domcia242a

  • Dokumenty1 801
  • Odsłony3 286 604
  • Obserwuję1 919
  • Rozmiar dokumentów3.2 GB
  • Ilość pobrań1 957 061

Grey R.S. - With This Heart

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :3.4 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

domcia242a
EBooki przeczytane polecane

Grey R.S. - With This Heart.pdf

domcia242a EBooki przeczytane polecane
Użytkownik domcia242a wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 298 stron)

„With This Heart” R.S. Grey Tłumaczenie: diff_ Korekta: MonicMay 1

2 GREY R.S. WITH THIS HEART Tłumaczenie: diff_ Korekta: MonicMay Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia w celu innym niż marketingowym, łamie prawo.

3 „With This Heart” R.S. Grey Gdyby rok temu ktoś mi powiedział, że się zakocham, wyruszę w epicką podróż, będę jeździła na Triceratopsie, śpiewała w barze i stracę dziewictwo, założyłabym, że jest na prochach. Cóż, tak było, dopóki nie spotkałam Beckham’a. W większości to Beck był winny mojej lekkomyślności. Wspaniały, mądry i niezaprzeczalnie uroczy, wtargnął do mojego życia, jakby jego misją było upewnienie się, czy nie brałam życia za coś oczywistego. Pokazał mi, że nie ma granic, zasady były dla tchórzy, a pocałunek powinien zdarzyć się kiedy najmniej się tego spodziewałam. Beck był zwrotem akcji, który mnie zaskoczył. Dwa miesiące, przed tym jak go poznałam, śmierć zapukała do moich drzwi. Zrobiłabym wszystko z wyjątkiem poświęcenia mojego ostatniego skrawka nadziei, kiedy nagle dostałam drugą szansę na życie. Tym razem, nie miałam zamiaru pozwolić wyślizgnąć się jej, przez moje palce. Wyruszyliśmy w podróż, nie mając nic do stracenia, ani bez gwarancji jutra. Nasza podróż była o młodzieńczej, szalonej miłości. O miłości, która płonie jasnym płomieniem. O miłości, od której żadna mapa nie wskaże drogi powrotnej

4 Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej książki nie może być powielana lub przekazywana w jakiejkolwiek formie, włącznie z elektroniczną lub mechaniczną bez pisemnej zgody wydawcy, z wyjątkiem krótkich notowań zawartych w krytycznych artykułach i recenzjach. Książka jest fikcją. Nazwy, postacie, miejsca i zdarzenia są albo wytworem wyobraźni autora lub są wykorzystywanie fikcyjnie. Wszelkie podobieństwo do ludzi żywych lub martwych, wydarzenia lub lokalizacje są przypadkowe. Ta książka jest przedmiotem licencji tylko dla osobistej przyjemności. Ta książka nie może być ponownie sprzedawania lub rozdawana dla innych ludzi. Jeśli czytasz tę książkę, ale nie kupiłeś jej, to powinieneś kupić ją dla własnego użytku i zwrócić ją dla sprzedawcy i zakupić swoją własną kopię.Dziękuję za poszanowanie pracy autora. Opublikowano: R.S. Grey 2014 Projekt okładki: R.S. Grey

5 Dla każdej Abby Mae na świecie

7 Spis treści ROZDZIAŁ 1................................................................................................................................7 ROZDZIAŁ 2..............................................................................................................................16 ROZDZIAŁ 3..............................................................................................................................26 ROZDZIAŁ 4..............................................................................................................................36 ROZDZIAŁ 5..............................................................................................................................45 ROZDZIAŁ 6..............................................................................................................................56 ROZDZIAŁ 7..............................................................................................................................66 ROZDZIAŁ 8..............................................................................................................................76 ROZDZIAŁ 9..............................................................................................................................88 ROZDZIAŁ 10 ............................................................................................................................98 ROZDZIAŁ 11 .......................................................................................................................... 107 ROZDZIAŁ 12 ..........................................................................................................................116 ROZDZIAŁ 13 ..........................................................................................................................128 ROZDZIAŁ 14 ..........................................................................................................................141 ROZDZIAŁ 15 ..........................................................................................................................156 ROZDZIAŁ 16 .......................................................................................................................... 167 ROZDZIAŁ 17 ..........................................................................................................................177 ROZDZIAŁ 18 ..........................................................................................................................183 ROZDZIAŁ 19 .......................................................................................................................... 187 ROZDZIAŁ 20 ..........................................................................................................................196 ROZDZIAŁ 21 ..........................................................................................................................209 ROZDZIAŁ 22 ..........................................................................................................................218 ROZDZIAŁ 23 ..........................................................................................................................228 ROZDZIAŁ 24 ..........................................................................................................................240 ROZDZIAŁ 25 ..........................................................................................................................246 ROZDZIAŁ 26 ..........................................................................................................................253 ROZDZIAŁ 27............................................................................................................................... 260 ROZDZIAŁ 28 .......................................................................................................................... 267 ROZDZIAŁ 29 ..........................................................................................................................271 ROZDZIAŁ 30 .......................................................................................................................... 275 ROZDZIAŁ 31 ..........................................................................................................................285 ROZDZIAŁ 32 ..........................................................................................................................290 PODZIĘKOWANIA........................................................................................................................ 294

