Isaac
ASIMOV
PRELUDIUM
FUNDACJI
Ostrowiec Swiętokrzyski 2001-09-06
2
Cykl powieści I. Asimova o Fundacji:
1. Preludium Fundacji
2. Narodziny Fundacji
3. Fundacja
4. Fundacja i Imperium
5. Druga Fundacja
6. Agent Fundacji
7. Fundacja i Ziemia
4
1 Matematyk
CLEON I – (...) Ostatni Imperator Galaktyczny dynastii Enturn.
Urodził się w 11988 roku ery galaktycznej, tego samego roku co Hari
Seldon. Panuje przekonanie, że data narodzin Seldona, którą niektórzy
poddają w wątpliwość mogła zostać dopasowana do roku narodzin
Cleona, którego Seldon, jak się przypuszcza, spotkał wkrótce po
przyjeździe na Trantor.
Po objęciu tronu imperialnego w roku 12010 w wieku
dwudziestu dwóch lat, panowanie Cleona I stanowiło osobliwy okres
spokoju w tamtych burzliwych czasach. Było to niewątpliwie zasługą
umiejętności jego szefa sztabu, Eto Demerzela, który tak starannie
usuwał się w cień z życia publicznego, że niewiele o nim wiadomo.
Jeżeli chodzi o Cleona(...)
Encyklopedia Galaktyczna1
1.
Cleon dyskretnie stłumił ziewnięcie i zapytał:
Demerzel, czy słyszałeś kiedyś o człowieku, który się nazywa
Hari Seldon?
Cleon był imperatorem zaledwie od dziesięciu lat, ale bywały
takie chwile podczas ceremonii państwowych, kiedy – przyodziany w
uroczyste szaty i insygnia królewskie – prezentował się godnie, jak na
przedstawiającym go hologramie, stojącym w niszy za jego plecami i
tak wyeksponowanym, że wyraźnie dominował nad innymi niszami,
w których mieściły się wizerunki kilku jego poprzedników.
Hologram nie stanowił zupełnie wiernej kopii, choć zarówno na
nim, jak i w rzeczywistości włosy Cleona były jasnobrązowe, lecz na
wizerunku wydawały się nieco gęstsze. Poza tym prawdziwa twarz
Cleona odznaczała się pewną asymetrią, gdyż jego górna warga z
lewej strony unosiła się wyżej od prawej, a jakimś cudem nie widać
tego było na hologramie. Gdyby Cleon stanął obok swego wizerunku,
1
Wszystkie zamieszczone tutaj cytaty z Encyklopedii Galaktycznej zaczerpnięte
zostały za zgodą wydawcy z jej 116 wydania opublikowanego w 1020 roku e.f. przez
Encyclopedia Galactica Publishing Co. na Terminusie.
5
można by także zauważyć, że jest o dwa centymetry niższy od
swojego wizerunku, na którym miał metr osiemdziesiąt trzy wzrostu –
i być może trochę tęższy.
Oczywiście hologram przedstawiał portret z oficjalnej koronacji
i Cleon był wtedy młodszy. Nadal jednak wyglądał młodo i dość
przystojnie, a kiedy nie denerwował się podczas oficjalnych
ceremonii, na jego twarzy malowała się pewna dobroduszność.
- Hari Seldon? – spytał Demerzel tonem pełnym szacunku,
o który bardzo się starał. – Nie znam nikogo o tym nazwisku Wasza
Imperialna Mość. A czy powinienem go znać?
- Minister Nauki wspomniał mi o nim wczoraj wieczorem.
Myślałem, że może go znasz.
Demerzel zmarszczył nieznacznie brwi, ale tylko nieznacznie,
gdyż nie wypada tego robić w obecności imperatora.
- Minister Nauki, Wasza Imperialna Mość, powinien
porozmawiać o tym człowieku ze mną jako szefem sztabu. Gdyby cię
niepokojono z każdej strony...
Cleon uniósł rękę i Demerzel natychmiast przerwał.
- Proszę, Demerzel, nie można stale obstawać przy
przestrzeganiu form. Kiedy przechodziłem obok Ministra na przyjęciu
wczoraj wieczorem i zamieniłem z nim kilka słów, aż kipiał z
podniecenia. Nie mogłem go nie wysłuchać i cieszę się, że to
zrobiłem, bo opowiadał interesujące rzeczy.
- W jakim sensie interesujące, Wasza Imperialna Mość?
- Cóż, minęły już stare czasy, kiedy nauka i matematyka były
ostatnim krzykiem mody, być może dlatego, że dokonano już
wszystkich odkryć nie sądzisz? Najwyraźniej jednak nadal mogą mieć
miejsce interesujące zdarzenia, przynajmniej tak mi powiedziano.
- Tak powiedział Minister Nauki, Wasza Imperialna Mość?
- Tak. Powiedział, że ten Hari Seldon uczestniczył w zjeździe
matematyków zorganizowanym tutaj, na Trantorze – z jakiegoś
powodu organizują taki zjazd raz na dziesięć lat – i podobno
udowodnił, iż można matematycznie przepowiedzieć przyszłość.
Demerzel uśmiechnął się dyskretnie.
- Albo Minister Nauki, człowiek o niewielkiej bystrości umysłu
6
jest w błędzie, albo ten matematyk się myli. Sprawa przepowiadania
przyszłości to przecież dziecinne marzenie o czarodziejskiej krainie.
- Naprawdę, Demerzel? Ludzie w to wierzą.
- Ludzie wierzą w różne rzeczy, Wasza Imperialna Mość.
- Ale wierzą w takie rzeczy. Dlatego nie ma znaczenia, czy
przepowiednia przyszłości jest możliwa, czy nie. Jeśli jakiś
matematyk przepowiedziałby mi długie i szczęśliwe panowanie, okres
pokoju i pomyślności dla Imperium... Ech, czyż nie przyniosłoby to
korzyści?
- Z pewnością miło byłoby to usłyszeć, ale co z tego, Wasza
Imperialna Mość?
- Gdyby ludzie w to uwierzyli, na pewno działaliby w duchu tej
wiary. Wiele proroctw przemienia się w fakt, z powodu samej mocy
tego, że ludzie w nie wierzą. To „proroctwa, które spełniają się same
przez się”. Przypominam sobie, że to właśnie ty mi to kiedyś
wyjaśniałeś.
- Być może, Wasza Imperialna Mość – powiedział Demerzel.
Przyglądał się uważnie imperatorowi, jak gdyby chciał sprawdzić jak
daleko może się posunąć w wyrażaniu własnych opinii. – Gdyby
jednak tak było, każdemu można by kazać wygłosić proroctwo.
- Nie wszystkim uwierzono by w równym stopniu. Matematyka,
który byłby w stanie poprzeć swoje proroctwo wzorami i terminologią
naukową, mógłby nikt nie zrozumieć, a pomimo to wszyscy byliby
skłonni mu uwierzyć.
- Jak zwykle, Wasza Imperialna Mość, mówisz rozsądnie –
powiedział Demerzel. – Żyjemy w niespokojnych czasach i warto
byłoby je uspokoić w sposób, który nie wymagałby ani pieniędzy, ani
zbrojnego wysiłku – bo w niedalekiej przeszłości przysporzyło to
więcej szkód niż dobra.
- Właśnie, Demerzel – potwierdził podniecony imperator. –
Ściągnij mi tu tego Hariego Seldona. Mówisz mi, że twoje sznurki
sięgają do każdego zakątka tego burzliwego świata, nawet tam, gdzie
moje oddziały nie ośmielą się wkroczyć. Zatem pociągnij za jeden
z tych sznurków i sprowadź tego matematyka. Chcę go zobaczyć.
- Tak zrobię, Wasza Imperialna Mość – powiedział Demerzel,
7
który już zdążył zlokalizować Seldona i odnotował w pamięci, że
trzeba pochwalić Ministra Nauki za dobrze wykonaną robotę.
2.
W tym czasie Hari Seldon nie wyglądał zbyt imponująco jak na
wielkiego uczonego. Miał trzydzieści dwa lata, podobnie jak
imperator Cleon I, był jednak niższego wzrostu, bo miał tylko metr
siedemdziesiąt trzy. Jego twarz była łagodna i wesoła, włosy
ciemnobrązowe, prawie czarne, a ubranie które nosił odznaczało się
niedwuznacznym rysem prowincjonalności.
Każdemu, kto w późniejszych czasach słyszał o Harim Seldonie
tylko jako o legendarnym półbogu, wydawałoby się prawie
bluźnierstwem, żeby matematyk nie miał siwych włosów, twarzy
pobrużdżonej zmarszczkami, spokojnego uśmiechu promieniującego
mądrością i żeby nie siedział na wózku inwalidzkim. Jednak nawet
wtedy, w podeszłym wieku, oczy Seldona były wesołe. Teraz zaś były
szczególnie wesołe, gdyż wygłosił referat na Zjeździe
Dziesięcioletnim. Do pewnego stopnia wzbudził nawet
zainteresowanie. Stary Osterfith skinął głową i powiedział: -
Zmyślnie, młody człowieku. Bardzo zmyślnie. – A taka ocena
wypowiedziana przez niego sprawiła Seldonowi radość.
Teraz jednak nastąpił niespodziewany rozwój wydarzeń i Seldon
nie był pewien, czy powinno mu to poprawić nastrój, czy też nie.
Wpatrywał się w wysokiego, młodego człowieka w mundurze. Z
lewej strony jego tuniki widział zgrabnie umieszczony emblemat
przedstawiający słońce i statek kosmiczny.
- Porucznik Alban Wellis – przedstawił się oficer gwardii
imperatora, nim odłożył swój dowód tożsamości. – Pozwoli pan ze
mną?
Wellis był oczywiście uzbrojony, a za drzwiami stało dwóch
innych gwardzistów. Seldon wiedział, że nie ma wyboru, chociaż
żołnierz był niezwykle uprzejmy. Chciał jednak poprosić
o wyjaśnienia.
- Na spotkanie z imperatorem? – zapytał.
- Do pałacu. Otrzymałem taką instrukcję.
- Ale dlaczego?
8
- Tego mi nie powiedziano. Mam ścisłe polecenie przyprowadzić
pana – w taki czy inny sposób.
- Ale to wygląda na aresztowanie. Nie zrobiłem niczego, co by to
usprawiedliwiało.
- Powiedzmy, że wygląda to na przyznanie panu eskorty
honorowej. Proszę dłużej nie zwlekać.
Seldon zacisnął usta, jakby chcąc powstrzymać dalsze pytania,
skinął głową i ruszył naprzód. Nawet jeśli miał się spotkać
z imperatorem i otrzymać imperialną pochwałę, nie znajdował w tym
żadnej przyjemności. Opowiadał się za Imperium – to znaczy za
światami ludzkości żyjącymi w jedności i pokoju – ale nie był za
imperatorem.
Porucznik kroczył przodem, pozostała dwójka z tyłu. Seldon
uśmiechał się do mijanych osób i zdołał przybrać obojętną minę. Przed
hotelem wsiedli do służbowego samochodu naziemnego. Seldon
przesunął ręką po tapicerce – nigdy nie był w tak eleganckim
pojeździe.
Znajdowali się w jednej z najzamożniejszych części Trantora.
Kopuła była tu na tyle wysoka, że dawała uczucie przebywania na
otwartej przestrzeni i człowiek mógł przysiąc – nawet ktoś taki jak
Hari Seldon, który urodził się i wychował w otwartym świecie – że
znajdowali się w świetle słonecznym. Wprawdzie nie można było
dostrzec ni słońca, nie cieni, ale powietrze było lekkie i aromatyczne.
Wkrótce jednak to się skończyło. Kopuła zakrzywiała się w dół,
a ściany zwężały i teraz poruszali się wzdłuż zamkniętego tunelu
oznaczonego co jakiś czas emblematami ze słońcem i statkiem
kosmicznym, który wyraźnie był zarezerwowany, jak domyślał się
Seldon, dla pojazdów urzędowych.
Otworzyły się jakieś drzwi, przez które samochód przemknął,
a kiedy drzwi zamknęły się za nimi, znaleźli się na otwartej
przestrzeni – autentycznej, prawdziwej otwartej przestrzeni. Na
Trantorze była jedyna połać takiej przestrzeni o powierzchni 250
kilometrów kwadratowych i tam właśnie znajdował się Pałac
Imperialny. Seldon marzył o szansie przespacerowania się po
otwartym lądzie – nie z powodu Pałacu, ale dlatego, że mieścił się tam
9
również Uniwersytet Galaktyczny i – rzecz najbardziej interesująca –
Biblioteka Galaktyczna.
A jednak, przechodząc z zamkniętego świata Trantora na
otwartą, zalesioną przestrzeń, znalazł się w świecie, w którym chmury
zaciemniały niebo, a chłodny wiatr targał mu koszulę. Przycisnął
kontakt, aby zamknąć okno samochodu naziemnego.
3.
Seldon wcale nie był pewien, czy zobaczy się z imperatorem.
Przypuszczał raczej, że w najlepszym razie spotka się z jakimś
niższym urzędnikiem, który będzie twierdził, że mówi w imieniu
imperatora.
