Miłość znajdzie drogę - Maisey Yates
Cykl: Once Upon a Seduction (tom 3)
Charlotte Adair i Rafe Costa bardzo się kochali, ale ojciec nakazał
Charlote poślubić swojego wspólnika. W tym samym dniu Rafe
wyjechał. Nie dowiedział się, że Charlotte nie zamierzała wyjść za
mąż i uciekła z domu. Po śmierci ojca odnalazła Rafe’a, jednak
w jego życiu wiele się zmieniło. Po wypadku stracił wzrok, a choć
stał się milionerem, zapomniał, co to znaczy kochać…
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Dawno, dawno temu…
Rozpuść włosy…
Serce waliło jej jak oszalałe i drżała, próbując zapanować
nad zalewającą ją falą uczuć i wspomnień, które mogły
uniemożliwić trzeźwe myślenie.
Choć już sama jej obecność tutaj świadczyła o tym, że
chyba postradała rozum.
Charlotte Adair uciekła. Od pięciu lat była wolna.
Tylko jedna sprawa wciąż nie dawała jej spokoju. Rafe.
On zawsze pozostanie niezamkniętym rozdziałem. Musiała
go jednak zobaczyć, choć ten jeden raz.
Przynajmniej miała pewność, że on nie zobaczy jej.
Stała przy wejściu do sali balowej, ręce zaczęły jej się
pocić, a czerwona suknia nagle wydała się za ciasna.
Nie była w stanie dłużej odsuwać od siebie wspomnień…
– Rozpuścić włosy.
– Wiesz, że nie mogę – powiedziała Charlotte, odsuwając
się od Rafe’a; każdy nerw w jej ciele był napięty, pragnąc
spełnić jego żądanie, niezależnie od konsekwencji.
Pragnęła go od pierwszej chwili, nie wiedziała, jak to
nazwać, ale chciała być blisko. Zawsze.
– Rozumiem. A jakie dokładnie obowiązują cię zasady
odnośnie mężczyzn?
Zarumieniła się.
– Cóż, zakładam, że dość rygorystyczne, choć ojciec nigdy
nie zabronił mi tego wprost.
Rafe uśmiechnął się. Był najpiękniejszym mężczyzną,
jakiego widziała. To była jej pierwsza myśl, gdy dwa lata
temu zjawił się w rezydencji.
Nie znała szczegółów, wiedziała jedynie, że pracuje dla
ojca. Większość informacji na temat działalności pana Adair
trzymano przed nią w tajemnicy, ale nie była głupia.
Mieszkała na odludziu w olbrzymiej włoskiej willi. Miała
sporo czasu na obserwację i wyciągnięcie wniosków.
Nagle pojawił się Rafe. Miała wtedy szesnaście lat
i myślała, że łomoczące jak szalone serce wyrwie jej się
z piersi. Piękny, ledwie dwudziestoletni chłopak o szerokich
ramionach, ostro zarysowanej szczęce i czarnych oczach,
w których pragnęła utonąć.
Był wysoki, ponad metr osiemdziesiąt. Sięgała mu do
połowy piersi – mocnej, silnej, idealnej, aby złożyć na niej
głowę.
Jej obsesja zaczęła się już po pierwszym spotkaniu
i najwyraźniej była wzajemna. Próbował ją do siebie zrazić,
ale była nieugięta. Wszędzie za nim chodziła, zachowywała
się jak idiotka, ale poskutkowało. W końcu przestał ją
odtrącać i tak zaczęła się ich przyjaźń.
Poza tym, że przyjaciele prawdopodobnie nie muszą się
ukrywać i czekać do zmroku, aż cały dom zaśnie, żeby
spotkać się w stajni, lub w ciągu dnia ukraść dla siebie
chwilę gdzieś na polach, z dala od domu i podejrzliwych
spojrzeń.
Wszystko było bardzo niewinne, do czasu.
Pewnego popołudnia powiedział jej, że musi już wracać do
pracy – na czymkolwiek miałaby ona polegać. Dotknęła
dłonią jego twarzy, delikatnie, samymi opuszkami, i już po
chwili była w jego ramionach. Trzymał ją mocno,
a w czarnych oczach płonął ogień. Zanim zdążyła
zaprotestować, jego usta przywarły do jej warg – zachłannie,
desperacko, jakby była jego własnością.
To był jej pierwszy pocałunek. Z Rafe’em wszystko było
wyjątkowe, niczym dotknięcie rozżarzonej powierzchni
słońca – z trudem była w stanie nad sobą zapanować.
Pocałunek był zbyt gorący, namiętny i zdecydowanie zbyt
krótki.
Tego wieczoru zakradł się do jej pokoju. Sypialnia
Charlotte znajdowała się w najwyższym punkcie domu,
odseparowana od reszty, zresztą tak jak ona sama. Nikt nigdy
tu nie zaglądał.
Oprócz Rafe’a. Znów ją wtedy pocałował, a potem jeszcze
raz.
Przez kolejne dwa tygodnie zakradał się do niej każdego
wieczoru. Ich pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne,
coraz głębsze i bardziej zachłanne. Kładli się nago na łóżku
i cieszyli intymnością, która dla niej była czymś zupełnie
nowym. Błagała go o więcej, prosiła, żeby się z nią kochał, on
natomiast dawał jej rozkosz, nigdy nie doprowadzając spraw
do końca.
Aż nadszedł tamten pamiętny wieczór. Czuła ucisk
w żołądku, ale wiedziała, że musi powiedzieć mu o rozmowie
z macochą. Ojciec rzadko z nią rozmawiał, a większość
informacji przekazywała jej Josefina. Macocha była
podejrzliwa, nieugięta i bezlitosna. Tego dnia Charlotte
została poinformowana, o decyzji ojca. Przyszła pora, żeby
wypełnić powinność córki. Potężny gangster szukał żony i dla
jej ojca była to doskonała okazja do zawarcia sojuszu, który
najlepiej przypieczętować krwią – a dokładnie więzami
rodzinnymi, oddając mu za żonę własną córkę. W końcu miał
z niej jakiś pożytek.
Josefina wyglądała na zachwyconą perspektywą pozbycia
się pasierbicy, o którą zawsze była zazdrosna. Macocha była
niegdyś młodą i ubogą dziewczyną, która postanowiła za
wszelką cenę zawalczyć o lepszą przyszłość, i tak została
kochanką Micheala Adaira, a potem jego żoną.
Z nienawistną satysfakcją oznajmiła Charlotte o jej
planowanym zamążpójściu. Dziewczyna spodziewała się, że
ten dzień w końcu nastąpi, i wiedziała, że ojciec nie znosi
sprzeciwu. Niczym średniowieczny władca postanowił
wzmocnić swoje imperium, a unia dynastyczna była na to
najlepszym sposobem.
Teraz sprawy dodatkowo się skomplikowały – był przecież
Rafe. Mężczyzna, który sprawił, że miłość i seks przestały
być czymś abstrakcyjnym. Były niemal na wyciągnięcie ręki
i Charlotte pragnęła tego, ale tylko z nim. Myśl o tym, że
miałaby się oddać komuś innemu, była nie do zniesienia.
Potrzebowała Rafe’a, jego dotyku, pocałunków… Ich bliskość
pełna była intymności, głębi, elektryzującej namiętności,
która przeszywała ją na wskroś, aż do serca. On był jej
sercem.
– Tak – powiedział – domyślam się, że ci nie wolno. – Jego
czarne oczy płonęły ogniem, który trawił ją od środka. –
Chciałbym, żebyś złamała dla mnie kilka zasad. Wiem, że
twoje włosy są dla Adaira bardzo ważne i nie pozwala ci ich
ścinać. Czy to prawda?
Charlotte dotknęła ciężkiego koka.
– Nie do końca. Ścinam końcówki, ale to prawda, ojciec
uważa, że są bardzo ważne. – W końcu jej walory były niczym
waluta w transakcji, którą zamierzał zawrzeć z szefem mafii.
– Trochę przerażające.
– Pracujesz dla niego, jesteś tu z własnej woli. Chyba
zdążyłeś już poznać mojego ojca.
– Jestem tu do czasu, aż spłacę swój dług. Nie jestem i nie
będę jego sługusem.
Rafe nigdy wcześniej nie mówił jej nic podobnego.
– Ja… nie zdawałam sobie sprawy.
– Nie wolno mi o tym mówić. Ale z drugiej strony
prawdopodobnie nie wolno mi również być tutaj. Dotykać cię
w ten sposób. – Położył dłoń na jej policzku i pocałował ją. –
Rozpuść włosy – wyszeptał, przyciskając usta do jej warg.
Tym razem posłuchała. Dla niego. Tylko dla niego…
Charlotte wróciła myślami do rzeczywistości, serce waliło
jej jak oszalałe. Kilka tygodni później wszystko się rozpadło,
zostawiając po sobie rany, które miały się już nigdy nie
zagoić.
Josefina powiedziała jej, że Rafe odszedł, nie chciał jej,
a ona miała tylko jedno wyjście. Musiała poślubić Stefana.
Charlotte protestowała, była tak uparta, że zamknięto ją
w pokoju. Poznała wtedy prawdziwe oblicze ojca. Nie kochał
jej, zabiłby ją, gdyby się nie zgodziła poślubić tego
mężczyzny. Tak powiedział, a Charlotte nie wątpiła
w prawdziwość jego słów.
