galochbasik

  • Dokumenty1 460
  • Odsłony651 217
  • Obserwuję779
  • Rozmiar dokumentów2.1 GB
  • Ilość pobrań420 472

DYNASTIA DANFORTHÓW 3-Garbera Katherine -Ślub w Las Vegas

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :557.2 KB
Rozszerzenie:pdf

DYNASTIA DANFORTHÓW 3-Garbera Katherine -Ślub w Las Vegas.pdf

galochbasik EBooki ROMANSE I EROTYKI DYNASTIE-ROMANS WSPÓŁCZESNY DYNASTIA DANFORTHÓW
Użytkownik galochbasik wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 153 stron)

Tytuł oryginału Sin City Wedding Pierwsze wydanie .Silhouette Books, 2004 Redaktor serii Małgorzata Pogoda Opracowanie redakcyjne Władysław Ordęga Korekta Stanisława Lewicka © 2004 Harlequin Books S.A. © for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o., Warszawa 2005 Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie. Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B.V. Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych - żywych czy umarłych - jest całkowicie przypadkowe. Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Gorący Romans są zastrzeżone. Arlekin - Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o. 00-975 Warszawa, ul. Rakowiecka 4 Skład i łamanie: Studio Q Printed in Spain by Litografia Roses, Barcelona ISBN 83-238-2170-4 Indeks 356948 GORĄCY ROMANS - 694

ROZDZIAŁ PIERWSZY Larissa Nielsen wiele razy wyobrażała sobie, jak bę­ dzie wyglądać w chwili, gdy znów zobaczy się z Jaco- bem Danforthem, nigdy jednak nie przewidywała na tę okazję takiej oto kreacji: stare dżinsy i własnoręcznie farbowany podkoszulek z Rorydy. Ale poranny telefon Jasmine Carmody, dziennikarki z „Wiadomości Poran­ nych" w Savannah, nie dawał innego wyboru. Musiała porozmawiać z Jakiem, zanim Jasmine powie całemu światu, kto jest ojcem Petera. Larissa siedziała w samochodzie przed domem Ja- ke'a w Savannah niczym jego natrętna wielbicielka. Pragnęła znowu być w swoim domu w Riverside i do­ piero wstawać z łóżka. Chciałaby, żeby nic nie zakłó­ cało ich codziennego trybu życia i żeby mogła ze swoim trzyletnim synem przywitać dzień na przystani nad rze­ ką Savannah, jak mieli to w zwyczaju. Tymczasem mu­ siała teraz zrobić coś, co -jak podpowiadało jej sumie­ nie - powinna była uzczynić już dawno. Zaświeciła latarkę, kierując strumień światła na otwartą książkę. Poezja Roberta Frosta zawsze podno­ siła ją na duchu. Wiele razy uciekała od życia, zagłębia­ jąc się w ulubione strofy. Tego ranka dzięki nim ode-

6 CATHERINE GARBERA rwała się od chaotycznych myśli, a tego właśnie potrze­ bowała. Pukanie w szybę auta wyrwało ją z lektury. Przy sa­ mochodzie stał jakiś mężczyzna. Pochylił się, a ona spojrzała w jego ciemnobrązowe oczy, których nigdy nie udało jej się zapomnieć. Gdy ją rozpoznał, w miej­ sce surowej miny pojawił się serdeczny powitalny uśmiech. Odblokowała drzwi, a Jake je otworzył. Larissa nie uchodziła za osobę nieśmiałą, ale nagle poczuła się jak Tchórzliwy Lew z „Czarnoksiężnika z Krainy Oz". Lecz przestraszyła ją nie jakaś postać z tej raczej ponurej bajki, ale ktoś całkiem realny. Znała Jake'a nie od dziś i wiedziała, że wpadnie w szał, kiedy się dowie, że ma trzyletniego syna. Ponieważ Peter spał spokojnie na tylnym siedzeniu, więc Larissa wysiadła z auta. Owionęło ją chłodne po­ wietrze marcowego ranka. Zadrżała z zimna i potarła ramiona, modląc się, by jej syn się nie obudził, zanim powie Jake'owi, dlaczego tu przyjechała. - Co robisz przed moim domem o siódmej rano? - spytał. Jake ubrany był w szorty i przepocony podkoszulek. Pewnie wracał z joggingu. Przygładziła włosy, żałując, że nie miała czasu na poprawienie swego wyglądu. Jake wyglądał tak dobrze, jak pamiętała. Zmusiła się, żeby odwrócić wzrok od jego umięśnionej klatki pier­ siowej i spojrzeć mu w twarz. - To długa historia... - W takim razie chodźmy do domu. Zaparzę kawę. Wiesz, że jestem w tym dobry.

