Jean-Paul Sartre
Byt i nicość
Zarys ontologii fenomenologicznej
Przełożyli:
Jan Kiełbasa
Piotr Mróz
Rafał Abramciów
Remigiusz Ryziński
Paulina Matochleb
Posłowie napisał
Piotr Mróz
Wydawnictwo Zielona Sowa
Kraków
WPROWADZENIE
W poszukiwaniu bytu
I. Idea fenomenu
Myśl współczesna dokonała znaczącego postępu, sprowadzając byt do
serii wyglądów, które go ukazują. Zamierzano w ten sposób usunąć pewną
ilość dręczących filozofię dualizmów i zastąpić je monizmem fenomenu. Czy
to się udało?
Na pewno w pierwszej kolejności pozbyto się tego dualizmu, który
w obrębie bytu przeciwstawia to, co wewnętrzne, temu, co zewnętrzne. Nie
ma już czegoś takiego jak zewnętrzność bytu Jeśli rozumie się przez to jakiś
naskórek, który ukrywałby przed spojrzeniami prawdziwą naturę przedmio-
tu. Nie istnieje już także ta „prawdziwa natura", jeśli miałaby to być ukryta
rzeczywistość rzeczy, którą można przeczuwać bądź zakładać, ale której
nigdy nie można dosięgnąć właśnie dlatego, że jest „wewnątrz" rozważanego
przedmiotu. Wyglądy ukazujące byt nie są ani wewnętrzne, ani zewnętrzne:
wszystkie są równorzędne i odsyłają do innych wyglądów, a żaden z nich nie
jest uprzywilejowany. Na przykład siła to nie jakiś niewiadomego rodzaju
metafizyczny popęd [un conałus], który ukrywałby się za swoimi skutkami
(takimi jak przyspieszenia, odchylenia etc), ale właśnie zbiór tych skutków.
Podobnie prąd elektryczny nie ma jakiejś ukrytej istoty („drugiej strony"):
jest tylko zbiorem fizykochemicznych oddziaływań, które go ukazują (elek-
troliza, żarzenie się węglowego drucika, przemieszczanie się wskazówki gal-
wanometru etc). Żaden z tych procesów nie wystarczy, aby pokazać, czym
jest prąd. Ale też żaden z nich nie wskazuje na coś ukrytego poza nim samym:
każdy pokazuje tylko siebie i całą serię. Oczywiście wynika z tego, że
w filozofii nie ma już miejsca dla dualizmu tego, co jest, i tego, co się wydaje
[de Vetre et du paraitre]. Dany wygląd odsyła jedynie do całej serii wyglą-
dów, a nie do jakiejś ukrytej rzeczywistości, która zawłaszczyłaby dla siebie
całe bycie bytu. Wygląd z kolei nie jest jakimś ulotnym przejawem tego bycia.
Wprowadzenie
Dopóki można było wierzyć w rzeczywistość
noumenalną, zjawisko przed-
stawiano sobie jako czystą negację. Było ono „tym, co
nie jest bytem", nie
miało innego istnienia niż to, które właściwe jest
złudzeniu i błędowi. Jednak
samo to istnienie było zapożyczone: samo w sobie było
tylko pozorem,
i największa trudność, jaką można było napotkać,
polegała na tym, by zjawi-
sko zachowało dość istnienia i spójności, aby się nie
rozpłynąć w bycie nie-
zjawiskowym. Lecz jeśli już raz rozstaliśmy się z tym, co
Nietzsche nazywał
„złudzeniem zaświatów" i jeśli już nie wierzymy wbyt-
ukryty-za-zjawiskiem,
to właśnie zjawisko staje się czystą pozytywnością, a
jego istotą jest „jawie-
nie się", które juz nie przeciwstawia się byciu, ale wręcz
przeciwnie - jest
jego miarą. Byciem bytu bowiem jest właśnie to, że się
jawi. Tak oto docho-
dzimy do idei fenomenu - takiej, z jaką można się
spotkać, na przykład
w „fenomenologii" Husserla czy Heideggera - idei
fenomenu jako czegoś
zarazem względnego i absolutnego [le relatifabsolu].
Fenomen pozostaje
względny, bo , jawienie się" ze swej istoty zakłada
kogoś, komu się coś jawi.
Lecz nie ma on już tej podwójnej względności
kantowskiego Erscheinung
(zjawiska); nie wskazuje na coś niejako za swoimi
plecami - na jakiś praw-
dziw7 byt, który byłby absolutem. Fenomen jest
absolutnie tym, czym jest,
bo odsłania się taki, jaki jest. Może być badany i
opisywany jako taki właś-
nie, dlatego że w sposób absolutny wskazuje na samego
4
W poszukiwaniu bytu
siebie.
Tym samym zniknie dualizm możności i aktu. Wszystko
jest w akcie.
Poza aktem nie ma ani możności, ani dyspozycji (e&c),
ani zdolności. Od-
rzucamy, na przykład, takie rozumienie słowa „geniusz" -
w tym znaczeniu,
w jakim się mówi o „geniuszu" Prousta albo o tym, że
Proust „był geniu-
szem" - które oznaczałoby jakąś szczególną możność czy
też zdolność two-
rzenia pewnych dzieł, niewyczerpującą się jednak w
samym ich tworzeniu.
Geniusz Prousta to nie samo rozpatrywane osobno dzieło
ani subiektywna
zdolność jego stworzenia; to raczej dzieło rozważane
jako cały zbiór przeja-
wów osoby twórcy. Dlatego możemy w końcu odrzucić
również dualizm
zjawiska i istoty. Zjawisko nie skrywa istoty, ale ją
ujawnia: tak naprawdę,
ono samo jest istotą. Istota jakiegoś bytu nie jest już
możnością spoczywają-
cą w jego głębi; jest widoczną prawidłowością,
określającą następstwo jego
wyglądów, jest racją całej serii zjawisk. Nominalizmowi
Poincarego, definiu-
jącego rzeczywistość fizyczną (na przykład prąd
elektryczny) jako sumę jej
różnych przejawów, Duhem słusznie przeciwstawił swoją
własną teorię, która
z tego pojęcia czyniła syntetyczną jedność tychże
przejawów. Fenomenologia
z pewnością nie jest żadnym nominatizmem. Ostatecznie
jednak istota jako
racja serii zjawisk jest jedynie ich związkiem, a zatem
sama jest pewnym
zjawiskiem. Właśnie to tłumaczy fakt, iż można mieć
intuicję istot (w rodzaju
5
Wprowadzenie
Wesenschau Husserla). W ten sposób ukazuje się byt
zjawiskowy; ukazuje
zarówno swoją istotę, jak i swoje istnienie i nie jest
niczym innym niż dobrze
powiązaną serią tych ujawnień.
Czy oznacza to, że zdołaliśmy usunąć naprawdę
wszystkie duahzmy, spro-
wadzając byt do jego wyglądów? Raczej wydaje się, że
wszystkie przekształ-
ciliśmy w jeden, nowy dualizm: dualizm tego, co
skończone, i tego. co nie-
skończone. Istotnie - bytu nie można by sprowadzić do
skończonej serii
wyglądów, ponieważ każdy z nich jest pewnym
odniesieniem do ustawicznie
zmieniającego się podmiotu. Nawet wtedy, gdy
przedmiot odsłania się wy-
łącznie poprzez jeden jedyny odcień czy też Abschaitung
(aspekt), sam fakt
istnienia podmiotu zakłada możliwość mnożenia
punktów widzenia na ów
Abschattung. To wystarczy, aby rozpatrywany odcień
czy aspekt mnożyć
również w nieskończoność. Poza tym, gdyby seria
wyglądów była skończo-
na, to znaczyłoby, że początkowe przejawy nie
mogąpojawić się ponownie,
co jest absurdalne; albo że wszystkie przejawy mogą być
dane równocześ-
nie, co jest jeszcze bardziej niedorzeczne. Zauważmy, że
nasza teoria feno-
menu zastąpiła realność rzeczy obiektywnością
fenomenu, dla której znalazła
podstawę w odniesieniu do nieskończoności. Realność
tej oto filiżanki polega
na tym, że jest właśnie tam i nie jest mną. Wyrazimy to
inaczej, mówiąc, że
seria jej wyglądów powiązana jest pewną racją, która nie
zależy od moich
życzeń. Lecz zjawisko ograniczone do samego siebie,
bez odniesienia do
6
W poszukiwaniu bytu
całej serii, której jest częścią, byłoby dopełnione jedynie
z intuicyjnego i su-
biektywnego punktu widzenia - jako pewien sposób
oddziaływania na pod-
miot. Jeśli fenomen ma się okazać transcendentny, to
sam podmiot musi
wykraczać poza konkretne zjawisko w stronę całej serii,
do której tamto
należy. Poprzez swoje wrażenie czerwieni musi
uchwycić czerwień jako taką.
Czerwień jako taką, czyli rację całej serii zjawisk.
Poprzez doświadczenie
elektrolizy musi uchwycić mną serię zjawisk - prąd
elektryczny jako taki
etc. Lecz jeśli transcendencja przedmiotu opiera się na
tym, że zawsze trzeba
wykraczać poza zjawisko, to z tego wynika, że
przedmiot na mocy samej
zasady stanowi nieskończoną serię zjawisk. W ten
sposób skończone zjawi-
sko wskazuje na siebie w swojej skończoności, a
równocześnie domaga się,
by je w nieskończoność przekraczać, jeśli ma być ujęte
jako zjawisko-tego-
-co-się jawi. Ta nowa opozycja -„skończone" i
„nieskończone", albo lepiej:
„nieskończone w skończonym" - zastępuje dualizm tego,
co jest, i tego, co
się wydaje. To, co się jawi, faktycznie jest tylko pewnym
aspektem przed-
miotu; z kolei przedmiot cały jest w tym aspekcie, a
zarazem cały jest poza
nim. Jest cały wewnątrz przez to, że ukazuje się właśnie
w tym aspekcie:
wskazuje na siebie jako na strukturę zjawiska, która jest
równocześnie racją
7
Wprowadzenie
całej serii. A cały na zewnątrz, bo sama seria nigdy się
nie ukaże i nie może
ukazać. Tak oto znów to, co zewnętrzne, przeciwstawia
się temu, co we-
wnętrzne, a byt-który-się-nie-jawi, przeciwstawia się
zjawisku. Pewna „moż-
ność" ponownie zadomawia się w zjawisku i przypisuje
mu transcendencję:
chodzi tu o możność rozwinięcia się w serię realnych
bądź możliwych wy-
glądów. Geniuszowi Prousta, nawet sprowadzonemu do
faktycznie stwo-
rzonych dzieł, wciąż odpowiada nieskończoność
możliwych punktów
widzenia, które można przyjąć wobec jego dzieła;
zostanie to nazwane „nie-
wyczerpywalnością" dzieła Prousta. Czyż jednak ta
niewyczerpywalność,
zakładająca pewną transcendencję i jakieś odniesienie do
nieskończoności,
nie jest pewną „dyspozycją" («scic»), i to właśnie w
momencie jej uchwyce-
nia w przedmiocie? W efekcie istota jest radykalnie
odcięta od ukazującego ją
jednostkowego zjawiska, ponieważ na mocy zasady jest
tym, co winno być
ukazane za pośrednictwem całej serii jednostkowych
zjawisk.
