domcia242a

  • Dokumenty1 801
  • Odsłony3 286 604
  • Obserwuję1 919
  • Rozmiar dokumentów3.2 GB
  • Ilość pobrań1 957 061

Begley Jamie - Biker Bitches 2 - Fat Louise

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :1.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

domcia242a
EBooki przeczytane polecane

Begley Jamie - Biker Bitches 2 - Fat Louise .pdf

domcia242a EBooki przeczytane polecane
Użytkownik domcia242a wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 106 stron)

agawa55 Jamie Begley Fat Louise (Biker Bitches #2) tłum. nieof. agawa55

agawa55 2 MAPA TREEPOINT KENTUCKY

agawa55 3 OPIS Potrzebowała bohatera, zamiast tego dostała Cade'a. Cade nie był bohaterem. Był koczownikiem, wędrowcem bez żadnych więzi i takie życie mu się podobało. Wynajęty, żeby uratować Fat Louise i jej rozpieszczoną siostrę z kartelu w Meksyku, za odpowiednio wysoką kwotę podjął się tego ryzyka. Gdy zobaczył zdjęcie kobiety z szarymi oczami, postanowił ją znaleźć, pieprzyć i zapomnieć o niej. Nie ma szkody, nie ma winnych. Ale łatwiej było to powiedzieć, niż zrobić, jeśli chodzi o tę zwyczajną Jane. Spodziewał się motocyklowej suki, która znała zasady, zamiast tego dostał Fat Louise. Fat Louise nie miała zamiaru narażać swojej załogi na niebezpieczeństwo. Musiała się nauczyć radzić sobie samej z problemami, nawet jeśli jednym z nich był wysoki motocyklista, na którym musiała polegać, jeśli miała uratować swoją siostrę. Po wyjeździe z Meksyku nie spodziewała się już nigdy więcej zobaczyć Cade'a, ale wystarczyła jedna noc z nim, żeby jej udowodnić, że nawet serce suki może zostać złamane. * * *

agawa55 4 Prolog Benedict Montgomery wszedł do obskurnego baru, starając się nie okazywać strachu, gdy nieliczni mężczyźni w barze odwrócili się, żeby spojrzeć na niego stojącego w drzwiach. Gorąc panujący na zewnątrz w Corpus Christi był duszący, ale w ciemnym barze też nie było dużo chłodniej. Odciągając kołnierzyk koszuli, przeszedł obok stołów w stronę baru, gdy meksykański barman podniósł przegrodę baru i stanął przed nim. - Szukam Cade’a Reeda. - Co chcesz do picia? - zapytał barman, cofając się za bar, czyniąc to oczywistym, że nie stoi tam, żeby udzielać informacji za darmo. - Wystarczy piwo. Kiedy barman postawił przed nim piwo, Benedykt położył pieniądze na ladzie. Ponieważ barman milczał, dołożył jeszcze kilka banknotów do stosu. - Jest na zapleczu. To nie potrwa długo, usiądź. Barman odszedł, żeby obsłużyć kogoś na końcu baru. Benedykt usiadł przy stoliku z boku baru i nieśmiało napił się piwa, czekając. Chwilę później otworzyły się drzwi po drugiej stronie baru i wszedł przez nie wysoki mężczyzna z piękną meksykańską kobietą, którą obejmował ramieniem. Usiedli przy stoliku przy ścianie, osłonięci mrokiem baru. Barman skinął głową w ich kierunku, dając znać Benedictowi, że to jest ten mężczyzna, którego on szukał. Benedykt wstał od swojego stołu, starając się wyperswadować sobie wyjście stąd. Tylko desperacja, którą odczuwał, sprawiła, że przeszedł przez bar i podszedł do mężczyzny siedzą- cego w mroku. Musiał odchrząknąć, zanim mógł się odezwać. - Cade Reed? Ciemne oczy przyglądały mu się beznamiętnie. - Kto pyta? - Jestem Benedict Montgomery. Chciałbym z tobą porozmawiać prywatnie, jeśli mogę? - Dlaczego? - Chciałbym zaoferować ci pracę. - Jestem na emeryturze. Wyjdź, zanim któryś z miejscowych zdecyduje się zabrać ci ten zwitek gotówki z twojej kieszeni. Nie jestem tym zainteresowany. Zaczął trącać nosem szyję kobiety, z którą przyszedł. Jej zmysłowe szepty sprawiały, że było to oczywiste, że ta para miała ze sobą związek seksualny, czyli coś, czego on i jego żona nie dzielili już o wiele dłużej, niż Benedykt chciał o tym myśleć. Minęło dużo czasu, od kiedy nawet jego żona i on rozmawiali ze sobą serdecznie, a tym bardziej komunikowali się jako kochankowie. Benedict mógł zrozumieć, że Cade nie chce zostawić pięknej kobiety, która przesuwała

agawa55 5 dłońmi po jego klatce piersiowej. - Przysłał mnie George Connell. Cade westchnął zirytowany, zanim podniósł głowę i popatrzył złowrogo na Benedicta. Skinąwszy głową w kierunku baru, powiedział: - Martina, daj mi dziesięć minut. - To wszystko, ile ci będzie potrzeba - zachichotała wstając, a Cade za ten komentarz dał jej klapsa w jej wycofujący się tyłek. Kiedy odeszła Benedict usiadł na krześle naprzeciwko mężczyzny, który nie wyglądał na zadowolonego, że mu przerwano. - Czego chcesz? - George dał mi twoje nazwisko. Powiedział, że możesz wydostać dla mnie moje córki. Cade uniósł sardonicznie brwi. - Gdzie dokładnie są twoje córki? - W Peñueli, to jest miasto na południu Meksyku. - Wiem, gdzie to, do cholery, jest i moja odpowiedź brzmi nie, powiedz George'owi, aby ci znalazł kogoś innego, kto chce umrzeć. To jest misja samobójcza. Benedict zbladł po jego reakcji. - Nie ma nikogo innego. Connell podał mi twoje nazwisko tylko dlatego, że nie dawałem mu spokoju. - W takim razie masz gówniane szczęście - skinął na Martinę, żeby wróciła. - Proszę. Zapłacę ci tyle, ile zechcesz. Jestem bogatym człowiekiem. Sam poszedłbym je poszukać, ale nie wolno mi jechać do Peñueli, ponieważ czasami pracuję dla rządu. Cade znowu machnął na kobietę, a Benedict przerwał, biorąc głęboki wdech. - O jakich pieniądzach mówimy? Benedict polizał swoje suche wargi, pijąc piwo, zanim zapytał: - A ile by to miało być? - Nie wiem. Niech pomyślę. To jest niebezpieczne. Do diabła, martwy człowiek nie jest w stanie wydawać pieniędzy, bez względu na to, ile to jest, ale jest taka liczba, która mogłaby sprawić, że byłbym skłonny zaryzykować... - Ile to jest? - Sto kawałków. - Dobrze - odpowiedział natychmiast Benedict. Cade zmrużył oczy. - Myślę, że powinienem poprosić o więcej. Benedict postawił piwo na brudnym stole. - Jeśli wyciągniesz moje córki, dam ci dodatkowe sto jako premię. - Mówimy o dolarach amerykańskich, prawda? Benedict skinął głową. - Cholera, to trudne do odrzucenia, ale jedną kobietę może się udać wyciągnąć, ale dwie to będzie to prawie beznadziejne - pomyślał Cade - będę musiał unikać gangów i federalnych. Człowiek znika tam w mgnieniu oka. - Podniosę tę kwotę do trzystu, sto za każdą z moich dziewczynek, plus kolejną premię w wysokości stu tysięcy dolarów, kiedy je odzyskam. - Pieprz mnie - Cade cicho zagwizdał - masz umowę. Benedict oparł się na krześle, drżąc. Sięgnął do kieszeni, wyciągnął chusteczkę i wytarł czoło. Był gotów zapłacić i dwa razy tyle, żeby odzyskać córki. - Nie wiedziałem, że ktoś jeszcze używa tych rzeczy. Benedykt zaczerwienił się, pospiesznie wkładając chusteczkę do kieszeni, zanim włożył rękę do drugiej kieszeni i wyjął z niej dwie fotografie, które położył na stole pomiędzy nimi. - Ta po prawej to moja najmłodsza córka, Bailey, a ta druga to Jane. Na zdjęciu Jane jest blondynką, ale kilka dni przed zniknięciem zafarbowała włosy na brązowy kolor. Powinienem

agawa55 6 był się wtedy domyślić, co zaplanowała. - Nie będą chcieli łatwo oddać Bailey - zauważył Cade. - Wyszła za mąż za młodego mężczyznę z Meksyku, gdy była w college’u na pierwszym roku - Benedict skrzywił usta w uśmiechu - błagałem ją, żeby z tym zaczekała, ale nie chciała słuchać. Pojechali do Puebli, żeby odwiedzić krewnych jej męża. Wtedy Marcus zwabił ją do Peñueli. Benedykt potrząsnął głową na naiwność swojej córki. Błagał ją, żeby tam nie jechała, mówiąc jej o zastrzeżeniach dotyczących tej podróży, ale znowu nie chciała go posłuchać, pokładając całą swoją wiarę w swoim nowym mężu. - Kiedy Bailey nie odezwała się później do nas, zaczęliśmy się martwić - przełknął ślinę - musieliśmy przeprowadzić dochodzenie, zanim dowiedzieliśmy się, że rodzina Marcusa jest mocno zaangażowana w kartelu narkotykowym i oni nie pozwolą jej odejść. Moja żona i ja szukaliśmy sposobu, żeby ją odzyskać, kiedy moja druga córka, Jane, udała się za nią. Ona też zniknęła. Obaj mężczyźni spojrzeli na zdjęcie Jane, która była przeciwieństwem Bailey. Bailey była wysoka i jasnowłosa z kobiecymi krągłościami, które były w pełni widoczne w małej czarnej sukience, którą miała na sobie. Jej złota opalenizna pokazywała, że albo godzinami leniuchowała na słońcu, albo w solarium. Patrząc na jej rozchylone zmysłowe usta Cade był gotów się założyć, że to od słońca. Uśmiechała się na zdjęciu, ciesząc się z uwagi kogoś, kto robił to zdjęcie. Cade założyłby się o swoją ostatnią dużą wypłatę, że ta czarująca blondynka zachowywała się jak prawdziwa suka. Cade przeniósł swą uwagę z powrotem na drugie zdjęcie. Jane była szczupła i wszystko w niej krzyczało, że jest nijakie. Znikała na tle brzydkiej kanapy, na której leżała zwinięta w kłębek. Nie było w niej nic, co by ją wyróżniało, dlatego też z nią nie byłoby tych problemów, jakie mogłaby wywołać jej bardziej atrakcyjna siostra. Tylko dwie rzeczy sprawiały, że Cade spojrzał na nią drugi raz - srebrny odcień jej oczu i wydatne usta, które zauważył jego penis. Po pieprzeniu Martiny nie spodziewałby się, że może go obudzić widok pary warg. - Tę będzie łatwiej wydostać - Cade postukał palcem w zdjęcie Jane. Benedict zesztywniał po tej niezamierzonej obrazie, ale nie odezwał się. - Gdy ostatnim razem tam wszedłem, to wyciągnąłem młodego człowieka, który poszedł, żeby odnaleźć siebie, zamiast tego jego tyłek został porwany. Był bogatym dzieciakiem, który czuł się winny, że urodził się w bogatej rodzinie i myślał, że uczyni świat lepszym miejscem dla tych, którzy mieli mniejsze szczęście. Miał szczęście, że wyszedł z tego żywy. Zrobiłem sobie kilku wrogów, wyciągając go stamtąd. Przypuszczam, że mąż Bailey nie byłby skłonny wrócić? z jego pomocą byłoby to łatwiejsze. Benedykt potrząsnął głową. - Zagroził, że zabije Bailey, jeśli spróbuje go zostawić. Cade postukał palcem w zdjęcie Jane. - Dlaczego ona w to weszła? przecież musiała wiedzieć, że to będzie niebezpieczne. Czy chciała znaleźć mężczyznę dla siebie? Nie byłaby pierwszą kobietą, która wyidealizowała ... Benedykt ze smutkiem pokręcił głową. - Tak nie jest w przypadku Jane. Moja żona zachęcała ją, mówiąc jej, że powinna zrobić więcej, żeby pomóc - zacisnął dłonie na pustej butelce po piwie - próbowała odzyskać Bailey. Cade zacisnął usta. - Niech zgadnę, ona nie jest jej córką. - Nie, Jane jest moją córką z pierwszego małżeństwa. Jej matka ją wychowywała, a mnie pozwolono spędzać z nią zbyt mało czasu. Niestety, następstwem tego było to, że pomogłem mojej żonie rozpieszczać Bailey, aby nadrobić moją nieobecność w życiu Jane, z którą mi nie pozwolono spędzać wiele czasu. Niedawno odszedłem na emeryturę, więc zbliżyłem się do Jane, kiedy Bailey zniknęła. Zrezygnowałem z mojej współpracy z rządem, zostając doradcą, żeby być blisko niej.

