2
EASY LOVE
PROBY KRISTEN
Tłum. nieof.: Agis_ka
Korekta: szpiletti
Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie
jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora.
Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda
osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia w celu innym niż marketingowym, łamie prawo.
3
(Boudreaux #1)
Kristen Proby
Rodzina Eli Boudreauxs od pokoleń budowała statki i łodzie w Luizjanie. Eli pochodzi z
ciężko pracującej, bogatej rodziny, a jego imperium rozkwita w bardzo szybkim tempie. W
wieku trzydziestu lat jest najmłodszym Prezesem, który kiedykolwiek stał na czele Bayou
Enterprises, współzarządzając ze swoim starszym bratem. Jego głowa do interesów i
zasadnicza etyka pracy równie szybko uczyniła go najlepszym prezesem, jakiego firma widziała
od pokoleń. Pracownicy podziwiają go, a kobiety uwielbiają i rodzina Eli jest solidna. Jednak
niedawno odkrył, że ktoś wewnątrz jego firmy kradnie i jest zdeterminowany, żeby się
dowiedzieć kim jest ta osoba.
Kate O’Shaughnessy jest zatrudniana przez firmy z całego świata, aby przeniknąć do
środka i zbadać każdego członka organizacji od Prezesa w dół drabiny, aż po ochronę, w celu
znalezienia osoby odpowiedzialnej za defraudację. Jest doskonała we wtapianiu się, stawaniu
się częścią zespołu i znajdywaniu najsłabszego ogniwa. Jest mądra, błyskotliwa i właśnie
została zatrudniona przez Bayou Enterprises, a dokładnie przez Eliego Boudreaux. Przyciąganie
między nimi jest natychmiastowe, a chemia jest poza skalą. Jednak Kate słyszała wszystko o
flirciarskiej przeszłości Eliego i ma robotę do wykonania. Spanie z szefem nie jest jej częścią
nawet jeżeli sam dźwięk jej imienia zwijanego na języku tego Cajuna i sposób w jaki wypełnia
garnitur od projektantów powoduje, że stale się poci się.
Południowy urok Eliego zaskakuje Kate. Mężczyzna z reputacją bezwzględnego,
bezdusznego i nieczułego kobieciarza nie jest mężczyzną, którego zaczyna poznawać bliżej.
Jest wspaniały, opiekuńczy i powoduje, że się uśmiecha. Przebicie się przez zimną
i zdystansowaną postawę Kate i odkrycie w niej miłość do seksownej, drogiej bielizny jest
wyzwaniem, któremu Eli nie może się oprzeć. Jej słodka natura, miłość do rodziny i poczucie
humoru wprowadza go na drogi, na które nikt inny wcześniej nie zdołał.
Jak daleko posunie się Elli, żeby zatrzymać przy swoim boku kobietę, w której się
zakochał? Czy kiedy osoba odpowiedzialna za próbę rozbicia jego imperium zostanie ujawniona
nadejdzie czas, aby Kate ruszyła dalej?
5
Tę książkę dedykuję K.P. Simmon. Ponieważ jesteś nie tylko najlepszą publicystką w historii, ale także
moją najlepszą przyjaciółką. Kryjesz moje plecy a ja twoje.
I Elli też cię kocha.
7
Eli
– Pracujesz za dużo – nadchodzi głos zza moich pleców.
Stoję za biurkiem wpatrując się przez okno w Nowy Orlean. Słońce już grzeje,
a jest dopiero 8 rano. Jednak parne i wilgotne powietrze o temperaturze trzydziestu
stopni sprawia, że na zewnątrz jest dużo goręcej niż w chłodnym komforcie mojego
biura.
Wydaje się, że wszystko co robię, to oglądanie świata z okien tego biura.
I skąd do cholery wzięła się ta myśl?
‒ Ziemia do Eliego – mówi oschle Savannah zza mnie.
‒ Słyszałem cię.
Wsadzam ręce do kieszeni, przekładając w palcach srebrną półdolarówkę, którą
dał mi ojciec, gdy zajmowałem jego miejsce. Obracam się, znajdując siostrę, stojącą
przed biurkiem w jej zwyczajnym świeżo wyprasowanym kostiumie, dzisiaj niebieskim.
Jej grube, czarne włosy są spięte, a zmartwienie wyziera z orzechowych oczu.
‒ I poza tym przyganiał kocioł garnkowi.
‒ Jesteś zmęczony.
‒ Mam się dobrze.
Mruży na mnie oczy i bierze głęboki oddech, sprawiając, że wyginam usta w
półuśmiechu. Uwielbiam ją drażnić.
To niedorzecznie łatwe.
‒ Wróciłeś w ogóle wczorajszej nocy do domu?
‒ Nie mam na to czasu, Van.
8
Opadam na krzesło i wskazuję jej, żeby zrobiła to samo. Robi to po wepchnięciu
mi pod nos banana.
‒ Ale masz czas gapić się przez okno?
‒ Starasz się wszcząć dzisiaj awanturę? Ponieważ wyświadczę ci tę przysługę, ale
najpierw powiedz mi o co się do cholery kłócimy.
Obieram banana i biorę gryz, uświadamiając sobie, że umieram z głodu.
Savannah wypuszcza głębokie westchnienie i potrząsa głową, mamrotając coś
o upartych facetach.
Teraz uśmiecham się szeroko.
‒ Lance sprawia problemy?
Zaciskam pięści na wyobrażenie, że w końcu będę mógł przyłożyć temu
kutasowi. Mąż Savannah nie jest jedną z moich ulubionych osób.
‒ Nie
Ma zarumienione policzki, ale nie patrzy mi w oczy.
‒ Van.
‒ Och, Boże, oboje tutaj jesteście – mówi Beau, wmaszerowując do mojego biura
i zamykając za sobą drzwi.
Siada obok Savannah, kradnąc mi z ręki na wpół zjedzonego banana i dojada
resztę w dwóch kęsach.
‒ To było moje.
Mój brzuch, nieusatysfakcjonowany w najmniejszym stopniu, wydaje głośny
warkot i przelatuje mi przez głowę myśl, żeby polecić asystentce, aby poszła po
beignets1
.
‒ Boże, jesteś takim dzieciakiem – odpowiada Beau i wyrzuca skórkę do kosza.
Mój starszy brat jest wyższy o dwa centymetry od moich stu dziewięćdziesięciu
centymetrów i tak szczupły jak był w szkole średniej. Ale wciąż mogę go pokonać.
‒ Dlaczego do cholery oboje jesteście w moim biurze? – Siadam z powrotem
i przebiegam ręką przez usta. – Jestem całkiem pewien, że oboje macie co robić.
1
Beignets - francuskie pączki, których recepturę przywieziono do Luizjany (USA) w XVIII wieku. Podobne w smaku do polskich
pączków, choć mniej rozpływające się w ustach, kwadratowe lub prostokątne, wykonane najczęściej z ciasta drożdżowego, choć
czasami z parzonego. W środku puszyste, nadające się również do nadziewania kremem lub konfiturą.
9
‒ Może za tobą tęsknimy – mówi Savannah z fałszywym uśmiechem i mruga na
mnie rzęsami.
‒ Jesteś przemądrzała.
Po prostu porozumiewawczo kiwa głową, ale potem wymienia z Beau
spojrzenie, które podnosi włoski na moim karku.
‒ Co się dzieje?
‒ Ktoś nas okrada. – Beau rzuca w moim kierunku teczkę pełną arkuszy.
Jego szczęka drga, gdy ją otwieram i widzę kolumny cyfr.
‒ Gdzie?
‒ Tego właśnie nie wiemy – dodaje cicho Savannah, ale jej głos jest stalowy.
– Ktokolwiek to robi dobrze to ukrywa.
‒ Jak się o tym dowiedzieliście?
‒ Właściwie to przez przypadek – odpowiada krótko, stając się teraz prawdziwą
kobietą biznesu. – Wiemy, że to musi się dziać w księgowości, ale jest zakopane
tak głęboko, że kto i jak jest tajemnicą.
‒ Zwolnij cały departament i zatrudnij nowy.
Zamykam teczkę i odkładam ją w chwili, w której Beau zaczyna się śmiać.
‒ Nie możemy zwolnić ponad czterdziestu osób, większość z nich jest niewinna,
Eli. To nie działa w ten sposób.
‒ Musi być jakiś papierowy szlak – zaczynam, ale Savannah przerywa mi,
potrząsając głową.
‒ Jesteśmy skomputeryzowani, pamiętasz?
‒ Och, tak, oszczędzanie pierzonych drzew. Mówisz mi, że nikt nie wie co się do
cholery dzieje?
‒ To nieduża ilość pieniędzy, ale wystarczająca, żeby mnie wkurzyć – mówi cicho
Beau.
‒ Jak dużo?
‒ Coś ponad sto tysięcy. Tyle znaleźliśmy do tej pory.
‒ Taa, to wystarcza, żeby i mnie wkurzyć. To nie jest zwykła kradzież
z magazynów.
1
0
‒ I to nie jest przewidywalne. Jeżeli byłyby to regularne kwoty, w określonym
czasie moglibyśmy znaleźć to bez problemu. Ale nie chcę wywoływać masowej
histerii w firmie. Nie chcę, żeby wszyscy myśleli, iż spoglądamy im przez ramię
w każdej cholernej minucie.
‒ Ktoś nas okrada, a ty martwisz się o uczucia pracowników? – pytam z uniesioną
brwią. – Kim do cholery jesteś?
‒ On ma rację – wtrąca Savannah. – Szczucie wszystkich tyłków prezesami spółki
nie jest dobre dla morali.
‒ A co jeżeli robiłby to dyrektor finansowy? – pytam, zwracając się do Savannah,
która śmiejąc się potrząsa głową.
‒ Nie, nie sądzę, żeby był to dobry pomysł.
‒ Więc, będziemy po prostu siedzieć i pozwalać temu palantowi, kimkolwiek jest,
wykorzystywać nas jako swój prywatny bankomat?
‒ Nieee. – Savannah uśmiecha się szeroko, a jej ładna twarz się rozświetla.
– Chcę sprowadzić Kate O’Shaughnessy.
‒ Twoją przyjaciółkę ze studiów?
Spoglądam na Beau, którego twarz niczego nie zdradza. Typowe.
‒ Ona tym się właśnie zajmuje.
‒ Utrzymuje się z zaglądania ludziom przez ramię? Wszyscy muszą ją uwielbiać.
‒ Jesteś dzisiaj na fali – mówi cicho Beau.
‒ Kate pracuje z firmami, które mają problemy z defraudacją. Wchodzi do środka
jako zwyczajny pracownik i wtapia się, prowadząc dochodzenie pod przykrywką.
‒ Czy naprawdę jest w stanie wykonać tę robotę? To nie zadziała, jeżeli nie będzie
wiedziała co ma robić.
‒ Ma MBA2
, Eli. Chcę umieścić ją na stanowisku asystenta administracyjnego. Oni
widzą i wiedzą wszystko i rozmawiają ze sobą, a ona jest sympatyczna.
‒ Dobrze, mi pasuje. – Zerkam na Beau – Tobie?
