dareks_

  • Dokumenty2 821
  • Odsłony753 730
  • Obserwuję431
  • Rozmiar dokumentów32.8 GB
  • Ilość pobrań361 988

Antonio Socci - Tajemnice Jana Pawła II

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :2.3 MB
Rozszerzenie:pdf

Antonio Socci - Tajemnice Jana Pawła II.pdf

dareks_ EBooki
Użytkownik dareks_ wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 144 stron)

ANTONIO SOCCI TAJEMNICE  JANA PAWŁA II  TŁUMACZENIE Z JĘZYKA WŁOSKIEGO Jolanta Kornecka-Kaczmarczyk

@ 2008 RCS Libri S.p.A., Milano TYTUŁ ORYGINAŁU I segreti di Karol Wojtyła REDAKCJA I KOREKTA Agata Chudzińska Agata Pindel-Witek ZDJĘCIE NA OKŁADCE Agencja East News PROJEKT OKŁADKI Łukasz Kosek OPRACOWANIE GRAFICZNE I SKŁAD Andrzej Witek ISBN 978-83-7569-139-9 © 2009 Dom Wydawniczy RAFAEL ul. Ostatnia 1c, 31-444 Kraków tel./fax: 012 411 14 52 e-mail: rafael@rafael.pl www.ra1ael.pl Reprint 2010 2

Widziana jestem do głębi, przejrzana jestem łaskawie - jakże wzbieram od tego widzenia i jak się w nim cicho zanurzam, chociaż przez długi czas nikt o tym nie wiedział, bowiem o Twoim wzroku nie mówiłam niczego ludziom. Przecież skupienie Twoje nie ustanie we mnie nigdy. Karol Wojtyła, Matka Rodzaj ludzki żyje dzięki nielicznym; gdyby ich nie było, świat przestałby istnieć. Pseudo-Rufin (cytowany przez Benedykta XVI w encyklice Spe salvi, nr 15) Polskę szczególnie umiłowałem, a jeżeli posłuszna będzie woli mojej, wywyższę ją w potędze i świętości. Z niej wyjdzie iskra, która przygotuje świat na ostateczne przyjście moje. Jezus do św. Faustyny Kowalskiej 3

Dziękuję tym wszystkim, którzy udzielili mi wskazówek i pomocy w tej pracy. Dziękuję mojej żonie Aleksandrze jak zawsze za cierpliwość, przyjaciołom za bliskość, wielu znajomym siostrom, które się za mnie modlą, ojcu Livio Fanzanga za jego cenne refleksje, Lii Trancanelli (której zawdzięczam wywiad z Mirjaną) oraz innym, którzy tak jak ona, cichą, pokorną i niestrudzoną pracą świadczą o małości naszego Zbawcy i Jego Matki, i tym wszystkim, którym dedykuję tę książkę. Wstęp Jakich tajemnic strzegł Karol Wojtyła? W książce, po którą sięgnęliście, badane są tajniki życia człowieka posłanego dla wypełnienia nadludzkiej misji i przygotowania świata na czekające go wielkie wydarzenia. O czym „wiedział”? W jaki sposób zdołał tak bardzo zadziwić i rozkochać w sobie nasze pokolenie? Nie poznaliśmy jeszcze tak dobrze tego człowieka, najbardziej umiłowanego, a jednocześnie przez pewne kręgi ludzi znienawidzonego. Jego pontyfikat był jednym z najdłuższych w historii Kościoła1 i bez wątpienia jednym z największych, a także naj- bardziej tajemniczych. Książka, po którą sięgnęliście, opowiada o tym, czego dotąd nie po- znaliśmy, co działo się gdzieś w ukryciu, niedostępne dla naszych oczu. Mówi również o tym, co działo się na naszych oczach, lecz czego nie pojęliśmy w pełni. I wreszcie o tym, co wkrótce się wydarzy, a co nie działo się nigdy wcześniej, i co zobaczymy na własne oczy. O tym, co dotyczy nas, mnie i ciebie, przyjacielu, który to czytasz, „mój bliźni, mój bracie”. A także (choć to wcale nie poezja) kwitnących czereśni, oceanów, ludów, miast i pustyń, matek i dzieci, których oczy również to ujrzą. A.S. w święto św. Katarzyny ze Sieny, 29 kwietnia 2009 r. 1 Najdłuższy pontyfikat przypisuje się św. Piotrowi (37 lat), następny w kolejności jest pontyfikat Piusa IX (32 lata), zaś na trzecim miejscu Jana Pawła II (27 lat). 4

NI E O C Z E K I W A N E OD K R Y C I E Imię twoje powstało z patrzenia. Karol Wojtyła, Imię Tajemnicze spotkanie Gdzieś około świąt Bożego Narodzenia 2007 roku przyjechałem do Rzy- mu. Zatrzymałem się w pobliżu placu Risorgimenta spowitego czerwienią miejskiego zmierzchu. Zaparkowałem samochód i ruszyłem wzdłuż roz- świetlonych i świątecznie przyozdobionych ulic, pośród beztroskiego tłumu, do pewnej kamienicy, której znałem jedynie numer. Zadzwoniłem, wszedłem po schodach z dziwnym uczuciem w sercu. Oczekiwano mnie na półpiętrze, po czym wprowadzono do pokoju, gdzie przyjął mnie kato- licki dostojnik. Miał cichy głos i starannie dobierał słowa. Ponieważ nie mogę zdradzić kim był, nazwę go Petrus. Kiedy godzinę później, po zakończeniu rozmowy, opuszczałem to miejsce, czułem się wstrząśnięty, bo choć jestem dziennikarzem, to prze- cież mam serce. Myślałem o moim dziesięcioletnim synu. Byłem poru- szony, a zarazem pełen niepokoju. Intuicja podpowiadała mi, co mogę odkryć w kolejnych miesiącach, kierując się otrzymanymi wskazówka- mi… Dostojnik był bardzo miły, bezpośredni. Poczęstował mnie kawą i podsunął tacę z herbatnikami. To właśnie on kazał mnie odszukać, ja zaś chętnie przyjąłem jego zaproszenie. Mówił niewiele, za to słuchał uważ- nie. Pytał o moją pracę, o przeszłość. Miałem nieodparte wrażenie, że wszystko, co opowiadam o sobie, jest mu już wiadome. Tym niemniej, śledził z uwagą moje słowa; wydawało się, że chce mnie dyskretnie wy- badać. Znał moje książki o prześladowaniu współczesnych chrześcijan, Medjugorie, problemie aborcji, Fatimie i Ojcu Pio. Zauważył, że w każdej z nich powtarzało się, i to na marginesie, lecz w sposób dobitny, pewne nazwisko, nazwisko człowieka mojej epoki, ojca mojego pokolenia: Karo- la Wojtyły. Tak rzeczywiście było, choć wcześniej nie zwróciłem na to uwagi. Zapytał mnie, czy nie sądzę, że to właśnie ten człowiek jest godną zbadania tajemnicą. „Dlaczego tajemnicą?” - zapytałem. Rozmawialiśmy długo o polskim papieżu. Wspominałem pełen emo- 5

cji niektóre epizody, jego spojrzenie, moje z nim spotkania, jego słowa, wyraz twarzy, poruszenie serca, które wywoływał u tak wielu z nas. Nie- zapomniana była jego niewzruszona wiara, humanizm, urzekający sposób modlenia się, jego otwarcie na transcendencję, które odróżniało go od wielu innych duchownych. Mimochodem wspomniałem o wydarzeniu związanym z figurką Matki Boskiej z Civitavecchia. W tym momencie mój rozmówca, który dobrze znał Jana Pawła II - choć nie pamiętam już dokładnie słów, jakich użył - wtrącił półgłosem, tak jakoś en passant, kilka zdań. Otóż Papież wiedział już wcześniej, że na- stąpi ten „znak” od Matki Bożej u wrót Rzymu, tak jak wiedział, że Sta- nom Zjednoczonym grozi tragedia islamskiego ataku terrorystycznego, do którego potem doszło 11 września 2001 roku w Nowym Jorku. Dostojnik nadmienił, że Ojcu Świętemu zostały przepowiedziane, czy raczej obja- wione przyszłe zdarzenia, z których jedne już nastąpiły, inne zaś miały się dopiero dokonać. Zrozumiałem, że miało to coś wspólnego, choć sam nie wiem jak, z którymś z owych nikomu nieznanych mistyków żyjących w ciszy klasz- torów, posiadających niezwyczajny charyzmat i kontakt z niebem. Ale przede wszystkim - i to dopiero była wiadomość! - że sam Jan Paweł II doznawał mistycznych przeżyć. Próbowałem dowiedzieć się czegoś więcej, uzyskać wyjaśnienia, lecz mój rozmówca sprowadził od razu rozmowę na inne tory, jak gdyby we- zwał mnie do siebie wcale nie po to, by powierzyć mi ów sekret. Było jasne, że pragnął otworzyć mi oczy na tajemnicę otaczającą Papieża, nie chciał jednak słyszeć dalszych pytań. Dał mi do zrozumienia, że nie wy- powie już ani jednego słowa na ten temat ponad to, co - pozornie mimo- chodem - mi wyjawił. Chciałem drążyć dalej, usłyszeć jakieś wyjaśnienia, zrozumieć, lecz mój rozmówca, choć tak uprzejmy, był niczym niedająca się sforsować kasa pancerna. Interesowało mnie przede wszystkim, co wiedział Jan Pa- weł II; czy chodziło o wydarzenia, które miały się dokonać na pewno, czy też o proroctwa sub conditione, czyli takie, których ziszczenia się można było jeszcze uniknąć. Tysiące myśli kłębiło się w mojej głowie, a wśród nich dominująca, o ”tajemnicy” Jana Pawła II. Czy naprawdę ten papież, który pozostawał na Stolicy Piotrowej przez 27 lat i który przeszedł niczym tajfun przez naszą historię, żył w czasie realnym i w wieczności? Takie nadzwyczajne przeżycia nie są wśród ludzi Kościoła rzadkością. Również w życiu dwóch niedawno zmarłych wielkich postaci naszych czasów, Matki Teresy i kardynała Van Thuana, zachodziły zjawiska nadprzyrodzone2 i pewnie dotyczy to także 2 Matka Teresa z Kalkuty (1910-1997) miała owo „powołanie w powołaniu” wyrażające się poprzez wewnętrzne głosy i inne nadprzyrodzone zjawiska począwszy od 10 września 1946 roku. Stwierdzono to podczas procesu beatyfikacyjnego (zob. Matka Teresa. Pójdź, bądź moim światłem, (oprac.) Brian Kolodiejchuk. Znak, Kraków 2008). Kardynał Francois-Xavier Nguyen Van Thuan (1928-2002) był arcybiskupem koadiutorem Sajgonu. kiedy 18 marca 1976 roku policja reżimu komunistycznego, narzuconego także w części południowej kraju, przyszła go 6

