galochbasik

  • Dokumenty1 460
  • Odsłony651 352
  • Obserwuję779
  • Rozmiar dokumentów2.1 GB
  • Ilość pobrań420 536

0,5 DUMA -Howl For It-Laurenston Shelly-PL

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :2.4 MB
Rozszerzenie:pdf

0,5 DUMA -Howl For It-Laurenston Shelly-PL.pdf

galochbasik EBooki ROMANSE I EROTYKI FANTASTYKA, FANTAZY PRIDE-DUMA-Laurenston Shelly
Użytkownik galochbasik wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 191 stron)

~ 1 ~

~ 2 ~ Rozdział 1 Dostrzegł ją, jak tylko wyszła z domu i obeszła wkoło ganek domu swojego ojca, by popatrzeć na las okrążający dom. Jego bracia mówili o niej słodka i całkiem ładna, jednocześnie rozkazując mu trzymać się z daleka, ponieważ jej duże siostry nic by z tego nie miały. Ale jego bracia byli w błędzie. Nie była słodka, ani całkiem ładna. Ona wprawiała w osłupienie. Pochylając się za swój samochód, Plymouth GTX z 1971 1 , Egbert Ray Smith — Eggie dla jego Sfory i dla tych z Oddziału Marines, którzy wiedzieli o jego istnieniu – patrzył, jak wilczyca łagodnie wzdycha i przekręca swoimi oczami. Od czasu do czasu, potrząsała głową. Wiedział dlaczego. To wszystko było z powodu kłótni wewnątrz domu. Bardzo ostrej kłótni. A gdyby wiedział, że zastanie taką sytuację, w ogóle by tutaj nie przyjechał. Ponieważ Eggie nie cierpiał, gdy był zmuszany do rzeczy, którą pełni ludzie nazwali wakacjami, albo co jego wojskowi bracia nazywali urlopem. Nie potrzebował wakacji. Nie chciał wakacji. Miał szczęście, że był jednym z niewielu ludzi na świecie, którzy lubili to, co robili w swoim życiu, a tym, co robił było zabijanie. Ale nie tak bez sensu. Nie był jakąś morderczą kanalią. Nie, Eggie zabijał z celem, dla ochrony swojego rodzaju i innych ras i gatunków, o które tak naprawdę nie dbał, ale zasługiwali na ochronę tak samo, jak każdy inny, kto mógł się zmieniać w całkowicie inną istotę. Eggie był dobry w zabijaniu. Niektórzy pewnie mogliby powiedzieć, że to była jedyna rzecz, w jakiej Eggie Ray Smith był dobry. Tak więc, dlaczego miałby trzymać się z dala od jedynej rzeczy, w której był dobry, choćby dlatego, że jego koledzy z Marines mówili, że Eggie wprawia ich w niepokój. Eggie nie rozumiał, jak on to robił. Nie robił niczego innego od tego, co robił każdego dnia. 1 http://www.legacydiecast.com/product_images/f393.jpg Polecam obejrzenie tego auta, jak i następnych.

~ 3 ~ Ale ponieważ cały jego pluton – pluton bez nazwy, czy numeru, jedynie znany tym, którzy byli posiadaczami kłów i pazurów, kiedy tylko chcieli – sugerował, że potrzebuje urlopu, Eggie był teraz na urlopie. A zatem, nie mając niczego do roboty, przez miesiąc lub dwa, zależny od wezwania z powrotem przez swojego przełożonego, Eggie przyjechał do domu. I od trzech minut, był pewny, że to była najbardziej idiotyczna decyzja, jaką podjął od bardzo długiego czasu. I to dlatego, jego bracia próbowali tak rozpaczliwie zabezpieczyć przed nim swoje kobiety. Oczywiście, dla większości zmiennych wilków, zabezpieczenie kobiety po prostu oznaczało ich uwiedzenie albo kuszenie ich wciąż żywym, ale unieruchomionym łosiem. Należało także dodać, że mężczyźni z rodziny Smith nie byli tacy, jak większość zmiennych wilków. Żaden z braci Eggiego nie wydawał się rozumieć słowa kusić, czy uwodzić. Za to sprzeczali się ze swoimi wilczycami. Ciągle. To skończyło się źle dla dwóch starszych braci Eggiego, Benjamina Ray i Frankie Ray, i dla jego najmłodszego brata, Nicky Ray, szczególnie od czasu, kiedy jedna z ich dziewczyn była trochę wybuchowa, kiedy naprawdę się wkurzyła. Mimo to, nic nie mogło przebić ich młodszego brata, Bubby Ray, i jego z piekła rodem kobiety, Janie Mae Lewis. Ich ojciec lubił Janie Mae, ponieważ reprezentowała taki typ wilczycy, który chciał dla wszystkich swoich synów na partnerki. Silne, pewne siebie – naturalne Alfy. A ponieważ ojciec lubił Janie Mae tak bardzo, Bubba musiał być trudny. Musiał odgrywać swoją rolę. Jeszcze gorzej, Janie Mae odgrywała się na nim w ten sam sposób. Nawet nie była odpowiednio sparowana, a mieli już dwóch chłopców i była z trzecim w ciąży z Bubbą, a mimo to jeszcze się nie ustatkowali. Krążyli między terenami sfory Smithtown, Tennessee, Smithville i Północnej Karoliny – sprzeczając się przez całą drogę. Eggie nie rozumiał wszystkich tych kłótni. Szczerze mówiąc, nie lubił sprzeczać się z ludźmi. Nigdy nie musiał. Wpatrywał się tylko w kogoś tak długo, aż kłótnia się kończyła, albo po prostu zabijał. No bo, co tak naprawdę było celem sprzeczania się? Niestety Bubba nie wydawał się wyznawać takiej samej filozofii. Wszystko, co robił z Janie Mae to kłótnia. Tak naprawdę, Eggie ledwie wszedł do domu swoich rodziców w Tennessee, gdy jego bracia doprowadzili go do tego, że wsiadł z powrotem do