8 Rozdział 1 W dość nieznaczące sobotnie popołudnie stałam w domu pogrzebowym, przeszukując rzędy urn, jakbym przechadzała się alejką w supermarkecie. Było sporo opcji do wyboru. Ten fakt mnie zaskoczył. Myślałam, że wszystkie były standardowej wielkości i koloru, ale nie. Już dawno temu stały się produktem naszej gospodarki, nie wspominając o poczuciu winy. Dlaczego miałbyś chcieć upchnąć swoją ukochaną osobę w czarne, ceramiczne paskudztwo, gdy zamiast tego mógłbyś zdecydować się na bardziej indywidualny wybór? Oni mieli wszystko: nadruk moro w kształcie głowy jelenia, oślepiające serca i patriotyczne amerykańskie flagi ozdobione orłem bielikiem. W każdym bądź razie, stałam tam, pożerając wzrokiem wszystkie te niedorzeczne wybory, kiedy wszedł on. Niewielki dzwonek przy drzwiach zadzwonił wesoło i pomyślałam, że był to dziwny akcent w domu pogrzebowym, ale nie odwróciłam się. Miejsca jak te były przygnębiające, a ja miałam jedną misję: wybrać urnę i wyjść tak szybko, jak to możliwe. Echo kroków rozbrzmiewało za mną, aż w moim widzeniu peryferyjnym pojawiła się postać. Zamarłam. Czy przy tych wszystkich alejkach, ta osoba musiała rozglądać się akurat przy mnie? Czy nie było to czymś w rodzaju osobistego procesu? Czy nikt już nie miał ani krztyny przyzwoitości? Nie kłopotałam się z przesunięciem wzroku od urn ustawionych w szeregu przede mną, ale on nie pozwolił, aby go to zniechęciło.

9  Zdecydowanie wybrałbym tę. Nic w tych czerwono-białych kropkach nie mówi 'to są pozostałości po mojej ukochanej' – zasugerował zgrzytliwy głos. To on przekonał mnie do utraty skupienia. Moje spojrzenie powędrowało w lewo na tyle, aby zobaczyć faceta z rękoma schowanymi w kieszeniach jeansów i w granatowej czapce z daszkiem, umiejscowionej na górze niesfornych, brązowych włosów. Jego krzywy uśmieszek był wskazówką, że drażnił się ze mną. W domu pogrzebowym. Zmrużyłam oczy, próbując ocenić jego motywy, ale nic nie wymyśliłam.  Na pewno będę liczyć się z twoim zdaniem – mruknęłam beznamiętnie, a następnie odwróciłam się i odeszłam wzdłuż innego korytarza. Nie poszedł za mną od razu i pomyślałam, że być może obraził się na moją szorstką odpowiedź. Przeciągnęłam palcem przez półkę, wycierając kurz, gdy przy biurku pojawił się pracownik. Nie zauważyłam go wcześniej, ale teraz nie sposób było przejść obok niego obojętnie. Siwy mężczyzna przypominał czarną kluchę. Na próżno próbował wcisnąć się w tani garnitur, który mógłby pasować na niego jakieś dziesięć lat temu. Być może wtedy jeszcze mógł zobaczyć swoje palce u nóg.  Dzień dobry. Witamy w Zakładzie Pogrzebowym Ala. Czy mogę w czymś dzisiaj pomóc? Oczywiście gadka była wyćwiczona, ale nadal czułam ukłucie rozczarowania, że jego głos był znudzony i pozbawiony wyrazu. Najwyraźniej ostatnią rzeczą, w jakiej mógł mi pomóc było nabycie urny. Nie dostałam szansy, aby odpowiedzieć.  Tak. Al, zgadza się? – powiedział Zgrzytliwy Głos zza mnie. Nie zdawałam sobie sprawy, że podążał za mną wzdłuż alejki. Pracownik zmarszczył swoje grube brwi. – Nie. Jestem Fred, jego wnuk.