innych. Tym niemniej w przypadku Jana Pawła II chodzi o doznania mi- styczne, które towarzyszyły mu w ciągu całego życia. Jakich zjawisk mi- stycznych doświadczył? Gdzie szukać ich potwierdzenia albo zaprzecze- nia? Te rewelacje są prawdziwie dowodem na to, iż najbardziej niesamo- wita siła historycznej przemiany płynie z głębokiego źródła kontemplacji i niezmierzonych pokładów mistyki. Wszyscy pokochaliśmy Jana Pawła II, kiedy jako jeszcze młody, pe- łen życia człowiek ukazał się, niczym poranne słońce, na balkonie Bazyli- ki św. Piotra 16 października 1978 roku i od razu wywrócił do góry no- gami wszelkie ustalone ceremonie, mając tak nieprawdopodobną swobodę bycia i ujmujący uśmiech. Pokochaliśmy Papieża zdolnego oczarować słowami i osobowością miliony młodzieży, które wychodziły mu na spo- tkanie we wszystkich zakątkach świata, umiejącego żartować i śmiać się wraz z nimi3 ; Papieża, który jako dwudziestolatek był robotnikiem, poetą, aktorem, który uczestniczył w podziemnej walce przeciw wyniszczającej okupacji swojej ojczyzny, najpierw nazistowskiej, a później komunistycz- nej, który był w tajnym seminarium, a jako młody ksiądz ukochał górskie wędrówki ze swoimi studentami; Papieża, który jako nieustraszony czter- dziestoletni biskup krakowski przeciwstawiał się szykanom komunistycz- nej tyranii, który uczestniczył w II Soborze Watykańskim, a potem, kiedy wybrano go na Stolicę Piotrowa, niczym tajfun zmiótł ów moloch marksi- stowskiego totalitaryzmu4 rozbrajającą siłą swojego świadectwa graniczą- cego niejednokrotnie z męczeństwem. A więc ten człowiek o legendarnym życiu, który przemierzył wszyst- kie kontynenty, widział na własne oczy Przedwiecznego, oglądał oblicze Chrystusa i jasne spojrzenie Dziewicy z Nazaretu, o której tak często mó- wił całej ludzkości! Doprawdy, była to wiadomość zapierająca dech w piersiach. Przez pewien czas tamta dziwna rozmowa pozostała w mojej pamięci aresztować, o czym zresztą wcześniej wiedział. Więziono go i torturowano w nieludzkich warunkach do roku 1988, kiedy to został wydalony z kraju. W Rzymie otrzymał nominację kardynalską od Jana Pawła II, który powierzył mu przewodnictwo Papieskiej Rady do Spraw Sprawiedliwości i Pokoju Justitia et Pat. Umarł w opinii świętości, a w 2007 roku rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny. Historia kardynała sianowi niezwykły przykład heroizmu i miłości, dzięki którym przeżył tragiczne lata więzienia, zaś wielu współtowarzyszy niedoli nawróciło się pod jego wpływem. W jednej z książek ujawniono, co przydarzyło mu się w sierpniu 1977 roku. W sanktuarium w Lourdes „wydało mu się, że słyszy wyraźnie słowa Matki Bożej. Podczas modlitwy przed grotą, w miejscu, gdzie Maryja ukazała się Bernadetcie, popłynęły z jego serca zdania, które czytał wiele razy: «Nie obiecuję ci szczęśliwości na tym świecie, lecz na tamtym». On zaś nadal modlił się i słuchał. Nie wiedział jeszcze, do czego konkretnie odnosiły się te słowa, lecz rozumiał już, że było to powołanie do męczeństwa. Pozostając na kolanach, wyszeptał: «Przez imię Twego Syna. Maryjo, przyjmuję ból i cierpienie”„ (A. Vallc, Il cardinale Van Thuan. Cantagalli 2009, s. 51-52). Ta historia jest dowodem prawdziwego wewnętrznego głosu 3 Ksiądz Stanisław Dziwisz, sekretarz Jana Pawła II, obecnie kardynał krakowski, opowiadał o niezwykłym wyda- rzeniu. Kiedy po zakończeniu konklawe Papież podszedł do niego, „mówił o kardynałach i o swoim wielkim zdzi- wieniu tym. że go wybrali. Chciał przez to powiedzieć: «Co oni zrobili?!»„ (zob. kard. Stanisław Dziwisz, Świadec- two. Warszawa 2007, s. 61). 4 Kardynał Dziwisz opowiadał jeszcze, że tuż przed wyjazdem na konklawe władze komunistyczne zabrały Wojtyle paszport dyplomatyczny i dały zwykły, turystyczny. „Jeden z prowincjonalnych sekretarzy partii powiedział: «Niech jedzie, policzymy się z nim po powrocie»„ (tamże. s. 63) 7

niejako w zawieszeniu, choć z tysiącem pytań. Dlaczego wcześniej nikt nie uchylił rąbka tajemnicy, chociaż ukazało się już tyle książek o Janie Pawle II? Uderzyło mnie to, co Wojtyła napisał na początku swo- jego dramatu, który powstał w latach 1945-1950: „Będzie to próba prze- niknięcia człowieka. Sama postać jest ściśle historyczna. Niemniej po- między samą postacią a próbą jej przeniknięcia przebiega pasmo dla histo- rii niedostępne (…). Pierwiastek pozahistoryczny w nim tkwi, owszem, leży u źródeł jego człowieczeństwa. Próba zaś przeniknięcia człowieka łączy się z sięganiem do tych źródeł”5 . Jak dotrzeć do tej nieosiągalnej sfery życia Jana Pawła II? I oto po pewnym czasie od tamtej rozmowy w Rzymie przytrafiło mi się „przy- padkowe” spotkanie. Choć bardzo rzadko jestem gościem watykańskich pałaców, to pewnego dnia musiałem się udać ponownie w pobliże miejsca pamiętnego spotkania. Wychodząc z bramy kamienicy przy via delia Conciliazione, niemal zderzyłem się z jasnowłosym mężczyzną o przyjaznym wyrazie twarzy, który popatrzył na mnie i powiedział: „Przecież to pan Antonio Socci. Czy możemy porozmawiać? Śledzę z uwagą to, co pan pisze…”. Nieco zaskoczony, uśmiechnąłem się, podziękowałem, a potem poda- liśmy sobie ręce. „Jestem księdzem” - powiedział mój rozmówca, ja zaś zauważyłem, że jego akcent i wygląd świadczą, iż nie jest Włochem. Wte- dy on wyjaśnił: „Jestem Polakiem. Ksiądz Jarek Cielecki, szef Vatican Service News”. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę o jego pracy i zaraz potem - prawie nie dowierzając okolicznościom - zapytałem, czy nie znał przy- padkiem Karola Wojtyły. Ksiądz Jarek uśmiechnął się i powiedział: „Uro- dziłem się w parafii w Niegowici, tej samej, w której został on po raz pierwszy wikarym po przyjęciu święceń kapłańskich i powrocie z Rzymu w 1948 roku”. Rzeczywiście, Jan Paweł II opowiadał o tym we wzruszających wspomnieniach o swoim powołaniu zatytułowanych Dar i Tajemnica. Wielce zdumiony tym szczęśliwym zbiegiem okoliczności zaryzykowa- łem dość banalne pytanie: „Zatem pewnie ksiądz miał okazję go spoty- kać…”, na co mój rozmówca odpowiedział, że oczywiście tak. Odkryłem też, że znał dobrze księdza Pavla Hnilicę, słowackiego biskupa bardzo zaprzyjaźnionego z Papieżem. Okazało się, że ksiądz Jarek napisał książkę gromadzącą świadectwa jego krajanów o ”młodym księdzu Wojtyle”. Kiedy zaniósł ją Ojcu Świętemu, ów postanowił nieco skorygować naj- bardziej entuzjastyczne peany dzielnych parafian, stosując zwroty skrom- niejsze i bardziej wyważone. Gdy po jakimś czasie spotkałem ponownie tego sympatycznego pol- skiego księdza, zapytałem go: 5 Chodzi o dramat Bral naszego Boga poświęcony malarzowi Adamowi Chmielowskiemu, który przybrał imię Brat Albert i zmarł w opinii świętości pośród krakowskich kloszardów. Postać tego artysty odegrała bardzo ważną rolę w młodości Karola Wojtyły i w dokonywanych przezeń wyborach (w: Karol Wojtyła, Poezje, dramaty, szkice. Znak, Kraków, 2007. s. 314). 8