~ 4 ~ samochodu i nagle znalazł się na drodze do Północnej Karoliny. I tylko Bóg wiedział, że to była ostatnia rzecz, jaką chciał zrobić. Do momentu aż ją zobaczył. Tak, była z pewnością najmłodszą siostrą Lewis. Tą, o której rodzina Lewis’ów nigdy nie mówiła, gdy Eggie kręcił się w pobliżu. Ponieważ, jego zdaniem, ta siostra była znacznie ładniejsza niż pozostałe cztery. Miała długie, proste brązowe włosy, rozdzielone na samym środku głowy i okalające słodką twarzyczkę z dużymi brązowymi oczami i ślicznymi pełnymi wargami. A do tego miała to, co mógł tylko nazwać cudownymi pośladkami. Chociaż nie był pewny, czy pośladki można nazwać cudownymi. Jak u innych sióstr Lewis, jej nos był długi i wytworny, ale była zdecydowanie mniejsza niż jej siostry. Niecałe metr sześćdziesiąt, albo coś koło tego. Dla kobiet z rodziny Lewis, to był niski wzrost. U kobiet Smith, byłaby uważana za wręcz maleńką. Eggie myślał o pójściu tam i przedstawieniu się w taki sposób, jak robią to mężczyźni, którzy spotykają ładną kobietę. Ale przecież musiał pamiętać, kim był. Był Eggie Ray Smithem, wytrenowanym zabójcą. Co dziewczyna, taka jak ona, zrobiłaby z wilkiem, takim jak on? Chciałaby, żeby był gadatliwy? Kupował jej kwiaty? Zabił stado łosi? A cała jej rodzina zdążyła go już znienawidzić, z zasady. Bo to, co robił w życiu, nie było szanowane wśród wielu zmiennych, pomimo tego, że to było potrzebne, żeby chronić ich wszystkich. Nie. Najlepiej byłoby nie włączać nikogo... w nic. Najlepiej było zostać tu, gdzie był w tej chwili. Tu. W swoim samochodzie. Zaczekać na ustanie krzyków, a potem znaleźć jakiś hotel w mieście i przespać się. Więc dalsze wpatrywanie się w kobietę, stojącą na ganku, nie było dobrym pomysłem, i zamiast tego zdecydował się pooglądać swoje stopy – dopóki nie usłyszał czyjegoś oddechu. Który nie był jego. ***

~ 5 ~ Za każdym razem, jak szef Darli Mae Lewis, wysyłał ją na urlop do domu – na urlop, na który upierał się z nieznanych jej przyczyn – to dlaczego musiał wybierać akurat taki czas? Szczerze mówiąc, tylko szef, ze swoją własną Sforą, mógłby domagać się tego rodzaju rzeczy. Tylko Bóg wiedział, że szef pełnego człowieka nigdy by tego nie chciał. Gdyby mogli, nigdy nie udzieliliby swojemu personelowi jakiegokolwiek rodzaju urlopu. Ale Darla nie pracowała dla pełnego człowieka. Nie, ona była asystentką szefa w Van Holtz Steak House w San Francisco, a wilki Van Holtz rozumiały życie sfory, więc jej szef – szef restauracji i Alfa Sfory Van Holtz w San Francisco – nagle, bez podania powodu, polecił Darli, żeby pojechała do domu na mały urlop ze sforą. Na coś, co większość wilczyc, które były zmuszone do opuszczenia swojej rodziny, z takiego czy innego powodu, przystałoby z ochotą. I jak zwykle, nikt z jej rodziny nie umiał niczego załatwić bez kłótni! Kiedy Darla dzwoniła dwa tygodnie temu do ojca, był tylko on, jej matka i bracia. Siostry były w Smithtown, w Tennessee, i kokietowały chłopaków z rodziny Smith. Więc Darla radośnie przejechała autostopem przez pół kraju, coś co lubiła robić, ale nie koniecznie wspominała o tym swoim rodzicom. Ale zanim przyjechała do domu w Północnej Karolinie, jej cholerne siostry były już z powrotem i znalazła się w środku cholernej kłótni! Nie ze sobą, co mogła jeszcze przeboleć, ale z tymi przeklętymi wilkami od Smithów. I to nie był tylko ten jeden argument, ale kilka! Francie Mae, najstarsza z nich, sprzeczała się ze swoim partnerem, Benjaminem Ray, o to, gdzie Benji może, albo gdzie nie może, wsadzić swój duży nos w rodzinny interes Lewisów. Roberta Mae i Frankie Ray byli zajęci debatowaniem o tym, że spódnica Robbie nie była wystarczająco długa – a faktycznie nie była – podczas gdy Janette Mae i Nicky Ray sprzeczali się o Nixona. Nixona, dacie wiarę! Ale najgorsze z tego wszystkiego było to, co działo się między Janie Mae i Bubbą Ray Smith. Para, co rusz rozchodziła się i schodziła, w ciągu tych lat, kiedy byli ze sobą. Bawili się ze sobą we wszystkie rodzaje gier, próbując wzbudzić zazdrość u tego drugiego. Gdy Janie zaszła w ciążę ze swoim pierwszym synem, rodzina jakby odetchnęła z ulgą, myśląc, że para wreszcie się sparuje i skończą się wszystkie sprzeczki.

