~ 2 ~
Rozdział 1
Oczy Macy Lawson rozszerzyły się na widok stojącego przed nią dużego kota – a
on odwzajemniał to spojrzenie. Śnieg wzbił się wokół nich i lodowaty wiatr uniósł
białawo-szare futro bestii, akcentując ciemne rozetki rozrzucone po wspaniałym futrze.
Masywne łapy zwierzęcia jednak nie osunęły się w głęboki śnieg, mimo że ciężar jego
dużego ciała powinien wepchnąć go w zaspę.
Stał całkowicie nieruchomo, tylko jego jasnozielone oczy studiowały jej postać.
Przełknęła, cała zamarła, gdy tak się jej przyglądał. Pantera śnieżna! Nie chodziło
tylko to, że była większa niż normalna, ale nie powinno jej tu być! Nie na Mount Elbert
w Kolorado.
Jej serce waliło w gardle, była wstrząśnięta. Semantyka nie liczyła się w obliczu
tego mięsożercy.
Już nie żyła.
Sama ta myśl popchnęła ją do działania. Już nigdy więcej nie zobaczy swoich
przyjaciół i rodziny. Nigdy się nie dowiedzą, co jej się przydarzyło. Ale musiała uciec;
nie mogła tak po prostu stać niczym jakaś dziewicza ofiara dla smoka.
Oddech zamarł jej w piersi, a serce biło gwałtownie w gardle, kiedy ogarnęła ją
rozpacz. Czy znajdzie jakąś szczelinę, by się schować – jakąś przestrzeń zbyt małą dla
dużego zwierzęcia – albo gałąź, która posłuży za broń?
Potrzebowała sprzętu, by zejść z góry, ale zrzuciła swój plecak, kiedy biegła. Może
odstąpi, jeśli wciśnie się w jakąś maleńką przestrzeń. Jednak przeszkadzał jej śnieg.
Głębokie zaspy utrudniały ruchy, spowalniając chód i wycieńczając, nawet jeśli
buzowała w niej adrenalina.
Ale to nie wystarczyło. Słyszała drapieżnika. Przerażona, zerknęła przez ramię, by
zobaczyć panterę śnieżną. Kota, który nawet nie powinien być na tym kontynencie,
poruszającego się lekko z gracją po pokrytej śniegiem ziemi, która ich rozdzielała.
Macy się obróciła, strach dodał szybkości jej stopom, kiedy rzuciła się do biegu. Nagle,
czas zastygł w miękkim wybuchu powietrza, ponieważ odgłos pościgu umilkł. Siła
~ 3 ~
uderzenia przewróciła ją na ziemię, a jej ostatnim wspomnieniem było odczucie jak
potężne, futrzaste kończyny zawijają się wokół jej ciała, a ogromne szczęki chwytają za
szyję.
***
- Szzz… nic ci nie jest.
Oczy Macy zamrugały i otworzyły się na niski głos, patrząc wprost w jasnozielone
oczy otoczone czarnymi jak smoła rzęsami. Futrzany kaptur okrywał głowę mężczyzny,
a równie czarne włosy opadały na jego czoło. Jego twarz była bardzo blisko przy jej.
Zdezorientowana, chwilę zajęło jej uświadomienie sobie dlaczego, a potem zdała sobie
sprawę, że ją niesie. Jego muskularne ramiona były wsunięte pod jej nogi i plecy, przez
co znajdowała się tak blisko jego klatki piersiowej.
- Uratowałeś mnie – mruknęła.
Potrząsnął swoją głową.
- Nie bardzo. Nie byłaś w niebezpieczeństwie.
- Ale… ta… pantera śnieżna. Zaatakowała mnie. – Strach wstrząsnął nią na to
wspomnienie. Skoczyła na nią, złapała ją za szyję, powaliła na ziemię…
- Nie skrzywdziłby cię – zapewnił ją mężczyzna, jego słowa miały słaby akcent. – A
ty, co tutaj robisz sama?
Jej oczy się zwęziły. Zawsze te same pytania. Ponieważ była kobietą,. I dlatego
wszyscy pytali.
- Jestem fotografem fauny i flory. Kręcę się tu przez cały czas.
- Bez żadnej ochrony? – zapytał.
- Nie potrzebuję mężczyzny…
- Mężczyzny? A co z bronią, gazem pieprzowym, albo czymś podobnym? Proszę
pani, po tej dziczy włóczą się kojoty i baribale.
Rozwścieczona, wyszarpnęła się z jego ramion i wylądowała tyłkiem w gęstym
śniegu. Podniosła się na nogi.
~ 4 ~
- I najwyraźniej pantera śnieżna – powiedziała sucho. Spojrzała w kierunku skąd
przyszli, szukając swojego czerwonego plecaka w nieskazitelnym białym śniegu. –
Spędziłam tu dużo czasu i nigdy nie miałam jakichkolwiek kłopotów. To było głupie,
wiem, ale mam te rzeczy w mojej torbie… cholera. Jak daleko odeszliśmy? Muszę
wrócić po mój aparat.
Odwrócił się nieznacznie, by pokazać jej pasek zwisający z jego ramienia.
- Mam go. – Chwycił jej ramię. – Chodźmy. Nadciąga burza. Musimy się stąd
wydostać zanim uderzy. – Wciągnął powietrze i spojrzał na zachód. – Spadnie
kilkanaście centymetrów.
Jej czoło się zmarszczyło.
- Skąd to wiesz? Meteorolog powiedział, że mogą być przelotne opady.
- Mylił się. – Nie zatrzymywał się, ciągnąc ją ze sobą Bóg wie dokąd.
Po prostu świetnie… Została ocalona przed dziką panterą śnieżną tylko po to, by
zostać porwaną przez… przez… niech to cholera… prawdziwego postawnego
szalonego faceta.
Wyszarpnęła swoje ramię, ponieważ panika zacisnęła się w jej piersi.
- Słuchaj, dziękuję ci, że mnie uratowałeś, ale nie pójdę z tobą. Oddaj mi tylko mój
plecak i sobie pójdę.
- No pewnie. – Przyjrzał się jej, jego obojętna twarz była lekko rozbawiona. – A
potem może będę ryzykował moje życie, by uratować twój tyłek, gdy zostaniesz
uwięziona w połowie góry. Nie ma mowy.
- Wątpię, żebym została uwięziona. A poza tym, jakie to ma dla ciebie znaczenie? –
Jej spojrzenie przemykało między mężczyzną, a chmurami, które zbliżały się i z każdą
sekundą stawały się coraz ciemniejsze. Szalejące nerwy zatańczyły w jej żołądku.
Piesza wędrówka do miejsca, gdzie zostawiła swój samochód przy szlaku Lakeview,
zajmie jakieś pięć i pół godziny w tych warunkach, ale nie zamierzała mu tego
powiedzieć. Myśl o przeprawianiu się przez górę w nadchodzącej ciemności niepokoiła
ją.
Jego szczęka się napięła.
- A ma.
~ 5 ~
Oczy Macy powiększyły się, ponieważ jego głęboki głos pogłaskał jej cipkę, jakby
to były zmysłowe, zgrubiałe palce. A dreszcz, nie mający nic wspólnego z chłodem,
wstrząsnął nią i zrobiła krok do tyłu.
On zrobił krok w przód i jej macica zadygotała.
- Muszę iść – nalegała, robiąc kolejny krok do tyłu, ale jego kroki były dłuższe i
nagle znaleźli się pierś czy piersi.
- Nie zostawiasz mi wyboru – wymamrotał i chwycił ją za ramiona.
- Wyboru… – Jej słowa zakończyły się sapnięciem, kiedy jego wargi przykryły jej.
Nie miał wyboru, tylko ją pocałować? Zanim mogła się wykręcić, jego duża ręka
przykryła tył jej głowy. Jego język wsunął się między jej wargi, które były rozdzielone
od szoku.
Między nimi został wymamrotany zniekształcony protest, chociaż jego obecność i
zdecydowanie skropliło jej cipkę. Ale to nie było właściwe. Nie powinien jej całować,
chociaż jego wargi były takie stanowcze i tak doskonale pasowały do jej. Chwytając się
swojej rozpływającej się powściągliwości, odepchnęła się od jego ramion.
Warknął w odpowiedzi, a jego wargi zmusiły jej do rozszerzenia się, kiedy jego
język ocierał się o jej.
Wzrok Macy się rozmazał i byłaby upadła, gdyby nie trzymał jej tak mocno w
swoich ramionach. Uchwyciła się go, czując zawroty głowy i ciepło. Niejasne uczucie
zawinęło się wokół niej i nie chciała już nic więcej jak otrzeć się o niego.
W dalekich zakamarkach jej umysłu, lekki szept syczał, że to jest złe… za szybko…
za dużo… Jednak zatonął w brzęczeniu w jej głowie, a dziwne niewerbalne pragnienie
namawiało, by po prostu przytulić się do niego, wspiąć się na niego, ile tylko może.
Jedna noga podniosła się i zawinęła wokół jego nóg, próbując jeszcze bardziej się
zbliżyć.
Westchnął i cofnął się, jego zielone oczy pociemniały od żalu. Jego ręce przesunęły
się wzdłuż jej ramion. Pragnęła poczuć jego skórę bez jej płaszcza i jego rękawiczek
między nimi.
- Chodź ze mną – wychrypiał, sięgając po jej palce.
Chętnie złączyła je z jego palcami.
~ 6 ~
- Uh-huh – odpowiedziała, ogłuszona przez pocałunek. Chciał, żeby z nim poszła?
Świetnie. Przecież powiedział, że i tak nadchodzi burza. Podniosła twarz i mokre płatki
śniegu opadły na jej policzki. Wirowały wokół nich tworząc niemal ścianę. Musiała
uwierzyć temu mężczyźnie – to nie były przelotne opady.
Macy spieszyła obok niego, gdy pociągnął ją w kierunku, w którym szedł. Nie
wiedziała, że są tu jakieś domy, ale musiał mieć jakieś schronienie.
- Kim jesteś? – zapytała w końcu, trochę speszona, że całowała go i ocierała się o
niego niczym kotka w rui, a nie wiedziała, kim jest.
- Sorin Tavian. Moi ludzie mają osadę niedaleko stąd.
Potrząsnęła głową, zastanawiając się czy aż tak mogła się zgubić w swojej
dzisiejszej wędrówce. Z tego, co wiedziała, Leadville było najbliższym miasteczkiem. I
nie było żadnych dróg dojazdowych. Najbliższa była parę godzin stąd i była otwarta
tylko od czerwca do sierpnia.
- Byłam tutaj dziesiątki razy w ciągu ubiegłych lat – dumała. – Nigdy nie
zauważyłam żadnej osady.
- Jest dobrze chroniona.
- To znaczy ukryta?
- W pewnym sensie, jak sądzę.
To wydawało się być złowieszcze. Stopy Macy zaczęły trochę ciągnąć, gdy
zastanawiała się, że wchodzi prosto w pułapkę – pułapkę, z której nie ucieknie. Sorin
zatrzymał się i obejrzał na nią. Jego brwi ściągnęły się razem, gdy przyglądał jej się
przez odległość ich wyciągniętych ramion i płatków śniegu wirujących wokół nich.
- Pani… – Potrząsnął głową, jakby odczytał jej niepokój.
- Macy – odparła automatycznie, a potem dała sobie mentalnego kopniaka za
podanie mu tej informacji.
- Macy… – powtórzył, a jej imię stoczyło się z jego języka niczym gorąca
pieszczota w dół jej kręgosłupa. – Zabieram cię do mojego domu, by ochronić przed
burzą. Nie zostaniesz skrzywdzona, a jeśli będziesz chciała odejść, kiedy się przejaśni,
odprowadzę cię.
Każdy mógł tak mówić…
~ 7 ~
- Dlaczego miałabym ci wierzyć?
Puścił jej rękę, a Macy musiała walczyć z instynktem każącym jej przekroczyć tę
niewidoczną przepaść, która ich dzieliła. Skrzyżował ramiona nad swojej okazałej
klatce piersiowej.
- Jesteś z dużego miasta.
- Dlaczego to powiedziałeś?
- Zawsze odpowiadasz pytaniem z pytanie?
- A ty? – zapytała.
- Nie. – Odwrócił się i podjął swój marsz. Po kilku krokach, zatrzymał się. – Zrobi
się jeszcze zimniej po spadnięciu śniegu. Wiesz jak wykopać sobie schronienie?
- Oczywiście. Mam jakieś umiejętności umożliwiające przetrwanie.
- Hmph – odpowiedział, a ona podejrzewała, że jej nie uwierzył. I zamiast
komentować to dalej, po prostu ruszył w swoją drogę. Uparcie, Macy przyglądała się
jak odchodzi, a czerwień na jego plecach zanikała przez masy płatków.
Czerwony…
O, cholera jasna!
- Hej – krzyknęła, rzucając się za nim. – Masz mój plecak.
Sorin nie słyszał jej – albo, co gorsze, zignorował ją. Patrzyła jak znika między
drzewami. Jej czoło się zmarszczyło, gdy popędziła za nim. Sosny rosły tuż przy
pionowej płaszczyźnie skały. I niczego tam nie było. Czyżby mieszkał w jaskini?
Dziwne…
Ale potrzebowała swój plecak. W nim był jej aparat i zaopatrzenie. Nawet gdyby
nie odzyskała niczego innego, potrzebowała kluczyków do samochodu schowanych w
tylnej kieszeni.
Wchodząc w grupę drzew, podążała za plamą czerwieni, gdy Sorin okrążał skałę. A
potem nagle zniknął. Nie! Ruszyła szybciej, chcąc go złapać zanim wczołga się do
swojego legowiska, by zapaść w sen zimowy albo coś podobnego. Z jej cholernym
plecakiem. Kretyn. Cały był skoncentrowany na zapewnieniu jej ochrony, a sam jej tę
ochronę zabrał!
~ 8 ~
Kipiała ze złości, gdy ruszyła za nim jak burza. W niewyraźnym świetle, podążała
za jego śladami, dopóki nagle nie zniknęły. Patrząc na prawo, zobaczyła, że nie wszedł
do jaskini, ale w dziwną szczelinę, gdzie wydawały się spotykać dwie płyty skał. Otwór
miał około metra szerokości, z wysokimi ścianami sięgającymi w górę do ciemnego
nieba. Odciski Sorina wyciśnięte były w śniegu, tak jak wiele innych przed nim.
Macy zrobiła głęboki wdech. Iść czy nie iść? To było pytanie. Oparła rękę o ścianę i
wpatrzyła się w puste przejście. Otwarcie czekało po drugiej stronie. Gorące ciarki
przebiegły przez jej plecy, a żołądek skręcił się nerwowo. To mogła być pułapka.
