domcia242a

  • Dokumenty1 801
  • Odsłony3 262 943
  • Obserwuję1 902
  • Rozmiar dokumentów3.2 GB
  • Ilość pobrań1 947 630

Shelly Laurenston - 2 Bestia w Nim

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.6 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

domcia242a
EBooki przeczytane polecane

Shelly Laurenston - 2 Bestia w Nim.pdf

domcia242a EBooki przeczytane polecane Shelly Laurenston
Użytkownik domcia242a wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 839 osób, 473 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 317 stron)

Tłumaczenie: Night-Angel Bety: taurenormalome, champis Korekta Całości: Monia

SHELLY LAURENSTON – PRIDE 2 - BESTIA W NIM - 1 - Prolog Prawda, był pijany. Bardzo pijany. Pomysł jego ojca na właściwe pożegnanie najmłodszego syna, zanim rząd Stanów Zjednoczonych przywłaszczy sobie jego tyłek na kolejnych kilka lat. Ale to, że nie powinien wypić tych ostatnich czterech tequili, nie znaczyło, że nie wiedział, że ją tropili. Zawsze ją tropili. Zawsze z nią pogrywali. Z tego, co wiedział, już nawet nie mieszkała w domu. Jej zastępczy rodzice się tym nie przejmowali, dopóki napływały czeki. Więc przez większość czasu mieszkała w lesie jak dzikie dziecko. Tyle, że nie była dzikim dzieckiem. Tylko biedną dziewczyną, która miała nieszczęście, znaleźć się po przeciwnej stronie, niż jego młodsza siostra. Złapał ich zapach i natychmiast wiedział, dokąd się kierowali – Szkoła. Znajdą ją pod trybunami. Często się tam chowała. Mogła się schować wszędzie, jeśli tylko musiała. W przeciwieństwie do krzepkich wilczyc, ona była mała i szczupła, ale silna, jak dzikie psy. Do czasu, gdy dotarli do sali gimnastycznej, on stał już przed trybunami. Nie miał czasu jej szukać i zabrać stąd, musiał ich zatrzymać tutaj. - Cześć Bobby Ray. – Bertha znana także jako Grubokoścista Bertha zagruchała. Jego siostra, mając szesnaście lat i sześć stóp1 wzrostu, wciąż była mniejsza od Berthy. Ale była twardsza i Bertha wcześnie nauczyła się nie zadzierać z Sissy Mae Smith. Nauczyła się tego w trudny sposób. Teraz sama prześladowała mniejsze, słabsze Omegi mieszkające w mieście. Jak dotąd, wyglądało na to, że specjalnie uwzięła się na tę jedną konkretną. Tę jedną dziewczynę bez ochrony, rodziny, Sfory. Pies pośród wilków. Pan był okrutny zsyłając mu tę myśl. - Wiem, dlaczego tu jesteś, Bertha. I chcę żebyś wzięła swoich przyjaciół i odeszła. - Och daj spokój, Bobby Ray. Nie skrzywdzimy jej ani trochę. – Bertha przykucnęła, aby popatrzeć przez listwy trybun. – Czy ona tam jest? Wyjdź Jessie Ann. My tylko chcemy powiedzieć cześć. - Powiedziałem, że macie odejść. Bertha wstała, prawie tak wysoka jak on, i odrzuciła włosy na plecy. 1 Ok. 182,88 cm

SHELLY LAURENSTON – PRIDE 2 - BESTIA W NIM - 2 - - Dlaczego nie jesteś na swoim przyjęciu, Bobby Ray? - Kiedy mój ojciec zaczyna chwytać moich braci za karki i mówić im, że żyją tylko, dlatego, że nie zabił ich w kołysce, to znak dla mnie, że powinienem się zmyć. Podeszła bliżej. - Naprawdę dołączysz jutro do NAVY2 ? - Już dołączyłem, kochana. Jutro wsiadam do autobusu. – I w cholerę stąd. - Będziemy tęsknić. – Powiedziała cicho, tylko do niego. - Moja mama powiedziała to samo. – Objął ją ramieniem i skierował z powrotem do drzwi. – Słuchaj, weź stąd tych ludzi. Czekam tu na kogoś. - Kogo? - Przyjaciela, który zamierza mi pomóc, zabłysnąć w trzech okręgach. Ale nie przyjdzie, jeśli wyczuje widownie. Więc czemu nie wrócisz na przyjęcie i tam się spotkamy? – Uśmiechnął się z przymusem. – A wtedy urządzimy sobie własne przyjęcie. - Ok. Do zobaczenia za jakąś godzinę? - Jasne. – Skłamał, czułby się prawie winny, gdyby nie wiedział, że przyszła tu, by pobić dziewczynę ważącą dziewięćdziesiąt pięć funtów3 . Bertha pocałowała go w policzek i skłoniła wilki, by poszły za nią. Większość z nich już była nieźle pijana. Jeszcze kilka drinków i wszyscy padną nieprzytomni, a kiedy rano się obudzą, on będzie w autobusie i opuści Smithtown na zawsze. Kiedy ich zapach osłabł, Bobby Ray odwrócił się i skierował ku trybunom. - W porządku Jessie Ann. Możesz wyjść. – Czekał na jej odpowiedź, ale wyglądało na to, że wciąż była przestraszona. Wyłapał jej zapach, więc musiała tu gdzieś być. – Dalej Jessie Ann, wiesz, że nie musisz się mnie bać. Odprowadzę Cię do domu. – Ostatecznie miał nadzieję, że da radę. Ta tequila zaczynała w niego uderzać dość mocno. - Psiakrew, Jassie Ann, nie mam na to czasu. – Obszedł wokoło trybuny i przykucnął żeby pod nie zajrzeć. Chwiał się trochę przez alkohol, więc sięgnął i lekko położył rękę na metalowym pręcie. - Nie! Małe brązowe ręce złapały go za ramiona i pociągnęły w tył. Obydwoje uderzyli o podłogę, gdy trybuny rozleciały się jak klocki domina. Gdyby znalazł się pod nimi zmiażdżyłyby go na śmierć. 2 Marynarka Wojenna Stanów Zjednoczonych 3 Koło 43 kg – chudzielec!

