dareks_

  • Dokumenty2 821
  • Odsłony748 346
  • Obserwuję429
  • Rozmiar dokumentów32.8 GB
  • Ilość pobrań360 084

Po drugiej stronie lustra

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :635.7 KB
Rozszerzenie:pdf

Po drugiej stronie lustra.pdf

dareks_ EBooki Literratura Polska
Użytkownik dareks_ wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 175 stron)

Po drugiej stronie lustraAutor Klaudia9421

Życie nie jest usłane różami. By odkryć jego piękno trzeba ciężko pracować; By nie znikło niespodziewanie, pozostawiając za sobą jedynie ślad bólu. Trzeba kochać bez względu na okoliczności, Bo kończy się szybko bez żadnego czekania. Czasem przyjdzie łatwo, w spokoju-bez bólu Czasem trudno, nieoczekiwane-w bólu By zahamować śmierć i cieszyć się życie, trzeba pokazać światu miłość. Bez niej wszystko jest czarne, wszystko obumarłe Traci swój sens i znika na marne. Prolog Wypadek Nie wiem jak i kiedy, ale zlazłam się w San Diego w stanie California1 . Szłam sobie ulicą z moim kuzynem Marco jak gdyby nigdy nic. Ja sama nazywam się Holly Davis. -Holly, mam do ciebie jedno pytanie, mogę?- zapytał Marco. -Wal-powiedziałam biorąc głęboki oddech, kto, jak kto, ale Marco zadawał dziwne pytania. Zawsze. -Jak to jest, no wiesz...Być dziewczyną?- Kolejne dziwne pytanie, zaśmiałam się. 1 Jeden ze stanów w USA(Stany Zjednoczone)

-Świetnie.- Odpowiedziałam śmiejąc się. - A co chcesz zmienić płeć ?-zażartowałam. -A co chcesz mieć przyjaciółkę Marrię?- powiedział udając kobiecy głos, co zresztą mu się udało. -Tak, pewnie.- Odpowiedziałam śmiejąc się teraz głośniej razem z Marco a'la Marria. Szliśmy w ciszy przez jakieś 5 minut. Za rogiem był sklep do którego szliśmy, pasy dla pieszych były dosyć daleko, więc postanowiłam przejść przez drogę tutaj. -Ja idę tędy, poczekam na ciebie przed sklepem.- Powiedziałam i wybiegłam na drogę. -Holly uważaj!- krzyknął Marco, obróciłam się o 180 stopni i zobaczyłam pędzący prosto na mnie samochód. Nic. Nic. Nic, tylko ciemność. Gdzieś w oddali widziałam białe, dosyć jasne światło. Wołało mnie -„ Holly, skarbie jeszcze trochę, już nie daleko”-skąd ja znałam ten głos. -,,Czekamy TU na ciebie, słonko” -Teraz skojarzyłam ten głos. To ciocia Lucy, ale ona przecież umarła na raka 3 lata temu. Czemu słyszę jej głos? Czemu będąc coraz bliżej światła, widzę wyraźnie ją, i innych ludzi ? Co ja tu do cholery robię?! Gdzie ja w ogóle jestem ? Zaczęłam panikować. Ciocia Lucy była coraz bliżej, wołała, wyciągała do mnie swoje dłonie-,, Holly, Holly, Holly”-wołali inni ludzie, zaczynałam zastanawiać się czy to w ogóle ludzie. -Gdzie ja jestem?!-wrzasnęłam, ale dlaczego nawet ja nie mogłam tego usłyszeć? Leciałam tam bardzo powoli, przynajmniej tak mi się wydawało. -Holly !-Wrzasnął ktoś z drugiej strony, z ciemności. Próbowałam odwrócić głowę, ale byłam jak sparaliżowana, nie mogłam ruszyć nawet ręką. -,,Nie Holly, nie słuchaj, chodź do mnie, do nas”- powiedziała ciocia Lucy. -Holly wracaj!- Usłyszałam za sobą głos mężczyzny, taki ciepły, słodki. ,,Żegnaj, do zobaczenia wkrótce”- powiedziała ciocia Lucy. Byłam już tak blisko niej, ale nagle coś bardzo mocno pociągnęło mnie do tyłu.

Rozdział 1 Gdzie ja jestem? Czułam się tak, jakby ktoś łamał mi kręgosłup. Jakbym była gumową lalką w ręku dziecka. Wyginana, rzucana na podłogę, rozrywana, bita. Tak czułam się spadając w dół. Bardzo szybko. Za szybko... Walnęłam o coś z taką siłą jak pędząca ciężarówka w drzewo, albo raczej w kogoś. Gwałtownie otworzyłam oczy. Stało nade mną trzech młodych mężczyzn i jeden w kwiecie wieku. Któregoś z młodych uderzyłam pięścią w twarz, gdy wydawało mi się że w coś walnęłam. Od razu wstałam patrząc na tego niesłusznie okaleczonego chłopaka. Miał trochę zaczerwieniony policzek. -Przepraszam-wymamrotałam w końcu. -Nic nie szkodzi, to... się zdarza.- Powiedział (wysoki brunet z oliwkową karnacją, miał zielone oczy. Był przystojny, ale młody, koło 22 lat.) -Pewnie Jake, zasłużyłeś sobie. - Powiedział inny młody chłopak,(miał jasno- brązowe włosy , piwne oczy i jasną karnacje, wysoki i około 24 lat.) -Może byście tak przestali, dziewczyna jest w szoku.- Powiedział najstarszy z mężczyzn(wysoki, brunet, zielone oczy, ciemniejsza karnacja około 40 lat). Oczy wszystkich były skierowane w moim kierunku. -Olivier, przyprowadź samochód.- Zwrócił się do tego najstarszego(piwnookiego ) -Zaraz wracam, Tom.- Odpowiedział mu grzecznie - Frankie choć ze mną-zwrócił się do najmłodszego.( Frankie miał około 19 lat, blondyn, niebieskie oczy, wysoki, oliwkowa karnacja.)Był bardzo podobny do Jake'a. Jak na mój gust byli braćmi. Zniknęli za rogiem. Dopiero teraz zauważyłam, że jesteśmy w San Diego, ale coś mi tu nie pasowało. Przed moim ,,Wypadkiem” sklep ,,HAPPY” był po lewej stronie a teraz jest po prawej. Ludzie przechodzą koło mnie jakby mnie tu wcale nie było. -Gdzie ja jestem?- zapytałam. -San Diego, Holly, San Diego- odpowiedział Tom. -Skąd znacie moje imię?- zapytałam zaskoczona. Nie pamiętam przecież, bym się przedstawiała. -My tutaj wszyscy się znamy, ale na ciebie czekaliśmy bardzo długo.- Odpowiedział Tom. -,,Czekaliśmy” ?-zacytowałam go. -Tutaj jest trochę inaczej niż w rzeczywistości, dużo lepiej ale to wciąż Ziemia.- Dodał. -G D Z I E J A J E S T E M ?-zapytałam podnosząc głos, nogi zaczęły się uginać

