~ 2 ~
Rozdział 1
- Co założysz na bal?
Waylen Sorn przechylony przez stolik ignorował próby Noela Thistleborn'a, by
właściwie ułożyć rzeczy.
Noel strzepnął róg obrusa, zdecydowany wyprostować upartą zmarszczkę. Nie
odwrócił się do przyjaciela, gdy odpowiedział. Było tyle słów, których nie chciał
powiedzieć, a Waylen znał go na tyle dobrze, by wiedzieć, kiedy coś ukrywa.
- Mógłbyś mi pomóc zamiast wchodzić w drogę.
Way prychnął
- Jestem strażnikiem, nie organizatorem przyjęć. Tylko narobiłbym bałaganu. Poza
tym, nie cierpisz, gdy ktoś miesza ci w twoich planach.
Noel chciał móc się o to posprzeczać, ale jego przyjaciel zrobił celną uwagę.
Pijackie bachanalia były bardziej cywilizowane niż przyjęcia Way’a, a obiecany bal
parowania smoków musiał być doskonały. Kiedy Król Kylen obiecał pomóc sparować
zmienne smoki, zaryzykował swoją reputację. Po problemach z balem koronacyjnym,
Kylen obiecał smokom ich własne oddzielne przyjęcie parowania. Kiepskie przyjęcie
mogłoby źle świadczyć o królu. Noel musiał się upewnić, że nic nie pójdzie źle.
Pojmował swoją posadę sekretarza króla na poważnie. Ciężko pracował, by zdobyć
zaufanie króla i nie zawiedzie Kylena.
Way odchrząknął.
- Nie myśl, że ignorowanie mnie sprawi, że wyjdę. Jestem bardziej uparty niż ty.
Więc, co założysz?
- Nie masz teraz warty? – Noel odwrócił się do przyjaciela. Ofensywa nie potrwa
długo. Way nie podda się tak łatwo.
Way potrząsnął głową.
~ 3 ~
- Dobre zagranie, ale mam godzinę zanim zacznie się moja zmiana. Nie pozbędziesz
się mnie tak łatwo. Co założysz? To nie jest skomplikowane pytanie.
- Dlaczego, żebyśmy mogli założyć pasujący strój? – Noel uniósł prawą brew. – Ja.
Nie. Idę. – Wymówił każde słowo ostrym, dokładnym tonem, żeby nie było pomyłki.
Chociaż raz, nikomu nie pozwoli, by zmienił swoje zdanie. Nie potrzebował partnera.
Już jednego stracił; stracenie drugiego to już będzie zbyt wiele. Jego plany obejmowały
butelkę wina i ustronny kąt. Jeśli schowa się wystarczająco dobrze, król nigdy się nie
dowie, że nie był obecny.
- Musisz pójść. – Way zablokował Noela przed poprawieniem doskonale już
ułożonego srebra stołowego, wsuwając swoje ciało między stół, a drzwi. – Twój drugi
partner może tam być. Nie chcesz go znaleźć? Dałbym wszystko, by zlokalizować
chociaż jednego z moich partnerów. – Smutny ton Way’a ukłuł Noela słodko-gorzkimi
wspomnieniami.
Raz był optymistyczną duszą, chętną do znalezienia swoich życiowych partnerów.
Oczy Noela wypełniły się łzami nad stratą tej niewinności, ale nie chciał pozwolić im
spłynąć. Napłakał się już dość przez sześćdziesiąt żyć.
- Po prostu nie mogę przejść przez to jeszcze raz, Way. Po prostu nie mogę. – Ból,
jaki zniósł po śmierci Paryisa, prawie go zabił. To by go zniszczyło, gdyby Way nie
znalazł go zanim się wykrwawił.
Pomimo wytrzymałości fae, rozcięcie nadgarstków prawie zadziałało. Byłby umarł,
gdyby Way go nie znalazł i nie wykorzystał swoich minimalnych leczniczych
umiejętności, by zasklepić cięcia Noela. W niektóre dni, wciąż miał to za złe
przyjacielowi. Naprawdę chciał dołączyć do Paryisa i ich córki Sanshy w życiu
pozagrobowym. Po co miał żyć?
- Cholera. Jestem nieczułym łajdakiem. – Way zawinął ramiona wokół Noela i
mocno go uścisnął. – Przepraszam. Nie chciałem przywołać złych wspomnień.
Tym razem, Noel pozwolił przyjacielowi się uspokoić. Nic nie zasklepi dziury w
jego sercu, a drugi partner nie uśmierzy bólu. Nic nie mogło. Niektóre smutki nie
odchodziły z czasem czy odległością. Zaogniały się i rosły niczym otwarta rana na jego
duszy.
Noel uwolnił się od Way’a, a potem odwrócił do serwetek. Milion szczegółów
trzeba było zorganizować na przyjęcie, więc nie mógł pozwolić sobie na jakiekolwiek
potknięcia. Król Kylen wciąż nie całkiem wybaczył Noelowi jego słowa, że Kylen
~ 4 ~
może zastąpić swojego wilczego partnera, Farro, parą fae. To było głupie stwierdzenie i
takie, którego żałował, ale nie mógł ich odwrócić. Bolesne słowa nie mogły zostać
zassane do butelki jak kiedyś powiedział dżin.
- Nie idę na przyjęcie – powtórzył Noel, kiedy odliczył właściwą ilość serwetek na
bufet. Szukanie drugiego partnera nie przemawiało do niego w najmniejszym stopniu.
Może, gdy powtórzy to wystarczającą ilość razy, uzna to wreszcie za prawdę. Noel dał
obrusowi bezwzględne szarpnięcie.
- Jak możesz nie iść? Jeśli nie chcesz niczego innego, to możesz dać się przelecieć.
Nie musisz szukać partnerskiej więzi. Gorący seks z zachwycającym zmiennym
smokiem może być równie dobry. Słyszałem, że zmienni są fantastycznymi
kochankami.
Noel się zarumienił. Zrobił przeganiający ruch w stronę Way’a, mając nadzieję, że
przyjaciel zrozumie aluzję.
- Nic mi nie będzie. Idź i baw się dobrze na przyjęciu. Ja i tak będę zbyt zajęty
organizowaniem go.
Noel zamknął oczy i walczył, by znaleźć spokój. Seks ze zmiennym smokiem
brzmiał dobrze. Tęsknił za dotykiem innego mężczyzny. Ale oddanie się komuś innemu
poza jego partnerem za bardzo przypominało zdradę jego zmarłego kochanka. Noel
złapał serwetkę i skupił swoją energię na zmarszczkach na materiale zamiast na Way’u.
- Przykro mi, Noel, ale musisz być obecny na balu parowania. Dałem smokom
słowo, że wszyscy niezwiązani będą obecni – powiedział Król Kylen.
Noel obrócił się gwałtownie. Nie zauważył, kiedy Kylen wszedł podczas jego
rozmowy z Way’em. Król przyszpilił Noela swoim potężnym spojrzeniem. Chociaż
Noel przyjaźnił się z Kylenem od wielu lat, wciąż mógł wymusić na Noelu, by zdradził
wszystkie swoje tajemnice od jednego zdecydowanego spojrzenia. Zbliżył się do
Way’a, jakby jeden mały kroczek mógł ukryć go przed dezaprobatą króla.
Cholera.
Zrewidował swoje wieczorne plany. Smoki były potężnymi sojusznikami, a król
potrzebował całego wsparcia, jakie mógł zebrać, zwłaszcza odkąd zrekrutował wiele
zmiennych smoków, by były częścią jego nowej siły obrony.
Jasne i ciemne fae nie całkiem żyły razem w pięknej harmonii, odkąd rządził Król
Kylen. Zbyt wiele lat niechęci tkwiło między dwoma frakcjami, by połączenie tych
~ 5 ~
dwóch królestw było gładkim procesem. Kylen potrzebował smoków tak samo jak oni
potrzebowali fae.
Noel skręcił serwetkę, mnąc ją w pełen zagięć węzeł.
- J-ja nie chcę partnera.
Kylen zwęził oczy.
- Co masz przeciwko partnerom?
- Straciłem swojego partnera wiele lat temu. Umarł wraz z naszą córką.
- Nigdy nic nie mówiłeś. – Zbolała mina na twarzy Kylena sprawiła, że Noel
pospieszył z wyjaśnieniem.
- Ponieważ, kiedy opuściłem królestwo jasnych fae i przyszedłem tutaj, próbowałem
zostawić to wszystko za sobą. – Rozmawianie o jego stracie w jakiś sposób czyniło to
bardziej realnym. Nawet omawianie ich śmierci po latach dźgało małymi strzałami męki
w serce Noela.
Kylen badał go smutnymi oczami.
- Kiedy zostawiłem Farro, to mnie rozdarło, chociaż wiedziałem, że jest bezpieczny
i zdrowy w domu. Nawet nie mogę sobie wyobrazić, przez co przeszedłeś po śmierci
swojej rodziny. Jednak dałem smokom obietnicę, że każdy niesparowany fae tam
będzie. Nie obchodzi mnie jak długo zostaniesz, ale musisz się pokazać, by chociaż
wypić jednego drinka, a potem możesz wyjść.
Noel potarł miejsce na swoim sercu.
- Nie sądzę, żebym przeżył ten rodzaj straty jeszcze raz – wydusił z siebie.
Way zawinął wokół niego współczujące ramię. Pomimo wcześniejszego
odepchnięcia przyjaciela, Noel osunął się w uścisk Way’a. Było tylko kilka osób, które
dopuścił do siebie wystarczająco blisko, by pokazać swoją wrażliwość.
Król Kylen westchnął.
- Czy kiedykolwiek brałeś pod uwagę to, że jeśli nie będziesz miał innego partnera,
to nie przeżyjesz śmierci pierwszego?
~ 6 ~
Noel zadrżał na słowa Kylena. Dlaczego ta myśl nigdy nie przyszła mu do głowy?
Zawsze był zbyt skupiony na partnerze, którego stracił, zamiast na partnerze, którego
pewnego dnia mógłby spotykać.
- Przyjdę. Ale niczego nie mogę obiecać.
- W porządku. – Kylen ścisnął ramię Noela, kiedy wychodził z pokoju. Król miał
pełen harmonogram na resztę dnia. Noel to wiedział, sam go ustawiał. Łza skapnęła z
twarzy Noela. Starł wilgoć serwetką trzymaną w ręce, a potem wepchnął ją do kieszeni.
- Przeprowadzimy cię przez to i do tego prosto w ramiona gorącego zmiennego
smoka. – Way uścisnął Noela zanim go puścił.
- Dzięki, Way. Nic mi nie będzie. – Przebrnie przez tę jedną noc, a potem pójdzie
lizać swoje rany.
- Do zobaczenia. Poślij po mnie, jeśli będziesz potrzebował rady w kwestii
garderoby. – Way śmiał się w drodze wyjścia.
Brutalnie wepchnął wspomnienia do pudła, gdzie należały, i Noel wrócił do liczenia
srebra stołowego. Mógł powierzyć tę pracę jednemu z wielu pałacowych służących, ale
dzisiaj potrzebował niewymagającego myślenia zadania, by uspokoić nerwy. Może nie
będzie tak źle. Z pewnością nie był tak pretensjonalny jak niektórzy z jego kolegów fae.
Smoki może nawet nie zauważą jego obecności.
Mógł mieć tylko nadzieję.
Tłumaczenie: panda68
~ 7 ~
Rozdział 2
Hartmut wyrównał materiał na swojej szerokiej piersi.
- Powinienem zdecydować się na czerwony – wymamrotał. Obrócił swoje ciało w
lewo, potem w prawo, ale nie mógł przestać marszczyć brwi na swój wybór koloru.
Niebieski garnitur miał złote nitki, ale nie miał tego połysku czerwonego materiału, jaki
wpierw zauważył u krawca. Niezbyt często nosił odzież, bo jak wszystkie smoki mógł
zamienić swoje łuski w skórzaną odzież, ale możliwość spotkania swojego partnera
doprowadziła jego garderobę do kryzysu. Król zaproponował swojego krawca każdemu
smokowi, który chciał nowy garnitur. Hart przyjrzał się krytycznie swojemu odbiciu,
przekonany, że zrobił zły wybór.
Rhaegar odezwał się z miejsca, gdzie opierał się o ścianę.
- Świetnie wyglądasz. Jeśli ponownie pomyślisz o zmianie garnituru, wyciągnę cię
stąd nie dbając o to, czy będziesz nagi czy nie.
- To z pewnością przyciągnie uwagę potencjalnego partnera. – Leif, zmienny kruk i
jeden z partnerów Rhaegara, uśmiechnął się do Harta. Jego rozbawione spojrzenie
napotkało Harta w lustrze.
Hart prychnął i chmura dymu buchnęła z jego nozdrzy. Lubił tego
impertynenckiego kruka. Ten przystojny mężczyzna miał dowcipne poczucie humoru i
przekonał swojego praktycznego partnera smoka, by pozwolił, aby kociak Leifa
zamieszkał z nimi w jaskiniach.
Przyglądanie się jak przywódca smoków był rządzony przez puszystą bestię
rozbawiło Harta więcej niż raz w ciągu ostatnich paru tygodni.
- Chcę dobrze wyglądać. A co jeśli dziś wieczorem znajdę mojego partnera?
Nadzieja paliła się w jego piersi, a to przykre, tępe uczucie nie mógł z siebie
wyrzucić. Było mu dobrze samemu, dopóki jego najbliższy przyjaciel Rhaegar nie
znalazł swoich partnerów. Po tym jak potajemnie tęsknił za smokiem przywódcą przez
wiele lat, był zaskoczony jak szybko przystosował się do myśli, że Rhaegar ma
partnerów.
