galochbasik

  • Dokumenty1 460
  • Odsłony646 431
  • Obserwuję778
  • Rozmiar dokumentów2.1 GB
  • Ilość pobrań417 671

Alison Margaret - Żądanie miłości

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :417.5 KB
Rozszerzenie:pdf

Alison Margaret - Żądanie miłości.pdf

galochbasik EBooki ROMANSE I EROTYKI ROMANS Z SZEFEM
Użytkownik galochbasik wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 87 stron)

Margaret Allison Żądanie miłości (A Single Demand)

ROZDZIAŁ PIERWSZY Cassie Edwards zanurzyła stopy w piasku i popijając colę, obserwowała mężczyznę za barem, nalewającego drinki. Przypominał jej królewicza z bajki o Kopciuszku. Wysoki, o królewskiej postawie, z ciemnobrązowymi włosami i oczami, przy których widoczne zmarszczki świadczyły, że często się uśmiecha. Miał postawę atlety. Ubrany był w miękką lnianą koszulę, wyłożoną na wyblakłe dżinsy. Chociaż nie zamieniła z nim ani słowa, czuła, jak jakaś magnetyczna siła przyciąga ją do niego, nie pozwalając oderwać wzroku. Pomyślała nawet, że chciałaby być z takim mężczyzną. Czuć jego dotyk. Całować go. Należeć do niego. Cassie rozejrzała się po restauracji. Była ona usytuowana bezpośrednio na plaży, z barem pod gołym niebem, obramowanym białymi światłami. Kelnerzy i kelnerki mieli na sobie oryginalne stroje hawajskie. To wszystko wydawało się Mekką romantyzmu. Wszędzie widać było zakochane pary, trzymające się za ręce, całujące się lub przytulone do siebie. Cassie poczuła się bardzo samotna. Bahamy to nie jest miejsce dla złamanych serc, pomyślała. Ale nie mogła myśleć o swoim byłym narzeczonym, czy też pozwolić sobie na niewinny flirt. Nie przyjechała tutaj szukać miłości. Przyjechała, by spotkać się z Hunterem Axonem, jednym z najbardziej bezwzględnych biznesmenów i niegodziwców na świecie. Było to dziwne zadanie dla kobiety niemającej biznesowego doświadczenia, pracującej jako tkaczka w starej, zabytkowej fabryce tekstylnej. – Czy życzysz sobie jeszcze jedną colę? Cassie uniosła głowę i poczuła mrowienie na całej długości kręgosłupa, gdy rozpoznała w pytającym mężczyznę zza baru, mężczyznę, którego przed chwilą podziwiała. Gdy spojrzała w jego brązowe oczy, odpłynął od niej cały świat. Co on robi przy jej stoliku? Nie jest przecież kelnerem. Cassie potrząsnęła głową. – Nie, dziękuję. Mężczyzna zawahał się przez moment. A potem wskazał na jej aparat fotograficzny. – Dużo zrobiłaś zdjęć? Flirtował z nią. Niestety, Cassie nie umiała flirtować. Nigdy nie miała nawet do tego okazji. Jej rodzina, podobnie, jak rodzina Olivera, przeznaczyła ich sobie od momentu, gdy się urodzili, w tym samym szpitalu, w odstępie dwóch dni. Gdy dorastała, wszyscy chłopcy w Shanville wiedzieli, że jest dziewczyną Olivera Demiona, i była dla nich nietykalna. Cassie poczuła zdenerwowanie. Jak ludzie to robią? – Nie – mruknęła. – To znaczy tak. Mężczyzna uśmiechnął się. – Czy byłaś na dole, na rafach? Potrząsnęła głową. – Robiłam zdjęcia na plaży. Lubię fotografię abstrakcyjną. Rodzaj uchwycenia istoty, a

nie rzeczywistości. Wiesz, co mam myśli? Promieniowanie, ale nie koniecznie... – Co z nią? Dlaczego mówi, jak zwariowany profesor? – Jesteś poważnym fotografikiem. Roześmiała się. – Teraz już nie. Poszłam do szkoły, żeby studiować sztuki piękne, jak przerwałam studia. – Ponieważ rozchorowała się moja babcia i musiałam wrócić do domu, żeby jej pomóc. Poszłam więc do pracy do fabryki mojego narzeczonego, a następnie on zerwał zaręczyny tuż przed sprzedażą fabryki, w której zatrudniony był prawie każdy mieszkaniec miasta. Na szczęście, wszystkie te detale zachowała przy sobie. – Teraz to tylko moje hobby. Milczał przez chwilę, patrząc na nią. Czuła, jak ją bada, prawie rozbiera oczami. Boże drogi, jaki on przystojny! Przełknęła ślinę i odwróciła od niego spojrzenie. – Powiedz mi coś więcej o sobie. – Dobrze – zgodziła się potulnie. Czy spodziewał się, że rzeczywiście powie mu coś więcej? Zaprosi go, żeby usiadł? Nie potrafiła. A może jednak potrafi? W końcu nie była już zaręczona. Po raz któryś przypomniała sobie ten dzień. Ciągle czuła się winna. I to nie miało nic wspólnego z jej dawnym związkiem. Znowu spojrzała na barmana. Jak mogła być wesoła, kiedy miała przed oczami zatroskane twarze swych przyjaciół? Jak mogła się zrelaksować, kiedy wiedziała, że musi wrócić do Shanville i ich rozczarować? Jak zakończy się to kłopotliwe położenie? Jeszcze kilka miesięcy temu myślała, że zna siebie dobrze i widziała przed sobą przyszłość. Była zaręczona i miała wyjść za mąż. Miała pracę, którą kochała, i mieszkała w mieście, które lubiła. Ale w mgnieniu oka wszystko się zmieniło. Z perspektywy czasu nie dziwiła się, że Oliver zerwał zaręczyny. W ich związku pojawiły się problemy, odkąd Oliver przejął fabrykę. Już kilka lat temu Cassie sama zerwałaby zaręczyny, gdyby nie obawa o zdrowie babci, która podkreślała, że ich narzeczeństwo jest jedyną rzeczą, która rozświetla jej ostatnie dni. Chyba go nie kochała. Dorastali razem, chodzili razem do szkoły, a w wakacje pracowali w tkalni ramię przy ramieniu. Kiedy Oliver objął tkalnię, zmienił się. Jego obsesją stały się pieniądze. Było oczywiste, że Oliver śni o czymś wielkim, że nie zadowoli go mała fabryczka. Po pewnym czasie stało się również jasne, że nie odpowiada mu ożenek z dziewczyną z małego miasta, która pracuje jako tkaczka w jego rodzinnej fabryce. Nie byłby szczęśliwy, żyjąc w Shanville. Był pewien, że jego przeznaczeniem jest szukanie miłości i fortuny gdzie indziej. Cassie nigdy nie spodziewała się, że Oliver tak bardzo gardzi Shanville. Nigdy również nie przypuszczała, że jej ukochane miasto zostanie przez niego zniszczone. A dokładnie tak się stało. Oliver tak nieudolnie zarządzał tkalnią, że doprowadził ją do finansowej ruiny. Kiedy Cassie była pewna, że już gorzej być nie może, on zdradził Shanville i ludzi, którzy go

