dariu

  • Dokumenty230
  • Odsłony15 918
  • Obserwuję13
  • Rozmiar dokumentów268.3 MB
  • Ilość pobrań9 964

Roberts Nora - Trzy siostry2 - Niebo i ziemia

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.6 MB
Rozszerzenie:pdf

Roberts Nora - Trzy siostry2 - Niebo i ziemia.pdf

dariu EBooki
Użytkownik dariu wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 1094 stron)

NORA ROBERTS

NIEBO I ZIEMIA Jak cień przelotne, kruche jak marzenie, Nikłe, jak w czarnej nocy błyskawica,

Co w jednym mgnieniu niebo z ziemią olśni I zanim człowiek zawoła: - Popatrzcie! - Paszcza ciemności już pożarła światło, Tak szybko znika wszystko to, co świeci. William Szekspir Sen nocy letniej przekład Konstanty Ildefons Gałczyński

PROLOG Wyspa Trzech Sióstr Wrzesień 1699 Wzywała sztorm. Porywy wichury, błyskawice, szalejące morze - jednocześnie bezpieczna przestrzeń i więzienie. Wzywała moce, które żyły w niej, i te, które istniały na zewnątrz. Jasność i mrok. Smukła, w płaszczu rozwianym na kształt ptasich skrzydeł, stała samotnie na plaży smaganej uderzeniami wiatru. Był z nią tylko gniew i żal. I moc - to ona wypełniła ją teraz, napłynęła

nagle dzikimi, gwałtownymi falami. Jak oszalały kochanek. I może właśnie tak było. Opuściła męża i dzieci, by przybyć tutaj, uśpiła ich zaklęciem, które da im ukojenie i pozbawi świadomości tego, co się stało. Kiedy wykona swe postanowienie, nigdy do nich nie wróci. Nigdy już nie ujmie w swe dłonie ich ukochanych twarzy. Mąż pogrąży się w bólu, dzieci będą ją opłakiwać. Ale nie może do nich wrócić. Nie może cofnąć się z drogi, którą wybrała. Nie zrobi tego.

Nadeszła pora zapłaty. Sprawiedliwość, chociaż surowa, w końcu zatriumfuje. Wyrzuciła ramiona w nawałnicę, którą przy wołała. Jej rozpuszczone włosy jak batem przecinały noc ciemnymi wstęgami. - Nie wolno ci! Obok niej pojawiła się kobieta. Jej sylwetka płonęła w burzy jasno jak ogień, którego imię nosiła. Twarz miała bladą, w pociemniałych oczach czaiło się coś, jakby strach. - Już się zaczęło. - Zatrzymaj to. Zatrzymaj to,

siostro, póki nie jest za późno. Nie masz prawa. - Prawa? - Ta. którą zwano Ziemią, odwróciła się z roziskrzonym wzrokiem. - Kto ma większe prawo? Kiedy mordowano niewinnych w Salem, kiedy ich prześladowano, ścigano i wieszano, nie zrobiłyśmy nic, by to powstrzymać. - Jeśli powstrzymasz jedną powódź, wywołasz inną. Wiesz o tym. Stworzyłyśmy to miejsce. - Siostra Ogień rozpostarła ramiona, jakby chciała objąć wyspę. - Dla naszego bezpieczeństwa i żeby przeżyć. Dla naszej Sztuki.

- Bezpieczeństwo? Potrafisz teraz mówić o bezpieczeństwie, o przeżyciu? Nasza siostra nie żyje. - I opłakuję ją tak samo jak ty. - Błagalnym ruchem skrzyżowała ręce na piersiach. - Cierpię na równi z tobą. Jej dzieci są teraz pod naszą opieką. Czy porzucisz je tak jak i własne? Ogarniało ją szaleństwo, wdzierało się do serca niczym wiatr, który wplątywał się w jej włosy. Zdawała sobie z tego sprawę, ale nie mogła go pokonać. Nie ujdzie karze. Nie będzie żył, skoro ona nie żyje. - Jeśli zadasz ból, złamiesz przysięgi. Zniszczysz swoją moc, a to,

co rzucisz przed siebie, wróci do ciebie po trzykroć. - Sprawiedliwość ma swoją cenę. - Nie taką. Nigdy. Twój mąż straci żonę, a dzieci matkę. A ja drugą ukochaną siostrę. A co najważniejsze, zniszczysz też wiarę w to, czym jesteśmy. Ona by tego nie chciała. Jej odpowiedź byłaby inna. - A jednak umarła, nie broniąc się. Umarła, bo była tym, kim była. Jak my. Nasza siostra wyparła się swojej mocy dla tego, co nazywała miłością. I to ją zabiło.