~ 8 ~
Blake, zmienny wilk i drugi partner Rhaegara, wtrącił się do rozmowy.
- Może zyskasz więcej niż jednego partnera? Czy fae nie mają zawsze dwóch?
- A król? On ma tylko Farro. – Hart nigdy nie rozumiał, dlaczego Kylen miał tylko
jednego partnera.
Blake wzruszył ramionami.
- Może królowie mają inne zasady. Nigdy nie słyszałem o przywódcy mającym
dwóch partnerów. Dlaczego nie spytasz go dziś wieczorem?
- Tak, zrobię to. – Pozwolił, by sarkazm przetoczył się przez jego język. Nie było do
diabla mowy, żeby zapytał Króla Kylena o cokolwiek. Król mógł wydawać się być
wyrozumiałym facetem, ale Hart widział moc pulsującą w powietrzu wokół króla.
Rhaegar był najbliższy temu, by kiedykolwiek planował zbliżyć się do mężczyzny z
mocą. Hart wyprostował mankiety i zignorował przewrócenie oczu swoich przyjaciół.
- No cóż, jeśli skończyłeś już ze strojeniem się, powinniśmy iść. – Rhaegar
wyciągnął ręce do swoich partnerów i splótłszy palce, trio wyszło z jaskini.
Uczucie zazdrości przemknęło przez Harta. Tęsknił za tą samą więzią z inną duszą,
ale wątpił, by mógł poradzić sobie z więcej niż jednym partnerem. Rhaegar radził sobie
tak dobrze tylko dlatego, że pozwolił swojemu małemu zmiennemu krukowi wszystko
organizować. Jak na dużego, potężnego przywódcę smoków, Rhaegar był mocno
owinięty wokół łap i pazurów swoich partnerów.
Hart przyjrzał się swojemu, odzianemu w niebieski, ramieniu i po raz ostatni
westchnął smutno za czerwonym materiałem zanim pospieszył za triem. Gdyby nie
poszedł, Rhaegar dotrzymałby swojego słowa i zawlókłby go na przyjęcie, ubranego
czy nie. Z jaskiń smoka do zamku był krótki spacer, a jeszcze krótszy lot, ale Hart nie
chciał zjawić się na przyjęciu w swoich zwykłych skórzanych spodniach po przemianie.
Zbyt dużo czasu spędził na strojeniu się na to przyjęcie, by popsuć to zmianą.
Tempo Harta spowolniło się trochę, gdy doszli do bram zamkowych. Nie mógł
wyjaśnić swojej niechęci, ale im bliżej podchodził, tym bardziej malutkie smoki
nurkowały i wirowały w jego żołądku, aż myślał, że zrezygnuje. A co jeśli znajdzie
swojego partnera? Wszystko się zmieni.
- Chodź, Hart. Nie marudź – zawołał Leif.
- Myślałem, że chcesz znaleźć partnera. – Rhaegar zmarszczył brwi,
zniecierpliwiony jak zwykle dla każdego poza swoimi partnerami.
~ 9 ~
- Chcę. Ale co, jeśli go tam nie ma? – Co jeśli Hart pójdzie na przyjęcie i nikogo nie
znajdzie? To będzie gorsze od odrzucenia.
Blake złapał ramię Harta i pociągnął go do przodu.
- Wtedy pójdziesz do Watahy Moon i znajdziemy ci seksownego zmiennego wilka.
Hart się roześmiał i posłał Blake'owi kpiące spojrzenie.
- Nie miałby nic przeciwko posiadaniu wilka.
Leif odepchnął go od Blake'a.
- Zdobądź własnego.
Hart naprawdę lubił partnerów Rhaegara.
Zamek błyszczał tysiącem świateł, które fae zapaliły na powitanie balowiczów.
Spojrzenie Harta przenosiło się dziko raz w lewo raz w prawo, próbując nie przegapić
tych wszystkich pięknych mężczyzn i kobiet idących holem. Gdyby mrugnął, mógłby
przeoczyć swojego partnera. Problem z fae był taki, że wszyscy byli wspaniali. Jak
ktokolwiek mógł wybrać jedną podobną do modela piękność spośród tego tłumu? Byli
prawie klonami doskonałości.
- Szkoda, że nie ma żadnych kruków. Kolega lotnik byłby dobrym wyborem –
oznajmił Leif przeszukując tłum.
Hart nie miałby nic przeciwko latającemu towarzyszowi, ale skądś wiedział, że
jeden z fae był przeznaczony być jego. Cholera, naprawdę nie chciał trójkąta.
Przyglądanie się jak ktoś inny dotyka jego partnera zniszczyłoby go. Znał siebie
wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że nie potrafił się dzielić.
- A właściwie, dlaczego jest tutaj wasza trójka? – Właśnie przyszło mu do głowy, że
jego przyjaciele nie musieli być obecni na tym wydarzeniu. Z pewnością nie szukali
czwartego. Leif wypatroszyłby każdego intruza swoimi szponami.
- Leif powiedział, że musimy tu być dla moralnego wsparcia, a Blake nalegał na
tańce. – Rhaegar spiorunował wzrokiem swoich partnerów, którzy odpowiedzieli na
jego narzekania szerokimi uśmiechami.
- Nie wiedziałem, że tańczysz. – Czy Rhaegar był dostatecznie elastyczny, by
tańczyć? Potężny zmienny smok nie miał tej precyzyjnej elegancji, co jego partnerzy.
~ 10 ~
Hart będzie musiał bliżej na to zwrócić uwagę. Będzie mógł się potem przekomarzać
przez wiele lat.
- Ja nie. – Rhaegar nie wyjaśnił swojego stwierdzenia.
Hart wszedł do sali balowej i potknął się, prawie podstawiając nogę Blake'owi,
który szedł przed nim.
Rhaegar warknął.
- Ostrożnie. – Zgarnął Blake'a z drogi Harta w swój troskliwy uścisk.
- Przepraszam, Blake. – Hart posłał przepraszający uśmiech przyjacielowi.
Przywódca smoków prawie patologicznie troszczył się o swoich partnerów. Biorąc pod
uwagę to, że sami w sobie byli przystojniakami, Hart sądził, że Rhaegar przesadzał ze
swoim troskliwym zachowaniem, ale może zmieni swoje zdanie, kiedy sam znajdzie
partnera.
- Przepraszam. – Rozległ się za nim miękki głos.
Hart się odwrócił, by znaleźć małego fae trzymającego półmisek jedzenia. Zszedł na
bok, żeby cudowny mężczyzna mógł przejść obok niego.
- Ależ proszę.
Za fae rozchodził się pyszny zapach. Hart powąchał jeszcze raz. Zapach żyznej
ziemi i kwiatów wypełnił nos Harta.
Mój! Wewnętrzny smok Harta rzucił ostrzeżenie innym, którzy myśleli o dotknięciu
ich fae.
- Jedzenie świetnie pachnie, prawda? – Oczy Blake'a zapaliły się, kiedy przyglądał
się długiej linii stołów bufetu.
- Tak, prawda. Dogonię was później. – Jedzenie nawet w połowie nie pachniało tak
dobrze jak mężczyzna je niosący. Hart podążył za małym fae. No dobrze, może jak na
fae nie był maleńki, ale do zmiennego smoka ledwie sięgał ramienia Harta. Mógł się
założyć, że cudowny kelner będzie dobrze wyglądał wtulony w ramiona Harta albo pod
jego ciałem, kiedy będzie go pieprzył na stosie poduszek, które Hart używał, jako swoje
łóżko.
Obserwował przez kilka minut pysznie pachnącego mężczyznę, reorganizującego
stół, zanim ośmielił się podejść.
~ 11 ~
- Cześć jeszcze raz.
Fae szybko rzucił okiem przez rzęsy zanim ponownie spojrzał w dół.
- Cześć. Proszę bardzo poczęstuj się. Jest tego mnóstwo. Tańce zaczną się za parę
minut.
Fae spróbował iść dalej. Hart wszedł mu w drogę.
- Jedzenie nie jest tym, co mnie interesuje. Jak masz na imię, mój piękny?
Strach przemknął przez twarz mężczyzny. Zrobił krok do tyłu.
- Jestem Noel.
- Cześć, Noel. Jestem Hartmut, ale moi przyjaciele nazywają mnie Hart. Mogę ci w
czymś pomóc?
- Nie. – Noel potrząsnął głową. – Nic mi nie trzeba. Jeśli tylko mnie przepuścisz.
Hart odsunął się na bok. Nie chciał wystraszyć pięknego mężczyzny. Jeśli instynkty
Harta miały rację, płochliwy kelner był jego partnerem. Miał mnóstwo czasu, by
spróbować zwabić delikatnego fae do swojego boku.
Jak tylko Noel zniknął z widoku, Hart odszukał Rhaegara. Przywódca smoków
spędzał więcej czasu w zamku fae niż Hart.
- Wiesz cokolwiek o fae o imieniu Noel?
- O asystencie króla? – zapytał Rhaegar.
- Nie sądzę. On roznosi jedzenie. Z pewnością asystent króla nie roznosiłby
półmisków. Myślę, że on jest jednym z kuchennego personelu albo coś podobnego.
Myślę, że on może być moim partnerem.
Rhaegar zwęził oczy na Harta, jakby szukając prawdy w jego duszy.
- W takim razie go nie znam. Jedyny Noel, którego znam, jest prawą ręką króla.
Dlaczego nie pójdziesz zapytać Króla Kylena? Powinien znać imiona ludzi na swoim
terenie.
- Może. – Jego smok wolał zrobić to na własną rękę. Pójście do króla i otrzymanie
wszystkich odpowiedzi podanych jak na tacy zabierały trochę z uroku polowania.
Pytanie kumpla się nie liczy, ale formalne zapytanie do króla wyglądało na
oszukiwanie.
~ 12 ~
Hart przejrzał pokój, ale nikt inny nie zwrócił na siebie uwagi jego wewnętrznej
bestii. Jego smok nalegał, by Noel był jedynym, na którego będą polowali. Oparłszy się
o ścianę, Hart czekał, by zobaczyć czy piękny fae wróci. Jeśli los ich sobie przeznaczył,
by byli partnerami, sprowadzi Noela ponownie na orbitę Harta.
Minęło pięć minut, potem dziesięć, i Hart prawie zaczął przesłuchiwać personel,
gdy w końcu dostrzegł Noela. Stał na środku pokoju dyrygując służącymi. Władcze
zachowanie Noela wskazywało, że musiał często robić tego typu rzeczy. Cholera, Hart
nie chciał być tak blisko rodziny królewskiej fae. Może był inny Noel.
Hart odetchnął głęboko. Jego fiut stwardniał, a serce waliło szybkim rytmem,
którego nie mógł powstrzymać. Podszedł do Noela i stanął za nim, czekając by go
zauważył.
Wyczuwając go, Noel się obrócił.
- Odejdź, smoku.
- Dlaczego? Możesz być moim partnerem. – Jego wewnętrzny smok warknął na
odrobinę wątpliwości, nawet jeśli nie wiedzieli tego na pewno.
- Skąd smoki mogą wiedzieć? – zapytał Noel. Fae zachowywał ostrożną odległość
między nimi.
Hart podszedł wystarczająco blisko, by przyprzeć Noela do stołu.
- Aby mieć pewność, smoki uprawiają seks. – Przysunął nos do szyi Noela,
delektując się jego zapachem. Pozwolił, by trochę nagrzanego oddechu omyło obnażony
kark Noela.
Noel westchnął, wolnym zadowolonym dźwiękiem. Fiut Harta podskoczył na ten
dźwięk. Niezdolny i niechętny oprzeć się pokusie, Hart przywarł do punktu tętna na
szyi Noela, a potem lekko uszczypnął. Wybuch smaku przesunął się po jego języku.
Więcej. Potrzebował więcej, by pożerać, smakować, wziąć i oznaczyć mężczyznę pod
nim, jako jego.
Mój. Jego wewnętrzny smok mruknął nisko.
- O rany. – Noel odchrząknął. Położył ręce na piersi Harta.
Chwilę zajęło Hartowi uświadomienie sprawę, że Noel próbuje go odepchnąć.
Cofnął się.
~ 13 ~
- Co jest?
- Nie chcę partnera.
W Harcie wezbrał ból, aż nie mógł oddychać. Pomyślał, że znalazł swoją drugą
połówkę tylko po to, by zostać odrzuconym. Bestia w nim warknęła na jego
niezadowolenie. Cofnął się, gotowy odejść.
Noel powtórzy ruch Harta, pocierając ręką po piersi Harta, jakby mógł wyczuć jego
smutek.
- Nie bierz tego w niewłaściwy sposób. Jestem pewny, że jesteś świetnym smokiem,
ale już straciłem jednego partnera. Nie sądzę, żebym mógł przeżyć śmierć kolejnego.
- Smoki nie tak łatwo zabić. – Hart zmarszczył brwi na pomówienie odnośnie
smoczego rodzaju.
- Czy smoki nie posiadają dwóch partnerów? – Noel odsunął się od Harta. Poprawił
koszulę, a potem strzepnął kłaczek, poświęcając temu ruchowi więcej uwagi niż to było
konieczne.
- Nie zawsze. Nie jesteśmy tacy jak fae. Niektórzy z nas mają tylko jednego
partnera. – Hart chwycił Noela za rękę i odciągnął go na bok i z dala od tłumu.
- Więc mógłbym być jedynym? Twoją jedyną szansą na partnera? – Przerażona
mina Noela szarpnęła uczuciami Harta.
