galochbasik

  • Dokumenty1 460
  • Odsłony651 217
  • Obserwuję779
  • Rozmiar dokumentów2.1 GB
  • Ilość pobrań420 472

Marton Sandra - Niepokorna żona

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :935.4 KB
Rozszerzenie:pdf

Marton Sandra - Niepokorna żona.pdf

galochbasik EBooki ROMANSE I EROTYKI ROMANS Z SZEJKIEM
Użytkownik galochbasik wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 151 stron)

Marton Sandra Niepokorna żona Khalil jest następcą tronu Al Ankhary, jednak większość czasu spędza w Nowym Jorku. To tutaj ma siedzibę jego firma. Zostaje niespodziewanie wezwany przez ojca do ojczyzny, by wypełnić ważną misję. Ma eskortować Laylę, córkę władcy sąsiedniego państwa, do narzeczonego. Jednak Laylę, wychowaną na Zachodzie, niewiele obchodzi racja stanu. Nie zgadza się na zaaranżowany związek. Khalil proponuje Layli pomoc. Wywozi ją po kryjomu do Paryża i przekonuje, że dla własnego bezpieczeństwa powinna zostać jego żoną…

ROZDZIAŁ PIERWSZY Khalil stał na tarasie przed salą balową wpatrzony w morze i ciągnącą się w dal plażę. Na czarnym niebie srebrzył się półkolisty księżyc i migotały gwiazdy. Przez uchylone drzwi dobiegały ciche dźwięki sączącej się muzyki i gwar wesołych rozmów. Stał samotnie, zdenerwowany i spięty. Wieczór był upojny, a widok zachwycający, ale przecież nie przyleciał do Al Ankhary, by zaznać przyjemności. Ściągnięto go pilnie w ważnej sprawie. Wciąż nie miał pojęcia, o co chodziło, bo wszyscy nabrali wody w usta. To jego kraj, wszystko tu doskonale znał. Wielki mauretański pałac. Biały piasek. Bezkresne morze. Tutaj, w tym pałacu, przyszedł na świat. Jest potomkiem władców Al Ankhary. Jego naród jest odwieczny jak morze i ponadczasowy jak pustynia. Tak głosi legenda. Niegdyś naród wojowników, dziś walczy o swoje miejsce w nowym, zupełnie odmienionym świecie. Khalil należał do obu tych światów. Sercem zawsze będzie tutaj, w surowej i pięknej ojczyźnie, lecz jego życie jest teraz w Nowym Jorku, gdzie spędził ostatnie dziesięć lat. Po jego surowej, regularnej twarzy przemknął cień. Przyleciał do Al Ankhary wczesnym rankiem, pilnie we-

6 Sandra Marten zwany przez ojca. Termin był wyjątkowo niefortunny, jednak Khalil podporządkował się bez słowa sprzeciwu. Wprawdzie nie zgadzał się z wieloma tradycyjnymi przekonaniami, lecz szacunek względem ojca był dla niego rzeczą świętą. Fakt, że ojciec jest sułtanem, dodatkowo wzmacniał wagę wezwania. Przeczytał mejla, zaklął pod nosem i zadzwonił, by przygotowano do lotu jego prywatny odrzutowiec. Zostawił wartą miliardy umowę, a w łóżku nową kochankę. Kilka godzin później wysiadł z samolotu, gotowy stawić czoła problemom. Ku jego zdumieniu powitano go zwyczajnie, jakby nigdy nic. Szejk Khalil al Kadar, Następca Tronu Al Ankhary, Obrońca Narodu, Spadkobierca Lwa z Mieczem i tuzina innych przebrzmiałych tytułów wsunął ręce w kieszenie i westchnął z irytacją. Ojciec otoczony gromadą ministrów powitał go ciepło. - Doskonale, mój synu. Zjawiłeś się bardzo szybko. - Oczywiście, ojcze. Przecież chodzi o sprawę niecier-piącą zwłoki. - Tak, tak. - Jeden z urzędników podsunął się bliżej i szepnął coś sułtanowi na ucho. Sułtan skinął głową, klepnął syna po ramieniu. - Ale teraz mam do załatwienia ważną rzecz. - A ta pilna sprawa? - Zajmiemy się tym trochę później - rzekł sułtan i odszedł. „Trochę później" przeciągało się z godziny na godzinę, a wraz z upływem czasu ciekawość Khalila zmieniła

