conan70

  • Dokumenty315
  • Odsłony11 474
  • Obserwuję4
  • Rozmiar dokumentów332.1 MB
  • Ilość pobrań8 798

Anderson Kevin J. Moesta Rebecca - Akademia ciemnej strony

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :835.3 KB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

conan70
EBooki
Gwiezdne wojny

Anderson Kevin J. Moesta Rebecca - Akademia ciemnej strony.pdf

conan70 EBooki Gwiezdne wojny 105. Anderson Kevin J. Moesta Rebecca - Akademia ciemnej strony
Użytkownik conan70 wgrał ten materiał 5 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 14 osób, 11 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 69 stron)

Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta1 Akademia Ciemnej Strony 2 AKADEMIA CIEMNEJ STRONY TOM II serii MŁODZI RYCERZE JEDI KEVIN J. ANDERSON, REBECCA MOESTA Przekład KATARZYNA LASZKIEWICZ

Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta3 Tytuł oryginału SHADOW ACADEMY Redaktor serii ZBIGNIEW FONIOK Redakcja stylistyczna ANNA SZUSTKIEWICZ Redakcja techniczna LIWIA DRUBKOWSKA Korekta MARIA GŁADYSZEWSKA Ilustracja na okładce JOHN ALVIN Skład WYDAWNICTWO AMBER Wydawnictwo Amber zaprasza na stronę Internetu http://www.amber.sm.pl http://www.wydawnictwoamber.pl Copyright © 1995 by Lucasfilm, Ltd. & TM. Ali rights reserved. Used under authorization. Published originally under the title Shadow Academy by Berkley Books Akademia Ciemnej Strony 4 Naszym braciom i siostrom: MARKOWI - który był moim idolem od czasów dzieciństwa. Byłeś dla mnie jak prawdziwy rycerz Jedi, zawsze gotów pospieszyć na ratunek CINDY - która zawsze się mną opiekowała. Udowodniłaś mi, Ŝe zdecydowanie i upór pozwolą osiągnąć to, co nieosiągalne dzięki samym dobrym chęciom i czekaniu DIANIE - która poszerzyła moje horyzonty. Dziękuję ci za to, Ŝe zmuszałaś mnie do oglądania kaŜdego filmu o potworach i rycerzach, jaki kiedykolwiek wyprodukowano SCOTTOWI - który cierpliwie słuchał wszystkich ksiąŜek, jakie mu czytałam. Dziękuję ci, Ŝe w maju 1977 roku powiedziałeś mi, iŜ w kinach grają ciekawy film, który powinnam obejrzeć: „Gwiezdne wojny” Rebecca Moesta oraz LAURZE - za to, Ŝe nigdy ze mną nie walczyła, zawsze mnie rozumiała (Ŝartuję!) i była niewyczerpanym źródłem informacji, z którego do woli korzystałem podczas pisania ksiąŜek Kevin J. Anderson

Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta5 P O D Z I Ę K O W A N I A Chcielibyśmy podziękować Lil Mitchell za niestrudzone przepisywanie naszych tekstów i przynaglanie nas, Ŝebyśmy jeszcze szybciej dostarczali kolejne rozdziały; Dave’owi Wolvertonowi za wkład pracy na temat Dathomiry; Lucy Wilson i Sue Rostom z Lucasfilm za niezachwiane poparcie; Ginjer Buchanan i Lou Aronicy z Berkley/Boulevard za wyjątkowy entuzjazm; Jonathanowi MacGregorowi Cowanowi za to, Ŝe zgodził się być naszym doświadczalnym słuchaczem... oraz Skipowi Shayotovichowi, Rolandowi Zarate’owi, Gregory’emu McNamee i całemu zespołowi redagującemu komputerowy biuletyn STAR WARS ImagiNet Echo za pomoc w wymyślaniu dowcipów. Akademia Ciemnej Strony 6 R O Z D Z I A Ł 1 Jacen pochwycił rękojeść świetlnego miecza i natychmiast poczuł w spoconych palcach kojący cięŜar broni. Zaświerzbiała go skóra głowy pod rozwichrzonymi brązowymi włosami, kiedy wydało mu się, Ŝe nieprzyjaciel jest całkiem blisko. BliŜej, jeszcze bliŜej... Chłopiec głęboko odetchnął i nieco drŜącym palcem nacisnął guzik na obudowie broni. Zimny metal obudził się do Ŝycia z pomrukiem i sykiem. Ze środka wystrzelił słup opalizującej energii. Śmiercionośne świetliste ostrze pulsowało i drŜało w dłoni Jacena jak Ŝywa istota. Chłopiec czuł coś pośredniego między podnieceniem a przeraŜeniem. Jego szczupłe ciało spręŜyło się, gotowe do odparcia ataku. Kiedy chłopiec próbował wyobrazić sobie przeciwnika, powieki jego bursztynowych oczu zatrzepotały, a potem na chwilę się zamknęły. Nagle usłyszał pomruk ostrza innego świetlnego miecza, które bez jakiegokolwiek ostrzeŜenia zaatakowało go z góry. Jacen obrócił się na pięcie w samą porę, Ŝeby odparować atak. Ciemna czerwień świetlistej klingi jego przeciwnika pulsowała ogromną energią. Niemal oślepiała chłopca, kiedy oba ostrza znów się zwarły. Jacen wiedział, Ŝe nie moŜe nawet marzyć o tym, by dorównać przeciwnikowi wzrostem czy siłą. Zrozumiał, Ŝe jeŜeli chce ocalić Ŝycie, musi wykorzystać zręczność i spryt. Pod wpływem siły następnego ciosu poczuł, Ŝe zabolały go mięśnie ramion. Unikając jeszcze jednego pchnięcia, zanurkował pod wyciągniętą ręką wroga, po czym uskoczył, chcąc znaleźć się poza zasięgiem jego broni. Przeciwnik zaczął się zbliŜać ku niemu, ale Jacen wiedział, Ŝe nie moŜe pozwolić mu na to po raz drugi. Ujrzał rubinowy błysk świetlistej klingi, wymierzonej w jego ciało, ale cios ten go nie zaskoczył. Chłopiec przyjął go na ostrze swojego świetlnego miecza i odepchnął szkarłatną smugę na bok, po czym cofnął się o krok i zablokował następne pchnięcie. Atak i kontratak. Pchnięcie. Parada. Zablokowanie ciosu. Ostrza świetlnych mieczy skwierczały i buczały, raz po raz zwierając się w zaciętej walce.

Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta7 ChociaŜ powietrze w komnacie było chłodne i wilgotne, Jacen czuł, Ŝe po jego twarzy ściekają krople potu. Zalewają mu oczy, niemal go oślepiają. W ostatniej sekundzie dostrzegł błysk purpurowego światła i uskoczył, unikając trafienia. Kiedy zdał sobie sprawę z tego, Ŝe zaczyna podobać mu się walka, jego wargi wykrzywiły się w zawadiackim, przekornym uśmiechu. W pewnej chwili śmiercionośne rubinowe ostrze musnęło kamienne sklepienie niskiej komnaty, a wówczas w stronę Jacena poszybowały kawałki odłupanej skały. Uśmieszek na twarzy chłopca szybko jednak zniknął; kiedy Jacen chciał cofnąć się jeszcze o krok, poczuł, Ŝe docisnął plecy do zimnego skalnego bloku. Sparował kolejne pchnięcie i odskoczył w bok, ale uderzył ramieniem o inną kamienną ścianę. Był osaczony. Poczuł, Ŝe przeraŜenie ściska jego gardło niczym lodowata obręcz. Uklęknął na jedno kolano i uniósł miecz nad głową, chcąc zasłonić się przed następnym ciosem. W niewielkiej komnacie rozległ się nagle głośny dźwięk, podobny do huku gromu... Jacen otworzył oczy i zobaczył, Ŝe w drzwiach stoi wujek Luke. Chłopiec usłyszał znaczące chrząknięcie. Zaskoczony zaczął nieporadnie przebierać palcami, chcąc wyłączyć świetliste ostrze. Kiedy mu się to udało, niechcący upuścił rękojeść na kamienną posadzkę. Potoczyła się z głośnym brzękiem. Odziany w czarny płaszcz z kapturem, jasnowłosy mistrz Jedi wszedł do swojej prywatnej komnaty. Niewielkie pomieszczenie pełniło w akademii równocześnie funkcję biura i samotni, gdzie właściciel oddawał się medytacjom. Luke Skywalker wyciągnął rękę w stronę leŜącego świetlnego miecza, a broń wskoczyła do jego dłoni, jakby była przywiązana. Jacen przełknął ślinę widząc, Ŝe mistrz Jedi kieruje nań powaŜne spojrzenie smutnych oczu. - Przepraszam, wujku Luke’u - powiedział szybko, niemal połykając końcówki wyrazów. - Przyszedłem, Ŝeby prosić cię o pomoc, ale kiedy cię nie zastałem, pomyślałem, Ŝe poczekam. Później zobaczyłem twój miecz świetlny, leŜący jakby nigdy nic na biurku. Pamiętam, Ŝe powiedziałeś mi, iŜ nie jestem jeszcze gotów, ale doszedłem do wniosku, Ŝe nie stanie się nic złego, jeŜeli trochę poćwiczę. Wziąłem go, włączyłem i... myślę, Ŝe trochę mnie poniosło. Luke uniósł rękę i skierował otwartą dłoń w stronę chłopca. Zapewne chciał w ten sposób zapobiec dalszym usprawiedliwieniom. - Broń rycerza Jedi to nie zabawka - powiedział. - Nie moŜna z nią igrać. Kiedy Jacen usłyszał tę delikatną wymówkę, poczuł, Ŝe jego policzki się zaczerwieniły. - Ale ja wiem, Ŝe mógłbym się nauczyć posługiwać świetlnym mieczem - odparł, ale bez większego przekonania. - Jestem wystarczająco dorosły i wysoki, a poza tym ćwiczyłem juŜ nieraz w swojej komnacie. Posługiwałem się metalową rurką, którą dostałem od Jainy. Jestem przekonany, Ŝe dałbym sobie radę. Luke przez chwilę sprawiał wraŜenie, jakby zastanawiał się nad tym, co usłyszał, ale później lekko pokręcił głową. Akademia Ciemnej Strony 8 - Będziesz miał na to mnóstwo czasu, kiedy przyjdzie odpowiednia chwila - oświadczył. - AleŜ ja jestem gotów juŜ teraz - zaprotestował energicznie Jacen. - Jeszcze nie - odparł Luke, obdarzając chłopca smutnym uśmiechem. - Ale ta chwila nadejdzie juŜ niedługo. Jacen jęknął, nie potrafiąc zapanować nad zniecierpliwieniem. Zawsze słyszał tylko: „później” albo „kiedy indziej”, albo teŜ „kiedy będziesz trochę starszy”. CięŜko westchnął. - Ty jesteś nauczycielem, wujku - powiedział. - Ja jestem tylko uczniem, a więc, jak sądzę, muszę ciebie słuchać. Luke uśmiechnął się i pokręcił głową. - Aha! Ale uwaŜaj - powiedział. - Nie zakładaj z góry, Ŝe nauczyciel ma zawsze rację. Powinieneś nauczyć się myśleć samodzielnie. Czasami my, nauczyciele, takŜe popełniamy błędy. Ale w tym wypadku się nie mylę. Nie jesteś jeszcze gotów, by posługiwać się świetlnym mieczem. Uwierz mi, Ŝe wiem, co to znaczy czekanie - ciągnął Luke. - Cierpliwość moŜe być jednak równie silnym sprzymierzeńcem jak kaŜda broń. - Zamrugał powiekami. - Czy w tej chwili nie masz Ŝadnych innych zmartwień na głowie, Ŝe toczysz pozorowane walki na świetlne miecze? Czy nie musisz przygotować się do wyprawy? Czy twoi ulubieńcy nie powinni zostać nakarmieni? - Jestem juŜ spakowany, wujku, a nakarmię wszystkie zwierzęta dopiero przed odlotem - odparł Jacen, myśląc o menaŜerii stworzeń, które zbierał od chwili przylotu na czwarty księŜyc Yavina, porośnięty dŜunglą. - Ale chciałem z tobą porozmawiać właśnie o tej wycieczce. Luke uniósł brwi. - Tak? - zapytał. - Ja... Miałem nadzieję, Ŝe zamienisz kilka słów z Tenel Ka. Myślałem, Ŝe przekonasz ją, iŜ powinna polecieć z nami. Chciałbym, Ŝeby ona takŜe zobaczyła stację orbitalną Landa Calrissiana. Luke ściągnął brwi i starannie dobierając słowa, zapytał: - A dlaczego uznajesz za takie waŜne, bym spróbował ją przekonać? - PoniewaŜ leci Jaina, Lowbacca i ja... Czyli niemal cała nasza grupa, tylko nie ona, a bez niej... nie będzie juŜ tak samo - dokończył, sam chyba nie bardzo wierząc w silę tego argumentu. Twarz Luke’a się rozpogodziła, a w oczach ukazały się nawet figlarne błyski. - Jak wiesz, bardzo trudno przekonać wojowniczkę z Dathomiry, która umie władać Mocą - stwierdził. - Ale przecieŜ nie ma Ŝadnego powodu, Ŝeby chciała zostać! - wykrzyknął Jacen. - Nie chce lecieć, bo podobno będzie się nudziła! Oświadczyła, Ŝe, jej zdaniem, drogocenne kamienie corusca nie są ani trochę piękniejsze od tęczowych klejnotów z Gallinore, a tych przecieŜ widziała co niemiara. Nie sprawiała jednak wraŜenia znudzonej, kiedy to mówiła. Wręcz przeciwnie, wyglądała na zdenerwowaną albo zmartwioną.

Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta9 - KaŜdy musi sam decydować o swoim losie - odparł Luke - a to oznacza, Ŝe czasami musimy podejmować decyzje niepopularne albo trudne. - Objął ramieniem Jacena i odprowadził go do progu komnaty. - Idź, nakarm teraz swoich ulubieńców. śyczę ci szczęśliwej podróŜy do orbitalnej stacji wydobywczej... I bądź spokojny, Tenel Ka ma waŜny powód, by nie lecieć. Tenel Ka wzdrygnęła się i przebudziła. Czuła, Ŝe jest spocona, mimo chłodu panującego w czterech kamiennych ścianach jej komnaty. Złocistorude włosy, zazwyczaj tak starannie zaplecione w warkocz, były teraz splątane, opadały na oczy. Owinięte wokół nóg prześcieradło wyglądało, jakby dziewczyna we śnie dokądś biegła, przed kimś uciekała. Później przypomniała sobie, o czym śniła. Naprawdę uciekała. Biegła, ile sił w nogach, pragnąc umknąć przed odzianymi w czarne płaszcze postaciami. Kaptury dziwnych istot skrywały twarze, porośnięte purpurowymi brodawkami. Przez umysł dziewczyny, wciąŜ jeszcze nie mogący otrząsnąć się ze snu, przelatywały strzępy niewyraźnych wspomnień; historii, które opowiadała jej matka, kiedy Tenel Ka była małym dzieckiem. Nigdy nie widziała tych straszydeł, ale dobrze wiedziała, kim były... wiedźmami z Dathomiry, które zaprzedały dusze ciemnej stronie Mocy i czerpały z niej siły, Ŝeby czynić na świecie wszelkie moŜliwe zło. Siostrami Nocy. Tenel Ka pamiętała jednak, Ŝe ostatnie Siostry Nocy zginęły albo nawróciły się na jasną stronę, zanim jeszcze się urodziła. Dlaczego więc przyśniły jej się teraz? Jedyne kobiety władające Mocą, jakie pozostały na Dathomirze, posługiwały się siłami jasnej strony. Skąd zatem te koszmary? Dlaczego teraz? Kiedy Tenel Ka uświadomiła sobie, jaki to dzień, zacisnęła powieki i mruknąwszy, opadła na posłanie. Tego dnia jej babka, królowa-matka hapańskiego królewskiego rodu, miała wysłać kobietę-ambasador, Ŝeby odwiedziła Tenel Ka, następczynię hapańskiego tronu. A dziewczyna nie chciała, by ktokolwiek z grona jej przyjaciół dowiedział się, Ŝe jest księŜniczką... Ambasador Yfra. Tenel Ka wzdrygnęła się, kiedy pomyślała o babce, kobiecie obdarzonej niezłomną wolą, i innych kobietach będących jej ambasadorami. Wszystkie zdolne były do kłamstwa czy zabójstwa, byle tylko utrzymać się przy władzy... mimo iŜ jej babka nie władała juŜ planetą Hapes. Tenel Ka pokręciła głową, a na jej twarzy pojawił się krzywy uśmiech. Powodem, dla którego przyśniły się jej Siostry Nocy, musiała być zbliŜająca się wizyta. Mieszkańcy Dathomiry, prymitywnej rodzimej planety jej matki, i ludzie z Hapes, bogatego świata jej ojca, Isoldera, Ŝyli o całe lata świetlne jedni od drugich. Mimo to hapańskie kobiety, zajmujące się polityką, i Siostry Nocy z Dathomiry właściwie niewiele się róŜniły od siebie. I jedne, i drugie Ŝądne władzy, posunęłyby się do ostateczności, byle tylko zdobyć ją albo utrzymać. Tenel Ka znów usiadła, chociaŜ niechętnie. Nie cieszyła się na myśl o spotkaniu z amabasador Yfrą. Prawdę mówiąc, radowała się tylko z faktu, Ŝe świadkami spotkania Akademia Ciemnej Strony 10 nie będą jej przyjaciele. Na szczęście Jacen, Jaina i Lowbacca znajdą się daleko, na pokładzie stacji wydobywczej Landa Calrissiana, na długo przedtem, zanim przyleci pani ambasador. Nie będą się więc dziwili, dlaczego ich przyjaciółka, rzekomo prosta wojowniczka z Dathomiry, jest odwiedzana przez wysłanniczkę hapańskiego dworu. Tenel Ka nie była jeszcze gotowa, Ŝeby im to wytłumaczyć. No cóŜ, nie mogła dłuŜej zostać w łóŜku. Musiała wstać, Ŝeby stawić czoło wszystkiemu, co przyniesie jej ten dzień. Spotkania z ambasador Yfrą nie mogła uniknąć. I to jest fakt - pomyślała dziewczyna, odrzucając okrycie na bok i wstając z pryczy. Otoczeni holograficzną mapą systemu Yavina, Jaina i Lowbacca siedzieli pośrodku komnaty dziewczyny. - To powinno wystarczyć - powiedziała Jaina. Jej proste włosy, długie do ramion, częściowo przysłoniły twarz, kiedy pochyliła się i zaczęła badać głowicę kontrolną holoprojektora. Sama zbudowała to urządzenie. ZłoŜyła je z uŜywanych części, niepotrzebnych elementów, wymontowanych podzespołów, kabli i innych obwodów elektronicznych. Wyciągnęła to wszystko z pudełek i pojemników, starannie ułoŜonych na regałach zakrywających całą ścianę jej komnaty. - Wygląda nieźle, prawda, Lowie? - zapytała, obdarzając szelmowskim uśmiechem młodego Wookiego, porośniętego długą rudobrązową sierścią. Spojrzała na szybującą nad ich głowami w komnacie świetlistą kulę, która przedstawiała planetę Yavin, gazowego giganta. Lowbacca pokazał wizerunek niewielkiego szmaragdowego księŜyca okrąŜającego pomarańczową planetę. Warknął pytająco. - Ehm - odezwał się Em Teedee, miniaturowy android-tłumacz, przyczepiony do pasa Wookiego. Dźwięk ten do złudzenia przypominał chrząknięcie. Em Teedee miał kształt połówki jajka. W górnej części wypukłej strony było widać dwa okrągłe złociste czujniki optyczne, w dolnej zaś otwory kryjące mały głośnik. - Pan Lowbacca Ŝyczy sobie wiedzieć - ciągnął android - czy ta kula, którą przed chwilą pokazał, przedstawia księŜyc Yavin Cztery, gdzie teraz jesteśmy? - Zgadza się - odparła Jaina. - Co prawda, wokół gazowego giganta krąŜy kilkanaście księŜyców, ale nie zdąŜyłam wszystkich zaprogramować. ZaleŜało mi głównie na tym, by zobaczyć, po jakiej trajektorii polecimy, kiedy Lando Calrissian zabierze nas do swojej orbitalnej stacji, znajdującej się teraz w górnych warstwach atmosfery Yavina. Lowie warknął, wtrącając jakąś uwagę, a Jaina niecierpliwie czekała, aŜ pedantyczny android upora się z tłumaczeniem. - Oczywiście, Ŝe to trochę niebezpieczne - powiedziała, przewracając bursztynowopiwnymi oczami. - Ale nie za bardzo. Nie moŜemy przegapić takiej okazji. Poza tym Lando chce, Ŝebyśmy nie tylko się przyglądali, ale wzięli udział w poszukiwaniach. Dziewczyna pokazała jakieś miejsce tuŜ nad świetlistą powierzchnią Yavina.

Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta11 Lowbacca sięgnął do pulpitu głowicy kontrolnej holoprojektora i przycisnął kilka klawiszy. Po sekundzie w miejscu, w którym pokazała Jaina, pojawił się błyszczący punkcik sprawiający wraŜenie metalowego: orbitalna stacja wydobywcza. - Chwalipięta - mruknęła Jaina, ale zachichotała ujrzawszy, jak szybko Lowbacca przeprogramował holograficzną mapę. - Wiesz co, od tej chwili ja zajmę się konstruowaniem, a ty programowaniem, zgoda? Lowie przez chwilę udawał, Ŝe się chełpi swoimi umiejętnościami. Przesunął kosmatą dłonią po ciemniejszym paśmie sierści na głowie, zaczynającym się nad lewym okiem i kończącym na plecach. W tej samej chwili do komnaty Jainy wpadł Jacen. - JuŜ tu są - oznajmił, z trudem łapiąc oddech. - To znaczy, prawie. Nadlatują. Byłem w centrum strategicznym i słyszałem, Ŝe „Ślicznotka” Calrissiana jest juŜ całkiem blisko. Bliźnięta spojrzały sobie w bursztynowe oczy, których kolor przypominał barwę koreliańskiej brandy. Były uradowane i podniecone. - No, to na co jeszcze czekamy? - zapytała dziewczyna. Jaina z podziwem patrzyła, jak Lando Calrissian schodzi po opuszczonej rampie „Ślicznotki”. MęŜczyzna dumnie stąpał, szeleszcząc fałdzistą szmaragdowozieloną peleryną, a na jego przystojnej ciemnej twarzy widać było szeroki uśmiech. Towarzyszył mu pomocnik, cyborg Lobot, który zszedł za nim po rampie i sztywno stanął u jego boku. Lando powitał Jainę, składając na jej dłoni szarmancki pocałunek, po czym odwrócił się do Jacena i Lowbaccy i zgiął się przed nimi w ceremonialnym ukłonie. Następnie klepnął Luke’a Skywalkera po plecach. Mistrz Jedi, w towarzystwie baryłkowatego Artoo-Detoo, toczącego się tuŜ za nim, takŜe wyszedł na powitanie przyjaciela. - UwaŜaj na nich, Lando - powiedział. - Nie ryzykuj za bardzo, dobrze? Artoo dodał od siebie kilka przeciągłych gwizdów i pisków. Lando spojrzał na Luke’a udając, Ŝe jest uraŜony. - Hej, przecieŜ wiesz, Ŝe nie pozwoliłbym dzieciakom zrobić niczego, czego sam nie uznałbym za bezpieczne. Luke wyszczerzył zęby i lekko klepnął przyjaciela po ramieniu. - Właśnie to mnie najbardziej martwi - powiedział. - Przyznaj, Ŝe przede wszystkim obawiasz się, Ŝe kiedy dzieciaki zobaczą moją stację wydobywczą, nie będą chciały powrócić do twojej akademii Jedi - zaŜartował Lando. Po chwili, zamaszyście machnąwszy peleryną, zaprosił Jacena i Lowbaccę, Ŝeby weszli po rampie na pokład statku. Później odwrócił się do Jainy. - A co mogę zrobić dla ciebie, młoda damo, Ŝeby ta wyprawa wydała ci się pouczająca i ciekawa? - zapytał. Wyciągnął ku niej zgiętą w łokciu rękę, chcąc osobiście zaprowadzić dziewczynę do wnętrza. Akademia Ciemnej Strony 12 Jaina przyjęła jego ramię i obdarzyła go szelmowskim uśmiechem. - Na początek moŜesz opowiedzieć mi, co wiesz na temat silników napędowych „Ślicznotki”...

Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta13 R O Z D Z I A Ł 2 Luksusowy jacht Calrissiana zostawił za rufą zieloną kulę porośniętego dŜunglą księŜyca, który świecił w przestworzach niczym cenny klejnot. Lando i jego wierny towarzysz, cyborg Lobot, pilotowali „Ślicznotkę”, kierując ją ku gazowej kuli Yavina. - Wam, dzieciakom, powinno się tam spodobać - powiedział ciemnoskóry męŜczyzna. - Nie sądzę, Ŝebyście kiedykolwiek widziały coś, co moŜna byłoby porównać z polowaniem na klejnoty corusca. W miarę, jak jacht Calrissiana zbliŜał się do gigantycznej planety, coraz wyraźniej było widać orbitalną placówkę wydobywczą. Przypominała prawdziwe morze świateł pozycyjnych, z którego wystawały misy anten kierunkowych, otoczone dziesiątkami zautomatyzowanych obronnych satelitów. Urządzenia zwróciły uwagę na nadlatującą „Ślicznotkę”, skierowały ku niej lufy laserów i zaczęły realizować procedury uzbrajania broni. Lando przesłał im jednak umowny kod identyfikujący jego statek, a satelity zaakceptowały sygnał. Powróciły do przeszukiwania przestworzy, w nadziei, Ŝe dostrzegą prawdziwych intruzów czy piratów. - Nigdy dość przezorności i środków bezpieczeństwa - stwierdził Lando. - A przynajmniej nie wtedy, kiedy ma się do czynienia z czymś tak cennym jak klejnoty corusca. Lobot, łysy człowiek, wspomagany przez komputer, nie odzywał się ani słowem. Bezustannie obserwował wskazania przyrządów kontrolnych na pulpicie. Kiedy zwrócił uwagę na sieć anten i skierował się ku lądowisku, w tylnej części jego głowy rozbłysnęły i zamrugały mikroskopijne lampki implantowanego urządzenia. Lobot przeleciał jachtem przez wrota śluzy i łagodnie osadził „Ślicznotkę” na największym lądowisku orbitalnej stacji. - Cieszę się, Ŝe Luke pozwolił wam tu przylecieć - odezwał się Lando, spoglądając po kolei na Jacena, Jainę i Lowiego. - Nie dowiecie się niczego o galaktyce, jeŜeli będziecie wyłącznie siedzieli w dŜungli i unosili odłamki skał, posługując się myślami. - Błysnął zębami w szerokim, rozbrajającym uśmiechu. - Musicie poszerzyć horyzonty. Powinniście się nauczyć, jaką rolę w Nowej Republice pełni handel. To pozwoli wam zdobyć cenną wiedzę, na wypadek gdyby kiedykolwiek zawiodły wasze świetlne miecze. Akademia Ciemnej Strony 14 - Jeszcze nie mamy świetlnych mieczy - odparł Jacen, nie potrafiąc ukryć przygnębienia. - A zatem tym bardziej powinniście nauczyć się czegoś poŜytecznego - stwierdził Lando, po czym, widząc frustrację chłopca, dodał: - Wiesz, twój wujek Luke musi dbać o twoje bezpieczeństwo. Czasami moŜe wydawać ci się, Ŝe to przesadna ostroŜność, ale jestem pewien, Ŝe dobrze wie, co robi. Nie martw się, juŜ wkrótce dostaniesz swój miecz świetlny. Idę o zakład, Ŝe jeŜeli się odpręŜysz i przestaniesz o tym myśleć, będziesz ćwiczył własną bronią, zanim zdąŜysz się obejrzeć. Kiedy „Ślicznotka” spoczęła na pustym lądowisku, Lando odwrócił się i pomógł Lobotowi wyłączać systemy kontrolne i silniki. Później zszedł po rampie i od czasu do czasu entuzjastycznie gestykulując, z promiennym uśmiechem zaczął oprowadzać gości po swojej stacji. Nie zwracając uwagi na Lobota, idącego bez słowa z tyłu, zaprowadził młodych Jedi do transpastalowego iluminatora. Przez szyby było widać gnane porywistymi wichrami kłęby pomarańczowych chmur gazowego giganta. Jacen podszedł do samej szyby i zerknął w dół, na skłębione zwały chmur, przecinanych błyskawicami. Pastelowe obłoki, Ŝółte, białe i pomarańczowe, wyglądały z duŜej wysokości zdradliwie niewinnie. Chłopiec wiedział jednak, Ŝe wichury, szalejące nawet w górnych warstwach atmosfery, miały straszną, miaŜdŜącą silę, a potworne ciśnienie, panujące w głębinach, było zdolne zgnieść statek do rozmiarów garści atomów. Stojąca obok niego Jaina przyglądała się burzowym chmurom i analizowała je pod kątem właściwości fizycznych. Pomiędzy bliźniętami stał Wookie, wyŜszy od nich o głowę. Zdumiony, przeciągle warknął. - UwaŜam, Ŝe ten widok robi wielkie wraŜenie - odezwał się piskliwy głos Em Teedee, przyczepionego do pasa Lowiego. - Pan Lowbacca jest tego samego zdania. Orbitalna stacja wydobywcza Landa Calrissiana znajdowała się w tej chwili tuŜ powyŜej granicy górnych warstw atmosfery. Eliptyczna orbita, po której krąŜyła, przez jakiś czas pozwalała jej szybować wysoko nad planetą, po czym zmuszała do nurkowania w głąb warstw atmosfery, tak aby poszukujące klejnotów corusca automaty Calrissiana mogły zapuszczać się jeszcze niŜej, w rejony, gdzie panowało istne piekło. Lando postukał palcem w przezroczystą transpastalową szybę iluminatora. - Głęboko w dole, gdzie kończy się atmosfera, metaliczne jądro planety ociera się o warstwy ciekłych gazów. Panują tam tak wielkie ciśnienia, Ŝe zgniatają cząsteczki materii, tworząc z nich niezwykle rzadkie kwantowe kryształy, zwane klejnotami corusca. Jacen wyraźnie się oŜywił. - Czy moŜemy jakiś zobaczyć? - zapytał. Lando przez chwilę się namyślał, po czym kiwnął głową. - Jasne. Właśnie przygotowujemy się do wysłania kolejnego transportu. Chodźcie za mną. Powiewając fałdami szmaragdowej peleryny, powiódł gości idealnie czystymi korytarzami. Idący tuŜ za nim Jacen przyglądał się mijanym metalowym

Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta15 przepierzeniom, pokojom i pomieszczeniom słuŜbowym, zastawionym dziesiątkami komputerów. Ściany pomieszczeń wykonano z gładkich plastalowych płyt, pomalowano w pastelowe barwy i upiększono jarzącymi się światłowodami o róŜnych długościach i średnicach. Gdzieś z oddali dobiegał cichy szelest kołysanych wiatrem liści, plusk wody płynącej w strumieniu, szum fal oceanu... Kojące kolory i dźwięki sprawiły, Ŝe w stacji wydobywczej Landa panował miły nastrój, zupełnie niepodobny do tego, jaki wyobraŜał sobie Jacen. Kiedy zbliŜyli się do potęŜnych, opancerzonych dwuskrzydłowych wrót, Lando nacisnął kilka guzików umieszczonego na przegubie lewej dłoni urządzenia, po czym odwrócił się w stronę Lobota. - ZaŜądaj dostępu do pomieszczeń chronionych przez specjalny system bezpieczeństwa. Lobot mruknął coś do mikrofonu umieszczonego przy kołnierzu bluzy. CięŜkie metalowe wrota zasyczały i rozsunęły się, ukazując duŜą śluzę. W przeciwległym końcu znajdowała się uszczelniona komora, umoŜliwiająca wyjście na zewnątrz stacji. Nieco bliŜej na stojaku spoczywały cztery opancerzone pociski. KaŜdy miał długość mniej więcej metra i był najeŜony lufami laserów, samoczynnie naprowadzających się na wybrane cele. - To są automatyczne pojemniki transportowe - wyjaśnił Lando. - PoniewaŜ klejnoty corusca są tak kosztowne, musieliśmy przedsięwziąć specjalne środki ostroŜności. Obok jednego pojemnika transportowego krzątało się kilka wielorękich androidów. Pokrywa pojemnika była odsunięta, a przez otwór dało się zauwaŜyć grubą warstwę ochronnej izolacji. Miedziane korpusy androidów połyskiwały, jakby je niedawno wypolerowano. - Przygotowują następną partię do wysyłki - wyjaśnił Lando. - Chodźcie, popatrzymy. Młodzi Jedi zajrzeli w głąb niewielkiego otworu w górnej części pojemnika i ujrzeli cztery klejnoty corusca, umieszczone tam zręcznymi palcami miedzianego androida. śaden kamień nie był większy niŜ paznokieć kciuka Jacena. Lando wyciągnął ze środka jeden drogocenny kryształ. NajbliŜszy android zaczął rozpaczliwie wymachiwać wszystkimi rękami. - Przepraszam, przepraszam! - zaprotestował. - Proszę nie dotykać klejnotów. Przepraszam! - W porządku - uspokoił go Lando. - To tylko ja, Calrissian. Wymachiwanie natychmiast się skończyło. - Och, zechce pan mi wybaczyć - odezwał się android. Lando pokręcił głową. - Będę musiał kazać wymienić jego czujniki optyczne - powiedział. Uniósł klejnot corusca, trzymając go między palcem wskazującym a kciukiem. Kamień błysnął, jakby krył w środku płynny ogień. Wydawało się, Ŝe klejnoty corusca nie tylko odbijają światło, zawieszonych pod sufitem paneli jarzeniowych. Odnosiło się Akademia Ciemnej Strony 16 wraŜenie, Ŝe kryją we wnętrzach miniaturowe piece. Ich blask przez całe wieki pulsował uwięziony wewnątrz ścianek kryształów, aŜ przez czysty przypadek niektóre fotony wydostały się na zewnątrz. - Klejnotów corusca nie spotyka się w Ŝadnym innym miejscu galaktyki - mówił Lando. - Dotychczas znaleziono je tylko w pobliŜu jądra Yavina. Oczywiście, wielu poszukiwaczy bada inne gazowe giganty, mając nadzieję, Ŝe je znajdzie, ale na razie moja stacja wydobywcza jest jedyną, która dostarcza klejnoty corusca na rynki całej galaktyki. Przed laty legalną stację wydobywczą miało tu Imperium, ale kiedy załamały się imperialne rynki zbytu, tamta placówka bardzo szybko zbankrutowała. Jak wiecie, poszukiwanie kamieni corusca jest ryzykowne i wymaga duŜych nakładów, przynajmniej na początku... ale ja ciągnę z tego spore zyski. Pozwolił Jacenowi, Jainie i Lowbaccy potrzymać kryształ i podziwiać jego piękno. - Klejnoty corusca są najtwardszą substancją w całej galaktyce - ciągnął. - Potrafią przeciąć transpastal tak łatwo, jak promień lasera tnie warstwę sullustańskiego dŜemu. Nerwowy android wyłuskał klejnot z kosmatej dłoni Lowbaccy i z powrotem umieścił we wnętrzu pojemnika. Wpuścił do środka dodatkową porcję szczeliwa, pokrywając nią wszystkie kamienie, po czym zasunął pokrywę, Ŝeby zamknąć otwór. Następnie włączył kilka przełączników znajdujących się w tylnej części pojemnika, uzbrajając w ten sposób umieszczone na obudowie lasery. Lufy śmiercionośnych urządzeń skierowały się we wszystkie strony. - Pojemnik gotów do startu - oznajmił android. - Proszę o opuszczenie wyrzutni. Lando wyprowadził młodych Jedi z pomieszczenia, a cięŜkie pancerne wrota automatycznie zasunęły się za ich plecami. Androidy pozostały, zajęte swoimi czynnościami. - Chodźcie tu, będziemy patrzyli przez iluminator - odezwał się Lando. - Ten pojemnik jest pociskiem wyposaŜonym w napęd nadświetlny. Poleci na Borgo Prime, do mojego agenta handlowego, który zajmuje się sprzedaŜą klejnotów corusca w zamian za niewielki udział w zyskach. Stłoczyli się przy okrągłym otworze, zaopatrzonym w grubą transpastalową szybę, przez którą było widać pustkę przestworzy. Przyglądali się, jak pojemnik transportowy wystrzelił z wyrzutni, na chwilę znieruchomiał, aby jego komputer mógł zorientować się w połoŜeniu i dokonać niezbędnych zmian wartości parametrów. Smuga jasnego światła wydobywającego się z dysz silników kreśliła linię na tle czerni przestworzy. Obronne satelity otaczające stację wydobywczą dostrzegły pojemnik i obróciwszy lufy laserów, wymierzyły je w błyszczący stoŜek. Zapewne jednak pocisk z klejnotami przesłał właściwy sygnał identyfikacyjny, gdyŜ po chwili lasery powróciły w poprzednie połoŜenia. Później, tak szybko, Ŝe z trudem moŜna było to zauwaŜyć, pojemnik transportowy zamienił się w mglistą smugę światła, po czym zniknął w nadprzestrzeni, niosąc w środku bezcenne kryształy. - Hej, Lando, czy nie moglibyśmy pomóc ci w poszukiwaniu tych klejnotów? - zapytał Jacen. - Tak, chcielibyśmy zobaczyć, jak to się robi - poparła go Jaina.

Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta17 - No cóŜ, sam nie wiem... - zawahał się Lando. - To cięŜka praca, a przy tym trochę niebezpieczna. - Tak samo jak kształcenie rycerzy Jedi, o czym sami zdąŜyliśmy się przekonać - zauwaŜyła Jaina. - Czy nie sądzisz, Ŝe zdobywanie wiedzy moŜe być czasem związane z niewielkim ryzykiem? Lowbacca zaryczał, wtrącając jakąś uwagę. - Co to znaczy, Ŝe jest pan gotów podjąć to ryzyko? - odezwał się Em Teedee. - O rety, myślałem, Ŝe pan Calrissian zwracał uwagę na istniejące zagroŜenie w nadziei, Ŝe odwiedzie pana od tej wyprawy. - To niewaŜne - wtrącił się trochę piskliwie Jacen. - I tak byśmy się wyprawili. Lando uniósł rękę, jakby podjął jakąś decyzję... ale Jacen miał wraŜenie, Ŝe wszystko zostało juŜ dawno ustalone. - No cóŜ - powiedział. - MoŜe naprawdę czas, Ŝebym zajął się prawdziwą pracą, zamiast tylko wciąŜ pełnić obowiązki administratora. W porządku, sam zabiorę was na dół. Jacenowi wydawało się, Ŝe głębinowa kapsuła górnicza przypomina podwodny dzwon ratunkowy, umoŜliwiający wyciąganie nurków. Na grubych pancernych płytach kadłuba, pomalowanych na szaro, widniały oleiste plamy. Światło w nich odbite miało w sobie coś złowieszczego. Klapa włazu sprawiała wraŜenie tak grubej i wytrzymałej, Ŝe potrafiłaby się oprzeć nawet strzałom z turbolasera. - Nazywamy tę kapsułę „Szybką Ręką” - oznajmił Lando. - Jest niewielka, ale zaprojektowana specjalnie z myślą o zapuszczaniu się w najgłębsze warstwy Yavina. Kiedyś dotarła niemal do samego jądra, gdyŜ największe klejnoty spotyka się na tej głębokości. Przesunął palcami po usmarowanej olejem powierzchni płyty kadłuba. - „Szybka Ręka” jest pokryta od zewnątrz cienką warstwą kwantowego pancerza - ciągnął, nie potrafiąc ukryć dumy. - To zabawka wynaleziona przez naukowców Imperium. Postanowiliśmy wykorzystać do własnych celów technologię, opracowaną początkowo na potrzeby imperialnej gwiezdnej floty. Dzięki temu dysponujemy najlepszym, najnowocześniejszym pancerzem stosowanym do celów handlowych. - Lando się chełpił, jak gdyby wygłaszał przemówienie do grupy dyrektorów zarządzających jego firmą, ale po chwili przypomniał sobie, kim naprawdę są jego słuchacze. - No cóŜ, w tej chwili to niewaŜne. Pancerz tego maleństwa jest tak wytrzymały, Ŝe potrafi znieść ciśnienia panujące nawet w samym jądrze. Zostaniemy opuszczeni, ale z orbitalną stacją wydobywczą będziemy nadal połączeni za pomocą energetycznych więzów... czegoś w rodzaju niezniszczalnej magnetycznej liny. - Nawet burze nie będą mogły jej rozerwać? - zainteresowała się Jaina. Lando szeroko rozłoŜył ręce, chcąc rozproszyć jej wątpliwości. - MoŜe trochę będzie nami kołysało, ale... - Roześmiał się. - Fotele są wyściełane. Nic się nam nie stanie. Lowbacca pochylił się, ale mimo to, kiedy wchodził do wnętrza ratunkowego dzwonu, zawadził głową o górną krawędź włazu. Jacen i Jaina wskoczyli w chwilę po Akademia Ciemnej Strony 18 nim. Po sekundzie we wnętrzu „Szybkiej Ręki” znalazł się Lando, który zatrzasnął i uszczelnił klapę włazu. Kilka razy postukał kostkami palców w płytę kadłuba, przysłuchując się stłumionym metalicznym dźwiękom. - Pewność i zaufanie - oznajmił, po czym zajął miejsce na miękkim, wyściełanym fotelu pilota, ustawionym przed kontrolną konsoletą. Jacen usiadł obok niego na fotelu drugiego pilota i poświęcił chwilę na zapięcie pasów bezpieczeństwa. Jaina i Lowie zajęli miejsca na fotelach stojących w drugim rzędzie. W suficie, ścianach i podłodze kapsuły znajdowały się kwadratowe iluminatory z bardzo grubymi transpastalowymi szybami. Dzięki nim wszyscy mogli podziwiać widoki, bez względu na to, w którą stronę obracali głowy. - O rety, czy to nie podniecające? - odezwał się piskliwie Em Teedee. Lowie burknął, całkowicie zgadzając się z jego zdaniem.

Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta19 R O Z D Z I A Ł 3 Lando wystukał kilka instrukcji na klawiaturze kontrolnej konsolety. - Informuję Lobota, Ŝe jesteśmy gotowi ruszać w drogę - oznajmił. Kiedy „Szybka Ręka” przygotowywała się do wyprawy w głąb atmosfery Yavina, na ścianach próŜniowej komory, w której się znajdowała, rozbłysły ostrzegawcze czerwone lampki. Z pomieszczenia wyszło trzech techników, a uszczelnione drzwi zamknęły się za ich plecami. - Trzymajcie się - ostrzegł Lando. Nagle metalowe płyty pod „Szybką Ręką” rozsunęły się na boki. Kiedy opancerzony dzwon runął w przepaść, wypełnioną chmurami wirujących gazów, Jacen poczuł, Ŝe jego Ŝołądek podskoczył do gardła. Zaskoczony Lowie wydał przeciągły skowyt. Serce Jacena biło przyspieszonym rytmem. Jaina chwyciła kurczowo oparcie fotela. „Szybka Ręka” nurkowała coraz głębiej, ale Jacen juŜ wkrótce poczuł, Ŝe prędkość opadania kapsuły maleje, stabilizuje się, jest lepiej kontrolowana. - Czuję energetyczną więź, która nas powstrzymuje - odezwała się Jaina. Jacen wybiegł myślami w przestworza. Posługując się umiejętnościami Jedi, równieŜ wyczuł coś, jakby błyszczącą cienką nić łączącą ich z orbitalną stacją wydobywczą, która pozostała wysoko nad ich głowami. Zaciekawiony i podniecony rozpiął pasy ochronnej sieci i podszedł do najbliŜszego iluminatora. Popatrzył na skłębione chmury, które się zbliŜały i uderzały o kadłub kapsuły... Ujrzał takŜe flotyllę niewielkich statków, które przemykały tuŜ nad zwałami skłębionych chmur. Przypominały rolnicze automaty. Małe jednostki ciągnęły świecącą złocistą siatkę, podobną do delikatnej pajęczyny, w ten sposób, Ŝe dolny skraj sieci niknął w obłokach. - Kto to? - zapytała Jaina, jak zawsze pragnąca wiedzieć, co, jak i dlaczego. - Moi kontrahenci - wyjaśnił Lando. - Łowcy klejnotów corusca. Dysponują własnymi stateczkami i latają nad kłębowiskiem chmur, ciągnąc energetyczne włóki. Kiedy zapuszczają je w chmury, róŜnice potencjałów istniejące pomiędzy węzłami sieci reagują na obecność nawet niewielkich klejnotów. W ten sposób ci gwiezdni rybacy Akademia Ciemnej Strony 20 łowią jedynie małe kryształy i okruchy, nie większe od ziarnek piasku. MoŜe to niewiele, ale i one mają duŜą wartość, dzięki czemu praca tych ludzi się opłaca. Pomagam im, a w zamian za to oni oddają mi pewien procent tego, co zarobią. DuŜe klejnoty corusca znajdują się jednak znacznie głębiej. Gigantyczne ciśnienia panujące w pobliŜu jądra sprawiały dotychczas, Ŝe polowanie na największe kryształy było niemoŜliwe. Dysponując jednak kapsułą z ochronnym pancerzem kwantowym, mogę się zapuścić „Szybką Ręką” nawet tak głęboko. - No, to na co jeszcze czekamy? - zapytała Jaina. - Masz rację. Ruszajmy - poparł ją Jacen, pocierając ręce. Po chwili na jego twarzy ukazał się przebiegły uśmiech. - Hej, Lando, podsłuchałem kiedyś rozmowę dwóch androidów. Pierwszy zapytał: „No i co, udało ci się pokonać tego Wookiego podczas gry w sabaka?” Drugi odparł... - ...Tak, ale kosztowało mnie to rękę i nogę - dokończył Lando. - To bardzo stary kawał, chłopcze. Jacen w pierwszej chwili się Ŝachnął, ale potem zachichotał. - MoŜe właśnie dlatego Tenel Ka się nie roześmiała - powiedział. Jaina spojrzała na brata. - Sądzę, Ŝe nie zrobiła tego z innego powodu - odparła. Tymczasem nurkująca kapsuła zapuszczała się coraz głębiej. Lando pociągał za dźwignie, zupełnie jakby ostroŜnie odwijał energetyczną linę. Kropelki gęstniejącej mgły i rozpylonych gazów otaczających dzwon nabierały energii, pędziły coraz szybciej. W pewnej chwili dał się słyszeć cichy szmer uderzających o pancerz kapsuły cząstek, z kaŜdą chwilą coraz głośniejszy i bardziej natarczywy. Szalejąca wichura przybierała na sile. Ciągnące się jak okiem sięgnąć oślepiające błyskawice przecinały raz po raz we wszystkie strony półmrok za iluminatorami. Po zewnętrznym pancerzu pełzały świetliste fale statycznej elektryczności, podobne do kosmatych, strzępiastych poczwarek. Co chwilę rozbłyskiwały i zmieniały kształty, wciąŜ na nowo atakując punkt, w którym była umocowana energetyczna lina. Lowie wygłosił długie zdanie w języku Wookiech, pełne gardłowych warknięć i pomruków, chcąc w ten sposób wyrazić zaniepokojenie. We wnętrzu kapsuły rozległ się piskliwy głos androida-tłumacza. - To dobre pytanie, panie Lowbacco. Co się stanie, jeŜeli energetyczna więź zostanie przerwana? W jaki sposób powrócimy do stacji? - Och, mamy kilka urządzeń, które umoŜliwią nam przetrwanie - odparł Lando, ponownie machnąwszy beztrosko ręką. - PrzeŜyjemy wystarczająco długo, aŜ odnajdzie nas ekipa ratunkowa, wysłana z orbitalnej stacji. Mamy urządzenia łączności, duŜe zapasy energii... ale nie martwcie się, nic takiego się nie wydarzy. Jakby pragnąc zaprzeczyć jego słowom, nagły podmuch wiatru zakołysał kapsułą. Jacen spadł z fotela i potoczył się pod ścianę. Niepewnie wstał i z przepraszającym uśmiechem ponownie zapiął pasy bezpieczeństwa ochronnej sieci. Nagle wszyscy odnieśli wraŜenie, Ŝe „Szybka Ręka” naprawdę zerwała się z energetycznej uwięzi. Zaczęli spadać jak kamień, nie mogąc odzyskać stateczności przez drugie dziesięć sekund. Lowie zawył, a bliźnięta krzyknęły. Lando poruszył

Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta21 dźwignią i zwiększał dopływ mocy tak długo, aŜ w końcu udało mu się połączyć oba końce niewidzialnej liny. - Widzicie? Nie było Ŝadnych problemów - powiedział, nonszalancko się uśmiechając. Jacen dostrzegł jednak krople potu, jakie pojawiły się na czole ciemnoskórego męŜczyzny. - Prawię mówiąc, dobrze będzie, jeŜeli zaciśnięcie pasy waszych ochronnych sieci - dodał. - Te wichury szalejące w dolnych warstwach atmosfery wywołują czasami potworne wiry, które docierają do granicy jądra i porywają klejnoty corusca. ObniŜymy się jeszcze trochę, a potem zaczniemy łowy. - Ja teŜ chciałbym spróbować szczęścia - odezwał się Jacen. - KaŜde z was będzie mogło operować dźwigniami - oświadczył Lando. - Muszę jednak was uprzedzić, Ŝe klejnoty corusca spotyka się bardzo rzadko, nawet na tak duŜej głębokości. Nie oczekujcie, Ŝe jakiś znajdziecie. - Czy ktoś, kto będzie operował dźwigniami i znajdzie klejnot, będzie mógł go zatrzymać? - zapytał Jacen. Lando obdarzył go pobłaŜliwym uśmiechem. - No cóŜ, przypuszczam, Ŝe tak... - obiecał. - Ale nie będziemy mogli poświęcić na łowy duŜo czasu. - Och, to zrozumiałe - odparł chłopiec. - Niemniej dobrze jest mieć jakąś zachętę. Lando się roześmiał. - Zupełnie jak ojciec - stwierdził. Jacen takŜe się uśmiechnął. Pomyślał o czasach, kiedy Lando Calrissian i Han Solo byli partnerami - a czasami rywalami, bo i tak zdarzało się w ciągu wielu lat ich przyjaźni. Lando ponownie zerknął na kontrolny pulpit i odsłonił kilka następnych iluminatorów w podłodze kapsuły, tak by wszyscy mogli lepiej widzieć kłębiące się w dole, naładowane potworną energią mroczne chmury. - Taka głębokość powinna wystarczyć - oświadczył. - Zaczynajmy łowy. - Popatrzył na tarczę chronometru, umieszczonego na przegubie lewej ręki. - Naprawdę niedługo będziemy musieli wracać. Przełknął ślinę. Jacen się zorientował, Ŝe Calrissian jest po prostu zdenerwowany faktem, iŜ znalazł się aŜ tak głęboko. Tylko śmiałkowie, którzy ryzykowali Ŝyciem, polując na klejnoty corusca, zapuszczali się na takie głębokości, Ŝeby znaleźć bajecznie kosztowne kryształy. „Szybka Ręka” osiągnęła najniŜsze warstwy atmosfery gazowego giganta, gdzie nie docierało nawet światło słońca Yavina. Kapsułę otaczały nieprzeniknione ciemności, a silny huragan kołysał nią z boku na bok. Lando włączył reflektory ratunkowego dzwonu i w ciemności poszybowały świetliste stoŜki, ukazując kłębowisko zgęszczonych gazów, zmagających się ze sobą jak w upiornym tańcu. - Zaraz zapuszczę Ŝyłki wędek - odezwał się Lando. - To elektromagnetyczne linki, które zwieszają się z dna kapsuły. Ich zadaniem jest przyciąganie klejnotów corusca, podrywanych przez szalejące burze. KaŜde z was będzie miało tylko kilka minut, gdyŜ musimy szybko wracać do stacji. Mam wraŜenie, Ŝe z kaŜdą chwilą burza przybiera na sile. Akademia Ciemnej Strony 22 Jacenowi się wydawało, Ŝe nawałnica wcale się nie nasila. Jakkolwiek przyznać trzeba, Ŝe i tak miała potworną siłę. Na widok malującego się na twarzy Landa napięcia pomyślał jednak, Ŝe i on chciałby, aby ta wyprawa jak najszybciej się zakończyła. - Lowbacco, dlaczego nie miałbyś spróbować pierwszy? - zaproponował Lando. - Zajmij miejsce pilota i przejmij stery. Młody Wookie usiadł w fotelu, który był dla niego o wiele za mały, i połoŜył dłonie na najeŜonym dźwigniami i przełącznikami pulpicie. Zaczął naprowadzać zwieszające się i skwierczące linki, które niczym magnetyczne macki przeszukiwały najniŜsze warstwy atmosfery. Jacen ponownie odpiął pasy ochronnej sieci i popełznął po podłodze, Ŝeby zerknąć przez jeden z kwadratowych iluminatorów. Dostrzegł Ŝółte magnetyczne bicze, zwieszające się z kadłuba „Szybkiej Ręki”. Przecinały chmury gazów, ale nie schwyciły niczego. Po kilku minutach sfrustrowany Lowie warknął, dając za wygraną. Em Teedee przetłumaczył: - Pan Lowbacca pragnie, by ktoś inny zaznał tej przyjemności. Lowie przekazał dźwignie Jainie. Dziewczyna usiadła i zaczęła skupiać się jak w transie, wysuwając z ust koniuszek języka. Kiedy poruszała drąŜkami, jej przymknięte, bursztynowopiwne oczy patrzyły w nicość i pustkę. Jacen obserwował, jak energetyczne linki wiją się jak węŜe pod kapsułą, przecinają kłęby chmur, szukają... - Nie poddawaj się tak łatwo - odezwał się Lando. - Mówiłem, Ŝe bardzo trudno jest znaleźć choćby jeden kamień. Są niezwykle rzadkie. Gdyby spotykało się ich więcej, nie byłyby takie cenne. Przez kilka następnych minut Jaina szukała, ale potem i ona zrezygnowała. Jacen wstał z podłogi i ruszył w stronę fotela. Z trudem utrzymywał równowagę w rozkołysanej kapsule. Schwycił oparcie fotela i usiadł, po czym połoŜył ręce na kontrolnych dźwigniach. Pociągając za nie, czuł wyraźnie opór, jaki stawiały skwierczące linki. Przeszukiwał kłęby chmur po omacku. Przeczesywał je zwinnie jak przeszukuje się kopiec piasku, mając nadzieję, Ŝe moŜe znajdzie się w nim bryłkę złota. Wysyłał takŜe wici myśli i skupiał się tak samo, jak przed nim robiła to Jaina. Starał się wykorzystać całą wiedzę Jedi, by odszukać chociaŜ jeden drogocenny klejnot. Nie wiedział, co powinien poczuć, kiedy go znajdzie, ale liczył na to, Ŝe potrafi odróŜnić to uczucie od wszystkich innych. Kłęby wirujących chmur były jednak wciąŜ puste. Zawierały jedynie mieszaninę bezuŜytecznych gazów i unoszonego pyłu; nic, co byłoby godne uwagi. Obok niego usiadła Jaina. Jacen czuł, Ŝe i ona liczy na to, Ŝe mu się powiedzie. Chłopiec siedział jeszcze bez ruchu przez minutę czy dwie. W chwili kiedy i on miał zrezygnować, poczuł nagle w umyśle jakiś błysk, jakieś olśnienie. Trącił lekko dźwignię, przesuwając ją o milimetr w prawo. Wyciągnął długie elektromagnetyczne palce i zaczął szukać, zapuszczać je tak głęboko jak było moŜliwe. Przecinając zwały chmur naelektryzowaną końcówką, sięgał jeszcze dalej, sięgał... i w końcu ponownie pochwycił ów błysk myślami. Kontrolny pulpit rozjarzył się światełkami. - Mam go! - krzyknął Jacen.

Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta23 Lando sprawiał wraŜenie równie zaskoczonego co pozostali uczestnicy wyprawy. - Doskonale, a teraz trzeba go przyciągnąć - powiedział. - Tylko szybko. Czas wracać do domu. - Ujął dźwignie i zaczął wciągać magnetyczną linkę do kadłuba „Szybkiej Ręki”. UwaŜał, by nie zgubić zdobyczy. Kiedy ustabilizował więź łączącą go ze stacją w górze, pochylił się i otworzył niewielką śluzę w podłodze. Wyciągnął z niej oszronioną durastalową skrzynkę i wyjął piękny klejnot corusca o nieregularnych kształtach, ale większy niŜ ten, który pokazywał wcześniej. Kamień błysnął uwięzionym blaskiem. Wstrzymując oddech, Jacen wyłuskał klejnot z palców Landa. OstroŜnie połoŜył go w zagłębieniu dłoni. - Popatrzcie, co znalazłem! - powiedział z dumą. Jaina i Lowie pospieszyli z gratulacjami. Lando, pamiętając, Ŝe obiecał młodym Jedi, iŜ staną się właścicielami klejnotów, które znajdą, pokręcił głową. Nie mógł wyjść z podziwu. Z trudem wierzył własnym oczom. - UwaŜaj na niego, Jacenie - powiedział. - ZałoŜę się, Ŝe kiedy go sprzedasz, uzyskasz taką sumę, Ŝe będziesz mógł kupić pół wieŜowca w samym centrum Coruscant. - AŜ tyle jest wart? - zdziwił się chłopiec. Przesunął czubkami palców po wygładzonej, ale nieprawdopodobnie twardej powierzchni klejnotu. - Co będzie, jeŜeli go zgubię? - zapytał. - WłóŜ do buta - poradziła Jaina. - Wiesz przecieŜ, Ŝe nie gubisz niczego, co tam schowasz. - Masz rację - zgodził się Jacen. - Myślę, Ŝe dam go w prezencie mamie na następne urodziny. Lando uderzył się otwartą dłonią w czoło. - Nawet Han nigdy nie dał Leii czegoś tak kosztownego. Czasami Ŝałuję, Ŝe sam nie mam choćby kilkorga dzieci - mruknął. - No dobrze, a teraz wracamy! Następny podmuch huraganu, jakby chcąc go zachęcić, uderzył w kadłub „Szybkiej Ręki” i zakołysał kapsułą. Jacen przez sekundę walczył, by utrzymać się na nogach. Omal nie upuścił kamienia na podłogę, ale zdąŜył go złapać i zamknąć w dłoni. Natychmiast włoŜył klejnot do buta. Nie musiał juŜ się martwić, Ŝe mu stamtąd wypadnie. Niespokojnie marszcząc brwi, Lando zaczął zwijać energetyczną linkę łączącą „Szybką Rękę” z orbitalną stacją. Kierował kapsułę ku górnym warstwom atmosfery Yavina, trochę spokojniejszym i bezpieczniejszym. Wichura nie przestawała nimi kołysać, rzucając to w tę, to w tamtą stronę. W pewnej chwili usłyszeli głośny metaliczny dźwięk uderzenia czegoś twardego o pokryty kwantowym pancerzem kadłub. Lando jęknął, po czym uniósł głowę i popatrzył na ścianę. - Jeszcze jeden! - zawołał. - Jaino, idź w tamto miejsce i zobacz, czy nie przedziurawił kadłuba. - Co się stało? - zainteresował się Jacen. Jaina uklękła i zaczęła przyglądać się ścianie. - Wygląda na to, Ŝe nie zrobił nic złego - powiedziała. Akademia Ciemnej Strony 24 - Co to było? - nalegał Jacen. Widział niewielką wypukłość w ścianie, ale nie wyczuwał, by z kapsuły ulatniało się powietrze. - Zostaliśmy trafieni przez klejnot corusca, niesiony z bardzo duŜą prędkością przez wichurę. Miał energię pocisku i mógłby przebić kadłub kapsuły, ale uratował nas kwantowy pancerz. Nie mogę uwierzyć, Ŝe mieliśmy takie szczęście. - Lando pokręcił głową. - Wielokrotnie bywało tak, Ŝe szukałem tych klejnotów przez wiele godzin i powracałem z pustymi rekami. Ale kiedy wyprawiłem się z wami, najpierw Jacen znajduje jeden po kilku minutach poszukiwań, a potem drugi trafia w kadłub, kiedy wracamy do stacji. Lowie zaryczał, wtrącając jakąś uwagę. - Ze wszystkich sił zgadzam się z panem Lowbaccą - zapiszczał Em Teedee. - Miejmy nadzieję, Ŝe Ŝadnego więcej nie spotkamy. W pobliŜu kadłuba kapsuły raz po raz przemykały błyskawice, rozjaśniając panujące ciemności błękitnym blaskiem. Dopiero kiedy wznieśli się wyŜej i zbliŜyli na bezpieczną odległość do orbitalnej stacji wydobywczej, burza zaczęła się uspokajać, a siła wichury osłabła. Lando sprawiał wraŜenie wyraźnie odpręŜonego. W końcu znaleźli się w rozjarzonej komorze próŜniowej stacji. Gdy podłoga zamknęła się za kapsułą, Lando cięŜko westchnął i wygodnie rozparł się w fotelu. Komora zaczęła się wypełniać powietrzem. Lando wcisnął kilka guzików, chcąc otworzyć uszczelniony pancerny właz kapsuły. - Jesteśmy w domu - oznajmił z ulgą. - Wróciliśmy cali i zdrowi. - Wstał z fotela, ale lekko się zachwiał, kiedy na chwilę jego nogi odmówiły posłuszeństwa. - Myślę, Ŝe na razie macie dosyć wraŜeń. Co powiecie, Ŝebyśmy teraz trochę się odpręŜyli, przyrządzając sobie jakiś posiłek? Zaledwie zdąŜył przedstawić tę propozycję, kiedy w głośniku interkomu stacji rozległo się przeraźliwe wycie alarmowych syren. - Co to takiego? - zapytał zdumiony Lando. - Co się dzieje? Trójka młodych Jedi wyskoczyła z kapsuły i podąŜyła za nim do zawieszonego na ścianie komory komunikatora. - Mówi Lando Calrissian. Proszę mi powiedzieć, co się stało. - Z nadprzestrzeni wyłoniła się duŜa flota nieznanych statków - odezwał się napięty głos odpowiedzialnego za bezpieczeństwo stacji funkcjonariusza. - Nie reagują na nasze sygnały i kierują się z duŜą prędkością w stronę stacji. Nie znamy ich zamiarów. Głośnik szczęknął i połączenie zostało przerwane. Jacen i Jaina podbiegli do jednego z iluminatorów i spojrzeli w mroki przestworzy. Nagle chłopak ujrzał statki kierujące się ku stacji. Nie wiedział wprawdzie, dlaczego, ale czuł, Ŝe ich dowódcy uzbrajają systemy pokładowej broni. Wątpił, aby miało wyniknąć z tego coś dobrego. Przełknął ślinę. - Wyglądają na imperialną flotę - powiedział.

Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta25 R O Z D Z I A Ł 4 Lando pospieszył na mostek dowodzenia orbitalnej stacji wydobywczej. - Idziemy, dzieciaki! - krzyknął. - Za mną! Jaina pobiegła pierwsza, a tuŜ za nią podąŜyli Jacen i Lowie. Po kilku sekundach długonogi Wookie wyprzedził dziewczynę i w pośpiechu omal nie stratował Calrissiana. - Och, proszę trochę bardziej uwaŜać, Lowbacco - zapiszczał oburzony Em Teedee. Wszyscy wskoczyli do kabiny turbowindy i po kilku chwilach dotarli na najwyŜszy poziom, gdzie mieściło się obserwatorium stacji. Wpadli na mostek w kształcie cylindrycznej wieŜy, wystającej ponad silnie opancerzony kadłub stacji wydobywczej. W bocznych ścianach pomieszczenia znajdowało się mnóstwo wąskich prostokątnych iluminatorów, zapewniających dobry widok we wszystkie strony. Ekrany diagnostycznych komputerów, jarzące się dyskretnym blaskiem pod kaŜdym oknem, rozbłyskiwały teraz sygnałami alarmowymi. Korytarzem przebiegały oddziały uzbrojonych straŜników. MęŜczyźni przypinali do pasów dodatkowe blastery i przygotowywali się do obrony stacji. - Jesteśmy atakowani, proszę pana - odezwał się Lobot. Jego cichy głos, pozbawiony emocji, z trudem było moŜna usłyszeć. Cyborg był w ciągłym ruchu. Wydawało się, Ŝe przebiera palcami po kilku klawiaturach naraz. Kierował spojrzenia na kontrolne ekrany i w milczeniu ocenia! sytuację. Światełka implantowanych miniaturowych komputerów błyskały jak szalone po bokach jego głowy. Lando wyjrzał przez wąskie obserwacyjne iluminatory i natychmiast dostrzegł flotę statków zbliŜających się do stacji. Wyglądało na to, Ŝe wciąŜ nowe wyskakują z nadprzestrzeni. - Myślisz, Ŝe to piraci? - zapytał, zwracając się do cyborga. Po chwili, pragnąc uspokoić bliźnięta i Lowiego, dodał: - Nie martwcie się. W całej stacji został ogłoszony alarm. Bez względu na to, kim są napastnicy, nie mają cienia szansy, Ŝeby pokonać naszą obronę. Jaina przez chwilę spoglądała na jeden z ekranów diagnostycznych, po czym zacisnęła usta. Akademia Ciemnej Strony 26 - To nie są piraci - oświadczyła, rozpoznawszy kilka statków po charakterystycznym elipsoidalnym kształcie głównej części kadłuba i kryjących dysze silników nadbudówkach, wystających niczym wystrzępione skrzydła z góry i z dołu. - To jednostki imperialne. Te cztery lecące po bokach szyku to kanonierki klasy Skipray. KaŜda jest uzbrojona w trzy potęŜne działa jonowe, a takŜe wyrzutnie torped protonowych i pocisków udarowych. Mają takŜe baterie podwójnych sprzęŜonych laserowych działek. Calrissian wyglądał na zaskoczonego. - Ta-a, chyba masz rację - powiedział. Jaina spojrzała spokojnie na twarz męŜczyzny, na której malowało się zdumienie. - Tata prosił kiedyś, Ŝebym się zapoznała z kształtami róŜnych typów statków - wyjaśniła. - Uwierz mi, imperialne kanonierki dysponują taką siłą ognia, Ŝe twoje systemy obronne nie mogą nawet marzyć, by się im przeciwstawić. Lando uderzył otwartą dłonią w czoło i jęknął. - To nie flota piratów, to prawdziwa armada! A ten ogromny statek w samym środku szyku? Nie mogę rozpoznać go po kształtach. Jaina przebiegła w pamięci wszystkie dane techniczne rozmaitych jednostek, z jakimi zapoznawał ją ojciec, ale i ona nie była w stanie rozpoznać typu jednostki z tej odległości. - MoŜe jakiś zmodyfikowany szturmowy wahadłowiec? - powiedziała, wpatrując się w jeden z ekranów kontrolnych, na którym mogła zobaczyć dziwny statek w powiększeniu. - Nie wiem jednak, czym moŜe być ta niezwykła nadbudówka na dziobie. Tajemniczy szturmowy wahadłowiec miał naprawdę zamontowane w przedniej części dziwaczne urządzenie. Okrągłe, ale najeŜone szpikulcami, przypominało zębatą paszczę podwodnego drapieŜnika. - Wyślij sygnał SOS - odezwał się ciemnoskóry męŜczyzna, spoglądając na Lobota. - W jak najszerszym paśmie częstotliwości. Chcę być pewien, Ŝe wszyscy będą wiedzieli, iŜ zostaliśmy zaatakowani. Android pokręcił głową i z doprowadzającym do szału spokojem, jaki zapewniały mu implantowane komputery, powiedział: - JuŜ próbowałem, proszę pana. Jesteśmy zagłuszani. Nasze sygnały nie mogą się przedostać przez ich ekrany. - Ciekawe, czego chcą? - zastanawiał się zrozpaczony Lando. - Nie wysuwali Ŝadnych Ŝądań - odparł Lobot. - Nie odpowiadają na nasze sygnały. Nie wiemy, o co im chodzi. Jaina spoglądała przez iluminator na zbliŜające się statki, czując w Ŝołądku bryłę lodu. Wzdrygnęła się. Jacen ścisnął jej rękę. Jego czoło pokryło się zmarszczkami. Oboje doszli do takiego samego wniosku. Chłopiec nie potrafił ukryć niepokoju. - Nie podoba mi się to wszystko - odezwał się po chwili. - To... o nas im chodzi, prawda? - Ta-a, i ja mam takie przeczucie - odparła Jaina cichutko, niemal szeptem. Lowie kiwnął kudłatą głową i warknął, zgadzając się z jej zdaniem.

Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta27 - O czym wy, dzieciaki, mówicie? - zapytał Calrissian, kierując na nich wielkie piwne oczy, w których malowało się niedowierzanie. - Z pewnością chodzi im o klejnoty corusca. Nie ma tu niczego innego, co mogłoby mieć dla nich jakąś wartość. Jaina pokręciła głową, ale Lando był zbyt zajęty obserwacją, Ŝeby zwrócić na to uwagę. Cztery kanonierki osłaniające największy statek, który był z pewnością szturmowym wahadłowcem, zmieniły kurs i skierowały się ku obronnym satelitom, otaczającym orbitalną stację wydobywczą. - Czy usunąłeś zabezpieczenia z ich systemów celowniczych? - zapytał ciemnoskóry męŜczyzna, ponownie zwracając się do Lobota. Cyborg kiwnął głową. - Wszystkie są gotowe do otwarcia ognia - mruknął. Z luf blasterów urządzeń obronnych stacji poszybowały ku kanonierkom smugi światła. Małe satelity nie dysponowały jednak mocą wystarczającą do przebicia grubych pancerzy imperialnych jednostek. KaŜda kanonierka klasy Skipray wzięła na cel grupę satelitów, po czym wysłała potęŜne dawki energii z luf dział jonowych. Urządzenia obronne chciały przygotować się do następnego strzału, ale nagle ich systemy celownicze odmówiły posłuszeństwa. - Energia jonowych dział przepaliła ich obwody - odezwał się beznamiętnie Lobot. - śaden nie funkcjonuje. Kanonierki przystąpiły do następnego ataku. Lufy ich laserowych działek zakwitły smugami światła, zamieniając wszystkie satelity w ogniste kule roztopionego metalu. - To nic, nadal dysponujemy pancerzem stacji - odezwał się Lando. Jego drŜący głos zdradzał jednak, Ŝe męŜczyzna sam nie bardzo wierzy w swoje słowa. Tymczasem zmodyfikowany szturmowy wahadłowiec, lecący pośrodku armady, skierował się ku jednej ze śluz znajdujących się w dolnej części stacji. Po chwili od strony najniŜszych pokładów dobiegł głośny metaliczny huk. Coś cięŜkiego uderzyło o zewnętrzny pancerz kadłuba... ale się nie odłączyło. - Co oni chcą zrobić? - zaniepokoił się Calrissian. - Zmodyfikowany szturmowy wahadłowiec przyczepił się do dolnej części pancernej powłoki ochronnej - oznajmił spokojnie Lobot. - W którym miejscu? Łysy cyborg spojrzał na ekran diagnostyczny. - Do wrót jednej ze śluz towarowych - powiedział. - Przypuszczam, Ŝe będą usiłowali się wedrzeć do środka. Lando machnął lekcewaŜąco ręką. - No cóŜ, mogą pukać, ale nie wejdą. - Uśmiechnął się z wyraźnym przymusem. - Upewnij się, Ŝe wszystkie śluzy zostały uszczelnione. Nasz pancerz ich powstrzyma. - Przepraszam - wtrąciła się nagle Jaina. - Myślę, Ŝe wiem, na czym polega modyfikacja tego wahadłowca. UwaŜam, Ŝe zamierzają przewiercić pancerz, by w ten sposób dostać się do wnętrza stacji. To szczerbate urządzenie na dziobie wyglądało jak zęby... Wydaje mi się, Ŝe mogą słuŜyć do wycinania otworów w metalu. - Ale nie w tym metalu. - Calrissian pokręcił głową. - Moja stacja ma podwójny pancerz, wyjątkowo twardy. Nic nie jest w stanie wywiercić w nim otworu. Akademia Ciemnej Strony 28 - Niedawno mówiłeś, Ŝe klejnoty corusca mogą ciąć najtwardsze materiały - wtrącił się Jacen. Lando ponownie pokręcił głową. - Jasne, ale musieliby dysponować całym transportem takich klejnotów i to bardzo duŜych... Urwał, a jego oczy nagle się rozszerzyły. - No cóŜ, prawdę mówiąc, całkiem niedawno wysłaliśmy spory transport takich kamieni, kiedy udało się nam udoskonalić technikę poszukiwań. Sięgnął po mikrofon interkomu. - Uwaga, tu Lando Calrissian - powiedział. - Proszę wzmocnić obronę wrót śluzy towarowej numer... - Pochylił się nad ramieniem Lobota, Ŝeby rzucić okiem na ekran diagnostyczny. - ...numer trzydziesty czwarty. Wszyscy straŜnicy mają być uzbrojeni i odziani w pancerze. Nieprzyjaciel próbuje się wedrzeć do wnętrza stacji. Z opancerzonej skrzynki stojącej na mostku wyciągnął blasterowy pistolet i zapasowy zasobnik. Odwrócił się w stronę Lobota. - Nikt nie dostanie się bez pozwolenia na pokład mojej stacji - oświadczył. Zaczął biec w stronę korytarza, ale jeszcze obejrzał się przez ramię i krzyknął: - A wy, dzieciaki, znajdźcie jakieś bezpieczne miejsce i zostańcie tam, dopóki to wszystko się nie skończy! Oczywiście młodzi Jedi natychmiast pobiegli za nim. Z odgałęzień korytarza wybiegały grupy wciąŜ nowych straŜników, odzianych w opancerzone, granatowe mundury. Pastelowe barwy ścian i kojące dźwięki, dochodzące nie wiadomo skąd, wydawały się teraz dziwnie nie na miejscu. Wcale nie koiły nerwów, szarpanych jękiem alarmowych syren i zgiełkiem przygotowań do obrony stacji. Kiedy Lando i troje młodych Jedi znaleźli się w ładowni numer trzydziesty czwarty, zobaczyli, Ŝe oddział straŜników zdąŜył zająć stanowiska obronne za skrzyniami z towarami i kontenerami z zaopatrzeniem stacji. Wszyscy mierzyli z blasterowych karabinów we wrota śluzy. W pomieszczeniu było słychać zgrzytliwy jęk, szarpiący nerwy. Jaina miała wraŜenie, Ŝe drŜą jej wszystkie zęby. Pośrodku wrót śluzy jarzyła się kolista wiśniowa linia. Dziewczyna wyobraziła sobie szturmowy wahadłowiec, przyczepiony od zewnątrz do stacji, jak na podobieństwo monstrualnego oceanicznego węgorza usiłuje przegryźć pancerz, chcąc przedostać się do środka. W miarę, jak ostre zęby, sporządzone z klejnotów corusca, coraz głębiej wgryzały się w pancerz stacji, kolista linia jarzyła się coraz jaśniej, coraz bielszym światłem. Jaina miała nadzieję, Ŝe połączenie szturmowego wahadłowca z kadłubem stacji jest na tyle szczelne, iŜ nie spowoduje rozhermetyzowania ładowni. Jeden ze straŜników ich opiekuna, nie potrafiąc utrzymać nerwów na wodzy, dwukrotnie wystrzelił z karabinu blasterowego. Błyskawice odbiły się od wewnętrznego pancerza śluzy. Pozostawiły na nim ciemne smugi, ale nie powstrzymały szczęk wiercącego urządzenia, które nadal przegryzało ochronną powłokę stacji. Nagle pomieszczenie rozjaśniło się oślepiającym błyskiem, nieco rozproszonym przez chmury przegrzanej pary. Rozległ się huk eksplozji wielu małych ładunków

Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta29 wybuchowych, po czym rozŜarzona okrągła tarcza z głośnym brzękiem wpadła do ładowni. Obrońcy stacji zaczęli strzelać, jeszcze zanim rozproszyły się chmury dymu, ale i napastnicy nie próŜnowali. Przez otwór zaczęli wskakiwać imperialni szturmowcy, zakuci w ochronne białe pancerze. Po chwili było ich juŜ dziesiątki. Przypominali Jacenowi rój rozwścieczonych jaszczurmrówek, które stanowiły kiedyś część kolekcji jego egzotycznych zwierząt. Szturmowcy takŜe strzelali, rozbiegali się po ładowni. Jaina z ulgą zauwaŜyła Ŝe z luf ich broni, nastawionej tylko na ogłuszanie, wyskakują rozproszone stoŜki błękitnego światła. Czterech napastników, trafionych przez obrońców, upadło na posadzkę. W ich białych pancerzach było widać dymiące, czarne dziury. Z głębin szturmowego wahadłowca wpadali jednak wciąŜ następni i następni. W powietrzu krzyŜowały się jaskrawe błyskawice blasterowych strzałów. Za plecami uzbrojonych szturmowców, otoczonych kłębami dymu, pojawiła się nagle wysoka, przeraŜająca kobieta, odziana w czarną pelerynę ze spiczasto zakończonymi naramiennikami. Jej błyszczące włosy, czarne jak prawdziwy heban, spływały na plecy niczym skrzydła drapieŜnego ptaka. Z narastającym przeraŜeniem Jaina stwierdziła, Ŝe oczy kobiety mają dziwny kolor, podobny do barwy opalizujących fioletowych kwiatów rosnących w dŜungli na Yavinie Cztery. Poczuła, Ŝe jej serce się kurczy, jakby ściśnięte lodową obręczą. Złowieszcza czarna postać wyłoniła się z dymiącego otworu w pancerzu śluzy stacji wydobywczej. Nie zwracała uwagi na błyskawice laserowych strzałów, odbijające się od ścian pomieszczenia. Jej ciało było spowite błękitnawą poświatą, jakby statycznym ładunkiem elektrycznym, podobnym do krzaczastych błyskawic, jakie pełzały po kadłubie „Szybkiej Ręki” w głębinach atmosfery Yavina. - Pamiętajcie... Nie zróbcie krzywdy dzieciom! - zawołała kobieta. Mówiła powoli, wyraźnie akcentując kaŜde słowo, a w jej niskim głosie brzmiała nieopisana groźba. Lando, który dopiero teraz przypomniał sobie o dzieciach, odwrócił się i stwierdził, Ŝe bliźnięta i Lowie idą za nim. - Co wy tutaj robicie? - zapytał. - Chodźcie ze mną, muszę znaleźć dla was bezpieczne miejsce. Machnął blasterem w stronę wyjścia ładowni. Później, jakby sobie o czymś przypomniał, odwrócił się i trzykrotnie szybko wystrzelił. Udało mu się trafić w sam środek piersi jednego szturmowca. Jacen i Jaina wyskoczyli na korytarz. Lowie, nie potrzebując zachęty, ryknął i puścił się za nimi. Po chwili dogonił ich Calrissian. - Myślę, Ŝe jednak mieliście rację - powiedział, z trudem łapiąc oddech. - Z jakiegoś powodu rzeczywiście chodzi im o was. - Jestem tylko zwyczajnym androidem - jęknął piskliwie Em Teedee. - Mam nadzieję, Ŝe nie zaleŜy im na mnie. Akademia Ciemnej Strony 30 Zza ich pleców dobiegły odgłosy kilku stłumionych eksplozji, a fala gorącego powietrza, która w chwilę potem rozeszła się korytarzami stacji, omal ich nie przewróciła. Ciemnoskóry męŜczyzna z trudem utrzymał równowagę. Wyciągnąwszy rękę, pochwycił Jainę i nie pozwolił jej upaść. - Teraz w prawo - wysapał. - Tutaj. Biegli dalej. Za plecami słyszeli kanonadę blasterowych strzałów, a po chwili dobiegł ich huk jeszcze jednej eksplozji. Calrissian zgrzytnął zębami. - To z pewnością nie jest mój szczęśliwy dzień - mruknął. - Z całego serca zgadzam się z pana zdaniem - zapiszczał Em Teedee, przyczepiony do pasa Lowiego. - Tu! Do komory wysyłkowej! - Lando gestem nakazał młodym Jedi, by zatrzymali się przed opancerzonymi drzwiami wyrzutni. To właśnie tu oglądali niedawno gotowe do wysyłki klejnoty corusca, układane w pojemnikach transportowych przez wielorękie androidy. Ciemnoskóry męŜczyzna, zamierzając otworzyć drzwi, przycisnął kilka klawiszy na zawieszonej na ścianie tablicy kontrolnej, ale jego palce drŜały. Zapaliła się czerwona lampka podświetlająca napis: WSTĘP WZBRONIONY. Lando syknął, po czym przycisnął klawisze jeszcze raz, tym razem starając się nie pomylić. Na tablicy rozjarzyło się zielone światło i opancerzone drzwi zaczęły się rozsuwać. Dwa androidy, pokryte miedzianymi pancerzami, układały drogocenne kamienie we wnętrzach transportowych pojemników. - Przepraszam - powiedział jeden z nich. Jego metaliczny głos sprawiał wraŜenie, Ŝe automat jest wzburzony. - Czy nie zechciałby pan zrobić czegoś, Ŝeby te eksplozje ustały? Ich wibracje utrudniają naszą pracę. Ignorując automaty, Lando wepchnął dzieci do pomieszczenia. - Nie mogę teraz wysłać was do domu - powiedział. - Te kanonierki natychmiast rzuciłyby się za wami w pościg. To miejsce jest najbezpieczniejsze ze wszystkich w stacji. Ja zostanę na korytarzu i będę bronił drzwi. Ścisnął mocniej rękojeść blasterowego pistoletu, chcąc pokazać młodym Jedi, Ŝe mogą mu zaufać. Lowie warknął. Było widać, Ŝe bardzo chciałby wziąć udział w walce. Zanim jednak Jacen czy Jaina zdąŜyli cokolwiek powiedzieć, Lando z rozmachem uderzył w przycisk awaryjnego zasuwania drzwi. CięŜkie płyty zatrzasnęły się z metalicznym łoskotem, zamykając całą trójkę w niewielkim pomieszczeniu. Jacen przyłoŜył ucho do pancernych drzwi, ale słyszał tylko stłumione odgłosy, świadczące o tym, Ŝe bitwa się nie skończyła. Lowie, jeŜąc długą, rudobrązową sierść i ugniatając kostki wielkich palców, szykował się do walki. Jaina rozejrzała się po pokoju, szukając czegokolwiek, co przydałoby się do obrony. - Hej, czy są tu jakieś pancerze? Macie jakąś broń? - krzyknął Jacen, zwracając się do androidów. Automaty przerwały pakowanie i zwróciwszy ku niemu głowy, spojrzały błyszczącymi czujnikami optycznymi.

Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta31 - Bardzo proszę nam nie przeszkadzać. Nasza praca jest niezwykle waŜna - odpowiedziały, po czym znów zajęły się pakowaniem. Zza pancernych drzwi dobiegły nagle głośniejsze odgłosy blasterowych strzałów. Słysząc krzyk Landa, Jaina odciągnęła Jacena od drzwi. Masywne płyty zadrŜały, trafione błyskawicami niosącymi ogromną moc, ale po kilku chwilach odgłosy walki ucichły. Jaina nasłuchiwała, od czasu do czasu spoglądając w bursztynowe oczy brata. Bliźnięta przełknęły ślinę. Lowbacca cicho zaskomlał. Wielorękie automaty nadal pracowały, nie zwracając na nic uwagi. Nagle ze szczeliny między płytami drzwi wytrysnął snop iskier. Młodzi Jedi zorientowali się, Ŝe napastnicy, chcąc wyciąć otwór w pancerzu, posłuŜyli się cięŜkimi spawarkami laserowymi. - Czy sądzisz, Ŝe w ciągu najbliŜszych kilku sekund mogłabyś wymyślić dla nas jakąś broń? - zapytał Jacen, zwracając się do siostry. Jaina rozpaczliwie szperała w pamięci, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Nagle zamek drzwi puścił i oba skrzydła zaczęły się rozsuwać. Umieszczone w pancernych płytach czujniki wszczęły alarm, ale jęk jeszcze jednej syreny ginął w rozgardiaszu i tumulcie walki, toczonej we wnętrzach orbitalnej stacji wydobywczej. Do środka wdarli się szturmowcy. Ku imperialnym Ŝołnierzom poczłapały natychmiast oba oburzone androidy. - Pojawili się intruzi - oznajmił jeden automat. - Ostrzegam was. Do tego pomieszczenia nie wolno wchodzić bez upowaŜnienia. Musicie wrócić na... W odpowiedzi szturmowcy dali ognia z wszystkich luf. Zamienili miedziane korpusy obu androidów w stopione, dymiące szczątki, które rozsypały się po metalowej posadzce pomieszczenia. Jaina zauwaŜyła nieprzytomnego Landa, rozciągniętego niedaleko pancernych drzwi na korytarzu. Jego ciało było częściowo okryte szmaragdowozieloną peleryną, a palce jednej ręki, wyciągniętej obok głowy, wciąŜ ściskały rękojeść blasterowego pistoletu. Do pomieszczenia wkroczyła wysoka czarna kobieta. Kiedy spojrzała na trójkę młodych Jedi, w jej fioletowych oczach pojawiły się błyski. Szturmowcy wymierzyli blastery w Jacena, Jainę i Lowbaccę. - Zaczekajcie! - odezwała się dziewczyna. - Czego od nas chcecie? - Nie pozwólcie im manipulować waszymi umysłami! - ostrzegła kobieta. - Ogłuszcie ich! Zanim Jaina zdąŜyła powiedzieć cokolwiek więcej, rozproszone stoŜki błękitnego światła poszybowały w stronę młodych Jedi. Wszyscy troje stracili przytomność. Jaina poczuła, Ŝe pogrąŜa się w mroczną nicość. Akademia Ciemnej Strony 32 R O Z D Z I A Ł 5 Tenel Ka niecierpliwie przemierzała najwyŜszy taras wielkiej świątyni na Yavinie Cztery, gdzie mieściła się akademia Jedi Luke’a Skywalkera. Jak przystało na wojowniczkę z Dathomiry, była ubrana w tunikę z jaszczurcza skóry, która błyszczała jakby niedawno wypolerowana... i, prawdę mówiąc, taka była. Złocistorude włosy dziewczyny zostały splecione w mnóstwo cienkich, ceremonialnych warkoczyków, ozdobionych piórkami albo paciorkami. Jej szare oczy wpatrywały się w zasnute cięŜkimi ołowianymi chmurami niebo. Tenel Ka usiłowała wypatrzyć statek, na którego pokładzie miała przylecieć groźna ambasador Yfra, wysłanniczka babki. Podmuch wiatru zsunął na czoło dziewczyny kilka ozdobnych warkoczyków. Tenel Ka odgarnęła je sprzed oczu gestem świadczącym o irytacji. Przesycone wilgocią powietrze przytłaczało ją i draŜniło. Sprawiało, Ŝe czuła się zagroŜona. Pora sucha na księŜycu Yavina właśnie się skończyła. Tenel Ka czuła dziwne, nieprzyjemne świerzbienie w głębi duszy. Miała przeczucie, Ŝe juŜ wkrótce wydarzy się coś niezwykłego, tak nagle jak grom z jasnego nieba. Dyplomatki i wysłanniczki jej babki potrafiły być równie śmiercionośne jak błyskawice. Nie cofały się przed mordowaniem wrogów ani nawet przyjaciół, by upewnić się, Ŝe następcą hapańskiego tronu zostanie ten, którego wybrały. W komnatach królewskiego pałacu krąŜyła nawet plotka, Ŝe najemni zabójcy, nasłani przez królową- matkę, zamordowali kiedyś wuja Tenel Ka, brata jej ojca, księcia Isoldera. Zdumiona dziewczyna spojrzała nagle w górę, kiedy kropla deszczu, gorąca jak krew, rozprysnęła się na jej obnaŜonym ramieniu. Wzdrygnęła się, chociaŜ nie było zimno. Babka wywoływała u niej mieszane uczucia. Podziwiała ją, ale takŜe trochę nią gardziła. Podobnie jak jej matka, Teneniel Djo, wojowniczka z Dathomiry, ona takŜe wolała tradycyjne tuniki z jaszczurczej skóry, a nie cienkie jak pajęczyny jedwabie, jakie zwykle nosili członkowie królewskiego rodu w gromadzie gwiezdnej Hapes. Dziewczynie udawało się na razie zachowywać kompromis między własną niezaleŜnością a spełnianiem zachcianek babki. Tenel Ka wiedziała jednak, Ŝe gdyby

Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta33 kiedykolwiek przekroczyła cienką linię, oddzielającą jedno od drugiego, pewnego dnia mogłaby oczekiwać wizyty skrytobójców, nasłanych przez królową-matkę... Ołowiane niebo przecięła nagle krzaczasta błyskawica i po kilku sekundach rozległ się huk gromu. Tenel Ka spacerowała po tarasie obserwacyjnym na najwyŜszym poziomie świątyni jak zaszczute zwierzę, zamknięte w klatce. Czuła narastający niepokój za kaŜdym razem, kiedy przystawała na krańcu platformy i zastanawiała się, dlaczego ambasador Yfra nie przylatuje. Denerwowała się tak bardzo, Ŝe nawet nie zauwaŜyła pojawienia się Luke’a Skywalkera, dopóki nie stanął przed nią. Mistrz Jedi połoŜył obie dłonie na ramionach dziewczyny i spojrzał jej w oczy. Od męŜczyzny promieniowało ciepło i spokój. Tenel Ka poczuła, Ŝe zaczyna się odpręŜać. - Jest dla ciebie wiadomość w ośrodku łączności - odezwał się cicho. - Czy nie chciałabyś, Ŝebym był w pobliŜu, kiedy będziesz rozmawiała z ambasador Yfrą? Tenel Ka nie potrafiła ukryć dreszczu obrzydzenia na myśl o rozmowie z okrutną wysłanniczką babki. - Twoja obecność byłaby... - zawahała się na chwilę, szukając odpowiedniego słowa - ...byłaby dla mnie zaszczytem, mistrzu Skywalkerze. Tenel Ka stała sztywno wyprostowana. Z uniesioną głową wpatrywała się w wizerunek ambasador Yfry, widoczny w centrum łączności na duŜym ekranie. Mimo okrucieństwa, malującego się na twarzy kobiety, moŜna było dostrzec na niej takŜe ślady piękna i dumy. Włosy i oczy hapańskiej wysłanniczki miały barwę wypolerowanej cyny. - Nasze sprawy na Coruscant zajęły nam więcej czasu niŜ sądziłyśmy, młoda - odezwała się Yfra. Jej stanowczy głos dowodził, Ŝe nie nawykła, by ktoś zadawał jej pytania. - W związku z tym z tobą zobaczymy się o dwa dni później. Tenel Ka Ŝadnym gestem nie zdradziła rozpaczy, jaka ogarnęła ją na te słowa, ale jej serce niemal zamarło. Do tego czasu powinni przecieŜ powrócić Jacen, Jaina i Lowbacca. Odwróciła głowę i błagalnie popatrzyła na Luke’a Skywalkera. Mistrz Jedi zbliŜył się do ekranu komunikatora. - MoŜe ja przyleciałbym z księŜniczką Hapes, Ŝeby mogła się spotkać z panią na Coruscant? - zaproponował cicho. Ambasador Yfra ułoŜyła wargi w grymasie, który miał być, jej zdaniem, uprzejmym uśmiechem, ale w oczach kobiety nie było widać ani śladu łagodności czy uprzejmości. - Otrzymałam wyraźny rozkaz, by dokonać obserwacji następczyni hapańskiego tronu w miejscu, w którym pobiera nauki - oświadczyła. Tenel Ka otworzyła usta, pragnąc takŜe coś powiedzieć, ale okazało się to zbyteczne. Na obudowie urządzenia, tuŜ obok ekranu, zapaliło się światełko wiadomości alarmowej. Luke zareagował na to w jednej chwili. - Pani ambasador, właśnie otrzymaliśmy wiadomość o wyŜszym priorytecie - oznajmił. - Proszę chwilę poczekać. Nie czekając na odpowiedź hapańskiej wysłanniczki, przełączył kanał komunikatora. Akademia Ciemnej Strony 34 Na ekranie pojawiło się oblicze Landa Calrissiana. Rysy jego przystojnej, ciemnej twarzy zdradzały nurtujący go niepokój. W załzawionych oczach malowało się zakłopotanie. Włosy Landa były rozwichrzone, a strój w nieładzie. Z odbiornika dobiegało stłumione zawodzenie alarmowych syren. - Luke, chłopie - wychrypiał Lando. - Sam nie wiem, co się stało. Oni... Zniszczyli nasze obronne satelity i wdarli się do stacji... Nie wiem, co było później, zapewne zostałem ogłuszony. Nic mi się nie stało, ale... - Zamknął umęczone oczy i zacisnął zęby. - Jacen, Jaina i Lowbacca zniknęli. Zostali porwani. Luke głęboko odetchnął. Tenel Ka była pewna, Ŝe mistrz Jedi posłuŜył się jakąś techniką relaksacyjną, ale uświadomiła sobie, Ŝe z mniejszym powodzeniem niŜ zazwyczaj. Jego ciało sprawiało wraŜenie odpręŜonego, ale jasnoniebieskie oczy wyglądały, jakby za chwilę miały wystrzelić z nich laserowe błyskawice. - Kto to zrobił? - zapytał zwięźle. Lando pokręcił głową. - Nie wiemy, kto ani dlaczego porwał dzieci, ale moi najlepsi ludzie starają się tego dowiedzieć. Jestem pewien tylko jednego. To był ktoś, kto ma jakieś związki z Imperium. - Będę tam za godzinę - powiedział mistrz Skywalker i wyciągnął rękę, chcąc przełączyć kanał komunikatora. - Proszę chwilę zaczekać - odezwała się dziewczyna. - Oni są moimi przyjaciółmi. Wiem, jak mogą rozumować w takiej sytuacji. Wiem, co myślą i co czują. Wiem, co mogą chcieć zrobić. Poza tym nie mogę siedzieć bezczynnie, gdy znaleźli się w niebezpieczeństwie. Proszę. Muszę polecieć z tobą. Luke kiwnął głową. - Twoja obecność będzie dla mnie zaszczytem - odrzekł, powtarzając jej wcześniejsze słowa. Później znów przeniósł spojrzenie na wizerunek Calrissiana. - Będziemy tam za godzinę - poprawił się, po czym przełączył urządzenie na częstotliwość, na której rozmawiał z ambasador Yfrą. Kobieta miała otwarte usta, jakby zamierzała wyrazić sprzeciw wobec takiego obcesowego traktowania, ale mistrz Jedi odezwał się pierwszy. - Przepraszam, Ŝe kazałem pani czekać, ale pojawiła się waŜniejsza wiadomość. Dotyczyła mnie i księŜniczki. Musimy natychmiast ruszać w drogę. Obawiam się, Ŝe dopóki sytuacja się nie wyjaśni, powinniśmy odłoŜyć na później wszelkie plany spotkania. Proszę przekazać pozdrowienia i wyrazy szacunku dostojnikom królewskiego dworu na Hapes. Zgiął się w lekkim ukłonie, po czym przerwał połączenie. Tanel Ka, mimo iŜ zmartwiona losem przyjaciół, poczuła zadowolenie widząc, jak zręcznie mistrz Skywalker poradził sobie z ambasador Yfrą. Luke popatrzył w oczy dziewczyny. - Jestem pewien, Ŝe pani ambasador nie przywykła do tak skąpych wyjaśnień uzasadniających odmowę, ale mamy teraz na głowie waŜniejsze sprawy. Tenel Ka energicznie kiwnęła głową. - To jest fakt - powiedziała.

Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta35 Kiedy Luke Skywalker pewnie pilotował wahadłowiec, kierując go ku orbitalnej stacji wydobywczej Landa Calrissiana, dziewczyna starała się odgrywać rolę bezstronnego, obojętnego obserwatora. Musiała zachować trzeźwy umysł i rozwagę, jeŜeli chciała znaleźć jakiś ślad, który pomógłby jej ocalić trójkę młodych Jedi... jedynych przyjaciół, jakich kiedykolwiek miała. JuŜ z daleka dostrzegli mrugające róŜnobarwne światła stacji. Kiedy otworzyły się wrota śluzy, mistrz Jedi osadził wahadłowiec na lądowisku. MoŜliwe, Ŝe w innych okolicznościach Tenel Ka zwróciłaby uwagę na otoczenie, pastelowe kolory ścian i wysiłek, włoŜony w urządzanie pomieszczeń stacji. Kiedy jednak otworzyła się klapa włazu wahadłowca, odniosła wraŜenie, Ŝe ogarnia ją uczucie przemocy, gwałtu i ciemności. Bezprawia, zła, niesprawiedliwości. Na lądowisku czekał udręczony Lando Calrissian. Jego włosy były nadal rozwichrzone, a ubranie w nieładzie. Gestem zaprosił Luke’a i Tenel Ka, by szli za nim, po czym zaprowadził ich do opancerzonej komory wysyłkowej, miejsca końcowej walki. Dziewczyna powiodła spojrzeniem po ścianach i suficie. ZauwaŜyła na nich ciemne smugi po blasterowych strzałach. Dostrzegła takŜe krople zakrzepłej plastali i kawałki stopionego metalu. Później zauwaŜyła, Ŝe Luke przyklęknął na jedno kolano, przyłoŜył dłonie do podłogi i zamrugał, a potem nawet zamknął oczy. - Tak, to wydarzyło się tutaj - mruknął. Kilka razy głęboko odetchnął, po czym przeszył Calrissiana spojrzeniem błękitnych oczu. - Nie czyń sobie wyrzutów sumienia - powiedział. - Zrobiłeś wszystko, co było w twojej mocy. Walczyłeś bardzo ofiarnie. Na twarzy ciemnoskórego męŜczyzny odmalował się smutek. - Nie dość ofiarnie, chłopie - odparł, kręcąc głową. - Nie udało mi się ich ocalić. - W jego głosie zabrzmiała nuta złości na samego siebie. - Zbyt wiele czasu poświęciłem, starając się ratować stację. Myślałem, Ŝe to piraci, którzy pragną ukraść moje klejnoty corusca. Nie przypuszczałem, Ŝe moŜe chodzić im o dzieciaki. A potem było juŜ za późno. Tenel Ka zauwaŜyła, Ŝe Luke Skywalker ani nie usprawiedliwiał, ani nie obwiniał Landa. Po prostu słuchał. Po chwili przerwy Calrissian powiedział, tym razem znacznie ciszej: - JeŜeli jest coś, w czym mógłbym ci pomóc albo co chciałbyś mieć, Ŝeby ich odnaleźć... moją stację, jej załogę, mój statek... cokolwiek zechcesz... Propozycję Landa przerwało pojawienie się jego pomocnika, Lobota. Światełka implantowanych komputerów na jego głowie błyskały wciąŜ nowymi sekwencjami kolorów. - Skończyliśmy łatać otwór na jednym z niŜszych poziomów stacji, we wrotach śluzy lądowiska trzydziestego czwartego - odezwał się bez jakiegokolwiek wstępu. Ciemnoskóry męŜczyzna odwrócił się w stronę Luke’a i Tenel Ka. Widoczne na jego czole zmarszczki dowodziły, Ŝe jest oburzony. Akademia Ciemnej Strony 36 - Przecięli pancerz jak wieczko jednorazowej puszki z racją Ŝywnościową - powiedział. Łysy cyborg na poparcie jego słów tylko kiwnął głową. - Ich sprzęt został specjalnie przygotowany do wycięcia otworu w pancerzu kadłuba. Lando takŜe kiwnął głową. - Jedynym przedmiotem, jaki znam, wystarczająco twardym, Ŝeby wyciąć tak szybko otwór w durastali, jest... - Klejnot corusca - dokończył Luke. - Bardzo wielki i bardzo twardy - dodał Lobot. - Zgadza się - przyznał markotnie Calrissian. - Wykorzystali przeciwko nam nasze własne kamienie. - Bardzo rzadkie i kosztowne - uzupełnił Lobot. - Niewielu stać na to, by je kupić. Tenel Ka zauwaŜyła, Ŝe oczy Luke’a Skywalkera rozjarzyły się nową nadzieją. - Czy moŜesz powiedzieć nam, dokąd zostały wysłane transporty tych klejnotów? Lando wzruszył ramionami. - Jak powiedział mój przyjaciel, tak ogromne kamienie spotyka się niezwykle rzadko. Od chwili rozpoczęcia działalności wysłaliśmy tylko dwa transporty takich klejnotów. Popatrzył pytająco na cyborga. Lobot przycisnął jakiś mikroprzełącznik, umieszczony z tyłu głowy, po czym przekrzywił ją na bok, jakby wsłuchiwał się w głos, którego nie słyszał nikt oprócz niego. Po chwili kiwnął głową. - Oba transporty zostały sprzedane za pośrednictwem naszego agenta handlowego na Borgo Prime. - Czy nie moŜna byłoby się dowiedzieć, kto je kupił? - zapytał mistrz Jedi. - Wątpię - odrzekł Lando. - Handlarze kamieni są bardzo ostroŜni. Płacą uczciwie, ale szczegóły transakcji zachowują w tajemnicy. Obawiają się, Ŝe gdybyśmy się dowiedzieli, komu je sprzedają, zrezygnowalibyśmy z ich pośrednictwa. - A zatem musimy polecieć na Borgo Prime i sami zapytać - odezwała się, zdecydowana na wszystko Tenel Ka. Luke przesłał jej ciepły uśmiech, po czym znów odwrócił się w stronę Calrissiana. - Prawdę mówiąc, nie wiem nawet, czym jest ta Borgo Prime - oświadczył. - To niewielka asteroida. Znajduje się na niej kosmoport i ośrodek handlowy... a takŜe przystań handlarzy, złodziei, morderców i przemytników... najróŜniejszych szumowin z całej galaktyki. - Lando błysnął zębami w uśmiechu i dodał, zwracając się do Luke’a: - Coś w rodzaju kantyny w Mos Eisley na Tatooine. Będziesz się czuł tam jak w domu. Tenel Ka spoglądała w milczeniu na mistrza Skywalkera. Oboje stali przed ekranem komunikatora w ośrodku łączności orbitalnej stacji wydobywczej. Na monitorze było widać Hana Solo, obejmującego ramieniem Ŝonę, Leię. Z drugiej strony kobiety stał wuj Lowiego, Chewbacca.

Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta37 Tenel Ka przyjrzała się wizerunkom na ekranie i stwierdziła, Ŝe w tej chwili Leia Organa Solo wygląda bardziej jak zatroskana matka niŜ polityk, obdarzony ogromną władzą. - AleŜ, Luke, to są nasze dzieci - mówiła. - JeŜeli zagraŜa im jakieś niebezpieczeństwo, nie moŜemy siedzieć bezczynnie i czekać. - Mowy nie ma! - poparł ją Han. - Oczywiście, Ŝe nie - przyznał łagodnie mistrz Jedi. - Jesteś jednak przywódczynią Nowej Republiki i nie moŜesz się naraŜać na niebezpieczeństwo. Zmobilizuj swoje wojska, wyślij szpiegów i zwiadowcze automaty, ale zostań tam, gdzie jesteś teraz. Zorganizuj ośrodek dowodzenia i zbierania wszystkich informacji. - Zgoda, Luke - odrzekła Leia. - Na razie zostaniemy na Coruscant, ale kiedy stwierdzimy, Ŝe nie da się zrobić stąd niczego więcej, sami wyruszymy na poszukiwania. - Przylecę i zabiorę cię „Sokołem” - oświadczył Han. - Daj mi dziesięć standardowych dni - odparł mistrz Skywalker. - Jestem na tropie, którym muszę podąŜyć jak najszybciej, jeŜeli nie chcę go zgubić. A teraz musimy ruszać w drogę. Będziemy informowali was o postępach. - My? - zapytał Han. - Lando leci z tobą? - Nie - odpowiedział Luke. - Swoim towarzystwem zaszczyciła mnie następczyni hapańskiego tronu - dodał, gestem pokazując Tenel Ka. - Jesteśmy wdzięczni za twoją pomoc - odezwała się oficjalnym tonem Leia. Dziewczyna zbliŜyła się do ekranu i takŜe oficjalnie lekko kiwnęła głową. - Jacen, Jaina i Lowbacca znaczą dla mnie więcej niŜ honor - powiedziała. - Są moimi przyjaciółmi. Twarz Leii złagodniała. - A zatem jestem winna ci wdzięczność równieŜ jako matka - oznajmiła. Chewbacca takŜe warknął coś, co Tenel Ka mogła uznać jedynie za wyraz aprobaty. - Nie martwcie się, na pewno ich znajdziemy - odezwał się Luke. - Teraz jednak musimy się pospieszyć. Han uniósł głowę i uśmiechnął się do przyjaciela. - W porządku, a zatem ruszaj w drogę, mały. Zanim połączenie zostało przerwane, Leia dodała: - I niech Moc będzie z tobą. Akademia Ciemnej Strony 38 R O Z D Z I A Ł 6 Jaina ocknęła się i stwierdziła, Ŝe Lowie potrząsa ją za ramię. Młody Wookie Ŝałośnie lamentował i czynił to tak długo, aŜ dziewczyna jęknęła i oprzytomniała, mrugając powiekami. Natychmiast pojawiły się wszystkie nieprzyjemne dolegliwości, o jakich słyszała: zawroty głowy, mdłości, bóle mięśni... pozostałości po ogłuszających promieniach blasterów, jakimi porazili ją imperialni szturmowcy. Ludzkie ciało nie znosiło tak duŜych dawek energii. Jaina stwierdziła takŜe, Ŝe szumi jej w uszach, ale instynkt podpowiadał jej, Ŝe ten dźwięk słyszy naprawdę. Zorientowała się, Ŝe jest to odgłos pracy silników duŜego statku, lecącego w nadprzestrzeni. Nie wiedziała, czy moŜe zaryzykować i usiąść prosto. Powoli obróciła głowę. Zobaczyła, Ŝe wszyscy troje znajdują się w niewielkim pomieszczeniu, nie wyróŜniającym się niczym szczególnym. Głęboko odetchnęła, podrapała się po porośniętej prostymi brązowymi włosami głowie, po czym przesunęła dłonią po poplamionym materiale kombinezonu. Chciała się upewnić, Ŝe nie odniosła Ŝadnych obraŜeń. Nagle przypomniała sobie, co zaszło podczas ataku na orbitalną stację wydobywczą. Wyprostowała się tak raptownie, Ŝe ogarnęła ją nowa fala mdłości, a w skroniach eksplodowały impulsy bólu. Z trudem oddychała, ale siłą woli postanowiła się odpręŜyć i pozwoliła, Ŝeby odpłynęła chociaŜ cześć bólu. - Gdzie jesteśmy? - zapytała. Jacen, który zdąŜył usiąść na wąskiej pryczy, właśnie przecierał bursztynowe oczy. Kiedy skończył, przeczesał długimi palcami rozwichrzone włosy. Jego spojrzenie świadczyło o zdezorientowaniu. Jaina wyczuła falę niepokoju płynącą od strony brata. - Nie mam pojęcia - odpowiedział. Lowbacca burknął coś, co zabrzmiało jak pytanie. On takŜe sprawiał wraŜenie zaniepokojonego. - Przynajmniej jesteśmy wszyscy razem - oznajmiła dziewczyna. - No i wcale nas nie związali.

Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta39 Uniosła ręce, zdumiona faktem, Ŝe imperialni Ŝołnierze nie rozdzielili ich ani nie skrępowali. W niszy w murze ujrzała tacę, a na niej pojemniki z wodą i talerze z poŜywieniem. Lowie zdąŜył skosztować owocu. - Hej, zastanawiam się, co się stało z pracownikami stacji - odezwał się Jacen. - Jak myślisz, co zrobili Calrissianowi? - Na chwilę przedtem, zanim nas ogłuszyli, widziałam go, jak leŜał bez przytomności na korytarzu - odparła. - Nie sądzę jednak, Ŝeby chcieli go zabić. Odniosłam wraŜenie, Ŝe zaleŜało im tylko na nas. - Ta-a... jedynie my przedstawialiśmy dla nich jakąś wartość, no nie? - stwierdził ponuro Jacen. Lowie warknął. Jaina wstała i rozprostowała kości. Wydawało się jej, Ŝe kiedy się porusza, czuje się trochę lepiej. - Myślę, Ŝe i mnie nic nie jest - oznajmiła. - A co z wami? Jacen uśmiechnął się, chcąc ją uspokoić, a Lowie tylko kiwnął kudłatą głową. Ciemniejsza sierść nad jego okiem jeŜyła się jednak z niepokoju. Lowbacca przygładził włosy i mruknął. Dopiero wówczas Jaina zauwaŜyła, Ŝe coś jest nie w porządku. Popatrzyła na pleciony pas, otaczający biodra Wookiego, ale nie zauwaŜyła miniaturowego androida- tłumacza. - Lowie! Co się stało z Em Teedee? - zapytała. Lowbacca wydał dziwny Ŝałosny dźwięk i poklepał się po biodrze. - Musieli mu go zabrać szturmowcy - stwierdziła Jaina. - Ciekawe, czego chcą? - Och, pragną tylko opanować całą galaktykę, narobić mnóstwo zamieszania... a przy okazji skrzywdzić wielu ludzi - odparł nonszalancko Jacen. - Wiesz; to, co zwykle. - Podszedł do płaskiej metalowej płyty będącej najwyraźniej drzwiami. - Hmmm... prawdopodobnie są zamknięte, ale nie zaszkodzi spróbować. Przycisnął kilka klawiszy, wybranych na chybił trafił. Ku zdumieniu Jainy drzwi się otworzyły, ukazując uzbrojonego straŜnika, który stał niemal na progu. Podobny do czerepu biały hełm szturmowca obrócił się w ich stronę. - Hurra! - krzyknął Jacen, a potem dodał znacznie ciszej: - Przynajmniej drzwi się otwierają. - MoŜe po prostu nie umieli ich zamknąć - zasugerowała Jaina. - Pamiętacie, jakie zawodne i toporne są imperialne urządzenia? - Chcąc dokuczyć Ŝołnierzowi, pozwoliła, by w jej głosie zabrzmiała nuta sarkazmu. - I wiecie, jaki dziurawy jest pancerz szturmowca? Zapewne nie mógłby wytrzymać nawet strzału z wodnego blastera. - Po prostu przejdźmy obok niego - zaproponował scenicznym szeptem Jacen widząc, Ŝe szturmowiec się nie poruszył. - MoŜe nas nie zatrzyma. Dopiero wówczas imperialny Ŝołnierz zdjął z ramienia karabin blasterowy. - Zaczekajcie tutaj - rozkazał. Jego beznamiętny głos, przefiltrowany przez głośnik w białym hełmie, sprawiał wraŜenie pozbawionego wszelkich emocji, ale mimo to dało się wyczuć w nim groźbę. Akademia Ciemnej Strony 40 StraŜnik powiedział coś po cichu do mikrofonu komunikatora, po czym, zatrzasnąwszy drzwi, ponownie zamknął młodych Jedi w celi. Przez chwilę wszyscy troje siedzieli w pełnej napięcia ciszy. - MoŜemy opowiadać sobie dowcipy - zasugerował Jacen. Zanim Jaina zdąŜyła pomyśleć, by udzielić najlepszej odpowiedzi, drzwi celi znów się otworzyły. Tym razem u boku szturmowca stała ta sama bardzo wysoka, złowieszczo wyglądająca kobieta, którą widzieli podczas ataku na stację Landa Calrissiana. Jaina niemal wstrzymała oddech. Kruczoczarne włosy kobiety spływały na ramiona niczym mroczne fale. Jej peleryna, czarna jak ebonit, iskrzyła się blaskiem setek naszytych małych szlachetnych kamieni, błyszczących przy kaŜdym ruchu jak gwiazdy na nocnym niebie. Fioletowe oczy płonęły w twarzy tak bladej, Ŝe chyba wyrzeźbionej z kawałka wypolerowanej kości. Ciemnowiśniowe usta wyglądały, jak gdyby na wargach zastygł sok dojrzałego egzotycznego owocu. Kobieta była piękna... ale jej piękno było okrutne i ponure. - A wiec, rycerze Jedi, nareszcie się zbudziliście - warknęła. W jej niskim, gardłowym głosie nie było jednak słychać syku, czego oczekiwała Jaina. - Muszę zacząć od stwierdzenia, Ŝe bardzo mnie rozczarowaliście. Miałam nadzieję, Ŝe tacy potęŜni uczniowie, nawykli do władania Mocą, stawią mi silniejszy opór. Tymczasem wasze siły Jedi okazały się śmiechu warte! Ale my to zmienimy. Nauczycie się nowych sztuczek. Skutecznych sztuczek. Kobieta obróciła się na pięcie, a czarna peleryna zawirowała wokół niej niczym smuga dymu. - Chodźcie za mną - odezwała się, po czym wyszła na korytarz. - Nie - odparła Jaina. - Za kogo się uwaŜasz? Jakim prawem trzymasz nas tu wbrew naszej woli? - Powiedziałam: Chodźcie! - powtórzyła kobieta. Kiedy młodzi Jedi Ŝadnym gestem nie zdradzili, Ŝe zamierzają usłuchać jej rozkazu, kobieta wymierzyła w nich czubki wypolerowanych paznokci i zaczęła przebierać w powietrzu palcami. Nagle Jaina poczuła, Ŝe na jej szyi zaciska się niewidzialna pętla. Kobieta zagięła palce, a Jaina odniosła wraŜenie, Ŝe jest tylko małym zwierzątkiem, bezlitośnie ciągniętym na smyczy. Zachwiała się, kiedy niewidoczny powróz wywlekał ją z celi na korytarz. Tymczasem Lowbacca i Jacen zmagali się z takimi samymi pętami Mocy. Wookie wył, usiłował stawiać opór. Obaj walczyli, ale mimo to, potykając się i zataczając, takŜe zostali wyciągnięci powrozami Mocy z celi. - Mogę ciągnąć was w ten sposób aŜ na mostek - odezwała się kobieta. Jej wiśniowosine wargi wykrzywiły się w kpiącym uśmiechu. - MoŜecie jednak zachować siły na to, Ŝeby stawić mi skuteczniejszy opór nieco później. - Niech będzie jak chcesz - wychrypiała Jaina czując, Ŝe kobieta włada ciemnymi siłami Jedi, którym nie moŜe się przeciwstawić... a przynajmniej jeszcze nie teraz. Kiedy peta Mocy opadły, wszyscy troje stanęli, drŜąc i z trudem łapiąc oddechy. Spoglądali po sobie, mając świadomość, Ŝe nie tylko zostali pokonani, ale i poniŜeni.

Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta41 Jaina pierwsza otrząsnęła się z przeŜytego wstrząsu. Przełknęła kluchę, jaka tkwiła w jej gardle, po czym wyprostowała się, dumnie uniosła głowę i podąŜyła za kobietą. TuŜ za nią ruszyli Jacen i Lowbacca. - Kim jesteś? - zapytała po kilku chwilach Jaina. Kobieta przystanęła w pół kroku, przez chwilę się wahała, po czym odparła: - Nazywam się Tamith Kai. Jestem członkinią nowego zakonu Sióstr Nocy. - Sióstr Nocy? - powtórzył zdumiony Jacen. - W rodzaju tych, które Ŝyły kiedyś na Dathomirze? Jaina pamiętała historie, które opowiadała im przyjaciółka, Tenel Ka, kiedy chciała ich przerazić, Ŝeby ćwiczyć później techniki relaksacyjne, stosowane przez rycerzy Jedi. Były to opowieści o przeraŜających, złych kobietach, które kiedyś wypaczyły bieg historii na jej rodzimej planecie. Tamith Kai popatrzyła na Jacena. Na fioletowowiśniowych ustach kobiety błąkał się grymas, będący czymś pośrednim między pogardą a uśmiechem. - A więc słyszeliście o nas? To dobrze. Na mojej planecie nie brakuje kobiet władających Mocą, a Imperium pomogło naszemu zakonowi się odrodzić. MoŜe teraz uświadomicie sobie, Ŝe nie zdołacie przeciwstawić się naszej woli. Z drugiej strony, jeŜeli będziecie współpracowali, moŜecie spodziewać się nagrody. - Nie będziemy współpracowali z tobą - oświadczyła hardo Jaina. - Tak, tak - stwierdziła Tamith Kai, jakby znudzona tym oświadczeniem. - Przekonamy się o tym we właściwym czasie. - Hej, dokąd nas prowadzisz? - zapytał w pewnej chwili Jacen, spiesząc się, by dotrzymać kroku siostrze. Lowie kroczył u jego boku. Gniewnie warczał i przebierał palcami w okolicach pasa, jakby naprawdę brakowało mu obecności Em Teedee. - Wkrótce sami zobaczycie - odezwała się Siostra Nocy. - Jesteśmy prawie gotowi, Ŝeby wyskoczyć z nadprzestrzeni. Wszyscy czworo wstąpili na platformę nośną, która zawiozła ich na najwyŜszy poziom, gdzie znajdował się mostek statku. Młodzi Jedi ujrzeli samotnego męŜczyznę, pilotującego wahadłowiec. Pochylony nad kontrolnym pulpitem, siedział tyłem do nich na wyściełanym fotelu z wysokim oparciem. Pilot miał przed sobą iluminator, przez który Jaina mogła widzieć wielobarwne świetliste smugi gwiazd, charakterystyczne dla lotu w nadprzestrzeni. MęŜczyzna wyciągnął prawą rękę i uchwycił rękojeść dźwigni napędu nadprzestrzennego. Kiedy zmieniające się cyfry na tarczy chronometru pokazały same zera, pociągnął za dźwignię. Smugi gwiazd zamieniły się w czerń normalnych przestworzy, usianą świecącymi punkcikami. - Jesteśmy w pobliŜu systemów gwiezdnych jądra - odezwała się natychmiast Jaina, widząc gęste skupiska gwiazd i serpentyny gwiezdnych gazów, które zakrzepły w pobliŜu środka galaktyki. Systemy gwiezdne znajdujące się w pobliŜu jądra były ostatnimi bastionami imperialnej władzy. Znajdowały się tak blisko siebie, Ŝe nawet wojska Nowej Republiki nie mogły się z nimi rozprawić. Jaina nie dostrzegała jednak w pobliŜu Akademia Ciemnej Strony 42 Ŝadnej gwiazdy. Wydawało się jej, Ŝe wiszą w przestworzach, w samym środku czarnej pustki, rozjaśnionej świetlistymi punktami. - Dotarliśmy do celu, Tamith Kai - odezwał się pilot, po czym obrócił się na wysokim fotelu. Serce Jainy zamarło, kiedy dziewczyna rozpoznała pooraną zmarszczkami twarz i stalowosiwe włosy byłego pilota myśliwca typu TIE. MęŜczyzna przez wiele lat ukrywał się w gęstwinie dŜungli porastającej czwarty księŜyc Yavina. - Qorl! - wykrzyknął Jacen. Lowie gniewnie zaryczał. Kiedy młodzi uczniowie z akademii Luke’a znaleźli w dŜungli roztrzaskaną imperialną maszynę i usiłowali ją naprawić, Qorl zaatakował ich, strzelając z blastera. Nie trafił Lowiego ani Tenel Ka, którzy w porę ukryli się w gęstwinie, ale pochwycił i uwięził Jacena i Jainę. - Witajcie, młodzi przyjaciele. Zapomniałem podziękować wam za to, Ŝe naprawiliście mój myśliwiec i umoŜliwiliście mi powrót do mojego Imperium. - Zdradziłeś nas! - krzyknęła Jaina, rozzłoszczona na męŜczyznę, który zamiast myśleć samodzielnie, powtarzał slogany, wyuczone podczas szkolenia, jakie przeszedł w imperialnej akademii. Kiedy bliźnięta były więźniami pilota, w pewnym sensie się z nim zaprzyjaźniły. Siedząc wieczorem przy ognisku, opowiadali sobie róŜne historie. Jaina była przekonana, Ŝe Qorl mięknie, kiedy uświadamia sobie, iŜ slogany Imperium są najzwyczajniejszymi kłamstwami. W końcu jednak przezwycięŜenie imperialnych wojskowych nawyków okazało się dla niego zbyt trudne. - Postąpiłem jak kaŜdy dobry Ŝołnierz i złoŜyłem meldunek - ciągnął monotonnie pilot. - Ci ludzie przyjęli mnie i... na nowo przeszkolili. Opowiedziałem im o waszym istnieniu... o istnieniu nowego zakonu potęŜnych młodych Jedi, którzy nie mogą się doczekać, Ŝeby zacząć słuŜyć Imperium. - Nigdy! - krzyknęli równocześnie Jacen i Jaina. Lowbacca poparł ich głośnym rykiem. Tamith Kai popatrzyła na nich z góry. Na jej twarzy pojawił się kpiący uśmiech. Stojąca teraz obok pilota czarnowłosa kobieta wydawała się jeszcze wyŜsza niŜ poprzednio, groźniejsza niŜ kiedykolwiek. - Cieszy mnie wasz gniew - powiedziała. - Podsycajcie go. Pozwólcie, by nabrał siły. Wykorzystamy go, kiedy zacznie się wasze szkolenie. Teraz jednak... dotarliśmy do celu podróŜy. Lowie warknął. Nie wierzył jej słowom. Jaina popatrzyła przez dziobowy iluminator. Starała się uspokoić. Mistrz Skywalker powiedział kiedyś, Ŝe poddawanie się gniewowi oznaczało wstępowanie na ścieŜkę wiodącą prosto w objęcia ciemnej strony Mocy. Dziewczyna wiedziała, Ŝe nie moŜe się złościć. Musiała wymyślić inną metodę obrony. - Jesteśmy w samym środku pustej przestrzeni - stwierdziła. - Czego właściwie tu szukamy?

Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta43 - Przestrzeń czasami nie jest pusta - odparła Siostra Nocy. Jej niski, nieco śpiewny głos, brzmiał jednak monotonnie, jakby kobieta myślała o czymś innym. - Rzeczywistość nie zawsze bywa taka, jak sądzimy. Qorl obrócił się w fotelu pilota i zaczął sprawdzać współrzędne, po czym wystukał na klawiaturze kod umoŜliwiający dostęp. - Przesyłam - zameldował. Tamith Kai skierowała okrutne fioletowe oczy na młodych Jedi. - Właśnie zaczyna się nowy etap w waszym Ŝyciu - oświadczyła, pokazując na dziobowy iluminator. - Popatrzcie! W przestworzach przed dziobem statku zaczęła lśnić jakaś mgiełka, jakby ktoś ściągał niewidzialną zasłonę. Nagle oczom dzieci ukazała się gwiezdna stacja, zawieszona pośrodku czarnej pustki. Miała kształt pierścienia i przypominała ogromny obwarzanek. Zewnętrzny obwód stacji jeŜył się lufami broni, wymierzonymi we wszystkie strony. Cała konstrukcja przypominała kolczastą obroŜę, sporządzoną dla jakiejś groźnej bestii. W centralnym miejscu torusa piętrzyły się wysokie obserwacyjne wieŜe, podobne do spiczastych iglic. Jaina z wysiłkiem przełknęła ślinę. - Zasłona maskująca usunięta - zameldował Qorl. - Dobrze się jej przyjrzyjcie - ciągnęła Tamith Kai, ale sama nawet nie spojrzała przez iluminator. Jej fioletowe oczy miotały błyski, kiedy wpatrywała się w dzieci. - Tu będziecie kształceni, Ŝeby zostać kiedyś Ciemnymi Jedi... na słuŜbie Imperium. - Musimy jak najszybciej wylądować i reaktywować niewidzialną zasłonę - przypomniał jej Qorl. Siostra Nocy kiwnęła głową, ale nie wydawało się, Ŝe go usłyszała. Bez przerwy wpatrywała się w młodych Jedi. - Witajcie w Akademii Ciemnej Strony - szepnęła. Akademia Ciemnej Strony 44 R O Z D Z I A Ł 7 Tenel Ka, siedząca na fotelu drugiego pilota, wsunęła dłoń pod ochronną siatkę i przesunęła palcami po szorstkiej, zgrzebnej tkaninie stroju stanowiącego jej przebranie. Po raz dziesiąty Ŝałowała, Ŝe nie moŜe mieć na sobie wygodnego ubrania z jaszczurczej skóry; elastycznego, ale wytrzymałego, które w dodatku nigdy nie draŜniło jej skóry. Przez większą część podróŜy na Borgo Prime milczała, onieśmielona i zalękniona, niezdolna wykrztusić choćby słowo. Obok niej siedział przecieŜ sam mistrz Skywalker... najsłynniejszy, najpotęŜniejszy i najbardziej powaŜany Jedi w całej galaktyce. Spokojnie i pewnie pilotował „Znikomą Szansę”, wysłuŜony przemytniczy frachtowiec, który Lando wygrał kiedyś w sabaka, ale poŜyczył Luke’owi twierdząc, Ŝe go nie potrzebuje. Babka Tenel Ka nalegała, Ŝeby szkolenie następczyni hapańskiego tronu uwzględniało nawiązywanie stosunków dyplomatycznych i naukę reguł zwracania się do istot róŜnych ras i płci, piastujących rozmaite stopnie czy tytuły. I chociaŜ Tenel Ka nie zaliczała się do osób gadatliwych, nie była takŜe nieśmiała. A jednak, przebywając przez dłuŜszy czas w ciasnej sterowni sam na sam ze słynnym mistrzem Jedi, nie wiedziała, o czym z nim rozmawiać. Starała się coś wymyślić, ale jej ocięŜały umysł nie chciał być posłuszny jej woli. Zmęczenie lgnęło do niej jak wilgotny, przepocony strój, który miała na sobie. Zaczęła kręcić się na fotelu, starając się ukryć nerwowe ziewnięcie. Luke rzucił jej ukradkowe spojrzenie. W kącikach jego ust czaił się wyrozumiały uśmiech. - Zmęczona? - Niewiele spałam - odparła dziewczyna, zakłopotana faktem, Ŝe mistrz Jedi jednak zauwaŜył jej zmęczenie. - Miałam złe sny. Błękitne oczy Luke’a na krótką chwilę się zwęziły. MęŜczyzna sprawiał wraŜenie, Ŝe usiłuje sobie coś przypomnieć, ale później pokręcił głową. - Ja takŜe nie spałem najlepiej - przyznał. - Bez względu jednak na to, czy jesteśmy zmęczeni, czy nie, nie moŜemy popełnić Ŝadnego błędu. Powtórzymy sobie naszą fikcyjną historię. Powiedz mi, kim jesteś.

Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta45 - Jesteśmy hadlarzami z Randon - zaczęła Tenel Ka. - Staramy się nie podawać naszych nazwisk, ale jeŜeli będziemy musieli, ty nazywasz się Iltar, a ja jestem twoją kuzynką Beknit, którą się opiekujesz. Handlujemy drogocennymi starociami, zabytkami z zamierzchłych epok, wykopanymi przez archeologów. Chcąc osiągnąć jak największy zysk, nie cofamy się przed łamaniem prawa. Przybyliśmy z miejsca, gdzie potajemnie prowadzi się wykopaliska na planecie... Na chwilę przerwała, usiłując przypomnieć sobie jej nazwę. - Ossus - podpowiedział mistrz Jedi. - A. Aha - rzekła dziewczyna. - Ossus. - Głęboko odetchnęła, równocześnie starając się wyryć tę nazwę w pamięci. - Na Ossus znaleźliśmy ukryty skarbiec, zamknięty pieczęcią Starej Republiki. Skarbiec znajduje się głęboko we wnętrzu litej skały, a chroni go pancerz tak gruby, Ŝe nie przebije go Ŝaden blaster ani laser. Wzdragamy się przed rozsadzeniem skal, w obawie, Ŝe moglibyśmy zniszczyć sam skarbiec. Przybywamy na Borgo Prime, Ŝeby kupić kilka bardzo duŜych klejnotów corusca. Chcemy przeciąć nimi pancerz i dostać się do skarbca. Jesteśmy gotowi dobrze zapłacić za kamienie o odpowiedniej wielkości. Tenel Ka patrzyła z ciekawością na nieregularną bryłę asteroidy Borgo Prime, powiększającą się przed dziobowym iluminatorem statku. W ciągu niezliczonych stuleci skalna bryła była dziurawiona i drąŜona przez całe pokolenia górników poszukujących raz tego, raz innego minerału, zaleŜnie od zmian zapotrzebowania rynku. Planetoida wyglądała z daleka jak plaster miodu. Ostatecznie przed stu kilkudziesięciu laty Borgo Prime została pozbawiona nawet najmniej wartościowych surowców i rud metali. Poszukiwacze opuścili asteroidę, zostawili jednak sieć połączonych jaskiń i krzyŜujących się korytarzy, zaopatrzonych w szczelne śluzy, ochronne pola, lądowiska i wszystkie urządzenia, niezbędne do przeŜycia. Przekształcenie wyeksploatowanej kopalni w tętniący Ŝyciem port kosmiczny było jedynie kwestią czasu. Luke wysłał standardowy sygnał, prosząc o zgodę na lądowanie, którą otrzymał bez najmniejszych trudności. - Zezwolono nam pozostawić statek na lądowisku dziewięćdziesiątym czwartym - oznajmił. - Czy jesteś gotowa, hmmm... Beknit? Tenel Ka rzeczowo kiwnęła głową. - Oczywiście, Iltarze. Mistrz Jedi przez chwilę ją obserwował. Na jego twarzy malował się niepokój. - Tam, na dole, moŜe być bardzo cięŜko - powiedział w końcu. - Na Borgo Prime nie brakuje ludzi pozbawionych wszelkich skrupułów... złodziei, morderców i istot, które równie łatwo mogą pozdrowić cię albo zabić. - A. Aha - unosząc brew, odparła Tenel Ka. - To zupełnie jak składanie wizyty na królewskim dworze mojej babki. Dwoje handlarzy z Randonu: „Iltar” i powierzona jego opiece „Beknit” pozostawiło wysłuŜony frachtowiec za ogromnymi wrotami jaskini kryjącej lądowisko, Akademia Ciemnej Strony 46 po czym ruszyło wąskim korytarzem w głąb asteroidy, gdzie mieściły się lokale rozrywkowe oraz biura przedsiębiorców i pośredników. Mimo wielu wcześniejszych prób Tenel Ka zapomniała, Ŝe musi wyglądać jak doświadczony handlarz, przyzwyczajony do bywania w gwarnych kosmoportach. Gapiła się na szeregi wysokich prefabrykowanych budowli, które wtopione były w ściany jaskiń i korytarzy. Raz po raz mruŜyła oczy, oślepiane błyskającymi światłami, zdobiącymi przedstawicielstwa handlowe obcych istot. Wiele takich biur umieszczono we wnętrzach oddzielnych kopuł, w których panowały róŜne mikroklimaty. To miejsce tak bardzo się róŜniło od jej rodzimej, prymitywnej, nieujarzmionej Dathomiry. Nie mogło być porównywane nawet ze statecznymi, malowniczymi hapańskimi miastami, czasami większymi niŜ cała asteroida. śaden ze znanych jej światów nie miał takiego nieporządnego, krzykliwie oświetlonego kosmoportu ani tętniących własnym Ŝyciem biur czy przedstawicielstw. W pewnym miejscu Tenel Ka ujrzała w sklepieniu łukowato wygiętą transpastalową szybę, łączącą oba brzegi szczeliny. Widziała przez nią tylko największe gwiazdy. Jaskrawe oświetlenie korytarzy Borgo Prime zaćmiewało blask pozostałych. Luke przystanął obok Tenel Ka i cierpliwie czekał, aŜ dziewczyna oswoi się z otoczeniem. - Jeszcze nigdy nie byłaś w takim miejscu, prawda? - zapytał. Tenel Ka pokręciła głową i ruszyła korytarzem. Szukała właściwych słów, którymi mogłaby opisać to, co dzieje się w jej głowie. - Czuję się tu... śmiesznie. Nie na miejscu. Przesunęła czubkiem buta po powierzchni chodnika, pokrytej róŜnobarwnymi, jarzącymi się reklamami. Przystanęła, by przeczytać jedną, a po chwili następną. Kiedy jej stopa dotknęła krawędzi pierwszego napisu, fosforyzujące litery rozbłysnęły oślepiającym światłem. ZACISZNA PRZYSTAŃ WYNAJEM STOCZNI REMONTOWYCH NA GODZINY ALBO NA MIESIĄCE Następna reklama głosiła po prostu: PEWNOŚĆ I ZAUFANIE ZGŁOŚ SIĘ DO NAS, JEśELI POTRZEBUJESZ JAKIEJKOLWIEK INFORMACJI DYSKRECJA ZAPEWNION Tenel Ka pokręciła głową. - Nie rozumiem tego miejsca - oświadczyła. - Muszę przyznać, ze zarazem odpycha mnie i przyciąga... - Wiesz, nie musisz przechodzić przez to wszystko - odezwał się Luke. - Potrafię sobie sam poradzić.

Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta47 Tenel Ka uświadomiła sobie, Ŝe jest to szczera prawda... ale myśl ta nie przyniosła jej ulgi. Potrząsnęła głową i nerwowo przeczesała palcami włosy. Jak przystało na mieszkankę Randonu rozpuściła je, tak Ŝe teraz spływały na jej ramiona złocistorudymi puklami niczym oświetlone promieniami zachodzącego słońca wodospady. Dziewczyna starała się odzyskać pewność siebie, ale miała wraŜenie, Ŝe jej niewiedza ją przytłacza. - Zrobię wszystko, co muszę, by ratować przyjaciół - oznajmiła tak rzeczowo i dziarsko, jak umiała. – Gdzie znajduje się to gniazdo czy ul, które kazał nam odnaleźć Lando? Luke wskazał kolejną reklamę, jaka rozjarzyła się pod ich stopami. MROWISKO SHANKA DOSKONAŁE TRUNKI, WYŚMIENITA ROZRYWKA DLA ISTOT RÓśNYCH RAS I W RÓśNYM WIEKU Umieszczony obok reklamy dwuwymiarowy rysunek przedstawiał insektoidalnego barmana wyciągającego dziesiątki połączonych przegubowo i pokrytych chitynowym pancerzem kończyn, w których trzymał pojemniki z trunkami. Rząd wtopionych w płyty chodnika mrugających strzałek nieomylnie wskazywał drogę do „mrowiska”. Tenel Ka poczuła nagły atak scenicznej tremy, ale wiedziała teŜ, jak jest waŜne, Ŝeby nie wypadła z roli. Wygładziła fałdy ubrania i chrząknęła, po czym uniosła głowę i spojrzała na Luke’a. - Musisz być bardzo spragniony po tak długiej podróŜy, Iltarze - powiedziała. - Tak. Masz rację, Beknit. Dziękuję - odparł mistrz Jedi bez mrugnięcia okiem. - Bardzo chciałbym się czegoś napić. - Pochylił się nad dziewczyną i półgłosem zapytał: - Czy jesteś absolutnie pewna, Ŝe chcesz to zrobić? Tenel Ka stanowczo kiwnęła głową. - Jestem gotowa na wszystko - oświadczyła. - Nie spodziewałam się, Ŝe na tak małej asteroidzie zobaczę tak ogromny lokal - odezwała się Tenel Ka. Odchyliła głowę i spojrzała na faliste zmarszczki zdobiące ściany i sklepienie Mrowiska Shanka. Pomieszczenie miało kształt wielkiego szarozielonego stoŜka i było chronione przez własne pole siłowe, zapobiegające uciekaniu atmosfery. Budowla wznosiła się na wysokość co najmniej dwustu pięćdziesięciu metrów powyŜej poziomu głównego chodnika asteroidy. Tenel Ka miała wraŜenie, Ŝe jej Ŝołądek kurczy się i rozkurcza, draŜniony przez niepewność i trwogę. Musiała przystanąć, Ŝeby kilka razy głęboko odetchnąć. Z rozpaczą zauwaŜyła, Ŝe w oczach mistrza Jedi tańczą iskierki rozbawienia. - Wiesz, kto czeka na nas w środku, prawda? - odezwał się Skywalker. - Złodzieje - odparła dziewczyna. - Mordercy - dodał Luke. - Kłamcy, szumowiny, przemytnicy, zdrajcy... - Nie dokończyła wyliczanki. Akademia Ciemnej Strony 48 - Prawie, jak w rodzinie na Hapes? - zapytał, rozciągając twarz w Ŝartobliwym uśmiechu. Tenel Ka, będąc następczynią hapańskiego tronu, widywała zawodowych skrytobójców. Nawet rozmawiała z nimi podobnie jak przed nią czynił to jej ojciec, ksiąŜę Isolder. JeŜeli wtedy nie brakowało jej odwagi, z pewnością poradzi sobie i teraz, w środku kantyny na niewielkiej asteroidzie. - Dziękuję - powiedziała, przyjmując podane ramię. - Teraz jestem juŜ gotowa. Luke wcisnął do widocznego w skalnej ścianie otworu czytnika kartonik słuŜący za przepustkę. - Postaramy się nie rzucać nikomu w oczy - powiedział. Drzwi kantyny się otworzyły. Kiedy Tenel Ka przestąpiła próg, pierwszą rzeczą, którą ujrzała, był insektoidalny barman, Shanko. Istota miała ponad trzy metry wzrostu. W pomieszczeniu unosiła się mieszanina trudnych do opisania woni, których dziewczyna nawet nie potrafiłaby zidentyfikować. Nie były przyjemne, ale teŜ nie sprawiały jej przykrości. Sporą część tej mieszaniny stanowiły dymy, wydzielane przez róŜne płonące przedmioty: świece, fajki z tytoniem, kadzidła i bryłki wonnego torfu, umieszczone w jamach z tlącą się murawą, a nawet tkaniny ubrań czy sierść klientów, którzy niebacznie znaleźli się zbyt blisko źródeł ognia. Nie odzywając się, Luke kiwnął głową w stronę baru. Nawet gdyby powiedział coś na głos, Tenel Ka nie usłyszałaby go z powodu jazgotu, który tworzyło co najmniej sześć zespołów muzycznych grających najnowsze przeboje z takiej samej liczby gwiezdnych systemów. Na szczęście przed wejściem uzgodnili, od którego miejsca rozpoczną poszukiwania. Dziewczyna wiedziała, jakim szacunkiem cieszą się na Ranacie osoby płci Ŝeńskiej - głównie z uwagi na fakt, Ŝe to one zazwyczaj dziedziczyły rodowe fortuny. Pamiętała teŜ o tym, Ŝe zawsze są obsługiwane w pierwszej kolejności. Ruszyła prosto w stronę baru, Ŝeby złoŜyć zamówienie. - Sssserdecznie witamy was, przybysze - odezwa! się na ich widok Shanko. Zaplótł aŜ trzy pary przegubowych górnych kończyn i zgiął się w ukłonie tak niskim, Ŝe anteny na jego głowie niemal dotknęły lady baru. - Twoja gościnność jest równie miła co perspektywa odpoczynku po długiej podróŜy - odparła Tenel Ka. - Aaa, widzę, Ŝe zaliczasz ssssię do ludzi wykształconych - rzekł insektoidalny barman. - Jesssteś moŜe sssstudentką albo dyplomatką? - Jest kuzynką, powierzoną mojej opiece - wtrącił się od niechcenia Luke. - A więc mam tym większy zaszczyt móc cię obssssługiwać, pani - powiedział Shanko, prostując się na całą trzymetrową wysokość. - Proszę o randońską Ŝółtą zarazę - odparła bez wahania Tenel Ka - Ochłodzoną. MoŜe być podwójna porcja. - A dla mnie zdalnie sterowany skrytobójca - odezwał się Skywalker. Membrany przysłaniające wielofasetkowe oczy barmana dwukrotnie zadrŜały ze zdumienia.

Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta49 - Nieczęssssto zamawiany trunek - stwierdził. - Niezwykle mocny, nieprawdaŜ? - Przez chwile sprawiał wraŜenie wzburzonego. Gdzieś w głębinach jego klatki piersiowej wezbrał bulgot, który Tenel Ka musiała uznać za wybuch śmiechu. - Czy skład ma być z góry zaprogramowany, czy moŜe być przypadkowy? - Oczywiście, Ŝe przypadkowy - odparł Luke. - Aaa, ryzykant - stwierdził Shanko, z aprobatą uderzając parą górnych kończyn o ladę baru. Później jego ręce zaczęły uwijać się jak w ukropie, pociągać za róŜne dźwignie, przyciskać guziki. Insektoid dolewał coraz innych napojów z rozmaitych fiolek, napełniając pucharki i mieszając ich zawartości. Przyrządzenie zamówionych drinków zajęło mu mniej czasu niŜ gościom ich zamówienie. - Nie ma zysku bez ryzyka - oświadczył Luke, przyjmując pucharek z jednej spośród wielu górnych kończyn barmana. Tenel Ka zbliŜyła się do lady baru i odezwała się półgłosem: - Potrzebujemy informacji. Wyciągnęła sznur niewielkich klejnotów corusca, ukrytych dotychczas pod szorstką tkaniną jej szaty. Shanko ze zrozumieniem kiwnął głową. - JeŜeli chodzi o informacje, dyssssponujemy najlepszymi handlarzami w całym sssektorze - odparł. - Mamy nawet jednego Hutta. - Gestem jednej kończyny pokazał część sali znajdującą się po prawej stronie jego baru. - JeŜeli tam nie znajdziecie tego, czego szukacie, nie znajdziecie tego nigdzie indziej na całej Borgo Prime - oświadczył z nie ukrywaną dumą. Mistrz Jedi i dziewczyna podziękowali barmanowi, po czym skierowali się w stronę, którą pokazał. Kiedy zagłębiali się w skłębiony tłum gości raczących się ulubionymi potrawami czy trunkami, zorientowali się, Ŝe jazgotliwa muzyka juŜ nie razi tak bardzo ich uszu. CiŜba istot z najróŜniejszych światów była tak gęsta, Ŝe Tenel Ka nie widziała nawet, dokąd idą. Nagle idący u jej boku Luke przystanął i zamknął oczy. - Hutt będący handlarzem informacji, tak? - zapytał na głos. - Tacy są zazwyczaj najlepsi w swoim fachu. Tenel Ka poczuła lekki dreszcz obserwując, jak mistrz Jedi wysyła myślowe wici, dotyka nimi mózgów róŜnych istot w jaskini, szuka. Ona takŜe zaczęła robić to samo, ale nie zamknęła szarych oczu. Szybki rzut oka na gęsty tłum nie ujawnił jednak niczego ciekawego. Spojrzała w górę, ku ściętemu wierzchołkowi stoŜka. ZauwaŜyła kręcone schody, wijące się wzdłuŜ pochyłych ścian i wiodące do mniejszych i większych otworów. Napisy sugerowały, Ŝe znajdują się w nich jaskinie hazardu albo sypialnie dla strudzonych gości. Luke otworzył oczy. - W porządku, juŜ wiem - oznajmił. Ujął Tenel Ka pod rękę i zaczął przeciskać się przez tłum. W pewnej chwili oboje przeszli obok rzędów rytmicznie pulsujących róŜnobarwnych paneli jarzeniowych. Akademia Ciemnej Strony 50 Oświetlały niewielkie podwyŜszenie, na którym grupki fotoczułych gości zwijały się i wyginały w rytm niesłyszalnej, podniecającej „muzyki”. Znaleźli huttańskiego handlarza informacji niemal ukrytego pod ścianą jaskini za niskim stołem. U jego boku stał niewysoki Ranat, porośnięty siwobrązową sierścią. Pochylał się nad Huttem, ale nie potrafił ukryć nerwowego drŜenia bokobrodów. Hutt był szczupły, a nawet chudy jak na Hutta, i z pewnością nie cieszył się powaŜaniem na rodzimej planecie. Dziewczyna pomyślała, Ŝe moŜe właśnie dlatego postanowił otworzyć swoje biuro na Borgo Prime. - Poszukujemy informacji i jesteśmy gotowi za nią dobrze zapłacić - odezwał się mistrz Jedi bez Ŝadnych wstępów. Hutt sięgnął po leŜący przed nim na blacie stołu niewielki komputerowy notatnik i przycisnął kilka klawiszy. - Jak się nazywacie? - zapytał. - A jak ty się nazywasz? - zapytała Tenel Ka, lekko unosząc głowę. Oczy Hutta zamieniły się w wąskie szparki. Dziewczyna odniosła wraŜenie, Ŝe handlarz informacji właśnie zmienia o nich zdanie. - Oczywiście - odezwał się Hutt po chwili. - Takie rzeczy nie mają znaczenia. Luke wzruszył ramionami. - KaŜda informacja ma swoją cen? - powiedział. - Oczywiście - powtórzył huttański handlarz. - Proszę, zechciejcie spocząć i powiedzieć mi, czego szukacie. Luke usiadł na repulsorowej ławie, po czym dostosował jej wysokość do rozmiarów własnego ciała. Gestem zaprosił Tenel Ka, by usiadła obok niego na skraju ławy, w pobliŜu ozdobnego stojaka, który podtrzymywał wysoki krzak porośnięty gęstym listowiem. Mistrz Jedi upił spory łyk trunku z pucharka, którego nie wypuszczał z dłoni, ale kiedy Tenel Ka uniosła swoją czarkę do ust, chcąc pójść w jego ślady, posłał jej ostrzegawcze spojrzenie. W pewnej chwili Hutt pochylił się, aby zamienić kilka słów ze swoim asystentem, Ranatem, a wówczas Luke skorzystał z okazji i odwróciwszy głowę w stronę dziewczyny, szepnął: - Ten trunek moŜe cię zwalić z nóg tak szybko, Ŝe zanim się zorientujesz, znajdziesz się w samym środku jądra galaktyki. - A. Aha - odezwała się dziewczyna równieŜ szeptem. Zdecydowanym ruchem odstawiła czarkę na blat stołu, tak mocno, Ŝe zadźwięczała. Kiedy Ranat w pośpiechu odszedł, zapewne aby wykonać rozkaz Hutta, Luke i Tenel Ka zaczęli opowiadać swoją zmyśloną historię. Starali się sprawiać wraŜenie, Ŝe nie chcą powiedzieć za duŜo, ale zaleŜy im na osiągnięciu celu. Kiedy przeskakiwali z jednego tematu na drugi, na zmianę upiększając opowieść barwnymi szczegółami, inni klienci jaskini zajmowali się zwykłymi sprawami. Z kilku mrocznych kątów sali dobiegały odgłosy blasterowych pojedynków, toczonych w słabo oświetlonych niszach. Tu i tam przeciskały się przez tłum ogromne opancerzone androidy, strzegące porządku w wielkiej sali. Tocząc się na kołach, chwytały i wyrzucały z sali klientów, odmawiających zapłaty za szkody, które wyrządzili.