6
NIEZNANE
REGIONY
GROMADAGWIEZDNA
SSI-RUUKÓW
BakuraEndorVaronat
IsonBespin
Hoth
SEKTORY
SENEKSA-
-JUVEKSA
SEKTOR
ELROODA
GROMADA MINOS
SEKTOR KATHOLA
DZIKIE PRZESTWORZA
Sullusta
Eriadu
Clakdor VII
Sluis Van
Dagobah Zhar
Alzoc III
Umgul
Naboo
Rimmiañskiszlakhandlowy
Koreliañski szlak handlowy
TrasanaKoreliê
Tatooine
Ryloth
Rodia
Bothawui
Roon
PRZESTW
ORZ
BOTHAN
ODLEG£E RU
RUBIE¯E
REJON EKSPANSJI
YagDhul Tynna
G
OrdMantell
Ansion
VortexBilbringiBorleias
CoruscantFondor
KOLONIE
Caamas
Commenor
G£ÊBOKIE
J¥DRO
GROM
ADA
KOORNACHT
wiaty
J¹dra
W
EW
NÊTRZNE
Duro
Koreliagalaktyki
Ando
Kalabra
Kuat
Balmorra
Falleen
7
Barab
I
Pzob
Gamorra
Kessel
Honoghr
A
UBIE¯E
Nal Hutta
Ilezja
PRZESTW
O
RZA
H
U
TTÓ
W
BimmisaariKashyyyk
Kalam
ar
SZCZ¥TKI
GROM
ADY
CRON
GROMADA TION
GROMADA HAPES
szlak handlowy
Myrkr
Obroa-skai
Perlemiañski
Almania
Wayland
SEKTOR
MERIDIANA
Yavin
Hydiañska droga
SEKTOR
WSPÓLNY
RAM
IÊ
TINGEL
BelkadanHelska
Bastion
DubrillionDantooineMorishimOrd BiniirAgamar
Dathomira
Ithor
IMPERIUM
Duro
Korelia
Sakoria
Talfaglio
Jumus
Nowy
Plympton
Froz
Nubia
Toprawa
Ziost
Lianna
Dellatt
Ossus
Tam
m
arBimmiel
8
44 lata przed Now¹ nadziej¹
UCZEÑ JEDI
33 lata przed Now¹ nadziej¹
Darth Maul sabota¿ysta
Maska k³amstw
32,5 roku przed Now¹ nadziej¹
Darth Maul ³owca z mroku
32 lata przed Now¹ nadziej¹
Gwiezdne Wojny, czêæ I:
Mroczne widmo
29 lat przed Now¹ nadziej¹
Planeta ¿ycia
22,5 roku przed Now¹ nadziej¹
Nadci¹gaj¹ca burza
22 lata przed Now¹ nadziej¹
Gwiezdne Wojny, czêæ II:
Atak klonów
20 lat przed Now¹ nadziej¹
Gwiezdne Wojny, czêæ III
108 lat przed Now¹ nadziej¹
TRYLOGIA HANA SOLO
Rajska pu³apka
Gambit Huttów
wit Rebelii
52 lata przed Now¹ nadziej¹
PRZYGODY LANDA
CALRISSIANA
Lando Calrissian i Myloharfa
Sharów
Lando Calrissian i Ogniowicher
Oseona
Lando Calrissian
i Gwiazdogrota ThonBoka
PRZYGODY HANA SOLO
Han Solo na Krañcu Gwiazd
Zemsta Hana Solo
Han Solo i utracona fortuna
0 Nowa nadzieja
Gwiezdne Wojny, czêæ IV:
Nowa nadzieja
03 lata po Nowej nadziei
Opowieci z kantyny Mos Eisley
Spotkanie na Mimban
3 lata po Nowej nadziei
Gwiezdne Wojny, czêæ V:
Imperium kontratakuje
Opowieci ³owców nagród
3,5 roku po Nowej nadziei
Cienie Imperium
4 lata po Nowej nadziei
Gwiezdne Wojny, czêæ VI:
Powrót Jedi
Pakt na Bakurze
Opowieci z pa³acu Hutta Jabby
WOJNY £OWCÓW NAGRÓD
Mandaloriañska zbroja
Spisek Xizora
Polowanie na ³owcê
6,57,5 roku po Nowej nadziei
X-WINGI
Eskadra £otrów
Ryzyko Wedgea
Pu³apka Krytosa
Wojna o bactê
Eskadra Widm
¯elazna Piêæ
Dowódca Solo
8 lat po Nowej nadziei
lub ksiê¿niczki Leii
9 lat po Nowej nadziei
X-WINGI: Zemsta Isard
TRYLOGIA THRAWNA
Dziedzic Imperium
Ciemna Strona Mocy
Ostatni rozkaz
9
11 lat po Nowej nadziei
Ja, Jedi
TRYLOGIA AKADEMIA JEDI
W poszukiwaniu Jedi
Uczeñ Ciemnej Strony
W³adcy Mocy
1213 lat po Nowej nadziei
Dzieci Jedi
Miecz Ciemnoci
Planeta zmierzchu
X-WINGI: Gwiezdne
myliwce z Adumara
14 lat po Nowej nadziei
Kryszta³owa gwiazda
1617 lat po Nowej nadziei
TRYLOGIA KRYZYS CZARNEJ
FLOTY
Przed burz¹
Tarcza k³amstw
Próba tyrana
17 lat po Nowej nadziei
Nowa Rebelia
18 lat po Nowej nadziei
TRYLOGIA KORELIAÑSKA
Zasadzka na Korelii
Napaæ na Selonii
Zwyciêstwo na Centerpoint
19 lat po Nowej nadziei
DUOLOGIA RÊKA THRAWNA
Widmo przesz³oci
Wizja przysz³oci
22 lata po Nowej nadziei
NAJM£ODSI RYCERZE JEDI
Z³ota kula
wiat Lyric
Obietnice
Wyprawa Anakina
Forteca Vadera
Ostrze Kenobiego
2324 lata po Nowej nadziei
M£ODZI RYCERZE JEDI
Spadkobiercy Mocy
Akademia Ciemnej Strony
Zagubieni
Miecze wietlne
Najciemniejszy Rycerz
Oblê¿enie Akademii Jedi
Okruchy Alderaana
Sojusz Ró¿norodnoci
Mania wielkoci
Nagroda Jedi
Zaraza Imperatora
Powrót na Ord Mantell
Tarapaty w Miecie
w Chmurach
Kryzys w Crystal Reef
2530 lat po Nowej nadziei
NOWA ERA JEDI
Wektor pierwszy
Mroczny przyp³yw I: Szturm
Mroczny przyp³yw II: Inwazja
Agenci chaosu I: Próba
bohatera
Agenci chaosu II: Zmierzch Jedi
Punkt równowagi
Ostrze zwyciêstwa I: Podbój
Ostrze zwyciêstwa II:
Odrodzenie
Gwiazda po gwiedzie
Mroczna podró¿
Linie wroga I: Powrót Rebelii
Linie wroga II: Twierdza Rebelii
Zdrajca
11
P R O L O G
OBJÊCIA CIERPIENIA
Poza wszechwiatem jest nicoæ.
Ta nicoæ nazywa siê nadprzestrzeni¹.
W nicoci wisi ma³a bañka istnienia. Ta bañka nazywa siê stat-
kiem.
Bañka nie jest ani w ruchu, ani w bezruchu, nie zna orientacji, bo
w nicoci nie istniej¹ odleg³oci ani kierunki. Wisi tam od zawsze, bo
w nicoci nie istnieje czas. Czas, odleg³oæ, kierunek maj¹ znaczenie
tylko wewn¹trz bañki, a bañka mo¿e je utrzymaæ jedynie poprzez ca³-
kowite rozdzielenie tego, co znajduje siê wewn¹trz, od tego, co znaj-
duje siê na zewn¹trz.
Bañka jest swoim w³asnym wszechwiatem.
A poza wszechwiatem jest nicoæ.
Jacen Solo wisi wród bieli, analizuj¹c widmo bólu.
W dalekiej podczerwieni znajduje ¿ar pragnienia, który zwêgla
mu gard³o. Wy¿ej, w kierunku widocznych d³ugoci fal, lni¹ szkar³at-
no-bia³e, napiête jak struny ciêgna, jêcz¹ce w jego barkach, twarde
jak od³amki szk³a wrzaski i wycia stawów biodrowych, niczym mier-
telna pieñ z³otych ithoriañskich gwiezdników. Zieleñ te¿ tu jest bul-
gocz¹ce ozory kwasu ¿ar³ocznie li¿¹ jego nerwy; elektrycznie b³êkitne
wstrz¹sy wprawiaj¹ przeci¹¿one cia³o w konwulsje.
12
A jeszcze wy¿ej, daleko poza ultrafioletow¹ zdrad¹, która go tu
przywiod³a zdrad¹, która odda³a go w szpony Yuuzhan Vongów,
zdrad¹, która zamknê³a go w Objêciach Cierpienia, zdrad¹ Vergere,
której zaufa³ trafia na milcz¹ce, druzgoc¹ce pêki promieni gamma
przeszywaj¹ce mu mózg.
Pêki promieni gamma maj¹ barwê mierci jego brata.
Anakinie, jêczy z najg³êbszych g³êbi swego jestestwa. Anakinie,
jak to mo¿liwe, ¿e nie ¿yjesz?
Ju¿ wczeniej zagl¹da³ w twarz mierci bliskich mu osób, nie raz
i nie dwa: uzna³ za zaginion¹ Jainê, matkê, ojca, wujka Lukea. Op³a-
kiwa³ ich, pogr¹¿a³ siê w ¿a³obie, ale zawsze okazywa³o siê, ¿e to po-
my³ka, nieporozumienie, nieraz nawet umylne oszustwo. Koniec koñ-
ców, zawsze do niego wracali.
Do czasu Chewbaccy.
Kiedy na Sernpidala spad³ ksiê¿yc, zmia¿d¿y³ nie tylko ¿ycie
Chewbaccy, ale tak¿e magiczny czar, który zawsze zdawa³ siê ich chro-
niæ. Co we wszechwiecie przechyli³o siê na bok i otwar³o szczelinê
w rzeczywistoci. Przez tê szczelinê do jego rodziny ws¹czy³a siê
mieræ.
Anakinie
Jacen widzia³ mieræ brata. Czu³ jego mieræ w Mocy. Widzia³
jego martwe cia³o w rêkach Yuuzhan Vongów.
Anakin nawet nie znik³.
Po prostu umar³.
W jednej nieprawdopodobnej chwili przesta³ byæ bratem, z któ-
rym Jacen siê bawi³, ¿artowa³, którym siê opiekowa³, któremu robi³
kawa³y, z którym walczy³, uczy³ siê, którego kocha³ i sta³ siê czym?
Przedmiotem. Szcz¹tkami. Ju¿ nie osob¹, ju¿ nie Teraz jedyn¹ oso-
b¹ imieniem Anakin jest wspomnienie, jakie Jacen nosi w sercu.
Wspomnienie, na które nie mo¿na nawet patrzeæ.
Ka¿dy przeb³ysk pamiêci o Anakinie: jego bezczelny umiech, tak
podobny do umiechu ojca, oczy gorej¹ce niez³omn¹ wol¹ lustrzane
odbicie oczu matki, niedba³y, atletyczny wdziêk wojownika, odzie-
dziczony po wujku Lukeu jest jak snop promieni gamma, który
wypala mu szpik w kociach, doprowadza mózg do wrzenia, a¿ spie-
niona materia rozsadza mu czaszkê.
Ale kiedy odwraca wzrok od Anakina, nie ma ju¿ nic wiêcej do
ogl¹dania. Tylko ból.
Nie mo¿e sobie przypomnieæ, gdzie jest czy na statku, czy jesz-
cze na planecie. Odnajduje mgliste wspomnienie pojmania na pok³a-
13
dzie statku Yuuzhan Vongów, ale nie jest pewien, czy to zdarzy³o siê
jemu, czy komu innemu. Nie pamiêta nawet, czy takie rozró¿nienie
w ogóle co znaczy. Wie tylko, ¿e wokó³ jest biel.
Pamiêta, ¿e ju¿ kiedy by³ wziêty do niewoli. Przypomina sobie
Belkadan, swój bezsensowny sen o uwolnieniu jeñców, pamiêta bez-
graniczne przera¿enie, jakie go ogarnê³o, kiedy siê zorientowa³, ¿e
potêga Mocy nie znaczy nic wobec Yuuzhan Vongów; pamiêta Objê-
cia Cierpienia i akcjê ratunkow¹ wujka Lukea.
Mistrza Lukea. Mistrza Skywalkera.
Przypomina sobie Vergere. Wspomnienie Vergere przywodzi na
myl królow¹ voxynów, od królowej voxynów za jego myli staczaj¹
siê jak po naoliwionej rozpacz¹ pochylni ku cia³u Anakina. Cia³o jego
brata unosi siê w p³on¹cych falach cierpienia znacznie wiêkszego ni¿
to, które mo¿na zadaæ cia³u Jacena.
Jacen wie mówi mu o tym w³asny, dziwnie odleg³y i abstrakcyj-
ny rozum ¿e kiedy ¿y³ poza biel¹. ¯e kiedy zna³ radoæ, szczêcie,
¿al, gniew, nawet mi³oæ. Lecz teraz to tylko upiory, cienie szepcz¹ce
zza zas³ony bólu, wype³niaj¹cego ca³¹ jego istotê, wszystko, czym jest
i czym kiedykolwiek bêdzie. Prosty fakt, ¿e biel kiedy mia³a swój
pocz¹tek, nie oznacza, ¿e bêdzie mia³a równie¿ i koniec. Jacen istnieje
poza czasem.
Tam, gdzie siê teraz znajduje, jest tylko biel. I Moc.
