chrisalfa

  • Dokumenty1 125
  • Odsłony230 224
  • Obserwuję130
  • Rozmiar dokumentów1.5 GB
  • Ilość pobrań145 127

Asimov Isaac - 01 - Preludium fundacji

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :2.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

chrisalfa
EBooki
01.Wielkie Cykle Fantasy i SF

Asimov Isaac - 01 - Preludium fundacji.pdf

chrisalfa EBooki 01.Wielkie Cykle Fantasy i SF Asimov Isaac - 3 Cykle kpl Asimov Isaac - 03. Cykl Fundacja pdf
Użytkownik chrisalfa wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 428 stron)

Isaac ASIMOV PRELUDIUM FUNDACJI Ostrowiec Swiętokrzyski 2001-09-06

2 Cykl powieści I. Asimova o Fundacji: 1. Preludium Fundacji 2. Narodziny Fundacji 3. Fundacja 4. Fundacja i Imperium 5. Druga Fundacja 6. Agent Fundacji 7. Fundacja i Ziemia

3 Spis treści 1 Matematyk ..................................................................................4 2 Ucieczka....................................................................................29 3 Uniwersytet ...............................................................................51 4 Biblioteka..................................................................................68 5 Górna strona.............................................................................91 6 Ratunek...................................................................................116 7 Mycogen..................................................................................134 8 Władca słońca.........................................................................157 9 Mikrofarma.............................................................................179 10 Księga .................................................................................200 11 Sakratorium........................................................................222 12 Orle gniazdo .......................................................................248 13 Ciepłownia..........................................................................273 14 Billibotton...........................................................................303 15 Konspiracja ........................................................................327 16 Funkcjonariusze ................................................................347 17 Wye .....................................................................................367 18 Przewrót..............................................................................390 19 Dors ....................................................................................409 Od autora........................................................................................426

4 1 Matematyk CLEON I – (...) Ostatni Imperator Galaktyczny dynastii Enturn. Urodził się w 11988 roku ery galaktycznej, tego samego roku co Hari Seldon. Panuje przekonanie, że data narodzin Seldona, którą niektórzy poddają w wątpliwość mogła zostać dopasowana do roku narodzin Cleona, którego Seldon, jak się przypuszcza, spotkał wkrótce po przyjeździe na Trantor. Po objęciu tronu imperialnego w roku 12010 w wieku dwudziestu dwóch lat, panowanie Cleona I stanowiło osobliwy okres spokoju w tamtych burzliwych czasach. Było to niewątpliwie zasługą umiejętności jego szefa sztabu, Eto Demerzela, który tak starannie usuwał się w cień z życia publicznego, że niewiele o nim wiadomo. Jeżeli chodzi o Cleona(...) Encyklopedia Galaktyczna1 1. Cleon dyskretnie stłumił ziewnięcie i zapytał: Demerzel, czy słyszałeś kiedyś o człowieku, który się nazywa Hari Seldon? Cleon był imperatorem zaledwie od dziesięciu lat, ale bywały takie chwile podczas ceremonii państwowych, kiedy – przyodziany w uroczyste szaty i insygnia królewskie – prezentował się godnie, jak na przedstawiającym go hologramie, stojącym w niszy za jego plecami i tak wyeksponowanym, że wyraźnie dominował nad innymi niszami, w których mieściły się wizerunki kilku jego poprzedników. Hologram nie stanowił zupełnie wiernej kopii, choć zarówno na nim, jak i w rzeczywistości włosy Cleona były jasnobrązowe, lecz na wizerunku wydawały się nieco gęstsze. Poza tym prawdziwa twarz Cleona odznaczała się pewną asymetrią, gdyż jego górna warga z lewej strony unosiła się wyżej od prawej, a jakimś cudem nie widać tego było na hologramie. Gdyby Cleon stanął obok swego wizerunku, 1 Wszystkie zamieszczone tutaj cytaty z Encyklopedii Galaktycznej zaczerpnięte zostały za zgodą wydawcy z jej 116 wydania opublikowanego w 1020 roku e.f. przez Encyclopedia Galactica Publishing Co. na Terminusie.

5 można by także zauważyć, że jest o dwa centymetry niższy od swojego wizerunku, na którym miał metr osiemdziesiąt trzy wzrostu – i być może trochę tęższy. Oczywiście hologram przedstawiał portret z oficjalnej koronacji i Cleon był wtedy młodszy. Nadal jednak wyglądał młodo i dość przystojnie, a kiedy nie denerwował się podczas oficjalnych ceremonii, na jego twarzy malowała się pewna dobroduszność. - Hari Seldon? – spytał Demerzel tonem pełnym szacunku, o który bardzo się starał. – Nie znam nikogo o tym nazwisku Wasza Imperialna Mość. A czy powinienem go znać? - Minister Nauki wspomniał mi o nim wczoraj wieczorem. Myślałem, że może go znasz. Demerzel zmarszczył nieznacznie brwi, ale tylko nieznacznie, gdyż nie wypada tego robić w obecności imperatora. - Minister Nauki, Wasza Imperialna Mość, powinien porozmawiać o tym człowieku ze mną jako szefem sztabu. Gdyby cię niepokojono z każdej strony... Cleon uniósł rękę i Demerzel natychmiast przerwał. - Proszę, Demerzel, nie można stale obstawać przy przestrzeganiu form. Kiedy przechodziłem obok Ministra na przyjęciu wczoraj wieczorem i zamieniłem z nim kilka słów, aż kipiał z podniecenia. Nie mogłem go nie wysłuchać i cieszę się, że to zrobiłem, bo opowiadał interesujące rzeczy. - W jakim sensie interesujące, Wasza Imperialna Mość? - Cóż, minęły już stare czasy, kiedy nauka i matematyka były ostatnim krzykiem mody, być może dlatego, że dokonano już wszystkich odkryć nie sądzisz? Najwyraźniej jednak nadal mogą mieć miejsce interesujące zdarzenia, przynajmniej tak mi powiedziano. - Tak powiedział Minister Nauki, Wasza Imperialna Mość? - Tak. Powiedział, że ten Hari Seldon uczestniczył w zjeździe matematyków zorganizowanym tutaj, na Trantorze – z jakiegoś powodu organizują taki zjazd raz na dziesięć lat – i podobno udowodnił, iż można matematycznie przepowiedzieć przyszłość. Demerzel uśmiechnął się dyskretnie. - Albo Minister Nauki, człowiek o niewielkiej bystrości umysłu

