galochbasik

  • Dokumenty1 460
  • Odsłony648 227
  • Obserwuję778
  • Rozmiar dokumentów2.1 GB
  • Ilość pobrań418 794

5 Nights in Bliss, Colorado - Oak Sophie- Found in Bliss

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :4.0 MB
Rozszerzenie:pdf

5 Nights in Bliss, Colorado - Oak Sophie- Found in Bliss.pdf

galochbasik EBooki ROMANSE I EROTYKI EROTYKI MOCNE -CZERWONA SERIA I PODOBNE NOCE W BLISS-Nights in Bliss, Colorado- SOPHIE OAK
Użytkownik galochbasik wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 352 stron)

1 Prolog Droga do Bliss Denver, Colorado Osiem lat temu Holly Lang wpatrywała się w papiery. "Co to ma znaczyć?" Scott Lang westchnął, ledwie unosząc wzrok znad pięknie rzeźbionego biurka w gabinecie Kongresu. "To, co tam jest napisane, moja droga. Mój ojciec miał rację. Jesteś ciężarem. Nigdy nie przeniosę się z polityki stanowej z tobą u moim boku. W ciągu dwóch lat zamierzam przeprowadzić szturm na Waszyngton. Nie mogę zrobić tego z tobą. Nie zrozum mnie źle. Jesteś przepiękną kobietą. To, dlatego się z tobą ożeniłem. Powinienem był zrobić tak jak mówił mi ojciec. Powinienem pieprzyć się z tobą do upadłego i ożenić się z odpowiednią politycznie kobietą." Poczuła ogarniającą ją wściekłość. "Możesz powiedzieć swojemu ojcu, że czuję się cholernie dobrze wypieprzona." Prawie dziesięć lat małżeństwa zmarnowane. Robiła wszystko, co ten drań jej kazał. Zakładała odpowiednie ubrania, chodziła na wszystkie stosowne przyjęcia, siedziała cicho, kiedy tak naprawdę chciała krzyczeć. A co więcej, robiła wszystko, co musiała robić. Rzuciła college, by go wesprzeć. Urodziła ich dziecko. Przejrzała papiery, zauważając jedną szczególną klauzulę. "Rozumiem, że zamierzasz wyegzekwować intercyzę." Oparł się o fotel, wbijając w nią swoje zimne niebieskie oczy. Jego idealnie ułożone włosy nosiły już na skroniach ślady siwizny. Jego stylista robił mu to raz na miesiąc. Holly wiedziała, że

2 Scott nie ma na głowie ani jednego siwego włosa. Miał farbowane pasemka, by wyglądać na dojrzalszego. Jak wszystko w jej mężu – wkrótce byłym – były iluzją stworzoną na potrzeby wyborców. "Po to jest intercyza, moja droga." "Twoje wyczucie czasu jest nienaganne." Zgodnie z intercyzą, jeśli jeszcze przez pół roku będzie mężatką, otrzyma pokaźną sumę. Kiedy podpisywała te cholerne papiery, nie cierpiała tej klauzuli, nie cierpiała całej idei intercyzy przedmałżeńskiej. Wydawała się taka nieromantyczna. Ale była szaleńczo zakochana. Podpisała to, bo wiedziała, że będą tego potrzebować. W ciągu dwóch lat uświadomiła sobie, że Scott jest bezmyślnym idiotą, który zdradza ją na każdym kroku. Ale musiała myśleć o Nickym. Jej syn był dla niej wszystkim. Palce Scotta bębniły po blacie biurka, jakby był znudzony całą tą sceną i gotowy przejść dalej. "Miałem to w kalendarzu od roku, moja droga. Nigdy nie zamierzałem dać ci tych pieniędzy. Rozwiódłbym się z tobą już w zeszłym roku, ale stawałem do reelekcji i to nie wyglądałoby dobrze dla wyborców." Drań. Tak bardzo zimnokrwisty. Co ona w ogóle widziała w tym mężczyźnie? "A jak to będzie wyglądać teraz? Wyrzucasz na próg żonę i dziecko. Twoim wyborcom z pewnością to się spodoba." Gadzi uśmiech, który pojawił się na jego twarzy, zmroził ją aż do kości. W tamtej chwili Holly wiedziała, że jest udupiona. Otworzył szarą teczkę. "Och, sądzę, że to zrozumieją, kiedy zobaczą to." Przed nią leżało pięć zdjęć, każde gorsze, niż poprzednie. Poczuła mdłości, kiedy spojrzała na te zdjęcia. Ktokolwiek został za to opłacony, zrobił cholernie niezłą robotę w Photoshopie. Naprawdę wyglądało na to, że to ona. Wyglądało na to, że stoi przed obskurnym motelem z ochroniarzem jej

3 męża, Rickiem. Jej dłoń była na jego piersi, jego na jej biodrze. Następne zdjęcie przedstawiało głęboki pocałunek, a dłonie Ricka wsuwały się pod jej bluzkę. Odwróciła oczy od pozostałych dwóch. Były zrobione przez okno i ukazywały ją jak ujeżdżała ochroniarza z odrzuconą do tyłu głową. "Mogę zapytać, kto mnie zagrał?" Poczuła w oczach łzy. Rick zawsze był dla niej miły, ale podejrzewała, że pieniądze i wpływy jej męża mogły kupić wszystko, co chciał. "To naprawdę nie ma znaczenia. Rick jest gotowy poświadczyć to w prasie. Kierownik motelu ma dowód na to, że chodziłaś tam, co tydzień, przez kilka miesięcy. To same kłamstwa, ale to bez znaczenia. Prasa zobaczy to, co chcą zobaczyć." Zgarnął zdjęcia i złożył je w plik. "Właściwie nie chcę ich wykorzystywać. To może źle odbić się na Nickym, nie sądzisz?" Nicky miał dopiero dziewięć lat, światło jej życia. Poszedł do prywatnej szkoły i zjedzą go żywcem, jeśli okaże się, że jego matka jest zamieszana w seks aferę. Oczywiście teraz nie będzie w stanie pozwolić sobie na tę szkołę. Będzie musiała znaleźć najlepszą szkołę publiczną i zrobić, co w jej mocy, by przeprowadzić się w tę okolicę. "Tak, to może się na nim źle odbić. Odejdziemy. Nie będę sprawiać ci problemów." "Ty odejdziesz, Holly. I nie sprawisz mi najmniejszego problemu, inaczej sprawię, że będziesz wyglądać na najgorszą matkę pod słońcem. Jeśli odejdziesz teraz, dam ci ten domek mojego dziadka, dziesięć tysięcy dolarów i comiesięczne wizyty z naszym synem. Jeśli usłyszę, choćby o najmniejszych kłopotach z twojej strony, zadbam o to, byś nigdy więcej go nie zobaczyła." Holly poczuła jak rozpada się jej świat, wywraca do góry nogami i staje się czymś, czego nie rozpoznawała. Nicky? Jej dziecko? "Nie możesz zabrać mi syna." Jego twarz minimalnie złagodniała. "Mogę dać mu o wiele więcej, niż ty, Holly. Na pewno to widzisz. Jest wspaniałym dzieciakiem, najlepszym, co udało nam się zrobić razem."