Czy zastąpiwszy w ten sposób wiele różnych opozycji
jednym jedynym
dualizmem, który jest podstawą ich wszystkich, coś
zyskaliśmy, czy raczej
straciliśmy'.' Rychło się o tym przekonamy. Na razie
pierwszą konsekwencją
„teorii fenomenu" jest to. że zjawisko nie odsyła do bytu,
tak jak kaniowski
fenomen do noumenu. Skoro nie ma za nim niczego i
skoro wskazuje ono
tylko na siebie (i na całą serię zjawisk), to nie może być
podtrzymywane przez
byt inny niż własny, nie może być cienkim naskórkiem
8
W poszukiwaniu bytu
nicości, oddzielają-
cym byt podmiotu od bytu absolutu. Jeśli istotą zjawiska
jest, jawienie się",
które już nie przeciwstawia się żadnemu bytowi, to
istnieje prawomocny prob-
lem bytu tego jawienia się. Właśnie ten problem będzie
nas tu zajmował i bę-
dzie punktem wyjścia naszych rozważań dotyczących
bytu i nicości.
II. Fenomen bytu a byt fenomenu
Zjawiska nie podtrzymuje żaden byt od niego różny: ma
ono własny byt.
Pierwszym bytem, jaki spotykamy w naszych
ontologicznych badaniach,
jest więc byt zjawiska. Czy i on jest zjawiskiem?
Początkowo tak się wydaje.
Fenomen jest tym, co się ukazuje, a i byt w pewien
sposób wszystkim się
ukazuje, skoro możemy o nim mówić i mamy jakieś o
nim pojęcie. Winien
być zatem jakiś fenomen bytu, winno być jakieś zjawisko
bytu, dające się
jako takie opisać. Byt odsłoni się przed nami dzięki
jakiejś formie bezpośred-
niego dostępu - poprzez nudę, mdłości etc. - zaś
ontologia będzie opisem
fenomenu bytu takiego, jaki się jawi, tzn. bez
zapośredniczenia. Jednakże
każdej ontologii należy postawić wstępne pytanie: czy
mianowicie osiągnięty
9
Wprowadzenie
w ten sposób fenomen bytu jest tożsamy z bytem
fenomenów, tzn. czy by-
cie, które się odsłania przede mną, które mi się jawi, jest
tej samej natury, co
bycie bytów, które mi się ukazują? Wydaje się, że nie
ma tu żadnej trudności:
Husserl pokazał, w jaki sposób zawsze jest możliwa
redukcja eidetyczna,
tzn. jak zawsze można przejść od konkretnego fenomenu
do jego istoty; dla
Heideggera z kolei rzeczywistość-hidzka1
jest ontyczno-
ontologiczna. tzn. za-
wsze może wyjść poza fenomen ku jego byciu. Lecz
przejście od konkretne-
go przedmiotu do jego istoty jest przejściem od
jednorodności do jednorod-
ności. Czy tak samo jest z przejściem od bytu2
[Vexistant\ do fenomenu
bycia1
? Czy wyjść poza byt ku fenomenowi bycia to tyle,
co przejść od niego
do jego własnego bycia, tak jak wychodzi się poza
szczególną, jednostkową
postać czerwieni, by osiągnąć jej własną istotę1
?
Przyjrzyjmy się temu lepiej.
1
W oryginale: la realiic-hwnaine, wyrażenie
określające specyficznie ludzki sposób istnie-
nia i odpowiadające Heidcggcrowskiemu Dasein. W
naszym przekładzie: „rzeezywistość-
-ludzka" (przyp tlumj.
2
Czyli od tego, co istnieje (przyp. tłum.).
W konkretnym przedmiocie zawsze można wyodrębnić
pewne jakości,
takie jak barwa, zapach etc. Wychodząc zaś od nich,
zawsze można ustalić
istotę, którą zakładają, takjak znak zakłada znaczenie.
Zbiór „przedmiot-isto-
ta" jest zorganizowaną całością: istota nie znajduje się iv
przedmiocie, lecz
jest znaczeniem przedmiotu, racją całej serii wyglądów,
10
W poszukiwaniu bytu
które go odsłaniają.
Jednak byt nie jest ani jakością przedmiotu, możliwą do
uchwycenia pośród
innych jakości, ani tegoż przedmiotu znaczeniem.
Przedmiot nie odsyła do
bytu jak do znaczenia; byłoby np. rzeczą niemożliwą
zdefiniować byt jako
pewną obecność, ponieważ nieobecność również
odsłania byt, skoro nie być
In oto [ne pas ćtre id], to wciąż jeszcze być. Przedmiot
nie posiada bytu,
a jego istnienie nie jest partycypacją w bycie ani żadnym
innym rodzajem
relacji. Po prostu jest, i to jedyny sposób określenia jego
sposobu bycia.
Przedmiot bowiem nie przesłania bytu, ale też go nie
odsłania. Nie przesłania
go, ponieważ daremnie próbowano by usunąć pewne
jakości, aby znaleźć
ukryty za nimi byt, skoro byt jest bytem wszystkich tych
jakości. A nie
odsłania go. ponieważ byłoby rzeczą daremną zwracać
się do przedmiotu,
aby uchwycić i zrozumieć jego bycie. Byt jest
fenomenem, tzn. wskazuje
sam na siebie jako na zorganizowany zbiór jakości.
Wskazuje na siebie, anie
na swoje bycie. Bycie jest po prostu warunkiem
wszelkiego odsłonięcia: to
nie byt odsłaniany, lecz bycie-po-to-by-odsłaniać [etre-
pour-dćvoilcr\. Cóż
zatem znaczy to wychodzenie ku temu, co ontologiczne.
o którym mówi
Heidegger? Z pewnością mogę wyjść poza ten stół albo
poza to krzesło
11
Wprowadzenie
w stronę ich bycia; mogę zapytać o bycie stołu albo bycie
krzesła. Jednak
w tym samym momencie odwracam wzrok od stołu-
fenomenu, aby uchwy-
cić byt jako fenomen, który już nie jest warunkiem
wszelkiego odsłonięcia,
ale sani jest czymś odsłoniętym, to znaczy jest
zjawiskiem, które jako takie
potrzebuje z kolei bytu, na gruncie którego mogłoby się
odsłaniać.
Jeśli byt fenomenów nie sprowadza się do jakiegoś
fenomenu bytu, i jeśli
równocześnie nie możemy niczego powiedzieć na temat
bytu, nie odwołując
się do tegoż właśnie fenomenu bytu, to konieczne jest
przede wszystkim
ustalenie ścisłej relacji, która łączy fenomen bytu z bytem
fenomenu. Przyj-
dzie nam to łatwiej, jeśli weźmiemy pod uwagę to, że
wszystkie wcześniej-
sze spostrzeżenia były bezpośrednio zainspirowane przez
odsłaniającą intu-
icję fenomenu bytu. Rozważając byt niejako warunek
odsłonięcia, ale jako
zjawisko, które może być uchwycone i utrwalone w
pojęciach, zrozumie-
liśmy najpierw to, że poznanie samo w sobie nie może
być racją bytu, to
znaczy zrozumieliśmy, że byt fenomenu nie może się
sprowadzać do feno-
menu bytu. Jednym słowem, fenomen bytu jest
„ontologiczny" w tym sa-
mym sensie, w jakim argument św. Anzelma i
Kartezjusza nazywa się onto-
logicznym. Jest on jakimś przyzywaniem bytu; jako
fenomen, domaga się
podstawy, która byłaby transfenomenalna. Fenomen bytu
domaga się zatem
transfenomenalności bytu. Nie oznacza to, że byt jest
ukryty za fenomenami
12
W poszukiwaniu bytu
(widzieliśmy, że fenomen nie może przesłaniać bytu)
albo że fenomen jest
przejawem, który odsyła do jakiegoś odrębnego bytu
(fenomen jest, to zna-
czy na fundamencie bytu wskazuje na siebie, właśnie
jako ujawnienie).
Wcześniejsze rozważania zakładają, że byt fenomenu,
chociaż co do zakresu
z nim zbieżny, musi wychodzić poza kondycję
zjawiskową, polegającą na
tym, że coś istnieje o tyle, o ile się odsłania. A zatem
wykracza również poza
uzyskane odnośnie fenomenu poznanie, które skądinąd
swe ugruntowanie
ma w nim.
III. „Przedrefleksyjne" cogito a bytpercipere
Być może ktoś zechce odpowiedzieć, że wszystkie wyżej
wspomniane
trudności wynikają z pewnej koncepcji bytu, z pewnego
typu realizmu onto-
logicznego, zupełnie niemożliwego do pogodzenia z
samym pojęciem zjawi-
ska. Miarą bytu fenomenu jest właśnie to, że sięjowz".
Skoro zaś ograniczy-
liśmy rzeczywistość do fenomenu, to możemy
powiedzieć o zjawisku, że
jest, ponieważ się jawi. Dlaczego nie doprowadzić tej
idei do końca i nie
pqwiedzieć, że byt zjawiska to tyle, co jego jawienie się?
Przecież to tylko
13
Wprowadzenie
wyrażenie nowymi słowami starej formuły Berkeleya:
esse estpercipi. I właśnie
to zrobi Husserl, kiedy - dokonawszy redukcji
fenomenologicznej - uzna
noemat za coś irrealnego i oznajmi, że jego esse to tyle,
co percipi.
Nie wydaje się, by sławna formuła Berkeleya mogła nas
zadowolić, a to
z dwóch zasadniczych powodów, z których jeden
związany jest z naturą
percipi, drugi zaś z naturą percipere.
Co do natury percipere: jeśli każda metafizyka zakłada
faktycznie pewną
teorię poznania, to z drugiej strony wszelka teoria
poznania zakłada pewną
metafizykę. Oznacza to. między innymi, że pewnego
rodzaju idealizm, starają-
cy się zredukować byt do tego, co w odniesieniu do
niego poznajemy, powi-
nien najpierw w jakiś sposób zagwarantować byt
poznania. Jeśli natomiast
zaczyna się od przyjęcia poznania jako czegoś danego,
nie troszcząc się
o ugruntowanie jego bytu, i następnie stwierdza się: esse
est percipi, to całość
„postrzeżenie - to, co postrzeżone" rozpływa się w
nicości z powodu braku
oparcia w jakimś solidnym bycie. Dlatego byt poznania
nie może być warun-
kowany samym poznaniem; wymyka się bowiem
formule percipi1
. Dlatego
sam byt - podstawa percipere i percipi - musi również
wymykać się percipi:
musi być transfenomenalny. Wracamy więc do naszego
punktu wyjścia. Ktoś
mógłby jednak przyznać, że percipi odsyła do bytu, który
wymyka się prawom
fenomenu, a równocześnie podtrzymywać twierdzenie,
14
W poszukiwaniu bytu
że ów transfenome-
nalny byt jest bytem podmiotu. W ten sposób percipi
odsyłałoby do jakiegoś
percipiens; to co poznane odsyłałoby do poznania, a to z
kolei do bytu poznają-
cego, rozpatrywanego jako istniejący, nie zaś
poznawany, to znaczy odsyłało-
by do świadomości. Zrozumiał to Husserl. o ile bowiem
noemat jest dla niego
irrealnym korelatem noezy, a jego ontologicznym
prawem jest percipi, o tyle
noeza jawi mu sięjako realność, której zasadniczą cechą
jest to, że poznającej
ją refleksji dana jest jako „to, co było już wcześniej".
