Po moim zerwaniu ze Stefano, Damon wskazał mi inną opcję, którą mogłabym wybrać. Jedna ścieżka prowadzi do światła z możliwością bycia zwykłą dziewczyną, prawie zwykłą, prawie człowiekiem ze Stefano. Druga wiedzie przez noc, obejmuje moce, przygody i całą radość z ciemności, jaką można mieć z Damonem. Wybrałam światło, wybrałam Stefano. Ale jeśli przeznaczono mi bycie Strażnikiem, ścieżka ciemności i mocy jest nieunikniona. Stanę się kimś całkowicie innym – zabierać życie ludzi, ich miłość i czystość, jak moim rodzicom? Jaka normalna dziewczyna, mogłaby zostać Strażnikiem? Elena została wyrwana z zamyślenia przez dźwięk klucza w drzwiach. Zamknęła swój pamiętnik, okryty aksamitem i szybko ukryła pod materacem. - Cześć. – Powiedziała, kiedy Meredith weszła do pokoju. - Cześć – Odpowiedziała Meredith uśmiechając się do niej. Jej ciemnowłosa przyjaciółka nie mogła spać więcej niż kilka godzin – była na zewnątrz polując ze Stefano i Damonem na wampiry, po tym jak Elena poszła spać. I wstała już przed tym, jak Elena się obudziła – ale wygląda tak świeżo i zdrowo, jej szare oczy błyszczały, a oliwkowa skóra na policzkach była lekko zaczerwieniona. Celowo ukrywając swój własny niepokój, Elena uśmiechnęła się do niej. - Ratowałaś świat przez cały dzień superbohaterze? – Elena zapytała, drażniąc ją tylko trochę. Meredith uniosła delikatnie brew. - Właściwie to tak. – powiedziała. – Właśnie wróciłam z czytelni w bibliotece. Nie masz żadnych papierkowych obowiązków? Elena poczuła, jak jej własne oczy się rozszerzają. Przez to wszystko, co się działo, w ogóle nie myślała o swoich zajęciach. Dotąd podobały jej się zajęcia w collegu, i była honorową studentką w liceum, ale ostatnio co innego zajmowało różne części jej życia. Czy miała jakieś obowiązki? Choć ma to jakieś znaczenie? Myśl była ciężka i przygnębiająca. Jeśli zostanę Strażnikiem, college nie robi mi różnicy. -Hej – powiedziała Meredith, wyraźnie źle interpretując nagły przerażenie na twarzy Eleny. Meredith wyciągnęła rękę i dotknęła jej ramienia swoimi chłodnymi palcami. – Nie martw się tym. Uda Ci się wszystko przygotować. Elena przełknęła ślinę i skinęła głową. – Absolutnie. – rzekła z wymuszonym uśmiechem.
- Zrobiłam wczoraj małe oczyszczanie świata ze Stefano i Damonem. – Meredith powiedziała, prawie nieśmiało. – Zabiliśmy cztery wampiry w lesie na granicy kampusu. Ostrożnie uniosła swoją włócznie z łóżka i owinęła ręce wokół jej centrum. - To było naprawdę niezłe. Robienie tego, do czego trenowałam. Do czego się urodziłam. Elena skrzywiła się trochę nad tym. Do czego ja zostałam urodzona? Ale musiała powiedzieć Meredith coś, czego nie zrobiła ostatniej nocy. - Mnie też ocaliłaś. – Elena powiedziała po prostu. – Dziękuję. Oczy Meredith błysnęły ciepło. - Do usług – powiedziała lekko. – Potrzebujemy Cię w pobliżu, wiesz o tym. Mer przekręciła, otworzyła wąską, czarną obudowę w swojej włóczni i włożyła coś. - Wracam do biblioteki spotkać się ze Stefano i Mattem, zobaczymy czy damy radę pozbyć się ciał z Vitale’s z sekretnego pokoju. Bonnie mówi, że jej zaklęcie utajnienia długo nie potrwa , więc póki jest ciemno, powinniśmy się ich pozbyć. Elena poczuła ukłucie niepokoju w piersi. - Co jeśli inne wampiry wrócą? – spytała. – Matt powiedział nam, że było więcej niż jedno wejść. Meredith wzruszyła ramionami. – To dlatego biorę włócznię. – powiedziała. – Nie zostało się zbyt wiele wampirów Ethana, a większość z nich jest nowa. Stefano i ja poradzimy sobie z nimi. - Damon nie idzie z wami? – spytała Elena, podnosząc się z łóżka. - Myślałam, że Ty i Stefano wróciliście do siebie – Meredith utkwiła w Elenie dziwny wzrok. - Wróciliśmy. – Odrzekła Elena, czując jak jej twarz robi się czerwona. – Bynajmniej, tak myślę. Staram się…nie robić żadnego bałaganu, żeby to zepsuć. Damon i ja jesteśmy przyjaciółmi. Mam nadzieję. Myślałam tylko, że Damon był z wami wcześniej na polowaniu. Ramiona Mer opadły, zrelaksowała się. - Yeah, bo był z nami. – powiedziała ze smutkiem. - Cieszył się z walki, ale robił się cichszy im bardziej noc odchodziła. Wydawał się trochę… - Zawahała się. – Nie wiem..zmęczony, może. Meredith wzruszyła ramionami, a jej głos zabrzmiał stanowczo. - Znasz Damona. On jest przydatny, gdy walczymy na jego warunkach.
Sięgając po kurtkę, Elena powiedziała: - Idę z Wami. Chciała zobaczyć Stefano, zobaczyć go bez Damona. Jeśli zamierzała wziąć ten dzień ze Stefanem, potrzebowała wyrzucić z siebie ten sekret o Strażnikach na światło dzienne, a twarz Stefano nie miała nic do ukrycia. Gdy Elena i Meredith dotarły do biblioteki, Stefano i Matt już tam byli, czekając w prawie pustym pokoju z napisem ,, Biuro ds. Badań Naukowych” na drzwiach. Stefano napotkał oczy Eleny z małym, poważnym uśmiechem i nagle ona poczuła się nieśmiało. To ona postawiła go w takiej sytuacji, byli od siebie oddaleni przez ostatni czas tak bardzo, że niemal czuła, jakby zaczynali od nowa. Stojący obok niego Matt wyglądał okropnie. Był blady, jego twarz ponura i trzymał dużą latarkę w dłoni. Jego oczy były posępne i straszne. Podczas gdy zniszczenie towarzystwa Vitale było zwycięstwem dla innych, te wampiry były jego przyjaciółmi. Podziwiał Ethana, myśląc, że ten jest człowiekiem. Elena przysunęła się do niego i uścisnęła jego dłoń, starając się go dyskretnie uspokoić. Jego ramię nadal było napięte, ale przysunął się lekko w jej stronę. - Więc schodzimy w dół – Meredith powiedziała energicznie. Ona i Stefano odsunęli mały dywan na środku pokoju, by odsłonić klapę w podłodze, która wciąż pokryta była rozrzuconymi ziołami, z blokowania i czarów ochronnych Bonnie, rzuconych pochopnie dzień wcześniej. Oni byli w stanie łatwo podnieść klapę. Najwyraźniej czar przestał działać. Gdy cała czwórka znalazła się na schodach, Elena rozejrzała się ciekawie. Ostatniej nocy byli w takiej panice, by ocalić Stefano, że nie mieli czasu obserwować otoczenia. Pierwszy poziom schodów był prosty, drewniany i trochę rozklekotany i prowadził do podłogi wypełnionej rzędami biblioteczek. - Biblioteczne sprawy – mruknęła Meredith. – Kamuflaż. Drugi poziom był podobny, ale gdy Elena stanęła na pierwszym schodku, nie trzęsło się pod jej stopami, jak w tamtym przypadku.Poręcz była gładka w dotyku, a gdy dotarli do końca, długi ciemny korytarz wciągał do ciemności. Było tu chłodniej, i gdy zawahali się na podeście, Elena zadrżała. Impulsywnie wyciągnęła rękę w stronę Stefana, gdy znaleźli się na trzecim poziomie. Nie spojrzał na nią, jego oczy były skupione na schodach przed nimi, ale przez chwilę jego palce zacisnęły się na jej uspokajająco. Napręzenie płynęło do ciała Eleny z jego dotyku. Wszystko będzie dobrze, pomyślała. Trzeci poziom schodów był solidny i wykonany z jakiegoś ciężkiego, ciemnego, polerowanego drewna, które lśniło w ciemności. Balustrada została ozdobiona rzeźbami. Elena mogła zobaczyć głowę węża, wydłużone ciało unieruchomionego lisa, i inne gatunki, które były trudne do uchwycenia w przelocie. Gdy osiągnęli ostatni etap trzeciego poziomu, stanęli przed misternie
