dareks_

  • Dokumenty2 821
  • Odsłony753 730
  • Obserwuję431
  • Rozmiar dokumentów32.8 GB
  • Ilość pobrań361 988

Andrij Kozyckyj Stepan Bilostockyj - Szemrany światek starego Lwowa

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :746.5 KB
Rozszerzenie:pdf

Andrij Kozyckyj Stepan Bilostockyj - Szemrany światek starego Lwowa.pdf

dareks_ EBooki
Użytkownik dareks_ wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 112 stron)

Andrij Kozyckyj, Stepan Bilostockyj SZEMRANY ŚWIATEK STAREGO LWOWA BELLONA SZEMRANY ŚWIATEK STAREGO LWOWA Andrij Kozyckyj, Stepan Bilostockyj SZEMRANY ŚWIATEK STAREGO LWOWA Przekład Agata Buczko DOM wydawniczy P BELLONA Warszawa Tytuł oryginału Kriminalnij świt starogo Lwowa Projekt okładki Wojciech Markiewicz Redaktor Monika Kuc Redaktor prowadzący Zofia Gawryś Redaktor techniczny Elżbieta Bryś Korekta Teresa Kępa • ht for the Polish translation by Agata Buczko, Warszawa 006 ' Copyng S for the Polish edition by Dom Wydawniczy Bellona, @Copynghtforthe wars/awa2006 @ Copyright Andrij Kozickyj, Stepan Bilostockyj, 2001 za zahczemem P°«^ Dom Wydawniczy Bellona Ul Grzybowska 77, 00-844 Warszawa Dzial Wysyłki 1 (22) 45-70-306, 652-27-0J, Ш (22) 620-42-71 Dziai wy у e_maii_ biuro@bellona.pl , .11__„ «1 Internet: www.bellona.pl www.ksiegarnia.bellona.pl ISBN 83-11-10320-8 Przedmowa Nasze miasto od dawna stanowiło jedno z największych centrów rzemiosła i handlu w Europie Wschodniej. Wyroby rzemieślników lwowskich były dobrze znane daleko poza granicami Galicji, a lwowscy kupcy byli serdecznie witani w wielu krajach. Pod koniec XIV w. miasto Lwów otrzymało prawo składu, a w 1472 r. pozwolenie na przeprowadzenie dwóch corocznych jarmarków. Położona na pograniczu ważnych szlaków handlowych galicyjska stolica szybko się wzbogaciła. Zdobycie przez zamożnych lwowian znacznych finansowych i materialnych zasobów budziło w niektórych mieszkańcach miasta pragnienie podziału bogactwa z jak największą korzyścią dla nich samych. Możemy przypuszczać, iż przestępstwa zdarzały się od początków istnienia Lwowa. Tu należy zaznaczyć, że lwowscy przestępcy na ogół wyróżniali się dosyć pogodnym usposobieniem, rzadko przejawiali skłonność do bezpodstawnej brutalności. Ciężkie kryminalne przestępstwa w dawnym Lwowie były raczej wyjątkiem, nie regułą, a dopuszczali się ich najczęściej przedstawiciele szlachty lub goście naszego miasta. Do popularnych naruszeń prawa należały: szachrąjstwo, fałszerstwa nawet najmniej oczekiwanych rzeczy, chuligaństwo i prostytucja. Poziom przestępczości wzrastał w sposób naturalny w czasach politycznej i ekonomicznej stagnacji, którym towarzyszyły społeczny rozłam i bankructwo ideałów społecznych. Ironiczne i nostalgiczne szkice do historii świata przestępczego stolicy Galicji zostawił lwowianin Józef Wittlin. Wspominając czasy swej młodości, pisał: „Na pewno nigdzie więcej zabójstwa, grabieże, a nawet bardziej drobne kieszonkowe sprawki nie były owiane tak romantyczną aureolą, jak w tej ośpiewanej stolicy batiarów i radców prawnych". Wkrótce złodzieje, dezerterzy, uliczni chuligani, a nawet zabójcy stali się tematem piosenek i opowiadań ulicznych. Legendą lwowskich ulic 5 w™ anie najcKtóej ^^.^^godnych z prawem. W.ele Warszawy i innych miast mające miejsce w dawnym

Z historycznej PersPekyW^fsZ^eS dziś wydaja, się śmiesznym!, Lwowie przed trzema^zteremastukcram, operetkowymi wręcz zabawnym! przygodami a dawP nieprzyjemne faciami. Czas ma wlaśawo^c4 ^ złamanie prawa jest Leżycia. Jednak me zmienia Ę^^f » ludzkiej duszy. fawsL walk, dobra ze ^« J& stworzlnia własnej służby Wzrost przestępczości zmusił mrasto dkowe jeszcze nie porządkowej. W ^ b«mW^ stawała w rękach książąt, istniały we Lwowie. Władza J^S^Itam- taWW P^dstawicie-Рипкф sądowniczą wykonywał najczęściej n em oskarzema 2 Zbieraniem dowodów WP^^Łc^wdy łagodnekary, każdy zajmował się osobiście. Ruskie czasy с ^^ do bajowo przyjęta b^-^SiSS^Pb» ■*"*? pistępców stosowano Ь-^^^лЛ^ miejskiego sądu w ciężkie cepy, utworzono dopier ° ^^. h. Miasto miało równiej ZJ^VO^^rh\TZl^ ™ w. w stolicy Galicji swoich kontrwywiadowca. *"*££ We Lwowie funkcjonował zaczęła się formować ^S*^Skompetencjinależało ściganie miejski wójtowsko-ławmczy sąd,« Q ÓPCZ niego w stolicy Galicji kryminalnych służb porządkowych w końcu XIX w., miasto Lwów nie pozostawało w tyle za innymi miastami europejskimi. W 1898 r. zaczęło działalność pierwsze w mieście policyjne laboratorium patologii i anatomii. Zwolennikiem odkrywania nowych metod dochodzeniowych był Antoni Kurka, policyjny urzędnik ze Lwowa, który przełożył z języka francuskiego prace jednego z prekursorów kryminalistyki, Alfonsa Bertiliona, oraz stworzył słownik żargonu złodziejskiego, który wznawiano trzykrotnie. Od 1902 r. we Lwowie działało biuro antropologiczne, prowadzące kartotekę danych antropologicznych przestępców. W tym samym roku utworzono oddział policji konnej, a w 1911 r. wprowadzono specjalne karety do przewozu więźniów. Od stycznia 1906 r. we Lwowie zaczęło działać prawo ruchu drogowego. W przededniu pierwszej wojny światowej w mieście trwały przygotowania do utworzenia Muzeum Policji. W ciągu ostatniego dziesięciolecia pojawiła się cała seria publikacji dotyczących historii naszego miasta. Pozbawieni barier ideologicznych naukowcy i amatorzy dawnych historii odkrywają co rusz to nowe strony z przeszłości galicyjskiej stolicy. Tymczasem obok aspektów politycznych, ekonomicznych, kulturowych, istnieje jeszcze jedna strona zagadnienia, która najczęściej nie trafia na łamy poważnych naukowych wydań. Niestety, do dzisiaj Lwów nie posiada własnej historii świata kryminalnego, chociaż zainteresowanie literaturą podobnego gatunku ma wielką tradycję. Do „gwałcicieli prawa" próbowano dotrzeć od dawien dawna. Już w XV-XVI w. w zachodniej Europie było modne rozsyłanie druków z krótką sądową notatką z procesów największych przestępców. Rzeczonego złoczyńcę najczęściej tracono na oczach publiki, a wtedy gapie, którzy przychodzili przyglądać się egzekucji, zaopatrywali się w tę szczególną pamiątkę, przypominającą dany wyrok. Gdy zaczął rosnąć popyt na takie „pamiątki", wydawcy poczęli drukować ilustrowane życiorysy sławnych straceńców i złoczyńców. Z czasem relacje z przebiegu znanych procesów kryminalnych przeistoczyły się w niezależny gatunek literacki. Prekursorem gatunku, od imienia którego poczęto nazywać potem podobne wydania, był Francois Gayot de Pitaval (1673-1743), który w 1735 r. wydał pierwszy zbiór opisów spraw kryminalnych i procesów. Pitawalizm stał się modny, zaczęto kompilować, wznawiać wydania i naśladować założyciela gatunku. 7 W tym samym czasie co Pitaval, pojawiła się książka londyńskiego wydawcy Johna Osborne'a Życie znanych przestępców, uznana za jeden z największych bestsellerów XVIII

w. W 1775 r. inny londyńczyk, George Wilkinson wydał Informator Newgateskiego Więzienia. Szczególnym wydaniem, które stało się kanwą historii całej kryminologii Europy, był Nowy pitaval J. Hitziga i W. Haringa, którego 60 tomów wydawano prawie przez pół wieku (1842-1890). Pitaval dał podwaliny nowego oryginalnego gatunku - „Powieści tajemnic". W latach 1842-1843 E. Sue wydał Paryskie tajemnice i książka ta błyskawicznie zdobyła zwolenników. Wkrótce „tajemnice" innych miast posypały się jak z worka: Tajemnice Londynu P. Fevala (1844), Prawdziwe tajemnice Paryża E. Vidoqa (1845), Współczesne tajemnice Warszawy S. Rozbickiego (1845), anonimowe Tajemnice Berlina (1847), Petersburskie nory W. Krestowskiego (1867) i inne. Niebawem główne miasta miały swoje własne „tajemnice" - przy czym niektóre po kilka wydań różnych autorów. Moda na sensacyjną literaturę kryminalną nie ominęła i Galicji. W 1890 r. pojawiły się Tajemnice Lwowa Anastazego Waruszyńskiego. Lwów zasługuje na to, aby badaniu jego zamierzchłych kryminalnych czasów poświęcić szczególną uwagę. Inne ukraińskie miasta także zrobiły duży krok naprzód w tej dziedzinie. W latach 1999-2001 pojawiły się dwa tomy gruntownych badań Wiktora Fąjtelberga-Blanka i Walerego Szestaczenki Odessa bandytów, które obejmują historię przestępczego świata południowej Palmiry (lata 1794-1920). Ostatnio znany dziennikarz Omar Uzarszawil wydał szkice Lwów bandycki, opowiadające o współczesnych „trudnych chwilach" przestępców i stróżów prawa w stolicy galicyjskiej. Proponowane czytelnikowi studium tematu jest próbą naświetlenia najbardziej charakterystycznych spraw i kryminalnych postaci dawnego Lwowa. Zebrane w tej książce materiały pokazują, w jaki sposób funkcjonowała służba porządkowa Lwowa, miejsca przetrzymywania więźniów i opisują najbardziej znane kryminalne sprawy i ciekawe fakty z historii świata przestępczego miasta. Wśród „antybohaterów" tej książki znajdują się uliczni chuligani, skorumpowani urzędnicy, prostytutki, fałszerze monet, aferzyści-samozwańcy, międzynarodowi szpiedzy, profesjonalni kaci, ideologiczni terroryści. 8 Nie gloryfikując ani nie kokietując przestępczego świata dawnego Lwowa, autorzy ryzykują stwierdzenie, iż przestępczość stanowi nieodzowną część kolorytu tego miasta. Jednakowo niestosowne byłoby ukrywanie nieprzyjemnych stron jego historii, jak i rozkoszowanie się nimi w stylu bulwarowej sensacji. Wszystkie opowiadania w książce Szemrany światek starego Lwowa oparte są na prawdziwych wydarzeniach, a przedstawione postaci są autentyczne. W dodatku „Personalia" zamieszczono krótkie wiadomości o najważniejszych postaciach historycznych, kronikarzach i badaczach dawnego Lwowa, które pojawiają się na stronach tej książki. Autorzy oczekują, iż wzbudzą zainteresowanie czytelników i będą wdzięczni za krytyczne uwagi. Szczególne podziękowania składają lwowskim historykom-archiwistom: Natalii Cariowej i Wasylowi Kme-ciowi, którzy chętnie udzielili pomocy przy powstaniu tej książki. Andrij Kozyckyj Stepan Bilostockyj Rzemiosło katów Pan „małodobry' Pieniądze za tracenie Rodzaje egzekucji Stracenie Stefana Tomszy Iwan Pidkowa Przyszyta głowa Jankuły Kary cielesne Kat pechowiec —ez^gg^o— Słowo „kat" w świadomości większości ludzi wywołuje określone asocjacje. Ogólnie rzecz biorąc jest on nie tyle straszny, co zabawny - zazwyczaj wyobrażamy go sobie z ogromniastym toporem i w czerwonym kapturze. Faktyczny stan rzeczy ma niewiele wspólnego z mitami, które zakorzeniły się w społecznej świadomości. Ciekawą, a zarazem

