dareks_

  • Dokumenty2 821
  • Odsłony699 601
  • Obserwuję399
  • Rozmiar dokumentów32.8 GB
  • Ilość pobrań344 154

Knopp G. Tajemnice XX wieku

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :36.7 MB
Rozszerzenie:pdf

Knopp G. Tajemnice XX wieku.pdf

dareks_ EBooki Tajemnicze
Użytkownik dareks_ wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 189 osób, 155 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 363 stron)

Guido Knopp TAJEMNICE XX WIEKU Współpraca: Alexander Berkel, Stefan Brauburger, Christian Deick, Friederike Dreykluft, Anja Greulich, Rudolf Gültner, Peter Hartl, Annette von der Heyde, Sönke Neitzel, Patrick Obrusnik, Karl-Walter Reinhardt, Friedrick Scherer, Mario Sporn, Anette Tewes Dokumentacja: Annette von der Heyde, Mario Sporn Z niemieckiego przełożyła Barbara Ostrowska jCX Świat Książki

Spis treści Słowo wstępne .......................................................................................... 9 1901 Sekret królowej Wiktorii ........................................................................... 13 1907 Legenda Rasputina.................................................................................... 25 1914 Jak doszło do I wojny światowej............................................................. 35 1933 Materiały córek Hammersteina ............................................................. 47 1937 Ostatni lot „Hindenburga” ......................................................................... 59 1938 Zabójcze milczenie Magdy Goebbels........................................................ 71 1938 Tajemnica aktora Heinza Riihmanna ...................................................... 81 1938 Neckermann - to nie tylko udany u rlop .................................................. 91 5

1939 Kłopotliwi krewni Hitlera 103 1939 IBM pomocnikiem Hitlera...................................................................... 117 1941 Fanta i naziści ......................................................................................... 129 1941 Legenda o wojnie prewencyjnej ............................................................. 139 1942 Tajemnica U 166 ...................................................................................... 151 1944 Prawda o Nemmersdorfie........................................................................ 163 1944 Legenda o „cudownej broni” ................................................................... 175 1945 Niemieccy „kamikadze” .......................................................................... 187 1945 Koniec Hitlera .......................................................................................... 199 1945 Czerwona flaga na Reichstagu ............................................................... 211 1946 Reinhard Gehlen - „szpieg stulecia” ..................................................... 221 1948 Cud marki niemieckiej............................................................................ 235 1953 Zryw ku wolności...................................................................................... 249 6

1962 Odliczanie do III wojny światowej 263 1963 Zabójstwo Johna F. Kennedyego........................................................... 277 1964 Ścigany dr Kimble.................................................................................... 289 1967 Kto zdradził Che Guevarę? ..................................................................... 299 1974 Upadek Willy’ego Brandta....................................................................... 311 1986 Spisek Stasi ............................................................................................. 323 1990 Do puczu nie doszło ................................................................................ 335 Wykaz tekstów .......................................................................................... 349 Bibliografia............................................................................................... 351 Źródła ilustracji........................................................................................ 358 Indeks osób............................................................................................... 359

Słow o w stępne Detektywi historii - to nasi reporterzy. Czy szukają zaginionego od kil­ kudziesięciu lat tajnego orzeczenia o pochodzeniu Hitlera, czy biorą pod lupę enerdowskie służby bezpieczeństwa jako sprawców katastro­ fy ekologicznej w zakładach Sandoz w 1986 roku, czy odkrywają tajem­ nicę dokumentów panien Hammerstein, które już w lutym 1933 roku ujawniły wojownicze plany Hitlera, czy ruszają po śladach radzieckich generałów, autorów planowanego już w 1990 roku na Gorbaczowa za­ machu, który zapewne udaremniłby zjednoczenie Niemiec - tak czy inaczej, każda dobra historia zaczyna się od katorżniczej pracy, nie tyl­ ko żmudnego szperania w archiwach, lecz także intensywnych rozmów ze świadkami epoki i świadkami naocznymi. Tylko w ten sposób można niekiedy uchylić zasłony znad niektó­ rych mitów i legend minionego X X wieku. To fascynujące i poruszają­ ce stulecie jest rzeczywiście bogate w zagadkowe przypadki historii. Bo niewątpliwie było to stulecie, które pokazało ludzkości jej najgor­ sze i najwspanialsze możliwości. Stulecie kontrastów: Hitler i matka Teresa, Stalin i Beatlesi, Auschwitz i lądowanie na Księżycu. Pokaza­ ło, czym może być ta piękna, błękitna planeta, jeśli rządzą nie tylko odwaga i naukowy rozsądek, lecz także człowieczeństwo i miłość. Ale pokazało również, do czego ludzkość technicznie i moralnie jest zdol­ na: jest zdolna do wszystkiego - do samozagłady też. Wiele dotychczas nieznanych i tajemniczych historii kryjących się za dziejami tego fascynującego i strasznego stulecia zasługuje na zba­ danie i wyjaśnienie. 9