ŚLUB W LAS VEGAS 7 Musiała się uśmiechnąć. Nawet gdy byli jedynie przyjaciółmi, Jake zawsze potrafił ją rozśmieszyć. Ale nie mogła zostawić śpiącego Petera w aucie. - Właściwie to muszę ci coś powiedzieć. - Nie możesz tego zrobić w domu? - No cóż... nie. - Próbowała znaleźć właściwe sło­ wa. - To trudniejsze, niż przypuszczałam... - Larisso, chciałbym ci pomóc, ale nie mam pojęcia, o co chodzi. Wzdrygnęła się. Musi być rzeczowa. W końcu uwa­ żano ją za osobę praktyczną i twardo stąpająca po ziemi. - Pamiętasz tę noc na zjeździe absolwentów... - Jak mógłbym zapomnieć? - Musnął jej twarz pal­ cami. Larissie przebiegł dreszcz po plecach. Jake zawsze tak na nią działał, nawet jeśli mu na tym nie zależało. - Ja też o niej nie zapomniałam. - Czy dlatego tu jesteś? Pochylił się nad nią, jego ciemne oczy wpatrzone były w jej usta. Larissa poczuła na całym ciele miłe mrowienie. Bezwiednie zwilżyła wargi, a on śledził jej reakcję. Cholera, to zaczęło wymykać się spod kontroli. Dłoń Jake'a dotknęła jej ust. - Larissa Nielsen z wizytą u mnie... Przyznam, że nie bardzo rozumiem. Dlaczego akurat teraz? Larisso, skąd ta wizyta? - Zadzwoniła do mnie pewna dziennikarka. Intere­ suje się twoim wujkiem, który kandyduje do senatu. - Uznała, że jedynym sposobem na powiedzenie pra­ wdy jest opowieść o tym, dlaczego się tu znalazła. Nie

8 CATHERINE GARBERA ustały powody, dla których wolałaby nie mówić Ja­ ke'owi o Peterze i gdyby nie zadzwoniła do niej Jasmi­ ne Carmody, Larissa byłaby teraz w swoim domu, w Riverside, oglądając wschód słońca i popijając po­ ranną kawę D & D. - Ci cholerni dziennikarze! Wciąż wtrącają się w na­ sze życie. - Jake przeciągnął dłonią po gęstych, kręco­ nych włosach, tak samo jak robił to jego syn, kiedy był na skraju wybuchu. - Przykro mi. - Wiedziała, jak bardzo Jake ceni so­ bie prywatność. - Hej, przecież to nie twoja wina. A zatem? Dlacze­ go tu jesteś? - Ona wie o naszej nocnej przygodzie - wyrzuciła z siebie. - Żałuję, że tak to nazywasz. Chciałem znowu się z tobą spotkać. Dzwonił do niej kilka razy, ale unikała rozmowy. W końcu przeniosła się ze swoją współlokatorką ze stu­ diów do Atlanty, by mieć pewność, że Jake nigdy nie odkryje konsekwencji ich wspólnej nocy. Jake nie był wtedy gotowy do ojcostwa. Sieć kawiarń D & D, która należała do niego i jego kuzynów Adama i lana, miała rozwinąć się na cały kraj, co było niezmier­ nie absorbujące, poza tym Jake niewiele się zmienił od studenckich czasów. Nadal lubił się bawić, a w sobotnie poranki grać w piłkę. Ze swego gorzkiego doświadcze­ nia Larissa wiedziała, że kobieta, która usidla niegoto- wego do związku mężczyznę, staje się dla niego cięża­ rem i życiowym przekleństwem. A ona dawno temu

ŚLUB W LAS VEGAS . 9 przysięgła sobie, że nigdy dla nikogo nie będzie ani ciężarem, ani przekleństwem. - Miałam powody, by nie spotkać się z tobą w Can- cun. - Przygryzła wargę. Po prostu mu powiedz, pona­ glała się w duchu. - Ależ skarbie, informacja o jednej nocy, którą spę­ dziliśmy ze sobą, nie jest warta specjalnych starań ja­ kiejś dziennikarki. Nie przejmuj się tym. - A właśnie że jest. - Dlaczego? Mają jakieś zdjęcia? - Jake uśmiechnął się jak niegrzeczny chłopiec, wywołując u niej wspo­ mnienie tamtej nocy. To była jedna z tych parnych, letnich nocy, a ona w jego ramionach czuła się, jakby była najpiękniejszą kobietą na świecie. - Tak, ale nie nasze. - A czyje? - zapytał Jake z lekkim zniecierpliwie­ niem. - Naszego syna. Jake zamarł. - Naszego... syna? - Tak, na imię ma Peter, Peter Jacob, i ma trzy lata. Jake sięgnął do tylnych drzwi samochodu. Były jed­ nak zamknięte. - Odblokuj je. Gdy to zrobiła, otworzył drzwi i spojrzał na pogrą­ żonego we śnie syna. Włosy Petera były ciemne i krę­ cone, jak jego włosy. Jake wyciągnął rękę i pogłaskał chłopca po głowie. Ten nadzwyczaj czuły gest uświa­ domił Larissie, że ukrywanie prawdy było błędem. Ale w przeszłości dostała gorzką lekcję. Zawsze wie-

