domcia242a

  • Dokumenty1 801
  • Odsłony3 282 987
  • Obserwuję1 915
  • Rozmiar dokumentów3.2 GB
  • Ilość pobrań1 955 392

Tested - Juliana Haygert PL

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.4 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

domcia242a
EBooki przeczytane polecane

Tested - Juliana Haygert PL.pdf

domcia242a EBooki przeczytane polecane
Użytkownik domcia242a wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 89 stron)

2 Juliana Haygert Tested Tłumaczenie: Dhalia Betowanie: dominque91, qEDi

3 Rozdzia 1 Przepłynęła przeze mnie moc, jakby zimne powietrze zmieszane z drganiami elektryczności, przez co sapnęłam. Co do...? W moim umyśle pojawiło się z tuzin obelżywych określeń i chętnie bym je z siebie wyrzuciła, gdyby nie zawibrował mój telefon. Amber: Więc, czy to działa? Westchnęłam. Jeśli to, co nawiedzało to miejsce, przestanie ze mną pogrywać, może dam radę zacząć. Ja: Czekaj. Uklękłam na podłodze i kontynuowałam rysowanie okręgu przywołania. Mogłam wyczuć ducha... albo czymkolwiek to było... blisko siebie, jakby mnie obserwował, zastanawiając się, co robię. Spojrzałam w górę, poszukując księżyca, ale oba czteropiętrowe budynki akademika świetnie się spisywały w ukrywaniu go przede mną. Dochodziła północ i nawet jeśli zaczynała się środa, zdawało się, że większość studentów poszła wcześniej spać. Dobrze, bo nie potrzebowałam ciekawskich spojrzeń. Skończyłam rysować okrąg i z wnętrza mojej torby, leżącej na ziemi, chwyciłam niewielką skórzaną sakiewkę. Ostrożnie otworzyłam woreczek i położyłam go bezpiecznie na środku lewej dłoni. Proszku z głogu było niewiele, ale powinno wystarczyć na ten raz. Zanotowałam w myślach, żeby zatrzymać się wkrótce w Północnym Kotle i kupić go więcej.

4 Skupiając się na swoim zadaniu, prawą ręką wybrałam czerwony proszek z sakiewki i rozsypałam na ziemi, tworząc wielką gwiazdę, której wszystkie sześć ramion dotykało linii kręgu. Po upewnieniu się, że w gwieździe nie ma przerw, włożyłam woreczek z powrotem do torby i wysłałam wiadomość do swojej siostry. Ja: Skończyłam. Amber: Umieść kryształy wokół kręgu, wejdź do środka i to wezwij. Przewróciłam oczami. Ja: Przecież wiem. Amber: Przepraszam. Taki nawyk. Jej moc ujawniła się, gdy miała dwanaście lat i natychmiast zaczęła uczyć się magii. Miałam wtedy dziesięć lat i, pomimo że nadal nie miałam swojego objawienia, musiałam uczestniczyć w jej lekcjach. Pochłaniałam wszystko. Moja matka sądziła, że to wszystko było stratą czasu, gdy osiągnęłam wiek szesnastu lat i nadal nie przeżyłam manifestacji magii. Wreszcie w moje siedemnaste urodziny pojawił się skrawek magii. Przynosząc wstyd mojej matce, okazałam się nie tylko wiedźmą, która otrzymała swój dar najpóźniej ze wszystkich nam znanych, ale także najsłabszą. Jednakże wiedziałam wszystko. Całą teorię, całą historię, wszystkie zaklęcia, wszystkie mikstury i ta wiedza, wraz z moją słabą magią, czyniła mnie całkiem potężną. Amber: Hazel, udało ci się? Powstrzymując jęk, umieściłam białe kryształy wielkości zaciśniętej pięści w czterech rogach... północnym, południowym, wschodnim i zachodnim. Rozglądnęłam się wokół jeszcze raz, sprawdzając, czy nie ma

5 nikogo w alejce albo czy nikt nie obserwuje mnie przez okna, i weszłam wewnątrz kręgu. Przepłynęła przeze mnie energia kryształów, więc otworzyłam ramiona, witając odrobinę dodatkowej magii. Przetoczyła się moimi żyłam, przynosząc energię, życie i moc. Uśmiechnęłam się. – Veni ad me1 – zaintonowałam, wlewając w słowa swoją moc. Wysłałam moją magię w cztery strony świata. Poczułam, kiedy uderzyła w inną istotę, spowiła ją i wciągnęła wewnątrz kręgu. – Teraz należysz do mnie. Istota zmagała się ze mną, ale moja magia okazała się silna, gdy opierała się na działaniu kryształów. Przekroczyła barierę kręgu, a ja ją wypuściłam. Natychmiast spróbowała wejść do niego z powrotem. Prawie zaśmiałam się na widok tak głupiej próby. Nakierowałam na nią swoją moc. – Apparet2. Powietrze zamigotało i pojawił się dym powoli przybierający zarys osoby. To był duch. Wiedziałam. – Hazel Rose Levine. Odwróciłam głowę w kierunku nieznanego głosu i straciłam panowanie nad magią. Moc kryształów zgasła i duch zniknął. – Kurwa – wymruczałam. Wysoka kobieta, ubrana w ciężką białą pelerynę ze srebrnym haftem, stała dobre pięć metrów od okręgu. Magia w niej była tak potężna, że czułam, jak muska moją skórę, wypełnia całą uliczkę, przeganiając ducha. 1 Łac. Przybądź do mnie. 2 Łac. Ujawnij się.

