WSTĘP
Dzieje myślenia filozoficznego podzielić można na trzy epo
ki. Umownie nazwę je tu „starożytnością", „nowożytnością"
i „współczesnością". Jednakże „starożytność" nie kończy się
wraz z nadejściem „nowożytności", ani „nowożytność" nie
kończy się wraz z nastaniem „współczesności". „Nowa" epoka
nie kończy „starej", określa się wprawdzie w opozycji do niej,
ale ostatecznie na różne sposoby z nią współżyje.
Protagonistą „starożytności" będzie tu Arystoteles. Prota-
gonistą „nowożytności" - Kartezjusz. Protagonistą „współczes
ności" - Levinas.
Jeśli potraktować tekst wykładów Arystotelesa z metafizy
ki jako najbardziej reprezentatywny dla paradygmatu myślo
wego, za którego ojca jest on powszechnie uważany, i porów
nać go z tekstem Medytacji o pierwszej filozofii Kartezjusza jako
źródłowym tekstem nowego paradygmatu myślowego, to po
śród rozmaitych różnic można jeszcze zwrócić uwagę na pew
ną różnicę natury gramatycznej. Idzie mi o różnicę co do oso
by. Paradygmatem arystotelesowskim rządzi osoba trzecia. Pa
radygmatem kartezjańskim - osoba pierwsza.
Zaryzykojwałbym twierdzenie, że p i e r w s z y m s ł o w e m
p i e r w s z e j » p i e r w s z e j f i l o z o f i i « j e s t jest. Nato
miast p i e r w s z y m s ł o w e m d r u g i e j » p i e r w s z e j fi
l o z o f i i « j e s t jestem. Oczywiście, takpostrzeżona i wyra
żona różnica pozostaje w ścisłym związku z różnicami inaczej
artykułowanymi, przede wszystkim zaś z różnicą „położenia",
która wyraża się w rozróżnianiu przed-miotu i pod-miotu, ob-
-iektu i sub-iektu. Metafizyka Arystotelesowska, fundująca pa-
6 Wstęp
radygmat określany przeze mnie jako „starożytność", jest me
tafizyką bytu jako obiektu, jest filozofią obiektywności. Meta
fizyka Kartezjańska, fundująca paradygmat nowożytny, jest
metafizyką podmiotu, jest filozofią subiektywności.
Ponieważ jednak osoby są trzy, tedy postrzeganie różnicy
pomiędzy paradygmatem „starożytności" (pamiętajmy jednak,
że ta „starożytność" nie minęła, lecz trwa nadal) a paradygma
tem „nowożytności" (która również trwa nadal), czyli między
paradygmatem przedmiotowym a podmiotowym, jako różni
cy osób gramatycznych, pozwala, sądzę, postrzegać nową, nad
chodzącą epokę filozofowania, nowy paradygmat myślowy, jako
paradygmat drugiej osoby. Nieprzypadkowo owa gromadka
dialogików z lat dwudziestych minionego wieku występowała
pod szyldem „nowego myślenia".
Jest tedy rzeczą nader istotną, by owej „nowości" myślenia
nie pojmować jako jeszcze jednej z wielu nowości, po której
następują niechybnie dalsze nowości, i tak bez końca, lecz by
rozumieć paradygmat, którego filozofia dialogu jest wstępną
artykulacją, paradygmat drugiej osoby, jako radykalnie nowy
paradygmat myślowy, jako paradygmat charakteryzujący
„współczesność" myślenia, jako paradygmat w swej mocy otwie
rania równorzędny paradygmatowi „starożytności" i paradyg
matowi „nowożytności". Nierozpoznany jeszcze w pełni para
dygmat myślowy „współczesności" jest filozofią drugiej osoby.
Tak więc p i e r w s z y m s ł o w e m t r z e c i e j » p i e r w s z e j
f i l o z o f i i « j e s t jesteś1
.
Czy owa kolejność osób w filozofii, to mianowicie, że chro
nologicznie pierwszą była osoba trzecia, drugą - pierwsza, trze
cią - druga, coś oznacza? Pytanie to pozostawiam otwarte. Idzie
mi tu bowiem głównie o coś innego.
Gdyby jeszcze raz posłużyć się owym słynnym trójpodzia
łem na rozum, wolę i uczucie, to można by paradygmat arysto-
telesowski, paradygmat przedmiotowy, przyporządkować ro-
1
Próbę interpretacji dziejów filozofii more grammatico, jako koniugowanie bez-
okoliczności bycia, podjąłem bardziej szczegółowo w książce Filozofia jako etyka, w roz
dziale zatytułowanym Filozofia jako odmienianie „bycia" (zob. J . Filek, Filozofia jako
etyka, Kraków 2001, s. 21-36).
Wstęp 7
zumowi, paradygmat kartezjański, paradygmat podmiotowy,
czyli paradygmat „Ja", przyporządkować woli, zaś paradygmat
dialogiczny, a ściślej, paradygmat drugiej osoby, paradygmat
»Ty«, uczuciu. Przez owo „przyporządkowanie" rozumiem przy
pisanie dominującej roli odpowiedniej władzy, a nie eliminację
pozostałych. Dominacja rozumu i obiektywność paradygmatu
„starożytnego" sprawiają, iż podstawowym pojęciem tego pa
radygmatu staje się pojęcie prawdy. Dominacja zaś woli i su
biektywność paradygmatu „nowożytnego" sprawiają, iż pod
stawowym pojęciem tego paradygmatu staje się pojęcie wolno
ści. Filozofia trzeciej osoby staje się tedy filozofią prawdy,
natomiast filozofia pierwszej osoby - filozofią wolności.
Oczywiście, czysty rozum, tak samo jak i czysta wola czy
czyste uczucie są z punktu widzenia konkretnego ludzkiego życia
abstrakcjami. Toteż mimo pewnych skłonności do totalizacji
żadnemu z paradygmatów i żadnej z podstawowych władz i od
powiadających im pojęć nie może się powieść próba zawład
nięcia całością myślenia. Wcześniej więc czy później paradyg
mat pierwszej osoby, miast wykluczać panujący paradygmat
osoby trzeciej, zacznie się z nim porozumiewać i obydwa po
czną się wzajem dopełniać. Prawda, jako prawda podmiotu,
zacznie być interpretowana jako wolność.
Już w Platońskim przedstawieniu sytuacji człowieka w świe
cie prawda i wolność, najpierw w swych zaprzeczeniach jako
nieprawda i zniewolenie, występują w ścisłej korelacji i trud
no powiedzieć, co tu jest pierwsze. Jeżeli ktoś pragnie nas
zniewalać, musi utrzymywać nas w nieprawdzie. Jeżeli zaś
pragnie utrzymywać nas w nieprawdzie, musi nas zniewalać.
Jeżeli więc rzeczywiście prawda wyzwala, jeżeli otwiera bra
my wolności, to zarazem i wolność otwiera drogę do prawdy.
Wspominam jednak o tym tylko dlatego, by już w kontekście
Platońskiego przedstawienia ukazać możliwość podstawowe
go pojęcia paradygmatu „współczesności", paradygmatu dru
giej osoby.
Jeżeli bowiem znam już prawdę, to znaczy, wiem, czym jest
prawdziwy byt i prawdziwe bycie, i jeżeli jestem już wolny, to
znaczy, należę już do siebie, to wiem też, że tam jesteś ty i że nie
mam innego pilniejszego zadania niż to, by w twej biedzie śpie-
8 Wstęp
szyć ci z pomocą, choćby mieli mnie wyszydzić czy nawet za
bić. Filozof przeto wraca do jaskini.
Dopiero teraz więc, dzięki dojściu do głosu paradygmatu
drugiej osoby, w jego pierwszej, dialogicznej artykulacji, praw
da i wolność zostają dopełnione i ostatecznie ustrzeżone przed
zagrażającym im teoretycznym uabstrakcyjnieniem i praktycz
nym nadużyciem, zostają mianowicie dopełnione o d p o w i e
d z i a l n o ś c i ą . Sensem prawdy i sensem wolności okazuje się
odpowiedzialność, podstawowe pojęcie paradygmatu „współ
czesności". Rozum i wola zaś dopełnione zostają uczuciem,
przyjmującym postać poczucia odpowiedzialności. Rozum po
chodzi od „jest", od trzeciej osoby, jest przeto obiektywny;
wola od „jestem", od pierwszej osoby, jest przeto subiektyw
na; uczucie zaś od drugiej osoby, od jej „jesteś", i w swej do
jrzałej formie jest poczuciem odpowiedzialności. Poznawanie
siebie i świata, czyli podążanie drogą prawdy, oraz stawanie
się sobą, należenie do siebie, czyli podążanie drogą wolności,
uzyskują ostateczne usprawiedliwienie w podjęciu odpowie
dzialności za innego. Poznanie prawdy, wola wolności i po
czucie odpowiedzialności stanowią razem jedność wszystkich
trzech osób, przez które odmienia się podstawowe słowo
„być". Kadencja: prawda, wolność, odpowiedzialność, czyli:
widzę i rozumiem, chcę i czynię, zagadnięto mnie i poczuwam
się do odpowiedzialności, streszcza całą dotychczasową dro
gę filozofowania.
By zrozumieć, czym jest nowy paradygmat myślowy, i że
owa nowość nie ma charakteru czysto intelektualnego, lecz
charakter duchowy, i że przeto miejscem jej wydarzania się zgoła
nie są uniwersytety, zrozumieć musimy jego podstawowe poję
cie - odpowiedzialność. By to uczynić, musimy z kolei zrozu
mieć, że ciągle jeszcze nie wiemy, czym jest odpowiedzialność.
Radykalne sproblematyzowanie odpowiedzialności wcale nie
jest przedsięwzięciem banalnym. Opór jest tu potężny; prze
cież to, czym jest odpowiedzialność, wszyscy „dobrze wiemy",
i to od dawna. Filozofia odpowiedzialności zaczyna się jednak
dopiero tam, gdzie - jak uczył Sokrates - zaczynamy rozumieć,
że nie wiemy, w tym przypadku, że nie wiemy, czym jest odpo
wiedzialność.
Wstęp 9
Pojęcie odpowiedzialności jako podstawowe pojęcie nowego
paradygmatu myślowego posiada tedy tę samą rangę filozoficzną
co pojęcia prawdy i wolności. Jednakże owe ledwie osiemdzie
siąt lat, jakie upłynęły od pierwszych artykulacji paradygmatu
drugiej osoby, to jeszcze zbyt mało, by w pełni uświadomić sobie
jego znaczenie, a co dopiero - by wypracować jego zadowala
jące rozumienie. Tym bardziej, iż pierwszym jego propagato
rom, tzw. dialogikom, zbywało nieco na filozoficznej elokwencji
i dopiero w osobie Emmanuela Levinasa paradygmat ten zna
lazł godnego protagonistę.
By przezwyciężyć bezwładność myślenia współczesnego
człowieka o odpowiedzialności, by nie ulec sile narzucającej
się tu oczywistości, warto sobie uświadomić, że pojęcie odpo
wiedzialności pierwotnie praktykowało w miejscu, w którym
nie mogło być właściwie pojęte, to znaczy w sądownictwie.
I właśnie prawnicze piętno tego pojęcia rządziło później jego
potoczną wykładnią, szamoczącą się pomiędzy jego negatyw
nym, wziętym z prawa karnego, a więc prawniczym, rozumie
niem, a rozumieniem pozytywnym, jako pozytywnej kwalifi
kacji osoby, a więc rozumieniem moralnym. Wychodząc tedy od
prawnego i moralnego pojęcia odpowiedzialności nie mamy szans
dotrzeć do jakiegoś nadrzędnego jej pojęcia, które by odpowia
dało bardziej źródłowemu fenomenowi odpowiedzialności. Ina
czej mówiąc, to nie odpowiedzialność prawna i odpowiedzial
ność moralna umożliwiają dopiero na drodze stosownej synte
zy jakąś odpowiedzialność po prostu, odpowiedzialność
bez-przymiotnikową, lecz raczej odwrotnie, odpowiedzialność
prawna i odpowiedzialność moralna możliwe są dopiero na
gruncie fenomenu owej źródłowej odpowiedzialności jako od
powiedzialności.