4 "To, dlaczego trzymasz go, jak zakładnika?" Zimna, wąska linia jego ust powiedziała jej wszystko, co musiała wiedzieć. Nicky będzie marchewką, którą będzie przed nią wywieszał, by nie zbłądziła. "Jest Langiem. Nie będzie wychowywany poza rodziną. I tak sprzeciwiam się ojcu oferując ci ten stary, zniszczony domek.1 Wolałby, żebyś wyjechała z Colorado, ale w ten sposób, będziesz mogła widywać się z Nickym raz na miesiąc." Tak, czuła, że jej teść maczał w tym wszystkim palce. Malcom Lang nie cierpiał faktu, że jego drogocenny syn ożenił się z kobietą bez koneksji. Jej teść nawet nie starał się ukrywać tego, że nie może jej znieść. Regularnie nazywał ją tanią zdzirą i polującą na złoto szmatą. Na początku ich małżeństwa Scott ją bronił, ale kiedy jego kariera stanęła na pierwszym miejscu, zaczął zwyczajnie ją ignorować. "Mamy umowę? Jeśli odmówisz, to rozpoczniesz wojnę, Holly. Naprawdę chcesz się ze mną mierzyć?" Tak, chciała się z nim zmierzyć. Chciała zniszczyć mu tę idealną kosmetycznie buźkę. Chciała podpalić mu samochód. Chciała płakać, bo zabierano jej wszystko, co kochała. Nie miała nikogo. Jej rodzice już nie żyli. Nie miała rodzeństwa. Miała tylko swojego syna, a jeśli będzie o niego walczyć, to zanim go ponownie zobaczy, może już być dorosły. "Gdzie jest ten domek? Nigdy wcześniej tam nie byliśmy." Zaczęła przyzwyczajać się do porażki. Odchylił się na krześle. Zadowolenie na jego twarzy świadczyło o jego zwycięstwie. "Nie byliśmy tam, bo to miasteczko jest trochę żenujące. Nie mam pojęcia, dlaczego mój dziadek je uwielbiał. Nazywa się Bliss." Bliss. Teraz w jej życiu nie było nic rozkosznego, ale wyglądało na to, że na jakiś czas to miasteczko stanie się jej domem. "Chcę zobaczyć się z synem, zanim odejdę." 1 Pewnie już się domyślacie gdzie ten domek stoi

5 "Oczywiście." Powiedział Scott. "Nie jestem potworem." Holly czekała, aż Scott zawoła ich syna. Przytuliła swojego chłopca i wyjaśniła mu, że odchodzi. Że ma nowy dom. Miała nadzieję, że Bliss potraktuje ją lepiej, niż Denver. *** Sierra Leone Sześć lat temu Caleb Burke siedział tak nieruchomo jak to tylko możliwe. Zapadła noc. Wiedział to. Szpara pod drzwiami jego maleńkiej klatki stała się czarna dawno temu. Klatka? To była pieprzona, umocniona szafa i było to jedyne miejsce gdzie czuł się, jako tako bezpiecznie. Czuł ścianę przy swoich plecach. Musiał się martwić jedynie o przód, będzie słyszał, jeśli otworzą się drzwi. Ile to już minęło? Tygodnie? Miesiące? Wydawało się, że minęła wieczność, odkąd buntownicy zajęli jego klinikę, zabili wszystkich w zasięgu wzroku i zmusili go do marszu przez dżunglę do tego miejsca. Gdyby, choć jeden z tych skurwysynów go nie rozpoznał, byłby martwy, a jego ciało pozostawione w dżungli razem z ciałem Caroline. To mógłby być właściwy koniec ich małżeństwa. Gardło zaciskało mu się za każdym razem, gdy wspominał wyraz twarzy Caroline, gdy przyjechała do jego kliniki. Przechadzała się po niej, jakby chodziła po jednym ze sklepów na Michigan Avenue, gdzie spędzała większość swojego czasu. Powiedziała, że musi mu coś powiedzieć, coś ważnego, co nie może czekać, aż on łaskawie, zechce wrócić do domu. Czuł się trochę zaskoczony, bo też chciał z nią porozmawiać. Rozwód. Miał już sporządzone papiery. Dał jej wszystko, co miał, wszystkie pieniądze, domy w Kalifornii, Nowym Jorku i Hamptons. Był skłonny zrzec się tego wszystkiego z wyjątkiem jednej rzeczy.

6 Bardzo się cieszył, że okazał się dżentelmenem i pozwolił jej powiedzieć pierwszej. Nie musiał oddawać jej wszystkiego, co miał. Sama wystarczająco wzięła. Powiedziała mu bezczelnie, że jest w ciąży. Caleb poczuł, jak jego świat zmienia się w coś okropnego. Nie kochał Caroline, ale fakt, że go zdradziła uderzył go prosto w żołądek. Szczególnie, że dobrze wiedział, z kim była przez cały ten czas. A potem odeszła, jej oczy straciły blask, zanim jego uszy zdążyły zarejestrować wystrzał, który odebrał jej życie. Caroline była martwa. Jego pielęgniarki były martwe. Przed wymordowaniem zostały zgwałcone. Dwie słodkie, pełne życia dziewczyny z Midwest, które przyjechały do Afryki, bo Caleb przekonał je, że mogą uratować ten pieprzony świat. Afryka zjadła ich żywcem. Musiał słuchać ich krzyków, kiedy były wykorzystywane. Poczuł prawie ulgę, kiedy to się skończyło. A ostateczną zniewagą było to, że zostawiono go żywego z jednego tylko powodu. Jego rodzina zapłaci za jego powrót. Pozycja jego rodziny, rzecz, której przez całe życie starał się zaprzeczać, była jedyną rzeczą, która go ocaliła. Żołądek skręcał mu się z głodu. Jego rodzina już nawet go nie rozpozna. Stał się bardziej zwierzęciem, niż człowiekiem. Trwał dzień po dniu, ale to już nic nie znaczyło. Wciąż jednak oddech zatrzymywał mu się w piersi, kiedy usłyszał trzaski, które dawały mu znać, że ktoś porusza się po pomieszczeniu poza jego klatką. Rzucił się do tyłu, twarde drewno na jego plecach dawało jakąś pociechę. Co zrobią tym razem? Bili go. Na początku był użyteczny. Zmuszali go do bycia lekarzem. Zszywał ich żołnierzy, nie więcej niż dziewięciu czy dziesięciu. Wyciągał kule i robił operacje, które wywracały mu żołądek, kiedy myślał o otaczających go okropnych okolicznościach. Składał młodych żołnierzy do kupy i wysyłał ich, by nadal zabijali. Wszystko zmieniło się w ciągu ostatnich kilku tygodni. Dłonie trzęsły mu się już za bardzo. Był zbyt słaby. Umierał z głodu i tracił wolę walki.