- Dokonała takiego wyboru. - Gorzkiego, nie przemijająco gorzkiego. - Jednak nikogo nie skrzywdziła. Jeśli zrobisz to, co zamierzasz, jeśli użyjesz swojego daru dla tak mrocznego celu, wydasz na siebie wyrok. Wydasz wyrok na nas wszystkich. - Nie mogę żyć tu w ukryciu. - W oczach miała łzy, które w świetle błyskawic płonęły czerwienią jak krew. - Nie mogę zawrócić. To mój wybór. Moje przeznaczenie. Jego życie za jej życie i niech będzie przeklęty na wieki. Z okrzykiem zemsty, wyrzuconym jak jasna, śmiertelna strzała z łuku, ta, którą zwano Ziemią, poświęciła swoją

duszę.

ROZDZIAŁ 1 Wyspa Trzech Sióstr Styczeń 2002 Zmarznięty, zlodowaciały piach trzeszczał pod stopami, gdy biegła (po zataczającej łuk plaży. Fale pozostawiały na gładkiej, zaskorupiałej powierzchni poszarpaną koronkę piany. Wysoko na niebie niezmordowanie krzyczały mewy. Jej mięśnie rozgrzały się i teraz, na trzecim kilometrze porannego dystansu poruszała się płynnie jak dobrze naoliwiona maszyna. Krok miała

szybki i miarowy; z ust równomiernie wydobywały się białe chmurki oddechu. W tym samym rytmie wciągała do płuc ostre, mroźne powietrze. Czuła się fantastycznie. Na plaży widniały tylko jej własne ślady, nakładające się na siebie, kiedy pokonywała tam i z powrotem łagodny łuk brzegu. Gdyby chciała przebiec swoje codzienne pięć kilometrów w linii prostej. mogłaby przeciąć Wyspę Trzech Sióstr z jednego krańca na drugi w jej najszerszym miejscu. Ta myśl zawsze sprawiała jej przyjemność.

Ten mały skrawek ziemi u wybrzeża Massachusetts należał do niej. Każdy pagórek, każda ulica, urwista skarpa i zatoczka. Zastępca szeryfa Ripley Todd czuła coś więcej niż przywiązanie do Wyspy Trzech Sióstr. Czuła się za nią odpowiedzialna, za nią. za swoje miasteczko i jego mieszkańców. Mogła już dostrzec promienie wschodzącego słońca odbijające się w oknach wystawowych sklepów na High Street. Za parę godzin lokale zostaną otwarte, a na ulice wylegną ludzie, by załatwiać swoje codzienne sprawy. W styczniu ruch turystyczny jest

niewielki, tylko trochę gości przypłynie promem ze stałego lądu, żeby pozaglądać do sklepów, wjechać wysoko na klify, kupić świeże ryby na przystani. Zima jest tu przede wszystkim dla miejscowych. Zimę kochała najbardziej. Tuż pod miasteczkiem, tam gdzie plaża dochodzi do falochronu, zawróciła i ruszyła z powrotem przez piach. Kutry rybackie sunęły po morzu, które przybrało teraz kolor jasnobłękitnego lodu. Zmieni się, kiedy w pełni wstanie dzień i ściemnieje niebo. Zawsze fascynowały ją niezliczone barwy wody. Zobaczyła łódź Carla Maceya i

przy sterze malutką jak zabawka figurkę z uniesioną ręką. Zasalutowała w odpowiedzi, nie przerywając biegu. Wyspa liczyła niespełna trzy tysiące stałych mieszkańców, wszyscy się więc znali. Zwolniła nieco kroku, nie tylko żeby ochłonąć, ale i przedłużyć chwile samotności. Często biegała rano z Lucy, psem brata, ale tego ranka wymknęła się sama. Sama. Tak bardzo lubiła samotność. Poza tym chciała trochę rozjaśnić umysł. Nad wieloma sprawami powinna się zastanowić. O niektórych

wolała w tej chwili nie myśleć, na razie więc część kłopotów i problemów odsunęła na bok. Właściwie to, z czym musi sobie poradzić, nie było problemem. Nie można nazwać problemem czegoś, co daje człowiekowi szczęście. Jej brat wrócił właśnie z podróży poślubnej i nic nie sprawiało jej większej przyjemności niż widok młodej pary, która za swoje szczęście omal nie zapłaciła najwyższej ceny. Po wszystkim, co przeszli, Ripley z radością patrzyła, jak czulą się do siebie w domu, w którym ona i Zack wychowywali się od dzieciństwa.