Zamknęła oczy, przypominając sobie pocałunek Sorina i jakie wywołał w niej
uczucia. Jakie on wywołał w niej uczucia, gdy z nią rozmawiał. Jak próbował ją
ochronić…
Zrób krok, Macy. Zaufaj.
Wzięła kolejny głęboki wdech dla dodania sobie odwagi i ruszyła ścieżką. Mimo
tego, że wiadomości były pełne morderstw i przemocy, to nie oznaczało, że musi
mierzyć wszystkich jedną miarą. Na końcu wąwozu została zaskoczona widokiem
kolejnego skupiska drzew, które zasłaniało to, co wydawało się być olbrzymią otwartą
przestrzenią, ukrytą za dwoma skalnymi ścianami. Sorin stał na zewnętrznej krawędzi
sosen odwrócony do niej plecami.
Obrócił się i uśmiechnął, gdy się zbliżyła, a jego zachowanie wyraźnie mówiło, że
wiedział, iż będzie go ścigać. Gdy wyciągnął rękę, wzięła ją. Natychmiast, coś się w
niej zmieniło. Zaskoczona spojrzała na niego.
- Wszystko w porządku, Macy – zapewnił ją. – Będzie dobrze.
Mimo to, wszystko było… dziwne. Jednak podążyła za nim, gdy wyszedł na polanę.
Ku jej zaskoczeniu, przestrzeń była wypełniona przynajmniej tuzinem domów,
przypominającym jej coś w rodzaju małego średniowiecznego miasteczka. Tak
naprawdę, konstrukcje przywodziły na myśl starożytne budowle, które widziała, gdy
podróżowała po Europie.
- Wow – odetchnęła. – Ile osób tu mieszka?
- Blisko pięćdziesiąt. Jestem ich przywódcą. – Wzruszył ramionami, jakby to było
nic takiego, ale podejrzewała, że jest. Zanim mogła coś powiedzieć, wsunął ramię
wokół jej pasa i przyciągnął ją do swojego boku. Drugim ramieniem zatoczył przed
sobą łuk wskazując cały teren. – Macy… witamy w Tavian Leap.
~ 9 ~
Rozdział 2
- No dobra, panie Tavian – wymamrotała. – Czy to jest jakaś Wyspa Fantazji czy
wpadłam w króliczą norę?
- Wyspa Fantazji? Co to jest? – zapytał, rozbawiony przez kobietę obok siebie. Jej
małe, zaokrąglone ciało doskonale pasowało do jego boku. Tak jak powinno. Zerknął na
jej bladą twarz, zachwycając się jej ciemnymi rzęsami okalającymi oczy, kasztanowymi
włosami. Wcześniej, słońce rozświetlało czerwone błyski i odwróciło od tego jego
uwagę, jednak coś przyciągało go do niej, chociaż wcześniej unikał jakichkolwiek
relacji z pełnymi ludźmi.
- Nic. W każdym razie, wyglądasz lepiej od niego – mruknęła, nikły rumieniec
zabarwił jej policzki, gdy odwróciła wzrok.
- Dziękuję, tak myślę – roześmiał się.
Zachichotała cicho.
- To zdecydowanie był komplement. Po prostu nie powinnam z tym wyskakiwać.
Nie znam cię.
To się zmieni. Zwierzę w nim ożywiło się, przypominając mu jeszcze raz, że ona
była ich. Nie było tu żadnych wątpliwości, odkąd zbliżył się do niej i wciągnął jej
zapach. Nie potrafił powstrzymać swojego zwierzęcia od skoczenia na nią i pokazania
jej jego dominacji. A potem trącił ją nosem.
Zmarszczył brwi. W wyniku tego zemdlała.
- Jak długo tu mieszkacie? – zapytała, błogo nieświadoma tego, że to on był tym,
który wystraszył ją na śmierć.
- Jakieś trzy lata. Przybyliśmy tu, by uniknąć ucisku w naszej ojczyźnie. Znalazłem
to miejsce, a inni podążyli za mną. – Na jego rodzaj polowano niestrudzenie z powodu
ich skór. Już tak wielu zostało zabitych, że Sorin wiedział, iż muszą uciec albo zostaną
zgładzeni. Kiedy szukał nowego domu, kilku następnych z jego miotu zostało
zamordowanych. To wzbudziło w nim odrazę, wywołując ból serca przez niepotrzebną
~ 10 ~
stratę – ale tutaj, wysoko na górze Mount Elbert w Górach Skalistych, ukrył ich. Nie
będzie więcej śmierci w tej kryjówce.
Odchyliła do tyłu twarz, pozwalając płatkom śniegu opadać na jej skórę.
- Tu jest pięknie. Niczym w ukrytej baśniowej krainie.
- Trochę. – Rozejrzał się. Nie miała pojęcia jak bardzo magiczny był jego dom. Jego
żołądek się ścisnął i zastanowił się czy podobałoby jej się tutaj, gdyby czar zniknął. Czy
byłaby wstrząśnięta, gdyby dowiedziała się, że jest jego partnerką? Albo to, że byłaby
dzielona z mężczyznami, których uważał za rodzinę, chociaż nie byli tej samej krwi?
Za jej zgodą, oczywiście. Nigdy nie zwabiłby kobiety siłą do swojego łóżka, czy za
sprawą instynktu czy nie. Chociaż partnerów trudno było znaleźć, gdyby mu odmówiła,
nie oznaczałoby to dożywotnio-długiego samotnego życia. Nie była jego jedyną opcją.
Jednak pasowała doskonale do jego biologicznych potrzeb, a jego zwierzę to
rozpoznało. Jeśli mu odmówi, będą inne. Gdyby jednak go zaakceptowała, zostaną
połączeni na zawsze.
Gdy prowadził ją do wsi, chciał, by to było tak proste jak samo zaakceptowanie go.
Jednak musiała zrozumieć o wiele więcej zanim powie tak. Jeśli powie tak.
W dali, zobaczył, jak trzech mężczyzn wychodzi z domu, który z nimi dzielił.
Danel, Abel i Calin. Jego najbliżsi przyjaciele. Swoim wyostrzonym wzrokiem, widział,
że obserwują jak on i Macy się zbliżają. Świadomość napięła ich postacie, kiedy
nieznacznie podnieśli twarze i wciągnęli powietrze. Usłyszał syk Danela, gdy rozpoznał
ją, jako partnerkę. Napotkał oczy Sorina. Danel i Sorin byli już połączeni i Macy
mogłaby należeć wyłącznie do nich, gdyby ich wybrała.
- Kim są ci ludzie? – zapytała, kiedy ona i Sorin podeszli bliżej do mężczyzn. Było
oczywiste, że to trio czekało na nich.
- Moja… rodzina – odparł, powstrzymując się przed nazwaniem ich swoim miotem.
Podczas gdy wszyscy jego ludzie byli nazywani miotem, a jego mniejsza osobista grupa
Miotem Sorina, to jako grupa należeli do Miotu Taviana. – Adoptowana rodzina –
wyjaśnił. – Nie jesteśmy spokrewnieni.
Chciał tego na otwartej przestrzeni zanim zobaczy jego relacje z Danelem.
Odchodząc od niej, pospieszył do boku swojego męskiego partnera. Objęli się i szybko
nawzajem trącili nosem swoje szyje. Danel sapnął delikatnie, a potem się cofnął.
- Dobre polowanie – mruknął, zerkając ponad ramieniem Sorina.
~ 11 ~
Sorin się uśmiechnął.
- Całkiem.
Odwrócił się do Macy i wyciągnął rękę. Przyjęła ją niczym linę ratunkową i szybko
podeszła do jego boku. Zastanawiał się czy feromony, których wcześniej użył, nadal na
nią wpływają. Odczuli natychmiastowy efekt zniewalający partnerów, by chcieli być
razem. Z czasem, potrzeba będzie tak głęboko zakorzeniona, że gdyby zostali
rozdzieleni, wydawałoby im się jakby została usunięta kończyna – ale jeszcze nie teraz.
Teraz prawdopodobnie był tylko znajomym w tej dziwnej sytuacji.
- Macy, to jest Danel, a to są Abel i Calin. Wejdźmy do środka, gdzie jest ciepło. –
Wiedział, że inni z jego ludzi mogli gdzieś tu być. Ci w ludzkiej postaci będą w swoich
domach, ale ci w zwierzęcych mogli w każdej chwili pokazać się na terenie. Nie był
jedynym, który dziś polował.
Danel popchnął drzwi i otworzył je na ich przestronny dom, Sorin wprowadził
Macy do środka, a Abel i Calin podążyli za nimi. Drzwi główne prowadziły
bezpośrednio do dużego salonu. Podczas gdy konstrukcja domu była starożytna w
swoim projekcie, Sorin zapewnił takie wyposażenie, chociaż wykonane ręcznie, które
było wygodne.
- Masz tu elektryczność? – zapytała Macy rozglądając się wkoło. Laptop Sorina stał
otwarty na stoliku, a po obu stronach z kanapy znajdowały się elektryczne lampy.
- Energia słoneczna – odpowiedział. – Mamy też pomocnicze generatory przy
każdym domu, ale szczerze mówiąc, nie potrzebujemy z nich korzystać. Mamy
rzemieślników, którzy zapewnili nam odpowiednie udogodnienia. Instalacja wodno-
kanalizacyjna jest trudna, ale poradziliśmy sobie z tym. – Był rzeczywiście dumny z
tego osiągnięcia. A Danel był bardzo pomocny w zrobieniu tego. – Jesteśmy tutaj
całkiem samowystarczalni. Musimy być skoro nie bardzo możemy wskoczyć do
samochodu.
Sorin odebrał od niej płaszcz, z którego się wyśliznęła. Jego spojrzenie skupiło się
na jej szczupłej postaci, gdy patrzyła na innych mężczyzn. Wyciągnęła rękę.
- Nie miałam jeszcze okazji – powiedziała. – Ale miło was poznać.
Calin chwycił ją za rękę.
- To dla mnie wielka przyjemność, Macy – odparł. – Witam w naszym domu.
~ 12 ~
- O rany, jak formalnie – roześmiał się Abel, łapiąc jej rękę od Calina. – Hej, Macy.
Jestem Abel. Będę twoim oficjalnym przewodnikiem zanim ci trzej zdecydują, co robić
- nie mamy tu zbyt wielu kobiet – wyszeptał, ciągnąc ją w stronę sąsiedniego pokoju.
- Abel – zawołał za nimi Sorin. – Pozwolisz jej najpierw poznać Danela?
- Jestem pewny, że będziemy mieli mnóstwo czasu, by poznać się nawzajem –
odpowiedział cicho Danel, bo para była już w kuchni. Słyszeli jak Abel demonstruje
ekspres do kawy, o który Danel błagał ostatniego lata. Oczywiście, Sorin nie mógł
oprzeć się prośbie swojego kochanka.
Potrząsając głową na żarty w kuchni, powiesił parkę Macy na wieszaku stojącym
blisko kominka i oparł plecak o ścianę koło niego. Abel był najmłodszy z ich grupy i
jego młodzieńczość błyszczała w jego tryskającym energią powitaniu. Podczas gdy
reszta nich martwiła się czy zdołają namówić Macy do zostania, Abel był
podekscytowany obecnością nowej towarzyszki zabaw.
Sorin zerknął na Calina chcąc zobaczyć jak przyjmuje zachowanie jego męskiego
partnera, ale Calin tylko potrząsnął głową i przewrócił oczami. Z czterech mężczyzn,
Calin był najbardziej poważny, bardzo zagłębiony w naukę dotyczącą życia roślin i ich
wzrostu, by zapewnić produkty rolne w ich osadzie. On i Abel założyli olbrzymią
szklarnię z tyłu ich domu, rozciągniętą wzdłuż skały otaczającej ich osadę, która była
całkowicie niezbędna do wyżywienia zarówno ich ludzi jak również stworzonych
hybryd.
W cywilizowanej kulturze jakiegoś miasta, Sorin przypuszczał, że Calin byłby
uznany za pewnego rodzaju maniaka. Miał wygląd szalonego naukowca, tak
charakterystycznego w filmach, które oglądali od czasu do czasu.
- Dzieciak z nową zabawką – dumał, patrząc w stronę kuchni, ale nie wydawał się
być zmartwiony. On i Abel byli bardzo ze sobą związani, odkąd Calin uratował chłopca
przed myśliwymi kilka lat temu. Gdy Abel dojrzał, stali się sobie bliżsi, aż w końcu,
sparowali się w zeszłym roku. Z początku Sorin kwestionował wciągnięcie Abla do ich
grupy, ponieważ był dziewięć lat młodszy od niego, Danela i Calina, ale widząc miłość
pomiędzy nim a Calinem, Sorin wiedział, że to będzie właściwa rzecz.
- O rany, oni idą do mojego warsztatu – wymamrotał Danel, słysząc jak para
przechodzi przez dom, obok biura Sorina, a potem schodzą schodami. To była
przestrzeń Danela, gdzie robił meble dla ludzi z ich osady i wykonywał zamówienia
otrzymywane przez internet.
~ 13 ~
Pospieszył w kierunku swojego azylu z Sorinem i Calinem nadeptującymi mu na
pięty.
- Abel – zawołał Calin, nagana była wyraźna w jego tonie.
Ich czujne uszy usłyszały westchnienie Abla.
- Okej, a następną rzeczą… – I zamknął drzwi.
- Te rzeczy są wspaniałe – powiedziała do niego Macy.
- Tak, Danel jest naprawdę utalentowany. Ludzie z całego świata składają
zamówienia na jego rzeczy. Tak większość z nas pracuje. Przez internet. To jest całkiem
fajne. – Usłyszeli jak prowadzi ją w górę po schodach i serce Sorina zaczęło uderzać o
jego mostek, kiedy jego świadomość Macy spotęgowała się. Abel zatrzymał się w
korytarzu u szczytu schodów. – Jeździmy saniami motorowymi do miasta, gdy musimy
to robić podczas zimy, a używamy pojazdu z napędem na cztery koła, gdy jest cieplej,
ale Sorin ma faceta, który przylatuje tu helikopterem, co dwa tygodnie… no wiesz, jeśli
pogoda mu pozwala… i zabiera od nas rzeczy do wysyłki.
Oczy Sorina rozszerzyły się, kiedy wyczuł kierunek słów Abla. Ruszył sprintem po
schodach, a inni byli za nim.
- On jest taki jak my – powiedział Abel.
- Samotny – uciął Sorin, patrząc znacząco na Abla.
- To miejsce jest zdumiewające – stwierdziła Macy. – To jak cofnięcie się w czasie,
jednak gdy się rozejrzysz, masz wszystkie wygody, jakich oczekiwałbyś w tych
czasach.
- Pokazałem ci tylko część dolnego piętra. Mamy tam dla siebie mnóstwo
przestrzeni…
- Może skończymy tę wycieczkę? – wtrącił Sorin. Podszedł do przodu i chwycił
rękę Macy. – Na tym piętrze są dwie sypialnie. Obie zajmują cały bok budynku. –
Otworzył drzwi. – To jest pokój Calina i Abla, a to – otworzył drugie drzwi i
wprowadził ją przez nie – jest pokój, który dzielę z Danelem.