7 Czy przyszedł właśnie moment, by się go pozbyli? "Jestem w środku. Żadnych oznak celu." Głos był cichy, ledwie słyszalny. Caleb musiał się wychylić, by usłyszeć, ale usłyszał angielski. Angielski bez akcentu. "Dwóch Tangoes." Tangoes. Wojsko, a nie ta rozwydrzona grupa, która go porwała. Amerykańskie wojsko. Drzwi zaskrzypiały cicho, zamek nie chciał puścić. A potem ten wspaniały dźwięk. Małe nacięcie, które dało Calebowi znać, że mężczyzna po drugiej stronie jest w miarę dobrym szpiegiem. "Doktor Caleb Sommerville?" Burke. Przez lata używał panieńskiego nazwiska matki, nie chcąc wykorzystywać wpływu nazwiska Sommerville. Teraz to nie miało znaczenia. Kiwnął głową. Nikt nie wysłałby oddziałów specjalnych, by uratować Caleba Burke'a. Caleb Sommerville to inna bajka. Jego brat, senator, potrafił zdziałać cuda. Było zaskakujące, że Eli w ogóle się przejmował. Musiał wiedzieć, że Caroline nie żyła. Caroline, która nosiła dziecko Eliego. "Jest ktoś jeszcze?" Zapytał cicho żołnierz. W głębokim mroku, małą chałupę przeciął pojedynczy promień księżycowego światła, oświetlając ostre rysy jego wybawcy. Ciemne włosy, ciemne oczy i kwadratowa szczęka. Mężczyzna zaczął go uwalniać. Większość czasu spędzał związany w tym pudle, wychodząc tylko kilka razy na dzień, by zjeść i skorzystać z latryny. "Tylko ja. Wszyscy inni są martwi." Głos miał zachrypnięty. Wydawało mu się, jakby w gardle miał piasek. Dawno temu przestał mówić. "Może pan iść?"

8 Przytaknął i powstrzymał jęk, kiedy krew zaczęła znowu krążyć w jego dłoniach. "Doskonale. Nazywam się porucznik Meyer.2 Dzisiaj będę pana ratownikiem. Ratunek pańskiej osoby zapewnia Marynarka Stanów Zjednoczonych i 8 Zespół SEAL. Mamy nadzieję, że będzie pan miał miły ratunek, prosimy o wypełnienie kwestionariusza na koniec podroży. Mile widziane napiwki." Porucznik Meyer miał silne poczucie humoru. "Wybacz, mój dowódca mówi, że mój sarkazm kiedyś mnie zabije. Wyciągnijmy cię stąd, dopóki są zbyt pijani, by zauważyć, że wychodzimy. I możesz nazywać mnie po prostu Wolf." Porucznik Wolf Meyer wyciągnął rękę i podciągnął go do góry. Był to pierwszy kontakt z człowiekiem, jaki miał od miesięcy, i który nie sprawił, że szarpnął się do tyłu. Dwanaście godzin później znajdował się w samolocie powrotnym do Stanów, czując głęboko w sercu, że nigdy więcej nie poczuje się tak, jakby był domu. Mogli zabrać go do Stanów, ale duszę zostawił za sobą. *** Moskwa, Rosja Osiem miesięcy temu Alexei Markov spojrzał na swojego partnera, Ivana, nie do końca rozumiejąc wieści. "Lecimy jutro do Ameryki." Powiedział Ivan. Uderzył w mały stolik, przy którym siedzieli, prawie rozlewając stojące na nim kieliszki z wódką. "Do Ameryki?" Powiedział, testując te słowa na swoim języku. Były słodko gorzkie. Nawet po tylu latach, wciąż pamiętał swojego brata, Michaiła, jak mówił mu, jak będzie wyglądało ich życie, 2 Aha, dokładnie ten sam pan Meyer

9 kiedy polecą do Ameryki. Alexei marzył wtedy o byciu zawodowym graczem hokeja. Te marzenia zniknęły, kiedy Dimitri Puszkin zabił jego brata. Tamtego dnia narodziło się nowe marzenie. Mroczne marzenie. "Nie rozumiesz? To oznacza, że pniemy się w górę. Jeśli Puszkin wierzy, że damy sobie radę ze sprawami w Ameryce, to nie minie dużo czasu, nim zostaniemy jego prawymi rękami." Ivan uśmiechał się, choć żadna ilość wesołości nie sprawiłaby, że wyglądałby na szczęśliwego. Ivan wyglądał na tego, jakim był – zimnego jak głaz zabójcę. Czy będzie wyglądał tak samo po tym, jak będzie miał swoją zemstę? Im bardziej podążał tą ścieżką, tym częściej zadawał sobie to pytanie. Nie. Był zbyt blisko celu. Nie podda się, dlatego, że nagle doznał wyrzutów sumienia. Ivan miał rację. Dobrze, że zostali wybrani by polecieć do Ameryki. To oznaczało, że był o krok bliżej Puszkina i zemsty za brata. "Co mamy tam robić?" Puszkin prowadził w Stanach wiele interesów. Miał kontakty z gangsterami, baronami narkotykowymi, politykami. Wszystko to, odrażające szumowiny. Ivan prychnął. "Mamy znaleźć obraz i przywieźć go z powrotem. Mamy spotkać się z kimś w Dallas. Zabawne, co? Pojedziemy i będziemy kowbojami." Znaleźć obraz? To brzmiało za prosto. "Coś tu jest nie tak." "Za bardzo się przejmujesz, Alexei. Wszystko jest w porządku. Szef lubi obrazy. Zawsze stara się zaimponować innym. Ja tego nie kapuję. Nie zapłaciłbym za bazgroły, które mogłoby namalować dziecko. Widziałeś faceta, który kładzie farbę na raciczkach swojej świni? Każe świni biegać po płótnie, a potem sprzedaje to, jako sztukę. Większość prac tej świni jest lepsza niż te z kolekcji szefa."

