dareks_

  • Dokumenty2 821
  • Odsłony706 435
  • Obserwuję402
  • Rozmiar dokumentów32.8 GB
  • Ilość pobrań345 635

Bohdan Arct - Na progu kosmosu

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :5.8 MB
Rozszerzenie:pdf

Bohdan Arct - Na progu kosmosu.pdf

dareks_ EBooki Fizyka, Kosmologia, Astronomia
Użytkownik dareks_ wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 139 osób, 109 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 134 stron)

SPIS ROZDZIAŁÓW * * * PIERW​SZY KO​SMO​NAU​TA ŚWIA​TA PA​MIĘT​NY „SKOK TO​NĄ​CY ASTRO​NAU​TA DOBA MA... SIE​DEM​NA​ŚCIE WSCHO​DÓW SŁOŃ​CA CZŁO​WIEK O ŻE​LA​ZNYCH NER​WACH GDZIE JEST „AU​RO​RA7"? KO​SMICZ​NI BRA​CIA PO​TO​MEK PIO​NIE​RÓW PLAN „MER​CU​RY" UKOŃ​CZO​NY WA​LEN​TY​NA I WA​LE​RY PRZE​RWA​NY FI​NAŁ NA PRO​GU KO​SMO​SU Post scrip​tum BI​BLIO​GRA​FIA Ilu​stra​cje

* * * Ro​dzaj ludz​ki nie po​zo​sta​nie wiecz​nie na Zie​mi, ale w po​go​ni za świa​tłem i prze​strze​- nią naj​pierw nie​śmia​ło prze​kro​czy gra​ni​ce at​mos​fe​ry, a na​stęp​nie zdo​bę​dzie dla sie​bie całą prze​strzeń ukła​du sło​necz​ne​go. Po​wyż​sze zda​nie na​pi​sał słyn​ny ra​dziec​ki uczo​ny, Kon​stan​ty Cioł​kow​ski. Na​pi​sał je zaś w roku... 1911! Na​pi​sał w cza​sie, gdy nikt jesz​cze nie ma​rzył o po​dró​żach mię​dzy​pla​ne​tar​- nych, a Ga​ga​ri​na, Glen​na i Tie​riesz​ko​wej nie było w ogó​le na świe​cie. Gdy pra​pio​nie​rzy świa​to​we​go lot​nic​twa gło​wi​li się nad wy​na​le​zie​niem apa​ra​tu cięż​sze​- go od po​wie​trza i za​sta​na​wia​li się, jak za po​mo​cą ta​kie​go apa​ra​tu ode​rwać się od zie​mi, Cioł​kow​ski, na pół głu​chy sa​mo​uk, syn pol​skie​go ze​słań​ca, z naj​wyż​szym sa​mo​za​par​ciem wy​dzie​ra​ją​cy na​tu​rze jej ta​jem​ni​ce, prze​wi​dział, iż w nie​da​le​kiej przy​szło​ści zbu​do​wa​ny zo​sta​nie sta​tek ko​smicz​ny — ra​kie​ta mię​dzy​pla​ne​tar​na. I już w roku 1898 opra​co​wał pro​- jekt pierw​szej tego ro​dza​ju ra​kie​ty, na​uko​wo okre​ślił spo​sób wy​pchnię​cia w. Ko​smos wie​- lo​stop​nio​wej ra​kie​ty na​pę​dza​nej płyn​nym pa​li​wem. Cioł​kow​ski wy​biegł my​ślą tak da​le​ko w przy​szłość, iż współ​cze​śni mu ucze​ni, po za​po​zna​niu się z jego pra​ca​mi, roz​kła​da​li bez​- rad​nie ręce. Nie po​tra​fi​li go zro​zu​mieć, a czę​sto uwa​ża​li za nie​ule​czal​ne​go ma​nia​ka. Dzi​- siej​si zaś na​ukow​cy nie mogą wyjść z po​dzi​wu nad ge​niu​szem wiel​kie​go Ro​sja​ni​na. No bo jak​że?! Te same za​sa​dy, któ​re okre​ślił Cioł​kow​ski, obo​wią​zu​ją w chwi​li obec​nej. Ra​kie​ta wie​lo​stop​nio​wa... Cho​dzi​ło i na​dal cho​dzi po pro​stu o to, iż ra​kie​ta taka skła​da się z kil​ku (prze​waż​nie trzech) czło​nów, po​łą​czo​nych ze sobą i umiesz​czo​nych je​den nad dru​- gim. Przy star​cie z po​wierzch​ni Zie​mi pra​cu​ją sil​ni​ki pierw​sze​go czło​nu. Ich za​da​niem jest wy​dźwi​gnąć sta​tek na pew​ną wy​so​kość i nadać mu pew​ną pręd​kość. Gdy za​da​nie to zo​sta​- je wy​ko​na​ne, pierw​szy człon ra​kie​ty, zu​żyw​szy całe pa​li​wo, od​pa​da. W tej sa​mej chwi​li po​czy​na​ją pra​co​wać sil​ni​ki dru​gie​go czło​nu. Te​raz ra​kie​ta jest już oczy​wi​ście mniej​sza i lżej​sza, po​sia​da nada​ną po​przed​nio pręd​kość, a więc pra​ca dru​gie​go czło​nu jest uła​twio​na. I znów hi​sto​ria się po​wta​rza — dru​gi człon wy​no​si sta​tek jesz​cze wy​żej, na​da​je mu jesz​cze więk​szą pręd​kość. Wresz​cie trze​ci, nor​mal​nie ostat​ni człon, któ​re​go sil​ni​ki po​czy​na​ją pra​- co​wać po od​pad​nię​ciu czło​nu dru​gie​go, do​ko​nu​je osta​tecz​ne​go zwięk​sze​nia pręd​ko​ści i wy​so​ko​ści i rów​nież zo​sta​je od​rzu​co​ny. Gdy sta​tek ma od​być lot po or​bi​cie Zie​mi, a to rów​nież prze​wi​dy​wał Cioł​kow​ski, trze​ci człon ra​kie​ty na​da​je jej tak zwa​ną pierw​szą pręd​kość ko​smicz​ną (pchnię​cie or​bi​tal​ne), po​- sia​da​ją​cą na po​wierzch​ni Zie​mi war​tość 7,91 ki​lo​me​tra na se​kun​dę. Je​że​li sta​tek ma opu​- ścić stre​fę przy​cią​ga​nia ziem​skie​go i wy​le​cieć da​lej w Ko​smos, musi mieć nada​ną pręd​- kość jesz​cze więk​szą, zwa​ną dru​gą pręd​ko​ścią ko​smicz​ną, wy​no​szą​cą 10,9 ki​lo​me​tra na se​- kun​dę. Na​le​ży pa​mię​tać, iż sil​nik ra​kie​to​wy jest nie​za​leż​ny od ota​cza​ją​ce​go po​wie​trza, tlen po​- bie​ra z wła​sne​go zbior​ni​ka. Za​sa​da jego dzia​ła​nia jest nad​zwy​czaj pro​sta. Pa​li​wo do​pro​- wa​dza się do ko​mo​ry spa​la​nia, gdzie spa​la się i wy​twa​rza gazy, któ​re roz​prę​ża​jąc się wy​-

la​tu​ją przez dy​szę. Gazy te wy​wo​łu​ją siłę od​rzu​tu, a za​tem ruch po​stę​po​wy do przo​du. Dzię​ki nie​za​leż​no​ści od ota​cza​ją​cej at​mos​fe​ry oraz dzię​ki temu, iż ruch po​stę​po​wy nie jest wy​wo​ła​ny siłą od​rzu​tu uza​leż​nio​ną od sto​sun​ku wy​la​tu​ją​cych ga​zów do at​mos​fe​ry — sil​nik ra​kie​to​wy ide​al​nie na​da​je się do na​pę​dza​nia stat​ków ko​smicz​nych, może bo​wiem, w prze​- ci​wień​stwie do in​nych sil​ni​ków od​rzu​to​wych (po​wietrz​nych, prze​lo​to​wych), dzia​łać poza at​mos​fe​rą. Ma​rze​nia ge​nial​ne​go sa​mo​uka nie urze​czy​wist​ni​ły się za jego ży​cia. Kon​stan​ty Cioł​kow​- ski zmarł w roku 1935, prze​żyw​szy 78 lat. Ale ucze​ni wszyst​kich kra​jów co​raz ży​wiej in​te​- re​so​wa​li się pro​ble​ma​mi sil​ni​ków ra​kie​to​wych i my​śle​li co​raz czę​ściej nie tyl​ko nad za​sto​- so​wa​niem ich w sa​mo​lo​tach, ale tak​że w przy​szłych stat​kach ko​smicz​nych. Nikt już nie wąt​pił w moż​li​wość po​dró​ży na Księ​życ czy na są​sied​nie pla​ne​ty. Czę​sto jed​nak bywa, że dro​ga od teo​rii do prak​ty​ki jest dłu​ga i skom​pli​ko​wa​na. Po​wie​dze​nie to w peł​ni za​sto​so​- wać moż​na do sil​ni​ków ra​kie​to​wych. Bu​do​wa ich jest trud​na i żmud​na, wie​le kło​po​tów stwa​rza do​bra​nie od​po​wied​nie​go pa​li​wa. Eks​pe​ry​men​ty, pró​by i wy​sił​ki zmie​rza​ją​ce do zbu​do​wa​nia od​po​wied​nio sil​nej i bez​- piecz​nej ra​kie​ty uwień​czo​ne zo​sta​ły po​wo​dze​niem sto​sun​ko​wo nie​daw​no. Po ostat​niej woj​nie świa​to​wej na​uka i tech​ni​ka ra​kie​to​wa przy​śpie​szy​ły tem​po. Nie​uchron​nie przy​bli​- ża​ła się chwi​la na​ro​dzin „ery ko​smicz​nej". Ma​rze​nia wiel​kie​go Cioł​kow​skie​go lada rok mia​ły zo​stać urze​czy​wist​nio​ne.

P I E R WS ZY K O S M O N AU T A Ś WI AT A W 1935 roku w jed​nym z roz​licz​nych koł​cho​zów okrę​gu smo​leń​skie​go, w ro​dzi​nie miej​- sco​we​go sto​la​rza, sta​wiał pierw​sze, nie​pew​ne i chwiej​ne kro​ki chłop​czyk imie​niem Ju​rij. Ma​lec nie wy​róż​niał się ni​czym spe​cjal​nym po​mię​dzy dzie​siąt​ka​mi swych wiej​skich ró​- wie​śni​ków. Lata mi​ja​ły, chło​piec rósł, roz​wi​jał się, pła​tał nie​win​ne fi​gle i pso​ty. Wa​łę​sał się z ko​le​ga​mi po oko​licz​nych po​lach i la​sach, zbie​rał ry​dze i praw​dziw​ki, zry​wał nie​doj​- rza​łe jabł​ka, pod​bie​rał wro​nie gniaz​da, ukrad​kiem spi​jał śmie​ta​nę i wy​ja​dał kon​fi​tu​ry ze spi​żar​ni mat​ki, strze​lał z wła​sno​ręcz​nie spo​rzą​dzo​ne​go łuku i z pry​mi​tyw​nej pro​cy. Cza​sem za​pę​dza​no go do nud​ne​go obo​wiąz​ku pa​sie​nia krów, cza​sem uda​ło mu się wśli​znąć do warsz​ta​tu ojca, gdzie za​bie​rał się, oczy​wi​ście bez po​wo​dze​nia, do he​bla, piły i młot​ka. Aż trud​no uwie​rzyć, że ów chłop​czyk to przy​szły pod​puł​kow​nik lot​nic​twa i pierw​szy ko​- smo​nau​ta świa​ta, Ju​rij Alek​sie​je​wicz Ga​ga​rin. Czło​wiek, któ​ry pierw​szy zre​ali​zo​wał ma​- rze​nia Kon​stan​te​go Cioł​kow​skie​go i fan​ta​zje Ju​liu​sza Ver​ne'a. W 1941 roku 7-let​ni Ju​rij roz​po​czął na​ukę w miej​sco​wej szko​le pod​sta​wo​wej. Na​uka pręd​ko jed​nak zo​sta​ła prze​rwa​na. Na​stą​pił na​jazd hi​tle​row​skich Nie​miec na Zwią​zek Ra​- dziec​ki, ży​cie koł​cho​zu zo​sta​ło cał​ko​wi​cie zdez​or​ga​ni​zo​wa​ne, a szko​łę mu​sia​no za​mknąć. Bo​daj po raz pierw​szy w swym krót​kim ży​ciu Ju​rij za​in​te​re​so​wał się wów​czas po​wie​- trzem, do​kład​niej zaś mó​wiąc tym, co się w po​wie​trzu dzia​ło. Set​ki i ty​sią​ce sa​mo​lo​tów z czar​ny​mi krzy​ża​mi na skrzy​dłach i ka​dłu​bach prze​la​ty​wa​ły dzień w dzień nad mia​sta​mi i wsia​mi ro​syj​ski​mi. Sy​pa​ły się lot​ni​cze bom​by, gda​ka​ły ka​ra​bi​ny ma​szy​no​we i dział​ka, spa​- da​ły w pło​mie​niach ma​szy​ny ra​dziec​kie i, nie​ste​ty rza​dziej, hi​tle​row​skie. Zda​wa​ło się, że sa​mo​lo​ty na​past​ni​ka do​cie​ra​ją wszę​dzie, że nikt ich nie zdo​ła po​wstrzy​mać i zwy​cię​żyć. — Patrz, o tam, ten z dwo​ma sil​ni​ka​mi, to Do​rnier 17! Zno​wu wy​brał się na roz​bój, prze​klę​ty gad! — A tam​ten, taki cien​ki i szyb​ki, to Mes​ser​sch​mitt. My​śli​wiec! Żeby go nasi do​pa​dli... — Wi​dzia​łeś tam​te​go He​in​kla? Zrzu​cił bom​by nie​da​le​ko dom​ku Ra​stu​rie​wów, ale nie tra​fił, pie​kiel​nik. — Wie​cie, rano prze​le​cia​ły dwa Jaki. Sło​wo daję, wi​dzia​łem czer​wo​ne gwiaz​dy na skrzy​dłach! W tym dra​ma​tycz​nym, po​cząt​ko​wym okre​sie woj​ny Ju​rij i jego ko​le​dzy uczy​li się roz​po​- zna​wać syl​wet​ki wal​czą​cych sa​mo​lo​tów. Za​ci​ska​li bez​sil​nie pię​ści, rzu​ca​li prze​kleń​stwa i wy​zwi​ska, gdyż były to prze​waż​nie syl​wet​ki ma​szyn wro​ga. Hi​tle​row​cy po​sia​da​li w tym cza​sie prze​wa​gę po​wietrz​ną, a lot​nic​two ra​dziec​kie bro​ni​ło się za​cie​kle, lecz po​no​si​ło do​- tkli​we po​raż​ki. Stop​nio​wo sy​tu​acja ule​ga​ła jed​nak zmia​nie. — Tam, tam, to nowy Jak! Wiem do​sko​na​le! Jak 9. Ależ ma pręd​kość! Jak bły​ska​wi​ca! — Mó​wię wam, jak ta trój​ka Mi​gów do​pa​dła Fry​ców, to tyl​ko kła​ki z nich le​cia​ły! — Ja tam wolę kon​struk​cje Ła​wocz​ki​na. Je​że​li taki przy grze je z dwóch dzia​łek, ko​niec z ga​dem!

