domcia242a

  • Dokumenty1 801
  • Odsłony3 286 604
  • Obserwuję1 919
  • Rozmiar dokumentów3.2 GB
  • Ilość pobrań1 957 061

8przebudzona

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :1.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

domcia242a
EBooki przeczytane polecane

8przebudzona.pdf

domcia242a EBooki przeczytane polecane dom nocy
Użytkownik domcia242a wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 176 stron)

Tłumaczenie: Maily (marlen1986) Vamp_WeRaAa Twins (Martencja98 & Nava15) Lunax3 Emergency NeCiiaa Ewelina1520 Damian7180 Luna Magdusia16 Decoding I składanie w całość dla Kasi (:*): Daniel Rozdział 1 Neferet Niepokojące uczucie rozdrażnienia obudziło Neferet. Zanim oddzieliła się od marzeń, przechodząc w rzeczywistość, wyciągnęła jej długie i eleganckie palce, czując Kalonę. Ramię, którego dotknęła było muskularne. Jego skóra była gładka, silna i przyjemna pod jej ręką. Wszystko wyglądało jak mała, delikatna pieszczota. Poruszył się i odwrócił chętnie do niej. „Moja Bogini?‖ Jego głos był ochrypły od snu i fazy początkowej odnowionego pragnienia. On ją denerwował. Wszyscy ją denerwowali, ponieważ nie byli nim. „Zostaw mnie... Kronos.‖ Musiała spauzować i odszukać w pamięci jego śmieszne, niezbyt ambitne imię. „Bogini, zrobiłem coś, co Ci się nie spodobało?‖ Neferet spojrzała na niego. Wojownik Synów Erebusa leżał rozłożony na łóżku obok niej, jego piękna twarzy była otwarta na świat, wyraz jego twarzy przepełniony pragnieniem, a jego akwamarynowe oczy lśniły w płomieniach świec w sypialni tak jak wcześniej tego samego dnia, kiedy patrzyła na jego trening na dziedzińcu zamkowym. Poddał się wtedy jej pragnieniom, po jednym jej zapraszającym spojrzeniu, chętnie przyszedł do niej i bezskutecznie, choć entuzjastycznie, próbował udowodnić, że był bogiem w większym tego znaczeniu niż sam imiennik. Problem polegał na tym, że gdy Neferet została przygwożdżona do łóżka przez

nieśmiertelnego, wiedziała natychmiast, jak wielkim oszustem tak naprawdę był Kronos. „Oddychasz,‖ Neferet powiedziała, napotykając znudzonym spojrzeniem jego niebieskie oczy. „Oddycham, Bogini?‖ Jego czoło, zdobione tatuażem, który miał prezentować buławę, przypominało Neferet bardziej fajerwerki w dniu czwartego lipca, zmarszczyło się w zdziwieniu. „Pytałeś się, co zrobiłeś, co mi się nie spodobało, a ja powiedziałam, że oddychasz. Jesteś zbyt blisko mnie. Nie podoba mi się to. Już czas byś opuścił moje łóżko,‖ Neferet westchnęła, a jej palce gestem wskazały, by odszedł. „Idź, już.‖ Prawie roześmiała się głośno przez jego nieskrywany wyraz zranienia i zszokowania. Czyżby ten młodzieniec naprawdę wierzył, że może zastąpić jej boskiego Małżonka? Zuchwalstwo tych myśli napędziło jej gniew. W rogach sypialni Neferet, cienie w cieniach drżały w oczekiwaniu. Mimo, że nie przywołała ich, to czuła ich poruszenie. Spodobało jej się to. „Kronosie, oderwałeś mnie od rzeczywistości i na krótki czas dałeś mi trochę przyjemności.‖ Neferet dotknęła go ponownie, tym razem nie tak delikatnie i przebiegła paznokciami lewej dłoni w dół jego przedramienia. Młody wojownik nie cofnął się ani nie odsunął. Zamiast tego drżał pod jej dotykiem, a jego oddech się pogłębił. Neferet uśmiechnęła się. Wiedziała o tym, że lubił odczuwać ból, by odczuwać pragnienie, natychmiast jego oczy napotkały jej. „Dałbym Ci więcej przyjemności, jeśli mi na to zezwolisz,‖ powiedział. Neferet uśmiechnęła się. Jej język wysunął się powoli, oblizując wargi, kiedy obserwowała go. „Być może w przyszłości. Być może. Na razie wymagam od Ciebie, byś opuścił mnie i oczywiście nadal mi służył.‖ „Czy mogę pokazać Ci jak bardzo już tęsknię za tym, by Ci służyć ponownie.‖ Ostatnie słowo zostało wypowiedziane jak słowna pieszczota i popełnił błąd - Kronos sięgnął jakby miał prawo ją dotykać. Jakby to było jego prawo, by jej dotykać. Jakby jej życzenia były podporządkowane jego potrzebom i pragnieniom. Jedno małe echo z przeszłości odległych czasów Neferet – czasu, kiedy myślała, że pochowana swoje człowieczeństwo - wysączyło się z pogrzebanych wspomnień. Czuła dotyk jej ojca, a nawet mogła poczuł smród jego zjełczałego oddechu, przesączonego alkoholem oddechu, wspomnienia z dzieciństwa zdominowały teraźniejszość. Odpowiedź Neferet była natychmiastowa. Tak łatwa jak oddychanie, odsunęła rękę od ramienia wojownika i przesunęła ją dłonią na zewnątrz, w najbliższy z cieni, czyhający na krawędzi jej komnaty. Ciemność odpowiedziała na jej dotyk nawet szybciej, niż Kronos. Czuła śmiertelne drżenie Ciemności i rozkoszowała się wrażeniem, zwłaszcza, że wygnała narastające wspomnienia. Nonszalanckim ruchem rozproszyła

Ciemność nad Kronosem, mówiąc „Jeśli to bólu najbardziej pożądasz, to zaznaj smaku mojego Zimnego Ognia.‖ Ciemność Neferet rzucona na Kronosa przeniknęła jego młodą, gładką skórę chętnie, krojąc szkarłatne wstęgi ran na przedramieniu, które tak niedawno pieściła. Jęknął, choć tym razem bardziej ze strachu niż pasji. „Teraz zrób tak, jak rozkazałam. Zostaw mnie. I pamiętaj, młody wojowniku, bogini zdecyduje, kiedy, gdzie i jak jest dotykana. Nie rozpędzaj się ponownie.‖ Łapiąc się za krwawiącą rękę, Kronos skłonił się Neferet. „Tak, moja Bogini.‖ „Która bogini? Bądź konkretny, Wojowniku! Nie mam ochoty być nazywana niejednoznacznie.‖ Jego odpowiedź była natychmiastowa. „Wcielenie Nyks. To jest twój tytuł, moja Bogini.‖ Jej zdenerwowana twarz zmiękła. Twarz Neferet zrelaksowała się i wyglądała jak maska piękna i ciepła. „Bardzo dobrze, Kronosie. Bardzo dobrze. Zobacz jak łatwo jest przypodobać się mi.‖ Złapany w jej szmaragdowe spojrzenie, Kronos kiwnął głową raz, a potem położył prawą rękę na sercu i powiedział, „Tak, moja Bogini, moja Nyks,‖ i wyszedł z czcią z jej pokoju. Neferet znowu się uśmiechnęła. To było nieważne, że nie była faktycznie Wcieleniem Nyks. Prawda była taka, że Neferet nie była zainteresowana odgrywaniem roli wcielenia bogini. „To nie oznacza, że mam mniejsze znaczenie niż bogini,‖ przemówiła do cieni skupionych wokół niej. Ważna była moc i jeśli tytuł Wcielenia Nyks pomagał jej w zdobywaniu władzy, zwłaszcza wśród Wojowników Synów Erebusa, to takim tytułem powinna być nazywana. „Ale pragnę czegoś więcej niż tylko stać w cieniu bogini.‖ Wkrótce będzie gotowa, by podjąć następny krok i Neferet wiedziała, że niektórzy Synowie Erebusa dadzą sobą manipulować, kiedy staną przy niej. Oh, nie wystarczająco wielu z nich faktycznie stoczy walkę z ich siłą fizyczną, ale wystarczająco wielu, by podzielić moralność Wojowników, kiedy będzie wysyłać brata przeciwko bratu. Mężczyźni, pomyślała pogardliwie, tak łatwo zwieść ich maską piękna i tytułem i tak łatwo wykorzystać na swoją korzyść. Ta myśl dawała jej przyjemność, lecz nie rozpraszała na tyle, by powstrzymać Neferet od spokojnego leżenia w łóżku. Owinęła się szlafrokiem z jedwabiu i przeszła z pokoju na korytarz. Zanim pozwoliła podświadomym myślom przejść do działania zmierzała na klatkę schodową, która biegła w głąb zamku. Cienie w cieniach dryfowały za Neferet jak ciemne magnesy przyciągane jej narastającym pobudzeniem. Wiedziała, że przenoszą się za nią. Wiedziała, że były niebezpieczne i karmią się jej niepokojem, jej gniewem, jej niespokojnym umysłem. Ale dziwne, że oddziaływały na nią tak, że czuła się komfortowo w ich obecności. Zatrzymała się tylko raz na schodach prowadzących w dół. Dlaczego idę do niego ponownie? Dlaczego pozwalam mu atakować moje dzisiejsze myśli?