Wymieńmy trzy przykłady, niezupełnie przypadkiem związane ze Związkiem Radzieckim. Na byłym supermocarstwie zawsze można było polegać, jeśli chodzi o tajemnice i mity. Weźmy sprawę Sandoz - bezprecedensowej katastrofy ekologicznej. W nocy na 1 listopada 1986 roku w zakładach chemicznych pod Bazyleą eksplodowała hala magazynowa. Trzynaście milionów litrów skażonej wody, którą ga­ szono pożar, spłynęło do Renu razem z niebezpiecznymi chemikalia­ mi - łącznie z 200 kilogramami wysoce toksycznej, czystej rtęci. Naj­ częściej opiewana niemiecka rzeka przybrała miejscami kolor krwi- ście czerwony, na wiele lat niemal całkiem zamarło w niej życie. Kto zawinił? Przez sześć lat władze szwajcarskie szukały przyczyn kata­ strofy - bez rezultatu. Czternaście lat później nasi reporterzy skłonili do mówienia czło­ wieka, który musiał coś wiedzieć - Vincent Cannistraro, były szef wy­ działu CIA do walki z terroryzmem, wyjawił to, co po upadku Związku Radzieckiego zdradził mu oficer KGB w Moskwie: wypadek w zakła­ dach chemicznych Sandoz był aktem terroryzmu państwowego, wy­ myślonym przez radzieckie tajne służby KGB i przeprowadzonym przez Stasi, służbę bezpieczeństwa NRD. Cannistraro: „Stasi działała na polecenie KGB. Rosjanie chcieli od­ wrócić uwagę od katastrofy w Czarnobylu, za którą ich krytykowano” . Katastrofa radzieckiego reaktora wydarzyła się w kwietniu 1986 roku - i stała się punktem zwrotnym w historii powszechnej, który Związek Radziecki mimo głasnosti chętnie by utajnił. Zupełnie inaczej niż w wypadku innego historycznego zwrotu - w 1945 roku. Niektóre zwroty historii potrzebują bowiem symboli o wa­ dze mitu. Jeśli rzeczywistości niedostaje, w sukurs pożądanemu mito­ wi muszą przyjść profesjonaliści. Tak też było z fotograficzną ikoną zwycięstwa w II wojnie światowej. Powstała 2 maja 1945 roku. Berlin skapitulował, Hitler już dwa dni wcześniej zastrzelił się w swoim bun­ krze. Ale sam martwy tyran nie wystarczał, tym bardziej że jego szcząt­ ków nie można było znaleźć ani pokazać. Przybyły poprzedniego dnia fotograf Jewgienij Chałdiej był profesjonalistą i wiedział, że legendy trzeba starannie przygotować. Wieczorem w przeddzień wyjazdu z Mo­ skwy zabrał ze stołówki agencji TASS kilka czerwonych obrusów. Jego wuj, krawiec Izrael Izraelicz Czejicer, jeszcze w nocy je pozszywał, a swoje dzieło opatrzył znakiem sierpa i młota. Przed południem 2 ma­ ja Chałdiej stanął na dachu Reichstagu i nacisnął migawkę. 10

Dlaczego musiał to być akurat Reichstag? Po pożarze w 1933 roku był przecież tak naprawdę pierwszą ruiną po Hitlerze, w gruncie rze­ czy - pohańbionym symbolem niemieckiej demokracji. Ale wtedy ni­ komu to nie przeszkadzało. Potrzebne było symboliczne zdjęcie zwy­ cięstwa - i zrobiono je na poniekąd najbardziej imponującej budowli w środku Berlina. Fakt, że legendarna „czerwona flaga na Reichsta­ gu’’ została uszyta, jak dziś wiemy, przez żydowskiego krawca (a ży­ dowski fotograf zadbał o to, by weszła do historii powszechnej), to je­ den z owych kaprysów historii, które pozwalają mieć nadzieję, że ko­ niec końców jest ona jednak sprawiedliwa. I chyba też taka była u schyłku stulecia - w owym legendarnym ro­ ku między upadkiem muru berlińskiego a niemiecką jednością, kiedy to świat zdawał się wierzyć, że teraz tym Niemcom uda się po prostu wszystko - od mistrzostw świata w piłce nożnej po ponowne zjedno­ czenie. A o mały włos wcale by do tego nie doszło. Latem 1990 roku genera­ łowie Związku Radzieckiego, który utrzymywał w NRD silną Za­ chodnią Grupę Wojsk, porozumieli się z oficerami Narodowej Armii Ludowej NRD, aby zapobiec czemuś, czemu może jeszcze można było zapobiec. Obie grupy miały dość powodów, by zawrzeć „przymierze przegranych” . Enerdowscy generałowie bardzo dobrze wiedzieli, że w wypadku zjednoczenia niemiecko-niemieckiego pójdą - w najlep­ szym razie - na emeryturę, a ich wojsko zostanie dyskretnie rozwiąza­ ne. Radzieccy generałowie obawiali się o swój łup wojenny - o NRD, swoją nagrodę za pokonanie hitlerowskich Niemiec; a ogólnie, że ich dobre życie w NRD się skończy i że, last but not least, Związek Ra­ dziecki nie przetrwa. Ich celem stało się obalenie Gorbaczowa. Plano­ wali zaprosić kremlowskiego przywódcę do NRD, aresztować go, a je ­ go następcą mianować legendarnego marszałka Achromiejewa. Ten się wahał - tak, trzeba pilnie ratować, co jeszcze jest do uratowania. Ale nie w ten sposób. Nie, on nie jest puczystą. Ostatecznie do puczu nie doszło. A jedność niemiecka stała się faktem. Rok później jednak do puczu doszło - z marszałkiem Achromieje- wem. I pucz się nie udał. Nieszczęsny marszałek powiesił się 23 sierp­ nia 1991 roku. Kto późno przychodzi... O takich i jeszcze wielu innych historiach kryjących się za dziejami świata można przeczytać w tej książce.