Dopiero sproblematyzowanie odpowiedzialności, kiedy
przezwycięży już ono opór zdroworozsądkowej wykładni i na
rzucanej przez nią samozrozumiałości pojęcia, pozwala uświa
domić sobie, iż ciągle jeszcze nie wiemy, czym jest istota odpo
wiedzialności. Podjęte w tym właściwym punkcie wyjścia roz
ważania awansują pojęcie odpowiedzialności z dotychczasowej
jego pozycji pojęcia prawnego lub czysto moralnego na pozy
cję podstawowego pojęcia filozoficznego, funkcjonującego już
10 Wstęp
na poziomie ontologicznym czy metafizycznym. Podobnie jak
wcześniej wolność, tak teraz odpowiedzialność zaczyna opisy
wać ontologicznie byt ludzki. Tak pojęta, przynależy ona do
podstawowej konstytucji człowieka, nie opisuje go przygod
nie, lecz istotowo, nie jest zależna od jego woli, jego wyborów,
lecz przynależy mu niezależnie od nich.
Czym jest zatem ów źródłowy fenomen odpowiedzialności
i jak do niego dotrzeć? Choć większość słowników i encyklo
pedii filozoficznych przez cały X X wiek do znudzenia powta
rzała, iż odpowiedzialność to wzięcie na siebie skutków włas
nego działania, nie brakowało przecież filozofów, którzy nie
zadowalali się tą bezkrytyczną obiegową mądrością i radykal
nie stawiali pytanie o odpowiedzialność. Prócz owej filozofii
odpowiedzialności explicite można też jeszcze mówić o filozo
fii odpowiedzialności implicite. Jeśli idzie o tę pierwszą, cha
rakteryzuje się ona pewną zdumiewającą cechą, a ściślej mó
wiąc, charakteryzują się nią sami filozofowie odpowiedzialno
ści. Mam na myśli fakt, iż z reguły filozofują oni w pojedynkę,
nic nie wiedząc, a nawet często nie chcąc wiedzieć o wysiłkach
i dokonaniach swych „braci w problemie". Każdy z fenomeno
logów czy dialogików lat dwudziestych piszący o odpowiedzial
ności zaczynał jakby od nowa. Wilhelm Weischedel swą Istotę
odpowiedzialności, uchodzącą za pierwszą stricte filozoficzną
monografię poświęconą temu tematowi, pisze tak, jakby poza
Heideggerem nie było nic. Po drugiej wojnie światowej tacy
filozofowie odpowiedzialności, jak Georg Picht, Roman Ingar
den, Hans Jonas czy Emmanuel Levinas zaczynają raz jeszcze,
każdy od nowa. Każdy też, prócz Ingardena, odrzuca potoczne
rozumienie odpowiedzialności, ale żaden nie ma świadomości,
że z wolna konstytuuje się wspólnota problemowa.
By sytuację tę przedstawić syntetycznie i nieco prowokacyj
nie, powiem, iż w całym tak oryginalnym i tak radykalnym
przecież myśleniu o odpowiedzialności Levinasa nie ma, jak
sądzę, ani jednej myśli, która nie byłaby wyrażona przez filozo
fów wcześniejszych. Jednakże sam Levinas też jakby o tym nie
wiedział.
Ów totalny brak rozmowy u - bądź co bądź - filozofów
rozmowy być może daje się tłumaczyć radykalną nowością pro-
Wstęp 11
blemu. Jednakże doprowadzenie filozofów odpowiedzialności
do wzajemnej rozmowy wydaje mi się jednym z podstawowych
zadań filozoficznych współczesności. Nie wiem, czy możliwe
do spełnienia jest marzenie Husserla o wspólnocie filozofują
cych, ale w tym przypadku taka niewiedza o współmyślących
i wynikach ich badań jest czymś szczególnie zdumiewającym.
Wracając do filozofii odpowiedzialności implicite, powie
dzieć trzeba, iż ujawnia się ona wszędzie tam, gdzie mniej lub
bardziej świadomie eksploatowana jest struktura dialogiczna
jako struktura podstawowa, a eksploatowana jest ona przecież
nie tylko przez dialogików, ale i przez Husserla, przez fenome
nologicznych etyków wartości, przez Heideggera i przez na
różne sposoby „przekraczających" go następców. Jeśli dla dia
logików podstawowym twierdzeniem o człowieku jest teza, że
być, znaczy: być zagadniętym, to twierdzenie to w pewnym sen
sie wypowiadane jest też przez filozofów nie-dialogicznych.
O pewnego rodzaju „wezwaniu" i odpowiadaniu na to wezwa
nie mówią tedy i Scheler, i Hartmann, i Heidegger, i Picht, i Jo-
nas i nie tylko oni. Raz jest to więc „wezwanie" idące od war
tości, które domagają się od podmiotu odpowiedzi w postaci
ich urzeczywistniania, raz jest to „wezwanie" idące z głębi Da-
sein, domagające się modyfikacji jego sposobu bycia, czy też
jest to wręcz „wezwanie" bycia. Kiedy indziej jest to znów dzie
jowa sytuacja, która przedstawia się jako zadanie dla nas. Struk
turę odpowiedzialności ujawnia nie tylko bycie wobec warto
ści, nie tylko Heideggerowska troska, ale nawet Husserlowska
intencjonalność. Krótko mówiąc, człowiek współczesny bywa
zagadnięty na różne sposoby i nieuchronnie znajduje się w sy
tuacji mającego dać odpowiedź. Można nawet zaryzykować
twierdzenie, iż postrzeganie człowieka jako stojącego wobec
rozmaicie interpretowanego zagadnięcia, roszczenia, wymogu
jest najbardziej powszechnym rysem wszystkich istotnych współ
czesnych prób zrozumienia człowieka. Filozofia odpowiedzial
ności, rozpoznając jej dialogiczna strukturę, pojmuje tedy by
cie człowieka jako bycie zagadniętym.
Jest jednak zasługą dialogików ukazanie tej podstawowej
responsoryczności („odpowiadalności") człowieka jako właśnie
odpowiedzialności. Nie chcę w tej chwili rozstrzygać, czy owo
12 Wstęp
gładkie u dialogików przejście „odpowiadania na..." w „odpo
wiadanie za..." jest jedynie jakąś sztuczką magiczną, czy też głę
boką prawdą o człowieku. Prawdopodobnie każdy z nas był
kiedyś zagadnięty o drogę - „przepraszam, jak dojść najprędzej
na dworzec?" - i każdy z nas mógł doświadczyć, że odpowiada
jąc na to banalne zagadnięcie stawał się już odpowiedzialny za
pytającego, za to, czy trafi on na ten dworzec i czy zdąży na
swój pociąg. Żyjąc, odpowiadamy - pozytywnie bądź negatyw
nie - na rozmaite zagadnięcia, niektóre z nich posiadają ową
osobliwą naturę sprawiającą, że „odpowiadanie na..." staje się
właśnie „odpowiadaniem za...".
Świat współczesny woła o odpowiedzialność. Nie może to
jednak już być owa dotychczasowa negatywna odpowiedzial
ność, która patrząc wstecz postrzega jakieś dokonane zło, przy
pisuje je człowiekowi i pociąga go do odpowiedzialności. Idzie
0 ukazanie potęgi odpowiedzialności pozytywnej, która patrzy
w przyszłość i ukazuje człowiekowi zdane na niego dobro.
Rodzące się tu poczucie odpowiedzialności nie ma już charak
teru poczucia winy, lecz jest udzielającym mocy poczuciem włas
nego zadania, własnej godności i istotności.
Filozofia X X wieku, przynajmniej w tej swojej części, która
nie porzuciła pytania o człowieka i jego świat, zdaje się kulmi
nować w filozofii odpowiedzialności, i to nie zawsze w ramach
świadomego artykułowania nowego paradygmatu myślowego.
Nie tylko bowiem wewnętrzny rozwój samej filozofii, ale i dra
matyczne wydarzenia minionego stulecia sprawiły, iż pojęcie
1 fenomen odpowiedzialności znalazły się w centrum zaintere
sowania. Kiedy jednak spora część piszących o odpowiedzial
ności przyjmuje jej zdroworozsądkowe rozumienie, za problem
uznając jedynie ustalanie: kto, za co i przed kim miałby być
odpowiedzialny, to pojawiający się w X X wieku autentyczni
filozofowie odpowiedzialności świadomi są tego, że - jak już
zostało powiedziane - ciągle nie wiemy jeszcze, czym jest od
powiedzialność. Przekraczają zatem oni horyzont zdroworoz
sądkowej wykładni i doprowadzają do nowej problematyzacji
pojęcia odpowiedzialności.
Książka niniejsza jest próbą wyszukania, przedstawienia
i zrozumienia istotnych filozofów odpowiedzialności, jacy po-
Wstęp 13
jawili się w X X wieku. Droga, którą w niej przebywamy, nie
jest utartym szlakiem. Będzie trzeba mówić niekiedy o filozo
fach mało znanych, źle poznanych i zapoznanych, o filozo
fach, którzy stawiali problem odpowiedzialności zbyt rady
kalnie, by mogli być przez swych współczesnych dobrze ro
zumiani. Będzie trzeba też niekiedy pytać o odpowiedzialność
filozofów, którzy dotychczas nie bywali rozpoznawani jako
filozofowie odpowiedzialności, którzy sami wprost niewiele
o niej mówili, choć podskórnie przenikała ona ich myślenie.
Jak już napomknąłem, owi filozofowie odpowiedzialności
filozofowali w pojedynkę, niemal nic o sobie nie wiedząc. Jest
przeto zadaniem tej książki doprowadzić ich do wzajemnej roz
mowy. Zmaganie się z problemem wymaga wspólnoty filozo
fów, wspólnoty problemowej. Przytomny czytelnik, jeśli auto
rowi powiódł się jego zamysł, może stać się więc mediatorem
takiej rozmowy. Rozmowa ta winna być prowadzona dalej. Na
temat prawdy i na temat wolności napisano już tysiące trakta
tów. Wśród nich znajdują się dzieła, z których człowiek uczył
się, czym jest prawda i czym jest wolność, jak również dzieła,
które ukazywały istotne związki prawdy z wolnością. Myślenie
o odpowiedzialności jako o podstawowym pojęciu filozoficz
nym dopiero się zaczyna. Dzieła, które ukażą nam, czym jest
człowiek, czym jest prawda, czym jest wolność, postrzegane
w perspektywie istotowej odpowiedzialności, dopiero powsta
ją. Pamiętajmy: paradygmat odpowiedzialności, paradygmat
drugiej osoby, nie tylko nie znosi paradygmatu trzeciej osoby,
czyli paradygmatu prawdy, ani paradygmatu pierwszej osoby,
czyli paradygmatu wolności, ale pozwala je lepiej zrozumieć,
uwalniając je od grożących im jednostronności.
Rozdział I
ODPOWIEDZIALNOŚĆ JAKO PODSTAWOWE
ODNIESIENIE CZŁOWIEKA DO ŚWIATA
Nie wiemy, że nie wiemy, czym jest odpowiedzialność. Py
tamy o podmiot odpowiedzialności, pytamy, za co jest on od
powiedzialny, przed kim jest odpowiedzialny, ale to, co miało
by znaczyć samo bycie odpowiedzialnym, zdaje się nam samo
przez się zrozumiałe. W czasach kiedy filozofowie rezygnują
z głębszego wnikania w problemy filozoficzne, próbujemy wy
kładać pojęcie odpowiedzialności i niezwykły jego awans w fi
lozofii współczesnej z pomocą zdrowego rozsądku. W czasach
„angielskiej choroby" filozofii próbujemy drugorzędną litera
turą anglosaską (trzeba śpiewać „po angielsku", jeśli marzy się
o większej karierze) zastąpić tradycję filozoficzną, przez co w re
zultacie ją zapoznajemy.
Jak wcześniej wydarzyło się to z pojęciem wolności, tak
w X X wieku pojęcie odpowiedzialności stało się pojęciem ściś
le filozoficznym. Bez niego próba ontologicznego opisania bytu
ludzkiego jest już dzisiaj niemożliwa: „być człowiekiem, to właś
nie być odpowiedzialnym"1
. Związanie człowieka z jego Na
przeciw posiada strukturę odpowiedzialności. „Odpowiedzial
ność jest pępowiną łączącą nas ze światem"2
. By odpowiedzial
ność tę zrozumieć, trzeba wykroczyć poza jej prawną czy
moralną wykładnię. Współczesnego znaczenia pojęcia odpo-
1
A. de Saint-Exupery, Ziemia, planeta ludzi, tłum. W. i Z. Bieńkowscy, Warsza
wa 1964, s. 117.