agawa55 7 Cade roześmiał się, odchylając głowę do tyłu. - Jezu, niezależnie od tego, jak popieprzony jest ten związek, to powinna być mądrzejsza, niż uważać, że rzeczywiście uda jej się wydostać siostrę. - Powinienem był wiedzieć, że ona czegoś spróbuje. Ona uwielbia Bailey. Benedict obwiniał się, wiedząc, że powinien był to przewidzieć, że Jane spróbuje zrobić to, czego nikt inny nie mógłby osiągnąć. - Od jak dawna one są w Meksyku? - Bailey, dwa miesiące, a Jane, tydzień. - Jak Jane miała nadzieję ją znaleźć? - Nie mam pojęcia - przyznał. - Cóż, nie dałeś mi łatwej pracy, jutro wsiądę do samolotu i zobaczę, co się da zrobić... w międzyczasie... - skinął na kobietę - Martina, daj mi ołówek i kartkę papieru! Kobieta położyła na stole przedmioty, których chciał, a potem musnęła ustami jego usta, zanim znowu zostawiła go w spokoju. Cade zapisał serię liczb i nazwę banku na kartce. - Spodziewam się wpłaty dwustu tysięcy dolarów na moje konto, zanim wejdę na pokład samolotu. Reszta pieniędzy ma być przekazana George'owi, dopóki nie wrócę. - Dopilnuję, żeby tak się stało - obiecał Benedict, wstając z kartką w dłoni. - Montgomery? Głos Cade'a powstrzymał Benedicta przed wyjściem. - Którą z nich? - Którą z nich? - zapytał zmieszany. - Jeśli będę mógł tylko jedną z nich wydostać stamtąd żywą, to którą z nich chcesz? - Cade westchnął ciężko i spojrzał na niego bezlitośnie - innymi słowy, jeśli znajdziemy się w gorącej wodzie i będziemy tonąć, a ja będę mógł ocalić tylko jedną, to którą mam ratować? Benedict miał wrażenie, że jego serce rozdziera się na dwie połowy przy wyborze, o który został poproszony. Żaden rodzic nigdy nie chciałby podjąć takiej decyzji, której żądał od niego zimnokrwisty drań. Patrząc na bezlitosną twarz Reeda poczuł, jak ramiona opadają mu w porażce, kiedy podejmował decyzję, której tak naprawdę nie chciał podjąć. - Bailey. Ona nie byłaby w stanie się uratować. Jane jest silną pływaczką, ona miałaby większe szanse na przeżycie. Benedykt opuścił bar ze łzami ściskającymi mu gardło, powstrzymując się od powrotu do środka i zmianą odpowiedzi. Jane była silna - nie utonie - a on pokładał wiarę w Cade’a Reeda. George powiedział mu, że on jest najlepszym najemnikiem w tym biznesie. Zatrzymał się, biorąc głęboki oddech, żeby się uspokoić. Przyszedł mu na myśl obraz Jane - jej słodki uśmiech i to, jak nieustannie starała się wszystkich uszczęśliwić. Nie było to tak łatwe, jak uważał Cade, że zostawi swoją najstarszą córkę. Kiedy rozwiódł się z pierwszą żoną, myślał, że łatwo będzie odejść, jednak jego miłość do Jane nie znikła, ani nie zmniejszyła się wraz z jej nieobecnością. Zamiast tego stała się silniejsza. W końcu podporządkował się mściwym żądaniom swojej byłej żony, żeby spędzać okazjonalny weekend z Jane. Benedykt przekonywał sam siebie, że przeżyją obie jego córki. Inaczej nie byłby w stanie wejść do samolotu i wrócić do kobiety, o którą dawno temu przestał się troszczyć. Miał Jane, kiedy miał osiemnaście lat i Bailey, kiedy miał dwadzieścia jeden lat. Trwał w tym małżeństwie, bo nie chciał stracić kolejnej córki z powodu rozwodu. Jednak po wyjeździe Bailey jego małżeństwo szybko zbliżało się do końca. Jedynym powodem, dla którego mógł wyjechać, to było przekonanie, że Cade nie będzie mógł tak łatwo porzucić Jane. Usta drgnęły mu w zaczątku uśmiechu. Cade miał spotkać kobietę, której trudno było się oprzeć. W rzeczywistości Benedict miał teraz nowe zmartwienie - że może nie być w stanie odzyskać jej od Cade’a, gdy tylko Cade zda sobie sprawę, jak bardzo wyjątkowa jest Jane.

agawa55 8 Rozdział 1 Jane ukryła się za dużym SUV-em, skradzionym przy blokadzie drogowej i używanym teraz albo do transportu narkotyków albo młodych kobiet. Zacisnęła usta w cienką linię. Mężczyźni byli tylko gwałcicielami, wykorzystującymi kobiety jako niewolnice seksualne. Wzbudzali w Jane odrazę. Myśl o tym, że siostra wyszła za mąż za jednego z nich sprawiała, że chciała potrząsnąć Bailey w chwili, gdy uda jej się ją znaleźć. Czekając na autobus Jane myślami powróciła do tego, jak udało jej się znaleźć w tej kłopotliwej sytuacji, która dorównała tej nocy, gdy okradziono salon kosmetyczny Sex Piston. Przynajmniej to fiasko skończyło się w ciągu kilku godzin, a jej niedorzeczny plan wydawał się trwać bez końca. Gdy Bailey powiedziała, że jedzie do Peñueli, to odrzuciła ostrzeżenia rodziców i Jane, jakby uważała, że oni nie wiedzieli o czym mówią. Teraz znalazła się w potrzasku, a Jane bezmyślnie zakradła się, żeby spróbować ją uratować. Dużo później zaczęła żałować swojej porywczej decyzji, żeby ratować swoją siostrę. Gdyby nie udało jej się otrzymać kilka uśmiechów losu, to już wróciłaby do swojego małego mieszkania w bezpiecznym mieście, w którym mieszkał też jej ojciec. Około tydzień temu doszła do Meksyku i udało jej się dotrzeć do Johna i Sandry Terrell, którzy próbowali odzyskać swojego syna - syn przyjechał tutaj na wakacje i już nie powrócił. Zamiast tego rodzice otrzymali telefon z żądaniem okupu. John był byłym wojskowym i próbował udać się do Meksyku, żeby uratować ich syna. Jane spotkała się z nimi w hotelu, w którym mieszkała i dołączyła do nich podczas kolacji. Kiedy dowiedzieli się, dlaczego jedzie do Meksyku, szybko próbowali ją od tego odwieść. Widząc, że nie zamierza się poddać, starali się jej pomóc, włączając ją w plan Johna. To było niebezpieczne, ale mogło właśnie zadziałać. Przynajmniej było to lepsze od tego, co sama zaplanowała - zmierzania prosto do Peñueli i domagania się spotkania z Bailey. Sandra została z tyłu, żeby dać Jane szansę wejścia do Meksyku niezauważonej. John przekroczył granicę z Jane, udającą jego żonę. Strażnicy nawet nie mrugnęli na identyfikację, którą im przedstawiła zaraz po tym, jak wsunęła im w dłonie garść gotówki, żeby zignorowali brak podobieństwa pomiędzy nią, a zdjęciem. Po przekroczeniu granicy zatrzymali się w tym samym hotelu, w którym mieszkał syn Johna, ale zostali wyciągnięci z pokoju w środku nocy. Johna zabrano do ciężko uzbrojonego jeepa, a Jane odprowadzono do małego domu, w którym znajdowało się już kilka innych kobiet. Te trzy dni, które musiała tam spędzić, były przerażające. Wielokrotnie była świadkiem, jak kobiety były wyciągane po tym, gdy mężczyźni wchodzili i lustrowali je wzrokiem. Już była bliska utraty nadziei, gdy drzwi zostały otwarte i John pojawił się w drzwiach. Szybko wstała i podeszła do niego, milcząc ze strachu, który krzyczał w jej żyłach. Poszła za Johnem do tego samego dżipa, którego opuścili trzy dni temu, wsiedli do środka i odjechali. Wewnątrz jeepa siedział mężczyzna w wojskowym mundurze, który go prowadził, a inny stał z tyłu z karabinem. John siedział na przednim siedzeniu obok kierowcy, a opalony mężczyzna, siedzący obok niej, był synem Johna. Jane poznała go, ponieważ widziała go na wielu zdjęciach, które jej Sandra pokazała. Jechali do granicy i choć jej zdenerwowanie ustąpiło na myśl, że wraca do domu, to jej niepokój wzrósł, kiedy zdała sobie sprawę, że pozostawia tutaj siostrę. Po wyjeździe z miasta John sięgnął po menażkę z wodą i podał ją jej na tylne siedzenie. Wzięła długi łyk ciepłej wody, a następnie podała ją synowi Johna, ale on potrząsnął głową. Kiedy wyciągnęła rękę, żeby oddać menażkę Johnowi, wziął ją od niej i uderzył nią w głowę kierowcy. Kierowca stracił panowanie nad jeepem, ale kurczowo trzymał kierownicę.