Od jej imienia wzięła nazwę cała epoka - i pewna postawa: w języku potocznym „wiktoriański" znaczy tyle, co „pruderyjny". Królowa Wiktoria nie prowadziła jednak życia spętanego gorse­ tem konwenansów. Po przedwczesnej śmierci swojego małżon­ ka, księcia Alberta, znalazła pocieszenie w ramionach królew­ skiego koniuszego. Tajemnicę królowej zdradził intymny szczegół z dziennika sir Jamesa Reida, lekarza przybocznego Wiktorii. 1901 Sekret królow ej W iktorii Do historii królowa Wiktoria przeszła jako pucołowata matrona w czerni, ze spiczastym nosem i kwaśną miną. Już za życia ucieleś­ niała w oczach wielu współczesnych ów „fanatycznie pryncypialny” typ kobiet, jakie według francuskiego pisarza Guy de Maupassanta szczególnie „Anglia rodzi w dużej liczbie - uparte, nieznośne stare panny” . Dla potomnych Wiktoria stała się kwintesencją pruderii, a słowo „wiktoriański” - synonimem surowych poglądów moralnych. Dwudziestego drugiego stycznia 1901 roku wielka stara dama umarła w ramionach swego wnuka Wilhelma II, cesarza Niemiec, pozostawia­ jąc po sobie tajemnicę, w żaden sposób niepasującą do legendy o wdo­ wie wyzbytej radości. Wiktoria zasiadła na tronie, gdy miała zaledwie 18 lat. Przez 64 lata swoich rządów przekształciła brytyjskie imperium kolonialne w świa­ towe mocarstwo. Jako „królowa Wielkiej Brytanii i Irlandii” oraz „ce­ sarzowa Indii” panowała pod koniec życia nad jedną czwartą ludności świata. W żadnej ze swych dalekich kolonii jednak nie była, tylko ma­ tą sąsiednią wyspę, niepokorną Irlandię, odwiedziła na krótko przed śmiercią. Dzieciństwo miała Wiktoria surowe i bezpieczne, a wychowanie odebrała niemieckie. Angielski nie był jej ojczystym językiem i do końca życia mówiła z akcentem. „I will be good!” - ślubowała już jako dziecko, gdy po raz pierwszy usłyszała, jaką przyjdzie jej odegrać rolę .On jest aniołem” - królowa Wiktoria i jej małżonek, książę Albert, 1851 rok 13

„Matrona z kwaśną miną” - Wiktoria zapadła w zbiorową pamięć jako surowa wdowa w czarnej sukni w Anglii. Wuj Wiktorii, król Wilhelm IV, zmarł niedługo po jej 18. uro­ dzinach, w 1837 roku, z największym trudem i dzięki wysiłkom leka­ rzy doczekawszy, aż jego bratanica osiągnie pełnoletność, nie chciał bowiem dopuścić, by regencję objęła jej ambitna niemiecka matka, księżniczka Wiktoria von Sachsen-Coburg-Saalfeld. Młoda królowa szybko odnalazła się w nowej roli. W dzienniku, który prowadziła od najmłodszych lat, upewniała samą siebie: „Je­ stem bardzo młoda i może niedoświadczona w wielu sprawach, ale nie we wszystkich; pewna jednak jestem, że tylko nieliczni mają wię­ cej dobrej woli i rzeczywiście silniej niż ja pragną czynić to, co dobre i słuszne” . Jedną z pierwszych jej urzędowych czynności było wyprowadzenie własnego łóżka ze wspólnej sypialni z matką, z którą od urodzenia dzieliła pokój. Wiktoria pragnęła się nacieszyć świeżo uzyskaną nie­ zależnością, w żadnym razie nie chciała się wiązać zbyt wcześnie: 14

Albert jest naprawdę zupełnie czarujący i nader przystojny. [...] Moje serce go pragnie. Wiktoria ..Zamążpójście to loteria. Nawet jeśli los okaże się szczęśliwy, biedna kobieta i tak jest niewolnicą mężczyzny” - napisała. Lecz później sprawy nabrały własnej dynamiki. Król Belgii Leopold, ukochany wuj Wiktorii, zastępujący siostrzenicy przedwcześnie zmarłego ojca, radził jej wyjść za mąż, by umocnić dynastię. Wybór padł na Alberta z domu sa- sko-koburskiego, „stadniny Europy” - jak Bismarck nazywał Kobur- gów, zasiadających na tylu tronach, co żaden inny ród szlachecki w Europie. Wiktoria przystała na wizytę niemieckiego kuzyna, acz­ kolwiek nie bez zastrzeżeń. Zwierzyła się swojemu premierowi, że myśl o zamążpójściu napawa ją lękiem. „Zupełnie pomijając mój młody wiek i wielką niechęć, by obecną sytuację zamienić na inną, nikt w tym kraju nie pragnie takiego wydarzenia” - uwiadamiała ukochanego wuja w Belgii. Potem jednak nie mogła się doczekać. Przystojny Albert od razu się spodobał młodej królowej. Reguły monarchiczne wymagały, aby to Wiktoria jako stojąca wyżej poprosiła o rękę Alberta - okoliczność, która uskrzydliła fantazję ówczesnych karykaturzystów. Albert długo się nie drożył i ochoczo przyjął wyznaczoną rolę. „On jest takim aniołem, takim wielkim aniołem. Żadna kochająca się para nie mogłaby być szczęśliwsza od nas!” - zwierzała się w rozmarzeniu świeżo zakochana swojemu dzienniczkowi. Był to rzeczywiście począ­ tek wielkiej historii miłosnej. Niecałe cztery miesiące później odbyło się wesele. Rankiem po nocy poślubnej zachwycona Wiktoria zapisa­ ła: „Gdy nastał świt - a nie spaliśmy wiele - i zobaczyłam tę piękną, anielską twarz obok siebie, było to więcej, niż potrafię wyrazić! On wy­ gląda tak pięknie, gdy ma na sobie tylko koszulę i widać jego piękną szyję” . Zmysłowych radości nie kryła też przed swoim premierem, lor­ dem Melbourne, zupełnie nie po wiktoriańsku dając mu do zrozumie­ nia, że spędziła „nader zadowalającą i oszałamiającą noc” . Młoda Wiktoria uwielbiała swojego Alberta: „Stwórca nie mógł ze­ słać na ten niespokojny świat istoty doskonalszej niż mój ukochany Albert. Czuję, że nie potrafię bez niego żyć” . Para królewska rozkoszo­ wała się życiem małżeńskim, i to bez cienia pruderii. Na urodziny lub rocznice ślubu obdarowywali się wzajemnie dziełami sztuki, z których emanował erotyzm - rysunkami aktów lub figurami nagich ciał, na przykład „Neptuna składającego hołd Brytanii” czy też nagiej Lady 15

