galochbasik

  • Dokumenty1 460
  • Odsłony648 227
  • Obserwuję778
  • Rozmiar dokumentów2.1 GB
  • Ilość pobrań418 794

Złota dynastia 12 - Przebudzenie - Ridgway Christie

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Złota dynastia 12 - Przebudzenie - Ridgway Christie.pdf

galochbasik EBooki ROMANSE I EROTYKI DYNASTIE-ROMANS WSPÓŁCZESNY ZŁOTA DYNASTIA
Użytkownik galochbasik wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 212 stron)

0 Christie Ridgway Przebudzenie Złota Dynastia 12 Tytuł oryginału: The Reckoning

1 Drogie Czytelniczki! Mam przyjemność zarekomendować Wam kolejną sagę rodzinną, w której odnajdziecie wiele wątków obyczajowych, romansowych, ale też kryminalnych. Tym razem zapraszam do poznania Fortune'ów, najpotężniejszej i najbogatszej rodziny w Teksasie. Są wśród nich ranczerzy, żołnierze, finansiści, właściciele firm, ale też gwiazdy filmowe. Przez dwanaście miesięcy będziemy śledzić losy niektórych członków tego rozgałęzionego rodu, poznamy także mroczne i wstydliwe sekrety rodzinne. Bogactwo zdobyli pracą własnych rąk, a ich pierwsze ranczo Dwie Korony – nazwane tak od charakterystycznego znamienia, które mają wszyscy członkowie rodziny – było na początku podupadającą farmą. Kingstone Fortune, założyciel rodu, często przymierał głodem. Jego syn Ryan jest milionerem i powszechnie szanowanym obywatelem. A zatem zapraszam do Teksasu! RS

2 ROZDZIAŁ PIERWSZY Pełen zakamarków ogromny dom na ranczu w Teksasie był –wypełniony kwiatami, stoły uginały się od jedzenia, a dwa bary aż pękały od butelek z alkoholami. Byłoby to naprawdę wspaniale przyjęcie, pomyślał Emmett Jamison, gdyby nie fakt, że honorowego gościa nie ma już wśród żyjących. – Nie mogę uwierzyć, że Ryan Fortune odszedł. – Usłyszał smutny głos szczupłej siwowłosej kobiety. Emmett zamknął oczy. Jemu też było trudno to pojąć. U Ryana stwierdzono przed paroma miesiącami guz mózgu i mimo jego ogromnej żywotności i opieki ze strony rodziny oraz przyjaciół, tego ranka jego prochy zostały rozsypane na ukochanym ranczu „Dwie Korony". Tragedia nie zaskoczyła Emmetta. Parę miesięcy wcześniej stracił wszelką nadzieję i optymizm. Nie czekał na szczęśliwy finał; zaczął się powoli przyzwyczajać do pogrzebów. – Ubiegasz się o posadę przedsiębiorcy pogrzebowego? – Rozległ się męski głos tuż przy jego uchu. – Bo posępny wyraz twarzy już masz. – Nie czepiam się twojej paskudnej gęby, więc odczep się od mojej – mruknął. Nie poczuł się jednak urażony tymi słowami, bo mężczyzna, który je wypowiedział był jego kuzynem. Wszyscy twierdzili, że Colin Jamison był nieco starszą kopią Emmetta. Obaj wysocy, mierzyli metr osiemdziesiąt wzrostu, harmonijnie zbudowani, jak przystało na mężczyzn trenujących regularnie i utrzymujących kondycję fizyczną niezbędną w ich pracy. Obaj mieli krótkie ciemne włosy, a orzechowe oczy Collina tylko o ton były jaśniejsze od zielonych oczu Emmetta. RS

3 – Nie chciałem być złośliwy – powiedział Collin. – Martwię się tobą. Znowu masz tę swoją minę: pozwólcie mi umknąć w góry. Emmett wsunął ręce w kieszenie ciemnych spodni. We wrześniu, po pogrzebie swego brata Christophera, i tragicznym zakończeniu jednej ze spraw, które prowadził w FBI, zaszył się w Sandia Mountains w Nowym Meksyku. Starał się tam uśmierzyć ból tanią tequilą i samotnością. Nie trwało to długo. Ojciec go odszukał po tym, jak dowiedział się, że jego drugi syn, Jason, zamieszany w morderstwo Chrisa, uciekł z więzienia. Emmett musiał natychmiast wytrzeźwieć i wrócić do Teksasu. – Nie obawiaj się – uspokoił Collina. – Kiedy ojciec odszukał mnie w Nowym Meksyku, zabrał klucze od chaty i zagroził, że puści ją z dymem, jeśli do niej zajrzę. Nie wrócę tam. – To dobrze – stwierdził Collin, przesuwając spojrzeniem po zgromadzonych gościach. – Nie widziałem wuja Blake'a i cioci Darcy, ale w tym tłumie mogli się gdzieś zgubić. Przyjechali? Emmett potrząsnął głową. – Jestem jedynym przedstawicielem naszej gałęzi Jamisonów – powiedział. – Rodzice czuliby się tu nieswojo, zważywszy, że to ich syn uprowadził wdowę po Ryanie zaledwie dwa miesiące temu. Właśnie porwanie Lily Fortune przez Jasona sprowadziło Collina do Red Rock w Teksasie. Emmett zadzwonił do niego, gdy po uwolnieniu Lily Jason znowu uciekł. Emmett chciał, żeby Collin pomógł mu odnaleźć brata. Nie udało się. – Dorwiemy go, Emmett. – Collin zdawał się czytać w jego myślach. – Ja go dorwę – skorygował Emmett, choć obaj wiedzieli, że stracili wszelki trop. RS

