domcia242a

  • Dokumenty1 801
  • Odsłony3 287 266
  • Obserwuję1 919
  • Rozmiar dokumentów3.2 GB
  • Ilość pobrań1 957 408

Amber Kell - The Vampire Kings Husband

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :258.9 KB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

domcia242a
EBooki przeczytane polecane

Amber Kell - The Vampire Kings Husband .pdf

domcia242a EBooki przeczytane polecane Amber Kell
Użytkownik domcia242a wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 48 stron)

Prolog Król Vasska klęczał przed ołtarzem a jego długie włosy ślizgały się po ziemi. Pochylił się i dotknął czołem zimnej podłogi. Szorstki kamień ścierał warstwę skóry z jego twarzy, pozostawiając na niej piekący szlak. Wyrzucając ból z umysłu, zamknął oczy. To była jego ostatnia szansa i nic nie powstrzyma go od modlitwy. W gardle króla rosła gula, kiedy połykał łzy, zaciskając mocno oczy. Jeśli w tej chwili nie znajdzie partnera, nigdy nie weźmie ślubu. Wiedział to tak jak wiedział gdzie są gwiazdy i księżyce. Myśl, że spędzi sam całe swoje długie życie ciążyła mu niczym kamień na piersi. Jaki rodzaj władcy może przewodzić swoim ludziom nie mając serca? „Proszę bogini, znajdź mi partnera.” Jego chropowaty głos odbijał się echem od ścian jaskini. „Mężczyzna czy kobieta, przystojny czy brzydka. Nie dbam o to. Po prostu daj mi kogoś z dobrym sercem i głową na karku. Kogoś z kim mogę spędzać moje dni i noce. Błagam cię. Na krew moich przodków, proszę daj mi moją drugą połowę.” Podnosząc się z ziemi, podszedł do okrytego kamienia i klęknął przed nim. Wyciągnął ostry nóż zza swojego pasa i przeciął nadgarstek w poprzek. Oprócz miękkiego syku nie wydał już żadnego dźwięku gdy trzymał rękę nad ołtarzem, a krew kapała na powierzchnie kamienia. „Błagam cię bogini Amethio, opiekunko niewinnych, strażniczko słońca i gwiazd, swatko w niebie i piekle, jeśli masz choć odrobinę sentymentu dla mojego ludu, proszę daj mi kogoś do kochania.” Skłoniwszy głowę, pozwolił łzom płynąć, mieszając się z jego krwią. Jeśli to nie pomoże, to nie miał już żadnych pomysłów. Wszyscy inni z jego rodziny połączyli się już dawno temu ze swoimi partnerami. Tylko on chodził nadal samotnie po świecie.

Rozprzestrzeniały się pogłoski, że król Vasska został opuszczony przez bogów. Szepty bez wątpienia wyszły od jego brata Derla, następnego w linii do tronu. Klęcząc na szorstkich kamiennych schodach najsilniejszy od tysiąca lat król wampirów, trzymał twarz w dłoniach i płakał.

Rozdział 1 „Ile masz lat?” Bastion westchnął wiedząc, dokąd to zmierzało. „Dwadzieścia jeden, sir.” „Moi uczniowie są młodsi o połowę.” Kowal zaśmiał się. „Poza tym nie wyglądasz jakbyś mógł podnieść młot a co dopiero go użyć.” Krzepki mężczyzna podniósł ogromne ramię i zgiął, pokazując imponujące mięśnie. „Dzięki i tak.” Bastion skinął głową i odwrócił się szybko, więc kowal nie mógł zobaczyć wilgoci gromadzącej się w jego oczach. To tyle jeśli chodzi o kowala, jubilera, bankiera, i niemal wszystkich inne możliwe miejsca zatrudnienia, pomyślał Bastion. „Pogódź się z tym Bas, jesteś bezużyteczny.” Mruknął, kopiąc kamień na ulicy. Od śmierci rodziców dwa tygodnie temu jego życie zmieniło się na gorsze. Nie mogąc skorzystać z swojego majątku, aż skończy dwadzieścia pięć lat, Bastion Karr był skazany na pozbawionych skrupułów wujków. Jeden, który chciał, aby Bastion poślubił jego pechową pasierbice i drugi, który chciał osaczyć Bastiona w ciemnym korytarzu i chwycić go swoimi lepkimi palcami. Jednak Bas preferował mężczyzn w zbliżonym do siebie wieku i nie spokrewnionych z nim. Musiał znaleźć sposób, aby zdobyć pieniądze i wydostać się z piekła rodzinnego domu. Jego wujowie wtargnęli do posiadłości po śmierci jego rodziców i nie widział sposobu jak ich stamtąd wyrzucić. Obaj byli wpływowymi politykami i przekonali wszystkich, że byli tam, aby pomóc swojemu siostrzeńcowi w potrzebie. To niesamowite, że ludzie im uwierzyli. Jednak w rzeczywistości, Bas był głównie bezdomny i biedny. Banki nie pożyczą mu pieniędzy ze względu na jego wpływowych wujów i nikt go nie zatrudni, ponieważ był zbyt stary, by uczyć się zawodu. Chociaż Bas umiał mówić w dwudziestu językach, grać na instrumentach muzycznych i być gospodarzem na przyjęciach, nie były to przydatne umiejętności do pracy. „Ciągle szukasz pracy, synu?” W pobliżu zabrzmiał mrukliwy głos.