~ 6 ~ Ale tak, niestety, się nie stało. Sprzeczki stały się jeszcze gorsze. Znacznie gorsze. Teraz, dwóch synów później, i z trzecim w drodze, para włóczyła się tam i z powrotem między Karoliną Północą a Tennessee, gdzie jedno zazwyczaj podążało za drugim, zatrzymując się, od czasu do czasu, by sprzeczać się na którymś z postojów. Czy naprawdę to powinno tak wyglądać? Czy miłość i troska o kogoś muszą być tak śmiesznie głupie i wymagające? Darla tak nie myślała. Bowiem nikt z jej przyjaciół w San Francisco – zarówno zmienni, jak i pełni ludzie, których spotkała, gdy opuściła dom w wieku osiemnastu lat i zaczęła staż w Baltimore w restauracji Van Holtz – się tak nie zachowywało. Boże to było w 1974! Cudowne rzeczy działy się między nimi. Czasy się zmieniały. Była piękna muzyka i ludzie zaczynali zdawać sobie sprawę, że wojna i przemoc nie były odpowiedzią na życiowe problemy. To był czas na podróżowanie i zwiedzanie świata, spotykanie nowych i interesujących ludzi, religii i gatunków. Ale rodzina Darli zamknęła się w świecie, do którego Darla nie miała ochoty należeć. Gdzie każdy zaciekle walczył o pierwsze miejsce w sforze. W odróżnieniu od ich pełnej krwi krewniaków, wilków, zmienni rzadko byli zadowoleni ze swojej pozycji w życiu. Zawsze chcieli mieć więcej niż inni, nigdy nie byli zadowoleni z tego, co mieli. I każdy, kto miał choć trochę rozumu, mógł zobaczyć, że Janie chciała zostać samicą Alpha w Sforze Smithtown. Nie mogła i nie chciała zadowolić się tym, co miała, nawet gdyby to oznaczało wykopanie matki Bubby z jej pozycji Alfy. Oczywiście, to była właśnie cała Janie Mae. A reszta sióstr Darli, oprócz najstarszej, były doskonałymi betami. Walczyły za Janie, żeby mogła dostać to, co chciała nawet, gdy to oznaczało wzięcie się za łby ze swoimi własnymi partnerami. Pytanie, nad którym zastanawiała się czasami Darla, było – czego chciał Bubba Ray? Kilka lat po trzydziestce i samiec… który nie wiedział, czego do diabła, chce. Zwłaszcza, jeżeli to oznaczało uciekanie od swoich własnych rodziców. Ale jako prawdziwy samiec Alfa, jakim Bubba prawdopodobnie był, i gdyby zdecydował wreszcie, czego chce, byłby cholernie dobrym przywódcą. Jednak, Janie Mae nie była zbyt zadowolona, że nie zostanie samicą Alfą dziś, w tym momencie, ale potrzebowała zapewnienia, że to stanie się w przyszłości. Więc sprzeczki wciąż wybuchały. I będą wybuchać. Gdyby Darla wiedziała, że to znów się wydarzy, podczas jej pobytu tutaj, pojechałaby na urlop z komuną jednego z jej przyjaciół, który ją zaprosił. Albo wybrałaby się do Europy i powędrowała jeszcze raz z plecakiem przez Francję. Tylko

~ 7 ~ sam Bóg wiedział, ile radości sprawiało Darli odkrywanie świata dobrych ciast, smakowanie ich i uczenie się, jak się je robi we Francji. Ale nie była we Francji, była tutaj. Może, za dzień lub dwa, będzie mogła stąd się zmyć. Uciec, po spędzeniu trochę czasu ze swoimi rodzicami, szczególnie z ojcem, który nie cierpiał tych kłótni tak samo, jak Darla. Do tego czasu, jednak, będzie musiała się zadowolić spacerem, żeby uciec od tych całych pierdoł, które miały miejsce w domu. Skacząc w dół po schodach, Darla skierowała się w stronę drzew. Nie uszła zbyt daleko, gdy pochwyciła zapach jakiegoś nieznanego wilka, na terytorium jej rodziców, który napłynął do niej pod wiatr. Zatrzymała się i obróciła. Darla wciągnęła powietrze jeszcze raz, wtedy zawołała. „Halo? " Gałązka ułamana się za nią i Darla natychmiast się okręciła, kły wysunęły się z jej dziąseł na widok broni wycelowanej prosto w nią. Mężczyzna, trzymający broń, zamrugał ze zdziwieniem. To był tylko moment. Tylko moment, oszołomionego zdziwienia na widok kłów u młodej kobiety, znajdującej się w środku niczego. Potem ludzki mężczyzna wycelował jeszcze raz swoją broń, a Darla wysunęła pazury, jednocześnie przygotowując ciało do zmiany i ataku. Mając nadzieję, że zaskoczenie go, na jej widok w postaci wilka, doda jej cenne sekundy, których potrzebuje do rozerwania mu gardła. Mięśnie Darli zadrżały sekundy wcześniej, niż rzuciła się do przodu na mężczyznę, zmieniając się w powietrzu. Ale broń nigdy nie wypaliła. Wilk, którego zwietrzyła wcześniej, stał teraz za człowiekiem. Ręka trzymująca broń była zgnieciona, a kark skręcony. Szarpiąc swoim ciałem, żeby nie skrzywdzić drugiego wilka, Darla wykonała skręt w bok, a jej wilcze ciało uderzyło w duże drzewo. Gdy pacnęła o ziemię, spojrzała na samca wilka. Nie rozpoznawała go, jako kogoś, kogo znała osobiście, ale wiedziała, że jest Smithem. Normalne wilki nie miały tak szerokich ramion, ani tak grubej szyi. Miał też brodę i ciemne włosy, spływające na jego ramiona i twarz, co sprawiało, że zadała sobie pytanie, czy cokolwiek przez nie widzi.