rzeźbionymi, podwójnymi drzwiami, które prowadziły do pokoju zgromadzenia Towarzystwa Vitale. Projekt był taki sam jak na poręczy: uciekające zwierzęta, skręcone węże, skręcone mistyczne symbole. W centrum drzwi znajdowała się litera ,,V”. Drzwi były zamknięte, tak jak wtedy, gdy je opuszczaliśmy. Stefan wyciągnął rękę, za którą nie trzymał Eleny i łatwo odbezpieczył łańcuch i opuścił na drzwi z głośnym brzęknięciem. Meredith szeroko otworzyła drzwi . Ciężki, metaliczny zapach wyszedł nam na spotkanie. Pokój cuchnął śmiercią. Matt trzymał świecił swoją latarką, dopóki Meredith nie znalazła włącznika światła. W końcu scena przed nami została oświetlona: ołtarz z przodu sali leżał na boku, miska krwi rozbita kilka kroków dalej. Ugaszone pochodnie zostawiły długie smugi, tłustego czarnego dymu na ścianach. Wampirze ciała leżały bezwładnie we krwi, z rozerwanych gardeł przez Stefano lub Damona kły lub z ich przebitych torsów przez włócznię Meredith. Elena spojrzała z niepokojem na bladą twarz Matta. Nie był tu od czasu walki; nie widział masakry. I znał tych ludzi, znał ten pokój, który był urządzony na uroczystość. Matt błądził wzrokiem po pokoju. Po chwili zmarszczył brwi i przemówił cienkim głosem: - Gdzie jest Ethan? Wzrok Eleny przeleciał na ołtarz, gdzie lider Towarzystwa Vitale, przyciskał nóż do jej gardła. Do miejsca, gdzie Meredith zabiła go swoją włócznią. Z Meredith wydobył się miękki dźwięk niedowierzania. Podłoga była ciemna od krwi Ethana, ale jego ciała nie było. Rozdział 2 Ciepła krew, słodkie pożądanie, wypełniały usta Damona i rozpalały zmysły. Pogładził jedną ręką miękkie, złote włosy dziewczyny i przycisnął mocniej usta do kremowej szyi. Pod jej skórą czuł pulsowanie krwi i stały rytm serca. Zwrócił ją do siebie, wielkimi łykami gasząc pragnienie. Dlaczego przestał to robić? Wiedział, czemu, oczywiście: Elena. Zawsze, przez ostatni rok, Elena. Oczywiście ciągle, okazjonalnie używał swojej mocy aby namówić ofiary do uległości. Ale robił to czując niekomfortowe ostrzeżenie, wyobrażał sobie, że Elena tego nie pochwali, upomni go tymi swoimi niebieskimi oczami, poważnymi i wiedzącymi wszystko, oceniając. Nie wystarczająco dobry w porównaniu z wizerunkiem jego braciszka, wiewiórkowego przeżuwacza.
I gdy wychodziło na to, że Stefan i Elena zerwali na dobre, a on miał być tym, który skończy z jego złotą księżniczką, przestał pić świeżą krew. Zamiast tego pił zimną, mdłą i starą krew ze szpitala, od dawców. Próbował nawet pokonać wstręt do zwierzęcej krwi, jak jego brat. Żołądek Damona przewrócił się na myśl o tym, więc wziął głęboki, orzeźwiający łyk wspaniałej krwi dziewczyny. To było to, o co chodziło w byciu wampirem: trzeba było zabierać życie, ludzkie życie, aby zachować swoje ponadnaturalne moce. Wszystko inne – zimna krew w torebkach albo zwierzęca – trzymały cię tylko w cieniu siebie, twoja moc słabła. Damon nie zamierzał o tym zapomnieć ponownie. Zgubił się, ale teraz się odnalazł. Dziewczyna poruszyła się w jego ramionach, robiąc mały hałas więc wysłał uspokajającą moc do niej, sprawiając, że jej ciało zrobiło się giętkie i spokojne jeszcze raz. Jakie było jej imię? Tonya? Tabby? Tally? Nie zamierzał jej skrzywdzić, właściwie. Nie na stałe. Nie krzywdził nikogo na kim się pożywiał – bynajmniej niewiele i nie gdy był przy zdrowych zmysłach – od dłuższego czasu. Dziewczyna wróci z lasu do domu z niczym gorszym niż małym zaklęciem, przez które będzie miała lekkie zawroty głowy i niejasne wspomnienia spędzenia wieczoru, rozmawiając z fascynującym człowiekiem, którego twarzy nie pamiętała. Nic jej nie będzie. Czy wybrał ją, ponieważ miała długie, złote włosy, niebieskie oczy i kremową skórę, przypominającą mu Elenę? Cóż, to nie był niczyj inny biznes niż Damona. W końcu postawił ją na nogi, delikatnie podtrzymując, gdy się zachwiała. Była smaczna – nie jak Elena, chociaż jej krew była bogata i mocna. – ale branie więcej krwi dzisiaj byłoby niezbyt mądre. Była piękną dziewczyną, oczywiście. Zarzucił jej włosy na ramiona, zakrywając ślady na szyi, a ona mrugnęła na niego oszołomiona, otwierając szeroko oczy. Te oczy były złe, cholera. Powinny być ciemniejsze, czysty lapis lazuli i otoczone frędzlami grubych rzęs. I włosy, teraz gdy patrzył uważnie, widział, że są farbowane. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego niepewnie. - Powinnaś lepiej wrócić do swojego pokoju. – Powiedział Damon. Posłał rozkazującą moc do niej i kontynuował. – Później nie będziesz pamiętać o spotkaniu ze mną. Nie będziesz wiedzieć, co się stało. - Lepiej wrócę już – Powtórzyła, a jej głos zabrzmiał źle, nie taka barwa, nie taki dźwięk, nie tak w ogóle. Jej twarz się rozjaśniła. – Mój chłopak czeka na
mnie. – Dodała. Damon poczuł jak coś mu w środku pęka. W ułamku sekundy przyciągnął dziewczynę do siebie. Bez finezji, wbił się znowu w jej gardło, wyssysając z furią jej bogatą, gorącą krew. Zrozumiał, że karze ją i czerpał z tego przyjemność. Teraz już nie była pod jego niewolą, krzyczała i walczyła, tłukąc go pięściami w plecy. Damon złapał ją jednym ramieniem i dalej poszerzał kłami otwór w jej szyi, pijąc więcej krwi, szybciej. Jej ciosy były coraz słabsze, chwiała się w jego ramionach. Kiedy zrobiła się wiotka, rzucił ją i wylądowała na leśnym poszyciu z ciężkim łomotem. Przez chwilę wpatrywał się w ciemny las wokół niego, słuchając świerszczy. Dziewczyna leżała nieruchomo przy jego stopach. Chociaż nie potrzebował oddychać od prawie pięćciu set lat, sapał ciężko. Wytarł usta i uniósł rękę całą czerwoną. Tak dużo czasu minęło, od kiedy stracił kontrolę jak teraz. Pewnie setki lat. Spojrzał w dół, na zwinięte ciało przy jego stopach. Dziewczyna wydawała się taka mała teraz, jej twarz była pusta i spokojna, rzęsy miękko opadały na blade policzki. Damon nie był pewny, czy jest martwa, czy jeszcze żyje. Zrozumiał, że nie chciał wiedzieć. Cofnął się kilka kroków od dziewczyny, czując się dziwnie niepewnie, a następnie odwrócił się i uciekł szybko i cicho przez ciemności lasu, słuchając tylko walenia własnego serca. Damon zawsze robił, to co chciał. Czucie się źle przez robienie czegoś, co jest naturalne dla wampira, było dla kogoś takiego jak Stefano. Im dalej biegł, tym bardziej nietypowe uczucie w żołądku ściskało go, sprawiając, że czuł się więcej niż winny. - Ale mówiliście, że Ethan nie żyje – Powiedziała Bonnie. Poczuła jak Meredith obok niej drgnęła, więc ugryzła się w język. Oczywiście, że Meredith była wyczulona na punkcie możliwości przetrwania Ethana: zabiła go albo myślała, że to zrobiła. Twarz Meredith była twarda i zimna, nie wyrażała nic. - Powinnam była uciąć mu głowę, żeby się upewnić. – Rzekła Meredith, zamiatając latarką po ścianach, by oświetlić kamienne ściany tunelu. Bonnie pokręciła głową do samej siebie, uświadamiając sobie, że powinna była się czegoś domyślić: Meredith była wściekła. Meredith zaalarmowała Bonnie o zniknięciu Ethana, podczas gdy Bonnie i Zander jedli wspólny obiad w uniwersyteckim klubie. To była słodka, prosta randka: burgery i cola, i Zander przytrzymujący jej nogi pomiędzy jego pod stołem, gdy podstępem ukradł jej frytki. A teraz, tutaj, ona i Zander szukali wampirów w sekretnym podziemnym tunelu pod kampusem, razem z Meredith i Mattem. Elena i Stefano robili to