Neferet potrząsnęła głową, jakby chciała usunąć z niej te ciche słowa i powiedziała do wąskiej, pustej klatki schodowej, zwracając się do Ciemności, która unosiła się usłużnie wokół niej. „Idę, ponieważ chcę to zrobić. Kalona jest moim Małżonkiem. Został ranny służąc mi. To naturalne, że myślę o nim.‖ Z zadowolonym uśmiechem Neferet nadal schodziła w dół krętymi schodami, łatwo tłumiąc prawdę, że Kalona został ranny, bo uwięziła go, a on jej służył. Dotarła do lochów, rzeźbionych wieki temu w skalistej ziemi, która pokrywała wyspę Capri, na najniższym poziomie zamku przeszła cicho w dół korytarzem oświetlonym pochodniami. Wojownik Synów Erebusa, który odbywał wartę przed pokojem nie potrafił ukryć zaskoczenia i wstrząsu. Uśmiech Neferet się rozszerzył. Jego zszokowany wygląd, zabarwił się odcieniem lęku, powiedział jej, że była coraz lepsza w materializowaniu się z cieni i z nocy. To poprawiło jej humor, ale nie na tyle, by utemperować okrutny ton rozkazu w głosie. „Odejdź. Chcę być sam na sam z Małżonkiem.‖ Syn Erebusa zawahał się tylko chwilę, ale ta krótka przerwa wystarczyła Neferet, by zapamiętała, że na pewno w najbliższych dniach ten konkretny Wojownik wróci do Wenecji. Może z powodu kogoś bliskiego... „Kapłanko, daję wam prywatność. Ale wiedz, że odpowiem na dźwięk Twojego głosu, kiedy mnie wezwiesz jak będziesz mnie potrzebować.‖ Nie patrząc jej w oczy, Wojownik położył rękę na sercu i skłonił się - jednak zbyt lekko, by odpowiadało jej. Neferet przyglądała mu się, kiedy odchodził wąskim korytarzem. „Tak,‖ szepnęła do cieni. „Czuję, że coś niefortunnego stanie się jego Małżonce.‖ Wygładziła przejrzysty jedwab jej sukni i odwróciła się do zamkniętych drewnianych drzwi. Neferet odetchnęła wilgotnym powietrzem lochów. Odgarnęła z twarzy grube kasztanowe włosy do tyłu, odsłaniając jej piękno, tak jakby przygotowywała się do walki. Neferet machnęła ręką na drzwi, które otworzyły się dla niej. Weszła do pokoju. Kalona leżał bezpośrednio na glinianej podłodze. Chciała zrobić mu łóżko, ale rozsądek rozproszył jej swobodę działania. Tak naprawdę nie przetrzymywała go w więzieniu. Była po prostu mądra. Miał do wykonania misję dla niej, to było dla niego najlepsze. Jeśli jego ciało odzyska zbyt wiele swojej nieśmiertelnej siły, będzie to zniechęcać Kalonę, niefortunnie rozpraszać. Zwłaszcza, że miał działać jako jej miecz w Otherworldzie i pozbyć się tej niewygody jaką była Zoey Redbird w tej rzeczywistości. Neferet zbliżyła się do jego ciała. Jej Małzonek leżał płasko na plecach, nagi, okrywały go tylko jak welon jego onyksowe skrzydła. Padła z wdziękiem na kolana, a następnie pochyliła się nad jego twarzą, na grubym futrze umieszczonym obok niego, by było jej wygodniej. Neferet westchnęła i dotknęła twarzy Kalony. Jego ciało było chłodne, jak zawsze, ale martwe. Nie reagowało w ogóle na jej obecność.

„Czemu to tak długo trwa, kochanie? Czy nie możesz pozbyć się szybciej jednego irytującego dziecka?‖ Neferet pogłaskała go ponownie, tym razem jej dłoń zsunęła się z twarzy w dół zakrzywienia szyi, na pierś, by spocząć na mięśniach brzucha i pasa. „Pamiętaj o przysiędze i wypełnij ją tak, bym mogła otworzyć moje ramiona dla Ciebie i zabrać Cię do łóżka ponownie. Krwią i Ciemnością przysięgłeś, że powstrzymasz przed powrotem do swego ciała Zoey Redbird, niszcząc ją tak, bym mogła rządzić tym magicznym, współczesnym światem.‖ Neferet pieściła ponownie szczupły pas upadłego Nieśmiertelnego, uśmiechając się skrycie do siebie. „Och, i oczywiście będziesz po mojej stronie, kiedy będę rządzić.‖ Niewidzialna dla Synów głupiego Erebusa, którzy byli szpiegami Wyższej Rady, czarna, pajęcza nić, trzymająca Kalonę w pułapce, zadrżała i przesunęła się, ocierając się o zimną rękę Neferet. Rozproszona przez chwilę jej pociągającym chłodem, Neferet otworzyła dłoń do ciemności i pozwoliła jej owinąć się wokół nadgarstka, strumień przeciął nieznacznie jej ciało – choć nie wystarczająco, by spowodować ból nie do zniesienia – tylko, by tymczasowo zaspokoić niekończącą się żądzę krwi. Pamiętaj o złożonej przysiędze... Słowa rozprzestrzeniły się wokół niej jak zimowy wiatr wśród ogołoconych gałęzi. Neferet zmarszczyła brwi. Nie musiano jej przypominać. Oczywiście, że była świadoma jej przysięgi. W zamian za pomoc Ciemności uwięziła ciało Kalony i zmusiła go, by jego dusza odbyła podróż do Otherworldu – musiała zgodzić się, by poświęcić życie niewinnej Ciemności, którą zanieczyścił. Przysięga obowiązuje. Transakcja zawarta, nawet jeśli Kalona zawiedzie, Tsi Sgili... Znowu słowa zostały wyszeptane wokół niej. „Kalona nie zawiedzie!‖ Neferet krzyknęła tak wściekła, że nawet Ciemność nie śmiałaby jej zganić. „Nie powinien, jego duch jest na moje rozkazy, jak długo jest nieśmiertelny, więc jeśli zawiedzie, to będzie zwycięstwo dla mnie. Ale on nie zawiedzie.‖ Powtórzyła te słowa powoli i wyraźnie, odzyskując kontrolę nad jej coraz bardziej niestabilnym temperamentem. Ciemność lizała jej dłoń. Ból, choć był niewielki, była dla niej przyjemny, patrzyła na strumienie serdecznie, jak gdyby były po prostu niecierpliwymi kociętami walczącymi o jej uwagę. „Skarby, bądźcie cierpliwe. Jego zadanie nie dobiegło końca. Mój Kalona jest nadal tylko powłoką. Mogę tylko przypuszczać, że Zoey marnieje w Otherworldzie - nie do końca będą żywa i niestety, jeszcze nie będąc martwa.‖ Strumienie wijące się wokół jej nadgarstka zadrżały i przez chwilę Neferet myślała, że usłyszała szyderczy śmiech kruka dudniący w oddali. Ale nie miała czasu, by rozważać konsekwencje tego dźwięku - czy był prawdziwy, czy tylko był elementem rozszerzającego się świata Ciemności

i energii, która konsumowała coraz więcej tego, co kiedyś znała jako rzeczywistość – ponieważ w tej chwili uwięzione ciało Kalony szarpnęło spazmatycznie, łapiąc głęboki oddech. Jej wzrok natychmiast powędrował do jego twarzy, więc była świadkiem horroru w jego otwartych oczach, mimo iż były tylko pustymi, krwawymi oczodołami. „Kalona! Moja miłość!‖ Neferet klęczała, pochylając się nad nim, z rękami fruwającymi wokół jego twarzy. Ciemność, która pieściła jej nadgarstki uderzyła z nagłym wstrząsem mocy, powodując, że musiała się cofnąć zanim wystrzeliła z jej ciała i dołączyć do strumieni, unoszących się i pulsujących przy suficie kamiennego lochu. Zanim Neferet mogła uformować polecenie, by wezwać strumienie do niej – by rozkazać wyjaśnienie ich dziwacznego zachowania – oślepiający błysk światła, tak jasny i błyszczący, że musiała zasłonić oczy, eksplodował z sufitu. Pajęczyna Ciemności złapała go, prześlizgując się przez światło o nieludzkiej ostrości i uwięziła go. Kalona otworzył usta w bezgłośnym krzyku. „Co jest? Chcę wiedzieć, co się dzieje!‖ Neferet załkała. Twój Małżonek powrócił, Tsi Sgili. Neferet wpatrywała się w kulę uwięzionego światła, która wyszarpnęła się z powietrza, ze straszliwym sykiem Ciemność zanurzyła duszę Kalony w jego oczach, a potem rozprzestrzeniła ją w jego ciele. Skrzydlaty nieśmiertelny wił się z bólu. Jego ręce uniosły się, by osłonić jego twarz i dyszał, próbując zaczerpnąć oddech. „Kalona! Mój Małżonku!‖ Jakby była młodą uzdrowicielką, Neferet przesunęła się automatycznie. Przycisnęła dłonie do rąk Kalony, szybko i sprawnie koncentrując się i powiedziała, „Uspokój go... Usuń jego ból... Niech jego agonia jak czerwone słońce opuści horyzont – odejdzie, by ustąpić miejsca czekającemu nocnemu niebu.‖ Drżenie, które dręczyło ciało Kalony, zaczęło zmniejszać się niemal natychmiast. Skrzydlaty nieśmiertelny odetchnął głęboko. Choć jego ręce drżały, odsunął ręce Neferet z twarzy. Następnie otworzył oczy. Były głęboko bursztynowym kolorem whisky, jasne i pełne zrozumienia. Znowu był sobą. „Wróciłeś do mnie!‖ Przez chwilę Neferet była tak przepełniona ulgą, że się obudził i był świadomy, że prawie zaczęła płakać. „Twoje zadaniem zakończone.‖ Neferet usuwała strumienie, które trzymały się uparcie ciała Kalony, marszcząc brwi, ponieważ wydawało jej się, że niechętnie wycofują się z uścisku jej kochanka. „Zabierz mnie z ziemi.‖ Jego głos był zachrypnięty, kiedy go użył, ale jego słowa były zrozumiałe. „Do nieba. Muszę zobaczyć niebo.‖ „Tak, oczywiście, mój drogi.‖ Neferet machnęła ręką na drzwi, a te ponownie się otworzyły.