Godivy na końskim grzbiecie. Tylko liczne ciąże stawały na przeszko­ dzie małżeńskiemu pożyciu, irytując młodą żonę. Według ówczesnej wiedzy medycznej stan błogosławiony wymagał wstrzemięźliwości seksualnej. Później Wiktoria będzie radziła swojej najstarszej córce, również Wiktorii, matce Wilhelma II, by się w małżeństwie nie spie­ szyła. „Ja byłam biedna i nieszczęśliwa przez to, że to zajęcie [ciąże!] tak całkowicie zepsuło mi pierwsze lata małżeństwa! Żadne przyjem­ ności nie były mi już dane” . Młoda para z powiększającą się niemal z roku na rok gromadką dzieci - Wiktoria i Albert mieli ich dziewięcioro, starała się unikać ofi­ cjalnych rezydencji królewskich. Pałac Buckingham leżał w samym centrum mglistego i dusznego Londynu, przemysłowego molocha, a Windsor był „sztywny i nudny, dworski, a nawet trochę jak więzie­ nie” - uważała królowa, pragnąca dla swojej młodej rodziny zdrowego i swobodnego życia. Rodzina królewska czuła się najlepiej w refugiach Osborne House na wyspie Wight - tam też Wiktoria umarła w 1901 ro­ ku - i na zamku Balmoral w Szkocji. Jeszcze dziś w prywatnym życiu Windsorów są to najważniejsze adresy - w 1980 roku od zaproszenia do królewskiego Balmoralu zaczął się romans Diany z Karolem, brytyj­ skim następcą tronu. Jeszcze dziś, gdy latem pałac Buckingham otwiera swoje podwoje dla turystów, rodzina królewska chętnie wy­ jeżdża do Szkocji. Książę Albert nabył Osborne i Balmoral na początku swojego mał­ żeństwa i przebudował według własnego pomysłu. Służyły one Wikto­ rii za miejsca stałego pobytu jeszcze w jej wdowich latach, ku wielkie­ mu utrapieniu ministrów, których do siebie wzywała. Balmoral leży w odległości 500 kilometrów od siedziby rządu. Dla Wiktorii i Alberta życie na wsi, z dala od londyńskiej metropolii i jej arystokratycznych kręgów, oznaczało swobody obywatelskie. Zwłaszcza na wyżynach Szkocji często odbywali dalekie wycieczki i bawili się podróżując inco­ gnito: „Postanowiliśmy mówić o sobie lady i lord Churchill z osobami towarzyszącymi” . Pośród nielicznej służby, która im w tych podróżach Zapominasz, najdroższy, że jestem władczynią i że pracy za nic w świecie nie można lekceważyć czy odkładać na później. Wiktoria towarzyszyła, znajdował się niejaki John Brown, stajenny i służący swoich państwa w Balmoral. Jeszcze o nim usłyszymy. Podczas permanentnych ciąż Jej Królew­ skiej Mości sprawy rządowe przejmował książę Albert. Przygotowywał wszystkie do- 16

kumenty, udzielał królowej rad, wnosił własne pomysły. Imperium każdego roku rozrastało się o obszar kilkakrotnie większy od kraju macierzystego. W polityce i gospodarce Anglia stała na czele naro­ dów, dyskretnie kierowana przez niemieckiego małżonka królowej. Wielkim jego dziełem, którym zaskarbił sobie uznanie Brytyjczyków, była I Wystawa Powszechna, zorganizowana w 1851 roku w legendar­ nym Crystal Pałace. Wiktoria chętnie pozwalała działać obowiązko­ wemu małżonkowi. „Albert z dnia na dzień znajduje coraz większe upodobanie w polityce i załatwianiu spraw, a do obu ma talent zupeł­ nie cudowny” - pisze do wuja Leopolda, króla Belgów, darzącego ją ojcowskim uczuciem. I dalej: „My, kobiety, nie jesteśmy stworzone do rządzenia - i jeśli jesteśmy dobrymi kobietami, to te męskie czyn­ ności nie mogą się nam podobać. Bywają jednak czasy, które nas zmuszają, by się tym interesować, a wtedy czynię to naturalnie z ca­ łym zaangażowaniem” . Czasy te nadeszły wcześniej, niż można się było spodziewać. W 1861 roku Albert w wieku 42 lat nieoczekiwanie zmarł na tyfus. Pierwsze symptomy poważnej choroby obowiązkowy książę małżo­ nek długo ignorował. Był już obłożnie chory, a jeszcze napisał drżą­ cą ręką do rządu w Londynie mitygujący list, by nie wciągać im pe­ rium w amerykańską wojnę domową. Lekarze do końca zapewniali Wiktorię, że chory wyzdrowieje. Gdy umarł, dla królowej zawalił się świat. Z taką samą namiętnością, z jaką ubóstwiała swego małżonka za życia, teraz go opłakiwała: „Jak mam żyć po tym wszystkim, co przeszłam? [...] Moje życie, takie jakie wiodłam, minęło, przeszło, skończyło się! Radość, przyjemności - wszystko minęło na zawsze” . Wiktoria uczyniła ze swej straty przed­ miot ekscesywnego kultu żałobnego. Od tej pory już do końca życia nosiła surowy wdo­ wi strój, jaki był w modzie około 1861 roku: czarną, obszerną krynolinę i welon. O pokój Alberta dbano tak, jakby książę miał wrócić lada chwila, codziennie myto jego nocnik, przynoszono gorącą wodę do golenia i przy­ gotowywano świeże ubranie. Pogrążona w żałobie wdowa przez całe lata spała obok koszuli nocnej swojego ukochanego, a po­ dejmując ważne decyzje, pytała o radę jego Pochyliłam się nad nim i powiedziałam: „To twoja mała żoneczka", a on skłonił głowę; zapytałam, czy mnie pocałuje, i on to uczynił. Zdawał się na wpół drzemać. [...] Podniosłam się, ucałowałam jego kochane, boskie czoło i zawołałam w gorzkim bólu: „0 mój drogi, najukochańszy!". Wiktoria u łoża umierającego Alberta, 14 grudnia 1861 roku 17