Ilu ludzi w ogóle widziało imperatora osobiście, a nie na
holowizji? Ilu ludzi miało szansę widzieć go z bliska, skoro imperator
nigdy nie opuszczał swoich terenów, po których Seldon teraz
przejeżdżał? To musiała być znikoma liczba. Dwadzieścia pięć
milionów zamieszkanych światów, na każdym z nich przynajmniej
miliard istot ludzkich – a spośród tych wszystkich kwadrylionów ludzi
ilu widziało lub kiedykolwiek zobaczy żywego imperatora? Tysiąc?
Ale czy komuś naprawdę na tym zależało? Imperator był takim
samym symbolem Imperium, jak emblemat ze znakiem słońca i statku
kosmicznego, tyle tylko, że był znacznie mniej wszechobecny,
znacznie mniej prawdziwy. To nie imperator, tylko jego wszędobylscy
żołnierze i urzędnicy reprezentowali teraz Imperium, które stało się
nieznośnym ciężarem dla swoich mieszkańców.
Kiedy wreszcie Seldon został wprowadzony do bogato
umeblowanego, niedużego pokoju i zastał tam młodo wyglądającego
mężczyznę siedzącego na krawędzi stołu we wnęce okna i niedbale
kołyszącego nogą, zdziwiło go, że jakiś urzędnik może na niego
patrzeć tak dobrotliwie. Seldon wielokrotnie już doświadczył tego, że
urzędnicy rządowi – a szczególnie ci w służbie imperialnej patrzyli
z taką powagą, jakby dźwigali na swoich barkach brzemię całej
Galaktyki. I wydawało się, że im niżej znajdowali się w hierarchii, tym
poważniejszy i groźniejszy był wyraz ich twarzy.
Zatem ten urzędnik mógł być tak wysoko w hierarchii, z jasnym
słońcem padającym na niego, że nie czuł potrzeby przeciwstawiania
10
się mu srogim spojrzeniem.
Seldon nie wiedział pod jak wielkim powinien być wrażeniem,
ale czuł, że najlepiej będzie zachować milczenie i pozwolić najpierw
przemówić temu drugiemu.
- Domyślam się, że nazywasz się Hari Seldon – powiedział
urzędnik. – I jesteś matematykiem.
- Tak – odparł krótko Seldon i znów czekał. Młody człowiek
machnął ręką.
- Powinieneś odpowiedzieć: „Tak, Wasza Imperialna Mość”, ale
nienawidzę ceregieli. To jedyne, co mnie nuży. Jesteśmy sami, więc
pozwolę sobie na tę swobodę i dam spokój tym rytuałom. Niech pan
usiądzie, profesorze.
W połowie tej przemowy Seldon uświadomił sobie, że rozmawia
z imperatorem Cleonem. Pierwszym o tym imieniu i poczuł jak traci
oddech. Teraz, kiedy mu się przyjrzał, dostrzegł słabe podobieństwo
do oficjalnego holografu, który stale pojawiał się w wiadomościach.
Na tamtym wizerunku Cleon był zawsze imponująco ubrany, wydawał
się wyższy, szlachetniejszy i miał lodowaty wyraz twarzy.
Tymczasem oryginał holografu, stojący przed matematykiem
wydawał się zupełnie zwyczajny.
Seldon ani drgnął.
Imperator zmarszczył nieznacznie brwi i, z nawykiem
rozkazywania obecnym nawet przy chwilowej próbie jego zarzucenia,
rzekł apodyktycznie:
- Powiedziałem: „Niech pan usiądzie”, człowieku. Na tamtym
krześle. Szybko.
Seldon usiadł, całkiem oniemiały. Nie potrafił nawet zdobyć się
na powiedzenie: - Tak, Wasza Imperialna Mość.
Cleon uśmiechnął się.
- Już lepiej. Teraz możemy porozmawiać jak równi sobie,
którymi w końcu jesteśmy po odrzuceniu etykiety. Prawda, mój
człowieku?
- Jeżeli Waszej Imperialnej Mości podoba się tak mówić, to tak
jest – odparł ostrożnie Seldon.
- Och, daj spokój, dlaczego jesteś taki ostrożny? Chcę z tobą
11
porozmawiać na równych warunkach, bo to mi sprawi przyjemność.
- Tak, Wasza Imperialna Mość.
- Po prostu: „Tak”, człowieku. Czy w żaden sposób nie mogę do
ciebie dotrzeć?
Cleon patrzył na Seldona i matematyk pomyślał, że było to żywe
i pełne zainteresowania spojrzenie.
- Nie wyglądasz na matematyka – odezwał się w końcu
imperator.
Wreszcie Seldon poczuł, że potrafi się uśmiechnąć.
- Nie wiem, jak powinien wyglądać matematyk, Wasza Im...
Cleon uniósł ostrzegawczo rękę i Seldon urwał w pół słowa.
- Chyba siwy – powiedział Cleon. – Być może z brodą. I na
pewno stary.
- Jednak nawet matematycy muszą być najpierw młodzi.
- Ale wtedy nie są ogólnie szanowani i sławni. Gdy już zwrócą
na siebie uwagę Galaktyki, wyglądają tak, jak to opisałem.
- Obawiam się, że nie jestem sławny.
- A jednak przemawiałeś na tym zjeździe, który tu
zorganizowano.
- Bardzo wielu z nas przemawiało i niektórzy byli młodsi ode
mnie. Niewielu jednak poświęcono choćby cień uwagi.
- Twoja przemowa najwyraźniej przyciągnęła uwagę niektórych
moich urzędników. Powiadomiono mnie, że wierzysz w możliwość
przepowiedzenia przyszłości.
Seldon nagle poczuł znużenie. Wydawało się, że ta błędna
interpretacja jego teorii miała się nigdy nie skończyć. Pomyślał, że być
może nie powinien wygłaszać swojego referatu.
- Prawdę mówiąc, niezupełnie – odparł. – Moje osiągnięcie jest
znacznie bardziej ograniczone. W wielu układach możliwa jest taka
sytuacja, że w pewnych warunkach nie mają miejsca chaotyczne
wydarzenia. Oznacza to, że mając konkretny punkt początkowy
można przewidzieć rezultaty. Jest to prawdziwe w niektórych, raczej
prostych układach, ale im bardziej są one złożone tym bardziej
prawdopodobne, że nastąpi chaos. Zawsze zakładano, że coś tak
skomplikowanego jak społeczeństwo ludzkie szybko stanie się
12
chaotyczne i dlatego jest nieprzewidywalne. Ja jednak wykazałem, że
badając dokładnie ludzką zbiorowość można obrać punkt początkowy
i poczynić odpowiednie założenia, które stłumią chaos. To umożliwi
przewidzenie przyszłości – oczywiście nie we wszystkich szczegółach
– ale w kategoriach przybliżonych; nie z całkowitą pewnością, ale z
obliczalnym prawdopodobieństwem.
Imperator, który słuchał uważnie, spytał:
- Ale czy to nie oznacza, że wykazałeś, jak przewidzieć
przyszłość?
- Otóż, niezupełnie. Wykazałem, że jest to teoretycznie możliwe,
ale nic ponadto. Aby dokonać czegoś więcej, musielibyśmy wybrać
poprawny punkt początkowy, poczynić poprawne założenia, a potem
znaleźć sposoby na przeprowadzenie obliczeń w skończonym czasie.
Nic w mojej matematycznej argumentacji nie podpowiada nam, jak
zrealizować którykolwiek z tych punktów. A nawet gdybyśmy
potrafili zrobić to wszystko, w najlepszym razie oszacowalibyśmy
prawdopodobieństwa. To nie to samo, co przepowiedzenie
przyszłości, to tylko zgadywanie, co się może prawdopodobnie
wydarzyć. Każdy polityk, przedsiębiorca czy człowiek
jakiegokolwiek powołania, który odnosi sukcesy, musi dokonywać
tych ocen przyszłości i robi to dość dobrze, bo w przeciwnym razie nie
odniósłby sukcesów.
- Oni to robią bez matematyki.
- To prawda. Robią to intuicyjnie.
- Ze wsparciem matematyki każdy byłby w stanie szacować
prawdopodobieństwa. Nie trzeba by było szukać należącej do
rzadkości istoty ludzkiej, która z powodu nadzwyczajnej intuicji
odnosi sukcesy.
- To także prawda, ale ja tylko wykazałem, że analiza
matematyczna jest możliwa; nie dowiodłem jednak, że jest
praktyczna.
- W jaki sposób coś może być możliwe, a jednocześnie
niepraktyczne?
- Teoretycznie jest możliwe, że odwiedzę każdy świat Galaktyki
i przywitam się z każdą osobą w świecie. Wykonanie tego jednak
13
trwałoby znacznie dłużej niż pozostało mi lat życia. Nawet gdybym
był nieśmiertelny, tempo przyrostu naturalnego jest na tyle duże, że
nie zdołałbym dotrzeć do każdego i zdążyć z nim porozmawiać.
- I czy takie rozumowanie ma sens w stosunku do twojej
matematyki i przyszłości?
Seldon zawahał się, po czym ciągnął: - Możliwe, że opracowanie
takiej matematyki trwałoby zbyt długo, nawet dysponując
komputerem o wielkości Wszechświata, który by pracował z
prędkościami nadprzestrzennymi. Do chwili otrzymania jakiejkolwiek
odpowiedzi upłynęłoby dość lat, by sytuacja zmieniła się tak
diametralnie, że odpowiedzi byłyby bez znaczenia.
- Dlaczego nie można uprościć tego procesu? – spytał ostro
Cleon.
- Wasza Imperialna Mość – Seldon poczuł, że imperator staje się
coraz bardziej formalny, w miarę jak odpowiedzi coraz mniej go
satysfakcjonowały i sam odpowiadał z większą formalnością. Rozważ
sposób, w jaki naukowcy rozwiązali sprawę cząstek subatomowych.
Są ich ogromne ilości, każda z nich porusza się i drga w sposób
przypadkowy i przypadkowy i nieobliczalny, ale ten chaos okazuje się
mieć ukryty porządek, tak że potrafimy opanować mechanikę
kwantową, która odpowiada na wszystkie pytania, jakie umiemy
zadać. Analizując społeczeństwo umieszczamy ludzi w miejsce
cząstek subatomowych, ale istnieje tu dodatkowy czynnik – ludzkiego
umysłu. Cząstki poruszają się bezmyślnie, a ludzie nie. Uwzględnienie
rozmaitych postaw i odruchów daje tak wielką złożoność, że brak
czasu, aby zająć się tym wszystkim.
- Czy umysł, podobnie jak bezmyślny ruch, nie mógłby mieć
ukrytego porządku?
- Być może. Moja analiza matematyczna sugeruje, że porządek
musi stanowić podstawę wszystkiego, obojętnie jak bardzo
nieuporządkowane może się wszystko wydać, ale nie podaje ona
żadnej wskazówki, w jaki sposób można znaleźć ten podstawowy
porządek. Rozważmy: Dwadzieścia pięć milionów światów, każdy
charakteryzuje się swoistą kulturą, każdy jest w sposób znaczący
odmienny od całej reszty, na każdym jest miliard lub więcej ludzi, z
14
których każdy ma własny umysł i wszystkie te światy oddziałują na
siebie na niezliczone sposoby i kombinacje! Obojętne do jakiego
stopnia analiza psychohistoryczna może być teoretycznie możliwa, nie
jest prawdopodobne, aby można ją było zastosować w jakimkolwiek
sensie praktycznym.
- Co rozumiesz pod pojęciem „psychohistoryczna”?
- Mianem „psychohistorii” określam teoretyczny szacunek
prawdopodobieństw odnośnie przyszłości.
Imperator nagle wstał, przeszedł na drugi koniec pokoju,
zawrócił i stanął przed nadal siedzącym Seldonem.
- Wstań! – rozkazał.
Seldon podniósł się i usiłował patrzeć w niewzruszony sposób na
nieco wyższego imperatora.
- Ta twoja psychohistoria... – odezwał się w końcu Cleon. –
Gdyby można ją było uczynić praktyczną, miałaby wielkie
zastosowanie, prawda?
- Oczywiście. Olbrzymie zastosowanie. Wiedza o tym, co będzie
w przyszłości, nawet w najogólniejszym i probabilistycznym zarysie,
służyłaby jako nowy i cudowny przewodnik dla naszych działań,
przewodnik, jakiego ludzkość dotąd nigdy nie miała. Ale oczywiście...
– przerwał.
- Tak? – spytał niecierpliwie Cleon.
- Cóż, wydaje mi się, że z wyjątkiem kilku ludzi podejmujących
decyzje, wyniki analizy psychohistorycznej musiałyby pozostać
nieznane ogółowi.
- Nieznane! – wykrzyknął Cleon ze zdziwieniem.
- To jasne. Proszę mi pozwolić to wyjaśnić. Po przeprowadzeniu
analizy psychohistorycznej, a następnie podaniu wyników do
wiadomości publicznej, rozmaite uczucia i reakcje ludzkości
zostałyby natychmiast zniekształcone. Analiza psychohistoryczna
oparta na uczuciach i reakcjach, które mają miejsce bez wiedzy o
przyszłości, staje się nic nie warta. Czy jest to zrozumiałe?
