dareks_

  • Dokumenty2 821
  • Odsłony748 346
  • Obserwuję429
  • Rozmiar dokumentów32.8 GB
  • Ilość pobrań360 084

Brian Reynolds Myers - Najczystsza rasa. Propaganda Korei Północnej

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :40.3 MB
Rozszerzenie:pdf

Brian Reynolds Myers - Najczystsza rasa. Propaganda Korei Północnej.pdf

dareks_ EBooki
Użytkownik dareks_ wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 96 stron)

NAJCZYSTSZA RASA PROPAGANDA ^^^^^^^^ | PÓŁNOCNEJ B.R. MYERS j W Y D A W N I C T W O N A U K O W E P W N

NAJCZYSTSZA RASA Książnica Pomór 0 0 0 0 2 9"3 1 1 0 PROPAGANDA KOREI PÓŁNOCNEJ B.R. MYERS TŁUMACZYŁ BARTOSZ H L E B O W I C Z W Y D A W N I C T W O W A R S Z A W A 2 O 1 N A U K O W E P W N 1

>ryginału ?anest Race: How North Koreans see themsehes and why it matters by B.R. Mycrs I B.R. Mycrs anslation is publishcd by arrangement with Mclville House Publishing [ okładki i stron tytułowych a Wyszyńska ił ilustracyjny na okładce i we wnętrzu został zamieszczony lą Melvillc House Publishing ;ht © for the Polish edition by Wydawnictwo Naukowe PWN SA m 2011 78-83-01-16589-5 (01) lictwo Naukowe PWN SA Warszawa, ul. Postępu 18 9 54 321, faks 22 69 54 031 pwn@pwn.com.pl; www.pwn.pl Spis treści Przedmowa 9 Część I. Historia kultury oficjalnej w Korei Północnej 19 Epoka kolonialna, 1910-1945 21 Okupacja sowiecka, 1945-1948 25 Wojna i odbudowa, 1948-1966 33 Od rewolucji kulturalnej do śmierci Kim Ir Sena, 1966-1994 Ciężki Marsz, 1994-1998 43 Lata Wschodzącego Słońca, 1998-2008 46 KRLD w kryzysie, po roku 2008 51 Część II. Zrozumieć Koreę Północną poprzez jej mity 57 Matka Korea i jej dzieci 59 Wódz-Rodziciel 77 Drogi Przywódca 93 Obcy 106 Jankeska kolonia 124 Wnioski 135 Przypisy 141 Bibliografia 159 Indeks nazwisk 169

MATKA: 1) Kobieta, która urodziła: Ojciec i matka; miłość matki. Dobroć matki jest wyższa niż góra, głębsza niż ocean. Używane także w znaczeniu „kobiety, która ma dziecko": Wszystkie kobiety dokładają troskliwych starań, aby ich dzieci chowały się zdrowo i stały się wspaniałymi czerwonymi budow­ niczymi. 2) Wyrażający szacunek termin na określenie kogoś w wieku zbliżonym do wieku jego własnej matki: Przywódca Plutonu Towarzyszy odnosił się do matki Dóngmaniego „Matko " i zawsze pomagał jej w pracy. 3) Metafora wyrażająca bycie kochającym, dbającym o wszystko i martwiącym się o innych: Liderzy Partii muszą stawać się matkami, które nieustannie kochają i uczą szeregowych członków, i stają na pierwszej linii wszelkich działań, wyznaczając standardy dla innych. Innymi słowy, osoba odpowiedzialna za wynajmowanie kwater musi stać się matką dla lokatorów. Oznacza to staranną dbałość o wszystko: czy komuś nie jest zimno albo czy nie jest chory, jak się odżywia itd. 4) Metafora na określenie źródła, z którego coś się wywodzi: Partia jest wielką matką wszystkiego, co nowe. Potrzeba jest matką wynalazku. OJCIEC: mąż czyjejś rodzonej matki. Dwa hasła z północnokoreańskiego słownika języka koreań­ skiego, 1964.

PRZEDMOWA Najważniejsze pytania dotyczące Korei Północnej to te, które zadaje się najrzadziej: w co wierzą Północnokoreańczycy? Jak postrzegają samych siebie i świat wokót? Tak, wiemy, że w tym kraju istnieje kult jednostki, ale sam ten fakt niewiele nam mówi. Na Kubie również mamy kult jednostki, ale reżim Castro opiera się na zupełnie innej ideologii niż jego odpo­ wiednik z Pjongjangu. Dlaczego przywódca Korei Północnej cieszy się tak zdumiewającym uznaniem? Na czym polega jego misja i głoszone przezeń powołanie jego narodu? Tylko tego rodzaju wiedza może pomóc w zrozumieniu, czym jest K R L D - Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna (by użyć jej oficjalnej nazwy). Godny pożałowania, choć wcale nie zaskakujący jest fakt, że nasi korespondenci wystrzegają się podobnych tematów, aby móc powracać ad nauseum do wciąż tych samych pomników i gier masowych, do tej samej dziewczyny kierującej ruchem ulicznym*. Bardziej uderza

PRZEDMOWA rozmiar lekceważenia, z jakim pracownicy uniwersytec­ cy, członkowie think-tanków i inni obserwatorzy sytuacji w Pjongjangu traktują konieczność badania światopoglądu reżimu, którego główną ideą jest „wojsko przede wszystkim". Niezależnie od politycznych przekonań (a w badaniach nad Koreą Północną występuje ostry podział na zwolenników lewicy i prawicy), analitycy z zasady niemal nie uwzględnia­ ją ideologii w swych interpretacjach. Konserwatyści zwykle wyjaśniają zachowanie przywództwa północnokoreańskiego w kategoriach cynicznej walki o utrzymanie władzy i przy­ wilejów, natomiast liberałowie wolą traktować K R L D jako „rozsądnego aktora" - jako kraj zachowujący się tak, jak każde małe państwo postępowałoby wobec wrogiego su­ permocarstwa. Żaden z obozów nie jest w stanie skutecznie zainteresować opinii publicznej tak zwanymi miękkimi za­ gadnieniami, gdyż obydwa ograniczają się do jałowych prób wyjaśnienia idei Dżucze - doktryny fałszywej i pozbawionej znaczenia dla strategii politycznej Pjongjangu. Bez wątpienia Zachód obecnie w ogóle znacznie mniej interesuje się ideologią - z powodów, które same w sobie są ideologiczne - niż miało to miejsce w czasach zimnej wojny. Dzisiaj większość Amerykanów wie o islamizmie równie nie­ wiele co przed 11 września. Dlaczego jednak znacznie więcej miejsca poświęca się sprawom ideologicznym w dowolnym numerze „Arab Studies Journal" niż w dwunastu kolejnych numerach „North Korean Review"? Oczywista - choć niedy- plomatyczna - odpowiedź brzmi, że większość obserwatorów Pjongjangu nie zna koreańskiego wystarczająco dobrze, aby czytać oficjalne teksty z tymi sprawami związane. Niemniej nawet badacze z odpowiednimi umiejętnościami językowymi wybierają inne tematy, zwykle dotyczące spraw wojskowych, broni jądrowej i gospodarki. Jeden z moich kolegów po fachu powiedział mi, że uważa północnokoreański kult jednostki za zbyt absurdalny, aby brać go poważnie; w istocie wątpi, by sami przywódcy w niego wierzyli. Żaden reżim nie podejmo­ wałby jednak, rok w rok przez 60 lat, tak wielkiego wysiłku wpajania swym obywatelom światopoglądu, pod którym sam by się nie podpisywał. (Jedyną instytucją w państwie, która nie PRZEDMOWA przerwała pracy nawet na moment w czasie głodu w połowie lat 90. ubiegłego wieku, była propaganda aparatu władzy). Co do absurdalności zaś: przykłady nazistowskich Niemiec i Kambodży Pol Pota pokazują, że dyktator i jego poddani są w stanie wierzyć w idee znacznie bardziej niedorzeczne niż te, które kiedykolwiek propagowała koreańska Partia Pracy, i działać pod ich wpływem. Mimo wszelkich hiperboli, w które się stroi północnokoreańska propaganda, i teatralnej sztuczności, z jaką jest uprawiana, nie zbliża się ona nawet do poziomu dziwaczności, który przypisują jej ludzie niezaznajo- mieni z tematem. Niezależnie od tego, co twierdzą niektóre grupy chrześcijan w Ameryce, żadnemu z obu Kimów nigdy nie przypisywano boskiej mocy. W rzeczywistości aparat pro­ pagandowy w Pjongjangu zwykle zachowuje ostrożność, aby nie wysuwać twierdzeń, które bezpośrednio przeczą doświadczeniu obywateli albo zdrowemu rozsądkowi. To prawda, że zrobiono eksponaty muzealne z krzeseł, na których spoczywał Kim Ir Sen w czasie odwiedzin kolejnej fabryki albo farmy, ale nie ma powodu wątpić, że naprawdę na nich siadał (w większości przypadków obok umieszczona jest fotografia poświadcza­ jąca takie „wydarzenie"). Tę postawę można skontrastować z postępowaniem Stalina w Związku Radzieckim albo Mao w Chinach; wprawdzie peany tamtejszych propagandystów nie dorównywały północnokoreańskim, jeśli chodzi o wylewność czy niestrudzoność w ich głoszeniu, ale regularnie powtarzały twierdzenia - na przykład o rekordowych zbiorach - o których każdych wiedział, że nie są prawdziwe. Mimo ignorowania północnokoreańskiej ideologii Zachód wytrwale, niemal obsesyjnie, powiększa swój zasób „twar­ dych" informacji na temat tego kraju. Wiele z nich pochodzi od ekspertów w dziedzinie gospodarki czy badań jądrowych. Relacji o własnych doświadczeniach w tym kraju dostarczyli także pracownicy organizacji humanitarnych. Międzynarodowa sieć użytkowników Google Earth pracowicie odszyfrowuje struktury widoczne na zdjęciach lotniczych1 . A jednak eksperci nadal opisują Koreę Północną jako „zagadkową", „zdumiewa­ jącą", „tajemniczą" - i nie ma w tym nic dziwnego. Twardych faktów nie da się właściwie wykorzystać, jeżeli wcześniej nie

PRZEDMOWA zdobędzie się informacji zupełnie innego rodzaju. Gdybyśmy nie wiedzieli, że Iran jest krajem islamskim, zdumiewałby nas w nieskończoność, nieważne jak wartościowe byłyby pozostałe informacje, którymi byśmy dysponowali. Niestety brak odpowiedniej wiedzy specjalistycznej nigdy nie powstrzymywał obserwatorów od przedstawiania opinii pu­ blicznej błędnego obrazu ideologii Korei Północnej. Określają oni reżim mianem „stalowego komunizmu" i „stalinizmu", nie zważając na jego wyraźnie rasową teoretyczną podbudowę oraz uporczywe nazywanie Koreańczyków „nieskażoną", „najczyst­ szą" rasą na świecie. Opisują go jako patriarchat konfucjański, mimo że buduje swój autorytet na figurze matki, albo mówią o Korei jako o kraju kierującym się obsesją samowystarczal­ ności, chociaż od ponad 60 lat jest ona uzależniona od pomocy zagranicznej. Jednak największym błędem jest projekcja na Koreańczyków z Północy zachodniego i południowokoreań- skiego systemu wartości oraz zdroworozsądkowego myślenia. Oto przykład: po potężnym bombardowaniu dokonanym przez Amerykanów w latach 50. ubiegłego wieku KRLD musi obawiać się o swe bezpieczeństwo, a zatem musi chcieć normalizacji stosunków z Waszyngtonem. Tego typu błędne rozumowanie sprawiło, że Z a c h ó d mniej martwił się programem jądrowym Korei Północnej niż Iranu. Słowo „konfucjanizm" każe nam myśleć o Singa­ purze, azjatyckich cudownych dzieciach i szacunku dla star­ szych; jakimże problemem może być patriarchat konfucjań­ ski? Samowystarczalność również nie brzmi zbyt groźnie. Komunizm oczywiście jest już czymś znacznie mniej przyjem­ nym, ale jeżeli pamiętamy cokolwiek z zimnej wojny, to to, że skończyła się ona pokojowo. Przez 15 lat postrzeganie Korei Północnej jako komunistycznej podtrzymywało nadzieję rządu Stanów Zjednoczonych, że rozmowy rozbrojenio­ we z Pjongjangiem odniosą taki sam skutek jak w przy­ padku Moskwy. Dopiero w 2009 r., po tym, jak reżim Kim Dzong Ila rzucił wyzwanie Organizacji Narodów Zjednoczonych, wystrzeliwując pocisk balistyczny i przeprowadzając drugi podziemny test jądrowy, zaczęto rozumieć, że negocjacje mają nikłe szanse PRZEDMOWA powodzenia. Wciąż jednak przeważa opinia, że najgorsze, czego można się spodziewać po Pjongjangu, to sprzedaż materiałów lub ekspertyz jądrowych bardziej groźnym siłom na Bliskim Wschodzie. Wszystko to w momencie, kiedy reżim stawiający przede wszystkim na militaryzację posługiwał się hasłami o kamikadze, wcześniej używanymi przez imperialną Japonię podczas wojny na Pacyfiku. Dlatego więc w książce tej zamierzam wyjaśnić świato­ pogląd czy też ideologię - używam tych słów zamiennie - pa­ nujące w Korei Północnej i wykazać, jak bardzo odbiega on od komunizmu, konfucjanizmu oraz od pokazowej doktryny Dżucze. Nie porywając się w tym miejscu na złożone analizy, można go streścić w prostym stwierdzeniu, że lud koreański ma zbyt czystą krew i dlatego jest zbyt czysty, aby przetrwać w tym złym świecie bez wspaniałego opiekuńczego przywódcy. Być może należałoby dodać coś jeszcze, choćby po to, aby wyjaśnić owo „dlatego" amerykańskiemu czytelnikowi, ale nie znaleźlibyśmy wielu dodatkowych, naprawdę istotnych informacji. Nie muszę zapewne podkreślać, że gdyby ktoś chciał usytuować podobny, oparty na rasie światopogląd na naszej konwencjonalnej skali pomiędzy lewicą a prawicą, bardziej zasadne byłoby umieszczenie go na skrajnej prawicy niż radykalnej lewicy. W istocie, jego podobieństwo do świa­ topoglądu faszystowskiej Japonii jest uderzające. Nie chcę jednak nazywać Korei Północnej faszystowską, ponieważ to termin zbyt niejednoznaczny, aby mógł służyć rzeczo­ wej analizie. Wystarczy, jeśli uda mi się jasno wykazać, że państwo to jest od zawsze ideologicznie bliższe - by nie powiedzieć więcej - przeciwnikom Ameryki z I I wojny świa­ towej niż komunistycznym Chinom i Europie Wschodniej. Już ta prawda, właściwie pojęta, nie tylko pomoże Zachodowi zrozumieć lojalność okazywaną K R L D przez jej chronicz­ nie cierpiących biedę obywateli, lecz także dostrzec, dlaczego strategia szukania przez Zachód rozwiązań problemu jądro­ wego rodem z niedawnej zimnej wojny jest skazana na nie­ powodzenie. Słowa „ideologia" używa się w tej książce zgodnie z ro­ zumieniem Martina Seligera, które Zeev Sternhell ujmuje •PS' Crt / °

