cnizerarts

  • Dokumenty54
  • Odsłony8 336
  • Obserwuję8
  • Rozmiar dokumentów68.8 MB
  • Ilość pobrań4 112

Forman Gayle -Wróć, jeśli pamiętasz

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.3 MB
Rozszerzenie:pdf

Forman Gayle -Wróć, jeśli pamiętasz.pdf

cnizerarts EBooki
Użytkownik cnizerarts wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (1)

Gość • 5 lata temu

To otwarte zaproszenie dla was wszystkich, aby stać się częścią największej organizacji na świecie i osiągnąć szczyt kariery. Gdy rozpoczyna się tegoroczny program rekrutacyjny, a nasza coroczna impreza żniwna jest już blisko. Wielki Mistrz dał nam mandat, aby zawsze docierać do ludzi takich jak Ty, więc skorzystaj z okazji i dołącz do wielkiej organizacji Illuminati, dołącz do naszej globalnej jednostki. Przyprowadź biednych, potrzebujących i utalentowanych do

Ważność sławy i bogactwa. Zdobądź pieniądze, sławę, moce, bezpieczeństwo, zdobądź.

uznany w swoim biznesie, karierze politycznej, awansuj na najwyższy poziom w tym, co robisz

Chroniony duchowo i fizycznie! Wszystko to osiągniesz w

błysk oczu



Iluminaci nie mają żadnego związku z satanizmem, lucyferyzmem ani żadną religią. Podczas gdy nasi poszczególni członkowie mogą podążać za dowolnym wybranym przez siebie bóstwem, działamy wyłącznie dla dobra i ochrony gatunku ludzkiego.



Czy akceptujesz przynależność do nowego porządku światowego Illuminati?

Call & WhatsApp +19735567426

Transkrypt ( 25 z dostępnych 201 stron)

2 Gdzie Ona Poszła Gayle Forman

3 Może się kiedyś zdarzyć ta godzina próby, Kiedy, przebita bólem, w mocy jego mroków, Albo we władzy głodu silniejszej niż śluby, Będę gotowa miłość twą sprzedać za okruch Ulgi, za okruch chleba — naszych nocy pamięć. Tak, może się tak stać. Choć chyba się nie stanie.1 Fragment z „Nie, miłość nie jest wszystkim” autorstwa Edny St. Vincent Millay 1 Przełożył Stanisław Barańczak

4 Rozdział 1 Każdego ranka, gdy budzę się mówię sobie: To tylko jeden dzień, jeden dwudziestoczterogodzinny okres, przez, który muszę przejść. Nie wiem, kiedy dokładnie zacząłem sobie codziennie serwować tę podnoszącą na duchu gadkę, lub czemu. Brzmi to jak dwunastoetapowa mantra. Nie jestem w niczym anonimowy, chociaż czytając niektóre bzdury, które o mnie piszą, pomyślałbyś, że powinienem. Mam rodzaj życia, za który wiele osób sprzedałoby nerkę, aby choćby trochę go doświadczyć. Ale ja nadal potrzebuję przypominać sobie o tymczasowości jednego dnia, przypominać sobie, że przebrnąłem przez poprzedni i że przebrnę przez dzisiejszy. Dziś rano, po codziennym przypominaniu, rzucam okiem na minimalistyczny zegar cyfrowy na hotelowej szafce. Wskazuje 11:47, zdecydowanie jest to świt dla mnie. Ale dzwonili już dwa razy z recepcji z budzeniami telefonicznymi, a następnie dostałem uprzejmy, ale stanowczy telefon od naszego menadżera, Aldousa. Dzisiejszy dzień może być tylko jednym dniem, ale jest zapełniony. Jestem tu ze względu na studio, mamy ustalić kilka końcowych ścieżek gitarowych do internetowej wersji pierwszego singla naszego świeżo wydanego albumu. Taka sztuczka. Ta sama piosenka, nowa ścieżka gitarowa, trochę efektów wokalnych, za które dodatkowo zapłacono kasę. „W tych czasach musisz wydoić dolara z każdego grosza” garnitury przy etykiecie lubią nam o tym przypominać. Po studiu mam w czasie lunchu wywiad z pewnym reporterem z Shuffle. Te dwa wydarzenia są jakby podpórkami tego, czym stało się moje życie: tworzenie muzyki, co lubię i mówienie o tworzeniu muzyki,

5 czego nienawidzę. Ale są dwiema stronami tego samego medalu. Kiedy Aldous dzwoni po raz drugi, w końcu zrzucam kołdrę i biorę buteleczkę z lekami z szafki. To jakiś anty-niepokój, który powinienem wziąć, gdy czuję się zdenerwowany. Zdenerwowany to jest tak, jak czuję się normalnie. Zdenerwowany jak zwykle. Ale odkąd zaczęliśmy naszą trasę z trzema występami na Madison Square Garden, czułem coś innego. Tak jakbym został wciągnięty w coś potężnego i bolesnego. Zakłębowany. Istnieje w ogóle takie słowo? - zastanawiam się. Mówisz do siebie, więc kogo do cholery to obchodzi? Odpowiadam, łykając kilka tabletek. Wciągam jakieś bokserki i idę do drzwi mojego pokoju, gdzie dzbanek kawy już czeka. Został zostawiony przez pracownika hotelu, który niewątpliwie dostał ścisłe polecenie, by nie wchodzić mi w drogę. Kończę kawę, ubieram się, zjeżdżam windą na dół i wychodzę na zewnątrz bocznym wyjściem – kierownik odpowiedzialny za zadowolenie gości życzliwie udostępnił mi specjalny klucz wstępu, więc mogę uniknąć niewolniczej parady w holu. W Los Angeles, gdzie teraz mieszkam, prawie nigdy nie pada deszcz. A wysoka temperatura nie ma swojego końca. Ale to suchy upał. Ludzie tam używają suchości, jako całkowitego usprawiedliwienia dla wszystkiego z nadmiaru gorącego, pełnego smogu miasta. – Może być dzisiaj 42o C – przechwalają się – lecz przynajmniej to suche gorąco. Ale Nowy Jork jest wilgotnym gorącem; do czasu, gdy docieram do studia, pięć bloków dalej na opuszczonym odcinku West Fifties, moje włosy, które chowam pod czapką, są wilgotne. Wyciągam papierosa z kieszeni, a moja ręką trzęsie się, gdy go zapalam. Miałem lekkie drgawki przez zeszły rok lub coś w tym stylu. Po wyczerpujących badaniach lekarskich, doktor oświadczył, że to nic więcej niż nerwy i poradził mi, abym spróbował jogi. Gdy dostaję się do studia, Aldous czeka na zewnątrz pod markizą. Spoglądam na mnie, na mojego papierosa, z powrotem na moją twarz. Mogę powiedzieć przez sposób, w jaki na mnie patrzy, że próbuje