Niepokorna żona 7 się w niecierpliwość, potem w rosnącą irytację. Fatalny nastrój nie opuścił go nawet wtedy, gdy po południu osobisty sekretarz ojca zapukał do jego apartamentu i zaprosił do udziału w uroczystej oficjalnej kolacji. Już na samo wspomnienie Khalil zacisnął szczękę. Co to za „nagląca" sprawa, skoro mają o niej rozmawiać w obecności dwustu osób? Podczas kolacji starał się panować nad emocjami, lecz gniew wciąż w nim narastał. Wreszcie wymówił się grzecznie i wyszedł na taras. Przechadzał się, co i raz spoglądając na zegarek i zastanawiając się, o co, do diabła, tu chodzi i co... Co tam się dzieje? Z cienia wynurzyła się jakaś postać. Poruszając się szybko, szła plażą prosto do morza. Khalil zmarszczył czoło. Kto to mógł być? Jest późno. Poza tym to teren władcy, zastrzeżony dla innych, również dla służby pałacowej. I bardzo starannie strzeżony. To ktoś z gości? Nie, to wykluczone. Tajemnicza postać miała na sobie galabiję z kapturem, strój przeznaczony dla mężczyzn. Na dzisiejszej kolacji wszyscy panowie byli w ciemnych wieczorowych garniturach. Khalil podszedł do barierki. Sądząc po szczupłej sylwetce, to nie był mężczyzna. Czyli chłopiec. Ktoś ze służby. Wyszedł się przejść? Dziwne, bo wszyscy doskonale wiedzą, że wstęp na teren sułtana jest wzbroniony. Chłopiec zatrzymał się na granicy piasku i wody. Khalil przymrużył oczy. Czy mu się tylko wydaje, że chłopak jest spięty, nienaturalnie wyprostowany? Chłopiec postąpił krok do przodu. Nadbiegająca fala

8 Sandra Marton uderzyła o jego kostki. Zawirowała wokół nóg, zmoczyła skraj galabii, okręcając tkaninę. Do licha, co ten chłopak chce zrobić? Idiotyczne pytanie. Chłopiec powoli wchodził coraz dalej. A przecież kilka metrów od brzegu łagodne dno urywało się gwałtownie i w głębinie często kłębiły się wygłodniałe rekiny ludojady. Khalil zaklął, przeszedł przez barierkę i zeskoczył na piasek. Kiedy Layla wymykała się przez drzwi haremu, serce biło jej tak głośno, że umierała z trwogi, że zaraz ją wszyscy usłyszą. Wręcz nie wierzyła, że tyle się jej udało. Nikt z pilnujących niczego nie zauważył. Niby nie była pod strażą, a dwie kobiety, które ani na chwilę nie spuszczały jej z oczu, według ojca były jej służącymi. Kiedy z gniewem dociekała, kim w takim razie jest trzeci „służący", potężny drab z bliznami na twarzy i brakującymi zębami, ojciec wyjaśnił, że Ahmet ją chroni. - Al Ankhara wygląda jak bajkowa kraina, ale rzeczywistość jest inna - dodał. Miał rację. Al Ankhara, ozdobiona arkadami i strzelającymi w niebo minaretami, do złudzenia przypominała scenerię „Baśni z tysiąca i jednej nocy", jednak prawda o niej była zupełnie inna. To, co się wydarzyło w ciągu kilku ostatnich dni, dobitnie o tym świadczyło. Teraz nie chciała do tego wracać. Musi skoncentrować się na ucieczce. Tylko jak stąd uciec?

Niepokorna żona 9 Trzymano ją w odległej części pałacu. Kiedyś musiało być tu naprawdę pięknie, lecz teraz marmurowe posadzki zmatowiały, wydeptane jedwabne kobierce straciły dawny czar, brud pokrywał ściany. Okna wychodzące na bezludną plażę były osłonięte misternie kutymi kratami. Drzwi prowadzące do pałacu były zaryglowane, a drugich, na plażę, chyba nie otwierano od dobrych stu lat. Była w pułapce bez wyjścia. Nagle, tuż przed zachodem słońca, szczęście się do niej uśmiechnęło. Na morzu pojawił się statek. Jacht, mówiąc dokładniej. Przybił do brzegu i przycumował. Dzieliło ją od niego jakieś dwieście, może trzysta metrów. Może trochę więcej, ale co to za odległość dla zdesperowanej kobiety? Adrenalina dodaje sił... Tylko jak się stąd wydostać? Dwadzieścia minut później znała odpowiedź. Posłuży się spinką do włosów. Nie była to zwyczajna spinka, jakie są w każdym sklepie, lecz masywna, z mosiądzu lub z miedzi. Albo ze złota, to też możliwe. Choć teraz najbardziej liczyły się jej wielkość i wytrzymałość... Spróbuje wyważyć nią zamek, gdy tylko jej obstawa pójdzie spać. Jakie szczęście, że naoglądała się starych filmów, w których dzielne bohaterki posługiwały się spinkami od kapelusza. Wsunęła spinkę w szczelinę w spękanym murze i czekała. Strażniczki przyniosły jej talerz z jedzeniem i poszły do Ahmeta. Kiedy wróciły, wykąpały ją, wytarły i napudrowa-