Oczy imperatora rozjaśniły się i Cleon wybuchnął głośnym
śmiechem.
- Cudowne!
15
Poklepał Seldona po ramieniu i matematyk zachwiał się
nieznacznie pod siłą tego uderzenia.
- Nie rozumiesz tego, człowieku? – zapytał Cleon. – Nie
rozumiesz? Oto twoje zastosowanie. Nie musisz przewidywać, tylko
wybierz przyszłość – dobrą, pożyteczną przyszłość – i wymyśl
przepowiednię, która zmieni ludzkie uczucia i postępowanie w taki
sposób, że przepowiedziana przez ciebie przyszłość stanie się faktem.
Lepiej stworzyć dobrą przyszłość niż przepowiedzieć złą.
Seldon zmarszczył brwi.
- Rozumiem, co masz na myśli, Wasza Imperialna Mość, ale to
jest równie niemożliwe.
- Niemożliwe?
- W każdym razie niepraktyczne. Nie rozumiesz? Jeżeli nie
można zacząć od ludzkich uczuć i reakcji i przewidzieć przyszłości,
którą one spowodują, to odwrotnie – również tego nie można dokonać.
Nie można zacząć od przyszłości i przewidzieć ludzkich uczuć i
reakcji, które ją spowodują.
Cleon wyglądał na rozczarowanego. Zacisnął usta.
- A co z twoim referatem?... Tak go nazywasz. Jaki z niego
pożytek?
- Była to tylko demonstracja matematyczna. Przedstawiła
interesujący punkt widzenia dla matematyków, ale wcale nie
myślałem o jakimkolwiek zastosowaniu jej w praktyce.
- To dla mnie oburzające – powiedział Cleon ze złością.
Seldon lekko wzruszył ramionami. Bardziej niż kiedykolwiek
rozumiał, że nie powinien nigdy wygłaszać tego referatu. Co się z nim
stanie, jeśli imperator ubzdura sobie, że zrobiono z niego głupca?
I rzeczywiście. Cleon wyglądał, jakby był bliski uwierzenia w to.
- No dobrze – powiedział – jednak co by się stało, gdybyś miał
poczynić przepowiednie przyszłości, nawet nieuzasadnione
matematycznie, ale które urzędnicy rządowi, czyli ludzie, których
zadaniem jest znać reakcje społeczeństwa uznają jednak za
powodujące pożyteczne zachowania?
- Dlaczego akurat ja miałbym ci być do tego potrzebny?
Urzędnicy rządowi sami mogliby poczynić takie przepowiednie, bez
16
pośrednika.
- Urzędnicy rządowi nie mogliby zrobić tego tak efektownie. Od
czasu do czasu ogłaszają oni różne oświadczenia. Ludzie
niekoniecznie im jednak wierzą.
- Dlaczego mnie mieliby wierzyć?
- Ponieważ jesteś matematykiem. Obliczyłbyś przyszłość, a nie...
nie wydedukował ją intuicyjnie, jeśli tak to się określa.
- Ale to nie byłaby prawda.
- Któż by o tym wiedział?
Cleon obserwował go zwężonymi oczami.
Zapadła cisza. Seldon poczuł się złapany w pułapkę. Gdyby
otrzymał bezpośredni rozkaz od imperatora, czy bezpiecznie byłoby
mu odmówić? Mógłby zostać uwięziony lub stracony za odmowę. Nie
bez procesu oczywiście, ale niezmiernie trudno jest sprawić, aby
proces potoczył się wbrew założeniom bezwzględnych urzędników,
zwłaszcza proces na rozkaz imperatora olbrzymiego Imperium
Galaktycznego.
- To by nie zadziałało – odparł w końcu.
- Czemu nie?
- Gdyby mnie poproszono o przewidzenie niejasnych uogólnień,
które żadną miarą nie mogłyby się sprawdzić jeszcze długo po śmierci
obecnego pokolenia, a być może i następnego, mogłoby to nam ujść na
sucho, ale z drugiej strony ogół nie zwróciłby na to wszystko większej
uwagi. Nie obchodziłaby ich świetlana ewentualność za kilka stuleci.
Aby osiągnąć jakieś wyniki – ciągnął Seldon – musiałbym
przewidzieć konkretniejsze sprawy, jakieś bezpośrednie szczegóły.
Tylko takie przepowiednie wywołałyby reakcje ogółu. Prędzej czy
później jednak – a prawdopodobnie prędzej – jedna z tych
ewentualności nie sprawdziłaby się i moja wiarygodność natychmiast
by się skończyła. Jednocześnie mogłaby też ucierpieć twoja
popularność i, co najgorsze, nie byłoby dalszego wsparcia dla rozwoju
psychohistorii, tak że zniknęłaby szansa na uzyskanie z niej
jakichkolwiek korzyści, gdyby przyszłe ulepszenia metod
matematycznych pomogły przybliżyć ją do sfery praktyczności.
Cleon rzucił się na krzesło i spojrzał pochmurnie na Seldona.
17
- Czy to jedyne, co robią matematycy? Upieracie się przy
niemożliwościach?
- To ty, Wasza Imperialna Mość, upierasz się przy
niemożliwościach – powiedział Seldon z rozpaczliwą łagodnością.
- Pozwól, że cię wypróbuję, człowieku. Przypuśćmy, że
poprosiłbym cię o wykorzystanie twojej matematyki, żeby mi
powiedzieć czy pewnego dnia zostanę skrytobójczo zamordowany?
Co byś powiedział?
Mój system matematyczny nie dałby odpowiedzi na takie
konkretne pytanie, nawet gdyby psychohistoria działała z najwyższą
sprawnością. Cała mechanik kwantowa nie potrafi przewidzieć
zachowania się jednego samotnego elektronu, a jedynie przeciętne
zachowanie się wielu.
- Znasz się na swojej matematyce lepiej ode mnie. Podaj mi
oparte na niej mądre domniemanie. Czy pewnego dnia zostanę
skrytobójczo zamordowany?
- Zastawiasz na mnie pułapkę, Wasza Imperialna Mość – Seldon
starał się być łagodny. – Albo powiedz mi jaką odpowiedź chcesz
usłyszeć i ja ci ją podam, albo daj mi możliwość swobodnej
odpowiedzi według mojego uznania, bez groźby kary.
- Mów, co ci się podoba.
- Słowo honoru?
- Chcesz go na piśmie? – zapytał sarkastycznie Cleon.
- Wystarczy mi twoje ustne przyrzeczenie – powiedział Seldon z
zamierającym sercem, gdyż wcale nie był tego pewien.
- Masz moje słowo honoru.
- Zatem mogę ci powiedzieć, że w ciągu minionych czterech
stuleci prawie połowa imperatorów została skrytobójczo
zamordowana, z czego wnioskuję, że prawdopodobieństwo zamachu
na twoje życie wynosi w przybliżeniu jeden do dwóch.
- Każdy głupi potrafi dać taką odpowiedź – powiedział Cleon z
pogardą. – Nie potrzeba do tego matematyka.
- Kilkakrotnie ci jednak powtarzałem, że moja matematyka jest
bezużyteczna dla problemów praktycznych.
- Czy nie przyszło ci na myśl, że uczę się z lekcji, które przeszli
18
moi niefortunni poprzednicy?
Seldon zaczerpnął głęboki oddech i zanurkował:
- Nie, Wasza Imperialna Mość. Cała historia pokazuje, że nie
uczymy się z lekcji przeszłości. Na przykład wpuściłeś mnie tu na
prywatne posłuchanie. A nie obawiasz się, że mógłbym dokonać
zamachu na ciebie?... Czego jednak nie zamierzam zrobić, Wasza
Imperialna Mość – dodał pospiesznie.
Cleon uśmiechnął się blado.
- Nie doceniasz naszej dokładności... lub postępów w technice.
Przejrzeliśmy starannie twoją historię, twoją całą przeszłość. Kiedy
przyjechałeś, zostałeś drobiazgowo zbadany. Przeanalizowano wyraz
twojej twarzy i cechy twojego głosu. Zbadaliśmy szczegółowo twój
stan emocjonalny; znaliśmy niemal twoje myśli. Gdyby powstał choć
cień wątpliwości co do twojej nieszkodliwości, nie pozwolono by ci
się zbliżyć do mnie. Właściwie nie żyłbyś teraz.
Seldon poczuł falę mdłości, ale opanował się i rzekł:
- Ludzie z zewnątrz zawsze mieli trudności z dotarciem do
imperatorów, nawet przy mniej zaawansowanej technice. Jednak
prawie każde skrytobójcze zabójstwo było zamachem pałacowym. To
ludzie stojący najbliżej imperatora są dla niego największym
niebezpieczeństwem. Staranne prześwietlenie ludzi z zewnątrz jest
wobec tego nieistotne. A jeśli chodzi o twoich własnych urzędników,
twoich gwardzistów, twoich bliskich przyjaciół, nie możesz ich
traktować tak jak mnie.
- Dobrze o tym wiem - powiedział Cleon. - Odpowiem ci na to,
że otaczających mnie ludzi traktuję sprawiedliwie i nie daję im
powodu do niechęci.
- Głupie... - zaczął Seldon, po czym przerwał zmieszany.
- Mów dalej - powiedział Cleon ze złością. - Pozwoliłem ci
mówić bez skrępowania. W jakim sensie jestem głupi?
- To słowo wymknęło mi się nieopatrznie, Wasza Imperialna
Mość. Chciałem powiedzieć „nieistotne". Twoje traktowanie bliskich
19
przyjaciół jest nieistotne. Musisz być podejrzliwy; to byłoby wbrew
naturze ludzkiej zachowywać się inaczej. Nieuważne słowo, takie jak
moje przed chwilą, nieuważny gest, wątpliwy wyraz twarzy i dasz po
sobie poznać nieufność. A każdy taki odruch podejrzenia uruchamia
błędne koło. Bliski przyjaciel wyczuje to, będzie oburzony o
podejrzewanie go, więc zmieni swoje zachowanie, pomimo wszelkich
starań, żeby tego uniknąć. Wyczujesz to i staniesz się bardziej nieufny,
a w końcu albo on zostanie stracony, albo ty skrytobójczo
zamordowany. Jest to proces, który okazał się nieunikniony w losach
imperatorów minionych czterech stuleci i jest on tylko jedną z oznak
narastających trudności w rządzeniu Imperium.
- A zatem nie mogę uczynić nic, żeby uniknąć skrytobójczego
morderstwa?
- Nie, Wasza Imperialna Mość - powiedział Seldon. - Ale z
drugiej strony może się okazać, że będziesz miał szczęście.
Cleon bębnił palcami po poręczy krzesła.
- Jesteś bezużyteczny, człowieku, tak samo jak twoja
psychohistoria - powiedział ostro. - Zostaw mnie.
Po tych słowach imperator odwrócił wzrok, nagle wydając się
znacznie starszy od swoich trzydziestu dwóch lat.
- Mówiłem, że moja matematyka będzie dla ciebie bezużyteczna,
Wasza Imperialna Mość. Najmocniej przepraszam.
Seldon próbował się ukłonić, ale na jakiś sygnał, którego nie
zauważył, weszło dwóch strażników i wyprowadziło go. Z komnaty
królewskiej dobiegł go głos Cleona:
- Odwieźcie tego człowieka tam, skąd go przywieziono.
4.
Eto Demerzel wynurzył się i spojrzał na imperatora z należytym
szacunkiem.
- Wasza Imperialna Mość, prawie straciłeś panowanie nad sobą -
powiedział.
Cleon podniósł wzrok i z wyraźnym wysiłkiem zdołał się
uśmiechnąć.
20
- Cóż, zgadza się. Ten człowiek sprawił mi bardzo duży zawód.
- Jednak nie obiecywał więcej, niż zaoferował.
- Nic nie zaoferował.
- I niczego nie obiecywał, Wasza Imperialna Mość.
- To było rozczarowujące.
- Być może nawet bardziej niż rozczarowujące - potwierdził
Demerzel. - Ten człowiek to luźna armata, Wasza Imperialna Mość.
- Luźne - co, Demerzel? Zawsze używasz wielu dziwnych
określeń. Co to jest luźna armata?
- To po prostu wyrażenie, które słyszałem w młodości, Wasza
Imperialna Mość - odparł poważnie Demerzel. - W Imperium krąży
wiele dziwnych wyrażeń i niektóre z nich są nieznane na Trantorze,
tak jak zwroty trantorskie są nieznane gdzie indziej.
- Czy przyszedłeś mnie pouczać, że Imperium jest wielkie? Co
rozumiesz przez określenie tego człowieka luźną armatą?
- Tylko tyle, że może wyrządzić wiele szkody niekoniecznie
celowo. Nie ma pojęcia o swojej sile. Czy też ważności.
- To twoje dedukcje, prawda, Demerzel?