‒ Sądzę, że to jest to – zgadza się. – Żadne z nas nie ma czasu, aby zrobić to
samemu, a nie powierzyłbym tego komuś innemu. Tak jak powiedziała Van,
2
MBA (Master of Business Administration) – Magisterskie Studia Menedżerskie.
10
ludzie gadają. Chciałbym utrzymać to w tajemnicy. Kate podpisze wszystkie
niezbędne klauzule o zachowaniu poufności, a z tego co słyszałem jest
znakomita w swojej pracy.
‒ Jeszcze jedna sprawa – mówi Van i pochyla się, wpatrując się we mnie w sposób
w jaki to robi, gdy mam znaleźć się w głębokich tarapatach. – Nie masz
pozwolenia na zwodzenie jej.
‒ Nie jestem dupkiem, Van…
‒ Nie, nie masz pozwolenia, aby położyć na niej swoje ręce męskiej dziwki.
‒ Hej! Nie jestem…
‒ Tak, jesteś – mówi Beau z szerokim uśmiechem.
Wzdycham i wyginam ramiona.
‒ Nie umawianie się na randki dwa razy z tą samą osobą nie czyni ze mnie dziwki.
Van po prostu unosi brew.
‒ Zostaw ją w spokoju.
‒ Jestem profesjonalistą, Van. Nie sypiam z pracownikami.
‒ Czy to właśnie powiedziałeś tej asystentce, która pozwała nas kilka lat temu?
Już nie.
‒ Boże. – Van potrząsa głową, a Beau się śmieje. – Ona jest porządną kobietą,
Eli.
Zamiast odpowiadać, zwyczajnie zwężam na siostrę oczy i obracam się na
krześle. Kate jest dorosłą kobietą… taką, która z pewnością i tak mi się nie spodoba.
Minęło kilka lat odkąd cokolwiek utrzymało na dłużej moje zainteresowanie. To
wymagało czucia czegoś.
‒ Zadzwoń do niej.
11
Kate
‒ Halo? – pytam bez tchu, gdy taksówka, w której siedzę pędzi wzdłuż
międzystanowej autostrady zmierzając prosto do serca Nowego Orleanu.
‒ Gdzie jesteś? – pyta Savannah, a w jej głosie słychać śmiech.
‒ W taksówce w drodze z lotniska. Jesteś pewna, że nie powinnam wynająć sobie
pokoju w hotelu?
‒ Nie ma mowy. Bayou Industries jest właścicielem pięknego loftu. Będziemy
udawać, że go wynajmujesz na czas swojego pobytu tutaj. Jedź prosto do biura.
Mam spotkanie, więc nie będę w stanie cię przywitać, przykro mi.
‒ W porządku – odpowiadam i przygryzam wargę, gdy taksa wyprzedza kolejnego
motocyklistę, a mój brzuch wariuje. – Mam nadzieję, że dojadę w jednym
kawałku. Mogę nie przeżyć jazdy tą taksówką.
Savannah chichocze mi do ucha, a potem słyszę jak szepcze coś do kogoś
w biurze.
‒ Muszę iść. Eli się z tobą spotka.
‒ Eli? Sądziłam, że spotkam się z Beau…
‒ Eli nie jest taki straszny jak pozwoliliśmy ci sądzić. Obiecuję.
A potem już jej nie ma. Taksówka ponownie gwałtownie skręca i wysyłam
modlitwę dziękczynną, że nie zjadłam śniadania tego ranka, używając ręki do
wachlowania twarzy.
Jest cholernie gorąco w Big Easy3
.
3
Big Easy – potoczne określenie Nowego Orleanu (odnoszące się do bezstresowego stosunku do życia jegomieszkańców).
12
Podczas tych wszystkich lat, kiedy chodziłam na studia z Savannah i jej bratem
bliźniakiem Declanem nigdy nie udało mi się ich tutaj odwiedzić. I nie mogę się
doczekać, aby zwiedzić Francuską Dzielnicę4
, zjeść beignets, dostać wróżbę tarota
i przesiąknąć tym wszystkim.
Oczywiście raczej wolałam absorbować to wszystko nie mając na sobie aż tylu
ubrań. Kto wiedział, że będzie tu tak gorąco w maju? Ściągam marynarkę prostując
rękawy, żeby się nie pogniotły i obserwuję jak wyrastają przed nami cmentarze, stare
budynki i wielu przemykających ludzi.
Eli jest jedynym z rodzeństwa Boudreaux, którego nigdy nie spotkałam.
Widziałam zdjęcia przystojnego brata i słyszałam wiele historii o jego stoickim, chociaż
kobieciarskim zachowaniu. Van mówi, że te historie były wyolbrzymione. Jak sądzę
dowiem się tego sama.
Cóż, nie tej części o kobieciarzu. To po prostu nie moja sprawa.
W końcu zatrzymujemy się gwałtownie. Po jednej stronie jest czerwony
trolejbus a po drugiej góry betonu. Wychodzę szybko w gorący popołudniowy
poniedziałek i natychmiast krople potu wstępują na moje czoło.
Nie jest po prostu gorąco, jest parno.
Pomimo dyskomfortu uśmiecham się jednak, płacę lekkomyślnemu
taksówkarzowi i ciągnę za sobą walizkę do błogo chłodnego budynku, gdzie za długim
zdobionym biurkiem siedzi kobieta, pisząc coś wściekle na komputerze i rozmawiając
jednocześnie przez telefon.
‒ Pan Boudreaux jest niedostępny w tej chwili, ale przełączę cię do jego
asystenta, jedną chwilę.
Szybko wprowadza serię kodów, a potem się do mnie uśmiecha.
Jest bardzo uśmiechnięta.
‒ Jestem Kate O’Shaughnessy.
‒ Witam Panno O’Shaughnessy – odpowiada, utrzymując ten uśmiech na miejscu.
– Pan Boudreaux cię oczekuje. – Ponownie zaczyna mówić do telefonu i wściekle
4
Dzielnica Francuska – najstarsza i najsłynniejsza część Nowego Orleanu. Dzielnica faktycznie została wybudowana przez
Francuzów i to im zawdzięcza swoją nazwę. Pod koniec XVIII wieku duża część miasta spłonęła. Odbudową zajęli się panujący
nad miastem w tamtym czasie Hiszpanie, którzy nie starali się w żaden sposób odtworzyć oryginalnej architektury. Zaprojektowali
nowe budynki w zgodzie z wówczas panującymi trendami. Znajduje się, więc w niej wiele sielskich domków w stylu hiszpańskim
z początków XIX wieku, a obok nich ocalałe z czasów sprzed pożaru kamienice w stylu francuskim. Dlatego też najbardziej
charakterystyczną cechą tej dzielnicy jest jej architektura budowlana.
13
pisać na komputerze. – Dzień dobry Panno Carter, Panna O’Shaughnessy jest
tutaj na spotkanie z Panem Boudreaux. Tak proszę pani. – Rozłącza się
sprawnie. – Proszę usiąść. Podać wodę?
‒ Nie dziękuję.
Panna Kompetentna kiwa głową i wraca do dzwoniących telefonów. Zanim
zdążę usiąść wysoka kobieta w czarnych spodniach i czerwonej bluzce bez rękawów
wychodzi z windy i podchodzi prosto do mnie.
‒ Panna O’Shaughnessy?
‒ Kate, proszę.
‒ Witaj Kate. Pan Boudreaux jest w swoim biurze. Chodź za mną.
Uśmiecha się i oferuje, że zabierze moją walizkę, ale kręcę głową i idę za nią do
windy. Nie zadaje mi żadnych pytań i jestem za to wdzięczna. Nauczyłam się dobrze
kłamać w tym biznesie, ale nie wiem co zostało jej już powiedziane. Przechodzę przez
obszar biurowy do największego biura jakie kiedykolwiek widziałam. Masywne czarne
biurko stoi pod ścianą z szyb od sufitu po podłogę. Meble są duże i drogie. Wygodne.
Po przeciwnych stronach pokoju znajdują się drzwi i nie mogę przestać się zastanawiać,
dokąd prowadzą.
‒ Panna O’Shaughnessy jest tutaj, sir.
‒ Kate – dodaję bez namysłu.
A potem każda nadzieja na bycie zdolną do myślenia jest wyrzucona prosto
przez te spektakularne okna, kiedy wysoki mężczyzna stojący przed nimi obraca się
i patrzy na mnie.
Zdjęcia nie oddają mu sprawiedliwości.
Mniam.
Drzwi zamykają się za mną i biorę głęboki oddech podchodząc do niego
i ukrywając fakt, że moje kolana oficjalnie zamieniły się w papkę.
‒ Kate – powtarzam i wyciągam rękę, aby uścisnąć jego ponad biurkiem.
Jego usta drgają, gdy mnie obserwuje, a oczy w kolorze whiskey są ostre
i oceniające, gdy powoli podróżują w dół mojego ciała, a potem z powrotem do mojej
twarzy. Jeez, jest wyższy niż się spodziewałam. I szerszy. I nosi garnitur jakby się
w nim urodził.
14
Co jak podejrzewam miało miejsce. Bayou Enterprises istnieje od pięciu
pokoleń, a Eli Boudreaux jest najostrzejszym prezesem znanym od lat.
Obchodzi biurko i chwyta moją rękę w swoją, ale zamiast ją uścisnąć, unosi ją
do ust i składa delikatny pocałunek na moich kłykciach.
‒ Sama przyjemność – mówi powolnie przeciągając po nowoorleańsku
samogłoski. Dobry Boże, mogłabym eksplodować właśnie tutaj. – Jestem Eli.
‒ Wiem – unosi brew w pytaniu. – Widywałam cię przez lata na zdjęciach.
Kiwa raz głową, ale nie puszcza mojej ręki. Jego kciuk kreśli delikatne okręgi na
wierzchu mojej dłoni wysyłając moje ciało w zamęt. Moje sutki stwardniały naciskając
na białą bluzkę i teraz żałuję z całego serca, że ściągnęłam marynarkę.
‒ Proszę, siadaj – mówi i wskazuje na czarne krzesło za mną.
Zamiast usiąść za biurkiem siada na krześle obok mnie i obserwuje tymi
niesamowitymi oczami.
Kosmyk czarnych włosów opadł na jego czoło i swędzą mnie palce, aby
odgarnąć go na miejsce.
Uspokój to pożądanie, Mary Katherine. Pomyślałby ktoś, że nie widziałam nigdy
wcześniej gorącego mężczyzny.
Ponieważ widziałam.
Declan, najmłodszy z braci Boudreaux, nie jest niedorajdą w dziedzinie wyglądu
i jest jednym z moich najlepszych przyjaciół. Ale bycie w jego pobliżu nigdy nie
spowodowało tego, że miękły mi kolana czy tego, że pragnęłam dużej szklanki
lodowatej wody. Albo łóżka. Albo zedrzeć ubrania z jego ciała.
Whoa.
‒ Czy Savannah wprowadziła cię w to co się dzieje? – pyta spokojnie Eli, a jego
twarz nie zdradza niczego.
Krzyżuje nogi w kostkach i łączy palce u rąk, obserwując mnie.