10 Sandra Marten ły. Chciały ubrać ją w nocną koszulę, lecz Layla pokazała na migi, że jest jej zimno. Kobiety zaśmiały się rechotliwie. Śmieszyła je. Wyśmiewały jej jasne włosy, niebieskie oczy, bladą karnację i chude - według ich oceny - ciało. Teraz też je rozbawiła, bo przecież było gorąco. Ubrały ją w galabiję. - Teraz śpij - rozkazała strażniczka i Layla posłusznie odeszła do przeznaczonej dla niej alkowy. Odczekała do chwili, kiedy jej gnębiciele usnęli. Wsłuchując się w głośne chrapanie, na palcach przemknęła do zamkniętych drzwi. Kilka minut mocowała się z zamkiem, podważając go spinką na różne sposoby. Wreszcie ustąpił. Była wolna. Chciała rzucić się pędem do ucieczki, jednak musiała postępować ostrożnie. Ktoś może wyjrzeć przez okno i spostrzec biegnącą postać. Nie może wzbudzić podejrzeń. Równym krokiem podeszła do morza. Przez chwilę rozważała, czy zrzucić z siebie ten arabski strój, ale zrezygnowała z tego pomysłu. Nie wiadomo, kto jest na pokładzie kołyszącego się na wodzie jachtu. Zrobiła krok naprzód i weszła do wody... Coś wpadło na nią z tyłu. Coś dużego. Silnego. Mężczyzna. Poczuła zaciskające się wokół niej mocne ramiona. Straciła grunt pod nogami. Krzyknęła, przepełniona wściekłością przemieszaną ze strachem. Jak ten Ahmet zdołał tak błyskawicznie ją złapać? Tylko że to nie był Ahmet.

Niepokorna żona 11 Trzymający ją mężczyzna był szczupły i muskularny, przeciwieństwo otyłego Ahmeta. Miał mocne, muskularne ramiona. Ahmet wydzielał paskudną woń tłuszczu i potu, zaś człowiek, któremu bezskutecznie próbowała się wyrwać, pachniał morską bryzą i drogą wodą kolońską. Nie zostanie oddana za żonę tłustemu zbirowi, uzmysłowiła sobie z niedowierzającym zdumieniem, lecz zgwałcona przez tego muskularnego, pachnącego czystością nieznajomego. Przestała myśleć i zaczęła krzyczeć. Rozpaczliwy krzyk wwiercił mu się w uszy. Kobieta? Ta szarpiąca się z nim jak dzikie zwierzę istota to nie jest chłopiec, ale kobieta. Trzymał ją w powietrzu, przyciskając do siebie. Wierzgała i wyrywała się rozpaczliwie. Kaptur zsunął się jej z głowy i rozpuszczone, jedwabiste włosy smagały go teraz po twarzy. Czuł pod palcami miękkość jej piersi. Na Isztar, co tu się dzieje? Nie pora tego dociekać. Chce się wyrwać i uciec, proszę bardzo. Puści ją, gdy tylko przestanie się szarpać i kopać go obcasami. Szczupła i drobna. Nabite, jędrne ciało. Miłe w dotyku. I tak blisko, że mimowolnie na nią reaguje. - Bass - prychnął. - Bassl Równie dobrze mógł uspokajać rozwścieczonego tygrysa. Zamruczał gniewnie, przycisnął ją mocniej i przysunął usta do ucha. - Szismakl - rozkazał.

12 Sandra Marten Nie odpowiedziała, lecz czego mógł się spodziewać? Jednak powinien spytać, kim ona jest, jak się nazywa. Szarpali się na piasku. Kobieta wyrywała się rozpaczliwie, on starał się zdusić w sobie... Czy całkiem stracił rozum? Ta kobieta weszła na zakazany teren. Czego tu szukała? Jak ominęła bramki i strażników? Przyszła popływać przy księżycu? Czy może chciała się zabić? Odwrócił się, bo dobiegł go odgłos biegnących stóp. Dwie masywne kobiety i wielki mężczyzna pędzili w ich stronę. W ręku mężczyzny błysnęło ostrze. - Rzuć to! - warknął Khalil po arabsku. Mężczyzna stanął jak wryty, wlepił w niego rozszerzone oczy, pobladł i padł na ziemię. Strażniczki zrobiły to samo. Przez chwilę nikt się nie poruszył, nawet kobieta, którą trzymał w ramionach. Stwierdził to z ponurą satysfakcją. Obrócił ją do siebie i postawił na piasku. Oparł ręce na biodrach i wygłosił przemowę, z której Layla nie zrozumiała ani słowa. W ogóle niczego nie rozumiała. Dlaczego jej prześladowcy leżeli u stóp tego człowieka, korząc się przed szaleńcem, który ją zaatakował? Nabrała powietrza, odgarnęła z twarzy mokre włosy i wyrzuciła z siebie dwie z trzech arabskich obelg, jakie znała, choć nie do końca rozumiała. - Ibn Al-Himar! Inta khaywan! Jedna ze strażniczek wydała zduszony pisk, druga jęknęła. Ahmet poderwał się na kolana, lecz nieznajomy powstrzymał go gestem.