6 Wyszłam z kręgu. – Tak? Zsunęła kaptur, odsłaniając zwyczajną twarz z ostrymi konturami. Mimo to była piękna w imponujący, szorstki sposób. – Nazywam się Lenora. Jestem jedną z wiedźm Białych Sióstr. Moje gardło od razu zrobiło się suche, a dłonie wilgotne. – Hm, zaakceptowaliście moją prośbę? – Tę, którą wysłałam dwa miesiące temu, gdy tylko przybyłam do Nowego Orleanu? Od tamtego czasu przez mój umysł przewinęło się kilkanaście możliwości. Pierwsza, że nie dostali mojego wniosku. Druga, że dostali, i wiedząc jak byłam słaba, postanowili go zignorować. Trzecia, że dostali i postanowili mnie szpiegować, czekając, aż sprawdzą, czy powinnam zostać zaproszona na spotkanie, czy nie. – Tak zrobiliśmy – odpowiedziała poważnym głosem. – Zdecydowaliśmy, że nadszedł czas, by się z tobą zobaczyć. Moje serce zgubiło swój rytm. Naprawdę nie spodziewałam się tego. – Serio? Kontynuowała, jakby podniecenie w moim tonie nie rozbawiło jej ani trochę: – Jutro wieczorem. W wyznaczonym miejscu i czasie. – Uniosła dłoń i tuż przed moją twarzą pojawił się stary, zwinięty pergamin. Złapałam go. – Nie spóźnij się. Otoczyły ją cienie i tak po prostu zniknęła. Podekscytowanie zabulgotało w mojej piersi i sięgnęłam po telefon, wyjmując go z torby. Zaczęłam pisać wiadomość do mojej siostry, ale po

7 chwili zrezygnowałam. Pierdzielić to. Kto obchodzi, że minęła północ? Moja mama będzie chciała wiedzieć pierwsza bez względu na to, która była godzina. Odebrała po drugim sygnale. – Skontaktowali się z tobą? – zapytała czujnym głosem. Zmarszczyłam brwi. – Skąd wiesz? – Dzwonisz do mnie o takim czasie? Lepiej, żeby chodziło właśnie o to. Uczucie podekscytowania zmalało i westchnęłam. To ona była głównym powodem, przez który przeprowadziłam się z naszego niewielkiego miasteczka, Belmont w Luizjanie, do Nowego Orleanu. Nieważne, jak bardzo chciałam pójść na studia czy żyć normalnym życiem, skoro najwidoczniej nie mogłam odciąć się od spraw czarownic. Wymogła na mnie obietnicę, błagała mnie, żebym skontaktowała się z sabatem Białych Sióstr, poprosiła o potkanie, żebym mogła się zaprezentować i złożyć wniosek o przyjęcie do ich organizacji. – To byłoby wielkie wyróżnienie – dodała. Tak, na pewno. Z wyjątkiem mojej mamy i Amber, nasza rodzina była najsłabsza w całym regionie, a ja miałam najmniej mocy z nich wszystkich. Zabiłaby za to, by jej córka należała do Białych Sióstr, najsilniejszego, najpotężniejszego sabatu białych wiedźm, jaki kiedykolwiek istniał. Dla mojej matki mogłabym robić tam za popychadło i nie dbałaby o to tak długo, jak bym do nich należała. – Więc – zapytała. – Kiedy się z nimi spotkasz?

8 – Jutro. – Co dawało mi mniej niż dwadzieścia godzin. Mój żołądek zawiązał się w supeł. Podniosłam kryształy i wrzuciłam je do torby. – Zadzwonię do ciebie, jak tylko od nich wyjdę. – Proszę, Hazel... – Westchnęła. – Zrób na nich dobre wrażenie. Jak niby miałam to zrobić? Byłam niczym w porównaniu do nich. Nie istniało nic, co mogłabym zrobić, a co by im zaimponowało. Szczerze, nie rozumiałam, dlaczego zaakceptowali moją prośbę. Policzyłam do dziesięciu, zanim odpowiedziałam. – Spróbuję. – Wzniosłam dłonie ponad krąg. Czerwone i białe linie zmieniły się w pył i wkrótce zostały rozwiane przez łagodną bryzę. – Jeśli poproszą o demonstrację, co zrobisz? Przeszukałam uliczkę jeszcze raz, sprawdzając, czy nie zapomniałam o niczym, włożyłam kozaki na wysokich obcasach i wyszłam z zaułka. – Nie wiem, moż... – Wpadłam na coś i odbiłam się do tyłu, ale odzyskałam równowagę, zanim uderzyłam tyłkiem o ziemię. Telefon wypadł mi z ręki, a na moim języku zadźwięczało z tysiąc przekleństw. – Co do dia...? – Przerwałam i zagapiłam się z rozszerzonymi oczami na faceta stojącego przede mną. Pomimo zaciągniętego na głowę kaptura zauważyłam jego oczy, które przyciągały mnie do siebie. Nigdy nie znajdowałam się tak blisko niego, co zapierało mi dech w piersi. Jego źrenice miały odcień najjaśniejszego błękitu, jaki kiedykolwiek widziałam, który idealnie pasował do jasnej skóry i jego ciemno brązowych włosów podgolonych z boku i dłuższych na czubku głowy, ale nie ułożył ich na Irokeza. Jego wąskie usta, wyrazista broda i szczęki dodawały mu urody. Jakby piękna twarz nie była wystarczająca, był wysoki i miał szerokie barki. Zerkając na jego