‒ Tak, rozmawiałyśmy szczegółowo i wysłała mi wszystkie papiery dotyczące
nowego pracownika jak również umowę o zachowaniu poufności, które
wydrukowałam i podpisałam. – Wyciągam papiery z walizki i podaję Eliemu.
Nasze palce ocierają się o siebie i zaciskam uda, ale on wydaje się niewzruszony.
15
Typowe. Zwykle nie wywołuję gorącego pożądania u płci przeciwnej.
A zwłaszcza nie w mężczyznach wyglądających jak Eli. Co jest w porządku, ponieważ
jest moim szefem i bratem moich najlepszych przyjaciół, i jestem tutaj, żeby pracować.
Odkasłuję i zakładam kasztanowe włosy za ucho. Z całą tą wilgotnością szybko
zmienią się w kręcony bałagan.
‒ To piękny pierścionek – mówi nieoczekiwanie, kiwając w stronę mojej prawej
ręki wciąż uniesionej blisko ucha.
‒ Dziękuję.
‒ Prezent?
Jest mężczyzną niewielu słów5
.
‒ Tak, od babci – odpowiadam i składam ręce na kolanach.
Po prostu kiwa raz głową i spogląda w dół na papiery w rękach. Marszczy się
i spogląda na mnie w górę, ale zanim zdąży cokolwiek powiedzieć, drzwi do jego biura
otwierają się z rozmachem i wchodzi Declan z szerokim uśmiechem na swojej
przystojnej twarzy.
‒ Tutaj jest moja supergwiazda – piszczę i w pół skoku ląduję w jego ramionach,
a Dec ściska mnie mocno, obracając dookoła na środku ogromnego biura.
W końcu stawia mnie na ziemi i obejmuje rękami moją twarz całując w kącik
ust, potem znów mnie przytula tym razem bardziej łagodnie.
‒ W porządku? – szepcze mi do ucha.
‒ Świetnie. – Patrzę do góry w słodką twarz Deca i zalewają mnie lata wspomnień
i emocji. Śmiech i łzy, miłość, smutek, przywiązanie. – Tak dobrze cię widzieć.
‒ Zrobiłaś coś zabawnego odkąd dotarłaś do miasta?
‒ Prawie straciłam życie w taksówce – odpowiadam ze śmiechem. – Przyjechałam
prosto tutaj.
‒ Zabiorę cię dzisiaj na zewnątrz. Pokażę ci Francuską Dzielnicę. Znam taką
świetną restaurację…
‒ To nie będzie konieczne – wtrąca Eli. Jego głos jest spokojny. Stoi teraz z rękami
wsadzonymi do kieszeni, a szerokie ramiona sprawiają, że to duże biuro robi się
małe. – Masz dzisiaj występ – przypomina Declanowi.
5
I to jest znak Aguś, że ta książka powinna być tłumaczona. Nam są pisani mężczyźni niewielu słów. (Atka)
Tak, teraz już wiecie co jest wyborem Atki:D W sumie coś w tym jest:P (Aga)
16
‒ Mogę cię zabrać przed nim.
‒ Nie martw się o Kate dzisiejszego wieczoru – odpowiada Eli wciąż idealnie
spokojny, ale jego szczęka drga.
Czuję się jakbym obserwowała mecz tenisa, gdy moja głowa obraca się tam
i z powrotem, obserwując ich z ciekawością.
‒ Wiesz co powiedziała ci Savannah – mówi miękko Declan do Eliego.
Nie ma żadnej odpowiedzi.
Declan spogląda na mnie.
‒ Naprawdę nie mam nic przeciwko odwołaniu dzisiaj występu i pomocy ci
w zaaklimatyzowaniu.
‒ Dam sobie radę Dec. – Uśmiecham się szeroko i klepię go w pierś. – Gdzie
będziesz grał?
‒ W Voodoo Lounge.
‒ Mogę tam po prostu wpaść – staję na palcach i całuję go w policzek.
‒ Nie chcę, żebyś szwendała się po Francuskiej Dzielnicy po zmroku.
‒ Zabiorę ją – oferuje Eli, zarabiając tym badawcze spojrzenie od Declana, który
potem spogląda w dół na mnie i całuje miękko w czoło.
‒ Zatem zarezerwuję wam miejsca – odpowiada z radosnym uśmiechem.
– Dobrego popołudnia. Nie pozwól, żeby szef ci dokuczał. – Mruga do mnie
i szczerzy się do Eliego, a potem prześlizguje się z powrotem przez drzwi.
‒ Jesteście z Declanem blisko?– pyta Eli, kiedy się obracam.
Jego ręce wciąż są w kieszeniach i kołysze się na piętach.
‒ Tak, on, Savannah i ja byliśmy tak jakby jak trzej muszkieterowie na studiach.
‒ Planujesz się z nim pieprzyć?
‒ Słucham? – Czuję jak szczęka mi opada, gdy gapię się na tego onieśmielającego
mężczyznę przed sobą. – To nie twój cholerny interes.
Zaciska usta, jakby starał się nie roześmiać.
‒ To nie mój cholerny interes?
‒ Tak właśnie powiedziałam.
Przekrzywia głowę i patrzy się jakby zamierzał coś powiedzieć, ale potem
podchodzi do mojej walizki i ciągnie ją za sobą, wskazując, abym poszła za nim.
17
Wykopuje mnie?
‒ Panno Carter nie będzie mnie przez resztę dnia. Przełóż moje spotkania.
Jego asystentka gapi się na niego, a potem bełkocze.
‒ Ale Pan Freemont czekał…
‒ Nie obchodzi mnie to. Przełóż to. Zobaczymy się jutro. – Eli przywołuje windę a
jego oczy nigdy nie opuszczają moich, gdy na nią czekamy. – Masz tutaj na
zmianę zwykłe ubrania?
‒ Tak. Reszta moich rzeczy została przesłana i powinna przybyć jutro po południu.
Kiwa i wskazuje, abym weszła za nim do windy.
‒ Eli?
Powietrze wokół nas dosłownie trzeszczy, gdy spogląda na mnie w dół i unosi
brew. Ledwie mnie dotyka, a moje ciało jest w stanie wysokiej gotowości, a umysł
pusty.
‒ Gdzie się wybieramy?
‒ Do ciebie.
‒ Wiesz, gdzie jest moje mieszkanie?
‒ Jestem jego właścicielem, cher. – Wzdycha i w końcu sięga ręką do przodu
i zakłada mi włosy za ucho, co sprawia, że drżę – Jest ci zimno?
‒ Nie – odchrząkuję i odsuwam się od niego. – Jeżeli po prostu podasz mi adres
pojadę do siebie taksówką.
‒ Nie śmiałbym narażać twojego życia ponownie – odpowiada z półuśmiechem
i każdy włosek na moim ciele staje dęba.
Dobry Panie, co ten mężczyzna może zrobić uśmiechem.
Muszę wziąć swoje hormony w ryzy. Po prostu minęło zbyt dużo czasu odkąd
kogoś zaliczyłam, to wszystko. I nie zamierzam podrapać tego szczególnego swędzenia
z tym szczególnym mężczyzną. Jest moim szefem. Bratem moich najlepszych
przyjaciół.
Nie ma mowy, w żadnym razie.
‒ Idziesz? – pyta.
Tak, proszę.
Uświadamiam sobie, że widna stoi otworem, a on stoi obok mnie czekając, aż
wyjdę pierwsza.
18
‒ Oczywiście.
‒ Oczywiście – chichocze. – Moglibyśmy iść na piechotę… to nie jest daleko, ale
jest gorąco na zewnątrz, więc pojedziemy.
Kiwam głową i podążam za nim do eleganckiego czarnego Mercedesa, którego
prowadzi profesjonalnie wąskimi ulicami Francuskiej Dzielnicy. Nie mogę nic na to
poradzić i praktycznie przyklejam twarz do okna, starając się wszystko przyjąć
i zobaczyć za jednym razem.
‒ Jest taki piękny – szepczę.
‒ Byłaś tutaj wcześniej?
‒ Nie. Nie mogę się doczekać spacerowania i wchłaniana tego wszystkiego.
Parkuje mniej niż trzy minuty po tym jak ruszyliśmy i gasi silnik.
‒ Jesteśmy na miejscu.
‒ Już?
‒ Powiedziałem ci, że to niedaleko.
‒ Mogłam się przejść, nawet w tym upale.
‒ Nie jest koniecznym sprawiane ci dyskomfortu – odpowiada zwyczajnie
i wychodzi z auta. Zabiera moją walizkę i z ręką na dole moich pleców prowadzi
mnie do loftu, który mieści się nad sklepem z ziołami o nazwie Bayou Botanicals.
Mogę poczuć szałwię i lawendę, gdy Eli otwiera frontowe drzwi i wprowadza
mnie do środka, gdzie zatrzymuję się w miejscu i wchłaniam jego piękno.
Na zewnątrz budynek jest dobrze utrzymany i piękny z czerwoną cegłą
i zielonymi żelaznymi poręczami, ale wewnątrz jest nowoczesny i zwyczajnie wytworny.
‒ Zostaję tutaj?
‒ W rzeczy samej – potwierdza, a jego akcent prześlizguje się po mojej skórze jak
miód. – Możesz uważać je za swój dom, podczas gdy jesteś z nami. Proszę oto
klucze. – Podaje mi klucze, a potem odwraca się plecami i prowadzi do kuchni,
która szczyci się nowymi akcesoriami, ciemno dębowymi szafkami i pasującym
granitowym blatem. – Sypialnia jest naprzeciwko – kontynuuje i wprowadza
mnie do pięknego pokoju z łóżkiem z baldachimem – pościel jest czysta i świeża.
– Łazienka jest tam. – Wskazuje na lewo, ale moje oczy są przyklejone do drzwi,
które prowadzą na balkon, oferujący wspaniały widok na ulice poniżej i Jackson
Square kilka bloków dalej.
19
‒ Jest pora, kiedy staje się głośno od muzyki i ludzi, ale w sumie nigdy nie ma
nudnych momentów we Francuskiej Dzielnicy.
Kiwam głową i odwracam się do niego.
‒ Dziękuję. Wracamy do biura?
‒ Jest późne popołudnie, Kate. Poświęć resztę dnia na zaaklimatyzowanie się.
‒ Och, ale jestem tutaj, żeby pracować. Z pewnością, mogłabym…
‒ Wprowadzanie nowo zatrudnionej osoby w środku dnia wyglądałoby dziwnie,
nie sądzisz?
Oczywiście, że tak.
Uśmiecham się z zakłopotaniem i kiwam głową.
‒ Masz rację. Popracuję tutaj. – Rzucam kurtkę na łóżko, wyciągam laptopa
z walizki i idę dziarsko do kuchni. – To będzie trwało.
‒ Kate, nie chcę…
‒ Nie będę w stanie po prostu kopać i rozpocząć śledztwa. Van miała rację,
umieszczając mnie na stanowisku asystenta, ale to będzie jeszcze trudniejsze.
Zgarniam włosy z twarzy i obniżam się na kuchenne krzesło mówiąc energicznie.
