Paranormal Dating Agency, Book 1
Talia Barca potrzebuje się umówić. Bardzo. Korzysta z usług
Paranormal Dating Agency, z nadzieją na porządnego faceta, którego
zabierze na ślub. Ślub, na który jej eksmąż wkręcił się jako gość.
Connor i Theron chcą, by Tally uzupełniła ich triadę Alfa. Jest
seksowna, zaokrąglona i zabawna. Ale jest człowiekiem. I nie są
pewni, czy pójdzie na związek z dwoma mężczyznami jednocześnie.
Jakby decyzja oddania się dwóm mężczyznom nie była wystarczająco
trudna, Tally będzie również musiała poradzić sobie z zagrożeniem ze
strony stada. Albo udowodni, że jest wystarczająco silna, by być
partnerką Alfy, albo znajdzie się na łasce okrutnego przeciwnika.
Ostrzeżenie:
Ta książka zawiera mnóstwo ostrego seksu (w tym trójkąt tak
gorący, że sprawi, że zaskwierczy ci czytnik), język dla dorosłych
(bara-bara bez brudnej gadki nie jest zabawą) i przemoc. Jeśli to
nie coś, co lubisz, pomiń ją. Jednak jeśli lubisz brudny, pełen
sprośności seks z nutą sarkazmu i dwójką gorących mężczyzn na
jednej krągłej dziewczynie, to dla ciebie idealne. Baw się dobrze!
Tłumaczenie nieoficjalne: Claws&Fangs, alicjasylwia
Korekta: alicjasylwia
1
Talia Barca patrzyła ponuro na drinka. Jak przeżyłaby ponowne ujrzenie
swego byłego męża? Bękarci szczur.
"Co więc zamierzasz zrobić?" zapytała jej kuzynka, Nita Islas. Ciche
pytanie przełamało niedolę Tally.
"Nie wiem" wymamrotała i podniosła cierpkie amaretto do ust. Chwyciła
mocno zimne szkło, by drżenie dłoni nie spowodowało, że je upuści. Głupie
nerwy. Nie było prawdziwego powodu do zdenerwowania, a jednak taka była.
Co z tego, że nie widziała eksa od lat. Cała jej rodzina została zaproszona na
nadchodzący ślub kuzynki, na ślub, w którym on też uczestniczył. To nic nie
znaczyło. Okej, to znaczyło, że musiała znowu zobaczyć tego jełopa. Na domiar
złego, gdyby się nie pojawiła, wyglądałoby jakby tego nie przebolała. Jakie to
głupie, skoro to ona wystąpiła o rozwód.
"Przestań tak mocno myśleć, skarbie." Nita wzruszyła ramionami. Jej
czarny top z łódkowym dekoltem zsunął się na bok i ukazał błyszczący na
złotobrązowej skórze biustonosz. "Mam na myśli, że cała nasza rodzina powinna
wiedzieć, że był dla ciebie palantem."
"Już wiesz, że myślą, że to było nieporozumienie. Całą gównianą sytuację
pogarsza fakt, że dla większości z nich był świetny. Dlatego nigdy tak naprawdę
nie wypchnęli go ze swego kręgu." Przełknęła drinka, osuszając to, co zostało w
szkle.
"Gdyby moi rodzice przez większą część roku nie podróżowali, też by cię
wspierali. To nie fair, jeśli o mnie chodzi. Mam na myśli, że facet był dla ciebie
kutasem."
Kutas z małym kutasem. Tak go nazwała, gdy już zrezygnowała z prób
naprawienia gówna. Westchnęła. Cały tydzień bliskości Paula podczas
uroczystości weselnych nie był tym, czego wyczekiwała. Miał kompleks boga
wielkości Teksasu. Co nie miało sensu, bo nie miał ani ciała ani sprzętu, by to
poprzeć. Niczego, z czego dana osoba powinna być dumna. Był gwiazdorskim
dupkiem.
"Coś wymyślę." Tally westchnęła. Lepiej niech wymyśli coś tak szybko,
jak to możliwe bo inaczej będzie musiała odmówić pójścia, co wyglądałoby
jeszcze gorzej. Nie chowała się przed gównem, ale Paul był jedną z tych osób, o
których sama myśl wywoływała ból głowy.
Nita trzasnęła drinkiem o stół. "A co z panią Wilder?"
"Gerri? Moją sąsiadką?"
"Tak!" Nita pochyliła się do przodu. "Nie powiedziała ci, kiedy
wychodziłyśmy dziś wieczorem, że prowadzi w mieszkaniu swoją firmę, w
twoim budynku?" Brązowe oczy Nity rozszerzyły się z podniecenia. "Jak sobie
przypominam, powiedziała, że to kojarzenie par, serwis randkowy lub coś w
tym rodzaju."
Tally zmarszczyła brwi i odgarnęła za ucho długi, czarny lok, próbując
przypomnieć sobie rozmowę. Pani Wilder była jej starszą sąsiadką z
naprzeciwka korytarza i mnóstwem zabawy. Były jedynymi na tym piętrze, więc
Tally często odwiedzała starszą kobietę. Powód był raczej taki, że nie czuła się
samotna a nie, że pani Wilder była staruszką. Tally tak naprawdę nie
dogadywała się z rodziną, dzięki temu dupkowi Paulowi. Teraz spędzała dni z
Nitą lub panią Wilder. Starsza sąsiadka zawsze miała mnóstwo męskich gości.
Pochodziła z ogromnej rodziny i wspomniała, że w ciągu najbliższych kilku
tygodni do budynku wprowadzą się jacyś z jej wnuków.
"Powiedziała coś takiego" zamyśliła się Tally.
"No więc właśnie!" Nita podała kelnerce puste szkło, chwyciła świeże i
podniosła je do ust. "Problem rozwiązany."
Może. Lub może wpadłaby w jeszcze większe gówno, gdyby pozwoliła
starszej kobiecie pomieszać w swym życiu osobistym. Jeśli chodziło o
mężczyzn, Tally miała naprawdę beznadziejne szczęście. Rozejrzała się po
barze, który znajdował się kilka przecznic od jej budynku. Tłum był młodszy,
niż ten, którym chciałaby się otoczyć, ale tak musiało być w miasteczku
uniwersyteckim.
Mając trzydzieści dwa lata, zaczęła czuć się jak nieszczęśliwa staruszka
otoczona gorącymi młodymi mężczyznami. Nie widziała, jak polepszyć życie
osobiste.
"Musisz rozmawiać z większą liczbą mężczyzn" powiedziała Nita, jakby
czytała w jej myślach.
"Jestem za stara na randki" burknęła, ale uśmiechnęła się do kelnerki,
która podała jej nowego drinka. "Lada dzień postaram się o zestaw startowy dla
kociej pani. Z mężczyznami jest za dużo roboty."
Nita się roześmiała. "Zwariowałaś. Jesteś wspaniała! Co cię do cholery
opętało, żeby sądzić, że jesteś za stara? Trzydziestka to młodość! "
"Trzydzieści dwa."
Nita przewróciła oczami. "To nie tak, jakbyś miała dziewięćdziesiątkę."
"Z pewnością tak się czuję" szepnęła z napojem przy ustach. Skrzywiła
się na to, jaki był mocny. Najwyraźniej kelnerka uznała, że potrzebuje większej
niż zwykła dawki alkoholu. Tally musiała się zgodzić. Potrzebowała cholernego
cudu.
"Musisz tylko przestać spotykać się z niewłaściwymi mężczyznami"
stwierdziła rzeczowo Nita.
Przygwoździła Nitę spojrzeniem. "Myślałam, że już to robię. Mam na
myśli pracę w biurze cholernego prawnika. Nie umawiam się z żadnym z tych
dupków. Ale dlaczego, kiedy spotykam kogoś, kto wydaje się być miłym,
przyzwoitym człowiekiem, okazuje się, że jest jakimś dwulicowym draniem ze
stroną kutasa?"
Nita uniosła brwi. "Noszenie garsonki do pracy nie oznacza, że powinnaś
w niej żyć. Wyluzuj, kobieto!" Głośny odetchnęła i wskazała na Tally
czerwonym paznokciem. "Musisz dać się porządnie przelecieć."
"Szzz!" Rozejrzała się po barze. Kilku młodszych facetów mrugnęło w
ich kierunku. Policzki rozgrzały jej płomienie wstydu. "Wyrzucą nas stąd."
Nita zachichotała. "Chciałbym żeby ktoś cię bzyknął."
"Zadowoliłabym się randką."
Nita pokręciła głową. "Nie. Tu potrzebujemy drastycznych środków.
Musisz dać się przelecieć."
"Nita!" Wstrzymała oddech, zakrywając twarz dłonią. "Zamknij się!
Sprawiasz, że brzmię jak zdesperowany kuguar."
"Ajjj, Tally. Nienawidzę, że musisz martwić się o randkę na rodzinne
wydarzenie. Jesteś taką cudowną kobietą. To nie coś, czym powinnaś się
stresować. Powinnaś każdego wieczora wyrzucać mężczyzn przez swoje drzwi."
Racja. Bo była taka fantastyczna. Nie. W okularach w czarnych
oprawkach, z niesfornymi, kręconymi włosami, większymi niż u większości
kobiet krągłościami i nieco jędzowatą osobowością, nie uważała się za femme
fatale.
"Wydaje mi się, że wypiłaś za dużo tych drinków." Tally się uśmiechnęła
i poklepała dłoń Nity. "Coś wymyślę. Może poproszę o pomoc panią Wilder.
Kto wie? Może ona potrafi odnieść sukces tam, gdzie ja nie. "
"Lubię panią Wilder. Nie obchodzi mnie, że prawdopodobnie potrafiłaby
mnie przeżuć i wypluć nawet w jej wieku." Nita zmarszczyła nos. Kręciła małą
słomką w szklance. "To dobrze, że cię lubi, a więc domyślnie i mnie, bo
słyszałam szalone rzeczy o tych zmiennokształtnych."
Tally wiedziała, że pani Wilder nie była zwykłą babcią, ale była taka
kochana. I była kimś, z kim mogła dzielić swe uzależnienie od ciast. Na zmianę
piekły różne rzeczy i dzieliły się ze sobą. To właśnie podsycało czekoladowe
pragnienie Tally i utrzymywało ją zbyt krągłą.
"Taa." Tally wypiła łyk nowego drinka. "Kto by pomyślał, że zostaniemy
ze zmiennokształtną babcią tak dobrymi przyjaciółkami."
Nita się uśmiechnęła. "Dlaczego nie? Jest trochę jędzowata, jak ty."
"Ojej, dzięki" odparła oschle.
"To jest komplement. Jestem tak zmęczona tymi pełnymi życia kobietami,
które są sztuczne w tym, jak się czują. Czujesz się jędzowata? Bądź jędzowata."
Nita uniosła kieliszek ku Tally. "Ten świat jest wypełniony zbyt wieloma
fałszywymi ludźmi. Ty nie próbujesz być kopią kogokolwiek, Tally. Właśnie
dlatego cię kocham. Zawsze będziesz oryginałem."
Tally się uśmiechnęła. Stuknęła się szkłem z Nitą i siorbnęła drinka.
"Dzięki. Do tej pory nie przyniosło mi to w życiu niczego dobrego."
"Przyniesie" zapewniła ją Nita. "Idź odwiedzić panią Wilder i powiedz
jej, że potrzebujesz pomocy. Przyznanie, że potrzebuje się mężczyzny to nie
koniec świata."
Tally zachichotała. "Nie potrzebuję mężczyzny. Nie całkiem. Potrzebuję
kogoś, kto będzie moją randką na piekielny tydzień."
Nita wzruszyła ramionami i przywołała kelnerkę po rachunek. "Może
pani Wilder cię z kimś spiknie." Sapnęła. "O mój Boże! A co, jeśli spiknie cię za
jednym z tych gorących zmiennokształtnych, którzy ją przez cały czas
odwiedzają?"
"To byłoby coś wartego świętowania." Tally zachichotała. "Są tacy
seksowni. Powiedziała mi, że ma wszystko, od niedźwiedzi, przez wilki, po
wielkie koty."
"Wow." Nita westchnęła. "Niedźwiedzie i wielkie koty. Miałam kiedyś
najlepszego przyjaciela, który był niedźwiedziem."
"Naprawdę? Kiedy?"
Nita zacisnęła usta. "Kiedy mieszkaliśmy w pobliżu gór, a tata pracował
w departamencie ryb i dzikich zwierząt."
"To było zanim tu wszyscy wróciliście?"
Nita kiwnęła głową. "Taa. Byliśmy studentami drugiego roku. Był taki
słodki w okularach i z prawie zbyt niewinną twarzą. Mówiłam mu o
wszystkim."
"Co się stało?"
"Moja rodzina wróciła tutaj. Uwielbiałam tu wracać po tylu latach w
drodze, ale to oznaczało pozostawienie mojego niedźwiedziowego przyjaciela.
Straciliśmy kontakt" powiedziała cicho Nita.
Tally wyciągnęła jedną z wielu wizytówek, które pani Wilder wpychała
jej do ręki za każdym razem, gdy ją odwiedzała. "Proszę bardzo. Dlaczego się
nie zarejestrujesz i nie zobaczysz, co ci może znaleźć?"
Nita z trwogą wpatrywała się w oczywistą wizytówkę. "Naprawdę
sądzisz, że może mnie umówić z jednym z jej zmiennokształtnych?"
"Sprawdź drobny druk. Kazała mi to czytać więcej niż raz. Umówi cię z
kimkolwiek, kogo uzna za odpowiedniego dla ciebie mężczyznę." Odczytała
małe słowa z tyłu kartonika i poprawiła okulary. "Więc, o tyle o ile, masz
gwarancję mężczyzny. Dotychczas nie widziałam żadnego źle wyglądającego."
