dareks_

  • Dokumenty2 821
  • Odsłony744 886
  • Obserwuję430
  • Rozmiar dokumentów32.8 GB
  • Ilość pobrań358 946

Dedal - Świętokrzyski Magazyn Kulturalno-Artystyczny R05 (2008) №2 (17) - Kultura sło

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :2.6 MB
Rozszerzenie:pdf

Dedal - Świętokrzyski Magazyn Kulturalno-Artystyczny R05 (2008) №2 (17) - Kultura sło.pdf

dareks_ EBooki Historia Słowianie
Użytkownik dareks_ wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 40 stron)

3 LITERATURA literatura LITERATURA FELIETON felieton FELIETON W numerze: REDAKCJA redakcja REDAKCJA FORUM forum FORUM HISTORIA historia HISTORIA OBYCZAJE obyczaje OBYCZAJE PLASTYKA plastyka PLASTYKA VARIA varia VARIA Powrót do korzeni................................................................................................4 Kultura słowiańska............................................................................................5-6 Moda na samych swoich.....................................................................................7 Zaśpiew pogańskiej duszy..............................................................................8-12 Pierwsze wieki Kielc...........................................................................................13 Spuścizna europejskich Słowian..................................................................14-17 Kieleczczyzna na tle słowiańszczyzny................................................................18 Ślady kultury słowiańskiej............................................................................19-24 Rozmowa z Czesławem Hadamikiem..........................................................25-26 Słowiańska mitologia i demonologia...........................................................27-30 Zwyczaje pogańskie na ziemiach polskich..................................................31-32 Słowiańskie obyczaje....................................................................................32-34 Stach z Warty................................................................................................35-40 Piękni Słowianie............................................................................................41-42 Świętokrzyski Magazyn Kulturalno-Artystyczny „DEDAL”, ul. Zbożowa 4, 25-416 Kielce, tel. 041/ 344 38 77, http://www.dedal.info.pl, e-mail: redakcja@dedal.info.pl; Redaktor Naczelny: Tomasz Kosiński, e-mail: tomasz@kosinski.pl; Zastępca Redaktora Naczelnego: Aneta Lech, e-mail: aneta@dedal.info.pl; Sekretarz Redakcji: Agnieszka Kosińska; DTP: Anna Niziołek; Projekt winiety: Renata Tarapata; Wydawca: Mediateka, tel./fax 041/ 344 63 79, tel. 344 63 80, e-mail: poczta@mediateka.com.pl, www.mediateka.com.pl Na okładce: „Świętowit”, rys. Roman Jugo Okładka tył: „Slavia ” Festiwal, fot. T. Kosiński Projekt okładki: Renata Tarapata ISSN 1732-6478; Nakład: 1000 egz. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych, zastrzega sobie prawo do redagowania nadesłanych tekstów, nie odpowiada za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń Zrealizowano ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego z programu „Promocja czytelnictwa”.

4 Powrót do korzeni REDAKCJA redakcja REDAKCJA Mamy XXI wiek. Rozwój nowocze- snych technologii, wirtualnej rzeczywistości, Second Life, powszechna informatyzacja. Jednocześnie można zauważyć w Euro- pie renesans kultury dawnych przodków. W Skandynawii, już od wielu lat rozkwita kultura wikingów, popularna także w Pol- sce, zwłaszcza na Wybrzeżu. W naszym kraju następuje wyraźny powrót do ko- rzeni. Coraz popularniejsze są Wianki, chociażby te w Krakowie czy Gdańsku organizowane w najkrótszą noc w roku. Nasz region, jakże bogaty w miejsca i legendy związane z kulturą słowiańską, ma- gią i tradycją dawnych Słowian, do tej pory nie do końca wykorzystywał swoje atuty z tego zakresu. Gołoborze, sabaty czarownic, Jaskinia Piekło czy diabelskie kamienie koja- rzono z pogaństwem i zapewne z tego po- wodu nie były oficjalnie uznawane za walory regionu godne promowania. W globalnej kulturze, wręcz przeciwnie. Zainteresowa- nie magią, tajemnicą, dawnymi wierzeniami i kulturą dostrzeżono nawet w Hollywood, gdzie powstały ekranizacje takich popular- nych książek jak „Władca Pierścieni” czy „Harry Potter”. U nas powstały ostatnio, co prawda, „Wiedźmin” i ekranizacja „Starej Ba- śni”, ale na tym jakby koniec. Na szczęście województwo święto- krzyskie opracowało nową strategię rozwoju turystyki. Kolorowa Baba Jaga została tury- stycznymlogiemwojewództwa,ahasłempro- mocyjnym Świętokrzyskie Miejsce Mocy. Witamy zatem „W krainie Mocnych wrażeń”. Od pięciu lat Agencja Reklamowo-Wy- dawnicza „Mediateka”, wydawca „Dedala” organizuje cykl imprez w okresie Nocy Świę- tojańskiej pt. Świętokrzyskie Dni Kupały. Program ten został wyróżniony prestiżowym Certyfikatem Polskiej Organizacji Turystycz- nej dla markowego produktu turystycznego regionu świętokrzyskiego obok m.in. Dyma- rek, Krainy Legend Świętokrzyskich i Krze- mionek Opatowskich. W tym roku w ramach programu odbył się też po raz pierwszy Festiwal Kultury Słowiańskiej „SLAVIA”, na terenie Bazy Zbożowej w Kielcach, gdzie powstały także jedyne w regionie Kamienne Kręgi. W wielu miejscowościach regionu od- były się imprezy świętojańskie. Jak widać kultura słowiańska wraca do łask. I dobrze. Bo czymże jest człowiek bez korzeni? Wszak wszyscy jesteśmy Sło- wianami.

5 FORUM forum FORUM Kultura słowiańska Zbigniew Kowalski – twór- ca i opiekun Klubu Histo- rycznego „Hird” z bazą w I LO im. S. Żeromskiego w Kielcach i Belnie Nasz Klub Historyczny odtwarza okres wczesno- piastowski, kiedy to w dru- żynach Mieszka I i Bolesława Chrobrego byli najemnicy skandynawscy. Poznajemy zarówno kulturę materialną, jak i historię – czyli nakła- danie się dwóch potężnych ekspansji – ogólnoeuropej- skiej Skandynawów trwającej 300 lat oraz zachodnio-eu- ropejskiej plemion słowiańskich a więc także protopolaków po rozgromieniu przez Hunów plemion gockich. Słowianie bowiem udali się w kierunku zachodu i centrum Europy, gdzie ziemie zostały opuszczone przez ludy germańskie, które właśnie wybrały się na wędrówkę ekspansyjną dalej na zachód – ku resztkom Imperium Rzymskiego, w celu nawet zdobycia Afryki. Nasze zainteresowania kończymy natomiast na wieku XI, kiedy to zaczyna się okres wypraw krzyżowych. Wracając do wątku pierwszego, bardzo ważnym elementem okresu wczesnopiastowskiego – co w literatu- rze historycznej jest podkreślane – jest to, że nie ma wtedy polityki państwowej tylko dynastyczna. Piastowie są bardzo konsekwentni w lojalności względem dynastii wywodzą- cych się ze Skandynawii, bo zobaczmy że Bolesław Szczo- dry zwany później Śmiałym pomaga księciu kijowskiemu, a Ruś Kijowska to nic innego jak Ruś Warewska Ruryków czyli państwo, które powstało dzięki dynastii sprowadzonej ze Szwecji. Pierwsze państwa europejskie szybko się slawizu- ją. Na południe od Polski – Państwo Samona oraz Państwo Wielkomorawskie, a nawet założone przez Turków – Pań- stwo Bułgarskie – do tego stopnia, że w pewnym momencie Bałkany są uważane za centrum Słowiańszczyzny w Euro- pie. Świadczą o tym choćby dziejopisy Bizancjum. Słowianie jako potężna masa plemion pojawili się w Europie koło III – IV w. ne, a więc w zasadzie przed chwilą. Wcześniej też żyli, ale byli raczej obiektem polowania, „czar- noskórymi” owych czasów. Nie mieli państwa, nie dyspono- wali siłą zbrojną, uprawiali sobie ziemię, mieszkali w lasach i właściwie wszędzie było ich pełno. Co do plemion dzisiejszej Polski, a więc z terenu między Bałtykiem a Karpatami i między Odrą a Bugiem, to zgodnie z legendą jesteśmy potomkami Lecha. Część na- ukowców twierdzi natomiast, że w zawołaniach ugrofińskich spotykano okrzyk , lachi lachi”, co miało ponoć oznaczać „do mnie, do boju”. Może to być przecież ślad funkcjono- wania jakiejś nacji, która przejęła kontrolę nad Słowianami z dorzecza Odry i te okrzyki bojowe słyszane tam zostały przeniesione na resztę plemion prapolskich. Ważna jest także nazwa „Lędzianie” – nie tylko dla naszego regionu (jesteśmy na pograniczu występowania plemion Wiślan – Busko, tereny na południe od Kielc) i Lędzian, (a wały kultowe na św. Krzyżu to jest robota Lędzian). Cie- kawe jest też to, że jest jeden naród w Europie – w dodatku genetycznie z nami dzisiejszymi Polakami związany, który Polski nie nazywa inaczej, jak Lędzianie. To Węgrzy (Lędziel w ich języku to Polak). Węgrzy do dziś nie potrafią się do- liczyć jednego plemienia. Jedno z nich – północne – szło przy ataku na Europę północną jej częścią i słuch wszelki o tym plemieniu zaginął. Ale powstało pytanie: czy zostali pobici i zabici, czy pobici i wchłonięci jako niewolnicy? Być może osiedlili się w Małopolsce? Co na to wskazuje? Fakt, że w okolicach Krakowa, a nawet całej Małopolski występuje wiele wiosek o nazwach, m.in. Węgry, Węgrzce, Węgrzyn, Węgrzynów, a poza tym podkrakowska miejscowość Bibice ma nazwę raczej pochodzącą z języka węgierskiego („bibic” znaczy „czajka”). Może warto szukać historycznie śladów węgierskiego plemienia, które być może wytyczyło jakąś wielką bitwę plemionom polskim zamieszkałym na tym tere- nie, zostało pobite, po bitwie wzięte do niewoli, potem być uwolnione i osiadłe. Co do wspólnych genów, to Węgrzy i Polacy gdzieś wcześniej nad Morzem Czarnym przebywali przez pewien okres czasu, i tam być może miało miejsce wspomniane zbratanie? U początku państwa polskiego, a przede wszystkim w okresie przesunięcia się plemion Zachodnich Słowian około IV – V w. ne, istniało potężne państwo Sarmatów (od Włoch, poprzez Austrię, środkowe Czechy – do naszej gra- nicy). To plemię koczownicze, stanowiło podstawę konnicy Imperium Rzymskiego w końcowych wiekach jego istnienia. I w pewnym momencie, państwo to się rozmywa w historii, gdzieś znika, choć sarmacka jazda jest opisywana w kilku zbrojnych akcjach najazdowych Słowian. Co wtedy stało się? Czy Słowianie wynajęli Sarmatów, czy też sarmacka starszyzna i politycy połączyli się z nimi i nastąpiła taka sama slawizacja jak w przypadku bułgarskich Turków? Co do ważnych elementów kultury słowiańskiej, był nim motyw swastyki. Choć dzisiaj trudno – z racji do- świadczeń II wojny światowej – go propagować, to warto przypomnieć, że był on symbolem braterstwa – przedsta- wiał złączone, trzymające się za ręce cztery panny. Jego nazwa też dziś brzmi wcale nie obco: „swarzyca”, „swaróg”. Czyż to nie źródłosłów chociażby Swarzędza? Dziś mamy pokrywające się z wierzeniami słowiań- skimi, prasłowiańskimi, pogańskimi pola mocy. Klasztor na Św. Krzyżu został wybudowany przecież na miejscu świąty- ni pogańskiej. Świadczy o tym meldunek carskiego oficera, w którym przyznaje, że budując więzienie oraz kamieniołom natrafiono na dwa wielkie bałwany – jak się wtedy mawiało (jednym z nich był posąg bóstwa Peruna), które pop kazał spalić jako element pogański. Z kolei na Górze Perzowej – w tym samym ciągu Gór Świętokrzyskich, na samym koń- cu czerwonego szlaku w kierunku północno-zachodnim był ołtarz ofiarny. Wynika z tego, że Góry Świętokrzyskie stano- wiły między IV-V a IX w. ne jeden wielki kompleks świątyn- ny, gdzie nie tylko oddawano cześć, ale też składano ofiary z ludzi. Z kolei jeśli poważnie potraktujemy legendy doty-

6 ty dawnej kultury „żyją” nadal, choć funkcjonują w stanie „uśpionym”. Innymi słowy mówiąc, po głębszym zastano- wieniu potrafimy wyłapać z życia codziennego wiele przy- kładów, których tak na co dzień byśmy nie dostrzegli. Tak sprawa się ma m.in. z nazewnictwem miejscowości, imion, elementami obrzędowości, niektórymi aspektami religii. Co do nazw własnych wsi i miasteczek, to w na- szym regionie mamy m.in. Strzegło – miejscowość w XIII w. liczącą około 300 mieszkańców, a dziś trzy chałupy, Świę- tomarz koło Tarczka. Słowiańskość jest widoczna również w takich imionach, jak np. Ziemowit, Świętosław, Święto- pełk. A czyż topienie Marzanny i Noc Świętojańska w czas przesilenia nie są echem dawnych czasów? Jeśli chodzi o religię, to chrześcijaństwo na naszym terenie przejęło z dawnych wierzeń chociażby znak krzyża – znak mocy od- żegnujący zło oraz dogmat Trójcy Świętej zamiast słowiań- skiej trójcy bóstw – Śwista, Pośwista i Pogody. O czczeniu ich świadczą świętokrzyskie wały kultowe na Łyścu oraz krę- gi kultowe na Górze Dobrzeszowskiej, święty gaj – miejsce czczenia Świętowita, wały ziemne z miejscem kultu bogini Makoszy na Górze Zamczysko koło Widełek oraz wały ota- czające szczyt na Górze Grodowej w Tumlinie. Wanda Nowik-Pala – poetka Jak podają źródła historyczne, my, Słowianie, dopiero od VI w. n.e. zaczęliśmy w pełni uczestniczyć w historii Europy, ale nie musimy się wstydzić miejsca, które aktualnie zajmujemy zarówno pod względem obszaru, jak i wkładu wniesionego w rozwój jej kultury. Kultura słowiańska to całokształt materialnego i duchowego dorobku milionów Rosjan, Ukraińców, Białorusinów, Polaków, Czechów, Słowaków, Serbów, Chorwatów, Słoweńców, Macedończyków i Buł- garów, nie wspominając już wymarłych plemion łużyckich i połabskich. Czym np. byłaby literatura bez Dostojewskiego i Kafki, muzyka bez Chopina, teatr bez Grotowskiego, balet bez Pawłowej i Niżyńskiego, a sztuka sakralna bez ikon? O ile uboższe byłyby też obchody chrześcijańskich świąt, gdyby nie włączono w nie niektórych starosłowiańskich zwyczajów i obrzędów. Nie zdajemy sobie sprawy, ile zawdzięczamy rze- szom najczęściej bezimiennych twórców ludowych, których wyobraźnia, wrodzone poczucie piękna, zdolności i praco- witość sprawiły, że nieomal w każdej dziedzinie naszego życia możemy się natknąć na ślady ich istnienia. Ocalmy to dziedzictwo. Uczmy młodzież garncarstwa, tkania na kro- snach, haftowania, koronkarstwa, szycia strojów ludowych, kowalstwa artystycznego i rzeźbienia świątków. Pomóżmy przetrwać ludowym zespołom tanecznym i muzycznym, w których na ogół występują matki, bo dzieci wolą spę- dzać czas w dyskotekach. Nie skazujmy na śmierć imprez w rodzaju dymarek świętokrzyskich. Pokazujmy światu swą odrębność kulturową. Popierajmy się, zamiast zwalczać. Wyrośliśmy przecież ze wspólnego pnia. Jeszcze we wcze- snym średniowieczu mówiliśmy wspólnym językiem lingua slavica, bo języki narodowe zaczęły się rozwijać dopiero po powstaniu pierwszych państw słowiańskich. Nie ograbiajmy samych siebie z bogactwa naszej kultury. Bądźmy dumni z tego kim jesteśmy. Oprac. A. Lech czące Tumlina, to jest prawdopodobne, że Góra Zamkowa żadnym zamkiem nie była, tylko górą otoczoną kamieniami kultowymi za którymi łatwo się było schować i bronić od najeźdźcy. Jak mówi źródło Kolebka Siemowita należy cał- kowicie poważnie przyjąć do wiadomości tezę, że Polanie powstali w wyniku wewnętrznego najazdu: Słowian na Słowian. Na terenach najstarszych polskich warowni znale- ziono pochówki, które wyraźnie odcinają się swoją budową ciała od otaczającej ludności. Były to osoby wyższe o arche- typie budowy kości zachodnim ale z cechami słowiańskimi. Co to może oznaczać? Że plemiona zachodnie – połabskie pod naporem Karola Wielkiego cofając się zawędrowały wtórnie na tereny, z których wiele pokoleń temu (jakieś sto, dwieście lat) wywędrowały. I właśnie te grupy zbudowały Gniezno. O tym świadczy fakt, że pod fundamentami miasta znaleziono ścięte drzewa, a wiadomym jest fakt, że na litym lesie układano konstrukcje drewniane wałów i budowano potężny gród, który potem oddziaływał i promieniował na całą okolicę trzymając dużą załogę i jednocząc plemiona oddalone. Czy może dzięki zagrożeniu Karola Wielkiego plemiona bazujące w opolach były skłonne współpracować i tworzyć jedno dzieło. To prowadzi do pytania co znaczy tożsamość? Myślę, że my Polacy musimy mieć świadomość tego, że przez cały wiek walczyliśmy z rosyjskim ruchem panslawistycznym. Chciano na siłę wtłoczyć Polaków do wielkiej rodziny słowiańskiej pod berłem cara Rosji. Czy za- tem wszyscy Polacy będą radośnie i bez krytyki przyjmować tylko i wyłącznie promowanie słowiańszczyzny? Myślę, że nie. Należy według mnie liczyć się z tym, że promowanie sa- mej słowiańszczyzny dla części Polaków będzie synonimem rozmycia polskości. Z drugiej strony, co to znaczy polskość? Też staramy się jako Klub Historyczny na to odpowiedzieć. Mamy dwie grupy – jedna odtwarza wczesne średniowiecze – ten okres tworzenia państwa polskiego, druga odtwarza tradycje żołnierzy z 1939 r. – 4. Pułku Piechoty Legionów. Wracając do Słowiańszczyzny, propagujemy wiedzę, że znajdując się u zbiegu wielu kultur, musiała dać sobie radę z wielokulturowością. Była na tyle mocną, że slawizowała nawet najbardziej odmienne plemiona, a dodatki innych kultur tylko wzbogaciły ją i wzmocniły. Mieczysław Olech, Grażyna Dziółko, Lech Segiet – przewodnicy terenowi po województwie świętokrzy- skim Powszechnie wydaje się, że dziś nie ma w kulturze polskiej dziedzictwa słowiańskiego. A tak nie jest. Naokoło mamy wiele przykładów świadczących o tym, że elemen-