Bowiem prawem bytu
podmiotu poznającego jest bycie świadomym.
Świadomość nie jest jakąś spe-
cyficzną postacią poznania, nazywaną wewnętrznym
odczuciem bądź samo-
wiedzą; jest raczej transfenomenalnym wymiarem bytu
podmiotu.
1
Jest oczywiste, że równie bezużyteczna byłaby próba
zastąpienia percipere jakąś inną
postawą rzeczywistości-ludzkiej. Nawet gdyby przyjąć,
że byt ukazuje się człowiekowi
w „działaniu", to weiążjeszcze trzeba by było
zagwarantować byt tego działania, nietoż-
samy z samym działaniem.
Spróbujmy lepiej zrozumieć ten wymiar bytu.
Mówiliśmy, że świado-
mość jest bytem poznającym, rozpatrywanym jako
istniejący, nie zaś jako
poznawany. Oznacza to, że trzeba zrezygnować z
prymatu poznania, jeśli
chcemy ugruntować samo poznanie. Niewątpliwie
świadofrfbść może po-
15
Wprowadzenie
znawać. w tym również poznawać samą siebie. Lecz
sama w sobie jest
czymś innym niż poznanie zwrócone ku sobie.
Jak pokazał Husserl, wszelka świadomość jest
świadomością czegoś.
Oznae£a to, że nie ma świadomości, która me byłaby
ujmowaniem jakiegoś
transcendentnego przedmiotu, albo - jeśli kto woli -
oznacza to tyle, że świa-
domość nie ma własnej „treści". Trzeba zrezygnować z
tych neutralnych
„danych"', które - stosownie do wybranego układu
odniesień - mogłyby się
ukonstytuować w „świat" lub „psychikę". Stół nie jest w
świadomości, na-
wetjako przedstawienie. Stół jest w przestrzeni, przy
oknie etc. Dla świado-
mości istnienie tego stołu jest w istocie pewnego rodzaju
ośrodkiem nieprzej-
rzystości; trzeba byłoby nieskończonego procesu, aby
„zinwentaryzować"
[itiwntoher] całkowitą zawartość jakiejś rzeczy.
Wprowadzać tę nieprzej-
rzystość w dziedzinę świadomości znaczyłoby tyle, co
odsyłać w nieskoń-
czoność możliwość jej wyczerpującej autoprezentacji
[l'inventaire qu'elle
peut drcsser d'elle-meme], czynić ze świadomości jakąś
rzecz i odrzucać
cogito. Pierwszym zadaniem filozofii winno więc być
usunięcie rzeczy ze
świadomości i przywrócenie jej prawdziwej relacji ze
światem, tzn. ustalenie,
że świadomość jest pozycyjną świadomością świata
[conscience positionelle
du monde], a zatem stojącą i stawiającą wobec świata.
Wszelka świadomość
jest pozycyjna, tzn. stawia wobec świata już przez to, że
transcenduje samą
16
W poszukiwaniu bytu
siebie, aby dosięgnąć przedmiotu, i w tym stawianiu
wobec świata się wyczer-
puje. Wszystko, co w mojej aktualnej świadomości jest
intencjonalne, kieruje
się ku temu, co na zewnątrz, np. w stronę stołu; wszelkie
moje akty sądzenia
i praktyczne działania, wszelka moja aktualna
uczuciowość wykraczają poza
siebie, zwracają się np. w stronę stołu i w tym się
wyczerpują. Nie każda
świadomość jest poznaniem (istniejąnp. świadomości
uczuciowe), ale każda
świadomość poznająca może być jedynie poznaniem
swojego przedmiotu.
Jednak koniecznym i wystarczającym warunkiem tego,
by świadomość
poznająca była poznaniem swojego przedmiotu, jest to,
by była ona świado-
mością samej siebie jako tożsamej z tym poznaniem. Jest
to warunek ko-
nieczny: gdyby moja świadomość nie była świadoma
bycia świadomością
tego oto przedmiotu, np. stołu, byłaby i tak świadomością
tego przedmiotu
(stołu), nie uświadamiając sobie tego, że niąjest; innymi
słowy, byłaby świa-
domością nieznającą samej siebie, świadomością
nieświadomą, a to jest nie-
dorzeczne. Jest to warunek dostateczny: wystarczy, że
mam świadomość
uświadamiania sobie tego przedmiotu (stołu), abym miał
faktycznie jego
świadomość. Zapewne to nie wystarczy, bym mógł
stwierdzić, że ten przed-
miot (stół) istnieje sam w sobie [en soi]; wystarczy to
jednak do stwierdzenia,
że istnieje on dla mnie [poitr moi].
17
Wprowadzenie
Czym będzie ta świadomość świadomości? Do tego
stopnia ulegamy złu-
dzeniu prymatu poznania, że od razu jesteśmy gotowi
uważać świadomość
świadomości za pewnego rodzaju ideę idei (idea ideae)
w rozumieniu Spi-
nozy, tzn. poznanie poznania. Próbujące jakoś wyrazić
znany aksjomat [cette
ćvidence]: „Wiedzieć, to mieć świadomość, że się wie",
Alain tłumaczy go
w ten sposób: „Wiedzieć, to wiedzieć, że się wie". Tak
oto zdefiniowalibyś-
my refleksję, czyli pozycyjną świadomość świadomości
albo raczej pozna-
nie świadomości. Byłaby to świadomość pełna i
skierowana ku czemuś, co
nią nie jest, tzn. ku świadomości poddanej refleksji.
Transcendowałaby więc
samą siebie i - tak jak świadomość pozycyjna, stawiająca
się wobec świata-
wyczerpywałaby się w ujmowaniu swego przedmiotu.
Tyle tylko, że ów
przedmiot sam byłby świadomością.
Nie wydaje się, byśmy mogli zaakceptować taką
interpretację świado-
mości świadomości. Sprowadzenie świadomości do
poznania zakłada w istocie
wprowadzenie do świadomości dualizmu podmiot-
przedmiot. typowego dla
poznania. Jeśli jednak przyjmiemy reguły [la hi]
właściwe dla pary: poznają-
cy - poznany, to konieczny będzie trzeci termin, aby z
kolei sam poznający
stał się poznanym. Wtedy staniemy przed takim
dylematem: albo zatrzyma-
my się na dowolnym określeniu z serii: poznawany -
poznający poznawany -
poznający poznawany jako poznający etc, i wówczas
całość zjawiska staje
się niewiadomą [tombe dans l 'inconnu], jako że zawsze
18
W poszukiwaniu bytu
natrafiamy na reflek-
sję nieświadomą samej siebie jako na termin ostatni; albo
stwierdzamy ko-
nieczność cofania się w nieskończoność (idea ideae
ideae etc), co jest nie-
dorzeczne. W ten sposób do konieczności
ontologicznego ugruntowania
poznania dochodzi nowa konieczność: konieczność jego
epistemologicznego
ugruntowania. Czyż to nie oznacza, że do świadomości
nie należy wprowa-
dzać reguł [la hi] właściwych dla par? Świadomość
siebie nie jest parą. Jeśli
chcemy uniknąć regresu w nieskończoność, konieczne
jest, aby była bezpo-
średnim i niepoznawczym stosunkiem do siebie [de soi a
soi].
Zresztą świadomość refleksyjna [reflexive] ujmuje
świadomość podda-
ną refleksji [rejlechie] jako swój przedmiot: w akcie
refleksji formułuję sądy
dotyczące świadomości poddanej refleksji - wstydzę się
jej, jestem z niej
dumny, pragnę jej, odrzucam ją etc. Tymczasem moja
bezpośrednia świado-
mość postrzegania nie pozwala mi ani sądzić, ani
pragnąć, ani się wstydzić.
Nie poznaje mojego postrzegania ani go nie ustanawia:
wszystko, co jest
intencjonalne w mojej aktualnej świadomości,
skierowane jest na zewnątrz,
w stronę świata. Natomiast ta spontaniczna świadomość
mojego postrzega-
nia jest konstytutywna dla mojej świadomości
postrzegającej. Innymi słowy,
wszelka pozycyjna świadomość przedmiotu jest
równocześnie niepozycyjną
19
Wprowadzenie
świadomością samej siebie. Kiedy liczę papierosy, które
są w tym oto pudel-
ku, to mam wrażenie, iż odsłaniam obiektywną
właściwość tego zbioru pa-
pierosów: to mianowicie, że jest ich dwanaście. Ta
właściwość jawi się mojej
świadomości jako właściwość istniejąca w świecie.
Zupełnie spokojnie mogę
nie mieć żadnej pozycyjnej świadomości ich liczenia.
Licząc, nie poznaję
samego siebie jako liczącego. Dowodem na to jest fakt,
iż dzieci, które spon-
tanicznie umieją dodawać, nie potrafią później
wytłumaczyć, jak tego dokona-
ły. Testy Piageta, które tego dowodzą, stanowią
znakomite odparcie zasady
sformułowanej przez Alaina: wiedzieć, to wiedzieć, że
się wie. A jednak
w chwili, w której ujawnia mi się to, że tych papierosów
jest dwanaście,
mam nietetyczną [non-thetique] świadomość mojej
czynności liczenia (do-
dawania). Jeśii ktoś postawi mi pytanie: „Co (teraz)
robisz?", odpowiem na-
tychmiast: „Liczę", i ta odpowiedź dotyczy nie tylko
aktualnej świadomości,
osiągalnej poprzez refleksję, ale również świadomości
minionej, która nie
została poddana refleksji i już na zawsze pozostaje
niepoddana refleksji
w mojej bezpośredniej przeszłości. Nie ma zatem
żadnego rodzaju prymatu
refleksji względem świadomości tej refleksji poddanej: to
nie refleksja odsła-
nia tamtą świadomość przed nią samą. Wręcz przeciwnie,
to właśnie świa-
domość nierefleksyjna umożliwia refleksję: istnieje
przedrefleksyjne cogito,
które jest warunkiem cogito kartezjańskiego. A
równocześnie nietetyczną
20
W poszukiwaniu bytu
świadomość liczenia jest warunkiem mojej czynności
liczenia. Gdyby było
inaczej, jak liczenie mogłoby być wątkiem jednoczącym
moje akty świado-
mości? Aby ów wątek decydował o całej serii syntez
jednoczących i rozpo-
znawczych, musi być obecny dla samego siebie, i to
niejako rzecz, lecz jako
operacyjna intencja [une intention operatoire], która
może istnieć tylko jako
„odsłaniająca-odsłonięta", by użyć wyrażenia
Heideggera. Zatem aby liczyć,
trzeba mieć świadomość liczenia.