Moc jest w powietrzu, którym oddycha ch³odny powiew zdro-
wego rozs¹dku, ³agodny wietrzyk ze szczêliwszego wiata a jej po-
têga nie jest dla Jacena bardziej uchwytna od wiatru. Otacza go, wy-
pe³nia, przyjmuje jego cierpienie i chroni jego zmys³y. Szeptem
upomina, ¿e rozpacz nale¿y do Ciemnej Strony i ten nieprzerwany
szept daje mu si³ê do dalszego ¿ycia.
Daleko w tym ch³odnym wietrze wyczuwa wir gniewu, czarnej roz-
paczy, wciek³oci i przera¿enia, które zaciskaj¹ siê coraz mocniej, cie-
niaj¹ w diament, a póniej na nowo rozpadaj¹ w py³ wêglowy dziêki
wiêzi ³¹cz¹cej ich od narodzin czuje, jak jego siostra zapada siê w mrok.
Jaino, b³aga jedynym cichym zak¹tkiem serca. Nie rób tego, Ja-
ino. Wytrzymaj
Ale nie mo¿e dotkn¹æ jej poprzez Moc, nie mo¿e ¿¹daæ, aby dzie-
li³a z nim jego ból ona ju¿ i tak cierpi, gdyby musia³a prze¿ywaæ
jeszcze i jego tortury, zapad³aby tylko g³êbiej w ciemnoæ. I tak nawet
ich bliniacza wiê sta³a siê ród³em bólu.
Jacen przeistoczy³ siê w pryzmat, skupiaj¹cy migocz¹ce widma
bólu w jeden olepiaj¹cy strumieñ agonii.
14
Agonia jest bia³a.
Olepiony przez nieg w odwiecznym hothyjskim po³udniu bólu,
Jacen Solo wisi w Objêciach Cierpienia.
Dotkniêcie palca na policzku ws¹czy³o czas we wszechwiat bie-
li. Nie by³a to d³oñ cz³owieka ani Wookiego, ani cz³onka rodziny czy
bliskiego przyjaciela cztery przeciwstawne palce o skórze twardej
jak szpony raptora lecz sam dotyk by³ ciep³y, lekko wilgotny, doæ
przyjazny.
Ból cofn¹³ siê gdzie w g³¹b mózgu i Jacen znów móg³ myleæ,
choæ czu³ wci¹¿ jego przyczajon¹, wyczekuj¹c¹ obecnoæ. Wiedzia³,
¿e poch³onie go znów, bêdzie siê o niego rozbija³ jak morskie fale, ale
na razie
Przyp³yw cierpienia przetoczy³ siê i oddali³. Jacen móg³ wreszcie
otworzyæ oczy.
D³oñ, która wyprowadzi³a go z bieli, nale¿a³a do Vergere. Sta³a
poni¿ej niego, wznosz¹c ogromne, ró¿ne od ludzkich oczy i lekko do-
tykaj¹c d³oni¹ jego policzka.
Jacen wisia³ poziomo, zawieszony twarz¹ w dó³ dwa metry nad
pod³og¹ o liskiej, luzowatej konsystencji i barwie zielonkawego br¹-
zu. Jej powierzchnia by³a pokryta wij¹cymi siê wzorami, niczym ry-
sunkiem miêni i ¿y³. ciany ocieka³y oleist¹ wilgoci¹ o mrocznym,
organicznym odorze potu banthy i odchodów jastrzêbionietoperza.
Z ciemnoci ponad nim zwisa³y macki, podobne do ruchomych, giêt-
kich czu³ków wzrokowych. Ich koñce wieñczy³y rozjarzone kule, wpa-
truj¹ce siê w niego znad wij¹cych siê, tañcz¹cych i pe³zaj¹cych pn¹czy.
Zrozumia³: wróg czuwa.
Jakie twarde, ostre i nieustêpliwe szpony wwierca³y siê w ty³ jego
czaszki. Nie by³ w stanie obróciæ g³owy, aby sprawdziæ, co go trzyma.
Jego ramiona, rozkrzy¿owane szeroko i naci¹gniête do granic wytrzy-
ma³oci, wykrêcono tak, ¿e stawy barkowe wy³y z bólu. Pojedynczy,
silny uchwyt unieruchamia³ jego kostki, mia¿d¿¹c koæ o koæ.
Lecz najwiêkszy ból w tej chwili sprawia³ mu widok Vergere
i wspomnienie o tym, jak jej zaufa³.
Cofnê³a d³oñ, zaciskaj¹c i otwieraj¹c palce z czym w rodzaju
umiechu jakby ta d³oñ by³a nieznanym narzêdziem, które nagle
okaza³o siê równie¿ zabawk¹.
Pomiêdzy naszymi mistrzami zaczê³a niedbale, jakby prowa-
dz¹c przyjacielsk¹ pogawêdkê nie uwa¿a siê za wstyd, jeli wojow-
15
nik w twojej sytuacji poprosi o mieræ. Czasem nawet j¹ dostaje
w uznaniu wielkiej odwagi. Nawet na tym statku s¹ osoby, które uwa-
¿aj¹, ¿e twoje wyczyny w walce z królow¹ voxynów zas³uguj¹ na taki
przywilej. Z drugiej jednak strony nasz mistrz wojenny roci sobie do
ciebie wy³¹czne prawo i zamierza ciê z³o¿yæ w ofierze Prawdziwym
Bogom. To tak¿e wielki zaszczyt. Czy to rozumiesz?
Jacen nie rozumia³ nic, poza tym, ¿e wszystko go boli i ¿e zosta³
straszliwie zdradzony.
Ja s³owa rozdziera³y jego krtañ, jakby wykas³ywa³ od³amki
transparistali. Skrzywi³ siê, zamkn¹³ oczy, a¿ pod powiekami zawiro-
wa³y mu galaktyki, zacisn¹³ zêby i przemówi³ mimo wszystko. Za-
ufa³em ci.
Tak, wiem. Otworzy³a czteropalczast¹ d³oñ, unosz¹c j¹ w górê,
jakby chcia³a pochwyciæ spadaj¹c¹ ³zê i znów siê umiechnê³a. Dla-
czego?
Jacen nie móg³ z³apaæ oddechu, aby odpowiedzieæ, a potem stwier-
dzi³, ¿e w³aciwie nie zna odpowiedzi.
Vergere by³a taka obca.
Jacen wychowa³ siê na Coruscant, w j¹drze galaktyki, i nie pamiê-
ta³, aby kiedykolwiek nie otacza³y go tuziny nie, raczej setki, a na-
wet tysi¹ce dziwacznych, nies³ychanie zró¿nicowanych istot. Wystar-
czy³o wyjrzeæ przez fa³szywe, holograficzne okno sypialni. Wszystkie
szlaki przestrzenne wiod³y na Coruscant, ka¿dy rozumny gatunek No-
wej Republiki mia³ tam swoich przedstawicieli. Rasizm by³ mu ca³ko-
wicie obcy; Jacen nie potrafi³by nie lubiæ albo nie ufaæ komukolwiek
tylko dlatego, ¿e nale¿a³ on do nieznanego gatunku, który oddycha
wy³¹cznie metanem.
Ale Vergere
Smuk³e, zwarte cia³o, ramiona d³ugie i dziwnie ruchliwe, jakby
obdarzone dodatkowymi stawami, d³onie, których palce rozpociera³y
siê niczym chwytne ga³¹zki andoañskich polipów skalnych, wygiête
w ty³ kolana nad stopami o szeroko rozstawionych palcach Jacen by³
absolutnie, stuprocentowo pewien, ¿e nigdy przedtem nie widzia³ ni-
kogo z rasy Vergere. Pod³u¿ne, wietliste oczy w kszta³cie ³ez, fontan-
na wibrysów wokó³ szerokich, wymownych ust wymownych w ja-
kim sensie? Sk¹d wie, co tak naprawdê oznacza ³uk jej warg?
Przypomina³ ludzki umiech, ale przecie¿ Vergere w niczym nie
przypomina³a cz³owieka.
Byæ mo¿e jej gatunek u¿ywa³ do przekazywania sygna³ów nie-
werbalnych grzebienia z per³owych piórek, ci¹gn¹cego siê wzd³u¿
16
sklepienia czaszki; w tej chwili, na oczach Jacena, piórka wokó³ wy-
d³u¿onej g³owy unios³y siê i odwróci³y tak, ¿e ich kolor ze srebrzyste-
go jak gwiazdy zmieni³ siê na p³omienicie, elektryzuj¹co czerwony.
Czy to te¿ oznacza³o umiech? A mo¿e obojêtne wzruszenie ramion?
Albo demonstracjê gniewu drapie¿nika?
Sk¹d ma to wiedzieæ?
Jak to mo¿liwe, ¿e kiedykolwiek jej zaufa³?
Ale ty przecie¿ wychrypia³ ty ocali³a Marê
Naprawdê? zaæwierka³a s³odko. A jeli nawet, jakie przypi-
sujesz temu znaczenie?
Myla³em, ¿e jeste po naszej stronie
Jedna brew poroniêta wibrysami unios³a siê w górê.
Jacenie Solo, nie ma czego takiego, jak nasza strona.
Pomog³a mi zabiæ królow¹ voxynów
Pomog³am ci? Mo¿e A mo¿e pos³u¿y³am siê tob¹, mo¿e mia-
³am w³asne powody, ¿eby pragn¹æ mierci królowej voxynów, a ty oka-
za³e siê wygodn¹ broni¹. A mo¿e interesowa³am siê przede wszyst-
kim tob¹, mo¿e da³am ci ³zy dla Mary mo¿e pomog³am ci prze¿yæ
spotkanie z królow¹ voxynów mo¿e wszystko, co zrobi³am dla cie-
bie, mia³o na celu sprowadzenie ciê tutaj i zawieszenie w Objêciach
Cierpienia.
Wiêc wykrztusi³ z trudem Jacen wiêc o co ci w³aciwie
chodzi³o ?
A jak s¹dzisz, o co mi mog³o chodziæ?
Nie nie wiem Sk¹d mia³bym wiedzieæ?
Dlaczego mnie o to pytasz? Czy mam wprowadzaæ Jedi w arka-
na teorii poznania?
Jacen zesztywnia³ w uchwycie Objêæ Cierpienia. Nie by³ a¿ tak
zmaltretowany, ¿eby nie wyczuæ ironii.
Czego ode mnie chcesz? Po co to zrobi³a? Dlaczego tu jes-
te?
To g³êbokie pytania, m³ody Solo. Piórka Vergere zalni³y m¿¹-
c¹ têcz¹, jak talia kart do sabaka z diamentowym brze¿kiem, tasowana
przez zrêcznego gracza. Najbli¿sze prawdy by³oby stwierdzenie, ¿e
jestem wys³anniczk¹ melancholii, zwiastunk¹ tragedii, przynosz¹c¹
dary, aby ul¿yæ w smutku. ¯a³obniczk¹, która przystraja groby. Hiero-
fantk¹, odprawiaj¹c¹ wiête rytua³y za umar³ych
Jacenowi zakrêci³o siê w g³owie.
O czym ty mówisz? Nie mogê Nie potrafiê g³os uwi¹z³
mu w gardle i ch³opiec zwis³ bezw³adnie.
17
Oczywicie, ¿e nie mo¿esz. Wystarczy, ¿e zmarli cierpi¹ z po-
wodu w³asnego odejcia. Czy mo¿na jeszcze od nich wymagaæ, aby to
zrozumieli?
Mówisz, ¿e Jacen obliza³ wargi, lecz jêzyk mia³ tak suchy,
¿e tylko zdar³ z nich strupy. Potrafiê to znieæ, pomyla³. Mo¿e nie
jestem wielkim wojownikiem, ale potrafiê zgin¹æ jak wojownik.
Chcesz powiedzieæ, ¿e mnie zabijesz.
Och nie, nic podobnego z ust Vergere doby³ siê wiergot
dwiêczny jak endoriañskie wiatrokryszta³y; domyli³ siê, ¿e ten dwiêk
pe³ni u niej rolê miechu. Chcê powiedzieæ, ¿e ty ju¿ jeste martwy.
Jacen wytrzeszczy³ oczy.
Dla znanych sobie wiatów jeste stracony na zawsze wyjani-
³a i zrobi³a p³ynny gest, który móg³ byæ jej wersj¹ wzruszenia ramio-
nami. Twoi przyjaciele s¹ pogr¹¿eni w ¿a³obie, ojciec ryczy z wcie-
k³oci, matka p³acze. Twoje ¿ycie zosta³o zakoñczone; powsta³a linia
podzia³u pomiêdzy tob¹ a wszystkim, co zna³e do tej pory. Widzia³e
kiedy terminator, pogr¹¿on¹ w wiat³ocieniu granicê dnia i nocy, któ-
ra przebiega przez powierzchniê planety? Przekroczy³e tê liniê, Jace-
nie Solo. Jasne ³¹ki dnia s¹ dla ciebie przesz³oci¹.
Nie, nie mog³o przepaæ wszystko, co zna³. Dopóki ¿y³, wci¹¿ by³
Jedi. Siêgn¹³ myl¹.
Och, Moc lekcewa¿¹co zaszczebiota³a Vergere. Moc to ¿y-
cie, a co ty masz wspólnego z ¿yciem?
Cierpienie i zmêczenie wyczerpa³o zdolnoæ Jacena do odczuwa-
nia zdumienia. Nie obesz³o go, sk¹d Vergere wiedzia³a, co robi. Otwo-
rzy³ siê na Moc, pozwoli³, aby jej czysta kaskada sp³ynê³a poprzez
niego, rozmywaj¹c ból i zmieszanie i natrafi³ na po³¹czenie w Mocy
równie silne, jak jego w³asne.