Bastion szarpnął głową. Odwracając się, zobaczył młodego mężczyznę stojącego obok niego. Miał długie szare włosy, szary srebrzysty garnitur, nawet jego skóra miała szary odcień. Szybkie spojrzenie potwierdziło, że także jego oczy były szare. „Tak. Ciągle szukam.” Jeśli ten człowiek obserwował go, to wiedział o wszystkich niepowodzeniach Basa. „Czy próbowałeś w zamku?” Bastion spojrzał na wielki złoty budynek w oddali i wzdrygnął się. Zamek króla wampirów był świadectwem genialnej architektury. Zadrżał. „Nie” Mężczyzna spojrzał na niego przenikliwymi bezbarwnymi oczami, przez co Bas pomyślał że starszy człowiek może czytać w jego duszy. Bas westchnął i zapytał z ciekawości. „Kogo zatrudniają?” „Dawców krwi.” Bas wzdrygnął się. „Ja-a nie sądzę, że mogę to zrobić.” Już sam obraz wampira gryzącego go wysłał wstrząs w górę i w dół kręgosłupa. „Czy masz lepszą ofertę?” Obraz jego wujów mignął przez jego umysł. „Nie.” Wyznał. Z jakiegoś powodu nie czuł, by roztropne byłoby okłamywanie tego człowieka. „Masz.” Mężczyzna wyciągnął kawałek papieru. „Dzięki temu przejdziesz przez bramę.” „Czy myślisz, że mogę to zrobić?” spytał Bas. „Masz krew, prawda?” Mężczyzna uśmiechnął się. Zaraźliwy śmiech człowieka sprowadził niechętny uśmiech na usta Basa. „Tak, mam.” Wziął papier z szybkim zerknięciem. Pismo rozciągało się na całą stronę ale Bas był zbyt nerwowy, aby skupić się na nim. Lekko drżącą ręką złożył je i wsadził do kieszeni. „Dz-dziękuję.” „Nie ma potrzeby dziękować chłopcze. Tylko pamiętaj, aby pójść.” Bas skinął głową. „Pójdę.”

* * * Bastion spojrzał na wysoką żelazną bramę wraz z uzupełniającym ją żołnierzem i prawie zawrócił. Papier drżał mu przez nerwy w ręku. „W czym możemy ci pomóc obywatelu?” Zapytał duży strażnik po lewej. Nerwowy, Bas nieśmiało przekazał papier nieprzyjaznemu mężczyźnie. Bojąc się mówić czekał w milczeniu, kiedy żołnierz przeglądał pismo. Oczy ostrożnie badały drobny druk przed przekazaniem go z powrotem z lekkim uśmiechem. „Idź w prawo na tyły i zaprezentuj się w kuchni. Morley porozmawia z tobą i sprawdzi, dla kogo nadasz się najlepiej.” Bas wydał miękkie westchnienie przed skinieniem głową. „Dz-dziękuję.” „Więc umiesz mówić”. Powiedział strażnik po prawej, jego ciemne włosy błyszczały w świetle zachodzącego słońca. „Zastanawiałem się, czy jesteś po prostu piękny i cichy.” Bas poczuł gorąco na policzkach wiedząc, że się zarumienił. Schylił głowę, aby ukryć zakłopotanie. „Zostaw w spokoju to słodkie maleństwo Larro”1 . Powiedział pierwszy strażnik grubymi palcami otwierając Żelazną Bramę. „Idź dalej.” Marząc by odejść od tej pary, Bas przebiegł obok szepcząc dziękuje. Nie mógł uwierzyć, że jego życie zredukowało się do stania się sługą krwi. Myśl o byciu ugryzionym przez wampira przyprawiała go o mdłości ale nie czuł się tak chory jak będąc znowu uwięziony przez wuja w ciemnym kącie. Nigdy więcej. Może nie był dość młody, aby być uczniem i miał nieprzydatne umiejętności ale nawet idiota mógł stać bez ruchu wystarczająco długo, aby zostać ugryzionym. Wyzwaniem będzie nie zemdleć ze strachu. 1 W oryginale jest sweet thing ale takie tłumaczenie bardziej mi pasuje i pojawia się także trochę później.

Drżąc, Bas ruszył za przechodzącymi ludźmi wiedząc, że w razie czego doprowadzą go do zamkowej kuchni. Słudzy z dużymi metalowymi tacami zawrócili stawiając ostrożne kroki i trzymając ciężary, przechodzili pod łukowatymi drzwiami. Bas podążył za nimi i wszedł prosto w chaos. Ludzie chodzili w te i z powrotem, odkładali tace i brali następne. Byli tam ludzie, którzy krzyczeli zamówienia, noże latały. W odległym kącie siedziało kilkunastu chłopców i dziewcząt w skórzanych spodniach, białych koszulach i czerwonych obrożach wylegując się na różnych taboretach, jakby czekali na wezwanie. Byli bardzo spokojni w obliczu takiej aktywności, co jeszcze bardziej wyróżniało ich w oczach Basa. Uderzyło go, że tym miał się właśnie stać, dawcą krwi. Bastion widział ich wcześniej w mieście ale nigdy z bliska. Stanowiło to teraz trochę przykry kontrast. Wyglądali jak zwykła grupa dziewcząt i chłopców. Nie wiedział dlaczego ale Bas zakładał, że powinni świecić podobnie jak ich magiczne kopie.2 „Ty tam! Czego chcesz?” Pomarszczony siwowłosy mężczyzna podszedł do Basa. Jego migotliwe niebieskie oczy rozszerzyły się, gdy zauważył wygląd chłopaka. Bez słowa Bas przekazał mu swoje pismo. „Dawca krwi, hmmm.” Ponownie zmierzył go wzrokiem od góry do dołu. Złapał jeden z błyszczących, złotych loków muskających ramię Basa. „Tak, proszę pana.” Odpowiedział Bas. Mężczyzna emanował władzą. Mógł poczuć mrowienie na swojej skórze. Prostując kręgosłup, stał spokojnie do inspekcji. „Jestem Morley. Jesteś ładnym mężczyzną. Myślę, że wyśle cię do komnaty króla. Ten facet zawsze docenia kogoś miłego dla oka, kiedy je. Nie rumień się 2 Nie bardzo wiem jak przetłumaczyć to zdanie. Jest trochę dziwne.