kochali. Oświadczył, że chce sprzedać fabrykę Hunterowi Axonowi. Hunter Axon. Drań. Był znany z tego, że zbił fortunę, skupując małe, upadające firmy, po czym zwalniał pracowników i przenosił produkcję za granicę. Sprzedaż fabryki była dużym zaskoczeniem dla każdego, nawet dla Cassie. Jak Oliver to zaaranżował? Jak przekonał Huntera Axona do kupienia fabryki, która od kilku lat nie przynosiła zysków? W końcu znalazła odpowiedź. Oliver natknął się na patent produkcji miękkiego i chłonnego materiału, odpowiedniego dla sportowców i ochroniarzy. Nie spożytkował tego patentu, by podźwignąć upadłą fabrykę, bo stał się zbyt zachłanny. Toteż Cassie nie miała wyboru. Musiała spotkać się sama z Hunterem Axonem. Była przekonana, że fabryka jest do uratowania, gdyby zaczęła produkować ów materiał. Cassie podjęła swoje oszczędności z banku i znalazła się tutaj. Ale jej misja nie była łatwa. Recepcjonistka Huntera odprawiła ją z kwitkiem. Zdesperowana, poszła do jego domu, ale i stamtąd została odprawiona. Dzisiaj, w wigilię swojego powrotu do domu, zmuszona była spojrzeć prawdzie w oczy. Nic już nie uratuje zabytkowej tkalni. Stare krosna, zamiast trafić do muzeum, pójdą na złom. Cassie spojrzała na rachunek. Dwadzieścia cztery dolary. Dwadzieścia dolarów więcej, niż powinna wydać. Spojrzała na wodę w kolorze akwamaryny i palmy poruszane ciepłą, lekką bryzą. Postanowiła posiedzieć tu jeszcze chociaż parę minut. Podniosła do ust pustą szklankę po coli. Była w niej jeszcze na wpół rozpuszczona kostka lodu. Oparła się wygodnie o oparcie krzesła i zapatrzyła w czerwoną tarczę słońca zanurzającego się w Atlantyku. – Czy mogę kupić pani drinka? – usłyszała tuż obok siebie chrapliwy głos. Cassie aż podskoczyła. Niestety nie był to mężczyzna zza baru. Był to korpulentny blondyn ubrany w sportowe letnie ubranie. Od noszenia okularów przeciwsłonecznych miał wokół oczu owalne, jasne plamy, które upodabniały go do czerwonego szopa. – Nie, dziękuję – odpowiedziała. Przełknęła kostkę lodu. – Właśnie wychodzę. – Taka piękna dziewczyna jak pani nie może być sama. – Słucham? – To zbrodnia, że tak jest. Ale mam dobre wieści. Nie będzie już pani sama. – Podniósł do góry kciuk w kierunku jakichś mężczyzn, siedzących przy barze. – Przepraszam – powiedziała Cassie. – Muszę już iść. – Och, chodź – powiedział. – Pozwól, że kupię ci drinka. – Nie, dziękuję. Otworzyła portfel, żeby zapłacić za colę i zanim się spostrzegła, on chwycił jej paszport. – Panna Edwards, zamieszkała przy Hickamore 345, Shanville, stan Nowy York. – Proszę mi to oddać. – Jest pani daleko od domu, panno Edwards. – Proszę to zwrócić – Cassie wstała i rozejrzała się wokół. Wszystkie pary zajęte były sobą i nikt nie zwracał na nią uwagi.

Mężczyzna podniósł paszport do góry i trzymał go nad głową. Spojrzał na swoich przyjaciół przy barze. Uśmiechali się do niego zachęcająco. – Oddam za całusa – powiedział. Zanim zdążyła się cofnąć, chwycił ją w talii i przyciągnął do siebie. – Jeden całus. – Czy masz jakieś problemy? – odezwał się za nią głos. Mężczyzna opuścił rękę. Cassie odwróciła się i napotkała spojrzenie brązowych oczu mężczyzny zza baru. – Żaden problem – powiedział blondyn. – Ta dama upuściła paszport. To wszystko. – Cisnął go na stolik. Rzucał nerwowe spojrzenia w kierunku kumpli, którzy dalej siedzieli przy barze, patrząc teraz w swoje szklaneczki i udając, że nie widzą, co dzieje się z ich kolegą. Oczy barmana zapłonęły. Podszedł do intruza i powiedział groźnym głosem: – Wynoś się stąd natychmiast. Nie chcę robić przedstawienia. Jednak – powiedział, rozkładając ręce – jeśli będzie to potrzebne... Zanim skończył, intruz zniknął. Również jego przyjaciele z baru. – Czy wszystko w porządku? – spytał łagodnie. – Tak. – Jeśli chcesz do kogoś zadzwonić, to masz do dyspozycji mój telefon. – Zadzwonić do kogoś? – Do kogoś, kto przyjedzie i zabierze cię do domu. – Nie – powiedziała. – Dobrze więc, zadzwonię po taksówkę. Przypomniała sobie, że nie ma pieniędzy. – Dziękuję. Mieszkam niedaleko. Chętnie się przespaceruję. – A gdzie mieszkasz? Zawahała się. Zdała sobie sprawę, że nie może mu powiedzieć. Ani dlatego, żeby nie zobaczył, w jakim hotelu mieszka, ani dlatego, że go nie znała, chociaż kilka minut wcześniej marzyła o nim. Prawda była jednak taka, że Cassie Edwards była jeszcze dziewicą w wieku dwudziestu trzech lat. I była narzeczoną Olivera Demiona. Byłą narzeczoną, uprzytomniła sobie. – Jeszcze raz dziękuję. Patrzył na nią w milczeniu. Cassie wzięła ze stolika aparat fotograficzny. – Czy mogę cię prosić... – zawahała się. – O co? – Chciałabym zrobić ci zdjęcie. Patrzył na nią tak, jakby taką prośbę usłyszał pierwszy raz w życiu. – Zrobię bardzo szybko – powiedziała. – Oczywiście. – Zgodził się i stał przez chwilę bez ruchu. Cassie szybko ustawiła odpowiednie parametry i pstryknęła zdjęcie. – Wspaniale. Dziękuję. – Nie ma za co. Zastanawiała się, czy będzie stał tutaj, dopóki nie odejdzie. Wyjęła z portfela pieniądze i położyła na stoliku. – Tak jak powiedziałam, jestem zapalonym fotografem – zaczęła. – Odkąd dostałam

aparat... Ale mówiła do powietrza. Barman zniknął. Spojrzała w stronę baru, ale i tam go nie było. Westchnęła. Miała szansę i straciła ją. Jeszcze raz spojrzała w stronę baru i odwróciła się, by odejść. Nagle zatrzymała się. Jej barman stał niedaleko od niej, oparty o pień palmy. Trzymał ręce w kieszeniach i patrzył na wodę. Czy powinnam przyspieszyć kroku i udać, że go nie zauważyłam, czy zacząć z nim rozmowę, myślała zdenerwowana. Ale on odwrócił się do niej i uśmiechnął, jakby na nią czekał. – W którym kierunku idziesz? – Tą drogą – wskazała w lewo. – Ja też. Czy mogę iść z tobą? Roześmiała się nerwowo. – Oczywiście. – Jesteś na Bahamach w interesach czy dla przyjemności? – W interesach – odparła. – Co robisz? Zawahała się. Nie chciała mówić o tkalni. Nie dzisiejszego wieczoru. Nie w tym magicznym, pięknym miejscu. Dzisiaj była Kopciuszkiem na balu. – Nie możesz mi powiedzieć czy nie chcesz? – Przyjechałam tu na spotkanie. – Spotkanie? To brzmi tajemniczo. – Zapewniam cię, że nie. – Uśmiechnęła się do niego. – A ty, jak zauważyłam, pracujesz w barze. Jak długo tu mieszkasz? – Około dziesięciu lat. – Jakież to piękne miejsce! – Chyba tak. – Zatrzymał się przy małej przystani. – Muszę sprawdzić łódź. Jeśli się nie spieszysz, to może pójdziesz ze mną? – poprosił. Raz jeszcze zawahała się. Jedna jej część chciała spędzić z nim jak najwięcej czasu, a druga mówiła, że powinna go zostawić. – Muszę przyznać się do oszustwa – powiedział nieznajomy. – Nie chciałem, byś samotnie wracała do hotelu. Na plaży po zachodzie słońca jest niebezpiecznie. Cassie spojrzała wzdłuż plaży i wydało się jej, że słyszy męskie głosy, może nawet należące do jej prześladowcy i jego przyjaciół? Rzeczywiście nie powinna wracać samotnie do hotelu, ale czy przyjęcie zaproszenia od nieznajomego nie będzie większym niebezpieczeństwem? – Dobrze – powiedziała, nagle zdecydowana. Poszła za nim, a kiedy doszli na miejsce, stwierdziła, że nie jest to łódź, ale duży jacht. O jego rozmiarach przekonała się, kiedy przy pomocy nieznajomego znalazła się na pokładzie. Wnętrze wyglądało tak elegancko, że tylko brakowało lokaja w smokingu. Była to taka łódź, którą sprzedawało się i kupowało wraz z załogą.