zupełnie nieznaną zamierzchłą historią starego Lwowa jest historia „codziennego życia" miejskiego kata. Nie wszystkie średniowieczne miasta miały prawo utrzymywania kata. Z chwilą wprowadzenia prawa magdeburskiego pojawili się w mieście ludzie, którzy, karząc złoczyńców, służyli prawu, sprawiedliwości i bronili społeczeństwo przed przestępstwami - „aby zło nie szerzyło się po świecie". Uważano wówczas, iż kaci swoimi działaniami nie grzeszyli ani wobec Boga, ani wobec ludzi. Byli sługami bożymi, a wszystko co czynili - czynili w imię sprawiedliwości. Kaci podlegali ochronie prawnej króla i miejscowych organów prawnych. Ale zarazem kat i jego rodzina byli wyłączeni z czynnego życia społeczeństwa. Statuty cechów zabraniały rzemieślnikom wchodzenia w jakiekolwiek konszachty z katem. W świątyniach dla „małodobrego" było wyznaczone specjalne miejsce. Za haniebne uważano pomaganie katowi w jego „zawodowych czynnościach". Zakłady lwowskie, na które magistrat nałożył obowiązek konwojowania skazańców na śmierć, ciągle domagały się zwolnienia od tego nieprzyjemnego obowiązku. W marcu 1603 r. w zakładzie krawieckim doszło do konfliktu - prawosławni wierni odmówili obowiązku uczestniczenia w katolickiej mszy i patetycznie zakomunikowali: „wolimy prowadzić złodziei na szubienicę, aniżeli chodzić do kościoła". 11 Władze początkowo zmuszały skazańców, aby pełnili funkcję katów. Toteż przestępca miał do wyboru dwie drogi: umrzeć z rąk przyjezdnego kata lub samemu nim zostać. W średniowiecznej Europie rzemiosło kata przechodziło w spadku z ojca na syna i bywało tak, że monopol w mieście na bycie katem miała jedna czy dwie rodziny. Każde miasto miało sławną dynastię oddanych siekierze i pętli. Sławne klany rodzin katów znane są we Francji, Normandii, Niemczech. Np. w Stuttgarcie od 1580 do 1880 wszystkie egzekucje i tortury wykonywały jedynie dwie rodziny: Necherów i Bekelów. Francuski ród katów Sansonów tworzył całą epokę wymiaru sprawiedliwości w historii Francji XVII-XVIII w. We Lwowie pierwsze wzmianki o istnieniu miejscowego kata pochodzą z początku XV w. Egzekutorami najczęściej bywali ludzie o słabej psychice, skłonni do przemocy, często plebejskiego stanu - włóczędzy, żebracy, różnego rodzaju znajdy, zdarzali się wśród nich i cudzoziemcy. Pracując w nowej profesji, nie zawsze tracili swoje przyzwyczajenia. I tak np. w roku 1629 musiano się obejść we Lwowie bez kata, bo ten, dopuściwszy się zabójstwa, uciekł z miasta, ukrywając się przed wymiarem sprawiedliwości. Archiwalne dokumenty Lwowa nazywają kata „mistrzem sprawiedliwości", „małodobrym", „egzekutorem" lub po prostu mistrzem. W XVIII w. kat otrzymywał 4 zł na tydzień - na tamte czasy były to całkiem dobre pieniądze. Oddzielne wynagrodzenie wyznaczano za każdą ofiarę, torturę czy chłostę. Stałych cenników za wykonywanie wyroku nie było - w 1531 r. za odcięcie głowy kat otrzymywał 12 gr, w 1548 analogiczne wykonanie wyroku wyceniono na 7,5 gr, a w 1730 za ścięcie głowy kobiecie, która zabiła nowo narodzone dziecko, zapłacono 4 zł. Natomiast w 1748 r. za to samo płacono 1 zł 10 gr. W średniowieczu tortury kosztowały średnio od 15 do 24 gr. Ścięcie głowy 8-18 gr. W XVII w. tortury znacznie zdrożały i za wykonanie takiego wyroku kat pobierał 12 zł. Biczowanie osoby przeciętnie kosztowało 3 zł 12 gr. Miasto płaciło za sznurki dla wisielców, za drewno na palenie na stosie i za inne akcesoria potrzebne do profesjonalnej działalności. W niektórych miastach w celu zmniejszenia kosztów 12 ściągano pieniądze z majątków osądzonego. W 1515 r. w dniu Św. Marcina palono pewnego wieśniaka, który jakoby za namową Wołochów chciał podpalić miasto. W dokumentach skrupulatnie zanotowano wydanie katowi 9 gr na kupno drewna na stos. W tym samym roku za stracenie trzech innych wieśniaków kat otrzymał 36 gr. Interesujące były taryfy, według których miasto opłacało usługi różnych osób za udział w straceniach. Za przeprowadzoną w

1731 r. egzekucję kat otrzymał 4 zł, cepacy - 1 zł 10 gr, nocny burmistrz, który nadzorował egzekucję - 24 gr, zastępca wojewody - 24 gr, dwóch grabarzy - 1 zł i ksiądz - 6 zł. Jak widać, usługi duchownego opłacano najwyżej. Metody średniowiecznych straceń i kar cielesnych. Rycina z 1508 r. Miasto dawało katowi pieniądze na najpotrzebniejsze narzędzia do pracy. W 1631 r. Lwów wypłacił katowi 4 zł na zaopatrzenie się 13 w topór, a w 1625 r. - 15 zł na budowę szubienicy. Za zamówione u kowala w 1733 r. kajdany miasto zapłaciło 5 zł 24 gr. Oprócz wykonywania straceń do obowiązków kata należało: torturowanie podejrzanych zbrodniarzy, nadzór nad oskarżonym, eskortowanie winowajców do sądu, a skazańców do miejsc straceń, lekkie kary cielesne (biczowanie), utrzymanie miejsc egzekucji w należytej higienie, pochówek tych, którzy zmarli w więzieniu lub w wyniku tortur i nie mieli rodziny. Za pogrzebanie ciała dziewczyny, która umarła w 1742 r. w więzieniu „Pod Aniołem", katowi za pochówek zapłacono 2 zł 12 gr. Oprócz zajęć związanych z ochroną sprawiedliwości kat musiał dbać o porządek na rynku i ulicach miasta. Do jego kompetencji należał nadzór przy sprzątaniu ulic, oczyszczaniu ich ze śmieci, gnoju i padliny. Przy brudnej robocie miał pomocników. Za 5 dni pracy przy sprzątaniu miasta na początku XVIII w. średnio płacono 3 zł 20 gr, chociaż katowi za cztery dni analogicznej pracy płacono 2 zł 20 gr. Lwowski „małodobry" dorabiał sobie, stwarzając konkurencję medykom i cyrulikom: leczył chorych i tych, którzy mieli do czynienia z jego torturami i wszelkiego rodzaju karami cielesnymi. Dopiero w końcu XVIII w. władze austriackie zabroniły katom stosowania praktyk medycznych. Inni kaci próbowali handlu różnymi towarami. Góra Straceń we Lwowie (widok obecny) Wspólnie z syndykiem, pisarzem, strażą wartowniczą, sługami wójtowskimi, kat był na etacie magistratu. Służbowym zwierzchnikiem kata był wójt. Pomocników kata, których zazwyczaj było dwóch, opłacało miasto. Oprócz wynagrodzeń za 14 wykonywaną pracę, miasto darowywało katowi bezpłatne mieszkanie i oczywiście na swój koszt robiło remont tego lokalu. Badacz historii Lwowa, Roman Zubyk pokazał, iż w 1631 r. „mołodobremu" nadano pomieszczenie w murach miasta. Władze miejskie postanowiły: „Żyda Hombrihta ze sklepu w murach miasta eksmitować, a zameldować na tym miejscu małodobrego". Dom kata mieścił się między murami Bramy Halickiej, gdzie mieszkał ze swoją rodziną i pomocnikami. W 1731 r. miejski pisarz zanotował w księdze tygodniowych wydatków magistratu koszty remontu mieszkania „majstra". W starodawnym Lwowie karę śmierci wykonywano na cztery sposoby: poprzez ścinanie głowy, wieszanie, palenie na stosie, łamanie kołem. Kodeks średniowiecznego prawa kryminalnego „Carolina" obok tych kar śmierci podaje jeszcze i takie: ćwiar-towanie, topienie, wleczenie przestępcy na miejsce zbrodni, wbijanie na pal. Większość śmiertelnych wyroków we Lwowie odbywała się na Górze Straceń (ponad dzisiejszym Rynkiem Krakowskim). Miejsce egzekucji wybierano tak, aby przybywający do Lwowa i znajdujący się na placu jarmarku mieli na nie dobry widok. W szczególnych wypadkach kawałki poćwiartowanych przestępców rozwieszano na słupach przy wjeździe do miasta. Egzekucje przestępców szlacheckiego pochodzenia odbywały się na Rynku. W 1596 r. obok ratusza ustawiono kamienny słup hańby - pręgierz. Słup wieńczyła rzeźba, która przedstawiała kata z mieczem w ręku i boginię Temidę z wagą sprawiedliwości. W XVI-XVII w. podczas przesłuchań wykorzystywano dwa typy tortur - rozciąganie i przypiekanie. Pierwszy polegał na rozciąganiu ciała podejrzanego specjalnym urządzeniem, aż do wypchnięcia kości z przegubów. Istniało kilka sposobów rozciągania: na ławie, na

drabinie, w powietrzu. W niektórych przypadkach, w celu wzmocnienia bólu, torturowanego kładziono na specjalnych żelaznych grabiach, tzw. jeżykach. Przypiekanie odbywało się za pomocą rozżarzonego żelaza i żaru. Przed wykonaniem tortur, by złamać go psychicznie, podejrzanemu, długo pokazywano, jak to wszystko będzie wyglądać. 15 Tortury rozciągania na drabinie i przypalania. Rysunek z końca XIX Naicześciei praktykowanym rodzajem straceń we Lwowie było Yiede słowy W 1531 r. sąd Lwowa skazał na karę śmierci przez Ге e człowieka, który chciał dostać się do miasta przez mur Iw 1548 r wykonano analogiczny wyrok za rozbój w 1565 r. ubawiono głów dwóch szlachciców, którzy zabili strażnika СтГнаїХі і mieszczanina Józefa, który miał dwie żony, ^"icica, który zabił mieszczanma. Wbijanie głowy Га pal po śmierci było dodatkową karą która miała zhańbić straceńca W 1779 r. w taki sposób ukarano za zabójstwa Aleksandra Terasowskiego. We Lwowie kat dokonywał wyroku za pomocą miecza. Katowski miecz albo - jak nazywano go пасГеГ miecz sprawiedliwości" miał szeroką, dla obu rąk, ekoeść fprosty brzeszczot, ze ściętym prawie pod kątem pfostym ostrzem. Na klindze był przedstawiony herb miasta i szubienica. Dziś miecz kata dawnego Lwowa jest przechowywany w Muzeum Historycznym miasta Ciekawe wydarzenie miało miejsce w 1508 r. Ścinając głowę skazanemu szlachcicowi kat nie zdołał ^^^ zamachem i sam przyznał, że jest to znak г niebios. Śmiertelnika 16 ułaskawiono. Wyleczywszy się, niedoszły skazaniec wszczął proces przeciw miastu Lwowowi za naruszenie swoich praw. Na pniu katowskim we Lwowie głowy kładli nie tylko złodzieje i mordercy. Panu „małodobremu" przychodziło ścinać głowy, które nosiły korony władców. Stracenia wysokich dostojników państwowych nie należały do rzadkości w życiu starego Lwowa. W 1563 r. hospodar mołdawski Stefan VII Tomsza, uciekając przed swoim politycznym konkurentem Aleksandrem, zdecydował się potajemnie przedostać z Galicji na Węgry. Niestety, pod miastem Stryj Mołdawianin razem ze swym pocztem trafił w ręce miejscowego wojewody. Jeńców od razu odesłano do Lwowa, gdzie Tomszę i jego poplecznika Mohuczę osadzono w areszcie. Zawiadomiony o zatrzymaniu mołdawskiego hospodara, król natychmiast wysłał do galicyjskiej stolicy swojego przedstawiciela Stanisława Krasickiego, upoważnionego do zorganizowania śledztwa i przeprowadzenia procesu sądowego. Podczas swego panowania mołdawski hospodar niejednokrotnie występował przeciw Polsce i dlatego nie miał żadnych szans na przeżycie. Tomsza, przestraszony zasądzoną karą śmierci, począł rozpowiadać, iż może pokazać miejsce gdzieś na Bukowinie, gdzie przechowywane są wielkie skarby mołdawskiego dworu. Dodatkowo Mołdawianin obiecał odkryć tajemnicę wojskowych planów imperium osmańskiego w stosunku do krajów chrześcijańskich. Sędziowie mieli wiele wątpliwości co do opowieści Tomszy. Aby upewnić się, przepytali jeszcze Mohuczę, po czym stało się jasne, że zdradziecki hospodar, ratując swoje życie, wygaduje bzdury. Stefana Tomszę stracono wraz z Mohuczą 5 maja 1564 r. Przed egzekucją Tomsza modlił się w cerkwi Uspenskiej. W czasie bicia dzwonów na wieży cerkiewnej skazani na śmierć wyszli na zewnątrz. W otoczeniu ubranej na czarno warty, hospodar i Mohucza udali się na miejsce stracenia. Za nimi podążali bojarzy i - jak mówią niektóre źródła - żona hospodara, która specjalnie przyjechała do Lwowa. Słudzy z ratusza doprowadzili skazańca do zachodniej części Rynku, gdzie miała nastąpić 2 — Szemrany. 17

