galochbasik

  • Dokumenty1 460
  • Odsłony642 228
  • Obserwuję776
  • Rozmiar dokumentów2.1 GB
  • Ilość pobrań415 283

15KSIĘŻYCOWA SERIA- OLIVER-Moon Pack Series -Kell Amber -Owning Oliver

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.9 MB
Rozszerzenie:pdf

15KSIĘŻYCOWA SERIA- OLIVER-Moon Pack Series -Kell Amber -Owning Oliver.pdf

galochbasik EBooki WG AUTORÓW KELL AMBER KSIĘŻYCOWA SERIA-MOON PACK SERIES
Użytkownik galochbasik wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 116 stron)

~ 1 ~

~ 2 ~ Wstęp Wypełniał go lód i ogień, wlewając się w niego niczym dziwny warstwowy koktajl, gdzie każda sekcja tworzyła inny kolor i doświadczenie, żadne z nich dobre. Silver Moon walczył, żeby przebrnąć przez mgłę bólu, próbując przypomnieć sobie, co go w nią wciągnęło. Nic nie miało sensu, gdy walczył z mrokiem swoich myśli. Dźgnięcie w jego pamięci zmusiło jego świadomość do powrotu. Niebezpieczeństwo. Partner. Anthony. Czekaj. Anthony. Jego partner. Musiał być silny dla Anthonego. Wspomnienia przemykały na krawędzi jego świadomości, motyle wiedzy, które prawie mógł zobaczyć i złapać. Szarpnął się, kiedy z częstotliwością prądu elektrycznego zaczęły strzelać przez niego wstrząsy bólu. Obrazy stojącej nad nim Hery rozbłyskały w jego głowie, wcześniejsze wydarzenia odtwarzały się w jego umyśle niczym film. Odkąd wybrał Anthonego na swojego partnera, życie nie było nudne. Chciałby wrócić do małej monotonii. Tęsknił za dniem, kiedy to poranny ruch albo zamówienie wystarczającej ilości alkoholu na zapas do baru podczas pełni, były jego największymi problemami. Kiedy Hera kazała mu przejął trochę mocy Anthonego dla dobra jego partnera, spodziewał się stałego przepływu energii, może trochę iskier bólu. Nierozumny idiota. Nawet po spotkaniu z Zeusem, nie spodziewał się oszustwa Hery. Zacisnął zęby na agonię, która pełzła przez jego żyły, roztopiona lawa energii spalała go od środka. W swojej głowie powtarzał imię Anthonego, próbując sobie przypomnieć, dlaczego musi to znosić. Jego partner. Jego przeznaczenie. Jego życie. Dla Anthonego przetrwa. Lata walki budowania jego watahy i potem utrzymania swojego statusu alfy wykuły jego mocną wolę. Nie stałby się przywódcą wilczej watahy zbierając stokrotki i plotąc kwiatowe wianki. Nie ustąpi bez względu na koszt rozsądku czy zdrowia. Jeśli zawiedzie, silniejsi bogowie z łatwością zabiją Anthonego. Nie mógł na to pozwolić.

~ 3 ~ Zacisnął szczęki przeciwko budującemu się krzykowi, ścierając swoje trzonowce. Jeśli przeżyje będzie potrzebna wizyta u dentysty. Zwinął palce, próbując zapobiec złapaniu czegoś i zrobieniu szkód. Przez opuszki palców wypchnęły się pazury, wbijając się w dłonie i posyłając strumyczki kapiącej krwi na podłogę. Silver wygiął plecy, uwalniając krzyk, gdy agonia dźgnęła do w kręgosłup, tnąc po każdym kręgu. Potrzeba przemiany i ucieczki chwyciła go głodnymi wilczymi kłami, ale nie mógł opuścić swojego partnera, swoją miłość, swoje życie. Łzy wypełniły jego oczy zanim swobodnie popłynęły. - Szzz, trzymam cię. – Doszedł do niego, przez cierniste liny magii tnącej jego istotę, uspokajający głos Anthonego. - A-Anthony. – Prawie nie poznał szorstkiego, ochrypłego dźwięku swojego głosu. Uchwycił się piaszczystej skały swojego rozsądku pośrodku oceanu bólu. Silver musiał chwycić się jednej myśli o swoim partnerze, jeśli chciał przeżyć. Zmusił się do otwarcia oczu, żeby złapać widok swojego partnera, swojego powodu do życia. - Nic ci nie będzie, moja miłości. Świetnie ci idzie – szeptał do jego ucha Anthony. Miękkie usta otarły się o jego policzek, gdy Anthony osunął się obok niego. – Przejdziemy przez to razem. Razem. Tu leżała cała ich prawdziwa moc. Ze swoim partnerem przy swoim boku, mogą przezwyciężyć wszystko. Już przeżyli mutanty, szalonych naukowców i królów fae z piekła rodem. Byle głupiec nie mógł ich zniszczyć. Po stresie na twarzy Anthonego, widać było, że ta suka Hera nie dała Silverowi całego bólu jego partnera. Tylko podwoiła agonię. Ile mocy da to Anthonemu? Czy jego piękny wkrótce-będę-bogiem miał więcej magii niż mógł znieść fizycznie? Gdyby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobi, Silver upewni się, że Hera zapłaci za ich torturowanie. Zeus nigdy nie skrzywdziłby swojego ulubionego potomka, nie w taki sposób. Mógł nie ufać królowi bogów, ale nigdy nie kwestionował uczucia Zeusa do Anthonego. Żeby zapobiec temu, by Anthony stał się jakiś pół-bożkiem, Silver musiał przyjąć tyle mocy, ile to możliwe. Czy jeśli Silver umrze od przeciążenia magii, to czy Anthony przeżyje? Zablokował swoją więź z watahą, żeby powstrzymać ich przed ingerencją w transformację. Cała wataha natychmiast by przybiegła, gdyby wyczuła ból ich alfy. Musiał być wystarczająco silny dla nich wszystkich. To była jego praca, jako alfy. - Otwórz połączenie! – przemówił w jego głowie głos Anthonego.

~ 4 ~ - Dlaczego? – Po tym jak przez ostatnie godziny aktywnie chronił swoją watahę przed jakimkolwiek dyskomfortem, z jakiego powodu miałby teraz ją uwalniać? - Jeśli rozprzestrzenisz ból na całą watahę, będzie mniej bolało. Nie przejdziemy przez to sami. To doprowadzi nas do utraty zmysłów. To, że Anthony mówi do niego telepatycznie zamiast wypowiedzieć te słowa głośno, powiedziało Silverowi, że energia jego partnera słabnie. Troskliwa natura Silvera nie pozwalała mu na celowe ranienie tych słabszych od niego, ale nie wiedział, ile jeszcze zniesie. Gdyby tylko mógł zemdleć, dopóki to się nie skończy. - Potrzebujemy ich – nalegał Anthony. Żaden alfa nie powinien wybierać pomiędzy zdrowiem swojego partnera, a jego watahą. Silver wahał się. Omyła go kolejna fala ciernistego, kłującego bólu. Hera nie powiedziała jak długo to będzie trwało, a Silver sięgnął po swoje ostatnie rezerwy energii. Jego śmierć zaboli watahę bardziej niż podzielenie się napływami energii wśród wszystkich zmiennych. Czy wpłynie to na innych partnerów? - Jak długo jeszcze? – Nie mógł wydusić więcej niż kilka słów przez ich umysłową więź. Wysiłek zabrał więcej skupienia niż jego rozmącone zmysły mogły uzyskać. Gdy nadszedł szok, drżenie rozeszło się po jego ciele, jego zęby zaczęły dzwonić. - Nie wiem. – Prawie mógł posmakować rozpacz w myślach Anthonego. Chociaż raz nie będzie cudownego ocalenia z ich sytuacji. Są w tym sami, chyba że Silver wezwie swoich ludzi. Do tego momentu, Silver miał nadzieję, że Zeus pojawi się magicznie na czas, żeby pomóc Anthonemu w jego następnym poziomie mocy. - Damy radę. – Próbował przekazać swoją pewność siebie w nastrój Anthonego, ale ledwie mógł utrzymać ich połączenie i chętnie przyjmować ból. Miał nadzieję, że nie będzie długofalowych konsekwencji. Ich więź zostanie uszkodzona, jeśli zacznie dołączać negatywne emocje do umysłowego połączenia ze swoim partnerem. - Potrzebujemy pomocy – nalegał Anthony. Silver nie miał już siły, żeby zaprzeczać prawdzie, ale jeszcze próbował się opierać. - Nie mogę. Odepchnął poczucie lojalności do watahy i opiekuńcze instynkty do Anthonego, żeby zmusić go do zgody. Głupio myślał, że mu się udało, dopóki następne słowa Anthonego nie wlały się w jego coraz bardziej rozmyte myśli.