PRZEDMOWA w następującym skrócie: „pojęciowy uktad odniesienia, dostar­ czający kryteriów wyboru i decyzji, na mocy których kieruje się podstawowymi działaniami zorganizowanej społeczności"2 . Proszę zwrócić uwagę na słowo „podstawowymi". Ż a d n a ideologia nie determinuje wszystkich aspektów codziennego życia narodu. Technologia, produkcja i administracja w KRLD zawsze zależały od tego, co Franz Schurmann w kontekście Chin nazywał „praktyczną ideologią kompetencji"3 . I jak wszystkie partie, Partia Pracy jest gotowa tymczasowo od­ stąpić od ideologicznych zasad, aby utrzymać władzę. Nie­ mniej paranoidalny, rasistowski nacjonalizm kieruje polityką K R L D od początku. Tylko w tym ideologicznym kontekście najbardziej charakterystyczne cechy kraju - które dla świata zewnętrznego, posługującego się stalinowsko-konfucjańskim modelem, zawsze były zbyt trudne do ogarnięcia - można dobrze zrozumieć. Co więcej, ideologia ta generalnie cieszy się poparciem Północnokoreańczyków, zarówno w dobrych, jak i złych cza­ sach. Nawet dziś, z rywalizującym państwem rozkwitającym tuż za miedzą, reżim jest w stanie utrzymać publiczną równowagę bez wszechobecnej policji czy ufortyfikowanej północnej granicy. Przesadzone amerykańskie relacje o „podziemnej kolei" pomagającej północnokoreańskim „uchodźcom" do­ stać się przez Chiny do wolnego świata przesłaniają fakt, że około połowa spośród ekonomicznych emigrantów - bo tym właśnie większość z nich jest - dobrowolnie powraca do swej ojczyzny. Reszta pozostaje zagorzałymi wyznawcami K i m Ir Sena, jeśli nie jego syna. Chociaż nie możemy nigdy zapo­ mnieć o mężczyznach, kobietach i dzieciach dogorywających w Yodok i innych obozach koncentracyjnych, nie możemy również nie dostrzegać, że dyktatura cieszy się znacznym po­ parciem mas. Jak znacznym? Wystarczającym, aby pozwoliło ono reżimowi kurczowo się go trzymać. Zamierzam jednak pokazać, że poparcie to nie może trwać wiecznie, ponieważ to, co wpajane jest masom - szczególnie w odniesieniu do południowokoreańskiej opinii publicznej - coraz wyraźniej kłóci się z tym, o czym wiedzą, że jest prawdą. To świado­ mość, że nadchodzi kryzys jego prawomocności, a nie obawa PRZEDMOWA przed atakiem z zewnątrz, sprawia, że prowokacje reżimu na światowej scenie są coraz ostrzejsze. Oficjalny światopogląd nie jest wyłożony spójnie w pismach przywódców. Częściej się je wychwala, niż czyta4 . Tak zwana doktryna Dżucze funkcjonuje co najwyżej jako imponujący rząd grzbietów książek, rekwizyt kultu jednostki (aby wprawić w zakłopotanie opiekunów towarzyszących turystom w KRLD, wystarczy poprosić o jej wyjaśnienie). W przeciwieństwie do obywateli sowieckich w czasach Stalina czy Chińczyków pod rządami Mao, Północnokoreańczycy więcej się uczą o swoich przywódcach niż od nich5 . Oficjalny światopogląd wyraża się najskuteczniej i najbardziej otwarcie nie w ideologicznych roz­ prawach, lecz w domowej propagandzie zorientowanej bardziej na masy. Podkreślam słowo domowa. Zbyt wielu obserwatorów mylnie zakłada, że publikacje Północnokoreańskiej Centralnej Agencji Prasowej (KCNA - Korean Central News Agency) w języku angielskim zawierają ten sam rodzaj propagandy, który dostaje opinia publiczna w ojczyźnie. W rzeczywistości różnią się one od siebie bardzo. Na przykład tam, gdzie K R L D przedstawia się zewnętrznemu światu jako niezrozumiany kraj pragnący integracji z międzynarodową społecznością, wobec własnych obywateli (jak potem wykażę) chełpi się wizerun­ kiem państwa-oszusta, które bezkarnie łamie umowy, dyktuje warunki płaszczącym się urzędnikom Organizacji Narodów Zjednoczonych i trzyma wrogów w stałym strachu przed rakie­ tową zemstą. Ogólnie rzecz biorąc, ma zastosowanie niepisane prawo, że im mniej dostępne źródło propagandy dla świata zewnętrznego, tym bardziej bezceremonialnie i wojowniczo wyraża ona rasistowską ortodoksję. Poniższe rozdziały są rezultatem moich rozległych badań nad wszelkimi formami domowej propagandy, jakie tylko mogłem znaleźć w Ośrodku Zasobów Północnokoreańskich Ministerstwa do spraw Zjednoczenia (Unification Ministry's North Korea Resource Center) w Seulu. Jak na ironię, to lep­ sze miejsce do tego typu badania niż Pjongjang, gdzie prośby obcokrajowca o jakikolwiek materiał starszy niż paromiesięczny stają się podejrzane)''. Od wieczornych wiadomości i spektakli telewizyjnych do animowanych kreskówek i filmów wojennych;

PRZEDMOWA od „Rodong sinmun", oficjalnego organu Partii Robotniczej, do pism dla kobiet i dzieci drukowanych na szorstkim szarym papierze; od krótkich nowel i powieści historycznych do słow­ ników, encyklopedii i podręczników szkolnych (drukowanych na najgorszym z możliwych papierze, na wpół czytelnych); od reprodukcji plakatów ściennych, obrazów olejnych i karykatur do fotografii pomników i posągów - większość z ostatnich ośmiu lat spędziłem badając tego typu źródła7 . Dla zwięzłości i urozmaicenia - naśladując zwyczaj Alfreda Pfabigana z jego wnikliwego dziennika podróży zatytułowanego Schlaflos in Pjóngjang (1986) - czasem będę zestaw mitów głoszonych przez propagandę określał mianem Tekstu, aczkolwiek, oczywiście, czytelnik nie powinien wyobrażać go sobie jako zamkniętego zbioru ksiąg. Dlaczego tak zakonspirowane państwo rozpowszechnia propagandę, która odsłania prawdziwą naturę jego oficjalnej ideologii? Istnieje wiele powodów. Jednym z nich jest ten, że K R L D nigdy nie zrezygnowała z marzenia o wywołaniu nacjo­ nalistycznej rewolucji w Korei Południowej. Innym, że może wiele zyskać, sprzedając te materiały za wysoką cenę jednemu czy dwóm licencjonowanym dystrybutorom, którzy z kolei sprze­ dadzą je bibliotekom naukowym zagranicą. Najważniejszym powodem jest być może ten, że reżim słusznie zakłada, iż niemal nikt wrogo nastawiony wobec K R L D nie zainteresuje się tymi materiałami (na palcach jednej ręki mogę policzyć chwile, kiedy w Ośrodku Zasobów widziałem osobę z Zachodu sięgającą do regałów po północnokoreańską książkę). Wreszcie - i niestety - bardziej drażliwe treści są niedostępne w masowo produko­ wanej, „publikowanej" propagandzie i przeznaczone tylko dla odbiorców w kraju. Aktualnym przykładem jest rachityczna kampania gloryfikująca Kim Dzong Una, przypuszczalnego następcę Kim Dzong Ila - głównie ustna, prowadzona podczas wykładów partyjnych, zebrań pracowniczych itp. oraz za po­ mocą niezbyt imponujących plakatów wiszących w gablotach z dala od miejsc turystycznych. Całe szczęście, że podróżujący w interesach spostrzegawczy mieszkaniec Tajwanu zdołał sfo­ tografować jeden z takich plakatów, pozwalając w ten sposób zewnętrznemu światu wniknąć w naturę tego kiełkującego kultu PRZEDMOWA jednostki. Niezależnie od tego, czy Kim Dzong Un naprawdę sięgnie po władzę, żałuję, że nie byłem w stanie przekazać więcej w związku z jego mitem na tych stronach. * * * Książka podzielona jest na dwie części. Pierwsza rela­ cjonuje historyczne wydarzenia związane z kulturą oficjalną, począwszy od jej zalążków w kolonialnej Korei. W drugiej części omawiam kolejno każdy z głównych mitów Tekstu, od koreańskiej dziecięcej rasy i jej matkujących przywódców do mitu „kolonii jankeskiej" na południu. Każdy rozdział w części drugiej zawiera fragment wyróżniony kursywą, w którym pozwalam sobie na skondensowanie danego mitu na jednej czy dwóch stronach, streszczając go bez dygresji oraz w ściśle chronologicznym porządku - choć trzeba przyznać, że styl to bardzo niekoreański. W ten sposób czytelnik otrzyma przegląd głównych twierdzeń antyamerykańskiej propagandy bez, powiedzmy, konieczności wnikania w moją dalszą analizę. (Fragmenty te zostały napisane z myślą o wielu czytelnikach, od których słyszałem narzekania na zabójczą rozwlekłość i powtarzalność nielicznych północnokoreańskich książek dostępnych w języku angielskim). Wprawdzie napisałem te fragmenty prozą z zamiarem powielenia wylewnego stylu państwowej propagandy, ale nie chcę, aby zostały pomylone z autentycznymi cytatami, stąd kursywa. Na koniec muszę wyraźnie podkreślić, że w pracy tej (w przeciwieństwie do mojej poprzedniej książki o kulturze Korei Północnej) bardziej interesuje mnie treść niż forma este­ tyczna8 . Skupiam się też bardziej na propagandzie, która rzuca światło na związki Korei Północnej ze światem zewnętrznym, niż tej, która dotyczy na przykład projektu odzyskania ziemi. Jeżeli oznacza to „esencjonalizowanie", by użyć modnego określenia wyrażającego krytykę, niech tak będzie. Zaintere­ sowani analizą literatury K R L D jako literatury czy sztuki jako sztuki powinni szukać gdzie indziej. Podobnie czytelnicy, którzy chcą wiedzieć, jak jest zorganizowany aparat propagandy, jak funkcjonują sieci nadawcze etc.