Ona jednak pragnęła od życia więcej, niż jej oferowano.
Wyruszyła w towarzystwie ludzi ojca na drugi koniec kraju,
do przyszłego męża. Gdy zatrzymali się na stacji benzynowej,
postanowiła postawić wszystko na jedną kartę. Wymknęła się
i uciekła. Pobiegła do lasu, przekonana, że rzucą się za nią
w pościg, i miała rację. Szukali jej wzdłuż autostrady,
zatrzymując po drodze kierowców i motocyklistów.
Najwyraźniej nie spodziewali się, że delikatna i krucha
Charlotte zaryzykuje i ucieknie do lasu. Byli pewni, że nie
przetrwa.
A jednak.
Zamieszkała w małej niemieckiej wiosce i w końcu poczuła
się w miarę bezpiecznie. Podróżowała z miejsca na miejsce,
najmując się do prostych prac w sklepie czy na farmie. Mijały
lata.
Często czuła się samotna, ale miała też poczucie wolności.
Dopiero po latach znów trafiła na ślad Rafe’a. Zobaczyła
jego zdjęcie na okładce kolorowego magazynu – opowieść
o człowieku, który z włoskich slumsów doszedł na sam szczyt,
stając się jednym z najbogatszych ludzi na świecie. Stracił
wzrok w jakimś wypadku. Nikt nie znał szczegółów.
Od tego czasu często natrafiała w gazetach na artykuły na
jego temat. Nie było jej łatwiej, pomimo upływu lat ból
i tęsknota nie przeminęły. Wierzyła kiedyś, że ją kocha,
mieliby przed sobą wspaniałą przyszłość.
Gdy się dowiedziała o śmierci ojca, postanowiła
zaryzykować. Wiedziała, że Rafe na pewno tam będzie.
Minęło pięć lat, zmieniła się i nie sądziła, że ktoś ją
rozpozna. Poza tym ojciec umarł, więc już nikomu nie
zależało, żeby ją odnaleźć.
A jeśli chodzi o Rafe’a… Cóż, on już nigdy jej nie zobaczy.
Ona jednak będzie mogła na niego spojrzeć. Musiała to
zrobić, zamknąć tamten rozdział i zacząć nowe życie. Czas na
wygnaniu dobiegał końca, a Rafe był częścią tej przeszłości.
Miała dość ukrywania się, ale najpierw musiała się uporać
z duchami.
Wzięła głęboki oddech i wyszła z cienia. Miała wrażenie, że
pierwszy raz od pięciu lat przestała się chować. Czuła na
sobie wzrok innych ludzi, ale nie dbała o to. Idąc przez salę,
myślała o tym, że jest tu tylko dla niego. Ubierając się,
myślała o nim, choć było to niedorzeczne. Nie mógł jej
zobaczyć, zresztą wcale tego nie chciała.
Od razu go zauważyła, przyciągał wzrok. Stał na środku
sali, pogrążony w rozmowie z grupką mężczyzn
w garniturach. Był najwyższy, najprzystojniejszy
i zdecydowanie najpiękniejszy. Nic się nie zmieniło, oprócz
tego, że był teraz dojrzałym, trzydziestoletnim mężczyzną.
Był potężniejszy, rysy twarzy mu się wyostrzyły, szczękę
pokrywał cień zarostu. Zastanawiała się, jak by to było
dotknąć go teraz…
Od rozstania z nim w jej życiu nie było żadnego mężczyzny.
Nie była zainteresowana. To jednak będzie się musiało
zmienić, ponieważ zamierzała w końcu ułożyć sobie życie.
Wiedziała, że dostanie spadek po ojcu, ulokowany
bezpiecznie w londyńskim banku. Może pójdzie do szkoły,
otworzy własny sklep. W końcu przestanie być samotna.
Cokolwiek zrobi, będzie to jej wybór.
Nie wiedziała, czego się spodziewać po dzisiejszym dniu.
Rafe przeprosił rozmówców i zaczął iść w jej kierunku.
Charlotte zamarła, czuła się jak sarna schwytana w światła
nadciągającego samochodu. A dokładniej jak kobieta
niepotrafiąca oderwać wzroku od Rafe’a Costy. Nie była
zresztą jedyna. Poruszał się z taką gracją, że nie domyśliłaby
się, że jest niewidomy.
Serce zaczęło jej walić coraz mocniej, a ręce drżały.
Marzyła, żeby go dotknąć. Pragnęła tego ponad wszystko,
ponad życie. Znów dotknąć tej twarzy, poczuć jego usta.
Położyć rękę na silnej piersi i sprawdzić, czy nadal
przyprawia go o szybsze bicie serca.
Tak łatwo było wymazać z pamięci słowa macochy – Rafe
odszedł, zabierając ze sobą pieniądze, które zaoferował mu
ojciec, żeby zapomniał o Charlotte i wszystkich złożonych jej
obietnicach.
Wspomnienia wracały. Tak bardzo go pragnęła, błagała,
żeby odebrał jej dziewictwo, on jednak nigdy tego nie zrobił.
Zasłaniał się honorem i twierdził, że chce ją chronić. A tak
naprawdę nigdy jej nie chciał, przynajmniej nie na tyle, żeby
podjąć ryzyko. Była dla niego tylko zabawką. Powinna o tym
pamiętać, choć ciało nie chciało słuchać.
Rafe był coraz bliżej, mijał ludzi, którzy rozstępowali się
przed nim, niczym morze przed Mojżeszem. Czas zwolnił,
wszystko wokół zamarło. Tylko jej oddech i bicie serca. Nagle
znalazł się tuż obok, blisko na wyciągnięcie ręki. Mogła
wpaść na niego niby niechcący, nie będzie wiedział, że to
ona. Przecież nie mógł.
Nagle Rafe się odwrócił. Patrzył ponad nią i nagle
wyciągnął rękę, bez wahania złapał ją za nadgarstek
i przyciągnął do siebie.
– Charlotte.
ROZDZIAŁ DRUGI
To niemożliwe.
Przecież Charlotte zniknęła pięć lat temu. Do tego
poślubiła innego mężczyznę.
Triumfalny uśmiech na twarzy jej macochy był ostatnią
rzeczą, jaką miał kiedykolwiek zobaczyć. Oprócz
amorficznych kształtów w różnych odcieniach szarości.
Zwykle starał się poruszać blisko ściany. Często pomagał
sobie laską, ale w tak gęstym tłumie było to niemożliwe –
zresztą w takiej sytuacji wpadanie na ludzi było zupełnie
uzasadnione. Widział ostre kontrasty światłocieniowe, nie był
jednak w stanie rozróżniać rysów twarzy czy kolorów.
Gdy przechodził obok niej, nagle poczuł ten zapach.
W jednej chwili przed oczami stanęły mu obrazy pełne
światła i koloru, tak wyraźne i ostre, jakby to było wczoraj.
Skąpane w toskańskim słońcu dni – piekło na ziemi, gdyby
nie ona. Delikatna, perłowa skóra, cudownie gładka i miękka,
piękne blond włosy, na punkcie których jej ojciec miał dziwną
obsesję. Lśniące, nieprzyzwoicie długie, zawsze spięte w kok,
aby nikt nie mógł się cieszyć ich widokiem. Przeszłość
powróciła, powoli i nieuchronnie pogrążał się we
wspomnieniach.
– Rozpuść włosy – szepnął bez tchu, przyciskając usta do jej
szyi, gdy leżeli razem w jej olbrzymim łóżku.
Błagał ją o to co wieczór. Pragnął zanurzyć w nich dłoń,
patrzeć, jak opadają kaskadą na jej nagie blade ciało niczym
wodospad, zza którego złotej kurtyny ledwie widać było
jasnoróżowe sutki.
Posłusznie uniosła rękę i zaczęła wyjmować wsuwki, jedna
po drugiej. Zawsze odmawiała, aż do dzisiaj. Zaczął już
podejrzewać, że prowadzi z nim jakąś grę. Nie przeszkadzało
mu to. Ta gra robiła się coraz bardziej niebezpieczna. Rafe
jednak nie miał złudzeń. Wiedział, że jeśli ich przyłapią, jej
ojciec go zabije. Jeśli się okaże, że nie jest już dziewicą, Rafe
będzie martwy. Całkiem możliwe, że Charlotte również.
Nie poszedł więc na całość. Co noc posuwał się coraz dalej,
za każdym razem błagała go o więcej, ale odmawiał. Był
jednak coraz słabszy, nie był w stanie dłużej nad sobą
panować. Tak naprawdę wcale nie zamierzał.
Musiał tylko zebrać wystarczającą kwotę, żeby uwolnić się
od jej ojca. Wiedział, że nie mógł skazać Charlotte na życie
w ubóstwie. Przywykła do luksusów i tylko to chciał jej dać.
Imperium Micheala Adaira na pierwszy rzut oka wyglądało
zupełnie przyzwoicie, choć Rafe wiedział, że z legalnością nie
miało nic wspólnego. Dla świata Adair był po prostu
biznesmanem, choć z bliska wyglądało to zupełnie inaczej.