9 bezrękawnik, zauważyłam wytatuowane, umięśnione i w tej chwili lśniące od potu ramiona. Nie wiedziałam, na co spojrzeć najpierw. Na tatuaże, muskuły czy pot spływający po skórze. Marszcząc brwi, Sean Flaherty schylił się i podniósł moją komórkę z ziemi. – Przepraszam – powiedział, podając mi telefon. Zmusiłam się do przełknięcia śliny. – Dzięki. – Przyłożyłam komórkę do ucha i wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam głos mamy wykrzykujący moje imię. – Jestem. Słyszę cię. Przepraszam. Upuściłam telefon. Sean gapił się na mnie w ten sam sposób, w jaki ja na niego. Oceniał mnie czy był tylko ciekawy mojego niezwykłego wizerunku? Moja jasna skóra i jasnoniebieskie oczy były czymś zwyczajnym. Ale jasnoblond włosy z kilkunastoma różowymi i błękitnymi pasemkami, kolczyk w lewej brwi, niewielki kryształ w nosie (miałam drugi, nie taki mały w pępku, ale nie mógł go dojrzeć), mocna kreska i tusz na rzęsach, ale żadnego innego makijażu, tatuaż z boku szyi składający się z trzech gwiazd (miałam więcej, ale ich też nie mógł zobaczyć), okazywały się zazwyczaj czymś, na co ludzie się gapili. Nie wspominając o stylu ubrań, które lubiłam nosić. W tej chwili miałam na sobie obcisły podkoszulek z długimi rękawami w odcieniu złamanej bieli, czarne leginsy, czarno-różowe kozaki, i trzymałam różową marynarkę zwisającą wraz z torbą. Dobra, mój styl mógł być atrakcją w domu, ale wiedziałam, że nie był tutaj, w Nowym Orleanie. W takim razie może gapił się na mnie z innego powodu. Ludzie zawsze mi mówili, że wyglądam młodziej, niż powinnam. Czy widział mnie jako piętnastolatkę zamiast dziewiętnastoletniej dziewczyny? Jego oczy spotkały się z moimi, a ja odetchnęłam głęboko.

10 – Hm, mamo. Mogę zadzwonić jutro? – Jasne – odpowiedziała, brzmiąc na nieco zaskoczoną. – Cześć. – Rozłączyłam się, zanim mogła powiedzieć coś jeszcze. Wrzuciłam telefon do torby. – Przepraszam za wpadnięcie na ciebie. Sean włożył dłonie do kieszeni dresowych spodni. – W porządku. – Jego głos okazał się głęboki i szorstki. Nakazałam swojej kobiecej stronie siedzieć cicho, zanim zachowam się jak napakowana hormonami nastolatka i zacznę chichotać na jego widok. – To także moja wina. Powinienem uważać, dokąd zmierzam. Przekręciłam głowę na bok. – Biegasz tak późno w nocy? – A ty stoisz w ciemnym zaułku, rozmawiając ze swoją matką – odpowiedział ostrym tonem. Prawie się wzdrygnęłam. Odwrócił wzrok. – Przepraszam. To nie moja sprawa. – No, cóż, i przepraszam, że zapytałam. – Chociaż to mnie zabolało, odwróciłam się i zaczęłam iść do swojego akademika. Wietrzyk znowu zawiał, unosząc jedną z wielu ulotek porozkładanych po kampusie, zapowiadających wielką Halloweenową imprezę, która odbędzie się w ten weekend. Zatrzymałam się przed kartką i podniosłam ją, myśląc o wrzuceniu jej do pierwszego lepszego kosza, który zobaczę. Zrobiłam kolejne trzy kroki, zanim powiedział: – Tak, biegałem. Zatrzymałam się i zerknęłam przez ramię. Ciało Seana było skierowane w moją stronę. Teraz chciał rozmawiać? Odwróciłam się. – Zawsze biegasz tak późno w nocy?

