ROZDZIAŁ PIERWSZY
Larissa Nielsen wiele razy wyobrażała sobie, jak bę
dzie wyglądać w chwili, gdy znów zobaczy się z Jaco-
bem Danforthem, nigdy jednak nie przewidywała na tę
okazję takiej oto kreacji: stare dżinsy i własnoręcznie
farbowany podkoszulek z Rorydy. Ale poranny telefon
Jasmine Carmody, dziennikarki z „Wiadomości Poran
nych" w Savannah, nie dawał innego wyboru. Musiała
porozmawiać z Jakiem, zanim Jasmine powie całemu
światu, kto jest ojcem Petera.
Larissa siedziała w samochodzie przed domem Ja-
ke'a w Savannah niczym jego natrętna wielbicielka.
Pragnęła znowu być w swoim domu w Riverside i do
piero wstawać z łóżka. Chciałaby, żeby nic nie zakłó
cało ich codziennego trybu życia i żeby mogła ze swoim
trzyletnim synem przywitać dzień na przystani nad rze
ką Savannah, jak mieli to w zwyczaju. Tymczasem mu
siała teraz zrobić coś, co -jak podpowiadało jej sumie
nie - powinna była uzczynić już dawno.
Zaświeciła latarkę, kierując strumień światła na
otwartą książkę. Poezja Roberta Frosta zawsze podno
siła ją na duchu. Wiele razy uciekała od życia, zagłębia
jąc się w ulubione strofy. Tego ranka dzięki nim ode-
6 CATHERINE GARBERA
rwała się od chaotycznych myśli, a tego właśnie potrze
bowała.
Pukanie w szybę auta wyrwało ją z lektury. Przy sa
mochodzie stał jakiś mężczyzna. Pochylił się, a ona
spojrzała w jego ciemnobrązowe oczy, których nigdy
nie udało jej się zapomnieć. Gdy ją rozpoznał, w miej
sce surowej miny pojawił się serdeczny powitalny
uśmiech. Odblokowała drzwi, a Jake je otworzył.
Larissa nie uchodziła za osobę nieśmiałą, ale nagle
poczuła się jak Tchórzliwy Lew z „Czarnoksiężnika
z Krainy Oz". Lecz przestraszyła ją nie jakaś postać
z tej raczej ponurej bajki, ale ktoś całkiem realny. Znała
Jake'a nie od dziś i wiedziała, że wpadnie w szał, kiedy
się dowie, że ma trzyletniego syna.
Ponieważ Peter spał spokojnie na tylnym siedzeniu,
więc Larissa wysiadła z auta. Owionęło ją chłodne po
wietrze marcowego ranka. Zadrżała z zimna i potarła
ramiona, modląc się, by jej syn się nie obudził, zanim
powie Jake'owi, dlaczego tu przyjechała.
- Co robisz przed moim domem o siódmej rano?
- spytał.
Jake ubrany był w szorty i przepocony podkoszulek.
Pewnie wracał z joggingu. Przygładziła włosy, żałując,
że nie miała czasu na poprawienie swego wyglądu.
Jake wyglądał tak dobrze, jak pamiętała. Zmusiła się,
żeby odwrócić wzrok od jego umięśnionej klatki pier
siowej i spojrzeć mu w twarz.
- To długa historia...
- W takim razie chodźmy do domu. Zaparzę kawę.
Wiesz, że jestem w tym dobry.
ŚLUB W LAS VEGAS 7
Musiała się uśmiechnąć. Nawet gdy byli jedynie
przyjaciółmi, Jake zawsze potrafił ją rozśmieszyć. Ale
nie mogła zostawić śpiącego Petera w aucie.
- Właściwie to muszę ci coś powiedzieć.
- Nie możesz tego zrobić w domu?
- No cóż... nie. - Próbowała znaleźć właściwe sło
wa. - To trudniejsze, niż przypuszczałam...
- Larisso, chciałbym ci pomóc, ale nie mam pojęcia,
o co chodzi.
Wzdrygnęła się. Musi być rzeczowa. W końcu uwa
żano ją za osobę praktyczną i twardo stąpająca po ziemi.
- Pamiętasz tę noc na zjeździe absolwentów...
- Jak mógłbym zapomnieć? - Musnął jej twarz pal
cami.
Larissie przebiegł dreszcz po plecach. Jake zawsze
tak na nią działał, nawet jeśli mu na tym nie zależało.
- Ja też o niej nie zapomniałam.
- Czy dlatego tu jesteś?
Pochylił się nad nią, jego ciemne oczy wpatrzone
były w jej usta. Larissa poczuła na całym ciele miłe
mrowienie. Bezwiednie zwilżyła wargi, a on śledził jej
reakcję. Cholera, to zaczęło wymykać się spod kontroli.
Dłoń Jake'a dotknęła jej ust.
- Larissa Nielsen z wizytą u mnie... Przyznam, że
nie bardzo rozumiem. Dlaczego akurat teraz? Larisso,
skąd ta wizyta?
- Zadzwoniła do mnie pewna dziennikarka. Intere
suje się twoim wujkiem, który kandyduje do senatu.
- Uznała, że jedynym sposobem na powiedzenie pra
wdy jest opowieść o tym, dlaczego się tu znalazła. Nie
8 CATHERINE GARBERA
ustały powody, dla których wolałaby nie mówić Ja
ke'owi o Peterze i gdyby nie zadzwoniła do niej Jasmi
ne Carmody, Larissa byłaby teraz w swoim domu,
w Riverside, oglądając wschód słońca i popijając po
ranną kawę D & D.
- Ci cholerni dziennikarze! Wciąż wtrącają się w na
sze życie. - Jake przeciągnął dłonią po gęstych, kręco
nych włosach, tak samo jak robił to jego syn, kiedy był
na skraju wybuchu.
- Przykro mi. - Wiedziała, jak bardzo Jake ceni so
bie prywatność.
- Hej, przecież to nie twoja wina. A zatem? Dlacze
go tu jesteś?
- Ona wie o naszej nocnej przygodzie - wyrzuciła
z siebie.
- Żałuję, że tak to nazywasz. Chciałem znowu się
z tobą spotkać.
Dzwonił do niej kilka razy, ale unikała rozmowy.
W końcu przeniosła się ze swoją współlokatorką ze stu
diów do Atlanty, by mieć pewność, że Jake nigdy nie
odkryje konsekwencji ich wspólnej nocy.
Jake nie był wtedy gotowy do ojcostwa. Sieć kawiarń
D & D, która należała do niego i jego kuzynów Adama
i lana, miała rozwinąć się na cały kraj, co było niezmier
nie absorbujące, poza tym Jake niewiele się zmienił od
studenckich czasów. Nadal lubił się bawić, a w sobotnie
poranki grać w piłkę. Ze swego gorzkiego doświadcze
nia Larissa wiedziała, że kobieta, która usidla niegoto-
wego do związku mężczyznę, staje się dla niego cięża
rem i życiowym przekleństwem. A ona dawno temu
ŚLUB W LAS VEGAS . 9
przysięgła sobie, że nigdy dla nikogo nie będzie ani
ciężarem, ani przekleństwem.
- Miałam powody, by nie spotkać się z tobą w Can-
cun. - Przygryzła wargę. Po prostu mu powiedz, pona
glała się w duchu.
- Ależ skarbie, informacja o jednej nocy, którą spę
dziliśmy ze sobą, nie jest warta specjalnych starań ja
kiejś dziennikarki. Nie przejmuj się tym.
- A właśnie że jest.
- Dlaczego? Mają jakieś zdjęcia? - Jake uśmiechnął
się jak niegrzeczny chłopiec, wywołując u niej wspo
mnienie tamtej nocy. To była jedna z tych parnych,
letnich nocy, a ona w jego ramionach czuła się, jakby
była najpiękniejszą kobietą na świecie.
- Tak, ale nie nasze.
- A czyje? - zapytał Jake z lekkim zniecierpliwie
niem.
- Naszego syna.
Jake zamarł.
- Naszego... syna?
- Tak, na imię ma Peter, Peter Jacob, i ma trzy lata.
Jake sięgnął do tylnych drzwi samochodu. Były jed
nak zamknięte.
- Odblokuj je.
Gdy to zrobiła, otworzył drzwi i spojrzał na pogrą
żonego we śnie syna. Włosy Petera były ciemne i krę
cone, jak jego włosy. Jake wyciągnął rękę i pogłaskał
chłopca po głowie. Ten nadzwyczaj czuły gest uświa
domił Larissie, że ukrywanie prawdy było błędem.
Ale w przeszłości dostała gorzką lekcję. Zawsze wie-
10 CATHERINE GARBERA
rzyła, że jej życie będzie tak doskonałe jak na filmach,
jednak rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej.
Wszystkie usprawiedliwienia, jakie dla siebie wynalaz
ła przez te trzy lata, wydawały jej się teraz zbyt słabe,
i kiedy Jake ponownie na nią spojrzał, wiedziała, że on
też tak myśli.
- Mój syn - powiedział, patrząc na Petera ze wzru
szeniem, o które by go nigdy nie podejrzewała.
Jego syn. Ciągle nie mogło to do niego dotrzeć. Nig
dy nie myślał poważnie o ojcostwie. Sięgnął, żeby od
piąć pasy na dziecięcym siedzeniu, ale nie wiedział, jak
to zrobić. Był na to zupełnie nieprzygotowany. Będzie
musiał zadzwonić do swego brata, Toby'ego, jedynego
eksperta od tych spraw, jakiego znał.
- Wyciągnij go - powiedział do Larissy. Drżały mu
ręce. Jest ojcem.
Larissa oparła się o Jake'a, kładąc mu dłoń na ple
cach, i sięgnęła do samochodu. Gdy musnęła piersią
jego ramię, przebiegł po nim dreszcz podniecenia. Cie
pło małej dłoni na jego plecach paliło przez podkoszu
lek. Larissa zbliżyła twarz do śpiącego dziecka i zmie
rzwiła mu włosy.