pod moim ciężarem. -Na Ziemi, lecz w trochę innej rzeczywistości, tych którzy otarli się o śmierć i dostali lepsze życie.... -Nie chce tej rzeczywistości, chce starą- wrzasnęłam. -Jeszcze zmienisz zdanie-powiedział Olivier, po czym zza zakrętu wyjechali Frankie i Jake w wielkim samochodzie terenowym. Ignorując ich zapytałam Toma: -Czekaj, co masz na myśli mówiąc ,,Otarli się o śmieć” ?-chciałam dowiedzieć się czegoś więcej. -Holly, czy pamiętasz coś z 3 czerwca? -zapytał. Kiwnęłam głową przecząco. -Cóż, miałaś wypadek...-tyle to ja sama wiem-...przeżyłaś śmierć kliniczną i znalazłaś się tutaj. To taki streszczony opis wydarzeń.-powiedział najstarszy z nich. -Czekaj...- Drążyłam dalej.-.....czegoś tu nie rozumiem: skoro niby przeżyłam śmierć kliniczną to dlaczego jestem tutaj? A nie w szpitalu? I dlaczego nie ma tu mojej rodziny? Tom wziął głęboki oddech. -Byłaś 4 godziny w śpiączce nagle twoje serce przestało bić, leżałaś w chłodni przez 2 dni,3-go Cię pochowali. Wiedzieli jaka była przyczyna twojego ,,Zgonu” wiec nie robili ci sekcji. Obudziłaś się w grobie-przynajmniej taka jest moja teoria i 3 minuty później trafiłaś tutaj. -To dlaczego nie pamiętam tych 3 minut? - Zapytałam. -Pamiętasz. Widziałaś ciemność i jasne światło z przodu ?-kiwnęłam głową potakująco. -I zapewne nie mogłaś odwrócić głowy, gdy nas usłyszałaś? - potwierdziłam. -Rozumiesz ?-Zapytał Olivier. -Tak ale.....Skąd to wszystko wiesz ?-zapytałam Toma. -Też to przeżyłem Holly, nie jesteś jedyną. Prawie każdy tutaj obecny to przeżył. -Mogę zadać ci jeszcze jedno pytanie?- Dodałam. -Oczywiście. -Jak się tu trafia i dlaczego? -Jest pewna teoria....No wiec, kiedy już prawie umieramy pozostaje nam albo niebo, czyściec albo piekło-o tym wiemy na ziemi-ale poza tymi istnieje jeszcze jeden sposób-właśnie ta planeta-jest jak odbicie lustrzane ziemi tylko, że ta jest dużo lepsza. Jak widać trochę tu inaczej niż w ziemskim San Diego, ale to to samo miasto. Nazywamy tą planetę ,,Miastem Aniołów” ale to tylko potoczna nazwa, są tutaj również tacy,którzy są przestępcami i próbują się nawrócić przy pomocy naszych druidów. Jest to ulica która, nie jest do zwiedzania, wiec jeśli zobaczysz ulice ,,Błędny krąg” trzymaj się od nie z daleka . Druidzi są wszechstronni, działają jako: stróże prawa, uzdrowiciele, psycholodzy....ach długo tu wymieniać. Trafiają tu różni: od największych sław do najmniejszych farmerów. -To w takim razie, co myślą ludzie po drugiej stronie lustra? -Heh, ładnie to nazwałaś, więc albo umieramy, albo jesteśmy na liście zaginionych. -A ja ?-zapytałam. -Jak już mówiłem byłaś w grobie, przynajmniej tak mi się wydaje. -Wiec to nie jest sprawdzona teoria? -Raczej nie, jeszcze nikt nie próbował wrócić...-Przerwałam mu:

-To da się wrócić ?!- zapytałam. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech na Toma wręcz przeciwnie-złość. Olivier wydał z siebie warknięcie. -Da, ale jak wiesz większość z nas trafia tutaj z poważnych wypadków-trafiają tutaj z szansą lepszego życia i tak właśnie jest, wiec po powrocie umierają pod wpływem obrażeń. -Kolejna teoria ?-zapytałam nie dając za wygraną. -Może tak, może nie...-odpowiedział drwiąc ze mnie. - Teraz chodź, zawieziemy Cię do twojego nowego domu. Będziesz mieszkać z nami. -Powiedział i podał mi dłoń, niechętnie chwyciłam ją. Pomógł mi wsiąść do auta i ruszyliśmy. Siedziałam z tyłu obok Frankiego i Oliviera. Mijaliśmy wiele sklepów, centra handlowe, hipermarkety i miliony ludzi, wyglądali na szczęśliwych, rozmawiali ze sobą. Może to miejsce nie jest takie złe. -Ile masz lat?-zapytał Jack. -Myślałam że wiecie o mnie wszystko. -Podawałaś różne wieki, nie wiem który jest prawdziwy.-odpowiedział Tom. -19. -odpowiedziałam grzecznie, wciąż patrzyłam za okno. -Wyglądasz na co najmniej 16. -powiedział Olivier. -Może tak, ale mam 19.-odpowiedziałam gniewnie. -Jakiś dowód ?-Dodał Tom. -Wiesz, jak widać nie mam przy sobie torebki, ale mogę podać ci dokładnie datę urodzin. -powiedziałam. Naprawę mam 19 lat. -Dawaj.-zachęcił mnie Tom. -4 lipiec 1990 roku.-odpowiedziałam szybko bez żadnego zawahania. -Widzisz młody już nie jesteś najmłodszy. Ona jest o cały miesiąc i 20 dni młodsza od ciebie- powiedział Jack w stronę Franka. -Świetnie.-odpowiedział mu a mi posyłając uroczy uśmiech typu 'O mój Boże' odsłaniając białe zęby. Spuściłam wzrok nie odwdzięczając uśmiechu. Jechaliśmy główną drogą jakieś 10 minut, a później 15 minut boczną. Wywnioskowałam z tego, że ich dom musiał znajdować się gdzieś na obrzeżach miasta. Był wielki, biały i przepiękny. Widać że w ogrodzie rządziła jakaś kobieta, było mnóstwo różnych kwiatów, a na środku duża altanka nieziemsko oświetlona. Po lewej stronie od altanki było średnie jeziorko i mały spadający do niego wodospad. To wszystko wyglądało pięknie.

Rozdział 2 Nowy dom Szliśmy chodnikiem przez ogród. Podziwiałam jego piękno. Nagle w tylnej kieszeni odezwała się komórka. Nie wiedziałam że mam ją przy sobie. Ciekawa od razu wyjęłam ją, dostałam SMS o treści ,,Witaj, masz nową ofertę...” tyle dobrze, że miałam przy sobie komórkę. Zaczęłam szukać na liście numeru Marco, Tom zauważył moje skupienie i powiedział: -To nic nie da, możemy komunikować się tylko tutaj. Nic, z poza tego świata nie przejdzie.-Uśmiechnął się szeroko,, a mnie zaczęło się chcieć wymiotować. Doszliśmy do dużych drewnianych drzwi pokrytych różnymi wzorami i czymś złotym-śmiesznym ale dosyć oryginalnym. Drzwi otworzyła kobieta,( miała góra 39 lat, brązowe włosy do ramion i niebieskie oczy, była średniego wzrostu )Uśmiechnęła się miło do Toma, a potem do chłopców. Wzrok zatrzymała na mnie. -Witaj Holly, kazałaś nam długo na siebie czekać. Jesteśmy zaszczyceni, że możemy cię gościć, mam nadzieję, że ci się tu spodoba. Nazywam się Mandy.- Podała mi dłoń, uścisnęłam ją, ale jej nie puściła tylko pociągła do środka. Był to wielki salon, na środku były duże schody prowadzące na piętro. -To nasz salon, a tam- wskazała ręką na prawo i ruszyła do przodu -jest nasza kuchnia, głównie to ja tutaj przebywam, w końcu byłam jedyną kobietą w tym domu. Uśmiechnęła się do mnie, odwzajemniłam uśmiech. Kuchnia była duża, miała dwa piece i dużą lodówkę na końcu był wielki stół. Mandy ruszyła z powrotem ku wejściu. -A tam jest telewizor, duża kanapa, fotele - szliśmy na lewo od wejścia, przeszliśmy przez zaokrąglone u góry futryny prosta do dużego pokoju. Na środku była ogromna kanapa koloru brązowego , po bokach 4 fotele i na ścianie naprzeciwko wisiała duża 50 calowa plazma. Tutaj również nie brakowało zieleni- w prawym rogu była palma domowa i jakiś dziwny kwiat -To jest miejsce gdzie można się spokojnie zrelaksować, ale ostrzegam, w każdy wtorek, czwartek, sobotę i niedziele chłopcy oglądają mecze-dodała szeroko się uśmiechając. Tom puścił do mnie oko. Później Mandy- bo cała reszta oglądała mecz(był wtorek)- pokazała mi łazienkę która była za schodami, sale gier, a potem poszliśmy na piętro.