samo w lesie dookoła kampusu. Niezbyt romantyczna wracamy-do-siebie randka, pomyślała Bonnie z rezygnacją i wzruszyła ramionami. Ale mówi się, że pary powinny dzielić się swoim hobby. Matt, krocząc obok Meredith, wydawał się ponury, jego szczęka była zaciśnięta, patrzył prosto w dół ciemnego tunelu. Bonnie czuła, że jest jej przykro z jego powodu. Wszyscy z nich czuli się źle, ale Matt musiał czuć się sto razy gorzej. - Matt, jesteś z nami? – Meredith spytała nagle, jakby czytając w myślach Bonnie. Matt westchnął i pomasował jedną dłonią kark, jakby jego mięśnie były napięte i sztywne. – Tak, jestem z wami. – Zrobił przerwę i wziął głęboki oddech. – Poza… Urwał, a potem zaczął ponownie. - Może niektórym z nich możemy pomóc, prawda? Stefano mógłby nauczyć ich, jak być wampirem, który nie krzywdzi ludzi. Nawet Damon się zmienił, nieprawdaż? I Chloe… - Jego policzki płonęły od emocji. – Nikt z nich nie zasłużył na to. Oni nie wiedzą w co zostali zamienieni. - Nie. – Powiedziała Meredith dotykając dłonią ramienia Matta. – Nie zasłużyli na to. Bonnie wiedziała, że Matt i Chloe o słodkiej twarzy, zaprzyjaźnili się, ale zrozumiała, że on czuje coś więcej niż to. Jakie to straszne wiedzieć, że Meredith może zatopić swoją włócznię w piersi kogoś kogo on kocha i jeszcze gorzej, gdy się wie, że to było słuszne. Na twarzy Zandera pojawił się miękki wyraz, i Bonnie zrozumiała, że myśli o tym samym. Wziął ją za rękę, mocno owinął jej dłoń swoimi długimi palcami, a Bonnie przytuliła się bliżej do niego. Ale gdy doszli do końca tunelu, Zander nagle puścił Bonnie i stanął przed nią, by ją chronić, a Meredith podniosła włócznię. Bonnie podążała za innymi, nie widząc dwóch figur splecionych przy ścianie, dopóki się nie rozdzielili. Nie, nie spleci jak kochankowie, ale jak wampir ze swoją ofiarą. Matt zesztywniał, patrząc na nich i mimowolnie wydał z siebie dźwięk zaskoczenia. Usłyszała nagłe warczenie a w ciemnościach błysnęły zęby wampira, dziewczyna nie wyższa od Bonnie cisnęła swą ofiarę gwałtownie. Upadła na ziemię u jej stóp. Bonnie obeszła Zandera, zwracając szczególną uwagę na wampira, który stał teraz skulony pod ścianą. Wzdrygnęła się mimowolnie pod wzrokiem wampira, który dziko i zacięcie wpatrywał się w nią w ciemnościach, ale kontynuowała aż udało jej się dotrzeć do ofiary i uklęknąć przy niej, by sprawdzić puls. Był stały, ale chłopak krwawił mocno, więc zdjęła kurtkę i przycisnęła do gardła ofiary. Jej ręce drżały, ale wyciszyła się koncentrując się na tym, co trzeba było zrobić. Oczy młodego
człowieka poruszały się pod powiekami szybko w przód i w tył, jakby znalazł się w złym śnie, ale pozostał nieprzytomny. Dziewczyna- wampir przypominała Bonnie siebie – patrzyła teraz na Meredith, jej ciało było napięte do ucieczki albo walki. Skuliła się z powrotem, gdy Meredith podeszła bliżej, blokując ją. Meredith podniosła włócznię wyżej, mierząc w serce dziewczyny. - Czekaj – Dziewczyna powiedziała chrapliwie, wyciągając ręce. Spojrzała na Meredith i przeniosła wzrok na Matta, jakby patrzyła na niego po raz pierwszy od dawna. - Matt. – Powiedziała. – Pomóż mi. Proszę. Usilnie wpatrywała się w niego, koncentrując się i Bonnie zrozumiała, że wampir próbuje użyć mocy, żeby Matt uczynił, co ta chce. Nie działało – wyglądało na to, że nie jest na tyle silna jeszcze – po chwili przeniosła wzrok i wycofała się pod ścianę. - Beth, chcemy dać Ci szansę. – Matt powiedział do wampirzycy. – Wiesz, co stało się z Ethanem? Dziewczyna pokręciła głową z naciskiem, jej długie włosy latały wokół niej. Oczy zwróciła pomiędzy Meredith i tunelem za nią, sprawdzając boki. Meredith podążyła za nią, coraz bliżej, przyciskając włócznię do piersi wampira. - Nie możemy jej tak zabić. – Matt powiedział do Meredith, z desperacką nutką w głosie. – Nie jeśli są inne opcje. Meredith prychnęła z niedowierzaniem i jeszcze bardziej pochyliła się w stronę wampira – Beth, Matt zawołał ją – a ta wyszczerzyła zęby i zawarczała. - Poczekajcie sekundę – Zander powiedział i podszedł do nieprzytomnej ofiary Beth, odsuwając Bonnie. Zanim Bonnie zorientowała się, co się dzieje, Zander wyciągnął Beth z dala od Meredith, przyciskając ją do ściany tunelu. - Hej! – Meredith krzyknęła z oburzeniem i zmarszczyła brwi. Zander gapił się w oczy Beth, jego twarz była spokojna i poważna. Patrzyła na niego niespokojnie, miała ciężki oddech. - Wiesz, gdzie jest Ethan? – Zander zapytał niskim, spokojnym głosem,a Bonnie poczuła, jakby niewidzialny podmuch mocy przeleciał między nimi. W drugiej sekundzie, nieufna twarz Beth wyglądała jak opróżniona z emocji. - Ukrywa się w bezpiecznym domu, na końcu tunelu. – Powiedziała. Jej głos brzmiał, jakby była w półśnie, odłączona od swoich myśli. - Czy inne wampiry są z nim? – spytał Zander, skupiając wzrok na niej. - Tak. – Rzekła. – Wszyscy czekają tam na równonoc, kiedy nadzieje Ethana zostaną spełnione. Dwa dni, pomyślała Bonnie. Pozostali powiedzieli im, że Ethan chce
wskrzesić Klausa, Pierwotnego Wampira. Zadrżała na myśl o tym. Klaus był straszny, był najstraszniejszą rzeczą jaką kiedykolwiek widziała. Ale czy naprawdę mogli to zrobić? Ethan nie miał krwi Stefana i Damona, a nie mógł rzucić zaklęcia wskrzeszenia bez tego. Czy mógł? - Zapytaj ją, jaką mają ochronę. – Odezwała się Meredith. - Jest dobrze chroniony? – spytał Zander. Głowa Beth szarpnęła się do sztywnego ukłonu, jakby niewidzialny lalkarz pociągał za sznurki. - Nikt się do niego nie dostanie. – Odpowiedziała w tym samym sennym tonie. – Jest ukryty i każdy z nas odda swe życia, by go chronić. Meredith skinęła głową, wyraźnie ważąc jej słowa, by zadać następne pytanie, ale Matt wtrącił: - Możemy uratować ją? Ból w jego głosie, sprawił, że Bonnie drgnęła. - Może, jeśli nie byłaby taka głodna… Zander skupił się jeszcze mocniej na Beth i Bonnie znowu poczuła falę mocy od niego. - Chcesz ranić ludzi, Beth? – spytał cicho. Beth zachichotała, to był mroczny dźwięk, chociaż jej twarz zachowała dobrotliwy wyraz twarzy. Ten śmiech był pierwszymi emocjami, jakie pokazała od czasu, gdy Zander jakoś zaczarował ją, by mówiła prawdę. - Nie chcę ranić, chcę zabijać. – Powiedziała z ciężkim rozbawieniem w głosie. – Nigdy nie czułam się tak żywa. Zander cofnął się szybko, niczym zwierzę. W tym samym momencie Meredith skoczyła płynnie do przodu, jak strzała i wbiła włócznię w serce Beth. Po krótkim zgiełku, ciało Beth spadło na podłogę bez dźwięku. Sapanie Matta przerwało ciszę, pełen zaskoczenia, pełen bólu. Na kolanach Bonnie, ofiara Beth zaczęła się poruszać, odwracając głowę z jednej strony na drugą. Bonnie automatycznie poklepała go uspokajająco dłonią, którą nie trzymała kurtki przy jego szyi. - Już dobrze – powiedziała cicho. Meredith obróciła się wyzywająco do Matta. – Musiałam. – Powiedziała. Matt pochylił głowę, ugiął ramiona. – Wiem. – Odpowiedział. – Wierz mi. Wiem. Tylko…- Przystąpił z jednej stopy na drugą. – Ona była miłą dziewczyną, zanim to jej się przytrafiło. - Przepraszam. – Meredith powiedziała cicho, a Matt przytaknął, ciągle wpatrując się w ziemię. Wtedy Meredith odwróciła się do Zandera. – Co to było? – Spytała. – Jak zmusiłeś ją do mówienia?