SHELLY LAURENSTON – PRIDE 2 - BESTIA W NIM - 3 - Cisza, po tych ogłuszających dźwiękach trzaskającego metalu, zaszokowała go. - Ty to zrobiłaś. – Bobby Ray spojrzał przez ramię na Jessie Ann Ward. Była małym, słodkim, czymś, ale zbyt niewinnym jak na jego gust. Wielkie, szeroko otwarte, brązowe oczy, słodki, mały nosek i pełne usta obiecujące całą gamę rzeczy, których - był przekonany - ona nigdy nie byłaby w stanie dostarczyć. Długie, kręcone włosy miała związane w dwa kucyki i łatwo można było zobaczyć wiele kolorów przeplatających się w każdym z nich. Wszystkie dzikie psy miały wielobarwne futro, a gdy byli ludźmi, włosy. Brązowe, złote, blond, białe i czarne, wszystkie na jednej głowie sprawiały trudności Jessie, by być niewidzialną. Wciąż jednak, był na nią napalony od momentu, kiedy zobaczył ją po raz pierwszy, ale Jessie Ann była tym typem dziewczyny, z którym się żenisz, a nie tylko obściskujesz. A on nie miał zamiaru utknąć w tym mieście. Kolejny samiec Smith z bandą bezwzględnych synów i kobietą, która nie wie czy go kocha, czy nienawidzi, a prawdopodobnie obydwie te rzeczy na raz. - Mogłem zginąć. – Zawarczał. - Nie warcz na mnie. – Odwarknęła, siadając. – Poza tym, to nie było na Ciebie. - Nie, to było dla nich. I sądzisz, że mogłabyś sobie kiedykolwiek wybaczyć, gdyby rzeczywiście pod tym zginęli? - Nie zginęliby. To miało ich tylko odstraszyć. Jestem zmęczona tym, że polują na mnie jak na gazelę. Gapił się na nią i w końcu zobaczył wszystkie stłuczenia i siniaki na jej twarzy i szyi, prawdopodobnie schodzące w dół po jej torsie i nogach. Znów ją złapali. Szlag. Starał się ją chronić, ale to było wszystko, co mógł zrobić, Sissy Mae nie odwoła tak po prostu swoich wilczyc. Nie ma jeszcze siedemnastu lat a posiada już własną Sforę. Dziewczyny w jej wieku chodziły za nią wokół miasta jakby miało miejsce Powtórne Przyjście Chrystusa. Nie miał pojęcia, co się między nimi stało, ale Sissy Mae dała jasno do zrozumienia, że uważa, Jessie Ann za Omegę w jej sforze. Problem w tym, że Jessie Ann nie za bardzo odpowiadała ta pozycja. Więc walczyła, kiedy większość wilków Omega poddałaby się i czekała aż to się skończy. Ale ona nie była wilkiem. Była dzikim psem. I gdyby miała swoja własną sforę…, ale dzikie psy wymierały. Młodzi, których można było już nazwać dorosłymi, byli narażeni na złośliwy szczep grypy, który mógł być przenoszony przez nich podczas zmiany kształtu. To zmiotło z powierzchni ziemi więcej niż połowę dorosłych, nim ich lekarze mogli sobie z tym poradzić i wyjść ze szczepionką mogącą temu zapobiec. Ta cholerna rzecz pozostawiła wielu dziadków wychowujących szczeniaki i wiele sierot. Sierot takich jak Jessie Ann.

SHELLY LAURENSTON – PRIDE 2 - BESTIA W NIM - 4 - Tragicznie, pełno krwiste dzikie psy w Afryce, ludzie Jessie wymierali. Co oznaczało, że nie miała nikogo po za nim, kto by na nią uważał. A kiedy on jutro wsiądzie do autobusu, straci nawet to. - Jessie, musisz nauczyć się o siebie troszczyć. – Bez zastanowienia, Bobby Ray, podniósł rękę, by dotknąć jej policzka, a ona odsunęła się od niego, co zraniło jego uczucia. Zwłaszcza jego pijane uczucia4 . – Nie skrzywdziłbym cię. Odsunęła się szybko od niego. - Wiem. – Jeśli tak to, dlaczego się od niego odsuwała? Rozdrażniony chwycił jej kostkę i przytrzymał w miejscu. - Jeśli to prawda to, czemu ode mnie uciekasz? - Nie uciekam. – Ale desperacko próbowała go zmusić, by puścił jej nogę. - To przestań się awanturować! – Kłapnął zębami. Kiedy nie przestała szarpnął ją i jakimś sposobem wylądowała na jego kolanach. Sapnęła zaskoczona, jej ramiona wokół jego szyi, jej uda po obu stronach jego bioder. Przez maleńką chwilę, czuła się tam bardzo dobrze. Oparł ręce na jej biodrach. Bobby Ray wiedział, że powinien ją odepchnąć, ale wszystko, czego pragnął to przyciągnąć ją jeszcze bliżej. Wpatrywała się w jego twarz, te brązowe oczy pożerające go na miejscu. Taa, wiedział, kiedy dziewczyna go chciała, i ku jego kompletnemu zaskoczeniu, Jessie Ann Ward go chciała. Przyglądał się jak zbiera w sobie odwagę; wtedy poruszyła się, jej usta zbliżały się do jego. Mógł czuć jej słodki oddech na swoich ustach i z łatwością mógł sobie wyobrazić jak gorący byłby ten pocałunek. Wiedział, że ona smakuje niesamowicie i odpowiedziałaby mu jak nikt inny przedtem. Wiedział też, że całowanie jej byłoby najgłupszą rzeczą, jaką mógłby kiedykolwiek zrobić. Tak, więc, zbyt pijany, by miarkować swoje działania, zepchnął ją ze swoich kolan, krzywiąc się, kiedy ciężko upadła na podłogę. Bobby Ray przebiegł rękami po swoich włosach. Za jakiś czas straci je wszystkie. - My…, my nie możemy. - Nie możemy, czego? – Warknęła, podnosząc się na nogi. – Chwyciłeś mnie. – Stała i mógł zobaczyć, że miała na sobie jedną z jej koszulek Star Wars. 4 Taa te dopiero są wrażliwe…

SHELLY LAURENSTON – PRIDE 2 - BESTIA W NIM - 5 - Musi mieć takich z dziesięć i dziesięć z Poszukiwaczy Zaginionej Arki. Bardzo frajerskie, Jessie Ann. - Nie bądź zła Jessie Ann. To nie jest… - Zapomnij. – Popatrzyła na mały zegarek na swoim nadgarstku. Miała coś dziwnego z czasem, co wydało mu się fascynujące, gdyż nikt inny w mieście tego nie miał. – Mam się spotkać z przyjaciółmi w Riley’s. – Sklep z komiksami w najbliższym mieście. - Pójdę z tobą. – Nie podobało mu się to, że będzie tam sama. - Nie, nie potrzebuje Cię. – Praktycznie wypluła mu to w twarz; następnie wzięła swój za duży plecak wypełniony jej frajerskimi książkami i gazetami i założyła go na ramiona. Jak na taką drobinę, nie miał pojęcia, jakim cudem jest w stanie holować tę torbę. - To jest dla ciebie zbyt niebezpieczne iść tam o tej porze. - Spotykam się z przyjaciółmi. – Jej przyjaciele. Same samce. Często wyłapywał ich zapach utrzymujący się wokół niej. Kiedyś ich widział, kiedy z jednym kolegą dla kaprysu weszli do sklepu z komiksami. Była z tyłu z pięcioma innymi chłopakami grając w jakąś grę zawierającą tablicę, papier i wielościenną kostkę. Usłyszał, że wmieszane są też smoki i w tym momencie stracił zainteresowanie. Smoki, miecze, wróżki – wszystkie tego typu rzeczy brzmiały dla niego głupio. Ale nie podobało mu się to, że spędza czas z tymi w pełni ludzkimi facetami. Teraz lubił ich nawet mniej. Odwróciła się by odejść, ale zatrzymała się i obejrzała na niego przez ramię. - Powodzenia Smith. No wiesz jutro. Będziesz świetny. – Po czym uciekła. Nie wysilał się by pobiec za nią. Dzikie psy były niewiarygodnie szybkie, a on był zbyt pijany żeby nadążyć. Zamiast tego, Bobby Ray położył się na podłodze i zamknął oczy, zauważając, że po kilku godzinach snu poczuje się znów zdrów jak ryba. Oczywiście wszystkie te sny o małej psowatej z niewinnymi oczami, nikczemnymi ustami, tyko go wyczerpią i zostawią z pragnieniem, by sprawy toczyły się inaczej. Ale nie mogły. Nie dopóki nie wyjedzie ze Smithtown i nie zmieni swojego życia na lepsze. Wtedy może i tylko może, będzie miał coś do zaoferowania małej, psowatej z ikrą, która mogłaby upolować męskie sny i serce.