agawa55 9 John próbował udaremnić mu jego wysiłek. Jane chwyciła się fotela przed sobą ze wszystkich sił, przerażona, że zostanie wyrzucona. Kiedy żołnierz za nią rozluźnił swój uchwyt na jeepie, podnosząc broń do strzału, Jane zobaczyła, że syn Johna sięgnął do tyłu i wypchnął żołnierza z jadącego auta. Gdy rozległ się krzyk spadającego mężczyzny, kierowcy udało się zatrzymać jeepa i zaczął walczyć z Johnem na przednim siedzeniu. Jane spojrzała na syna Johna, kiedy on pochylił się do przodu i złapał kierowcę od tyłu za szyję, dusząc go, aż przestał się poruszać. - John! – krzyknęła Jane na widok mężczyzny, który wypadł z jeepa, biegnącego w ich stronę. John sięgnął do przeciwnego boku kierowcy i zabrał jego broń. Jednym płynnym ruchem odwrócił się w fotelu, podnosząc pistolet. John przechylił się, żeby nie trafić w swojego syna i strzelił kilka razy z pistoletu, aż żołnierz upadł na ziemię. Wszyscy siedzieli w fotelach bez ruchu przez kilka sekund, zanim John i jego syn wyskoczyli z jeepa. - Pospiesz się, Jane, nie mamy wiele czasu. Mężczyźni ściągnęli martwego kierowcę z fotela i zaczęli zdejmować jego ubranie. Jane nie mogła zrozumieć, po co oni to robią. - Zdejmij swoje ubranie. Schowam je w plecaku - polecił jej John. Potrzeba pośpiechu, którą wskazał John, nie dała jej czasu, żeby poczuła się zażenowana rozbieraniem przed mężczyznami. Zdjęła ubranie i odrzuciła je na bok, po czym wciągnęła na biodra spodnie khaki. Były na nią za długie, ale nie było z nimi aż tak źle. Palce drżały jej tak bardzo, że ledwo udało jej się zasznurować buty, które rzucili w stronę stosu ubrań leżących na ziemi. Założyła dużą koszulę i szybko zapięła w niej guziki. Ostatnią częścią była czapka, którą niezdarnie założyła. - Staraj się ukrywać twarz tak bardzo, jak to możliwe - powiedział John, przyglądając się jej krytycznie. Syn Johna podszedł do martwego żołnierza, leżącego na ziemi obok tego, którego John zastrzelił. Podniósł pistolet i przekazał go Jane wraz z menażką. - Czy wiesz, jak z niego strzelać? - Nie - odpowiedziała, trzymając go ostrożnie. John wziął go od niej, przekazując jej instrukcję jego obsługi, o której wiedziała, że nie będzie w stanie jej zapamiętać. - Próbowałem się czegoś dowiedzieć, na tyle ile mogłem, na temat twojej siostry i z tego co udało mi się zdobyć, to możesz ją znaleźć w Peñueli. I to byłoby wszystko, do czego ja i Matthew możemy się posunąć. Zabieramy stąd nasze tyłki. Chcesz jechać z nami? Podał jej plecak, do którego włożył jej ubrania. - Muszę spróbować - powiedziała cicho Jane. Była niewiarygodnie przerażona. Chciała trzymać się obu mężczyzn dla bezpieczeństwa, ale nie mogła odejść bez Bailey. Jeśli Johnowi się udało, to może ona również ma taką szansę. - Nie mogę tutaj zostawić jeepa, a poza tym łatwiej ci będzie przejść niezauważenie, jeśli postarasz się dostosować. Niewiele osób będzie próbowało skonfrontować się z tobą w tym ubraniu, które masz na sobie - powiedział John przepraszająco. - Rozumiem. Matthew wsiadł do dżipa. - Tato, musimy już jechać, zanim ktoś się pojawi i nas tu znajdzie. - Powodzenia. Po tym słowach John wsiadł do jeepa, bez oglądania się do tyłu. - Wam też. Mężczyźni nie usłyszeli już jej odpowiedzi, ruszając i zostawiając ją samą w obłoku pyłu. W ciągu dnia jeździła autobusami, ignorując nieufne spojrzenia, którymi ją obrzucano. Ukrywała się w nocy, ale jej szczęście się utrzymywało i nikt jej nie rozpoznał jako kobiety. Następnego ranka pobrudziła sobie twarz i dłonie, żeby ukryć rysy twarzy, a dzięki godzinom

agawa55 10 spędzonym w klasie z językiem hiszpańskim była w stanie bez problemu przejechać przez kilka miast. Znalazła też miejsce, żeby mogła zakopać ubrania, które mogłyby zidentyfikować ją jako kobietę. Jeśli ktokolwiek chciałby przeszukać jej plecak, to jedyne, co mógłby znaleźć, to byłaby niewinnie wyglądająca tubka z lekiem i niektóre batony zastępujące posiłek. Na szczęście z badań, które zrobiła przygotowując się do szukania siostry dowiedziała się, od których rejonów powinna się trzymać z daleka w podróży do Peñueli. Jane słyszała, że kilka obszarów w Meksyku było niebezpieczne, ale nie miała pojęcia jak bardzo, dopóki nie była świadkiem ulicznej strzelaniny, gdy siedziała w małej restauracji. Weszła wtedy pod stół i przyciskała dłonie do uszu, dopóki nie usłyszała, że strzelanina się skończyła. Potem prawie zwróciła lunch, który właśnie zjadła, kiedy zobaczyła ciała leżące na ulicy. * * * Przez kilka następnych dni jeździła autobusami, które były rutynowo sprawdzane przez kogoś ubranego w strój wojskowy, który często żądał opłaty za przejazd od wszystkich osób w autobusie, zanim pozwalano pojazdowi kontynuować jazdę. Jane otrząsnęła się z zadumy, kiedy zobaczyła, że autobus, na który czekała, zajeżdża na przystanek. Wyszła ze swojej kryjówki swobodnym krokiem i wsiadła do autobusu, podając kierowcy pieniądze na pokrycie opłaty za przejazd, zanim usiadła z tyłu. Jane schyliła się na swoim siedzeniu, starając się pozostać niezauważoną w zatłoczonym autobusie. Jeśli zostanie w tym autobusie, to dojedzie nim do Córdoby. Zostanie tam, dopóki nie znajdzie drogi do Peñueli. Młoda kobieta siedząca na drugim siedzeniu przyglądała się jej z ciekawością. Zazwyczaj inni odwracali wzrok, kiedy ich na tym przyłapywała, ale kobieta tego nie zrobiła. Jane była zaskoczona, kiedy ona nagle wstała i usiadła na siedzeniu obok niej. Jane popatrzyła na nią ze zdumieniem, modląc się, by nie zaczęła z nią flirtować. To nie byłby pierwszy raz, gdy młoda kobieta tak robiła, a Jane czuła się nieswojo, odmawiając kobietom, kiedy to się zdarzało. - Masz rodzinę w Córdobie? - Nie - Jane obniżyła głos, starając się brzmieć męsko. Kobieta była ciemnowłosa i piękna. Jane nigdy nie byłaby w stanie konkurować z nią pod względem urody, nawet gdyby była ubrana jako kobieta, w najbardziej obcisły skórzany strój. - Mam na imię Carina. Jane milczała, mając nadzieję, że jej milczenie ją do niej zniechęci. Zamiast tego zaczęła mówić o swojej rodzinie w Ciudad Valles, zanim zaczęła opowiadać o swoim życiu. - Pracuję w barze w Córdobie. Jane zastanawiała się gorączkowo, dlaczego Carina ujawnia tak wiele informacji o sobie. Kobieta musiała zdawać sobie sprawę, że narażała się tym na niebezpieczeństwo. - Codziennie mam do czynienia z mężczyznami. Mają pewne nawyki, które są trudne do ukrycia. Jane zesztywniała, spoglądając na kobietę kątem oka. - Mężczyźni nie zakładają nogi na nogę. Jane pospiesznie rozsunęła nogi. - Dlaczego udajesz, że jesteś mężczyzną? Jane nie widziała złośliwości na jej twarzy, tylko ciekawość. - Myślałam, że tak będzie bezpieczniej - odpowiedziała cicho Jane, starając się, żeby jej głos był cichy, tak żeby jej nikt nie słyszał. - Możliwe. Z drugiej strony to może być bardziej niebezpieczne, gdyby inny mężczyzna chciał ci rzucić wyzwanie. - Wolałabym zaryzykować walkę z pistoletem, by mieć jakąś szansę, niż zostać porwaną i zgwałconą. Oczy Cariny pociemniały.

agawa55 11 - Widzę, że wysłuchałaś plotek na temat Meksyku w Stanach Zjednoczonych. Jane poczuła się zawstydzona. Nie chciała zakładać najgorszego, ale obserwowanie uwięzionych kobiet i jej wiedza o porwaniu Bailey sprawiały, że miała się na baczności. - Przepraszam. - To niebezpieczne, ale póki będziesz ostrożna, to będziesz bezpieczna. Jeśli tak bardzo martwisz się o swoje bezpieczeństwie, to dlaczego sama podróżujesz i jedziesz do Córdoby? Jane postanowiła być prawdomówna. - Próbuję odnaleźć moją siostrę. Ona niedawno przyjechała do Meksyku, żeby odwiedzić krewnych męża w Peñueli i nigdy nie wróciła do domu. - Może ona nie chce wracać? - twarz Cariny zbladła, kiedy Jane wspomniała o Peñueli. Jane pokręciła głową. - W ostatnim sms-ie do mojego ojca napisała, że jej mąż chciał, żeby zostali dłużej, ale ona chciała wrócić do domu. - Jedziesz do Peñueli? - Jak tylko złapię następny autobus. - Czy wiesz, gdzie ona jest w Peñueli? - Nie. Spotkałam jej męża tylko raz i nie rozmawialiśmy zbyt wiele. - Nie możesz pukać do drzwi ludzi i zadawać im pytania – ostrzegała Carina. - Wiem o tym. Myślałam, że zapytam, czy ktoś zna Silva, rodzinę Raula. Właściwie to Jane tak była skupiona na tym, żeby bezpiecznie dotrzeć do Peñueli, że nie zastanawiała się nad tym, jak znajdzie dom, w którym mieszkała jej siostra. Twarz Cariny zbladła jeszcze bardziej. Chwyciła Jane mocno za rękę. - Nie możesz tego zrobić! - syknęła. - Dlaczego? Tym razem to była kolej Cariny, żeby zachować milczenie. - Proszę, powiedz mi - błagała Jane. - Słyszałam o rodzinie Silva. Są bardzo niebezpieczni i zaangażowani w wiele rzeczy, o których nie chcę wiedzieć. Moja kuzynka pracowała w barze, zanim ja to zrobiłam. Poznała kogoś z organizacji Silvy i związała się z nim - Carina zadrżała – przeniosła się do Peñueli, żeby być z nim i rzadko już widuje swoją rodzinę. Oni trzymają swoje kobiety blisko siebie. Jane już znała tę informację. Bailey z pewnością nie zrezygnowałaby z rozpieszczonego trybu życia w Stanach Zjednoczonych, gdyby nie została do tego zmuszona Jane zakręciło się w głowie, gdy próbowała zdecydować, jaki powinien być jej następny krok. - Gdzie zamierzasz spędzić tę noc? Żaden autobus tak późno nie wyjedzie do Peñueli. - Nie wiem. - Zostań ze mną. Chyba mam pomysł, żeby ci pomóc. Jane popatrzyła na nią uważnie, próbując zdecydować, czy powinna zaufać tej kobiecie. Opalona cera Cariny była gładka i pozbawiona skaz, jej ciemne oczy były wyraziste i szczere, a jej gęste i długie czarne włosy nie zasłaniały jej pięknej twarzy. W końcu to Carina okazywała troskę o nieznajomą i Jane zdecydowała się jej zaufać. - Zostanę na noc i jutro pojadę autobusem. Dziękuję. Gdy Carina skinęła głową w odpowiedzi, dalej rozmawiały już cicho, jadąc autobusem. Carina opowiedziała jej więcej o swojej dużej rodzinie, a także o swoim narzeczonym, który również czekał na nią w Ciudad Valles. - Czy on nie ma nic przeciwko temu, że jesteś tak daleko? - Nie, oszczędzamy pieniądze, żeby kupić dom, kiedy się pobierzemy. Carina wyjęła telefon z kieszeni, żeby pokazać zdjęcie przystojnego mężczyzny stojącego obok niej. Było oczywiste, z tego jak patrzyli sobie w oczy, że są bardzo zakochani. Mieli taki sam wyraz twarzy, jaki Jane widziała u Sex Piston i Studa, gdy myśleli, że nikt ich nie widzi. Było już prawie ciemno, kiedy autobus przyjechał do Córdoby, ale było jeszcze na tyle