""*"}> V -■•г"? egzekucja. W momencie gdy hospodar padł na kolana i opuścił głowę, kat z wielką siłą ściął ją. """**""*' ' Iwan Pidkowa Ciała straconych pochowano w klasztorze św. Onufrego. Autor wydanej w 1829 r. historii miasta ksiądz-karmelita Ignacy Chodyniecki pisał, że w 1824 r. w trakcie przebudowy krypty odkryto trumnę Tomszy. Ksiądz stwierdził, że żadnych zwłok tam nie było, jedynie bogate adamaszkowe ubranie ozdobione ^js^^Jc^^iJh drogimi guziKami. «- 11 lotach od skazania Stefana Tomszy jeszcze jeden mołdawski hos-J podar, a zarazem kozacki hetman, położył we Lwowie swoją głowę. W 1577 r. znany kozacki watażka Iwan Pidkowa wdał się w wojnę domową w Mołdawii. Rusini, rozgromiwszy wojska mołdawskiego hospodara Piotra V Kulawego, który był tureckim wasalem, zajęli Jassy i ogłosili mołdawskim panem swego hetmana. Rozzłoszczony kozackim napadem turecki sułtan Murad III (1574-1595) wysłał przeciw Pidkowie wielkie siły. Nie ważąc się na spotkanie z o wiele liczniejszymi zastępami wroga, hetman nakazał cofnąć się do granic Rzeczypospolitej, a tam na zlecenie Turków Pidkowę pojmano. Sułtan postawił ultimatum, w którym żądał stracenia Pidkowy w obecności tureckiego przedstawiciela, bo w przeciwnym wypadku Turcja skieruje swoje siły przeciw Polsce. Nie mając dostatecznych sił, aby rozpocząć walkę z imperium osmańskim, król Stefan Batory (1576-1586) przystał na tureckie warunki. Zatrzymanego na rozkaz Turków Iwana Pidkowę przewieziono do Lwowa. Aby nie obrażać hetmana niegodnymi warunkami w więzieniu, specjalnie dla niego wynajęto pokój w kamienicy Matwija Korinnika. Wykonanie wyroku wyznaczono na 18 16 czerwca 1578 r. Król Stefan, który przebywał w mieście, zapobiegliwie wyjechał tego dnia o świcie na polowanie. Opuszczając miasto, władca nakazał komendantowi garnizonu trzymać wojsko w gotowości bojowej na wypadek zamieszek. Szczególnie nakazał, aby strzec spokoju sułtańskiego posła, który przyjechał jako obserwator egzekucji. W drugiej połowie dnia 16 czerwca 1578 r. Iwan Pidkowa pojawił się na Rynku bez kajdan. W zadumie gładził brodę, obchodząc dwa razy plac. Przystając w zachodniej części ratusza, wyznaczonej na stracenia, Pidkowa zwrócił się do zebranego ludu z krótką mową: „Panowie Lachy! Przyprowadziliście mnie na śmierć, chociaż w swoim życiu niczego takiego nie uczyniłem, aby zasłużyć na takie pokaranie. Wiem jedno: walczyłem zawsze matnie i jak uczciwy Żołnierz występowałem przeciw wrogom chrześcijaństwa, zawsze czyniłem dobro z korzyścią dła swojej ojczyzny, miałem jedno życzenie - być dla niej wsparciem, bronić przed niewiernymi i walczyć tak, aby pozostawali oni w swoich granicach i nie przechodzili Dunaju. Mój zacny cel nie może być wykonany i jeden Bóg wie dlaczego; szczególnie czynił mi przeszkody ten, z którego woli przywiedziono mnie na stracenie, ale pokładam w Bogu nadzieją, że nie minie wiełe czasu i on, przekupny chan, otrzyma zapłatą za przelaną krew. Mnie jest wiadome jedynie to, iż powinienem zginąć z jego rąk (wskazał na kata), dlatego że Turek, niewierny chan-poganin zlecił waszemu królowi i jego poddanym wykonanie wyroku i wasz król wydal takie rozporządzenie. Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia, zapamiątajcie, nie mam wiele czasu i to, co sią dzieje teraz ze mną stanie sią i z wami, z waszymi majątkami; głowy wasze i waszych królów wywiezione zostaną do Konstantynopola, gdy tylko tak wiarołomny chan busurman nakaże". Przemowa wzruszyła lwowian, wielu obecnych, zahartowanych w boju, nie ukrywało łez. Pidkowa poprosił, by jego towarzyszom podróży, którzy byli przy nim w ostatniej drodze, nie

czyniono żadnych przeszkód przy wyjeździe z miasta i aby kat nie dotykał jego ciała po śmierci. 19 Lwowski pręgierz (słup hańby) - rekonstrukcja. Rysunek z początku XX w. Jeden z obecnych na egzekucji wojowników podał hetmanowi kielich z winem, a wypijając z niego wielki łyk Pidkowa rzekł, iż pije za zdrowie towarzyszy. Hetman, zanim uklęknął i podstawił szyję pod katowski miecz, polecił przynieść sobie dywanik, aby nie klękać na przygotowanej wcześniej słomie. Klęknąwszy, hetman zmówił modlitwę, zamknął oczy i czekał na uderzenie. Jednakże kat opóźniał wyrok, toteż Pidkowa zapytał, w czym rzecz. Kat wyjaśnił, iż należy opuścić kołnierz, aby nie zawadzał przy ścinaniu głowy. Pidkowa poprawił kołnierz i na koniec nakazał katowi, aby czynił swą powinność; wyrok przyjął ze szlachetnym spokojem. Zgodnie z ostatnią wolą Pidkowy kat po straceniu nie ruszał jego ciała. Jeden z urzędników królewskich podniósł głowę i pokazał ją na trzy strony zgromadzonym. Wszystkich zdumiał fakt, iż w momencie ścięcia głowy hetmana zawalił się jednocześnie przedsionek ratusza. Mimo iż runął on pod ciężarem ciał ludzi, którzy wdrapali się, aby zobaczyć egzekucję, uznano ten incydent za zły znak. Ludzie Pidkowy wzięli jego ciało, przyszyli głowę i pochowali w zielonej trumnie, przygotowanej wcześniej przez samego hetmana. Wkrótce zwłoki Pidkowy przewieziono do Kaniowa, gdzie je pochowano. W miejscu tym obok Pidkowy spoczęli po latach jego pobratymcy: Jakiw Szach, kozacki ataman Samijło Kiszka, a dwa i pół wieku później Taras Szewczenko. 20 Jeszcze jednym mołdawskim hospodarem, który stracił głowę w naszym mieście, był Jankuła Sas. Podobnie do swego nieszczęsnego poprzednika został usunięty z posady przez tureckiego sułtana, po czym rozgrabił on państwową skarbnicę i z niewielkim oddziałem wojska próbował przedostać się z Pokucia na Węgry. Warty odnotowania jest fakt, iż do usunięcia Jankuły od władzy przyłożył rękę ten sam Piotr Kulawy, który swojego czasu skarżył się Turkom na Iwana Pidkowę. W Galicji Mołdawianie zostali zatrzymani przez śniatyńkiego starostę, Michała Jazłowieckiego. Skazany na śmierć Jankuła poprosił o przysłanie spowiedników. Jednakże, kiedy przysłano dwóch prawosławnych kapłanów, oburzył się i zażądał duchownego godnego jego rangi, „który by znał język niemiecki". Władze pogodziły się z żądaniem i Jankule przydzielono księdza bernardyna, który miał uczynić wszystkie konieczne obrzędy. Ignacy Chodyniecki stwierdził, iż przed śmiercią Jankuła przeszedł na katolicyzm. Wyrok wykonano 28 września 1582 r. Zgodnie z ostatnim życzeniem skazanego, kat odłożył swój rytualny miecz i ściął głowę Mołdawianinowi jego mieczem. Osoby o szlacheckim pochodzeniu uważały za hańbę ginąć od miecza kata. Bartłomiej Zimorowic, który zostawił nam szczegółowy opis tej egzekucji, wspomniał, że w XVII w. miecz Jankuły pokazywano w miejskim ratuszu. Ozdobiony był drogocennymi kamieniami i wielkimi perłami. Jeszcze trzydzieści lat po egzekucji, podczas przebudowy pomieszczeń starego klasztoru Bernardynów, całkiem młody wówczas przyszły kronikarz widział zwłoki i trumnę zmarłego. Ciało w całości okryte było dobrze zachowanym adamaszkiem. Ignacy Chodyniecki pisał, że po mieście krążyła legenda, głosząca, iż odrąbaną głowę Jankuły przyszyła jego żona własnym włosem. Innym dość powszechnym sposobem egzekucji było wieszanie na szubienicy. We Lwowie szubienica znajdowała się poza miastem, na Górze Straceń. Szubienice w średniowieczu były różnego rodzaju. Najprostsza wyglądała następująco: wkopywano w ziemię drewniany słup z przybitą z wierzchu poprzeczną belką. 21

Drugi typ to słup z przymocowaną poprzeczną belką wystającą po obu stronach Była we Lwowie również murowana szubienica. Składała się z dwóch części: nadziemnej i podziemnej. Niższa cześć wymurowana z ciosanego kamienia, wyglądała jak studnia. Miała trzy metry wysokości i przykryta była siatką. Tu zazwyczaj kat zrzucał części ciała straceńców, które, wisząc, zaczynały się rozkładać. Nadziemną część stanowiły wmurowane słupy, na których właśnie wieszano skazańców. Powieszenie na szubienicy było najbardziej poniżającą karą. Wieszano na ogół osoby oskarżone o kradzież, zgodnie z prawem Zwierciadła saskiego". Częścią składową kary przez powieszenie było pozostawienie zwłok do pełnego rozkładu. Średniowieczu prawnicy tłumaczyli taki sposób karania chęcią odstraszenia innych od popełniania podobnych przestępstw. Paleniem na stosie karano fałszerzy pieniędzy, heretyków, czarodziei, jak i kobiety, które kradły, zabijały lub otruły kogoś z bliskiej rodziny. W 1558 r. wysłano kilka osób na stos za produkowanie fałszywego wosku; w 1518 r. spalono Ormianina i iego służącą za stosunki seksualne, gdyż byli różnego wyznania Trzy lata wcześniej spalono wieśniaka, który, jak sądzono, chciał podpalić miasto; w 1641 r. spalono Żyda Mateusza za kradzież w kościele, a mnicha Alberta Wirdziemskiego - za głoszeme herezji i podpisanie paktu z diabłem. . Często zdarzało się, iż sąd Lwowa stosował taką karę śmierci, iak łamanie kołem (łamanie kolan). „Zwierciadło saskie zobowiązywało sędziego do nakładania takiej kary na osoby które dopuściły się tajemnego zabójstwa, ograbiły cmentarz lub kościół, a także na nocnych podpalaczy. Łamaniem kołem karano również przestępców, którzy truli ziołami lub świadomie wyrządzali cielesną krzywdę. Wykonując tak okrutny wyrok kat bił przywiązanego do ziemi złoczyńcę kołem od wozu po kolanach lub przywiązywał go do koła, a drugim łamał mu kości Po połamaniu kości przestępcę wplatano w koło, przekładając między szprychy jego zmaltretowane nogi i ręce. 22 W lwowskiej praktyce sądowniczej taki wyrok wykonano w 1776 r. na Józefie Dębickim za zamordowanie ojca (parricidium) i na Markuszu Chajmowiczu za zamordowanie własnego dziadka i grabież, a w 1774 r. na szlachcicu Piotrze Makowskim za incest i zabójstwo. Oprócz kar „na życiu" stosowano kary „na ciele", niepo-zbawiające życia; odcinano wówczas niektóre części ciała lub biczowano. Pozbawieniem pewnych organów karano z reguły za wyrządzenie komuś cielesnej krzywdy. Odrąbaniem ręki karano za umyślne okaleczenie, zranienie, ale także za składanie wiarołomnej przysięgi i podrabianie monet przez zmniejszenie ich wagi. Odcięcie języka groziło temu, kto wymierzał karę bez specjalnego pozwolenia. Uszy obcinano za stręczycielstwo. Znany krakowski prawnik Bartłomiej Groicki pisał, że za drobne kradzieże należy odciąć uszy lub nos, a za nieprawidłowe protokołowanie spraw należy odciąć pisarzowi rękę. Jednym z lekkich wymiarów kary, stosowanych najczęściej w miejskich organach władzy w XVI-XVII w., było biczowanie. W ten sposób karano woźnego, który działał przeciw obiektywnemu rozpatrzeniu sprawy, adwokata, prowadzącego sprawę na niekorzyść swojego klienta, a także innych drobnych przestępców. We Lwowie zawsze na etacie był jeden kat. W 1774 r. magistrat Lwowa przyjął na posadę jeszcze drugiego kata. Fakt ten był następstwem strasznych wydarzeń, które poruszyły niemal całe imperium naddunajskie. Historia zdarzyła się niedaleko Lwowa. W Starej Soli mieszkał Piotr Makowski z czterema synami i dwiema córkami. Starsza córka Brygida poślubiła szlachcica Djakowskiego, a młodszą Honoratę skusił sam ojciec. Pożycie z ojcem miało swoje następstwa. Honorata zaszła w ciążę; przestraszona opowiedziała wszystko księdzu na spowiedzi, a ten nie dał jej rozgrzeszenia. Wówczas ojciec zmusił córkę, aby zabiła nowo