– Należysz do załogi? Zawahał się. – Kiedy zachodzi taka potrzeba. – Mam nadzieję, że to przyjemna praca. Roześmiał się po raz pierwszy, odkąd opuścił bar. – Gdzie są wszyscy? – Teraz na jachcie mieszka tylko jeden człowiek, ale pojechał na tydzień do Ohio, żeby odwiedzić matkę. – A właściciel nie mieszka na jachcie? – Nie – odpowiedział, uśmiechając się ponownie. – Mogę obejrzeć jacht? – Oczywiście, będę twoim przewodnikiem. Przeszła za nim przez mahoniowe drzwi do kuchni. Jej wnętrze musiało być zaprojektowane przez dobrego dekoratora. W drzwiach sypialni zatrzymała się. Sięgnęła do draperii, żeby sprawdzić materiał. – Jedwabny żakard – powiedziała, nie zdając sobie sprawy, że mówi głośno. – Co? – Ten materiał jest tkany ręcznie. Jest bardzo drogi. – Skąd to wiesz? Zaczerwieniła się. – Fotografowałam taki materiał. – Rzeczywiście jesteś poważnym fotografikiem. – Teraz już nie. – Dlaczego nie? – Wcześniej myślałam, że chcę zostać fotografikiem. Robiłam zdjęcia wszystkiego i wszystkim. – Brzmi interesująco. Skinęła głową. – Studiowałam sztuki piękne w college’u. – Ale? – Ale przeszkodziło mi życie. Zachorowała moja babcia. – I nigdy już nie wróciłaś? – Nie, ponieważ babcia mnie potrzebowała. I wtedy, kiedy ona nie... Wszystko się zmieniło. – To niedobrze. – Wcale nie – zaprzeczyła. – Jestem szczęśliwa i zadowolona z drogi, którą idę. Może to nie ta droga, którą kiedyś wybrałam, ale nie żałuję niczego. A ty? – Czy żałuję? – potrząsnął głową. – Przynajmniej nie dzisiaj – uśmiechnął się. Wyszli na pokład. – Nie ma tu basenu? – zakpiła. – Ani sali balowej? – Obawiam się, że nie. – Tak myślałam – powiedziała, wzruszając ramionami. – Czy bardzo się spieszysz? – spytał. Potrząsnęła głową. Wskazał jej wygodne krzesło.

– To może usiądź, a ja przygotuję drinka. Czy napijesz się szampana? Skinęła głową. Wrócił po chwili z butelką szampana i dwoma kieliszkami. Otworzył butelkę, nalał szampana do kieliszków i podał jej jeden z nich. – Wszystkiego najlepszego – powiedział, unosząc swój kieliszek. Cassie oparła się o krzesło i wdychała słone powietrze. – Tak miło. Nawet nie chce mi się myśleć, że jutro wracam do domu. – Gdzie jest twój dom? – W Nowym Jorku – odparła. – Tam mieszka twoja rodzina? – Moi rodzice umarli, kiedy byłam jeszcze mała i wychowywali mnie dziadkowie. Dziadek umarł dziesięć lat temu, a moja babcia... – zawahała się – kilka miesięcy temu. – Przykro mi – powiedział. Widziała w jego oczach czułość, aż zachciało się jej płakać. – To musiało być dla ciebie straszne. – Tak – potwierdziła. Miała ochotę opowiedzieć mu całą swą historię, ale powstrzymała się. – Jesteś zamężna? Wypiła łyk szampana i powiedziała: – Prawie byłam. – Prawie? – Byłam zaręczona, ale nic z tego nie wyszło. – Więc to jest ta przyczyna. – O czym mówisz? – To dlatego byłaś dzisiaj taka smutna. – Dzisiaj? – Obserwowałem cię. Obserwował ją. Interesował się nią. – Obserwowałeś mnie? – Wyglądałaś tak, jakbyś miała ochotę się rozpłakać. – Może myślałam o mojej babci, ale na pewno nie o nim. – Przykro mi – powiedział. – Dość mówienia: przykro mi. Zaczynam się czuć, jak jakiś wyjątkowy przypadek. W każdym razie skończyłam z nim. Myślę, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. – Zgadzam się, ale zawsze jest trudno powiedzieć komuś bliskiemu do widzenia. – To prawda – westchnęła. – Ale niektóre rzeczy można przeżywać łatwiej, a inne trudniej. – Jakie? – Jak porzucenie cię dla innej kobiety. – Nie powinna o tym mówić. Nie potrafi trzymać języka za zębami. Ale miała sposobność porozmawiania o tym z kimś, kto nie znał ani jej, ani jego, ani ich stosunków. – Opuścił cię dla innej kobiety? – spytał z niedowierzaniem. Nazywała się Willa Forchee,

była starsza o dziesięć lat od Olivera i pracowała jako wiceprezes w Axon Enterprises. Oliver twierdził, że zakochał się po raz pierwszy w życiu. Ale Cassie nie rozczulała się nad sobą. Cały swój gniew wyładowywała w pracy, wykonując ją ze zdwojoną siłą. – Przy... – zaczął, ale Cassie położyła mu palec na ustach. – Proszę, nie mów więcej, że ci przykro. Odsunął jej palec od ust, ale go nie puścił. Zaczął go głaskać a Cassie pomyślała, że jest to bardziej zmysłowe niż pocałunek. Było to bardzo intymne, a oni właściwie się nie znali. – A co z tobą? Masz żonę czy może przyjaciółkę? – Nie mam. Dużo pracuję. – Pewnie wiele kobiet spotykasz w barze. – Ale zazwyczaj nie umawiam się z nimi na randki. – Zazwyczaj? – Są wyjątki od reguły. – Uśmiechnął się. – Jesteś głodna? Widziałem, że w barze nic nie jadłaś. Faktycznie, pomyślała. Pieniądze przeznaczone na obiad wydała na colę. – Trochę – przyznała. – Chodź do kuchni, zobaczymy, co jest do jedzenia. Weszła za nim do obszernej kuchni. – Ładna zmywarka – zauważyła. – Dziękuję. Pierwszy raz to usłyszałem. – Moja zmywarka się zepsuła i teraz zwracam na nie szczególną uwagę. – Mogłaby wymienić mu całą listę urządzeń, które jej się ostatnio zepsuły. – Gdzie są ludzie, którzy posiadają takie wspaniałe zmywarki? Spojrzał na nią z wahaniem. – Stoją przed tobą. – Co? – To moja łódź. Zaczęła się śmiać. A więc był również zabawny. Elegancki i zabawny. Miła kombinacja. – Wobec tego musisz dużo gotować w tej kuchni. – Nie – odparł. – Zazwyczaj robi to mój kucharz. Znowu się roześmiała. Dawno nie było jej tak wesoło. Nie mogła sobie nawet przypomnieć, kiedy ostatnio ona i Oliver cieszyli się własnym towarzystwem. Od dziecka byli najlepszymi przyjaciółmi. Miasto, w którym mieszkali, uważali za piękne. W zimie chodzili na łyżwy, a w lecie pływali i łowili ryby w strumieniu. Kiedy Oliver skończył college, zmienił się bardzo. Nie satysfakcjonowały go już spokojne obiady domowe, wolał jeść w restauracji. Chłopiec, który nosił dżinsy i podkoszulki, zaczął nosić garnitury szyte na miarę i robić sobie manicure. Rozmawiał zazwyczaj o pieniądzach albo o tym, kto dostał pracę i za ile, kto jeździł jakim samochodem. Babcia broniła go. Mówiła, że mu to przejdzie. Teraz Cassie zdała sobie sprawę, że jednak nie to było powodem, że oddalili się od siebie. Po prostu kochała go jedynie jak siostra brata. Ale była z nim szczęśliwa, chociaż w pierwszym momencie zakwestionowała ich młodzieńczą decyzję wzięcia ślubu. Oliver był