10 Nie odwróciłam się, ale czułam, że obcy mężczyzna był coraz bliżej mnie. – Fred. Co za wspaniałe imię. Wierzę, że ta młoda dama potrzebuje pomocy. Wygląda na nieco zagubioną. Moje głowa wystrzeliła do góry i byłam pewna, że mogłabym go zasztyletować wzrokiem. Powiedział 'młoda dama', jakby nie był starszy ode mnie o rok czy dwa.  Co, do diabła? Nie jestem zagubiona – kłóciłam się z ostrym spojrzeniem. Jego głupkowaty uśmiech nie osłabł. Kim, do cholery, był ten facet? Moje oczy powędrowały do jego czarnego T-shirtu, na którym było napisane 'nie bierz szkoły, jedz dragi, zostań w warzywach'. Następnie spojrzałam w górę na jego zacienione oczy. Przez czapkę ledwie dostrzegałam ich kolor, ale wszystko inne było widoczne: wyrzeźbione kości policzkowe, prosty nos, zmysłowe usta, długie rzęsy i mocne brwi. Gdybym nie stała w domu pogrzebowym i gdyby nie nękał mnie, mogłabym się zastanowić czy za wygląd nie sprzedał swojej duszy.  Proszę pani? – zapytał Fred, przypominając mi o moim zadaniu.  Tak, właściwie to szukam prostej, czarnej urny. Czy macie coś takiego? – Wskazałam na cały towar w salonie. – Wygląda na to, że mogę dostać czarną, jeśli dodatkowo chciałabym błyszczącą, ale to nie wchodziło w rachubę... Fredowi nie udało się ukryć przewracania oczami, gdy po chwili odwrócił się w stronę drzwi, znajdujących się z boku biurka. – Sprawdzę na zapleczu – mruknął, jakbym prosiła o księżyc. Przyglądałam mu się przez chwilę, a następnie spojrzałam na znak, wiszący nad biurkiem z napisem 'Nasze ceny są sześć stóp pod konkurencją'. Gustowne.  No dobrze – oznajmił facet ze Zgrzytliwym Głosem, kołysząc się na piętach i zwężając na mnie oczy.  Przepraszam, jesteś tutaj, aby wybrać urnę czy...? – zapytałam, rozglądając się za wskazówkami nad jego dziwnym, aczkolwiek interesującym zachowaniem.

11  Nie – odpowiedział po prostu.  Nie? Niewinnie wzruszył ramionami. – Lubię tutaj przychodzić i sprawdzać najnowsze modele. Nigdy nie wiesz, kiedy będzie ci potrzebna. Gapiłam się. – Mówisz poważnie? Na jego ustach pojawił się seksowny uśmiech. Cholera. – Nie. Miałem zamiar iść po Slurpee1 po drugiej stronie ulicy i zobaczyłem, że tu wchodzisz, więc miałem kaprys i poszedłem za tobą. Zdezorientowana zmrużyłam oczy. Oczywiście. Był zbyt gorący, aby być normalnym.  Więc jesteś prześladowcą? – zapytałam, patrząc na niego nieprzyjemnie. Uśmiechnął się krzywo uśmiechem kolana-miękkie-jak-galaretka. – Wolę określenie grawitacyjne powiązanie przez twoją obecność. No dajcie spokój. Skłamałabym, mówiąc, że jego odpowiedź mnie nie zaskoczyła. Musiałam szybko wziąć się w garść i trzymać się swojego zadania.  Racja. Uch, no cóż, skutecznie mnie wkurzyłeś, więc możesz już sobie iść. – Byłam ostra, ale ta cała jego postawa była zagrożeniem dla mojego solidnego planu. Staliśmy tak zamknięci w niezręcznej chwili i żadne z nas nie chciało tego zakończyć. Większość ludzi, których spotkałam w moim życiu była zadowolona z powierzchownej treści i mało znaczącej uprzejmości. Jak fakt, że standardowa odpowiedź na pytanie 'Jak się masz?' zawsze brzmi 'Dobrze'. Ale ten facet był dokładną odwrotnością. Wydawał się ciekawski, uparty i natarczywy, jednak nie znałam go w ogóle.  Po co ci urna? – zapytał z bezwstydną ciekawością. Co? 1 Slurpee to mrożony napój o różnych smakach sprzedawany przez markety 7-Eleven, przyp. by Monic

12  Co? Kto pyta się o coś takiego? Nie masz żadnego pohamowania? – Czułam, że moje brwi uniosły się, tworząc osąd groźnym spojrzeniem. Powoli skinął głową i mogłam stwierdzić, że nie chciał drążyć tego tematu, ale nadal się nie wycofał. – Masz rację. Przepraszam.  To dla mojego psa. – Skrzyżowałam ramiona i przekrzywiłam głowę na bok, robiąc tym samym aluzję do mojej postawy. No dobra, a teraz idź już. Oblizał usta, próbując ukryć uśmiech. Nie powinien czuć się strasznie, przywołując temat mojego martwego psa? No cóż, mojego fałszywego martwego psa, ale on nie musiał o tym wiedzieć.  Ach, tak mi przykro to słyszeć. Jak się wabił? Brzmiał sympatycznie, ale jego oczy zwęziły się na mnie, jakby nie bardzo mi wierzył. Czułam się tak, jakby mógł prześwietlić mnie na wskroś.  Sparky. – A następnie chcąc brzmieć wiarygodnie, dodałam. – Naprawdę. – Nie pytajcie mnie, dlaczego czułam się jakbym musiała usprawiedliwić przed nim moje kłamstwo lub dlaczego wybrałam brzmienie, jakbym miała cztery latka, kiedy to mówiłam. Skinął głową w zamyśleniu. – Gdzie będziesz trzymać jego prochy? Mogłabym skłamać, ale coś mnie zatrzymało. Zamiast tego opowiedziałam mu, kompletnie obcemu człowiekowi, o sekretnej przygodzie, jaką planowałam od miesiąca.  Porozrzucam je podczas podróży samochodem – oznajmiłam cicho, wzruszając ramionami. Bez zawahania jego uśmiech stał się szerszy. Nie mogłam oderwać od niego wzroku.  Zaoszczędzę ci kłopotów z pytaniem. Oczywiście, że pojadę z tobą. Gapiłam się na niego w zupełnej konsternacji. Każda ustawiona ścieżka w moim mózgu została wrzucona do pętli przez tego faceta, zostawiając mnie, gapiącą się w