"Ty musisz to zrobić, Tally." Nita zamrugała na nią szeroko otwartymi
oczami. "Ja potrzebuję wiedzieć, czego ona dokona. Ty potrzebujesz randki. To
naprawdę idealne rozwiązanie."
Tally westchnęła. "Przynajmniej nie sugerujesz tych innych stron
internetowych, które znajdą twojego 'idealnego' kogoś."
Nita zamrugała raz. Dwa razy. Potem parsknęła śmiechem. "Przepraszam.
Po twoim ostatnim epizodzie, to nie jest zabawne."
Tally zacisnęła zęby. Nienawidziła faktu, że to właśnie jej matka, ze
wszystkich ludzi, wykupiła jej członkostwo w serwisie randkowym, który
obiecywał znaleźć bratnią duszę. Przysięgała, że każdy mężczyzna, którego jej
posłali, musiał zostać odrzucony przez każdą inną kobietę. Nie było mowy, żeby
jej bratnia dusza była naprawdę czterdziestopięcioletnim mężczyzną z
siedmiorgiem dzieci, które mieszkały z jego matką, nie miała zębów i pracowała
maksymalnie dziesięć godzin tygodniowo. Nie było mowy.
* * *
Tally powędrowała do swego mieszkania. Umysłu nie opuszczała myśl o
jej dylemacie. Randka na rodzinny ślub, żeby nie wyglądała przed swoim byłym
na kompletnie przegraną. Właśnie po to szła. Dlaczego tym razem tak bardzo się
przejmowała? Nie wiedziała. Może dlatego, że to ona została odrzucona przez
wszystkich poza jej babcią i Nitą. Była tą, która tłumiła działania, podczas gdy
Paula, tego dupka, przyjmowano z otwartymi ramionami. Chciała im pokazać,
że ma się dobrze. Nie - chciała pokazać, że świetnie sobie radzi. Dziecinne?
Absolutnie, ale miała to gdzieś.
Jej budynek w centrum miasta był bardzo stary. Miał wygląd czegoś z lat
dwudziestych. Jednak był dobrze utrzymany, z portierem, który miał bardzo
przekonujący uśmiech i zbyt wiele zębów.
"Dobry wieczór, pani Barca" powiedział Tom, człowiek od drzwi.
Zmusiła się, by powitać go uśmiechem, umysł wciąż jej krążył wokół
frustrującej rodziny.
Pociągnął nosem. To było zwyczajne u zmiennego, wąchanie. Nie
przejmowała się tym. Zbyt wiele razy był tym, który ją ostrzegał, że nowe
perfumy jej nie pasowały. Dlatego z przyjemnością to zignorowała.
"Cześć Tom. Miłej nocy." Pogrzebała w torebce za kluczami. Drzwi
windy się otworzyły. Nie cierpiała czekać, więc rzuciła się, by ją złapać, zanim
się zamknie.
Kiedy dotarła do środka, wcisnęła przycisk najwyższego piętra, gdzie
mieszkały wraz z panią Wilder. Drzwi niemal się zamknęły, gdy znikąd
wystrzeliła ręka i je zatrzymała.
"Prawie się spóźniłem" powiedział głęboki, dudniący głos. Głos należał
do dużego, zwalistego mężczyzny o włosach do ramion, ubranego w czarną
koszulkę, podarte dżinsy i kurtkę motocyklową. Jasna cholera!
"Przepraszam" powiedział mężczyzna za nim. Święte mokre figi. Jeśli
pierwszy facet, z jego wielkim ciałem i szorstkim, surowym wyglądem, sprawił,
że się gapiła, ten sprawił, że stała się niema. Niemal tak wysoki jak pierwszy, co
oznaczało, że oboje mieli ponad 30 centymetrów więcej niż jej 162, ten
mężczyzna jawił się jak świeżo z magazynu GQ. Miał na sobie białą koszulę z
kołnierzykiem z podwiniętymi rękawami, ukazującymi przedramiona, czarne
spodnie i uśmiech z dołeczkami, który roziskrzał mu oczy.
"To ... okej" wymamrotała.
Zapomniała o windzie i próbowała skupić się na oddychaniu. Kabina była
wystarczająco duża, gdy była sama, ale z tymi dwoma męskimi górami czuła się
malutka. Do diabła, czuła żar ich ciał. A było to bardzo dobre odczucie.
Drzwi się zamknęły. Żaden z mężczyzn nie nacisnął przycisku. Starała się
nie gapić, ale w lustrzanym wnętrzu windy było to cholernie trudne,
gdziekolwiek spojrzała widziała tylko tych dwóch wspaniałych mężczyzn.
Zerknęła na ciało motocyklisty, od podartych dżinsów, do wybrzuszenia
w spodniach. Cholera. To było duże wybrzuszenie. Przeniosła wzrok na pierś,
na pełzające mu po szyi tatuaże, aż do ust. Ust obecnie wywiniętych w
seksownym uśmiechu. Kiedy dotarła do jego oczu, prawie się rozpłynęła.
Barwił je kolor jasnego złota.
"Cześć, jestem Theron."
Chyba śnię. Przełknęła ślinę. "Jestem Tally."
Jej uwaga przeniosła się na wysokiego, seksownego blondyna.
Rozbrzmiał cichym pomrukiem. Zamrugała oczami. Łał. Wtedy do niej dotarło.
Byli zmiennokształtnymi. Obaj będący z nią w windzie mężczyźni byli również
bardzo niebezpieczni. Odchrząknęła, ani razu nie spuściła wzroku z niebieskich
oczu.
"Jestem Connor."
Zdecydowanie mam kłopoty. Wciągnęła gwałtownie powietrze. "Cześć."
Nienawidziła tego, że wyskrzeczała to słowo, ale bycie tak blisko tych
dwóch sprawiało, że czuła się bardzo malutka. Nawet z dużymi biodrami i
tyłkiem nie czuła się bardzo krągłą kobietą. Zamiast tego czuła się ... mała,
delikatna i ... Co z nią do cholery było nie tak?
Winda oddzwoniła dotarcie na piętro. Wypadła na zewnątrz. Ani razu się
nie obejrzała. Na policzki wpełzły jej wstęgi ognia. Jeśli ci faceci mieliby
pojęcie, że fantazjowała o jakichś bardzo nieprzyzwoitych rzeczach,
prawdopodobnie powstrzymaliby te seksowne uśmiechy. Do czego dotarło jej
życie? Nie rozważała seksualnie dwóch mężczyzn naraz od ... nigdy! Teraz była
gotowa wskoczyć w ramiona motocyklisty i biznesmena i błagać, by zrobili jej
wszystko, co tylko możliwe. Otworzyła drzwi do mieszkania i zamknęła się.
Bezpieczeństwo. Jej pośpieszne odosobnienie prawdopodobnie sprawiło, że
wyglądała jak wystraszona idiotka, ale to ją naprawdę nie obchodziło. Jeśli
spędzi więcej czasu z tymi dwoma, może pozwolić, by z jej ust wydobyło się
coś nieodpowiedniego. Nita miała rację. Zdecydowanie musiała się bzyknąć. I
to migiem.
2
Theron uśmiechnął się do Connora. Patrzyli, jak drobna i bardzo krągła
kobieta prawie potyka się na obcasach, próbując uciec na drugi koniec piętra,
zamieszkiwanego przez ich ciotkę Geraldine. Za kobietą dryfował zapach jej
podniecenia. Była zdenerwowana, ale cholernie słodka. Z pięknymi brązowymi
oczami, szeroko rozwartymi za czarnymi oprawkami okularów, długimi
włosami w masie dzikich loków i z tymi uroczymi, wydętymi wargami, które
wołały o uwagę, była dalece ponad piękną.
Potem były krzywizny. W tej czarnej sukience skrywała to, co jasno
mógłby określić cudownym ciałem. Szeroka w biodrach i wąska w talii,
przyciągała uwagę. Jej duże piersi i okrągły tyłek sprawiły, że fiut stanął mu na
baczność. Oblizał wargi, delektując się resztkami smaku jej potrzeby.
"Chcę ją" warknął cicho Connor.
Theron kiwnął głową, czując tę samą potrzebę maleńkiej seksownej
kobiety. "Ja też. Możemy sobie pomarzyć."
Theron nie zawracał sobie głowy pukaniem. Nasłuchiwał zbliżających się
do nich kroków ciotki. Kilka chwil później drzwi otworzyły się na jego ulubioną
osobę. 150cm i absolutna petarda, Geraldine "Gerri" Wilder dokładnie
wiedziała, jak sprawić, by jakikolwiek mężczyzna, bez względu na to, jak stary
czy wysoki, czuł się jak niegrzeczny dzieciak.
"Przywlecz tu swój tyłek i pocałuj mnie." Gerri klepnęła go w ramię. Ten
ruch nie zapiekł i nie zabolał, ale był to jej sposób, żeby mu przypomnieć, że
była dorosła, jeśli o to chodziło. "Wiesz, że nie mogę dosięgnąć twojego
policzka, chyba że mam schodek."
"Przepraszam, ciociu Gerri." Zachichotał i pochylił się, by ucałować
swoją ciotkę.
Gerri odrzuciła białą masę długich włosów, które zwykle opadały z boku
jej twarzy. Białe pasemka kontrastowały z resztą jej czarnych włosów i
dodawały starszej kobiecie egzotyczności.
Gerri odchrząknęła. "Zabierzcie tyłki do środka, albo znajdę ten schodek."
Theron i Connor weszli do mieszkania Gerri i uśmiechnęli się. Pachniało
świeżo upieczonym chlebem, ciastem i ciasteczkami. Uwielbiali, gdy piekła, co
było przez cały czas.
"Wiesz, że cię kocham, Gerri" zaczął Theron.
"O nie, nie." Odepchnęła ich od kuchni w stronę jadalni. "Zanim
dostaniecie słodycze musicie najpierw zjeść kolację. Znacie zasady."
Gerri nie przejmowała się tym, że oboje mają po trzydziestce czy też, że
są gotowi, by być triadą Alfa dla Sfory Wildwoods. Nie. Troszczyła się tylko o
to, żeby zachowywali się tak, jak chciała. Więc ją udobruchali. Poza tym obaj
kochali ją do szaleństwa.
"Jak idzie polowanie na partnerkę?" spytała Gerri, siadając do kolacji.
Stół zastawiono wielkimi półmiskami jedzenia dla całej trójki. Bycie
zmiennokształtnymi oznaczało duży apetyt, a Gerri przystosowała się i
dogadzała siostrzeńcowi i jego przyjacielowi.
Polowanie na partnerkę szło kiepsko. Z Theronem, Alfą i Connorem,
Omegą, dowodzącymi Sforą Wildwoods, trudno było znaleźć partnerkę, którą
mogliby dzielić. Albo Theron nie mógł znaleźć kobiety, która pomogłaby im
przewodzić, ze względu na jej brak osobowości, albo Connor nie czuł, by
emocje kobiety były właściwie ulokowane, żeby była ich partnerką.
"Idzie nijak" odpowiedział Connor.
Theron obserwował swego najlepszego przyjaciela, jedyną osobę, z którą
dzielił wszystko, łącznie z kobietami, wzdychając z klęski. Ich powiązanie jako
Alfy i Omegi czyniło ich bliższymi niż bliźniacy, ale także utrudniło im
znalezienie kobiety. Kobiety w Sforze Wildwoods były małostkowe, zazdrosne i
nie należały do żadnego rodzaju, który wybraliby jako uzupełnienie ich triady
Alfa. Kobieta, której potrzebowali, musiała być ... właściwa. Musiała być
otwarta, nie tylko na ich związek, ale na więź, która wyniknęłaby pomiędzy
nimi trojgiem. Gdy ich więź zostanie przypieczętowana byłaby tak samo Alfą
jak Theron i tak samo emocjonalnie empatyczna jak Connor.
"Gdybyście chłopcy przestali być tak praktyczni" mruknęła Gerri,
przekazując Connorowi górę tłuczonych ziemniaków. "Wtedy byłoby łatwiej."
Connor pokręcił przecząco głową, blond włosy miał rozczochrane od
przeczesywania palcami. "Musi być właściwa. Kobieta sama w sobie. Z
dopasowaną osobowością. Ktoś, kogo nie przerazi fakt, że jesteśmy tym, kim
jesteśmy."
Theron uśmiechnął się. "I lepiej żeby była rewelacyjna."
Gerri spiorunowała go wzrokiem i wywinęła wargę. "Oczywiście, jak
moglibyśmy zapomnieć o tym ważnym fragmencie?"
"Hej." Theron zachichotał. "Musi się zgodzić zarówno z naszymi
ludzkimi, jak i zwierzęcymi stronami. To cztery stopnie aprobaty."
Ciemna brew Gerri powoli się uniosła. "Bo jesteś tak wymagającym
Alfą." Potem zwróciła się do Connora. "Wiem, że potrzebujesz emocjonalnego
połączenia. Ale on?" Wskazała palcem na Therona. "On jest dziwką."
Nie. Nie był. Theron uwielbiał kobiety. Wszystkich kształtów i
rozmiarów. Chociaż wolał niskie, krągłe, z większą ilością ciałka do trzymania.
Naprawdę spodobały mu się okulary i długie kręcone włosy sąsiadki Gerri.
Przypominała mu seksowną bibliotekarkę lub nauczycielkę. Były tam też jej
wargi. Chryste te wydęte wargi posłały mu natychmiastowy obraz jej ust na jego
penisie.
"W każdym razie, poddajemy się" powiedział Connor. "Chcemy, byś nam
pomogła."
Gerri poprawiła się na krześle. Zanim się odezwała, zerknęła od jednego
do drugiego. "Oboje się z tym zgadzacie?"
Nie, jeśli Theron miałby tu swe zdanie. Ale gdyby mogła sprawić, by byli
z kimś tak seksownym jak jej sąsiadka, był całkowicie za.