7 I w tym cały problem, że trudno coś jednoznacznie powiedzieć dziś o pochodzeniu najliczniejszego z ludów indoeuropejskich. Kiedy wyodrębnili się z tej wielkiej rodzi- ny? Skąd pochodzi termin „Słowianie” („ludzie swoi”?)? Od „słowa”, czy od “slovy” – bagna? Jakiś Jožin z bažin naszym praprzodkiem ? Może się to wydawać komiczne w zestawie- niu z faktem, że ci „ludzie z bagien” (jeśli przyjmiemy tą wersję), w okresie swojej największej potęgi docierali ze swymi wyprawami wojennymi do wysp Morza Egejskiego i dotrzymywali pola wojskom cesarza bizantyjskiego Justy- niana Wielkiego! Nie byli to zatem tylko poczciwi oracze zajadający kaszę przy ławie i wołający: Niech kasza namo- ka!, ale i wojownicy dający się we znaki wszystkim swoim sąsiadom. Na szczęście dziś w Polsce powstaje wiele drużyn, bractw, stowarzyszeń stawiających sobie za cel odkrywanie bądź odtwarzanie dorobku materialnego i kulturowego plemion słowiańskich. Poczynając od strojów, narzędzi co- dziennych i rynsztunku wojów na rekonstrukcji całych osad, kończąc. Ciekawym zjawiskiem ostatnich lat okazało się od- rodzenie ruchu tzw. „neopogan” w Polsce nazywających się „rodzimowiercami słowiańskimi”. Sięgające swoimi korze- niami co najmniej kilkadziesiąt lat wstecz (dwudziestolecie międzywojenne) odwołuje się do wiary rodzimej po okresie wieków średnich całkowicie zdominowanej przez chrze- ścijaństwo. Rodzimowierstwo zazwyczaj określa się jako politeizm, panteizm (czasem panenteizm) lub henoteizm. Wyznawcy Swaroga, Swarożyca, Perkuna, Welesa, Rgieła, Światowida, Mokosza i in. bóstw słowiańskich wyznają Boga / Bogów / Boginie, najbliższych swojemu pojmowaniu i rozumieniu, lub tych którym w danej chwili powierzają swój los. W religii słowiańskiej zawsze przeszłość była tak samo ważna jak teraźniejszość i przyszłość stąd wielkie po- szanowanie dla tradycji i kultury wspólnoty. Pomimo, że od X wieku decyzją Mieszka I Polska przyjęła chrzest, wiele świąt czy obrzędów z dawnej wiary pogańskiej pozostało w naszej tradycji – 21 marca (Jare Gody) i pożegnanie Śmiercichy (Marzanny), 23-24 czerwca – Noc Kupały, czyli Święto Kresu (krzesania ognia) – Święto ognia, wody, życia i miłości i początek lata, lub zostało za- adoptowanych przez Kościół katolicki – 24 grudnia (Godowe Święto – śmierć Starego Słońca, narodziny (odrodzenie) no- wego), lub „Dziady” (święta ku czci zmarłych przodków). Co prawda obyczaj goszczenia jadłem i napitkiem dusz naszych przodków przetrwał dziś raczej wśród Słowian wschodnich, ale stawiane przodkom na grobach znicze też odnajdzie- my w tradycjach słowiańskich (chociaż ogień miał raczej uniemożliwić kontakt zmarłych z żywymi i powstrzymać upiory – dusze samobójców). Nawet tak oczywisty zwyczaj pogrzebowy jak wynoszenie zmarłego nogami do przodu, miał uniemożliwić zapamiętanie drogi do domu, a zatem zabezpieczał przed niechcianym powrotem przodka z za- światów. Tu widać zmysł praktyczny Słowian (karmili swych przodków w czasie „Dziadów”, ale obcować z nimi na co dzień nie chcieli). Ile w nas pozostało z dawnych Sieciechów, Mojmi- rów, Borzymirów, Dobronieg, Cirzpisław? Pomimo „nastu” wieków chrześcijaństwa przystrajamy jemiołą domy dla ochrony przed złymi mocami, przygotowujemy 12 potraw na wieczerzę wigilijną (niegdyś jako podziękowanie bó- stwom za dary 12 miesięcy), a jednym z popularnych po- wiedzeń jest „Panu Bogu świeczkę, i diabłu ogarek” zupełnie tak jak u Słowian – podczas kąpieli nie zawadziło wrzucić do wody węgielek dla odstraszenia złych mocy. A ile kościołów (zborów, cerkwi) wybudowano w Swarzędzu (Swaróg), Kło- bucku (Kłobuk), meklemburskim Wolgast (Wołos), w Biesz- czadach (Bies)?, czy bliżej na Łysej Górze gdzie – Na [...] szczycie znajdować się miała bożnica w bałwochwalstwie żyjących Słowian, gdzie bożkom Lelum i Polelum ofiary czy- niono i podług innych czczono tu bożyszcza: Świst, Poświst, Pogoda. Dzisiaj nauka, z genetyką włącznie i rosnące rzesze pasjonatów-amatorów pozwalają nam odkryć coraz więcej o naszych początkach. Pielgrzym Gall Anonim chyba trochę pobłądził, wspomnienie nie całkiem zaginęło. Korzenie (świat umarłych) – mitycznego, słowiańskiego drzewa życia – ciągle podtrzymują mocno zmieniony przez wieki – pień (świat żywych), a tylko w koronie drzewa (świat bogów) wiedzą jak będzie dalej. „I niechże !” (wspomnienie trwa). Zbigniew Czyż Kultura słowiańska – moda na samych swoich FELIETON felieton FELIETON „Lecz dajmy pokój rozpamiętywaniu dziejów ludzi, których wspomnienie zaginęło w niepamięci wieków i których skaziły błędy bałwochwalstwa, a wspomniawszy ich tylko pokrótce, przejdźmy do głoszenia spraw, które utrwaliła wierna pamięć”. Gall Anonim „Cronicae et gesta ducum sive principum Polonorum” Zbigniew Czyż

8 Antoni Kozłowski Zaśpiew duszy pogańskiej Wiersze inspirowane duchem pogańskim i żywiołami natury Motto: “W gajach tych ułaskawiały się zwierzęta i jelenie z wilkami się kupiły...” Aleksander Brückner Żyw esym bole Pom iędzyniebem aziem ią Ślepew obłoku dziennejjasności W yprostowanejakprastare,kam iennestele Siedząsowyw tajem nym m ilczeniu Siedząniewidoczne,zaszytew zieleni Zielenigęstejiwiecznej,bo iglastej Nad nim iwędrująporyroku Siedząsym bolem ądrościiśm ierci Bywidzprzyziem nypam iętał Iżm ądrośćobjawisiętylko wtedy Kiedyum rzebezżalu głupota Żeśm ierć,to m atkakołowrotu przem ian A niezm ienność,to tylko m artwypejzaż Ioto m ądrośćześm ierciąw żywejparze Jakbólzrozkosząiwodazlodem Siedząwięcsowy,niem estrażniczkisensu Choćsam eniem usząo nim wiedzieć Bo ich ukryteżycieulataponad dobrem izłem Dlatego okrutniewytracająpłochliwem yszy Leczich twórczaprodukcjawypluwek M ałych tobołów zwyłuskanych kościifutra Nieróżnisięod przeżuwaniasiana W krowim żwaczu,czepcu iksięgach Bo takzapisanejestwiatrem w odwiecznej Księdze Żywotarozwartejpod niebem ziem i Choćinnem ądrościczytaszw gazecie Kurującciało ibezpiecznąbezm yślność Choćnaodległośćm yśliobjawiasięsacrum . *Busko,17stycznia2005roku OgieńBeltane PłonąognieBeltaneimrokrozjaśniają Płonąognienawzgórzachiw dolinach Płonąuwódipolasachzielonychiciemnych Płonąognie,trawiąsmolneszczapyibale Ogieńtańczyniczym posłaniecniebios Iw popiółprzetrawiaiwęgielmiałki Materięświata,cożyznym humusem sięstaje KuodnowieNaturyiroślinbujnym rozpłodzie Kunapędzieodwiecznegokoławzrostuirozpadu Kunowejodsłoniew teatrzeprzyrody Cozzimowegoantraktupodnosisięraźno Jaksiewcapośnienamiedzypodczasznoju W świętyczaspowierzaniaziemiziaren Cojew płodnym iciemnym,próchniczym brzuchu Hołubiiotwierakuwzrostowiiplonów obfitości W ielkie,tajemnewylęganiezastępów zielonych Podkopułąniebaodzawszedozawsze Odporankadowieczora,odwiosnykuzimie Odśmiercikużyciu,odżyciakuobumarciu Odmartwotykuożywieniuświata,kucyklicznemu Zmartwychwstaniużycia,odnowieobliczaziemi Kuwielkiejtajemnicywiecznejmłodości Cosięw starośćobraca,apotem starąmaskę odrzuca Iw młodość,jakw szatyświeżeiwonneprzyodziana W iosenneigrceigodyodprawia,oczycieszy Inadziejew sercaludzkiewsącza,niczym balsam A duszerozjaśniaisposobidodziełnowych Takteżiw planienaszejduchowejscenyżycia W ielkiesprzątanieczastenzwiastuje,wiosenne porządki W yprowadzaniezchaosuimrokuzimyuczućimyśli Jasneimocnewoliprzemianyobrazyiplanyśmiałe Abypodsłońcem wiosnyrumieńców nabrały Zeświatem ijegotwardym oporem zmierzyłysię Abyw cieplelataw czasplonów zbierania Takjakzpólw spichlerze,takzdziałańiczynów Owoczebranybyłstukrotnyiwielkiejwartości. Amen.W rzeszcz,30kwietnia2005roku LITERATURA literatura LITERATURA

9 Dzieci Dębu Jesteśmy dziećmi Dębu Kosmicznego drzewa porządku Osi świata i źródła Światłości Dziećmi żywego łącznika Ziemi i Nieba... Kiedy nasi przodkowie u zarania Wywędrowali z bezkresnych stepów Gzie ogień nieba płonął w Słońcu I wkroczyli w odwieczne, mroczne dąbrowy Wielki Dąb, władca piorunów Co porażony gromem nie pada A jeno mocarnym się staje Bo co nie zabija, zaprawdę mocą obdarza Tedy On Moc i Światłość niebios gromadzi I w kształcie swym majestatycznym W formie zielonego klucza Wrót do świętości życia Naszym Bogiem Jasnym się staje I płonie słupem energii w umysłach naszych Od mroków korzeni do jasności korony Z jaskiń piekieł ku Niebiańskim Połoninom Podróżujemy w Nim z głupoty ku mądrości Z bezforemności ku powszechnej Harmonii Od pojedynczego do uniwersalnego Od nieistnienia ku Wszechbytowi A wszystkie te prawdy, ziarna boskości Otwiera w nas na przestrzał zrozumienia Prastary, choć stale żywy i płodny duchowo Święty symbol Dębu, obraz Prawdy i Drogi Jaśniejący boskim, zbawczym blaskiem W teatrze naszego umysłu Kiedy budzimy się ze snu I wstępujemy w świat Sensu.Amen. 23 czerwca 2004 roku, na podstawie wizji z Nocy Kupały w Węsiorach. Sol Invictus Oto nastał dzień odnowy radosnej Dzień odwrócenia kosmicznej klepsydry Dzień odrodzonego, wyzwolonego z otchłani Słońca na niebiosach i płomienia ducha w nas Bo oto smok pradawny, paszcza chaosu Czarna, pochłaniająca macica mroku Już nie ma mocy panowania nad światłem Pożerania jego blasku i świętej siły tworzenia Jej władza śmierci i rozkładu jest obalona Odwieczna harmonia Wszechświata, jego Sens Na oczach naszych, pod niebem tej Ziemi Lecz także w naszych sercach i czujnych umysłach Steruje biegiem rzeczy, otwiera stronice Wielkiej Księgi Przemian, odwiecznych cykli Bowiem bez oceanu mroku nie ma morza światła Bez bólu pozbawienia nie ma radości spełnienia Nie ma dnia bez nocy, ciszy bez wrzawy i Yang bez In Także nie ma dobra bez zła i prawdy bez fałszu Męskość nie rozpozna swej natury bez kobiecości A radość tworzenia nie ma smaku bez marazmu Taka jest natura świata wyłonionego z chaosu Taka jest nasza rola w odwiecznym procesie Tworzenia i obracania w niwecz, życia i odrodzenia Bo aby wzrosło nowe, rozpoznane i doskonalsze Zemrzeć musi stare, choć tak oswojone i bezpieczne By rozum zapłonął nową wiedzą, stara musi odejść I tak też się działo u zarania naszej ludzkiej przygody Wielka Bogini, Pani Ziemi, wód, roślin, Księżyca Matka życia i śmierci, strażniczka praw Natury Orędowniczka drogi serca, mająca w pogardzie miecz Wielka dawczyni płodności i strażniczka tradycji Z bezforemności swej intuicji porodziła światło myśli Matka Natura dała światu syna swego, jasność umysłu I tak oto to co nierozpoznane i zwierzęco instynktowne Stało się naszym przekleństwem i radością mocy Stało się wiedzą jasną w dramatycznym akcie poznania Nasze słońce wiedzy o złym i dobrym, o prawdzie i fałszu Łopocze dumnie na sztandarze naszej wędrówki Ku nowym, nieznanym światom i formom człowieczeństwa Radujmy się przeto, światłość się rodzi na niebie i w sercach! Radujmy się i obdarzajmy wzajem światłością ducha. Amen. Wrzeszcz, 21 grudnia 2004 roku