- Czy tam, w Niegowici, pamiętają może, jak modlił się Wojtyła? Ksiądz zamyślił się, po czym odparł: - Jego sposób modlitwy był bardzo szczególny. W ostatnich latach nie wypuszczał prawie z rąk różańca. Ale najbardziej rzucała się w oczy, i to od jego wczesnych młodych lat, inna cecha: zwykle modlił się, i to całymi godzinami, rozciągnięty na posadzce przed ołtarzem. Wielu ludzi z parafii dobrze to pamięta O tym zwyczaju6 wspomina zresztą sam Papież. - A co jeszcze pamięta się w Niegowici z tego charakterystycznego sposobu modlitwy? - Jego oczy. Kiedy modlił się, jego spojrzenie nie ginęło gdzieś w pustce jak nasze, kiedy się modlimy; jego oczy zdawały się spoglądać na coś. Nieco później powiedziano mi, że kiedy działo się coś ważnego, on podchodził do ołtarza lub do obrazu Matki Bożej Wniebowziętej… - I co robił? - Mówił… - Jak to mówił? To znaczy, że się modlił… - Nie, mówił, tak jakby rozmawiał ze stojącym przed nim człowie- kiem. Co to znaczy? Z kim rozmawiał? Pod koniec marca 2009 roku doszło do wywiadu, który dziwnym tra- fem przeszedł niezauważony, jaki Bruno Volpe, szef internetowego dzien- nika „Pontifex”, przeprowadził z prałatem Konradem Krajewskim. Ksiądz Krajewski, będąc papieskim ceremoniarzem, miał sposobność stać bardzo blisko Jana Pawła II podczas rozmaitych uroczystości. Zapytany, jak określiłby sposób modlitwy Papieża, tak go opisał: „Wspaniały, głęboki, rzekłbym mistyczny, właśnie, «mistyczny» to wła- ściwe słowo”. Następnie powtórzył, dobitnie akcentując słowa: „Był prawdziwym, autentycznym mistykiem”. Jaki sens nadać tym słowom? Ksiądz Krajewski nie wyjaśnił wprost, lecz stwierdził: „Moje wspo- mnienia dotyczą oczywiście ceremonii liturgicznych. Muszę panu powie- dzieć, że zachowywał się podczas nich jak człowiek doskonałej, głębokiej modlitwy, stawał się niemal nieobecny, nie komunikował się już z nikim, rozmawiał jedynie z Bogiem”. Potem dodał, że za każdym razem, przed celebracją, Ojciec Święty pragnął skupić się na modlitwie w zakrystii przez kilkanaście minut: „Był wtedy praktycznie nieobecny, wchodził w głęboką i silną relację z Bogiem… Nie pozwalał nigdy nikomu przery- 6 Papież wyjaśnił, że takie ułożenie ciała przypomina przede wszystkim moment wyświęcenia na kapłana: „Jest coś dogłębnie przejmującego w tej prostracji ordynandów: symbol głębokiego uniżenia wobec majestatu Boga samego, a równocześnie ich całkowitej otwartości, ażeby Duch Święty mógł zstąpić, bo przecież to On sam jest sprawcą konsekracji (…). Mający otrzymać święcenia pada na twarz, całym ciałem, czołem dotyka posadzki świątyni, a w tej postawie zawiera się wyznanie jakiejś całkowitej gotowości do podjęcia służby, jaka zostaje mu powierzona. Ceremonia ta pozostawiła głęboki ślad w moim życiu kapłańskim” (Jan Paweł II, Dar i Tajemnica, Kraków 1996. Wydawnictwo św. Stanisława BM Archidiecezji Krakowskiej, s. 43-44) 9

wać tej medytacji. Dawało to wrażenie jego nieobecności, całkowitego zatracenia się w Bogu, przed mszą świętą nic go nie interesowało. To był milczący, lecz jakże głęboki dialog z Bogiem, przywodzący na myśl wiel- kich mistyków w dziejach Kościoła”. Powtarzało się to również po zakończeniu mszy: „Uważał za słuszne podziękować Panu za możliwość celebrowania ofiary Chrystusa. Tak więc przed celebracją Eucharystii i po jej zakończeniu miał taką chwilę nie tyle modlitwy, co żarliwej ekstazy. Niczym prawdziwy mistyk”. Ekstazy? Kiedy Andre Frossard zapytał Papieża wprost, jak się mo- dli, ten nieco zakłopotany odparł: „To bardzo osobisty temat”7 . Dlaczego odpowiedział w ten sposób? Jaki sekret osłaniały te wymijające słowa? Kim był naprawdę Jan Paweł II? Jakich tajemnic strzegł? George Weigel napisał: „Kiedyś, nawiązując do pewnych biograficz- nych prób i nacisku, jaki kładą one na jego rolę jako męża stanu, papież Jan Paweł II zauważył: «Usiłują zrozumieć mnie od zewnątrz. Ale mnie można zrozumieć tylko od wewnątrz?». Co to jest to «wewnątrz», w jaki sposób można się do niego zbliżyć?”8 . Wyznania przyjaciela Kardynał Andrzej Deskur był bez wątpienia dla Jana Pawła II jednym z najbliższych ludzi. Od najmłodszych lat wyróżniał się silną osobowością i wielkim talentem. Pochodził ze szlacheckiej rodziny francuskiego po- chodzenia, był trzy lata młodszy od Karola. Po ukończeniu studiów praw- niczych w 1945 roku odnalazł w powołaniu przyjaciela godny podziwu przykład do naśladowania. Także dzięki Wojtyle odkrył drogę zawierze- nia Maryi Pannie, która będzie jego gwiazdą przewodnią przez całe życie. Tak więc od lat młodości Deskur był dla Wojtyły bratem, a przez pewien okres, w latach II Soboru Watykańskiego nawet jego spowiedni- kiem: jego życie splotło się w sposób nierozerwalny i enigmatyczny z życiem Papieża. Kiedy podjąłem próbę nawiązania kontaktu z kardynałem, okazało się, że z uwagi na wiek i chorobę rzadko spotyka się już z ludźmi. Jedynie nieliczni mogli się z nim umówić na krótką rozmowę. Dla mnie, pragną- cego zbadać tajemnicę, jaką stanowił Jan Paweł II, kardynał był głównym i najbardziej wiarygodnym świadkiem. Wiedziałem, że szanse na spotka- nie są nikłe, tym niemniej postanowiłem zatelefonować do jego sekreta- rza. „Dzień dobry, mówi Antonio Socci…”. Od razu przerwał mi młody 7 Zob. Andre Frossard, Nie lękajcie się, Rozmowy z Janem Pawłem II, Znak, Kraków 1983. 8 George Weigel, Świadek nadziei, Biografia papieża Jana Pawła II, Znak, Kraków 2005, s. 18. 10

i serdeczny głos: „Jakże mi miło Tu ksiądz Stefan, sekretarz kardynała Deskura. Znam pana dobrze…”. Pozytywnie zaskoczony zapytałem, skąd mnie zna, i okazało się, że czytał moją książkę o Medjugorie. Wyjaśniłem pokrótce powody mojego telefonu. Ku mojemu wiel- kiemu zdziwieniu ksiądz Stefan ustalił ze mną datę spotkania - i to już za parę dni - podczas którego będę mógł się zobaczyć z kardynałem i zadać mu kilka pytań. Sam nie mogłem w to uwierzyć. Dobrze zapamiętałem tę datę: dzień moich urodzin, 18 stycznia 2008 roku, około 11.00 przed po- łudniem. Ranek tego dnia wstał chłodny, ale pełen blasku błękitnego nieba, na tle którego odcinała się wyraźnie sylwetka Bazyliki św. Piotra. Minąwszy Gwardię Szwajcarską, udałem się do pałacu św. Karola, gdzie znajduje się Żandarmeria Watykańska, po czym wszedłem na piętro zamieszkiwane przez polskiego dostojnika. Na drzwiach dostrzegłem napis chwytający za serce: Dom Maryi. Otworzył mi uśmiechnięty ksiądz Stefan. Po chwili dowiedziałem się, że Papież był tutaj bardzo częstym gościem. W salonie siedziałem nawet w fotelu, który zajmował Jan Paweł II podczas rozmów ze swoim przyjacielem, księdzem Andrzejem, jak go nazywał. Znalazłem się dokładnie naprzeciwko bazyliki, której sylwetka wypełniała całe okno. Na ścianach dostrzegłem wiele fotografii przedstawiających Ojca Święte- go, pełnych ekspresji i blasku, jakim zawsze emanował, z jego niezliczo- nych podróży ze wszystkich stron świata. Prawdziwa epopeja przywodzą- ca na myśl słowa Andre Frossarda o szoku spowodowanym jego wyborem na Stolicę Piotrową: „Dowiedzieliśmy się, że przybył z Polski. Ale ja odniosłem raczej wrażenie, że pozostawiając swoje sieci na brzegu jezio- ra, przybył wprost z Galilei, krok w krok za apostołem Piotrem”9 . Kiedy tak oglądałem te zdjęcia, a w mojej głowie kłębiły się myśli, pojawił się kardynał Deskur. Siedział na wózku inwalidzkim, lecz we- wnętrzna siła emanująca z jego postaci przywodziła na myśl, podobnie jak w przypadku jego przyjaciela Wojtyły, siłę posągów przedstawiających apostołów na gotyckich katedrach. Twarz miał naznaczoną heroicznie przeżywanym cierpieniem, a surowo błyszczące oczy zdradzały ufność do Matki Bożej, o którą wraz z przyjacielem Karolem bili się niczym śre- dniowieczni rycerze. To jego Królowa, którą kiedyś spotka w raju. - On żył, modląc się… - tak powiedział o przyjacielu. - Kiedy był w kaplicy, słychać było, jak rozmawia jakby z bliską osobą. To samo powiedział mi ksiądz Jarek! Próbowałem dowiedzieć się czegoś więcej. Przecież ksiądz Andrzej był przy Wojtyle jeszcze w konspiracyjnym seminarium, które w czasach okupacji hitlerowskiej działało w domu kardynała Sapiehy. - Kiedy jako seminarzyści przebywaliśmy w kościele na modlitwie, każdy z nas prędzej czy później rozpraszał się, zaczynał się rozglądać 9 Andre Frossard, Nie lękajcie się, Rozmowy z Janem Pawiem II, dz. cyt., s. 7. 11