SHELLY LAURENSTON – PRIDE 2 - BESTIA W NIM - 6 - Rozdział I Szesnaście lat później… - Więc, jak źle jest? – Spytał Smitty, podając Mace’owi Llewellyn kubek gorącej kawy. - Źle. Bardzo źle. Nie mogę spać. Ledwie, co jem. Boję się, że przyjdą w środku nocy i puszczą dom z dymem. – Pokręcił głową i napił się kawy, niezdolny kontynuować. - Jak długo jeszcze? Mace wziął głęboki oddech. - Miesiąc. Ale ona mówi, o wycofaniu się. Kilka miesięcy temu myślałem, że to mnie uszczęśliwi; teraz już nie. To mnie przeraża. Smitty się skrzywił. - Nie ma nic, co mógłbyś zrobić? Kiedy tylko jego przyjaciel odwrócił wzrok, Smitty potrącił jego ramię. - Przyznaj się, hoss5 . Co zrobiłeś? - Nie rozumiesz. – Oświadczył Mace z desperacją. – Musiałem coś zrobić. Muszę myśleć nie tylko o nas, ale i o dziecku. - Co zrobiłeś? Nie był w stanie spojrzeć Smitty’ emu w oczy. - Zadzwoniłem do jej ojca. - I? - Wezwą ją z powrotem na służbę w przyszłym tygodniu. – Potrząsnął głową. – Musiałem coś zrobić Smitty. To było poza kontrolą. - Rozumiem, hoss. 5 Według mnie to coś jak „stary”, „przyjacielu”, ale że pewności nie mam, więc zostawiam tak.

SHELLY LAURENSTON – PRIDE 2 - BESTIA W NIM - 7 - - Nie, nie rozumiesz. Ona obróciła przyjaciół przeciwko przyjaciołom, sąsiadów przeciwko sąsiadom, żony przeciwko mężom. Mężów przeciwko trenerom tenisa6 . Rozpoczęła bitwę na pięści w samym środku Saks’a na Piątej Alei. Kiedy jest znudzona – obawiam się o bezpieczeństwo świata. Smitty popijał kawę małymi łyczkami, dziwiąc się jak jedna policjantka będąca na urlopie macierzyńskim może zniszczyć całe Long Island. Przed tym jak Dez urodziła, Mace umieścił ją w domu z czterema sypialniami w Northport z nadzieją, że jeśli jej się spodoba, przemyśli ponownie sprawę mieszkania na Brooklyn’ie - i najważniejsze to, jak bardzo codziennie ryzykuje pracując jako detektyw w Nowojorskiej Policji. Ale niedługo po tym jak urodziła, Dez zaczęła zachowywać się dziwnie. Nigdy nie mówiła o pracy, a Mace mógł wrócić do domu na w pełni ugotowany posiłek i do uśmiechającej się żony, która była więcej niż szczęśliwa spełniając jego zachcianki. Potem zaczęły się długie spacery z dzieckiem i psami po okolicy. Do czasu, aż Dez wróciła do domu, małżeństwa trwające trzydzieści lat były skończone. Trenerzy tenisa postrzeleni lub pobici w Country Klubie7 . Dez nie powiedziała nic, kiedy Mace ją o to pytał, za to zaproponowała mu kawałek cytrynowego ciasta bezowego domowej roboty. To wtedy facet przestał sypiać. - Ona wie? - Nie wiem. Mieli do niej dzisiaj zadzwonić, dać jej weekend i ściągnąć do pracy od poniedziałku, ale bałem się zadzwonić do domu. Smitty nie winił za to swojego przyjaciela. Fakt, mogli razem służyć w Navy SEALs8 , załapać się na walkę na pięści, dokonać inwazji na obce kraje, robić wszystko, co tylko rozkaże im rząd. Ale nigdy nie czuli takiego strachu jak wtedy, gdy Desiree MacDermot-Llewellyn z uśmiechem pyta Cię czy chcesz soli do swoich ziemniaków. - Cóż, tu zejdzie nam jeszcze kilka godzin. Mace skończył swoją kawę. - Dzięki Bogu. Nie mogę iść do domu… Ostatniego wieczoru zrobiła mi duszone mięso. – Zgniótł pusty kubek po kawie. – Nieludzka. Ta kobieta jest nieludzka. Smitty skończył własną kawę i wrzucił resztę do kosza. Spojrzał na ekran telewizora. Umieścili kamery w każdym miejscu, które im przyszło do głowy. To było ich największe zlecenie w tym czasie, Smitty chciał żeby poszło bez żadnych utrudnień. Do tej pory, zespół zatrzymał, co najmniej czternastu ludzi próbujących się wkraść na przyjęcie. Kiedy Mace powiedział mu kilka miesięcy 6 Ach ci trenerzy tenisa… 7 Chodzi o kluby dla „bogatych” z okolicy 8 United States Navy Sea, Air and Land(SEAL) - Marynarka Wojenna Stanów Zjednoczonych Morze, Powietrze i Ląd

SHELLY LAURENSTON – PRIDE 2 - BESTIA W NIM - 8 - temu, że zaoferowano im ochronę przyjęcia, głowa Smitty’ego omal nie eksplodowała. Ochrona przyjęć i imprez była dla facetów z kryminalną przeszłością, którzy nie mogli być glinami. Na pewno nie było to zadanie dla w pełni uzbrojonego zespołu, który on i Mace zmontowali, gdy założyli firmę. Wtedy usłyszał, że to nie tylko zwykłe przyjęcie, ale przyjęcie z ‘miotaczem’. Nie było to jakieś bzdurne przyjęcie, ale mokry sen dla maniaków komputerowych. Główni gracze w przemyśle komputerowym – milionerzy do miliarderów – z całego kraju przybędą na to przyjęcie jak robili to od pięciu lat. Jeśli dostałeś na nie zaproszenie mogłeś je sobie spokojnie dodać do CV. Wzmocnienie ochrony było potrzebne do ochrony poważnych gigantów, których nawet Smitty - który miał gdzieś wszystko, co wiązało się z komputerami, z wyjątkiem momentów, gdy miał wysłać e-mail albo ściągnąć jakiegoś pornosa - rozpoznawał. W kilka dni „ta gówniana robota, którą musimy wykonać” przeszła do „wszyscy biorą się do roboty” wydarzenia. Na szczęście, znali siłę ludzkich mięśni - byłych wojskowych - przeszkolonych zmiennych poszukujących nowego życia pośród cywili. Jak dotąd zatrudnili tylko trzech w pełni ludzi i byli oni najlepszymi przyjaciółmi Dez. - Lepiej wróćmy do środka. – Mace otworzył tylne drzwi. – W porządku ludzie? – Spytał dwóch facetów i kobietę patrzących na monitory i trzymających blisko telefony, by skontaktować się z zespołem. - Taa. – Odpowiedziała kobieta gwałtownie zmieniając kanały, te złote lamparcie oczy wyłapywały wszystko. - Dobrze. – Mace zamknął drzwi po tym jak Smitty wyskoczył z pomieszczenia i obaj skierowali się z powrotem na przyjęcie. Szybko sprawdzili ochronę frontowych drzwi i weszli do czteropiętrowego budynku z brązowego kamienia, który był własnością firmy, która ich wynajęła. Nie byli wielką firmą, ale wszystko wskazywało na to, że wpływową. Specjaliści ochrony komputerowej i baz danych, czy coś takiego. Żeby być całkiem szczerym, Smitty’ego to nie obchodziło. Ich pieniądze były wystarczająco zielone i mieli ich dużo. Smitty i Mace przeszli do głównej sali balowej i zaczęli się rozglądać. Ci ludzie definitywnie wiedzieli jak wydawać przyjęcia. Nie była to zwyczajna - i nudna – elegancka „czarno-biała” impreza. To było maniakalne przyjęcie do n-tej potęgi. Hardkorowa muzyka techno, stare gry wideo wzdłuż ścian, szalona liczba jedzenia i alkoholu - wszystko za darmo - i gorące kelnerki ubrane jak te niepokojące dziewczęta z Japońskich animacji. Nigdy wcześniej nie widział, tylu dziewczyn ubranych w szkolne mundurki z podwiązkami, w całym swoim życiu. Tak, Ci ludzie zdecydowanie znali swoją publiczność. - Smitty?