Pierwszym pokojem po lewej była sypialnia Toma i Mandy tak jak wcześniej przypuszczałam byli małżeństwem, następny pokój był Oliviera, na końcu korytarza była łazienka i ubikacja. Po prawej stronie był pokój od Jack'a, później od Frankie'go i łazienka z ubikacją, ale wcześniej był mój nowy pokój. -Tutaj zostawiam cię samą, w garderobie masz ubrania, przebierz się w coś nowego. Jeśli czegoś ci będzie brakować to powiedz- Ruszyła w kierunku schodów. -A i za jakieś 15 minut zejdź na kolacje, dobrze.. -Okej- powiedziałam po czym jeszcze jakieś 5 minut zwlekałam z otwarciem drzwi. Wiedziałam, że za tymi drzwiami czeka na mnie nowe życie, ale jakie miałam inne wyjście? Może ten świat nie jest taki zły? I tak muszę tu na razie zostać, by dowiedzieć się jak się z stąd wydostać. Wzięłam głęboki oddech i chwyciłam za klamkę. -Ałł- wrzasnęłam, klamka była cholernie gorąca ,odruchowo chwyciłam się za nadgarstek, dłoń była cała czerwona. -Przepraszam- usłyszałam- Sorry, nie chciałem, myślałem, że to Jack.- Frankie podszedł do mnie i chwycił za nadgarstek sparzonej ręki, przejechał delikatnie po mojej sparzonej dłoni palcem. Poczułam lód i gdy zrobił krok w tył spojrzałam na rękę- była zdrowa. -Jak....jak to zrobiłeś ?- Zapytałam wciąż patrząc na dłoń. -To dar, każdy na tej planecie jakiś ma- powiedział- Ja na przykład- ciągnął- mam władzę nad prawami natury, Jack nad teleportacją, Olivier ma dwa dary-jest bardzo szybki i potrafi przesuwać przedmioty, Mandy oprócz tego że świetnie gotuje potrafi widzieć przyszłość, a Tom, on ma wiele darów, potrafi uzdrawiać, wejść w innego człowieka i manipulować jego myślami, i jest bardzo silny. Teraz czekamy na twój dar.-Powiedział uśmiechając się -To jeszcze jakiś został ?-zażartowałam -Jest wiele darów, a u każdego jest inny, jedni potrafią znikać ci z przed nosa inni znowu się przed nim pojawią ale jest jeden wyjątek... -Tak...-zachęciłam -Druidzi, mają swój własny, prywatny dar i jeden wspólny... uzdrawianie.. -Czekaj, mówiłeś że Tom potrafi uzdrawiać.... Jest druidem? -Tak....-odpowiedział niepewnie -A nie wiesz czasem w jaki sposób można się z stąd wydostać? -Nie to wiedzą tylko......-Przerwał wahając się -Tylko.....-zachęciłam -Tylko druidzi- powiedział i ruszył ku schodom -Wejdź wreszcie do swojego pokoju, Mandy długo go przygotowywała-dodał. Kiwnęłam głową i Frankie zniknął za ścianą. Otworzyłam drzwi, weszłam i zaraz zamknęłam je za sobą. Stałam chwile twarzą do drzwi a potem się odwróciłam. Pokój był duży, miałam swój własny balkon, duże łóżko stało po lewej od wejścia do pokoju po obydwu stronach miało szafki nocne, na środku pokoju był chiński stolik a

dokoła niego owcze skóry. Na ścianie na przeciwko łóżka była duża plazma wisząca na ścianie a obok duża półka z wiezą i płytami DVD po lewej i po prawej CD z muzyką. Po lewej za łóżkiem był fotel bujany a obok szafka z książkami. Oprócz tego po lewej koło łóżka było jeszcze dwoje drzwi. Ciekawa weszłam do pierwszych od okna, była to garderoba nie duża ale miała pełne wyposażenie. Mandy chciała bym się przebrała, więc spełniłam jej prośbę. Ubrałam dżinsy i ładną tunikę a do tego baleriny. Wychodząc z garderoby spojrzałam jeszcze do lustra , które było na tylnej ścianie. Wyglądałam dobrze. Poszłam sprawdzić jeszcze drugie drzwi, to była łazienka. Miałam własną łazienkę z wanną i prysznicem, toaletą umywalką i toaletką. Mandy zafundowała mi dużą ilość kremów, balsamów, szamponów, odżywek, płynów do kąpieli, żelów pod prysznic i mnóstwo kosmetyków. Zaczynam naprawdę lubić to miejsce. Obejrzałam pokój jeszcze raz i zeszłam na kolacje. -I jak podoba ci się pokój???- zapytała Mandy -Jest śliczny, dziękuje.-powiedziałam uśmiechając się -Usiądź tutaj....-powiedziała Mandy i kazała usiąść koło Frankie'go. Mandy i Tom siedzieli w poprzek stołu, Jack i Olivier naprzeciwko mnie. Były jeszcze dwa miejsca, ciekawa zapytałam: -Czy jeszcze oprócz was ktoś tu mieszka ????- Tom od razu powędrował za moim wzrokiem utkwionym w 2 miejscach. Spuścił wzrok. -Oh... przepraszam-powiedziałam widząc smutek w oczach domowników. -Nie, powinnaś wiedzieć, skoro teraz mieszkamy razem....-powiedziała Mandy -Te dwa miejsca należały do mojej córki Katrin i najlepszego przyjaciela Thomasa- zaczął Tom- Katrin próbując uciec z Thomasem została ciężko ranna. My, druidzi nie zdążyliśmy jej pomóc-powiedział spuszczając głowę. -A Thomas..... również zginął????- Zapytałam, ale szybko tego pożałowałam. Cisza, która zapadła w jadalni bolała bardziej niż złamany kręgosłup. -Thomas wyjechał na pustynie zaraz po tym, bardzo cierpiał, ale teraz ty.......- przerwał -Co ja???- zaczęłam -Ty jesteś jak lustrzane odbicie Katrin, właśnie dlatego to my chcieliśmy się tobą zaopiekować.-Teraz to mnie zaskoczyli i to bardzo. Łyżka, którą akurat trzymałam upadła bezwładnie na talerz. Patrzyłam jak słup na Toma oczekując wyjaśnień. -Teraz Thomas będzie próbował się do ciebie zbliżyć-W miedzy czasie Mandy wstała i wyszła ale szybko wróciła, podała mi zdjęcie Katrin i Thomasa razem przytulających się. -Ona wygląda zupełnie..... jak ja,nawet kolor oczu ten sam-powiedziałam -No właśnie, nawet z charakteru przypominasz ją-dodał Olivie -Jak długo się znali????- zapytałam

-4 lata-odpowiedział Mandy -Ile ona ma lat????- zapytałam -Miała 18 kiedy zginęła rok temu, więc teraz 19-odpowiedział Franki-Była w naszym wieku- dodał. Nie wiedziałam co powiedzieć. Patrzyłam na zdjęcie jak zahipnotyzowana. Jakiś cholerny zbieg okoliczności. -Ale nigdy nie będę nią...-powiedziałam, nie chciałam by myśleli że zastąpię Katrin , że Będę taka jak ona. -Wiemy, nasza mała dziewczynka umarła. Ty będziesz tutaj na takich samych warunkach jak Frankie, Jack czy Olivier. -Powiedział stanowczo Tom. Czułam się oszukana, wykorzystana. Okropny ból w piersi przeszył mnie na wskroś, odruchowo chwyciłam się za serce. -Holly skarbie, nie zrozum nas źle, nie jesteś tutaj dlatego że jesteś identyczna jak Katrin. Zgłosiliśmy się po ciebie bo chciałam mieć córkę, tak długo przygotowywałam pokój.........-Powiedziała Mandy zaczynając szlochać. Kiedy ja właśnie tak się czułam. -Proszę nie płacz- powiedziałam mimo wszystko wstając i ruszając w jej stronę. Przytuliłam ją. -Oh Holly.....-powiedziała przytulając mnie mocniej, łzy spływały jej po policzkach. -Już dobrze, tak sądzę....-powiedziałam z niepewnością w głosie -Skończmy już ten temat, proszę, przytłacza mnie to. Na początku będzie ciężko ale potem będzie lepiej, wierze w to-powiedziałam, Mandy popatrzyła mi prosto w oczy i powiedziała: -Nie chcę Cię krzywdzić Holly, widziałam że wszytko się ułoży, a teraz wracajmy do kolacji- powiedziała stanowczym tonem ocierając łzy i siadając na swoim miejscu. Ja również wróciłam na swoje. Jedliśmy w ciszy, czasem Tom spojrzał kojąco na Mandy a ona oddawała mu niepewnym uśmiechem. -Nie chce by wszystko przeze mnie się zmieniło, ma być tak jak zawsze, tak jak przed tym jak się dowiedziałam, skoro mi to nie przeszkadza to wam też nie powinno-powiedziałam wstając i pomagając Mandy posprzątać stół -Skoro tego chcesz......-powiedział Tom-Tak będzie, wszystko by cię uszczęśliwić- dodał posyłając mi przepiękny uśmiech -Dziękuję-powiedziałam, puścił do mnie oko i powiedział: -Chodźmy na mecz, babską robotę zostawmy babą-uśmiechną się chyro, a Mandy posłała mu wrogi uśmiech, zachichotał i poszedł. -No to mamy robotę-powiedziałam. -Idź do siebie, sama się tym zajmę-oznajmiła Mandy. -Nie, pomogę Ci-nie dawałam za wygraną. -Idź, my tu mamy zmywarkę więc sobie poradzę. -Ok, to będę u siebie- powiedziałam i poszłam na górę do siebie. Gdy weszłam do pokoju od razu poszłam na balkon, zaczerpnąć świeżego powietrza. Wszystko czego się dzisiaj dowiedziałam tłumiłam w sobie, nie chciałam o tym myśleć. Starałam się myśleć o tym całym świecie pozytywnie. Narazie nie mogę wyciągać pochopnych wniosków, jestem tu dopiero jeden dzień. Usiadłam na łóżku i włączyłam TV. Leciało to co zawsze, jakiś teleturniej a potem serial. W przerwie poszłam