dookoła, patrzeć, kto wchodzi. To naturalne zjawisko i dotyczy prawie wszystkich, lecz nie jego. Karol wydawał się być cały czas po tamtej stro- nie, w innym wymiarze. Przebywał w świecie Boga. Nigdy nie zauważyłem u niego roztar- gnienia podczas modlitwy. Ta żarliwość cechowała jego życie już wów- czas, kiedy będąc studentem, pracował jako robotnik w kamieniołomie, a potem w Solvayu. Jesienią 1940 roku ciężka praca w kamieniołomach pomagała mło- dym ludziom uniknąć deportacji10 . Jednakże nazwisko Karola i tak znala- zło się na czarnej liście nazistów, bo w tamtych tragicznych miesiącach zaangażował się on w konspiracyjny ruch oporu. Nie tylko chodzi tu o udział w wystawianiu sztuk teatralnych kultywujących kulturę narodo- wą (zakazanych przez nazistów chcących zniszczyć i całkowicie przekre- ślić polską tożsamość), lecz także o działalność w tajnej organizacji, która uratowała tysiące Żydów. Ten aspekt jego życia był przez długi czas nie- znany.11 - Rankiem, przed rozpoczęciem pracy i po wyjściu z niej, zatrzy- mywał się w kaplicy klasztoru, gdzie jeszcze kilka miesięcy wcześniej żyła siostra Faustyna Kowalska. Klasztor znajdował się kilometr od Solvayu. A potem modlitewna żarliwość charakteryzowała go w latach wiel- kich zadań. - Tak. Papież modlił się sześć godzin dziennie. To było dla niego jak powietrze niezbędne do oddychania. Święty Grzegorz z Nareku powiadał: „Jezus, nasz oddech…”. Modli- twa często wiodła go w wymiar tajemnicy… - Mówił: „Każdego ranka kontempluję tajemnicę, a w ciągu dnia ją rozwijam”. W świetle tej rewelacji nabiera bardzo głębokiego znaczenia także za- interesowanie Karola Wojtyły św. Janem od Krzyża, któremu poświęcił swoją pracę doktorską. Zresztą w młodości chciał zostać karmelitą… - Tak, ale kardynał powiedział mu, że najpierw trzeba skończyć to, co się zaczęło. Zresztą Polska potrzebowała kapłanów do swoich parafii… Podczas okupacji nazistowskiej zginęło wielu księży katolickich. Po- 10 Zob. Jan Paweł II, Dar i Tajemnica, dz. cyt., s. 12. 11 Biograf George Blazyński napisał: „Jest odważna i mało znana karta w biografii młodego Wojtyły z czasów okupacji nazistowskiej. Tajne studia i tajne przedstawienia teatralne były już same w sobie niebezpiecznym zaję- ciem, lecz Wojtyła ryzykował życiem każdego dnia. kiedy wyprowadzał z gett w okolicznych miejscowościach żydowskie rodziny, ukrywał je i pomagał im zdobyć nową tożsamość. Uratował w ten sposób wiele z nich od pewnej śmierci. Profesor J.L. Lichten. rzymski przedstawiciel Ligi Przeciwko Zniesławieniu pod patronatem B'nai B'rith potwierdził, iż Karol Wojtyła pracował w tajnej grupie związanej z chrześeijańsko-demokratyczną organizacją UNIA, znaną z uratowania dużej liczby Żydów. To właśnie z tego powodu jego nazwisko znalazło się na czarnej liście nazistów” (Pope John Paul II: a Man from Kraków. London 1979, s. 49-50). Natomiast J. Nowak pokazał, że Wojtyła musiał być zaangażowany w obronę Żydów również w kolejnych latach, kiedy komunistyczny reżim Gomuł- ki rozpętał antysemicką kampanię (Zob. The Church in Poland. „Problems of Communism”. styczeń-luty 1982) 12

tem nadeszła okupacja sowiecka, która dopełniła dzieła. W książce Dar i Tajemnica sam Papież nawiązał do tej rzezi chrześcijaństwa z nazistowskiej i komunistycznej ręki, mówiąc o ogromnej liczbie aresz- towań i wywózek polskich kapłanów do obozów koncentracyjnych: „W samym obozie w Dachau było ich około trzech tysięcy. A były też inne obozy, jak chociażby Oświęcim, gdzie oddał życie za Chrystusa pierwszy kapłan kanonizowany po wojnie, św. Maksymilian Maria Kolbe. Wśród więźniów Dachau znajdował się Biskup Włocławski Michał Kozal, które- go miałem szczęście beatyfikować w Warszawie w roku 1987”. „Na szczególną pamięć zasługuje - dodał Jan Paweł II - martyrologium kapłanów w łagrach syberyjskich czy na terenie Związku Sowieckiego”. Wspomniał szczególnie mu drogiego księdza Tadeusza Fedorowicza, znaną w Polsce postać, któremu - jak napisał Papież - „osobiście bardzo wiele zawdzięczam jako kierownikowi duchowemu. Ks. Fedorowicz bę- dąc młodym kapłanem Archidiecezji Lwowskiej, zgłosił się do swojego Arcybiskupa z prośbą o pozwolenie, aby mógł wyjechać z transportem Polaków deportowanych na Wschód”12 . Aby mieć pojęcie o grozie sytuacji, wystarczy uświadomić sobie kil- ka faktów: we wrześniu 1953 roku aresztowano kardynała Wyszyńskiego, a tym samym Kościół katolicki został pozbawiony przewodnika. Uwol- niono go dopiero w 1956 roku. W okresie jego aresztowania pozostawało w więzieniu lub było pozbawionych możliwości wykonywania misji 9 biskupów, zaś 300 księży i 54 zakonników straciło życie bądź zaginęło. W więzieniu, na wygnaniu lub na zesłaniu przebywało 2700 duchownych. Zamknięto wówczas 2000 kościołów, 840 konwentów i klasztorów, 85 szkół katolickich, wszystkie dzieła miłosierdzia, drukarnie i księgarnie katolickie, a 80 procent dóbr Kościoła uległo konfiskacie13 . To doprawdy niesłychane, że Kościół w Polsce, tak bardzo szykano- wany przez nazistów, musiał następnie doznać podobnego traktowania od komunistów. Dlatego Papież mówi o ”dramatycznej apokalipsie naszego stulecia”, ażeby „uwydatnić, że moje kapłaństwo właśnie na tym pierw- szym etapie wpisywało się w jakąś olbrzymią ofiarę ludzi mojego pokole- 12 Jan Paweł II, Dar i Tajemnica, dz. cyt., s. 37-38. 13 Od czasu gwałtownego i nielegalnego ustanowienia w Rosji komunizmu prowadzono ludobójczą strategie wobec Kościoła, aby za pomocą terroru wykorzenić wiarę chrześcijańską na ziemi. Stopniowo wszystkie kraje, którym narzucano reżim, powielały ten model. Przytoczmy kilka danych, aby zilustrować ową otchłań horroru. Rosyjski Kościół prawosławny w 1917 roku miał około 210 tysięcy kapłanów i zakonników. W latach 1917-1941 rozstrzelano ich około 150 tysięcy. Z 300 biskupów żyjących w 1917 roku zamordowano 250. Tych, którzy pozostali przy życiu, więziono, deportowano, poddawano rozmaitym formom prześladowania i przemocy. Co do katolików, w 1914 roku w Rosji było ich około 5 milionów, z 27 biskupami i 2194 księżmi. „Po upadku caratu i utracie dużej części teryto- rium, w 1917 roku, w epoce gwałtownego i siłowego wprowadzenia dyktatury komunistycznej, liczba katolików spadła do 2,5 miliona, biskupów było 14, księży - 1350, zaś kościołów - 600. W 1941 roku pozostały otwarte jedynie dwa kościoły, jeden w Moskwie i jeden w Leningradzie, którym udało się uniknąć zamknięcia, gdyż należały do ambasady francuskiej. Na wolności pozostał tylko jeden biskup (obcokrajowiec) i 20 księży. Od 1937 do 1939 roku (w pełni stalinowskiego terroru) rozstrzelano ok. 150 księży katolickich, w pozostałym okresie rozstrzelano dalszych 135, resztę zmuszono do emigracji” (Fiorenzo Emilio Reati, Dio dira l'ultima parola. Arca edizioni 2003, s. 9) 13

nia, mężczyzn i kobiet”14 . Zrozumiałe zatem, jak bardzo arcybiskup Sapieha potrzebował dusz- pasterzy. - Ja też - wyjaśnił mi Deskur - zamierzałem zostać jezuitą, lecz Ka- rol powtórzył mi to, co sam usłyszał od kardynała. - Znaliście się już przed seminarium? - To była taka dalsza znajomość, ze względu na koligacje rodzin- ne… Przyjaźń i szacunek pomiędzy nimi pogłębiły się później ze względu na miłość, jaką obaj żywili do Matki Bożej. I tak obaj zawierzyli się Jej poprzez formułę pochodzącą od św. Ludwika Marii Grignion de Montfor- ta: „Totus Tuus ego sum et omnia mea Tua sunt. Accipio Te in mea omnia. Praebe mihi cor Tuum, Maria” („Jestem cały Twój i wszystko, co posiadam, należy do Ciebie. Ciebie przyjmuję we wszystkim, co moje. Daj mi swoje serce, Maryjo”)15 . To zawierzenie było tak ważne, iż mot- tem posługi biskupiej Karola Wojtyły stanie się właśnie początek tej mo- dlitwy: „Totus Tuus”. To zadziwiające, jaki przemożny wpływ miała Matka Boża na tych dwóch przyjaciół, gotowych dla niej oddać wszystko, własne życie. Pew- nie nie wyobrażali sobie nawet, jaki plan dla nich przygotowała. Patrząc po ludzku, nie mieli żadnych możliwości, żadnej nadziei. Żyli przecież w kraju okrutnie wyniszczonym przez wojnę, najpierw dewastowanym przez nazistów, potem ciemiężonym przez stalinowski komunizm, przez dwa totalitaryzmy nieznane przedtem w historii, zdolne do największych zbrodni. A przecież kiedy dzisiaj uświadomimy sobie, jak wielkie rzeczy uczyniła przez nich Matka Boża, poprzez ich ufne i całkowite zawierze- nie, nie posiadamy się ze zdumienia. Nie mieli żadnych środków, byli tylko ukrywającymi się seminarzystami. Lecz Królowa proroków - która w swoim Magnificat przepowiedziała, co stanie się w dziejach człowieka od Wcielenia: „Bóg strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych” - uczyniła z tych dwóch młodych ludzi, tajemniczo połączonych (jak póź- niej zobaczymy) krzyżem Chrystusowym, promienny znak dla Kościoła, huragan, który zmiótł owo krwawe komunistyczne imperium, nie pozwa- lając mu zwyciężyć i pociągnąć świat w przepaść. Spróbujmy zatem prześledzić, jak przebiegał ten cudowny, sekretny plan Maryi wobec dwóch młodych kapłanów. W tym miejscu musimy się cofnąć w przeszłość. Oto kardynał Sapieha, który z uwagi na ubóstwo 14 Jan Paweł II, Dar i Tajemnica, dz. cyt., s. 38. 15 O tym zawierzeniu Papież opowiada w Darze i Tajemnicy (s. 29-31). gdzie wyjaśnia też znaczenie książeczki św. Ludwika Marii Grignion de Montforta Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny, w której znalazła się modlitwa przypisywana św. Bonawenturze: „Droga moja Pani i Zbawczyni, będę działał z ufnością i nie będę się bał. bo Ty jesteś moją siłą i moją chwałą w Panu… Jestem cały Twoim i wszystko, co posiadam. Twoją jest własnością. O chwalebna Dziewico, błogosławiona ponad wszystkie stworzenia, pragnę położyć Cię jako pieczęć na me serce, bo miłość Twoja jest silna jak śmierć”. (w: św. Ludwik Maria Grignion de Montfort. Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny, Lubelskie Wydawnictwo Diecezjalne, s. 206) 14

