chrisalfa

  • Dokumenty1 125
  • Odsłony228 015
  • Obserwuję128
  • Rozmiar dokumentów1.5 GB
  • Ilość pobrań143 819

Krucjata - 18 - Ostatni deszcz

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :689.3 KB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

chrisalfa

Krucjata - 18 - Ostatni deszcz.pdf

chrisalfa EBooki 01.Wielkie Cykle Fantasy i SF Ahern Jerry - Cykl Krucjata[kpl.pl.przekladow]
Użytkownik chrisalfa wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 148 stron)

JERRY AHERN KRUCJATA 19.OSTATNI DESZCZ Ethanowi - wiernemu druhowi i sojusznikowi w walce o przetrwanie - wszystkiego najlepszego... Przełożył: Marek Gniewkowski Tytuł oryginału: The Survivalist. Final Rain Data wydania polskiego: 1992 Data wydania oryginału: 1989

ROZDZIAŁ I Padał zimny deszcz. Krople były tak duże, że można je było zobaczyć gołym okiem nawet w absolutnej ciemności. W miejscach, do których nie sięgały wycieraczki, woda natychmiast zamarzała. Uszkodzony śmigłowiec, pilotowany przez Rourke’a, zataczał się w powietrzu pod naporem niezwykle silnego wiatru. John z zawziętością stawiał czoło pogodzie, próbując wyrwać się z objęć wichru i bezpiecznie wylądować na omywanej falami plaży atolu. Wreszcie, niemal po omacku, sprowadził maszynę na ziemię. - Mayday, Mayday! Helikopter wzywa “Archangielsk”! Czy mnie słyszysz? Odbiór! Od momentu, kiedy urządzenie kontrolujące skok śmigła zaczęło się psuć, Paul nadawał tę samą wiadomość. Była to jedyna informacja, którą można było wysłać. Problem polegał na tym, że dłuższa transmisja radiowa mogłaby zostać przechwycona przez sowiecką marynarkę lub przez sowiecki samolot obserwacyjny, krążący na dużej wysokości. Przy takiej pogodzie helikopter był właściwie bezbronny, więc dostrzeżenie ich przez uzbrojonego wroga było czymś, czego w teraz Rourke najmniej sobie życzył. - Daj spokój, Paul. Jeśli dotychczas nie odebrali naszej wiadomości, to już tego nie zrobią. Najprawdopodobniej będziemy musieli lądować przy tej pogodzie, biorąc nawet pod uwagę, że o nas wiedzą. Zachowajmy tylko zdrowy rozsądek. Łódź podwodna Darkwooda nie będzie na tyle blisko powierzchni, aby odebrać nasz sygnał, nadawany z taką siłą jak teraz. A już na pewno nie przy tym wietrze. W czasie tak burzliwej pogody okręty podwodne są na powierzchni bardzo niestabilne. Darkwood i tak musiałby zejść pod wodę. W końcu nie jest głupcem. Zresztą dotyczy to również tych sowieckich gigantów. Przypuszczalnie “Reagan” schodzi teraz w dół i osiądzie na dnie, próbując przeczekać sztorm, aby później ponownie nawiązać z nami łączność. On zna naszą pozycję, a my znamy jego kurs. Rubenstein zdjął z głowy hełmofon i odłożył go na bok, mrucząc coś pod nosem. Światło padające z sufitu kabiny kontrastowało z czarnym jak sadza niebem. W migotliwym blasku lampy sylwetki przyjaciół wyglądały jak otoczone dziwną, jasnobłękitną poświatą. Rourke przeszedł wzdłuż kadłuba do tyłu, po drodze uderzając głową o krawędź lampy. Za sobą usłyszał głos Paula: - Pójdę z tobą. - Wolałbym, abyś poszedł za mnie. - Rourke uśmiechnął się do Rubensteina. - Ale lepiej zostań w środku. Kiedy zawołam, postaraj się ustawić skok wirnika. Nie schrzań tego.

Nie chciałbym wychodzić na zewnątrz po raz drugi. Zdjął starą lotniczą kurtkę. Z wiszącego po lewej stronie wieszaka ściągnął czarny, długi niemiecki płaszcz, który podobno wyjątkowo dobrze chronił przed mrozem i deszczem. Teraz nadszedł czas, by go wypróbować. Nałożył gruby, polarny sweter. Podwójnymi pasami Alessi przypiął nierdzewne Detoniki. Nałożył płaszcz, zapiął go pod szyją i postawił kołnierz. Czarne, wojskowe spodnie typu “Mid-Wake”, które doktor miał na sobie, prawdopodobnie także były wodoodporne. Na głowę John włożył kominiarkę ściągając ją tak, że zakrywała całą twarz oprócz oczu, nosa i ust. Nałożył rękawiczki, wziął pudło z narzędziami. Był już gotów. - Cały czas musisz prowadzić nasłuch na wypadek, gdyby Darkwood chciał nawiązać z nami łączność. Nadal nie wiadomo, skąd i z jaką siłą nadejdzie jego sygnał. Doktor wziął M-16. Byli już na terytorium wroga. Od momentu nawiązania łączności z Jasonem Darkwoodem dowódcą amerykańskiej atomowej łodzi podwodnej “Ronald Wilson Reagan”, zgromadzili sporo danych na temat wielu małych baz sowieckich, znajdujących się na tych wyspach. Stanowiły one poważne zagrożenie dla Mid-Wake. Od pięciu wieków toczyła się wojna między Karamazowem a Rourke’em i jego sojusznikami. W tym czasie pod wodą trwały walki między Amerykanami z Mid-Wake a podwodną kolonią sowiecką. Najdziwniejszy był fakt, że ani ludzie na lądzie, ani ludzie pod wodą nie wiedzieli o sobie nawzajem. Ludzie pod wodą nie wiedzieli nawet, że na lądach istnieje jeszcze życie. Pomimo ryzyka dostrzeżenia Johna i Paula przez wysunięte sowieckie jednostki morskie nie pozostawało im nic innego, jak wylądować i naprawić urządzenie zmiany skoku śmigła. Deszcz ze śniegiem wciąż padał. Przesuwający się często front ciepłego powietrza napotyka na swej drodze na silny wiatr, co często powoduje powstawanie stref ciszy. Często wytwarza się wówczas wysoki potencjał elektryczny, co może spowodować uderzenie pioruna. W takim przypadku w obwodzie elektrycznym mogłoby nastąpić zwarcie, a wówczas naprawa helikoptera stałaby się niemożliwa. Jeśli wirnik byłby tylko częściowo oblodzony, Rourke mógłby zmontować prowizoryczny podgrzewacz konwekcyjny, niepozwalający na zamarzanie mechanizmu w czasie pracy. Skoro tylko John uniósł zwój lin kotwicznych, zdał sobie sprawę, jak ciężkie zadanie go czeka. Moment był krytyczny. Dał znak Paulowi i silnym pchnięciem otworzył drzwi. Prawie natychmiast silny podmuch wiatru wcisnął Roukre’a na powrót do wnętrza. Ponownie zebrał siły i wyskoczył na zewnątrz, zapadając się w zaskorupiałym śniegu. Gdy tylko puścił