~ 5 ~ - Jeśli tego nie zrobisz, umrzemy albo oszalejemy. Omył go smutek Anthonego. Nie mógł unieść swoich powiek, żeby zobaczyć, czy jego partner płacze czy nie. Nie miał siły. Anthonemu zależało na sforze, ale bardziej kochał Silvera. Gdyby był jakiś sposób, żeby oszczędzić Silverowi tego doświadczenia, Anthony mógł stać się normalnym człowiekiem. Ani jedna część Silvera nie wątpiła w to. Jednak byli w stanie wojny pomiędzy bogami i mutantami, i Silver nie miał zamiaru rezygnować z przewagi. Nie byłby tak długo przywódcą watahy, gdyby nie nauczył się strategii. - Jak sobie życzysz, moja miłości – skapitulował Silver. Ostrożny, by nie przytłoczyć swojej watahy, otworzył na nich swoje połączenie w wolnych, rozważnych falach. - Potrzebujemy pomocy. Proszę, podzielcie się swoją siłą. Między nim i jego watahą zaskwierczało natychmiastowe połączenie, wysyłając powitalny wstrząs wsparcia, który podtrzymał słabnącą siłę Silvera. W swojej głowie zobaczył więzi pomiędzy każdym członkiem, jako rozżarzone białe pasma trzymające każdego zmiennego watahy przez zew siły ich alfy i połączenie z Anthonym. Między nimi zaszeptała magia, utrwalając łącza i nucąc mocą. W przeciwieństwie do bolącej intensywności boskiej magii, więzi watahy pochodziły z natury i wzmocnione były światem wokół nich. Więź migotała i rozciągała się, ale ani jedno połączenie nie zerwało się. - Proszę, przekażcie nam waszą siłę – wyszeptał Silver w umysłach członków swojej watahy, niechętny wpychać ich w niepożądaną agonię, ale desperacko ją potrzebując. Każdy jeden członek odpowiedział, ani jeden z nich nie próbował opierać się jego wezwaniu, kiedy wyciągali ostrze bólu, osłabiającego jego ciało. I jakby wyczuwając, że zdolności Silvera urosły, więcej magii przelało się z Anthonego do Silvera i do Watahy Moon w niekończącym się strumieniu pulsującej mocy. Ból rozproszył się do tępego poziomu pulsowania, gdy moc potrzebna do stworzenia boga rozeszła się po dziesiątkach członków watahy. Każdy zmienny wziął na siebie trochę brzemienia ich alfy, jako części ceny bycia w sforze. Wzięli jeszcze więcej energii, karmiąc się nią przez łącze. Z ust Silvera uciekł jęk zanim ciemność pochłonęła go w całości. Tłumaczenie: panda68

~ 6 ~ Rozdział 1 Oliver Cornwell niezbyt często wychodził na drinka. Migające światła i brutalnie waląca muzyka zawsze przypominała mu, dlaczego wolał noce spędzone w cichej restauracji z dobrym towarzystwem i kieliszkiem świetnego wina. Jednak kiedy jego życie seksualne osiągnęło poziom suszy jak na Saharze, postanowił spróbować czegoś innego. Spojrzał na przystojnego mężczyznę, leżącego na poduszce obok niego. Nawet pijany miał doskonały gust. Odpychając pragnienie pocałowania wspaniałego nieznajomego, wysunął się z łóżka masując swoje pulsujące skronie. Niepewnymi rękami chwycił pierwsze sztuki odzieży, jakie mógł znaleźć, a potem założył je i potykając się wyszedł z sypialni. Chociaż dżinsy otulały jego tyłek niczym odpowiednie klubowe ubrania, dół koszulki, którą wciągnął, sięgała jego ud. Zignorował rozmiar, bardziej pragnąc wyjść z sypialni niż martwić się o ciuchy. Cholera, powinien mieć więcej rozsądku niż przyprowadzać jednonocną przygodę do domu. To tak, jakby jego pijane ja radośnie namalowało jaskrawymi kolorami tarczę na jego plecach zanim umieściło animowane strzałki nad jego głową mówiące Jest tutaj. Ktoś mógłby pomyśleć, że zaledwie kilka dni temu został skrytobójcą, a nie że miał dziesięcioletnią karierę, jako egzekutor rady czarodziejów. Idiota. Słaby uśmiech wygiął jego usta. Cholera, uwielbiał dużych, silnych mężczyzn. Wspomnienia o sile jego seksualnego partnera wysłały zachwycające dreszcze wzdłuż jego kręgosłupa. Wkrótce będzie musiał stawić czoła skutkom złej decyzji z poprzedniej nocy, ale w tej chwili pławił się w ciszy bycia jedynym, który się obudził. Stanowczo odepchnął pragnienie, by tam wrócić i ponownie, bardziej szczegółowo, zbadać wszystkie te ciepłe, twarde mięśnie. Miał ważniejsze rzeczy, na których musiał się skoncentrować. Kawa. Jego desperacka, prawie bezmyślna, potrzeba za bogatym, gorzkim naparem skierowała go w stronę kuchni. Więcej niż jeden były kochanek komentował postawę zombie Oliviera przed jego pierwszą poranną kawą. Tylko jeden miał czelność

~ 7 ~ przestawić go na bezkofeinowego. Nadal nie żałował, że posłał Phila do szpitala. Sukinsyn zasłużył na to. Kilka minut później, oparł się łokciami na kuchennym blacie i swoim mglistym spojrzeniem skupił się na wolnym kap, kap, kap do dzbanka ekspresu. Nawet z magią nie mógł przyspieszyć procesu warzenia, chyba że chciał okropnego posmaku. Rozważał kupno jednej z tych maszyn ze wszystkimi dzwonkami i gwizdkami, ale żadna z nowych wersji nie miała dzbanka tak dużego jak ten obecny, który zajmował cały narożnik jego kuchennego blatu. Nie miał wielu wad, ale cieszył się swoimi ulubionymi. Jego pulsująca głowa osiągnęła poziom, jakby posiadała swoją własną sekcję rytmiczną, a niedawno przeterminowane tabletki przeciwbólowe, które odkrył z tyłu kuchennej szuflady, jeszcze nie zaczęły działać. Napił się więcej wody, próbując się nawodnić. Lekkie ukłucie pod koszulką sprawiło, że jego palce potarły o miejsce na jego ramieniu. Wspomnienia zalały jego zamglony mózg. To, co poprzedniej nocy wydawało się być znakomitym pomysłem, teraz uderzyło go, jako głupie w brutalnym porannym świetle. - O cholera, zostałem oznaczony – szepnął. Zmienny. Został oznaczony przez zmiennego i pozwolił na to. Wyraźnie pamiętał jak jego kochanek z ostatniej nocy zapytał o to zanim go ugryzł. Po raz pierwszy odkąd osiągnął dorosłość, Oliver obudził się przed pierwszy łykiem kawy. Szmer był jego jedynym ostrzeżeniem. Ciepłe palce przesunęły się po jego karku zanim wsunęły się pod koszulkę, żeby potrzeć po nowo odkrytym znaku. Z żelazną kontrolą zdusił jęk, ale osłabły pochylił się do dotyku. Iskry pożądania przebiły jego ciało. Jęknął. - Dzień dobry, piękny. – Głos, głęboki i grzeszny jak jego poranny napar, mruknął do jego ucha. Gorący oddech na muszli ucha sprawił, że Oliver odprężył się przy nieznajomym, który będzie z nim przez resztę jego życia. W końcu, zaakceptował znak i będą partnerami na zawsze. - Doberek – odmruknął, nie ośmielając się obrócić i spojrzeć na swojego przyszłego partnera. Jego zwykle miękki głos nabrał szorstkiego tonu niczym grubo tkany materiał. I żadna ilość odchrząkania nic tu nie pomoże. Kawa, jego magiczne lekarstwo, naprawi to w minucie lub dwóch. Mimo to, że mógł powstrzymać swojego kręgosłupa od rozpuszczenia się przy silnym, ciepłym ciele za sobą. Jego umysł wirował niczym w niemrawym chomikowym kółku, gdy próbował przypomnieć sobie wszystkie szczegóły