narodzone dziecko. Uczyniwszy to, Honorata wyszła za mąż za brata męża starszej siostry, Pawła Djakowskiego. Małżeństwo okazało się nieudane. Sam ojciec 23 dziewczyny namawiał ją do otrucia męża. Jednak dwie próby otrucia nie powiodły się. Wówczas złoczyńcy umówili się, aby męża Honoraty udusić. Namówili sługę oraz jeszcze jednego mieszkańca, i wykonali swój straszny zamysł. Kiedy cała sprawa wyszła na światło dzienne, lwowscy ławnicy skazali 57-letniego Piotra Makowskiego na karę śmierci przez zdarcie trzech pasów skóry z ciała i łamanie kości od stóp do głowy za pomocą pały. Córce Honoracie Djakowskiej, która skończyła zaledwie 21 lat, nakazano odciąć ręce, a później głowę. Pozostałym uczestnikom zbrodni również zasądzono karę śmierci. Odcięte głowy i poćwiartowane ciała zbrodniarzy miały być wywieszone na palach dla odstraszenia potencjalnych przestępców. Stracenie odbyło się we Lwowie na Rynku. W chwilę po odrąbaniu Honoracie głowy stała się rzecz nieprzewidziana: lwowski „małodobry" okazał się zupełnie bezsilny. Kat nie był w stanie przywiązać skazanego Makowskiego ani go zabić. Łamiąc ciało, powybijał nieszczęśnikowi zęby, oczy, połamał ręce i nogi. Mimo to przestępca ocalał. Jego krzyki z powodu bólu były tak przeraźliwe, że obecni na egzekucji uciekli, a sam kat ze strachu stracił przytomność. Mieszczanie złożyli skargę w magistracie na nieprofesjo-nalność „mistrza sprawiedliwości". Kat się usprawiedliwiał, iż, będąc jeszcze małym dzieckiem, widział podobną egzekucję - łamanie ciała za pomocą pały - lecz sam takiej nie wykonywał. Prosił, aby nie zwalniać go z posady, biorąc pod uwagę fakt, iż przez lata sumiennie wykonywał swoje obowiązki i że ma również rodzinę, którą musi utrzymać. Magistrat wykazał miłosierdzie, zostawiając kata pechowca na dawnym stanowisku i zaproponował sprowadzić do Lwowa takiego, który potrafiłby wykonać szczególny rodzaj straceń, a jednocześnie był nauczycielem dla prowincjonalnych katów. Wiedeń wyraził zgodę, aby we Lwowie działało dwóch „egzekutorów", zgodził się również na dodatkowy wydatek związany z ich utrzymaniem. Ogłoszono konkurs w całym imperium 24 i zaproponowano roczną wypłatę w wysokości 300 zł. Warto w tym miejscu zauważyć, iż na początku XVIII w. zwykłe roczne wynagrodzenie kata, bez dodatków, wynosiło 200 zł. Przyjechać do pracy we Lwowie zgodził się kat Wacław Medulin, przy czym poprosił o 200 zł zaliczki na przejazd, bo jest „biedny, obciążony rodzinnymi obowiązkami i nie ma pieniędzy na drogę". Miasto Lwów wydzieliło „fachowcowi" dodatkowe 150 zł na przejazd i na zaopatrzenie się w katowskie narzędzia pracy. Od razu po przyjeździe do Lwowa kat potwierdził swoje wysokie kwalifikacje, odcinając głowę mieszczaninowi i wbijając ją na pal. —Ог^^О— Zębate bicze grzeszników Policja z pałami Ekwipunek średniowiecznego policjanta „Ordynacja" o obronie miasta Woźny Bitwa z Korobem Do szeroko rozpowszechnionych przekonań należy myśl, iż nic na tym świecie się nie zmienia oprócz ludzi. Przy całej logice podobnego poglądu na życie, musimy zastrzec, że faktyczny stan rzeczy jest dokładnie odwrotny. We Lwowie zmieniło się wszystko z wyjątkiem ludzi. Sto i dwieście lat temu codzienne przyzwyczajenia lwowiaków nie różniły się od dzisiejszych. Dziś sklepikarze tak jak dawniej oszukują mieszkańców miasta, urzędnicy wykorzystują swoją władzę, a stróże prawa niekiedy grzmocą i prawych, i winnych.

Organy lwowskiej milicji mają zdumiewającą historię. Już w XV w. we Lwowie stworzono specjalną służbę miejskich cepaków, która miała pilnować porządku na ulicach miasta. Miejska straż w XVI-XVIII w. ubrana była w długie kaftany z czerwonymi klapami i mankietami przy rękawach. Wybitny znawca lwowskich dziejów Franciszek Jaworski pisał, że kaftany cepaków były koloru błękitnego z czerwonymi lub zielonymi klapami z lamówką z plecionego sznurka. Na głowie stróże porządku nosili futrzane czapki z niedźwiedziej skóry z czerwonymi naszywkami, sznury z kutasami i blaszane kokardy z miejskim herbem. Dziesiętnicy mieli czerwone kaftany z błękitnymi klapami. Miasto niechętnie dawało pieniądze na umundurowanie służb porządkowych i dlatego cepacy ubrani byli w znoszoną odzież. Magistrat powoływał specjalne komisje za każdym razem, kiedy wnoszono prośby o nowe ubranie. Członkowie tych komisji skrzętnie badali stan odzieży i w razie konieczności z wielką niechęcią przydzielali pieniądze. Na utrzymanie lwowskich cepaków tradycyjnie brakowało pieniędzy. W historii zapisała się śmieszna przygoda, kiedy to miasto przygotowywało się do święta beatyfikacji Jana z Dukli. Z okazji uroczystości zdecydowano uszyć nowe mundury dla straży ochronnej. Chwalebne zamiary pozostały jedynie na papie- 27 Stary ratusz we Lwowie. Rysunek I. Głogowskiego rze, bo w ostatniej chwili magistrat, chcąc zadowolić mieszkańców barwnymi strojami cepaków, mądrze wymyślił, aby przyszyć nowe klapy do starych mundurów, co z daleka robiło wrażenie, że stróże prawa mają nowe ubrania. Dawne uzbrojenie straży składało się z pancerza oraz okutego żelazem cepa, i to od tego narzędzia pochodzi nazwa cepacy. Robocza" część cepa wysadzona była ostrymi szpikulcami, podobnymi do igieł jeża. Lwowski kronikarz Bartłomiej Zimorowic nazwał to uzbrojenie „biczem grzeszników". W razie zagrożenia stróże otrzymywali hełmy, dodatkowe bandolety i inną lekką bron. Oprócz ręcznej broni palnej cepacy mieli także armaty, które wykorzystywano podczas uroczystości. W 1747 r. jedna z takich armat rozerwała się na miejskim wale. Innym razem w czasie uroczystego strzelania dwie armaty utopiono w fortecznym rowie. Lwów zmuszony był wynająć kilku żebraków, którzy zobowiązali się wyciągnąć utopione armaty. 28 Lwowscy cepacy. Rysunek z 1670 r. Cepacy pełnili uroczystą wartę, a niekiedy towarzyszyli różnym osobom przy oficjalnych wyjazdach jako ochrona. Zmarłych strażników miasto chowało na własny koszt i wypłacało rodzinie niewielką rekompensatę. Nowych cepaków przyjmowano jedynie z polecenia tych, którzy mieli długi staż w miejskiej straży. Wstępując do służby, składali oni przysięgę. W czasie służby cepacy nocowali w ratuszu, aby w razie jakiegoś niebezpieczeństwa śpieszyć na miejsce „wrzenia" lub kradzieży. Pokój dla strażników mieścił się w piwnicach, gdzie było bardzo zimno. Często zdarzało się, że brakowało drewna na opał, wówczas cepacy szli do domów, nie mając zamiaru marznąć wraz z więźniami, których strzegli. W taki sposób, jak to opisywał jeden z historyków Lwowa, bezpieczeństwo miasta zależało od ilości drewna na opał. Na początku cepaków było czterech, z czasem ich liczba wzrosła. W końcu XVIII w., w czasie wejścia wojsk austriackich do Lwowa, strażników było piętnastu. Pragmatycznie nastawiony do utrzymywanych służb magistrat w latach 30. XVIII w. wyznaczył im dodatkowe obowiązki, do których należało nadzorowanie miejskich więzień i opieka nad skazańcami.

Oprócz cepaków burmistrz miał jeszcze do dyspozycji dwóch prywatnych ochroniarzy nazywanych ceklarzami, powołanych nie tyle do ochrony, ile do podniesienia jego autorytetu. Przedwojenny historyk Wacław Goździewski, badający lwowskie służby porządkowe, uważał, iż ochroniarze burmistrza odgrywali rolę średniowiecznych „policyjnych służb specjalnych", wykorzystywanych do misji delikatnych i tajemnych. Podczas oblężenia miasta lub zakłóceń porządku skład miejskiej „milicji" powiększał się o ochotników, których przyjmowano za zgodą magistratu. 29 W 1623 r. burmistrz Melchior Szulc-Wolfowicz wydał „ordynację" o ochronie miasta, która określała zasady utrzymywania bezpieczeństwa na ulicach i przedmieściach Lwowa. Stosownie do ordynacji stworzono specjalne oddziały, złożone z 50 osób pod dowództwem „doświadczonego i roztropnego" rotmistrza. Były one oddzielną formacją różniącą się od cepaków tym, iż patrolowały ulice miasta w nocy. , Co noc wysyłano pięciu stróżów na krakowskie i halickie przedmieście. Mieli oni strzec porządku w mieście, a rankiem stać przy głównych szlakach prowadzących do miasta i zatrzymywać przekupki. Za tę służbę miasto ustanowiło każdemu stróżowi pododdziału wypłatę w wysokości 4 talarów węgierskich na miesiąc, zwolniało z podatków i zapewniało rentę w razie wypadku na służbie. Oprócz tego wszyscy stróże otrzymali na koszt panStwa uniformy. podatkowo, oprócz cepaków i nocnych stróżów, porząuKu w mieście pilnowali landwójtowie, albo, jak ich inaczej nazywano, nocni starostowie". Pomagali im wybierani „starsi"; każdemu z nich podlegała jakaś ulica. Co wieczór o godzinie dziesiątej po zamknięciu bram miasta „nocny starosta" obchodził wraz z wartą swoją dzielnicę. Czując się dosyć pewnie, cepacy byli skorzy do bójek, szczególnie w czasie ustanawiania porządku w dzielnicy żydowskiej. Do siłowych starć dochodziło także ze sługami z Niskiego Zamku. Przez cały okres istnienia Rzeczypospolitej na porządku dziennym były walki żołnierzy lwowskiego garnizonu ze sługami królewskiego starosty. W 1737 r. słudzy starosty pobili miejskiego stróża tak, ze magistrat ze swojej kasy musiał wyjąć aż 10 zł, które przeznaczono na kupno maści i usługi cyrulika leczącego rany nieszczęsnego stróża. Oddzielnych struktur służb porządkowych, które odpowiadałyby dzisiejszemu urzędowi śledczemu, dochodzeniowemu i ekspertyzy sądowej, w dawnym Lwowie nie było. Obowiązki śledczych wykonywali wójtowie, którzy pełnili jednocześnie funkcje sędziów kryminalnych. Do ich kompetencji należało: prowadzenie spraw 30 kryminalnych, śledzenie hazardzistów, pilnowanie wykonywania egzekucji i obowiązkowa obecność na straceniach. Wysokie stanowisko w dawnym Lwowie piastował woźny, porównywalne do dzisiejszego detektywa. Wspólnie z wójtem i ławnikami mógł przeprowadzać rewizję w domach, spisywał zeznania poszkodowanych, konfiskował narzędzia zbrodni i przedmioty, na których pozostawiono ślady przestępstwa. Aby w pełni mógł wykonywać swoje obowiązki, miał zezwolenie na broń. Będąc przedstawicielem władzy sądowniczej, powołanej do ochrony interesów publicznych tych, którzy podlegali pod jej jurysdykcję, woźny w sprawach kryminalnych występował w roli oskarżyciela i często składał zeznania przed sądem. Jego zeznania miały wartość dwóch świadków, o ile uznano, że zeznaje we własnym imieniu i jako przedstawiciel urzędu, który piastuje. We Lwowie do kompetencji woźnego należało również ogłaszanie królewskich przywilejów, uchwał władz miejskich, dekretów sądowych o poszukiwaniu złoczyńców, odczytywanie wyroków w publicznych miejscach. Oprócz wymienionych wyżej funkcji prowadził on dozór