Wielkie pieniądze, szemrane interesy, niebezpieczni ludzie,
gotowi na wszystko i nieznający litości. Rafe doskonale
wiedział, jaką władzę mają ludzie pokroju Micheala. Zdawał
sobie również sprawę, jak to jest stracić wszystko. Jego ojciec
nie był taki jak Micheal Adair – nie był przestępcą, ale miał
podobny stosunek do ludzi. Wykorzystywał ich i nie liczył się
z nikim. Niszczył ludzi, czasem tylko dla zabawy, zdawał się
czerpać przyjemność z zadawania bólu – tak Rafe zapamiętał
ojca, którego po raz ostatni widział w wieku pięciu lat.
Wyrzucając Rafe’a i jego matkę na bruk, wydawał się
napawać ich nieszczęściem – lub władzą, jaką nad nimi miał.
Mężczyźni tacy jak on kochali władzę.
Rafe spędził wiele lat, żebrząc, kradnąc, chwytając się
czegokolwiek, co pomogłoby im przeżyć. Razem z grupką
chłopaków zaczęli od drobnych przestępstw. Dostarczał
paczki, nigdy nie pytając o ich zawartość – tego typu rzeczy.
W końcu wpadł. Trafił w ręce policji z oskarżeniem
o handel narkotykami. Był jeszcze dzieciakiem, nie zdawał
sobie sprawy z powagi sytuacji i nie za bardzo rozumiał, co
się dzieje. Wtedy poznał Micheala Adaira. Dopiero później
zorientował się, że mężczyzna jest powiązany ze światkiem
przestępczym i biznesem narkotykowym – oraz drobnymi
przestępcami, z którymi pracował Rafe.
Micheal Adair nie tylko pomógł Rafe’owi odzyskać wolność,
ale zapewnił mu również edukację, posyłając go do
najlepszych prywatnych szkół w Europie. Rafe z ochotą
przystał na propozycję, nie zastanawiając się nad tym, że
kiedyś przyjdzie mu spłacić dług. W tym świecie nic nie było
za darmo.
Micheal zapowiedział mu, że pewnego dnia poprosi go
o przysługę. Przez lata Rafe załatwiał dla Micheala różne
sprawy w Rzymie, aż w końcu ten sprowadził go do
rezydencji, aby pracował bezpośrednio dla niego. Wtedy
dopiero Rafe poznał prawdziwe oblicze pracodawcy –
człowieka nieugiętego i całkowicie pozbawionego skrupułów.
Rafe spytał go kiedyś, dlaczego postanowił pomóc
biednemu chłopakowi z ulicy. Micheal odpowiedział, że nie
ma syna i uznał, że Rafe będzie idealnym protegowanym.
Pomimo że miał coraz więcej wątpliwości co do swego
pracodawcy, postanowił skorzystać z okazji. Adair był
draniem, tak jak ojciec Rafe’a, ale przynajmniej chciał mu
pomóc, choć była to transakcja wiązana.
Po ukończeniu szkoły zaczął się jednak bliżej przyglądać
imperium Adaira. Mieszkał już wtedy w rezydencji i nie było
odwrotu – posłuszeństwo albo śmierć. Interesy Adaira
przyprawiały Rafe’a o mdłości. Micheal był bezlitosny, nie
dbał o to, czy komuś stanie się krzywda. Zastraszał
i mordował, jeśli trzeba było. Był w stanie posunąć się do
wszystkiego. Miał pod sobą armię ludzi od brudnej roboty, za
nieposłuszeństwo groziły surowe kary. Rafe mógł się jedynie
cieszyć, że sam się tym nie zajmował.
Micheal miał co do niego inne plany. Uczył go, jak
prowadzić interesy, aby kiedyś przejął po nim imperium,
niczym syn, którego nie miał. To jednak nie oznaczało, że
uznał chłopaka za godnego swojej córki, Rafe nie miał co do
tego złudzeń. Wiedział też, że nigdy nie stanie na czele
imperium Adaira. Skorzystał z szansy i przyjął pomoc
gangstera, ale na tym koniec. Zamierzał skorzystać
z pierwszej nadarzającej się okazji i uciec. Razem
z Charlotte. Wtedy w końcu będzie należeć do niego.
Dziewczyna potrząsnęła głową, a włosy rozsypały się
jedwabistą kaskadą. Poczuł ucisk w żołądku i wstrzymał
oddech. Miał tak wiele kobiet, ale żadna nie działała na niego
w ten sposób. Nie przyprawiła go o przyspieszone bicie
serca. Tak bardzo jej pragnął, że czasem miał wrażenie, że
umrze bez jej dotyku. Czuł się też za nią odpowiedzialny –
wolałby odciąć sobie rękę, niż pozwolić, żeby spotkała ją
jakaś krzywda. Potrzeba chronienia jej górowała nad
wszystkim, dlatego co noc był w stanie się kontrolować.
Pochylił się, wsunął palce w jej włosy i odetchnął głęboko.
Róże. Lawenda. I coś jeszcze, zapach, który należał tylko
do niej.
Rafe powrócił myślami do rzeczywistości. Trzymał ją za
rękę. Była tak gładka i miękka. To musiała być Charlotte.
Minęło pięć lat, odkąd ostatni raz był z kobietą, więc
pamięć mogła go zawodzić. Może wszystkie miały tak
delikatną skórę.
Micheal Adair był martwy. Rafe od rana o nim myślał, może
dlatego ciało płatało mu dzisiaj figle.
A może chodziło o Charlotte.
– Chodź ze mną – powiedział.
Objął ją ramieniem i poprowadził przez tłum ludzi.
Nie odezwała się. Nie zaprotestowała. Czuł narastającą
frustrację.
Tak pragnął zobaczyć jej twarz. Co prawda od wypadku
jego pozostałe zmysły się wyostrzyły, ale w tej chwili nic nie
zastąpi mu oczu.
Wyprowadził ją z sali i po chwili znaleźli się w jakiejś
alkowie. Chyba byli sami, ale nawet jeśli mieli towarzystwo,
z pewnością nikt nie odważy się im przeszkodzić. W ciągu
ostatnich pięciu lat Rafe dorobił się również reputacji
człowieka nieustraszonego. Nie brał zakładników. Działał
etycznie. Był nieugięty i zdeterminowany – robił wszystko,
aby pod żadnym względem nie przypominać Micheala Adaira.
Był słaby, dlatego był zdany na łaskę Adaira. Nie miał
środków do życia, nie miał żadnej władzy. Przysiągł sobie, że
nigdy nie znajdzie się w takim położeniu. Choć natura
postanowiła przypomnieć mu, że nie jest wszechmocny, jego
ślepota tylko zmobilizowała go do cięższej pracy. Zdawał
sobie sprawę, że z powodu tej ułomności ludzie często na
początku go nie doceniali, co chętnie wykorzystywał. Ku
zdziwieniu otoczenia jego korporacja rozrastała się, a on sam
stał się potentatem w dziedzinie elektroniki, wchłaniając inne
konglomeracje. Uważał to za naprawdę uroczo ironiczne
zrządzenie losu.
– Co ty tu robisz? – spytał. – Mąż dał ci wolne na wieczór?
– Ja…
Czy to naprawdę ona? To był jej głos? Minęło tyle czasu,
a pamięć przecież bywa zawodna. Chyba oszaleje
z wściekłości, jeśli się okaże, że umysł spłatał mu figla.
– Charlotte Adair – zabrzmiało to niczym przekleństwo. –
Nadal tak się nazywasz czy może po ślubie ze Stefanem
przyjęłaś nazwisko męża?
– Chyba jesteś w błędzie – wyszeptała.
Przesunął dłonią po jej ramieniu i dalej po linii obojczyka,
szyi, aż ujął ją za brodę.
– Ja się nigdy nie mylę. Lepiej to sobie zapamiętaj. –
Pochylił się i znów poczuł ten zapach. Róże, lawenda
i Charlotte.
W biciu jego serca słychać było echo jej imienia.
To musiała być ona. Żadna kobieta nigdy tak na niego nie
działała. Gdy poczuł ten zapach i dotknął jej skóry, nagle
jakby narodził się na nowo.
– Jeśli kłamiesz, zapłacisz mi za to.
Zadrżała pod jego dotykiem. Przesunął kciukiem po jej
dolnej wardze i poczuł, jak sam twardnieje.
– Nie możesz mnie okłamywać – wyszeptał, stał tak blisko,
że czuł jej oddech. – Nawet twój mąż nie zna cię tak dobrze,
jak ja.
Wtopiła się w jego wspomnienia tak mocno, że stała się
jego częścią już na zawsze. Stracił dla niej głowę i słono za to
zapłacił. Stracił prawie wszystko, był to punkt zwrotny w jego
życiu. Po upadku z balkonu był ciężko ranny i stracił wzrok.
Pamiętał tamten wieczór wyraźnie. Został zepchnięty, wzięto
go z zaskoczenia.
– Mój ojciec nie żyje… – powiedziała. – Przyjechałam do
Londynu, żeby poukładać własne sprawy.
Roześmiał się, ale jego głos brzmiał lodowato.
– Głupia dziewczyno, naprawdę myślałaś, że nie wiem
o śmierci twojego ojca? Miałem ochotę wyprawić przyjęcie
z tej okazji.
Przesunął dłonią po jej szyi i przycisnął kciuk do miękkiego
wgłębienia, które pulsowało teraz w zawrotnym tempie.
– Domyślam się, że odpowiednio to uczciłeś – powiedziała,
oddychając z trudem. Głos zdradzał jej zdenerwowanie.