6 jest w błędzie, albo ten matematyk się myli. Sprawa przepowiadania przyszłości to przecież dziecinne marzenie o czarodziejskiej krainie. - Naprawdę, Demerzel? Ludzie w to wierzą. - Ludzie wierzą w różne rzeczy, Wasza Imperialna Mość. - Ale wierzą w takie rzeczy. Dlatego nie ma znaczenia, czy przepowiednia przyszłości jest możliwa, czy nie. Jeśli jakiś matematyk przepowiedziałby mi długie i szczęśliwe panowanie, okres pokoju i pomyślności dla Imperium... Ech, czyż nie przyniosłoby to korzyści? - Z pewnością miło byłoby to usłyszeć, ale co z tego, Wasza Imperialna Mość? - Gdyby ludzie w to uwierzyli, na pewno działaliby w duchu tej wiary. Wiele proroctw przemienia się w fakt, z powodu samej mocy tego, że ludzie w nie wierzą. To „proroctwa, które spełniają się same przez się”. Przypominam sobie, że to właśnie ty mi to kiedyś wyjaśniałeś. - Być może, Wasza Imperialna Mość – powiedział Demerzel. Przyglądał się uważnie imperatorowi, jak gdyby chciał sprawdzić jak daleko może się posunąć w wyrażaniu własnych opinii. – Gdyby jednak tak było, każdemu można by kazać wygłosić proroctwo. - Nie wszystkim uwierzono by w równym stopniu. Matematyka, który byłby w stanie poprzeć swoje proroctwo wzorami i terminologią naukową, mógłby nikt nie zrozumieć, a pomimo to wszyscy byliby skłonni mu uwierzyć. - Jak zwykle, Wasza Imperialna Mość, mówisz rozsądnie – powiedział Demerzel. – Żyjemy w niespokojnych czasach i warto byłoby je uspokoić w sposób, który nie wymagałby ani pieniędzy, ani zbrojnego wysiłku – bo w niedalekiej przeszłości przysporzyło to więcej szkód niż dobra. - Właśnie, Demerzel – potwierdził podniecony imperator. – Ściągnij mi tu tego Hariego Seldona. Mówisz mi, że twoje sznurki sięgają do każdego zakątka tego burzliwego świata, nawet tam, gdzie moje oddziały nie ośmielą się wkroczyć. Zatem pociągnij za jeden z tych sznurków i sprowadź tego matematyka. Chcę go zobaczyć. - Tak zrobię, Wasza Imperialna Mość – powiedział Demerzel,

7 który już zdążył zlokalizować Seldona i odnotował w pamięci, że trzeba pochwalić Ministra Nauki za dobrze wykonaną robotę. 2. W tym czasie Hari Seldon nie wyglądał zbyt imponująco jak na wielkiego uczonego. Miał trzydzieści dwa lata, podobnie jak imperator Cleon I, był jednak niższego wzrostu, bo miał tylko metr siedemdziesiąt trzy. Jego twarz była łagodna i wesoła, włosy ciemnobrązowe, prawie czarne, a ubranie które nosił odznaczało się niedwuznacznym rysem prowincjonalności. Każdemu, kto w późniejszych czasach słyszał o Harim Seldonie tylko jako o legendarnym półbogu, wydawałoby się prawie bluźnierstwem, żeby matematyk nie miał siwych włosów, twarzy pobrużdżonej zmarszczkami, spokojnego uśmiechu promieniującego mądrością i żeby nie siedział na wózku inwalidzkim. Jednak nawet wtedy, w podeszłym wieku, oczy Seldona były wesołe. Teraz zaś były szczególnie wesołe, gdyż wygłosił referat na Zjeździe Dziesięcioletnim. Do pewnego stopnia wzbudził nawet zainteresowanie. Stary Osterfith skinął głową i powiedział: - Zmyślnie, młody człowieku. Bardzo zmyślnie. – A taka ocena wypowiedziana przez niego sprawiła Seldonowi radość. Teraz jednak nastąpił niespodziewany rozwój wydarzeń i Seldon nie był pewien, czy powinno mu to poprawić nastrój, czy też nie. Wpatrywał się w wysokiego, młodego człowieka w mundurze. Z lewej strony jego tuniki widział zgrabnie umieszczony emblemat przedstawiający słońce i statek kosmiczny. - Porucznik Alban Wellis – przedstawił się oficer gwardii imperatora, nim odłożył swój dowód tożsamości. – Pozwoli pan ze mną? Wellis był oczywiście uzbrojony, a za drzwiami stało dwóch innych gwardzistów. Seldon wiedział, że nie ma wyboru, chociaż żołnierz był niezwykle uprzejmy. Chciał jednak poprosić o wyjaśnienia. - Na spotkanie z imperatorem? – zapytał. - Do pałacu. Otrzymałem taką instrukcję. - Ale dlaczego?

8 - Tego mi nie powiedziano. Mam ścisłe polecenie przyprowadzić pana – w taki czy inny sposób. - Ale to wygląda na aresztowanie. Nie zrobiłem niczego, co by to usprawiedliwiało. - Powiedzmy, że wygląda to na przyznanie panu eskorty honorowej. Proszę dłużej nie zwlekać. Seldon zacisnął usta, jakby chcąc powstrzymać dalsze pytania, skinął głową i ruszył naprzód. Nawet jeśli miał się spotkać z imperatorem i otrzymać imperialną pochwałę, nie znajdował w tym żadnej przyjemności. Opowiadał się za Imperium – to znaczy za światami ludzkości żyjącymi w jedności i pokoju – ale nie był za imperatorem. Porucznik kroczył przodem, pozostała dwójka z tyłu. Seldon uśmiechał się do mijanych osób i zdołał przybrać obojętną minę. Przed hotelem wsiedli do służbowego samochodu naziemnego. Seldon przesunął ręką po tapicerce – nigdy nie był w tak eleganckim pojeździe. Znajdowali się w jednej z najzamożniejszych części Trantora. Kopuła była tu na tyle wysoka, że dawała uczucie przebywania na otwartej przestrzeni i człowiek mógł przysiąc – nawet ktoś taki jak Hari Seldon, który urodził się i wychował w otwartym świecie – że znajdowali się w świetle słonecznym. Wprawdzie nie można było dostrzec ni słońca, nie cieni, ale powietrze było lekkie i aromatyczne. Wkrótce jednak to się skończyło. Kopuła zakrzywiała się w dół, a ściany zwężały i teraz poruszali się wzdłuż zamkniętego tunelu oznaczonego co jakiś czas emblematami ze słońcem i statkiem kosmicznym, który wyraźnie był zarezerwowany, jak domyślał się Seldon, dla pojazdów urzędowych. Otworzyły się jakieś drzwi, przez które samochód przemknął, a kiedy drzwi zamknęły się za nimi, znaleźli się na otwartej przestrzeni – autentycznej, prawdziwej otwartej przestrzeni. Na Trantorze była jedyna połać takiej przestrzeni o powierzchni 250 kilometrów kwadratowych i tam właśnie znajdował się Pałac Imperialny. Seldon marzył o szansie przespacerowania się po otwartym lądzie – nie z powodu Pałacu, ale dlatego, że mieścił się tam