10 Alexei musiał się powstrzymywać przed wywróceniem oczami. Ivan nie był koneserem sztuki. "To obraz kogoś sławnego?" "A skąd mam wiedzieć? Liczy się tylko to, że Puszkin chce ten obraz. Polecimy tam i sami mu go dostarczymy." Ponownie uderzył w stół. "Mówię ci, Alexei. To jest nasze pięć minut. Sami się z nim spotkamy. Osobiste spotkanie. Ty jesteś dobry z ludźmi. Ja zajmę się zabijaniem. Dasz sobie radę z Puszkinem." Alexei pochylił się do przodu. Jak dotąd udało mu się wspiąć po szczeblach organizacji z niemal czystymi rękoma. Oczywiście zabijał gangsterów. Wielu. Każdy z nich był mordercą. Martwił się, że będzie miał na rękach niewinną krew. Ta myśl spowodowała, że poczuł żółć w gardle. "Dlaczego mamy zabijać, skoro chodzi tylko o obraz?" "Zawsze jest jakieś zabijanie, przyjacielu." Ivan uniósł kieliszek. "Napij się ze mną, Alexei. Za Amerykę, gdzie spełnią się nasze marzenia." Jego marzenia umarły dawno temu. Potrzeba zemsty była jedyną rzeczą, która popychała Alexeia Markova do przodu. Dawno temu, on i jego brat rozmawiali o kobietach, z którymi mogliby się ożenić w Ameryce. Był młody, ale marzył o cudownej amerykańskiej pannie młodej, ze słodkim uśmiechem i łagodną kobiecością. Głupie mrzonki. Nie będzie miał takiej kobiety. Ameryka nie była jego domem. Nie miał już takiego. Tłumaczenie: lilah Beta: Małgosia

11 Rozdział 1 Wydawało się, że wszystkie światła na przyjęciu skupione są na stojącym przed nim mężczyźnie. Jakby potrzebne było coś, co podkreśli rozgrywającą się na jego oczach katastrofę. Poczuł, jak coś ściska go za serce, zawał tylko czekał. Ostre zapalenie mięśnia sercowego. O tak. To się właśnie działo. Będzie miał pieprzony atak serca i wiedział już, kogo za to winić. "Nie." Powiedział. Często mówił to słowo, ale tym razem naprawdę miał je na myśli. Caleb Burke patrzył, jak ten wielki Rosjanin zatrzymuje się przed słodką Holly, jego ciemne oczy były pełne obietnic, a on po prostu wiedział, że nie jest gotowy, by pozwolić jej odejść. Oczywiście, nie był też gotowy ją zatrzymać.3 Kurwa. "Nie?" Alexei odwrócił się do niego, po raz pierwszy chyba zauważając, że nie są tu z Holly sami. Rosjanin wszedł do miejskiej hali, gdzie Stefan Talbot i jego świeżo poślubiona żona, Jennifer, urządzali swoje wesele. Wszedł tu jakby był właścicielem i od razu skupił się na Holly. Alexei wyglądał tak samo, jak kilka miesięcy wcześniej, ale można było powiedzieć, że się zmienił. Jego ramiona były rozluźnione, czego nie było widać ostatnim razem, kiedy był w Bliss. Ale za to, kiedy Alexei Markov ostatnim razem był w Bliss, był członkiem rosyjskiej mafii. "Zabierz od niej łapy." "Moje łapy są całkowicie dla mnie." Alexei wciąż miał problemy z angielskim. "Caleb, co się dzieje?" Zapytała Holly, odwracając twarz w jego stronę. Wielkie zielone oczy wpatrywały się w niego zdezorientowane. Była taka śliczna. Za każdym razem, gdy na niego patrzyła, czuł to prosto w żołądku. I w fiucie. Cholera. Musiał się od niej odwrócić. 3 Tak się zastanawiam ile razy będzie użyte w książce sformułowanie pies ogrodnika i ile razy Caleb powie "nie" :D

12 "Nie powinno cię tu być." Caleb nie potrafił oderwać wzroku od Rosjanina. To była prawda, choć on miał swoje egoistyczne powody by to powiedzieć. "Miałeś być w programie ochrony świadków." Alexei wzruszył ramionami, jego wzrok wrócił do Holly, jakby jej sama obecność była magnesem, któremu nie potrafi się przeciwstawić. "Już powiedziałem. Śledztwa się skończyły. Wszyscy, którzy pracować z Puszkinem, wsadzeni do więzienia. Ja skończył zeznania w zeszły tydzień. Ja jestem tu dzisiaj. Jestem wolny człowiek." Wolny? Po tym wszystkim, co zrobił? Alexei Markov wpadł do miasteczka osiem miesięcy temu, jako gangster. To, że stał się świadkiem koronnym i uratował Jennifer Waters i Callie Hollister- Wright nie dawało mu prawa do wolności. Starał się nie myśleć o tym, że Rosjanin uratował też Holly. Ochronił ją własnym ciałem, przyjmując kulę, która zakończyłaby jej życie. To jednak nie zmazało dokonanych wcześniej przez niego przestępstw. "Zabiłeś wielu ludzi, a oni tak po prostu cię puścili?" "Zabił ich, żeby mnie uratować, Caleb. A Stef też zabił dwóch ludzi. A jakoś nikt nie mówi o wsadzeniu go do więzienia." Holly już sięgała po dłonie Rosjanina, jej twarz uniosła się do góry w powitalnym uśmiechu. "Tak się cieszę, Alexei. Cieszę się, że pozwolili ci wrócić do Bliss." Twarz Alexeia zachmurzyła się na chwilę, co powiedziało Calebowi wszystko, co musiał wiedzieć. "Nie pozwolili ci wrócić, co?" Zapytał Caleb. "Uciekłeś." "Ucieczka nie.4 Ja wziąć taksówkę, potem pociąg, a potem autobus. Autobus zatrzymać się przy Faktorii Handlowej, ale pani Teeny być tak miła, że zostawić na drzwiach notkę o ślubie." Po tych krótkich wyjaśnieniach Alexei odwrócił się z powrotem do Holly. "Ty wyglądać jak piękna laleczka, Holly." 4 Caleb mówi "You're on the run." Na co Alex odpowiada "No running." 'on the run' znaczy uciekać, ale Alex wychwycił słówko 'run' czyli biegać.