poszukać piżamy, znalazłam ją od razu, była zaraz po prawej stronie. Wzięłam ją i poszłam do łazienki. Wyszłam po jakiś 10 minutach. Usiadłam na łóżko oglądając TV. Ktoś zapukał. -Mogę wejść????- zapytał Frankie, od razu poznałam jego głos. -Pewnie, wchodź- powiedziałam krzyżując nogi na łóżku. -Pomyślałem że może Ci trochę potowarzyszę- powiedział szeroko się uśmiechając, zatrzymał się kilka centymetrów przed łóżkiem. -Siadaj-odparłam a on spełnił polecenie, dopiero teraz zauważyłam że jest równie przystojny co jego brat. Uśmiechnęłam się, bardziej do siebie niż do niego. -I jak tam humorek???- zapytał. -A dobrze, dobrze a tobie????? -Nie narzekam, i co ???? Poznałaś już swój dar????- zapytał -Nie jeszcze nie-odpowiedziałam spuszczając głowę. -To zajmie trochę czasu, nie przejmuj się-próbował poddzwignąć mnie na duchu, ale nie z tego powodu co myślał spuściłam głowę, nie mogłam na niego tak po prostu patrzeć. Boże, chyba się zakochałam!!! Na pewno się zakochałam!! I co ja biedna teraz zrobię, on tutaj siedzi pare centymetrów ode mnie a ja nie potrafię normalnie funkcjonować. Jeszcze nigdy nie byłam zakochana, to miejsce ma jakiś szczególny dar. -Holly w porządku????- zapytał podnosząc mi podbródek- zadrżałam. -Wszystko okej, przepraszam zamyśliłam się -Wybierzemy się jutro do miasta????- zapytał niespodziewanie. -Możemy.......-powiedziałam, patrząc mu w oczy, były takie piękne i wciągające. -Zjemy tam lunch a potem pójdziemy do kina ok???? -Brzmi interesująco, co tutaj teraz grają?????- zapytałam -To samo co na Ziemi, jutro zobaczymy dokładnie-powiedział a potem spojrzał za siebie na telewizor, wciąż leciał teleturniej. -Znowu powtarzają....-wymamrotał raczej do siebie i zwrócił swoją twarz w moją stronę. -Naprawdę Cię lubię Holly, chcę się z tobą zaprzyjaźnić mam nadzieje że nie masz nic przeciwko?????- Zapytał, nie podobało mi się słowo ,,przyjaźń'' ale lepsze to niż nic. -Oczywiście że nie mam, też Cię lubię, jeśli mam być szczera to tylko ty nie licząc Toma i Mandy naprawdę mnie lubisz. -Tak to widzisz???? -Co???? -Myślisz że Jack i Olivier cię nie lubią?????? -Nie wiem.......-wyprostował się i uśmiechnął -Oni cię lubią, ale jeszcze nie nigdy nie mieszkali z dziewczyną, daj im czas a się rozkręcą. Jesteś tutaj dopiero od kilku godzin. Nie przejmuj się. -Jak to nie mieszkali z dziewczyną?? A Mandy??? -Mandy jest dla nas jak matka a pozatym jest Toma,a ty...... jestem młoda i atrakcyjna, no wiesz.....-zaczerwienił się, ja zresztą też na słowo ,,atrakcyjna” -Rozumiem, myślałam że jest tu wiele dziewczyn????? -Owszem są, aż się o nich roi, ale żadna nie jest taka jak ty...Boże dlaczego ja w

ogóle z tobą o tym rozmawiam????? -Nie wiem.... -Ale ja chyba tak, to dar, potrafisz rozwiązać człowiekowi język, jeśli tego chcesz tego właśnie dokonujesz, sama pomyśl dzisiaj tak zbajerowałaś Toma że powiedział ci wszystko, całą prawdę a teraz ja..... -Chciałam się dowiedzieć jak się stąd wydostać a Tom mi nie powiedział..... -Bo to silnie strzeżona tajemnica, jest objęta ŚZP- powiedział. -Co to jest to ŚZP??? -Ściśle Zamknięta Pamięć, to skomplikowane-powiedział. -Też tak myśle, może pokażesz mi swój pokój????- zapytałam kierując rozmowę na inne tory. -Pewnie, tylko nie jest tak wypasiony jak twój-powiedział wstając, podał mi dłoń, chwyciłam ją i tak wyszliśmy z pokoju, puścił ją dopiero przed swoim pokojem otwierając drzwi gestem pokazał bym weszła pierwsza -Jesteś pierwszą dziewczyną w tym pokoju oprócz Mandy-powiedział z uśmiechem zamykając drzwi. -Czuje się zaszczycona- powiedziałam. Pokój Frankie'go był pomalowany na biało, miał wielkie łóżko ubrane w czarną pościel, duży telewizor, wielki obraz przedstawiający wodospad, i różne męskie dodatki. -Masz bardzo ładny pokój, a łóżko podoba mi się narbardziej- powiedziałam wskakując na łóżko. Popatrzył na mnie zdziwiony, dopiero teraz zrozumiałam jak to musiało zabrzmieć, -Podoba mi się ta czerń- chwyciłam i przytuliłam jedną z poduszek, miała prześliczny zapach-świetnie kontrastuje z kolorem pokoju-dodałam. -A Mandy chciała niebieskie poszewki.......-wymamrotał siadając na łóżku. -Ładnie tu, i śliczny obraz.-powiedziałam wskazując ręką na ściane. -Dzięki-zeszłam z łóżka by popatrzeć za okno, miał taki sam widok na ogród jak ja tylko nie miał balkonu. Frankie oparł się o konstrukcje lóżka wyprostowując nogi na pościeli. Poszłam do niego i usiadłam tak jak on. -Naprawdę ładnie tu masz-Można by się przyzwyczaić dodałam w myślach. -W jakich okolicznościach trafiłeś na ten świat?????- zapytałam wprost, usiadłam na środku jego łóżka po turecku znowu chwytając jedną z jego poduszek wtulając się w nią i rozkoszować jego zapachem -To krótka historia , miałem w tedy 16 lat, jechałem z imprezy urodzinowej kumpla z moją przyjaciółką i bratem, kierował mój brat- Jack'iem na zakręcie wypadliśmy z drogi i uderzyliśmy w drzewo. Ja i Jack trafiliśmy tutaj a ona, niewiem.- opowiedział mi swoją historie lecz wciąż miał dobry humor -Dzięki-powiedziałam, bo co innego mogłam, może ,,przykro mi” to by było śmieszne. -Nie ma za co, każdy ten , który tutaj jest przeżył podobną historię na przykład ty. -Tylko że mnie przejechało auto, a wy uderzyliście w drzewo. -Co masz na myśli???? -Ja sama wyszłam na drogę w niedozwolonym miejscu, a wy mieliście wypadek.