chłopcze. Nie mogę być pierwszym, który komentuje twój wygląd.” Morley pstryknął palcami. „Jorrell chodź tu. Weź tego chłopca, jak masz na imię?” „Bastion.” „Weź Bastiona do pokoju jego wysokości. Gdy go tam zostawisz, wróć do mnie. Słyszałem, że Lord Dallen przychodzi dzisiaj a jesteś jego ulubieńcem.” Rudy chłopiec zerwał się z krzesła i podbiegł, zielone oczy lśniły psotliwie. „Robi się, Morley.” Błysnął do Basa szerokim uśmiechem. „Chodź za mną.” Para ledwie przeszła przez drzwi, zanim Jorrell rozpoczął swoje przesłuchanie. „Więc Bas, skąd pochodzisz? Musisz być dobrze sytuowany, ponieważ masz piękną skórę. Czy twoi rodzice przysłali cię tu? Twoje włosy są naprawdę naturalne?” Bastion roześmiał się czując, że jego nerwowość topi się pod przyjaznym atakiem. Trudno być nerwowym koło młodego człowieka, który podskakuje naokoło ciebie niczym hałaśliwy szczeniak. „Pochodzę z Corvel, nie jestem już dłużej dobrze sytuowany, moi rodzice nie żyją i tak, moje włosy są naturalne.” Mógł powiedzieć, że Jorrell chciał kontynuować jego przesłuchanie, ale zatrzymali się obok masywnych drewnianych drzwi z wygrawerowanymi liśćmi i z królewskim herbem z polującym ptakiem. „To są kwatery króla. Wejdź do środka i uklęknij na łóżku. Nie rozbieraj się. Nigdy nie odpycha dawców krwi, nie tak jak niektórzy”. Zanim Bas mógł zapytać o tych niektórych, jego nowy przyjaciel popędził z powrotem w dół korytarza. Jak wściekłe motyle, nerwy trzepotały wewnątrz brzucha Basa. Co on tu robi? Może mógłby wrócić do swoich wujków i po prostu ukrywać się w nocy lub podczas dnia, albo w każdej chwili gdy myśleli, że może być sam. Cholera, nie ma wyboru. Wstrzymując oddech, Bas otworzył drzwi.

Rozdział 2 Vas spojrzał w górę, gdy otworzyły się drzwi. Jego kolacja w końcu przybyła. Wysłał już trzy notatki do Morley’a i zaczynał myśleć, że trzeba będzie złapać następnego sługę wędrującego korytarzem, zamiast czekać na właściwego dawcę krwi. Cała jego frustracja i gniew rozwiały się, gdy boski złotowłosy przeszedł przez drzwi. „Zabrało ci to wystarczająco dużo czasu.” Ryknął. Przybysz podskoczył. „Ja-a przepraszam, sir. To znaczy Wasza Wysokość.” Jego głos był miękki jak aksamit. „Przybyłem dopiero kilka minut temu.” Król przeszedł przez pokój i spojrzał na parę najbardziej niesamowitych niebieskich oczu jakie kiedykolwiek widział. „Masz szkła kontaktowe?” Smugi bladego różu pojawiły się na pięknych policzkach. „Nie, one są naturalne ale mam dużo soczewek.” Fascynujące. „Stań prosto.” Rzucił Vas. Nieśmiały piękny zamrugał kilka razy, zanim wyprostował się na pełną wysokość. Ledwo sięgał do ramienia króla. „Czyż nie jesteś po prostu maleńki?” Zapytał rozbawiony. Błysk gniewu zaiskrzył w tych pięknych oczach. „Jestem wystarczająco duży.” Vas prychnął, „Założę się, że jesteś.” Kolor pogłębił się na policzkach dawcy sprawiając, że chciał zobaczyć na ile sposobów można sprawić, by niewinny się zarumienił. Ale najpierw kilka rzeczy musiało być wyprostowanych. „Ile masz lat?” „Dwadzieścia jeden.” „Twoje imię?”

„Bastion.” „Skrót od Sebastion?” „Nie.” Vas nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. „Nie lubisz mówić, prawda mój słodki? Gdzie są twoi rodzice?” „Nie żyją.” Brak nadziei w słowach Bastiona mówił więcej niż cokolwiek innego, że młody człowiek nadal odczuwał dotkliwy ból po ich śmierci. „Ostatnio?” Szybkie mrugnięcie oczami ukryło błysk wilgoci. „Dwa tygodnie.” Vas nie wiedział, kto był bardziej zaskoczony, gdy objął chłopca swoimi ramionami. „Wszystko będzie dobrze.” Zdał sobie sprawę z tego, że mówi to otaczając młodego mężczyznę swoim zapachem. Wysyłał fale spokoju, coś czego używał tylko na swojej zdobyczy. Smutek nie pasował do serca tej delikatnej istoty. Vas przejrzał nieuważnie pamięć Bastiona zaczynając od jego pięknego dzieciństwa. Było pełne radości i śmiechu a zakończyło się wraz ze śmiercią jego rodziców i początkiem jego obecnego nieszczęścia. W jego wizji ujrzał mężczyznę, którego zidentyfikował jako wuja Basa chwytającego go. Uchwyt Vasa napiął się. Poluzował swój uścisk po dźwięku wydanym przez Bastion. „Przepraszam, mój słodki.” W roztargnieniu potarł policzkiem czubek jego głowy rozprzestrzeniając swój zapach, jak kot znaczący swoje terytorium. Zapach chłopca sączył się do świadomości Vasa, bardziej kuszący niż ktokolwiek, kogo dotykał wcześniej. Chciał lizać mężczyznę z jednego końca na drugi ale przez różnice w ich wzroście byłoby to niemożliwe. „Chodź, połóż się ze mną na łóżku.” Nie był przygotowany na to, że ustępliwy młodzieniec zdrętwieje w jego ramionach. „C-czy zamierzasz mnie ugryźć?” „Jeszcze nie.” Potarł ręką wzdłuż pleców Bastiona. „Poznajmy się po prostu nawzajem lepiej.”