~ 8 ~ o zmiennych partnerach. Nikt nie żałował, więc Oliver mentalnie przestawił swoje życie, żeby obejść tę nową zmienną. - Sprawdzam poczucie żalu następnego ranka. Pamiętasz moje imię? – zapytał tym samym zachwycającym głosem dopełnionym humorem. - Hmm. – Oliver przytulił tył głowy do twardej piersi za nim, swojego nowego ulubionego miejsca. Zamknął oczy, żeby zablokować podstępne poranne światło przed wśliźnięciem się pod jego powieki. Skupiając swoją ograniczoną uwagę, próbował przypomnieć sobie jak przedstawił się jego towarzysz. Przyszło do niego po kilku minutach wysiłku. – Tim. Nazwisko Tima umknęło Oliverowi, ale przynajmniej był pewny, co do pierwszej części. Biorąc pod uwagę jego poprzedni pijany stan i noc mglistego, wypełnionego pasją seksu, był raczej dumny, że zapamiętał imię, lub cokolwiek w ogóle. - Mmm, dobrze, zapamiętałeś. – Tim długimi, uspokajającymi ruchami przesunął ciepłymi dłońmi po ramionach Olivera. Jako czarodziej naprawdę nie powinien czuć przymusu mruczenia niczym zmienny kot. – A teraz, jako bonusowe pytanie. Pamiętasz, czym jestem? W jego głowie błysnęły obrazy z ostatniej nocy, seksowne migawki ich gorącego spotkania przeciążyły jego mózg w szybkim zwarciu. Szczegóły jąkającej się rozmowy, przeszłości dzielonej między dotknięciami, wróciły do jego pulsującej bólem głowy. - Zmienny wilk, ale nie jesteś jednym z watahy. Jesteś samotnym wilkiem, prawda? – Znał odpowiedź zanim zapytał, ale wciąż nie znał powodu tego. Rozmowa była raczej krótka pomiędzy drinkami i spoconymi ciałami. Samotne wilki zwykle miały ku temu powód. Często były wyrzutkami w społeczeństwie zmiennych, którzy byli wyrzucani z właściwej watahy za ich przestępstwa. Nawet źle zachowujące się wilki zazwyczaj mogły poprosić, żeby przyjęła ich jakaś wataha. Wiedząc to, Oliver nie potrafił przypisać tych przymiotów do swojego nowego partnera. Ostatniej nocy status Tima nie wydawał się być takim ważnym szczegółem, ale pod zbyt jasnymi światłami jego kuchni i bliskości Tima, zaskoczył jego instynkt samozachowawczy. Co on tak naprawdę wiedział o tym obcym zmiennym wilku w swoim mieszkaniu, innego niż jego umiejętności w sypialni? Oliver nalał sobie kubek kawy, potem wziął rozpaczliwy łyk, mając nadzieję, że to włączy jego powolne myślenie. Było zbyt wcześnie i miał zbyt dużego kaca, żeby radzić sobie dzisiaj z

~ 9 ~ czymś więcej. Przez ulotną chwilę, pragnął mieć metabolizm zmiennego. Wątpił, że Tim cierpiał z powodu kaca. - Zamierzasz podzielić się tą kawą? – zapytał Tim, czułym gestem ściskając ramiona Olivera. - Może następnym dzbankiem. – Wypił swoją kawę, potem znowu napełnił, nie rzucając spojrzenia na swojego nowego partnera. Tim roześmiał się. - Skąpiec. Ciepło opuściło plecy Olivera i Tim otworzył kilka szafek zanim wyjął kubek do kawy, a potem znacząco postawił przed Oliverem. - Uważaj to za część twojej poranek-po gościnności. - Dobra, ale nie narzekaj, jeśli w przyszłości stracisz kilka palców – warknął Oliver zanim nalał kawy do kubka Tima. – Nie mam śmietanki. Cukier jest w szafce nad tobą. - Piję czarną. – Wycisnął całusa na policzku Olivera zanim wziął swój kubek. Oliver zerknął na niego przez ramię, ale stracił trochę swojego gniewu na widok błyszczących oczu Tima. - Nie jestem skowronkiem – mruknął zanim wypił kolejny łyk. - Naprawdę? Nie powiedziałbym. – Tim ukrył swój uśmiech za kubkiem, ale Oliver wiedział, kiedy się z niego śmiano. Próbował się odsunąć, ale Tim złapał go delikatnie w pasie, a potem przyciągnął blisko aż znowu tulili się do siebie. - Nie spiesz się tak, lubię mieć cię w pobliżu – zagrzmiał Tim do ucha Olivera, posyłając dreszcze wzdłuż jego kręgosłupa. Tim pocałował szyję Olivera, przytrzymując go. Między nimi zapadła cisza, gdy sączyli swoją poranną kawę. To było prawie uspokajające. Oliver odprężył się, a to było coś, co rzadko robił przy innych ludziach. - Chcesz jeszcze? – zapytał Oliver swoim najbardziej uprzejmym tonem, gdy opróżnił swój kubek. Jego snobistyczna ciotka byłaby dumna z jego manier, nawet jeśli nie lubiła go ani trochę bardziej jak jego rodziców.