-Holly, nie drążmy tego tematu, pogadajmy o czymś milszym. -No to dawaj....... -Miałaś wcześniej jakiegoś faceta??? -Miało być ,,milszym ”. -Odpowiedz-zachęcił. -Jednego, a ty miałeś wcześniej kogoś???? -W tamtym świecie nikogo a w tym tylko raz. -W tym świecie...... Fajnie, może ją poznam-albo od razu zabije-dodałam w myślach. -Na pewno się poznacie........-dodał niechętnie, jakby do siebie. -Musisz mi ją przedstawić....-zaczęłam lecz mi przerwał. -Omijam ją szerokim łukiem więc wybij to sobie z główki-powiedział poklepując mnie po głowie z uśmiechem. -Dlaczego??? Jeśli można wiedzieć..... -Bo ona nie może się z tym pogodzić że już razem nie jesteśmy. -Aha , rozumiem- spojrzałam mu w oczy lecz od razu spuściłam wzrok. Były takie piękne i patrzyły z taką czułością wręcz mnie wzywały. Moje wyobrażenia zaczynały działać. -Masz śliczne oczy-Powiedział rumieniąc się, zrozumiałam że znowu rozplątałam mu język. -Przepraszam, nie panuje nad tym-powiedziałam. -W porządku....-Uśmiechnął się znowu czule na mnie patrząc, nie byłam mu dłużna i również podarowałam mu uśmiech i przy tym utonęłam w jego oczach. Czułam że się rumienię. Przy nim czuje się bezpiecznie a dopiero jestem tu jeden dzień-jego znam jeden dzień a czuje jakbym znała go latami. -Późno już, pójdę do siebie-powiedziałam z chodząc z łóżka, on również wstał. Podeszłam do drzwi. -Do zobaczenia jutro, dobranoc-powiedziałam. -Miłych snów-powiedział i wyszłam, od razu poszłam do swojego pokoju, zatrzymałam się jeszcze przed drzwiami by posłać mu uśmiech. Opierał się o futryny, czule się uśmiechając. Chciałam do niego podbiec i mocno go przytulić ale szybko weszłam do pokoju. Boże jak ja jestem w nim zakochana! Pomyślałam opierając się o drzwi. Stałam tak chyba 5 minut. Ocuciło mnie pukanie do drzwi. Od razu otworzyłam. -Holly wiem że już późno ale pomyślałem sobie że może obejrzymy u mnie jakiś film?????- Zapytał Jack, byłam w szoku że wszyscy jakoś poza widokiem innych są tak dla mnie mili. -Możemy-powiedziałam wychodząc z pokoju. -Świetnie-powiedział idąc na przedzie, ruszyłam za nim. Otworzył i przytrzymał dla mnie drzwi. Pokój był zwyczajny, duże łóżko stolik na środku , duży telewizor.......... -Na co masz ochotę???- zapytał. Na twojego brata pomyślałam, ale szybko od tego uciekłam. -Mam ochotę się pośmiać.......-powiedziałam, kładąc się na brzuchu na łóżku. -Też tak myślę, może,, Głupi i głupszy” ???? -Świetny wybór, film jest stary ale świetny-powiedziałam .Jack'e położył się tak jak

ja i pilotem wcisnął ,,play”. Po jakiś 10 minutach do pokoju wpadł Olivier. -Jackie masz może pożyczyć.......sorry nie wiedziałem że masz gościa-Popatrzył na mnie dziwnie w potem na Jacka. -Ale ze mnie gość.......-zażartowałam. -Czego chcesz???- zapytał Jack. -Tę nową grę, co kupiłeś tydzień temu.... -Dobra ale jutro mi ją oddaj-powiedział i podszedł do szafki koło telewizora. -Cholera, Frankie ją ma, zaraz przyjdę- zwrócił się do mnie posyłając oczko i wyszedł. Olivier patrzył na mnie jak na jakiegoś intruza, fakt po części nim byłam. Wstałam i podeszłam do okna, by umknąć jego wzrokowi. -Jesteś bardzo podobna do Katrin- nagle zjawił się przy mnie i dotknął ręką mojego policzka, wystraszyłam się i odskoczyłam. -Nie bój się-powiedział. -Nie boję się, po prostu nie mogę się przyzwyczaić do darów-powiedziałam odwracając się lecz nagle jego dłoń znalazła się na moim ramieniu i gwałtownie mnie obrócił do siebie. Patrzył mi w oczy i w końcu puścił. -Kochałem ją , kochałem do szaleństwa a ona wybrała jego i skończyła 3 metry pod ziemią, przepraszam za moje zachowanie ale jesteś identyczna jak Katrin... -Jestem- powiedział Jackie zjawiając się tuż za mną, znowu odskoczyłam. -Przepraszam, powinienem użyć drzwi. -Nie, w porządku, musze się tylko przyzwyczaić.....-Powiedziałam i poszłam usiąść na łóżku. -Ciekawe jaki będziesz miała dar-powiedział Olivier. -Też mnie to ciekawi....-powiedział Jack -Po części już wiem......-zaczęłam, -To mów-powiedzieli jednocześnie i stanęli naprzeciwko mnie-szybko. -To nie moja teoria tylko Frankie'go, mówi że potrafię ,,rozplątać język” tak to nazwał. -No i chłopak ma racje, przy tobie mówię to czego bym normalnie nie powiedział- zaczął Jack. -Ciekawe.......-dodał Olivier. -I myślę że potrafię rozróżnić prawdę od kłamstwa ,to moja teoria ale się sprawdza- dodałam- chcecie przykład???- zapytałam. -Pewnie-powiedział Olivier. -A więc nie przyszedłeś tu pożyczyć gry.......-zwróciłam się do Oliviera -Przyszedłem pożyczyć piankę do golenia-powiedział poważnie Olivier -Nie wolno przy tobie myśleć, nie wolno kłamać....-żalił się Olivier wychodząc. -Do jutra-dodał -Dobranoc- powiedziałam- Oglądamy dalej????- zapytałam Jack'a -Pewnie......-położyliśmy się na łóżku tak jak wcześniej i oglądaliśmy dalej głośno się śmiejąc. Bardzo podobał mi się czas spędzony wraz z Jack'em. Obejrzeliśmy chyba z cztery super filmy, potem postanowiliśmy się przejść.

Trzymałam Jack'a pod ramie i szłam spacerkiem przez jakiś park. Noc była już późna. Prawdę mówiąc wszyscy już spali albo kładli się do łóżek a w tym czasie my spacerujemy sobie po mieście. Wielka, wspaniale oświetlona kolorami tęczy fontanna przedstawiająca prawdopodobnie posąg syreny siedzącej na kamieniu z lilią wodną w dłoni i rybakiem trzymającym sieć w dłoni u jej stóp. To prawdopodobnie oznaka zguby męszczyzny. Posąg wydawał się bardzo rzeczywisty. Cała fontanna była również zjawiskowa. -I jak ci się tutaj podoba???- zapytał Jack. Widocznie zauważył moje skupienie. Westchnęłam i popatrzyłam na jego twarz. Wydawał się niezwykle przystojny w tej swojej rozpiętej kurtce. Pod spodem miał opinający ciało biały podkoszulek, który ukazywał niezwykle wysportowane, wyrzeźbione ciało. Szerokie ramiona sprawiały że Jack wyglądał niebezpiecznie. Lekko przetarte dżinsy dodawały mu seksapilu a ciemne włosy wydawały się tańczyć na wietrze. Odwróciłam wzrok i obejrzałam się dokoła puszczając jego ramię -Tutaj jest naprawdę pięknie-wyszeptałam -Szczególnie nocą-dodał Jack -Taak- westchnęłam i podeszłam do fontanny. Zanurzyłam koniuszki palców w wodzie. Odwróciłam się z uśmiechem na ustach i już chciałam coś powiedzieć kiedy światło błysnęło mi po oczach. -Hej co robisz????- jęknęłam - Uwietrzniam chwile-powiedział. W ręku trzymał aparat. Był tak mały że bez większego problemu mógł go schować w dłoni. -Mogłeś mnie uprzedzić..... Zaśmiał się tylko i podszedł bliżej. Objął mnie ramieniem i wyciągnął rękę z aparatem przed siebie. -Uśmiech-powiedział i pstryknął. Potem bardzo powoli szliśmy w stronę domu.

Rozdział 3:Nowe oblicze Następnego ranka, zaraz po tym jak się umyłam, ubrałam i pościeliłam łóżko zeszłam na dół. -Ślicznie dziś wyglądasz-powiedział Jack nagle się zjawiając jeszcze jak schodziłam po schodach. Miałam dziś ubrane dżinsowe rybaczki przed kolana i zwiewną, marszczoną niebieską tunikę. -Dzięki- odpowiedziałam. Na dole byli już wszyscy, czekali na mnie i na Jack'a -No, nareszcie-powiedział Tom, jeszcze ziewając -Nie wiem jak wy, ale ja jestem strasznie głodny-dodał -Holly, możesz mi pomóc.-zawołała z kuchni Mandy -Idę-odpowiedziałam i pognałam do kuchni -Weź to...-wskazała na 2 talerze z pieczywem. Poszłam za nią do jadalni. Wzięła ode mnie talerze i gestem wskazała bym usiadła. Gdy zjedliśmy, zaczęła się rozmowa -Dzisiaj ja i Holly wybieramy się na miasto, postaramy się wrócić przed obiadem- zaczął Frankie -Świetnie, Holly przyda się mała wycieczka a poza tym kupisz sobie to czego potrzebujesz.-Powiedziała Mandy -Nie mam pieniędzy- Burknęłam pod nosem -Przecież masz swoją kartę kredytową-Powiedziała -Na ten świat przeniosłam tylko telefon-Dodałam -Ależ masz swoją kartę kredytowa, Tom ci wyrobił nową, wszystko jest takie samo jak na starej, masz ją w takiej brązowej torebce, sama ją kupiłam. -Dzięki-powiedziałam uśmiechając się. -Najlepszą przyjaciółką kobiety jest karta kredytowa-zażartowała i puściła do mnie oko. Uśmiechnęłam się.