"Tak" zgodził się półgłosem Theron.
Gerri spojrzała na niego. "Zrobisz wszystko, co powiem, by zdobyć
właściwą towarzyszkę?"
Nienawidził konieczności zwrócenia się do serwisu randkowego, nawet
jeśli dotyczył paranormalnych.
"Tak. Wiem wszystko o sukcesie twojej usługi randkowej ciociu Gerri.
Nie podoba mi się, że muszę przez to przejść, by znaleźć kogoś, kto powinien
przyjść do nas naturalnie."
Gerri wzruszyła ramionami, krojąc stek, a potem się uśmiechnęła.
"Czasami potrzebujesz dodatkowej pary rąk." Zachichotała. "Cóż, w twoim
przypadku trzeciego zestawu."
Jego ciotka była zbyt wymagająca. Connor się uśmiechnął. Potem
wszyscy zachichotali.
"Potrzebujesz od nas listy?" zapytał Theron. Wiedział już, kogo
zasugeruje. Nawet jeśli nie byłaby dobrym materiałem na partnerkę, chciałby
położyć ręce na sąsiadce ciotki. Jej zapach obudził jego wilka, a ten chciał się
bawić.
Gerri zmarszczyła brwi. "Czy wyglądam jak amator?"
Niebieskie oczy Connora się rozszerzyły. "Nie ale..."
"Przyjmiesz to, co zaproponuję i nie będziesz mnie przepytywał. Wiem,
kogo potrzebujecie."
I właśnie dlatego to Gerri była tą, która obsługiwała Paranormal Dating
Agency, a oni zajmowali się sforą.
"Jeśli jesteś pewna, że niczego od nas nie potrzebujesz, to jesteśmy
otwarci na każdego, kogo masz na myśli" stwierdził za nich Theron.
Omawiali to. Dzielenie się kobietą nie było dla nich niewygodne. Ze
względu na ich związek łatwiej było o więź z kimś trzecim. Choć nie byli
związani krwią, związek między nimi był tak silny, że wyglądał niemal jak
jeden byt. Theron był Alfą, który walczył i trzymał ludzi w szeregu. Connor był
emocjonalną liną, która jednoczyła sforę. Brał na siebie ciężar bólu, frustracji i
przekształcał to wszystko w kojący pokój. Razem tworzyli parę Alfa. Gdy będą
mieć partnerkę, będą triadą Alfa.
Po posiłku przenieśli się do salonu. Właśnie wtedy Gerri pozwoliła im
zjeść ciastko. Theron nawet nie próbował ukryć swej miłości do wypieków
ciotki. W pieczeniu Gerri była niesamowita.
"Powinniśmy cię zabrać, żebyś zamieszkała z nami, ciociu Gerri"
mamrotał Theron pomiędzy kęsami ciasta.
"Nie sądzę. Mam biznes do prowadzenia." Uśmiechnęła się szeroko i
usiadła na wygodnej kanapie. "Poza tym wy dwaj jesteście tu mile widziani,
możecie mnie odwiedzać, kiedy tylko zechcecie."
"Więc..." Connor zerknął na niego. Zmartwione spojrzenie mówiło
Theronowi, że potrzebuje pewności co do sprawy partnerki. Oboje wiedzieli, że
kobiety w stadzie mogą utrudnić życie każdej kobiecie, którą wybiorą, jeśli nie
będzie częścią Sfory Wildwoods.
"Connor, kochanie." Gerri pochyliła się i poklepała go po kolanie.
"Przestań się tak bardzo stresować. Nadejdzie i dla ciebie właściwa kobieta."
Zwróciła się do Therona. "Muszę się upewnić, że oboje zrobicie to, co mówię.
To nie będzie tak proste, jak można się spodziewać. To nie tak, że znajdę waszą
partnerkę w mgnieniu oka."
Zwierzę Therona przeszło w tryb ostrzegawczy. Martwił się, że poleganie
na serwisie randkowym byłoby kolejną porażką w poszukiwaniu partnera.
"Rozumiemy."
"W porządku." Przytaknęła ostro Gerri. "Przygotujcie się wkrótce na
możliwą randkę. Może to będzie trochę niecodzienne, ale myślę, że dla was
zadziała, chłopcy."
Theron spojrzał na pyszne ciasto, już nie głodny. Zrozumiałe, że
cokolwiek związanego z partnerką byłoby nowym wyzwaniem. Nie zdawali
sobie sprawy, jak wielkie to będzie wyzwanie.
Kiedy rodzice Therona i ich trzecia zginęli w pożarze lasu, nie do końca
rozumiał trudność bycia częścią triady Alfa. Wiedział tylko, że rodzice tego od
niego oczekiwali, a zrobiłby wszystko, co konieczne, by utrzymać cugle sfory.
Nawet jeśli oznaczało to wyjście poza sforę, by znaleźć ich trzecią.
* * *
Tally już przebrała się w piżamę, gdy pani Wilder wysłała jej wiadomość,
żeby przyszła po trochę ciasta. Zapach kobiecych wypieków wypełnił
mieszkanie Tally i sprawił, że zaczęła pożądać słodyczy, jakby szukała odlotu.
Nie musiała pukać, Gerri otworzyła drzwi, zanim jeszcze do nich dotarła.
"Cześć, pani Wilder."
Gerri przewróciła oczami i gestem zaprosiła ją do swojego mieszkania.
"Powiedziałam ci, że pani Wilder sprawia, że czuję się stara. A nie jestem taka
stara."
Tally uśmiechnęła się na widok dąsów starszej kobiety. Usiadła na jednej
z ładnych beżowych sof Gerri. Ciasto było już podane i leżało na stoliku do
kawy, wraz z herbatą.
"Bardzo dziękuję, Gerri." Tally nie martwiła się o późne jedzenie. Była
zbyt zestresowana, by myśleć o swoim ciele. Poza tym przez większość czasu
dobrze się czuła w swojej skórze. Chyba, że wpatrywali się w nią naprawdę
seksowni mężczyźni, jak ci dwaj w windzie. Jakby była ucztą, a oni głodowali.
To z pewnością sprawiło, że zaczęła się zastanawiać, czy w jej ciele czegoś
brakowało. Jakieś wyobrażenie, którego nie była świadoma. Mężczyźni
zazwyczaj nie wychodzili z siebie, żeby się do niej uśmiechnąć, tak jak ta
dwójka.
"Proszę bardzo." Gerri usiadła naprzeciwko i podniosła leżący obok niej
notatnik. "Więc, myślałam o twojej wiadomości."
Tally wiedziała, że powinna była lepiej to opisać, ale nie mogła. Prawda
była taka, że potrzebowała pomocy. "Potrzebuję twojej pomocy, zanim wypadnę
przed moją rodziną jak przegrana."
Wargi Gerri drgnęły i wygięły się w pełnym uśmiechu. "Nie będziesz
wyglądać jak przegrana." Machnęła niebieskim długopisem w kierunku Tally.
"Teraz mnie masz. Nigdy bym na to nie pozwoliła."
Tally pomyślała o swoim byłym i członkach jej rodziny. Wszyscy byli tak
blisko. Zawsze czuła się obca w rodzinie z powodu Paula. Nita była jedyną,
która znała jej stronę i jej wierzyła. Wszyscy inni zostali przejęci dzięki zręcznej
grze Paula. Wiedział, jak sprawić, by ludzie wierzyli w to, co chciał. Przez jakiś
czas sama była jedną z osób, które w niego w pełni zainwestowały. Aż pewnego
dnia, klapki na oczach zniknęły.
"Wymyśliłaś coś?" zapytała Tally. Nerwy sprawiły, że zatrzęsła jej się
ręka. Nie cierpiała być taka niepewna. Nie mogła nie pójść na to cholerne
wesele. Paul oderwał ją od grupy i sprawił wrażenie, że to ona zniszczyła ich
relację, a nie jego kłamstwa.
Nie miała nic do ukrycia. Więc dlaczego powinna być tą wykluczoną.
Pieprzyć Paula. I resztę rodziny, jeśli czuli, że zawiniła w związku zbyt
spieprzonym by działał. Byłaby przeklęta, gdyby pozwoliła im się odepchnąć.
Jeśli nie pójdzie, to będzie jej wybór. Nie ich opinie.
"Tak." Gerri studiowała ją przez dłuższą chwilę.
"Okej..."
"Mam do ciebie kilka pytań." Gerri spojrzała na swój notes.
Tally podniosła herbatę i pociągnęła łyk.
"Czy kiedykolwiek byłaś w trójkącie?"
Zakrztusiła się herbatą, którą miała w ustach. Gerri bez mrugnięcia okiem
podała jej serwetkę, jakby była przyzwyczajona do takiej reakcji.
"Przepraszam?" Zakasłała.
"Kochanie, wiesz, co to jest trójkąt, prawda?" Twarz Gerri zmarszczyła
się w trosce.
"Tak. I nie, nigdy nie byłam w trójkącie."
Co to, u diabła, miało wspólnego z umówieniem jej na randkę na potrzeby
ślubu z piekła rodem?
"Czy byłabyś temu przeciwna?" Gerri pokręciła głową. "Poczekaj, to nie
tak."
Dzięki Bogu uświadomiła sobie, że to źle pytać ją o takie rzeczy.
"Chodzi mi o to, czy kiedykolwiek pozwoliłabyś sobie być zaangażowana
z dwójką mężczyzn naraz?"
Zamrugała. Otworzyła usta ze zdziwienia. Nie mogła nawet znaleźć
sposobu, by jej powiedzieć, że to absolutnie nie jej sprawa. Najwyraźniej
poproszenie tej starszej kobiety o pomoc było złym pomysłem.
"Gerri." Odstawiła filiżankę, gotowa do wstania. "Naprawdę nie sądzę ..."
Gerri rzuciła jej spojrzenie, które ją zamknęło. "Gdyby było dwóch
mężczyzn, którzy mogliby dać ci najbardziej niesamowity seks twojego życia,
zrobiłabyś to?"
Cóż, kiedy ujęła to w ten sposób.
"Um." Przygryzła wargę. "Razem?"
"Tak, razem."
"Czy zamierzają robić coś między sobą czy tylko ze mną?"
Gerri westchnęła ciężko. "Nie, kochanie. Całkowicie z tobą."
"Hej, nie za wiele wiem o tych rzeczach i jak to działa" powiedziała lekko
zirytowana tym, że Gerri spojrzała na nią, jakby po raz pierwszy miała uprawiać
seks. Uprawiała seks, do cholery. Nie jakiś tam niesamowity seks. Ale na pewno
mnóstwo kiepskawych stosunków seksualnych.
"Przepraszam, Tally. Nie chcę stawiać cię w defensywie. Istnieją trójkąty,
które angażują mężczyzn i kobiety, wszystkich razem. Chcę poznać twoje
preferencje."
"Nie byłabym niechętna próbom. Chodzi mi o to, że nie jestem cholerną
dziewicą, ale nie utknęłam również w średniowieczu. Nie jestem najbardziej
żądną przygód kobietą" przyznała. "Dwóch przystojnych mężczyzn? Dających
mi świetny seks? To nie wymaga przemyśleń."
Gerri zachichotała. "Inteligentna kobieta."
Pochyliła się, próbując zobaczyć, co do diabła jest w notatniku. "Co to ma
wspólnego z moją randką?"
"Nic. Jedynie ciekawość." Wzruszyła ramionami. "W moim systemie jest
tak wielu przystojnych mężczyzn. Chcesz opisać, jaki ci się podoba? Jesteś
bardziej za biznesmenami z życzliwym spojrzeniem i niegodziwym uśmiechem,
czy wolisz gorących motocyklistów z tatuażami i opinającymi tyłek dżinsami?"
"Cholera. Gdybym mogła sprawić, by ci dwaj stali się jednością, byłabym
najszczęśliwszą kobietą na świecie." Westchnęła.
Gerri opisała tych dwóch mężczyzn z wcześniej. Obraz dwóch mężczyzn
zadowalających ją na różne sposoby, sprawił, że jej temperatura gwałtownie
skoczyła.
"Masz już kogoś na myśli?" Gerri po raz pierwszy spojrzała szeroko.
"Masz!"
Pokręciła głową w zaprzeczeniu, a na jej policzkach zatliło się ciepło.
"Pamiętałam twoich wcześniejszych gości. Ci faceci byli grzesznie seksowni."
Powolny, drapieżny uśmiech przesunął się po ustach Gerri. "Mój
siostrzeniec i jego przyjaciel. Tak, to bardzo przystojni chłopcy."
Bardziej piekielnie gorący, ale przystojni też pasowało.
"Jakie masz szczęście z mężczyznami?" zapytała Gerri.
Nie zawracała sobie głowy kłamaniem. "To kanał. Jedyne, co spotykam,
to idioci lub odrzucenia z tego dziwacznego klubu randkowego."
"Naprawdę? A jesteś taką ładną dziewczyną" pomyślała Gerri.
"No weź, Gerri." Wykrzywiła usta w nieszczęśliwym uśmiechu. "Wiem,
że nie wyglądam źle, ale moje włosy są zbyt kręcone, mam zbyt wiele krągłości,
a mojej postawie najwyraźniej brakuje nieco słodyczy, o czym opowiadały mi
ostatnie dwie randki." Zacisnęła zęby. "Powiedzieli również, że nie powinnam
mieć tak wysokich oczekiwań, ponieważ wygląd to nie wszystko" burknęła,
składając ręce na piersi. "To dlatego, że wspomniałam jednemu facetowi, że
jego zdjęcie profilowe to nie on."
"Och?" W głosie Gerri zabrzmiało zainteresowanie.