13 milczeniu. Był najbardziej arogancką osobą, jaką kiedykolwiek spotkałam, ale pomiędzy jego dowcipami było coś ukryte. Myślę, że faktycznie chciał jechać ze mną w podróż, nawet jeśli w ogóle mnie nie znał. Kiedy riposta formowała się na moich ustach, Fred wyszedł przez drzwi od magazynu. Przerwałam i na chwilę zerknęłam na nieznajomego, po czym odwróciłam się do sprzedawcy. Czarna urna kołysała się w jego pulchnych rękach. Bingo.  Mamy tylko tę jedną, ale ma odpryśnięcie na rogu – mruknął.  Sprzeda mi ją pan po zniżce? – zapytałam. Nie musiała być perfekcyjna do mojego planu.  Możesz ją sobie wziąć. – Wzruszył ramionami, podając mi urnę.  Och, w porządku, dzięki. To dla mojego psa – powiedziałam, pozwalając kłamstwu rozmnożyć się i zakorzenić.  Dobrze – odpowiedział z kamienną twarzą. – Coś jeszcze? Powiew seksownej wody kolońskiej przeniósł moją uwagę z powrotem do Zgrzytliwego Głosu.  Myślę, że ten facet szuka trumny – zaproponowałam, wskazując za mnie. Jego gardłowy śmiech podążał za mną, gdy skierowałam się w kierunku wyjścia. Popchnęłam metalową klamkę w drzwiach i po chwili z zemstą przywitało mnie ciepło Teksasu. Och, lipcu, musisz być tak okrutny?  Hej, zaczekaj! Włosy na karku stanęły mi dęba. Starałam się ocenić sytuację najszybciej, jak się dało: był środek soboty na przedmieściach Dallas. Ludzie kręcili się po chodniku. Samochody jeździły, przez co gorący asfalt wydawał się jeszcze bardziej ekstremalny. Ten facet nie mógł mnie skrzywdzić w biały dzień. A nawet gdyby to zrobił to na pewno bylibyśmy wydarzeniem w wiadomościach o piątej. To byłoby na tyle, jeśli chodziło o życie na krawędzi.

14 Z tą myślą postanowiłam, że mogę poświęcić mu jeszcze parę minut.  Jak masz na imię? – zapytał w chwili, gdy moje buty na płaskim obcasie odwróciły się do niego. Jego oczy były jasno brązowe z odrobiną wirującego zielonego szaleństwa. Teraz kiedy staliśmy w słońcu widziałam je doskonale.  Abby. Uśmiechnął się, jakbym mu przed chwilą powiedziała, że wygrał na loterii. Jego twarz podzieliła się na dwie części i instynktownie czułam, że kąciki moich ust uniosły się w odpowiedzi.  Abby – powtórzył. O wiele lepiej brzmiało to w jego ustach, niż kiedykolwiek w moich.  Tak. – Postukałam stopą.  Jestem Beck – odpowiedział, przyciskając swoją rękę do serca. Wydawał się ujmujący, choć nie zdecydowałam się jeszcze co o nim sądzić.  Jak zespół? – zapytałam, mrużąc oczy i trzymając rękę przy oczach, zasłaniając je przed słońcem.  Dosłownie. Nie mogłam już dłużej wytrzymać i w końcu się uśmiechnęłam. Trudno było walczyć z nieustępliwym urokiem.  Chcę wyruszyć z tobą w podróż samochodem – oznajmił kolejny raz. Powiedział to tak pewnym siebie tonem, że musiałam się zastanowić, czy nigdy wcześniej nie został odrzucony. Przekrzywiłam głowę, a następnie nią pokiwałam. – Moja wycieczka nie przyjmuje żadnych nowych pasażerów, ale jestem pewna, że istnieje wiele innych, występujących na całym świecie w tym samym czasie.