— Nie tacy oni strasz​ni, co? Nasi od​da​ją im z na​wiąz​ką! — Da​dzą im jesz​cze wię​cej, po​cze​kaj​cie! W roku 1944 na ra​dziec​kim nie​bie było bez po​rów​na​nia wię​cej sa​mo​lo​tów z czer​wo​ny​- mi gwiaz​da​mi niż ze znie​na​wi​dzo​ny​mi czar​ny​mi krzy​ża​mi. W roku 1945 czar​ne krzy​że zni​- kły na za​wsze. — Z tego Po​krysz​ki​na ka​wał chło​pa, co? — Ko​że​dub po​dob​no zno​wu ze​strze​lił dwa Foc​ke Wul​fy. — Ja też zo​sta​nę my​śliw​cem! — Ja wolę bom​bow​ce. — Ga​da​cie jak głup​cy. Woj​na skoń​czy się lada mie​siąc. — Ale będę lot​ni​kiem. Jak Gro​mów albo Czka​ło w... — Ja zo​sta​nę pi​lo​tem po​lar​nym. — A ja ob​la​ty​wa​czem! To do​pie​ro za​wód! — Ja będę kon​struk​to​rem, jak Tu​po​lew albo Ja​kow​lew... Gdy na​stał zwy​cię​ski po​kój, Alek​siej Ga​ga​rin wraz z żoną Anną i czwor​giem dzie​ci, Ju​- ri​jem, Zoją, Wa​len​ty​nem i Bo​ry​sem, prze​niósł się do mia​sta Gżatsk. Te​raz Ju​rij mógł spo​- koj​nie kon​ty​nu​ować na​ukę i nad​ro​bić za​le​gło​ści spo​wo​do​wa​ne wo​jen​ną za​wie​ru​chą. Za​- brał się do pra​cy ze wszyst​kich sił i w roku 1951 ukoń​czył z od​zna​cze​niem szko​łę rze​- mieśl​ni​czą w miej​sco​wo​ści Lu​bier​ce pod Mo​skwą, uzy​sku​jąc za​wód gi​se​ra. W po​bli​żu Lu​bier​ców roz​lo​ko​wa​ło się lot​ni​sko Tu​szy​no, gdzie rok rocz​nie od​by​wa​ły się wspa​nia​łe po​ka​zy lot​ni​cze. Jed​nym z naj​bar​dziej za​pa​lo​nych wi​dzów był Ju​rij. To wła​śnie on ma​rzył jesz​cze w cza​sie woj​ny o za​wo​dzie ob​la​ty​wa​cza, pi​lo​ta do​świad​czal​ne​go. Chło​- piec nie po​nie​chał swych pla​nów, mu​siał jed​nak uzbro​ić się w cier​pli​wość. Po szko​le rze​mieśl​ni​czej do​stał się do Tech​ni​kum Prze​my​sło​we​go w Ta​ra​so​wie nad Woł​gą. Uczył się za​pa​mię​ta​le, upra​wiał spor​ty, dzię​ki któ​rym uzy​skał zna​ko​mi​tą kon​dy​cję fi​zycz​ną. Nie za​nie​dby​wał i lek​tu​ry, a mię​dzy in​ny​mi za​po​znał się z pra​ca​mi Cioł​kow​skie​- go i po​wie​ścia​mi Ver​ne'a. Te książ​ki, a tak​że stu​dio​wa​nie bie​żą​cych osią​gnięć na​uki i tech​- ni​ki, zwró​ci​ły jego myśl w stro​nę za​gad​nień po​dró​ży ko​smicz​nych. Po​czął się za​sta​na​wiać, kie​dy na​dej​dzie dzień, gdy pierw​szy czło​wiek wy​ru​szy w nie​zna​ne i ta​jem​ni​cze stre​fy po​- za​ziem​skie, któ​re​mu kra​jo​wi przy​pad​nie w udzia​le ho​nor pierw​szeń​stwa, kto uzy​ska laur zwy​cięz​cy. Cza​sem po​zwa​lał so​bie na ma​rze​nia, że może... może... kto wie, czy nie wła​śnie on? Bę​dąc w Tech​ni​kum Prze​my​sło​wym za​pi​sał się do miej​sco​we​go ae​ro​klu​bu i wkrót​ce roz​po​czął prze​szko​le​nie, naj​pierw szy​bow​co​we, póź​niej sa​mo​lo​to​we. Ko​smos zaś cią​gnął i ku​sił. Ju​rij wspo​mi​nał póź​niej: Na swej dro​dze ży​cia nie spo​tka​łem jesz​cze czło​wie​ka, któ​ry by nie ma​rzył o tym, by ode​rwać się od Zie​mi, wznieść się wy​so​ko w prze​stwo​rza i po​pa​trzeć z bli​ska na mi​liar​dy mi​go​cą​cych gwiazd, na da​le​kich i ta​jem​ni​czych to​wa​rzy​szy na​szej pla​ne​ty — na Księ​życ przy​po​mi​na​ją​cy nie​kie​dy do​bro​dusz​nie uśmie​cha​ją​ce​go się Gar​gan​tuę, na po​sęp​ne​go

Mar​sa, „kra​sa​wi​cę" We​nus, po​tęż​ne​go Jo​wi​sza. Urze​czy​wist​nie​nie tych ma​rzeń przy​bli​ża​ło się w bły​ska​wicz​nym tem​pie. Lot​nic​two — naj​młod​sza do​me​na ludz​ko​ści — roz​wi​ja​ło się z iście od​rzu​to​wą pręd​ko​ścią, a ko​smo​nau​- ty​ka — dzie​cię lot​nic​twa — z pręd​ko​ścią ra​kie​to​wą. Gdy Ju​rij Ga​ga​rin ukoń​czył z od​zna​cze​niem Tech​ni​kum Prze​my​sło​we i w roku 1955 wstą​pił do lot​ni​czej szko​ły woj​sko​wej w Oren​bur​gu, wia​do​mo było w ko​łach spe​cja​li​- stów, iż na wy​strze​le​nie pierw​sze​go sztucz​ne​go sa​te​li​ty Zie​mi nie trze​ba bę​dzie dłu​go cze​- kać. Istot​nie, Ga​ga​rin ukoń​czył szko​łę w roku 1957, roz​po​czął pra​cę woj​sko​we​go pi​lo​ta do​świad​czal​ne​go na ma​szy​nach od​rzu​to​wych, a w tym sa​mym roku, 4 paź​dzier​ni​ka, na nie​- bie po​ja​wił się pierw​szy „sput​nik". Za​szczyt pierw​szeń​stwa w dzie​dzi​nie po​za​ziem​skich lo​tów przy​padł Związ​ko​wi Ra​dziec​kie​mu. To epo​ko​we wy​da​rze​nie sta​ło się po​cząt​kiem pa​sma ko​smicz​nych zwy​cięstw czło​wie​ka. Na​stał okres do​świad​czeń, zdo​by​wa​nia za​sad​ni​czych wia​do​mo​ści o tym, co ist​nie​je i co dzie​je się poza at​mos​fe​rą ota​cza​ją​cą po​wierzch​nię ziem​skie​go glo​bu. Ko​lej​ne „sput​ni​ki" ra​dziec​kie, a póź​niej i ame​ry​kań​skie ra​kie​ty typu „Van​gu​ard" („Przo​dow​nik") oraz „Di​sco​- ve​rer" („Od​kryw​ca"), me​to​dycz​nie prze​pro​wa​dza​ły ba​da​nia pro​mie​nio​wa​nia sło​necz​ne​go i ko​smicz​ne​go, ra​dia​cji, tem​pe​ra​tu​ry i in​nych wa​run​ków ist​nie​ją​cych w prze​strze​ni oko​ło​- ziem​skiej i po​za​ziem​skiej. Uzy​ski​wa​ne in​for​ma​cje były wprost bez​cen​ne, po​zwa​la​ły przejść do na​stęp​nej fazy, czy​li do wy​sła​nia w Ko​smos czło​wie​ka. Na​ukow​cy i in​ży​nie​ro​wie czy​ni​li ogrom​ne wy​sił​ki, by zbu​do​wać za​sob​nik zdol​ny bez​- piecz​nie unieść w Ko​smos czło​wie​ka i bez​piecz​nie spro​wa​dzić go z po​wro​tem na Zie​mię. Ko​lej​ne wy​strze​li​wa​nie na or​bi​tę ziem​ską „sput​ni​ków" z psa​mi na po​kła​dzie, wy​sy​ła​nie na or​bi​tę ame​ry​kań​skich ra​kiet z mał​pa​mi, a tak​że bez​za​ło​go​wych za​sob​ni​ków o du​żych roz​- mia​rach i du​żej wa​dze, po​myśl​ne spro​wa​dza​nie zwie​rząt z or​bi​ty i wresz​cie do​bie​ra​nie kan​dy​da​tów na ko​smo​nau​tów i astro​nau​tów — wszyst​ko to świad​czy​ło do​bit​nie, iż lada mie​siąc, lada rok... War​to wie​dzieć, iż już w owym cza​sie przy​jął się w Związ​ku Ra​dziec​kim, a tak​że w Pol​- sce i w nie​któ​rych in​nych kra​jach, ter​min „ko​smo​nau​ta". Na​to​miast w Sta​nach Zjed​no​czo​- nych uży​wa​no i da​lej się uży​wa ter​mi​nu „astro​nau​ta". Nie​wąt​pli​wie wy​raz „ko​smo​nau​ta" jest wła​ściw​szy i słusz​niej​szy, nie​mniej w ni​niej​szej książ​ce w od​nie​sie​niu do lu​dzi ra​- dziec​kich uży​to ter​mi​nu „ko​smo​nau​ta", w od​nie​sie​niu do Ame​ry​ka​nów — ter​mi​nu „astro​- nau​ta". We wrze​śniu 1960 roku pro​fe​sor Ti​ma​kow, wi​ce​pre​zy​dent ra​dziec​kiej Aka​de​mii Nauk Le​kar​skich, ujaw​nił wie​le szcze​gó​łów do​ty​czą​cych przy​go​to​wań do wy​sła​nia pierw​sze​go czło​wie​ka w Ko​smos. Nie było już wte​dy ta​jem​ni​cą, iż za​rów​no w Związ​ku Ra​dziec​kim, jak i w Sta​nach Zjed​no​czo​nych — w dwóch kra​jach je​dy​nie zdol​nych do po​dej​mo​wa​nia eks​pe​ry​men​tów ko​smicz​nych na wiel​ką ska​lę — po​sia​da​no kon​kret​ne pro​jek​ty i czy​nio​no kon​kret​ne przy​go​to​wa​nia. Ti​ma​kow ujaw​nił, iż w Związ​ku Ra​dziec​kim po​wo​ła​no do ży​cia spe​cjal​ną ko​mi​sję, któ​rej za​da​niem był do​bór od​po​wied​nich kan​dy​da​tów na ko​smo​nau​tów. Prze​pro​wa​dzo​no wiel​ką ilość wstęp​nych prób i ana​liz, prze​sia​no przez sito set​ki ochot​ni​-

ków-en​tu​zja​stów. Rzecz cha​rak​te​ry​stycz​na: w pierw​szym rzę​dzie bra​no pod uwa​gę pi​lo​tów sa​mo​lo​to​wych, szcze​gól​nie ob​la​ty​wa​czy szyb​kich ma​szyn od​rzu​to​wych. Ci wła​śnie lu​dzie byli naj​od​po​- wied​niej​si. Ob​da​rze​ni sto​sow​ną wie​dzą, po​sia​da​ją​cy do​sko​na​łe wa​run​ki fi​zycz​ne, szyb​ki re​fleks, wiel​ką wy​trzy​ma​łość i siłę woli, otrza​ska​ni z naj​prze​róż​niej​szy​mi wa​run​ka​mi w po​wie​trzu, zdol​ni do po​wzię​cia na​tych​mia​sto​wej i traf​nej de​cy​zji w naj​trud​niej​szych chwi​- lach. Two​rzy​li oni w Związ​ku Ra​dziec​kim hi​sto​rycz​ny Ko​lek​tyw X, gru​pę wy​se​lek​cjo​no​- wa​nych 19 lu​dzi, wśród któ​rych zna​leź​li się Ju​rij Ga​ga​rin, Her​man Ti​tow, An​drian Ni​ko​ła​jew, Pa​weł Po​po​wicz, Wa​le​ry By​kow​ski i Wa​len​ty​na Tie​riesz​ko​wa. Po​dob​na gru​pa po​wsta​ła w Sta​nach Zjed​no​czo​nych, w jej skład we​szli: Alan She​pard, Vir​gil Gris​som, John Glenn, Mal​colm Scott Car​pen​ter, Wal​ter Schir​- ra, Le​roy Gor​don Co​oper i Do​nald Slay​ton [1] . Pro​fe​sor Ti​ma​kow po​wie​dział w swym wy​wia​dzie: — Na uli​cy nikt nie zwró​cił​by uwa​- gi na tego, któ​ry po​le​ci na próg wszech​świa​ta. Bę​dzie to czło​wiek szczu​pły, wzro​stu nie​co mniej niż śred​nie​go. Ka​bi​na her​me​tycz​na ma ob​ję​tość sto​sun​ko​wo nie​wiel​ką i dla​te​go li​czy się każ​dy gram masy. Za​sto​so​wa​no z tego po​wo​du ogra​ni​cze​nie wzro​stu i wagi kan​dy​da​tów. Usta​lo​no rów​nież gór​ną gra​ni​cę wie​ku. Ta ostat​nia gra​ni​ca jest wyż​sza w Sta​nach Zjed​no​czo​nych, prze​cięt​nie astro​nau​ta ame​ry​kań​ski jest star​szy o 8—10 lat od ko​smo​nau​ty ra​dziec​kie​go. Ma​jor Ju​rij Ga​ga​rin prze​był po​myśl​nie wszyst​kie pró​by i ba​da​nia, do​stał się do Ko​lek​ty​- wu X i po​rzu​cił do​tych​cza​so​wą pra​cę ob​la​ty​wa​cza. Do domu wpa​dał te​raz rzad​ko i nie​zbyt wie​le znaj​do​wał oka​zji, by na​cie​szyć się to​wa​rzy​stwem żony Wa​len​ty​ny i có​recz​ki He​le​ny. Do​daj​my jesz​cze tro​chę szcze​gó​łów o ro​dzi​nie Ju​ri​ja: Wa​len​ty​na Ga​ga​rin jest le​kar​ką; pierw​sza có​recz​ka Ga​ga​ri​nów, He​le​na (Lena), uro​dzi​ła się w roku 1959, dru​ga, Ha​li​na, w roku 1961, na mie​siąc przed ko​smicz​nym wzlo​tem ojca. Na​sta​ły ty​go​dnie i mie​sią​ce wy​tę​żo​nej, wy​czer​pu​ją​cej pra​cy. Ko​lek​tyw X miał ręce peł​- ne ro​bo​ty, przy​go​to​wa​nia do ko​smicz​nych wzlo​tów były na​der po​waż​ne i tyl​ko naj​wy​tr​wal​- si i naj​bar​dziej za​har​to​wa​ni fi​zycz​nie i psy​chicz​nie zdo​ła​li po​do​łać za​da​niom. Stu​dio​wa​nie astro​no​mii i bo​ta​ni​ki, me​dy​cy​ny i elek​tro​ni​ki, geo​gra​fii i ra​dio​tech​ni​ki. Dłu​- go​trwa​łe tre​nin​gi w ko​mo​rach — ci​śnie​nio​wej i ter​micz​nej. Uod​por​nia​nie or​ga​ni​zmu na prze​cią​że​nie: tor​tu​ry wi​rów​ki i „dia​bel​skie​go mły​na". Do​sko​na​le​nie kon​dy​cji fi​zycz​nej. Bez​błęd​ne za​po​zna​nie się z wnę​trzem ka​bi​ny [2] , z jej wy​po​sa​że​niem. Do​kład​na zna​jo​mość za​cho​wa​nia się w cza​sie lotu, szcze​gól​nie zaś w cza​sie naj​trud​niej​sze​go okre​su, czy​li po​- wro​tu na Zie​mię i prze​dzie​ra​nia się przez gę​ste war​stwy at​mos​fe​ry, gdzie spo​dzie​wa​no się za​cię​tej wal​ki z tak zwa​ną ba​rie​rą ciepl​ną. W obu kra​jach współ​za​wod​ni​czą​cych o pal​mę pierw​szeń​stwa w pod​bo​ju Ko​smo​su pra​- co​wa​ły nad ko​smicz​ny​mi ra​kie​ta​mi ty​sią​ce spe​cja​li​stów. Za​an​ga​żo​wa​ne zo​sta​ły dzie​siąt​ki fa​bryk i wy​twór​ni. Na​ukow​cy złą​czy​li się w wiel​kim wy​sił​ku. Szło o ogrom​ną staw​kę i do ostat​niej chwi​li nie było wia​do​mo, któ​ry kraj zdo​ła pierw​szy wy​strze​lić czło​wie​ka na or​bi​-