2
M. Buber, motto do jego książki Die Frage an den Einzelnen, podpisane P. B.
(prawdopodobnie Paula Winkler-Buber).
16 Rozdział pierwszy
wiedzialności nie można też trafnie uchwycić i oszacować, nie
zagłębiając się w jego filozoficzne źródła. Znamienne wyda
rzenia wewnątrz filozofii XIX wieku i czasu międzywojnia, jak
również wstrząsające doświadczenia historii dwudziestowiecz
nej zbiegają się i kulminują w nowym doświadczaniu i pojmo
waniu odpowiedzialności.
1. PODSTAWOWE ROZRÓŻNIENIA - PRZYGOTOWANIE
ANALITYCZNE
Jeśli mówi się o odpowiedzialności, nieuchronnie wprowa
dza się pewne założenia: wyróżnia się podmiot odpowiedzial
ności, jej przedmiot oraz instancje, które miałyby przynależeć
do samej istoty odpowiedzialności. Ciągle toczone są dyskusje
wokół problemu podmiotu odpowiedzialności. Równie często
dyskutowany jest problem przedmiotu odpowiedzialności. Ciąg
le wywołują spory owe rozmaite instancje odpowiedzialności:
ewentualna instancja nakładająca odpowiedzialność, trybunał
i egzekutor. Przyjmijmy hipotetycznie, że wszystkie te proble
my znalazły swe ostateczne rozwiązania i że wiemy już, jak mają
się sprawy zarówno z podmiotem i przedmiotem odpowiedzial
ności, jak i z jej domniemanymi instancjami. Pytamy teraz: czy
wraz z tym wiemy już naprawdę, czym jest odpowiedzialność
sama, co znaczy być odpowiedzialnym? Nie, tego jak nie wie
dzieliśmy, tak i nadal nie wiemy. Odpowiedzialność jest zapew
ne relacją, pewnego rodzaju związaniem. Czy znamy istotę tego
związania, kiedy rozpoznaliśmy już człony, które ono wiąże?
Czy rozumiemy, na przykład, czym jest miłość, kiedy dowia
dujemy się, że Adam kocha Ewę? W pytaniach o podmiot od
powiedzialności, o jej przedmiot, jak i o jej instancje, istota od
powiedzialności albo jest już z góry rozstrzygnięta i założona,
albo jej nieznajomość pozostaje w ogóle nieuświadomiona.
Pytania te są pytaniami o strukturę odpowiedzialności, jednakże
struktura ta nie jest identyczna z istotą odpowiedzialności.
Powiadamy o kimś: on jest odpowiedzialny, o kimś innym
zaś: on jest nieodpowiedzialny, i mówiąc tak mamy na myśli
pewną pozytywną bądź negatywną kwalifikację charakteru czy
Odpowiedzialność jako podstawowe odniesienie człowieka do świata 17
osoby. Kwalifikacje takie można - w konsekwencji określone
go sposobu postępowania - nabyć, ale można je też utracić.
Odpowiedzialność (a ściślej: odpowiedzialnościowość3
) jako
pewna możliwa do nabycia cecha charakteru jest wtórnym, po
wierzchniowym fenomenem odpowiedzialności. Co wobec tego
jest tu pierwotne? By nabyć kwalifikację bycia odpowiedzial
nym, trzeba wpierw spełniać określone akty. Myślę przede
wszystkim o takich aktach, jak: uświadamianie sobie własnej
odpowiedzialności, poczuwanie się do niej i podejmowanie jej.
Jedynie w konsekwencji spełniania tych aktów stajemy się -
w wyżej wskazanym sensie - odpowiedzialni, tzn. przyswaja
my sobie cechę odpowiedzialności. Owa sfera aktów poprze
dza przeto nabywaną odpowiedzialnościowość.
Podstawowym momentem wszystkich wymienionych aktów
jest ich skierowanie na odpowiedzialność, ale na odpowiedzial
ność właśnie, a nie na ową „odpowiedzialnościowość" charak
teru. Poczucie odpowiedzialności czy podjęcie odpowiedzial
ności jako określone akty kierują się nie na przyszłą, możliwą
do nabycia cechę charakteru, a więc nie na „odpowiedzialno
ściowość", lecz na odpowiedzialność stale już obecną. Odpo
wiedzialność, którą domniemywają te akty, jest wcześniejsza
niż owa odpowiedzialnościowość. W akcie uświadamiania so
bie swojej odpowiedzialności staję się świadomym nie możli
wej przyszłej mej cechy, lecz pewnego związania, które już z góry
wiąże mnie z mym Naprzeciw. I ta pierwotna odpowiedzial
ność pozostaje absolutnie niezależna od tego, czy spełniam
odpowiednie akty czy też nie, niezależna więc od tego, czy so-
3
Analizując fenomen odpowiedzialności, konieczne będzie operowanie dwoma
terminami posiadającymi ten sam temat. W jednym przypadku chodzić powinno o rze
czownik utworzony od czasownika „odpowiadać" (niem. słowo Verantwortung - od
powiedzialność, utworzone od verantworten - odpowiadać), a w drugim przypadku
o rzeczownik utworzony od przymiotnika „odpowiedzialny" (niem. słowo Verantwor-
tlichkeit - odpowiedzialność, utworzone od verantwortlich - odpowiedzialny). Ponie
waż termin „odpowiedzialność" funkcjonuje w języku polskim w znaczeniu właści
wym dla przypadku pierwszego i nie sposób już wprowadzić w jego miejsce terminu
„odpowiadanie", decyduję się używać - tam, gdzie to konieczne - dla przypadku dru
giego terminu „odpowiedzialnościowość" (por. np. Ingardenowskie rozróżnienie mię
dzy „sprawiedliwością" i „sprawiedliwościowością" - R. Ingarden, Wykłady z etyki,
Warszawa 1989, s. 305 i 307).
18 Rozdział pierwszy
bie ją uświadamiam czy nie, czy uświadamiając ją sobie poczu
wam się do niej czy nie, czy poczuwając się do niej podejmuję
ją czy nie. Jako ten, który tą odpowiedzialnością jest związany,
j e s t e m odpowiedzialny. Jako ten, który tę odpowiedzialność
rzeczywiście podejmuje, mogę s t a ć się odpowiedzialny. Jed
nakże s t a ć się odpowiedzialny bądź nieodpowiedzialny
mogę jedynie dlatego, że już j e s t e m odpowiedzialny. Nie bę
dzie tedy żadnym paradoksem, jeśli powiemy, że tylko odpo
wiedzialny może stać się nieodpowiedzialny, i kiedy już stanie
się on nieodpowiedzialny (w owym wtórnym sensie), nadal
będzie pozostawał odpowiedzialny (w sensie pierwotnym).
Czym jest ta odpowiedzialność, która istnieje wcześniej i cał
kowicie niezależnie od tego, jak postępuję? Wszelka pretendu
jąca do bycia filozoficzną próba jej zrozumienia musi odrzucić
wiele uprzedzeń i uproszczeń utrwalonych przez obiegową
wykładnię odpowiedzialności. Nade wszystko musi zostać do
strzeżona i właściwie pojęta zasadnicza różnica między odpo
wiedzialnością (responsio) a przypisaniem (czy poczytaniem -
imputatio). Trzeba zdecydowanie zerwać z negatywnym do
świadczaniem i wykładaniem odpowiedzialności, które swą
oczywistość czerpią z praktyki „czynienia odpowiedzialnym"
i „pociągania do odpowiedzialności". Czynić odpowiedzialnym
czy pociągać do odpowiedzialności można zarówno tego, któ
ry rzeczywiście pozostaje w owym związku odpowiedzialnoś
ci, jak i tego, który wcale w nim nie pozostaje. Akty czynienia
odpowiedzialnym i pociągania do odpowiedzialności mają sta
tus możliwych wydarzeń społecznych i zgoła nie przynależą do
istoty odpowiedzialności jako ontologicznej charakterystyki
bytu ludzkiego. Człowiek znajduje się w stosunku odpowie
dzialności nie dopiero jako sprawca określonego czynu, lecz
jako człowiek; rozstrzygający jest tu nie charakter dokonanego
przezeń czynu czy jego zaniechania, lecz samo usytuowanie
człowieka w bycie.
Próba filozoficznej wykładni tej ontologicznie rozumianej
odpowiedzialności nie może się powieść bez przeprowadzenia
dyskusji z tradycją filozoficzną.
Odpowiedzialność jako podstawowe odniesienie człowieka do świata 19
2. PRZYGOTOWANIE HISTORYCZNE: S0REN
KIERKEGAARD I FRYDERYK NIETZSCHE
Problem odpowiedzialności przynależy do filozoficznej an
tropologii, do ontologii bytu ludzkiego i nie może być owoc
nie rozważany poza nimi, nie może być sytuowany jako pro
blem filozoficznego marginesu. Dlatego chybiona musi się oka
zać każda próba wykładania odpowiedzialności poza filozofią
i jej historią. Naszą dyskusję nad pojęciem odpowiedzialności
jako pojęciem ściśle filozoficznym rozpocząć powinniśmy od
Sorena Kierkegaarda i Fryderyka Nietzschego4
.
I
W drugim tomie swojego dzieła Albo-albo przedstawia Kier-
kegaard owego Pojedynczego mającego dość odwagi, by „wy
brać siebie samego" jako tego, który pozostaje w ścisłej więzi
z rzeczywistością i za wszystko jest odpowiedzialny. „Pierwszym
skutkiem wyboru - pisze - jest totalne wyodrębnienie się, izo
lacja. Wybierając bowiem samego siebie, wyizolowuję siebie
z moich stosunków ze światem, aż do zakończenia tego proce
su w abstrakcyjnej tożsamości"5
. Gdyby jednak ten wybór, by
samemu wybierać siebie, jedynie do tego miał się ograniczać,
to człowiek nie wybierałby siebie konkretnie, lecz czysto abs
trakcyjnie. Dlaczego? Kierkegaard pisze: „W chwili dokony
wania wyboru człowiek znajduje się w stanie absolutnej izola
cji, ponieważ niejako wyizolowuję siebie z otoczenia"6
. I jeśli
teraz braknie pewnego ogniwa napoczętego procesu, jeśli wy
bieranie wybierania narcystycznie ugrzęźnie w „abstrakcyjnej
tożsamości", to miast autentycznego wybrania siebie samego,
będziemy mieli do czynienia jedynie ze „zdradą świata", „zdra-
4
Por. np. następującą uwagę Georga Pichta: „Pojęcie odpowiedzialności staje
w centrum zainteresowania dopiero u tych dwóch myślicieli, którzy najgłębiej doświad
czyli kryzysu metafizyki: w kontekście teologicznym u Kierkegaarda, zaś jako pojęcie
filozoficzne u Nietzschego" (G. Picht, Gescbichte und Gegenwart, Stuttgart 1993, s. 77).
5
S. Kierkegaard, Albo-albo, t. II, tłum. K. Toeplitz, Warszawa 1976, s. 325.
6
Tamże, s. 341.
20 Rozdział pierwszy
dą ludzi, z którymi jest się związanym"7
. Jakiegoż to ogniwa
miałoby tu zabraknąć? „Z chwilą, z którą osobowość w rozpa
czy odnalazła samą siebie, dokonała absolutnego wyboru sa
mej siebie i wyraziła żal ze swojego powodu - z tą chwilą czło
wiek otrzymał samego siebie jako zadanie uwarunkowane wiecz
ną odpowiedzialnością"8
. Brakującym ogniwem okazuje się
skrucha, „skrucha bowiem doprowadza jednostkę do nawiąza
nia najgłębszych i najściślejszych więzi z otaczającym ją świa
tem"9
. Bez skruchy człowiek nie „otrzymuje siebie samego",
bez niej nie wybiera siebie „etycznie", a zatem nie wybiera „ab
solutnie". „Wybrać siebie etycznie - twierdzi Kierkegaard -
można tylko żałując swoich błędów, żałując samego siebie i tyl
ko w ten sposób człowiek się konkretyzuje i tylko jako kon
kretna jednostka jest jednostką wolną (...) i dopiero wówczas
człowiek w całej swojej izolacji znajduje się w koniecznej więzi
z rzeczywistością, do której przynależy"10
.