Niepokorna żona 13 Chwycił ją za nadgarstek i wykręcił jej rękę do tyłu. - Szismakl - warknął, pochylając głowę, by jego oczy znalazły się na wysokości jej oczu. Co to znaczy? Nie zna arabskiego. Jedyne, co mogła zrobić, to wyzywająco unieść brodę i rzucić mu w twarz ostatnią zniewagę. - Szismak - wycedziła przez zęby. - Yakhreb beytak\ Nie wiedziała, co to było, ale trafiła celnie. Mężczyzna patrzył na nią jak na kogoś niespełna rozumu. Kobiety zakryły twarze rękami. Ahmet poderwał się na równe nogi i już wyciągał po nią ręce. Nieznajomy rzucił mu jakieś słowo i Ahmet natychmiast padł na ziemię. Zaległa cisza. Słychać było tylko cichy plusk fal rozbijających się na piasku. Prześladowca mocniej zacisnął palce na jej przegubie, jeszcze wyżej podciągnął jej wykręconą rękę. Zabrakło jej powietrza. Może jednak nie zamierza mnie zgwałcić? - przebiegło jej przez myśl. Może ją po prostu zabije. Miała dość. Przez te ostatnie kilka dni żyła w strachu, lecz nie umarła. Uniosła głowę i powtórzyła arabskie obelgi. Tym razem wolno, dla lepszego efektu. I uśmiechnęła się promiennie. Mężczyzna niebezpiecznie zwęził oczy. - Kelbeh - warknął. Położył wielką dłoń na jej piersi i pchnął ją. Layla krzyknęła, zamachała rękami i upadła na mokry piasek. Trójka strażników zarechotała.

14 Sandra Marton Nieznajomy milczał. Patrzył na nią z twarzą bez wyrazu. Layla zaczęła się podnosić. Drżała ze złości i przerażenia. Nie odrywała od niego oczu. Mężczyzna rzucił jakieś ostre słowo i śmiech się urwał. Znowu coś powiedział. Kobiety i Ahmet podnieśli się z ziemi. Popatrzyli po sobie i jedna z kobiet zaczęła cicho mówić, wskazując na Laylę. Nieznajomy o coś zapytał, strażniczka skinęła głową. Dalej coś mówili. Kiedy skończyli, mężczyzna obrócił się, skrzyżował ramiona i obrzucił Laylę badawczym spojrzeniem. Po raz pierwszy zauważyła jego wygląd. Wysoki, barczysty, długonogi. Ubrany w czarny garnitur, nie w galabi-ję. Gęste ciemne włosy. Nie widziała koloru głęboko osadzonych oczu. Twarz o surowej, męskiej urodzie. Piękna i dzika jednocześnie. Przesunął po niej powolnym, taksującym spojrzeniem. Zrobił to z premedytacją, czuła to instynktownie. Mokra tkanina oblepiała ciało, podkreślając kształty, niczego nie ukrywając. Jęknęła cicho. Nieznajomy popatrzył jej prosto w oczy. Od tego, co w nich ujrzała, zrobiło się jej gorąco. To ją przeraziło. Szum morza, powiew bryzy... wszystko nagle zbladło i zniknęło. Jego usta wygięły się w uśmiechu. W uśmiechu, który kobiety zawsze rozumieją. U siebie w domu wiedziała, jak radzić sobie z takimi uśmiechami. Tutaj jedyne, co mogła zrobić, to szybko cofnąć się o krok. Na nic to się nie zdało. Pochwycił ją za ramiona i przyciągnął do siebie. Potknę-

Niepokoma żona 15 ła się i upadła na niego, znów na to twarde, muskularne ciało. Czuła jego dłoń przesuwającą się po jej plecach... Głośno wypuściła powietrze, gdy podciągnął ją w górę i przygarnął mocno do siebie. Zachwiała się. Powiedział coś cicho. Nie rozumiała słów, lecz przesłanie było jednoznaczne. Pochylił się ku niej, zanurzył palce w jej włosach i odciągnął jej głowę w tył, by popatrzyła na niego. - Nie. - Chciała powiedzieć to z mocą, nie drżącym szeptem, lecz sposób, w jaki na nią patrzył, dotyk jego palców we włosach, jego zapach pomieszany z intensywnym zapachem morza. Serce jej waliło. W milczeniu patrzyli na siebie; zdawało się, że to trwa całą wieczność. Jakiś mięsień zadrgał na jego twarzy. Nieznajomy puścił ją, zdjął marynarkę i okrył jej ramiona. Otuliła się nią odruchowo, zatapiając w ciepłym zapachu, jego zapachu. Mężczyzna położył ręce na jej barkach i popchnął ją do przodu, prosto w rozłożone ramiona jednej z kobiet. Odwrócił się i powoli odszedł plażą, aż rozpłynął się w ciemności.

ROZDZIAŁ DRUGI Skierował się do bocznego, rzadko używanego wejścia do pałacu, które odkrył, gdy jeszcze był chłopcem.. Zaskoczony strażnik zasalutował na jego widok. Khalil oddał honor i pośpiesznie ruszył do schodów. Nie zamierzał wracać na salę balową. Już wcześniej nie miał nastroju do zabawy i uprzejmych konwersacji, tym bardziej teraz. To, co przed chwilą wydarzyło się na plaży, niepokoiło go. Czyżby niechcący stał się świadkiem sytuacji, o której nie powinien wiedzieć? Pogrążony w myślach, wszedł do swego apartamentu. Nic dziwnego, że czuje się wytrącony z równowagi. Na każdego to by podziałało. Był przemoczony do suchej nitki. Buty, spodnie... Trzymał w ramionach mokrą, ubraną tylko w galabiję kobietę. Znieruchomiał. Ten strój zawsze uznawał za zwyczajny i praktyczny. Teraz widział to inaczej. Mokra bawełna oblepiała jej ciało, podkreślając apetyczne krągłości, delikatny zarys piersi... Zamknął oczy, przypominając sobie chwilę, gdy trzymał ją w ramionach, czuł miękkość... Cholera!