tę. 15 maja 1960 roku wy​strze​lo​no w Związ​ku Ra​dziec​kim sta​tek ko​smicz​ny, któ​re​go za​sob​- nik wa​żył 4540 ki​lo​gra​mów. Za​sob​nik nie po​sia​dał za​ło​gi, cho​dzi​ło o spraw​dze​nie dzia​ła​- nia urzą​dzeń i przy​rzą​dów w wa​run​kach po​za​ziem​skich. Za​sob​nik po​myśl​nie wszedł na or​- bi​tę. 19 sierp​nia 1960 roku wy​strze​lo​no w Związ​ku Ra​dziec​kim dru​gi sta​tek ko​smicz​ny z za​- sob​ni​kiem o wa​dze 4600 ki​lo​gra​mów. Za​sob​nik, ma​ją​cy na po​kła​dzie zwie​rzę​ta i ro​śli​ny, wszedł na or​bi​tę od​le​głą prze​cięt​nie od Zie​mi o 320 ki​lo​me​trów. Na​stęp​ne​go dnia, zgod​nie z za​ło​że​nia​mi, za​sob​nik po​myśl​nie wy​lą​do​wał na Zie​mi. 31 stycz​nia 1961 roku do koń​co​we​go eta​pu przy​go​to​wań przy​stą​pi​li Ame​ry​ka​nie. Już w tym sta​dium wy​szło na jaw, iż Sta​ny Zjed​no​czo​ne nie dys​po​no​wa​ły ra​kie​tą o od​po​wied​niej mocy. Stąd z ko​niecz​no​ści za​sob​ni​ki ame​ry​kań​skie były 2-3 krot​nie lżej​sze i mniej​sze od ra​dziec​kich. Ogra​ni​czo​no się do wy​strze​le​nia ra​kie​ty typu „Red​sto​ne" („Czer​wo​ny Ka​- mień") z ka​bi​ną o wa​dze 1000 ki​lo​gra​mów. We wnę​trzu ka​bi​ny umiesz​czo​no szym​pan​sa. Zgod​nie z za​ło​że​nia​mi sil​ni​ki ostat​nie​go czło​nu ra​kie​ty za​mil​kły na wy​so​ko​ści oko​ło 150 ki​lo​me​trów, kap​su​ła z szym​pan​sem od​dzie​li​ła się i siłą na​by​te​go pędu po​le​cia​ła da​lej, osią​ga​jąc wy​so​kość oko​ło 200 ki​lo​metr ów. Póź​niej, ni​czym wy​strze​lo​ny po​cisk, za​wró​ci​ła na Zie​mię. Urzą​dze​nia ha​mu​ją​ce i spa​do​chro​ny zda​ły eg​za​min i szym​pans Ham wy​szedł z eks​pe​ry​men​tu żywy i zdro​wy. 9 mar​ca 1961 roku w ZSRR wy​strze​lo​no ra​kie​tę z za​sob​ni​kiem o wa​dze 4700 ki​lo​gra​- mów. W za​sob​ni​ku umiesz​czo​no sukę Czer​nusz​kę. Do​świad​cze​nie po​wtó​rzo​no 25 mar​ca, a ko​smicz​nym pa​sa​że​rem była tym ra​zem suka Zwioz​docz​ka. Oba eks​pe​ry​men​ty mia​ły prze​- bieg po​myśl​ny. Skom​pli​ko​wa​na apa​ra​tu​ra dzia​ła​ła bez​błęd​nie, loty oka​za​ły się stu​pro​cen​- to​wo uda​ne. Star​to​wi ostat​niej ra​kie​ty przy​pa​try​wał się wraz z kil​ku ko​le​ga​mi ko​smo​nau​ta​mi Ju​rij Ga​ga​rin. Po wy​lą​do​wa​niu ka​bi​ny ze Zwioz​docz​ką udał się do domu. Po​ba​wił się z 2-let​nią Leną, po​chy​lił się z czu​ło​ścią nad ma​leń​ką Ha​li​ną. Po​tem zwró​cił się do żony i nie​spo​dzie​- wa​nie oznaj​mił: — Lecę w Ko​smos. Było to oświad​cze​nie za​ska​ku​ją​ce za​rów​no tre​ścią, jak pro​sto​tą for​my. Ot, jak​by ktoś po​wie​dział od nie​chce​nia: „Idę do ZOO". Wa​len​ty​na onie​mia​ła i opa​no​wa​ła się do​pie​ro po dłuż​szej chwi​li. Ty​po​wo po ko​bie​ce​mu za​py​ta​ła: — Dla​cze​go wła​śnie ty? Ju​rij wzru​szył ra​mio​na​mi, lek​ko się uśmiech​nął i do​dał: — Lot na​stą​pi lada dzień. Wy​bra​no nas paru, tak​że i mnie. Zda​je się, że po​le​cę pierw​szy. Zwią​za​ny ta​jem​ni​cą służ​bo​wą, Ju​rij do​pie​ro te​raz mógł czę​ścio​wo zwie​rzyć się żo​nie. W tym miej​scu war​to znów się​gnąć do wspo​mnień Ga​ga​ri​na. Do 12 kwiet​nia 1961 roku zo​stał przy​go​to​wa​ny do pod​bo​ju Ko​smo​su czło​wiek. Nie był to już eks​pe​ry​ment w peł​nym tego sło​wa zna​cze​niu, kie​dy to jesz​cze cel nie jest skon​kre​- ty​zo​wa​ny i wy​ni​ki nie okre​ślo​ne. Przy​go​to​wa​ne tak do​kład​nie, kosz​tu​ją​ce tyle ener​gii i wy​sił​ku wie​lu lu​dzi wdar​cie się czło​wie​ka w Ko​smos nie mo​gło, we​dług na​sze​go po​ję​cia,

być przy​pad​ko​wym sko​kiem w nie​zna​ne. Po​win​no ono było uwień​czyć dłu​gi sze​reg do​- świad​czeń po​przed​nich i stać się po​cząt​kiem jesz​cze dłuż​szej se​rii eks​pe​ry​men​tów. Czło​- wiek prze​ni​kał w prze​strzeń mię​dzy​pla​ne​tar​ną. Ja​kie za​da​nia sta​wia​li so​bie na tym eta​pie ucze​ni ra​dziec​cy? Przede wszyst​kim roz​- strzy​gnię​cie pro​ble​mów na​tu​ry bio​lo​gicz​nej. Co in​ne​go jest za​cho​wa​nie się zwie​rząt w Ko​smo​sie, a co in​ne​go za​cho​wa​nie się czło​wie​ka w nie​zwy​kłych dla nie​go wa​run​kach po​- za​ziem​skich. Na po​moc po​zba​wio​nej świa​do​mo​ści apa​ra​tu​rze przy​cho​dził naj​bar​dziej de​li​kat​ny me​cha​nizm — świa​do​me do​zna​nia czło​wie​ka i jego wra​że​nia. Ogrom​ne zna​cze​- nie mia​ło zba​da​nie re​ak​cji or​ga​ni​zmu i psy​chi​ki ludz​kiej w sta​nie nie​waż​ko​ści — w sta​- nie, któ​re​go w ziem​skich wa​run​kach na okres nie​co dłuż​szy prak​tycz​nie wy​two​rzyć nie moż​na. Całą tech​ni​ką trze​ba było do​sto​so​wać rów​nież do ste​ro​wa​nia ręcz​ne​go, po​znać do​kład​nie wszyst​kie wła​ści​wo​ści stat​ku ko​smicz​ne​go, stwo​rzyć sys​te​my za​bez​pie​cza​ją​ce funk​cje ży​cio​we ko​smo​nau​ty, a na​stęp​nie i za​ło​gi przy​szłe​go stat​ku mię​dzy​pla​ne​tar​ne​go. Ko​smo​nau​ta nu​mer 1 to ma​jor Ju​rij Ga​ga​rin. Ko​smo​nau​ta nu​mer 2 to ka​pi​tan Her​man Ti​- tow, jego za​stęp​ca i „ko​smicz​ny bliź​niak". Od kil​ku już dni wia​do​mo było, iż pierw​szym czło​wie​kiem w Ko​smo​sie bę​dzie Ga​ga​rin, nie​mniej li​czyć się na​le​ża​ło z ewen​tu​al​no​ścia​- mi, któ​rych prze​wi​dzieć nikt nie był w sta​nie.. Wy​star​czy​ło, aby do oka pierw​sze​go ko​smo​nau​ty wpa​dło źdźbło, aby tem​pe​ra​tu​ra jego cia​ła pod​nio​sła się o pół stop​nia, bądź też puls przy​śpie​szył się o pięć ude​rzeń, a już trze​ba by​ło​by go za​stą​pić in​nym kan​dy​da​tem— pi​sał póź​niej Ju​rij. Dla​te​go też, dzia​ła​jąc ści​śle we​dług otrzy​ma​nych in​struk​cji, Her​man Ti​tow nie od​stę​po​- wał na chwi​lę swe​go „bliź​nia​ka", to​wa​rzy​szył mu bez​u​stan​nie aż do chwi​li star​tu. Ra​zem do​ko​ny​wa​li ostat​nich przy​go​to​wań, ra​zem stu​dio​wa​li wa​run​ki me​te​oro​lo​gicz​ne, we​dług prze​wi​dy​wań eks​per​tów nie​zwy​kle po​myśl​ne na dzień 12 kwiet​nia. Ra​zem za​ba​wia​li się grą w bi​lard, słu​cha​li mu​zy​ki, spo​ży​wa​li „ko​smicz​ne" po​tra​wy wy​ci​ska​jąc z tub​ki pro​sto do ust smacz​ną i po​żyw​ną pa​stę. Ra​zem prze​szli przez ko​lej​ne ba​da​nie le​kar​skie. 12 kwiet​nia obu​dzo​no ich wcze​śnie, już o go​dzi​nie 5.30 cza​su mo​skiew​skie​go. Sa​mo​po​- czu​cie i kon​dy​cja Ga​ga​ri​na, za​rów​no fi​zycz​na, jak i psy​chicz​na, były bez za​rzu​tu. Świad​- czył o tym cho​ciaż​by głę​bo​ki, 10-go​dzin​ny sen,, z któ​re​go mu​siał wy​rwać ko​smo​nau​tę do​pie​ro dy​żur​ny le​karz. Ju​rij i Her​man wsie​dli do zie​lon​ka​we​go au​to​bu​su i od​je​cha​li z „ko​smicz​ne​go mia​stecz​ka", jak na​- zy​wa​li swój ośro​dek, na ko​smo​drom Baj​ko​nur. Już z da​le​ka wi​dać było po​tęż​ną srebr​ną ra​kie​tę „Wo​stok" („Wschód"), zu​chwa​le skie​ro​- wa​ną ku nie​bu, a obok niej wy​so​ką wie​żę po​moc​ni​czą, do​ko​ła któ​rej krę​ci​li się lu​dzie w kom​bi​ne​zo​nach. Przed​star​to​we przy​go​to​wa​nia do​bie​ga​ły koń​ca. Ga​ga​rin, w spe​cjal​nym szkar​łat​nym kom​- bi​ne​zo​nie ko​smicz​nym, her​me​ty​zo​wa​nym i kli​ma​ty​zo​wa​nym, jesz​cze bez heł​mu na gło​wie, zbli​żył się do prze​wod​ni​czą​ce​go ko​mi​sji pań​stwo​wej i wy​prę​żył się przed nim w za​sad​ni​- czej po​sta​wie woj​sko​wej. Od tej chwi​li każ​da jego wy​po​wiedź była utrwa​la​na na ta​śmie ma​gne​to​fo​no​wej.

