galochbasik

  • Dokumenty1 460
  • Odsłony651 217
  • Obserwuję779
  • Rozmiar dokumentów2.1 GB
  • Ilość pobrań420 472

4 BRACIA LANDIS-Catherine Mann - SEKS NA POŻEGNANIE

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :405.5 KB
Rozszerzenie:pdf

4 BRACIA LANDIS-Catherine Mann - SEKS NA POŻEGNANIE.pdf

galochbasik EBooki ROMANSE I EROTYKI DYNASTIE-ROMANS WSPÓŁCZESNY BRACIA LANDIS-MANN CATHERINE
Użytkownik galochbasik wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 139 stron)

Catherine Mann Seks na pożegnanie The Tycoon Takes a Wife

PROLOG Madryt, Hiszpania Chętnie obsypałby ją klejnotami. Jonah Landis delikatnie pogłaskał nagie ramię śpiącej obok kobiety, zastanawiając się, który z rodzinnych klejnotów najlepiej pasowałby do jej ciemnych włosów. Rubiny? Szmaragdy? A może słodkowodne perły? Przesunął dłońmi od jej ramienia do obojczyka. Na delikatnej kremowej skórze pozostał ślad jego świeżego zarostu. Zwykle nie sięgał do rodzinnego skarbca, żył z własnych pieniędzy, które zarabiał dzięki inwestycjom. Dla Eloisy zrobiłby wyjątek. Przez kraty z kutego żelaza w oknach siedemnastowiecznej rezydencji, którą wynajął na lato, wpadało światło wczesnego poranka. Lekki wiatr poruszał płóciennym baldachimem. Z początku Jonah nie zdawał sobie sprawy, że Eloisa jest Amerykanką. Spacerując wśród ruin hiszpańskiego zamku, wydawała się u siebie. Miała egzotyczną urodę. I była diabelnie seksowna. Kiedy chodziła po rusztowaniu, robiąc notatki, Jonah przestał śledzić bieg rozmowy, którą prowadził ze współinwestorami. Przez większość osób Jonah uważany był za najbardziej impulsywnego członka rodziny Landisów. On jednak nie dbał o to, co myślą o nim inni. W życiu zawodowym, a także prywatnym, podejmował ryzyko, lecz zawsze skalkulowane. I zawsze mu się to opłacało. Jak dotąd. Ostatniej nocy po raz pierwszy działał impulsywnie. Najzwyczajniej w świecie wskoczył do łóżka z tą intrygującą

kobietą. Nie był pewien, jakie skutki będzie miała ta decyzja, ale wiedział, że spędzą razem fantastyczne lato. A później? Powoli, nie muszą się spieszyć. Kobieta westchnęła, przewróciła się na bok, położyła; rękę na jego biodrze. – Zaspałam? Wciąż nie podnosiła powiek. W jej ciemnych głębokich oczach widział dumę otomańskiej księżniczki. Podczas zebrań dotyczących historycznej rekonstrukcji, nad którą pracował, Jonah stracił sporo czasu na myśli o Eloisie. Zerknął na cyfrowy zegar na rzeźbionym orzechowym stoliku. – Dopiero szósta. Do śniadania jeszcze dwie godziny. Wtuliła głowę w puchową poduszkę, czarne włosy kontrastowały z białą bawełną. – Taka jestem senna. Nic dziwnego. Przez większą część nocy uprawiali seks... w przerwach ucinali sobie krótką drzemkę, brali prysznic... znów się kochali. No a wcześniej wypili kilka drinków. Jonah ograniczył się do dwóch, Eloisie zaszumiałoby w głowie chyba już po jednym. Odgarnął jej z twarzy długie włosy, gładkie i jedwabiste. Powinien przynajmniej na krótki czas odpuścić, bo potrzebowała odpoczynku, ale znowu jej pragnął. Kiedy wstał z łóżka, poczuł na nagim ciele dotyk rześkiego porannego powietrza. – Zadzwonię na dół i poproszę, żeby przynieśli śniadanie. Chciałabyś coś zamówić? Eloisa położyła się na plecach, wciąż z zamkniętymi oczami. Przeciągnęła się. Zsuwająca się kołdra odsłoniła jej krągłe piersi.

– Wszystko jedno – odparła sennie. – Mam cudowny sen... – urwała, marszcząc czoło. Zerknęła spod czarnych jak atrament rzęs, lekko unosząc powieki. – Jonah? – Tak, to ja. – Włożył jedwabne bokserki i sięgnął po telefon. Potoczyła wzrokiem po pokoju, jakby próbowała ustalić, gdzie się znajduje. Podciągnęła kołdrę i uniosła rękę do twarzy. Nagle znieruchomiała, ściągając brwi. – Co się stało? To niemożliwe, by po takiej nocy okazała się nieśmiała. Nawet nie zgasili światła. – Jonah? – powiedziała ton wyżej, niemal piskliwie. Opadł na skraj łóżka i czekał. Wymyślił już pięć różnych rozrywek na wspólne lato. Eloisa wyciągnęła rękę, szeroko rozkładając palce. Wpadające przez okno słońce odbiło się od prostej złotej obrączki, którą Jonah włożył jej na palec minionego wieczoru. Nerwowo zamrugała, patrząc z przerażeniem. – O mój Boże. – Okręciła obrączkę wokół palca. – Co myśmy zrobili?