Vergere a¿ iskrzy³a energi¹.
Jeste Jedi wymamrota³ Jacen.
Vergere rozemia³a siê.
Tutaj nie ma Jedi odpar³a i wykona³a szybki jak mgnienie oka
gest.
Wir miêdzygwiezdnych gazów wewn¹trz g³owy Jacena zapad³ siê,
rozpalaj¹c pod jego powiekami gwiazdê protonow¹. Gwiazda rozdy-
ma³a siê, nabieraj¹c mocy i jasnoci, a¿ b³ysk wewn¹trz jego czaszki
zaæmi³ przygaszone wiat³o panuj¹ce w otaczaj¹cej go komnacie.
W rozjarzonym, bia³ym blasku s³ysza³ g³os Vergere, zimny i ostry jak
wiat³o odleg³ych kwazarów.
Jestem twoj¹ przewodniczk¹ po krainie umar³ych.
2 Zdrajca
18
Potem nie widzia³ i nie s³ysza³ ju¿ nic.
Bezg³ona supernowa eksplodowa³a w jego mózgu, rozsadzaj¹c
wszechwiat.
Czas mija³ w niepamiêci sekundy, a mo¿e stulecia.
wiadomoæ ogarnê³a go fal¹, a¿ wreszcie otworzy³ oczy, aby
stwierdziæ, ¿e wci¹¿ wisi w Objêciach Cierpienia, a Vergere wci¹¿ stoi
poni¿ej, z t¹ sam¹ min¹ stanowi¹c¹ nieludzk¹ imitacjê weso³ej drwiny.
Nic siê nie zmieni³o.
Wszystko siê zmieni³o.
Wszechwiat by³ teraz pusty.
Co ? wyskrzecza³ Jacen. Gard³o bola³o go tak, jakby spêdzi³
kilka dni krzycz¹c przez sen. Co ty mi zrobi³a?
Moc nie ma z tob¹ nic wspólnego, ani ty z ni¹. Mam ci pozwoliæ
posiadaæ Moc? Co za pomys³! To co chyba tkwi w ludziach wy,
ssaki, jestecie tacy impulsywni, tacy bezmylni, jak dzieci od ko³yski
zabawiaj¹ce siê miotaczem. Nie, nie, nie, m³ody Solo. Moc jest zbyt
niebezpieczna dla dzieci. Znacznie bardziej niebezpieczna ni¿ te za-
bawne miecze wietlne, którymi wymachujecie na okr¹g³o. Zabra³am
ci j¹ i ju¿.
Pustka wszechwiata przep³ywa³a mu pod czaszk¹.
Tam nie ma nic.
Tylko nieskoñczona pró¿nia miêdzygwiezdna.
Ca³e szkolenie, ca³y talent, jego dar, wszystko to nie mia³o zna-
czenia dla bezgranicznie obojêtnego kosmosu; Moc by³a jedynie du-
chem ze snu, z którego siê w³anie ockn¹³.
Jaina Rzuci³ siê desperacko w kierunku wiêzi, która by³a tam
zawsze, wzywaj¹c swoj¹ siostrê, swoj¹ bliniaczkê. Ca³y strach i ¿al
wyrzuci³ z siebie w pró¿niê ziej¹c¹ tam, gdzie do tej pory by³a ta wiê.
Tylko milczenie. Tylko pustka. Tylko nieobecnoæ.
Och, Jaino, Jaino tak mi przykro
Teraz, gdy ³¹cz¹ca ich wiê Mocy uleg³a zniszczeniu, Jaina pomy-
li, ¿e umar³.
Dowie siê, ¿e umar³.
Ty przecie¿ nie mo¿esz to po prostu niemo¿liwe z tru-
dem zidentyfikowa³ ten cienki, zagubiony w ciemnoci g³osik jako
w³asny szept.
Ale to zrobi³am. Doprawdy, po co ci to ca³e zamieszanie z Moc¹?
Jeli bêdziesz grzecznym ch³opcem, oddam ci j¹, kiedy doroniesz.
19
Ale Jakim sposobem jego wiat móg³ okazaæ siê taki kru-
chy? Jakim cudem wszystko tak ³atwo by³o zniszczyæ? Ale ja jestem
Jedi
By³e Jedi poprawi³a go. Nie uwa¿a³e, co mówiê? Którego
fragmentu o swojej mierci nie zrozumia³e?
Nie przymkn¹³ bezsilnie powieki.
Na rzêsach zebra³y mu siê krople, a kiedy znów otworzy³ oczy, ³zy
wprost z ga³ek ocznych spad³y na pod³ogê i rozbryznê³y siê u stóp
Vergere. Jedna z giêtkich ³odyg obecnych w pomieszczeniu opad³a,
¿eby im siê lepiej przyjrzeæ.
Nie rozumiem Nic nie rozumiem nic nie ma sensu
Vergere wyprostowa³a d³ugie, ptasio wygiête nogi i wspiê³a siê na
palce, zbli¿aj¹c szerokie, otoczone wibrysami usta do ucha Jacena.
Jacenie Solo, s³uchaj mnie dobrze. Jej g³os by³ ciep³y i ³agod-
ny, a oddech pachnia³ przyprawami z obcych ziem. Wszystko, co ci
mówiê, to k³amstwo. Ka¿de pytanie, które ci zadajê, to zasadzka. Nie
znajdziesz we mnie prawdy. Przysunê³a siê tak blisko, ¿e koñce wi-
brysów ³askota³y go w ucho. Nie musisz wierzyæ w nic innego, niech
to bêdzie ca³a twoja ¿yciowa prawda.
Jacen spojrza³ jej w oczy, ogromne i puste jak przestrzeñ miêdzy-
gwiezdna.
Czym ty jeste? wyszepta³.
Jestem Vergere odpar³a po prostu. A ty czym jeste?
Czeka³a, nieruchoma i cierpliwa, jakby chcia³a sama przed sob¹
potwierdziæ, ¿e Jacen nie zna odpowiedzi, po czym siê odwróci³a.
W cianie otwar³o siê soczewkowate przejcie dwiêk, jaki temu to-
warzyszy³, przypomina³ mokre cmokniêcie ust wysuniêtych do poca-
³unku i Vergere wysz³a, nie ogl¹daj¹c siê za siebie.
ciany i sufit zatrzeszcza³y jak stawy starca, uchwyt Objêæ Cier-
pienia zacieni³ siê na nowo. Jacen po raz kolejny pogr¹¿y³ siê w ago-
nii.
Dla Jacena Moc ju¿ nie istnia³a nie istnia³ o¿ywczy powiew ¿y-
cia i rozs¹dku, nie istnia³a Jaina, nie istnia³o ¿ycie
Tam, gdzie znajdowa³ siê Jacen, by³a tylko biel.
21
1
U P A D E K
23
R O Z D Z I A £
KOKON
W pe³nych py³u otch³aniach przestrzeni miêdzygwiezdnej, gdzie
gêstoæ materii mierzona jest liczb¹ atomów na metr kwadratowy, z ni-
coci wy³oni³ siê nagle ma³y statek z koralu yorik. Skrêci³ ostro, zmie-
niaj¹c zarówno wektor, jak i prêdkoæ, po czym odlecia³, ci¹gn¹c za
sob¹ prost¹ jak promieñ lasera smugê promieniowania jonizuj¹cego,
by znów pogr¹¿yæ siê w eksplozji gamma skoku w hiperprzestrzeñ.
W jaki nieokrelony czas póniej, nieodgadnion¹ liczbê lat wietl-
nych dalej, w rejonie nie do odró¿nienia od poprzedniego, jeli nie
liczyæ zmienionej paralaksy niektórych grup gwiezdnych, statek po-
wtórzy³ swój manewr jeszcze raz.
W ci¹gu swej d³ugiej podró¿y móg³ wskoczyæ do galaktyki niezli-
czon¹ iloæ razy i za ka¿dym razem znów poch³ania³a go nicoæ.
Jacen Solo wisi w bieli. Myli.
W³anie zacz¹³ pojmowaæ swoj¹ lekcjê bólu.
Biel wyrzuca go z siebie co pewien czas, jakby Objêcia Cierpienia
rozumia³y go, jakby umia³y odczytaæ granice jego wytrzyma³oci. Kiedy
kolejna minuta w bieli mog³aby go zabiæ, Objêcia Cierpienia uwalnia-
j¹ go na tyle, aby móg³ wróciæ do rzeczywistoci pokoju i statku; kie-
dy ból pali³ ju¿ tak d³ugo i tak intensywnie, ¿e przeci¹¿one nerwy i mózg
uleg³y zwêgleniu i sta³y siê zbyt otêpia³e, aby go czuæ, Objêcia
24
Cierpienia opuszczaj¹ go na pod³ogê, gdzie Jacen mo¿e siê nawet prze-
spaæ, podczas kiedy inne urz¹dzenia a mo¿e stworzenia, bo Jacen
ju¿ nie potrafi okreliæ ró¿nicy, nie potrafi stwierdziæ, czy w ogóle
istnieje jaka ró¿nica k¹pi¹ go i opatruj¹ rany, wyciête, wydarte lub
wydrapane w jego ciele przez ucisk Objêæ, a inne jeszcze istoty-urz¹-
dzenia pe³zaj¹ po nim niczym pajêcze karaluchy, wstrzykuj¹c mu
od¿ywki i dostarczaj¹c doæ wody, aby utrzymaæ go przy ¿yciu.
Nawet bez Mocy szkolenie Jedi dawa³o Jacenowi mo¿liwoæ prze-
¿ycia bólu; wci¹¿ móg³ wprowadziæ swój umys³ w cykl medytacyjny
i pomiêdzy wiadomoci¹ a biel¹ wznieæ mur dyscypliny. Choæ cia³o
wci¹¿ cierpi, umys³ pozostaje poza bólem. Lecz mur dyscypliny nie
trwa wiecznie, a Objêcia Cierpienia s¹ cierpliwe.
Prze¿eraj¹ ciany jego umys³u z mechanicznym uporem fal ude-
rzaj¹cych o klif. Wyszkolone zmys³y Objêæ ostrzegaj¹ je, ¿e Jacen siê
broni, wiêc z wolna mobilizuj¹ wysi³ki, niczym burza przeradzaj¹ca
siê w huragan, by powaliæ mury i z ca³¹ si³¹ uderzyæ we wszystko,
czym jest Jacen. Dopiero kiedy ju¿ doprowadz¹ go do ostatecznej gra-
nicy wytrzyma³oci, a potem wystrzel¹ poza tê granicê, w nowe galak-
tyki cierpienia, Objêcia wycofuj¹ siê powoli.
Jacen ma wra¿enie, ¿e ta biel go po¿era jakby Objêcia poch³a-
nia³y jego ból, ale nigdy nie do koñca, nigdy nie na tyle, by przesta³ je
karmiæ. Jest hodowany, opatrywany jak wêdrowny kelp na chadiañ-
skiej farmie podwodnej. Jego istnienie przeistoczy³o siê w rytm przy-
p³ywów i odp³ywów agonii, która go unosi, docieraj¹c do skrytego
w nieskoñczonoci szczytu, aby przetoczyæ siê nad nim i daæ mu okazjê
do wytchnienia; Objêcia bardzo pilnuj¹, ¿eby go nie zgubiæ po drodze.
Czasami, kiedy wymyka siê bieli, czeka ju¿ na niego Vergere. Przy-
kuca u jego boku, a jej oczy s¹ wtedy nieruchome i cierpliwe jak u ja-
strzêbionietoperza. Nieraz kr¹¿y wokó³ pomieszczenia na wygiêtych
w ty³ nogach, niczym palczasty bocian brodz¹cy po bagnie.
A kiedy indziej jest dla niego niezwykle ³agodna, osobicie opa-
truje jego ¿ywe cia³o z dziwnie krzepi¹c¹ sprawnoci¹; Jacenowi zda-
rza siê zastanawiaæ, czy nie uczyni³aby wiêcej, nie powiedzia³a wiê-
cej, gdyby nie ci¹g³e monitoruj¹ce spojrzenia ga³ek ocznych na
pn¹czach, zwisaj¹cych z sufitu.
Zazwyczaj jednak Jacen siedzi lub le¿y w oczekiwaniu. Nagi, bro-
cz¹c krwi¹ z nadgarstków i kostek. Bardziej ni¿ nagi ca³kowicie po-
zbawiony w³osów. ¯ywe maszyny, opatruj¹ce jego cia³o, wyrywaj¹
mu równie¿ w³osy. Wszystkie: z g³owy, ramion, nóg, krocza, pach.
Nawet brwi. Nawet rzêsy.
25
Pewnego dnia spyta³ swoim nowym, cienkim, dziwnie skrzecz¹-
cym g³osem:
Jak d³ugo?
Vergere odpowiedzia³a mu têpym spojrzeniem. Spróbowa³ znowu.
Jak d³ugo jestem tutaj?
Jej reakcj¹ by³o to p³ynne zafalowanie giêtkich koñczyn, które
interpretowa³ jako wzruszenie ramion.
To, jak d³ugo tutaj przebywasz, jest tak samo bez znaczenia jak
to, gdzie siê znajdujesz. Czas i miejsce to atrybuty ¿ywych, m³ody
Solo. Nie maj¹ nic wspólnego z tob¹, ani ty z nimi.
Zawsze zbywa jego pytania takimi odpowiedziami, a¿ wreszcie
Jacen przestaje je zadawaæ. Pytania wymagaj¹ si³, a on ju¿ nie ma
wolnych rezerw.
Nasi mistrzowie s³u¿¹ srogim bogom powiedzia³a, kiedy obu-
dzi³ siê po raz drugi, pi¹ty, a mo¿e dziesi¹ty i znalaz³ j¹ u swego boku.