— Lot​nik Ju​rij Ga​ga​rin go​tów do pierw​sze​go lotu na stat​ku ko​smicz​nym „Wo​stok" — brzmiał mel​du​nek. — Szczę​śli​wej dro​gi! Ży​czy​my po​wo​dze​nia! — pa​dła od​po​wiedź prze​wod​ni​czą​ce​go. Na​stą​pi​ło oświad​cze​nie dla zgro​ma​dzo​nych przed​sta​wi​cie​li pra​sy i ra​dia: — Dro​dzy przy​ja​cie​le, bli​scy i nie​zna​jo​mi, ro​da​cy, lu​dzie wszyst​kich kra​jów i kon​ty​nen​- tów! Za kil​ka mi​nut wiel​ki ko​smicz​ny sta​tek unie​sie mnie w da​le​kie prze​strze​nie wszech​- świa​ta. Co moż​na wam po​wie​dzieć w tych ostat​nich mi​nu​tach przed star​tem? Całe moje ży​- cie wy​da​je mi się te​raz jed​ną wspa​nia​łą chwi​lą. Wszyst​ko, co prze​ży​łem, co zro​bi​łem przed​tem, było przy​go​to​wa​niem do tej mi​nu​ty... Je​stem ogrom​nie szczę​śli​wy! Być pierw​- szym w Ko​smo​sie, wstą​pić sam na sam w nie​co​dzien​ny po​je​dy​nek z przy​ro​dą — czy moż​na ma​rzyć o czymś wię​cej? Przy​ja​cie​le! Zro​bię wszyst​ko, co w mej mocy, by naj​le​piej wy​ko​- nać za​da​nie po​wie​rzo​ne mi przez Par​tię i na​ród ra​dziec​ki. Dro​dzy przy​ja​cie​le! Mó​wię wam: do wi​dze​nia, jak mó​wią lu​dzie, któ​rzy wy​bie​ra​ją się w da​le​ką dro​gę. Uścisk dło​ni prze​wod​ni​czą​ce​go pań​stwo​wej ko​mi​sji, na​ło​że​nie i uszczel​nie​nie ogrom​ne​- go po​dwój​ne​go heł​mu, we​wnątrz któ​re​go ster​czą w po​bli​żu ust śmiesz​ne „wąsy" ra​dio​- wych mi​kro​fo​nów. W kom​plet​nej ci​szy Ga​ga​rin wcho​dzi do win​dy, któ​ra uno​si go na plat​for​mę po​moc​ni​czej wie​ży star​to​wej. Wśród zgro​ma​dzo​nych na ko​smo​dro​mie lu​dzi na​tę​że​nie się po​tę​gu​je. Na​- strój jest pod​nio​sły, sto​sow​ny do po​wa​gi i zna​cze​nia chwi​li. Wszy​scy wie​rzą w po​wo​dze​- nie im​pre​zy, wie​rzą, iż po​wo​dze​nie to jest w stu pro​cen​tach za​pew​nio​ne, ale nie​jed​no ser​- ce bije ży​wiej, na nie​jed​no czo​ło wy​stę​pu​je pot. Po​wo​dze​nie win​no być stu​pro​cen​to​we, zro​bio​no wszyst​ko, by je za​pew​nić, ale czy moż​na prze​wi​dzieć wszyst​ko? Z plat​for​my za​wie​szo​nej wy​so​ko nad be​to​no​wą pły​tą star​to​wą ko​smo​nau​ta prze​do​sta​je się do ka​bi​ny umiesz​czo​nej na sa​mym szczy​cie smu​kłej wie​lo​stop​nio​wej ra​kie​ty. Ka​bi​na waży do​kład​nie 4725 ki​lo​gra​mów, a ra​kie​ta — cudo ludz​kiej tech​ni​ki i ludz​kie​go ge​niu​szu — wy​po​sa​żo​na jest w sześć sil​ni​ków na pa​li​wo cie​kłe, zdol​nych roz​wi​nąć fan​ta​stycz​ną moc, do​cho​dzą​cą do 20 000 000 koni me​cha​nicz​nych. Dwaj me​cha​ni​cy Baj​ko​nu​ru — ostat​ni lu​dzie oglą​da​ni przed star​tem przez Ga​ga​ri​na — do​po​ma​ga​ją ko​smo​nau​cie w roz​lo​ko​wa​niu się w ob​szer​nej ka​bi​nie. Ju​rij, przy​mo​co​wa​ny pa​sa​mi, ukła​da się na wznak w fo​te​lu. Ta po​zy​cja zła​go​dzi w cza​sie wzno​sze​nia się na or​- bi​tę i w cza​sie scho​dze​nia na Zie​mię wpływ wiel​kich prze​cią​żeń na or​ga​nizm. Na pod​sta​- wie wie​lu do​świad​czeń i ba​dań spo​dzie​wa​ne są prze​cią​że​nia prze​wyż​sza​ją​ce dzie​wię​cio​- krot​nie siłę przy​cią​ga​nia ziem​skie​go, a więc Ga​ga​rin w cza​sie wzno​sze​nia ,,wa​żyć" może kil​ka​set ki​lo​gra​mów. Ko​smo​nau​ta nie oba​wia się jed​nak ta​kich prze​cią​żeń. Pod​czas ćwi​- czeń na wi​rów​ce osią​gał prze​cią​że​nia rzę​du 15, a na​wet 16 g (siła przy​cią​ga​nia ziem​skie​go wy​ra​ża​na jest sym​bo​lem ,,g" ozna​cza​ją​cym gra​wi​ta​cję), wia​do​mo zaś, że nor​mal​na siła gra​wi​ta​cji, któ​rej pod​le​ga każ​dy z nas, wy​no​si g1. Bez​sze​lest​nie za​my​ka​ją się drzwi wła​zu ka​bi​ny, po​moc​ni​cza wie​ża ma​je​sta​tycz​nie od​da​- la się od srebr​ne​go stat​ku. Ju​rij po​zo​sta​je ab​so​lut​nie sam, na​wet jego „ko​smicz​ny bliź​niak" jest gdzieś da​le​ko w dole. Her​man Ti​tow już na pół go​dzi​ny przed star​tem zdjął cięż​ki hełm

z gło​wy, ścią​gnął kom​bi​ne​zon i wraz z kil​ku in​ny​mi przy​szły​mi ko​smo​nau​ta​mi od​da​lił się na kil​ka ki​lo​me​trów, by stam​tąd ob​ser​wo​wać mo​ment wy​strze​le​nia ra​kie​ty w Ko​smos. Jego rola jako za​stęp​cy skoń​czy​ła się w tym wła​śnie mo​men​cie. Je​dy​nym łącz​ni​kiem Ga​ga​ri​na ze świa​tem jest ra​dio. Ju​rij sys​te​ma​tycz​nie wy​ko​nu​je swo​- je obo​wiąz​ki przed​star​to​we. Na​le​ży raz jesz​cze spraw​dzić środ​ki łącz​no​ści. Ju​rij, któ​re​go głos sły​chać wy​raź​nie, mel​du​je: --Halo, Zie​mia! Tu ko​smo​nau​ta! Sta​cja na​ziem​na do​wódz​twa lo​tów na​tych​miast po​twier​dza od​biór. Ga​ga​rin ko​lej​no mel​- du​je: — Ci​śnie​nie w ka​bi​nie nor​mal​ne. Wil​got​ność: 65 pro​cent, tem​pe​ra​tu​ra: 19 stop​ni. Sa​mo​- po​czu​cie do​bre. Je​stem go​to​wy do star​tu. — Wi​dać cię do​brze na ekra​nie te​le​wi​zyj​nym — brzmi ra​dio​te​le​fo​nicz​na od​po​wiedź. — Twój puls: 65, od​dech: 24. Wi​dać, że je​steś spo​koj​ny. Cie​szy nas two​ja od​wa​ga. — Ser​ce bije nor​mal​nie, czu​ję się do​brze. Za​ło​ży​łem rę​ka​wi​ce, hełm her​me​tycz​ny za​- mkną​łem. Mo​że​cie od​pa​lać. Nad​cho​dzi de​cy​du​ją​cy, wiel​ki mo​ment. Z me​ga​fo​nów Baj​ko​nu​ru roz​le​ga się głos kie​- row​ni​ka tech​nicz​ne​go, od​li​cza​ją​ce​go po​zo​sta​łe do star​tu se​kun​dy. Głos jest po​zor​nie spo​- koj​ny i opa​no​wa​ny, ale do​szu​kać się w nim moż​na pod​nie​ce​nia: — Osiem, sie​dem, sześć, pięć, czte​ry, trzy, dwa, je​den... Start!!! Do​kład​nie o go​dzi​nie 9.07 cza​su mo​skiew​skie​go roz​po​czy​na​ją pra​cę sil​ni​ki pierw​sze​go stop​nia ra​kie​ty. Ka​na​ła​mi star​to​wy​mi bu​cha​ją gę​ste kłę​by czar​ne​go dymu. Spod ra​kie​ty strze​la pło​mień, wy​try​sku​ją krwi​ste ję​zy​ki ognia. Roz​le​ga się prze​raź​li​wy świst, po​tem na​- ra​sta​ją​ce wy​cie. Ogrom​ne, srebr​ne cy​ga​ro dy​go​ce i po​wo​li od​ry​wa się od zie​mi. Pło​mień wy​dłu​ża się, po​tęż​nie​je. Ra​kie​ta idzie w górę, na​bie​ra pręd​ko​ści i po kil​ku​na​stu se​kun​dach nik​nie z oczu onie​mia​łych z wra​że​nia lu​dzi. Te​raz śle​dzić ją będą tyl​ko ra​dio-lo​ka​to​ry po​- roz​sie​wa​ne wzdłuż tra​sy prze​lo​tu. Prze​cią​że​nie na​ra​sta wraz ze wzro​stem pręd​ko​ści stat​ku ko​smicz​ne​go. Pierw​sze mi​nu​ty lotu są naj​trud​niej​sze, naj​cięż​sze do znie​sie​nia. Prze​cią​że​nie jest tak wiel​kie, iż ko​smo​nau​- ta, wci​ska​ny w fo​tel, nie może po​ru​szyć ani ręką, ani nogą. Wy​da​je mu się, że ktoś po​ło​żył na nim ogrom​ny ka​mień. Nie​mniej or​ga​nizm Ju​ri​ja dzię​ki dłu​go​trwa​łe​mu tre​nin​go​wi pra​cu​- je nor​mal​nie i bez spe​cjal​ne​go tru​du zno​si przy​śpie​sze​nie wy​wo​łu​ją​ce prze​cią​że​nie. Ko​- smo​nau​ta z ła​two​ścią śle​dzi wska​za​nia wszyst​kich przy​rzą​dów po​kła​do​wych. Od​zy​wa się sta​cja ra​dio​wa ko​smo​dro​mu: — Mi​nę​ło 70 se​kund. Ga​ga​rin bez​zwłocz​nie od​po​wia​da: — Zro​zu​mia​łem was: 70 se​kund. Sa​mo​po​czu​cie do​sko​na​łe. Kon​ty​nu​uję lot. Prze​cią​że​nie wzra​sta. Wszyst​ko w po​rząd​ku. Ra​dziec​ka ra​kie​ta ko​smicz​na przedar​ła się już przez gę​ste war​stwy at​mos​fe​ry. Sil​ni​ki pierw​sze​go stop​nia koń​czą pra​cę i zby​tecz​ny człon au​to​ma​tycz​nie od​pa​da od ra​kie​ty. Pre​- cy​zyj​nie w tym sa​mym ułam​ku se​kun​dy po​czy​na​ją pra​co​wać sil​ni​ki czło​nu dru​gie​go. Wie​- dzio​ny nie​prze​par​tą i ła​two zro​zu​mia​łą cie​ka​wo​ścią Ju​rij spo​glą​da przez ilu​mi​na​tor. Wi​dzi

sze​ro​ką sy​be​ryj​ską rze​kę, wy​raź​nie roz​róż​nia bia​ła​we piasz​czy​ste ła​chy i brze​gi po​ro​śnię​te zie​le​nią taj​gi. Wszyst​ko za​la​ne po​to​ka​mi sło​necz​ne​go świa​tła, mie​nią​ce się bar​wa​mi, ba​- jecz​nie ko​lo​ro​we. — Jak pięk​nie! — wy​ry​wa się mimo woli z ust ko​smo​nau​ty. Ju​rij jest wi​dać wraż​li​wy na pięk​no przy​ro​dy, ale nie czas na za​chwy​ty nad jej uro​ka​mi. Kar​ny ko​smo​nau​ta re​flek​tu​je się na​tych​miast i rzu​ca w ra​dio​mi​kro​fon fa​cho​wy mel​du​nek: — Sły​szę was do​brze. Sa​mo​po​czu​cie do​sko​na​łe. Lot prze​bie​ga nor​mal​nie. Prze​cią​że​nie wzra​sta. Wi​dzę zie​mię, lasy, ob​ło​ki. Od​pa​da dru​gi człon ra​kie​ty. Na wy​so​ko​ści oko​ło 175 ki​lo​me​trów na​stę​pu​je tak zwa​ne pchnię​cie or​bi​tal​ne. Wkrót​ce po​tem sil​ni​ki ostat​nie​go czło​nu, wy​peł​niw​szy za​da​nie, prze​- sta​ją pra​co​wać, a człon od​pa​da. „Wo​stok", prze​ste​ro​wa​ny te​raz au​to​ma​tycz​nie na kie​ru​nek nie​mal rów​no​le​gły do po​wierzch​ni Zie​mi, osią​ga pierw​szą pręd​kość ko​smicz​ną, wy​no​szą​- cą na tej wy​so​ko​ści oko​ło 28 000 ki​lo​me​trów na go​dzi​nę. Z tą fan​ta​stycz​ną pręd​ko​ścią wcho​dzi na or​bi​tę oko​ło-ziem​ską, któ​rej pe​ri​geum — punkt naj​bliż​szy Zie​mi — wy​no​si 175 ki​lo​me​trów, apo​geum — punkt naj​bar​dziej od​da​lo​ny od Zie​mi —305 ki​lo​me​trów. Tra​sa prze​lo​tu wy​ty​czo​na zo​sta​ła przed star​tem, za​sob​nik nie zba​cza z niej na jotę. Tra​sa wie​dzie w kie​run​ku pół​noc​no-wschod​nim, wzdłuż te​ry​to​rium ra​dziec​kie​go, po​tem nad Pa​- cy​fi​kiem, nad po​łu​dnio​wym cy​plem Ame​ry​ki, da​lej nad Atlan​ty​kiem, cen​tral​ną Afry​ką i znów ku Związ​ko​wi Ra​dziec​kie​mu. Ra​dio​te​le​fo​nicz​ny mel​du​nek ko​smo​nau​ty: — Od​dzie​li​- łem się od ra​kie​ty no​si​cie​la zgod​nie z pro​gra​mem. Sa​mo​po​czu​cie do​bre. Ci​śnie​nie w ka​bi​- nie: 1. Wil​got​ność: 60 pro​cent. Tem​pe​ra​tu​ra: 20 stop​ni. Przy​rzą​dy pra​cu​ją nor​mal​nie. Tym​cza​sem świat zo​sta​je ze​lek​try​zo​wa​ny i wstrzą​śnię​ty wie​ścia​mi o pierw​szym wzlo​cie ko​smicz​nym czło​wie​ka, o nie​zwy​kłym suk​ce​sie ra​dziec​kim. Lu​dzie nie chcą wie​rzyć wła​- snym uszom. Nie​któ​rzy, na​sta​wie​ni kry​tycz​nie lub na​wet wro​go, po​da​ją w wąt​pli​wość praw​dę ra​dio​wych ko​mu​ni​ka​tów. Za​nim jed​nak po​da​no te ko​mu​ni​ka​ty, już de​pe​sze Ga​ga​ri​- na zo​sta​ły prze​chwy​co​ne, głów​nie na fali dłu​go​ści 15 me​trów [3] , przez ama​to​rów krót​ko​- fa​low​ców. Ra​dio​ama​tor no​wo​ze​landz​ki, I. L. An​der​son z Du​ne​din, sły​szał o go​dzi​nie 9.45 cza​su mo​skiew​skie​go mel​du​nek Ga​ga​ri​na znad za​chod​nich wy​brze​ży Ame​ry​ki Po​łu​dnio​- wej. Dwaj Wło​si, bra​cia Cor​di​glia z Tu​ry​nu, pod​chwy​ci​li i na​gra​li na ta​śmę ma​gne​to​fo​no​- wą mel​dun​ki znad Ame​ry​ki Pół​noc​nej. Ame​ry​kań​skie sta​cje na​słu​cho​we i ra​dio​lo​ka​cyj​ne pod​chwy​ci​ły i śle​dzi​ły „Wo​sto​ka", od​twa​rza​jąc jego tra​sę. Ob​ser​wa​to​rium za​chod​nio-nie​- miec​kie w Bo​chum za​re​je​stro​wa​ło o go​dzi​nie 10.00 cza​su mo​skiew​skie​go sy​gna​ły ra​dziec​- kie​go stat​ku ko​smicz​ne​go. Z chwi​lą wej​ścia na or​bi​tę Zie​mi na​stę​pu​je stan nie​waż​ko​ści, zja​wi​sko nie​moż​li​we do osią​gnię​cia na po​wierzch​ni glo​bu. Waga ko​smo​nau​ty wy​no​si te​raz zero! Ju​rij od​pi​na pasy i wy​ko​rzy​stu​jąc roz​mia​ry ka​bi​ny, usi​łu​je usiąść, ale po​nie​waż nie waży nic, od​ry​wa się od fo​te​la i za​wi​sa po​mię​dzy su​fi​tem ka​bi​ny i jej pod​ło​gą. Wszyst​kie nie przy​twier​dzo​ne przed​mio​ty roz​po​czy​na​ją wę​drów​kę po wnę​trzu ka​bi​ny. Map​nik tań​czy w po​wie​trzu. No​tes wy​my​ka się z rąk. Ołó​wek wy​ko​nu​je prze​dziw​ne po​dry​gi do​ko​ła pi​lo​ta.