"Użył zdjęcia bardzo przystojnego mężczyzny. Człowieka, do którego nie
był podobny." Zmarszczyła brwi, znów rozzłoszczona tym epizodem. "Zdjęcie
najwyraźniej należało do brytyjskiego aktora. Mój randkowicz powiedział, że
zawsze mówiono mu, że wygląda jak aktor, więc nie widział potrzeby, by
publikować własne zdjęcie, kiedy mógł załatwić sprawę tym."
"Ale nie wyglądał jak ten aktor?"
Przygryzła wargę, żeby powstrzymać się od warczenia. "Nie. Aktor miał
włosy. Moja randka nie. Aktor był wysportowany. Moja randka wyglądała jak
flejtuch. Miał plamy z potu. I ... " Ścisnęła nos. "Miał naprawdę żółte zęby."
"Wow" powiedziała Gerri. "To brzmi jak okropna randka."
"Było gorzej." Spojrzała na swój talerz pokryty smugami lukru. "Zabrał
mnie na kawę i musiałam za niego zapłacić, bo 'zapomniał' portfela."
"Och, biedna dziewczyno." Gerri sapnęła z przerażeniem.
"Mam co najmniej sto takich historii. Randki są do bani i nie zamierzam
już tego robić. Ale potrzebuję kogoś z kim mogę pójść na rodzinny ślub i chcę,
żeby ten mężczyzna był najgorętszym, jakiego możesz znaleźć. Nawet jeśli
nigdy więcej go nie zobaczę" powiedziała z nadzieją. "Chcę, żeby wszyscy
zamknęli już gęby na moją randkową egzystencję. Więc, możesz pomóc?
Gerri kiwnęła głową. "Tak, wierzę, że mogę."
"Im gorętszy mężczyzna, tym lepiej. Chcę, żeby mieli o czym gadać."
Chichot Gerri wypełnił mieszkanie. "Moja droga, zdecydowanie jesteś
moim rodzajem klientki. Mam dokładnie to, czego potrzebujesz."
"Dobrze." Wstała. "Potrzebuję go na moje pierwsze spotkanie, przyjęcie
dla przyszłej panny młodej, za tydzień. Poproś, żeby pojawił się w restauracji.
Nie mam czasu, wracać do domu. Mam długi dzień i tam będziemy musieli się
spotkać." Ruszyła do drzwi z Gerri u jej boku. "Ufam twojemu instynktowi.
Więc kogokolwiek wybierzesz, nie mam nic przeciw."
Gerri się uśmiechnęła. "Cieszę się. Jednak zachowasz otwarty umysł,
prawda?"
Miała jak najbardziej otwarty umysł. Cholera. Pozwoliła starszej
przyjaciółce znaleźć sobie mężczyznę na wesele. Jeśli to nie było szalone, nie
wiedziała, co było.
"Tak, będę miała otwarty umysł." Zatrzymała się przy drzwiach.
"Upewnij się, że ma włosy, ładne zęby i czyste ubranie. Poza tym,
prawdopodobnie na wszystko inne mogę machnąć ręką."
"Zrobi się" obiecała Gerri. "Nie martw się. Twoja wymarzona randka
stanie się rzeczywistością."
Zaśmiała się. "Zadowolę się miłym gościem. Kimś, kto nie spodziewa się,
że będę znosić odór jego ciała."
"Zaufaj mi, tu nic takiego się nie zdarzy."
Skinęła głową i pomachała, kierując się ku jej stronie piętra. "Dobranoc,
Gerri."
"Dobranoc, Tally. Miej wiarę. Wszystko się uda."
Łatwiej powiedzieć niż zrobić.
3
Tally warknęła i zatrąbiła. Ponownie. Była spóźniona. Jej randka
prawdopodobnie już sobie poszła. Nie żeby w jakiś sposób mogła wiedzieć, że
ten dupek, jej szef, przekaże jej stos wezwań do rozpatrzenia, gdy kierowała się
do drzwi.
"Sukinsyn." Prawnicy byli do dupy.
Ruch w godzinach szczytu tylko zwiększył jej frustrację, ale odsunęła to.
Gerri zadzwoniła i powiedziała, że będzie miło zaskoczona swoją randką.
Podniecenie Tally ponownie wzrosło. Choć to przedślubne przyjęcie było
dalekie od jej pomysłu idealnej randki, chciała zrobić pewne "podwójnie
pieprzę, co myślisz" wrażenie na swej rodzinie. Mam nadzieję, że jakikolwiek
gorący mężczyzna, którego wybrała Gerri, pomógłby jej wykonać tę robotę.
Przeciągnęła lepkimi dłońmi po spódnicy jej niebieskiej maxi sukni bez
ramiączek. Zwykle nie nosiła tych bez ramiączek, ale ta była ładna i bardzo
spodobało jej się jak leży.
Nita skłoniła ją do zakupu. Mówiąc, że sprawiała, iż wygląda zmysłowo i
seksownie. Spędziła lata ignorując swój seksapil i ukrywając krzywizny,
ponieważ według niej była gruba. Już tego nie robiła. Jej ciało należało do niej,
a jeśli chciała się rozebrać do zera i pokręcić tyłkiem dla nowej randki, to
właśnie by zrobiła. Zaraz po tym, jak wypiłaby kilka drinków. Płynna odwaga
była jej najlepszą przyjaciółką.
Restauracja, którą rodzina wybrała na to przyjęcie była kosztowna.
Oznaczało to, że wszyscy musieli odpowiednio wyglądać. Powietrze uwięzło w
jej piersi. Zapomniała powiedzieć Gerri, by się upewniła, że mężczyzna byłby
odpowiednio ubrany. Nie będzie wariowała. Żadnego wariowania.
Cholera, była szalona. Co jeśli facet pojawiłby się w szortach i
podkoszulku?
"Och, panie" uderzyła ręką w kierownicę, gdy skręciła za róg, by wjechać
na parking restauracji.
Jej mózg zadecydował, że to właśnie się stanie. Jej randka byłaby
nieodpowiednio ubrana, a ona skończyłaby jak głupia. Nie tego potrzebowała.
Wyskoczyła z samochodu. Zapomnijcie o skromności i opanowaniu,
rzuciła się do wejścia do hotelu i pobiegła do prywatnego pomieszczenia.
Nadepnęła na wilgotne miejsce na podłodze i poślizgnęła się w korytarzu.
Bam!
Uderzyła w ogromne ciało, które pojawiło się znikąd. Masywne dłonie
otoczyły jej ramiona, by utrzymać ją w pionie. Podniosła wzrok i straciła
oddech.
"Cześć, piękna Tally" powiedział blondyn, którego poznała w windzie w
swoim budynku.
Zanim zdążyła znaleźć głos, pojawił się gorący numer dwa z windy.
Weszła do Strefy Mroku.
"O Boże" wymamrotała.
"Ma świetny głos" powiedział motocyklista. Czekaj. Pamiętała jego imię.
Theron. A blondyn był Connorem.
"Co... co tutaj robisz?" zapytała. Nie powstrzymała podziwu, jak
niesamowicie obaj wyglądali w garniturze. Ślinka napłynęła jej do ust. W
zwykłych ubraniach mężczyźni byli wystarczająco gorący, by stopić majtki, ale
w garniturach nadawali nowe znaczenie moczącej majtki seksualności.
"My" powiedział Theron, gdy podszedł do niej. "Jesteśmy twoimi
randkami na kilka następnych dni."
Sapnęła. Nie ma mowy. Gerri nie mogła być tak złośliwa. "Myślę, że
musisz się mylić."
Connor się uśmiechnął, a jego gwiazdorski uśmiech przybrała charakter
grzesznego orgazmu. "Jesteśmy twoimi randkami, Tally. Odrzuciłabyś nas?"
"Nie potrzebuję dwóch randek" stwierdziła bardziej do siebie niż do nich.
Naprawdę nie potrzebowała dwóch seksownych mężczyzn przyglądających się
jej, jakby była najgorętszą kobietą na świecie. Prawda?
Theron spuścił głowę. "Jesteśmy parą" wyszeptał przy jej uchu, jego
oddech połaskotał bok jej twarzy.
Stłumiła jęk i zacieśniła chwyt lewej ręki.
W tym momencie ktoś skręcił za róg. To był Paul ze swoją nową
dziewczyną. Naprawdę miała pecha.
"Talia?" spytał Paul, zerkając na Tally i jej eskortę. "Jestem zaskoczony,
widząc cię tutaj."
Jego ton mówił, że spodziewał się, że się wycofa, bo on tam był. Nie w
tym życiu palancie.
"O? Dlaczego? Powiedziałam Rolandowi i Susan, że przyjdę." Zmusiła
się do uśmiechu. Gniew rozgrzał jej krew. Chciała rzucić się i zmieść mu z
twarzy ten napuszony uśmieszek.
"Kim są twoi towarzysze?" zapytał Paul, wypychając szczupłą blondynkę
do przodu. "To jest Candy."
"Miło cię poznać." Blondynka się uśmiechnęła. Była przyjazna, a Paul
uśmiechał się wyniośle.
Tally spojrzała na dwóch mężczyzn po obu jej stronach. Co mogła
powiedzieć?
"Jestem Theron, a to jest Connor" przedstawił za nią Theron.
"Jesteście współpracownikami Tally?" zapytał Paul, zbyt zainteresowany.
"Nie" odpowiedział Theron, zanim Tally otrzymała szansę. "Chcemy od
niej dużo więcej niż zawodowych rzeczy. Ona jest nasza."
"Przepraszam?" Paul stracił uśmiech. To, że Theron sprawił, iż brzmiała
jak dziwka, którą kupili było prawie tego warte, choćby po to, by zobaczyć
zaskoczenie na twarzy Paula. "Mówisz, że z nią sypiasz?"
"Paul!" upomniała blondynka.
"Naprawdę nie rozumiem, jaki w tym twój interes" wypluła Tally.
Theron uśmiechnął się do Tally, obejmując dłonią jej nadgarstek.
Przygryzła wargę, powstrzymując chęć drżenia. Potem, by pogorszyć sytuację,
wyrysował kciukiem kółka nad jej pulsującym tętnem. Tymczasem Connor
przesunął palcami po jej szyi.
Przez chwilę zapomniała o Paulu i skupiła się na uczuciu dwóch
pieszczących ją mężczyzn .
"Tally jest zbyt wyjątkowa dla tylko seksu" powiedział Connor,
przygważdżając ją wzrokiem.
Theron uniósł jej dłoń do ust i pocałował nad skaczącym pulsem. "Zgadza
się. Jesteśmy zainteresowani jej stałym posiadaniem. Jest jedyną kobietą, która
może nas dopełnić."
Pożądanie zalało jej rdzeń. Ogień wystrzelił z sutków aż do łechtaczki.
Jeśli w tej chwili mogłaby zdobyć sam na sam z dwójką tych gości, wszystkie
zakłady obstawione. Mówienie rzeczy, które były bezbłędne dla jej eks, nawet
bez ich proszenia, oznaczało, że Theron i Connor, byli idealni do tego, czego
potrzebowała.
"Ochhh" powiedziała Candy, przerywając intymną chwilę pomiędzy
Tally, Connorem i Theronem. "Jesteście słodcy. Dlaczego nie mówisz mi takich
rzeczy, Paul?"
Tally odchrząknęła. Jej umysł był wirującym erotycznym obrazem, w
którym Theron i Connor robili jej jakieś sprośne rzeczy. A ona błagała o więcej.
"Cóż" powiedział Paul stłumionym głosem. "Zobaczymy się w środku."
Wszedł do prywatnej sali i zostawił ich bez słowa.
"Jezu, jesteście dobrzy." Umysł Tally zawirował. Obaj wciąż ją pieścili i
byli teraz sami. Zmysłowe uśmiechy robiły jej płucom coś, czego nie mogła
wyjaśnić. To było tak, jakby straciła zdolność normalnego oddychania.
"Możecie teraz przestać."
Theron zachichotał. Dźwięk sprawił, że stanęły jej włoski na ramionach.
Był głęboki, ciepły i tak seksowny, że jej dziewczęce części zadrżały z potrzeby.
"Dlaczego mielibyśmy to robić?" Zapytał Connor niskim i szorstkim
głosem. Jego lekki dotyk pchnął ją bliżej zapomnienia o tym, po co tu była i
skupienia bardziej na tym, co chciała zrobić.
"Um ..." Jak brzmiało pytanie? "Gerri ci nie wyjaśniła, że muszę tylko
udawać, że się z kimś spotykam, żeby moja rodzina zobaczyła, że nie jestem
totalną frajerką i żeby mogli pocałować mnie w dupę?"
"Wolałbym, żebyś to nam dała ten przywilej" powiedział łagodnie
Theron.
Zamrugała i spojrzała mu w oczy. "Jaki przywilej?"
"Całowania twego rozkosznego tyłka."
Łał.
Odsunęła się od nich, jej umysł był totalnym bałaganem chęci i potrzeb.
"Czekajcie sekundę. Tak naprawdę nie spodziewałam się dzisiaj dwóch
towarzyszy. Naprawdę nie wiem, co zrobić z wami dwoma. I nie musicie
zachowywać się tak, jakbym była najgorętszą kobietą na świecie, kiedy nikogo
nie ma w pobliżu."
"Ale dla nas jesteś najgorętszą kobietą" stwierdził Theron, a Connor
skinął głową.
Zamknęli odległość wokół niej. Nie chciała ich pragnąć, ale tak było.
Obaj mężczyźni wyciągnęli z niej jakieś głębokie pierwotne pragnienie. Jakby
odkryto całą jej nową część i nie była pewna, co z tym zrobić.
"Sprawimy, że to będzie dobre" powiedział Connor, jakby czytał w jej
myślach.
Och, nie miała co do tego wątpliwości.
Theron otoczył jej policzek. "Nie, sprawimy, że będzie to dla ciebie
cholernie niesamowite."
Jezusie Chrystusie!