Niepokorna żona 17 Ze złością ściągnął ubranie, rzucił je na krzesło i wszedł do łazienki. Ta kobieta podziałała na jego wyobraźnię, ale co z tego? Każdy facet by tak zareagował. Są bardziej istotne kwestie. Kim ona jest? Dlaczego była na plaży sama? Dlaczego weszła w ubraniu do wody? Z ponurą miną wszedł do luksusowej kabiny prysznicowej. Jej służące twierdziły, że to córka bogatego kupca, która jedzie do narzeczonego, by go poślubić. Miała kaprys wykąpać się w morzu, choć jej świta stanowczo odradzała ten pomysł. Czemu w takim razie gonili ją jak zbiega? Dlaczego miałaby się im wymykać? Jest ich panią. Jeśli miała ochotę popływać, nikomu nic do tego. Nie musi mieć ich zgody. Powinni jej towarzyszyć, pilnować jej i ją chronić, lecz na pewno nie sprzeciwiać się jej zachciankom. Dlaczego weszła do morza w galabii? Przecież nasiąknięty materiał staje się ciężki i utrudnia pływanie. Pochylił głowę, oparł ręce na szklanej tafli i stał pod strumieniem gorącej wody. Powinien zapytać tę kobietę, nie jej służące. Miała trudny do określenia akcent. Powiedziała zaledwie kilka słów, obraźliwych słów. Wyzwała go od osła, dupka, psa... A on puścił jej to płazem. Nie pocałował jej, gdy wyszeptała, by tego nie robił. I tak by jej nie pocałował. Jest w drodze na ślub, czyli należy do innego. Nie popierał takiego podejścia, nie uważał, że kobieta może być czyjąś własnością. W każdym razie nie w jego świecie...

18 Sandra Marten Zresztą, do cholery, niby czemu miałby ją całować? I po co traci czas na rozmyślania o kobiecie, której nigdy więcej nie ujrzy? Zakręcił wodę, okręcił się ręcznikiem i wyszedł do sypialni. Wzdrygnął się, gdy sprzed kominka poderwał się starszy patykowaty człowiek. - Do diabła, Hassan! - burknął ostro. - Co ty tu robisz? - Czekam na pana, mój panie. - Żartujesz! Ile razy mam ci powtarzać, że nie potrzeba mi obsługi... - urwał, widząc minę starego sługi. Złagodniał. - Idź do łóżka. Sam dam sobie radę. - Tak nie wypada, książę Khalil. - Jestem dorosłym człowiekiem. Nie potrzebuję asysty. - Jesteś księciem, panie. Zostałem ci dany, gdy przyszedłeś na świat. Tradycja nakazuje... - Tradycja nakazuje iść spać - mruknął Khalil. Objął sługę ramieniem i podprowadził do drzwi. - Dziękuję, że na mnie czekałeś, ale dam sobie radę. Stary człowiek westchnął, skłonił się nisko i wyszedł. Tradycja, dobre sobie, pomyślał Khalil, zamykając za nim drzwi. Czy ci ludzie wkroczą kiedyś na nową drogę, odnajdą swoje miejsce w dwudziestym pierwszym wieku? Trudno wyzwolić się z nakazów zwyczaju i tradycji, często zupełnie już nieprzydatnych. Wychował się tutaj i stosuje się do nich, jednak dziesięć lat życia na Zachodzie przekonało go, że niektóre rzeczy należy zmodyfikować. Rzucił ręcznik, założył szare dresowe spodnie. Takie rzeczy jak status służby. Cześć oddawana rodzinie królewskiej. Bezdyskusyjność prawa stanowionego przez sułtana, następcę tronu...

Niepokorna żona 19 Czy ojca kobiety. Przekręcił się na plecy, podłożył ręce pod głowę i wbił spojrzenie w kasetonowy sufit. W tej historii coś nie gra. Zwyczaje weselne nadal są oparte na tradycji, jednak w tym przypadku nijak tak nie było. Powiedziano mu, że to córka bogatego kupca, która jedzie poślubić ważnego wodza. Dlaczego nie zadał podstawowych pytań? Za kogo ma wyjść? I dlaczego towarzyszy jej taki skromny orszak weselny? Dwie kobiety. Jeden strażnik. Ślub zawierany przez ludzi z kręgów bogactwa i władzy zawsze jest wydarzeniem wielkiej wagi. Pannie młodej należą się wszelkie honory. W jej orszaku jest co najmniej tuzin jeźdźców, tyle samo druhen, rodzina, sąsiedzi. Jaką rolę odgrywa w tym jego ojciec? Dlaczego nie zaprosił ich na uroczystą kolację? Podniósł się, podszedł do okna. Na plaży nie było żywego ducha. Żadnego znaku, że jeszcze niedawno coś się tam wydarzyło. Zatrzymał wchodzącą w morze kobietę, wziął ją w ramiona, poczuł ciepło jej ciała, zapach jej skóry. Równie dobrze mógł to sobie tylko wyobrazić - lecz tak nie było. Coś dziwnego się dzisiaj stało. Wiedział, że przeczucie go nie myliło. I wiedział, że to nie ma żadnego związku z nim samym. Taka jest Al Ankhara, starożytna kraina tajemnic, których nawet on czasem nie pojmuje. Wrócił do łóżka.