Co będzie z nami, z tym nieszczęsnym krajem, z Europą, ze światem? Wiktoria po śmierci Alberta do swojej córki Wiktorii w Berlinie portret. Od tamtej pory Albert sprawo­ wał niewidzialne rządy nad jej życiem: „To moje niezłomne postanowienie, nie­ odwołalna decyzja, by jego życzenia - je­ go plany - co do wszystkiego, wszystkie jego poglądy były dla mnie prawem! Żadna ludzka siła mnie nie odwiedzie od tego, co on postanowił i cze­ go on sobie życzył” . Sprawy urzędowe Wiktoria załatwiała z żelazną dyscypliną. Wypeł­ niania obowiązków reprezentacyjnych królowa wdowa jednak stanow­ czo odmawiała: żadnych przyjęć, żadnych balów, żadnych wizyt. Cały­ mi latami parlament podczas ceremonii otwarcia musiał się zadowalać tym, że na tronie zasiadały... królewskie gronostaje. Monarchia prze­ żywała kryzys. Republikanie już wietrzyli szanse dla siebie. Niektórzy podawali w wątpliwość, czy królowa warta jest jeszcze pieniędzy wy­ płacanych jej przez państwo. Tylko wtedy, gdy gdziekolwiek w kraju trzeba było uroczyście odsłonić posąg Alberta, „zaginiona królowa” na chwilę zapominała o swoich obiekcjach i pokazywała się ludowi. Pom­ patyczny, pozłacany Albert Memoriał w Kensington Gardens do dziś daje świadectwo wielkiej miłości małej królowej. „We are not amused” - zdawała się brzmieć dewiza Jej Królewskiej Mości. To właśnie z tych lat zinstytucjonalizowanej żałoby wywodzi się stereotypowe wyobrażenie o purytańskiej monarchini Imperium Brytyjskiego, nietolerującej w swojej obecności żadnych przejawów niefrasobliwej radości. A przecież płomień namiętności wciąż jeszcze się w niej palił. „Nie jestem stara, ku memu żalowi, moje uczucia są silne i gorące, a moja miłość - żarliwa” - skarżyła się rok po śmierci Alberta swojej najstar­ szej córce i powiernicy. Czy chodziło tylko o Alberta? Nie jest to takie pewne. W 1865 roku stanął bowiem u jej boku przystojny, silny mężczyzna, zupełnie nie z jej sfery, ale jego towarzystwo nieskończenie dobrze jej robiło: Szkot John Brown, dyskretny cień jej wycieczek z Albertem w czasach beztroskich pobytów na zamku Balmoral. Rozkaz asystowania królowej podczas wszystkich wypraw poza do­ mem uczynił zeń jej stałego towarzysza. „Jest mi taki oddany - taki prostolinijny, taki inteligentny, tak inny niż zwykły służący i tak do­ brze usposobiony i uważny... Ach! Życie toczy się dalej” . Brown odno- 18

Wyznaczyłam mojego znako­ mitego służącego z gór, by mi poza domem zawsze i wszędzie towarzyszył, czy to podczas przejażdżek konnych, czy to wyjazdów, czy podczas spacerów. Wiktoria o Johnie Brownie, 1865 rok sil się do swojej „wuman” , jak ją niekiedy nazywał ze swoim szkockim akcentem, z szorstką serdecznością i poufałością. A ona ceniła jego uczciwy sposób bycia, bez po­ chlebstw i fałszywej uniżoności. Dwór był przerażony. Krążyły pogłoski, że Wiktoria i John Brown wzięli potajemnie ślub. że już wiodą małżeństwo niegodne jej stanu. Mówiło się o „romansie z Brownem” , pisma satyryczne nazywa­ ły królową „panią Brown” . Choć wykpiwana, Wiktoria nie dała się zbić z tropu: „Jest on dla mnie prawdziwym skarbem i życzyłabym sobie, by ludzie wyżej postawieni mieli jego rozum i jego dyskrecję” - pisała w swojej obronie do córki Wiktorii w cesarskim Berlinie. Publicznie też się go nie wypierała. W 1867 roku pozowała razem ze swoim „do- mestykiem” do portretu, wystawionego w Royal Academy: ukazuje on Wiktorię siedzącą na koniu, którego cugle mocno trzyma w ręku John Brown. Brown był też jedynym mężczyzną, który miał wstęp do jej sypial­ ni. Trzeba być bardzo naiwnym, by sądzić, że nic tych dwojga ze sobą nie łączyło. Na początku koniuszy królowej stanowił zapewne część jej nieumiarkowanego kultu żałoby po Albercie. „Jej Królewskiej Mości Służący z Gór” - jak brzmiał jego oficjalny tytuł - znalazł wobec smut­ ku swej romantycznej królowej właściwy ton. Po wizycie w królew­ skim mauzoleum i u grobu księcia małżonka wyjawił jej, że mógłby dla niej umrzeć, tak bardzo jej współczuje w żałobie po ukochanym Al­ bercie. Wiktoria była głęboko przejęta: „Dobrze robi mojemu sercu, gdy widzi, że w tak prosty i poruszający sposób szanuje się moją zgry­ zotę, a szczególnie wzruszające jest to u silnego, krzepkiego mężczy­ zny, syna gór” . Ale już niedługo pamięć wielkiej straty chyba zaczęła schodzić na dalszy plan. Przez 18 lat Wiktoria dzień w dzień znajdowała w swoim „synu szkockich gór” spolegliwego przyjaciela, człowieka zaufanego i obrońcę. Raz uratował jej nawet życie, własnymi rękami rozbraja­ jąc zamachowca. Z Brownem u boku królo­ wa znowu zwróciła się ku ziemskim rado­ ściom. Zaczęła podróżować - do Szwajcarii, Francji i Włoch. Znów odbierała defilady, Nie ma dla Pani żadnej radości, biedna królowo, i żal mi Pani - ale cóż ja mogę dla Pani zrobić? Mógłbym dla Pani umrzeć. John Brown do królowej Wiktorii 19