~ 10 ~ - Jesteś pewny, że to bezpieczne? Widziałem matki przed swoimi nowonarodzonymi szczeniakami, które wyglądały mniej przerażająco niż ty ze swoim dzbankiem – drażnił się Tim. Oliver prychnął. - Nie jestem człowiekiem przed kawą. - A co po niej? To znaczy, wiem, że w łóżku jesteś zwierzęciem, ale iskra pomiędzy nami nie była normalna. Ludzie zazwyczaj nie wytwarzają prawdziwych iskier. – Oczy Tima w środku zdania zmieniły się w bursztyn, jakby jego wilk chciał lepiej przyjrzeć się Oliverowi, kiedy rozmawiali. Oliver pozostał nieruchomy, nie chcąc zrazić wewnętrznej bestii Tima. Mógł nie kręcić się wokół Silvera, ale przez minione kilka lat pracy wśród zmiennych nauczył się, żeby nigdy żadnego nie wyzywać, chyba że planował wygrać. Oliver próbował wyglądać zarówno na wystarczająco silnego, żeby stawić czoła Timowi, jak i na dość uległego, żeby nie zagrażać jego wilczej połowie. - Jestem czarodziejem. – Nie było sensu ukrywać tego. Swoją przeszłość mógł odkryć później, po tym jak zrezygnuje ze swojej pracy. Nie mógł być zabójcą z partnerem. Tim mógłby stać się czyimś zastawem. Tim zrobił duży krok w tył. - Żartujesz sobie? - Dlaczego miałbym z tego żartować? – Czarodzieje mieli wystarczająco złą reputację w społeczeństwie paranormalnych, by Oliver nie mógł wyobrazić sobie żartowania z tego, że jest jednym z nich. Gdyby nie byli partnerami, nawet by tego nie wyjawił. - Nic dziwnego, że śmierdzisz magią. Myślałem, że może pracujesz w budynku pełnym magii. – Oliver odprężył się, kiedy mina Tima wyraziła bardziej ciekawość niż zdenerwowanie. - Pracuję w firmie architektonicznej. Mój szef ma mnóstwo magii, więc w jakiś sposób masz rację. – Porównywanie jego magii do Anthonego, było jak porównywanie komara do słonia, ale dla kogoś bez magii, prawdopodobnie były podobne. Tim nie musiał wiedzieć o jego innej działalności. - Jesteś architektem? – zapytał Tim.

~ 11 ~ Oliver potrząsnął głową. Tak naprawdę jego praca z Anthonym stała się bardziej interesująca niż zabijanie ludzi. Doceniał wyzwania, jakich dostarczała, a których nie dawało wystrzelenie zatrutej strzałki w szyję. - Instaluję zabezpieczenia na stacjach roboczych i podobne rzeczy. Zakładam również zabezpieczenia na każdym nowym budynku Anthonego, kiedy właścicielami są paranormalni. Ostatecznie mógłbym założyć moją własną firmę ochrony. Bycie zabójcą nie przeszkadzało Oliverowi, ale wkrótce musiałby wymyśleć coś mniej niebezpiecznego do zarabiania na życie. Porzucił swoją dokuczliwą moralność w wieku piętnastu lat, kiedy został przydzielony do zabicia mężczyzna za wskrzeszenie demonów, ale przez minione dwa lata zabijanie straciło swój błyszczący urok i jego zadania stały się mniej podniecające. Jego ostatnie zadanie, obserwowanie i ewentualne zamordowanie Anthonego, sprawiło, że po raz pierwszy w swoim życiu zakwestionował decyzje rady. Nie wierzył w prewencyjne zabijanie. Zakończenie życia kgoś, kto popełnił horrendalne przestępstwa, to była jedna rzecz. Zamordowanie człowieka, sparowanego z potężnym zmiennym przywódcą, trąciło polityczną bzdurą. Uwielbiał pracować dla Anthonego, który miał tak wiele wątków magii owiniętych wokół niego, że Oliver czasami ledwie mógł oddychać do trzaskającej mocy w pokoju. - Podoba cię się? – zapytał Tim. Trącił ramię Olivera, jakby wyczuł, że stracił jego uwagę. - Moja praca? – Oliver poświęcił chwilę, żeby rozplątać swój umysł od swojej pracy zabójcy, kiedy uświadomił sobie, że Tim mówi o jego pracy dla Anthonego. - Biedne maleństwo, naprawdę nie jesteś skowronkiem, prawda? – Tim łagodnym, uspokajającym gestem przeczesał palcami przez włosy Olivera. Oliver zignorował kpiący tom Tima, ale i tak pochylił się do jego dotyku, kiedy Tim zaczął masować jego głowę. Minęło dużo czasu odkąd ostatnio pozwolił komukolwiek się dotykać z czymś zbliżonym do uczucia. Zamruczał na to odczucie. Mógł się do tego przyzwyczaić. - Jesteś pewny, że w połowie nie jesteś kotem? – spytał Tim, kontynuując swoje pocieranie. - Moja matka nigdy się do tego nie przyznała. – Zważywszy na to jak spięta była jego matka, wątpił, żeby uprawiała seks z jego ojcem więcej niż jeden raz potrzebny do posiadania Olivera. Jego ojciec był zimnym człowiekiem i rzadko odprężał się na wystarczająco długo, żeby posłać swojemu jedynemu dziecku uśmiech, jeszcze bardziej

~ 12 ~ oszczędzając wszelkich skrawków uczucia do swojej małżonki. To był jeden z wielu powodów, dlaczego uciekł z domu. Ciepły śmiech wywołał uśmiech u Olivera. Zadowolona z siebie część Olivera nie mogła powstrzymać wybuchu dumy za związanie się z tym wspaniałym zmiennym. - Hmm, założę się, że gdybyś zrobił drzewo genealogiczne, znalazłbyś jakiegoś ślicznego kociaka wśród swoich przodków – stwierdził Tim. Oliver prychnął. - Gdybym miał krew kota, to byłoby to coś dużego i dzikiego, a nie małego i przytulaśnego. Może tygrys. – Zignorował fakt, że jedyny tygrys, jakiego znał, właśnie miał przytulaśną osobowość. - Oczywiście, mój błąd. Jesteś dość dziki. – Tim stanął przed Oliverem i pocałował go w czoło. - Mrrruał, jestem – zgodził się Oliver, podchodząc bliżej, jakby wygrzewał się w słońcu. Zmienny wilk swobodnie wyrażał uczucia, jakby byli ze sobą o wiele dłużej niż jeden wieczór. Wypowiedział słowa, żeby potwierdzić swoje podejrzenia z poprzedniej nocy. – Jesteśmy partnerami, prawda? - Tak. – Tim przytulił Olivera. – Przeznaczenie dobrało nas do siebie i odmawiam stracić cię na rzecz jakiegoś człowieka, albo jak w twoim przypadku czarodzieja, wrażliwcu. Więc jeśli planujesz walczyć z więzią, powinieneś pomyśleć jeszcze raz. Oliver pchnął pierś Tima, żeby musiał się cofnąć, by mógł lepiej zobaczyć jego twarz. - Nie jestem wrażliwy, tylko zaskoczony. Nie spodziewałem się, że spotkam mojego partnera w klubie. – Czy gdziekolwiek. Z brutalnym samozaparciem, wepchnął swoje obawy za umysłowe tarcze, odkładając swoje załamanie na później, kiedy zostanie sam i będzie mógł je uwolnić bez świadków. Mógł mieć obawy, ale nie odrzuci daru od losu. Złe rzeczy przydarzały się ludziom, którzy odrzucali takie dary. Tim uśmiechnął się. - Dobrze. Słyszałem o zbyt wielu wypadkach, kiedy zmienni zostali odrzuceni przez swoich partnerów. Cieszę się, że nie będę jednym z tej grupy.