* * * Bas wziął głęboki wdech i powoli wypuścił powietrze. Uśmiechnął się do króla wampirów mając nadzieję, że był to uspokajający uśmiech. „Zdaję sobie sprawę z tego, po co tu jestem ale nigdy nie zostałem ugryziony.” Wspaniały, ciemnowłosy wampir pokazał mu w uśmiechu końcówki kłów. Nawet wiedząc, że mężczyzna miał zamiar zatopić zęby w jego żyle Bas nie potrafił zatrzymać pragnienia płynącego przez jego ciało. Miał nadzieję, że król nie zauważy jego podniecenia lub nie pomyśli, że nadeszło dla niego. Zwolnienie pierwszego dnia pracy nie było jego pomysłem na dobrą zabawę. Vas chwycił jego nadgarstek i Bastion usłyszał dźwięk zamykającego się zamka. „Nie chcemy, żeby nam przeszkadzano.” Powiedział. Gorący ton głosu króla wystarczył, by penis Basa podniósł się i zasalutował. Może Jorrell był w błędzie i król lubił bawić się ze swoim jedzeniem. „Rozbierz się piękny. Chcę zobaczyć, z kim będę dzielił łóżko.” „Umm. Ja-a myślałem, że nie uprawiasz seksu z jedzeniem.” Wyjąkał Bas. I cholera, jeśli nie brzmiało to nawet bardziej głupio poza jego głową. Król odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się. Jednym z tych głośnych śmiechów do rozpuku, o których zawsze się słyszy ale nigdy nie widziało się w prawdziwym życiu. „Oh jesteś wspaniały.” Król gładził ręką twarz Basa. To w ogóle nie pomagało na jego twardość. „W tym przypadku zrobię wyjątek. Czuję twoje pragnienie maleńki i to przywołuje mnie bardziej niż jakakolwiek syrena.” Vas mówiąc, rozpinał swoją koszulę, odsłaniając gładką klatkę piersiową z małą ilością włosów. Król miał imponująco ukształtowany brzuch, który doprowadzał do tego, że Bas zaczynał się ślinić. „Na bogów, jesteś doskonały” Wyszeptał.

Vas uśmiechnął się, ukazując swoje kły. „Chciałbym powiedzieć to samo o tobie ale nadal jesteś ubrany.” Król wydał przyjazny pomruk. „Jestem przekonany, że wydałem ci rozkaz.” Przełykając, Bas pracował nad rozpięciem guzików drżącymi dłońmi. Odpiął tylko trzy guziki, kiedy król stracił cierpliwość. „Wystarczy. Doprowadzisz mnie do załamania nerwowego.” Dwie duże ręce złapały poły koszuli Basa rozrywając ją głośno. „To była moja najładniejsza koszula.” Skrzywił się. „Pasowała do moich oczu.” Gorący, mocny pocałunek odpędził jego gniew. Miękkie, chłodne usta zabrały mu oddech. Jęcząc, Bas owinął swoimi ramionami twarde ciało króla. Cichy skowyt uciekł z gardła chłopaka, kiedy ciało Vasa naciskało na niego. Król uwolnił się. Dyszenie wypełniło powietrze. „Muszę cię wziąć, mój słodki. Miałeś już wcześniej mężczyznę?” Bas skinął głową. „Kto?” Oczy króla zabłysnęły wściekle. „To nie twój interes.” Vas potrząsnął nim, szarpiąc za szyję. Ale Bas zareagował instynktownie dźgając ręce króla w newralgicznych miejscach. Kiedy wampir go uwolnił zahaczył swoją stopą nogę drugiego mężczyzny i powalił króla na ziemię. Vasska wylądował na plecach z głośnym hukiem. „O, cholera.” W momencie gdy król wstanie, mógłby złamać kark Basa niczym gałązkę. Zamiast tego miękki dźwięk wypełnił pokój. Podchodząc ostrożnie do króla, Bastion zatrzymał się tuż nad nim. Król się śmiał. „P-przepraszam, Wasza Wysokość.” Złote oczy świeciły z zachwytu, patrząc na niego. „Nie spodziewałem się tego.” Vas podniósł się w jednym, pełnym wdzięku ruchu. „Choć dobrze wiedzieć, że potrafisz zadbać o siebie.”

Bas wzruszył ramionami eleganckim ruchem pomimo podartej koszuli i potarganych włosów. „Mój ojciec załatwił mi nauczycieli, żebym mógł się obronić w nagłych wypadkach. Zawsze się martwił, że zostanę porwany jako dziecko. Jestem również przeszkolony w walce mieczem.” „Imponujące.” Król się uśmiechnął. Wampir wstał i wziął z powrotem Basa w swoje objęcia. To było takie dobre uczucie, że chłopak musiał odpowiedzieć jękiem. Jak dotyk jednej osoby mógł sprawić że czuł się tak wspaniale, tylko po kilku godzinach? „Twój ojciec był mądrym człowiekiem. Widzę, że kontynuowałeś naukę. Przykro mi, że cię zaatakowałem ale myśl, że byłeś z innym rozgniewała mnie.” Bas potarł uspokajająco pierś króla. „Nie ma nic co mógłbym zrobić, aby zmienić przeszłość i nie masz prawa karcić mnie za rzeczy, które robiłem.” Vasska pogłaskał go po głowie. „Masz rację. Proszę przyjmij moje przeprosiny.” Złożył miękki pocałunek na policzku Basa. Chłopak zastanowił się, czy król opiekował się tak dobrze wszystkimi dawcami krwi. „Nie.” Vas odpowiedział, tak jakby Bas powiedział to na głos. „Ty jesteś szczególnym przypadkiem.” Z ramieniem ciągle owiniętym wokół jego talii, król poprowadził go do łóżka. W ciągu kilku minut Bastion został rozebrany do naga i rozłożony na łóżku. Król leżał na nim, pomiędzy jego udami. „Cześć.” Vas uśmiechnął się szeroko, migając koniuszkami kłów. „Hej.” Odpowiedział Bas nieśmiało. Atak nieśmiałości był śmieszny ale było coś takiego w królu co sprawiało, że czuł się jak dziewica w noc poślubną. „Byłoby lepiej, gdybym cię ugryzł po prostu i skończył z tym?” „Możliwe.” Opowiedział Bas po chwili. „Myślę, że to oczekiwanie tak mnie denerwuje.” Vas trącał nosem jego gardło wysyłając dreszcze w dół kręgosłupa Basa. „Ugryź mnie.” Wyszeptał pewien, że wampir może go usłyszeć.