„Wojownik! Mój Małżonek się obudził. Pomóż mu dostać się na dach zamku!‖ Syn Erebusa, który zirytował ją tak niedawno, posłuchał jej polecenia, nie zadając pytań, choć Neferet zauważyła, że był w szoku z powodu nagłego przebudzenia się Kalony. Poczekaj, aż dowiesz się wszystkiego. Neferet przebiła go wyniosłym uśmiechem. Bardzo szybko Ty i inni Wojownicy będziecie przyjmować rozkazy tylko ode mnie - albo zginiecie. Ta myśl zadowoliła ją, kiedy podążała za dwoma mężczyznami w głębi starożytnej fortecy Capri, aż wreszcie wyszli po kamiennych schodach na dach. Było już po północy. Księżyc wisiał na horyzoncie, żółty i ciężki, choć jeszcze nie pełni. „Pomóż mu usiąść na ławce, a następnie zostaw nas,‖ Neferet rozkazała, wskazując na bogato rzeźbioną, marmurową ławkę, która znajdowała się w pobliżu krawędzi dachu, skąd rozciągał się wspaniały widok na lśniące Morze Śródziemne. Ale Neferet nie interesowało piękno, które ją otaczało. Machnęła ręka, by odesłać Wojownika, chociaż wiedziała, że zawiadomi Wyższą Radę o tym, że dusza jej Małżonka powróciła do jego ciała. To nie miało teraz znaczenia. Mogła poradzić sobie z tym później. Tylko dwie rzeczy miały teraz znaczenie: Kalona wrócił do niej, a Zoey Redbird nie żyła.

Rozdział 2 Neferet „Mów. Powiedz mi wszystko powoli i jasno. Chcę się delektować każdym słowem.‖ Neferet podeszła do Kalony, klękając przed nim, dotykając delikatnie, ciemne skrzydła, które były rozpostarte luźno wokół nieśmiertelnego, kiedy siadał na ławce z twarzą wzniesioną w kierunku nocnego nieba, jego brązowe ciało skąpane było w złotym blasku księżyca. Próbowała powstrzymać się przed drżeniem w oczekiwaniu na księżyc. „Co mam Ci powiedzieć?‖ Nie spojrzał jej w oczy. Zamiast tego cały czas miał zwróconą twarz w kierunku nieba, jakby mógł pić z nieba nad nimi. Jego pytanie zaskoczyło ją. Jej żądza osłabła, a dłonie zaprzestały dotykać jego skrzydeł. „Chcę, żebyś opisał mi szczegóły swojego zwycięstwa, bym mogła posmakować ponownej opowieści z Tobą.‖ Powiedziała powoli, myśląc, że może jego umysł wciąż był nietrzeźwy po niedawnym wyparciu duszy. „Naszego zwycięstwa?‖ Powiedział. Zielone oczy Neferet zmrużyły się. „W samej rzeczy. Jesteś moim Małżonkiem. Twoje zwycięstwo jest moim, a moje Twoim.‖ „Twoja życzliwość jest prawie boska. Stałaś się boginią podczas mojej nieobecności.‖ Neferet patrzyła na niego uważnie. Wciąż nie patrzył na nią, jego głos był prawie pozbawiony wyrazu. Czy był bezczelny? Wzruszyła ramionami na jego pytanie, ale wciąż bacznie go obserwowała. „Co stało się w Otherworldzie? Jak umarła Zoey?‖ Wiedziała, co jej powie, natychmiast jego bursztynowe oczy napotkały jej, w dziecięcy sposób zakryła uszy i zaczęła potrząsać głową w przód i w tył, kiedy wypowiedział słowa, które były jak miecz wbijający się w jej duszę. „Zoey Redbird nie jest martwa.‖ Neferet wstała i zdjęła ręce z uszu. Śledziła kilka kroków Kalony, patrząc niewidomo na czysty szafir oceanu nocy. Oddychała powoli, ostrożnie, próbując kontrolować jej wściekłość. Kiedy w końcu wiedziała, że może mówić nie wrzeszcząc ze wściekłości w niebo, powiedziała. „Dlaczego? Dlaczego nie ukończyłeś swojego zadania?‖ „To było Twoje zadanie, Neferet. Nigdy nie było moje. Zmusiłaś mnie, bym wrócił do królestwa, z którego zostałem wypędzony. To, co się stało było przewidywalne: Przyjaciele Zoey odzyskali ją. Z ich pomocą zebrała się w całość i odnalazła się znowu.‖ „Dlaczego nie powstrzymałeś ich?‖ Jej głos był lodowaty. Nawet nie spojrzała na niego. „Nyks.‖ Neferet usłyszała imię opuszczające jego usta, jakby wypowiadał je w modlitwie – miękko, nisko, pełen czci. Zazdrość zraniła ją. „Co z Boginią?‖ Prawie wykrzyczała pytanie.

„Interweniowała.‖ „Co zrobiła?‖ Neferet zawirowała. Nie wierząc, lekko zabarwiona strachem, jej słowa były pozbawione oddechu, sceptyczne. „Czy oczekujesz, że uwierzę, że Nyks obecnie wtrąca się do wyboru śmiertelnika?‖ „Nie,‖ Kalona powiedział, brzmiał na wyczerpanego. „Nie wtrąca się, interweniowała, tylko po tym jak Zoey wyleczyła się. Nyks pobłogosławiła ją. To błogosławieństwo było częścią ocalenia jej i jej Wojownika.‖ „Zoey żyje.‖ Głos Neferet był niski, zimny, pozbawiony życia. „Owszem.‖ „Więc jesteś mi winien podporządkowanie się Twojej nieśmiertelnej duszy.‖ Zaczęła odchodzić od niego, w kierunku wyjścia z dachu. „Gdzie idziesz? Co się stanie dalej?‖ Zdegustowana tym, co postrzegała jako słabość w jego głosie, Neferet odwróciła się do niego. Stała się wysoka, dumna i wyciągnęła ramiona, by lepkie strumienie, które wiły się wokół niej mogły muskać jej skórę swobodnie i pieszczotliwie. „Co się stanie dalej? To całkiem proste. Upewnię się, że Zoey wycofa się do Oklahomy. Potem na własną rękę, dokończę zadanie, którego nie wykonałeś.‖ Nieśmiertelny zapytał, kiedy była odwrócona plecami, „A co ze mną?‖ Neferet zatrzymała się spojrzała przez ramię. „Także wrócisz do Tulsy, tylko osobno. Mam plany w stosunku do Ciebie, ale nie możesz być ze mną publicznie. Nie pamiętasz, mój kochany, że jesteś teraz mordercą? Śmierć Heatha Lucka to Twoja robota.‖ „Nasza robota,‖ powiedział. Uśmiechnęła się łagodnie. „Nie według Wyższej Rady.‖ Napotkała jego oczy. „Stanie się tak. Musisz szybko odzyskać swoją siłę. O zmierzchu jutro zawiadomię Wyższą Radę, że Twoja dusza wróciła do ciała i wyznałeś mi, że zabiłeś ludzkiego chłopaka, bo myślałeś, że jego nienawiść zagraża mi. Powiem im, że z racji tego, że wierzyłeś, że mnie chronisz, byłam łaskawa w Twoim ukaraniu. Ubiczowałam Cię sto razy, a potem wypędziłam na jeden wiek.‖ Kalona walczył, by usiąść. Neferet była zadowolona, że widziała błysk wściekłości w jego bursztynowych oczach. „Wydaje Ci się, że pozbędziesz się mojego dotyku na wiek?‖ „Oczywiście, że nie. Łaskawie pozwolę Ci wrócić, kiedy Twoje rany się wyleczą. Do tego czasu wciąż będę mogła Cię dotykać, po prostu nie będziemy robić tego publicznie.‖ Jego brwi się uniosły. Pomyślała, że wygląda arogancko, nawet kiedy był słaby i pokonany. „Jak długo oczekujesz, że mam się czaić w cieniu, udając, że leczę się z nonsensownych ran?‖ „Oczekuję, że będziesz nieobecny przy moim boku dopóki Twoje rany się nie uleczą.‖ Szybkim, precyzyjnym ruchem, Neferet podniosła nadgarstek do ust i ugryzła mocno, natychmiast Tworząc krąg krwi. Potem zaczęła wirującym

ruchem wzniesionego ramienia przesiewać powietrze, kiedy lepkie strumienie Ciemności ślizgały się wdzięcznie wokół jej nadgarstka, przysysając się do krwi jak pijawki. Zagryzła zęby, usiłując nie zachwiać się, nawet kiedy ostrość strumieni raniła ją wciąż i wciąż. Kiedy wydawało się, że już wystarczająco napiły się, Neferet przemówiła do nich miękko i z miłością. „Odebrałyście zapłatę, teraz musicie wykonać mój rozkaz.‖ Spojrzała z tętniących kosmyków Ciemności na jej nieśmiertelnego kochanka. „Wychłostajcie go. Sto razy.‖ Neferet cisnęła Ciemność na Kalonę. Słaby nieśmiertelny jedynie miał czas, by rozwinąć swe skrzydła i przeskoczyć na skraj dachu zamku. Ostre macki Ciemności dopadły go. Owinęły się wokół jego skrzydeł na najwrażliwszej bazie, gdzie łączyły się z kręgosłupem. Zamiast zeskoczyć z dachu, był uwięziony, przywiązany do antycznej kamiennej balustrady, kiedy Ciemność zaczęła powoli chłostać jego nagie plecy. Neferet patrzyła jedynie do momentu, aż jego dumna, przystojna głowa zawisła, a jego ciało drżało w konwulsjach z każdym batem. „Nie niszczcie go całkowicie. Mam zamiar cieszyć się znów jego pięknym ciałem,‖ powiedziała zanim odwróciła się plecami do Kalony i odeszła świadomie z przesiąkniętego krwią dachu. „Wygląda na to, że muszę wszystko robić sama, a jest tyle do zrobienia… tyle do zrobienia,‖ wyszeptała do Ciemności, która przemykała wokół jej kostek. W cieniu cieni Neferet pomyślała, że zobaczyła zarys masywnego byka obserwującego ją z aprobatą i przyjemnością. Neferet uśmiechnęła się.