10 CATHERINE GARBERA rzyła, że jej życie będzie tak doskonałe jak na filmach, jednak rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej. Wszystkie usprawiedliwienia, jakie dla siebie wynalaz­ ła przez te trzy lata, wydawały jej się teraz zbyt słabe, i kiedy Jake ponownie na nią spojrzał, wiedziała, że on też tak myśli. - Mój syn - powiedział, patrząc na Petera ze wzru­ szeniem, o które by go nigdy nie podejrzewała. Jego syn. Ciągle nie mogło to do niego dotrzeć. Nig­ dy nie myślał poważnie o ojcostwie. Sięgnął, żeby od­ piąć pasy na dziecięcym siedzeniu, ale nie wiedział, jak to zrobić. Był na to zupełnie nieprzygotowany. Będzie musiał zadzwonić do swego brata, Toby'ego, jedynego eksperta od tych spraw, jakiego znał. - Wyciągnij go - powiedział do Larissy. Drżały mu ręce. Jest ojcem. Larissa oparła się o Jake'a, kładąc mu dłoń na ple­ cach, i sięgnęła do samochodu. Gdy musnęła piersią jego ramię, przebiegł po nim dreszcz podniecenia. Cie­ pło małej dłoni na jego plecach paliło przez podkoszu­ lek. Larissa zbliżyła twarz do śpiącego dziecka i zmie­ rzwiła mu włosy. - Dzień dobry, śpiochu. - Dzień dobry, mamo. Byli ze sobą bardzo zżyci, to od razu było widać. Łączyła ich więź, jakiej Jake nigdy nie pragnął, ale której nagle zaczął im zazdrościć. Może właśnie tego mu ostatnio brakowało. Może to wypełni mu pustkę, której nie zdołał zagłuszyć pracą ani przyjęciami.

ŚLUB W LAS VEGAS 11 Wyciągnął do syna rękę, ale chłopiec odsunął się, wtulając twarz w obdartego misia i podciągając kocyk. Niespokojnie spojrzał na Larissę. - Wszystko w porządku, kochanie. Jake jest przyja­ cielem. - Obróciła się do Jake'a. Poczuł jej gorący od­ dech. - Jest trochę nieśmiały, potrzebuje nieco czasu, by zaakceptować nowych... znajomych. - Nie zna słowa „ojciec"? - Uświadomił sobie, że Larissa nie jest już tą uroczą dziewczyną z jego wspo­ mnień. Jest kobietą, która urodziła jego dziecko, nic mu o tym nie mówiąc. - Ma tylko trzy lata. Nie zna jeszcze wszystkich stów. Ich zapamiętanie wymaga czasu. - Jak widać, ty też masz kłopoty z pamięcią - rzucił z ironią. Zawsze uwielbiał kobiety. Świetnie sobie z nimi ra­ dził. Wiedział też, choć raczej teoretycznie, bo akurat na tym polu nie miał zbyt wielkiego doświadczenia, że należy je otaczać opieką. Ale jak opiekować się kimś, kto cię zdradził? Larissa westchnęła. - Jeśli zamierzasz mnie tak traktować, to lepiej za­ biorę Petera do domu. Dla niego jesteś tylko obcym człowiekiem, który gniewa się na jego mamę. Jake wiedział, że miała rację. Całe dotychczasowe życie Petera obracało się wokół Larissy i jeśli doprowa­ dzi ją do płaczu, nie przysporzy mu to sympatii syna. Jake odsuną! się od auta. Larissa wydobyła Petera, pocałowała go w czoło i postawiła na chodniku. Było oczywiste, że bardzo

12 CATHERINE GARBERA o niego dba. Jake uśmiechnął się lekko. Cóż, zawsze miała w sobie coś z mamy. Właśnie to przyciągnęło go do niej. Peter przywarł do nogi Larissy, wpatrując się w Jake'a w ten sam sposób, w jaki robiła to jego mat­ ka. Dlaczego nie zaufała mu na tyle, by powiedzieć o synu? - Czy ta dziennikarka cię śledziła? - zapytał. - Nie sądzę. - Chodźmy do środka. Skinęła głową i wzięła Petera za rękę. Jake zoriento­ wał się, że oboje patrzą na niego wyczekująco. Poczuł się nieswojo. Przykucnął i wyciągnął do chłopca dłoń. Pater zawahał się, po czym podał Jake'owi swojego misia. - O, daje ci misia! To znaczy, że cię lubi. - Cieszę się, że chociaż on - mruknął Jake. Patrzyła na niego tymi swoim smutnymi oczami. A on poczuł się jak wielki łajdak. Próbował pozbyć się złości i przypomnieć sobie o wszystkim, co mu się w podobało u Larissy, ale nie potrafił. - Tu nie chodzi o lubienie czy nielubienie - powie­ działa ostrożnie. Spojrzał na nią niechętnie. - Tak? Więc o co chodzi? - Nie jestem kobietą dla ciebie. - Faktycznie, na ogół podobają mi się inne. - Wiem. Wysokie, szczupłe blondynki. - Widzę, że masz o mnie świetną opinię, Risso. Nie jestem aż tak płytki, by ekscytować się jedynie wyglą-