Zander zaczerwienił się trochę. - Uhm, cóż. – Powiedział i wzruszył ramionami. – To rzecz, którą my Oryginalne wilkołaki potrafimy robić, jeśli trenujemy. Możemy sprawić, by ludzie mówili prawdę. Nie działa na wszystkich, ale pomyślałem, że warto spróbować. Bonnie spojrzała na niego pytająco. - Nie powiedziałeś mi o tym. – Rzekła. Zander opuścił się w dół na kolana i spojrzał na nią w poprzek nieświadomej ofiary Beth. Jego oczy były szeroko otwarte i szczere. - Przepraszam. – Powiedział. – Szczerze, nie myślałem o tym. To po prostu jedna z dziwacznych, małych rzeczy, które możemy robić. Wyglądało na to, że krwawienie nieświadomego gościa ustało, więc Bonnie usiadła na piętach. Zander uniósł brwi, patrząc na nią z nadzieją, a Bonnie uśmiechnęła się. Musiała się dowiedzieć, co znaczyły te inne ,,małe rzeczy”, pomyślała. - Wydaje się to być dosyć przydatne. – Powiedziała, obserwując jak twarz Zandera zrelaksowała się w radosnym i promiennym uśmiechu. Meredith odchrzaknęła. Nadal obserwowała Matta, jej oczy były pełne sympatii, ale jej głos był szorstki. - Musimy zebrać się wszyscy tak szybko, jak to możliwe. Jeśli Ethan nadal próbuje wskrzesić Klausa, musimy wymyśleć jakiś plan. Klaus. Kamień na podłodze tunelu pod kolanami Bonnie, nagle zaczął zamarzać. Klaus był mrokiem, przemocą i strachem. Obronili się przed nim w Fell’s Church tylko dzięki niezwykłej interwencji, duchów z Fell’s Church, które przyszły po niego. To nie było czymś, co mogliby znowu wykonać. Co teraz mogą zrobić? Bonnie zamknęła na chwilę oczy i poczuła zawroty głowy. Mogła wyobrazić sobie na żywo, jak ponad nimi wznosi się ciemność, ciężka i dławiacą, by ich pożreć. Coś złego nadchodziło. Rozdział 3 Elena splotła palce z palcami Stefano i zadrżała na ten mały dotyk. To było tak, jakby minęło dużo czasu od kiedy byli razem, tak dawno od kiedy była na tyle blisko Stefano, by móc go dotknąć. Cały ten wieczór spędziła przy jego boku, pocierając kciukiem jego przegub, owijając rękę wokół jego pasa, przesuwając palcem po jego obojczyku: każdy mały dotyk, na jaki mogła sobie pozwolić. Wszystko, by poczuć tę prostą, satysfakcjonującą rzeczywistość ze Stefano, tutaj z nią, w końcu. Była ciepła, przyjemna noc, a pod stopami mieli miękki mech. Wiatr szeleścił liściami drzew wokół nich, a poprzez szereg drzew mogła zobaczyć
niebo pełne gwiazd. Miała wszelkie elementy potrzebne do romantycznego spaceru po lesie, z wyjątkiem faktu, że poszukiwali krwiożerczych wampirów. - Nie wyczuwam niczego. – Powiedział Stefano. Jego ręka mocno i uspokajająco oplatywała jej talię, ale jego ciemnozielone oczy nadal patrzyły w dal i Elena wiedziała, że używa swojej mocy, by przeskanować teren. - Żadnego wampira i nikogo z bólem, czy przestraszonego, tak daleko jak tylko mogę powiedzieć. Nie sądzę by ktokolwiek tu był. - Poszukajmy jeszcze. Tak na wszelki wypadek. – Odpowiedziała Elena. Stefano przytaknął. Moc przeszukiwania Stefano miała pewien limit: ktoś silniejszy od niego, mógł ukryć swoje czyny; kogoś znacznie słabszego mógłby nie wziąć pod uwagę. I niektórych stworzeń, jak wilkołaków, mógłby nie wyczuć wcale. - Wiem, że nie powinnam o tym myśleć, po tym wszystkim, co się stało, ale jedyne czego chcę, to byś sam na sam z Tobą. – Elena przyznała cicho. – Rzeczy dzieją się tak szybko. Jeśli Ethan sprowadzi Klausa… czuję, że możemy nie mieć więcej czasu. Stefano puścił dłoń Eleny, i dotknął jej twarzy delikatnie, jego palce przesuwały się po jej policzkach, po linii jej brwi, kciukiem przejechał po jej ustach. Jego oczy pociemniały z namiętnością i uśmiechnął się. Wtedy pocałował ją, na początku miękko. - Oh. – Elena jęknęła wtedy. – Tak. Jakby czekał na jej potwierdzenie, jego pocałunki stały się coraz bardziej namiętne. Delikatnie wplótł rękę w jej włosy, i wtedy ruszyli do tyłu,dopóki nie docisnął ją do drzewa. Szorstka kora drapała ją w ramiona, ale Elenę nie obchodziło to; pocałowała Stefano zaciekle i zachłannie. To w porządku, Elena pomyślała. Tak jakby znaleźć się w domu.I poczuła potwierdzenie Stefano oraz siłę jego miłości. Tak, pomyślał, i więcej. Ich umysły były połączone i Elena zrelaksowała się czując to znajome uczucie, znając myśli i emocje Stefano. Była tam miłość – solidna, stała miłość – i nie było bólu, czy żalu po momencie, kiedy się zagubili. Najsilniejsze ze wszystkiego było radosne poczucie ulgi. Nie wiem, jak miałbym żyć bez Ciebie, Stefan przesłał jej w myślach. Nie mógłbym żyć wiecznie, wiedząc, że nie jesteś moja. Myśl o wieczności sprawiła, że Elena drgnęła w niepokoju. Z wyjątkiem śmierci spowodowanej przez przemoc, wieczność była przeznaczona Stefano. On jest młody i piękny, zawsze będzie osiemnastolatkiem. A Elena? Czy zestarzeje się i umrze z wiecznie młodym Stefano u jej boku? Nie wątpiła, że zostanie z nią, choćby nie wiadomo co.