9 również Uniwersytet Galaktyczny i – rzecz najbardziej interesująca – Biblioteka Galaktyczna. A jednak, przechodząc z zamkniętego świata Trantora na otwartą, zalesioną przestrzeń, znalazł się w świecie, w którym chmury zaciemniały niebo, a chłodny wiatr targał mu koszulę. Przycisnął kontakt, aby zamknąć okno samochodu naziemnego. 3. Seldon wcale nie był pewien, czy zobaczy się z imperatorem. Przypuszczał raczej, że w najlepszym razie spotka się z jakimś niższym urzędnikiem, który będzie twierdził, że mówi w imieniu imperatora. Ilu ludzi w ogóle widziało imperatora osobiście, a nie na holowizji? Ilu ludzi miało szansę widzieć go z bliska, skoro imperator nigdy nie opuszczał swoich terenów, po których Seldon teraz przejeżdżał? To musiała być znikoma liczba. Dwadzieścia pięć milionów zamieszkanych światów, na każdym z nich przynajmniej miliard istot ludzkich – a spośród tych wszystkich kwadrylionów ludzi ilu widziało lub kiedykolwiek zobaczy żywego imperatora? Tysiąc? Ale czy komuś naprawdę na tym zależało? Imperator był takim samym symbolem Imperium, jak emblemat ze znakiem słońca i statku kosmicznego, tyle tylko, że był znacznie mniej wszechobecny, znacznie mniej prawdziwy. To nie imperator, tylko jego wszędobylscy żołnierze i urzędnicy reprezentowali teraz Imperium, które stało się nieznośnym ciężarem dla swoich mieszkańców. Kiedy wreszcie Seldon został wprowadzony do bogato umeblowanego, niedużego pokoju i zastał tam młodo wyglądającego mężczyznę siedzącego na krawędzi stołu we wnęce okna i niedbale kołyszącego nogą, zdziwiło go, że jakiś urzędnik może na niego patrzeć tak dobrotliwie. Seldon wielokrotnie już doświadczył tego, że urzędnicy rządowi – a szczególnie ci w służbie imperialnej patrzyli z taką powagą, jakby dźwigali na swoich barkach brzemię całej Galaktyki. I wydawało się, że im niżej znajdowali się w hierarchii, tym poważniejszy i groźniejszy był wyraz ich twarzy. Zatem ten urzędnik mógł być tak wysoko w hierarchii, z jasnym słońcem padającym na niego, że nie czuł potrzeby przeciwstawiania

10 się mu srogim spojrzeniem. Seldon nie wiedział pod jak wielkim powinien być wrażeniem, ale czuł, że najlepiej będzie zachować milczenie i pozwolić najpierw przemówić temu drugiemu. - Domyślam się, że nazywasz się Hari Seldon – powiedział urzędnik. – I jesteś matematykiem. - Tak – odparł krótko Seldon i znów czekał. Młody człowiek machnął ręką. - Powinieneś odpowiedzieć: „Tak, Wasza Imperialna Mość”, ale nienawidzę ceregieli. To jedyne, co mnie nuży. Jesteśmy sami, więc pozwolę sobie na tę swobodę i dam spokój tym rytuałom. Niech pan usiądzie, profesorze. W połowie tej przemowy Seldon uświadomił sobie, że rozmawia z imperatorem Cleonem. Pierwszym o tym imieniu i poczuł jak traci oddech. Teraz, kiedy mu się przyjrzał, dostrzegł słabe podobieństwo do oficjalnego holografu, który stale pojawiał się w wiadomościach. Na tamtym wizerunku Cleon był zawsze imponująco ubrany, wydawał się wyższy, szlachetniejszy i miał lodowaty wyraz twarzy. Tymczasem oryginał holografu, stojący przed matematykiem wydawał się zupełnie zwyczajny. Seldon ani drgnął. Imperator zmarszczył nieznacznie brwi i, z nawykiem rozkazywania obecnym nawet przy chwilowej próbie jego zarzucenia, rzekł apodyktycznie: - Powiedziałem: „Niech pan usiądzie”, człowieku. Na tamtym krześle. Szybko. Seldon usiadł, całkiem oniemiały. Nie potrafił nawet zdobyć się na powiedzenie: - Tak, Wasza Imperialna Mość. Cleon uśmiechnął się. - Już lepiej. Teraz możemy porozmawiać jak równi sobie, którymi w końcu jesteśmy po odrzuceniu etykiety. Prawda, mój człowieku? - Jeżeli Waszej Imperialnej Mości podoba się tak mówić, to tak jest – odparł ostrożnie Seldon. - Och, daj spokój, dlaczego jesteś taki ostrożny? Chcę z tobą

11 porozmawiać na równych warunkach, bo to mi sprawi przyjemność. - Tak, Wasza Imperialna Mość. - Po prostu: „Tak”, człowieku. Czy w żaden sposób nie mogę do ciebie dotrzeć? Cleon patrzył na Seldona i matematyk pomyślał, że było to żywe i pełne zainteresowania spojrzenie. - Nie wyglądasz na matematyka – odezwał się w końcu imperator. Wreszcie Seldon poczuł, że potrafi się uśmiechnąć. - Nie wiem, jak powinien wyglądać matematyk, Wasza Im... Cleon uniósł ostrzegawczo rękę i Seldon urwał w pół słowa. - Chyba siwy – powiedział Cleon. – Być może z brodą. I na pewno stary. - Jednak nawet matematycy muszą być najpierw młodzi. - Ale wtedy nie są ogólnie szanowani i sławni. Gdy już zwrócą na siebie uwagę Galaktyki, wyglądają tak, jak to opisałem. - Obawiam się, że nie jestem sławny. - A jednak przemawiałeś na tym zjeździe, który tu zorganizowano. - Bardzo wielu z nas przemawiało i niektórzy byli młodsi ode mnie. Niewielu jednak poświęcono choćby cień uwagi. - Twoja przemowa najwyraźniej przyciągnęła uwagę niektórych moich urzędników. Powiadomiono mnie, że wierzysz w możliwość przepowiedzenia przyszłości. Seldon nagle poczuł znużenie. Wydawało się, że ta błędna interpretacja jego teorii miała się nigdy nie skończyć. Pomyślał, że być może nie powinien wygłaszać swojego referatu. - Prawdę mówiąc, niezupełnie – odparł. – Moje osiągnięcie jest znacznie bardziej ograniczone. W wielu układach możliwa jest taka sytuacja, że w pewnych warunkach nie mają miejsca chaotyczne wydarzenia. Oznacza to, że mając konkretny punkt początkowy można przewidzieć rezultaty. Jest to prawdziwe w niektórych, raczej prostych układach, ale im bardziej są one złożone tym bardziej prawdopodobne, że nastąpi chaos. Zawsze zakładano, że coś tak skomplikowanego jak społeczeństwo ludzkie szybko stanie się