10 Noc Kupalna Dziś dana nam kołdra nocy najkrótsza Kosmiczna krawcowa dokonała cięć Wprawiła w ruch machinę przemian Z czym do twarzy nocy w mroku Yule Zupełnie w dysonansie w czas Kupały Zatem przez sześć cykli Luny srebrzystej Co z łona Ziemi ongiś zrodzona Przycinała czarną kołdrę matki nocy Aby odkryła nad horyzontem purpurę Zwiastuna ognia niebieskiego Wielkiej kaskady światłości świata Co spływa ku nam z boskiego oka Ze słonecznego dysku, co żarem pulsuje A przodkowie nasi jego obecność Przypisali kowalskiej robocie Świętowita Choć także Perunem zwanego woja Niebieskiego berserka, harcownika ognia Co mieczem słonecznym wyrąbuje drogę W tunelu kosmicznego mroku W starej jak Chaos macicy nocy Z rozkazu jego krawcowa światłości świata Robotnica cykli i rytmów natury Czas tryumfu zręcznie mu przyspasabia I dzień jego wywyższenia stanowi W przypływie światłości słonecznej W jasności ziemię szczodrze omywającej Rośnie natenczas moc wigoru życia Płodzi się zwierzyna, krzewi roślinność Radość istnienia duszę ludzką napełnia W wielkiej misie świata rośnie ciasto Spełnienia, wzbiera miąższ wonny Rozrasta się moc mnogości istnień To wszystko z woli słonecznej boskości Wskutek naporu wojsk światłości odwiecznej Przeciw stojącej okoniem twierdzy ciemności Której posępna załoga szykuje odwet Paktuje z niebieską szwaczką o całunie mroku Który zamknie oko wojownika Światła I otworzy rygle inwazji jałowej zimy. Amen Sopot, 20 czerwca 2005 roku Harmonia Mabon Oto przed nami przepływa czas spełnienia Czas harmonii i pogodzenia z losem Zebrane plony leżą w spichlerzach Ich wartość oceni wiosenny przednówek Plony żyznej matki Ziemi, plony-dzieci Dzieci mnogie, jak gwiazdy na niebie Plony, dowody nieustannej płodności Ziemi I nasiennej szczodrości słonecznych promieni Dają znak wiecznego pulsowania świata A w duszach naszych po ugorze kanikuły Po sennym pławieniu się w rzece możliwości Zaczyna kiełkować światło przebudzenia Zaczyna w myśl obrastać wirtualny chaos Wyłania się obraz odwiecznego cyklu Tak tedy światło i ciemność pod niebem Wzrost i ubywanie księżyca na niebie Zasiężność słonecznej wędrówki po niebiosach Magia kurczliwości dnia i pęcznienia nocy I niezwykłość tych ról odwrócenia Choć nam tak powszednie i oczywiste Jawią się wnikliwym jako opisanie misterium Jako wielka księga wiedzy o rytmie Kosmosu Bowiem nie masz nic trwałego pod Słońcem Wszystko płynie, zamiera i odradza się Co zdaje się trwałe, martwym jest jeno Bo moc i młodość odwiecznego Tchnienia Życia To jego nieustanne pulsowanie, śmierć i narodziny Zapadanie się w nicość i kreacja ex nihili Oto cud wielkiej płodności Macicy Wszechbytu Cud odnowy poprzez starego obumarcie Pierwej z jego bujnego rozkwitu radość czerpiąc I oczekiwanie nowego, co w mrocznym zalążku Czeka do misterium rozbłysku nowego Światła Odrodzenia prastarego Lugha, co niesie światłość W mitologii ludu pustyni Lucyferem zwanego Którego władztwo nigdy wiecznym nie będzie Bo on symbolem przemiany, duszy odrodzenia A nie jej świetlistej, wyśnionej butnej wieczności Bowiem co żyje pulsuje od rozbłysku ku mrokom Taka jest wewnętrzna natura rzeczy. Amen Zaspa, 22 września 2005 roku

11 Ogień On to,blaskigorącnarodzin światów PierwotnyDuch-Poruszycielstworzenia Ten,co w wielkim wybuchu Poruszyłwszystko ikształtnadał Z woliTego,co Niepoznany,dałim pulsżyciu Ciepło iruch nieustannyw m ateriirozbudził On,ojciecciągłejprzem ianywszech rzeczy Pulsującesercepowszechnego poruszenia Ciepło,co odwieczniewrotażyciu rozwiera A jego natura,to twórczaduszawszechświata Czerwonypłaszczwiecznietańczącejenergii On to gorącyojciecżyciaigrabarzjego bezlitosny Rozgrzewającytroskliwiedom ostwaw czaszim y Itrawiącyzachłannielasy,sawanny,m iasta M ieszkającyw sercu ziem iiw atom owym grzybie Straszliwym ieczobosiecznywiecznejodnowy M ocjasnościoświecającanaszeum ysły M istycznyblaskzrozum ieniaizjednoczenia On to płonieżarem uczućw sercach naszych W ystrzelapłom ieniem świętego gniewu Ogarniaszałem um ysływojowników Robotnikom codziennościdłoniegrzeje M istykom oczyszczawejrzeniew blaskBoga Kochającym otwierasercanabyciew jedności To on,choćulotny,to stałydawcam ocy Żywiołm ęskiej,zdobywczejduszy Co bezkreswód kobiecości Ciepłem m iłosnym koiirozgrzewa On,dziecko słońcaigrom u Z niebioszstępujeku nam Iku niebiosom wzroknaszkieruje Naszprzewodnikw lunarnym świeciem roku Iwielkioczyścicielzezławszelkiego Co kalaizaciem niaw Istotęwejrzenie On,naszzbawca,żywicieliprzewodnik Niechajpłoniepo wszeczasy.Am en Zaspa,23września2006roku Pow ietrze Żywiołbezcielesnyibezforem ny Jestwszędzie,choćgo niewidzisz Jestw tobie,choćgo nieczujesz W nim płonieogień irozpalasiężycie Ono nasycawodęiwodażywąsięstaje Taktedykarm irojeryb iinnych stworów A onewiodąweń żywotpełen werwy Iw zim nym m roku głębinyżyciekwitnie Jaknasłońcem latarozgrzanejłące To jego powszechnam agiaprzenikania Choćniedotykalneizdajesięnieobecne Ono to otulaziem iębłękitnym płaszczem Służywierniewszystkiem u co żyje Karm ijakm atkawszelkieżyweistoty Jestpradawnym dzieckiem ziem i Z niejsięurodziło ijejdziełu służy W ypełniaprzestrzeń dającjejm oc Co m anifestujesięwiatrem ichm urlotem Szybowaniem ptaków ispalaniem m eteorów Rozwiewaproporce,chłodzipodm uchem twarze Ono wielkąscenąbarwnego tańcam otyli Przeznieto płynązapachyirojesłów Co niosąm iłość,kłam stwo,pociechę,m ądrość Jestrzecznikiem ruchu nieustannego W prawiaw taniecliściastegrzywydrzew Poruszaśm igiwiatraków,co m ielączasiziarno Rozdym ażagleokrętów,co ongiśświatzbadały Swym im petem grzywifaląobliczaoceanów Rozpędzonetornadem siejeśm ierćiruinę Rozdym anaszepłucaipłyniefalaoddechu Jestpokarm em żywym ism akiem wolności Kiedyśniącszybujem yw nim ,jakptaki Spełniasięnaszem arzenieo wyzwoleniu zciała Istan wolnego ducha,nierealnierealny.Am en Zaspa,22września2006roku

12 Ziemia Ona to matką naszą i grobem naszym Odwieczną miłością i zdradą jałowej pustyni Ogrodem Edenu i wielkim oceanem potopu Szlakiem karawan i kamiennym labiryntem miast Arktyczną zmarzliną i eksplozją lasu tropikalnego Śnieżnym, podniebnym szczytem i stęchłym bagnem Ścieląca się miękko do nóg i wrogo niegościnna Jako matka nasza tuli do łona i pieści A ręką drugą odpycha i razy zadaje Byśmy swego losu doświadczali jako nauki O szukaniu w sobie ojczyzny mocy i pokoju Ziemi obiecanej harmonii przeciwieństw Obrazu matki odbitego w zwierciadle ducha Co ma korzenie w ziemi a rośnie ku niebu Naszej w byt materialny ubranej duchowości To ona, Matka nasza otwiera nam oczy na Jedność Zawsze pod naszymi ruchliwymi stopami Stoi twardo, choć to nie powszechna reguła W jej wnętrzu przepastnym pęcznieje magma Ognista dusza matki i gubicielki naszej A napór straszliwy kołysze jej skorupą Obala nasze siedliszcza i pożera życie Ryczy gniewnie z kraterów wulkanów I przesuwa po swych plecach cielska lodowców Nie ma jednego imienia i jednego oblicza Jest zmienna i wieloraka, jak natura kobiety Twarda i skalista lub miękka, próchniczna Żyzna jak łono matki rodzące nowe życie Jałowa i martwa, jak czeluść grobu A często z winy naszej, jej durnych grabarzy Mądrali z cyrklem i siekierą przy jej ciele Jej włosy to lasy, trawy, zioła i kwiaty Piersi obfite to skał wielgachne pagóry Łono rozwiera się kanionami i rozpadlinami Patrzy na nas oczyma swych dzieci, zwierząt I wierzy mocno, żeśmy jej godni. Amen Zaspa, 24 września 2006 roku Woda Oto macierz każdej formy życiaBezpostaciowy bezkres z zarodkami bytówKiedy jej nie było, martwo i pusto byłoOna była wielkim łonem życia i jego metamorfozW niej uśpiony był rezerwuar wszechmożliwościOna to, materia prima, była Matką nasząOd mikroorganizmu do mózgu naszegoWiedzie wodny szlak przez eony dziejówW niej było wszystko i ona wszystkim byłaTego co żywe, kruche i wiecznie zmienneWe wszelkich manifestacjach i subtelnościachOto w niej tajemnica ekranu świadomości naszejBez niej, jeno noc wiedzy o uniwersumMrok ogarniający ogrom kosmicznego spektakluOna to na Matce naszej, Ziemi pulsuje rytmemW takt niebieskiej kreacji syna swego, KsiężycaW niej przegląda się tańcząc jej poruszycielOna mu wierna i falująca w cielskach oceanówI sokach przeogromnej dżungli roślinnejA nasze zarodki życia w niej pływają w łonachOna też uśpiona w lodowych jądrach kometOna i w duchu naszym odbicie znajdujeI jest mu wewnętrznym oceanem bogactwaOto wewnętrzna toń podświadomości naszejMroczna retorta alchemicznej macicy duchaGdzie kształtu nabiera homunkulus nowej myśliDziecko nowości i geniuszu lub bękart koszmaruOna, ojczyzna pradawnych potworów i gołębi pokojuWirtualne centrum wszystkiego co było, jest, będzieŹródło złego i dobrego dla wszelkiej kreacjiBaśniowy eliksir życie i młodość przywracającyOto ona, tajemnica i zbiornik nieznanych losówMagiczny cylinder pędzącego świataZ którego niezbadany gest mrocznego losuWydobywa deszcz ożywczy, tsunami, gradobicie, śniegiOna to jest nam początkiem i końcemPatronką kosmicznej zasady – panta rhei. Amen Zaspa, 21 września 2006 roku

13 „Geneza średniowiecznego osadnictwa na terenie Kielc, problem istnienia „państwowej” kasztelanii kieleckiej i jej siedziby – grodu książęcego, chronologia nadania tego okręgu biskupom krakowskim, wreszcie kwestia lokacji miasta Kielce – to tylko niektóre z problemów-pułapek czyhających na bada- czy zajmujących się dziejami stolicy regionu świętokrzyskiego” – czytamy we wstępie opracowania Czesława Hadamika, który jako badacz dociekliwy potrafił się między innymi z ty- mi problemami zmierzyć. Pierwsze wieki Kielc są bowiem próbą opisania nie tylko Kasztelanii kieleckiej od przełomu XI i XII do połowy XIV stulecia (podtytuł książki), ale także podsumowaniem ważnego fragmentu badań autora nad zespołem wczesnośrednio- wiecznych okręgów grodowych na terenie Gór Świętokrzyskich, w tym efemerycznych kasztelanii książęcych: kieleckiej, tarskiej i łagowskiej. Stan wiedzy na temat Kielc średniowiecznych oraz osad- nictwa na ich terenie wcale nie jest przez badaczy wyczerpany. Krokiem milowym w badaniach była napisana przez Janusza Ku- czyńskiego i opublikowana dopiero w 1982 roku interdyscyplinar- na historyczno-archeologiczna synteza tego okresu, zatytułowana Kielce przedlokacyjne.Od tego czasu zainteresowanie badaczy wzra- sta, a postępy wiedzy i nowe interpretacje archeologii historycznej w ostatnich dziesięcioleciach (dzięki m.in. ostatnim ratowniczym pracom badawczym w rejonie kościoła Św. Wojciecha z 2006 r.) pozwalają na reinterpretację wcześniejszych wniosków. Stąd też i opracowanie Czesława Hadamika. Pierwsze wieki Kielc są nie tylko interesującym opraco- waniem historycznym dla głodnych wiedzy o regionie czytelników. To też i przejrzysta praca naukowa, uporządkowana w siedem rozdziałów, z których każdy doopowiada coś interesującego do poprzedniego. W trzecim – Czesław Hadamik opisuje i wylicza materiały źródłowe do dziejów opisywanej kasztelanii. W przy- padku źródeł pisanych są to m.in. dokumenty przywilejów nada- wane przez książęta biskupom krakowskim, a nawet Akta Kamery Apostolskiej zawierające informacje o wielkości świętopietrza płaconego z poszczególnych parafii prepozytury kieleckiej. Oprócz materiałów pisanych, zagłębia się też w źródła toponomastyczne dokonując analizy oraz interpretacji toponimów. Przywołuje też źródła archeologiczne, na które składają się materiały ruchome z badań wykopaliskowych, fragmenty ceramiki naczyniowej oraz badania radiowęglowe, a także wysnuwa sugestie chronologiczne dotyczące stanowisk archeologicznych na terenie kasztelanii kie- leckiej. Osobny rozdział opracowania stanowi próba opisania Kielc przedlokacyjnych. Napisałam próba nie bez przyczyny. Początki kościoła Św.Wojciecha były i są nadal przedmiotem dyskusji i spo- rów historyków, trudności bywają z określeniem kształtu średnio- wiecznej kolegiaty, problematyczny staje się też dwór biskupi, więc tym bardziej trudno określić w którym dokładnie miejscu istniała jakaś osada przedlokacyjną. Autor analizuje dostępne teorie i wy- snuwa swoją, że samo miasto wytyczono na surowym korzeniu, tj. na obszarze przez nikogo nie użytkowanym (s. 101). Zasadniczym jednak rozdziałem jest ten, w którym Cze- sław Hadamik pisze o kasztelanii kieleckiej. Opierając się na nowej interpretacji źródeł archeologicznych oraz źródłach i dotychcza- sowych opracowaniach historycznych, skonstruował bowiem własny obraz genezy i jej najwcześniejszych dziejów Według niego „państwowa” kasztelania kielecka istniała i jako całość w pewnym momencie została przekazana, wraz z kasztelanią tarską, biskup- stwu krakowskiemu. Za innymi badaczami przyznaje natomiast, że – jak wynika ze źródeł historycznych - poznajemy ją dopiero w XIII wieku, kiedy rzeczywiście była już tylko biskupim kluczem gospodarczym, podobnie jak kasztelania tarska. Dokonując analizy materiałów z terenów Kielc, archeolog uważa, że w Tumlinie istnia- ło najstarsze centrum osadnicze na obszarze kieleckiej kasztelanii. Wniosek nie jest wcale przypadkowy, zważywszy, że na wschodnim zboczu Góry Grodowej znaleziono zespoły fragmentów ceramiki naczyniowej z przełomu XI/XII stulecia i XII wieku. A to z kolei sugeruje, że istniał w Tumlinie charakterystyczny dla książęcej or- ganizacji kasztelańskiej zespół funkcjonalny: gród – osada podgro- dowa, pochodzący z krótkiego okresu funkcjonowania książęcego okręgu administracyjnego przed nadaniem tych terenów biskupom krakowskim. Po krótkim epizodzie „państwowym” , zapewne w XII wieku, gród został opuszczony, ale osada trwała nadal i być może dała początek wsi znanej nam już ze źródeł pisanych – wyjaśnia w książce Czesław Hadamik (s.78). Osobny rozdział stanowi Katalog stanowisk z XI/XII – XIV wieku na terenie kasztelanii kieleckiej, o rozpoznanej stra- tygrafii pionowej. Autor wypisuje ich 9, z których 6 cytuje za Januszem Kuczyńskim (kolejność zgodna z katalogiem stanowisk wczesnośredniowiecznych zamieszczonym w opracowaniu Kielce przedlokacyjne) niekoniecznie zgadzając się z chronologią określo- ną przez niego. Trzy pozostałe to: stanowisko osadnicze w rejonie północnego puntone muru zamkowego w Kielcach, tzw. założenie kultowe na Górze Grodowej oraz osada w Tumlinie. Ważnym uzupełnieniem Pierwszych wieków Kielc jest rozdział Wiesławy Jagodzkiej-Hadamik o środowisku naturalnym kasztelanii, który porządkuje wiedzę miłośników Kielecczyzny z zakresu geologii i złóż naturalnych, wiedzy o rzekach i lasach Świętokrzyszczyzny, a także ówczesnego krajobrazu opisywanej kasztelanii. Aneta Lech Pierwsze wieki Kielc Czesław Hadamik, Pierwsze wieki Kielc. Kasztelania kielecka od przełomu XI i XII do połowy XIV stulecia Wydawnictwo Domu Środowisk Twórczych w Kielcach, Kielce 2007, s.228 Z ksiegarskiej witryny... cz.1