4 Jason zwiał z pieniędzmi z okupu za Lily, zabijając po drodze agenta FBI. Od tego czasu ślad po nim zaginął. – Musisz teraz mieć na oku Lucy – powiedział Emmett do kuzyna. – Choćby się waliło i paliło, nie dopuszczę, żeby ktoś jeszcze padł ofiarą mego brata. – Rejestr przestępstw Jasona obejmował również śmierć jego dziew- czyny, Melissy, i strażnika konwojującego więźniów. Emmett zniżył głos. – Nawet gdyby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu, to Jason zapłaci za całe zło i ból, jakie wyrządził innym. – Uważaj – ostrzegł go Collin. – Jason musi znaleźć się za kratkami, ale nie kosztem twoich uczuć. Emmett potrząsnął głową. – Miłość do Lucy sprawiła, że złagodniałeś – zauważył. Nie miał ochoty rozmawiać na ten temat. Bez słowa usprawiedliwienia opuścił Collina, unikając spojrzeń otaczających go ludzi. Po drodze omal nie przewrócił sztalugi, na której ustawiono zdjęcie wielkości dużego plakatu. Widniała na nim uśmiechnięta twarz Ryana Fortune'a. „Mąż, ojciec, przyjaciel. Kochany przez wszystkich" – głosił napis pod zdjęciem. Emmett przyjrzał się fotografii. Oczy Ryana zdawały się błyszczeć jak za życia. Poczuł na ramieniu ciepły ciężar, jakby jego niewidzialną rękę. Czyżby chciał mu o czymś przypomnieć? Tknięty nagłym niepokojem, skierował się do holu. Pchnął ciężkie drzwi wejściowe i wyszedł na zewnątrz. Owiało go chłodne, kwietniowe powietrze. Niebo było tak ponure jak jego nastrój i zanosiło się na deszcz, ale potrzebował świeżego powietrza i chciał być sam. „Kochany przez wszystkich". Zapamiętał to, schodząc ze stopni ganku. Na nagrobku jego brata Chrisa wypisano „Ukochany". Rodzina Jessiki RS

5 Chandler kazała wykuć na jej nagrobku napis: „Pozostanie na zawsze w naszej pamięci". Wiadomo, że takie podniosłe frazy niczego nie rozwiązują. Nie ułatwiają życia tym, którzy zostali. Miłość niczego nie ułatwia. Na pewno nie wskrzesi zmarłego. Emmett oparł się o ścianę i popatrzył na rośliny posadzone w dużych donicach. Zastanawiał się, czy w maju, gdy rozkwitną, będzie jeszcze w Red Rock. Zresztą i tak by ich nie zauważył. Nagle jego uwagę zwróciło rytmiczne tupanie dochodzące zza węgła. Zaciekawiony ruszył w tym kierunku. Zobaczył chłopca średniego wzrostu, w sportowej kurtce i dżinsach. Podbijał nogą piłkę, co wydawało dźwięk podobny do tupania. Emmett cofnął się pamięcią trzy, może cztery miesiące wstecz. Zauważył wtedy tego samego chłopca w restauracji w Red Rock w towarzystwie starszej pary i jasnowłosej kobiety. Widział tylko jej plecy, ale dostrzegł napięcie na twarzy siedzącego naprzeciw niej dziecka. Zaczęło kropić, ale chłopiec nie przerywał zabawy. Wiatr się nasilał i Emmett zawrócił do wejścia. Chciał zawołać chłopca, żeby wszedł do domu, ale zrezygnował. – Richard? – Usłyszał nagle kobiecy głos za sobą i odgłos otwieranych drzwi. – Richard, jesteś tam? Dzieciak skulił się i dalej podrzucał piłkę, mimo deszczu i nawoływania. Emmett przyspieszył, musiał odszukać Lily i złożyć jej kondolencje. – Richard... – Usłyszał ponownie głos kobiety, a po chwili zobaczył, jak wyłania się z cienia. W tej samej chwili zza chmur wyjrzało słońce, oświetlając jej długie jasne włosy, białą suknię i szczupłe, delikatne ciało... RS

6 Emmett zamrugał oczami. Miał przed sobą anioła. Kobieta na sekundę zatrzymała na nim wzrok, po czym spojrzała na chłopca. – Richard... – zaczęła. – Ricky, wciąż ci powtarzam – mruknął chłopiec. –Ricky! Kobieta zmarszczyła czoło i Emmett zaczął się obawiać, czy aby się nie rozpłacze. Postąpił ku niej, tknięty nagłą myślą, by ją pocieszyć, otoczyć ramieniem, ale uśmiechnęła się nieznacznie. – Cóż, Ricky–Ricky, nie powinieneś przebywać na deszczu – powiedziała. – Już nie pada – zauważył Emmett, sam nie wierząc, że wtrącił się do rozmowy obcych osób. Poczuł się zakłopotany, bo jakiś dziwny impuls kazał mu objąć tę kobietę. Na szczęście opanował się. Kobieta rzuciła mu zdumione spojrzenie, po czym uniosła twarz ku niebu. Miała jasną cerę, mały nos i śliczne usta. Emmett znów pomyślał o wiośnie, a właściwie skojarzył ją z jej ciepłem, zapachami i kolorami świeżej zieleni. Postąpił krok w stronę kobiety. – Chyba ma pan rację – powiedziała, mrużąc oczy. – Przestało padać. – Zakołysała się lekko, jakby traciła równowagę. – Czyż słońce nie robi dobrze? – Kim pani jest? – Emmett zmienił temat. Od razu pojął, że pytanie zabrzmiało zbyt obcesowo. Kobieta dziwnie go intrygowała, równocześnie wprawiając w pewne zakłopotanie. Chciał się dowiedzieć o niej czegoś więcej. Ku jego zaskoczeniu odpowiedział mu chłopiec, stając między nim a kobietą. – To Linda Faraday – oznajmił. – Ja jestem Ricky. A ty kim jesteś? Linda Faraday i jej syn, Ricky. Zapomniał o nich w pierwszych dniach po śmierci Ryana. Może dlatego poczuł zaniepokojenie, gdy patrzył na zdjęcie RS