- Tak, Wasza Imperialna Mość. To mieszkaniec prowincji. Nie
zna ani Trantora, ani jego zwyczajów. Nigdy dotąd nie był na naszej
planecie i nie umie zachowywać się jak dobrze wychowany człowiek,
jak dworzanin. A jednak ci się przeciwstawił.
- A dlaczegóż by nie? Pozwoliłem mu mówić. Pominąłem
etykietę. Traktowałem go jak równego.
- Niezupełnie, Wasza Imperialna Mość. Nie leży w twojej
naturze traktowanie innych jak równych. Masz nawyk rozkazywania.
A nawet gdybyś próbował sprawić, aby jakaś osoba czuła się
swobodnie, niewielu byś znalazł, którzy potrafili się na to zdobyć.
Większość wpadłaby w osłupienie lub, co gorsza, zachowywałaby się
służalczo. Ten człowiek był hardy.
- Cóż, możesz to podziwiać, Demerzel, ale mnie się on nie
spodobał. - Cleon wyglądał na zamyślonego i niezadowolonego. - Czy
zauważyłeś, że nie wysilił się, żeby mi wyjaśnić swoją matematykę?
Jak gdyby wiedział, że nie zrozumiem ani słowa.
- I nie zrozumiałbyś, Wasza Imperialna Mość. Nie jesteś ani
21
matematykiem, ani naukowcem, ani też artystą. Istnieje wiele
dziedzin, w których inni orientują się lepiej od ciebie. Ich zadaniem
jest korzystanie ze swojej wiedzy, żeby ci służyć. Jesteś imperatorem,
co jest warte ich wszystkich specjalizacji razem wziętych.
- Naprawdę? Nie miałbym nic przeciwko, gdyby moją
ignorancję uświadomił mi starzec, który gromadził wiedzę przez wiele
lat, ale ten Seldon jest dokładnie w moim wieku. Jak to się dzieje, że
ma tak dużą wiedzę?
- Nie musiał się uczyć nawyku rozkazywania, ani sztuki
podejmowania decyzji, która wpłynie na życie innych ludzi.
- Czasami zastanawiam się, czy się ze mnie nie naśmiewasz.
- Wasza Imperialna Mość - odparł Demerzel z wyrzutem.
- Ale mniejsza z tym. Wracajmy do tej twojej luźnej armaty.
Dlaczego on miałby być niebezpieczny? Mnie się wydaje naiwnym
prowincjuszem.
- I jest nim. Ale chodzi o jego matematyczne rozwinięcie.
- Mówi, że ono jest bezużyteczne.
- Tobie się wydawało, że mogłoby być pożyteczne. Ja też tak
myślałem po tym, jak mi to wyjaśniłeś. Inni też mogliby tak pomyśleć.
Ten matematyk może sam zacząć tak myśleć, teraz kiedy jego umysł
został na to nakierowany. I kto wie, może jeszcze opracować jakiś
sposób na wykorzystanie swojej analizy. Jeśli to zrobi, to
przepowiadanie przyszłości, nawet w bardzo mglisty sposób, będzie
równoznaczne z posiadaniem wielkiej władzy. Nawet jeżeli nie będzie
chciał tej władzy dla siebie, co byłoby samozaparciem się, które
zawsze wydaje mi się nieprawdopodobne, mógłby zostać
wykorzystany przez innych.
- Ja próbowałem go wykorzystać, ale nie ugiął się.
- Nie zastanowił się nad tym. Być może teraz to zrobi. A gdyby
nadal nie chciał być wykorzystany przez ciebie, czy nie mógłby zostać
namówiony przez... powiedzmy... burmistrza Wye?
- Dlaczego miałby się zgodzić pomóc burmistrzowi Wye, a nie
nam?
- Zgodnie z jego objaśnieniami trudno jest przewidzieć uczucia i
zachowanie się jednostek.
22
Cleon nachmurzył się i usiadł w zamyśleniu.
- Czy naprawdę myślisz, że mógłby rozwinąć tę swoją
psychohistorię do takiego stopnia, że byłaby użyteczna? Jest taki
pewny, że nie potrafi tego dokonać.
- Z czasem może odkryć, że zaprzeczanie tej możliwości było
jego pomyłką.
- A więc chyba powinienem był go zatrzymać - powiedział
Cleon.
- Nie, Wasza Imperialna Mość - zaprzeczył Demerzel. - Nie
zawiódł cię instynkt, kiedy puściłeś Seldona. Uwięzienie go, obojętnie
jak bardzo zamaskowane, spowodowałoby niechęć i rozpacz, a to nie
pomogłoby mu dalej rozwijać swoich koncepcji, ani nie zachęciłoby
go do tego, żeby nam pomóc. Lepiej puścić go wolno, jak to zrobiłeś,
ale trzymać nieustannie na niewidzialnej smyczy. W ten sposób
możemy pilnować, żeby nie został wykorzystany przez twojego
wroga, Wasza Imperialna Mość, a jednocześnie możemy pociągnąć za
naszą smycz i sprowadzić go, gdy w pełni opracuje swoją naukę.
Wtedy moglibyśmy być... bardziej przekonujący.
- Ale co będzie jeżeli zostanie przechwycony przez mojego
wroga lub, jeszcze lepiej - wroga Imperium - gdyż ostatecznie ja
jestem Imperium, lub jeśli z własnej inicjatywy zechce służyć
wrogowi - widzisz, to też wchodzi w rachubę.
- I tak powinieneś myśleć. Dopilnuję, żeby temu zapobiec, ale
jeśli wbrew wszelkim wysiłkom to się zdarzy, to lepiej, żeby go nie
miał nikt niż niepowołana osoba.
Cleon wyglądał na zaniepokojonego.
- Pozostawię to wszystko w twoich rękach, Demerzel, ale mam
nadzieję, że nie będziemy postępować zbyt pochopnie. Ostatecznie
mógłby się okazać jedynie krzewicielem teoretycznej nauki, która nie
da się zastosować w praktyce.
- To całkiem możliwe, Wasza Imperialna Mość, ale bezpieczniej
byłoby założyć, że ten człowiek jest - lub mógłby się okazać - ważny.
Stracimy tylko trochę czasu i nic więcej, jeżeli okaże się, że
zaprzątaliśmy sobie głowę człowiekiem bez znaczenia. Możemy
jednak stracić Galaktykę, jeżeli zignorujemy kogoś o wielkim
23
znaczeniu.
- No dobrze - powiedział Cleon. - Ale ufam, że nie będę musiał
znać szczegółów - jeżeli okażą się nieprzyjemne.
- Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie.
5.
Seldon miał wieczór, noc i część poranka, żeby dojść do siebie
po spotkaniu z imperatorem.
Wrażenie, że mijały pory dnia i nocy wywoływała zmienność
światła w obrębie chodników, ruchomych korytarzy, placów i parków
Imperialnego Sektora Trantora.
Siedział teraz w parku na wygodnym plastikowym siedzeniu,
które dopasowało się zgrabnie do kształtów jego ciała. Oceniając
jasność wydawało się, że jest środek poranka, a i chłodne powietrze
było orzeźwiająco świeże.
Czy tak było przez cały czas? Pomyślał o szarym dniu na
zewnątrz, kiedy to poszedł na spotkanie z imperatorem. I przypomniał
sobie wszystkie szare dni, chłodne, gorące, deszczowe i śnieżne dni na
Helikonie, który był jego domem i sam się zdziwił, że można było za
nimi tęsknić. Przekonał się, że siedząc w parku na Trantorze i mając
idealną pogodę dzień w dzień, a więc - wydawałoby się - we
wspaniałych warunkach, można było zatęsknić za wyjącym wiatrem
lub dokuczliwym zimnem, lub zapierającą oddech wilgotnością.
Być może. Ale nie pierwszego, drugiego czy siódmego dnia. Ma
jeszcze tylko jeden dzień, a jutro wyjedzie. Chciał czerpać tyle
przyjemności z tego pobytu, ile się tylko da. Mógł przecież już nigdy
nie powrócić na Trantor.
Seldon nadal czuł niepokój, że tak hardo rozmawiał z
człowiekiem, który mógł w każdej chwili wydać rozkaz czyjegoś
uwięzienia lub egzekucji - lub przynajmniej ekonomicznej i
społecznej śmierci, albo utraty pozycji i statusu.
Przed przylotem na Trantor Seldon zainteresował się postacią,
której władza była prawie nieograniczona. Sprawdził dane Cleona I w
części encyklopedycznej komputera. Imperator był wychwalany, jak
niewątpliwie wszyscy imperatorzy za życia, niezależnie od swoich
czynów. Seldon pominął to, ale zaciekawił go fakt, że Cleon urodził
24
się w Pałacu i nigdy nie opuszczał jego terenu. Nigdy nie był w samym
Trantorze, ani w jakiejkolwiek części świata pod wieloma kopułami.
Być może była to kwestia bezpieczeństwa, ale oznaczało to, że
imperator był w więzieniu, obojętnie czy przyznawał się do tego przed
sobą czy nie. Być może było to najbardziej luksusowe więzienie w
Galaktyce, ale mimo wszystko - więzienie.
I choć imperator wydawał się mieć łagodne usposobienie i nie
wykazywał żadnych oznak krwiożerczego autokraty, jak wielu jego
poprzedników, zwrócenie na siebie jego uwagi nie oznaczało niczego
dobrego. Seldon z radością powitał myśl o jutrzejszym wyjeździe na
Helikon, chociaż panowała tam teraz dokuczliwa zima.
Spojrzał do góry na jasne, rozproszone światło. Choć tutaj nie
mógł padać deszcz, powietrze nie było zbyt suche. Niedaleko niego
igrała fontanna, rośliny były zielone i prawdopodobnie nigdy nie
odczuwały skutków suszy. Od czasu do czasu szeleściła kępa
krzewów, jakby poruszały się w niej ukryte zwierzęta. Słychać było
brzęczenie pszczół.
Choć w całej Galaktyce mówiło się o Trantorze jako o
sztucznym świecie z metalu i materiału ceramicznego, to właśnie na
tym małym skrawku zdawał się panować naprawdę wiejski nastrój.
W parku przebywało jeszcze kilka innych osób. Seldon
zauważył, że wszyscy mieli na głowach kapelusze, niektórzy dość
małe. W pobliżu stała całkiem ładna młoda kobieta pochylona nad
przeglądarką tak, że nie mógł dostrzec wyraźnie jej twarzy. Jakiś
mężczyzna w różowych obcisłych spodniach przeszedł obok Seldona,
spojrzawszy na niego krótko i obojętnie, po czym usiadł naprzeciwko i
pogrążył się w pliku telewydruków, zakładając nogę na nogę.
Dziwne, ale w ubiorach mężczyzn panowała tendencja do
odcieni pastelowych, natomiast kobiety były ubrane przeważnie na
biało. Noszenie jasnych kolorów miało sens w tym czystym
środowisku. Seldon z rozbawieniem spojrzał na swój helikoński strój,
w którym przeważała barwa matowo brązowa. Gdyby miał pozostać
na Trantorze - co jednak nie miało nastąpić - musiałby sobie kupić
odpowiednie ubranie, w przeciwnym razie stałby się obiektem
zaciekawienia lub śmiechu, a może nawet wstrętu. Spostrzegł, że
25
człowiek z telewydrukami już spojrzał na niego raz i drugi -
niewątpliwie zaintrygowany jego ubraniem z innego świata. Seldon
poczuł ulgę, że ów człowiek się nie uśmiechnął. Z pewnością
potrafiłby zachować stoicki spokój, nawet gdyby stał się
pośmiewiskiem, ale nie byłoby to przyjemne.
Seldon obserwował dyskretnie mężczyznę, który wydawał się
być zajęty jakąś wewnętrzną debatą. W którejś chwili spojrzał, jak
gdyby zaraz miał się odezwać, jednak rozmyślił się, a następnie
wydawało się, że znów chce przemówić. Seldon zastanawiał się, jaki
będzie rezultat.
Teraz przyglądał się mężczyźnie badawczo. Był on wysoki,
barczysty i bez śladu widocznego brzucha, miał ciemnawe włosy z
prześwitującym odcieniem blond, był starannie ogolony, o poważnym
wyrazie twarzy. Emanowała z niego siła, choć nie był szczególnie
umięśniony, a jego twarz miała odrobinę szorstki wyraz - przyjemny,
choć nie było w niej nic „ładnego".
Do chwili, w której mężczyzna przegrał toczoną ze sobą
wewnętrzną walkę (lub być może ją wygrał) i pochylił się ku niemu,
Seldon uważał, że ten człowiek mu się podoba.
- Przepraszam, czy nie był pan czasem na Zjeździe
Dziesięcioletnim? Matematycznym? - zapytał mężczyzna.
- Owszem, byłem - potwierdził Seldon.
- Ach, domyślałem się, że to tam pana musiałem widzieć. To
właśnie - proszę mi wybaczyć - ta chwila rozpoznania skłoniła mnie
do tego, żeby tu usiąść. Jeżeli zakłócam panu spokój...
- Wcale nie. Właśnie rozkoszuję się wolną chwilą.
- Sprawdźmy, ile uda mi się odgadnąć. Jest pan profesorem
Seldonem.