- Dzień dobry, śpiochu.
- Dzień dobry, mamo.
Byli ze sobą bardzo zżyci, to od razu było widać.
Łączyła ich więź, jakiej Jake nigdy nie pragnął, ale
której nagle zaczął im zazdrościć. Może właśnie tego
mu ostatnio brakowało. Może to wypełni mu pustkę,
której nie zdołał zagłuszyć pracą ani przyjęciami.
ŚLUB W LAS VEGAS 11
Wyciągnął do syna rękę, ale chłopiec odsunął się,
wtulając twarz w obdartego misia i podciągając kocyk.
Niespokojnie spojrzał na Larissę.
- Wszystko w porządku, kochanie. Jake jest przyja
cielem. - Obróciła się do Jake'a. Poczuł jej gorący od
dech. - Jest trochę nieśmiały, potrzebuje nieco czasu,
by zaakceptować nowych... znajomych.
- Nie zna słowa „ojciec"? - Uświadomił sobie, że
Larissa nie jest już tą uroczą dziewczyną z jego wspo
mnień. Jest kobietą, która urodziła jego dziecko, nic mu
o tym nie mówiąc.
- Ma tylko trzy lata. Nie zna jeszcze wszystkich
stów. Ich zapamiętanie wymaga czasu.
- Jak widać, ty też masz kłopoty z pamięcią - rzucił
z ironią.
Zawsze uwielbiał kobiety. Świetnie sobie z nimi ra
dził. Wiedział też, choć raczej teoretycznie, bo akurat
na tym polu nie miał zbyt wielkiego doświadczenia, że
należy je otaczać opieką. Ale jak opiekować się kimś,
kto cię zdradził?
Larissa westchnęła.
- Jeśli zamierzasz mnie tak traktować, to lepiej za
biorę Petera do domu. Dla niego jesteś tylko obcym
człowiekiem, który gniewa się na jego mamę.
Jake wiedział, że miała rację. Całe dotychczasowe
życie Petera obracało się wokół Larissy i jeśli doprowa
dzi ją do płaczu, nie przysporzy mu to sympatii syna.
Jake odsuną! się od auta.
Larissa wydobyła Petera, pocałowała go w czoło
i postawiła na chodniku. Było oczywiste, że bardzo
12 CATHERINE GARBERA
o niego dba. Jake uśmiechnął się lekko. Cóż, zawsze
miała w sobie coś z mamy. Właśnie to przyciągnęło go
do niej.
Peter przywarł do nogi Larissy, wpatrując się
w Jake'a w ten sam sposób, w jaki robiła to jego mat
ka. Dlaczego nie zaufała mu na tyle, by powiedzieć
o synu?
- Czy ta dziennikarka cię śledziła? - zapytał.
- Nie sądzę.
- Chodźmy do środka.
Skinęła głową i wzięła Petera za rękę. Jake zoriento
wał się, że oboje patrzą na niego wyczekująco. Poczuł
się nieswojo. Przykucnął i wyciągnął do chłopca dłoń.
Pater zawahał się, po czym podał Jake'owi swojego
misia.
- O, daje ci misia! To znaczy, że cię lubi.
- Cieszę się, że chociaż on - mruknął Jake.
Patrzyła na niego tymi swoim smutnymi oczami.
A on poczuł się jak wielki łajdak. Próbował pozbyć się
złości i przypomnieć sobie o wszystkim, co mu się
w podobało u Larissy, ale nie potrafił.
- Tu nie chodzi o lubienie czy nielubienie - powie
działa ostrożnie.
Spojrzał na nią niechętnie.
- Tak? Więc o co chodzi?
- Nie jestem kobietą dla ciebie.
- Faktycznie, na ogół podobają mi się inne.
- Wiem. Wysokie, szczupłe blondynki.
- Widzę, że masz o mnie świetną opinię, Risso. Nie
jestem aż tak płytki, by ekscytować się jedynie wyglą-
ŚLUB W LAS VEGAS 13
dem zewnętrznym. Miałem na myśli uczciwość. Lubię,
kiedy kobieta jest uczciwa.
Larissa oblała się rumieńcem. Wiedział, że jeśli coś
jeszcze powie, będzie to złośliwe i przykre. Z drugiej
strony odsyłanie jej z synem, o którego istnieniu dopie
ro co się dowiedział, nie było żadnym rozwiązaniem.
Jake bez słowa otworzył drzwi do swojego domu
i wszedł do środka. Salon był bardzo elegancki: wło
skie, skórzane meble i wyszukana porcelanowa zasta
wa. Dużo miejsca zajmowało centrum rozrywki, w tym
telewizor z ogromnym plazmowym ekranem.
Larissa i Peter stali w progu, jakby się bali wejść do
środka. Ile lat ma jego syn? Już mu to mówiła, ale wtedy
próbował oswoić się z faktami i nie zwracał uwagi na
jej słowa. Spędził noc z Larissa prawie cztery lata temu,
a zatem Peter musiał mieć około trzech. Co robią dzieci
w jego wieku?
- Ogląda czasem telewizję?
- Tak, ale tylko programy edukacyjne dla dzieci.
Cała Larissa. Tylko programy edukacyjne.
Jake spojrzał na poważnego malca.
Jego syn. Gdzieś w środku poczuł ukłucie, które
sprawiło, że nie był już zły. Przyszłość Jake'a będzie
odtąd związana z tym małym chłopcem. Ukląkł przy
nim. Peter miał jego oczy. Gdy Jake mu się przyglądał,
chłopiec wyciągnął rękę i dotknął pokrytego zarostem
policzka swego ojca.
- Ale drapie.
- Jeszcze się nie ogoliłem.
Peter spojrzał na Larissę.
14 CATHERINE GARBERA
- Dlaczego ty tak nie masz?
- Bo dziewczyny tak nie mają.
- Dziewczyny są inne - powiedział Peter, odwraca
jąc się do Jake'a.
- Jasne, że tak.
- Masz coś do jedzenia?
- Peter! - rzuciła strofująco Larissa.
- Głodny, to grzecznie pyta - w obronie syna stanął
Jake. - Chodźcie, zapraszam na śniadanie. - Poprowa
dził Petera do kuchni. - Potem twoja mama i ja musimy
pogadać.
Jake posadził chłopca na ogromnym stole, a sam zaj
rzał do spiżarni, gdzie znalazł dwa słoiki oliwek do martini
i pudełko krakersów. Lodówka zawierała kilka butelek
wina, sześć paczek płatków kukurydzianych i otwartą bu
telkę szampana. Może Wes będzie miał jakieś jajka lub
cokolwiek innego, co można podać trzyletniemu dziecku.
Najlepszy przyjaciel Jake'a mieszkał piętro wyżej.
- Powinnam była zostawić Petera z opiekunką - po
wiedziała Larissa.
Jake odwrócił się i spojrzał na nią. Peter zajęty był
elektroniczną książką, którą Larissa wyjęła ze swojej
torby.
- Cieszę się, że tego nie zrobiłaś.
Była tak blisko niego, że Jake czuł zapach jej szam
ponu. Nie miała żadnego makijażu, ale dawniej też rzad
ko się malowała. Cudownie gładka skóra, mleczna cera,
po co się pacykować? Nagle owładnęła nim żądza, co
jeszcze bardziej go rozzłościło. Nie chciał, nie powinien
pragnąć Larissy.
ŚLUB W LAS VEGAS 15
Gdy Larissa nerwowo przełknęła ślinę, Jake domyślił
się, że nadal nie jest pewna, czy wyznanie prawdy o sy
nu było dobrym pomysłem. Zastanawiał się, na ile
wynika to z krążących o nim plotek, w czym udział
miały różne pisma, a na ile z tego, co sama o nim
wiedziała.
Tak naprawdę to jeszcze nigdy nie był odpowiedzial
ny za nikogo. I dobrze, twierdziła jego rodzina, bo Jake,
choć uroczy i bystry, z całą pewnością odpowiedzial
nym człowiekiem nie był. Wścibscy dziennikarze, któ
rzy zawsze interesowali się Danforthami, a od kiedy
senior rodu, Abraham, rozpoczął kampanię wyborczą do
senatu, wprost śledzili każdy ich krok, rozpropagowali
w prasie i telewizji taki oto wizerunek Jake'a: trzydzie
stoletni milioner i playboy, król życia, który jak ognia
unika poważnych zobowiązań, a do tego współczesny
król Midas, bo czego się nie tknie, przynosi krociowe
zyski. Ale Larissa powinna znać go lepiej.
- Co chciałbyś zjeść, kolego?
- Naleśniki.
- Hm... Zobaczymy, co da się zrobić. - Jake nie
miał pojęcia, jak przyrządza się naleśniki. Z jajecznicą
by sobie poradził, niestety lodówka ziała pustką. - Pój
dę na górę i zobaczę, czy Wes ma jajka.
- Wes, twój współlokator ze studiów? - spytała La
rissa.
- Tak, na pewno go pamiętasz.
- Nie kłopocz się. Jeśli masz płatki śniadaniowe...
- Słodzone i czekoladowe.
- Lepsza będzie grzanka z masłem.
16 CATHERINE GARBERA
- Telewizja edukacyjna i zdrowa żywność. Larisso,
czy nasz chłopiec zna jakieś przyjemności?
- Oczywiście, ale nie takie, które mają na niego
szkodliwy wpływ.
- Czy właśnie dlatego do mnie nie zadzwoniłaś?
- Słucham?
- Czy to ja miałbym mieć szkodliwy wpływ na na
szego syna?
- Nie. Ani trochę. - Zbliżyła się do Jake'a i wyciąg
nęła rękę, żeby go dotknąć, ale natychmiast ją cofnęła.
- To nie takie proste. Zróbmy Peterowi coś do jedzenia,
a potem porozmawiamy.
Chciał, żeby go dotykała. Czuł, że jej potrzebuje i był
wobec tego uczucia zupełnie bezbronny. Uświadomił
sobie, że jest tylko człowiekiem i ma więcej słabych
punktów, niż chciałby się do tego przyznać.
