dareks_

  • Dokumenty2 821
  • Odsłony705 144
  • Obserwuję401
  • Rozmiar dokumentów32.8 GB
  • Ilość pobrań345 425

Antoni Kuczyński - Wśród buszu i czarowników - antologia polskich relacji o ludach Afr

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :14.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Antoni Kuczyński - Wśród buszu i czarowników - antologia polskich relacji o ludach Afr.pdf

dareks_ EBooki
Użytkownik dareks_ wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 51 osób, 24 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 448 stron)

Wśród buszu i czarowników Żonie mojej...

Wśród buszu i czarowników Antologia polskich relacji o ludach Afryki Wybór i komentarz ANTONI KUCZYŃSKI WROCŁAW • WARSZAWA • KRAKÓW • GDAŃSK • ŁÓDŹ ZAKŁAD NARODOWY IMIENIA OSSOLIŃSKICH • WYDAWNICTWO 1990

Okładkę projektowała MIROSŁAWA BERNAT Redaktor Wydawnictwa URSZULA SAGAN Redaktor techniczny MACIEJ SZŁAPKA Printed in Poland © Copyright by Zakład Narodowy im. Ossolińskich — Wydawnictwo, Wroclaw 1990 ISBN 83-04-03087-X

Spis treści Wstęp / 7 Opowieść mimochodem historyczna / 19 „Arab ma oczy pełne ognia, odwagi i dowcipu..." — relacja Ludwika Bystrzonow- skiego / 126 „Pielęgnuje też Kabyl uczucie zniewagi..." — relacja Józefa Rostafińskiego / 139 „Odurzeni dymem wpadają w pewien rodzaj ekstazy..." — relacja Antoniego Rehmana / 162 Tam gdzie zwyczaj pozwala na trzy żony — relacja Władysława Jagniątkowskie- go / 181 Smutny los królewskich żon — relacja Stefana Szolc-Rogozińskiego / 194 „Adżawowie robią na białym dodatnie wrażenie..." — relacja Antoniego Pisuliń- skiego / 225 „Kto kogo zabije — zostaje zabity..." — relacja Leopolda Janikowskiego / 248 „W cieniu bananowych krzewów..." — relacja Stefana Poraj-Sucheckiego / 263 W świecie murzyńskich baśni i duchów — relacja Alojzego Majewskiego / 271 „Zmarłego grzebie się w bananowym gaju..." — relacja Jana Czekanowskiego / 288 „Piękny to lud góralski — ci Wahehe..." — relacja Antoniego Jakubskiego / 307 „Osiedliłem się wśród szczepów kongolańskich, aby z nimi pracować, nimi kiero­ wać..." — relacja Antoniego Dębczyńskiego / 329 „U wejścia do wsi czekał wódz ze starszyzną..." — relacja Henryka Gordziałkow- skiego / 351 „Dzieci są zamożnością rodziny..." — relacja Jerzego Chmielewskiego / 360 „Długie wieki panowali Watussi nad swym krajem..." — relacja Leona Sa­ piehy / 373 „Haremy i nieszczęsne mzabickie szeherezady" — relacja Ludwiki Ciechanowiec­ kiej / 391 „Lud taki musi śpiewać, choć — może nieświadomie — spogląda w prze­ paść..." — relacja Romana Stopy / 307 „Eleganci w białych garniturach, często z własnym rowerem..." — relacja Andrze­ ja Waligórskiego / 418 Spis ilustracji / 445

Wstęp Od czasu gdy dziejopis Marcin Bielski pisał w XVI w., iż „Ma w sobie Afryka wielką żyzność i urodzaj zboża, gdzie ludzie miesz­ kają, zwłaszcza przy rzece Nilus koło Egiptu" i że „tej części świa­ ta jest większa połowica pustej, częścią dla wielkiego gorąca, częś­ cią też dla zwierząt jadowitych, które się tam rodzą w pusty­ niach'", posiedliśmy znaczną znajomość Czarnego Kontynentu, na którym i nasza obecność zaznaczona została różnymi przedsię­ wzięciami. Związki Polski i Polaków z Afryką to temat bardzo roz­ legły, posiadający wiele historyczno-kulturowych kontekstów. Jakkolwiek by jednak traktować te konteksty, z całą pewnością można powiedzieć, że wśród różnych obszarów zainteresowań geograficznych i podróżniczych Polaków począwszy od średnio­ wiecza kontynent afrykański należał do najmniej popularnych. Fakt ten nie stanowił swoiście polskiej specyfiki, niemalże bowiem przez cały XVII i XVIII w., począwszy od czasów żeglarza Krzy­ sztofa Kolumba cywilizowana Europa Zachodnia kierowała swe zainteresowania handlowe i polityczne przede wszystkim ku kra­ jom Orientu i Ameryce Południowej. Na mapie Afryki z pierw­ szego wydania atlasu świata Orteliusza z 1570 r. można prześledzić stan wiedzy Europejczyków o tym kontynencie zaraz po epoce wielkich odkryć geograficznych, które tak radykalnie wpłynęły na poszerzenie się wiadomości o świecie. Mapa ta ujawnia nieznajo­ mość prawie całego interioru Afryki, natomiast daje pewien obraz wybrzeży i przyległych mórz, zbadanych przez kolejne wyprawy portugalskie. Dalszymi znamionami postępu w poznaniu Afryki były zmiany jej obrazu kartograficznego, przy czym, jak wiemy, to dopiero w ciągu XIX stulecia zgłębiono w zasadniczym zarysie wnętrze Czarnego Lądu. Książka ta nie zajmuje się jednak tym pas­ jonującym tematem, jakkolwiek w kontekście staropolskich kon­ taktów afrykańskich zobrazowanych w jej pierwszym rozdziale odnaleźć można wiele różnorodnych wątków dotyczących zazna­ jamiania się Europy z tajemnicami Afryki. Do poznania tego kontynentu przyczynili się ludzie różnej pro­ fesji. Niewątpliwie jednak pierwszymi Europejczykami stykający­ mi się z Afryką byli żeglarze szukający drogi do Indii. Przywożone przez nich opowieści o bogactwach tego kontynentu nęciły wszel­ kiej maści awanturników, kupców śniących o wielkich fortunach,