- Seldon. Hari Seldon. Prawie pan zgadł. A z kim mam
przyjemność?
- Chetter Hummin. - Mężczyzna wydawał się lekko zakłopotany.
- Obawiam się, że to dość pospolite nazwisko.
- Nigdy dotąd nie spotkałem żadnego Chettera - powiedział
Seldon. - Ani Hummina. Więc, jak mniemam, jest pan w pewnym
sensie unikalny. Sądzę, że jest to lepsze niż znalezienie się w jednym
Isaac ASIMOV PRELUDIUM FUNDACJI Ostrowiec Swiętokrzyski 2001-09-06
2 Cykl powieści I. Asimova o Fundacji: 1. Preludium Fundacji 2. Narodziny Fundacji 3. Fundacja 4. Fundacja i Imperium 5. Druga Fundacja 6. Agent Fundacji 7. Fundacja i Ziemia
3 Spis treści 1 Matematyk ..................................................................................4 2 Ucieczka....................................................................................29 3 Uniwersytet ...............................................................................51 4 Biblioteka..................................................................................68 5 Górna strona.............................................................................91 6 Ratunek...................................................................................116 7 Mycogen..................................................................................134 8 Władca słońca.........................................................................157 9 Mikrofarma.............................................................................179 10 Księga .................................................................................200 11 Sakratorium........................................................................222 12 Orle gniazdo .......................................................................248 13 Ciepłownia..........................................................................273 14 Billibotton...........................................................................303 15 Konspiracja ........................................................................327 16 Funkcjonariusze ................................................................347 17 Wye .....................................................................................367 18 Przewrót..............................................................................390 19 Dors ....................................................................................409 Od autora........................................................................................426
4 1 Matematyk CLEON I – (...) Ostatni Imperator Galaktyczny dynastii Enturn. Urodził się w 11988 roku ery galaktycznej, tego samego roku co Hari Seldon. Panuje przekonanie, że data narodzin Seldona, którą niektórzy poddają w wątpliwość mogła zostać dopasowana do roku narodzin Cleona, którego Seldon, jak się przypuszcza, spotkał wkrótce po przyjeździe na Trantor. Po objęciu tronu imperialnego w roku 12010 w wieku dwudziestu dwóch lat, panowanie Cleona I stanowiło osobliwy okres spokoju w tamtych burzliwych czasach. Było to niewątpliwie zasługą umiejętności jego szefa sztabu, Eto Demerzela, który tak starannie usuwał się w cień z życia publicznego, że niewiele o nim wiadomo. Jeżeli chodzi o Cleona(...) Encyklopedia Galaktyczna1 1. Cleon dyskretnie stłumił ziewnięcie i zapytał: Demerzel, czy słyszałeś kiedyś o człowieku, który się nazywa Hari Seldon? Cleon był imperatorem zaledwie od dziesięciu lat, ale bywały takie chwile podczas ceremonii państwowych, kiedy – przyodziany w uroczyste szaty i insygnia królewskie – prezentował się godnie, jak na przedstawiającym go hologramie, stojącym w niszy za jego plecami i tak wyeksponowanym, że wyraźnie dominował nad innymi niszami, w których mieściły się wizerunki kilku jego poprzedników. Hologram nie stanowił zupełnie wiernej kopii, choć zarówno na nim, jak i w rzeczywistości włosy Cleona były jasnobrązowe, lecz na wizerunku wydawały się nieco gęstsze. Poza tym prawdziwa twarz Cleona odznaczała się pewną asymetrią, gdyż jego górna warga z lewej strony unosiła się wyżej od prawej, a jakimś cudem nie widać tego było na hologramie. Gdyby Cleon stanął obok swego wizerunku, 1 Wszystkie zamieszczone tutaj cytaty z Encyklopedii Galaktycznej zaczerpnięte zostały za zgodą wydawcy z jej 116 wydania opublikowanego w 1020 roku e.f. przez Encyclopedia Galactica Publishing Co. na Terminusie.
5 można by także zauważyć, że jest o dwa centymetry niższy od swojego wizerunku, na którym miał metr osiemdziesiąt trzy wzrostu – i być może trochę tęższy. Oczywiście hologram przedstawiał portret z oficjalnej koronacji i Cleon był wtedy młodszy. Nadal jednak wyglądał młodo i dość przystojnie, a kiedy nie denerwował się podczas oficjalnych ceremonii, na jego twarzy malowała się pewna dobroduszność. - Hari Seldon? – spytał Demerzel tonem pełnym szacunku, o który bardzo się starał. – Nie znam nikogo o tym nazwisku Wasza Imperialna Mość. A czy powinienem go znać? - Minister Nauki wspomniał mi o nim wczoraj wieczorem. Myślałem, że może go znasz. Demerzel zmarszczył nieznacznie brwi, ale tylko nieznacznie, gdyż nie wypada tego robić w obecności imperatora. - Minister Nauki, Wasza Imperialna Mość, powinien porozmawiać o tym człowieku ze mną jako szefem sztabu. Gdyby cię niepokojono z każdej strony... Cleon uniósł rękę i Demerzel natychmiast przerwał. - Proszę, Demerzel, nie można stale obstawać przy przestrzeganiu form. Kiedy przechodziłem obok Ministra na przyjęciu wczoraj wieczorem i zamieniłem z nim kilka słów, aż kipiał z podniecenia. Nie mogłem go nie wysłuchać i cieszę się, że to zrobiłem, bo opowiadał interesujące rzeczy. - W jakim sensie interesujące, Wasza Imperialna Mość? - Cóż, minęły już stare czasy, kiedy nauka i matematyka były ostatnim krzykiem mody, być może dlatego, że dokonano już wszystkich odkryć nie sądzisz? Najwyraźniej jednak nadal mogą mieć miejsce interesujące zdarzenia, przynajmniej tak mi powiedziano. - Tak powiedział Minister Nauki, Wasza Imperialna Mość? - Tak. Powiedział, że ten Hari Seldon uczestniczył w zjeździe matematyków zorganizowanym tutaj, na Trantorze – z jakiegoś powodu organizują taki zjazd raz na dziesięć lat – i podobno udowodnił, iż można matematycznie przepowiedzieć przyszłość. Demerzel uśmiechnął się dyskretnie. - Albo Minister Nauki, człowiek o niewielkiej bystrości umysłu
6 jest w błędzie, albo ten matematyk się myli. Sprawa przepowiadania przyszłości to przecież dziecinne marzenie o czarodziejskiej krainie. - Naprawdę, Demerzel? Ludzie w to wierzą. - Ludzie wierzą w różne rzeczy, Wasza Imperialna Mość. - Ale wierzą w takie rzeczy. Dlatego nie ma znaczenia, czy przepowiednia przyszłości jest możliwa, czy nie. Jeśli jakiś matematyk przepowiedziałby mi długie i szczęśliwe panowanie, okres pokoju i pomyślności dla Imperium... Ech, czyż nie przyniosłoby to korzyści? - Z pewnością miło byłoby to usłyszeć, ale co z tego, Wasza Imperialna Mość? - Gdyby ludzie w to uwierzyli, na pewno działaliby w duchu tej wiary. Wiele proroctw przemienia się w fakt, z powodu samej mocy tego, że ludzie w nie wierzą. To „proroctwa, które spełniają się same przez się”. Przypominam sobie, że to właśnie ty mi to kiedyś wyjaśniałeś. - Być może, Wasza Imperialna Mość – powiedział Demerzel. Przyglądał się uważnie imperatorowi, jak gdyby chciał sprawdzić jak daleko może się posunąć w wyrażaniu własnych opinii. – Gdyby jednak tak było, każdemu można by kazać wygłosić proroctwo. - Nie wszystkim uwierzono by w równym stopniu. Matematyka, który byłby w stanie poprzeć swoje proroctwo wzorami i terminologią naukową, mógłby nikt nie zrozumieć, a pomimo to wszyscy byliby skłonni mu uwierzyć. - Jak zwykle, Wasza Imperialna Mość, mówisz rozsądnie – powiedział Demerzel. – Żyjemy w niespokojnych czasach i warto byłoby je uspokoić w sposób, który nie wymagałby ani pieniędzy, ani zbrojnego wysiłku – bo w niedalekiej przeszłości przysporzyło to więcej szkód niż dobra. - Właśnie, Demerzel – potwierdził podniecony imperator. – Ściągnij mi tu tego Hariego Seldona. Mówisz mi, że twoje sznurki sięgają do każdego zakątka tego burzliwego świata, nawet tam, gdzie moje oddziały nie ośmielą się wkroczyć. Zatem pociągnij za jeden z tych sznurków i sprowadź tego matematyka. Chcę go zobaczyć. - Tak zrobię, Wasza Imperialna Mość – powiedział Demerzel,
7 który już zdążył zlokalizować Seldona i odnotował w pamięci, że trzeba pochwalić Ministra Nauki za dobrze wykonaną robotę. 2. W tym czasie Hari Seldon nie wyglądał zbyt imponująco jak na wielkiego uczonego. Miał trzydzieści dwa lata, podobnie jak imperator Cleon I, był jednak niższego wzrostu, bo miał tylko metr siedemdziesiąt trzy. Jego twarz była łagodna i wesoła, włosy ciemnobrązowe, prawie czarne, a ubranie które nosił odznaczało się niedwuznacznym rysem prowincjonalności. Każdemu, kto w późniejszych czasach słyszał o Harim Seldonie tylko jako o legendarnym półbogu, wydawałoby się prawie bluźnierstwem, żeby matematyk nie miał siwych włosów, twarzy pobrużdżonej zmarszczkami, spokojnego uśmiechu promieniującego mądrością i żeby nie siedział na wózku inwalidzkim. Jednak nawet wtedy, w podeszłym wieku, oczy Seldona były wesołe. Teraz zaś były szczególnie wesołe, gdyż wygłosił referat na Zjeździe Dziesięcioletnim. Do pewnego stopnia wzbudził nawet zainteresowanie. Stary Osterfith skinął głową i powiedział: - Zmyślnie, młody człowieku. Bardzo zmyślnie. – A taka ocena wypowiedziana przez niego sprawiła Seldonowi radość. Teraz jednak nastąpił niespodziewany rozwój wydarzeń i Seldon nie był pewien, czy powinno mu to poprawić nastrój, czy też nie. Wpatrywał się w wysokiego, młodego człowieka w mundurze. Z lewej strony jego tuniki widział zgrabnie umieszczony emblemat przedstawiający słońce i statek kosmiczny. - Porucznik Alban Wellis – przedstawił się oficer gwardii imperatora, nim odłożył swój dowód tożsamości. – Pozwoli pan ze mną? Wellis był oczywiście uzbrojony, a za drzwiami stało dwóch innych gwardzistów. Seldon wiedział, że nie ma wyboru, chociaż żołnierz był niezwykle uprzejmy. Chciał jednak poprosić o wyjaśnienia. - Na spotkanie z imperatorem? – zapytał. - Do pałacu. Otrzymałem taką instrukcję. - Ale dlaczego?