PRZEDMOWA W książce używam systemu McCune-Reischauera*, z wy­ jątkiem zwyczajowo przyjętych form imion (np. Kim Ir Sen) i słów (np. dżucze), lepiej znanych w innym zapisie. Wreszcie, chciałbym podziękować Uniwersytetowi w Dongseo za wsparcie moich badań oraz pani Eunjeong Lee za pomoc w odnalezieniu niektórych północnokoreańskich materiałów. Odpowiedzialność za wszelkie błędy w książce jest moja. B.R. Myers, Pusan, Korea Południowa, październik 2009 CZĘŚĆ I Historia kultury oficjalnej w Korei Północnej

EPOKA KOLONIALNA, 1910-1945 Koreańskie dzieci w szkołach zarówno Korei Północnej, jak i Południowej uczą się, że Japonia wtargnęła do ich głęboko przenikniętego patriotyzmem kraju w 1905 r., przez 40 lat próbowała zniszczyć jego język i kulturę i wycofała się bez żadnych istotnych rezultatów. Tę wersję historii przyjmu­ ją bezkrytycznie również liczni autorzy zagraniczni piszący o Korei. Prawda jest jednak bardziej skomplikowana, jako że w długiej historii tego kraju przez większą część czasu jego północna granica była płynna, a tożsamość narodowa wykształconych Koreańczyków oraz tożsamość ich chińskich sąsiadów nierozróżnialne1 . Wierząc, że ich cywilizacja została założona przez chińskiego mędrca na wzór Chin, wykształceni Koreańczycy zaakceptowali konfucjański światopogląd, który określał pozycję ich kraju jako trwałą uległość wobec Państwa Środka. Nawet kiedy Korea odizolowała się od reszty konty­ nentu w X V I I w., uczyniła to w przekonaniu, że lepiej chroni

HISTORIA KULTURY OFICJALNEJ W KOREI PÓŁNOCNEJ chińską tradycję niż sami Chińczycy. Mimo swej ksenofobii Koreańczycy nie byli więc nacjonalistami. Jak napisał Carter Eckert: „Poczucie lojalności wobec abstrakcyjnej idei Korei jako państwa narodowego było minimalne, o ile w ogóle ist­ niało, podobnie jak postrzeganie współmieszkańców półwyspu jako «Koreańczyków»"2 . Dopiero pod koniec X I X w., i to za sprawą Japończyków, gotowe do reform władze podjęły kroki w celu proklamowania niepodległości Korei i wpojenia ludziom poczucia dumy narodowej. Japończycy uwolnili półwysep spod dominacji Chińczyków tylko po to, aby zająć ich miejsce. W 1905 r. Tokio ustanowiło protektorat nad Koreą, najpierw przejmując kontrolę nad jej sprawami zagranicznymi, a potem wewnętrznymi. Pięć lat później Japończycy zajęli półwysep. Publiczna opozycja wobec rządów Japończyków narastała do momentu, kiedy patrioci odczytali deklarację niepodległości 1 marca 1919 r. w Seulu, inicjując powstanie narodowe. Władze, zanim częściowo roz­ luźniły represyjną politykę, która wywołała bunt mieszkańców, odpowiedziały brutalną demonstracją siły. Chociaż nacjonaliści wykorzystywali dla swej sprawy nowo powstałe pisma w języku koreańskim, nie mogli mierzyć się z maszyną kolonialnej propagandy, która teraz usiłowała rozbudzać dumę narodową, a nie ją tłumić. Dowodziła, że Koreańczycy mieli tego samego starożytnego przodka, rodo­ wód i łaskawego władcę co Japończycy; z czego wynikało, że obydwa ludy należały do jednej „imperialnej" rasy, moralnie (jeśli nie fizycznie i intelektualnie) wyższej od wszystkich po­ zostałych1 . Przewodnie hasło tych czasów brzmiało: naisen Utai czyli „Interior [to jest Japonia] i Korea jako jeden organizm". Władze pragnęły podważyć poczucie odrębności narodowej swych poddanych, ale podkreślały jednocześnie, że naisen ittai nie oznaczał końca koreańskości. Stawiały się nawet w roli promotora kultury, która zbyt długo cierpiała w cieniu Chin. Koreańczyków zachęcano do bycia dumnymi ze swego „regionu" i pielęgnowania „dialektu, a nawet flagi (druko­ wano ją na szkolnych mapach i atlasach aż do wyzwolenia)", przynajmniej dopóki pamiętali, że półwysep był tylko częścią większej całości - Japonii4 . EPOKA KOLONIALNA, 1910-1945 Nacjonalistyczni intelektualiści próbowali przeciwstawić się tej propagandzie, wskrzeszając zainteresowanie legen­ dą Tanguna. Umieszczona w antologii opowieści ludowych w 1284 r., potem na długie wieki niemal zupełnie zapomniana, opowiadała o tym, jak półboska istota dała swym nasieniem początek pierwszemu koreańskiemu królestwu w 2333 r. p.n.e. Według nacjonalistów opowieść wyposażała Koreańczyków w ich własny czysty rodowód, cywilizację zakorzenioną w unikato­ wej kulturze, a także ponad cztery tysiąclecia historii - wobec zaledwie trzech tysięcy lat istnienia ich kolonizatorów. Jeden z autorów usiłował nawet wskazać szczyt Pektu, wulkaniczną górę na granicy z Chinami, jako miejsce narodzin Tanguna i odpowiednik japońskiej świętej góry Fudżi5 . Południowo- koreański historyk Y i Y5ng-hun ujmuje to najlepiej: „Mity i symbole potrzebne do stworzenia narodu wymyślano na nowo w odpowiedzi na japońskie mity i symbole - w opozycji do nich i na ich wzór"1 '. Jednakże społeczeństwo okazało się obojętne na to wtórne mitologizowanie i pod koniec lat 30. ubiegłego wieku większość najważniejszych nacjonalistów była już entu­ zjastycznymi zwolennikami nowego porządku. Lewicowi autorzy koreańscy wykonali podobną volte-face. Wyłapani i uwięzieni na początku lat 30., zwolnieni po zło­ żeniu obietnicy poprawy, szybko przyłączyli się do wielkie­ go militarystycznego chóru. Jak odnotowało z satysfakcją koreańskojęzyczne pismo „Maeil sinbo" w 1944 r., autorzy wszelkich ideologicznych barw - komuniści, nacjonaliści, libertarianie - zjednoczyli się w poparciu dla systemu7 . Ale nawet sławiąc cesarza, autorzy ci nawoływali rodaków do pielęgnowania koreańskości". W powieściach romantycznych kruche Japonki zakochiwały się w silnych Koreańczykach, co zresztą nadal często czynią w południowokoreańskich filmach i sztukach1 '. Ilustracje w gazetach i czasopismach przedstawiały dziewczęta w tradycyjnych kostiumach hanbok, machające japońską flagą, oraz konfucjańskich dżentelmenów w kapelu­ szach z końskiego włosia, stojących dumnie obok swych nowo wybranych synów1 ". Reżim, na użytek swojego imperializmu, podsycał dumę z „półwyspowej" historii, zachęcając Koreań­ czyków do wysuwania roszczeń do ich starożytnego terytorium 23 Pocztówka z kampanii „Japonia i Korea jako jeden organizm" z lat 30. XX w. Przedstawia Japonię (z prawej) i jej kolonię jako wspótuczniów biorących udział w trójnożnym wyścigu po catej kuli ziemskiej.

HISTORIA KULTURY OFICJALNEJ W KOREI PÓŁNOCNEJ poprzez osiedlanie się w Mandżurii". Jeden z autorów przy­ woływał nawet pamięć o elitarnych wojownikach hwarang z dynastii Silla, aby pobudzić ducha bojowego1 2 . Inny upominał młodych mężczyzn, aby „demonstrowali lojalność godną japoń­ skiego obywatela i ducha synów Korei" poprzez dobrowolne zgłaszanie się do walki w „świętej wojnie" przeciw Jankesom1 1 . Jak zauważył historyk Cho Kwan-ja, kolaboranci uważali się za „projapońskich [koreańskich] nacjonalistów"1 4 . Niewiele z tej propagandy docierało do niepiśmiennej większości populacji, którą często brutalnie zmuszano do do­ starczania Japończykom ludzi, gdy ci potrzebowali żołnierzy, pracowników fizycznych czy prostytutek1 5 . Jednakże wykształ­ cone warstwy, poddawane bardziej intensywnej propagandzie (jak zwykle rzecz się ma z wykształconymi) i czerpiące korzyści z nowego porządku, ogólnie zachowywały się tak, jak władze tego od nich oczekiwały. Oczywiście działał system represji1 ( \ Ale należy też przypuszczać, że albo przeciętny wykształcony Koreańczyk żywił silną niechęć do status quo i współpracował, mając bolesną świadomość własnego lęku i hipokryzji, albo też wolał wierzyć, że służy swemu ludowi, przynależąc do zwycię­ skiej rasy. Nikt, kto zna ludzką naturę, nie może wątpić, że właśnie to drugie założenie jest bliższe prawdy1 7 . Potwierdza je powszechny i gorliwy udział w kampanii naisen ittai. Pod koniec lat 20. ubiegłego wieku wyższe i średnie klasy w Seu­ lu mówiły po japońsku we własnych domach1 8 . Małżeństwa między Koreańczykami a ich kolonistami były, jak to później ujęto w słynnym krótkim opowiadaniu, „uważane przez wielu za całkiem naturalne, a być może nawet za wyróżnienie"1 9 (w Korei Południowej ślub z obywatelem lub obywatelką Japonii pozostaje najmniej stygmatyzowaną formą międzynarodowego małżeństwa). Kroniki filmowe o zwycięstwach armii cesarskiej w wojnie na Pacyfiku wywoływały gorący aplauz kinomanów2 0 . Z czasem wojna dostarczała coraz mniej powodów do oklaskiwania. Na początku 1945 r. propaganda przybrała zdesperowany ton. „Jeżeli ta wojna pogrzebie naszą przyszłość (...), będzie to tragedią dla całej ludzkości" - ostrzegał w mar­ cu koreańskojęzyczny dziennik. - „Musimy wygrać"2 1 . Ale 9 sierpnia bomba atomowa została zrzucona na Hiroszimę, OKUPACJA SOWIECKA, 1945-1948 co zachęciło Związek Radziecki do rozpoczęcia wojny z Japonią. 15 sierpnia, kiedy Hirohito odczytał słynną notę o poddaniu się, Armia Czerwona posuwała się szybko wzdłuż Półwyspu Koreańskiego. Związek Radziecki i Stany Zjednoczone, bez konsultowania się z samymi Koreańczykami, wcześniej już zadecydowały o podzieleniu się na czas nieokreślony admi­ nistrowaniem byłą kolonią japońską. Armia Czerwona zajęła Północ, ustanawiając główną bazę tak zwanej radzieckiej administracji cywilnej w starożytnym mieście Pjongjangu. Żołnierze amerykańscy przybyli we wrześniu, aby przejąć Seul i resztę południowej części półwyspu2 2 . OKUPACJA SOWIECKA, 1945-1948 Chociaż większość Koreańczyków w 1945 r. nie pamiętała cza­ sów sprzed panowania japońskiego, ani Sowieci, ani Amerykanie nic widzieli potrzeby dekolonizowania ich serc i umysłów. To, że Koreańczycy teraz nienawidzili Japonii, traktowano jako dowód, że zawsze tak było. Żadne z mocarstw nie karało też byłych propagandystów. W Seulu spontaniczne wysiłki kręgów kulturalnych, aby zmierzyć się z własną przeszłością, zostały szybko zastąpione przez osobiste waśnie i ogólną odmowę uznania zbiorowej winy2 3 . Dawni, nikomu nieznani kolaboranci potępiali sławniejszych od siebie kompanów; ci, którzy uprawiali propagandę w języku koreańskim, uzurpowali sobie wyższość moralną nad tymi, którzy w języku japońskim podlizywali się władzy, a niegdysiejsi „proletariusze" zachowywali się tak, jak gdyby ich krótkie pobyty w więzieniu w latach 30. tłumaczyły wszystko, co pisali później. Równocześnie na północy władze radzieckie zarządziły „rewolucję ludu" na wzór tej, której dokonywały właśnie w więk­ szości krajów Europy Wschodniej. Pierwszym jej etapem była koalicja między komunistami i innymi siłami, potem następo­ wała pseudokoalicja, w której karty rozdawali komuniści, a po niej etap ostatni - monolityczny reżim2 4 . Realizację tego planu komplikował brak zwolenników lewicy na północy kraju, która dotąd była bastionem konserwatystów i chrześcijan. Okupanci