"Wszystko, co musisz zrobić, to dać nam szansę." Connor pogładził
rękoma krzywiznę jej tyłka.
Była obolała z podniecenia. "Szansę na co?"
"Bycie naszą"
"Musimy wejść do środka" wymamrotała. Tylko połowa jej mózgu
przypominała jej, że są o jedne drzwi od chaosu i potrzebowała kontrolować
swoje hormony.
* * *
Connor obserwował Tally z drugiego końca pokoju. Theron podał mu
kieliszek szampana.
"Co o tym myślisz?" zapytał Theron.
Connor wiedział, co chciał wiedzieć Theron. Czy była stabilna
emocjonalnie i wystarczająco silna, by stać się częścią ich triady Alfa? Była.
Choć było w niej dużo smutku i bardzo wybuchowego podejścia, Tally była dla
nich idealna. Wiedział to z ciepła, które przeszyło go do szpiku, kiedy jej
Paranormal Dating Agency, Book 1 Talia Barca potrzebuje się umówić. Bardzo. Korzysta z usług Paranormal Dating Agency, z nadzieją na porządnego faceta, którego zabierze na ślub. Ślub, na który jej eksmąż wkręcił się jako gość. Connor i Theron chcą, by Tally uzupełniła ich triadę Alfa. Jest seksowna, zaokrąglona i zabawna. Ale jest człowiekiem. I nie są pewni, czy pójdzie na związek z dwoma mężczyznami jednocześnie. Jakby decyzja oddania się dwóm mężczyznom nie była wystarczająco trudna, Tally będzie również musiała poradzić sobie z zagrożeniem ze strony stada. Albo udowodni, że jest wystarczająco silna, by być partnerką Alfy, albo znajdzie się na łasce okrutnego przeciwnika. Ostrzeżenie: Ta książka zawiera mnóstwo ostrego seksu (w tym trójkąt tak gorący, że sprawi, że zaskwierczy ci czytnik), język dla dorosłych (bara-bara bez brudnej gadki nie jest zabawą) i przemoc. Jeśli to nie coś, co lubisz, pomiń ją. Jednak jeśli lubisz brudny, pełen sprośności seks z nutą sarkazmu i dwójką gorących mężczyzn na jednej krągłej dziewczynie, to dla ciebie idealne. Baw się dobrze! Tłumaczenie nieoficjalne: Claws&Fangs, alicjasylwia Korekta: alicjasylwia
1 Talia Barca patrzyła ponuro na drinka. Jak przeżyłaby ponowne ujrzenie swego byłego męża? Bękarci szczur. "Co więc zamierzasz zrobić?" zapytała jej kuzynka, Nita Islas. Ciche pytanie przełamało niedolę Tally. "Nie wiem" wymamrotała i podniosła cierpkie amaretto do ust. Chwyciła mocno zimne szkło, by drżenie dłoni nie spowodowało, że je upuści. Głupie nerwy. Nie było prawdziwego powodu do zdenerwowania, a jednak taka była. Co z tego, że nie widziała eksa od lat. Cała jej rodzina została zaproszona na nadchodzący ślub kuzynki, na ślub, w którym on też uczestniczył. To nic nie znaczyło. Okej, to znaczyło, że musiała znowu zobaczyć tego jełopa. Na domiar złego, gdyby się nie pojawiła, wyglądałoby jakby tego nie przebolała. Jakie to głupie, skoro to ona wystąpiła o rozwód. "Przestań tak mocno myśleć, skarbie." Nita wzruszyła ramionami. Jej czarny top z łódkowym dekoltem zsunął się na bok i ukazał błyszczący na złotobrązowej skórze biustonosz. "Mam na myśli, że cała nasza rodzina powinna wiedzieć, że był dla ciebie palantem." "Już wiesz, że myślą, że to było nieporozumienie. Całą gównianą sytuację pogarsza fakt, że dla większości z nich był świetny. Dlatego nigdy tak naprawdę nie wypchnęli go ze swego kręgu." Przełknęła drinka, osuszając to, co zostało w szkle. "Gdyby moi rodzice przez większą część roku nie podróżowali, też by cię wspierali. To nie fair, jeśli o mnie chodzi. Mam na myśli, że facet był dla ciebie kutasem." Kutas z małym kutasem. Tak go nazwała, gdy już zrezygnowała z prób naprawienia gówna. Westchnęła. Cały tydzień bliskości Paula podczas uroczystości weselnych nie był tym, czego wyczekiwała. Miał kompleks boga wielkości Teksasu. Co nie miało sensu, bo nie miał ani ciała ani sprzętu, by to poprzeć. Niczego, z czego dana osoba powinna być dumna. Był gwiazdorskim dupkiem. "Coś wymyślę." Tally westchnęła. Lepiej niech wymyśli coś tak szybko, jak to możliwe bo inaczej będzie musiała odmówić pójścia, co wyglądałoby
jeszcze gorzej. Nie chowała się przed gównem, ale Paul był jedną z tych osób, o których sama myśl wywoływała ból głowy. Nita trzasnęła drinkiem o stół. "A co z panią Wilder?" "Gerri? Moją sąsiadką?" "Tak!" Nita pochyliła się do przodu. "Nie powiedziała ci, kiedy wychodziłyśmy dziś wieczorem, że prowadzi w mieszkaniu swoją firmę, w twoim budynku?" Brązowe oczy Nity rozszerzyły się z podniecenia. "Jak sobie przypominam, powiedziała, że to kojarzenie par, serwis randkowy lub coś w tym rodzaju." Tally zmarszczyła brwi i odgarnęła za ucho długi, czarny lok, próbując przypomnieć sobie rozmowę. Pani Wilder była jej starszą sąsiadką z naprzeciwka korytarza i mnóstwem zabawy. Były jedynymi na tym piętrze, więc Tally często odwiedzała starszą kobietę. Powód był raczej taki, że nie czuła się samotna a nie, że pani Wilder była staruszką. Tally tak naprawdę nie dogadywała się z rodziną, dzięki temu dupkowi Paulowi. Teraz spędzała dni z Nitą lub panią Wilder. Starsza sąsiadka zawsze miała mnóstwo męskich gości. Pochodziła z ogromnej rodziny i wspomniała, że w ciągu najbliższych kilku tygodni do budynku wprowadzą się jacyś z jej wnuków. "Powiedziała coś takiego" zamyśliła się Tally. "No więc właśnie!" Nita podała kelnerce puste szkło, chwyciła świeże i podniosła je do ust. "Problem rozwiązany." Może. Lub może wpadłaby w jeszcze większe gówno, gdyby pozwoliła starszej kobiecie pomieszać w swym życiu osobistym. Jeśli chodziło o mężczyzn, Tally miała naprawdę beznadziejne szczęście. Rozejrzała się po barze, który znajdował się kilka przecznic od jej budynku. Tłum był młodszy, niż ten, którym chciałaby się otoczyć, ale tak musiało być w miasteczku uniwersyteckim. Mając trzydzieści dwa lata, zaczęła czuć się jak nieszczęśliwa staruszka otoczona gorącymi młodymi mężczyznami. Nie widziała, jak polepszyć życie osobiste. "Musisz rozmawiać z większą liczbą mężczyzn" powiedziała Nita, jakby czytała w jej myślach.
"Jestem za stara na randki" burknęła, ale uśmiechnęła się do kelnerki, która podała jej nowego drinka. "Lada dzień postaram się o zestaw startowy dla kociej pani. Z mężczyznami jest za dużo roboty." Nita się roześmiała. "Zwariowałaś. Jesteś wspaniała! Co cię do cholery opętało, żeby sądzić, że jesteś za stara? Trzydziestka to młodość! " "Trzydzieści dwa." Nita przewróciła oczami. "To nie tak, jakbyś miała dziewięćdziesiątkę." "Z pewnością tak się czuję" szepnęła z napojem przy ustach. Skrzywiła się na to, jaki był mocny. Najwyraźniej kelnerka uznała, że potrzebuje większej niż zwykła dawki alkoholu. Tally musiała się zgodzić. Potrzebowała cholernego cudu. "Musisz tylko przestać spotykać się z niewłaściwymi mężczyznami" stwierdziła rzeczowo Nita. Przygwoździła Nitę spojrzeniem. "Myślałam, że już to robię. Mam na myśli pracę w biurze cholernego prawnika. Nie umawiam się z żadnym z tych dupków. Ale dlaczego, kiedy spotykam kogoś, kto wydaje się być miłym, przyzwoitym człowiekiem, okazuje się, że jest jakimś dwulicowym draniem ze stroną kutasa?" Nita uniosła brwi. "Noszenie garsonki do pracy nie oznacza, że powinnaś w niej żyć. Wyluzuj, kobieto!" Głośny odetchnęła i wskazała na Tally czerwonym paznokciem. "Musisz dać się porządnie przelecieć." "Szzz!" Rozejrzała się po barze. Kilku młodszych facetów mrugnęło w ich kierunku. Policzki rozgrzały jej płomienie wstydu. "Wyrzucą nas stąd." Nita zachichotała. "Chciałbym żeby ktoś cię bzyknął." "Zadowoliłabym się randką." Nita pokręciła głową. "Nie. Tu potrzebujemy drastycznych środków. Musisz dać się przelecieć." "Nita!" Wstrzymała oddech, zakrywając twarz dłonią. "Zamknij się! Sprawiasz, że brzmię jak zdesperowany kuguar." "Ajjj, Tally. Nienawidzę, że musisz martwić się o randkę na rodzinne wydarzenie. Jesteś taką cudowną kobietą. To nie coś, czym powinnaś się stresować. Powinnaś każdego wieczora wyrzucać mężczyzn przez swoje drzwi."
Racja. Bo była taka fantastyczna. Nie. W okularach w czarnych oprawkach, z niesfornymi, kręconymi włosami, większymi niż u większości kobiet krągłościami i nieco jędzowatą osobowością, nie uważała się za femme fatale. "Wydaje mi się, że wypiłaś za dużo tych drinków." Tally się uśmiechnęła i poklepała dłoń Nity. "Coś wymyślę. Może poproszę o pomoc panią Wilder. Kto wie? Może ona potrafi odnieść sukces tam, gdzie ja nie. " "Lubię panią Wilder. Nie obchodzi mnie, że prawdopodobnie potrafiłaby mnie przeżuć i wypluć nawet w jej wieku." Nita zmarszczyła nos. Kręciła małą słomką w szklance. "To dobrze, że cię lubi, a więc domyślnie i mnie, bo słyszałam szalone rzeczy o tych zmiennokształtnych." Tally wiedziała, że pani Wilder nie była zwykłą babcią, ale była taka kochana. I była kimś, z kim mogła dzielić swe uzależnienie od ciast. Na zmianę piekły różne rzeczy i dzieliły się ze sobą. To właśnie podsycało czekoladowe pragnienie Tally i utrzymywało ją zbyt krągłą. "Taa." Tally wypiła łyk nowego drinka. "Kto by pomyślał, że zostaniemy ze zmiennokształtną babcią tak dobrymi przyjaciółkami." Nita się uśmiechnęła. "Dlaczego nie? Jest trochę jędzowata, jak ty." "Ojej, dzięki" odparła oschle. "To jest komplement. Jestem tak zmęczona tymi pełnymi życia kobietami, które są sztuczne w tym, jak się czują. Czujesz się jędzowata? Bądź jędzowata." Nita uniosła kieliszek ku Tally. "Ten świat jest wypełniony zbyt wieloma fałszywymi ludźmi. Ty nie próbujesz być kopią kogokolwiek, Tally. Właśnie dlatego cię kocham. Zawsze będziesz oryginałem." Tally się uśmiechnęła. Stuknęła się szkłem z Nitą i siorbnęła drinka. "Dzięki. Do tej pory nie przyniosło mi to w życiu niczego dobrego." "Przyniesie" zapewniła ją Nita. "Idź odwiedzić panią Wilder i powiedz jej, że potrzebujesz pomocy. Przyznanie, że potrzebuje się mężczyzny to nie koniec świata." Tally zachichotała. "Nie potrzebuję mężczyzny. Nie całkiem. Potrzebuję kogoś, kto będzie moją randką na piekielny tydzień." Nita wzruszyła ramionami i przywołała kelnerkę po rachunek. "Może pani Wilder cię z kimś spiknie." Sapnęła. "O mój Boże! A co, jeśli spiknie cię za
jednym z tych gorących zmiennokształtnych, którzy ją przez cały czas odwiedzają?" "To byłoby coś wartego świętowania." Tally zachichotała. "Są tacy seksowni. Powiedziała mi, że ma wszystko, od niedźwiedzi, przez wilki, po wielkie koty." "Wow." Nita westchnęła. "Niedźwiedzie i wielkie koty. Miałam kiedyś najlepszego przyjaciela, który był niedźwiedziem." "Naprawdę? Kiedy?" Nita zacisnęła usta. "Kiedy mieszkaliśmy w pobliżu gór, a tata pracował w departamencie ryb i dzikich zwierząt." "To było zanim tu wszyscy wróciliście?" Nita kiwnęła głową. "Taa. Byliśmy studentami drugiego roku. Był taki słodki w okularach i z prawie zbyt niewinną twarzą. Mówiłam mu o wszystkim." "Co się stało?" "Moja rodzina wróciła tutaj. Uwielbiałam tu wracać po tylu latach w drodze, ale to oznaczało pozostawienie mojego niedźwiedziowego przyjaciela. Straciliśmy kontakt" powiedziała cicho Nita. Tally wyciągnęła jedną z wielu wizytówek, które pani Wilder wpychała jej do ręki za każdym razem, gdy ją odwiedzała. "Proszę bardzo. Dlaczego się nie zarejestrujesz i nie zobaczysz, co ci może znaleźć?" Nita z trwogą wpatrywała się w oczywistą wizytówkę. "Naprawdę sądzisz, że może mnie umówić z jednym z jej zmiennokształtnych?" "Sprawdź drobny druk. Kazała mi to czytać więcej niż raz. Umówi cię z kimkolwiek, kogo uzna za odpowiedniego dla ciebie mężczyznę." Odczytała małe słowa z tyłu kartonika i poprawiła okulary. "Więc, o tyle o ile, masz gwarancję mężczyzny. Dotychczas nie widziałam żadnego źle wyglądającego." "Ty musisz to zrobić, Tally." Nita zamrugała na nią szeroko otwartymi oczami. "Ja potrzebuję wiedzieć, czego ona dokona. Ty potrzebujesz randki. To naprawdę idealne rozwiązanie." Tally westchnęła. "Przynajmniej nie sugerujesz tych innych stron internetowych, które znajdą twojego 'idealnego' kogoś."