– Otworzyłem butelkę najlepszego szampana.
Przesunęła się i miał wrażenie, że teraz patrzy
bezpośrednio na niego.
– Podobnie jak ja. Nie myśl, że masz monopol na nienawiść
do tego człowieka.
– To pewnie jedyna rzecz, jaka nas teraz łączy, cara mia.
– Nie zdziwiłabym się.
Jej puls przyspieszył, a jego serce waliło w równie
szaleńczym rytmie. Był na nią wściekły. Chciał ją zniszczyć,
tak jak ona kiedyś zniszczyła jego. Niestety nigdy nie przestał
jej pragnąć. Troszczył się o nią, nie posunął się dalej tylko po
to, żeby zachowała dziewictwo dla innego mężczyzny. Na
samą myśl robiło mu się słabo z wściekłości.
To on miał do niej prawo.
– Czy twój mąż jest tutaj? – spytał.
– Nie – odpowiedziała po chwili wahania.
– Mamy sobie chyba coś do wyjaśnienia. – Znów przesunął
kciukiem po jej ustach. – Nie sądzisz?
Wyobraził sobie, jak przechyla głowę do tyłu, patrząc na
niego wyniośle. Pamiętał, że często tak robiła, lata temu.
– Nie wiem, o czym mówisz.
– Urocze. Myślę, że jednak wiesz. – Przesunął dłoń
z powrotem na jej szyję. – Wszystko jest tak, jak
zapamiętałem. Wciąż przyprawiam cię o szybsze bicie serca
i zastanawiam się, czy podniecam cię równie mocno.
Wstrzymała oddech, a on czekał, aż go spoliczkuje, ona
jednak ani drgnęła.
– Boję się – wykrztusiła.
– Nie sądzę. Zjawiłaś się w Londynie tuż po śmierci ojca
i dobrze wiedziałaś, że mnie tutaj spotkasz. Pewnie niczego
się nie boisz. Nie sądzę, żeby to był strach, Charlotte.
– Co wcale nie oznacza, że masz rację, Rafe.
– Widzisz, to nie do końca tak. – Roześmiał się. – Jestem
bogatszy od twojego ojca, ludzie mnie słuchają, ale nie
dlatego, że się mnie boją, tylko z powodu tego, co mogę dla
nich zrobić. To, czego sobie życzę, zazwyczaj staje się
rzeczywistością.
Pięć lat. Minęło pięć lat, odkąd ostatni raz trzymał
w ramionach kobietę. Odkąd ją poznał, w jego życiu nie było
nikogo innego.
– Mogę sprawić, że będziesz mnie pragnąć – powiedział.
Z wściekłością stwierdził, że pierwszy raz nie był tak
pewny siebie. Zazwyczaj znał swoją wartość i wierzył
w siebie, teraz jednak miał wątpliwości, czy Charlotte go
zechce. Czy nie odtrąci ślepca, którego ciało pokrywały
blizny.
– Co dokładnie mi proponujesz? – spytała rzeczowym
tonem.
– Nie obchodzi mnie, co robiłaś przez ostatnie pięć lat ani
że jesteś żoną Stefana. Nie dbam o to, co zrobisz jutro, liczy
się dzisiejsza noc. Zadbam o to, żebyśmy dokończyli to, co
zaczęliśmy dawno temu. Dziś w nocy chcę się z tobą kochać.
Wzdrygnął się, gdy dotknęła jego ust drżącymi palcami.
Szok sprawił, że nie był w stanie się poruszyć. Od tak dawna
nikt go nie dotknął. Stał bez ruchu, gdy wodziła palcami po
jego ustach, szczęce, szyi. Naśladowała go, a jej dotyk był
delikatny i miękki niczym piórko.
– Boisz się mnie? – spytała. – Czyżbym wciąż miała nad
tobą jakąś władzę?
Ujął ją za brodę.
– Być może, ale jedna rzecz się zmieniła, Charlotte. Już cię
nie kocham. Wręcz przeciwnie. Jeśli pójdziemy do łóżka,
oddasz się mężczyźnie, który cię nienawidzi. Ale czy to ma
dla ciebie jakiekolwiek znaczenie? Bo dla mnie żadnego. I tak
cię pragnę.
– Jedna noc? – Głos drżał jej lekko.
– Zgadza się – odparł.
Odetchnęła głęboko.
– W porządku. Jedna noc.
ROZDZIAŁ TRZECI
Charlotte chyba postradała rozum – pewnie przez te
samotne lata, kiedy musiała się ukrywać. Tak naprawdę nie
była zupełnie sama, spotykała różnych ludzi i zawierała
znajomości, ale wiedziała, że i tak niedługo odejdzie. Poza
tym nigdy nie mogła opowiedzieć całej prawdy o sobie,
niezależnie od tego, jak dobrzy i uczciwi zdawali się jej nowi
przyjaciele. To byłoby zbyt niebezpieczne – zarówno dla niej,
jak i dla nich, więc zawsze trzymała się na dystans.
Przeszłość zawsze ją w końcu dopadała. Od pięciu lat wciąż
spoglądała przez ramię, żyjąc w lęku, że pewnego dnia ludzie
jej ojca lub Stefana zjawią się u jej drzwi. Pięć lat tułaczki
i życia w ukryciu. Teraz jednak ojciec nie żył, a ostatnim
cierniem tkwiącym boleśnie w jej sercu był Rafe. Oczywiście,
że musiała przylecieć do Londynu, żeby zobaczyć go po raz
ostatni. Potem będzie mogła rozpocząć nowe życie. Dzięki tej
nocy będzie w końcu mogła zamknąć ten bolesny rozdział.
Była gotowa oddać mu swoje dziewictwo pięć lat temu – był
mężczyzną, którego wybrała. Może to było przeznaczenie, bo
te wszystkie lata, które ich teraz dzieliły, zdawały się
nieważne. To prawda, Rafe ją skrzywdził. Bardzo cierpiała,
gdy ją porzucił, ale przecież i tak nie mogliby być razem.
Dopóki ojciec żył, było to niemożliwe.
Gdyby Adair dowiedział się, gdzie jest Charlotte, ruszyłby
za nią i z pewnością zabiłby Rafe’a. Myśli o nim napełniały ją
żalem, smutkiem i wściekłością. Czasem budziła się w środku
nocy, nienawidząc go za to, że jej nie uratował. Nie wspiął się
po murach wieży i nie zabrał jej daleko stąd, z dala od całego
świata. Życie nie było jednak bajką i dobrze wiedziała, że to
było niemożliwe. Sama musiała uciec i się uratować. Gdyby
kogoś ze sobą zabrała, naraziłaby go tylko na niepotrzebne
niebezpieczeństwo. Odejście Rafe’a było więc bez znaczenia.
Tak było lepiej, na pewno dla niego.
Wierzyła, że wspólna noc będzie dla niej wyzwoleniem,
choć nie była pewna, czy to droga do wolności, czy
zatracenia. Siedziała już w jego limuzynie, więc decyzja
została podjęta. Za późno na wahania.
Od dawna nie podróżowała w ten sposób. Nawet dziś,
mając na sobie suknię wartą wszystkie jej oszczędności,
musiała wziąć taksówkę. Nie martwiła się o pieniądze,
w przyszłym tygodniu prawdopodobnie dostanie już spadek.
Dzisiejszej nocy natomiast w końcu miały spełnić się jej
fantazje i na tym zamierzała się skupić. Patrzyła przed siebie,
ściskając mocno kopertówkę. Światła mijanych latarni
ulicznych przesuwały się ciepłymi plamami po jej twarzy.
Rafe położył rękę na jej ramieniu.
– Tylko sprawdzam, czy wciąż tutaj jesteś.
– Chyba nie myślałeś, że nagle zniknęłam? – spytała
z powątpiewaniem; tak jakby mogła bezszelestnie wyskoczyć
z pędzącego samochodu prosto na londyńską ulicę.
– To prawda – przyznał. – Słyszę, jak oddychasz. Prawie
jestem w stanie usłyszeć bicie twojego serca. Powiedz mi,
Charlotte, jesteś zdenerwowana?
– Już ci mówiłam, że tak. Powiedziałam ci, że jestem
przerażona.
– Dobrze wiesz, że nie zrobię ci krzywdy. Miałem ku temu
tyle okazji. Mogłem wtedy zrobić z tobą wszystko, na ratunek
byłoby za późno. Twój ojciec nie żyje, a z mojej strony nie
masz się czego obawiać.
Nigdy nie przyszło jej do głowy, że Rafe mógłby ją
skrzywdzić, choćby po to, żeby uwolnić się od jej ojca. Była
wtedy taka młoda i bezgranicznie mu ufała.
– Nie podejrzewam, że zrobisz mi krzywdę – powiedziała
z trudem przez zaciśnięte gardło. – Wszyscy widzieli, jak
wychodziliśmy razem. Nikt mnie tu nie zna, ale jeśli
znaleźliby moje ciało w pokoju hotelowym, byłbyś pierwszym
podejrzanym.
Spojrzała na niego i zobaczyła, że się uśmiecha. Wciąż
czuła jego dotyk.
– Daj spokój, nie zamierzam cię zabić. Nie jestem taki, jaki
twój ojciec. Szemrane interesy mnie nie interesują. Moja
firma jest rzetelna i ma solidne podstawy.
– Wspaniale, w takim razie przetrwa wszystko.