8 różnego rodzaju złoczyńców i handlarzy niewolników. Rola mi­ sjonarzy hyła w tym dziele również znacząca, realizując bowiem swe posłannictwo niesienia „dzikim" światła nowej wiary docierali oni w głąb Afryki, poszerzając wiedzę o jej tajemnicach kulturo­ wych i geograficznych. Były to jednak kontakty powikłane i zło­ żone, pełne — zwłaszcza w XIX stuleciu — politycznych mean­ drów kolonizacyjnej polityki państw zachodniej Europy. Ślady tych wszystkich rozterek i poszukiwań odnajdujemy w bogatej literaturze poświęconej poznaniu Czarnego Lądu. Jej zakres umożliwia prześledzenie tego, co w potocznym znaczeniu nazywa się rozwojem horyzontu geograficznego, którego pejzaż nie jest wyłącznie terenem zmagania się z egzotyczną przyrodą, lecz tworzy także obraz motywów pchających w dziewiczy interior całe zastępy białych przybyszów. Różne były owoce tych przedsięwzięć koloni- zacyjnych, w ich efekcie poznano bliżej ową „Czarną Matkę" tubyl­ czych plemion, pogrążonych w chaosie destrukcyjnego wpływu białych władców. To za ich sprawą rozpadały się wysoko zorgani­ zowane państwa, szerzył się proceder porywania i wywożenia miej­ scowej ludności na amerykańskie plantacje, do muzułmańskich kra­ jów śródziemnomorskich oraz do Azji Południowej i Wschodniej, wzniecane były bratobójcze walki plemienne i zbierał obfite żniwo proces depopulacji. Pewne echa tych praktyk brzmią bardzo wyraź­ nie w tekstach polskich podróżników i badaczy zaprezentowanych w antologii. Z całą pewnością jednak historia Afryki czy niektórych jej regionów-krajów nie jest wyłącznie historią najeźdźców lub ko­ lonizatorów, jak to wielokrotnie starano się prezentować spisując dzieje Czarnego Lądu. Przed przybyciem Europejczyków na konty­ nencie tym istniały silne organizmy państwowe, których struktury społeczne i polityczne zostały skutecznie zniszczone przez białych. Sprawy te wyraźnie rezonują w polskich relacjach o Afryce, a jeden z naszych podróżników pisał np. tak: Dumni, wolni Wahehe nie chcieli się poddać dobrowolnie jarzmu niemieckiemu i nie z pomocą Arabów, ale sami, ufni w swą sprawę, szli w powstaniach na śmierć pewną. Nieraz dawali się ostro Niemcom we znaki, ale uzbrojeni w skałkówki, nie mogli sprostać nowoczesnej broni. Za każdego trupa Niemca oddawało życie tysiące Wahehów. Dziś całe okolice wyludnione — Sudańczyk w służbie niemieckiej, mor­ dował, ścinał, palił zboże na pniu; ostatnie ślady dawnych osad Wahehów dawno już zniszczyły pożary stepowe, i dziś tylko na kartach geograficznych czytać można na wielkich przestrzeniach napisy: «fruher von Wahehe bewohnt». Jeńców z tych wojen nie brano, bo ziemia tu uboga, nie potrafiłaby wyżywić większej gromady ludzi. Kto został złapany z bronią w ręku, ginął bez miłosierdzia. Tak więc ludność padła, częścią z głodu i chorób, częścią zginęła. Niedobitki tylko uciekły w spokojniejsze okolice i tu się poddawały. (A. Jakubski)

Podobnych opinii przywołać można o wiele więcej,, które 9 w całości uzasadniają konkluzję, iż z nieodparta siłą szły na podbój Afryki państwa Europy Zachodniej, dzieląc między siebie konty­ nent, kreśląc dowolnie jego nową mapę polityczną „z wręcz trud­ nym do uwierzenia lekceważeniem istniejących realiów geogra-. licznych, ekonomicznych i narodowościowych. Gorzką cenę tej samowoli niepodległe od niedawna państwa afrykańskie płacą po dzień dzisiejszy" (T. Szafer). To co można zaobserwować w polskich relacjach dotyczących Afryki charakteryzuje się wielką złożonością obrazu kulturowego, społecznego, geograficznego i politycznego. Pozostając jednak na chwilę przy wymiarze spraw politycznych nie sposób nie wspom­ nieć, iż jako państwo nie jesteśmy obciążeni przeszłością kolonial­ ną. Tak się bowiem złożyło, że w dobie wielkich odkryć geogra­ ficznych nie braliśmy udziału w wyścigu państw europejskich po posiadłości zamorskie. Natomiast w wieku XIX, gdy afrykańska gorączka kolonialna ogarnęła większość państw europejskich, Pol­ ska jako kraj nie istniała na politycznej arenie. Nie mieliśmy więc nigdy zamorskich kolonii, a ekspansyjne dążenia „Ligi Morskiej i Kolonialnej" w okresie międzywojennym uznać należy za epizod mało znaczący, który zresztą nie znalazł w naszym społeczeństwie większego odzewu, a został nawet wyśmiany i wykpiony. Tu i ówdzie spotkać jednak można Polaków pozostających w służbie kolonialnej europejskich mocarstw. Nieraz byli nimi żołnierze Le­ gii Cudzoziemskiej, uwikłani w tę służbę poprzez zły los emigran­ tów. Należał do nich np. Władysław Jagniątkowski, który w la­ tach 1892-1895 uczestniczył we francuskich ekspedycjach kolonial­ nych w Dahomeju, Senegalu i na Madagaskarze. Wiemy także, że w niemieckich oddziałach kolonialnych stacjonujących w Afryce znajdowali się również Polacy z zaboru pruskiego. Wiązali się także nasi rodacy z innymi formami służby afrykańskiej, podejmu­ jąc np. pracę w różnych instytucjach kolonialnych prowadzących działalność gospodarczą. Byli to inżynierowie, lekarze, prawnicy, przyrodnicy i inni zatrudnieni na różnych stanowiskach. Z grona takich kontraktowych pracowników wywodzili się np. Antoni Dębczyński i Henryk Gordziałkowski — związani pracą w Huille- ries du Congo Beige, tj. Olejarniach Konga Belgijskiego. Prakty­ ka takich kontraktów była powszechna w kolonialnej polityce państw mających posiadłości w Afryce. Jej współczesną odmia­ ną — obfitującą także w pisane relacje — są wyjazdy polskich specjalistów do wielu krajów Czarnego Kontynentu, które po okresie kolonialnego zacofania starają się możliwie jak najszybciej

zmodernizować swoją gospodarkę, a także szkolnictwo, służbę zdrowia, administrację. Setki polskich specjalistów pracowało i pracuje w Afryce, udzielając istotnej pomocy niepodległym pań­ stwom, które w niezwykle trudnych warunkach budują swoją ekonomikę, oświatę i kulturę. Nowy układ sił we współczesnym świecie sprzyjał powstawaniu niepodległych państw na Czarnym Lądzie. Z panoramy przemian w Afryce wyraźnie wyłania się nowy obraz tego kontynentu, nadal jednak tak naprawdę nie wia­ domo „komu bije dzwon". Na kartach tej książki, będącej podróżą w przeszłość, znajdują się podróżnicy i badacze różnego pokroju, reprezentujący także różne czynniki sprawcze, w których efekcie znaleźli się oni w Afryce. Są wśród nich ludzie rozkochani w afrykańskich realiach, którzy na własną rękę podejmowali wyprawy — S. Szolc-Rogo- ziński, J. Rostafiński, A. Rehman, są misjonarze — np. A. Majew­ ski, badacze naukowi — J. Czekanowski, A. Waligórski, dzien­ nikarze — L. Ciechanowiecka, żołnierze — L. Bystrzonowski i W. Jagniątkowski, myśliwi — L. Sapieha i cała mozaika innych eksploratorów i mistyfikatorów, pątników i obieżyświatów. Byli to jednak ludzie twardzi, których ani morskie żeglowanie, ani za­ bójczy klimat, ani pustynne piaski Sahary, ani malaryczne bagna, ani wroga postawa krajowców nie odstraszały od wyprawy w nie­ znane. Przypomnienie ich społeczeństwu nie wyczerpuje oczywiście rozległego tematu kontaktów Polski i Polaków z Afryką, o któ­ rym na ogół też niewiele wiemy w dniu dzisiejszym. Często mniej niż o innych naszych odkrywcach z Azji czy Ameryki Południo­ wej. Ten stan rzeczy nadal trwa i chociaż w porównaniu do innych krajów Europy polski wkład w badania naukowe na terenie Afryki jest bardzo skromny, w przeszłości jednak uczeni nasi zapisali inte­ resującą kartę w badaniach Afryki, by wspomnieć jedynie o J. Czekanowskim, A. Jakubskim, A. Rehmanie, R. Stopie i A. Waligórskim. Nie wpisaliśmy natomiast swego udziału w dzieło odkrywania Afryki, w którym wyróżnili się badacze angiel­ scy, wspaniali odkrywcy i podróżnicy — J. Bruce, R. Burton, J. Spek, H. Stanley, D. Livingstone, francuscy czy niemieccy, a więc przedstawiciele tych państw europejskich, które już w pierwszej połowie XIX stulecia zaczęły budować swoje kolonialne imperia. Bodźcem do systematycznego badania tego kontynentu były, jak zawsze, względy natury gospodarczej i politycznej. Afryka miała dostarczać nowych źródeł surowcowych i terenów kolonizacyjnych, a rozwój wiedzy geograficznej o kontynencie,