11 – Tylko gdy nie mogę zasnąć. – Zamilkł i dotknął czerwonej bransoletki zrobionej ze sznurków, zawiązanej wokół nadgarstka. – Co zdarza się często. – Och. – Miałam ochotę zapytać się dlaczego. Czemu nie mógł spać? Ale nie chciałam naciskać zbyt mocno. Chodziłam z nim na dwa zajęcia i aż do teraz nigdy się do nikogo nie odezwał. Nie chciałam ryzykować, że się zniechęci, ale miałam nadzieję, że dalej będzie rozmawiał, nawet jeśli nie byłam pewna, co powinnam powiedzieć. – A co z tobą? – zapytał, zaskakując mnie. Wyglądał na cichego samotnika. Pogaduszki do niego nie pasowały. – Czy zawsze wymykasz się do ciemnych uliczek, by pogadać z matką tak późno w nocy? Uśmiechnęłam się. Wykorzystał moje własne pytanie przeciw mnie samej. Trafiona. – Czasami. Wyraz jego twarzy stwardniał, a muskuły na szyi i ramionach napięły się. – Nie powinnaś wychodzić sama tak późno. To niebezpieczne. – Instynktownie cofnęłam się krok do tyłu. Ostrzegał mnie, że sam był niebezpieczny? Nie bałam się. Naprawdę nie. Miałam możliwość się obronić. Gdybym na to nie pozwoliła, zwykły człowiek by się do mnie nie zbliżył. Ale on tego nie wiedział. – Racja – powiedziałam, udając, że się z nim zgadzam. – Dobra, mam jutro rano zajęcia o poranku. Powinnam położyć się spać. – Zrobiłam kolejny krok do tyłu. Kiwnął głową. – Dobranoc.

12 – Dobranoc – odpowiedziałam, zanim pokonałam niewielką odległość do drzwi wejściowych mojego budynku. Jak tylko weszłam, zaczęłam szpiegować go przez okno w holu. Sean stał w miejscu, wpatrując się w drzwi mojego budynku. Powoli jego spojrzenie uniosło się... na okna akademika? Potrząsnął głową, odwrócił się i zaczął biec dalej. Obserwowałam go, aż zniknął mi z zasięgu wzroku. Sean okazał się intrygujący, delikatnie mówiąc. Zerknęłam na ulotkę trzymaną w dłoni. Fajnie by było pójść na imprezę. Wyjść z domu, zaszaleć. Podczas weekendów spędzałam większość nocy na polowaniu na duchy i odsyłaniu ich w zaświaty. Halloweenowa noc zawsze okazywała się najgorsza. Wyłowiłam telefon z torebki, wspinając się po schodach. Dostałam kilkanaście wiadomości od Amber. Chociaż chciałam jej odpowiedzieć, powinnam położyć się spać. Tylko dlatego, że byłam wiedźmą, nie znaczyło, że nie odczuwałam zmęczenia, a znając mnie, jutro będę wyglądać jak zombie. Następnego dnia rano wyglądałam jak zombie. Gdybym dbała o to, co myślą inni, zaaplikowałabym sobie więcej makijażu, ukrywając ciemne półksiężyce wokół moich oczu. Ale odkąd miałam wszystkich gdzieś, używałam tylko eyelinera i tuszu do rzęs. Pierwszą myślą, jaka mi wpadła do głowy po przebudzeniu, było spotkanie z Seanem. Nie wiedziałam, co o tym sądzić. Był tak... seksowny? Przystojny? Męski? Tajemniczy? Intrygujący? Miał w sobie coś więcej prócz tego, co chciał, żeby ludzie w nim widzieli, a to budziło moją ciekawość.

13 Drugą sprawą, kołaczącą mi po głowie, była audiencja. Cholera, miałam dziś spotkać się z białymi wiedźmami. Żołądek skręcał mi się konwulsyjnie, a zdenerwowanie przeniknęło całe moje wnętrzności. Miałam spędzić ten dzień na martwieniu się i zbytnim rozmyślaniu o tym. Drzwi od łazienki wyślizgnęły się z mojej ręki i zamknęły z hukiem. Wstrzymałam oddech, ale moja współlokatorka tylko zachrapała, leżąc w łóżku. Kimberly lubiła imprezować i nie pojawiała się na zajęciach przed południem. Ponieważ to był mój pierwszy rok, uczyniłam błąd, zapisując się na zajęcia o ósmej rano. Nigdy więcej. Tak cicho, jak tylko mogłam, by jej nie obudzić, założyłam obcisły czarny sweter, wąskie dżinsy i czarne kozaki, a potem wyszłam z pokoju. Zatrzymałam się przy budce z kawą, kupując white mocha latte i jagodową babeczkę, którą zjadłam w drodze na zajęcia z literatury. To były zajęcia dla studentów drugiego roku, ale ponieważ zdałam inne zajęcia z angielskiego podczas poprzedniego semestru, kwalifikowałam się na nie. Usiadłam tam, gdzie zwykle, dokładnie w samym środku klasy, kiedy wszedł Sean. Założył rozpiętą, ciemnoszarą bluzę z kapturem i dżinsy. Jak zawsze miał zaciągnięty na głowę kaptur. Jego spojrzenie napotkało moje i wciągnęłam oddech. Podniosłam dłoń i pomachałam do niego, ale odwrócił wzrok i zajął swoje miejsce z tyłu sali. Wpatrywałam się w niego ponad swoim ramieniem. Patrzył w dół na okładkę swojej zamkniętej książki leżącej na stoliku. Poczułam w sercu rozczarowanie. Nie był ciekawy mnie tak, jak ja byłam ciekawa jego? Okazałam się tak zwyczajna, tak nudna, że nawet na mnie nie spojrzał? – Ostrożnie – powiedziała dziewczyna. Odwróciłam się na bok. Siedziała przy następnym stoliku. Wiedziałam, że nazywa się Julia i nic poza tym. – To łobuz.