HISTORIA KULTURY OFICJALNEJ W KOREI PÓŁNOCNEJ musieli zbudować miejscową partię od zera, wdzięcząc się do prawicowych partnerów w podejmowanych próbach zawarcia koalicji2 5 . Wbrew udawanej neutralności Sowieci nie tracili czasu, pośpiesznie przenosząc prawo własności drukarni, wy­ dawnictw i stacji radiowych na rodzącą się Partię Pracy. Pierw­ szy numer partyjnego dziennika (dziś znanego jako „Rodong sinmun") ukazał się we wrześniu 1945 r.2 6 Sieć radiowa ruszyła 14 października 1945 r., rozpoczynając działalność transmisją wiecu w Pjongjangu na cześć sowieckich wyzwolicieli2 7 . Wśród Koreańczyków, którzy w tych dniach wysforowali się na czoło, był Kim Ir Sen, urodzony w Pjongjangu trzy- dziestotrzylatek, awansowany na kapitana Armii Czerwonej. Chociaż Kim cały okres wojny na Pacyfiku spędził w Związku Radzieckim, a wcześniej walczył przeciw Japończykom jako komendant w armii Mao Zedonga, zdobywając krótkotrwały rozgłos w 1937 r. dzięki atakowi na posterunek imperialny na południe od rzeki Yalu2 8 , był mimo wszystko najbliższy wizerunkowi bojownika oporu spośród tych, którymi dyspo­ nowali Koreańczycy. Mówi się, że pragnął kariery wojskowej, ale Sowieci, nie znajdując bardziej odpowiedniej osoby do współpracy, przekonali go do objęcia przywództwa w nowym państwie. Kim był jednak z pewnością najmniej wykształco­ nym ze wszystkich przywódców w świecie socjalistycznym. Niepełny proces edukacji zakończył w wieku lat siedemnastu i chociaż spędził rok w szkole dla oficerów piechoty w Związku Radzieckim, wydaje się mało prawdopodobne, aby rozumiał rosyjski w stopniu wystarczającym do przyswojenia jakiej­ kolwiek teorii. Żadne z jego pism nie zdradza, aby rozumiał Marksa*. Absolutnie nieświadomi komunistycznej ideologii pozostawali też jego towarzysze z partyzantki, którzy tworzyli rdzeń władzy Kima. Andrei Lankov, wybitny badacz Korei, napisał, że „z wyjątkiem radzieckich Koreańczyków, żaden z najważniejszych urzędników nie przeszedł szkolenia z (...) marksizmu-leninizmu"2 ''. Nic dziwnego, że zamiast przewodzić kręgom kulturalnym w sprawach ideologicznych, partia sama dała im sobą kierować. Wbrew południowokoreańskiemu lewicowemu mitowi, spopularyzowanemu w dużym stopniu przez amerykańskiego OKUPACJA SOWIECKA, 1945-1948 historyka Bruce'a Cumingsa, niemal wszyscy intelektualiści, którzy po wyzwoleniu przenieśli się do Pjongjangu, w jakimś stopniu współpracowali wcześniej z Japończykami. Ci, któ­ rzy kolaborowali ze szczególnym entuzjazmem, jak pisarz Kim Sa-ryang, zostali dosłownie wypędzeni z Seulu. Północ była bardziej, a nie mniej gościnna wobec kolaborantów. Jak ujęto to w podręczniku historii opublikowanym w K R L D w 1981 r.: „Wielki Wódz Kim Ir Sen odrzucał błędną tendencję podważania kompetencji czy wykluczania ludzi tylko dlatego, że (...) pracowali dla japońskich instytucji w przeszłości"3 0 . Warto pamiętać o tym, że rodzony brat Kima był tłumaczem dla żołnierzy japońskich w Chinach3 1 . Od jednego Wielkiego Przywódcy na biatym koniu do drugiego; Hirohito (powyżej) i Kim Ir Sen (poniżej) dosiadający swych koni symboli czystości. Kim Dzong II, tutaj przytrzymywany przez ojca, byt filmowany i fotografowany na należących do niego biatych koniach.

HISTORIA KULTURY OFICJALNEJ W KOREI PÓŁNOCNEJ Pozostawienie cesarskich zarządców i technokratów to jedno, a utrzymanie propagandystów działających na rzecz Japonii to drugie - tak przynajmniej można by myśleć. Według teorii marksizmu-leninizmu główne zadanie partii komunistycz­ nej polega na tchnięciu w masy świadomości rewolucyjnej1 2 . Warto więc zauważyć, że kiedy zakładano Federację Literatury i Sztuki Korei Północnej w marcu 1946 r., większość głównych stanowisk przydzielono dobrze znanym weteranom aparatu kultury z czasów wojny, takim jak dramatopisarz Song Yóng i choreografka Ch'oi Sung-hui1 1 . Żadnego pisarza nie wy­ kluczono z partii albo jej kulturalnych organizacji z powodu projapońskiej działalności, nie mówiąc o karze więzienia (która spotkała Y i Kwang-su i Ch'oi Nam-són w Seulu). Partia Pracy musiała czekać do 1948 r., aby odbyć przyśpie­ szony kurs marksizmu-leninizmu, tak więc nie była w stanie sama dawać wystarczającego przykładu pisarzom i artystom1 4 . W swoim przemówieniu, bezwstydnie splagiatowanym z Mao, Kim Ir Sen kazał im studiować marksizm i „komunikować się z masami słowami, które one rozumieją"1 5 . Sowiecko-koreański poeta wziął na siebie zadanie obdarowania współtowarzyszy-pi- sarzy listą klasyków realnego socjalizmu, nieprzetłumaczonych jeszcze na koreański1 6 . Prócz tego partia po prostu wyznaczała tematy, począwszy od reformy ziemskiej w pierwszych miesią­ cach 1946 r. Żaden z literatów nie chciał wykonać pierwszego kroku. „Jak pisać powieść lub wiersz o reformie ziemskiej? (...) Wszyscy zwiesili głowy, uznając z rezygnacją, że to niewykonal­ ne zadanie"1 7 . Dopiero kiedy partia odpowiedziała gniewnie na antologię wierszy miłosnych w styczniu 1947 r., pisarze północnokoreańscy zaczęli uprawiać propagandę na serio3 8 . Nic dziwnego, że ich twórczość zdradzała wpływy wcześ­ niejszej ideologii, którą przez większą część swojego życia usiłowali propagować. Koreańczycy, włączeni przez Japoń­ czyków do najczystszej rasy na świecie, w 1945 r. po prostu wykluczyli z niej byłych mocodawców. Legenda o starożytnym rasowym przodku Tangunie, której koreańskim nacjonalistom nie udało się spopularyzować w latach 20., niemal z dnia na dzień została uznana za historyczną prawdę. Symbole japońskie zostały zamienione na koreańskie. Góra Pektu, OKUPACJA SOWIECKA, 1945-1948 dotąd znana tylko jako najwyższy szczyt półwyspu, nagle uzyskała podobny sakralny status co góra Fudżi - jako rzekome miejsce narodzin Tanguna1 ''. Znaczna część japońskiej wersji tej koreańskiej historii - począwszy od ogólnego potępie­ nia chińskich wpływów, a na plotkach o zbrodniczych jan- keskich misjonarzach skończywszy- została zachowana bez zmian. Nie oznacza to, że północnokoreańska ideologia po prostu skodyfikowała to, w co każdy już wierzył. Przeciętny niewykształcony obywatel prawdopodobnie w 1945 r. nie był większym nacjonalistą niż w roku 1910. Teraz jednak to owa mniejszość, która odebrała edukację w japońskich szkołach, instalowała radio w każdej wiosce, uczyła wieśniaków czytać, wysyłała dzieci do szkół - i z powodzeniem przekonywała rasę, że jest najczystsza w świecie. Niemniej znikł pewny siebie ton imperialnej propagandy. O ile władza kolonialna propagowała japońską czystość jako talizman ochronny, o tyle Koreańczycy sądzili obecnie, że właśnie z powodu swej czystości rasowej stali się bezbronni jak dzieci w obliczu złego świata. Historię, którą według mię­ dzynarodowych standardów uważano by za spokojną i godną pozazdroszczenia, teraz wspominano jako długą litanię cier­ pień i upokorzeń z rąk obcych. W opisach epoki kolonialnej pisarze i malarze skupiali się na przymusowej pracy małych dziewcząt i chłopców, potęgując w ten sposób wrażenie wy­ korzystywania dziecięcej rasy przez rasę dorosłą4 1 1 . Ponieważ tylko Koreańczycy byli naprawdę rasowo czyści i z natury wolni od zła (które to przymioty perfidni Japończycy chcieli sobie przywłaszczyć), wszelkie okrucieństwa, jakie popełnili w czasie wojny na Pacyfiku, przypisano konieczności i szybko wymazano ze zbiorowej pamięci4 1 . Koreańczycy za rządów Japończyków wyłącznie cierpieli*. Nowy rasowy wizerunek własny manifestował się dobitnie w opowieściach o sowiecko-koreańskiej przyjaźni, pisanych • publikowanych pod koniec lat 40.4 2 Autorzy przedstawiali niedomagających mężczyzn i kobiety przynoszonych do szpitali na plecach rosyjskich pielęgniarek i kobiet-lekarzy. Niech nikt nie przeoczy tu symbolicznej wymowy: bohaterki porównywano bezpośrednio do matek, a miejscowych do dzieci4 1 . * Do złudzenia podobny mit jest propagowany na południe od strefy zdemilitaryzowanej. W 2006 r. ko­ misja rządu południowokoreań- skiego ogłosiła, że spośród 86 Koreańczyków skazanych przez aliantów za zbrodnie wojenne 83 należy uznać za niewinne „ofiary Japonii". Znaczący wyjątek uczyniono dla tych, którzy popełnili zbrodnię przeciw innym Koreańczy­ kom. Alford w książce Think No Evil (1999) szuka przyczyn odmowy przypisywania zła przez Koreańczy­ ków swym rodakom, ale wyciąga błędny wniosek, że nie mają oni wcale pojęcia zła.

HISTORIA KULTURY OFICJALNEJ W KOREI PÓŁNOCNEJ Nawet w najcięższych czasach Wónju wystarczało tylko spojrzeć w oczy Dr. Kriblyak, aby wiedzieć, że nie umrze. Jego serce zawsze było pod jej opieką, jak gdyby znajdował się w łonie matki4 4 . Taki styl miał bez wątpienia schlebiać Sowietom, wskazując także na synowską uległość Koreańczyków, a jednocześnie wyrażać prośbę o matczyną opiekę dla rasy zbyt czystej, aby mogła przetrwać o własnych siłach. Nie należy jednak błędnie wyczytywać z tych opowieści, że Rosjanom przyznawano równy status moralny (nie mówiąc już o wyższości moralnej). Tak jak obcokrajowcy mogą być źli, a Koreańczycy co najwyżej tylko zło popełniać, tak samo tylko dziecięca rasa jest z urodzenia czysta i prawa; obcy mogą co najwyżej od czasu do czasu spełniać dobre uczynki. Oczywiście Północnokoreańczycy nie byli jedynymi, którzy wymyślali swą przeszłość, ani też nie byli jedynymi nacjonalista­ mi w nowym bloku wschodnim. Historyk Tony Judt napisał, że mity „Francji oporu i Polski ofiar" grały ważną rolę w procesie przezwyciężania przeszłości przez Europę i podążania naprzód4 5 . Ale między nacjonalizmem a światopoglądem opartym na rasie istnieje kolosalna różnica. Postrzeganie przez Północnokore- ańczyków samych siebie jako z urodzenia czystych i bezbron­ nych miało się okazać szczególnie kłopotliwe, prowokowało bowiem zarówno niechęć wobec sojuszników, jak i nieustanną od nich zależność. Nowy światopogląd i kult jednostki stwarzały problemy także ikonografom, ponieważ K i m Ir Sen z jednej strony musiał być ukazywany jako ucieleśnienie koreańskiej prosto- duszności, a z drugiej jako błyskotliwy bojownik rewolucyjny. Logicznym rozwiązaniem dla reżimu było stworzenie na nowo cnót etnicznych i dołączenie do nich przymiotów siły, dyscy­ pliny i mądrości. Próbując to osiągnąć, sowiecko-koreański poeta Cho Ki-ch'ón - jeden z nielicznych intelektualistów w Pjongjangu, który nie odebrał japońskiego wykształcenia - przedstawił Kima jako błyskotliwego stratega, studiującego historię sowiecką między kolejnymi bitwami4 ''. Han Sór-ya oraz inni rodzimi pisarze i artyści sławili jednak matczynego przywódcę-żywiciela, którego powodzenie wynikało bar- OKUPACJA SOWIECKA, 1945-1948 dziej z jego prostoty i niewinności niż czegokolwiek innego. Przyswoił marksizm-leninizm sercem, a nie rozumem, naj­ lepsze zaś pomysły przychodziły do niego we śnie4 7 . Właśnie ten wizerunek zwyciężył, chociaż uważa się, że dla sowieckich Koreańczyków był on równie groteskowy i komiczny, jak dzisiaj dla nas - mieszkańców Zachodu4 8 . Oczywiście, nie wspomniano wcale o tym, że Generał spę­ dził lata wojny na Pacyfiku w radzieckim mieście rolniczym. Zamiast tego opowiadano, jak on i jego partyzanci toczyli walki z okupantem z ukrytej bazy na górze Pektu. To sprytne kłam­ stwo umieszczało bohaterskich bojowników w samym środku ziemi ojczystej, w czasie ciężkiej próby dla całego narodu, i jednocześnie dostarczało przekonującego tłumaczenia, dla­ czego nikt nie pamiętał i nie widział owych bojowników. Co nie mniej ważne, wiązało ono postać Kima z rzekomym miejscem urodzin Tanguna4 9 . Północnokoreański kult jednostki szybko prześcignął rozbu­ chaną absurdalnością swe wschodnioeuropejskie odpowiedniki. Pod koniec lat 40. najważniejszy uniwersytet został nazwany 'mieniem wodza, jego rodzinna wioska Mangyóngdae stała się narodowym sanktuarium, a w wielu miastach wzniesiono jego posągi. W przeciwieństwie do Stalina i Mao, Kim nie to­ lerował żadnych pomniejszych form kultu drugiej czy trzeciej Kim Dzong II jako dzielny, przepełniony ideami Dżucze osiemnastolatek - jeden z wielu wizerunków, których celem byto przeciwdziałać przypuszczeniom, że został wychowany w beztrosce i w sposób uprzywilejowany.