ROZDZIAŁ PIERWSZY Pensacola, Floryda Rok później – Zdrowie przyszłej panny młodej, mojej małej księżniczki. Toast ojca narzeczonej płynął z pokładu statku, niesiony przez ciepły wiatr do siedzącej na nabrzeżu Eloisy Taylor. Eloisa moczyła w wodzie zatoki obolałe stopy, śmiertelnie zmęczona organizowaniem przyjęcia zaręczynowego przyrodniej siostry. Jej ojczym, poborca podatkowy, zrobił dla Audrey, co w jego mocy, a nawet więcej, bo nic nie było za dobre dla „małej księżniczki” Echo pobrzękującego szkła łączyło się z pluskiem wody. Kolacja dobiegła końca, ale nikt nie zauważył braku Eloisy. Była w tym dobra, pomagała innym, lecz sama wolała pozostać w cieniu. Organizacja tego przyjęcia popchnęła ją do rozmyślań o jej przysiędze małżeńskiej, której nigdy nikt nie świętował. Nawet jej rodzina nie miała o niczym zielonego pojęcia. Dzięki Bogu za szybki rozwód, który zakończył zawarte pod wpływem impulsu małżeństwo. Zazwyczaj udawało jej się nie wracać do tego myślą, ale było trudniej, gdy dwadzieścia cztery godziny na dobę miała do czynienia z przepełnioną szczęściem Audrey. W dodatku dzisiaj Jonah zostawił jej na poczcie głosowej zagadkową wiadomość. Nawet po roku od rozstania rozpoznała jego seksowny bas. – Eloiso, to ja, musimy porozmawiać. Odrzuciła do tyłu koński ogon, drżąc na samo wspomnienie dotyku Jonaha. Rok temu zaspokajała ciekawość dotyczącą własnych korzeni, dziedzictwa związanego z jej rodzonym ojcem. Letnia przygoda doprowadziła ją do mężczyzny, który absolutnie się dla

niej nie nadawał. Zagroził jej starannie chronionemu światu i głęboko skrywanym tajemnicom. Odsunęła od siebie wspomnienie Jonaha. Zbyt wiele wspomnień, a poza tym rozwiedli się i Jonah należał już do czasu przeszłego. Zresztą ich trwające dobę małżeństwo nigdy się dla niej nie liczyło. Powinna zignorować Jego wiadomość, zablokować numer. W wodzie pluskała się ryba, liny żaglówek stukały o maszty. Rytmiczne znajome dźwięki brzmiały kojąco. Eloisa chłonęła je łapczywie, czerpiąc z nich tyle pociechy, ile tylko się dało. Szmaragdowa woda odbijała księżyc w pełni. W liściach palm szeleścił wiatr. Gdzieś niedaleko rozległ się pomruk silnika. A zatem koniec błogiej samotności. Wyjęła z wody jedną, potem drugą stopę i zerknęła przez ramię. Zbliżała się do niej limuzyna. Czyżby spóźnieni goście? I to mocno spóźnieni, bo tańce po kolacji już dawno się rozpoczęły. Sięgając po sandały, patrzyła na długi czarny samo– chód, który zbliżał się do nabrzeża. W świetle księżyca wyraźnie lśniła kratownica ekskluzywnego Rolls–royce’a. Pasażer ukrywał się za przyciemnionymi szybami. Eloisa poczuła się nagle jak przyszpilony w gablocie motyl. Teren prywatny powinien być bezpieczny. A jednak czy gdziekolwiek jest całkiem bezpiecznie, zwłaszcza po ciemku? Poczuła gęsią skórkę. O narzeczonym Audrey szeptano, że ma podejrzane koneksje. Ojczym widział tylko jego dolary i nie przejmował się, że pieniądze nie pochodzą z najbardziej uczciwych źródeł. Chociaż żaden z tych podejrzanych znajomych nie miał

powodu skrzywdzić Eloisy, powinna wrócić na przyjęcie. Poderwała się na równe nogi. Limuzyna przyspieszyła. Zdenerwowana Eloisa pomyślała z żalem, że prócz studiów z bibliotekoznawstwa powinna była zaliczyć kurs samoobrony. No dobrze, nie miała powodu, by wpadać w panikę. Opuściła ręce i powoli ruszyła przed siebie. Jeszcze jakieś trzydzieści metrów i zawiadomi członka załogi przy trapie. Potem zniknie w tłumie tancerzy pod łańcuchami białych lampek. Za jej plecami głośniej zamruczał silnik. Eloisa wydłużyła krok i przyspieszyła. Oddychała z coraz większym trudem. Obcas jej szpilek utknął w szparze między deskami. Kiedy go wyciągnęła, samochód znalazł się tuż za nią. Tylne drzwi samochodu otworzyły się szeroko i zablokowały jej drogę. Nie mogła iść naprzód, mogła wsiąść do samochodu albo wskoczyć do wody. Lub zawrócić, oddalając się od łodzi. Rozejrzała się, szukając pomocy. Czy któryś z siedemdziesięciu pięciu potencjalnych świadków skaczących w rytm starego przeboju Kool and the Gang zauważy ją albo usłyszy? Z drzwi limuzyny wysunęła się noga w czarnych spodniach. Widok mokasyna ze skóry pytona z kolekcji Ferragamo przyspieszył jej tętno. Znała tylko jednego mężczyznę, który nosił takie buty. Była zła, że nadal tak dobrze je pamięta. Zaczęła się wycofywać, przyglądając się wysiadającemu mężczyźnie. W duchu modliła się, by jakiś cud wybawił ją z opresji. Może zobaczy siwe włosy? Piwny brzuch? Zyskałaby pewność, że to na pewno nie jest Jonah. Nie miała szczęścia. Mężczyzna o atletycznej, a