14 Zmarszczyłam brwi. – Co, proszę? – Sean. – Skinęła podbródkiem w jego stronę. – Właśnie się na niego gapisz, nieprawdaż? Otworzyłam usta, ale nic się z nich nie wydostało. – Hmm. Kontynuowała, zanim mogłam uformować jakąś odpowiedź: – Sprawia kłopoty po tym, co się wydarzyło. – Co się stało? Jej powieki zatrzepotały. – Nie słyszałaś? – Słyszałam o czym? Pochyliła się nad stolikiem. – Podczas drugiego roku studiów był jednym z najbardziej popularnych facetów na kampusie – odpowiedziała cichym głosem. Zaraz. Sądziłam, że Sean teraz był studentem drugiego roku. – Jego młodsza siostra i jego najlepszy przyjaciel zmarli w Halloweenową noc. Był wtedy z nimi i z tego, co słyszałam, nie potrafił wyjaśnić, co się stało. Został aresztowany, ponieważ nikt nie rozumiał, jak oboje zginęli. Podejrzewali, że może być za to odpowiedzialny, ale nie znaleźli żadnych dowodów. Nie wrócił już na uczelnię i zawalił tamten semestr, a potem opuścił wiosenny i letni. Wrócił w tym semestrze, ale już nie taki sam. Był cichy i samotny. Stracił wszystkich przyjaciół i nie wyglądało na to, żeby szukał nowych. – Spojrzała na niego. – Jeśli mnie pytasz, pomieszało mu się w głowie.

15 Wszedł profesor, a dziewczyna wyprostowała się na swoim miejscu i odwróciła, przenosząc całą uwagę na niego. Nie minęły dwie minuty, jak wykładowca zaczął swoją prelekcję. Jednakże moja uwaga była skupiona na facecie siedzącym z tyłu.

16 Rozdzia 2 Inne zajęcia – historię i biologię – pamiętam jak przez mgłę. Moje zdenerwowanie narastało wraz z mijającym dniem. W moim umyśle pojawiało się kilka scenariuszy, ale żaden nie kończył się dobrze. W jednym z nich wiedźmy poprosiły mnie, bym zademonstrowała swoje najpotężniejsze zaklęcie, co skończyło się podpaleniem całego lokum. W innym okazały się okrutne i surowe. Zdecydowały, że przynosiłam hańbę całej rasie wiedźm i że mogłam jedynie posłużyć jako ofiara. Co było absurdalne, skoro należały do białych czarownic, a nie mrocznych. O ile się orientuję, białe wiedźmy są życzliwe i sprawiedliwe, i nie składają żadnych ofiar. Wpadłam na chwilę do akademika, spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, zastanawiając się, czy powinnam się przebrać, może włożyć coś bardziej eleganckiego. Po ki diabeł? Nie będę się zmieniać dla ich satysfakcji. Najważniejsza rzecz... moja magia... i tak była słaba. Mój wygląd nic nie zmieni. Pójdę tam, ponieważ muszę spróbować dla swojej matki. Uklękłam obok łóżka i uniosłam ponad nie swoje dłonie. Sięgnęłam po drewniane pudełko ze starożytnymi runami wyrzeźbionymi na wieku, które się nagle pojawiło. Otworzyłam je i przebiegłam opuszkami palców po księdze czarów. Była wypełniona teorią. Gdybym tylko mogła zrobić wszystko, co w niej zapisano. Albo choć połowę. Choć ćwiartkę. Byłabym bardziej potężna niż Amber i moja mama. Potrząsnęłam głową. O czym ja myślałam? Czyż nie zadecydowałam, że odetnę się od spraw czarownic? To spotkanie miało być moją ostatnią próbą, a po nim kończę z tym wszystkim.

17 Nawet z polowaniem na duchy i kończeniem ich cierpienia. Skończę z tym. Będę normalną dziewczyną chodzącą na uczelnię i wkrótce szukającą pracy. Wzdychając, wyciągnęłam pergamin spod mojej księgi czarów, składając go, dopóki nie był tak mały, że zmieścił się w tylnej kieszeni dżinsów, a potem zamknęłam pudełko, wepchnęłam pod łóżko i znowu rzuciłam zaklęcie niewidzialności... Nie chciałam, żeby moja współlokatorka przypadkowo znalazła moje czarodziejskie akcesoria. Wskazówki zapisane na pergaminie zaprowadziły mnie do sklepiku z antykami we Francuskiej Dzielnicy. Zerknęłam na kartkę, a potem z powrotem na trzy budynki ze sklepami, wciśnięte pomiędzy kawiarnię a aptekę. Galerię na drugim i trzecim piętrze zdobiły misterne wzory, a kryształowe żyrandole były widoczne od obszernej podłogi do okien sięgających po sam sufit. To nie mogło być to miejsce, prawda? Pewna, że trafiłam w złe miejsce, weszłam do sklepiku. Wyglądał tak, jak wszystkie inne sklepy ze starociami. Był zbyt ciemny, zbyt zapchany dziwnymi bzdetami, przez które ciężko było chodzić po pomieszczeniu. Lawirowałam drogą prowadzącą na tyły sklepu, gdzie jasnowłosa kobieta notowała coś w zeszycie leżącym na biurku. – Cześć, hmm, myślę, że chyba się zgubiłam, al... Podniosła na mnie wzrok i na jej usta wpłynął uśmieszek. – Hazel Rose Levine – powiedziała znudzonym tonem. – Zaraz. – Zmarszczyłam brwi. – Trafiłam w dobre miejsce? – Rada czeka na ciebie. – Skinęła w stronę zamkniętych drzwi za nią. Otworzyła je. – Chodź. Przełykając ślinę ze zdenerwowania, zmuszając się do stawiania stopy za stopą, przeszłam przez drzwi. Odwróciłam się, żeby poczekać na