20 Sandra Marten Jedno tylko jest pewne - potrzeba mu kobiety. Dzisiejszy wieczór tego dowiódł. Niecałe dwa miesiące temu zakończył się jego ostatni związek Miał już nową kochankę, ale przed przyjazdem widział się z nią tylko raz. To jest powód, jedyny powód, dla którego tak poruszyła go spotkana na plaży kobieta. Uspokoi się, jak tylko wróci do Nowego Jorku. Tam już czeka na niego wyrafinowana ślicznotka. Powita go gorąco, ubrana w seksowne fatałaszki z eleganckiego sklepu. Kto przy zdrowych zmysłach wolałby dyszącą furią kobietę w galabii? Jednak gdy zaniknął oczy, ujrzał nie twarz kochanki, lecz kobiety z plaży. To jeszcze jeden powód, pomyślał, zapadając w sen, by jak najszybciej wrócić do Nowego Jorku. Rano powiadomiono go, że ojciec zje z nim śniadanie na małym dziedzińcu przy fontannie. Sułtan już siedział przy stole nakrytym na dwie osoby. Na marmurowym blacie były owoce, ser, jogurt i świeżo upieczony chleb. Na widok zbliżającego się Khalila władca uniósł się nieco. Ojciec i syn uścisnęli się na powitanie. - Sabah ala-kheir, mój synu. - Dzień dobry, ojcze. - Dobrze spałeś? - Tak, bardzo dobrze, dziękuję. - Usiądź i nałóż sobie coś. Pewnie umierasz z głodu. Wieczorem prawie niczego nie tknąłeś. Khalil popatrzył na niego. Sułtan miał niewinną minę,

Niepokorna żona 21 lecz Khalil doskonale wyczuł aluzję. Ojciec dawał do zrozumienia, że zauważył jego przedwczesne wyjście. - Jedzenie ci nie smakowało? Mogą kontynuować tę grę, czemu nie. - Było doskonałe, ojcze, ale czułem się zmęczony po podróży. Co znaczyło, że na pilne wezwanie przyjechał z daleka i nadal nie miał pojęcia, po co go tu ściągnięto. Ojciec i syn wymienili uśmiechy. Jako dziecko Khalil rzadko widywał ojca - zgodnie z tradycją. Gdy dorósł, ich relacje się poprawiły. - Jak minęła ci podróż, synu? - Bardzo dobrze. Cały czas mieliśmy bezchmurne niebo. - A jak twój nowy samolot? - Też bardzo dobrze - odparł, tłumiąc irytację. - Ale najbardziej by cię zadowoliło - rzekł sułtan, podnosząc krzaczaste siwe brwi - gdybyś się wreszcie dowiedział, po co cię tu wezwałem. Nareszcie przeszli do rzeczy. - Owszem - powiedział wprost. - To by mi bardzo odpowiadało. Przy wózku z potrawami stało w pogotowiu dwóch służących; inni czekali na znak, by dolać kawy czy herbaty. Sułtan otarł usta serwetką, rzucił ją na blat i powstał. - Przejdźmy się, synu. Pokażę ci, jakie piękne mam róże w tym roku. O co chodzi? Ojciec obawia się, że ktoś niepowołany ich podsłucha? Khalil odsunął krzesło i dołączył do ojca. Ruszyli wijącą się przez pałacowe ogrody alejką wysypaną kruszonym białym i różowym marmurem.

22 Sandra Marten Gdy już znaleźli się z dala od ludzkich uszu, sułtan usiadł na ławeczce otoczonej kwitnącymi krzewami. Khalil zasiadł na wprost niego i czekał. - Nie byłeś zadowolony, gdy poprosiłem cię o jak najszybszy przyjazd do domu - zagaił sułtan. - Byłem w trakcie bardzo ważnych negocjacji. Ojciec skinął głową. - Mimo to przyjechałeś. - Jesteś moim ojcem i przywódcą naszego ludu. Sułtan znów skinął głową. - A ty jesteś moim następcą. Odkąd przyszedłeś na świat, wiesz, że twoim obowiązkiem jest praca dla dobra kraju. Do czego on zmierza? Khalil skrzyżował ramiona. - To nie podlega kwestii, ojcze. Na chwilę zapadła cisza. Sułtan położył dłonie na udach i pochylił się. - Wczoraj wieczorem, na plaży, spotkałeś kobietę. Czy naprawdę nie ma prawa nawet do odrobiny prywatności? To zawsze była jedna z tych rzeczy, z którymi nie potrafił się pogodzić. Każdy jego ruch był pod czujną kontrolą. -I? - Nazywa się Layla. Layla. Miękkie, kobiece brzmienie. Pasowało do niej to imię. Do tego kuszącego ciała, urodziwej buzi... choć stało w jaskrawym kontraście do jej ognistego temperamentu. - Khalil? Khalil chrząknął. - Przepraszam. Ja tylko... No więc o co chodzi? - Wkrótce wychodzi za mąż.