swojego kraju nie mógł uiścić denara św. Piotra, daniny na rzecz papie- stwa, wysłał do Rzymu, do posługi u Piusa XII, „swojego najlepszego kapłana”. Ksiądz Andrzej Deskur był rzeczywiście nadzwyczajną osobowością, przede wszystkim pełnym pasji teologiem, a ponadto, jak wspomniałem, absolwentem prawa. To pierwszy polski ksiądz pracujący dla Stolicy Apostolskiej. Przybył do Rzymu 27 listopada 1952 roku, w święto Naj- świętszej Maryi Panny od Cudownego Medalika. Poproszony o zajęcie się komunikacją społeczną, wykonywał pracę o niebywałym znaczeniu, otwierając szeroko misję papiestwa na nowe środki masowego przekazu (radio i telewizję). Przez wszystkich był szanowany i traktowany wielce życzliwie. Jan XXIII zamierzał nawet uczynić go swoim sekretarzem. Godność kardynalską otrzymał od Jana Pawła II, zaś po przejściu na eme- ryturę zajął się Papieską Akademią Niepokalanej. Od momentu opatrznościowego wysłania go do Watykanu, Deskur stał się dla Karola Wojtyły punktem odniesienia we wszystkich kwestiach dotyczących Stolicy Apostolskiej, i to coraz ważniejszym, ze względu na to, iż Wojtyła coraz częściej udawał się do Rzymu w związku z pełnioną funkcją biskupa i udziałem w pracach soborowych. Ksiądz Andrzej był ekspertem jego ekscelencji Wojtyły na II Soborze Watykańskim. Innym przykładem ich braterskich relacji niech będzie to, iż ksiądz Deskur udał się osobiście do Collevalenza, do matki Nadziei, charyzma- tycznej kobiety wiodącej święte życie, ażeby dowiedzieć się, jakie prze- szkody blokują rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego siostry Faustyny Kowalskiej16 , który tak leżał na sercu biskupowi krakowskiemu. Pojawiły się bowiem pewne problemy w Świętym Oficjum. Matka Speranza pora- dziła, aby zwrócić uwagę na tłumaczenia z języka polskiego dziennika młodej mistyczki. I rzeczywiście, tutaj właśnie tkwił problem. Oto pew- nego dnia podczas soboru Deskur przedstawił Wojtyłę kardynałowi Ot- tavianiemu: „Eminencjo, to jest właśnie nasz krakowski biskup”. „Taki młody?” - zdziwił się prefekt kongregacji. Na to Wojtyła, istotnie mający wówczas dopiero 40 lat, z uśmiechem przytomnie odpowiedział: „To wada, która szybko minie”. Dzięki temu spotkaniu, po poprawieniu tłu- maczeń dzienniczka siostry Faustyny, Ottaviani cofnął watykańskie weto i w Krakowie mógł się rozpocząć proces beatyfikacyjny polskiej mistyczki, którą potem Karol Wojtyła osobiście kanonizował w roku 2000, już jako papież Jan Paweł II, opromieniając jej wielkim blaskiem cały Kościół. Jednakże, aby zrozumieć, jak bardzo początkowo było niezrozumiałe znaczenie tej świętej i głoszone przez nią przesłanie Bożego Miłosierdzia, przypomnijmy, że po przybyciu do Watykanu Deskur zawiesił na ścianie swojego mieszkania obraz Jezusa Miłosiernego, lecz z uwagi na postawę 16 Helena Kowalska (1905-1938) od 1925 roku siostra zakonna o imieniu Faustyna. Prowadziła niezwykle życie mistyczne, koncentrujące się na orędziu Bożego Miłosierdzia, którego była cichą głosicielką. Pozostawiła Dzienni- czek będący nadzwyczajną kroniką jej spotkań z Jezusem i słów przez Niego wypowiadanych. Zmarła w wieku 33 lat w Krakowie, tuż przed drugą wojną światową 15

Świętego Oficjum musiał go wkrótce zdjąć. Również w wielu innych okolicznościach Deskur pomagał przyjacie- lowi, jak na przykład w 1962 roku, kiedy dostarczył Ojcu Pio list, w którym Wojtyła prosił kapucyna o modlitwę w intencji uzdrowienia Wandy Półtawskiej. Do tego bardzo znanego epizodu, czy raczej cudu, jeszcze powrócimy, gdyż i w nim tkwi tajemnica wymagająca wyjaśnień. Jednak przede wszystkim ksiądz Andrzej, dosłownie mówiąc, oddał całego siebie Matce Bożej, ze względu na misję, jaką miał do spełnienia jego przyjaciel, dla Kościoła, Polski i świata. Taki właśnie jest sens ta- jemniczej zbieżności jego nagłej, strasznej choroby i wyboru Jana Pawła II: ofiarowanie cierpienia, by chronić przyjaciela będącego papieżem. Za każdym razem, kiedy Karol Wojtyła przyjeżdżał do Włoch, od wielu już lat, biskup Andrzej zawsze towarzyszył mu w modlitwie w którymś ze sanktuariów. Odwiedzili ich razem bardzo wiele, niektóre kilkakrotnie: „W szczególności kardynał chętnie udawał się na grób św. Marii Goretti, którą wskazywał jako przykład dla młodych polskich ko- biet”. Zatem na kilka dni przed drugim konklawe, 8 października 1978 ro- ku, dwaj przyjaciele, wracając do Rzymu, zatrzymali się w miejscowości La Storta, u wrót miasta, gdzie św. Ignacy Loyola miał słynną wizję. Nad wejściem do kaplicy widniały słowa, jakie święty wówczas usłyszał: „W Rzymie będę wam łaskawy”. Kiedy kardynał Wojtyła z niej wyszedł, zapytał żartobliwie Deskura, jak rozumie te słowa, a ten odparł bez wahania: „Bóg będzie ci łaskawy w twoim pontyfikacie”. Wojtyła zbył uśmiechem to stwierdzenie. W rze- czywistości tak właśnie się stało. Lecz żaden z nich nie wiedział, że owo błogosławieństwo niebios będzie związane również z ogromnym poświę- ceniem, którego Pan zażąda właśnie od księdza Deskura w związku z misją jego przyjaciela. I oto dwaj bracia zostali w tajemniczy sposób jeszcze bardziej złączeni, stając się jednym z Odkupicielem, Chrystusem Ukrzyżowanym. Po przyjeździe do Rzymu pożegnali się i rozdzielili: kardynał Wojty- ła udał się do swojego ulubionego sanktuarium w Mentorelli, by tam mo- dlić się i przygotować do konklawe, zaś biskup Deskur poszedł odprawić mszę. Zaraz potem doznał wylewu, który przygwoździł go na zawsze do wózka inwalidzkiego. Znaleziono go w domu, leżącego na podłodze. Jego stan zdiagnozowano od razu jako bardzo poważny. Kardynał Wojtyła dowiedział się o chorobie przyjaciela 14 paździer- nika, w chwili, gdy po powrocie z Mentorelli wchodził do Watykanu. Ledwie miał czas na krótką wizytę w klinice Gemelli, zaraz musiał się udać na konklawe. Z tego konklawe dwa dni później, 16 października, wyszedł już jako papież, niezwykle młody, którego siła i charyzmat od razu zadziwiły cały świat, a przede wszystkim zaniepokoiły komunistyczne imperium, którego polska część wybuchła radością. 16