Prawdziwi Bogowie g³osz¹, ¿e ¿ycie to cierpienie i daj¹ nam ból,
aby udowodniæ, ¿e maj¹ racjê. Niektórzy sporód naszych panów pró-
buj¹ zas³u¿yæ na ³askê Prawdziwych Bogów, szukaj¹c bólu. Legend¹
w tej dziedzinie by³a domena Shai. Wykorzystywa³a Objêcia Cierpie-
nia w taki sposób, jak ty móg³by braæ k¹piel. Byæ mo¿e tamci mieli
nadziejê, ¿e karz¹c siê, zdo³aj¹ odwróciæ zemstê Prawdziwych Bo-
gów. Jeli o to chodzi, trzeba przyznaæ, ¿e hm chyba siê zawiedli.
Albo te¿, jak twierdz¹ poplecznicy domeny Shai, nauczyli siê znajdo-
waæ w bólu rozkosz. Ból mo¿e byæ jak narkotyk, Jacenie Solo. Czy ju¿
to pojmujesz?
Vergere zdawa³a siê nie dbaæ o jego odpowiedzi i wygl¹da³o na to,
¿e jest absolutnie szczêliwa, trajkocz¹c bez koñca o tym i o owym,
jakby interesowa³ j¹ wy³¹cznie dwiêk w³asnego g³osu skoro tylko
jednak Jacen bodaj podniós³ g³owê, wykrztusi³ jak¹kolwiek odpowied
lub wymamrota³ pytanie, natychmiast wraca³ temat cierpienia.
Wtedy dopiero mieli o czym rozmawiaæ: Jacen nauczy³ siê bardzo
du¿o o bólu.
Pierwsz¹prawdziw¹lekcjênatematcierpieniaprzyj¹³dygocz¹cz bó-
lu, le¿¹c na ¿ylastej pod³odze. Chwytne pn¹cza Objêæ Cierpienia trzy-
ma³y go ci¹gle, ale luno, na tyle, ¿eby utrzymaæ kontakt. Zwisa³y znad
jego g³owy miêkkimi spiralami, skrêconymi odnogami gruz³owatych,
26
guzowatych k³êbów wegetatywnych miêni, pulsuj¹cych i dr¿¹cych pod
skórzast¹ pow³ok¹ sufitu komnaty.
Okresy odpoczynku by³y dla Jacena niemal równie bolesne jak
tortury Objêæ; jego cia³o powoli, lecz bezlitonie wraca³o do po-
przedniego kszta³tu, stawy wskakiwa³y w panewki, bolenie luzuj¹c
napiête ciêgna i musku³y. Bez ci¹g³ej tortury Objêæ Cierpienia Jacen
móg³ myleæ wy³¹cznie o Anakinie, o ziej¹cej ranie, jaka otwar³a siê
w jego istnieniu wraz ze mierci¹ brata o tym, co mieræ Anakina
uczyni³a z Jain¹, jak g³êboko zepchnê³a j¹ w mrok i o rodzicach,
o ich cierpieniu po stracie obu synów
Przetoczy³ siê na brzuch, bardziej po to, aby odepchn¹æ od siebie
te myli, ni¿ z prawdziwej potrzeby rozmowy, i spojrza³ na Vergere.
Dlaczego mi to robisz? zapyta³.
To? Vergere spojrza³a na niego przeci¹gle. A co ja takiego
robiê?
Nie przymkn¹³ oczy, porz¹dkuj¹c rozproszone przez ból
myli, po czym spojrza³ znowu. Nie. Chodzi³o mi o Yuuzhan Von-
gów. O Objêcia Cierpienia. Próbowali mnie upokorzyæ, poskromiæ
doda³. To mia³o pewien sens, przynajmniej tak mi siê wydaje. Ale
tu
G³os za³ama³ mu siê z rozpaczy, ale zdo³a³ siê opanowaæ. Milcza³
tak d³ugo, dopóki nie odzyska³ kontroli. Rozpacz nale¿y do Ciemnej
Strony.
Dlaczego mnie torturuj¹? zapyta³ bez ogródek. Nikt mnie
nawet o nic nie pyta
Dlaczego? to pytanie, które zawsze jest g³êbsze od odpowie-
dzi odpar³a Vergere. Byæ mo¿e powiniene raczej zapytaæ: co?
Mówisz o torturach, mówisz o upokorzeniu. Dla ciebie, owszem. Ale
czy i dla naszych mistrzów? Przekrzywi³a g³owê, a jej grzebieñ roz-
jarzy³ siê pomarañczowo. Kto wie?
Czy to nie jest tortura? Powinna sama spróbowaæ umiechn¹³
siê blado. W³aciwie naprawdê chcia³bym, ¿eby spróbowa³a.
Jej miech zabrzmia³ jak garæ szklanych dzwoneczków.
A mylisz, ¿e nie próbowa³am?
Jacen wytrzeszczy³ oczy.
Mo¿e ty wcale nie jeste torturowany doda³a weso³o. Mo¿e
jeste szkolony.
Jacen zaniós³ siê chropowatym, rw¹cym miechem, chwilami bar-
dziej przypominaj¹cym kaszel.
W Nowej Republice nauka nie jest a¿ tak bolesna.
27
Nie? Znów przekrzywi³a g³owê, tym razem w drug¹ stronê,
a grzebieñ zalni³ zieleni¹. Pewnie dlatego wasz lud przegrywa woj-
nê. Yuuzhanie wiedz¹, ¿e ¿adna nauka naprawdê nie wchodzi w krew,
dopóki nie przypieczêtujesz jej bólem.
O, pewnie. A czego niby mnie teraz ucz¹?
Czy chodzi o to, czego naucza nauczyciel? odparowa³a. Czy
te¿ o to, co pojmuje uczeñ?
A jaka to ró¿nica?
£uk jej warg i k¹t nachylenia g³owy razem da³y umiech.
To pytanie samo w sobie warte jest zastanowienia, nie uwa¿asz?
Nadesz³a inna chwila nigdy nie przypomnia³ sobie, czy by³o to
wczeniej, czy póniej. Stwierdzi³, ¿e le¿y oparty o skórzast¹ krzywi-
znê ciany, a pêta Objêæ ci¹gn¹ siê w górê niczym przywiêd³a wino-
rol. Vergere przycupnê³a przy nim. Poprzez fale powracaj¹cej wia-
domoci wydawa³o mu siê, ¿e próbuje go zmusiæ do prze³kniêcia ³yku
z wyd³u¿onej bulwy zawieraj¹cej jaki napój. Zbyt by³ zmêczony, by
siê buntowaæ, wiêc us³ucha³, a ciecz czysta, ch³odna woda, nic wiê-
cej wdar³a siê w zeschniête gard³o i zad³awi³a go, a¿ wreszcie musia³
j¹ wypluæ. Vergere cierpliwie zwil¿a³a mu usta mokr¹ szmatk¹, dawa-
³a mu j¹ do ssania, a¿ gard³o nie rozluni mu siê na tyle, aby móg³
prze³kn¹æ.
Rozleg³a pustynia, jak¹ mia³ w ustach, momentalnie wch³o-
nê³a wilgoæ i Vergere znów zmoczy³a szmatkê. I tak przez d³u¿sz¹
chwilê.
Po co jest ból? wyszepta³a wreszcie. Czy kiedykolwiek za-
stanawia³e siê nad tym, Jacenie Solo? Jaka jest jego funkcja? Wielu
z naszych co bardziej gorliwych mistrzów uwa¿a, ¿e ból jest biczem
Prawdziwych Bogów; ¿e dziêki cierpieniu Prawdziwi Bogowie ucz¹
nas pogardzaæ wygod¹, naszym cia³em, nawet samym ¿yciem. Ja za
uwa¿am, ¿e ból sam w sobie jest bogiem, mistrzem i si³¹ napêdow¹
¿ycia. Ból trzaska z bicza i wszystko, co ¿ywe, zaczyna siê poruszaæ.
Podstawowym instynktem ¿ywej istoty jest ucieczka przed bólem,
unikanie go. Jeli pójcie w jedn¹ stronê powoduje ból, nawet limak
granitowy pójdzie w drug¹. ¯yæ to znaczy byæ niewolnikiem bólu. Nie
odczuwaæ bólu to znaczy byæ martwym, czy¿ nie?
Nie dla mnie têpo odpar³ Jacen, gdy tylko krtañ rozluni³a mu
siê na tyle, ¿e móg³ mówiæ. Mo¿esz mi wmawiaæ, jaki to jestem
martwy, a przecie¿ wszystko mnie boli.
28
Och, no có¿ to prawda. Pomys³, ¿e zmarli nie czuj¹ bólu,
jest tylko wyznaniem wiary, czy nie mam racji? Powinnimy powie-
dzieæ: mamy nadziejê, ¿e zmarli nie czuj¹ bólu ale istnieje tylko
jeden sposób, ¿eby siê upewniæ mrugnê³a do niego z umiechem.
Nie mylisz, ¿e ból mo¿e byæ równie¿ g³ówn¹ zasad¹ dzia³ania mier-
ci?
Nic nie mylê. Chcê, ¿eby to siê skoñczy³o.
Odwróci³a siê z dziwnym, zd³awionym dwiêkiem. Przez moment
Jacen zastanawia³ siê, czy jego cierpienie mog³o j¹ wreszcie dotkn¹æ
w jakikolwiek sposób mo¿e wreszcie siê nad nim zlitowa³a
Lecz kiedy na niego spojrza³a, w jej oczach zamiast wspó³czucia
b³yszcza³a drwina.
Ale¿ jestem g³upia! zawo³a³a. Przez ca³y czas zdawa³o mi
siê, ¿e rozmawiam z osob¹ doros³¹. Ach, oszukiwanie samego siebie
to najokrutniejsza ze sztuczek! Uwierzy³am, ¿e kiedy by³e prawdzi-
wym Jedi, gdy tymczasem jeste pisklakiem, dygocz¹cym w gnie-
dzie, który drze dziób, bo mamusia w porê nie przylecia³a, aby go na-
karmiæ!
Ty ty wymamrota³ Jacen. Jak mo¿esz po tym wszyst-
kim, co zrobi³a
A co ja takiego zrobi³am? O, nie, nie, nie, dzieciaku Solo. Cho-
dzi o to, co ty zrobi³e.
Nic nie zrobi³em!
Vergere rozsiad³a siê pod cian¹ komnaty o jaki metr od niego.
Powoli podwinê³a pod siebie kolana, zginaj¹ce siê w ty³ jak u ptaka,
splot³a palce na wysokoci otoczonych wibrysami ust i spojrza³a na
niego znad d³oni.
Po d³ugim, d³ugim milczeniu, w ci¹gu którego ostatnie s³owa Ja-
cena: Nic nie zrobi³em! dwiêcza³y mu echem w g³owie, a¿ wywo-
³a³y rumieniec na twarzy, Vergere powiedzia³a spokojnie:
No w³anie.
Pochyli³a siê bli¿ej, jakby chcia³a podzieliæ siê z nim krêpuj¹cym
sekretem.
Czy to nie dziecinne zachowanie? Jêczeæ i jêczeæ, i jêczeæ, wy-
³amywaæ palce i waliæ piêtami o ziemiê w nadziei, ¿e doros³y wresz-
cie ciê zauwa¿y i zajmie siê tob¹?
Jacen opuci³ g³owê, z trudem powstrzymuj¹c nag³¹ falê gor¹cych
³ez.
A co mogê zrobiæ?
Opar³a siê o cianê, wydaj¹c znów ten sam zduszony dwiêk.
29
Faktycznie, jedn¹ z opcji jest dalsze wiszenie w tym pomiesz-
czeniu i tortury. A dopóki bêdziesz wybiera³ tê mo¿liwoæ, wiesz, co
siê stanie?
Spojrza³ na ni¹ zranionym wzrokiem.
No, co?
Nic odpar³a wesolutko i roz³o¿y³a rêce. Och, w koñcu pew-
nie oszalejesz. Jeli bêdziesz mia³ du¿o szczêcia. Mo¿e nawet które-
go dnia uda ci siê umrzeæ. Jej grzebieñ zrobi³ siê nagle p³aski i sta-
lowoszary. Ze staroci.
Jacen otworzy³ usta i wytrzeszczy³ oczy. Nie wyobra¿a³ sobie ko-
lejnej godziny w Objêciach Cierpienia, a ona mówi³a o latach. O dzie-
siêcioleciach.
O reszcie jego ¿ycia.
Obj¹³ kolana ramionami i ukry³ w nich twarz, wt³aczaj¹c koci
w oczodo³y, jakby tym sposobem chcia³ wygnieæ z umys³u tê potwor-
noæ. Przypomnia³ sobie wujka Lukea w drzwiach szopy na Belkada-
nie, smutek w jego oczach, kiedy ci¹³ po ³bach yuuzhañskich wojow-
ników, którzy pojmali Jacena. Pamiêta³ szybki, pewny ucisk, którym
Luke wy³uska³ z twarzy Jacena nasienie, u¿ywaj¹c do tego celu swoje-
go cybernetycznego kciuka.
I przypomnia³ sobie równie¿, ¿e tym razem wujek Luke nie zg³osi
siê po niego. Ani on, ani nikt inny.
Poniewa¿ Jacen nie ¿yje.
Dlatego tu ci¹gle przychodzisz? wymamrota³ w stulone ra-
miona. ¯eby siê ze mnie miaæ? Poni¿aæ pokonanego wroga?
Czy ja siê z ciebie miejê? Czy jestemy wrogami? zapyta³a
Vergere, tym razem naprawdê zaskoczona. Czy zosta³e pokonany?
Jej niespodziewanie szczery ton zaskoczy³ go. Podniós³ g³owê i nie
zobaczy³ w jej oczach drwiny.
Nie rozumiem.