próg drzwi, Paul pociągnął je, zamykając wejście. Temperatura wahała się w granicach zera stopni Celsjusza. Mimo specjalnego ubioru John zaczął marznąć. Próbował odepchnąć się od kadłuba maszyny, ale wiatr nie pozwalał mu na to. Rourke skulił się, prawą ręką przytrzymując kaptur. Pas od pistoletu maszynowego i wierzchnia strona rękawiczek pokryta cienką warstwą lodu. W końcu dotarł do dziobu helikoptera. Odwrócił się pod wiatr, mrużąc oczy. Ustawił reflektor, zamontowany obok pierwszej liny kotwicznej. Sztywna od mrozu lina trzeszczała w dłoniach doktora. Z trudem ruszył przed siebie. W odległości około pięćdziesięciu stóp od helikoptera zatrzymał się, przydeptując linę, aby nie porwał jej podmuch wiatru. Następnie ukląkł na niej, otwierając niezdarnie przymarznięte wieko skrzynki z narzędziami. W skrzynce leżały lekkie kołki kotwiczne, długie na dziesięć cali, podobne w swej konstrukcji do tłoka połączonego z gwoździem kolejowym. Rourke wyjął jeden kołek oraz młotek, zamykając na powrót skrzynię. Z całej siły zaczął go wbijać w piasek plaży, pokryty lodem twardym jak skała. W pewnej chwili zwątpił już nawet, czy uda mu się umocnić kołki, ale w końcu udało się wreszcie wbić pierwszy z nich. Kiedy spróbował podnieść skrzynkę z narzędziami, okazało się, że metalowa kaseta przymarzła już do podłoża. Musiał kilkakrotnie mocno szarpnąć, aby ją oderwać. Paul poprzez lekko uchylone drzwi obserwował przyjaciela. Chciał pójść razem z nim, ale, jak zawsze, John miał rację. Ktoś musiał zostać w kabinie. Nagle coś mu się przypomniało. - Nakrętki! - powiedział do siebie Rubenstein. Zrzucił lotniczą kurtkę, nałożył swoją kurtkę arktyczną i wyskoczył na zewnątrz. Drugi kołek był już wbity, gdy John z przerażeniem zauważył przed sobą jakiś ruch. Sięgnął po swój pokryty już lodem M-16. Na szczęście był to tylko Paul. - Tutaj! Pozwól mi to zrobić! - krzyknął Rubenstein, przekrzykując świst wiatru. John odrzucił młotek i próbował rozetrzeć sobie zdrętwiałe mięśnie. Wbili ostatni kołek. Niemiecki helikopter był teraz na tyle zabezpieczony, że huraganowy wiatr, nie mógł przewrócić maszyny. John wskazał ręką w kierunku śmigłowca. Jego przyjaciel pokazał wpierw ręką za siebie, a następnie wykonał gest w kierunku głównego śmigła. Rourke zaprzeczył ruchem głowy. Po krótkiej chwili Paul skinął głową i, uchwyciwszy się jednej z mocujących lin, zaczął posuwać się w kierunku wejścia do helikoptera. Rourke stał, przez moment zastanawiając się, czy ściągnąć z głowy kaptur wraz z goglami. Jednakże obawiał się, że długo bez nich nie wytrzyma. Czuł bowiem, jak czoło, jedyna odkryta część jego twarzy, drętwieje mu z zimna. Sama myśl o bliższym zetknięciu z

lodowatym deszczem, który niósł z sobą wiatr, przerażała Johna. A jednak, ruszając z powrotem, zdecydował się unieść gogle do góry. Z całej siły zaciskając powieki, zaczął po drabinie wspinać się na górę maszyny. Szczeble pokryła warstwa zamarzniętego śniegu, który jednak kruszył się pod rękawiczkami. Doktor powoli zbliżał się do głównego wirnika. Paul, skostniały z zimna, pod skórą twarzy czuł mrowienie. Wszedł do środka. Usiadł za jednym z dwóch pulpitów kontrolnych, słysząc, jak deszcz ze śniegiem bębni po dachu śmigłowca. Włączył radio i nastawił je na pasmo o wysokiej częstotliwości. W odbiorniku rozległ się jakiś sygnał. Brzmiało to jak skowyt, wydawany przez konającego człowieka. Paul roztarł ręce, wpatrując się w noc. Nie mógł dostrzec przyjaciela. Dźwięk dochodzący z radia, był najprawdopodobniej elektronowym widmem. Początkowo Rubenstein zaniepokoił się, wytłumaczył sobie jednak, że biorąc pod uwagę anomalia występujące w atmosferze wywołane elektrycznym sztormem w stratosferze, było to całkiem zrozumiałe. Nadal nie widział Johna, ale teraz mógł słyszeć, jak pracuje on na zewnątrz nad jego głową. Czekał, siedząc bez ruchu. Radio bezbłędnie wychwytywało każdy sygnał transmisji, który znalazł się w jego zasięgu, bez względu na to, czy był on nadawany przez sojusznika, czy przez wroga. John jeszcze nie dał Paulowi znaku, by ten włączył urządzenie kontrolujące skok wirnika. Rubenstein wstał i skierował się w stronę ogona maszyny, gdzie przechowywał kilka osobistych drobiazgów, które zabrał z sobą na ekspedycję, po czym wrócił do kabiny. Na jego kurtce wciąż jeszcze widniały białe igiełki lodu. Kiedy powiesił ją na haku, zaczęły szybko tajać, tworząc na podłodze kałużę. Deszcz i grad nadal uderzały o zewnętrzną powłokę helikoptera. Nagle silny podmuch wiatru przechylił maszynę na lewy bok. John był nadal na górze śmigłowca. Paul zadrżał. Czyżby zbyt słabo zakotwiczyli maszynę? Ale jak mogli zrobić to lepiej? Na moment zamknął oczy. Najważniejsze, że Annie, Natalia i Otto wciąż żyli. Otworzył oczy. Ze swojego tobołka wyciągnął wodoszczelną torbę, w której znajdowała się jeszcze jedna mniejsza. Tę również otworzył. Wewnątrz znajdował się jego dziennik. Rubenstein wrócił do kabiny pilota i, przewróciwszy kilka kartek, zaczął pisać. Opisywanie zdarzeń w dzienniku, czy raczej pamiętniku, rozpoczął podczas podróży samolotem, na pokładzie którego po raz pierwszy spotkał Johna. Było to podczas Nocy Wojny. Paul przeczytał pierwsze zapiski, które poczynił na temat Rourke’a: Wysoki, o wysokim czole i gęstym zaroście. Twierdzi, że jest doktorem medycyny, ale gdzie doktor medycyny mógł się nauczyć pilotażu? Czy piloci zginęli od wybuchu bomby? Czy

my wszyscy umrzemy? Ten człowiek jest lekarzem. Jest coś w jego twarzy, w jego spojrzeniu. Widziałem to w kościele, gdy patrzył w głąb nawy. Czyżbym mu zazdrościł? Chyba tak, ponieważ jego twarz w jakiś sposób wzbudza zaufanie... Johna poznał bliżej w Albuquerque, gdzie Rourke chodził samotnie do pobliskiego kościoła, w którym spalono wiele ofiar, księdza oraz malutką dziewczynkę, której John nie mógł już uratować. Paul dobrze pamiętał spojrzenie Johna, w którym była zarówno złość, jak i smutek; drogę powrotną do strąconego odrzutowca, jazdę samochodem Chevy przy płynącej z magnetofonu muzyce zespołu Beach Boys, wreszcie masakrę w odrzutowcu. Bandyci! John Rourke był jak bohater z włoskiego westernu - mało słów, szybkie spluwy... I to jego dziwne spojrzenie. Sandy Benson, stewardesa o blond włosach, powiedziała Rourke’owi, że wierzyła w jego powrót. Umarła w jego ramionach. Paul wraz z Johnem znieśli ciała pasażerów załogi na jedno miejsce i spalili je. Odjechali razem na motocyklach, zdobytych na bandytach. Rubenstein zamknął oczy i uśmiechnął się. Jeszcze wówczas nie wiedział, że tamte wydarzenia zadecydują o dalszych jego losach. Doktor John Rourke i redaktor Paul Rubenstein - razem. Znaleźli obozowisko bandytów. John jechał na Harleyu, należącym do jednego z nich. Na górze jednej ze stron dziennika Paula widniały słowa: “cyngiel, cyngiel”. Schlebiało mu, że potrafił obsługiwać Schemeissera - pistolet maszynowy MP-40, który miał przy sobie po dziś dzień. Również wtedy nauczył się prowadzić motocykl jak mało kto. Częste wywrotki były dobrą szkołą. Razem poprzez kraj, razem poprzez czas. Od Nocy Wojny poprzez Wielką Pożogę, kiedy to na niebie pojawiły się płomienie, aż po sen narkotyczny. Po pięciu wiekach rodzaj ludzki, lub raczej to, co z niego zostało, znów stoczył się na krawędź totalnej wojny. Wystarczył tylko pojedynczy wybuch atomowy, aby zniszczyć delikatną powłokę atmosfery, która częściowo sama zdołała się odtworzyć w ciągu minionych pięciuset lat. Ale ten czas John i jego żona Sarah, Michael i Anna, Natalia oraz sam Paul przespali w kapsułach narkotycznych. Rubenstein odwracał kolejne strony. Projekt “Eden”. Wtedy Paul o mało nie zginął. Gwardia KGB pod dowództwem Władimira Karamazowa zaatakowały ich podczas niebezpiecznego lądowania promów kosmicznych. Po trwającym pięć wieków wahadłowym locie do granic układu słonecznego, astronauci dzięki hibernacji powrócili żywi. Również dzięki hibernacji, wysoko w górach północno-wschodniej Georgii, w Schronie, przetrwała rodzina Rourke’ów. Karamazow zamierzał zgładzić wszystkich tych, którzy przeżyli. Chciał zestrzelić bezbronny prom