SHELLY LAURENSTON – PRIDE 2 - BESTIA W NIM - 9 - Smitty odwrócił się do swojego biznesowego partnera. - To jest Sierra Cohen. Pani Cohen, to mój wspólnik Bobby Ray Smith. Smitty potrząsnął dłonią kobiety jednocześnie mierząc ją wzrokiem z góry na dół. Mniam. Szakal. Nie było zbyt wiele szakali na świecie, ale te kilka, które poznał, były cholernie słodkie. Używając swojego najbardziej czarującego uśmiechu Smitty spytał. - Więc, to pani firma, pani Cohen? - Och nie. Nie, ja jestem tylko ciężko pracującym pracownikiem. Właściciele nie czują się zbyt komfortowo występując publicznie. Więc ja tak jakby, jestem twarzą firmy. - Mogę zrozumieć, dlaczego, kochanie. Zaśmiała się gardłowo i podeszła krok bliżej. - Muszę powiedzieć, panie Smith… - Smitty kochanie. Wszyscy mówią do mnie Smitty. - Smitty, muszę powiedzieć, że bardzo się ucieszyłam, że znalazłam… uch… firmę ochroniarską prowadzoną przez ludzi naszego rodzaju. Wiem, że moi pracodawcy czują się o wiele bezpieczniej z waszym zespołem, niż z ludźmi, których zwykle wynajmujemy na tę imprezę. - Cóż, jesteśmy w stanie zaspokoić wszystkie wasze potrzeby związane z ochroną. Właściwie, każdą potrzebę. Musiał przygryźć wnętrze policzka, żeby się nie roześmiać, gdy zobaczył jak Mace przewraca oczami zniesmaczony. Zanim pojawiła się detektyw MacDermot, toczyłaby się paskudna walka pomiędzy przyjaciółmi, by sprawdzić, który pierwszy będzie miał to małe kochanie w swoim łóżku. Ale teraz zarozumiały lew był sparowany i poślubił piękną policjantkę z dużymi piersiami, biedny Smitty został sam. - Dobrze wiedzieć. Jestem pewna, że znajdzie się coś, co mógłbyś dla mnie zrobić później w nocy. - Czy jest jakaś szansa – wtrącił Mace, – że dacie radę się wstrzymać z tym miłosnym festiwalem aż skończymy robotę? - Nie zwracaj na niego uwagi, kochanie. Jest żonaty. Mace warknął, a Sierra popatrzyła na niego zmieszana. - Żonaty? Dlaczego? - Bo to sprawiło, że moja siostra odczuła potrzebę, by się podpalić. Smitty zaśmiał się, doskonale pamiętając jak Missy Llewellyn wygderała i wywarczała swoją drogę na ceremonii. Wtedy Sissy Mae, Dez i Ronnie Lee,

SHELLY LAURENSTON – PRIDE 2 - BESTIA W NIM - 10 - najlepsza przyjaciółka Sissy i druga po niej w Watasze, spędziły cały dzień torturując Missy. Zdecydowanie warte obejrzenia. - Moi pracodawcy są bardzo za małżeństwem. – Dodała Sierra w zamyśleniu. – Małżeństwem i szczeniakami. - Czy nie my wszyscy jesteśmy bardzo za naszymi szczeniakami i młodymi? – Spytał Mace, wyglądając jakby nie obchodziła go jej odpowiedź. - Jasne. Ale oni są naprawdę bardzo za ich młodymi. Ktokolwiek podejdzie bliżej, a oni robią się naprawdę nerwowi. Smitty zmarszczył brwi. - Wilki? Sierra potrząsnęła głową. - Nie. – Odwróciła się i wskazała na ogromne drzwi. – Dzikie psy. Zaskoczony Smitty, patrzył jak pracodawcy Sierry wchodzą do pokoju. Musiało być ich tam z dziesięć i zgadywał, że to nie cała Sfora. Nie zostawiliby młodych samych chyba, że z jakimś psem, któremu ufały. Ich widok natychmiast przypomniał mu o słodkiej, małej psowatej, którą kiedyś znał. I jak ona, nie byli tak wysocy jak inne rasy zmiennych. Właściwie dzikie psy były jedynym rodzajem, który po przemianie stawał się mniejszy. Jako ludzie mężczyźni zwykle nie byli wyżsi niż pięć stóp i dziesięć-jedenaście cali, a kobiety pięć stóp osiem-dziewięć cali. Byli szczupli i tyczkowaci, a patrząc jak się poruszali, Smitty zgadywał, że byli o wiele silniejsi niż by się to mogło wydawać. Kolejny dziki pies wskoczył przez drzwi i leciał do Sierry jak pszczoła do miodu. Była przepiękna – Azjatka z brązowymi oczami w kształcie migdałów i pełnymi seksownymi ustami. Ciemne włosy sięgały jej do tali i emanowała seksapilem. Niestety, była oznaczona. Smitty mógł to na niej wyczuć z odległości mili. - Sierra musisz wejść na scenę. – Powiedziała z akcentem, którego bardzo dawno nie słyszał od nikogo z wyjątkiem jego Sfory. Sierra skinęła. - Już się robi. – Jej ręka przejechała po ramieniu Smitty’ego, dając mu znać, że wróci. Po tym jak odeszła, ciemnobrązowe oczy popatrzyły na niego i Mace’a. - Panowie. - Proszę pani. – Odpowiedział Smitty. – Jak się pani czuje dziś wieczorem? Kobieta podniosła jedną brew.

SHELLY LAURENSTON – PRIDE 2 - BESTIA W NIM - 11 - - Żartujesz sobie z mojego akcentu? - Nie, myślałem, że to ty żartujesz sobie ze mnie. Wyraz jej twarzy zmienił się szybko, gdy się uśmiechnęła. - Skąd jesteś? - Tennessee. Wskazała na siebie. - Alabama. - Cóż, miło cię poznać, Alabama. Potrząsnęli rękami i śmiali się, gdy Mace’a dzieliło dwie sekundy od wyskoczenia przez najbliższe okno. - Jestem Maylin. Ale wszyscy mówią mi May. - Bobby Ray Smith. Czuwamy dziś nad waszym bezpieczeństwem. - Och, prawda. Firma ochroniarska prowadzona przez zmiennych. Muszę powiedzieć, że byłam trochę zaskoczona znajdując Smith’a tak daleko na północy. Jestem z poza Smithburg, i nigdy nie myślałam, że którykolwiek z was przekroczy linię Masona-Dixona9 . - Cóż, zbyt wielu samców Alfa i zbyt małe terytorium. Stwierdziłem, że czas zobaczyć, co znajduje się dalej. Spojrzała na Mace’a. - Twoi krewni nie są chyba zbyt szczęśliwi, że współpracujesz z kotem. - Tolerują go bardziej niż byś się mogła spodziewać. May zaczęła coś mówić, ale przerwała, gdy wyłączono muzykę i Sierra weszła na scenę na przedzie pokoju. - Witam wszystkich. Jestem Sierra Cohen. – Gwizdy podążyły za jej oświadczeniem i Sierra uciszyła je żartobliwie machając ręką. – Jestem wiceprezesem do spraw promocji. I chciałabym wam podziękować za przybycie tu dzisiaj. Sierra kontynuowała spacerując po scenie, a May wzięła dwa kieliszki szampana z tacy przechodzącego obok kelnera. Zaoferowała jeden, Smitty’emu, ale podziękował machnięciem ręki. - Wybacz. Na służbie. Muszę mieć jasny umysł. - Myślałam, że wilki muszą się trzymać z daleka tylko od tequili. - Gdyby pił tequile, – Wymamrotał Mace. – znalazłabyś go już nieprzytomnego na parkiecie. 9 Linia na mapie USA wyznaczona w latach 1763-67 w celu rozwiązania konfliktu granicznego