HISTORIA KULTURY OFICJALNEJ W KOREI PÓŁNOCNEJ osoby w państwie - w Korei nie było nikogo porównywalnego z Berią czy Lin Biao. Jednak z dzisiejszej perspektywy jego kult był wówczas jeszcze dość skromny, przyznawał bowiem pierwszeństwo „wielkiemu" Stalinowi i decydującą rolę Armii Czerwonej w wyzwoleniu półwyspu, a imię i wizerunek Kima nie były tak wszechobecne jak w późniejszych latach. Podobnie jak nacjonalizm japoński z okresu kolonialnego, oparty na idei czystości krwi, nowy koreański nacjonalizm bez wahania naśladował obce wzorce, często wykazując pogardliwą obojętność wobec rodzimych tradycji. W swych licznych pero- rach Kim składał wiernopoddańczy hołd „wyższej" kulturze radzieckiej5 0 . Krytycy literaccy przerzucali się sowieckimi sloganami - jak np. „typowość" etc. - usiłując pozbyć się rywali na scenie kulturalnej. Studenci uniwersytetów rwali się do nauki rosyjskiego, nowej - językowej - przepustki do grona osób mających wyższy status społeczny. W tym samym czasie radziecka administracja cywilna błyskawicznie przejmowała kontrolę nad faszystowską gospodarką z okresu wojny na Pacyfiku i zamieniała ją w komunistyczną5 1 . Tak więc dla zagranicznych obserwatorów Korea Północna pod każdym względem wydawała się kolejnym sowieckim satelitą w fazie rozwoju. Ale bliższy wgląd w kulturę oficjalną odsłania inną prawdę. Tam, gdzie propagandyści z bloku wschodniego zajmowali się dialektyczną walką między starym a nowym, ich północnokoreańscy odpowiednicy przedstawiali swoją część półwyspu jako już bezklasowy gemeinschaft, jednomyślnie wspierający Kim Ir Sena, pod którego opiekuńczymi rządami dziecięca rasa mogła ostatecznie folgować swoim zdrowym instynktom. Podobnie jak w imperialnej japońskiej propagan­ dzie, operowano podstawowym dualizmem czystości i nieczy­ stości albo też czystości i plugastwa5 2 . Bohaterami oficjalnych opowieści byli chłopięcy młodzi mężczyźni i rumieniące się dziewice, choć jedna z powieści tego okresu przełamała kon­ wencję, opisując romans między wdowcem a byłą konkubiną właściciela ziemskiego. Sam Kim Ir Sen nie zwlekał z kryty­ ką, mówiąc, że wdowca należało połączyć raczej z dziewicą. „Nawet stara panna byłaby dobra" - narzekał. „Każdy chce czystej wody"5 3 . WOJNA I ODBUDOWA, 1948-1966 Na próżno szukać w tych wczesnych dziełach poczucia więzi ze światowym proletariatem. Koreańczycy z Północy nie widzieli sprzeczności w traktowaniu Związku Radzieckiego jako z jednej strony lepiej rozwiniętego, z drugiej zaś moralnie gorszego (analogia do sposobu, w jaki Południowokoreań- czycy zawsze postrzegali Stany Zjednoczone, jest oczywista). Wysiłki, aby zataić tę pogardę, osłabiało silne przekonanie o nieprzenikalności języka koreańskiego i właściwa wszystkim nacjonalistom niezdolność do przyjęcia perspektywy obcych we własnym kraju. Dla Partii Pracy było dużym zaskoczeniem, że np. przywództwo Armii Czerwonej wyraziło sprzeciw wobec historii o zbirowatym żołnierzu radzieckim, który wraca na właściwą ścieżkę po spotkaniu ze szlachetnym koreańskim łobuziakiem z ulicy, będącym kolejnym charakterystycznym symbolem czystości rasy54 . WOJNA I ODBUDOWA, 1948-1966 W dniu 13 sierpnia 1948 r. Syngman Rhee ogłosił powstanie Republiki Korei, wobec czego sowieccy urzędnicy w Pjongjan­ gu, porzuciwszy nadzieję na jedno państwo, przekazali władzę Kim Ir Senowi. Koreańska Republika Ludowo-Demokratycz­ na (KRLD) została formalnie powołana do życia 9 września. Po trzech latach powiewania flagą z tym samym symbolem taijitu, którego używano w strefie amerykańskiej, K R L D wciągnęła na maszt flagę w stylu komunistycznym, z czerwoną gwiazdą jako głównym elementem. Pod koniec 1948 r. wojska sowieckie wycofały się z półwyspu. Zanim odeszły na dobre, Kim zajął się montowaniem wsparcia Moskwy dla ponownego zjednoczenia państwa drogą militarną. Stalin zgodził się wysłać broń, zaopa­ trzenie i doradców5 5 . Równocześnie aparat propagandy K R L D przygotowywał masy do nadchodzącego konfliktu. Południe ledwo co wyszło z japońskiego kolonialnego piekła, by wpaść w amerykańskie, z tą samą zdradziecką elitą u władzy; jak długo cierpiący bracia mieli czekać na prawdziwe wyzwolenie? Yi T'ae-chun i inni autorzy pisali krótkie opowiadania i wiersze, w których żądali surowej kary dla Jankesów i ich lokajów5 ''.

HISTORIA KULTURY OFICJALNEJ W KOREI PÓŁNOCNEJ Dciaż Pótnocnokoreaiiczycy gielskojęzycznej propagandzie ilają wojnę koreańską jako irland Liberation War („wojnę zwolenie ziemi ojców"), oim języku nazywają Koreę ą rodzinną {Homeland} lacierzą (Motherlano), itownie macierzystą ziemią stą („Mother Homeland"). ej nt. skłonności KRLD do igiwania się metaforą matki stępnych rozdziałach. Dnia 25 czerwca 1950 r. Koreańsku Armia Ludowa (KAL), przekraczając niespodziewanie 38. równoleżnik, rozpoczęła to, co później nazwano „wojną o wyzwolenie ojczyzny"*. Po zdobyciu Seulu 28 czerwca, wojska K A L dotarty aż do rzeki Nakdong na południu, zanim MacArthur wylądował we wrześniu w Inch'ón, mieście portowym na zachodnim wy­ brzeżu, odwracając losy wojny. Kiedy żołnierze Organizacji Narodów Zjednoczonych zbliżyli się do Pjongjangu, aparat kultury dołączył do przywódców partyjnych uciekających na północ. Chiny przystąpiły do wojny w październiku, spychając Amerykanów i ich sojuszników w głąb półwyspu. Komuniści zdobyli Seul ponownie, ale szybko odbiły go wojska O N Z , w których rękach pozostał. Pisarze i artyści Kima przyczaili się w wiosce w pobliżu Pjongjangu, kiedy amerykańskie siły powietrzne podjęły długie masowe bombardowanie. Podobna wojna doprowadziłaby do wybuchu ksenofobii w każdym narodzie, ale w K R L D , gdzie ludziom od kolo­ nialnego dzieciństwa wpajano oparty na krwi nacjonalizm, panowały takie nastroje, że nawet chińskiego sojusznika trak­ towano z wrogością5 7 . Autorzy opisywali Amerykanów, nie wyłączając kobiet i dzieci, jako genetycznie zdeprawowaną rasę5 8 . Nie było tu śladu po proletariackim internacjonali­ zmie, który pomógł sowieckim propagandystom odróżnić nazistów od zwykłych Niemców. Jeden autor szydził z ciał zabitych ONZ-owskich żołnierzy, inny wychwalał maltretowa­ nie schwytanych pilotów wroga5 ''. Wiele uciechy dostarczały kaukazoidalne cechy Jankesów; czołowy pisarz wyrażał opi­ nię, że odzwierciedlały one wrodzone „zidiocenie"6 0 . Ten sam autor popełnił też krótkie opowiadanie pod tytułem Szakale (Sungnyangi, 1951), w którym amerykańscy misjonarze mordują koreańskie dziecko, wstrzykując mu zarazki6 1 . Być może olbrzy­ mia popularność tej historii pchnęła reżim pod koniec 1951 r. do formalnego zarzucenia Amerykanom prowadzenia wojny bak­ teriologicznej. W 1952 r. wyczerpany wojną Kim Ir Sen wezwał Chiny do pomocy w doprowadzeniu do zawieszenia broni. Mao i Stalin nalegali, aby nie ustępował6 2 . Dopiero po śmierci generalis­ simusa w marcu 1953 r. Moskwa pozwoliła Kimowi podjąć WOJNA I ODBUDOWA, 1948-1966 3 negocjacje z wrogiem. K R L D i Chiny podpisały rozejm ze Stanami Zjednoczonymi 27 lipca 1953 r. Odtąd Pjongjang będzie świętował tę datę jako dzień poddania się wroga, zręcznie wykorzystując zdjęcia zmęczonych i rozdrażnionych amery­ kańskich negocjatorów. Teraz bardziej niż kiedykolwiek zależny od swych mocodaw­ ców, dyktator dokonał wysiłku, aby jego szeroko rozpowszech­ niane przemowy brzmiały internacjonalistycznie; twierdził nawet w grudniu 1955 r., że „kochać ZSRR oznacza kochać Koreę"6 5 . Jednak rodzima propaganda coraz bardziej eksplo­ atowała temat cnót koreańskich6 4 . Ograniczono tłumaczenia dzieł obcych autorów, a także całkowicie zakazano wystawiania sztuk radzieckich65 . Dyplomata wschodnioniemiecki odnotował, że wszelkie sukcesy „ukazywano jako dokonania koreańskich pracowników «bez zagranicznej» pomocy"6 6 . Zaobserwował też, że edukacyjne działania partii „nie były skierowane na studio­ wanie dzieł marksizmu-leninizmu"6 7 . Zamiast tego podkreślano czystość koreańskiej krwi. Kobiety, które wychodziły za mąż za pracowników organizacji humanitarnych ze wschodniej Europy, oskarżano o „zdradzanie rasy"68 . Każdy, u kogo dostrzeżono emocjonalne więzi ze światem zewnętrznym, stawał się podejrza­ ny. W 1956 r. Kim oczyścił swą partię z frakcji Yan'an* i frakcji sowiecko-koreańskiej, zastępując tych starych komunistów towarzyszami broni z czasów partyzantki6 9 . Jednocześnie reżim wprowadzał kolektywizację rolnictwa - w stopniu zbyt drastycznym nawet dla Moskwy. W 1958 r. KRLD zaczęła naśladować chiński „wielki skok naprzód", czyli kam­ panię radykalnego uprzemysłowienia z własnym ruchem Ch'óllima, czyli Ruchem „Tysiącmilowego Konia", którego symbolem był skrzydlaty koń przypominający Pegaza*. Zrobiono nagonkę na chrześcijan i wysłano ich do obozów koncentra­ cyjnych. Tego typu działania, podejmowane w czasach, kiedy Europa Wschodnia przeżywała „odwilż", dawały Zachodowi niylący obraz Korei Północnej jako bezkompromisowego stalinowskiego państwa. W rzeczywistości zaś doskonale pa­ sowały one nie tylko do północnokoreańskiego nacjonalizmu, który postrzega dziecięcą rasę jako dziedzicznie kolektywi­ styczną, ale także odpowiadały nienasyconym pragnieniom * Później północnokoreańscy his­ torycy cofnęli początek tego ruchu do roku 1956, aby nie sprawiał wyraźnie wrażenia, że jest kopią swego chińskiego odpowiednika. Niestety, nawet konserwatywni badacze z Korei Południowej dzisiaj bezkrytycznie akceptują rok 1956 jako początek ruchu.