ŚLUB W LAS VEGAS 13 dem zewnętrznym. Miałem na myśli uczciwość. Lubię, kiedy kobieta jest uczciwa. Larissa oblała się rumieńcem. Wiedział, że jeśli coś jeszcze powie, będzie to złośliwe i przykre. Z drugiej strony odsyłanie jej z synem, o którego istnieniu dopie­ ro co się dowiedział, nie było żadnym rozwiązaniem. Jake bez słowa otworzył drzwi do swojego domu i wszedł do środka. Salon był bardzo elegancki: wło­ skie, skórzane meble i wyszukana porcelanowa zasta­ wa. Dużo miejsca zajmowało centrum rozrywki, w tym telewizor z ogromnym plazmowym ekranem. Larissa i Peter stali w progu, jakby się bali wejść do środka. Ile lat ma jego syn? Już mu to mówiła, ale wtedy próbował oswoić się z faktami i nie zwracał uwagi na jej słowa. Spędził noc z Larissa prawie cztery lata temu, a zatem Peter musiał mieć około trzech. Co robią dzieci w jego wieku? - Ogląda czasem telewizję? - Tak, ale tylko programy edukacyjne dla dzieci. Cała Larissa. Tylko programy edukacyjne. Jake spojrzał na poważnego malca. Jego syn. Gdzieś w środku poczuł ukłucie, które sprawiło, że nie był już zły. Przyszłość Jake'a będzie odtąd związana z tym małym chłopcem. Ukląkł przy nim. Peter miał jego oczy. Gdy Jake mu się przyglądał, chłopiec wyciągnął rękę i dotknął pokrytego zarostem policzka swego ojca. - Ale drapie. - Jeszcze się nie ogoliłem. Peter spojrzał na Larissę.

14 CATHERINE GARBERA - Dlaczego ty tak nie masz? - Bo dziewczyny tak nie mają. - Dziewczyny są inne - powiedział Peter, odwraca­ jąc się do Jake'a. - Jasne, że tak. - Masz coś do jedzenia? - Peter! - rzuciła strofująco Larissa. - Głodny, to grzecznie pyta - w obronie syna stanął Jake. - Chodźcie, zapraszam na śniadanie. - Poprowa­ dził Petera do kuchni. - Potem twoja mama i ja musimy pogadać. Jake posadził chłopca na ogromnym stole, a sam zaj­ rzał do spiżarni, gdzie znalazł dwa słoiki oliwek do martini i pudełko krakersów. Lodówka zawierała kilka butelek wina, sześć paczek płatków kukurydzianych i otwartą bu­ telkę szampana. Może Wes będzie miał jakieś jajka lub cokolwiek innego, co można podać trzyletniemu dziecku. Najlepszy przyjaciel Jake'a mieszkał piętro wyżej. - Powinnam była zostawić Petera z opiekunką - po­ wiedziała Larissa. Jake odwrócił się i spojrzał na nią. Peter zajęty był elektroniczną książką, którą Larissa wyjęła ze swojej torby. - Cieszę się, że tego nie zrobiłaś. Była tak blisko niego, że Jake czuł zapach jej szam­ ponu. Nie miała żadnego makijażu, ale dawniej też rzad­ ko się malowała. Cudownie gładka skóra, mleczna cera, po co się pacykować? Nagle owładnęła nim żądza, co jeszcze bardziej go rozzłościło. Nie chciał, nie powinien pragnąć Larissy.

ŚLUB W LAS VEGAS 15 Gdy Larissa nerwowo przełknęła ślinę, Jake domyślił się, że nadal nie jest pewna, czy wyznanie prawdy o sy­ nu było dobrym pomysłem. Zastanawiał się, na ile wynika to z krążących o nim plotek, w czym udział miały różne pisma, a na ile z tego, co sama o nim wiedziała. Tak naprawdę to jeszcze nigdy nie był odpowiedzial­ ny za nikogo. I dobrze, twierdziła jego rodzina, bo Jake, choć uroczy i bystry, z całą pewnością odpowiedzial­ nym człowiekiem nie był. Wścibscy dziennikarze, któ­ rzy zawsze interesowali się Danforthami, a od kiedy senior rodu, Abraham, rozpoczął kampanię wyborczą do senatu, wprost śledzili każdy ich krok, rozpropagowali w prasie i telewizji taki oto wizerunek Jake'a: trzydzie­ stoletni milioner i playboy, król życia, który jak ognia unika poważnych zobowiązań, a do tego współczesny król Midas, bo czego się nie tknie, przynosi krociowe zyski. Ale Larissa powinna znać go lepiej. - Co chciałbyś zjeść, kolego? - Naleśniki. - Hm... Zobaczymy, co da się zrobić. - Jake nie miał pojęcia, jak przyrządza się naleśniki. Z jajecznicą by sobie poradził, niestety lodówka ziała pustką. - Pój­ dę na górę i zobaczę, czy Wes ma jajka. - Wes, twój współlokator ze studiów? - spytała La­ rissa. - Tak, na pewno go pamiętasz. - Nie kłopocz się. Jeśli masz płatki śniadaniowe... - Słodzone i czekoladowe. - Lepsza będzie grzanka z masłem.