która w XIX stuleciu poczyniła olbrzymie postępy wynikał nie \ \ z subiektywnych przyczyn zależnych jedynie od przedsiębiorczości i odwagi odkrywców, lecz posiadał swe korzenie w politycznej orientacji kolonialnej mocarstw europejskich i był prostą pochod­ ną materialnych dążeń zrodzonych rozwojem kapitalizmu. Tak oto, jednoznacznie poinformowani o naszym odkrywaniu Afryki, docieramy wyzbyci złudzeń do zasadniczego tropu pol­ skiego oglądu Czarnego Lądu. Posiada on bez wątpienia luki w wiedzy potocznej i zazwyczaj kojarzy się ze stereotypem, który podsuwa najczęściej egzotyczne skojarzenia, obrazy i krajobrazy, safari, rzadziej śniegi Kilimandżaro, czy wojowniczych Zulu ze swym wodzem Czaka, małych Pigmejów i Hotentotów, wreszcie dumnych Masajów czy wojowniczych Tuaregów z Sahary. W stosunkowo licznej u nas literaturze poświęconej Afryce, nie ma dotychczas całościowego opracowania wartościującego wkład Polaków w poznanie kultur owej „Czarnej Matki". Fakt ów był głównym impulsem do podjęcia tego tematu, zwłaszcza iż łączy się on z tą częścią naszej historii, która pozostaje w ścisłym związ­ ku z wkładem nauki polskiej w poznanie kultur ludowych i pier­ wotnych świata. W specjalistycznej literaturze anonsowano ten problem parokrotnie, zawsze jednak w szczątkowym kształcie, jak np. na łamach Historii polskiej etnografii, pod red. Małgorzaty Ter­ leckiej, 1973, w jej części zatytułowanej Miejsce etnografii polskiej w nauce obcej (do Í939 r.), autorstwa Zofii Sokolewicz, w której stwierdzono, iż „Omówienie polskiego wkładu w etnografię Afryki do 1939 r. można by w zasadzie ograniczyć do J. Czekanow- skiego (1882-1965) i R. Stopy. Rezultaty obserwacji polskich po­ dróżników nie były szczególnie obfite, zwłaszcza do 1939 r., ale przyczyniły się do pogłębienia i spopularyzowania wiedzy o Afry­ ce w Polsce. Wobec obfitości bardziej metodycznie opracowanych źródeł zebranych przez badaczy innych krajów, głównie dawnych państw kolonialnych, owe niewielkie przyczynki polskie nie były brane pod uwagę, zwłaszcza że były publikowane po polsku. Z wcześniejszych podróżników należy wymienić A. Rehmana (1840-1917), który w latach 1875-1877 zwiedzał Afrykę Południo­ wą (Kraj Przylądkowy, Oranję, Transwaal, Natal, Basuto). Po­ równując dane, przez niego zebrane, z materiałami współczesnych mu badaczy Afryki, trzeba stwierdzić, że nie ustępują one innym opracowaniom. Wiele wartości mają również prace innych pol­ skich podróżników, ale ze względu na dość przypadkowy dobór tematów i szczupłość obserwacji nie mogą stworzyć podstawy do większej publikacji".

Listę polskich „afrykanistów" — badaczy i podróżników — rozszerza Z. Sokolewicz w swej drugiej publikacji zatytułowanej Wstęp do etnografii Afryki, 1968, w której stwierdza między innymi, że ciekawie przedstawia się zestaw polskich podróżników i badaczy Afryki. Wśród nich, ze względu na swe publikacje bądź przywiezione zbiory, zasługuje na uwagę: — Leon Cienkowski (1822-1887), który publikował Kilka rysów i wspomnień z podróży po Egipcie, Nubii i Sudanie. — Aleksander, Konstanty i Ksawery hr. Braniccy odwiedzili w 1863 r. wraz z A. Wagą Egipt Górny i Nubię, a z A. Wagą i W. Taczanowskim w latach 1866-1867 Algerię i w 1882 r. Tunezję. Zbiory znajdowały się w muzeum Branic- kich we Frascati, po wojnie część ich znalazła się w Wilanowie. — Ignacy Żagiell (1826-1891), lekarz i przyrodnik, podróżował po Górnym Egipcie, Nubii i Etiopii, był w okolicach Wielkich Jezior. Opublikował opis pod­ róży historycznej po Etiopii. — Jan Dybowski (1855-1929) podróżował po Algierii, Tunezji, Saharze i Kongu. — Antoni Pisuliński (1860-1959) wraz z W. Jautzcm i K.S. Stebleckimi pod­ różował w dorzeczu Zambezi. — Antoni Rehman (1840-1917) zwiedzał Afrykę Południową (Kraj Przyląd­ kowy, Oranję, Transwaal, Natal, Basuto). Opisywał Buszmenów, Hotentotów, Bantu. Opublikował Szkice z podróży do południowej Afryki, odbytej w latach 1875-1877. — Stefan Szolc-Rogoziński (1860-1896) zwiedzał w latach 1882-1885 Kame­ run w towarzystwie K. Tomczeka (1860-1884) i L. Janikowskiego (1856-1942). Ten ostatni badał ponadto w latach 1887-1890 plemię Fan w Gabonie, napisał roz­ prawę i słownik ich języka. Rogoziński w 1885 r. osiedlił się na wyspie Fernando Po i dopiero w 1891 r. wrócił do Polski. — Zygmunt Zaborowski (1851-1928) badał Madagaskar, zwłaszcza plemię Howasów. Opublikował Une étude a 1'origine et au caractére des Hovas, Paris 1897. — Tadeusz Pigłowski (1896) podróżował po Tunezji, Maroku, Algierii, An­ goli. — Kalasanty Motyliński (1854—1907) i Zygmunt Smogorzewski (1884— 1931) podróżował po Algierii Północnej, Tunezji (badania Mzabitów oraz Taure- gów w Ahaggarze, malarstwo naskalne). Badania prowadzili ponadto: — Jerzy Loth (1884—1967). — Aleksander Jawornicki z L. Janikowskim podróżowali po Afryce Zachod­ niej; wyniki podróży opublikowali w O kulturze plemion afrykańskich. — Jerzy Giżycki (1889) podróżował po Francuskiej Afryce Równikowej, pub­ likując wyniki obserwacji w „Kurierze Literacko-Naukowym". — Stanisław Mycielski (1897) był w Afryce Południowej, Rodezji, Angoli. Przygody swe opisał w W sercu dżungli. — J. St. Bystrou (1892-1965) po pobycie w Algierii poświęcił pracę historii rozwoju i podboju poszczególnych grup w Algierii, zwracając uwagę na sytuację Polaków emigrantów. — Jan Czckanowski (1882-1965) brał udział w wyprawie niemieckiej na tere­ ny międzyrzecza Konga i Nilu. Wyniki prac badawczych z tej wyprawy publiko­ wane były w Forschungen im Nil-Kongo Zwischengebiet, Lipsk 1911-1927. Czeka-