Jeżeli będę mówić o pracy to nie będę pożerać go wzrokiem, co powoduje utratę
większej ilości komórek mózgowych.
‒ Kate.
‒ Będę musiała przestrzegać przez jakiś czas zasad, przynajmniej przez kilka
tygodni. Muszę sprawić, żeby ludzie mi zaufali, żeby się na mnie otworzyli.
‒ Kate.
‒ Ja…
‒ Wystarczy – mówi ostro.
20
Moja głowa podrywa się w górę i wpatruję się w Eliego. Wkłada ręce do kieszeni
i przeklina pod nosem, gdy zwiesza głowę. Następnie spogląda z powrotem na mnie,
patrząc, jakby naprawdę nie chciał tutaj być i jakby nie był całkiem pewien czy mnie
lubi.
‒ Nie musisz zostawać – informuję go chłodno.
‒ Nie oczekuję, że będziesz dzisiaj w ogóle pracować tutaj czy w biurze.
‒ Dlaczego nie? – Opieram się o krzesło i marszczę na niego brwi. – Płacisz mi za
pracę.
‒ Podróżowałaś cały ranek, Kate. Rozgość się. Zjedz coś. Właściwie pozwól, że
zabiorę cię na coś do jedzenia.
‒ Nie sądzę, że to jest konieczne.
‒ Ja tak. – Ściąga marynarkę po wyjęciu okularów przeciwsłonecznych
z zewnętrznej kieszeni i rozwiesza ją na oparciu kanapy. Podwija aż do łokci
rękawy białej koszuli, która dopasowuje się do jego umięśnionego torsu
i rozpina dwa górne guziki, ściągając stonowany niebieski krawat. – Tak lepiej.
Idź się przebrać w coś wygodniejszego i nakarmię cię najlepszą jambalaya6
jaką
kiedykolwiek jadłaś.
‒ Nigdy wczesnej nie jadłam jambalaya – odpowiadam ochrypłym głosem.
Nie mogę oderwać oczu od jego szerokich ramion.
‒ Ta zrujnuje cię dla wszystkich innych jambalaya… obiecuję ci.
Krzywię się i spotykam jego spojrzenie, starając się go zrozumieć.
‒ Jesteś pewien?
Kiwa głową i czeka niecierpliwie. Mam przeczucie, że niewielu ludzi odmawia
Eliemu Boudreaux.
‒ Nie prześpię się z tobą.
6
Jambalaya – Kreolska pikantna potrawa z ryżu, warzyw i owoców morza, popularna w Luizjanie.
21
Słowa wychodzą z moich ust, zanim zdążę zwinąć je z powrotem. Czuję jak
czerwieni mi się twarz, ale unoszę podbródek w górę i prostuję pewnie ramiona.
‒ Nie proponowałem ci tego – odpowiada spokojnie, ale jego oczy wypełnione są
humorem.
Kiwam głową i idę z powrotem do sypialni, żeby przebrać się w lekką letnią
sukienkę. Smaruję się kremem do opalania z filtrem SPF 4000, żeby chronić swoją
białą, piegowatą skórę, a potem wracam do Eliego, który teraz spogląda przez okno.
‒ Zawsze wyglądasz przez okna – komentuję z uśmiechem.
Odwraca się do mnie, a jego oczy rozgrzewają się, gdy mierzy mnie wzrokiem
z góry na dół i nagle czuję się bardzo obnażona.
‒ Spalisz się, cher.
‒ Posmarowałam się kremem.
‒ Zawsze się kłócisz? – pyta.
‒ Nie kłócę się.
Przez chwilę podtrzymuje moje spojrzenie, a potem odchyla głowę i śmieje się
potrząsając nią. Następnie prowadzi mnie w gorące popołudnie.
‒ Chodźmy najpierw w tę stronę.
Odwraca się w lewo i ponownie kładzie rękę w dole moich pleców. Dżentelmen
w każdym calu prowadzący mnie w dół Royal Street. Jeżeli zapytałbyś mnie wczoraj
czy sądziłam, że będę spacerować przez Francuską Dzielnicę z najseksowniejszym
mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziałam, przy swoim boku, powiedziałabym, żebyś
skonsultował się z lekarzem.
A Eli Boudreaux jest seksowny. Ale nie jest mój i nigdy nie będzie. Jest moim
szefem i jest po prostu miły.
Oddycham głęboko, zdeterminowana wyciągnąć swoją głowę z rynsztoku
i cieszyć się Nowym Orleanem, kiedy Eli wciąga mnie do modnego sklepu z butami
i akcesoriami o nazwie Head Over Heels.
‒ Buty! – wołam, już się śliniąc.
Dobrze, więc mężczyzna pokazuje mi buty. Koniec końców mogę się z nim
przespać.
‒ Kapelusze – poprawia mnie.
22
‒ Jasna cholera co ty tutaj robisz? – Kobieta w krótkich, ciemnych włosach
i pełnych ustach uśmiecha się zza lady.
‒ Kate potrzebuje kapelusza – odpowiada Eli i uśmiecha się szeroko, gdy siostra
rzuca się w jego ramiona i trzyma mocno.
‒ Minęło trochę – szepta mu do ucha tym samym nowoorleańskim przeciąganiem
samogłosek.
Eli się szczerzy.
‒ Widziałaś mnie u mamy ostatniej niedzieli.
‒ Minęło trochę – powtarza i robi krok w tył, uśmiechając się do mnie. – Hej Kate.
Dobrze znowu cię widzieć.
‒ Ciebie też, Charly.
Zostaję wciągnięta w kolejny uścisk… rodzina Boudreaux jest emocjonalną
bandą i środkowa siostra Charlotte nie różni się od reszty.
‒ Co mogę zrobić dla waszej dwójki?
‒ Kate potrzebuje kapelusza – powtarza Eli.
‒ Tak?
‒ Och, tak skarbie potrzebujesz – odpowiada Charly, kiwając głową. – Musimy
trzymać słońce z dala od twoje twarzy i ramion. Zobaczmy… – Prowadzi mnie
na tył sklepu i ściąga ze ściany trzy kapelusze wszystkie z szerokimi rondami
i ładne. – Myślę, że z tymi pięknymi kasztanowymi włosami i ładnymi zielonymi
oczami to zielony jest twoim kolorem.
‒ Dziękuję ci, ale te włosy będą kręconym, poplątanym bałaganem z całą tą
wilgotnością.
‒ Znam to uczucie. Zrobię listę produktów do włosów, kiedy będziesz je
przymierzać.
Biegnie z powrotem do lady, gdy wkładam pierwszy kapelusz na głowę. Jest
różowy nie całkiem tak szeroko obramowany jak ten zielony i sprawia, że wyglądam
jak muchomor.
‒ Spróbuj ten zielony – sugeruje Eli.
23
Jednak zamiast tego nakładam ten w kolorach tęczy. Wygląda tak, jakby
eksplodowało na nim pudełko kredek Crayolas. Eli po prostu obserwuje mnie w lustrze
z oczami wypełnionymi rozbawieniem i krzyżuje ramiona na swojej imponującej klatce.
‒ Masz piękne włosy.
‒ Dziękuję.
Jego szczęka drga. Jeżeli nie lubi prawić komplementów, dlaczego w ogóle
cokolwiek mówi?
‒ Och nie, kochanie, ten zielony – mówi Charly, gdy do nas powraca.
Uśmiecham się wkładając zielony kapelusz i wzdycham, gdy zdaję sobie sprawę,
że ona i Eli mieli rację.
‒ Wygląda na to, że mamy zwycięzcę – mówię z uśmiechem. – Wezmę go.
Wyciągam portfel z torebki, ale Eli kładzie rękę na mojej i kręci głową.
‒ Obciąż mnie – mówi do Charly, która się uśmiecha i kiwa radośnie głową. Podaje
mi listę produktów do włosów do wypróbowania i macha do nas, gdy Eli
prowadzi mnie z powrotem w upał. – Czujesz się lepiej?
‒ Hmm – mruczę, ale, och Boże, tak, czuję się dużo lepiej. – Dzięki za kapelusz.
‒ Nie ma za co – odpowiada, jego akcent ponownie sprawia, że się wiję.
Spotkałam tego mężczyznę zaledwie kilka godzin temu i jak dotąd wszystko co
robi powoduje, że się wiję.
Niedobrze. W ogóle.
‒ Opowiedz mi o sobie – mówię, zaskakując tym samą siebie.
Wszystko co wiem to to, że potrzebuję skupić swój mózg na czymś innym niż
na masie testosteronu idącej obok mnie. Przechodzimy przez ulicę. Ja po zewnętrznej
i Eli natychmiast zamienia się ze mną miejscami, ustawiając mnie obok siebie i z daleka
od ulicy.
‒ Rycerskość nie umarła – szepczę.
‒ Nie, skarbie, nie umarła.
Błyska do mnie szybkim uśmiechem, a potem prowadzi do restauracji z pięknym
dziedzińcem do siedzenia na zewnątrz.
‒ Jest tutaj zaskakująco chłodno – mruczę po tym jak siadamy.
‒ Drzewa utrzymują chłód – mówi kelnerka z uśmiechem. – Potrzebujecie chwili
z kartą?
24
‒ Jesz owoce morza? – pyta mnie Eli.
‒ Tak – odpowiadam.
‒ Dobrze. Oboje weźmiemy jambalaya z owoców morza, poproszę.
Kelnerka kiwa głową i odchodzi, zostawiając nas samych.
‒ Teraz powiedz mi coś więcej o twoich planach złapania osoby, okradającej moją
firmę.
‒ Nie odpowiedziałeś na moje pierwsze pytanie – odpowiadam, smarując masłem
kawałek chleba, który kelnerka dopiero co dla nas postawiła.
‒ Jakie pytanie?
‒ Opowiedz mi o sobie.
‒ Ja nie mam znaczenia.
Jego głos jest spokojny, ale pewny. Ostateczny. Odchyla się i krzyżuje ramiona,
a jego powieki momentalnie opadają na oczy.
Interesujące.
‒ To twoja firma, więc tak, sądzę, że masz znaczenie.
‒ Wszystko co musisz o mnie wiedzieć to to, że jestem twoim szefem, będziesz
otrzymywać wynagrodzenie na czas i nie oczekuję niczego poniżej twojej
najlepszej pracy.
Odstawiam chleb na mały, biały talerz i odchylam się odzwierciedlając jego pozę
ze skrzyżowanymi ramionami.
‒ Właściwie sądzę, że to Savannah mnie zatrudniła i nigdy nie daję mniej niż to
co najlepsze. Nigdy.
Unosi brew i przekrzywia głowę na bok.
‒ Beau, Savannah i ja mamy równe udziały i równe zyski w spółce. Cała nasza
trójka jest twoimi szefami, Kate.
‒ Zrozumiałam.
Obserwuje mnie przez kilka minut. Nie mogę go rozgryźć. Ma momenty,
w których jest taki dobry, miły i myślę, że może być mną zainteresowany, a potem
ściany zatrzaskują się i jest zdystansowany, chłodny i na pograniczu niegrzeczności.
Który z nich?