7 starszego pana. I może dlatego tak silnie zareagował na jej widok parę minut później. Rozpoznał ją i przypomniał sobie o obietnicy złożonej Ryanowi. Nie o tej, którą uczynił w imię pamięci Ryana, przysięgając sobie, że dorwie Jasona, ale o tej, którą złożył Ryanowi przed jego śmiercią. – No, kim jesteś? – powtórzył chłopiec. Emmett odetchnął głęboko i spojrzał w duże niebieskie oczy Lindy Faraday. Wiosna. Powinien teraz odsunąć od siebie tę myśl, tak będzie lepiej. – Jestem mężczyzną, który ma zamiar się wami zająć – odpowiedział. Wróciwszy do gości, Emmett nie tracił czasu. Pierwszą napotkaną osobę spytał, gdzie może znaleźć doktor Violet Fortune. Była w jadalni i właśnie nakładała sobie na talerz sałatkę owocową. – Muszę ci zająć trochę czasu, Violet – powiedział. Odwróciła się i przez chwilę przyglądała mu się uważnie. – Wiesz, co musisz? Odpocząć, przestać się obwiniać i wreszcie zjeść porządny posiłek – zauważyła. – Za poradę należy się dwieście dolarów. Możesz mi przysłać czek do gabinetu – dodała żartem. – Bardzo śmieszne – mruknął. – Chcę z tobą porozmawiać o Lindzie Faraday. – Och, wiesz... ona nie jest moją pacjentką, a nawet gdyby była, nie mogłabym... – Ryan rozmawiał o niej z tobą. Prawda? Linda Faraday i jej syn, Ricky, byli źródłem wyrzutów sumienia Ryana przez ponad dziesięć lat, gdy jego brat Cameron spowodował po pijanemu wypadek samochodowy. Cameron zginął, a Linda, która z nim jechała, została ciężko ranna. Ryan zachował to w tajemnicy przed opinią publiczną i rodziną. Wiedziała tylko Lily i Violet. Linda była wtedy w ciąży. Nosiła w łonie dziec- ko Camerona. To właśnie był Ricky. RS

8 – Ryan mówił o jej sytuacji raz czy dwa. – Violet skinęła głową. – Ale to była poufna rozmowa. Nie mam prawa omawiać... – Omawiać urazu mózgu ze mną – dokończył Emmett, bo właśnie takie obrażenia odniosła Linda w wypadku przed dziesięciu laty. – I rozmawiać na temat śpiączki, zdrowienia i rehabilitacji... – Dobrze, już dobrze. – Violet położyła mu rękę na ramieniu. – Chcesz porozmawiać ze mną na ten temat? Czuł się bezradny w obliczu śmierci Ryana i niemożności odnalezienia Jasona, ale wreszcie znalazł coś, czym mógł się zająć. – Teraz, proszę – powiedział. – A więc spotkajmy się w gabinecie, tylko dam znać Peterowi – zaproponowała Violet. – Powiedz mężowi, że postaram się zająć cię jak najkrócej. Violet potrząsnęła głową i uśmiechnęła się. – Nie jesteś gadatliwy, wiem coś o tym – rzuciła. W mgnieniu oka była z powrotem. Usiedli na sofie w rogu gabinetu i Emmett popatrzył na duże biurko stojące naprzeciw. – Kiedy tu byłem ostatni raz, Ryan zdawał się zajmować większą przestrzeń niż jego biurko – mruknął. Violet podała mu filiżankę kawy. – Wszyscy staramy się jakoś uporać z faktem, że odszedł – powiedziała. Emmett czuł podobnie, dlatego postanowił dotrzymać obietnicy, którą złożył Ryanowi. – Urazowe uszkodzenie mózgu – wrócił do tematu. – No dobrze, nie będę marnować twego czasu. Urazowe uszkodzenie mózgu – przyznała Violet, upijając łyk kawy. – W skrócie TBI, określane potocznie jako uraz głowy, to po prostu uszkodzenie mózgu spowodowane RS

