Z pamiętnika Daniela
Duncana MacGregora
Kiedy człowiek przekroczy
dziewięćdziesiątkę, ciągle kusi go, żeby
oglądać się za siebie. Próbuje oceniać
swoje życie, jeszcze raz przeżywać
dawne triumfy, analizować porażki.
Często myśli sobie: „Co by było,
gdybym zrobił to czy tamto... „. Albo
jeszcze lepiej: „Gdybym mógł cofnąć
czas...
Wielu tak robi, ale nie ja.
Nie mam czasu na gdybanie i
temu podobne bzdury.
Zawsze spoglądam przed siebie,
nigdy wstecz. Jestem Szkotem, jednak
całe swoje długie życie spędziłem z
dala od ojczyzny. Ameryka stała się
moim domem. Tu założyłem rodzinę,
wychowałem dzieci. Patrzyłem, jak
dorastają wnuki. Tu spotkałem i
pokochałem kobietę, z którą jestem od
ponad sześćdziesięciu lat. Razem z nią
stworzyłem naszą rodzinę, zbudowałem
dom. Wciąż tak samo kocham i
podziwiam moją Żonę. Pracuję z nią, a
jeśli trzeba - to za nią. Anna jest całym
moim światem, choć mówiąc szczerze,
różnie między nami bywało.
Jestem człowiekiem bogatym. I
nie chodzi tu o pieniądze, majątek
posiadłości. Moim największym
bogactwem jest rodzina. To ona zawsze
była, jest i będzie dla mnie
najważniejsza. Mamy troje dzieci. Dwie
córki i syna. Bardzo je kocham i jestem
z nich dumny, chociaż nie zawsze
miałem ku temu powody. Były takie
chwile, że moje dzieci zapominały o
swoich obowiązkach wobec rodziny i o
szacunku dla nazwiska, które noszą.
Bardzo to denerwowało moją żonę,
więc musiałem przywoływać je do
porządku.
W końcu udało nam się dobrze
wydać córki za mąż i ożenić syna.
Kiedy mówię „dobrze „, mam na myśli
to, że moje dzieci znalazły sobie takich
partnerów, których kochają i z którymi
są szczęśliwe. A ja i moja Anna
traktujemy naszych zięciów i synową
jak własne dzieci, Bardzo się cieszymy,
że dołączyli do naszej gromady.
Znakomity ród, dobra krew. Czegóż
więcej potrzeba ?
Mam jedenaścioro wnuków. Co
prawda troje nosi nazwisko Campbell,
ale i tak są MacGregorami z tradycji i
urodzenia. Campbell, pożal się Boże,
cóż to za nazwisko! Mimo to, dobre Z
nich dzieci. Wnuki są dla mnie i dla
Anny największą radością. Czuwaliśmy
nad nimi, gdy dorastały. Również teraz,
kiedy są już dorosłe, nie spuszczamy z
nich oka.
Niestety, podobnie jak kiedyś ich
rodzice, tak i teraz moje wnuki nie
spieszą się do małżeństwa. Nie
rozumieją, jak ważne jest założenie
własnej rodziny, wychowanie dzieci. Z
tego powodu ich babka, czyli moja
Anna, zamartwia się dniami i nocami.
Nie jestem człowiekiem, który
przejmuje się takimi sprawami, ale
żeby nieco ulżyć żonie, ułożyłem
pewien plan - plan, dzięki któremu
Anna będzie mogła, mam nadzieję,
wreszcie spokojnie zasnąć.
Moje trzy wnuczki, najstarsze z
całej jedenastki, są już w takim wieku,
że powinny poważnie myśleć o
zamążpójściu. To silne i mądre kobiety.
No i piękne. Niech mnie kule biją, jeśli
tak nie jest! Dzielnie radzą sobie w
życiu, choć wszystko chcą robić po
swojemu. Teraz już wiem, że
niezależność jest tak samo ważna dla
kobiet, jak dla mężczyzn. Moja Anna
mnie tego nauczyła.
Jestem dumny z moich wnuczek.
Laura jest prawnikiem, Amelia
lekarzem, a Julia prowadzi interesy.
Bystre i kochane są te moje dziewczyny.
Jedno jest pewne - znajdę im mężów jak
się patrzy. Wżyciu panien MacGregor
nie ma miejsca dla przeciętniaków.