nowski opisał stosunki etniczne, kulturalne i językowe grup Pigmejów z otaczają­ cymi ich grupami Bantu (Urundii, Ruanda, Toro) i plemion wschodniego Sudanu (głównie Azande). — Roman Stopa (1895) prowadził badania nad językiem mlasków (khoisan). — Bronisław Malinowski (1884-1942) w krótkich podróżach, mających często na celu kontrolę pracy jego uczniów w Tanganice, Kenii, Rodezji Północnej (obec­ nie Zambia) i Suazi, zebrał szereg obserwacji, w oparciu o które zbudował teorię przemian kulturowych na gruncie afrykańskim. — Andrzej Waligórski prowadził badania nad plemieniem Luo z Kenii w la­ tach 1946-1948. — Wacław Korabiewicz, lekarz zainteresowany kulturą afrykańską, przyczy­ nił się w dużej mierze do wzbogacenia zbiorów Muzeum Kultury i Sztuki Ludowej w Warszawie, pochodzących zwłaszcza z terenów Ghany, Wybrzeża Kości Słonio­ wej, Togo. Autor popularnych książek o Afryce. W chwili obecnej nie prowadzi się polskich badań etnograficznych w Afryce. Materiały etnograficzne wyłuskuje się z reportaży dziennikarzy, ekonomistów, re­ prezentantów innych specjalności podróżujących po Afryce. Pomijając drobne nieścisłości bibliograficzne zawarte w tym zestawie „polskich podróżników i badaczy Afryki" i nobilitowanie niektórych postaci poprzez zaliczenie ich do tego grona, wspom­ nieć trzeba, że 20 lat, które upłynęły od tej konstatacji, zmieniło nieco sytuację naszej etnografii, która wkroczyła z naukowymi ba­ daniami na teren Afryki. W miarę pełny przegląd tych badań za­ warty jest na łamach książki zatytułowanej Na egzotycznych szla­ kach, pod red. Leszka Dzięgla, stanowiącej 33 tom „Archiwum Etnograficznego", wydanej w 1987 r. przez Polskie Towarzystwo Ludoznawcze. Idąc tym tropem wspomnieć również trzeba o para­ lelných w stosunku do etnografii polskich badaniach afrykańskich prowadzonych przez socjologów i językoznawców, z którymi za­ poznanie czytelników tej książki wydało się uzasadnione poprzez zreferowanie ich w jej pierwszym rozdziale. Jakkolwiek dzieje naszego podróżowania po świecie mają sto­ sunkowo obfitą literaturę — zwłaszcza w odniesieniu do Azji i Ameryki Południowej — to wyraźnie w niej odbija się deficyt tematyki afrykańskiej. Traktujące o niej książki czy artykuły są dość rozproszone problemowo i nie tworzą spójnego źródła infor­ macji obejmującego szeroki kontekst stosunków polsko-afrykań- skich. Z opracowań książkowych wymienić należy: Polacy w Ziemi Świętej, Syrji i Egipcie 1147-1914, 1930, Jana S. Bystronia oraz mo­ nografię Wacława Słabczyńskiego pt. Polscy podróżnicy i odkrywcy, 1973, i najpełniejsze opracowanie tego problemu pióra Stefana Go­ łąbka zatytułowane Związki Polski i Polaków z Afryką, 1978, który wcześniej w dwu artykułach: Czterysta lat polskich badań afryka-

nistycznch i Wychodźstwo polskie do Afryki (do 1939 r.), ogłoszonych na łamach „Przeglądu Orientalistycznego" 1970 i 1972, przedsta­ wił skromną panoramę tych związków. Prawie w tym samym czasie S. Krupko zamieścił na łamach „Kultury i Społeczeństwa", 1971, artykuł pt. Polacy na szlakach Afryki, a Wiktor Szczerba w roczniku „Problemy Polonii Zagranicznej", 1974, przedstawił szkic Polacy w badaniach i w życiu krajów Afryki. Cząstkowy cha­ rakter tego problemu noszą dwa artykuły Romana Królikowskie­ go — Polacy w Afryce Wschodniej i Afrykańskie wywczasy, ogłoszone w paryskiej „Kulturze", 1949 i 1961, omawiające dzieje powojen­ nej Polonii afrykańskiej. Wokół tego samego problemu optuje książka Wiktora Ostrowskiego pt. Safari przez Czarny Ląd. Szkice z podróży po Kenii, Tanganice, Ugandzie i Wyspie Zanzibar, wydana w Londynie w 1947 r. Najnowszymi opracowaniami podejmują­ cymi próbę nakreślenia stosunków i kontaktów Polski z Afryką Wschodnią oraz obecności Polaków w życiu tej części świata są książki Henryka Zinsa zatytułowane Polacy w Afryce Wschodniej, 1978 i Polacy w Zambezji, 1988. Lektura tych książek, mimo takiego czy innego niedosytu, jest interesująca, przybliża nam Afrykę, pozwala ją lepiej zrozumieć, mając za tło historyczne nasze związki z tym kontynentem. Prze­ gląd ten można wzbogacić jeszcze o inne tytuły wprawdzie nie od­ noszące się bezpośrednio do naszych związków polsko-afrykań- skich, ale ze względu na zakres swej tematyki zahaczających o ten problem. Jedną z najnowszych książek jest monografia pt. Polacy na morzach i oceanach, 1981, Jerzego Perteka. W skład tego zespołu zaliczyć też trzeba Odkrycie Afryki. Cztery tysiąclecia eksploracji Czar­ nego Lądu, 1974, Tadeusza Szafera, książkę Janusza Tazbira Rzecz­ pospolita szlachecka wobec niektórych odkryć, 1974, pracę zbiorową pt. Sąsiedzi i inni, pod red. Andrzeja Garlickiego, 1978, oraz mo­ nografię pt. Wkład Polaków do kultury świata, 1976, pod red. Mie­ czysława A. Krąpca, Piotra Tarasa i Jana Turowskiego, wydaną przez Katolicki Uniwersytet Lubelski. Nadal wielce pożyteczną lekturą pozostają zeszyty pracy zbiorowej Polska i Polacy w cywili­ zacjach świata, pod red. Władysława Pobóg-Malinowskiego, 1939, i Mały słownik pionierów polskich kolonialnych i morskich, Stanisława Zielińskiego, 1932. Poprzestając na prezentacji tej podstawowej bibliografii należy uczynić uwagę, iż tematyka etnograficzna ukryta jest w niej w gą­ szczu spraw natury historycznej. Podejmując przeto tematykę pol­ skich badań i obserwacji etnograficznych na terenie Afryki sięgnię­ to po temat deficytowy w naszym piśmiennictwie, który stanowi

obszerny dział polskich dziejów kultury i nauki. Te badania i obserwacje byly na ogół uwikłane w przeróżnego rodzaju okolicz­ ności, które omówiono każdorazowo we wprowadzeniu poprze­ dzającym relację. Jest to historia stworzona przez badaczy i pod­ różników przeróżnego autoramentu interesujących się otaczającym światem i dokumentujących obserwowane ludy i ich kulturę. Zgromadzone więc w antologii teksty prezentują nader obszerny zakres wydarzeń i wiedzy, a ich metryka sięga początków XIX stulecia. Układ relacji jest chronologiczny i doprowadzony został do lat czterdziestych X X stulecia, kiedy to Andrzej Waligórski prowadził badania nad plemieniem Luo w Kenii. Względy natury praktycznej, a przede wszystkim ograniczona objętość książki zło­ żyły się na to, że pominięto w niej teksty nam współczesne, uka­ zujące dzień dzisiejszy Afryki, zachodzący tam proces przemian społeczno-politycznych i towarzyszące mu problemy, z jakimi bo­ rykają się młode władze postkolonialne. Mamy bowiem w pol­ skiej literaturze współczesnej sporo książek z tej dziedziny, a dwa czasopisma „Kontynenty" i „Poznaj Świat" tematyce afrykańskiej poświęcają stale wiele uwagi, wprowadzając ją w szeroki obieg społeczny poprzez swe wielotysięczne nakłady. Antologia to dzieło z natury swej subiektywne. Stąd też jej opracowanie jest zabiegiem trudnym, selekcja relacji bowiem i do­ bór ich autorów nie może nigdy uwolnić się od osobistych odczuć i osądów, mimo dążności do maksymalnej obiektywizacji ocen. Kryteria doboru tekstów zawsze więc bywają dyskusyjne, kontro­ wersyjne. Tak jest również w przypadku tej książki, będącej anto­ logią polskich relacji o ludach Afryki. Ich wybór był zabiegiem kłopotliwym, nastręczającym dwojaki rodzaj trudności. Pierwszy to lista nazwisk autorów relacji — którą ciągle modyfikowano — drugi to sam wybór fragmentu relacji z większej partii tekstu. Sta­ rano się przede wszystkim o to, aby znalazły się w niej teksty cieka­ wie napisane, zawierające jednocześnie możliwie najszerszy obraz faktów kulturowych właściwych afrykańskim ludom. Jest to bo­ wiem antologia tekstów etnograficznych, pokazująca nam zróżni­ cowanie etniczne i kulturowe tego kontynentu. Nieraz zgroma­ dzone tutaj relacje ukazują mechanizm podporządkowywania tu­ bylczych plemion kolonialnych mocarstwom. Innym razem na plan pierwszy wybijają się w nich szczegóły obyczajowe, mental­ ność, folklor ludów afrykańskich. Nie są to teksty pociągające urodą języka — chociaż bywają i takie — niekiedy szorstkiego, sprawozdawczego, ale przyznać należy, że frapują one urodą ob­ serwacji i dobrą znajomością opisywanych realiów. Na tyle do-