jednak nieustępliwy. Tłumaczył, że są sobie przeznaczeni. Teraz, z perspektywy czasu, uważała, że wtedy desperacko pragnął przekonać sam siebie. Zaakceptowała jego plany. W końcu, babcia liczyła na to, a Cassie miała nadzieję, że po ślubie wszystko się jakoś ułoży. Kiedy Oliver zerwał zaręczyny, ulżyło jej, chociaż było to brutalne. – Hej – zawołał barman. – Znowu jesteś smutna? – Dotknął czule jej policzka. Spojrzała na niego, starając się wyczytać coś z jego oczu. Ileż to czasu minęło, odkąd mężczyzna dotknął jej tak czule. Nie mogę się rozpłakać, pomyślała. Nie teraz. – On był głupcem – powiedział mężczyzna, przypuszczając, że ciągle żałuje swojego narzeczonego. – Zasługujesz na coś lepszego. – Wcale mnie nie znasz. – Jestem tu z tobą i to ma znaczenie. Jak mogła być smutna, kiedy królewicz stał obok niej? Miała tylko jedną noc, zanim kareta zamieni się w dynię. – A więc – powiedziała wesoło. – Co twój kucharz przygotował dzisiaj do jedzenia? Wzruszył ramionami i otworzył lodówkę. – To, co przygotował, należy tylko podgrzać. – Jesteś pewien, że właściciele nie będą mieli nic przeciwko zjedzeniu ich obiadu? Kiedy odwrócił się i spojrzał na nią, dodała: – Nie chcę, żebyś miał przeze mnie kłopoty. – Gwarantuję ci. – Co gwarantujesz? Będziesz miał kłopoty czy nie? – Czy mówimy o obiedzie? – spytał, zakładając za ucho kosmyk jej włosów. Poczuła suchość w gardle. Uśmiechnął się i zaczął przygotowywać obiad. Gotowe dania wyłożył na talerze i zapalił świece. Cassie zajęła miejsce z widokiem na morze i rozejrzała się. Wszędzie było pusto. – Gdzie się wszyscy podziali? – To jest prywatna przystań – powiedział. Jedzenie było znakomite. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo była głodna. Od śniadania nic nie jadła. Zajęta jedzeniem, nie spostrzegła nawet, że on na nią patrzy i uśmiecha się. Było w nim coś królewskiego, jakby rzeczywiście był księciem. – Przepraszam – powiedziała. – Za co? – Za moje maniery. Okazało się, że byłam bardziej głodna, niż myślałam. – Masz doskonałe maniery. – Dolał szampana do kieliszków. – Skąd pochodzisz? – spytała. – Urodziłem się w Maryland. Ale kiedy miałem dziesięć lat, mój ojciec stracił pracę i przeprowadziliśmy się na małą wyspę niedaleko stąd. – To jak do raju. – Być może, ale nie była ona dla mnie rajem, kiedy dorastałem. Ciężko zarabiać na życie jako rybak, a szczególnie wtedy, gdy nie ma się doświadczenia. – Byłeś jedynakiem?

– Tak. Moja mama umarła, gdy byłem mały. Zostałem z ojcem i babcią. – Babcią? – Ojciec uważał, że potrzebuję kobiecej ręki, i sprowadził babcię z Francji. Nigdy nie nauczyła się mówić po angielsku. – Uśmiechnął się. – A ty też jesteś jedynaczką? – Tak – odpowiedziała. Ale nigdy nie czuła się samotnie. Shannille było małym miastem, z domami w stylu wiktoriańskim i krótką Main Street. Ona sama urodziła się i mieszkała w domu położonym kilka ulic od Main Street i niedaleko od tkalni. Jej współtowarzysze z pracy, jak również sąsiedzi, byli dla niej jak rodzina. Byli to ludzie, którzy od urodzenia ją znali, ludzie, którzy wspierali ją w dobrym i złym, ludzie, którzy jak ona pracowali w tkalni i byli z niej dumni. – Zjadłaś już? – spytał spokojnie. – Tak – odpowiedziała. – Chodź ze mną. Teraz pora na deser – powiedział i wziął ją za rękę.

ROZDZIAŁ DRUGI Cassie nie protestowała. Zanim zeszli z łodzi i wyszli z portu, mężczyzna zrzucił z nóg buty. – Zrób to samo. – Dokąd idziemy? – Chcę ci dostarczyć prawdziwego tropikalnego przeżycia. – Co? – Zaufaj mi. Zastanawiała się, dlaczego ma zdjąć pantofle, aleje zdjęła i poszła za nim w kierunku plaży. – Co ty robisz? – spytała, gdy podszedł do palmy i potrząsnął nią. – Nic takiego – powiedział, podnosząc orzech kokosowy. Wyjął nóż, zrobił nim otwór w skorupie i podał owoc Cassie. – Napij się. Przyłożyła orzech do ust i zaczęła pić słodki, przezroczysty płyn. – Smakuje ci? Skinęła głową i oddała mu orzech. – Jeśli masz ochotę, wypij wszystko. – Nie – powiedziała. – Jest smaczny, ale byłby lepszy z sokiem jabłkowym lub rumem. Wtedy on podniósł orzech do ust i wypił resztę płynu. – To był właśnie deser – stwierdził. Uśmiechnęła się. – To było wyśmienite, ale dlaczego zdjęliśmy buty? Ponownie wziął ją za rękę i poprowadził w kierunku brzegu. Ciepła woda wymieszana z piaskiem przepłynęła jej między palcami. – Przyjemnie, prawda? – spytał, wskazując na stopy. Roześmiała się. Podniosła orzech do góry, starając się zasłonić tarczę księżyca. – Co robisz? – Byłoby wspaniałe zdjęcie. Orzech kokosowy, zasłaniający księżyc i światło promieniujące zza niego. – Czy chcesz, bym pobiegł po aparat? – Nie – odpowiedziała. – No to chodź – powiedział. – Gdzie mamy iść? – spytała. – Absolutnie nigdzie. Ruszyli spleceni ramionami. Mijali podobne pary i uśmiechali się. Łatwo było uwierzyć, że oni też są parą, pomyślała Cassie. Mąż i żona, narzeczeni, kochankowie. – Tu jest mój hotel – stwierdziła. – Ale twoje buty i aparat są na łodzi.

– Słusznie – uśmiechnęła się. – Będziemy chyba wracać – zauważyła. Nic nie odpowiedział, tylko wpatrywał się w nią z ogniem w oczach. – Mój Boże, jaka ty jesteś piękna. Zaczerwieniła się i z trudem przełknęła ślinę. – Mogę cię pocałować? – spytał miękko. Skinęła głową i odwróciła do niego twarz. Przycisnął swoje usta do jej warg i pozbawił ją oddechu. Automatycznie odpowiedziała na pocałunek i objęła go za szyję. Jego język wślizgnął się do jej ust, badając wszystkie ich zakamarki. Głęboko i zmysłowo. Ten pocałunek nie był podobny do żadnego z jej wcześniejszych pocałunków. Co ona zrobiła? Prawie go nie znała. Było to przyjemne, ale dokąd ją to zaprowadzi? Ale nie mogła teraz o tym myśleć. Chciała zamknąć oczy i cieszyć się obecnością tego przystojnego mężczyzny, który trzymał ją mocno przy sobie. Zanim się spostrzegła, byli już z powrotem przy łodzi. Westchnęła z żalu, że to koniec ich spotkania. Podniosła pantofle. – Potrzebuję jeszcze aparat fotograficzny. – Dobrze – odpowiedział. Wdrapał się na pokład i podał jej rękę. Wiedziała, że powinna iść już do domu. Ich wspólny wieczór dobiegł końca. Ale zanim zdążyła coś powiedzieć, powędrował delikatnie palcem wokół jej twarzy. – Nie odchodź – powiedział, oddychając głęboko. Nic nie rzekła, tylko go pocałowała. Odpowiedział powoli i delikatnie, jakby całowali się wcześniej co najmniej milion razy. Poczuła, jak świat zawirował wokół niej. Oderwała się od niego i wzięła kilka głębokich oddechów. Czuła, że następny pocałunek sprawi, że nie będzie zdolna pójść już nigdzie. – Mam... wczesny... lot i naprawdę powinnam pójść... Nie miała jednak szansy na dokończenie zdania, ponieważ pocałował ją znowu, tym razem mocniej. Wszystkie jej zmysły oszalały. Chciała, żeby jej dotykał, trzymał przy sobie całą noc. Chciała czuć jego usta na swoich do końca życia. W końcu przestał ją całować. – Dokończ chociaż szampana – powiedział. Spojrzała na stół. Butelka szampana stała w na wpół roztopionym lodzie. – To byłby wstyd zostawić taki dobry szampan – powiedziała w końcu. Uśmiechając się poprowadził ją do stołu. Przysunął swoje krzesło bliżej do niej i napełnił kieliszki szampanem. Siedzieli w milczeniu, ciesząc się swoim towarzystwem. – Gdyby to była moja łódź, nigdy bym jej nie opuściła – powiedziała Cassie w zamyśleniu. – Nie? – Nie, ponieważ nie mogę sobie wyobrazić piękniejszego miejsca. – Szczególnie w nocy – powiedział. – Rzadko jestem sam na łodzi, ale kiedy to się zdarzy, lubię tu siedzieć i patrzeć w gwiazdy. – Kiedyś próbowałam sfotografować nocne niebo.