kosmiczny w czasie lądowania. Rubenstein spojrzał na urządzenia kontrolne śmigłowca. Potrafił pilotować taką maszynę. Niezbyt dobrze, ale potrafił. John mówił, że uczy się szybko. Nagle Paul zadrżał, nie z zimna, lecz z powodu pewnego wspomnienia, które nagle przyszło mu na myśl. Usiadł za sterami tamtego helikoptera. Udało mu się wystartować i ostrzelać Sowietów, ale maszyna została trafiona. Nieprzyjacielska kula raniła Rubensteina, a wieżyczka strzelnicza śmigłowca była unieruchomiona. Nie wiedział, jak wylądować. Wówczas John ocalił mu życie. Na początku znajomość z Rourke’em była stosunkowo luźna, jednak z upływem czasu więzy między nimi zaczęły zacieśniać się coraz bardziej. Nikt, nawet dorastający syn Johna, Michael, nie był taki jak on. Nigdy już nie urodzi się ktoś taki jak John Thomas Rourke. Wreszcie Paul doszedł do ostatniego zapisku: Annie żyje! Tak! Dzisiaj, z pomocą amerykańskiego Korpusu Morskiego i marynarki Mid-Wake, zdobyliśmy sowiecką łódź podwodną klasy Island, o nazwie “Archangielsk”. Jason Darkwood w pewnym sensie przypomina mi Johna, gdyż zawsze miał rację. Okrucieństwa popełnione przez sowiecką załogę z podmorskiego miasta-bazy na Pacyfiku są czymś, czego nie sposób zapomnieć. Zbrodnie na jeńcach, jasne: Wojna! Nasza koalicja przesłała im swoją notę. Gdyby siły wroga pod dowództwem Antonowicza połączyły się z podwodną flotą sowieckiej bazy, to czy bylibyśmy w stanie ich powstrzymać? Czy zjednoczone wojska Nowych Niemiec, ludzie z Hekli i nieliczni astronauci z Projektu “Eden”, którzy przetrwali, i Chińczycy z Pierwszego Miasta daliby im radę? A co ja i Annie zrobiliśmy w obliczu przegranej naszych sprzymierzeńców? Czy szukalibyśmy mitycznego Trzeciego Miasta, gdziekolwiek by się ono znajdowało? A może ukrylibyśmy się na kolejne pięć wieków? I co wtedy? Wojna toczy się nadal. Czy skończy się kiedyś? Nawet John jest nią coraz bardziej zmęczony. Wiem o tym. Myślę, że załamanie na tle nerwowym (jeśli jest to właściwy termin) u Natalii jest w rzeczywistości jedyną rzeczą, którą martwi się Rourke. Ale tak już jest i on nic na to nie poradzi. Nie umie określić powodu załamania i wyprowadzić Rosjanki z depresji. Jej stan jest taki, jaki jest, i wyleczenie jej nie leży w jego możliwościach. Boże, błogosław ich oboje! Wziął pióro i pisał dalej: Kierujemy się w stronę Mid-Wake, pilotując łódź podwodną “Archangielsk”, obsadzoną przez naszą załogę pod dowództwem kapitana Jasona Darkwooda. Zaskoczyły nas warunki atmosferyczne. Śnieg, który sypał nieustannie, nagle przestał padać. Pojawiające się nie wiadomo skąd refleksy świetlne, prawdę mówiąc, przestraszyły mnie najbardziej. Leje straszliwie i dziękuję Bogu, że nie jesteśmy teraz w powietrzu. Głęboko wierzę, że to tylko

oblodzenie spowodowało awarię głównego śmigła. John jest właśnie na zewnątrz, próbuje je naprawić. Nalegałem, by pozwolił mi to zrobić, ale nie zgodził się. W końcu wie, co robi. Jeśli okaże się, że to sprawa instalacji elektrycznej, wtedy utknęliśmy tu na dobre. Jestem ciekawy, czy w ogóle będziemy mogli wystartować przy tej pogodzie. Możemy po prostu zostać tutaj i przeczekać ten sztorm. Jeśli tylko wiatr ucichnie na tyle, aby można było oderwać się od ziemi, będziemy musieli to zrobić. W tej chwili nasza maszyna jest narażona na ogień dział pokładowych sowieckich łodzi podwodnych, mają nas jak na talerzu. Zastanawialiśmy się, co zrobić z helikopterem, gdy dolecimy już do Mid-Wake. Jedynym rozsądnym wyjściem wydaje się ukrycie śmigłowca na jakiejś pobliskiej wyspie, jeśli byłoby to w ogóle możliwe, gdyż w przeciwnym razie możemy zostać uznani przez naszych za wroga i zestrzeleni. W wypadku, gdybyśmy przeżyli, dalszą drogę musielibyśmy odbyć na pokładzie “Archangielska”, a może już na pokładzie jednostki USS “Ronald Wilson Reagan”. Zastępcą dowódcy FTJ jest Sebastian, niezbędny na tej łajbie. Rubenstein zamknął dziennik, wpatrując się w ciemność. Zdziwił się, że z taką łatwością używa marynarskiego żargonu. Pomyślał, że brzmi to jak nieudane naśladownictwo stylu Roberta Stevensona lub Jacka Londona. Nagle, Paul drgnął i wytężył słuch. Z radiowego głośnika dobiegł jakiś niesamowity ryk. Stawał się coraz głośniejszy. Paul wyciągnął z kabury swojego Browninga. Ale to musiał być John. Najprawdopodobniej Rourke kończył drutowanie, konieczne dla prawidłowego działania podgrzewacza konwekcyjnego. Jeśli tak było, oznaczało to, że na szczęście obwód elektryczny nie został uszkodzony. Czy wypróbować już skok śmigła? Nie. Nie, dopóki John nie znajdzie się w zasięgu jego wzroku. Paul zaczął sprawdzać instrumenty pokładowe. Co będzie, jeśli mechanizm skoku głównego wirnika nadal nie będzie działał?

ROZDZIAŁ II Na widełkach ponad specjalnie podświetlonym stołem, wisiał mikrofon, na którym leżała mapa. - Tu kapitan. Gotowość bojowa! - Powtarzam: gotowość bojowa! To nie są ćwiczenia. Utrzymujcie ze mną stały kontakt. Kapitan padał mikrofon Aldridge’owi, wszedł po stopniach na podwyższenie, gdzie stał jego fotel. Okrążały ich dwa sowieckie okręty podwodne klasy Island. Jeden z nich próbował nawiązać z nimi łączność na częstotliwości używanej w nagłych wypadkach. Sowieci używali specjalnego szyfru, którego obecna załoga “Archangielska” nie mogła odczytać. Jason Darkwood zacisnął palce na miękkich poręczach fotela dowódcy. - Zdaje się, że wpadliśmy, sir - powiedział kapral Lannigan, spoglądając znad pulpitu radarowego. - Chcę, żebyś wiedział, iż jestem zadowolony z twojej asysty, Lannigan. Bądź cały czas w gotowości. Lannigan nie był specjalistą od hydrolokacji, ale Darkwood darzył tego młodzieńca zaufaniem. Wiedział, że może mu ze spokojem powierzyć stanowisko na mostku kapitańskim, przeznaczone tylko dla oficerów Korpusu Dowódczego lub nielicznych członków załogi. Kapitan Aldridge, pełniący na okręcie Darkwooda obowiązki oficera wykonawczego, dotknął rany na lewym ramieniu i odwrócił się od pulpitu, pytając: - Tak więc capnęli nas? - Co z Rourke’em? - Darkwood wstał, ignorując pytanie, które uznał za retoryczne. Jednakże pytanie Aldridge’a nie było retoryczne. Pomimo sztormu na powierzchni morza i okrążenia przez dwie wrogie jednostki można było jakoś wyjść z opresji. - Sam, idź na stanowisko odpalania torped! - Tak jest! - Aldridge skinął głową i odszedł od stołu z mapą. Darkwood stał w miejscu, zastanawiając się nad reakcją podwładnego. - Marynarzu Eubanks - zwrócił się wreszcie do mechanika. - Czy poradzisz sobie z tym, synu? Będziemy musieli płynąć tak szybko, jak to tylko możliwe. - Myślę, że tak, sir! Wszystko przygotowałem już wcześniej.