– Taką mam nadzieję – odparł oschle.
Nagle zdała sobie sprawę, jak absurdalna była ta sytuacja.
Wieczorowa suknia, limuzyna, Rafe. Prawie nie pamiętała,
jak się tu znalazła. Zaledwie kilka godzin wcześniej
szykowała się do wyjścia, miała tylko wślizgnąć się na bal,
spojrzeć na niego z ukrycia, zobaczyć go po raz ostatni. Ale
on… wyczuł ją.
Tego się nie spodziewała.
Nie powinno jej to dziwić. Zawsze był nieprzewidywalny.
– Czego ode mnie chcesz? – spytała.
– Myślałem, że to oczywiste. Chcę tylko jednego, od
Maisey Yates Miłość znajdzie drogę
Miłość znajdzie drogę - Maisey Yates Cykl: Once Upon a Seduction (tom 3) Charlotte Adair i Rafe Costa bardzo się kochali, ale ojciec nakazał Charlote poślubić swojego wspólnika. W tym samym dniu Rafe wyjechał. Nie dowiedział się, że Charlotte nie zamierzała wyjść za mąż i uciekła z domu. Po śmierci ojca odnalazła Rafe’a, jednak w jego życiu wiele się zmieniło. Po wypadku stracił wzrok, a choć stał się milionerem, zapomniał, co to znaczy kochać…
ROZDZIAŁ PIERWSZY Dawno, dawno temu… Rozpuść włosy… Serce waliło jej jak oszalałe i drżała, próbując zapanować nad zalewającą ją falą uczuć i wspomnień, które mogły uniemożliwić trzeźwe myślenie. Choć już sama jej obecność tutaj świadczyła o tym, że chyba postradała rozum. Charlotte Adair uciekła. Od pięciu lat była wolna. Tylko jedna sprawa wciąż nie dawała jej spokoju. Rafe. On zawsze pozostanie niezamkniętym rozdziałem. Musiała go jednak zobaczyć, choć ten jeden raz. Przynajmniej miała pewność, że on nie zobaczy jej. Stała przy wejściu do sali balowej, ręce zaczęły jej się pocić, a czerwona suknia nagle wydała się za ciasna. Nie była w stanie dłużej odsuwać od siebie wspomnień… – Rozpuścić włosy. – Wiesz, że nie mogę – powiedziała Charlotte, odsuwając się od Rafe’a; każdy nerw w jej ciele był napięty, pragnąc spełnić jego żądanie, niezależnie od konsekwencji. Pragnęła go od pierwszej chwili, nie wiedziała, jak to nazwać, ale chciała być blisko. Zawsze. – Rozumiem. A jakie dokładnie obowiązują cię zasady odnośnie mężczyzn?
Zarumieniła się. – Cóż, zakładam, że dość rygorystyczne, choć ojciec nigdy nie zabronił mi tego wprost. Rafe uśmiechnął się. Był najpiękniejszym mężczyzną, jakiego widziała. To była jej pierwsza myśl, gdy dwa lata temu zjawił się w rezydencji. Nie znała szczegółów, wiedziała jedynie, że pracuje dla ojca. Większość informacji na temat działalności pana Adair trzymano przed nią w tajemnicy, ale nie była głupia. Mieszkała na odludziu w olbrzymiej włoskiej willi. Miała sporo czasu na obserwację i wyciągnięcie wniosków. Nagle pojawił się Rafe. Miała wtedy szesnaście lat i myślała, że łomoczące jak szalone serce wyrwie jej się z piersi. Piękny, ledwie dwudziestoletni chłopak o szerokich ramionach, ostro zarysowanej szczęce i czarnych oczach, w których pragnęła utonąć. Był wysoki, ponad metr osiemdziesiąt. Sięgała mu do połowy piersi – mocnej, silnej, idealnej, aby złożyć na niej głowę. Jej obsesja zaczęła się już po pierwszym spotkaniu i najwyraźniej była wzajemna. Próbował ją do siebie zrazić, ale była nieugięta. Wszędzie za nim chodziła, zachowywała się jak idiotka, ale poskutkowało. W końcu przestał ją odtrącać i tak zaczęła się ich przyjaźń. Poza tym, że przyjaciele prawdopodobnie nie muszą się ukrywać i czekać do zmroku, aż cały dom zaśnie, żeby spotkać się w stajni, lub w ciągu dnia ukraść dla siebie chwilę gdzieś na polach, z dala od domu i podejrzliwych spojrzeń.
Wszystko było bardzo niewinne, do czasu. Pewnego popołudnia powiedział jej, że musi już wracać do pracy – na czymkolwiek miałaby ona polegać. Dotknęła dłonią jego twarzy, delikatnie, samymi opuszkami, i już po chwili była w jego ramionach. Trzymał ją mocno, a w czarnych oczach płonął ogień. Zanim zdążyła zaprotestować, jego usta przywarły do jej warg – zachłannie, desperacko, jakby była jego własnością. To był jej pierwszy pocałunek. Z Rafe’em wszystko było wyjątkowe, niczym dotknięcie rozżarzonej powierzchni słońca – z trudem była w stanie nad sobą zapanować. Pocałunek był zbyt gorący, namiętny i zdecydowanie zbyt krótki. Tego wieczoru zakradł się do jej pokoju. Sypialnia Charlotte znajdowała się w najwyższym punkcie domu, odseparowana od reszty, zresztą tak jak ona sama. Nikt nigdy tu nie zaglądał. Oprócz Rafe’a. Znów ją wtedy pocałował, a potem jeszcze raz. Przez kolejne dwa tygodnie zakradał się do niej każdego wieczoru. Ich pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, coraz głębsze i bardziej zachłanne. Kładli się nago na łóżku i cieszyli intymnością, która dla niej była czymś zupełnie nowym. Błagała go o więcej, prosiła, żeby się z nią kochał, on natomiast dawał jej rozkosz, nigdy nie doprowadzając spraw do końca. Aż nadszedł tamten pamiętny wieczór. Czuła ucisk w żołądku, ale wiedziała, że musi powiedzieć mu o rozmowie z macochą. Ojciec rzadko z nią rozmawiał, a większość informacji przekazywała jej Josefina. Macocha była
podejrzliwa, nieugięta i bezlitosna. Tego dnia Charlotte została poinformowana, o decyzji ojca. Przyszła pora, żeby wypełnić powinność córki. Potężny gangster szukał żony i dla jej ojca była to doskonała okazja do zawarcia sojuszu, który najlepiej przypieczętować krwią – a dokładnie więzami rodzinnymi, oddając mu za żonę własną córkę. W końcu miał z niej jakiś pożytek. Josefina wyglądała na zachwyconą perspektywą pozbycia się pasierbicy, o którą zawsze była zazdrosna. Macocha była niegdyś młodą i ubogą dziewczyną, która postanowiła za wszelką cenę zawalczyć o lepszą przyszłość, i tak została kochanką Micheala Adaira, a potem jego żoną. Z nienawistną satysfakcją oznajmiła Charlotte o jej planowanym zamążpójściu. Dziewczyna spodziewała się, że ten dzień w końcu nastąpi, i wiedziała, że ojciec nie znosi sprzeciwu. Niczym średniowieczny władca postanowił wzmocnić swoje imperium, a unia dynastyczna była na to najlepszym sposobem. Teraz sprawy dodatkowo się skomplikowały – był przecież Rafe. Mężczyzna, który sprawił, że miłość i seks przestały być czymś abstrakcyjnym. Były niemal na wyciągnięcie ręki i Charlotte pragnęła tego, ale tylko z nim. Myśl o tym, że miałaby się oddać komuś innemu, była nie do zniesienia. Potrzebowała Rafe’a, jego dotyku, pocałunków… Ich bliskość pełna była intymności, głębi, elektryzującej namiętności, która przeszywała ją na wskroś, aż do serca. On był jej sercem. – Tak – powiedział – domyślam się, że ci nie wolno. – Jego czarne oczy płonęły ogniem, który trawił ją od środka. – Chciałbym, żebyś złamała dla mnie kilka zasad. Wiem, że twoje włosy są dla Adaira bardzo ważne i nie pozwala ci ich
ścinać. Czy to prawda? Charlotte dotknęła ciężkiego koka. – Nie do końca. Ścinam końcówki, ale to prawda, ojciec uważa, że są bardzo ważne. – W końcu jej walory były niczym waluta w transakcji, którą zamierzał zawrzeć z szefem mafii. – Trochę przerażające. – Pracujesz dla niego, jesteś tu z własnej woli. Chyba zdążyłeś już poznać mojego ojca. – Jestem tu do czasu, aż spłacę swój dług. Nie jestem i nie będę jego sługusem. Rafe nigdy wcześniej nie mówił jej nic podobnego. – Ja… nie zdawałam sobie sprawy. – Nie wolno mi o tym mówić. Ale z drugiej strony prawdopodobnie nie wolno mi również być tutaj. Dotykać cię w ten sposób. – Położył dłoń na jej policzku i pocałował ją. – Rozpuść włosy – wyszeptał, przyciskając usta do jej warg. Tym razem posłuchała. Dla niego. Tylko dla niego… Charlotte wróciła myślami do rzeczywistości, serce waliło jej jak oszalałe. Kilka tygodni później wszystko się rozpadło, zostawiając po sobie rany, które miały się już nigdy nie zagoić. Josefina powiedziała jej, że Rafe odszedł, nie chciał jej, a ona miała tylko jedno wyjście. Musiała poślubić Stefana. Charlotte protestowała, była tak uparta, że zamknięto ją w pokoju. Poznała wtedy prawdziwe oblicze ojca. Nie kochał jej, zabiłby ją, gdyby się nie zgodziła poślubić tego mężczyzny. Tak powiedział, a Charlotte nie wątpiła w prawdziwość jego słów.