9 czynnikiem zewnętrznym. Częste w wypadkach samochodowych, gdy mózg obija się o wnętrze czaszki. To właśnie powoduje jego obrażenia, a następnie obrzęk. Urazy głowy są na pierwszym miejscu listy zabójców Amerykanów przed czterdziestym czwartym rokiem życia. Zabijają więcej osób niż wszystkie inne choroby. Emmett przysłuchiwał się uważnie tym danym, ale w tej chwili interesowała go tylko jedna osoba, którą to dotknęło. – Czy wszyscy z TBI zapadają w śpiączkę? – spytał. – Czasem poważny uraz może przebiegać nawet bez utraty przytomności, ale w TBI na ogół uszkodzony zostaje pień mózgu, i to powoduje śpiączkę, która może trwać jakiś czas – wyjaśniła Violet. – Czy to normalne, że przebywa się w śpiączce przez lata? – zdziwił się Emmett. Violet zwlekała z odpowiedzią. Linda zapadła w śpiączkę po wypadku, a potem lekarze stwierdzili, że od dwóch miesięcy jest w ciąży. Urodziła w stanie śpiączki i obudziła się z niej zaledwie przed rokiem. – Bardziej niezwykle, Emmett – powiedziała wreszcie Violet – jest wyzdrowienie pacjenta na tyle, by po tak długim czasie mógł prowadzić samodzielne życie. – Ale nie jest to tak, że pewnego dnia chory budzi się jak gdyby nigdy nic, żywotny i pełen energii – zauważył Emmett. – Może tak było ze śpiącą królewną... – Violet potrząsnęła głową – ale w rzeczywistym świecie podobne przypadki się nie zdarzają. Co do Lindy... – zamilkła na chwilę. – Nie bardzo wiem, czy powinnam o niej mówić. – Więc mów hipotetycznie. – Emmett nie chciał nalegać. – Jeśli hipotetyczny pacjent byłby w śpiączce... Violet znowu potrząsnęła głową. RS

10 – Nie była w śpiączce? – zdziwił się Emmet. – Techniczna definicja określa śpiączkę jako odmienny stan świadomości, w którym chory ma zamknięte oczy i nie reaguje na ból ani polecenia, nie mówi też rozpoznawalnymi słowami. Z chwilą gdy hipotetyczny pacjent zacznie reagować, odpowiadać czy mówić, nie jest już w śpiączce, choć może jeszcze nie odzyskać pełnej świadomości. W takim stanie półświadomości można go karmić, może też sam jeść, można go poddać niektórym rodzajom fizjoterapii, żeby zapobiec zanikowi mięśni. Zdarza się, że ktoś pozostaje w takim stanie półświadomości przez resztę życia. – A więc co sprawiło, że Linda... przepraszam... co może sprawić, że hipotetyczny pacjent odzyskuje pełną świadomość? – Tego nikt nie wie. – Violet wzruszyła ramionami. – Po tylu latach myślę, że najlepsze wytłumaczenie to... cud. Emmett zesztywniał. Cud nie mieścił się w kategorii pojęć agenta FBI. – Wydaje mi się, że Ryan uważał, iż Linda wciąż potrzebuje czyjejś pomocy – powiedział. – Obiecałem mu, że się nią zajmę. – W porządku. – Violet westchnęła. – Linda. A więc porozmawiajmy o Lindzie – zgodziła się. – Ryan miał rację. Minęło dziesięć lat. Świat jest dziś inny niż ten, który ona znała. Ona też się zmieniła. Przez cały miniony rok przechodziła rehabilitację, uczyła się wielu czynności na nowo, nabywała nowych umiejętności, ale to nie jest proste. – Ryan chciał, żebym... ją ochraniał. – To podobne do Ryana – stwierdziła Violet. – Musisz jednak wysondować, czy Linda chce twojej opieki albo czy choćby ją zaakceptuje. Z tego co wiem, uda się do domu Nancy i Deana Armstrongów, małżeństwa, któ- re opiekowało się Rickim od niemowlęctwa. RS

11 – Nieważne, czego ona chce. Obiecałem Ryanowi, że się nią zaopiekuję. Przynajmniej tyle mogę dla niego zrobić. – I znów to twoje poczucie winy. – Violet popatrzyła mu w oczy. – Żadna kobieta, nawet będąca na miejscu Lindy, nie chciałaby stanowić dla ciebie obiektu zobowiązania. – To nie zobowiązanie. Ona jest... Fascynacją. Światłem. Wiosną. Oczami wyobraźni Emmett widział jej twarz zwróconą ku słońcu i znowu poczuł na ramieniu ciepłą dłoń Ryana. Ona go potrzebuje, a jego proszono, aby otoczył ją opieką. Boże, jak ma to wyjaśnić Violet, żeby nie wezwała facetów w białych kitlach z kaftanem bezpieczeństwa? – Ona jest po prostu osobą, którą powinienem się zająć jak najszybciej – dokończył. – A więc życzę powodzenia w przekonaniu jej do tego. – Violet uniosła w jego stronę kubek z kawą. Od razu po przebudzeniu Linda spojrzała na gruby notes leżący na szafce nocnej. Dzisiejszy dzień był zaznaczony spinaczem do papieru. Przeczytała to, co napisała wieczorem, tak jak to czyniła każdego dnia przed pójściem spać, żeby nie pogubić się w tych pierwszych, często dezorientujących, momentach przebudzenia. Dzisiaj jest wtorek, 2 maja. Zmieniłaś pokój. Teraz mieszkasz w skrzydle południowym. Łazienka jest po prawej stronie. Jeśli jest ranek, wstań, weź prysznic, ubierz się. Idź na śniadanie. Skręć w lewo w korytarz prowadzący do jadalni. Wtorek, 2 maja. Dzień nie był objawieniem. Ale uzmysłowienie sobie roku mogło już zająć chwilę. Wiedziała, że zmieniła pokój, ale wciąż miała RS