SHELLY LAURENSTON – PRIDE 2 - BESTIA W NIM - 12 - Smitty spojrzał na niego. - Więc teraz zdecydowałeś się włączyć do rozmowy? Na scenie głos Sierry robił się coraz donośniejszy. - Więc bez większego zamieszania, pozwólcie mi przedstawić Dyrektora Generalnego(DG) Systemów Ochronnych Kuznetsov… Jessica Ward. Głowa Smitty’ego przekręciła się i patrzył jak Jessie Ann wchodzi na scenę jakby była jej własnością. Może była. Aplauz, jaki dostała Sierra, był niczym w porównaniu z tym, który towarzyszył przyjęciu Jessie Ann. Brzmiało to tak jakby byli na koncercie rockowym. Nie wyglądała jak Jessie Ann, którą pamiętał, niezdarne kończyny i mnóstwo siniaków. Wreszcie trochę przytyła i to jej pasowało idealnie, dodając trochę seksownych krzywizn. Skróciła włosy opierające się teraz na ramionach, wyprostowała je i przefarbowała na jeden kolor - ciemny brąz. Żadnych dżinsów i koszulek z fantastycznymi nadrukami. Zamiast tego, miała na sobie prostą, jedwabną, niebieską sukienkę z małymi, cienkimi ramiączkami ledwie utrzymującymi ją na niej, i pięciocalowe szpilki przymocowane do stóp. Wyglądała dojrzale i wytwornie… i zupełnie nie tak jak Jessie Ann, którą pamiętał. Prawie opłakiwał stratę tej wszystkowiedzącej Jessie Ann. Zawsze lubił jej naturalną ostrość i dziwne zachowanie. To sprawiało, że była inna od ludzi, którzy go otaczali. Teraz wyglądała jak każdy inny ważny DG – piękna, ale przeciętna. Jessie Ann stała przed mikrofonem i machała do ryczącego tłumu. Kiedy trochę się uciszyli, powiedziała. - To te buty, prawda? – Wtedy przekręciła lekko stopę, by mogli ją zobaczyć z boku. Tłum zaryczał jeszcze głośniej. Wyraźnie wiedziała, jaki ma wpływ na tę bandę mężczyzn - maniaków. Ale Smitty zauważył, że jego ludzie także wyraźnie się na nią gapili – zamiast wykonywać swoją cholerną robotę. Jessie znów pomachała. - Dobra, dobra. Słuchajcie. Nie chciałabym zabierać wam za dużo czasu. Ponieważ to jest przyjęcie. Ale chciałabym powtórzyć opinię Sierry i podziękować wam wszystkim i każdemu z osobna za przybycie. Z każdym rokiem ta impreza robi się dziksza i lepsza i to dzięki wam. Jak zwykle, każdy cent, który zbierzemy zostanie przeznaczony na Fundacje Kuznetsov, a tam na pomoc sierotom i dzieciom w domach zastępczych znaleźć kochający dom. Inne niż…

SHELLY LAURENSTON – PRIDE 2 - BESTIA W NIM - 13 - Dziki pies, samiec, z blond włosami przysunął się niepostrzeżenie do Jessie Ann, uciszając ją. Kiedy zaczął jej szeptać do ucha, Smitty zdecydował, że nie lubi szczupłego małego drania. Jessie przechyliła się w tył podnosząc jedną brew. Smitty pamiętał ten hardy wyraz twarzy bardzo dobrze. - Czy to naprawdę konieczne? – Spytała. Samiec skinął, a ona westchnęła odwracając się do mikrofonu. - Phil kazał przekazać tym z was, którzy będą korzystać z tutejszych pokoi gier, jeśli przegracie, proszę nie rzucajcie swoimi myszami, kontrolerami i kartami przez pokój. A ci, którzy wygrają proszę nie tańczcie w kółko śpiewając „Wygrałem. Ty jesteś nieudacznikiem”. – Tłum wybuchnął śmiechem i Jess potrząsnęła głową, z łagodnym uśmiechem na twarzy. – W każdym razie, życzę wam świetnej nocy i dziękuję. Tłum znów wybuchł entuzjastycznie, a Jessie Ann dumnym krokiem zeszła ze sceny. May odwróciła się do niego z kieliszkami szampana, jednym pustym i drugim opróżnionym w połowie. - To nasza Alfa. - Wasza Alfa? – Jessie była czyjąś Alfą? Smitty’emu wystarczająco trudno było myśleć o Jessie jako o DG, ale o wiele łatwiej niż jako o Alfie Sfory. Oczywiście, oni byli psami. Dużo łatwiej utrzymać bandę psów, niż wilków, prawdopodobnie. - Tak, teraz to będzie już szesnaście lat. To nie miało sensu. Szesnaście lat temu sama miała ledwie szesnaście lat. I oprócz Jessie, w Smithtown nie było żadnych dzikich psów. - Jesteś pewna? Jessie Ann była wtedy jeszcze w szkole. May prawie udławiła się swoim szampanem. - Jeśli masz jakiekolwiek szare komórki, mój wilczy kolego, nie będziesz nazywał jej Jessie Ann. - Ale ja zawsze mówiłem na nią Jessie Ann. Mace wpatrywał się w niego. - Znasz Jessice Ward? - Chodziłem z nią do szkoły. Sissy Mae tłukła ją przy każdej okazji. – Do May powiedział. – Wolałbym o tym nie wspominać, jeśli to możliwe. - O rany. – Zachichotała podenerwowana. – Zastanawiam się, dlaczego? - Poczekaj. – Mace stanął przed nim. – Znasz Jessice Ward?

SHELLY LAURENSTON – PRIDE 2 - BESTIA W NIM - 14 - - Dlaczego mówisz to w taki sposób? Znam wielu ludzi. - Taa, ale oni nie są Jessicą Ward. - Co do diabła ma to znaczyć? - Ja tylko mówię Smitty - ona jest z poza twojej ligi. Jego dumny wilk zaczął grozić i Smitty odwarknął. - Jeśli chodzi o ścisłość, to ta mała kobieta, kiedyś się we mnie podkochiwała. Mace prychnął. - Taa, jasne. Mogę to zobaczyć - w równoległym wszechświecie. Zanim dwaj samce zdążyli się w to zagłębić, kobieta, o której rozmawiali torowała sobie drogę przez parkiet prosto do May. - Jak mi poszło? – Spytała. May podniosła kciuk i oddała jej prawie pusty kieliszek szampana. Jessie Ann dokończyła go i odłożyła kieliszek na tacę przechodzącego kelnera. Popatrzyła na Mace’a i uśmiechnęła się zaskoczona. - Mace Llewellyn! - Cześć Jessica. - O Mój Boże! Kiedy wyszedłeś? - Ponad rok temu. Stanęła na palcach i uściskała go, co sprawiło, że oczy Smitty’ego się zwęziły. - Tak się cieszę, że z tobą wszystko dobrze. Bo wszystko z tobą dobrze, prawda? - W porządku. Właściwie to świetnie. - Tak się cieszę, że to słyszę. Widziałam twoją siostrę na balu charytatywnym kilka tygodni temu, ale nic nie wspomniała o tym, że wróciłeś do domu. Właściwie to w ogóle o tobie nie wspomniała. Odpowiedzią Mace’a był śmiech. Sama się śmiejąc Jess potrząsnęła głową. - Ach. Widzę, że trochę się tam zmieniło. Rzuciła okiem na Smitty’ego i zaczęła odchodzić. Nagle przystanęła i spojrzała w tył, jej oczy otworzyły się szeroko. - Och, mój… Bobby Ray? - Jessie Ann.