Ona jednak pragnęła od życia więcej, niż jej oferowano. Wyruszyła w towarzystwie ludzi ojca na drugi koniec kraju, do przyszłego męża. Gdy zatrzymali się na stacji benzynowej, postanowiła postawić wszystko na jedną kartę. Wymknęła się i uciekła. Pobiegła do lasu, przekonana, że rzucą się za nią w pościg, i miała rację. Szukali jej wzdłuż autostrady, zatrzymując po drodze kierowców i motocyklistów. Najwyraźniej nie spodziewali się, że delikatna i krucha Charlotte zaryzykuje i ucieknie do lasu. Byli pewni, że nie przetrwa. A jednak. Zamieszkała w małej niemieckiej wiosce i w końcu poczuła się w miarę bezpiecznie. Podróżowała z miejsca na miejsce, najmując się do prostych prac w sklepie czy na farmie. Mijały lata. Często czuła się samotna, ale miała też poczucie wolności. Dopiero po latach znów trafiła na ślad Rafe’a. Zobaczyła jego zdjęcie na okładce kolorowego magazynu – opowieść o człowieku, który z włoskich slumsów doszedł na sam szczyt, stając się jednym z najbogatszych ludzi na świecie. Stracił wzrok w jakimś wypadku. Nikt nie znał szczegółów. Od tego czasu często natrafiała w gazetach na artykuły na jego temat. Nie było jej łatwiej, pomimo upływu lat ból i tęsknota nie przeminęły. Wierzyła kiedyś, że ją kocha, mieliby przed sobą wspaniałą przyszłość. Gdy się dowiedziała o śmierci ojca, postanowiła zaryzykować. Wiedziała, że Rafe na pewno tam będzie. Minęło pięć lat, zmieniła się i nie sądziła, że ktoś ją rozpozna. Poza tym ojciec umarł, więc już nikomu nie
zależało, żeby ją odnaleźć. A jeśli chodzi o Rafe’a… Cóż, on już nigdy jej nie zobaczy. Ona jednak będzie mogła na niego spojrzeć. Musiała to zrobić, zamknąć tamten rozdział i zacząć nowe życie. Czas na wygnaniu dobiegał końca, a Rafe był częścią tej przeszłości. Miała dość ukrywania się, ale najpierw musiała się uporać z duchami. Wzięła głęboki oddech i wyszła z cienia. Miała wrażenie, że pierwszy raz od pięciu lat przestała się chować. Czuła na sobie wzrok innych ludzi, ale nie dbała o to. Idąc przez salę, myślała o tym, że jest tu tylko dla niego. Ubierając się, myślała o nim, choć było to niedorzeczne. Nie mógł jej zobaczyć, zresztą wcale tego nie chciała. Od razu go zauważyła, przyciągał wzrok. Stał na środku sali, pogrążony w rozmowie z grupką mężczyzn w garniturach. Był najwyższy, najprzystojniejszy i zdecydowanie najpiękniejszy. Nic się nie zmieniło, oprócz tego, że był teraz dojrzałym, trzydziestoletnim mężczyzną. Był potężniejszy, rysy twarzy mu się wyostrzyły, szczękę pokrywał cień zarostu. Zastanawiała się, jak by to było dotknąć go teraz… Od rozstania z nim w jej życiu nie było żadnego mężczyzny. Nie była zainteresowana. To jednak będzie się musiało zmienić, ponieważ zamierzała w końcu ułożyć sobie życie. Wiedziała, że dostanie spadek po ojcu, ulokowany bezpiecznie w londyńskim banku. Może pójdzie do szkoły, otworzy własny sklep. W końcu przestanie być samotna. Cokolwiek zrobi, będzie to jej wybór. Nie wiedziała, czego się spodziewać po dzisiejszym dniu. Rafe przeprosił rozmówców i zaczął iść w jej kierunku.
Charlotte zamarła, czuła się jak sarna schwytana w światła nadciągającego samochodu. A dokładniej jak kobieta niepotrafiąca oderwać wzroku od Rafe’a Costy. Nie była zresztą jedyna. Poruszał się z taką gracją, że nie domyśliłaby się, że jest niewidomy. Serce zaczęło jej walić coraz mocniej, a ręce drżały. Marzyła, żeby go dotknąć. Pragnęła tego ponad wszystko, ponad życie. Znów dotknąć tej twarzy, poczuć jego usta. Położyć rękę na silnej piersi i sprawdzić, czy nadal przyprawia go o szybsze bicie serca. Tak łatwo było wymazać z pamięci słowa macochy – Rafe odszedł, zabierając ze sobą pieniądze, które zaoferował mu ojciec, żeby zapomniał o Charlotte i wszystkich złożonych jej obietnicach. Wspomnienia wracały. Tak bardzo go pragnęła, błagała, żeby odebrał jej dziewictwo, on jednak nigdy tego nie zrobił. Zasłaniał się honorem i twierdził, że chce ją chronić. A tak naprawdę nigdy jej nie chciał, przynajmniej nie na tyle, żeby podjąć ryzyko. Była dla niego tylko zabawką. Powinna o tym pamiętać, choć ciało nie chciało słuchać. Rafe był coraz bliżej, mijał ludzi, którzy rozstępowali się przed nim, niczym morze przed Mojżeszem. Czas zwolnił, wszystko wokół zamarło. Tylko jej oddech i bicie serca. Nagle znalazł się tuż obok, blisko na wyciągnięcie ręki. Mogła wpaść na niego niby niechcący, nie będzie wiedział, że to ona. Przecież nie mógł. Nagle Rafe się odwrócił. Patrzył ponad nią i nagle wyciągnął rękę, bez wahania złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. – Charlotte.
ROZDZIAŁ DRUGI To niemożliwe. Przecież Charlotte zniknęła pięć lat temu. Do tego poślubiła innego mężczyznę. Triumfalny uśmiech na twarzy jej macochy był ostatnią rzeczą, jaką miał kiedykolwiek zobaczyć. Oprócz amorficznych kształtów w różnych odcieniach szarości. Zwykle starał się poruszać blisko ściany. Często pomagał sobie laską, ale w tak gęstym tłumie było to niemożliwe – zresztą w takiej sytuacji wpadanie na ludzi było zupełnie uzasadnione. Widział ostre kontrasty światłocieniowe, nie był jednak w stanie rozróżniać rysów twarzy czy kolorów. Gdy przechodził obok niej, nagle poczuł ten zapach. W jednej chwili przed oczami stanęły mu obrazy pełne światła i koloru, tak wyraźne i ostre, jakby to było wczoraj. Skąpane w toskańskim słońcu dni – piekło na ziemi, gdyby nie ona. Delikatna, perłowa skóra, cudownie gładka i miękka, piękne blond włosy, na punkcie których jej ojciec miał dziwną obsesję. Lśniące, nieprzyzwoicie długie, zawsze spięte w kok, aby nikt nie mógł się cieszyć ich widokiem. Przeszłość powróciła, powoli i nieuchronnie pogrążał się we wspomnieniach. – Rozpuść włosy – szepnął bez tchu, przyciskając usta do jej szyi, gdy leżeli razem w jej olbrzymim łóżku. Błagał ją o to co wieczór. Pragnął zanurzyć w nich dłoń, patrzeć, jak opadają kaskadą na jej nagie blade ciało niczym
wodospad, zza którego złotej kurtyny ledwie widać było jasnoróżowe sutki. Posłusznie uniosła rękę i zaczęła wyjmować wsuwki, jedna po drugiej. Zawsze odmawiała, aż do dzisiaj. Zaczął już podejrzewać, że prowadzi z nim jakąś grę. Nie przeszkadzało mu to. Ta gra robiła się coraz bardziej niebezpieczna. Rafe jednak nie miał złudzeń. Wiedział, że jeśli ich przyłapią, jej ojciec go zabije. Jeśli się okaże, że nie jest już dziewicą, Rafe będzie martwy. Całkiem możliwe, że Charlotte również. Nie poszedł więc na całość. Co noc posuwał się coraz dalej, za każdym razem błagała go o więcej, ale odmawiał. Był jednak coraz słabszy, nie był w stanie dłużej nad sobą panować. Tak naprawdę wcale nie zamierzał. Musiał tylko zebrać wystarczającą kwotę, żeby uwolnić się od jej ojca. Wiedział, że nie mógł skazać Charlotte na życie w ubóstwie. Przywykła do luksusów i tylko to chciał jej dać. Imperium Micheala Adaira na pierwszy rzut oka wyglądało zupełnie przyzwoicie, choć Rafe wiedział, że z legalnością nie miało nic wspólnego. Dla świata Adair był po prostu biznesmanem, choć z bliska wyglądało to zupełnie inaczej. Wielkie pieniądze, szemrane interesy, niebezpieczni ludzie, gotowi na wszystko i nieznający litości. Rafe doskonale wiedział, jaką władzę mają ludzie pokroju Micheala. Zdawał sobie również sprawę, jak to jest stracić wszystko. Jego ojciec nie był taki jak Micheal Adair – nie był przestępcą, ale miał podobny stosunek do ludzi. Wykorzystywał ich i nie liczył się z nikim. Niszczył ludzi, czasem tylko dla zabawy, zdawał się czerpać przyjemność z zadawania bólu – tak Rafe zapamiętał ojca, którego po raz ostatni widział w wieku pięciu lat. Wyrzucając Rafe’a i jego matkę na bruk, wydawał się napawać ich nieszczęściem – lub władzą, jaką nad nimi miał.