2 EASY LOVE PROBY KRISTEN Tłum. nieof.: Agis_ka Korekta: szpiletti Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia w celu innym niż marketingowym, łamie prawo.
3 (Boudreaux #1) Kristen Proby Rodzina Eli Boudreauxs od pokoleń budowała statki i łodzie w Luizjanie. Eli pochodzi z ciężko pracującej, bogatej rodziny, a jego imperium rozkwita w bardzo szybkim tempie. W wieku trzydziestu lat jest najmłodszym Prezesem, który kiedykolwiek stał na czele Bayou Enterprises, współzarządzając ze swoim starszym bratem. Jego głowa do interesów i zasadnicza etyka pracy równie szybko uczyniła go najlepszym prezesem, jakiego firma widziała od pokoleń. Pracownicy podziwiają go, a kobiety uwielbiają i rodzina Eli jest solidna. Jednak niedawno odkrył, że ktoś wewnątrz jego firmy kradnie i jest zdeterminowany, żeby się dowiedzieć kim jest ta osoba. Kate O’Shaughnessy jest zatrudniana przez firmy z całego świata, aby przeniknąć do środka i zbadać każdego członka organizacji od Prezesa w dół drabiny, aż po ochronę, w celu znalezienia osoby odpowiedzialnej za defraudację. Jest doskonała we wtapianiu się, stawaniu się częścią zespołu i znajdywaniu najsłabszego ogniwa. Jest mądra, błyskotliwa i właśnie została zatrudniona przez Bayou Enterprises, a dokładnie przez Eliego Boudreaux. Przyciąganie między nimi jest natychmiastowe, a chemia jest poza skalą. Jednak Kate słyszała wszystko o flirciarskiej przeszłości Eliego i ma robotę do wykonania. Spanie z szefem nie jest jej częścią nawet jeżeli sam dźwięk jej imienia zwijanego na języku tego Cajuna i sposób w jaki wypełnia garnitur od projektantów powoduje, że stale się poci się. Południowy urok Eliego zaskakuje Kate. Mężczyzna z reputacją bezwzględnego, bezdusznego i nieczułego kobieciarza nie jest mężczyzną, którego zaczyna poznawać bliżej. Jest wspaniały, opiekuńczy i powoduje, że się uśmiecha. Przebicie się przez zimną i zdystansowaną postawę Kate i odkrycie w niej miłość do seksownej, drogiej bielizny jest wyzwaniem, któremu Eli nie może się oprzeć. Jej słodka natura, miłość do rodziny i poczucie humoru wprowadza go na drogi, na które nikt inny wcześniej nie zdołał. Jak daleko posunie się Elli, żeby zatrzymać przy swoim boku kobietę, w której się zakochał? Czy kiedy osoba odpowiedzialna za próbę rozbicia jego imperium zostanie ujawniona nadejdzie czas, aby Kate ruszyła dalej?
4 Prolog..............................................................................................................................................6 Rozdział 1...................................................................................................................................11 Rozdział 2...................................................................................................................................20 Rozdział 3...................................................................................................................................28 Rozdział 4...................................................................................................................................40 Rozdział 5...................................................................................................................................52 Rozdział 6...................................................................................................................................66 Rozdział 7...................................................................................................................................83 Rozdział 8...................................................................................................................................99 Rozdział 9................................................................................................................................ 106 Rozdział 10............................................................................................................................. 114 Rozdział 11............................................................................................................................. 124 Rozdział 12............................................................................................................................. 136 Rozdział 13............................................................................................................................. 149 Rozdział 14............................................................................................................................. 160 Rozdział 15............................................................................................................................. 174 Rozdział 16............................................................................................................................. 187 Rozdział 17............................................................................................................................. 205 Rozdział 18............................................................................................................................. 218 Rozdział 19............................................................................................................................. 231 Rozdział 20............................................................................................................................. 242 Rozdział 21............................................................................................................................. 253 Epilog ........................................................................................................................................ 263
5 Tę książkę dedykuję K.P. Simmon. Ponieważ jesteś nie tylko najlepszą publicystką w historii, ale także moją najlepszą przyjaciółką. Kryjesz moje plecy a ja twoje. I Elli też cię kocha.
7 Eli – Pracujesz za dużo – nadchodzi głos zza moich pleców. Stoję za biurkiem wpatrując się przez okno w Nowy Orlean. Słońce już grzeje, a jest dopiero 8 rano. Jednak parne i wilgotne powietrze o temperaturze trzydziestu stopni sprawia, że na zewnątrz jest dużo goręcej niż w chłodnym komforcie mojego biura. Wydaje się, że wszystko co robię, to oglądanie świata z okien tego biura. I skąd do cholery wzięła się ta myśl? ‒ Ziemia do Eliego – mówi oschle Savannah zza mnie. ‒ Słyszałem cię. Wsadzam ręce do kieszeni, przekładając w palcach srebrną półdolarówkę, którą dał mi ojciec, gdy zajmowałem jego miejsce. Obracam się, znajdując siostrę, stojącą przed biurkiem w jej zwyczajnym świeżo wyprasowanym kostiumie, dzisiaj niebieskim. Jej grube, czarne włosy są spięte, a zmartwienie wyziera z orzechowych oczu. ‒ I poza tym przyganiał kocioł garnkowi. ‒ Jesteś zmęczony. ‒ Mam się dobrze. Mruży na mnie oczy i bierze głęboki oddech, sprawiając, że wyginam usta w półuśmiechu. Uwielbiam ją drażnić. To niedorzecznie łatwe. ‒ Wróciłeś w ogóle wczorajszej nocy do domu? ‒ Nie mam na to czasu, Van.
8 Opadam na krzesło i wskazuję jej, żeby zrobiła to samo. Robi to po wepchnięciu mi pod nos banana. ‒ Ale masz czas gapić się przez okno? ‒ Starasz się wszcząć dzisiaj awanturę? Ponieważ wyświadczę ci tę przysługę, ale najpierw powiedz mi o co się do cholery kłócimy. Obieram banana i biorę gryz, uświadamiając sobie, że umieram z głodu. Savannah wypuszcza głębokie westchnienie i potrząsa głową, mamrotając coś o upartych facetach. Teraz uśmiecham się szeroko. ‒ Lance sprawia problemy? Zaciskam pięści na wyobrażenie, że w końcu będę mógł przyłożyć temu kutasowi. Mąż Savannah nie jest jedną z moich ulubionych osób. ‒ Nie Ma zarumienione policzki, ale nie patrzy mi w oczy. ‒ Van. ‒ Och, Boże, oboje tutaj jesteście – mówi Beau, wmaszerowując do mojego biura i zamykając za sobą drzwi. Siada obok Savannah, kradnąc mi z ręki na wpół zjedzonego banana i dojada resztę w dwóch kęsach. ‒ To było moje. Mój brzuch, nieusatysfakcjonowany w najmniejszym stopniu, wydaje głośny warkot i przelatuje mi przez głowę myśl, żeby polecić asystentce, aby poszła po beignets1 . ‒ Boże, jesteś takim dzieciakiem – odpowiada Beau i wyrzuca skórkę do kosza. Mój starszy brat jest wyższy o dwa centymetry od moich stu dziewięćdziesięciu centymetrów i tak szczupły jak był w szkole średniej. Ale wciąż mogę go pokonać. ‒ Dlaczego do cholery oboje jesteście w moim biurze? – Siadam z powrotem i przebiegam ręką przez usta. – Jestem całkiem pewien, że oboje macie co robić. 1 Beignets - francuskie pączki, których recepturę przywieziono do Luizjany (USA) w XVIII wieku. Podobne w smaku do polskich pączków, choć mniej rozpływające się w ustach, kwadratowe lub prostokątne, wykonane najczęściej z ciasta drożdżowego, choć czasami z parzonego. W środku puszyste, nadające się również do nadziewania kremem lub konfiturą.
9 ‒ Może za tobą tęsknimy – mówi Savannah z fałszywym uśmiechem i mruga na mnie rzęsami. ‒ Jesteś przemądrzała. Po prostu porozumiewawczo kiwa głową, ale potem wymienia z Beau spojrzenie, które podnosi włoski na moim karku. ‒ Co się dzieje? ‒ Ktoś nas okrada. – Beau rzuca w moim kierunku teczkę pełną arkuszy. Jego szczęka drga, gdy ją otwieram i widzę kolumny cyfr. ‒ Gdzie? ‒ Tego właśnie nie wiemy – dodaje cicho Savannah, ale jej głos jest stalowy. – Ktokolwiek to robi dobrze to ukrywa. ‒ Jak się o tym dowiedzieliście? ‒ Właściwie to przez przypadek – odpowiada krótko, stając się teraz prawdziwą kobietą biznesu. – Wiemy, że to musi się dziać w księgowości, ale jest zakopane tak głęboko, że kto i jak jest tajemnicą. ‒ Zwolnij cały departament i zatrudnij nowy. Zamykam teczkę i odkładam ją w chwili, w której Beau zaczyna się śmiać. ‒ Nie możemy zwolnić ponad czterdziestu osób, większość z nich jest niewinna, Eli. To nie działa w ten sposób. ‒ Musi być jakiś papierowy szlak – zaczynam, ale Savannah przerywa mi, potrząsając głową. ‒ Jesteśmy skomputeryzowani, pamiętasz? ‒ Och, tak, oszczędzanie pierzonych drzew. Mówisz mi, że nikt nie wie co się do cholery dzieje? ‒ To nieduża ilość pieniędzy, ale wystarczająca, żeby mnie wkurzyć – mówi cicho Beau. ‒ Jak dużo? ‒ Coś ponad sto tysięcy. Tyle znaleźliśmy do tej pory. ‒ Taa, to wystarcza, żeby i mnie wkurzyć. To nie jest zwykła kradzież z magazynów.
1 0 ‒ I to nie jest przewidywalne. Jeżeli byłyby to regularne kwoty, w określonym czasie moglibyśmy znaleźć to bez problemu. Ale nie chcę wywoływać masowej histerii w firmie. Nie chcę, żeby wszyscy myśleli, iż spoglądamy im przez ramię w każdej cholernej minucie. ‒ Ktoś nas okrada, a ty martwisz się o uczucia pracowników? – pytam z uniesioną brwią. – Kim do cholery jesteś? ‒ On ma rację – wtrąca Savannah. – Szczucie wszystkich tyłków prezesami spółki nie jest dobre dla morali. ‒ A co jeżeli robiłby to dyrektor finansowy? – pytam, zwracając się do Savannah, która śmiejąc się potrząsa głową. ‒ Nie, nie sądzę, żeby był to dobry pomysł. ‒ Więc, będziemy po prostu siedzieć i pozwalać temu palantowi, kimkolwiek jest, wykorzystywać nas jako swój prywatny bankomat? ‒ Nieee. – Savannah uśmiecha się szeroko, a jej ładna twarz się rozświetla. – Chcę sprowadzić Kate O’Shaughnessy. ‒ Twoją przyjaciółkę ze studiów? Spoglądam na Beau, którego twarz niczego nie zdradza. Typowe. ‒ Ona tym się właśnie zajmuje. ‒ Utrzymuje się z zaglądania ludziom przez ramię? Wszyscy muszą ją uwielbiać. ‒ Jesteś dzisiaj na fali – mówi cicho Beau. ‒ Kate pracuje z firmami, które mają problemy z defraudacją. Wchodzi do środka jako zwyczajny pracownik i wtapia się, prowadząc dochodzenie pod przykrywką. ‒ Czy naprawdę jest w stanie wykonać tę robotę? To nie zadziała, jeżeli nie będzie wiedziała co ma robić. ‒ Ma MBA2 , Eli. Chcę umieścić ją na stanowisku asystenta administracyjnego. Oni widzą i wiedzą wszystko i rozmawiają ze sobą, a ona jest sympatyczna. ‒ Dobrze, mi pasuje. – Zerkam na Beau – Tobie? ‒ Sądzę, że to jest to – zgadza się. – Żadne z nas nie ma czasu, aby zrobić to samemu, a nie powierzyłbym tego komuś innemu. Tak jak powiedziała Van, 2 MBA (Master of Business Administration) – Magisterskie Studia Menedżerskie.