Znajdę dla nich mężczyzn z krwi i
kości, bo moje wnuczki na takich
zasługują!
Mam już na oku trzech
porządnych chłopaków. Wszyscy Z
dobrych, starych rodzin. Do tego
przystojni, postawni. Już widzę, że będą
pasować do moich dziewczynek. Piękne
będą Z nich pary, nie ma co! I na
pewno dadzą mi gromadkę cudnych
prawnuków, żebym miał kim cieszyć
oczy i serce na starość.
Ale, jak to mówią, co nagle, to po
diable. Nie mogę zająć się wszystkimi
na raz. Przygotowanie dobrego
małżeństwa wymaga uwagi i skupienia.
Dlatego też na pierwszy ogień pójdzie
Laura. W końcu jest najstarsza i czas
najwyższy, Żeby się ustatkowała. I
jakem Daniel MacGregor, przysięgam,
że nie dalej niż na Boże Narodzenie
zagrają mojej małej Laurze marsza
Mendelssohna!
Jak już wydam Laurę, wezmę się
za moją kochaną Amelię, a potem za
Julię. Przeczuwam, że z tą ostatnią
będę miał najwięcej kłopotu. Ze
wszystkich trzech, jest najbardziej
samowolna i uparta. Ale i tak sobie
poradzę.
Do niczego nie będę ich zmuszał,
uchowaj Boże! Chcę jedynie te
dziewczyny odpowiednio ukierunkować.
Przypilnować, Żeby czasem nie zrobiły
błędu, którego będą żałować przez
resztę życia. Jestem w końcu ich
kochającym dziadkiem. Chciałbym
spędzić jesień życia, patrząc na ich
rodzinne szczęście.
Tylko jak, u licha, to zrobić? Co
będzie, jeśli te pannice uprą się i będą
chciały postawić na swoim?
No, pytam was, co ?!
Ha, pożyjemy, zobaczymy.
CZĘŚĆ
PIERWSZA
LAURA
ROZDZIAŁ
PIERWSZY
Telefon dzwonił od dłuższego
czasu. Jednak dopiero w okolicach
szóstego dzwonka jego dźwięk zdołał
wywołać odpowiednią reakcję
uśpionego mózgu. Przy ósmym dzwonku
spod kołdry niepewnie wysunęła się
ręka i zaskakująco celnym ruchem
wyłączyła budzik. Przy okazji potrąciła
stojącą tuż obok figurkę żaby Kermita.
Niestety zrobiła to tak nieszczęśliwie, że
już trzeci w tym roku uśmiechnięty
Kermit roztrzaskał się o podłogę.
Długie i szczupłe palce
nieprzytomnie błądziły po
politurowanym blacie nocnej szafki.
Wreszcie natrafiły na słuchawkę i
szybko wciągnęły ją pod kołdrę.
- Halo? - dobiegł z pościeli
zaspany kobiecy głos.
- Ile można do ciebie dzwonić!
Laura MacGregor ziewnęła
przeciągle, jakby nie zrobił na niej
wrażenia ten oskarżycielski ton. Potem,
wciąż niezbyt przytomna, zapytała:
- A co?
- Dzwonię do ciebie od kilku
minut! Jeszcze chwila i miałem wzywać
pogotowie. Już widziałem, jak leżysz
martwa w kałuży krwi.
- Błąd. Leżę w łóżku -
odpowiedziała Laura, po czym opadła
na poduszkę. - Jeszcze śpię, dobranoc -
dodała mocno zirytowana, że ją budzą.
- Jest już ósma! - wrzasnął do
słuchawki Daniel MacGregor.
- Rano czy wieczorem? - zapytała
rozbrajająco jego wnuczka.
- Oczywiście, że rano - obruszył
się senior rodu. - Za oknem piękny,
wrześniowy poranek, moja panienko.
Powinnaś być już dawno na nogach i
cieszyć się nim, a nie spać jak suseł.
- A to dlaczego?
- Bo prześpisz całe życie! -
zirytował się dziadek na dobre. - Lauro,
babcia się martwi. Dziś w nocy nie
mogła zasnąć. Mówiła mi, że to przez
ciebie - dziadek MacGregor łgał jak z
nut. Zawsze to robił, kiedy chciał
osiągnąć swój cel. Nic więc dziwnego,
że i tym razem sięgnął po tę sprawdzoną
broń.