~ 13 ~ - To nie problem. – No cóż, nie będzie po tym jak zorganizuje kilka rzeczy. Przebywanie wśród zmiennych, dało Oliverowi lepsze niż przeciętne zrozumienie ich dróg. Chociaż nie zadawał się z watahą, usłyszał dość o związku Anthonego, żeby wiedzieć jak działa parowanie u zmiennych. – Jak zarabiasz na życie? - W tej chwili nic. Pozwałem moją watahę i dostałem duże odszkodowanie. Szukam mojego brata, Henriego, odkąd obudziłem się ze śpiączki. – Po raz pierwszy, grymas przeciął pogodną twarz Tima. - Śpiączki? – Wiele potrzeba, by znokautować zmiennego. Wprowadzenie Tima w śpiączkę, musiało być bliskie śmierci. Może więcej pytań ujawni ten, którego musiał zabić, żeby zachować bezpieczeństwo Tima. Na emeryturę zawsze może przejść później. - Henry i ja zostaliśmy uwięzieni na ringu do walki. Nasz stary alfa sprzedał mojego brata i mnie nowemu właścicielowi, żeby pozbyć się nas z watahy. Myślę, że obawiał się, iż Henry zajmie jego miejsce, jako alfa. Mój brat jest dużym wilkiem i dobrym przywódcą. Reszta watahy szanowała go i poszłaby za nim. - Martwił się, że ty również byś ją przejął? – zapytał Oliver, mierząc duże rozmiary Tima. Tim potrząsnął głową. - Nie. Nigdy nie chciałem być alfą. Jestem pewny, że posłał mnie razem z nim, żebym nie robił zamieszania wokół zniknięcia Henriego. Wiem, że nasz alfa myśli, iż zginęliśmy na ringu i rozwiązał swój problem przywództwa. Przeżyłem, więc wkręciłem jego jaja w imadło i wygrałem odszkodowanie dzięki sympatycznemu zmiennemu sędziemu. - Jak zapadłeś w śpiączkę? - W mojej ostatniej walce przeciwko Henriemu, zawiązano mi oczy. W którymś momencie, zostałem znokautowany. Kiedy się obudziłem, minął rok i nikt nic nie wiedział o moim bracie, ani o mnie. Nie jestem pewny, kto umieścił mnie w szpitalu, ale nie wrócił. - Rok? Nigdy nie słyszałem, żeby jakikolwiek zmienny został tak poważnie ranny i przeżył. – Tym bardziej o unieruchomieniu zmiennego na więcej niż kilka godzin. - Miałem uraz głowy, który nie leczył się dobrze. Nadal czasami mam bóle głowy. – Smutna mina Tima skręciła emocje Olivera. – W tej chwili jestem skupiony na

~ 14 ~ znalezieniu Henriego. On tak po prostu by mnie nie opuścił. Muszę wiedzieć, co się z nim stało. Oliver wycisnął miękki pocałunek na policzku Tima. Dźgnęło go współczucie. - Pomogę ci jak tylko będę potrafił. Jak nazywał się twój stary alfa? – Próbował zachować swoją minę, jakby to było niewinne pytanie. Oczy Tima zwęziły się, gdy badał minę Olivera. - Nie sądzę, żeby powiedzenie ci tego było dobrym pomysłem. - Dlaczego nie? – zganił go Oliver, - Nazwij to instynktem. Poza tym, w zamian za odszkodowanie, podpisałem papiery oświadczające, że nie dokonam zemsty za przestępstwa alfy. - No cóż, ty nic nie zrobisz. To będę tylko ja. – Oliver nie powiedział Timowi, że nikt nigdy nie znajdzie ciała alfy, żeby złożyć skargę. To mogłoby zbyt wiele zdradzić. - Doceniam ten pomysł, ale jestem szczęśliwy, że nigdy więcej go nie zobaczę. – Szybki całus Tima w usta ogrzał duszę Olivera. Oliver nie wysunął żadnych więcej argumentów. Skoro Tim był zadowolony z tej umowy, Oliver nie zrobi nic, żeby to zniszczyć, ale jeśli alfa przetnie drogę Olivera, nie zawaha się, żeby go wykończyć. - Jeśli jesteś pewny? – Pozwolił, żeby przez chwilę pytanie zawisło w powietrzu, mając nadzieję, że Tim zmieni zdanie. - Tak, teraz czuję się o wiele lepiej. – Uśmiech Tima złagodził obawy Olivera. – Najgorsze w byciu nieprzytomnym przez rok jest to, że straciłem ślad Henriego. Mam mu do przekazania pieniądze od watahy, kiedy go znowu znajdę. - Wataha dała ci pieniądze za twojego brata? – Mógł zrozumieć, dlaczego zapłacili Timowi, ale z pewnością zataili to, co byli winni Henriemu. - Tak, zapłacili mi za nas obu. Ponieważ nie było Henriego, byłem jego reprezentantem i wziąłem za niego odszkodowanie. Nie ufam im, że wypłacą je, jeśli nikt nie pociągnie ich do odpowiedzialności. Alfa to gnida i na tyle chciwy, że sprzeda swoich towarzyszy za pieniądze, więc co powstrzyma go od zatrzymania naszego odszkodowania? Więc tak, wziąłem je. – Smutek w głosie Tima sprawił, że Oliver go przytulił.

~ 15 ~ - Może Anthony będzie mógł podać mi nazwisko prywatnego detektywa. Jest partnerem miejscowego alfy i moim szefem. Zna mnóstwo ludzi. Jeśli nikogo nie zna, jestem pewny, że ktoś z Watahy Moon będzie wiedział. Dlatego nie jesteś teraz w sforze? Wciąż szukasz swojego brata? – Oliver miał inne kontakty, z których mógł skorzystać, ale nie chciał jeszcze zwracać uwagi na tę część swojego życia. Ostatecznie będzie musiał wyznać wszystko swojemu nowemu partnerowi, ale może minąć trochę czasu zanim osiągną ten poziom komfortu między sobą. Stukał bezmyślnie palcami po swoim kubku, walcząc z pasmami winy owijającej się wokół jego duszy. Zatajanie całej prawdy może na dłuższą metę wywołać kłopoty, ale nie mógł zaczynać z Timem od opowiedzenia mu wszystkiego o swojej przeszłości, ponieważ byli zbyt nowi w tym związku. Tim przytaknął. - Nie dołączę do watahy, dopóki nie znajdę mojego brata. Jest jedyną rodziną, jaka mi została. Mam tylko nadzieję, że nadal żyje. Smutna tęsknota w głosie Tima szarpnęła za serce Olivera. Wilki były lojalne, zawsze to wiedział. Oliver nie sądził, aby postawił całe swoje życie na poszukiwanie jakiegoś swojego krewnego. Oczywiście większość z nich to były dupki. - Znajdziemy go. – Oliver skorzysta ze swoich kontaktów, jeśli będzie musiał, nawet jeśli to rozwali jego przykrywkę. – Kto płacił za twój pobyt w szpitalu? - Ktokolwiek podrzucił mnie do szpitala, musiał myśleć, że albo jestem martwy albo zbyt ranny, żeby się uzdrowić. Powiedziano mi, że zacząłem ponownie oddychać w kostnicy. Lekarze byli zaskoczeni, że nie ucierpiałem z powodu urazu mózgu. Naprawdę świetna pielęgniarka skorzystała z jakiegoś specjalnego funduszu, żeby zapłacić za mój pobyt w szpitalu. Kiedy dostałem odszkodowanie, zwróciłem wszystko, żeby można było pokryć koszty następnej osoby. Mam tyle pieniędzy, że żaden z nas nie musi już pracować. Możesz rzucić swoją pracę, jeśli chcesz – zaproponował Tim. - Sam mam dość pieniędzy. Po prostu lubię pracować. – Przez większość czasu. Któregoś dnia powie Timowi o swoich ukrytych funduszach. Na dziesiątkach krótkoterminowych kont zachomikowane były miliony dolarów, które Oliver odkładał na czarną godzinę. Jeśli będzie trzeba, wyda każdego centa, żeby pomóc Timowi znaleźć jego brata. Oliver przeszukał swój umysł w poszukiwaniu źródła tych nowych uczuć. Nie wiedział jak ma się z tym czuć. - Jeśli kiedykolwiek zdecydujesz się odejść, przynajmniej będziemy mieli dość pieniędzy dla nas. – Tim przytulił Olivera.