6 się zdecydować, czy ma być dobrym, czy złym gliną. Muszę wyglądać jak gówno, bo stawia na dobrego glinę. - Dzień dobry2 , słońce – mówi wesoło. - Tak? A co jest dobrego w poranku? – Próbuję zażartować. - Technicznie rzecz biorąc, jest teraz południe. Jesteśmy spóźnieni. Gaszę swojego papierosa. Aldous kładzie olbrzymią łapę na moim ramieniu, bezsensownie delikatnie. - Chcemy jedną ścieżkę gitarową dla ‘Sugar’, tylko po to, żeby fani jeszcze raz to kupili dla tego drobiazgu. – Śmieje się, kręcąc głową na to, czym stał się biznes. - Potem masz lunch z Shuffle, a my mamy sesję zdjęciową do Fashion Rock dla Times z resztą zespołu około piątej, następnie szybki drink z jakimiś nadzianymi gośćmi z wytwórni, a później jesteśmy na lotnisku. Jutro masz szybkie spotkanie z ludźmi od promocji i marketingu. Po prostu uśmiechaj się i nie mów wiele. Po tym jesteś już sam dopóki nie znajdziesz się w Londynie. Będę sam? W przeciwieństwie do bycia na ciepłym łonie rodziny, kiedy jesteśmy razem? Mówię to do siebie. Najwyraźniej coraz więcej moich rozmów prowadzę sam ze sobą. Biorąc pod uwagę połowę spraw o których myślę, to prawdopodobnie dobra rzecz. Ale tym razem naprawdę będę sam. Aldous i reszta zespołu lecą do Anglii dzisiaj. Miałem lecieć tym samym lotem z nimi, do czasu aż zdałem sobie sprawę, że dziś jest piątek trzynastego i moją rekcją było: nie ma mowy kurwa! Boję się tej trasy wystarczająco, więc nie będę się jeszcze denerwował tym, że wylatuję w oficjalny dzień pecha. Więc Aldous zabookował mi bilet na następny dzień. Kręcimy teledysk w Londynie, a następnie załatwiamy prasę przed rozpoczęciem europejskiej trasy koncertowej, więc to nie tak, że ominę występ, tylko wstępne spotkanie z reżyserem naszego klipu. Nie potrzebuję słyszeć o jego wizji artystycznej. Kiedy zaczniemy zdjęcia, będę robić to, co mi każą. Podążam za Aldousem do środka studia i wchodzę do dźwiękoszczelnego pokoju, gdzie jestem tylko ja i rząd gitar. Po drugiej 2 Aldous w oryginale mówi do Adama Good Morning, ale nie ma w polskim zwrotu: dobry poranek, więc napisałam dzień dobry. | nata

7 stronie szkła siedzi nasz producent Stim i dźwiękowcy. Aldous dołącza do nich. – Okej Adam – mówi Stim – jeszcze jedna ścieżka łącząca zwrotkę z refrenem. Po prostu zrób tak, żeby wpadało to w ucho, żeby było dużo bardziej ckliwe. Zgramy to ze śpiewem w miksie. - Wpadające w ucho. Ckliwe. Czaję. – Wkładam słuchawki, podnoszę gitarę, nastrajam instrument i rozgrzewam. Próbuję nie zwracać uwagi na to, że przez złośliwe słowa Aldousa, mam wrażenie jakbym już był całkiem samotny. Sam w dźwiękoszczelnej kabinie. Nie przesadzaj, mówię sobie. Tak nagrywa się w zaawansowanym technologicznie studiu. Problem w tym, że czułem się tak samo kilka dni temu w Garden. Na scenie, przed osiemnastotysięczną widownią, obok ludzi, którzy kiedyś byli częścią mojej rodziny, czułem się sam, jak w tej kabinie. Wciąż mogło być gorzej. Zaczynam grać, a moje palce zwinnie poruszają się w górę, podnoszę się ze stołka, walę w gryf i pogłaśniam, biję mocno dopóki gitara nie piszczy i nie krzyczy tak, jak tego chcę. Albo prawie tak, jak chcę. Jest tu prawdopodobnie ze sto świetnych, sporo wartych gitar, ale żadna z nich nie brzmi tak dobrze, jak mój stary Les Paul Junior – gitara, którą miałem lata, którą nagrywałem nasze pierwsze albumy, którą w napadzie głupoty, albo nieposkromionej pychy, czy coś w tym stylu, pozwoliłem sprzedać na licytacji na cele charytatywne. Lśniące, drogie zamienniki nigdy nie brzmią dostatecznie dobrze. Mimo to, kiedy pogłaśniam, udaje mi się zatracić na sekundę lub dwie. Ale to kończy się zbyt szybko, a następnie Stim oraz dźwiękowcy ściskają mi dłoń, życząc szczęścia w trasie i Aldous z prowadzi mnie na zewnątrz do limuzyny, błyskawicznie jedziemy w dół Ninth Avenue do SoHo, do hotelu, którego restaurację specjaliści od reklamy z naszej wytwórni płytowej uznali za dobre miejsce na nasz wywiad. Czy myślą, że będę mniej narzekać lub nie będę mówić czegoś wyobcowującego, jeśli będę w drogim miejscu publicznym? Pamiętam jak za dużo wcześniejszych dni, kiedy osoby przeprowadzające wywiad, piszące dla magazynów lub blogów były fanami, i przeważnie chciały rockowej rozmowy – dyskutowania o muzyce – oraz pragnęły rozmawiać z całym zespołem. Najczęściej zmieniało się to w normalną rozmowę ze wszystkimi, przekrzykującymi się nawzajem swoimi opiniami. Wtedy

8 nigdy nie martwiłem się pilnowaniem tego co mówię. Ale teraz reporterzy przesłuchują mnie i zespół oddzielnie, jako, że oni są policjantami i mają mnie, i moich wspólników w sąsiednich celach i próbują tego, aby jeden pociągną za sobą drugiego. Potrzebuję papierosa zanim wejdziemy do środka, więc razem z Aldousem stoimy na zewnątrz hotelu w oślepiającym popołudniowym słońcu, podczas gdy tłum ludzi zbiera się i sprawdza mnie udając, że tego nie robi. Taka jest różnica pomiędzy Nowym Jorkiem, a resztą świata. Ludzie po prostu mają hopla na punkcie znanych osób, jak nigdzie indziej, ale Nowojorczycy – a przynajmniej ci, którzy uważają siebie za wyrafinowanych i wałęsają się wzdłuż bloków w rodzaju SoHo, obok, którego stoję teraz – zachowują pozory, że ich to nie obchodzi, właśnie wtedy zmuszając się do odwrócenia wzroku od ich okularów przeciwsłonecznych za trzysta dolców. Udają tę pogardę, gdy ludzie spoza miasta łamią kodeks, przybiegając i prosząc o autograf, jak para dziewczyn w bluzach sportowych Uniwersytetu Michigan, które właśnie tak zrobiły, ku niezadowoleniu pobliskiego tria snobów, które obserwuje studentki i przewraca oczami, a mnie obdarza spojrzeniami współczucia. Jakby dziewczyny były problemem. - Musimy załatwić ci lepsze przebranie, Wild Man3 - mówi Aldous, po tym, jak dziewczyny chichocząc z radosnego podniecenia odfrunęły. Jako jedyny może pozwolić sobie, aby mnie tak nazywać, nikt więcej. Wcześniej używałem tego, jako głównego przezwiska taki pseudonim od mojego nazwiska Wilde. Ale raz zdemolowałem hotelowy pokój i po tym „Wild Man” stał się niewzruszonym przezwiskiem brukowców. Wtedy, jak na zawołanie pokazuje się fotograf. Nie możesz stać przed wysokiej klasy hotelem przez więcej niż trzy minuty zanim to się stanie. – Adam! Bryn w środku? – Zdjęcie mnie i Bryn jest warte czterokrotności jednego ze mną samym. Ale po pierwszym błysku lampy, Aldous zakrywa jedną ręką soczewkę faceta, a drugą moją twarz. Przygotowuje mnie, podczas gdy wchodzimy do środka. – Reporterka nazywa się Vanessa LeGrande. Nie jest z typu tych szpakowatych, których nienawidzisz. Jest młoda. Nie młodsza niż ty, ale 3 Ksywa od nazwiska Adama.