Były inne możliwości. Raz już była wampirem i cierpiała odseparowana od jej ludzkich przyjaciół i rodziny, oddzielona od żywego świata. Wiedziała, że Stefano nie życzy jej takiego życia. Ale to była jakaś opcja, o której nie rozmawiali nigdy. Jej umysł dotknął pewnej butelki ukrytej z tyłu w szafie, w jej domu i zawstydziła się ponownie. Ona ukradła jedną butelkę wiecznego życia Strażnikom, gdy z przyjaciółmi była w Mrocznych Wymiarach. Jej istnienie oferowało Elenie wybór, który zawsze był na krawędzi w jej umyśle. Ale nie była jeszcze gotowa na zakończenie jej śmiertelnego życia. Jeszcze nie. Nadal rosła, nadal się zmieniała. Czy osoba jaką była teraz, była naprawdę tą jaką Elena chciała zostać przez resztę życia? Miała kilka niedoskonałości, więc jeszcze nie skończyła. Wypicie wody wiecznego życia, lub zostanie wampirem, były drzwiami, których Elena nie była jeszcze gotowa zatrzasnąć. Chciała zostać człowiekiem. Bolało ją wewnątrz to: Czy była teraz człowiekiem, jeśli miała zostać Strażnikiem? Wszystko to rozważała w prywatnym kącie jej umysłu, podczas gdy większość z niej skupiała się na słodkich ustach Stefano, ciała naprzeciwko niej i stałej nici miłości pomiędzy nimi. Trochę jej emocji musiało dotrzeć do Stefano, ponieważ odpowiedział. Cokolwiek zechcesz, Eleno. Przesłał jej delikatnie i uspokajająco. Będę z Tobą. Zawsze. Tak długo jak będzie trzeba. Wiedziała, że to oznacza, iż Stefano zrozumie nawet jeśli zdecyduje wieść normalne życie, zestarzeć się i umrzeć. I był powód do zrobienia tego. Stefano i Damon stracili coś poprzez to, że nie zestarzeją się i nigdy nie zmienią. Widzieli, że ta część ludzkiego życia dla nich przeminęła. Ale jakby mogłaby spojrzeć sobie w twarz, rezygnując ze Stefano. Nie mogła sobie wyobrazić ponownego umierania i zostawienia go samego. Elena przycisnęła plecy mocniej do drzewa i pocałowała mocniej Stefano, czując się bardziej żywiej poprzez małą domieszkę bolesnego kontrastu wrażeń. Wtedy się odsunęła. Ukrywała tak dużo przed Stefano, od kiedy wróciła z Wymiarów. Nie miała zamiaru podążać tą ścieżką, nie mogła być z nim, podczas gdy ukrywała przed nim sporą część swojego życia. - Jest coś o czym muszę Ci powiedzieć. – Powiedziała. – Musisz wiedzieć wszystko. Nie mogę….nie mogę ukrywać rzeczy przed Tobą, nie teraz. Stefano zmarszczył brwi pytająco, a ona spuściła wzrok na dłonie na jego koszuli i skręciła nerwowo tkaninę. - James powiedział mi coś wczoraj, przed walką. – Wyrzuciła z siebie. – Nie jestem tym, kim myślałam, że jestem, nie do końca. Strażnicy wybrali moich rodziców – to oni stworzyli mnie – mieli oddać mnie, gdy osiągnę wiek dwunastu lat, by stać się Strażnikiem. Moi rodzice odmówili i dlatego zginęli. To nie był przypadkowy wypadek. Strażnicy zabili ich. I teraz wiedząc o tym, mam
zostać jedną z nich? Stefano przez chwilę patrzył na nią zaskoczony, a potem na jego twarzy pojawiło się współczucie. - Och, Elena. – Powiedział, i przyciągnął ją bliżej do siebie, chcąc ją pocieszyć. Elena zrelaksowała się, opierając się o jego pierś. Dzięki Bogu , Stefano rozumiał, że pomysł bycia Strażnikiem, nie był powodem do świętowania, nawet jeśli miał przynieść jej nowe moce. - Pomogę Ci. – Stefano rzekł. – Jeśli chcesz spróbować targować się z nimi, czy walczyć, lub przez to przejść. Cokolwiek zechcesz. - Wiem. – Odpowiedziała Elena, przytłumionym głosem, wtulając twarz w jego ramię. Nagle poczuła, jak ciało Stefano naprężyło się i uświadomiła sobie, że on rozgląda się. - Stefano? – spytała. Patrzył w dal, ponad jej głową, usta miał zaciśnięte i czujny wzrok. - Przepraszam, Eleno. – Powiedział, odsuwając od siebie Elenę i napotkał jej wzrok.- Będziemy musieli o tym porozmawiać później. Poczułem coś. Czyjś ból. I teraz, gdy wiatr się zmienił, myślę, że czuję krew. Elena uspokoiła swoje emocje, zmuszając się z powrotem do spokojnej racjonalności. Wszystko to, wszystkie jej problemy i pytania, mogły poczekać. Mieli robotę do wykonania. - Gdzie? – spytała. Stefano wziął rękę Eleny i poprowadził ją dalej w zarośla. Drzew było tu więcej więc ukrywały gwiazdy, przez to potykała się o korzenie i kamienie w ciemności. Stefano przytrzymał ją kierując w odpowiednią stronę. Chwilę późn iej wpadli na inną polanę. Zajęło Elenie kilka sekund, by dostosować oczy, aby zobaczyć ciemny kształt, w którego stronę ostrożnie zamierzał Stefano. Skulone ciało leżało na ziemi. Rzucili się na kolana obok niego, i Stefano ostrożnie wyciągnął rękę, delikatnie odwracając osobę. Ciało ciężko opadło na plecy. Dziewczyna. Zrozumiała Elena. Dziewczyna w jej wieku, z pustą i bladą twarzą. Złote włosy lśniły w świetle gwiazd. Krew była na jej gardle. - Żyje? – Spytała, szepcząc. Dziewczyna nadal tak leżała. Stefano dotknął policzka dziewczyny, a następnie ostrożnie przesunął palcami po jej szyi, poniżej strużki krwi, nie dotykając czerwonego płynu. - Żyje. – Powiedział, a Elena odetchnęła z ulga. – Ale straciła dużo krwi. - Zabierzmy ją lepiej do kampusu. – Powiedziała Elena. – Powiemy innym, że wampiry polują w lesie. Potem wrócimy i dowiemy się kto to zrobił.
Stefano patrzył w dół na rany dziewczyny, jego usta były wykrzywione w nieczytelnym wyrazie. - Eleno, nie sądzę, że to był wampir Ethana. – Powiedział niepewnie. - Co masz na myśli? – Spytała zmieszana Elena. Korzeń uwierał ją w kolana, przesunęła się by poczuć się bardziej komfortowo, przyciskając dłoń do ziemi. – Kto jeszcze mógłby to zrobić? Stefano zmarszczył brwi i delikatnie dotknął ponownie szyi dziewczyny, nadal uważając, by nie wejść w kontakt z krwią. - Spójrz na ślady. – Powiedział. – Wampir, który to zrobił był wściekły i nieostrożny, ale doświadczony.Ugryzienie jest czyste i w perfekcyjnym miejscu, tak by wziąć maximum ilości krwi bez zabijania ofiary. Pogładził delikatnie włosy dziewczyny, jakby chciał ją pocieszyć. Wyglądał jakby coś go bolało, miał zacisnięte usta i zmarszczone brwi. - Eleno, zrobił to Damon. – Powiedział. Wszystko w Elenie się skręciło, pokręciła głową aż zafalowały jej włosy. - Nie. – Powiedziała. – Nie zostawiłby kogoś na śmierć w lesie. Stefano wpatrywał się w nią, a ona instynktownie wyciągnęła dłoń, by dotknąć jego ramienia i próbując go pocieszyć. Przymknął oczy na chwilę i pochylił się do niej. - Po pięciuset latach, potrafię rozpoznać ugryzienia Damona. – Powiedział smutno. – Czasami wydaje się, że Damon się zmienił. Ale on nie zmienił się. Powaga słów Stefano uderzyła w niego tak mocno, jak i w Elenę, która skuliła się w jego ramionach. Przez chwilę Elena nie mogła oddychać, przełknęła ślinę, poczuła się chora a w głowie wirowało. Damon? Obraz pojawił jej się przed oczyma: Bezdenne, ciemne oczy Damona, gorące z wściekłości, ostre od goryczy. I bardziej miękkie, cieplejsze, kiedy spoglądał na nią lub na Stefano. Twarda kula zaprzeczenia powstała w jej piersi. - Nie. – Powiedziała, patrząc na Stefano powtórzyła to mocniej. – Nie. Damon cierpi z naszego powodu - przeze mnie. Stefano przytaknął niemalże niezauważalnie. - Nie zrezygnujemy z niego. Zmienił się, zrobił tyle dla nas, dla nas wszystkich. Jemu zależy, Stefano i możemy go z tego wyciągnąć. Nie zabił jej. Nie jest za późno. Stefano słuchał jej uważnie i po chwili wyciągnął rękę ze znużeniem na twarzy, widać było, że ma jakieś rozwiązanie. - Musimy zatrzymać to w sekrecie. – Powiedział. – Meredith i pozostali nie mogą się dowiedzieć, co Damon zrobił. Elena pamiętała wyraz twarzy Meredith, kiedy dzierżyła swoją włócznię, i przełknęła ślinę. Łowca w Meredith nie zawaha się zabić Damona, jeśli uzna, że