Nita zamrugała raz. Dwa razy. Potem parsknęła śmiechem. "Przepraszam. Po twoim ostatnim epizodzie, to nie jest zabawne." Tally zacisnęła zęby. Nienawidziła faktu, że to właśnie jej matka, ze wszystkich ludzi, wykupiła jej członkostwo w serwisie randkowym, który obiecywał znaleźć bratnią duszę. Przysięgała, że każdy mężczyzna, którego jej posłali, musiał zostać odrzucony przez każdą inną kobietę. Nie było mowy, żeby jej bratnia dusza była naprawdę czterdziestopięcioletnim mężczyzną z siedmiorgiem dzieci, które mieszkały z jego matką, nie miała zębów i pracowała maksymalnie dziesięć godzin tygodniowo. Nie było mowy. * * * Tally powędrowała do swego mieszkania. Umysłu nie opuszczała myśl o jej dylemacie. Randka na rodzinny ślub, żeby nie wyglądała przed swoim byłym na kompletnie przegraną. Właśnie po to szła. Dlaczego tym razem tak bardzo się przejmowała? Nie wiedziała. Może dlatego, że to ona została odrzucona przez wszystkich poza jej babcią i Nitą. Była tą, która tłumiła działania, podczas gdy Paula, tego dupka, przyjmowano z otwartymi ramionami. Chciała im pokazać, że ma się dobrze. Nie - chciała pokazać, że świetnie sobie radzi. Dziecinne? Absolutnie, ale miała to gdzieś. Jej budynek w centrum miasta był bardzo stary. Miał wygląd czegoś z lat dwudziestych. Jednak był dobrze utrzymany, z portierem, który miał bardzo przekonujący uśmiech i zbyt wiele zębów. "Dobry wieczór, pani Barca" powiedział Tom, człowiek od drzwi. Zmusiła się, by powitać go uśmiechem, umysł wciąż jej krążył wokół frustrującej rodziny. Pociągnął nosem. To było zwyczajne u zmiennego, wąchanie. Nie przejmowała się tym. Zbyt wiele razy był tym, który ją ostrzegał, że nowe perfumy jej nie pasowały. Dlatego z przyjemnością to zignorowała. "Cześć Tom. Miłej nocy." Pogrzebała w torebce za kluczami. Drzwi windy się otworzyły. Nie cierpiała czekać, więc rzuciła się, by ją złapać, zanim się zamknie. Kiedy dotarła do środka, wcisnęła przycisk najwyższego piętra, gdzie mieszkały wraz z panią Wilder. Drzwi niemal się zamknęły, gdy znikąd wystrzeliła ręka i je zatrzymała.
"Prawie się spóźniłem" powiedział głęboki, dudniący głos. Głos należał do dużego, zwalistego mężczyzny o włosach do ramion, ubranego w czarną koszulkę, podarte dżinsy i kurtkę motocyklową. Jasna cholera! "Przepraszam" powiedział mężczyzna za nim. Święte mokre figi. Jeśli pierwszy facet, z jego wielkim ciałem i szorstkim, surowym wyglądem, sprawił, że się gapiła, ten sprawił, że stała się niema. Niemal tak wysoki jak pierwszy, co oznaczało, że oboje mieli ponad 30 centymetrów więcej niż jej 162, ten mężczyzna jawił się jak świeżo z magazynu GQ. Miał na sobie białą koszulę z kołnierzykiem z podwiniętymi rękawami, ukazującymi przedramiona, czarne spodnie i uśmiech z dołeczkami, który roziskrzał mu oczy. "To ... okej" wymamrotała. Zapomniała o windzie i próbowała skupić się na oddychaniu. Kabina była wystarczająco duża, gdy była sama, ale z tymi dwoma męskimi górami czuła się malutka. Do diabła, czuła żar ich ciał. A było to bardzo dobre odczucie. Drzwi się zamknęły. Żaden z mężczyzn nie nacisnął przycisku. Starała się nie gapić, ale w lustrzanym wnętrzu windy było to cholernie trudne, gdziekolwiek spojrzała widziała tylko tych dwóch wspaniałych mężczyzn. Zerknęła na ciało motocyklisty, od podartych dżinsów, do wybrzuszenia w spodniach. Cholera. To było duże wybrzuszenie. Przeniosła wzrok na pierś, na pełzające mu po szyi tatuaże, aż do ust. Ust obecnie wywiniętych w seksownym uśmiechu. Kiedy dotarła do jego oczu, prawie się rozpłynęła. Barwił je kolor jasnego złota. "Cześć, jestem Theron." Chyba śnię. Przełknęła ślinę. "Jestem Tally." Jej uwaga przeniosła się na wysokiego, seksownego blondyna. Rozbrzmiał cichym pomrukiem. Zamrugała oczami. Łał. Wtedy do niej dotarło. Byli zmiennokształtnymi. Obaj będący z nią w windzie mężczyźni byli również bardzo niebezpieczni. Odchrząknęła, ani razu nie spuściła wzroku z niebieskich oczu. "Jestem Connor." Zdecydowanie mam kłopoty. Wciągnęła gwałtownie powietrze. "Cześć." Nienawidziła tego, że wyskrzeczała to słowo, ale bycie tak blisko tych dwóch sprawiało, że czuła się bardzo malutka. Nawet z dużymi biodrami i
tyłkiem nie czuła się bardzo krągłą kobietą. Zamiast tego czuła się ... mała, delikatna i ... Co z nią do cholery było nie tak? Winda oddzwoniła dotarcie na piętro. Wypadła na zewnątrz. Ani razu się nie obejrzała. Na policzki wpełzły jej wstęgi ognia. Jeśli ci faceci mieliby pojęcie, że fantazjowała o jakichś bardzo nieprzyzwoitych rzeczach, prawdopodobnie powstrzymaliby te seksowne uśmiechy. Do czego dotarło jej życie? Nie rozważała seksualnie dwóch mężczyzn naraz od ... nigdy! Teraz była gotowa wskoczyć w ramiona motocyklisty i biznesmena i błagać, by zrobili jej wszystko, co tylko możliwe. Otworzyła drzwi do mieszkania i zamknęła się. Bezpieczeństwo. Jej pośpieszne odosobnienie prawdopodobnie sprawiło, że wyglądała jak wystraszona idiotka, ale to ją naprawdę nie obchodziło. Jeśli spędzi więcej czasu z tymi dwoma, może pozwolić, by z jej ust wydobyło się coś nieodpowiedniego. Nita miała rację. Zdecydowanie musiała się bzyknąć. I to migiem.
2 Theron uśmiechnął się do Connora. Patrzyli, jak drobna i bardzo krągła kobieta prawie potyka się na obcasach, próbując uciec na drugi koniec piętra, zamieszkiwanego przez ich ciotkę Geraldine. Za kobietą dryfował zapach jej podniecenia. Była zdenerwowana, ale cholernie słodka. Z pięknymi brązowymi oczami, szeroko rozwartymi za czarnymi oprawkami okularów, długimi włosami w masie dzikich loków i z tymi uroczymi, wydętymi wargami, które wołały o uwagę, była dalece ponad piękną. Potem były krzywizny. W tej czarnej sukience skrywała to, co jasno mógłby określić cudownym ciałem. Szeroka w biodrach i wąska w talii, przyciągała uwagę. Jej duże piersi i okrągły tyłek sprawiły, że fiut stanął mu na baczność. Oblizał wargi, delektując się resztkami smaku jej potrzeby. "Chcę ją" warknął cicho Connor. Theron kiwnął głową, czując tę samą potrzebę maleńkiej seksownej kobiety. "Ja też. Możemy sobie pomarzyć." Theron nie zawracał sobie głowy pukaniem. Nasłuchiwał zbliżających się do nich kroków ciotki. Kilka chwil później drzwi otworzyły się na jego ulubioną osobę. 150cm i absolutna petarda, Geraldine "Gerri" Wilder dokładnie wiedziała, jak sprawić, by jakikolwiek mężczyzna, bez względu na to, jak stary czy wysoki, czuł się jak niegrzeczny dzieciak. "Przywlecz tu swój tyłek i pocałuj mnie." Gerri klepnęła go w ramię. Ten ruch nie zapiekł i nie zabolał, ale był to jej sposób, żeby mu przypomnieć, że była dorosła, jeśli o to chodziło. "Wiesz, że nie mogę dosięgnąć twojego policzka, chyba że mam schodek." "Przepraszam, ciociu Gerri." Zachichotał i pochylił się, by ucałować swoją ciotkę. Gerri odrzuciła białą masę długich włosów, które zwykle opadały z boku jej twarzy. Białe pasemka kontrastowały z resztą jej czarnych włosów i dodawały starszej kobiecie egzotyczności. Gerri odchrząknęła. "Zabierzcie tyłki do środka, albo znajdę ten schodek."
Theron i Connor weszli do mieszkania Gerri i uśmiechnęli się. Pachniało świeżo upieczonym chlebem, ciastem i ciasteczkami. Uwielbiali, gdy piekła, co było przez cały czas. "Wiesz, że cię kocham, Gerri" zaczął Theron. "O nie, nie." Odepchnęła ich od kuchni w stronę jadalni. "Zanim dostaniecie słodycze musicie najpierw zjeść kolację. Znacie zasady." Gerri nie przejmowała się tym, że oboje mają po trzydziestce czy też, że są gotowi, by być triadą Alfa dla Sfory Wildwoods. Nie. Troszczyła się tylko o to, żeby zachowywali się tak, jak chciała. Więc ją udobruchali. Poza tym obaj kochali ją do szaleństwa. "Jak idzie polowanie na partnerkę?" spytała Gerri, siadając do kolacji. Stół zastawiono wielkimi półmiskami jedzenia dla całej trójki. Bycie zmiennokształtnymi oznaczało duży apetyt, a Gerri przystosowała się i dogadzała siostrzeńcowi i jego przyjacielowi. Polowanie na partnerkę szło kiepsko. Z Theronem, Alfą i Connorem, Omegą, dowodzącymi Sforą Wildwoods, trudno było znaleźć partnerkę, którą mogliby dzielić. Albo Theron nie mógł znaleźć kobiety, która pomogłaby im przewodzić, ze względu na jej brak osobowości, albo Connor nie czuł, by emocje kobiety były właściwie ulokowane, żeby była ich partnerką. "Idzie nijak" odpowiedział Connor. Theron obserwował swego najlepszego przyjaciela, jedyną osobę, z którą dzielił wszystko, łącznie z kobietami, wzdychając z klęski. Ich powiązanie jako Alfy i Omegi czyniło ich bliższymi niż bliźniacy, ale także utrudniło im znalezienie kobiety. Kobiety w Sforze Wildwoods były małostkowe, zazdrosne i nie należały do żadnego rodzaju, który wybraliby jako uzupełnienie ich triady Alfa. Kobieta, której potrzebowali, musiała być ... właściwa. Musiała być otwarta, nie tylko na ich związek, ale na więź, która wyniknęłaby pomiędzy nimi trojgiem. Gdy ich więź zostanie przypieczętowana byłaby tak samo Alfą jak Theron i tak samo emocjonalnie empatyczna jak Connor. "Gdybyście chłopcy przestali być tak praktyczni" mruknęła Gerri, przekazując Connorowi górę tłuczonych ziemniaków. "Wtedy byłoby łatwiej."
Connor pokręcił przecząco głową, blond włosy miał rozczochrane od przeczesywania palcami. "Musi być właściwa. Kobieta sama w sobie. Z dopasowaną osobowością. Ktoś, kogo nie przerazi fakt, że jesteśmy tym, kim jesteśmy." Theron uśmiechnął się. "I lepiej żeby była rewelacyjna." Gerri spiorunowała go wzrokiem i wywinęła wargę. "Oczywiście, jak moglibyśmy zapomnieć o tym ważnym fragmencie?" "Hej." Theron zachichotał. "Musi się zgodzić zarówno z naszymi ludzkimi, jak i zwierzęcymi stronami. To cztery stopnie aprobaty." Ciemna brew Gerri powoli się uniosła. "Bo jesteś tak wymagającym Alfą." Potem zwróciła się do Connora. "Wiem, że potrzebujesz emocjonalnego połączenia. Ale on?" Wskazała palcem na Therona. "On jest dziwką." Nie. Nie był. Theron uwielbiał kobiety. Wszystkich kształtów i rozmiarów. Chociaż wolał niskie, krągłe, z większą ilością ciałka do trzymania. Naprawdę spodobały mu się okulary i długie kręcone włosy sąsiadki Gerri. Przypominała mu seksowną bibliotekarkę lub nauczycielkę. Były tam też jej wargi. Chryste te wydęte wargi posłały mu natychmiastowy obraz jej ust na jego penisie. "W każdym razie, poddajemy się" powiedział Connor. "Chcemy, byś nam pomogła." Gerri poprawiła się na krześle. Zanim się odezwała, zerknęła od jednego do drugiego. "Oboje się z tym zgadzacie?" Nie, jeśli Theron miałby tu swe zdanie. Ale gdyby mogła sprawić, by byli z kimś tak seksownym jak jej sąsiadka, był całkowicie za. "Tak" zgodził się półgłosem Theron. Gerri spojrzała na niego. "Zrobisz wszystko, co powiem, by zdobyć właściwą towarzyszkę?" Nienawidził konieczności zwrócenia się do serwisu randkowego, nawet jeśli dotyczył paranormalnych.