15 Myślał, że byłam zabawna. Uśmiechnął się na mój komentarz, ale w jego oczach mogłam dostrzec coś więcej. Przyszpilały mnie, zmarszczyły się w kącikach, kiedy rozważał moje odrzucenie.  Jestem pewien, – zaczął – ale coś mi mówi, że twoja będzie tą, której nie chcę przegapić. Przewróciłam oczami i zrobiłam krok do tyłu. Później zdałam sobie sprawę, że moje ciało starało się trzymać z daleka od kogoś takiego, jak Beck.  Jak długo cię nie będzie? – zapytał. Może miał krótkotrwałą utratę pamięci. Albo jako dziecko był naprawdę dobry w sporcie. Nikt go nigdy nie pokonał.  Dwa tygodnie... ale nie jestem pewna, dlaczego pytasz, skoro nigdy nie udałabym się na wycieczkę z nieznajomym. Chyba, że marzyłabym o skończeniu jako członek jakiegoś kultu, pijąc Kool-Aid2. Myślał, że moja wędrówka była na tyle zabawna, że ponownie się uśmiechnął. – Nie wszyscy pili Kool-Aid – wyjaśnił. – Niektórzy spali albo byli głusi i przegapili wołanie. Poza tym to był Flavor Aid3 . Rozdziawiłam usta, a następnie przyglądałam się mu, mrużąc oczy. – Jesteś najdziwniejszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałam. Nie walczył z tym komentarzem. Sięgnął do tylnej kieszeni i wyciągnął z niej coś, co wyglądało na wymiętoszoną wizytówkę i długopis. Zwinnym ruchem odwrócił ją i szybko coś napisał.  Daj mi znać, jeśli zmienisz zdanie w sprawie dodatkowego pasażera. – Uśmiechnął się po raz ostatni i wręczył mi karteczkę. Wzięłam ją, chociaż i tak wiedziałam, że nie będę zmieniać swoich planów. 2 Wyrażenie, że ktoś pił napój gazowany Kool-Aid jest metaforą, odnoszącą się do masakry z 1978 roku w Jonestown w Gujanie. Chodzi tutaj o bezmyślne naśladowanie... Gdyby ktoś był bardziej zainteresowany: http://en.wikipedia.org/wiki/Drinking_the_Kool-Aid przyp. by Monic 3 Dalsza dyskusja na temat ww wydarzenia, przyp. by Monic

16 Nie pożegnał się ani nic. Odwrócił się na pięcie i przebiegł przez ulicę, jakby ostatnie trzydzieści minut nie miało miejsca. Stałam tam nieruchomo, wystarczająco długo, aby zobaczyć go chodzącego po sklepie na stacji benzynowej. Kiedy pojawił się minutę później, miał w ręce niebieski Slurpee i parę okularów przeciwsłonecznych, maskujących jego zielono-piwne oczy. Może nie kłamał na temat Slurpee. Jego wzrok podniósł się na mnie, a kiedy zmrużyłam oczy, widziałam jego szeroki uśmiech po drugiej stronie podmiejskiego asfaltu. Żaden budynek nie mógł zatrzymać jego uroku przed dotarciem do mnie. Zbliżył się do starej, niebieskiej ciężarówki Forda, wsiadł do środka i odjechał, nie patrząc na mnie.

17 Rozdział 2  Gdzie trzymasz przypraw? – mama zadała pytanie.  Jakie przyprawy? – zapytałam, rozglądając się po bufecie.  Jak rozmaryn i tymianek... coś w tym stylu.  Mam sól i pieprz. Nieznaczny uśmiech mojej matki nie zamaskował jej zmartwienia. Jakby nie posiadanie przypraw było jednoznaczne z nie radzeniem sobie w innych dziedzinach życia. Zastanawiała się też czy potrafię samodzielnie umyć zęby?  Jakoś w tym tygodniu pojedziemy na zakupy i kupimy wszystkie potrzebne rzeczy – powiedziała, kiwając głową. Kiwała, ponieważ moja odpowiedź nie miała znaczenia. Wygłosiła oświadczenie, a potem sama sobie przytaknęła. Zacisnęłam szczękę, zastanawiając się czy kawałki wapnia mogą odprysnąć od zębów i osadzić się w gardle. Co za dziwny sposób by odejść.  Nie musisz tego robić. Mogę pójść sama. – Starałam zachować spokojny i pozbierany ton. Mój ojciec odwrócił się od pieca, gdzie przygotowywał jajka i wegetariańską wersję boczku. – Skarbie, dlaczego nie chcesz, żeby mama ci pomogła? – Jego ostre spojrzenie powiedziało mi, że powinnam wiedzieć, kiedy należy walczyć, a kiedy odpuścić i zaakceptować sytuację. Nie zdawał sobie sprawy, że być może kisiłam wszystko w sobie i wkrótce pęknę, zamieniając się w jakąś psycholkę. Ale kim byłam, by odmawiać mojej mamie odrobiny emocji w jej życiu: utrzymując mnie przy życiu, a teraz najwyraźniej upewniając się, że moje jedzenie było dobrze przyprawione.