jest zagrożeniem dla niewinnych ludzi. - Masz rację. – Powiedziała słabo. – Nie możemy powiedzieć nikomu. Sięgając po ciało nieprzytomnej dziewczyny, Stefano ponownie uścisnął dłoń Eleny. Ścisnęła jego dłoń mocno, jej oczy napotkały jego w cichym milczeniu. Będą pracować razem; oni ocalą Damona. Wszystko będzie dobrze. Rozdział 4 Elena nie powiedziała nikomu o dziewczynie, którą znaleźli w lesie. Ona i Stefano potrząsnęli dziewczyną, wylali na jej twarz zimną wodę próbując ją obudzić tak, żeby nie było potrzeby zabierania jej do szpitala. Krew przesiąkała przez bandaże, które założyli na rany dziewczyny. - Damon ugryzł ją zbyt głęboko. – Powiedział Stefano i w końcu nakarmił ją krwią ze swojego nadgarstka aby ją uzdrowić, skrzywił się przy tym. Elena wiedziała, że nie czuł się dobrze robiąc to: wymiana krwi była zbyt intymna, dla Stefano oznaczała miłość, ale co innego mogli zrobić? Nie mogli pozwolić jej umrzeć. Gdy dziewczyna w końcu odzyskała przytomność, Stefano zmusił ją aby zapomniała o tym, co się stało i razem z Eleną pomógł dziewczynie wrócić do jej pokoju w bractwie. W czasie, gdy ją odstawiali, było już blisko świtu, a dziewczyna cała zaczerwieniona na twarzy, chichotała pewna, że wyszła wypić coś w tę fantastyczną noc. Wróciwszy do swego pokoju w akademiku, Elena próbowała zasnąć, ale nie zbyt jej to wychodziło. Szarpnęła czystą, lnianą pościelną i odwróciła się myśląc z frustracją o tym, co rzekł Stefano: Damon to zrobił, i stłumiony błysk paniki, gdy powiedział: Musimy zachować to w sekrecie. Wiedziała, że Damon nadal karmi się na ludziach, udawało jej się jednak o tym nie myśleć. Ale nie robił żadnych poważnych uszkodzeń przez dłuższy czas. Teraz użył swojej mocy, by przekonać tę ładną dziewczynę aby dała mu swoją krew z własnej woli, a potem zostawił ją z mglistym wspomnieniem spędzonego wieczoru z czarującym i tajemniczym człowiekiem z włoskim akcentem. Jeśli tak zrobił. Czasami po prostu ofiary mają dziurę w pamięci. I na pewno, to było złe. Elena wiedziała o tym, nawet jeśli Damon tego nie zrobił. Dziewczyna nie była przy zdrowych zmysłach. Pożywił się nią, a jego ofiary zazwyczaj niewiele po tym rozumieją. Elena była pewna, że jeżeli to przytrafiłoby się jej, czy Bonnie, lub komukolwiek na kim jej zależy, byłaby tym przerażona i zdegustowana. Ale była w stanie zignorować fakty, znając wynik końcowy – Damon był usatysfakcjonowany, jego ofiara pozornie wyszła bez szwanku – który wydawał się być dosyć łągodny. Tylko, że tym razem wyraźnie nie był ostrożny z dziewczyną, nawet nie
sprawił by było to dla niej łatwiejsze i mniej bolesne. Krwawiła, porzucona samotnie w lesie, a kiedy się w końcu obudziła, krzyczała. Elena wzdrygnęła się na to wspomnienie, chora z poczucia winy. Czy mogła zignorować tę smutną rzeczywistość? Może Damon atakował ludzi przez ten cały czas i ukrywał to przed nią, a bajeczka o nieświadomej, szczęśliwej ofierze, mającej tylko zawroty głowy, była kłamstwem. A może zmienił się teraz i to była jej wina. Czy Damon zrobił to w gniewie, ponieważ Elena wybrała Stefano? Elena próbowała jeszcze raz skontaktować się z Damonem, ale gdy dzwoniła znowu usłyszała sygnał poczty głosowej, dlatego nacisnęła przycisk ,,zakończenia połączenia” w telefonie. Wydzwaniała do Damona cały ranek i zostawiła mu kilka wiadomości, ale on nie odebrał ich i nie oddzwonił. - To był Stefano? – Spytała Bonnie, wychodząc z łazienki, z ręcznikiem na głowie. Czerwone kosmyki zwijały się dziko na jej twarzy we wszystkich kierunkach. – Jest już w drodze? - Wszyscy powinni być tu za kilka minut. – Odpowiedziała Elena, nie prostując założenia Bonnie. Zdecydowali spotkać się dzisiaj, aby zacząć planować ich możliwość obrony przeciwko wampirom z towarzystwa Vitale, i spróbować rozgryźć jak powstrzymać ich przed wskrzeszeniem Klausa. I wkrótce wszyscy (oprócz Damona) pojawili się: Meredith siedziała na jej łóżku, jej szare oczy spoczywały na łowieckim nożu, który ostrożnie ostrzyła; Matt, nadal blady, siedział skulony na krześle przy biurku Eleny; Bonnie i Zander siedzieli przytuleni na łóżku Bonnie, wyglądali uroczo i byli zadowoleni z tej nowej miłości, mimo powagi całej sytuacji. Kiedy Elena spojrzała na nich, Zander szeptał coś na ucho Bonnie, aż ta się zarumieniła. Stefano dołączył do Eleny siądając na jej łóżku i biorąc jej dłoń w swoją. Nadal , mimo roku bycia razem, poczuła prąd ekscytacji przepływający z jej ręki wprost do serca. Elena zapatrzyła się na niego przez moment, szukając jakiś znaków, że jest zdenerwowany czy smutny z powodu wczorajszej nocy, i zastanawiając się czy udało mu się porozmawiać z Damonem, ale nic takiego nie zauważyła. - Okej, wszyscy. – Powiedziała Meredith, przesuwając kciukiem po długim, zaostrzonym nożu. – Wiemy, że Ethan się ukrywa. - Czekaj. – Elena powiedziała. – Jest coś o czym muszę wam powiedzieć. Oczy Stefano spojrzały na nią jasno i twardo, a ona zrozumiała, że niepokoi się. Sekret o Damonie sprawił, że zesztywniał. - Um. – Powiedziała, czując się dziwnie nerwowo. Pamiętała, jak oni wszyscy czuli się przy spotkaniu z zimnymi Strażnikami
w Mrocznych Wymiarach, tych którzy zabrali jej moce ( to było bolesne – nie mogła zapomnieć tego bólu, gdy odcinali jej skrzydła) i tych którzy odmówili sprowadzenia Damona z powrotem do życia. Ale zacisnęła szczekę z dumą, uporem i kontynuowała dalej. – Dowiedziałam się, że jestem Strażnikiem. – Powiedziała stanowczo. Zapanowało puste milczenie. W końcu Zander przełamał ciszę. - Strażnikiem czego? – Spytał niepewnie, zerkając na Bonnie i oczekujac wyjaśnienia. Bonnie zmarszczyła brwi, machnęła ręką w powietrzu, jakby gestem określając obszar tego. - Wszystkiego, właściwie. – Powiedziała niejasno. – Jeśli Elena ma na myśli Strażników ,Strażników. Spojrzała na Elenę szukając potwierdzenia, a ta przytaknęła głową. - Są tymi okropnymi kobietami – przynajmniej wyglądają, jak kobiety – których przeznaczeniem jest utrzymanie rzeczy w świecie w taki sposób, w jaki powinno się wszystko dziać. Właściwie to nie rozumiem, jak Elena może być jedną z nich. One nie żyją tutaj. Raczej w takim alternatywnym wymiarze. Nie są prawdziwymi ludźmi. Nie sądzę. Odwróciła się w stronę Eleny, jej twarz była otwarta i zmieszana. - Co miałaś na myśli? – spytała. Elena patrzyła w dal, gapiąc się w ścianę, byle nie na nią. Czuła jakby skóra na jej twarzy napinała się, a oczy płonęły. - James – mój profesor od historii – znał moich rodziców, gdy byli w collegu. Był bardzo blisko nich. – Rzekła do przyjaciół, zmuszając się do wytrzymania z tym, co ma do powiedzenia. – Powiedział mi, że zgodzili się aby mieć dziecko, które będzie Strażnikiem na Ziemi. Dodał, że w wieku dwunastu lat, miałam zostać zabrana by trenować się w roli Strażnika, ale moi rodzice nie chcieli mnie oddać. Jej głos zadrżał trochę, wpatrywała się twardo na obrazek Mattise, który powiesiła nad łóżkiem. Wtulając się w ramię Stefano poczuła się bardziej komfortowo, zaczerpnęła trochę solidarności z jego ciała, nie patrzyła na nikogo. Następnie Meredith, która siedziała obok niej, chwyciła swoją wąską dłonią jej rękę. Za chwilę Bonnie również wcisnęła się na łóżko i popatrzyła na Elenę szeroko otwartymi, brązowymi oczami z sympatią. - Jesteśmy po Twojej stronie, wiesz o tym Eleno. – Meredith powiedziała spokojnie, a Bonnie przytaknęła. - Siostrzane prawo, racja? – Rzekła, a Elena delikatnie się uśmiechnęła na wspomnienie ich starego, prywatnego żarciku. – Jeśli Strażnicy zabiorą jednego
z nas, zabiorą wszystkich z nas. Nawet mimo tego, że są straszni. Będziemy się bronić przed nimi. Elena wydała z siebie krótki, pół-histeryczny śmiech. - Dzięki. – Powiedziała. – Serio. Ale nie sądzę, by istniał jakiś sposób na wydostanie się z tego. Nawet nie wiem, właściwie, co oznacza bycie Strażnikiem na Ziemi. - Więc to pierwsza rzecz, której musimy się dowiedzieć. – Meredith rzekła roztropnie. – Alaric przyjeżdża w ten weekend. Może on coś będzie wiedział lub będzie w stanie odkryć coś na temat historii Ziemskich Strażników. Alaric to bardziej-lub-mniej narzeczony Meredith, który pracuje nad doktoratem na studiach o kierunku paranormalnym, a jego różne kontakty, często im się przydawały. - Wymyślimy coś, Eleno. – Obiecała Bonnie. Elena zamrugała, by powstrzymać łzy. Bonnie i Meredith zbliżyły się do siebie, zamykając się w krótkim uścisku na chwilę, choć Stefano nadal silnie trwał przy niej. Zawsze mogła polegać na tym, że spotkają się w trójkę, gdy jedna z nich była zagrożona. Uważały na siebie, ponieważ najgorsze co im się przytrafiło to była szkoła podstawa i średnia, a także znęcający się nauczyciele. Stefano przycisnął ją bliżej do siebie. Z miejsc, w których siedzieli Matt i Zander płynęły identyczne sygnały współczucia i sympatii. Meredith miała rację: Elena nie była sama. Wypuściła powietrze i rozluźniła ramiona, uwalniając w ten sposób kilka trosk, które miała, od kiedy James opowiedział tajemnicę na temat jej narodzin. - Cieszę się, że Alaric przyjeżdża. I to dobry pomysł, by spytać go, czy może znaleźć coś o tym. Może James może także powiedzieć nam coś więcej. – Powiedziała. Wsunęła kosmyk za ucho, rozmyślając. – Właściwie, teraz będzie bardziej chętny do powiedzenia czegoś więcej. Wiedział o tym, od kiedy się urodziłam. Miał dwadzieścia lat aby dowiedzieć się czegoś pożytecznego. Poklepała swoje dłonie i spróbowała odsunąć swoje obawy na bok. - Teraz, powinniśmy skupić się na Ethanie i jego wampirach. Poczuła, że stara Elena wraca, stanowcza i energiczna, gotowa aby planować. Stefano ścisnął jej kolano, zeskakując z łóżka. - Dzisiaj mamy ostatnią szansę, by powstrzymać Ethana. – Powiedział, stając na środku pokoju i patrząc na nich wszystkie poważnie. Jego twarz obserwowała ich intensywnie, a jego zielone oczy błyszczały. – Jutro jest równonoc, podczas której królestwo umarłych łączy się z żywym światem, który jest wtedy słaby i bezbronny. Właśnie dlatego będą wtedy próbować wskrzesić Klausa. Meredith, jak tam nasza sytuacja jeśli chodzi o broń?