8 - Tego mi nie powiedziano. Mam ścisłe polecenie przyprowadzić pana – w taki czy inny sposób. - Ale to wygląda na aresztowanie. Nie zrobiłem niczego, co by to usprawiedliwiało. - Powiedzmy, że wygląda to na przyznanie panu eskorty honorowej. Proszę dłużej nie zwlekać. Seldon zacisnął usta, jakby chcąc powstrzymać dalsze pytania, skinął głową i ruszył naprzód. Nawet jeśli miał się spotkać z imperatorem i otrzymać imperialną pochwałę, nie znajdował w tym żadnej przyjemności. Opowiadał się za Imperium – to znaczy za światami ludzkości żyjącymi w jedności i pokoju – ale nie był za imperatorem. Porucznik kroczył przodem, pozostała dwójka z tyłu. Seldon uśmiechał się do mijanych osób i zdołał przybrać obojętną minę. Przed hotelem wsiedli do służbowego samochodu naziemnego. Seldon przesunął ręką po tapicerce – nigdy nie był w tak eleganckim pojeździe. Znajdowali się w jednej z najzamożniejszych części Trantora. Kopuła była tu na tyle wysoka, że dawała uczucie przebywania na otwartej przestrzeni i człowiek mógł przysiąc – nawet ktoś taki jak Hari Seldon, który urodził się i wychował w otwartym świecie – że znajdowali się w świetle słonecznym. Wprawdzie nie można było dostrzec ni słońca, nie cieni, ale powietrze było lekkie i aromatyczne. Wkrótce jednak to się skończyło. Kopuła zakrzywiała się w dół, a ściany zwężały i teraz poruszali się wzdłuż zamkniętego tunelu oznaczonego co jakiś czas emblematami ze słońcem i statkiem kosmicznym, który wyraźnie był zarezerwowany, jak domyślał się Seldon, dla pojazdów urzędowych. Otworzyły się jakieś drzwi, przez które samochód przemknął, a kiedy drzwi zamknęły się za nimi, znaleźli się na otwartej przestrzeni – autentycznej, prawdziwej otwartej przestrzeni. Na Trantorze była jedyna połać takiej przestrzeni o powierzchni 250 kilometrów kwadratowych i tam właśnie znajdował się Pałac Imperialny. Seldon marzył o szansie przespacerowania się po otwartym lądzie – nie z powodu Pałacu, ale dlatego, że mieścił się tam
9 również Uniwersytet Galaktyczny i – rzecz najbardziej interesująca – Biblioteka Galaktyczna. A jednak, przechodząc z zamkniętego świata Trantora na otwartą, zalesioną przestrzeń, znalazł się w świecie, w którym chmury zaciemniały niebo, a chłodny wiatr targał mu koszulę. Przycisnął kontakt, aby zamknąć okno samochodu naziemnego. 3. Seldon wcale nie był pewien, czy zobaczy się z imperatorem. Przypuszczał raczej, że w najlepszym razie spotka się z jakimś niższym urzędnikiem, który będzie twierdził, że mówi w imieniu imperatora. Ilu ludzi w ogóle widziało imperatora osobiście, a nie na holowizji? Ilu ludzi miało szansę widzieć go z bliska, skoro imperator nigdy nie opuszczał swoich terenów, po których Seldon teraz przejeżdżał? To musiała być znikoma liczba. Dwadzieścia pięć milionów zamieszkanych światów, na każdym z nich przynajmniej miliard istot ludzkich – a spośród tych wszystkich kwadrylionów ludzi ilu widziało lub kiedykolwiek zobaczy żywego imperatora? Tysiąc? Ale czy komuś naprawdę na tym zależało? Imperator był takim samym symbolem Imperium, jak emblemat ze znakiem słońca i statku kosmicznego, tyle tylko, że był znacznie mniej wszechobecny, znacznie mniej prawdziwy. To nie imperator, tylko jego wszędobylscy żołnierze i urzędnicy reprezentowali teraz Imperium, które stało się nieznośnym ciężarem dla swoich mieszkańców. Kiedy wreszcie Seldon został wprowadzony do bogato umeblowanego, niedużego pokoju i zastał tam młodo wyglądającego mężczyznę siedzącego na krawędzi stołu we wnęce okna i niedbale kołyszącego nogą, zdziwiło go, że jakiś urzędnik może na niego patrzeć tak dobrotliwie. Seldon wielokrotnie już doświadczył tego, że urzędnicy rządowi – a szczególnie ci w służbie imperialnej patrzyli z taką powagą, jakby dźwigali na swoich barkach brzemię całej Galaktyki. I wydawało się, że im niżej znajdowali się w hierarchii, tym poważniejszy i groźniejszy był wyraz ich twarzy. Zatem ten urzędnik mógł być tak wysoko w hierarchii, z jasnym słońcem padającym na niego, że nie czuł potrzeby przeciwstawiania
10 się mu srogim spojrzeniem. Seldon nie wiedział pod jak wielkim powinien być wrażeniem, ale czuł, że najlepiej będzie zachować milczenie i pozwolić najpierw przemówić temu drugiemu. - Domyślam się, że nazywasz się Hari Seldon – powiedział urzędnik. – I jesteś matematykiem. - Tak – odparł krótko Seldon i znów czekał. Młody człowiek machnął ręką. - Powinieneś odpowiedzieć: „Tak, Wasza Imperialna Mość”, ale nienawidzę ceregieli. To jedyne, co mnie nuży. Jesteśmy sami, więc pozwolę sobie na tę swobodę i dam spokój tym rytuałom. Niech pan usiądzie, profesorze. W połowie tej przemowy Seldon uświadomił sobie, że rozmawia z imperatorem Cleonem. Pierwszym o tym imieniu i poczuł jak traci oddech. Teraz, kiedy mu się przyjrzał, dostrzegł słabe podobieństwo do oficjalnego holografu, który stale pojawiał się w wiadomościach. Na tamtym wizerunku Cleon był zawsze imponująco ubrany, wydawał się wyższy, szlachetniejszy i miał lodowaty wyraz twarzy. Tymczasem oryginał holografu, stojący przed matematykiem wydawał się zupełnie zwyczajny. Seldon ani drgnął. Imperator zmarszczył nieznacznie brwi i, z nawykiem rozkazywania obecnym nawet przy chwilowej próbie jego zarzucenia, rzekł apodyktycznie: - Powiedziałem: „Niech pan usiądzie”, człowieku. Na tamtym krześle. Szybko. Seldon usiadł, całkiem oniemiały. Nie potrafił nawet zdobyć się na powiedzenie: - Tak, Wasza Imperialna Mość. Cleon uśmiechnął się. - Już lepiej. Teraz możemy porozmawiać jak równi sobie, którymi w końcu jesteśmy po odrzuceniu etykiety. Prawda, mój człowieku? - Jeżeli Waszej Imperialnej Mości podoba się tak mówić, to tak jest – odparł ostrożnie Seldon. - Och, daj spokój, dlaczego jesteś taki ostrożny? Chcę z tobą
11 porozmawiać na równych warunkach, bo to mi sprawi przyjemność. - Tak, Wasza Imperialna Mość. - Po prostu: „Tak”, człowieku. Czy w żaden sposób nie mogę do ciebie dotrzeć? Cleon patrzył na Seldona i matematyk pomyślał, że było to żywe i pełne zainteresowania spojrzenie. - Nie wyglądasz na matematyka – odezwał się w końcu imperator. Wreszcie Seldon poczuł, że potrafi się uśmiechnąć. - Nie wiem, jak powinien wyglądać matematyk, Wasza Im... Cleon uniósł ostrzegawczo rękę i Seldon urwał w pół słowa. - Chyba siwy – powiedział Cleon. – Być może z brodą. I na pewno stary. - Jednak nawet matematycy muszą być najpierw młodzi. - Ale wtedy nie są ogólnie szanowani i sławni. Gdy już zwrócą na siebie uwagę Galaktyki, wyglądają tak, jak to opisałem. - Obawiam się, że nie jestem sławny. - A jednak przemawiałeś na tym zjeździe, który tu zorganizowano. - Bardzo wielu z nas przemawiało i niektórzy byli młodsi ode mnie. Niewielu jednak poświęcono choćby cień uwagi. - Twoja przemowa najwyraźniej przyciągnęła uwagę niektórych moich urzędników. Powiadomiono mnie, że wierzysz w możliwość przepowiedzenia przyszłości. Seldon nagle poczuł znużenie. Wydawało się, że ta błędna interpretacja jego teorii miała się nigdy nie skończyć. Pomyślał, że być może nie powinien wygłaszać swojego referatu. - Prawdę mówiąc, niezupełnie – odparł. – Moje osiągnięcie jest znacznie bardziej ograniczone. W wielu układach możliwa jest taka sytuacja, że w pewnych warunkach nie mają miejsca chaotyczne wydarzenia. Oznacza to, że mając konkretny punkt początkowy można przewidzieć rezultaty. Jest to prawdziwe w niektórych, raczej prostych układach, ale im bardziej są one złożone tym bardziej prawdopodobne, że nastąpi chaos. Zawsze zakładano, że coś tak skomplikowanego jak społeczeństwo ludzkie szybko stanie się
12 chaotyczne i dlatego jest nieprzewidywalne. Ja jednak wykazałem, że badając dokładnie ludzką zbiorowość można obrać punkt początkowy i poczynić odpowiednie założenia, które stłumią chaos. To umożliwi przewidzenie przyszłości – oczywiście nie we wszystkich szczegółach – ale w kategoriach przybliżonych; nie z całkowitą pewnością, ale z obliczalnym prawdopodobieństwem. Imperator, który słuchał uważnie, spytał: - Ale czy to nie oznacza, że wykazałeś, jak przewidzieć przyszłość? - Otóż, niezupełnie. Wykazałem, że jest to teoretycznie możliwe, ale nic ponadto. Aby dokonać czegoś więcej, musielibyśmy wybrać poprawny punkt początkowy, poczynić poprawne założenia, a potem znaleźć sposoby na przeprowadzenie obliczeń w skończonym czasie. Nic w mojej matematycznej argumentacji nie podpowiada nam, jak zrealizować którykolwiek z tych punktów. A nawet gdybyśmy potrafili zrobić to wszystko, w najlepszym razie oszacowalibyśmy prawdopodobieństwa. To nie to samo, co przepowiedzenie przyszłości, to tylko zgadywanie, co się może prawdopodobnie wydarzyć. Każdy polityk, przedsiębiorca czy człowiek jakiegokolwiek powołania, który odnosi sukcesy, musi dokonywać tych ocen przyszłości i robi to dość dobrze, bo w przeciwnym razie nie odniósłby sukcesów. - Oni to robią bez matematyki. - To prawda. Robią to intuicyjnie. - Ze wsparciem matematyki każdy byłby w stanie szacować prawdopodobieństwa. Nie trzeba by było szukać należącej do rzadkości istoty ludzkiej, która z powodu nadzwyczajnej intuicji odnosi sukcesy. - To także prawda, ale ja tylko wykazałem, że analiza matematyczna jest możliwa; nie dowiodłem jednak, że jest praktyczna. - W jaki sposób coś może być możliwe, a jednocześnie niepraktyczne? - Teoretycznie jest możliwe, że odwiedzę każdy świat Galaktyki i przywitam się z każdą osobą w świecie. Wykonanie tego jednak
13 trwałoby znacznie dłużej niż pozostało mi lat życia. Nawet gdybym był nieśmiertelny, tempo przyrostu naturalnego jest na tyle duże, że nie zdołałbym dotrzeć do każdego i zdążyć z nim porozmawiać. - I czy takie rozumowanie ma sens w stosunku do twojej matematyki i przyszłości? Seldon zawahał się, po czym ciągnął: - Możliwe, że opracowanie takiej matematyki trwałoby zbyt długo, nawet dysponując komputerem o wielkości Wszechświata, który by pracował z prędkościami nadprzestrzennymi. Do chwili otrzymania jakiejkolwiek odpowiedzi upłynęłoby dość lat, by sytuacja zmieniła się tak diametralnie, że odpowiedzi byłyby bez znaczenia. - Dlaczego nie można uprościć tego procesu? – spytał ostro Cleon. - Wasza Imperialna Mość – Seldon poczuł, że imperator staje się coraz bardziej formalny, w miarę jak odpowiedzi coraz mniej go satysfakcjonowały i sam odpowiadał z większą formalnością. Rozważ sposób, w jaki naukowcy rozwiązali sprawę cząstek subatomowych. Są ich ogromne ilości, każda z nich porusza się i drga w sposób przypadkowy i przypadkowy i nieobliczalny, ale ten chaos okazuje się mieć ukryty porządek, tak że potrafimy opanować mechanikę kwantową, która odpowiada na wszystkie pytania, jakie umiemy zadać. Analizując społeczeństwo umieszczamy ludzi w miejsce cząstek subatomowych, ale istnieje tu dodatkowy czynnik – ludzkiego umysłu. Cząstki poruszają się bezmyślnie, a ludzie nie. Uwzględnienie rozmaitych postaw i odruchów daje tak wielką złożoność, że brak czasu, aby zająć się tym wszystkim. - Czy umysł, podobnie jak bezmyślny ruch, nie mógłby mieć ukrytego porządku? - Być może. Moja analiza matematyczna sugeruje, że porządek musi stanowić podstawę wszystkiego, obojętnie jak bardzo nieuporządkowane może się wszystko wydać, ale nie podaje ona żadnej wskazówki, w jaki sposób można znaleźć ten podstawowy porządek. Rozważmy: Dwadzieścia pięć milionów światów, każdy charakteryzuje się swoistą kulturą, każdy jest w sposób znaczący odmienny od całej reszty, na każdym jest miliard lub więcej ludzi, z
14 których każdy ma własny umysł i wszystkie te światy oddziałują na siebie na niezliczone sposoby i kombinacje! Obojętne do jakiego stopnia analiza psychohistoryczna może być teoretycznie możliwa, nie jest prawdopodobne, aby można ją było zastosować w jakimkolwiek sensie praktycznym. - Co rozumiesz pod pojęciem „psychohistoryczna”? - Mianem „psychohistorii” określam teoretyczny szacunek prawdopodobieństw odnośnie przyszłości. Imperator nagle wstał, przeszedł na drugi koniec pokoju, zawrócił i stanął przed nadal siedzącym Seldonem. - Wstań! – rozkazał. Seldon podniósł się i usiłował patrzeć w niewzruszony sposób na nieco wyższego imperatora. - Ta twoja psychohistoria... – odezwał się w końcu Cleon. – Gdyby można ją było uczynić praktyczną, miałaby wielkie zastosowanie, prawda? - Oczywiście. Olbrzymie zastosowanie. Wiedza o tym, co będzie w przyszłości, nawet w najogólniejszym i probabilistycznym zarysie, służyłaby jako nowy i cudowny przewodnik dla naszych działań, przewodnik, jakiego ludzkość dotąd nigdy nie miała. Ale oczywiście... – przerwał. - Tak? – spytał niecierpliwie Cleon. - Cóż, wydaje mi się, że z wyjątkiem kilku ludzi podejmujących decyzje, wyniki analizy psychohistorycznej musiałyby pozostać nieznane ogółowi. - Nieznane! – wykrzyknął Cleon ze zdziwieniem. - To jasne. Proszę mi pozwolić to wyjaśnić. Po przeprowadzeniu analizy psychohistorycznej, a następnie podaniu wyników do wiadomości publicznej, rozmaite uczucia i reakcje ludzkości zostałyby natychmiast zniekształcone. Analiza psychohistoryczna oparta na uczuciach i reakcjach, które mają miejsce bez wiedzy o przyszłości, staje się nic nie warta. Czy jest to zrozumiałe? Oczy imperatora rozjaśniły się i Cleon wybuchnął głośnym śmiechem. - Cudowne!