jednocześnie smukłej sylwetce był ubrany na czarno. Górny guzik koszuli miał rozpięty, krawat poluzowany. Brązowe włosy sięgały ramion. Zaczesane do tyłu podkreślały mocną szczękę. O wiele bardziej znajomą niż jakiekolwiek buty. Eloisa zobaczyła przed oczami wirujące mroczki. Mężczyzna odwrócił się, stając do niej twarzą, światło księżyca rozjaśniało kasztanowe pasemka w falujących włosach. Ciemne okulary skrywały oczy. Okulary przeciwsłoneczne w nocy? Ukrywał się czy był tak próżny? Spodziewała się, że jej były mąż nie zadowoli się nagraniem wiadomości. To nie w stylu potomka słynnej w świecie rodziny. Jonah Landis zdjął okulary, zerknął na zegarek i uśmiechnął się. – Przepraszam za spóźnienie. Przyjęcie już się skończyło? Do diabła z przyjęciem. Jonah chciał się dowiedzieć, dlaczego Eloisa nie powiedziała mu całej prawdy, kiedy rok wcześniej domagała się rozwodu. Chciał też wiedzieć, czemu został porzucony. Osłupiała mina Eloisy, która zamarła w pół kroku byłaby bezcenna, gdyby Jonah nie był taki wściekły. Jak się właśnie dowiedział, to z jej powodu ich rozwód nie był prawomocny. Gdy przed rokiem poznał ją w Madrycie, natychmiast stracił dla niej głowę. Patrząc teraz na Eloisę, pomyślał, że wcześniej nie zwrócił uwagi na pewne szczegóły, które dałyby mu do myślenia. Na przykład na to jak świetnie odnajdywała się w Hiszpanii i jak tam pasowała. Wiatr przylepił do jej ciała jedwabną beżową suknię. Ciemność płatała Jonahowi figle. Miał złudzenie, że widzi Eloisę prawie nagą, ubraną tylko w przemieszczające się cienie.

Zdawała sobie z tego sprawę, wybierając tę suknię Zapewne nie. Eloisa wydawała się nieświadoma swojego uroku, co tylko zwiększało jej seksapil. Ciemne włosy ściągnęła w koński ogon. Gładka fryzura sprawiała, że brązowe oczy wydawały się jeszcze większe. Choć wargi ledwie musnęła błyszczykiem, odsuwała w cień większość supermodelek. Kiedy zdobędzie jej podpis na dokumentach rozwodowych, więcej jej nie zobaczy. Tak w każdym razie po stanowił. Nie miał ochoty po raz drugi doświadczać jej zmiennych nastrojów. Nie zdawał sobie sprawy, że wy–powiadając sakramentalne tak, była pijana. Nazajutrz go spoliczkowała, a zaraz potem zniknęła. Lepiej zapomnieć o takiej kobiecie. Dotąd tak właśnie myślał. Teraz, gdy znów ją ujrzał, poczuł, jakby dostał obuchem w głowę. Zdusił podniecenie, które w nim obudziła, i próbował się skupić. Potrzebował jej podpisu na dokumentach i z jakiegoś powodu nie chciał zostawić tej sprawy prawnikom. Być może miało to coś wspólnego z potrzebą definitywnego zamknięcia tego rozdziału. Eloisa wyciągnęła obcas spomiędzy desek i mocno stanęła na nogach, zaciskając zęby. – Co tu robisz? – Przyjechałem ci towarzyszyć na przyjęciu zaręczynowym twojej siostry. – Oparł łokieć o drzwi limuzyny. – Nie mogę pozwolić, żeby moja żona była sama na przyjęciu. – Cii! – Rzuciła się naprzód z wyciągniętą ręką, którą zatrzymała na wysokości jego warg, jakby wstydziła się zasłonić mu usta. – Nie jestem twoją żoną. Jonah chwycił jej rękę, kciukiem pocierając palec, na który włożył jej obrączkę.

– Cholera, to znaczy, że miałem halucynacje, wyobraziłem sobie nasz ślub w Madrycie. Eloisa wyszarpnęła rękę. – To nie pora na kłótnie. – Nie musimy się kłócić. Zjedzmy coś i porozmawiajmy. – Przyglądał się, jak przesunęła dłoń wzdłuż uda i przypomniał sobie, jak wargami dotykał jej miękkiej kremowej skóry. Eloisa patrzyła na niego w milczeniu. – Żartujesz sobie ze mnie? – Wsiądź do auta, to się przekonasz. Obejrzała się na statek. – Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł. – Boisz się, że cię porwę? – Nie bądź śmieszny. – Zaśmiała się nerwowo, jakby rzeczywiście bała się porwania. – To co cię powstrzymuje? Chyba że chcesz porozmawiać tutaj. – Wskazał głową na pełen gości statek. Chyba jednak nie. Obejrzała się znów przez ramię. Choć na razie nikt nie zwracał na nich uwagi, nie miała pewności, jak długo to potrwa. W przeciwieństwie do niej Jonah nie przejmował się opiniami innych. Wiedział, że albo człowiek bierze sprawy w swoje ręce, albo pozwala, by ktoś nim rządził Uznawał tylko tę pierwszą opcję. Uniósł brwi i czekał. – Dobra – rzuciła Eloisa. Wsiadając do samochodu, patrzyła na Jonaha ze złością. Nawet go nie musnęła, sadowiąc się na fotelu. Jonah zajął miejsce obok niej, zamknął drzwi i postukał w szybę dzielącą ich od szofera. Na razie, nie poda konkretny cel, kazał mu jechać przed siebie. – Dokąd jedziemy? – spytała Eloisa. Przyciemnionej szyby