- Bardzo dobrze! - Kapitan pokiwał głową. Wskaźniki diodowe pokazywały krzyżujące się trajektorie ruchu dwóch wrogich łodzi podwodnych. Czas upływał. “Archangielsk” płynął wciąż w takiej samej odległości od nieprzyjaciół. Sytuacja mogłaby się zmienić, gdyby któryś z okrętów nagle zwiększył szybkość. - Siłownia! Stan reaktorów? - Oba reaktory gotowe. Jedynie po stronie sterburty występują małe wahania ciśnienia. - Zajmij się tym. Będę potrzebował pełnej mocy. Uzbrojenie! - Tak jest! - odburknął Aldridge. - Biegnij i sprawdź wyrzutnie torpedowe na rufie oraz na dziobie. Upewnij się, czy wszystkie są załadowane i gotowe do odpalenia. Zameldujesz mi stan ładunków. - Tak jest! Darkwood zmrużył oczy, obserwując ekran na pulpicie nawigacyjnym. Mógł na nim wyodrębnić zbliżające się, niezgrabne sylwetki dwóch łodzi podwodnych. Celowo unikał jakichkolwiek podejrzanych manewrów, aby nie przyspieszać tego, co było nieuniknione. - Lannigan! Zorientuj się w łączności między nimi. - Tak jest, sir. Lannigan był ambitnym, młodym człowiekiem, marzącym o szlifach oficera i, jeśliby postępował jak dotychczas, miał spore szansę na promocję. Zważywszy stałą fluktuację kadr na Mid-Wake oraz nieustające walki, zawsze było zapotrzebowanie na dobrych oficerów, zdolnych i ambitnych. Jeśli wojna rozprzestrzeni się na ląd, będzie ich potrzeba jeszcze więcej. Była to dość ponura perspektywa. - Utrzymują między sobą ciszę radiową, ale w tej chwili odbieramy osobiste wezwanie dla komandora Stakanowa, aby dał im odpowiedź, sir. - Zawsze możemy powiedzieć im, że obecnie komandor prowadzi odprawę oficerów. Tak przypuszczam - powiedział półszeptem Darkwood. Jego wzrok przykuły dwie, zbliżające się do siebie linie, biegnące przez ekran. Dwie łodzie podwodne klasy “Island”, z którymi zapewne przyjdzie mu stoczyć bitwę. A gdzieś tam, na powierzchni, w sztormie, doktor Rourke wraz ze swym przyjacielem Rubensteinem najprawdopodobniej nie mogli nic zrobić. O ile w ogóle jeszcze żyli. Z pokładowego komputera okrętu “Reagan” kapitan uzyskał wszelkie dane dotyczące śmigłowców. Z tego, co w nich znalazł, wynikało, że w takich warunkach śmigłowiec miał raczej nikłe szansę na utrzymanie się w powietrzu. Dwie linie zbiegły się coraz bardziej.

- Daj mi na komputer obraz dziobu i rufy - rozkazał Darkwood. Na monitorze widać było niezbyt silne, lecz dość wyraźne rozbłyski świateł pozycyjnych rufy i dziobu. - Pełna gotowość bojowa - poinformował Sam. - Utrzymywać ją aż do odwołania - polecił. Za ich kilwaterem było otwarte morze. Wszystko wskazywało na to, że dwa okręty podwodne planowały zablokować ewentualny odwrót “Archangielska”. Pomimo to miał on jeszcze możliwość manewru. - Lannigan! Spróbuj przebić się poprzez ich częstotliwość i sprawdź, czy poza normalnym zasięgiem jest jakaś transmisja ponad nami. Darkwood czuł, że w pobliżu przyczaiła się jeszcze jedna łódź sowiecka. Obserwując na ekranie radarowym manewry dwóch okrętów, zorientował się, że chcą one skierować “Archangielsk” wprost na trzecią jednostkę. Z tej sytuacji musiało być jakieś wyjście! Nie miał zamiaru dać się okrążyć i zatopić. Taką ewentualność stanowczo wykluczał. T.J. Sebastian pochylił się w kapitańskim fotelu. - Łączność, czy macie coś z “Archangielska”? Porucznik Mott odwrócił się od pulpitu. - Absolutnie nic, panie Sebastian. Ciągle te same sygnały z łodzi do łodzi. Połączenie charakterystyczne dla okrętów klasy “Island”, ale jest ono bardzo nieregularne i nadawane kodem bojowym. Powtarzają się prośby o osobistą rozmowę z komandorem Stakanowem z “Archangielska”. - Bardzo dobrze, poruczniku. Informujcie mnie o każdym nowym sygnale. Sebastian zwrócił się do stanowiska bojowego: - Porucznik Walenski! Stan wyrzutni torpedowej. - Stan wyrzutni dziobowych: pierwsza, druga, trzecia i czwarta, uzbrojone w samonaprowadzające silne ładunki wybuchowe, sir. Rufowe wyrzutnie torpedowe: pierwsza, druga, trzecia i czwarta, również tak samo uzbrojone, sir. - Bardzo dobrze, pani porucznik. Wstał i zszedł z podwyższenia, na którym stał kapitański fotel. Przeszedł na główny pokład stanowiska dowodzenia. Było tam pełno migocących lampek kontrolnych. Przez moment analizował jarzące się diodami kursy dwóch wrogich okrętów podwodnych i kurs trzeciego, na którego spotkanie najwyraźniej zmierzały dwa poprzednie, a którym był właśnie “Archangielsk” dowodzony przez Jasona Darkwooda. Zastanawiał się przez chwilę, po czym podniósł mikrofon wewnętrznego węzła

łączności i powiedział: - Tu kapitan Sebastian! Uwaga, uwaga! Alarm bojowy! Powtarzam: alarm bojowy! To nie są ćwiczenia! Zawyła syrena. Sebastian odłożył mikrofon na miejsce. - Łączność, czy jest coś nowego? - Nie, sir. Same zakłócenia. - Sonar! Ciągle wyłapujesz widmo? Podporucznik Kelly, nie podnosząc wzroku znad urządzenia, odpowiedziała: - Cały czas, sir. Tak jak pan mówi, to może być tylko widmo. - A jednak wydaje mi się to mało prawdopodobne - powiedział Sebastian, obserwując na ekranie krzyżujące się linie. Pułapka zamykała się. Było to widoczne jak na dłoni. Jednakże “Reagan”, chcąc przyjść “Archangielskowi” z pomocą, musiał zachować ostrożność, gdyż zbyt łatwo mógłby sam wpaść w potrzask.