Dla zrozumienia miejsca, w którym pojawia się w egzysten
cji Pojedynczego odpowiedzialność, jak i dla zrozumienia jej
ontologicznej rangi jest to punkt rozstrzygający. Powinniśmy
go uchwycić możliwie najwyraźniej. Z jednej strony, „wybór
samego siebie jest tożsamy z wyrażeniem żalu i skruchy z po
wodu samego siebie"1 1
, z drugiej zaś, „człowiek skruszony,
wybierając siebie samego, staje się aktywny, ale nie zmierza
w swej aktywności ku odosobnieniu, ku izolacji, lecz w kierun
ku zadzierzgnięcia więzi, ku ciągłości"12
. Człowiek ten wybiera
siebie zawsze w jakimś związku, w jakimś istotnym dla siebie
powiązaniu. Prawdziwie konkretnym wyborem jest, według
Kierkegaarda, taki wybór, „dzięki któremu wycofując się nieja
ko ze świata, umieszczam siebie w tejże chwili z powrotem
w nim. Jeśli bowiem wyrażając skruchę wybieram siebie same
go, wówczas koncentruję się na całym swoim etycznym i kon-
7
Por. tamże, s. 332.
8
Tamże, s. 369.
9
Tamże, s. 326.
1 0
Tamże, s. 336-337.
1 1
Tamże, s. 337.
1 2
Tamże, s. 351.
Odpowiedzialność jako podstawowe odniesienie człowieka do świata 21
kretnym istnieniu - i dzięki takiej ucieczce z doczesności pozo
staję z nią w jak najściślejszej więzi"1 3
.
Przed nami jeszcze jeden krok, i to rozstrzygający. Zrozu
miałe już powinno być, że człowiek, który nie wybrał siebie
samego czy też wybrał siebie jedynie abstrakcyjnie, „nie zadzierz
gnął więzi z rzeczywistością"1 4
. Natomiast człowiek, który
wybrał siebie prawdziwie, a zatem i etycznie, „przyjął w spo
sób istotny odpowiedzialność za wszystko, co go dotyczy"15
.
Toteż „każdemu jego działaniu towarzyszy świadome poczucie
własnej odpowiedzialności"16
, odpowiedzialności, w której jest
on „odpowiedzialnym osobiście przed sobą" i „wobec porząd
ku rzeczy"1 7
. Pojedynczy jest obciążony tą „straszliwą odpo
wiedzialnością", ale - z drugiej strony - „dopiero odpowiedzial
ność zapewnia błogosławieństwo", dopiero ona „daje we
wnętrzną pewność i radość"1 8
.
Odpowiedzialność, o której myśli Kierkegaard, nie jest od
powiedzialnością prawną czy moralną. Nie ma ona nic wspólne
go z odpowiedzialnością jako przypisaniem czy poczytaniem (im-
putatio). Jej podstawę stanowi związanie, „zobowiązująca więź",
wiążące człowieka z jego światem. Aby stać się świadomym tej
odpowiedzialności, nie można pogrążać się w anonimowości tłu
mu. Tłum oznacza zawsze nieodpowiedzialność. By przeto do
stawać do tej odpowiedzialności, trzeba podjąć ryzyko stania się
Pojedynczym, tzn. trzeba wybrać samego siebie i będąc owym
izolowanym Pojedynczym, pojąć siebie jako związanego i odpo
wiedzialnego. Tak zinterpretowana odpowiedzialność przynale
ży do egzystencjalnego uposażenia człowieka, aczkolwiek nie
każdy ją jednak rozumie i nie każdy też ją podejmuje19
.
1 3
Tamże, s. 338; por. też: „Stąd do wybrania samego siebie niezbędna jest odwa
ga; w tejże chwili, w której się bowiem wydaje, że człowiek wybierający siebie wyizo
lowuję się najbardziej, w tejże chwili wiąże się z tym źródłem, dzięki któremu jest po
wiązany z całością" (tamże, s. 291).
1 4
Por. tamże, s. 340.
1 5
Tamże, s. 355.
1 6
Tamże, s. 337.
1 7
Por. tamże, s. 354.
1 8
Tamże, s. 113.
1 9
Bardziej rozwiniętej interpretacji wątku odpowiedzialności w myśli Sorena Kier
kegaarda poświęcony jest trzeci rozdział mej książki Ontologizacja odpowiedzialności.
Analityczne i historyczne wprowadzenie w problematykę, Kraków 1996, s. 45-59.
22 Rozdział pierwszy
II
Myślenie Fryderyka Nietzschego o odpowiedzialności przed
stawia się nam jako labirynt, którego ofiarą - wydaje się - padł
sam filozof. Jednakże to, co Nietzsche zdołał o odpowiedzial
ności pomyśleć, po dziś dzień pozostaje dla nas wyzwaniem.
Chociaż odpowiedzialność nie stanowiła oddzielnego tematu
jego filozofowania, przeżywał on już w XIX wieku niepokój
nowej, dotąd nieznanej odpowiedzialności i ślady zmagań z tym
problemem dają się w pozostawionych przezeń pismach wy
śledzić.
Dobrze znana jest Nietzschego „nauka o zupełnej niewin
ności i nieodpowiedzialności każdego". Daleko nam jednak do
tego, by naukę tę w pełni rozumieć i by z myślenia Nietzsche
go o odpowiedzialności wyciągnąć właściwe wnioski. Filozof
pisał: „Nikt nie jest odpowiedzialny za swoje czyny, nikt za
swoją istotę; sądzić jest to samo, co być niesprawiedliwym. Jest
to też prawdą i wtedy, kiedy indywiduum sądzi samo siebie.
Zdanie to jest jasne jak światło słoneczne"2 0
. Jednakże przez tę
„nieodpowiedzialność" myśli on tu coś na wskroś pozytywne
go, chce „nieodpowiedzialność obrócić w to, co pozytywne"21
,
myśli o uwolnieniu: „Iż nie czyni się już odpowiedzialnym ni
kogo (...) to d o p i e r o j e s t w i e l k i m w y z w o l e n i e m ,
przez to dopiero odzyskuje stawanie się swą n i e - w i n n o ś ć"2 2
.
Podstawą odpowiedzialności, której Nietzsche zaprzecza, jest
instynktowna „chęć znalezienia kogoś winnym" i „czynienia
odpowiedzialnym". Teoretycznym uprawnieniem owego „czy
nienia odpowiedzialnym" jest pojęcie wolnej woli - „najbezec-
niejsza sztuczka teologów, zmierzająca do tego, by w ich zna
czeniu uczynić ludzkość »odpowiedzialną«, to znaczy, od
2 0
F. Nietzsche, Samtliche Werke. Kritische Studienausgabe in 15 Einzelbanden,
red. G. Colli i M. Montinari, Munchen, Berlin/New York 1988 (dalej jako KSA),1. 2,
s. 64; tłum. pol.: Ludzkie, arcyludzkie, tłum. K. Drzewiecki, Warszawa 1910 (dalej
jako LA), s. 67. Jeżeli zacytowany fragment nie zgadza się z polskim przekładem, oznacza
to, że autor uznał za pożądane tłumaczenie poprawić czy w ogóle zmienić.
2 1
Por. KSA 10, s. 235.
2 2
KSA 6, s. 96-97; tłum. pol.: Zmierzch bożyszcz, tłum. S. Wyrzykowski, War
szawa 1909 (dalej jako ZB), s. 49-50.
Odpowiedzialność jako podstawowe odniesienie człowieka do świata 23
n i c h zależną"2 3
. Intencją Nietzschego jest obnażyć całą tę
„psychologię czynienia odpowiedzialnym" i uwolnić człowie
ka od sędziów-uzurpatorów.
Przykładem na takie „czyste i wyszlachetniające uczucie głę
bokiej nieodpowiedzialności"24
jest, wedle Nietzschego, Jezus
Chrystus, który nauczał, by „nie sądzić", „nie czynić odpowie
dzialnym", i sam osiągnął „pełne poczucie bezgrzeszności, nie
odpowiedzialności zupełnej"2 5
.
Porzucenie wiary we własną odpowiedzialność oznaczało
by dla człowieka „ p o s t ę p i w y j ś c i e z b a r b a r z y ń
stwa"2 6
. Błogie uczucie niewinności („Wybacz sobie swoje
własne ja"2 7
), pełne poczucie nieodpowiedzialności („Nie je
steśmy odpowiedzialni za naszą istotę"2 8
) i niezależności („poza
wszelką pochwałą i przyganą, niezależny od wszelkiego Ongiś
i Dziś"2 9
) określają stan, który Nietzsche nie zawaha się na
zwać „szczęściem nieodpowiedzialności"30
.
Mimo to nauka o zupełnej nieodpowiedzialności człowie
ka ciągle niepokoi, a nawet przeraża. Nietzsche sam pyta te
raz: „Cóż stanie się z człowiekiem bez owego uczucia »jestem
odpowiedzialny« ? "3 1
.
Zanim podejmiemy próbę znalezienia odpowiedzi na posta
wione pytanie, ustalmy, kto dokładnie, za co i przed kim miałby
być „nieodpowiedzialny". Podmiotem odpowiedzialności, któ
rej Nietzsche zaprzecza, jest „każdy" (Jedermann). Jej przedmiot
posiada ogólny charakter winy. Ponieważ zaś podstawę tej od
powiedzialności stanowi praktyka „czynienia odpowiedzialnym",
ów czyniący człowieka odpowiedzialnym staje się jednocześnie
jego sędzią, pełni funkcję trybunału. Nietzschego „nie" wobec
tej odpowiedzialności jest przeto potrójne: „nie" wobec pod-
* 6
KSA% f 3 2 2 ; 4
t ł u m . pol.: Jutrzenka, tłum. S. Wyrzykowski, Warszawa
1912 (dalej jako / ) , s. 397.
2 5
Por. KSA 2, s. 140 (LA, s. 161), oraz KSA 13, s. 176.
2 6
Por. KSA 9, s. 571.
27
KSA 2, s. 235 (LA, s. 284).
2 8
KSA 12, s. 158.
2 9
Por. KSA 11, s. 553.
3 0
Por. tamże, s. 197.
31
KSA 9, s. 601.
24 Rozdział pierwszy
miotu pojmowanego jako „każdy", „nie" wobec przypisywanej
człowiekowi winy (a więc także „nie" wobec „wolnej woli")
i „nie" wobec wszelkich trybunałów („nie będzie już dla ciebie
żadnego odpłatcy, żadnego poprawiciela w ostatniej instancji"32
).
Odpowiedzialność, której Nietzsche zaprzecza, jest typową od
powiedzialnością negatywną, która patrzy wstecz, zakłada ja
kieś uczynione zło i grozi sankcją. Poczucie odpowiedzialności
staje się tu przeżyciem negatywnym, ściśle spokrewnionym z po
czuciem winy i z uczuciem zależności.
Ową zupełną nieodpowiedzialność każdego za jego działa
nie i jego istotę nazywa Nietzsche „najbardziej gorzką kroplą,
jaką poznający musi przełknąć, jeżeli był przyzwyczajony dy
plom szlachectwa swego człowieczeństwa widzieć w odpowie
dzialności i obowiązku"33
. Jeśli jednak ktoś już tę kroplę prze
łknął, może zaryzykować „doniosłe rozstrzygnięcie": „Już ża
den bóg, żaden człowiek n a d e mną! Instynkt tworzącego,
który wie, gdzie rękę przykłada. Wielka odpowiedzialność
i niewinność"3 4
.
I w ten sposób docieramy do nowej, mniej znanej „nauki"
Nietzschego, nauki o „wielkiej odpowiedzialności" człowieka,
tej odpowiedzialności, która staje teraz obok „niewinności"
w miejsce tamtej, wyżej opisanej, „zupełnej nieodpowiedzial
ności". Czy miałoby to oznaczać, że Nietzsche zmienił swój
pogląd? Nie. Nauka o zupełnej nieodpowiedzialności zacho
wuje swą ważność. Na jej gruncie powstaje nauka nowa, nowa
wiedza, nowa świadomość: „Dumna świadomość nadzwyczaj
nego przywileju o d p o w i e d z i a l n o ś c i , świadomość tej
rzadkiej wolności"3 5
. Nie ma wolnej woli, ale jest rzadka wol
ność ducha. Wolność ta nie jest jednak wolnością dla „każde
go". „Z wolnością ma się sprawa tak jak ze zdrowiem: jest in
dywidualna"36
i może zostać udzielona jedynie „człowiekowi
3 2
KSA 3, s. 527; tłum. pol.: Wiedza radosna, tłum. L. Staff, Warszawa 1911 (da
lej jako WR), s. 231.