HISTORIA KULTURY OFICJALNEJ W KOREI PÓŁNOCNEJ Kim Ir Sena, aby maksymalnie zwiększyć wewnętrzne bez­ pieczeństwo. Nigdy nie było problemem, czy model radziecki poprawi standard życia narodu; przeciwnie, jak się zdaje, Kim pilnie dbał, aby nie karmić swego ludu zbyt dobrze. Podczas spotkania z przywódcą Niemiec Wschodnich, Erichem Hone­ ckerem, w 1977 r. powiedział, że „im wyższy standard życia się osiąga, tym bardziej leniwe ideologicznie i bardziej nierozważne stają się działania ludu". Jak zauważył Bernd Schafer, takie stwierdzenie „nie uszłoby płazem żadnemu wschodnionie- mieckiemu przywódcy"7 ". Balazs Szalontai dodaje, że Kim Ir Sen „nieustannie wybierał gospodarcze «poprawki», które nie zmniejszały kontroli reżimu nad społeczeństwem, odrzucając te, które ten uścisk rozluźniały"7 1 . Reżim miał inne powody, aby naśladować modele so­ wieckie. Musiał odróżnić się od drugiego państwa koreań­ skiego, które jako znacznie ludniejsze mogłoby rościć sobie bardziej uzasadnione pretensje do bycia legalnym państwem koreańskim. Po drugie musiał zapewnić stały dopływ pomocy gospodarczej, dyplomatycznej i wojskowej z zagranicy. Jednak wschodnioeuropejscy dyplomaci już wcześniej donosili o kse­ nofobii w Pjongjangu. Niektórzy spotkali się z wyzwiskami i obrzucaniem kamieniami przez dzieci na ulicy. Koreańczycy czy Koreanki, którzy wiązali się z Europejczykami, byli zmu­ szani do rozwodu - w przeciwnym razie przepędzano ich ze stolicy (wschodnioniemiecka ambasada w wewnętrznych pismach porównywała te praktyki do praktyk nazistowskich Niemiec7 2 ). Radziecka żona koreańskiego obywatela została pobita do nieprzytomności przez policję prowincjonalną, kiedy usiłowała dotrzeć do Pjongjangu7 3 . W 1965 r., kiedy czarnoskóry ambasador Kuby w K R L D pokazywał żonie oraz kubańskim lekarzom miasto, miejscowi otoczyli ich samochód, uderzając weń czym popadnie i obrzucając pasa­ żerów rasistowskimi epitetami7 4 . Policja wezwana na miejsce musiała odgonić tłum pałkami. „Poziom wyszkolenia mas jest dramatycznie niski" - mówił później wysokiej rangi urzędnik roztrzęsionemu dyplomacie. „Nie są w stanie rozróżnić przy­ jaciół od wrogów"7 5 . Jednak właśnie taką mentalność reżim pragnął zaszczepić ludziom. OD REWOLUCJI KULTURALNEJ DO ŚMIERCI KIM IR SENA, 1966-1994 OD REWOLUCJI KULTURALNEJ DO ŚMIERCI KIM IR SENA, 1966-1994 37 -MU2 Relacje między Pekinem a Pjongjangiem pogorszyły się w 1966 r., kiedy przywódca Chin rozpoczął rewolucję kulturalną. Najwyraźniej Kim obawiał się, że zapał Mao mógł się udzielić i Koreańczykom, co z kolei mogłoby skłonić Pekin do zorgani­ zowania przewrotu lub dokonania inwazji. To nie była zwykła paranoja; wojska chińskie w istocie kilkakrotnie prowokacyjnie przekroczyły granicę z Koreą Północną7 ''. W odpowiedzi Kim natychmiast wzmocnił wewnętrzny system zabezpieczeń. Po spisie z 1966 r. obywatele K R L D zostali podzieleni wedle po­ chodzenia rodzinnego, czyli sóngbun, na „najważniejszą" klasę wysokiej rangi urzędników i ich rodzin, „chwiejną" klasę zwyk­ łych obywateli i „wrogą" klasę, którą tworzyli byli właściciele ziemscy i inni potencjalni wywrotowcy. Ludzie ze wszystkich sóngbun zostali poddani wyczerpującemu programowi działań społecznych i sesji naukowych, które były poświęcone głównie zmyślonej biografii Kima, a nie jego pismom. Wyłamujących się z szeregu karano: od odmowy racji ży­ wieniowych do kary więzienia, ale partia nie rozbudowywała masowo sił policyjnych ani też przeciętni obywatele nie żyli w strachu przed aresztowaniem. Podobnie jak poprzednie rządy kolonialne reżim wiedział, jak wykorzystać tradycyjną skłonność Koreańczyków do dostosowywania się. Kult jednostki także odgrywał znaczącą rolę w zdobywaniu poparcia dla reżimu7 7 . Aparat propagandy, z młodym Kim Dzong Hem na czele, dbał, aby kult nadążał za jego chińskim odpowiednikiem. Na przykład sława Mao jako poety zainspirowała aparat kultury K R L D do „wznowienia" sztuk rewolucyjnych (o których wcześniej nikt nie słyszał); Kim Ir Sen miał je rzekomo napisać w mło­ dości7 8 . „Przypomniano" sobie także, że w latach 30. Generał zabrał swych partyzantów na Ciężki Marsz, równie heroiczny jak Długi Marsz Mao7 ''. I skoro Mao przegnał Japończyków bez pomocy z zagranicy, oczywiście podobnie uczynił Kim. Ta wersja przeszłości oznaczała konieczność wycofania licznych opracowań i podręczników szkolnych, w których oddawano służalczy hołd sowieckiej Armii Czerwonej*. * Uchodźca z Korei Pótnocnej, syn poety, opowiada) mi o tym, jak ubrana po cywilnemu policja przybyta w tym czasie do miesz­ kania jego rodziny w Pjongjangu, szukając podobnych książek.

HISTORIA KULTURY OFICJALNEJ W KOREI PÓŁNOCNEJ Wiele osób na Zachodzie błędnie zakłada, jak czynił to George Orwell, że reżim nie może wymyślać historii na nowo bez uciekania się do prania mózgów i zastraszania. Wystarczy spojrzeć na Południowokoreańczyków, którzy co roku świę­ tują wyzwolenie spod władzy Japonii bez nawet wspomnienia o swoich wyzwolicielach, aby zrozumieć, z jaką łatwością uprawia się nacjonalistyczne mitotwórstwo nawet w otwartych społeczeństwach. Ale koreańscy nacjonaliści nie wierzą na serio, że nigdy nie otrzymali pomocy ze strony obcych. Sądzą raczej, że ponieważ ta pomoc była podyktowana prywatnym interesem, nie jest ona historycznie znacząca ani też nie za­ sługuje na wdzięczność. Większym problemem dla Kima, który nigdy nawet nie przewodził dyskusjom w obrębie własnej partii, była sława Mao jako myśliciela8 0 . Studiując jego przemowy w poszukiwaniu przebłysków oryginalnej myśli, realizatorzy kultu jednostki skupiali się na wygodnie niejasnym użyciu marksistowskiego terminu „podmiot" - dżucze (chu'che) w języku koreańskim. W wystąpieniu z grudnia 1955 r. K i m przypomniał propa- gandystom, że „podmiotem" - innymi słowy, czynnikiem - ideologicznej pracy była koreańska rewolucja; zamiast po prostu naśladować formy radzieckie, partia musiała ustanowić właściwy „podmiot" swej pracy propagandowej. Tego rodzaju bezzębny nacjonalizm czy „udomowienie" były de rlgueur w całym bloku wschodnim w latach 50., dlatego przemówie­ nie Kima nie wzbudziło specjalnego zainteresowania ani w Pjongjangu, ani w Moskwie. Ale zachodni obserwatorzy Korei Północnej, nieświadomi szerszego komunistycznego kontekstu ani też standardowego marksistowskiego użycia słowa dżucze, bez wahania (i mylnie) zinterpretowali tę wy­ powiedź jako wyraźną przełomową deklarację koreańskiego nacjonalizmu. (Nadal popełniają ten sam błąd; słowa Kima „kochać ZSRR oznacza kochać Koreę" są niezmiennie prze- oczane8 1 ). Wrażenie, jakie na nich wywarła oracja wodza, najwyraźniej zachęciło Północnokoreańczyków pod koniec lat 60. ubiegłego wieku do upartego przekonywania, że „idea podmiotu" była oryginalnym w k ł a d e m K i m Ir Sena do myśli marksistowskiej. OD REWOLUCJI KULTURALNEJ DO ŚMIERCI KIM IR SENA, 1966-1994 Kim nie widział pilnej potrzeby tworzenia faktycznej ide­ ologii, aby wspierać tę obłudę, ale jeden z jego doradców, samozwańczy filozof o nazwisku Hwang Chang-yóp, zdołał przekonać wodza do powierzenia mu tego zadania8 2 . Hwang miał już surowce do jego realizacji, ponieważ w przemowach Kima o samodzielności czy o przystosowaniu marksizmu-leni­ nizmu do warunków narodowych nie było niczego, czego nie powiedział wcześniej Mao, i to dobitniej; chiński przywódca również znacznie lepiej wcielił w życie swe hasła. Hwang musiał uważać, aby nowa ideologia nie była zbyt zrozumiała czy na tyle atrakcyjna, żeby odwrócić masy w kraju od prawdziwej ideologii opartego na rasie nacjonalizmu (która oczywiście nie mogła być przekazywana światu zewnętrznemu). Musiał wymyślić coś nieszkodliwego, nieprzeniknionego, a jednocześnie okazałego - i na koniec właśnie coś takiego stworzył. Tak zwana Myśl Dżucze autorstwa Hwanga - rzecz jasna przypisana Kimowi - objawiła się we wrześniu 1972 r. w formie „odpowiedzi na pytania japońskich dziennikarzy" jako nie­ strawna mieszanka banałów. Oto reprezentatywny fragment tego wiekopomnego tekstu: Ustanowienie podmiotu/dŻMcze oznacza zbliżanie się do rewolucji i konstrukcji w postawie pana. Ponieważ masy są panami rewolucji i konstrukcji, muszą przyjąć postawę pana w odniesieniu do rewolucji i konstrukcji. Postawa pana wyraża się w pozycji niezależnej i pozycji twórczej. Rewolu­ cja i konstrukcja to przedsięwzięcia dla dobra mas, a także przedsięwzięcia, które masy same muszą wziąć na swe barki. Tak więc przy przekształcaniu natury i społeczeństwa pozycja niezależna i pozycja twórcza są niezbędne8 3 . Tylko w odniesieniu do Myśli Dżucze reżim posługuje się tym szczególnym stylem, który jest zbyt nudny i pełny powtó­ rzeń, aby nie był taki celowo. Przypomina studenta college'u usiłującego rozwlec wypracowanie semestralne do przyzwoitych rozmiarów i jednocześnie zniechęcić każdego potencjalnego czytelnika. Znacznie bardziej zwięzłego i pobudzającego języka u zywa się do głoszenia rzeczywiście panującej ideologii para- n oidalnego nacjonalizmu. Chociaż Myśl Dżucze jest przecho-