– I co? – Stwierdziłam, że niektórych rzeczy nie można uchwycić. Dotknął jej policzka. – Zostań ze mną – poprosił cicho. – Gdzie? – spytała. Przecież to nie była jego łódź. Czy ma pozwolenie na spanie tutaj? Musi wiedzieć wszystko, Panini podejmie decyzję. – Tutaj, na łodzi. Nikogo więcej tu nie będzie. Nic złego się nie stanie. Było to kuszące, ale... – Jestem... nie jestem gotowy powiedzieć ci dobranoc. Ona też nie była. – Dobrze – zgodziła się. Pocałował jej rękę. – Dziękuję. – Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Pomyślała, że musi być doświadczony w takich sprawach. W jakich sprawach? Czego się bała? Przecież zapewnił ją, że nic się nie stanie. Ale ona chciała, żeby coś się stało. Przełknęła ślinę. – Hej – powiedział miękko. – Czy wszystko w porządku? – Oczywiście – powiedziała. To ma się stać teraz lub nigdy. Odgarnął włosy z jej twarzy. – Jeśli wolisz, wrócimy na pokład. Chyba nie powinna być dumna, że w wieku dwudziestu trzech lat jest jeszcze dziewicą. W przyszłym roku skończy dwadzieścia cztery lata. Może to rekord i powinna zostać wpisana do księgi Guinnessa? – Chcę zostać z tobą. Znowu pocałował jej rękę. – Jesteś pewna, że tego chcesz? – Tak. – Chcę leżeć koło ciebie przez chwilę. Chcę czuć cię obok siebie. Uśmiechnęła się, żeby ukryć zdenerwowanie. Delikatnie masował jej ramiona i całował ją. Wydawał się czekać na jej przyzwolenie, zanim zrobi następny krok. Kiedy westchnęła z pożądania, dopiero wtedy zaczął odkrywać jej ciało. Jego ręce krążyły po niej, a każde ich dotknięcie wzmagało jej odczucia. Jednym ruchem zdarł z siebie ubranie i już po chwili czuła jego nagie ciało na swoim. Ogarnęło ją szaleństwo. Krzyknęła z rozkoszy, ale on po chwili zatrzymał się. – Przykro mi – powiedział. – Nie wiedziałem, że jesteś... – Nie przerywaj – wyszeptała – proszę. Zawahał się, jakby nie był pewny, co robić. Wtedy ona uniosła biodra i przyjęła go głębiej. Ból otworzył jej drogę do przyjemności. Intensywnej i prymitywnej. Czuła, jak poruszał się w niej wolno i delikatnie. Cassie nie była przygotowana na tak intensywne przeżycia. Teraz obydwoje zależeli od siebie. Kiedy nasycili się sobą, pocałował ją w policzek i palcem obrysował jej usta. – Czy wszystko w porządku?

– Nawet lepiej – uśmiechnęła się. – Jesteś dziewicą. – Byłam. Ponownie podniósł jej rękę do ust. – Gdybym wiedział, nigdy nie prosiłbym cię o zostanie ze mną. – Jestem zadowolona, że ci nie powiedziałam. Uśmiechnął się, ale wyglądał na człowieka z poczuciem winy. – Czekałaś, żeby kochać się po raz pierwszy po ślubie? Skinęła głową. – Czy myślałaś, że to wyleczy twoje złamane serce? – Moje serce nie jest złamane. – Przynajmniej jeszcze nie teraz, pomyślała. Obudziła się rano na kołyszącej się łodzi. Spojrzała za siebie i zobaczyła go śpiącego, na wpół przykrytego. Odwróciła się zawstydzona. Jak mogła być zażenowana, kiedy byli ze sobą tak blisko, i to dwa razy. Westchnął i poruszył się przez sen. Zamarła. Musi wyjść, zanim on się obudzi. W końcu co miałaby mu powiedzieć? Nie chciała słuchać obietnic, że zadzwoni i będzie z nią w kontakcie. To by wszystko zrujnowało, a tak będzie się jej wydawać, że miała piękny sen. Wyskoczyła z łóżka. Do odlotu samolotu miała mniej niż godzinę.

ROZDZIAŁ TRZECI Cassie patrzyła na zimną kawę w filiżance. Trudno było jej uwierzyć, że poprzedniego dnia była na Bahamach. Dwadzieścia cztery godziny wcześniej kochała się z mężczyzną, którego imienia nawet nie znała. A teraz siedziała w sali posiedzeń naprzeciwko swojego byłego narzeczonego. Już samo spotkanie było dla niej niemiłe, a nieprzyjemność pogłębiał fakt, że Oliverowi asystowała jego obecna dziewczyna, nienagannie ubrana blondynka, Willa, która była popleczniczką Huntera Axona. Jeśli Oliver czuł się nieswojo w towarzystwie byłej narzeczonej i kobiety, dla której ją porzucił, to nie dawał tego po sobie poznać. – Willa powiedziała mi, co zrobiłaś. – O czym ty mówisz? – spytała Cassie. – Recepcjonistka Axona powiedziała Willi o twojej małej podróży na Bahamy. To dlatego chciał ją widzieć. Kiedy przyszła do tkalni dziś rano, powiedziano jej, że Oliver chce się z nią zobaczyć. – To nie był sekret – odpowiedziała. – Chciałam się spotkać z Hunterem Axonem. – Wiem o tym! Myślisz, że możesz robić coś po kryjomu? Wiem wszystko, co się dzieje. – Nie wszystko, pomyślała, wspominając swoją romantyczną noc, której nie zapomni do końca życia. – Jak mogłaś mi to zrobić? – spytał Oliver. – Wiesz dobrze, jak ważna jest dla mnie ta transakcja. Czy on oszalał? Czy uważa, że to była jej osobista zemsta? – To nie miało nic wspólnego z tobą – zapewniła go. – Co więc? – Chodzi mi o zachowanie sposobu na życie, zachowanie tradycji, która była przekazywana z pokolenia na pokolenie. – Och, proszę cię, Cassie, mówisz, jak profesor historii. To jest biznes, który od wielu lat nie przynosi zysku. – A czyja to wina? – powiedziała, patrząc na niego zwężonymi oczami. – Czy wiesz, jaki jestem szczęśliwy, że mogę to sprzedać? I to takiej firmie, o znanej renomie? – Zaczerwienił się, a każde słowo pogłębiało jej frustrację. Patrzyła na niego i zastanawiała się, jak mogła kiedyś myśleć o poślubieniu go. Siedział przed nią całkiem obcy człowiek. – Powinieneś być szczęśliwy, bo nie spotkałam się z Axonem. Próbowałam, ale nie chciał mnie widzieć. – Wiemy o tym – stwierdziła Willa. Wyciągnęła wypielęgnowaną dłoń i oparła ją na ramieniu Olivera. – Pozwól mi porozmawiać z Cassie sam na sam. – Uśmiechnęła się. – Prywatnie. Oliver spojrzał na Willę rozmarzonym wzrokiem. Może rzeczywiście ją kocha, pomyślała

Cassie. Na nią nigdy tak nie patrzył. Ale nie była zazdrosna. Oliver wyszedł z pokoju. – Słuchaj, Cass – powiedziała Willa protekcjonalnym tonem. – Cassie – poprawiła ją. – Cassie – powtórzyła Willa. – Wiem, co się z tobą dzieje. Cassie spojrzała na nią zaskoczona. – Co się ze mną dzieje? – To rewanż. Czysty i prosty. – Rewanż? – Cassie poczuła się tak, jakby ta kobieta ją uderzyła. Willa była tak samo zła, jak Oliver. – To nie miało nic wspólnego z rewanżem. – To o co chodzi? – O to, że miasto nie może pozwolić sobie na utratę tkalni. Willa westchnęła dramatycznie. – Cass, Cassie, chcę prowadzić z tobą interesy. Rozmawiałam z Hunterem i zapewnił mnie, że nie każdy będzie zwolniony. Jestem w stanie zagwarantować ci pracę... ale pod jednym warunkiem. – Jakim? – Pomożesz nam przeprowadzić tę transakcję tak łatwo, jak to tylko możliwe. – Jaką transakcję? – Sprzedaż. Hunter Axon przyjeżdża tutaj, żeby ubić interes. Chcę, żebyś obiecała, że nie będziesz się... wtrącała. Cassie siedziała nieruchomo. Nie obawiała się Willi. Była na nią zła. Zdała sobie sprawę, dlaczego nie mogła spotkać się z Hunterem Axonem. Jego asystentka, zgodnie z poleceniem Willi, nie dopuściła do tego. – Czy uprzedziłaś swoich ludzi, że przejeżdżam i nakazałaś im, żeby nie dopuścili do mojego spotkania z panem Axonem? – Pracuję dla niego. Moim zadaniem jest przygotowanie transakcji, żeby poszła gładko. Słuchaj, Cassie, jest mi przykro z powodu Olivera. Naprawdę jest mi przykro. Ale radzę ci przyjąć to, co oferuję. Willa oferowała jednotygodniową odprawę pieniężną za każdy rok pracy dla każdego pracownika tkalni, ale to nie gwarantowało przetrwania fabryki. Była ona największym zakładem w Shanville. Jaki rodzaj pracy mogliby wykonywać ludzie, którzy całe życie spędzili przy krosnach? I gdzie mogliby znaleźć taką samą pracę? – Mam zamiar zaryzykować. – Nie masz pojęcia, z kim chcesz zadrzeć. Myślisz, że zainspirujesz pana Axona swoją małą, łzawą historią? On dba tylko o pieniądze. – Uśmiechnęła się, ale nie był to miły uśmiech. Był to uśmiech, który mógł spowodować więdnięcie kwiatów i zamarzanie wody. – Znam go od lat i wiem, że jest najlepszy w interesach, ale nie jest miły, gdy ktoś stanie mu na drodze. – Chcę z nim tylko porozmawiać. – Jeśli sprawisz mu kłopoty i zainteresujesz tym media, to zgniecie cię jak robaka.