- Kiedy u mnie wszystko w
porządku. Przepraszam, dziadziu, ale ja
teraz śpię - westchnęła Laura.
Daniel MacGregor nie dał się
zbyć tak łatwo.
- No dobrze, panienko, wstawaj
już, wstawaj. Nie odwiedzałaś babci
całe wieki, więc nic dziwnego, że się
niepokoi. Czy myślisz, że jak masz
dwadzieścia cztery lata, to już jesteś
taka dorosła, że możesz całkiem
zapomnieć o stęsknionej staruszce? -
pytał, spoglądając zarazem, czy aby
drzwi są dobrze zamknięte i czy nikt go
nie słyszy. Gdyby jego żona usłyszała, że
mówiąc o niej, używa określenia
„staruszka”, z pewnością wzięłaby go w
obroty. - Przyjedź na weekend - poprosił
wreszcie. - I weź ze sobą siostry.
- Będzie trudno, muszę
popracować nad aktami - odpowiedziała
Laura, coraz bardziej senna i
nieprzytomna. - Ale obiecuję, że już
niedługo przyjadę.
- Oby to było rzeczywiście
niedługo. Wiesz przecież, że ja i babcia
nie będziemy żyć wiecznie.
- Właśnie, że będziecie! -
zapewniła go Laura.
- No już dobrze - uśmiechnął się
dziadek. - Wysłałem ci mały prezent i
jestem pewien, że dostaniesz go jeszcze
dziś rano - jego głos zabrzmiał
tajemniczo. - Wyskakuj więc z łóżka i
szybko zrób się na bóstwo. Tylko załóż
jakaś porządną sukienkę.
- Oczywiście, dziadziu, już się
robi, pa, pa... - wymamrotała sennie
Laura i nie czekając, aż dziadek się
rozłączy, odłożyła słuchawkę na
podłogę, naciągnęła kołdrę po same uszy
i w jednej chwili zapadła w słodki,
twardy sen.
Niestety, tego ranka nie było jej
dane się wyspać. Jakieś dwadzieścia
minut później ktoś zaczął brutalnie
szarpać ją za ramię i wrzeszczeć jej do
ucha:
- Mam tego dosyć, Lauro! Znowu
to zrobiłaś!
. - Co takiego? - zapytała zaspana
i usiadła na łóżku. Spod splątanych
czarnych włosów błyskały nie całkiem
jeszcze przytomne ciemne oczy. - Co
takiego zrobiłam?
Julia MacGregor zacisnęła dłonie
w pięści i ze złością wpatrywała się w
ziewającą siostrę. Po chwili zdołała
opanować gniew i siląc się na spokój,
powiedziała:
- Jak to co? Po raz nie wiem już
który nie odłożyłaś słuchawki! A ja
czekam na bardzo ważny telefon!
- A... - ziewnęła Laura,
najwyraźniej niezbyt przejęta sytuacją.
Jej umysł wciąż był w stanie błogiego
uśpienia. Leniwie uniosła dłonie i
spróbowała przygładzić zwichrzone
włosy, jakby ten gest mógł pomóc w
odzyskaniu jasności myślenia. - Zdaje
się, że dzwonił dziadek - poinformowała
kuzynkę. - Ale nie jestem pewna, bo
potem zasnęłam i teraz nic nie pamiętam.
- Dziadek? Nie słyszałam telefonu
- zdziwiła się Julia. - Pewnie zadzwonił,
kiedy brałam prysznic, a Amelia wyszła
już do szpitala. Czego chciał? - zapytała,
po czym, widząc bezradną minę Laury,
roześmiała się domyślnie. - Pewnie to,
co zwykle. „Babcia martwi się o
ciebie...” i tak dalej.
- Rzeczywiście, chyba o to
chodziło. - Laura z westchnieniem
ponownie ułożyła głowę na poduszce.
Następnie, z właściwą dla wszystkich
prawników logiką, powiedziała do sie-
dzącej na brzegu łóżka Julii: - Gdybyś
szybciej wyszła spod prysznica,
zdążyłabyś odebrać, a babcia musiałaby
martwić się o ciebie.