14 Rzymskie Wpływy Tzw. „Wędrówki Ludów” do dziś fascynują nie tylko historyków. Burzliwe okresy prze- mieszczeń ludnościowych pobudzają naszą wyobraźnię, zwłaszcza, że nieczęsto spotykamy się z takimi zjawiskami współcześnie. Granice współczesnych państw uszczelni- ły terytoria przemierzane w odległych okresach dziejów przez plemiona koczowników. Trudno by mówić o osiadłym trybie życia również w odniesieniu do pradziejowych społeczności, których głównym zajęciem było rolnictwo. Po- dejmowały one często wędrówki celem znale- zienia nowych terenów, które można było objąć uprawami. W okresie rzymskim, czyli od początków naszej ery po schyłek IV wieku po Chr. powstała wielka prowincja kulturowa obejmująca środ- kową, północną i częściowo zachodnią Europę. Plemiona zamieszkujące tereny poza obszarem panowania Imperium Rzymskiego, przyjęły wówczas podobny styl ubioru, wykonywanych narzędzi i broni. Prawdopodobnie swoiste ujed- nolicenie obejmowało również kulturę ducho- wą tych ludzi. To ujednolicenie nie wiązało się jednak ze stabilizacją osadnictwa. Centralną i połu- dniową Polskę zajmował „wielki lud Lugiów”, których konfederacja rozpadła się zapewne jeszcze przed połową II w. po Chrystusie. Na Pomorzu Gdańskim pojawili się na początku naszej ery Goci i Gepidowie, którzy zajmując coraz to nowe tereny stopniowo przesuwali się w kierunku Morza Czarnego. Prawdopodobnie to właśnie ich ekspansja spowodowała swoistą „reakcję łańcuchową”, która doprowadziła do najazdu Markomanów, Kwadów i Sarmatów na Imperium Rzymskie w czasach Marka Au- reliusza. Końcowy epizod prowadzonych przez kilkanaście lat kampanii został zilustrowany w filmie „Gladiator”. Barbarzyńcy zostali wypar- ci z terenów rzymskich prowincji w roku 180 po Chrystusie ale płaskorzeźby na kolumnie Marka Aureliusza pokazują nam, że był to przeciwnik bardzo niebezpieczny, nawet dla świetnie wy- szkolonej armii cesarskiej. W roku 180 naszej ery rzymski oddział spędził zimę w miejscowości Trenčin na Słowa- cji, czego dowodzi pozostawiona przez legio- nistów inskrypcja. Niewykluczone, że rzymscy zwiadowcy zapuszczali się również dalej na północ, na tereny dzisiejszych ziem polskich, chociaż jak dotąd ślady ich pobytu nie zostały odkryte. Cesarz Commodus zrezygnował z am- bitnych planów swojego ojca, który zamierzał podbite w czasie wojen markomańskich tereny przekształcić w dwie nowe prowincje: Mar- komanię i Sarmację. Rzymianie pozostawili oprócz wcześniej wspomnianych inne ślady swej obecności m.in. na Słowacji i Morawach. Są to tzw. stacje rzymskie, gdzie zapewne do- konywano wymiany handlowej oraz legionowe obozy marszowe – ślady często jednodniowego pobytu wojsk rzymskich. Handel z terenami prowincji dotyczył jednak nie tylko terenów naszych południowych sąsiadów. Na terenie ziem polskich znajdujemy szereg importowanych z Imperium towarów: brązowych, szklanych, glinianych a czasem nawet srebrnych naczyń, broni, szklanych paciorków czy monet. Najprawdopodobniej znaczna część tych przedmiotów docierała na tereny ziem polskich za pośrednictwem ple- mion zamieszkujących pogranicze rzymskiego władztwa, stąd obecność importów nie musi świadczyć o penetracjach dokonywanych przez samych rzymskich kupców. O tym, że jednakowoż mogli oni docie- rać do mieszkańców obecnej Polski świadczy relacja o wyprawie rzymskiego ekwity, który za czasów cesarza Nerona został wysłany w poszukiwaniu większych ilości bursztynu dla przystrojenia cesarskiego amfiteatru. Wpływy rzymskie widoczne są rów- nież w innym wymiarze. Znajdowane przez ar- cheologów w grobach elementy wyposażenia dawnych mieszkańców ziem polskich, świadczą o stylizacji niektórych elementów stroju na wzór rzymski. Powszechny stał się zwyczaj spinania szat fibulami – metalowymi zapinkami, pasy zaś zaczęto opatrywać w metalowe zakończenia – okucia, których pierwowzorem były rzymskie tzw. cingula. W I w. n.e. arystokracja plemienna za- częła przejmować niektóre rzymskie zwyczaje, takie jak chociażby picie wina. W tzw. grobach „książęcych” spotykamy całe zestawy naczyń, które przeznaczone były do mieszania wina z wodą i podawania do konsumpcji. Zwyczaj ten był rzecz jasna wyłącznie przywilejem najbogatszych, gdyż zarówno sam napój, jak i naczynia sprowadzano z rzymskich prowincji. Nie można porównywać tych wpły- wów z romanizacją ludności podbitych przez Rzymian terenów, które zamieniono w pro- wincje. Chociaż wpływy rzymskie wydają się być dość powierzchowne, jednak kilkaset lat sąsiedztwa plemion barbarzyńskich z tere- nem imperium nie mogło pozostać bez śladu. Zwłaszcza, że w konsekwencji zaowocowało Spuścizna europejskich Słowian s l a d y k u l t u r y s t h g m k l p o t r d w e s c d f s l a d y k u l t u r y s t h g m k l p o t r d w e s c d f HISTORIA historia HISTORIA

15 upadkiem Cesarstwa Zachodniorzymskiego do czego przy- czynili się przecież także Wandalowie, zamieszkujący wcze- śniej na terenie dzisiejszej Polski i których kultura również podlegała wpływom rzymskim. Paradoksem historii stał się fakt, że to właśnie bar- barzyńcy budujący na gruzach Rzymu swe pierwsze pań- stwa, starali się przez pewien czas kultywować prowincjo- nalnorzymską kulturę, zwłaszcza w jej materialnych – bardzo wyspecjalizowanych przejawach. Korzenie Europy Kiedy Zeus pod postacią białego byka porywał na swoim grzbiecie kreteńską księżniczkę Europę, nie zdawał sobie sprawy, chociaż był bogiem starożytnych Greków, że konsekwencje jego czynu będą bardzo istotne. Nie mam tu na myśli przeniesienia imienia uwiedzionej księżniczki na nazwę naszego kontynentu. Chodzi tu raczej o współczesne definiowanie tego, co jest, a co nie jest europejskie. Kwestia przynależności do Europy jest często dyskutowana w kraju nad Wisłą, który przecież w ogóle nie funkcjonował w świadomości Greków, gdy ci tworzyli swe wyobrażenia o bogach i ich przygodach. Odwołując się do mitologii greckiej chciałbym poruszyć problem nie- dostrzegania przez nas korzeni europejskości widocznych również poza zestawem ogólnie znanych pojęć czy symboli. A przecież jednym z takich symboli jest spuścizna starożyt- nej Grecji i Rzymu. Argumentację odwołująca się do historii i wspólnoty kulturowej spotykamy wszak prawie codziennie w toku dyskusji na temat przystąpienia Polski do Unii Euro- pejskiej. Chciałbym w tym miejscu poddać pod rozwagę słuchaczy pewien dylemat. Chyba trudno nie zgodzić się z faktem przynależności do Europy Wysp Brytyjskich. A przecież na obecną kulturę tej części starego kontynentu miały wpływ źródła bardzo różnorodne: celtyckie, anglo- saskie i normańskie. Wymieniam tu jedynie niektóre ele- menty pomijając nawet obecność Rzymian. Podobnie jest w przypadku Francji, szczycącej się galijskimi korzeniami, ale przecież równie ważnymi etapami w historii pod rządami germańskich Franków, Burgundów czy Wizygotów. Wę- drówki ludów, które w V w. wstrząsnęły całym kontynentem, przyczyniając się do upadku Cesarstwa Zachodniorzymskie- go, w dużej mierze ukształtowały obraz ziem zamieszkałych obecnie przez naszych zachodnich sąsiadów – Niemców. Bezpośredni, zdawałoby się, spadkobiercy Rzymu – Włosi, nie zaprzeczą wszak, że plemiona germańskie – Goci, Wan- dalowie i Longobardowie pozostawili swoje piętno również na Półwyspie Apenińskim. Dylemat pojawia się, gdy poszukamy jakiegoś wspólnego mianownika dla określenia, co stanowi wobec tego o europejskiej wspólnocie, skoro trudno byłoby w dniu dzisiejszym znaleźć prawowitych spadkobierców kultury antycznej, zarówno w sensie etnicznym, jak i kulturowym. Pomimo braku takich spadkobierców, odwołania do staro- żytności są bardzo czytelne w tym, co zwykliśmy nazywać europejskością. Osobiście wydaje mi się, że przyczyną powstania tych odniesień nie jest nic innego jak mitologia. Ale nie chodzi tu oczywiście o zbiór podań o przygodach bogów i bohaterów. Jest to mitologia wytworzona przez historio- grafię narodów Europy współczesnej. Mity dotyczące narodu polskiego, odnajdziemy również w twórczości naszych wieszczów: Słowackiego i Mickiewicza. Ale problem niespójności takich legend z faktami historycznymi to jedno. Drugą sprawą jest sposób „identyfikacji” mieszkańca pewnej części Europy z mitem do tego regionu przypisanym. Wydaje się, że proces formowa- nia państwowości krajów europejskich, który przebiegał tak różnie w krajach germańskich i słowiańskich spowodował pewną dwutorowość. Tak się złożyło, że państwa germań- skie powstające na gruzach Imperium Rzymskiego szybciej przyswoiły sobie symbole antyczne i zaakceptowały dla własnych celów propagandowych. Mitologie państw słowiańskich, w większości odwołują się do zgoła odmiennych tradycji sięgających czasów budowania niezależności wobec germańskich są- siadów. Tylko, czy faktycznie świadectwa stanowiące łącznik z cy- wilizacją śródziemnomorską nie istnieją w odniesieniu do ziem polskich? Rumunia dostarcza nam przykładu zgoła odmien- nego. W czasach Nicolae Causescu Rumunia uważała się za spadkobierczynię tzw. Wolnej Dacji. Na początku II wieku po Chr., po podboju Dacji przez cesarza rzymskiego Trajana, część Daków schroniła się w górskiej części Siedmiogrodu i właśnie owi dumni górale mieli być przodkami współcze- snych Rumunów. Ta bardzo atrakcyjna ideologia państwowa znalazła swe odbicie nawet w nazwie popularnego, również w PRL, samochodu osobowego – Dacia. Tym sposobem pominięto pasterskich Aromanów, nie mówiąc o innych ludach zdecydowanie bliższych rumuńskiemu narodowi niż Dakowie. Rzecz jasna nie sugeruję, abyśmy dla potrzeb wstąpienia Polski do Unii Europejskiej zawzięcie poszukiwali jakichś przedsłowiańskich, atrakcyjnych korzeni. Nie możemy jednak istnienia takiego niesłowiańskiego dziedzictwa pomijać milczeniem. Musielibyśmy wówczas zrewidować podręczniki historii m.in. o obecny w nich gród w Biskupinie, który w świetle najnowszych danych z tzw. prasłowianami nie ma nic wspólnego. Tworzenie nowych mitologii należy teraz zastąpić przedsięwzięciami, które będą w rzeczowy sposób prezen- tować nieznane lub słabo znane świadectwa naszych niesło- wiańskich lub przedsłowiańskich związków z Europą. Dla współczesnego mieszkańca Europy nieistotne są przecież wynikające z megalomanii legendy lub mity. Ważny jest fakt odniesienia tych mitów do kultury antycznej. A przecież również dla nas, jak stwierdza Tadeusz Zieliński, starożytność jest nadal siłą żywiącą kultury współczesnej. Deptak Obecnie nie mamy do czynienia z większymi prze- sunięciami ludnościowymi na terenie Europy. Wyjątkiem może być sytuacja na Bałkanach, związana z konfliktami zbrojnymi. Z zainteresowaniem i niedowierzaniem zarazem obserwujemy wędrówki dokonywane w Azji lub Afryce przez nieliczne grupy ludności, których tryb życia pozostaje jeszcze dziś dość mobilny. Granice współczesnych państw uszczelniły tery- toria przemierzane w odległych okresach dziejów przez plemiona koczowników. Trudno by mówić o osiadłym trybie życia również w odniesieniu do pradziejowych społeczno- ści, których głównym zajęciem było rolnictwo. Podejmowa- ły one często wędrówki celem znalezienia nowych terenów, które można było objąć uprawami. Istniały również inne przyczyny, dla których na- stępowały owe migracje. Rzeczywistość plemienna zde- cydowanie odbiegała od sielskiego obrazu, który możemy abcdefghijklmnoprstuwxyz