- Tak. – Hart puścił swój uścisk na Noelu. – Nie chcę na ciebie naciskać, ale byłbym
wdzięczny, gdybyś dał mi szansę. Chodź ze mną na kolację i będziemy mogli
porozmawiać. Może sie okazać, że jednak nie jesteśmy partnerami. – Nie wierzył w to
ani przez sekundę.
- Nie wiem. – Rozbita mina Noela prawie sprawiła, że Hart odszedł.
- Proszę. – Hart mógł być znany ze swojej dumy, ale opadłby na kolana pośrodku
przyjęcia, gdyby to przekonało Noela do dania mu szansy.
Noel przesunął spojrzeniem w lewo, potem dalej, wszędzie tylko nie na Harta.
Hart przykrył policzek Noela i przechylał jego głowę, dopóki ich oczy się nie
spotkały.
- Proszę.
~ 14 ~
Sekundę później, Noel kiwnął głową.
- Okej. Ugotuję ci kolację i możemy porozmawiać.
- Naprawdę? – Nie myślał, że Noel zgodzi się tak łatwo.
- Tak. – Mało entuzjastyczna odpowiedź Noela osłabiła determinację Harta.
- Nie będę nikogo zmuszał, by był moim partnerem. – Jego smok podrapał go w
środku i zawarczał w proteście, ale Hart nie mógł sprawić, żeby Noel go chciał. To
zabiłoby Harta, gdyby pchnął Noela w związek, na który nie był gotowy, albo którego
nie byłby w stanie zaakceptować.
Noel oblizał wargi, takim rozpraszającym ruchem, zanim przemówił jeszcze raz.
- Nie. Naprawdę chciałbym cię poznać. Po prostu nie spodziewałem się, że spotkam
mojego następnego partnera i… lubię gotować. Przygotuję ci jutro kolację, jeśli chcesz.
Cholera, on jest zachwycający.
Hart nie sądził, że jego partner fae mógłby stać się jeszcze słodszy, ale ten
nerwowy, jąkający się przystojniak wywoływał u jego smoka mruczenie.
- Z przyjemnością. Obawiam się, że bardziej jestem zjadaczem niż kucharzem. –
Kucharskie umiejętności Harta były minimalne w najlepszym wypadku. Specjalizował
się w przypiekaniu ogniem.
Niepewny uśmiech Noela szarpnął za jego serce.
- W takim razie okej. Spotkamy się jutro przed zamkiem o siódmej. Mój apartament
trochę trudno znaleźć i nie chcę, żebyś się zgubił.
Teraz, kiedy poczuł zapach Noela, fae już nie mógł ukryć się nigdzie na świecie
przed Hartem. Smoki mogły wytropić każdego, kogo chociaż raz powąchały. Zatrzymał
tę wiedzę dla siebie. Dzikie spojrzenie Noela nie zachęcało Harta, by podzielić się
swoją super prześladowczą mocą.
- To do zobaczenia. Nie mogę się doczekać, żeby lepiej cię poznać. – Jeśli nic
więcej, to chociaż zje smaczny posiłek z cudownym fae. Gdyby Noel zdecydował się go
odrzucić, Hart przynajmniej zachowa o nim jedno dobre wspomnienie.
Hart życzył Noelowi dobrej nocy. Jego uczucia szalały na rozdzielenie, jeśli jednak
zostałby jeszcze trochę dłużej, nie byłby w stanie się pożegnać. Jednak to, że Noel nie
chciał tylko partnera, ale jego, trochę udobruchało Harta. Z ciężkim sercem, skierował
~ 15 ~
się na dziedziniec. Wzywał go komfort jego jaskini. Kamienie i złoto nigdy nie
zawodzą smoka. Czy kiedykolwiek będzie mógłby związać się ze swoim
przeznaczonym partnerem, czy dotychczasowe doświadczenia Noela nie dopuszczą do
zobowiązań?
- Hart! – Na korytarzu rozległ się głos Rhaegara, ale on się nie odwrócił. Nie miał
energii, by stawić czoła przyjacielowi czy szczęśliwym partnerom Rhaegara. Jak los
mógł dać jednemu smokowi dwóch partnerów, a drugiemu jednego, który tak naprawdę
go nie chciał? Nie winił Rhaegara. Zazdrość była brzydkim uczuciem, które próbował
zatrzymać dla siebie.
Pomachał na do wiedzenia nad ramieniem, ale się nie zatrzymał. Rhaegar wytropi
go później na rozmowę w cztery oczy. W tej chwili, nie mógłby znieść mieszania w tym
wszystkim.
- Powinienem założyć czerwony garnitur. – Nawet się nie rozebrał zanim skoczył w
powietrze, niszcząc swój garnitur, kiedy się zmienił. Nigdy więcej nie chciał już nosić
tego ubrania. Znalezienie swojego partnera powinno być szczęśliwym wydarzeniem, a
nie takim wypełnionym niepokojem i smutkiem. Może po prostu powinien wysłać
Noelowi pozdrowienia i trzymać się z daleka. Noel tak naprawdę go nie chciał. Hart był
sam od wieków. Dlaczego cokolwiek zmieniać?
Krzyk wydobył się z jego gardła, gdy leciał. Przytuli się do swojego
zgromadzonego złota i znajdzie pociechę w swoim skarbie. Może do jutra, będzie mógł
stawić czoła nowemu dniu bez gorzkiego smaku smutku i żalu.
Tłumaczenie: panda68
~ 16 ~
Rozdział 3
Noel przyglądał się jak Hart odchodzi. Jego serce skręciło się w węzeł, uczucie,
które miał nadzieję, że solidny organ ponownie nigdy nie dozna. Nie chciał zranić
uczuć Harta. Ten potężny mężczyzna miał łagodną wrażliwość w wyrazie swojej
twarzy, gdy on odrzucił pomysł, że są partnerami, i jakby zaoferował Noelowi bezcenny
dar i oczekiwał, że zostanie zwrócony z rozdartym papierem i poszarpanymi wstążkami.
Jaka osoba nie pragnęła wybranego przez los partnera? Noel wciąż pamiętał to
żywe, oszałamiające podniecenie, kiedy pierwszy raz spotkał Paryisa. Noel zabrał
Hartowi to, co powinno być w życiu radosnym wydarzeniem i zepsuł to.
Noel potarł swój brzuch; to groziło zwróceniem tej niewielkiej ilość jedzenia, jaką
wcześniej przełknął. Z mdłościami i niespokojny, nie wiedział jak długo tak stał zanim
Kylen nie przerwał jego wewnętrznego dialogu.
- Wszystko w porządku, Noel? – Kylen pojawił się przy nim, jego spojrzenie było
badawcze. Co zobaczył król, gdy zajrzał w oczy Noela? Noel czasami się zastanawiał
czy Kylen nie ma więcej mocy niż komukolwiek pozwolił się dowiedzieć.
- Tak, dlaczego? – Próbował skupić się na królu zamiast marzyć o swoim partnerze
w niestosowny sposób. Hart jutro wróci; jeszcze go nie stracił.
- Wyglądasz tak, jakbyś stracił swoją ulubioną zabawkę. – Farro zawinął ramię
wokół króla, ruchem tak swobodnym i naturalnym, jakby łączyły się dwa kawałki
układanki. Pasowali do siebie. Kiedyś, jego partner Paryis robił to samo z nim.
- Spotkałem mojego drugiego partnera – wymamrotał. Wymówienie tych słów
wymagało wysiłku, jakby jego usta buntowały się na sformułowanie zdania. Na to
stwierdzenie powinien być tu Hart. Byłby, gdyby Noel nie był idiotą.
- To świetnie! – Farro poklepał go po plecach. Jego spojrzenie przenosiło się z
Kylena do Noela. – Nie jest tak?
- Straciłem mojego pierwszego partnera przed laty w pożarze. – Noel wydusił te
słowa ze swoich ust, bolesne samogłoski i spółgłoski otarły się o jego język niczym
odłamki stłuczonego szkła.
~ 17 ~
- Przykro mi. – Farro zostawił Kylena, by zawinąć ramię wokół Noela i uścisnąć.
Noel prawie odskoczył, dopóki nie zdał sobie sprawy, że to jest sposób zmiennego
wilka na ofiarowanie sympatii i pocieszenia w bólu Noela. Odprężył się w gorącu Farro,
wchłaniając pociechę, której długo sobie odmawiał. Łzy nieproszone spłynęły po jego
policzkach, dopóki nie skończył szlochem na ramieniu Farro.
- Szz, mam cię – szepnął Farro, kołysząc łagodnie Noela z boku na bok.
- Musisz przytulać mojego krewnego? – Oschły ton Kylena wytrącił Noela z jego
żalu.
- Tak, muszę. – Farro uścisnął mocniej Noela, jakby chciał podkreślić swoje
działanie.
Noel roześmiał się przez łzy, a potem delikatnie wyswobodził się od partnera króla.
- Dziękuję, Farro, doceniam twoją troskę.
Kylen prychnął.
- Jeszcze więcej troski, a będę musiał wyrzucić cię przez okno, sekretarz czy nie.
Noel otarł oczy wierzchem dłoni.
- Twój partner jest bardzo miły.
- Musisz porozmawiać z mężczyzną, który myślisz, że jest twój. – Twardy ton
Kylena nie zostawiał żadnych niedomówień. – Zaprzeczanie swojemu partnerowi może
odnieść odwrotny skutek. Los nie lubi, gdy udaremnia się jego zamiary.
Noel zadrżał w ciepłej sali balowej.
- Nie wiem czy potrafię ponownie się związać. Gdybym stracił kolejnego
partnera… ten pierwszy raz prawie mnie załamał.
Kylen chwycił Noela za ramię.
- Ale tak się nie stało. Jesteś jednym z najsilniejszych ludzi, jakich znam.
Zasługujesz na szczęście, tak samo jak twój partner. Kto to jest?
- Hart. – Duży, wspaniały zmienny smok Hart z życzliwymi oczami,
oszałamiającym uśmiechem i największymi cholernymi ramionami, jakie Noel
kiedykolwiek widział.
~ 18 ~
- Hartmut jest najlepszym przyjacielem przywódcy smoków Rhaegara. Spotkałem
Harta kilka razy i wydawał się być dość miłym smokiem. Chciałbyś kilka dni wolnego,
by lepiej go poznać? Może jeśli spędzicie trochę czasu razem, związek nie będzie
wydawał się tak przerażający.
Noel przygryzł paznokieć od kciuka i zastanawiał się czy się ponownie nie ukryć
pod swoimi okryciami. Może był trochę za stary na robienie z nich namiotu, ale dobre
staromodne kuleniem się pod kocami działało dla niego.
- Powiedziałem mu, że zjem z nim jutro kolację.
Farro trącił go łokciem.
- Dobry początek. Nie ma nic złego w powolnym rozwoju spraw.
- Dziękuję za twoje wsparcie. – Kiedy Farro i Kylen pierwszy raz się spotkali, Noel
nie miał pojęcia jak wielkim atutem dla króla będzie Farro. Zmienny wilk wydawał się
mieć całe współczucie, którego czasami jego praktycznemu partnerowi brakowało.
Farro się uśmiechnął.
- Pójdę porozmawiać z Rhaegarem. Nie gadaliśmy ani przez chwilę, a Blake zawsze
ma najnowsze plotki.
Kylen obserwował Farro, dopóki zmienny wilk nie wtopił się w tłum, a potem
odezwał się jeszcze raz.
- To sposób mojego partnera, by dać nam kilku minut sam na sam. Czy jest coś, co
mogę zrobić, by rozwiązać tę sytuację?
- Nie. Kusi mnie, by uciec i ukryć się, ale to nie byłoby uczciwe wobec Harta.
Zamierzam zrobić mu kolację jutro wieczorem. – Może nie zasługiwał na drugą szansę,
ponieważ nie potrafił ochronić swojego ukochanego ostatnim razem. To nie oznaczało,
że porzuci swojego drugiego partnera.
Idea ponownego sparowania się powoli zatapiała się w umyśle Noela. Życie było
pełne strat. Ukrycie się w swoim pokoju ani trochę nie złagodzi bólu, nawet jeśli Hart
zostałby jutro zabity. Przynajmniej nigdy nie straci Harta z powodu ognia. Smocze łuski
Harta ochronią go.
- Nie spiesz się i daj mi znać, jeśli będzie coś, co mogę zrobić. A teraz już nie
przeszkadzam. – Kylen poklepał ramię Noela zanim skierował się w tę samą stronę, w
którą poszedł jego partner. Król nigdy nie rozstawał się z Farro na długo. Noel słyszał,
~ 19 ~
że spotkania rady stały się bardziej interesujące, ponieważ Farro nie miał problemu z
dzieleniem się swoimi wizjami na temat polityki fae.
- Słyszałem, że złamałeś serce mojemu przyjacielowi. – Twardy, dudniący głos za
nim zmroził duszę Noela.
Niechętnie odwrócił się wkoło, by napotkać wściekłe spojrzenie przywódcy
smoków. Widok partnerów Rhaegara oskrzydlających go z obu stron złagodził trochę
strach Noela. Zmienny kruk i wilk trzymali krótką smycz na ich większym, bardziej
gwałtownym partnerze.
- Witam, panowie. – Zrobił lekki ukłon ustępstwa.
- Jeśli skrzywdzisz Harta, uszkodzę cię. – Dym uleciał z lewego nozdrza Rhaegara.
- Nie bądź taki zrzędliwy, kochanie. Nie znasz całej historii. – Leif zawinął rękę
wokół ramienia zmiennego smoka. Zacięta mina Rhaegara roztopiła się, gdy spojrzał na
swojego partnera.