12 chaotyczne i dlatego jest nieprzewidywalne. Ja jednak wykazałem, że badając dokładnie ludzką zbiorowość można obrać punkt początkowy i poczynić odpowiednie założenia, które stłumią chaos. To umożliwi przewidzenie przyszłości – oczywiście nie we wszystkich szczegółach – ale w kategoriach przybliżonych; nie z całkowitą pewnością, ale z obliczalnym prawdopodobieństwem. Imperator, który słuchał uważnie, spytał: - Ale czy to nie oznacza, że wykazałeś, jak przewidzieć przyszłość? - Otóż, niezupełnie. Wykazałem, że jest to teoretycznie możliwe, ale nic ponadto. Aby dokonać czegoś więcej, musielibyśmy wybrać poprawny punkt początkowy, poczynić poprawne założenia, a potem znaleźć sposoby na przeprowadzenie obliczeń w skończonym czasie. Nic w mojej matematycznej argumentacji nie podpowiada nam, jak zrealizować którykolwiek z tych punktów. A nawet gdybyśmy potrafili zrobić to wszystko, w najlepszym razie oszacowalibyśmy prawdopodobieństwa. To nie to samo, co przepowiedzenie przyszłości, to tylko zgadywanie, co się może prawdopodobnie wydarzyć. Każdy polityk, przedsiębiorca czy człowiek jakiegokolwiek powołania, który odnosi sukcesy, musi dokonywać tych ocen przyszłości i robi to dość dobrze, bo w przeciwnym razie nie odniósłby sukcesów. - Oni to robią bez matematyki. - To prawda. Robią to intuicyjnie. - Ze wsparciem matematyki każdy byłby w stanie szacować prawdopodobieństwa. Nie trzeba by było szukać należącej do rzadkości istoty ludzkiej, która z powodu nadzwyczajnej intuicji odnosi sukcesy. - To także prawda, ale ja tylko wykazałem, że analiza matematyczna jest możliwa; nie dowiodłem jednak, że jest praktyczna. - W jaki sposób coś może być możliwe, a jednocześnie niepraktyczne? - Teoretycznie jest możliwe, że odwiedzę każdy świat Galaktyki i przywitam się z każdą osobą w świecie. Wykonanie tego jednak

13 trwałoby znacznie dłużej niż pozostało mi lat życia. Nawet gdybym był nieśmiertelny, tempo przyrostu naturalnego jest na tyle duże, że nie zdołałbym dotrzeć do każdego i zdążyć z nim porozmawiać. - I czy takie rozumowanie ma sens w stosunku do twojej matematyki i przyszłości? Seldon zawahał się, po czym ciągnął: - Możliwe, że opracowanie takiej matematyki trwałoby zbyt długo, nawet dysponując komputerem o wielkości Wszechświata, który by pracował z prędkościami nadprzestrzennymi. Do chwili otrzymania jakiejkolwiek odpowiedzi upłynęłoby dość lat, by sytuacja zmieniła się tak diametralnie, że odpowiedzi byłyby bez znaczenia. - Dlaczego nie można uprościć tego procesu? – spytał ostro Cleon. - Wasza Imperialna Mość – Seldon poczuł, że imperator staje się coraz bardziej formalny, w miarę jak odpowiedzi coraz mniej go satysfakcjonowały i sam odpowiadał z większą formalnością. Rozważ sposób, w jaki naukowcy rozwiązali sprawę cząstek subatomowych. Są ich ogromne ilości, każda z nich porusza się i drga w sposób przypadkowy i przypadkowy i nieobliczalny, ale ten chaos okazuje się mieć ukryty porządek, tak że potrafimy opanować mechanikę kwantową, która odpowiada na wszystkie pytania, jakie umiemy zadać. Analizując społeczeństwo umieszczamy ludzi w miejsce cząstek subatomowych, ale istnieje tu dodatkowy czynnik – ludzkiego umysłu. Cząstki poruszają się bezmyślnie, a ludzie nie. Uwzględnienie rozmaitych postaw i odruchów daje tak wielką złożoność, że brak czasu, aby zająć się tym wszystkim. - Czy umysł, podobnie jak bezmyślny ruch, nie mógłby mieć ukrytego porządku? - Być może. Moja analiza matematyczna sugeruje, że porządek musi stanowić podstawę wszystkiego, obojętnie jak bardzo nieuporządkowane może się wszystko wydać, ale nie podaje ona żadnej wskazówki, w jaki sposób można znaleźć ten podstawowy porządek. Rozważmy: Dwadzieścia pięć milionów światów, każdy charakteryzuje się swoistą kulturą, każdy jest w sposób znaczący odmienny od całej reszty, na każdym jest miliard lub więcej ludzi, z

14 których każdy ma własny umysł i wszystkie te światy oddziałują na siebie na niezliczone sposoby i kombinacje! Obojętne do jakiego stopnia analiza psychohistoryczna może być teoretycznie możliwa, nie jest prawdopodobne, aby można ją było zastosować w jakimkolwiek sensie praktycznym. - Co rozumiesz pod pojęciem „psychohistoryczna”? - Mianem „psychohistorii” określam teoretyczny szacunek prawdopodobieństw odnośnie przyszłości. Imperator nagle wstał, przeszedł na drugi koniec pokoju, zawrócił i stanął przed nadal siedzącym Seldonem. - Wstań! – rozkazał. Seldon podniósł się i usiłował patrzeć w niewzruszony sposób na nieco wyższego imperatora. - Ta twoja psychohistoria... – odezwał się w końcu Cleon. – Gdyby można ją było uczynić praktyczną, miałaby wielkie zastosowanie, prawda? - Oczywiście. Olbrzymie zastosowanie. Wiedza o tym, co będzie w przyszłości, nawet w najogólniejszym i probabilistycznym zarysie, służyłaby jako nowy i cudowny przewodnik dla naszych działań, przewodnik, jakiego ludzkość dotąd nigdy nie miała. Ale oczywiście... – przerwał. - Tak? – spytał niecierpliwie Cleon. - Cóż, wydaje mi się, że z wyjątkiem kilku ludzi podejmujących decyzje, wyniki analizy psychohistorycznej musiałyby pozostać nieznane ogółowi. - Nieznane! – wykrzyknął Cleon ze zdziwieniem. - To jasne. Proszę mi pozwolić to wyjaśnić. Po przeprowadzeniu analizy psychohistorycznej, a następnie podaniu wyników do wiadomości publicznej, rozmaite uczucia i reakcje ludzkości zostałyby natychmiast zniekształcone. Analiza psychohistoryczna oparta na uczuciach i reakcjach, które mają miejsce bez wiedzy o przyszłości, staje się nic nie warta. Czy jest to zrozumiałe? Oczy imperatora rozjaśniły się i Cleon wybuchnął głośnym śmiechem. - Cudowne!