12 nawyki, których nabyła w ciągu pierwszych miesięcy pobytu w ośrodku rehabilitacyjnym, kiedy najmniejsza niepewność czy przeoczenie mogły spowodować utratę biegu myśli albo, co gorsza, jednodniową utratę pamięci. Wolała się zabezpieczyć przed takimi sytuacjami. Rozprostowała się i wstała z łóżka. Popatrzyła na ubranie, które przygotowała poprzedniego dnia. Spodnie od dresu, podkoszulek, tenisówki. Przed południem miała fizjoterapię i gimnastykę. Przed rokiem uczyła się cho- dzić, teraz korciło ją, żeby trochę pobiegać. Za kilka dni być może to zrobi. Zignorowała uczucie niepokoju i udała się do łazienki. Ośrodek był komfortowy i jej opiekunowie zapewniali ją, że już jest gotowa wyruszyć na spotkanie ogromnego złego świata. Wolałaby, żeby tak nie mówili. Oczywiście miał to być żart, ale Linda nie uważała go za śmieszny. W dużym złym świecie będzie musiała zorganizować sobie nowe życie. Niezależne... cóż, na tyle, na ile może być niezależne życie z dziesięciolatkiem u boku, jej synem Richardem. Rickim. Na myśl o nim uśmiechnęła się. Może i przerażał ją ten chłopiec – tak, przerażał ją śmiertelnie – ale równocześnie napawał ją szczęściem. Stanęła pod prysznicem i wzięła mydło do ręki. W tej samej chwili zorientowała się, że wciąż ma na sobie nocną koszulę. Incydent pod prysznicem popsuł jej humor i nawet wyborne śniadanie nie zdołało przywrócić dobrego nastroju. Zauważyła to jedna z pracownic ośrodka. – Źle spałaś? Boli cię głowa? – spytała. – Wzięłam prysznic w nocnej koszuli – odpowiedziała Linda z zakłopotaniem. – To wszystko? – roześmiała się kobieta. RS

13 – Nie wystarczy? Kto wchodzi pod prysznic w ubraniu? Nie dość, że muszę sobie przypominać, jak myć włosy, to jeszcze teraz zapomniałam o tym, żeby najpierw się rozebrać. – Nie mów nikomu... – Kobieta pochyliła się ku niej – ale kiedyś przyszłam do pracy w różowych rannych pantoflach z puszkiem. Zdarza się, że kiedy mamy dużo na głowie, potrafimy zapomnieć o najprostszych rzeczach. Ale jak tu być osobą niezależną, w dodatku matką, jeśli nie sposób spamiętać prostych czynności? – pomyślała ze smutkiem Linda. – Uporałaś się z tą sytuacją, Lindo – pocieszyła ją opiekunka, jakby czytając w jej myślach. – Zauważyłaś, że popełniłaś błąd i naprawiłaś go. – To był tylko prysznic – mruknęła Linda. – Poradziłam sobie. – Coś jeszcze cię niepokoi? Powiedz szczerze. – Chodzi o... o mężczyznę – wyznała. – O Ryana Fortune'a? – Kobieta pogładziła ją po ramieniu. – Żal jest rzeczą normalną. Linda ostrożnie skinęła głową. Odczuwała żal za Ryanem. Był jej przyjacielem, opiekunem, kuzynem, wspierał ją w pierwszych miesiącach po cudownym odzyskaniu świadomości. To on wyszukał ten wspaniały ośrodek i płacił za jej rehabilitację, to on, jak dowiedziała się kilka dni po jego śmierci, ustanowił fundusz powierniczy dla niej i jej syna, który dawał im zabezpieczenie finansowe do końca życia. – Mam na myśli innego mężczyznę – wyznała. Sięgnęła odruchowo po notes i otworzyła go na ostatniej zapisanej stronie. Godzina dziewiąta rano, masz spotkanie z Armstrongami... Armstrongowie byli następnym cudem, jaki zdarzył się w jej życiu. Gdy urodził się Ricky, Ryan poznał małżeństwo Armstrongów za pośrednictwem RS

14 organizacji „Matki przeciw pijanym kierowcom". W wypadku spowodowanym przez pijanego kierowcę stracili córkę, zięcia i wnuczkę. Dowiedziawszy się, co spotkało Lindę, otworzyli swój dom dla Rickiego, a serca dla jego matki, choć przez długie lata nie była świadoma ich cotygodniowych wizyt i ich modlitw o jej powrót do zdrowia. Chcieli ją zabrać do siebie po zakończeniu rehabilitacji w ośrodku i zapewnili, że będzie mogła zostać u nich wraz z Rickim jak długo zechce. Linda wiedziała, że traktują ją jak córkę, a Rickiego jak najdroższego wnuka. To nie Armstrongowie ją niepokoili. Godzina dziewiąta rano, masz spotkanie z Armstrongami i Emmettem Jamisonem. Emmett Jamison. To on był powodem jej niepokoju. – Kto to jest Emmett Jamison? – spytała opiekunka. – Kto to jest? – powtórzyła cicho Linda i zamyśliła się. Agent FBI. Twardy gość. Ktoś taki, że wystarczyło jedno spojrzenie jego niepokojących, zielonych oczu, żeby poczuła zdenerwowanie i zakłopotanie. Kobieta, która była pogrążona w półśnie przez tyle lat, nie wiedziała, jak sobie z tym poradzić. W dniu, kiedy się poznali, nie zdradził, kim jest. – Jestem człowiekiem, który ma zamiar się wami zająć – powiedział tylko i odszedł. Byłaby o nim zapomniała, jak o jakimś pomyleńcu czy wytworze swojej szwankującej pamięci, gdyby Ricky nie odkrył, że wśród uczestników spotkania dla upamiętnienia Ryana był agent FBI, właśnie ten irytujący, nietuzinkowy facet. A potem, wczoraj, Emmett zadzwonił do niej, żeby ją powiadomić o spotkaniu ich obojga z Armstrongami. Nie miała pojęcia, o co chodziło. Bała się zgadywać. RS