Ju​rij jest za​fa​scy​no​wa​ny tymi zja​wi​ska​mi, ob​ser​wu​je je z cie​ka​wo​ścią, ale nie ma za dużo cza​su na tego ro​dza​ju drob​nost​ki. Stan nie​waż​ko​ści nie prze​szka​dza mu w pra​cy, cho​- ciaż nie​zwy​kłe wa​run​ki nie​co mylą orien​ta​cję. Prze​cież Ju​rij wła​ści​wie nie wie, gdzie jest „góra", a gdzie „dół"! Te po​ję​cia stra​ci​ły zna​cze​nie i naj​zu​peł​niej jest obo​jęt​ne, czy ko​smo​- nau​ta leci ob​ró​co​ny ple​ca​mi w stro​nę Zie​mi, czy też pier​sią. Ga​ga​rin wy​ko​nu​je prze​wi​dzia​ny pro​gram za​jęć. Spraw​dza przy​rzą​dy, ob​ser​wu​je nie​bo i Zie​mię, kon​tro​lu​je re​ak​cję i za​cho​wa​nie wła​sne​go or​ga​ni​zmu. Stwier​dza w ko​lej​nej de​pe​- szy ra​dio​fo​nicz​nej [4] : — Oświe​tlo​na stro​na Zie​mi jest bar​dzo do​brze wi​docz​na, wy​raź​nie wi​dać wy​brze​ża kon​ty​nen​tów, wy​spy, wiel​kie rze​ki, wiel​kie zbior​ni​ki wody i sfał​do​wa​nie po​wierzch​ni Zie​- mi. Póź​niej, po po​wro​cie, uzu​peł​nił tę re​la​cję w pi​sem​nym ra​por​cie: Do​tych​czas zda​rza​ło mi się la​tać na wy​so​ko​ści naj​wy​żej 15 ki​lo​me​trów. Ze stat​ku- sput​ni​ka wi​docz​ność po​wierzch​ni Zie​mi jest, rzecz ja​sna, gor​sza niż z sa​mo​lo​tu, jed​nak jest bar​dzo do​bra. Trze​ba pod​kre​ślić, że wi​dok ho​ry​zon​tu wy​wie​ra bar​dzo pięk​ne i ory​gi​nal​ne wra​że​nie. Nie​zwy​kle pięk​ne jest ma​low​ni​cze przej​ście od ja​sno​ści po​wierzch​ni Zie​mi do zu​peł​nej czer​ni nie​ba, na któ​rym wi​docz​ne są gwiaz​dy. Przej​ście jest bar​dzo wą​skie, wy​glą​da jak smu​ga ota​cza​ją​ca kulę ziem​ską. Jest ona ja​sno-błę​kit​na. I to całe przej​ście od błę​ki​tu do czer​ni jest nie​zwy​kle har​mo​nij​ne... Jak wia​do​mo, ko​smo​nau​ta star​to​wał o go​dzi​nie 9.07, a więc w ja​sny dzień. Ale wkrót​ce, skut​kiem ol​brzy​miej pręd​ko​ści za​sob​ni​ka, Ga​ga​rin wle​ciał w noc, prze​do​stał się nad ciem​- ną stro​nę glo​bu. To po​zwo​li​ło mu za​ob​ser​wo​wać oso​bli​we zja​wi​ska za​cho​du i wscho​du Słoń​ca. W po​dob​nych wa​run​kach zja​wisk tych ża​den czło​wiek nie miał moż​li​wo​ści oglą​- dać. Wej​ście w cień Zie​mi na​stę​pu​je bar​dzo szyb​ko. Bły​ska​wicz​nie robi się ciem​no. Gdy sta​tek znaj​do​wał się w cie​niu Zie​mi, na po​wierzch​ni pla​ne​ty nic nie było wi​dać. Praw​do​- po​dob​nie prze​la​ty​wa​łem wów​czas nad oce​anem. Za to gwiaz​dy wi​dać było bar​dzo do​- brze. . Wyj​ście z cie​nia było tak​że szyb​kie i gwał​tow​ne... Nie do​strze​ga​jąc na po​wierzch​ni Zie​mi żad​nych świa​teł świad​czą​cych o roz​lo​ko​wa​niu miast, Ga​ga​rin uru​cho​mił przy​rząd — ro​dzaj spe​cjal​ne​go glo​bu​sa — au​to​ma​tycz​nie wska​- zu​ją​cy po​ło​że​nie stat​ku. Prze​ko​nał się, iż fak​tycz​nie prze​la​ty​wał nad Oce​anem Spo​koj​nym. „Noc" skoń​czy​ła się jed​nak tak pręd​ko, jak na​sta​ła. Jesz​cze przed osią​gnię​ciem po​łu​dnio​- we​go krań​ca Ame​ry​ki Po​łu​dnio​wej na​stał świt. Na ziem​skim wid​no​krę​gu uka​za​ła się po​- ma​rań​czo​wa smu​ga, po​przez peł​ną gamę ko​lo​rów prze​cho​dzą​ca w czerń nie​ba. Kil​ka se​- kund i przez ilu​mi​na​tor „Wo​sto​ka" wpa​dło do ka​bi​ny ja​skra​we świa​tło sło​necz​ne. Na or​bi​- cie zja​wi​sko zmierz​chu i brza​sku, tak do​brze zna​ne lu​dziom za​miesz​ku​ją​cym na​szą pla​ne​tę, nie ist​nie​je. Słoń​ce w Ko​smo​sie świe​ci kil​ka​dzie​siąt razy ja​śniej niż na Zie​mi. Gwiaz​dy są bar​dzo

wy​raź​nie wi​docz​ne. Ich blask jest in​ten​syw​ny. Cały fir​ma​ment jest znacz​nie bar​dziej kon​- tra​sto​wy niż wi​dzia​ny z Zie​mi... Jed​nym z punk​tów pro​gra​mu za​jęć ko​smo​nau​ty, ma​ją​ce​go czas lotu bar​dzo wy​peł​nio​ny, było od​ży​wia​nie się. Ju​rij się​gnął po tub​kę pa​sty, wy​ci​snął jej za​war​tość do ust. Po​pił wodą z bu​tel​ki. Te​raz, zgod​nie z pro​gra​mem, mel​dun​ki mają być prze​ka​zy​wa​ne spe​cjal​nym klu​czem te​le​- gra​ficz​nym. O go​dzi​nie 9.25, gdy sta​tek znaj​du​je się nad Ame​ry​ką Po​łu​dnio​wą, Ju​rij na​da​je przez ra​dio​te​le​graf: Lot od​by​wa się nor​mal​nie. Stan nie​waż​ko​ści zno​szę do​brze. Za​raz po​tem do​da​je przez ra​dio​te​le​fon: — Ob​ser​wu​ję Zie​mię. Wi​docz​ność do​bra. Wi​dzieć moż​na wszyst​ko. Część ob​sza​ru po​- kry​wa​ją kłę​bia​ste ob​ło​ki. Lot trwa. Wszyst​ko dzia​ła do​sko​na​le. Pro​gram lotu prze​wi​dy​wał jed​no okrą​że​nie Zie​mi. Zbli​żał się mo​ment zej​ścia z or​bi​ty. Ko​smo​nau​ta dys​po​no​wał co praw​da urzą​dze​nia​mi ze​zwa​la​ją​cy​mi na ręcz​ne wpro​wa​dze​nie w ruch sys​te​mu ha​mu​ją​ce​go, ale nie za​szła po​trze​ba ich uży​cia. Cała ope​ra​cja od​by​ła się sa​mo​czyn​nie, kon​tro​lo​wa​ły ją au​to​ma​tycz​ne urzą​dze​nia na Zie​mi, prze​ka​zu​ją​ce na ul​tra​krót​- kich fa​lach ra​dio​wych roz​ka​zy apa​ra​tu​rze po​kła​do​wej. O go​dzi​nie 10.15, gdy Ju​rij znaj​do​wał się nad Afry​ką, Zie​mia po​da​ła sy​gnał lą​do​wa​nia, za​wia​da​mia​jąc o tym przez ra​dio​te​le​fon ko​smo​nau​tę. W chwi​lę póź​niej po​czę​ły dzia​łać sil​- ni​ki ha​mu​ją​ce „Wo​sto​ka". Koń​co​wy etap wiel​kie​go lotu, znacz​nie trud​niej​szy i nie​bez​- piecz​niej​szy od wyj​ścia na or​bi​tę, trwać miał oko​ło pół go​dzi​ny. Po​wrót roz​po​czął się z okre​ślo​ne​go przez na​ukow​ców punk​tu nad pół​noc​ną Afry​ką, od​- le​głe​go od miej​sca lą​do​wa​nia oko​ło 6500 ki​lo​me​trów i tak ob​li​czo​ne​go, by spro​wa​dzić za​- sob​nik do ści​śle wy​bra​ne​go re​jo​nu. Po na​chy​le​niu dzio​ba za​sob​ni​ka ku Zie​mi ra​kie​ty ha​mu​- ją​ce, dzia​ła​ją​ce w kie​run​ku prze​ciw​nym do lotu, spo​wo​do​wa​ły wy​tra​ce​nie pierw​szej pręd​- ko​ści ko​smicz​nej i na​dal zmniej​sza​ły pręd​kość ka​bi​ny, a ,,Wo​stok" po​czął stop​nio​wo przy​- bli​żać się do po​wierzch​ni glo​bu. Ga​ga​rin od​czuł po​wol​ny po​wrót wagi swe​go cia​ła, a póź​- niej sta​le na​ra​sta​ją​ce prze​cią​że​nie, któ​re w pew​nym mo​men​cie sta​ło się więk​sze niż przy wzlo​cie na or​bi​tę. O go​dzi​nie 10.35 sta​tek wszedł w gęst​sze war​stwy at​mos​fe​ry. Przy​po​mnieć war​to, iż at​- mos​fe​ra ziem​ska skła​da się z kil​ku warstw. Naj​niż​sza to tro​pos​fe​ra, do​me​na zja​wisk me​te​- oro​lo​gicz​nych, się​ga​ją​ca do wy​so​ko​ści 10 lub na​wet 12 ki​lo​me​trów. Da​lej, do wy​so​ko​ści oko​ło 70 ki​lo​me​trów, roz​cią​ga się stra​tos​fe​ra, w któ​rej nie​po​dziel​nie pa​nu​je słoń​ce, jako że stra​tos​fe​ra po​zba​wio​na jest chmur. Na​stęp​na war​stwa to jo​nos​fe​ra, się​ga​ją​ca 500—800 ki​lo​me​trów od po​wierzch​ni Zie​mi. Jej na​zwa po​cho​dzi stąd, iż ist​nie​je tam bar​dzo rzad​kie, zjo​ni​zo​wa​ne po​wie​trze, co zna​czy, że więk​szość tam​tej​szych czą​ste​czek ga​zo​wych po​sia​da ła​dun​ki elek​trycz​ne. Jo​nos​fe​ra po​dzie​lo​na jest na kil​ka warstw. W dol​nej wy​stę​pu​ją znacz​- ne za​kłó​ce​nia fal ra​dio​wych, czę​sto unie​moż​li​wia​ją​ce sły​szal​ność, a tak​że wiel​kie na​grze​- wa​nie się ciał prze​la​tu​ją​cych przez tę war​stwę, na przy​kład me​te​orów, któ​re za​pa​la​ją się zwy​kle na wy​so​ko​ści 100-120 ki​lo​me​trów. Po​wy​żej jo​nos​fe​ry ist​nie​je eg​zos​fe​ra, któ​rej