9 myślę, że ma nie wiele powyżej dwudziestu lat. Pisała dla bloga zanim została wykorzystana przez Shuffle. - Którego bloga? – przerywam. Aldous rzadko daje mi szczegółowe podsumowanie reporterów, chyba że ma powód. - Nie jestem pewny. Może Gabber. - Och, cała ta strona to gówniane miejsce plotek. - Shuffle nie jest plotkarskim portalem. A to jest okładkowy ekskluzywny wywiad. - W porządku. Niech tam – mówię, pchając drzwi restauracji. Wewnątrz wszystko jest niskie, stalowo-szklane stoły i skórzane kanapy, jak w milionie innych miejsc, w których byłem. Te restauracje mają bardzo wysokie mniemanie o sobie, ale w rzeczywistości są tylko drogą, wystylizowaną wersją McDonalda. - Tam jest, narożny stolik, blondynka z pasemkami – mówi Aldous. – Jest słodkim małym numerkiem. Nie, że masz niedobór słodkich, małych numerków. Cholera, nie mów Bryn, że to powiedziałem. Okej zapomnij o tym. Będę na górze, przy barze. Aldous zostaje na wywiad? To robota dla specjalisty od reklamy, tyle że odmówiłem, żeby gość od reklamy służył za przyzwoitkę. Muszę wyglądać na naprawdę dalekiego od normalności. - Będziesz robić za niańkę? – pytam. - Nie. Pomyślałem, że możesz potrzebować jakiegoś wsparcia. Vanessa LeGrande jest urocza. Albo gorąca jest może dokładniejszym terminem. Nie ma znaczenia. Mogę to powiedzieć przez sposób, w jaki oblizuje wargi i odrzuca włosy do tyłu, że wie o tym, a to rujnuje efekt. Tatuaż wąż biegnie wzdłuż jej nadgarstka i założę się o naszą platynową płytę, że ma tatuaż w dolnej części pleców tuż nad pośladkami. Rzeczywiście, kiedy sięga do torebki po dyktafon, widzę nad jej dżinsami o niskim stanie niewielką, pokrytą tuszem strzałę wskazująca południe. Z klasą. - Hej Adam – mówi Vansessa, patrząc na mnie konspiracyjnie, jakbyśmy byli starymi kumplami. – Mogę tylko powiedzieć, że jestem wielką fanką. Collateral Damage pomogło mi przetrwać wyniszczający ostatni rok college’u. Więc, dziękuję. – Uśmiecha się do mnie.

10 - Uch, nie ma, za co. - A teraz chciałabym się odwdzięczyć pisząc najlepszy, cholerny profil Shooting Star, jaki kiedykolwiek trafił na stronę. Może, więc przejdziemy do konkretów i pokonajmy ich wprost miażdżąco? Przejść do konkretów? Ludzie rozumieją, chociaż połowę bzdur, które wydobywają się z ich ust? Vanessa może próbować być bezczelna lub opryskliwa, albo usiłować przekonać mnie szczerością, czy też pokazywać mi jaka rzeczywiście jest, ale cokolwiek sprzedaje, ja tego nie kupuję. - Jasne. – To wszystko, co mówię. Kelner przychodzi, aby przyjąć nasze zamówienia. Vanessa zamawia sałatkę, a ja piwo. Dziewczyna przerzuca kartki skórzanego notesu. -Wiem, że powinniśmy porozmawiać o BloodSuckerSunshine… - zaczyna. Natychmiast marszczę brwi. To jest dokładnie to, o czym mamy rozmawiać. Dlatego tu jestem. Nie, żeby się zaprzyjaźnić. Nie, żeby wymieniać się sekretami, ale ponieważ to część mojej pracy nad promowaniem albumu Shooting Star. Vanessa włącza swoją syrenę. – Słuchałam tego tygodniami, a jestem nieprzewidywalną, trudną do zadowolenia dziewczyną. – Śmieje się. W oddali słyszę chrząknięcie Aldousa. Spoglądam na niego. Ma na twarzy olbrzymi, fałszywy uśmiech i pokazuje kciuki w górę. Wygląda śmiesznie. Odwracam się do Vanessy i zmuszam się do odwzajemnienia uśmiechu. – Ale teraz twój drugi album z wielkiej wytwórni jest wydany i jest to cięższe brzmienie. Myślę że wszyscy się z tym zgodzimy, iż zostało ono przyjęte, chcę napisać ostateczną opinię, aby zobrazować twoją ewolucję z zespołu emocore do potomków niespokojnego rocka. Potomkowie niespokojnego rocka? Ta niezwykle ważna dla mnie bzdura naprawdę rzuciła mną na początek. Jeśli o mnie chodzi, pisałem piosenki: akordy, bity, teksty, wiersze, przejścia, układałem melodię. Ale potem, kiedy dorośliśmy, ludzie zaczęli wycinać teksty piosenek, jak żabę z lekcji biologii, aż nic nie zostało nic, prócz wnętrzności- maleńkie części, znaczące mniej niż suma.