- Dobrze, dobrze. O mnie
martwiła się w zeszłym tygodniu. A
teraz - Julia spojrzała na zegarek -
muszę już lecieć, bo umówiłam się z
agentem od nieruchomości. Jadę oglądać
nowy dom.
- Jeszcze jeden? Przecież dopiero
co kupiłaś jakiś w zeszłym miesiącu.
- Dwa miesiące temu, kotku. Teraz
ten dom jest już przygotowany do
ponownej sprzedaży, a ja... - Julia
zrobiła sprytną minkę i odrzuciła w tył
imponującą grzywę płomiennie rudych
loków - ...a ja mam w głowie następny
projekt.
- W takim razie powodzenia. Ja
miałam na dziś ambitny plan, żeby
najpierw wyspać się do południa, a
potem wziąć się za czytanie akt mojej
nowej sprawy - powiedziała Laura, po
czym wzruszyła ramionami i siląc się na
ironię, dodała: - Ale zdaje się, że w tym
domu nie będzie to możliwe.
- Nie marudź. Będziesz miała
święty spokój i cały dom dla siebie.
Amelia ma podwójny dyżur w szpitalu, a
ja nie wrócę wcześniej niż o piątej.
- Wiesz, że to nie jest moja kolej
na gotowanie? - zastrzegła Laura.
- Wiem, wiem. Kupię coś po
drodze. - Julia ruszyła do wyjścia.
- Kup pizzę. Koniecznie podwójny
ser i czarne oliwki! - zawołała za nią
Laura, ta zaś zatrzymała się w drzwiach
i sprawdzając jednocześnie w lustrze,
jak leży jej nowa zielona marynarka,
odparła:
- Że też ty zawsze przed
śniadaniem musisz martwić się o obiad.
Wygładziła spodnie w kratę,
wyszła szybkim krokiem z sypialni i w
chwilę później krzyknęła z korytarza:
- Do zobaczenia wieczorem! I
pamiętaj, żeby odłożyć słuchawkę, jak
skończysz rozmawiać!
Trzasnęły drzwi, zapadła cisza.
Laura leżała na plecach i przyglądała się
plamom słońca na suficie. Z rozkoszą
myślała o tym, że za chwilę schowa
głowę pod kołdrę i pośpi sobie jeszcze
godzinkę. Nigdy nie miała problemów z
zasypianiem.
Potrafiła zasnąć w dowolnym
miejscu i o każdej porze. Jak się
okazało, ta rzadka umiejętność była
bardzo przydatna podczas studiów
prawniczych.
Niestety, rozmowa o pizzy z
NORA ROBERTS
SIOSTRY Z KLANU MACGREGOR
Z pamiętnika Daniela Duncana MacGregora Kiedy człowiek przekroczy dziewięćdziesiątkę, ciągle kusi go, żeby oglądać się za siebie. Próbuje oceniać swoje życie, jeszcze raz przeżywać dawne triumfy, analizować porażki. Często myśli sobie: „Co by było, gdybym zrobił to czy tamto... „. Albo jeszcze lepiej: „Gdybym mógł cofnąć czas... Wielu tak robi, ale nie ja. Nie mam czasu na gdybanie i temu podobne bzdury.
Zawsze spoglądam przed siebie, nigdy wstecz. Jestem Szkotem, jednak całe swoje długie życie spędziłem z dala od ojczyzny. Ameryka stała się moim domem. Tu założyłem rodzinę, wychowałem dzieci. Patrzyłem, jak dorastają wnuki. Tu spotkałem i pokochałem kobietę, z którą jestem od ponad sześćdziesięciu lat. Razem z nią stworzyłem naszą rodzinę, zbudowałem dom. Wciąż tak samo kocham i podziwiam moją Żonę. Pracuję z nią, a jeśli trzeba - to za nią. Anna jest całym moim światem, choć mówiąc szczerze, różnie między nami bywało. Jestem człowiekiem bogatym. I nie chodzi tu o pieniądze, majątek
posiadłości. Moim największym bogactwem jest rodzina. To ona zawsze była, jest i będzie dla mnie najważniejsza. Mamy troje dzieci. Dwie córki i syna. Bardzo je kocham i jestem z nich dumny, chociaż nie zawsze miałem ku temu powody. Były takie chwile, że moje dzieci zapominały o swoich obowiązkach wobec rodziny i o szacunku dla nazwiska, które noszą. Bardzo to denerwowało moją żonę, więc musiałem przywoływać je do porządku. W końcu udało nam się dobrze wydać córki za mąż i ożenić syna. Kiedy mówię „dobrze „, mam na myśli to, że moje dzieci znalazły sobie takich
partnerów, których kochają i z którymi są szczęśliwe. A ja i moja Anna traktujemy naszych zięciów i synową jak własne dzieci, Bardzo się cieszymy, że dołączyli do naszej gromady. Znakomity ród, dobra krew. Czegóż więcej potrzeba ? Mam jedenaścioro wnuków. Co prawda troje nosi nazwisko Campbell, ale i tak są MacGregorami z tradycji i urodzenia. Campbell, pożal się Boże, cóż to za nazwisko! Mimo to, dobre Z nich dzieci. Wnuki są dla mnie i dla Anny największą radością. Czuwaliśmy nad nimi, gdy dorastały. Również teraz, kiedy są już dorosłe, nie spuszczamy z nich oka.