Rozdział 3 Zoey Już zilionowy raz myślałam o tym, jak niesamowita była sala tronowa Sgiach. Była starożytną królową Wampirów, Wielkim Łowcą Głów, potężna i otoczona przez osobistych Wojowników nazywanych Strażnikami. Do diabła, powróciłaby w dniu, kiedy rzuciłaby wyzwanie Wampirzej Wyższej Radzie i wygrałaby, bo jej zamek nie był wersją obrzydliwego, średniowiecznego campingu. Zamek Sgiach był twierdzą. Przysięgam, że z każdego okna roztaczał się widok na morze, a zwłaszcza z jej sali tronowej, był taki niesamowity, że wyglądał jakby był wyświetlany na telewizorze HD, a nie przede mną, w prawdziwym życiu. „Tu jest pięknie.‖ Dobra, mówić do siebie zwłaszcza tak szybko, po tym, no cóż, trochę szalonym pobycie w Otherworld, może być nie za dobrym pomysłem. Westchnęłam i wzruszyłam ramionami. „Nieważne. Nali nie było tutaj, Stark głównie trzymał się z dala od tego wszystkiego, Afrodyta robiła różne rzeczy, ja raczej nie wyobrażałam sobie Dariusa i Sgiach robiących coś magicznego lub trenujących kopanie tyłków w sposób godny superbohatera z Seoras, więc mówienie do siebie wydawało mi się jedynym rozwiązaniem.‖ „Byłam po prostu sprawdzić moje e-maile – nic magicznego, nawet żadnego kopania tyłków.‖ Przypuszczam, że sprawiłaby, że podskakiwałabym przy niej. Chodzi mi o to, że królowa wydawała się materializować z powietrza obok mnie, ale wydawało mi się, że roztrzaskanie duszy i szaleństwo w Otherworldzie spowodowało dość wysoką tolerancję na duchy. Dodatkowo, poczułam dziwną więź z Królową Wampirów. Tak, była naprawdę szybka i miała sporą moc i w ogóle, ale w ciągu tygodnia od kiedy Stark i ja wróciliśmy, była stałym elementem u mojego boku. Podczas gdy Afrodyta i Darius grali w całusy i chodzili ręka w rękę po plaży, a Stark spał i spał i spał, więc spędzałam czas z Sgiach. Czasami rozmawiałyśmy - czasami nie. Ona była – zdecydowałam o tym dzień wcześniej - najfajniejszą wampirzą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałam. „Żartujesz, prawda? Jesteś starożytnym wojownikiem i królową, która mieszka w zamku na wyspie i nikt nie może dostać się tu bez twojego pozwolenia, a Ty sprawdzasz sobie e-maile? Dla mnie to brzmi jak magia.‖ Sgiach roześmiała się. „Nauka często jest bardziej tajemnicza niż magia, a przynajmniej ja tak zawsze myślałam. Co przypomina mi, że rozważałam jak dziwne jest to, że światło dzienne wpływa na Twojego Strażnika tak wyniszczająco.‖ „To nie przez Starka. Mam na myśli, to że jest gorzej z nim ostatnio, bo, no cóż jest ranny.‖ Spauzowałam, motając się w słowach i nie chcąc się przyznać, jak trudno było patrzeć na mojego Wojownika i Strażnika tak wyraźnie rannego. „To naprawdę nie jest normalne dla niego. On zazwyczaj pozostaje świadomy w ciągu dnia, nawet jeśli nie może znieść bezpośredniego działania promieni

słonecznych. Wszystkie czerwone wampiry i adepci są takiego samego zdania o tym. Słońce im szkodzi.‖ „Cóż, młoda królowo, to może być znaczącą niekorzyścią, kiedy Strażnik nie jest w stanie chronić Cię w godzinach dziennych.‖ Wzruszyłam ramionami, choć jej słowa spowodowały u mnie dreszcze na plecach. „Tak, no cóż, niedawno nauczyłam się dbać o siebie. Myślę, że poradzę sobie przez kilka godzin dziennie na własną rękę.‖ Powiedziałam ostrożnie te słowa, które zaskoczyły nawet mnie. Zielono-bursztynowe oczy Sgiach wpatrywały się we mnie. „Nie pozwalaj na to, by było Ci ciężko.‖ „Z czym?‖ „Z Ciemnością i z walką przeciwko niej.‖ „Czy nie muszę ciężko walczyć?‖ Pamiętałam przybitego Kalonę do ściany areny w Otherworldzie jego oszczepem, a mój żołądek zacisnął się. Potrząsnęła głową i w zamierającym świetle dnia, smuga zalśniła w jej srebrnych włosach, błyszcząc jak cynamon i złoto, zmieszane razem. „Nie, musisz być silna. Musisz być mądra. Musisz poznać siebie i ufaj tylko tym, którzy są godni. Jeśli pozwolisz, by walka z Ciemnością zahartowała Cię, stracisz punktu widzenia.‖ Odwróciłam się, patrząc na szaro-niebieską wodę, która otaczała wyspę Skye. Słońce zachodziło do oceanu, mieniąc się delikatnym różem i kolorami korali na ciemnym niebie. To było piękne, spokojne i wyglądało zupełnie normalnie. Kiedy stało się tu, trudno było sobie wyobrazić, że gdzieś na świecie kręciło się zło, Ciemność i śmierć. Ale Ciemność tam była, prawdopodobnie pomnożona gazilin razy. Kalona nie zabił mnie i to naprawdę, naprawdę wkurzy Neferet. Ta myśl o tym, co to znaczy, że będę musiała poradzić sobie ponownie z nią i Kaloną i z całym tym strasznym gównem, związanym z nimi, powodowała, że czułam się bardzo zmęczona. Odwróciłam się od okna, wyprostowałam ramiona i stanęłam twarzą w twarz z Sgiach. „Co jeśli nie chcę już walczyć? Co jeśli chcę tu zostać, przynajmniej na jakiś czas? Stark nie jest sobą. Musi odpocząć i wydobrzeć. Już wysłałam wiadomość do Wyższej Rady o Kalonie. Wiedzą, że zamordował Heatha, a następnie przyszedł po mnie i że Neferet była zamieszana w to wszystko. I sprzymierzyła się z Ciemnością. Wyższa Rada może poradzić sobie z Neferet. Do diabła, dorośli muszą poradzić sobie z nią i z tym paskudnym bałaganem, którym próbuje wypełnić nasze życie.‖ Sgiach nie powiedziała nic, więc wzięłam wdech i wciąż paplałam. „Jestem dzieckiem. Ledwie Siedemnastolatką. Jestem do bani z geometrii. Mój hiszpański jest do bani. Nie mogę nawet jeszcze głosować. Walka ze złem nie jest moją odpowiedzialnością - ukończenie szkoły średniej i miejmy nadzieję, Przemiana to moje zadanie. Moja dusza roztrzaskała się, a mój chłopak został

zabity. Nie zasłużyłam sobie na przerwę? Choć na małą?‖ Całkowicie zaskakując mnie, Sgiach uśmiechnęła się i powiedziała, „Tak, Zoey, wierzę, że zasłużyłaś.‖ „To znaczy, że mogę tu zostać?‖ „Tak długo, jak chcesz. Wiem co to znaczy czuć presję świata. Tutaj, jak powiedziałaś, świat może wejść tylko za moim poleceniem – a w większości mówię, by trzymali się z daleka.‖ „Co z walką przeciwko Ciemności, złu i w ogóle?‖ „Będzie miała miejsce jak wrócisz.‖ „Wow. Poważnie?‖ „Poważnie. Zostań tu na mojej wyspie, dopóki twoja dusza nie wypocznie i nie odrodzi się, a wtedy sumienie Ci podpowie, byś powróciła do świata i swojego życia.‖ Zignorowałam małe ukłucie, które poczułam przy słowie sumienie. „Stark może też zostać, prawda?‖ „Oczywiście. Królowa zawsze musi mieć swojego Strażnika u swego boku.‖ „Mówiąc o tym,‖ powiedziałam szybko, szczęśliwa, że mogę skierować temat z dala od sumienia i walki ze złem. „Jak długo Seoras jest Twoim Strażnikiem?‖ Oczy królowej zmiękły, a jej uśmiech stał się słodszy, cieplejszy, a nawet piękniejszy. „Seoras stał się moim Strażnikiem Związanym Przysięgą ponad pięćset lat temu.‖ „O kurczę! Pięćset lat? Ile masz lat?‖ Sgiach roześmiała się. „Po pewnym czasie, nie sądzisz, że wiek nie ma znaczenia?‖ „I to nie uprzejmie pytać się kobiecie o wiek.‖ Nawet jeśli nie odzywał się prawie nic, chciałabym wiedzieć, że Seoras wszedł do pokoju. Twarz Sgiach zmieniła się, gdy był w pobliżu. Było tak, jakby nacisnął włącznik i wydobył miękki i ciepły blask z jej wnętrza. A gdy patrzył na nią, tylko przez chwilę, nie wyglądała już na tak opryskliwą i gotową do walki i wolałabym-skopać-Ci-tyłek-niż-z-tobą-porozmawiać. Królowa roześmiała się i dotknęła ramienia Strażnika z czułością, która dała mi nadzieję, że będę mogła w Starku odnaleźć choć w małym ułamku to, co łączy tych dwoje. A jeśli on nazwałby mnie kobietą po pięciuset latach, to byłoby też bardzo fajne. Heath nazywałby mnie kobietą. Cóż, bardziej niż dziewczyną. Albo po prostu Zo – Na zawsze tylko jego Zo. Ale Heath nie żył, odszedł i nigdy nie nazwie mnie tak jeszcze raz. „On czeka na Ciebie, młoda królowo.‖ Byłam w szoku, patrzyłam na Seorasa. „Heath?‖ Spojrzenie Wojownika było mądre i rozumne, a głos łagodny. „Tak, twój Heath prawdopodobnie znajdzie Cię gdzieś w przyszłości, ale mówię o Twoim Strażniku.‖ „Stark! Och, dobrze, że się obudził.‖ Wiem, że brzmiałam na winną. Nie