brą, na ile przybysz z Europy zdołał wydobyć z otaczającego go świata egzotyczną odmienność kulturową, konfrontując ją z właś­ ciwą mu europejską skalą wartości. Takie europocentryczne spoj­ rzenie zaważyło nieraz na portrecie opisywanych zjawisk, ujawni­ ło biały dystans do Czarnej Matki. Nienowe to zjawisko w patrze­ niu na Afrykę przez białych. Ale dostrzegali także autorzy tych re­ lacji depopulacyjny wpływ kolonializmu na tubylcze społeczności, o czym nieraz wyraźnie informowali. Każdy z autorów prezentowanych relacji był odrębną indywi­ dualnością, wynikiem własnego środowiska, edukacji i losów, ja­ kie nim pokierowały. Różnili się oni charakterami, byli dziećmi co najmniej trzech epok, ich zwątpień i pomyłek. Część z zawar­ tych w antologii relacji może nas dziś drażnić lub śmieszyć naiw­ nością, inne nużyć. Czy są to relacje wyłącznie o kulturze „in­ nych"? Wiemy bowiem dobrze, że w takich opisach „innych" za­ wiera się równie dużo wiadomości o nas samych, o naszej epoce, jej marzeniach, mitach, złudzeniach i potknięciach. O tym, na ile wędrujący po XIX-wiecznej Afryce nasi rodacy byli w stanie do­ strzec obcych wokół siebie, na ile spostrzegali ich przez okulary nałożone im przez białych na miejscu albo jeszcze u siebie, w Pol­ sce, przez ówczesną edukację i obiegowe poglądy o świecie? Dziś, gdy liczba relacji ze świata rośnie, a środki masowego przekazu informacji udoskonaliły się w porównaniu z erą litogra­ ficznych ilustracji, dagerotypów oraz walców fonograficznych i telegrafu bez drutu, nadal nie możemy być pewni, czy nasze postrzeganie odmiennych ludów i kultur nie jest na swój spo­ sób zniekształcone. Hasło unikania europocentryzmu w bada­ niach etnograficznych na innych kontynentach pozostaje tylko mitem. Kilka słów wyjaśnienia wymaga kompozycja i układ tej książ­ ki, która łączy w sobie dwa zakresy wiedzy. Jeden to zarys dzie­ jów naszego wrastania w Afrykę, drugi natomiast to prezentacja polskich relacji o różnych ludach afrykańskich od Sahary do Przy­ lądka Dobrej Nadziei. Obie części antologii mają wprowadzić czy­ telnika w problematykę kontaktów Polaków z Afryką w ciągu dziejów i zarazem przedstawić ideę dzieła. Jest nią próba nakreśle­ nia całościowej panoramy recepcji Afryki i jej kultur przez Pola­ ków w różnych epokach, ze szczególnym uwzględnieniem wieku XIX, poprzez posługiwanie się przykładowymi wizjami Czarnego Kontynentu wyłaniającymi się z tekstów. We wprowadzeniach do relacji podano biografię autorów, do­ konując przy okazji skrótowego zindywidualizowania tych postaci

i ich przekazów. Chronologiczne uszeregowanie opiera się na da­ cie obserwacji, a nie na czasie wydania drukiem książki, z której dany tekst pochodzi. Tytuły relacji zaczerpnięto w większości z publikowanych fragmentów, składających się na antologię. Książka ta posiada więc charakter etnograficzno-historyczny i jest pierwszą w naszej literaturze próbą ukazania mniej więcej ca­ łościowej panoramy polskich opisów podróżniczych i relacji nau­ kowych w ich wyborze pod kątem walorów poznawczych typu et­ nograficznego, a więc kulturowego, na temat Afryki. Mimo to nie znajdzie w niej czytelnik szerszych rozważań na temat życia i zwy­ czajów opisywanych ludów. Sprawy ukazane zostały w takim kształcie, jaki nadany im został przez autorów relacji, co najwyżej w przypadkach nieodzownych uzupełniono je przypisami. Zatem, czytając je należy pamiętać, iż proste przenoszenie tych obserwacji na czasy nam współczesne jest zabiegiem ryzykownym. W gruncie rzeczy antologia jest wizją świata dziś umarłego, tak czarnych jak i żyjących pośród nich białych. Afryka dzisiejsza jest bowiem nie tylko kontynentem wielu opóźnień, ale także obszarem gwałtow­ nych przemian społeczno-kulturowych, w których bardzo często dawne kolonialne przedsięwzięcia cywilizacyjne walą się w gruzy. Chociaż biali panowie wynieśli się małodusznie z Afryki, czarni jej władcy eksperymentując nieraz doktrynalnie z obcą ideologią „zorganizowali" głód dla milionów swoich obywateli i korzystają z ekspertyz ludobójczych cywilizowanych Europejczyków. Two­ rzenie się nowych państw afrykańskich sięgających korzeniami w strukturę dawnych układów etnicznych to także nieraz współ­ czesne piekło czarnych dla czarnych, w którym zwalczające się na­ rodowości i plemiona ćwiartują żywcem swoich przeciwników, wycinają w pień całe osady, skazują prezydentów za ludożer- stwo. Idea jedności afrykańskiej to spektakularny wymysł białych w X X w., którzy byli nauczycielami afrykańskiej inteligencji. Ten olbrzymi kontynent nigdy nie stanowił całości etnicznej, nie wy­ twarzał nigdy poczucia solidarności przeciwko obcym najeźdź­ com, nawet przeciwko niewolnictwu. Różne narody i plemiona afrykańskie uwikłane były w wojny między sobą, w których chęt­ nie szukały sprzymierzeńców wszędzie. Również dziś ta poniekąd właściwa dla wszystkich ludzi na ziemi idea występuje z całą mocą wśród państw afrykańskich, których władcy podlegają różnym ze­ wnętrznym indoktrynacjom. Kontynent ten stoi wobec wyraźnie narastającego wszechstronnego kryzysu gospodarczo-politycznego po euforii niepodległościowej. Często zmieniające się rządy no­ wych państw afrykańskich okazały się bezsilne wobec tego kry- 2 — Wśród buszu i czarowników

zysu, trwoniąc szybko swe kapitały popadły znowu w uzależnienie od bogatych krajów Europy, Ameryki i Azji. Niewykluczone, że są to początki nowego sposobu uzależniania państw afrykańskich od bogatych sojuszników, często noszącego formę bezinteresow­ nej pomocy gospodarczej czy militarnej, przy pozorach stabilizo­ wania się ich niepodległości. Na sprawy te zwrócił mi uwagę jeden z recenzentów tej książki doc. dr hab. Leszek Dzięgiel z Uniwersytetu Jagiellońskiego, któ­ rego krytyczne uwagi i merytoryczne uzupełnienia wzbogaciły tekst i nadały mu wymiar pełniejszych kontekstów historyczno- -kulturowych, podobnie jak uczynił to drugi recenzent książki, doc. dr hab. Zbigniew Wójcik, z Muzeum Ziemi Polskiej Akade­ mii Nauk w Warszawie. Tak więc obu jej opiniodawcom składam serdeczne podziękowanie, zarówno za zaakceptowanie inicjatywy, co do takiego jej kształtu materiałowego, jak również za cenne uwagi i uzupełnienia dopełniające treść o nowe ustalenia i fakty. We Wrocławiu, czerwiec 1987