„Jeszcze nie. Lubię bawić się swoim jedzeniem.” Król zaśmiał się. Językiem lizał skórę Basa niczym duży kot smakujący swoją ofiarę. „Smakujesz bosko a jeszcze nawet nie spróbowałem twojej krwi.” Zanim zdążył odpowiedzieć, wampir uderzył. Tęsknota przeszła przez Basa jak prąd elektryczny, czyniąc go tak twardym, że aż poczuł zawroty głowy. Z własnej woli jego ciało zaczęło wyginać się w stronę króla. Potrzebował. Czegoś. Zbyt wiele wrażeń bombardowało Basa. Jego umysł nie potrafił oddzielić bólu ugryzienia od przyjemności zanurzającej w jego kościach. Wreszcie, kiedy myślał, że nie wytrzyma już dłużej, Vas uwolnił jego szyję i polizał rany. „Twoim ojcem był Lord Destion.” To nie było pytanie. Bas zamrugał, aby oczyścić swoje niewyraźne widzenie. „Tak. Skąd wiesz?” „Widziałem go w twoim umyśle a poza tym zawsze rozpoznam krew twojego ojca. On zawsze smakował jak uczciwy człowiek.” „Brzmi jak ojciec.” Bas był dumny, że jego głos nie załamał się. Ciekawość skłoniła go do zadania następnego pytania. „ A jak ja smakuje?” „Jak smutek.” Vas wziął twarz chłopaka w swoje ręce o długich palcach. „Ty smakujesz jak smutek, mój słodki a pod nim smakujesz wyjątkowo jak ja. Nie mogę z ciebie zrobić mojego niewolnika krwi.” „Co?” Bas próbował się podnieść ale nie mógł poruszyć się pod ciężarem drugiego mężczyzny. Był kompletnie do niczego. Nawet jego krew nie była wystarczająco dobra. „Jesteś młodym człowiekiem z tytułem i niebezpiecznymi koneksjami.” Vas podniósł rękę, aby uciszyć protesty młodszego mężczyzny. „Wiem że twoi wujowie są problemem. Widziałem twoje wspomnienia. Ale sprawią jeszcze większe

problemy, jeśli zrobię cię moim dawcą krwi. Nie mogę doprowadzić do buntu moich ludzi, ponieważ wziąłem jednego z nich.” „Więc co mam zrobić?” Bas z trudem powstrzymywał łzy. „To była moja ostatnia szansa.” Wyszeptał. Lekko jak motyl, miękkie usta króla delikatnie pocałowały czoło Basa. „Nie chciałem cię niepokoić cukiereczku. Nie zamierzam zostawić cię samego na środku drogi. W rzeczywistości, wręcz odwrotnie.” Vas wyskoczył z łóżka, pozostawiając w Basie uczucie pustki. Król szybko wrócił z małym kwadratowym pudełkiem. Drogie drewno, z którego było zrobione błyszczało w świetle, odbijając się od błyszczących mosiężnych zawiasów. Zamiast położyć się z powrotem, król usiadł koło Basa i pomógł mu usiąść tuż obok siebie. „Trzymałem go przez tysiąc lat, czekając na kogoś przeznaczonego od bogów. Wierzę, że bogini w końcu spełniła moje życzenie.” Nie czekając na odpowiedź Basa, król otworzył zatrzask i podniósł wieko. Wewnątrz leżał pierścień ze skomplikowanym wzorem wykonany ze splecionego złota i szmaragdów by wyglądał jak winorośl. To była najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widział. „Wow.” Vas uśmiechnął się. „Cieszę się, że Ci się podoba.” Wyciągnął pierścień, a pudełko odrzucił na bok. „To dla Ciebie, żebyś nosił go do końca twojego życia.” Król wsunął pierścień na środkowy palec prawej ręki Basa. „Jesteś teraz i zawsze będziesz znany jako mój partner.” „Partner?” Vas wziął usta Basa w pocałunku, który wykrzywił jego palce u stóp i znowu sprawił, że jego penis stał się sztywny. To było jak sen, gdzie książę porywał blond dziewicę z tym wyjątkiem, że Vas był królem, i mimo jego obecnych wahań nastroju, Bas nie był dziewczyną.

Kiedy w końcu rozłączyli usta, Bas był pod dobrze znanym mu ciężarem. Spojrzał na parę drapieżnych złotych oczu. „Masz jakieś zastrzeżenie co do bycia moim partnerem?” Czy miał? Bas przeszukiwał swój umysł szukając jakiegokolwiek powodu, dla którego nie mógłby być partnerem tego niezwykłego i wspaniałego mężczyzny, który będzie o niego doskonale dbać. „Nie. Nie mam żadnych zastrzeżeń.” Vas przechylił głowę i Bas myślał przez chwilę. Mógł poczuć wampira, kiedy przeglądał jego myśli. „Mam nadzieję, że jestem lepszy niż nic.” Dziwny grymas oszpecił twarz króla. Zajęło mu chwilę, by uświadomić sobie, że wyglądał na zranionego. Bastion pogładził ramię Vasa. „Nie bierz tego do siebie, kochany. Po prostu nie wiem, czy jestem gotowy żeby się ustatkować. „Jesteś gotowy.” Powiedział król, jego oczy lśniły żądzą posiadania. Ich naga skóra zetknęła się ze sobą i Bas zapomniał jak się oddycha, myśli, rozumie coś innego niż twarde ciało wciskające go w materac. „Chcę cię pieprzyć do jutra.” Warknął Vas. „Proszę.” Naprawdę, co innego mógłby na to odpowiedzieć? Oczy króla rozszerzyły się. „Olejek.” Jego zgrabne palce grzebały w szufladzie stolika. Zimna butelka dotykająca jego brzucha sprawiła, że Bas podskoczył z chichotem i bulgotem wydobywającym się z gardła. „Oh. Podoba mi się ten dźwięk.” Vas przechylił butelkę nad brzuchem Basa, polewając palce i sporą część na pępek chłopaka. Wampir zamoczył palce w powstałej kałuży i przesunął je w stronę dziurki Bastiona. Jeden palec wsunął się w jego tyłek, powodując urywany oddech. Doświadczył mieszanki bólu i przyjemności. „Trochę czasu minęło, co mój słodki?”3 33 Ponowne podziękowania dla lilah02 za radę.