Mężczyźni tacy jak on kochali władzę. Rafe spędził wiele lat, żebrząc, kradnąc, chwytając się czegokolwiek, co pomogłoby im przeżyć. Razem z grupką chłopaków zaczęli od drobnych przestępstw. Dostarczał paczki, nigdy nie pytając o ich zawartość – tego typu rzeczy. W końcu wpadł. Trafił w ręce policji z oskarżeniem o handel narkotykami. Był jeszcze dzieciakiem, nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji i nie za bardzo rozumiał, co się dzieje. Wtedy poznał Micheala Adaira. Dopiero później zorientował się, że mężczyzna jest powiązany ze światkiem przestępczym i biznesem narkotykowym – oraz drobnymi przestępcami, z którymi pracował Rafe. Micheal Adair nie tylko pomógł Rafe’owi odzyskać wolność, ale zapewnił mu również edukację, posyłając go do najlepszych prywatnych szkół w Europie. Rafe z ochotą przystał na propozycję, nie zastanawiając się nad tym, że kiedyś przyjdzie mu spłacić dług. W tym świecie nic nie było za darmo. Micheal zapowiedział mu, że pewnego dnia poprosi go o przysługę. Przez lata Rafe załatwiał dla Micheala różne sprawy w Rzymie, aż w końcu ten sprowadził go do rezydencji, aby pracował bezpośrednio dla niego. Wtedy dopiero Rafe poznał prawdziwe oblicze pracodawcy – człowieka nieugiętego i całkowicie pozbawionego skrupułów. Rafe spytał go kiedyś, dlaczego postanowił pomóc biednemu chłopakowi z ulicy. Micheal odpowiedział, że nie ma syna i uznał, że Rafe będzie idealnym protegowanym. Pomimo że miał coraz więcej wątpliwości co do swego pracodawcy, postanowił skorzystać z okazji. Adair był draniem, tak jak ojciec Rafe’a, ale przynajmniej chciał mu
pomóc, choć była to transakcja wiązana. Po ukończeniu szkoły zaczął się jednak bliżej przyglądać imperium Adaira. Mieszkał już wtedy w rezydencji i nie było odwrotu – posłuszeństwo albo śmierć. Interesy Adaira przyprawiały Rafe’a o mdłości. Micheal był bezlitosny, nie dbał o to, czy komuś stanie się krzywda. Zastraszał i mordował, jeśli trzeba było. Był w stanie posunąć się do wszystkiego. Miał pod sobą armię ludzi od brudnej roboty, za nieposłuszeństwo groziły surowe kary. Rafe mógł się jedynie cieszyć, że sam się tym nie zajmował. Micheal miał co do niego inne plany. Uczył go, jak prowadzić interesy, aby kiedyś przejął po nim imperium, niczym syn, którego nie miał. To jednak nie oznaczało, że uznał chłopaka za godnego swojej córki, Rafe nie miał co do tego złudzeń. Wiedział też, że nigdy nie stanie na czele imperium Adaira. Skorzystał z szansy i przyjął pomoc gangstera, ale na tym koniec. Zamierzał skorzystać z pierwszej nadarzającej się okazji i uciec. Razem z Charlotte. Wtedy w końcu będzie należeć do niego. Dziewczyna potrząsnęła głową, a włosy rozsypały się jedwabistą kaskadą. Poczuł ucisk w żołądku i wstrzymał oddech. Miał tak wiele kobiet, ale żadna nie działała na niego w ten sposób. Nie przyprawiła go o przyspieszone bicie serca. Tak bardzo jej pragnął, że czasem miał wrażenie, że umrze bez jej dotyku. Czuł się też za nią odpowiedzialny – wolałby odciąć sobie rękę, niż pozwolić, żeby spotkała ją jakaś krzywda. Potrzeba chronienia jej górowała nad wszystkim, dlatego co noc był w stanie się kontrolować. Pochylił się, wsunął palce w jej włosy i odetchnął głęboko. Róże. Lawenda. I coś jeszcze, zapach, który należał tylko
do niej. Rafe powrócił myślami do rzeczywistości. Trzymał ją za rękę. Była tak gładka i miękka. To musiała być Charlotte. Minęło pięć lat, odkąd ostatni raz był z kobietą, więc pamięć mogła go zawodzić. Może wszystkie miały tak delikatną skórę. Micheal Adair był martwy. Rafe od rana o nim myślał, może dlatego ciało płatało mu dzisiaj figle. A może chodziło o Charlotte. – Chodź ze mną – powiedział. Objął ją ramieniem i poprowadził przez tłum ludzi. Nie odezwała się. Nie zaprotestowała. Czuł narastającą frustrację. Tak pragnął zobaczyć jej twarz. Co prawda od wypadku jego pozostałe zmysły się wyostrzyły, ale w tej chwili nic nie zastąpi mu oczu. Wyprowadził ją z sali i po chwili znaleźli się w jakiejś alkowie. Chyba byli sami, ale nawet jeśli mieli towarzystwo, z pewnością nikt nie odważy się im przeszkodzić. W ciągu ostatnich pięciu lat Rafe dorobił się również reputacji człowieka nieustraszonego. Nie brał zakładników. Działał etycznie. Był nieugięty i zdeterminowany – robił wszystko, aby pod żadnym względem nie przypominać Micheala Adaira. Był słaby, dlatego był zdany na łaskę Adaira. Nie miał środków do życia, nie miał żadnej władzy. Przysiągł sobie, że nigdy nie znajdzie się w takim położeniu. Choć natura postanowiła przypomnieć mu, że nie jest wszechmocny, jego ślepota tylko zmobilizowała go do cięższej pracy. Zdawał sobie sprawę, że z powodu tej ułomności ludzie często na
początku go nie doceniali, co chętnie wykorzystywał. Ku zdziwieniu otoczenia jego korporacja rozrastała się, a on sam stał się potentatem w dziedzinie elektroniki, wchłaniając inne konglomeracje. Uważał to za naprawdę uroczo ironiczne zrządzenie losu. – Co ty tu robisz? – spytał. – Mąż dał ci wolne na wieczór? – Ja… Czy to naprawdę ona? To był jej głos? Minęło tyle czasu, a pamięć przecież bywa zawodna. Chyba oszaleje z wściekłości, jeśli się okaże, że umysł spłatał mu figla. – Charlotte Adair – zabrzmiało to niczym przekleństwo. – Nadal tak się nazywasz czy może po ślubie ze Stefanem przyjęłaś nazwisko męża? – Chyba jesteś w błędzie – wyszeptała. Przesunął dłonią po jej ramieniu i dalej po linii obojczyka, szyi, aż ujął ją za brodę. – Ja się nigdy nie mylę. Lepiej to sobie zapamiętaj. – Pochylił się i znów poczuł ten zapach. Róże, lawenda i Charlotte. W biciu jego serca słychać było echo jej imienia. To musiała być ona. Żadna kobieta nigdy tak na niego nie działała. Gdy poczuł ten zapach i dotknął jej skóry, nagle jakby narodził się na nowo. – Jeśli kłamiesz, zapłacisz mi za to. Zadrżała pod jego dotykiem. Przesunął kciukiem po jej dolnej wardze i poczuł, jak sam twardnieje. – Nie możesz mnie okłamywać – wyszeptał, stał tak blisko, że czuł jej oddech. – Nawet twój mąż nie zna cię tak dobrze,
jak ja. Wtopiła się w jego wspomnienia tak mocno, że stała się jego częścią już na zawsze. Stracił dla niej głowę i słono za to zapłacił. Stracił prawie wszystko, był to punkt zwrotny w jego życiu. Po upadku z balkonu był ciężko ranny i stracił wzrok. Pamiętał tamten wieczór wyraźnie. Został zepchnięty, wzięto go z zaskoczenia. – Mój ojciec nie żyje… – powiedziała. – Przyjechałam do Londynu, żeby poukładać własne sprawy. Roześmiał się, ale jego głos brzmiał lodowato. – Głupia dziewczyno, naprawdę myślałaś, że nie wiem o śmierci twojego ojca? Miałem ochotę wyprawić przyjęcie z tej okazji. Przesunął dłonią po jej szyi i przycisnął kciuk do miękkiego wgłębienia, które pulsowało teraz w zawrotnym tempie. – Domyślam się, że odpowiednio to uczciłeś – powiedziała, oddychając z trudem. Głos zdradzał jej zdenerwowanie. – Otworzyłem butelkę najlepszego szampana. Przesunęła się i miał wrażenie, że teraz patrzy bezpośrednio na niego. – Podobnie jak ja. Nie myśl, że masz monopol na nienawiść do tego człowieka. – To pewnie jedyna rzecz, jaka nas teraz łączy, cara mia. – Nie zdziwiłabym się. Jej puls przyspieszył, a jego serce waliło w równie szaleńczym rytmie. Był na nią wściekły. Chciał ją zniszczyć, tak jak ona kiedyś zniszczyła jego. Niestety nigdy nie przestał jej pragnąć. Troszczył się o nią, nie posunął się dalej tylko po