18 kobietę, spodziewając się, że pójdzie za mną, pokaże mi, gdzie powinnam się skierować, ale ona tylko uśmiechnęła się ponownie i zamknęła mi drzwi przed samą twarzą. Otoczyła mnie ciemność. Oparłam rękę na zimnym drewnie. – Cześć – zawołałam. – Co teraz powinnam zrobić? Nie odpowiedziała. Przekręciłam gałkę, ale drzwi były zamknięte. Cholera. Pochwycona przez szpony strachu pełznącego wzdłuż mojego kręgosłupa, oparłam się plecami o drzwi i odetchnęłam głęboko. Dobra. Mogłam to zrobić. Cokolwiek to miało być. Wyciągnęłam prawą dłoń tuż przed siebie. – Incendo. Na mojej dłoni pojawiło się małe, białe światło, świecąc jasno, ale nie na tyle, by pokazać mi koniec długiego, wąskiego korytarza, w którym się znajdowałam. Póki co nie potrafiłam dojrzeć żadnych drzwi, tylko metalowe kinkiety wiszące co kilka metrów, przytrzymujące pochodnie gotowe do zaświecenia. Jak już to robiłam wcześniej, zmusiłam się do ruszenia. Starałam się kontrolować nerwy, ale po kilkuminutowym spacerze i niedotarciu do końca, moją pierś ścisnęła rozpacz. Spróbowałam czegoś nowego i skopiowałam ogień jarzący się na dłoni, a potem rzuciłam go do przodu. Oświetlił ściany, gdy gonił wzdłuż korytarza, dopóki znalazł się zbyt daleko, bym mogła dostrzec jego blask. Na piekielne ognie, gdzie ja byłam? Wtedy zrozumiałam. To była próba. Wzięłam kilkanaście głębokich oddechów, starając się uspokoić. Byłam znakomita w próbach... gdy nie wymagały potężnych czarów. Jednak

19 mój umysł działał sprawnie, a ja byłam niezła w opracowywaniu strategii. Znałam całą teorię. Teraz potrzebowałam tylko odkryć, czego oczekiwały ode mnie białe wiedźmy. Rozejrzałam się. Długi korytarz, ściany i pochodnie. Hmm. Posłałam ogień z dłoni do pochodni wiszącej z prawej strony przede mną. Jedna po drugiej wszystkie pochodnie zapalały się, tworząc białą poświatę w całym długim korytarzu. Rozświetlały się i rozświetlały, dopóki nie mogłam dojrzeć żadnej z nich. Ogień w pochodniach narastał, świecąc coraz jaśniej. Ściany stały się białe. Sufit i podłoga stały się białe. Zbyt białe. Zbyt jasne. Podniosłam dłoń do oczu, osłaniając je przed światłem. Sekundę później światła znikły. Odsunęłam rękę i otworzyłam oczy. Stałam przed drzwiami wejściowymi, ale teraz korytarz miał tylko kilka metrów długości, z tylko dwoma kinkietami ozdabiającymi kamienną ścianę, a także drugimi drzwiami znajdującymi się na jego końcu. Nieufnie sięgnęłam ręką i powoli przekręciłam klamkę. Drzwi otworzyły się łatwo, a ja przeszłam przez nie. Sapnęłam. Gładki kamień pod moimi stopami, zielona trawa wokół niego, zachmurzone niebo ponad głową i wielki biały zamek wprost przede mną. Obróciłam się, ale drzwi zniknęły. Stałam na krawędzi lasu. Co do...? Przed zamkniętymi wrotami zamku stało sześciu mężczyzn. Ubrani byli w brązowe skórzane zbroje i białe peleryny, z mieczami przywieszonymi do pasa. Jeden z nich ruszył do przodu, a ja instynktownie się cofnęłam. – Hazel Rose Levine – powiedział. – Rada czeka na ciebie.