Bas skinął głową. „Dużo czasu.” Król uśmiechnął się zadowolony. „Dobrze. Wtedy będzie to tak, jakby to wszystko było znowu nowe. Możesz być moją rumieniącą się panną młodą.” Bas parsknął. „Będę twoim partnerem. Nigdy nie będę twoją panną młodą.” „Słusznie. Poza tym panny młode nie mają tej zachwycającej rzeczy do zabawy.”4 Vas owinął swoją nawilżoną dłoń wokół penisa Basa, wysyłając wstrząsy przyjemności w górę jego kręgosłupa. Podczas gdy był rozproszony, król uderzył zanurzając kły w jego szyi i w tym samym momencie wsunął się do wnętrza jego ciała. Podwójna penetracja wygięła plecy młodszego mężczyzny. To było zbyt dużo. Pomiędzy pulsującym rytmem w jego szyi i pompowaniem w jego ciało wyzwolenie Basa było wspaniałe. Po orgazmie był całkowicie wyczerpany, słodkie odrętwienie sparaliżowało go. Kilka sekund później, król jęknął, wypełniając Basa swoim nasieniem. Uniósł usta z szyi a po zamknięciu ranek lizał leniwie ścieżkę wzdłuż jego gardła zanim zanurzył się w jego ustach. Język wampira jeździł po skórze Bastiona smakując sól, pot i metaliczny posmak jego krwi. „Jesteś mój, mój słodki, słodki mężczyzno.” Bas skinął głową a przynajmniej poruszył szyją w górę i w dół. „Twój.” Powiedział, zanim pozwolił pochłonąć się ciemności. Przez długi czas król patrzył na swojego małego partnera tuląc go w ramionach. Długi, nieuchwytny spokój wypełnił go, gdy tulił blisko swojego boskiego blondyna i podążył za nim w sen. 4 Jeden z lepszych tekstów, jakie widziałam :D

Rozdział 3 Delikatne pukanie do drzwi wyrwało Basa ze snu. Przecierając oczy, zdał sobie sprawę z tego, że był owinięty ramionami króla. Ciężkie ręce i nogi wpychały go w miękki materac. Znowu rozległo się pukanie, tym razem bardziej natarczywe. Z wykręcaniem się i delikatnymi pchnięciami, Bas w końcu uwolnił się od przytulającego go kochanka. Ledwo przypomniał sobie o wsunięciu spodni, zanim otworzył drzwi wystarczająco, by zerknąć. Jorrell stał z tacą jedzenia w ręku. „Wspaniale.” Bas otworzył szerzej drzwi i wpuścił chłopaka. „Umieram z głodu.” Dorastając z zajmującymi się nim służącymi, nie miał żadnych blokad w stosunku do swojego ciała, więc był zaskoczony gdy niski pomruk dobiegający z łóżka zatrzymał Jorrella w miejscu. „Zamknij oczy chłopcze.” Król warknął. Młody mężczyzna natychmiast zamarł i zamknął oczy. Vas wyszedł spod koców i wciągnął parę skórzanych spodni i niebieską jedwabną koszulę. Bas podszedł do Jorrella. „Wezmę tacę.” „Nie weźmiesz tacy.” Warknął król. „Założysz koszulę i nigdy więcej nie otworzysz drzwi tylko w połowie ubrany.” „Co?” „Od teraz, tylko ja będę oglądać twoje nagie ciało.” „O-oookay. Ale jeśli dobrze pamiętasz, to ty zniszczyłeś moją koszulę.”

Bas miał nadzieję, że jego spojrzenie jest srogie. Trudno było boczyć się na kogoś, kto wyglądał tak cholernie dobrze porankiem. „Więc tak, zrobiłem to.” Zgodził się. Podszedł do szafy i wyciągnął wspaniałą niebieską koszulę, prawie taką samą jaką Bas nosił zeszłej nocy. Z jednym wyjątkiem: gdy wsunął ją na siebie, rękawy wisiały kilka centymetrów poniżej palców. Uśmiechnął się i podwinął rękawy aż do nadgarstków. „Lepiej?” Król błysnął trochę kłami. „Wow, budzisz się naprawdę nieznośny.” Spostrzegł Bas. „Czy biedny Jorrell może położyć tacę, zanim mu upadnie?” Przyglądając się Bastionowi, zwrócił się wreszcie do drugiego człowieka. „Możesz otworzyć oczy i położyć ją na stole. Zakładam, że przygotowałeś wszystkie ulubione rzeczy Basa? Nie zamierzam zaniedbywać mojego partnera.” „Partner.” Wydyszał Jorrel. Odłożył tacę i owinął ramiona wokół chłopaka w entuzjastycznym uścisku. „Gratulacje.” Vas złapał Basa i wyrwał go z ramion drugiego człowieka. „Nie dotykaj.” Warknął, błyskając kłami. „Uspokój się.” Bas wykonał przeganiający ruch ręką na Jorrella. Ten ukłonił się nisko i zostawił ich. Nie było wątpliwości, że zamierzał przekazać dalej wiadomość o znalezieniu przez króla partnera. „Czy istnieje jakiś powód, dla którego czułeś się zmuszony, by przestraszyć miłego chłopca, który przyniósł mi śniadanie?” Król pocałował go w uścisku tak niegodziwie seksownym, że Bas zapomniał swojego pytania. Gdy wreszcie go wypuścił, musiał chwycić się stołu by utrzymać się na nogach. Potrząsnął głową, żeby oczyścić swój umysł ale król mówił, zanim zdążył uporządkować myśli. „Czekałem tysiąc lat nie ciebie mój słodki, więc będziesz musiał mi wybaczyć, że jestem zaborczy i apodyktyczny. Proszę zakładaj ubrania, kiedy inni są w pokoju.