- Hart cierpi – zaprotestował Rhaegar. – Z Noelem rozmawiał, jako ostatnim. Nie
jest trudno złożyć fakty razem.
- Czasami droga parowania nie idzie tak gładko. Nie śpiesz się z interwencją, kiedy
tak naprawdę to nie jest twój interes. – Leif pukał palcem w pierś zmiennego smoka.
Różnica wielkości między mężczyznami powinna sprawić, by Leif był ostrożny, co do
reakcji Rhaegara, ale kruk wydawał się nie bać swojego partnera.
- Może po prostu zabierzemy Noela z nami, dopóki nie obieca naprawić rzeczy? –
Rhaegar wystąpił do przodu, ale został powstrzymany przez swoich partnerów.
- Ale to się nazywa porwanie. – Blake przebiegł uspokajająco ręką wzdłuż ramienia
Rhaegara. – Oni muszą załatwić to sami. Bez naszej ingerencji.
Wow. Nie wiedział, że prawie dzikie smoki mogą wydymać wargi.
- Zaproponowałem, że ugotuję mu jutro kolację. – Ilu ludziom będzie musiał
powiedzieć o swoich planach zanim będzie mógł uciec i ukryć się w swoich pokojach?
Teraz, kiedy spotkał swojego partnera, mógł wyjść z przyjęcia. Personel trzymał
wszystko dobrze pod kontrolą i w tym momencie, Noela nie obchodziło już czy popsują
całe jedzenie i otrują balowiczów. Miał dość.
~ 20 ~
- Postępuj z nim ostrożnie, Noel. Hart może być twardym smokiem, ale ma miękkie
serce. Baw się dobrze. Ja zabieram moich partnerów do domu. – Rhaegar się odwrócił,
by odejść.
Noel widział jak Farro przechwytuje trio zanim nie odeszli zbyt daleko. Nawet nie
ukrywał, że podsłuchuje.
- Hej, nie zamierzacie zostać na trochę?
Blake się uśmiechnął.
- Przyszliśmy tylko po to, by udzielić Hartowi emocjonalnego wsparcia.
To było słodkie ze strony przywódcy smoków. Nie pomyślałby tego o Rhaegarze.
Może nie powinien osądzać ludzi zanim naprawdę ich nie pozna.
- To był pomysł Leifa. – Blake wskazał na zmiennego kruka.
Farro się uśmiechnął.
- To miło z jego strony.
Chytry uśmiech, który Leif posłał Noelowi, nie uspokoił go, co do zamiarów kruka.
- Dobrej nocy. – Leif zawinął ramię wokół pasa Blake'a, a potem podążyli za
Rhaegarem na zewnątrz.
Noel walczył z pragnieniem pobiegnięcia za nimi. Był jakiś blask w tym
szczęśliwym triu, które zapraszało innych do podejścia i podzielenia się ich radością.
Przez jeden gwałtowny moment, ugodził go gorący nóż zazdrości. Chciał tego jeszcze
raz.
- Szkoda, że pozwoliłeś swojemu partnerowi umrzeć, bo teraz to ty mógłbyś uciekać
ze swoim kochankiem. – Słowa wypowiedziane tym znajomym, nienawistnym tonem
zmieniły zawartość żołądka Noela w mdlący szlam.
Odwrócił się.
- Cześć, Voghr, co cię tu sprowadza?
Dziesięć lat minęło odkąd ostatni raz widział swojego szwagra. Jak tylko jego
partner i córka umarli, Noel opuścił jasne królestwo fae i nigdy się nie obejrzał. Nie
cierpieli jego sparowania się z jednym z ich rodzaju, a jego powinowaci nigdy nie
~ 21 ~
pozwolili mu zapomnieć tego, co uważali za jego genetyczne skazy. Dlaczego miałby
tam zostać i przyjmować obelgi skoro nie mógł już być ze swoim partnerem?
- Nie mogłem zignorować dekretu naszego znamienitego króla. – Sarkazm żył
niczym wibrująca siła w tonie Voghra.
- Rozumiem. – A tak naprawdę nie. Voghr zignorowałby Kylena, gdyby to mu
odpowiadało.
Voghr podszedł bliżej. Zbyt blisko. Noel się cofnął, instynktownie robiąc dystans
między nim, a człowiekiem, który wywoływał konflikty w całym jego sparowanym
życiu. Paryis wydawał się nigdy nie zauważać podstępów swojego brata, woląc raczej
wierzyć w to, co najlepsze u jego brata. Noel niejednokrotnie walczył z niezachwianą
determinacją Paryisa, by wierzyć tylko w to, co najlepsze w Voghrze.
- Chciałem również zobaczyć ciebie. – Przerażający uśmiech Voghr'a ani trochę nie
złagodził niepokoju Noela.
- Dlaczego?
- By zobaczyć jak sobie radzisz. Zawsze byłeś tak przebiegły jak szczur. Nigdy nie
mogłem dojść jak ocalałeś z tego ognia.
- Ani ja. – Wspomnienia gorąca i płomieni, a potem ciemności, zagroziły, że go
opanują. Jeszcze teraz, miał niewielką bliznę z tyłu szyi, gdzie coś uderzyło go podczas
pożaru.
- Jaka szkoda, że nie byłeś tym, który umarł zamiast Paryisa. Tego dnia straciłem
brata. Moją jedyną rodzinę.
- Brata i bratanicę – poprawił Noel. Voghr nigdy nie uznawał ich córki, gdy żyła.
Noel nie zamierzał także teraz pozwolić mu się wykręcić.
- Hmm. – Voghr uśmiechnął się kpiąco. Jego oczy miały ten dobrze znany
szyderczy wyraz. Noel żałował, że nie nosi noża.
- Co ma znaczyć to hmm? Sansha miała krew twojego brata, płynącą w jej żyłach.
Jak możesz się jej wypierać? – Noel zacisnął pięści. Tylko jeden cios.
- Ktoś czemuś zaprzecza? – Voghr rozejrzał się wkoło zanim przemówił jeszcze raz,
najwyraźniej uspokojony sąsiedztwem innych od nich. – Potrzebuję szpiega na dworze
króla i ty będziesz moim.
~ 22 ~
Noel się roześmiał, ostrym dźwiękiem bez wesołości.
- Dlaczego miałbym ci w czymkolwiek pomóc? – Nie podstawiłby nogi trollowi,
gdyby ten zaatakował Voghr’a.
- Ponieważ mam coś, czego chcesz. – Voghr przebiegł palcem po kokardzie na
przedzie klapy swojej marynarki. Zanim Noel mógł odpowiedzieć, Voghr zniknął.
Noel stał jak zamrożony. Ta wstążka. Wplótł ją we włosy Sanshy tej nocy pożaru.
Zrobił ją na zamówienie u przyjaciela tkacza.
- Wracaj tu! – wykrzyknął Noel. Voghr nie mógł otworzyć portalu w zamku, nie
przy zabezpieczeniach króla. Musiał użył swoich czarów, by prześliznąć się przez tłum.
Czyżby Sansha wciąż żyła?
Tłumaczenie: panda68
~ 23 ~
Rozdział 4
Przed następną nocą, Noel wciąż nie miał żadnych odpowiedzi. Był w kontakcie z
kilkoma jasnymi fae, które przeprowadziły się do ciemnego królestwa po tym jak Kylen
przejął władzę. Każdy z nich twierdził, że nic nie wiec o Sanshy. Zamiast tego,
spoglądali na niego z litością i niemałym niepokojem, jakby jego szaleństwo mogło być
zaraźliwe. Gdyby wciąż żyła, dlaczego Voghr próbował użyć jej, jako karty
przetargowej dopiero teraz? Dlaczego nie wcześniej? Co się zmieniło?
Noel chodził tam i z powrotem, gdy czekał na Harta, niezdolny do pozostania
nieruchomym, kiedy jego umysł wirował od możliwości. Przy tym tempie, kamienne
płyty zostaną wydeptane zanim zje kolację. Zerknął na zegarek. Dziesięć minut po
czasie. Może Hart zapomniał? Jak tylko naszła go ta myśl, wiedział, że się myli. Hart go
pragnął, a smoki nie były znane z odpuszczania czegokolwiek, co cenili.
Ogromny złoty smok sunął ku ziemi zanim uderzył o grunt. Obserwując nadejście
Harta, Noel zamknął gwałtownie usta w potrzebie przełknięcia śliny, kiedy złota bestia
przemieniła się w mężczyznę ubranego w skórzane żółte spodnie i kamizelkę zrobioną
ze złotych łusek. Cholera, Hart był imponujący w którejkolwiek postaci.
- Ładne lądowanie. – Nawet przejęty swoją córką, widok męskiego zmiennego
smoka uradował go.
Hart się uśmiechnął.
- Potrzeba do tego tylko trochę praktyki.
Noel podejrzewał, że było to trochę niż więcej, ale nie będzie dyskutował o
semantyce. Nigdy nie będzie zdolny przemienić się w inną istotę.
- Jak się masz dziś wieczorem? – Skrzywił się na swój sztuczny ton, ale wpadał w
charakterystyczną formalność, gdy nie wiedział, co powiedzieć. Nigdy nie był
towarzyskim motylem, a jego niezdarność nie przygasła z czasem. Paryis to rozumiał.
Może Hart też.
Hart podszedł bliżej, jakby chciał dotknąć Noela, ale zatrzymał się kilka kroków
przed nim.
~ 24 ~
- Miło cię znowu widzieć. Dziękuję za zaproszenie.
- Nie ma za co. Chodź ze mną, a pokażę ci wszystko. – Cholera, musiał się
odprężyć. Jeśli będzie się tak dalej zachowywał, Hart pomyśli, że Noel już spisał go na
straty. Nerwy. To wszystko były nerwy.
Szli korytarzem w ciszy. Noel kiwał głową ludziom, kiedy go mijali, ignorując
szerokie oczy i ukryte uśmieszki tych wtajemniczonych. Plotki rozchodziły się w zamku
niczym infekcja zarazy, docierając do wszystkich po drodze z niepełnym zalążkiem
wiedzy. Do tego czasu wszyscy usłyszą, że Noel i Hart są partnerami, chociaż Hart nie
będzie wiedział na pewno, dopóki nie będą uprawiali seksu.
Hart rozejrzał się, jego zainteresowane spojrzenie badało wszystko.
- Jeśli się sparujemy, przyjdę zamieszkać z tobą – wyrzucił z siebie Noel. Cały
dzień myślał nad logistyką i nie mógł wymyśleć żadnej innej możliwości. Smok nie
czułby się dobrze w zamkowym środowisku, dopóki nie powróciłby na górę.
- Naprawdę? – Zaskoczenie Harta popchnęło Noela do wyjaśnień.
- Tak, słyszałem, że smokom trudno żyć bez ich skarbu. Nie zrobiłbym ci tego. Jeśli
zostaniemy partnerami, powinniśmy spróbować i upewnić się, że obaj czujemy się
komfortowo. Poza tym, tak naprawdę nigdy nie cieszyłem się z życia na zamku. –
Chociaż zawsze mieszkał w jednym, nigdy nie lubił pompy i ceremonii, ani rodziny
królewskiej, którzy uważali siebie za lepszych od innych. Kylen mógł być wyjątkiem,
ale był w mniejszości.
Hart zatrzymał się pośrodku korytarza.
- Chcesz być moim partnerem, prawda? Nie byłem pewny. Dość już się
wycierpiałeś.
Współczucie w oczach Harta sprawiło, że Noel kiwnął głową na jego słowa.
Cholera, los po raz drugi był dla niego łaskawy. Jego wcześniejsza niechęć go
zawstydziła. Jak mógł prawie odrzucić tak świetnego faceta?
- Tak. – A niech go, jeśli omal nie udusił się słowami. – Wycierpiałem. Mogę
potrzebować trochę cierpliwości. Nigdy nie myślałem, że znajdę drugiego partnera.
No proszę. To brzmiało rozsądnie. Mógł mieć dziesięć lat, by dojść do siebie po
śmierci swojego partnera i córki, ale jakoś w swoich koszmarach o ogniu i przypalonym
drewnie, wciąż czuł, jakby to było wczoraj.
~ 25 ~
Miał dużo do przemyślenia po wczorajszym wieczorze. O swojej córce, swoim
nowym partnerze i o tym, czego chciał od życia. Paryis, z jego głębokimi dołeczkami i
roześmianymi niebieskimi oczami, chciałby, żeby Noel był szczęśliwy.
Zanim mógł powiedzieć coś jeszcze, Hart przyparł Noela do ściany, ignorując
wszystkich innych.
- Dobrze. Nie mogłem myśleć o niczym innym jak tylko o tobie wczoraj wieczorem.
Jestem gotowy dać ci tyle czasu, ile chcesz albo potrzebujesz, jeżeli tylko ostatecznie
będziesz mój.
Bestia w mężczyźnie błyszczała z oczu Harta. Złote drobiny świeciły w jego
źrenicach, niczym roztopiony ogień.
- Mogę tylko obiecać, że spróbuję. – Hart zasługiwał na więcej.
- I nie wpuścisz nikogo innego do swojego łóżka – nalegał Hart.
Noel potrząsnął głową.
- Nie miałem nikogo, kto by w nim do mnie dołączył, od dziesięciu lat. Wątpię,
żebym teraz poddał się pokusie.
- Dobrze. – Hart pocałował Noela.
Noel oczekiwał, że wargi Harta będą twarde i dominujące, ale zamiast tego usta
Harta otarły się o jego, miękko i delikatnie niczym skrzydło motyla. Delikatny uścisk
zmienił się w bardziej cielesny, kiedy Hart przeszedł ze smakowania Noela w pożeranie
go.