15 Poklepał Seldona po ramieniu i matematyk zachwiał się nieznacznie pod siłą tego uderzenia. - Nie rozumiesz tego, człowieku? – zapytał Cleon. – Nie rozumiesz? Oto twoje zastosowanie. Nie musisz przewidywać, tylko wybierz przyszłość – dobrą, pożyteczną przyszłość – i wymyśl przepowiednię, która zmieni ludzkie uczucia i postępowanie w taki sposób, że przepowiedziana przez ciebie przyszłość stanie się faktem. Lepiej stworzyć dobrą przyszłość niż przepowiedzieć złą. Seldon zmarszczył brwi. - Rozumiem, co masz na myśli, Wasza Imperialna Mość, ale to jest równie niemożliwe. - Niemożliwe? - W każdym razie niepraktyczne. Nie rozumiesz? Jeżeli nie można zacząć od ludzkich uczuć i reakcji i przewidzieć przyszłości, którą one spowodują, to odwrotnie – również tego nie można dokonać. Nie można zacząć od przyszłości i przewidzieć ludzkich uczuć i reakcji, które ją spowodują. Cleon wyglądał na rozczarowanego. Zacisnął usta. - A co z twoim referatem?... Tak go nazywasz. Jaki z niego pożytek? - Była to tylko demonstracja matematyczna. Przedstawiła interesujący punkt widzenia dla matematyków, ale wcale nie myślałem o jakimkolwiek zastosowaniu jej w praktyce. - To dla mnie oburzające – powiedział Cleon ze złością. Seldon lekko wzruszył ramionami. Bardziej niż kiedykolwiek rozumiał, że nie powinien nigdy wygłaszać tego referatu. Co się z nim stanie, jeśli imperator ubzdura sobie, że zrobiono z niego głupca? I rzeczywiście. Cleon wyglądał, jakby był bliski uwierzenia w to. - No dobrze – powiedział – jednak co by się stało, gdybyś miał poczynić przepowiednie przyszłości, nawet nieuzasadnione matematycznie, ale które urzędnicy rządowi, czyli ludzie, których zadaniem jest znać reakcje społeczeństwa uznają jednak za powodujące pożyteczne zachowania? - Dlaczego akurat ja miałbym ci być do tego potrzebny? Urzędnicy rządowi sami mogliby poczynić takie przepowiednie, bez
16 pośrednika. - Urzędnicy rządowi nie mogliby zrobić tego tak efektownie. Od czasu do czasu ogłaszają oni różne oświadczenia. Ludzie niekoniecznie im jednak wierzą. - Dlaczego mnie mieliby wierzyć? - Ponieważ jesteś matematykiem. Obliczyłbyś przyszłość, a nie... nie wydedukował ją intuicyjnie, jeśli tak to się określa. - Ale to nie byłaby prawda. - Któż by o tym wiedział? Cleon obserwował go zwężonymi oczami. Zapadła cisza. Seldon poczuł się złapany w pułapkę. Gdyby otrzymał bezpośredni rozkaz od imperatora, czy bezpiecznie byłoby mu odmówić? Mógłby zostać uwięziony lub stracony za odmowę. Nie bez procesu oczywiście, ale niezmiernie trudno jest sprawić, aby proces potoczył się wbrew założeniom bezwzględnych urzędników, zwłaszcza proces na rozkaz imperatora olbrzymiego Imperium Galaktycznego. - To by nie zadziałało – odparł w końcu. - Czemu nie? - Gdyby mnie poproszono o przewidzenie niejasnych uogólnień, które żadną miarą nie mogłyby się sprawdzić jeszcze długo po śmierci obecnego pokolenia, a być może i następnego, mogłoby to nam ujść na sucho, ale z drugiej strony ogół nie zwróciłby na to wszystko większej uwagi. Nie obchodziłaby ich świetlana ewentualność za kilka stuleci. Aby osiągnąć jakieś wyniki – ciągnął Seldon – musiałbym przewidzieć konkretniejsze sprawy, jakieś bezpośrednie szczegóły. Tylko takie przepowiednie wywołałyby reakcje ogółu. Prędzej czy później jednak – a prawdopodobnie prędzej – jedna z tych ewentualności nie sprawdziłaby się i moja wiarygodność natychmiast by się skończyła. Jednocześnie mogłaby też ucierpieć twoja popularność i, co najgorsze, nie byłoby dalszego wsparcia dla rozwoju psychohistorii, tak że zniknęłaby szansa na uzyskanie z niej jakichkolwiek korzyści, gdyby przyszłe ulepszenia metod matematycznych pomogły przybliżyć ją do sfery praktyczności. Cleon rzucił się na krzesło i spojrzał pochmurnie na Seldona.
17 - Czy to jedyne, co robią matematycy? Upieracie się przy niemożliwościach? - To ty, Wasza Imperialna Mość, upierasz się przy niemożliwościach – powiedział Seldon z rozpaczliwą łagodnością. - Pozwól, że cię wypróbuję, człowieku. Przypuśćmy, że poprosiłbym cię o wykorzystanie twojej matematyki, żeby mi powiedzieć czy pewnego dnia zostanę skrytobójczo zamordowany? Co byś powiedział? Mój system matematyczny nie dałby odpowiedzi na takie konkretne pytanie, nawet gdyby psychohistoria działała z najwyższą sprawnością. Cała mechanik kwantowa nie potrafi przewidzieć zachowania się jednego samotnego elektronu, a jedynie przeciętne zachowanie się wielu. - Znasz się na swojej matematyce lepiej ode mnie. Podaj mi oparte na niej mądre domniemanie. Czy pewnego dnia zostanę skrytobójczo zamordowany? - Zastawiasz na mnie pułapkę, Wasza Imperialna Mość – Seldon starał się być łagodny. – Albo powiedz mi jaką odpowiedź chcesz usłyszeć i ja ci ją podam, albo daj mi możliwość swobodnej odpowiedzi według mojego uznania, bez groźby kary. - Mów, co ci się podoba. - Słowo honoru? - Chcesz go na piśmie? – zapytał sarkastycznie Cleon. - Wystarczy mi twoje ustne przyrzeczenie – powiedział Seldon z zamierającym sercem, gdyż wcale nie był tego pewien. - Masz moje słowo honoru. - Zatem mogę ci powiedzieć, że w ciągu minionych czterech stuleci prawie połowa imperatorów została skrytobójczo zamordowana, z czego wnioskuję, że prawdopodobieństwo zamachu na twoje życie wynosi w przybliżeniu jeden do dwóch. - Każdy głupi potrafi dać taką odpowiedź – powiedział Cleon z pogardą. – Nie potrzeba do tego matematyka. - Kilkakrotnie ci jednak powtarzałem, że moja matematyka jest bezużyteczna dla problemów praktycznych. - Czy nie przyszło ci na myśl, że uczę się z lekcji, które przeszli
18 moi niefortunni poprzednicy? Seldon zaczerpnął głęboki oddech i zanurkował: - Nie, Wasza Imperialna Mość. Cała historia pokazuje, że nie uczymy się z lekcji przeszłości. Na przykład wpuściłeś mnie tu na prywatne posłuchanie. A nie obawiasz się, że mógłbym dokonać zamachu na ciebie?... Czego jednak nie zamierzam zrobić, Wasza Imperialna Mość – dodał pospiesznie. Cleon uśmiechnął się blado. - Nie doceniasz naszej dokładności... lub postępów w technice. Przejrzeliśmy starannie twoją historię, twoją całą przeszłość. Kiedy przyjechałeś, zostałeś drobiazgowo zbadany. Przeanalizowano wyraz twojej twarzy i cechy twojego głosu. Zbadaliśmy szczegółowo twój stan emocjonalny; znaliśmy niemal twoje myśli. Gdyby powstał choć cień wątpliwości co do twojej nieszkodliwości, nie pozwolono by ci się zbliżyć do mnie. Właściwie nie żyłbyś teraz. Seldon poczuł falę mdłości, ale opanował się i rzekł: - Ludzie z zewnątrz zawsze mieli trudności z dotarciem do imperatorów, nawet przy mniej zaawansowanej technice. Jednak prawie każde skrytobójcze zabójstwo było zamachem pałacowym. To ludzie stojący najbliżej imperatora są dla niego największym niebezpieczeństwem. Staranne prześwietlenie ludzi z zewnątrz jest wobec tego nieistotne. A jeśli chodzi o twoich własnych urzędników, twoich gwardzistów, twoich bliskich przyjaciół, nie możesz ich traktować tak jak mnie. - Dobrze o tym wiem - powiedział Cleon. - Odpowiem ci na to, że otaczających mnie ludzi traktuję sprawiedliwie i nie daję im powodu do niechęci. - Głupie... - zaczął Seldon, po czym przerwał zmieszany. - Mów dalej - powiedział Cleon ze złością. - Pozwoliłem ci mówić bez skrępowania. W jakim sensie jestem głupi? - To słowo wymknęło mi się nieopatrznie, Wasza Imperialna Mość. Chciałem powiedzieć „nieistotne". Twoje traktowanie bliskich
19 przyjaciół jest nieistotne. Musisz być podejrzliwy; to byłoby wbrew naturze ludzkiej zachowywać się inaczej. Nieuważne słowo, takie jak moje przed chwilą, nieuważny gest, wątpliwy wyraz twarzy i dasz po sobie poznać nieufność. A każdy taki odruch podejrzenia uruchamia błędne koło. Bliski przyjaciel wyczuje to, będzie oburzony o podejrzewanie go, więc zmieni swoje zachowanie, pomimo wszelkich starań, żeby tego uniknąć. Wyczujesz to i staniesz się bardziej nieufny, a w końcu albo on zostanie stracony, albo ty skrytobójczo zamordowany. Jest to proces, który okazał się nieunikniony w losach imperatorów minionych czterech stuleci i jest on tylko jedną z oznak narastających trudności w rządzeniu Imperium. - A zatem nie mogę uczynić nic, żeby uniknąć skrytobójczego morderstwa? - Nie, Wasza Imperialna Mość - powiedział Seldon. - Ale z drugiej strony może się okazać, że będziesz miał szczęście. Cleon bębnił palcami po poręczy krzesła. - Jesteś bezużyteczny, człowieku, tak samo jak twoja psychohistoria - powiedział ostro. - Zostaw mnie. Po tych słowach imperator odwrócił wzrok, nagle wydając się znacznie starszy od swoich trzydziestu dwóch lat. - Mówiłem, że moja matematyka będzie dla ciebie bezużyteczna, Wasza Imperialna Mość. Najmocniej przepraszam. Seldon próbował się ukłonić, ale na jakiś sygnał, którego nie zauważył, weszło dwóch strażników i wyprowadziło go. Z komnaty królewskiej dobiegł go głos Cleona: - Odwieźcie tego człowieka tam, skąd go przywieziono. 4. Eto Demerzel wynurzył się i spojrzał na imperatora z należytym szacunkiem. - Wasza Imperialna Mość, prawie straciłeś panowanie nad sobą - powiedział. Cleon podniósł wzrok i z wyraźnym wysiłkiem zdołał się uśmiechnąć.