agawa55 12 jasno, żeby Jane mogła zobaczyć, że miasto jest znacznie większe, niż je sobie wyobrażała. Wysiadła z autobusu i szła obok Cariny, starając się nadążyć za jej szybkim tempem. - Myślałam, że mówiłaś, że to nie jest tak niebezpieczne, jak słyszałam – wysapała Jane. - Nie jest, dopóki nie zrobi się ciemno. Jane spojrzała na szybko ciemniejące niebo. - Jak daleko jeszcze? - Niedaleko. Carina skręciła w jedną ulicę, potem w drugą, budynki stały coraz dalej od siebie i były coraz starsze, gdy je mijały. Ponownie skręciła w prawo w ulicę, która była prawie całkowicie ciemna, jedyne światło dochodziło z szyldu na zewnątrz małego budynku. Carina wskazała z ulgą na niego. - To już tutaj. Chodź. Wprawdzie Jane wróciła ostrożność, ale głupio poszła za nią, mówiąc sobie, że będzie dobrze. Gdyby Killyama tu była, to skopałyby jej tyłek za to, że jest tak ufna. Carina nie podeszła do frontowych drzwi, zamiast tego poszła do tyłu i kopnęła butelkę po piwie, która leżała na ich drodze do schodów. Wyjęła klucz z kieszeni i otworzyła drzwi. Jane z wahaniem weszła do środka i odetchnęła z ulgą, kiedy zobaczyła jasne mieszkanie. - Jest bardzo ładnie - pochwaliła Jane, spoglądając na jasnoczerwoną kanapę z małym stolikiem do kawy, stojącym przed nią. Pokój łączył się z małą kuchnią z dwoma stołkami stojącymi przy ladzie, wykafelkowa- ną w niezliczonych jasnych kolorach. - Kanapa rozkłada się do spania. Dzielę mieszkanie z Teresą, śpimy w sypialni. Wskazała na otwarte drzwi w małym korytarzu. - Ona dziś wieczorem pracuje na dole w barze. Muszę się przebrać i pójść na dół, żeby jej pomóc. Czy będzie ci przeszkadzać, że zostaniesz sama? - Nie, wezmę prysznic, jeśli nie masz nic przeciwko i położę się spać. - Dobrze, wrócę po mojej zmianie - weszła do sypialni i zamknęła drzwi. Nim zdjęła czapkę, Jane poszukała kryjówki dla swego plecaka z pistoletem w środku. Przeczesała palcami wilgotne włosy, czując jak są brudne. Chociaż chciała wziąć prysznic i zmyć brud, nie była zachwycona tym, że będzie musiała ponownie włożyć brudne ubrania. Carina wyszła z sypialni, ubrana w luźną czarną spódnicę i jasnoróżowy T-shirt, niosąc w rękach ubranie. - Nie wiedziałam, czy masz coś do spania, więc przyniosłam ci dodatkowo koszulę. Podała Jane koszulę, która z pewnością będzie się jej ciągnęła po podłodze. Carina była o wiele wyższa od niej. - Muszę iść, już jestem spóźniona. - Idź, nic mi nie będzie - zapewniła ją Jane, próbując ukryć swoją niepewność. Carina podeszła do wyjściowych drzwi. - Jeśli usłyszysz klucz w drzwiach, to się nie bój. Czasami Teresa przyprowadza kogoś na chwilę do sypialni, ale jej powiem, żeby była cicho, żeby cię nie obudzić. - Dziękuję - Jane nie wiedziała, co jeszcze powiedzieć. Jej nowa przyjaciółka tylko skinęła jej głową przed wyjściem przez drzwi, zostawiając ją samą. Jane stała bez ruchu przez kilka minut, wpatrując się w zamknięte drzwi i zastanawiając się, czy nie zwariowała, żeby zaufać komuś, kogo dopiero poznała. Ale naprawdę nie miała żadnych innych opcji w tym momencie. Wyśpi się, a rano złapie autobus do Peñueli. Weszła do malutkiej łazienki, zdejmując brudne ubranie, gdy wanna napełniała się wodą, zanim do niej weszła. Oparła mokrą głowę o wannę, pozwalając, żeby napięcie opuściło jej ramiona. Obudziła się, gdy usłyszała trzask zamykanych drzwi wejściowych i głosy dochodzące z salonu. Prawie się pośliznęła i upadła, gdy wstawała z wanny. Osuszając się, usłyszała, jak

agawa55 13 mijają łazienkę i wchodzą do sypialni. Ubrała nocną koszulę, którą podarowała jej Carina, a potem wyszła z łazienki i wróciła do salonu. Kanapa była już rozłożona i przygotowana do spania. Zgasiła światło i z ulgą wsunęła się pod kołdrę, starając się nie słyszeć odgłosów łóżka i kobiecych jęków dochodzących z sypialni. Jane wiedziała, że jej policzki są czerwone w ciemności pokoju. Minęło kilka minut, zanim wyczerpanie spowodowało, że znowu zapadła w sen. Gdyby jej przyjaciółki mogły ją teraz zobaczyć, to rozerwałyby ją na strzępy, za postawienie się w takiej sytuacji. Tęskniła za nimi bardzo, ale pocieszała się, że to już nie będzie trwało długo. Zanim usnęła jej ostatnią myślą było, że jutro znajdzie Bailey, zabierze ją na najbliższe lotnisko, a potem wylecą z Meksyku tak szybko, jak tylko będą mogły. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to będzie w domu, zanim jej przyjaciółki będą naprawdę wkurzone. Nie reagowały za dobrze, kiedy wpadały w złość. Rozdział 2 Rano obudził ją zapach kawy i zobaczyła dwie kobiet o ponurych minach, wpatrujące się w nią. Carina siedziała na łóżku obok niej, trzymając w ręce kubek kawy, a druga kobieta, co do której Jane założyła, że jest to Teresa, siedziała na stołku przy ladzie, pijąc swoją kawę. - Czy chcesz więcej cukru? - Nie, dziękuję - Jane usiadła, uważając, by nie rozlać zbyt osłodzonej kawy. - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, ale powiedziałem Teresie, że planujesz poszukać swojej siostry w Peñueli. - Nie mam nic przeciwko ... - Jane zaczęła mówić, ale jej przerwano. - Jesteś idiotką, jeśli myślisz, że możesz po prostu wejść i wyjść z nią. Obraza Teresy sprawiła, że Jane ścisnęło w żołądku, gdy piła gorącą kawę. - Nie rozumiem. Dlaczego nie? - Silva są bardzo dobrze zorganizowani i nie pozwalają osobom postronnym przebywać w pobliżu swoich domów. Jane siedziała niezdecydowana na łóżku. - Mogłabym pójść na policję. - Oni należą do Silva. Trzymają władzę w Peñueli, nikt ci nie poda ręki, żeby ci pomóc, po prostu znikniesz - powiedziała rzeczowo Teresa. - To co ja mam zrobić? - Jane powiedziała głośno do siebie. - Może być inny sposób - cichy głos Coriny zwrócił jej uwagę - niektórzy z mężczyzn z Peñueli przychodzą do baru w weekendy. Może ich mogłabyś zapytać o swoją siostrę, jak już wypiją kilka drinków. To nadal będzie niebezpieczne, ale może dowiesz się, gdzie ona jest, zanim pójdziesz na ślepo, żeby ją znaleźć. Jane skinęła głową, ale Teresa pokręciła przecząco swoja głową. - Oszalałaś? Jeśli zacznie zadawać pytania, to będzie to tak samo niebezpieczne, oni będą chcieli wiedzieć dlaczego ona chce te informacje. Ona może zniknąć równie łatwo tutaj, jak w Peñueli. - To prawda - zgodziła się z nią Carina. Kobiety zamilkły na kilka chwil, zanim Teresa powiedziała: - Mogłaby wciąż pracować w barze i słuchać. Nikt nie zwraca na nas uwagi, chyba że chce się pieprzyć. Carina rzuciła swojej współlokatorce gniewne spojrzenie. - To prawda i ty wiesz o tym.