nad osobami uwięzionymi. W XVII w. za wykonywanie swoich obowiązków woźny tygodniowo otrzymywał 4 zł, a zwróćmy uwagę, iż para ,--------------------------------, wołów kosztowała wówczas 5 zł. Oddzielnie mu płacono za ogłaszanie prawnych dokumentów. W XVIII w. za tę funkcję płacono średnio 1 zł 6 gr tygodniowo. Teren, na którym woźny wykonywał swoje obowiązki, sięgał do granic miasta. Jak świadczą archiwalne materiały, posada woźnego nie zawsze była obsadzona. W latach 1591-1648 wybory na jej objęcie organizowano dość nieregularnie. A z przejściem Lwowa pod jurysdykcję Austrii posadę tę zlikwidowano. Lwowski woźny. Rysunek z 1671 r. 31 Praca woźnego była nadzwyczaj trudna i niebezpieczna, mimo to społeczeństwo miejskie woźnego lekceważyło. Wiązało się to z charakterem wykonywanej przez woźnych pracy i faktem, iż nadużywali oni prawa i siły. Najdawniejszym oddziałem specjalnym lwowskiej służby porządkowej była policja handlowa. Według Łucji Charewiczowej, znawczyni tematu, policja ta istniała w mieście już od XVI w. i podporządkowana była miejskiemu tłumaczowi. Policja handlowa ochraniała tłumacza, który, według prawa, uczestniczył w podpisywaniu umów między kupcami a miastem i pilnował, aby nikt nie handlował w święta. Lwowianie nie zawsze traktowali z należytym szacunkiem swoich stróżów prawa. Szczególnie często opór stawiali mieszkający dookoła Lwowa wieśniacy, do których rada miejska wysyłała cepaków z nakazem akcji pacyfikacyjnych. W 1636 r. podczas żniw mieszkańcy Hołowska porządnie poturbowali miejskich cepaków, którzy siłą starali się wyegzekwować dług pańszczyźniany należny miastu. Wieśniacy stwierdzili, iż odrobili już wszystko i nie chcieli uznać dodatkowo nałożonych powinności. Uzbrojeni w żerdzie, widły, kosy, mieszkańcy Hołowska napadli na cepaków. Jak wkrótce zeznał woźny Mohylański, „ludzie nacierali chmarą, jednego z naszych trącili żerdzią o strzelbę, z której odpadł zamek; i jeśli jednego z nich w tym pojedynku by nie postrzelono, prawdopodobnie by nas pozabijali". Sąd, który odbył się zaraz po gorących wydarzeniach, skazał sześciu wieśniaków na karę śmierci. Względem pięciu wyrok później złagodzono; po pobiciu postronkami na schodach ratusza, posadzono ich do więzienia na czas „aż się zastanowią". Jedynie Jacja, „Iwanowego zięcia" z Małego Hołowska, zasądzono na karę śmierci przez ścięcie głowy mieczem. Trafiały się wypadki złośliwej niepokory wobec służb porządkowych również w samym mieście. Skąpe linijki sądowego protokołu zachowały do naszych czasów informację o jednej z akcji specjalnych dawnej policji Lwowa. W kwietniu 1643 r. rada miejska wysłała na jurydykę św. Stanisława ośmiu cepaków z nakazem aresztowania szewca Jana Koroba, niesubordynowanego miejscowe- 32 go starosty, który nie stosował się do nakazów władz. Rok wcześniej Korob, nie powiadamiając rady, dał schronienie pewnej dziewczynie z Jarosławia w swoim domu. Okazało się, że dziewczyna była chora i od niej zaraziło się wiele osób na przedmieściach miasta oraz kilka rodzin w granicach murów. Szewca obwiniono o lekceważący stosunek do prawa. Później zdarzały mu się kolejne przypadki niefrasobliwości, aż wreszcie wydano nakaz aresztowania Koroba. Jednak odważny szewc nie oddał się dobrowolnie w ręce wymiaru sprawiedliwości. Razem ze swoim podmajstrem Prokopem Żywko-wyczem, „zabezpieczając się w strzelbę, łuki, strzały, kamienie i inną zbroję", schował się na strychu swojego domu. Miedzy Korobem a cepakami rozegrała się prawdziwa bitwa. Odmawiając pójścia po dobroci, Korob stawiał zaciekły opór, obrzucając cepaków kamieniami, „jakich nanosili na strych półtora wózka"; rzucał nożami i kopytami szewskimi, także próbował strzelać do napastników z bandoletu. Ogółem w boju z zaciętym szewcem zranionych zostało ośmiu stróżów prawa. Miejska straż nie mogła dać

sobie rady z buntownikiem, dopiero gdy zerwali dach i zaszli Koroba i Żywkowycza od tyłu, zdołali ich zaaresztować. Podczas przesłuchania sądowego słudzy miejscy zademonstrowali sędziemu swoje obrażenia, które ponieśli w trakcie zatrzymania Koroba. Najbardziej ucierpiał Dmytro Studiozus, którego „rana w głowie była głębokości trzech knotów od świeczki". Oprócz tego miejska służba zademonstrowała sługom Temidy „sześć połamanych cepów i szewski nóż, którym Korob rzucił w nocnego burmistrza, trzaski z bandoletu, rozbitego przez Koroba na Iwanie Szczerbaku", także trzy hełmy ze znakami od uderzenia ryskalem z góry na krzyż; przy czym pisarz zaznaczył, iż u dwóch z nich „aż zagięła się blacha i oderwały obojczyki". Biorąc pod uwagę złośliwą niepokorę wobec władzy, Jana Koroba skazano na karę śmierci. Na szczęście dla odważnego szewca król odstąpił od wyroku. Co więcej, Lwów miał wypłacić pokaźną sumę Korobowi za naruszenie jego praw osobistych. Oczywiście, że Lwów nie zapłacił, lecz męstwo zostało wynagrodzone. 3 — Szemrany... ÓJ W imieniu prawa Stworzenie służby policyjnej Milicja mieszczańska Stróże prawa we frakach Niepokojący Gucciardi RoZprawa z fałszywym opatem —cz^gg^c^— Spośród wielu mitów, dotyczących przeszłości naszego miasta, szczególnej uwagi domaga się rozpowszechniony stereotyp, jakoby austriacka okupacja kraju miała natychmiastowy wpływ na gospodarcze i polityczne uporządkowanie Galicji. Niewątpliwie z historycznej perspektywy wydarzenia te pozytywnie wpłynęły na wszystkie sfery życia Galicji, a nawet więcej, bezpośrednio przyczyniły się do kolejnego narodowego odrodzenia Ukrainy. Nostalgia za „dobrymi austriackimi czasami" nie jest zatem usprawiedliwiona, bo w znacznej mierze jawią się one w zbiorowej świadomości jako lepsze poprzez „kiepskość" czasów późniejszych. Przysłowiowe „austriackie porządki" nie zawsze wyróżniały się porządkiem, a ich przedstawiciele - porządnością. Prawdopodobnie tak jak dziś, sto i dwieście lat temu lwowianie narzekali na niefachowych i złodziejskich urzędników, niegospodarne służby miejskie, chciwych i bezkarnych stróżów prawa. Przeszłość lwowskiej służby policyjnej do dziś pozostaje mało znaną kartą historii naszego miasta. Oddzielną służbę policyjną we Lwowie stworzono nie od razu. Jesienią 1772 г., po zajęciu Lwowa przez wojska austriackie, pełnienie policyjnej funkcji powierzono staroście okręgowemu - kreishauptmanowi. Pierwszy sztab lwowskiej policji składał się z 3 osób: pomocnika kreishauptmana do pracy kancelaryjnej i dwóch rewizorów - czy, jak dziś ich nazywamy, detektywów. Do służby patrolowo-wartowniczej wykorzystywano żołnierzy, których przydzielał garnizon wojskowy. Organizowanie policyjnej służby w strukturach władz austriackich Habsburgów datuje się od 1749 r. W 1751 r. stworzono, wykorzystując doświadczenia Francuzów, posadę policyjnego komisarza Wiednia i Dolnej Austrii. W lutym 1789 Józef II założył cesarskie ministerstwo policji, którym dowodził hrabia Antoni 35 Antoni Pergen. Rycina z końca XVIII w. Pergen. Zatem lwowska dyrekcja policji powstała wcześniej niż odpowiednie organy ogólnopaństwowe. O stworzeniu z dniem 1 stycznia 1786 r. dyrekcji policji we Lwowie powiadomią! dekret cesarski z 27 października 1785 r. Na naczelnika tejże dyrekcji wyznaczono Daniela Halamę von Gitschina, pod którego komendę oddano pomocnika,

pisarza i czterech dzielnicowych. W pierwszych latach działalności cała lwowska policja mieściła się w dwóch pokojach. To zupełnie nie przeszkadzało śmiałym stróżom porządku zakładać mieszkańcom miasta 2,5 tys. spraw rocznie. Niemniej oddzielnego wydziału posterunkowych nie stworzono, a ulice tak jak i wcześniej patrolowane były przez żołnierzy garnizonu. W lutym 1796 r. wojskowy garnizon Lwowa pilnie odprawiono na front do Włoch i miasto zostało bez wojskowych służb posterunkowych. Aż do marca 1797 г., gdy na polach Lombardii młody Bonaparte wygrzmocił armię austriacką, służbę wartowniczą Lwowa stanowili ochotnicy z ludności miejskiej, przede wszystkim członkowie strzeleckiego bractwa kurkowego. Najjaśniejszy cesarz wynagrodził wierną służbę lwowian i 20 kwietnia 1797 r. zezwolił na stworzenie we Lwowie odrębnej milicji mieszczańskiej. Milicja działała wspólnie z policją aż do 1848 r. Większość jej członków podczas Wiosny Ludów wstąpiła do gwardii narodowej, a po listopadowym ostrzale Lwowa przez Hammersteina milicję rozwiązano. Lwowska milicja końca XVIII w. składała się z piętnastu pododdziałów i oprócz nocnego patrolu pełniła funkcję reprezentacyjną. Mundury policjantów były bardzo kolorowe, przy czym różniły się barwą w każdym pododdziale. 36 Andreas Hadik. Rycina z końca XVIII w. Uniform austriackiego policjanta końca XVIII w. wyglądał imponująco. Składał się z błękitnego fraka, białych przylegających spodni, długich butów i eleganckiego kapelusza. Policjanci uzbrojeni byli w szable i laski. Te drugie symbolizowały władzę; wprawiano je w ruch przy wprowadzaniu porządku, kiedy policjant nie chciał wyjmować szabli. Dla policjantów typowe było uderzenie pochwą szabli po plecach. Po takim uderzeniu potencjalni przestępcy na długo tracili chęć do popełniania wykroczeń; plecy długo ich jeszcze bolały, a ręce zwisały bezwładnie. Do uprawnień i obowiązków policyjnych należało wiele niespodziewanych i śmiesznych z dzisiejszego punktu widzenia zadań, jak пр.: nadzór nad jakością produktów, które sprzedawano na rynkach, egzekwowanie zakazu stawiania na parapetach okien nieprzywiązanych doniczek z kwiatami (aby nie pospadały na głowy przechodniów), nadzór nad tym, czy grabarze odpowiednio wykopują mogiły, które, zgodnie z wytycznymi magistratu, miały mieć 6 stóp głębokości, „usuwanie wszystkiego, co mogłoby powodować zepsucie lub publiczne zgorszenie". Lwowska policja nie od razu zdobyła autorytet. W pierwszych latach istnienia służby porządkowej we Lwowie zdarzyło się wiele dość skandalicznych historii. Przyczyna w znacznej mierze leżała w osobie jednego z pierwszych galicyjskich kreishaupt-manów, który jednocześnie wykonywał obowiązki szefa miejskiej policji. Był nim Włoch Gucciardi. Główny lwowski stróż prawa był człowiekiem z natury wesołym i żwawym, entuzjastą gier hazardowych i hulaką uwielbiającym towarzystwo kobiet. 37 Szeregowiec I korpusu lwowskiej milicji miejskiej. Rysunek z końca XVIII w. Wesołe życie na dłuższą metę miało katastrofalne skutki dla budżetu Włocha, toteż często popadał on w długi. Wielce krytycznie oceniał kreishaupt-mana Franz Kratter w „Listach o sytuacji Galicji". W myśl niemieckiego uczonego, policja miejska nie wywiązywała się z powierzonych jej obowiązków i wymagała radykalnych zmian. O Gucciar-dim Kratter napisał: „To człowiek bez godności i charakteru, skończony pijak i chuligan". Mimo to do służby policyjnej naczelnik miał stosunek sumienny, chociaż w niektórych wypadkach nadużywał władzy. Do pokazowych należy historia, która przydarzyła się we Lwowie francuskiemu fałszywemu opatowi dTsae. Młody gadatliwy Francuz, który pojawił się w latach 70. XVIII w. we Lwowie, od razu zwrócił na siebie uwagę znudzonej prowincjonalnym życiem ludności. Wzrostowi autorytetu przybysza sprzyjało to, iż

reprezentował w mieście interesy wpływowej rodziny Potockich. DTsae uważano za duchownego, chociaż nosił zwykłą odzież. Pełnomocnik Potockich podpisywał się jako opat. Policja lwowska otrzymała tajemniczy raport, wyrażający wątpliwości, czy opat jest rzeczywiście osobą, za którą się podaje. Gucciardi nakazał, aby inwigilowano korespondencję dTsae wysyłaną ze Lwowa do Warszawy. Lustrując listy Francuza, policja dowiedziała się, że przybysz informował swoich korespondentów o głównych sprawach dziejących się w Galicji, ukazując zarazem austriacką administrację w najciemniejszych barwach. Jednocześnie opat prezentował fałszywą życzliwość, składając wizyty u gubernatora, wyżej postawionych rangą wojskowych i naczelników kraju. Z wielką gościnnością przyjmowano dTsae w polskich kołach, którym ciągle wyśpiewywał pochwalne dytyramby. Gucciardi nakazał śledzić Francuza i z oburzeniem wykrył, że ten roznosi o nim plotki po całym mieście. 38 Szeregowiec III korpusu lwowskiej milicji miejskiej. Rysunek z końca XVIII w. O zwierzchniku lwowskiej policji krążyły historie, iż spoufala się z Żydami, którzy udzielali mu kredytów, co nie było zbyt dobrze postrzegane. Ofiarami plotek Francuza padli również: hrabia Kallenberg, baronowa de Blas-senberg, hrabina Sporek, którym przypisywał wiele nikczemnych działań. Kiedy czara goryczy się przepełniła, zdecydowano Francuzowi dać nauczkę. Wykonawcami wyroku wraz z Gucciardim byli poszkodowani: Kallenberg, Sporek i radca Gunnini. Podczas przyjęcia w domu Sporka, dTsae wyproszono do innego pokoju, gdzie dotkliwie został pobity. Akcją osobiście kierował główny stróż prawa Lwowa. Po akcie zemsty jeden z jej uczestników powrócił do gości i barwnie opowiedział o porachunku i o tym, jak podczas niego zachowywał się znany z ostrego języka metr elegancji. Francuz poczuł się zhańbiony i nie wychodził do ludzi, a niebawem jego polscy przyjaciele zaczęli pisać skargi do Wiednia. Cała sprawa dotarła do cesarza, który polecił rozpoznać sytuację i surowo ukarać winnych. Do Lwowa oddelegowano wysłannika rządowego, który wszczął śledztwo. Gucciardiego odsunięto od wykonywania obowiązków zawodowych. Wziąwszy zaświadczenia o chorobie, wszyscy czterej przyjaciele zasiedli do pisania notatek wyjaśniających; każdy przedstawiał własną wersję wydarzeń. Gunnini wyjaśniał, że kiedy zaszedł do pokoju, „gdzie rzekomo odbył się napad", zaczepił się o schody i upadł, jednocześnie potrącając poszkodowanego, a zarazem i jeszcze jednego z podejrzanych, toteż bezpodstawnie oskarżono go o udział w pobiciu. Według zeznań Kallenberga, w całym zajściu żadnego podstępu ani zasadzki nie było: opat zjawił się pijany, zaczepiał 39 gości, wszystkich obrażał, za co został wyproszony. Dalej hrabia pisał, iż Francuza kilka razy uderzono laskami, ale nie powinno się tego odbierać jako próby poniżenia, bo podobnie jak we Francji nie jest zniewagą ugodzenie szpadą, tak w Galicji panuje stara tradycja bójek na kije. Wobec powyższego godność d'Isae nie została naruszona. Lwów w drugiej połowie XVIII w. Fragment panoramy J. Witwickiego W najtrudniejszej sytuacji znalazł się Gucciardi. Sytuacja naczelnika lwowskiej policji w zaistniałych okolicznościach była o tyle skomplikowana, że oprócz rozpatrzenia sprawy o pobicie, „wisiało" nad nim jeszcze bezprawne uwięzienie Salomona Mełecha. Żyd twierdził, iż zatrzymano go z polecenia Gucciar-diego, gdyż nie udzielił mu pożyczki pieniężnej w wysokości 100 florenów. Gucciardi postanowił zagrać na patriotycznych uczuciach i całą sprawę o pobicie przedstawił w świetle niby to szpiegowskiej korespondencji Francuza z Warszawą. Po długim rozpatrywaniu uznano zajście za „osobiste porachunki w sprawach honorowych" 40