15 Poklepał Seldona po ramieniu i matematyk zachwiał się nieznacznie pod siłą tego uderzenia. - Nie rozumiesz tego, człowieku? – zapytał Cleon. – Nie rozumiesz? Oto twoje zastosowanie. Nie musisz przewidywać, tylko wybierz przyszłość – dobrą, pożyteczną przyszłość – i wymyśl przepowiednię, która zmieni ludzkie uczucia i postępowanie w taki sposób, że przepowiedziana przez ciebie przyszłość stanie się faktem. Lepiej stworzyć dobrą przyszłość niż przepowiedzieć złą. Seldon zmarszczył brwi. - Rozumiem, co masz na myśli, Wasza Imperialna Mość, ale to jest równie niemożliwe. - Niemożliwe? - W każdym razie niepraktyczne. Nie rozumiesz? Jeżeli nie można zacząć od ludzkich uczuć i reakcji i przewidzieć przyszłości, którą one spowodują, to odwrotnie – również tego nie można dokonać. Nie można zacząć od przyszłości i przewidzieć ludzkich uczuć i reakcji, które ją spowodują. Cleon wyglądał na rozczarowanego. Zacisnął usta. - A co z twoim referatem?... Tak go nazywasz. Jaki z niego pożytek? - Była to tylko demonstracja matematyczna. Przedstawiła interesujący punkt widzenia dla matematyków, ale wcale nie myślałem o jakimkolwiek zastosowaniu jej w praktyce. - To dla mnie oburzające – powiedział Cleon ze złością. Seldon lekko wzruszył ramionami. Bardziej niż kiedykolwiek rozumiał, że nie powinien nigdy wygłaszać tego referatu. Co się z nim stanie, jeśli imperator ubzdura sobie, że zrobiono z niego głupca? I rzeczywiście. Cleon wyglądał, jakby był bliski uwierzenia w to. - No dobrze – powiedział – jednak co by się stało, gdybyś miał poczynić przepowiednie przyszłości, nawet nieuzasadnione matematycznie, ale które urzędnicy rządowi, czyli ludzie, których zadaniem jest znać reakcje społeczeństwa uznają jednak za powodujące pożyteczne zachowania? - Dlaczego akurat ja miałbym ci być do tego potrzebny? Urzędnicy rządowi sami mogliby poczynić takie przepowiednie, bez

16 pośrednika. - Urzędnicy rządowi nie mogliby zrobić tego tak efektownie. Od czasu do czasu ogłaszają oni różne oświadczenia. Ludzie niekoniecznie im jednak wierzą. - Dlaczego mnie mieliby wierzyć? - Ponieważ jesteś matematykiem. Obliczyłbyś przyszłość, a nie... nie wydedukował ją intuicyjnie, jeśli tak to się określa. - Ale to nie byłaby prawda. - Któż by o tym wiedział? Cleon obserwował go zwężonymi oczami. Zapadła cisza. Seldon poczuł się złapany w pułapkę. Gdyby otrzymał bezpośredni rozkaz od imperatora, czy bezpiecznie byłoby mu odmówić? Mógłby zostać uwięziony lub stracony za odmowę. Nie bez procesu oczywiście, ale niezmiernie trudno jest sprawić, aby proces potoczył się wbrew założeniom bezwzględnych urzędników, zwłaszcza proces na rozkaz imperatora olbrzymiego Imperium Galaktycznego. - To by nie zadziałało – odparł w końcu. - Czemu nie? - Gdyby mnie poproszono o przewidzenie niejasnych uogólnień, które żadną miarą nie mogłyby się sprawdzić jeszcze długo po śmierci obecnego pokolenia, a być może i następnego, mogłoby to nam ujść na sucho, ale z drugiej strony ogół nie zwróciłby na to wszystko większej uwagi. Nie obchodziłaby ich świetlana ewentualność za kilka stuleci. Aby osiągnąć jakieś wyniki – ciągnął Seldon – musiałbym przewidzieć konkretniejsze sprawy, jakieś bezpośrednie szczegóły. Tylko takie przepowiednie wywołałyby reakcje ogółu. Prędzej czy później jednak – a prawdopodobnie prędzej – jedna z tych ewentualności nie sprawdziłaby się i moja wiarygodność natychmiast by się skończyła. Jednocześnie mogłaby też ucierpieć twoja popularność i, co najgorsze, nie byłoby dalszego wsparcia dla rozwoju psychohistorii, tak że zniknęłaby szansa na uzyskanie z niej jakichkolwiek korzyści, gdyby przyszłe ulepszenia metod matematycznych pomogły przybliżyć ją do sfery praktyczności. Cleon rzucił się na krzesło i spojrzał pochmurnie na Seldona.

17 - Czy to jedyne, co robią matematycy? Upieracie się przy niemożliwościach? - To ty, Wasza Imperialna Mość, upierasz się przy niemożliwościach – powiedział Seldon z rozpaczliwą łagodnością. - Pozwól, że cię wypróbuję, człowieku. Przypuśćmy, że poprosiłbym cię o wykorzystanie twojej matematyki, żeby mi powiedzieć czy pewnego dnia zostanę skrytobójczo zamordowany? Co byś powiedział? Mój system matematyczny nie dałby odpowiedzi na takie konkretne pytanie, nawet gdyby psychohistoria działała z najwyższą sprawnością. Cała mechanik kwantowa nie potrafi przewidzieć zachowania się jednego samotnego elektronu, a jedynie przeciętne zachowanie się wielu. - Znasz się na swojej matematyce lepiej ode mnie. Podaj mi oparte na niej mądre domniemanie. Czy pewnego dnia zostanę skrytobójczo zamordowany? - Zastawiasz na mnie pułapkę, Wasza Imperialna Mość – Seldon starał się być łagodny. – Albo powiedz mi jaką odpowiedź chcesz usłyszeć i ja ci ją podam, albo daj mi możliwość swobodnej odpowiedzi według mojego uznania, bez groźby kary. - Mów, co ci się podoba. - Słowo honoru? - Chcesz go na piśmie? – zapytał sarkastycznie Cleon. - Wystarczy mi twoje ustne przyrzeczenie – powiedział Seldon z zamierającym sercem, gdyż wcale nie był tego pewien. - Masz moje słowo honoru. - Zatem mogę ci powiedzieć, że w ciągu minionych czterech stuleci prawie połowa imperatorów została skrytobójczo zamordowana, z czego wnioskuję, że prawdopodobieństwo zamachu na twoje życie wynosi w przybliżeniu jeden do dwóch. - Każdy głupi potrafi dać taką odpowiedź – powiedział Cleon z pogardą. – Nie potrzeba do tego matematyka. - Kilkakrotnie ci jednak powtarzałem, że moja matematyka jest bezużyteczna dla problemów praktycznych. - Czy nie przyszło ci na myśl, że uczę się z lekcji, które przeszli