Ktoś powie, że bez wątpienia tak właśnie jest, ale
pojawia się tu błędne
koło. Czyż bowiem nie muszę faktycznie liczyć, abym
mógł mieć świado-
mość liczenia? To prawda. A jednak nie ma tu błędnego
koła albo - jeśli kto
woli - do natury świadomości należy to, że istnieje „w
kole". Można to wy-
razić w taki sposób: każde istnienie świadome [exislence
consciente] istnieje
jako świadome swego istnienia. Rozumiemy teraz,
dlaczego pierwotna świa-
domość świadomości nie jest pozycyjna: jest ona bowiem
czymś jednym ze
świadomością, którą sobie uświadamia. Od razu określa
się jako świado-
mość postrzegania i jako postrzeganie. Wymagania
składni zmuszały nas aż
dotąd do mówienia o „niepozycyjnej świadomości
siebie" [conscience de soi].
Ale dłużej nie możemy używać tego wyrażenia, w
którym sformułowanie
de soi przywołuje jeszcze ideę poznania. (Odtąd
przyimek de umieszczać
21
Wprowadzenie
będziemy w nawiasie, aby wskazać, iż odpowiada on
jedynie konieczności
gramatycznej)1
.
Tę świadomość siebie [consciencc. (de) soi] powinniśmy
traktować nie
jako nowy rodzaj świadomości, iecz jako jedyny możliwy
dla świadomości
czegoś sposób istnienia. Jak przedmiot rozciągły musi
istnieć w trzech wy-
miarach, tak intencja, przyjemność, cierpienie mogą
istnieć jedynie jako bez-
pośrednia świadomość samych siebie. Byt intencji może
być jedynie świado-
mością, gdyż w innym przypadku intencja byłaby rzeczą
w świadomości.
Nie należy zatem myśleć, że jakaś przyczyna zewnętrzna
(organiczne zabu-
rzenie, nieświadomy impuls czy jakieś inne Erlebnis
[przeżycie]) mogłaby
zdeterminować pojawienie się pewnego zdarzenia
psychicznego - na przy-
kład przyjemności - i że to zdarzenie, zdeterminowane w
ten sposób w swo-
jej materialnej strukturze, musiałoby z kolei zaistnieć
jako świadomość siebie.
Kto by tak myślał, ze świadomości nietetycznej czyniłby
pewnąjakość świa-
domości pozycyjnej (w tym sensie, że np. postrzeżenie -
pozycyjna świado-
mość - tego oto stołu miałoby jeszcze dodatkowo jakość
świadomości sie-
bie), ponownie popadając w złudzenie teoretycznego
prymatu poznania.
Ponadto oznaczałoby to, że zdarzenie psychiczne czyni
się rzeczą i przypisu-
je mu tylko jakość bycia świadomym, wedle tej samej
reguły, która pozwala
mi przypisać lej oto bibule jakość bycia różową.
22
W poszukiwaniu bytu
Przyjemność nie może się
różnić - nawet logicznie - od świadomości przyjemności.
Świadomość przy-
jemności jest konstytutywna dla samej przyjemności jako
sam sposób jej ist-
nienia, jako jej tworzywo, nie zaś jako pewna forma,
która dopiero później
nakładałaby się na samą „przyjemnościową" materię.
Przyjemność - nawet
w formie wirtualnej, jako możność - nie może istnieć
„przed"1
świadomością
przyjemności. Przyjemność w możności mogłaby istnieć
tylko jako świado-
mość jej bycia w możności; możliwość w świadomości
to tyle, co świadomość
możliwości.
1
Specjalne zabiegi dotyczące pisowni wyrażenia
conscience de soi wynikają ze specyfiki
języka francuskiego i z wyraźnie deklarowanego
zamysłu Sartre^a, by świadomości siebie
nie traktować jako pewnej postaci poznania, tzn. wiedzy
o sobie czy też na swój temat.
Ponieważ użycie przyimka de w języku francuskim
mogłoby sugerować takie niepożąda-
ne rozumienie, Sartre umieszcza go w nawiasie. Polskie
wyrażenie ..świadomość siebie"
wydaje się szczęśliwie unikać takich komplikacji (przyp.
tłum.).
Z drugiej strony, jak to przed chwilą pokazywałem,
należy unikać defi-
niowania przyjemności poprzez jej świadomość.
Oznaczałoby to bowiem
popadanie w idealizm świadomości, który okrężną drogą
doprowadziłby nas
do prymatu poznania. Przyjemność nie powinna się
ulatniać w obliczu świa-
23
16 Wprowadzenie
dotuości siebie, nie powinna się za nią chować; jest przecież konkretnym,
pełnym i absolutnym zdarzeniem, nie zaś jakimś przedstawieniem. Tak jak
świadomość siebie nie jest jakością przyjemności, tak w tym samym stopniu
przyjemność nie jest jakością świadomości siebie. Tak jak nie ma najpierw
przyjemności (nieświadomej lub psychologicznej), która dopiero później zys-
kiwałaby jakość bycia świadomą, jakby rzucono na nią strumień światła, tak
też nie ma najpierw świadomości, która następnie otrzymywałaby pobudze-
nie nazywane „przyjemnością", jako specyficzny emocjonalny odcień, na
podobieństwo barwionej wody. Istnieje tu jeden niepodzielny, nierozkiadalny
byt - nie substancja podtrzymująca swoje jakości jako byty podrzędne, nie-
jako gorszego rodzaju, aie jeden byt, który w całej pełni jest egzystencją.
Przyjemność jest bytem świadomości siebie, a świadomość siebie jest racją
bytu przyjemności. Bardzo dobrze wyraża to Heidegger, kiedy (mówiąc co
prawda o Dasein, anie o świadomości) pisze tak: „To »jak« {essentia) bytu,
jeśli w ogóle można o tym mówić, musi być pojęte na podstawie jego bycia
(existentiayn
. Oznacza to, że świadomość nie powstaje jako pojedynczy eg-
zemplarz pewnej abstrakcyjnej możliwości, lecz wyłaniając się w łonie sa-
mego bytu, tworzy i utrzymuje swoją istotę, tzn, syntetyczny układ swoich
możliwości.
Oznacza to także, iż sposób istnienia świadomości jest odwrotnością tego
sposobu istnienia, który ujawnia nam tzw. dowód ontologiczny. Ponieważ
świadomość nie jest możliwa zanim zaistnieje, lecz właśnie jej istnienie jest
źródłem i warunkiem wszelkiej możliwości, jej istota zakłada istnienie. Traf-
nie wyraża to Husserl. mówiąc o jej „faktycznej konieczności". Aby była
jakaś istota przyjemności, konieczne jest, aby najpierw był fakt świadomości
tej przyjemności. Daremnie by próbowano przywoływać rzekome prawa
świadomości, których spójny zbiór miałby stanowr
ić jej istotę. Prawo jest
bowiem transcendentnym przedmiotem poznania; dlatego może istnieć świa-
domość prawa, lecz nie prawo świadomości. Dla tych samych powodów
świadomości nie można przypisać innej niż ona sama motywacji. Gdyby
było inaczej, trzeba by było myśleć, że świadomość - w tej mierze, w jakiej
byłaby skutkiem, jest siebie nieświadoma. Musiałaby w jakimś sensie być,
nie będąc świadomą tego, że jest. W ten sposób popadlibyśmy w to nazbyt
częste złudzenie, które ze świadomości czyni połowiczną nieświadomość
bądź bierność. Lecz świadomość jest świadomością w całej pełni. Mogłaby
więc być ograniczona jedynie przez siebie samą.
1
M. Heidegger, Bycie i czas,\\um. B, Baran, Warszawa 1994, s. 58, Sartre zmienił oryginal-
ny tekst, zastępując „czym jest" (Was-sein) ,jak" [comment], (przyp. tłum).
W poszukiwaniu bytu 17
Tej samodeterminacji świadomości nie należy pojmować jako czegoś
w rodzaju genezy, tzn. rodzenia się bądź powstawania, bo trzeba by było
wówczas założyć, iż świadomość jesl wcześniejsza od swego własnego ist-
nienia. Nie należy również pojmować tego tworzenia siebie jako aktu. W takim
przypadku świadomość byłaby świadomością siebie tylko jako akt, a tak nie
jest. Świadomość jest pełnią istnienia, a to determinowanie siebie przez siebie
jest pewną charakterystyką esencjalną. Będzie nawet roztropnie nie naduży-
wać wyrażenia „przyczyna siebie", które pozwala domniemywać jakieś roz-
wijanie się, przejście od jednego stanu do innego [une progression], relację
typu- przyczyna - skutek. Słuszniej będzie mówić po prostu: świadomość
istnieje przez siebie. Nie H2eba przez to rozumieć, że „wydobywa się z nico-
ści". Nie mogłoby być „nicości dla świadomości" przed świadomością.
,JPrzed>ł
świadomością można pomyśleć tylko pełnię bytu, którego żaden
element nie może odsyłać do nieobecnej świadomości- Aby była nicość dla
świadomości, trzeba świadomości, która była i której już nie ma; trzeba świa-
domości jako świadka, który zakłada nicość tej pierwszej świadomości po
to, by dokonać syntezy rozpoznania. Świadomość jest wcześniejsza od nico-
ści i wydobywa się11
z bytu1
.
Być może komuś z trudem przyjdzie zaakceptować te wnioski. Lecz jeśli
przyjrzeć się im lepiej, okażą się całkowicie jasne; paradoksem jest nie to, że są
istnienia istniejące same przez siebie, ale to, że są nie tylko one. Naprawdę nie
do pomyślenia jest istnienie bierne, tzn, istnienie, które trwa, choć nie ma siły,
by siebie tworzyć, ani by siebie zachować. Z tego punktu widzenia nie ma
niczego bardziej niezrozumiałego niż zasada inercji. Z czego zresztą „wywo-
dziłaby się" świadomość, gdyby mogła z czegoś .,się wywodzić"? Zapewne
z głębokich pokładów tego, co nieświadome lub fizjologiczne. Jeśli jednak za-
pytamy, jak z kolei mogą istnieć i skąd wywodzą swoje istnienie wspomniane
pokłady, ponownie dojdziemy do pojęcia istnienia biernego, 1o znaczy zupełnie
nie będziemy mogli zrozumieć, w jaki sposób te nieświadome dane, które swe-
go istnienia nie wywodzą z samych siebie, mogą mimo to je przedłużać i jesz-
cze znajdować siłę. by wytworzyć świadomość. Właśnie na to wskazuje dość
spore uznanie, jakim się cieszył dowód nazywany a contingentia mttndi2
.