ROZDZIAŁ III John pociągnął łyk kawy z kubka trzymanego w drżących z zimna rękach. Helikopter wciąż stał na ziemi. Paul pochylony nad rozrusznikiem, próbował włączyć główny wirnik. Kiedy silnik zaskoczył, śmigłowiec zawibrował. Silne podmuchy wiatru spowodowały, że liny kotwiczne napięły się gwałtownie. Kawa z kubka wylała się na ręce doktora, nie parząc go jednak. Rourke zdał sobie nagle sprawę, że palce ma prawie odmrożone. - Och, załapał. John! Spisałeś się na piątkę. - Utrzymuj główny wirnik na wolnych obrotach, Paul. To przyspieszy rozmrożenie i nie wyładuje tak szybko akumulatora - wycedził Rourke, szczękając zębami. Z wysiłkiem starał się balansować kubkiem tak, by przy gwałtownych przechyłach maszyny jak najmniejsza ilość kawy przelewała się przez brzeg naczynia. Musiał sprawdzić swój M-16, jednak przede wszystkim trzeba było się rozgrzać. Oprócz niego John miał z sobą jeszcze inną broń. Przez chwilę szperał w kieszeniach lotniczej kurtki, wyjmując w końcu z jednej z nich niemieckie cygaro. Jego końcówka była już obcięta. Z kieszeni spodni wojskowych wyciągnął starą, zużytą zapalniczkę Zippo, przesunął osłonkę i przekręcił zębatkę. Uśmiechnął się. Zapaliła za pierwszym razem. Koniec cygara objął żółto-niebieski płomień. Wypuścił chmurkę szarego dymu. Z rozruchem silnika nie musieli się spieszyć. Przy takim wietrze tylko mistrz pilotażu lub kompletny idiota, podjąłby próbę oderwania się od ziemi. Byłaby to śmierć na własne życzenie. Annie przeszła odprawę tak szybko, jak to było możliwe. “Reagan” już odpłynął. Niektóre informacje, które dotarły do Sebastiana i reszty załogi, nie wyłączając Maggie Barrow, mocno ich zmartwiły. Ubranie, które miała na sobie, dostała od pokładowego lekarza “Reagana”. Czuła się trochę nieswojo, paradując w mundurze bez dystynkcji, przez co zwracała powszechną uwagę. Letni, błękitny mundur był jednym z trzech, które jej zostawili wraz z kartką o tej treści: “Przepraszamy, ale musieliśmy cię zostawić. Zobaczymy się po powrocie. Zaufaj doktorowi Rothsteinowi. On jest najlepszy”. Może i był, lecz Annie bała się śmiertelnie.

Dlaczego więc poprosiła o możliwie szybkie skontaktowanie się z nim? Pokręciła głową. Zdjęła z siebie uniform i, ubrana w halkę, usiadła na krawędzi łóżka. Zauważyła, że mieszkanki Mid-Wake ubierały się tak, jak kobiety na filmach wideo, które oglądała. Nosiły buty na wysokim obcasie, były czyste i zadbane. Wszystko tam wyglądało tak, jakby nagle zastygło na pięć wieków i teraz, ni stąd ni zowąd, ożyło. Jakby kilku naukowców, poszukiwaczy i wojskowych zostało odciętych od reszty świata. Annie Rourke-Rubenstein uśmiechnęła się. Kobiety tutaj zapewne oglądały te same filmy, co ona. Wstała z łóżka. Nie włożyła uniformu. Mimo iż było jasno jak w dzień wiedziała, że jest noc. Zmieniła pończochy ze zwykłych na czarne, ściśle przylegające do ud. Takie same widziała u Natalii. Następnie wdziała bluzkę z długimi rękawami, o miękkim, łukowatym kołnierzyku i z sześcioma guzikami na każdym mankiecie. Włożyła krótką obcisłą spódnicę, sięgającą połowy łydek, buty na wysokim obcasie, również czarne. W tym ubraniu czuła się bardzo swobodnie, choć okazje do nałożenia go zdarzały się niezwykle rzadko. Natalia. Annie spieszyła się. Zrezygnowała z biżuterii, mówiąc sobie, że to nie umniejszy jej elegancji. Włosy spadające na ramiona ściągnęła do tyłu i spięła w fantazyjny kok. - Musisz zrobić na nich wrażenie! - uśmiechając się powiedziała do siebie. Spojrzała w lustro ostatni raz. Wyszła z pokoju. Dwie kobiety z Ochrony czekały na nią, by towarzyszyć dziewczynie do miejsca spotkania. Na samą myśl o rozmowie z Rothsteinem poczuła skurcz w żołądku. - Tagachi, atak peryskopowy! - rozkazał Sebastian podchodząc do peryskopu. - Tak jest, kapitanie Sebastian! - odkrzyknął starszy marynarz Morris Tagachi, który stał pochylony nad tablicą rozdzielczą. Odpowiednie dźwignie poszły w dół. Sebastian spojrzał na ekran. - Zwiększyć moc! - Tak jest, sir! Był pewny, że w ciemnościach morza zauważył jakiś ruch. Nagle ławica dużych ryb zmieniła kierunek, płynąc ku górze. Mógł przysiąc, że spostrzegł czarny cień kadłuba oraz kilwater. - Peryskop w górę, Tagachi! Szybko przeszedł w poprzek pokładu w stronę kapitańskiego fotela. Usiadł. Włączył

odpowiedni przycisk umieszczony w oparciu. - Komputer! Tu kapitan Sebastian. Po chwili odezwał się znajomy, trochę irytujący, sztuczny głos: - Identyfikacja głosu potwierdzona. Proszę kontynuować, koman... kapitanie. “Ciekawe - pomyślał Sebastian. - Awans wręczono mi po dziesięciominutowej rozmowie z admirałem Ranem. Jakim cudem komputer dowiedział się o tym? Interesujące! Ale nie czas na wyjaśnienia.” - Analiza ruchu sowieckiej łodzi podwodnej przy próbie jej całkowitego zamaskowania, z użyciem sonaru. - Przyjąłem. Marynarz wpatrzył się w ekran komputera. A jednak była tam czwarta łódź podwodna kasy “Island”! Jedną dowodził Darkwood, dwie kolejne były zidentyfikowane. No i ta ostatnia... Wreszcie, w głośniku obok tablicy rozdzielczej, dał się słyszeć głos: - Program maskujący sowieckiej łodzi podwodnej, przy pomocy sonaru, nie może być dokładnie zidentyfikowany. Osiemnastego września dwa tysiące dwudziestego szóstego roku w pobliżu Rowu Aleuckiego odkrycie sowieckiego wraku z hydrolokatorem typu pasywnego. Zawierał on komponenty nieznane w porównaniu ze sprzętem poprzednio stosownym na okrętach sowieckich. Dwudziestego szóstego grudnia dwa tysiące trzydziestego pierwszego roku, sprawa “Żeleznodorożnej Cyfier”, przechwycenie połączenia między kwaterą Główną sowieckiej Marynarki Wojennej a sowiecką łodzią podwodną “Torpeda” klasy “Island”, zatopioną w starciu z okrętami podwodnymi USS “Ronald Wilson Reagan” i USS “John Wayne” jedenastego listopada dwa tysiące trzydziestego dziewiątego roku, dotyczącej udanej próby projektu “Potiomkin”, przeprowadzonej przez sowiecką łódź podwodną “Michajłow” klasy “Island” w pobliżu rowu Yap. W czasie patrolu, niedaleko atolu Eauripik, w pobliżu wyspy Karoliny, USS “George Herbert Walker Bush” nie wykrył żadnej obcej łodzi podwodnej pomimo licznych sygnałów o aktywności okrętów podwodnych wroga w pobliżu “Busha”. Czternastego lutego dwa tysiące czterdziestego pierwszego roku, personel Instytutu badań Naukowych Marynarki wojennej Mid-Wake przedstawił raport, którego streszczenie brzmi: Sowiecka Marynarka Wojenna jest w trakcie zaawansowanych badań wdrożeniowych, dotyczących produkcji niemożliwej do zlokalizowania przez sonar jednostki podwodnej, która byłaby niewidzialna dla konwencjonalnych urządzeń hydrolokacyjnych, powszechnie stosowanych przez okręty Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych”. Koniec streszczenia. - Dziękuję. To wystarczy - powiedział wyraźnie Sebastian. - Nawigator!