18  Brzmi świetnie. Myślę, że będę mogła użyć niektórych przypraw – ustąpiłam, czując falę zmęczenia, która uderzyła mnie znikąd. Z powrotem podreptałam w stronę krzesła i usiadłam na nim, próbując ignorować zaniepokojone spojrzenia moich rodziców.  Cały dzień byłam na nogach, dekorując mieszkanie i robiąc z wami zakupy. Nie patrzcie tak na mnie. – Moja kondycja nadal pozostawiała wiele do życzenia, jak na zdrową dziewiętnastolatkę, ale już niedługo. I nie pomagały mi ich spojrzenia, jakbym była małym pisklakiem.  Więc podoba ci się twoje mieszkanie? – zapytała mama, próbując zmienić temat. Przeniosłam się do własnego gniazdka nieco ponad miesiąc temu. Kosztowało mnie to dużo zachodu, a nawet dobrze przemyślanej prezentacji w Power Poincie, zanim moi rodzice rozważyli ten pomysł. Skończyliśmy na kompromisie. Pozwolili mi zamieszkać samodzielnie, ale pod warunkiem, że było to mieszkanie przy ich ulicy. Więc, o to byłam, w moim jednopokojowym, gównianym mieszkanku, znajdującym się zaledwie dwie minuty od mojego domu rodzinnego, ale uwielbiałam je. To była wolność. Odpryśnięta farba była moja, a skrzypiące deski podłogowe były moim azylem.  Naprawdę mi się podoba.  Poznałaś już jakichś sąsiadów? – zapytał ojciec, przerzucając jajka. Zastanawiałam się czy by ich nie okłamać, aby odetchnęli z ulgą, ale zamiast tego postanowiłam minąć się z prawdą. Była różnica. Nie chciałam im opowiedzieć, że poznałam sąsiadów, mieszkających po lewo, parę staruszków gejów: niewidomego na jedno oko i inwalidę weterana. Byli dość interesującą mieszanką, aż do momentu, gdy pewnej nocy jeden z nich, ślepy i pijany dobijał się do moich drzwi. Dosłownie dobijał, młotkiem. Domagał się, żebym oddała mu trzynaście dolarów, które

19 najwidoczniej mu ukradłam. Nie miałam pojęcia o czym mówił. Nie otworzyłam mu drzwi i w końcu wrócił do siebie.  Nie, jeszcze nie, ale nie za często wychodzę z domu – skłamałam.  Hmm, jestem pewien, że wkrótce spotkasz jakichś miłych ludzi – obiecał mój ojciec, kiedy zsunął jajka i boczek na duży półmisek i przyniósł je na moje kuchenne stoło-biurko, skompletowane z przypadkowych przedmiotów. Aktualnie, świecznik w postaci smutnej sowy oraz sterta medycznych ulotek służyły nam jako główna dekoracja stołu. Brązowe oczy mojej mamy uchwyciły moje spojrzenie, gdy usiadła naprzeciwko mnie i po raz milionowy zastanawiałam się skąd wziął się mój wygląd. Oboje mieli brązowe włosy i oczy. Jednak ja miałam truskawkowe blond włosy i duże zielone oczy. Mama zawsze powtarzała mi, ze mój kolor włosów przeskoczył jedno pokolenie, ponieważ według niej, babcia gdy była młoda również miała dzikie blond włosy. Musiałam uwierzyć jej na słowo, ponieważ żaden z moich dziadków nie żył. Przez kilka minut jedliśmy w milczeniu, dopóki nerwowe umartwianie się moich rodziców nie przyprawiło mnie o ciarki.  Co macie zamiar robić przez resztę dnia? – zapytałam, modląc się do Boga, aby mieli jakieś plany. Daleko, daleko stąd.  Mieliśmy zamiar zostać i pomóc ci się rozpakować – odpowiedziała mama, uśmiechając się. Zastanów się czy warto, zastanów się czy warto, zastanów się czy warto. Za kilka dni mnie tutaj nie będzie, z dala od nich przez dwa tygodnie. Szczęście wraz z poczuciem winy osiedliło się w moim brzuchu i zmusiłam się, aby przytaknąć. – Dzięki. Byłoby świetnie.

20 *** Oczywiście prywatność w moim życiu była rzadko spotykana i postanowiłam korzystać z niej jak najwięcej. Wędrowałam po mieszkaniu, podnosiłam różne rzeczy i odkładałam je na ich nowe miejsce. Rodzice pojechali nieco ponad godzinę temu, zaraz po tym jak się upewnili, że byłam najedzona, wykąpana i w piżamie. Najwidoczniej nadal byłam dla nich małym brzdącem. Nie miałam żadnych planów mimo, że był niedzielny wieczór, następnego dnia też nie miałam nic do zrobienia z wyjątkiem błądzenia po moim mieszkaniu. Byłam pewna, że w pewnym momencie mama przestałaby się tak zachowywać, ale to już nie było wystarczające. Od tak dawna uciekałam w oglądanie telewizji i czytanie książek, ponieważ tylko takie obciążenie fizyczne byłam w stanie znieść, ale co teraz? Podarowano mi to serce, ale przy każdym odruchu czułam ostre ukłucie winy, że nie używałam go tak, jak reszta lepszych ludzi. Od wczoraj Beck przemknął przez moje myśli mniej więcej jakiś bilion razy. W chwili, gdy zatrzasnęłam drzwi od samochodu przewróciłam jego wizytówkę na drugą stronę. Z jednej strony było napisane 'Daniel Prescott, CEO4 Prescott Publishing' oraz numer telefonu i faksu. Na odwrocie było imię Becka i numer napisany niechlujnym charakterem pisma. Gdybym nie widziała na własne oczy jak pisał, pomyślałabym, że naskrobało to jakieś niemowlę. Kiedy wręczył mi wizytówkę nie miałam zamiaru nic z nią robić, ale teraz kiedy próbowałam zdecydować się czy miałam ochotę obejrzeć powtórki Żon Beverly Hills lub, no wiecie, wyskoczyć przez okno z mojego drugiego piętra i postanowiłam, że nic się nie stanie, jeśli sprawdzę jakiego rodzaju dziwactwo Beck mógł wprowadzić 4 CEO to coś jak dyrektor generalny czy prezes, przyp. by Monic