13 Caleb chwycił swój krawat i go poluźnił. Cholerstwo było jak pętla na jego szyi. Dlaczego w ogóle tu przylazł? Powinien zrobić to, co zawsze. Powinien zostać w domu, aż ktoś będzie go potrzebował. Powinien zabarykadować się w swoim biurze i gapić się na książki medyczne, aż nie będzie w stanie dłużej mieć otwartych oczu i będzie zmuszony zapaść się w piekło, które nazywał snem. Ale nie, ubrał się w ten małpi garnitur, i udał się do sprzedającego paszę kościoła, by wziąć udział w ślubie, tylko dlatego, że chciał zobaczyć, jak Holly idzie główną nawą. Chciał zobaczyć ją w pięknej sukni i wyobrażać sobie, choć przez chwilę, że idzie do niego, a on jest normalny. Że znowu ma dwadzieścia dwa lata i tym razem poślubia właściwą kobietę, a przed nim jest całe życie. Ani razu w tym małym marzeniu nie brał pod uwagę drugiego mężczyzny, choć mając na uwadze to, gdzie teraz mieszkał, powinien wiedzieć, że to się stanie, czy tego chce, czy nie. "Dzięki." Powiedziała do Alexeia Holly z rozjaśnioną twarzą. Caleb zarumienił się. On nie powiedział jej, że jest piękna. Jedynie skinął jej głową. Dlaczego nie potrafił z nią rozmawiać? Kiedyś był w tym niezły. Chodził na przyjęcia i bale. Dlaczego nie potrafił rozmawiać z małomiasteczkową kelnerką? Bo ona była tą jedyną, a on był zbyt popaprany, by sobie z tym poradzić. "Wyglądasz naprawdę ślicznie." Zmusił się do powiedzenia. Nie wypowiedział słów, które były zamknięte w środku. Nie tylko wyglądała ślicznie. Była piękna. Na zewnątrz i w środku. Dla Caleba, Holly Lang praktycznie błyszczała. Z kasztanowymi włosami, które kręciły się i otulały jej ramiona, Holly była uosobieniem prawdziwej kobiecości. Poruszyła jego fiutem i umysłem.5 Myślał o niej cały czas. Taaa. Nie powie jej tego. Holly odwróciła się do niego z promiennym uśmiechem. Kiedy uśmiechała się tym uśmiechem słonecznej bogini i centrum-jego-pieprzonego-świata, zawsze myślał, że zaraz zmieni się przy jej stopach w kałużę. Taa. To by było naprawdę seksowne, Burke. 5 Oczywiście najpierw fiutem :P

14 "Ty powiedzieć jej więcej, Caleb. Dobrze ci iść." Alexei uśmiechnął się do niego, jakby był dzieckiem, które dopiero, co nauczyło się chodzić. O co tu do cholery chodzi? "Alexei!" W ich stronę szedł Stefan Talbot, wyglądając olśniewająco w swoim smokingu. Alexei odwrócił się i odwzajemnił uśmiech, jego twarz przeczyła jego wiekowi. Caleb wiedział, że Alexei ma dwadzieścia osiem lat, ale kiedy się uśmiechał, wyglądał ledwie na dwadzieścia. "Cieszę się, że cię widzę, przyjacielu. Jak tam z papierami, poszło do przodu?" Stef potrząsnął dłonią Alexeia. "Wszystkie papiery pójśćy. Wkrótce ja być jak Amerykanin, jak szarlotka z wielu jabłkami. Ja zdać testy. Znać wszystko o amerykańskiej historii. Zapytać mnie o wszystko. Ja kochać Konstytucję i Deklarację Praw Człowieka. Ja móc zaśpiewać cały wstęp do Konstytucji." "Wysłałam mu do pomocy kopię Schoolhouse Rock6 ." Powiedziała Jen Talbot, chwytając męża za rękę. "Założę się, że umie też zaśpiewać wszystko o pojedynczych ustawach." "Owszem, ja potrafić." Alexei skinął głową pannie młodej. "Stef, pomogłeś Alexeiowi zdobyć obywatelstwo?" Zapytała Holly. "Musiałeś za to zapłacić fortunę, Talbot." Powiedział Caleb, w pełni świadomy goryczy, jaką ociekało każde jego słowo. "Zazwyczaj bardzo długo się czeka na coś takiego." "Rząd był niezwykle zadowolony z pomocy, jaką ofiarował im Alexei w sprawie przestępczości zorganizowanej." Wyjaśnił Stef. "Ja musiałem jedynie pociągnąć za parę sznurków." "Proszę, proszę." Powiedział nowy głos. "Alexei. Kosmici wreszcie cię puścili? Strasznie długo cię trzymali." 6 http://www.youtube.com/watch?v=30OyU4O80i4 dokładnie to :D słodkie

15 Na środku parkietu stał Mel Hughes wyglądając niezwykle osobliwie w białym poliestrowym smokingu, który musiał zostać przekazany od Bee Gees. Oczywiście nie mógł przyjść bez swojego szczęśliwego kapelusza z folią aluminiową, która powstrzymywała kosmitów przez zaatakowaniem jego mózgu. Mel był świrem, ale uroczym świrem. Jedynie kilka razy do roku, coś strzelało mu do głowy, a Caleb miał strzałki paraliżujące przystosowane dokładnie do wzrostu i wagi Mela. Trzymał je w swoim wozie. Czasem myślał o użyciu ich na Maxie Harperze, ale obawiał się, że, aby zmienić zachowanie Maxa, trzeba by dawki większej, niż dla konia.7 "Żadni kosmici, sir. Jedynie Agenci Federalni." Alexei stanął bliżej Holly, jakby był jej randką. "Oni być dla mnie bardzo mili." Mel zmarszczył brwi, ale pokręcił głową i poklepał Alexeia po plecach. "Cieszę się, synu. Doktorze, mogę z tobą porozmawiać? Mamy nagły wypadek." Caleb poczuł, jak po części się rozluźnia. Dzięki Bogu. Ktoś umierał, więc nie będzie musiał się mierzyć ze swoim nagle pozbawionym kontroli życiem miłosnym. Spojrzał na Holly. "Idź." Ponagliła go. "Poradzę sobie." Kiwnął głową i zaczął iść za Melem. Chwycił swoją torbę ze stolika, przy którym siedział. Nigdy nigdzie nie chodził bez małej skórzanej torby, którą dał mu ojciec, kiedy skończył Uniwersytet Johna Hopkinsa. Obejrzał się i spojrzał na stojącą wśród przyjaciół Holly. Oczywiście, że Holly sobie poradzi. Czego tak naprawdę mogłaby od niego potrzebować? Potrzebowała go przez ostatni tydzień. Bliss gościło seryjnego mordercę i żadna kobieta w mieście nie chodziła sama. Caleb spędził kilka bezsennych nocy na sofie Holly, myśląc o tym, że gdyby nie był kompletnym świrem, to byłby w jej łóżku. Widział to w jej oczach, kiedy życzyła mu dobrej nocy. Przyjęłaby go. Cholera, poczuła się skrzywdzona, kiedy nie zrobił w jej stronę żadnego ruchu. To ściskało go za serce. Jak Holly by zareagowała, gdyby się z nią kochał i odkryła, że nie potrafi spać w łóżku? Lista 7 Ej, wara od Maxia