To przynajmniej jest zupe³nie jasne westchnê³a. Ofiarujê ci
dar, Jacenie Solo. Uwalniam ciê od nadziei na ratunek. Czy naprawdê
nie widzisz, ¿e chcê ci pomóc?
Pomóc? Jacen zakrztusi³ siê gorzkim miechem. Musisz po-
pracowaæ nad swoim wspólnym, Vergere. We wspólnym, kiedy opisu-
jemy rzeczy, jakie ty mi zrobi³a, raczej nie u¿ywamy tego s³owa.
Nie? Byæ mo¿e tym razem masz racjê. Nasze trudnoci mog¹
byæ spowodowane rozbie¿nociami jêzykowymi. Vergere westchnê-
³a znowu i skuli³a siê jeszcze bardziej, splataj¹c ramiona na pod³odze
przed sob¹ i sadowi¹c siê na nich w sposób bardziej koci ni¿ ptasi.
Przys³oni³a oczy drugimi powiekami.
5 Dla Nauczycieli
6 NIEZNANE REGIONY GROMADAGWIEZDNA SSI-RUUKÓW BakuraEndorVaronat IsonBespin Hoth SEKTORY SENEKSA- -JUVEKSA SEKTOR ELROODA GROMADA MINOS SEKTOR KATHOLA DZIKIE PRZESTWORZA Sullusta Eriadu Clakdor VII Sluis Van Dagobah Zhar Alzoc III Umgul Naboo Rimmiañskiszlakhandlowy Koreliañski szlak handlowy TrasanaKoreliê Tatooine Ryloth Rodia Bothawui Roon PRZESTW ORZ BOTHAN ODLEG£E RU RUBIE¯E REJON EKSPANSJI YagDhul Tynna G OrdMantell Ansion VortexBilbringiBorleias CoruscantFondor KOLONIE Caamas Commenor G£ÊBOKIE J¥DRO GROM ADA KOORNACHT wiaty J¹dra W EW NÊTRZNE Duro Koreliagalaktyki Ando Kalabra Kuat Balmorra Falleen
7 Barab I Pzob Gamorra Kessel Honoghr A UBIE¯E Nal Hutta Ilezja PRZESTW O RZA H U TTÓ W BimmisaariKashyyyk Kalam ar SZCZ¥TKI GROM ADY CRON GROMADA TION GROMADA HAPES szlak handlowy Myrkr Obroa-skai Perlemiañski Almania Wayland SEKTOR MERIDIANA Yavin Hydiañska droga SEKTOR WSPÓLNY RAM IÊ TINGEL BelkadanHelska Bastion DubrillionDantooineMorishimOrd BiniirAgamar Dathomira Ithor IMPERIUM Duro Korelia Sakoria Talfaglio Jumus Nowy Plympton Froz Nubia Toprawa Ziost Lianna Dellatt Ossus Tam m arBimmiel
8 44 lata przed Now¹ nadziej¹ UCZEÑ JEDI 33 lata przed Now¹ nadziej¹ Darth Maul sabota¿ysta Maska k³amstw 32,5 roku przed Now¹ nadziej¹ Darth Maul ³owca z mroku 32 lata przed Now¹ nadziej¹ Gwiezdne Wojny, czêæ I: Mroczne widmo 29 lat przed Now¹ nadziej¹ Planeta ¿ycia 22,5 roku przed Now¹ nadziej¹ Nadci¹gaj¹ca burza 22 lata przed Now¹ nadziej¹ Gwiezdne Wojny, czêæ II: Atak klonów 20 lat przed Now¹ nadziej¹ Gwiezdne Wojny, czêæ III 108 lat przed Now¹ nadziej¹ TRYLOGIA HANA SOLO Rajska pu³apka Gambit Huttów wit Rebelii 52 lata przed Now¹ nadziej¹ PRZYGODY LANDA CALRISSIANA Lando Calrissian i Myloharfa Sharów Lando Calrissian i Ogniowicher Oseona Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBoka PRZYGODY HANA SOLO Han Solo na Krañcu Gwiazd Zemsta Hana Solo Han Solo i utracona fortuna 0 Nowa nadzieja Gwiezdne Wojny, czêæ IV: Nowa nadzieja 03 lata po Nowej nadziei Opowieci z kantyny Mos Eisley Spotkanie na Mimban 3 lata po Nowej nadziei Gwiezdne Wojny, czêæ V: Imperium kontratakuje Opowieci ³owców nagród 3,5 roku po Nowej nadziei Cienie Imperium 4 lata po Nowej nadziei Gwiezdne Wojny, czêæ VI: Powrót Jedi Pakt na Bakurze Opowieci z pa³acu Hutta Jabby WOJNY £OWCÓW NAGRÓD Mandaloriañska zbroja Spisek Xizora Polowanie na ³owcê 6,57,5 roku po Nowej nadziei X-WINGI Eskadra £otrów Ryzyko Wedgea Pu³apka Krytosa Wojna o bactê Eskadra Widm ¯elazna Piêæ Dowódca Solo 8 lat po Nowej nadziei lub ksiê¿niczki Leii 9 lat po Nowej nadziei X-WINGI: Zemsta Isard TRYLOGIA THRAWNA Dziedzic Imperium Ciemna Strona Mocy Ostatni rozkaz
9 11 lat po Nowej nadziei Ja, Jedi TRYLOGIA AKADEMIA JEDI W poszukiwaniu Jedi Uczeñ Ciemnej Strony W³adcy Mocy 1213 lat po Nowej nadziei Dzieci Jedi Miecz Ciemnoci Planeta zmierzchu X-WINGI: Gwiezdne myliwce z Adumara 14 lat po Nowej nadziei Kryszta³owa gwiazda 1617 lat po Nowej nadziei TRYLOGIA KRYZYS CZARNEJ FLOTY Przed burz¹ Tarcza k³amstw Próba tyrana 17 lat po Nowej nadziei Nowa Rebelia 18 lat po Nowej nadziei TRYLOGIA KORELIAÑSKA Zasadzka na Korelii Napaæ na Selonii Zwyciêstwo na Centerpoint 19 lat po Nowej nadziei DUOLOGIA RÊKA THRAWNA Widmo przesz³oci Wizja przysz³oci 22 lata po Nowej nadziei NAJM£ODSI RYCERZE JEDI Z³ota kula wiat Lyric Obietnice Wyprawa Anakina Forteca Vadera Ostrze Kenobiego 2324 lata po Nowej nadziei M£ODZI RYCERZE JEDI Spadkobiercy Mocy Akademia Ciemnej Strony Zagubieni Miecze wietlne Najciemniejszy Rycerz Oblê¿enie Akademii Jedi Okruchy Alderaana Sojusz Ró¿norodnoci Mania wielkoci Nagroda Jedi Zaraza Imperatora Powrót na Ord Mantell Tarapaty w Miecie w Chmurach Kryzys w Crystal Reef 2530 lat po Nowej nadziei NOWA ERA JEDI Wektor pierwszy Mroczny przyp³yw I: Szturm Mroczny przyp³yw II: Inwazja Agenci chaosu I: Próba bohatera Agenci chaosu II: Zmierzch Jedi Punkt równowagi Ostrze zwyciêstwa I: Podbój Ostrze zwyciêstwa II: Odrodzenie Gwiazda po gwiedzie Mroczna podró¿ Linie wroga I: Powrót Rebelii Linie wroga II: Twierdza Rebelii Zdrajca
11 P R O L O G OBJÊCIA CIERPIENIA Poza wszechwiatem jest nicoæ. Ta nicoæ nazywa siê nadprzestrzeni¹. W nicoci wisi ma³a bañka istnienia. Ta bañka nazywa siê stat- kiem. Bañka nie jest ani w ruchu, ani w bezruchu, nie zna orientacji, bo w nicoci nie istniej¹ odleg³oci ani kierunki. Wisi tam od zawsze, bo w nicoci nie istnieje czas. Czas, odleg³oæ, kierunek maj¹ znaczenie tylko wewn¹trz bañki, a bañka mo¿e je utrzymaæ jedynie poprzez ca³- kowite rozdzielenie tego, co znajduje siê wewn¹trz, od tego, co znaj- duje siê na zewn¹trz. Bañka jest swoim w³asnym wszechwiatem. A poza wszechwiatem jest nicoæ. Jacen Solo wisi wród bieli, analizuj¹c widmo bólu. W dalekiej podczerwieni znajduje ¿ar pragnienia, który zwêgla mu gard³o. Wy¿ej, w kierunku widocznych d³ugoci fal, lni¹ szkar³at- no-bia³e, napiête jak struny ciêgna, jêcz¹ce w jego barkach, twarde jak od³amki szk³a wrzaski i wycia stawów biodrowych, niczym mier- telna pieñ z³otych ithoriañskich gwiezdników. Zieleñ te¿ tu jest bul- gocz¹ce ozory kwasu ¿ar³ocznie li¿¹ jego nerwy; elektrycznie b³êkitne wstrz¹sy wprawiaj¹ przeci¹¿one cia³o w konwulsje.
12 A jeszcze wy¿ej, daleko poza ultrafioletow¹ zdrad¹, która go tu przywiod³a zdrad¹, która odda³a go w szpony Yuuzhan Vongów, zdrad¹, która zamknê³a go w Objêciach Cierpienia, zdrad¹ Vergere, której zaufa³ trafia na milcz¹ce, druzgoc¹ce pêki promieni gamma przeszywaj¹ce mu mózg. Pêki promieni gamma maj¹ barwê mierci jego brata. Anakinie, jêczy z najg³êbszych g³êbi swego jestestwa. Anakinie, jak to mo¿liwe, ¿e nie ¿yjesz? Ju¿ wczeniej zagl¹da³ w twarz mierci bliskich mu osób, nie raz i nie dwa: uzna³ za zaginion¹ Jainê, matkê, ojca, wujka Lukea. Op³a- kiwa³ ich, pogr¹¿a³ siê w ¿a³obie, ale zawsze okazywa³o siê, ¿e to po- my³ka, nieporozumienie, nieraz nawet umylne oszustwo. Koniec koñ- ców, zawsze do niego wracali. Do czasu Chewbaccy. Kiedy na Sernpidala spad³ ksiê¿yc, zmia¿d¿y³ nie tylko ¿ycie Chewbaccy, ale tak¿e magiczny czar, który zawsze zdawa³ siê ich chro- niæ. Co we wszechwiecie przechyli³o siê na bok i otwar³o szczelinê w rzeczywistoci. Przez tê szczelinê do jego rodziny ws¹czy³a siê mieræ. Anakinie Jacen widzia³ mieræ brata. Czu³ jego mieræ w Mocy. Widzia³ jego martwe cia³o w rêkach Yuuzhan Vongów. Anakin nawet nie znik³. Po prostu umar³. W jednej nieprawdopodobnej chwili przesta³ byæ bratem, z któ- rym Jacen siê bawi³, ¿artowa³, którym siê opiekowa³, któremu robi³ kawa³y, z którym walczy³, uczy³ siê, którego kocha³ i sta³ siê czym? Przedmiotem. Szcz¹tkami. Ju¿ nie osob¹, ju¿ nie Teraz jedyn¹ oso- b¹ imieniem Anakin jest wspomnienie, jakie Jacen nosi w sercu. Wspomnienie, na które nie mo¿na nawet patrzeæ. Ka¿dy przeb³ysk pamiêci o Anakinie: jego bezczelny umiech, tak podobny do umiechu ojca, oczy gorej¹ce niez³omn¹ wol¹ lustrzane odbicie oczu matki, niedba³y, atletyczny wdziêk wojownika, odzie- dziczony po wujku Lukeu jest jak snop promieni gamma, który wypala mu szpik w kociach, doprowadza mózg do wrzenia, a¿ spie- niona materia rozsadza mu czaszkê. Ale kiedy odwraca wzrok od Anakina, nie ma ju¿ nic wiêcej do ogl¹dania. Tylko ból. Nie mo¿e sobie przypomnieæ, gdzie jest czy na statku, czy jesz- cze na planecie. Odnajduje mgliste wspomnienie pojmania na pok³a-
13 dzie statku Yuuzhan Vongów, ale nie jest pewien, czy to zdarzy³o siê jemu, czy komu innemu. Nie pamiêta nawet, czy takie rozró¿nienie w ogóle co znaczy. Wie tylko, ¿e wokó³ jest biel. Pamiêta, ¿e ju¿ kiedy by³ wziêty do niewoli. Przypomina sobie Belkadan, swój bezsensowny sen o uwolnieniu jeñców, pamiêta bez- graniczne przera¿enie, jakie go ogarnê³o, kiedy siê zorientowa³, ¿e potêga Mocy nie znaczy nic wobec Yuuzhan Vongów; pamiêta Objê- cia Cierpienia i akcjê ratunkow¹ wujka Lukea. Mistrza Lukea. Mistrza Skywalkera. Przypomina sobie Vergere. Wspomnienie Vergere przywodzi na myl królow¹ voxynów, od królowej voxynów za jego myli staczaj¹ siê jak po naoliwionej rozpacz¹ pochylni ku cia³u Anakina. Cia³o jego brata unosi siê w p³on¹cych falach cierpienia znacznie wiêkszego ni¿ to, które mo¿na zadaæ cia³u Jacena. Jacen wie mówi mu o tym w³asny, dziwnie odleg³y i abstrakcyj- ny rozum ¿e kiedy ¿y³ poza biel¹. ¯e kiedy zna³ radoæ, szczêcie, ¿al, gniew, nawet mi³oæ. Lecz teraz to tylko upiory, cienie szepcz¹ce zza zas³ony bólu, wype³niaj¹cego ca³¹ jego istotê, wszystko, czym jest i czym kiedykolwiek bêdzie. Prosty fakt, ¿e biel kiedy mia³a swój pocz¹tek, nie oznacza, ¿e bêdzie mia³a równie¿ i koniec. Jacen istnieje poza czasem. Tam, gdzie siê teraz znajduje, jest tylko biel. I Moc. Moc jest w powietrzu, którym oddycha ch³odny powiew zdro- wego rozs¹dku, ³agodny wietrzyk ze szczêliwszego wiata a jej po- têga nie jest dla Jacena bardziej uchwytna od wiatru. Otacza go, wy- pe³nia, przyjmuje jego cierpienie i chroni jego zmys³y. Szeptem upomina, ¿e rozpacz nale¿y do Ciemnej Strony i ten nieprzerwany szept daje mu si³ê do dalszego ¿ycia. Daleko w tym ch³odnym wietrze wyczuwa wir gniewu, czarnej roz- paczy, wciek³oci i przera¿enia, które zaciskaj¹ siê coraz mocniej, cie- niaj¹ w diament, a póniej na nowo rozpadaj¹ w py³ wêglowy dziêki wiêzi ³¹cz¹cej ich od narodzin czuje, jak jego siostra zapada siê w mrok. Jaino, b³aga jedynym cichym zak¹tkiem serca. Nie rób tego, Ja- ino. Wytrzymaj Ale nie mo¿e dotkn¹æ jej poprzez Moc, nie mo¿e ¿¹daæ, aby dzie- li³a z nim jego ból ona ju¿ i tak cierpi, gdyby musia³a prze¿ywaæ jeszcze i jego tortury, zapad³aby tylko g³êbiej w ciemnoæ. I tak nawet ich bliniacza wiê sta³a siê ród³em bólu. Jacen przeistoczy³ siê w pryzmat, skupiaj¹cy migocz¹ce widma bólu w jeden olepiaj¹cy strumieñ agonii.