1
Nie znaczy to wcale, że świadomość jest podstawą bym Wręcz przeciwnie, jak zobaczy-
my później, byt świadomości jest całkowicie przygodny. Chcemy tyiko wskazać, że:
1) nic nie jest przyczyną świadomości; 2) świadomość jest przyczyną swego własnego
sposobu bycia.
*„Z przygodności świata" - jeden z sześciu dowodów na istnjęnie Boga, podanych przez
św. Tomasz z Akwinu (przyp, tium.).
Jean-Paul Sartre Byt i nicość Zarys ontologii fenomenologicznej Przełożyli: Jan Kiełbasa Piotr Mróz Rafał Abramciów Remigiusz Ryziński Paulina Matochleb Posłowie napisał Piotr Mróz Wydawnictwo Zielona Sowa Kraków
Tytuł oryginału: L'Etre et ie Neant Essai d'ontologie phenomenologique Projekt graficzny serii: Sewer Salamon Opracowanie graficzne okładki: lolanta Szczurek Skład i łamanie: lózcf Paluch Redakcja: Tomasz Macios © Editions Gallimard, 1943 NouveIle edition corrigee par Arlette Elkaim-Sartre en 1994, suivie d'un index © Copyright for this edition by Wydawnictwo Zielona Sowa 5p. z o.o., Kraków 2007 ISBN 978-83-7435-535-3 Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o. 30-404 Kraków, uI.Cegielniana4A teL/fax (012) 266-62-94, tel. (012) 266-62-92 www.zielonasowa.pl wydawnictwo@zielonasowa.pl
WPROWADZENIE W poszukiwaniu bytu I. Idea fenomenu Myśl współczesna dokonała znaczącego postępu, sprowadzając byt do serii wyglądów, które go ukazują. Zamierzano w ten sposób usunąć pewną ilość dręczących filozofię dualizmów i zastąpić je monizmem fenomenu. Czy to się udało? Na pewno w pierwszej kolejności pozbyto się tego dualizmu, który w obrębie bytu przeciwstawia to, co wewnętrzne, temu, co zewnętrzne. Nie ma już czegoś takiego jak zewnętrzność bytu Jeśli rozumie się przez to jakiś naskórek, który ukrywałby przed spojrzeniami prawdziwą naturę przedmio- tu. Nie istnieje już także ta „prawdziwa natura", jeśli miałaby to być ukryta rzeczywistość rzeczy, którą można przeczuwać bądź zakładać, ale której nigdy nie można dosięgnąć właśnie dlatego, że jest „wewnątrz" rozważanego przedmiotu. Wyglądy ukazujące byt nie są ani wewnętrzne, ani zewnętrzne: wszystkie są równorzędne i odsyłają do innych wyglądów, a żaden z nich nie jest uprzywilejowany. Na przykład siła to nie jakiś niewiadomego rodzaju metafizyczny popęd [un conałus], który ukrywałby się za swoimi skutkami (takimi jak przyspieszenia, odchylenia etc), ale właśnie zbiór tych skutków. Podobnie prąd elektryczny nie ma jakiejś ukrytej istoty („drugiej strony"): jest tylko zbiorem fizykochemicznych oddziaływań, które go ukazują (elek- troliza, żarzenie się węglowego drucika, przemieszczanie się wskazówki gal- wanometru etc). Żaden z tych procesów nie wystarczy, aby pokazać, czym jest prąd. Ale też żaden z nich nie wskazuje na coś ukrytego poza nim samym: każdy pokazuje tylko siebie i całą serię. Oczywiście wynika z tego, że w filozofii nie ma już miejsca dla dualizmu tego, co jest, i tego, co się wydaje [de Vetre et du paraitre]. Dany wygląd odsyła jedynie do całej serii wyglą- dów, a nie do jakiejś ukrytej rzeczywistości, która zawłaszczyłaby dla siebie całe bycie bytu. Wygląd z kolei nie jest jakimś ulotnym przejawem tego bycia.
Wprowadzenie Dopóki można było wierzyć w rzeczywistość noumenalną, zjawisko przed- stawiano sobie jako czystą negację. Było ono „tym, co nie jest bytem", nie miało innego istnienia niż to, które właściwe jest złudzeniu i błędowi. Jednak samo to istnienie było zapożyczone: samo w sobie było tylko pozorem, i największa trudność, jaką można było napotkać, polegała na tym, by zjawi- sko zachowało dość istnienia i spójności, aby się nie rozpłynąć w bycie nie- zjawiskowym. Lecz jeśli już raz rozstaliśmy się z tym, co Nietzsche nazywał „złudzeniem zaświatów" i jeśli już nie wierzymy wbyt- ukryty-za-zjawiskiem, to właśnie zjawisko staje się czystą pozytywnością, a jego istotą jest „jawie- nie się", które juz nie przeciwstawia się byciu, ale wręcz przeciwnie - jest jego miarą. Byciem bytu bowiem jest właśnie to, że się jawi. Tak oto docho- dzimy do idei fenomenu - takiej, z jaką można się spotkać, na przykład w „fenomenologii" Husserla czy Heideggera - idei fenomenu jako czegoś zarazem względnego i absolutnego [le relatifabsolu]. Fenomen pozostaje względny, bo , jawienie się" ze swej istoty zakłada kogoś, komu się coś jawi. Lecz nie ma on już tej podwójnej względności kantowskiego Erscheinung (zjawiska); nie wskazuje na coś niejako za swoimi plecami - na jakiś praw- dziw7 byt, który byłby absolutem. Fenomen jest absolutnie tym, czym jest, bo odsłania się taki, jaki jest. Może być badany i opisywany jako taki właś- nie, dlatego że w sposób absolutny wskazuje na samego 4
W poszukiwaniu bytu siebie. Tym samym zniknie dualizm możności i aktu. Wszystko jest w akcie. Poza aktem nie ma ani możności, ani dyspozycji (e&c), ani zdolności. Od- rzucamy, na przykład, takie rozumienie słowa „geniusz" - w tym znaczeniu, w jakim się mówi o „geniuszu" Prousta albo o tym, że Proust „był geniu- szem" - które oznaczałoby jakąś szczególną możność czy też zdolność two- rzenia pewnych dzieł, niewyczerpującą się jednak w samym ich tworzeniu. Geniusz Prousta to nie samo rozpatrywane osobno dzieło ani subiektywna zdolność jego stworzenia; to raczej dzieło rozważane jako cały zbiór przeja- wów osoby twórcy. Dlatego możemy w końcu odrzucić również dualizm zjawiska i istoty. Zjawisko nie skrywa istoty, ale ją ujawnia: tak naprawdę, ono samo jest istotą. Istota jakiegoś bytu nie jest już możnością spoczywają- cą w jego głębi; jest widoczną prawidłowością, określającą następstwo jego wyglądów, jest racją całej serii zjawisk. Nominalizmowi Poincarego, definiu- jącego rzeczywistość fizyczną (na przykład prąd elektryczny) jako sumę jej różnych przejawów, Duhem słusznie przeciwstawił swoją własną teorię, która z tego pojęcia czyniła syntetyczną jedność tychże przejawów. Fenomenologia z pewnością nie jest żadnym nominatizmem. Ostatecznie jednak istota jako racja serii zjawisk jest jedynie ich związkiem, a zatem sama jest pewnym zjawiskiem. Właśnie to tłumaczy fakt, iż można mieć intuicję istot (w rodzaju 5
Wprowadzenie Wesenschau Husserla). W ten sposób ukazuje się byt zjawiskowy; ukazuje zarówno swoją istotę, jak i swoje istnienie i nie jest niczym innym niż dobrze powiązaną serią tych ujawnień. Czy oznacza to, że zdołaliśmy usunąć naprawdę wszystkie duahzmy, spro- wadzając byt do jego wyglądów? Raczej wydaje się, że wszystkie przekształ- ciliśmy w jeden, nowy dualizm: dualizm tego, co skończone, i tego. co nie- skończone. Istotnie - bytu nie można by sprowadzić do skończonej serii wyglądów, ponieważ każdy z nich jest pewnym odniesieniem do ustawicznie zmieniającego się podmiotu. Nawet wtedy, gdy przedmiot odsłania się wy- łącznie poprzez jeden jedyny odcień czy też Abschaitung (aspekt), sam fakt istnienia podmiotu zakłada możliwość mnożenia punktów widzenia na ów Abschattung. To wystarczy, aby rozpatrywany odcień czy aspekt mnożyć również w nieskończoność. Poza tym, gdyby seria wyglądów była skończo- na, to znaczyłoby, że początkowe przejawy nie mogąpojawić się ponownie, co jest absurdalne; albo że wszystkie przejawy mogą być dane równocześ- nie, co jest jeszcze bardziej niedorzeczne. Zauważmy, że nasza teoria feno- menu zastąpiła realność rzeczy obiektywnością fenomenu, dla której znalazła podstawę w odniesieniu do nieskończoności. Realność tej oto filiżanki polega na tym, że jest właśnie tam i nie jest mną. Wyrazimy to inaczej, mówiąc, że seria jej wyglądów powiązana jest pewną racją, która nie zależy od moich życzeń. Lecz zjawisko ograniczone do samego siebie, bez odniesienia do 6
W poszukiwaniu bytu całej serii, której jest częścią, byłoby dopełnione jedynie z intuicyjnego i su- biektywnego punktu widzenia - jako pewien sposób oddziaływania na pod- miot. Jeśli fenomen ma się okazać transcendentny, to sam podmiot musi wykraczać poza konkretne zjawisko w stronę całej serii, do której tamto należy. Poprzez swoje wrażenie czerwieni musi uchwycić czerwień jako taką. Czerwień jako taką, czyli rację całej serii zjawisk. Poprzez doświadczenie elektrolizy musi uchwycić mną serię zjawisk - prąd elektryczny jako taki etc. Lecz jeśli transcendencja przedmiotu opiera się na tym, że zawsze trzeba wykraczać poza zjawisko, to z tego wynika, że przedmiot na mocy samej zasady stanowi nieskończoną serię zjawisk. W ten sposób skończone zjawi- sko wskazuje na siebie w swojej skończoności, a równocześnie domaga się, by je w nieskończoność przekraczać, jeśli ma być ujęte jako zjawisko-tego- -co-się jawi. Ta nowa opozycja -„skończone" i „nieskończone", albo lepiej: „nieskończone w skończonym" - zastępuje dualizm tego, co jest, i tego, co się wydaje. To, co się jawi, faktycznie jest tylko pewnym aspektem przed- miotu; z kolei przedmiot cały jest w tym aspekcie, a zarazem cały jest poza nim. Jest cały wewnątrz przez to, że ukazuje się właśnie w tym aspekcie: wskazuje na siebie jako na strukturę zjawiska, która jest równocześnie racją 7