~ 8 ~ Podszedł do niej, jego wilcze oczy spojrzały w dół na nią. Przynajmniej... tak myślała, że na nią patrzy. Trudno było powiedzieć. Darla zaczęła wstawać, ale patrzący na nią Smith, wyciągnął największy nóż myśliwski, jaki kiedykolwiek widziała. Na pewno chciał właśnie poderżnąć jej gardło, ponieważ według standardów Smithów pewnie uważał ją za słabą, więc odsunęła się szybko od niego i przycisnęła plecami do drzewa. Jednak nie zabił jej, ale obrócił się i rzucił tym nożem, wbijając go w mężczyznę, który pojawił się za nim. Dopiero teraz Darla zdała sobie sprawę, że pierwszy człowiek nie był sam. Boże. Ilu ludzi kręciło się wokół jej niewielkiej miejscowości? Gdzie byli strażnicy miasta? Gdzie były inne wilki z rodzin Smith i Lewis? Niedźwiedzie? Lwy? Czy wszyscy byli akurat w barze i pili? To było dopuszczalne? Ale najważniejsze było to, dlaczego ci ludzcy mężczyźni podeszli do niej? Szczerze mówiąc, Darla miałaby poważne kłopoty, gdyby nie ten ogromny wilk Smith, który wyglądał tak, jakby nigdy się nie uśmiechał. Wilk podszedł do ludzkiego mężczyzny, który był teraz na kolanach, i z którego uchodziło życie. Zanim ciało runęło na ziemię, wilk wyszarpnął nóż z głowy człowieka i zabrał broń z jego ręki. Wilk włożył broń za pasek swoich dżinsów, kiedy pojawił się następny człowiek. Darla już miała ostrzec wilka, ale nie zdążyła. Zareagował błyskawicznie, wyciągając następny nóż z pochwy, przywiązanej ciasno do jego grubego uda. Zadał cios, przecinając nogi człowieka, a potem wstał i machnął ostrzem, niemal odcinając głowę z karku człowieka. Potem, z powrotem, wilk opuścił na nią wzrok, dotykając jednym dużym palcem jej ust. „Szzz. " Wyszeptał i zniknął między drzewami. Chociaż Darla niczego nie widziała, to dość dobrze słyszała. Dźwięki umierających mężczyzn, kiedy ten duży wilk zabrali się do ich zabijania. Coś, co zwykle

~ 9 ~ wstrząsnęłoby Darlą. Przecież była pacyfistką. A jednak... nie była wstrząśnięta. I nie wiedziała, dlaczego. Nagle poczuła coś lepkiego pod swoją łapą. Pochyliła się, powąchała. Krew. Jej krew. To musiało się stać, gdy uderzyła o drzewo. Wiedziała, że uderzyła mocno, ale nie aż tak mocno. Pomyślała o wezwaniu swojej rodziny. Wyjąc. Albo nawet wezwaniu tego wilka. Ale nagle poczuła się słaba i zmęczona. Może, gdy zamknie na chwilę oczy... *** Eggie wykańczał ostatniego człowieka, rękę trzymał na jego ustach, i jednym ze swoich ulubionych noży rozpłatał go od góry do dołu. Gdy człowiek przestał walczyć, upuścił ciało, wziął broń i skierował się z powrotem do małej Lewisówny. Zatrzymał się tylko, żeby wyciągać swój drugi nóż z otwartych ust innego człowieka, szybko wytarł go w jego ubranie, i wsunął ostrzem w dół do pochwy. Wyszedł zza drzew na małą polankę. „Wszystko z tobą w porządku? " Zapytał się miękko wilczycy, rozglądając się jeszcze wkoło, czy między drzewami nie ma więcej czających się ludzi - jedyny gatunek, o którym wiedział, że się czai. Gdy jednak nic nie dostrzegł, skupił się na niej. Wyglądała tak, jakby spała, ale wątpił w to. Biedactwo było zbyt przerażone, żeby zapaść w wilczą drzemkę Podszedł bliżej i przykucnął przy niej, jego wilk natychmiast wypatrzył krew, która spłynęła na liście w miejscu, gdzie wylądowała. Przypomniał sobie, jak jej ciało uderzyło w drzewo, więc odsunął ją trochę od pnia i wtedy zobaczył, co mogło jej się stać – nisko rosnąca gałąź wyrastała z pnia. Ostrożnie, Eggie pomacał tył szyi wilczycy i znalazł ranę. Gdyby była człowiekiem, już by nie żyła, ale była wilkiem i to ocaliło jej życie. Wzdychając, Eggie wrócił na szlak prowadzący do domu rodzinnego Lewisów. Wciąż słyszał swoją i jej idiotyczną rodzinę, która nadal się kłóciła i, będąc całkiem

~ 10 ~ uczciwym, był cholernie obojętny wobec pomysłu podstawowej ochrony tego miasta. Infiltracja, tego rodzaju, nigdy nie powinna się zdarzyć w Smithtown. Jacykolwiek outsiderzy byli wyłapywani na terytorialnych granicach, a jeśli ich obecność była tylko przypadkowa, i nie zobaczyli tego, czego zobaczyć nie powinni, byli odsyłani z powrotem na dobrą drogę z Tennessee. Nie lubimy nieznajomych, kręcących się w pobliżu. Jeśli jednak próbowaliby dostać się na terytorium Smithtown, albo gdyby zobaczyli coś, co nie dało się racjonalnie wyjaśnić – wtedy sprawy się komplikowały. Często przez kobiety z miasta. Samice Smithów naprawdę nie znosiły nieznajomych na swoim terenie. Ale najwyraźniej Smithville, w Północnej Karolinie, załatwiało swoje sprawy inaczej z ludzkimi czarownicami i mieszanymi gatunkami, mieszkając wszyscy razem w grzechu. Chociaż nie miał racji. Wilki parowały się tylko z wilkami. Niedźwiedzie z niedźwiedziami. Koty z kotami. I lisy chyba robiły tak samo, na pierwszy rzut oka. To była właściwa droga dla tych rzeczy. Szczerze mówiąc, nie bardzo chciał zwrócić tę małą wilczycę Lewis jej rodzinie czy Sforze, która nie była w stanie dostatecznie ją chronić. Więc tego nie zrobił. Nie. Zamiast tego, Eggie Ray Smith zaniósł tę małą kobietkę do swojego samochodu. Co prawda, przywiózł tutaj swoich braci, ale w tej sytuacji mogli poradzić sobie sami. Ponadto, Eggie wiedział, że musi się spieszyć, żeby dojechać do najbliższej bazy Marines i znaleźć lekarza, którzy zajmował się zmiennymi, by opatrzył rany jego wilczycy, a potem złapać kogoś od transportu i wrócić do domu. W ten sposób nie będzie się musiał martwić o prowadzenie dziewięć, czy dziesięć godzin z powrotem do Tennessee. Tak. To wyglądało na dobry plan. Więc ostrożnie umieścił wilczycę na tylnym siedzeniu swojego samochodu i przykrył ją kocem. Była wciąż w swojej wilczej postaci, i tak było prawdopodobnie dla niej najlepiej. W tej postaci prawdopodobnie szybciej się wyleczy.