Meredith także wstała i otworzyła szafę, i wyjęła z niej kilka toreb z bronią: specjalną włócznię łowyczni z kolcami różnych materiałów – od srebra i osiki po drobne hipotermiczne igły, które działały na wszystkie stworzenia z którymi musiała walczyć. Wyciągnęła też zbiór noży o różnych rozmiarach - od długiego srebrnego sztyletu do cienkiego, praktycznego noża do noszenia w cholewce w buta, wszystkie ostre jak brzytwa - maczety, maczugi, topory, shurikeny i wiele innych rzeczy, których Elena nie mogła nawet nazwać. - Wow. – Powiedział Zander, który położył się na brzuchu, na łóżku Bonnie, i patrzył na to wszystko. Spojrzał na Meredith, jakby z nowym szacunkiem i odrobiną niepokoju.- Jesteś, jak jednoosobowa armia. Meredith zarumieniła się. - Nie wszystko musi być przydatne – powiedziała – ale ja lubię być przygotowana. – Wyciągnęła drewniany kufer z szafy. – I mam to. Alaric pomógł mi zebrać to wszystko zanim szkoła się zaczęła. Otworzyła kufer z na wpół przepraszającym spojrzeniem rzuconym Stefano, który wzdrygnął się i cofnął do tyłu, z dala od tego. Elena wyciągnęła szyję, by to zobaczyć. Wyglądało na to,że był tam pewien rodzaj rośliny, który wypełniał pudło po brzegi. Och. Skrzynia wypełniona była werbeną. Prawdopodobnie było jej na tyle wystarczająco by obezwładnić całą armię wampirów, gdyby tylko udało im się znaleźć sposób jak ich tym natrzeć albo żeby je zjedli. Przynajmniej będą w stanie ochronić się przed zauroczeniem. - Dobrze. – Stefano powiedział raźniej, odzyskując równowagę po jego gwałtownej reakcji na werbenę. – To powinno się przydać. Teraz, Matt co mógłbyś powiedzieć nam na temat podziemnych tuneli. Elena poczuła się trochę dumna, kiedy Stefano odwrócił się do Matta, prosząc by szybko naszkicował im, co zapamiętał i co słyszał o zabezpieczeniach domu Vitale i sieci tuneli. Stefano skinął głową i zadawał pytania, delikatnie pomagając pamięci Matta, zachęcając go do przypomnienia sobie najmniejszych szczegółów. Matt otworzył szeroko oczy, jego głos urósł w siłę, kiedy Stefano zadawał pytania, jakby próbował poskładać sobie w całość ten obraz. Stefano się zmienił. Kiedy po raz pierwszy przybył do Fell’s Church był taki cichy i zdystansowany, unikając jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi otaczających go. Czuł, że Elena wiedziała, jak czuł się chory, kiedy nie mógł przebywać pośród śmiertelników nie rozprzestrzeniając śmierci i rozpaczy. Teraz zachowywał się naturalnie, jak lider. Kiedy poczuł oczy Eleny na sobie, spojrzał na nią, i posłał jej mały uśmiech, specjalnie tylko dla niej. Wiedziała, że ta zmiana była spowodowana tym co czuł do niej i wszystkim tym, co się wydarzyło w ciągu
ostatniego roku. Oczywiście, cokolwiek zrobił Damon – nawet jeśli tonął teraz w przemocy z powodu Eleny - tutaj, z Stefano mogła znaleźć coś z czego mogłaby być dumna? - Nie moglibyśmy zrobić coś z tą całą werbeną? – Bonnie spytała nagle. – Coś jak spalenie jej, zrobienie gazu jakiegoś i wypełnienie tunelu dymem. Jeśli zablokujemy inne wyjścia, wszystkie wampiry zostaną w domu. Możemy uwięzić ich i spalić dom, albo w ostateczności wejść tam po nich. - To dobry pomysł, Bonnie. – Stefano rzekł. Zander zgodził się z entuzjazmem i twarz Bonnie rozjaśniła się. To było zabawne, Elena pomyślała, zawsze uważali Bonnie jako najmłodszego członka grupy, tego, którego trzeba chronić, a tak naprawdę nie była nim; nie była nim od dłuższego czasu. - Jakie inne zasoby mamy? – Stefano zapytał w zamyśleniu, chodząc tam i z powrotem po pokoju. - Mogę załatwić chłopaków do pomocy. – Zasugerował Zander. – Pracowaliśmy nad Towarzystwem Vitale od jakiegoś czasu. Nie będziemy tak silni, jak bylibyśmy podczas pełni, i nie wszyscy z naszej dziesiątki potrafią się przemieniać bez pełni księżyca. Ale razem pracujemy całkiem nieźle… - Jego głos się urwał. – Jeśli nas zechcesz. – dodał. – Wiem, że nie czujesz się całkiem komfortowo z wilkołakami i szczerze mówiąc, to nie jesteśmy wielkimi fanami wampirów. Bez urazy. – Spojrzał od Stefano do Meredith, która nadal trzymała nóż na kolanach. Meredith, oczywiście była tym, która była najbardziej przeciw przyłączeniu się stada wilkołaków do ich grupy. Bonnie zapewniła ich, że paczka Zandera jest inna niż wilkołaki, które spotkali do tej pory – że byli dobrzy, bardziej jak psy strażnicy, niż dzikie zwierzęta. Ale Meredith była zobowiązana do polowania na potwory. Teraz powoli skinęła głową do Zandera i powiedziała tylko: - Możemy skorzystać z każdej pomocy, jaką możemy mieć. Bonnie i Meredith spojrzenia skrzyżowały się przez pokój, i usta Bonnie rozciągnęły się w maleńkim, zadowolonym uśmieszku. - Mówiąc o każdej pomocy, jaką możemy mieć. –Powiedziała Meredith. – Gdzie jest Damon? – Spojrzała od Eleny do Stefano, gdy nie odpowiedzieli natychmiastowo. – To czas, kiedy możemy naprawdę go wykorzystać. Powinnaś zadzwonić do niego i włączyć go do naszego planu. Jej twarz wyrażała sympatię, ale była zdeterminowana i Elena zrozumiała, że Meredith myśli, iż wahają się z powodu tego, że prawie umawiała się z Damonem, podczas gdy zerwała ze Stefano. Gdyby tylko Meredith znała prawdę, pomyślała, ale nie może się nigdy dowiedzieć. Stefano i ja musimy utrzymać Damona w bezpieczeństwie.