Usłyszał jak Macy przełknęła, a jej oddech przyspieszył, gdy rozejrzała się po
pomieszczeniu. Jej spojrzenie błądziło po masywnym sosnowym łóżku. Zaciągnął się i
wchłonął zapach jej podniecenia. Cichy syk Danela powiedział mu, że jego partner też
to poczuł.
~ 14 ~
Macy przygryzła swoją dolną wargę. Jej palce pogłaskały nieznacznie odsłoniętą
skórę przy brzegu jej kołnierzyka.
- Wy… um... razem? – zapytała cicho. – To znaczy…
Potrząsnęła głową, jakby chciała odepchnąć swoje zmieszanie. Dotknęła swoich
warg, a jej czoło się zmarszczyło.
- Myślisz o pocałunku – szepnął Sorin. – Zastanawiasz się, dlaczego cię
pocałowałem skoro jestem związany z Danelem?
Macy spojrzała na Danela, który się uśmiechnął i przysunął się do Sorina, przez co
stworzyli wspólny front.
- No cóż …
Lekko odchrząknęła i zerknęła na lewo od nich. Jej spojrzenie wylądowało na Ablu
i Calinie, a potem przesunęło się w innym kierunku. Nabrała tchu, przygryzła wargę, a
potem westchnęła. Kiwając głową, spojrzała jeszcze raz na Sorina i Danela.
- Tak, chyba tak. Dlaczego mnie pocałowałeś?
- Ponieważ lubię kobiety. Tak jak Danel. Dzielimy się nimi. I czasami, dzielimy się
też z Calinem i Ablem.
Macy wpatrzyła się w niego, a potem zrobiła krok do tyłu. Jej twarz najpierw
zbladła, potem bardzo zaczerwieniła. Jej oddech przyspieszył, kiedy wpatrywała się w
całą czwórkę.
- Dzielicie się? – wykrztusiła.
Tłumaczenie: panda68
~ 15 ~
Rozdział 3
- Tak – potwierdził Sorin. – Tak dzieje się z każdym w Tavian Leap.
Umysł Macy pracował szybciej niż mogła przetworzyć myśli. Poczuła się niczym
Złotowłosa z bajki, która nagle stanęła twarzą w twarz z trzema niedźwiedziami – nie,
nie z czterema niedźwiedziami! Ale oni nie chcieli jej zjeść, chcieli po prostu… no cóż,
może pewnego rodzaju jedzenie było częścią ich planu. Jej oczy przesunęły się po
czterech szerokich torsach, czterech parach muskularnych ramion i tak samo grubych
nóg, czterech szczupłych biodrach i… czterech rzucających się w oczy wybrzuszeniach!
Jej wzrok się zamglił, ściemniał drugi raz w ciągu dnia. Chociaż jej serce biło
gwałtownie, to nie strach wywołał zawroty głowy. To był raczej pomysł, że… oh
boże… mogła mieć tych mężczyzn, wszystkich czterech mężczyzn, i spełnić swoje
najskrytsze fantazje, których inaczej nie miałaby okazji zaspokoić.
I będzie mogła odejść stąd jak tylko ustanie burza, ale nikt nie będzie rozsądny. Nie
miało znaczenia, że ich nie znała. To sprawi, że będzie jeszcze bardziej ekscytująco.
Bardziej zakazanie. A po kilku latach tłumienia złości i po tym jak jej były zostawił ją
dla przyjaciółki, której zdarzało się dość często szeroko rozkładać nogi, gdy Macy była
poza krajem, Macy z pewnością mogła spróbować trochę tego zakazanego w swoim
życiu. Chwilowej przyjemności. Czas zapomnieć o stresie, z którym zmagała się w
czasopiśmie, gdzie pracowała zanim została wolnym strzelcem.
Ale nie powiedzieli, że chcą dzielić się nią. Po prostu dzielili się kobietami.
- A co to ma wspólnego z pocałunkiem? – zapytała.
Brwi Sorina się podniosły.
- Sądzę, że już to odgadłaś. Bardzo cię pragnę, Macy.
Rozejrzała się po grupce, która patrzyła na nią namiętnie. Szczerze, oczekiwanie na
ich twarzach zaskoczyło ją. Naprawdę jej pragnęli – po tym, co przytrafiło się jej z
byłym, to bardzo podniosło jej ego.
Jednak nie było już przyjemnie, gdy zbliżyli się do niej i zmarszczyli swoje nosy.
Wędrowała po górach cały dzień i to sprawiło, że była całkiem niechlujną turystką.
~ 16 ~
- Nie sądzę, żebym mogła gdzieś tu wziąć kąpiel? – zapytała.
Na twarzach mężczyzn pojawił się różny stopień zaskoczenia, ale przypuszczała, że
to dlatego, iż to, o co pytała nie było dokładnie odpowiedzią na to, co powiedział Sorin,
jeśli jednak pomyśleliby nad tym przez chwilę…
Szeroki uśmiech Sorina wskazywał na to, że pierwszy zaskoczył, a Danel równie
szybko się zorientował.
- Mamy tu niezwykle…
- Dekadencką – wtrącił się Sorin.
- … łazienkę. I mnóstwo ciepłej wody – dokończył Danel. – Myślę, że bardzo ci się
spodoba.
Uśmiechnęła się, przewidując, co może nastąpić. Jej brzuch zadygotał od
podniecenia, gdy ruszyła w kierunku, który jej wskazał. Drzwi otworzyły się na
olbrzymie, wyłożone lustrami pomieszczenie z wbudowaną w narożniku wanną i
widokiem na zamarznięty wodospad i staw.
- To zwykłe lustra – powiedział zza niej Sorin.
Wszedł za nią do środka i wyciągnąwszy ręczniki położył je na krawędzi wanny.
Rozkręcając krany, puścił gorącą wodę. Przyciśnięciem guzika, uruchomił dysze i woda
wzburzyła się od bąbelków. Potem odwrócił się do niej, tam gdzie oparła się o blat, z
rękami podpartymi na krawędzi.
- Zostawię cię teraz – powiedział cicho.
Potrząsnęła głową, jej gardło nagle wyschło, jakby to, co właśnie miała zacząć, stało
się bardziej rzeczywiste.
- Nie? – zaryzykował, naśladując jej ruch.
- Pocałuj mnie zanim wyjdziesz – powiedziała. Jej zęby zatopiły się w dolnej
wardze, kiedy spojrzała na jego usta. Tak dobrze było tuż przy niej… narkotycznie,
uwodzicielsko, obiecująco. Nigdy wcześniej, przed tą chwilą na stoku, nie czuła, żeby
pocałunek spłynął do jej macicy. Było tak, jakby ją tam pogłaskał.
Łagodnie, jego kciuk uwolnił przygryzioną wargę.
- W ten sposób nie mogę tego zrobić.
~ 17 ~
Natychmiast, chwycił jej głowę i się pochylił. Westchnęła w jego usta, zamknęła
oczy, a przyjemność przebiegła przez nią jeszcze raz. Jej palce zawinęły się wokół klap
płaszcza, który wciąż miał na sobie.
Sorin jęknął, jego usta zmusiły jej do otwarcia się i posadził ją na blacie. Jej nogi
zacisnęły się wokół jego bioder, gdy się przybliżył. Gorąco rozlało się w jej cipce, a
mrowienie wewnątrz wywołało dreszcze. Jej głowa przechyliła się bardziej do tyłu,
ponieważ wydawał się nad nią górować, posiadać ją, zatwierdzać ją. W tej pozycji,
wydawał się być znacznie większy od niej, niczym mężczyzna alfa zatwierdzający
swoją kobietę. Chciała być jego kobietą. Na dzisiejszy wieczór. Przez parę następnych
dni.
Jego duże ręce rozpostarły się na jej pupie, zaciskając się, gdy pchnął miednicę do
przodu.
Tak, Boże to było doskonałe. Jej uda zacisnęły się wokół niego i zapomniała, że
chciała wziąć kąpiel – a jemu najwidoczniej nie przeszkadzał jej stan, jeśli gruby kutas
przyciśnięty do jej wzgórka coś tu znaczył.
Niecierpliwie zsunęła z niego płaszcz, a on wzruszeniem ramionami uwolnił się od
niego, a potem natychmiast dobrał się do guzików jej flanelowej koszuli. Warknął, gdy
dotknął pod nią koszulki. Szarpnął za rąbek, a potem ściągnął obie rzeczy rzucając je
przez swoje ramię.
Jego jasnozielone oczy błysnęły, źrenice wydawały się mieć dziwny kształt, gdy
nieruchomo lustrował wzrokiem jej obnażony tułów, przykryty tylko białym,
koronkowym stanikiem. Podniósł rękę i delikatnie koniuszkiem palca przesunął po
brzegu jednej miseczki.
Świat zamilkł, gdy wpatrywali się w siebie, gęsia skórka ukazała się na jej piersiach
od jego dotyku.
- Nie będzie fajnie zalać łazienkę, kolego – roześmiał się za nimi Abel i zdała sobie
sprawę, że wyłączył wannę.
- I wcale nie jest fajne zaczynać bez nas – dodał Danel.
Spoglądając nad ramieniem Sorina, zobaczyła Danela stojącego obok drzwi, jego
ramiona skrzyżowane były na piersi, a wyraz twarzy surowy… chociaż… wydawało
się, że nie mógł powstrzymywać lekkiego rozbawienia na swojej twarzy.
~ 18 ~
Oprócz partnera Sorina, Abel siedział na krawędzi wanny, a Calin stał pośrodku ich
tria. Speszona, poruszyła się, by zakryć się rękoma, ale Sorin złapał jej nadgarstki i
przytrzymał ramiona przy jej bokach.
- Nie – powiedział. – Chyba, że zmieniłaś zdanie. Zmieniłaś? – zapytał.
Spoglądając jeszcze raz przez jego ramię, ponownie złapała zębami swoja wargę. Z
pewnością nadal chciała tego spróbować. Należeć do czterech mężczyzn w tym samym
czasie… To było szaleństwo, ale to wysłało przez nią skwierczący ogień. Pomysł
posiadania ich wszystkich naraz był trochę przerażający, ale mimo wszystko, czuła, że
Sorin jest ich przywódcą. I w głębi serca wiedziała, że ją ochroni – nie mogła jednak
wyjaśnić, skąd to wiedziała.
- Nie – odparła, potrząsając głową i patrząc prosto w te czyste, zielone oczy,
oczarowana jasnobrązowymi plamkami. – Nie zmieniłam zdania.
Kiwnąwszy głową, wolno zsunął jedno ramiączko od stanika w dół jej ramienia aż
opadło do łokcia. Miseczka stanika odchyliła się i przesunął palcem od jej łokcia w
górę, gdzie wyzierała jasnobrązowa otoczka sutka. Koniuszek jego palca otarł się o jej
sutek, gdy szarpnął w dół materiał i uwolnił jej pierś.
Zbiorowy wydech odbił się miękko echem po łazience, gdy ukazał się napięty
czubek. Kiedy tak cała czwórka namiętnie się wpatrywała, Macy zastanawiała się jak
długo będzie czekała aż zaczną uprawiać seks. Podniecenie szarpnęło się w niej, gdy
uświadomiła sobie, że to może być mocne, żądające pieprzenie zanim zaspokoją swoje
potrzeby.
Tym lepiej…
Wygięła się pod ręką Sorina, ciesząc się ich zainteresowaniem. Jej były nigdy nie
sprawił, że czuła się jak śmieć – chyba, że wtedy, gdy ją zdradzał – ale ci faceci
sprawili, że czuła się najbardziej pożądaną kobietą na świecie.
Jej oddech zadrżał, kiedy palec Sorina okrążał jej sutek i od czasu do czasu
pstryknął czubek. Pochyliwszy się do przodu, przykrył go swoimi ustami. Brutalnie
zdarł drugie ramiączko stanika i uwolnił jej pierś. Natychmiast przykrył wzgórek,
podczas gdy jego język dręczył ją. Jej cipka skurczyła się, wysyłając powódź do
rozgrzanych fałdek.
Danel złapał jej spojrzenie nad ramieniem Sorina i podszedł bliżej. Przytrzymał tył
jej głowy i zgniótł jej usta swoimi, wciskając język do środka, na co chętnie się
otworzyła. Chciała jego ust, jego smaku, jego mocnego chwytu w swoich włosach.
~ 19 ~
Otarł się o Sorina i poczuła jak dłoń Danela sięga między nią, a Sorina. Danel szarpnął
koszulę Sorina. Ściągnął ją i Macy przycisnęła swoje ręce do pofałdowanego brzucha
Sorina. Słodki boże, ale był umięśniony. Bez patrzenia wiedziała, że mężczyźni płaczą
nad swoim ciałem, a jej ciało płakało za nim.
Za nimi wszystkimi.
Pocałunek Danela odurzył ją, wiła się przy Sorinie i odkryła, że ręka Danela
głaszcze długość mężczyzny. Jego knykcie uderzały o nią rytmicznie, więc jęczała,
prosząc o więcej. Dostosowując się do jej prośby, Danel odpiął jej dżinsy. Zamek
zasyczał, gdy go pociągnął, a potem jego ręka wśliznęła się do środka. Zajęczała w jego
usta, gdy jego palce wepchnęły się między jej fałdki, prześlizgując się przez jej
śmietankę. Szybko znalazł jej łechtaczkę i głaskał ją, dopóki jej kwilenie nie obróciło
się w rozpaczliwe krzyki. Nagle, wsunął w nią dwa palce i uderzył prosto w punkt G.
Macy bryknęła, krzycząc w niego. Jej świat się przekręcił, a reakcja przepłynęła przez
jej kończyny.
Wciąż drżała, gdy zdała sobie sprawę, że leży na podłodze, a wokół niej stoi
czterech mężczyzn, którzy się rozbierają. Czując się dziwnie senna, wygięła się pod ich
spojrzeniami i nakryła swoje piersi. Podniecone odgłosy uciekły z niej, kiedy
uszczypnęła sutki, niepewna, co pozbawiło ją zahamowań. Pragnęła ich, oh jak bardzo
ich pragnęła, a jakakolwiek nieśmiałość czy zahamowania zniknęły. Po prostu chciała –
potrzebowała – wypieprzyć ich wszystkich, a groza bycia tutaj, na chłodnych płytkach z
kilkoma ręcznikami, które ktoś pod nią położył, podnieciła ją jeszcze bardziej.
Wciąż przykrywając jedną pierś, sięgnęła w dół i przesunęła drugą ręką po swoim
brzuchu. Zginając i rozdzielając nogi, wepchnęła palce do swojej cipki, a oni patrzyli.