agawa55 14 Jane popatrzyła na Carinę, która się zaczerwieniła. - A twój narzeczony? Teresa roześmiała się piskliwie. - To, czego on nie wie, to go nie zaboli. Poza tym zależy mu tylko na pieniądzach, które ona mu daje. - To nieprawda! - krzyknęła Carina. - To prawda, ale nie chcesz się do tego przyznać - powiedziała złośliwie Teresa, po czym niedbale wzruszyła ramionami - możesz słuchać i może dowiesz się czegoś w ten sposób, bez zwracania na siebie uwagi. Jane napiła się łyk już teraz letniej kawy. - Ale ja nie chcę ... pieprzyć nikogo. Teresa znów wzruszyła ramionami. - Jeśli dojdzie do tego punktu, to po prostu daj znak Carinie lub mnie, a my zajmiemy się nimi. Czy jednak jesteś tego pewna? Pieniądze mogą być dobre za bardzo mały wysiłek. - Jestem pewna - Jane kiwnęła głową ze zrozumieniem. - Dobrze - Teresa wstała, przeciągając się. Ziewnęła i postawiła kubek na ladzie. - Muszę się trochę przespać przed wieczorem. Po tym zostawiła Jane i Carinę same. - Czy jesteś pewna, że chcesz to zrobić? Możesz wrócić i postarać się, żeby władze ci pomogły. - Czy to zadziała? - Nie. - W takim razie nie mam wyboru, prawda? * * * Jane od niechcenia wycierała ladę, słuchając rozmów prowadzonych w barze. Nie udało jej się zbliżyć do znalezienia Bailey, jednak to, czego się dowiedziała, przeraziło ją. Rodzina Silva była mocno zaangażowana w przestępczość zorganizowaną i kontrolowała nie tylko to miasto w Meksyku, ale kilka. Nie będzie tak łatwo wyciągnąć Bailey, jak jej się wydawało. - Daj mi jeszcze jedno piwo - głośny głos przyciągnął ją do końca baru. Sięgnęła po piwo pod ladę i postawiła je przed mężczyzną, zamierzając się odwrócić po tym, jak wzięła jego pieniądze, ale jego dłoń zacisnęła się na jej nadgarstku. - Dokąd idziesz, zostań i dotrzymaj mi towarzystwa. Jane oparła się o ladę. Był przystojny, ale coś w nim odpychało ją. Może to były żółte zęby lub jego zbyt ciasny uścisk na jej nadgarstku, ale coś w nim sprawiało, że chciała uciec. Zmuszając się do rozluźnienia, uśmiechnęła się. - Nie widziałem cię tu wcześniej. - Jestem kuzynką Cariny. Zwątpienie pokazało się w jego oczach, gdy patrzył na nią. - Dorastałam w El Paso i chciałam odwiedzić rodzinę ze strony mojej matki - skłamała Jane. Jego wątpliwości zniknęły i uśmiechnął się, pokazując ponownie żółte zęby. - Mądrze robisz, chcąc poznać swoje meksykańskie dziedzictwo. Założę się, że teraz nie chcesz już wracać do domu po tym, jak poznałaś różnicę pomiędzy mężczyznami ze Stanów i meksykańskimi mężczyznami. - Różnice? - Że jesteśmy lepszymi kochankami. Jego ciasny uścisk stał się pieszczotliwy, przyprawiając ją o dreszcze. - Och.

agawa55 15 Zmrużył swoje świdrujące oczy. - Nie zgadzasz się? - Zgadzam - zgodziła się pospiesznie, ale nie mogła powstrzymać się od komentarza - ale mężczyźni w Stanach mają większe penisy, więc nie pozostanę tu długo. Przestał ją głaskać po ręce i szarpnął ją w swoja stronę, aż jej piersi przycisnęły się do blatu, gdy próbował ją przyciągnąć. - Więc pozwól mi zmienić twoje zdanie. Jane skinęła na Teresę, która spojrzała na nią gniewnie, gdy podchodziła do mężczyzny, który usiłował wyrwać jej rękę ze stawu. - Juan, co ty robisz? Czy chcesz wzbudzić moją zazdrość? Gniewne spojrzenie Juana zmieniło się i uśmiechnął się, gdy Teresa otarła się o niego. - Nie. Dlaczego miałbym cię rozgniewać, mój mały kwiatuszku? Jane chciała wymiotować, gdy Teresa namiętnie pocałowała Juana, ocierając się swoimi dużymi piersiami o niego, zanim odsunęła się od niego żartobliwie. - Idź na górę, drzwi są otwarte. Będę tam za minutę. Juan od razu wyszedł przez drzwi. Teresa ściszyła głos do niemal szeptu. - Jeśli nadal będziesz wkurzać tych mężczyzn, to pozwolę ci być tą, która będzie musiała ich pieprzyć, żeby poprawić im nastrój. Rzygać mi się już chce na wyciąganie twojego tyłka z kłopotów. - Przepraszam. Powinna była trzymać gębę na kłódkę. Jane była zła na siebie za postawienie Teresy w sytuacji, że musiała ją ponownie wydostać z kłopotów. - Trzymaj tylko język za zębami i uśmiechaj się - gderała Teresa, wychodząc z baru. - Co się stało? - nienawistny głos zza jej pleców kazał jej się odwrócić, aby zmierzyć się ze swoim nowym szefem. Jorge był dupkiem. Pozwolił się przekonać Teresie i Carinie, żeby dał jej pracę po tym, jak poszły z nim do jego prywatnego gabinetu, Jane nie chciała tego rozważać, co zrobiły obie kobiety, że skłoniły go do zgody. Mimo to konsekwentnie na nią zwracał uwagę i obserwował każdy jej ruch, tak jakby miała zamiar ukraść pieniądze, które trzymał w kasie. Gdy pracując przez pierwsze dwie noce nie zabrała żadnego klienta na górę, to chciał ją zwolnić, ale Jane zaproponowała mu, że będzie pracować za mniejszą zapłatę, więc będzie praktycznie pracować za darmo. Jane nie umknęło uwadze, że za każdym razem, kiedy Carina i Teresa wracały po pójściu z mężczyzną na górę, to przekazywały Jorge pieniądze. - Nic. Teresa była zła, że rozmawiałam z Juanem. Spojrzał na nią z powątpiewaniem, zanim odszedł. Jane wróciła do wycierania lady, podnosząc wzrok, kiedy usłyszała, jak otwierają się drzwi baru. Prawie otworzyła usta na widok mężczyzny, który wszedł do środka. Zawsze była kobietą, która potrafiła docenić przystojnego mężczyznę, ale ten mężczyzna był więcej, niż przystojny, on był wyróżniający się. Wyglądał na dwudziestokilkulatka lub bliskiego trzydziestki. Jego włosy miały mocny brązowy kolor, co odróżniało go od morza czarnowłosych mężczyzn, ale było też coś więcej. Wszyscy mężczyźni w barze nosili pistolety, a Jane była pewna, że z tych mężczyzn więcej niż jeden zabił, żeby dostać to, czego chciał. Ale mężczyzna, który wszedł do środka nosił się ze śmiertelnym zamiarem. Był wysoki i muskularny, dżinsy nisko zwisały mu z bioder, kiedy stukając butami o skrzypiące deski podłogi przeszedł przez bar. - Daj mi whisky. Jane skinęła głową, gdy zwrócił się do niej po angielsku, który pierwszy raz usłyszała od ponad tygodnia. Jane podeszła do butelek z alkoholem, automatycznie sięgając po jedną z tych, która nie była rozwodniona. Jorge kazał jej zaczynać od mocnych alkoholi, a potem jak stopniowo się

agawa55 16 upijali, miała zmieniać je na butelki, które rozwodnił. Jej ręka drżała, kiedy nalewała alkohol do szklanki. Starając się nie rozlać, ostrożnie postawiła ją przed nim. - Cade, co ty, do diabła, tutaj robisz? Jorge zabrał pieniądze z jego ręki, zanim Jane zdążyła to zrobić. - Piję, a na co ci to, do cholery, wygląda? - podniósł szklankę i wziął duży łyk. - Myślisz, że to jest mądre po tym, co zrobiłeś? - A co ja zrobiłem? Rozmawiał z Jorge, ale Jane czuła na sobie jego wzrok. Starała się wyglądać na zajętą, wycierając szklanki, które umyła i które miała później wycierać. - Carlos nie będzie zadowolony, że wróciłeś do miasta po tym, jak jego gość znikł razem z tobą. - Masz na myśli Joe? chciał złapać okazję, żeby mógł wrócić do domu, a ja nie chciałem rozgniewać Carlosa, odmawiając prośbie jego przyjaciela. Jorge patrzył na mężczyznę takim samym podejrzliwym wzrokiem, jakim patrzył na nią. - To najlepsza historia, jaką możesz wymyślić, Cade? - To prawda - powiedział, opróżniając swoją szklankę. Popchnął ją w jej kierunku. - Daj mi jeszcze jeden. Jane odłożyła ręcznik, żeby nalać mu alkoholu do szklanki. - Masz pokój, w którym mogę przenocować? - Mam jeden z tyłu, chyba że chcesz zostać na górze z kobietami. Teresa lub Carina z radością podzielą się z tobą swoim łóżkiem, chyba że ją przekonasz - wskazał głową na Jane - chociaż, jak dotąd, żadnemu z obecnych tu mężczyzn się to nie udało. Czy ten dupek naprawdę wierzył w to, że może sprawić, że będzie się czuła winna, że nie chce uprawiać seksu z odrażającymi mężczyznami, którzy ciągle przesiadywali w barze? Cade spojrzał beznamiętnie na jej ciało, zanim odpowiedział. - Wezmę pokój z tyłu. Potrzebuję się wyspać. - Rób, co chcesz. Cade wręczył Jorge kilka dolarów więcej, nim skończył drugi drink, a potem odstawił szklankę na ladę. Jane nie mogła się powstrzymać od przyglądania się mu, kiedy przechodził przez bar do korytarza, w którym znajdowało się biuro Jorge, łazienka i dodatkowa sypialnia. Jorge zawsze miał swoje biuro zamknięte, o czym Jane przekonała się po kilku próbach, żeby dostać się do środka, gdy Carina powiedziała jej, że Jorge przechowuje w biurze adresy kilku mężczyzn, którzy przychodzili do baru. Szczególnie interesował ją mężczyzna, który zjawił się w barze dwie noce temu. Carina powiedziała jej, że nazywa się Silva i ona uważała, że on pochodził z Peñueli. Ten mężczyzna rozmawiał z Jorge przez jakiś czas przy stole, zanim odszedł. Po jego odejściu od niechcenia Jane próbowała popytać o niego innych mężczyzn w barze, ale zobaczyła lęk na ich twarzach i milczenie po swoich pytaniach. Teresa posłała jej ostrzegawcze spojrzenie i przestała pytać. Carinie udało się na chwilę uciec od stołu mężczyzn, z którymi siedziała. - Czy Cade zostaje? Jane skinęła głową. - Trzymaj się od niego z daleka, Jane. Teresa nie lubi nawet, gdy z nim rozmawiam. Ona się wścieknie, jeśli będzie myślała, że chcesz go poderwać. - Nie zrobiłabym tego - zaprzeczyła Jane, nie widząc powodu, żeby powiedzieć Carinie, że czuje do niego pociąg od chwili, gdy tylko przeszedł przez drzwi. - Jane, Teresa nie jest miła i nie będzie grała uczciwie, jeśli pomyśli, że próbujesz zabrać coś, co uważa, że należy do niej - Carina chwyciła ją za rękę, ostrzegając - nie będzie się tobą przejmować, jeśli zostaniesz skrzywdzona. Jane skinęła głową, pozwalając Carinie zobaczyć, że posłucha jej ostrzeżenia.