Grzanka została posmarowana masłem i bezzwłocz
nie zjedzona. Jake wyciągnął z szafy piłkę, a ponieważ
ranek był ciepły i słoneczny, całą trójką wyszli na zew
nątrz. Peter bawił się piłką, biegając za nią po całym
ogrodzie.
Jake wskazał Larissie fotel, a sam usiadł na na jed
nym ze zrobionych przez siebie zeszłego lata wiklino
wych krzeseł.
Patrzył na swego syna, który biegał za piłką i kopał
ją pulchnymi nóżkami. Larissa odebrała mu coś, czego
już nigdy nie odzyska. I chociaż w głębi duszy przyzna
wał, że trzy łata temu nie był gotowy do roli ojca, czuł
się zdradzony.
Nagle pomyślał o swoim ojcu. Boże, staruszek bę-
ŚLUB W LAS VEGAS 17
dzie rozżalony, kiedy Jake powie mu, że ma trzyletniego
wnuka, o którego istnieniu do tej pory nie wiedział.
Jeszcze jedno rozczarowanie ze strony syna, który nig
dy nie potrafił sprostać jego oczekiwaniom.
Spojrzał na Larissę. Wyglądała jak za studenckich
czasów. Słodka i niewinna - zupełnie nie pasowała do
college'u w Georgii. Zaprzyjaźnił się z nią, bo przypo
minała mu jego młodsze siostry, Victorie i Imogene.
Wszystkie te uczucia znikły, kiedy ponownie spojrzał
na chłopca.
- Jestem tak wściekły, że mam ochotę tobą mocno
| potrząsnąć!
ROZDZIAŁ DRUGI
Larissa miała nadzieję, że Jake zajmie się sprawą
dziennikarki, ale tak się nie stało. Zawsze musiał poznać
wszystkie szczegóły, zanim podjął decyzję. W czasie
studiów wiele razy konsultował z Larissą swoje teorie
i pomysły, zanim wyciągał z nich konsekwencje. Laris
sa przeciągnęła się i usiadła wygodniej w fotelu, a po
tem wypiła łyk kawy.
- Gra na zwłokę na pewno nie sprawi, że będę mniej
wściekły - powiedział.
- Wiem.
Spojrzała na synka, który bawił się piłką. Musiała
wyjaśnić Jake'owi, dlaczego zataiła prawdę. Zrobiła to
nie tylko dla swojego dobra, ale i dla dobra syna. Nie
chciała, żeby Peter wychowywał się w takiej rodzinie,
w jakiej sama musiała kiedyś dorastać.
Jej rodzice pobrali się, bo jej matka była w ciąży.
Larissa bardzo wcześnie zrozumiała, że gdyby nie ona,
rodzice nigdy nie wzięliby ślubu. To był naprawdę bar
dzo nieszczęśliwy dom. Jedynym schronieniem dla ma
łej Larissy był świat książek, więc nieustannie tam ucie
kała. Żyła opowieściami o wielkiej miłości, o bohate
rach, którzy pokonują wszelkie przeciwności losu.
ŚLUB W LAS VEGAS 19
Ale w prawdziwym życiu taka miłość - o której La-
rissa marzyła przez całe swoje życie - nigdy się nie
zdarza. I zamiast być dumną młodą damą, czekającą na
rycerza w swej wieży, podzieliła los matki.
- Więc słucham - powiedział cicho Jake, najwy
raźniej starając się nie zdradzać targających nim emocji.
Poczuła ukłucie w sercu. Jake nigdy nie okazywał
uczuć. Dla świata był unikającym wszelkich więzów
lekkoduchem, ale Larissa wiedział, że pod tą maską krył
się ktoś bardzo wrażliwy. Wcale nie był beztroski, jak
zwykło się o nim mówić.
Przyglądała się uważnie jego twarzy. Była jej tak
bliska, nie tylko ze względu na podobieństwo do syna.
Widziała tę twarz każdej nocy w swoich snach. Jake był
jedynym mężczyzną, o którym Larissa nigdy nie potra
fiła zapomnieć.
Być może było tak dlatego, że łączyła ich głęboka
przyjaźń. Tylko dzięki niemu jakoś przetrwała studia.
Był pierwszym mężczyzną, z którym się zaprzyjaźniła,
któremu naprawdę zaufała. Jedynym mężczyzną, w któ
rego towarzystwie czuła się dobrze.
Nie mogła mu powiedzieć: „Ukryłam przed tobą na
rodziny syna, bo bałam się, że któregoś dnia zostawisz
mnie dla jakiejś bardziej atrakcyjnej kobiety, i może
nawet zabierzesz ze sobą nasze dziecko".
- Wszystko, co wiąże się z Peterem, jest skompliko
wane.
Jake usiadł na brzegu fotela Larissy i dotknął ostroż
nie jej twarzy. Zrozumiała, że Jake patrzy na nią całkiem
inaczej niż inni mężczyźni.
20 CATHERINE GARBERA
- Wcale nie musi takie być. Po prostu bądź ze mną
szczera.
Kiedy jej dotykał, nie mogła myśleć o niczym in
nym. Dreszcz przebiegł po jej ciele, poczuła żar. Wie
działa, że to nie czas ani miejsce na takie odczucia,
wiedziała też, że Jake jest na nią wściekły.
Przymknęła oczy. Ale to sprawiło jedynie, że wszyst
kie zmysły skoncentrowały się na jego dotyku; na cieple
promieniejącym z jego dłoni.
- Czekam, Risso.
Rissa. Jake był jedynym człowiekiem, który znał ją
na tyle dobrze, by po swojemu zdrabniać jej imię. Dla
reszty świata była poważną bibliotekarką, specjalistką
od najtrudniejszych kwerend, która w rekordowym cza
sie potrafiła wyszukać najrzadszą pozycję biblio
graficzną. Ale dla Jake'a zawsze była... cóż, nie miała
pewności, kim dla niego była i, co ważniejsze, kim dla
niego jest teraz.
Otworzyła oczy. Jego twarz była o centymetr odda
lona od jej twarzy. Jego oddech muskał jej policzki
i gdyby odrobinę się przysunęła, ich usta by się spotkały,
a wtedy straciłaby resztki rozsądku, byleby tylko za
znać znowu magii - jak tamtej nocy przed laty.
Chrząknęła i odsunęła się. Jake spojrzał na nią z żalem.
- Nie wiem, od czego zacząć. To długa i skompli
kowana historia, a ty jesteś zbyt wściekły, żeby spokoj
nie jej wysłuchać.
- Na moim miejscu każdy byłby wściekły.
- Nie przeczę. Po prostu nie chcę, żebyś się na mnie
mścił.
ŚLUB W LAS VEGAS 21
Patrzył na nią przez chwilę, zaklął pod nosem i gwał
townie podniósł się z miejsca. Zrozumiała, że miała
rację.
Powinna wiedzieć lepiej. Była średnio atrakcyjną,
raczej przeciętną kobietą, a Jake... Cóż, na jego widok
wszystkie kobiety wstrzymywały oddech, nawet te po
zbawione kompleksów wysokie blondynki o dużych
biustach. Ona sama miała duży biust, kiedy karmiła
piersią Petera.
- No dobrze, miejmy już za sobą tę rozmowę o na
szym synu. - Westchnęła głęboko. Czuła się jeszcze
bardziej podle, niż kiedy tu się zjawiła. - Ale nie wiem,
co powiedzieć.
- Na miłość boską, kobieto, skończyłaś z wyróżnie
niem uniwersytet. Czy naprawdę tak trudno przychodzi
ci znalezienie właściwych słów?
- Chciałabym, żeby to było proste, ale mam mówić
o swoich uczuciach.
- W stosunku do mnie? Nie zmuszałem cię do ni
czego tamtej nocy.
- Jake, byłam tam z własnej woli. To była niezwykła
noc. Nie winię cię o to, nie czuję żadnej urazy.
- Tak też mi się zdawało. Zacznij od początku. O ile
pamiętam, użyłem prezerwatywy.
- Która pękła. Dlatego jak najszybciej zrobiłam test
ciążowy.
- Kiedy zadzwoniłem, żeby zabrać cię do Cuncun,
już wiedziałaś?
- Tak.
22 CATHERINE GARBERA
Jake chciał jak najszybciej stąd wyjść, by nie powie
dzieć czegoś, czego będzie żałował. Rozsądek podpo
wiadał mu, że Larissa nie chciała go zranić, ale ignoro
wał ten głos.
Czuł się zdradzony, bo zawsze ufał Larissie. Gdyby
jakakolwiek inna kobieta, z którą spał, zjawiła się u nie
go z dzieckiem, nie miałby wątpliwości, że chodzi
o pieniądze. Zawsze był bardzo ostrożny w kontaktach
z kobietami, bo wiedział, że jego nazwisko i pieniądze
zwabiają zdesperowane samotne matki.
Ale Larissa była tą uroczą dziewczyną, z którą prze
gadał tyle wieczorów w bibliotece. Kobietą, która po
pięciu latach przyjechała na zjazd absolwentów i wy
glądała niczym ucieleśnienie wszystkich jego fantazji.
Kobietą, która przyszła dzisiaj do niego po pomoc - czy
się do tego przyznawała, czy nie.
A on zupełnie nie był w nastroju do udzielania po
mocy. Musiał pozbyć się złości, która wzmagała się
z każdym kolejnym uderzeniem jego serca.
- Zaraz wracam.
Poszedł do domu, do siłowni, gdzie ćwiczył tae-
kwondo. W rogu sali stał worek treningowy, którego
używał, kiedy Wes nie mógł z nim trenować.