Uszczypnęła sutek zamykając oczy, jęknęła i potarła swoją łechtaczkę.
- Do diabła, Sorin – sapnął Danel, a ona otworzyła oczy i zobaczyła czterech nagich
mężczyzn. Głaskali swoje kutasy, jednocześnie przyglądając się jak daje im ich swoje
prywatne widowisko.
Jej oczy spotkały się z Sorina, a mocne napięcie w jej macicy groziło wybuchem.
- Doprowadź się – polecił, jego pół przymknięte oczy były głodne i wiedziała, że jej
spełnienie nie powstrzyma go przed wypieprzeniem jej, mocno. Śmietanka pokryła jej
palce, jakby na jego polecenie, i wyłonił się orgazm, który zamglił jej wzrok.
- Teraz, Macy – warknął.
~ 20 ~
Jej krzyk rozbrzmiał echem wśród ścian, biodra wystrzeliły do góry na palcach,
oczy się zacisnęły, gdy spełnienie wstrząsnęło jej ciałem. Zanim dreszcze ustały,
poczuła na sobie ręce i otworzywszy oczy zobaczyła wszystkich czterech mężczyzn
klęczących wokół niej. Sorin i Danel byli po jednej stronie, Abel i Calin po drugiej.
Zadrżała od dotyku czterech par głaskających ją dłoni.
Jakby przez wcześniejszą zgodę, Sorin wpełz między jej nogi i rozsunął je mocniej,
by pomieść swoje muskularne ciało. Przełknęła na widok długiego, grubego kutasa
wystającego z jego ciała i wykręconego do jego brzucha. Podniosła do niego swoje
biodra, a Abel i Calin pochylili się nad jej piersiami. Wciągnęli jej sutki do swoich ust,
jednocześnie masując podniecone ciało. Ukłucia przyjemności/bólu zachwyciły ją.
Czubek Sorina przycisnął się do jej szparki, a potem szeroka główka pchnęła, by
naruszyć otwarcie. Jęknął razem z nią, gdy wsunął się do środka, jego obwód rozdzielił
ścianki jej kanału. Jego palce zacisnęły się na jej biodrach, gdy parł do przodu, nie
zatrzymując się, dopóki nie zatopił się aż po rękojeść. Potem się zatrzymał, oboje
ciężko dyszeli, a ich oczy zwarły się ze sobą. Poczuła się tak, jakby wejrzał w nią,
zobaczył jak bardzo go pragnie, jak bardzo kochała to uczucie jego wewnątrz niej, i nie
chciała odwrócić wzroku. Poczuła, jakby odczytał jej myśli i zobaczyła w nim coś, co
nie całkiem mogła opisać – coś, co jej mózg odmawiał pochwycenia. Własność?
Należenie? Z pewnością potrzeba…
Zanim mogła się zastanowić, używając niewielkiego wysiłku, na jaką pozwalały
przytłaczające uczucia, ręka Danela dotknęła boku jej głowy. Odwróciła się, by spojrzeć
na niego, a on podniósł ją lekko do swojego fiuta. Uśmiechając się, wiedziała, czego
chce. Otworzywszy usta, wzięła fiuta między swoje wargi, podczas gdy Calin i Abel
podtrzymali jej ramiona, ale ich usta nie zostawiły jej sutek.
Kiedy Sorin zaczął ją pieprzyć, próbowała dopasować rytm na fiucie Danela, ale to
było niemożliwe. Smak i kształty Danela błagały o lepsze poznanie, więc chwyciła go u
podstawy, liżąc i ssąc. Palce Danela zacisnęły się w jej włosach i pozwoliła mu się
prowadzić, rozdzielając swoją uwagę między niego, szerokim kutasem pracującym w
niej w tę i z powrotem oraz ustami na jej piersiach. Była kulą emocji, kiedy orgazm
przetoczył się przez nią jeszcze raz i wybuchł z miejsca, gdzie kość łonowa Sorina
rytmicznie uderzała w jej łechtaczkę. Danel wysunął się z niej, kiedy krzyknęła od
energii pulsującej w niej.
Jeszcze raz, Sorin przytrzymał jej spojrzenie i ujrzała jego reakcje,
odzwierciedlające się w jego oczach, kiedy sam zbliżył się do własnego punktu
kulminacyjnego, ciągle jednak wbijając się przez jej zaciskające się ścianki. Dzikie
~ 21 ~
warknięcie uciekło przez jego zęby, a potem odrzucił głowę do tyłu. Jego palce
zacisnęły się na jej biodrach i zadrżała, kiedy jego gorąco się w nią wlało.
Natychmiast się uspokoiła i zadowolony jęk przetoczył się przez jej gardło, kiedy
opadła na podłogę. Ręczniki już dawno się przesunęły, ale nie dbała o to. Kafelki
ogrzały się pod jej ciałem, a twarda powierzchnia przywróciła ją do rzeczywistości, do
czegoś, co naprawdę potrzebowała.
Wszystko wydawało się być takie nierealne…
Tłumaczenie: panda68
~ 22 ~
Rozdział 4
Sorin powstrzymał mruczenie, gdy zadowolenie zalało jego zmysły. Jego żeńska
partnerka była zapierająca dech, a teraz jeszcze będzie miał przyjemność obserwowania
jej z jego męskim partnerem. To będzie piękny widok, który szybko sprawi, że
stwardnieje – i jak tylko Calin i Abel wyruszą wieczorem, Sorin już planował, że
weźmie ją jeszcze raz. No dobrze, może po tym jak trochę odpocznie, jednak
właściwości jego spermy – i Danela, gwoli ścisłości – posłużą do przywrócenia jej sił.
Ich zjednoczenie sprawi, że będzie czuła się lepiej niż kiedykolwiek.
Sorin patrzył jak Danel przyciska swojego fiuta do jej fałdek. Prześliznął się po jej
szparce, drażniąc ją. Trzymając się u podstawy, prowadził nim leniwie w górę i w dół,
co sprawiło, że Macy uczepiła się paznokciami podłogi. Powoli pchnął w nią. Jego
wielkość była podobna do Sorina i okazało się, że równie łatwo go przyjęła. Jęknęła,
dopychając do niego swoje biodra, aż sięgnął po rękojeść.
Niezdolny się opanować, Sorin pocałował jej brzuch. Kiedy przeniósł się między jej
pępek, a wzgórek, poczuł rytm Danela pod swoimi wargami tak wyraźnie, że
prawdopodobnie gdyby otworzył swoje usta Danel by się w niego wśliznął. Sorin
znajdował przyjemność w odkrywaniu przez niego Macy. Jej silne podniecenie
wypełniło jego zmysły, gdy wciągnął je w płuca, ale nie ono jedne. Jej ostry zapach
połączył się z głębszym, cięższym piżmowym aromatem Danela, który owinął się
wokół Sorina jak eliksir do przyszłości. Tak, jakby musiał tylko wciągnąć go w płuca,
poczuć jego smak i szczęście będzie jego.
Sięgając do jej cipki, rozsunął ją bardziej i przytknął swoje usta do jej pulsującej
łechtaczki. Jej maleńkie tętno zadrgało gwałtownie pod jego wrażliwym językiem,
będąc świadectwem jej podniecenia. Ssał pączek, od czasu do czasu zatrzymując się, by
wysunąć język i posmakować Danela.
Calin opadł obok niego, gdy zaczął całować Abla nad Macy – nigdy nie mogli
oprzeć się jeden drugiemu. A jej wydawało się to nie przeszkadzać. Przerywając,
spojrzał na nią. Jej oczy były zamknięte, głowa obracała się tam i z powrotem, jej wargi
poruszały się cicho, gdy drżała od swoich reakcji. Jej ręce wyciągnięte były w stronę
tych dwóch mężczyzn, głaszcząc ich ramiona, plecy, szyje. Kiedy tak się przyglądał, jej
~ 23 ~
dłonie zacisnęły się w pięść w ich włosach. Sorin zauważył, że chociaż Calin i Abel
zatrzymali się na chwilę w pocałunku, wciąż bawili się jej sutkami swoimi zręcznymi
palcami. Ich penisy kołysały się, przedwytrysk lśnił na czubkach. Wytrzymają, dopóki
jej nie wypieprzą?
Siadając na piętach, obserwował mężczyzn. To był jego obowiązek podzielić się nią
z nimi, jeśli będzie chciała, ale co jeśli…
Gniewne zaprzeczenie zamarło w jego myślach, ale nadal pozostało na krawędzi
jego umysłu. Chciał ogłosił całemu światu, że ona jest jego, ale co jeśli…
Musiał to przemyśleć. Musiał stawić temu czoła. A co, jeśli sparowanie się z drugą
parą będzie silniejsze? To nie będzie świadoma decyzja, ale co, jeśli Macy poczuje się
bardziej związana z drugą parą, a mniej z Danelem i Sorinem? Kiedy pójdą do swojego
własnego łóżka, pójdzie za nimi nawet nie mając takiego zamiaru. Tak może się
zdarzyć.
Nagle, Macy wrzasnęła, kiedy ponownie znalazła spełnienie, Danel jęknął dalej
pompując biodrami, a jego kciuk poruszał się rytmicznie po pączku, który Sorin
zaniedbał.
Wyczuwając, że ich czas był bliski, Calin i Abel przestali się całować i przyglądali
się namiętnie. Sorin wiedział, bez słów, że planują wziąć ją razem. Sorin wstał i
podszedł do szuflady, wyciągając tubkę nawilżacza.
- Bądź bardzo ostrożny – nakazał, podając ją Calinowi. Jako starszy, Calin miał
więcej doświadczenia i tak naprawdę Sorin bardziej mu ufał. Sorin nie chciał zranić
Macy, nawet gdyby to stało się tylko przypadkiem. Wykopałby swoich dwóch
przyjaciół zanim by jej dotknęli, gdyby musiał, a ten pierwotny instynkt chronienia jej
uspokoił go.
- Nie martw się – powiedział Calin. – Prędzej odciąłbym sobie mojego chuja niż ją
skrzywdził.
Nieświadomy ich rozmowy, Danel pochylił się nad Macy. Objęli się, całując
żarliwie. Potem Danel odsunął się niechętnie.
- Jeszcze nie skończyłaś, skarbie – zamruczał.
Macy się uśmiechnęła.
- Dawajcie! Czekali tak cierpliwie. – Puściła oko do Abla, który jak Sorin
podejrzewał szybko zostanie jej pomagierem w osadzie. Sorin nie był pewny, czy się z
~ 24 ~
tego cieszy, ale nie powstrzymał młodszego mężczyzny przed położeniem się przy niej.
Sięgnąwszy po nią, skłonił ją, by oparła się na jego piersi. Jej nogi naturalnie okraczyły
jego biodra.
- Więc lubisz to w ten sposób, młody człowieku – droczyła się. – Jesteś pełnoletni,
co?
- Od sześciu lat. O Boże – zajęczał, gdy przesunęła się wzdłuż jego członka,
drażniąc się z nim.
Sorin przegapił resztę wymiany słów, ponieważ Danel wziął go na stronę.
- Odleciałeś tam – powiedział Danel, jego stwierdzenie było jak niewypowiedziane
pytanie.
- Tylko myślałem – odparł.
Oczywiście, jego partner wiedział. Jego oczy się zwęziły, a szarość zmieniła się w
granat.
- Ona jest nasza. Nie czujesz tego?
Sorin spojrzał w bok, widząc jak czuje się komfortowo podczas pieprzenia Abla,
podczas gdy Calin pocierał dłońmi o jej ciało.
- Chciałbym w to wierzyć, ale część mnie krzyczy pobożne życzenie. Nie będziemy
wiedzieć, dopóki oni nie pójdą.
- Nawet tak nie myśl – warknął Danel. – Jesteś alfą. W głębi siebie to wiesz. Ona
jest nasza.
Sorin zachwiał się, gdy zobaczył jak Macy zaskoczyła. Zostali ze sobą połączeni;
muszą być partnerami.
Macy podskoczyła, gdy chłodne palce Calina przycisnęły się do jej odbytu. Była tak
skupiona na penisie Abla, że nie uświadamiała sobie zamiarów Calina. Dobrze było
czuć Abla w swojej cipce. Nie tak doskonale jak Sorina i Danela, ale… dobrze. Miło.
Inaczej. Jego penis wysyłał przez nią fale delikatnej przyjemności, gdy kołysała się na
nim. A potem palce Calina…
Powinna była odgadnąć. Nie była analną dziewicą, ale posiadanie dwóch facetów w
tym samym czasie niepokoiło ją. Powolne, jednak, stanowcze, łagodne dotknięcie
Calina uspokoiło ją. Pracował swoimi palcami w tę i z powrotem w jej wejściu,
~ 25 ~
rozciągając ciasne mięśnie, które nie były pieprzone od lat. Kiedy jego nawilżony
członek przycisnął się do jej odbytu, odprężyła się, zawisając nad penisem Abla.
Niewielki ból sprawił, że się skrzywiła, gdy Calin pchnął do środka, a z jej lewej
strony warknął Sorin. Spojrzała na niego. On i Danel leżeli napięci i obserwowali trio
na podłodze. Uśmiechnęła się do nich, a potem zwróciła swoją uwagę na Abla i Calina,
który wbijał się w nią dalej.
- W porządku? – zapytał Abel.
- Doskonale – odpowiedziała. I tak było. Spocona nikczemność tej chwili zmieniła
się w ogłupiający błogostan, kiedy przeżywała seks z wszystkimi czterema
mężczyznami. – Więcej – nalegała, jak tylko Calin wszedł w nią.
- Chcesz tego? – zapytał Abel, drażniąc jej dziurkę tak jak robił to Danel.
Pochyliwszy się, ugryzła go w ramię, a potem przeniosła usta do jego ucha.
- Mam trzech innych gotowych dać mi to, czego chcę – droczyła się. – Jeśli
skończyłeś…
- Abel, zabijasz mnie tu – mruknął Calin. Pozostawał nieruchomo, czekając aż drugi
mężczyzna dołączy do niego w niej. Łapiąc jej biodra, miedzy palcami Calina, Abel
wsunął się w jej ciasny kanał. Macy przygryzła wargę, oddychając ciężko i
dopasowując się do ich kutasów.
Jej plecy wygięły się na odczucie podwójnej penetracji, sprawiając, że jej piersi
kołysały się, ciężkie od zalewającego ją seksualnego podniecenia. Każdy ruch ocierał
jej sztywne sutki o tors Abla. Dreszcze przyjemności kurczyły jej mięśnie wokół
mężczyzn będących w niej, wywołując u nich jęki. Żaden z nich długo nie wytrzyma.