15 – Lindo, kim jest ten mężczyzna? – spytała terapeutka ponownie. – Emmett Jamison jest... – Linda podniosła rękę. – Emmett Jamison jest... – Jest wcześniej niż się umówiliśmy – usłyszała głęboki męski głos, dobiegający od drzwi jadalni. Zadrżała, bo to był on. Spojrzał na nią uważnie swymi zielonymi oczami. Wyglądał posępnie i stanowczo. Duży zły wilk, z dużego złego świata. RS

16 ROZDZIAŁ DRUGI Idąc obok Emmetta Jamisona, Linda zauważyła, że korytarze ośrodka rehabilitacyjnego stały się zdumiewająco wąskie. W sportowych spodniach i koszuli rozpiętej pod szyją Emmett był tak potężny i męski, że niemal ją przytłaczał. Wydawało się jej, że był głośny. Lecz nie w zwykłym tego słowa znaczeniu, bo nawet nie próbował nawiązać rozmowy, ale sposób, w jaki się poruszał i otaczająca go aura pewności siebie, czyniły jego obecność bardzo wyrazistą. Nie sposób było ignorować kogoś takiego. Linda wyczekiwała chwili, żeby się go pozbyć. – Nie powiedział pan, dlaczego chce się ze mną spotkać – odważyła się napomknąć. Gdyby nie była tak zmieszana i zaskoczona, kiedy poprzedniego dnia zadzwonił, nalegałaby, żeby od razu wyjawił jej powód spotkania. – Nie powiedziałem? – Wzruszył ramionami i zajrzał do jednej z sal. Przy oddzielnych stolikach siedziało trzech pacjentów ośrodka, grając w gry komputerowe. – Tym się pani zajmowała przez zeszły rok? – spytał. – Tak. Gry komputerowe i puzzle poprawiają zręczność oraz pamięć i koncentrację. Miałam fizjoterapię, logopedię i terapię zajęciową. Pod wieloma względami byłam jak dziecko, kiedy się tu znalazłam. Musiałam się niejednego uczyć na nowo. – Ale teraz jest pani... – zawahał się. – Jak by to pani określiła? Wyleczona? Na bieżąco? Linda znowu poczuła niepokój. RS

17 – Nigdy nie będę wyleczona – wyznała. To była gorzka prawda, z którą w ośrodku próbowano oswoić pacjentów po urazach mózgu. – Jestem teraz inną osobą niż przed wypadkiem. Lecz kim właściwie była? Mając przeszłość niemal tak samo mglistą jak przyszłość, Linda usilnie starała się odkryć swoją tożsamość i wzbudzić w sobie wiarę, że jej się to uda. Martwiła się, że po opuszczeniu ośrodka może mieć z tym problemy. Widok Nancy i Deana Armstrongów czekających na nią nie złagodził tego uczucia. Byli cudownymi, wspaniałomyślnymi ludźmi, którzy troszczyli się o Rickiego i o nią, odwiedzali ją regularnie w okresie rehabilitacji, zabierali na spacery po okolicy i do swego domu w San Antonio. Ich widok jednak przypominał jej, że wkrótce przeniesie się do ich domu i będzie musiała nie tylko zacząć samodzielne życie, ale także stać się matką dla swego syna. – Nancy, Dean, cieszę się, że was widzę – powitała ich. – Przyniosłam więcej zdjęć. – Nancy wręczyła jej album. – Z meczu piłkarskiego i z wycieczki, którą opiekowałam się w zeszłym tygodniu. Linda zacisnęła palce na zdjęciach. Armstrongowie wiele robili, żeby ją włączyć w życie Rickiego. Przy każdej okazji dawali jej zdjęcia, opowiadali, co chłopiec robił, starali się, by jak najwięcej przebywał w jej towarzystwie. Nie była winna, że miała trudności z odnalezieniem się w roli matki. Tłumiąc w sobie tę myśl, gestem ręki wskazała na swego towarzysza. – Znacie Emmetta Jamisona? Najwyraźniej znali, co jeszcze bardziej ją zakłopotało. Kiedy usiedli, postanowiła wyjaśnić sytuację. – Panie Jamison... – zaczęła. – Emmett – skorygował. RS