Noel zajęczał i wepchnął się głębiej w ramiona Harta. Ktoś obok chrząknął i
speszony śmiech wyrwał Noela z erotycznego zamroczenia, który Hart owinął wokół
niego.
Hart się uśmiechnął.
- Smakujesz jak wszystko, co najlepsze na świecie.
- Och. – Nikt nigdy wcześniej nie powiedział mu tego. Zachłanne płomienie żądzy
lizały jego ciało. – Chodźmy do mojego apartamentu i z dala od naszej publiczności.
Szybkie spojrzenie objęło śledzące każdy ich ruch gorliwe spojrzenia. Noel nigdy
nie okazywał zainteresowania którymkolwiek z mieszkańców pałacu. Pogłoski o jego
oziębłości zostały rozpowszechnione przez kilku mężczyzn, których odprawił, i nigdy
~ 1 ~
~ 2 ~ Rozdział 1 - Co założysz na bal? Waylen Sorn przechylony przez stolik ignorował próby Noela Thistleborn'a, by właściwie ułożyć rzeczy. Noel strzepnął róg obrusa, zdecydowany wyprostować upartą zmarszczkę. Nie odwrócił się do przyjaciela, gdy odpowiedział. Było tyle słów, których nie chciał powiedzieć, a Waylen znał go na tyle dobrze, by wiedzieć, kiedy coś ukrywa. - Mógłbyś mi pomóc zamiast wchodzić w drogę. Way prychnął - Jestem strażnikiem, nie organizatorem przyjęć. Tylko narobiłbym bałaganu. Poza tym, nie cierpisz, gdy ktoś miesza ci w twoich planach. Noel chciał móc się o to posprzeczać, ale jego przyjaciel zrobił celną uwagę. Pijackie bachanalia były bardziej cywilizowane niż przyjęcia Way’a, a obiecany bal parowania smoków musiał być doskonały. Kiedy Król Kylen obiecał pomóc sparować zmienne smoki, zaryzykował swoją reputację. Po problemach z balem koronacyjnym, Kylen obiecał smokom ich własne oddzielne przyjęcie parowania. Kiepskie przyjęcie mogłoby źle świadczyć o królu. Noel musiał się upewnić, że nic nie pójdzie źle. Pojmował swoją posadę sekretarza króla na poważnie. Ciężko pracował, by zdobyć zaufanie króla i nie zawiedzie Kylena. Way odchrząknął. - Nie myśl, że ignorowanie mnie sprawi, że wyjdę. Jestem bardziej uparty niż ty. Więc, co założysz? - Nie masz teraz warty? – Noel odwrócił się do przyjaciela. Ofensywa nie potrwa długo. Way nie podda się tak łatwo. Way potrząsnął głową.
~ 3 ~ - Dobre zagranie, ale mam godzinę zanim zacznie się moja zmiana. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Co założysz? To nie jest skomplikowane pytanie. - Dlaczego, żebyśmy mogli założyć pasujący strój? – Noel uniósł prawą brew. – Ja. Nie. Idę. – Wymówił każde słowo ostrym, dokładnym tonem, żeby nie było pomyłki. Chociaż raz, nikomu nie pozwoli, by zmienił swoje zdanie. Nie potrzebował partnera. Już jednego stracił; stracenie drugiego to już będzie zbyt wiele. Jego plany obejmowały butelkę wina i ustronny kąt. Jeśli schowa się wystarczająco dobrze, król nigdy się nie dowie, że nie był obecny. - Musisz pójść. – Way zablokował Noela przed poprawieniem doskonale już ułożonego srebra stołowego, wsuwając swoje ciało między stół, a drzwi. – Twój drugi partner może tam być. Nie chcesz go znaleźć? Dałbym wszystko, by zlokalizować chociaż jednego z moich partnerów. – Smutny ton Way’a ukłuł Noela słodko-gorzkimi wspomnieniami. Raz był optymistyczną duszą, chętną do znalezienia swoich życiowych partnerów. Oczy Noela wypełniły się łzami nad stratą tej niewinności, ale nie chciał pozwolić im spłynąć. Napłakał się już dość przez sześćdziesiąt żyć. - Po prostu nie mogę przejść przez to jeszcze raz, Way. Po prostu nie mogę. – Ból, jaki zniósł po śmierci Paryisa, prawie go zabił. To by go zniszczyło, gdyby Way nie znalazł go zanim się wykrwawił. Pomimo wytrzymałości fae, rozcięcie nadgarstków prawie zadziałało. Byłby umarł, gdyby Way go nie znalazł i nie wykorzystał swoich minimalnych leczniczych umiejętności, by zasklepić cięcia Noela. W niektóre dni, wciąż miał to za złe przyjacielowi. Naprawdę chciał dołączyć do Paryisa i ich córki Sanshy w życiu pozagrobowym. Po co miał żyć? - Cholera. Jestem nieczułym łajdakiem. – Way zawinął ramiona wokół Noela i mocno go uścisnął. – Przepraszam. Nie chciałem przywołać złych wspomnień. Tym razem, Noel pozwolił przyjacielowi się uspokoić. Nic nie zasklepi dziury w jego sercu, a drugi partner nie uśmierzy bólu. Nic nie mogło. Niektóre smutki nie odchodziły z czasem czy odległością. Zaogniały się i rosły niczym otwarta rana na jego duszy. Noel uwolnił się od Way’a, a potem odwrócił do serwetek. Milion szczegółów trzeba było zorganizować na przyjęcie, więc nie mógł pozwolić sobie na jakiekolwiek potknięcia. Król Kylen wciąż nie całkiem wybaczył Noelowi jego słowa, że Kylen
~ 4 ~ może zastąpić swojego wilczego partnera, Farro, parą fae. To było głupie stwierdzenie i takie, którego żałował, ale nie mógł ich odwrócić. Bolesne słowa nie mogły zostać zassane do butelki jak kiedyś powiedział dżin. - Nie idę na przyjęcie – powtórzył Noel, kiedy odliczył właściwą ilość serwetek na bufet. Szukanie drugiego partnera nie przemawiało do niego w najmniejszym stopniu. Może, gdy powtórzy to wystarczającą ilość razy, uzna to wreszcie za prawdę. Noel dał obrusowi bezwzględne szarpnięcie. - Jak możesz nie iść? Jeśli nie chcesz niczego innego, to możesz dać się przelecieć. Nie musisz szukać partnerskiej więzi. Gorący seks z zachwycającym zmiennym smokiem może być równie dobry. Słyszałem, że zmienni są fantastycznymi kochankami. Noel się zarumienił. Zrobił przeganiający ruch w stronę Way’a, mając nadzieję, że przyjaciel zrozumie aluzję. - Nic mi nie będzie. Idź i baw się dobrze na przyjęciu. Ja i tak będę zbyt zajęty organizowaniem go. Noel zamknął oczy i walczył, by znaleźć spokój. Seks ze zmiennym smokiem brzmiał dobrze. Tęsknił za dotykiem innego mężczyzny. Ale oddanie się komuś innemu poza jego partnerem za bardzo przypominało zdradę jego zmarłego kochanka. Noel złapał serwetkę i skupił swoją energię na zmarszczkach na materiale zamiast na Way’u. - Przykro mi, Noel, ale musisz być obecny na balu parowania. Dałem smokom słowo, że wszyscy niezwiązani będą obecni – powiedział Król Kylen. Noel obrócił się gwałtownie. Nie zauważył, kiedy Kylen wszedł podczas jego rozmowy z Way’em. Król przyszpilił Noela swoim potężnym spojrzeniem. Chociaż Noel przyjaźnił się z Kylenem od wielu lat, wciąż mógł wymusić na Noelu, by zdradził wszystkie swoje tajemnice od jednego zdecydowanego spojrzenia. Zbliżył się do Way’a, jakby jeden mały kroczek mógł ukryć go przed dezaprobatą króla. Cholera. Zrewidował swoje wieczorne plany. Smoki były potężnymi sojusznikami, a król potrzebował całego wsparcia, jakie mógł zebrać, zwłaszcza odkąd zrekrutował wiele zmiennych smoków, by były częścią jego nowej siły obrony. Jasne i ciemne fae nie całkiem żyły razem w pięknej harmonii, odkąd rządził Król Kylen. Zbyt wiele lat niechęci tkwiło między dwoma frakcjami, by połączenie tych
~ 5 ~ dwóch królestw było gładkim procesem. Kylen potrzebował smoków tak samo jak oni potrzebowali fae. Noel skręcił serwetkę, mnąc ją w pełen zagięć węzeł. - J-ja nie chcę partnera. Kylen zwęził oczy. - Co masz przeciwko partnerom? - Straciłem swojego partnera wiele lat temu. Umarł wraz z naszą córką. - Nigdy nic nie mówiłeś. – Zbolała mina na twarzy Kylena sprawiła, że Noel pospieszył z wyjaśnieniem. - Ponieważ, kiedy opuściłem królestwo jasnych fae i przyszedłem tutaj, próbowałem zostawić to wszystko za sobą. – Rozmawianie o jego stracie w jakiś sposób czyniło to bardziej realnym. Nawet omawianie ich śmierci po latach dźgało małymi strzałami męki w serce Noela. Kylen badał go smutnymi oczami. - Kiedy zostawiłem Farro, to mnie rozdarło, chociaż wiedziałem, że jest bezpieczny i zdrowy w domu. Nawet nie mogę sobie wyobrazić, przez co przeszedłeś po śmierci swojej rodziny. Jednak dałem smokom obietnicę, że każdy niesparowany fae tam będzie. Nie obchodzi mnie jak długo zostaniesz, ale musisz się pokazać, by chociaż wypić jednego drinka, a potem możesz wyjść. Noel potarł miejsce na swoim sercu. - Nie sądzę, żebym przeżył ten rodzaj straty jeszcze raz – wydusił z siebie. Way zawinął wokół niego współczujące ramię. Pomimo wcześniejszego odepchnięcia przyjaciela, Noel osunął się w uścisk Way’a. Było tylko kilka osób, które dopuścił do siebie wystarczająco blisko, by pokazać swoją wrażliwość. Król Kylen westchnął. - Czy kiedykolwiek brałeś pod uwagę to, że jeśli nie będziesz miał innego partnera, to nie przeżyjesz śmierci pierwszego?
~ 6 ~ Noel zadrżał na słowa Kylena. Dlaczego ta myśl nigdy nie przyszła mu do głowy? Zawsze był zbyt skupiony na partnerze, którego stracił, zamiast na partnerze, którego pewnego dnia mógłby spotykać. - Przyjdę. Ale niczego nie mogę obiecać. - W porządku. – Kylen ścisnął ramię Noela, kiedy wychodził z pokoju. Król miał pełen harmonogram na resztę dnia. Noel to wiedział, sam go ustawiał. Łza skapnęła z twarzy Noela. Starł wilgoć serwetką trzymaną w ręce, a potem wepchnął ją do kieszeni. - Przeprowadzimy cię przez to i do tego prosto w ramiona gorącego zmiennego smoka. – Way uścisnął Noela zanim go puścił. - Dzięki, Way. Nic mi nie będzie. – Przebrnie przez tę jedną noc, a potem pójdzie lizać swoje rany. - Do zobaczenia. Poślij po mnie, jeśli będziesz potrzebował rady w kwestii garderoby. – Way śmiał się w drodze wyjścia. Brutalnie wepchnął wspomnienia do pudła, gdzie należały, i Noel wrócił do liczenia srebra stołowego. Mógł powierzyć tę pracę jednemu z wielu pałacowych służących, ale dzisiaj potrzebował niewymagającego myślenia zadania, by uspokoić nerwy. Może nie będzie tak źle. Z pewnością nie był tak pretensjonalny jak niektórzy z jego kolegów fae. Smoki może nawet nie zauważą jego obecności. Mógł mieć tylko nadzieję. Tłumaczenie: panda68
~ 7 ~ Rozdział 2 Hartmut wyrównał materiał na swojej szerokiej piersi. - Powinienem zdecydować się na czerwony – wymamrotał. Obrócił swoje ciało w lewo, potem w prawo, ale nie mógł przestać marszczyć brwi na swój wybór koloru. Niebieski garnitur miał złote nitki, ale nie miał tego połysku czerwonego materiału, jaki wpierw zauważył u krawca. Niezbyt często nosił odzież, bo jak wszystkie smoki mógł zamienić swoje łuski w skórzaną odzież, ale możliwość spotkania swojego partnera doprowadziła jego garderobę do kryzysu. Król zaproponował swojego krawca każdemu smokowi, który chciał nowy garnitur. Hart przyjrzał się krytycznie swojemu odbiciu, przekonany, że zrobił zły wybór. Rhaegar odezwał się z miejsca, gdzie opierał się o ścianę. - Świetnie wyglądasz. Jeśli ponownie pomyślisz o zmianie garnituru, wyciągnę cię stąd nie dbając o to, czy będziesz nagi czy nie. - To z pewnością przyciągnie uwagę potencjalnego partnera. – Leif, zmienny kruk i jeden z partnerów Rhaegara, uśmiechnął się do Harta. Jego rozbawione spojrzenie napotkało Harta w lustrze. Hart prychnął i chmura dymu buchnęła z jego nozdrzy. Lubił tego impertynenckiego kruka. Ten przystojny mężczyzna miał dowcipne poczucie humoru i przekonał swojego praktycznego partnera smoka, by pozwolił, aby kociak Leifa zamieszkał z nimi w jaskiniach. Przyglądanie się jak przywódca smoków był rządzony przez puszystą bestię rozbawiło Harta więcej niż raz w ciągu ostatnich paru tygodni. - Chcę dobrze wyglądać. A co jeśli dziś wieczorem znajdę mojego partnera? Nadzieja paliła się w jego piersi, a to przykre, tępe uczucie nie mógł z siebie wyrzucić. Było mu dobrze samemu, dopóki jego najbliższy przyjaciel Rhaegar nie znalazł swoich partnerów. Po tym jak potajemnie tęsknił za smokiem przywódcą przez wiele lat, był zaskoczony jak szybko przystosował się do myśli, że Rhaegar ma partnerów.