16 tworzyć na podstawie przesłanek często o podłożu legen- darnym. Obok ciągłej walki z niesprzyjającymi warunkami przyrodniczymi, dawni mieszkańcy m.in. ziem polskich musieli sobie radzić z różnymi zagrożeniami zewnętrznymi. Przeważnie nie chodziło o groźby ewentualnych najazdów ludów przybywających z odległych terytoriów. Największym wrogiem mógł stać się w każdej chwili naczelnik sąsiednie- go plemienia, czy wręcz wioski. Społeczności zamieszkujące w pierwszych wiekach po Chrystusie znaczną część Europy ograniczoną na zacho- dzie Renem a na południu Dunajem obok borykania się z napływem innych ludów, poszukujących nowych terenów, prowadziły ciągłą rywalizację między sobą. Nierzadko wyni- kały z tych utarczek poważne konflikty zbrojne, kończące się czasem wręcz fizyczną zagładą niektórych plemion. Ówcześni władcy cywilizowanego świata – Rzy- mianie notowali takie konflikty z dużym zadowoleniem. Odnajdziemy takie entuzjastyczne relacje w dziełach jedne- go z największych historyków rzymskich – Tacyta. Jednak czasami na pograniczu Imperium powstawały konfederacje, których stabilność i siła były realnym zagrożeniem nawet dla Rzymu. Dlatego też różnymi środkami starano się prowoko- wać nowe konflikty międzyplemienne, które nie pozwoliły w konsekwencji na rozwój pierwszych państw barbarzyń- skich. W przypadku państwa Markomanów, zamieszkują- cych w I w. naszej ery tereny obecnych Czech, Rzymianie nie wahali się nawet przed bezpośrednią interwencją zbroj- ną. Wyprawa ta nie powiodła się, ponieważ w międzyczasie w prowincji Pannonii wybuchło antyrzymskie powstanie i większość sił zbrojnych należało skierować właśnie tam. Notabene do Pannonii wyemigrowało pod koniec starej ery celtyckie plemię Bojów, które władało Czechami przed przybyciem Markomanów. Bojowie pozostawili po sobie jednak pamiątkę, która przetrwała tysiąclecia – nazwę Boihemum znaną nam w brzmieniu Bohemia. Zarówno w przypadku podejmowanych przez różne ludy migracji, jak i wówczas, gdy powstawały pierw- sze organizmy o charakterze protopaństwowym, ważną rolę odgrywały jednostki. Można tu przytoczyć doskonale wszystkim znany przykład Czyngis-Chana, który poprowa- dził plemiona mongolskie na podbój Azji i Europy w dobie średniowiecza. Dla Niemców do roli bohatera narodowego urósł w czasach romantyzmu inny przywódca określany współ- czesnym mianem Hermana. Jest to przekształcone imię wo- dza plemienia Cherusków – Arminiusza, który doprowadził do klęski Rzymian w Lesie Teutoburskim. Na bagnach roz- ciągających się niegdyś koło miejscowości Kalkriese blisko Osnabrück pod ciosami wojowników germańskich padły 3 legiony, 3 kohorty i 3 ale jazdy rzymskiej. Klęska ta utwier- dziła cesarza Augusta w przekonaniu, że nie należy dążyć do podboju niegościnnej Germanii. W pewnym sensie Rzymia- nie sami byli sobie winni, gdyż Arminiusz służył wcześniej w rzymskich oddziałach pomocniczych, a nawet uzyskał tytuł ekwity. Wspomniane wcześniej państwo Markomanów w Czechach powstało z inicjatywy Marboda, wychowanka dworu cesarskiego. Człowiek i Żelazo 2000 lat temu na Śląsku, na Mazowszu oraz w Gó- rach Świętokrzyskich powstawały tysiące pieców hutni- czych, w których wytwarzano łącznie znaczne ilości żelaza. Zastanawiające jest, dlaczego metal ten posiadał wówczas tak kapitalne znaczenie dla człowieka? “Sakralny charakter żelaza jest czymś oczywistym. Jest nasycone potęgą świętości, niezależnie od tego, czy spadało ze sklepienia niebieskiego, czy wydobywano je z wnętrzności Ziemi.” – pisał Mircea Elliade w swej książce „Kowale i Alchemicy”. Do dnia dzisiejszego istnieje przekonanie, że pierwsze wyroby z żelaza były wykonywane na bazie me- talu pochodzącego z meteorytów. Należy w tym miejscu nadmienić, że przedmioty żelazne pochodzące z kolebki hutnictwa - Azji północno-zachodniej - nie były narzędzia- mi, do wykonywania których żelazo wydaje się najbardziej przydatne, lecz ozdobami. Okazuje się, że u zarania epoki że- laza, wytwarzany metal posiadał o wiele gorsze właściwości niż znany już wcześniej brąz. W epoce wielkich pieców nie zdajemy sobie spra- wy z faktu, że 3 lub 2000 lat temu aby uzyskać dobrej jakości żelazo potrzebna była olbrzymia wiedza i doświadczenie. Przekształcenie kruchej i twardej skały – rudy w równie twardy ale sprężysty metal było wówczas przedsięwzię- ciem, które dla starożytnych posiadało znaczenie wręcz magiczne. Powszechne było przekonanie, że ruda to niedoj- rzałe zarodki metalu tkwiące w łonie matki ziemi. Starożytni hutnicy przyspieszali więc proces dojrzewania, poddając rudę działaniu ognia. Znajomość tajników sztuki uzyskiwania żelaza, które następnie przetwarzano na narzędzia i broń nie była zapewne powszechna. Szereg ludów otaczało kowali szcze- gólną czcią, jako ludzi, którzy w sobie tylko znany sposób opanowali żywioł ognia. Mieszkańcy Syberii przypisywali im magiczną moc, większą nawet od tej, którą posiadali szama- ni. Przekonanie o wrodzonych, leczniczych umiejętnościach kowali znajdziemy również w naszej kulturze ludowej. W okresie rzymskim (I-IV w. n.e.) powstały zapew- ne pierwsze legendy związane z mistycznym wymiarem wytwarzania żelaza na ziemiach polskich. Właśnie wówczas do grobów kowali na terenie naszego regionu – w Szańcu, Korytnicy i Sarniej Zwoli złożono rzemieślnicze narzędzia – szczypce, młotki a nawet kowadło – na znak rzemiosła wykonywanego przez zmarłych członków plemienia Dziedzictwo Początek nowego tysiąclecia jest okazją do różno- rodnych refleksji. Piknik archeologiczny „Żelazne Korzenie”, który odbędzie się w Nowej Słupi w dniach od 14 do 19 maja będzie również okazją do zastanowienia się nad tym, co zwykliśmy nazywać spuścizną lub dziedzictwem. Może bliższe nam staną się pojęcia i fakty, których spadko- biercami jesteśmy, jako mieszkańcy regionu. Obecnie należą do nich często ogólnie znane sym- bole, takie jak chociażby świętokrzyska zapaska lub Baba Jaga. Służą one w dobie zalewu różnorodnymi dobrodziej- stwami cywilizacji zachodniej, jako swoisty wyróżnik, umoż- liwiający samoidentyfikację. Faktycznie w większości owe symbole odwołują się do elementów spuścizny. Ale zwróćmy uwagę, że możliwo- ści wyboru tych elementów są bardzo szerokie. A czerpiemy przeważnie z dość ograniczonego asortymentu, przeważnie odwołującego się do folkloru i legend. Nie jest to rzecz jasna krytyka ludowych podań lub ludowości jako takiej. abcdefghijklmnoprstuwxyz

17 Przykładem może być organizowana od 35 lat impreza plenerowa „Dymarki Świętokrzy- skie”. Od zarania jej istnienia była ona związana z prezentacjami twórczości ludowej. Również sama prezentacja „wytopu” żelaza odbywała się w otoczeniu rekwizytów i scenografii nawią- zujących do słowiańskich lub prasłowiańskich tradycji. Tymczasem pierwsi Słowianie przybyli na nasze ziemie dopiero w V w. po Chr., gdy od przynajmniej 150 lat nie dymił już żaden piec dymarski w Górach Świętokrzyskich. Wobec tego nowożytny folklor tym bardziej nie posiada żadnych związków ze starożytnym hutnictwem. Jednak elementy ludowego festynu tak mocno zakorzeniły się w tradycji imprezy na stoku Łysej Góry, że ich całkowite rugowanie w imię prawdy historycznej byłoby chyba nie- porozumieniem. Propozycją przyjrzenia się symbolice na- wiązującej do zupełnie odmiennych tradycji jest natomiast impreza pod nazwą „Żelazne Korze- nie”. Odbędzie się ona w tym samym miejscu, co „Dymarki” i ma na celu wskazanie elemen- tów naszego dziedzictwa, którego świadectwa są słabo znane. s l a d y k u l t u r g m k l p o t r d w e Archeolodzy będą wówczas prowa- dzić poszukiwania tej zapomnianej spuścizny poprzez rekonstrukcję rzemiosła i życia co- dziennego starożytnych Lugiów – ludu, który w pierwszych wiekach po Chrystusie stworzył wielki okręg metalurgiczny w Górach Święto- krzyskich. Obok wyróżników uznanych po- wszechnie za wizytówki regionu chcemy wskazać inne, które odwołują się do tradycji o charakterze wręcz ogólnoeuropejskim. Nie postulujemy tym samym, aby Babę Jagę i za- paskę zastępować dymarskim piecem. Należy jednak uwzględnić taki piec w naszej regional- nej symbolice. Podobnie jak krzemień pasiasty z neolitycznych kopalń w Krzemionkach koło Ostrowca. Stanowią one bowiem o najstar- szym, często bezimiennym dziedzictwie, które jest wyjątkowe już nie tyle w skali kraju ale na- wet Europy. Andrzej Przychodni Mitologia Słowian Aleksandra Gieysztora Wydana po raz pierw- szy w 1982 r. Mitologia Słowian Aleksandra Gieysztora należy do klasyki polskiej historiografii, ale sformułowane przez niego tezy do dziś wpływają na kształt i kierunek badań nad kulturą du- chową ludów słowiańskich. Tematem ogólnym książki jest religia słowiańska. Autor podjął próbę przedsta- wienia jej podstawowej bez wątpienia części, którą jest mi- tologia późnej doby pogańskiej i jej długo żywotnych następstw. Przez mitologię rozumiemy system personifikacji, alegorii i symboliki, które wyrażały stosunek człowieka do świata. Tę złożoną relację objaśniały ludziom podania, baśnie i opowieści. Pośród tych środków wyrazu na uwagę zasłu- guje mit, który wyróżnia się szczególną rolą społeczną. Mit oznacza narrację o bóstwach i istotach nadprzyrodzonych, przekazywanych przez ludy, wspólnoty etniczne, plemiona i rody po to, aby ująć w niej sens świata i ludzi w ich do- świadczeniach zbiorowych i indywidualnych. Mity wyrażały zasady całego życia kultury. Wyrażały chwiejną równowagę i zakłócenia, nadzieje i nieuchronności losu społecznego i osobistego. Objaśniały je postawami i działaniami istot nad- przyrodzonych wyposażonych w imiona i szczególne cechy zewnętrzne oraz moralne. Podaniom towarzyszyły przepisy magiczne, zalecenia kultowe i odpowiednio rozbudowane rytuały, służące zachowaniu, przywróceniu bądź uzyskaniu właściwego ładu rzeczy i spraw ludzkich. Głównym zadaniem książki jest próba pokazania tych przekonań religijnych i tych wątków mitologicznych, które odnoszą się do momentu, kiedy ze wspólnego trzonu rozdzielały się i nabierały własnego wyrazu najpierw dwie, potem trzy główne grupy języków słowiańskich: wschodnia, zachodnia i południowa. Autor wykazuje, że religia Słowian u progu chrześcijańskiego średniowiecza nie była jednolita i statyczna. Była to całość pełna dynamiki, powiązana ze społeczeństwem, które w ciągu tysiącleci przechodziło prze- kształcenia etniczne i kulturowe. Aleksander Gieysztor poka- zuje, że mająca indoeuropejskie korzenie mitologia Słowian była w ogólnych zarysach wspólnym dobrem wszystkich ludów słowiańskich. Najważniejszymi postaciami mitologii Słowian byli bogowie, występujący pod wieloma imionami, dający się jednak sprowadzić do kilku głównych postaci, które można przyporządkować do kilku podstawowych funkcji. Karol Modzelewski wskazuje we wstępie na in- terdyscyplinarny charakter Mitologii Słowian otwierającej warsztaty badawcze historyków na inspiracje płynące z prac etnologów/etnografów, językoznawców, religioznawców oraz archeologów i socjologów. Istotą przełomu dokona- nego przez Gieysztora było jednak odwołanie się do badań europejskich słowianoznawców. Przeprowadzone na takich podstawach metodologicznych badania religii Słowian odpowiadały najwyższym światowym standardom intelek- tualnym swojego czasu. Odwołanie się przez Aleksandra Gieysztora do innych źródeł niż tylko przekazy pisane i otwarcie na inne metodologie niż tylko pozytywistyczny warsztat krytyki tekstu pisanego sprawiło, że oto mitolo- gia Słowian ożyła i okazała się być po prostu normalną, politeistyczną mitologią ważnego indoeuropejskiego ludu, w niczym pod tym względem nie gorszego od germańskich, bałtyjskich czy celtyckich ludów. dr Jolanta Gągorowska MNK Z księgarskiej witryny...cz.2

18 Prastare, w ogromnej swej przewadze rdzennie rodzime nazewnictwo topograficzne Polski świadczy o odwiecznym zaludnieniu naszej ziemi przez Słowian... Polanie i plemiona najbliżej im pokrewne, które utworzyły naród polski, zajmują w obrębie ludów słowiań- skich stanowisko wyjątkowe z tego powodu, że oni jedni w okresie wędrówek słowiańskich „w pierwotnych pozostali siedzibach...”. Okres wczesnośredniowieczny czyli okres od VI do XII wieku włącznie to doniosły okres w dziejach nie tyl- ko ziem polskich, ale i całej Słowiańszczyzny. W 1 połowie VII w. zapoczątkowany został trwały proces formowania się państwowości Słowian. Na ziemiach polskich kilkusetletni proces organizacyjny zakończył się zasadniczym ukształto- waniem i skonsolidowaniem państwa Mieszka I. Z nielicz- nych wczesnośredniowiecznych dokumentów pisanych wiadomo, że w IX w. na obszarze Małopolski istniało pań- stwo Wiślan, w skład którego wchodziły między innymi te- reny południowej i środkowej Kielecczyzny. Mieszko I w 989 r. odebrał Czechom dawne ziemie państwa Wiślan i na stałe włączył je do Polski. W ten sposób cała Kielecczyzna stała się integralną częścią państwa piastowskiego. Podstawą gospodarki ówczesnej ludności było rolnictwo sprzężajne i chów zwierząt – bydła, świń, owiec. Na obszarach obfitu- jących w lasy część mieszkańców zaj- mowała się dodat- kowo zbieractwem, łowiectwem i bart- nictwem oraz rybo- łówstwem. Uprawa roli odbywała się przy pomocy radła z a o p a t r z o n e g o w żelazną radlicę. Uprawiano różne gatunki pszenicy, jęczmień, proso, len, konopie. Zboże żęto żelaznymi sierpami i półkoskami, mie- lono w kamiennych żarnach rotacyjnych. Żarna takie znalezio- no w osadzie wcze- snośredniowiecznej w Łazach koło No- wej Słupi. Z samowystar- czalnego na ogół gospodarstwa wiej- skiego wyodrębniły się różne rzemiosła, jak kowalstwo, odlewnictwo i złotnictwo. Żelazo wytapia- no w piecach ziemnych, dymarkach. Centrum hutnicze na terenie Kielecczyzny znajdowało się w rejonie Łysogór i Pasma Jeleniogórskiego. Produkcja narzędzi z żelaza stała na wysokim poziomie, o czym świadczą liczne znaleziska na osadach i cmentarzyskach sprzed ponad tysiąca lat (m.in. cmentarzysko w Końskich, osada w Łazach koło Nowej Słu- pi). Z żelaza wykonywano między innymi: dłuta, gwoździe, igły, krzesiwa, noże, groty oszczepów i strzał, ostrogi. Z za- kresu złotnictwa najczęściej spotykamy kabłączki skroniowe z brązu i srebra oraz kolie ze szklanych paciorków. Ludność zajmowała się także obróbką gliny, drewna, skóry, kości oraz rogu. Wysoki poziom osiągnęło tkactwo. Naczynia gliniane obtaczano na kole garncarskim i zdobiono różnymi motywami dekoracyjnymi, najczęściej w postaci dookolnych pasm linii poziomych i falistych. Wczesnośredniowieczne wyroby ceramiczne odkryto na wielu stanowiskach m.in. w Sandomierzu, Wiślicy, Gnojnie, pow. Busko Zdrój. Plemiona polskie prowadziły w omawianym okresie ożywiony handel z ludnością państw ościennych. W handlu uczestniczyli również i mieszkańcy Kielecczyzny, o czym świadczą przedmioty obcego pochodzenia, na przy- kład przęśliki tkackie z różowego łupku wyrabiane w okolicy Kielecczyzna na tle Słowiańszczyzny Rotunda romańska z XI w. w Grzegorzowicach Kabłączek skroniowy ze srebra, Kielce, Katedra Ze zbiorów MN w Kielcach