Wprowadzenie całej serii. A cały na zewnątrz, bo sama seria nigdy się nie ukaże i nie może ukazać. Tak oto znów to, co zewnętrzne, przeciwstawia się temu, co we- wnętrzne, a byt-który-się-nie-jawi, przeciwstawia się zjawisku. Pewna „moż- ność" ponownie zadomawia się w zjawisku i przypisuje mu transcendencję: chodzi tu o możność rozwinięcia się w serię realnych bądź możliwych wy- glądów. Geniuszowi Prousta, nawet sprowadzonemu do faktycznie stwo- rzonych dzieł, wciąż odpowiada nieskończoność możliwych punktów widzenia, które można przyjąć wobec jego dzieła; zostanie to nazwane „nie- wyczerpywalnością" dzieła Prousta. Czyż jednak ta niewyczerpywalność, zakładająca pewną transcendencję i jakieś odniesienie do nieskończoności, nie jest pewną „dyspozycją" («scic»), i to właśnie w momencie jej uchwyce- nia w przedmiocie? W efekcie istota jest radykalnie odcięta od ukazującego ją jednostkowego zjawiska, ponieważ na mocy zasady jest tym, co winno być ukazane za pośrednictwem całej serii jednostkowych zjawisk. Czy zastąpiwszy w ten sposób wiele różnych opozycji jednym jedynym dualizmem, który jest podstawą ich wszystkich, coś zyskaliśmy, czy raczej straciliśmy'.' Rychło się o tym przekonamy. Na razie pierwszą konsekwencją „teorii fenomenu" jest to. że zjawisko nie odsyła do bytu, tak jak kaniowski fenomen do noumenu. Skoro nie ma za nim niczego i skoro wskazuje ono tylko na siebie (i na całą serię zjawisk), to nie może być podtrzymywane przez byt inny niż własny, nie może być cienkim naskórkiem 8
W poszukiwaniu bytu nicości, oddzielają- cym byt podmiotu od bytu absolutu. Jeśli istotą zjawiska jest, jawienie się", które już nie przeciwstawia się żadnemu bytowi, to istnieje prawomocny prob- lem bytu tego jawienia się. Właśnie ten problem będzie nas tu zajmował i bę- dzie punktem wyjścia naszych rozważań dotyczących bytu i nicości. II. Fenomen bytu a byt fenomenu Zjawiska nie podtrzymuje żaden byt od niego różny: ma ono własny byt. Pierwszym bytem, jaki spotykamy w naszych ontologicznych badaniach, jest więc byt zjawiska. Czy i on jest zjawiskiem? Początkowo tak się wydaje. Fenomen jest tym, co się ukazuje, a i byt w pewien sposób wszystkim się ukazuje, skoro możemy o nim mówić i mamy jakieś o nim pojęcie. Winien być zatem jakiś fenomen bytu, winno być jakieś zjawisko bytu, dające się jako takie opisać. Byt odsłoni się przed nami dzięki jakiejś formie bezpośred- niego dostępu - poprzez nudę, mdłości etc. - zaś ontologia będzie opisem fenomenu bytu takiego, jaki się jawi, tzn. bez zapośredniczenia. Jednakże każdej ontologii należy postawić wstępne pytanie: czy mianowicie osiągnięty 9
Wprowadzenie w ten sposób fenomen bytu jest tożsamy z bytem fenomenów, tzn. czy by- cie, które się odsłania przede mną, które mi się jawi, jest tej samej natury, co bycie bytów, które mi się ukazują? Wydaje się, że nie ma tu żadnej trudności: Husserl pokazał, w jaki sposób zawsze jest możliwa redukcja eidetyczna, tzn. jak zawsze można przejść od konkretnego fenomenu do jego istoty; dla Heideggera z kolei rzeczywistość-hidzka1 jest ontyczno- ontologiczna. tzn. za- wsze może wyjść poza fenomen ku jego byciu. Lecz przejście od konkretne- go przedmiotu do jego istoty jest przejściem od jednorodności do jednorod- ności. Czy tak samo jest z przejściem od bytu2 [Vexistant\ do fenomenu bycia1 ? Czy wyjść poza byt ku fenomenowi bycia to tyle, co przejść od niego do jego własnego bycia, tak jak wychodzi się poza szczególną, jednostkową postać czerwieni, by osiągnąć jej własną istotę1 ? Przyjrzyjmy się temu lepiej. 1 W oryginale: la realiic-hwnaine, wyrażenie określające specyficznie ludzki sposób istnie- nia i odpowiadające Heidcggcrowskiemu Dasein. W naszym przekładzie: „rzeezywistość- -ludzka" (przyp tlumj. 2 Czyli od tego, co istnieje (przyp. tłum.). W konkretnym przedmiocie zawsze można wyodrębnić pewne jakości, takie jak barwa, zapach etc. Wychodząc zaś od nich, zawsze można ustalić istotę, którą zakładają, takjak znak zakłada znaczenie. Zbiór „przedmiot-isto- ta" jest zorganizowaną całością: istota nie znajduje się iv przedmiocie, lecz jest znaczeniem przedmiotu, racją całej serii wyglądów, 10
W poszukiwaniu bytu które go odsłaniają. Jednak byt nie jest ani jakością przedmiotu, możliwą do uchwycenia pośród innych jakości, ani tegoż przedmiotu znaczeniem. Przedmiot nie odsyła do bytu jak do znaczenia; byłoby np. rzeczą niemożliwą zdefiniować byt jako pewną obecność, ponieważ nieobecność również odsłania byt, skoro nie być In oto [ne pas ćtre id], to wciąż jeszcze być. Przedmiot nie posiada bytu, a jego istnienie nie jest partycypacją w bycie ani żadnym innym rodzajem relacji. Po prostu jest, i to jedyny sposób określenia jego sposobu bycia. Przedmiot bowiem nie przesłania bytu, ale też go nie odsłania. Nie przesłania go, ponieważ daremnie próbowano by usunąć pewne jakości, aby znaleźć ukryty za nimi byt, skoro byt jest bytem wszystkich tych jakości. A nie odsłania go. ponieważ byłoby rzeczą daremną zwracać się do przedmiotu, aby uchwycić i zrozumieć jego bycie. Byt jest fenomenem, tzn. wskazuje sam na siebie jako na zorganizowany zbiór jakości. Wskazuje na siebie, anie na swoje bycie. Bycie jest po prostu warunkiem wszelkiego odsłonięcia: to nie byt odsłaniany, lecz bycie-po-to-by-odsłaniać [etre- pour-dćvoilcr\. Cóż zatem znaczy to wychodzenie ku temu, co ontologiczne. o którym mówi Heidegger? Z pewnością mogę wyjść poza ten stół albo poza to krzesło 11
Wprowadzenie w stronę ich bycia; mogę zapytać o bycie stołu albo bycie krzesła. Jednak w tym samym momencie odwracam wzrok od stołu- fenomenu, aby uchwy- cić byt jako fenomen, który już nie jest warunkiem wszelkiego odsłonięcia, ale sani jest czymś odsłoniętym, to znaczy jest zjawiskiem, które jako takie potrzebuje z kolei bytu, na gruncie którego mogłoby się odsłaniać. Jeśli byt fenomenów nie sprowadza się do jakiegoś fenomenu bytu, i jeśli równocześnie nie możemy niczego powiedzieć na temat bytu, nie odwołując się do tegoż właśnie fenomenu bytu, to konieczne jest przede wszystkim ustalenie ścisłej relacji, która łączy fenomen bytu z bytem fenomenu. Przyj- dzie nam to łatwiej, jeśli weźmiemy pod uwagę to, że wszystkie wcześniej- sze spostrzeżenia były bezpośrednio zainspirowane przez odsłaniającą intu- icję fenomenu bytu. Rozważając byt niejako warunek odsłonięcia, ale jako zjawisko, które może być uchwycone i utrwalone w pojęciach, zrozumie- liśmy najpierw to, że poznanie samo w sobie nie może być racją bytu, to znaczy zrozumieliśmy, że byt fenomenu nie może się sprowadzać do feno- menu bytu. Jednym słowem, fenomen bytu jest „ontologiczny" w tym sa- mym sensie, w jakim argument św. Anzelma i Kartezjusza nazywa się onto- logicznym. Jest on jakimś przyzywaniem bytu; jako fenomen, domaga się podstawy, która byłaby transfenomenalna. Fenomen bytu domaga się zatem transfenomenalności bytu. Nie oznacza to, że byt jest ukryty za fenomenami 12
W poszukiwaniu bytu (widzieliśmy, że fenomen nie może przesłaniać bytu) albo że fenomen jest przejawem, który odsyła do jakiegoś odrębnego bytu (fenomen jest, to zna- czy na fundamencie bytu wskazuje na siebie, właśnie jako ujawnienie). Wcześniejsze rozważania zakładają, że byt fenomenu, chociaż co do zakresu z nim zbieżny, musi wychodzić poza kondycję zjawiskową, polegającą na tym, że coś istnieje o tyle, o ile się odsłania. A zatem wykracza również poza uzyskane odnośnie fenomenu poznanie, które skądinąd swe ugruntowanie ma w nim. III. „Przedrefleksyjne" cogito a bytpercipere Być może ktoś zechce odpowiedzieć, że wszystkie wyżej wspomniane trudności wynikają z pewnej koncepcji bytu, z pewnego typu realizmu onto- logicznego, zupełnie niemożliwego do pogodzenia z samym pojęciem zjawi- ska. Miarą bytu fenomenu jest właśnie to, że sięjowz". Skoro zaś ograniczy- liśmy rzeczywistość do fenomenu, to możemy powiedzieć o zjawisku, że jest, ponieważ się jawi. Dlaczego nie doprowadzić tej idei do końca i nie pqwiedzieć, że byt zjawiska to tyle, co jego jawienie się? Przecież to tylko 13
Wprowadzenie wyrażenie nowymi słowami starej formuły Berkeleya: esse estpercipi. I właśnie to zrobi Husserl, kiedy - dokonawszy redukcji fenomenologicznej - uzna noemat za coś irrealnego i oznajmi, że jego esse to tyle, co percipi. Nie wydaje się, by sławna formuła Berkeleya mogła nas zadowolić, a to z dwóch zasadniczych powodów, z których jeden związany jest z naturą percipi, drugi zaś z naturą percipere. Co do natury percipere: jeśli każda metafizyka zakłada faktycznie pewną teorię poznania, to z drugiej strony wszelka teoria poznania zakłada pewną metafizykę. Oznacza to. między innymi, że pewnego rodzaju idealizm, starają- cy się zredukować byt do tego, co w odniesieniu do niego poznajemy, powi- nien najpierw w jakiś sposób zagwarantować byt poznania. Jeśli natomiast zaczyna się od przyjęcia poznania jako czegoś danego, nie troszcząc się o ugruntowanie jego bytu, i następnie stwierdza się: esse est percipi, to całość „postrzeżenie - to, co postrzeżone" rozpływa się w nicości z powodu braku oparcia w jakimś solidnym bycie. Dlatego byt poznania nie może być warun- kowany samym poznaniem; wymyka się bowiem formule percipi1 . Dlatego sam byt - podstawa percipere i percipi - musi również wymykać się percipi: musi być transfenomenalny. Wracamy więc do naszego punktu wyjścia. Ktoś mógłby jednak przyznać, że percipi odsyła do bytu, który wymyka się prawom fenomenu, a równocześnie podtrzymywać twierdzenie, 14