18 moi niefortunni poprzednicy? Seldon zaczerpnął głęboki oddech i zanurkował: - Nie, Wasza Imperialna Mość. Cała historia pokazuje, że nie uczymy się z lekcji przeszłości. Na przykład wpuściłeś mnie tu na prywatne posłuchanie. A nie obawiasz się, że mógłbym dokonać zamachu na ciebie?... Czego jednak nie zamierzam zrobić, Wasza Imperialna Mość – dodał pospiesznie. Cleon uśmiechnął się blado. - Nie doceniasz naszej dokładności... lub postępów w technice. Przejrzeliśmy starannie twoją historię, twoją całą przeszłość. Kiedy przyjechałeś, zostałeś drobiazgowo zbadany. Przeanalizowano wyraz twojej twarzy i cechy twojego głosu. Zbadaliśmy szczegółowo twój stan emocjonalny; znaliśmy niemal twoje myśli. Gdyby powstał choć cień wątpliwości co do twojej nieszkodliwości, nie pozwolono by ci się zbliżyć do mnie. Właściwie nie żyłbyś teraz. Seldon poczuł falę mdłości, ale opanował się i rzekł: - Ludzie z zewnątrz zawsze mieli trudności z dotarciem do imperatorów, nawet przy mniej zaawansowanej technice. Jednak prawie każde skrytobójcze zabójstwo było zamachem pałacowym. To ludzie stojący najbliżej imperatora są dla niego największym niebezpieczeństwem. Staranne prześwietlenie ludzi z zewnątrz jest wobec tego nieistotne. A jeśli chodzi o twoich własnych urzędników, twoich gwardzistów, twoich bliskich przyjaciół, nie możesz ich traktować tak jak mnie. - Dobrze o tym wiem - powiedział Cleon. - Odpowiem ci na to, że otaczających mnie ludzi traktuję sprawiedliwie i nie daję im powodu do niechęci. - Głupie... - zaczął Seldon, po czym przerwał zmieszany. - Mów dalej - powiedział Cleon ze złością. - Pozwoliłem ci mówić bez skrępowania. W jakim sensie jestem głupi? - To słowo wymknęło mi się nieopatrznie, Wasza Imperialna Mość. Chciałem powiedzieć „nieistotne". Twoje traktowanie bliskich

19 przyjaciół jest nieistotne. Musisz być podejrzliwy; to byłoby wbrew naturze ludzkiej zachowywać się inaczej. Nieuważne słowo, takie jak moje przed chwilą, nieuważny gest, wątpliwy wyraz twarzy i dasz po sobie poznać nieufność. A każdy taki odruch podejrzenia uruchamia błędne koło. Bliski przyjaciel wyczuje to, będzie oburzony o podejrzewanie go, więc zmieni swoje zachowanie, pomimo wszelkich starań, żeby tego uniknąć. Wyczujesz to i staniesz się bardziej nieufny, a w końcu albo on zostanie stracony, albo ty skrytobójczo zamordowany. Jest to proces, który okazał się nieunikniony w losach imperatorów minionych czterech stuleci i jest on tylko jedną z oznak narastających trudności w rządzeniu Imperium. - A zatem nie mogę uczynić nic, żeby uniknąć skrytobójczego morderstwa? - Nie, Wasza Imperialna Mość - powiedział Seldon. - Ale z drugiej strony może się okazać, że będziesz miał szczęście. Cleon bębnił palcami po poręczy krzesła. - Jesteś bezużyteczny, człowieku, tak samo jak twoja psychohistoria - powiedział ostro. - Zostaw mnie. Po tych słowach imperator odwrócił wzrok, nagle wydając się znacznie starszy od swoich trzydziestu dwóch lat. - Mówiłem, że moja matematyka będzie dla ciebie bezużyteczna, Wasza Imperialna Mość. Najmocniej przepraszam. Seldon próbował się ukłonić, ale na jakiś sygnał, którego nie zauważył, weszło dwóch strażników i wyprowadziło go. Z komnaty królewskiej dobiegł go głos Cleona: - Odwieźcie tego człowieka tam, skąd go przywieziono. 4. Eto Demerzel wynurzył się i spojrzał na imperatora z należytym szacunkiem. - Wasza Imperialna Mość, prawie straciłeś panowanie nad sobą - powiedział. Cleon podniósł wzrok i z wyraźnym wysiłkiem zdołał się uśmiechnąć.

20 - Cóż, zgadza się. Ten człowiek sprawił mi bardzo duży zawód. - Jednak nie obiecywał więcej, niż zaoferował. - Nic nie zaoferował. - I niczego nie obiecywał, Wasza Imperialna Mość. - To było rozczarowujące. - Być może nawet bardziej niż rozczarowujące - potwierdził Demerzel. - Ten człowiek to luźna armata, Wasza Imperialna Mość. - Luźne - co, Demerzel? Zawsze używasz wielu dziwnych określeń. Co to jest luźna armata? - To po prostu wyrażenie, które słyszałem w młodości, Wasza Imperialna Mość - odparł poważnie Demerzel. - W Imperium krąży wiele dziwnych wyrażeń i niektóre z nich są nieznane na Trantorze, tak jak zwroty trantorskie są nieznane gdzie indziej. - Czy przyszedłeś mnie pouczać, że Imperium jest wielkie? Co rozumiesz przez określenie tego człowieka luźną armatą? - Tylko tyle, że może wyrządzić wiele szkody niekoniecznie celowo. Nie ma pojęcia o swojej sile. Czy też ważności. - To twoje dedukcje, prawda, Demerzel? - Tak, Wasza Imperialna Mość. To mieszkaniec prowincji. Nie zna ani Trantora, ani jego zwyczajów. Nigdy dotąd nie był na naszej planecie i nie umie zachowywać się jak dobrze wychowany człowiek, jak dworzanin. A jednak ci się przeciwstawił. - A dlaczegóż by nie? Pozwoliłem mu mówić. Pominąłem etykietę. Traktowałem go jak równego. - Niezupełnie, Wasza Imperialna Mość. Nie leży w twojej naturze traktowanie innych jak równych. Masz nawyk rozkazywania. A nawet gdybyś próbował sprawić, aby jakaś osoba czuła się swobodnie, niewielu byś znalazł, którzy potrafili się na to zdobyć. Większość wpadłaby w osłupienie lub, co gorsza, zachowywałaby się służalczo. Ten człowiek był hardy. - Cóż, możesz to podziwiać, Demerzel, ale mnie się on nie spodobał. - Cleon wyglądał na zamyślonego i niezadowolonego. - Czy zauważyłeś, że nie wysilił się, żeby mi wyjaśnić swoją matematykę? Jak gdyby wiedział, że nie zrozumiem ani słowa. - I nie zrozumiałbyś, Wasza Imperialna Mość. Nie jesteś ani