3 3
KSA 2, s. 103 (LA, s. 116).
3 4
KSA 11, s. 160.
35
KSA 5, s. 294; tłum. pol.: Z genealogii moralności, tłum. L. Staff, Warszawa
1913 (dalej jako GM), s. 61.
36
KSA 8, s. 294.
fILOZOflfl ODPOUIIEDZWIJIOSCI XX LUIEHU
FILOZOflfl DDPOLUlEDZIfiLnDŚC XX I M U WYDAWNICTWO ZNAK - KRAKÓW 2 D D 3
Książka powstała w ramach indywidualnego projektu badawczego nr 1 H01A 007 16, finansowanego przez Komitet Badań Naukowych. Opracowanie graficzne Wojciech Karliński Redaktor odpowiedzialny Michał Bardel Korekta Jadwiga Grell Piotr Mocniak Łamanie Irena Jagocha © Wydawnictwo Znak, Kraków 2003 ISBN 83-240-0360-6 Zamówienia: Dział Handlowy, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37 Bezpłatna infolinia: 0800-130-082 Zapraszamy do naszej księgarni internetowej: www.znak.com.pl
WSTĘP Dzieje myślenia filozoficznego podzielić można na trzy epo ki. Umownie nazwę je tu „starożytnością", „nowożytnością" i „współczesnością". Jednakże „starożytność" nie kończy się wraz z nadejściem „nowożytności", ani „nowożytność" nie kończy się wraz z nastaniem „współczesności". „Nowa" epoka nie kończy „starej", określa się wprawdzie w opozycji do niej, ale ostatecznie na różne sposoby z nią współżyje. Protagonistą „starożytności" będzie tu Arystoteles. Prota- gonistą „nowożytności" - Kartezjusz. Protagonistą „współczes ności" - Levinas. Jeśli potraktować tekst wykładów Arystotelesa z metafizy ki jako najbardziej reprezentatywny dla paradygmatu myślo wego, za którego ojca jest on powszechnie uważany, i porów nać go z tekstem Medytacji o pierwszej filozofii Kartezjusza jako źródłowym tekstem nowego paradygmatu myślowego, to po śród rozmaitych różnic można jeszcze zwrócić uwagę na pew ną różnicę natury gramatycznej. Idzie mi o różnicę co do oso by. Paradygmatem arystotelesowskim rządzi osoba trzecia. Pa radygmatem kartezjańskim - osoba pierwsza. Zaryzykojwałbym twierdzenie, że p i e r w s z y m s ł o w e m p i e r w s z e j » p i e r w s z e j f i l o z o f i i « j e s t jest. Nato miast p i e r w s z y m s ł o w e m d r u g i e j » p i e r w s z e j fi l o z o f i i « j e s t jestem. Oczywiście, takpostrzeżona i wyra żona różnica pozostaje w ścisłym związku z różnicami inaczej artykułowanymi, przede wszystkim zaś z różnicą „położenia", która wyraża się w rozróżnianiu przed-miotu i pod-miotu, ob- -iektu i sub-iektu. Metafizyka Arystotelesowska, fundująca pa-
6 Wstęp radygmat określany przeze mnie jako „starożytność", jest me tafizyką bytu jako obiektu, jest filozofią obiektywności. Meta fizyka Kartezjańska, fundująca paradygmat nowożytny, jest metafizyką podmiotu, jest filozofią subiektywności. Ponieważ jednak osoby są trzy, tedy postrzeganie różnicy pomiędzy paradygmatem „starożytności" (pamiętajmy jednak, że ta „starożytność" nie minęła, lecz trwa nadal) a paradygma tem „nowożytności" (która również trwa nadal), czyli między paradygmatem przedmiotowym a podmiotowym, jako różni cy osób gramatycznych, pozwala, sądzę, postrzegać nową, nad chodzącą epokę filozofowania, nowy paradygmat myślowy, jako paradygmat drugiej osoby. Nieprzypadkowo owa gromadka dialogików z lat dwudziestych minionego wieku występowała pod szyldem „nowego myślenia". Jest tedy rzeczą nader istotną, by owej „nowości" myślenia nie pojmować jako jeszcze jednej z wielu nowości, po której następują niechybnie dalsze nowości, i tak bez końca, lecz by rozumieć paradygmat, którego filozofia dialogu jest wstępną artykulacją, paradygmat drugiej osoby, jako radykalnie nowy paradygmat myślowy, jako paradygmat charakteryzujący „współczesność" myślenia, jako paradygmat w swej mocy otwie rania równorzędny paradygmatowi „starożytności" i paradyg matowi „nowożytności". Nierozpoznany jeszcze w pełni para dygmat myślowy „współczesności" jest filozofią drugiej osoby. Tak więc p i e r w s z y m s ł o w e m t r z e c i e j » p i e r w s z e j f i l o z o f i i « j e s t jesteś1 . Czy owa kolejność osób w filozofii, to mianowicie, że chro nologicznie pierwszą była osoba trzecia, drugą - pierwsza, trze cią - druga, coś oznacza? Pytanie to pozostawiam otwarte. Idzie mi tu bowiem głównie o coś innego. Gdyby jeszcze raz posłużyć się owym słynnym trójpodzia łem na rozum, wolę i uczucie, to można by paradygmat arysto- telesowski, paradygmat przedmiotowy, przyporządkować ro- 1 Próbę interpretacji dziejów filozofii more grammatico, jako koniugowanie bez- okoliczności bycia, podjąłem bardziej szczegółowo w książce Filozofia jako etyka, w roz dziale zatytułowanym Filozofia jako odmienianie „bycia" (zob. J . Filek, Filozofia jako etyka, Kraków 2001, s. 21-36).
Wstęp 7 zumowi, paradygmat kartezjański, paradygmat podmiotowy, czyli paradygmat „Ja", przyporządkować woli, zaś paradygmat dialogiczny, a ściślej, paradygmat drugiej osoby, paradygmat »Ty«, uczuciu. Przez owo „przyporządkowanie" rozumiem przy pisanie dominującej roli odpowiedniej władzy, a nie eliminację pozostałych. Dominacja rozumu i obiektywność paradygmatu „starożytnego" sprawiają, iż podstawowym pojęciem tego pa radygmatu staje się pojęcie prawdy. Dominacja zaś woli i su biektywność paradygmatu „nowożytnego" sprawiają, iż pod stawowym pojęciem tego paradygmatu staje się pojęcie wolno ści. Filozofia trzeciej osoby staje się tedy filozofią prawdy, natomiast filozofia pierwszej osoby - filozofią wolności. Oczywiście, czysty rozum, tak samo jak i czysta wola czy czyste uczucie są z punktu widzenia konkretnego ludzkiego życia abstrakcjami. Toteż mimo pewnych skłonności do totalizacji żadnemu z paradygmatów i żadnej z podstawowych władz i od powiadających im pojęć nie może się powieść próba zawład nięcia całością myślenia. Wcześniej więc czy później paradyg mat pierwszej osoby, miast wykluczać panujący paradygmat osoby trzeciej, zacznie się z nim porozumiewać i obydwa po czną się wzajem dopełniać. Prawda, jako prawda podmiotu, zacznie być interpretowana jako wolność. Już w Platońskim przedstawieniu sytuacji człowieka w świe cie prawda i wolność, najpierw w swych zaprzeczeniach jako nieprawda i zniewolenie, występują w ścisłej korelacji i trud no powiedzieć, co tu jest pierwsze. Jeżeli ktoś pragnie nas zniewalać, musi utrzymywać nas w nieprawdzie. Jeżeli zaś pragnie utrzymywać nas w nieprawdzie, musi nas zniewalać. Jeżeli więc rzeczywiście prawda wyzwala, jeżeli otwiera bra my wolności, to zarazem i wolność otwiera drogę do prawdy. Wspominam jednak o tym tylko dlatego, by już w kontekście Platońskiego przedstawienia ukazać możliwość podstawowe go pojęcia paradygmatu „współczesności", paradygmatu dru giej osoby. Jeżeli bowiem znam już prawdę, to znaczy, wiem, czym jest prawdziwy byt i prawdziwe bycie, i jeżeli jestem już wolny, to znaczy, należę już do siebie, to wiem też, że tam jesteś ty i że nie mam innego pilniejszego zadania niż to, by w twej biedzie śpie-
8 Wstęp szyć ci z pomocą, choćby mieli mnie wyszydzić czy nawet za bić. Filozof przeto wraca do jaskini. Dopiero teraz więc, dzięki dojściu do głosu paradygmatu drugiej osoby, w jego pierwszej, dialogicznej artykulacji, praw da i wolność zostają dopełnione i ostatecznie ustrzeżone przed zagrażającym im teoretycznym uabstrakcyjnieniem i praktycz nym nadużyciem, zostają mianowicie dopełnione o d p o w i e d z i a l n o ś c i ą . Sensem prawdy i sensem wolności okazuje się odpowiedzialność, podstawowe pojęcie paradygmatu „współ czesności". Rozum i wola zaś dopełnione zostają uczuciem, przyjmującym postać poczucia odpowiedzialności. Rozum po chodzi od „jest", od trzeciej osoby, jest przeto obiektywny; wola od „jestem", od pierwszej osoby, jest przeto subiektyw na; uczucie zaś od drugiej osoby, od jej „jesteś", i w swej do jrzałej formie jest poczuciem odpowiedzialności. Poznawanie siebie i świata, czyli podążanie drogą prawdy, oraz stawanie się sobą, należenie do siebie, czyli podążanie drogą wolności, uzyskują ostateczne usprawiedliwienie w podjęciu odpowie dzialności za innego. Poznanie prawdy, wola wolności i po czucie odpowiedzialności stanowią razem jedność wszystkich trzech osób, przez które odmienia się podstawowe słowo „być". Kadencja: prawda, wolność, odpowiedzialność, czyli: widzę i rozumiem, chcę i czynię, zagadnięto mnie i poczuwam się do odpowiedzialności, streszcza całą dotychczasową dro gę filozofowania. By zrozumieć, czym jest nowy paradygmat myślowy, i że owa nowość nie ma charakteru czysto intelektualnego, lecz charakter duchowy, i że przeto miejscem jej wydarzania się zgoła nie są uniwersytety, zrozumieć musimy jego podstawowe poję cie - odpowiedzialność. By to uczynić, musimy z kolei zrozu mieć, że ciągle jeszcze nie wiemy, czym jest odpowiedzialność. Radykalne sproblematyzowanie odpowiedzialności wcale nie jest przedsięwzięciem banalnym. Opór jest tu potężny; prze cież to, czym jest odpowiedzialność, wszyscy „dobrze wiemy", i to od dawna. Filozofia odpowiedzialności zaczyna się jednak dopiero tam, gdzie - jak uczył Sokrates - zaczynamy rozumieć, że nie wiemy, w tym przypadku, że nie wiemy, czym jest odpo wiedzialność.