~ 11 ~ Jak tylko był gotowy, Eggie wsiadł na miejsce kierowcy i uruchomił samochód. Wyjechał zza drzew na drogę z rannym wilkiem na tylnym siedzeniu i ludzką krwią na swoich rękach. Ta ostatnia część była trochę nieszczęśliwa, jednak... nienawidził, kiedy jego ręce były lepkie. Tłumaczenie: panda68

~ 12 ~ Rozdział 2 „Smith! " Jakiś głos krzyknął za Eggiem. „Co ty, do diabła, tutaj robisz? Dlaczego nie jesteś w każdym innym miejscu, tylko tu, chociaż dostałeś inny rozkaż? " Niechętnie Eggie odwrócił wzrok od swojego rannego ładunku i ponad ramieniem spojrzał na samca lwa stojącego za nim – i wpatrywał się tak w majora, dopóki ten nie odchrząknął i nie spuścił wzroku. „No cóż… załatw to szybko i wyjedź. Rozumiesz? " Nie oglądając się, lew szybko odszedł, a Eggie ponownie skupił swoją uwagę na wilczycy i skierował się do punktu medycznego, po pomoc dla niej. Lekarz, hiena, zachichotał cicho i powiedział. „Musimy zaszyć tę ranę i podać antybiotyki, żeby zapobiec zakażeniu. " Rzucił okiem na szakala, stojącego obok niego. „Przynieś jej jakieś ubranie. Muszę wymusić u niej zmianę, gdy skończę. " Hiena wyprostowała się. „Będziesz tam tak stał i wpatrywał się we mnie tymi swoimi dziwnymi oczami? " „Urodziłeś się z kłami, a chichoczesz, jak moja najmłodsza bratanica, ale to ja jestem dziwakiem? " Para patrzyła na siebie, dopóki czarny niedźwiedź nie wszedł ciężko do gabinetu. „Smith. Transport już czeka. " „Dobra. " Eggie wskazał na wilczycę. „Zszyj ją szybki, chichotko." Hiena założyła ramiona na klatkę piersiową.

~ 13 ~ „Może jestem zbyt zajęty. Mam inne obowiązki. " Eggie opuścił głowę, patrząc groźnie na hienę, i pozwalając swoim kłom wysunąć się z dziąseł wraz z głębokim warknięciem. „Okay, okay. " Hiena uniosła obronnie ręce. „Odsuń się, Rin Tin Tin. Powiedziałem, że się nią zajmę. " Chcąc mieć całkowitą pewność, że łajdak zrozumiał, że Eggie nie żartuje, warknął jeszcze raz, ciesząc się ze sposobu, w jaki hiena podskoczyła, zanim odwrócił się i wyszedł. Czarny niedźwiedź, dowódca jego zespołu, o nazwisku McMartin, poszedł za nim. Eggie nie za bardzo lubił niedźwiedzie, ale tolerował McMartina dość dobrze. Prawdopodobnie dlatego, że był baribalem, a baribale były tak ciche jak grizzly, ale nie tak strachliwe, i z pewnością nie tak śmiesznie duże, jak polarne. „Chcesz coś jeszcze ode mnie? " Zapytał McMartin. „Dowiedzieć się, kto chciał jej śmierci. " „Jesteś pewny, że to ona była celem? " „Tak. Jestem pewny. " „A czy to nie jej Sfora powinna się tym zająć? Nie jest tak, że wilki pomagają sobie nawzajem? " Eggie zatrzymał się, stanął naprzeciw niedźwiedzia, i nie powiedział ani słowa. „Dobra. " McMartin westchnął po pełnej minucie. „Zajmę się tym." „To dobrze. " „Ale pilot musi wiedzieć, gdzie jedziesz… " „Do Tennessee. "

~ 14 ~ I bez dalszego słowa, Eggie oddalił się, żeby załatwić sobie broń, jaką potrzebował. *** Darla otworzyła oczy, ale natychmiast je zamknęła. Ruch samochodu i jaskrawe światło przenikające przez okno sprawiło, że czuła się trochę niespokojna. „Co się dzieje? " Zapytała. „Gdzie jestem?" „W moim samochodzie. " Jakiś głos odezwał się koło niej. Zmusiła się, żeby otworzyć jedno oko, by zerknąć na mężczyznę prowadzącego samochód. Teraz go sobie przypomniała. Samiec od Smithów z wczorajszego wieczoru. To było wczoraj wieczorem, prawda? Nic jej się nie przyśniło? Darla odchrząknęła i zamknęła oko jeszcze raz, gdyż nawet najmniejszy ruch wywoływał niemało bólu. „Dlaczego jestem w twoim samochodzie, uh...? " „Eggie. " „Eggie? " Otworzyła jedno oko jeszcze raz. „To ty jesteś Eggie?" „Egbert Ray. Każdy mówi do mnie Eggie. " „Oh. " No cóż, w jej rodzinie też były jedyne w swoim rodzaju przezwiska, tak jak ona miała… miała... „Czekaj. Egbert Ray? " Teraz otworzyła oba oczy, jej spojrzenie zatrzymało się na dużym wilku siedzącym na miejscu kierowcy. „Ty jesteś… Egbert Ray Smith? " „Tak. " „Ten Egbert Ray Smith? "