-A przy okazji, dzięki za wyposażenie mojej garderoby, ale uważam że jest tam za dużo ciuchów....-powiedziałam. -Każda dziewczyna lubi mieć dużą garderobę.....-dodała -Przed tym jak tutaj trafiłam miałam 10 bluzek na krzyż i 4 pary spodni i jakoś żyłam-powiedziałam. -Co??!!- zapytała niedowierzając. -Odkąd 2 lata temu zmarła moja ciocia moja szafa dużo się skurczyła, to ona dbała o jej wyposażenie- Odpowiedziałam -A jak już nie miałam w czym chodzić pożyczałam koszule od brata albo kuzyna i do dżinsu pasowało idealnie-dodałam -Nie wierze!! Chodziłaś w męskich ciuchach??!!! -Nie, no co ty!!! Od czasu do czasu pożyczałam tylko koszule -Masz śliczny gust-zmieniła temat -Sama kupowałaś te ciuchy -A ty sama dobrałaś ten komplet...-nie chciałam się z nią kłócić więc nic nie odpowiedziałam. -Idę na górę po jakąś kurtkę, tobie też coś przyniosę i tą twoją torebkę-powiedział Frankie i ruszył na górę -Słyszałem o twoich darach, są bardzo interesujące i... przydatne-powiedział Jack -Nie zawsze dowiem się tego czego chce...-dodałam, patrząc jak Mandy zabiera ostatni talerz ze stołu -Twój dar z każdym dniem będzie coraz lepszy-dodał -Jestem..... Idziemy????- nagle zjawił się Frankie, podał mi białą kurteczke i brązową torebkę -Jasne-powiedziałam -Miłej zabawy- powiedział Olivier wstając i mijając mnie zniknął. Kłamał, wiedziałam to, i czułam- uderzyło to we mnie jak samochód tego feralnego dnia mojego wypadku. Jack od razu zauważył że coś jest nie tak-skrzywiłam się -Co jest????- zapytał -To chyba reakcja na kłamstwo-odpowiedziałam prosto -Kłamstwo????- zapytał -Tak, jeżeli ktoś kłamie a to kłamstwo dotyczy mnie, ból uderza w samo serce- dodałam prostując się -Kto???- zapytał Frankie -Jest ok, chodźmy już-powiedziałam kierując się ku dzwiom. Jednak się nie ruszył. -Będziesz cierpieć......-dodał ale nie dokończył. -Nie, jeżeli sobie na to nie pozwolę, a napewno nie dopuszczę do tego by ktoś mnie ranił-powiedziałam -I tak właśnie powinnaś się zachowywać, jak dorosła-powiedział Jack -Jestem dorosła......... -Owszem, ale wciąż młoda -Dobra idziemy...-powiedział Frankie ciągnąc mnie ku drzwiom. Byłam, tak szczęśliwa że gdzieś wychodzę a że idę z Frankiem to aż promieniałam. Szliśmy przez ogród trzymając się za ręce. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Gdy

dotarliśmy do bramy zaniemówiłam. Przede mną stało nowiutkie BMW X6.To czarne cudeńko błyszczało. -Podoba Ci się??- Zapytał Franke -Pytanie.....-podbiegłam do samochodu pełna podziwu -Jest śliczny-powiedział -Czyj jest???? -Eeeee.... narazie mój-kłamał i znowu zabolało, zgiełam się w pół lecz udałam że oglądam felgi, odwróciłam się do niego tyłem by nie widział mojej mimy. Poklepałam palcem felgi. -Kłamiesz jak najęty-Wyprostowałam się, teraz patrzyłam prosto na niego -Boże dziewczyno, daj na luz ,te twoje zdolności naprawdę mnie denerwują- Powiedział unosząc głos, nie kłamał. -Przepraszam, ale wolę znać prawdę niż żyć w kłamstwo, uwierz to naprawdę bolesne-Powiedziałam przybliżając się do niego -A co do samochodu....-Przerwał -Prawda...-wymamrotałam -I tak nie mogę kłamać bo od razu będziesz o tym wiedzieć-powiedział, już spokojniejszym tonem-Ten samochód jest twój, kupiliśmy go wszyscy, taki mały prezent powitalny-dodał -Mały???!!!! kosztował chyba fortunę!! Odbiło wam???? -Ja mam aż 4 auta dużo droższe od twojego, więc nie marudź- powiedział a ja rzuciłam się mu na szyje, przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam. Dzwignoł mnie lekko i obróciliśmy się w koło jak para zakochanych-cóż ja byłam a on???- Nie wiem. Postawił mnie na ziemi i powiedział -Ale teraz prowadzę ja- uśmiechnął się łobuzersko. Miał prześliczny uśmiech. -Oczywiście-Powiedziałam próbując otworzyć drzwi oparzyłam się, użył swoich mocy. Podszedł szybko i złagodził zimną ręką ogień. -Przepraszam ale chcę się zachować jak dżentelmen- Otworzył mi drzwi i pomógł wejść. -To trzeba było poprosić a nie parzyć mi ręke- w rzeczywistości miałam inne zdanie- mógł mnie parzyć gdzie tylko chciał byle by tylko poczuć jego dłoń na na mojej skórze. -A posłuchałabyś???- zapytał siadając i przekręcając kluczyk -Raczej nie...... -No właśnie...-odpowiedział słodko się uśmiechając -Gdzie jedziemy??- zapytałam zmieniając tok rozmowy -Do centrum miasta, a potem moż.....-przerwałam mu -......do kina i na hot dogi a potem do centrum handlowego do którego wybierałam....ach, po co to wspominać- zaczęłam krzycząc ze szczęścia a skończyłam ze łzami w oczach. Przypomniało mi się jak szłam z Marco. Frankie zauważył że posmutniałam i położył mi rękę na kolanie lecz szybko ją wziął. -Przepraszam, ja.....przepraszam-powiedział trzymając obie ręce na kierownicy i patrząc przed siebie -Za co???- zapytałam nie wiedząc co on takiego złego zrobił -Ja....twój dar chyba nie tylko rozwiązuje język ale i ciało.- Uśmiechnęłam się