21 do mojego życia. I tak, szczerze mówiąc to nie mogłam przestać myśleć o tym, jaki był przystojny. Proszę bardzo. Jesteście szczęśliwi? Podniosłam się z kuchennego krzesła i chwyciłam telefon, który leżał na bufecie. Przez jedną szaloną minutę rozważałam zadzwonienie do niego, ale potem przypomniałam sobie, że tak naprawdę to nigdy wcześniej nie rozmawiałam z facetem przez telefon. Cóż, poza moim tatą, ale on się nie liczył. A co jeśli brzmiałabym naprawdę dziwnie? No wiecie, kiedy usłyszycie swój głos i myślicie sobie 'o mój Boże', jak ludzie mogą wytrzymać ten dźwięk? Więc zamiast tego napisałam do niego. Abby: Dlaczego chcesz ze mną jechać? Moje serce dudniło dziko w klatce piersiowej i w pewnym momencie pomyślałam, że podjęło decyzję, aby mnie zawieść i przestać bić. Pogładziłam palcem moją bliznę, znajdującą się pod obojczykiem. Na szczęście dla mnie Beck szybko odpisał. Beck: Abby? Byłam strasznie podekscytowana, gdy zobaczyłam jego imię na wyświetlaczu, ale potem pomyślałam, jaki rodzaj zdesperowanej osoby od razu odpisuje na wiadomość? Nauczyłam się wystarczająco dużo z Plotkary i innych pomocy pop kulturowych, że nie można zbyt szybko odpisać, pokazując tym samym, że jest się czymś zajętym. Więc zamiast odpowiadać od razu poślizgałam się trochę po starym parkiecie w moich śmiesznych skarpetkach, udając, że jeżdżę na łyżwach. Kiedy minęło wystarczająco dużo czasu, postanowiłam odpisać. Abby: Odpowiedziałeś pytaniem na moje pytanie. Beck: Nie lubię trzymania w napięciu. Odpisał od razu i w tym momencie zdecydowałam, że rady z Plotkary w rzeczywistości nie do końca były celne, biorąc pod uwagę, że grali tam trzydziestolatkowie, którzy chodzili do szkoły. Więc zamiast być spoko, odpowiedziałam.

22 Abby: Odpowiedziałeś na moje pytanie bez żadnego związku. Pogrążasz się. Beck: Nie, zaufaj mi, to ma związek. Nie lubię chwil trzymających w napięciu. Dziewczyna przychodzi kupić urnę, wyraźnie kłamie po co jej ona, a potem odjeżdża w stronę zachodzącego słońca? Muszę wiedzieć jak to się skończy. Samobójstwem? Abby: Nie masz swojego życia? Beck: Właśnie teraz żyję. Abby: Mam na myśli pracę lub rodzinę. O Boże, jesteś ojcem? Beck: Czy wyglądam na tak starego? Abby: Może. Beck: Uznam to za komplement i nie opuszczę nic, od czego nie mógłbym zrobić sobie przerwy na dwa tygodnie. Myślałam o tym jak bardzo to stwierdzenie przekładało się na moje życie. Czułam kłębiące się mdłości w moim brzuchu, ale odepchnęłam je od siebie, więc mogłam mu odpisać. Abby: Jaki procent ciebie chce mnie zgwałcić albo zabić na poboczu autostrady? Musiałam zapytać. Prawdopodobnie mogłabym być bardziej uprzejma, ale to było bez znaczenia, bo on i tak nie dołączy do mojej podróży. Beck: Zwariowałaś? Pobocze autostrady jest okropnym miejscem na morderstwo. Byliby świadkowie przejeżdżający obok. Nie wiem jak dużo czasu zajęłoby mi znalezienie nory. I Bóg wie, że na pewno nie byłabyś uległa. Poza tym nigdy nie minęło mi to napięcie, które na mnie rzuciłaś. Abby: Sarkazm nie tłumaczy się za dobrze, więc przypuszczam, że mówisz poważnie, dlatego nie zamierzam pisać do ciebie więcej. Nie odłożyłam telefonu. Wiedziałam, że żartował, a nawet jeśli nie, to jego zielone świdrujące oczy były warte spotkania z seryjnym mordercą.