Calin przycisnął rękę do jej pleców, popychając ją do przodu na Abla. Jego palce
pozostały rozszerzone na jej plecach, przytrzymując ją, podczas gdy obaj mężczyźni
wbijali się w nią naprzemian. Boże dopomóż jej, bo ta pozycja podnieciła ją jeszcze
bardziej. Wtuliła twarz w szyję Abla, krzycząc, kiedy dreszcze ponownie zaczęły
wstrząsać jej ciałem. Calin przeklął, gdy jego gorące spełnienie wlało się do jej wnętrza.
Pod nią, Abel bryknął. Jego penis szturchał jej punkt G raz za razem, wzmagając jej
orgazm, dopóki jej mięśnie nie rozpaliły się od wysiłku, a mimo to chciała więcej, jakby
czekało na nią większe spełnienie. Jednak nie przyszło, a jego sperma ją wypełniła.
Calin odsunął się od niej, ale nagle została zdjęta z Abla i przyciśnięta do ściany.
Tylko że… to nie była ściana. Ramiona Danela owinęły się wokół niej, a jego ponownie
~ 1 ~
~ 2 ~ Rozdział 1 Oczy Macy Lawson rozszerzyły się na widok stojącego przed nią dużego kota – a on odwzajemniał to spojrzenie. Śnieg wzbił się wokół nich i lodowaty wiatr uniósł białawo-szare futro bestii, akcentując ciemne rozetki rozrzucone po wspaniałym futrze. Masywne łapy zwierzęcia jednak nie osunęły się w głęboki śnieg, mimo że ciężar jego dużego ciała powinien wepchnąć go w zaspę. Stał całkowicie nieruchomo, tylko jego jasnozielone oczy studiowały jej postać. Przełknęła, cała zamarła, gdy tak się jej przyglądał. Pantera śnieżna! Nie chodziło tylko to, że była większa niż normalna, ale nie powinno jej tu być! Nie na Mount Elbert w Kolorado. Jej serce waliło w gardle, była wstrząśnięta. Semantyka nie liczyła się w obliczu tego mięsożercy. Już nie żyła. Sama ta myśl popchnęła ją do działania. Już nigdy więcej nie zobaczy swoich przyjaciół i rodziny. Nigdy się nie dowiedzą, co jej się przydarzyło. Ale musiała uciec; nie mogła tak po prostu stać niczym jakaś dziewicza ofiara dla smoka. Oddech zamarł jej w piersi, a serce biło gwałtownie w gardle, kiedy ogarnęła ją rozpacz. Czy znajdzie jakąś szczelinę, by się schować – jakąś przestrzeń zbyt małą dla dużego zwierzęcia – albo gałąź, która posłuży za broń? Potrzebowała sprzętu, by zejść z góry, ale zrzuciła swój plecak, kiedy biegła. Może odstąpi, jeśli wciśnie się w jakąś maleńką przestrzeń. Jednak przeszkadzał jej śnieg. Głębokie zaspy utrudniały ruchy, spowalniając chód i wycieńczając, nawet jeśli buzowała w niej adrenalina. Ale to nie wystarczyło. Słyszała drapieżnika. Przerażona, zerknęła przez ramię, by zobaczyć panterę śnieżną. Kota, który nawet nie powinien być na tym kontynencie, poruszającego się lekko z gracją po pokrytej śniegiem ziemi, która ich rozdzielała. Macy się obróciła, strach dodał szybkości jej stopom, kiedy rzuciła się do biegu. Nagle, czas zastygł w miękkim wybuchu powietrza, ponieważ odgłos pościgu umilkł. Siła
~ 3 ~ uderzenia przewróciła ją na ziemię, a jej ostatnim wspomnieniem było odczucie jak potężne, futrzaste kończyny zawijają się wokół jej ciała, a ogromne szczęki chwytają za szyję. *** - Szzz… nic ci nie jest. Oczy Macy zamrugały i otworzyły się na niski głos, patrząc wprost w jasnozielone oczy otoczone czarnymi jak smoła rzęsami. Futrzany kaptur okrywał głowę mężczyzny, a równie czarne włosy opadały na jego czoło. Jego twarz była bardzo blisko przy jej. Zdezorientowana, chwilę zajęło jej uświadomienie sobie dlaczego, a potem zdała sobie sprawę, że ją niesie. Jego muskularne ramiona były wsunięte pod jej nogi i plecy, przez co znajdowała się tak blisko jego klatki piersiowej. - Uratowałeś mnie – mruknęła. Potrząsnął swoją głową. - Nie bardzo. Nie byłaś w niebezpieczeństwie. - Ale… ta… pantera śnieżna. Zaatakowała mnie. – Strach wstrząsnął nią na to wspomnienie. Skoczyła na nią, złapała ją za szyję, powaliła na ziemię… - Nie skrzywdziłby cię – zapewnił ją mężczyzna, jego słowa miały słaby akcent. – A ty, co tutaj robisz sama? Jej oczy się zwęziły. Zawsze te same pytania. Ponieważ była kobietą,. I dlatego wszyscy pytali. - Jestem fotografem fauny i flory. Kręcę się tu przez cały czas. - Bez żadnej ochrony? – zapytał. - Nie potrzebuję mężczyzny… - Mężczyzny? A co z bronią, gazem pieprzowym, albo czymś podobnym? Proszę pani, po tej dziczy włóczą się kojoty i baribale. Rozwścieczona, wyszarpnęła się z jego ramion i wylądowała tyłkiem w gęstym śniegu. Podniosła się na nogi.
~ 4 ~ - I najwyraźniej pantera śnieżna – powiedziała sucho. Spojrzała w kierunku skąd przyszli, szukając swojego czerwonego plecaka w nieskazitelnym białym śniegu. – Spędziłam tu dużo czasu i nigdy nie miałam jakichkolwiek kłopotów. To było głupie, wiem, ale mam te rzeczy w mojej torbie… cholera. Jak daleko odeszliśmy? Muszę wrócić po mój aparat. Odwrócił się nieznacznie, by pokazać jej pasek zwisający z jego ramienia. - Mam go. – Chwycił jej ramię. – Chodźmy. Nadciąga burza. Musimy się stąd wydostać zanim uderzy. – Wciągnął powietrze i spojrzał na zachód. – Spadnie kilkanaście centymetrów. Jej czoło się zmarszczyło. - Skąd to wiesz? Meteorolog powiedział, że mogą być przelotne opady. - Mylił się. – Nie zatrzymywał się, ciągnąc ją ze sobą Bóg wie dokąd. Po prostu świetnie… Została ocalona przed dziką panterą śnieżną tylko po to, by zostać porwaną przez… przez… niech to cholera… prawdziwego postawnego szalonego faceta. Wyszarpnęła swoje ramię, ponieważ panika zacisnęła się w jej piersi. - Słuchaj, dziękuję ci, że mnie uratowałeś, ale nie pójdę z tobą. Oddaj mi tylko mój plecak i sobie pójdę. - No pewnie. – Przyjrzał się jej, jego obojętna twarz była lekko rozbawiona. – A potem może będę ryzykował moje życie, by uratować twój tyłek, gdy zostaniesz uwięziona w połowie góry. Nie ma mowy. - Wątpię, żebym została uwięziona. A poza tym, jakie to ma dla ciebie znaczenie? – Jej spojrzenie przemykało między mężczyzną, a chmurami, które zbliżały się i z każdą sekundą stawały się coraz ciemniejsze. Szalejące nerwy zatańczyły w jej żołądku. Piesza wędrówka do miejsca, gdzie zostawiła swój samochód przy szlaku Lakeview, zajmie jakieś pięć i pół godziny w tych warunkach, ale nie zamierzała mu tego powiedzieć. Myśl o przeprawianiu się przez górę w nadchodzącej ciemności niepokoiła ją. Jego szczęka się napięła. - A ma.
~ 5 ~ Oczy Macy powiększyły się, ponieważ jego głęboki głos pogłaskał jej cipkę, jakby to były zmysłowe, zgrubiałe palce. A dreszcz, nie mający nic wspólnego z chłodem, wstrząsnął nią i zrobiła krok do tyłu. On zrobił krok w przód i jej macica zadygotała. - Muszę iść – nalegała, robiąc kolejny krok do tyłu, ale jego kroki były dłuższe i nagle znaleźli się pierś czy piersi. - Nie zostawiasz mi wyboru – wymamrotał i chwycił ją za ramiona. - Wyboru… – Jej słowa zakończyły się sapnięciem, kiedy jego wargi przykryły jej. Nie miał wyboru, tylko ją pocałować? Zanim mogła się wykręcić, jego duża ręka przykryła tył jej głowy. Jego język wsunął się między jej wargi, które były rozdzielone od szoku. Między nimi został wymamrotany zniekształcony protest, chociaż jego obecność i zdecydowanie skropliło jej cipkę. Ale to nie było właściwe. Nie powinien jej całować, chociaż jego wargi były takie stanowcze i tak doskonale pasowały do jej. Chwytając się swojej rozpływającej się powściągliwości, odepchnęła się od jego ramion. Warknął w odpowiedzi, a jego wargi zmusiły jej do rozszerzenia się, kiedy jego język ocierał się o jej. Wzrok Macy się rozmazał i byłaby upadła, gdyby nie trzymał jej tak mocno w swoich ramionach. Uchwyciła się go, czując zawroty głowy i ciepło. Niejasne uczucie zawinęło się wokół niej i nie chciała już nic więcej jak otrzeć się o niego. W dalekich zakamarkach jej umysłu, lekki szept syczał, że to jest złe… za szybko… za dużo… Jednak zatonął w brzęczeniu w jej głowie, a dziwne niewerbalne pragnienie namawiało, by po prostu przytulić się do niego, wspiąć się na niego, ile tylko może. Jedna noga podniosła się i zawinęła wokół jego nóg, próbując jeszcze bardziej się zbliżyć. Westchnął i cofnął się, jego zielone oczy pociemniały od żalu. Jego ręce przesunęły się wzdłuż jej ramion. Pragnęła poczuć jego skórę bez jej płaszcza i jego rękawiczek między nimi. - Chodź ze mną – wychrypiał, sięgając po jej palce. Chętnie złączyła je z jego palcami.
~ 6 ~ - Uh-huh – odpowiedziała, ogłuszona przez pocałunek. Chciał, żeby z nim poszła? Świetnie. Przecież powiedział, że i tak nadchodzi burza. Podniosła twarz i mokre płatki śniegu opadły na jej policzki. Wirowały wokół nich tworząc niemal ścianę. Musiała uwierzyć temu mężczyźnie – to nie były przelotne opady. Macy spieszyła obok niego, gdy pociągnął ją w kierunku, w którym szedł. Nie wiedziała, że są tu jakieś domy, ale musiał mieć jakieś schronienie. - Kim jesteś? – zapytała w końcu, trochę speszona, że całowała go i ocierała się o niego niczym kotka w rui, a nie wiedziała, kim jest. - Sorin Tavian. Moi ludzie mają osadę niedaleko stąd. Potrząsnęła głową, zastanawiając się czy aż tak mogła się zgubić w swojej dzisiejszej wędrówce. Z tego, co wiedziała, Leadville było najbliższym miasteczkiem. I nie było żadnych dróg dojazdowych. Najbliższa była parę godzin stąd i była otwarta tylko od czerwca do sierpnia. - Byłam tutaj dziesiątki razy w ciągu ubiegłych lat – dumała. – Nigdy nie zauważyłam żadnej osady. - Jest dobrze chroniona. - To znaczy ukryta? - W pewnym sensie, jak sądzę. To wydawało się być złowieszcze. Stopy Macy zaczęły trochę ciągnąć, gdy zastanawiała się, że wchodzi prosto w pułapkę – pułapkę, z której nie ucieknie. Sorin zatrzymał się i obejrzał na nią. Jego brwi ściągnęły się razem, gdy przyglądał jej się przez odległość ich wyciągniętych ramion i płatków śniegu wirujących wokół nich. - Pani… – Potrząsnął głową, jakby odczytał jej niepokój. - Macy – odparła automatycznie, a potem dała sobie mentalnego kopniaka za podanie mu tej informacji. - Macy… – powtórzył, a jej imię stoczyło się z jego języka niczym gorąca pieszczota w dół jej kręgosłupa. – Zabieram cię do mojego domu, by ochronić przed burzą. Nie zostaniesz skrzywdzona, a jeśli będziesz chciała odejść, kiedy się przejaśni, odprowadzę cię. Każdy mógł tak mówić…
~ 7 ~ - Dlaczego miałabym ci wierzyć? Puścił jej rękę, a Macy musiała walczyć z instynktem każącym jej przekroczyć tę niewidoczną przepaść, która ich dzieliła. Skrzyżował ramiona nad swojej okazałej klatce piersiowej. - Jesteś z dużego miasta. - Dlaczego to powiedziałeś? - Zawsze odpowiadasz pytaniem z pytanie? - A ty? – zapytała. - Nie. – Odwrócił się i podjął swój marsz. Po kilku krokach, zatrzymał się. – Zrobi się jeszcze zimniej po spadnięciu śniegu. Wiesz jak wykopać sobie schronienie? - Oczywiście. Mam jakieś umiejętności umożliwiające przetrwanie. - Hmph – odpowiedział, a ona podejrzewała, że jej nie uwierzył. I zamiast komentować to dalej, po prostu ruszył w swoją drogę. Uparcie, Macy przyglądała się jak odchodzi, a czerwień na jego plecach zanikała przez masy płatków. Czerwony… O, cholera jasna! - Hej – krzyknęła, rzucając się za nim. – Masz mój plecak. Sorin nie słyszał jej – albo, co gorsze, zignorował ją. Patrzyła jak znika między drzewami. Jej czoło się zmarszczyło, gdy popędziła za nim. Sosny rosły tuż przy pionowej płaszczyźnie skały. I niczego tam nie było. Czyżby mieszkał w jaskini? Dziwne… Ale potrzebowała swój plecak. W nim był jej aparat i zaopatrzenie. Nawet gdyby nie odzyskała niczego innego, potrzebowała kluczyków do samochodu schowanych w tylnej kieszeni. Wchodząc w grupę drzew, podążała za plamą czerwieni, gdy Sorin okrążał skałę. A potem nagle zniknął. Nie! Ruszyła szybciej, chcąc go złapać zanim wczołga się do swojego legowiska, by zapaść w sen zimowy albo coś podobnego. Z jej cholernym plecakiem. Kretyn. Cały był skoncentrowany na zapewnieniu jej ochrony, a sam jej tę ochronę zabrał!