to, żeby zachowała dziewictwo dla innego mężczyzny. Na samą myśl robiło mu się słabo z wściekłości. To on miał do niej prawo. – Czy twój mąż jest tutaj? – spytał. – Nie – odpowiedziała po chwili wahania. – Mamy sobie chyba coś do wyjaśnienia. – Znów przesunął kciukiem po jej ustach. – Nie sądzisz? Wyobraził sobie, jak przechyla głowę do tyłu, patrząc na niego wyniośle. Pamiętał, że często tak robiła, lata temu. – Nie wiem, o czym mówisz. – Urocze. Myślę, że jednak wiesz. – Przesunął dłoń z powrotem na jej szyję. – Wszystko jest tak, jak zapamiętałem. Wciąż przyprawiam cię o szybsze bicie serca i zastanawiam się, czy podniecam cię równie mocno. Wstrzymała oddech, a on czekał, aż go spoliczkuje, ona jednak ani drgnęła. – Boję się – wykrztusiła. – Nie sądzę. Zjawiłaś się w Londynie tuż po śmierci ojca i dobrze wiedziałaś, że mnie tutaj spotkasz. Pewnie niczego się nie boisz. Nie sądzę, żeby to był strach, Charlotte. – Co wcale nie oznacza, że masz rację, Rafe. – Widzisz, to nie do końca tak. – Roześmiał się. – Jestem bogatszy od twojego ojca, ludzie mnie słuchają, ale nie dlatego, że się mnie boją, tylko z powodu tego, co mogę dla nich zrobić. To, czego sobie życzę, zazwyczaj staje się rzeczywistością. Pięć lat. Minęło pięć lat, odkąd ostatni raz trzymał w ramionach kobietę. Odkąd ją poznał, w jego życiu nie było
nikogo innego. – Mogę sprawić, że będziesz mnie pragnąć – powiedział. Z wściekłością stwierdził, że pierwszy raz nie był tak pewny siebie. Zazwyczaj znał swoją wartość i wierzył w siebie, teraz jednak miał wątpliwości, czy Charlotte go zechce. Czy nie odtrąci ślepca, którego ciało pokrywały blizny. – Co dokładnie mi proponujesz? – spytała rzeczowym tonem. – Nie obchodzi mnie, co robiłaś przez ostatnie pięć lat ani że jesteś żoną Stefana. Nie dbam o to, co zrobisz jutro, liczy się dzisiejsza noc. Zadbam o to, żebyśmy dokończyli to, co zaczęliśmy dawno temu. Dziś w nocy chcę się z tobą kochać. Wzdrygnął się, gdy dotknęła jego ust drżącymi palcami. Szok sprawił, że nie był w stanie się poruszyć. Od tak dawna nikt go nie dotknął. Stał bez ruchu, gdy wodziła palcami po jego ustach, szczęce, szyi. Naśladowała go, a jej dotyk był delikatny i miękki niczym piórko. – Boisz się mnie? – spytała. – Czyżbym wciąż miała nad tobą jakąś władzę? Ujął ją za brodę. – Być może, ale jedna rzecz się zmieniła, Charlotte. Już cię nie kocham. Wręcz przeciwnie. Jeśli pójdziemy do łóżka, oddasz się mężczyźnie, który cię nienawidzi. Ale czy to ma dla ciebie jakiekolwiek znaczenie? Bo dla mnie żadnego. I tak cię pragnę. – Jedna noc? – Głos drżał jej lekko. – Zgadza się – odparł.
Odetchnęła głęboko. – W porządku. Jedna noc.
ROZDZIAŁ TRZECI Charlotte chyba postradała rozum – pewnie przez te samotne lata, kiedy musiała się ukrywać. Tak naprawdę nie była zupełnie sama, spotykała różnych ludzi i zawierała znajomości, ale wiedziała, że i tak niedługo odejdzie. Poza tym nigdy nie mogła opowiedzieć całej prawdy o sobie, niezależnie od tego, jak dobrzy i uczciwi zdawali się jej nowi przyjaciele. To byłoby zbyt niebezpieczne – zarówno dla niej, jak i dla nich, więc zawsze trzymała się na dystans. Przeszłość zawsze ją w końcu dopadała. Od pięciu lat wciąż spoglądała przez ramię, żyjąc w lęku, że pewnego dnia ludzie jej ojca lub Stefana zjawią się u jej drzwi. Pięć lat tułaczki i życia w ukryciu. Teraz jednak ojciec nie żył, a ostatnim cierniem tkwiącym boleśnie w jej sercu był Rafe. Oczywiście, że musiała przylecieć do Londynu, żeby zobaczyć go po raz ostatni. Potem będzie mogła rozpocząć nowe życie. Dzięki tej nocy będzie w końcu mogła zamknąć ten bolesny rozdział. Była gotowa oddać mu swoje dziewictwo pięć lat temu – był mężczyzną, którego wybrała. Może to było przeznaczenie, bo te wszystkie lata, które ich teraz dzieliły, zdawały się nieważne. To prawda, Rafe ją skrzywdził. Bardzo cierpiała, gdy ją porzucił, ale przecież i tak nie mogliby być razem. Dopóki ojciec żył, było to niemożliwe. Gdyby Adair dowiedział się, gdzie jest Charlotte, ruszyłby za nią i z pewnością zabiłby Rafe’a. Myśli o nim napełniały ją żalem, smutkiem i wściekłością. Czasem budziła się w środku nocy, nienawidząc go za to, że jej nie uratował. Nie wspiął się
po murach wieży i nie zabrał jej daleko stąd, z dala od całego świata. Życie nie było jednak bajką i dobrze wiedziała, że to było niemożliwe. Sama musiała uciec i się uratować. Gdyby kogoś ze sobą zabrała, naraziłaby go tylko na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Odejście Rafe’a było więc bez znaczenia. Tak było lepiej, na pewno dla niego. Wierzyła, że wspólna noc będzie dla niej wyzwoleniem, choć nie była pewna, czy to droga do wolności, czy zatracenia. Siedziała już w jego limuzynie, więc decyzja została podjęta. Za późno na wahania. Od dawna nie podróżowała w ten sposób. Nawet dziś, mając na sobie suknię wartą wszystkie jej oszczędności, musiała wziąć taksówkę. Nie martwiła się o pieniądze, w przyszłym tygodniu prawdopodobnie dostanie już spadek. Dzisiejszej nocy natomiast w końcu miały spełnić się jej fantazje i na tym zamierzała się skupić. Patrzyła przed siebie, ściskając mocno kopertówkę. Światła mijanych latarni ulicznych przesuwały się ciepłymi plamami po jej twarzy. Rafe położył rękę na jej ramieniu. – Tylko sprawdzam, czy wciąż tutaj jesteś. – Chyba nie myślałeś, że nagle zniknęłam? – spytała z powątpiewaniem; tak jakby mogła bezszelestnie wyskoczyć z pędzącego samochodu prosto na londyńską ulicę. – To prawda – przyznał. – Słyszę, jak oddychasz. Prawie jestem w stanie usłyszeć bicie twojego serca. Powiedz mi, Charlotte, jesteś zdenerwowana? – Już ci mówiłam, że tak. Powiedziałam ci, że jestem przerażona. – Dobrze wiesz, że nie zrobię ci krzywdy. Miałem ku temu
tyle okazji. Mogłem wtedy zrobić z tobą wszystko, na ratunek byłoby za późno. Twój ojciec nie żyje, a z mojej strony nie masz się czego obawiać. Nigdy nie przyszło jej do głowy, że Rafe mógłby ją skrzywdzić, choćby po to, żeby uwolnić się od jej ojca. Była wtedy taka młoda i bezgranicznie mu ufała. – Nie podejrzewam, że zrobisz mi krzywdę – powiedziała z trudem przez zaciśnięte gardło. – Wszyscy widzieli, jak wychodziliśmy razem. Nikt mnie tu nie zna, ale jeśli znaleźliby moje ciało w pokoju hotelowym, byłbyś pierwszym podejrzanym. Spojrzała na niego i zobaczyła, że się uśmiecha. Wciąż czuła jego dotyk. – Daj spokój, nie zamierzam cię zabić. Nie jestem taki, jaki twój ojciec. Szemrane interesy mnie nie interesują. Moja firma jest rzetelna i ma solidne podstawy. – Wspaniale, w takim razie przetrwa wszystko. – Taką mam nadzieję – odparł oschle. Nagle zdała sobie sprawę, jak absurdalna była ta sytuacja. Wieczorowa suknia, limuzyna, Rafe. Prawie nie pamiętała, jak się tu znalazła. Zaledwie kilka godzin wcześniej szykowała się do wyjścia, miała tylko wślizgnąć się na bal, spojrzeć na niego z ukrycia, zobaczyć go po raz ostatni. Ale on… wyczuł ją. Tego się nie spodziewała. Nie powinno jej to dziwić. Zawsze był nieprzewidywalny. – Czego ode mnie chcesz? – spytała. – Myślałem, że to oczywiste. Chcę tylko jednego, od