Nie mogę walczyć z moją opiekuńczością i będę przeklęty jeśli nic nie zrobię, kiedy inni będą cieszyć się twoim pięknem.” Bas zadławił się sokiem, który pił. „Moim pięknem. Kochanie, ja nie sądzę, że mogliby mnie w ogóle zauważyć, kiedy ty będziesz w tym samym pokoju. Jesteś cholernie wspaniałym mężczyzną.”5 Vas spojrzał na swojego partnera nowymi oczami. Jego zdumiewająco wspaniały partner nie miał pojęcia, jak rzadkie było jego piękno. Jak jego błyszczące niebieskie oczy i gładkie złote włosy przyćmiewały innych biednych śmiertelników, którzy zaludniali planetę. Pogładził włosy Basa, rozkoszując się kontaktem. „Popraw moje samopoczucie, piękny.” Młody mężczyzna patrzył na niego przez dłuższą chwilę jasnymi i czystymi oczami, zanim wzruszył ramionami i usiadł. „Jeśli sprawi ci to radość, zakryję się.” „Dziękuję.” Nie chciał wyjaśniać temu słodkiemu mężczyźnie, że jeśli obudzą się jego instynkty ochronne, nikt nie będzie bezpieczny. To była jego natura, chronić wszystko co należało do niego i nie było niczego, czego by nie zrobił, by chronić swojego partnera, na którego zawsze czekał. „Jedz partnerze a potem pójdziemy przedstawić cię mojej rodzinie.” „Czy jesz też stały pokarm?” Spojrzenie Bastiona było mieszaniną podejrzliwości i nadziei. Vas zdał sobie sprawę z tego, jak ważne było dla jego partnera by mogli dzielić się posiłkiem. „Tak. Mogę jeść także stały pokarm.” Nie potrzebował tego ale jeśli jego ukochany chciał takiego związku, to mógł jeść trzy posiłki dziennie. Z uspokajającym uśmiechem usiadł, chwytając grzankę i zaczął jeść po raz pierwszy od trzystu lat. 55 Ale sobie słodzą  aż zęby bolą :P

Cholera, po tylu latach oczekiwania, bogini wreszcie go wysłuchała. Teraz wystarczy przejść przez formalną ceremonię sparowania i Bastion będzie jego. Nieświadomy jego myśli, Bas spokojnie jadł śniadanie. „To bardzo dobre.” Powiedział, zgarniając jajka. „Będziesz musiał podać listę swoich ulubionych dań do kuchni.” „Dobrze.” Miło było zobaczyć cienie blaknące w oczach jego kochanka. Kiedy przybył w nocy, Vas mógł powiedzieć, że młody człowiek był niespokojny. Dobry nocny sen i trochę jedzenia obniżyło poziom jego stresu i to uświadomiło królowi, że jego partner wyróżniał się naturalnym optymistycznym usposobieniem. Bastion jadł swój posiłek schludnymi ruchami pokazującymi jego wykwintne maniery. Spojrzał na Vasa pytająco. „C-czy potrzebujesz krwi?” Połączenie nieśmiałości i przewidywania wysłało impuls prosto do jego pachwiny. „Nie, kochanie. Nie będę potrzebował krwi przez następne dwadzieścia cztery godziny ale jeśli chcesz uprawiać seks, to wystarczy tylko słowo.” Cholera, uroczo się rumienił. Vas nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu wypływającego mu na usta. Rozległo się pukanie do drzwi. „Wejść.” Powiedział bez odwracania wzroku od oczu kochanka. Przynajmniej tym razem Bas był ubrany. Derl wszedł do pokoju. Jego brat dumnie przekroczył drzwi jak drapieżnik którym był. Zimne szare oczy rozglądały się po pokoju, zanim zatrzymały się na parze. „Ciepły.” Powiedział wykrzywiając usta. Jego oczy złagodniały trochę, kiedy przyjrzał się lepiej Bastionowi. To było bardzo trudne ale Vas powstrzymał ryk, który budował się w jego gardle.

Wstał i skinął Basowi, by także się podniósł. Owinął ramię wokół talii kochanka i odwrócił się do młodszego brata. „Bracie, chciałbym ci przedstawić mojego partnera, Bastiona.” „Partner. PARTNERA!” Wrzasnął Derl. „Nie masz partnera. Zostałeś opuszczony.” Vas uśmiechnął się. Naprawdę się tym cieszył. Wtedy ku całkowitemu zaskoczeniu króla, jego słodki kochanek wpadł we wściekłość. „Nie waż się tak mówić do mojego mężczyzny!” Krzyknął Bas wychodząc przed Vasa, jakby kryjąc go swym ciałem przed krewnym. „On nie jest opuszczony.” „Proszę, proszę. Mały dawca krwi ma ząbki.” Okrutny uśmiech pojawił się na ustach Derla. „Idź powiedz reszcie rodziny, żeby się przygotowali. Chcę ceremonii wiązania podczas drugiego wschodu księżyca.” Cyialla, drugi księżyc w środku nocy, był uroczystym czasem na wiązanie. Nie zamierzał popełniać żadnych błędów w tym. Ten mężczyzna był jego partnerem i wiedział, że najlepiej związać się z nim, zanim jego wujkowie zaczną robić szum o jego zaginięciu. Wątpił, że Bastion powiedział draniom, gdzie się ukrył zeszłej nocy. Derl dał jeszcze jedno ostatnie, rozłoszczone spojrzenie na parę i wyszedł. Drzwi głośno trzasnęły za nim. „On będzie problemem.” Powiedział Bas odchylając głowę by spotkać się ze wzrokiem Vasa. „Zamierza cię skrzywdzić.” Król wzruszył ramionami. „Jeśli spróbuje coś zrobić, zabiję go.” Niewiele znaczyło to dla niego, jeśliby miał zakończyć życie brata. Jego matka dostałaby drgawek, ponieważ zawsze wolała jego młodszego brata zasiadającego na tronie. Derl był jej ulubieńcem, ponieważ miał równie zimne serce jak ona. Ale każdy kto groził jego partnerowi, nie pożyje na tyle długo, żeby się tym chwalić.