Deskur był w tym czasie w szpitalu, bardzo poważnie chory i właściwie nikomu nieznany. Po południu 16 października wróciła mu świadomość. W tej samej chwili ogłoszono imię nowego papieża. To wy- starczyło, by pojął, co się wydarzyło, potem znów stracił przytomność. Aby zrozumieć, jak bardzo Karol Wojtyła podczas tego konklawe myślał o przyjacielu, wystarczy przytoczyć dwa fakty. Pierwszy to świa- dectwo doktora Renato Buzzonettiego, który zostanie później osobistym lekarzem Papieża. Doktor wspomina, że jego pierwsze spotkanie z Wojtyłą miało miejsce właśnie po wyjściu kardynałów z Kaplicy Syk- styńskiej zaraz po dokonaniu wyboru. Buzzonetti był wówczas lekarzem na konklawe, zaś nowy papież wychodził z kaplicy otoczony hierarchami. Po słynnym powitaniu z balkonu Bazyliki św. Piotra, po powrocie do Sali Królewskiej, Jan Paweł II przywitał się z przewodniczącymi, po czym zwrócił do lekarza z pytaniem o stan swojego przyjaciela, biskupa Desku- ra. Drugie wydarzenie: jeszcze tego samego wieczoru Jan Paweł II miał pierwsze nieprzewidziane, konspiracyjne wyjście z Watykanu - pierwszy z długiej serii wyłomów w protokole. Poszedł odwiedzić chorego przyja- ciela w szpitalu. Niespodziewana wizyta Ojca Świętego spowodowała nieco zamętu. Lekarze przedstawili mu poważny stan pacjenta, niedający praktycznie żadnej nadziei. Przyjaciel pogrążył się w modlitwie, po czym pewnym głosem powiedział do lekarzy: „Matka Boża nam go zwróci…”. Nie było to tylko życzenie, wydawał się to wiedzieć… W świetle nowych rewelacji można przypuszczać zaś, że od samej Matki Bożej do- wiedział się o poświęceniu przyjaciela, które będzie towarzyszyć jego pontyfikatowi. „Wojtyła znał moje relacje z Bogiem” - powiedział mi Deskur. Istot- nie, kardynał Dziwisz ujawnił ostatnio wyznanie Papieża dotyczące tej chwili przed konklawe, gdy dostał wiadomość o wylewie przyjaciela: „Wiele lat później Karol Wojtyła, jako Papież, wspominał niespodziewa- ną chorobę biskupa Deskura mówiąc, iż była ona znakiem, który dał mu wiele do myślenia. W jego życiu pojawiało się więcej takich znaków. Kiedy miał udać się na konsystorz kardynalski, jeden z jego najbliższych przyjaciół, ksiądz Marian Jaworski (obecnie kardynał i metropolita lwow- ski obrządku łacińskiego), miał wygłosić w jego zastępstwie rekolekcje dla kapłanów. Podczas podróży pociągiem doszło do strasznego wypadku, w którym ksiądz Jaworski stracił rękę. Potem, w przededniu konklawe, ciężko zachorował biskup Deskur. Tak jakby jego wybór na Papieża, ma- wiał Ojciec Święty, wiązał się w jakiś przedziwny sposób z cierpieniem przyjaciela”17 . Istotnie, Jan Paweł II doskonale wiedział, jak wielki walor i ogromną 17 Kardynał Stanisław Dziwisz. Świadectwo, dz. cyt., s. 58. Wiemy też. że nagła choroba Jana Tyranowskiego (która okazała się śmiertelna) zaraz po święceniach kapłańskich Wojtyły w 1947 roku została ofiarowana przez tego pokornego człowieka w szczególności za Karola (zob. Mieczysław Maliński, Il mio vecchio amico Karol. Edizioni Paoline 1982. s. 85-86) 17

moc ma ofiara złożona z cierpienia. Dotykamy tutaj najbardziej czułej i głębokiej tajemnicy chrześcijaństwa, w której wszyscy wierzący tworzą jedno ciało i mogą się nawzajem wspierać, nosząc ciężary jedni drugich (to możliwe także pomiędzy żywymi i umarłymi: śmierć nie stanowi już bariery). W jakiś sposób jest to tajemnica samego odkupienia, dopełnienia cierpienia Chrystusa, tajemnica krzyża, na którym Syn Boży wziął na siebie cały grzech i zło świata, zbawiając ludzkość. Poprzez tajemną moc krzyża Chrystusowego każdy chrześcijanin otrzymał moc złączenia wła- snych modlitw, ofiar i cierpień z tym jedynym Cierpieniem, aby w ten sposób otrzymać niezmierzone łaski, ochronę i błogosławieństwo dla braci. Dla młodego Papieża koincydencja pomiędzy jego wyborem a nagłym krzyżem przyjaciela nie była z pewnością przypadkowa. Tamte- go wieczoru, w szpitalu, wyszeptał: „Z całego serca zawierzam cię Boże- mu Miłosierdziu…”, przywołując w ten sposób to wszystko, co ich łączy- ło: najpierw Matkę Bożą, a potem Jezusa Miłosiernego, dla których po- święcili się razem w młodości. „Nie sposób opisać ich jedności komuś, kto nie zaznał przyjaźni chrześcijańskiej, będącej doprawdy rzeczą nie z tej ziemi” - twierdzą ci, którzy ich poznali. Przyjaźni tak głębokiej, dojrzałej, heroicznej. „Nawet kiedy już byli starzy i bardzo chorzy, wystarczało im spojrzenie, żeby się wzajemnie rozumieć, żeby sercem zgłębiać te niedostępne innym rejony, gdzie strzegli obrazu Matki Bożej, która od młodości połączyła ich jako swoich nieposkromionych rycerzy”. Jeszcze owa tajemnicza komunia łącząca chrześcijan w jedno ciało. Karol dobrze wiedział, jak wielką pomocą i ochroną była dla jego misji tajemna ofiara złożona przez księdza Andrzeja. Podczas jednej z audiencji w roku 1994 Jan Paweł II powiedział do pewnego księdza, przyjaciela kardynała Deskura: „Ojcze, chcę, aby wie- dziano, że ja jestem taki, ponieważ ksiądz Andrzej jest taki”. Papież zaw- sze prosił, aby ksiądz Stefan otaczał księdza Andrzeja taką opieką, jak gdyby chodziło o niego samego. W 2004 roku, w dzień św. Andrzeja, jak w każde imieniny Deskura, Ojciec Święty udał się na obiad do przyjacie- la, podczas którego zadedykował mu toast za to, że „Kościół zawdzięcza mu tak wiele, i to nie tylko Kościół polski… my wszyscy, którzy jesteśmy tu obecni, zawdzięczamy to księdzu Andrzejowi”. Apostoł Andrzej był bratem Piotra, pierwszym, który wraz z Janem spotkał Chrystusa, i tym, który zaprowadził Piotra do Niego. Deskur i Wojtyła często żartowali na temat tej ewangelijnej analogii. Papież wspominał aluzyjnie, że to Andrzej zaprowadził Piotra do Jezusa, zaś Deskur powiadał: „Tak, ale potem św. Piotr zaprowadził Andrzeja do Jezusa na wieczność”. Kiedy w 1962 roku Deskur, który pośredniczył w kontaktach z Ojcem Pio w sprawie Wandy Półtawskiej, nie mógł zawieźć listu z powodu pierwszego zawału, zakonnik powiedział administratorowi Battistiemu, aby ten przekazał duchownemu, że wyzdrowieje i będzie 18

długo służył Stolicy Apostolskiej. - Według Eminencji Ojciec Pio wiedział, co się stanie? - zapytałem kardynała Deskura. Odpowiedział mi z mocą: - Wiedział, że zostanę kardynałem i będę działał w kurii. Następnie wróciliśmy do rozmowy o modlitwie Karola Wojtyły i kardynał wyjawił mi wreszcie tajemnicę: - On miał dar modlitwy wszczepionej, szczególny dar od Boga ob- jawiający się podczas modlitwy. - Od kiedy? - Od dwudziestego szóstego roku życia. A zatem wszystko zaczęło się w 1946 roku, kiedy przyjął święcenia kapłańskie. Jakaż tajemnica ujawniła się w tamtych miesiącach? Jest nam znany pewien istotny szczegół: właśnie w tym okresie młody Karol ze- tknął się z wielkim mistykiem, św. Janem od Krzyża, o którym usłyszał od innego nieznanego szerzej mistyka, Jana Tyranowskiego18 . Zaczął pisać o hiszpańskim świętym. W Rzymie, dokąd udał się na studia na Papieski Uniwersytet Angelicum zaraz po wyświęceniu na księ- dza, właśnie w przełomowym 1946 roku rozpoczął pisanie rozprawy dok- torskiej o św. Janie od Krzyża pod kierunkiem ojca Reginalda Garrigou- Lagrange OP, którą ukończył w czerwcu 1948 roku. Zainteresowanie młodego księdza św. Janem od Krzyża podyktowane było czymś więcej niż tylko akademicką ciekawością, o czym Papież wspomniał później w rozmowie z Weigelem. Jednak dopiero teraz możemy zrozumieć, o co naprawdę chodziło. Otóż biograf odnotował: „(…) było to, jak wspomina później Papież, czymś dużo ważniejszym niż przeskakiwanie akademic- kich stopni. Było to raczej objawienie wszechświata, «przewrót podobny do tego, jaki (…) dokonał się w dziedzinie intelektualnej»„19 . Dopiero teraz możemy pojąć, co oznaczają te wszystkie do dzisiaj niewytłumaczalne określenia. To jasne, że lekturze i rozważaniu dzieł św. Jana od Krzyża towarzyszyło odkrycie przez Karola Wojtyłę własnych darów mistycznych. Nieprzypadkowo właśnie w tym samym okresie, podczas pobytu w Rzymie, zapragnął poznać Ojca Pio. Jak zobaczymy, owo tajemnicze i pamiętne spotkanie - którego pewne szczegóły dopiero dzisiaj wychodzą na światło dzienne - znalazło wreszcie wytłumaczenie w poszukiwaniu przez młodego księdza punktów odniesienia w ”ciemnym gąszczu” czy raczej w oślepiającym świetle jego mistycznych doznań. Deskur był oczywiście obecny podczas święceń kapłańskich Wojtyły 1 listopada 1946 roku, co więcej, przyjął wówczas święcenia niższe (ton- sura). Zapytałem go, czym jest „modlitwa wszczepiona”, jakiego rodzaju 18 Zob. Jan Paweł II, Dar i Tajemnica, dz. cyt., s. 25. George Weigel, Ostateczna rewolucja, „W Drodze”, Poznań 1995. s. 121 i 125 19 George Weigel, Ostateczna rewolucja, dz. cyt., s. 125 19