i zamknięto. Za jakiś czas wyjaśniono także sprawę Żyda. Za oszczerstwa Salomon Mełech otrzymał 2 lata publicznych robót w łańcuchach wraz z karą ogłoszenia wyroku pod miejskim pręgierzem i zawieszeniem jego tekstu na szyi skazanego. —o^gg^o— Dziadek masochizmu Przedsiąbiorczy urzędnik Szperacz-erudyta Wielkie ucho Lwowa Masoch i Ukraińcy Owady w prezencie ■Q austriackim p1Sarzu Leopoldzie von Sacher-Masochu stócnbkrTSanT "ІЄІЄ- ZMny jeSt ^ stosunek do galS skich Ukraińców. Natomiast nieznane szerszemu ogółowi pozostaie prywatne życie jego rodziny. Krajowi badacze najczęśc еГГгЇЇ sr z™z\* maleńkiego Leopoida w« *SŁ mama, toteż ani ojciec, ani matka nie mieli zdecydowane™ wpływu na kształtowanie osobowości przyszłego^ PTewcV "Г pTsr^Iif0ŚC1 '■***■ ™y- ~- 5£ pisarZa, imiennik swego wybitnego syna, Leopold Sacher-Masoch starszy sympatyzował z Ukrainą i odegrał nie mnie szą role w historii niż przyszły autor „Don Juana z Kołomyi ' Nie trzeba być Freudem, aby domyślać się, iż Sacher-Masoch senior miał jednak wielki wpływ na syna, k£y baSzw^Se zaczął przejawiać zainteresowanie uciechami, którym towalSo czas pełnił obowiązki naczelnika lwowskiej policji Był postacią wyrastającą ponad przeciętność. Przyglądając s e wrdkS wspomnieniom tych, którzy dzielili życTe^Zdklm maSO25 mu trudno opędzić się od natrętnych myśli o gen^cznym dziedzictwie dziecięcych kompleksach i ironii ludzkTegoTosu rodź nT наСІ1ЄГ ? ^^ Ur°dził si* w ^отпеХоГкіеі 5^ k2VxvnigwemT 'Г™' ШГУ ^ do Galie wKoncu XVIII w., szukając lepszego jutra. Nowo nozyskana ГеГТеСГГЄ T PfeStlŻOWym ""^ Жї więc większych perspektyw na zrobienie kariery Mimo to f ^ьГУ SfaChdC J°hann Sacher Służ* cesarLHLie i wychowywał swego syna w prawdziwym duchu szacunku do domu monarszego. Już w dzieciństwie Leopold ujawn" wielkie zainteresowanie do nauki i pilnie się uczył. 43 Franciszek Masoch Idąc śladami ojca, Leopold po ukończeniu gimnazjum podjął pracę w kancelarii gubernatora. Po pewnym czasie staranny, dobrze wykształcony młody urzędnik zwrócił na siebie uwagę baro-I na Franza Kriega, miejscowej szarej eminencji, który chociaż nie zajmował głównej posady w urzędowej hierarchii, faktycznie kierował sprawami Lwowa zza pleców oficjalnego gubernatora Ferdynada d'Este. Wytrwały haliczanin przypadł do gustu baronowi, który sam pochodził ze zubożałej familii szlacheckiej i jako osiemnaste dziecko w rodzinie bez żadnej protekcji wspiął się na wyżyny władzy. Mówiono później, iż właśnie Krieg pierwszy potrafił odkryć w Sacherze te cechy charakteru, które wkrótce wyznaczyły jego dalszą karierę w policji. Z protekcji barona Leopold wstąpił do lwowskiej policji. W tym samym czasie ożenił się z córką bogatego i cenionego w mieście lekarza Franciszka Masocha - jednego z rektorów Uniwersytetu Lwowskiego. Aby przyjąć po ślubie podwójne nazwisko, młodzi musieli czekać na specjalne zezwolenie aż z Wiednia. I w taki właśnie sposób przyszły mistrz policyjnych pułapek i prowokacji nabył nazwisko Sacher-Masoch. Nowo upieczony urzędnik policji

prowadził sprawy efektywnie i precyzyjnie; miał szacunek do starszych rangą kolegów i szybko zdobył sobie uznanie i autorytet. W listopadzie 1832 r. Leopolda Sacher-Masocha wyznaczono na naczelnika lwowskiej policji. Dwa lata później wprowadził reformy w służbie dzielnicowych. Za skrupulatne prowadzenie służbowych archiwów i rozbudowę sieci wywiadu został odznaczony przez głównego ministra policji Józefa von Sedlnitzkiego. Wkrótce sumienny policjant otrzymał tytuł nadwornego radcy. Należy zaznaczyć, że w ciągu 44 Franz Krieg 50 lat żaden z jego poprzedników na posadzie dyrektora lwowskiej policji nie otrzymał podobnego wyróżnienia. Pracując na tym stanowisku, Leopold odnalazł swoje życiowe powołanie. Został profesjonalnym szperaczem. Jak na geniusza policyjnej intrygi, był osobą bardzo przyjemną. W młodości stracił oko, ale to zda-rżenie nie szpeciło jego urody. Średniego wzrostu, bezpośredni w nawiązywaniu kontaktów, nie był biurokratą, kiedy chodziło o pof100 „w przyjaznych stosunkach". Po Lwowie poruszał się bez ос!ігдоУ' zatrzymywał się na ulicy i bez ceregieli rozmawiał z lud#mi-Wydawało się nawet, że naczelnik był zadowolony, gdy ludzie zwracali się do niego z jakąś prośbą. Oprócz swoich urzędovvycn obowiązków Leopold Sacher-Masoch interesował się dosyć po^az" nie entomologią i zbierał minerały; w innych dziedzinach nauki był równie dobrze zorientowany. Kolekcjonował owady i motyle; wiedzę miał prawie encyklopedyczną. Znał się na sztuce i l11*7" słuchać muzyki. W wolnym czasie chodził do teatru na koncerty °raz dużo czytał. W 1840 r. został wybrany na szefa Muzycznie0 Towarzystwa w Galicji. Komisarz policji Lwowa swą wielką erudycję należycie w}*0" rzystywał podczas przesłuchań i był ich prawdziwym mistrZ^m-Dla Sacher-Masocha prowadzenie rozmowy z zatrzymanym ЬУ*0 swoistą grą intelektualną, gimnastyką mózgu i czynnością słuz" bową jednocześnie. Na przesłuchaniach lubił wdawać się w dłuSie naukowe dyskusje, teologiczne lub filozoficzne dysputy, рґ2У czym sam mówił dużo więcej niż zatrzymany. Luźne pogawę^ na przeróżne tematy uspokajały podejrzanych na tyle, że pr^e" 45 Leopold Sacher-Masoch stawali w nim widzieć dyrektora policji i traktowali jak zwyczajnego i przyjemnego rozmówcę. Leopoldowi wystarczyło kilka niestosownych słów, pół gestu, ledwo widocznej reakcji na to czy owo pytanie, aby rozszyfrować ciemne myśli podejrzanego, jego polityczne skłonności, niepokojące zamiary względem spo- _____________________1 łeczeństwa. W latach 30-40. XIX w. tajna służba policji przeżywała swój rozkwit. Austriacy zdołali odkryć kilka spisków polskiej młodzieży patriotycznej, choć niektórzy twierdzili, że sam Sacher-Masoch ich sprowokował. Co jakiś czas wysyłano depesze z relacjami z kolejnych zwycięstw cesarskiej policji i o szczególnych zasługach jej kierownika. Energiczny dyrektor za każdym razem przypominał cesarskiej stolicy o swych zasługach, tym samym ośmieszając wojskowych i urzędników miasta, którzy nie wyróżniali się podobną przebiegłością. Wtajemniczeni twierdzili, iż Sacher-Masoch posiadał informatorów we wszystkich warstwach społecznych miasta. Wśród osób, które pomagały snuć dyrektorowi jego sieci, znajdowali się nie tylko służący, pokojówki, woźnice czy kelnerzy, ale również przedstawiciele wyższych sfer „lwowskiej śmietanki". Płatni agenci dyrektora lwowskiej policji stanowili nieznaczną część miejscowej siatki wywiadu. Sacher-Masoch werbował swoich tajemnych współpracowników nie tyle pieniężnymi obiecankami czy własną protekcją, ile zapewnieniem, że robią to dla wielkiej sprawy, ratując kraj przed buntownikami. Nie mając żadnych moralnych skrupułów, szantażował, groził i kupował wszystkich, którzy mogli się przyczynić do utrzymania porządku. Efektywność 46

informatorów Sacher-Masocha opierała się na surowo przestrzeganych zasadach pracy w całkowitej tajemnicy. Dyrektor policji spotykał się z agentami osobiście, rozdzielając im zadania lub przekazując informacje. Ciekawie układały się stosunki głównego policjanta z galicyjskimi Ukraińcami. W czasie jego urzędowania we Lwowie Ukraińcy nie mieli jeszcze większych wpływów jako ukształtowana siła polityczna. Mimo to policyjny urzędnik przejawiał pewne zainteresowanie tym „niehistorycznym" narodem. Pierwszy zawodowy historyk galicyjski Denys Żubrycki wspomina, iż myśl napisania specjalnej pracy o życiu i kulturze dawnego Lwowa podsunął mu właśnie dyrektor lwowskiej policji „podczas długich i pouczających rozmów". Wydana w 1844 r. Kronika miasta Lwowa była poświęcona naczelnikowi lwowskiej policji S acher- Masocho wi. Kiedy rewolucyjna fala Wiosny Ludów 1848 r. dotarła do Lwowa, doszło do licznych wystąpień przeciw naczelnikowi miejskiej policji. Jeszcze przed początkiem powstania 1848 r. we Lwowie Sacher-Masoch wyjechał na urlop. Jednak wrócić do Lwowa już mu się nie udało, ponieważ jednym z głównych żądań lwowian było odwołanie znienawidzonego urzędasa. Nowo wyznaczony namiestnik Galicji hrabia Agenor Gołu-chowski, znany z życzliwości do polskiej ludności, podtrzymał wszystkie oskarżenia wysunięte przeciw Sacher-Masochowi. Najważniejszymi z nich były zarzuty, iż dyrektor policji nadmiernie rozbudował tajną policję, całkowicie zaniedbał utrzymanie porządku w mieście, walkę z kryminalistami i chuliganami ze środowiska uniwersyteckiego klubu studentów-- prawników. Wypomniano głównemu policjantowi Lwowa bezprawne pobieranie 600 florenów „na ekwipunek". Jednym słowem, zwolnieniu Sacher-Masocha towarzyszyły wielki skandal i hańba, co zdarzało się także późniejszym lwowskim stróżom prawa. 47 Plac Ferdynanda we Lwowie. Zdjęcie z drugiej połowy XIX w. Jednak imperium nie trwoniło takich fachowców. Doświadczonego policjanta przeniesiono do Pragi, co można było traktować jak swoisty awans zawodowy. Tam Sacher-Masoch spokojnie doczekał starości i zaczął próbować swoich sił w literaturze. Na początku 1862 r. anonimowo wydał wspomnienia Polnische Revolutionen, w których wyraził swój pogląd na polskie ruchy wyzwoleńcze w Austrii. Pociąg do literatury ujawnił się u starszego Sacher-Masocha cztery lata wcześniej niż u jego sławnego syna, który dopiero w 1866 r. wydał drukiem swoje pierwsze książki. Jeśli chodzi o Ukraińców, „dziadek masochizmu", wyjeżdżając na obczyznę, nie zapomniał o nich. Latem 1848 r. zrozumiał, że 48 już nie uda mu się wrócić do Lwowa. Wtedy to Leopold Sacher-Masoch zdecydował się zapisać część swojej kolekcji Domowi Narodowemu, założonemu przez Ukraińców. W rezultacie duchowo-kulturalnemu centrum lwowskiego ukraiństwa dostały się minerały i owady. Wieża i podziemia —C^£g^O— Podziemne więzienie Prywatne lochy Kampiana Wieża „szlachecka" i „hultajska' „ Szynk "starościński Więzienia „ narodowe " —C^^^Z)--- —^— "pyawna ukraińska ludowa mądrość radzi, aby nie odżegnywać J^się od żebraczej torby i więzienia, życie może nam sprawie wiele niespodzianek i zepchnąć człowieka na margines