11 Lekko przewróciłem oczami, ale Vanessa ciągle koncentrowała się na swoich notatkach. - Słuchałam niektórych twoich płyt z wczesnych lat. Są jak mak, niemal stosunkowo słodki. Czytałam wszystko, co kiedykolwiek o tobie napisano, każdy wpis na blogu, każdy artykuł w magazynie. I prawie każdy odnosił się do tzw. "czarnej dziury" Shooting Star, ale nikt naprawdę w to nie wnikał. Trochę uwolniłeś indie; dobrze zrobiłeś, byłeś gotowy do wielkich lig, ale potem to zostawiłeś. Pogłoski mówiły, że się rozpadłeś. A potem przyszedł Collateral Damage. I bach. - Vanessa udała wybuchy wychodzące z jej zaciśniętych pięści. To był dramatyczny gest, ale niebezpodstawny. Collateral Damage wyszedł dwa lata temu, a w ciągu miesiąca od jego wydania singiel "Animate" włamał się na krajowe listy przebojów i rozszedł się jak wirus. Żartowaliśmy, że nie można słuchać radia dłużej niż przez godzinę, nie słysząc go. Następnie "Bridge" wskoczył na listę przebojów, wkrótce potem cały album wspiął się na numer jeden albumów na iTunes, co z kolei sprawiło, że każdy Walmart w kraju miał ich zapas, a jeszcze później przeskoczył Lady Gagę na pierwszym miejscu na liście Bilboardu. Przez chwilę wydawało się, że album został załadowany na każdego iPoda należącego do osób w wieku od dwunastu do dwudziestu czterech lat. W ciągu kilku miesięcy, nasz na wpół zapomniany zespół z Orgeonu był na okładce magazynu Time, reklamowany jako "Dzisiejsza Nirvana". Ale nic z tego nie było nowe. To wszystko było udokumentowane, w kółko i w kółko, aż do znudzenia, włączając w to artykuł w Shuffle. Nie byłem pewien, dokąd z tym wszystkim zmierzała Vanessa. - Wiesz, każdy wydaje się przypisywać ciężkie brzmienie do tego, że Gus Allen wyprodukował Collateral Damage. - Racja - mówię. - Gus lubi rocka. Vanessa wzięła łyk wody. Usłyszałem, jak jej język cmoknął. - Ale nie Gus spisał te słowa, które są źródłem tej energii. Ty to zrobiłeś. Całą tę surową moc i emocje. To tak jakby Collateral Damage był najgroźniejszym albumem dekady. - I pomyśleć, że dążyliśmy do szczęścia. Vanessa spojrzała na mnie, mrużąc oczy.

12 - Potraktuję to, jako komplement. To było bardzo odświeżające dla wielu ludzi, w tym dla mnie. I to jest mój cel. Wszyscy wiedzą, że coś zaszło podczas "czarnej dziury". To w końcu wyjdzie, więc może lepiej kontrolować te informacje? Kogo dotyczy Collateral Damage? - pyta, wciągając powietrze. - Co się z wami stało? Co z tobą? Nasz kelner przyniósł sałatkę Vanessy. Zamówiłem drugie piwo i nie odpowiedziałem na jej pytanie. Nic nie mówiłem, po prostu spuściłem wzrok. Ponieważ Vanessa miała rację, co do jednego. Kontrolujemy wiadomości. W pierwszych dniach cały czas zadawano nam to pytanie, ale nasze odpowiedzi były niejasne: zajęło nam trochę czasu żeby znaleźć melodię, aby napisać piosenkę. Ale teraz zespół był na tyle znany, że nasi publicyści wydali listę tematów zakazanych dla reporterów: związek Liz i Sary, mój i Bryn, dawne problemy z narkotykami Mikea i Shooting Stars "czarna dziura". Ale Vanessa najwyraźniej nie dostała jej. Spojrzałem na Aldousa prosząc o pomoc, ale on był w głębokiej rozmowie z barmanem. To tyle ze wsparcia. - To odnosi się do wojny. Wyjaśnialiśmy to wcześniej. - Racja – mówi przewracając oczami. – Bo twoje teksty są tak polityczne. Vanessa patrzy na mnie. To jest metoda reporterów: stworzyć krępującą ciszę i czekać na twój temat, którym chcesz wypełnić ciszę. Ale na mnie to nie działa. Mogę tylko patrzeć. Oczy dziewczyny robią się nagle zimne i twarde. Raptownie odkłada swoją śmiałość, romansową osobowość na później i patrzy na mnie z twardą ambicją. Wygląda na głodną, ale to poprawa, gdyż przynajmniej zaczyna być sobą. - Co się stało Adam? Wiem, że są tam historie, historie o Shooting Star i zamierzam być tą, która je odkryje. Co zmieniło ten indie-pop zespół w pierwotny fenomen rocka? Czuję zimną pieść uderzającą w mój brzuch. - Życie się zdarzyło. I zajęło nam trochę napisanie czegoś nowego… - Zajęło tobie trochę – przerywa Vanessa. – To ty napisałeś oba najnowsze albumy. Wzruszam tylko ramionami.

13 - No dawaj Adam! Collateral Damage jest twoim rekordem. To arcydzieło. Powinieneś być z niego dumny. A ja po prostu wiem, że za twoim zespołem, jest też twoja historia. Olbrzymia zmiana, jak ta, że od wspólnego kwartetu indie doszedłeś do gwiazdy pełnej energii napędzanej przez punk, to wszystko jest w tobie. Mam na myśli, to ty odbierałeś nagrodę Grammy za Najlepszą Piosenkę. Jakie to było uczucie? Gówniane. - Prawie zapomniałaś, że cały zespół wygrał nagrodę Najlepszego Nowego Artysty. A to było tylko trochę ponad rok temu. Kiwa głową. - Spójrz, nie próbuję nikogo obrazić lub ponownie otworzyć ran. Po prostu staram się zrozumieć zmiany. W brzmieniu. W tekstach. W dynamice zespołu. - Obdarza mnie znaczącym spojrzeniem. – Wszystkie znaki wskazują, że to ty jesteś katalizatorem. - Nie ma żadnego katalizatora. Po prostu majstrowaliśmy z naszym brzmieniem. Dzieje się to cały czas. Tak jak Dylan idący w elektronikę. Tak jak Liz Phair idąca w reklamy. Ale ludzie przejawiają tendencję do wariowania, gdy coś odbiega od ich oczekiwań. - Po prostu wiem, że jest coś więcej niż to – ciągnie Vanessa, popychając stół do przodu tak mocno, że wbija się mi w brzuch i muszę go odepchnąć. - Cóż oczywiście masz swoją teorię, więc nie pozwól, żeby coś stanęło na przeszkodzie prawdzie. W jej oczach na sekundę pojawia się błysk i sądzę, że ją wkurzyłem, ale wtedy ona podnosi ręce do góry. Jej paznokcie są obgryzione. - Cóż, chcesz poznać moją teorię? – mówi przeciągając samogłoski. Nieszczególnie. - Przedstaw ją. - Rozmawiałam z kilkoma osobami, z którymi chodziłeś do liceum. Czuję, jak moje ciało zamarza, delikatna sprawa uodporniająca do twardego ołowiu. Podniesienie szklanki do ust i udanie łyku pochłania maksymalnie moją koncentrację. - Nie zdawałam sobie sprawy, że chodziłeś do tej samej szkoły, co Mia Hall – mówi lekko. – Znasz ją? Wiolonczelistka? Zaczyna robić dużo