to doświadczenie. Wyjaśnił mi wówczas, iż trzeba pozwolić, „aby Duch Święty tobą kierował… poprzez widzenia i wewnętrzne głosy. Z tej bli- skości z Bogiem wypływa wszystko. Jest to inne postrzeganie rzeczywi- stości, właśnie oczami Ducha”. Przyszła mi na myśl twarz Papieża, którą tyle razy widzieliśmy w pierwszoplanowym ujęciu podczas celebracji mszy świętej w jakże licznych zakątkach świata. Przyszła mi na myśl intensywność, żarliwość jego modlitwy. Przypomniałem sobie słowa, jakie młodziutka Hauviette wypowiedziała do swojej przyjaciółki Joanny d'Arc w I misteri Charlesa Peguy: „Ty widzisz. Ty widzisz. To, co my wiemy, ty to widzisz. To, cze- go nas uczą, ty to widzisz. Katechizm, cały katechizm, i Kościół, i mszę, ty to wszystko widzisz, i twoją modlitwę, ty jej nie odmawiasz, ty ją wi- dzisz. Dla ciebie nie ma dni. Nie ma dni w tygodniu ani godzin we dniu. Wszystkie godziny dla ciebie wybija dzwon na Anioł Pański. Każdy dzień jest niedzielą i czymś więcej niż niedzielą, a niedziela jest czymś więcej niż niedzielą”20 . Dowiedziałem się, że co wrażliwsze osoby w Watykanie rozumiały tajemnicę, z jaką żył Jan Paweł II, do tego stopnia, iż jeden z hierarchów powiedział kiedyś: „My dobrze wiemy, że Matka Boża przemawia do Papieża, chociaż on tego nie rozgłasza”. Przy innej okazji komuś, kto chciał przedstawić swoje zamiary Ojcu Świętemu, ten sam dostojnik oznajmił: „On jest posłuszny tylko Matce Bożej, czyni tylko to, co Ona mu powie”. Przeznaczenie Tak bardzo pragniesz widzieć, siostro, tak bardzo pragniesz czuć, że wzrok twój dotarł. Karol Wojtyła, Weronika Młody papież z Polski związał swój los z krzyżem. Został doświadczony w ogniu wielkich cierpień. Kiedy zobaczyliśmy go, gdy pełen energii ukazał się na balkonie Bazyliki św. Piotra, mając 58 lat, niczym wiosna pokonująca z impetem długą zimę, od razu wydał nam się hymnem nowe- go życia, człowiekiem prawdziwym i wyjątkowym, ukształtowanym w taki właśnie sposób przez swoje chrześcijaństwo. 20 Charles Peguy, I misteri, Jaca Book, 1984, s. 24. Vittorio Messori w wywiadzie dla „Le Figaro Magazine” (2 maja 2005) zbliżył się do prawdy, używając analogicznego wyrażenia: „Przede wszystkim według mnie jest mistykiem najczystszej wody. (…) Papież (…) jest w posiadaniu pewności. Nie potrzebuje wierzyć: on widzi. Kiedy się z nim rozmawia, ma się w rażenie, iż jest pogrążony w czymś w rodzaju wizji”. 20

Watykaniści (początkowo jego zagorzali oponenci, którzy w końcu wszyscy zmienili zdanie) porównywali Jana Pawła II do gotyckich posą- gów górujących na katedrach, chcąc podkreślić jego charyzmę nieustra- szonego kondotiera, epicki wyraz każdego gestu, jego niemal legendarne życie, bohaterstwo i prześladowania doznane przez lud, z którego wy- szedł. Niewzruszona pewność Papieża emanowała w głębokim spokoju, a ujmujący uśmiech ujawniał spontaniczną sympatię wobec każdego czło- wieka Gazety pisały przez lata o triumfalistycznym papiestwie, spekulowały na temat żywotności Wojtyły, jego medialno-gwiazdorskiego podejścia do własnej osoby, pięknej i fascynującej również pod względem fizycznym21 . Przedstawiały jego pasję do gór, do narciarstwa czy pływania jako kult ciała (podczas gdy on przeżywał naturę poprzez magię kontemplacji). Utrzymywały, że wraz z nadejściem starości i powodującej inwalidztwo choroby, dążył do ostentacji cierpienia (podczas gdy to świat dostrzegł wreszcie wartość cierpienia i krzyża). W rzeczywistości, począwszy już od dzieciństwa, życie Karola Woj- tyły rozkwitało, pnąc się wokół krzyża, ożywiane strugą prób i cierpień. W taki sposób został ukształtowany i przygotowany do wypełnienia wy- jątkowego losu. Mały Lolek (jak nazywali go najbliżsi) został pozbawiony wszystkie- go, co najdroższe. Kiedy miał zaledwie dziewięć lat, pewnego ranka oj- ciec, gładząc go po głowie, powiedział: „Zostaliśmy sami, chłopcze”. Śmierć matki była dla dziecka wielkim cierpieniem. W milczeniu, z rozdartym sercem, po raz ostatni patrzył na nią leżącą w trumnie. Jeden z pierwszych wierszy jej dedykowanych, napisany wiosną 1939 roku, kiedy miał 19 lat, ujawnił ten zadawniony ból dziecka, skry- wany za heroicznym spokojem pięknego, męskiego oblicza: - o, ileż lat to już było Bez Ciebie - duchu skrzydlaty - (…) Nad Twoją białą mogiłą o Matko - zgasłe kochanie - me usta szeptały bezsiłą: - Daj wieczne odpoczywanie22 . Prawdopodobnie ból spowodowany utratą matki wówczas się spotę- 21 Pośród stów krytyki pojawiły się również podejrzenia o świadome gwiazdorstwo, sugerowane przez te media laickie, które żywią się mitami społeczeństwa konsumpcyjnego. Podobne oskarżenia dowodzą jedynie powierz- chowności rozumowania tego. kto je wypowiada. W rzeczywistości Jan Paweł II żył cały dla Chrystusa i tylko dla Niego. Oto jeden znaczący dowód: już za życia Papieża słychać było o uzdrowieniach za jego wstawiennictwem. Sam pisałem w ”Il Giornale” o niezwykłym przypadku przytoczonym później w mojej książce Com'e bello il mondo, com'e grande Dio, Piemme 2005. s. 105. Zbiorem tego rodzaju epizodów jest książka Andrea Tornielli. Cuda Ojca Świętego. Edipresse Polska 2006. Jednak kiedy o takich przypadkach opowiadano Janowi Pawłowi II, ten reagował chłodno i z niecierpliwością („To Bóg czyni cuda” - powiadał), chcąc oddalić od siebie wszelką aurę cudotwórcy 22 Karol Wojtyła, Renesansowy Psałterz, w: Karol Wojtyła, Poezje, dramaty, szkice, dz. cyt., s. 27. 21

gował, bo w 1938 roku zmarł starszy brat Karola, Edmund, lekarz, który zaraził się tyfusem, kiedy bohatersko opiekował się chorymi w szpitalu podczas epidemii. W kolejnym roku, w owym tragicznym wrześniu 1939 roku, zabrano mu jego własną ojczyznę, zaatakowaną od zachodu przez Niemców, zaś od wschodu przez Związek Sowiecki. Na mocy paktu Rib- bentrop-Mołotow te dwa kraje dokonały zaboru Polski. Rozpoczęła się największa tragedia XX wieku. Karol widział wszędzie wokół siebie śmierć i przemoc. Musiał porzucić uniwersytet (zamknięty przez nazi- stów) i kontynuować studia na tajnych kompletach. Był świadkiem tego, jak „jego profesorowie, wybitni ludzie kultury, zostali aresztowani i wywiezieni do obozów koncentracyjnych”23 . On sam, by uniknąć depor- tacji, został zmuszony do podjęcia pracy w kamieniołomie (wraz z kolegami studentami-robotnikami: Wojciechem Żukrowskim, braćmi: Antonim i Wiesławem Kaczmarczykami), a następnie w Zakładach Chemicznych „Solvay”, do których należał ka- mieniołom. Także Teatr Rapsodyczny, w którym udzielał się aktorsko, musiał zejść do podziemia, a odbywające się w środy i soboty po godzinie policyjnej próby stawały się coraz bardziej niebezpieczne. Któregoś dnia tylko zrządzeniem losu uniknął łapanki, chowając się pod schodami. Mi- mo tych przeciwności zespołowi aktorów udało się zrealizować wiele konspiracyjnych przedstawień klasycznych polskich autorów, takich jak Słowacki, Mickiewicz, Wyspiański. Wystawili nawet Quo vadis? Sien- kiewicza. Wojtyła był jednym z najlepszych. „Młodzi aktorzy (…) «na pewno» myśleli o sobie jako o zaangażowanych w ruch oporu. Równie jasny był ich cel: «ocalenie naszej kultury przed okupacją» i pomoc w odnowie duszy narodu”24 . Teatr Rapsodyczny - a wraz z nim Wojtyła - był częścią konspiracyj- nego ruchu Unia25 , zrzeszającego młodzieżowe ruchy katolickie i Akcję Katolicką (wszystkie nielegalne), który podejmował działania oporu kul- turalnego, politycznego i militarnego (podczas Powstania Warszawskiego do Unii należało około 20 tysięcy walczących, uzbrojonych ludzi). To właśnie ta organizacja powołała do życia grupę „Żegota” pomagającą ratować Żydów przed prześladowaniami hitlerowskimi. Karol, wraz z towarzyszami niedoli, doświadczył znoju pracy w kamieniołomie. Jednak widział też jej wielkość i godność, doznał „po- czucia niesprawiedliwości” w obliczu śmierci zabitego wybuchem kamie- ni kolegi, w trudzie dostrzegł Tego, który był robotnikiem w Nazarecie26 . 18 lutego 1941 roku, po powrocie, jak zwykle piechotą, 23 George Weigel, Świadek nadziei, dz. cyt., s. 93 24 Tamże, s. 89. 25 Papież wspominał, że z okazji święceń kapłańskich odprawił jedną z trzech mszy „dla środowiska Teatru Rapso- dycznego i dla podziemnej organizacji «Unia» z którą byłem związany w czasie okupacji” (Dar i Tajemnica, dz. cyt., s. 48) 26 Zob.. Karol Wojtyła, Kamieniołom, w: Poezje, dramaty, szkice, dz. cyt., s. 112 22