~ 8 ~ Kipiała ze złości, gdy ruszyła za nim jak burza. W niewyraźnym świetle, podążała za jego śladami, dopóki nagle nie zniknęły. Patrząc na prawo, zobaczyła, że nie wszedł do jaskini, ale w dziwną szczelinę, gdzie wydawały się spotykać dwie płyty skał. Otwór miał około metra szerokości, z wysokimi ścianami sięgającymi w górę do ciemnego nieba. Odciski Sorina wyciśnięte były w śniegu, tak jak wiele innych przed nim. Macy zrobiła głęboki wdech. Iść czy nie iść? To było pytanie. Oparła rękę o ścianę i wpatrzyła się w puste przejście. Otwarcie czekało po drugiej stronie. Gorące ciarki przebiegły przez jej plecy, a żołądek skręcił się nerwowo. To mogła być pułapka. Zamknęła oczy, przypominając sobie pocałunek Sorina i jakie wywołał w niej uczucia. Jakie on wywołał w niej uczucia, gdy z nią rozmawiał. Jak próbował ją ochronić… Zrób krok, Macy. Zaufaj. Wzięła kolejny głęboki wdech dla dodania sobie odwagi i ruszyła ścieżką. Mimo tego, że wiadomości były pełne morderstw i przemocy, to nie oznaczało, że musi mierzyć wszystkich jedną miarą. Na końcu wąwozu została zaskoczona widokiem kolejnego skupiska drzew, które zasłaniało to, co wydawało się być olbrzymią otwartą przestrzenią, ukrytą za dwoma skalnymi ścianami. Sorin stał na zewnętrznej krawędzi sosen odwrócony do niej plecami. Obrócił się i uśmiechnął, gdy się zbliżyła, a jego zachowanie wyraźnie mówiło, że wiedział, iż będzie go ścigać. Gdy wyciągnął rękę, wzięła ją. Natychmiast, coś się w niej zmieniło. Zaskoczona spojrzała na niego. - Wszystko w porządku, Macy – zapewnił ją. – Będzie dobrze. Mimo to, wszystko było… dziwne. Jednak podążyła za nim, gdy wyszedł na polanę. Ku jej zaskoczeniu, przestrzeń była wypełniona przynajmniej tuzinem domów, przypominającym jej coś w rodzaju małego średniowiecznego miasteczka. Tak naprawdę, konstrukcje przywodziły na myśl starożytne budowle, które widziała, gdy podróżowała po Europie. - Wow – odetchnęła. – Ile osób tu mieszka? - Blisko pięćdziesiąt. Jestem ich przywódcą. – Wzruszył ramionami, jakby to było nic takiego, ale podejrzewała, że jest. Zanim mogła coś powiedzieć, wsunął ramię wokół jej pasa i przyciągnął ją do swojego boku. Drugim ramieniem zatoczył przed sobą łuk wskazując cały teren. – Macy… witamy w Tavian Leap.
~ 9 ~ Rozdział 2 - No dobra, panie Tavian – wymamrotała. – Czy to jest jakaś Wyspa Fantazji czy wpadłam w króliczą norę? - Wyspa Fantazji? Co to jest? – zapytał, rozbawiony przez kobietę obok siebie. Jej małe, zaokrąglone ciało doskonale pasowało do jego boku. Tak jak powinno. Zerknął na jej bladą twarz, zachwycając się jej ciemnymi rzęsami okalającymi oczy, kasztanowymi włosami. Wcześniej, słońce rozświetlało czerwone błyski i odwróciło od tego jego uwagę, jednak coś przyciągało go do niej, chociaż wcześniej unikał jakichkolwiek relacji z pełnymi ludźmi. - Nic. W każdym razie, wyglądasz lepiej od niego – mruknęła, nikły rumieniec zabarwił jej policzki, gdy odwróciła wzrok. - Dziękuję, tak myślę – roześmiał się. Zachichotała cicho. - To zdecydowanie był komplement. Po prostu nie powinnam z tym wyskakiwać. Nie znam cię. To się zmieni. Zwierzę w nim ożywiło się, przypominając mu jeszcze raz, że ona była ich. Nie było tu żadnych wątpliwości, odkąd zbliżył się do niej i wciągnął jej zapach. Nie potrafił powstrzymać swojego zwierzęcia od skoczenia na nią i pokazania jej jego dominacji. A potem trącił ją nosem. Zmarszczył brwi. W wyniku tego zemdlała. - Jak długo tu mieszkacie? – zapytała, błogo nieświadoma tego, że to on był tym, który wystraszył ją na śmierć. - Jakieś trzy lata. Przybyliśmy tu, by uniknąć ucisku w naszej ojczyźnie. Znalazłem to miejsce, a inni podążyli za mną. – Na jego rodzaj polowano niestrudzenie z powodu ich skór. Już tak wielu zostało zabitych, że Sorin wiedział, iż muszą uciec albo zostaną zgładzeni. Kiedy szukał nowego domu, kilku następnych z jego miotu zostało zamordowanych. To wzbudziło w nim odrazę, wywołując ból serca przez niepotrzebną
~ 10 ~ stratę – ale tutaj, wysoko na górze Mount Elbert w Górach Skalistych, ukrył ich. Nie będzie więcej śmierci w tej kryjówce. Odchyliła do tyłu twarz, pozwalając płatkom śniegu opadać na jej skórę. - Tu jest pięknie. Niczym w ukrytej baśniowej krainie. - Trochę. – Rozejrzał się. Nie miała pojęcia jak bardzo magiczny był jego dom. Jego żołądek się ścisnął i zastanowił się czy podobałoby jej się tutaj, gdyby czar zniknął. Czy byłaby wstrząśnięta, gdyby dowiedziała się, że jest jego partnerką? Albo to, że byłaby dzielona z mężczyznami, których uważał za rodzinę, chociaż nie byli tej samej krwi? Za jej zgodą, oczywiście. Nigdy nie zwabiłby kobiety siłą do swojego łóżka, czy za sprawą instynktu czy nie. Chociaż partnerów trudno było znaleźć, gdyby mu odmówiła, nie oznaczałoby to dożywotnio-długiego samotnego życia. Nie była jego jedyną opcją. Jednak pasowała doskonale do jego biologicznych potrzeb, a jego zwierzę to rozpoznało. Jeśli mu odmówi, będą inne. Gdyby jednak go zaakceptowała, zostaną połączeni na zawsze. Gdy prowadził ją do wsi, chciał, by to było tak proste jak samo zaakceptowanie go. Jednak musiała zrozumieć o wiele więcej zanim powie tak. Jeśli powie tak. W dali, zobaczył, jak trzech mężczyzn wychodzi z domu, który z nimi dzielił. Danel, Abel i Calin. Jego najbliżsi przyjaciele. Swoim wyostrzonym wzrokiem, widział, że obserwują jak on i Macy się zbliżają. Świadomość napięła ich postacie, kiedy nieznacznie podnieśli twarze i wciągnęli powietrze. Usłyszał syk Danela, gdy rozpoznał ją, jako partnerkę. Napotkał oczy Sorina. Danel i Sorin byli już połączeni i Macy mogłaby należeć wyłącznie do nich, gdyby ich wybrała. - Kim są ci ludzie? – zapytała, kiedy ona i Sorin podeszli bliżej do mężczyzn. Było oczywiste, że to trio czekało na nich. - Moja… rodzina – odparł, powstrzymując się przed nazwaniem ich swoim miotem. Podczas gdy wszyscy jego ludzie byli nazywani miotem, a jego mniejsza osobista grupa Miotem Sorina, to jako grupa należeli do Miotu Taviana. – Adoptowana rodzina – wyjaśnił. – Nie jesteśmy spokrewnieni. Chciał tego na otwartej przestrzeni zanim zobaczy jego relacje z Danelem. Odchodząc od niej, pospieszył do boku swojego męskiego partnera. Objęli się i szybko nawzajem trącili nosem swoje szyje. Danel sapnął delikatnie, a potem się cofnął. - Dobre polowanie – mruknął, zerkając ponad ramieniem Sorina.
~ 11 ~ Sorin się uśmiechnął. - Całkiem. Odwrócił się do Macy i wyciągnął rękę. Przyjęła ją niczym linę ratunkową i szybko podeszła do jego boku. Zastanawiał się czy feromony, których wcześniej użył, nadal na nią wpływają. Odczuli natychmiastowy efekt zniewalający partnerów, by chcieli być razem. Z czasem, potrzeba będzie tak głęboko zakorzeniona, że gdyby zostali rozdzieleni, wydawałoby im się jakby została usunięta kończyna – ale jeszcze nie teraz. Teraz prawdopodobnie był tylko znajomym w tej dziwnej sytuacji. - Macy, to jest Danel, a to są Abel i Calin. Wejdźmy do środka, gdzie jest ciepło. – Wiedział, że inni z jego ludzi mogli gdzieś tu być. Ci w ludzkiej postaci będą w swoich domach, ale ci w zwierzęcych mogli w każdej chwili pokazać się na terenie. Nie był jedynym, który dziś polował. Danel popchnął drzwi i otworzył je na ich przestronny dom, Sorin wprowadził Macy do środka, a Abel i Calin podążyli za nimi. Drzwi główne prowadziły bezpośrednio do dużego salonu. Podczas gdy konstrukcja domu była starożytna w swoim projekcie, Sorin zapewnił takie wyposażenie, chociaż wykonane ręcznie, które było wygodne. - Masz tu elektryczność? – zapytała Macy rozglądając się wkoło. Laptop Sorina stał otwarty na stoliku, a po obu stronach z kanapy znajdowały się elektryczne lampy. - Energia słoneczna – odpowiedział. – Mamy też pomocnicze generatory przy każdym domu, ale szczerze mówiąc, nie potrzebujemy z nich korzystać. Mamy rzemieślników, którzy zapewnili nam odpowiednie udogodnienia. Instalacja wodno- kanalizacyjna jest trudna, ale poradziliśmy sobie z tym. – Był rzeczywiście dumny z tego osiągnięcia. A Danel był bardzo pomocny w zrobieniu tego. – Jesteśmy tutaj całkiem samowystarczalni. Musimy być skoro nie bardzo możemy wskoczyć do samochodu. Sorin odebrał od niej płaszcz, z którego się wyśliznęła. Jego spojrzenie skupiło się na jej szczupłej postaci, gdy patrzyła na innych mężczyzn. Wyciągnęła rękę. - Nie miałam jeszcze okazji – powiedziała. – Ale miło was poznać. Calin chwycił ją za rękę. - To dla mnie wielka przyjemność, Macy – odparł. – Witam w naszym domu.
~ 12 ~ - O rany, jak formalnie – roześmiał się Abel, łapiąc jej rękę od Calina. – Hej, Macy. Jestem Abel. Będę twoim oficjalnym przewodnikiem zanim ci trzej zdecydują, co robić - nie mamy tu zbyt wielu kobiet – wyszeptał, ciągnąc ją w stronę sąsiedniego pokoju. - Abel – zawołał za nimi Sorin. – Pozwolisz jej najpierw poznać Danela? - Jestem pewny, że będziemy mieli mnóstwo czasu, by poznać się nawzajem – odpowiedział cicho Danel, bo para była już w kuchni. Słyszeli jak Abel demonstruje ekspres do kawy, o który Danel błagał ostatniego lata. Oczywiście, Sorin nie mógł oprzeć się prośbie swojego kochanka. Potrząsając głową na żarty w kuchni, powiesił parkę Macy na wieszaku stojącym blisko kominka i oparł plecak o ścianę koło niego. Abel był najmłodszy z ich grupy i jego młodzieńczość błyszczała w jego tryskającym energią powitaniu. Podczas gdy reszta nich martwiła się czy zdołają namówić Macy do zostania, Abel był podekscytowany obecnością nowej towarzyszki zabaw. Sorin zerknął na Calina chcąc zobaczyć jak przyjmuje zachowanie jego męskiego partnera, ale Calin tylko potrząsnął głową i przewrócił oczami. Z czterech mężczyzn, Calin był najbardziej poważny, bardzo zagłębiony w naukę dotyczącą życia roślin i ich wzrostu, by zapewnić produkty rolne w ich osadzie. On i Abel założyli olbrzymią szklarnię z tyłu ich domu, rozciągniętą wzdłuż skały otaczającej ich osadę, która była całkowicie niezbędna do wyżywienia zarówno ich ludzi jak również stworzonych hybryd. W cywilizowanej kulturze jakiegoś miasta, Sorin przypuszczał, że Calin byłby uznany za pewnego rodzaju maniaka. Miał wygląd szalonego naukowca, tak charakterystycznego w filmach, które oglądali od czasu do czasu. - Dzieciak z nową zabawką – dumał, patrząc w stronę kuchni, ale nie wydawał się być zmartwiony. On i Abel byli bardzo ze sobą związani, odkąd Calin uratował chłopca przed myśliwymi kilka lat temu. Gdy Abel dojrzał, stali się sobie bliżsi, aż w końcu, sparowali się w zeszłym roku. Z początku Sorin kwestionował wciągnięcie Abla do ich grupy, ponieważ był dziewięć lat młodszy od niego, Danela i Calina, ale widząc miłość pomiędzy nim a Calinem, Sorin wiedział, że to będzie właściwa rzecz. - O rany, oni idą do mojego warsztatu – wymamrotał Danel, słysząc jak para przechodzi przez dom, obok biura Sorina, a potem schodzą schodami. To była przestrzeń Danela, gdzie robił meble dla ludzi z ich osady i wykonywał zamówienia otrzymywane przez internet.
~ 13 ~ Pospieszył w kierunku swojego azylu z Sorinem i Calinem nadeptującymi mu na pięty. - Abel – zawołał Calin, nagana była wyraźna w jego tonie. Ich czujne uszy usłyszały westchnienie Abla. - Okej, a następną rzeczą… – I zamknął drzwi. - Te rzeczy są wspaniałe – powiedziała do niego Macy. - Tak, Danel jest naprawdę utalentowany. Ludzie z całego świata składają zamówienia na jego rzeczy. Tak większość z nas pracuje. Przez internet. To jest całkiem fajne. – Usłyszeli jak prowadzi ją w górę po schodach i serce Sorina zaczęło uderzać o jego mostek, kiedy jego świadomość Macy spotęgowała się. Abel zatrzymał się w korytarzu u szczytu schodów. – Jeździmy saniami motorowymi do miasta, gdy musimy to robić podczas zimy, a używamy pojazdu z napędem na cztery koła, gdy jest cieplej, ale Sorin ma faceta, który przylatuje tu helikopterem, co dwa tygodnie… no wiesz, jeśli pogoda mu pozwala… i zabiera od nas rzeczy do wysyłki. Oczy Sorina rozszerzyły się, kiedy wyczuł kierunek słów Abla. Ruszył sprintem po schodach, a inni byli za nim. - On jest taki jak my – powiedział Abel. - Samotny – uciął Sorin, patrząc znacząco na Abla. - To miejsce jest zdumiewające – stwierdziła Macy. – To jak cofnięcie się w czasie, jednak gdy się rozejrzysz, masz wszystkie wygody, jakich oczekiwałbyś w tych czasach. - Pokazałem ci tylko część dolnego piętra. Mamy tam dla siebie mnóstwo przestrzeni… - Może skończymy tę wycieczkę? – wtrącił Sorin. Podszedł do przodu i chwycił rękę Macy. – Na tym piętrze są dwie sypialnie. Obie zajmują cały bok budynku. – Otworzył drzwi. – To jest pokój Calina i Abla, a to – otworzył drugie drzwi i wprowadził ją przez nie – jest pokój, który dzielę z Danelem. Usłyszał jak Macy przełknęła, a jej oddech przyspieszył, gdy rozejrzała się po pomieszczeniu. Jej spojrzenie błądziło po masywnym sosnowym łóżku. Zaciągnął się i wchłonął zapach jej podniecenia. Cichy syk Danela powiedział mu, że jego partner też to poczuł.