Wstęp 9 Pojęcie odpowiedzialności jako podstawowe pojęcie nowego paradygmatu myślowego posiada tedy tę samą rangę filozoficzną co pojęcia prawdy i wolności. Jednakże owe ledwie osiemdzie siąt lat, jakie upłynęły od pierwszych artykulacji paradygmatu drugiej osoby, to jeszcze zbyt mało, by w pełni uświadomić sobie jego znaczenie, a co dopiero - by wypracować jego zadowala jące rozumienie. Tym bardziej, iż pierwszym jego propagato rom, tzw. dialogikom, zbywało nieco na filozoficznej elokwencji i dopiero w osobie Emmanuela Levinasa paradygmat ten zna lazł godnego protagonistę. By przezwyciężyć bezwładność myślenia współczesnego człowieka o odpowiedzialności, by nie ulec sile narzucającej się tu oczywistości, warto sobie uświadomić, że pojęcie odpo wiedzialności pierwotnie praktykowało w miejscu, w którym nie mogło być właściwie pojęte, to znaczy w sądownictwie. I właśnie prawnicze piętno tego pojęcia rządziło później jego potoczną wykładnią, szamoczącą się pomiędzy jego negatyw nym, wziętym z prawa karnego, a więc prawniczym, rozumie niem, a rozumieniem pozytywnym, jako pozytywnej kwalifi kacji osoby, a więc rozumieniem moralnym. Wychodząc tedy od prawnego i moralnego pojęcia odpowiedzialności nie mamy szans dotrzeć do jakiegoś nadrzędnego jej pojęcia, które by odpowia dało bardziej źródłowemu fenomenowi odpowiedzialności. Ina czej mówiąc, to nie odpowiedzialność prawna i odpowiedzial ność moralna umożliwiają dopiero na drodze stosownej synte zy jakąś odpowiedzialność po prostu, odpowiedzialność bez-przymiotnikową, lecz raczej odwrotnie, odpowiedzialność prawna i odpowiedzialność moralna możliwe są dopiero na gruncie fenomenu owej źródłowej odpowiedzialności jako od powiedzialności. Dopiero sproblematyzowanie odpowiedzialności, kiedy przezwycięży już ono opór zdroworozsądkowej wykładni i na rzucanej przez nią samozrozumiałości pojęcia, pozwala uświa domić sobie, iż ciągle jeszcze nie wiemy, czym jest istota odpo wiedzialności. Podjęte w tym właściwym punkcie wyjścia roz ważania awansują pojęcie odpowiedzialności z dotychczasowej jego pozycji pojęcia prawnego lub czysto moralnego na pozy cję podstawowego pojęcia filozoficznego, funkcjonującego już
10 Wstęp na poziomie ontologicznym czy metafizycznym. Podobnie jak wcześniej wolność, tak teraz odpowiedzialność zaczyna opisy wać ontologicznie byt ludzki. Tak pojęta, przynależy ona do podstawowej konstytucji człowieka, nie opisuje go przygod nie, lecz istotowo, nie jest zależna od jego woli, jego wyborów, lecz przynależy mu niezależnie od nich. Czym jest zatem ów źródłowy fenomen odpowiedzialności i jak do niego dotrzeć? Choć większość słowników i encyklo pedii filozoficznych przez cały X X wiek do znudzenia powta rzała, iż odpowiedzialność to wzięcie na siebie skutków włas nego działania, nie brakowało przecież filozofów, którzy nie zadowalali się tą bezkrytyczną obiegową mądrością i radykal nie stawiali pytanie o odpowiedzialność. Prócz owej filozofii odpowiedzialności explicite można też jeszcze mówić o filozo fii odpowiedzialności implicite. Jeśli idzie o tę pierwszą, cha rakteryzuje się ona pewną zdumiewającą cechą, a ściślej mó wiąc, charakteryzują się nią sami filozofowie odpowiedzialno ści. Mam na myśli fakt, iż z reguły filozofują oni w pojedynkę, nic nie wiedząc, a nawet często nie chcąc wiedzieć o wysiłkach i dokonaniach swych „braci w problemie". Każdy z fenomeno logów czy dialogików lat dwudziestych piszący o odpowiedzial ności zaczynał jakby od nowa. Wilhelm Weischedel swą Istotę odpowiedzialności, uchodzącą za pierwszą stricte filozoficzną monografię poświęconą temu tematowi, pisze tak, jakby poza Heideggerem nie było nic. Po drugiej wojnie światowej tacy filozofowie odpowiedzialności, jak Georg Picht, Roman Ingar den, Hans Jonas czy Emmanuel Levinas zaczynają raz jeszcze, każdy od nowa. Każdy też, prócz Ingardena, odrzuca potoczne rozumienie odpowiedzialności, ale żaden nie ma świadomości, że z wolna konstytuuje się wspólnota problemowa. By sytuację tę przedstawić syntetycznie i nieco prowokacyj nie, powiem, iż w całym tak oryginalnym i tak radykalnym przecież myśleniu o odpowiedzialności Levinasa nie ma, jak sądzę, ani jednej myśli, która nie byłaby wyrażona przez filozo fów wcześniejszych. Jednakże sam Levinas też jakby o tym nie wiedział. Ów totalny brak rozmowy u - bądź co bądź - filozofów rozmowy być może daje się tłumaczyć radykalną nowością pro-
Wstęp 11 blemu. Jednakże doprowadzenie filozofów odpowiedzialności do wzajemnej rozmowy wydaje mi się jednym z podstawowych zadań filozoficznych współczesności. Nie wiem, czy możliwe do spełnienia jest marzenie Husserla o wspólnocie filozofują cych, ale w tym przypadku taka niewiedza o współmyślących i wynikach ich badań jest czymś szczególnie zdumiewającym. Wracając do filozofii odpowiedzialności implicite, powie dzieć trzeba, iż ujawnia się ona wszędzie tam, gdzie mniej lub bardziej świadomie eksploatowana jest struktura dialogiczna jako struktura podstawowa, a eksploatowana jest ona przecież nie tylko przez dialogików, ale i przez Husserla, przez fenome nologicznych etyków wartości, przez Heideggera i przez na różne sposoby „przekraczających" go następców. Jeśli dla dia logików podstawowym twierdzeniem o człowieku jest teza, że być, znaczy: być zagadniętym, to twierdzenie to w pewnym sen sie wypowiadane jest też przez filozofów nie-dialogicznych. O pewnego rodzaju „wezwaniu" i odpowiadaniu na to wezwa nie mówią tedy i Scheler, i Hartmann, i Heidegger, i Picht, i Jo- nas i nie tylko oni. Raz jest to więc „wezwanie" idące od war tości, które domagają się od podmiotu odpowiedzi w postaci ich urzeczywistniania, raz jest to „wezwanie" idące z głębi Da- sein, domagające się modyfikacji jego sposobu bycia, czy też jest to wręcz „wezwanie" bycia. Kiedy indziej jest to znów dzie jowa sytuacja, która przedstawia się jako zadanie dla nas. Struk turę odpowiedzialności ujawnia nie tylko bycie wobec warto ści, nie tylko Heideggerowska troska, ale nawet Husserlowska intencjonalność. Krótko mówiąc, człowiek współczesny bywa zagadnięty na różne sposoby i nieuchronnie znajduje się w sy tuacji mającego dać odpowiedź. Można nawet zaryzykować twierdzenie, iż postrzeganie człowieka jako stojącego wobec rozmaicie interpretowanego zagadnięcia, roszczenia, wymogu jest najbardziej powszechnym rysem wszystkich istotnych współ czesnych prób zrozumienia człowieka. Filozofia odpowiedzial ności, rozpoznając jej dialogiczna strukturę, pojmuje tedy by cie człowieka jako bycie zagadniętym. Jest jednak zasługą dialogików ukazanie tej podstawowej responsoryczności („odpowiadalności") człowieka jako właśnie odpowiedzialności. Nie chcę w tej chwili rozstrzygać, czy owo
12 Wstęp gładkie u dialogików przejście „odpowiadania na..." w „odpo wiadanie za..." jest jedynie jakąś sztuczką magiczną, czy też głę boką prawdą o człowieku. Prawdopodobnie każdy z nas był kiedyś zagadnięty o drogę - „przepraszam, jak dojść najprędzej na dworzec?" - i każdy z nas mógł doświadczyć, że odpowiada jąc na to banalne zagadnięcie stawał się już odpowiedzialny za pytającego, za to, czy trafi on na ten dworzec i czy zdąży na swój pociąg. Żyjąc, odpowiadamy - pozytywnie bądź negatyw nie - na rozmaite zagadnięcia, niektóre z nich posiadają ową osobliwą naturę sprawiającą, że „odpowiadanie na..." staje się właśnie „odpowiadaniem za...". Świat współczesny woła o odpowiedzialność. Nie może to jednak już być owa dotychczasowa negatywna odpowiedzial ność, która patrząc wstecz postrzega jakieś dokonane zło, przy pisuje je człowiekowi i pociąga go do odpowiedzialności. Idzie 0 ukazanie potęgi odpowiedzialności pozytywnej, która patrzy w przyszłość i ukazuje człowiekowi zdane na niego dobro. Rodzące się tu poczucie odpowiedzialności nie ma już charak teru poczucia winy, lecz jest udzielającym mocy poczuciem włas nego zadania, własnej godności i istotności. Filozofia X X wieku, przynajmniej w tej swojej części, która nie porzuciła pytania o człowieka i jego świat, zdaje się kulmi nować w filozofii odpowiedzialności, i to nie zawsze w ramach świadomego artykułowania nowego paradygmatu myślowego. Nie tylko bowiem wewnętrzny rozwój samej filozofii, ale i dra matyczne wydarzenia minionego stulecia sprawiły, iż pojęcie 1 fenomen odpowiedzialności znalazły się w centrum zaintere sowania. Kiedy jednak spora część piszących o odpowiedzial ności przyjmuje jej zdroworozsądkowe rozumienie, za problem uznając jedynie ustalanie: kto, za co i przed kim miałby być odpowiedzialny, to pojawiający się w X X wieku autentyczni filozofowie odpowiedzialności świadomi są tego, że - jak już zostało powiedziane - ciągle nie wiemy jeszcze, czym jest od powiedzialność. Przekraczają zatem oni horyzont zdroworoz sądkowej wykładni i doprowadzają do nowej problematyzacji pojęcia odpowiedzialności. Książka niniejsza jest próbą wyszukania, przedstawienia i zrozumienia istotnych filozofów odpowiedzialności, jacy po-
Wstęp 13 jawili się w X X wieku. Droga, którą w niej przebywamy, nie jest utartym szlakiem. Będzie trzeba mówić niekiedy o filozo fach mało znanych, źle poznanych i zapoznanych, o filozo fach, którzy stawiali problem odpowiedzialności zbyt rady kalnie, by mogli być przez swych współczesnych dobrze ro zumiani. Będzie trzeba też niekiedy pytać o odpowiedzialność filozofów, którzy dotychczas nie bywali rozpoznawani jako filozofowie odpowiedzialności, którzy sami wprost niewiele o niej mówili, choć podskórnie przenikała ona ich myślenie. Jak już napomknąłem, owi filozofowie odpowiedzialności filozofowali w pojedynkę, niemal nic o sobie nie wiedząc. Jest przeto zadaniem tej książki doprowadzić ich do wzajemnej roz mowy. Zmaganie się z problemem wymaga wspólnoty filozo fów, wspólnoty problemowej. Przytomny czytelnik, jeśli auto rowi powiódł się jego zamysł, może stać się więc mediatorem takiej rozmowy. Rozmowa ta winna być prowadzona dalej. Na temat prawdy i na temat wolności napisano już tysiące trakta tów. Wśród nich znajdują się dzieła, z których człowiek uczył się, czym jest prawda i czym jest wolność, jak również dzieła, które ukazywały istotne związki prawdy z wolnością. Myślenie o odpowiedzialności jako o podstawowym pojęciu filozoficz nym dopiero się zaczyna. Dzieła, które ukażą nam, czym jest człowiek, czym jest prawda, czym jest wolność, postrzegane w perspektywie istotowej odpowiedzialności, dopiero powsta ją. Pamiętajmy: paradygmat odpowiedzialności, paradygmat drugiej osoby, nie tylko nie znosi paradygmatu trzeciej osoby, czyli paradygmatu prawdy, ani paradygmatu pierwszej osoby, czyli paradygmatu wolności, ale pozwala je lepiej zrozumieć, uwalniając je od grożących im jednostronności.
Rozdział I ODPOWIEDZIALNOŚĆ JAKO PODSTAWOWE ODNIESIENIE CZŁOWIEKA DO ŚWIATA Nie wiemy, że nie wiemy, czym jest odpowiedzialność. Py tamy o podmiot odpowiedzialności, pytamy, za co jest on od powiedzialny, przed kim jest odpowiedzialny, ale to, co miało by znaczyć samo bycie odpowiedzialnym, zdaje się nam samo przez się zrozumiałe. W czasach kiedy filozofowie rezygnują z głębszego wnikania w problemy filozoficzne, próbujemy wy kładać pojęcie odpowiedzialności i niezwykły jego awans w fi lozofii współczesnej z pomocą zdrowego rozsądku. W czasach „angielskiej choroby" filozofii próbujemy drugorzędną litera turą anglosaską (trzeba śpiewać „po angielsku", jeśli marzy się o większej karierze) zastąpić tradycję filozoficzną, przez co w re zultacie ją zapoznajemy. Jak wcześniej wydarzyło się to z pojęciem wolności, tak w X X wieku pojęcie odpowiedzialności stało się pojęciem ściś le filozoficznym. Bez niego próba ontologicznego opisania bytu ludzkiego jest już dzisiaj niemożliwa: „być człowiekiem, to właś nie być odpowiedzialnym"1 . Związanie człowieka z jego Na przeciw posiada strukturę odpowiedzialności. „Odpowiedzial ność jest pępowiną łączącą nas ze światem"2 . By odpowiedzial ność tę zrozumieć, trzeba wykroczyć poza jej prawną czy moralną wykładnię. Współczesnego znaczenia pojęcia odpo- 1 A. de Saint-Exupery, Ziemia, planeta ludzi, tłum. W. i Z. Bieńkowscy, Warsza wa 1964, s. 117. 2 M. Buber, motto do jego książki Die Frage an den Einzelnen, podpisane P. B. (prawdopodobnie Paula Winkler-Buber).