Uwolnił się od wszystkich myśli, całą uwagę skupia
jąc na worku. Dwadzieścia minut później był cały mo
kry, ale wciąż nie miał pewności, czy jest gotowy do
rozmowy z Larissa. A przecież nie mają czasu. Jakaś
dziennikarka koniecznie chce umieścić jego zdjęcie na
pierwszej stronie gazety z nagłówkiem „ojciec". Musi
stanąć na wysokości zadania. Powinien porzucić bez-
ŚLUB W LAS VEGAS 23
troski styl życia i sprawić, by jego życie zaczęło się
liczyć, by nabrało znaczenia.
Zaklął siarczyście. Nie był na to gotowy, nie wie
dział, czy kiedykolwiek będzie. Tylko że Peter i rodzina
Jake'a zasługują na więcej. Jego wujek miał już wystar
czająco dużo problemów z kampanią wyborczą oraz
z listami pełnymi pogróżek. Jake nie zamierzał doda
wać do tego jeszcze Larissy i Petera.
Przerzucił przez ramię ręcznik i zaczął przechadzać
się po domu. Zdjęcie jego mieszkania ukazało się w cza
sopiśmie „Architektura" jako wzorcowa garsoniera.
Wziął z kuchni butelkę wody i wyszedł na taras. Nie
był pewien, czego właściwie oczekuje.
Na pewno nie Larissy, która siedziała na trawie z ich
synem na kolanach. Mieli zamknięte oczy i twarze
zwrócone do słońca. Myślał, że śpią, ale usłyszał ciche
słowa Larissy, której wtórował Peter. Zabrzmiały mu
dziwnie znajomo. Wiersz Roberta Frosta „Przystając
pod lasem w śnieżny wieczór".
Jake nigdy nie czuł się tak nieprzygotowany do ja
kiegoś zadania jak w tej właśnie chwili.
Co z tego, że czasopismo „Fortuna" nazwało jego
i Adama „złotymi chłopcami świata kawy", którzy „ko
rzystają ze starych dobrych receptur, ale proponują rów
nież nowe".
Ojcostwo to zupełnie inna sprawa. Opiera się na
uczuciach i zawiera mnóstwo zmiennych, które są wy-
warzone w każdym biznesplanie. A uczucia to jedyna
ustawa która była dla Jake'a udręką.
Jak przypuszczał, była to jedna z przyczyn, dla któ-
24 CATHERINE GARBERA
rych miał z Larissą syna. Tej nocy, na zjeździe, zdał
sobie sprawę, że jest ona dla niego kimś więcej niż tylko
mądrą dziewczyną, która słucha jego wywodów o tym,
co chce zrobić ze swoim życiem. Z powodu tych emocji
poczuł się niezręcznie. Jedynie wtedy, gdy w grę wcho
dziło pożądanie, czuł się pewnie. Więc ją uwiódł.
Patrząc na matkę i dziecko, zapragnął czegoś, czego
-jak sobie dopiero teraz uświadomił - bardzo mu w ży
ciu brakowało. Zapragnął stać się częścią tego złotego
kręgu światła. Uczestniczyć w głębokiej więzi pomię
dzy matką a synem. Chciał mieć pewność, że Rissa
i Peter zawsze znajdą skrawek słońca. Położył ręcznik
i butelkę na stole i zszedł do nich.
Nie pytając o pozwolenie, usadowił się tuż za Laris
są. Pragnął jej jak diabli. Gdyby jej znowu dotknął,
mógłby stracić nad sobą kontrolę.
A jednak położył dłonie na dłoniach Larissy... i za
raz poczuł, jak zesztywniała. Mała ręka Petera powę
drowała ku nadgarstkowi ojca. Jake po raz pierwszy od
czasu, kiedy na tyle dorósł, by wiedzieć, że należy do
rodziny Danforthów, poczuł spokój.
Przyłączył się do recytacji. Podobał mu się jego głę
boki głos w zestawieniu z miękkim głosem Larissy
i dziecięcym Petera.
Cudne te lasy, gęste, straszne,
Lecz muszą dbać o sprawy własne,
Szmat drogi przebyć, zanim zasną,
Szmat drogi przebyć, zanim zasną.
Gdy umilkli, Peter wychylił się zza matki i utkwił
w Jake'u pytające spojrzenie.
ŚLUB W LAS VEGAS 25
- Skąd znasz słowa?
- Twoja mama mnie ich nauczyła - powiedział
miękko Jake.
Chłopiec uśmiechnął się szeroko.
- Super! Mnie też! - wykrzyknął i pobiegł przez
ogród w poszukiwaniu piłki.
Jake odwrócił głowę i napotkał spojrzenie niebie
skich oczu Larissy. Na chwilę cofnęli się do studenckich
czasów, kiedy życie było proste; robiło się to, co się
uważało za słuszne i żyło się każdą chwilą. Victoria była
w domu, a on nie był ojcem. Ale czasy się zmieniły.
Victorii nie było, dawno temu znikła podczas koncertu.
I chociaż wszyscy uważali, że umarła i że nigdy już nie
wróci, rodzina Jake'a nadal żyła nadzieją.
Larissa uśmiechnęła się do niego. Była tak blisko, że
czuł zapach jej włosów.
- Naprawdę cię tego nauczyłam? - Gdy oblizała ner
wowo wargi, Jake przysunął się do niej. Zawsze fascy
nowały go jej usta. Dolna warga była pełniejsza od
górnej, a z tej jednej krótkiej nocy pamiętał, jak cudow
nie smakują jej usta.
- Owszem - powiedział cicho.
- To było wieki temu.
- Tak, to było inne życie.
Peter kopnął w ich stronę piłkę, jak Jake od razu
zauważył, z większym zapałem niż umiejętnością. Jake
był zawsze świetnym piłkarzem, a jego syn... chyba nie
odziedziczył tego talentu.
- Gdzie wcześniej byłeś? - spytał chłopiec, zbliża
jąc się do nich.
26 CATHERINE GARBERA
- W sali treningowej. Musiałem uporządkować ba
łagan w mojej głowie.
- I co, teraz jest tam porządek?
- Prawie. - Jake zmierzwił synowi włosy.
Wstał i podał rękę Larissie. Nadal chciał się dowie
dzieć, dlaczego mu nie powiedziała, że jest w ciąży, lecz
wolał odłożyć tę rozmowę na później, kiedy zostaną
sami. Wtedy zdecydują, co dalej.
- Chodź, pokażę ci, jak grają prawdziwi zawodowcy
- powiedział do Petera.
- Co to są zawodowcy?
- Zawodowi piłkarze. Wiesz, tacy, którzy dostają
pieniądze za to, że grają w meczach.
- To można za granie dostawać pieniądze?
- Tylko jeśli jest się bardzo dobrym.
Jake pokazał synowi kilka podstawowych zagrań,
po czym założył siatkę w bramce i zostawił chłopca
samego.
Larissa wróciła na fotel. Przyglądała się nieufnie, jak
Jake idzie w jej stronę.
Jemu zaś nie podobał się sposób, w jaki na niego
patrzyła.
Larissa próbowała nie przyglądać się Jake'owi zbyt
intensywnie, ale nie mogła się powstrzymać. Chciałaby
znowu zaznać z nim tego, co wtedy... Ale Jake potrze
bował odpowiedzi, a ona zjawiła się tu, by mu ich
udzielić.
Zamknęła oczy. Kiedy Jake'a nie było, wydawało jej
się, że wie, co ma powiedzieć. Teraz nie była już tego
ŚLUB W LAS VEGAS 27
taka pewna. Będzie musiała poświęcić swoją dum?, ale
Peter jest ważniejszy od dumy.
Jake usiadł na krześle naprzeciwko Larissy. Oparł
łokcie na kolanach i pochylił się ku niej. Wzięła głęboki
oddech.
- Jake, ja...
- Larisso, ja...
Roześmiała się. Dawniej, kiedy byli przyjaciółmi,
często zaczynali mówić w tym samym momencie-
- Ty pierwsza - powiedział Jake.
Wspierając się myślą, że Jake był dla niej zawsze
dobry, poukładała sobie fragmenty swej burzliwej prze
szłości.
- "Nie powiedziałam ci o Peterze, bo chciałam sarna
poradzić sobie z jego wychowaniem - zaczęła.
- Zawsze byłaś bardzo uparta. Może odłożymy re
sztę opowieści na później, gdy będziemy sami. Poroz
mawiajmy o tym, co teraz zrobimy.
Przyjęła tę propozycję z wdzięcznością.
- Co sprawiło, że zmieniłeś zdanie?
Wzruszył ramionami.
- Może to, że patrzysz na mnie jak na potworo
- Wcale nie.
- Skarbie, masz największe i najbardziej niewinne
oczy, jakie kiedykolwiek widziałem. Wystarczy, Że na
mnie spojrzysz, a już czuję się jak ostatni drań.
- Wcale tego nie chciałam...
- Wiem. Rozwiążmy tę sprawę ze wścibską dzienni-
karką a potem pogadamy. Wtedy wzajemnie poznamy
nasze tajemnice.
28 CATHERINE GARBERA
- Nie mam żadnych tajemnic.
- A Peter?
- Tak, tylko on był moją tajemnicą. Spanikowałam,
kiedy Jasmine Carmody zadzwoniła i powiedziała, że
wie, kto jest ojcem Petera. Nie mogę niczego zrobić,
żeby ochronić syna przed prasą. Dobrze, że Peter nie
umie jeszcze czytać.
- Jak się o nim dowiedziała? Czy moje nazwisko
znajduje się na jego metryce urodzenia?
- Nie. Carmody rozmawiała z Marti Freehold. Pa
miętasz ją?
- Największa plotkara, jaką znam.
- Marti wspomniała jej, że widziała nas, gdy wycho
dziliśmy razem ze spotkania. I że wyglądaliśmy, jakby
śmy bardzo potrzebowali prywatności.
- Cała Marti...
- Jasmine Carmody ma akt urodzenia Petera i wie, że
nie ma tam twojego nazwiska, ale ma także twoje zdjęcie,
kiedy byłeś w wieku Petera. Wyglądacie identyczne.