14 Agonia jest bia³a. Olepiony przez nieg w odwiecznym hothyjskim po³udniu bólu, Jacen Solo wisi w Objêciach Cierpienia. Dotkniêcie palca na policzku ws¹czy³o czas we wszechwiat bie- li. Nie by³a to d³oñ cz³owieka ani Wookiego, ani cz³onka rodziny czy bliskiego przyjaciela cztery przeciwstawne palce o skórze twardej jak szpony raptora lecz sam dotyk by³ ciep³y, lekko wilgotny, doæ przyjazny. Ból cofn¹³ siê gdzie w g³¹b mózgu i Jacen znów móg³ myleæ, choæ czu³ wci¹¿ jego przyczajon¹, wyczekuj¹c¹ obecnoæ. Wiedzia³, ¿e poch³onie go znów, bêdzie siê o niego rozbija³ jak morskie fale, ale na razie Przyp³yw cierpienia przetoczy³ siê i oddali³. Jacen móg³ wreszcie otworzyæ oczy. D³oñ, która wyprowadzi³a go z bieli, nale¿a³a do Vergere. Sta³a poni¿ej niego, wznosz¹c ogromne, ró¿ne od ludzkich oczy i lekko do- tykaj¹c d³oni¹ jego policzka. Jacen wisia³ poziomo, zawieszony twarz¹ w dó³ dwa metry nad pod³og¹ o liskiej, luzowatej konsystencji i barwie zielonkawego br¹- zu. Jej powierzchnia by³a pokryta wij¹cymi siê wzorami, niczym ry- sunkiem miêni i ¿y³. ciany ocieka³y oleist¹ wilgoci¹ o mrocznym, organicznym odorze potu banthy i odchodów jastrzêbionietoperza. Z ciemnoci ponad nim zwisa³y macki, podobne do ruchomych, giêt- kich czu³ków wzrokowych. Ich koñce wieñczy³y rozjarzone kule, wpa- truj¹ce siê w niego znad wij¹cych siê, tañcz¹cych i pe³zaj¹cych pn¹czy. Zrozumia³: wróg czuwa. Jakie twarde, ostre i nieustêpliwe szpony wwierca³y siê w ty³ jego czaszki. Nie by³ w stanie obróciæ g³owy, aby sprawdziæ, co go trzyma. Jego ramiona, rozkrzy¿owane szeroko i naci¹gniête do granic wytrzy- ma³oci, wykrêcono tak, ¿e stawy barkowe wy³y z bólu. Pojedynczy, silny uchwyt unieruchamia³ jego kostki, mia¿d¿¹c koæ o koæ. Lecz najwiêkszy ból w tej chwili sprawia³ mu widok Vergere i wspomnienie o tym, jak jej zaufa³. Cofnê³a d³oñ, zaciskaj¹c i otwieraj¹c palce z czym w rodzaju umiechu jakby ta d³oñ by³a nieznanym narzêdziem, które nagle okaza³o siê równie¿ zabawk¹. Pomiêdzy naszymi mistrzami zaczê³a niedbale, jakby prowa- dz¹c przyjacielsk¹ pogawêdkê nie uwa¿a siê za wstyd, jeli wojow-
15 nik w twojej sytuacji poprosi o mieræ. Czasem nawet j¹ dostaje w uznaniu wielkiej odwagi. Nawet na tym statku s¹ osoby, które uwa- ¿aj¹, ¿e twoje wyczyny w walce z królow¹ voxynów zas³uguj¹ na taki przywilej. Z drugiej jednak strony nasz mistrz wojenny roci sobie do ciebie wy³¹czne prawo i zamierza ciê z³o¿yæ w ofierze Prawdziwym Bogom. To tak¿e wielki zaszczyt. Czy to rozumiesz? Jacen nie rozumia³ nic, poza tym, ¿e wszystko go boli i ¿e zosta³ straszliwie zdradzony. Ja s³owa rozdziera³y jego krtañ, jakby wykas³ywa³ od³amki transparistali. Skrzywi³ siê, zamkn¹³ oczy, a¿ pod powiekami zawiro- wa³y mu galaktyki, zacisn¹³ zêby i przemówi³ mimo wszystko. Za- ufa³em ci. Tak, wiem. Otworzy³a czteropalczast¹ d³oñ, unosz¹c j¹ w górê, jakby chcia³a pochwyciæ spadaj¹c¹ ³zê i znów siê umiechnê³a. Dla- czego? Jacen nie móg³ z³apaæ oddechu, aby odpowiedzieæ, a potem stwier- dzi³, ¿e w³aciwie nie zna odpowiedzi. Vergere by³a taka obca. Jacen wychowa³ siê na Coruscant, w j¹drze galaktyki, i nie pamiê- ta³, aby kiedykolwiek nie otacza³y go tuziny nie, raczej setki, a na- wet tysi¹ce dziwacznych, nies³ychanie zró¿nicowanych istot. Wystar- czy³o wyjrzeæ przez fa³szywe, holograficzne okno sypialni. Wszystkie szlaki przestrzenne wiod³y na Coruscant, ka¿dy rozumny gatunek No- wej Republiki mia³ tam swoich przedstawicieli. Rasizm by³ mu ca³ko- wicie obcy; Jacen nie potrafi³by nie lubiæ albo nie ufaæ komukolwiek tylko dlatego, ¿e nale¿a³ on do nieznanego gatunku, który oddycha wy³¹cznie metanem. Ale Vergere Smuk³e, zwarte cia³o, ramiona d³ugie i dziwnie ruchliwe, jakby obdarzone dodatkowymi stawami, d³onie, których palce rozpociera³y siê niczym chwytne ga³¹zki andoañskich polipów skalnych, wygiête w ty³ kolana nad stopami o szeroko rozstawionych palcach Jacen by³ absolutnie, stuprocentowo pewien, ¿e nigdy przedtem nie widzia³ ni- kogo z rasy Vergere. Pod³u¿ne, wietliste oczy w kszta³cie ³ez, fontan- na wibrysów wokó³ szerokich, wymownych ust wymownych w ja- kim sensie? Sk¹d wie, co tak naprawdê oznacza ³uk jej warg? Przypomina³ ludzki umiech, ale przecie¿ Vergere w niczym nie przypomina³a cz³owieka. Byæ mo¿e jej gatunek u¿ywa³ do przekazywania sygna³ów nie- werbalnych grzebienia z per³owych piórek, ci¹gn¹cego siê wzd³u¿
16 sklepienia czaszki; w tej chwili, na oczach Jacena, piórka wokó³ wy- d³u¿onej g³owy unios³y siê i odwróci³y tak, ¿e ich kolor ze srebrzyste- go jak gwiazdy zmieni³ siê na p³omienicie, elektryzuj¹co czerwony. Czy to te¿ oznacza³o umiech? A mo¿e obojêtne wzruszenie ramion? Albo demonstracjê gniewu drapie¿nika? Sk¹d ma to wiedzieæ? Jak to mo¿liwe, ¿e kiedykolwiek jej zaufa³? Ale ty przecie¿ wychrypia³ ty ocali³a Marê Naprawdê? zaæwierka³a s³odko. A jeli nawet, jakie przypi- sujesz temu znaczenie? Myla³em, ¿e jeste po naszej stronie Jedna brew poroniêta wibrysami unios³a siê w górê. Jacenie Solo, nie ma czego takiego, jak nasza strona. Pomog³a mi zabiæ królow¹ voxynów Pomog³am ci? Mo¿e A mo¿e pos³u¿y³am siê tob¹, mo¿e mia- ³am w³asne powody, ¿eby pragn¹æ mierci królowej voxynów, a ty oka- za³e siê wygodn¹ broni¹. A mo¿e interesowa³am siê przede wszyst- kim tob¹, mo¿e da³am ci ³zy dla Mary mo¿e pomog³am ci prze¿yæ spotkanie z królow¹ voxynów mo¿e wszystko, co zrobi³am dla cie- bie, mia³o na celu sprowadzenie ciê tutaj i zawieszenie w Objêciach Cierpienia. Wiêc wykrztusi³ z trudem Jacen wiêc o co ci w³aciwie chodzi³o ? A jak s¹dzisz, o co mi mog³o chodziæ? Nie nie wiem Sk¹d mia³bym wiedzieæ? Dlaczego mnie o to pytasz? Czy mam wprowadzaæ Jedi w arka- na teorii poznania? Jacen zesztywnia³ w uchwycie Objêæ Cierpienia. Nie by³ a¿ tak zmaltretowany, ¿eby nie wyczuæ ironii. Czego ode mnie chcesz? Po co to zrobi³a? Dlaczego tu jes- te? To g³êbokie pytania, m³ody Solo. Piórka Vergere zalni³y m¿¹- c¹ têcz¹, jak talia kart do sabaka z diamentowym brze¿kiem, tasowana przez zrêcznego gracza. Najbli¿sze prawdy by³oby stwierdzenie, ¿e jestem wys³anniczk¹ melancholii, zwiastunk¹ tragedii, przynosz¹c¹ dary, aby ul¿yæ w smutku. ¯a³obniczk¹, która przystraja groby. Hiero- fantk¹, odprawiaj¹c¹ wiête rytua³y za umar³ych Jacenowi zakrêci³o siê w g³owie. O czym ty mówisz? Nie mogê Nie potrafiê g³os uwi¹z³ mu w gardle i ch³opiec zwis³ bezw³adnie.