Rozumiesz mnie? Ręka Cassie automatycznie powędrowała do dekoltu, gdzie zawsze znajdował się naszyjnik ze złotym serduszkiem, który nosiła od dziecka i który zgubiła na Bahamach. Był to zaręczynowy prezent ojca dla jej matki. – Nie boję się go. – Jesteś więc głupsza, niż myślałam. Pozwól, że będę szczera – powiedziała Willa, dotykając jej lodowatą dłonią. – Jeśli będziesz się upierała przy swoim, to cofnę obiecaną odprawę. – Nie dbam o twoją nędzną odprawę. – Jestem tego pewna. Ale co będzie z... – wzięła z biurka teczkę i wyjęła z niej listę pracowników – Luanną Anderson? Wiem, że jej córka ma problemy, czyż nie? Jaka to będzie szkoda, gdy zostanie bez pracy i bez odprawy. – Straszysz, że nie zapłacisz odprawy Luannie? – Nie tylko jej. – Willa spojrzała znowu na listę. – Może również Mabel, Larryemu. Tak – powiedziała, odkładając listę. – Nie możesz tego zrobić – krzyknęła Cassie. – Ja nie mogę, ale Hunter tak. Cassie przełknęła ślinę. – W tej szczególnej sytuacji zamierzam uchronić Huntera przed kłopotami. Jeśli spróbujesz spotkać się z nim, kiedy on tu przyjedzie, osobiście odwołam odprawy. Dlaczego nie chcesz pieniędzy? Mogłabyś pojechać do tej swojej szkoły artystycznej. Cassie czuła, jak płoną jej policzki. Oliver rozmawiał o niej z tą kobietą. – Czy zrozumiałyśmy się? – spytała Willa. – Zrozumiałyśmy? Tu nie chodzi o mnie, o ciebie lub Olivera. Tu chodzi o łudzi, którzy tracą jedyne źródło utrzymania. – Marnujesz tylko mój czas – powiedziała Willa. – Zaproponowałam ci interes. – A ja mam stać spokojnie i patrzeć, jak niszczysz miasto i doprowadzasz do finansowej ruiny moich przyjaciół? – Trochę dramatyzujesz, ale w zasadzie tak. Cassie wstała. – Już skończyłaś? – Oczywiście. – Willa wyciągnęła do Cassie rękę. – Podziwiam cię jednak i mam nadzieję, że to, co łączyło cię w przeszłości z Oliverem, nie przeszkodzi nam w zostaniu przyjaciółkami. Hunter spojrzał na zegarek. Jego lot opóźniał się z powodu szalejącej burzy. Ale się nie spieszył. Nienawidził opuszczać Bahamy i nienawidził myśli, że jest mała szansa na to, żeby odnaleźć dziewczynę. – Nigdy jej pan nie znajdzie – powiedział detektyw, którego wynajął. – To jest tak, jak szukanie igły w stogu siana. Jak znaleźć kobietę, nie znając nawet jej imienia? Ale Hunter nie chciał uwierzyć, że to beznadziejna sprawa. Sięgnął do kieszeni i wyjął z

niej jedyną pamiątkę, która pozostała mu po cudownej dziewczynie. Naszyjnik, który znalazł na jej poduszce. Zacisnął go w ręce i jeszcze raz stwierdził, że musi ją odnaleźć. Ale gdzie? Szukał jej wszędzie. Do diabła, dlaczego nie spytał jej o nazwisko? Ona również nie znała jego nazwiska. W barze, który był jego własnością, znalazł się przypadkowo. Poszedł tam, żeby porozmawiać ze swoim pracownikiem. Zaintrygowała go Cassie samotnie siedząca przy stoliku. Była cudownie piękna ze swoją kremowobiałą skórą i zielonymi oczami. Burza rudawobrązowych włosów opadała jej na plecy. Figurę miała jak balerina, z długimi, smukłymi nogami. Ale nie tylko uroda przyciągnęła jego spojrzenie, dziewczyna siedziała wpatrzona w wodę, jakby w niej pogrążył się cały jej świat. Kiedy podszedł do stolika i próbował z nią rozmawiać, zdał sobie sprawę, że bierze go za barmana. W końcu to nie miało dla niego znaczenia. W miarę upływu czasu przekonał się, że jest bardzo samotna i ma złamane serce. Ale nie przyjechała tutaj, żeby zrelaksować się w ramionach innego mężczyzny. Nie szukała towarzystwa. Była dziewicą. Wiedział, że nigdy nie powinien z nią spać. Dlaczego zostawiła go, nie mówiąc nawet do widzenia? Czy wybrała go z powodu samotności? Desperacji? Ku swemu zaskoczeniu obudził się z nieprzepartą chęcią zobaczenia jej znowu. Kiedy stwierdził, że odeszła, wypełniła go rozpacz. Od wielu lat żadna kobieta nie wywarła na nim takiego wrażenia. Miał wiele kobiet, ale nigdy nie był z nimi zbyt blisko. Kiedy był jeszcze młody i naiwny, zakochał się w Lizie. Planowali wspólną przyszłość. Ale kiedyś wrócił wcześniej do domu i zastał ją w łóżku z innym mężczyzną. Był to jego szef. Wyszła potem za niego, a Hunterowi powiedziała, że nigdy nie mogłaby poślubić biedaka. Jeszcze teraz brzmiały mu w uszach jej słowa. Wkrótce stał się bogatym człowiekiem, a jak słyszał, Liza nie była szczęśliwa w małżeństwie. Pieniądze nie dały jej szczęścia. Samolot w końcu wystartował, a kiedy dotknął ziemi, Hunter zobaczył, że w Shanville leży śnieg.

ROZDZIAŁ CZWARTY – Czy ciągle masz zamiar porozmawiać z panem Axonem? Cassie spojrzała na przyjaciółkę, którą znała przez całe życie. Nie mogła znieść rozczarowania Frances. Frances Wells miała sześćdziesiąt pięć lat i jak większość ludzi w Shanville, żyła od wypłaty do wypłaty. Gdyby straciła pracę w tkalni, nigdzie by już innej nie znalazła. Niestety, Frances nie była jedyna. Większość pracowników miała około pięćdziesiątki lub więcej. Cassie była młoda, mogła się wyprowadzić z miasta, ale oni nie mogli. – Nie mogę ryzykować waszej przyszłości. – Ale jest Oliver. On ciebie kocha. – Nie – powiedziała szybko Cassie. – Teraz myślę, że nigdy mnie nie kochał. Nawet gdybym na niego naciskała, to i tak na nic by się to zdało, ponieważ on nie ma już żadnego wpływu. Kierownictwo przekazał Axon Enterprises. – Nie wiem, jak Oliver mógł do tego dopuścić. – Myślę, że to dla niego żadna różnica. Frances uśmiechnęła się. – Przynajmniej jestem szczęśliwa, że tobie się ułożyło. – Co masz na myśli? – spytała Cassie, – Możesz wziąć pieniądze i wyjechać do szkoły – powiedziała kobieta, uśmiechając się smutno. – Nie pasowałaś do tkalni, Cassie. Nigdy nie pasowałaś. Powinnaś robić zdjęcia. Pracować dla National Geographic lub w jakimś innym miejscu, gdzie mogłabyś realizować swoje marzenia. – Och, Frances. Byłabym szczęśliwa, gdybyście wszyscy mogli zachować swoje miejsca pracy. – Co ty mówisz? Już jako mała dziewczynka kochałaś aparat fotograficzny. Cassie wzruszyła ramionami. – Wszystko, o czym teraz myślę, to tkalnia. – To i tak stałoby się wcześniej czy później. Wiara, że Oliver poradzi sobie z tkalnią, była głupotą. – Myślę, że mógłby, gdyby chciał. – Nonsens – powiedziała Frances. – Wiesz tak samo jak ja, że Oliver zawsze stawiał na swoim. – Objęła Cassie ramieniem i uścisnęła. – Przynajmniej mogę spać spokojniej, wiedząc, że twoje sprawy idą ku lepszemu. – To znaczy? – Zawsze uważałyśmy z twoją babcią, że Oliver nie jest odpowiednim mężczyzną dla ciebie. – Co? A ja myślałam, że babcia go kochała. – Kochała go, jak się kocha krnąbrne dziecko. Wiedziała, że przez całe życie byliście przyjaciółmi, ale poważnie martwiła się o twoją przyszłość. Czy to była prawda? Czy było to kolosalne nieporozumienie? Obie, ona i babcia, usiłowały wierzyć w to, że Oliver jest odpowiednim narzeczonym.