~ 8 ~ Blake, zmienny wilk i drugi partner Rhaegara, wtrącił się do rozmowy. - Może zyskasz więcej niż jednego partnera? Czy fae nie mają zawsze dwóch? - A król? On ma tylko Farro. – Hart nigdy nie rozumiał, dlaczego Kylen miał tylko jednego partnera. Blake wzruszył ramionami. - Może królowie mają inne zasady. Nigdy nie słyszałem o przywódcy mającym dwóch partnerów. Dlaczego nie spytasz go dziś wieczorem? - Tak, zrobię to. – Pozwolił, by sarkazm przetoczył się przez jego język. Nie było do diabla mowy, żeby zapytał Króla Kylena o cokolwiek. Król mógł wydawać się być wyrozumiałym facetem, ale Hart widział moc pulsującą w powietrzu wokół króla. Rhaegar był najbliższy temu, by kiedykolwiek planował zbliżyć się do mężczyzny z mocą. Hart wyprostował mankiety i zignorował przewrócenie oczu swoich przyjaciół. - No cóż, jeśli skończyłeś już ze strojeniem się, powinniśmy iść. – Rhaegar wyciągnął ręce do swoich partnerów i splótłszy palce, trio wyszło z jaskini. Uczucie zazdrości przemknęło przez Harta. Tęsknił za tą samą więzią z inną duszą, ale wątpił, by mógł poradzić sobie z więcej niż jednym partnerem. Rhaegar radził sobie tak dobrze tylko dlatego, że pozwolił swojemu małemu zmiennemu krukowi wszystko organizować. Jak na dużego, potężnego przywódcę smoków, Rhaegar był mocno owinięty wokół łap i pazurów swoich partnerów. Hart przyjrzał się swojemu, odzianemu w niebieski, ramieniu i po raz ostatni westchnął smutno za czerwonym materiałem zanim pospieszył za triem. Gdyby nie poszedł, Rhaegar dotrzymałby swojego słowa i zawlókłby go na przyjęcie, ubranego czy nie. Z jaskiń smoka do zamku był krótki spacer, a jeszcze krótszy lot, ale Hart nie chciał zjawić się na przyjęciu w swoich zwykłych skórzanych spodniach po przemianie. Zbyt dużo czasu spędził na strojeniu się na to przyjęcie, by popsuć to zmianą. Tempo Harta spowolniło się trochę, gdy doszli do bram zamkowych. Nie mógł wyjaśnić swojej niechęci, ale im bliżej podchodził, tym bardziej malutkie smoki nurkowały i wirowały w jego żołądku, aż myślał, że zrezygnuje. A co jeśli znajdzie swojego partnera? Wszystko się zmieni. - Chodź, Hart. Nie marudź – zawołał Leif. - Myślałem, że chcesz znaleźć partnera. – Rhaegar zmarszczył brwi, zniecierpliwiony jak zwykle dla każdego poza swoimi partnerami.
~ 9 ~ - Chcę. Ale co, jeśli go tam nie ma? – Co jeśli Hart pójdzie na przyjęcie i nikogo nie znajdzie? To będzie gorsze od odrzucenia. Blake złapał ramię Harta i pociągnął go do przodu. - Wtedy pójdziesz do Watahy Moon i znajdziemy ci seksownego zmiennego wilka. Hart się roześmiał i posłał Blake'owi kpiące spojrzenie. - Nie miałby nic przeciwko posiadaniu wilka. Leif odepchnął go od Blake'a. - Zdobądź własnego. Hart naprawdę lubił partnerów Rhaegara. Zamek błyszczał tysiącem świateł, które fae zapaliły na powitanie balowiczów. Spojrzenie Harta przenosiło się dziko raz w lewo raz w prawo, próbując nie przegapić tych wszystkich pięknych mężczyzn i kobiet idących holem. Gdyby mrugnął, mógłby przeoczyć swojego partnera. Problem z fae był taki, że wszyscy byli wspaniali. Jak ktokolwiek mógł wybrać jedną podobną do modela piękność spośród tego tłumu? Byli prawie klonami doskonałości. - Szkoda, że nie ma żadnych kruków. Kolega lotnik byłby dobrym wyborem – oznajmił Leif przeszukując tłum. Hart nie miałby nic przeciwko latającemu towarzyszowi, ale skądś wiedział, że jeden z fae był przeznaczony być jego. Cholera, naprawdę nie chciał trójkąta. Przyglądanie się jak ktoś inny dotyka jego partnera zniszczyłoby go. Znał siebie wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że nie potrafił się dzielić. - A właściwie, dlaczego jest tutaj wasza trójka? – Właśnie przyszło mu do głowy, że jego przyjaciele nie musieli być obecni na tym wydarzeniu. Z pewnością nie szukali czwartego. Leif wypatroszyłby każdego intruza swoimi szponami. - Leif powiedział, że musimy tu być dla moralnego wsparcia, a Blake nalegał na tańce. – Rhaegar spiorunował wzrokiem swoich partnerów, którzy odpowiedzieli na jego narzekania szerokimi uśmiechami. - Nie wiedziałem, że tańczysz. – Czy Rhaegar był dostatecznie elastyczny, by tańczyć? Potężny zmienny smok nie miał tej precyzyjnej elegancji, co jego partnerzy.
~ 10 ~ Hart będzie musiał bliżej na to zwrócić uwagę. Będzie mógł się potem przekomarzać przez wiele lat. - Ja nie. – Rhaegar nie wyjaśnił swojego stwierdzenia. Hart wszedł do sali balowej i potknął się, prawie podstawiając nogę Blake'owi, który szedł przed nim. Rhaegar warknął. - Ostrożnie. – Zgarnął Blake'a z drogi Harta w swój troskliwy uścisk. - Przepraszam, Blake. – Hart posłał przepraszający uśmiech przyjacielowi. Przywódca smoków prawie patologicznie troszczył się o swoich partnerów. Biorąc pod uwagę to, że sami w sobie byli przystojniakami, Hart sądził, że Rhaegar przesadzał ze swoim troskliwym zachowaniem, ale może zmieni swoje zdanie, kiedy sam znajdzie partnera. - Przepraszam. – Rozległ się za nim miękki głos. Hart się odwrócił, by znaleźć małego fae trzymającego półmisek jedzenia. Zszedł na bok, żeby cudowny mężczyzna mógł przejść obok niego. - Ależ proszę. Za fae rozchodził się pyszny zapach. Hart powąchał jeszcze raz. Zapach żyznej ziemi i kwiatów wypełnił nos Harta. Mój! Wewnętrzny smok Harta rzucił ostrzeżenie innym, którzy myśleli o dotknięciu ich fae. - Jedzenie świetnie pachnie, prawda? – Oczy Blake'a zapaliły się, kiedy przyglądał się długiej linii stołów bufetu. - Tak, prawda. Dogonię was później. – Jedzenie nawet w połowie nie pachniało tak dobrze jak mężczyzna je niosący. Hart podążył za małym fae. No dobrze, może jak na fae nie był maleńki, ale do zmiennego smoka ledwie sięgał ramienia Harta. Mógł się założyć, że cudowny kelner będzie dobrze wyglądał wtulony w ramiona Harta albo pod jego ciałem, kiedy będzie go pieprzył na stosie poduszek, które Hart używał, jako swoje łóżko. Obserwował przez kilka minut pysznie pachnącego mężczyznę, reorganizującego stół, zanim ośmielił się podejść.
~ 11 ~ - Cześć jeszcze raz. Fae szybko rzucił okiem przez rzęsy zanim ponownie spojrzał w dół. - Cześć. Proszę bardzo poczęstuj się. Jest tego mnóstwo. Tańce zaczną się za parę minut. Fae spróbował iść dalej. Hart wszedł mu w drogę. - Jedzenie nie jest tym, co mnie interesuje. Jak masz na imię, mój piękny? Strach przemknął przez twarz mężczyzny. Zrobił krok do tyłu. - Jestem Noel. - Cześć, Noel. Jestem Hartmut, ale moi przyjaciele nazywają mnie Hart. Mogę ci w czymś pomóc? - Nie. – Noel potrząsnął głową. – Nic mi nie trzeba. Jeśli tylko mnie przepuścisz. Hart odsunął się na bok. Nie chciał wystraszyć pięknego mężczyzny. Jeśli instynkty Harta miały rację, płochliwy kelner był jego partnerem. Miał mnóstwo czasu, by spróbować zwabić delikatnego fae do swojego boku. Jak tylko Noel zniknął z widoku, Hart odszukał Rhaegara. Przywódca smoków spędzał więcej czasu w zamku fae niż Hart. - Wiesz cokolwiek o fae o imieniu Noel? - O asystencie króla? – zapytał Rhaegar. - Nie sądzę. On roznosi jedzenie. Z pewnością asystent króla nie roznosiłby półmisków. Myślę, że on jest jednym z kuchennego personelu albo coś podobnego. Myślę, że on może być moim partnerem. Rhaegar zwęził oczy na Harta, jakby szukając prawdy w jego duszy. - W takim razie go nie znam. Jedyny Noel, którego znam, jest prawą ręką króla. Dlaczego nie pójdziesz zapytać Króla Kylena? Powinien znać imiona ludzi na swoim terenie. - Może. – Jego smok wolał zrobić to na własną rękę. Pójście do króla i otrzymanie wszystkich odpowiedzi podanych jak na tacy zabierały trochę z uroku polowania. Pytanie kumpla się nie liczy, ale formalne zapytanie do króla wyglądało na oszukiwanie.
~ 12 ~ Hart przejrzał pokój, ale nikt inny nie zwrócił na siebie uwagi jego wewnętrznej bestii. Jego smok nalegał, by Noel był jedynym, na którego będą polowali. Oparłszy się o ścianę, Hart czekał, by zobaczyć czy piękny fae wróci. Jeśli los ich sobie przeznaczył, by byli partnerami, sprowadzi Noela ponownie na orbitę Harta. Minęło pięć minut, potem dziesięć, i Hart prawie zaczął przesłuchiwać personel, gdy w końcu dostrzegł Noela. Stał na środku pokoju dyrygując służącymi. Władcze zachowanie Noela wskazywało, że musiał często robić tego typu rzeczy. Cholera, Hart nie chciał być tak blisko rodziny królewskiej fae. Może był inny Noel. Hart odetchnął głęboko. Jego fiut stwardniał, a serce waliło szybkim rytmem, którego nie mógł powstrzymać. Podszedł do Noela i stanął za nim, czekając by go zauważył. Wyczuwając go, Noel się obrócił. - Odejdź, smoku. - Dlaczego? Możesz być moim partnerem. – Jego wewnętrzny smok warknął na odrobinę wątpliwości, nawet jeśli nie wiedzieli tego na pewno. - Skąd smoki mogą wiedzieć? – zapytał Noel. Fae zachowywał ostrożną odległość między nimi. Hart podszedł wystarczająco blisko, by przyprzeć Noela do stołu. - Aby mieć pewność, smoki uprawiają seks. – Przysunął nos do szyi Noela, delektując się jego zapachem. Pozwolił, by trochę nagrzanego oddechu omyło obnażony kark Noela. Noel westchnął, wolnym zadowolonym dźwiękiem. Fiut Harta podskoczył na ten dźwięk. Niezdolny i niechętny oprzeć się pokusie, Hart przywarł do punktu tętna na szyi Noela, a potem lekko uszczypnął. Wybuch smaku przesunął się po jego języku. Więcej. Potrzebował więcej, by pożerać, smakować, wziąć i oznaczyć mężczyznę pod nim, jako jego. Mój. Jego wewnętrzny smok mruknął nisko. - O rany. – Noel odchrząknął. Położył ręce na piersi Harta. Chwilę zajęło Hartowi uświadomienie sprawę, że Noel próbuje go odepchnąć. Cofnął się.
~ 13 ~ - Co jest? - Nie chcę partnera. W Harcie wezbrał ból, aż nie mógł oddychać. Pomyślał, że znalazł swoją drugą połówkę tylko po to, by zostać odrzuconym. Bestia w nim warknęła na jego niezadowolenie. Cofnął się, gotowy odejść. Noel powtórzy ruch Harta, pocierając ręką po piersi Harta, jakby mógł wyczuć jego smutek. - Nie bierz tego w niewłaściwy sposób. Jestem pewny, że jesteś świetnym smokiem, ale już straciłem jednego partnera. Nie sądzę, żebym mógł przeżyć śmierć kolejnego. - Smoki nie tak łatwo zabić. – Hart zmarszczył brwi na pomówienie odnośnie smoczego rodzaju. - Czy smoki nie posiadają dwóch partnerów? – Noel odsunął się od Harta. Poprawił koszulę, a potem strzepnął kłaczek, poświęcając temu ruchowi więcej uwagi niż to było konieczne. - Nie zawsze. Nie jesteśmy tacy jak fae. Niektórzy z nas mają tylko jednego partnera. – Hart chwycił Noela za rękę i odciągnął go na bok i z dala od tłumu. - Więc mógłbym być jedynym? Twoją jedyną szansą na partnera? – Przerażona mina Noela szarpnęła uczuciami Harta. - Tak. – Hart puścił swój uścisk na Noelu. – Nie chcę na ciebie naciskać, ale byłbym wdzięczny, gdybyś dał mi szansę. Chodź ze mną na kolację i będziemy mogli porozmawiać. Może sie okazać, że jednak nie jesteśmy partnerami. – Nie wierzył w to ani przez sekundę. - Nie wiem. – Rozbita mina Noela prawie sprawiła, że Hart odszedł. - Proszę. – Hart mógł być znany ze swojej dumy, ale opadłby na kolana pośrodku przyjęcia, gdyby to przekonało Noela do dania mu szansy. Noel przesunął spojrzeniem w lewo, potem dalej, wszędzie tylko nie na Harta. Hart przykrył policzek Noela i przechylał jego głowę, dopóki ich oczy się nie spotkały. - Proszę.