10 ludzie gadają. Chciałbym utrzymać to w tajemnicy. Kate podpisze wszystkie niezbędne klauzule o zachowaniu poufności, a z tego co słyszałem jest znakomita w swojej pracy. ‒ Jeszcze jedna sprawa – mówi Van i pochyla się, wpatrując się we mnie w sposób w jaki to robi, gdy mam znaleźć się w głębokich tarapatach. – Nie masz pozwolenia na zwodzenie jej. ‒ Nie jestem dupkiem, Van… ‒ Nie, nie masz pozwolenia, aby położyć na niej swoje ręce męskiej dziwki. ‒ Hej! Nie jestem… ‒ Tak, jesteś – mówi Beau z szerokim uśmiechem. Wzdycham i wyginam ramiona. ‒ Nie umawianie się na randki dwa razy z tą samą osobą nie czyni ze mnie dziwki. Van po prostu unosi brew. ‒ Zostaw ją w spokoju. ‒ Jestem profesjonalistą, Van. Nie sypiam z pracownikami. ‒ Czy to właśnie powiedziałeś tej asystentce, która pozwała nas kilka lat temu? Już nie. ‒ Boże. – Van potrząsa głową, a Beau się śmieje. – Ona jest porządną kobietą, Eli. Zamiast odpowiadać, zwyczajnie zwężam na siostrę oczy i obracam się na krześle. Kate jest dorosłą kobietą… taką, która z pewnością i tak mi się nie spodoba. Minęło kilka lat odkąd cokolwiek utrzymało na dłużej moje zainteresowanie. To wymagało czucia czegoś. ‒ Zadzwoń do niej.
11 Kate ‒ Halo? – pytam bez tchu, gdy taksówka, w której siedzę pędzi wzdłuż międzystanowej autostrady zmierzając prosto do serca Nowego Orleanu. ‒ Gdzie jesteś? – pyta Savannah, a w jej głosie słychać śmiech. ‒ W taksówce w drodze z lotniska. Jesteś pewna, że nie powinnam wynająć sobie pokoju w hotelu? ‒ Nie ma mowy. Bayou Industries jest właścicielem pięknego loftu. Będziemy udawać, że go wynajmujesz na czas swojego pobytu tutaj. Jedź prosto do biura. Mam spotkanie, więc nie będę w stanie cię przywitać, przykro mi. ‒ W porządku – odpowiadam i przygryzam wargę, gdy taksa wyprzedza kolejnego motocyklistę, a mój brzuch wariuje. – Mam nadzieję, że dojadę w jednym kawałku. Mogę nie przeżyć jazdy tą taksówką. Savannah chichocze mi do ucha, a potem słyszę jak szepcze coś do kogoś w biurze. ‒ Muszę iść. Eli się z tobą spotka. ‒ Eli? Sądziłam, że spotkam się z Beau… ‒ Eli nie jest taki straszny jak pozwoliliśmy ci sądzić. Obiecuję. A potem już jej nie ma. Taksówka ponownie gwałtownie skręca i wysyłam modlitwę dziękczynną, że nie zjadłam śniadania tego ranka, używając ręki do wachlowania twarzy. Jest cholernie gorąco w Big Easy3 . 3 Big Easy – potoczne określenie Nowego Orleanu (odnoszące się do bezstresowego stosunku do życia jegomieszkańców).
12 Podczas tych wszystkich lat, kiedy chodziłam na studia z Savannah i jej bratem bliźniakiem Declanem nigdy nie udało mi się ich tutaj odwiedzić. I nie mogę się doczekać, aby zwiedzić Francuską Dzielnicę4 , zjeść beignets, dostać wróżbę tarota i przesiąknąć tym wszystkim. Oczywiście raczej wolałam absorbować to wszystko nie mając na sobie aż tylu ubrań. Kto wiedział, że będzie tu tak gorąco w maju? Ściągam marynarkę prostując rękawy, żeby się nie pogniotły i obserwuję jak wyrastają przed nami cmentarze, stare budynki i wielu przemykających ludzi. Eli jest jedynym z rodzeństwa Boudreaux, którego nigdy nie spotkałam. Widziałam zdjęcia przystojnego brata i słyszałam wiele historii o jego stoickim, chociaż kobieciarskim zachowaniu. Van mówi, że te historie były wyolbrzymione. Jak sądzę dowiem się tego sama. Cóż, nie tej części o kobieciarzu. To po prostu nie moja sprawa. W końcu zatrzymujemy się gwałtownie. Po jednej stronie jest czerwony trolejbus a po drugiej góry betonu. Wychodzę szybko w gorący popołudniowy poniedziałek i natychmiast krople potu wstępują na moje czoło. Nie jest po prostu gorąco, jest parno. Pomimo dyskomfortu uśmiecham się jednak, płacę lekkomyślnemu taksówkarzowi i ciągnę za sobą walizkę do błogo chłodnego budynku, gdzie za długim zdobionym biurkiem siedzi kobieta, pisząc coś wściekle na komputerze i rozmawiając jednocześnie przez telefon. ‒ Pan Boudreaux jest niedostępny w tej chwili, ale przełączę cię do jego asystenta, jedną chwilę. Szybko wprowadza serię kodów, a potem się do mnie uśmiecha. Jest bardzo uśmiechnięta. ‒ Jestem Kate O’Shaughnessy. ‒ Witam Panno O’Shaughnessy – odpowiada, utrzymując ten uśmiech na miejscu. – Pan Boudreaux cię oczekuje. – Ponownie zaczyna mówić do telefonu i wściekle 4 Dzielnica Francuska – najstarsza i najsłynniejsza część Nowego Orleanu. Dzielnica faktycznie została wybudowana przez Francuzów i to im zawdzięcza swoją nazwę. Pod koniec XVIII wieku duża część miasta spłonęła. Odbudową zajęli się panujący nad miastem w tamtym czasie Hiszpanie, którzy nie starali się w żaden sposób odtworzyć oryginalnej architektury. Zaprojektowali nowe budynki w zgodzie z wówczas panującymi trendami. Znajduje się, więc w niej wiele sielskich domków w stylu hiszpańskim z początków XIX wieku, a obok nich ocalałe z czasów sprzed pożaru kamienice w stylu francuskim. Dlatego też najbardziej charakterystyczną cechą tej dzielnicy jest jej architektura budowlana.
13 pisać na komputerze. – Dzień dobry Panno Carter, Panna O’Shaughnessy jest tutaj na spotkanie z Panem Boudreaux. Tak proszę pani. – Rozłącza się sprawnie. – Proszę usiąść. Podać wodę? ‒ Nie dziękuję. Panna Kompetentna kiwa głową i wraca do dzwoniących telefonów. Zanim zdążę usiąść wysoka kobieta w czarnych spodniach i czerwonej bluzce bez rękawów wychodzi z windy i podchodzi prosto do mnie. ‒ Panna O’Shaughnessy? ‒ Kate, proszę. ‒ Witaj Kate. Pan Boudreaux jest w swoim biurze. Chodź za mną. Uśmiecha się i oferuje, że zabierze moją walizkę, ale kręcę głową i idę za nią do windy. Nie zadaje mi żadnych pytań i jestem za to wdzięczna. Nauczyłam się dobrze kłamać w tym biznesie, ale nie wiem co zostało jej już powiedziane. Przechodzę przez obszar biurowy do największego biura jakie kiedykolwiek widziałam. Masywne czarne biurko stoi pod ścianą z szyb od sufitu po podłogę. Meble są duże i drogie. Wygodne. Po przeciwnych stronach pokoju znajdują się drzwi i nie mogę przestać się zastanawiać, dokąd prowadzą. ‒ Panna O’Shaughnessy jest tutaj, sir. ‒ Kate – dodaję bez namysłu. A potem każda nadzieja na bycie zdolną do myślenia jest wyrzucona prosto przez te spektakularne okna, kiedy wysoki mężczyzna stojący przed nimi obraca się i patrzy na mnie. Zdjęcia nie oddają mu sprawiedliwości. Mniam. Drzwi zamykają się za mną i biorę głęboki oddech podchodząc do niego i ukrywając fakt, że moje kolana oficjalnie zamieniły się w papkę. ‒ Kate – powtarzam i wyciągam rękę, aby uścisnąć jego ponad biurkiem. Jego usta drgają, gdy mnie obserwuje, a oczy w kolorze whiskey są ostre i oceniające, gdy powoli podróżują w dół mojego ciała, a potem z powrotem do mojej twarzy. Jeez, jest wyższy niż się spodziewałam. I szerszy. I nosi garnitur jakby się w nim urodził.
14 Co jak podejrzewam miało miejsce. Bayou Enterprises istnieje od pięciu pokoleń, a Eli Boudreaux jest najostrzejszym prezesem znanym od lat. Obchodzi biurko i chwyta moją rękę w swoją, ale zamiast ją uścisnąć, unosi ją do ust i składa delikatny pocałunek na moich kłykciach. ‒ Sama przyjemność – mówi powolnie przeciągając po nowoorleańsku samogłoski. Dobry Boże, mogłabym eksplodować właśnie tutaj. – Jestem Eli. ‒ Wiem – unosi brew w pytaniu. – Widywałam cię przez lata na zdjęciach. Kiwa raz głową, ale nie puszcza mojej ręki. Jego kciuk kreśli delikatne okręgi na wierzchu mojej dłoni wysyłając moje ciało w zamęt. Moje sutki stwardniały naciskając na białą bluzkę i teraz żałuję z całego serca, że ściągnęłam marynarkę. ‒ Proszę, siadaj – mówi i wskazuje na czarne krzesło za mną. Zamiast usiąść za biurkiem siada na krześle obok mnie i obserwuje tymi niesamowitymi oczami. Kosmyk czarnych włosów opadł na jego czoło i swędzą mnie palce, aby odgarnąć go na miejsce. Uspokój to pożądanie, Mary Katherine. Pomyślałby ktoś, że nie widziałam nigdy wcześniej gorącego mężczyzny. Ponieważ widziałam. Declan, najmłodszy z braci Boudreaux, nie jest niedorajdą w dziedzinie wyglądu i jest jednym z moich najlepszych przyjaciół. Ale bycie w jego pobliżu nigdy nie spowodowało tego, że miękły mi kolana czy tego, że pragnęłam dużej szklanki lodowatej wody. Albo łóżka. Albo zedrzeć ubrania z jego ciała. Whoa. ‒ Czy Savannah wprowadziła cię w to co się dzieje? – pyta spokojnie Eli, a jego twarz nie zdradza niczego. Krzyżuje nogi w kostkach i łączy palce u rąk, obserwując mnie. ‒ Tak, rozmawiałyśmy szczegółowo i wysłała mi wszystkie papiery dotyczące nowego pracownika jak również umowę o zachowaniu poufności, które wydrukowałam i podpisałam. – Wyciągam papiery z walizki i podaję Eliemu. Nasze palce ocierają się o siebie i zaciskam uda, ale on wydaje się niewzruszony.