Jake odchylił się na krześle. Larissa starała się nie
patrzeć w jego stronę. Wiedziała, że Jake zastanawia
się, jak wybrnąć z trudnej sytuacji. I że nie powinna
teraz myśleć o tym, jak bardzo go pragnie.
Wreszcie powiedział:
- Myślę, że istnieje rozwiązanie, które pozbawiłoby
Jasmine Carmody żądła, niezależnie od tego, co napisze
w swoim artykule.
- Jakie?
- Będziemy żyli ze sobą jak rodzina.
- Czy to się uda?
Tytuł oryginału Sin City Wedding Pierwsze wydanie .Silhouette Books, 2004 Redaktor serii Małgorzata Pogoda Opracowanie redakcyjne Władysław Ordęga Korekta Stanisława Lewicka © 2004 Harlequin Books S.A. © for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o., Warszawa 2005 Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie. Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B.V. Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych - żywych czy umarłych - jest całkowicie przypadkowe. Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Gorący Romans są zastrzeżone. Arlekin - Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o. 00-975 Warszawa, ul. Rakowiecka 4 Skład i łamanie: Studio Q Printed in Spain by Litografia Roses, Barcelona ISBN 83-238-2170-4 Indeks 356948 GORĄCY ROMANS - 694
ROZDZIAŁ PIERWSZY Larissa Nielsen wiele razy wyobrażała sobie, jak bę dzie wyglądać w chwili, gdy znów zobaczy się z Jaco- bem Danforthem, nigdy jednak nie przewidywała na tę okazję takiej oto kreacji: stare dżinsy i własnoręcznie farbowany podkoszulek z Rorydy. Ale poranny telefon Jasmine Carmody, dziennikarki z „Wiadomości Poran nych" w Savannah, nie dawał innego wyboru. Musiała porozmawiać z Jakiem, zanim Jasmine powie całemu światu, kto jest ojcem Petera. Larissa siedziała w samochodzie przed domem Ja- ke'a w Savannah niczym jego natrętna wielbicielka. Pragnęła znowu być w swoim domu w Riverside i do piero wstawać z łóżka. Chciałaby, żeby nic nie zakłó cało ich codziennego trybu życia i żeby mogła ze swoim trzyletnim synem przywitać dzień na przystani nad rze ką Savannah, jak mieli to w zwyczaju. Tymczasem mu siała teraz zrobić coś, co -jak podpowiadało jej sumie nie - powinna była uzczynić już dawno. Zaświeciła latarkę, kierując strumień światła na otwartą książkę. Poezja Roberta Frosta zawsze podno siła ją na duchu. Wiele razy uciekała od życia, zagłębia jąc się w ulubione strofy. Tego ranka dzięki nim ode-
6 CATHERINE GARBERA rwała się od chaotycznych myśli, a tego właśnie potrze bowała. Pukanie w szybę auta wyrwało ją z lektury. Przy sa mochodzie stał jakiś mężczyzna. Pochylił się, a ona spojrzała w jego ciemnobrązowe oczy, których nigdy nie udało jej się zapomnieć. Gdy ją rozpoznał, w miej sce surowej miny pojawił się serdeczny powitalny uśmiech. Odblokowała drzwi, a Jake je otworzył. Larissa nie uchodziła za osobę nieśmiałą, ale nagle poczuła się jak Tchórzliwy Lew z „Czarnoksiężnika z Krainy Oz". Lecz przestraszyła ją nie jakaś postać z tej raczej ponurej bajki, ale ktoś całkiem realny. Znała Jake'a nie od dziś i wiedziała, że wpadnie w szał, kiedy się dowie, że ma trzyletniego syna. Ponieważ Peter spał spokojnie na tylnym siedzeniu, więc Larissa wysiadła z auta. Owionęło ją chłodne po wietrze marcowego ranka. Zadrżała z zimna i potarła ramiona, modląc się, by jej syn się nie obudził, zanim powie Jake'owi, dlaczego tu przyjechała. - Co robisz przed moim domem o siódmej rano? - spytał. Jake ubrany był w szorty i przepocony podkoszulek. Pewnie wracał z joggingu. Przygładziła włosy, żałując, że nie miała czasu na poprawienie swego wyglądu. Jake wyglądał tak dobrze, jak pamiętała. Zmusiła się, żeby odwrócić wzrok od jego umięśnionej klatki pier siowej i spojrzeć mu w twarz. - To długa historia... - W takim razie chodźmy do domu. Zaparzę kawę. Wiesz, że jestem w tym dobry.
ŚLUB W LAS VEGAS 7 Musiała się uśmiechnąć. Nawet gdy byli jedynie przyjaciółmi, Jake zawsze potrafił ją rozśmieszyć. Ale nie mogła zostawić śpiącego Petera w aucie. - Właściwie to muszę ci coś powiedzieć. - Nie możesz tego zrobić w domu? - No cóż... nie. - Próbowała znaleźć właściwe sło wa. - To trudniejsze, niż przypuszczałam... - Larisso, chciałbym ci pomóc, ale nie mam pojęcia, o co chodzi. Wzdrygnęła się. Musi być rzeczowa. W końcu uwa żano ją za osobę praktyczną i twardo stąpająca po ziemi. - Pamiętasz tę noc na zjeździe absolwentów... - Jak mógłbym zapomnieć? - Musnął jej twarz pal cami. Larissie przebiegł dreszcz po plecach. Jake zawsze tak na nią działał, nawet jeśli mu na tym nie zależało. - Ja też o niej nie zapomniałam. - Czy dlatego tu jesteś? Pochylił się nad nią, jego ciemne oczy wpatrzone były w jej usta. Larissa poczuła na całym ciele miłe mrowienie. Bezwiednie zwilżyła wargi, a on śledził jej reakcję. Cholera, to zaczęło wymykać się spod kontroli. Dłoń Jake'a dotknęła jej ust. - Larissa Nielsen z wizytą u mnie... Przyznam, że nie bardzo rozumiem. Dlaczego akurat teraz? Larisso, skąd ta wizyta? - Zadzwoniła do mnie pewna dziennikarka. Intere suje się twoim wujkiem, który kandyduje do senatu. - Uznała, że jedynym sposobem na powiedzenie pra wdy jest opowieść o tym, dlaczego się tu znalazła. Nie
8 CATHERINE GARBERA ustały powody, dla których wolałaby nie mówić Ja ke'owi o Peterze i gdyby nie zadzwoniła do niej Jasmi ne Carmody, Larissa byłaby teraz w swoim domu, w Riverside, oglądając wschód słońca i popijając po ranną kawę D & D. - Ci cholerni dziennikarze! Wciąż wtrącają się w na sze życie. - Jake przeciągnął dłonią po gęstych, kręco nych włosach, tak samo jak robił to jego syn, kiedy był na skraju wybuchu. - Przykro mi. - Wiedziała, jak bardzo Jake ceni so bie prywatność. - Hej, przecież to nie twoja wina. A zatem? Dlacze go tu jesteś? - Ona wie o naszej nocnej przygodzie - wyrzuciła z siebie. - Żałuję, że tak to nazywasz. Chciałem znowu się z tobą spotkać. Dzwonił do niej kilka razy, ale unikała rozmowy. W końcu przeniosła się ze swoją współlokatorką ze stu diów do Atlanty, by mieć pewność, że Jake nigdy nie odkryje konsekwencji ich wspólnej nocy. Jake nie był wtedy gotowy do ojcostwa. Sieć kawiarń D & D, która należała do niego i jego kuzynów Adama i lana, miała rozwinąć się na cały kraj, co było niezmier nie absorbujące, poza tym Jake niewiele się zmienił od studenckich czasów. Nadal lubił się bawić, a w sobotnie poranki grać w piłkę. Ze swego gorzkiego doświadcze nia Larissa wiedziała, że kobieta, która usidla niegoto- wego do związku mężczyznę, staje się dla niego cięża rem i życiowym przekleństwem. A ona dawno temu
ŚLUB W LAS VEGAS . 9 przysięgła sobie, że nigdy dla nikogo nie będzie ani ciężarem, ani przekleństwem. - Miałam powody, by nie spotkać się z tobą w Can- cun. - Przygryzła wargę. Po prostu mu powiedz, pona glała się w duchu. - Ależ skarbie, informacja o jednej nocy, którą spę dziliśmy ze sobą, nie jest warta specjalnych starań ja kiejś dziennikarki. Nie przejmuj się tym. - A właśnie że jest. - Dlaczego? Mają jakieś zdjęcia? - Jake uśmiechnął się jak niegrzeczny chłopiec, wywołując u niej wspo mnienie tamtej nocy. To była jedna z tych parnych, letnich nocy, a ona w jego ramionach czuła się, jakby była najpiękniejszą kobietą na świecie. - Tak, ale nie nasze. - A czyje? - zapytał Jake z lekkim zniecierpliwie niem. - Naszego syna. Jake zamarł. - Naszego... syna? - Tak, na imię ma Peter, Peter Jacob, i ma trzy lata. Jake sięgnął do tylnych drzwi samochodu. Były jed nak zamknięte. - Odblokuj je. Gdy to zrobiła, otworzył drzwi i spojrzał na pogrą żonego we śnie syna. Włosy Petera były ciemne i krę cone, jak jego włosy. Jake wyciągnął rękę i pogłaskał chłopca po głowie. Ten nadzwyczaj czuły gest uświa domił Larissie, że ukrywanie prawdy było błędem. Ale w przeszłości dostała gorzką lekcję. Zawsze wie-
10 CATHERINE GARBERA rzyła, że jej życie będzie tak doskonałe jak na filmach, jednak rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej. Wszystkie usprawiedliwienia, jakie dla siebie wynalaz ła przez te trzy lata, wydawały jej się teraz zbyt słabe, i kiedy Jake ponownie na nią spojrzał, wiedziała, że on też tak myśli. - Mój syn - powiedział, patrząc na Petera ze wzru szeniem, o które by go nigdy nie podejrzewała. Jego syn. Ciągle nie mogło to do niego dotrzeć. Nig dy nie myślał poważnie o ojcostwie. Sięgnął, żeby od piąć pasy na dziecięcym siedzeniu, ale nie wiedział, jak to zrobić. Był na to zupełnie nieprzygotowany. Będzie musiał zadzwonić do swego brata, Toby'ego, jedynego eksperta od tych spraw, jakiego znał. - Wyciągnij go - powiedział do Larissy. Drżały mu ręce. Jest ojcem. Larissa oparła się o Jake'a, kładąc mu dłoń na ple cach, i sięgnęła do samochodu. Gdy musnęła piersią jego ramię, przebiegł po nim dreszcz podniecenia. Cie pło małej dłoni na jego plecach paliło przez podkoszu lek. Larissa zbliżyła twarz do śpiącego dziecka i zmie rzwiła mu włosy. - Dzień dobry, śpiochu. - Dzień dobry, mamo. Byli ze sobą bardzo zżyci, to od razu było widać. Łączyła ich więź, jakiej Jake nigdy nie pragnął, ale której nagle zaczął im zazdrościć. Może właśnie tego mu ostatnio brakowało. Może to wypełni mu pustkę, której nie zdołał zagłuszyć pracą ani przyjęciami.