~ 14 ~ Sekundę później, Noel kiwnął głową. - Okej. Ugotuję ci kolację i możemy porozmawiać. - Naprawdę? – Nie myślał, że Noel zgodzi się tak łatwo. - Tak. – Mało entuzjastyczna odpowiedź Noela osłabiła determinację Harta. - Nie będę nikogo zmuszał, by był moim partnerem. – Jego smok podrapał go w środku i zawarczał w proteście, ale Hart nie mógł sprawić, żeby Noel go chciał. To zabiłoby Harta, gdyby pchnął Noela w związek, na który nie był gotowy, albo którego nie byłby w stanie zaakceptować. Noel oblizał wargi, takim rozpraszającym ruchem, zanim przemówił jeszcze raz. - Nie. Naprawdę chciałbym cię poznać. Po prostu nie spodziewałem się, że spotkam mojego następnego partnera i… lubię gotować. Przygotuję ci jutro kolację, jeśli chcesz. Cholera, on jest zachwycający. Hart nie sądził, że jego partner fae mógłby stać się jeszcze słodszy, ale ten nerwowy, jąkający się przystojniak wywoływał u jego smoka mruczenie. - Z przyjemnością. Obawiam się, że bardziej jestem zjadaczem niż kucharzem. – Kucharskie umiejętności Harta były minimalne w najlepszym wypadku. Specjalizował się w przypiekaniu ogniem. Niepewny uśmiech Noela szarpnął za jego serce. - W takim razie okej. Spotkamy się jutro przed zamkiem o siódmej. Mój apartament trochę trudno znaleźć i nie chcę, żebyś się zgubił. Teraz, kiedy poczuł zapach Noela, fae już nie mógł ukryć się nigdzie na świecie przed Hartem. Smoki mogły wytropić każdego, kogo chociaż raz powąchały. Zatrzymał tę wiedzę dla siebie. Dzikie spojrzenie Noela nie zachęcało Harta, by podzielić się swoją super prześladowczą mocą. - To do zobaczenia. Nie mogę się doczekać, żeby lepiej cię poznać. – Jeśli nic więcej, to chociaż zje smaczny posiłek z cudownym fae. Gdyby Noel zdecydował się go odrzucić, Hart przynajmniej zachowa o nim jedno dobre wspomnienie. Hart życzył Noelowi dobrej nocy. Jego uczucia szalały na rozdzielenie, jeśli jednak zostałby jeszcze trochę dłużej, nie byłby w stanie się pożegnać. Jednak to, że Noel nie chciał tylko partnera, ale jego, trochę udobruchało Harta. Z ciężkim sercem, skierował
~ 15 ~ się na dziedziniec. Wzywał go komfort jego jaskini. Kamienie i złoto nigdy nie zawodzą smoka. Czy kiedykolwiek będzie mógłby związać się ze swoim przeznaczonym partnerem, czy dotychczasowe doświadczenia Noela nie dopuszczą do zobowiązań? - Hart! – Na korytarzu rozległ się głos Rhaegara, ale on się nie odwrócił. Nie miał energii, by stawić czoła przyjacielowi czy szczęśliwym partnerom Rhaegara. Jak los mógł dać jednemu smokowi dwóch partnerów, a drugiemu jednego, który tak naprawdę go nie chciał? Nie winił Rhaegara. Zazdrość była brzydkim uczuciem, które próbował zatrzymać dla siebie. Pomachał na do wiedzenia nad ramieniem, ale się nie zatrzymał. Rhaegar wytropi go później na rozmowę w cztery oczy. W tej chwili, nie mógłby znieść mieszania w tym wszystkim. - Powinienem założyć czerwony garnitur. – Nawet się nie rozebrał zanim skoczył w powietrze, niszcząc swój garnitur, kiedy się zmienił. Nigdy więcej nie chciał już nosić tego ubrania. Znalezienie swojego partnera powinno być szczęśliwym wydarzeniem, a nie takim wypełnionym niepokojem i smutkiem. Może po prostu powinien wysłać Noelowi pozdrowienia i trzymać się z daleka. Noel tak naprawdę go nie chciał. Hart był sam od wieków. Dlaczego cokolwiek zmieniać? Krzyk wydobył się z jego gardła, gdy leciał. Przytuli się do swojego zgromadzonego złota i znajdzie pociechę w swoim skarbie. Może do jutra, będzie mógł stawić czoła nowemu dniu bez gorzkiego smaku smutku i żalu. Tłumaczenie: panda68
~ 16 ~ Rozdział 3 Noel przyglądał się jak Hart odchodzi. Jego serce skręciło się w węzeł, uczucie, które miał nadzieję, że solidny organ ponownie nigdy nie dozna. Nie chciał zranić uczuć Harta. Ten potężny mężczyzna miał łagodną wrażliwość w wyrazie swojej twarzy, gdy on odrzucił pomysł, że są partnerami, i jakby zaoferował Noelowi bezcenny dar i oczekiwał, że zostanie zwrócony z rozdartym papierem i poszarpanymi wstążkami. Jaka osoba nie pragnęła wybranego przez los partnera? Noel wciąż pamiętał to żywe, oszałamiające podniecenie, kiedy pierwszy raz spotkał Paryisa. Noel zabrał Hartowi to, co powinno być w życiu radosnym wydarzeniem i zepsuł to. Noel potarł swój brzuch; to groziło zwróceniem tej niewielkiej ilość jedzenia, jaką wcześniej przełknął. Z mdłościami i niespokojny, nie wiedział jak długo tak stał zanim Kylen nie przerwał jego wewnętrznego dialogu. - Wszystko w porządku, Noel? – Kylen pojawił się przy nim, jego spojrzenie było badawcze. Co zobaczył król, gdy zajrzał w oczy Noela? Noel czasami się zastanawiał czy Kylen nie ma więcej mocy niż komukolwiek pozwolił się dowiedzieć. - Tak, dlaczego? – Próbował skupić się na królu zamiast marzyć o swoim partnerze w niestosowny sposób. Hart jutro wróci; jeszcze go nie stracił. - Wyglądasz tak, jakbyś stracił swoją ulubioną zabawkę. – Farro zawinął ramię wokół króla, ruchem tak swobodnym i naturalnym, jakby łączyły się dwa kawałki układanki. Pasowali do siebie. Kiedyś, jego partner Paryis robił to samo z nim. - Spotkałem mojego drugiego partnera – wymamrotał. Wymówienie tych słów wymagało wysiłku, jakby jego usta buntowały się na sformułowanie zdania. Na to stwierdzenie powinien być tu Hart. Byłby, gdyby Noel nie był idiotą. - To świetnie! – Farro poklepał go po plecach. Jego spojrzenie przenosiło się z Kylena do Noela. – Nie jest tak? - Straciłem mojego pierwszego partnera przed laty w pożarze. – Noel wydusił te słowa ze swoich ust, bolesne samogłoski i spółgłoski otarły się o jego język niczym odłamki stłuczonego szkła.
~ 17 ~ - Przykro mi. – Farro zostawił Kylena, by zawinąć ramię wokół Noela i uścisnąć. Noel prawie odskoczył, dopóki nie zdał sobie sprawy, że to jest sposób zmiennego wilka na ofiarowanie sympatii i pocieszenia w bólu Noela. Odprężył się w gorącu Farro, wchłaniając pociechę, której długo sobie odmawiał. Łzy nieproszone spłynęły po jego policzkach, dopóki nie skończył szlochem na ramieniu Farro. - Szz, mam cię – szepnął Farro, kołysząc łagodnie Noela z boku na bok. - Musisz przytulać mojego krewnego? – Oschły ton Kylena wytrącił Noela z jego żalu. - Tak, muszę. – Farro uścisnął mocniej Noela, jakby chciał podkreślić swoje działanie. Noel roześmiał się przez łzy, a potem delikatnie wyswobodził się od partnera króla. - Dziękuję, Farro, doceniam twoją troskę. Kylen prychnął. - Jeszcze więcej troski, a będę musiał wyrzucić cię przez okno, sekretarz czy nie. Noel otarł oczy wierzchem dłoni. - Twój partner jest bardzo miły. - Musisz porozmawiać z mężczyzną, który myślisz, że jest twój. – Twardy ton Kylena nie zostawiał żadnych niedomówień. – Zaprzeczanie swojemu partnerowi może odnieść odwrotny skutek. Los nie lubi, gdy udaremnia się jego zamiary. Noel zadrżał w ciepłej sali balowej. - Nie wiem czy potrafię ponownie się związać. Gdybym stracił kolejnego partnera… ten pierwszy raz prawie mnie załamał. Kylen chwycił Noela za ramię. - Ale tak się nie stało. Jesteś jednym z najsilniejszych ludzi, jakich znam. Zasługujesz na szczęście, tak samo jak twój partner. Kto to jest? - Hart. – Duży, wspaniały zmienny smok Hart z życzliwymi oczami, oszałamiającym uśmiechem i największymi cholernymi ramionami, jakie Noel kiedykolwiek widział.
~ 18 ~ - Hartmut jest najlepszym przyjacielem przywódcy smoków Rhaegara. Spotkałem Harta kilka razy i wydawał się być dość miłym smokiem. Chciałbyś kilka dni wolnego, by lepiej go poznać? Może jeśli spędzicie trochę czasu razem, związek nie będzie wydawał się tak przerażający. Noel przygryzł paznokieć od kciuka i zastanawiał się czy się ponownie nie ukryć pod swoimi okryciami. Może był trochę za stary na robienie z nich namiotu, ale dobre staromodne kuleniem się pod kocami działało dla niego. - Powiedziałem mu, że zjem z nim jutro kolację. Farro trącił go łokciem. - Dobry początek. Nie ma nic złego w powolnym rozwoju spraw. - Dziękuję za twoje wsparcie. – Kiedy Farro i Kylen pierwszy raz się spotkali, Noel nie miał pojęcia jak wielkim atutem dla króla będzie Farro. Zmienny wilk wydawał się mieć całe współczucie, którego czasami jego praktycznemu partnerowi brakowało. Farro się uśmiechnął. - Pójdę porozmawiać z Rhaegarem. Nie gadaliśmy ani przez chwilę, a Blake zawsze ma najnowsze plotki. Kylen obserwował Farro, dopóki zmienny wilk nie wtopił się w tłum, a potem odezwał się jeszcze raz. - To sposób mojego partnera, by dać nam kilku minut sam na sam. Czy jest coś, co mogę zrobić, by rozwiązać tę sytuację? - Nie. Kusi mnie, by uciec i ukryć się, ale to nie byłoby uczciwe wobec Harta. Zamierzam zrobić mu kolację jutro wieczorem. – Może nie zasługiwał na drugą szansę, ponieważ nie potrafił ochronić swojego ukochanego ostatnim razem. To nie oznaczało, że porzuci swojego drugiego partnera. Idea ponownego sparowania się powoli zatapiała się w umyśle Noela. Życie było pełne strat. Ukrycie się w swoim pokoju ani trochę nie złagodzi bólu, nawet jeśli Hart zostałby jutro zabity. Przynajmniej nigdy nie straci Harta z powodu ognia. Smocze łuski Harta ochronią go. - Nie spiesz się i daj mi znać, jeśli będzie coś, co mogę zrobić. A teraz już nie przeszkadzam. – Kylen poklepał ramię Noela zanim skierował się w tę samą stronę, w którą poszedł jego partner. Król nigdy nie rozstawał się z Farro na długo. Noel słyszał,
~ 19 ~ że spotkania rady stały się bardziej interesujące, ponieważ Farro nie miał problemu z dzieleniem się swoimi wizjami na temat polityki fae. - Słyszałem, że złamałeś serce mojemu przyjacielowi. – Twardy, dudniący głos za nim zmroził duszę Noela. Niechętnie odwrócił się wkoło, by napotkać wściekłe spojrzenie przywódcy smoków. Widok partnerów Rhaegara oskrzydlających go z obu stron złagodził trochę strach Noela. Zmienny kruk i wilk trzymali krótką smycz na ich większym, bardziej gwałtownym partnerze. - Witam, panowie. – Zrobił lekki ukłon ustępstwa. - Jeśli skrzywdzisz Harta, uszkodzę cię. – Dym uleciał z lewego nozdrza Rhaegara. - Nie bądź taki zrzędliwy, kochanie. Nie znasz całej historii. – Leif zawinął rękę wokół ramienia zmiennego smoka. Zacięta mina Rhaegara roztopiła się, gdy spojrzał na swojego partnera. - Hart cierpi – zaprotestował Rhaegar. – Z Noelem rozmawiał, jako ostatnim. Nie jest trudno złożyć fakty razem. - Czasami droga parowania nie idzie tak gładko. Nie śpiesz się z interwencją, kiedy tak naprawdę to nie jest twój interes. – Leif pukał palcem w pierś zmiennego smoka. Różnica wielkości między mężczyznami powinna sprawić, by Leif był ostrożny, co do reakcji Rhaegara, ale kruk wydawał się nie bać swojego partnera. - Może po prostu zabierzemy Noela z nami, dopóki nie obieca naprawić rzeczy? – Rhaegar wystąpił do przodu, ale został powstrzymany przez swoich partnerów. - Ale to się nazywa porwanie. – Blake przebiegł uspokajająco ręką wzdłuż ramienia Rhaegara. – Oni muszą załatwić to sami. Bez naszej ingerencji. Wow. Nie wiedział, że prawie dzikie smoki mogą wydymać wargi. - Zaproponowałem, że ugotuję mu jutro kolację. – Ilu ludziom będzie musiał powiedzieć o swoich planach zanim będzie mógł uciec i ukryć się w swoich pokojach? Teraz, kiedy spotkał swojego partnera, mógł wyjść z przyjęcia. Personel trzymał wszystko dobrze pod kontrolą i w tym momencie, Noela nie obchodziło już czy popsują całe jedzenie i otrują balowiczów. Miał dość.