chciałam wciąż myśleć o Heathie, ale trudno było tego nie robić. On był częścią mojego życia od kiedy miał dziewięć lat – i umarł tak niedawno. Potrząsnęłam sobą mentalnie, ukłoniłam się szybko Sgiach i ruszyłam do drzwi. „Nie ma go w komnacie,‖ Seoras powiedział. „Chłopak znajduje się w pobliżu gaju. Prosił, byście spotkali się właśnie tam.‖ „Jest na zewnątrz?‖ Zatrzymałam się, zaskoczona. Odkąd Stark wrócił z Otherworldu, był bardzo słaby i zdolny jedynie jeść, spać i grać w gry komputerowe z Seoras, co było faktycznie super dziwne - to było jak połączenie liceum, Braveheart i Call of Duty. „Tak, Dziewczyno zrobił zamieszanie swoim makijażem, a teraz zachowuje się ponownie jak prawdziwy Strażnik.‖ Położyłam pięść na biodrze i zmrużyłam oczy na starego Wojownika. „Prawie umarł. Pociąłeś go na kawałki. Był w Otherwoldzie. Daj mu trochę czasu. Jejku.‖ „Dobrze, no cóż, ale on właściwie nie umarł, czyż nie?‖ Przewróciłam oczami. „Powiedziałeś, że jest w gaju?‖ „Tak.‖ „Okie dokie.‖ Kiedy przeszłam przez drzwi, głos Sgiach dobiegł do mnie. „Weź ten piękny szal, który zakupiłaś we wsi. Jest zimny wieczór.‖ Myślałam, że to trochę dziwne, że Sgiach to powiedziała. Właściwie to było zimno (i zwykle mokro) na wyspie Skye, ale adepci i wampiry nie odczuwały zmian pogody jak człowiek. Ale co tam. Kiedy wojownicza królowa każe ci coś zrobić, to zazwyczaj najlepiej to zrobić. Więc poszłam do ogromnego pokoju, który dzieliłam ze Starkiem i chwyciłam szal, który przerzuciłam przez poręcz łóżka z baldachimem. Był kaszmirowy w kolorze kremowym, tkany złotymi nićmi i pomyślałam, że prawdopodobnie wygląda ładniej powieszony obok zasłony łóżka, niż na mojej szyi. Zatrzymałam się na chwilę, popatrzyłam na łóżko, które dzieliłam ze Starkiem przez ostatni tydzień. Kuliłam się obok niego, trzymałam go za rękę i kładłam głowę na jego ramieniu, podczas gdy patrzyłam jak śpi. Ale to było wszystko. On nawet nie próbował namawiać mnie na pieszczoty. Cholera! Był bardzo ranny! Skuliłam się mentalnie, kiedy przeliczyłam ile razy Stark cierpiał z mojego powodu: strzała niemal go zabiła, ponieważ przyjął na siebie strzał, który był przeznaczony dla mnie, został pocięty i musiał zniszczyć część siebie, by przejść do Otherwoldu, by dołączyć do mnie, został śmiertelnie ranny przez Kalonę, bo uwierzył, że to jedyny sposób, by dosięgnąć tego, co we mnie się roztrzaskało. Ale ja go też uratowałam, przypomniałam sobie. Stark miał rację – kiedy zobaczyłam tą brutalność Kalony w stosunku do niego, zebrałam się w całość, a przez to Nyks zmusiła Kalonę, by tchnął trochę nieśmiertelności w ciało Starka, przywracając go do życia i spłacając dług, który był winien po zabiciu

Heatha. Szłam przez pięknie dekorowany zamek, kiwając do Wojowników, którzy kłaniali się mi z szacunkiem i myślałam o Starku, automatycznie przyspieszając tempo. Co on sobie myśli, wychodząc na zewnątrz po tym przez co przeszedł? Cholera, nie wiedziałam, co sobie myślał. Był inny, odkąd wróciliśmy. Cóż, oczywiście, że był inny, powiedziałam sobie surowo, czując się podle i nielojalnie. Mój Wojownik odbył podróż do Otherworldu, umarł, został wskrzeszony przez nieśmiertelnego, a następnie powrócił do ciała, które było słabe i ranne. Ale wcześniej. Zanim wróciliśmy do realnego świata, coś się stało między nami. Coś się zmieniło dla nas. Albo przynajmniej ja tak myślałam. Byliśmy bardzo blisko w Otherwoldzie. Jego picie ze mnie było niesamowitym doświadczeniem. To było coś więcej niż seks. Czuliśmy się tak dobrze. Naprawdę, naprawdę dobrze. Uzdrowiłam go, wzmocniłam go i – w jakiś sposób - to naprawiło coś, co było rozbite jeszcze wewnątrz mnie, dzięki czemu moje tatuaże wróciły. I ta nowa bliskość ze Starkiem spowodowała, że utrata Heatha była do zniesienia. Więc dlaczego czułam się taka przygnębiona? Co było ze mną nie tak? Cholera. Nie wiedziałam. Mama wiedziałaby. Myślałam o mojej mamie i poczułam nieoczekiwaną i straszną samotność. Tak, ona mnie zawiodła i w zasadzie wybrała nowego męża zamiast mnie, ale była wciąż moją mama. Tęskniłam za nią, głos w mojej głowie to przyznał. Potem potrząsnęłam głową. Nie, wciąż miałam „mamę.‖ Moja babcia nią była i właściwie kimś więcej dla mnie. „To za babcią tęskniłam.‖ I wtedy, oczywiście, poczułam się winna, ponieważ odkąd wróciłam nawet nie zadzwoniłam do niej. Dobra, jasne, wiedziałam, że babcia będzie czuła, że moja dusza wróciła – że jestem bezpieczna. Ona zawsze miała super intuicję, szczególnie w związku ze mną. Ale powinnam zadzwonić do niej. Czułam się sobą bardzo rozczarowana i smutna, zagryzłam wargi i owinęłam szalikiem z kaszmiru moją szyję, trzymałam końcówki szala, kiedy szłam przez most nad fosą, a zimny wiatr wiał wokół mnie. Wojownicy zapalili pochodnie i witali mężczyzn, którzy skłonili mi się. Starałam nie patrzeć się na straszne czaszki na pochodniami. Poważnie. Czaszki. Jakby rzeczywiście zmarłych ludzi. Cóż, wszystkie były stare i wyschnięte, ale nadal obrzydliwe. Wciąż odwracałam oczy, podążałam szlakiem przez bagnisty teren, otaczający jedną stronę zamku. Kiedy dotarłam do wąskiej ścieżki skręciłam w lewo. Święty Gaj zaczynał się małą dróżką od zamku i wydawał rozciągać się w nieskończoność. Wiedziałam, gdzie on się znajduje, nie dlatego, że przypomniałam sobie, jak byłam niesiona, jak zwłoki, przez niego w drodze do Sgiach. Wiedziałam, gdzie jest, dlatego, że w ostatnich tygodniach, kiedy Stark się leczył, czułam przywiązanie do gaju. Kiedy nie byłam z królową, z Afrodytą, albo sprawdzałam co u Starka, szłam na długi spacer.