19 W związku z przyjęciem chrześcijaństwa zapocząt- kowane zostało budownictwo kamienne. Do najwcześniej- szych kamiennych budowli sakralnych na Kielecczyźnie należą pozostałości kościółka z przybudówką w Wiślicy (X w.) i rotunda w Grzegorzewicach, pow. Opatów (XI w.). Na początku okresu wczesnośredniowiecznego istniał prastary ośrodek religii pogańskiej na Łysej Górze, gdzie odkryto rozległy wał (1500 m długości) usypany z głazów kwarcytowych. We wnętrzu wału znaleziono ceramikę wcze- snośredniowieczną sprzed połowy X w. W zakresie obrządku grzebalnego w okresie przed- chrześcijańskim utrzymywał się w dalszym ciągu ciałopalny zwyczaj chowania zmarłych (cmentarzyska w Winiarach i Trzebiesławicach, pow. Sandomierz), który jednak stopnio- wo zanikał w związku z przyjęciem chrześcijaństwa. Cmen- tarzyska z pochówkami szkieletowymi znane są z wielu miejscowości Kielecczyzny, m.in. z Końskich (180 grobów). dr Jolanta Gągorowska Muzeum Narodowe w Kielcach Owrucza na Rusi Kijowskiej, a znalezione w Pełczyskach, pow. Pińczów i Skotnikach, pow. Sandomierz. Źródła pisane wspominają o istnieniu dróg tranzytowych, którymi podą- żały z odległych krajów karawany kupieckie. Jedna z takich dróg prowadziła z Ratyzbony przez Pragę, Kraków, Wiślicę, Opatów i Sandomierz na Ruś Kijowską. Ludność wczesnośredniowiecznej Polski miesz- kała w wiejskich osiedlach otwartych (nieobronnych) oraz osadach obronnych nazywanych grodami. Na terenie Kielecczyzny zarejestrowano kilkadziesiąt pozostałości po tych grodach, m.in. w Stradowie i Wiślicy. Przy znaczniej- szych grodach powstawały tak zwane podgrodzia, z których niejednokrotnie wyrosły późniejsze miasta. Zasadniczym elementem obronności grodu był wał drewniano - ziemny lub rzadziej kamienny i fosa wypełniona wodą. Najpow- szechniejszym materiałem używanym w budownictwie było drewno. Niektóre spośród ówczesnych osad miały charak- ter na poły miejski. Do takich osad trzeba zaliczyć Radom, Sandomierz, Wiślicę. Ślady kultury słowiańskiej w regionie świętokrzyskim Wciąż oddychamy duchem przeszłości... Pradawnych wierzeń i obyczajów. Głęboko w na- szej świadomości zachowała się wiara w gusła i przesądy. Gdzieś tam istnieją czarownice, lecz czy naprawdę? Obecny jest też szatan, jako symbol wszechobecnego zła. Przeszłość to nie tylko fakty historyczne. To także mity i legendy rozpa- lające naszą wyobraźnię. Miejsca dawnego kultu, istniejące po dziś dzień, świadczące o obecności innej kultury, nurtują nie tylko historyków ale i archeologów. Otoczeni na co dzień kulturą mającą swe źródła w chrześcijaństwie, zapominamy często, że przecież istniało kiedyś coś takiego, jak pogań- stwo. Ślady przeszłości pogańskiej to nie tylko wiara w zabobony i uroki. Zapewne każdy z nas odwrócił choć raz wzrok od przebiegającego ulicą czarnego kota. Boimy się ciemności, lasów, wierzymy w zjawy, czary i zmory włóczą- ce się po polach, łąkach i trzęsawiskach. Jednocześnie wy- pieramy się wiary w mity i legendy, wychodząc z założenia, że są przejawem naiwności i zacofania. Spotykamy miejsca otoczone cudownością, czujemy obecność sił nadprzyro- dzonych. Nie bez powodu wizytówką regionu świętokrzy- skiego jest czarownica... Na terenie Ziemi Kieleckiej jest wiele miejsc świad- czących o obecności kultury słowiańskiej. Choć czasy śre- dniowiecza dawno już przeminęły, zachowały się ślady daw- nego kultu przesycone wiarą pogańską. Zatem czy kultura słowiańska jest nadal żywa? Ależ oczywiście! W okresie chrześcijanizowania młodego państwa polskiego większość kościołów czy kaplic powstało na podwalinach starych świątyń pogańskich czy miejscach otoczonych szczególną czcią przez ówczesne ludy. Miejscem modlitwy oprócz kaplic i kapliczek, była niegdyś góra. To na niej okoliczna ludność gromadziła się w celu wspólnej modlitwy. Jak twierdzi Jerzy Lejawa, któ- rego spotkałam w kieleckim Pałacyku Zielińskich, owe spo- tkania miały charakter przede wszystkim duchowy, metafi- zyczny, integrujący pobliską społeczność wiejską. Góra była zatem ludowym ośrodkiem godnym kultu. Archeologiczne pozostałości mówią same za siebie. Badania dowodzą, że wały napewno nie spełniały wówczas żadnych funkcji mi- litarnych. Na terenie Kielecczyzny do dziś zachowały się ślady świątyń pogańskich. Stanowią one ciekawe zabytki archeologiczne regionu świętokrzyskiego. Tajemnicza Góra Perzowa, Góra Grodowa pod Tumlinem, Góra Dobrzeszow- ska, ślady słynnego sanktuarium pogańskiego na Łyścu (da- towanego na IX – X wiek n. e), czy owiana legendami grota św. Rozalii, to tylko przykłady zachowanych do dziś pozosta- łości kultury słowiańskiej w regionie świętokrzyskim. Góra, jako miejsce święte, obecna jest w wielu religiach, gdzie od zarania dziejów symbolizowała siedzi- bę bogów. Ludność wierzyła bowiem, ze przestrzenie gór- skie naznaczone są wszechobecnym sacrum, kojarzono je z działaniami istot nadprzyrodzonych. Fakt ten potwierdzały zapisy legend o duchach i demonach górskich. W Mezo- potamii wierzono, że istnieje góra centralna łącząca ziemię z niebem. Starożytni Grecy mieli swój Olimp, Żydzi – Syjon, gdzie według Starego Testamentu przebywał Jahwe. A Kiel- czanie mają swój Święty Krzyż – miejsce pobytu czarownic i diabłów. Św. Augustyn pisał: ...Inne są (...) góry Boga, a in- ne góry świata. Głową gór świata jest diabeł. Głową gór Bożych jest Chrystus. Dlaczego akurat góra stałą się symbo- lem sił nieczystych, nadprzyrodzonych? Należy tu sięgnąć

20 do etymologii samego pojęcia. Góra oznacza wyniosłość terenu, las, zbocze porośnięte roślinnością. Dla Słowian i wielu ludów zaliczana była do terytoriów wrogich ludziom, otwartych na niebiosa, jednocześnie świętych. Często też znajdujących się we władaniu złych mocy i demonów... Przekonanie to wynikało zapewne ze specyficznej wrażliwo- ści i pobożności ludów słowiańskich. Góra Perzowa to nic innego jak ogromne bloki czer- wonego piaskowca. Kilka z nich utworzyło grotę. Ks. Wła- dysław Siarkowski w swoich Materiałach do etnografii ludu polskiego z okolic Kielc (Kielce, 2000), pisze o istnieniu le- gendy, według której owa grota to fragmenty murów tajem- niczego klasztoru. A działo się to dawno temu, gdy pasące- mu na górze bydło pasterzowi o nazwisku Perz, ukazała się piękna kobieta ubrana w bieli, z czerwonym kwiatem w dło- Roman Jugo „Świętowit”

21 ni. Wręczając mu klucz, ostrzegła, że za chwilę będą się dzia- ły rzeczy straszne, ale jeśli nie wypuści klucza z ręki, to z zie- mi wyłoni się klasztor. Dziwna postać zniknęła, rozstąpiła się ziemia a z wnętrza ziemi wyłoniła się cudowna świątynia. Jednak wystraszony Perz wypuścił klucz. Wszystko ucichło. Z wyłaniającej się budowli pozostały jedynie ogromne gła- zy, a wśród nich grota, gdzie w dawnych czasach święta pustelnica zawiesiła obraz ś. Rozalii, patronki od morowego powietrza1 . Tak mówi legenda. Jednak czy wśród wątków i fa- buły ludowego podania nie można wyłowić przysłowiowe- go ziarna prawdy? Według naukowej wersji, na skutek pionowego pęknięcia tektonicznego powstała w skale kilkumetrowej szerokości jama. To, że dziś stanowi grotę, jest już zasłu- gą ludzkich rąk, które zamurowały znajdującą się na górze szczelinę. W ten sposób w grocie powstała kapliczka. Ponoć to sam król Kazimierz Wielki kazał umieścić tam obraz świę- tej Rozalii, aby chroniła od zarazy okoliczną ludność... Kobieta w bieli – biała dama należąca do świata widm i demonów. Według relacji krytyków „ludowej po- bożności” zjawa kobiety w białej szacie ukazywała się głów- nie pasterzom, prosząc o wybawienie. To jednak legendy kształtują świadomość i wyobraźnię mas ludowych, stano- wią fenomen prywatnych objawień. Przesycone mistyką i cudownością, nie boją się słów krytyki. A ludzie zawsze będą chcieli wierzyć w to, co tajemnicze, zadziwiające i nie- prawdopodobne. Leszek Gawlik, z Muzeum Wsi Kieleckiej, podczas konferencji dotyczącej kultury pogańskiej, która obyła się w październiku tego roku poruszył bardzo ważną kwestię dotyczącą istnienia legend w umysłowości współczesnych. W przypadku góry Perzowej legenda nie daje nam niestety odpowiedzi na pytania kiedy i w jaki sposób zaczął się kult religijny. Może powstanie groty było jedynie naiwną fantazją ludu, tłumaczoną piękną opowieścią o pasterzu i zapadłym klasztorze? Bez wątpienia jednak ludowa, XIX – wieczna le- genda świętokrzyska o grocie św. Rozalii na górze Perzowej stanowiła i stanowi dla mieszkańców regionu potwierdzenie autentyczności miejsca kultu, elementu dawnej kultury po- gańskiej. Nocne modły na szczytach gór otoczonych gęsty- mi drzewami, panujący nastrój grozy i tajemniczości, zapach leśnych ziół kojarzony z obecnością czarownic i demonów, dla ówczesnych duchownych były jedynie przejawem „nie- zrozumiałej pobożności”, zwykłym zabobonem. Potępienie i krytyka pogłębiały jednocześnie wiarę w istnienie czegoś nadzwyczajnego, wzbudzały ciekawość, podsycając „sło- wiańską naiwność”... Bo przecież ludność musi w coś wie- rzyć! A życie od dawna przesycone jest symboliką. Legendy o górze Perzowej stanowiły dowód głębokiego zakorzenie- nia w świadomości wiernych religijnego znaczenia słowiań- skich symboli góry, drzewa i wody. Nie wiadomo do dziś, jak wyglądały owe mroczne modlitwy – mówi Alicja Trukszyn z Wojewódzkiego Domu Kultury w Kielcach. – Nie zachowały się żadne zapiski tych modlitw. Wiadomo jedynie, że każde z tych miejsc wybie- rane było ze względu na niedostępność. Powszechny był bowiem strach przed złymi czarami tajemniczych kobiet. Góry Świętokrzyskie nie bez powodu nazywane są przez okolicznych mieszkańców Górami Świętymi. Słynny jest tu wątek pogaństwa i czarownic. Czy zatem właściwe jest tu stwierdzenie, że Kielczanie łatwo ulegają urokowi wiary w rzeczy niezwykłe i niezrozumiałe? Oryginalną i jakże specyficzną mitologię posiada Dolina Wilkowska. Odizolowany, piękny krajobraz doliny, groźna i surowa przyroda odgrodzona od cywilizowane- go świata barierą gór, miały z pewnością ogromny wpływ na powstanie mistycznego nastroju tamtejszych legend. Sam Stefan Żeromski uznał to miejsce za siedlisko czarów i złych mocy. Przytoczony przez Szymona Orzechowskiego na wspomnianej już przeze mnie konferencji poświęconej kulturze pogańskiej, fragment Puszczy Jodłowej (Kielce, 1989) oddaje specyficzny klimat tego tajemniczego miejsca: ...Grasują wciąż jeszcze czarownice, (...) latają na szczyt Łysicy po tajemnicze zioła, rzucają urok i sprowadzają nie- szczęście. W skarbnicy legend z okolic Doliny Wilkowskiej szczególne miejsce zajmuje słowiańska opowieść o fałszy- wym mesjaszu. W zapiskach kronikarskich Jana z Komoro- wa (1470–1536) znajdziemy relacje o działającym w połowie XV wieku szalbierzu, który uznając siebie za Boga, omamił okoliczną ludność, która wybudowała dla niego świątynię na szczycie Łysicy i tam oddawała mu boską cześć. Oszustwo szalbierza udowodnił dopiero pewien człowiek z Bodzenty- na. Fałszywy mesjasz został ukarany śmiercią, a bernardyni z kościółka św, Katarzyny sprowadzili ze szczytu Łysicy jego świątynię, umieszczając ją na przykościelnym cmentarzu. Jaki związek ma ta, jakże mało znana legenda z po- gaństwem? – Ano ma. Zdaniem prof. Stanisława Byliny, świętokrzyski mesjasz wykorzystał prostotę i zacofanie oko- licznej ludności. Ludzie ci byli wówczas mało utwierdzeni w wierze chrześcijańskiej, panowała wiara w gusła i czarow- ników spełniających rolę ludowych znachorów. Mówiąc o miejscach dawnego kultu pogańskiego, nie sposób nie wspomnieć o Łysej Górze. Ten drugi co do wielkości masyw Gór Świętokrzyskich, stał się w czasach słowiańskich miejscem kultu religijnego – mówi Jerzy Lejawa. Z czasów pogańskich pochodzą pozostałości ka- miennego wału kultowego na Świętym Krzyżu. Badania archeologiczne przeprowadzone w latach 70. dowodzą, że – tak jak w przypadku innych kamiennych wałów w naszym regionie – także ten nie spełniał żadnych funkcji militarnych. Z pewnością jednak pochodzi z okresu przypadającego na czas średniowiecza. Wierzchołek góry, otoczony wałem kultowym ob- rany został na siedzibę bóstw. Według Jana Długosza była to trójca bóstw pogańskich związana z siłami przyrody - Lada, Boda i Lela (Pogoda, Poświst, Świst). Pisał on: Na jej szczycie znajdować się miała bożnica w bałwochwalstwie żyjących Słowian, gdzie bożkom Lelum i Polelum ofiary czy- niono i podług innych czczono tu bożyszcza: Świst, Poświst, Pogoda... Interesujące jest, że wybudowanej na tym miejscu świątyni chrześcijańskiej nadano wezwanie Trójcy Świętej. Niedostępny i tajemniczy szczyt Łysej Góry kryje mroczne tajemnice. Jak mówi legenda odbywały się tam sabaty świętokrzyskich czarownic. Według Krzysztofa Bra- chy, autora obszernego studium o świętokrzyskiej czarow- nicy, o ulokowaniu tutaj miejsca tajemnych harców diabłów z czarownicami zadecydował tzw. syndrom łysych gór. Do- tarł on na ziemie kieleckie z Zachodu, podobnie jak wierze- nia o samych czarownicach. Bezwstydne i wyuzdane bie- siady czarownic , które na Łysej Górze były także znakomitą okazją do przygotowywania mikstur i układania magicznych zaklęć. Czarownice, będące pod władaniem złych mocy, czuły się tam zupełnie bezkarnie, oddalone od sacrum, zaj- mowały szczególną pozycję w świecie zła. Zawarły wkońcu sojusz z samym diabłem... Jak mówi legenda, pewnego razu spokój biesiadują- cych na szczycie czarownic i diabłów zakłócił dźwięk dzwo- nów z klasztoru św. Katarzyny. Belzebub nie mógł znieść tego głosu, wziął w szpony wierzchołek góry, chcąc go zrzu- cić na klasztor. Wzbił się w powietrze, lecz w tej samej chwili zapiał kur. Diabeł stracił moc i upuścił skałę, która runęła na ziemię, tworząc istniejące w tym miejscu gołoborze.