W poszukiwaniu bytu że ów transfenome- nalny byt jest bytem podmiotu. W ten sposób percipi odsyłałoby do jakiegoś percipiens; to co poznane odsyłałoby do poznania, a to z kolei do bytu poznają- cego, rozpatrywanego jako istniejący, nie zaś poznawany, to znaczy odsyłało- by do świadomości. Zrozumiał to Husserl. o ile bowiem noemat jest dla niego irrealnym korelatem noezy, a jego ontologicznym prawem jest percipi, o tyle noeza jawi mu sięjako realność, której zasadniczą cechą jest to, że poznającej ją refleksji dana jest jako „to, co było już wcześniej". Bowiem prawem bytu podmiotu poznającego jest bycie świadomym. Świadomość nie jest jakąś spe- cyficzną postacią poznania, nazywaną wewnętrznym odczuciem bądź samo- wiedzą; jest raczej transfenomenalnym wymiarem bytu podmiotu. 1 Jest oczywiste, że równie bezużyteczna byłaby próba zastąpienia percipere jakąś inną postawą rzeczywistości-ludzkiej. Nawet gdyby przyjąć, że byt ukazuje się człowiekowi w „działaniu", to weiążjeszcze trzeba by było zagwarantować byt tego działania, nietoż- samy z samym działaniem. Spróbujmy lepiej zrozumieć ten wymiar bytu. Mówiliśmy, że świado- mość jest bytem poznającym, rozpatrywanym jako istniejący, nie zaś jako poznawany. Oznacza to, że trzeba zrezygnować z prymatu poznania, jeśli chcemy ugruntować samo poznanie. Niewątpliwie świadofrfbść może po- 15
Wprowadzenie znawać. w tym również poznawać samą siebie. Lecz sama w sobie jest czymś innym niż poznanie zwrócone ku sobie. Jak pokazał Husserl, wszelka świadomość jest świadomością czegoś. Oznae£a to, że nie ma świadomości, która me byłaby ujmowaniem jakiegoś transcendentnego przedmiotu, albo - jeśli kto woli - oznacza to tyle, że świa- domość nie ma własnej „treści". Trzeba zrezygnować z tych neutralnych „danych"', które - stosownie do wybranego układu odniesień - mogłyby się ukonstytuować w „świat" lub „psychikę". Stół nie jest w świadomości, na- wetjako przedstawienie. Stół jest w przestrzeni, przy oknie etc. Dla świado- mości istnienie tego stołu jest w istocie pewnego rodzaju ośrodkiem nieprzej- rzystości; trzeba byłoby nieskończonego procesu, aby „zinwentaryzować" [itiwntoher] całkowitą zawartość jakiejś rzeczy. Wprowadzać tę nieprzej- rzystość w dziedzinę świadomości znaczyłoby tyle, co odsyłać w nieskoń- czoność możliwość jej wyczerpującej autoprezentacji [l'inventaire qu'elle peut drcsser d'elle-meme], czynić ze świadomości jakąś rzecz i odrzucać cogito. Pierwszym zadaniem filozofii winno więc być usunięcie rzeczy ze świadomości i przywrócenie jej prawdziwej relacji ze światem, tzn. ustalenie, że świadomość jest pozycyjną świadomością świata [conscience positionelle du monde], a zatem stojącą i stawiającą wobec świata. Wszelka świadomość jest pozycyjna, tzn. stawia wobec świata już przez to, że transcenduje samą 16
W poszukiwaniu bytu siebie, aby dosięgnąć przedmiotu, i w tym stawianiu wobec świata się wyczer- puje. Wszystko, co w mojej aktualnej świadomości jest intencjonalne, kieruje się ku temu, co na zewnątrz, np. w stronę stołu; wszelkie moje akty sądzenia i praktyczne działania, wszelka moja aktualna uczuciowość wykraczają poza siebie, zwracają się np. w stronę stołu i w tym się wyczerpują. Nie każda świadomość jest poznaniem (istniejąnp. świadomości uczuciowe), ale każda świadomość poznająca może być jedynie poznaniem swojego przedmiotu. Jednak koniecznym i wystarczającym warunkiem tego, by świadomość poznająca była poznaniem swojego przedmiotu, jest to, by była ona świado- mością samej siebie jako tożsamej z tym poznaniem. Jest to warunek ko- nieczny: gdyby moja świadomość nie była świadoma bycia świadomością tego oto przedmiotu, np. stołu, byłaby i tak świadomością tego przedmiotu (stołu), nie uświadamiając sobie tego, że niąjest; innymi słowy, byłaby świa- domością nieznającą samej siebie, świadomością nieświadomą, a to jest nie- dorzeczne. Jest to warunek dostateczny: wystarczy, że mam świadomość uświadamiania sobie tego przedmiotu (stołu), abym miał faktycznie jego świadomość. Zapewne to nie wystarczy, bym mógł stwierdzić, że ten przed- miot (stół) istnieje sam w sobie [en soi]; wystarczy to jednak do stwierdzenia, że istnieje on dla mnie [poitr moi]. 17
Wprowadzenie Czym będzie ta świadomość świadomości? Do tego stopnia ulegamy złu- dzeniu prymatu poznania, że od razu jesteśmy gotowi uważać świadomość świadomości za pewnego rodzaju ideę idei (idea ideae) w rozumieniu Spi- nozy, tzn. poznanie poznania. Próbujące jakoś wyrazić znany aksjomat [cette ćvidence]: „Wiedzieć, to mieć świadomość, że się wie", Alain tłumaczy go w ten sposób: „Wiedzieć, to wiedzieć, że się wie". Tak oto zdefiniowalibyś- my refleksję, czyli pozycyjną świadomość świadomości albo raczej pozna- nie świadomości. Byłaby to świadomość pełna i skierowana ku czemuś, co nią nie jest, tzn. ku świadomości poddanej refleksji. Transcendowałaby więc samą siebie i - tak jak świadomość pozycyjna, stawiająca się wobec świata- wyczerpywałaby się w ujmowaniu swego przedmiotu. Tyle tylko, że ów przedmiot sam byłby świadomością. Nie wydaje się, byśmy mogli zaakceptować taką interpretację świado- mości świadomości. Sprowadzenie świadomości do poznania zakłada w istocie wprowadzenie do świadomości dualizmu podmiot- przedmiot. typowego dla poznania. Jeśli jednak przyjmiemy reguły [la hi] właściwe dla pary: poznają- cy - poznany, to konieczny będzie trzeci termin, aby z kolei sam poznający stał się poznanym. Wtedy staniemy przed takim dylematem: albo zatrzyma- my się na dowolnym określeniu z serii: poznawany - poznający poznawany - poznający poznawany jako poznający etc, i wówczas całość zjawiska staje się niewiadomą [tombe dans l 'inconnu], jako że zawsze 18
W poszukiwaniu bytu natrafiamy na reflek- sję nieświadomą samej siebie jako na termin ostatni; albo stwierdzamy ko- nieczność cofania się w nieskończoność (idea ideae ideae etc), co jest nie- dorzeczne. W ten sposób do konieczności ontologicznego ugruntowania poznania dochodzi nowa konieczność: konieczność jego epistemologicznego ugruntowania. Czyż to nie oznacza, że do świadomości nie należy wprowa- dzać reguł [la hi] właściwych dla par? Świadomość siebie nie jest parą. Jeśli chcemy uniknąć regresu w nieskończoność, konieczne jest, aby była bezpo- średnim i niepoznawczym stosunkiem do siebie [de soi a soi]. Zresztą świadomość refleksyjna [reflexive] ujmuje świadomość podda- ną refleksji [rejlechie] jako swój przedmiot: w akcie refleksji formułuję sądy dotyczące świadomości poddanej refleksji - wstydzę się jej, jestem z niej dumny, pragnę jej, odrzucam ją etc. Tymczasem moja bezpośrednia świado- mość postrzegania nie pozwala mi ani sądzić, ani pragnąć, ani się wstydzić. Nie poznaje mojego postrzegania ani go nie ustanawia: wszystko, co jest intencjonalne w mojej aktualnej świadomości, skierowane jest na zewnątrz, w stronę świata. Natomiast ta spontaniczna świadomość mojego postrzega- nia jest konstytutywna dla mojej świadomości postrzegającej. Innymi słowy, wszelka pozycyjna świadomość przedmiotu jest równocześnie niepozycyjną 19
Wprowadzenie świadomością samej siebie. Kiedy liczę papierosy, które są w tym oto pudel- ku, to mam wrażenie, iż odsłaniam obiektywną właściwość tego zbioru pa- pierosów: to mianowicie, że jest ich dwanaście. Ta właściwość jawi się mojej świadomości jako właściwość istniejąca w świecie. Zupełnie spokojnie mogę nie mieć żadnej pozycyjnej świadomości ich liczenia. Licząc, nie poznaję samego siebie jako liczącego. Dowodem na to jest fakt, iż dzieci, które spon- tanicznie umieją dodawać, nie potrafią później wytłumaczyć, jak tego dokona- ły. Testy Piageta, które tego dowodzą, stanowią znakomite odparcie zasady sformułowanej przez Alaina: wiedzieć, to wiedzieć, że się wie. A jednak w chwili, w której ujawnia mi się to, że tych papierosów jest dwanaście, mam nietetyczną [non-thetique] świadomość mojej czynności liczenia (do- dawania). Jeśii ktoś postawi mi pytanie: „Co (teraz) robisz?", odpowiem na- tychmiast: „Liczę", i ta odpowiedź dotyczy nie tylko aktualnej świadomości, osiągalnej poprzez refleksję, ale również świadomości minionej, która nie została poddana refleksji i już na zawsze pozostaje niepoddana refleksji w mojej bezpośredniej przeszłości. Nie ma zatem żadnego rodzaju prymatu refleksji względem świadomości tej refleksji poddanej: to nie refleksja odsła- nia tamtą świadomość przed nią samą. Wręcz przeciwnie, to właśnie świa- domość nierefleksyjna umożliwia refleksję: istnieje przedrefleksyjne cogito, które jest warunkiem cogito kartezjańskiego. A równocześnie nietetyczną 20