~ 16 ~ - Będę to miał na uwadze. – Zaciągnął się zapachem swojego partnera. Tim pachniał lasem o północy, roślinnością i chłodną mgłą. Szczodrość Tima rozpuściła wszelkie możliwe zastrzeżenia, co do ich niespodziewanego sparowania. Mógł preferować powolne zaloty i przez ten czas poznawać swojego przyszłego życiowego partnera, ale ten słodki zmienny z ponurą przeszłością wśliznął się pod zazwyczaj silne tarcze obronne Olivera. Znalezienie miejsca w swoim życiu dla serdecznego zmiennego tęskniącego za rodziną nie będzie trudne. Mała poprawka w życiu naprawi mnóstwo spraw. Jako partnerzy, Oliver musiał się upewnić, że Tim ma wszystko, co potrzebuje, żeby być szczęśliwym. Pomiędzy nimi była siła pieniądza. Teraz musieli tylko popracować nad uczuciami. - Anthony zawsze mówi o tym jak to chce, żeby jego ludzie mieli dobrą pracę i życiową równowagę. Prawdopodobnie mógłbym pracować na pół etatu, gdybym chciał. Zawsze może mnie wezwać do pracy, gdyby mnie potrzebował. Jeśli chcesz, żebyśmy spędzali więcej czasu razem, mogę zostać wolnym strzelcem. – Spędzanie swojego wolnego czasu z Timem zamiast w biurze, brzmiało jak dużolepsze wykorzystanie jego życia. - Dobrze. Nie podoba mi się pomysł harowania pod kierunkiem kogoś innego. Jesteś mój – warknął Tim. Jego zaborczy ton zirytowałby Olivera, gdyby pochodził od kogokolwiek innego. - Znam kilku innych ludzi od bezpieczeństwa, z którymi mogę się porozumieć, gdyby potrzebował więcej pomocy. Robię to tylko dlatego, że tak dużo się u niego dzieje. – I Oliver próbował ustalić, czy Anthonego trzeba zabić. Ale to była informacja, którą nie planował podzielić się ze swoim partnerem. Tim miał dość zmartwień bez wiedzy o przeszłość Olivera. Przeszłość, którą zamierzał zakopać tak głęboko, że nawet mafia nie byłaby w stanie znaleźć ciała. - Co twoja rodzina myśli o tym, że wziąłeś sobie zmiennego? – Czoło Tima zmarszczyło się ze zmartwienia. Przez jego głowę przemknęły wspomnienia o ojcu bijącego go, kiedy Oliver podniósł niewłaściwy widelec na formalnej kolacji. - Nie wiem. Uciekłem, kiedy byłem nastolatkiem. Tim uścisnął go mocno. - Moje biedactwo. Przynajmniej ja miałem brata.

~ 17 ~ Oliver poklepał plecy Tima. - Udusisz mnie – wydyszał. - Och, przepraszam. – Tim wycisnął pocałunek na czubku głowy Olivera zanim go puścił. Oliver cofnął się, unikając sondującego spojrzenia Tima. - To było dawno temu. – Nie chciał wyjaśniać Timowi prawdziwego zła swojej rodziny. Zostawił ich w swojej przeszłości i nie miał zamiaru ich ponownie odwiedzać. - Tęsknisz za nimi? - Nie. – Trudno było to komuś wyjaśnić, kiedy sam nie mógł tego zrozumieć. Wciąż nie wiedział, dlaczego w ogóle starali się, żeby mieć dziecko. Na szczęście miał na nich oko, żeby upewnić się, że nigdy nie będą mieli następnego. – Moi rodzice nie byli tym, co mógłbyś nazwać rodzicielstwem. Moja matka jest bardzo egocentryczna, a mój ojciec zawsze był bardziej zainteresowany swoimi raportami o akcjach niż swoim własnym dzieckiem. W większości wychowywałem się sam. Wcześnie nauczyłem się, że ściąganie na siebie uwagi nie jest niczym dobrym. – Oliver nawet nie próbował ukrywać goryczy w swoim głosie. Blizny z dzieciństwa nigdy w pełni się nie zagoiły i wciąż miał chwile niepewności. Nie było dość psychologów na tym świecie, żeby rozwinąć pozytywnego, sprawnie funkcjonującego dorosłego z odmętów jego dzieciństwa, nawet jeśli kliku próbowało. - Przykro mi. Tim owinął ramiona wokół Olivera i przytulił go mocno. Oliver wchłaniał tę uwagę. W tej chwili nie ośmielał się nazywać to miłością, ale przynajmniej to było uczucie. Oparł głowę na silnym ramieniu Tima, ledwie sięgając brody Tima. - Nie zdawałem sobie sprawy, że zmienni są tacy emocjonalni – wymamrotał. - Niektórzy bardziej niż inni. Oliver w ostatniej godzinie otrzymał więcej uczucia niż, jak mógł sobie przypomnieć, dostał przez te wszystkie minione lata. Smutny komentarz do jego emocjonalnego samopoczucia. - Mogę się do tego przyzwyczaić – powiedział, nawet nie podnosząc głowy ze swojego wygodnego miejsca.

~ 18 ~ - Do przytulania? – Głos Tima zagrzmiał w jego piersi, rezonując pod uchem Olivera. Wtulił się mocniej. - Uczucia. – Zmienny wilk był swobodny w swoich emocjach, pokazywał je Oliverowi z brakiem nieśmiałości, aby zaakceptował je albo nie. - Moi rodzice umarli, kiedy byłem młody i wychowywał mnie mój duży brat, nawet jeśli był tylko kilka lat starszy. Henry zawsze upewniał się, że wiedziałem, iż jestem kochany. Sprawię, że alfa, który nas skrzywdził, pożałuje każdej rany, jaką otrzymaliśmy na tym ringu. – Dzika satysfakcja w głosie Tima wywołała uśmiech Olivera. Jego partner wcale nie był taki życzliwy i kochany. To dobrze. Oliver nie wiedziałby jak poradzić sobie z kimś będącym absolutnie szczęśliwym przez cały czas. - Cieszę się, że miałeś brata. Znowu go znajdziemy – Oliver przegnał niepotrzebne pragnienie, żeby mieć jakieś rodzeństwo, z którym mógł uciec. Ktoś w jego wieku podjąłby próbę, żeby łatwiej znieść swoje życie. Tim odsunął się do Olivera i chwycił swój kubek. - Wiem, że tak. Do tego czasu mamy siebie. Jesteś częścią mojej nowej rodziny. Oliver uśmiechnął się. Mógł szczerze powiedzieć, że nigdy nie miał nikogo, kto traktował go jak prawdziwą rodzinę. - Jakie jest twoje nazwisko? – zapytał Tim. Oliver prawie mu powiedział zanim się powstrzymał i cofnął, żeby spojrzeć Timowi w oczy. - Nie możesz zaatakować moich rodziców. – Chwycił swój kubek kawy i błysnął w stronę Tima kpiącym spojrzeniem. - Byłeś bardziej przerażający przed kawą – odparł Tim, nie próbując zaprzeczyć oskarżeniu Olivera. – Zamierzałem ich tylko trochę potarmosić. Bez względu na wszystko, rodzina powinna cię kochać. - Powinni, ale czasami po prostu nie kochali. Gdybyś pogonił za nimi, a oni by nie umarli, wtrąciliby cię do więzienia. Są bogaci i wpływowi, i mają moralność lichwiarza. Zrobiliby wszystko, żeby cię zniszczyć. Lepiej ich ignorować i cieszyć się naszym wspólnym życiem. Czy nie mówi się, że to jest najlepsza zemsta? – Nie zamierzał pozwolić swojemu partnerowi stawiać się w niebezpieczeństwo dla bezcelowej zemsty.