22 Halina Mielicka w publikacji pt: Kultura obyczajowa mieszkańców wsi kieleckiej w XIX i XX wieku, będącej rein- terpretacja swej pracy doktorskiej, wykazała, ze w czasach słowiańskich panowało przekonanie, ze na Łysicy oprócz tradycyjnych sabatów, czarownice miały pozyskiwać także w noc świętojańską podobne do mięty ziele św. Jana, dzięki któremu ich czary były skuteczne. W czasach słowiańskich, po świętokrzyskich wio- skach krążyły mroczne legendy i opowieści o zjawach, czarownicach i demonach. Z Kielecczyzną związanych jest ponad 100 różnych opowiadań – mówi Alicja Trukszyn z Wojewódzkiego Domu Kultury w Kielcach. – Wszystkie te legendy wyrosły z głęboko zakorzenionej w ludzkiej świado- mości kultury europejskiej. Utworzone już w czasach Karo- la Wielkiego, zwanego Królem Europy, podania i legendy, powstały w oparciu o legendy rzymsko-egipsko-ateńskie, które to wymieszały się w Europie, tworząc współczesną wizję zabobonów i przekonań. To właśnie u źródeł tych podań leży wiara w świętokrzyską Babę Jagę, latającą na miotle czy gałęzi. Opowieści przez lata były modyfikowane. Sama postać Baby Jagi zaczerpnięta została z mitologii ger- mańskiej. Tyle, że tamte „panny latające” unosiły się tuż nad ziemią i zbierały dusze poległych na polu walki żołnierzy. Świętokrzyska Baba Jaga nie miała zbierać dobrych dusz, lecz skłaniać dobre dusze ku złemu. Elementy kultury słowiańskiej dostrzegane są niemal we wszystkich dziedzinach życia. Dr Elżbieta Szot- Radziszewska uważa, że świętokrzyskie opowiadania o dia- ble i czarownicy stanowią bogate źródło etnograficzne do badań ludowej wizji świata. Współczesny człowiek żyje zabobonami i wierzeniami mającymi źródło w czasach po- gańskich. Kominiarze, czarownice, wilki, zakonnice, czarne koty... To tylko nieliczne przykłady. Analizując przykłady podań i legend, wydawać by się mogło, ze dominują tu nie czary, czarownice, czarty i złe moce. Obecny jest tu jednak zwykły, prosty, ale twardy człowiek, który choć biedny, nie traci wiary ani tupetu. Alicja Trukszyn jest zdania, że w ży- ciu trzeba się czegoś bać. – Jeśli człowiek nie boi się Boga i grzechu, to obawia sie przesądów. Dlaczego na Świętym Krzyżu wybudowano klasz- tor? – Ludzie żyli w ciągłym strachu przed czarownicami, które na wierzchołkach gór urządzały tańce i śpiewały sza- tańskie pieśni. Szczyty gór rejonu świętokrzyskiego to miej- sca kojarzone z piekłem i nieczystymi siłami... Opowieści, które wryły się w świadomość miesz- kańców Kielecczyzny, szkicują barwną rzeczywistość usłaną magicznymi opowiadaniami mającymi swe źródło w cza- sach słowiańskich. Zaskakujące, jak wiele opowiadań prze- trwało w ich pamięci! Na ile są to legendy, a na ile fakty? Na początku lat 70. kieleccy archeolodzy, wieloletni mieszkań- cy miasta – Eligia i Jerzy Gąsowsccy zbadali „osobowość” Łyśćca. Znaleziona podczas prac wykopaliskowych cerami- ka wskazuje, że pochodzi ona z różnych okresów: od IX po XII w. Dało to badaczom podstawę do sformułowania opinii o czasowym tylko przebywaniu na Łyścu grup ludzkich. Po za tym na Łyścu znajdują się tajemnicze kamienne rzeźby m.in. Pielgrzym. Interpretowane są one jako część pogań- skiego miejsca kultu, funkcjonującego w okresie od IX do nawet XI/XII w. Ponieważ części ceramiki najliczniejsze są z wieków XI i XII świadczyć to może, że kult pogański na Łysej Górze trwał nadal i był aktywny nawet już po przyjęciu chrześcijaństwa. Na ten temat trwa nadal ożywiona dysku- sja między archeologami a historykami. A tak zupełnie od siebie: słowiański klimat Łyśćća jest wciąż żywy, Gdyby było inaczej, uwagę przyjeżdżających tu turystów nie przyciąga- łaby budząca grozę, „bazarowa” czarownica. Jak naprawdę wyglądały sabaty? Czy czarownice istniały? Co sprawiło, że przekonanie o istnieniu diabłów stało się przyczyną zbiorowej psychozy, jaka ogarnęła Euro- pę w XVI-XVII wieku? Dziś trudno nam uwierzyć, że napraw- dę płonęły czarownice. Jak wyglądał dramat tych kobiet? Czy słusznie posądzano je o pakt z samym diabłem? A może były to zwykłe starsze kobiety, proste, niczym szczególnym nie odróżniające się od innych wiejskie gospodynie? Ali- cja Trukszyn uważa, że przekonanie o czarownicach, jako „strasznych, kobietach, z pomarszczoną twarzą”, wynikało z ich trybu życia. – Były to kobiety lasu... Przesiąknięte zapa- chem ziół, znające ich właściwości, spędzały w lesie więk- „Cztery oblicza Świętowita” według projektu Romana Jugo

23 szość swojego życia. Nie straszne im były wilki i inne leśne zwierzęta. Wilki czuły od nich las, nie atakowały... W okolicach Pińczowa wierzono, że czarownice można rozpoznać gdy w maju przed wschodem słońca zbierają zioła dla krów. Czarownice umiały wywołać chorobę, rzucić klą- twę, czar, urok, spowodować suszę, grad, przynieść nie- urodzaj. Wierzono, że potrafią uśmiercić bydło i odebrać krowom mleko. Według wierzeń czarownice miały moc uzdrawiania ludzi. Mogły też zesłać na człowieka nieszczę- ście. Mieszkaniec Tumlina, twierdzi, że widział czarownice. – Doskonale to pamiętam – mówi – mruczała coś pod no- sem, jakby zaklęcia... To nie była zwykła kobieta, sprawiała wrażenie jakby żyła wieki. Ludzie przywieszali na rogach by- dła specjalne ziele, wierzyli, że wówczas ta „straszna baba – czarownica”, nic im nie zrobi. Podobno zbierała jakieś zioła i kwiaty na Łysicy. Jak niegdyś czarownice. Korzeń tych ziół przypominał sylwetkę człowieka. Mieszkańcy Tumlina mówili, że w chwili śmierci w jej mieszkaniu czuć było coś dziwnego, ciężkiego. Legendy są nieodłącznym elementem miejsc, w których powstały, i z którymi są związane. Dowodzą one jak bogaty i niezwykle barwny jest mityczny świat Doliny Wilkowskiej. Króluje tu baśniowy świat złych mocy i czarów. Po wsiach regionu świętokrzyskiego wciąż krążą opowieści o Diabelskim Kamieniu. Tworzy on szczyt Klonówki w pa- śmie masłowskim. Nic więc dziwnego, że ta mocno spękana skała barwy rdzawo-szarej, stała się tematem wielu święto- krzyskich podań. Jedno z nich głosi, że mieszkańcy pobli- skiego Krajna chcieli wybudować kościół. Gdy wieść ta do- tarła do piekła, czart wyrwał ogromny głaz ze Świniej Góry, chcąc zrzucić go na miejsce budowy. Bóg jednak wywołał głos dzwonów z kościoła z Leszczyn i diabeł upuścił skałę, w miejscu, gdzie znajduje się dzisiaj. Czy legenda ta nie przy- pomina tej o postaniu gołoborza? Powodowany wszech- ogarniającą złością i bezsilnością diabeł, skrył się pod skałą. Podobno jest tam do dziś i wciąż myli drogę wędrowcom... Okoliczni miesz- kańcy wierzą, że to za jego spra- wą rozpętała się straszna burza, gdy 3 czerw- ca 1991 r, Jan Paweł II odpra- wiał na lotnisku w Masłowie mszę świętą. Jakże słusznie zauważa Doro- ta Simonides, że większość podań wierze- niowych nie da się oddzielić od wierzeń i przesą- dów, ponieważ podanie wierze- niowe jest kwia- tem, który kwit- nie tylko wów- czas, gdy korzeń – wierzenie żyje. Jeśli korzeń usy- cha więdnie tak- że kwiat. Być może wędrujący tam uważni turyści w pobli- skich lasach usłyszą niejedną magiczną opowieść... Widełki to niewątpliwie jedna z najpiękniejszych wsi Krainy Świętokrzyskiej. To nie tylko malownicza okolica pełna tajemniczych pagórków i wzniesień. To także prawdzi- wa pogańska świątynia. Czyżby ślady kultury słowiańskiej? Owszem. Tu na własne oczy możemy zobaczyć środowisko naturalne, w jakim żyli mieszkańcy tej ziemi, którzy pod koniec epoki plemiennej, około 200 lat przed przyjęciem chrześcijaństwa, przystosowali górę do zamierzonego planu i do spełnienia specyficznej kulturowej funkcji. To tu najprawdopodobniej znajdował się święty gaj oraz sanktuarium położone na Widełkach-Zamczysku formujące coś w rodzaju trójstopniowej piramidy o płaskim wierzchołku, dzisiaj porośniętym drzewami, lecz w przeszło- ści pozbawionym drzew. Święty gaj stanowił pewną medialną strefę, poprzez którą podziemny zaświat łączył się z zaświatem niebiańskimi. Pełnił on niewątpliwie rolę tego, co dziś w chrześcijaństwie zwykło nazywać się czyśćcem. Tu, uśpione dusze dopełnia- ły oczyszczenia, po czym odlatywały, aby ponownie wstąpić do łon matek.. Ku ich czci odprawiano stypy i palono sobót- kowe ognie. Obrzędy te były okazją do organizowania orgia- stycznych zabaw, w czasie których czczono bóstwa poprzez – jak pisze Jan Długosz – bezwstydne i lubieżne przyśpiewki i ruchy, przez klaskanie w dłonie i podnietliwe zginanie się oraz miłosne pienia, klaskanie i uczynki przy równoczesnym przywoływaniu (...) bogów i bogiń z zachowaniem rytuału. Obrządek tych igrzysk, raczej niektóre jego szczątki [istnieją] u Polaków aż do naszych czasów (...), powtarzane są co roku na Zielone Święta i przypominają dawne zabobony pogań- skie (Jan Długosz Roczniki czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego, Warszawa, 1961). Uwagę zwraca tu charakterystyczna nazwa Góry Zamczysko, położonej w pobliżu szosy Daleszyce – Raków. Grota „Rozalii”

24 Na jej długim i wąskim szczycie, tworzącym nieregularną elipsę, znajduje się nasyp kamienny z kilkoma większymi skupieniami. Istnienie góry nie dziwiłoby nikogo, gdyby nie fakt, iż wśród okolicznej ludności zachowały się legendy o istnieniu tu kiedyś obronnego grodu. Na górze – Zamczysko do dziś zachowały się tajem- nicze wały ziemne, będące świątynią prasłowiańskiej po- święconej bogini Mokoszy – opowiada Jerzy Lejawa. – Nie przypadkowo u podnóża Widełek-Zamczyska położona jest wieś o nazwie Makoszyn, której nazwa pochodzi od imienia tejże bogini. Była ona uznawana za a relikt prastarego kultu Wielkiej Bogini, którego relikty zachowały się w wierzeniach pogańskich Polaków. Sama nazwa „Mokosz”/„Makosz” przywodzi na myśl skojarzenie maku. Ten zaś, jeszcze w XIX wieku używany był na świętokrzyskich wsiach do usypiania dzieci i odprawiania magicznych rytuałów poświęconym zmarłym. Góra Zamczysko dostępna jest od północnego- wschodu, gdzie znajduje się do dziś jeszcze widoczna brama, po której przekroczeniu trzeba się wspiąć stromym zboczem na platformę o owalnym kształcie, rozciągniętej na osi północny-wschód – południowy-zachód. – Prace ziemne, które były tu prowadzone, z pewnością wymagały czasu. Niewątpliwie były trudem mozolnej pracy społeczno- ści – wspomina Lejawa. Takie zorientowanie ziemnych kon- strukcji umożliwiało pielgrzymom opuszczenie świątyni wyj- ściem wiodącym na szlak prowadzący ku Łyścowi. Łysiec oddalony jest zresztą zaledwie o 17 kilometrów od obiektu. - Czyżby budowniczy to przemyśleli? – pyta pan Jerzy? Bio- rąc pod uwagę, że dzięki obniżeniami między górami szczyt był doskonale widoczny, pytanie to zdaje się być zarówno odpowiedzią. Miało to prawdopodobnie duże znaczenie w cyklicznych obrzędach roku agrarnego, zwłaszcza, jeśli przyjąć roboczą hipotezę, że Łysiec, jako naczelna amfiktio- nia „Liciców”, stanowił zarazem symbol najwyższej postaci Bóstwa, sugeruje to, że struktura owego sanktuarium miała charakter układu otwartego. Wskazuje to także na organiza- cyjną zależność Widełek od łysogórskiego ośrodka. Co ciekawe, analizując etymologię nazwy „widełki” można wskazać na pokrewieństwo tego słowa ze słowami „widzieć” czy „wiedzieć”. A stąd już niedaleko do wiedźm, czyli „wiedzących”, o których powiada się, że pląsają na ły- sogórskich uroczyskach w każdą noc nowiu księżyca. Elementów dawnej kultury sło- wiańskiej można szukać także w okoli- cach Tumlina. Przechadzając sie w oko- licach między Tumlinem a Ćmińskiem, uwagę zwraca Góra Grodowa – święte miejsce Słowian. I znów te same cha- rakterystyczne kamienne wały otacza- jące szczyt. Archeolodzy badający ich resztki ustalili, że pochodzą prawdo- podobnie z VII-VIII wieku. Dziś – prak- tycznie niewidoczne. Zniszczył je czas, a także trwające od wieków wydobycie piaskowca dolnotriasowego. Kultura słowiańska w regionie świętokrzyskim widoczna jest nie tylko w miejscach – pomnikach przeszłości pogańskiej, wykopaliskach, nie tylko wierzeniach, ale także obyczajach, ja- kie od dawien dawna panują wśród okolicznych mieszkańców. Mieszkańcy Kielecczyzny i nie tylko nadal dekorują swoje domy gałązkami jemioły pod- czas świąt Bożego Narodzenia. Zwy- czaj ten na swoje źródła w tradycjach pogańskich – w starożytnej Brytani wie- rzono bowiem w magiczną moc tej ro- śliny i używano jej do ochrony przed złymi mocami. A skąd wziął się zwyczaj malowania jajek na Wielkanoc? Otóż było to związane z pogańskimi rytuałami odprawianymi podczas wiosennego zrównania dnia z nocą, podczas którego ob- chodzono tzw. Jare Święto. Idąc dalej – ołtarze w kościołach chrześcijańskich usytuowane są na wschodnich stronach budynków... Można przypuszczać, że ma to związek z kultem słońca. Dawni Słowianie kłaniali się wschodzącemu słońcu i oddawali mu cześć. A palma, choinka? Czy nie jest to pozostałością po starosłowiańskim kulcie drzewa...? I wreszcie, okazuje się, że zwyczaj rzucania ryżem młodej parze „na szczęście” tak- że ma swoje korzenie w kulturze słowiańskiej. Obsypywanie ziarnem miało zapewnić płodność i obfite plony. A czy mat- ki nie przyczepiają na szczebelku łóżeczka swoich pociech czerwonej wstążeczki? – „Żeby uchronić przed urokami” – tłumaczą. W tradycji słowiańskiej miało to uchronić malu- cha przed porwaniem przez dziwożonę. W regionie świętokrzyskim kultura słowiańska zda- je się być nie tylko dostrzegalna, ale także sprawia wrażenie wciąż „aktualnej”. Mamy przecież swoje Świętokrzyskie Dni Kupały, podczas których w różnych miejscach i obiektach na terenie całego województwa odbywają się festyny, impre- zy i wystawy. W Suchedniowie koło Skarżyska Kamiennej ma powstać prawdziwa wioska słowiańska. Zwiedzający ją będą mogli nie tylko przenieść się w pradawne czasy ludów słowiańskich, ale także na własne oczy zobaczyć stare domy i narzędzia. Cała struktura wioski swoją architekturą będzie nawiązywała do czasów pierwszych Słowian... Bo przecież w każdym z nas tkwi potrzeba doznania rzeczy niezwykłych, magicznych i tajemniczych. Małgorzata Nojek W. Siarkowski, Materiały do etnografii ludu polskiego z oko- lic Pińczowa, w: Zbiór Wiadomości do Antropologii Krajo- wej, 1885, t. 9, s. 64. Góra Dobrzeszowska