20 - Cóż, zgadza się. Ten człowiek sprawił mi bardzo duży zawód. - Jednak nie obiecywał więcej, niż zaoferował. - Nic nie zaoferował. - I niczego nie obiecywał, Wasza Imperialna Mość. - To było rozczarowujące. - Być może nawet bardziej niż rozczarowujące - potwierdził Demerzel. - Ten człowiek to luźna armata, Wasza Imperialna Mość. - Luźne - co, Demerzel? Zawsze używasz wielu dziwnych określeń. Co to jest luźna armata? - To po prostu wyrażenie, które słyszałem w młodości, Wasza Imperialna Mość - odparł poważnie Demerzel. - W Imperium krąży wiele dziwnych wyrażeń i niektóre z nich są nieznane na Trantorze, tak jak zwroty trantorskie są nieznane gdzie indziej. - Czy przyszedłeś mnie pouczać, że Imperium jest wielkie? Co rozumiesz przez określenie tego człowieka luźną armatą? - Tylko tyle, że może wyrządzić wiele szkody niekoniecznie celowo. Nie ma pojęcia o swojej sile. Czy też ważności. - To twoje dedukcje, prawda, Demerzel? - Tak, Wasza Imperialna Mość. To mieszkaniec prowincji. Nie zna ani Trantora, ani jego zwyczajów. Nigdy dotąd nie był na naszej planecie i nie umie zachowywać się jak dobrze wychowany człowiek, jak dworzanin. A jednak ci się przeciwstawił. - A dlaczegóż by nie? Pozwoliłem mu mówić. Pominąłem etykietę. Traktowałem go jak równego. - Niezupełnie, Wasza Imperialna Mość. Nie leży w twojej naturze traktowanie innych jak równych. Masz nawyk rozkazywania. A nawet gdybyś próbował sprawić, aby jakaś osoba czuła się swobodnie, niewielu byś znalazł, którzy potrafili się na to zdobyć. Większość wpadłaby w osłupienie lub, co gorsza, zachowywałaby się służalczo. Ten człowiek był hardy. - Cóż, możesz to podziwiać, Demerzel, ale mnie się on nie spodobał. - Cleon wyglądał na zamyślonego i niezadowolonego. - Czy zauważyłeś, że nie wysilił się, żeby mi wyjaśnić swoją matematykę? Jak gdyby wiedział, że nie zrozumiem ani słowa. - I nie zrozumiałbyś, Wasza Imperialna Mość. Nie jesteś ani
21 matematykiem, ani naukowcem, ani też artystą. Istnieje wiele dziedzin, w których inni orientują się lepiej od ciebie. Ich zadaniem jest korzystanie ze swojej wiedzy, żeby ci służyć. Jesteś imperatorem, co jest warte ich wszystkich specjalizacji razem wziętych. - Naprawdę? Nie miałbym nic przeciwko, gdyby moją ignorancję uświadomił mi starzec, który gromadził wiedzę przez wiele lat, ale ten Seldon jest dokładnie w moim wieku. Jak to się dzieje, że ma tak dużą wiedzę? - Nie musiał się uczyć nawyku rozkazywania, ani sztuki podejmowania decyzji, która wpłynie na życie innych ludzi. - Czasami zastanawiam się, czy się ze mnie nie naśmiewasz. - Wasza Imperialna Mość - odparł Demerzel z wyrzutem. - Ale mniejsza z tym. Wracajmy do tej twojej luźnej armaty. Dlaczego on miałby być niebezpieczny? Mnie się wydaje naiwnym prowincjuszem. - I jest nim. Ale chodzi o jego matematyczne rozwinięcie. - Mówi, że ono jest bezużyteczne. - Tobie się wydawało, że mogłoby być pożyteczne. Ja też tak myślałem po tym, jak mi to wyjaśniłeś. Inni też mogliby tak pomyśleć. Ten matematyk może sam zacząć tak myśleć, teraz kiedy jego umysł został na to nakierowany. I kto wie, może jeszcze opracować jakiś sposób na wykorzystanie swojej analizy. Jeśli to zrobi, to przepowiadanie przyszłości, nawet w bardzo mglisty sposób, będzie równoznaczne z posiadaniem wielkiej władzy. Nawet jeżeli nie będzie chciał tej władzy dla siebie, co byłoby samozaparciem się, które zawsze wydaje mi się nieprawdopodobne, mógłby zostać wykorzystany przez innych. - Ja próbowałem go wykorzystać, ale nie ugiął się. - Nie zastanowił się nad tym. Być może teraz to zrobi. A gdyby nadal nie chciał być wykorzystany przez ciebie, czy nie mógłby zostać namówiony przez... powiedzmy... burmistrza Wye? - Dlaczego miałby się zgodzić pomóc burmistrzowi Wye, a nie nam? - Zgodnie z jego objaśnieniami trudno jest przewidzieć uczucia i zachowanie się jednostek.
22 Cleon nachmurzył się i usiadł w zamyśleniu. - Czy naprawdę myślisz, że mógłby rozwinąć tę swoją psychohistorię do takiego stopnia, że byłaby użyteczna? Jest taki pewny, że nie potrafi tego dokonać. - Z czasem może odkryć, że zaprzeczanie tej możliwości było jego pomyłką. - A więc chyba powinienem był go zatrzymać - powiedział Cleon. - Nie, Wasza Imperialna Mość - zaprzeczył Demerzel. - Nie zawiódł cię instynkt, kiedy puściłeś Seldona. Uwięzienie go, obojętnie jak bardzo zamaskowane, spowodowałoby niechęć i rozpacz, a to nie pomogłoby mu dalej rozwijać swoich koncepcji, ani nie zachęciłoby go do tego, żeby nam pomóc. Lepiej puścić go wolno, jak to zrobiłeś, ale trzymać nieustannie na niewidzialnej smyczy. W ten sposób możemy pilnować, żeby nie został wykorzystany przez twojego wroga, Wasza Imperialna Mość, a jednocześnie możemy pociągnąć za naszą smycz i sprowadzić go, gdy w pełni opracuje swoją naukę. Wtedy moglibyśmy być... bardziej przekonujący. - Ale co będzie jeżeli zostanie przechwycony przez mojego wroga lub, jeszcze lepiej - wroga Imperium - gdyż ostatecznie ja jestem Imperium, lub jeśli z własnej inicjatywy zechce służyć wrogowi - widzisz, to też wchodzi w rachubę. - I tak powinieneś myśleć. Dopilnuję, żeby temu zapobiec, ale jeśli wbrew wszelkim wysiłkom to się zdarzy, to lepiej, żeby go nie miał nikt niż niepowołana osoba. Cleon wyglądał na zaniepokojonego. - Pozostawię to wszystko w twoich rękach, Demerzel, ale mam nadzieję, że nie będziemy postępować zbyt pochopnie. Ostatecznie mógłby się okazać jedynie krzewicielem teoretycznej nauki, która nie da się zastosować w praktyce. - To całkiem możliwe, Wasza Imperialna Mość, ale bezpieczniej byłoby założyć, że ten człowiek jest - lub mógłby się okazać - ważny. Stracimy tylko trochę czasu i nic więcej, jeżeli okaże się, że zaprzątaliśmy sobie głowę człowiekiem bez znaczenia. Możemy jednak stracić Galaktykę, jeżeli zignorujemy kogoś o wielkim
23 znaczeniu. - No dobrze - powiedział Cleon. - Ale ufam, że nie będę musiał znać szczegółów - jeżeli okażą się nieprzyjemne. - Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie. 5. Seldon miał wieczór, noc i część poranka, żeby dojść do siebie po spotkaniu z imperatorem. Wrażenie, że mijały pory dnia i nocy wywoływała zmienność światła w obrębie chodników, ruchomych korytarzy, placów i parków Imperialnego Sektora Trantora. Siedział teraz w parku na wygodnym plastikowym siedzeniu, które dopasowało się zgrabnie do kształtów jego ciała. Oceniając jasność wydawało się, że jest środek poranka, a i chłodne powietrze było orzeźwiająco świeże. Czy tak było przez cały czas? Pomyślał o szarym dniu na zewnątrz, kiedy to poszedł na spotkanie z imperatorem. I przypomniał sobie wszystkie szare dni, chłodne, gorące, deszczowe i śnieżne dni na Helikonie, który był jego domem i sam się zdziwił, że można było za nimi tęsknić. Przekonał się, że siedząc w parku na Trantorze i mając idealną pogodę dzień w dzień, a więc - wydawałoby się - we wspaniałych warunkach, można było zatęsknić za wyjącym wiatrem lub dokuczliwym zimnem, lub zapierającą oddech wilgotnością. Być może. Ale nie pierwszego, drugiego czy siódmego dnia. Ma jeszcze tylko jeden dzień, a jutro wyjedzie. Chciał czerpać tyle przyjemności z tego pobytu, ile się tylko da. Mógł przecież już nigdy nie powrócić na Trantor. Seldon nadal czuł niepokój, że tak hardo rozmawiał z człowiekiem, który mógł w każdej chwili wydać rozkaz czyjegoś uwięzienia lub egzekucji - lub przynajmniej ekonomicznej i społecznej śmierci, albo utraty pozycji i statusu. Przed przylotem na Trantor Seldon zainteresował się postacią, której władza była prawie nieograniczona. Sprawdził dane Cleona I w części encyklopedycznej komputera. Imperator był wychwalany, jak niewątpliwie wszyscy imperatorzy za życia, niezależnie od swoich czynów. Seldon pominął to, ale zaciekawił go fakt, że Cleon urodził
24 się w Pałacu i nigdy nie opuszczał jego terenu. Nigdy nie był w samym Trantorze, ani w jakiejkolwiek części świata pod wieloma kopułami. Być może była to kwestia bezpieczeństwa, ale oznaczało to, że imperator był w więzieniu, obojętnie czy przyznawał się do tego przed sobą czy nie. Być może było to najbardziej luksusowe więzienie w Galaktyce, ale mimo wszystko - więzienie. I choć imperator wydawał się mieć łagodne usposobienie i nie wykazywał żadnych oznak krwiożerczego autokraty, jak wielu jego poprzedników, zwrócenie na siebie jego uwagi nie oznaczało niczego dobrego. Seldon z radością powitał myśl o jutrzejszym wyjeździe na Helikon, chociaż panowała tam teraz dokuczliwa zima. Spojrzał do góry na jasne, rozproszone światło. Choć tutaj nie mógł padać deszcz, powietrze nie było zbyt suche. Niedaleko niego igrała fontanna, rośliny były zielone i prawdopodobnie nigdy nie odczuwały skutków suszy. Od czasu do czasu szeleściła kępa krzewów, jakby poruszały się w niej ukryte zwierzęta. Słychać było brzęczenie pszczół. Choć w całej Galaktyce mówiło się o Trantorze jako o sztucznym świecie z metalu i materiału ceramicznego, to właśnie na tym małym skrawku zdawał się panować naprawdę wiejski nastrój. W parku przebywało jeszcze kilka innych osób. Seldon zauważył, że wszyscy mieli na głowach kapelusze, niektórzy dość małe. W pobliżu stała całkiem ładna młoda kobieta pochylona nad przeglądarką tak, że nie mógł dostrzec wyraźnie jej twarzy. Jakiś mężczyzna w różowych obcisłych spodniach przeszedł obok Seldona, spojrzawszy na niego krótko i obojętnie, po czym usiadł naprzeciwko i pogrążył się w pliku telewydruków, zakładając nogę na nogę. Dziwne, ale w ubiorach mężczyzn panowała tendencja do odcieni pastelowych, natomiast kobiety były ubrane przeważnie na biało. Noszenie jasnych kolorów miało sens w tym czystym środowisku. Seldon z rozbawieniem spojrzał na swój helikoński strój, w którym przeważała barwa matowo brązowa. Gdyby miał pozostać na Trantorze - co jednak nie miało nastąpić - musiałby sobie kupić odpowiednie ubranie, w przeciwnym razie stałby się obiektem zaciekawienia lub śmiechu, a może nawet wstrętu. Spostrzegł, że
25 człowiek z telewydrukami już spojrzał na niego raz i drugi - niewątpliwie zaintrygowany jego ubraniem z innego świata. Seldon poczuł ulgę, że ów człowiek się nie uśmiechnął. Z pewnością potrafiłby zachować stoicki spokój, nawet gdyby stał się pośmiewiskiem, ale nie byłoby to przyjemne. Seldon obserwował dyskretnie mężczyznę, który wydawał się być zajęty jakąś wewnętrzną debatą. W którejś chwili spojrzał, jak gdyby zaraz miał się odezwać, jednak rozmyślił się, a następnie wydawało się, że znów chce przemówić. Seldon zastanawiał się, jaki będzie rezultat. Teraz przyglądał się mężczyźnie badawczo. Był on wysoki, barczysty i bez śladu widocznego brzucha, miał ciemnawe włosy z prześwitującym odcieniem blond, był starannie ogolony, o poważnym wyrazie twarzy. Emanowała z niego siła, choć nie był szczególnie umięśniony, a jego twarz miała odrobinę szorstki wyraz - przyjemny, choć nie było w niej nic „ładnego". Do chwili, w której mężczyzna przegrał toczoną ze sobą wewnętrzną walkę (lub być może ją wygrał) i pochylił się ku niemu, Seldon uważał, że ten człowiek mu się podoba. - Przepraszam, czy nie był pan czasem na Zjeździe Dziesięcioletnim? Matematycznym? - zapytał mężczyzna. - Owszem, byłem - potwierdził Seldon. - Ach, domyślałem się, że to tam pana musiałem widzieć. To właśnie - proszę mi wybaczyć - ta chwila rozpoznania skłoniła mnie do tego, żeby tu usiąść. Jeżeli zakłócam panu spokój... - Wcale nie. Właśnie rozkoszuję się wolną chwilą. - Sprawdźmy, ile uda mi się odgadnąć. Jest pan profesorem Seldonem. - Seldon. Hari Seldon. Prawie pan zgadł. A z kim mam przyjemność? - Chetter Hummin. - Mężczyzna wydawał się lekko zakłopotany. - Obawiam się, że to dość pospolite nazwisko. - Nigdy dotąd nie spotkałem żadnego Chettera - powiedział Seldon. - Ani Hummina. Więc, jak mniemam, jest pan w pewnym sensie unikalny. Sądzę, że jest to lepsze niż znalezienie się w jednym