16 rzeczy, których nie potrafił zrobić sprawiła, że wyjechał z Chicago. To kosztowałoby go również Holly. "Biedny drań." Powiedział Mel, kręcąc głową, kiedy spojrzał na Alexeia. "Nawet nie wie, że został porwany. To się czasem zdarza. Powinieneś go zbadać, doktorze. Dostałem bardzo smutną notatkę o kilku nowych eksperymentach Szaraków8 dotyczących męskiej ciąży. Nie chcielibyśmy, żeby ten biedny Rosjanin odkrył, że został zapłodniony przez kosmitę." Zaczął się zastanawiać, czy Holly odrzuciłaby Alexeia, gdyby stał się pierwszą męską matką. Zapewne nie. Była strasznie tolerancyjna. "Co to za nagły wypadek?" Mel zmarszczył brwi. "Chodzi o Cassidy." Nie. Nikt nie umierał. Cassidy Meyer była klasyczną hipochondryczką z lekkim syndromem Kurczaka Małego9 . I wierzyła w kosmitów. Cassidy była jednym wielkim mentalnym bałaganem. I bardzo miłą panią. "Gorączka krwotoczna czy ptasia grypa?" Cassidy przechodziła przez tę zarazę parę tygodni temu. Nie powinna wrócić tak szybko. "Nie, znowu Ebola. To już trzeci raz, doktorze?" Mel pokręcił głową. "Kosmici zniszczyli jej system immunologiczny." Caleb wiedział, że gdyby koledzy po fachu byli na jego miejscu, Cassidy Meyer znalazłaby się na siedemdziesięciodwugodzinnej kontroli, ale Caleb już dawno nauczył się, że czasami jego pacjentom najlepiej służyła tolerancja. Cassidy nie była dla siebie niebezpieczna i nie skrzywdziłaby 8 W oryg. "Gray" określenie znalazłam na stronie http://gryf_hybrydy.e- fora.pl/viewtopic.php?p=51570&sid=b9c1cf899184848c6ec2710a4e24a85c dokładniejszy obrazek - http://www.foundation3d.com/forums/showthread.php?t=6767 9 Chicken Little syndrome – wiara w koniec świata, znacie film animowany "Kurczak Mały"? Tak, to o tym samym kurczaku

17 nawet muchy. Wierzyła jedynie, że ma dwoje kosmicznych dzieci i ustawicznie zapadała na najniebezpieczniejsze na świecie choroby. Kiedy CDC10 przestało przyjeżdżać na jej telefony, Caleb był ostatnią linią obrony między Cassidy Meyer, a brutalnym światem. Poza tym zawdzięczał jej synowi życie. Bardziej niż na jeden sposób. *** Wolf siedział obok matki, trzymając swoją ogromną dłonią jej dłoń. Wolną ręką klepał ją po plecach z wyraźnym rozbawieniem na twarzy. "Doktorze, tak się cieszymy, że tu jesteś. Mamie topią się organy, kiedy mówimy." Cassidy spojrzała na Caleba z lekko drżącymi dłońmi. "Moje dłonie są odrętwiałe, doktorze. Obawiam się, że mój syn ma rację. Tym razem mnie dostaną. Chyba właśnie stopiła mi się wątroba. Czuję to." Caleb sprawdził jej puls. Silny. "Coś dla ciebie przygotuję, kochanie. Zaraz cię wyleczę." "Możesz zatrzymać Ebolę?" Caleb uśmiechnął się. "Bez problemu. A to, co zamierzam ci dać, ma dodatkowy efekt w postaci trzymania na jakiś czas z dala od ciebie kosmitów, ale musisz przychodzić na wizytę raz na tydzień. Zrobisz to dla mnie?" Cassidy zabłysły oczy, wyraźny znak, że Bliss nawiedziła gorączka krwotoczna. 10 Centrum Zwalczania i Zapobiegania Chorobom

18 "Oczywiście, doktorze." Caleb odsunął się, pozwalając Melowi pochylić się i chwycić jej dłoń, podczas gdy Caleb pokazał Wolfowi, by do niego dołączył. Wolf Meyer był wielkim złym SEAL'em, kiedy został zmuszony do odejścia z powodu ran zdobytych w walce. Był szorstkim sukinsynem, ale i kochającym synem. "Bierze witaminę B12, którą jej przepisałem?" "Nie, chyba, że zabrała ją do schronu, w którym ukrywali się z Melem. Z drugiej strony udało jej się wydziergać czapki dla każdego w miasteczku i kocyk dla Paige Harper. Och i udoskonaliła swoją potrawkę. W przyszłym tygodniu spodziewaj się sporego nalotu." Powiedział Wolf. Cassidy Meyer starała się opiekować ludźmi wokół niej. Dobrze, że i nią ktoś się opiekował. "Badania krwi wykazały, że ma anemię. Odrętwienie dłoni to oznaka niedoboru witamin. Łatwiej będzie jej przyjąć zastrzyki. Wystarczy raz na tydzień. Jeśli zapomni, to ją znajdę. Nie martw się, Wolf. Jest naprawdę całkiem zdrowa." Caleb sięgnął do torby. Wiedział, że tak pewnie będzie. Bliss, przez ostatni tydzień, było postawione w stan gotowości z powodu sprawy Markiza de Sade. Mógł się założyć, że Cassidy ignorowała swoje zdrowie. Na podorędziu trzymał spory zapas B12, nie tylko dla Cassidy, ale i dla weganów." Wolf pokręcił głową. "Jesteś najbardziej frustrującym facetem, jakiego znam." Caleb odmierzył odpowiednią dawkę B12 do strzykawki. "Nie jestem znany z podejścia do pacjenta."

19 Właściwie był. Był znany z idealnie okropnego podejścia do pacjenta. Nie mógł nawet zwalić tego na PTSD. Był grubiańskim dupkiem, jeszcze zanim jego świat został wywrócony do góry nogami. Wolf jęknął. "Nie o tym mówiłem, doktorze. Mówię o tym, co dzieje się przed twoimi oczami. Naprawdę zamierzasz pozwolić temu mężczyźnie, by odszedł z twoją kobietą?" Caleb upewnił się, że w strzykawce nie ma powietrza. "Nie wiem, o czym mówisz. Holly nie jest moja." "Ale mogłaby być. Nie powiesz mi, że jej nie chcesz." To, czego chciał nie miało znaczenia. Prawda? Mógł to zrobić? Zamknął na chwilę oczy. Nie chciał przeprowadzać tej rozmowy, ale ciężko było ignorować Wolfa. "Tak jest najlepiej. Nie mogę mieć z nią normalnego związku." Kiedy Caleb otworzył oczy, Wolf gapił się na niego tym swoim spojrzeniem 'coś ty powiedział, dupku?' "Normalność nie ma w tym miejscu żadnego znaczenia. Nikt nie każe ci stąd wyjeżdżać, doktorze. Bliss jest twoim domem. Ludzie kochają cię tu za to, co dla nich robisz. I nie obchodzi ich twoje podejście do pacjenta. Wiesz ilu lekarzy chciało, żebym trzymał swoją matkę w domu?" Caleb spojrzał na Mela, który przytulał do siebie drobne ciało Cassidy i całował ją w czoło. "Nie musi być trzymana w domu. Potrzebuje tylko trochę zrozumienia." "Tak, a ty jesteś jedynym lekarzem, który jest skłonny jej to dać. Ci dwoje są szczęśliwi, bo Bliss im na to pozwala. Dlaczego z tobą nie może być tak samo?"