20 Wrota rozsunęły się, a strażnicy ustawili się w rzędzie, czekając, abym dołączyła. Marząc, żebym przyniosła w torbie kryształy na wypadek, gdybym musiała się bronić, ruszyłam wzdłuż kamiennej ścieżki, przechodząc przez bramę do pięknego ogrodu. Kilkanaście kroków prowadziło do podwójnych drzwi, które wyglądały na zbyt wielkie, zbyt ciężkie, by można było otworzyć je bez użycia magii. Postawiłam stopę na pierwszym stopniu i drzwi rozwarły się przede mną. Pojawiła się za nimi Lenora, ubrana w piękną, prostą, niebieską suknię. – Witaj Hazel Rose Levine. – Cześć. – Wspięłam się po pozostałych schodach. – Hmm, nie ma potrzeby, byś nazywała mnie pełnym imieniem. Wystarczy tylko Hazel. Jej mina się nie zmieniła. – Tylko Hazel. Tędy, proszę. Poprowadziła mnie przez okazały hol, wokół barwnego, zimowego ogrodu naprzeciw schodów, które wyglądały jak wyjęte z filmu, przez długi korytarz z unoszącymi się białymi płomieniami. Strażnicy strategicznie stanęli przy sklepionym przejściu i przed drzwiami... wszyscy opanowani i z rękoma położonymi na rękojeści miecza. To miejsce było niesamowite. Niemożliwe, żeby znajdowało się w Nowym Orleanie. Nie było mowy, żebym nie wiedziała o nim, gdyby się tam mieściło. Wreszcie korytarz skończył się drugimi wielkimi, podwójnymi wrotami. Lenora uniosła rękę i te się otworzyły. Podążając za nią, weszłam do olbrzymiego pomieszczenia z dziesięcioma białymi krzesłami z kształtu przypominającymi trony, ustawionymi w koło. Posadziła mnie w środku, a

21 ja, nie mogąc nic poradzić, szybko przeniosłam wzrok na kilka znaków wyrytych na kamiennej podłodze. – Znaki Arianny – wyszeptałam. – Zgadza się – odpowiedział ktoś o nieznanym mi głosie. Podniosłam głowę i poczułam zdziwienie. Połowa krzeseł była teraz zajęta. Kobieta z długimi kruczoczarnymi włosami, nosząca jasnożółtą suknię, uśmiechnęła się. – Co wiesz o Ariannie? – Ja... Ja wiem, że była najpotężniejszą białą wiedźmą, jaka kiedykolwiek się narodziła, i że jakieś pięćset lat temu założyła sabat Białych Sióstr. – Masz rację – powiedziała kobieta. – Jak umarła? Czy to kolejny sprawdzian? Test z wiedzy historii czarownic? Jeśli tak było, to była to nudna próba. – Jej wioska została otoczona przez Bractwo. Książę Thales wysłał kilku swoich rycerzy, by wyprowadzili Ariannę, ale niestety żołnierz Hugo zdradził księcia i zabrał wiedźmę prosto w pułapkę. Książę Thales przybył w momencie, gdy Arianna umierała. Zabił mężczyznę, który ją porwał, ale już było za późno. Umarła w jego ramionach, zmieniając się zaraz w prochy. Kilka plotek mówi, że książę Thales pozbierał prochy Arianny i spędził resztę swojego życia, starając się przywrócić ją do życia, ale zawiódł. – To nie plotki. – Kobieta splotła swoje długie palce i położyła dłonie na kolanach. – To prawda. Książę Thales spędził resztę swojego krótkiego życia, próbując odzyskać Ariannę. Wyruszył także na poszukiwanie jej naszyjnika i księgi czarów, ale nigdy już nie zostały odnalezione. Nie więcej niż siedem lat po śmierci Arianny, książę Thales zginął w czasie jednej ze swoich wypraw. Wiemy, że siostry Brita i Anna, przyjaciółki Arianny,

22 pochowały go w ukrytym, nieoznakowanym grobie wraz z prochami najsilniejszej wiedźmy, chwilę zanim spalono je na stosie. Wciąż pamiętałam, jak czytałam o Britcie i Annie. Po śmierci Arianny pomagały księciu Thalesowi, ale wszyscy troje zawiedli. Siostry nawet nie mogły uratować księcia, gdy nadszedł jego koniec. Po powrocie do swojego rodzinnego miasta zostały oskarżone o czary, konszachty z diabłem i wykonywanie jego rozkazów, ale z jakiegoś nieznanego powodu nie uciekły, nie walczyły. Siostry spalono na stosie. Przytaknęłam. – Czemu mówisz mi to wszystko? Uśmiech kobiety stał się szerszy. – Wszystko, o czym rozmawiamy, wszystko, co tutaj widzisz, jest częścią twojej próby. Poczułam, jak krew wpływa na moją twarz. Już po mnie. – Och. – Witaj, Hazel, nazywam się Denise – powiedziała kobieta teraz już poważnym głosem. Wskazała na wiedźmę po swojej prawej stronie, piękną, rudowłosą kobietę, ubraną w białą suknię. – To jest Cora. – Potem pokazała mi starszą czarownicę z siwymi włosami, noszącą ciemnozieloną suknię, znajdującą się z jej lewej strony. – To jest Grace. – Podeszła do kobiety o ciemnej skórze i kręconych, brązowych włosach, noszącej jasnoróżową suknię, siedzącą po lewej stronie Grace. – To jest Amelia. – Wskazała ostatnią z nich. – I jak sądzę spotkałaś już Lenorę. – Kiwnęłam głową. – Jesteśmy radą Białych Sióstr. – T... To zaszczyt być tutaj – odpowiedziałam, czując się frajersko. – Prosiłaś o audiencję pod koniec sierpnia, tak? – zapytała Denise.