16 CATHERINE GARBERA - Telewizja edukacyjna i zdrowa żywność. Larisso, czy nasz chłopiec zna jakieś przyjemności? - Oczywiście, ale nie takie, które mają na niego szkodliwy wpływ. - Czy właśnie dlatego do mnie nie zadzwoniłaś? - Słucham? - Czy to ja miałbym mieć szkodliwy wpływ na na­ szego syna? - Nie. Ani trochę. - Zbliżyła się do Jake'a i wyciąg­ nęła rękę, żeby go dotknąć, ale natychmiast ją cofnęła. - To nie takie proste. Zróbmy Peterowi coś do jedzenia, a potem porozmawiamy. Chciał, żeby go dotykała. Czuł, że jej potrzebuje i był wobec tego uczucia zupełnie bezbronny. Uświadomił sobie, że jest tylko człowiekiem i ma więcej słabych punktów, niż chciałby się do tego przyznać. Grzanka została posmarowana masłem i bezzwłocz­ nie zjedzona. Jake wyciągnął z szafy piłkę, a ponieważ ranek był ciepły i słoneczny, całą trójką wyszli na zew­ nątrz. Peter bawił się piłką, biegając za nią po całym ogrodzie. Jake wskazał Larissie fotel, a sam usiadł na na jed­ nym ze zrobionych przez siebie zeszłego lata wiklino­ wych krzeseł. Patrzył na swego syna, który biegał za piłką i kopał ją pulchnymi nóżkami. Larissa odebrała mu coś, czego już nigdy nie odzyska. I chociaż w głębi duszy przyzna­ wał, że trzy łata temu nie był gotowy do roli ojca, czuł się zdradzony. Nagle pomyślał o swoim ojcu. Boże, staruszek bę-

ŚLUB W LAS VEGAS 17 dzie rozżalony, kiedy Jake powie mu, że ma trzyletniego wnuka, o którego istnieniu do tej pory nie wiedział. Jeszcze jedno rozczarowanie ze strony syna, który nig­ dy nie potrafił sprostać jego oczekiwaniom. Spojrzał na Larissę. Wyglądała jak za studenckich czasów. Słodka i niewinna - zupełnie nie pasowała do college'u w Georgii. Zaprzyjaźnił się z nią, bo przypo­ minała mu jego młodsze siostry, Victorie i Imogene. Wszystkie te uczucia znikły, kiedy ponownie spojrzał na chłopca. - Jestem tak wściekły, że mam ochotę tobą mocno | potrząsnąć!

ROZDZIAŁ DRUGI Larissa miała nadzieję, że Jake zajmie się sprawą dziennikarki, ale tak się nie stało. Zawsze musiał poznać wszystkie szczegóły, zanim podjął decyzję. W czasie studiów wiele razy konsultował z Larissą swoje teorie i pomysły, zanim wyciągał z nich konsekwencje. Laris­ sa przeciągnęła się i usiadła wygodniej w fotelu, a po­ tem wypiła łyk kawy. - Gra na zwłokę na pewno nie sprawi, że będę mniej wściekły - powiedział. - Wiem. Spojrzała na synka, który bawił się piłką. Musiała wyjaśnić Jake'owi, dlaczego zataiła prawdę. Zrobiła to nie tylko dla swojego dobra, ale i dla dobra syna. Nie chciała, żeby Peter wychowywał się w takiej rodzinie, w jakiej sama musiała kiedyś dorastać. Jej rodzice pobrali się, bo jej matka była w ciąży. Larissa bardzo wcześnie zrozumiała, że gdyby nie ona, rodzice nigdy nie wzięliby ślubu. To był naprawdę bar­ dzo nieszczęśliwy dom. Jedynym schronieniem dla ma­ łej Larissy był świat książek, więc nieustannie tam ucie­ kała. Żyła opowieściami o wielkiej miłości, o bohate­ rach, którzy pokonują wszelkie przeciwności losu.

ŚLUB W LAS VEGAS 19 Ale w prawdziwym życiu taka miłość - o której La- rissa marzyła przez całe swoje życie - nigdy się nie zdarza. I zamiast być dumną młodą damą, czekającą na rycerza w swej wieży, podzieliła los matki. - Więc słucham - powiedział cicho Jake, najwy­ raźniej starając się nie zdradzać targających nim emocji. Poczuła ukłucie w sercu. Jake nigdy nie okazywał uczuć. Dla świata był unikającym wszelkich więzów lekkoduchem, ale Larissa wiedział, że pod tą maską krył się ktoś bardzo wrażliwy. Wcale nie był beztroski, jak zwykło się o nim mówić. Przyglądała się uważnie jego twarzy. Była jej tak bliska, nie tylko ze względu na podobieństwo do syna. Widziała tę twarz każdej nocy w swoich snach. Jake był jedynym mężczyzną, o którym Larissa nigdy nie potra­ fiła zapomnieć. Być może było tak dlatego, że łączyła ich głęboka przyjaźń. Tylko dzięki niemu jakoś przetrwała studia. Był pierwszym mężczyzną, z którym się zaprzyjaźniła, któremu naprawdę zaufała. Jedynym mężczyzną, w któ­ rego towarzystwie czuła się dobrze. Nie mogła mu powiedzieć: „Ukryłam przed tobą na­ rodziny syna, bo bałam się, że któregoś dnia zostawisz mnie dla jakiejś bardziej atrakcyjnej kobiety, i może nawet zabierzesz ze sobą nasze dziecko". - Wszystko, co wiąże się z Peterem, jest skompliko­ wane. Jake usiadł na brzegu fotela Larissy i dotknął ostroż­ nie jej twarzy. Zrozumiała, że Jake patrzy na nią całkiem inaczej niż inni mężczyźni.