~ 15 ~ „Znam tylko jednego. " Spojrzał na nią oczami, w których wciąż był wilk. „I to jestem ja." Darla wypuściła oddech i wiedziała, że wstrząsnął nią więcej niż dreszcz. Nie panikuj, powiedziała sama do siebie. Nie panikuj. Musiała się upewnić, że wszystko będzie w porządku. Że wszystko po prostu będzie… świetnie. Prawdopodobnie był bardzo logiczny powód, że była w samochodzie z Egbertem Ray Smithem. Bardzo logiczny powód. Ale pamiętanie tego, co zrobił wczoraj wieczorem z tymi wszystkimi ludźmi, przypomniało Darli to wszystko, co słyszała o Egbercie Smith – Eggiem – przez te lata. Że nie miał nawet trzydziestki, a był, z całej wilczej Sfory Smith, jednym z najbardziej przerażających zabójców na całym świecie. Dobrze pamiętała westchnienia ulgi sąsiadów Smithów, kiedy mówili o nim. Ten chłopak dostał się do Marines. Ten chłopak. Tak właśnie wszyscy o nim mówili. Jako ten chłopak. Tak, jakby bali się wypowiadać jego imię, tak jakby jego imię miało sprowadzić go do nich. Przywołać go, jak mówiły czarownice z jej rodzinnego miasta. Jej siostrom wiadomo było, żeby ucinały rozmowę na każdą wzmiankę o Eggiem, ale bracia Eggiego nigdy nie wyglądali, jakby się go bali. Ale chcąc być szczerym, Darla nie przykłada do tego uwagi. Bowiem żaden z chłopaków ze Smithtown, nie miał za dużo rozumu w jej mniemaniu. Darla spojrzała przez okno, ale tylko poruszała oczami, ponieważ każdy ruch szyją przynosił ból, chociaż nie wiedziała, dlaczego. „Gdzie jesteśmy? " Zapytała, ponieważ nie mogła rozpoznać mijanego krajobrazu. „W Tennessee. " Jej palce zakręciły się w pięści. „W Tennessee? Dlaczego... kiedy... Nie rozumiem... " „Nie martw się. "

~ 16 ~ „Jak mam się nie martwić! Porwałeś mnie z bezpiecznego terenu mojej Sfory i z domu mojej rodziny i przekroczyłeś granice terytoriów! " „Nie był bezpieczny. " „Co to ma znaczyć? Jak to nie był bezpieczny? " „Zostałaś tam zaatakowana. Przez ludzi. " „Oh, a to by się nie zdarzyło, gdybym była na terenie Smithów, na ziemi Smithów, w prowincji Smithów, albo gdzieś, co ma w swojej nazwie Smith, a gdzie ludziom akurat zdarzyło się zamieszkać? " „Nie. Prawdopodobnie nie. " Poirytowana jego nastawieniem, bolącą głową i szyją, oraz tym, że była mocno wystraszona, Darla podniosła ramię i pokazała pobocze. „Zjedź na bok. " „Hę? " „Słyszałeś mnie. Zjedź na bok! " „Najpierw dojedziemy do Smithtown. " „Zjedź natychmiast! " „Już dobrze. W porządku. " Skręcił kołem, zatrzymał się na poboczu autostrady, a dwie duże ciężarówki minęły ich z trąbieniem. „O co ci chodzi? " Zapytał, jego głos był szorstki i okropny. Wszystko, co Darla wiedziała to, że mogła być w samochodzie z naprawdę podłą osobą, jaką kiedykolwiek znała. Musiała wiedzieć, czy była tu naprawdę bezpieczna, a jeśli nie, to czy nie powinna spróbować uciec, pomimo bólu szyi. I jedynym sposobem, żeby to sprawdzić, był sposób, którego nauczyła ją jej ulubiona ciotka. Bez poruszenia bolącą szyją, Darla podniosła ręce i dała znak wilkowi.

~ 17 ~ „Chodź tutaj. " Eggie, nie chcąc przebywać na otwartej przestrzeni wśród wszystkich tych pełnych ludzi, nie całkiem rozumiał, co ta mała kobietka od niego chciała. „Co proszę? " „Chodź tutaj. " Pochylił się, myśląc, że może nie czuje się zbyt dobrze. Jej ciało wciąż się leczyło i mógł powiedzieć, że odczuwa ból. Czułby się lepiej, gdyby położył ją do łóżku na odpowiednio chronionym terenie. „Bliżej. Nie mogę obracać szyją. " Więc pochylił się jeszcze bliżej, zawisając niemal nad nią, więc mógł zobaczyć jej twarz, bez konieczności odwracania przez nią głowy. Wtedy położyła swoje małe dłonie na jego twarzy i przyciągnęła go jeszcze bliżej. Wpatrywała się prosto w jego oczy i, przez krótką, cudowną sekundę, pomyślał, że zamierza go pocałować. Ale ona tylko wpatrywała się uważnie w jego twarz, jej spojrzenie poszukało jego. Po co, Eggie nie miał pojęcia. Nikt nigdy nie patrzył na niego dłużej niż kilka sekund. „Jesteś szalony, czy co? " Zapytała. „Nie. " „Zmartwiony? Przerażony? " „Nie. " „Więc dlaczego wciąż masz oczy wilka? " „Nie mam. " „Nie masz? " „Nie. " Zmienił swoje oczy, żeby pokazać jej różnicę. „Widzisz? Teraz są zmienione. A teraz nie. "

~ 18 ~ „Hm. " Zamrugała. „Zdajesz sobie sprawę, że jedyna różnica między tym, czy są zmienione, czy nie, polega na tym, że twoje oczy są nieznacznie rozszerzone?" „Nigdy nie zwracałem na to uwagi. " „Oczywiście. " Westchnęła i nadal wpatrywała się w jego oczy. Eggie nie miał pojęcia, jak długo siedzieli tak, kiedy on wisiał nad nią, z ramionami opartymi po obu stronach jej bioder, z jej rękami na jego szczęce, ale wiedział, że mu się to podoba. A ledwie się dotykali. W końcu, wypuściła długi oddech, jej ciało rozluźniło się na siedzeniu. Ręce opadły jej na kolana. „Okay. " Powiedziała. „Okay? " „Uh-huh. " Powoli, Eggie cofnął się na swoje siedzenie i wyjrzał przez okno. „Co właściwie się stało? " Bo Eggie wiedział, co coś właśnie się zdarzyło. „Po prostu musiałam upewnić się, że jestem z tobą bezpieczna. " „Bezpieczna ze mną? " Popatrzył na nią. „Wiedziałaś, że jesteś ze mną bezpieczna?" Była, ale jak mogłaby być tego pewna? Uśmiechnęła się, wyglądając na uspokojoną. „Uh-huh. " „I wiesz to, ponieważ… patrzyłaś na mnie? " „Zasadniczo tak. " „Zasadniczo? "