otaczającej rzeczywistości, przynosząc to, od czego większość ludzi usiłuje się odżegnać. Zastanawiając się nad sensem egzystencji nie zaszkodzi w tym miejscu przypomnieć sobie historycznych tradycji galicyjskich więzień. Kara więzienia w średniowieczu nie była tym samym co obecnie Krótkotrwałym więzieniem karano za niewielkie wykroczenia i osadzano w nim na czas śledztwa. Zdarzały się przypadki że miasto sadzało kogoś „do zimnej" na życzenie cechu L jS małe wewnątrzcechowe przewinienia. Przyczyną uwięzienia mogły być nawe niewinne niepotrzebne śmiechy przy pracy lub pogawędka z cze adzią". W marcu 1618 r. we lwowskim ratuszu uwięzlno kowali na życzenie starszyzny związków zawodowych. Częstymi goscmi miejskich więzień byli wieśniacy spod lwowskich wsi, którzy odmawiali narzuconych przez miasto powinności Średniowieczny Lwów miał rozgałęziony system więzień miejskich oraz państwowych. Główne miejskie więzienia mieściły się w lochach ratusza. W archiwalnych dokumentach do najczęściej wspominanych miejskich więzień należy areszt „Dorotka". Spotyka się również wzmianki o innych miejscach przetrzymywania przestęp- pLnv°k' Г "н wif ieniach: -Wesoła"' -Biała"' »Szotk£ Nad і ь" » ^ yCZka ' "Не1іа^пка"' Azalia", „Za Gratom", .Nad Skarbem . Pozmej dodano do nich kolejne - „Pod Aniołem" „latarnię - najcięższe z miejskich więzień. Nie wszystkie tokowano w podziemiach, np. „Szalia" znajdowała się na parterze ratusza. Jej pomieszczenia w zasadzie wykorzystywano do sądowych 51 Literami Zaznaczono: A - przygródek, В - dziedziniec wielki, С - budynek mieszkalny, D - dziedziniec mały a - brama zewnętrzna, b - brama wewnętrzna, с - furtka, d - wieże obronne, e' - „Wieża Szlachecka", f - „Wieża Hultajska", g - domek burgrafa, h. - domek drabów, i - piekarnia, j - studnia, к - droga do miasta. posiedzeń, a niekiedy zamykano tu natrętnych petentów, którzy przychodzili w różnych sprawach do magistratu. „Za Gratom" znajdowało się przy wejściu do budynku magistratu. Jeszcze jedna cela - „Nad Skarbem" - mieściła się tuż obok „gabinetu wójta", dzieliła ją od niego jedynie ściana. W 1594 r. obok „solnej budy" na Rynku przytwierdzono łańcuch z obrożą, specjalnie, jak zapisał to miejski pisarz, „dla kłótliwych bab". Winnych, którzy zakłócali społeczny porządek i spokój miasta, przywiązywano za szyję i zostawiano tak na kilka godzin. Za wykonanie takiego łańcucha Matias Kowal otrzymał 5 gr. Miasto oszczędzało na utrzymywaniu więzień. Remontowano je dosyć rzadko. Większy remont przeprowadzono w 1600 r. Jeszcze raz renowację powtórzono pod koniec lat 20. XVII w. - za czasów urzędowania burmistrza Marcina Kampiana. W październiku 1635 r. w więzieniu „Za Gratom" wykonano nowe drzwi. Dla więzienia „Pod Aniołem" w 1747 r. zrobiono haki, za które miasto zapłaciło 4 zł 24 gr. Więzienia bardzo rzadko sprzątano, a ponieważ nie było tam toalet, ma się rozumieć, że miejsca strzeżone we Lwowie strasznie 52 Wysoki Zamek, połowa XVI w. śmierdziały. W dokumentach miejskie więzienie w piwnicach ratusza najczęściej nazywa się „okrutnym i brudnym więzieniem" (duros et sąualidos carcer) lub „miejscem śmierdzącym, w którym ledwo można wytrzymać" (locus foetidus at vix tolerabilis). Powietrze do cel doprowadzały wąskie kanały wentylacyjne, wychodzące na Rynek. Oczywiste jest, że takich więzień nie wietrzono. Drugą istotną właściwością lwowskich więzień były nieprzeniknione ciemności. Kiedy w 1600 r. remontowano magistrackie cele, wszystkie prace wykonywano przy oświetleniu lampionów i świeczek. W lipcu 1635 r. kilku więzionych w ratuszu wieśniaków złożyło skargę do magistratu na miejskich urzędników o to, iż bili ich w celi. Mieli w więzieniu naocznych świadków, którzy widzieli, jak zadawano im rany. Oskarżony o

przekroczenie swoich kompetencji Jakub Gizelczyk bronił się, twierdząc, iż żadnych ran świadkowie nie mogli widzieć, gdyż w więzieniach jest bardzo ciemno. Rada miejska nie przydzielała pieniędzy na wyżywienie więźniów i dlatego obowiązek utrzymania spadał na bliską rodzinę. Produktów przynoszonych do więzienia nikt nie sprawdzał i dlatego do aresztów trafiały trunki. Więźniowie, napiwszy się, zaczynali głośno śpiewać. W takich wypadkach cepacy musieli „uspokajać" śpiewających siłą. Jednakże, jeśli rodzina nie wiedziała, że kogoś z jej członków zatrzymano, wówczas 53 Lwowskie więzienie w wieży obronnej, rys. z 1717 r. więzień pozostawał głodny. Zdarzały się wypadki, gdy sami stróże prawa z litości karmili nieszczęśników. Oprócz wyremontowanych więzień, Kampian miał kilka prywatnych cel, gdzie trzymał swoich więźniów. Wkrótce energiczny kierownik miasta był zmuszony stanąć przed sądem, oskarżony o nadużywanie prawa. Usprawiedliwiając się przed zarzutami stawianymi mu przez doktora Syksta, Kampian w liście do sądu z 3 listopada 1628 r. wyjaśniał funkcję prywatnych cel i przypomniał, że przejął więzienia od wcześniejszych zarządców Lwowa w opłakanym stanie. Utworzenie prywatnych cel burmistrz tłumaczył potrzebą zwiększenia miejsc, gdzie przetrzymywano by złodziei i włóczęgów, których ostatnio namnożyło się w mieście. Oprócz tego Kampian twierdził, iż „do własnych cel wsadzałem swoją czeladź, która uciekała ode mnie". „W miejskich wsiach landwójtowie mają dyby, łańcuchy, a mnie co? Nie wolno mi własnego poddanego dać do piwnicy, kiedy prawo mi na to zezwala!" - retorycznie stawiał pytania burmistrz. Mimo gorącej obrony, Kampiana uznano winnym postawionych zarzutów i na mocy orzeczenia sądu nakazano mu wyremontować na własny koszt Ruską Wieżę, gdzie planowano urządzić publiczne więzienie. We Lwowie na więzienia wykorzystywano miejskie umocnienia, a niekiedy też budynki mieszkalne. Areszty w pewnym okresie znajdowały się w wieżach obronnych miasta. Są wzmianki, iż złoczyńców przetrzymywano w Bramie Halickiej i w wieży nad Bosacką Furtą. Właśnie w ostatniej w 1608 r. odsiadywał wyrok lwowski obywatel i uczony Jan Alembek. Dla szczególnych więźniów na cele wynajmowano pokoje w prywatnych miesz- 54 Żyd w „kunie". Rys. F. Kowalyszyna kaniach. Właśnie w takim domu Matwija Korinnika w 1578 r. przetrzymywano Iwana Pidkowę. Na Wysokim i Niskim Zamku znajdowały się cele dla więźniów królewskiego starosty. Na Wysokim Zamku dla więźniów wyznaczono północno-wschodnią i południowo-wschodnią wieżę, od-podpowiednio nazywane „szlachecką" i „hultajską". W lustracji Zamku wspomina się również cele w części mieszkalnej - trzy na piętrze i jedną na parterze, obok bramy wjazdowej. Oprócz tego na podwórzu Zamku były także łańcuchy z kajdanami, które nakładano złoczyńcom. „Szlachecka" wieża Wysokiego Zamku miała pięć pięter, a „hultajska" - cztery. Najcięższą karą było przetrzymywanie na niższych piętrach wieży, gdzie nie było pieców, a okna znajdowały się bardzo wysoko. Oskarżonych spuszczano na sznurach i w podobny sposób podawano im żywność. Ciekawe, że więźniowie i dozorcy jadali z jednej kuchni. Więźniów na Wysokim Zamku strzegli słudzy burgrafa, których nazywano drabami. Kodeks „Carolina" przewidywał, iż stróża więzienia, pomagającego w ucieczce, spotykała taka sama kara, jaka była przysądzona uciekinierowi. Na Wysokim Zamku często przetrzymywano ważnych więźniów. Dla nich czasami warzono piwo. W latach 1408-1411 siedział tu osobisty więzień króla Władysława Jagiełły, Jakub z Kobylan, oskarżony o romans z królową. Więźniami Wysokiego Zamku w latach 1410-1412 byli wzięci do niewoli pod Grunwaldem rycerze krzyżaccy. Tam również w 1559 r. była

przetrzymywana pod „królewskim sekwestrem" Halszka z Ostroga. Zamek z czasem podupadł, a na początku XVIII w. całkowicie 55 Niski Zamek. Fragment panoramy J. Witwickiego opustoszał. Z tego właśnie czasu pochodzą ostatnie wzmianki o więźniach na Wysokim Zamku. Więzienne cele znajdowały się także na Niskim Zamku, który służył jednocześnie za rezydencję królewskiego starosty i miejsce posiedzeń starościńskiego sądu. Podobnie jak w Wysokim Zamku, tu też były oddzielne cele dla szlachty i pospolitych przestępców. Szlachciców więziono w narożnej baszcie z południowo-zachodniej strony, zwanej „Rynzą", a zwyczajnych przestępców - w budynku obok bramy. „Pospolite" więzienie Niskiego Zamku miało dwie cele z żelaznymi drzwiami i zakratowanymi oknami, które wychodziły na podwórze zamku od strony wjazdowej wieży. W XVI w. zdarzały się przypadki, że więźniów przetrzymywano w piwnicach mieszkania starosty. Cele te żartobliwie nazywano „szynkiem", z aluzją do dekoratywnych wazonów z kamienia, które stały od frontu budynku. Wazony te, o dziwo, przypominały kielichy, czym zwróciły uwagę pewnego dowcipnisia, który nadał im tę śmieszną nazwę. W czerwcu 1423 r. do więzienia w Niskim Zamku trafił w pełnym składzie cały zarząd Lwowa. Uczeni przypuszczają, że przyczyną zatrzymania mogła być odmowa miasta spłacenia któregoś z królewskich podatków. We Lwowie oprócz miejskich i starościńskich więzień były też „narodowe", przeznaczone dla przedstawicieli rusińskiej, ormiań- 56 skiej, żydowskiej gmin miasta. Rusińskie więzienie mieściło się w okolicach cerkwi św. Jura. W styczniu 1604 r. przez finansowe sprawy trafił do niej „drukarz ruskich ksiąg" Szymon Budzyna. Areszt był oczywiście niezbyt srogi, pilnowano go niedbale, więc Budzyna szybko uciekł i złożył skargę w magistracie na biskupa Gedeona Bałabana, który go uwięził. Innym miejscem kary dla Rusina była wieża Koraiakta. Za niewielkie przewinienia na wyższych piętrach zamykano członków bractwa uspenskiego. Takie „uwięzienia" nie były zbyt długie - trwały według prawa kilka godzin, ale nie więcej niż jeden dzień. Aby braciom na wieży się nie nudziło, dawano im do przetapiania wosk. Zdarzało się, że za spóźnienia na posiedzenia bractwa na wieży przebywali nawet jego założyciele: Piotr Krasowski i bracia Rohatyńce. Dokumenty z marca 1636 r. odnotowują również „ciężkie więzienie" założone przez Ormian unitów. Żydowski areszt znajdował się bezpośrednio przy synagodze Nahmanowiczów. Tuż przy niej w 1603 r. mieścił się kahalny sąd. Przy wejściu do bożnicy znajdowało się wyznaczone miejsce, gdzie przestępców pochodzenia żydowskiego przykuwano w „kunie" łańcuchem za szyję. Po przeniesieniu w połowie XVII w. pomieszczenia sądowego do kamienicy Łejzerowskiej (obecnie budynek nie istnieje), stare więzienie przerobiono na kryte przejście, prowadzące z synagogi Nahmanowiczów do sąsiadującej z nią szkoły Bet- Hamidrasz. Wówczas kahał przeniósł więzienie na ulicę Za Zbrojownią. W XVIII w. na więzienne potrzeby wykorzystywano miejski arsenał Lwowa. Tam przetrzymywano hajdamaków, uczestników koliszczyzny - anty szlacheckiego powstania w 1768 r. Przywiezieni do Lwowa mieli remontować miejskie umocnienia i jednocześnie budować na Rynku prywatne budynki ostatniego polskiego wojskowego komendata miasta, Felicjana Korytowskiego. Po zakończeniu prac czterdziestu hajdamaków stracono we Lwowie, pozostałych przewieziono do galicyjskich miasteczek i stracono na oczach ludności. W latach 1777-1800 austriackie władze założyły w miejskim arsenale areszt śledczy. 57 Kryminał królewsko-cesarski —cz^g^o—