23 – Tak. W ostatnim tygodniu sierpnia. – Przepraszamy, że skontaktowanie się z tobą zajęło nam tyle czasu – kontynuowała Denise. – Jak możesz się domyślać, jesteśmy zajęte sprawami tego miejsca i lubimy robić wywiad o wiedźmach, które chcą się z nami zobaczyć. – Och, doszła do sedna. – Linia twojej krwi jest słaba, a ty jesteś słabsza od wszystkich. Jednakże uważamy, że masz potencjał. Wyczułyśmy, że wewnątrz ciebie jest więcej magii. – Co? – Opowiedz nam o swojej pierwszej manifestacji magii – powiedziała Lenora. Skrzywiłam się. – Moja mama uczyła Amber łagodnego eliksiru uleczającego, a ja stałam z tyłu, obserwując. Po tym, jak zrobiła miksturę, Amber stuknęła fiolką o stół. Składniki były ciężkie do zdobycia. Szkoda było je zmarnować. Instynktownie, sięgnęłam po fiolkę, ale znajdowała się za daleko. Nigdy nie dobiegłabym do niej na czas. Ku mojemu zaskoczeniu zatrzymała się w powietrzu. Najpierw myślałam, że Amber rzuciła zaklęcie, ale powiedziała, że nic nie zrobiła. Unosząc dłoń, pochwyciłam fiolkę i postawiłam z powrotem na stole. Denise potrząsnęła głową. – Nie tej. Mówimy o twojej pierwszej manifestacji magii. – Przerwała. – Gdy miałaś jedenaście lat. Dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie. – Skąd...? Obdarzyła mnie niewielkim uśmiechem. – Wiemy wszystko. Opowiedz nam.

24 Nigdy nikomu o tym nie mówiłam, nawet swojej mamie czy siostrze. W rzeczywistości zmusiłam się, by o zapomnieć o tym, odepchnąć od siebie, zignorować i udawać, że wcale się nie wydarzyło. Przełknęłam ślinę, uspokajając bicie serca, by powróciło do normalności. – Byłam dziwnym dzieckiem. Zbyt chudym, zbyt cichym. Lubiłam czytać i się uczyć. Ciągle byłam prześladowana przez łobuzów. Była taka dziewczynka. Dwa lata starsza ode mnie i o wiele większa. Uwielbiała mnie popychać, wyzywać, po prostu dręczyć. Zaczęła kraść moje śniadania i niszczyć zadania domowe. Jednego dnia szła za mną do domu, dokuczając mi. Niosłam prezent z okazji Dnia Matki, który zrobiłam w szkole, bardzo dumna ze swoich artystycznych umiejętności. Popchnęła mnie i przewróciłam się na piasek, niszcząc podarunek. Ja... Ja nie zastanawiałam się. Po prostu zareagowałam. Wyciągnęłam ręce w jej stronę. Zawisła kilka metrów nad ziemią i spadła na plecy. Ale nie przestałam. Za pomocą magii uniosłam ją w górę i zacisnęłam jej gardło. Zrobiła się purpurowa na twarzy i wtedy zrozumiałam, co robiłam. Ja... Ja niemal ją zabiłam. Przestałam, a ona uciekła, wrzeszcząc, że jestem odmieńcem. – To było straszne. Dziewczynka rozpowiadała plotki w szkole i od tej pory wszyscy nazywali mnie dziwakiem. Moja siostra tego nie rozumiała i zaczęła mnie wypytywać, ale udawałam, że nie wiedziałam, o co im chodziło. – Próbowałaś po tym używać swojej mocy? – zapytała Denise. Westchnęłam. – Niekoniecznie. Bałam się, że jeszcze kogoś skrzywdzę. Przytaknęła, kiwając głową.

25 – Twój strach stłumił magię, dopóki nie osiągnęłaś siedemnastego roku życia i nie mogłaś już jej powstrzymywać. Wyślizgnęła się przez twoje bariery, chociaż tego nie chciałaś. Wstyd ranił moje serce. – To nie tak, że nie chciałam. – Rozumiem – dodała Denise. – Jednakże – kontynuowała Lenora. – Damy ci szansę. – Zapominając o zasmucającej przeszłości, moje serce oszalało ze szczęścia. – Serio? Denise uśmiechnęła się. – Wszystkie wiedźmy, które dołączają do naszego sabatu, muszą się wykazać. Ty będziesz musiała zrobić to samo. O cholera. – Co mam zrobić? Jej uśmiech znikł. – Nocą w Halloween zasłona między światem żyjących a światem zmarłych staje zbyt cienka. Tak słaba, że właściwie pęka w kilku miejscach, zwłaszcza w Nowym Orleanie. Wiele naszych wiedźm spędza całą noc na odnajdowaniu i łataniu dziur w zasłonie, a potem odsyłaniu duchów na ich stronę. To będzie twoje zadanie. – Uniosła rękę i tuż przed moją twarzą pojawił się zrolowany pergamin, tak samo jak zrobiła to Lenora dzień wcześniej. Zacisnęłam dłoń wokół kartki. – Masz tam listę miejsc w Nowym Orleanie, gdzie najczęściej pęka zasłona. Zamknij tak wiele otworów, jak tylko będziesz mogła, odeślij tak wiele duchów, jak tylko zdołasz, a potem porozmawiamy o twoich wynikach.