-Wcale nie..... to znaczy co do języka tak ale co do ciała dyskutowała bym...- powiedziałam - Oh Holly-tylko westchnął, uśmiechając się. Postanowiłam mu pokazać albo chociaż spróbować pokazać że coś do niego czuje. Wychodząc z samochodu wolałam zaczekać aż sam otworzy mi drzwi niż zostać znowu poparzona. -Gdybyś ty miał mój dar i przebywał w moim otoczeniu mógłbyś dowiedzieć się dużo ciekawych rzeczy.......-powiedziałam idąc w stronę kina -Na przykład????- zapytał szeroko się uśmiechając. Udałam zamyśloną minę -Dowiedziałbyś się że jesteś jak na razie najmilszą osobą na tym świecie i że bardzo cię lubię- powiedziałam -Dziękuje, i mogę powiedzieć że ty mało jak zarazie wykorzystujesz swój dar -A mam więcej????? -Nie, teraz powiem ci coś nie pod wpływem twego daru-powiedział i chwycił moją dłoń. Teraz na pewno wyglądaliśmy jak para. Uśmiechnęłam się zachęcając -Zamieniam się w słuch-powiedziałam ale tylko wziął oddech -Pomóc ci????- zapytałam, mogłabym to zrobić za pomocą daru -Nie, Holly gdy się tu zjawiłaś a raczej gdy dowiedzieliśmy się że do nas dołączysz, wszyscy byli w niebo wzięci ze względu na to że jesteś identyczna jak Katrin,że mogłabyś ją w pewien sposób zastąpić, ale ty jesteś inna jak Katrin, mam na myśli że jak narazie dużo lepsza i ....ładniejsza- powiedział dosyć stosownie ściskając mi dłoń -Przecież jestem identyczna jak ona, Tom i Mandy nie widzą w mojej urodzie różnicy ,nawet mi to pasuje bo nie będzie trzeba zmieniać zdjęć rodzinnych-powiedziałam -To ty tak myślisz......-nie dawał za wygraną, teraz to ja ścisnęłam jego dłoń. Szliśmy ulicą prowadzącą do kina a później pójdziemy na lunch. Ciekawe jak by się życie potoczyło jakbym nie trafiła tutaj, jakbym poszła w tedy z Marco na przejście dla pieszych? A z drugiej strony to właśnie tutaj poznałam tyle miłych osób, poznałam miłość i przyjaźń. Doznałam również rozczarowania ale w pewnej mierze z mojej własnej winy. Dowiedziałam się że szaleje za mną-Nie dokońca za mną, za Katrin, męszczyzna o imieniu Thomas, który stracił swoją ukochaną w drodze do szczęścia a teraz pojawiła się w jego świecie dziewczyna identyczna jak miłość jego życia. A może myślał że Katrin wróciła?????? Z mojej strony nie otrzymał by nic innego jak ból i rozczarowanie, nic innego nie mogłam mu dać . Kochałam zupełnie innego faceta, trzymałam go za rękę zupełnie nieświadomego mojej miłości-przynajmniej tak właśnie mi się wydawało. Odkryłam w sobie nowe oblicze, zakochanej dziewczyny. -Na co chcesz iść????- zapytał Frankie gdy byliśmy w kinie -Nie wiem, zdaje się na ciebie...-odpowiedziałam -Może jakiś horror??? -Może być..... -No to mam nadzieje że masz silne nerwy-dodał Przez jakieś 15 minut oglądałam film, potem skupiłam się rozmyślaniu. Nie miałam

silnych nerwów na ten film, rozrywające na części ludzi, potwory nie były zbyt przyjemne. Wolałam zająć moją głowę czymś przyjemnym. Rozmyślałam o wszystkim. Po filmie poszliśmy na lunch. Frankie wciąż wspominał film. Opowiedział mi go prawie cały, przynamniej wiedziałam co w nim było. -....no i w tedy wyskoczył ten olbrzym, tak się wystraszyłem że myślałem że się do ciebie przytulę, a ty siedziałaś tak spokojnie. Przyznaj się, spałaś?????- zapytał Frankie jedząc swojego chesseburgera i śmiejąc się od ucha do ucha. -Nie spałam, rozmyślałam-odpowiedziałam prawdą -Trochę zimny ten chesseburger, podgrzeje sobie go-powiedział -Tylko sobie go nie przypal...-zażartowałam -Raz już spaliłem hot-doga Oliviera, ten to był wkurzony, musiałem mu kupić nowego -Szkoda że tego nie widziałam... -Szkoda....często urządzamy sobie takie wypady wieczorem bez nadzoru Mandy i Toma, może kiedyś wybierzesz się z nami???? -Chętnie, i tak narazie nie mam nic do roboty... -Jak Mandy będzie ci robić sceny to powiedź że idziesz z trzema facetami -Sceny?????- Zapytałam. Byłam trochę zdziwiona jego dzisiejszym zachowaniem. Kiedy jest ze mną pozwala sobie na wszystko a kiedy jest w domu kontroluje się. A może to mój dar pomaga mu się otworzyć???? Lecz nie to mnie dziwi, słowo ,,DOM” które pomyślałam, Mój Dom. -Mandy jest nadopiekuńcza, mi też robiła sceny gdy byłem młodszy-powiedział -Ale ja już jestem dorosła...-zaczęłam lecz mi przerwał -Ale wciąż dziewczyną...... -No i????? -Pewnie będzie się bała że może cię ktoś porwać i z...... wykorzystać-powiedział podnosząc głos -Umiem o siebie zadbać-dogryzłam mu -Nie tutaj, tu jest wiele różnych darów-dodał. Nic nie odpowiedziałam, ale zgadzałam się z nim. Siedzieliśmy w ciszy jakieś 5 minut. Potem przyszła kelnerka i się zaczęło: -Frankie albo pół na pół albo ja płace całość- zaczęłam się z nim kłócić oto kto zapłaci -Holly ja cię zaprosiłem więc ja płace, nie rób scen, proszę-kłócił się ze mną, kelnerka patrzyła na nas jak na wariatów -Nie lubię jak ktoś za mnie płaci.... -Teraz ja zapłacę a ty odwdzięczysz mi się kiedy indziej, dobrze???- zapytał. Westchnęłam. -Dobrze, ale następnym razem ja płace- dodałam. Zaczęłam się po cichu śmiać z tej naszej wymiany zdań. Była śmieszna. Nic dziwnego że kelnerka, sobie w połowie poszła. Teraz Frankie stał przy kasie a ja czekałam przy drzwiach opierając się o ściane.

-Zawsze taka jesteś???- zapytał -Nie lubię jak ktoś za mnie płaci skoro ja sama mogę- odpowiedziałam a Frankie przewrócił oczami -A gdyby chłopak zaprosił cię na randkę też byś się tak rzucała????-zapytał zdejmując z wieszaka i nakładając na siebie czarną skórzaną kurtkę. -Nie-odpowiedziałam -Wiedziałem.... -Kiedyś jeden facet strasznie mnie zranił i od tego czasu staram się żeby to się nie powtórzyło -To nie znaczy że musisz wszystkich od siebie odsuwać... -Wcale nie jestem niedostępna! Staram się tylko nie popełnić tego samego błędu co kiedyś, nie chce znów cierpieć-powiedziałam spuszczając głowę, tego było już za wiele. -Co się stało że taka jesteś???- zapytał dziwnie rozbawiony -To nie jest śmieszne Frank!!! Wy, faceci zabawiacie się nami a potem zostawiacie i każecie zapomnieć!!!!!!! To nie fear!!!- wykrzyczałam -No właśnie, nie fear......-powiedział pod nosem, raczej do siebie -O co ci chodzi???- zapytałam zdziwiona jego reakcją. Zbyt szybko przyznał mi rację. -Być może to wina facetów, ale wy dziewczyny nie jesteście święte.Potem nie dopuszczacie do siebie nikogo i to my musimy cierpieć-powiedział z głową w dole. -Ach-tylko tyle potrafiłam powiedzieć, oczywiście gdyby nie miał takiej smutnej miny powiedziałabym mu że przedtem dużo wycierpiałam i nie jest łatwo się po tym pozbierać a co dopiero zawierać nowy związek!! Był smutny więc darowałam sobie te gatkę, podźwignęłam jego głowę by powiedzieć. -Dobrze, powiedzmy że każda strona płci cierpi po równo-mówiłam co innego, myślałam co innego-ale nie kłóćmy się przez to, proszę?? Ja naprawdę czasem nie dopuszczam nikogo do siebie ale może uda się to zmienić, postaram się żeby tak właśnie było-powiedziałam szczerze, przy nim nie musze udawać, bo to on zniszczył barierę, którą sobie stworzyłam. Milczał przez jakąś chwile, zbierał wszystkie myśli do kupy tak samo jak ja. -Cieszę się że właśnie mi to powiedziałaś, tego mi brakowało, z kimś pożądnie się pokłócić a potem porządnie pogodzić-powiedział uśmiechając się, te słowa mnie cieszyły i serce zabiło szybciej gdy zbliżył swoją twarz do mojej. Nie wahałam się. Nie myślałam w ogóle, liczył się tylko ten moment, Frankie i ja. Siedzieliśmy na ławce przed wejściem. Ja byłam strasznie szczęśliwa. Już dotykaliśmy sie nosami gdy usłyszałam znajomy głos dochądzący zza rogu. Odskoczyliśmy z Frankiem od siebie jeszcze gdy nie było widać Jack'a i Oliviera -Cześć wam-powiedział Jack -Cześć- odbrzdąknełam, nie ukrywam że jestem zła że się teraz zjawili -Co robicie????- zapytał Olivier -Właśnie wyszliśmy z restauracji a teraz obmyślamy plan dalszy dnia-powiedział Frankie