ŚLUB W LAS VEGAS 11 Wyciągnął do syna rękę, ale chłopiec odsunął się, wtulając twarz w obdartego misia i podciągając kocyk. Niespokojnie spojrzał na Larissę. - Wszystko w porządku, kochanie. Jake jest przyja cielem. - Obróciła się do Jake'a. Poczuł jej gorący od dech. - Jest trochę nieśmiały, potrzebuje nieco czasu, by zaakceptować nowych... znajomych. - Nie zna słowa „ojciec"? - Uświadomił sobie, że Larissa nie jest już tą uroczą dziewczyną z jego wspo mnień. Jest kobietą, która urodziła jego dziecko, nic mu o tym nie mówiąc. - Ma tylko trzy lata. Nie zna jeszcze wszystkich stów. Ich zapamiętanie wymaga czasu. - Jak widać, ty też masz kłopoty z pamięcią - rzucił z ironią. Zawsze uwielbiał kobiety. Świetnie sobie z nimi ra dził. Wiedział też, choć raczej teoretycznie, bo akurat na tym polu nie miał zbyt wielkiego doświadczenia, że należy je otaczać opieką. Ale jak opiekować się kimś, kto cię zdradził? Larissa westchnęła. - Jeśli zamierzasz mnie tak traktować, to lepiej za biorę Petera do domu. Dla niego jesteś tylko obcym człowiekiem, który gniewa się na jego mamę. Jake wiedział, że miała rację. Całe dotychczasowe życie Petera obracało się wokół Larissy i jeśli doprowa dzi ją do płaczu, nie przysporzy mu to sympatii syna. Jake odsuną! się od auta. Larissa wydobyła Petera, pocałowała go w czoło i postawiła na chodniku. Było oczywiste, że bardzo
12 CATHERINE GARBERA o niego dba. Jake uśmiechnął się lekko. Cóż, zawsze miała w sobie coś z mamy. Właśnie to przyciągnęło go do niej. Peter przywarł do nogi Larissy, wpatrując się w Jake'a w ten sam sposób, w jaki robiła to jego mat ka. Dlaczego nie zaufała mu na tyle, by powiedzieć o synu? - Czy ta dziennikarka cię śledziła? - zapytał. - Nie sądzę. - Chodźmy do środka. Skinęła głową i wzięła Petera za rękę. Jake zoriento wał się, że oboje patrzą na niego wyczekująco. Poczuł się nieswojo. Przykucnął i wyciągnął do chłopca dłoń. Pater zawahał się, po czym podał Jake'owi swojego misia. - O, daje ci misia! To znaczy, że cię lubi. - Cieszę się, że chociaż on - mruknął Jake. Patrzyła na niego tymi swoim smutnymi oczami. A on poczuł się jak wielki łajdak. Próbował pozbyć się złości i przypomnieć sobie o wszystkim, co mu się w podobało u Larissy, ale nie potrafił. - Tu nie chodzi o lubienie czy nielubienie - powie działa ostrożnie. Spojrzał na nią niechętnie. - Tak? Więc o co chodzi? - Nie jestem kobietą dla ciebie. - Faktycznie, na ogół podobają mi się inne. - Wiem. Wysokie, szczupłe blondynki. - Widzę, że masz o mnie świetną opinię, Risso. Nie jestem aż tak płytki, by ekscytować się jedynie wyglą-
ŚLUB W LAS VEGAS 13 dem zewnętrznym. Miałem na myśli uczciwość. Lubię, kiedy kobieta jest uczciwa. Larissa oblała się rumieńcem. Wiedział, że jeśli coś jeszcze powie, będzie to złośliwe i przykre. Z drugiej strony odsyłanie jej z synem, o którego istnieniu dopie ro co się dowiedział, nie było żadnym rozwiązaniem. Jake bez słowa otworzył drzwi do swojego domu i wszedł do środka. Salon był bardzo elegancki: wło skie, skórzane meble i wyszukana porcelanowa zasta wa. Dużo miejsca zajmowało centrum rozrywki, w tym telewizor z ogromnym plazmowym ekranem. Larissa i Peter stali w progu, jakby się bali wejść do środka. Ile lat ma jego syn? Już mu to mówiła, ale wtedy próbował oswoić się z faktami i nie zwracał uwagi na jej słowa. Spędził noc z Larissa prawie cztery lata temu, a zatem Peter musiał mieć około trzech. Co robią dzieci w jego wieku? - Ogląda czasem telewizję? - Tak, ale tylko programy edukacyjne dla dzieci. Cała Larissa. Tylko programy edukacyjne. Jake spojrzał na poważnego malca. Jego syn. Gdzieś w środku poczuł ukłucie, które sprawiło, że nie był już zły. Przyszłość Jake'a będzie odtąd związana z tym małym chłopcem. Ukląkł przy nim. Peter miał jego oczy. Gdy Jake mu się przyglądał, chłopiec wyciągnął rękę i dotknął pokrytego zarostem policzka swego ojca. - Ale drapie. - Jeszcze się nie ogoliłem. Peter spojrzał na Larissę.
14 CATHERINE GARBERA - Dlaczego ty tak nie masz? - Bo dziewczyny tak nie mają. - Dziewczyny są inne - powiedział Peter, odwraca jąc się do Jake'a. - Jasne, że tak. - Masz coś do jedzenia? - Peter! - rzuciła strofująco Larissa. - Głodny, to grzecznie pyta - w obronie syna stanął Jake. - Chodźcie, zapraszam na śniadanie. - Poprowa dził Petera do kuchni. - Potem twoja mama i ja musimy pogadać. Jake posadził chłopca na ogromnym stole, a sam zaj rzał do spiżarni, gdzie znalazł dwa słoiki oliwek do martini i pudełko krakersów. Lodówka zawierała kilka butelek wina, sześć paczek płatków kukurydzianych i otwartą bu telkę szampana. Może Wes będzie miał jakieś jajka lub cokolwiek innego, co można podać trzyletniemu dziecku. Najlepszy przyjaciel Jake'a mieszkał piętro wyżej. - Powinnam była zostawić Petera z opiekunką - po wiedziała Larissa. Jake odwrócił się i spojrzał na nią. Peter zajęty był elektroniczną książką, którą Larissa wyjęła ze swojej torby. - Cieszę się, że tego nie zrobiłaś. Była tak blisko niego, że Jake czuł zapach jej szam ponu. Nie miała żadnego makijażu, ale dawniej też rzad ko się malowała. Cudownie gładka skóra, mleczna cera, po co się pacykować? Nagle owładnęła nim żądza, co jeszcze bardziej go rozzłościło. Nie chciał, nie powinien pragnąć Larissy.
ŚLUB W LAS VEGAS 15 Gdy Larissa nerwowo przełknęła ślinę, Jake domyślił się, że nadal nie jest pewna, czy wyznanie prawdy o sy nu było dobrym pomysłem. Zastanawiał się, na ile wynika to z krążących o nim plotek, w czym udział miały różne pisma, a na ile z tego, co sama o nim wiedziała. Tak naprawdę to jeszcze nigdy nie był odpowiedzial ny za nikogo. I dobrze, twierdziła jego rodzina, bo Jake, choć uroczy i bystry, z całą pewnością odpowiedzial nym człowiekiem nie był. Wścibscy dziennikarze, któ rzy zawsze interesowali się Danforthami, a od kiedy senior rodu, Abraham, rozpoczął kampanię wyborczą do senatu, wprost śledzili każdy ich krok, rozpropagowali w prasie i telewizji taki oto wizerunek Jake'a: trzydzie stoletni milioner i playboy, król życia, który jak ognia unika poważnych zobowiązań, a do tego współczesny król Midas, bo czego się nie tknie, przynosi krociowe zyski. Ale Larissa powinna znać go lepiej. - Co chciałbyś zjeść, kolego? - Naleśniki. - Hm... Zobaczymy, co da się zrobić. - Jake nie miał pojęcia, jak przyrządza się naleśniki. Z jajecznicą by sobie poradził, niestety lodówka ziała pustką. - Pój dę na górę i zobaczę, czy Wes ma jajka. - Wes, twój współlokator ze studiów? - spytała La rissa. - Tak, na pewno go pamiętasz. - Nie kłopocz się. Jeśli masz płatki śniadaniowe... - Słodzone i czekoladowe. - Lepsza będzie grzanka z masłem.