18 – A więc, Emmett. Co mogę... – Popatrzyła na małżeństwo Armstrongów. – Co możemy dla ciebie zrobić? Nancy i Dean wymienili spojrzenia. Duży zły wilk nie spuszczał z niej wzroku. – Chodzi o to, co ja mogę zrobić dla ciebie – uściślił Jamison. Lindzie nie podobał się sposób, w jaki wypowiedział te słowa. – Ależ ja niczego nie potrzebuję – żachnęła się. – Wkrótce opuścisz ośrodek. – Emmett zerknął na Nancy i Deana. – Chcę ci służyć pomocą. Czyżby polecał jej swoje usługi w przeprowadzce? Tylko takie wyjaśnienie miało sens. – Będę mieszkać u państwa Armstrongów i mam bardzo mało rzeczy do zabrania – powiedziała Linda. – Trochę ubrań, parę książek, to wszystko. Emmett nie odpowiedział od razu. W pokoju zaległa cisza. Lindę opanował niepokój. – Obiecałem Ryanowi – rzekł wreszcie Emmett. – Co mu obiecałeś? – Linda rzuciła mu baczne spojrzenie. – Że będę się tobą opiekował. Zrobię wszystko, aby ci ułatwić powrót do normalnego życia. – Odwrócił wzrok od jej twarzy. – Uczyniłem parę obietnic i zamierzam ich dotrzymać. – To było bardzo... miłe ze strony Ryana – wyjąkała Linda. –I typowe dla niego, że się o mnie zatroszczył. Ale nie potrzebuję opieki. I nikogo, kto by mi ułatwiał życie. Cóż, oczywiście, że potrzebowała, wątpiła jednak, by znalazł się ktoś, kto pomógłby jej poczuć się jak prawdziwa matka i kobieta, a nie jak rozsypane, niepasujące do siebie puzzle, bo właśnie tak siebie postrzegała. RS

19 – A więc, powiedzmy, że zadbałbym o twoją wygodę – zaproponował Emmett. Nie bardzo wiedząc, jak odrzucić jego ofertę, przeniosła wzrok na Armstrongów. Nancy wyglądała na zmartwioną. – O co chodzi? – spytała Linda. – Co przede mną ukrywacie? – Myślę, że mącimy ci w głowie – westchnęła Nancy. –A z całą pewnością nie jest to naszym zamiarem. Chodzi o to, że mamy nowy plan, który mógłby być dla ciebie korzystniejszy. – Nowy plan? Czy uwzględnia też Emmetta? Dopiero teraz jestem zdezorientowana. – Kiedy Emmett skontaktował się z nami w sprawie obietnicy, jaką złożył Ryanowi – włączył się Dean Armstrong – pomyśleliśmy, że stało się to w samą porę. Jego propozycja da ci szansę uzyskania większej niezależności, niż gdybyś zamieszkała u nas. Wiesz, twoi terapeuci nie byli przekonani, że to dobry pomysł. Linda orientowała się, że opiekunowie z ośrodka nie popierali pomysłu jej przeprowadzki do Armstrongów. Była tam gosposia i kucharka, dlatego obawiali się, że w takich warunkach Linda nie będzie miała okazji do praktykowania tych umiejętności, które tak ciężko przyswajała przez cały ubiegły rok. – Myślisz, że nie powinnam się do was przenieść? – spytała niemal szeptem. Jeśli Armstrongowie z nią zerwą, jak zdoła się pozbierać? Czy może się opiekować Rickim i funkcjonować samodzielnie jako Linda Faraday? – Nie, nie, Lindo – pospieszyła z wyjaśnieniem Nancy. – Chcemy, żebyś przeprowadziła się do nas, proponujemy tylko, żebyś zamieszkała w domku dla gości po drugiej stronie basenu. Są tam trzy pokoje, łazienka i kuchnia. RS

20 Będziesz mogła troszczyć się sama o siebie, od zakupów poczynając na gotowaniu kończąc. Emmett mógłby zająć jeden pokój, powiedzmy na kilka pierwszych tygodni, żeby ci służyć pomocą. Linda potarła czoło, pulsowały jej skronie. Zmiany planów, nawyków, nawet otaczających ją twarzy mogły całkowicie wybić ją z rytmu. Adaptacja do nowych pomysłów i sytuacji była jedną z tych umiejętności życiowych, nad którymi dopiero zaczynała pracować. Spuściła wzrok, jej spojrzenie zatrzymało się na zdjęciach, leżących na stoliku. Tuzin zdjęć dzieci, zwłaszcza jednego. Była tak rozkojarzona, że przez chwilę nie mogła sobie uświadomić, kogo widzi. Ach, prawda, to Ricky. Ricky z kolegami. Nie jakiś anonimowy chłopczyk, lecz Ricky, jej syn. Dean to zauważył. – Zanim się rozeznasz w nowym domu, Ricky zostanie u nas, w swoim dotychczasowym pokoju – powiedział – ale będzie cię odwiedzał, ile razy zechcesz. W ten sposób wilk będzie syty i owca cała. To najlepsze rozwiązanie dla was obojga. Linda zastanowiła się chwilę. Najlepsze było to, że otrzymała możliwość zyskania na czasie i nabrania większego dystansu do rzeczywistości. I do własnych lęków. Więcej czasu, pomyślała ze wstydem połączonym z ulgą, że jeszcze nie będzie musiała pełnić obowiązków matki Rickiego. Podjąwszy decyzję, nawet nie spojrzała na Emmetta. Nie było to szlachetne ani dzielne, ale prawdziwe. Jest gotowa znosić nawet obecność dużego złego wilka, jeśli oddzieli ją od dużego złego świata, w którym będzie musiała być matką dla swego dziecka. Dziś jest ósmy maja. Przeprowadziłaś się. RS