- Tak, sir! - odezwał się podporucznik Lureen Bowman, odwracając się w stronę kapitana. - Zmieniamy dotychczasowy kurs. Omijamy miejsce akcji, aby wejść w kontakt z trzecia, jednostka wroga. W przybliżeniu sześćset jardów w dół od lewej burty. Wchodzimy na kurs “Archangielska”. - Trzeci okręt, panie kapitanie. - Twój wyostrzony słuch mnie nie zawiódł. My widzimy dwa okręty, ale w rzeczywistości są trzy. Sebastian, choć nie robił tego zazwyczaj, teraz szedł va banque. Takie ryzyko z jego strony było czymś niespotykanym. - Porucznik Walenski. - Oficer do spraw uzbrojenia odwróciła się, aby dać odpowiedź, ale Sebastian nie czekał. - Potwierdzić stan uzbrojenia wszystkich wyrzutni torpedowych oraz wyrzutni sterowanych pocisków głębinowych, zarówno na lewej, jak i na prawej burcie! - przerwał, a po krótkiej chwili zawołał: - Mechanik Harnett! - Tak, kapitanie. - Nastawcie reaktory z lewej i prawej burty na pełną moc. - Tak jest, kapitanie Sebastian. - Harnett skinął głową i przeczesał dłonią tłuste, ciemne włosy. Darkwood mógł rzeczywiście spróbować wykonać manewr, którym jego ojciec prawie czterdzieści lat temu zakończył legendarną bitwę o Rafę Minerów. Ten sam manewr całkiem niedawno powtórzył Jason, podczas udanej próby odbicia kapitana Aldrige’a i pozostałych więźniów, wśród których był doktor Rourke, z sowieckiego kompleksu podwodnego, lecz to, co okazało się skuteczne podczas walki z admirałem Suworowem, mogło okazać się nieprzydatne na tak doskonale zastawionej pułapce. I jeśli Jason Darkwood na pokładzie “Archangielska” był nieświadomy faktu, że trzecia wroga łódź podwodna czekała na niego, to mógł albo popłynąć prosto na jej torpedy, albo, co gorsza, zderzyć się z nią w momencie, gdy silniki “Archangielska” pracowałyby na pełnych obrotach. Jason jeszcze nigdy nie próbował swojej sztuczki z okrętem tak wielkim i powolnym w manewrowaniu. Wiadomo było, że sowieckie jednostki klasy “Island” nie reagowały tak szybko na zmianę steru, jak ich amerykańskie odpowiedniki. Sebastian potrząsnął głową. Zdał sobie sprawę, że nie zna przecież dobrze nawigacyjnych umiejętności Darkwooda. Na jakiej podstawie uważał, że bez jego pomocy Jason sobie nie poradzi? Miał dobre intencje, ale pomimo to nagle zaczął się wstydzić, że

posądził Jasona o brak przezorności. - Kapitanie, torpedy dziobowe i rufowe - uzbrojone. Niezależne, samonaprowadzające silne ładunki wybuchowe - gotowe. - Dziękuję, pani porucznik. Nie było potrzeby przypominać Louise Walenski, żeby pilnie pełniła swe obowiązki. Czasami Sebastian myślał, że Louise urodziła się na oficera. On z kolei nie. Bitwy były niefortunną konsekwencją jego profesji. Te ludzkie istoty nie miały wyboru. Musieli polować na siebie niby dzikie, porwane jakimś obłędem, bezlitosne, morskie stworzenia. Jednakże aby przeżyć, trzeba było wziąć udział w tym szaleństwie. Kapitan spojrzał się na ekran echosondy. Mógł już zobaczyć “Archangielsk”. Nadchodził moment, w którym okręt nie będzie miał możliwości ucieczki. Sebastian zacisnął pięści. Żałował, że teraz na tym fotelu nie siedział Jason Darkwood. - Łączność! Nadaj do “Archangielska” w ostatnio używanym kodzie, żeby był spokojny. Nasi przeciwnicy nie mają żadnych szans. Okręt podwodny USS “Ronald Wilson Reagan” idzie mu na pomoc na wypadek, gdyby doszło do oczekiwanej potyczki z dwoma wrogimi okrętami. - Dwoma, sir? Myślałem... - Nadajcie, jak mówię, poruczniku Mott. Kontynuujcie nadawania tej informacji tak długo, aż otrzymamy odpowiedź lub nawiążemy bezpośredni kontakt bojowy z wrogiem. - Tak jest, sir. Kolejny ruch należał do Darkwooda. Chyba, że wróg go uprzedzi. Sebastian nie musiał mówić porucznikowi Mottowi, że “Archangielsk” powinien dać odpowiedź. Darkwood był starym, sprytnym lisem. W każdym razie komputer skopiuje i dokładność, z jaką otrzyma ją Mott, będzie bez zarzutu. - Marynarz Tagachi! - Tak, sir. - Peryskop w górę, jak podczas ataku. Jesteśmy obserwowani. - Sir? - Wykonać! Sebastian zszedł kilka stopni w dół i zatrzymał się przed tablicą rozdzielczą. - Komputer! Nie mówił teraz do bezcielesnego członka załogi, ukrytego wewnątrz obwodów elektrycznych okrętu. Zwrócił się do szefa stanowiska komputerowego, podporucznika Rodrigeza.

- Tak, sir? - Skonsultujcie mnie z bankiem danych w komputerze i spróbujcie określić tak dokładnie, jak tylko jest to możliwe, czynnik maksymalnego przyspieszenia dla łodzi podwodnej klasy “Island”, płynącej jedną trzecią szybkości bocznej i zmieniającej prędkość na wsteczną manewrową. Weźcie pod uwagę takie czynniki, jak czas na reakcję niedoświadczonej jeszcze załogi, a także rozważcie nie mniej istotny fakt, że człowiekiem stojącym za kołem sterowym okrętu klasy “Island”, jest Jason Darkwood. - Tak jest, sir. Spoglądał na zbiegające się linie. Prawie stykały się z sobą. Za parę chwil Darkwood będzie zmuszony do działania. - Kapitanie! - Tak, Mott? - Sebastian odwrócił się w kierunku stanowiska łączności. - Sir, właśnie odebrałem wiadomość od komandora Darkwooda z pokładu “Archangielska”! - Czytaj! - Tak jest, sir - Mott odchrząknął i zaczął czytać: - Pozdrowienia dla admirała Rahna, dowódcy USS “Ronald Reagan”. Radzę za wszelką cenę chronić okręt flagowy. Projekt “Damokles” wszedł w fazę realizacji. Dwa wrogie okręty są bliskie zniszczenia. Podpisano: Darkwood, kapitan USN, dowódca USS “Roy Rogers”, byłego sowieckiego okrętu podwodnego “Archangielsk”. T.J. Sebastian uśmiechnął się. - Sir, co to jest Projekt “Damokles”? Sebastian ciągle się uśmiechał. Przypomniał mu się stary film, oglądany na wideo, o człowieku zwanym “Królem Kowbojów”. Lewa brew Sebastiana uniosła się, gdy mówił: - Sądzę, Mott, że kapitan Darkwood życzy nam “miłego polowania”. Niedługo się okaże, czy jego życzenie się spełni. Sebastian zerknął na ekran sonaru. W następnej chwili Jason powinien wykonać swój ruch. - Łączność! Przesyłam pozdrowienia od admirała Rahna dla USS “Roy Rogers”. - Nadawał i tym samym kodem. - Informuję kapitana Darkwooda, że flotylla czeka w pogotowiu bojowym! Jason wiedział o trzeciej łodzi podwodnej. Jason Darkwood stał nad nieznanym mu pulpitem rozdzielczym.