Niestety, podobnie jak kiedyś ich rodzice, tak i teraz moje wnuki nie spieszą się do małżeństwa. Nie rozumieją, jak ważne jest założenie własnej rodziny, wychowanie dzieci. Z tego powodu ich babka, czyli moja Anna, zamartwia się dniami i nocami. Nie jestem człowiekiem, który przejmuje się takimi sprawami, ale żeby nieco ulżyć żonie, ułożyłem pewien plan - plan, dzięki któremu Anna będzie mogła, mam nadzieję, wreszcie spokojnie zasnąć. Moje trzy wnuczki, najstarsze z całej jedenastki, są już w takim wieku, że powinny poważnie myśleć o zamążpójściu. To silne i mądre kobiety.
No i piękne. Niech mnie kule biją, jeśli tak nie jest! Dzielnie radzą sobie w życiu, choć wszystko chcą robić po swojemu. Teraz już wiem, że niezależność jest tak samo ważna dla kobiet, jak dla mężczyzn. Moja Anna mnie tego nauczyła. Jestem dumny z moich wnuczek. Laura jest prawnikiem, Amelia lekarzem, a Julia prowadzi interesy. Bystre i kochane są te moje dziewczyny. Jedno jest pewne - znajdę im mężów jak się patrzy. Wżyciu panien MacGregor nie ma miejsca dla przeciętniaków. Znajdę dla nich mężczyzn z krwi i kości, bo moje wnuczki na takich zasługują!
Mam już na oku trzech porządnych chłopaków. Wszyscy Z dobrych, starych rodzin. Do tego przystojni, postawni. Już widzę, że będą pasować do moich dziewczynek. Piękne będą Z nich pary, nie ma co! I na pewno dadzą mi gromadkę cudnych prawnuków, żebym miał kim cieszyć oczy i serce na starość. Ale, jak to mówią, co nagle, to po diable. Nie mogę zająć się wszystkimi na raz. Przygotowanie dobrego małżeństwa wymaga uwagi i skupienia. Dlatego też na pierwszy ogień pójdzie Laura. W końcu jest najstarsza i czas najwyższy, Żeby się ustatkowała. I jakem Daniel MacGregor, przysięgam,
że nie dalej niż na Boże Narodzenie zagrają mojej małej Laurze marsza Mendelssohna! Jak już wydam Laurę, wezmę się za moją kochaną Amelię, a potem za Julię. Przeczuwam, że z tą ostatnią będę miał najwięcej kłopotu. Ze wszystkich trzech, jest najbardziej samowolna i uparta. Ale i tak sobie poradzę. Do niczego nie będę ich zmuszał, uchowaj Boże! Chcę jedynie te dziewczyny odpowiednio ukierunkować. Przypilnować, Żeby czasem nie zrobiły błędu, którego będą żałować przez resztę życia. Jestem w końcu ich
kochającym dziadkiem. Chciałbym spędzić jesień życia, patrząc na ich rodzinne szczęście. Tylko jak, u licha, to zrobić? Co będzie, jeśli te pannice uprą się i będą chciały postawić na swoim? No, pytam was, co ?! Ha, pożyjemy, zobaczymy.