17 Oczywicie, ¿e nie mo¿esz. Wystarczy, ¿e zmarli cierpi¹ z po- wodu w³asnego odejcia. Czy mo¿na jeszcze od nich wymagaæ, aby to zrozumieli? Mówisz, ¿e Jacen obliza³ wargi, lecz jêzyk mia³ tak suchy, ¿e tylko zdar³ z nich strupy. Potrafiê to znieæ, pomyla³. Mo¿e nie jestem wielkim wojownikiem, ale potrafiê zgin¹æ jak wojownik. Chcesz powiedzieæ, ¿e mnie zabijesz. Och nie, nic podobnego z ust Vergere doby³ siê wiergot dwiêczny jak endoriañskie wiatrokryszta³y; domyli³ siê, ¿e ten dwiêk pe³ni u niej rolê miechu. Chcê powiedzieæ, ¿e ty ju¿ jeste martwy. Jacen wytrzeszczy³ oczy. Dla znanych sobie wiatów jeste stracony na zawsze wyjani- ³a i zrobi³a p³ynny gest, który móg³ byæ jej wersj¹ wzruszenia ramio- nami. Twoi przyjaciele s¹ pogr¹¿eni w ¿a³obie, ojciec ryczy z wcie- k³oci, matka p³acze. Twoje ¿ycie zosta³o zakoñczone; powsta³a linia podzia³u pomiêdzy tob¹ a wszystkim, co zna³e do tej pory. Widzia³e kiedy terminator, pogr¹¿on¹ w wiat³ocieniu granicê dnia i nocy, któ- ra przebiega przez powierzchniê planety? Przekroczy³e tê liniê, Jace- nie Solo. Jasne ³¹ki dnia s¹ dla ciebie przesz³oci¹. Nie, nie mog³o przepaæ wszystko, co zna³. Dopóki ¿y³, wci¹¿ by³ Jedi. Siêgn¹³ myl¹. Och, Moc lekcewa¿¹co zaszczebiota³a Vergere. Moc to ¿y- cie, a co ty masz wspólnego z ¿yciem? Cierpienie i zmêczenie wyczerpa³o zdolnoæ Jacena do odczuwa- nia zdumienia. Nie obesz³o go, sk¹d Vergere wiedzia³a, co robi. Otwo- rzy³ siê na Moc, pozwoli³, aby jej czysta kaskada sp³ynê³a poprzez niego, rozmywaj¹c ból i zmieszanie i natrafi³ na po³¹czenie w Mocy równie silne, jak jego w³asne. Vergere a¿ iskrzy³a energi¹. Jeste Jedi wymamrota³ Jacen. Vergere rozemia³a siê. Tutaj nie ma Jedi odpar³a i wykona³a szybki jak mgnienie oka gest. Wir miêdzygwiezdnych gazów wewn¹trz g³owy Jacena zapad³ siê, rozpalaj¹c pod jego powiekami gwiazdê protonow¹. Gwiazda rozdy- ma³a siê, nabieraj¹c mocy i jasnoci, a¿ b³ysk wewn¹trz jego czaszki zaæmi³ przygaszone wiat³o panuj¹ce w otaczaj¹cej go komnacie. W rozjarzonym, bia³ym blasku s³ysza³ g³os Vergere, zimny i ostry jak wiat³o odleg³ych kwazarów. Jestem twoj¹ przewodniczk¹ po krainie umar³ych. 2 Zdrajca
18 Potem nie widzia³ i nie s³ysza³ ju¿ nic. Bezg³ona supernowa eksplodowa³a w jego mózgu, rozsadzaj¹c wszechwiat. Czas mija³ w niepamiêci sekundy, a mo¿e stulecia. wiadomoæ ogarnê³a go fal¹, a¿ wreszcie otworzy³ oczy, aby stwierdziæ, ¿e wci¹¿ wisi w Objêciach Cierpienia, a Vergere wci¹¿ stoi poni¿ej, z t¹ sam¹ min¹ stanowi¹c¹ nieludzk¹ imitacjê weso³ej drwiny. Nic siê nie zmieni³o. Wszystko siê zmieni³o. Wszechwiat by³ teraz pusty. Co ? wyskrzecza³ Jacen. Gard³o bola³o go tak, jakby spêdzi³ kilka dni krzycz¹c przez sen. Co ty mi zrobi³a? Moc nie ma z tob¹ nic wspólnego, ani ty z ni¹. Mam ci pozwoliæ posiadaæ Moc? Co za pomys³! To co chyba tkwi w ludziach wy, ssaki, jestecie tacy impulsywni, tacy bezmylni, jak dzieci od ko³yski zabawiaj¹ce siê miotaczem. Nie, nie, nie, m³ody Solo. Moc jest zbyt niebezpieczna dla dzieci. Znacznie bardziej niebezpieczna ni¿ te za- bawne miecze wietlne, którymi wymachujecie na okr¹g³o. Zabra³am ci j¹ i ju¿. Pustka wszechwiata przep³ywa³a mu pod czaszk¹. Tam nie ma nic. Tylko nieskoñczona pró¿nia miêdzygwiezdna. Ca³e szkolenie, ca³y talent, jego dar, wszystko to nie mia³o zna- czenia dla bezgranicznie obojêtnego kosmosu; Moc by³a jedynie du- chem ze snu, z którego siê w³anie ockn¹³. Jaina Rzuci³ siê desperacko w kierunku wiêzi, która by³a tam zawsze, wzywaj¹c swoj¹ siostrê, swoj¹ bliniaczkê. Ca³y strach i ¿al wyrzuci³ z siebie w pró¿niê ziej¹c¹ tam, gdzie do tej pory by³a ta wiê. Tylko milczenie. Tylko pustka. Tylko nieobecnoæ. Och, Jaino, Jaino tak mi przykro Teraz, gdy ³¹cz¹ca ich wiê Mocy uleg³a zniszczeniu, Jaina pomy- li, ¿e umar³. Dowie siê, ¿e umar³. Ty przecie¿ nie mo¿esz to po prostu niemo¿liwe z tru- dem zidentyfikowa³ ten cienki, zagubiony w ciemnoci g³osik jako w³asny szept. Ale to zrobi³am. Doprawdy, po co ci to ca³e zamieszanie z Moc¹? Jeli bêdziesz grzecznym ch³opcem, oddam ci j¹, kiedy doroniesz.
19 Ale Jakim sposobem jego wiat móg³ okazaæ siê taki kru- chy? Jakim cudem wszystko tak ³atwo by³o zniszczyæ? Ale ja jestem Jedi By³e Jedi poprawi³a go. Nie uwa¿a³e, co mówiê? Którego fragmentu o swojej mierci nie zrozumia³e? Nie przymkn¹³ bezsilnie powieki. Na rzêsach zebra³y mu siê krople, a kiedy znów otworzy³ oczy, ³zy wprost z ga³ek ocznych spad³y na pod³ogê i rozbryznê³y siê u stóp Vergere. Jedna z giêtkich ³odyg obecnych w pomieszczeniu opad³a, ¿eby im siê lepiej przyjrzeæ. Nie rozumiem Nic nie rozumiem nic nie ma sensu Vergere wyprostowa³a d³ugie, ptasio wygiête nogi i wspiê³a siê na palce, zbli¿aj¹c szerokie, otoczone wibrysami usta do ucha Jacena. Jacenie Solo, s³uchaj mnie dobrze. Jej g³os by³ ciep³y i ³agod- ny, a oddech pachnia³ przyprawami z obcych ziem. Wszystko, co ci mówiê, to k³amstwo. Ka¿de pytanie, które ci zadajê, to zasadzka. Nie znajdziesz we mnie prawdy. Przysunê³a siê tak blisko, ¿e koñce wi- brysów ³askota³y go w ucho. Nie musisz wierzyæ w nic innego, niech to bêdzie ca³a twoja ¿yciowa prawda. Jacen spojrza³ jej w oczy, ogromne i puste jak przestrzeñ miêdzy- gwiezdna. Czym ty jeste? wyszepta³. Jestem Vergere odpar³a po prostu. A ty czym jeste? Czeka³a, nieruchoma i cierpliwa, jakby chcia³a sama przed sob¹ potwierdziæ, ¿e Jacen nie zna odpowiedzi, po czym siê odwróci³a. W cianie otwar³o siê soczewkowate przejcie dwiêk, jaki temu to- warzyszy³, przypomina³ mokre cmokniêcie ust wysuniêtych do poca- ³unku i Vergere wysz³a, nie ogl¹daj¹c siê za siebie. ciany i sufit zatrzeszcza³y jak stawy starca, uchwyt Objêæ Cier- pienia zacieni³ siê na nowo. Jacen po raz kolejny pogr¹¿y³ siê w ago- nii. Dla Jacena Moc ju¿ nie istnia³a nie istnia³ o¿ywczy powiew ¿y- cia i rozs¹dku, nie istnia³a Jaina, nie istnia³o ¿ycie Tam, gdzie znajdowa³ siê Jacen, by³a tylko biel.
21 1 U P A D E K
23 R O Z D Z I A £ KOKON W pe³nych py³u otch³aniach przestrzeni miêdzygwiezdnej, gdzie gêstoæ materii mierzona jest liczb¹ atomów na metr kwadratowy, z ni- coci wy³oni³ siê nagle ma³y statek z koralu yorik. Skrêci³ ostro, zmie- niaj¹c zarówno wektor, jak i prêdkoæ, po czym odlecia³, ci¹gn¹c za sob¹ prost¹ jak promieñ lasera smugê promieniowania jonizuj¹cego, by znów pogr¹¿yæ siê w eksplozji gamma skoku w hiperprzestrzeñ. W jaki nieokrelony czas póniej, nieodgadnion¹ liczbê lat wietl- nych dalej, w rejonie nie do odró¿nienia od poprzedniego, jeli nie liczyæ zmienionej paralaksy niektórych grup gwiezdnych, statek po- wtórzy³ swój manewr jeszcze raz. W ci¹gu swej d³ugiej podró¿y móg³ wskoczyæ do galaktyki niezli- czon¹ iloæ razy i za ka¿dym razem znów poch³ania³a go nicoæ. Jacen Solo wisi w bieli. Myli. W³anie zacz¹³ pojmowaæ swoj¹ lekcjê bólu. Biel wyrzuca go z siebie co pewien czas, jakby Objêcia Cierpienia rozumia³y go, jakby umia³y odczytaæ granice jego wytrzyma³oci. Kiedy kolejna minuta w bieli mog³aby go zabiæ, Objêcia Cierpienia uwalnia- j¹ go na tyle, aby móg³ wróciæ do rzeczywistoci pokoju i statku; kie- dy ból pali³ ju¿ tak d³ugo i tak intensywnie, ¿e przeci¹¿one nerwy i mózg uleg³y zwêgleniu i sta³y siê zbyt otêpia³e, aby go czuæ, Objêcia
24 Cierpienia opuszczaj¹ go na pod³ogê, gdzie Jacen mo¿e siê nawet prze- spaæ, podczas kiedy inne urz¹dzenia a mo¿e stworzenia, bo Jacen ju¿ nie potrafi okreliæ ró¿nicy, nie potrafi stwierdziæ, czy w ogóle istnieje jaka ró¿nica k¹pi¹ go i opatruj¹ rany, wyciête, wydarte lub wydrapane w jego ciele przez ucisk Objêæ, a inne jeszcze istoty-urz¹- dzenia pe³zaj¹ po nim niczym pajêcze karaluchy, wstrzykuj¹c mu od¿ywki i dostarczaj¹c doæ wody, aby utrzymaæ go przy ¿yciu. Nawet bez Mocy szkolenie Jedi dawa³o Jacenowi mo¿liwoæ prze- ¿ycia bólu; wci¹¿ móg³ wprowadziæ swój umys³ w cykl medytacyjny i pomiêdzy wiadomoci¹ a biel¹ wznieæ mur dyscypliny. Choæ cia³o wci¹¿ cierpi, umys³ pozostaje poza bólem. Lecz mur dyscypliny nie trwa wiecznie, a Objêcia Cierpienia s¹ cierpliwe. Prze¿eraj¹ ciany jego umys³u z mechanicznym uporem fal ude- rzaj¹cych o klif. Wyszkolone zmys³y Objêæ ostrzegaj¹ je, ¿e Jacen siê broni, wiêc z wolna mobilizuj¹ wysi³ki, niczym burza przeradzaj¹ca siê w huragan, by powaliæ mury i z ca³¹ si³¹ uderzyæ we wszystko, czym jest Jacen. Dopiero kiedy ju¿ doprowadz¹ go do ostatecznej gra- nicy wytrzyma³oci, a potem wystrzel¹ poza tê granicê, w nowe galak- tyki cierpienia, Objêcia wycofuj¹ siê powoli. Jacen ma wra¿enie, ¿e ta biel go po¿era jakby Objêcia poch³a- nia³y jego ból, ale nigdy nie do koñca, nigdy nie na tyle, by przesta³ je karmiæ. Jest hodowany, opatrywany jak wêdrowny kelp na chadiañ- skiej farmie podwodnej. Jego istnienie przeistoczy³o siê w rytm przy- p³ywów i odp³ywów agonii, która go unosi, docieraj¹c do skrytego w nieskoñczonoci szczytu, aby przetoczyæ siê nad nim i daæ mu okazjê do wytchnienia; Objêcia bardzo pilnuj¹, ¿eby go nie zgubiæ po drodze. Czasami, kiedy wymyka siê bieli, czeka ju¿ na niego Vergere. Przy- kuca u jego boku, a jej oczy s¹ wtedy nieruchome i cierpliwe jak u ja- strzêbionietoperza. Nieraz kr¹¿y wokó³ pomieszczenia na wygiêtych w ty³ nogach, niczym palczasty bocian brodz¹cy po bagnie. A kiedy indziej jest dla niego niezwykle ³agodna, osobicie opa- truje jego ¿ywe cia³o z dziwnie krzepi¹c¹ sprawnoci¹; Jacenowi zda- rza siê zastanawiaæ, czy nie uczyni³aby wiêcej, nie powiedzia³a wiê- cej, gdyby nie ci¹g³e monitoruj¹ce spojrzenia ga³ek ocznych na pn¹czach, zwisaj¹cych z sufitu. Zazwyczaj jednak Jacen siedzi lub le¿y w oczekiwaniu. Nagi, bro- cz¹c krwi¹ z nadgarstków i kostek. Bardziej ni¿ nagi ca³kowicie po- zbawiony w³osów. ¯ywe maszyny, opatruj¹ce jego cia³o, wyrywaj¹ mu równie¿ w³osy. Wszystkie: z g³owy, ramion, nóg, krocza, pach. Nawet brwi. Nawet rzêsy.