- Marynarzu Eubanks! Potwierdzić pełną sprawność i gotowość reaktorów. - Tak jest, sir. - Sam! Bądź gotów z wyrzutniami sterowanych pocisków głębinowych po lewej i prawej burcie. Uważaj na mój sygnał! - Tak jest, sir. - Kapral Lannigan! Zawiadomić “Reagana”, że USS “Roy Rogers” jest gotów oddać się pod rozkazy admirała Rahna! - Tak jest, sir! Darkwood przeszedł na stanowisko nawigacyjne i powiedział do stojącego tam bosmana: - Bądźcie gotowi. - Tak jest, sir! Położył ręce na instrumentach pulpitu. Okręty klasy “Island” były nieokiełzanymi bestiami, ale ten musiał teraz być mu posłuszny. - Silniki gotowe? - Tak jest, sir! - Doskonale. Na mój znak - cała wstecz. Nie dbam o to, czy przegrzejemy te cholerne reaktory. Jeśli nie uzyskamy całej mocy, to i tak zginiemy. Prawda? - Tak jest, sir! - Bardzo dobrze. Eubanks. Darkwood nie przestawał obserwować instrumentów. Chciał przekręcić rączkę telegrafu maszynowego. - Sam! Zerknij szybko na sondę. Gdzie oni są? Przez chwilę panowała cisza. - Może o sto jardów za naszą rufą, Jason. - Stań na swoim stanowisku, Sam. Przygotuj wyrzutnie sterowanych pocisków głębinowych. Na mój znak odpalisz je. Następnie bądź gotów na wykorzystanie pierwszej i trzeciej dziobowej wyrzutni. Upewnij się, czy dobrze wycelowałeś. Nie chciałbym trafić “Reagana” lub jakiegoś innego okrętu flotylli admirała Rahna - Darkwood wyszczerzył zęby. - Rozumiesz? - Tak jest! Jason uśmiechnął się. - Jeszcze będzie z ciebie marynarz, Sam. - Za pozwoleniem, kapitanie, też mam taką nadzieję. Darkwood zacisnął dłoń na rączce telegrafu. Liczył, w myśli oceniając prędkość i

czas. Po pięćdziesiąt jardów z każdej strony. Jeśli wyrzutnie pocisków odpalą zbyt szybko, “Roy Rogers” zostanie zgnieciony jak kartka papieru. Jedyną pocieszającą rzeczą w tej sytuacji była możliwość tak nagłej śmierci, że nawet nie będą mieli czasu, by sobie uświadomić. Skinął głową i przymknął oczy. - Czterdzieści jardów - szeptał do siebie. - Trzydzieści jardów. Dwadzieścia jardów! Teraz, panowie! Maszynownia i uzbrojenie w pełnej gotowości! Gwałtownie przesunął dźwignię telegrafu w tył, zmieniając komendę z jednej trzeciej naprzód na całą wstecz. Jeśli coś tam nie trzaśnie, to może im się uda. - Odpal te cholerne torpedy. Sam! - Poszły, Jason! - Więcej mocy w silnikach! Najwyżej spalą się reaktory! Pokład okrętu wibrował. Przez moment, dosłownie przez ułamek sekundy, Darkwood miał wrażenie utraty grawitacji. Nagle łodzią szarpnęło. Czujniki pokładowe jarzyły się czerwono, wskazując kierunek wsteczny. Wtedy eksplodowały torpedy. Nieco za wcześnie. Była to zresztą cecha sowieckich pocisków. Niespodziewanie fala eksplozji szarpnęła “Archangielskiem”, który stracił trym. Darkwood krzyknął w stronę Eubanksa: - Maszynownia! Więcej mocy albo zginiemy! Powiedz obsłudze reaktora, że potrzebuję wskaźniki maksimum mocy, i to już teraz! Ruszaj się! Pociągnął gwałtownie za dźwignię przyspieszenia. Głuche odgłosy wybuchów sterowanych pocisków głębinowych powodowały narastający wokół nich warkot i brzęczenie luzujących się śrub. - Sam! Sprawdź odczyty na tablicy rozdzielczej! Szybko! - Nie wyjdziemy z tego, Jason! - Bądź gotów z torpedami! Nie odpalaj ich, dopóki ci nie powiem! Jeśli poradzi sobie z tymi dwoma łodziami klasy “Island”, zanim one rozerwą go niczym pustą blaszankę, wówczas wystrzeli dwie dziobowe torpedy i zejdzie z dotychczasowego kursu. Jeśli... Rozkazał opróżnić zbiorniki z balastem po stronie sterburty dla odzyskania prawidłowego trymu. - Jeśli... - powiedział do siebie.

Sebastian przestał analizować tablicę rozdzielczą. Usiadł w kapitańskim fotelu. - Nawigator! Nanieście korektę kursu, którą podam wam za chwilę! Cała naprzód! Sześćdziesiąt stóp w górę! - Tak jest, sir! Odwrócił się w fotelu, wydając rozkaz porucznik Walenski: - Uzbrojenie! Przygotować się do odpalania torped jeden i trzy! - Jaki cel, sir? - Zaraz podam cel. Sonar! Czy coś dzieje się przed nami? - Eksplozje torped z “Archangielska”, sir - odrzekła podporucznik Julie Kelly. - Nie mogę... Chwileczkę, sir! Złapałem dwie torpedy naprowadzone wprost na nas, ale żadna z nich nie pochodzi z tych dwóch obcych okrętów! - W jakiej odległości od nas są torpedy? - O siedemnaście sekund. - Bardzo dobrze. Nawigacja! Wyłączyć aktywny hydrolokator i wyznaczyć kurs na dwa zlokalizowane okręty wroga. Schodzimy z kursu tych torped. Maszynownia, przygotować się do manewru wymijającego i zawiadomcie obsługę reaktorów, aby byli gotowi na duże przyspieszenie! - Piętnaście sekund i wciąż się zbliżają, sir - niemal automatycznie wyrecytowała Kelly. - Dziękuję. Uzbrojenie! Ustalić azymut do wystrzelenia dwóch torped w kierunku wroga. Odpalić wyrzutnie jeden i trzy dokładnie w sam środek między ich kursami! Dostosować się do prędkości okrętu klasy “Island”, płynącego do nas bokiem, w kierunku dwóch okrętów wroga! - Tak jest, sir. Jest obliczanie. - Nawigator! Czas nam ucieka! - Wziąłem to pod uwagę, sir. - Dwadzieścia sekund i wciąż się zbliżają - rzekła Kelly. - Maszynownia! Gotowi do przyspieszenia? - Nawigator! Gotowe? - Tak jest, sir! - Uzbrojenie! Gotów? - Tak jest, sir! - Dziesięć sekund, sir - rzuciła Kelly. - Uzbrojenie! Odpalać we właściwym momencie!

- Tak jest, sir. Rozpoczynamy odpalanie... teraz! Sebastianowi wydawało się, że w momencie odpalania torped poczuł lekkie wibracje kadłuba. Kątem oka spojrzał na Motta. - Łączność! Przypomnieć załodze śródokręcia, aby pamiętali o możliwości kolizji! - Tak jest, sir! W czasie, gdy Mott wypełniał jego polecenia, Sebastian wydał kolejny rozkaz: - Maszynownia! Włączyć przyspieszenie! - Tak jest! Przyspieszenie włączone! - Torpedy jeden i trzy odpalone, sir. - powiedziała Walenski. Sebastian utkwił wzrok w tablicy rozdzielczej. Widział pozycję “Archangielska” i szyk okrętów wroga, zakleszczający się wokół łodzi Darkwooda. - Sonar! Podaj pozycje tych cholernych torped! - Jedenaście sekund. Dwanaście. Teraz trzynaście... - Powiadomcie mnie, gdyby ponownie osiągnęły dziesięć sekund. - Tak jest, sir. - Maszynownia! Przygotować się do wyłączenia przyspieszenia. - Gotowi do wyłączenia, sir! - Skopiowałem to, sir - odezwał się Saul Harnett. - Wyłączyć przyspieszenie! - Jest, wyłączone - zawołał Harnett, a Lureen Bowman powtórzył tę odpowiedź. - Cała wstecz! Wynieście nas sto stóp w górę tak szybko, jak to tylko możliwe, poruczniku. - Jest cala wstecz. Ładujemy powietrze do głównych zbiorników lewej i prawej burty. Idziemy w górę! - Sonar, co z torpedami wroga? - Jedenaście. Dziesięć. Dziewięć... - Nawigacja! Pół naprzód, ster pięć stopni w lewo i pięćdziesiąt stóp w górę! Uzbrojenie, przygotować wyrzutnie sterowanych pocisków głębinowych i nastawić je na dwa widoczne okręty wroga! - Mam odczyt z odpalonych torped, sir. - Trafiliśmy, poruczniku? - Pierwsza potwierdzona. Trzecia... Trzecia także weszła, sir! Rozległy się głośne okrzyki triumfu. - Pierwszy egzamin zdany - powiedział Sebastian i zaraz zawołał: - Sonar, pozycja sowieckich torped?