Ale jakie to miało teraz znaczenie? Babcia odeszła, a Oliver był zaręczony z kim innym. A ona ruszyła się z miejsca przy pomocy barmana z Bahamów. Minęło tyle dni, odkąd się rozstali, a Cassie nie mogła przestać o nim myśleć. Wszystko go jej przypominało. Tęskniła za nim. Powinna to zwalczyć. Przecież to była tylko jedna noc z nieznajomym. Zbliżenie bez zobowiązań. Pożądanie bez miłości. Nawet nie znała jego imienia. Więc dlaczego nie mogła o nim zapomnieć? Gdy patrzyła na swojego eks-narzeczonego, nie czuła nic poza irytacją, ale kiedy patrzyła na zdjęcie barmana, które zrobiła mu na plaży, była bliska płaczu. Miała nadzieję, że jeszcze go zobaczy. Ale czy on ją pamięta? Chyba nie. Jego doświadczenie z kobietami rzucało się w oczy. Pewnie znalazł już sobie inną kobietę do łóżka. Weszła za Frances do stołówki. Pracownicy stali tam, upchnięci jak bydło. Przed tłumem znajdowały się trzy krzesła. Oliver i Willa siedzieli po bokach pustego krzesła, jakby czekali na króla. Po chwili Oliver wstał i powiedział: – Pan Axon jest spóźniony, ale dzwonił do mnie, że wkrótce tu będzie. – Nagle twarz mu się rozjaśniła. – O, właśnie już tu jest. Cassie odwróciła się. Nie kto inny, tylko jej barman, szedł w jej kierunku. Hunter szedł przez salę, starając się nie dopuścić do kontaktu wzrokowego z obecnymi tu ludźmi. Wcześniej wiele razy był w takiej sytuacji. Wiedział, jakie pytania będą mu zadane i że ludzie nie otrzymają takiej odpowiedzi, jakiej by chcieli. Planował zamknąć tkalnię w ciągu sześciu miesięcy. Wszyscy otrzymaliby hojną odprawę pieniężną. Zgodnie z rozeznaniem Willi, w okolicy Shanville każdy miał szansę na znalezienie innej pracy. Spojrzał na Olivera, który zerwał się na nogi i zaczął bić brawo. Brawa? To była przesada. – Powstrzymaj się, proszę – powiedział Hunter. Oliver był dziecinny, jeśli myślał, że ci ludzie będą go witali oklaskami. Willa powiedziała mu, że już zostali poinformowani o jego intencjach. Twarz Olivera spoważniała i usiadł na krześle. – Czy miałeś przyjemny lot? – Nie – odparł Hunter. Następnie odwrócił się w stronę tłumu. – Przepraszam was za czekanie. Mój lot był opóźniony z powodu złej pogody. Wiem, że macie do mnie wiele pytań. Obiecuję, że na każde z nich odpowiem. – Rozejrzał się po sali. To nie będzie łatwe, pomyślał. Większość audytorium stanowili starsi ludzie. Tego się nie spodziewał. Młodsi zazwyczaj z ochotą przyjmowali odprawę pieniężną, bo dostarczała im środków do rozpoczęcia nowego, może lepszego życia. Ale ci będą mieli problemy ze znalezieniem nowej pracy. – Może na początek powiem wam kilka słów o mojej firmie... Przerwał. Zobaczył ją. Stała na końcu sali i patrzyła na niego, jakby zobaczyła ducha. Była tutaj.

Uciekaj. Cassie odwróciła się i pobiegła w stronę drzwi. Była to instynktowna reakcja. Uciekała tak szybko, jakby od tego zależało jej życie. Spała z Hunterem Axonem. Kiedy to sobie uprzytomniła, poczuła następny przypływ energii. Ruszyła ku schodom, a serce waliło jej jak młotem. Straciła dziewictwo z Wrogiem Publicznym Numer Jeden. Z człowiekiem, który zamykał tkalnię i wyrzucał z pracy jej przyjaciół. Zaczęła zbiegać po schodach. – Poczekaj! Brzmienie tego głosu zatrzymało ją w miejscu. Ale nie na długo. Zaczęła znowu biec. – Poczekaj – krzyknął znowu, przeskakując po dwa stopnie na raz. Chwycił ją za ramię i zatrzymał. – Szukałem cię wszędzie. Spojrzała na niego z wyraźną męką na twarzy, ale uwierzyła mu. Prawie. – Hunter Axon? – spytała. Uśmiechnął się i wyciągnął do niej rękę. – Miło mi cię poznać. A ty jesteś... ? Patrzyła w jego brązowe oczy i jej zdenerwowanie zaczęło ustępować. – Cassie Edwards. – Cassie – powiedział, patrząc z czułością w jej oczy. – Co tutaj robisz? – Pracuję tutaj – powiedziała, opuszczając głowę. – Nie rozumiem. – Poleciałam na Bahamy, żeby się z tobą spotkać. – Co? – spytał, a mięśnie jego szczęk się zacisnęły. Nie został poinformowany o jej wizycie. – Dlaczego? – Chciałam porozmawiać z tobą o twoich planach co do tkalni. Przez dwa dni próbowałam się z tobą spotkać. Byłam u ciebie w biurze i nawet w domu. – Więc, kiedy zobaczyłaś mnie w barze...? – Nie wiedziałam, kim jesteś. Nigdy nie przypuszczałam... – przełknęła ślinę. – Zbieg okoliczności – powiedział i zrobił krok do tyłu, jakby oblała go zimną wodą. – Tak – powtórzyła spokojnie. Usłyszeli otwieranie drzwi i po chwili stukot wysokich obcasów na schodach. – Hunter? Hunter? – to był głos Willi. Cassie natychmiast przypomniała sobie jej groźby. Jeśli zobaczy ją, rozmawiającą z Hunterem, wycofa odprawy pieniężne. – Muszę już iść – powiedziała i odwróciła się, by odejść. – Cassie! – krzyknęła Willa, zatrzymując ją. – Poczekaj. Hunter westchnął, jakby zniecierpliwiony jej ingerencją. – Co się tu dzieje? – spytała Willa. – Właśnie... – zaczął Hunter. – Pan Hunter szuka męskiej toalety – powiedziała Cassie – i ja wyjaśniłam mu, że właśnie ją minął. Jest na górze, na prawo od drzwi.