Przypominał mi Otherworld, oraz fakt, że ta pamięć dawała mi uczucie komfortu, ale powodowała również strach w tym samym czasie. Mimo to, odwiedzałam Święty Gaj, czy jak Seoras go nazywał, Croabh, ale zawsze szłam tam w ciągu dnia. Nigdy po zachodzie słońca. Nigdy w nocy. Szłam drogą. Pochodnie oświetlały drogę. Rzucały migające cienie na skraj lasu, dając wystarczająco dużo światła, bym mogła dostrzec omszały świat magii na granicy wiecznych drzew. Wszystko wyglądało inaczej bez słońca wśród baldachimu gałęzi. Nie było już znajome i czułam dziwne uczucie na mojej skórze, jakby moje zmysły mnie alarmowały. Moje oczy przyciągnęły cienie w gaju. Czy nie były czarniejsze niż powinny być? Czy coś, co nie powinno tam być czaiło się tam? Zadrżałam i to właśnie wtedy zobaczyłam ruch w dalszej części drogi. Moje serce szarpnęło w piersi, kiedy rzucałam okiem przed siebie, oczekując skrzydeł i zimna, zła i szaleństwa. Ale moje serce szarpnęło z innego powodu. Stark tam był, stał na wprost dwóch drzew, które skręciły się razem tworząc jedność. Gałęzie drzew były udekorowane ozdobnymi paskami tkaniny związanymi razem, niektóre były w jasnych kolorach, niektóre były znoszone, wyblakłe i postrzępione. To była śmiertelna wersja wiszącego drzewo, które rosło przed Gajem Nyks w Otherwoldzie, ale tylko dlatego, że znajdowało się w „realnym‖ świecie nie znaczyło, że było mniej spektakularne. Zwłaszcza, gdy facet stojący przed nim, wpatrujący się w jego gałęzie, miał na sobie ziemisty pled MacUallis, charakterystyczny dla tradycji Wojownika, sztylet i kilt i wszelkiego rodzaju seksowne skóry nabijane ćwiekami (jakby Damien powiedział). Patrzyłam na niego, jakbym nie widziała go od lat. Stark wyglądał silnie, zdrowo i całkowicie wspaniale. Rozproszyłam się, zastanawiając, co dokładnie szkoccy chłopcy, albo nie, nosili pod kiltami, kiedy odwrócił się do mnie. Jego uśmiech oświetlił mu oczy. „Mogę praktycznie usłyszeć, o czym myślisz.‖ Moje policzki stały się natychmiast gorące, zwłaszcza, że Stark miał zdolność wyczuwania moich emocji. „Nie powinieneś słuchać o czym myślę, chyba, że jestem w niebezpieczeństwie.‖ Jego uśmiech stał się zarozumiały, a jego oczy błyszczały psotnie. „Więc nie myśl tak głośno. Ale masz rację. Nie powinienem słuchać o czym myślisz, bo nie znajdowałaś się niebezpieczeństwie.‖ „Mądrala,‖ powiedziałam, ale nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. „Tak, to ja, ale ja jestem Twoim mądralą.‖ Stark wyciągnął rękę do mnie, kiedy znalazłam się u jego boku, nasze palce splotły się razem. Jego dotyk był ciepły - jego ręce były silne i stabilne. Stojąc tak blisko niego widziałam, że miał jeszcze cienie pod oczami, ale nie był już tak śmiertelnie blady. „Jesteś znowu sobą!‖ „Tak, to zajęło mi trochę czasu, mój sen był dziwny - nie dawał tyle odpoczynku ile powinien, ale jakby jakiś przełącznik włączył się we mnie dzisiaj i jestem

w końcu naładowany.‖ „Cieszę się. Tak bardzo martwiłam się o Ciebie.‖ Kiedy to powiedziałam, zdałam sobie sprawę, ile prawdy w tym było i wypaliłam „Tęskniłam za Tobą.‖ Ścisnął mnie za rękę i przyciągnął mnie do siebie. Cała jego pewność siebie odparowała. „Wiem. Czułaś się odległa i przerażona. Co z Tobą?‖ Chciałam powiedzieć mu, że jest w błędzie - że chciałam dać mu trochę przestrzeni, by wydobrzał, ale słowa, które wydobyły się z moich ust były bardziej szczere. „Zostałeś ranny przeze mnie.‖ „Nie przez Ciebie, Z. Zostałem zraniony przez Ciemność – ona stara się zniszczyć tych, którzy walczą dla Światła.‖ „Taa, no cóż, chciałabym, żeby Ciemność przyczepiła się do kogoś innego na chwilę i pozwoliła Ci odpocząć.‖ Uderzył mnie ramieniem. „Wiedziałem w co się pakuje, kiedy przysięgałem Ci siebie. Nie miałem nic przeciwko wtedy i nie mam nic przeciwko teraz i nie będę miał nic przeciwko za pięćdziesiąt lat. Z. to naprawdę nie brzmi dla mnie zbyt męsko i jak dla Strażnika, kiedy mówisz, że Ciemność czepia się mnie.‖ „Słuchaj, jestem poważna. Chcesz wiedzieć, co ze mną, dobrze, martwiłam się, że tym razem zostałeś ranny zbyt mocno.‖ Zawahałam się, walcząc z niespodziewanymi łzami, kiedy w końcu zrozumiałam. „Tak mocno, że nie wydobrzejesz. A potem mnie też zostawisz.‖ Obecność Heatha była tak namacalna między nami, że prawie spodziewałam się, że zobaczę go, kiedy wychodzi z gaju i mówi Hej, Zo. Nie płacz. Jesteś usmarkana, gdy płaczesz. I oczywiście ta myśl spowodowała, że było mi trudniej nie krzyczeć. „Posłuchaj mnie, Zoey. Jestem Twoim Strażnikiem. Jesteś moją królową, to więcej znaczy niż Kapłanka, więc nasza więź jest jeszcze silniejsza niż zwykła Przysięga Wojownika.‖ Zamrugałam. „To dobrze, bo czuje, jakby złe rzeczy starały się odebrać mi wszystkich, których kocham.‖ „Nic nigdy mnie Tobie nie zabierze, Z. Przysięgam Ci.‖ Uśmiechnął się i było tyle zaufania i miłości w jego oczach, że zaparło mi dech. „Nigdy się mnie nie pozbędziesz, mo bann ri.‖ „To dobrze,‖ powiedziałam cicho, opierając głowę na jego ramieniu, kiedy przytulił mnie ramieniem. „Jestem zmęczona całą tą sprawą z opuszczaniem.‖ Pocałował mnie w czoło, mrucząc obok mojej skóry. „Taa, ja też.‖ „Właściwie, myślę, że prawda jest taka, że jestem zmęczona. Koniec i kropka. Muszę się też naładować.‖ Spojrzałam na niego. „Czy będzie w porządku jeśli zostaniemy tutaj? Nie chcę jeszcze jechać i wracać do ... do ...‖ Zawahałam się, nie wiedząc, jak ująć w słowa to, co czułam. „Do tego wszystkiego – tego co dobre i złe. Wiem, co masz na myśli,‖ powiedział mój Strażnik. „Ten pomysł podoba się Sgiach?‖ „Powiedziała, że możemy zostać tu tak długo jak moje sumienie mi pozwoli,‖ powiedziałam, uśmiechając się nieco ironicznie. „A teraz moje sumienie

zdecydowanie mi na to pozwala.‖ „Brzmi dobrze jak dla mnie. Nie czuję pośpiechu, by wracać do całego tego dramatu z Neferet, który czeka na nas.‖ „Więc zostajemy na jakiś czas?‖ Stark przytulił mnie. „Zostajemy dopóki nie powiesz, że chcesz jechać.‖ Zamknęłam oczy i odpoczywałam w ramionach Starka, czując się, jakby ktoś zdjął ze mnie ogromny ciężar. Kiedy zapytał, „Hej, chcesz zrobić coś ze mną?‖ A moja odpowiedź była natychmiastowa i prosta, „Tak, wszystko.‖ Czułam, że chichocze. „Ta odpowiedź sprawiła, że chcę zmienić to, o co miałem zamiar poprosić.‖ „Nie ten rodzaj wszystkiego miałam na myśli.‖ Popchnęłam go trochę, choć czułam falę ulgi, że Stark znowu zdecydowanie zachowywał się jak Stark. „Nie?‖ Jego spojrzenie powędrowało z moich oczu na usta i nagle spojrzał na mnie mniej pewny siebie i bardziej spragniony – co spowodowało, że mój żołądek się wywrócił. Potem pochylił się i pocałował mnie, mocno i długo, tak, że całkowicie zaparło mi dech. „Czy na pewno nie miałaś na myśli tego rodzaju wszystkiego?‖ Zapytał głosem niższym i bardziej pociągającym niż zwykle. „Nie. Tak.‖ Uśmiechnął się. „Więc które?‖ „Nie wiem. Nie mogę myśleć, gdy całujesz mnie w ten sposób.‖ Powiedziałam mu szczerze. „Więc będę musiał całować Cię w ten sposób częściej,‖ powiedział. „Dobrze,‖ powiedziałam, czując pustkę w głowie i dziwną słabość w kolanach. „Dobrze,‖ powtórzył. „Ale później. Teraz mam zamiar pokazać, jak silnym Strażnikiem jestem i zostanę przy pierwotnym pytaniu, które chciałem Ci zadać.‖ Sięgnął do skórzanej sakiewki, przewiązanej przez jego ciało i wyciągnął długi, wąski pas pledu MacUallis, podniósł go, by płynął lekko na wietrze. „Zoey Redbird, zwiążesz swoje życzenia i marzenia na przyszłość ze mną węzłem na wiszącym drzewie?‖ Zawahałam się tylko sekundę - wystarczająco długo na tyle, by poczuć ostry ból z powodu nieobecności Heatha, jego przyszłości, której nigdy nie będzie, a następnie zamrugałam, by wyprzeć łzy z oczu i odpowiedziałam mojemu Strażnikowi Wojownikowi. „Tak, Stark zwiążę moje życzenia i marzenia na przyszłość z Tobą.‖