20 CATHERINE GARBERA - Wcale nie musi takie być. Po prostu bądź ze mną szczera. Kiedy jej dotykał, nie mogła myśleć o niczym in­ nym. Dreszcz przebiegł po jej ciele, poczuła żar. Wie­ działa, że to nie czas ani miejsce na takie odczucia, wiedziała też, że Jake jest na nią wściekły. Przymknęła oczy. Ale to sprawiło jedynie, że wszyst­ kie zmysły skoncentrowały się na jego dotyku; na cieple promieniejącym z jego dłoni. - Czekam, Risso. Rissa. Jake był jedynym człowiekiem, który znał ją na tyle dobrze, by po swojemu zdrabniać jej imię. Dla reszty świata była poważną bibliotekarką, specjalistką od najtrudniejszych kwerend, która w rekordowym cza­ sie potrafiła wyszukać najrzadszą pozycję biblio­ graficzną. Ale dla Jake'a zawsze była... cóż, nie miała pewności, kim dla niego była i, co ważniejsze, kim dla niego jest teraz. Otworzyła oczy. Jego twarz była o centymetr odda­ lona od jej twarzy. Jego oddech muskał jej policzki i gdyby odrobinę się przysunęła, ich usta by się spotkały, a wtedy straciłaby resztki rozsądku, byleby tylko za­ znać znowu magii - jak tamtej nocy przed laty. Chrząknęła i odsunęła się. Jake spojrzał na nią z żalem. - Nie wiem, od czego zacząć. To długa i skompli­ kowana historia, a ty jesteś zbyt wściekły, żeby spokoj­ nie jej wysłuchać. - Na moim miejscu każdy byłby wściekły. - Nie przeczę. Po prostu nie chcę, żebyś się na mnie mścił.

ŚLUB W LAS VEGAS 21 Patrzył na nią przez chwilę, zaklął pod nosem i gwał­ townie podniósł się z miejsca. Zrozumiała, że miała rację. Powinna wiedzieć lepiej. Była średnio atrakcyjną, raczej przeciętną kobietą, a Jake... Cóż, na jego widok wszystkie kobiety wstrzymywały oddech, nawet te po­ zbawione kompleksów wysokie blondynki o dużych biustach. Ona sama miała duży biust, kiedy karmiła piersią Petera. - No dobrze, miejmy już za sobą tę rozmowę o na­ szym synu. - Westchnęła głęboko. Czuła się jeszcze bardziej podle, niż kiedy tu się zjawiła. - Ale nie wiem, co powiedzieć. - Na miłość boską, kobieto, skończyłaś z wyróżnie­ niem uniwersytet. Czy naprawdę tak trudno przychodzi ci znalezienie właściwych słów? - Chciałabym, żeby to było proste, ale mam mówić o swoich uczuciach. - W stosunku do mnie? Nie zmuszałem cię do ni­ czego tamtej nocy. - Jake, byłam tam z własnej woli. To była niezwykła noc. Nie winię cię o to, nie czuję żadnej urazy. - Tak też mi się zdawało. Zacznij od początku. O ile pamiętam, użyłem prezerwatywy. - Która pękła. Dlatego jak najszybciej zrobiłam test ciążowy. - Kiedy zadzwoniłem, żeby zabrać cię do Cuncun, już wiedziałaś? - Tak.

22 CATHERINE GARBERA Jake chciał jak najszybciej stąd wyjść, by nie powie­ dzieć czegoś, czego będzie żałował. Rozsądek podpo­ wiadał mu, że Larissa nie chciała go zranić, ale ignoro­ wał ten głos. Czuł się zdradzony, bo zawsze ufał Larissie. Gdyby jakakolwiek inna kobieta, z którą spał, zjawiła się u nie­ go z dzieckiem, nie miałby wątpliwości, że chodzi o pieniądze. Zawsze był bardzo ostrożny w kontaktach z kobietami, bo wiedział, że jego nazwisko i pieniądze zwabiają zdesperowane samotne matki. Ale Larissa była tą uroczą dziewczyną, z którą prze­ gadał tyle wieczorów w bibliotece. Kobietą, która po pięciu latach przyjechała na zjazd absolwentów i wy­ glądała niczym ucieleśnienie wszystkich jego fantazji. Kobietą, która przyszła dzisiaj do niego po pomoc - czy się do tego przyznawała, czy nie. A on zupełnie nie był w nastroju do udzielania po­ mocy. Musiał pozbyć się złości, która wzmagała się z każdym kolejnym uderzeniem jego serca. - Zaraz wracam. Poszedł do domu, do siłowni, gdzie ćwiczył tae- kwondo. W rogu sali stał worek treningowy, którego używał, kiedy Wes nie mógł z nim trenować. Uwolnił się od wszystkich myśli, całą uwagę skupia­ jąc na worku. Dwadzieścia minut później był cały mo­ kry, ale wciąż nie miał pewności, czy jest gotowy do rozmowy z Larissa. A przecież nie mają czasu. Jakaś dziennikarka koniecznie chce umieścić jego zdjęcie na pierwszej stronie gazety z nagłówkiem „ojciec". Musi stanąć na wysokości zadania. Powinien porzucić bez-