Rozdział 4 Były w życiu Basa momenty, kiedy się denerwował ale jeszcze nigdy w takim stopniu. Jego rodzice zabierali go na spotkania z gośćmi, odkąd był mały. Często były to znane osobistości albo wpływowi politycy ale nigdy nie było to dla niego tak osobiste. To nie był jakiś ważny gość, który mógłby zniszczyć polityczny sojusz z jego ojcem. Byli to najważniejsi ludzie dla jego kochanka, z którymi będzie mieć do czynienia przez resztę swojego życia. „Zrelaksuj się, partnerze. Pokochają cię. A nawet jeśli nie, to nieważne. Będą cię tolerować.” Świetnie. Nie ma to jak zaczynać coś, mając ambitny cel. Bas chciał być lubiany. Właśnie stracił rodzinę i nienawidził myśli, że nie zostałby przyjęty do drugiej. Zasysając oddech, pozwolił kochankowi przeciągnąć się przez podwójne drzwi do sali audiencyjnej, gdzie przejdzie przez uroczystość, która zmieni całe jego życie. Ludzie zebrani w pokoju wypełniali ogromną komnatę setkami ciepłych ciał. Bas otworzył szeroko oczy. Nie wiedział, że było tak wiele wampirów w królestwie. Duża ręka gładziła go po plecach. „Nie zapomnij oddychać, mój słodki.” Vasska wyszeptał mu do ucha. Ciepły oddech poruszył delikatne włoski na ciele Basa, wysyłając dreszcze na jego plecy. Rozglądając się wokół, zobaczył kobietę w kremowej sukni stojącą na podium. Jej rysy przypominały mężczyznę stojącego obok niego. „Czy to jest twoja matka?” „Tak. Chodź, pozwól mi przedstawić cię jej.”

Król nie zwracał uwagi na grupę gapiów, trzymając mocno owiniętą wokół Basa rękę i chroniąc go, prowadząc przez zatłoczony pokój. Bas czuł ciepło z powodu ochraniania go przez Vasa. Czuł się jak skarb. Zanim zdążył rozkleić się z sentymentem, stanęli przed matką wampira i mężczyzna poczuł jej chłodne spojrzenie jak dotyk, kiedy lustrowała go od czubka głowy po palce u stóp. „Matko, to Bastion Kerr, mój partner. Bas, to moja matka, królowa Siella.” Bas dał królowej swój najlepszy ukłon, starając się nie drżeć z powodu arktycznego wybuchu w jej oczach. Ona może wyglądała jak król ale oczy miała równie zimne jak jego brat. „Dobrze przynajmniej, że wybrałeś kogoś reprezentacyjnego.” Powiedziała. Jej głos był tak chłodny, że Bas mógłby niemal zobaczyć sople lodu tworzące się między nimi. „Jest również inteligentny.” Powiedział Vas, jego ton był niemożliwie jeszcze zimniejszy. „Został wybrany dla mnie przez boginie i zamierzam związać się z nim.” Jej usta skrzywiły się. „Jeszcze zobaczymy, czyż nie?” Bas bał się zapytać jak mają to sprawdzić. „Tak, zobaczymy.” Głos Vasski nie pozwalał na żadne wahanie czy sprzeciw. Bastion postanowił, że najlepiej będzie być spokojnym, póki nie dowie się o co chodzi. Król wkładał wiele wysiłku w zapewnienie mu bezpieczeństwa i wątpił by wampir pozwolił komukolwiek go skrzywdzić. Vas zwrócił ich obu przodem do tłumu. „Uwaga, wszyscy.” Potężny głos króla przetoczył się przez pokój, zmuszając ich do milczenia. „Przyprowadziłem wam mojego nowo odkrytego partnera.” Owacje rosły, kiedy podnosili się z ogłuszającym rykiem, który uciszył król podnosząc rękę. „Proszę was. Nie chcę go przestraszyć.” „Czy on jest więc nieśmiały?” Krzyknął jakiś mężczyzna z tłumu.

„Nie. On jest po prostu nowy i staram się go złamać delikatnie.”6 W tłumie wybuchnął śmiech ale Bas czuł się jak ofiara w pokoju pełnym drapieżników. Uważając aby nie emitować strachu, medytował powoli wdychając i wydychając powietrze, by uspokoić swoje nerwy. Nie różnili się znacznie od normalnych ludzi, oprócz tego, że mieli kły i dużo politycznej, finansowej i fizycznej siły. I większość była związana z mężczyzną obok niego. Już jego przyszła teściowa nie lubiła go. „Wezwałem was tutaj, abyście świadczyli o mojej więzi partnerskiej z Bastionem Kerrem, którą zamierzamy poddać Shaelibie, by potwierdzić nasze gody przez boginie.” Rozległ się szum szeptów, który rozprzestrzeniał się po pokoju niczym wiatr. Bas chciał się zapytać, co to Shaeliba ale nie chciał wyglądać jak idiota przed tymi wszystkimi ludźmi. Więc zrobił to, co jego ojciec zawsze zalecał. Jeśli nie wiesz co robić w sytuacji politycznej, udawaj że wiesz póki sprawy się nie wyklarują. Król wyciągnął dłoń, namawiając Basa by położył swoją prawą rękę na jego lewej. „Pójdziemy do kaplicy i wrócimy jako jedność.” Powiedział Vas. Bastion podążył za nim do drzwi w tylnej części pokoju wciąż nieświadomy tego, co robią. Ufał, że Vasska zrobi to, co najlepsze. „Chwileczkę.” Bas poczuł chłód pełznący mu wzdłuż kręgosłupa, kiedy poznał głos brata Vasa. Król odwrócił się a on za nim. Derl stał za nimi z niepokojącym uśmiechem i jadowitym spojrzeniem. „Sprzeciwiam się robienia Shaelibu bez odpowiedniego przygotowania. Nie spędzili 66 Nie podoba mi się to stwierdzenie :/