CZĘŚĆ PIERWSZA LAURA
ROZDZIAŁ PIERWSZY Telefon dzwonił od dłuższego czasu. Jednak dopiero w okolicach szóstego dzwonka jego dźwięk zdołał wywołać odpowiednią reakcję uśpionego mózgu. Przy ósmym dzwonku spod kołdry niepewnie wysunęła się ręka i zaskakująco celnym ruchem wyłączyła budzik. Przy okazji potrąciła stojącą tuż obok figurkę żaby Kermita. Niestety zrobiła to tak nieszczęśliwie, że już trzeci w tym roku uśmiechnięty Kermit roztrzaskał się o podłogę. Długie i szczupłe palce
nieprzytomnie błądziły po politurowanym blacie nocnej szafki. Wreszcie natrafiły na słuchawkę i szybko wciągnęły ją pod kołdrę. - Halo? - dobiegł z pościeli zaspany kobiecy głos. - Ile można do ciebie dzwonić! Laura MacGregor ziewnęła przeciągle, jakby nie zrobił na niej wrażenia ten oskarżycielski ton. Potem, wciąż niezbyt przytomna, zapytała: - A co? - Dzwonię do ciebie od kilku minut! Jeszcze chwila i miałem wzywać
pogotowie. Już widziałem, jak leżysz martwa w kałuży krwi. - Błąd. Leżę w łóżku - odpowiedziała Laura, po czym opadła na poduszkę. - Jeszcze śpię, dobranoc - dodała mocno zirytowana, że ją budzą. - Jest już ósma! - wrzasnął do słuchawki Daniel MacGregor. - Rano czy wieczorem? - zapytała rozbrajająco jego wnuczka. - Oczywiście, że rano - obruszył się senior rodu. - Za oknem piękny, wrześniowy poranek, moja panienko. Powinnaś być już dawno na nogach i cieszyć się nim, a nie spać jak suseł.
- A to dlaczego? - Bo prześpisz całe życie! - zirytował się dziadek na dobre. - Lauro, babcia się martwi. Dziś w nocy nie mogła zasnąć. Mówiła mi, że to przez ciebie - dziadek MacGregor łgał jak z nut. Zawsze to robił, kiedy chciał osiągnąć swój cel. Nic więc dziwnego, że i tym razem sięgnął po tę sprawdzoną broń. - Kiedy u mnie wszystko w porządku. Przepraszam, dziadziu, ale ja teraz śpię - westchnęła Laura. Daniel MacGregor nie dał się zbyć tak łatwo.
- No dobrze, panienko, wstawaj już, wstawaj. Nie odwiedzałaś babci całe wieki, więc nic dziwnego, że się niepokoi. Czy myślisz, że jak masz dwadzieścia cztery lata, to już jesteś taka dorosła, że możesz całkiem zapomnieć o stęsknionej staruszce? - pytał, spoglądając zarazem, czy aby drzwi są dobrze zamknięte i czy nikt go nie słyszy. Gdyby jego żona usłyszała, że mówiąc o niej, używa określenia „staruszka”, z pewnością wzięłaby go w obroty. - Przyjedź na weekend - poprosił wreszcie. - I weź ze sobą siostry. - Będzie trudno, muszę popracować nad aktami - odpowiedziała Laura, coraz bardziej senna i
nieprzytomna. - Ale obiecuję, że już niedługo przyjadę. - Oby to było rzeczywiście niedługo. Wiesz przecież, że ja i babcia nie będziemy żyć wiecznie. - Właśnie, że będziecie! - zapewniła go Laura. - No już dobrze - uśmiechnął się dziadek. - Wysłałem ci mały prezent i jestem pewien, że dostaniesz go jeszcze dziś rano - jego głos zabrzmiał tajemniczo. - Wyskakuj więc z łóżka i szybko zrób się na bóstwo. Tylko załóż jakaś porządną sukienkę. - Oczywiście, dziadziu, już się
robi, pa, pa... - wymamrotała sennie Laura i nie czekając, aż dziadek się rozłączy, odłożyła słuchawkę na podłogę, naciągnęła kołdrę po same uszy i w jednej chwili zapadła w słodki, twardy sen. Niestety, tego ranka nie było jej dane się wyspać. Jakieś dwadzieścia minut później ktoś zaczął brutalnie szarpać ją za ramię i wrzeszczeć jej do ucha: - Mam tego dosyć, Lauro! Znowu to zrobiłaś! . - Co takiego? - zapytała zaspana i usiadła na łóżku. Spod splątanych czarnych włosów błyskały nie całkiem