14 szumu w tym świecie. Lub jakikolwiek odpowiednik szumu w muzyce klasycznej. Może rozgłos. Szklanka drży w mojej ręce. Muszę pomóc sobie drugą dłonią, żeby postawić ją na stół i nie wylać przy tym jej zawartości na siebie. Wszyscy ludzie, którzy naprawdę wiedzą, co się stało, nie mówią o tym, przypominam sobie. Pogłoski, nawet te prawdziwe, są jak płomienie: pochłaniają tlen, dławią się i umierają. - Nasza szkoła miały dobry program artystyczny. Było to czymś w rodzaju pożywki dla muzyków – wyjaśniam. - To ma sens – mówi Vanessa, kiwając głową. – Ale są niejasne pogłoski, że ty i Mia byliście parą w liceum. Co jest zabawne, ponieważ nigdzie, nigdy o tym nie czytałam, a to wydaje się być godne uwagi. Obraz Mii miga mi przed oczami. Siedemnaście lat, te ciemne oczy pełne miłości, intensywności, strachu, muzyki, seksu, magii, smutku. Jej zimne dłonie. Moje własne zimne dłonie, teraz ciągle trzymające szklankę wody z lodem. - Byłoby to godne uwagi, gdyby było prawdziwe – mówię, zmuszając mój głos do spokojnego tonu. Biorę kolejny łyk wody i proszę kelnera o jeszcze jedno piwo. To mój trzeci kurs alkoholowego lunchu. - Więc nie jest? – Brzmi sceptycznie. - Pobożne życzenie – odpowiadam. – Znaliśmy się mimochodem ze szkoły. - Tak, nie mogłam namówić nikogo, kto naprawdę dobrze cię znał do potwierdzenia tego. Ale wówczas dostałam w swoje ręce starą kronikę szkolną i jest tam słodkie ujęcie was obojga. Ładnie razem wyglądacie. Jednak pod zdjęciem nie ma imion, tylko podpis. Więc jeśli nie wiesz jak wygląda Mia możesz to przegapić. Dziękuję ci, Kim Schein: najlepsza przyjaciółko Mii, królowo kroniki szkolnej, paparazzi. Nie chcieliśmy, żeby to zdjęcie zostało wykorzystane, ale Kim zwędziła je nie wymieniając naszych nazwisk, tylko głupie przezwisko. - Piękny i Niunia? – pyta Vanessa. – Mieliście nawet przezwisko. - Używasz licealnego rocznika, jako źródła? Co następne? Wikipedia?

15 - Jesteś ledwie pewnym źródłem. Powiedziałeś, że znaliście się ‘mimochodem’. - Słuchaj prawda jest taka, że może spotykaliśmy się przez kilka tygodni, wtedy, kiedy było zrobione to zdjęcie. Ale, hej randkowałem z wieloma dziewczynami w liceum. – Obdarzam ją moim najlepszym uśmiechem playboya. - Więc nie widziałeś jej od czasów szkoły? - Nie, odkąd wyjechała na studia – mówię. Ta część jest przynajmniej prawdziwa. - Jak to się stało, że kiedy rozmawiałam z resztą twoich członków zespołu, nic nie powiedzieli, gdy spytałam o nią? - pyta, patrząc na mnie ostro. Ponieważ nawet, gdy coś między nami się nie układa to wciąż jesteśmy lojalni. O to chodzi. Zmuszam się by powiedzieć na głos: - Ponieważ nie ma nic do powiedzenia. Myślę, że ludzie tacy jak ty lubią przejawy komedii sytuacyjnej no wiesz, dwóch znanych muzyków z tej samej szkoły, będących parą? - Ludzie tacy jak ja? - spytała Vanessa. Sępy. Krwiopijcy. Złodzieje dusz. - Reporterzy - mówię. – Lubisz bajki. - Cóż, a kto nie? - pyta Vanessa. - Chociaż życie tej kobiety z pewnością nie jest bajką. Straciła całą rodzinę w wypadku samochodowym. Vanessa sztucznie drży w sposób w jaki robisz to, gdy rozmawiasz o jakimś nieszczęśniku, który nie ma z tobą nic wspólnego, o czymś, co nigdy cię nie dotknęło i nigdy tego nie zrobi. Nigdy nie uderzyłem kobiet, ale w tej minucie chcę ją walnąć prosto w twarz, dać jej posmak bólu, który tak łatwo opisuje. Ale nie robię tego, powstrzymuję się, a ona kontynuuje, w ciemno. - Mówiąc o bajkach, czy ty i Bryn Sharaeder spodziewacie się dziecka? Ciągle widzę ją we wszystkich tabloidach z ciążowym brzuszkiem?

16 - Nie - odpowiadam. - Nic o tym nie wiem. - Jestem cholernie pewny, że Vanessa wie, że Bryn jest dla niej niedostępna, ale jeżeli rozmowa o ciąży Bryn ją rozproszy, zrobię to. - Nic o tym nie wiesz? Jesteście wciąż razem, prawda? Boże, ten głód w jej oczach. Całe jej mówienie o pisaniu ostatecznej opinii, te jej umiejętności śledcze – niczym nie różni się od reszty dziennikarzy, prześladowców, fotografów, którzy umierają, by być pierwszymi, którzy dostarczą informacje o wielkiej wpadce, narodzinach: „Czy Adam i Bryn będą mieć bliźniaki?” lub rozstaniach: „Bryn mówi Wild Manowi: To koniec!” Żadna historia nie jest prawdziwa, ale od kilku tygodni widzę je na okładkach różnych portali plotkarskich, w tym samym czasie. Myślę o domu w L.A. który dzielę z Bryn. Lub wymieniam. Nie pamiętam ostatniego razu, gdy nasza dwójka była w nim razem, w tym samym czasie, dłużej niż przez tydzień. Bryn kręci dwa, trzy filmy na rok i zaczyna tworzyć własne przedsiębiorstwo produkcyjne. Dzieli czas między planem zdjęciowym, promowaniem swoich filmów, zarabianiem pieniędzy na swoje produkcje, podczas gdy ja przebywam w studiu lub w trasie. Zdaje się, że funkcjonujemy zupełnie różnych harmonogramach. - Tak, Bryn i ja nadal jesteśmy razem - mówię Vanessie. - I nie jest w ciąży. Po prostu założyła wtedy zwiewną bluzkę, więc wszyscy założyli, że ukrywa brzuch. Prawda? Prawdę mówiąc, czasami zastanawiam się, czy Bryn nosi te topy specjalnie, by kusić los, że jest w ciąży. Ona poważnie chce mieć dziecko. Według publicznej opinii ma dwadzieścia cztery lata, ale naprawdę ma dwadzieścia osiem i twierdzi, że jej biologiczny zegar tyka. Ale ja mam dwadzieścia jeden i jesteśmy tylko rok razem. Nie obchodzi mnie gadanie Bryn, że mam starą duszę, którą będę mieć przez całe życie. Nawet, gdy będę mieć czterdzieści jeden, i będziemy świętować dwudziestą rocznicę, nie będę chcieć mieć z nią dzieci. - Czy dołączy do ciebie na Tournée? Na samą wzmiankę o Tournée czuję, jak moje gardło się zaciska. Trasa będzie trwała sześćdziesiąt siedem długich nocy. Sześćdziesiąt siedem. Mentalnie klepię swoją buteleczkę z pigułkami,