- Może możesz do niego zadzwonić, Eleno? – Bonnie spytała niepewnie. Oczy Eleny i Stefano spotkały się. Twarz Stefano była pusta i pełna kontroli znowu, a Elena nie widziała najmniejszego pękniecia w tej masce, gdy przerwał swobodnie i płynnie. - Nie. Ja zadzwonię do Damona. I tak muszę z nim porozmawiać. Elena przygryzła wargę i przytaknęła. Chciała zobaczyć Damona dla siebie samej – była zdesperowana by go zobaczyć aby sprawdzić, co z nim nie tak, chcąc go naprawić. – ale nie odbierał jej telefonów. Może Damon potrzebował teraz trochę przestrzeni od Eleny. Miała nadzieję, że ostatecznie, Stefano uda się do niego dotrzeć. Rozdział 5 Kiedy Stefano zapukał do drzwi apartamentu Damona, ten otworzył je niemal natychmiastowo, spojrzał na brata i próbował zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. - Stop – Powiedział Stefano, wsuwając ramię między drzwi. – Musiałeś wiedzieć, że się zjawię. - Wiedziałem, że będziesz się dobijał do drzwi, a jak nie, to znajdziesz inny sposób, jeśli nie odpowiem. – Odpowiedział wściekle. – Więc odpowiadam. Teraz idź stąd. Damon wyglądał na rozbitego. Nic nie mogło pozbawić go szlachetnych rysów twarzy, ale tym razem były napięte i wynędzniałe, a skóra na policzkach biała. Jego usta były blade, ciemne oczy przekrwione, a jego zazwyczaj eleganckie włosy potargane. Stefano zignorował jego słowa i podszedł bliżej brata, próbując sprawić, by ich wzrok się spotkał. - Damon. – Powiedział. – Znalazłem dziewczynę w lesie ostatniej nocy. Nikt kto nie znał Damona tak długo i dobrze jak Stefano – a także nikt poza Stefano – nie wychwyciłby tych kilku sekund bezruchu zanim twarz Damona przybrała wyraz chłodnej pogardy. - Przyszedłeś dawać mi kazania, młodszy braciszku? – Spytał. – Obawiam się, że nie mam teraz czasu, ale może w innym dniu? Może w następny weekend? Przesunął wzrokiem po Stefanie, a następnie lekceważąco spojrzał w inną stronę. Stefano po prostu czuł się znowu jak dziecko, które wróciło do domu po tych wszystkich wiekach, a jego odważny, uroczy, podły i irytujący starszy brat ustawił go do pionu. - Nadal żyła. – Powiedział stanowczo. – Zabrałem ją do domu. Wszystko z nią w porządku. Damon wzruszył ramionami.
- Jak to miło z Twojej strony. Zawsze odgrywasz rycerza. Ręka Stefano wystrzeliła i chwyciła dłoń Damona. - Cholera, Damon! – powiedział sfrustrowany – przestań pogrywać ze mną. Przyszedłem tu powiedzieć Ci, że powinieneś być ostrożniejszy. Gdybyś zabił tę dziewczynę, mógłbyś zostać złapany przy niej. Damon mrugnął na niego. - To o to Ci chodzi? – spytał, jego głos zaczynał brzmieć, co najmniej wrogo. – Chcesz żebym był ostrożniejszy? Nie masz nieodpartej chęci skarcenia mnie, braciszku? Postraszenia mnie, może? Stefano westchnął i oparł się o futrynę, jego cierpliwość była na wyczerpaniu. - Czy besztanie Cię pomoże? – spytał. – Lub straszenie? To nigdy wcześniej nie działało. Po prostu nie chcę, żebyś zabił kogokolwiek. Jesteś moim bratem i potrzebujemy się nawzajem. Twarz Damona ponownie się wykrzywiła, a Stefano rozważał jego wcześniejsze słowa. Czasami mówienie do Damona było, jak chodzenie po polu minowym. - Potrzebuję Cię w każdym bądź razie. – powiedział. – Ocaliłeś mi życie. W razie gdybyś nie zauważył, zrobiłeś wiele przez ostatni rok. Damon oparł się po przeciwnej stronie ściany i studiował, co powiedział Stefano, wyglądał na zamyślonego , ale nadal milczał. Żałując, że nie wie, o czym myśli, Stefano wysłał wiązkę mocy, próbując wyłapać jego nastrój, ale Damon tylko szyderczo prychnął, zamykając się przed nim. Stefano pochylił głowę i potarł grzbiet nosa, wsuwając go między kciuk a palec wskazujący. Zawsze tak będzie, jak teraz, przez następne długie wieki razem? - Spójrz. – rzekł. – I tak dużo dzieje się z innymi wampirami w kampusie i bez Ciebie i Twojego polowania. Ethan nadal żyje, i planuje jak sprowadzić Klausa jutrzejszej nocy. Brwi Damona zmarszczyły się na chwilę, ale zaraz wygładziły. Jego twarz mogłaby być wyrzeźbiona w kamieniu. - Nie uda nam się go powstrzymać bez Ciebie. – Stefano kontynuował, jego usta drżały. Ciemne oczy Damona wyglądały na puste, a potem uśmiechnął się tym swoim najwspanialszym, najbardziej czarującym uśmiechem. - Sorry – rzekł. – Nie jestem zainteresowany. - Co? – Stefano poczuł się, jakby ktoś kopnął go w brzuch. Oczekiwał po Damonie, sarkazmu i chęci do obrony. Ale po tym, jak Damon ocalił go przed Ethanem, ostatnią rzeczą jakiej oczekiwał po nim, była obojętność. Damon wzruszył ramionami, prostując się i poprawiając swoje ubranie,
strzepnął wyimaginowany pyłek z przodu czarnej koszuli. - Mam dość – powiedział, zwyczajnym tonem. – Wtrącanie się w sprawy Twoich ludzkich zwierzaczków jest już dla mnie nieaktualne. Jeśli Ethan sprowadzi Klausa, może się z nim dogadywać. Wątpię, czy to się skończy dobrze dla niego. - Klaus będzie pamiętał o tym, że go zaatakowałeś. – Powiedział Stefano. – Przyjdzie po Ciebie. Unosząc jedną brew, Damon uśmiechnął się ponownie, szybko, dziko obnażając jego białe zęby. - Spodziewam się, że będę dla niego priorytetem, mały braciszku. – Rzekł. To była prawda, Stefano pamiętał. W tej ostatniej, ohydnej bitwie z Klausem, Damon wbił stary kołek z popiołem z białego dębu, powstrzymując go przed zadaniem ostatecznego ciosu Stefano. Ale to nie on był odpowiedzialny za śmierć Klausa. Stefano też był przygotowany do walki i zrobił wszystko, co mógł by go zabić. Koniec końców, on też zawiódł. To była Elena, która sprowadziła armię umarłych przeciwko Pierwotnemu wampirowi, która go zabiła. - Elena. – Powiedział Stefano w desperacji. – Elena Cię potrzebuje. Był pewien, że jeżeli to zrobi , jego zbroja zacznie pękać. Damon zawsze przychodził po Elenę. Ale tym razem wargi Damona tylko, wykrzywiły się w szyderczym grymasie. - Jestem pewien, że poradzisz sobie z tym. – powiedział lekko łamliwym głosem. – Dbanie o Elenę jest teraz Twoim obowiązkiem, a nie moim. - Damon. - Nie. – Damon podniósł ostrzegawczo rękę. – Powiedziałem Ci. Skończyłem z tym. I jednym szybkim ruchem zatrzasnął mu drzwi przed nosem. Stefano oparł czoło o drzwi, czując się pokonanym. - Damon – powiedział jeszcze raz. Wiedział, że Damon go słyszy, ale w środku panowała jedynie cisza. Powoli, wycofał się od drzwi. Lepiej było nie naciskać na Damona, gdy był w takim nastroju. W takim nastroju, Damon mógł zrobić wszystko. - Bardzo się cieszę, że przyszłaś się ze mną spotkać, Eleno. – Powiedział profesor Campbell. – Martwiłem się o Ciebie po tym wszystkim - rozejrzał się ukradkiem i zniżył głos, choć byli sami w gabinecie – co Ci opowiedziałem. Spojrzał na nią ostrożnie, jego zwykle ciekawska i raczej zadowolona twarz zachmurzyła się z niepewnością. - Przepraszam, że tak uciekłam James. – Odpowiedziała Elena, gapiąc się w dół na kubek słodkiej, kawy z mlekiem, którą jej podał. – Po prostu… kiedy