21 matematykiem, ani naukowcem, ani też artystą. Istnieje wiele dziedzin, w których inni orientują się lepiej od ciebie. Ich zadaniem jest korzystanie ze swojej wiedzy, żeby ci służyć. Jesteś imperatorem, co jest warte ich wszystkich specjalizacji razem wziętych. - Naprawdę? Nie miałbym nic przeciwko, gdyby moją ignorancję uświadomił mi starzec, który gromadził wiedzę przez wiele lat, ale ten Seldon jest dokładnie w moim wieku. Jak to się dzieje, że ma tak dużą wiedzę? - Nie musiał się uczyć nawyku rozkazywania, ani sztuki podejmowania decyzji, która wpłynie na życie innych ludzi. - Czasami zastanawiam się, czy się ze mnie nie naśmiewasz. - Wasza Imperialna Mość - odparł Demerzel z wyrzutem. - Ale mniejsza z tym. Wracajmy do tej twojej luźnej armaty. Dlaczego on miałby być niebezpieczny? Mnie się wydaje naiwnym prowincjuszem. - I jest nim. Ale chodzi o jego matematyczne rozwinięcie. - Mówi, że ono jest bezużyteczne. - Tobie się wydawało, że mogłoby być pożyteczne. Ja też tak myślałem po tym, jak mi to wyjaśniłeś. Inni też mogliby tak pomyśleć. Ten matematyk może sam zacząć tak myśleć, teraz kiedy jego umysł został na to nakierowany. I kto wie, może jeszcze opracować jakiś sposób na wykorzystanie swojej analizy. Jeśli to zrobi, to przepowiadanie przyszłości, nawet w bardzo mglisty sposób, będzie równoznaczne z posiadaniem wielkiej władzy. Nawet jeżeli nie będzie chciał tej władzy dla siebie, co byłoby samozaparciem się, które zawsze wydaje mi się nieprawdopodobne, mógłby zostać wykorzystany przez innych. - Ja próbowałem go wykorzystać, ale nie ugiął się. - Nie zastanowił się nad tym. Być może teraz to zrobi. A gdyby nadal nie chciał być wykorzystany przez ciebie, czy nie mógłby zostać namówiony przez... powiedzmy... burmistrza Wye? - Dlaczego miałby się zgodzić pomóc burmistrzowi Wye, a nie nam? - Zgodnie z jego objaśnieniami trudno jest przewidzieć uczucia i zachowanie się jednostek.

22 Cleon nachmurzył się i usiadł w zamyśleniu. - Czy naprawdę myślisz, że mógłby rozwinąć tę swoją psychohistorię do takiego stopnia, że byłaby użyteczna? Jest taki pewny, że nie potrafi tego dokonać. - Z czasem może odkryć, że zaprzeczanie tej możliwości było jego pomyłką. - A więc chyba powinienem był go zatrzymać - powiedział Cleon. - Nie, Wasza Imperialna Mość - zaprzeczył Demerzel. - Nie zawiódł cię instynkt, kiedy puściłeś Seldona. Uwięzienie go, obojętnie jak bardzo zamaskowane, spowodowałoby niechęć i rozpacz, a to nie pomogłoby mu dalej rozwijać swoich koncepcji, ani nie zachęciłoby go do tego, żeby nam pomóc. Lepiej puścić go wolno, jak to zrobiłeś, ale trzymać nieustannie na niewidzialnej smyczy. W ten sposób możemy pilnować, żeby nie został wykorzystany przez twojego wroga, Wasza Imperialna Mość, a jednocześnie możemy pociągnąć za naszą smycz i sprowadzić go, gdy w pełni opracuje swoją naukę. Wtedy moglibyśmy być... bardziej przekonujący. - Ale co będzie jeżeli zostanie przechwycony przez mojego wroga lub, jeszcze lepiej - wroga Imperium - gdyż ostatecznie ja jestem Imperium, lub jeśli z własnej inicjatywy zechce służyć wrogowi - widzisz, to też wchodzi w rachubę. - I tak powinieneś myśleć. Dopilnuję, żeby temu zapobiec, ale jeśli wbrew wszelkim wysiłkom to się zdarzy, to lepiej, żeby go nie miał nikt niż niepowołana osoba. Cleon wyglądał na zaniepokojonego. - Pozostawię to wszystko w twoich rękach, Demerzel, ale mam nadzieję, że nie będziemy postępować zbyt pochopnie. Ostatecznie mógłby się okazać jedynie krzewicielem teoretycznej nauki, która nie da się zastosować w praktyce. - To całkiem możliwe, Wasza Imperialna Mość, ale bezpieczniej byłoby założyć, że ten człowiek jest - lub mógłby się okazać - ważny. Stracimy tylko trochę czasu i nic więcej, jeżeli okaże się, że zaprzątaliśmy sobie głowę człowiekiem bez znaczenia. Możemy jednak stracić Galaktykę, jeżeli zignorujemy kogoś o wielkim