ŚLUB W LAS VEGAS 23 troski styl życia i sprawić, by jego życie zaczęło się liczyć, by nabrało znaczenia. Zaklął siarczyście. Nie był na to gotowy, nie wie­ dział, czy kiedykolwiek będzie. Tylko że Peter i rodzina Jake'a zasługują na więcej. Jego wujek miał już wystar­ czająco dużo problemów z kampanią wyborczą oraz z listami pełnymi pogróżek. Jake nie zamierzał doda­ wać do tego jeszcze Larissy i Petera. Przerzucił przez ramię ręcznik i zaczął przechadzać się po domu. Zdjęcie jego mieszkania ukazało się w cza­ sopiśmie „Architektura" jako wzorcowa garsoniera. Wziął z kuchni butelkę wody i wyszedł na taras. Nie był pewien, czego właściwie oczekuje. Na pewno nie Larissy, która siedziała na trawie z ich synem na kolanach. Mieli zamknięte oczy i twarze zwrócone do słońca. Myślał, że śpią, ale usłyszał ciche słowa Larissy, której wtórował Peter. Zabrzmiały mu dziwnie znajomo. Wiersz Roberta Frosta „Przystając pod lasem w śnieżny wieczór". Jake nigdy nie czuł się tak nieprzygotowany do ja­ kiegoś zadania jak w tej właśnie chwili. Co z tego, że czasopismo „Fortuna" nazwało jego i Adama „złotymi chłopcami świata kawy", którzy „ko­ rzystają ze starych dobrych receptur, ale proponują rów­ nież nowe". Ojcostwo to zupełnie inna sprawa. Opiera się na uczuciach i zawiera mnóstwo zmiennych, które są wy- warzone w każdym biznesplanie. A uczucia to jedyna ustawa która była dla Jake'a udręką. Jak przypuszczał, była to jedna z przyczyn, dla któ-

24 CATHERINE GARBERA rych miał z Larissą syna. Tej nocy, na zjeździe, zdał sobie sprawę, że jest ona dla niego kimś więcej niż tylko mądrą dziewczyną, która słucha jego wywodów o tym, co chce zrobić ze swoim życiem. Z powodu tych emocji poczuł się niezręcznie. Jedynie wtedy, gdy w grę wcho­ dziło pożądanie, czuł się pewnie. Więc ją uwiódł. Patrząc na matkę i dziecko, zapragnął czegoś, czego -jak sobie dopiero teraz uświadomił - bardzo mu w ży­ ciu brakowało. Zapragnął stać się częścią tego złotego kręgu światła. Uczestniczyć w głębokiej więzi pomię­ dzy matką a synem. Chciał mieć pewność, że Rissa i Peter zawsze znajdą skrawek słońca. Położył ręcznik i butelkę na stole i zszedł do nich. Nie pytając o pozwolenie, usadowił się tuż za Laris­ są. Pragnął jej jak diabli. Gdyby jej znowu dotknął, mógłby stracić nad sobą kontrolę. A jednak położył dłonie na dłoniach Larissy... i za­ raz poczuł, jak zesztywniała. Mała ręka Petera powę­ drowała ku nadgarstkowi ojca. Jake po raz pierwszy od czasu, kiedy na tyle dorósł, by wiedzieć, że należy do rodziny Danforthów, poczuł spokój. Przyłączył się do recytacji. Podobał mu się jego głę­ boki głos w zestawieniu z miękkim głosem Larissy i dziecięcym Petera. Cudne te lasy, gęste, straszne, Lecz muszą dbać o sprawy własne, Szmat drogi przebyć, zanim zasną, Szmat drogi przebyć, zanim zasną. Gdy umilkli, Peter wychylił się zza matki i utkwił w Jake'u pytające spojrzenie.

ŚLUB W LAS VEGAS 25 - Skąd znasz słowa? - Twoja mama mnie ich nauczyła - powiedział miękko Jake. Chłopiec uśmiechnął się szeroko. - Super! Mnie też! - wykrzyknął i pobiegł przez ogród w poszukiwaniu piłki. Jake odwrócił głowę i napotkał spojrzenie niebie­ skich oczu Larissy. Na chwilę cofnęli się do studenckich czasów, kiedy życie było proste; robiło się to, co się uważało za słuszne i żyło się każdą chwilą. Victoria była w domu, a on nie był ojcem. Ale czasy się zmieniły. Victorii nie było, dawno temu znikła podczas koncertu. I chociaż wszyscy uważali, że umarła i że nigdy już nie wróci, rodzina Jake'a nadal żyła nadzieją. Larissa uśmiechnęła się do niego. Była tak blisko, że czuł zapach jej włosów. - Naprawdę cię tego nauczyłam? - Gdy oblizała ner­ wowo wargi, Jake przysunął się do niej. Zawsze fascy­ nowały go jej usta. Dolna warga była pełniejsza od górnej, a z tej jednej krótkiej nocy pamiętał, jak cudow­ nie smakują jej usta. - Owszem - powiedział cicho. - To było wieki temu. - Tak, to było inne życie. Peter kopnął w ich stronę piłkę, jak Jake od razu zauważył, z większym zapałem niż umiejętnością. Jake był zawsze świetnym piłkarzem, a jego syn... chyba nie odziedziczył tego talentu. - Gdzie wcześniej byłeś? - spytał chłopiec, zbliża­ jąc się do nich.