20 Narosła w nim frustracja. "Cholera, Wolf. Ja nawet nie potrafię spać w przeklętym łóżku. Jak Holly zniesie to, że będę się z nią pieprzył, a potem pójdę spać do szafy, bo nie mogę spać w otwartej przestrzeni." Ciemne oczy Wolfa złagodniały. Jego dłoń poklepała Caleba po bratersku. "Powiedz jej, dlaczego, a ona przytuli się do ciebie, po znalezieniu nowego domu dla swoich butów. To nie reakcji Holly się boisz, tylko swojej. Nie możesz tak wiecznie żyć." "Oczywiście, że mogę." Mógł przewidzieć wiele lat nieszczęścia. Niepohamowanego i niezmąconego. Tak. Mógł być sam na całą wieczność. "Tak jak powiedziałem, frustrujący." Wolf cofnął się o krok. "Jeśli kiedyś będziesz chciał pogadać..." "A od kiedy to ja rozmawiam?" Odparł ironicznie Caleb. Jeden idealny dzień na lodzie był ostatnim, kiedy usiadł i rozmawiał o czymś więcej, niż medycyna i raport z sekcji zwłok. Ostatnio za dużo mówił o autopsjach. Ale tamten jeden dzień był miły. Grał w hokeja z braćmi Farley i poznał człowieka z Rosji. Rozmawiali o swoich rodzinach, głównie o braciach. Naprawdę rozmawiał z tym mężczyzną. Oczywiście jego nowo poznany przyjaciel nie wspomniał, że jest członkiem mafii. Z jakiegoś powodu, przy tym mężczyźnie, Caleb się rozluźniał. A teraz ten sam facet odchodził z jego kobietą. Alexei zabrał Holly na parkiet i położył na niej swoje wielkie łapska. "No dobra." Powiedział Wolf, w jego nagle opadniętych ramionach widać było ustępstwo. "No cóż, dzięki za pomoc z mamą. Obiecuję, że będę przyprowadzał ją raz na tydzień. Ej, może jeśli przekonasz ją, że ja też biorę zastrzyki, to przestanie karmić mnie burakami." Caleb wyszczerzył się. Nie był winien Wolfowi, aż tyle. "Nie. Obawiam się, że to nie zadziała na twoje kosmiczne DNA. I to ja dałem jej przepis na tofu z buraków. I buraczany koktajl."

21 Mina Wolfa sprawiła, że jego twarz wyglądała jak z granitu. "Ty sukinsynu. Wiesz, jakie to było okropne? Po tym koktajlu przez kilka dni miałem fioletowe zęby. Dupek. Tak traktujesz osobę, która uratowała ci życie?" "Uważam tylko na twoje kosmiczne DNA, stary." I lubił grać Wolfowi na nerwach. Czuł się przez to prawie normalny.11 Podszedł do Cassidy, dał jej zastrzyk w lewy pośladek, bo tak właśnie robiło się na ślubach i chwycił swoją torbę. Spojrzał na parkiet. Holly tańczyła w ramionach Alexeia, jej cudowne ciało poruszało się z gracją przy każdym kroku. Caleb zacisnął dłonie w pięści. Czym, do cholery, Alexei na nią zasłużył? I co on zamierzał z tym zrobić? Wyszedł stamtąd, zanim zrobił coś, czego gorzko pożałuje, jak zaatakowanie kogoś na weselu Stefana Talbota. Ślubował, że nikomu nie wyrządzi krzywdy, ale szczerze chciał skrzywdzić tego dupka. Musiał pomyśleć. Jego umysł wędrował w setki różnych stron, każdy z nich prowadził na ścieżkę odrzucenia i upokorzenia. Korytarze były, dzięki Bogu, puste. Wszyscy świetnie się bawili w sali balowej. Słyszał muzykę, rozmowy, brzęk kieliszków. Wszystko dochodziło z oddali, ale zawsze tak było. Z oddali. Stał na zewnątrz, przyglądając się, jak życie przydarza się każdemu, tylko nie jemu. Mógł winić tylko siebie. Otoczył się setką różnych ścian, budując je tak szybko i wysoko, że nigdy ich nie złamie. Ale nagle zapragnął czegoś innego. Ponieważ pragnął Holly. Pragnął jej od chwili, gdy ją zobaczył. Przez ostatni rok patrzył na nią w restauracji Stelli. Kiedy do miasta przybył seryjny morderca, dla niego to było prawie jak ulga. Miał powód, by być blisko niej i był to świetny powód. Mógł być przy niej przez całe dnie. I rozmawiał z nią. A raczej słuchał. Zabierał ją na wizyty domowe. Był teraz wiejskim lekarzem, a to oznaczało jeżdżenie z miejsca na miejsce, praktykując w nieszablonowy sposób. Holly była bardzo współczującą pomocnicą. Nie wzdragała się, kiedy przecinał czyraki albo zaszczepiał krzyczące dzieci. Trzymała pacjentów za dłoń i śpiewała dzieciom, by je uspokoić. Była ciekawa i 11 Ależ mi to terapia :P lepsza niż wstrząsy :D

22 szybko się uczyła. Była urodzoną pielęgniarką, a on był lepszym lekarzem, gdy miał ją pod ręką. Tak dobrze było mieć ją obok siebie w kabinie jego ciężarówki. Dlaczego, do cholery, odchodził? Musiał pomyśleć. Potrzebował jakiegoś małego miejsca, w którym mógłby pomyśleć. Nie cierpiał tego, ale kiedy musiał oczyścić umysł, potrzebował szafy, ciasnego pomieszczenia, w którym nie musiał obawiać się o swoje tyły. Zauważył spiżarnię. Miał już do niej wejść, kiedy usłyszał jęki. "Na twoim miejscu bym tam nie wchodził, doktorze. Chyba, że chcesz sobie popatrzeć, jak Rafe i Cam pokazują sobie wacki." Caleb odwrócił się i zobaczył opierającego się o ścianę z ironicznym uśmieszkiem Rye'a Harpera. Kowboj miał na sobie smoking, ale zdjął krawat, a na głowie miał Stetson. "Dlaczego Rafe i Cam pokazują sobie wacki w...och. Laura jest tam z nimi." Laura Niles, Rafe Kincaid i Cameron Briggs byli najnowszym trójkątem w Bliss. Byli razem dopiero od niedawna, ale już wydawali się popadać w rutynę. "A Max, Rach i ja mamy zaklepaną tę spiżarnię. Namówiliśmy Stellę, by popilnowała na trochę Paige. Masz pojęcie jak ciężko jest podwójnie penetrować kobietę z elektryczną nianią, która pika, co dziesięć minut? Serio, to nie jest tak łatwe, jak się wydaje." Rye zaczął walić w drzwi. "Hej, ile tam jeszcze będziecie! Wychodzić!" Rozległ się stłumiony pisk, po czym odkrzyknął męski głos. "Pierdol się, Harper! Znajdź sobie własny schowek."