W ciągu minionych miesięcy, od lata, kiedy gnana strachem Neli przybyła na Wyspę Trzech Sióstr i wreszcie przestała uciekać, połączyła je prawdziwa przyjaźń. Przyjemnie było patrzeć, jak Neli rozkwita - i staje się coraz twardsza. Pomijając jednak te sentymentalne głupoty, myślała Rip, w tej idylli jest jedno ale: ona, Ripley Karen Todd. Nowożeńcy niekoniecznie chcą dzielić swoje miłosne gniazdko z siostrą pana młodego. Ani przez chwilę nie myślała o tym przed ślubem; nie zdawała sobie

sprawy z sytuacji nawet później, kiedy żegnali się z nią, wyjeżdżając na tydzień na Bermudy. Dopiero gdy wrócili, rozkochani, w aurze miodowego miesiąca, jasno to sobie uświadomiła. Młode małżeństwo potrzebuje prywatności. Trudno uprawiać gorący, ostry seks na podłodze salonu, skoro ona, Ripley, może wparować do domu o każdej porze dnia i nocy. Oczywiście żadne z nich nie poruszało tego tematu. Nigdy by tego nie zrobili. Mogą nosić na piersiach order za takt i dobre maniery. W przeciwieństwie do niej. Jej koszuli,

pomyślała, coś takiego nie grozi. Zatrzymała się, podparła na sterczącej skale i powtórzyła kilka ćwiczeń rozciągających mięśnie i ścięgna nóg. Jej ciało było smukłe i harmonijne jak ciało młodej tygrysicy. Była z niego dumna. I panowała nad nim doskonale - drugi powód do dumy. Kiedy wykonała głęboki skłon do przodu, narciarska czapeczka, którą wcisnęła na głowę, spadła na piasek i ciemne lśniące włosy rozsypały się swobodnie. Wolała taką fryzurę, bo nie wymagała regularnego strzyżenia ani

układania. A to też pozwalało jej w pewien sposób panować nad sytuacją. Oczy koloru butelkowej zieleni patrzyły przenikliwe. Gdy przychodziła jej ochota, sięgała po tusz i kredki. Długo się zastanawiała i w końcu doszła do wniosku, że w twarzy o nieregularnych, kanciastych rysach te oczy mogą się podobać. Miała lekką wadę zgryzu, bo nie chciała nosić aparatu ortodontycznego, i szerokie czoło z niemal poziomą linią brwi odziedziczoną po Ripleyach. Nie dało się o niej powiedzieć, że jest ładna. To słowo było zbyt łagodne, mogłaby je nawet uznać za

obraźliwe. Wolała myśleć, że jej twarz wyraża siłę i zmysłowość. To, co może być atrakcyjne dla mężczyzny. Oczywiście wtedy, kiedy ona ma na to ochotę. A to nie zdarzyło się. jak stwierdziła po namyśle, już od paru miesięcy. Częściowo dlatego, że trwały przygotowania do ślubu i do wyjazdu, że dużo czasu poświęciła Zackowi i Neli, bo trzeba im było pomóc w skomplikowanej prawnie sytuacji, by mogli się pobrać. Ale Ripley musiała przyznać, że jest jeszcze inna przyczyna: irytacja i niepokój - czuła je od

Halloween, kiedy pozwoliła sobie uchylić pewne wewnętrzne zapory, które z pełną świadomością zamknęła przed wieloma laty. Nic na to nie poradzę, myślała teraz. Zrobiła, co należało. I nie ma zamiaru powtarzać tego przedstawienia. Bez względu na to, ile chłodnych, wymuszonych uśmiechów pośle jej Mia Devlin. Wspomnienie o Mii sprawiło, że Ripley wróciła myślami do nurtującego ją problemu. Mia ma pusty domek. Wynajmowała go Neli, która wyprowadziła się stamtąd po ślubie z

Zackiem. Niezależnie od tego, jak bardzo Ripley wzdragała się przed jakimikolwiek kontaktami z Mią - nawet tylko w interesach - żółty domek wydawał się najlepszym wyjściem. Był mały, ustronny, zwyczajny. Dobry pomysł, stwierdziła Ripley i ruszyła w górę po wydeptanych drewnianych stopniach, które zakosami prowadziły z plaży do domu. Rozwiązanie wprawdzie irytujące, ale praktyczne. Chyba jednak nie zaszkodzi rozpuszczać przez kilka dni wiadomość, że szuka domu do wynajęcia. Być może coś - coś, co nie należy do Mii - spadnie jej z nieba.

Zadowolona z tego, co wymyśliła, Ripley popędziła po schodach i wbiegła na tylną werandę. Neli na pewno już coś piecze, a w kuchni unoszą się niebiańskie zapachy. To największa korzyść z nowej sytuacji - ona, Ripley, nie musi już się zastanawiać, co zrobić na śniadanie. Śniadanie będzie po prostu stało na swoim miejscu. Przepyszne, fantastyczne, gotowe. Sięgała do klamki, gdy przez szybę spostrzegła Zacka i Neli. Owijają się wokół siebie jak bluszcz wokół masztu, pomyślała. Świat dla nich nie istnieje.