23 Beck: Nie pisanie do mnie jest z pewnością sposobem, aby morderstwo było na szczycie mojej listy... Byłabyś kozłem ofiarnym przez faceta w Chipotle, który wcześniej poskąpił mi ryżu. Abby: La la la... wcale ci nie odpisuję. Beck: No dobra, poczekaj. Dopiero się poznaliśmy, a już dwa razy żartowałem o morderstwie... Abby: Pozostając w temacie... Beck: Czasami trzeba zaufać ludziom. Parsknęłam. Tak, jasne. Abby: Właśnie odpowiedziałeś frazesem na moje pytanie. Mój telefon spadł na stół i zostawiłam go tam, krążąc po mieszkaniu. Podeszłam do lodówki i sprawdziłam jej zawartość. Przeszłam się do mojego pokoju i poprzestawiałam rożne rzeczy, które ustawiłam pół godziny temu. Ale jedyne o czym myślałam to komentarz Becka, który wrył się do mojej podświadomości. Godzinę później postanowiłam mu odpowiedzieć jednym krótkim słowem. Abby: Wiem. Powiedziałam 'wiem', ale nie mogłam pomyśleć o żadnej osobie, której mogłabym tak zaufać. Przez resztę nocy wierciłam się w łóżku i próbowałam wyobrazić sobie mnie i Becka, żyjących jak para gejów obok. Wydawali się naprawdę szczęśliwi, choć cierpieli na uzależnienie od alkoholu. Mieli kilka kotów i czasami przez ścianę słyszałam muzykę i ich śmiechy. Według mnie tak wyglądała miłość. *** Następnego ranka obudziła mnie wiadomość. Beck: Kiedy wyruszamy?

24 Nie odpowiedziałam. To była jedna rzecz do rozważenia w środku nocy, kiedy zbliżałam się do utraty świadomości i czując się samotna w moim małym mieszkanku. W świetle dziennym zamroczenie minęło, więc wepchnęłam telefon bez odpowiedzi. Zaczęłam ten dzień, tak jak zawsze od czasu przeszczepu; zmierzyłam sobie temperaturę, a następnie jednym, wielkim haustem połknęłam moje leki, zapobiegające odrzuceniu. Wcześnie nauczyłam się tej sztuczki. Powiedziałabym, że byłam bardzo utalentowana w byciu chorą. Raz w tygodniu miałam wizytę u lekarza, aby upewnić się, że mój organizm nie atakował mojego nowego, błyszczącego serca. Właśnie jechałam do niego z moją mamą. Wyglądałam przez okno, pozwalając moim oczom tracić ostrość na migających domach, gdy po raz pierwszy rozważałam możliwość, aby Beck pojechał ze mną. W zasadzie to nie chciałam jechać bez niego. Zagłuszyłam myśli, podgłaśniając odtwarzacz, ale mama szybko go ściszyła.  Nie słuchasz muzyki tak głośno, gdy prowadzisz, prawda?  Hm, nie, nie bardzo – skłamałam. Im głośniej, tym lepiej. Jak można czuć muzykę, jeśli nie blokowała wszystkich innych dźwięków?  Abby, nie można rozpraszać się podczas jazdy. Ważne jest to, by skupić się na drodze i jechać defensywnie. Pewnie się zastanawiacie, dlaczego moja matka powtarzała to wszystko, mimo że miałam dziewiętnaście lat i od trzech powinnam już sama prowadzić. Cóż, okazało się, że gdy masz wrodzoną niewydolność serca, twoje serce może nawalić w każdej chwili i możesz zemdleć, zabierając ze sobą paru ludzi, jadących na południe autostradą numer 71. Tak więc, mimo, że miałam prawo jazdy to nie jeździłam, aż do przeszczepu, który miałam dwa miesiące temu.

25  Dzisiaj tylko będą robione badania laboratoryjne, tak? – spytałam, starając się skierować jej uwagę na moje zdrowie. To był jej ulubiony rodzaj rozproszenia i byłam naprawdę wdzięczna, mając jej pomoc przez 99 % czasu.  Tak, a potem, tak myślę, dr. Pierce zrobi szybki, fizyczny test jak zwykle. *** Obciągnęłam rękaw po tym, jak pobrano ode mnie kilka fiolek krwi. Nienawidziłam nosić w lecie koszulek z długimi rękawami, ale musiałam się tak ubierać do gabinetu dr. Pierce. W ciągu ostatnich kilku lat sporo straciłam na wadze i mimo, że nowe serce pomogło mi nieco przytyć, nadal przez większość czasu czułam się przemarznięta na kość. Dobrze, że mieszkałam w Teksasie. Przynajmniej robiło mi się cieplej, gdy wychodziliśmy na zewnątrz.  Wszystko gotowe. Myślę, że twoja mama czeka na ciebie na korytarzu – oznajmiła uprzejmie asystentka medyczna, w końcu nawiązując ze mną kontakt wzrokowy. Zawsze to ona pobierała mi krew. Pierwszy raz, kiedy przyszłam, nie mogła znaleźć żyły, a ja robiłam się coraz bardziej blada. Po tym incydencie, po prostu pobrała moją krew i unikała mojego wzroku, aż do samego końca. Ludzie byli dziwni.  Och, a czy jest może Alyssa? – zapytałam, niezgrabie szurając stopami. Asystentka spojrzała na mnie sceptycznie, a potem skinęła głową. – Tak, jest na przerwie, choć... Tak naprawdę to chciała dodać, żebym jej nie przeszkadzała i dała piętnaście minut spokoju. Przykro mi bardzo, proszę pani.  Chodzi o coś bardzo szybkiego i obiecuję, że ona mnie lubi. Powiedziała mi kiedyś, że byłam jej ulubioną pacjentką. – Nie mogłam sobie przypomnieć, żeby