HISTORIA KULTURY OFICJALNEJ W KOREI PÓŁNOCNEJ wywana w relikwiarzu konstytucji jako jedna z podstawowych zasad kierujących państwem, reżim nigdy nie zdradzał oznak sprzyjania zawartym w niej uniwersalno-humanistycznym ko­ munałom: „człowiek jest panem wszechrzeczy", „ludzie rodzą się z kreatywnością i autonomią" etc. Nie chcę wcale sugerować, że skoro nie wciela się ideologii w życie, to musi ona być fikcją (wedle takiej miary żadna ideologia nie uniknęłaby chłosty*). Ale Myśl Dżucze nie jest nawet głoszona na serio, i nic w tym dziwnego: jej główna idea panowania mas nad swym losem kłóci się z uświęconą ideą wyjątkowo podatnej na zranienie dziecięcej rasy, znajdującej się pod czułą opieką Wodza. Poza wszystkim Koreańczycy muszą dziękować mu nawet za to, co uzyskują w wyniku własnej pracy. Mimo to pseudodoktryna Dżucze do dziś spełnia swe funkcje. Pozwala reżimowi przedstawiać Kim Ir Sena jako wielkiego myśliciela, dodaje efektownej etykiety każdemu programowi, który uznaje za stosowny, a także powstrzymuje dysydentów od oceniania linii rządu na jego własnych poka­ zowych zasadach. Co równie ważne, odciąga uwagę obcych od rzeczywiście panującej ideologii. Zamiast na wskroś ksenofo­ bicznego rasistowskiego światopoglądu, w znacznym stopniu wywodzącego się z faszystowskiego mitu japońskiego, świat widzi uspokajająco nudny państwowy nacjonalizm wymyślony przez Koreańczyków w czasach pokolonialnych, podparty humanistycznymi zasadami, ukazujący zrozumiałą, nawet jeśli niefortunną, troskę o autonomię i samodzielność. Ale jak zagraniczni badacze mogą czytać angielskojęzycz­ ne wersje oficjalnego wykładu Dżucze, nie dostrzegając jego jałowości? Jedno wytłumaczenie może być takie, że do czasu, kiedy teksty te zaczęły się ukazywać w latach 70., przywiązanie Korei Północnej do tajemniczej doktryny uznano już zagranicą za fakt. Innym wyjaśnieniem może być właśnie niespójność, monotonia i pokrętność Dżucze, które dla postmoderni­ stycznego zachodniego czytelnika stanowią trudność nie do przejścia. Myśli on: tak właśnie powinna wyglądać ideologia, w przeciwieństwie do rasistowskiego nacjonalizmu promowa­ nego w koreańskich podręcznikach, filmach i obrazach, który jest zbyt prymitywny i otwarty, aby go brać na poważnie. Nawet OD REWOLUCJI KULTURALNEJ DO ŚMIERCI KIM IR SENA, 1966-1994 41 uczeni świadomi trywialności Myśli Dżucze zakładają, że jest w niej coś więcej, niż się zauważa. Historyk Bruce Cumings, zrezygnowany, pokornie przyznaje, że jest ona „niedostępna dla nie-Koreańczyków"8 4 . Zupełnie jakby Północnokoreańczycy sami przed nią nie kapitulowali, tak jak wszyscy inni! Decyzja reżimu o niepublikowaniu zrozumiałego wykładu Dżucze pod imieniem Kim Ir Sena okazuje się posunięciem geniusza. Którekolwiek pismo się czyta, zawsze pojawia się myśl, że naprawdę ważna treść musi się znajdować gdzie indziej. Aparat władzy Korei Północnej zdawał sobie sprawę z po­ trzeby oddawania hołdu Związkowi Radzieckiemu - ta świa­ domość przez długie lata utrzymywała kult Kima w pewnych granicach, ale w 1972 r., kiedy przywódca skończył 60 lat, jego kult przewyższył w swej przesadzie nawet kult Mao. Wznosząc kolosalną, wykonaną z brązu podobiznę wodza na głównym placu Pjongjangu, reżim poinstruował zarówno miejscowych, jak i odwiedzających z zagranicy, że należy składać wieńce u jego podnóża. Łuk triumfalny, znacznie większy niż jego paryski wzór, postawiono w celu upamiętnienia walki wodza z Japończykami. Od tego rozkwitu kultu jednostki zagraniczni analitycy z przekonaniem twierdzili, że K R L D jest w istocie rozszerzo­ ną rodziną konfucjańską z Kim Ir Senem jako ojcem, Partią Pracy jako matką i ludem jako dziećmi8 5 . Miła i przyjemna teoria, bez wątpienia, ale tylko jej druga połowa się sprawdza. W rzeczywistości Kim Ir Sen coraz częściej był obdarzany androginicznym tytułem Wodza-Rodziciela (óbói suryóng) i podobnie jak Hirohito bardziej przypominał postać matki niż patriarchy. Z własnej woli Partia Pracy nazywa siebie Partią-Matką, nie dlatego że uzupełnia styl przewodzenia obu Kimów, lecz ponieważ go naśladuje8 ''. Dominację różnych figur matczynej władzy trudno, o ile to w ogóle możliwe, pogodzić z konfucjanizmem, według którego matka musi być posłuszna nawet wobec własnych synów. Większość uchodźców z Korei Północnej pamięta lata 70. ubiegłego wieku jako szczęśliwy okres. Jedzenia, energii i ubrań było znacznie więcej niż dzisiaj; dumna retoryka Pjongjangu nie Powstrzymywała go od wyłudzania pomocy nawet od Bułgarii Pomnik Kim Ir Sena na głównym placu w Pjongjangu

42 HISTORIA KULTURY OFICJALNEJ W KOREI PÓŁNOCNEJ * Drogi Wiadca jest być może bardziej trafnym tłumaczeniem, ponieważ koreańskie stówo chidoja - czy też yóngdoja, która to wersja jest dziś popularniejsza - różni się od stówa suryóng używanego w tytule Kim Ir Sena jako Wódz-Rodziciel. i Kuby. Z punktu widzenia K R L D państwo demonstrowało swą wyższość moralną, odrzucając - niemałym kosztem, jeśli idzie o standard życia - wszelkie ustępstwa na rzecz kapita­ lizmu. Było sprawiedliwe i właściwe, aby gorsze rasy płaciły trybut, dzieląc się swoimi nieuczciwymi zyskami. Chociaż wiele z pomocy, która nadeszła, miało formę pożyczki, K R L D nie wysilała się nadmiernie, aby ją spłacać. W 1982 r. Kim Dzong II przystąpił do Najwyższego Zgro­ madzenia Ludowego, przybierając tytuł Drogiego Przywód­ cy, i sam stał się obiektem rozbuchanego kultu jednostki*. Powszechnie mówiono o jego narodzinach na świętej górze Pektu (chociaż w rzeczywistości urodził się w Związku Radzieckim), jego troskliwej opiece nad ojcem oraz rzekomym znawstwie w sprawach kulturalnych, zwłaszcza w dziedzinie tworzenia filmów. O ile zagraniczni obserwatorzy traktowali planowaną sukcesję jako kolejne świadectwo tendencji kon- fucjańskich, o tyle Kim Dzong II okazał się jeszcze bliższy ma­ cierzyńskiego wizerunku niż jego ojciec. Był, jak ujął to jeden z pisarzy, „bardziej matką niż wszystkie matki na świecie"8 7 . Tam natomiast, gdzie pseudodoktryna Myśli Dżucze sku­ piała się na potrzebie samodzielności, polityka gospodarcza K R L D odzwierciedlała przywiązanie do izolacji, co jest zu­ pełnie inną sprawą. Być może warto przeprowadzić analogię do hikikomori, japońskich młodzieńców, którzy odmawiają opuszczania swych sypialni, żądając, aby rodzice pozostawiali naczynia z posiłkiem za drzwiami. Uważają, że lepiej uchronią własną niezależność, polegając na świecie zewnętrznym, niż z nim współpracując8 8 . Podobnie Kim Ir Sen sądził, że najlep­ szym sposobem zmaksymalizowania izolacji i bezpieczeństwa jego kraju było nie wzmocnienie gospodarki - cel, który wyma­ gałby integracji z socjalistyczną wspólnotą handlu oraz innych okropnych poświęceń - lecz opieranie się w nieskończoność na zagranicznej pomocy. Ale jest też prawdą, że Korea Pół­ nocna zawsze robiła wiele rzeczy sama dla siebie. Nie można całkowicie polegać na obcych bez wyrzeczenia się swej izolacji albo przynajmniej własnej prywatności {hikikomori sam sprząta swój pokój). Kiedy forma pomocy służy izolacji, Północnoko- reańczycy przyjmują ją bez żadnych ograniczeń, a kiedy jej nie CIĘŻKI MARSZ, 1994-1998 służy, obchodzą się bez niej; troska o samodzielnośćperse nie ma znaczenia. W tym kontekście szczególnie wymowna jest historia trwonienia przez Pjongjang rezerw walutowych na importowane towary luksusowe8 ''. Tak więc w 1987 r. KRLD została zupełnie zaskoczona, kiedy ZSRR wprowadził ostre redukcje pomocy dla kraju. Dwa lata później przywódca NRD, Erich Honecker, został zmuszony do opuszczenia stanowiska i wygnany ku przerażeniu Kim Ir Sena. Wkrótce potem nastąpiło zjednoczenie Niemiec. W międzyczasie Moskwa zaczęła żądać, aby K R L D płaciła światowe rynkowe ceny za towary radzieckie'"1 . Import drastycznie zmalał9 1 . Gdy na początku lat 90. zapasy żywności zaczęły się wyczerpywać, partia rzuciła hasło: „Jedzmy dwa posiłki dziennie" i jęła sławić samopoświęcenie„cichych bohaterów" w odległych gospodar­ stwach rolnych i fabrykach9 2 . Dnia 8 lipca 1994 r. zmarł 82-letni Wódz-Rodziciel - z prze­ pracowania, jak podawano w pogrążonych w żalu wiadomoś­ ciach - i K R L D natychmiast stała się jedną wielką łzą*, by zapożyczyć wers z Hamleta. Na placach miast w całym kraju dochodziło do szałów rozpaczy. Niektórzy uchodźcy, którzy w owym czasie byli dziećmi, pamiętają, jak desperacko usiłowali wydobyć z siebie łzy, ale większość dorosłych najprawdopo­ dobniej szczerze pogrążyła się w żałobie - albo przynajmniej drżała o przyszłość bez jedynego przywódcy, którego kiedykol­ wiek znała. Być może śmierć Kima przyszła w samą porę, jeśli chodzi o interesy reżimu. Gdyby żył kilka lat dłużej, katastrofa gospodarcza nieodwracalnie zniszczyłaby jego reputację. W istocie głód z lat 1995-1997 dostarczył legitymizującego przeszłość dowodu, że Wódz-Rodziciel faktycznie własnymi rękoma karmił i ubierał lud aż do swej śmierci. CIĘŻKI MARSZ, 1994-1998 Jeszcze przed śmiercią Kim Ir Sena było oczywiste, zarówno w Korei Północnej, jak i poza nią, że jego rolę przejmie syn. Kim Dzong II objął dowództwo armii kraju w 1991 r., a jego 50. urodziny w 1992 r. dostarczyły pretekstu do masowego

HISTORIA KULTURY OFICJALNEJ W KOREI PÓŁNOCNEJ świętowania, w którym nie zabrakło groteskowego (i całko­ wicie niekonfucjańskiego) spektaklu ukazującego Wodza- -Rodziciela jako twórcę panegiryku na cześć własnego syna'". Groźba wycofania K R L D z Układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej w 1992 r., postawienie kraju w stan gotowości wojennej w 1993 r. - te działania i inne związane z nimi kroki, które miały sprowadzić Jimmy'ego Cartera do Pjongjangu w czerwcu 1994 r., aby negocjował poddanie się Jankesów, w dużym stopniu przypisano geniuszowi i decyzjom Kim Dzong Ha9 4 . Tak oto kryzys nuklearny wyposażył dziedzica tronu w jego własny mit o uratowaniu narodu - czas był po temu najwyższy. Drogi Przywódca objął rządy w lipcu 1994 r., formalnie wcale nie zastępując zmarłego ojca; do dzisiaj K i m Ir Sen pozostaje Wiecznym Prezydentem kraju. W tym czasie pro­ dukcja żywności gwałtownie spadała, między innymi z powodu zakłóceń spowodowanych ceremoniami żałobnymi. Przed upływem roku 1994 system racjonowania żywności przestał funkcjonować wszędzie poza Pjongjangiem. Zrazu reżim usi­ łował lekceważyć kryzys, ogłaszając rekordowe zbiory zasiane przez Wodza-Rodziciela w jego ostatnich miesiącach życia". Szybko jednak zorientował się, że uprawianie propagandy w tym kierunku niesie ryzyko utraty wszelkiej wiarygodności. Oczekiwania publiczne związane z nowym wodzem należało znacząco zredukować, zanim niedobór żywności zmieni się w głód. Przeczekawszy w ukryciu kilka miesięcy, ponury Kim Dzong II pojawił się w 1995 r. na czele rządu, którego zawoła­ niem było „wojsko przede wszystkim" i który czuł się zmuszony (tak przynajmniej twierdziły media) do poświęcenia całego swego czasu i energii na obronę narodową. Jak na ironię, relacje między Waszyngtonem a Pjongjangiem nigdy nie były lepsze: umowa ramowa (Agreed Framework) została podpisana w październiku 1994 r., prezydent Clinton płaszczył się w wystosowanym do Kima liście, obiecując pełną uległość, a pomoc energetyczna z Ameryki już płynęła. Tak więc Kim znalazł się w dziwnej sytuacji, zmuszony podsycać nadzieje Waszyngtonu na lepsze stosunki i jednocześnie pobudzać anty- amerykanizm w domu. Świadomy, że bariera językowa zmuszała większość zagranicznych obserwatorów do skupiania się na CIĘŻKI MARSZ, 1994-1998 angielskojęzycznym serwisie oficjalnej agencji prasowej, Kim kazał jej stonować inwektywy i powstrzymać się od szkalowania amerykańskiego prezydenta. Równolegle domowa propaganda przedstawiała umowę ramową jako godną pogardy kapitulację Jankesów. Przynosząca chwałę bitwa została wygrana, wojna jednak nie - jako że „szakale" nigdy nie zdołają zmienić swej wrodzonej drapieżnej natury. Dlatego konieczne było, aby Drogi Przywódca spędzał większość czasu, wizytując bazy mi­ litarne, od rzeki Yalu na północy do strefy zdemilitaryzowanej na południu. Mimo że sprawiało mu to wielki ból, należało wznieść prowincje na kolejny poziom samodzielności i sprawić, żeby zaczęły się żywić same. Media państwowe lamentowały nad niewygodami, jakie musiał znosić Kim podczas tego nie­ strudzonego objazdu. Nagminnie przypominano o jego słynnej diecie składającej się z „czegokolwiek, co jedzą żołnierze", aby batem wstydu skłaniać lud do cięższej pracy. Ale chociaż Drogi Przywódca nadal cieszył się popular­ nością, gospodarka upadała, a wraz z nią wewnętrzne bez­ pieczeństwo. Poza Pjongjangiem dyscyplina społeczna została złamana. Wielu obywateli nie przychodziło do pracy całymi tygodniami, pojawiając się w fabrykach sporadycznie po to tylko, żeby je plądrować. Upadek autorytetu miejsca pracy miał tym większe znaczenie, że dla przeciętnego obywatela było ono także centrum życia politycznego1 '6 . Żołnierze prze­ czesywali tereny wiejskie w poszukiwaniu jedzenia, grabiąc cywili i wdając się w zbrojne starcia z policją. W okolicach stacji kolejowych leżały trupy. W przekazach uchodźców znaj­ dują się wiarygodne świadectwa szerzącego się kanibalizmu9 7 . Za graniczni eksperci szacują, że około miliona ludzi - mniej więcej pięć procent populacji - zmarło z przyczyn związanych 2 głodem w najgorszym okresie od 1995 do 1997 r.9 X Pod koniec lat 90. północna granica K R L D była strzeżona bardzo niedbale albo w sposób skorumpowany, dzięki czemu dziesiątki tysięcy obywateli z północnego wschodu przekroczyły rzekę Tumen, by dostać się do Chin. Chociaż można było ocze­ kiwać znacznie większej liczby emigrantów, a ci, którzy opuścili kraj, uczynili to tylko po to, aby wrócić z przeszmuglowanymi towarami, napływ południowokoreańskich nagrań wideo i relacji