16 CATHERINE GARBERA - Telewizja edukacyjna i zdrowa żywność. Larisso, czy nasz chłopiec zna jakieś przyjemności? - Oczywiście, ale nie takie, które mają na niego szkodliwy wpływ. - Czy właśnie dlatego do mnie nie zadzwoniłaś? - Słucham? - Czy to ja miałbym mieć szkodliwy wpływ na na szego syna? - Nie. Ani trochę. - Zbliżyła się do Jake'a i wyciąg nęła rękę, żeby go dotknąć, ale natychmiast ją cofnęła. - To nie takie proste. Zróbmy Peterowi coś do jedzenia, a potem porozmawiamy. Chciał, żeby go dotykała. Czuł, że jej potrzebuje i był wobec tego uczucia zupełnie bezbronny. Uświadomił sobie, że jest tylko człowiekiem i ma więcej słabych punktów, niż chciałby się do tego przyznać. Grzanka została posmarowana masłem i bezzwłocz nie zjedzona. Jake wyciągnął z szafy piłkę, a ponieważ ranek był ciepły i słoneczny, całą trójką wyszli na zew nątrz. Peter bawił się piłką, biegając za nią po całym ogrodzie. Jake wskazał Larissie fotel, a sam usiadł na na jed nym ze zrobionych przez siebie zeszłego lata wiklino wych krzeseł. Patrzył na swego syna, który biegał za piłką i kopał ją pulchnymi nóżkami. Larissa odebrała mu coś, czego już nigdy nie odzyska. I chociaż w głębi duszy przyzna wał, że trzy łata temu nie był gotowy do roli ojca, czuł się zdradzony. Nagle pomyślał o swoim ojcu. Boże, staruszek bę-
ŚLUB W LAS VEGAS 17 dzie rozżalony, kiedy Jake powie mu, że ma trzyletniego wnuka, o którego istnieniu do tej pory nie wiedział. Jeszcze jedno rozczarowanie ze strony syna, który nig dy nie potrafił sprostać jego oczekiwaniom. Spojrzał na Larissę. Wyglądała jak za studenckich czasów. Słodka i niewinna - zupełnie nie pasowała do college'u w Georgii. Zaprzyjaźnił się z nią, bo przypo minała mu jego młodsze siostry, Victorie i Imogene. Wszystkie te uczucia znikły, kiedy ponownie spojrzał na chłopca. - Jestem tak wściekły, że mam ochotę tobą mocno | potrząsnąć!
ROZDZIAŁ DRUGI Larissa miała nadzieję, że Jake zajmie się sprawą dziennikarki, ale tak się nie stało. Zawsze musiał poznać wszystkie szczegóły, zanim podjął decyzję. W czasie studiów wiele razy konsultował z Larissą swoje teorie i pomysły, zanim wyciągał z nich konsekwencje. Laris sa przeciągnęła się i usiadła wygodniej w fotelu, a po tem wypiła łyk kawy. - Gra na zwłokę na pewno nie sprawi, że będę mniej wściekły - powiedział. - Wiem. Spojrzała na synka, który bawił się piłką. Musiała wyjaśnić Jake'owi, dlaczego zataiła prawdę. Zrobiła to nie tylko dla swojego dobra, ale i dla dobra syna. Nie chciała, żeby Peter wychowywał się w takiej rodzinie, w jakiej sama musiała kiedyś dorastać. Jej rodzice pobrali się, bo jej matka była w ciąży. Larissa bardzo wcześnie zrozumiała, że gdyby nie ona, rodzice nigdy nie wzięliby ślubu. To był naprawdę bar dzo nieszczęśliwy dom. Jedynym schronieniem dla ma łej Larissy był świat książek, więc nieustannie tam ucie kała. Żyła opowieściami o wielkiej miłości, o bohate rach, którzy pokonują wszelkie przeciwności losu.
ŚLUB W LAS VEGAS 19 Ale w prawdziwym życiu taka miłość - o której La- rissa marzyła przez całe swoje życie - nigdy się nie zdarza. I zamiast być dumną młodą damą, czekającą na rycerza w swej wieży, podzieliła los matki. - Więc słucham - powiedział cicho Jake, najwy raźniej starając się nie zdradzać targających nim emocji. Poczuła ukłucie w sercu. Jake nigdy nie okazywał uczuć. Dla świata był unikającym wszelkich więzów lekkoduchem, ale Larissa wiedział, że pod tą maską krył się ktoś bardzo wrażliwy. Wcale nie był beztroski, jak zwykło się o nim mówić. Przyglądała się uważnie jego twarzy. Była jej tak bliska, nie tylko ze względu na podobieństwo do syna. Widziała tę twarz każdej nocy w swoich snach. Jake był jedynym mężczyzną, o którym Larissa nigdy nie potra fiła zapomnieć. Być może było tak dlatego, że łączyła ich głęboka przyjaźń. Tylko dzięki niemu jakoś przetrwała studia. Był pierwszym mężczyzną, z którym się zaprzyjaźniła, któremu naprawdę zaufała. Jedynym mężczyzną, w któ rego towarzystwie czuła się dobrze. Nie mogła mu powiedzieć: „Ukryłam przed tobą na rodziny syna, bo bałam się, że któregoś dnia zostawisz mnie dla jakiejś bardziej atrakcyjnej kobiety, i może nawet zabierzesz ze sobą nasze dziecko". - Wszystko, co wiąże się z Peterem, jest skompliko wane. Jake usiadł na brzegu fotela Larissy i dotknął ostroż nie jej twarzy. Zrozumiała, że Jake patrzy na nią całkiem inaczej niż inni mężczyźni.
20 CATHERINE GARBERA - Wcale nie musi takie być. Po prostu bądź ze mną szczera. Kiedy jej dotykał, nie mogła myśleć o niczym in nym. Dreszcz przebiegł po jej ciele, poczuła żar. Wie działa, że to nie czas ani miejsce na takie odczucia, wiedziała też, że Jake jest na nią wściekły. Przymknęła oczy. Ale to sprawiło jedynie, że wszyst kie zmysły skoncentrowały się na jego dotyku; na cieple promieniejącym z jego dłoni. - Czekam, Risso. Rissa. Jake był jedynym człowiekiem, który znał ją na tyle dobrze, by po swojemu zdrabniać jej imię. Dla reszty świata była poważną bibliotekarką, specjalistką od najtrudniejszych kwerend, która w rekordowym cza sie potrafiła wyszukać najrzadszą pozycję biblio graficzną. Ale dla Jake'a zawsze była... cóż, nie miała pewności, kim dla niego była i, co ważniejsze, kim dla niego jest teraz. Otworzyła oczy. Jego twarz była o centymetr odda lona od jej twarzy. Jego oddech muskał jej policzki i gdyby odrobinę się przysunęła, ich usta by się spotkały, a wtedy straciłaby resztki rozsądku, byleby tylko za znać znowu magii - jak tamtej nocy przed laty. Chrząknęła i odsunęła się. Jake spojrzał na nią z żalem. - Nie wiem, od czego zacząć. To długa i skompli kowana historia, a ty jesteś zbyt wściekły, żeby spokoj nie jej wysłuchać. - Na moim miejscu każdy byłby wściekły. - Nie przeczę. Po prostu nie chcę, żebyś się na mnie mścił.
ŚLUB W LAS VEGAS 21 Patrzył na nią przez chwilę, zaklął pod nosem i gwał townie podniósł się z miejsca. Zrozumiała, że miała rację. Powinna wiedzieć lepiej. Była średnio atrakcyjną, raczej przeciętną kobietą, a Jake... Cóż, na jego widok wszystkie kobiety wstrzymywały oddech, nawet te po zbawione kompleksów wysokie blondynki o dużych biustach. Ona sama miała duży biust, kiedy karmiła piersią Petera. - No dobrze, miejmy już za sobą tę rozmowę o na szym synu. - Westchnęła głęboko. Czuła się jeszcze bardziej podle, niż kiedy tu się zjawiła. - Ale nie wiem, co powiedzieć. - Na miłość boską, kobieto, skończyłaś z wyróżnie niem uniwersytet. Czy naprawdę tak trudno przychodzi ci znalezienie właściwych słów? - Chciałabym, żeby to było proste, ale mam mówić o swoich uczuciach. - W stosunku do mnie? Nie zmuszałem cię do ni czego tamtej nocy. - Jake, byłam tam z własnej woli. To była niezwykła noc. Nie winię cię o to, nie czuję żadnej urazy. - Tak też mi się zdawało. Zacznij od początku. O ile pamiętam, użyłem prezerwatywy. - Która pękła. Dlatego jak najszybciej zrobiłam test ciążowy. - Kiedy zadzwoniłem, żeby zabrać cię do Cuncun, już wiedziałaś? - Tak.