17 będąc spokojniejszym, gdyż wiem, że jest tam, ale jestem za mądry na to by wyciągać ją przed Vanessą. - Hm? - pytam. - Czy Bryn w ogóle odwiedzi cię w czasie Tournée? Wyobrażam sobie Bryn w trasie, z jej stylistą, instruktorami pilates, jej ostatnią, surową dietą. - Może? - Jak ci się podoba życie w Los Angeles? - pyta Vanessa. - Nie wydajesz się być towarzyski. - To przez suche gorąco. - Co? - Nic. Żart. - Och. Tak. – Spojrzenie Vanessy jest sceptyczne. Nie czytam już wywiadów o sobie, ale kiedy to robiłem, słowa takie jak ,niepoznawalny' były często używane. I arogancki. Czy ludzie naprawdę tak mnie widzą? Na szczęście, nasz przydzielony czas minął. Zamyka swój notatnik i prosi o rachunek. Aldous wydaje się mieć w oczach ulgę, gdy daję mu do zrozumienia, że się zbieramy. - Miło było cię poznać, Adam - mówi. - Taak, ciebie też - kłamię. - Muszę przyznać, że jesteś zagadką. - Uśmiecha się, a błysk jej zębów jest nienaturalnie biały. - Ale lubię zagadki. Lubię twoje teksty, te wszystkie makabryczne obrazy na Collateral Damege. A teksty nowej płyty są bardzo zagadkowe. Niektórzy krytycy zadają sobie pytanie, czy BloodSuckerSunshine dorówna intensywności Collateral Damage... Wiem, co nadchodzi. Słyszałem to wcześniej. Tak robią reporterzy. Odwołują się do innych krytyków, pod którymi ukrywają swoje własne zdanie. Wiem, o co naprawdę pyta, nawet, jeżeli ona sobie nie zdaje z tego sprawy: Jak to jest, że jedyna warta uwagi rzecz, którą kiedykolwiek stworzyłeś, pochodzi z najgorszego rodzaju straty? Nagle to za wiele. Bryn i brzuszek ciążowy. Vanessa ze szkolnym albumem mojego rocznika. Pomysł, że nic nie jest święte. Wszystko jest dla nich paszą? Uczucie, że moje życie należy do wszystkich poza mną.

18 Sześćdziesiąt siedem nocy. Sześćdziesiąt siedem, sześćdziesiąt siedem. Popycham stół tak, że szklanki z wodą i piwem wylewają się na jej kolana. - Co do... - Ten wywiad się skończył. - warczę. - Wiem o tym. Dlaczego na mnie naskoczyłeś? - Ponieważ jesteś niczym więcej niż sępem! To, co kurwa robicie z muzyki. To dzieli wszystko. Oczy Vanessy migotają, gdy szarpie się ze swoim dyktafonem. Zanim ma szansę go wyłączyć, biorę go i uderzam nim o stół, rozbijając go, a następnie na dokładkę wrzucam go do szklanki z wodą. Moja ręka drży, a serce bije mocno, gdy czuję początek ataku paniki, ten rodzaj, który upewnia mnie, że jestem bliski śmierci. - Co ty właśnie zrobiłeś? - krzyczy Vanessa. - Nie mam kopii zapasowej. - To dobrze. - Jak teraz mam napisać swój artykuł? - Nazywasz to artykułem? - Tak. Niektórzy muszą pracować by żyć, ty nadęty, wybuchowy ośle… - Adam! - Aldous stoi u mego boku, kładąc trzy sto dolarówki za rachunek na stole. - Na nowy. - mówi do Vanessy, zanim wyprowadza mnie z restauracji do taksówki. Rzuca kolejny banknot sto dolarowy dla kierowcy, po tym jak zaczyna protestować przeciwko paleniu w samochodzie. Aldous przeszukuje moje kieszenie i wyciąga buteleczkę, z której wytrząsa tabletkę do swojej dłoni i mówi. - Otwórz usta. - brzmi jak jakaś niedźwiedzia matka. Czeka dotąd, aż jesteśmy kilka przecznic od mojego hotelu, aż wypalam dwa papierosy i połykam kolejną tabletkę. - Co tam się stało? Mówię mu. Powtarzam jej pytania o „czarną dziurę”. Bryn. Mię. - Nie martw się. Możemy zadzwonić do Shuffle. Zagrozić im, że zastrzeżemy ekskluzywny wywiad, jeżeli nie zmienią dziennikarza. Może

19 trafi to do tabloidów lub Gabber na kilka dni, ale to tylko kawałek historii. Ucichnie szybko. Aldous mówi to wszystko spokojnie, w tonie: „Hej, to tylko rock and roll”, ale widzę troskę w jego oczach. - Nie dam rady, Aldous. - Nie martw się tym. Nie musisz. To tylko artykuł. Poradzisz sobie z nim. - Nie chodzi o to. Nie jestem w stanie tego zrobić. Nic z tego. Aldous, który jak sądzę nie spał całej noc odkąd był w trasie z zespołem Aerosmith, pozwala sobie na chwilę słabości i patrzy na mnie wyczerpany. Następnie znów wraca do roli menedżera. - Czujesz wypalenie przed Tournée. To się zdarza nawet najlepszym. - zapewnia mnie. – Gdy znajdziesz się na scenie, przed tłumem, zaczniesz czuć uwielbienie, adrenalinę, muzykę, będziesz pobudzony. Chodzi mi o to do diabła, że wypalenie na pewno zmieni się w smażenie, ale ze szczęścia. A gdy nadejdzie listopad, gdy trasa się skończy, będziesz mógł się zrelaksować, wybrać na jakąś wyspę, gdzieś gdzie nikt cię nie zna, gdzie nikt nie gada tego gówna o Shooting Star. Lub dzikim Adam Wilde. Listopad? Teraz jest sierpień. To trzy miesiące. A trasa będzie trwała sześćdziesiąt siedem nocy. Sześćdziesiąt siedem. Powtarzam to w mojej głowie, jak mantrę, ale to chyba nią nie jest. To sprawia, że chcę złapać za garść moich włosów i wyszarpać je. Jak mam powiedzieć Aldousowi, jak mam powiedzieć im wszystkim, że muzyka, adrenalina, uwielbienie, wszystkie rzeczy, które łagodziły, jak ciężkie to się stało, zniknęły? To wszystko pozostało w wirze. A ja jestem na jego skraju. Moje całe ciało drży. Tracę to. Dni mogą trwać dwadzieścia cztery godziny, ale czasami wydaje mi się, że przejście jednego jest równie niemożliwe jak zdobycie Everest. Tłumaczenie: Nata262, DziejeSie, JimmyK Korekta: Martinaza

20 Rozdział 2 Igła i nić, mięso i kości, Kosa i ścięgna, złamane serce gości, Twoje linie szwów błyszczą jak diamenty, A jasne gwiazdy oświetlają moje uwięzienie. “STITCH” COLLATERAL DAMAGE, ŚCIEŻKA 7 Aldous zostawił mnie przed moim hotelem. – Słuchaj, myślę, że potrzebujesz trochę czasu, by ochłonąć. Więc słuchaj: zmienię harmonogram na resztę dnia i odwołam twoje jutrzejsze spotkania. Twój lot do Londynu jest na dziewiętnastą, więc nie musisz być na lotnisku do siedemnastej. – Zerknął na swój telefon. – To więcej niż dwadzieścia cztery godzin na robienie czegokolwiek, co zechcesz. Obiecuję Ci, poczujesz się lepiej. Rozerwij się. Aldous zerknął na mnie zaniepokojony. Jest moim przyjacielem, ale jest też za mnie odpowiedzialny. – Przebukuję swój lot – oświadczył – polecę jutro z Tobą. Jestem zażenowany tym, jak bardzo jestem wdzięczny. Latanie pierwszą klasą z zespołem nie jest wielkim wstrząsem. Wszyscy wydajemy się być podłączeni do własnych luksusowych siedzeń, ale przynajmniej, kiedy latam z nimi, nie jestem sam. Kiedy latam sam, kto wie, kto będzie siedział obok? Raz był to japoński biznesmen, który nie przestawał do mnie mówić przez cały dziesięciogodzinny lot. Pragnąłem się przesiąść, ale nie chciałem wyglądać na kutasa udającego gwiazdę