potęgowały wrażenie izolacji. – A dokąd chciałabyś jechać? Mam apartament Pensacola Beach. – Jasne. – Rozejrzała się, na moment zatrzymując wzrok na komputerze po lewej, po czym przeniosła spojrzenie na minibarek i plazmowy telewizor. – Widzę, że w ogóle się nie zmieniłaś. – Już zapomniał, jaka była drażliwa na punkcie pieniędzy. Wiele kobiet uganiało się za nim z powodu majątku i wpły–wów Landisów. Oczywiście kiedy poznał Eloisę, nie miał pojęcia o jej koligacjach. O bogatych i wpływowych krewnych, przy których jego rodzina wypadała blado. Jonah zdusił rodzącą się złość. By udowodnić, że potrafi nad sobą panować, przesunął palcami wzdłuż jedwabistego kosmyka jej czarnych włosów. Eloisa gwałtownie odsunęła głowę. – Przestań. – Nerwowo poprawiła nawiew z wentylacji. – Dość tej gry. Chcę tylko wiedzieć, po co przyjechałeś. Akurat teraz. – Chciałem zobaczyć żonę. Czy to coś złego? – Byłą żonę. Wzięliśmy ślub, bo za dużo wypiliśmy. – Wzruszyła ramionami. – Wielu ludziom się to zdarza, nie tylko celebrytom. Wystarczy sprawdzić rejestry ślubów w Las Vegas. Popełniliśmy błąd, ale już nazajutrz rano podjęliśmy odpowiednie kroki, żeby go naprawić. – Uważasz, że to błąd? Nawet te chwile między małżeńską przysięgą i pobudką? – Musiał jej to przypomnieć. W jej ciemnych oczach przemknął cień pożądania. – Nie pamiętam. – Zaczerwieniłaś się – zauważył z satysfakcją, patrząc na

nią w miękkim stonowanym świetle lampek zamocowanych na suficie. – Doskonale pamiętasz to, co było dobre. – Seks nie ma znaczenia – prychnęła. – Seks? Chodziło mi o jedzenie. – Spodobała mu się ta zabawa w kotka i myszkę. – Owoce morza były fantastyczne. – Rzeczywiście jedli pyszne danie, a zaraz potem zaczęli pić. Zanim się pobrali. Zanim się rozebrali. Patrząc w oczy Eloisy, widział, że myślała o tym samym, choć zaraz potem ściągnęła wargi. – Jesteś idiotą. – Ale twoim idiotą. – Przynajmniej na razie. – Już nie. Uratowaliśmy sytuację. Jesteś moim byłym idiotą. Gdyby to było takie proste! Bóg jeden wie, że w ciągu minionego roku bardzo się starał wymazać z pamięci Eloisę Taylor Landis. A może raczej Eloisę Medinę Landis? W kościelnych rejestrach natknął się przypadkiem na drobiazg, o którym zapomniała wspomnieć, a który zablokował ich rozwód w Hiszpanii. Nie ulegało wątpliwości, że musi o niej zapomnieć, ale tym razem to on odejdzie. – I tu się mylisz. Tylko nam się wydawało, że naprawiliśmy błąd. – Lekko pociągnął ją za włosy. Jej oczy zalśniły. Spojrzał na prosty złoty łańcuszek na jej szyi i przypomniał sobie, jak tamtej nocy w wyobraźni stroił ją w klejnoty. Potem się obudziła i dała mu jasno do zrozumienia, że nie spędzą razem lata. Gwałtownie wciągnął powietrze. Przypomniał sobie cel swojej podróży – raz na zawsze z nią skończyć. Raptem jednak zaczął się zastanawiać, czy nie byłoby bardziej satysfakcjonujące, gdyby jeszcze raz kochał się z

Eloisą. Gdyby się przekonała, co straciła przez swoje tajemnice. Delikatnie przesunął palce z jej końskiego ogona na policzek i odwrócił do siebie jej twarz. – Papiery rozwodowe są nieważne. Nie podałaś prawdziwego nazwiska. Eloisa gwałtownie umknęła spojrzeniem. – Nie kłamałam, podałam prawdziwe nazwisko. – Wyprostowała się i spojrzała na niego. – Co masz na myśli, mówiąc, że papiery są nieważne? Wydawała się szczerze zaskoczona, ale on już wiedział, że nie może jej ufać. Mimo to kontynuował grę, by osiągnąć ostateczny cel – ostatnią noc z Eloisą. – Rozwód nie jest prawomocny. Nadal, moja droga, jesteś panią Landis.