~ 14 ~ Macy przygryzła swoją dolną wargę. Jej palce pogłaskały nieznacznie odsłoniętą skórę przy brzegu jej kołnierzyka. - Wy… um... razem? – zapytała cicho. – To znaczy… Potrząsnęła głową, jakby chciała odepchnąć swoje zmieszanie. Dotknęła swoich warg, a jej czoło się zmarszczyło. - Myślisz o pocałunku – szepnął Sorin. – Zastanawiasz się, dlaczego cię pocałowałem skoro jestem związany z Danelem? Macy spojrzała na Danela, który się uśmiechnął i przysunął się do Sorina, przez co stworzyli wspólny front. - No cóż … Lekko odchrząknęła i zerknęła na lewo od nich. Jej spojrzenie wylądowało na Ablu i Calinie, a potem przesunęło się w innym kierunku. Nabrała tchu, przygryzła wargę, a potem westchnęła. Kiwając głową, spojrzała jeszcze raz na Sorina i Danela. - Tak, chyba tak. Dlaczego mnie pocałowałeś? - Ponieważ lubię kobiety. Tak jak Danel. Dzielimy się nimi. I czasami, dzielimy się też z Calinem i Ablem. Macy wpatrzyła się w niego, a potem zrobiła krok do tyłu. Jej twarz najpierw zbladła, potem bardzo zaczerwieniła. Jej oddech przyspieszył, kiedy wpatrywała się w całą czwórkę. - Dzielicie się? – wykrztusiła. Tłumaczenie: panda68
~ 15 ~ Rozdział 3 - Tak – potwierdził Sorin. – Tak dzieje się z każdym w Tavian Leap. Umysł Macy pracował szybciej niż mogła przetworzyć myśli. Poczuła się niczym Złotowłosa z bajki, która nagle stanęła twarzą w twarz z trzema niedźwiedziami – nie, nie z czterema niedźwiedziami! Ale oni nie chcieli jej zjeść, chcieli po prostu… no cóż, może pewnego rodzaju jedzenie było częścią ich planu. Jej oczy przesunęły się po czterech szerokich torsach, czterech parach muskularnych ramion i tak samo grubych nóg, czterech szczupłych biodrach i… czterech rzucających się w oczy wybrzuszeniach! Jej wzrok się zamglił, ściemniał drugi raz w ciągu dnia. Chociaż jej serce biło gwałtownie, to nie strach wywołał zawroty głowy. To był raczej pomysł, że… oh boże… mogła mieć tych mężczyzn, wszystkich czterech mężczyzn, i spełnić swoje najskrytsze fantazje, których inaczej nie miałaby okazji zaspokoić. I będzie mogła odejść stąd jak tylko ustanie burza, ale nikt nie będzie rozsądny. Nie miało znaczenia, że ich nie znała. To sprawi, że będzie jeszcze bardziej ekscytująco. Bardziej zakazanie. A po kilku latach tłumienia złości i po tym jak jej były zostawił ją dla przyjaciółki, której zdarzało się dość często szeroko rozkładać nogi, gdy Macy była poza krajem, Macy z pewnością mogła spróbować trochę tego zakazanego w swoim życiu. Chwilowej przyjemności. Czas zapomnieć o stresie, z którym zmagała się w czasopiśmie, gdzie pracowała zanim została wolnym strzelcem. Ale nie powiedzieli, że chcą dzielić się nią. Po prostu dzielili się kobietami. - A co to ma wspólnego z pocałunkiem? – zapytała. Brwi Sorina się podniosły. - Sądzę, że już to odgadłaś. Bardzo cię pragnę, Macy. Rozejrzała się po grupce, która patrzyła na nią namiętnie. Szczerze, oczekiwanie na ich twarzach zaskoczyło ją. Naprawdę jej pragnęli – po tym, co przytrafiło się jej z byłym, to bardzo podniosło jej ego. Jednak nie było już przyjemnie, gdy zbliżyli się do niej i zmarszczyli swoje nosy. Wędrowała po górach cały dzień i to sprawiło, że była całkiem niechlujną turystką.
~ 16 ~ - Nie sądzę, żebym mogła gdzieś tu wziąć kąpiel? – zapytała. Na twarzach mężczyzn pojawił się różny stopień zaskoczenia, ale przypuszczała, że to dlatego, iż to, o co pytała nie było dokładnie odpowiedzią na to, co powiedział Sorin, jeśli jednak pomyśleliby nad tym przez chwilę… Szeroki uśmiech Sorina wskazywał na to, że pierwszy zaskoczył, a Danel równie szybko się zorientował. - Mamy tu niezwykle… - Dekadencką – wtrącił się Sorin. - … łazienkę. I mnóstwo ciepłej wody – dokończył Danel. – Myślę, że bardzo ci się spodoba. Uśmiechnęła się, przewidując, co może nastąpić. Jej brzuch zadygotał od podniecenia, gdy ruszyła w kierunku, który jej wskazał. Drzwi otworzyły się na olbrzymie, wyłożone lustrami pomieszczenie z wbudowaną w narożniku wanną i widokiem na zamarznięty wodospad i staw. - To zwykłe lustra – powiedział zza niej Sorin. Wszedł za nią do środka i wyciągnąwszy ręczniki położył je na krawędzi wanny. Rozkręcając krany, puścił gorącą wodę. Przyciśnięciem guzika, uruchomił dysze i woda wzburzyła się od bąbelków. Potem odwrócił się do niej, tam gdzie oparła się o blat, z rękami podpartymi na krawędzi. - Zostawię cię teraz – powiedział cicho. Potrząsnęła głową, jej gardło nagle wyschło, jakby to, co właśnie miała zacząć, stało się bardziej rzeczywiste. - Nie? – zaryzykował, naśladując jej ruch. - Pocałuj mnie zanim wyjdziesz – powiedziała. Jej zęby zatopiły się w dolnej wardze, kiedy spojrzała na jego usta. Tak dobrze było tuż przy niej… narkotycznie, uwodzicielsko, obiecująco. Nigdy wcześniej, przed tą chwilą na stoku, nie czuła, żeby pocałunek spłynął do jej macicy. Było tak, jakby ją tam pogłaskał. Łagodnie, jego kciuk uwolnił przygryzioną wargę. - W ten sposób nie mogę tego zrobić.
~ 17 ~ Natychmiast, chwycił jej głowę i się pochylił. Westchnęła w jego usta, zamknęła oczy, a przyjemność przebiegła przez nią jeszcze raz. Jej palce zawinęły się wokół klap płaszcza, który wciąż miał na sobie. Sorin jęknął, jego usta zmusiły jej do otwarcia się i posadził ją na blacie. Jej nogi zacisnęły się wokół jego bioder, gdy się przybliżył. Gorąco rozlało się w jej cipce, a mrowienie wewnątrz wywołało dreszcze. Jej głowa przechyliła się bardziej do tyłu, ponieważ wydawał się nad nią górować, posiadać ją, zatwierdzać ją. W tej pozycji, wydawał się być znacznie większy od niej, niczym mężczyzna alfa zatwierdzający swoją kobietę. Chciała być jego kobietą. Na dzisiejszy wieczór. Przez parę następnych dni. Jego duże ręce rozpostarły się na jej pupie, zaciskając się, gdy pchnął miednicę do przodu. Tak, Boże to było doskonałe. Jej uda zacisnęły się wokół niego i zapomniała, że chciała wziąć kąpiel – a jemu najwidoczniej nie przeszkadzał jej stan, jeśli gruby kutas przyciśnięty do jej wzgórka coś tu znaczył. Niecierpliwie zsunęła z niego płaszcz, a on wzruszeniem ramionami uwolnił się od niego, a potem natychmiast dobrał się do guzików jej flanelowej koszuli. Warknął, gdy dotknął pod nią koszulki. Szarpnął za rąbek, a potem ściągnął obie rzeczy rzucając je przez swoje ramię. Jego jasnozielone oczy błysnęły, źrenice wydawały się mieć dziwny kształt, gdy nieruchomo lustrował wzrokiem jej obnażony tułów, przykryty tylko białym, koronkowym stanikiem. Podniósł rękę i delikatnie koniuszkiem palca przesunął po brzegu jednej miseczki. Świat zamilkł, gdy wpatrywali się w siebie, gęsia skórka ukazała się na jej piersiach od jego dotyku. - Nie będzie fajnie zalać łazienkę, kolego – roześmiał się za nimi Abel i zdała sobie sprawę, że wyłączył wannę. - I wcale nie jest fajne zaczynać bez nas – dodał Danel. Spoglądając nad ramieniem Sorina, zobaczyła Danela stojącego obok drzwi, jego ramiona skrzyżowane były na piersi, a wyraz twarzy surowy… chociaż… wydawało się, że nie mógł powstrzymywać lekkiego rozbawienia na swojej twarzy.
~ 18 ~ Oprócz partnera Sorina, Abel siedział na krawędzi wanny, a Calin stał pośrodku ich tria. Speszona, poruszyła się, by zakryć się rękoma, ale Sorin złapał jej nadgarstki i przytrzymał ramiona przy jej bokach. - Nie – powiedział. – Chyba, że zmieniłaś zdanie. Zmieniłaś? – zapytał. Spoglądając jeszcze raz przez jego ramię, ponownie złapała zębami swoja wargę. Z pewnością nadal chciała tego spróbować. Należeć do czterech mężczyzn w tym samym czasie… To było szaleństwo, ale to wysłało przez nią skwierczący ogień. Pomysł posiadania ich wszystkich naraz był trochę przerażający, ale mimo wszystko, czuła, że Sorin jest ich przywódcą. I w głębi serca wiedziała, że ją ochroni – nie mogła jednak wyjaśnić, skąd to wiedziała. - Nie – odparła, potrząsając głową i patrząc prosto w te czyste, zielone oczy, oczarowana jasnobrązowymi plamkami. – Nie zmieniłam zdania. Kiwnąwszy głową, wolno zsunął jedno ramiączko od stanika w dół jej ramienia aż opadło do łokcia. Miseczka stanika odchyliła się i przesunął palcem od jej łokcia w górę, gdzie wyzierała jasnobrązowa otoczka sutka. Koniuszek jego palca otarł się o jej sutek, gdy szarpnął w dół materiał i uwolnił jej pierś. Zbiorowy wydech odbił się miękko echem po łazience, gdy ukazał się napięty czubek. Kiedy tak cała czwórka namiętnie się wpatrywała, Macy zastanawiała się jak długo będzie czekała aż zaczną uprawiać seks. Podniecenie szarpnęło się w niej, gdy uświadomiła sobie, że to może być mocne, żądające pieprzenie zanim zaspokoją swoje potrzeby. Tym lepiej… Wygięła się pod ręką Sorina, ciesząc się ich zainteresowaniem. Jej były nigdy nie sprawił, że czuła się jak śmieć – chyba, że wtedy, gdy ją zdradzał – ale ci faceci sprawili, że czuła się najbardziej pożądaną kobietą na świecie. Jej oddech zadrżał, kiedy palec Sorina okrążał jej sutek i od czasu do czasu pstryknął czubek. Pochyliwszy się do przodu, przykrył go swoimi ustami. Brutalnie zdarł drugie ramiączko stanika i uwolnił jej pierś. Natychmiast przykrył wzgórek, podczas gdy jego język dręczył ją. Jej cipka skurczyła się, wysyłając powódź do rozgrzanych fałdek. Danel złapał jej spojrzenie nad ramieniem Sorina i podszedł bliżej. Przytrzymał tył jej głowy i zgniótł jej usta swoimi, wciskając język do środka, na co chętnie się otworzyła. Chciała jego ust, jego smaku, jego mocnego chwytu w swoich włosach.
~ 19 ~ Otarł się o Sorina i poczuła jak dłoń Danela sięga między nią, a Sorina. Danel szarpnął koszulę Sorina. Ściągnął ją i Macy przycisnęła swoje ręce do pofałdowanego brzucha Sorina. Słodki boże, ale był umięśniony. Bez patrzenia wiedziała, że mężczyźni płaczą nad swoim ciałem, a jej ciało płakało za nim. Za nimi wszystkimi. Pocałunek Danela odurzył ją, wiła się przy Sorinie i odkryła, że ręka Danela głaszcze długość mężczyzny. Jego knykcie uderzały o nią rytmicznie, więc jęczała, prosząc o więcej. Dostosowując się do jej prośby, Danel odpiął jej dżinsy. Zamek zasyczał, gdy go pociągnął, a potem jego ręka wśliznęła się do środka. Zajęczała w jego usta, gdy jego palce wepchnęły się między jej fałdki, prześlizgując się przez jej śmietankę. Szybko znalazł jej łechtaczkę i głaskał ją, dopóki jej kwilenie nie obróciło się w rozpaczliwe krzyki. Nagle, wsunął w nią dwa palce i uderzył prosto w punkt G. Macy bryknęła, krzycząc w niego. Jej świat się przekręcił, a reakcja przepłynęła przez jej kończyny. Wciąż drżała, gdy zdała sobie sprawę, że leży na podłodze, a wokół niej stoi czterech mężczyzn, którzy się rozbierają. Czując się dziwnie senna, wygięła się pod ich spojrzeniami i nakryła swoje piersi. Podniecone odgłosy uciekły z niej, kiedy uszczypnęła sutki, niepewna, co pozbawiło ją zahamowań. Pragnęła ich, oh jak bardzo ich pragnęła, a jakakolwiek nieśmiałość czy zahamowania zniknęły. Po prostu chciała – potrzebowała – wypieprzyć ich wszystkich, a groza bycia tutaj, na chłodnych płytkach z kilkoma ręcznikami, które ktoś pod nią położył, podnieciła ją jeszcze bardziej. Wciąż przykrywając jedną pierś, sięgnęła w dół i przesunęła drugą ręką po swoim brzuchu. Zginając i rozdzielając nogi, wepchnęła palce do swojej cipki, a oni patrzyli. Uszczypnęła sutek zamykając oczy, jęknęła i potarła swoją łechtaczkę. - Do diabła, Sorin – sapnął Danel, a ona otworzyła oczy i zobaczyła czterech nagich mężczyzn. Głaskali swoje kutasy, jednocześnie przyglądając się jak daje im ich swoje prywatne widowisko. Jej oczy spotkały się z Sorina, a mocne napięcie w jej macicy groziło wybuchem. - Doprowadź się – polecił, jego pół przymknięte oczy były głodne i wiedziała, że jej spełnienie nie powstrzyma go przed wypieprzeniem jej, mocno. Śmietanka pokryła jej palce, jakby na jego polecenie, i wyłonił się orgazm, który zamglił jej wzrok. - Teraz, Macy – warknął.