23 Rye zmarszczył brwi. "Dobra. Zaklepuję szafę na płaszcze." Rye odwrócił się i pobiegł w stronę rzeczonej szafy. Caleb westchnął. Może przechadzka poprawi mu nastrój. Każdego dnia zmuszał się, by trochę pobiegać. Na początku ledwie udawało mu się pobiec od domu do samochodu, ale teraz robił to cały czas. Nawet chodził regularnie na ryby. Ataki paniki były już okazyjne. Tak. Potrzebował się przejść. Może uda mu się wymyślić jak poradzić sobie ze smutkiem. *** Alexei Markov położył dłoń na talii Holly z ogromnym poczuciem satysfakcji. Była tu. On tu był. Nikt nie zamierzał ich aresztować. Wiedział, że to było dziwne, ale od tak dawna obawiał się, że zostanie aresztowany, że niemartwienie się tym, było orzeźwiające. Nie ścigali ich żadni policjanci. Jedynie zrzędliwy doktor, ale co do niego miał już pewne plany. Tak, Alexei Markov miał cholerne szczęście. Przeszedł przez piekło z jedynie kilkoma bliznami. Bliss dało mu drugie życie. "Wyzdrowiałeś już? Ostatnim razem, kiedy się widzieliśmy, byłeś w kiepskiej formie." Holly patrzyła na jego tors, gdzie przeszyła go kula. "Ja dkryć, że życie idealnie dobre bez śledzenia." Caleb był zmuszony ją usunąć i wyciąć część jelita. Caleb Burke został przy nim w czasie pierwszych najtrudniejszych chwil na sali operacyjnej. To dłonie Caleba złożyły go do kupy. To zrzędliwy głos Caleba kazał mu żyć. Alexei przyciągnął ją bliżej. Tańczenie było tylko sposobem na zbliżenie kobiety do

24 mężczyzny. Był głęboko wdzięczny temu, kto postanowił ściągnąć zespół i dać potańczyć na tym weselu. To dało mu świetną wymówkę, by zrobić to, co zawsze chciał zrobić – poocierać się o nią.12 "Jak było w programie ochrony świadków?" Zapytała Holly. Jej stopy poruszały się w rytmie muzyki. "Czytałam twoje listy, ale nie mówiłeś za wiele o tym, jak tam jest." Okropnie. Samotnie. Wielokrotnie do niego strzelano. Można się było tego spodziewać, kiedy zaangażowani w sprawę byli gangsterzy. Alexei przyzwyczaił się do kevlarowej kamizelki na piersi. Zbliżył się do dwóch Agentów przypisanych do jego sprawy. Michael i Jessie. Michael był dupkowatym byłym Marine, a Jessie do niego pasowała. Tyle, że ona robiła to z kobiecym ogniem. Smutno mu było się z nimi żegnać. Tyle, że prawdę mówiąc, nie powiedział im do widzenia. Zrobił dokładnie to, o co oskarżył go Caleb Burke. Uciekł. Agenci chcieli, by został na Florydzie, jako niejaki Howard Solev. Ale zawsze wiedział, że wróci do Bliss. Zawsze wierzył, że wróci do Holly. I był coś winien Calebowi Burke. Był to dług, który zamierzał spłacić. "Być dobrze. Motele być pełne karaluchów, ja oglądał dużo telewizji. Nauczyć się dużo języka. Ja glądać wszystkie wasze programy. Mój ulubiony to Wyspa Giligana."13 Z jej ust wydobył się śmiech. Boże, śnił o tych ustach. "Nie mów, że uczyłeś się języka ze starych sitcomów?" "O, czym ty mówić, Holly?" Lubił też Different Strokes14 . Pochyliła się, jej śmiech był dla niego dźwięczniejszy, niż grana właśnie piosenka. "No, to powinno być interesujące." 12 No i czyż on nie jest słodki? Kompletnie mu nie przeszkadza, że jest od niego starsza, to już duży plus 13 Tematem serialu są zabawne przygody siedmiorga rozbitków, których statek rozbił się w czasie sztormu i wylądował na jednej z tropikalnych wysp gdzieś na Pacyfiku. (Z Wikipedii) 14 Sitcom z lat 70. i 80. poruszający między innymi tematy rasizmu, narkotyków, seksualnego wykorzystywania dzieci

25 "Ja oglądał też dużo żywych show. Ja nie lubić tych nowoczesnych. Za dużo morderstwa. Ja nie potrzebować oglądać tyle show z tryskaniem krwi i lecących kul. Ale ja lubić te z gospodyniami domowymi. Poza New Jersey. Za blisko mafii. Kobiety tam mogą być szefami. Ale Atlanta jest zabawna. Jak tam twoje jałówki?" Holly otworzyła szeroko oczy. "Nie mam krów, Alexei." Holly najwyraźniej nie znała grypsów. "Twoje przyjaciółki. Laura, Nell, Rachel, Callie i Jennifer." Pokręciła głową i rozejrzała się, jakby bała się, że ktoś ich usłyszy. "Och. No tak. To typowe południowe powiedzenie, Alexei. Naprawdę. Jeśli nazwiesz je jałówkami, to Prawdziwe Gospodynie Domowe z Bliss mogą obciąć ci jaja." Tyle niuansów. "Chciałbym zachować jaja." Miał plany, co do swoich jąder. Fiuta też. Nie zamierzał ich teraz stracić. Zarumieniła się, jej policzki zabarwiły się na jasnoróżowy kolor. Tak by właśnie wyglądała, gdyby była podniecona. Jej twarz byłaby zarumieniona, a kiedy wchodziłby w nią, jej ciało błyszczałoby od potu. "Tak chyba będzie najlepiej." Jak szybko uda mu się mieć ją pod sobą? Pięć minut to za szybko? Od miesięcy marzył, by ją mieć. Za każdym razem, gdy zamykał oczy, widział jej twarz, jej uśmiech i jej miękkie ciało. Holly Lang była uosobieniem wszystkiego, czego chciał od życia. Była zabawna i słodka. Jej listy dodawały