21 rocka, który prosi o zmianę miejsca, więc siedziałem tam, kiwając głową, nie rozumiejąc połowy z tego, co do mnie mówił. Ale jest jeszcze gorzej, gdy jestem zupełnie sam w czasie tych długodystansowych lotów. Wiem, że Aldous ma sporo do zrobienia w Londynie. Bardziej rzeczowo: nieobecność na jutrzejszym spotkaniu z resztą zespołu i reżyserem teledysku będzie jak następne małe trzęsienie ziemi. Nieważne. Za dużo tego, by zliczyć. Poza tym, nikt nie będzie winił Aldous ‘a. Będą winić mnie. Więc, to ogromna komplikacja, pozwolić Aldousowi spędzić dodatkowy dzień w Nowym Jorku. Ale nie odmówiłem, umniejszając ponadto jego hojność zwykłym „okej’’. – Świetnie. Oczyść umysł. Zostawię cię samego, nawet nie zadzwonię. Chcesz, żebym cię stąd odebrał, czy spotkamy się na lotnisku? Reszta zespołu jest ulokowana w śródmieściu. Mamy zwyczaj zostawać w innych hotelach, a od ostatniego tournée Aldous na przemian przebywał w moim lub ich hotelu. Tym razem był z nimi. – Lotnisko. Spotkamy się w poczekalni4 – mówię mu. – W porządku. Zamówię ci podwózkę na czwartą. Do tego czasu, odpręż się. Obdarzył mnie na wpół uściskiem dłoni, na wpół objęciem i był z powrotem w taksówce, skupiając się na następnych sprawach. Prawdopodobnie na naprawieniu bałaganu, który spowodowałem rano. Idę naokoło, do wejścia dla personelu, by dojść do pokoju. Biorę prysznic, rozważając pójście z powrotem spać. Ostatnimi czasy sen mi się wymyka, nawet z apteczką pełną psychofarmakologicznych pomocników. Z okna osiemnastego piętra widzę popołudniowe słońce, które skąpało miasto w ciepłej poświacie, sprawiając, że Nowy Jork stał się nagle przytulny, a apartament klaustrofobiczny i gorący. Wrzuciłem na siebie parę czystych jeansów i moją szczęśliwą czarną koszulkę. Chciałem zostawić tę koszulkę na jutro, gdy będę wyjeżdżał na tournée, ale czuję się jakbym potrzebował trochę szczęścia już teraz, więc będzie musiała wypełnić ten obowiązek podwójnie. 4 Lounge, to osobny hall, w którym na lot czekają pasażerowie pierwszej klasy, nie tak jak reszta chołoty ściśnięta razem. Lounge ma wygodne fotele i inne udogodnienia :D

22 Włączyłem swój iPhone. Jest pięćdziesiąt dziewięć nowych e-maili i siedemnaście wiadomości głosowych, włączając kilka z wytwórni od na pewno zirytowanego rzecznika prasowego i kilka od Bryn, pytającej, jak poszło w studio i z wywiadem. Mógłbym do niej zadzwonić, ale jaki to ma sens? Jeśli powiem jej o Vanessie LeGrande, pogniewa się na mnie, że straciłem zimną krew przed reporterem. Próbuje oduczyć mnie tego złego nawyku. Mówi, że za każdym razem, gdy tracę kontrolę przed prasą, to tylko wzbudza ich apetyt na więcej. – Pokaż im publicznie nudną twarz, Adamie, a oni przestaną pisać tak dużo o tobie - ciągle mi radzi. Rzecz w tym, że jeśli powiedziałbym Bryn, jakie pytania wyprowadzają mnie z równowagi, ona też z pewnością straciłaby swoją „nudną’’ twarz. Myślałem o tym, co powiedział Aldous, o tym by uciec od tego wszystkiego, więc wyłączyłem telefon i rzuciłem go na szafkę nocną. Potem chwyciłem czapkę, okulary, moje pigułki i portfel i wyszedłem. Odwróciłem się w stronę Columbus5 , kierując się w stronę Central Parku. Wóz strażacki przejechał, zawodząc syreną. Nie podrapiesz się w głowę, a będziesz martwy6 . Nie pamiętam nawet, gdzie się nauczyłem tej dziecięcej rymowanki, czy też powiedzonka, które nakazywało podrapać się w głowę za każdym razem, gdy słyszysz syrenę, albo następna syrena będzie zawodzić dla ciebie. Ale wiem, kiedy zacząłem to robić, a teraz wydaje się to być naturalną rzeczą. Jednak w miejscu takim jak Manhattan, gdzie syreny ciągle rozbrzmiewają, może okazać się to zbyt wyczerpujące. Jest wczesny wieczór i agresywny gorąc złagodniał. Wygląda na to, że wszyscy wyczuli, że można bezpiecznie wyjść na zewnątrz, bo zaczęli oblegać miasto: zabrali się za piknikowanie na trawie, wyszli pobiegać z dziecięcymi wózkami po chodniku, pływać kajakami wzdłuż pokrytego liliami jeziora. Jak bardzo lubię oglądać tych ludzi, tak bardzo sprawia to, że czuję się wystawiony na pokaz. Nie mogę zrozumieć, jak inni ludzie wystawieni na widok publiczny to znoszą. Czasem oglądam zdjęcia Brada Pitta ze 5 Nazwa ulicy 6 Taki zwyczaj, jak u nas przy przechodzeniu koło kościoła robi się znak krzyża, u nich trzeba się podrapać po głowie przy wozie strażackim, durnie się to tłumaczy, bo nie ma rymu, pasowałoby podrap się w głowę a jak nie to w nogę