agawa55 17 Czekała, aż stoły się zwolnią, a potem wytarła je, kiedy klienci wyszli. Pod koniec nocy jej oczy były ciężkie ze zmęczenia, gdy w końcu wchodziła po schodach, idąc do mieszkania. Jane nie widziała Cade'a przez resztę nocy. Teresa dąsała się przez cały czas, kiedy Jorge powiedział jej, że on tam jest, a Cade nie odpowiedział, gdy pukała do jego drzwi. Jane miała tak opuchnięte oczy, że prawie potknęła się o najwyższy stopień. Gdyby nie znalazła wkrótce nowych informacji na temat swojej siostry, to będzie musiała zdecydować, czy wyjechać. Dała sobie dwudniowy limit czasu, wiedząc, że nie może sobie pozwolić na zbyt długą nieobecność. Miała rachunki do płacenia, a i jej matka zależała od niej. Próbowała nie myśleć o tym, jak matka radzi sobie bez niej, a potem jej myśli przeszły na Bailey. Lepiej żeby jej siostra zrobiła, co od niej zależało, albo Jane zamierzała się upewnić, że Crazy Bitch skopie jej tyłek. Rozdział 3 Benedict podniósł wzrok znad śniadania, gdy w otwartych drzwiach z wahaniem stanęła pokojówka. - Tak, Jana? - Panie Montgomery, ma pan gości. - Kto to jest? - zapytała ostro jego żona - Benedict, mówiłam ci, że nie lubię, jak twoi wspólnicy tutaj przychodzą. Po to masz biuro. - Nie sądzę, żeby to byli wspólnicy pana Montgomery - powiedziała Jana. - Rozumiem, kimkolwiek oni są, zaprowadź ich do salonu, Jana. Benedict rzucił żonie ostre spojrzenie, wstając od stołu i idąc za pokojówką, gdy szła do drzwi wejściowych. Poszedł do salonu, by na nich poczekać, spodziewając się któregoś ze swoich przyjaciół lub swoich wspólników, a nie te, które zobaczył. Wolałby stawić czoła komukolwiek innemu, niż grupie kobiet patrzących na niego z niechęcią. - Gdzie jest Fat Louise? Sex Piston nie poczekała, aż Benedict przywita się z przyjaciółkami córki, z którymi, niestety, spotkał się już wielokrotnie. - Nie mogę powiedzieć ... - Głupie gadanie - Sex Piston ruszyła do przodu z furią, jak tygrysica chroniąca młode. Benedict żałował, że matka Jane nie była tak samo zaniepokojona. - Chcę się teraz dowiedzieć, gdzie ona jest. Westchnął. - Panie, usiądźcie. Benedict patrzył, jak Sex Piston, T.A, Killyama i Crazy Bitch usiadły na dużej kanapie, wpatrując się w niego, jakby to on był odpowiedzialny za nieobecność Jane. - Jesteście świadome zniknięcia Bailey? - Tak naprawdę to ona nie zniknęła. Ta głupia suka podążyła za tym kutasem, którego poślubiła, do pieprzonego realnego życia w kartelu - stwierdziła ostro Killyama. Benedict nie mógł się z nią spierać. - Nie widzieliśmy Fat Louise przeszło trzy tygodnie, a jej głupia mama nie powiedziała nam, co się dzieje. Fat Louise mieszkała z Crazy Bitch, ale powiedziała nam, że jej matka nie czuje się dobrze i potrzebuje, żeby wróciła do domu. Kiedy pojechaliśmy do jej matki, żeby ją sprawdzić, to ta suka nic o niej nie wiedziała. Jeśli nie otrzymamy odpowiedzi, to zamierzam zgłosić jej zaginięcie, - zagroziła Sex Piston. - Nie rób tego! - krzyknął Benedykt, a potem szybko się uspokoił.

agawa55 18 - Dlaczego nie? - Killyama zmrużyła oczy - Bo jeśli to zrobisz, to mogą nie wpuścić jej z powrotem do Stanów. Nie wiem, czy ona legalnie wjechała do Meksyku, czy nie. - O mój Boże - T.A. otworzyła usta - pojechała za tą głupią suką, prawda? - Obawiam się, że tak. Nie wiedziałem, dopóki nie było za późno - przyznał Benedict. Ich oskarżycielskie spojrzenia sprawiły, że poczuł się bezwartościowy jako ojciec. - Po czterech dniach od zniknięcia Jane jej matka znalazła list, który zostawiła i jedynie dlatego skontaktowała się ze mną, bo zdała sobie sprawę, że nie ma już pieniędzy. A wtedy było już za późno, żeby dotrzeć do Jane. Już wjechała do Meksyku. Kobiety na kanapie były przyjaciółkami jego córki przez większość jej życia. Siedziały tak, jakby nie wiedziały, co mają robić i co powiedzieć. Był pewien w przypadku tych kobiet, że zdarzyło się im to po raz pierwszy. Sex Piston pierwsza doszła do siebie. - Co robisz w tej sprawie? - Zatrudniłem mężczyznę, który jest w stanie sprowadzić ją z powrotem. Zobaczymy, czy mu się to uda. Musimy jednak zachować nadzieję. - Pieprzyć nadzieję. Idę po nią - Killyama wstała z kanapy. - Nie! Nie pogorszajmy sytuacji. Cade ją sprowadzi, jest najlepszy w branży i udało mu się ukończyć prace, których nikt inny nie mógł. - Fat Louise nie przeżyje. Nie jest wystarczająco silna. Co zrobi bez swoich cukierków? Swojej ulubionej restauracji? - powiedziała T.A. ze łzami w oczach. - Nie mów tak! - rozkazała Sex Piston - ona jest silna. Kto jest tą, na której polegamy, gdy potrzebujemy zrobić jakieś gówno? Ona zawsze jest tam dla nas. Trzy pozostałe kobiety skinęły głowami. Benedict czuł się źle z powodu kobiet, świadomy, jak one są jej bliskie. Jane nigdy nie poszła nigdzie bez jednej z tych okropnych kobiet u swojego boku. - Benedict, co one tutaj robią? - Delphi weszła do pokoju, patrząc na kobiety z pogardą. Benedict miał ją już ostrzec, ale zamiast tego usiadł w swoim ulubionym fotelu, żeby obejrzeć fajerwerki. - Ty jesteś tą suką, która zawsze wyśmiewa się z Fat Louise? - spytała Crazy Bitch. - Fat Louise? Wciąż nazywacie się swoimi dziecinnymi przezwiskami? - Delphi - ostrzegł ją Benedict, próbując położyć kres zwiększonemu napięciu, które się zaczęło, gdy jego żona weszła do pokoju - Nie przeszkadza ci, że są tak niegrzeczne? Benedict wzruszył ramionami. Nauczył się radzić sobie z tym już dawno temu. - Ty pretensjonalna ... - zaczęła Sex Piston, ale Benedict zdecydował się zakończyć tę konfrontację, zanim naprawdę się zaczęła. Gdyby zdecydowały się zaatakować Delphi, to Benedict sam nie byłby w stanie ich od niej odciągnąć. - Może powinnaś już iść na swoją umówioną wizytę u fryzjera - zasugerował jej. - Bardzo dobrze. Jego żona wydęła wargi, odwracając się, by opuścić pokój, ale została zatrzymana przez Killyamę, blokującą jej drzwi. - Wiem, że to ty jesteś powodem, że Fat Louise pojechała po tę twoją zarozumiałą córkę. Powiedziała mi, że wywołujesz w niej poczucie winy i mówiłam jej, że powinna wsadzić ci pieprzoną stopę w tyłek. Jeśli coś jej się stanie, to nie będziesz już musiała tęsknić za tą swoją córką, ponieważ zamierzam wysłać cię tam w pieprzonej trumnie. Delphi przysunęła dłoń do gardła zszokowana ostrzeżeniem. - Czy pozwolisz, żeby ta... ta... hołota mówiła do mnie w ten sposób? - Właściwie to jest to, co sobie myślałem - powiedział Benedict bez współczucia. Delphi otarła się o Killyamę, wychodząc z pokoju, chociaż nie bez przestraszonego

agawa55 19 spojrzenia na kobiety. Po tym, jak usłyszeli trzaśnięcie drzwi wejściowych, Benedict zwrócił swoją uwagę na przyjaciółki Jane. - Idźcie do domu, skontaktuję się z wami, jak tylko usłyszę coś od Cade'a. Większość grupy wstała i wyszła z pokoju ze zmartwionymi minami. Jednak Killyama została tam, gdzie była, rzucając mu lodowate spojrzenie, które niemal skręciło mu jądra ze strachu. - Pozwoliłeś mamie Fat Louise i tej suce, swojej żonie, traktować ją jak gówno. Jeśli coś jej się stanie, to ta suka nie będzie jedyną, po którą przyjdę. - Nie będziesz czekać na wiadomość ode mnie, prawda? - A jak, do cholery, myślisz? Benedykt stał wpatrzony w zamknięte drzwi. Niemal zaczął żałować Meksyku, jeśli ta kobieta zmierzała w jego kierunku. Rozdział 4 - Obudź się! Po tym rozkazie nastąpił brutalny cios pięścią w jej żebra, którym Jane została obudzona. Przerażonym wzrokiem popatrzyła na żołnierza wpatrującego się w nią z wściekłością. Mimo bólu w boku, zerwała się na równe nogi. Gdy zobaczyła przy drzwiach drugiego żołnierza jej przerażenie jeszcze bardziej wzrosło. Jane zobaczyła, że Carina i Teresa stoją w drzwiach swojej sypialni z przerażeniem na twarzach. - Que haces aquí? Nie mogła zrozumieć ani słowa, które powiedział. Jej zamglony snem umysł nie potrafił przetłumaczyć słów wystarczająco szybko. Marszcząc brwi powtórzył zdanie po angielsku. - Co ty tutaj robisz? Jane myślała szybko. - Odwiedzam moją kuzynkę – wskazała głową w stronę Cariny. Dwóch żołnierzy patrzyło na nią sceptycznie. - Nie widzę rodzinnego podobieństwa. Wziął jej twarz w swoją wielką dłoń, jego uścisk bolał jak diabli, ale nie próbowała się wyrwać. - Jesteśmy, tak jakby, czwartymi kuzynkami - skłamała Jane - chciałam się dowiedzieć więcej o swoim dziedzictwie. Żołnierz opuścił rękę. - Dlaczego pytasz o Silva? - Moja matka o nich wspomniała. Próbowałam się dowiedzieć, czy mogę mieć z nimi rodzinny związek. Mężczyźni rozmawiali ze sobą cicho, zanim wybuchli śmiechem. Ten, który celował w nią z pistoletu, opuścił go do swojego boku. - To może być możliwe, Silva lubi rozsiewać swoje nasienie. Jane nie podobał się sposób, w jaki obaj mężczyźni się jej przyglądali. Uświadomiło jej to, że jest w cienkiej koszuli nocnej i skrzyżowała ręce na piersiach. - Weź swoje rzeczy. Zabierzemy cię, żebyś poznała swoją rodzinę. - Rozmawiałam z moją matką. Miałam złe nazwisko. Jestem spokrewniona z Villas. - Mogę zobaczyć, jak jesteś zdezorientowana – jego rozbawienie znikło – zabieraj swoje