23 znaczeniu. - No dobrze - powiedział Cleon. - Ale ufam, że nie będę musiał znać szczegółów - jeżeli okażą się nieprzyjemne. - Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie. 5. Seldon miał wieczór, noc i część poranka, żeby dojść do siebie po spotkaniu z imperatorem. Wrażenie, że mijały pory dnia i nocy wywoływała zmienność światła w obrębie chodników, ruchomych korytarzy, placów i parków Imperialnego Sektora Trantora. Siedział teraz w parku na wygodnym plastikowym siedzeniu, które dopasowało się zgrabnie do kształtów jego ciała. Oceniając jasność wydawało się, że jest środek poranka, a i chłodne powietrze było orzeźwiająco świeże. Czy tak było przez cały czas? Pomyślał o szarym dniu na zewnątrz, kiedy to poszedł na spotkanie z imperatorem. I przypomniał sobie wszystkie szare dni, chłodne, gorące, deszczowe i śnieżne dni na Helikonie, który był jego domem i sam się zdziwił, że można było za nimi tęsknić. Przekonał się, że siedząc w parku na Trantorze i mając idealną pogodę dzień w dzień, a więc - wydawałoby się - we wspaniałych warunkach, można było zatęsknić za wyjącym wiatrem lub dokuczliwym zimnem, lub zapierającą oddech wilgotnością. Być może. Ale nie pierwszego, drugiego czy siódmego dnia. Ma jeszcze tylko jeden dzień, a jutro wyjedzie. Chciał czerpać tyle przyjemności z tego pobytu, ile się tylko da. Mógł przecież już nigdy nie powrócić na Trantor. Seldon nadal czuł niepokój, że tak hardo rozmawiał z człowiekiem, który mógł w każdej chwili wydać rozkaz czyjegoś uwięzienia lub egzekucji - lub przynajmniej ekonomicznej i społecznej śmierci, albo utraty pozycji i statusu. Przed przylotem na Trantor Seldon zainteresował się postacią, której władza była prawie nieograniczona. Sprawdził dane Cleona I w części encyklopedycznej komputera. Imperator był wychwalany, jak niewątpliwie wszyscy imperatorzy za życia, niezależnie od swoich czynów. Seldon pominął to, ale zaciekawił go fakt, że Cleon urodził

24 się w Pałacu i nigdy nie opuszczał jego terenu. Nigdy nie był w samym Trantorze, ani w jakiejkolwiek części świata pod wieloma kopułami. Być może była to kwestia bezpieczeństwa, ale oznaczało to, że imperator był w więzieniu, obojętnie czy przyznawał się do tego przed sobą czy nie. Być może było to najbardziej luksusowe więzienie w Galaktyce, ale mimo wszystko - więzienie. I choć imperator wydawał się mieć łagodne usposobienie i nie wykazywał żadnych oznak krwiożerczego autokraty, jak wielu jego poprzedników, zwrócenie na siebie jego uwagi nie oznaczało niczego dobrego. Seldon z radością powitał myśl o jutrzejszym wyjeździe na Helikon, chociaż panowała tam teraz dokuczliwa zima. Spojrzał do góry na jasne, rozproszone światło. Choć tutaj nie mógł padać deszcz, powietrze nie było zbyt suche. Niedaleko niego igrała fontanna, rośliny były zielone i prawdopodobnie nigdy nie odczuwały skutków suszy. Od czasu do czasu szeleściła kępa krzewów, jakby poruszały się w niej ukryte zwierzęta. Słychać było brzęczenie pszczół. Choć w całej Galaktyce mówiło się o Trantorze jako o sztucznym świecie z metalu i materiału ceramicznego, to właśnie na tym małym skrawku zdawał się panować naprawdę wiejski nastrój. W parku przebywało jeszcze kilka innych osób. Seldon zauważył, że wszyscy mieli na głowach kapelusze, niektórzy dość małe. W pobliżu stała całkiem ładna młoda kobieta pochylona nad przeglądarką tak, że nie mógł dostrzec wyraźnie jej twarzy. Jakiś mężczyzna w różowych obcisłych spodniach przeszedł obok Seldona, spojrzawszy na niego krótko i obojętnie, po czym usiadł naprzeciwko i pogrążył się w pliku telewydruków, zakładając nogę na nogę. Dziwne, ale w ubiorach mężczyzn panowała tendencja do odcieni pastelowych, natomiast kobiety były ubrane przeważnie na biało. Noszenie jasnych kolorów miało sens w tym czystym środowisku. Seldon z rozbawieniem spojrzał na swój helikoński strój, w którym przeważała barwa matowo brązowa. Gdyby miał pozostać na Trantorze - co jednak nie miało nastąpić - musiałby sobie kupić odpowiednie ubranie, w przeciwnym razie stałby się obiektem zaciekawienia lub śmiechu, a może nawet wstrętu. Spostrzegł, że

25 człowiek z telewydrukami już spojrzał na niego raz i drugi - niewątpliwie zaintrygowany jego ubraniem z innego świata. Seldon poczuł ulgę, że ów człowiek się nie uśmiechnął. Z pewnością potrafiłby zachować stoicki spokój, nawet gdyby stał się pośmiewiskiem, ale nie byłoby to przyjemne. Seldon obserwował dyskretnie mężczyznę, który wydawał się być zajęty jakąś wewnętrzną debatą. W którejś chwili spojrzał, jak gdyby zaraz miał się odezwać, jednak rozmyślił się, a następnie wydawało się, że znów chce przemówić. Seldon zastanawiał się, jaki będzie rezultat. Teraz przyglądał się mężczyźnie badawczo. Był on wysoki, barczysty i bez śladu widocznego brzucha, miał ciemnawe włosy z prześwitującym odcieniem blond, był starannie ogolony, o poważnym wyrazie twarzy. Emanowała z niego siła, choć nie był szczególnie umięśniony, a jego twarz miała odrobinę szorstki wyraz - przyjemny, choć nie było w niej nic „ładnego". Do chwili, w której mężczyzna przegrał toczoną ze sobą wewnętrzną walkę (lub być może ją wygrał) i pochylił się ku niemu, Seldon uważał, że ten człowiek mu się podoba. - Przepraszam, czy nie był pan czasem na Zjeździe Dziesięcioletnim? Matematycznym? - zapytał mężczyzna. - Owszem, byłem - potwierdził Seldon. - Ach, domyślałem się, że to tam pana musiałem widzieć. To właśnie - proszę mi wybaczyć - ta chwila rozpoznania skłoniła mnie do tego, żeby tu usiąść. Jeżeli zakłócam panu spokój... - Wcale nie. Właśnie rozkoszuję się wolną chwilą. - Sprawdźmy, ile uda mi się odgadnąć. Jest pan profesorem Seldonem. - Seldon. Hari Seldon. Prawie pan zgadł. A z kim mam przyjemność? - Chetter Hummin. - Mężczyzna wydawał się lekko zakłopotany. - Obawiam się, że to dość pospolite nazwisko. - Nigdy dotąd nie spotkałem żadnego Chettera - powiedział Seldon. - Ani Hummina. Więc, jak mniemam, jest pan w pewnym sensie unikalny. Sądzę, że jest to lepsze niż znalezienie się w jednym