~ 19 ~ „Uh-huh. Zasadniczo. " Uśmiechnęła się i Eggie zauważył, że ma najładniejsze i najgłębsze dołeczki w tych słodkich policzkach, jakie kiedykolwiek widział w swoim życiu. „Więc chcesz, żebym jechał dalej? " Zapytał. „Uh-huh. " Ostrożnie obróciła głowę, krzywiąc się trochę z bólu. „Możesz zabrać mnie, gdzie tylko chcesz, Egbercie Ray Smith, ponieważ wiem, że nigdy nie będę bardziej bezpieczna, niż jestem teraz… z tobą. " Wypowiedziała te słowa z taką szczerością, jej ciemnobrązowe oczy patrzyły na niego tak ufnie, jak nawet jego własna rodzina nigdy na niego nie patrzyła, a Eggie wiedział w tym momencie, że nigdy nikomu nie pozwoli zranić swojej wilczycy. Nigdy nikomu nie pozwoli zbliżyć się do niej bez jej zgody. Będzie chronił Darlę Mae Smith całym swoim życiem. Sprawdzając drogę, Eggie wjechał na autostradę i skierował się w stronę domu. Tłumaczenie: panda68

~ 20 ~ Rozdział 3 A więc to było to niesławne Smithtown. Darla słyszała o tym mieście dużo wcześniej, niż jej siostry związały się z mężczyznami Smithów. Podczas, gdy Smithville, w Północnej Karolinie, było miejscem wygodnym i pełnym relaksu dla wszystkich zmiennych, azylem, gdzie mogli być sobą, polując na jelenie i łosie i słodkowodne foki, to samo Smithtown było tylko dla członków Sfory Smith i ich rodzin. Nawet inne Sfory nie ryzykowały wejścia do Smithtown bez pozwolenia, chyba że szukały zaczepki. Więc z taką szczegółową wiedzą w swojej głowie, Darla spodziewała się zobaczyć prowincjonalne miasteczko zamieszkałe przez spokrewnione ze sobą, prostackie wilki. Ale ku jej zdziwieniu, było tu... czarująco. Małe domki były uroczo rozmieszczone wśród zadbanych trawników i ogrodów, podczas gdy większe domy były dobrze wkomponowane w zielone tereny. Było tu mnóstwo drzew i wzgórz, a jelenie i łosie przemykały między drzewami. Miasto, przez które przejeżdżali, miały oryginalne witryny sklepowe, restaurację, kilka barów i kino, w którym wyświetlane były ostatnie nowości filmowe. Wyglądało na ciche, przyjemne miasto i z radością pozna to nowe miejsce. Uwielbiała znajdować nowe miejsca do zwiedzenia. W końcu wjechali na drogę gruntową. Jechali jakieś pięć minut, aż zatrzymali się przed małym domkiem, okolonym gankiem. „To jest dom twojego ojca? " Zapytała. „Nie. " Zawrócił samochód i wysiadł. „Nie jesteś zbyt gadatliwy, co? " Mruknęła, obserwując jak duży wilk okrąża samochód i podchodzi od jej strony. Otworzył drzwi i wsunął ręce pod jej nogi i plecy. „Mogę chodzić. " Powiedziała.

~ 21 ~ Czy ją słyszał, nie mogła powiedzieć. W ogóle nie odpowiedział. Nawet jednym chrząknięciem. Po prostu wyciągnął ją z samochodu i zaniósł bez wysiłku do domu. I tak, jak było w większości domów w Smithtown, czy byli obcy, czy nie, frontowe drzwi nie były zakluczone, więc weszli od razu do środka. A wnętrze domu Eggiego Smitha było… skąpe. Tak. Skąpe było tutaj odpowiednim słowem. Nie było źle, czy coś takiego, ale nie było też zbyt domowo. W salonie był tylko niski stolik, trzy składane krzesła, dwie beczki, które jak przypuszczała służyły za krzesła i dość duży telewizor na ścianie. Jednak dla mężczyzny, który nie bywał w domu przez dłuższy czas, to nie było złe miejsce. Ktoś tutaj odkurzał i wietrzył, co jakiś czas. Ale sposób, w jaki wilk stał na środku pokoju i rozglądał się wkoło, zastanowił ją, ponieważ odniosła wrażenie, jakby był tutaj pierwszy raz. Nie chcąc, żeby czuł się niezręcznie, Darla powiedziała. „Możesz posadzić mnie na krześle. ” Wskazała palcem na jedno ze składanych krzesełek, stojących wokół stołu, ale warknął cicho i przyciągnął ją bliżej do siebie. Czując się niezręcznie, bo było jej niezwykle przyjemnie w jego ramionach, Darla zapytała. „Remontujesz to miejsce? Widzę tutaj sporo narzędzi. " „Buduję. " Odparł. „Oh, dobudowałeś tutaj coś? " „To też. " Darla zamrugała, rozejrzała się bez odwracania głowy. „Czekaj… zbudowałeś to miejsce. " Coś burknął.