ROZDZIAŁ DRUGI Jonah na pewno żartował. Eloisa wbiła paznokcie w skórzaną tapicerkę, poważnie rozważając, czy nie skorzystać z butelki bourbona, która stała w minibarku. Zrobiłaby to, gdyby nie fakt, że właśnie przez drinki z parasolką wpakowała się w tarapaty. Robiła, co w jej mocy, by zatrzeć za sobą ślady. Matka często przypominała jej o zachowaniu ostrożności. Prosiła, żeby trzymała się w cieniu i nie wywoływała skandali. Żeby nigdy, ale to nigdy nie przyciągała badawczych spojrzeń. Eloisa wyjrzała przez okno, ciekawa, dokąd jadą. Minęli znajdujące się na nabrzeżu salony kosmetyczne i sklepy z T– shirtami. W barach kwitło nocne życie. Wydawało się, że szofer rzeczywiście krąży po okolicy bez specjalnego celu. – Podpisaliśmy dokumenty rozwodowe – oznajmiła. Zmrużył niebieskie oczy. – Tylko że zapomniałaś mi o czymś powiedzieć. Eloisa przygryzła wargę, by powstrzymać słowa, które cisnęły jej się na usta. Zbierając myśli, powiedziała sobie w duchu, że powinna być wdzięczna losowi, skoro Jonah nie odkrył jeszcze jej najnowszego sekretu. Poczuła ucisk w pustym żołądku. Próbowała się uspokoić, głęboko oddychając, ale musiała się pogodzić z dawno poznaną prawdą. Potrafiła się zrelaksować tylko podczas pracy w bibliotece. A w tym luksusowym aucie, o ile dobrze widziała, nie było książek, w których mogłaby znaleźć pocieszenie. Oczywiście samochód był wyposażony w tak nowoczesne technologie, że można by stąd kierować małą armią. Najwyraźniej Jonah lubił mieć świat w zasięgu ręki, a raczej

palców. Ona w tej chwili nie miała czasu na takie rozrywki. – O czym mianowicie? – spytała. Do chwili obecnej nikt nie poruszał tego tematu, nikt o to nie pytał, nie naciskał, może uda się również teraz. – Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Jonah się zirytował. – Tak chcesz to rozegrać? Świetnie. – Pochylił się, aż poczuła zapach jego wody po goleniu. – Zapomniałaś wspomnieć o swoim ojcu. Zacisnęła dłonie na materiale spódnicy. – Mój ojciec jest poborcą podatkowym z Pensacoli na Florydzie, gdzie jest mój dom. A skoro o tym mowa, czemu nie jesteś w swoim domu w Hilton Head w Karolinie Południowej? Chwycił ją za nadgarstki, by przestała nerwowo ruszać dłońmi. – Nie mówię o twoim ojczymie, tylko o biologicznym ojcu. Tego wieczoru Jonah nie dał się łatwo zbyć. – Opowiadałam ci o moim biologicznym ojcu. – Na samo wspomnienie mężczyzny, który zrujnował życie jej matki, poczuła dreszcz. – Kiedy mama mnie urodziła, była już sama. Mój rodzony ojciec to palant, który nie chciał mieć ze mną nic wspólnego. – Niestety szczera prawda. Ojciec, dla niej jedynie dawca spermy, złamał serce jej matce, po czym zniknął. Ojczym nie był może księciem z bajki – czy to nie cholerna ironia? – ale przynajmniej się starał. – Palant, ale z królewskiego rodu. – Jonah wyciągnął przed siebie nogę. – Interesujące połączenie. Eloisa zacisnęła powieki. Jej biologiczny ojciec wciąż miał wrogów w San Rinaldo. Była głupia, kusząc los i jadąc do Hiszpanii z nadzieją, że dowie się czegoś o rodzinie ojca, która pochodziła z niewielkiego wyspiarskiego państwa. To musiało pociągnąć za sobą jakieś konsekwencje.

Oddychała już spokojnie, tylko serce jej galopowało. – Mógłbyś o tym nie mówić, proszę? – O czym? – O całej tej królewskiej historii. – Choć ojczym często nazywał Audrey swoją małą księżniczką, nie wiedział, podobnie jak reszta świata, że to w żyłach Eloisy płynie królewska krew. Nie wiedział o tym nikt prócz Eloisy, jej nieżyjącej już matki i prawnika, który był pośrednikiem między matką i obalonym królem. Tak zwanym prawdziwym ojcem Eloisy, do dziś dnia ściganym przez rebeliantów, którzy przejęli jego małe królestwo na wyspie San Rinaldo u wybrzeży Hiszpanii. Jakim cudem Jonah się o tym dowiedział? Jonah ujął ją pod brodę. Szofer zwolnił, przepuszczając nieuważnie przechodzących przez jezdnię młodych ludzi. – Może latami udawało ci się wszystkich oszukiwać, ale ja odkryłem twój sekret. Jesteś nieślubną córką zdetronizowanego króla Enrique Mediny. Eloisa zesztywniała, a potem siłą woli nonszalancko poruszyła ramionami. – To idiotyczne. – Skoro Jonah to odkrył, ile czasu minie, zanim jej sekret stanie się publiczną tajemnicą? Miała nadzieję, że uda jej się zwieść Jonaha. – Skąd ci to przyszło do głowy? – Byłem niedawno w Europie. Mój brat i jego żona postanowili tam odnowić przysięgę małżeńską. Przy okazji zajrzałem do kościoła, w którym braliśmy ślub. Eloisa nie kryła zdumienia. Przypomniała sobie tamtą noc. Była rozbita śmiercią matki. Wróciła do Europy, by dokończyć studia. Wypiła kilka drinków Z mężczyzną, który jej się podobał. Następną rzeczą, jaką pamiętała, było poszukiwanie księdza albo sędziego pokoju, który udzieliłby im ślubu. A zatem Jonah odwiedził miejsce, gdzie przysięgali lobie