~ 20 ~ Jej krzyk rozbrzmiał echem wśród ścian, biodra wystrzeliły do góry na palcach, oczy się zacisnęły, gdy spełnienie wstrząsnęło jej ciałem. Zanim dreszcze ustały, poczuła na sobie ręce i otworzywszy oczy zobaczyła wszystkich czterech mężczyzn klęczących wokół niej. Sorin i Danel byli po jednej stronie, Abel i Calin po drugiej. Zadrżała od dotyku czterech par głaskających ją dłoni. Jakby przez wcześniejszą zgodę, Sorin wpełz między jej nogi i rozsunął je mocniej, by pomieść swoje muskularne ciało. Przełknęła na widok długiego, grubego kutasa wystającego z jego ciała i wykręconego do jego brzucha. Podniosła do niego swoje biodra, a Abel i Calin pochylili się nad jej piersiami. Wciągnęli jej sutki do swoich ust, jednocześnie masując podniecone ciało. Ukłucia przyjemności/bólu zachwyciły ją. Czubek Sorina przycisnął się do jej szparki, a potem szeroka główka pchnęła, by naruszyć otwarcie. Jęknął razem z nią, gdy wsunął się do środka, jego obwód rozdzielił ścianki jej kanału. Jego palce zacisnęły się na jej biodrach, gdy parł do przodu, nie zatrzymując się, dopóki nie zatopił się aż po rękojeść. Potem się zatrzymał, oboje ciężko dyszeli, a ich oczy zwarły się ze sobą. Poczuła się tak, jakby wejrzał w nią, zobaczył jak bardzo go pragnie, jak bardzo kochała to uczucie jego wewnątrz niej, i nie chciała odwrócić wzroku. Poczuła, jakby odczytał jej myśli i zobaczyła w nim coś, co nie całkiem mogła opisać – coś, co jej mózg odmawiał pochwycenia. Własność? Należenie? Z pewnością potrzeba… Zanim mogła się zastanowić, używając niewielkiego wysiłku, na jaką pozwalały przytłaczające uczucia, ręka Danela dotknęła boku jej głowy. Odwróciła się, by spojrzeć na niego, a on podniósł ją lekko do swojego fiuta. Uśmiechając się, wiedziała, czego chce. Otworzywszy usta, wzięła fiuta między swoje wargi, podczas gdy Calin i Abel podtrzymali jej ramiona, ale ich usta nie zostawiły jej sutek. Kiedy Sorin zaczął ją pieprzyć, próbowała dopasować rytm na fiucie Danela, ale to było niemożliwe. Smak i kształty Danela błagały o lepsze poznanie, więc chwyciła go u podstawy, liżąc i ssąc. Palce Danela zacisnęły się w jej włosach i pozwoliła mu się prowadzić, rozdzielając swoją uwagę między niego, szerokim kutasem pracującym w niej w tę i z powrotem oraz ustami na jej piersiach. Była kulą emocji, kiedy orgazm przetoczył się przez nią jeszcze raz i wybuchł z miejsca, gdzie kość łonowa Sorina rytmicznie uderzała w jej łechtaczkę. Danel wysunął się z niej, kiedy krzyknęła od energii pulsującej w niej. Jeszcze raz, Sorin przytrzymał jej spojrzenie i ujrzała jego reakcje, odzwierciedlające się w jego oczach, kiedy sam zbliżył się do własnego punktu kulminacyjnego, ciągle jednak wbijając się przez jej zaciskające się ścianki. Dzikie
~ 21 ~ warknięcie uciekło przez jego zęby, a potem odrzucił głowę do tyłu. Jego palce zacisnęły się na jej biodrach i zadrżała, kiedy jego gorąco się w nią wlało. Natychmiast się uspokoiła i zadowolony jęk przetoczył się przez jej gardło, kiedy opadła na podłogę. Ręczniki już dawno się przesunęły, ale nie dbała o to. Kafelki ogrzały się pod jej ciałem, a twarda powierzchnia przywróciła ją do rzeczywistości, do czegoś, co naprawdę potrzebowała. Wszystko wydawało się być takie nierealne… Tłumaczenie: panda68
~ 22 ~ Rozdział 4 Sorin powstrzymał mruczenie, gdy zadowolenie zalało jego zmysły. Jego żeńska partnerka była zapierająca dech, a teraz jeszcze będzie miał przyjemność obserwowania jej z jego męskim partnerem. To będzie piękny widok, który szybko sprawi, że stwardnieje – i jak tylko Calin i Abel wyruszą wieczorem, Sorin już planował, że weźmie ją jeszcze raz. No dobrze, może po tym jak trochę odpocznie, jednak właściwości jego spermy – i Danela, gwoli ścisłości – posłużą do przywrócenia jej sił. Ich zjednoczenie sprawi, że będzie czuła się lepiej niż kiedykolwiek. Sorin patrzył jak Danel przyciska swojego fiuta do jej fałdek. Prześliznął się po jej szparce, drażniąc ją. Trzymając się u podstawy, prowadził nim leniwie w górę i w dół, co sprawiło, że Macy uczepiła się paznokciami podłogi. Powoli pchnął w nią. Jego wielkość była podobna do Sorina i okazało się, że równie łatwo go przyjęła. Jęknęła, dopychając do niego swoje biodra, aż sięgnął po rękojeść. Niezdolny się opanować, Sorin pocałował jej brzuch. Kiedy przeniósł się między jej pępek, a wzgórek, poczuł rytm Danela pod swoimi wargami tak wyraźnie, że prawdopodobnie gdyby otworzył swoje usta Danel by się w niego wśliznął. Sorin znajdował przyjemność w odkrywaniu przez niego Macy. Jej silne podniecenie wypełniło jego zmysły, gdy wciągnął je w płuca, ale nie ono jedne. Jej ostry zapach połączył się z głębszym, cięższym piżmowym aromatem Danela, który owinął się wokół Sorina jak eliksir do przyszłości. Tak, jakby musiał tylko wciągnąć go w płuca, poczuć jego smak i szczęście będzie jego. Sięgając do jej cipki, rozsunął ją bardziej i przytknął swoje usta do jej pulsującej łechtaczki. Jej maleńkie tętno zadrgało gwałtownie pod jego wrażliwym językiem, będąc świadectwem jej podniecenia. Ssał pączek, od czasu do czasu zatrzymując się, by wysunąć język i posmakować Danela. Calin opadł obok niego, gdy zaczął całować Abla nad Macy – nigdy nie mogli oprzeć się jeden drugiemu. A jej wydawało się to nie przeszkadzać. Przerywając, spojrzał na nią. Jej oczy były zamknięte, głowa obracała się tam i z powrotem, jej wargi poruszały się cicho, gdy drżała od swoich reakcji. Jej ręce wyciągnięte były w stronę tych dwóch mężczyzn, głaszcząc ich ramiona, plecy, szyje. Kiedy tak się przyglądał, jej
~ 23 ~ dłonie zacisnęły się w pięść w ich włosach. Sorin zauważył, że chociaż Calin i Abel zatrzymali się na chwilę w pocałunku, wciąż bawili się jej sutkami swoimi zręcznymi palcami. Ich penisy kołysały się, przedwytrysk lśnił na czubkach. Wytrzymają, dopóki jej nie wypieprzą? Siadając na piętach, obserwował mężczyzn. To był jego obowiązek podzielić się nią z nimi, jeśli będzie chciała, ale co jeśli… Gniewne zaprzeczenie zamarło w jego myślach, ale nadal pozostało na krawędzi jego umysłu. Chciał ogłosił całemu światu, że ona jest jego, ale co jeśli… Musiał to przemyśleć. Musiał stawić temu czoła. A co, jeśli sparowanie się z drugą parą będzie silniejsze? To nie będzie świadoma decyzja, ale co, jeśli Macy poczuje się bardziej związana z drugą parą, a mniej z Danelem i Sorinem? Kiedy pójdą do swojego własnego łóżka, pójdzie za nimi nawet nie mając takiego zamiaru. Tak może się zdarzyć. Nagle, Macy wrzasnęła, kiedy ponownie znalazła spełnienie, Danel jęknął dalej pompując biodrami, a jego kciuk poruszał się rytmicznie po pączku, który Sorin zaniedbał. Wyczuwając, że ich czas był bliski, Calin i Abel przestali się całować i przyglądali się namiętnie. Sorin wiedział, bez słów, że planują wziąć ją razem. Sorin wstał i podszedł do szuflady, wyciągając tubkę nawilżacza. - Bądź bardzo ostrożny – nakazał, podając ją Calinowi. Jako starszy, Calin miał więcej doświadczenia i tak naprawdę Sorin bardziej mu ufał. Sorin nie chciał zranić Macy, nawet gdyby to stało się tylko przypadkiem. Wykopałby swoich dwóch przyjaciół zanim by jej dotknęli, gdyby musiał, a ten pierwotny instynkt chronienia jej uspokoił go. - Nie martw się – powiedział Calin. – Prędzej odciąłbym sobie mojego chuja niż ją skrzywdził. Nieświadomy ich rozmowy, Danel pochylił się nad Macy. Objęli się, całując żarliwie. Potem Danel odsunął się niechętnie. - Jeszcze nie skończyłaś, skarbie – zamruczał. Macy się uśmiechnęła. - Dawajcie! Czekali tak cierpliwie. – Puściła oko do Abla, który jak Sorin podejrzewał szybko zostanie jej pomagierem w osadzie. Sorin nie był pewny, czy się z
~ 24 ~ tego cieszy, ale nie powstrzymał młodszego mężczyzny przed położeniem się przy niej. Sięgnąwszy po nią, skłonił ją, by oparła się na jego piersi. Jej nogi naturalnie okraczyły jego biodra. - Więc lubisz to w ten sposób, młody człowieku – droczyła się. – Jesteś pełnoletni, co? - Od sześciu lat. O Boże – zajęczał, gdy przesunęła się wzdłuż jego członka, drażniąc się z nim. Sorin przegapił resztę wymiany słów, ponieważ Danel wziął go na stronę. - Odleciałeś tam – powiedział Danel, jego stwierdzenie było jak niewypowiedziane pytanie. - Tylko myślałem – odparł. Oczywiście, jego partner wiedział. Jego oczy się zwęziły, a szarość zmieniła się w granat. - Ona jest nasza. Nie czujesz tego? Sorin spojrzał w bok, widząc jak czuje się komfortowo podczas pieprzenia Abla, podczas gdy Calin pocierał dłońmi o jej ciało. - Chciałbym w to wierzyć, ale część mnie krzyczy pobożne życzenie. Nie będziemy wiedzieć, dopóki oni nie pójdą. - Nawet tak nie myśl – warknął Danel. – Jesteś alfą. W głębi siebie to wiesz. Ona jest nasza. Sorin zachwiał się, gdy zobaczył jak Macy zaskoczyła. Zostali ze sobą połączeni; muszą być partnerami. Macy podskoczyła, gdy chłodne palce Calina przycisnęły się do jej odbytu. Była tak skupiona na penisie Abla, że nie uświadamiała sobie zamiarów Calina. Dobrze było czuć Abla w swojej cipce. Nie tak doskonale jak Sorina i Danela, ale… dobrze. Miło. Inaczej. Jego penis wysyłał przez nią fale delikatnej przyjemności, gdy kołysała się na nim. A potem palce Calina… Powinna była odgadnąć. Nie była analną dziewicą, ale posiadanie dwóch facetów w tym samym czasie niepokoiło ją. Powolne, jednak, stanowcze, łagodne dotknięcie Calina uspokoiło ją. Pracował swoimi palcami w tę i z powrotem w jej wejściu,
~ 25 ~ rozciągając ciasne mięśnie, które nie były pieprzone od lat. Kiedy jego nawilżony członek przycisnął się do jej odbytu, odprężyła się, zawisając nad penisem Abla. Niewielki ból sprawił, że się skrzywiła, gdy Calin pchnął do środka, a z jej lewej strony warknął Sorin. Spojrzała na niego. On i Danel leżeli napięci i obserwowali trio na podłodze. Uśmiechnęła się do nich, a potem zwróciła swoją uwagę na Abla i Calina, który wbijał się w nią dalej. - W porządku? – zapytał Abel. - Doskonale – odpowiedziała. I tak było. Spocona nikczemność tej chwili zmieniła się w ogłupiający błogostan, kiedy przeżywała seks z wszystkimi czterema mężczyznami. – Więcej – nalegała, jak tylko Calin wszedł w nią. - Chcesz tego? – zapytał Abel, drażniąc jej dziurkę tak jak robił to Danel. Pochyliwszy się, ugryzła go w ramię, a potem przeniosła usta do jego ucha. - Mam trzech innych gotowych dać mi to, czego chcę – droczyła się. – Jeśli skończyłeś… - Abel, zabijasz mnie tu – mruknął Calin. Pozostawał nieruchomo, czekając aż drugi mężczyzna dołączy do niego w niej. Łapiąc jej biodra, miedzy palcami Calina, Abel wsunął się w jej ciasny kanał. Macy przygryzła wargę, oddychając ciężko i dopasowując się do ich kutasów. Jej plecy wygięły się na odczucie podwójnej penetracji, sprawiając, że jej piersi kołysały się, ciężkie od zalewającego ją seksualnego podniecenia. Każdy ruch ocierał jej sztywne sutki o tors Abla. Dreszcze przyjemności kurczyły jej mięśnie wokół mężczyzn będących w niej, wywołując u nich jęki. Żaden z nich długo nie wytrzyma. Calin przycisnął rękę do jej pleców, popychając ją do przodu na Abla. Jego palce pozostały rozszerzone na jej plecach, przytrzymując ją, podczas gdy obaj mężczyźni wbijali się w nią naprzemian. Boże dopomóż jej, bo ta pozycja podnieciła ją jeszcze bardziej. Wtuliła twarz w szyję Abla, krzycząc, kiedy dreszcze ponownie zaczęły wstrząsać jej ciałem. Calin przeklął, gdy jego gorące spełnienie wlało się do jej wnętrza. Pod nią, Abel bryknął. Jego penis szturchał jej punkt G raz za razem, wzmagając jej orgazm, dopóki jej mięśnie nie rozpaliły się od wysiłku, a mimo to chciała więcej, jakby czekało na nią większe spełnienie. Jednak nie przyszło, a jego sperma ją wypełniła. Calin odsunął się od niej, ale nagle została zdjęta z Abla i przyciśnięta do ściany. Tylko że… to nie była ściana. Ramiona Danela owinęły się wokół niej, a jego ponownie