25 Z Czesławem Hadamikiem – archeologiem, autorem książki Pierwsze wieki Kielc rozmawia Aneta Lech A.L. – Jedni znawcy tematu uważają, że Słowian praktycz- nie na naszych świętokrzyskich ziemiach nie było, inni, że pojawili się dużo później niż np. w Europie Południowej. Jak było naprawdę? Cz.H. – Słowianie przybyli na nasze ziemie około przełomu V/VI wieku n.e. Od początków naszej ery do około połowy V wieku egzystowały na przeważającej części naszych ziem plemiona tzw. kultury przeworskiej. Był to konglomerat różnych ludów (przede wszystkim germańskich, celtyckich itd.). Był to tzw. okres wpływów rzymskich, jako że plemiona te ulegały w pewnym stopniu oddziaływaniom kultury pro- wincjonalno-rzymskiej. W tym właśnie okresie funkcjonował w Górach Świętokrzyskich jeden z największych w Europie ośrodków hutnictwa żelaza. Pod koniec IV wieku nastąpił najazd Hunów na Europę. Spowodował on gigantyczne wędrówki różnych ludów, które opuszczały swoje stare sie- dziby na samą wieść o zbliżaniu się koczowników; można powiedzieć, że najazd ten spowodował w Europie zamęt i panikę nieporównywalną z innymi katastrofami, które wcześniej lub później dotykały nasz kontynent. Ziemie pol- skie również opustoszały, a po pewnym trudnym do okre- ślenia czasie, w ciągu VI wieku, pustkę pozostałą po plemio- nach „przeworskich” zaczęli wypełniać przybywający do nas znad Dniepru Słowianie. Już w ciągu VI wieku zajęli duże tereny od wybrzeży Bałtyku i Łaby po Peloponez. Właśnie na Peloponezie, w pobliżu Olimpii, archeolodzy rozkopali przed wielu laty wielkie cmentarzysko wczesnosłowiańskie. A.L. – Czym różniła się ta nowa grupa kulturowa od po- przedniej? Cz.H. – W przeciwieństwie do różnorodności etnicznej kul- tury przeworskiej, Słowianie byli grupą jednolitą na całym obszarze. I być może ta cecha w pewien sposób pomogła im w szybkiej ekspansji z dorzecza Dniepru do środkowej i południowo-wschodniej Europy. Okres ten nazywany jest czasem przez archeologów wcześniejszym średniowieczem i datowany na VI-VII w. n.e. Kultura materialna Słowian była wówczas bardzo jednolita i – można powiedzieć – prymityw- na w stosunku do kultury okresu wpływów rzymskich, choć byli to wspaniali i waleczni wojownicy, o czym wiemy z kilku wzmianek kronikarzy bizantyjskich oraz kronikarza Gotów Jordanesa. A.L. – Czy świętokrzyskie ślady słowiańskie pochodzą z tychże wieków? Co do nich zaliczamy? Cz.H. – Z najwcześniejszego okresu ekspansji Słowian mamy właściwie tylko naczynie tzw. „praskie” z Pokrzyw- nicy (niedaleko Kunowa), znalezione podczas badań wyko- paliskowych osady kultury przeworskiej. Jest to znalezisko odosobnione, ale świadczy o jakiejś ograniczonej penetracji naszego terenu w fazie ekspansji Słowian na zachód. Nie- porównanie więcej znalezisk z terenu Gór Świętokrzyskich łączmy z następną fazą wczesnego średniowiecza, tzw. okresem plemiennym, kiedy osadnictwo słowiańskie na naszych ziemiach ustabilizowało się, a jednolita początkowo kultura zaczęła się nieco różnicować. Z tym właśnie okre- sem były łączone cztery domniemane pogańskie ośrodki kultowe na szczytach Łyśca, Góry Dobrzeszowskiej, Góry Grodowej w Tumlinie i Wzgórza Zamczysko w Widełkach. Jest to jedyny taki zespół górskich sanktuariów pogańskich na ziemiach polskich. Niestety przy funkcji wszystkich tych Czy w Górach Świętokrzyskich istniały ośrodki kultowe Słowian? Tumlin, relikty wału północno-wschodniego Okolice Tumlina i Miedzianej Góry w poczatkach XIX wieku

26 obiektów musimy postawić znak zapytania, ponieważ istnie- ją w nauce duże kontrowersje co do ich chronologii. A.L. – Mówi Pan o miejscach bardzo ważnych dla Słowian, czy były jedynymi takimi ośrodkami na terenie ówczesne- go państwa polskiego? Co o nich mówią naukowcy? Cz.H. – Oczywiście, że nie. Było ich znacznie więcej – cho- ciażby na Pomorzu i innych regionach kraju, ale wiele z nich zostało przebadanych w stopniu niewielkim i określenie ich funkcji jako kultowych ciągle budzi wątpliwości. Bo właści- wie jedyne poświadczone miejsce kultu na ziemiach pol- skich to góra Ślęża na południe od Wrocławia, o której nie- miecki kronikarz Thietmar pisał w początkach XI wieku, że jest świętą górą doznającą czci u wszystkich Słowian. Wła- śnie do reliktów wałów na Ślęży porównywali swe odkrycia archeolodzy badający domniemane sanktuaria pogańskie w Górach Świętokrzyskich (Eligia i Jerzy Gąssowscy, Janusz Kuczyński, Zygmunt Pyzik). Co do obiektów dziś zaliczanych do reliktów słowiańskiego sacrum i stanu badań nad nimi, to najdokładniej został przebadany Łysiec. Według Eli- gii i Jerzego Gąssowskich, na szczycie Łyśca (Świętego Krzyża) istniało wielkie założenie kultowe otoczone wałem o długości 1,5 km, podzielone prawdopodobnie na trzy części z główną przestrzenią sacrum na miejscu obecnego klasztoru. Trójczłonowość była też charakterystyczna dla założenia na Górze Dobrzeszowskiej, z tą tylko zmianą, że kręgi miały układ koncentryczny. Nie wiemy dokładnie, jak mogło wyglądać założenie na Górze Grodowej w Tumlinie, czy w Widełkach, ponieważ różnie podają źródła archiwal- ne. Skłaniamy się do hipotezy, że podobnie do obiektów na Łyścu czy Górze Dobrzeszowskiej. Trudno to dziś stwierdzić, gdyż śladów zachowało się niewiele. A.L. – Proszę powiedzieć teraz coś o własnej teorii łączą- cej ośrodek kultu na Górze Grodowej z kasztelanią kielec- ką na przełomie XI i XII wieku. Cz.H. – Moja teoria nie łączy domniemanego ośrodka kulto- wego z równie domniemaną siedzibą książęcej kasztelanii kieleckiej. Zakłada tylko, że wały na Górze Grodowej zostały albo wzniesione około przełomu XI/XII wieku dla potrzeb grodu – ośrodka powstałego wówczas okręgu admini- stracyjno-gospodarczego monarchii wczesnopiastowskiej (oblicza się, że takich okręgów było na terenie całego kraju około stu), albo wznosząc ten gród wykorzystano starsze wały. Wobec niewielkiego zakresu badań archeologicznych żadna teoria nie może być jednak na obecną chwilę udo- wodniona. Można mówić tylko o hipotezach badawczych. Na wschodnim stoku Góry Grodowej odkryto jednak ślady osady z okresu XI/XII wieku i jest to już poważny argument, że miała ona jakiś związek z wałami w partii szczytowej Góry. Poza tym wokół niej zachowały się nazwy miejscowe, które pochodzą od dawnych osad książęcych służebników, ludzi którzy realizowali ściśle określone powinności na rzecz władcy. Pomiędzy Tumlinem a Kielcami mamy kilkakrotnie występującą nazwę Łazy (od służebnych łazęków – ludzi karczujących lasy i przygotowujących ziemię pod uprawę) albo węgielników (ludzi wypalających węgiel drzewny dla potrzeb np. produkcji żelaza). Trzeba dodać, że osady słu- żebne były zakładane wyłącznie przez książąt, którzy w oma- wianym okresie byli włodarzami wszystkich ziem i lasów na podległym sobie terenie. Wszystkie wymienione elementy (relikty grodu, osada, nazwy służebne) składają się na spój- ny obraz książęcej kasztelanii kieleckiej. A.L. – Czy wspomniana kasztelania była na terenie Gór Świętokrzyskich jedyną? Cz.H. – Oczywiście, że nie. Ale z pewnością największą. W skali Polski od XI do XII w. było takich kasztelani około 100, ale w samych Górach Świętokrzyskich ich liczba nie jest znana. W XI w. musiał już istnieć podobny okręg admi- nistracyjno-gospodarczy w Małogoszczu, a na wschód od Kielc, po obu stronach Łysogór, prawdopodobnie istniały kasztelanie z siedzibami w Starym Tarczku i Łagowie. A.L. – W ubiegłym roku z Pana inicjatywy odbyła się na Świętym Krzyżu międzynarodowa konferencja naukowa pod hasłem: Sacrum pogańskie – sacrum chrześcijańskie. Kontynuacja miejsc kultu we wczesnośredniowiecznej Europie Środkowej, sfinansowana przez Krajowy Ośro- dek Badań i Dokumentacji Zabytków w Warszawie, we współpracy z Instytutem Historii obecnego Uniwersytetu w Kielcach. Co dała ta sesja środowisku kieleckich na- ukowców? Cz.H. – Przede wszystkim umożliwiła wymianę doświadczeń i pozostawiła na razie „trwały” ślad, w postaci referatów jej uczestników. Oczywiście pozornie trwały, gdyż trudności finansowe uniemożliwiają wydanie materiałów z tejże kon- ferencji. Na konferencji spotkali się czołowi polscy badacze, historycy i archeolodzy, zajmujący się tytułową problematy- ką. Wystarczy wymienić profesorów: Jerzego Strzelczyka, Stanisława Bylinę, Marka Derwicha, Jerzego Gąssowskiego czy Andrzeja Buko i wielu innych. Miejmy nadzieję, że w końcu znajdziemy sponsorów na to wydawnictwo, o które pytają już ośrodki naukowe z całego kraju. A.L. – Wróćmy jeszcze na chwilę do referatów wygłasza- nych na konferencji. Czy dotyczyły one również naszego terenu? Cz.H. – Duża część referatów poświęcona była święto- krzyskim ośrodkom kultu, głównie Łyścowi. Pani dr Eligia Gąssowska mówiła też o Górze Dobrzeszowskiej i wzgórzu Zamczysko w Widełkach, a ja wygłosiłem referat o Górze Grodowej w Tumlinie. A.L. – Dziękuję za rozmowę. Aneta Lech Zdjecia pochodzą z książki Czesława Hadamika Pierwsze wieki Kielc Tumlin, tak zwane załlożenie kultowe, relikty wału południuowo- zachodniego

27 Badacze kultury Słowian już od kilkuset lat próbu- ją ustalić w kogo i w co wierzyli nasi przodkowie zanim przyjęli chrześcijaństwo. Można czasem odnieść wrażenie, iż mitologia słowiańska sama w sobie jest czymś mitycz- nym... Z racji niewielkiej ilości źródeł, informacje na jej te- mat są niezmiernie skąpe – i często sprzeczne, co z kolei podważa ich prawdziwość. Część naukowców twierdzi, że religia Słowian w ogóle nie osiągnęła poziomu politeizmu, to znaczy nie wykształciła idei samodzielnych bogów. Mogli oni ewentualnie zostać powołani do życia dzięki wpływom skandynaw- skim, a później chrze- ścijańskim. Inni z kolei znawcy tematu próbują dowieść, iż wszech- mocni bogowie w świecie słowiańskim jak najbardziej istnieli, a ich postacie nie są bynajm- niej zapożyczeniami z obcych wierzeń. Mają o tym świadczyć odkrycia archeologiczne oraz po- świadczenia w źródłach pisanych (głównie dla Połabia i Pomorza, a tak- że dla Rusi). Naukowcy na ogół zgadzają się jednak, że Słowianie na pewno już w VII wieku oddawali cześć pewnym mało skomplikowanym po- staciom demonicznym, o których pamięć obec- na jest w naszej kulturze do chwili obecnej. Miało to proste uzasadnienie – dopóki ludzie żyli w otoczeniu przyrody, często nieprzewidywal- nej, dopóki musieli się z nią zmagać, starali się jak najlepiej poznać istotę jej mocy, opisać ją i odpowiednio określić. Dlatego też personifiko- wali naturę, zaludniając tak swoje domostwa, jak i otaczające je lasy, pola, łąki oraz trzęsawi- ska postaciami, z którymi należało obchodzić się ostrożnie i umiejętnie. Bowiem to co znane i nazwane zawsze wydaje się mniej groźne. Przy odrobinie szczęścia, po zjednaniu sobie przychylności tego lub innego demona miską kaszy, owocami czy kwiatami, człowiek miał szansę wyjść ze star- cia z przyrodą cały i zdrowy. Bogowie Za najważniejszego ze słowiańskich bogów uzna- wany jest zazwyczaj Perun, na pewno czczony na Rusi – jego sanktuarium istniało w okolicy Nowogrodu Wielkiego – a przypuszczalnie także w Polsce i na Bał- kanach (imię Peruna pojawia się w nazew- nictwie geograficz- nym na terenie całej Słowiańszczyzny). Był panem gromu, grzmotu i błyskawicy, wojny, odwagi oraz płodności. Ukazywano go jako mężczyznę w sile wieku, ze srebr- nymi włosami i złotym zarostem. Dzierżył w dłoni miecz, ma- czugę albo kamienną strzałę gromową, do- siadał białego rumaka lub prowadził bojowy rydwan. Do symboli Peruna należał też dąb; potężny bóg lubił prze- siadywać w jego ko- ronie i stamtąd ciskać piorunami. Uderzenie pioruna postrzegano jako uświęcające, a miejscom nim do- tkniętym przypisywa- no niezwykłą moc, cza- rodziejską i uzdrowi- cielską. Piorunowładcy oddawano cześć w tak zwanych peryniach, czyli miejscach mu poświęconych – naj- częściej dębowych zagajnikach – w któ- rych pod największym i najstarszym dębem składano ofiary. Z kolei na za- mieszkanej przez Słowian połabskich Rugii wyznawano wiarę w Świętowita (utożsamianego niekiedy z Perunem). Główny ośrodek jego kultu znajdował się w Arkonie, gdzie Słowiańska mitologia i demonologia OBYCZAJE obyczaje OBYCZAJE „Świętowit”