agawa55 20 rzeczy. Jane pomyślała, że jej plecak z pistoletem może bardziej pogorszyć jej sytuację. Zamiast tego ciężko przełknęła ślinę. - Naprawdę nie chcę z tobą iść. - Nie obchodzi mnie, czego ty chcesz. Mężczyzna, który ją obudził uderzeniem, pchnął ją w stronę drzwi. Wszyscy zatrzymali się, kiedy zobaczyli mężczyznę stojącego w drzwiach z gołą klatką piersiową. - Nie masz nic lepszego do roboty, oprócz próby porwania kobiety z łóżka, Luis? - Cade! Drań zrobił krok do przodu, wyciągając rękę do Cade’a, żeby ją uścisnął. - Gdzieś ty był, ty hijo de putta? (sukinsynu) - Byłem zajęty, ale nie tak zajęty, jak ty. Jane starała się nie patrzeć na jego klatkę piersiową. Powinna być przerażona, zamiast tego musiała się zmusić, żeby zabrać z niej wzrok, gdy zareagowała na niego podnieceniem. Nawet nie spojrzał w jej stronę, skupiając uwagę na żołnierzach. - Ona? Miała być tylko dzisiaj zabawką dla Javiera. On łatwo się nudzi. - On ci powie, żebyś sam ją sobie zabrał. Z tego, co o nim pamiętam, to ona nie jest w jego guście. Luis odwrócił się i spojrzał ostentacyjnie na piersi Jane, które były dobrze widoczne pod cienką koszulą. - On ma rację. Ten, który trzymał karabin, podniósł lufą karabinu dół jej koszuli, odsłaniając jej uda. - Ona nie ma na sobie dość mięsa. - Napijmy się - Cade ruszył w stronę schodów. Luis zatrzymał się, zanim skinął na drugiego żołnierza, żeby wyszedł. Koszula opadła z powrotem na jej uda. - Powinnaś gdzieś indziej poszukać swoich więzów rodzinnych - surowo ostrzegł Luis, a Jane zadrżała. Skinęła głową, że zrozumiała i opadła na łóżko. Carina podbiegła do drzwi i zatrzasnęła je, zamykając. - Estúpido perra (głupia suko), kazałam ci zachować ostrożność - syknęła do niej Teresa, nie ruszając się z drzwi sypialni. - Przepraszam. Myślałam, że jestem ostrożna. Odejdę - Jane wstała. - Nie możesz, jest środek nocy - zaprotestowała Carina. - Nie chcę narażać ciebie, ani Teresy, na niebezpieczeństwo. - To nie my jesteśmy w niebezpieczeństwie. Ci mężczyźni wiedzą, że mogą nas mieć, że nasze rodziny nie są zamożne. Nie służylibyśmy żadnym celom. Z drugiej strony, ty możesz stanowić dla nich zagrożenie tymi swoimi pytaniami, a oni eliminują wszelkie zagrożenia dla swojej organizacji - powiedziała Teresa, wracając do sypialni i zatrzaskując drzwi. - Rano wyjadę autobusem. Carina potrząsnęła głową. - Daj sobie jeszcze jeden dzień. Postaramy się jeszcze bardziej dostać do biura Jorge’a, może znajdziesz coś, co może ci pomóc. On jest w branży od dłuższego czasu, z pewnością będzie miał adres kogoś z rodziny Silva. Jane poddała się. Potrzebowała adresu, a większość oficjalnych adresów nie była tymi, w których rzeczywiście mieszkali. Fałszywe adresy, jako sposób na zachowanie ich miejsca zamieszkania w tajemnicy przed wrogami, były powszechną praktyką. - Czy wszystko w porządku? Jane skinęła głową, nie wspominając o bolących żebrach. Przemoc sytuacji sprawiała, że drżała. Gdyby Cade się nie pojawił, to była pewna, że żołnierze by ją zabrali. Zostawała tu zbyt długo.

agawa55 21 - Nic mi nie jest, ale muszę wyjechać, zanim zdecydują się wrócić. - Ja też tak myślę - Carina zgodziła się z nią - jutro znajdziemy coś, co ci pomoże. - Mam nadzieję. Jane położyła się z powrotem do łóżka, kiedy Carina wyszła. Zakrywając się kocem, ukryła twarz w poduszce. Nigdy bardziej nie tęskniła za przyjaciółkami. Z perspektywy czasu, Jane żałowała, że nie zwierzyła się im. Chociaż popełniła błąd, nie robiąc tego, nie zamierzała do nich dzwonić z prośbą o pomoc. Nie będzie narażać swoich przyjaciółek z powodu Bailey. Jej siostra była jej odpowiedzialnością. - Znajdę ją, a kiedy już to zrobię, to będę mogła wrócić do domu - obiecała sobie Jane, ocierając łzy. Tęskniła za domem i bała się. Biorąc głęboki oddech, przywołała w myśli obrazy swoich przyjaciółek, co złagodziło jej strach. Nawet setki mil z dala od niej dały jej siłę, żeby mogła zamknąć oczy i zasnąć. * * * Jane ubrała się do pracy w pożyczone od Cariny ubrania. Spieszyła się, chcąc być na dole podczas lunchu, bo to był najlepszy czas na przeszukanie biura Jorge’a. Zeszła na dół i weszła tylnymi drzwiami do małej kuchni za barem. Jorge nie zapewniał zbyt wiele jedzenia klientom baru, głównie były to kupowane od dostawców gotowe potrawy, które można było łatwo podgrzać. Złapała tamale z metalowej patelni leżącej na kuchence. Ugryzła kęs, ciesząc się jego pikantnym smakiem. - Jorge sprawi, że za to zapłacisz - kpiła Carina, wchodząc do kuchni, wkładając brudne naczynia do zlewozmywaka. Jane skrzywiła się. - Za moją pensję jestem mu winna tylko to, że pozwolił mi tu pracować. - Czy potrzebujesz trochę pieniędzy? Mogę ci trochę pożyczyć – zaproponowała Carina. Jane pokręciła głową przecząco. - Nie, jest dobrze. Nie wzięłaby pieniędzy od przyjaciółki, ona za ciężko na nie pracowała. Jane i Carina weszły do baru, w którym Carina obsługiwała stoły, a Jane pracowała za barem. Kiedy zaczynała pracować w barze, to była powolna, ale teraz z dobrą znajomością poruszała się za barem. Kiedy wróci do domu, to może pracować jako barmanka na pół etatu. Zauważyła Teresę siedzącą przy stole z Cade'em. Miał na sobie czarny T-shirt, a jego mokre włosy wyglądały tak, jakby dopiero co wziął prysznic. Co jakiś czas Teresa wstawała, żeby dolać mu napoju lub przynieść mu jedzenie. Jane starała się na niego nie patrzyć, kiedy pracowała. Jednak Cade trudno było nie zauważyć. Chciała się uderzyć za patrzenie na niego. Wracając na ziemię skoncentrowała swoją uwagę na Jorge. Wydawał się być zmęczony, poruszając się powoli za barem, gdy pomagał obsługiwać klientów. Widząc, że jego klucze leżą na półce obok okularów, wzięła kilka szklanek i ostrożnie postawiła je na półce. Rozejrzała się szybko, by upewnić się, że nikt na nią nie zwraca uwagi, a potem wsunęła klucze do kieszeni. - Jorge, nie czuję się dobrze, muszę iść do toalety - powiedziała do niego, gdy przeszedł od jednego klienta do drugiego. Przyglądał się jej twarzy przez sekundę, po czym skinął głową. - Pospiesz się z tym. Jest duży ruch. Jane domyśliła się, że strach przed przyłapaniem za zabranie jego kluczy sprawił, że jej twarz była blada, dodając wiarygodności jej twierdzeniu. - Postaram się. Jane starała się wyglądać jak chora, zanim zniknęła za rogiem, gdzie znajdowało się

agawa55 22 jego biuro. Łazienka znajdowała się na wprost przed nią, a pokój, który wynajmował Cade, znajdował się tuż obok. Jane pospiesznie wsunęła klucz do drzwi, sprawdzając, czy nikogo nie ma w pobliżu. Wśliznęła się do środka i zamknęła drzwi z ulgą. Z przerażeniem popatrzyła na biuro. Było wypełnione papierami i pudełkami. Nigdy nie będzie w stanie znaleźć niczego tutaj, zanim Jorge zauważy, że jej zbyt długo nie ma. Wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić i zaczęła poszukiwania, upewniając się, żeby wszystko odkładać tak, jak leżało wcześniej, żeby Jorge nie poznał, że ktoś przeszukał jego rzeczy. Czas leciał i Jane miała się już poddać, kiedy zauważyła księgę leżącą na wierzchu pudełka, które stało najbliżej jego biurka. Otwierając ją, zobaczyła kilka nazwisk z kwotami pieniężnymi i adresami. Jane przesunęła palcem po kolumnie, niemal krzycząc, kiedy zobaczyła nazwisko Silva. Zapamiętała adres, a następnie zamknęła rejestr. Uchyliwszy drzwi, wyjrzała na zewnątrz i nie widząc nikogo, wyszła na korytarz. Miała zamknąć drzwi, gdy jej ręka została wyrwana, a inna ręka zamknęła drzwi. Jane wpatrywała się w twarz Cade'a, kiedy została przyciśnięta do zamkniętych drzwi przez Cade’a. - Co? Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, jego usta zacisnęły się na jej ustach. Przycisnęła dłonie do jego piersi, starając się odwrócić głowę w bok. Mocna dłoń z boku twarzy trzymała ją nieruchomo, gdy wciskał język pomiędzy jej wargi. Nie mogąc się powstrzymać rozchyliła usta, pozwalając mu się w nie wsunąć. Dłonie Jane zadrżały na jego klatce piersiowej, zanim złapała za jego koszulkę, żeby się uspokoić. Cade wsunął język w jej usta w intymny sposób, który kazał jej naśladować jego ruch. - Co jest, kurwa, Cade? Masz już jedną z moich dziewczyn. Przynajmniej jedna jest mi potrzebna do pracy. Carina jest na górze z klientem. Albo wybierz Teresę, albo Jane. Jorge wyszedł zza rogu, a gdy się poruszył, wtedy Jane zobaczyła wściekłą Teresę, która wpatrywała się w nią z końca korytarza. Cade odsunął się, robiąc jej miejsce na przejście. Jane zaczęła iść, zamierzając wrócić do pracy, ale Teresa zablokowała jej drogę. Carina ostrzegała ją przed wściekłością Teresy. - Teresa, chodź tutaj. Męski głos za nią miał tak uwodzicielski ton, że Jane się odwróciła, ale Cade nie patrzył na nią. Jego uwaga skupiła się na Teresie, która omal jej nie przewróciła, kiedy przechodziła obok niej. Jane otworzyła usta w reakcji na jej niegrzeczność, gdy Cade objął Teresę w pasie ramionami, jak podeszła do niego, przyciągając ją bliżej do siebie. Kiedy Teresa uniosła usta do jego ust, Jane odwróciła się i zostawiła ich dwoje samych. - Dlaczego nie jestem zaskoczony, że on wybrał Teresę? – sarkastyczny komentarz Jorge zdenerwował Jane. - Może dlatego, że jest dziwką? – warknęła Jane, wręczając klientowi świeże piwo. Jorge uniósł na nią brwi, ale nie powiedział nic więcej. Jane starała się nie zauważać, że ani Cade, ani Teresa od razu nie wrócili do baru. Starała się tym nie przejmować, ale w jakiś sposób to robiła. Minęła ponad godzina, nim Teresa wróciła do baru, rzucając jej tryumfalne spojrzenie, które Jane zignorowała. Odłożyła szmatę na bar i podeszła do Jorge'a. - Idę na górę na przerwę. Nadal nie czuję się zbyt dobrze. - Idź - warknął - upewnij się, że będziesz tu przed szóstą. - Będę - skłamała Jane. Nie miała już zamiaru ponownie postawić stopy w barze. Jane czuła się niewyraźnie smutna, że już nigdy nie zobaczy Cade'a, co nie miało sensu, biorąc pod uwagę, że nawet go nie znała. - Na miłość boską, nigdy nawet z nim nie rozmawiałam - powiedziała do siebie. Złość na samą siebie nie poprawiła jej samopoczucia, mimo że sobie wmawiała, że tak.