21 Mieszkasz teraz w domku gościnnym Armstrongów. Łazienka jest po drugiej stronie korytarza. Jeśli jest rano, wstań, weź prysznic, ubierz się. Tych parę linijek tekstu w notesie uśmierzyło niepokój, z jakim obudziła się w obcym łóżku i w nieznanym pokoju. Na jasnych tapetach tańczyły promienie słońca. Przeniosła swoje rzeczy do tego ślicznego małego pokoju poprzedniego popołudnia, a potem wycieńczona przeżyciami i zmianą otoczenia, włożyła nocną koszulę, wyciągnęła się na łóżku i natychmiast zasnęła. Na szczęście pamiętała, żeby zrobić notatki na następny dzień. Poczuła skurcz żołądka. Uświadomiła sobie, że od lunchu poprzedniego dnia nie miała nic w ustach. Jedzenie może poczekać. Jeśli jest rano, wstań, weź prysznic, ubierz się. Wolała kierować się instrukcjami w notesie. Improwizacja mogłaby mieć fatalne skutki, jak to się kiedyś zdarzyło, gdy przed porannym spotkaniem zignorowała zapiski. Na spotkanie z jednym z adwokatów Ryana Fortunek przyszła w piżamie. Na szczęście dla niej było to w sali konferencyjnej ośrodka rehabilitacyjnego. Dziś też miała na sobie tę piżamę. To Nancy ją wybrała, jak zresztą całą jej garderobę. Przyjrzała się sobie w lustrze. Piżama była w różowym kolorze, miała krótkie szorty i górę bez rękawów. Linda była tak szczupła, że w tym stroju wyglądała na kilkunastoletnią dziewczynkę, a nie trzydziestodwuletnią kobietę. Lata w śpiączce nie tylko wpłynęły na jej sylwetkę, również na cerę. Nie wyglądała na swoje lata i była za to wdzięczna losowi. Żołądek znów dał o sobie znać. Wziąć prysznic i ubrać się, przypomniała sobie. Łazienka jest po drugiej stronie korytarza. Gdy otworzyła drzwi od pokoju, równocześnie otworzyły się drzwi do łazienki. RS

22 Naprzeciw niej stał mężczyzna. Otworzyła usta, ale nie wydostał się z nich żaden dźwięk. Mężczyzna był wysoki i nagi, tylko na biodrach miał jasnozielony ręcznik. Zatrzymała wzrok na szerokiej muskularnej klatce piersiowej. Wokół niego unosiła się para. Wyglądał niezwykle zmysłowo. Linda pospiesznie skrzyżowała ramiona na cienkiej tkaninie okrywającej jej piersi. Nie patrzył na nie. Wpatrywał się w jej twarz, stojąc nieruchomo i nie chcąc jej przestraszyć. – Dzień dobry – powiedział łagodnie. – Myślałem, że jeszcze śpisz. Cofnęła się o krok. – Jestem Emmett, pamiętasz? – spytał ściszonym głosem. – Oczywiście, że pamiętam. – Linda cofnęła się do swego pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi. Pamiętała, kim on jest. Zaabsorbowana przeprowadzką zapomniała o czymś jeszcze. Sięgnęła po ołówek i notes i przysiadła na brzegu łóżka. Skreśliła parę linijek tekstu i napisała nowy. Przeprowadziłaś się. Mieszkasz teraz w domku gościnnym Armstrongów z Emmettem Jamisonem. Łazienka jest naprzeciw, po drugiej stronie korytarza. Pamiętaj, że on może tam być przed tobą. Jeśli jest rano, wstań, weź prysznic i ubierz się. Nie zapomnij o szlafroku. Kiedy po pewnym czasie wróciła do łazienki, uświadomiła sobie na dobre, że ma współlokatora. W kabinie prysznicowej unosił się męski zapach. Nie był niemiły. Z przyjemnością stwierdziła też, że Emmett nie poprzestawiał licznych buteleczek, które umieściła na półce pod oknem. RS

23 Weszła do kabiny i upewniwszy się najpierw, że jest naga, otworzyła butelkę z szamponem, drugą z odżywką i jeszcze jedną z płynem do spłukiwania włosów. Po użyciu – zakręciła je. Teraz była już pewna, że opanowała sztukę mycia włosów i nie wyjdzie z łazienki z głową w pianie, jak to zrobiła raz czy dwa jakiś czas temu. Po chwili jej myśli znów wróciły do Emmetta. Miał zamiar przez pierwszy miesiąc jej pobytu u Armstrongów być dla niej kimś w rodzaju podpory. Gdyby „upadła", cokolwiek by to miało znaczyć, chwyciłby ją. W tym celu zgodziła się, żeby porozmawiał z jej opiekunami z ośrodka o tym, czego można się spodziewać w czasie okresu przejściowego. Było to krępujące, ale w ostatnich miesiącach wyćwiczyła się w radzeniu sobie z krępującymi sytuacjami. Nie było tak, jakby był rzeczywistym mężczyzną. W każdym razie nie dla niej. W czasie wspólnego pobytu w domu Armstrongów będzie go traktowała jak... jeszcze jeden sprzęt. Suszarkę, toster. To nic, że wyglądał nie- wiarygodnie seksownie, kiedy był niemal nagi, ale był tu po to, aby pomagać. Nie wydawał się być pod wrażeniem jej kobiecości, czy nawet ją dostrzegać, co tylko ułatwiło jej zignorowanie faktu, że był żywym, oddychającym, bardzo atrakcyjnym mężczyzną. Było jej łatwiej stanąć z nim twarzą w twarz, gdy ubrana w dżinsy, T–shirt i tenisówki weszła do kuchni i tam go zastała. – Kawy? – spytał. Robot, pomyślała, tłumiąc śmiech. Mruknąwszy dziękuję, wzięła kubek, który jej podał. Usiedli przy małym stole. Emmett sięgnął po gazetę, popychając w jej stronę kosz z owocami. RS