22 CATHERINE GARBERA Jake chciał jak najszybciej stąd wyjść, by nie powie dzieć czegoś, czego będzie żałował. Rozsądek podpo wiadał mu, że Larissa nie chciała go zranić, ale ignoro wał ten głos. Czuł się zdradzony, bo zawsze ufał Larissie. Gdyby jakakolwiek inna kobieta, z którą spał, zjawiła się u nie go z dzieckiem, nie miałby wątpliwości, że chodzi o pieniądze. Zawsze był bardzo ostrożny w kontaktach z kobietami, bo wiedział, że jego nazwisko i pieniądze zwabiają zdesperowane samotne matki. Ale Larissa była tą uroczą dziewczyną, z którą prze gadał tyle wieczorów w bibliotece. Kobietą, która po pięciu latach przyjechała na zjazd absolwentów i wy glądała niczym ucieleśnienie wszystkich jego fantazji. Kobietą, która przyszła dzisiaj do niego po pomoc - czy się do tego przyznawała, czy nie. A on zupełnie nie był w nastroju do udzielania po mocy. Musiał pozbyć się złości, która wzmagała się z każdym kolejnym uderzeniem jego serca. - Zaraz wracam. Poszedł do domu, do siłowni, gdzie ćwiczył tae- kwondo. W rogu sali stał worek treningowy, którego używał, kiedy Wes nie mógł z nim trenować. Uwolnił się od wszystkich myśli, całą uwagę skupia jąc na worku. Dwadzieścia minut później był cały mo kry, ale wciąż nie miał pewności, czy jest gotowy do rozmowy z Larissa. A przecież nie mają czasu. Jakaś dziennikarka koniecznie chce umieścić jego zdjęcie na pierwszej stronie gazety z nagłówkiem „ojciec". Musi stanąć na wysokości zadania. Powinien porzucić bez-
ŚLUB W LAS VEGAS 23 troski styl życia i sprawić, by jego życie zaczęło się liczyć, by nabrało znaczenia. Zaklął siarczyście. Nie był na to gotowy, nie wie dział, czy kiedykolwiek będzie. Tylko że Peter i rodzina Jake'a zasługują na więcej. Jego wujek miał już wystar czająco dużo problemów z kampanią wyborczą oraz z listami pełnymi pogróżek. Jake nie zamierzał doda wać do tego jeszcze Larissy i Petera. Przerzucił przez ramię ręcznik i zaczął przechadzać się po domu. Zdjęcie jego mieszkania ukazało się w cza sopiśmie „Architektura" jako wzorcowa garsoniera. Wziął z kuchni butelkę wody i wyszedł na taras. Nie był pewien, czego właściwie oczekuje. Na pewno nie Larissy, która siedziała na trawie z ich synem na kolanach. Mieli zamknięte oczy i twarze zwrócone do słońca. Myślał, że śpią, ale usłyszał ciche słowa Larissy, której wtórował Peter. Zabrzmiały mu dziwnie znajomo. Wiersz Roberta Frosta „Przystając pod lasem w śnieżny wieczór". Jake nigdy nie czuł się tak nieprzygotowany do ja kiegoś zadania jak w tej właśnie chwili. Co z tego, że czasopismo „Fortuna" nazwało jego i Adama „złotymi chłopcami świata kawy", którzy „ko rzystają ze starych dobrych receptur, ale proponują rów nież nowe". Ojcostwo to zupełnie inna sprawa. Opiera się na uczuciach i zawiera mnóstwo zmiennych, które są wy- warzone w każdym biznesplanie. A uczucia to jedyna ustawa która była dla Jake'a udręką. Jak przypuszczał, była to jedna z przyczyn, dla któ-
24 CATHERINE GARBERA rych miał z Larissą syna. Tej nocy, na zjeździe, zdał sobie sprawę, że jest ona dla niego kimś więcej niż tylko mądrą dziewczyną, która słucha jego wywodów o tym, co chce zrobić ze swoim życiem. Z powodu tych emocji poczuł się niezręcznie. Jedynie wtedy, gdy w grę wcho dziło pożądanie, czuł się pewnie. Więc ją uwiódł. Patrząc na matkę i dziecko, zapragnął czegoś, czego -jak sobie dopiero teraz uświadomił - bardzo mu w ży ciu brakowało. Zapragnął stać się częścią tego złotego kręgu światła. Uczestniczyć w głębokiej więzi pomię dzy matką a synem. Chciał mieć pewność, że Rissa i Peter zawsze znajdą skrawek słońca. Położył ręcznik i butelkę na stole i zszedł do nich. Nie pytając o pozwolenie, usadowił się tuż za Laris są. Pragnął jej jak diabli. Gdyby jej znowu dotknął, mógłby stracić nad sobą kontrolę. A jednak położył dłonie na dłoniach Larissy... i za raz poczuł, jak zesztywniała. Mała ręka Petera powę drowała ku nadgarstkowi ojca. Jake po raz pierwszy od czasu, kiedy na tyle dorósł, by wiedzieć, że należy do rodziny Danforthów, poczuł spokój. Przyłączył się do recytacji. Podobał mu się jego głę boki głos w zestawieniu z miękkim głosem Larissy i dziecięcym Petera. Cudne te lasy, gęste, straszne, Lecz muszą dbać o sprawy własne, Szmat drogi przebyć, zanim zasną, Szmat drogi przebyć, zanim zasną. Gdy umilkli, Peter wychylił się zza matki i utkwił w Jake'u pytające spojrzenie.
ŚLUB W LAS VEGAS 25 - Skąd znasz słowa? - Twoja mama mnie ich nauczyła - powiedział miękko Jake. Chłopiec uśmiechnął się szeroko. - Super! Mnie też! - wykrzyknął i pobiegł przez ogród w poszukiwaniu piłki. Jake odwrócił głowę i napotkał spojrzenie niebie skich oczu Larissy. Na chwilę cofnęli się do studenckich czasów, kiedy życie było proste; robiło się to, co się uważało za słuszne i żyło się każdą chwilą. Victoria była w domu, a on nie był ojcem. Ale czasy się zmieniły. Victorii nie było, dawno temu znikła podczas koncertu. I chociaż wszyscy uważali, że umarła i że nigdy już nie wróci, rodzina Jake'a nadal żyła nadzieją. Larissa uśmiechnęła się do niego. Była tak blisko, że czuł zapach jej włosów. - Naprawdę cię tego nauczyłam? - Gdy oblizała ner wowo wargi, Jake przysunął się do niej. Zawsze fascy nowały go jej usta. Dolna warga była pełniejsza od górnej, a z tej jednej krótkiej nocy pamiętał, jak cudow nie smakują jej usta. - Owszem - powiedział cicho. - To było wieki temu. - Tak, to było inne życie. Peter kopnął w ich stronę piłkę, jak Jake od razu zauważył, z większym zapałem niż umiejętnością. Jake był zawsze świetnym piłkarzem, a jego syn... chyba nie odziedziczył tego talentu. - Gdzie wcześniej byłeś? - spytał chłopiec, zbliża jąc się do nich.
26 CATHERINE GARBERA - W sali treningowej. Musiałem uporządkować ba łagan w mojej głowie. - I co, teraz jest tam porządek? - Prawie. - Jake zmierzwił synowi włosy. Wstał i podał rękę Larissie. Nadal chciał się dowie dzieć, dlaczego mu nie powiedziała, że jest w ciąży, lecz wolał odłożyć tę rozmowę na później, kiedy zostaną sami. Wtedy zdecydują, co dalej. - Chodź, pokażę ci, jak grają prawdziwi zawodowcy - powiedział do Petera. - Co to są zawodowcy? - Zawodowi piłkarze. Wiesz, tacy, którzy dostają pieniądze za to, że grają w meczach. - To można za granie dostawać pieniądze? - Tylko jeśli jest się bardzo dobrym. Jake pokazał synowi kilka podstawowych zagrań, po czym założył siatkę w bramce i zostawił chłopca samego. Larissa wróciła na fotel. Przyglądała się nieufnie, jak Jake idzie w jej stronę. Jemu zaś nie podobał się sposób, w jaki na niego patrzyła. Larissa próbowała nie przyglądać się Jake'owi zbyt intensywnie, ale nie mogła się powstrzymać. Chciałaby znowu zaznać z nim tego, co wtedy... Ale Jake potrze bował odpowiedzi, a ona zjawiła się tu, by mu ich udzielić. Zamknęła oczy. Kiedy Jake'a nie było, wydawało jej się, że wie, co ma powiedzieć. Teraz nie była już tego
ŚLUB W LAS VEGAS 27 taka pewna. Będzie musiała poświęcić swoją dum?, ale Peter jest ważniejszy od dumy. Jake usiadł na krześle naprzeciwko Larissy. Oparł łokcie na kolanach i pochylił się ku niej. Wzięła głęboki oddech. - Jake, ja... - Larisso, ja... Roześmiała się. Dawniej, kiedy byli przyjaciółmi, często zaczynali mówić w tym samym momencie- - Ty pierwsza - powiedział Jake. Wspierając się myślą, że Jake był dla niej zawsze dobry, poukładała sobie fragmenty swej burzliwej prze szłości. - "Nie powiedziałam ci o Peterze, bo chciałam sarna poradzić sobie z jego wychowaniem - zaczęła. - Zawsze byłaś bardzo uparta. Może odłożymy re sztę opowieści na później, gdy będziemy sami. Poroz mawiajmy o tym, co teraz zrobimy. Przyjęła tę propozycję z wdzięcznością. - Co sprawiło, że zmieniłeś zdanie? Wzruszył ramionami. - Może to, że patrzysz na mnie jak na potworo - Wcale nie. - Skarbie, masz największe i najbardziej niewinne oczy, jakie kiedykolwiek widziałem. Wystarczy, Że na mnie spojrzysz, a już czuję się jak ostatni drań. - Wcale tego nie chciałam... - Wiem. Rozwiążmy tę sprawę ze wścibską dzienni- karką a potem pogadamy. Wtedy wzajemnie poznamy nasze tajemnice.
28 CATHERINE GARBERA - Nie mam żadnych tajemnic. - A Peter? - Tak, tylko on był moją tajemnicą. Spanikowałam, kiedy Jasmine Carmody zadzwoniła i powiedziała, że wie, kto jest ojcem Petera. Nie mogę niczego zrobić, żeby ochronić syna przed prasą. Dobrze, że Peter nie umie jeszcze czytać. - Jak się o nim dowiedziała? Czy moje nazwisko znajduje się na jego metryce urodzenia? - Nie. Carmody rozmawiała z Marti Freehold. Pa miętasz ją? - Największa plotkara, jaką znam. - Marti wspomniała jej, że widziała nas, gdy wycho dziliśmy razem ze spotkania. I że wyglądaliśmy, jakby śmy bardzo potrzebowali prywatności. - Cała Marti... - Jasmine Carmody ma akt urodzenia Petera i wie, że nie ma tam twojego nazwiska, ale ma także twoje zdjęcie, kiedy byłeś w wieku Petera. Wyglądacie identyczne. Jake odchylił się na krześle. Larissa starała się nie patrzeć w jego stronę. Wiedziała, że Jake zastanawia się, jak wybrnąć z trudnej sytuacji. I że nie powinna teraz myśleć o tym, jak bardzo go pragnie. Wreszcie powiedział: - Myślę, że istnieje rozwiązanie, które pozbawiłoby Jasmine Carmody żądła, niezależnie od tego, co napisze w swoim artykule. - Jakie? - Będziemy żyli ze sobą jak rodzina. - Czy to się uda?