gru​bość wy​no​si kil​ka pro​mie​ni ziem​skich. Czą​stecz​ki ga​zów eg​zos​fe​ry nie bio​rą udzia​łu w wi​ro​wa​niu Zie​mi, ale okrą​ża​ją ją po sa​mo​dziel​nych cha​otycz​nych or​bi​tach elip​tycz​nych. Otóż gdy „Wo​stok" wszedł w dol​ną jo​nos​fe​rę, jego ze​wnętrz​na osło​na po​czę​ła roz​grze​- wać się skut​kiem tar​cia. Po​wierzch​nia ra​kie​ty roz​ża​rzy​ła się wkrót​ce do czer​wo​no​ści i wresz​cie po​czę​ła pło​nąć. Ko​smo​nau​ta, któ​re​go łącz​ność ra​dio​wa z Zie​mią była w tym okre​sie lotu bar​dzo utrud​nio​na, ob​ser​wo​wał po​przez ilu​mi​na​to​ry czer​wo​ny pło​mień sza​le​- ją​cy do​ko​ła stat​ku w bez​po​śred​niej od​le​gło​ści od wnę​trza ka​bi​ny. Wi​dok fa​scy​nu​ją​cy, ale też mo​gą​cy za​trwo​żyć. Szczę​śli​wie ża​ro​od​por​na po​wło​ka i urzą​dze​nia chło​dzą​ce, wła​ści​wie za​pro​jek​to​wa​ne i wy​ko​na​ne, speł​ni​ły swe za​da​nie. We​wnątrz ka​bi​ny przez cały czas utrzy​my​wa​ła się tem​pe​- ra​tu​ra 20 stop​ni. Zdro​wiu i ży​ciu ko​smo​nau​ty nie za​gra​ża​ło nic, nie​mniej ko​niec lotu jesz​- cze nie na​stą​pił. Wy​so​kość sta​le ma​le​je, 30 ki​lo​me​trów, 20, 10... Ju​rij roz​po​zna​je te​raz błysz​czą​cą wstę​- gę Woł​gi, a wi​dok ten na​pa​wa go ra​do​ścią, jest jak​by gwa​ran​cją bez​piecz​ne​go po​wro​tu. Po​czy​na dzia​łać sys​tem spa​do​chro​nów, ma​ją​cych nieść w dół za​sob​nik, a jed​no​cze​śnie au​- to​ma​tycz​ne urzą​dze​nie od​dzie​la wła​ści​wą ka​bi​nę pi​lo​ta od resz​ty stat​ku. O go​dzi​nie 10.55 cza​su mo​skiew​skie​go „Wo​stok" i jego pi​lot do​ty​ka​ją po​wierzch​ni Zie​mi w po​bli​żu wsi Smie​łow​ka, na po​lach koł​cho​zu „Le​ni​now​ska Dro​ga", na po​łu​dnio​wy za​chód od mia​sta En​- gels. W nie​ca​łe 2 go​dzi​ny Ga​ga​rin prze​był od​le​głość po​nad 40 000 ki​lo​me​trów, bi​jąc wszel​kie re​kor​dy pręd​ko​ści i wy​so​ko​ści. Już wte​dy eks​per​ci z róż​nych kra​jów i en​tu​zja​ści o spor​to​wym na​sta​wie​niu ogło​si​li, iż ma​jor Ju​rij Ga​ga​rin usta​no​wił za jed​nym za​ma​chem aż dzie​więć re​kor​dów świa​to​wych. Oto nie​któ​re z nich: — pierw​szy lot po or​bi​cie sa​te​li​tar​nej, czy​li „po​dróż do​oko​ła świa​ta" w cza​sie 1 go​dzi​- ny 48 mi​nut; — naj​dłuż​szy po​byt w sta​nie nie​waż​ko​ści wy​no​szą​cy 75 mi​nut; — re​kord pręd​ko​ści wy​no​szą​cy 28 080 ki​lo​me​trów na go​dzi​nę; — re​kord wy​so​ko​ści wy​no​szą​cy 305 000 me​trów. Moż​na by wy​li​czyć jesz​cze i dal​sze re​kor​dy, ale w tym lo​cie spra​wa re​kor​dów sta​no​wi​ła czyn​nik dru​go​rzęd​ny. , Lot Ga​ga​ri​na po​zwo​lił wy​su​nąć roz​licz​ne, na​der istot​ne wnio​ski. Po​byt czło​wie​ka w Ko​smo​sie udo​wod​- nił, iż or​ga​nizm ludz​ki w peł​ni jest zdol​ny do znie​sie​nia nie​zwy​kłych wa​run​ków star​tu i lą​- do​wa​nia i do​sko​na​le zno​si stan nie​waż​ko​ści. Czuj​ni​ki wmon​to​wa​ne w ska​fan​der ko​smo​- nau​ty te​le​me​tro​wa​ły na Zie​mię bio​prą​dy ser​ca, wa​ha​nia tęt​na i ru​chy od​de​cho​we klat​ki pier​sio​wej. Oka​za​ło się, iż wszyst​ko funk​cjo​no​wa​ło nor​mal​nie lub pra​wie nor​mal​nie. Dal​sze od​kry​cie, rów​nież bar​dzo waż​ne: oba​wia​no się przed star​tem, że czło​wiek wy​- rwa​ny ze swe​go ziem​skie​go śro​do​wi​ska i wy​strze​lo​ny na or​bi​tę może się za​ła​mać, nie wy​- trzy​mać sa​mot​no​ści w ab​so​lut​nej ci​szy (po za​prze​sta​niu pra​cy sil​ni​ków i od​pad​nię​ciu po​- moc​ni​czych czło​nów ra​kie​ty w ka​bi​nie pa​no​wa​ła cał​ko​wi​ta ci​sza). Oba​wia​no się, że na stan psy​chicz​ny ka​ta​stro​fal​nie wpły​nie świa​do​mość, iż za cien​ką ścian​ką stat​ku czai się próż​nia i czy​ha po​twor​ny mróz, któ​re zdol​ne są w ułam​ku se​kun​dy za​bić naj​wy​trzy​mal​szy

or​ga​nizm. Oka​za​ło się, że psy​chicz​na od​por​ność pierw​sze​go ko​smo​nau​ty (a póź​niej od​por​- ność jego na​stęp​ców) do​sko​na​le prze​ciw​sta​wi​ła się nie​bez​pie​czeń​stwu. Uśmiech​nię​ty i by​naj​mniej nie zmę​czo​ny Ju​rij Ga​ga​rin roz​ma​wiał jesz​cze z koł​choź​ni​ka​- mi, zdu​mio​ny​mi i za​chwy​co​ny​mi przy​by​ciem „go​ścia z Ko​smo​su", gdy tuż obok wy​lą​do​wał śmi​gło​wiec, któ​ry za​brał ko​smo​nau​tę na nie​zbyt od​le​gły punkt po​sto​ju gru​py spe​cja​li​stów z Baj​ko​nu​ru. Wkrót​ce po​tem przy​był na od​rzu​to​wym sa​mo​lo​cie Her​man Ti​tow, by po​wi​tać swe​go „ko​smicz​ne​go bliź​nia​ka". Moc​ny uścisk dło​ni, krót​kie py​ta​nie: — Je​steś za​do​wo​lo​ny? Pół​u​śmiech i od​po​wiedź rów​nie zwię​zła, jak py​ta​nie: — Bar​dzo. Ty też bę​dziesz kie​dyś tak za​do​wo​lo​ny. A po​tem na​stą​pił trium​fal​ny prze​lot do Mo​skwy, owa​cje nie​zli​czo​nych tłu​mów. En​tu​zja​stycz​ne de​pe​sze ze wszyst​kich krań​ców świa​ta, wy​ra​zy uzna​nia i po​dzi​wu. Na pier​si Ju​ri​ja Ga​ga​ri​na za​wi​sła gwiaz​da Bo​ha​te​ra Związ​ku Ra​dziec​kie​go, na na​ra​mien​ni​kach po​ja​wi​ły się dys​tynk​cje pod​puł​kow​ni​ka. A jesz​cze póź​niej po​sy​pa​ły się za​pro​sze​nia, na​stą​pi​ły wy​jaz​dy za​gra​nicz​ne do tych kra​- jów i kon​ty​nen​tów, któ​re Ju​rij tak nie​daw​no oglą​dał z wy​so​ko​ści 300 ki​lo​me​trów. In​die, An​glia, In​do​ne​zja, Li​be​ria, Egipt, Ka​na​da, a tak​że Pol​ska, gdzie Prze​wod​ni​czą​cy Rady Pań​stwa, Alek​san​der Za​wadz​ki, ude​ko​ro​wał ko​smo​nau​tę Krzy​żem Grun​wal​du I kla​sy. Ale nie​wy​so​ki, szczu​pły ko​smo​nau​ta po​zo​stał tym sa​mym skrom​nym, opa​no​wa​nym i bez​- po​śred​nim czło​wie​kiem, ja​kim był przed swym hi​sto​rycz​nym wzlo​tem. W przed​mo​wie do bro​szur​ki pierw​szej ko​smo​naut​ki świa​ta, Wa​len​ty​ny Tie​riesz​ko​wej, pi​sał: ..Je​że​li na​wet jest tu ja​kaś za​słu​ga na​szych ko​smo​nau​tów, wo​bec ludz​ko​ści, to tyl​ko ta, iż przy​bli​ża​my urze​czy​wist​nie​nie owe​go ma​rze​nia. Pierw​si wy​pró​bo​wu​je​my środ​ki, któ​re ge​niusz i pra​ca Czło​wie​ka stwo​rzy​ły, aże​by od​wiecz​ne, sta​re jak sama ludz​kość pra​gnie​- nie sta​ło się re​al​ne. W każ​dym ra​zie nasz trud wień​czy pra​cę ogrom​nych ze​spo​łów ludz​- kich, któ​re przy​pu​ści​ły szturm do nie​bios na dłu​go jesz​cze przed​tem, nim po​wsta​ła dru​ży​- na ko​smo​nau​tów. Na dru​gi dzień po wy​lą​do​wa​niu Ga​ga​rin udzie​lił wy​wia​du dzien​ni​ka​rzo​wi z „Izwie​stii", po​da​jąc o so​bie in​te​re​su​ją​ce szcze​gó​ły, do​tych​czas nie zna​ne. Oto one w te​le​gra​ficz​nym skró​cie: Waga w dniu star​tu: 67 ki​lo​gra​mów. Wzrost: 158 cen​ty​me​trów. Ulu​bio​ne przed​mio​ty w cza​sie stu​diów: fi​zy​ka i ma​te​ma​ty​ka. Ulu​bie​ni au​to​rzy: Cze​chow, Toł​stoj, Pusz​kin i Po​le​- woj. Ulu​bio​na po​stać li​te​rac​ka: bez​sto​py lot​nik Mie​rie​sjew z książ​ki Po​le​wo​ja „Opo​wieść o praw​dzi​wym czło​wie​ku". Ulu​bio​ne spor​ty: ko​szy​ków​ka, nar​ciar​stwo, łyż​wiar​stwo. Urze​czy​wist​ni​ły się wresz​cie ma​rze​nia Kon​stan​te​go Cioł​kow​skie​go. Speł​ni​ły się ma​rze​- nia za​stę​pów na​ukow​ców, fan​ta​stów i en​tu​zja​stów. Pierw​szy czło​wiek sta​nął na pro​gu Ko​- smo​su. Pierw​szy, ale nie ostat​ni, gdyż po pierw​szym kro​ku ko​smicz​nym po​sta​wio​no na​stęp​- ny. Po​sta​wił ten krok miesz​ka​niec dru​giej pół​ku​li ziem​skiej, Alan She​pard. Po nim zaś ru​- szy​li w Ko​smos inni, wy​ko​na​li dal​sze, jak​że wspa​nia​łe loty, to​ro​wa​li dro​gę w prze​strzeń

mię​dzy​pla​ne​tar​ną. Ale pa​mię​tać jed​nak trze​ba za​wsze, iż Ju​rij Ga​ga​rin wy​ru​szył w Nie​zna​- ne pierw​szy.

PAM I Ę T N Y „ S K O K Jest pięk​ny wio​sen​ny po​ra​nek roku 1935. Przez sze​ro​ko otwar​te okno wpa​da do po​ko​iku na pierw​szym pię​trze de​li​kat​ny aro​mat kwit​ną​cych ja​bło​ni. Słoń​ce stoi już wy​so​ko nad pa​- gór​ka​mi New Hamp​shi​re. Na nie​bie wa​łę​sa​ją się le​ni​wie bia​łe ob​ło​ki. Ła​god​ny, ale z wol​- na na​ra​sta​ją​cy wiatr po​ru​sza ko​na​ra​mi so​sen ota​cza​ją​cych bia​ły, drew​nia​ny do​mek w East Der​ry. Po​go​da ide​al​na, to​też 12-let​ni Alan szyb​ko zry​wa się z łóż​ka i pod​bie​ga do okna, by jesz​cze raz spraw​dzić „wa​run​ki me​te​oro​lo​gicz​ne". — Ta​aak, dzień nie​zły. Zu​peł​nie od​po​wied​ni — mru​czy do sie​bie i go​rącz​ko​wo na​cią​ga spodnie. Jest so​bo​ta, ale szczę​śli​wym zbie​giem oko​licz​no​ści szko​ła zo​sta​ła aku​rat na ten dzień za​- mknię​ta. Je​że​li więc wszyst​ko pój​dzie zgod​nie z pla​nem, bę​dzie to so​bo​ta hi​sto​rycz​na. So​- bo​ta wprost wy​jąt​ko​wa dla Lot​ni​cze​go Klu​bu Mo​de​lar​skie​go, któ​re​go dzia​łal​ność, do​tych​- czas ra​czej nie​mra​wa, ma zo​stać uko​ro​no​wa​na w dniu dzi​siej​szym wy​czy​nem na wiel​ką ska​lę. Na​stą​pić ma start szy​bow​ca, ale tym ra​zem szy​bo​wiec nie jest mo​de​lem, na któ​rym tyl​ko kra​sno​lud​ki po​tra​fi​ły​by unieść się w po​wie​trze, lecz praw​dzi​wym, naj​praw​dziw​szym szy​bow​cem. Zdo​był go dla Klu​bu ró​wie​śnik Ala​na, pie​go​wa​ty Al De​ale, wy​ka​zu​jąc przy tym zdu​mie​wa​ją​ce zdol​no​ści ak​tor​skie. Aż trud​no so​bie wy​obra​zić tego ży​we​go jak skra wy​rost​ka, sko​re​go do bój​ki i zwa​dy, w roli za​ła​ma​ne​go psy​chicz​nie, przy​bi​te​go nie​szczę​- ściem i prze​ciw​no​ścia​mi losu po​tom​ka Ika​ra. Al De​ale po​tra​fił tak dłu​go bła​gać, wier​cić dziu​rę w brzu​chu, na​ma​wiać i per​swa​do​wać, iż mięk​kie z na​tu​ry ser​ce Ja​me​sa Trow​brid​ge zmię​kło jesz​cze bar​dziej. Gdy zaś Al De​ale wy​to​czył swój osta​tecz​ny ar​gu​ment, ser​ce pana Trow​brid​ge zmię​kło do resz​ty: — Tak, pro​szę pana, tyl​ko to już mi zo​sta​ło. Ka​mień do szyi i w wodę, do rze​ki. Mer​ri​- mack ma sześć stóp głę​bo​ko​ści, a na​wet wię​cej. Wy​star​czy, bo ja mam tyl​ko. czte​ry sto​py i osiem cali. Ka​mień do szyi i ko​niec... Pan Trow​brid​ge roz​czu​lił się. Pan Trow​brid​ge ofia​ro​wał Lot​ni​cze​mu Klu​bo​wi Mo​de​lar​- skie​mu wła​sno​ręcz​nie wy​ko​na​ny szy​bo​wiec. Ja​mes Trow​brid​ge, we​te​ry​narz z po​bli​skie​go mia​stecz​ka Ri​ver​si​de, był bo​wiem za​pa​lo​nym ama​to​rem kon​struk​to​rem i w chwi​lach wol​- nych od za​jęć za​wo​do​wych kle​cił z drew​na i płót​na roz​licz​ne szy​bow​ce wszel​kich kształ​- tów i roz​mia​rów. Co praw​da żad​na z jego kon​struk​cji do​tych​czas nie unio​sła się w po​wie​- trze, ale w Ri​ver​si​de nie bra​kło ani drew​na, ani płót​na, Ja​mes Trow​brid​ge był cier​pli​wy, wy​trwa​ły i pra​co​wi​ty, kro​wy i świ​nie cho​ro​wa​ły rzad​ko, to​też za​pa​lo​ny kon​struk​tor nie tra​- cił du​cha. Wie​rzył świę​cie, iż kie​dyś zmaj​stru​je taki płat o wiec, na któ​rym po​bi​te zo​sta​ną wszyst​kie re​kor​dy Sta​nów Zjed​no​czo​nych i świa​ta. W ten spo​sób szy​bo​wiec zna​lazł się w po​sia​da​niu Klu​bu. Była to istot​nie nie​prze​cięt​na kon​struk​cja. Przy​po​mi​nał nie​co wy​glą​dem „Lot​nię" Cze​sła​wa Tań​skie​go i pierw​sze la​taw​- ce Li​lien​tha​la, lecz jego po​wietrz​ne moż​li​wo​ści z miej​sca zo​sta​ły​by za​kwe​stio​no​wa​ne przez każ​de​go lot​ni​ka. Skła​dał się z dwóch drew​nia​nych skrzy​deł po​kry​tych płót​nem, kra​-