~ 22 ~ „Sam? " „W większości. " Zafascynowana, Darla pokazała palcem, żeby się okręcił. „Obróć się wkoło. " „Hę? " „Chcę zobaczyć. Pokaż mi. " Wpatrywał się w nią przez chwilę z tym swoim groźnym zmarszczeniem brwi, a potem wolno zaczął się obracać. Będąca pod wrażeniem tego, co zobaczyła, Darla się uśmiechnęła. „Tu jest pięknie, Egbercie Ray. Sam to zaprojektowałeś? " „Nie. Mój Kuzyn dał mi plany. Resztę zrobiłem sam. Gdy moi bracia byli trzeźwi i nie sprzeczali się z twoimi siostrami, pomogli mi. " Zawsze podziwiała ludzi, którzy sami tworzyli coś swoimi rękami, więc Darla zerknęła na jego zagniewaną twarz. „Jest pięknie. " „Naprawdę? " „O, tak. Co prawda mogę zrobić ci eklerka, który wyciśnie z ciebie łzy radości, ale poza tym, nie umiem zbudować żadnej przeklętej rzeczy. " „No cóż… dziękuję bardzo. " Rozejrzał się ponownie. „Nie mam jeszcze żadnych mebli. " „Masz krzesła i stół. " „Okay. Ale nie mam prawdziwych mebli. "

~ 23 ~ „Nie jestem ze szkła, Egbercie Ray. Mogę posadzić swoje pośladki na wszystkim, na czym można usiąść. " Burknął coś... jeszcze raz i poszedł dalej korytarzem. Zauważyła kuchnię i z tego, co widziała, również nie była zła. Przynajmniej odniosła takie wrażenie. Potem zaniósł ją na górne piętro po solidnych schodach. Zabrał ją do pierwszej sypialni i zgadła, że to tutaj spał, gdy był w domu. Łóżko było duże, ale także solidne. Było wręcz olbrzymie. Na podstawie grubości ramy, mogła stwierdzić, że było podwójne. Bardzo ostrożnie, umieścił ją na łóżku, opierając ją plecami o wezgłowie. Odsunął się od niej i popatrzył na nią. „Teraz się prześpij… albo coś. " Darla przygryzła wargę, żeby się nie roześmiać. Biedactwo. Był przyzwyczajony to zachowania innych Marines, a nie do zajmowania się rannymi kobietami. Kiedy odzyskała swoją kontrolę, Darla powiedziała. „Szwy. " „Co z nimi? " „Myślę, że należy je wyjąć. " Zmarszczył brwi jeszcze bardziej i odniosła wrażenie, że go zdenerwowała. Zbliżył się do niej, a ona skuliła się odrobinę. Jego palce rozsunęły jej włosy na bok i poczuła, jak przesunęły się po jej ranie. Zadrżała trochę na odczucie jego palców na swojej skórze, ale natychmiast odsunął rękę i cofnął się. „Uraziłem cię. Przepraszam. " „Nie, nie ty. " „Sprowadzę kogoś, kto ci przy tym pomoże. " „Jestem pewna, że możesz to zrobić… "

~ 24 ~ Ale już wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Kilka sekund później usłyszała, jak wyjąc wzywa swoją sforę, chociaż nie wiedziała, czy wzywał o pomoc do rany Darli, czy też tak sobie do wiatru. Decydując się nie martwić o to więcej, Darla usadowiła się wygodniej na łóżku tak, żeby szyją nie opierać się zbyt mocno o poduszkę. Włożyła ręce pod policzek i wypuściła z siebie głęboki wdech. Zanim się zorientowała, zapadła w sen. *** Wzdychając z ulgą, Eggie wstał i uśmiechnął się na widok wilczycy, podchodzącej do niego, z dużą siekierą na jednym ramieniu i przepaską na lewym oku. „Mama. " ucieszył się Eggie. „Mój chłopcze. " Pauline Ann Jessop podniosła siekierę, którą używała do rąbania drewna i wbiła ją w pieniek, który minęła na swojej drodze do schodów ganku. „Przepraszam, że nie odwiedziłam cię, jak zjawiłeś się tutaj pierwszy raz, kochany. Byłam na polowaniu i zanim wróciłam, twój tata powiedział, że zdążyłeś już wyjechać ze swoimi braćmi. " Wilczyca opuściła głowę i spojrzała na swojego syna przez czarne rzęsy. „Bubba zadzwonił wczoraj wieczorem. On jest naprawdę nieszczęśliwy. A przecież mówiłam ci, żebyś nie zajmował się wykradaniem dziewczyn. " „ Nie ukradłem jej. Ocaliłem ją. " „I zostawiłeś kupę ludzkich ciał za sobą. " „Już o tym słyszałaś? " Wiedział, że to nie jest coś, co jego bracia powiedzieliby kiedykolwiek przez telefon, więc zapewne informacja ta dotarła do jego matki, dzięki znanym tylko Smithom kanałom, lotem błyskawicy. „Oczywiście, że tak. A teraz twoi bracia i te ich suki… "

~ 25 ~ „Mamo! " „… jadą już do domu, prawdopodobnie po to, żeby zabrać twoją dziewczynkę. " „Nie trzymam jej wbrew jej woli. Może odejść, kiedy tylko będzie chciała. " „Zrobi tak? " „Nie wiem. Ona zdrowieje po ranie, jakiej doznała podczas walki. Potrzebuję cię, żebyś wyciągnęła szwy. " Pauline zmarszczyła brwi. „Kochany chłopcze, wiem, że równie dobrze możesz to zrobić ty. " „Tak, ale... " Eggie wzruszył ramionami, wsuwając dłonie do przednich kieszeni swoich dżinsów. „Ona jest bardzo delikatna. A ja mam duże ręce. " „Jeśli jest z Lewisów, prawdopodobnie nie będzie się przejmowała twoimi dużymi rękami. " „Mamo. " „Uspokój się. " Weszła na schody, ściągając swoją ulubioną strzelbę z ramienia i podając ją Eggiemu. „Zaopiekuję się twoją małą kobietką. Idź do domu i weź sobie jedzenie, które uszykowałam dla waszej dwójki. Jest w spiżarni – to ostatnie miejsce, gdzie zajrzałby twój ojciec, gdyby naprawdę zgłodniał. " „Jesteś pewna, że dasz sobie radę? " Pauline stanęła na stopniu tak, żeby być równa wzrostem ze swoim prawie dwumetrowym synem, i móc spojrzeć mu prosto w oczy. „A jak myślisz, chłopcze? " ***