Rozdział 4 Zoey „Co mam zrobić z moim kaszmirowym szalem?‖ „Zedrzyj z niego pasek,‖ powiedział Stark. „Jesteś pewny?‖ „Tak, dostałem instrukcje bezpośrednio od Seorasa. To i garść przemądrzałych komentarzy o moich zasmucających edukacyjnych brakach i jeszcze coś o tym, że staję się fanny1, a ja nie wiem co to do diabła znaczy.‖ „Fanny? Jak to dziewczęce imię?‖ „Nie sądzę...‖ Stark i ja potrząsnęliśmy głowami w całkowitej zgodzie co do Seorasa i jego dziwactw. „W każdym bądź razie,‖ Stark kontynuował, „powiedział, że kawałki tkaniny muszą być z czegoś, co jest moje i czegoś, co jest twoje i to ma być wyjątkowe dla każdego z nas.‖ Uśmiechnął się i szarpnął za mój lśniący, nowy, piękny szal. „Bardzo lubisz tę rzecz, prawda?‖ „Tak, wystarczająco, żebym nie chciała jej podrzeć.‖ Stark się zaśmiał, wyciągnął swój sztylet z pochwy na jego talii i podał go mi. „Dobrze, więc to związane z moją chustą stworzy silny węzeł między nami.‖ „Tak, tylko, że chusta nie kosztowała Cię osiemdziesiąt euro, czyli więcej niż ponad sto dolarów. Myślę…‖ wymruczałam kiedy sięgałam po sztylet. Zamiast pozwolić mi wziąć od niego sztylet, Stark zawahał się. Jego oczy odnalazły moje. „Masz rację, to nie kosztowało mnie pieniędzy. To kosztowało mnie krew.‖ Moje ramiona opadły. „Przepraszam. Posłuchaj mnie, kiedy skomlę o pieniądzach i szalu. Ah, do diabła! Zaczynam brzmieć jak Afrodyta.‖ 1 To słowo powinno być przetłumaczone, ale następne zdanie nie będzie miało sensu. Fanny to zdrobnienie od imienia Frances albo wulgarne określenie kogoś tłumaczone jako „cipa‖. Stark odwrócił sztylet tak, że wymierzył w serce w jego piersi. „Jeśli zamieniasz się w Afrodytę, zamierzam się zasztyletować.‖ „Jeśli zamienię się w Afrodytę zasztyletuj najpierw mnie.‖ Sięgnęłam po sztylet i tym razem mi go dał. „Załatwione,‖ uśmiechnął się szeroko. „Załatwione,‖ powiedziałam i przecięłam frędzlowatą krawędź mojego nowego szala i jednym szybkim szarpnięciem oderwałam długi, wąski kawałek. „Co teraz?‖ „Wybierz gałąź. Seoras mówił, że powinienem trzymać swój kawałek, a ty twój. Kiedy zwiążemy je razem i zażyczymy sobie czegoś dla nas, będziemy związani na zawsze.‖ „Serio? To super romantyczne.‖ „Tak, wiem.‖ Wyciągnął rękę i dotknął jednym palcem mojego policzka. „To sprawia, że pragnę zrobić to tylko dla Ciebie.‖ Spojrzałam w jego oczy i powiedziałam dokładnie to, co pomyślałam. „Jesteś najlepszym Strażnikiem na świecie.‖

Stark potrząsnął głową z mocnym wyrazem twarzy. „Nie jestem. Nie mów tak.‖ Kiedy powiedział mi to, dotknęłam jego policzka palcami. „Dla mnie, Stark. Dla mnie jesteś najlepszym Strażnikiem na świecie.‖ Rozluźnił się trochę. „Dla ciebie. Postaram się być.‖ Spojrzałam od jego oczu do starożytnego drzewa. „Tam.‖ Wskazałam na niskie odgałęzienie, które rozwidlało się, tworząc z liści i gałęzi miejsce, które wyglądało jak doskonałe serce. „To nasze miejsce.‖ Razem podeszliśmy to drzewa. Wtedy, tak jak kazał Strażnik Sgiach, Stark i ja związaliśmy chustę MacUallis koloru ziemi i mój lśniący, kremowy szal. Nasze palce musnęły się o siebie, a kiedy robiliśmy ostatnią pętlę węzła nasze oczy się spotkały. „Moim życzeniem dla nas jest to, żeby nasza przyszłość była tak silna jak ten węzeł,‖ powiedział Stark. „Moim życzeniem jest to, żeby nasza przyszłość była wspólna, tak jak ten węzeł,‖ powiedziałam. Przypieczętowaliśmy swoje życzenia pocałunkiem, który sprawił, że zaparło mi dech. Nachyliłam się nad Starkiem, by pocałować go ponownie, kiedy wziął moją dłoń w swoją i powiedział, „Pozwolisz, że Ci coś pokażę?‖ „Okay, pewnie,‖ powiedziałam myśląc o tym, że pozwoliłabym Starkowi pokazać mi cokolwiek. Zaczął prowadzić mnie do gaju, ale wyczuł moje wahanie, bo uścisnął moją rękę i uśmiechnął się do mnie. „Hej, tu nie ma niczego, co mogłoby Cię skrzywdzić, a jeśli by było ochronię Cię. Obiecuję.‖ „Wiem. Przepraszam.‖ Przełknęłam dziwny mały węzeł strachu, który powstał w moim gardle, ścisnęłam jego rękę i poszliśmy do gaju. „Wróciłaś Z. Naprawdę wróciłaś. I jesteś bezpieczna.‖ „Czy tobie to też przypomina o Otherwordzie?‖ Powiedziałam cicho, a Stark musiał się pochylić, by mnie usłyszeć. „Tak, ale w dobrym znaczeniu.‖ „Mnie też, w większości. Czuję tutaj rzeczy, które sprawiają, że myślę o Nyks i jej królestwie.‖ „Myślę, że to ma coś wspólnego z tym, jak stare jest to miejsce i jaką częścią świata było. Dobra, to tutaj,‖ oznajmił. „Seoras mówił mi o tym i pomyślałem, że widziałem to tuż przed tym jak przyszłaś. To właśnie chciałem Ci pokazać.‖ Stark wskazał przed siebie na prawo od nas, a ja aż westchnęłam. Jedno z drzew błyszczało. W jego grubej korze, miękkie niebieskie światło zalśniło, jakby drzewo miało świetliste żyły. „To niesamowite! Co to jest?‖ „Jestem pewny, że jest naukowe wyjaśnienie – prawdopodobnie coś o fosforyzujących roślinach i takie tam, ale ja wolę wierzyć, że to magia, szkocka magia,‖ powiedział Stark. Spojrzałam na niego, uśmiechnęłam się i szarpnęłam za jego kratę. „Też podoba mi się nazywanie tego magią. I mówiąc o szkockich rzeczach to serio, lubię Cię

w tym stroju.‖ Popatrzył w dół na samego siebie. „Tak, dziwne jest to, że w zasadzie spódnica wykonana z wełny może wyglądać tak męsko.‖ Zachichotałam. „Chciałabym usłyszeć jak mówisz Seorasowi i reszcie Wojowników o tym, że noszą wełniane spódniczki.‖ „Do diabła, nie. Dopiero co wróciłem z Otherwoldu, ale to nie znaczy, że mam życzenie śmierci.‖ Zdawał się zastanawiać nad tym co właśnie powiedziałam i dodał, „Lubisz mnie w tym, co?‖ Skrzyżowałam ramiona i zatoczyłam koło wokół niego, obdarzając go poważnym chwilowym spojrzeniem, kiedy na mnie patrzył. Kolory kraty MacUallis zawsze przypominały mi o ziemi - dość dziwacznej Oklahomy, gdzie czerwona brudna ziemia była specyficzna. Ten charakterystyczny zardzewiały brąz był zmieszany z lekkimi, właśnie zrzuconymi liśćmi i szaroczarną korą. Nosił to w starożytny sposób jak nauczył go Seoras, plisując te wszystkie jardy materiału ręcznie, a następnie owijając się tym i zabezpieczając paskami i czadowymi starymi broszkami (tyle, że wątpię w to, że faceci Wojownicy nazywali je broszkami). Miał jeszcze inny kawałek kraty, który mógł wciągnąć na ramiona, co było dobre, ponieważ oprócz skórzanego paska, jedyne co nosił ponad swoją klatką piersiową to T-shirt bez rękawów, który odsłaniał wiele jego nagiego ciała. Odchrząknął. Jego szeroki uśmiech sprawiał, że wyglądał chłopięco i na trochę zdenerwowanego. „Więc? Przeszedłem twoją inspekcję, moja królowo?‖ „Całkowicie,‖ zachichotałam. „Na szóstkę z plusem.‖ Spodobało mi się to, że choć był wielkim, mocnym Strażnikiem wyglądał jakby mu ulżyło. „Dobrze słyszeć. Sprawdź jak przydatne jest to wszystko z wełny.‖ Wziął moją rękę, poprowadził mnie bliżej świecącego drzewa, usiadł i rozłożył kawałek jego kraty na mchu. „Siadaj Z.‖ „Nie będziesz miał nic przeciwko jeśli zrobię to,‖ powiedziałam, zwijając się w kłębek przy nim. Stark przyciągnął mnie w ramiona i uniósł krawędź kiltu okrywając mnie nim tak, że byłam ciepło opatulona, czując się jak kanapka z cudownego Wojownika i kratki. Leżeliśmy tam, jak się nam wydawało bardzo długo. Nie rozmawialiśmy. Zamiast tego zatopiliśmy się w pięknej, idealnej ciszy. Czułam się dobrze w ramionach Starka. Bezpieczna. A kiedy jego ręce zaczęły poruszać się, śledząc wzory moich tatuaży, najpierw na mojej twarzy, a następnie na mojej szyi, także czułam się dobrze. „Cieszę się, że Twoje tatuaże wróciły,‖ Stark powiedział delikatnie. „To dzięki tobie,‖ wyszeptałam w odpowiedzi. „Dzięki temu jak poczułam się w Otherwoldzie.‖ Uśmiechnął się i pocałował moje czoło. „Masz na myśli strach i szaleństwo?‖ „Nie,‖ powiedziałam dotykając jego twarzy. „Uczyniłeś, że poczułam się znowu żywa.‖ Jego usta wędrowały od mojego czoła do moich warg. Pocałował mnie głęboko