pokazywała się ludowi, coraz bardziej interesowała się sprawami niż­ szych warstw. Nowo nabytą wiedzę pragnęła zastosować także w wy­ chowaniu swojego „drogiego” najstarszego wnuka, późniejszego cesa­ rza niemieckiego Wilhelma II: „Książęta i księżne powinni być zawsze doskonale uprzejmi i gotowi do pomocy; nie wolno im sądzić, że ich krew i kości są inne niż biedaków, chłopów, robotników i służby” - ra­ dziła jego matce, swojej córce Wiktorii. Później będzie się odnosić z re­ zerwą do swojego „zapalczywego, zarozumiałego i upartego” wnuka, jego nieopanowanych mów i „kolonialnych osielstw”. Ale nawet z człowiekiem z ludu u swego boku Wiktoria nie dostrze­ gała nabrzmiałej kwestii społecznej. Podczas gdy w Londynie niejaki Karol Marks przelewał na papier swoje teorie, praca dzieci w kopalniach była regułą, a proletariat miejski wegetował w wilgotnych, piwnicznych izbach, ona w swoim zaangażowaniu społecznym dotykała zaledwie po­ wierzchni. W 1880 roku w liście do premiera próbowała na przykład nie dopuścić, by dodatkowym podatkiem obłożono „ludzi o małych docho­ dach” : „Królowa ubolewa z powodu podatku od piwa, ponieważ biedacy nigdy nie piją wina i konieczność rezygnacji z piwa mocno ich do­ tknie. Biedaków nie stać na dodat­ kowy podatek od tego, co w wielu okolicach stanowi ich jedyny na­ pój”. Ona sama coraz częściej skła­ niała się ku mocniejszym trunkom, przekonana przez Szkota Browna, że whisky jest łatwiej strawna od czerwonego wina. Z pewnością w tamtych czasach utrzymywanie zażyłych stosun­ ków z podwładnym było sprzeczne z wymogami etykiety. Ale Wikto­ ria sama decydowała, co jest „wik­ toriańskie” . Dziennik młodej wdo­ wy naturalnie milczy na temat, czy była to miłość. A może akurat tutaj milczenie jest szczególnie wymow­ ne. Córka Wiktorii, Beatrice, która ..Romans z Brownem?” - królowa i jej zaufany sługa, 1865 rok 20

Był częścią mego życia - to niepowetowana strata. Królowa Wiktoria o Johnie Brownie otrzymała od matki polecenie, by po jej śmierci przepisać dzienniki, usuwając pew­ ne fragmenty, a oryginały spalić, prawdopo­ dobnie nazbyt starannie zatarła ślady Johna Browna. Książę Kentu Michał, praprawnuk królowej, nie ma co do te­ go wątpliwości: „Beatrice spaliła o wiele więcej, niż zarządziła Wikto­ ria". Dopiero pod koniec lat 90. pojawił się u potomków Browna zbiór listów, z którego wynika, że strażniczka wiktoriańskiej moralności i jej koniuszy „byli sobie bardzo, bardzo bliscy i pozostawali w intym­ nych stosunkach” . Gdy w 1883 roku obowiązkowy Brown wskutek niewyleczonego przeziębienia zmarł nagle, Wiktoria była jak rażona gromem: „Jestem zupełnie oszołomiona tą stratą, która odbiera mi kogoś tak oddanego i poświęcającego się w mojej służbie i kto tyle uczynił dla mojego oso­ bistego samopoczucia. To utrata nie tylko służącego, lecz prawdziwe­ go przyjaciela” . Tak jak w wypadku pierwszej wielkiej miłości swego życia królowa osobiście zatroszczyła się o pamięć po zaufanym słudze. W parku Balmoral kazała ustawić nadnaturalnej wielkości posąg Browna, a w mauzoleum Alberta poleciła nawet umieścić tablicę pa­ miątkową na jego cześć: „Z miłością i wdzięcznością pamięci Johna Browna, wiernego i oddanego osobistego towarzysza i przyjaciela kró­ lowej Wiktorii” . Aż do końca życia składała kwiaty na dwóch grobach: Alberta i Johna Browna. Po jej śmierci najstarszy syn i następca tronu Edward, sam noto­ ryczny kobieciarz, usiłował pozbyć się świadectw sympatii matki do dworzanina niższego stanu. Kazał spalić listy królowej do Johna Browna, a jego popiersia zniszczyć. Polecił przenieść wielki posąg Browna w parku Balmoral za królewską mleczarnię. Wspólne wysiłki rodzeństwa, Beatrice i Edwarda, okazałyby się skuteczne, gdyby nie dziennik lekarza przybocznego, który ostatnią wolę Wiktorii nie tylko spełnił, lecz jeszcze udokumentował dla potomności. W połowie stycznia 1901 roku nastąpiło to, o czym królowa pomyśla­ ła już dużo wcześniej. Dla wszystkich na dworze było oczywiste, że ży­ cie Jej Królewskiej Mości dobiega końca. Wnuk „Willy” w Berlinie zo­ stał powiadomiony i niezwłocznie przyjechał do Osborne, dokąd kró­ lowa przeniosła się na przełomie wieków. Gdy 22 stycznia o godzinie 18.30 „matka imperium” umierała, wokół jej śmiertelnego łoża stało oprócz Wilhelma II pięcioro jej dzieci. Na wypadek swojej śmierci 21

wieczna wdowa wydała szczegółowe instrukcje. Po pierwsze - żadne­ go zakładu pogrzebowego! Rodzina musiała więc sama wziąć się do dzieła i włożyć ciało do trumny. Po drugie - żadnego pogrzebu w czer­ ni! Mimo że Wiktoria przez 40 lat życia nosiła się na czarno, w ostatnią podróż chciała wyruszyć w bieli, w swoim ślubnym welonie. Tyle ofi­ cjalny testament. To, co Wiktoria chciała ukryć nawet przed najbliższą rodziną, po­ wierzyła swojemu przybocznemu lekarzowi Jamesowi Reidowi, a ten nie zawahał się spełnić jej prośby. Nim zamknięto trumnę, by prze­ wieźć ją królewskim jachtem „Alberta” na ląd, wyprawił wszystkich członków rodziny z pokoju zmarłej. Jego misja była przykra, ale aż na­ zbyt ludzka. Stara dama w swoim ostatnim legacie postanowiła, co za- „Drogi wnuk” - cesarz Wilhelm II (3. od lewej) z Wiktorią i czworgiem jej dzieci podczas wizyty w Coburgu, 1894 rok 22