25 Pewnego dnia spyta³ swoim nowym, cienkim, dziwnie skrzecz¹- cym g³osem: Jak d³ugo? Vergere odpowiedzia³a mu têpym spojrzeniem. Spróbowa³ znowu. Jak d³ugo jestem tutaj? Jej reakcj¹ by³o to p³ynne zafalowanie giêtkich koñczyn, które interpretowa³ jako wzruszenie ramion. To, jak d³ugo tutaj przebywasz, jest tak samo bez znaczenia jak to, gdzie siê znajdujesz. Czas i miejsce to atrybuty ¿ywych, m³ody Solo. Nie maj¹ nic wspólnego z tob¹, ani ty z nimi. Zawsze zbywa jego pytania takimi odpowiedziami, a¿ wreszcie Jacen przestaje je zadawaæ. Pytania wymagaj¹ si³, a on ju¿ nie ma wolnych rezerw. Nasi mistrzowie s³u¿¹ srogim bogom powiedzia³a, kiedy obu- dzi³ siê po raz drugi, pi¹ty, a mo¿e dziesi¹ty i znalaz³ j¹ u swego boku. Prawdziwi Bogowie g³osz¹, ¿e ¿ycie to cierpienie i daj¹ nam ból, aby udowodniæ, ¿e maj¹ racjê. Niektórzy sporód naszych panów pró- buj¹ zas³u¿yæ na ³askê Prawdziwych Bogów, szukaj¹c bólu. Legend¹ w tej dziedzinie by³a domena Shai. Wykorzystywa³a Objêcia Cierpie- nia w taki sposób, jak ty móg³by braæ k¹piel. Byæ mo¿e tamci mieli nadziejê, ¿e karz¹c siê, zdo³aj¹ odwróciæ zemstê Prawdziwych Bo- gów. Jeli o to chodzi, trzeba przyznaæ, ¿e hm chyba siê zawiedli. Albo te¿, jak twierdz¹ poplecznicy domeny Shai, nauczyli siê znajdo- waæ w bólu rozkosz. Ból mo¿e byæ jak narkotyk, Jacenie Solo. Czy ju¿ to pojmujesz? Vergere zdawa³a siê nie dbaæ o jego odpowiedzi i wygl¹da³o na to, ¿e jest absolutnie szczêliwa, trajkocz¹c bez koñca o tym i o owym, jakby interesowa³ j¹ wy³¹cznie dwiêk w³asnego g³osu skoro tylko jednak Jacen bodaj podniós³ g³owê, wykrztusi³ jak¹kolwiek odpowied lub wymamrota³ pytanie, natychmiast wraca³ temat cierpienia. Wtedy dopiero mieli o czym rozmawiaæ: Jacen nauczy³ siê bardzo du¿o o bólu. Pierwsz¹prawdziw¹lekcjênatematcierpieniaprzyj¹³dygocz¹cz bó- lu, le¿¹c na ¿ylastej pod³odze. Chwytne pn¹cza Objêæ Cierpienia trzy- ma³y go ci¹gle, ale luno, na tyle, ¿eby utrzymaæ kontakt. Zwisa³y znad jego g³owy miêkkimi spiralami, skrêconymi odnogami gruz³owatych,
26 guzowatych k³êbów wegetatywnych miêni, pulsuj¹cych i dr¿¹cych pod skórzast¹ pow³ok¹ sufitu komnaty. Okresy odpoczynku by³y dla Jacena niemal równie bolesne jak tortury Objêæ; jego cia³o powoli, lecz bezlitonie wraca³o do po- przedniego kszta³tu, stawy wskakiwa³y w panewki, bolenie luzuj¹c napiête ciêgna i musku³y. Bez ci¹g³ej tortury Objêæ Cierpienia Jacen móg³ myleæ wy³¹cznie o Anakinie, o ziej¹cej ranie, jaka otwar³a siê w jego istnieniu wraz ze mierci¹ brata o tym, co mieræ Anakina uczyni³a z Jain¹, jak g³êboko zepchnê³a j¹ w mrok i o rodzicach, o ich cierpieniu po stracie obu synów Przetoczy³ siê na brzuch, bardziej po to, aby odepchn¹æ od siebie te myli, ni¿ z prawdziwej potrzeby rozmowy, i spojrza³ na Vergere. Dlaczego mi to robisz? zapyta³. To? Vergere spojrza³a na niego przeci¹gle. A co ja takiego robiê? Nie przymkn¹³ oczy, porz¹dkuj¹c rozproszone przez ból myli, po czym spojrza³ znowu. Nie. Chodzi³o mi o Yuuzhan Von- gów. O Objêcia Cierpienia. Próbowali mnie upokorzyæ, poskromiæ doda³. To mia³o pewien sens, przynajmniej tak mi siê wydaje. Ale tu G³os za³ama³ mu siê z rozpaczy, ale zdo³a³ siê opanowaæ. Milcza³ tak d³ugo, dopóki nie odzyska³ kontroli. Rozpacz nale¿y do Ciemnej Strony. Dlaczego mnie torturuj¹? zapyta³ bez ogródek. Nikt mnie nawet o nic nie pyta Dlaczego? to pytanie, które zawsze jest g³êbsze od odpowie- dzi odpar³a Vergere. Byæ mo¿e powiniene raczej zapytaæ: co? Mówisz o torturach, mówisz o upokorzeniu. Dla ciebie, owszem. Ale czy i dla naszych mistrzów? Przekrzywi³a g³owê, a jej grzebieñ roz- jarzy³ siê pomarañczowo. Kto wie? Czy to nie jest tortura? Powinna sama spróbowaæ umiechn¹³ siê blado. W³aciwie naprawdê chcia³bym, ¿eby spróbowa³a. Jej miech zabrzmia³ jak garæ szklanych dzwoneczków. A mylisz, ¿e nie próbowa³am? Jacen wytrzeszczy³ oczy. Mo¿e ty wcale nie jeste torturowany doda³a weso³o. Mo¿e jeste szkolony. Jacen zaniós³ siê chropowatym, rw¹cym miechem, chwilami bar- dziej przypominaj¹cym kaszel. W Nowej Republice nauka nie jest a¿ tak bolesna.
27 Nie? Znów przekrzywi³a g³owê, tym razem w drug¹ stronê, a grzebieñ zalni³ zieleni¹. Pewnie dlatego wasz lud przegrywa woj- nê. Yuuzhanie wiedz¹, ¿e ¿adna nauka naprawdê nie wchodzi w krew, dopóki nie przypieczêtujesz jej bólem. O, pewnie. A czego niby mnie teraz ucz¹? Czy chodzi o to, czego naucza nauczyciel? odparowa³a. Czy te¿ o to, co pojmuje uczeñ? A jaka to ró¿nica? £uk jej warg i k¹t nachylenia g³owy razem da³y umiech. To pytanie samo w sobie warte jest zastanowienia, nie uwa¿asz? Nadesz³a inna chwila nigdy nie przypomnia³ sobie, czy by³o to wczeniej, czy póniej. Stwierdzi³, ¿e le¿y oparty o skórzast¹ krzywi- znê ciany, a pêta Objêæ ci¹gn¹ siê w górê niczym przywiêd³a wino- rol. Vergere przycupnê³a przy nim. Poprzez fale powracaj¹cej wia- domoci wydawa³o mu siê, ¿e próbuje go zmusiæ do prze³kniêcia ³yku z wyd³u¿onej bulwy zawieraj¹cej jaki napój. Zbyt by³ zmêczony, by siê buntowaæ, wiêc us³ucha³, a ciecz czysta, ch³odna woda, nic wiê- cej wdar³a siê w zeschniête gard³o i zad³awi³a go, a¿ wreszcie musia³ j¹ wypluæ. Vergere cierpliwie zwil¿a³a mu usta mokr¹ szmatk¹, dawa- ³a mu j¹ do ssania, a¿ gard³o nie rozluni mu siê na tyle, aby móg³ prze³kn¹æ. Rozleg³a pustynia, jak¹ mia³ w ustach, momentalnie wch³o- nê³a wilgoæ i Vergere znów zmoczy³a szmatkê. I tak przez d³u¿sz¹ chwilê. Po co jest ból? wyszepta³a wreszcie. Czy kiedykolwiek za- stanawia³e siê nad tym, Jacenie Solo? Jaka jest jego funkcja? Wielu z naszych co bardziej gorliwych mistrzów uwa¿a, ¿e ból jest biczem Prawdziwych Bogów; ¿e dziêki cierpieniu Prawdziwi Bogowie ucz¹ nas pogardzaæ wygod¹, naszym cia³em, nawet samym ¿yciem. Ja za uwa¿am, ¿e ból sam w sobie jest bogiem, mistrzem i si³¹ napêdow¹ ¿ycia. Ból trzaska z bicza i wszystko, co ¿ywe, zaczyna siê poruszaæ. Podstawowym instynktem ¿ywej istoty jest ucieczka przed bólem, unikanie go. Jeli pójcie w jedn¹ stronê powoduje ból, nawet limak granitowy pójdzie w drug¹. ¯yæ to znaczy byæ niewolnikiem bólu. Nie odczuwaæ bólu to znaczy byæ martwym, czy¿ nie? Nie dla mnie têpo odpar³ Jacen, gdy tylko krtañ rozluni³a mu siê na tyle, ¿e móg³ mówiæ. Mo¿esz mi wmawiaæ, jaki to jestem martwy, a przecie¿ wszystko mnie boli.
28 Och, no có¿ to prawda. Pomys³, ¿e zmarli nie czuj¹ bólu, jest tylko wyznaniem wiary, czy nie mam racji? Powinnimy powie- dzieæ: mamy nadziejê, ¿e zmarli nie czuj¹ bólu ale istnieje tylko jeden sposób, ¿eby siê upewniæ mrugnê³a do niego z umiechem. Nie mylisz, ¿e ból mo¿e byæ równie¿ g³ówn¹ zasad¹ dzia³ania mier- ci? Nic nie mylê. Chcê, ¿eby to siê skoñczy³o. Odwróci³a siê z dziwnym, zd³awionym dwiêkiem. Przez moment Jacen zastanawia³ siê, czy jego cierpienie mog³o j¹ wreszcie dotkn¹æ w jakikolwiek sposób mo¿e wreszcie siê nad nim zlitowa³a Lecz kiedy na niego spojrza³a, w jej oczach zamiast wspó³czucia b³yszcza³a drwina. Ale¿ jestem g³upia! zawo³a³a. Przez ca³y czas zdawa³o mi siê, ¿e rozmawiam z osob¹ doros³¹. Ach, oszukiwanie samego siebie to najokrutniejsza ze sztuczek! Uwierzy³am, ¿e kiedy by³e prawdzi- wym Jedi, gdy tymczasem jeste pisklakiem, dygocz¹cym w gnie- dzie, który drze dziób, bo mamusia w porê nie przylecia³a, aby go na- karmiæ! Ty ty wymamrota³ Jacen. Jak mo¿esz po tym wszyst- kim, co zrobi³a A co ja takiego zrobi³am? O, nie, nie, nie, dzieciaku Solo. Cho- dzi o to, co ty zrobi³e. Nic nie zrobi³em! Vergere rozsiad³a siê pod cian¹ komnaty o jaki metr od niego. Powoli podwinê³a pod siebie kolana, zginaj¹ce siê w ty³ jak u ptaka, splot³a palce na wysokoci otoczonych wibrysami ust i spojrza³a na niego znad d³oni. Po d³ugim, d³ugim milczeniu, w ci¹gu którego ostatnie s³owa Ja- cena: Nic nie zrobi³em! dwiêcza³y mu echem w g³owie, a¿ wywo- ³a³y rumieniec na twarzy, Vergere powiedzia³a spokojnie: No w³anie. Pochyli³a siê bli¿ej, jakby chcia³a podzieliæ siê z nim krêpuj¹cym sekretem. Czy to nie dziecinne zachowanie? Jêczeæ i jêczeæ, i jêczeæ, wy- ³amywaæ palce i waliæ piêtami o ziemiê w nadziei, ¿e doros³y wresz- cie ciê zauwa¿y i zajmie siê tob¹? Jacen opuci³ g³owê, z trudem powstrzymuj¹c nag³¹ falê gor¹cych ³ez. A co mogê zrobiæ? Opar³a siê o cianê, wydaj¹c znów ten sam zduszony dwiêk.
29 Faktycznie, jedn¹ z opcji jest dalsze wiszenie w tym pomiesz- czeniu i tortury. A dopóki bêdziesz wybiera³ tê mo¿liwoæ, wiesz, co siê stanie? Spojrza³ na ni¹ zranionym wzrokiem. No, co? Nic odpar³a wesolutko i roz³o¿y³a rêce. Och, w koñcu pew- nie oszalejesz. Jeli bêdziesz mia³ du¿o szczêcia. Mo¿e nawet które- go dnia uda ci siê umrzeæ. Jej grzebieñ zrobi³ siê nagle p³aski i sta- lowoszary. Ze staroci. Jacen otworzy³ usta i wytrzeszczy³ oczy. Nie wyobra¿a³ sobie ko- lejnej godziny w Objêciach Cierpienia, a ona mówi³a o latach. O dzie- siêcioleciach. O reszcie jego ¿ycia. Obj¹³ kolana ramionami i ukry³ w nich twarz, wt³aczaj¹c koci w oczodo³y, jakby tym sposobem chcia³ wygnieæ z umys³u tê potwor- noæ. Przypomnia³ sobie wujka Lukea w drzwiach szopy na Belkada- nie, smutek w jego oczach, kiedy ci¹³ po ³bach yuuzhañskich wojow- ników, którzy pojmali Jacena. Pamiêta³ szybki, pewny ucisk, którym Luke wy³uska³ z twarzy Jacena nasienie, u¿ywaj¹c do tego celu swoje- go cybernetycznego kciuka. I przypomnia³ sobie równie¿, ¿e tym razem wujek Luke nie zg³osi siê po niego. Ani on, ani nikt inny. Poniewa¿ Jacen nie ¿yje. Dlatego tu ci¹gle przychodzisz? wymamrota³ w stulone ra- miona. ¯eby siê ze mnie miaæ? Poni¿aæ pokonanego wroga? Czy ja siê z ciebie miejê? Czy jestemy wrogami? zapyta³a Vergere, tym razem naprawdê zaskoczona. Czy zosta³e pokonany? Jej niespodziewanie szczery ton zaskoczy³ go. Podniós³ g³owê i nie zobaczy³ w jej oczach drwiny. Nie rozumiem. To przynajmniej jest zupe³nie jasne westchnê³a. Ofiarujê ci dar, Jacenie Solo. Uwalniam ciê od nadziei na ratunek. Czy naprawdê nie widzisz, ¿e chcê ci pomóc? Pomóc? Jacen zakrztusi³ siê gorzkim miechem. Musisz po- pracowaæ nad swoim wspólnym, Vergere. We wspólnym, kiedy opisu- jemy rzeczy, jakie ty mi zrobi³a, raczej nie u¿ywamy tego s³owa. Nie? Byæ mo¿e tym razem masz racjê. Nasze trudnoci mog¹ byæ spowodowane rozbie¿nociami jêzykowymi. Vergere westchnê- ³a znowu i skuli³a siê jeszcze bardziej, splataj¹c ramiona na pod³odze przed sob¹ i sadowi¹c siê na nich w sposób bardziej koci ni¿ ptasi. Przys³oni³a oczy drugimi powiekami.