tow​ni​cy ka​dłu​ba z pry​mi​tyw​nym uste​rze​niem ogo​no​wym i skom​pli​ko​wa​nym sys​te​mem li​nek, ma​ją​cych prze​ka​zy​wać roz​ka​zy pi​lo​ta ste​rom. Dzi​wo​ląg ten na​le​ża​ło przy​mo​co​wać rze​mie​nia​mi do ra​mion, sta​nąć na szczy​cie ja​kie​goś pa​gór​ka, po​bie​gnąć w dół sto​ku, pod​- sko​czyć i usi​ło​wać wzle​cieć, uprzed​nio po​le​ciw​szy du​szę Bogu, a cia​ło to​wa​rzy​stwu ubez​- pie​cze​nio​we​mu. Nie​mniej we​dług jed​no​gło​śnej opi​nii człon​ków Lot​ni​cze​go Klu​bu Mo​de​lar​skie​go szy​bo​- wiec miał wszel​kie szan​se, by wy​nieść 12-let​nie​go Ala​na She​par​da w prze​stwo​rza. Wy​bór padł na Ala​na, po​nie​waż wy​ka​zy​wał on naj​wię​cej ener​gii, za​pa​łu i teo​re​tycz​nej zna​jo​mo​ści praw ae​ro​dy​na​mi​ki. Poza tym był naj​niż​szy i naj​lżej​szy wśród człon​ków Klu​bu, a to mo​gło za​wa​żyć na wy​so​ko​ści lotu. A więc dzi​siaj, w so​bo​tę, na​stą​pi wy​da​rze​nie, któ​re po​tom​ni przy​rów​ny​wać będą kie​dyś do epo​ko​we​go wzlo​tu bra​ci Wri​ght, atlan​tyc​kie​go prze​lo​tu Lind​ber​gha oraz oce​anicz​nych wy​czy​nów Ame​lii Ear​hard... Alan She​pard zbie​gnie ze szczy​tu Mer​ry Hill, naj​więk​sze​go oko​licz​ne​go wznie​sie​nia, ru​szy w nie​bo, po​szy​bu​je hen, przed sie​bie, po​nad wzgó​rza​mi i do​li​na​mi, po​nad roz​le​wi​ska​mi Mer​ri​mack, po​nad ca​łym kon​ty​nen​tem. Alan wsko​czył na fu​try​nę okna, wy​chy​lił się i zręcz​nie ze​śli​znął się po ryn​nie, uni​ka​jąc „kla​sycz​ne​go" spo​so​bu opusz​cze​nia domu przez drzwi wej​ścio​we. Miał w tym swój cel. Po co alar​mo​wać ro​dzi​ców i szu​kać wy​krę​tów, by umo​ty​wo​wać wyj​ście o tak wcze​snej po​rze? Alan brzy​dził się kłam​stwem, po zwy​cię​skim zaś po​wro​cie bę​dzie mógł z dumą opo​wie​dzieć o swym wy​czy​nie. Wte​dy nikt nie bę​dzie miał. do nie​go pre​ten​sji, a oj​cow​ski pa​sek po​zo​sta​nie na wła​ści​wym miej​scu i speł​niać bę​dzie wła​ści​we za​da​nie — pod​trzy​- my​wać oj​cow​skie spodnie. W drew​nia​nej szo​pie opo​dal dom​ku She​par​dów, słu​żą​cej za​rów​no za han​gar, jak i za sie​dzi​bę Klu​bu, ze​bra​ni już byli wszy​scy człon​ko​wie. Za​cho​wu​jąc na​le​ży​te środ​ki ostroż​- no​ści, by nie wzbu​dzić nie​zdro​wej cie​ka​wo​ści do​ro​słych, wy​cią​gnię​to szy​bo​wiec na ze​- wnątrz, gdzie pie​go​wa​ty Al De​ale, za po​mo​cą „po​ży​czo​ne​go" z domu pędz​la i pusz​ki czer​- wo​ne​go sa​mo​cho​do​we​go la​kie​ru, „po​ży​czo​ne​go" w miej​sco​wej sta​cji ben​zy​no​wej, do​ko​- nał ostat​nie​go za​bie​gu: wiel​ki​mi li​te​ra​mi, peł​ny​mi fan​ta​zyj​nych za​krę​ta​sów, wy​ma​lo​wał na kra​tow​ni​cy ka​dłu​ba na​zwę: „Vic​to​rio​us Eagle of East Der​ry" („Zwy​cię​ski Orzeł z East Der​ry"). Wy​sła​no zwiad, unie​sio​no szy​bo​wiec, dźwi​gnię​to go na ra​mio​na. Uni​ka​jąc bar​dziej uczęsz​cza​nych ulic, gro​ma​da wy​rost​ków po​ma​sze​ro​wa​ła w kie​run​ku Mer​ry Hill. Pot spły​- wał im z twa​rzy, ręce mdla​ły, nogi się ugi​na​ły, ale pio​nie​rzy awia​cji wy​trwa​le par​li ku wzgó​rzu. Po opusz​cze​niu mia​stecz​ka za​trzy​ma​li się, ode​tchnę​li z ulgą. Nikt im do​tych​czas nie prze​szko​dził, nikt ich nie za​uwa​żył. Uda​ło się, bo gdy​by ja​kiś tę​po​gło​wy i po​zba​wio​ny fan​ta​zji i zro​zu​mie​nia spraw lot​ni​czych miesz​ka​niec East Der​ry do​strzegł po​dej​rza​ną pro​- ce​sję, im​pre​za bez wąt​pie​nia zo​sta​ła​by po​psu​ta, a wie​ko​pom​ny start odło​żo​ny na czas nie​- okre​ślo​ny. Po​ma​sze​ro​wa​li da​lej, wy​trwa​le wspi​na​li się po zbo​czu. Na szczy​cie zło​ży​li szy​bo​wiec na mu​ra​wie, od​by​li ostat​nią przed​star​to​wą kon​fe​ren​cję. Alan przy​bli​żył się do „Zwy​cię​-

skie​go Orła". Ko​le​dzy skwa​pli​wie do​pię​li pasy, przy​mo​co​wa​li skrzy​dła do ra​mion wy​- brań​ca. — Te, Alan, uwa​żaj na sie​bie — rzu​cił ostrze​że​nie Al De​ale, któ​re​mu z emo​cji pie​gi wy​stą​pi​ły jesz​cze sil​niej na pu​co​ło​wa​te po​licz​ki. — Wszyst​ko bę​dzie o key, nie przej​muj się — od​parł zdo​byw​ca prze​stwo​rzy. Rzu​cił roz​ognio​nym spoj​rze​niem do​ko​ła. Z wierz​choł​ka Mer​ry Hill wi​dać było całą oko​- li​cę, zie​leń pól i la​sów, błę​kit je​zior i rze​ki Mer​ri​mack, po​fa​lo​wa​ne łąki, barw​ne pla​my ogro​dów, ja​sne pu​de​łecz​ka za​bu​do​wań. Przy​go​to​wa​nia do​bie​gły koń​ca. Alan sta​nął wy​pro​sto​wa​ny, ze skrzy​dła​mi szy​bow​ca u ra​- mion. Po​stą​pił krok do przo​du, roz​pę​dził się, po​ga​lo​po​wał w dół sto​ku. Szyb​ko, co​raz szyb​ciej, jak tyl​ko nogi po​zwa​la​ły... Wiatr za​gwiz​dał mu w uszach, skrzy​dła za​dy​go​ta​ły. Szyb​ko, jesz​cze szyb​ciej, póki wy​star​czy od​de​chu w pier​si. Ostat​nim wy​sił​kiem od​bił się od zie​mi i... po​szy​bo​wał w po​wie​trzu! Nie na dłu​go jed​nak. Mło​do​cia​ny wy​bra​niec Lot​ni​cze​go Klu​bu Mo​de​lar​skie​go nie był zbyt wy​traw​nym lot​ni​kiem. Nie wie​dział, iż star​to​wać na​le​ży pod wiatr, nie zaś z wia​trem bocz​nym. A w do​dat​ku kon​struk​cja Ja​me​sa Trow​brid​ge'a nie prze​ja​wi​ła ab​so​lut​nie żad​nych wa​lo​rów lot​nych. Kon​se​kwen​cje były do​tkli​we. Mi​nę​ły za​le​d​wie 2 se​kun​dy lotu. Sil​niej​szy po​dmuch wia​tru chwy​cił za skrzy​dła, szarp​nął nimi, prze​krę​cił i rzu​cił szy​bo​wiec oraz przy​mo​co​wa​ne​go doń zdo​byw​cę nie​ba na tra​wę zbo​cza. Roz​legł się trzask ła​ma​ne​go drze​wa i roz​dzie​ra​ne​go płót​na, a za​raz po​tem wrza​ski chłop​ców. Ale spod skrak​so​wa​ne​go szy​bow​ca, prze​mie​nio​ne​go w kupę drew​nia​ne​go zło​- mu z po​wie​wa​ją​cy​mi na wie​trze strzę​pa​mi ma​te​ria​łu, nie ode​zwał się ża​den od​głos. Prze​ra​że​ni chłop​cy pę​dem pu​ści​li się do miej​sca wy​pad​ku. — Alan! Alan! Czy ży​jesz? Alan! — Alan, czy umar​łeś? Po​wiedz, czy umar​łeś! Ode​zwij się! Kupa po​ła​ma​nych li​stew po​ru​szy​ła się. Uka​za​ła się zwi​chrzo​na czu​pry​na, póź​niej gło​wa, jesz​cze póź​niej cała po​stać. Alan był bla​dy, twarz miał po​dra​pa​ną, spodnie po​roz​dzie​ra​ne. — Alan! Nie umar​łeś, praw​da? Po​pa​trzył na ko​le​gów, ale nic nie od​po​wie​dział. Po pro​stu ich nie do​strze​gał. Jego spoj​- rze​nie błą​dzi​ło po szczy​tach pa​gór​ków, prze​śli​zgi​wa​ło się po pu​szy​stych zwo​jach chmur, wy​bie​ga​ło ku błę​ki​to​wi nie​ba. Bo​le​sny upa​dek, roz​bi​cie szy​bow​ca, po​dar​te spodnie? To były nic nie zna​czą​ce dro​bia​zgi, nie​god​ne uwa​gi męż​czy​zny. Pod​czas 2-se​kun​do​we​go, pry​- mi​tyw​ne​go wzlo​tu Alan She​pard roz​ko​chał się w po​wietrz​nej swo​bo​dzie, w szu​mie wia​tru koło uszu, w wal​ce z prze​stwo​rzem. Ten mi​zer​ny, za​koń​czo​ny krak​są skok bę​dzie jego pierw​szym sko​kiem, ale nie ostat​nim. Gdy przyj​dzie wła​ści​wy czas, wro​ta nie​bios ro​ze​wrą się na oścież przed pi​lo​tem ,,Vic​to​rio​us Eagle of East Der​ry". Mi​nę​ło 6 lat. Szko​ła w East Der​ry oraz Pin​ker​ton Aca​de​my po​zo​sta​ły da​le​ko w tyle. W prze​szłość ode​szła rów​nież szko​ła w Far​ra​gut. 18-let​ni Alan She​pard ob​rał już ży​cio​wy cel i zde​cy​do​wa​nie wkro​czył na dro​gę ku jego re​ali​za​cji. Po​sta​no​wił za​cią​gnąć się do ma​ry​- nar​ki wo​jen​nej, a po ukoń​cze​niu Aka​de​mii Mor​skiej w An​na​po​lis uzy​skać przy​dział do lot​-