Opowieść mimochodem historyczna 1. Pierwsze poznanie W staropolskim myśleniu o świecie, krajach odległych i zamor­ skich, już w początkach XVI stulecia pojawiło się mgliste wyobra­ żenie o Afryce. Epoka Odrodzenia to niewątpliwie ważny etap przemian światopoglądowych, którego wyrazem było między in­ nymi poszerzenie się horyzontu geograficznego. Wówczas bo­ wiem spotykamy się już z niewielkim wprawdzie, ale funkcjonują­ cym w obiegu społecznym, np. wyobrażeniem o Ameryce i, jak pisze Janusz Tazbir, nie było ono „w Polsce mniejsze niż w innych krajach nie biorących bezpośredniego udziału w podbojach kolo­ nialnych". Zacny staropolski historyk Marcin Bielski, pisał w swym dziele, iż „ma w sobie Afryka żyzność wielką i urodzaj zbo­ ża, gdzie ludzie mieszkają, zwłaszcza przy rzece Nilus koło Egiptu, albowiem po wylaniu Nilusa mają znaki, jeśli żyzność albo głód wylanie przyniesie". Zachodnioeuropejskie pisarstwo geograficz- no-historyczne owych czasów zawierało pokaźną liczbę informacji na temat Afryki Północnej. Źródłem wielu legend byli Maurowie- -Berberzy i Arabowie z mauretańskich państw tego obszaru. Raz po raz docierały do śródziemnomorskich portów przedziwne wie­ ści o ogromie bogactw znajdujących się w krajach leżących za go­ rącą Saharą. Owe nieprzyjazne człowiekowi warunki panujące na pustyni miały być naturalnym zrządzeniem woli różnych afry­ kańskich bóstw strzegących tych bogactw, które otaczała gęsta kurtyna mitów i legend. W historycznej tradycji zachowały się róż­ ne przekazy dowodzące niezbicie, że już w starożytności miały miejsce pierwsze spotkania z Czarnym Lądem. Potem docierały tam różne forpoczty wyznawców islamu, a lista arabsko-berbe- ryjskich podróżników usiłujących dotrzeć do złotodajnych tere­ nów w głębi lądu jest pokaźna. Ich relacje o krajach leżących za barierą gorącej pustyni nie rozwiewały wcale narosłych przez dłu­ gie lata legend i mitów o wielkich bogactwach tych ziem, zwłasz­ cza złota, lecz przeciwnie bardzo je potęgowały. Pogarda dla czar­ nych, opowieści o człekokształtnych monstrach z kolczykami w 2*

nosie, przekazy o wzajemnym zjadaniu się tych ludzi i inne prze­ dziwne opowieści wypełniają wiele relacji prężnych i wytrwałych wyznawców islamu, którym udało się pokonać gorący kordon Sa­ hary. W takich ramach geograficzno-etnicznych pojawiły się wy­ obrażenia o Afryce w średniowiecznej Europie, a źródłosłów na­ zwy tego kontynentu, przyjętej ze starożytności, pozostaje nadal w sferze różnych dociekań. Jedni na przykład upatrują go w naz­ wie berberyjskiego plemienia Afrów, inni natomiast łączą z imie­ niem bliżej nie znanej opiekuńczej bogini berberyjskiej, ubranej w skórę słonia, zwanej Africa. W każdym razie rzeczą pewną jest, że nazwę tę wprowadzili Rzymianie w II w. p.n.e., gdy pokonali fe- nicką kolonię Kartaginę, leżącą w dzisiejszej Tunezji. W początko­ wym okresie określali nią część ziem rozciągających się wokół Kartaginy. Później jednak zaczęli tak nazywać rozległy obszar od zachodnich krańców Egiptu, aż po „Słupy Herkulesowe", tj. Gi­ braltar, a geograf rzymski, Tytus Pomponiusz Mela (I w. p.n.e.), dowodził, że jest to trzecia część świata, następująca po znanej wtedy Azji i Europie. Te starożytne konstatacje wokół Afryki, o egipskiej, greckiej i rzymskiej metryce, poszerzone zostały póź­ niej licznymi penetracjami arabsko-berberyjskich geografów i przedsiębiorczych podróżników świata muzułmańskiego. W każ­ dym razie faktem jest, że wiedza ta dotyczyła przede wszystkim tzw. Afryki Północnej, natomiast wnętrze kontynentu, strzeżone przez tropikalne lasy, ginęło w nieznanym, gdy nastał nowy okres zainteresowania się Czarnym Lądem. Kiedy, kreśląc te karty dziejów poznania Afryki, wpatrujemy się w odległą przeszłość, jakże wyraźniej rysują się jej kontury, gdy przechodzimy do portugalskich zainteresowań się tym konty­ nentem. Niezatracenie pamięci o tej rzeczywistości jest ważne dla staropolskiego widzenia Afryki i jego różnorakich kontekstów, przejawiających się w piśmiennictwie XV i XVI stulecia. Portu­ galczycy np. odegrali przemożną rolę w pierwszej fazie odkryć geograficznych. Szukając drogi morskiej do Indii, statki tego nie­ wielkiego państewka posuwały się wzdłuż wybrzeży Afryki Za­ chodniej. Chodziło bowiem o ominięcie muzułmańskiej flanki śródziemnomorskiej. Tak poznawano powoli leżące na wybrze­ żach krainy, a wzdłuż nieznanych rzek docierano nieraz w głąb lądu. Na tych długich trasach morskich m.in. szkorbut stanowił udrękę żeglarzy. Zatem zachodnie krańce tego kontynentu pokry­ wały się z punktami zaopatrzenia w wodę i żywność. Były one mocnymi przyczółkami do dalszych penetracji. Idąc dalej ku połu­ dniowi kreślono na mapach kontur kontynentu, przekazując jed­ nocześnie wiadomości o przybrzeżnych miastach i plemiennych