26 CATHERINE GARBERA - W sali treningowej. Musiałem uporządkować ba­ łagan w mojej głowie. - I co, teraz jest tam porządek? - Prawie. - Jake zmierzwił synowi włosy. Wstał i podał rękę Larissie. Nadal chciał się dowie­ dzieć, dlaczego mu nie powiedziała, że jest w ciąży, lecz wolał odłożyć tę rozmowę na później, kiedy zostaną sami. Wtedy zdecydują, co dalej. - Chodź, pokażę ci, jak grają prawdziwi zawodowcy - powiedział do Petera. - Co to są zawodowcy? - Zawodowi piłkarze. Wiesz, tacy, którzy dostają pieniądze za to, że grają w meczach. - To można za granie dostawać pieniądze? - Tylko jeśli jest się bardzo dobrym. Jake pokazał synowi kilka podstawowych zagrań, po czym założył siatkę w bramce i zostawił chłopca samego. Larissa wróciła na fotel. Przyglądała się nieufnie, jak Jake idzie w jej stronę. Jemu zaś nie podobał się sposób, w jaki na niego patrzyła. Larissa próbowała nie przyglądać się Jake'owi zbyt intensywnie, ale nie mogła się powstrzymać. Chciałaby znowu zaznać z nim tego, co wtedy... Ale Jake potrze­ bował odpowiedzi, a ona zjawiła się tu, by mu ich udzielić. Zamknęła oczy. Kiedy Jake'a nie było, wydawało jej się, że wie, co ma powiedzieć. Teraz nie była już tego

ŚLUB W LAS VEGAS 27 taka pewna. Będzie musiała poświęcić swoją dum?, ale Peter jest ważniejszy od dumy. Jake usiadł na krześle naprzeciwko Larissy. Oparł łokcie na kolanach i pochylił się ku niej. Wzięła głęboki oddech. - Jake, ja... - Larisso, ja... Roześmiała się. Dawniej, kiedy byli przyjaciółmi, często zaczynali mówić w tym samym momencie- - Ty pierwsza - powiedział Jake. Wspierając się myślą, że Jake był dla niej zawsze dobry, poukładała sobie fragmenty swej burzliwej prze­ szłości. - "Nie powiedziałam ci o Peterze, bo chciałam sarna poradzić sobie z jego wychowaniem - zaczęła. - Zawsze byłaś bardzo uparta. Może odłożymy re­ sztę opowieści na później, gdy będziemy sami. Poroz­ mawiajmy o tym, co teraz zrobimy. Przyjęła tę propozycję z wdzięcznością. - Co sprawiło, że zmieniłeś zdanie? Wzruszył ramionami. - Może to, że patrzysz na mnie jak na potworo - Wcale nie. - Skarbie, masz największe i najbardziej niewinne oczy, jakie kiedykolwiek widziałem. Wystarczy, Że na mnie spojrzysz, a już czuję się jak ostatni drań. - Wcale tego nie chciałam... - Wiem. Rozwiążmy tę sprawę ze wścibską dzienni- karką a potem pogadamy. Wtedy wzajemnie poznamy nasze tajemnice.

28 CATHERINE GARBERA - Nie mam żadnych tajemnic. - A Peter? - Tak, tylko on był moją tajemnicą. Spanikowałam, kiedy Jasmine Carmody zadzwoniła i powiedziała, że wie, kto jest ojcem Petera. Nie mogę niczego zrobić, żeby ochronić syna przed prasą. Dobrze, że Peter nie umie jeszcze czytać. - Jak się o nim dowiedziała? Czy moje nazwisko znajduje się na jego metryce urodzenia? - Nie. Carmody rozmawiała z Marti Freehold. Pa­ miętasz ją? - Największa plotkara, jaką znam. - Marti wspomniała jej, że widziała nas, gdy wycho­ dziliśmy razem ze spotkania. I że wyglądaliśmy, jakby­ śmy bardzo potrzebowali prywatności. - Cała Marti... - Jasmine Carmody ma akt urodzenia Petera i wie, że nie ma tam twojego nazwiska, ale ma także twoje zdjęcie, kiedy byłeś w wieku Petera. Wyglądacie identyczne. Jake odchylił się na krześle. Larissa starała się nie patrzeć w jego stronę. Wiedziała, że Jake zastanawia się, jak wybrnąć z trudnej sytuacji. I że nie powinna teraz myśleć o tym, jak bardzo go pragnie. Wreszcie powiedział: - Myślę, że istnieje rozwiązanie, które pozbawiłoby Jasmine Carmody żądła, niezależnie od tego, co napisze w swoim artykule. - Jakie? - Będziemy żyli ze sobą jak rodzina. - Czy to się uda?