nic​twa ma​ry​nar​ki USA. Był rok 1941. Ofi​cjal​nie Sta​ny Zjed​no​czo​ne nie przy​stą​pi​ły jesz​cze do woj​ny, ale na Atlan​ty​ku hi​tle​row​skie okrę​ty pod​wod​ne nie raz i nie dwa ata​ko​wa​ły i za​ta​pia​ły ame​ry​kań​- skie stat​ki. Każ​dy trzeź​wo my​ślą​cy oby​wa​tel Sta​nów Zjed​no​czo​nych, poza gru​pą za​cie​- kłych izo​la​cjo​na​li​stów, ro​zu​miał, iż star​cie z Trze​cią Rze​szą, a praw​do​po​dob​nie rów​nież z im​pe​ria​li​stycz​ną Ja​po​nią, jest nie​unik​nio​ne. She​pard my​ślał trzeź​wo, to​też ze zdwo​jo​ną ener​gią za​brał się do stu​diów w Aka​de​mii. W grud​niu te​goż roku Ja​poń​czy​cy za​ata​ko​wa​li i nie​mal cał​ko​wi​cie znisz​czy​li ame​ry​kań​- ską Flo​tę Pa​cy​fi​ku, nie​opatrz​nie zgru​po​wa​ną w Pe​arl Har​bo​ur. Wkrót​ce po​tem woj​na z Niem​ca​mi i fa​szy​stow​ski​mi Wło​cha​mi sta​ła się fak​tem do​ko​na​nym. Wy​da​rze​nia świa​to​we od​bi​ły się bez​po​śred​nio na stu​diach Ala​na. Okres na​uki w Aka​de​- mii skró​co​no z 4 lat do 3. Wy​ma​ga​ło to bar​dzo in​ten​syw​nej pra​cy i po​zwa​la​ło przy​pusz​- czać, iż szko​le​nie za​koń​czy się jesz​cze w cza​sie woj​ny, ab​sol​wen​ci zaś Aka​de​mii we​zmą udział w wal​ce z wro​giem. She​pard peł​ną parą za​brał się do stu​diów i nie​zbyt wie​le cza​su znaj​do​wał na swe ulu​bio​ne spor​ty: że​glar​stwo, pił​kę noż​ną i nar​ciar​stwo. O la​ta​niu mu​siał na ra​zie za​po​mnieć. W koń​cu 1942 roku zgi​nął w krak​sie lot​ni​czej ku​zyn Ala​na, Erie She​pard, uczeń woj​sko​- wej szko​ły pi​lo​ta​żu. To ro​dzin​ne nie​szczę​ście spo​tę​go​wa​ło wolę Ala​na zo​sta​nia pi​lo​tem. Nie opu​ścił jed​nak Aka​de​mii Mor​skiej i w roku 1944 do​cze​kał się uro​czy​ste​go dnia pro​- mo​cji. Wkrót​ce po​tem otrzy​mał pierw​szy przy​dział: Sta​cja Lot​nic​twa Ma​ry​nar​ki Wo​jen​nej w Jack​so​nvil​le na Flo​ry​dzie. Mło​dy ofi​cer miał tam za​po​znać się z uży​wa​ny​mi pod​ów​czas sa​mo​lo​ta​mi bo​jo​wy​mi. Alan ży​wił przy tym na​dzie​ję, iż w Jack​so​nvil​le uda mu się choć kil​ka razy po​la​tać, a kto wie, czy nie zdo​być upra​gnio​nych zło​tych skrzy​de​łek pi​lo​ta! W Jack​so​nvil​le skrzy​de​łek nie zdo​był, cho​ciaż jako czło​nek za​ło​gi wy​ko​nał wie​le lo​tów tre​nin​go​wych. Zresz​tą wkrót​ce opu​ścił Sta​cję. Za​mel​do​wał się na po​kła​dzie nisz​czy​cie​la ,,Cog​swell", ope​ru​ją​ce​go na Pa​cy​fi​ku. Wraz z tym okrę​tem brał udział w ostat​nich zwy​cię​- skich bi​twach ze zdzie​siąt​ko​wa​ną flo​tą ja​poń​ską i w lu​tym 1945 po​wró​cił do kra​ju. W ty​dzień po po​wro​cie wziął ślub z pan​ną Lo​uise Bre​wer, wy​bran​ką ser​ca jesz​cze z cza​sów Aka​de​mii w An​no​po​lis. — Cóż, mój chłop​cze, te​raz z pew​no​ścią je​steś szczę​śli​wy — za​gad​nął go na we​se​lu oj​- ciec, ma​jor Alan She​pard se​nior. — Tak, za​pew​ne — od​parł mło​dy ma​ry​narz, ale za​my​ślił się, za​wa​hał i do​dał, na pół do sie​bie: — Ta​aak, ale... nie zo​sta​łem jesz​cze pi​lo​tem. — Jak to? — udał zdzi​wie​nie oj​ciec. — Prze​cież pi​lo​to​wa​łeś słyn​ny ,,Vic​to​rio​us Eagle of East Der​ry"! — Skąd o tym wiesz? — zdu​miał się Alan. Ma​jor She​pard ro​ze​śmiał się na cały głos. — Pa​trzy​łem na was przez okno — wy​ja​śnił. — A po​tem, hm — od​chrząk​nął z za​kło​po​- ta​niem. — Po​tem prze​kra​dłem się za wami. Tro​chę się po​dra​pa​łem o te prze​klę​te krza​ki na Mer​ry Hill, ale wi​dzia​łem twój wie​ko​pom​ny skok i krak​sę. — Po​ło​żył rękę na ra​mie​niu syna. — Cier​pli​wo​ści. Zo​sta​niesz pi​lo​tem, je​stem tego pew​ny.

Przed za​koń​cze​niem woj​ny nisz​czy​ciel „Cog​swell" po​now​nie wy​pły​nął na Pa​cy​fik. W cza​sie po​sto​ju na ato​lu Uli​thi w ar​chi​pe​la​gu Fi​li​pin znie​cier​pli​wio​ny Alan na​pi​sał po​da​nie, pro​sząc o na​tych​mia​sto​we wy​sła​nie na kurs pi​lo​ta​żu. Po​da​nie zo​sta​ło przy​ję​te, Alan prze​- szedł wszyst​kie nie​zbęd​ne ba​da​nia le​kar​skie i... roz​po​czął wy​cze​ki​wa​nie. Jed​no​cze​śnie zaś brał udział w koń​co​wych bo​jach z ma​ry​nar​ką ja​poń​ską, mię​dzy in​ny​mi zwal​cza​jąc ata​ki fa​- na​tycz​nych ka​mi​ka​dze — po​wietrz​nych sa​mo​bój​ców, roz​bi​ja​ją​cych się wraz z sa​mo​lo​tem o po​kła​dy nie​przy​ja​ciel​skich okrę​tów. 6 sierp​nia 1945 ato​mo​wa bom​ba wy​bu​chła nad Hi​ro​szi​mą. W parę dni póź​niej nisz​czy​- ciel „Cog​swell" wraz z in​ny​mi okrę​ta​mi Trze​ciej Flo​ty USA uczest​ni​czył w Za​to​ce To​kij​- skiej w ce​re​mo​nii for​mal​ne​go pod​da​nia się im​pe​rium ce​sa​rza Hi​ro​chi​to. Dru​ga woj​na świa​to​wa do​bie​gła koń​ca. Dla Ala​na She​par​da ko​niec ten w pew​nym sen​sie był po​cząt​kiem. We wrze​śniu pod​po​rucz​nik She​pard za​mel​do​wał się w ba​zie Cor​pus Chri​sti w Tek​sa​sie, w szko​le pi​lo​ta​żu ma​ry​nar​ki wo​jen​nej. Po​wo​jen​ne szko​le​nie szło jed​nak nie​mra​wo, znikł go​rącz​ko​wy po​śpiech, skur​czy​ły się fun​du​sze. Woj​sko​wy tre​ning w Cor​pus Chri​sti prze​bie​- gał w tak żół​wim tem​pie, iż Alan zdo​był się na krok dra​stycz​ny: po​czął brać pry​wat​ne lek​- cje la​ta​nia! W ten spo​sób uzy​skał li​cen​cję pi​lo​ta cy​wil​ne​go na kil​ka mie​się​cy przed koń​co​- wym eg​za​mi​nem kur​su. Wresz​cie do​cze​kał się jed​nak i zło​tych skrzy​de​łek pi​lo​ta woj​sko​we​go, by kon​ty​nu​ować mor​sko-lot​ni​czą ka​rie​rę na po​kła​dzie lot​ni​skow​ca „Fran​klin D. Ro​ose​velt", a póź​niej lot​ni​- skow​ca „Mi​dway". Na​stęp​ny za​sad​ni​czy zwrot w jego ży​ciu na​stą​pił w roku 1950. Wy​sła​no go do Szko​ły Pi​- lo​tów Do​świad​czal​nych w ba​zie Pa​tu​xent Ri​ver w sta​nie Ma​ry​land. Od tej chwi​li wy​ko​ny​- wał uroz​ma​ico​ny, peł​ny wra​żeń' i emo​cji za​wód ob​la​ty​wa​cza, w krót​kich prze​rwach wy​ru​- sza​jąc na służ​bę na mo​rzu. Ten ro​dzaj pra​cy i zdo​by​te w nim do​świad​cze​nia w znacz​nym stop​niu za​wa​ży​ły na dal​szych lo​sach Ala​na She​par​da — astro​nau​ty. W roku 1955 ko​man​dor pod​po​rucz​nik She​pard prze​niósł się na sta​łe, wraz z ro​dzi​ną, do bazy w Pa​tu​xent Ri​ver, tym ra​zem jako in​struk​tor ob​la​ty​wacz. W roku zaś 1957, gdy stu​dio​- wał w Aka​de​mii Wo​jen​nej Ma​ry​nar​ki USA, na​stał po​czą​tek ery ko​smicz​nej. Wy​strze​le​nie pierw​sze​go ra​dziec​kie​go „sput​ni​ka" ze​lek​try​zo​wa​ło świat. Wy​sła​nie w prze​strzeń stat​ku ko​smicz​ne​go z czło​wie​kiem na po​kła​dzie na​le​ża​ło do nie​da​le​kiej przy​szło​ści. Sta​ny Zjed​no​czo​ne na rów​ni ze Związ​kiem Ra​dziec​kim in​te​re​so​wa​ły się pro​ble​ma​mi astro​nau​ty​ki, ale po​zo​sta​wa​ły w tyle, jako że nie mo​gły zbu​do​wać od​po​wied​nio po​tęż​nej ra​kie​ty no​śnej. Skut​kiem wy​tę​żo​nej pra​cy i dzię​ki wy​sił​kom na​ukow​ców i tech​ni​ków prze​- zwy​cię​żo​no roz​licz​ne trud​no​ści, po​ru​szo​no od​po​wied​nie czyn​ni​ki w Wa​szyng​to​nie i przy​- stą​pio​no do bu​do​wy za​sob​ni​ka zdol​ne​go unieść czło​wie​ka w Ko​smos. Za​ję​ła się tym zna​na do​świad​czal​na wy​twór​nia lot​ni​cza McDon​nell Air​craft Cor​po​ra​tion, roz​sła​wio​na kon​struk​- cją la​ta​ją​cych bomb i sa​mo​lo​tów bez​pi​lo​to​wych, a tak​że po​ci​sków zdal​nie kie​ro​wa​nych. Jed​no​cze​śnie or​ga​ni​za​cja NASA [5] przy​stą​pi​ła do se​lek​cji od​po​wied​nich kan​dy​da​tów.

Opra​co​wa​no plan wy​sła​nia czło​wie​ka na or​bi​tę oko​ło​ziem​ską. Plan ten na​zwa​no pla​nem „Mer​cu​ry". W koń​cu 1958 roku NASA usta​li​ła ogól​ne wy​tycz​ne w spra​wie do​bo​ru po​ten​cjal​nych astro​nau​tów. Okre​śli​ła je w ten spo​sób: Lu​dzie ci mu​szą być od​waż​ni i zu​chwa​li, a ce​chy te win​ny były ujaw​nić się w ich do​- tych​cza​so​wej ka​rie​rze. Jest rze​czą oczy​wi​stą, iż Ko​smos z jego za​gad​ka​mi — po​cząw​szy od pę​dzą​cych me​te​orów, a skoń​czyw​szy na in​ten​syw​nym pro​mie​nio​wa​niu — sta​no​wi śro​- do​wi​sko wro​gie, a po​dróż po​przez nie stat​kiem no​we​go ro​dza​ju, do tej pory nie ob​la​ta​- nym, bę​dzie z pew​no​ścią ry​zy​kow​na. Ale sama od​wa​ga nie wy​star​czy. Lu​dzie ci mu​szą być zdol​ni do za​cho​wa​nia zim​nej krwi i zdol​ni do po​wzię​cia wła​ści​wej ini​cja​ty​wy w na​głych przy​pad​kach, któ​rych nikt nie zdo​ła prze​wi​dzieć. Pa​mię​tać bo​wiem trze​ba, iż na​wet naj​do​sko​na​lej opra​co​wa​ny sys​tem urzą​dzeń, ma​ją​cy wy​nieść ich na or​bi​tę i spro​wa​dzić z po​wro​tem na Zie​mię, może w pew​- nej chwi​li za​wieść, a wte​dy astro​nau​ta sta​nie się wy​łącz​nym pa​nem swe​go prze​zna​cze​- nia. Oczy​wi​ście lu​dzie ci mu​szą być sil​ni fi​zycz​nie, gdyż lot ko​smicz​ny bę​dzie wy​czer​pu​ją​- cą pra​cą, na​ra​zi ich na wy​si​łek więk​szy niż wy​ko​na​ny kie​dy​kol​wiek przez lot​ni​ków, na​wet lot​ni​ków bo​jo​wych w cza​sie woj​ny. Lu​dzie ci mu​szą mieć sta​lo​we ner​wy. Mu​szą być po​- zba​wie​ni uczu​cio​wo​ści, któ​ra mo​gła​by nimi wstrzą​snąć i znisz​czyć ich zdol​ność dzia​ła​- nia w chwi​lach prze​ło​mo​wych. NASA usta​li​ła dal​sze, bar​dziej szcze​gó​ło​we wy​ma​ga​nia. Gór​ną gra​ni​cę wie​ku sta​no​wi​ło 40 lat (póź​niej ob​ni​żo​no ją do lat 35). Waga astro​nau​ty nie mo​gła prze​kra​czać 80 ki​lo​gra​- mów, wzrost — 172 cen​ty​me​trów. Te dwie ostat​nie gra​ni​ce uwa​run​ko​wa​ne były moż​li​wo​- ścia​mi ka​bi​ny-kap​su​ły, znacz​nie mniej​szej od ka​bi​ny „Wo​sto​ków". Kan​dy​dat na astro​nau​tę mu​siał po​sia​dać dy​plom, me​cha​ni​ka lub rów​no​rzęd​ne kwa​li​fi​ka​- cje za​wo​do​we. Co zaś może naj​waż​niej​sze, do​bór kan​dy​da​tów za​wę​żo​no, po​dob​nie jak w ZSRR, do woj​sko​wych pi​lo​tów do​świad​czal​nych, po​nie​waż wła​śnie oni po​sia​da​li kwa​li​fi​- ka​cje i tre​ning, umoż​li​wia​ją​ce szyb​kie i wła​ści​we opa​no​wa​nie taj​ni​ków ko​smicz​nej kap​su​- ły i przy​sto​so​wa​nie się do wzlo​tu w po​za​ziem​skie re​jo​ny. Krop​kę nad „i" po​sta​wił je​den z ge​ne​ra​łów lot​nic​twa, czło​nek za​rzą​du NASA: — Praw​dę mó​wiąc, po​szu​ku​je​my gru​py nor​mal​nych nad​lu​dzi. W po​cząt​kach 1959 roku przy​stą​pio​no do se​lek​cji. Po pierw​szym prze​glą​dzie da​nych per​so​nal​nych pi​lo​tów do​świad​czal​nych li​sta kan​dy​da​tów wy​nio​sła 508 lu​dzi. Po na​ra​dach z do​wód​ca​mi jed​no​stek, któ​rych son​do​wa​no na te​mat ich pod​wład​nych, li​sta skur​czy​ła się do 110 lu​dzi. Po dal​szych na​ra​dach i kon​fe​ren​cjach po​zo​sta​ło tyl​ko 69 lot​ni​ków. Gru​pę tę we​zwa​no do Wa​szyng​to​nu, gdzie przed​sta​wi​cie​le NASA za​po​zna​li ich ze szcze​gó​ła​mi do​- ty​czą​cy​mi pla​nu „Mer​cu​ry" i ich ewen​tu​al​ne​go udzia​łu w tym pla​nie. Nie​któ​rzy kan​dy​da​ci nie wy​ka​za​li za​in​te​re​so​wa​nia, inni oba​wia​li się za​kłó​ce​nia swej wła​ści​wej ka​rie​ry lot​ni​- czej. Po​zo​sta​ło 32 lot​ni​ków. Te​raz na​sta​ła se​ria wy​czer​pu​ją​cych i nie​zwy​kle do​kład​nych ba​dań le​kar​skich, ze zwró​-