~ 19 ~ Dawno temu zrozumiał, że niektórzy ludzie nie są warci kłopotów dobrego potrząśnięcia. - Pomimo wszystkiego, okazałeś się być w porządku. – Tim pocałował policzek Olivera zanim sięgnął za niego i nalał kolejny kubek kawy. – Poza tym doceniam mężczyznę, który ma super duży dzbanek w ekspresie do kawy. Oliver roześmiał się, rozładowując napięcie z ich rozmowy. - Co z naszą sytuacją mieszkaniową? Chcesz zostać tutaj czy masz jakieś swoje miejsce? – Jego umysł kręcił się wokół wszystkich tych rzeczy, które się zmienią w jego życiu. Jeśli zbyt długo będzie się zastanawiał nad tym wszystkim, co musi zrobić, jego mózg czekało krótkie spięcie. - Powinniśmy poszukać czegoś blisko lasu. Potrzebuję miejsca, żeby pozwolić mojemu wilkowi się wybiegać. Oliver przytaknął. - W przyszły weekend możemy wybrać się na polowanie na dom. – Ten weekend już wypełnił się nieoczekiwanymi zadaniami. Tłumaczenie: panda68

~ 20 ~ Rozdział 2 Aslic Ventino prawą ręką zapukał do drzwi mieszkania. W lewej ściskał kwadratowe pudełko, które jak zamierzał twierdzić zostało nieprawidłowo dostarczone. Lekki przymus na doręczycielu sprawił, że bez zamieszania dostał paczkę do Olivera. Czułby się winny, ale jak inaczej miał zdobyć uwagę rudowłosego czarodzieja? Po tym jak zauważył Olivera w biurowcu Anthonego, Aslic robił wszystko, co mógł, żeby odkryć informacje o życiu Olivera. Było tego zaskakująco mało. To mogło być powodem młodego wieku Olivera, ale Aslic miał swoje wątpliwości. Brak informacji o przeszłości doprowadziło go do obecnego podejścia. Może wprowadzenie się do tego samego budynku mieszkalnego było trochę radykalne, ale musiał być w wystarczająco bliskim sąsiedztwie, żeby uczynić ich pierwsze spotkanie bardziej naturalnym i mniej prześladowczym. Nie miał powodu, żeby wpaść na Olivera w firmie Anthonego, a w ostatnim tygodniu nie widział partnera alfy. Ostatniej nocy wybuch magii Olivera niemal przysłał go, żeby zniszczyć intruza, który ośmielił się uprawiać seks z przyszłym partnerem Aslica. Przerwał swoje szaleństwo, kiedy poczuł jak zatrzaskuje się więź, która nie była jego własną. Aslic od zawsze próbował wymyśleć jak zbliżyć się do Olivera. Czarodziej jeszcze go nie znał, a Aslic nie zamierzał zostać odepchnięty na bok przez kogoś, kto zdobył nad nim przewagę wkradając się w jego przyszły związek. Drań. Fakt, że Oliver nawet nie znał imienia Aslica, nic nie znaczył. Nadal należeli do siebie. Uniósł pięść, żeby jeszcze raz zapukać, kiedy drzwi otworzyły się z rozmachem. W drzwiach stanął Oliver, jego oczy były okrągłe od pytania. Aslic przyjrzał się zmierzwionym rudym włosom czarodzieja i nabrzmiałym od pocałunków wargom. Idealnie. Oliver wpatrywał się w niego przez chwilę zanim słowa wypchnęły się z jego mózgu, żeby dotrzeć do ust. Chłopaki z klubu do tej pory wpadliby w histeryczny śmiech. Odchrząknął zanim się odezwał. - Cześć, jestem twoim sąsiadem. Aslic Ventino. Obawiam się, że doręczyciel przez pomyłkę dał mi twoją paczkę. – Roztoczył odrobinę swojego wampirzego uroku, żeby

~ 21 ~ namówić Olivera do zbliżenia się. – Nie sądzę, żebyśmy zostali sobie właściwie przedstawieni. Oliver założył ramiona i spiorunował go wzrokiem. - I zajmie to jeszcze więcej czasu, jeśli myślisz, że poddam się wampirzemu przymusowi. – Chwycił pudełko, a potem zatrzasnął Aslicowi drzwi przed nosem. Aslic przez kilka minut wpatrywał się w zewnętrzne drzwi do mieszkania numer 425, niepewny, co robić. Nigdy wcześniej nie znał nikogo, kto oparłby się jego urokowi. Oczywiście, to się zdarzało, kiedy był młody i właśnie nabywał wampirze moce, ale nie w ostatnim stuleciu. Szeroki uśmiech wypłynął na jego usta. Cholera, jego partner okazał się być lepszy. Zapukał jeszcze raz. Tym razem drzwi otworzył warczący zmienny. To musiała być ta osoba próbująca zabrać mu czarodzieja. - Czego chcesz? – zapytał niskim, dzikim tonem. - Jakim jesteś zmiennym? – Aslic oparł się pokusie uderzenia głową o ścianę. Gdzie zniknął cały jego gładki czar? Najwyraźniej opuścił go w czasie jego potrzeby. - Wilkiem. Co cię to obchodzi? Widział jak Oliver obserwuje ich z odległości, którą wyraźnie uznał za bezpieczną. Czas się przegrupować. - Przepraszam za moje maniery. Całe wieki czekałem aż spotkam mojego przeznaczonego partnera i zdenerwowałem się, kiedy poczułem jak ostatniej nocy został zatwierdzony. Zakładam, że przez ciebie. – Próbował naświetlić prawdę bez korzystania ze swojego wampirzego wabika. Po wszystkich tych latach, stał się trochę leniwy w używaniu prawdziwego uroku, zamiast tego korzystając ze swoich wampirzych zdolności, by zdobyć swoich partnerów do łóżka. Rozwścieczony zmienny skrzyżował ramiona na piersi, wyglądając na mniej niż będącego pod wrażeniem. - Jeśli myślisz, że możesz tu wejść i zabrać Olivera, wyrwę ci twoje nieumarłe serce.

~ 22 ~ Pamiętając podobną obietnicę złożoną mu przez jego alfę kilka lat temu, Aslic wiedział, że to była poważna groźba. Oparł się pragnieniu poklepania słodkiego zmiennego po głowie, nawet jeśli musiał zwinąć palce w pięści, żeby temu zapobiec. - Doceniam twój punkt widzenia w tej sprawie, jednak nie jestem nieumarłym, a nawet gdybym był, to nie zmienia faktu, że Oliver jest również mój. Mogłeś mieć pierwszeństwo w zatwierdzeniu, ale twoje wcale nie jest ważniejsze. – Dla nikogo nie będzie zajmował drugiego miejsca, nieważne jak rozkoszny byłby jego drugi partner. - Co to znaczy? Niewiele wiem o wampirach, ale myślałem, że wy wstajecie z martwych. – Oliver przepchnął się obok zmiennego, żeby zadać swoje pytanie. Jego piękne oczy błyszczały ciekawością. Aslic uśmiechnął się do rudowłosego łobuziaka. - Mogę wejść do środka? – Próbował nie okazywać swojej irytacji na bycie traktowanym jak niepożądany akwizytor. Uśmieszek zmiennego powiedział mu, że nie całkiem mu się udało. - Och. – Oliver przygryzł dolną wargę, a jego spojrzenie przeskoczyło ze zmiennego na Aslica i z powrotem. - Wampiry tak naprawdę nie muszą być zapraszane do środka – powiedział zmienny ze słabym uśmiechem na ustach. – To są opowieści starych bab. Aslic skinął na zgodę. - Nie jestem idiotą. – Oliver uderzył w brzuch swojego partnera, a potem chwycił się za rękę. Zadowolony uśmiech zmiennego omal nie wywołał śmiechu u Aslica. Powstrzymał go, ponieważ nie chciał, żeby Oliver pomyślał, że bierze czyjąś stronę. Jeśli miał stanąć po czyjejś stronie, to byłby śliczny czarodziej. - Jestem Tim i, jak wiesz, to jest Oliver. Wejdź. – Tim cofnął się z ramieniem zarzuconym wokół Olivera, żeby pozwolić Aslicowi wejść. - Dziękuję. – Przyjrzał się parze z zainteresowaniem. Oliver wciąż wydawał się być zirytowany Timem, a Aslic nie chciał zostać złapany w krzyżowy ogień. Nie znał zdolności czarodzieja do gniewu i nie zamierzał zaczynać ich związku od tego, by Oliver uznał go za irytującego.