SHELLY LAURENSTON – PRIDE 2 - BESTIA W NIM - 15 - - Łał. Spójrz na siebie. – Stanęła przed nim i dała mu krótki, raczej niesatysfakcjonujący uścisk. – Nie mogę w to uwierzyć. Wyglądasz świetnie. - Ty także. - Widzę, że twoje ciało wreszcie dorosło do tej głowy. May miała przynajmniej tyle przyzwoitości żeby ukryć swój śmiech. Nie jak Mace, którego śmiech rozbrzmiał w całym pomieszczeniu. Zdradziecki, kotowaty sukinsyn. - Taa, jestem pewien, że tak. - Byłeś w… - Pstrykała palcami, próbując sobie przypomnieć. – Marines? Tak? Mace roześmiał się jeszcze bardziej. - Navy. - Faktycznie. Przepraszam. Minęło tyle lat. - Zauważyłem to. - Więc, dlaczego tu właściwie jesteś? Smitty zacisnął zęby, ale odpowiedział grzecznie. - Jesteśmy z Mace’m partnerami. Jesteśmy właścicielami firmy ochroniarskiej, którą wynajęliście na to przyjęcie. - To miłe. – Ale nie wyglądała jakby miała to na myśli czy ją to obchodziło. Jej oczy już zaczęły skanować pokój. Dziki pies, który był z nią na scenie podał jej kieliszek szampana. - Miałem rację, co do butów? – Spytał z szerokim uśmiechem. - Daj spokój butom. - Myślisz, że dasz radę w nich zatańczyć? - Oczywiście. Dlaczego? - Chcę Cię zakręcić do Dona Lestera. – Milionera? – Sprawdzić czy jego nazwisko może się znaleźć na logu drużyny. - Dlaczego? W przyszłym tygodniu jemy z nim obiad. - Tak, ale chcę to zrobić teraz. - A dlaczego sam tego nie zrobisz? - Po pierwsze, wyglądałbym głupio tańcząc sam. Po drugie, on cię lubi. - Gdybyś nie obraził jego żony… - wymamrotała zanim wypiła połowę szampana. - To był wypadek. Chciałbym, żebyście już wszyscy dali temu spokój.

SHELLY LAURENSTON – PRIDE 2 - BESTIA W NIM - 16 - Jess podała swojego szampana May, która natychmiast go dokończyła. Wyglądało na to, że dzikie psy nie były przeczulone na punkcie dzielenia się. - Mace odezwę się później. Jest jedno zadanie, które mogłoby was zainteresować chłopaki. - Brzmi świetnie. Brązowe oczy skupiły się na nim i Jessie znów lekko uściskała Smitty’ego. - Świetnie było Cię znów zobaczyć Bobby Ray. Powinniśmy zostać w kontakcie. Ale zanim nawet mógł zastanowić się, co warte byłoby danie jej swojego numeru, ona tańczyła już z jakimś dzikim psem, by zdobyć miliardera na logo drużyny. May uśmiechnęła się do nich krótko zanim skierowała się do reszty swojej Sfory. Mace skinął głową. - Och, tak stary. Ona jest tak w tobie zadurzona. Popatrzył na swojego przyjaciela czując się niesamowicie wściekłym i warknął. - Wiedziałem, że kiedy leżałeś w szpitalu po tej bójce na pięści powinienem przycisnąć poduszkę dokładnie do twojej twarzy. *** Reszta wieczoru minęła bez przeszkód i bardzo wolno. Boleśnie wolno. Wszystko, czego chciał Smitty to pójść do domu i dąsać się w ciszy i spokoju. Zamiast tego, wpatrywał się w Jessie Ann pracującą w sali, zamiast zająć się własną pracą. Na szczęście byli tam jego pracownicy i panowali nad wszystkim. Z biznesowego punktu widzenia, noc była wrzeszczącym sukcesem. Smitty jednak, nie potrafił się z tego cieszyć. Olał nawet jawną propozycję gorącego, małego szakala. Propozycję, którą normalnie z chęcią by przyjął. Ostatni, van skierował się na firmowy parking, zostawiając jego i Mace’a samych. - Czemu się tak szczerzysz? – Spytał Smitty opierając się o swój samochód. - Uśmiecham się, bo jestem szczęśliwy. Dzisiejsza noc poszła świetnie. Mam pewne wskazówki na następne zadania - dochodowe zadania i moja żona wraca do pracy od poniedziałku. Nie sądziłem, że to sprawi mi taką radość, a jednak.

SHELLY LAURENSTON – PRIDE 2 - BESTIA W NIM - 17 - Smitty potrząsnął głową i się uśmiechnął. - Czy ona wciąż jest w Northport? - Och, cholera nie. Jest z powrotem w naszym mieszkaniu na Brooklynie. Gdzie, właśnie się wybieram. Nie chcę, by była poza Wyspą ani chwili dłużej. Martwię się o jej bezpieczeństwo. A z powodu tego jak było, boję się, że miasto do tej pory spaliło nasz dom. Żeby się upewnić, że nigdy tam nie wrócimy. Zanim przyjaciele mogli się rozstać, boczne drzwi się otworzyły i Sfora dzikich psów wyszła na zewnątrz. Nawet jak na tak późną godzinę, oni wydawali się wypełnieni energią. Dyskutowali o późnym obiedzie - wczesnym śniadaniu. Jessie Ann prowadziła, opatulona w futrzany płaszcz, idąc w kierunku rogu. Jeden z samców owinął swoje rękę wokół jej ramion, szepcząc jej coś do ucha. Zaśmiała się i odepchnęła go. Podeszli do dużego czarnego Hummera i po otwarciu drzwi wpakowali się do niego. Jess otworzyła przednie drzwi od strony pasażera, ale zatrzymała się i rozejrzała, wreszcie zauważyła jego i Mace’a. Uśmiechnęła się i pomachała. - Dziękuję chłopaki! Poszło świetnie. - Nie ma sprawy. – Odpowiedział Mace. Wszystko, do czego był zdolny Smitty, to pomachanie ręką. Wtedy Sfora zamknęła drzwi i samochód odjechał. - W porządku, Smitty? - Tak, wszystko dobrze. Tylko myślę o tym jak mała Jessie Ann się zmieniła. - Ludzie się zmieniają. To się zdarza. - Tak. Masz rację. Ale on lubił swoją małą Jessie Ann. Bardziej niż zdawał sobie z tego sprawę. A teraz ona zniknęła na zawsze. * * * Jessica Ann Ward siedziała na przednim siedzeniu pasażera w jednym z Hummerów Sfory i gapiła się przez okno. Wiedziała, że to nadchodzi. Nie wiedziała tylko, kiedy. Zostaw Phil’owi przełamanie lodów. Usłyszała jak obraca się na siedzeniu do swojej żony Sabiny. - O kurczę, o rany, kochanie. – Powiedział z czymś, co miało być najgorszym wykonaniem południowego akcentu, którego Jess była zmuszona wysłuchać. – Wyglądasz dobrze w tych świetnych butach.