"Tak. Wiem wszystko o sukcesie twojej usługi randkowej ciociu Gerri. Nie podoba mi się, że muszę przez to przejść, by znaleźć kogoś, kto powinien przyjść do nas naturalnie." Gerri wzruszyła ramionami, krojąc stek, a potem się uśmiechnęła. "Czasami potrzebujesz dodatkowej pary rąk." Zachichotała. "Cóż, w twoim przypadku trzeciego zestawu." Jego ciotka była zbyt wymagająca. Connor się uśmiechnął. Potem wszyscy zachichotali. "Potrzebujesz od nas listy?" zapytał Theron. Wiedział już, kogo zasugeruje. Nawet jeśli nie byłaby dobrym materiałem na partnerkę, chciałby położyć ręce na sąsiadce ciotki. Jej zapach obudził jego wilka, a ten chciał się bawić. Gerri zmarszczyła brwi. "Czy wyglądam jak amator?" Niebieskie oczy Connora się rozszerzyły. "Nie ale..." "Przyjmiesz to, co zaproponuję i nie będziesz mnie przepytywał. Wiem, kogo potrzebujecie." I właśnie dlatego to Gerri była tą, która obsługiwała Paranormal Dating Agency, a oni zajmowali się sforą. "Jeśli jesteś pewna, że niczego od nas nie potrzebujesz, to jesteśmy otwarci na każdego, kogo masz na myśli" stwierdził za nich Theron. Omawiali to. Dzielenie się kobietą nie było dla nich niewygodne. Ze względu na ich związek łatwiej było o więź z kimś trzecim. Choć nie byli związani krwią, związek między nimi był tak silny, że wyglądał niemal jak jeden byt. Theron był Alfą, który walczył i trzymał ludzi w szeregu. Connor był emocjonalną liną, która jednoczyła sforę. Brał na siebie ciężar bólu, frustracji i przekształcał to wszystko w kojący pokój. Razem tworzyli parę Alfa. Gdy będą mieć partnerkę, będą triadą Alfa. Po posiłku przenieśli się do salonu. Właśnie wtedy Gerri pozwoliła im zjeść ciastko. Theron nawet nie próbował ukryć swej miłości do wypieków ciotki. W pieczeniu Gerri była niesamowita.
"Powinniśmy cię zabrać, żebyś zamieszkała z nami, ciociu Gerri" mamrotał Theron pomiędzy kęsami ciasta. "Nie sądzę. Mam biznes do prowadzenia." Uśmiechnęła się szeroko i usiadła na wygodnej kanapie. "Poza tym wy dwaj jesteście tu mile widziani, możecie mnie odwiedzać, kiedy tylko zechcecie." "Więc..." Connor zerknął na niego. Zmartwione spojrzenie mówiło Theronowi, że potrzebuje pewności co do sprawy partnerki. Oboje wiedzieli, że kobiety w stadzie mogą utrudnić życie każdej kobiecie, którą wybiorą, jeśli nie będzie częścią Sfory Wildwoods. "Connor, kochanie." Gerri pochyliła się i poklepała go po kolanie. "Przestań się tak bardzo stresować. Nadejdzie i dla ciebie właściwa kobieta." Zwróciła się do Therona. "Muszę się upewnić, że oboje zrobicie to, co mówię. To nie będzie tak proste, jak można się spodziewać. To nie tak, że znajdę waszą partnerkę w mgnieniu oka." Zwierzę Therona przeszło w tryb ostrzegawczy. Martwił się, że poleganie na serwisie randkowym byłoby kolejną porażką w poszukiwaniu partnera. "Rozumiemy." "W porządku." Przytaknęła ostro Gerri. "Przygotujcie się wkrótce na możliwą randkę. Może to będzie trochę niecodzienne, ale myślę, że dla was zadziała, chłopcy." Theron spojrzał na pyszne ciasto, już nie głodny. Zrozumiałe, że cokolwiek związanego z partnerką byłoby nowym wyzwaniem. Nie zdawali sobie sprawy, jak wielkie to będzie wyzwanie. Kiedy rodzice Therona i ich trzecia zginęli w pożarze lasu, nie do końca rozumiał trudność bycia częścią triady Alfa. Wiedział tylko, że rodzice tego od niego oczekiwali, a zrobiłby wszystko, co konieczne, by utrzymać cugle sfory. Nawet jeśli oznaczało to wyjście poza sforę, by znaleźć ich trzecią. * * * Tally już przebrała się w piżamę, gdy pani Wilder wysłała jej wiadomość, żeby przyszła po trochę ciasta. Zapach kobiecych wypieków wypełnił mieszkanie Tally i sprawił, że zaczęła pożądać słodyczy, jakby szukała odlotu. Nie musiała pukać, Gerri otworzyła drzwi, zanim jeszcze do nich dotarła. "Cześć, pani Wilder."
Gerri przewróciła oczami i gestem zaprosiła ją do swojego mieszkania. "Powiedziałam ci, że pani Wilder sprawia, że czuję się stara. A nie jestem taka stara." Tally uśmiechnęła się na widok dąsów starszej kobiety. Usiadła na jednej z ładnych beżowych sof Gerri. Ciasto było już podane i leżało na stoliku do kawy, wraz z herbatą. "Bardzo dziękuję, Gerri." Tally nie martwiła się o późne jedzenie. Była zbyt zestresowana, by myśleć o swoim ciele. Poza tym przez większość czasu dobrze się czuła w swojej skórze. Chyba, że wpatrywali się w nią naprawdę seksowni mężczyźni, jak ci dwaj w windzie. Jakby była ucztą, a oni głodowali. To z pewnością sprawiło, że zaczęła się zastanawiać, czy w jej ciele czegoś brakowało. Jakieś wyobrażenie, którego nie była świadoma. Mężczyźni zazwyczaj nie wychodzili z siebie, żeby się do niej uśmiechnąć, tak jak ta dwójka. "Proszę bardzo." Gerri usiadła naprzeciwko i podniosła leżący obok niej notatnik. "Więc, myślałam o twojej wiadomości." Tally wiedziała, że powinna była lepiej to opisać, ale nie mogła. Prawda była taka, że potrzebowała pomocy. "Potrzebuję twojej pomocy, zanim wypadnę przed moją rodziną jak przegrana." Wargi Gerri drgnęły i wygięły się w pełnym uśmiechu. "Nie będziesz wyglądać jak przegrana." Machnęła niebieskim długopisem w kierunku Tally. "Teraz mnie masz. Nigdy bym na to nie pozwoliła." Tally pomyślała o swoim byłym i członkach jej rodziny. Wszyscy byli tak blisko. Zawsze czuła się obca w rodzinie z powodu Paula. Nita była jedyną, która znała jej stronę i jej wierzyła. Wszyscy inni zostali przejęci dzięki zręcznej grze Paula. Wiedział, jak sprawić, by ludzie wierzyli w to, co chciał. Przez jakiś czas sama była jedną z osób, które w niego w pełni zainwestowały. Aż pewnego dnia, klapki na oczach zniknęły. "Wymyśliłaś coś?" zapytała Tally. Nerwy sprawiły, że zatrzęsła jej się ręka. Nie cierpiała być taka niepewna. Nie mogła nie pójść na to cholerne wesele. Paul oderwał ją od grupy i sprawił wrażenie, że to ona zniszczyła ich relację, a nie jego kłamstwa. Nie miała nic do ukrycia. Więc dlaczego powinna być tą wykluczoną. Pieprzyć Paula. I resztę rodziny, jeśli czuli, że zawiniła w związku zbyt spieprzonym by działał. Byłaby przeklęta, gdyby pozwoliła im się odepchnąć. Jeśli nie pójdzie, to będzie jej wybór. Nie ich opinie.
"Tak." Gerri studiowała ją przez dłuższą chwilę. "Okej..." "Mam do ciebie kilka pytań." Gerri spojrzała na swój notes. Tally podniosła herbatę i pociągnęła łyk. "Czy kiedykolwiek byłaś w trójkącie?" Zakrztusiła się herbatą, którą miała w ustach. Gerri bez mrugnięcia okiem podała jej serwetkę, jakby była przyzwyczajona do takiej reakcji. "Przepraszam?" Zakasłała. "Kochanie, wiesz, co to jest trójkąt, prawda?" Twarz Gerri zmarszczyła się w trosce. "Tak. I nie, nigdy nie byłam w trójkącie." Co to, u diabła, miało wspólnego z umówieniem jej na randkę na potrzeby ślubu z piekła rodem? "Czy byłabyś temu przeciwna?" Gerri pokręciła głową. "Poczekaj, to nie tak." Dzięki Bogu uświadomiła sobie, że to źle pytać ją o takie rzeczy. "Chodzi mi o to, czy kiedykolwiek pozwoliłabyś sobie być zaangażowana z dwójką mężczyzn naraz?" Zamrugała. Otworzyła usta ze zdziwienia. Nie mogła nawet znaleźć sposobu, by jej powiedzieć, że to absolutnie nie jej sprawa. Najwyraźniej poproszenie tej starszej kobiety o pomoc było złym pomysłem. "Gerri." Odstawiła filiżankę, gotowa do wstania. "Naprawdę nie sądzę ..." Gerri rzuciła jej spojrzenie, które ją zamknęło. "Gdyby było dwóch mężczyzn, którzy mogliby dać ci najbardziej niesamowity seks twojego życia, zrobiłabyś to?" Cóż, kiedy ujęła to w ten sposób. "Um." Przygryzła wargę. "Razem?"
"Tak, razem." "Czy zamierzają robić coś między sobą czy tylko ze mną?" Gerri westchnęła ciężko. "Nie, kochanie. Całkowicie z tobą." "Hej, nie za wiele wiem o tych rzeczach i jak to działa" powiedziała lekko zirytowana tym, że Gerri spojrzała na nią, jakby po raz pierwszy miała uprawiać seks. Uprawiała seks, do cholery. Nie jakiś tam niesamowity seks. Ale na pewno mnóstwo kiepskawych stosunków seksualnych. "Przepraszam, Tally. Nie chcę stawiać cię w defensywie. Istnieją trójkąty, które angażują mężczyzn i kobiety, wszystkich razem. Chcę poznać twoje preferencje." "Nie byłabym niechętna próbom. Chodzi mi o to, że nie jestem cholerną dziewicą, ale nie utknęłam również w średniowieczu. Nie jestem najbardziej żądną przygód kobietą" przyznała. "Dwóch przystojnych mężczyzn? Dających mi świetny seks? To nie wymaga przemyśleń." Gerri zachichotała. "Inteligentna kobieta." Pochyliła się, próbując zobaczyć, co do diabła jest w notatniku. "Co to ma wspólnego z moją randką?" "Nic. Jedynie ciekawość." Wzruszyła ramionami. "W moim systemie jest tak wielu przystojnych mężczyzn. Chcesz opisać, jaki ci się podoba? Jesteś bardziej za biznesmenami z życzliwym spojrzeniem i niegodziwym uśmiechem, czy wolisz gorących motocyklistów z tatuażami i opinającymi tyłek dżinsami?" "Cholera. Gdybym mogła sprawić, by ci dwaj stali się jednością, byłabym najszczęśliwszą kobietą na świecie." Westchnęła. Gerri opisała tych dwóch mężczyzn z wcześniej. Obraz dwóch mężczyzn zadowalających ją na różne sposoby, sprawił, że jej temperatura gwałtownie skoczyła. "Masz już kogoś na myśli?" Gerri po raz pierwszy spojrzała szeroko. "Masz!" Pokręciła głową w zaprzeczeniu, a na jej policzkach zatliło się ciepło. "Pamiętałam twoich wcześniejszych gości. Ci faceci byli grzesznie seksowni."