16 Rozdział pierwszy wiedzialności nie można też trafnie uchwycić i oszacować, nie zagłębiając się w jego filozoficzne źródła. Znamienne wyda rzenia wewnątrz filozofii XIX wieku i czasu międzywojnia, jak również wstrząsające doświadczenia historii dwudziestowiecz nej zbiegają się i kulminują w nowym doświadczaniu i pojmo waniu odpowiedzialności. 1. PODSTAWOWE ROZRÓŻNIENIA - PRZYGOTOWANIE ANALITYCZNE Jeśli mówi się o odpowiedzialności, nieuchronnie wprowa dza się pewne założenia: wyróżnia się podmiot odpowiedzial ności, jej przedmiot oraz instancje, które miałyby przynależeć do samej istoty odpowiedzialności. Ciągle toczone są dyskusje wokół problemu podmiotu odpowiedzialności. Równie często dyskutowany jest problem przedmiotu odpowiedzialności. Ciąg le wywołują spory owe rozmaite instancje odpowiedzialności: ewentualna instancja nakładająca odpowiedzialność, trybunał i egzekutor. Przyjmijmy hipotetycznie, że wszystkie te proble my znalazły swe ostateczne rozwiązania i że wiemy już, jak mają się sprawy zarówno z podmiotem i przedmiotem odpowiedzial ności, jak i z jej domniemanymi instancjami. Pytamy teraz: czy wraz z tym wiemy już naprawdę, czym jest odpowiedzialność sama, co znaczy być odpowiedzialnym? Nie, tego jak nie wie dzieliśmy, tak i nadal nie wiemy. Odpowiedzialność jest zapew ne relacją, pewnego rodzaju związaniem. Czy znamy istotę tego związania, kiedy rozpoznaliśmy już człony, które ono wiąże? Czy rozumiemy, na przykład, czym jest miłość, kiedy dowia dujemy się, że Adam kocha Ewę? W pytaniach o podmiot od powiedzialności, o jej przedmiot, jak i o jej instancje, istota od powiedzialności albo jest już z góry rozstrzygnięta i założona, albo jej nieznajomość pozostaje w ogóle nieuświadomiona. Pytania te są pytaniami o strukturę odpowiedzialności, jednakże struktura ta nie jest identyczna z istotą odpowiedzialności. Powiadamy o kimś: on jest odpowiedzialny, o kimś innym zaś: on jest nieodpowiedzialny, i mówiąc tak mamy na myśli pewną pozytywną bądź negatywną kwalifikację charakteru czy
Odpowiedzialność jako podstawowe odniesienie człowieka do świata 17 osoby. Kwalifikacje takie można - w konsekwencji określone go sposobu postępowania - nabyć, ale można je też utracić. Odpowiedzialność (a ściślej: odpowiedzialnościowość3 ) jako pewna możliwa do nabycia cecha charakteru jest wtórnym, po wierzchniowym fenomenem odpowiedzialności. Co wobec tego jest tu pierwotne? By nabyć kwalifikację bycia odpowiedzial nym, trzeba wpierw spełniać określone akty. Myślę przede wszystkim o takich aktach, jak: uświadamianie sobie własnej odpowiedzialności, poczuwanie się do niej i podejmowanie jej. Jedynie w konsekwencji spełniania tych aktów stajemy się - w wyżej wskazanym sensie - odpowiedzialni, tzn. przyswaja my sobie cechę odpowiedzialności. Owa sfera aktów poprze dza przeto nabywaną odpowiedzialnościowość. Podstawowym momentem wszystkich wymienionych aktów jest ich skierowanie na odpowiedzialność, ale na odpowiedzial ność właśnie, a nie na ową „odpowiedzialnościowość" charak teru. Poczucie odpowiedzialności czy podjęcie odpowiedzial ności jako określone akty kierują się nie na przyszłą, możliwą do nabycia cechę charakteru, a więc nie na „odpowiedzialno ściowość", lecz na odpowiedzialność stale już obecną. Odpo wiedzialność, którą domniemywają te akty, jest wcześniejsza niż owa odpowiedzialnościowość. W akcie uświadamiania so bie swojej odpowiedzialności staję się świadomym nie możli wej przyszłej mej cechy, lecz pewnego związania, które już z góry wiąże mnie z mym Naprzeciw. I ta pierwotna odpowiedzial ność pozostaje absolutnie niezależna od tego, czy spełniam odpowiednie akty czy też nie, niezależna więc od tego, czy so- 3 Analizując fenomen odpowiedzialności, konieczne będzie operowanie dwoma terminami posiadającymi ten sam temat. W jednym przypadku chodzić powinno o rze czownik utworzony od czasownika „odpowiadać" (niem. słowo Verantwortung - od powiedzialność, utworzone od verantworten - odpowiadać), a w drugim przypadku o rzeczownik utworzony od przymiotnika „odpowiedzialny" (niem. słowo Verantwor- tlichkeit - odpowiedzialność, utworzone od verantwortlich - odpowiedzialny). Ponie waż termin „odpowiedzialność" funkcjonuje w języku polskim w znaczeniu właści wym dla przypadku pierwszego i nie sposób już wprowadzić w jego miejsce terminu „odpowiadanie", decyduję się używać - tam, gdzie to konieczne - dla przypadku dru giego terminu „odpowiedzialnościowość" (por. np. Ingardenowskie rozróżnienie mię dzy „sprawiedliwością" i „sprawiedliwościowością" - R. Ingarden, Wykłady z etyki, Warszawa 1989, s. 305 i 307).
18 Rozdział pierwszy bie ją uświadamiam czy nie, czy uświadamiając ją sobie poczu wam się do niej czy nie, czy poczuwając się do niej podejmuję ją czy nie. Jako ten, który tą odpowiedzialnością jest związany, j e s t e m odpowiedzialny. Jako ten, który tę odpowiedzialność rzeczywiście podejmuje, mogę s t a ć się odpowiedzialny. Jed nakże s t a ć się odpowiedzialny bądź nieodpowiedzialny mogę jedynie dlatego, że już j e s t e m odpowiedzialny. Nie bę dzie tedy żadnym paradoksem, jeśli powiemy, że tylko odpo wiedzialny może stać się nieodpowiedzialny, i kiedy już stanie się on nieodpowiedzialny (w owym wtórnym sensie), nadal będzie pozostawał odpowiedzialny (w sensie pierwotnym). Czym jest ta odpowiedzialność, która istnieje wcześniej i cał kowicie niezależnie od tego, jak postępuję? Wszelka pretendu jąca do bycia filozoficzną próba jej zrozumienia musi odrzucić wiele uprzedzeń i uproszczeń utrwalonych przez obiegową wykładnię odpowiedzialności. Nade wszystko musi zostać do strzeżona i właściwie pojęta zasadnicza różnica między odpo wiedzialnością (responsio) a przypisaniem (czy poczytaniem - imputatio). Trzeba zdecydowanie zerwać z negatywnym do świadczaniem i wykładaniem odpowiedzialności, które swą oczywistość czerpią z praktyki „czynienia odpowiedzialnym" i „pociągania do odpowiedzialności". Czynić odpowiedzialnym czy pociągać do odpowiedzialności można zarówno tego, któ ry rzeczywiście pozostaje w owym związku odpowiedzialnoś ci, jak i tego, który wcale w nim nie pozostaje. Akty czynienia odpowiedzialnym i pociągania do odpowiedzialności mają sta tus możliwych wydarzeń społecznych i zgoła nie przynależą do istoty odpowiedzialności jako ontologicznej charakterystyki bytu ludzkiego. Człowiek znajduje się w stosunku odpowie dzialności nie dopiero jako sprawca określonego czynu, lecz jako człowiek; rozstrzygający jest tu nie charakter dokonanego przezeń czynu czy jego zaniechania, lecz samo usytuowanie człowieka w bycie. Próba filozoficznej wykładni tej ontologicznie rozumianej odpowiedzialności nie może się powieść bez przeprowadzenia dyskusji z tradycją filozoficzną.
Odpowiedzialność jako podstawowe odniesienie człowieka do świata 19 2. PRZYGOTOWANIE HISTORYCZNE: S0REN KIERKEGAARD I FRYDERYK NIETZSCHE Problem odpowiedzialności przynależy do filozoficznej an tropologii, do ontologii bytu ludzkiego i nie może być owoc nie rozważany poza nimi, nie może być sytuowany jako pro blem filozoficznego marginesu. Dlatego chybiona musi się oka zać każda próba wykładania odpowiedzialności poza filozofią i jej historią. Naszą dyskusję nad pojęciem odpowiedzialności jako pojęciem ściśle filozoficznym rozpocząć powinniśmy od Sorena Kierkegaarda i Fryderyka Nietzschego4 . I W drugim tomie swojego dzieła Albo-albo przedstawia Kier- kegaard owego Pojedynczego mającego dość odwagi, by „wy brać siebie samego" jako tego, który pozostaje w ścisłej więzi z rzeczywistością i za wszystko jest odpowiedzialny. „Pierwszym skutkiem wyboru - pisze - jest totalne wyodrębnienie się, izo lacja. Wybierając bowiem samego siebie, wyizolowuję siebie z moich stosunków ze światem, aż do zakończenia tego proce su w abstrakcyjnej tożsamości"5 . Gdyby jednak ten wybór, by samemu wybierać siebie, jedynie do tego miał się ograniczać, to człowiek nie wybierałby siebie konkretnie, lecz czysto abs trakcyjnie. Dlaczego? Kierkegaard pisze: „W chwili dokony wania wyboru człowiek znajduje się w stanie absolutnej izola cji, ponieważ niejako wyizolowuję siebie z otoczenia"6 . I jeśli teraz braknie pewnego ogniwa napoczętego procesu, jeśli wy bieranie wybierania narcystycznie ugrzęźnie w „abstrakcyjnej tożsamości", to miast autentycznego wybrania siebie samego, będziemy mieli do czynienia jedynie ze „zdradą świata", „zdra- 4 Por. np. następującą uwagę Georga Pichta: „Pojęcie odpowiedzialności staje w centrum zainteresowania dopiero u tych dwóch myślicieli, którzy najgłębiej doświad czyli kryzysu metafizyki: w kontekście teologicznym u Kierkegaarda, zaś jako pojęcie filozoficzne u Nietzschego" (G. Picht, Gescbichte und Gegenwart, Stuttgart 1993, s. 77). 5 S. Kierkegaard, Albo-albo, t. II, tłum. K. Toeplitz, Warszawa 1976, s. 325. 6 Tamże, s. 341.
20 Rozdział pierwszy dą ludzi, z którymi jest się związanym"7 . Jakiegoż to ogniwa miałoby tu zabraknąć? „Z chwilą, z którą osobowość w rozpa czy odnalazła samą siebie, dokonała absolutnego wyboru sa mej siebie i wyraziła żal ze swojego powodu - z tą chwilą czło wiek otrzymał samego siebie jako zadanie uwarunkowane wiecz ną odpowiedzialnością"8 . Brakującym ogniwem okazuje się skrucha, „skrucha bowiem doprowadza jednostkę do nawiąza nia najgłębszych i najściślejszych więzi z otaczającym ją świa tem"9 . Bez skruchy człowiek nie „otrzymuje siebie samego", bez niej nie wybiera siebie „etycznie", a zatem nie wybiera „ab solutnie". „Wybrać siebie etycznie - twierdzi Kierkegaard - można tylko żałując swoich błędów, żałując samego siebie i tyl ko w ten sposób człowiek się konkretyzuje i tylko jako kon kretna jednostka jest jednostką wolną (...) i dopiero wówczas człowiek w całej swojej izolacji znajduje się w koniecznej więzi z rzeczywistością, do której przynależy"10 . Dla zrozumienia miejsca, w którym pojawia się w egzysten cji Pojedynczego odpowiedzialność, jak i dla zrozumienia jej ontologicznej rangi jest to punkt rozstrzygający. Powinniśmy go uchwycić możliwie najwyraźniej. Z jednej strony, „wybór samego siebie jest tożsamy z wyrażeniem żalu i skruchy z po wodu samego siebie"1 1 , z drugiej zaś, „człowiek skruszony, wybierając siebie samego, staje się aktywny, ale nie zmierza w swej aktywności ku odosobnieniu, ku izolacji, lecz w kierun ku zadzierzgnięcia więzi, ku ciągłości"12 . Człowiek ten wybiera siebie zawsze w jakimś związku, w jakimś istotnym dla siebie powiązaniu. Prawdziwie konkretnym wyborem jest, według Kierkegaarda, taki wybór, „dzięki któremu wycofując się nieja ko ze świata, umieszczam siebie w tejże chwili z powrotem w nim. Jeśli bowiem wyrażając skruchę wybieram siebie same go, wówczas koncentruję się na całym swoim etycznym i kon- 7 Por. tamże, s. 332. 8 Tamże, s. 369. 9 Tamże, s. 326. 1 0 Tamże, s. 336-337. 1 1 Tamże, s. 337. 1 2 Tamże, s. 351.