SHELLY LAURENSTON – PRIDE 2 - BESTIA W NIM - 18 - - A ty jesteś… Nie mogę sobie przypomnieć. – Odpowiedziała Sabina z nagle wzmocnionym rosyjskim akcentem. - Jak to, jestem tym młodym facetem, w którym byłaś kiedyś zakochana, a teraz wyrosłem na dzielnego samca wilka. Nie pamiętasz? - Uch… nie. W końcu Jess nie mogła już tego znieść. Wybuchła śmiechem, a jej Sfora do niej dołączyła. - Zamknij się! Zamknij się! Zamknij się! – Wesoło krzyknęła na Phil’a – Nie byłam aż taka zła. Danny, mąż May, zatrzymał się na czerwonym świetle. - Kiedy podeszłaś, on był taki. – Trzymał swoje ręce w odległości jakichś jedenastu cali. – Ale kiedy już skończyłaś, był jakoś taki. – Jego palce wskazujące dzieliło dwa cale. Jess schowała twarz w dłoniach, śmiała się tak mocno, że łzy pociekły jej po policzkach. - Przestań! - Kochanie, to wyszło genialnie. – Wiwatowała Sabina. – Zmiażdżyłaś go. – Zawsze mówiła tego typu rzeczy z rozkoszą. A Phil zawsze się przez to nakręcał. - To, co wam wszystkim umknęło, - Dodała May. – to walenie w klatę, które robił, przy tym kocie. - Duże jest dobre. – Zgodził się Phil. – Teraz, to była duża głowa. May roześmiała się niedowierzająco. - Nie mogę uwierzyć, że powiedziałaś to o jego głowie! - No, co, była wielka! – Argumentowała Jess czterem osobom, które były jej najbliższe we wszechświecie. Pierwsi członkowie jej czterdziestoosobowej Sfory. - Mam na myśli ta rzecz była duża. Siedziałam tam… pod trybunami… chowając się, będąc przerażoną… i mogłam tylko myśleć „Czy jeśli przekręci głowę na bok to straci równowagę i zwali się na ziemię? Jak Człowiek-Słoń?” - O mój Boże, Jess! - Co? Zadajesz sobie wiele dziwnych pytań, kiedy chowasz się pod trybunami. Danny znalazł świetne miejsce parkingowe przy restauracji. - Myślicie, że go jeszcze zobaczę? - Nie. – Odpowiedzieli zgodnie.

SHELLY LAURENSTON – PRIDE 2 - BESTIA W NIM - 19 - Jess westchnęła z ulgą. - Dobrze. Machnęła na swój strój. Pożyczyła sukienkę i płaszcz od Sabiny, ale niestety zapłaciła sporo kasy za buty. - Nie mogę się tak ubierać regularnie. I nienawidzę tych butów. Stopy mi marzną i upadłam na tyłek w łazience. - Te buty dopełniają ten strój. – Narzekał Phil. – Więc wytrzymaj. - Daj mi moje trampki, May. - Zamierzasz założyć trampki do tej sukienki? - Kiedy zmieniłeś się w Karla Lagerfeld’a? Phil pochylił się w stronę żony. - Oni byli dla mnie złośliwi, moja miłości. Zniszcz ich. - Jestem głodna. – Powiedziała Sabina. – Chcę wafle i chcę je teraz. Albo ktoś drogo zapłaci. – Popatrzyła na Phil’a i wszyscy wiedzieli, że tym „kimś” będzie on. - Dobra. Dobra. Mój mały, rosyjski, miłosny robaczku. Uspokój się. Gdy inni wyszli z Hummer’a, Jess założyła trampki. Tak, to już koniec. Nie ważne jak dobrze mógł wyglądać Bobby Ray Smith, ona była ponad swoim małym poczekj-aż-on-mnie-teraz-zobaczy momentem. Chryste, jednak, facet wyglądał dobrze. Wysoki, z szerokimi na milę ramionami i ciałem falujących mięśni pod czarną, średniej długości, skórzaną kurtką, czarnym golfem i czarnymi dżinsami. I te czujne, bursztynowe oczy patrzące z pod ciemnobrązowych włosów, których większość sięgała mu do kołnierza. Prawdopodobnie uwolnione po tylu latach w wojsku. Taa, facet ciągle wyglądał cholernie dobrze. Chciałaby być w stanie szczerze powiedzieć, że nie miała pojęcia o jego obecności na przyjęciu, ale jej Sfora nigdy nie robiła interesów z kimś, kogo dobrze nie sprawdziła. I chociaż znała Mace’a przez jego siostrę i ich wzajemną działalność charytatywną w ciągu ostatnich pięciu lat, dopóki Danny nie dał jej informacji o firmie ochroniarskiej i nie znalazła tam imienia Bobby Ray Smith’a nie wiedziała, że są z Mace’m partnerami. Od tego momentu, wiedziała, co musi zrobić. Jak dziecinne i absurdalne wydawało się to nawet jej, nie mogła się oprzeć. I, jak zawsze, jej Sfora była bardziej niż chętna by się przyłączyć. Ale teraz to już koniec. Pokazała mu jak daleko zaszła i czuła się z tym świetnie. Teraz miała inne ważne rzeczy, którymi musiała się zająć, przenosząc Bobby’ego Ray Smith’a oficjalnie do jej przeszłości.

SHELLY LAURENSTON – PRIDE 2 - BESTIA W NIM - 20 - Chociaż, część niej przypominała jej o tym, że wciąż chciałaby mieć szansę pocałować go tamtej nocy w szkole. Tylko, dlatego, by mogła przestać zastanawiać się jak by to było. Do tej pory, była pewna, że wzniosła to do gigantycznych rozmiarów, z którymi ten biedny facet mógłby nie być w stanie sobie poradzić. Drzwi od strony pasażera się otworzyły i podała rękę Danny’emu, by pomógł jej wysiąść z maszyny. Teraz, kiedy miała na nogach swoje zwykłe buty, nie potrzebowała pomocy, ale nie odmówiłaby jej także. Śmiejąc się radośnie, Sfora weszła do restauracji żeby coś zjeść.

SHELLY LAURENSTON – PRIDE 2 - BESTIA W NIM - 21 - Rozdział II Smitty usiadł wygodnie i przyglądał się dynamicznej pracy w ruchliwej kuchni. Zawsze lubił przychodzić do tej restauracji. Szefowa kuchni, kuzynka Alfy Sfory Van Holtz, zawsze sprawiała, że czuł się tu mile widziany i co ważniejsze, karmiła go. - Więc jak tam praca? – Spytała Adelle Van Holtz podając kelnerowi dwa talerze jedzenia. - Jest w porządku. Zdobywamy więcej klientów. Wczoraj mieliśmy dużą robotę, która poszła świetnie. - Dobrze. Dobrze. Mówiłam o was chłopcy mojemu bratu. Może mieć dla was jakąś pracę. – Sięgnęła dookoła niego i wzięła butelkę wody. – Jak wiesz, Sfora Van Holtz nie lubi brudzić sobie rąk zwykłą aktywnością wilków. - Smith’ci wiedzą wszystko o zwykłej aktywności wilków. I byciu zamieszanymi w takie sprawy. Więc jesteśmy więcej niż szczęśliwi mogąc pomóc. Szczególnie, jeśli jest w to zamieszana moja ulubiona restauracja. – Zakończył z mrugnięciem. Sieć restauracji Van Holtz Steakhouse10 , była neutralnym gruntem dla zmiennych od lat, chociaż koty nie przychodziły tu zbyt często. Różne rodzaje wilków czy psowatych mogły przyjść i zaspokoić swoją potrzebę krwistego steku i spotkania z innymi wilkami. Jedynym problemem było to, że restauracja Van Holtz nie była tania. Więc Smith’ci nie przychodzili tam zbyt często biorąc pod uwagę, że nie tarzali się w pieniądzach, jak Sfora Van Holtz czy Magnusa. - Zapamiętam to. - Powiedziała Adelle z uśmiechem. – A teraz powiedz mi, co się dzieje, chłopczyku. Smitty bardzo lubił Adelle, obydwoje połączyło coś mocnego po tym, jak zatrudniła go, by podrasował ochronę jej restauracji i odkrył, który z jej pracowników ją okradał. Okazało się, że był to pomocnik kelnera, arktyczny lis. Jakieś dwadzieścia lat od niego starsza Adelle nie była taką snobką jak większość Van Holtz’ów i naprawdę wiedziała jak dobrze przyrządzić stek. Jej skłonność do matczynej opieki była długa na milę i uwielbiała małego 10 Restauracje serwujące głównie steki