- Dokładnie pod nami, sir. Właśnie przeszły. - Nawigator! Cała wstecz, ster silnie w prawo, sprowadź tę łajbę na około sto osiemdziesiąt stopni i wtedy daj całą naprzód! - Jest cała wstecz, sir, ster na prawo, sprowadzić na kurs i cała naprzód. - Bardzo dobrze. Sonar, co się dzieje? - “Archangielsk” odpalił torpedy. Uszkodził jedną z sowieckich łodzi. - Nawigator! Wyznaczyć najkorzystniejszy kurs na drugi okręt klasy “Island”. Powiadomić uzbrojenie, kiedy będziemy go mieli na linii strzału. Łączność, przekazać załodze, aby pozostała na stanowiskach bojowych. - Tak jest, sir! - odkrzyknął Mott. - Uzbrojenie! - krzyknęła Bowman. - Zbliżamy się do celu. Natychmiast przygotować się do odpalenia następnych torped! - Zrozumiano! - odkrzyknęła Walenski. - Pozostałe torpedy dziobowe gotowe do odpalenia! - Przeliczyć optymalny czas odpalania torped i wystrzelić je w momencie, który uznacie za najbardziej odpowiedni. Łączność, przesłać na pokład “Archangielska” gratulacje od admirała Rahna. - Tak jest, sir. - Odpalamy druga i czwarta, sir - zawołała Walenski. - Przyjąłem. Wstrzymać się z odpalaniem! - Jest, wstrzymać się z odpalaniem! - Nawigator! Skoro tylko torpedy zostaną wystrzelone, zmienić kurs o pięć stopni w prawo. Podprowadzicie nas na odległość pięciuset jardów od “Archangielska” i o sto stóp powyżej niego. - Tak jest, kapitanie. Przepraszam, sir. Sebastian nie chciał, by nazywano go kapitanem. - Znacie swoje zadania, Bowman? - Tak jest, sir. - Wykonać! - Torpedy z drugiej i czwartej wyrzutni odpalone, sir! - Bardzo dobrze! - Sir! - zawołał Mott. - Odbieram sygnał alarmowy z drugiej sowieckiej łodzi! Ona... - Możecie wyrazić im nasze ubolewanie. T.J. Sebastian, odwracając się, wyszeptał: - Idiotyzm!

ROZDZIAŁ IV Na pokładowym radarze pojawił się świetlisty punkt. Zaskoczony tym Paul Rubenstein zawołał: - John! - Jestem za tobą - odpowiedział Rourke. Obaj z uwagą obserwowali ekran. Sygnał ostrzegał o obecności nieznanych obiektów. Prawdopodobnie byli to ludzie, niosący sporą ilość metalowych przedmiotów. Szli z północy w kierunku wschodnim. Doktor spojrzał na odczyt anemometru. Prędkość wiatru w porywach wahała się od dwudziestu sześciu do czterdziestu ośmiu, a nawet pięćdziesięciu mil na godzinę. Próba startu przy tej pogodzie byłaby samobójstwem. - Ubieraj się, Paul - powiedział do swego towarzysza. Siedziała z rękoma na kolanach. Patrzyła na obraz wiszący nad biurkiem doktora Rothsteina. Była to kopia płótna Van Gogha pod tytułem “Jedzący kartofle”. Matka przekonywała ją kiedyś do tego malarza, ale Annie miała raczej gusta zbliżone do ojca. Wolała Remingtona, Russella i Delacroix. W Schronie była nawet teczka z komiksami i żartami rysunkowymi. Jak przez mgłę pamiętała historyjki obrazkowe w gazetach, które tak lubiła oglądać w dzieciństwie, jeszcze przed Nocą Wojny. Ktoś otworzył drzwi, znajdujące się za jej plecami. Ostrożnie przesunęła się na krawędź krzesła, po czym lekko odwróciła głowę, aby spojrzeć przez ramię w tamtym kierunku. Do pokoju wszedł wysoki, chudy, lekko łysiejący mężczyzna. Miał na sobie sportową koszulę, szerokie marynarskie spodnie i białe buty. Wąskie usta i mała, kozia bródka lekarza, przywiodły jej na myśl psychiatrę z pewnego filmu, oglądanego na wideo. - Pani Rubenstein? - Tak, sir - skinęła głową. - Doktor Rothstein? - Tak. Czuję, że pod względem etnicznym mamy wiele wspólnego. - Mój maż, Paul jest... - Wyobrażam sobie, jaki był szczęśliwy, gdy dowiedział się, że nie jest jedynym Żydem, jaki został na świecie - powiedział z uśmiechem Rothstein. - Tak, rzeczywiście - dziewczyna roześmiała się. - Oczywiście, przy tak małej populacji Mid-Wake nie ma nas tutaj wielu. Ale... No, cóż. Zapoznałem się z danymi na temat pani i major Tiemierowny. Czy prawidłowo

wymówiłem jej nazwisko? Mój rosyjski zawsze był okropny. - Całkiem znośnie, doktorze. Czy myśli pan... - Mogę spróbować - psychiatra usiadł w wygodnym fotelu. - Zrobić to może każdy, pani Rubenstein. I, jak należy wnioskować z notatek doktor Barrow, byłaby pani skłonna nam pomóc. A propos, muszę przyznać, że pani doktor postawiła doskonałą diagnozę. Z braku lepszego wytłumaczenia uznała, że major Tiemierowna zdradza klasyczne symptomy depresji, ale podświadomie czuje, że jest coś jeszcze. To, co sugerowała doktor Barrow, zostało potwierdzone, ale zastanawia mnie niezwykle duże rozproszenie świadomości chorej. Oczywiście, będę musiał przetestować pani zdolności ESP. - Są dość wysokie - powiedziała Anna. Spojrzała w dół, na swoje dłonie. Dostrzegła leżący na spódnicy skrawek białego bandaża. Zastanawiała się, czy nagłe strzepnięcie go na podłogę nie będzie odebrane, jako objaw zbytniej impulsywności. - Tak, rozumiem. Czy kiedykolwiek poddano panią hipnozie? - Nie całkiem. Ale mogłabym spróbować. - Musi pani coś zrozumieć, pani Rubenstein. Proszę odpowiadać tylko na te pytania, na które będzie pani rzeczywiście mogła udzielić odpowiedzi bez skrępowania - powiedział. - Widzi pani, gdybym mógł panią skutecznie zahipnotyzować, a pani z kolei mogłaby odczytać myśli Tiemierowny, to jedynym pożytkiem dla mnie byłaby w pierwszym rzędzie próba zarejestrowania jej myśli w pani umyśle. To oznacza, że pani własne myśli będą musiały być całkowicie wyeliminowane. Jednak zawsze istnieje niebezpieczeństwo... - Natalia jest moją przyjaciółką, doktorze. - Istnieje realne niebezpieczeństwo, że szok wywołany tą operacją, będzie tak duży, że jej myśli zawładną pani świadomością. Zapewniam: będzie pani żyła bez względu na to, co ona ma w swojej głowie. Miałem okazję przebywania z major Tiemierowną tylko przez kilka chwil, lecz opierając się na moich wrażeniach, sądzę, że jej depresja jest bardzo głęboka. Tak głęboka, iż wszelkie doznania powodują cierpienie. Istnieje ryzyko, że cokolwiek spowodowało u niej taki stan, cokolwiek, jak to się mówi, pchnęło ją na krawędź, może pchnąć panią również. Tak więc zamiast wyleczyć major Tiemierownę, może pani skazać samą siebie na to samo. - Skazać? - Annie zaniepokoiła się. Strzepnęła ze spódnicy skrawek bandaża, po czym spytała: - Co pan ma na myśli, mówiąc o “skazaniu”? - Biorąc pod uwagę cały dorobek naukowy naszej medycyny i psychiatrii, zadziwiająco mało wiemy o głębokich recesjach ludzkiej podświadomości. Jeśli pani