Niepokorna żona 23 - Jej służba mi o tym powiedziała. - Ten związek to dla nas bardzo istotna sprawa. Jej ojcem jest szejk Omar Al Assad. - Naprawdę? Jej służące twierdziły... - Wiem, co mówię. Jej mężem zostanie Butrus Al Ali. Khalil aż zamrugał. - Ten zdrajca? - Ten ślub wszystko zmieni. Butrus złoży mi przysięgę wierności, to samo obiecał Omar za pośrednictwo w doprowadzeniu do tego związku. Przepaść, która od dawna nas dzieli, zostanie zasypana, a nasz lud na północy wreszcie zazna spokoju. Khalil skinął głową. Za tym małżeństwem przemawiała racja stanu. Tradycja takich związków miała długą historię, nie tylko w tej części świata. Ludzie Zachodu z pewnością by zaprzeczyli, że podobne praktyki do dziś mają miejsce w ich społecznościach, jednak rzeczywistość jest inna. Potężne, bogate rody często doprowadzają do aranżowanych małżeństw, zabezpieczając w ten sposób swoje interesy i podtrzymując dynastie. Ale kobieta z plaży ma zostać żoną Butrusa? Wiele lat temu zetknął się z tym renegatem. Zacisnął usta, przypominając sobie tego człowieka. Doskonale go pamiętał. Otyły to mało powiedziane. Butrus Al Ali miał potężną nadwagę. Gruby i obleśny. Długie tłuste włosy, czarny brud pod paznokciami i nieświeży oddech. Przykrością było przebywanie w pobliżu tego draba. Budził instynktowną odrazę. Ta kobieta z plaży, Layla, miała wyjść za tego tłuściocha? - Khalil?

24 Sandra Marten - Tak, ojcze. - Słuchasz mnie? - Próbowałem przypomnieć sobie tego zdrajcę. Mało przyjemny obraz. Czy ta kobieta, Layla, zdaje sobie sprawę z jego... felerów? Sułtan przekrzywił głowę. - A powinna? - spytał ze szczerym zdumieniem. Jasne. To nie Stany, ale Al Ankhara. Wszystkie okoliczne kraje, aczkolwiek nieprawdopodobnie bogate, z nowoczesnymi wieżowcami i centrami, nadal kierowały się odwiecznymi prawami, a stosunki społeczne wciąż opierały się na tradycyjnych zasadach. - Jak sam powiedziałeś, poznałem ją wczoraj wieczorem. Jest młoda i atrakcyjna. - Według mnie jest piękna, nie tylko atrakcyjna. - Widziałeś ją? - Oczywiście. Wczoraj przyjąłem ją z jej asystą. Tylko na krótko, by upewnić się, że jej ojciec mnie nie oszukał. Butrus będzie musiał wyłożyć sporą sumę, ale zastrzegł, że kobieta musi być naprawdę piękna. Na szczęście tej nic nie można zarzucić. - Dlaczego towarzyszy jej taki mały orszak? I dlaczego nie jest goszczona z należnymi jej przepychem i szacunkiem? - Bo im dłużej to małżeństwo pozostaje tajemnicą, tym lepiej. Ze względów bezpieczeństwa nie chcę, by wieść o naszych planach się rozniosła. Przecież zdajesz sobie sprawę, jak wielu ludziom to będzie nie na rękę. Nie cofną się przed niczym, by do tego nie doszło. To oczywiste. Butrus ma wrogów, Omar również. Wrogowie sułtana też nie śpią.

Niepokorna żona 25 A Layla? Jaki ona ma stosunek do tego małżeństwa? Chciałaby, by do niego nie doszło? Może to dlatego wczoraj weszła do morza? Chciała się utopić czy może, choć wydaje się to nieprawdopodobne, próbowała uciec? - A ta kobieta? - zagadnął ostrożnie. - Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Czy ona wie coś na temat swego przyszłego męża? Sułtan wzruszył ramionami. - Wie, że jest bogaty. Czy coś jeszcze? Nie wiem. Obaj wiemy, że to nie ma żadnego znaczenia. To Omar decyduje, za kogo ją wyda. -Tak, ale... - Nie ma żadnego „ale" - ostro zareplikował sułtan. -To nie jest Zachód, mój synu, ale Al Ankhara i nasz naród. Ta kobieta ma wpojone posłuszeństwo wobec ojca. Wie, że musi spełniać jego życzenia. - Umilkł. - Tak jak ty. - W jego głosie zabrzmiało ostrzeżenie. - Dlaczego mnie tu wezwałeś, ojcze? - Mam dla ciebie zadanie. To sprawa najwyższej wagi. Poczuł ciarki na plecach. - Co to za zadanie? - Pytałeś, czemu tej kobiecie, Layli, towarzyszy tylko kilka osób. Wyjaśniłem ci, że chodzi o jej bezpieczeństwo. - Powiedziałeś, że celem jest doprowadzenie do tego małżeństwa. - To jedno i to samo. Wieki temu może i tak było, lecz teraz czasy się zmieniły. Ta piękna kobieta, która ma być wydana za tego obrzydliwca, może ma inne zdanie. Podniósł się. Wolał nie wyobrażać sobie rąk Butrusa na