23 stadkiem swoich pociech w Central Parku, po prostu bawiących się na huśtawce. To oczywiste, że byli śledzeni przez paparazzich, lecz nadal wyglądało to, jakby spędzali normalny dzień z rodziną. Albo może i nie. Zdjęcia mogą być bardzo zwodnicze. Myśląc o tym wszystkim i przechodząc koło szczęśliwych ludzi, korzystających z letniego wieczoru, zacząłem czuć się jak ruchomy cel, chociaż mam naciągniętą nisko czapkę, okulary przeciwsłoneczne i jestem bez Bryn. Kiedy Bryn i ja jesteśmy razem, to prawie niemożliwe być niezauważonym. Ulegam tej paranoi. Nie boję się tak bardzo tego, że będę fotografowany czy nagabywany przez łowców autografów - choć wcale nie mam ochoty tym się teraz zajmować - ale tego, że będę wyśmiany, będąc jedyną samotną osobą w parku. Nawet jeśli oczywiście nie jestem. A jednak czuję, jakby lada chwila mieli mnie wytykać palcami i nabijać się ze mnie. Wiec tak to się stanie? To jest to, czym się stałem? Chodzącą sprzecznością? Jestem otoczony ludźmi, a czuję się samotny. Twierdzę, że chcę odrobiny normalności, a teraz, kiedy trochę jej mam, wygląda na to, że nie wiem, co z nią zrobić, nie wiem już jak to jest być normalną osobą. Idę w kierunku Ramble7 , gdzie jedynymi ludźmi, na których mogę wpaść są tacy, którzy nie chcą być zauważeni. Kupuję kilka hot dogów i połykam je w kilku kęsach. I właśnie wtedy orientuję się, że nie jadłem cały dzień, co przypomina mi o lunchu i Vanessie LeGrande - o klęsce. Co tam się stało? Mam na myśli, że byłem znany z rozdrażnienia w stosunku do reporterów, ale to był strasznie amatorski ruch - mówię sobie. Jestem po prostu zmęczony - przekonuję siebie. Przeciążony. Myślę o tournée i wydaje się, że omszona ziemia otwiera się i zaczyna szumieć. Sześćdziesiąt siedem nocy. Próbuję to zracjonalizować. Sześćdziesiąt siedem nocy to nic. Próbuję je podzielić, zminimalizować, zrobić coś, by stały się mniejsze, ale sześćdziesiąt siedem nie da się podzielić równo. Wiec porzucam to. Czternaście krajów, trzydzieści dziewięć miast, kilkaset godzin w autobusie. Ale matematyka sprawia tylko, że szumi mocniej i zaczynam odczuwać zawroty głowy. Chwytam pień drzewa i 7 Ramble to ścieżka w Central Parku http://en.wikipedia.org/wiki/The_Ramble_and_Lake,_Central_Park

24 gładzę ręką korę, która przypomina mi o Oregonie i czyni tę ziemię bliską mi w tej chwili. Nie mogę nic poradzić na to, że myślę o tym, że kiedy byłem młodszy8 , czytałem o zastępach artystów, którzy upadli - Morrison, Joplin, Cobain, Hendrix9 . Obrzydzali mnie. Mieli to, czego pragnęli i co potem zrobili? Ćpali w zapomnieniu. Albo strzelili sobie w głowę. Co za zgraja dupków. Wiec, spójrz na siebie teraz. Nie jesteś śmieciem, ale nie jesteś dużo lepszy. Zmieniłbym to, gdybym mógł, ale jak dotąd, nakazuję sobie zamknąć się i cieszyć się jazdą, która nie miała większego wpływu10 . Jeśli ludzie otaczający mnie wiedzieliby, jak się czuję, śmialiby się ze mnie. Nie, to nieprawda. Bryn by się nie śmiała. Byłaby zaskoczona moją niezdolnością do rozkoszowania się tym, co osiągnąłem, ciężko pracując11 . Ale czy pracowałem aż tak ciężko? Z takiego założenia wychodzi moja rodzina, Bryn i reszta zespołu, więc przynajmniej powinienem być przyzwyczajony przez tych ludzi, że w jakiś sposób zasługuję na to wszystko, że to uznanie i bogactwo jest zapłatą. Nigdy tego tak naprawdę nie kupiłem. Karma nie jest jak bank. Złóż depozyt, weź zapłatę. Coraz częściej zaczynam podejrzewać, że to wszystko jest zapłatą za coś, co nie było dobre. Sięgam po papierosa, ale moja paczka jest pusta. Wstaję, otrzepuję dżinsy i pokonuję swoją drogę przez park. Słońce zaczyna zniżać się ku zachodowi, jasna świecąca kula chyli się w kierunku Hudson i zostawia za sobą kolaż brzoskwiniowych i fioletowych smug na niebie. To naprawdę ładne i na chwilę zmuszam się do podziwiania tego. Skręcam na południe na Seventh, zatrzymuję się w delikatesach, aby kupić fajki, a następnie kieruję się do centrum. Wrócę do hotelu, zamówię room service, może choć raz pójdę wcześniej spać. Na zewnątrz Carnegie Hall taksówki zatrzymują się, wysadzając ludzi na wieczorny występ. 8 No, bo teraz jest naprawdę stary haha:D 9 Chyba nie muszę ich przedstawiać. 10 Jazda nie od jeździć, myślę że chodzi o całe to bycie rockmanem i życie rockowym stylem, no ale tak to zdanie napisane ze niech mnie piorun strzeli:D 11 No i już jej nie lubię tej Bryn:D/DevilCake

25 Starsza kobieta w perłach i szpilkach chwiejnie wychodzi z taksówki, jej pochylony towarzysz w smokingu podtrzymuje ją za łokieć. Przyglądając się im, jak potykają się razem, czuję coś w rodzaju szarpnięcia w mojej klatce piersiowej. Spójrz na zachód słońca, mówię sobie. Popatrz na coś pięknego. Ale kiedy spoglądam w niebo, smugi na nim ściemniały do koloru siniaka. Nadęty, kapryśny dupek. Tak nazwała mnie reporterka. Wstrętny typ, ale w tym konkretnym punkcie, mówiła prawdę. Wracam wzrokiem na ziemię, a gdy to robię widzę jej oczy. Nie w sposób, jaki widzę je zwykle – za każdym rogiem, za moimi zamkniętymi powiekami na początku każdego dnia. Nie w sposób, w jaki zazwyczaj je sobie wyobrażałem w oczach każdej dziewczyny, przy której leżałem. Nie, tym razem to naprawdę są jej oczy. Jej zdjęcie, ubrana na czarno, opierająca jedno ramię na wiolonczeli jak zmęczone dziecko. Jej włosy są związane w jeden z tych koków, które wydają się być obowiązkowe dla muzyków klasycznych. Zazwyczaj nosi go wysoko, jak tutaj, na recitale i koncerty muzyki kameralnej, ale ze zwisającymi kosmykami włosów, by łagodzić poważny wygląd. Nie ma żadnych wąsów na tym zdjęciu. Przyglądam się bliżej napisowi. CYKL KONCERTÓW MŁODYCH PRZEDSTAWIA MIĘ HALL. Kilka miesięcy temu, Liz złamała nasze niepisane embargo na wszystkie rzeczy związane z Mią i wysłała mi wycinek z magazynu All About Us. Pomyślałam, że powinieneś to zobaczyć, było napisane na karteczce. Był to artykuł zatytułowany „Twenty Under 20”12 , z nadchodzącym udziałem „cudownego dziecka”. Była tam strona o Mii, razem ze zdjęciem, na które ledwo mogłem zmusić się spojrzeć i artykuł o niej. Dopiero po kilku rundach głębokiego oddychania dałem radę przebiec wzrokiem tekst. Artykuł nazywał ją „prawowitą następczynią Yo- Yo Ma”. Wbrew sobie uśmiechnąłem się na to. Mia zwykła mówić, że ludzie, którzy nie mieli żadnego pojęcia o wiolonczeli, zawsze opisywali wiolonczelistów jako następców Yo-Yo Ma, ponieważ był ich jedynym punktem odniesienia. 12 Po polsku: „Dwudziestki poniżej 20”/nata