wierność i miłość. Jakby nie chodziło jedynie o pijacki wybryk, lecz prawdziwe małżeństwo. Eloisa nie mogła powściągnąć ciekawości. – Naprawdę tam pojechałeś? – Byłem w okolicy – powtórzył, zaciskając wargi, co stanowiło pierwszy znak, że jest zdenerwowany. Tak łatwo pozwolił jej odejść. Zgodził się, że popełnili błąd, zamiast poprosić, by wróciła do łóżka i pozwoliła odłożyć rozmowę na później. Właściwie chciała, by odsunął na bok racjonalne obawy. Nic z tego. Nie walczył o nią, podobnie jak jej ojciec nigdy nie walczył o jej matkę. Ani o nią. Odwróciła wzrok od jego warg, które sprawiały jej tak wielką rozkosz, gdy pieścił każdy centymetr jej ciała. Złożyli małżeńską przysięgę w języku hiszpańskim, bo w tamtej chwili wydawało im się to romantyczne. Eloisa powiedziała, że to będzie taka przerwa między mało romantycznymi czknięciami. – Wszyscy wiedzą, że król Enrique już nie mieszka w San Rinaldo. Nikt nie wie, dokąd uciekł z synami. Na ten temat krąży wiele plotek. – Podobno mieszka w Argentynie. – Jonah wyciągnął się na siedzeniu, na pozór zrelaksowany, choć pod czarną marynarką Eloisa widziała napięte mięśnie. Dobrze wiedziała, skąd ta wspaniała muskulatura. Pierwszy raz go zobaczyła w dniu, gdy dołączyła do grupy prowadzącej prace renowacyjno–badawcze. Jonah studiował jakieś plany na placu budowy. Błędnie uznała, że jest budowlańcem, ale zmyliły ją robocze ciuchy i zabłocone buty. Jemu tymczasem brakowało dwóch zaliczeń do tytułu doktorskiego. Był nie tylko architektem, ale też trochę

artystą. To wywarło na niej największe wrażenie. Dopiero później, dla niej o wiele za późno, poznała jego prawdziwą tożsamość. Dowiedziała się, że ma do czynienia z członkiem potężnej dynastii Landisów. Eloisa uciekła przed jego zbyt wnikliwym spojrzeniem i naciągnęła spódnicę na kolana. – Nic mi na ten temat nie wiadomo. Po tak długim czasie kłamstwo przyszło jej łatwo. – Zdaje się, że ani ty, ani twoja matka nie byłyście w Argentynie, ale nie o to chodzi. – Przeszywał ją wzrokiem, aż znów się do niego odwróciła. – Nic mnie nie obchodzi, gdzie mieszka twój ojciec król. Chodzi o to, że mnie okłamałaś, co unieważnia nasz rozwód. – Okej. – Wyzywająco spojrzała mu w oczy. – Jeśli mówisz prawdę, może także ślub jest nieważny, więc nie potrzebujemy rozwodu. Jonah potrząsnął głową. – Niestety nie. Sprawdziłem. Uwierz mi. Jesteśmy mężem i żoną. Pogładził jej długie włosy i położył rękę na jej biodrze. Jego dotyk był ciepły, znajomy, kuszący. Eloisa przysięgłaby, że przez materiał sukni czuje zgrubienia na jego palcach. Siłą woli nie wzdrygnęła się... ani nie przysunęła bliżej. Chwyciła go za nadgarstek i odsunęła jego rękę. – Wnieś sprawę o porzucenie. Albo ja to zrobię. Byle tylko szybko i po cichu. Tutaj nikt nie wie o moim, hm, impulsywnym postępku. – Nie chcesz uzgodnić, kto weźmie porcelanę, a kto ręczniki z monogramem? Eloisa postukała w szybę dzielącą ich od szofera.

– Proszę pana! Proszę mnie zawieźć z powrotem. Szofer zerknął przez ramię na Jonaha, który krótko skinął głową. Jego autokratyczne zachowanie sprawiło, że miała chęć wykrzyczeć całą złość, ale nie zrobi sceny. – Jeśli tylko natychmiast skończysz z tym szaleństwem, możesz wziąć wszystko, co posiadam, czyli nic. Kłótnia niczego nie rozwiąże. Poproszę mojego prawnika, żeby spojrzał, o co chodzi z tym rozwodem. Tylko w ten sposób mogła przyznać, że przypadkiem odkrył prawdę. Nie potwierdzi tego otwarcie, zanim nie zobaczy zgromadzonych przez Jonaha dowodów. Na pewno porozumie się z adwokatem. Życie zbyt wielu osób było zagrożone: Stawka była zbyt wysoka. Gdzieś tam wciąż żyli ludzie powiązani z grupą, która próbowała zamordować Enrique Medinę i której udało się zabić jego żonę, matkę jego trzech prawowitych spadkobierców. Enrique był wdowcem, kiedy na Florydzie poznał matkę Eloisy, mimo to jej nie poślubił. Matka przysięgała, że nie chciała całego tego królewskiego blichtru, ale zawsze, gdy to mówiła, zbierało jej się na płacz. Teraz Eloisa współczuła jej jeszcze bardziej. Związki są potwornie skomplikowane i bolesne. Na szczęście limuzyna zbliżyła się znów do statku, bo Eloisa nie wiedziała, ile jeszcze zniosłaby tej nocy. Samochód zatrzymał się na nabrzeżu. Eloisa sięgnęła do klamki. Dłoń Jonaha spoczęła na jej dłoni. – Zaczekaj. Naprawdę myślisz, że znów pozwolę ci zniknąć? Nie stracę kolejnego roku na szukanie cię, jeśli znów uciekniesz.