państewkach. Ludy Czarnego Ladu poddawały się białym przyby- 21 szom, którzy łupili ich domostwa, zabijali i brali niewolników. Tak splądrowano wiele przybrzeżnych miast — Kilawę, Momba- sę, Malindi i Sofalę, które popadły w ruinę i porosły dżunglą. Do ruin Sango Mnara i Kua, niegdyś kwitnących ośrodków tubylczej państwowości, dotarli uczeni europejscy dopiero w XX stuleciu. Afryka była terenem ekspansji „białych" z Europy śródziem­ nomorskiej i Azji Zachodniej od starożytności. Przesuwały się one z reguły z północnego wschodu i północy na południe. Z terenu Afryki natomiast wyszły tylko dwie próby ekspansji poza konty­ nent. Jedna, słaba, na tereny bliskowschodnie ze strony starożyt­ nego Egiptu, zresztą załamała się szybko. Druga, mocniejsza, też nieudana, ze strony Kartaginy ku Europie śródziemnomorskiej. Pasywność negroidalnych ludów w tym względzie jest zagadką, gdyż wojowniczości i bezwzględności im także nie brakowało. Na wiele wieków przed potężną ekspansją Europy w głąb Czarnej Afryki dokonywały się tam inwazje wewnętrzne i rzezie wzajemne oraz podboje negroidów przez negroidów, np. feudalnych Fulbe, czy Masajów i Nguni, tworzenia się konfederacyjnych królestw typu Azande itp. W pierwszych fazach nowożytnego podboju europejskiego Afryka była w zasadzie obiektem przybrzeżnych penetracji, z wy­ jątkiem wdarcia się głębiej w rejonie Konga i dziesiejszej Angoli. Zasadniczo jednak Europejczyków nie stać było nawet na organi­ zowanie łowów niewolników w interiorze, w stylu Afroarabów z Zanzibaru, nie mówiąc o eksploatacji bogactw. Zaczęto je eks­ ploatować na dobre dopiero w II połowie XIX w. i wtedy to, nie­ raz na wszelki wypadek, by nic dać się ubiec, mocarstwa podbijały puste ziemie oraz niepodległe królestwa murzyńskie. W 1441 r. jeden z portugalskich żeglarzy-rozbójników, o imie­ niu Lanzarotte, dostarczył pierwszy transport Murzynów porwa­ nych z osad na gwinejskim wybrzeżu i wystawił ich na targu w Lizbonie. Potem proceder ten rozpowszechnił się na szeroką skalę i zajmowali się nim Holendrzy, Francuzi, Anglicy, Portugal­ czycy. Przyznać jednak trzeba, że Europejczycy krócej od Afro­ arabów uprawiali handel niewolnikami, lecz nadali mu przemysło­ we formy. Były one równie szkodliwe dla Afryki, jak afro- arabskie, trwające od starożytności i kontynuowane do końca nie­ mal wieku XIX, tak samo okrutne i niszczące. Na przełomie XVIII i XIX w. niewolnictwo europejskie w zasadzie utraciło sens gospodarczy na rzecz pracy kulisów, a jego kontynuacja miała charakter cpigonalny. Dodajmy, zwalczany przez potężne lobby abolicjonistyczne. Niewolnictwo w Afryce Zachodniej było potę-

żnym ruchem handlowym, który zrewolucjonizował technikę i wiele dziedzin kultury materialnej i społecznej obszarów Zatoki Gwinejskiej, chociaż w sumie była to historia tragiczna i niszcząca. Porty afro-azjatyckie, czasowo opanowane przez Portugalczy­ ków, były przez dziesiątki lat gniazdami kupców i łowców niewol­ ników. Później Zanzibar świetnie prosperował pod opieką Angli­ ków, którym w rozgrywkach z Francuzami i Niemcami były na rękę dobre stosunki z Afroazjatami ze „Swahili Coast". W cichym podtrzymywaniu łowów niewolników w Sudanie maczali ponoć palce oprócz Arabów także europejscy biznesmeni z państw śród­ ziemnomorskich. Problematyka ta posiada bogatą literaturę, ukazu­ jącą jak rozmaicie patrzono na sprawy europejskiej inwazji na kon­ tynent afrykański, osiedlania się na nim białych i na niewolnictwo. Ciemiężcami Afryki byli różni przybysze, tak z Europy jak i z Bliskiego Wschodu. Jedni i drudzy potrafili dobrze wtapiać się w Afrykę, afrykanizować, choć Azjatom przychodziło to znacznie łatwiej. Poważnym czynnikiem mającym swój udział w kształto­ waniu się nowego, ponadplemiennego oblicza Afryki były także islam i chrześcijaństwo. Fakty te pociągnęły za sobą wiele zjawisk natury społecznej, politycznej, kulturowej, psychicznej i antropo­ logicznej, których rezultaty trwają tutaj do dziś. 2. Staropolskie konteksty U źródeł polskiej tradycji afrykanistycznej stoi postać wybitnego ojca geografii polskiej, Jana Długosza, który w swym dziele no­ szącym tytuł Chorographia Regni Poloniae wymienia znane wów­ czas odległe kontynenty, a wśród nich wrzącą skwarem Afrykę. Nic ponadto więcej nie wiemy odnośnie do tego kontynentu w tym czasie, bo dopiero w okresie wielkich odkryć geograficznych stał się częścią świadomości wąskich kręgów społeczeństwa. Wia­ domości o wyprawach Hiszpanów i Portugalczyków do Ameryki i Afryki docierały do nas drogą pośrednią poprzez dobrze zorgani­ zowaną instytucję kościelną. Nie bez znaczenia były tutaj także wyjazdy polskich szlachciców na studia do Włoch, gdzie zapozna­ wali się oni z nowinkami dotyczącymi szerokiego świata. Pod wpływem tych wiadomości pozostawało także ówczesne piśmien­ nictwo geograficzno-historyczne, w którym znajdują się opisy do­ wodzące niezbicie zainteresowań różnymi częściami świata. Ta­ jemniczość i egzotyka odległych krajów zwracała uwagę autorów tych dzieł, którzy kompilowali je korzystając z przeróżnych źró­ deł. Renesans wnosi tutaj wiele i nader różnorodnych wartości.

Słowo drukowane ożywia wyobraźnię umiejących czytać, poszerza się znacznie wiedza o szerokim świecie, a czyny hiszpańskich i portugalskich żeglarzy budzą podziw i uznanie. Zaczynają o tym pisać nasi autorzy, tacy jak Jan ze Stobnicy, krakowski uczony, czy Maciej z Miechowa, autor parokrotnie przedrukowywanego trak­ tatu o dwu Sarmacjach. W tym samym czasie, gdy pisma obu wy­ mienionych tutaj uczonych mężów zjednywały sobie czytelników nowością spojrzenia na odlegle krainy, ukazało się, rzec można, konkurencyjne dzieło autorstwa Marcina Bielskiego. Wydana w Krakowie jego Kronika wszytkyego swyata..., 1551, zgodnie z tytu­ łem ów „wszytek swyat" przedstawiała. Naturalnie była też w niej mowa o Afryce, której „połowica pustej, częścią dla wielkiego go­ rąca, częścią też dla zwierząt jadowitych, które się tam rodzą w pu­ styniach, jako są lwowie, wsloniowie, bazyliszkowie, kokodryle, pardowie, małpy, osłowie rogaci i rozmaity naród smoków, takież wężów, które całe lato nie piją, bo tam wody nie masz lada gdzie, przeto są jadowite jako piszą, iż tam więcej ludzi zemrze jadem zwierzęcym niż wrzodem, a śmiercią przyrodzoną, zwłaszcza gdzie torrida zona w pośrodku Afryki. Przeto ta część świata nie była do­ brze znajoma pierwej starym kosmografom przez wielkie pustynie, aż dzisiejsi żeglarze lepiej przewidzieli". Dalej jest mowa o portu­ galskich wyprawach na ten kontynent, żyznej dolinie Nilu i jego wylewach nanoszących muł zapewniający urodzaj zboża, skałach Gibraltaru i morzu oddzielającym Afrykę od Europy. Wszystkie te ciekawostki rzucały się w oczy czytelnikom, ożywiały doświadcze­ nia portugalskich żeglarzy i zdumiewały ludzi nie oswojonych z morzem. Ponadto dawały one określony zasób nowej wiedzy o odległych krainach afrykańskich, gdzie dzikie „kokodryle" i „rozmaity naród smoków" budziły postrach i grozę. Zdawano sobie też sprawę z tego, że dalej rozciągał się afrykański interior określany na ówczesnych mapach i globusach jako terra incognita lub terra ubi leones. Na tych ziemiach mieszkać mieli zjadający się nawzajem ludzie, dzikie zwierzęta budzące postrach i człekokształt­ ne monstra budzące odrazę. Opisy dziwacznych stworów afry­ kańskich spotykane u Pliniusza i Arystotelesa uzupełniano relacja­ mi średniowiecznych podróżników i obieżyświatów. Mówiły one o żyrafach, rzekach pełnych smoków, wreszcie o ludziach tak zna­ cznie odróżniających się od tych, którzy mieszkali w Europie. Byli to ludzie mający „czarną skórę od nadmiaru słońca", dzicy i żyjący gromadnie, stroniący od białego człowieka. Co światlejsi słyszeli, że gdzieś w Afryce leżało królestwo obfitujące w kopalnie złota, kraina ludzi czarnych i oddających cześć różnym bożkom. Taki ogląd Afryki był powszechny ówczesnej Europie, a obraz