-I co wykombinowaliście??- spytał Jack, ponuro patrząc na Frankie'go -Teraz pójdziemy na zakupy...-powiedziałam -.... a potem do parku-dokończył za mnie Frankie .Po raz pierwszy od przyjścia chłopców spojrzałam na Frankiego uśmiechnął się tylko. -Pójdziemy z wami-zaproponował Olivier -Nie, to ja zaprosiłem Holly więc idziemy sami-odparł stanowczo Frankie wstając -Nie masz jej na własność- odpyskował mu Jack gorzko -Trzeba było ją wcześniej zaprosić...-dodał Frankie -Przestańcie!!- krzyknęłam i pociągnęłam Frankiego za sobą trzymając go za rękę. Ruszyliśmy w stronę centrum miasta. -Hej, gdzie idziecie????- zawołał Jack -Do zobaczenia w domu -zawołałam w odpowiedzi. Rozdział 4: Nowość-ból To była nowość. Moje zachowanie było jedno znaczne. Zachowałam się niegrzecznie w stosunku do nich ale nie miało to teraz żadnego znaczenia. Szliśmy teraz łeb w łeb z Frankiem wciąż trzymając się za ręce. -Łał to było niezłe-powiedział Frankie -To było niegrzeczne......-odpowiedziałam spuszczając głowę -Niegrzeczne było tylko to że tutaj przyszli........-zaczął ale przerwałam mu: -A może to tylko przypadek że tędy szli???- zapytałam -To nie przypadek......Nie znasz ich-odpowiedział -To teraz małe zakupy???- zapytałam gdy byliśmy przed wejściem do galerii. Zmieniłam temat, nie chciałam żeby się smucił. -Pewnie...-odpowiedział niepewnie -Uśmiechnij się prosze...-poprosiłam i od razu spełnił moją prośbę-I tak ma być...- dodałam -Potrafisz poprawić humor i za to cię kocham-powiedział spontanicznie. Po tym ostatnim spuścił głowe. Zrozumiałam. znowu to zrobiłam, rozplątałam mu język. -Przepraszam.....-wymamrotałam.

I nastała cisza. Chodziliśmy po centrum handlowym oglądając ubrania, buty, dodatki. Frankie cały czas chodził przybity a mnie słowa które wypowiedział sprawiły ogromną radość. Widać że nie chciał żebym się dowiedziała tak szybko co czuje, przecież byłam tu dopiero dwa dni. Dla mnie nie miało to żadnego znaczenia, kochałam go a on kochał mnie. Czego więcej mogłam chcieć. Był tylko jeden problem: nie wiedział że go kocham. Może dlatego jest taki ponury bo myślał że wyszedł na idiote. Gdy byliśmy już przed domem, nie otworzył mi dzwi jak wsiadałam i jak wychodziłam z samochodu też. Cały czas byliśmy cicho. Bardzo mnie to bolało i jak byliśmy przed bramą wjazdową do posesji nie wytrzymałam -Frankie możemy pogadać???- zapytałam -Mów-powiedział ale na mnie nie spojrzał. Szedł dalej -Wiesz macie tu ładną altankę.... -Chcesz gadać o altance????? Jak tak to pogadaj lepiej z Mandy - Niedość że mi przerwał i popatrzał na mnie jak bym była jego najgorszym wrogiem to jeszcze od razu ruszył dalej. Takiego go jeszcze nie znałam -Chyba będzie lepiej jeżeli pogadamy w altance na OSOBNOŚCI-podkreśliłam słowo ,,osobności” -Dobra-powiedział i ruszył przez trawnik w stronę altanki mino że pare kroków dalej miał chodnik prowadzący prosto do niej. Pofatygowałam się i poszłam do altanki chodnikiem bo wiem jak Mandy dba o ogród. -Gadaj, słucham-powiedział gdy byłam już w altance wciąż na mnie nie patrząc. -Co jest z tobą do cholery??! Zachowujesz się niedorzecznie i bardzo niegrzecznie!!- Zaczęłam mu wypominać, miałam dość jak mnie dzisiaj traktował od czasu gdy powiedział mi że mnie kocha, co prawda pod wpływem mojej mocy ale to go nie usprawiedliwia -Jack i Olivier powinni iść z nami....., po co ich wygoniłaś????- powiedział wreszcie na mnie spoglądając ale szczerze to wolałam jak na mnie nie patrzył, jego wzrok był taki ostry i zły. No tak, moja wina. -Przecież mówiłeś.... -Ja zawsze dużo mówię, za dużo......-powiedział gniewnie i ruszył w stronę domu -Szkoda że Tom nie zafundował nam brata....-wypowiedział mijając mnie. Zabolało. Łzy zaczęły mi dobrowolnie lecieć po policzkach. Jak on mógł????? Przecież był taki dobry, otworzyłam się na niego a on co????? Znowu to samo...... Znowu mam złamane serce -Kocham cię Frankie.....-wyszeptałam i zgięłam się w pół. Nie wiem czy to słyszał. Zaczęłam ryczeć. Bolało mnie w piersi tak gdzie niegdyś miałam serce. Teraz znikło na dobre, nie było go. -Boże dlaczego???? Co ja takiego złego zrobiłam???- Zapytałam unosząc głowę do góry, wciąż gorzko płacząc.

-Holly co się stało???!!- nagle zjawił sie Jack, jeszcze bardziej zaczęłam wyć, uklęknął i przytulił moją głowę do swojej piersi. -Już dobrze, dobrze....-powiedział, nie miałam siły cokolwiek powiedzieć. Płacz bardzo mnie zmęczył. Nie naciskał , czekał aż się uspokoję. Oparł się o ściane altanki, wciąż mnie tuląc. Siedziałam teraz miedzy jego nogami opierając głowę o jego tors. Ręką wciąż podtrzymywał mnie pod pachą bym nie zjechała. Zanurzył twarz w moich włosach i zaczął mówić mi do ucha -Już dobrze maleńka, już dobrze-pocałował moje włosy. Powoli dochodziłam do siebie. Był już wieczór. Było widać jak księżyc odbija się od małego stawu i było słychać mały wodospad. Uspokoiłam się ale Jack wciąż trzymał mnie w swoich ramionach, dalej miał twarz zanurzoną w moich włosach. Byłam wdzięczna że przy mnie jest. Tak bardzo bolało jak Frankie mnie potraktował. Byłam ciekawa co teraz robi. Pewnie ogląda mecz albo coś w tym rodzaju. Jack słysząc że już ze mną fizycznie w porządku wyciągnął twarz z moich włosów. -Co się stało???- zapytał. Pochyliłam sie trochę by móc zobaczyć jego twarz, była zbyt blisko i od razu wróciłam do poprzedniej pozycji. Jego twarz była przepełniona złością ale i czułością. Próbowałam wstać ale mi na to nie pozwolił. Był za silny. -Powiesz mi????- próbował dalej. Kiwnęłam głową zaprzeczając. -Chce do domu...-wymamrotałam -Dobrze-wstał pierwszy i potem pomógł mi wstać. Przeszył mnie wzrokiem od stóp do głów. -Nie wyglądasz najlepiej-Wymamrotał kiwając głową-Madny będzie zaniepokojona jeżeli zobaczy cię w tym stanie może skorzystam z mojego daru i zaniosę cie do twojego pokoju????- zapytał grzecznie -Mógłbyś???- zapytałam, głos miałam ochrypły -Pewnie, daj rękę-spełniłam jego prośbę. Szybko zjawiliśmy sie w moim pokoju. Od razu poszłam się położyć -Zostać z tobą???- zapytał -Nie będę ci zawracać głowy, idź- powiedziałam chowając twarz w poduszkę -Nie mam nic innego do roboty więc zostanę- powiedział i usiadł koło mnie na łóżku, przykrył mnie pościelą -Śpij, mała śpij-powiedział głaszcząc mnie po głowie. Odpłynęłam. Śniło mi się jak biegłam przez opustoszałe San Diego. Był zmierzch, paliły się tylko niektóre światła. Biegłam w stronę naszego domu. Przed oczami stanęła mi Mandy ale szybko znikła ,,Holly uważaj!!!” krzyknął Tom. Obróciłam się o 180 stopni i zobaczyłam pędzącą prosto na mnie ciężarówkę ale była daleko. Próbowałam się ruszyć. Spojrzałam do tyłu i szła w moją stronę Katrin wraz z Frankiem. Odwróciłam się w stronę ciężarówki, nie było jej. Z tyłu usłyszałam ogromny trask. Gdy się obróciłam zobaczyłam płaczącą Katrin dopiero potem zobaczyłam kilka metrów od niej czyjeś poszarpane zwłoki, Frankie'go. Czułam że mdleje, w śnie i na jawie. -Holly proszę, Tom pomóż jej-usłyszałam czyjś rozpaczliwy głos i płacz