ponownie w usta i powiedział, „Dobrze to słyszeć, ponieważ ta cała sprawa z Heahtem i tym, że niemal straciłem Cię, sprawiła, że wiem coś tak naprawdę, co tylko trochę wcześniej wiedziałem. Nie mogę bez Ciebie żyć Zoey. Może będę tylko twoim Strażnikiem, a ty będziesz miała kolejnego małżonka lub nawet partnera, ale kogokolwiek będziesz miała w swoim życiu, nie zmieni to tego, kim dla Ciebie jestem. Nigdy nie będę wkurzony, samolubny i nie opuszczę Cię ponownie. Nie ważne co. Poradzę sobie z innym facetami i to nie zmieni tego co jest między nami.‖ Wtedy westchnął i przycisnął czoło do mojego. „Dziękuję,‖ powiedziałam. „Nawet jeśli to brzmiało jakbyś oddawał mnie innym facetom.‖ Odchylił się do tyłu, zmarszczył brwi i powiedział, „To tylko bzdura, Z.‖ „No cóż, właśnie powiedziałeś, że dla Ciebie to fajnie jeśli będę z…‖ „Nie!‖ Zaskoczył mnie troszkę. „Nie powiedziałem, że to będzie fajne dla mnie, że będziesz z innymi facetami. Powiedziałem, że nie pozwolę, by rozpadło się to, co już mamy.‖ „Co już mamy?‖ „Siebie nawzajem. Na zawsze.‖ „To wystarczające dla mnie, Stark.‖ Objęłam go rękami wokół ramion. „Mógłbyś coś ze mną zrobić?‖ „Tak, wszystko,‖ jego odpowiedź doprowadziła nas oboje do śmiechu. „Pocałuj mnie tak, jak zrobiłeś to wcześniej, tak, bym nie mogła myśleć.‖ „Poradzę sobie z tym,‖ oznajmił. Pocałunek Starka zaczął się powoli i słodko, ale taki nie trwał długo. Kiedy jego pocałunek stał się głębszy, jego ręce zaczęły badać moje ciało. Gdy znalazł dolną krawędź mojego T-shirtu zawahał się, a podczas tej małej chwili wahania ja podjęłam decyzję. Pragnęłam Starka. Pragnęłam go całego. Odsunęłam się od niego tak, bym mogła spojrzeć mu w oczy. Oboje ciężko dyszeliśmy, a on automatycznie pochylił się do mnie, jakby nie mógł powstrzymać się, by nie przytulać się do mojego ciała. „Zaczekaj.‖ Położyłam rękę na jego klatce piersiowej. „Przepraszam.‖ Jego głos zabrzmiał ponuro. „Nie chciałem zajść za daleko.‖ „Nie, to nie to. Nie zaszedłeś za daleko. Ja tylko chciałam… no cóż…‖ zawahałam się, próbując zmusić mój umysł do pracy przez mgłę pożądania, którą do niego czułam. „Ah, do diabła. Pokażę Ci czego chcę.‖ Zanim zdążyłam się zawstydzić, wstałam. Stark obserwował mnie z wyrazem ciekawości i ciepła, ale nawet kiedy zdjęłam koszulkę i wyskoczyłam z dżinsów, ciekawość odeszła, a jego oczy zdawały się ciemnieć pod wpływem ciepła. Położyłam się z powrotem w jego bezpiecznych ramionach, oddając się ponownie uczuciu szorstkości jego kiltu wobec gładkości mojej nagiej skóry. „Jesteś taka piękna,‖ powiedział Stark, śledząc wzór mojego tatuażu, który owijał się wokół mojej talii. Jego dotyk sprawiał, że drżałam. „Boisz się?‖ Zapytał, przyciągając mnie bliżej.

„Nie drżę, bo się boję,‖ wyszeptałam pomiędzy pocałunkami. „Drżę, bo tak bardzo Cię pragnę.‖ „Jesteś pewna?‖ „Całkowicie pewna. Kocham Cię, Stark.‖ „Też Cię kocham, Zoey.‖ Stark wziął mnie wtedy w ramiona i swoimi rękami, i ustami zablokował dostęp do świata, sprawiając, że myślałam tylko o nim – pragnęłam być tylko z nim. Jego dotyk wygnał w mgłę przeszłości wstrętne wspomnienie Lorena i błędu jaki popełniłam oddając mu się. W tym samym czasie Stark złagodził ból wewnątrz mnie, jaki został mi po stracie Heatha. Zawsze będę tęskniła za Heahtem, ale on był człowiekiem, a kiedy Stark kochał się ze mną zrozumiałam, że muszę ostatecznie pożegnać się z Heathem. Stark był moją przyszłością… moim Wojownikiem… moim Strażnikiem… moją miłością. Kiedy Stark rozwinął pled MacUallis, który miał na sobie i położył się nagi obok mnie, pochylił się i poczułam najpierw jego język na mojej szyi, a następnie krótki, pytający dotyk jego zębów. „Tak,‖ powiedziałam, zaskoczona zasapanym, nieznajomym dźwiękiem mojego głosu. Przesunęłam swoje ciało, aby wargi Starka naciskały bardziej stanowczo na moją szyję, podczas gdy ja pocałowałam silny, gładki spad gdzie jego ramię łączyło się z bicepsem. Z moim własnym bezsłownym pytaniem, pozwoliłam swoim zębom drasnąć jego skórę. „Oh, bogini, tak! Proszę, Zoey. Proszę.‖ Nie mogłam czekać dłużej. Nakłułam jego skórę w tym samym momencie, gdy on delikatnie mnie ugryzł, a z ciepłym, słodkim smakiem jego krwi moje ciało wypełniło się naszymi wspólnymi uczuciami. Więź między nami była jak ogień – płonąca i skonsumowana, niemal bolesna w swej intensywności. Prawie nieznośna w swojej przyjemności. Przylegaliśmy do siebie, usta dociskane do skóry, ciało do ciała. Jedyne co mogłam czuć, to Stark. Jedyne co mogłam słyszeć to łomotanie naszych serc, bijących razem w tym samym czasie. Nie mogłam powiedzieć gdzie kończyłam się ja, a gdzie zaczynał się on. Nie mogłam powiedzieć, która przyjemność jest moja, a która jego. Potem kiedy ja leżałam w jego ramionach, nasze nogi były splecione razem, nasze ciała były ciągle śliskie od potu, wysłałam cichą modlitwę do mojej Bogini: Nyks, dziękuję ci za danie mi Starka. Dziękuję ci, że pozwoliłaś mu mnie kochać. * * * Nie opuszczaliśmy gaju przez godziny. Później będę pamiętać tę noc jako jedną z najszczęśliwszych w moim życiu. W chaosie przyszłości, wspomnienie objęć ramion Starka, dzielenie dotyku i marzeń, moment, kiedy byłam całkowicie, zupełnie szczęśliwa, może być czymś, co będę cenić jak ciepły blask świec w najciemniejszą z nocy. Dużo później wracaliśmy powoli do zamku. Nasze palce były splecione razem, nasze boki były blisko. Mieliśmy właśnie przekroczyć fosę, a ja byłam tak

pochłonięta Starkiem, że nie zauważyłam nawet nabitych na pal głów. Faktycznie, nie zauważyłam zbyt wiele, aż do wtargnięcia głosu Afrodyty. „Oh, do cholery. Czy wy dwoje możecie być bardziej oczywiści?‖ Podniosłam marzycielsko głowę z ramienia Starka i zobaczyłam Afrodytę stojącą w basenie z pochodniami przy wejściu do zamku, stukającą z irytacją palcami u nogi. „Moja piękna, zostaw ich. Zasłużyli na swój kawałek szczęścia.‖ Głęboki głos Dariusa dochodził z cienia obok niej. Jedna cienka jasnowłosa brew podniosła się kpiąco. „Nie sądzę, że szczęście jest kawałkiem, który ona właśnie dała Starkowi.‖ „Poważnie, nawet twoja ordynarność nie przeszkadza mi teraz,‖ powiedziałam jej. „Ale mi przeszkadza,‖ oznajmił Stark. „Nie powinnaś wyrywać skrzydeł mewom albo szczypiec krabom?‖ Afrodyta zachowując się jak Stark, nic nie mówiąc podeszła do mnie. „Czy to prawda?‖ „Co jest prawdą? To, że jesteś wrzodem na tyłku?‖ Powiedziałam. Stark parsknął. „Tak, to definitywnie prawda.‖ „Jeśli to prawda, to będziesz musiała mu to powiedzieć. Nie będę słuchać jego paplania.‖ Afrodyta machnęła jej iPhonem, by podkreślić jej słowa. „Jejku, zachowujesz się super dziwnie, nawet jak na Ciebie,‖ oświadczyłam. „Potrzebujesz zakupowej terapii? Co… Jest… Prawdą?‖ powiedziałam powoli, udając, że była uczennicą, która angielski - ma - jako - drugi - język. „Czy to prawda, co właśnie powiedziała mi Królowa Każdej Cholernej Rzeczy w Skye – to, że nie odjeżdżasz z nami jutro? To, że zostajesz tutaj?‖ „Oh.‖ Szurnęłam nogami, zastanawiając się dlaczego powinnam czuć się winna. „Tak, to prawda.‖ „Świetnie. Po prostu świetnie. Więc, jak powiedziałam wcześniej, ty mu powiesz.‖ „Komu?‖ „Jackowi. Proszę. Zamierza wybuchnąć zasmarkanym płaczem i zrujnować swój makijaż, co sprawi, że będzie boo-hoo nawet bardziej. A ja nie chcę mieć nic wspólnego z zasmarkanym gejem. W ogóle.‖ Afrodyta uderzyła w ekran swojego telefonu. Dzwonił, kiedy mi go podała. Jack brzmiał słodko, ale też obronnie, kiedy odpowiedział. „Afrodyto, jeśli zamierzasz powiedzieć coś innego o Rytuale to myślę, że nie powinnaś w ogóle nic mówić. Plus, nie zamierzam Cię słuchać, bo jestem zbyt zajęty opieraniem się grawitacji. Tak więc.‖ „Uh, cześć Jack,‖ odezwałam się. Mogłam prawie ujrzeć jego promieniejący uśmiech przez telefon. „Zoey! Cześć! Oooch, to tak fajnie, że nie jesteś martwa, czy nawet nie wyglądasz na martwą. Oh, oh, czy Afrodyta mówiła Ci co zaplanowaliśmy na jutro zanim wróciłaś? O bogini, to będzie tak totalnie odjazdowe!‖