– Nie uciekłam. Wróciłam do domu do Pensacoli. – Próbowała się od niego odsunąć, ale uwięził jej dłonie. Łatwo by ją odnalazł, gdyby mu na tym zależało. Przez pierwsze tygodnie czekała z nadzieją, potem wpadła w panikę, walcząc z pokusą, by do niego zadzwonić. Teraz nie mieli powodu, by ze sobą rozmawiać. – Właśnie tu jestem. – Kciukiem pogładził wnętrze jej dłoni. – Sami uporządkujmy ten bałagan, zamiast znów zaufać urzędom. – Nie! – Eloisą wstrząsnęły dreszcze, i to o wiele silniejsze niż wtedy, gdy położył rękę na jej biodrze. Cholerne hormony, przeklęte ciało, które ją zdradzało. – Tak – powiedział, wyciągając rękę, i otworzył drzwi. Więc w końcu ją wypuszcza? Czy właśnie nie oznajmił, że muszą sami rozwiązać tę sprawę? A zresztą nie będzie tracić czasu i pytać Jonaha o powody nagłej zmiany zdania. W pośpiechu wysiadła z limuzyny i chciała się odwrócić, żeby się z nim pożegnać. Tylko dlaczego na myśl, że więcej go nie ujrzy, pojawił się ucisk w żołądku? Zakręciła się na pięcie i wpadła na Jonaha, który też wysiadł z samochodu. Wiatr niósł głosy gości zaręczynowego przyjęcia jej przyrodniej siostry. Eloisa ledwie je słyszała, kiedy Jonah pochylił ku niej twarz. Nim zdążyła zaczerpnąć powietrza, opadł wargami na jej usta. Tak samo jak przed rokiem patrzyła mu w oczy w takim odcieniu błękitu, o jakim pisują poeci. Jego świeży zapach przywoływał na myśl spacer po lesie. Potem Eloisa opuściła powieki. Rozkoszowała się smakiem jego warg i języka. Rozłożyła dłonie na jego piersi, opuszkami palców wyczuwając twarde mięśnie.

Chwilę później gdzieś z tyłu jej głowy pojawił się niepokój. W tym pocałunku coś było nie w porządku. Pamiętała pocałunki Jonaha i chociaż przyciśnięta do niego całym ciałem czuła podniecenie, coś było nie tak. Starała się zebrać myśli i myśleć racjonalnie. Szeroka dłoń Jonaha przesuwała się po, jej talii. Całkowicie kontrolował sytuację. W miejscu, gdzie wszyscy mogli ich widzieć. To przedstawienie było przeznaczone dla gości przy jęcia zaręczynowego. Niech go szlag. Eloisa wpadła w złość, poczuła się też trochę zraniona, co zdusiło pożądanie. Zaczęła się odsuwać od Jonaha, a potem zmieniła zdanie. Co się stało, już się nie odstanie. Goście przyjęcia widzieli ich pocałunek. Eloisa może równie dobrze wykorzystać tę okazję, by dla odmiany zaskoczyć Jonaha. Tak, a nawet trochę się na nim zemścić za to, że tym wieczornym spotkaniem wytrącił ją z równowagi. Przesunęła dłonie w dół jego pleców, choć tego akurat nikt nie mógł widzieć. Ale to, co zamierzała zrobić, nie było przeznaczone dla postronnych widzów. Tylko dla Jonaha. Eloisa chwyciła go za pośladki. Jonah zamrugał zaskoczony, miał wrażenie, że jej dłoń parzy go przez materiał spodni. Chciał się cofnąć.. ale doznanie było obezwładniające. Nie tak planował ten pocałunek. Nie przewidział, że Eloisa przejmie kontrolę nad grą, którą rozpoczął. Pora odzyskać dowodzenie. Tym razem wiatr niósł ze statku zdumione westchnienia.

Jonah położył rękę na karku Eloisy i językiem przesunął wzdłuż jej zamkniętych warg, tylko raz, ale to wystarczyło, sądząc z jej urywanego oddechu. Mocniej do niego przywarła, jej ciało jakby zmiękło. Jej dłonie wędrowały wzdłuż jego kręgosłupa. Chwilę potem wsunęła palce w jego włosy, a Jonahowi przyspieszyło tętno, grożąc mu utratą samokontroli. Niewątpliwie chciał posunąć się dalej, ale nie tutaj. Nie w miejscu publicznym. Wiedział, że jeśli wrócą do limuzyny, Eloisa odzyska rozsądek. Z żalem oderwał od niej wargi. Tak czy owak powiedział swoje. Odsunął się od Eloisy, wciąż jednak trzymał złączone dłonie za jej plecami, na wypadek gdyby chciała uciec – albo dać mu w twarz. – Później dokończymy, księżniczko, jak nie będziemy mieć widzów. Kiedy nic nie stanie na przeszkodzie, by szczęśliwie dotarli do finału. Kiedy ona będzie całkowicie uległa. Zamierzał tym pocałunkiem pokazać jej rodzinie, że coś ich łączy, a przy okazji uświadomił sobie coś bardzo ważnego. Nie mógł na zawsze od niej odejść, nie spędziwszy z nią jeszcze jednej nocy. Eloisa ściągnęła wargi, jakby powstrzymywała się przed powiedzeniem przykrych słów. Jej ręce drżały lekko, gdy je przeniosła zza pleców Jonaha na piersi. Spojrzał ponad jej ramieniem i zobaczył grupkę osób, które zeszły z pokładu i kierowały się w ich stronę. Dzięki otrzymanym od prywatnego detektywa zdjęciom, Jonah rozpoznał jej ojczyma Harry’ego Taylora, przyrodnią siostrę Audrey, a także Joeya, narzeczonego Audrey. Eloisa szepnęła przez zaciśnięte zęby: – Zapłacisz za to. – Ciii. – Wycisnął całusa na jej czole. Jak dotąd zemsta miała słodki smak.