~ 23 ~ Oliver wciąż trzymał swoje pudełko i nie zdejmował spojrzenia z Aslica, jakby się martwił, że ten może skoczyć. Straszna myśl pojawiła się w jego umyśle i wymknęła się z jego ust zanim mógł się powstrzymać. - Nie boisz się wampirów, prawda? To nie byłby niezwykły strach u nie-wampira. Zmienny wydawał się nie przejmować wampirzym statusem Aslica, ale Oliver nic nie powiedział. - Nie. – Mały uśmiech wygiął usta Olivera. – Nie boję się wampirów. Nie lubię tylko jak ktoś próbuje kontrolować moje działania. - Przepraszam za to. Czułem się odrobinę zrozpaczony, kiedy wczorajszej nocy poczułem jak zawiązuje się wasza więź. - Taa, jak to wyczułeś? Myślałem, że wampiry nawiązują więź dopiero po seksie ze swoimi partnerami – zapytał Tim. - Nie zawsze. To zależy od wampira. Większość z nas ma pojęcie, kto jest naszym partnerem, kiedy go spotkamy. Jednak kiedy jest trzeci, zawsze będziemy wiedzieli, czy nasz partner jest związany z innym. – To był jeden ze sposób, w jaki śledzili to, gdzie jest ich partner. Wampiry, które nie potrafiły zatrzymać swoich partnerów, były unikane przez wampirzą społeczność i doświadczały odrzucenia. Minęło dwadzieścia lat od ostatniego odrzucenia i Aslic nie planował być tym następnym. - Skąd wiesz, że jesteśmy twoimi partnerami? – spytał Oliver. Aslic uśmiechnął się z aprobatą. Bystry czarodziej wiedział, jakie właściwe pytanie zadać. - Moja rodzina jest szczególnie wrażliwa na więzi partnerskie. Istnieje plotka, że jeden z moich przodków miał krew fae. Więcej niż plotka, ale Aslic nie chciał odkrywać wszystkich sekretów swojej rodziny przy ich pierwszym spotkaniu. Będzie mnóstwo czasu, żeby podzielić się więcej niż historią jego życia jak tylko się sparują. - Jesteś urodzonym wampirem? – zapytał Tim. - Tak. W mojej rodzinie nigdy nie było zmienionego wampira. – Pozwolił, by w jego głosie pojawiła się odrobina dumy. Nie traktował z góry stworzonych wampirów,

~ 24 ~ ale bycie urodzonym dawało kilka ekstra dodatków w jego rodowodzie. – Jednym z powodów jest to, że mamy specjalne połączenie z naszymi partnerami, które pozwala nam dzielić się naszą długością życia nie zmieniając ich. Poczeka, żeby powiedzieć im o swoich innym zdolnościach. Jeszcze nie byli związani i mogli odwrócić się od niego. Parowanie nie gwarantowało długiego i szczęśliwego życia, tylko zachęcało do niego. - Dobrze, bo jeśli myślisz, że Oliver jest twoim partnerem, to my również jesteśmy partnerami i nie mogę zostać zmieniony – powiedział Tim. Aslic nie zamierzał go poprawiać. Były sekretne, zapomniane sposoby na przemianę zmiennego, ale wynikające z tego obrzydzenie skłaniało do zabicia każdego i wszystkiego na swojej drodze. Zdusił dreszcz na to wspomnienie. - Nasze sparowanie się będzie wystarczającym połączeniem, żeby zachować was obu żyjącymi tak długo jak ja. – Jego linia krwi była bardzo poszukiwana do parowania ze względu ma specjalne zdolności. Aż do teraz, Aslic unikał tworzenia jakichkolwiek stałych związków, nie chcąc być wykorzystanym ze względu na swoją magię. W jego rodzinie to zdarzyło się więcej niż raz. - Hej, nic ci nie jest? – Zmartwione spojrzenie Olivera skupiło się na Aslicu. - Tak, przepraszam. Czasami zostaję złapany przez moją przeszłość. Im wampir jest starszy, tym więcej się przytrafia, dopóki nie zostajemy uziemieni przez naszych partnerów. – Posłał przepraszający uśmiech za swój brak uwagi. Prawdę mówiąc, znalazł ich w samą porę. Jego skupienie pogorszyło się w ciągu minionych kilku lat. Nie wiedział jak długo jeszcze przeżyłby nie znajdując swoich partnerów. - No cóż, teraz masz nas. To powinno cię natychmiast naprawić. – Oliver poklepał ramię Aslica. - Co każe ci myśleć, że tak szybko cię zaakceptujemy? Właśnie się związaliśmy i jeszcze nie zbudowaliśmy naszego związku – argumentował Tim, ale brak gniewu w jego tonie wskazywał, że to było bardziej pro forma niż prawdziwy opór. Aslic przez minutę przyglądał się zmiennemu zanim odpowiedział. - Ponieważ bez kompletnej więzi, zawsze będziecie tęsknić za mną. Znał tylko ogólnikowe rodzinne historie mówiące o tej prawdzie, ale Aslic nie chciał stracić swojej przewagi martwiąc się takimi rzeczami jak fakty. Skoro powiedział im, że będą za nim tęsknili, prawdopodobnie tak będzie.

~ 25 ~ Oliver odezwał się pierwszy, powoli, jakby smakował poprawność swoich słów. - Myślę, że ma rację. Czuję przyciąganie do niego, które nie ma nic wspólnego z jego wampirzym urokiem. – Rzucił Aslicowi niezadowolone spojrzenie, który próbował przeciwstawić się swoim własnym niewinnym. Drgnięcie ust Olivera powiedziało mu, że w pełni mu się nie powiodło. Tim westchnął. - Właśnie zaczynałem myśleć, że moje życie stanie się mniej skomplikowane. - Łatwe czasy są ostrzeżeniem losu o zbliżającej się burzy – powiedział Aslic. Oliver roześmiał się. - Więc, co teraz robimy? - Powinniśmy zacząć od pocałunku. – Tim przyjrzał się Aslicowi, ale nie podszedł bliżej. – To będzie zbadanie gruntu, by zobaczyć, czy nasza więź jest możliwa. - Dobrze myślisz. – Aslic uznał naukowe podejście Tima. W ogóle nie myślał o posiadaniu zmiennego partnera. Przynajmniej ten jeden wydawał się mieć trochę inteligencji. Jego rodzina nie doceni braku wampirzego partnera, ale Aslic miał dość braci i sióstr, żeby przeciwdziałać jego brakowi potomstwa, a jego rodzice już dawno temu wiedzieli, że nie przyprowadzi do domu rozpłodowej samicy. Oliver podszedł bliżej. - Pocałuj mnie. Aslic roześmiał się. - To jedyny rozkaz, za którym chętnie podążę. Zbliżył się, a potem owinął ramiona wokół Olivera, przyciągając do siebie mniejszego mężczyznę. Nie czekając aż Oliver jeszcze coś powie, przycisnął swoje usta do czarodzieja i wchłonął jego smak. Pomimo swojego mniejszego rozmiaru, Oliver próbował przejąć pocałunek. Brak uległości Olivera podniecił Aslica. Głupio oczekiwał, że szczupły czarodziej będzie bardziej uległy. Oliver jednak dowiódł, że ma więcej niż dość dominacji w sobie, żeby przejąć kontrolę. Aslic jęknął przy ustach Olivera. Tłumaczenie: panda68