SHELLY LAURENSTON – PRIDE 2 - BESTIA W NIM - 22 - Smitty’ego. Z mamą w Tennessee i siostrą, wrzodem na tyłku, czasami tego potrzebował. - Co sprawia, że uważasz, że coś jest nie tak? Sięgnęła i pogłaskała go po policzku. - Wiesz, że nic przede mną nie ukryjesz. Czy to problem z wilczycą? - Niee. – W pewien sposób bardzo by chciał, żeby tak właśnie było. Wilczyce było naprawdę łatwo zrozumieć, jeśli stosowałeś się to trzech prostych reguł: Nie drażnij ich; nie próbuj ich złamać wzrokiem chyba, że masz Życzenie Śmierci lub jesteś pewien, że dasz radę; i nie drażnij ich. Jeśli stosujesz się do tych prostych zasad, jesteś bezpieczny. Ale Jessie Ann nie była wilczycą i nic związanego z tą kobietą nie było proste. Żadna cholerna rzecz. - Po prostu spotkałem wczoraj starą znajomą, a ona zachowywała się tak jakby mnie w ogóle nie znała. - Cóż… - Jak to możliwe? – Kontynuował. – Jestem niesamowity11 . Adelle poklepała jego policzek. - Oczywiście, że jesteś. Po pracy i śniadaniu z Mace’m, Smitty nie wrócił do swojego mieszkania do szóstej rano. Rozebrał się i rzucił na łóżko, oczekując, że natychmiast zaśnie. Zamiast tego, wpatrywał się w sufit przez dobrą godzinę zastanawiając się, jak Jessie mogła go tak łatwo zapomnieć. Prawda, to nie tak, że spędzali razem każdą godzinę i każdy dzień, gdy mieszkali w Smithtown, ale był bliżej niej, niż kogo kogokolwiek innego, prócz siostry. Słuchał jej nawet wtedy, gdy mówiła i mówiła o jakiejś dopiero, co przeczytanej książce. Fakt, że znosił rozmowy o elfach, smokach i facetach z mieczami wciąż go zdumiewał. Ale robił to dla Jessie Ann. Cholera, może ona wciąż była zła. Wiedział, że kobiety potrafiły trzymać urazę jak nikt inny. A zwłaszcza drapieżniki. Może nie wybaczyła mu tego, że odszedł, że zostawił ją samą w Smithtown. Ale co innego mógł zrobić? To nie tak, że mógł zabrać ze sobą do Navy szesnastoletnią dziewczynę, bo „jego siostra i jej przyjaciele traktowali ją jak zabawkę do gryzienia”. Co wkurzyło Smitty’ego jeszcze bardziej? Że mu zależało. Zależało mu, by Jessie go pamiętała. Chciał wiedzieć, czy ktoś ją skrzywdził, kiedy on wyjechał. Dlaczego do diabła? Ale cholera zależało mu i mógł słyszeć ojca, jakby stał obok niego: „Zawsze byłeś wielką cipą, chłopcze12 .” 11 Nie ma to jak skromność. 12 Haha przykład wrażliwego tatusia ☺

SHELLY LAURENSTON – PRIDE 2 - BESTIA W NIM - 23 - Kelner zatrzymał się przed Adelle, a ona szybko sprawdziła tace pełną jedzenia. Skinęła i wysłała go dalej. - Więc, lecisz na tę małą dziewczynę? Gwałtownie sztywniejąc, Smitty potrząsnął głową. - Panie, nie. Ona jest tylko koleżanką. Kimś, z kim kiedyś byłem, blisko, ale nigdy nie mógłbym… my nigdy nie moglibyśmy… - Potrząsnął głową. – Nie ma mowy. - Huh. Skołowany. Nigdy wcześniej nie widziałam żebyś był skołowany. - Nie jestem skołowany. Wzięłaś mnie przez zaskoczenie, to wszystko. - Oczywiście. To musi być to. – Adelle poklepała go po ramieniu. – Chcesz kolejny stek? To sprawi, że poczujesz się lepiej. – Już zjadł dwa. - Mógłbym zjeść jeszcze jednego. Uśmiechnęła się i zabrała talerz od przechodzącego kelnera. Kelner zatrzymał się. - To dla stolika nr 10. - Więc? - Czekają od czterdziestu pięciu minut. – Sobotnie wieczory były najbardziej pracowite dla restauracji Van Holtz’ów, jednak Adelle nie poruszała się szybciej ani nie robiła więcej niż w inne wieczory w roku. - Czy oni są ważni? Teraz Smitty się zaśmiał. - Adelle. - Co? To uzasadnione pytanie. Kelner pochylił się do Adelle i wyszeptał. - To Jessica Ward szefowo. Smitty zamrugał zaskoczony. - Jessica Ann Ward? - Tak. – Kelner wyszczerzył zęby. – Kolejna z jej pierwszych randek, jeśli dobrze zgaduję. Odpychając dwie kobiety, Smitty otworzył drzwi i rozejrzał się po restauracji. - Naprawdę nie rozumiem, czym ta dziewczyna się przejmuje. – Westchnęła Adelle za nim. – Musi być najbardziej rozchwytywaną, psowatą na

SHELLY LAURENSTON – PRIDE 2 - BESTIA W NIM - 24 - planecie. Ma tam gorący towar, a zostawia ich samych - stojących na rogu - za każdym razem. Smitty podglądał „parę” - prawie się zdenerwował - jego oczy zwężyły się, kiedy tylko zobaczył, jak ten skurczybyk wziął rękę Jessie. Czy ona nie wie, że powinna być ostrożna? Kościsty skurczybyk prawdopodobnie chce od niej tylko jednej rzeczy, a ona nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. - Co się stało, chłopczyku? - Nic. Daj im ich jedzenie. - Ty nie chcesz? - Nie, dziękuję Adelle. Adelle wzruszyła ramionami odłożyła talerz na tacę. * * * Taa, Phil znów miał rację. Sherman Landry ze Sfory dzikich psów Landry, był nudny. Niemalże boleśnie nudny i z nerwicą natręctw, jakiej nigdy wcześniej nie widziała. I miała nadzieję już nigdy więcej nie zobaczyć. Nóż do masła poprawiał już czternasty raz w ciągu ostatnich czterdziestu pięciu minut. Spytał. - Więc masz plany na długi weekend za kilka tygodni? Uch-och. - Jeśli chodzi o ścisłość to tak. Z moją Sforą. - Och. – Wyglądał na tak rozczarowanego. Jak labrador, któremu właśnie zabrano kość. – A na bal charytatywny w muzeum? Dobry Boże, Jess. Wymyśl coś. Cokolwiek. Nie mogła tego znów zrobić. Nie znowu. Randkowanie było wystarczająco trudne, ale umawianie się z tak irytującym gościem to było dla niej za dużo. Żeby być szczerą, Jess nie miała pojęcia, dlaczego się jeszcze przejmuje. Przez lata twardo umawiała się z dzikimi psami. Niektórzy z nich przyjeżdżali z Europy czy Azji, by z nią wyjść. Większość z nich była miła, ale żaden z nich nie sprawił, żeby się pociła i wiła. A na myśl, że miałaby z którymś dochować się potomstwa sprawiała, że robiło jej się zimno. Jess mogła to przyznać, była gotowa. Gotowa by mieć swoje własne szczeniaki. Własnego partnera. Pomagała przy szczeniakach jej Sfory od piętnastu lat i to był czas, żeby miała swoje własne koszmary senne, z którymi musiałaby się zmagać. Ale myśl o