HISTORIA KULTURY OFICJALNEJ W KOREI PÓŁNOCNEJ o chińskim dobrobycie mocno skruszyły kordon informacyjny, który niegdyś oddzielał K R L D od świata zewnętrznego. Ku zaskoczeniu świata proces ten nie zachwiał w znaczący sposób poparciem dla reżimu. Uchodźcy twierdzą, że ludzie byli po prostu zbyt głodni, aby myśleć o polityce. Równie oczywistym wyjaśnieniem jest to, że człowiek nie odrzuca łatwo światopoglądu wpajanego mu od dziecka. Ważna jest też jednak natura światopoglądu. W połowie lat 90. Północno- koreańczycy przestali stwarzać choćby pozory kierowania się marksizmem-leninizmemw . Socjalizm czy też „nasz styl socja­ lizmu" w rzeczywistości zaczął oznaczać „jak to się robi u nas", a kapitalizm stał się słowem wytrychem równoznacznym z „jak Jankesi zniewalają naszych południowych braci""*1 . Ponieważ reżim nie uzasadniał już swojej prawomocności zaangażo­ waniem w poprawianie warunków materialnych, nie musiał zaprzeczać, że trwa kryzys gospodarczy - w przeciwieństwie do partii komunistycznych w Związku Radzieckim i Chinach, które, czyniąc to, zniszczyły własną wiarygodność. Nie ma potrzeby dodawać, że reżim nigdy w pełni nie przy­ znał się do braku żywności - słowo „głód" nigdy nie zostało użyte - ani nie wziął za to żadnej odpowiedzialności. Zamiast tego mówiono o gospodarczych „trudnościach", którym winni byli: zła pogoda, jankeskie sankcje i leniwi urzędnicy średniego szczebla. Wszystko to - trzeba zauważyć - było przynajmniej częściowo prawdą. Jeżeli głód spowodował jakieś zmiany w świadomości obywateli, mogły one polegać na wzmocnieniu poparcia dla reżimu przez odnowienie się poczucia bycia ofia­ rami etnicznego prześladowania, z którego oficjalny światopo­ gląd czerpał energię. Wielu emigrantów pamięta powszechne pragnienie wojny z Ameryką w czasie głodu"". LATA WSCHODZĄCEGO SŁOŃCA, 1998-2008 W 1998 r. najgorszy okres związany z deficytem żywności mijał, a media państwowe zaczęły wiwatować na cześć Kim Dzong Ha za rozwianie marzeń Jankesów o zmianie reżimu. Jakkolwiek niesmaczne, gratulacje te były w pełni zasłużone, LATA WSCHODZĄCEGO SŁOŃCA, 1998-2008 47 ponieważ K R L D przetrwała znacznie poważniejszy kryzys niż chwilowe niedomaganie, które spowodowało rozpad bloku komunistycznego dekadę wcześniej. W nowym przypływie pewności siebie reżim zaproponował dalekosiężny slogan v Wielki kraj, silny i zamożny" (kangsóng taeguk) i zgodził się na spotkanie Kim Dzong Ilu z prezydentem Korei Południowej Kim De Dzungiem, orędownikiem nowej Polityki Wschodzą­ cego Słońca - pojednania z Północą. Szczyt zorganizowano w czerwcu 2000 r. w Pjongjangu; zakończył się on tzw. deklaracją z 15 czerwca, w której obie strony zobowiązały się do pokojowej współpracy na rzecz zjednoczenia. Potem zaczął się potężny i bezwarunkowy napływ pomocy z Seulu, przede wszystkim w postaci gotówki. Mimo całej tej pomocy w finansowaniu programu mili­ tarnego i nuklearnego, Polityka Wschodzącego Słońca po­ stawiła Kim Dzong Ila w trudnej sytuacji. Nie mógł przyznać, że Korea Południowa pragnęła przyjaźniejszych stosunków, ponieważ oznaczałoby to, że wcale nie jest marionetką w rę­ kach Jankesów. Ale nie mógł też ryzykować utraty wsparcia, kontynuując lżenie swego politycznego odpowiednika w Seulu, jak gdyby nic się nie zmieniło. W tej sytuacji oficjalna agencja informacyjna zaprzestała ataków na rząd Korei Południo­ wej; podjęły je mniej istotne ośrodki propagandowe. Zaczęły głosić, że Kim De Dzung przybył do Pjongjangu w 2000 r., aby namówić Północ do wyrzeczenia się socjalizmu, ale został oczarowany geniuszem Drogiego Przywódcy i przystał na jego żądania współpracy między obydwoma państwami koreań­ skimi*. W kolejnych latach reżim ze zdwojoną siłą demonizował republikańską administrację w Waszyngtonie. W 2002 r. uwaga prezydenta George'a W. Busha o Korei Północnej jako części „osi zła" spotkała się z udawanym oburzeniem Północnokore- ; | nskiej Centralnej Agencji Prasowej (która sama od założenia w 1948 r. przy każdej okazji doczepiała słowo „zło" do Stanów Zjednoczonych). Propaganda sama sobie przeczyła: z jednej strony zarzuty Amerykanów wobec koreańskiego programu R roni jądrowej potępiano jako podstępne kłamstwa, z drugiej butnie sugerowano, że były one prawdziwe. „Pod pretek- s 'em tzw. problemu nuklearnego Stany Zjednoczone miotają * Była funkcjonariuszka tajnej policji z miasta portowego Nampo powiedziała mi, że aby rozpropagować ten sfałszowany obraz spotkania na szczycie, musiała wraz z kolegami odwiedzać miasteczka i wioski, udając dobrze poinformowanych podróżnych z Pjongjangu.

HISTORIA KULTURY OFICJALNEJ W KOREI PÓŁNOCNEJ coraz mocniejsze groźby pod adresem naszej republiki", napisał członek K C N A w maju 2003 r., tygodnie po tym, jak Ko­ rea Północna wycofała się z Układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. „W tych okolicznościach, budzących głęboki niepokój całego ludu koreańskiego, jedyny sposób na zapew­ nienie narodowi pokoju (...), to dysponowanie silnym czynni­ kiem odstraszającym od wojny. Taki czynnik odstraszający już przygotowaliśmy"1 "2 . Do lata 2003 r. K R L D zgodziła się brać udział w nego­ cjacjach jądrowych ze Stanami Zjednoczonymi, Chinami, Japonią, Rosją i Koreą Południową. O ile reżimowi dyplomaci wyrażali nadzieję na poprawę stosunków, propaganda w kra­ ju zdecydowanie zapewniała, że Jankesi są immanentnie źli i nigdy się nie zmienią. W sierpniu, tuż przed rozpoczęciem pierwszej rundy sześciostronnych rozmów w Pekinie, Szakale (1951) - kanoniczna opowieść o zbrodniczych misjonarzach chrześcijańskich - ukazała się na nowo, i to równocześnie w trzech miesięcznikach, uzupełniona rysunkami Jankesów o zapadniętych oczodołach i haczykowatych nosach1 0 3 . Regeneracja K R L D po latach głodu nie oznaczała peł­ nego przywrócenia wewnętrznego systemu bezpieczeństwa z minionego okresu. Wielu ludzi w północnych prowincjach nie przerwało wyszukiwania programów chińskiej telewizji na przemyconych odbiornikach i komunikowania się z emigran­ tami za pośrednictwem przeszmuglowanych telefonów komór­ kowych. Niektórzy, mieszkający w pobliżu strefy zdemilitary- zowanej, odważali się nawet na oglądanie telewizji z Seulu. Mimo wprowadzanych przez władze okresowych obostrzeń kasety wideo i płyty D V D z Korei Południowej cieszyły się olbrzymim powodzeniem na wiejskich targach. W rezultacie wiedza o dobrobycie Południa szybko stała się powszechna w K R L D . Aparat propagandowy, zdając sobie sprawę, że nie ma sensu temu zaprzeczać, w 2000 r. zaczął otwar­ cie przyznawać, że Południowokoreańczycy cieszą się wyższym standardem życia. Fakt ten tłumaczono bardzo pomysłowo, mianowicie polityką „wojsko przede wszystkim" Drogiego Przywódcy, która rzekomo powstrzymywała Jankesów od spo­ wodowania kolejnej zgubnej wojny na półwyspie. Oczywiście LATA WSCHODZĄCEGO SŁOŃCA, 1998-2008 w tym samym czasie głoszono, że mimo swej zamożności po­ łudniowi bracia nie marzyli o niczym innym, jak o wygonieniu ciemiężców i oddaniu się w objęcia Drogiego Przywódcy. Ta strategia wcale nie była tak absurdalna, jak by się mogło wydawać. Ogólnie rzecz biorąc, Koreańczycy w obu republikach podzielają pogląd, że są wyjątkowo homogeniczni, tj. że są ludźmi o czystej krwi, których wrodzona szlachetność uczyniła wiecznymi ofiarami zagranicznych mocarstw. Wprawdzie KRLD wyraża się w tych sprawach bardziej agresywnie, ale nigdy nie było między nimi tak ostrej różnicy ideologicznej jak ta, która oddzielała Niemcy zachodnie od wschodnich. Tak więc dyk­ tatorzy kierujący Republiką Korei do późnych lat 80. musieli mozolnie umniejszać koreańskość sąsiadującego państwa, określając je mianem „północnego potwora", sowieckiego satelity dziwacznych „czerwonych"; przedstawiano ich przede wszystkim w animowanych kreskówkach (Południowokoreań­ czycy w średnim wieku ze śmiechem wspominają, jak w dzieciń­ stwie wierzyli, że „czerwoni" byli dosłownie czerwoni!). Wzrost publicznej sympatii dla K R L D pod koniec lat 90. ubiegłego wieku wynikał nie z pozytywnej propagandy, lecz po prostu z zaniku wrogiej agitacji: „Jak tylko zrozumieliśmy, że oni też są Koreańczykami, przestaliśmy ich nienawidzić" - brzmi typowe, naiwne wyjaśnienie tej zmiany. W południowo-zachodnich pro­ wincjach Republiki Korei, wylęgarni lewicowego sentymentu i antyamerykanizmu, można dostrzec powszechną sympatię nawet dla samego dyktatora Korei Północnej. Chociaż Południowokoreańczycy są zadowoleni z faktu, że poświęcili nacjonalistyczne zasady dla bogactwa i nowo­ czesności, wielu z nich odczuwa dręczące poczucie moralnej niższości wobec swych bardziej ortodoksyjnych braci. Być może nie pochwalają działań Północy, ale rzadko wyrażają oburzenie, często oskarżając Amerykę lub Japonię o ich sprowokowanie. Pragnąc złagodzić poczucie winy z powodu własnej niechęci do ponownego zjednoczenia, wolą postrzegać brak demokracji 1 praw człowieka w K R L D jako drobne różnice wynikające 2 odmiennych etapów rozwoju obu państw. Administracje Kim De Dzunga i Roh Moo Hyuna, które rządziły krajem od "98 do 2008 r., podsycały te nastroje, wspierając antyame-