Jego apetyt na zemstę – i na Eloisę – rósł z każdą chwilą. – Chyba nie chcemy, żeby słyszeli naszą kłótnię, prawda, kochanie? Jonah otoczył ją ramieniem i przycisnął do boku. Eloisa zesztywniała. – Chyba im nie powiesz... – O twoim ojcu? Jej brązowe oczy zabłysły złością, która walczyła o lepsze z lękiem. – O swoich teoriach. O nas. – Ani słowa, księżniczko. – Przestań mnie tak nazywać – warknęła, gdy kroki się zbliżały. – Oboje wiemy, że to prawda. Nie możesz temu zaprzeczyć. Pytanie tylko, jak daleko się posuniesz, żebym milczał? – Chyba nie myślisz... – Za późno, droga Eloiso. – Ścisnął ją delikatnie. Starszy mężczyzna, który szedł na czele, przygładził rozwiane włosy, lekko rzedniejące na czubku głowy. Jego córka – przyszła panna młoda – była bledszą wersją swojego ojca. Nawet jej włosy zdawały się rozjaśnione przez słońce. Jej narzeczony trzymał się nieco z tyłu. Przestępował z nogi na nogę, jakby marzył o jak najszybszej zmianie miejsca pobytu. Za ich plecami zebrał się mały tłumek, reszta gości przyglądała się im z pokładu. Jonah wyciągnął rękę do ojczyma Eloisy. – Przepraszam za spóźnienie. Miałem dzisiaj towarzyszyć Eloisie na przyjęciu. Jestem Jonah Landis. Harry Taylor szeroko otworzył oczy. – Landis? Jak ci Landisowie z Hilton Head w Karolinie Południowej?

– Tak, tak się składa, że to moja rodzina. – Harry Taylor. Ojciec Eloisy. Na myśl o majątku Landisów ojczymowi Eloisy zabłysły oczy. Przez wzgląd na Eloisę Jonah zdusił irytację. Choć doceniał zalety rodzinnego majątku, wolał sam zarabiać pieniądze. Doskonale też wiedział, jak sobie radzić z ludźmi, którzy podlizują się bogaczom. Od dziecka miał się przed nimi na baczności. Nawet dzieci szybko się dowiadywały, czyj tata ma najgrubszy portfel. Zza grupy gości wyłonił się fotograf. Gdy ciemność rozświetliły błyski flesza, Eloisa schowała się za plecy Jonaha. Z szerokim uśmiechem Harry odsunął się na bok, robiąc miejsce fotografowi. Omal nie zaproponował, że potrzyma mu torbę. Audrey szturchnęła łokciem ziewającego narzeczonego, wzięła go pod ramię i podeszła bliżej. – Kiedy poznaliście się z Eloisą, panie Landis? Jestem pewna, że nasz gość, redaktor kolumny towarzyskiej, chętnie usłyszy jakieś szczegóły. – Proszę mi mówić Jonah. – Jonah poczuł, że serce Eloisy przyspieszyło. Mógł bez problemu oświadczyć teraz, że jest jej mężem, ale wtedy wszyscy wiedzieliby też o ich separacji. A on planował coś zupełnie innego. – Poznałem Eloisę w zeszłym roku podczas jej praktyki zagranicznej. W żaden sposób nie mogłem o niej zapomnieć, dlatego przyjechałem. Powiedział samą prawdę i tylko prawdę. Tym razem poczuł westchnienie ulgi Eloisy. Audrey puściła rękę narzeczonego i ustawiła się obok siostry, pozując do kolejnej rundy zdjęć.

– Lubisz zaskakiwać. – Nie planowałam tego. – Eloisa uśmiechnęła się cierpko. – To twój wieczór. Nie chciałabym go zepsuć. Przyrodnia siostra puściła do niej oko, mierząc Jonaha wzrokiem. – Hej, gdybym to ja się z nim umawiała, sprowadziłabym tu wszystkie gazety i telewizję. Boże, co to za rodzina? Jonah jeszcze mocniej przytulił Eloisę, dając Audrey do zrozumienia, że powinna się wycofać. Audrey, uśmiechnęła się w odpowiedzi, uwodzicielsko przerzucając włosy na plecy. Jej narzeczony, biedny głupek, zupełnie nie wiedział, o co chodzi. Eloisa oparła głowę na ramieniu Jonaha, a on zaczął ją uspokajać, aż zdał sobie sprawę, że nie była zdenerwowana ani nawet nie próbowała się go pozbyć. Po prostu chowała się przed fotografem. Błyski flesza raz po raz rozpraszały ciemność. Audrey wyciągnęła rękę do Eloisy. – Chodź, uśmiechnij się do obiektywu. Cały wieczór się tu ukrywałaś, a ja chciałabym dodać jakieś fajne zdjęcia do mojego ślubnego albumu. Eloisa zdjęła gumkę z włosów, które opadły na plecy i ramiona jak jedwabna zasłona. Nigdy nie wydała się Jonahowi próżna, a przecież większość znanych mu kobiet stroiła się do zdjęć. Nawet jego trzy szwagierki słynęły z tego, że przed konferencją prasową poprawiały makijaż. Teraz, gdy przyjrzał się dokładnie, stwierdził, że Eloisie włosy służyły jako zasłona, za którą mogła się ukryć. Facet będzie miał swoje zdjęcia – odmowa pozowania mogłaby wywołać kłótnię z Audrey – ale na zdjęciu prawie nie będzie