zawarty w Kronice... Bielskiego jest jego skrótowym zapisem i od­ nosi się przede wszystkim do tzw. przyśródziemnomorskiej po­ łaci. Bielski, jak wielu podobnych mu „geografów", nie był w Afryce. Tak samo jak oni dzieło swe kompilował z dostępnych mu kronik autorów zachodnioeuropejskich. Jest to jednak pierw­ sza z drukowanych w Polsce książek, w której posiadamy większą partię tekstu poświęconego Afryce, uzupełnioną nawet podobizna­ mi czarnych mieszkańców tego kontynentu. Pewne wyobrażenia o nich przeniknęły do staropolskiego świata nieco wcześniej po­ przez naukę kościoła i sztukę sakralną Renesansu. Oto już na ołta­ rzu Wita Stwosza w Krakowie, powstałym w latach 1477-1489, widzimy czarną postać murzyńskiego króla, a rzeźbione i malowa­ ne postaci czarnych ludzi znalazły się też w owym czasie w szop­ kach bożonarodzeniowych. W późnośredniowiecznej sztuce pol­ skiej spotykamy wizerunki czarnych ludzi, raz w roli szatanów, kiedy indziej znowu jako świętych — np. postać Św. Maurycego. Poświadczają to m.in. obrazy z końca XV w. znajdujące się w Pa- ruszowicach na Opolszczyźnie i Książnicach Wielkich koło Piń­ czowa. Rzecz oczywista, że obraz zamorskiego świata był różny w rozmaitych warstwach i grupach społecznych, zależnie od ich kontaktów z zagranicą, kultury i zamożności. Wieszane w kościo­ łach obrazy, ukazujące postaci czarnych ludzi, o których wiedzia­ no z kart Biblii „nie mogły nie rzutować na wyobrażenia diabła [pisze J. Tazbir] jako kogoś odznaczającego się czarnym kolorem skóry. W tej postaci (in forma Ethiopis teterrimi) ukazał się on w 1461 r. Mikołajowi, opatowi klasztoru cysterskiego w Wąchoc­ ku. Murzyn występuje w roli wysłannika piekieł na malowidłach kościelnych oraz w licznych kazaniach doby baroku". Osobny problem to pojawienie się wzmianek o Murzynach na kartach polskich przekładów Biblii. Bo to właśnie „Murzyn", „murzyński" występuje już w Psałterzu floriańskim oraz na łamach tzw. Biblii szaroszpatackiej. Jest ono także w Psałterzu puławskim oraz na łamach staropolskich Rozmyślań o żywocie Pana Jezusa. Kiedy indziej znowu czytamy w polskim tłumaczeniu Psalmów Je­ remiasza, że „Jeśli może odmienić Murzyn skórę swoją", a w Pieśni nad pieśniami, wychwalana przez Salomona kobieta mówiła o sobie „czarna jestem, ale piękna". Ponadto o murzyńskich krainach jest też mowa w Genezis i tzw. Proroctwach Nahuma, co skrzętnie wy­ notował J. Tazbir podkreślając, że o wiele „częściej niż o Chińczy­ kach czy Indianach kościół przypominał o istnieniu Murzynów". Pisali też o nich autorzy epoki Renesansu ukazując dzieło misyj­ nych posług kościoła katolickiego w różnych częściach świa­ ta. Tak np. skryba królewski Augustyn Rotundus (Mielecki)

w swych Rozmowach Polaka z Litwinem, podkreśla, że kto prze- 25 strzegą zasad Ewangelii, nawet gdyby był „z murzyńskiej ziemie, godniejszy będzie miłości i zacniejszy" aniżeli bogaty, który jest bezbożnikiem. Z tych samych kół autorskich wywodziły się inne wiadomości o Afryce i jej mieszkańcach. Nieraz informowały one o niepomiernych bogactwach, jakie stały się udziałem portugal­ skich żeglarzy, którym bulla papieska z 1455 r. przyznawała pra­ wo do panowania nad wszystkimi pogańskimi ludami afrykański­ mi. Dziełka dewocyjne, różne druki ulotne, przekazy misjonarzy, które drukowano w klasztorach Europy poszerzały wizję świata leżącego za morzami. Z braterską posługą i słowem bożym docie­ rali na Czarny Ląd pierwsi heroldowie Dobrej Nowiny. Bez bro­ ni, ale odważnie jak rycerze, podążali tam nieustannie misjonarze. Wszystkie niepowodzenia, udręki, a nawet śmierć nie zahamowały pochodu misyjnego. Zginął np. w marokańskim Marrakeszu (1651) franciszkanin Jan de Pardo, a w Abisynii powieszono dwu kapucynów (1638), Agatangela z Vendome i Kasjana z Nantes. Ciągle jednak wkraczano na szlaki misyjne, a Jan Brożek, profesor i rektor Akademii Krakowskiej, w swym polemicznym dialogu antyjezuickim zatytułowanym Gratis (1625) wspomina ze zgrozą, że misjonarze spod znaku Societatis lesu (jezuici) z pomocą żołnie­ rzy, czarnych mieszkańców Etiopii „do posłuszeństwa kościoła rzymskiego Murzyny mieli nawrócić". Piotr Skarga natomiast stwierdza, że jezuici dotarli między innymi do „afrykańskich i mu­ rzyńskich królestw" i tam nawracają „ludzie dzikie, mięsem się ludzkim karmiące". Jest rzeczą oczywistą, że zasięg tych informacji był ograniczony do określonych kręgów ówczesnego społeczeńst­ wa polskiego. Zawsze jednak występujący w nich czarny czło­ wiek, zwany już wówczas Murzynem, jawił się w nich jako dzi­ kus, barbarzyńca, kanibal, którego należało ochrzcić i zbliżyć do Boga. Jest rzeczą oczywistą, że miało to bezpośredni związek z wielkimi odkryciami geograficznymi, wskutek których obraz świata znacznie się zmieniał, obejmując też ziemie afrykańskie le­ żące „w górę od Nilu" i na wybrzeżach tego kontynentu. Oczywi­ ście sytuację tę wykorzystywał umiejętnie Kościół, a zakonnicy rozszerzali swe wpływy na nowe obszary, czyniąc atlas świata obrazem misyjnych posług. Dowodzi tego między innymi druga bulla papieska z 1493 r., która dokonywała podziału wpływów do władania duszami dzikich ludów pomiędzy Portugalią i Hiszpanią. „Nowy Świat", przypadł zdobywcom spod znaku Fernando Cor- teza, natomiast Afryka i Daleki Wschód uznane zostały za strefę przynależną Portugalczykom. Wpływy te miały swój rezonans, najpierw w świadomości różnych dostojników kościelnych, po-