Odpowiedzialność jako podstawowe odniesienie człowieka do świata 21 kretnym istnieniu - i dzięki takiej ucieczce z doczesności pozo staję z nią w jak najściślejszej więzi"1 3 . Przed nami jeszcze jeden krok, i to rozstrzygający. Zrozu miałe już powinno być, że człowiek, który nie wybrał siebie samego czy też wybrał siebie jedynie abstrakcyjnie, „nie zadzierz gnął więzi z rzeczywistością"1 4 . Natomiast człowiek, który wybrał siebie prawdziwie, a zatem i etycznie, „przyjął w spo sób istotny odpowiedzialność za wszystko, co go dotyczy"15 . Toteż „każdemu jego działaniu towarzyszy świadome poczucie własnej odpowiedzialności"16 , odpowiedzialności, w której jest on „odpowiedzialnym osobiście przed sobą" i „wobec porząd ku rzeczy"1 7 . Pojedynczy jest obciążony tą „straszliwą odpo wiedzialnością", ale - z drugiej strony - „dopiero odpowiedzial ność zapewnia błogosławieństwo", dopiero ona „daje we wnętrzną pewność i radość"1 8 . Odpowiedzialność, o której myśli Kierkegaard, nie jest od powiedzialnością prawną czy moralną. Nie ma ona nic wspólne go z odpowiedzialnością jako przypisaniem czy poczytaniem (im- putatio). Jej podstawę stanowi związanie, „zobowiązująca więź", wiążące człowieka z jego światem. Aby stać się świadomym tej odpowiedzialności, nie można pogrążać się w anonimowości tłu mu. Tłum oznacza zawsze nieodpowiedzialność. By przeto do stawać do tej odpowiedzialności, trzeba podjąć ryzyko stania się Pojedynczym, tzn. trzeba wybrać samego siebie i będąc owym izolowanym Pojedynczym, pojąć siebie jako związanego i odpo wiedzialnego. Tak zinterpretowana odpowiedzialność przynale ży do egzystencjalnego uposażenia człowieka, aczkolwiek nie każdy ją jednak rozumie i nie każdy też ją podejmuje19 . 1 3 Tamże, s. 338; por. też: „Stąd do wybrania samego siebie niezbędna jest odwa ga; w tejże chwili, w której się bowiem wydaje, że człowiek wybierający siebie wyizo lowuję się najbardziej, w tejże chwili wiąże się z tym źródłem, dzięki któremu jest po wiązany z całością" (tamże, s. 291). 1 4 Por. tamże, s. 340. 1 5 Tamże, s. 355. 1 6 Tamże, s. 337. 1 7 Por. tamże, s. 354. 1 8 Tamże, s. 113. 1 9 Bardziej rozwiniętej interpretacji wątku odpowiedzialności w myśli Sorena Kier kegaarda poświęcony jest trzeci rozdział mej książki Ontologizacja odpowiedzialności. Analityczne i historyczne wprowadzenie w problematykę, Kraków 1996, s. 45-59.
22 Rozdział pierwszy II Myślenie Fryderyka Nietzschego o odpowiedzialności przed stawia się nam jako labirynt, którego ofiarą - wydaje się - padł sam filozof. Jednakże to, co Nietzsche zdołał o odpowiedzial ności pomyśleć, po dziś dzień pozostaje dla nas wyzwaniem. Chociaż odpowiedzialność nie stanowiła oddzielnego tematu jego filozofowania, przeżywał on już w XIX wieku niepokój nowej, dotąd nieznanej odpowiedzialności i ślady zmagań z tym problemem dają się w pozostawionych przezeń pismach wy śledzić. Dobrze znana jest Nietzschego „nauka o zupełnej niewin ności i nieodpowiedzialności każdego". Daleko nam jednak do tego, by naukę tę w pełni rozumieć i by z myślenia Nietzsche go o odpowiedzialności wyciągnąć właściwe wnioski. Filozof pisał: „Nikt nie jest odpowiedzialny za swoje czyny, nikt za swoją istotę; sądzić jest to samo, co być niesprawiedliwym. Jest to też prawdą i wtedy, kiedy indywiduum sądzi samo siebie. Zdanie to jest jasne jak światło słoneczne"2 0 . Jednakże przez tę „nieodpowiedzialność" myśli on tu coś na wskroś pozytywne go, chce „nieodpowiedzialność obrócić w to, co pozytywne"21 , myśli o uwolnieniu: „Iż nie czyni się już odpowiedzialnym ni kogo (...) to d o p i e r o j e s t w i e l k i m w y z w o l e n i e m , przez to dopiero odzyskuje stawanie się swą n i e - w i n n o ś ć"2 2 . Podstawą odpowiedzialności, której Nietzsche zaprzecza, jest instynktowna „chęć znalezienia kogoś winnym" i „czynienia odpowiedzialnym". Teoretycznym uprawnieniem owego „czy nienia odpowiedzialnym" jest pojęcie wolnej woli - „najbezec- niejsza sztuczka teologów, zmierzająca do tego, by w ich zna czeniu uczynić ludzkość »odpowiedzialną«, to znaczy, od 2 0 F. Nietzsche, Samtliche Werke. Kritische Studienausgabe in 15 Einzelbanden, red. G. Colli i M. Montinari, Munchen, Berlin/New York 1988 (dalej jako KSA),1. 2, s. 64; tłum. pol.: Ludzkie, arcyludzkie, tłum. K. Drzewiecki, Warszawa 1910 (dalej jako LA), s. 67. Jeżeli zacytowany fragment nie zgadza się z polskim przekładem, oznacza to, że autor uznał za pożądane tłumaczenie poprawić czy w ogóle zmienić. 2 1 Por. KSA 10, s. 235. 2 2 KSA 6, s. 96-97; tłum. pol.: Zmierzch bożyszcz, tłum. S. Wyrzykowski, War szawa 1909 (dalej jako ZB), s. 49-50.
Odpowiedzialność jako podstawowe odniesienie człowieka do świata 23 n i c h zależną"2 3 . Intencją Nietzschego jest obnażyć całą tę „psychologię czynienia odpowiedzialnym" i uwolnić człowie ka od sędziów-uzurpatorów. Przykładem na takie „czyste i wyszlachetniające uczucie głę bokiej nieodpowiedzialności"24 jest, wedle Nietzschego, Jezus Chrystus, który nauczał, by „nie sądzić", „nie czynić odpowie dzialnym", i sam osiągnął „pełne poczucie bezgrzeszności, nie odpowiedzialności zupełnej"2 5 . Porzucenie wiary we własną odpowiedzialność oznaczało by dla człowieka „ p o s t ę p i w y j ś c i e z b a r b a r z y ń stwa"2 6 . Błogie uczucie niewinności („Wybacz sobie swoje własne ja"2 7 ), pełne poczucie nieodpowiedzialności („Nie je steśmy odpowiedzialni za naszą istotę"2 8 ) i niezależności („poza wszelką pochwałą i przyganą, niezależny od wszelkiego Ongiś i Dziś"2 9 ) określają stan, który Nietzsche nie zawaha się na zwać „szczęściem nieodpowiedzialności"30 . Mimo to nauka o zupełnej nieodpowiedzialności człowie ka ciągle niepokoi, a nawet przeraża. Nietzsche sam pyta te raz: „Cóż stanie się z człowiekiem bez owego uczucia »jestem odpowiedzialny« ? "3 1 . Zanim podejmiemy próbę znalezienia odpowiedzi na posta wione pytanie, ustalmy, kto dokładnie, za co i przed kim miałby być „nieodpowiedzialny". Podmiotem odpowiedzialności, któ rej Nietzsche zaprzecza, jest „każdy" (Jedermann). Jej przedmiot posiada ogólny charakter winy. Ponieważ zaś podstawę tej od powiedzialności stanowi praktyka „czynienia odpowiedzialnym", ów czyniący człowieka odpowiedzialnym staje się jednocześnie jego sędzią, pełni funkcję trybunału. Nietzschego „nie" wobec tej odpowiedzialności jest przeto potrójne: „nie" wobec pod- * 6 KSA% f 3 2 2 ; 4 t ł u m . pol.: Jutrzenka, tłum. S. Wyrzykowski, Warszawa 1912 (dalej jako / ) , s. 397. 2 5 Por. KSA 2, s. 140 (LA, s. 161), oraz KSA 13, s. 176. 2 6 Por. KSA 9, s. 571. 27 KSA 2, s. 235 (LA, s. 284). 2 8 KSA 12, s. 158. 2 9 Por. KSA 11, s. 553. 3 0 Por. tamże, s. 197. 31 KSA 9, s. 601.
24 Rozdział pierwszy miotu pojmowanego jako „każdy", „nie" wobec przypisywanej człowiekowi winy (a więc także „nie" wobec „wolnej woli") i „nie" wobec wszelkich trybunałów („nie będzie już dla ciebie żadnego odpłatcy, żadnego poprawiciela w ostatniej instancji"32 ). Odpowiedzialność, której Nietzsche zaprzecza, jest typową od powiedzialnością negatywną, która patrzy wstecz, zakłada ja kieś uczynione zło i grozi sankcją. Poczucie odpowiedzialności staje się tu przeżyciem negatywnym, ściśle spokrewnionym z po czuciem winy i z uczuciem zależności. Ową zupełną nieodpowiedzialność każdego za jego działa nie i jego istotę nazywa Nietzsche „najbardziej gorzką kroplą, jaką poznający musi przełknąć, jeżeli był przyzwyczajony dy plom szlachectwa swego człowieczeństwa widzieć w odpowie dzialności i obowiązku"33 . Jeśli jednak ktoś już tę kroplę prze łknął, może zaryzykować „doniosłe rozstrzygnięcie": „Już ża den bóg, żaden człowiek n a d e mną! Instynkt tworzącego, który wie, gdzie rękę przykłada. Wielka odpowiedzialność i niewinność"3 4 . I w ten sposób docieramy do nowej, mniej znanej „nauki" Nietzschego, nauki o „wielkiej odpowiedzialności" człowieka, tej odpowiedzialności, która staje teraz obok „niewinności" w miejsce tamtej, wyżej opisanej, „zupełnej nieodpowiedzial ności". Czy miałoby to oznaczać, że Nietzsche zmienił swój pogląd? Nie. Nauka o zupełnej nieodpowiedzialności zacho wuje swą ważność. Na jej gruncie powstaje nauka nowa, nowa wiedza, nowa świadomość: „Dumna świadomość nadzwyczaj nego przywileju o d p o w i e d z i a l n o ś c i , świadomość tej rzadkiej wolności"3 5 . Nie ma wolnej woli, ale jest rzadka wol ność ducha. Wolność ta nie jest jednak wolnością dla „każde go". „Z wolnością ma się sprawa tak jak ze zdrowiem: jest in dywidualna"36 i może zostać udzielona jedynie „człowiekowi 3 2 KSA 3, s. 527; tłum. pol.: Wiedza radosna, tłum. L. Staff, Warszawa 1911 (da lej jako WR), s. 231. 3 3 KSA 2, s. 103 (LA, s. 116). 3 4 KSA 11, s. 160. 35 KSA 5, s. 294; tłum. pol.: Z genealogii moralności, tłum. L. Staff, Warszawa 1913 (dalej jako GM), s. 61. 36 KSA 8, s. 294.