z kamieniołomu do Dębnik, gdzie mieszkał przy ulicy Tynieckiej, Karol znalazł w domu ojca zmarłego na zawał serca. Wcześniej szukał dla niego lekarstw, potem wstąpił do Kydryńskich, gdzie dostał coś do jedzenia na kolację dla obu. Lecz kiedy dotarł do domu, stary kapitan już nie żył. Lo- lek wybuchnął płaczem. Miał wielki żal do siebie o to, że nie wrócił wcze- śniej do domu. Zaraz potem pobiegł do parafii św. Stanisława po księdza, by przyszedł z ostatnią posługą. Ileż to razy widział w nocy swojego ojca, człowieka silnego i pokornego, jak klęczał, modląc się, w ich skromnym pokoiku. A teraz patrzył na tego samego człowieka pogrążonego w wieczystej już modlitwie. Ten widok utkwił mu głęboko w duszy. Ojciec Karola był żołnierzem wojska habsburskiego. Z zachowanych dokumentów wiemy, jak oceniali go przełożeni: „Uczciwy, lojalny, po- ważny, odpowiedzialny, skromny, prawy, szlachetny i niestrudzony”. Łatwo przypuszczać, jak bardzo syn go podziwiał i jak bardzo był do niego podobny, także fizycznie. Ojciec chodził na przedstawienia teatral- ne, w których grał syn. Od Bożego Narodzenia 1940 roku nie czuł się dobrze i musiał leżeć w łóżku. Zmarł 18 lutego. I tak Karol, mając 20 lat, został sam na świecie. W tej najczarniejszej dla świata godzinie nie pozo- stał mu już nikt z najbliższych. Odebrano mu wszystko, prócz życia. Ale i to życie każdego dnia było w niebezpieczeństwie, w czasie pra- cy w kamieniołomie, a przede wszystkim w konspiracyjnym ruchu oporu tropionym przez gestapo i w grupach „Żywego Różańca”27 . W 1944 roku, wieczorem 29 lutego, śmierć, o którą tak często ocierał się Karol, znów próbowała chwycić go w swoje szpony. W drodze powrotnej z Solvayu, na ulicy Konopnickiej, ciemnej i bez chodnika, stracił przytomność w wyniku potrącenia przez niemiecką ciężarówkę. Życie rannemu Wojtyle uratowała kierująca tram- wajem Józefa Florek, która zatrzymała pojazd i udzieliła mu pomocy. Przewieziono go do szpitala, gdzie po dwóch dniach odzyskał przytom- ność. Wróćmy jednak do 1941 roku. Ten młody, przystojny Polak, miło- śnik poezji i teatru, odważny, kochany i ceniony przez przyjaciół i kolegów z pracy, któremu odebrano wszystko, doświadczył całej skali ludzkiego bólu. Jednak na jego ustach nie pojawiły się słowa gniewu, rozpaczy ani cynizmu. A przecież w krótkim czasie stracił matkę, ojca, brata i wielu przyjaciół. Widział zaatakowaną i upokorzoną ojczyznę, widział deportacje kapłanów i profesorów, których cenił, widział śmierć kolegów, odebrano mu młodość, pozbawiono możliwości studiowania, był tropiony i o mało co nie zginął pod kołami niemieckiej ciężarówki. Nigdy nie przyjął postawy nieszczęśnika, nie uskarżał się jako ofiara, nie wyrażał oburzenia na niebiosa. Przeżywał każde doświadczenie jako element dialogu z tajemniczym Panem wszelkiego przeznaczenia, poszu- 27 „W tym wielkim i straszliwym theatrum drugiej wojny światowej wiele zostało mi oszczędzone. Przecież każdego dnia mogłem zostać wzięty z ulicy, z kamieniołomu czy z fabryki i wywieziony do obozu” (Jan Paweł II, Dar i Tajemnica, dz. cyt., s. 36) 23

kując Jego oblicza, a tym samym swego własnego przeznaczenia i sensu rzeczy. Ten dramatyczny dialog, który rozdzierał jego serce, przebijał w języku teatru słowa, w poezji. W wieku 20 lat, w 1940 roku, w czasach wielkiego horroru, poświęcił swój dramat teatralny Hiobowi, „najnędzniejszemu z nędznych”, cierpiącemu sprawiedliwemu ze Starego Testamentu. „Rzecz dzieje się za dni dzisiejszych, czasu Hiobowego, Polski i świata” - napisał we wstępie. W owych miesiącach niemieccy naziści i sowieccy komuniści, na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow, usiłowali w okrutny sposób unicestwić naród polski. Wystarczy przypomnieć jedną nazwę: Katyń. To w tej miej- scowości w roku 1940 Armia Czerwona z rozkazu Stalina wymordowała z zimną krwią 22 tysiące polskich oficerów, zakopując ich ciała w zbiorowych dołach, o których nikt nie wiedział. Obydwa reżimy porozumiały się w kwestii wykreślenia z historii Pol- ski katolickiej. Naziści w celu unicestwienia polskiej tożsamości zamknęli uniwersytety, zakazali organizowania imprez kulturalnych, deportowali do obozów tysiące księży. To samo robili Sowieci, mordując z zimną krwią 22 tysiące bezbronnych polskich oficerów i tym samym eliminując polską elitę intelektualną, bowiem pośród oficerów byli prawnicy, naukowcy, profesorowie, ludzie kultury, lekarze, dziennikarze28 . Przez dziesiątki lat po zakończeniu wojny Sowieci usiłowali przypisać winę za tę masakrę nazistom29 . Tak więc dwudziestoletni Karol, już wcześniej głęboko doświadczo- ny cierpieniem osobistym i rodzinnym, znalazł się w samym środku horro- ru, jaki spotkał jego rodaków, rzezi niewinnych ludzi, szczególnie pol- skich Żydów (pośród których miał wielu przyjaciół). Wobec takiego bez- miaru bólu dostrzegł jałowość wszelkiego dyskursu czy filozofii. Jedyną rzeczą, która przyciągała jego uwagę, było dostrzeganie w oddali Sprawiedliwego, jedynego Sprawiedliwego, lecz scena była straszliwa: Sprawiedliwego wiodą tłumy. Oto on, „odarty”, „upokorzony”, „złożony w ofierze jak baranek”. Okrutnie wydany na rzeź. Oto korona cierniowa. Czemuż Bóg pozwala na to wszystko, co spotyka Syna? I ofiarowan jest z Twej Woli. 28 Zob. Victor Zaslavsky, Pulizia di classe. Il massacro di Katyń. 11 Mulino 2006. Dwa lata później, w 1941 roku, Hitler złamał haniebny pakt i zaatakował Związek Sowiecki. Pozwoliło to Stalinowi zasiąść w gronie zwycięzców po zakończeniu wojny i zagrabić połowę Europy, w tym Polskę, aby narzucić wszędzie siłą komunistyczną dominację. 29 Nieliczni odważni, którzy ośmielili się kontestować to haniebne kłamstwo, nie mieli łatwego życia, również we Włoszech. Luigi Geninazzi napisał („Avvenire”, 8 marca 2009): „Bezpośrednio po wojnie mieliśmy do czynienia z prawdziwym linczem moralnym ze strony Włoskiej Partii Komunistycznej Togliattiego wobec każdego, kto próbo- wał wyjaśnić kulisy sowieckiej rzezi”. Wraz z upadkiem reżimu komunistycznego w krajach Europy Wschodniej, w 1991 roku, prawda oficjalnie ujrzała wreszcie światło dzienne. 24

To on zamyka „krąg poświęcenia” i otwiera szeroko dla wszystkich horyzont zmartwychwstania. Wreszcie „Pan zwrócił Hiobowi obfitość i dał mu wszelkie dobra, jakie wpierw posiadał w dwójnasób”. Możecie więc spoglądać na Baranka, na „Syna Jego”… Wy, którzyście w doświadczeniu, Wy, którzyście w pognębieniu30 . Pośród „proroków”, którzy w tamtych dramatycznych latach ukazali młodemu Karolowi udręczonego Jezusa, obarczonego wszystkimi naszy- mi winami, i Maryję jako drogę prowadzącą do Syna, był bez wątpienia pokorny człowiek: Jan Tyranowski. Wprowadził on Karola w lekturę („niezwykłe jak na mój ówczesny wiek”) dzieł św. Jana od Krzyża i św. Teresy od Jezusa, „mojej mistrzyni, natchnienia i przewodniczki po dro- gach życia duchowego”. W tekstach św. Teresy, która wpadała w ekstazę także w sytuacjach życia codziennego (siostry musiały potrząsnąć nią czasem nawet podczas pracy w kuchni), uwidacznia się obraz wielkiego Przyjaciela, szalonej i pełnej pasji miłości Zbawcy wobec każdego najmniejszego stworzenia, owego spojrzenia, które zawładnęło żarliwym sercem Lolka i zachwyciło je na zawsze. „Pragnienie aniołów oglądania Syna Bożego (…) (1 P 1,12) wolne jest od bólu, od przejmującej lękiem tęsknoty, gdyż oni już Go posiadają (…). Posiadanie Boga daje błogość i zaspokojenie. Dusza w tym pragnie- niu doznaje tym większego zaspokojenia i błogości im bardziej jest ono intensywne”31 . Słowa św. Teresy krążyły w umyśle i sercu młodego poety-robotnika, podczas gdy jego mięśnie prężyły się w takt uderzeń kilofa w kamieniołomie. To już były nie tylko słowa, ale cały otwierający się przed nim świat. Karol zaangażował się w Teatr Rapsodyczny głoszący prymat słowa, odzwierciedlając w ten sposób „nowotestamentowy obraz świata stworzonego przez Słowo, Logos, które było u Boga i które było Bogiem”32 . Karol był przekonany, że „«słowo» może zmienić to, co świat władzy uważał za niezmienialne fakty, jeżeli słowo to jest wypowiadane wyraźnie, uczciwie i wystarczająco mocno”33 . To przekonanie odtąd zawsze towarzyszyło Wojtyle i sprawiało, że za pomocą bezbronnego słowa rzucał wyzwanie wszystkim możnym tego świata, by wezwać uciemiężonych do wolności, do położenia kresu lęko- wi. Lecz w tamtych czasach wojny w pismach św. Teresy z Avila i św. Jana do Krzyża odkrył „słowo” o wiele potężniejsze i głębsze, zdolne poruszyć w duszy tajemnicze struny i otworzyć umysł na nieznane hory- 30 Karol Wojtyła, Hiob. w: Poezje, dramaty, szkice, dz. cyt., s. 233-234 31 „ Św. Jan od Krzyża, Żywy płomień miłości. IV, w: św. Teresa Benedykta od Krzyża. Wiedza Krzyża, dz. cyt, s. 284. 32 George Weigel, Świadek nadziei. Biografia papieża Jana Pawła II, dz. cyt., s. 90. 33 Tamże. 25