ufany lekarz ma jej włożyć do trumny. Na pamiątkę przedwcześnie zmarłego księcia małżonka Reid umieścił tam szlafrok Alberta, gipso­ wy odcisk jego dłoni i kilka zdjęć. „Ale do lewej dłoni królowej - zano­ tował sumienny lekarz przyboczny w swoim dzienniku - wcisnąłem zdjęcie Johna Browna i małe etui z puklem jego włosów, dokładnie tak. jak zmarła sobie życzyła. Potem przykryłem wszystko kwiatami” . Pogrążeni w żałobie członkowie rodziny nie mieli się dowiedzieć 0 ostatnim dowodzie miłości romantycznej królowej do koniuszego. 1tak by tego nie zrozumieli. „Nikt nie był dla mnie tak miły jak on” - powiedziała Wiktoria o Johnie Brownie. W śmierci czuła się zjednoczo­ na z obiema wielkimi miłościami swojego życia.

Był jedną z najbardziej zagadkowych postaci XX wieku - roz­ pustnik i „mnich cudotwórca", Grigorij Rasputin. Uzdrawiając w 1907 roku rosyjskiego następcę tronu, Aleksieja, pozyskał za­ ufanie carskiej rodziny - i wzbudził podejrzliwość adwersarzy. Niebawem rozeszła się pogłoska, że Rasputin jest szpiegiem na usługach niemieckich. 1907 Legenda Rasputina Osobliwa to była procesja, która 14 kwietnia 1918 roku zatrzymała się przed chłopską chatą w syberyjskiej wiosce. Osobliwa też aura unosi­ ła się nad tymi ludźmi, najwyraźniej miastowymi. „Około godziny 12.00 przyjechaliśmy do Pokrowskoje. Długo staliśmy pod domem Na­ szego przyjaciela. Widzieliśmy jego krewnych, którzy przyglądali się Nam przez okno” - zanotowała później Aleksandra Fiodorowna, ostat­ nia carowa Rosji. Jeszcze raz duch zmarłego maga owiał małą, zagu­ bioną grupę. Potem „obywatel Romanow” i jego rodzina musieli ru­ szyć w dalszą drogę, na wygnanie. Grigorij Jefimowicz Rasputin, nieokrzesany chłopski syn z dale­ kich stron rosyjskiego imperium, najbliższy zaufany ostatniego cara, Mikołaja II, i jego niemieckiej żony Aleksandry przepowiedział wszystko: koniec dynastii Romanowów i swoją własną śmierć z ręki morderców. „Rosyjski carze! - pisał pod koniec 1916 roku do Mikoła­ ja - czuję, że jeszcze przed 1 stycznia pożegnam się z życiem. Jeśli za- byą mnie wynajęci mordercy, wtedy ty, rosyjski carze, nie będziesz musiał się nikogo bać. Ale jeśli morderstwo popełnią twoi krewni, wówczas nikt z twojej rodziny nie przeżyje dwóch lat” . Niecałe trzy miesiące po śmierci Rasputina Mikołaj II został zmuszony do abdyka­ cji. Rok później cała carska rodzina poniosła okrutną śmierć w sybe­ ryjskim Jekaterynburgu, zastrzelona z rozkazu Lenina przez bolsze­ wików. .Cudotwórca” - Grigorij Rasputin, około 1910 roku 25

„Wśród zwolenników przeważały kobiety” - Rasputin w gronie swoich szlacheckich wielbicielek, 1911 rok Co było siłą napędową tego człowieka o hipnotycznym spojrzeniu? Człowieka, który ledwo umiał czytać i pisać, a mimo to najwyższe krę­ gi towarzyskie Rosji leżały u jego stóp? W czym tkwiła tajemnica jego sukcesu? W znajomości ludzi połączonej z chłopskim sprytem? Skąd brał pieniądze na utracjuszowski styl życia? Podejrzenie, jakie się po­ jawiło, miało towarzyszyć Rasputinowi do końca jego dni: człowiek w chłopskiej bluzie to szpieg na usługach niemieckich. Tajemnica Ra­ sputina - dziś wiemy na ten temat więcej. Postać Rasputina długo przesłaniały legendy i mity. Już data jego uro­ dzenia - w 1869 roku - pozostawała przez długi czas niepewna. On sam chętnie się podawał za starszego, niż był faktycznie, uważał się przecież za „starieca”, „świętego starca”. Po burzliwej młodości w Pokrowskoje, gdzie zwrócił na siebie uwagę głównie z powodu nadmiernej konsump­ cji alkoholu, bijatyk z wieśniakami i kradzieży koni, wiosną 1903 roku Grigorij Rasputin dotarł do Petersburga. Szedł długo, wędrując od klasz­ toru do klasztoru, a po drodze sporządził sobie własną miksturę z chrze­ ścijańskiej doktryny zbawienia i zwyczajów pogańskich. W światowym Petersburgu Rasputin był zjawiskiem malowniczym. Na szczupłym, krzepkim ciele nosił długą rubaszkę, przewiązaną paskiem. Do szero- 26