jeszcze przytomne ciemne oczy. - Co takiego zrobiłam? Julia MacGregor zacisnęła dłonie w pięści i ze złością wpatrywała się w ziewającą siostrę. Po chwili zdołała opanować gniew i siląc się na spokój, powiedziała: - Jak to co? Po raz nie wiem już który nie odłożyłaś słuchawki! A ja czekam na bardzo ważny telefon! - A... - ziewnęła Laura, najwyraźniej niezbyt przejęta sytuacją. Jej umysł wciąż był w stanie błogiego uśpienia. Leniwie uniosła dłonie i spróbowała przygładzić zwichrzone włosy, jakby ten gest mógł pomóc w
odzyskaniu jasności myślenia. - Zdaje się, że dzwonił dziadek - poinformowała kuzynkę. - Ale nie jestem pewna, bo potem zasnęłam i teraz nic nie pamiętam. - Dziadek? Nie słyszałam telefonu - zdziwiła się Julia. - Pewnie zadzwonił, kiedy brałam prysznic, a Amelia wyszła już do szpitala. Czego chciał? - zapytała, po czym, widząc bezradną minę Laury, roześmiała się domyślnie. - Pewnie to, co zwykle. „Babcia martwi się o ciebie...” i tak dalej. - Rzeczywiście, chyba o to chodziło. - Laura z westchnieniem ponownie ułożyła głowę na poduszce. Następnie, z właściwą dla wszystkich
prawników logiką, powiedziała do sie- dzącej na brzegu łóżka Julii: - Gdybyś szybciej wyszła spod prysznica, zdążyłabyś odebrać, a babcia musiałaby martwić się o ciebie. - Dobrze, dobrze. O mnie martwiła się w zeszłym tygodniu. A teraz - Julia spojrzała na zegarek - muszę już lecieć, bo umówiłam się z agentem od nieruchomości. Jadę oglądać nowy dom. - Jeszcze jeden? Przecież dopiero co kupiłaś jakiś w zeszłym miesiącu. - Dwa miesiące temu, kotku. Teraz ten dom jest już przygotowany do ponownej sprzedaży, a ja... - Julia
zrobiła sprytną minkę i odrzuciła w tył imponującą grzywę płomiennie rudych loków - ...a ja mam w głowie następny projekt. - W takim razie powodzenia. Ja miałam na dziś ambitny plan, żeby najpierw wyspać się do południa, a potem wziąć się za czytanie akt mojej nowej sprawy - powiedziała Laura, po czym wzruszyła ramionami i siląc się na ironię, dodała: - Ale zdaje się, że w tym domu nie będzie to możliwe. - Nie marudź. Będziesz miała święty spokój i cały dom dla siebie. Amelia ma podwójny dyżur w szpitalu, a ja nie wrócę wcześniej niż o piątej.
- Wiesz, że to nie jest moja kolej na gotowanie? - zastrzegła Laura. - Wiem, wiem. Kupię coś po drodze. - Julia ruszyła do wyjścia. - Kup pizzę. Koniecznie podwójny ser i czarne oliwki! - zawołała za nią Laura, ta zaś zatrzymała się w drzwiach i sprawdzając jednocześnie w lustrze, jak leży jej nowa zielona marynarka, odparła: - Że też ty zawsze przed śniadaniem musisz martwić się o obiad. Wygładziła spodnie w kratę, wyszła szybkim krokiem z sypialni i w chwilę później krzyknęła z korytarza:
- Do zobaczenia wieczorem! I pamiętaj, żeby odłożyć słuchawkę, jak skończysz rozmawiać! Trzasnęły drzwi, zapadła cisza. Laura leżała na plecach i przyglądała się plamom słońca na suficie. Z rozkoszą myślała o tym, że za chwilę schowa głowę pod kołdrę i pośpi sobie jeszcze godzinkę. Nigdy nie miała problemów z zasypianiem. Potrafiła zasnąć w dowolnym miejscu i o każdej porze. Jak się okazało, ta rzadka umiejętność była bardzo przydatna podczas studiów prawniczych. Niestety, rozmowa o pizzy z