Hunter spojrzał na nią dziwnie. – Czy to prawda? – spytała Willa. – Skąd mogłem o tym wiedzieć. Nigdy tu nie byłem – powiedział wzruszając ramionami. Cassie pohamowała śmiech. – Ulżyło mi, że wszystko z tobą w porządku – powiedziała Willa z promiennym uśmiechem. – Byłam zaniepokojona, kiedy opuściłeś audytorium w połowie zdania. – Byłem do tego zmuszony przez nagłą potrzebę... – spojrzał na Cassie – skorzystania z toalety. – Jak już powiedziałam, na górze i na lewo. Nie może pan jej przeoczyć. – Dziękuję – odpowiedział. – Proszę przeprosić pracowników i wyjaśnić sytuację – zwrócił się do Willi. – Oczywiście – odpowiedziała Willa. Hunter pobiegł w górę po schodach. – Myślałam, że nie spotkałaś się z Hunterem na Bahamach. – Zarzucasz mi kłamstwo? – spytała Cassie. – Bo zdziwiło mnie to, co przed chwilą zobaczyłam. – Nie rozmawiałam o tkalni, jeśli tak bardzo cię to niepokoi. – Dlaczego miałoby mnie to niepokoić. W końcu doszłyśmy do ugody. Nie chciałabyś chyba zobaczyć ludzi bez pracy i pieniędzy. – Tak – odpowiedziała Cassie. – Masz rację. Willa wahała się przez chwilę. – Cassie – powiedziała w końcu. – Cieszę się, że przeprowadziłyśmy ze sobą tę rozmowę i chcę ci powiedzieć, że ci ufam. Oliver i ja urządzamy dzisiaj, w posiadłości Olivera, małe przyjęcie dla Huntera. W posiadłości? Cassie nie mogła powstrzymać uśmiechu. Dom Demionów stał na wzgórzu, z którego rozciągał się widok na całe Shanville, ale trudno było nazwać go posiadłością. Został zbudowany przez jakąś bogatą rodzinę w połowie osiemnastego wieku. Składał się z dwudziestu dwóch przestronnych pokoi z dziesięcioma sprawnymi kominkami. Oliver sprowadził się do niego wiele lat temu, kiedy jego rodzice przenieśli się na Florydę, a jemu zostawili prowadzenie tkalni. – Może przyjdziesz? Cassie spojrzała na nią. Co to miało znaczyć? Czy zamierzała zachęcić ją do rozmowy z Hunterem? – Będzie również gubernator. Gubernator? Może on pomoże utrzymać tkalnię. Było to warte sprawdzenia. Willa zabroniła jej rozmawiać z Hunterem Axonem, ale nie z gubernatorem. – Dziękuję – powiedziała Cassie. – Przyjdę z przyjemnością. – No to dobrze. I wiesz Cassie, to będzie oficjalne przyjęcie, więc ubiór jest... – Oficjalny – dokończyła Cassie. – Właśnie – przytaknęła Willa z uśmiechem czyhającego kota.

ROZDZIAŁ PIĄTY Jeszcze nie jest za późno zrezygnować, pomyślała Cassie. Spojrzała na „posiadłość” Demionów. Granitowy wiktoriański budynek nigdy nie wyglądał pogodnie, ale teraz w świetle księżyca wydawał się domem, w którym straszy. Przez okna widziała sylwetki poruszających się ludzi. Kim oni byli? Po co przyjechali do Shanville? Żeby spotkać bezlitosnego Huntera Axona? Zbieg okoliczności, powiedział. Nie powinien wyglądać i zachowywać się jak książę. Wzięła głęboki oddech i zadzwoniła do drzwi. – Cześć, Cassie – przywitała ją Willa. – Proszę, wejdź. Cassie weszła. Skrzywiła się, gdy spojrzała, w co ubrana jest Willa i nie tylko ona. Wszyscy goście ubrani byli w codzienne ubrania. Tylko kelnerzy nosili smokingi. I Oliver. Chociaż miał na sobie zwykłe spodnie i koszulę, to dla podkreślenia odświętności dnia, zawiązał na szyi krawat z Ascot. Otworzył szeroko oczy, kiedy ją zobaczył. Podszedł do niej ze szklaneczką martini w ręce. – Cassie? – spojrzał na nią skonfundowany. – Co tutaj robisz? – Jego twarz wyrażała coś pomiędzy ciekawością a horrorem. – Willa mnie zaprosiła – odparła Cassie niepewnie, – Tak – przyznała Willa. – Byłam w trudnej sytuacji. Cassie była tak miła, że zgodziła się mi pomóc. – Nie nadążam – powiedział Oliver. – Dlaczego ubrałaś się w sukienkę, którą miałaś na balu szkolnym? Cassie nagle zapragnęła zniknąć stąd i przenieść się do własnego domu. – Jedna ze służących zachorowała. Cassie ma ją zastąpić – wyjaśniła Willa. Było gorzej, niż myślała. Willa nie zaprosiła jej jako gościa, tylko jako służącą. – Mam nadzieję, że nie zrozumiałaś mnie źle, Cassie. Wiedziałaś, że poprosiłam cię tu do pracy? – spytała Willa. – Oczywiście – szybko potwierdziła Cassie. Nie pozwoli Willi, Oliverowi, czy Hunterowi pokazać, że coś się stało. Chociaż była tkaczką, to w każdym calu była od nich lepsza. Zdjęła palto i zaczęła zawijać rękawy. – Jestem gotowa – powiedziała do Willi. – Hej – usłyszała za sobą znajomy głos. Poczuła, jak oblewa ją fala gorąca. Chociaż robiła wszystko, by o nim zapomnieć, to całe jej ciało pamiętało jeszcze jego dotyk. – Możesz rozpocząć pracę od wzięcia płaszcza od pana Axona – zwróciła się Willa do Cassie. – Witaj w skromnym domu Olivera – dodała, podając rękę Hunterowi. Cassie odwróciła się do niego. Ubrany był w elegancki garnitur, wykrochmaloną koszulę i jasnoniebieski, jedwabny krawat. Jego ubranie emanowało pieniędzmi, potęgą i prestiżem. Patrzył na nią, a jego oczy pytały: Co tutaj robisz? Willa pomogła mu zdjąć płaszcz i podała go Cassie.

– Czy mogę ci zaproponować coś do picia? – spytała. – Poproszę wodę – odpowiedział, patrząc ciągle na Cassie. – Dzień dobry, panie Axon. Miło znowu pana widzieć – zwróciła się do niego Cassie. – Mnie również – odpowiedział. Ale to spotkanie nie było jej miłe. Było okropne. – Słyszałaś, o co prosi pan Axon? Ja natomiast proszę trochę szampana – powiedziała, wręczając Cassie pusty kieliszek. O co chodzi? Hunter patrzył za odchodzącą Cassie, a potem ze złością spojrzał na Willę. Dlaczego traktowała Cassie jak służącą? Chciał pobiec za Cassie, ale powstrzymał się. Nie znał przyczyny, ale się domyślił, że Cassie chce utrzymać w tajemnicy przed Willą ich wcześniejsze spotkanie. – Co wiesz o tej kobiecie? – spytała Willa. – O tej kobiecie? – powtórzył, jakby nie miał pojęcia, o kim Willa mówi. – O tej, która przygotowuje nam drinki. O Cassie? To ta, z którą rozmawiałeś dziś rano na klatce schodowej. – Och – powiedział Hunter. – To dlatego wydała mi się znajoma. – Chyba pracuje przy krosnach, ale nie jestem pewna. – Willa uśmiechnęła się. – Przy krosnach? – Jest pracownicą fabryki. Ostatnio nastręcza nam trochę problemów. Próbuje rozpocząć rebelię, jeśli nie przystaniemy na jej żądania. – Naprawdę? – Obawiam się, że tak. Poleciała nawet na Bahamy, żeby się z tobą spotkać – uśmiechnęła się. – Ale ja wzięłam sprawy w swoje ręce i nie dopuściłam do tego. Jesteś za bardzo zajęty, żeby zajmować się takimi drobiazgami. Drobiazgi? Cassie nie jest drobiazgiem. Hunter poczuł, jak krew w nim zawrzała. Nie chciał, żeby Cassie była tak traktowana przez Willę ani przez nikogo innego. Ale Willa była bardzo dobrym pracownikiem. I chociaż jej metody były czasami okrutne i świadczyły, że nie ma serca, to odnosiła sukcesy. W większości przypadków doceniał umiejętności Willi, ale nie tym razem. – Za to mi płacisz – powiedziała z uśmiechem – żeby likwidować problemy. – Nie kłopocz się o to, Willa. W tej sprawie doskonale sam sobie poradzę. – Oczywiście, że sobie poradzisz. W każdym razie mamy ważniejsze sprawy do omówienia. Cassie zawiązała mocniej fartuszek. Twarz jej płonęła ze wstydu, gdy przypomniała sobie, w jaki sposób Willa rozkazała jej przynieść drinki. Ta kobieta zawsze potrafiła jej dokuczyć. Z pewnością powiedziała Hunterowi, że pracuje w tkalni, a on jest takim samym snobem, jak jej były narzeczony. Szła przez hol, niosąc na małej srebrnej tacy zamówione drinki. Ale nie znalazła ani