15 Typowe. Zwykle nie wywołuję gorącego pożądania u płci przeciwnej. A zwłaszcza nie w mężczyznach wyglądających jak Eli. Co jest w porządku, ponieważ jest moim szefem i bratem moich najlepszych przyjaciół, i jestem tutaj, żeby pracować. Odkasłuję i zakładam kasztanowe włosy za ucho. Z całą tą wilgotnością szybko zmienią się w kręcony bałagan. ‒ To piękny pierścionek – mówi nieoczekiwanie, kiwając w stronę mojej prawej ręki wciąż uniesionej blisko ucha. ‒ Dziękuję. ‒ Prezent? Jest mężczyzną niewielu słów5 . ‒ Tak, od babci – odpowiadam i składam ręce na kolanach. Po prostu kiwa raz głową i spogląda w dół na papiery w rękach. Marszczy się i spogląda na mnie w górę, ale zanim zdąży cokolwiek powiedzieć, drzwi do jego biura otwierają się z rozmachem i wchodzi Declan z szerokim uśmiechem na swojej przystojnej twarzy. ‒ Tutaj jest moja supergwiazda – piszczę i w pół skoku ląduję w jego ramionach, a Dec ściska mnie mocno, obracając dookoła na środku ogromnego biura. W końcu stawia mnie na ziemi i obejmuje rękami moją twarz całując w kącik ust, potem znów mnie przytula tym razem bardziej łagodnie. ‒ W porządku? – szepcze mi do ucha. ‒ Świetnie. – Patrzę do góry w słodką twarz Deca i zalewają mnie lata wspomnień i emocji. Śmiech i łzy, miłość, smutek, przywiązanie. – Tak dobrze cię widzieć. ‒ Zrobiłaś coś zabawnego odkąd dotarłaś do miasta? ‒ Prawie straciłam życie w taksówce – odpowiadam ze śmiechem. – Przyjechałam prosto tutaj. ‒ Zabiorę cię dzisiaj na zewnątrz. Pokażę ci Francuską Dzielnicę. Znam taką świetną restaurację… ‒ To nie będzie konieczne – wtrąca Eli. Jego głos jest spokojny. Stoi teraz z rękami wsadzonymi do kieszeni, a szerokie ramiona sprawiają, że to duże biuro robi się małe. – Masz dzisiaj występ – przypomina Declanowi. 5 I to jest znak Aguś, że ta książka powinna być tłumaczona. Nam są pisani mężczyźni niewielu słów. (Atka) Tak, teraz już wiecie co jest wyborem Atki:D W sumie coś w tym jest:P (Aga)
16 ‒ Mogę cię zabrać przed nim. ‒ Nie martw się o Kate dzisiejszego wieczoru – odpowiada Eli wciąż idealnie spokojny, ale jego szczęka drga. Czuję się jakbym obserwowała mecz tenisa, gdy moja głowa obraca się tam i z powrotem, obserwując ich z ciekawością. ‒ Wiesz co powiedziała ci Savannah – mówi miękko Declan do Eliego. Nie ma żadnej odpowiedzi. Declan spogląda na mnie. ‒ Naprawdę nie mam nic przeciwko odwołaniu dzisiaj występu i pomocy ci w zaaklimatyzowaniu. ‒ Dam sobie radę Dec. – Uśmiecham się szeroko i klepię go w pierś. – Gdzie będziesz grał? ‒ W Voodoo Lounge. ‒ Mogę tam po prostu wpaść – staję na palcach i całuję go w policzek. ‒ Nie chcę, żebyś szwendała się po Francuskiej Dzielnicy po zmroku. ‒ Zabiorę ją – oferuje Eli, zarabiając tym badawcze spojrzenie od Declana, który potem spogląda w dół na mnie i całuje miękko w czoło. ‒ Zatem zarezerwuję wam miejsca – odpowiada z radosnym uśmiechem. – Dobrego popołudnia. Nie pozwól, żeby szef ci dokuczał. – Mruga do mnie i szczerzy się do Eliego, a potem prześlizguje się z powrotem przez drzwi. ‒ Jesteście z Declanem blisko?– pyta Eli, kiedy się obracam. Jego ręce wciąż są w kieszeniach i kołysze się na piętach. ‒ Tak, on, Savannah i ja byliśmy tak jakby jak trzej muszkieterowie na studiach. ‒ Planujesz się z nim pieprzyć? ‒ Słucham? – Czuję jak szczęka mi opada, gdy gapię się na tego onieśmielającego mężczyznę przed sobą. – To nie twój cholerny interes. Zaciska usta, jakby starał się nie roześmiać. ‒ To nie mój cholerny interes? ‒ Tak właśnie powiedziałam. Przekrzywia głowę i patrzy się jakby zamierzał coś powiedzieć, ale potem podchodzi do mojej walizki i ciągnie ją za sobą, wskazując, abym poszła za nim.
17 Wykopuje mnie? ‒ Panno Carter nie będzie mnie przez resztę dnia. Przełóż moje spotkania. Jego asystentka gapi się na niego, a potem bełkocze. ‒ Ale Pan Freemont czekał… ‒ Nie obchodzi mnie to. Przełóż to. Zobaczymy się jutro. – Eli przywołuje windę a jego oczy nigdy nie opuszczają moich, gdy na nią czekamy. – Masz tutaj na zmianę zwykłe ubrania? ‒ Tak. Reszta moich rzeczy została przesłana i powinna przybyć jutro po południu. Kiwa i wskazuje, abym weszła za nim do windy. ‒ Eli? Powietrze wokół nas dosłownie trzeszczy, gdy spogląda na mnie w dół i unosi brew. Ledwie mnie dotyka, a moje ciało jest w stanie wysokiej gotowości, a umysł pusty. ‒ Gdzie się wybieramy? ‒ Do ciebie. ‒ Wiesz, gdzie jest moje mieszkanie? ‒ Jestem jego właścicielem, cher. – Wzdycha i w końcu sięga ręką do przodu i zakłada mi włosy za ucho, co sprawia, że drżę – Jest ci zimno? ‒ Nie – odchrząkuję i odsuwam się od niego. – Jeżeli po prostu podasz mi adres pojadę do siebie taksówką. ‒ Nie śmiałbym narażać twojego życia ponownie – odpowiada z półuśmiechem i każdy włosek na moim ciele staje dęba. Dobry Panie, co ten mężczyzna może zrobić uśmiechem. Muszę wziąć swoje hormony w ryzy. Po prostu minęło zbyt dużo czasu odkąd kogoś zaliczyłam, to wszystko. I nie zamierzam podrapać tego szczególnego swędzenia z tym szczególnym mężczyzną. Jest moim szefem. Bratem moich najlepszych przyjaciół. Nie ma mowy, w żadnym razie. ‒ Idziesz? – pyta. Tak, proszę. Uświadamiam sobie, że widna stoi otworem, a on stoi obok mnie czekając, aż wyjdę pierwsza.
18 ‒ Oczywiście. ‒ Oczywiście – chichocze. – Moglibyśmy iść na piechotę… to nie jest daleko, ale jest gorąco na zewnątrz, więc pojedziemy. Kiwam głową i podążam za nim do eleganckiego czarnego Mercedesa, którego prowadzi profesjonalnie wąskimi ulicami Francuskiej Dzielnicy. Nie mogę nic na to poradzić i praktycznie przyklejam twarz do okna, starając się wszystko przyjąć i zobaczyć za jednym razem. ‒ Jest taki piękny – szepczę. ‒ Byłaś tutaj wcześniej? ‒ Nie. Nie mogę się doczekać spacerowania i wchłaniana tego wszystkiego. Parkuje mniej niż trzy minuty po tym jak ruszyliśmy i gasi silnik. ‒ Jesteśmy na miejscu. ‒ Już? ‒ Powiedziałem ci, że to niedaleko. ‒ Mogłam się przejść, nawet w tym upale. ‒ Nie jest koniecznym sprawiane ci dyskomfortu – odpowiada zwyczajnie i wychodzi z auta. Zabiera moją walizkę i z ręką na dole moich pleców prowadzi mnie do loftu, który mieści się nad sklepem z ziołami o nazwie Bayou Botanicals. Mogę poczuć szałwię i lawendę, gdy Eli otwiera frontowe drzwi i wprowadza mnie do środka, gdzie zatrzymuję się w miejscu i wchłaniam jego piękno. Na zewnątrz budynek jest dobrze utrzymany i piękny z czerwoną cegłą i zielonymi żelaznymi poręczami, ale wewnątrz jest nowoczesny i zwyczajnie wytworny. ‒ Zostaję tutaj? ‒ W rzeczy samej – potwierdza, a jego akcent prześlizguje się po mojej skórze jak miód. – Możesz uważać je za swój dom, podczas gdy jesteś z nami. Proszę oto klucze. – Podaje mi klucze, a potem odwraca się plecami i prowadzi do kuchni, która szczyci się nowymi akcesoriami, ciemno dębowymi szafkami i pasującym granitowym blatem. – Sypialnia jest naprzeciwko – kontynuuje i wprowadza mnie do pięknego pokoju z łóżkiem z baldachimem – pościel jest czysta i świeża. – Łazienka jest tam. – Wskazuje na lewo, ale moje oczy są przyklejone do drzwi, które prowadzą na balkon, oferujący wspaniały widok na ulice poniżej i Jackson Square kilka bloków dalej.
19 ‒ Jest pora, kiedy staje się głośno od muzyki i ludzi, ale w sumie nigdy nie ma nudnych momentów we Francuskiej Dzielnicy. Kiwam głową i odwracam się do niego. ‒ Dziękuję. Wracamy do biura? ‒ Jest późne popołudnie, Kate. Poświęć resztę dnia na zaaklimatyzowanie się. ‒ Och, ale jestem tutaj, żeby pracować. Z pewnością, mogłabym… ‒ Wprowadzanie nowo zatrudnionej osoby w środku dnia wyglądałoby dziwnie, nie sądzisz? Oczywiście, że tak. Uśmiecham się z zakłopotaniem i kiwam głową. ‒ Masz rację. Popracuję tutaj. – Rzucam kurtkę na łóżko, wyciągam laptopa z walizki i idę dziarsko do kuchni. – To będzie trwało. ‒ Kate, nie chcę… ‒ Nie będę w stanie po prostu kopać i rozpocząć śledztwa. Van miała rację, umieszczając mnie na stanowisku asystenta, ale to będzie jeszcze trudniejsze. Zgarniam włosy z twarzy i obniżam się na kuchenne krzesło mówiąc energicznie. Jeżeli będę mówić o pracy to nie będę pożerać go wzrokiem, co powoduje utratę większej ilości komórek mózgowych. ‒ Kate. ‒ Będę musiała przestrzegać przez jakiś czas zasad, przynajmniej przez kilka tygodni. Muszę sprawić, żeby ludzie mi zaufali, żeby się na mnie otworzyli. ‒ Kate. ‒ Ja… ‒ Wystarczy – mówi ostro.