26 Sandra Marten gładkiej skórze Layli. To nie ma znaczenia, poza tym to nie jego sprawa. Istotne są powody podane przez ojca. - No więc? - zapytał. Sułtan westchnął, też wstał. - Niestety obawiam się, że ten plan już przestał być tajemnicą. Dochodzą nas informacje, że plotki już się rozeszły. Wszystko może się teraz zdarzyć, więc musimy być czujni. Kobieta powinna być dowieziona do Butrusa, tak jak to było ustalone. - Boisz się, że ją odbiją i uprowadzą. - Albo gorzej. Nie musiał wysilać wyobraźni. Brutalne, przesycone okrucieństwem sceny, krwawa jatka. Przerażona Layla błagająca o honor i życie. Nie, ona by nie błagała. Walczyłaby do ostatniego tchnienia, tak jak walczyła wczoraj z nim. Wyrywała się jak szalona, gdy trzymał ją w ramionach i czuł... - Nie możemy do tego dopuścić - rzekł sułtan. Khalil nabrał powietrza. - Ściągnąłeś mnie, by wspólnie coś ustalić? Twoi ministrowie z pewnością już mają pomysł. - Tak myślisz? - Oczywiście. Trzeba zwiększyć obstawę. Pięćdziesięciu, może stu jeźdźców, galowo ubranych i z lancami, na najlepszych wierzchowcach, by dopełnić tradycji, ale też wyposażonych w nowoczesną broń, by nikt nie był w stanie im zagrozić. Czemu kręcisz głową? - Żadnych koni - niecierpliwie prychnął sułtan. - Żadnych średniowiecznych bzdur. Po co mielibyśmy się w to bawić?

Niepokorna żona 27 Khalil parsknął drwiąco. - Bo to jest średniowieczna bzdura - rzekł szorstko. -O czym obaj doskonale wiemy. - Jest prostszy i bardziej efektywny sposób zapewnienia tej kobiecie królewskiej ochrony. Któremu nikt się nie przeciwstawi. - To znaczy? Sułtan położył dłoń na ramieniu Khalila. - Jesteś moim synem, następcą tronu Lwa z Mieczem. Jesteś szejkiem Al Ankhary, obrońcą naszego ludu. Znowu poczuł na plecach lodowate ciarki. - Ojcze. - Ty zawieziesz ją do jej przyszłego męża. Khalil szarpnął się w tył. - Nie. - Polecicie twoim samolotem do Kasmir. Zgodnie z tradycją Butrus tam się z wami spotka. - Słyszałeś, co powiedziałem? Nie. - Oczywiście będziesz mieć odpowiednią obstawę. Nasi ludzie będą galowo ubrani i z nowoczesną bronią. - Sułtan uśmiechnął się, bardzo zadowolony z siebie i tego planu. - Nie będą do niczego potrzebni, ale Butrus będzie pod wrażeniem. Twoja obecność dobitnie pokaże, że popieramy ten związek. Nikt nie ośmieli się podnieść ręki na ciebie i tron, jaki reprezentujesz. - To wykluczone - ostro powiedział Khalil. - W Nowym Jorku czekają na mnie pilne sprawy, jestem w trakcie ważnych negocjacji. - Nie ma nic ważniejszego od szacunku dla własnego kraju.

28 Sandra Marten - Nam odegrać rolę chłopca na posyłki i dostarczyć tę kobietę renegatowi, który ją sobie kupił? Co to ma wspólnego z szacunkiem dla własnego kraju? - Dostępujesz wielkiego zaszczytu. I nikt nie został nikomu sprzedany. - Sobie to wmawiaj, nie mnie! - prychnął Khaki. Twarz sułtana pociemniała. - Zapominasz się - odezwał się lodowatym głosem. Khalil nigdy dotąd nie słyszał ojca mówiącego takim to- nem. Zacisnął usta. - Ojcze - zaczął, starając się mówić spokojnie i racjonalnie. - Twoi ministrowie z pewnością uważają ten plan za bardzo dobry, ale... - To jest mój plan. - W porządku. To twój plan - rzekł, choć ani przez chwilę w to nie wierzył. - Jednak... - Ale twoja zachodnia wrażliwość ci na to nie pozwala - uciął sułtan. - Nie. Tak. Do diabła, przecież są jeszcze inne sposoby, by zapewnić nam bezpieczeństwo. Niekoniecznie tak. Sułtan skrzyżował ramiona. - Wymień je. Przeciągnął palcami po czarnych włosach, desperacko szukając pomysłów. - Zaproponuj Butrusowi pieniądze. Omarowi też. Zapłać im za obietnicę pokoju. - Pieniądze to nie to samo co więzy krwi. - No to daj im złoto. Diamenty. Ropę. Mamy nieprzebrane. ..