agawa55 23 Zanim wyszła, Carina uśmiechnęła się do niej smutno, wiedząc, że Jane już nie wróci. Jane pokazała jej kciuk aprobaty w odpowiedzi. Zostawi Carinie list, dziękując jej za pomoc. Jane zostawiała przyjaźń, która się dopiero zaczęła, ale obiecała sobie, że pozostanie z nią w kontakcie. Idąc na górę, Jane spojrzała na zegarek. Miała dwadzieścia minut na złapanie autobusu do Peñueli. Zamierzała znaleźć swoją siostrę i wrócić do życia, które pozostawiła. Rozdział 5 - Idziesz gdzieś? Jane upuściła koszulę, którą wpychała do plecaka. Cade stał w drzwiach sypialni, zakładając T-shirt. Jane zaczerwieniła się. Teresa musiała przyprowadzić go na górę, korzystając z tylnych schodów i zostawiła go w swoim łóżku, gdy wróciła na dół. - Wyjeżdżam, wracam do Stanów. Odwiedzałam Carinę, ale teraz moje wakacje już się skończyły. Jane podniosła koszulkę, wsuwając ją do plecaka, a potem zamknęła go na zamek. Nie spojrzała na niego, kiedy usiadła, żeby założyć tenisówki, które dostała od Cariny. Jane, ignorując Cade'a, położyła kopertę na blacie kuchennym z listem pożegnalnym i pieniędzmi na pokrycie kosztów ubrania, które od niej dostała. - Gdzie naprawdę idziesz, Jane? Twoja rodzina byłaby szczęśliwa, słysząc, że wracasz do domu, ale nie wierzę, że tam właśnie się wybierasz, prawda? Zatrzymała się w połowie drogi, odwracając się do niego. Zaczęła odpowiadać, ale jej przerwał. - Nie kłam, jesteś kiepskim kłamcą. Nie jestem w nastroju do słuchania, jak wymyślasz kolejne. - Powinieneś być w dobrym nastroju po tym, jak uprawiałeś seks - warknęła Jane. Cade uśmiechnął się do niej. - Kosztowało mnie to sto dolców, ale odzyskam moje pieniądze od twojego ojca za koszt wydatków służbowych. Oczy Jane rozszerzyły się, gdy wspomniał jej ojca, jakby go znał - Mój ojciec? Cade skinął głową, wchodząc dalej do pokoju - Zatrudnił mnie, żebym odnalazł ciebie i twoją siostrę. Chce, żebyście obie wróciły do Stanów. Jane poczuła, że jej oczy wypełniły się łzami. - Tata cię przysłał? - Tak, tata mnie przysłał. Chryste, jak to się stało, że ci się udało nie dać się zabić? Jane wyprostowała się. - Nie ma potrzeby być sarkastycznym - jej oczy zwęziły się - skąd mam wiedzieć, że mój ojciec przysłał cię na pomoc? - Tego nie wiesz. Będziesz musiała mi zaufać, prawda? Po wyrazie jego twarzy Jane mogła zrozumieć, że naprawdę go to nie obchodzi, czy mu uwierzyła, czy nie. - Jak mnie znalazłeś? - Telefon komórkowy, który schowałaś w plecaku, wysyła mi miły, wyraźny sygnał do

agawa55 24 śledzenia. - Skąd wiedziałeś, że jest w moim plecaku...? - głos Jane ucichł, kiedy zrozumiała, że węszył po wyjściu Teresy. - Chodźmy. Chcę się stąd wydostać. Jane skinęła głową, zakładając pasek plecaka na ramię. - Jedziemy do Peñueli? - Ja jadę do Peñueli. Podrzucę cię na lądowisko. Mój kumpel poleci z tobą z powrotem na lotnisko, z którego twój ojciec będzie mógł cię odebrać. Jane pokręciła głową. - Idę z tobą, żeby znaleźć Bailey. - Nie. Cade wziął ją pod rękę i poprowadził do drzwi. Wyrwała mu się. - Nie polecę do domu bez niej. - Nie masz pieprzonego wyboru. Nie zabiorę cię do Peñueli. Łatwiej mi będzie uwolnić Bailey bez konieczności zajmowania się tobą. Użyj zdrowego rozsądku! Jane nie chciała przyznać, że miał rację. - Skąd mam wiedzieć, czy mogę ci zaufać, że uratujesz moją siostrę? - Jeszcze raz, nie wiesz - wzruszył ramionami - ale i tak nie masz innego wyboru. Masz szczęście, że byłem tu wczoraj, bo inaczej Luis zabrałby cię do Javiera. Uwierz mi, nie chcesz poznać Javiera. - Nie wiem? - Nie, nie wiesz. A teraz, do cholery, możemy iść? - Tak - Jane poddała się, chcąc wrócić do domu. Gdyby jej ojciec zatrudnił Cade'a, to znalazłby jej siostrę i ją i wyciągnął je bezpieczniej, niż ona mogła. Jane znała swoje ograniczenia i zdecydowanie przekroczyła je ostatniej nocy. Cade podążył za nią schodami, dając jej znak, by poszła w kierunku małego parkingu, na którym stało kilka pojazdów. Jane próbowała zgadnąć, który z nich był jego zagubiony, kiedy otworzył drzwi do starego, szarego Chevroleta. Jane wspięła się do środka, krzywiąc się, gdy zatrzasnął jej drzwi. Cade usiadł za kierownicą, zamykając drzwi po swojej stronie. Wyjechał z parkingu, oddalając się od baru. - Myślałam, że twój samochód to SUV. Cade popatrzył na nią ze zdziwieniem, jakby nie mógł zrozumieć, o czym mówi. Jane zarumieniła się lekko. - Próbowałam zgadnąć, który pojazd jest twój. Nie zgadłam. - To nie jest moja ciężarówka, kupiłem ją od Jorge. Nie jechałbym tak drogim SUV-em. - Dlaczego nie? - spytała z zaciekawieniem. - Ponieważ zostałby skradziony na pierwszej blokadzie drogowej, a tego kawałka gówna nikt nie będzie chciał. Musiałem dać Jorge tysiąc za niego. - Kolejny wydatek służbowy? - Zgadza się. - To będzie kosztować mojego ojca dużo pieniędzy, prawda? - Stać go na to - powiedział bez współczucia. - Tak, stać, ale sypianie z Teresą nie liczy się jako wydatek służbowy - odwarknęła Jane, zmęczona jego nieprzyjazną postawą. Ludzie zazwyczaj byli dla niej mili. Właściwie jedynymi ludźmi, którzy jej nie lubili, to była jej macocha, jej siostra, Teresa i Last Riders. Ale wszyscy inni ją lubili. Była miłą osobą i starała się sprawiać, by ludzie ją lubili. Nie powinna brać tego do siebie. Może był dupkiem, który nikogo nie lubił. - Tak, to prawda. To była ciężka praca, żeby ją zadowolić. Teresa oddałaby cię w ręce

agawa55 25 Silva, gdyby była wystarczająco zła. Była wściekła, jak diabli, kiedy zobaczyła, że cię całuję. - Dlaczego mnie pocałowałeś? - zapytała Jane, starając się nie patrzeć na niego. - Jorge był o pięć kroków za mną. Gdyby cię zobaczył, jak wychodzisz z jego biura, to zastrzeliłby cię i wyrzucił twoje martwe ciało tylnymi drzwiami. - On by mnie nie zastrzelił! Cade posłał jej ponure spojrzenie, które sprawiło, że mu uwierzyła - On by to zrobił? - Tak. Jorge może wyglądać na idiotę, ale traktuje swoje bezpieczeństwo poważnie. Nie pozwoliłby ci zagrozić jego bezpieczeństwu z jakiegokolwiek powodu. Utrzymuje się w ten sposób przy życiu przez te wszystkie lata. Jane spoglądała przez okno, obserwując ludzi na ulicach, kiedy przejeżdżali. Chodzili po chodnikach, tak jak w każdym innym mieście, choć bali się, że każdego dnia mogą być zabici. Cade przejechał przez miasto. Stopniowo przerzedzało się i jechali węższą dwupasmową drogą. Jane zaczęła się denerwować, kiedy wjechał w wąską, polną drogę. - To jest droga na lotnisko? - Jedziemy na lądowisko. Jest różnica. - Jest? - Tak. Cholera! Cade stopniowo zaczął zwalniać ciężarówkę. - Co się stało? - Jane zapytała. Cade wskazał głową w kierunku drogi przed nimi. - Jest blokada drogowa. Jane wstrzymała oddech. Kilka razy blokady zatrzymywały autobusy, w których jechała, a każda z nich ją przerażała. - Bądź cicho i rób wszystko, co ci powiedzą. Jane skinęła głową, gdy Cade zatrzymał ciężarówkę. - Wyjść. Żołnierz ubrany w mundur wycelował pistolet w Cade'a. Cade trzymał ręce w powietrzu i ostrożnie sięgnął w dół, by otworzyć drzwi ciężarówki. Żołnierz trzymał pistolet skierowany na Cade'a, kiedy wysiadał z ciężarówki. Jane uniosła ręce do góry, kiedy zobaczyła drugiego żołnierza stojącego przy ciężarówce z pistoletem wycelowanym w nią. - Za przejazd po tej drodze jest opłata. Dawaj mi swoje pieniądze - Jane usłyszała żądanie żołnierza do Cade'a. Odwróciła się i patrzyła, jak Cade wyciąga pieniądze z kieszeni i oddaje je żołnierzowi, który wepchnął je do własnej kieszeni. - Czy to wszystko, co masz? - Tak - głos Cade był cichy i niekonfliktowy. Jane była trochę tym zaskoczona, sądząc, że walczyłby o zatrzymanie swoich pieniędzy. - Przeszukaj ciężarówkę. Żołnierz pokazał jej, żeby wysiadła i stanęła obok Cade'a i otworzył drzwi ciężarówki. Jane stała obok Cade'a, kiedy żołnierz znalazł jej plecak, wyciągając go z ciężarówki, by rzucić go na ziemię przed żołnierzem, który wziął pieniądze Cade'a. Pochylił się, rzucając jej ubrania na ziemię, gdy przeszukiwał jej rzeczy. Wpatrywał się z zaskoczeniem, kiedy znalazł pistolet, który wepchnął za pas swoich spodni. Wstał i kopnął plecak w jej kierunku, pochyliła się, żeby go podnieść. - Wynoście się stąd. Po tym jak Jane i Cade wsiedli do ciężarówki, Cade zakręcił i pojechał w tym kierunku, z którego przybyli - Nie jedziemy na lądowisko? - Zmiana planu, nie mam pieniędzy, żebym mógł zapłacić pilotowi, a on nie poleci na kredyt. Znajdę nam miejsce na pobyt w Peñueli i zdobędę trochę gotówki. Wygląda na to, że