Raduję się światłem miłości. To jest moje życie. Grigorij Rasputin kich spodni wkładał wysokie buty. Ogorzałą twarz, z charakterystycznym guzem na czole, okalały długie włosy z przedziałkiem i zmierz­ wiona broda. Przenikliwe oczy nad wielkim nosem nie tylko jak magnes przyciągały wzrok, lecz najwyraźniej były tez źródłem siły hipnotycznej Rasputina. Innych zalet cielesnych nie po­ siadał, jak oświadczył w 1917 roku Filipow, wydawca jego pism. Podczas wspólnych wizyt w łaźni z owym rozpustnikiem mógł stwierdzić, że jego członek, o którego legendarnych rozmiarach krążyły później najróżniej­ sze pogłoski, wcale niczym się nie wyróżniał. Rasputin miał po prostu młodzieńczą sylwetkę, „bez brzucha i zwiotczałych mięśni”. Obcy zwrócił na siebie uwagę w mieście. Rasputin szybko zdołał uzyskać dostęp do kręgów arystokratycznych. Uważano go za zabaw­ nego i chętnie słuchano jego mglistych przepowiedni. Grono jego zwo­ lenników, przeważnie płci żeńskiej, rosło szybko i z egzaltacją mu dworowało. Jedna z kobiet, będąca świadkiem tych konwentykli, wi­ działa, jak „ważne damy obcinały mu paznokcie i przyszywały je sobie na pamiątkę” . W 1906 roku Rasputin wysłał do cara telegram: „Ojczulku carze, przybywszy z Syberii do tego miasta, chciałbym ci ofiarować ikonę świętego Symeona z Wierchoturja, cudotwórcy... w wierze, że święty będzie Cię strzegł przez wszystkie dni żywota Twego” . Szesnastego października 1906 roku Mikołaj II po raz pierwszy przyjął pobożnego mięśniaka, który „na Jej Cesarskiej Mości i na Mnie wywarł osobliwie silne wrażenie” ,jak napisał do swojego premiera Stołypina. Czasy naj- myraźniej dojrzały do „cudu” , który carską rodzinę aż do jej upadku miał związać z Rasputinem. Carowa urodziła cztery dziewczynki, nim wreszcie powiła upragnio­ nego dziedzica tronu, Aleksieja. Na jego narodzinach położył się jed­ nak cień: carewicz był hemofilikiem. Każde skaleczenie mogło prowa­ dzić do śmierci. Tę straszliwą diagnozę traktowano jak tajemnicę pań­ stwową. Nikt z zewnątrz nie miał się dowiedzieć, jak niepewna jest przyszłość dynastii Romanowów. Strach o najmłodsze dziecko spra- mił, że głęboko religijna carowa, wywodząca się z heskiej szlachty, za­ częła szukać pom ocy u szarlatanów i okultystów, za którymi jeszcze przed Rasputinem drzwi pałacu się nie zamykały. Gdy teraz obcy mąż boży poprosił o pozwolenie zobaczenia chłopca, dopuściła go do swej słabej latorośli, niespokojnie przewracającej się w łóżku. Rasputin nie 27

Rasputin był potężniejszy od jakiegokolwiek państwowego dostojnika. Aron Simanowia, sekretarz Rasputina dotknął dziecka, tylko zaczął się modlić. Chłopiec zasnął, a nazajutrz rano obudził się zdrowy. Zdarzył się pierwszy „cud” ! „Caro­ wie” ,jak Rasputin miał w przyszłości tytuło­ wać swoich cesarskich przyjaciół, byli pod wielkim wrażeniem. Aż nazbyt ochoczo uwierzyli w przepowiednię Grigorija, „że chłopiec z czasem całkiem wyzdrowieje i wyrośnie ze swojej choroby” . Aleksandra regularnie przyjmowała „Naszego przyjaciela”,jak go nazywała, na dworze w krę­ gu swojej rodziny. Służba ze zdziwieniem zauważyła, że mąż boży zja­ wia się nawet w sypialniach księżniczek, córek monarchy. W październiku 1907 roku doszło do katastrofy, której mimo naj­ większej ostrożności nie sposób było zapobiec: mały Aleksiej uderzył się podczas zabawy. Matka stwierdziła z przerażeniem, że pod skórą tworzy się wielki krwiak. Lekarze przyboczni przepisali ciepłe kąpiele błotne - bez rezultatu. Zrozpaczona Aleksandra kazała wezwać Raspu­ tina, a ten natychmiast udał się do pałacu. Przenikliwie popatrzył chłopcu w oczy i długo z nim medytował. Później niektórzy z jego zwo­ lenników twierdzili, że utożsamiając się z cierpiącym potrafi przenosić cudzy ból do własnego, silnego ciała. Tak mieli jakoby postępować „szamani”, kapłani-czarownicy na Syberii. Chłopiec rzeczywiście znów usnął odprężony. Nazajutrz krwiak znikł. Carowa uznała zdolności uzdrowicielskie Rasputina za potwierdzone. Od tej pory była od niego całkowicie zależna. Gdy go nie miała w pobliżu, chwiejna w nastrojach cesarzowa stawała się niespokojna: „Mój kochany i niezapomniany na­ uczycielu, wybawco i doradco. Ginę bez Ciebie. [...] Jestem spokojna w sercu i odprężona dopiero wtedy, gdy Ty, Mój nauczycielu, siedzisz obok Mnie, a Ja całuję Twoje ręce i skłaniam głowę na Twoje błogosła­ wione ramiona. O, jakże Mi wtedy lekko. [...] Czy wkrótce znów bę­ dziesz przy Mnie? Przybądź szybko. Czekam na Ciebie, usycham z tę­ sknoty za Tobą. Proszę Cię o Twoje święte błogosławieństwo i całuję Twoje błogosławione dłonie. Twoja miłująca cię wiecznie M[ama]” . List miłosny? Raczej dokument przesadnej mat- czynej miłości i rozpaczy. Żaden carski faworyt nigdy nie x . , , , , . , ~ doszedł W Rosji do większej Świadomy posiadanej władzy chłop z Sy- władzy berii rozdelektował się swoją pozycją u „ca- Aron Simanowia, sekretarz r ó w ” - Wmówił im, że jest łącznikiem między Rasputina rodziną władcy a prostym, wierzącym lu- 28