W poszukiwaniu bytu świadomość liczenia jest warunkiem mojej czynności liczenia. Gdyby było inaczej, jak liczenie mogłoby być wątkiem jednoczącym moje akty świado- mości? Aby ów wątek decydował o całej serii syntez jednoczących i rozpo- znawczych, musi być obecny dla samego siebie, i to niejako rzecz, lecz jako operacyjna intencja [une intention operatoire], która może istnieć tylko jako „odsłaniająca-odsłonięta", by użyć wyrażenia Heideggera. Zatem aby liczyć, trzeba mieć świadomość liczenia. Ktoś powie, że bez wątpienia tak właśnie jest, ale pojawia się tu błędne koło. Czyż bowiem nie muszę faktycznie liczyć, abym mógł mieć świado- mość liczenia? To prawda. A jednak nie ma tu błędnego koła albo - jeśli kto woli - do natury świadomości należy to, że istnieje „w kole". Można to wy- razić w taki sposób: każde istnienie świadome [exislence consciente] istnieje jako świadome swego istnienia. Rozumiemy teraz, dlaczego pierwotna świa- domość świadomości nie jest pozycyjna: jest ona bowiem czymś jednym ze świadomością, którą sobie uświadamia. Od razu określa się jako świado- mość postrzegania i jako postrzeganie. Wymagania składni zmuszały nas aż dotąd do mówienia o „niepozycyjnej świadomości siebie" [conscience de soi]. Ale dłużej nie możemy używać tego wyrażenia, w którym sformułowanie de soi przywołuje jeszcze ideę poznania. (Odtąd przyimek de umieszczać 21
Wprowadzenie będziemy w nawiasie, aby wskazać, iż odpowiada on jedynie konieczności gramatycznej)1 . Tę świadomość siebie [consciencc. (de) soi] powinniśmy traktować nie jako nowy rodzaj świadomości, iecz jako jedyny możliwy dla świadomości czegoś sposób istnienia. Jak przedmiot rozciągły musi istnieć w trzech wy- miarach, tak intencja, przyjemność, cierpienie mogą istnieć jedynie jako bez- pośrednia świadomość samych siebie. Byt intencji może być jedynie świado- mością, gdyż w innym przypadku intencja byłaby rzeczą w świadomości. Nie należy zatem myśleć, że jakaś przyczyna zewnętrzna (organiczne zabu- rzenie, nieświadomy impuls czy jakieś inne Erlebnis [przeżycie]) mogłaby zdeterminować pojawienie się pewnego zdarzenia psychicznego - na przy- kład przyjemności - i że to zdarzenie, zdeterminowane w ten sposób w swo- jej materialnej strukturze, musiałoby z kolei zaistnieć jako świadomość siebie. Kto by tak myślał, ze świadomości nietetycznej czyniłby pewnąjakość świa- domości pozycyjnej (w tym sensie, że np. postrzeżenie - pozycyjna świado- mość - tego oto stołu miałoby jeszcze dodatkowo jakość świadomości sie- bie), ponownie popadając w złudzenie teoretycznego prymatu poznania. Ponadto oznaczałoby to, że zdarzenie psychiczne czyni się rzeczą i przypisu- je mu tylko jakość bycia świadomym, wedle tej samej reguły, która pozwala mi przypisać lej oto bibule jakość bycia różową. 22
W poszukiwaniu bytu Przyjemność nie może się różnić - nawet logicznie - od świadomości przyjemności. Świadomość przy- jemności jest konstytutywna dla samej przyjemności jako sam sposób jej ist- nienia, jako jej tworzywo, nie zaś jako pewna forma, która dopiero później nakładałaby się na samą „przyjemnościową" materię. Przyjemność - nawet w formie wirtualnej, jako możność - nie może istnieć „przed"1 świadomością przyjemności. Przyjemność w możności mogłaby istnieć tylko jako świado- mość jej bycia w możności; możliwość w świadomości to tyle, co świadomość możliwości. 1 Specjalne zabiegi dotyczące pisowni wyrażenia conscience de soi wynikają ze specyfiki języka francuskiego i z wyraźnie deklarowanego zamysłu Sartre^a, by świadomości siebie nie traktować jako pewnej postaci poznania, tzn. wiedzy o sobie czy też na swój temat. Ponieważ użycie przyimka de w języku francuskim mogłoby sugerować takie niepożąda- ne rozumienie, Sartre umieszcza go w nawiasie. Polskie wyrażenie ..świadomość siebie" wydaje się szczęśliwie unikać takich komplikacji (przyp. tłum.). Z drugiej strony, jak to przed chwilą pokazywałem, należy unikać defi- niowania przyjemności poprzez jej świadomość. Oznaczałoby to bowiem popadanie w idealizm świadomości, który okrężną drogą doprowadziłby nas do prymatu poznania. Przyjemność nie powinna się ulatniać w obliczu świa- 23
16 Wprowadzenie dotuości siebie, nie powinna się za nią chować; jest przecież konkretnym, pełnym i absolutnym zdarzeniem, nie zaś jakimś przedstawieniem. Tak jak świadomość siebie nie jest jakością przyjemności, tak w tym samym stopniu przyjemność nie jest jakością świadomości siebie. Tak jak nie ma najpierw przyjemności (nieświadomej lub psychologicznej), która dopiero później zys- kiwałaby jakość bycia świadomą, jakby rzucono na nią strumień światła, tak też nie ma najpierw świadomości, która następnie otrzymywałaby pobudze- nie nazywane „przyjemnością", jako specyficzny emocjonalny odcień, na podobieństwo barwionej wody. Istnieje tu jeden niepodzielny, nierozkiadalny byt - nie substancja podtrzymująca swoje jakości jako byty podrzędne, nie- jako gorszego rodzaju, aie jeden byt, który w całej pełni jest egzystencją. Przyjemność jest bytem świadomości siebie, a świadomość siebie jest racją bytu przyjemności. Bardzo dobrze wyraża to Heidegger, kiedy (mówiąc co prawda o Dasein, anie o świadomości) pisze tak: „To »jak« {essentia) bytu, jeśli w ogóle można o tym mówić, musi być pojęte na podstawie jego bycia (existentiayn . Oznacza to, że świadomość nie powstaje jako pojedynczy eg- zemplarz pewnej abstrakcyjnej możliwości, lecz wyłaniając się w łonie sa- mego bytu, tworzy i utrzymuje swoją istotę, tzn, syntetyczny układ swoich możliwości. Oznacza to także, iż sposób istnienia świadomości jest odwrotnością tego sposobu istnienia, który ujawnia nam tzw. dowód ontologiczny. Ponieważ świadomość nie jest możliwa zanim zaistnieje, lecz właśnie jej istnienie jest źródłem i warunkiem wszelkiej możliwości, jej istota zakłada istnienie. Traf- nie wyraża to Husserl. mówiąc o jej „faktycznej konieczności". Aby była jakaś istota przyjemności, konieczne jest, aby najpierw był fakt świadomości tej przyjemności. Daremnie by próbowano przywoływać rzekome prawa świadomości, których spójny zbiór miałby stanowr ić jej istotę. Prawo jest bowiem transcendentnym przedmiotem poznania; dlatego może istnieć świa- domość prawa, lecz nie prawo świadomości. Dla tych samych powodów świadomości nie można przypisać innej niż ona sama motywacji. Gdyby było inaczej, trzeba by było myśleć, że świadomość - w tej mierze, w jakiej byłaby skutkiem, jest siebie nieświadoma. Musiałaby w jakimś sensie być, nie będąc świadomą tego, że jest. W ten sposób popadlibyśmy w to nazbyt częste złudzenie, które ze świadomości czyni połowiczną nieświadomość bądź bierność. Lecz świadomość jest świadomością w całej pełni. Mogłaby więc być ograniczona jedynie przez siebie samą. 1 M. Heidegger, Bycie i czas,\\um. B, Baran, Warszawa 1994, s. 58, Sartre zmienił oryginal- ny tekst, zastępując „czym jest" (Was-sein) ,jak" [comment], (przyp. tłum).
W poszukiwaniu bytu 17 Tej samodeterminacji świadomości nie należy pojmować jako czegoś w rodzaju genezy, tzn. rodzenia się bądź powstawania, bo trzeba by było wówczas założyć, iż świadomość jesl wcześniejsza od swego własnego ist- nienia. Nie należy również pojmować tego tworzenia siebie jako aktu. W takim przypadku świadomość byłaby świadomością siebie tylko jako akt, a tak nie jest. Świadomość jest pełnią istnienia, a to determinowanie siebie przez siebie jest pewną charakterystyką esencjalną. Będzie nawet roztropnie nie naduży- wać wyrażenia „przyczyna siebie", które pozwala domniemywać jakieś roz- wijanie się, przejście od jednego stanu do innego [une progression], relację typu- przyczyna - skutek. Słuszniej będzie mówić po prostu: świadomość istnieje przez siebie. Nie H2eba przez to rozumieć, że „wydobywa się z nico- ści". Nie mogłoby być „nicości dla świadomości" przed świadomością. ,JPrzed>ł świadomością można pomyśleć tylko pełnię bytu, którego żaden element nie może odsyłać do nieobecnej świadomości- Aby była nicość dla świadomości, trzeba świadomości, która była i której już nie ma; trzeba świa- domości jako świadka, który zakłada nicość tej pierwszej świadomości po to, by dokonać syntezy rozpoznania. Świadomość jest wcześniejsza od nico- ści i wydobywa się11 z bytu1 . Być może komuś z trudem przyjdzie zaakceptować te wnioski. Lecz jeśli przyjrzeć się im lepiej, okażą się całkowicie jasne; paradoksem jest nie to, że są istnienia istniejące same przez siebie, ale to, że są nie tylko one. Naprawdę nie do pomyślenia jest istnienie bierne, tzn, istnienie, które trwa, choć nie ma siły, by siebie tworzyć, ani by siebie zachować. Z tego punktu widzenia nie ma niczego bardziej niezrozumiałego niż zasada inercji. Z czego zresztą „wywo- dziłaby się" świadomość, gdyby mogła z czegoś .,się wywodzić"? Zapewne z głębokich pokładów tego, co nieświadome lub fizjologiczne. Jeśli jednak za- pytamy, jak z kolei mogą istnieć i skąd wywodzą swoje istnienie wspomniane pokłady, ponownie dojdziemy do pojęcia istnienia biernego, 1o znaczy zupełnie nie będziemy mogli zrozumieć, w jaki sposób te nieświadome dane, które swe- go istnienia nie wywodzą z samych siebie, mogą mimo to je przedłużać i jesz- cze znajdować siłę. by wytworzyć świadomość. Właśnie na to wskazuje dość spore uznanie, jakim się cieszył dowód nazywany a contingentia mttndi2 . 1 Nie znaczy to wcale, że świadomość jest podstawą bym Wręcz przeciwnie, jak zobaczy- my później, byt świadomości jest całkowicie przygodny. Chcemy tyiko wskazać, że: 1) nic nie jest przyczyną świadomości; 2) świadomość jest przyczyną swego własnego sposobu bycia. *„Z przygodności świata" - jeden z sześciu dowodów na istnjęnie Boga, podanych przez św. Tomasz z Akwinu (przyp, tium.).