20 Moja głowa podrywa się w górę i wpatruję się w Eliego. Wkłada ręce do kieszeni i przeklina pod nosem, gdy zwiesza głowę. Następnie spogląda z powrotem na mnie, patrząc, jakby naprawdę nie chciał tutaj być i jakby nie był całkiem pewien czy mnie lubi. ‒ Nie musisz zostawać – informuję go chłodno. ‒ Nie oczekuję, że będziesz dzisiaj w ogóle pracować tutaj czy w biurze. ‒ Dlaczego nie? – Opieram się o krzesło i marszczę na niego brwi. – Płacisz mi za pracę. ‒ Podróżowałaś cały ranek, Kate. Rozgość się. Zjedz coś. Właściwie pozwól, że zabiorę cię na coś do jedzenia. ‒ Nie sądzę, że to jest konieczne. ‒ Ja tak. – Ściąga marynarkę po wyjęciu okularów przeciwsłonecznych z zewnętrznej kieszeni i rozwiesza ją na oparciu kanapy. Podwija aż do łokci rękawy białej koszuli, która dopasowuje się do jego umięśnionego torsu i rozpina dwa górne guziki, ściągając stonowany niebieski krawat. – Tak lepiej. Idź się przebrać w coś wygodniejszego i nakarmię cię najlepszą jambalaya6 jaką kiedykolwiek jadłaś. ‒ Nigdy wczesnej nie jadłam jambalaya – odpowiadam ochrypłym głosem. Nie mogę oderwać oczu od jego szerokich ramion. ‒ Ta zrujnuje cię dla wszystkich innych jambalaya… obiecuję ci. Krzywię się i spotykam jego spojrzenie, starając się go zrozumieć. ‒ Jesteś pewien? Kiwa głową i czeka niecierpliwie. Mam przeczucie, że niewielu ludzi odmawia Eliemu Boudreaux. ‒ Nie prześpię się z tobą. 6 Jambalaya – Kreolska pikantna potrawa z ryżu, warzyw i owoców morza, popularna w Luizjanie.
21 Słowa wychodzą z moich ust, zanim zdążę zwinąć je z powrotem. Czuję jak czerwieni mi się twarz, ale unoszę podbródek w górę i prostuję pewnie ramiona. ‒ Nie proponowałem ci tego – odpowiada spokojnie, ale jego oczy wypełnione są humorem. Kiwam głową i idę z powrotem do sypialni, żeby przebrać się w lekką letnią sukienkę. Smaruję się kremem do opalania z filtrem SPF 4000, żeby chronić swoją białą, piegowatą skórę, a potem wracam do Eliego, który teraz spogląda przez okno. ‒ Zawsze wyglądasz przez okna – komentuję z uśmiechem. Odwraca się do mnie, a jego oczy rozgrzewają się, gdy mierzy mnie wzrokiem z góry na dół i nagle czuję się bardzo obnażona. ‒ Spalisz się, cher. ‒ Posmarowałam się kremem. ‒ Zawsze się kłócisz? – pyta. ‒ Nie kłócę się. Przez chwilę podtrzymuje moje spojrzenie, a potem odchyla głowę i śmieje się potrząsając nią. Następnie prowadzi mnie w gorące popołudnie. ‒ Chodźmy najpierw w tę stronę. Odwraca się w lewo i ponownie kładzie rękę w dole moich pleców. Dżentelmen w każdym calu prowadzący mnie w dół Royal Street. Jeżeli zapytałbyś mnie wczoraj czy sądziłam, że będę spacerować przez Francuską Dzielnicę z najseksowniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziałam, przy swoim boku, powiedziałabym, żebyś skonsultował się z lekarzem. A Eli Boudreaux jest seksowny. Ale nie jest mój i nigdy nie będzie. Jest moim szefem i jest po prostu miły. Oddycham głęboko, zdeterminowana wyciągnąć swoją głowę z rynsztoku i cieszyć się Nowym Orleanem, kiedy Eli wciąga mnie do modnego sklepu z butami i akcesoriami o nazwie Head Over Heels. ‒ Buty! – wołam, już się śliniąc. Dobrze, więc mężczyzna pokazuje mi buty. Koniec końców mogę się z nim przespać. ‒ Kapelusze – poprawia mnie.
22 ‒ Jasna cholera co ty tutaj robisz? – Kobieta w krótkich, ciemnych włosach i pełnych ustach uśmiecha się zza lady. ‒ Kate potrzebuje kapelusza – odpowiada Eli i uśmiecha się szeroko, gdy siostra rzuca się w jego ramiona i trzyma mocno. ‒ Minęło trochę – szepta mu do ucha tym samym nowoorleańskim przeciąganiem samogłosek. Eli się szczerzy. ‒ Widziałaś mnie u mamy ostatniej niedzieli. ‒ Minęło trochę – powtarza i robi krok w tył, uśmiechając się do mnie. – Hej Kate. Dobrze znowu cię widzieć. ‒ Ciebie też, Charly. Zostaję wciągnięta w kolejny uścisk… rodzina Boudreaux jest emocjonalną bandą i środkowa siostra Charlotte nie różni się od reszty. ‒ Co mogę zrobić dla waszej dwójki? ‒ Kate potrzebuje kapelusza – powtarza Eli. ‒ Tak? ‒ Och, tak skarbie potrzebujesz – odpowiada Charly, kiwając głową. – Musimy trzymać słońce z dala od twoje twarzy i ramion. Zobaczmy… – Prowadzi mnie na tył sklepu i ściąga ze ściany trzy kapelusze wszystkie z szerokimi rondami i ładne. – Myślę, że z tymi pięknymi kasztanowymi włosami i ładnymi zielonymi oczami to zielony jest twoim kolorem. ‒ Dziękuję ci, ale te włosy będą kręconym, poplątanym bałaganem z całą tą wilgotnością. ‒ Znam to uczucie. Zrobię listę produktów do włosów, kiedy będziesz je przymierzać. Biegnie z powrotem do lady, gdy wkładam pierwszy kapelusz na głowę. Jest różowy nie całkiem tak szeroko obramowany jak ten zielony i sprawia, że wyglądam jak muchomor. ‒ Spróbuj ten zielony – sugeruje Eli.
23 Jednak zamiast tego nakładam ten w kolorach tęczy. Wygląda tak, jakby eksplodowało na nim pudełko kredek Crayolas. Eli po prostu obserwuje mnie w lustrze z oczami wypełnionymi rozbawieniem i krzyżuje ramiona na swojej imponującej klatce. ‒ Masz piękne włosy. ‒ Dziękuję. Jego szczęka drga. Jeżeli nie lubi prawić komplementów, dlaczego w ogóle cokolwiek mówi? ‒ Och nie, kochanie, ten zielony – mówi Charly, gdy do nas powraca. Uśmiecham się wkładając zielony kapelusz i wzdycham, gdy zdaję sobie sprawę, że ona i Eli mieli rację. ‒ Wygląda na to, że mamy zwycięzcę – mówię z uśmiechem. – Wezmę go. Wyciągam portfel z torebki, ale Eli kładzie rękę na mojej i kręci głową. ‒ Obciąż mnie – mówi do Charly, która się uśmiecha i kiwa radośnie głową. Podaje mi listę produktów do włosów do wypróbowania i macha do nas, gdy Eli prowadzi mnie z powrotem w upał. – Czujesz się lepiej? ‒ Hmm – mruczę, ale, och Boże, tak, czuję się dużo lepiej. – Dzięki za kapelusz. ‒ Nie ma za co – odpowiada, jego akcent ponownie sprawia, że się wiję. Spotkałam tego mężczyznę zaledwie kilka godzin temu i jak dotąd wszystko co robi powoduje, że się wiję. Niedobrze. W ogóle. ‒ Opowiedz mi o sobie – mówię, zaskakując tym samą siebie. Wszystko co wiem to to, że potrzebuję skupić swój mózg na czymś innym niż na masie testosteronu idącej obok mnie. Przechodzimy przez ulicę. Ja po zewnętrznej i Eli natychmiast zamienia się ze mną miejscami, ustawiając mnie obok siebie i z daleka od ulicy. ‒ Rycerskość nie umarła – szepczę. ‒ Nie, skarbie, nie umarła. Błyska do mnie szybkim uśmiechem, a potem prowadzi do restauracji z pięknym dziedzińcem do siedzenia na zewnątrz. ‒ Jest tutaj zaskakująco chłodno – mruczę po tym jak siadamy. ‒ Drzewa utrzymują chłód – mówi kelnerka z uśmiechem. – Potrzebujecie chwili z kartą?
24 ‒ Jesz owoce morza? – pyta mnie Eli. ‒ Tak – odpowiadam. ‒ Dobrze. Oboje weźmiemy jambalaya z owoców morza, poproszę. Kelnerka kiwa głową i odchodzi, zostawiając nas samych. ‒ Teraz powiedz mi coś więcej o twoich planach złapania osoby, okradającej moją firmę. ‒ Nie odpowiedziałeś na moje pierwsze pytanie – odpowiadam, smarując masłem kawałek chleba, który kelnerka dopiero co dla nas postawiła. ‒ Jakie pytanie? ‒ Opowiedz mi o sobie. ‒ Ja nie mam znaczenia. Jego głos jest spokojny, ale pewny. Ostateczny. Odchyla się i krzyżuje ramiona, a jego powieki momentalnie opadają na oczy. Interesujące. ‒ To twoja firma, więc tak, sądzę, że masz znaczenie. ‒ Wszystko co musisz o mnie wiedzieć to to, że jestem twoim szefem, będziesz otrzymywać wynagrodzenie na czas i nie oczekuję niczego poniżej twojej najlepszej pracy. Odstawiam chleb na mały, biały talerz i odchylam się odzwierciedlając jego pozę ze skrzyżowanymi ramionami. ‒ Właściwie sądzę, że to Savannah mnie zatrudniła i nigdy nie daję mniej niż to co najlepsze. Nigdy. Unosi brew i przekrzywia głowę na bok. ‒ Beau, Savannah i ja mamy równe udziały i równe zyski w spółce. Cała nasza trójka jest twoimi szefami, Kate. ‒ Zrozumiałam. Obserwuje mnie przez kilka minut. Nie mogę go rozgryźć. Ma momenty, w których jest taki dobry, miły i myślę, że może być mną zainteresowany, a potem ściany zatrzaskują się i jest zdystansowany, chłodny i na pograniczu niegrzeczności. Który z nich?