Powolny, drapieżny uśmiech przesunął się po ustach Gerri. "Mój siostrzeniec i jego przyjaciel. Tak, to bardzo przystojni chłopcy." Bardziej piekielnie gorący, ale przystojni też pasowało. "Jakie masz szczęście z mężczyznami?" zapytała Gerri. Nie zawracała sobie głowy kłamaniem. "To kanał. Jedyne, co spotykam, to idioci lub odrzucenia z tego dziwacznego klubu randkowego." "Naprawdę? A jesteś taką ładną dziewczyną" pomyślała Gerri. "No weź, Gerri." Wykrzywiła usta w nieszczęśliwym uśmiechu. "Wiem, że nie wyglądam źle, ale moje włosy są zbyt kręcone, mam zbyt wiele krągłości, a mojej postawie najwyraźniej brakuje nieco słodyczy, o czym opowiadały mi ostatnie dwie randki." Zacisnęła zęby. "Powiedzieli również, że nie powinnam mieć tak wysokich oczekiwań, ponieważ wygląd to nie wszystko" burknęła, składając ręce na piersi. "To dlatego, że wspomniałam jednemu facetowi, że jego zdjęcie profilowe to nie on." "Och?" W głosie Gerri zabrzmiało zainteresowanie. "Użył zdjęcia bardzo przystojnego mężczyzny. Człowieka, do którego nie był podobny." Zmarszczyła brwi, znów rozzłoszczona tym epizodem. "Zdjęcie najwyraźniej należało do brytyjskiego aktora. Mój randkowicz powiedział, że zawsze mówiono mu, że wygląda jak aktor, więc nie widział potrzeby, by publikować własne zdjęcie, kiedy mógł załatwić sprawę tym." "Ale nie wyglądał jak ten aktor?" Przygryzła wargę, żeby powstrzymać się od warczenia. "Nie. Aktor miał włosy. Moja randka nie. Aktor był wysportowany. Moja randka wyglądała jak flejtuch. Miał plamy z potu. I ... " Ścisnęła nos. "Miał naprawdę żółte zęby." "Wow" powiedziała Gerri. "To brzmi jak okropna randka." "Było gorzej." Spojrzała na swój talerz pokryty smugami lukru. "Zabrał mnie na kawę i musiałam za niego zapłacić, bo 'zapomniał' portfela." "Och, biedna dziewczyno." Gerri sapnęła z przerażeniem. "Mam co najmniej sto takich historii. Randki są do bani i nie zamierzam już tego robić. Ale potrzebuję kogoś z kim mogę pójść na rodzinny ślub i chcę, żeby ten mężczyzna był najgorętszym, jakiego możesz znaleźć. Nawet jeśli
nigdy więcej go nie zobaczę" powiedziała z nadzieją. "Chcę, żeby wszyscy zamknęli już gęby na moją randkową egzystencję. Więc, możesz pomóc? Gerri kiwnęła głową. "Tak, wierzę, że mogę." "Im gorętszy mężczyzna, tym lepiej. Chcę, żeby mieli o czym gadać." Chichot Gerri wypełnił mieszkanie. "Moja droga, zdecydowanie jesteś moim rodzajem klientki. Mam dokładnie to, czego potrzebujesz." "Dobrze." Wstała. "Potrzebuję go na moje pierwsze spotkanie, przyjęcie dla przyszłej panny młodej, za tydzień. Poproś, żeby pojawił się w restauracji. Nie mam czasu, wracać do domu. Mam długi dzień i tam będziemy musieli się spotkać." Ruszyła do drzwi z Gerri u jej boku. "Ufam twojemu instynktowi. Więc kogokolwiek wybierzesz, nie mam nic przeciw." Gerri się uśmiechnęła. "Cieszę się. Jednak zachowasz otwarty umysł, prawda?" Miała jak najbardziej otwarty umysł. Cholera. Pozwoliła starszej przyjaciółce znaleźć sobie mężczyznę na wesele. Jeśli to nie było szalone, nie wiedziała, co było. "Tak, będę miała otwarty umysł." Zatrzymała się przy drzwiach. "Upewnij się, że ma włosy, ładne zęby i czyste ubranie. Poza tym, prawdopodobnie na wszystko inne mogę machnąć ręką." "Zrobi się" obiecała Gerri. "Nie martw się. Twoja wymarzona randka stanie się rzeczywistością." Zaśmiała się. "Zadowolę się miłym gościem. Kimś, kto nie spodziewa się, że będę znosić odór jego ciała." "Zaufaj mi, tu nic takiego się nie zdarzy." Skinęła głową i pomachała, kierując się ku jej stronie piętra. "Dobranoc, Gerri." "Dobranoc, Tally. Miej wiarę. Wszystko się uda." Łatwiej powiedzieć niż zrobić.
3 Tally warknęła i zatrąbiła. Ponownie. Była spóźniona. Jej randka prawdopodobnie już sobie poszła. Nie żeby w jakiś sposób mogła wiedzieć, że ten dupek, jej szef, przekaże jej stos wezwań do rozpatrzenia, gdy kierowała się do drzwi. "Sukinsyn." Prawnicy byli do dupy. Ruch w godzinach szczytu tylko zwiększył jej frustrację, ale odsunęła to. Gerri zadzwoniła i powiedziała, że będzie miło zaskoczona swoją randką. Podniecenie Tally ponownie wzrosło. Choć to przedślubne przyjęcie było dalekie od jej pomysłu idealnej randki, chciała zrobić pewne "podwójnie pieprzę, co myślisz" wrażenie na swej rodzinie. Mam nadzieję, że jakikolwiek gorący mężczyzna, którego wybrała Gerri, pomógłby jej wykonać tę robotę. Przeciągnęła lepkimi dłońmi po spódnicy jej niebieskiej maxi sukni bez ramiączek. Zwykle nie nosiła tych bez ramiączek, ale ta była ładna i bardzo spodobało jej się jak leży. Nita skłoniła ją do zakupu. Mówiąc, że sprawiała, iż wygląda zmysłowo i seksownie. Spędziła lata ignorując swój seksapil i ukrywając krzywizny, ponieważ według niej była gruba. Już tego nie robiła. Jej ciało należało do niej, a jeśli chciała się rozebrać do zera i pokręcić tyłkiem dla nowej randki, to właśnie by zrobiła. Zaraz po tym, jak wypiłaby kilka drinków. Płynna odwaga była jej najlepszą przyjaciółką. Restauracja, którą rodzina wybrała na to przyjęcie była kosztowna. Oznaczało to, że wszyscy musieli odpowiednio wyglądać. Powietrze uwięzło w jej piersi. Zapomniała powiedzieć Gerri, by się upewniła, że mężczyzna byłby odpowiednio ubrany. Nie będzie wariowała. Żadnego wariowania. Cholera, była szalona. Co jeśli facet pojawiłby się w szortach i podkoszulku? "Och, panie" uderzyła ręką w kierownicę, gdy skręciła za róg, by wjechać na parking restauracji. Jej mózg zadecydował, że to właśnie się stanie. Jej randka byłaby nieodpowiednio ubrana, a ona skończyłaby jak głupia. Nie tego potrzebowała.
Wyskoczyła z samochodu. Zapomnijcie o skromności i opanowaniu, rzuciła się do wejścia do hotelu i pobiegła do prywatnego pomieszczenia. Nadepnęła na wilgotne miejsce na podłodze i poślizgnęła się w korytarzu. Bam! Uderzyła w ogromne ciało, które pojawiło się znikąd. Masywne dłonie otoczyły jej ramiona, by utrzymać ją w pionie. Podniosła wzrok i straciła oddech. "Cześć, piękna Tally" powiedział blondyn, którego poznała w windzie w swoim budynku. Zanim zdążyła znaleźć głos, pojawił się gorący numer dwa z windy. Weszła do Strefy Mroku. "O Boże" wymamrotała. "Ma świetny głos" powiedział motocyklista. Czekaj. Pamiętała jego imię. Theron. A blondyn był Connorem. "Co... co tutaj robisz?" zapytała. Nie powstrzymała podziwu, jak niesamowicie obaj wyglądali w garniturze. Ślinka napłynęła jej do ust. W zwykłych ubraniach mężczyźni byli wystarczająco gorący, by stopić majtki, ale w garniturach nadawali nowe znaczenie moczącej majtki seksualności. "My" powiedział Theron, gdy podszedł do niej. "Jesteśmy twoimi randkami na kilka następnych dni." Sapnęła. Nie ma mowy. Gerri nie mogła być tak złośliwa. "Myślę, że musisz się mylić." Connor się uśmiechnął, a jego gwiazdorski uśmiech przybrała charakter grzesznego orgazmu. "Jesteśmy twoimi randkami, Tally. Odrzuciłabyś nas?" "Nie potrzebuję dwóch randek" stwierdziła bardziej do siebie niż do nich. Naprawdę nie potrzebowała dwóch seksownych mężczyzn przyglądających się jej, jakby była najgorętszą kobietą na świecie. Prawda? Theron spuścił głowę. "Jesteśmy parą" wyszeptał przy jej uchu, jego oddech połaskotał bok jej twarzy. Stłumiła jęk i zacieśniła chwyt lewej ręki. W tym momencie ktoś skręcił za róg. To był Paul ze swoją nową dziewczyną. Naprawdę miała pecha.
"Talia?" spytał Paul, zerkając na Tally i jej eskortę. "Jestem zaskoczony, widząc cię tutaj." Jego ton mówił, że spodziewał się, że się wycofa, bo on tam był. Nie w tym życiu palancie. "O? Dlaczego? Powiedziałam Rolandowi i Susan, że przyjdę." Zmusiła się do uśmiechu. Gniew rozgrzał jej krew. Chciała rzucić się i zmieść mu z twarzy ten napuszony uśmieszek. "Kim są twoi towarzysze?" zapytał Paul, wypychając szczupłą blondynkę do przodu. "To jest Candy." "Miło cię poznać." Blondynka się uśmiechnęła. Była przyjazna, a Paul uśmiechał się wyniośle. Tally spojrzała na dwóch mężczyzn po obu jej stronach. Co mogła powiedzieć? "Jestem Theron, a to jest Connor" przedstawił za nią Theron. "Jesteście współpracownikami Tally?" zapytał Paul, zbyt zainteresowany. "Nie" odpowiedział Theron, zanim Tally otrzymała szansę. "Chcemy od niej dużo więcej niż zawodowych rzeczy. Ona jest nasza." "Przepraszam?" Paul stracił uśmiech. To, że Theron sprawił, iż brzmiała jak dziwka, którą kupili było prawie tego warte, choćby po to, by zobaczyć zaskoczenie na twarzy Paula. "Mówisz, że z nią sypiasz?" "Paul!" upomniała blondynka. "Naprawdę nie rozumiem, jaki w tym twój interes" wypluła Tally. Theron uśmiechnął się do Tally, obejmując dłonią jej nadgarstek. Przygryzła wargę, powstrzymując chęć drżenia. Potem, by pogorszyć sytuację, wyrysował kciukiem kółka nad jej pulsującym tętnem. Tymczasem Connor przesunął palcami po jej szyi. Przez chwilę zapomniała o Paulu i skupiła się na uczuciu dwóch pieszczących ją mężczyzn . "Tally jest zbyt wyjątkowa dla tylko seksu" powiedział Connor, przygważdżając ją wzrokiem.
Theron uniósł jej dłoń do ust i pocałował nad skaczącym pulsem. "Zgadza się. Jesteśmy zainteresowani jej stałym posiadaniem. Jest jedyną kobietą, która może nas dopełnić." Pożądanie zalało jej rdzeń. Ogień wystrzelił z sutków aż do łechtaczki. Jeśli w tej chwili mogłaby zdobyć sam na sam z dwójką tych gości, wszystkie zakłady obstawione. Mówienie rzeczy, które były bezbłędne dla jej eks, nawet bez ich proszenia, oznaczało, że Theron i Connor, byli idealni do tego, czego potrzebowała. "Ochhh" powiedziała Candy, przerywając intymną chwilę pomiędzy Tally, Connorem i Theronem. "Jesteście słodcy. Dlaczego nie mówisz mi takich rzeczy, Paul?" Tally odchrząknęła. Jej umysł był wirującym erotycznym obrazem, w którym Theron i Connor robili jej jakieś sprośne rzeczy. A ona błagała o więcej. "Cóż" powiedział Paul stłumionym głosem. "Zobaczymy się w środku." Wszedł do prywatnej sali i zostawił ich bez słowa. "Jezu, jesteście dobrzy." Umysł Tally zawirował. Obaj wciąż ją pieścili i byli teraz sami. Zmysłowe uśmiechy robiły jej płucom coś, czego nie mogła wyjaśnić. To było tak, jakby straciła zdolność normalnego oddychania. "Możecie teraz przestać." Theron zachichotał. Dźwięk sprawił, że stanęły jej włoski na ramionach. Był głęboki, ciepły i tak seksowny, że jej dziewczęce części zadrżały z potrzeby. "Dlaczego mielibyśmy to robić?" Zapytał Connor niskim i szorstkim głosem. Jego lekki dotyk pchnął ją bliżej zapomnienia o tym, po co tu była i skupienia bardziej na tym, co chciała zrobić. "Um ..." Jak brzmiało pytanie? "Gerri ci nie wyjaśniła, że muszę tylko udawać, że się z kimś spotykam, żeby moja rodzina zobaczyła, że nie jestem totalną frajerką i żeby mogli pocałować mnie w dupę?" "Wolałbym, żebyś to nam dała ten przywilej" powiedział łagodnie Theron. Zamrugała i spojrzała mu w oczy. "Jaki przywilej?" "Całowania twego rozkosznego tyłka." Łał.
Odsunęła się od nich, jej umysł był totalnym bałaganem chęci i potrzeb. "Czekajcie sekundę. Tak naprawdę nie spodziewałam się dzisiaj dwóch towarzyszy. Naprawdę nie wiem, co zrobić z wami dwoma. I nie musicie zachowywać się tak, jakbym była najgorętszą kobietą na świecie, kiedy nikogo nie ma w pobliżu." "Ale dla nas jesteś najgorętszą kobietą" stwierdził Theron, a Connor skinął głową. Zamknęli odległość wokół niej. Nie chciała ich pragnąć, ale tak było. Obaj mężczyźni wyciągnęli z niej jakieś głębokie pierwotne pragnienie. Jakby odkryto całą jej nową część i nie była pewna, co z tym zrobić. "Sprawimy, że to będzie dobre" powiedział Connor, jakby czytał w jej myślach. Och, nie miała co do tego wątpliwości. Theron otoczył jej policzek. "Nie, sprawimy, że będzie to dla ciebie cholernie niesamowite." Jezusie Chrystusie! "Wszystko, co musisz zrobić, to dać nam szansę." Connor pogładził rękoma krzywiznę jej tyłka. Była obolała z podniecenia. "Szansę na co?" "Bycie naszą" "Musimy wejść do środka" wymamrotała. Tylko połowa jej mózgu przypominała jej, że są o jedne drzwi od chaosu i potrzebowała kontrolować swoje hormony. * * * Connor obserwował Tally z drugiego końca pokoju. Theron podał mu kieliszek szampana. "Co o tym myślisz?" zapytał Theron. Connor wiedział, co chciał wiedzieć Theron. Czy była stabilna emocjonalnie i wystarczająco silna, by stać się częścią ich triady Alfa? Była. Choć było w niej dużo smutku i bardzo wybuchowego podejścia, Tally była dla nich idealna. Wiedział to z ciepła, które przeszyło go do szpiku, kiedy jej