~ 20 ~ - Postępuj z nim ostrożnie, Noel. Hart może być twardym smokiem, ale ma miękkie serce. Baw się dobrze. Ja zabieram moich partnerów do domu. – Rhaegar się odwrócił, by odejść. Noel widział jak Farro przechwytuje trio zanim nie odeszli zbyt daleko. Nawet nie ukrywał, że podsłuchuje. - Hej, nie zamierzacie zostać na trochę? Blake się uśmiechnął. - Przyszliśmy tylko po to, by udzielić Hartowi emocjonalnego wsparcia. To było słodkie ze strony przywódcy smoków. Nie pomyślałby tego o Rhaegarze. Może nie powinien osądzać ludzi zanim naprawdę ich nie pozna. - To był pomysł Leifa. – Blake wskazał na zmiennego kruka. Farro się uśmiechnął. - To miło z jego strony. Chytry uśmiech, który Leif posłał Noelowi, nie uspokoił go, co do zamiarów kruka. - Dobrej nocy. – Leif zawinął ramię wokół pasa Blake'a, a potem podążyli za Rhaegarem na zewnątrz. Noel walczył z pragnieniem pobiegnięcia za nimi. Był jakiś blask w tym szczęśliwym triu, które zapraszało innych do podejścia i podzielenia się ich radością. Przez jeden gwałtowny moment, ugodził go gorący nóż zazdrości. Chciał tego jeszcze raz. - Szkoda, że pozwoliłeś swojemu partnerowi umrzeć, bo teraz to ty mógłbyś uciekać ze swoim kochankiem. – Słowa wypowiedziane tym znajomym, nienawistnym tonem zmieniły zawartość żołądka Noela w mdlący szlam. Odwrócił się. - Cześć, Voghr, co cię tu sprowadza? Dziesięć lat minęło odkąd ostatni raz widział swojego szwagra. Jak tylko jego partner i córka umarli, Noel opuścił jasne królestwo fae i nigdy się nie obejrzał. Nie cierpieli jego sparowania się z jednym z ich rodzaju, a jego powinowaci nigdy nie
~ 21 ~ pozwolili mu zapomnieć tego, co uważali za jego genetyczne skazy. Dlaczego miałby tam zostać i przyjmować obelgi skoro nie mógł już być ze swoim partnerem? - Nie mogłem zignorować dekretu naszego znamienitego króla. – Sarkazm żył niczym wibrująca siła w tonie Voghra. - Rozumiem. – A tak naprawdę nie. Voghr zignorowałby Kylena, gdyby to mu odpowiadało. Voghr podszedł bliżej. Zbyt blisko. Noel się cofnął, instynktownie robiąc dystans między nim, a człowiekiem, który wywoływał konflikty w całym jego sparowanym życiu. Paryis wydawał się nigdy nie zauważać podstępów swojego brata, woląc raczej wierzyć w to, co najlepsze u jego brata. Noel niejednokrotnie walczył z niezachwianą determinacją Paryisa, by wierzyć tylko w to, co najlepsze w Voghrze. - Chciałem również zobaczyć ciebie. – Przerażający uśmiech Voghr'a ani trochę nie złagodził niepokoju Noela. - Dlaczego? - By zobaczyć jak sobie radzisz. Zawsze byłeś tak przebiegły jak szczur. Nigdy nie mogłem dojść jak ocalałeś z tego ognia. - Ani ja. – Wspomnienia gorąca i płomieni, a potem ciemności, zagroziły, że go opanują. Jeszcze teraz, miał niewielką bliznę z tyłu szyi, gdzie coś uderzyło go podczas pożaru. - Jaka szkoda, że nie byłeś tym, który umarł zamiast Paryisa. Tego dnia straciłem brata. Moją jedyną rodzinę. - Brata i bratanicę – poprawił Noel. Voghr nigdy nie uznawał ich córki, gdy żyła. Noel nie zamierzał także teraz pozwolić mu się wykręcić. - Hmm. – Voghr uśmiechnął się kpiąco. Jego oczy miały ten dobrze znany szyderczy wyraz. Noel żałował, że nie nosi noża. - Co ma znaczyć to hmm? Sansha miała krew twojego brata, płynącą w jej żyłach. Jak możesz się jej wypierać? – Noel zacisnął pięści. Tylko jeden cios. - Ktoś czemuś zaprzecza? – Voghr rozejrzał się wkoło zanim przemówił jeszcze raz, najwyraźniej uspokojony sąsiedztwem innych od nich. – Potrzebuję szpiega na dworze króla i ty będziesz moim.
~ 22 ~ Noel się roześmiał, ostrym dźwiękiem bez wesołości. - Dlaczego miałbym ci w czymkolwiek pomóc? – Nie podstawiłby nogi trollowi, gdyby ten zaatakował Voghr’a. - Ponieważ mam coś, czego chcesz. – Voghr przebiegł palcem po kokardzie na przedzie klapy swojej marynarki. Zanim Noel mógł odpowiedzieć, Voghr zniknął. Noel stał jak zamrożony. Ta wstążka. Wplótł ją we włosy Sanshy tej nocy pożaru. Zrobił ją na zamówienie u przyjaciela tkacza. - Wracaj tu! – wykrzyknął Noel. Voghr nie mógł otworzyć portalu w zamku, nie przy zabezpieczeniach króla. Musiał użył swoich czarów, by prześliznąć się przez tłum. Czyżby Sansha wciąż żyła? Tłumaczenie: panda68
~ 23 ~ Rozdział 4 Przed następną nocą, Noel wciąż nie miał żadnych odpowiedzi. Był w kontakcie z kilkoma jasnymi fae, które przeprowadziły się do ciemnego królestwa po tym jak Kylen przejął władzę. Każdy z nich twierdził, że nic nie wiec o Sanshy. Zamiast tego, spoglądali na niego z litością i niemałym niepokojem, jakby jego szaleństwo mogło być zaraźliwe. Gdyby wciąż żyła, dlaczego Voghr próbował użyć jej, jako karty przetargowej dopiero teraz? Dlaczego nie wcześniej? Co się zmieniło? Noel chodził tam i z powrotem, gdy czekał na Harta, niezdolny do pozostania nieruchomym, kiedy jego umysł wirował od możliwości. Przy tym tempie, kamienne płyty zostaną wydeptane zanim zje kolację. Zerknął na zegarek. Dziesięć minut po czasie. Może Hart zapomniał? Jak tylko naszła go ta myśl, wiedział, że się myli. Hart go pragnął, a smoki nie były znane z odpuszczania czegokolwiek, co cenili. Ogromny złoty smok sunął ku ziemi zanim uderzył o grunt. Obserwując nadejście Harta, Noel zamknął gwałtownie usta w potrzebie przełknięcia śliny, kiedy złota bestia przemieniła się w mężczyznę ubranego w skórzane żółte spodnie i kamizelkę zrobioną ze złotych łusek. Cholera, Hart był imponujący w którejkolwiek postaci. - Ładne lądowanie. – Nawet przejęty swoją córką, widok męskiego zmiennego smoka uradował go. Hart się uśmiechnął. - Potrzeba do tego tylko trochę praktyki. Noel podejrzewał, że było to trochę niż więcej, ale nie będzie dyskutował o semantyce. Nigdy nie będzie zdolny przemienić się w inną istotę. - Jak się masz dziś wieczorem? – Skrzywił się na swój sztuczny ton, ale wpadał w charakterystyczną formalność, gdy nie wiedział, co powiedzieć. Nigdy nie był towarzyskim motylem, a jego niezdarność nie przygasła z czasem. Paryis to rozumiał. Może Hart też. Hart podszedł bliżej, jakby chciał dotknąć Noela, ale zatrzymał się kilka kroków przed nim.
~ 24 ~ - Miło cię znowu widzieć. Dziękuję za zaproszenie. - Nie ma za co. Chodź ze mną, a pokażę ci wszystko. – Cholera, musiał się odprężyć. Jeśli będzie się tak dalej zachowywał, Hart pomyśli, że Noel już spisał go na straty. Nerwy. To wszystko były nerwy. Szli korytarzem w ciszy. Noel kiwał głową ludziom, kiedy go mijali, ignorując szerokie oczy i ukryte uśmieszki tych wtajemniczonych. Plotki rozchodziły się w zamku niczym infekcja zarazy, docierając do wszystkich po drodze z niepełnym zalążkiem wiedzy. Do tego czasu wszyscy usłyszą, że Noel i Hart są partnerami, chociaż Hart nie będzie wiedział na pewno, dopóki nie będą uprawiali seksu. Hart rozejrzał się, jego zainteresowane spojrzenie badało wszystko. - Jeśli się sparujemy, przyjdę zamieszkać z tobą – wyrzucił z siebie Noel. Cały dzień myślał nad logistyką i nie mógł wymyśleć żadnej innej możliwości. Smok nie czułby się dobrze w zamkowym środowisku, dopóki nie powróciłby na górę. - Naprawdę? – Zaskoczenie Harta popchnęło Noela do wyjaśnień. - Tak, słyszałem, że smokom trudno żyć bez ich skarbu. Nie zrobiłbym ci tego. Jeśli zostaniemy partnerami, powinniśmy spróbować i upewnić się, że obaj czujemy się komfortowo. Poza tym, tak naprawdę nigdy nie cieszyłem się z życia na zamku. – Chociaż zawsze mieszkał w jednym, nigdy nie lubił pompy i ceremonii, ani rodziny królewskiej, którzy uważali siebie za lepszych od innych. Kylen mógł być wyjątkiem, ale był w mniejszości. Hart zatrzymał się pośrodku korytarza. - Chcesz być moim partnerem, prawda? Nie byłem pewny. Dość już się wycierpiałeś. Współczucie w oczach Harta sprawiło, że Noel kiwnął głową na jego słowa. Cholera, los po raz drugi był dla niego łaskawy. Jego wcześniejsza niechęć go zawstydziła. Jak mógł prawie odrzucić tak świetnego faceta? - Tak. – A niech go, jeśli omal nie udusił się słowami. – Wycierpiałem. Mogę potrzebować trochę cierpliwości. Nigdy nie myślałem, że znajdę drugiego partnera. No proszę. To brzmiało rozsądnie. Mógł mieć dziesięć lat, by dojść do siebie po śmierci swojego partnera i córki, ale jakoś w swoich koszmarach o ogniu i przypalonym drewnie, wciąż czuł, jakby to było wczoraj.
~ 25 ~ Miał dużo do przemyślenia po wczorajszym wieczorze. O swojej córce, swoim nowym partnerze i o tym, czego chciał od życia. Paryis, z jego głębokimi dołeczkami i roześmianymi niebieskimi oczami, chciałby, żeby Noel był szczęśliwy. Zanim mógł powiedzieć coś jeszcze, Hart przyparł Noela do ściany, ignorując wszystkich innych. - Dobrze. Nie mogłem myśleć o niczym innym jak tylko o tobie wczoraj wieczorem. Jestem gotowy dać ci tyle czasu, ile chcesz albo potrzebujesz, jeżeli tylko ostatecznie będziesz mój. Bestia w mężczyźnie błyszczała z oczu Harta. Złote drobiny świeciły w jego źrenicach, niczym roztopiony ogień. - Mogę tylko obiecać, że spróbuję. – Hart zasługiwał na więcej. - I nie wpuścisz nikogo innego do swojego łóżka – nalegał Hart. Noel potrząsnął głową. - Nie miałem nikogo, kto by w nim do mnie dołączył, od dziesięciu lat. Wątpię, żebym teraz poddał się pokusie. - Dobrze. – Hart pocałował Noela. Noel oczekiwał, że wargi Harta będą twarde i dominujące, ale zamiast tego usta Harta otarły się o jego, miękko i delikatnie niczym skrzydło motyla. Delikatny uścisk zmienił się w bardziej cielesny, kiedy Hart przeszedł ze smakowania Noela w pożeranie go. Noel zajęczał i wepchnął się głębiej w ramiona Harta. Ktoś obok chrząknął i speszony śmiech wyrwał Noela z erotycznego zamroczenia, który Hart owinął wokół niego. Hart się uśmiechnął. - Smakujesz jak wszystko, co najlepsze na świecie. - Och. – Nikt nigdy wcześniej nie powiedział mu tego. Zachłanne płomienie żądzy lizały jego ciało. – Chodźmy do mojego apartamentu i z dala od naszej publiczności. Szybkie spojrzenie objęło śledzące każdy ich ruch gorliwe spojrzenia. Noel nigdy nie okazywał zainteresowania którymkolwiek z mieszkańców pałacu. Pogłoski o jego oziębłości zostały rozpowszechnione przez kilku mężczyzn, których odprawił, i nigdy