Cesarz w kajdanach Inspektor z Wiednia Więzienia pozakonne Pracując „jak dla magistratu " Zwyczaje w celach „ Obrona Sokołowa " 23§ —CZ^2g^O— po zajęciu Lwowa wojska austriackie nadal wykorzystywały J_ jako więzienia Niski Zamek, miejski arsenał i pomieszczenia magistratu. Lwowskie więzienia były wówczas w opłakanym stanie. Niski Zamek w tym czasie był na tyle zrujnowany że służył jako areszt jedynie z przyzwyczajenia. Podczas lustracji w 1765 r zauważono, iż mury więzienia są w tak fatalnym stanie, że aresztanci po prostu je rozbierają. Z wniosków komisji dowiadujemy sie o tragikomicznej historii ucieczki z Niskiego Zamku grupy więźniów, którzy z banalną łatwością rozbili ścianę. W 1778 r z Niskiego Zamku uciekło 12 osób skazanych na śmierć, którymi dowodził szlachcic Antoni Izdebski. Przetrzymywani w magistracie więźniowie czuli się dosyć swobodnie; jak zauważył F. Kratter, śpiewali i wywieszali za okna cel różne części swej garderoby. ' W 1773 r. złożył wizytę we Lwowie cesarz Józef II Cesarz chciał obejrzeć miejskie więzienia, a także te miejsca których używano jako aresztu. Monarcha znany był z niezapowiedzianych odwiedzin i zamiłowania do kontrolowania wszystkiego co tylko mogło go zainteresować. Przed wizytą we Lwowie Jego Wysokość odwiedził fortecę Szpilberg na Morawach i zażyczył sobie tam spróbować na własnej skórze, jak czuje się człowiek zakuty w kajdany. Rezultatem półgodzinnego stania „w żelazie" było zniesienie tego rodzaju kary najpierw w Szpilbergu, a wkrótce w całej Austrii. Jeżeli chodzi o lwowskie więzienia, to Józef II nie był z nich zadowolony. Po powrocie do Wiednia cesarz zabronił stosowama średniowiecznych dybów, w które zakuwano więźniów i wysłał do Lwowa barona Bourguiniona, by ten nauczył lwowskich stróżów porządku zgodnego z prawem systemu kar Johanna Franza Bourguiniona, barona de Baumberg, kawalera Orderu sw. Stefana, uważano za jednego z najlepszych prawników 59 Cesarz Józef II cesarstwa. Miał on dobrą pamięć, wrodzoną zdolność do przemawiania i był bardzo wnikliwy. Zarazem Bourguinion nie należał do tych gabinetowych uczonych, którzy jedynie z papierkowych spraw poznają otaczający świat. Baron, zanim dojechał do Lwowa, urządził sobie wycieczkę po Galicji i na własne oczy zobaczył katastroficzny stan Galicji penitencjarnej. Prawnika zdziwiło prawie wszystko: dlaczego sędziami są wyłącznie polscy szlachcice i czemu pracując nie otrzymywali żadnej zapłaty, dlaczego „dobrowolne prezenty" (sumy rzędu 200-300 florenów) zainteresowane strony przekazują bezpośrednio sędziom i wiele innych rzeczy. Co do więźniów, baron zwrócił uwagę na fakt, iż nikt nie pilnuje, aby nie uciekli i że, wbrew rządowym zakazom, zakuci są w dyby i żelazo. Po powrocie do stolicy Bourguinion sporządził listę najważniejszych zaleceń, do niecierpiących zwłoki należały: stworzyć nowe więzienia i straż więzienną, wprowadzić golenie głów więźniom. Następnie problemy lwowskich aresztów przedstawiono w sprawozdaniu powiatowej kancelarii dla imperatora 30 kwietnia 1777 r. i na plenarnym posiedzeniu najwyższego sądu Austrii 30 lipca 1781 r. Po otrzymaniu cennych wskazówek z Wiednia galicyjska administracja z wielkim entuzjazmem zabrała sie do najprostszej sprawy - golenia głów. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Galicyjscy wieśniacy, poinformowani o wysokich nagrodach za ujętych uciekinierów z więzienia, zabili kilku łysych, którzy odmówili wylegitymowania się, twierdząc, że nie są więźniami, lecz po prostu łysymi. Po tym zajściu wprowadzono comiesięczne 60

golenie połowy głowy, a przy uwolnieniu wydawano specjalny certyfikat, który potwierdzał legalne wyjście z więzienia. Idea była nie najmądrzejsza, bo w niepiśmiennych wioskach, aby uniknąć zatrzymania, wystarczyło pokazać jakikolwiek papier. Po lasach ukrywało się wielu uciekinierów, toteż aż do roku 1859 w Galicji prowadzono obławy na kryminalistów i włóczęgów. Armia i policja, włączając w akcję ogromną liczbę miejscowej ludności, przeczesywała prowincję od krańca do krańca. Tradycyjnie aresztantów w lwowskim więzieniu wykorzystywano do sprzątania miasta. W latach 70. XVIII w. władze austriackie próbowały odnowić ten zwyczaj. Jednak korzyści z niewolniczej pracy były marne. Naoczni świadkowie pisali: „Napełniwszy w centrum miasta furę bagnem lub gnojem, większą część robotnicy gubili przez dziurę w furmance po drodze na miejskie śmietnisko". Zrozumiałe, iż nikt nie zwracał na to uwagi, a kiedy nie było w pobliżu dozorcy, sami więźniowie wyrzucali śmiecie z furmanki. Właśnie wówczas we Lwowie zrodziło się powiedzenie „pracują jak dla magistratu", co w wolnym tłumaczeniu oznaczało niedbałą pracę. Austriacki kodeks karny jako jedną z form kary przewidywał pracę przymusową (operaria). W 1783 r. szczególnie niebezpiecznych złoczyńców nakazywano odsyłać do katorżniczych ciężkich robót. Ponieważ w Galicji nie było wielkich kamieniołomów i głębokich kopalni, a karpackie wyręby leśne nie równają się z syberyjskimi, oskarżonych za ciężkie przewinienia odsyłano na Węgry do holowania statków. W rezultacie aresztanci ciągnęli barki po Dniestrze. W latach 80. XVIII w. we Lwowie rozpoczęto lokowanie więźniów w klasztorach skonfiskowanych przez władze. W 1782 r. skasowano zakon misjonarzy, a jego budynki przy ulicy Zamar-stynowskiej (dzisiejsza część Instytutu Spraw Wewnętrznych) skonfiskowano na potrzeby aresztantów. Przyczyną zamknięcia klasztoru było bezprawne uwięzienie niepokornego duchownego i znęcanie się nad nim przez braci misjonarzy. Na początku w budynkach klasztoru zorganizowano szpital, a wkrótce tymczasowy areszt dla żebraków, do walki z którymi zabrał się 61 Więzienie „Karmelity" na ul. Batorego. Rys. Skrzyszewskiego, 1863 r. miejscowy gubernator. Następnie w budynkach klasztoru mieściły się koszary i wojskowe więzienie. Kiedy w 1824 r. zbudowano nowe koszary na miejscu byłego klasztoru św. Krzyża, kompleks budynków z Zamarstynowskiej otrzymał nazwę „małych koszar". Wojskowe więzienie wówczas wykorzystano dla zwyczajnych aresztantów. I tak na przykład w lipcu 1834 г., kiedy areszt śledczy był przepełniony, część zatrzymanych przewieziono do „małych koszar". Wiele osób cywilnych siedziało w „małych koszarach" w latach 1915-1916. Po wyjściu Rosjan z miasta aresztowani, podejrzewani o państwową zdradę, odsiadywali wyroki w celach wojskowych w straszliwym ścisku. Więzienie sądu kryminalnego na ulicy Batorego 5 (dziś ulica Kniazia Romana) ulokowano w przebudowanym klasztorze Karmelitów po kasacji zakonów kościelnych w 1784 r. Teraz tylko tablica pamiątkowa poświęcona przebywającemu tu w latach 1877_1878 Iwanowi Franko przypomina o więziennej przeszłości tego gmachu. W budynku, którego fasada ciągnie się od Gimnazjum Franciszka Józefa do placu Halickiego, mieścił się sąd krajowy. Centralną część budynku wraz z salą posiedzeń zbudował F. Skowron. Fasadę dekoruje alegoryczna grupa postaci Leonarda Marconiego przedstawiająca „Sprawiedliwość". Wielce symboliczną wymowę ma fakt, iż obecnie lwowskiej „Sprawiedliwości" brakuje ręki trzymającej wagę praworządności. Po powstaniu styczniowym w 1863 r„ kiedy w Galicji wprowadzono stan wojenny, Austriacy przeprowadzili masowe aresztowania wśród nieprawomyślnych. Na zachowanej akwareli 62 z tego czasu na dalszym planie widać ludzi na balkonach budynku przy placu Bernardyńskim, przyglądających się więźniom wyprowadzonym na przechadzkę na plac więzienny i

wypatrujących wśród nich swoich bliskich. Do historii przeszła Amelia Radziszewska - „Cipcia" i Aleksandra Swoboda - „Czarna Łapka". Obie w latach 30-40. XIX w. wytrwale przychodziły pod ściany więzień, udzielając duchowego wsparcia swoim ukochanym, którzy trafili za kraty. Śmieszne przezwiska nadali im więźniowie - pierwsze za dziecięcy wygląd, drugie - za czarne rękawiczki, w których zawsze przychodziła na Batorego. Spacerujący po podwórzu więzienia aresztanci niekiedy widzieli jedynie delikatną dłoń w czarnej rękawiczce, która machała im z okna na strychu sąsiedniej kamienicy. „Cipcia" doczekała się wreszcie swego ukochanego i wyszła za mąż za zwolnionego z więzienia Piotra Harnysza. W 1912 r. w celi tego więzienia rozstał się z życiem zamożny prawnik Stanisław Lewicki. Osądzony na karę śmierci za zabójstwo z zazdrości swej zamężnej kochanki, aktorki Opery Lwowskiej Janiny Ogińskiej-Szenderowicz, niezrównoważony adwokat wolał Spacer na dziedzińcu więzienia przy ul. Batorego. Rysunek z 1864 r. 63 się otruć, niż zginąć z rąk kata. Tragiczna historia Lewickiego stała się kanwą ulicznej piosenki z sentymentalno-dydaktycznym refrenem, który zaczyna się od słów: „Widzisz więc, Lewicki, co miłość może...". W 1873 r. w sejmie galicyjskim po raz pierwszy w całym cesarstwie powstał problem „domów przymusowej pracy" i „poprawczaków". Galicja była często „poligonem" doświadczalnym innowacji w dziedzinie sądownictwa, ale tym razem stało się inaczej. Ustawa z 24 maja 1885 г., wprowadzona przez miejscowych sędziów, kierowała do przymusowej pracy w specjalnych gospodarstwach włóczęgów, żebraków i kobiety lekkich obyczajów. Środki na stworzenie penitencjalnego zakładu pojawiły się dopiero w 1894 r. W powiecie Samborskim władze przydzieliły podupadły majątek Bylice (362 morgi ziemi i 123 morgi lasu) na miejsce organizowania specjalnych kolonii pracowniczych dla wyrzutków społecznych. Do 1901 r. trwało zatwierdzenie projektu budowy, a po załatwieniu wszystkich formalności bardzo powoli sprawa ruszyła. W 1905 r. we Lwowie wydano książkę J. Makarewicza o wszystkich perypetiach zakładania domów i osiedli przymusowej pracy. Autor ze smutkiem konstatował, że „we współczesnych więzieniach mnożyły się bakterie gruźlicy i kluby przestępców i były one akademią złoczyńców". Prezydent wyższego sądu cesarsko-królewskiego we Lwowie, Aleksander Tchorznicki, 30 kwietnia 1899 r. podpisał projekt nowej ustawy o przepisach porządkowych we lwowskich więzieniach. „Porządek domowy" dokładnie określał wszystkie prawa i obowiązki zatrzymanych. Szczególnie śmiesznie brzmią zakazy tego „rozporządzenia": „Surowo zakazane jest wszelkie naruszanie spokoju i porządku w kaźniach; szczególnie gwizdanie, śpiew, hałas, nietaktowne biesiady, bezwstydne ruchy, wymiana lub pożyczanie przedmiotów współwięźniom, wchodzenie na okna i inne przyrządy, zanieczyszczanie lub uszkodzenie murów, drzwi, okien, odrapywanie ścian i drzwi, podsłuchiwanie lub stukanie w ściany i drzwi, rozmowa przez okno lub kładzenie się za dnia na legowisku". 64 Cela więzienia na ul. Batorego. Rys. S. Suchego, 1864 r. Najniebezpieczniejszym złoczyńcom policja przydzielała dodatkowo jednego lub dwóch policjantów, którzy wraz z więzienną strażą pilnowali celi. Dozorców więźniowie nazywali „kozuliami" lub „klawisznikami". Żołnierzy straży etatowej określano terminami „księżyce", „pawuki", „salcesony". Najlepszy stosunek do więźniów miała węgierska zmiana warty. Węgrzy sprzedawali więźniom tytoń, wódkę, papier i ołówki. Niekiedy proszono wartowników o przekazanie listu pod wskazany adres. Wszystkie więzienia doglądał radny sądu krajowego, raz na miesiąc skrupulatnie zapisując skargi. Najczęstsze niedostatki i narzekania dotyczyły braku światła, wody i przepełnienia cel. Po zgłoszeniu żalów niewiele się zmieniało, jednak możliwość złożenia skargi podobała się więźniom.